Mamo, tato, zostaję z Wami
Według badań OBOP-u 79 proc. dorosłych Polaków wciąż mieszka z rodzicami. Decyzja o pozostaniu w rodzinnym gnieździe coraz częściej podyktowana jest względami finansowymi. Potrzeba bliskości czy chłodna kalkulacja? Co jest decydujące?
Jeszcze kilkanaście lat temu wyprowadzka z rodzinnego domu była przejawem dojrzałości i chęci rozpoczęcia życia na własną rękę. Dziś wielu z nas dzielenie mieszkania z mamą i tatą traktuje nie jak dowód swojej nieporadności, ale przywilej. I choć ponad połowa spośród 25-latków deklaruje, że najlepszym momentem na odcięcie pępowiny są magiczne 18. urodziny, to naprawdę niewiele osób się wówczas na to decyduje. Z czego to wynika? Według danych GUS aż 70 proc. osób między 18. a 30. rokiem życia mieszka z rodzicami ze względu na brak innego zakwaterowania i niemożność opłacenia czynszu, podczas gdy średnia unijna wynosi 29 proc. Nic dziwnego, skoro w naszym kraju 1000 mieszkańców musi zmieścić się w 343 mieszkaniach, a dla porównania we Francji czy Włoszech czeka na nich o 200 lokali więcej. Zjawisko ”dorosłych dzieci” (wł. ”bamboccioni”, ang. "K.I.P.P.E.R.S”), które nie mogą poradzić sobie z utrzymaniem powoli staje się normą.
Synek mamusi
Bartek, 30-letni instruktor fitnessu, od dziecka mieszka z mamą i bratem w podwarszawskim Pruszkowie. Mimo że dojazd do pracy zajmuje mu około półtorej godziny, a nocne powroty z imprez są prawdziwą udręką, nigdy nie myślał o przeniesieniu się do własnego mieszkania. Kiedy pytam go, na co wydaje całą pensję, odpowiada bez zawahania: - Jak to? Tatuaże, samochód i odżywki - mówi. Bartek nie opłaca czynszu, nie interesują go też rachunku. Tym martwi się mama. - Sam zarabiam na ubrania, wyjścia do klubów czy wakacje. Jedyne za co płacimy z bratem to Internet i sobotnie zakupy. Kiedyś zaproponowałem mamie, że będę się dorzucał do czynszu, ale uznała, że lepiej odkładać te pieniądze na coś innego - mówi.
Również Igor, 31-letni PR-owiec z Warszawy, nie myśli na razie o opuszczeniu rodzinnego gniazda. - We Włoszech dzieci mieszkają z rodzicami nawet do 40 roku życia! W Polsce to anomalia. Tymczasem my tworzymy z mamą świetny duet. W domu ciepło, miło. Posprzątane, uprasowane, ugotowane, a tysiąc złotych, który musiałbym komuś oddać za kawalerkę, w kieszeni. Nie kłócimy się i pomagamy sobie nawzajem. Dopóki nie jestem z nikim związany, nie widzę powodu, dla którego miałbym się tułać po wynajętych mieszkaniach, albo brać kredyt do końca życia, żeby spłacać 18-metrową klitkę na Bródnie. Jedyny minus wspólnego mieszkania? Wizyty dziewczyn. Kiedy zapraszasz do siebie laskę, a ona widzi, że mieszkasz z matką, to twoje notowania idą o 70 procent w dół - mówi.
Niesamodzielny okazał się też Tomasz, były chłopak Agnieszki, prezenterki radiowej z Kielc, z którym spędziła aż 7 lat. - Poznaliśmy się w liceum. Wtedy każde z nas mieszkało z rodzicami. Potem zaczęliśmy studia w Krakowie, ale Tomek celowo nie zaliczył roku i wrócił do Kielc. Byliśmy na odległość przez 3 lata. W końcu nie wytrzymałam i po licencjacie uznałam, że musimy znów coś razem wynająć. On jednak wykręcał się, że chce do mamy, bo nie ma pracy. Załatwiłam mu staż, ale nie był zadowolony. Wolał zostać w domu. Nie musiał się wówczas przejmować tak prozaicznymi rzeczami jak opłacanie czynszu czy rachunków za prąd i światło. W końcu przycisnęłam go do muru. Przenieśliśmy się do pokoju, który zwolniła nasza koleżanka, ale Tomek zupełnie nie umiał odnaleźć się w nowej rzeczywistości i to ja za wszystko płaciłam. Kiedy podjęliśmy decyzję o rozstaniu, spakował się w 15 minut i pojechał do mamy. Mieszka z nią do dziś. 26-letni facet pracujący na pół etatu w urzędzie pracy i dorabiający korkami. Nie osiągnął wiele - mówi.
Wieczni studenci czy życiowi nieudacznicy?
-W Polsce często spotykamy się ze zjawiskiem "wiecznej" pomocy - pisze na forum BlogOnet Lived. - Rodzice stale pomagają swoim dzieciom, chociaż mają one na tyle dużo lat, że same powinny dawać sobie radę. Tymczasem ciągle traktujemy dorosłych już ludzi jak małe dzieci, które na każdym kroku potrzebują naszego wsparcia. Latamy z obiadkami, bierzemy kredyty, rezygnujemy z własnego życia i szczęścia, bo przecież trzeba pomóc dziecku. Dziecku, które ma trzydzieści parę lat i sobie nie radzi z życiem. Czy to aby nie nasza wina? Czy dlatego, że jesteśmy matką lub ojcem, wciąż powinniśmy traktować swoje dorosłe dzieci jak maluchy? - dodaje.
Marcin, ”wieczny student z Łodzi”, nie widzi w tym nic złego. Komfort mieszkania z mamą i tatą stawia wyżej niż niezależność. 29-latek spędził kilka miesięcy w Warszawie i Krakowie. Nie udało mu się znaleźć sensownej pracy, dlatego wrócił do rodziców.
- Wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu. Pamiętam moje początki samodzielnego mieszkania, kiedy budziłem się rano i dziwiłem się, że nie czeka na mnie gotowe śniadanie, w drodze do łazienki obijałem się o ściany klaustrofobicznej kawalerki, a w harmonogramie dziennych obowiązków musiałem uwzględnić sprzątanie czy wyjście po zakupy. Szybko zrozumiałem, że to nie dla mnie - mówi. Marcin nie martwi się o swoje utrzymanie, dbają o to rodzice. On sam, choć ma już 29 lat, nie zarobił ani złotówki. - Strasznie boję się dorosłego życia - dodaje. Kolejne studia, nowe pomysły na przyszłość, nieukończone kursy - rodzice bezkarnie tolerują wszystkie jego wybryki i fantazje.
Również Jowita nie myśli o skończeniu studiów. Pracuje w firmie ojca. Zarabia niewiele, ale wciąż dostaje od rodziców kieszonkowe. - Studiowałam psychologię. Rzuciłam na 4. roku, bo uznałam, że to zupełnie nieprzyszłościowy kierunek. Obecnie jestem na dietetyce, choć wątpię, żebym wytrwała do magisterki - mówi.
Przyjaciółki Jowity wyjechały z Sieradza do pobliskiej Łodzi, wielu znajomych z liceum studiuje w Warszawie czy Wrocławiu. W jej życiu niewiele się dzieje - to samo małe miasteczko, identyczny pokój w kolorze lila i podobne problemy. Czasem 28-latka ma wrażenie, że tkwi w miejscu, ale rodzice dają jej poczucie bezpieczeństwa. Co ciekawe, zamiast zmobilizować córkę do usamodzielnienia się i ukarać za to, że wciąż nie uzyskała dyplomu - zasypują ją prezentami. Nowy samochód? Proszę bardzo, przecież musi jakoś dojeżdżać na zajęcia, na których i tak się nie pojawia. - Moi rówieśnicy dążą do tego, żeby wyprowadzić się z domu. Tacy niby dorośli. A później biedują na stancjach w innych miastach i martwią się, żeby mieć za co przeżyć.
Nie stać mnie na samodzielne mieszkanie
- Nie rozumiem, dlaczego wymaga się od nas, młodych Polaków, którzy mamy więcej niż 24 i mniej niż 35 lat, ukończone po kilka kierunków studiów, zarabiających poniżej średniej krajowej, że będziemy samodzielni? Ten kraj nie daje nam takiej szansy. Po co dajecie nam wędkę, jeśli nic na nią nie można tutaj złowić? - buntuje się na forum Ego. Czasem 30-latkowie traktują wspólne mieszkanie z rodzicami jako przykrą konieczność. Godzą się na to ze względu na niskie zarobki, które uniemożliwiają im samodzielne życie.
- Nie zawsze jest tak, że młodzi długo siedzą na garnuszku u rodziców tylko i wyłącznie dla wygody. Chciałabym być już na swoim, ale wiem, że teraz nie dałabym rady się utrzymać. Kokosów nie zarabiam, za szkołę muszę płacić, nie starczyłoby mi na życie. Na razie mam wygodnie, bo to, co zarobię przeznaczam na własne wydatki - pisze na blogu Sierściuch. Podobne wątpliwości ma Normalny. - Chciałbym nawet mieszkać sam, ale niestety - rodzice mi mieszkania nie kupią, jak jednemu z moich kolegów z roku. Z pensji nie mam na to absolutnie żadnej szansy, a nie chcę się zadłużać. Jak przeżyć miesiąc, kiedy zarabia się 1200 zł, a wynajęcie kawalerki kosztuje 1100 zł? - mówi.
Marlena po stracie pracy, nie radziła sobie ze spłatą kredytu. - Wynajęłam mieszkanie przyjaciółce, a sama wróciłam do rodziców. Sytuacja staje się powoli nieznośna, bo coraz częściej się kłócimy. Mama i tata jednak nie widzą problemu i kiedy sugeruję im, że chciałabym zamieszkać u siebie, protestują. Psycholog Monika Błaszczak uważa, że wspólne mieszkanie z rodzicami zamiast umacniać, może rozluźniać łączącą ich z dziećmi więź. - Niestety, bardzo często na pogorszenie tych relacji wpływa powiększające się uzależnienie i trudności w budowaniu trwałych związków z partnerami - zauważa.
- Moja koleżanka do 28. roku życia mieszkała z rodzicami. Po studiach podjęła niezbyt dobrze płatną pracę i nie mogła się wyprowadzić. Choć była dorosła, czuła się jak 12-latka. Codziennie prosto z pracy biegła do domu, żeby się nie spóźnić, bo mama będzie zła. A jak chciała wyjść z nami do knajpy, to co godzinę dzwoniła do domu. Musiała być przed 23:00. Nie oddawała rodzicom pensji, ale prowadziła buchalterię - ile na co wydała. Kiedyś kupiła seksowną bieliznę na randkę, ale matka kazała jej ją oddać, bo ”to nie są rzeczy dla przyzwoitej kobiety” - wspomina Monika.
Razem, ale osobno
- Główną przyczyną lokalowego uzależnienia ludzi młodych, tj. mających nie więcej niż 24 lata, od swoich opiekunów jest kontynuowanie nauki. Inaczej sprawa przedstawia się wśród osób mających od 25 do 54 lat - w tej grupie przeważają względy ekonomiczne. Wygoda, przywiązanie emocjonalne, ale też opieka nad rodzicami to główne powody, dla których osoby stanu wolnego w wieku 55 lat i więcej dzielą z nimi mieszkanie - czytamy w raporcie OBOP-u. Równie mało optymistyczne są prognozy GUS-u, według których w 2030 roku zaledwie 25 proc. dorosłych osób założy rodziny i zacznie życie na własną rękę.
Czy rodzice powinni wspierać finansowo swoje dorosłe dzieci? - To zależy od tego, jaki jest cel pomocy. Należy zastanowić się, czy sytuacja zmierza do uzyskaniu przez latorośl samodzielności czy podtrzymywania zależności. Uważam, że dużo cenniejsze jest jednak zmierzenie się z syndromem pustego gniazda, nawet jeśli to trudne - mówi Monika Błaszczak. Psycholog dodaje, że osłabienie przywiązania do rodziców i przeniesienie go na grupę przyjaciół lub rówieśników jest najważniejszym procesem umożliwiającym osiągnięcie samodzielności.
Autor: Barbara Nowińska
Źródło: Onet Biznes
4