15. PO CO KOŚCIÓŁ?
1. ZAŁOŻENIA KATECHEZY
A. Cel katechezy
Podanie teologicznego uzasadnienia zasadności istnienia i działania Kościoła.
B. Treść orędzia zbawczego
■
Kościół opiera sens swego działania na otrzymanym od Jezusa poleceniu: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 15-16).
Głoszenie Ewangelii oparte jest na wierze, o której tak pisał do chrześcijan w Koryncie Apostoł Paweł: Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którąście przyjęli i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem... Chyba żebyście uwierzyli na próżno. Przekazałem wam na początku to, co przejąłem; że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie (1 Kor 15, 1-8).
Wiarą w Zmartwychwstałego żyli Apostołowie. Za tę wiarę wielu chrześcijan oddało swoje życie, byli prześladowani. Tą wiarą żyje i ją głosi także Kościół współczesny. W ten sposób wypełnia powierzone mu przez Jezusa posłannictwo głoszenia całemu światu Ewangelii zbawienia. W ten sposób wspólnota wierzących, Kościół, staje się faktycznym sługą Chrystusa i szafarzem tajemnic Bożych (por. 1 Kor 4, 1). A czyniąc to - za pośrednictwem konkretnych ludzi i widzialnych znaków (sakramentów) - wskazuje, że nie jest czymś nieokreślonym i mętnym, ale wspólnotą mającą swój wymiar materialny i odpowiadającą w ten sposób na religijne potrzeby człowieka.
C. Metody pracy
Praca z podręcznikiem; praca w grupach nad tekstami Pisma Świętego, praca z fotosymbolami, pogadanka.
2. PLAN KATECHEZY
A. Wstęp
Wprowadzeniem do treści katechezy może być prezentacja stanowisk wobec Kościoła podana w podręczniku. W tekście wyjaśniane jest, że „nie wszyscy rozumieją potrzebę istnienia Kościoła. Wielu ludzi (nawet wierzących) chciałoby swą wiarę przeżywać w samotności, indywidualnie. Wprawdzie deklarują się jako chrześcijanie, ale - jak twierdzą - nie potrzebują żadnych pośredników w swoich kontaktach z Bogiem. „Nigdy nie przejmowałam się sprawami Kościoła. Uważam go bowiem za organizm nie związany z życiem, zamknięty w sobie. Wierzę w Chrystusa i to mi wystarcza". Przekonania takie niejednokrotnie wyrażają za pomocą sloganu: „Chrystus TAK - Kościół NIE!".
Po takim wprowadzeniu należy postawić stojący przed młodzieżą problem katechezy: W jaki sposób, czym wyjaśniać, argumentować sens istnienia Kościoła?
B. Rozwinięcie
Wydaje się pożyteczne, by skierować pod adresem młodzieży uwagę, że w obecnej rozmowie nie powinno chodzić o krytykowanie różnych niewłaściwych postaw ludzi Kościoła, ale o znalezienie wyjaśnienia, dlaczego sami -jako ochrzczeni i bierzmowani - jesteśmy Kościołem, czujemy się Kościołem. Zależy nam zatem na tym, aby sobie odpowiedzieć, jaki jest sens samemu identyfikować się z Kościołem?
Pierwsza część rozwiązywania problemu powinna być oparta na spontanicznych wypowiedziach młodzieży. W drugiej natomiast należy sięgnąć do podręcznika i przy jego pomocy - nie musi to być tylko na podstawie aktualnej jednostki tematycznej - starać się podać właściwe argumenty za osobistym identyfikowaniem się z Kościołem.
C. Zakończenie
Należy odwołać się do wiedzy młodzieży o tym, że Kościół miał już w Starym Testamencie swój prawzór - lud Boży. Na podstawie dostarczonych tekstów Pisma Świętego mają teraz rozszyfrować poniższy schemat.
BÓG
ROZPROSZONY LUD
(Ez 34, 5-6. 11. 13. 30) OJCIEC SYN (Mt 9, 35-36) GROMADZI W JEDNĄ WSPÓLNOTĘ IZRAEL (ST) KOŚCIÓŁ (NT) I ZAWIERA Z NIĄ (Wj 19, 3-6; Wj 24, 4-8) PRZYMIERZE (1 Kor 11, 23-25)
CHRYSTUS TAK - KOŚCIÓŁ TAK
(KK 9)
Każda z grup na podstawie otrzymanego tekstu ma wskazać element wyjaśniający przynajmniej częściowo pytanie: Po co Kościół?
W końcowej części pracy z tekstami biblijnymi należy jeszcze przytoczyć tekst: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelią wszelkiemu stworzeniu!
Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 15-16) i pytać o jego znaczenie w odniesieniu do treści zawartych w przedstawionym schemacie.
Po rozszyfrowaniu schematu można wykonać jeszcze jedno ćwiczenie. Z przygotowanych obrazów-fotosymboli należy wybrać jeden, który zawiera wyjaśnienie zdania: Jestem Kościołem, aby...
D. Zeszyt ucznia
Treścią zapisu winny być notatki związane z prezentacją fotosymboli wyjaśniających: Jestem Kościołem, aby..., a także powyższy schemat.
3. MATERIAŁY DO WYKORZYSTANIA PODCZAS KATECHEZY
Perykopy z Księgi Ezechiela oraz z Ewangelii Mateusza dotyczą idei gromadzenia ludu Bożego. Natomiast fragmenty z Księgi Wyjścia oraz z Listu do Koryntian mówią o Przymierzu Boga ze swoim ludem. W pracy z tekstami biblijnymi należy zalecać, aby młodzież zwracała uwagę:
na „wartości", na które w imieniu Boga zwracają uwagę autorzy natchnieni;
na „oczekiwania", jakie Bóg ma wobec adresatów ukazywanych wartości;
jakim uzasadnieniem winni się kierować odbiorcy tego słowa Bożego, aby przyjąć ukazane im przez Boga wartości oraz oczekiwania?
Podsumowaniem pracy jest skonstruowanie grafiku - na tablicy i w zeszytach -w formie podanej powyżej. Istotną rzeczą w nim jest wyróżnienie słów: SYN, GROMADZI, KOŚCIÓŁ i PRZYMIERZE. Chodzi bowiem o podkreślenie, iż to sam Jezus jest założycielem Kościoła.
Tekst 1:
Rozproszyły się [owce moje], bo nie miały pasterza i stały się żerem wszelkiego dzikiego zwierza. <Rozproszyły się>, błądzą moje owce po wszystkich górach i po wszelkim wysokim pagórku; i po całej krainie były owce moje rozproszone, a nikt się o nie pytał i nikt ich nie szukał. (...) Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. (...) Wyprowadzę je spomiędzy narodów i zgromadzę je z krajów, sprowadzę je z powrotem do ich ziemi i paść je będę na górach izraelskich. (...) Wtedy poznają, że Ja, Pan, ich Bóg, jestem z nimi, oraz że oni, dom Izraela, są ludem moim (Ez 34, 5-6.11.13.30).
Tekst 2.
Mojżesz wstąpił wtedy do Boga, a Pan zawołał na niego z góry i powiedział: «Takpowiesz domowi Jakuba i to oznajmisz Izraelium: Wyście widzieli, co uczyniłem Egiptowi, jak niosłem was na skrzydłach orlich i przywiodłem was do Mnie. Teraz jeśli pilnie słuchać będziecie głosu mego i strzec mojego przymierza, będziecie szczególną moją własnością pośród wszystkich narodów, gdyż do Mnie należy cała ziemia. Lecz wy będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym. Takie to słowa powiedz Izraelitom» (Wj 19, 3-6).
Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana. Nazajutrz wcześnie rano zbudował ołtarz u stóp góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby dwunastu pokoleń Izraela. Potem polecił młodzieńcom izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i wylał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz. Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: « Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni}}. Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: «Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów» (Wj 24, 4-8).
Tekst 3.
Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza (Mt 9, 35-36).
Tekst 4.
Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: «To jest Ciało moje za was [wydanej. Czyńcie to na moją pamiątkę}}. Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: «Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę)) (1 Kor 11, 23-25).
Przy poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: Po co Kościół? można też wykorzystać perykopę zawierającą przypowieść o ziarnku gorczycy i o zaczynie - Mt 13, 31-35 oraz załączony do niego komentarz. Młodzież na podstawie tekstu biblijnego oraz podanego komentarza winna zwrócić uwagę na to, że Kościół jest tym miejscem, w którym ziarnko gorczycy - Dobra Nowina o zbawieniu znajduje odpowiednie warunki do wzrostu, jak również do dostrzegania i pokazywania innym, w jaki sposób tajemnica zbawienia przemienia świat.
Tekst 5:
Przypowieść o ziarnku gorczycy i o zaczynie Mt 13, 31-34:
Inną przypowieść im przedłożył: ((Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, także ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach)). Powiedział im inną przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło». To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił.
„Nasienie gorczycy uchodzi za coś przysłowiowo małego. Zasiane wschodzi i rośnie szybko, osiągając niekiedy wysokość trzech metrów. Szczególnie udane okazy tej rośliny można spotkać w okolicy Tyberiady lub nad brzegami Jordanu. Wzmianka o zamieszkiwaniu ptaków niebieskich na gałęziach rozrośniętej gorczycy nie powinna sugerować myśli o zakładaniu gniazd. Chodzi raczej o chwilowe siadanie ptaków na gałęziach roślin. Przypowieść obrazuje moc słowa Bożego. Dzięki tej mocy królestwo Boże rozrasta się potężnie na zewnątrz.
Wkładanie kwasu do kilku miar mąki jest zwyczajem do dziś stosowanym przy sporządzaniu ciasta na chleby i to nie tylko na wschodzie, lecz także we wszystkich najbardziej nowoczesnych piekarniach. Wiadomo jednak, że słowo «zaczyn» posiada również inne, zdecydowanie pejoratywne znaczenie, podobnie jak rzeczywistość tym terminem oznaczana wykazuje niekiedy wręcz zgubne właściwości. I dlatego Jezus przestrzega przed «kwasem» uczonych w Piśmie i faryzeuszy (Mt 16; por. Mk 8,15).
Przy okazji tej właśnie przypowieści Jezus oświadcza, że odtąd zamierza nauczać tylko w przypowieściach. Ten rodzaj nauczania miał lepiej i skuteczniej wdrożyć w umysły i pamięć słuchaczy wielkie prawdy o królestwie Bożym. Cytowane w w. 35 .słowa Psalmu 78 [77], 2 są w rzeczywistości proroctwem, które się spełniło na osobie i czynach Jezusa Chrystusa. On to bowiem opowiedział ludziom o zbawczych planach Bożych, zakrytych od założenia świata. Podane w obydwu ostatnich przypowieściach zapewnienie Apostołów przez Jezusa, że Kościół będzie kiedyś wielki, miało na celu podtrzymanie ich wytrwałości. Dziś - mimo wiadomych przeszkód - zapewnienie to jest powodem do radości dla tych, którzy korzystają z Ewangelii i myślą o Bogu" (K. Romaniuk, A. Jankowski OSB, L. Stachowiak, Komentarz praktyczny do Nowego Testamentu, t.l, Wyd. Pallottinum, Wyd. Tyniec, Poznań - Kraków 1999, s. 83-84).
Tekst 7: 1
„W każdym wprawdzie czasie i w każdym narodzie miły jest Bogu, ktokolwiek się Go lęka i postępuje sprawiedliwie (por. Dz 10, 35), podobało się jednak Bogu uświęcić i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud, który by Go poznawał w prawdzie i zbożnie Mu służył. Przeto wybrał sobie Bóg na lud naród izraelski, z którym zawarł przymierze i który stopniowo pouczał, siebie i zamiary woli swojej objawiając w jego dziejach i uświęcając go dla siebie. Wszystko to jednak wydarzyło się jako przygotowanie i jako typ owego przymierza nowego i doskonałego, które miało być zawarte w Chrystusie, oraz pełniejszego objawienia, jakie dać miało samo Boże Słowo, stawszy się ciałem. Oto dni nadchodzą, mówi Pan, i zawrę z domem izraeł-skim przymierze nowe... Położę zakon mój we wnętrznościach ich i na sercu ich napiszę go, i będę im Bogiem, a oni będą mi ludem... Bo wszyscy poznają mnie, od najmniejszego do największego, mówi Pan (Jr 31, 31-34). Chrystus ustanowił to nowe przymierze, a mianowicie Nowy Testament we krwi swojej (por. 1 Kor 11,25), powołując spośród Żydów i pogan lud, który nie wedle ciała, lecz dzięki Duchowi zróść się miał w jedno i być nowym Ludem Bożym. Albowiem wierzący w Chrystusa, odrodzeni nie z nasienia skazitelnego, lecz z nieskazitelnego przez słowo Boga żywego (por. 1 P 1, 23), nie z ciała, lecz z wody i Ducha Świętego (por. J 3, 5-6), ustanawiani są w końcu rodzajem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym..., co niegdyś nie był ludem, teraz zaś jest ludem Bożym (1 P2, 9-10).
Lud ów mesjaniczny ma głowę Chrystusa, który wydany został za grzechy nasze i zmartwychwstał dla usprawiedliwienia naszego (Rz 4, 25), a teraz, posiadłszy imię, które jest ponad wszelkie imię, chwalebnie panuje w niebie. Udziałem tego ludu stała się godność i wolność synów Bożych, w których sercach Duch Święty mieszka jak w świątyni. Prawem jego stało się przykazanie nowe miłowania, jak Chrystus nas umiłował (por. J 13, 34). Celem jego wreszcie - Królestwo Boże, zapoczątkowane na ziemi przez samego Boga i mające się dalej rozszerzać, aż na końcu wieków dopełnione zostanie również przez Boga, gdy objawi się Chrystus, życie nasze (por. Kol 3, 4), a samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia na wolność chwały synów Bożych (Rz 8, 21). Toteż ów lud mesjaniczny, choć nie obejmuje aktualnie wszystkich ludzi, a nieraz nawet okazuje się małą trzódką, jest przecież potężnym zalążkiem jedności, nadziei i zbawienia dla całego rodzaju ludzkiego. Ustanowiony przez Chrystusa dla wspólnoty życia, miłości i prawdy, używany jest również przez Niego za narzędzie zbawienia wszystkich i posłany jest do całego świata, jako światłość świata oraz sól ziemi (por. Mt 5, 13-16).
A jak Izrael wedle ciała, wędrujący przez pustynię nazwany już jest Kościołem Bożym (2 Ezd 13, 1, por. Lb 20, 4, Pwt 23, 1 nn), tak nowy Izrael, który żyjąc w doczesności szuka przyszłego i trwałego miasta (por. Hbr 13, 14), również nazywa się Kościołem Chrystusowym (por. Mt 16,18), jako że Chrystus nabył go za cenę krwi swojej (por. Dz 20, 28), Duchem swoim go napełnił i w stosowne środki widzialnego i społecznego zjednoczenia wyposażył. Bóg powołał zgromadzenie tych, co z wiarą spoglądają na Jezusa, sprawcę zbawienia i źródło pokoju oraz jedności, i ustanowił Kościołem, aby ten Kościół był dla wszystkich razem i dla każdego z osobna widzialnym sakramentem owej zbawczej jedności. Mając rozprzestrzenić się na wszystkie kraje, Kościół wchodzi w dzieje ludzkie, wkraczając równocześnie poza czasy i granice ludów. Idąc zaś naprzód poprzez doświadczenia i uciski krzepi się Kościół mocą obiecanej mu przez Pana łaski Bożej, aby w słabości cielesnej nie odstąpił od doskonałej wierności, lecz pozostał godną oblubienicą swego Pana i pod działaniem Ducha Świętego nieustannie odnawiał samego siebie, póki przez krzyż nie dotrze do światłości, która nie zna zmierzchu" (Konstytucja dogmatyczna o Kościele, nr 9).
Tekst 8:
„Wierzę w Chrystusa, ale nie w Kościół. Ileż razy pada taka refleksja z ust współczesnych nam ludzi! Należy ich słuchać z wielką pokorą. Osoby głęboko zawiedzione postawą ludzi Kościoła, których zaniedbania lub kompromisy naprawdęje zgorszyły; wywnioskowały z tego, że Kościół jest zbyt ludzki, aby stać się, jak uważa, umiłowaną oblubienicą Zbawiciela, ciałem Chrystusa, ludem Bożym, początkiem królestwa Bożego na ziemi.
Pewna ilość chrześcijan, choć niekoniecznie zawiedzionych przez Kościół, zastanawia się, czy zrodził się on z wyraźnej woli Jezusa. Podejmują mniej więcej tezę, jaką wypowiedział A. Loisy w roku 1902: «Chrystus zapowiadał Królestwo, a pojawił się Kościół». Loisy istotnie uważa, że Jezusowi z Nazaretu wystarczała zachęta ludzi do pokuty w związku z nadchodzącą katastrofą, jaką przewidywał; Jemu nie chodziło o założenie nowej religii, bowiem sądził, że świat tuż tuż przemieni się w królestwo niebieskie. Jego uczniowie, nie widząc realizującego się końca świata, zorganizowali Kościół i przypisali mu władzę, w jaką Jezus wcale ich nie wyposażył.
A skoro Jezus postanowił założyć Kościół - co większość chrześcijan uznaje -to czy naprawdę chciał owej różnicy między duchownymi a świeckimi! Czy nie sprzeciwia się to duchowi równości, jaki Jezus przyszedł rozszerzyć na ziemi? Czy nie wymyślili go ludzie ogarnięci żądzą władzy? Czy istnienie w Kościele hierar-- chii nie stanowi prostego wyrazu refleksu klerykalnego, jaki znajdujemy w prawie wszystkich religiach? Kapłani przywłaszczają sobie władzę jako specjalni pośrednicy pomiędzy ludźmi a bóstwem. A wiadomo, do jakich skłonności może doprowadzić klerykalizm!
Oprócz tego, jeśli nawet Jezus naprawdę chciał ustanowić Kościół hierarchiczny, to czy władza, jaką od początku przypisuje sobie biskup Rzymu, nie jest nadmierna?
Trzy podstawowe pytania, które trzeba odważnie podjąć i rozwiązać przez odwołanie się do Historii. Istotnie chodzi o to, by wiedzieć, czy naprawdę Jezus przewidział struktury Kościoła takie, jakie istnieją od prawie dwudziestu wieków.
Nie należy się zadowalać odpowiedzią twierdząc, że ostatecznie struktura hierarchiczna Kościoła pozwoliła mu przetrwać i przynosić dobre owoce na przestrzeni wieków. Pragniemy pokazać, że istnieje on w oparciu o wyraźną wolę Jezusa.
Czy trzeba dodawać, że aby pozostać wiernym Chrystusowi, Kościół winien się stale odnawiać przez Ducha Świętego, który w nim mieszka, że według sławnego powiedzenia Jana XXIII, musi stosować aggiornamento (wł. uaktualnienie, dostosowanie do współczesnej rzeczywistości)? Nie chodzi przy tym tylko o «odnowie-nie fasady», czy o «uaktualnienie» swojego sposobu mówienia i swojego słownictwa: chodzi o wewnętrzne dzieło nawrócenia, które nigdy nie jest zakończone.
Jezus zapowiadając «królestwo niebieskie», jakie przyszedł założyć, używa pewnej liczby przypowieści, które je ukazują jako rzeczywistość powołaną do powolnego rozwoju, a nie jako nagłe wtargnięcie nieba iia ziemię.
Królestwo to ziarno gorczycy wezwane do tego, by stać się większe od innych jarzyn (Mt 13, 32), to pole, na którym należy pozwolić rosnąć jednocześnie dobremu zbożu i kąkolowi aż do czasu żniw (Mt 13, 30), to sieć rybacka, ściągająca na brzeg, wraz z rzeczami pożytecznymi, przedmioty bez żadnej wartości.
Wszystkie te porównania mają na uwadze społeczeństwo, któremu daleko jeszcze do raju! Nierozerwalnie są w nim pomieszani dobrzy i źli. Wybór nastąpi dopiero przy «końcu świata» (Mt 1, 40-49).
Sam Jezus wskazuje na siebie, jako na «dobrego pasterza», który pragnie zgromadzić swoich uczniów w jedną trzodę (J 10, 16). Wysyła swoich uczniów z misją i daje im dokładne wskazówki co do sposobu zachowania się wobec przeciwników: gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego (Mt 10, 23). Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam (J 20, 21).
Jezus daje nawet rady co do sposobu regulowania konfliktów wewnątrz tej przyszłej wspólnoty: Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli Cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!
Jezus obiecuje swoim uczniom przede wszystkim to, że zostaną przyobleczeni mocą z wysoka (Łk 24, 29), aby stać się świadkami na świecie: Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Wszystkie te słowa zakładają wyraźnie świadomość u Nauczyciela, że jego uczniowie przeżyją długi czas na ziemi, zanim On powróci odnowić ostatecznie królestwo niebieskie" (P. Descouvemont, Czy Jezus postanowił założyć Kościół hierarchiczny?, w: Przewodnik po trudnościach wiary, Wydawnictwo „m", Kraków 1998, s. 227-230).
Tekst 9:
VI. SAKRAMENT JEZUSA CHRYSTUSA
«Kościół jest tajemnicą, a zatem również sakramentem. Jako «miejsce chrześcijańskich sakramentów», sam w sobie stanowi wielki sakrament, który obejmuje i ożywia wszystkie inne sakramenty. Kościół jest na ziemi sakramentem Jezusa Chrystusa, podobnie jak sam Jezus Chrystus w swoim człowieczeństwie jest dla nas sakramentem Boga.
Cała sakramentalna rzeczywistość, będąca «dotykalną więzią między dwoma światami», ma podwójny charakter. Z jednej strony, ponieważ stanowi znak innej rzeczy, wymaga przekroczenia, i to nie częściowego, a całkowitego. Nie wolno zatrzymywać się na samym znaku, gdyż sam w sobie nie ma on znaczenia. Z definicji znaku wynika bowiem, że jest on «przeźroczysty» i rozpływa się jakby wobec rzeczywistości, na którą wskazuje. Tak samo słowo nie miałoby żadnego znaczenia, gdyby nie prowadziło prosto do idei. Gdy ten warunek zostaje zachowany, znak staje się pośrednikiem - nie izoluje od siebie dwóch członów, które ma związać, nie wprowadza między nimi dystansu, aleje łączy i uobecnia wskazywaną rzecz.
Trzeba wszakże pamiętać, że rzeczywistość sakramentalna nie jest znakiem dowolnym, prowizorycznym czy zmienianym wedle życzenia. Pozostaje ona w istotnej relacji z naszym obecnym stanem, który choć nie wpisuje się już w czas czystej prefiguracji, to nie cieszy się jeszcze pełnym posiadaniem «prawdy». Ta druga właściwość rzeczywistości sakramentalnej - nierozłączna z pierwszą - sprawia zarazem, że nie przestanie ona nigdy być użyteczna, a zatem nie może zostać odrzucona. Tak się bowiem dzieje, że choć zawsze trzeba przekraczać to «przeźroczyste» środowisko, to jednak nigdy nie można całkowicie wyjść poza nie. To zawsze poprzez to środowisko zbliżamy się do tego, co ono oznacza. I nigdy nie można przez nie przejść do samego końca.
Te dwie wymienione cechy potwierdzają się także w przypadku Chrystusa. «Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca... Filipie, kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca». Żadnemu człowiekowi, choćby nawet sięgał najwyższych szczytów życia duchowego, nie jest dane takie poznanie Ojca, żeby przestało być konieczne pośrednictwo Tego, który pozostaje zawsze dla nas wszystkich «Drogą» i «Obrazem Boga niewidzialnego). Podobnie jest z Kościołem, który ze swej istoty ma nam ukazywać Chrystusa, prowadzić nas do Niego i przekazywać nam Jego nauki. Kościół istnieje po to właśnie, by nas z Nim skontaktować. Tylko on może wy-_ pełnić takie zadanie. Jego misja nie dobiega końca, bowiem tak w życiu jednostek, jak w historii narodów nie nadchodzi nigdy taki moment, kiedy spełniana przez Kościół rola powinna, czy po prostu mogłaby się skończyć. Jeśli świat straciłby Kościół, utraciłby także Odkupienie.
Nowy Testament, który zbudował Kościół dając mu dziedzictwo Izraela, jest także «Testamentem ostatecznym*. W odróżnieniu jednak od tego, czym było Prawo, Kościół nie jest nauczycielem przydatnym młodzieńcowi, ale zbędnym dla człowieka w dojrzałym wieku. «Boża edukacja», której ma nam udzielać, trwać będzie tak długo, jak trwać będzie sam czas; już teraz mamy w Kościele nie tylko zapowiedź, jakieś przygotowanie, ale «pełne przyjście Syna Człowieczego*. Kościół stale jest więc obecny w dialogu duszy z jej Panem. Nie zakłóca jednak jego intymności, a przeciwnie - jest jej gwarantem. Każdy, kto uważa się za proroka lub bogatego w dobra duchowe, musi pamiętać, że obowiązany jest przede wszystkim poddać się przykazaniom Pana, głoszonym przez Jego Kościół: w przeciwnym wypadku prorokuje na próżno, a jego dary prowadzą go ku zgubie. Kto ulegając sugestiom fałszywego spirytualizmu, chciałby pozbyć się Kościoła, jak jarzma czy kłopotliwego pośrednika, ujrzy przed sobą pustkę lub stanie się wyznawcą fałszywych bogów. Kto najpierw opierałby się na Kościele, a potem uznałby, że może pójść dalej niż jego nauki, byłby tylko zbłąkanym mistykiem. Kto liczy, że w przyszłości nastanie «nie-bieskie Jeruzalem*, które zapoczątkuje na ziemi «nowy okres historii* i zapewni wreszcie «całkowity triumf duchowości*, to choć we własnym pojęciu wieszczy powrót rodzaju ludzkiego do utraconego raju, w rzeczywistości snuje tylko pyszne i szkodliwe marzenia. Tak postępował niegdyś błądzący Tertulian, gdy twierdził: «Twardosc serca królowała aż do Chrystusa, słabość ciała trwa aż do Ducha»; czy też: «Prawo i Prorocy byli nauczycielami dzieciństwa świata, jego młodość została ożywiona Ewangelią, teraz przez Ducha dochodzi on do dojrzałości*. Wszystkie te zapowiedzi Trzeciej Ery, ery «kontemplatorów» mającej nastąpić po erze „doktorów", ery Kościoła Jana przychodzącej po Kościele Piotra, lub ery przyszłego Królestwa Ducha, które ma zastąpić obecne Królestwo Chrystusa i reguły jego Kościoła, wprowadzają śmiertelne podziały. Mogą przydawać atrakcyjności dawnemu montanizmowi, który przekształcają, wedle smaku każdego wieku, w rodzaj filozofii historii; mogą także stanowić przymieszkę do bardzo wzniosłych poglądów, ale mimo to pozostają nadal szkodliwymi utopiami.
«Nadejdzie, nadejdzie z pewnością - wołał Lessing - wiek doskonałości! Nadejdzie czas Nowej Ewangelii, tej wiecznej Ewangelii, obiecanej ludziom w samych księgach Nowego Przymierza!».To liryczne wynurzenie zdradza w istocie dosyć płaską teorię postępu i zwiastuje wiek racjonalizmu, który rzeczywiście nadszedł i który możemy poddać ocenie. Sformułowania głoszone przez starego opata z Fiore i jego awanturniczych uczniów ciągle odżywają na ustach nowych głosicieli, pragnących ponownie oczarować słuchaczy. Odnajdywaliśmyje jeszcze uMikołaja Bierdiajewa, w służbie zgoła innego niż u Lessinga ideału. Przepowiadały one nowe objawienie, tym razem «ostateczne», «nową epokę Ducha», «Kosciól Ducha Świętego* z «wiecz-ną Ewangelią*, «religie człowieka dojrzałego*, odpowiadającą «nowej strukturze ludzkiej swiadomosci», «uwolnionej wreszcie od paraliżujących osadów* i «niewoli obiektywizacji*.
Być może zarówno u Jaochima, jak i w przypadku owych «przeczuc» dają o sobie znać niezręczności językowe i brak precyzji. Być może «nowy eon», przepowiadany po naszej «umierajacej starej epoce*, ma się rozpocząć dopiero po końcu obecnego świata, gdyż powiedziano nam także, iż wówczas zostaną zaprowadzone «nowe stosunki między człowiekiem a kosmosem* oraz że «mesjanskie oczekiwania nie będą mogły być spełnione w obrębie historii, ale poza nią». Być może wreszcie, czy to u samego Bierdiajewa, czy przynajmniej u kilku innych myślicieli, prorocza zapowiedź jest tylko zwrotem stylistycznym, użytym dla podkreślenia konieczności ustawicznego powracania do Ducha, chroniącego przed zgubnymi mieliznami naszej obiektywnej egzystencji. By jednak nie żywić złudzeń podsycanych przez takie obietnice, należy otwarcie powiedzieć, że czasy jako zapowiedź już minęły. Dzisiaj mamy rzeczywistość w znakach, i jak długo trwa nasz świat, nie można z istoty rzeczy wyjść poza ten stan. Nieuznawanie tego kończy się porzuceniem nadziei na rzecz mitów.
Po uwielbieniu Jezusa dany nam został Duch, i to właśnie ten dar Ducha w dniu Pięćdziesiątnicy zakończył dzieło ustanowienia Kościoła. Nie należy więc oczekiwać ery Ducha, gdyż jest ona tożsama z erą Chrystusa. Communicatio Christi, id est Spiritus sanctus - «Jednosc z Chrystusem, to jest Duch Święty». Duch naucza nas «całej prawdy», ale podobnie jak Jezus, wysłannik Ojca, nie mówi sam od siebie ani nie szuka własnej chwały. Zachowując wierność misji otrzymanej od Tego, w którego imieniu został nam posłany, pozwala nam zrozumieć Jego orędzie i (przypomnieć je sobie», ale niczego do niego nie dodaje. Przybywa - jak można by rzec - aby położyć pieczęć na Jego pouczeniach. Otwiera nas na Jego Ewangelię, ale jej nie przekształca. Duch przemawiał już przed przyjściem Jezusa; ale tylko po to, by Go zapowiedzieć: qui locutus est per Prophetas. Od powrotu Jezusa do Ojca mówi dalej, ale znowu tylko w tym celu, aby złożyć o Nim świadectwo, tak jak Jezus daje świadectwo o Ojcu, by głosić Jego niepodzielne Panowanie. Nigdy natomiast nie dąży do zajęcia Jego miejsca. Jednym słowem, ten Duch jest «Duchem Jezusa».
Nie ma zatem innego Ducha poza Duchem Jezusa, a Duch Jezusa z kolei jest duszą ożywiającą Jego ciało. Podobnie jak litera Prawa gromadziła dawny lud, tak Duch kształtuje lud nowy. Jesteśmy dziś w Duchu, jak jesteśmy w Chrystusie, i można także powiedzieć za świętym Pawłem, że zostaliśmy ochrzczeni w jednym Duchu dla utworzenia jednego ciała, lub wedle komentarza świętego Bazylego: w jednym ciele dla uformowania jednego Ducha. Kościół jest «społecznością Ducha». I to właśnie w Kościele Duch uwielbia Jezusa, i w Kościele - tym «domu Chrystusa* - został nam On dany jako «wieczne i ostateczne przymierze*. Biada więc temu, kto oddziela Kościół od Ewangelii! Biada temu, kto chciałby usunąć duchowy ferment, jaki wnosi on do ludzkiej masy! Biada temu, kto w Kościele usiłuje «zgasić Ducha*! Biada wreszcie temu, kto myśli, że można uwolnić płomień Ducha przez odrzucenie Kościoła!
Kościół jest sakramentem Jezusa Chrystusa. Oznacza to także, innymi słowy, że pozostaje on z Nim w pewnej relacji mistycznej tożsamości. Przypomina to Pawło-we metafory i inne obrazy biblijne, ciągle przywoływane przez chrześcijańską Tradycję. Wyraża się w tym sama intuicja wiary. Głowa i członki stanowiąjedno ciało, jednego Chrystusa. Oblubieniec i Oblubienica tworzą jedno ciało. Chrystus, który jest zwierzchnikiem swego Kościoła, nie rządzi nim od zewnątrz: Kościół jest Mu poddany, jest od Niego zależny, ale jednocześnie jest Jego «pełnią». Kościół to także Tabernakulum Jego Obecności, to Budowla, której jest On jednocześnie Architektem i zwornikiem. To Świątynia, w której On naucza i do której wraz z Nim przybywa pełnia Bóstwa. To Okręt, którego On jest sternikiem, Arka o szerokich burtach, której jest On głównym masztem, łącząca chronionych przez siebie ludzi z niebem. To Raj, w którym jest On drzewem i źródłem życia, gwiazda rozjaśniająca naszą noc, a której jest On całym światłem. Kto nie pozostaje w jakiś sposób członkiem Ciała, nie otrzymuje bodźca od Głowy; kto nie należy do jedynej Oblubienicy, nie jest darzony miłością przez Oblubieńca. Kto bezcześci Tabernakulum, pozbawia się świętej Obecności; kto opuszcza Świątynię, nie słyszy już Słowa. Kto odmawia wejścia do Budowli lub schronienia się w Arce, nie może znaleźć Tego, który jest w ich środku i u ich szczytu. Kto gardzi Rajem, pozbawia się napoju i pokarmu; kto myśli, że można obyć się bez darowanego światła, pozostaje na zawsze zanurzony w nocy niewiedzy...
W praktyce zatem dla każdego z nas Jezus Chrystus to Kościół - zarówno wtedy, gdy myślimy przede wszystkim o hierarchii, pomni na Jezusowe słowa: «Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi*, j ak i wtedy gdy bierzemy pod uwagę całe Ciało, całe Zgromadzenie, w którym On przebywa i daje się zobaczyć, to Zgromadzenie, z którego nieprzerwanie wznosi się w Jego imieniu hymn ku czci Boga. Słowa Joanny d'Arc wypowiedziane do jej sędziów wyrażają jednocześnie mistyczną głębię wiary i praktyczny zdrowy rozsądek wierzącego: «Jezus Chrystus i Kościół stanowią- tak myślę - jedno, i nie trzeba tu czynić trudności*. Ten okrzyk wiernego serca jest podsumowaniem wiary Doktorów.
Trzymajmy się tej równoważności na przekór trudnościom i zwodniczym niepokojom. Jak Ulisses, który kazał się przykrępować do okrętowego masztu, by wbrew własnym chęciom dać odpór wabieniom syren, przylgnijmy i my, jeśli zachodzi tego potrzeba, głusi i ślepi na wszystko, do zbawiennej prawdy głoszonej przez świętego Ireneusza: «Gdzie jest Kościół, tam i Duch Boży, a gdzie jest Duch Boży, tam Kościół i wszelka łaska - Duch zaś jest prawdą... Ci którzy od wiary Kościoła uciekają, odrzucają Ducha* i dlatego «nie mają pokarmu na życie*. Wierzmy stale ze świętym Janem, że nie można usłyszeć Ducha bez wsłuchiwania się w Jego głos rozbrzmiewający w Kościele. Pamiętajmy, że nie ma nadziei na trwałą jedność poza Kościołem, który otrzymał stosowne obietnice. Uznajmy za podstawową zasadę, że żaden powód nie jest dość ważny, by od tego Kościoła się odłączyć. Umiejmy pojąć godną podziwu elastyczność, a zarazem rygoryzm obowiązującego tradycyjnego aksjomatu, sformułowanego już przez Orygenesa: «Poza Kościołem nikt się nie może zbawić*. Można tu mówić o elastyczności, bowiem - jak to już wytłumaczył święty Augustyn - «w niewysłowionej wiedzy Boga o przyszłości wielu z tych, którzy z pozoru pozostają na zewnątrz*, przynajmniej «na mocy życzenia lub pragnienia* jest już wewnątrz, natomiast «wielu z tych, którzy z pozoru są wewnątrz, pozostaje na zewnątrz*, i wszędzie «Pan rozpoznaje swoich*. Ale jednocześnie mówi się o rygoryzmie owego aksjomatu, bowiem ten, kto «odeina się od katolickiej wspólnoty* i «porzuca Siedzibę* zbawienia, «sam ponosi odpowiedzialność za swoją śmierć*. Nie pozwólmy więc na to, by kiedykolwiek ogarnęły nas zgubne myśli o «zrywaniu więzów pokoju przez świętokradcze odłączenie*. Nie łudźmy się, że można trwać nadal w «bliskosci z Chrystusem* stawiając się poza Kościołem. Powtórzmy sobie jeszcze raz słowa świętego Augustyna: «By żyć Duchem Chrystusa, trzeba trwać w Jego Ciele». «W jakiej mierze ktoś kocha Kościół, w takiej ma Ducha Świętego*.
Możliwe, że w ludzkiej tkance Kościoła wiele rzeczy nas rozczarowuje. Możliwe, że spotyka nas z jego strony głębokie niezrozumienie i w samym jego łonie musimy znosić prześladowania. Taka sytuacja się zdarza, chociaż lepiej nie grzeszyć zarozumiałością i nie interpretować od razu swojego położenia w taki właśnie sposób. Cierpliwość i milczenie przeniknięte duchem miłości są tu szczególnie wartościowe. Nie trzeba bać się osądu ludzi nie sięgających do prawdy serca. Nigdy z rąk Kościoła nie otrzymujemy pełniej Chrystusa, jak w tych momentach, kiedy dana nam jest okazja kształtowania siebie wedle męki Pańskiej. I pełnić będziemy nadal naszą służbę dzięki świadectwu wiary - tej wiary, którą Kościół głosi.
Doświadczenie może być dodatkowo ciężkie, jeśli wynika nie tyle ze złośliwości pewnych ludzi, ale sytuacji, która może wydawać się niemożliwa do rozwikłania: dla jej rozwiązania nie wystarczy bowiem wspaniałomyślne wybaczenie ani zapomnienie o swej własnej osobie. Radujmy się jednak - przed «Ojcem, który widzi w ukryciu» - z uczestniczenia w tej Veritatis unitas, tak żarliwie przyzywanej w Wielki Piątek. Radujmy się, bo zdobywamy wtedy za cenę krwawienia duszy to wewnętrzne doświadczenie, które uwiarogodni nas w chwili, gdy w nadziei podtrzymania jakiegoś osłabłego brata będziemy powtarzali słowa świętego Jana Chryzostoma: «Nie trzymaj się z daleka od Kościoła, bo nie ma nic silniejszego od Kościoła. Kościół jest twoją nadzieją, Kościół twym zbawieniem, Kościół twą ucieczką. Jest on wyższy od nieba i szerszy od ziemi; nigdy się nie starzeje, zawsze kwitnie młodością*.
Kościół, cały Kościół, jedyny Kościół - dzisiejszy, wczorajszy i jutrzejszy - jest sakramentem Jezusa Chrystusa. Prawdę powiedziawszy, jest niczym innym jak sakramentem, a cała reszta stanowi dodatek. Wielu ludzi jednak, bynajmniej bez wrogich zamiarów, myli się co do jego natury i dostrzega tylko ludzki wymiar jego wielkości. Dla jednych najistotniejszy jest zapewniany przez Kościół ład i stabilizacja. Choć nie czują się zobowiązani do uzgadniania swoich poglądów z jego nauczaniem czy otworzenia się na wypełniającego go ducha, okazują mu «wszelkiego rodzaju szacunek* i posuwają się czasami aż do otaczania go swego rodzaju (synowską czułością*. Podziwiająprzynajmniej jego długie trwanie, cudowną niezmienność wśród burz wieków, roztropność jego rządów, utrzymującą go zasadę autorytetu, zapewnianą przezeń społeczną spójność i pełną nadziei obietnicę odnowy. Kościół jest dla nich nie tyle przekazicielem i strażnikiem Ewangelii, co majestatycznym spadkobiercą helleńskiego i rzymskiego świata. Dla niektórych nawet pełni to drugie zadanie wbrew pierwszemu. Inni widzą w Kościele przede wszystkim wielką siłę rozwoju i postępu, która wyrywa ludy z ich inercji, wlewa do serc elit zamiłowanie do sprawiedliwości i nadaje historii nie dający się powstrzymać rozmach. Humaniści sławią go za uratowanie przez klasztorne ośrodki w czasach barbarzyńskich kultury antycznej i przedłużenie wśród nas cudu «cywilizacji śródziemnomorskiej*; są mu wdzięczni za popieranie sztuki, zachwycają się okiem znawcy pięknem jego liturgii, ale tylko w jej łacińskiej formie. Mądre umysły, otwarte na problemy swoich czasów, ufają mu jako jedynej sile duchowej, zdolnej rozwiązać je stopniowo. Z różnych stron chętnie wychwala się jego cywilizacyjny wpływ, zasady, jakie narzuca obyczajom, wspaniały rozkwit jego dzieł wychowawczych lub instytucji charytatywnych, starania, jakimi otacza każdą fazę ludzkiej egzystencji...
Nie można być obojętnym wobec tylu słów nadziei; nawet mimo jednostronności punktu widzenia zawierają jakiś trafny osąd. Nie można bowiem przecenić prawdziwie humanistycznego aspektu Kościoła, szczególnie w naszej epoce, kiedy to piękne pojęcie humanizmujest coraz bardziej zawłaszczane, zresztą za zezwoleniem chrześcijan, przez przeciwników Boga. Stronnicze i przeciwstawne opinie ludzi chwalących dokonania Kościoła stają się hołdem dla pełni i równowagi jego działań. Jednakże nieznajomość jego istoty prowadzi wprost do błędnych poglądów. Kto widzi w Kościele tylko jego ludzkie zasługi, kto traktuje go jako - wzniosły niewątpliwie - środek do osiągania doczesnych celów, kto nie umie już, mimo pewnej wiary, dostrzec w nim przede wszystkim tajemnicy wiary - ten zupełnie go nie rozumie. Przedmiot podziwu jest w jego oczach wypaczony, a wygłaszane o Kościele pochwały tchną próżnością - o ile nie przekształcają się w bluźnierstwa.
Często na przykład Kościół postrzegany jest jako swego rodzaju konserwator-nia, z której powoli wycieka życie, a wszystkie składane mu wyrazy uznania dotyczą tylko jego przeszłości. Kościół może też stać się polem działania przeciwnych sił, walczących o jego względy. Każda z nich chce uzyskać poparcie tej moralnej potęgi, każda wzywają do opowiedzenia się za sprawą, na rzecz której prowadzi krucjatę, szuka akceptacji dla swojej partii, uważanej niemal za mistyczną. Jedni stawiająKościół po stronie «reakcji», drudzy «rewolucji». Gdy jedni ogłaszajązdo-bycie poparcia Kościoła, drudzy się od niego odwracają, a przyczyny, dla których pierwsi go wychwalają, stają się dla drugich powodem do głoszenia pod jego adresem oszczerstw czy oskarżeń. Wynikają stąd niekiedy paradoksalne sytuacje, kiedy to jedni starają się popierać Kościół nie wierząc bynajmniej w jego boską misję, a drudzy zaczynają w niego wątpić, ponieważ nie nadąża on za ich marzeniami. We wszystkich tego rodzaju sytuacjach zdarza się, że Kościół daje się czasami zwieść, bowiem wspierający go Duch nie zapewnia wszystkim jego przedstawicielom lub wszystkim ludziom, którzy się na niego powołują, bezgranicznej przenikliwości i energii oraz nie powstrzymuje ich przed popełnieniem fałszywych kroków. Zdarzają się nie tylko politycy, ale także ludzie Kościoła, którzy usiłują uczynić z Oblubienicy Chrystusa narzędzie swych ludzkich zamierzeń. Jednakże Kościół - świadomy tego, czym jest, i wierny temu, w co wierzy - szybko ogłasza swoją niezależność. A wtedy wszędzie wybuchająpretensje. Jedni wyrzucająmu z goryczą opuszczenie jego tradycyjnych obrońców i robienie ustępstw na rzecz prądów epoki; im bardziej pochlebne były wczoraj, tym bardziej gwałtowne lub pogardliwe stają się ich dzisiejsze reakcje - gotowi są nawet widzieć w Kościele jedynie siłę «obcą naszemu Zachodowi i zewnętrzną w stosunku do naszej klasycznej cywilizacji*. Natomiast inni, równie rozczarowani, uważają, że miejsce owego Kościoła - przestarzałego, nieinteligentnego i nieskutecznego - jest w przeszłości.
Tak właśnie owocuje początkowe mylne założenie. Jak mało jest ludzi, nawet wśród katolików określanych jako bezkompromisowi, którzy w sytuacjach, kiedy wchodzi w grę wiara, naprawdę sądzą i podejmują decyzje ze względu na wiarę, to znaczy z powodu wiary! Tym bardziej wszyscy ludzie tego świata, może nawet szczególnie najlepsi spośród nich, jeśli należą tylko do tego świata, zostaną dziś albo jutro przez Kościół zgorszeni. Niezależnie od tego, czy dążyliby do utrzymania obecnego stanu czy pragnęliby zmian, zawsze uważać będą Kościół za zbyt ostrożny lub letni, chociaż jest on w swej głębi bardziej zaangażowany i gorliwy. Wobec jednych i drugich Kościół zachowuje w istocie niezależność - jest bowiem Kościołem Boga i jako świadek rzeczy boskich wśród ludzi mieszka już w wieczności.
Kiedy wewnątrz Kościoła słabnie duch wiary, wzmagają się pomyłki co do niego wśród tych, którzy pozostają na zewnątrz, a podstępy i rachuby ludzkiej mądrości wywołują tysiące antagonizmów. Każdy opiera się na jakiejś doktrynie lub partii, w nadziei, że jego koncepcje odniosą zwycięstwo nad racjami innego człowieka - jego brata. W takiej sytuacji spory nie tylko osłabiają Kościół, ale go zniekształcają w oczach świata. «Człowiek zmysłowy nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha». My zaś ośmielmy się powiedzieć: jeśli Kościół nie byłby tym, za co się uważa, jeśli nie żyłby w istocie wiarą w Jezusa Chrystusa, tą wiarą wyznaną przez Piotra Apostoła na drodze do Cezarei, nie czekalibyśmy na moment, w którym rozczarowałby nas na ludzki sposób, aby się od niego odłączyć. Bowiem nawet wszystkie ludzkie dobrodziejstwa i wspaniałości, całe bogactwo jego historii i wszystkie obietnice na przyszłość nie mogłyby zrekompensować straszliwej pustki, jaka wytworzyłaby się w jego centrum. Wszystko to (choć taka hipoteza jest nie tylko fałszywa, ale z gruntu niemożliwa) byłoby tylko błyszczącą szatą kryjącą szalbierstwo, a nadzieja, którą Kościół wlewa w nasze serca, byłaby oszustwem. «W takim przypadku bylibyśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania». Bo jeśli Chrystus nie stanowi bogactwa Kościoła, ten Kościółjest nędzarzem, jeśli nie kwitnie w nim Duch Jezusa Chrystusa, pozostaje bezpłodny. Jego mury są w stanie ruiny, jeśli Jezus Chrystus nie jest ich Architektem i jeśli za cement tworzących go żywych kamieni nie służy Jego Duch. Pozbawiony jest urody, jeśli nie odzwierciedla jedynego piękna Oblicza Jezusa Chrystusa i jeśli nie jest Drzewem, zakorzenionym w Męce Jezusa Chrystusa. Nauka, którą Kościół się szczyci, jest fałszywa, podobnie jak i mądrość, która go zdobi, jeśli nie streszczają się obydwie w Jezusie Chrystusie. Trzyma nas Kościół w ciemnościach śmierci, jeśli jego światło nie jest «świa-tłem oświeconym», w całości pochodzącym od Jezusa Chrystusa. Cała nauka Kościoła jest kłamstwem, jeśli nie głosi Prawdy, którą jest Jezus Chrystus. Cała jego chwała jest próżna, jeśli nie wypływa ona z pokory Jezusa Chrystusa. Nawet samo imię Kościoła jest nam obce, jeśli natychmiast nie przywodzi nam na myśl jedynego Imienia danego ludziom dla ich zbawienia. Sam Kościółjest dla nas niczym, jeśli nie stanowi sakramentu, skutecznego znaku Jezusa Chrystusa.
* * *
Jedyną misją Kościoła jest uobecnianie ludziom Jezusa Chrystusa. Kościół ma Go głosić, pokazywać i dawać. Wszystko, co wykracza ponad to, jest znowu nadmiarem. Wiemy, że Kościół nie może uchylić się od tego posłannictwa. Jest bowiem teraz i zawsze będzie w całej prawdzie Kościołem Chrystusa: «Ja jestem z wami aż do skończenia świata». Tym, czym Kościół jest w swojej istocie, musi być także w swoich członkach. Musi być przez nas tym, czym jest dla nas. To przez nas Jezus Chrystus ma być dalej głoszony, to za naszym pośrednictwem ma dalej się ukazywać. Chodzi o coś więcej niż zobowiązanie, bowie a taka jest, można powiedzieć, organiczna konieczność. Czy jednak znajduje ona odbicie w faktach? Czy przez naszą posługę Kościół rzeczywiście głosi Jezusa Chrystusa?
Trzeba koniecznie zadać takie pytanie. Wraz z nim dostrzegamy wiele problemów związanych z porządkiem moralnym czy indywidualnymi zachowaniami. Powinno stać się ono dla nas nie tyle napomnieniem, co raczej zachętą do refleksji; ma nie tyle pobudzać do gorliwości, ile raczej tę gorliwość osłaniać przed zderzeniem z nowymi rafami. Chodzi o to, byśmy - nie lekceważąc złożoności ludzkich działań - kierowali nasze spojrzenie na istotę, w jej boskiej czystości i prostocie.
Księga Dziejów Apostolskich, która opowiada o początkach Kościoła, ukazuje jednocześnie, na każdej swej stronicy, że wszystkim głosi się Jezusa Chrystusa. Otwierają tę Księgę słowa zmartwychwstałego Pana skierowane do Jego uczniów: «Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi», a kończy obraz Pawła «głoszącego królestwo Boże i nauczającego o Panu Jezusie Chrystusie». Dwunastu codziennie chodziło w Jerozolimie do Świątyni lub do jakiegoś prywatnego domu «nauczać i głosić stale Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie». Wygnani ze świętego miasta i rozproszeni po świecie, pierwsi chrześcijanie natychmiast szeroko rozprzestrzenili «Słowo». Kiedy diakon Filip spotyka w drodze z Jerozolimy do Gazy człowieka dobrej woli, czytającego bez zrozumienia Proroka Izajasza, udziela mu wyjaśnień, głosząc jednocześnie Jezusa. Podobnie bracia z Cypru i z Cyreny, po przybyciu do Antiochii, starają się przede wszystkim głosić swemu otoczeniu Pana Jezusa. W Tessalonice, natychmiast po wejściu do Synagogi, czyni to samo Paweł i Sylas. Paweł pisze do Koryntian: «Nie głosimy bowiem siebie samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana, a nas - jako sługi wasze przez Jezusa». Cały rodzący się Kościół działa i mówi «w imię Jezusa Chrystusa»; przy każdej okazji czyni to, co uczynili aniołowie z betlejemskiej nocy: zwiastuje «całemu ludowi radość wiel-ką», bo narodził się Zbawiciel, a tym Zbawicielem jest Chrystus Jezus.
Być może, mamy tyle samo gorliwości, co ci pierwsi głosiciele. Być może, jesteśmy nawet bardziej od nich ruchliwi i bogaci w pomysły. Ale czy nasze orędzie zachowało czystość ich orędzia? Czy nasze świadectwo jest zawsze w tym samym stopniu «według wzoru Ewangelii Chrystusowej))? Aktywna i szczera gorliwość może czasami nie być w takim samym stopniu oświecona lub wolna wobec ludzkich zamysłów. Wiara, będąca jej źródłem, może czasami nie być dostatecznie czysta. Nawet jeżeli przyjmiemy, że wprowadzane przez nas nowe formy aktywności są konieczne, możemy zaraz zadać sobie pytanie, czy ich niemożliwe do opanowania zwielokrotnienie nie tworzy pułapek czyhających właśnie na naszą gorliwość?
Nie ulega wątpliwości, że apologetyka jest konieczna; że trzeba popierać sprawę katolicyzmu, nadawać formy organizacyjne rzeszom wiernych i obejmować je opieką. Trzeba inicjować, a potem kontynuować wszelkiego rodzaju dzieła, z których każde jest na swój sposób konieczne. Trzeba poznawać, a potem chrystianizo-wać technikę. Jak wiele jest przeszkód, które należy pokonać, punktów, które trzeba wytyczyć, i walk, które trzeba stoczyć! Iloma organizmami trzeba pokierować!
Trudno nawet wyliczyć teoretyczne i praktyczne problemy - prawne, naukowe, polityczne, ekonomiczne i finansowe; wszystkie wymagająpilnej uwagi. Wszelkiego rodzaju specjalistyczne zadania wymagają kompetencji oraz cichych, ale i czasami spektakularnych poświęceń. Każde działanie rozwija się i sprzyja innym działaniom, tworząc kolejne ogniwa długiego łańcucha. Co więcej - zawsze trzeba tu brać pod uwagę różne mentalności, opóźnienia jednych, uprzedzenia drugich; trzeba uwzględniać drażliwość i uprawnione może niekiedy interesy jednych, a drugich cierpliwie zachęcać do zbliżenia. Nie wolno niczego przyspieszać ani przytłumiać, nie wolno całkowicie lekceważyć strony reprezentacyjnej czy propagandowej. Może nawet wypada liczyć się z protekcjami. Trzeba jeszcze wnikać wszędzie w życie społeczne, narodowe i międzynarodowe, utrzymywać oficjalne stosunki...
«Wszystko to», oczywiście, czynione jest «dla Ewangelii)). Wszystko to ma w ostatecznym rozrachunku prowadzić do królestwa Bożego - ale jakże okrężnymi drogami! Wszystko to nakierowane jest ku temu samemu i niewątpliwie chwalebnemu celowi, ale prowadzące do niego środki jakże mało są jednorodne! Takie działania mieszczą się w logice ludzkiej kondycji i nie można ich po prostu wykluczyć w imię «czystej» ewangeliczności, która nigdy nie jest w pełni wierna Ewangelii, a może się stać dezercją. Nie dajmy więc tutaj zbyt łatwego przystępu lekceważeniu, troszczmy się o dobry porządek we wszystkich sprawach, nie odrzucajmy zasad zdrowego rozsądku ani konkretnych wymogów miłości. Przyjmujmy i wspomagajmy to wszystko, co gorliwość zaleca jako odpowiedź na sytuację, bądźmy "otwarci na wszelkie formy działań, które czynią wszędzie obecnym Kościół. Nie zmienia to faktu, że z czasem rodzą się liczne pytania. Czy poprzez tak gęstą sieć udaje sięjeszcze przedostać zasadniczemu orędziu? Czy zgodnie z pewnym prawem, właściwym dla każdego porządku, po przekroczeniu jakiegoś punktu granicznego nie oddalamy się od pierwotnego celu, zamiast się do niego zbliżać? Czy przygotowywanie i organizowanie apostolatu oraz pełnienie jego pomocniczych służb zostawia nam zawsze czas i pozwala na dyspozycyjność niezbędną dla apostoła? Czy nie grozi nam zamknięcie się w jakimś zaczarowanym kole? Czy w efekcie nie odgradzamy się czasami od tych, do których nas posłano? Czy nie przytłumiamy albo nawet nie fałszujemy w nas samych ducha, którego mieliśmy ożywiać? Krótko mówiąc, czy Ewangelia jest zawsze dostatecznie głoszona?
Zdarza się, że przez nasze niezręczne posunięcia sam Kościół staje się w oczach ludzkich przeszkodą. Na podstawie doświadczenia i nauki wiary jesteśmy świadomi, że to właśnie w Kościele odbywa się spotkanie duszy i Chrystusa. I to skłania nas do głoszenia Kościoła. Tłumaczymy jego niezastąpioną rolę i umacniamy jego autorytet. Wysławiamy go tym bardziej, im bardziej wydaje się nam nieznany. Nie ma w tym żadnego wyrachowania i w zasadzie mamy po stokroć rację. Ale to natarczywe głoszenie może chybić celu. Przybiera ono czasami ton apologii, niemal roszczenia czy procesowania się, które odsłania zazwyczaj ukrytą słabość. Koncentrując się zanadto na Kościele, nie pokazujemy już w istocie jego prawdziwej rzeczywistości, która jest sakramentalnej natury. Mimowol ie zatrzymujemy spojrzenie na samym Kościele, stającym się dla tych, którzy nas słuchają a którzy nie żyją jeszcze jego tajemnicą, swego rodzaju nieprzeźroczystym obiektem. Kościół nie promienieje już wtedy swoją mistyczną przejrzystością. Rodzi to powszechnie dzielone wrażenie, że ludzie Kościoła głoszą samych siebie. W efekcie prowadzi to do rezerwy, zamknięcia się, a nawet nieufności, która jeszcze bardziej potęguje się wobec naszych nawoływań do zaufania, posłuszeństwa i synowskiego oddania. «Gdzie życie Kościoła wyczerpuje się w służbie sobie samemu - pisał Karl Barth -tam trąci martwotą». Z tą prawdą zgodzi się każdy katolik. Ale czy nie sprawiamy takiego właśnie wrażenia?
Można powiedzieć jeszcze więcej. Musimy mieć na uwadze zło świata i badać sterujące nim prądy, gdyż inaczej grozi nam, że nieświadomie będziemy z nimi paktować. Spośród tych prądów najsilniejszy jest obecnie immanentyzm. Atakuje on rzeczywistości wiary nie poprzez otwarte negowanie, ale stałe ich nadwątlanie, głosi możliwość zgłębiania i odkrywania ich ostatecznej prawdy poprzez ich interioryzację. Jego prawem jest prawo odwróconej sakramentalności. W systemie tym, odziedziczonym w istocie po Heglu i Comcie, a znajdującym dzisiaj szeroki oddźwięk, nie «zabija się» Boga, ale się Go «asymiluje», Bóg staje się symbolem człowieka, a człowiek Bożą prawdą. Kościół natomiast staje się wówczas tą Wielką Istotą, której kult przygotowuje u monoteistycznych dotąd ludów kult jedynej prawdziwej Wielkiej Istoty. Na konieczny okres przejściowy Kościół staje się zatem sakramentem Ludzkości. W ten sposób objawiłoby się to, co Augustę Comte nazywał «naszą tendencją zmierzającą do osiągania rzeczywistej jednolitości czcicieli i bytów czczonych)). Wedle tej interpretacji, aspirującej jednocześnie do miana filozofii historii, wzrastające w katolicyzmie zainteresowanie dogmatem o Kościele, po fazie ożywionych badań nad chrystologią i pokrewną mu mariologią, wskazywałoby na nowy etap regresu wiary w Boga i następny stopień w długim procesie immanentyzacji, mającym «doprowadzić w końcu do całkowitej eliminacji fikcyjnego bytu». Człowiek oswajałby się w ten sposób z odzyskaniem władzy nad samym sobą i przygotowywałby swoją własną apoteozę. Tą drogą - dodaje się dalej - «ostatecznie religia Boga uczynionego człowiekiem doprowadzi poprzez nieuniknioną dialektykę do antropologii)). Katolicyzm, rozwijając w dogmacie o Kościele dogmat o Wcieleniu, doprowadziłby więc do swojego ostatniego etapu, własnoręcznie przyczyniając się do likwidacji wszelkiej teologii. Kierowałby nas bowiem do wniosku, że religia była «fantastyczną realizacją ludzkiej istoty» i że musi być traktowana «jako symboliczny wyraz jedynego rzeczywistego dramatu społecznego i ludzkiego)).
Tego rodzaju schemat ewolucyjny, z pretensją do objawienia nam głębokiego sensu naszych wierzeń, jest z pewnością szaleństwem. Jednak nie protestujmy zbyt szybko, jakby nic podobnego nigdy nam nie zagrażało. Bowiem zadałyby nam zaraz kłam akcenty kładzione niemal wyłącznie na zdolności Kościoła do zapewniania społecznego porządku i doczesnego szczęścia, a także mgliste pojęcia o «ciele mistycznym)), mętny mistycyzm, upajający się takim Ciałem, w którym nie odróżnia się Głowy, czy też skryte urojenia o «ciągłości zachodzącej między Stwórcą a stworzeniem, Zbawcą a odkupionymi grzesznikami*. Czy tego rodzaju odchyleniem nie było klękanie w czasie śpiewu artykułu z Credo o Kościele, co pewien XV-wieczny doktor gwałtownie wypominał członkom soboru w Bazylei? Zresztą, nie łudźmy się, że dla uniknięcia niebezpieczeństwa wystarczy zawsze powtarzać stwierdzenia wiary w ich niezmiennej literze. Przesunięcie centrum zainteresowania może bowiem w niektórych przypadkach świadczyć o doktrynalnym zachwianiu i słabości, które są groźniejsze niż widoczne błędy, będące niekiedy niewinnymi językowymi potknięciami. Czy fakt, że żaden prawdziwy chrześcijanin nie posunie się do wyznawania «socjologicznego panteizmu» - oznacza, iż wszyscy w swych uczuciowych reakcjach i praktycznych zachowaniach będą zawsze skutecznie uzbrojeni przeciw tendencjom naszej epoki do wchłonięcia Boga przez ludzką wspólnotę? Nie należy przeceniać niebezpieczeństwa, ale dobrze jest je sobie uświadomić. Dbajmy więc zawsze o pokazywanie Kościoła, ale przede wszystkim o jego rozumienie z zachowaniem całej jego prawdy. W Kościele i poprzez Kościół starajmy się stale słuchać Tego, którego on głosi, wznośmy się aż do Tego, dla którego on istnieje.
Każdy z nas jest członkiem jedynego Ciała. Każdy z nas, na swoim skromnym miejscu, «jest» Kościołem. Przez każdego z nas Kościół ma głosić Ewangelię (wszelkiemu stworzeniu*. Ma roztaczać jej światło przed oczami każdego przychodzącego na ten świat człowieka: jak świecznik, który tylko utrzymuje pochodnię. W każdym z nas Kościół musi usunąć się na drugi plan przed swym Panem, musi być tylko palcem, który Go pokazuje, głosem, który przekazuje Jego Głos. Każdy z nas musi być, na swój sposób i wedle swej pozycji, «sługą Słowa*. «Pan niech będzie w moim sercu i na moich ustach, bym godnie i należycie głosił jego Ewangelię*. To pragnienie, wyrażane przez każdego kapłana w chwili kiedy podczas mszy przystępuje do odczytania Ewangelii, nie może pozostawać tylko rytualną formułą. Jeśli nie stanowi ono natchnienia dla naszego przepowiadania i dla naszych zadań spełnianych w Kościele, zasługujemy na sąd, jaki niesłusznie wydali Izraelici ganieni przez Jeremiasza: Prorocy są tylko wiatrem i brak w nich słowa Pańskiego! By «godnie i umiejętnie* głosić Ewangelię, musimy przede wszystkim pamiętać, że jesteśmy jej niegodni i że jej nie rozumiemy. Na to zawsze skazuje nas Ewangelia.
* * *
Ewangelii nie głosi się samymi ustami, ale przykładem własnego życia. Kościół pokazuje Chrystusa i roztacza Imię Jezusa jak woń pachnidła dzięki temu, że żyje jego Duchem. Chrześcijanie, o których opowiada nam księga Dziejów Apostolskich, nie byli wszyscy - w ścisłym tego słowa znaczeniu - apostołami. Wszyscy jednak - ponieważ stanowili Kościół, tworząc «jedno serce i jedną duszę* - przyczyniali się do rozpowszechniania płomienia nowego Ognia. Ta ich «braterska miłość* pozostała odtąd na zawsze najpiękniejszym świadectwem i najsilniejszą zachętą. «Wszyscy - powie święty Ignacy Antiocheński - stańcie do chóru, iżbyście zgodni i jednomyślni, nutę Bożą nucąc w jedności, jednym głosem przez Jezusa Chrystusa śpiewali Ojcu*. Jest to bez wątpienia aluzja do zgromadzeń liturgicznych, będących chyba w zamyśle wielkiego biskupa jednocześnie symbolem innego, bardziej wewnętrznego i jednocześnie szerszego chóru jednomyślnej miłości. «Ciebie poprzez okrąg ziemi wielbi święta pieśń Kościoła*.
Nie sposób oprzeć się urokowi tego koncertu. W śpiewie budowany jest Boży Dom: cantando aedificatur, a «żywe kamienie* gromadzą się i układają wzywając się wzajemnie do radości:
Congaudentes jubiłemus
Harmoniae novum genus
concordi melodia;
Deponamus vetus onus,
Dulcisque resultet sonus
ex nostra concordia! Miłość wykracza poza wspólnotę i rozprzestrzenia się na zewnątrz. Pragnie «śpie-wać wraz z całą ziemią*. Uprzedzając każde wezwanie, czuła na wszelkie ubóstwo, otwiera ramiona ku ludziom, którzy «siedzą w cieniu śmierci*, a oni zaś, obudzeni dźwiękiem liry, podnoszą się, by iść na jej spotkanie... Jezus, poprzez swój Kościół, jest zawsze nowym Orfeuszem. Rozlewając na swoich własną wielkanocną radość, która uzewnętrznia się jako «nowa harmonia*, daje im jednocześnie tę cudowną moc, «że wszyscy, którzy ich oglądają, mają ochotę śpiewać*. Wydzierając ich zniszczeniu zła i lęku, przywołuje na ich usta tę zawsze nową pieśń, która głosi wszystkim ludziom, jak bardzo Jego jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie. Ich dzieła zapalają wśród nocy ziemskiego życia pogodne światło i pokrywają ożywczą rosą jałowość pustyni. Jak mawiał święty Grzegorz z Nyssy, kiedy chrześcijańska wspólnota zachowuje wierność Temu, który ją gromadzi i wśród niej zamieszkuje, wszyscy mogą poprzez Oblubienicę kontemplować piękno Oblubieńca i podziwiać to, co pozostaje nieprzeniknione dla wszelkiego stworzenia. Albowiem, jak mówi nam święty Jan, nikt nigdy nie widział Boga, ani nie może Go zobaczyć; ale, wedle świadectwa świętego Pawła, Bóg uczynił z Kościoła swoje Ciało, które buduje się w miłości. Na obliczu Kościoła Bóg umieszcza odblask swego piękna. Dzięki temu przyjaciele Oblubieńca wznoszą się przez Kościół aż do Niewidzialnego, i podobnie jak oczy nie mogą wprost patrzeć na słoneczną kulę, ale widząjej odbicie w zwierciadle wody, tak samo, patrząc na oblicze Kościoła, oczy duszy kontemplują, jak w gładkim zwierciadle, Słońce Sprawiedliwości.
W tym leży wielka siła świadectwa Kościoła. Na tym zasadza się jego triumf, który zbyt często skłonni jesteśmy pojmować w kategoriach doczesnych. A chodzi o triumf odnoszony przez Kościół w Duchu, kiedy sam poddaje się Jego tchnieniu. Chodzi o chwałę promieniującą z Kościoła, kiedy ukazuje się jak «Niewiasta obleczona w Słońce*.
Niestety, ten triumf nigdy nie jest całkowity, a chwała nie zawsze się objawia. Wprost przeciwnie - oczu ludzi obserwujących nas z zewnątrz wcale nie poraża piękno oszpeconego przez nasze postępki Oblicza, czy też blask «tej ziemi gorejącej miłością», jakąpowinna być każda chrześcijańska wspólnota! Powtórzmy za Bos-suetem te dosadne słowa:
O jakże godna potępienia jest niewierność tych, którzy chełpią się mianem chrześcijan! Chrześcijanie sami się unicestwiają; cały Kościół oblany jest krwią swych dzieci, masakrowanych przez inne jego potomstwo. Z nieprzejednanej nienawiści rozszarpujemy jedni drugich w tych samych miastach, domach, pod tymi samymi dachami, jak gdyby naszego bezlitosnego okrucieństwa nie mogły nasycić nieprzeliczone wojny i rzezie. Każdego dnia wołamy o pokój i sami wszczynamy wojnę. Tak dalece zapomnieliśmy o Ewangelii, która jest dziedziną pokoju!... Przez nasze niesnaski oddajemy władzę diabłu - twórcy niezgody - i wypędzamy Ducha pokoju, to znaczy Ducha Bożego. Jeśli chciałeś, Zbawco mój, aby święta zgoda wiernych była znakiem twojego przyjścia, to współcześni chrześcijanie w istocie gromko ogłaszają, że nie posłał Cię Ojciec, Ewangelia jest urojeniem, a wszystkie Twoje tajemnice są tyleż warte co bajki?
Tak, Poganie są doprawdy nadto usprawiedliwieni, bo czasami wcale nie słyszeli tego radosnego śpiewu «nowego człowieka», który powinni podejmować wszyscy «odnowieni w Chrystusie», «katolickie latorośle». Są usprawiedliwieni, bo nie wyczytali w naszych sercach tego «radosnego pokoju», jaki przynosi z sobą Zmartwychwstały i nie napotkali wśród nas tej «Muzy Radości mieszkającej pod namiotami sprawiedliwych». Są usprawiedliwieni, bo nie dojrzeli, jak we wszystkich miejscach, gdzie ludzie szczycą się mianem katolików, rozkwita «wiosna ducha, wiosna dla dusz», a świat pokrywa się kwiatami na wzór nowego raju. Są usprawiedliwieni, bo patrząc na nasze życie, nie pojęli, jak bardzo katolickie posłuszeństwo leży u źródła tej wyższej wolności, zapewniającej jedność. Jakże mogliby podejrzewać, że Kościół rzeczywiście uwiecznia na ziemi dzieło Syna Bożego, który przyszedł na świat, by uwolnić rodzaj ludzki od gnębiących go demonów, jeśli nasze postępowanie nie unaocznia im w myśl «nowych obyczajów Ewangelii», że skończyła się «dawna niewola» i «wszystko zostało odnowio-ne»? Jakże mogliby uwierzyć, że Chrystus zmartwychwstały żyje ciągle w swoim Kościele, jeśli my nie poświadczamy wobec nich, że jest On naprawdę «naszą Paschą», że istotnie wyrzucił z nas «stary kwas» i że karmi nas «przaśnym chlebem czystości i prawdy»? Jakże mogliby spostrzec w chrześcijańskiej wspólnocie przekazicielkę zbawczego posłania, jeśli widzą, że zachowuje się ona jak jakaś partia, sekta lub klan, a jej oschłość, zarozumiałość czy wewnętrzne podziały przedstawiają im straszliwe widowisko katolicyzmu bez duszy? Jakże mogliby zostać przyciągnięci przez ludzi, którzy głosząc swoje uczestnictwo w Duchu Świętym, ciągle wieszają na krzyżu Tego, który wedle ich słów stanowi przedmiot ich uwielbienia? Mimo świadectwa naszych ust pozostają sceptyczni, i wszystko w nich zdaje się mówić: Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także słowa Jego. Jakże wreszcie mogliby uwierzyć w Oblubieńca, jeśli świadectwo naszego życia kazałoby im przypuszczać, że Oblubienica jest bezpłodna?
To zatem z naszej winy Kościół ograniczać się musi do obronnego cofania się. To z naszej winy, dusze pełne dobrej woli, poszukujące jeszcze podświadomie Chrystusa, mogłyby podjąć skargę z Pieśni nad pieśniami: «Obeszłam miasto, szukałam Go wśród ulic i placów, ale Go nie znalazłam)). Co więcej, widać, jak wokół świętego miasta, a nawet w samym jego łonie powstają anarchiczne porywy. Każda epoka oglądała ich narodziny. Pod koniec XVIII wieku, na przykład, mistyczne wrzenie, będące odpowiedzią na suchy i powierzchowny racjonalizm poprzedniego pokolenia: zamiast doprowadzać dusze do wiary wielkiej wspólnoty chrześcijańskiej, najczęściej sprowadzało je na manowce sekt «oświeconych». W tym smutnym okresie wiele symptomów kazało wierzyć ludziom, że - jak to napisał Claude de Saint-Martin - kapłani «zapomnieli hasła» i nie znają już «tajemnic królestwa Bo-żego»! Innym, jeszcze smutniejszym zjawiskiem jest odłączanie się małych grup, ogarniętych duchową gorączką. Potępiają one całkowicie - ich zdaniem - ziemski Kościół, nie żywiąjuż nadziei na otrzymanie z jego rąk chleb, którego łaknęły, i wyrzucają mu zapomnienie o swoim Zbawcy. Odstąpili, powodowani być może nie tylko dziecinnymi złudzeniami, ale także prawością, dobrą wolą, miłością Chrystusa i Jego Ewangelii. Mogą z powodzeniem ujawniać wiele naszych nadużyć, ociężałości, niekonsekwencji, nawet skandali. W tak wielkim ciele bowiem zawsze można było zebrać pokaźny ich pokos. Te same grupy nie dostrzegająjednakowoż, że przy całym ich zapale i przy całym bagażu owych zarzutów zachowują się jak pasożyty: funkcjonują tylko dzięki wielkiemu Kościołowi i żyją- nie wiadomo jak długo jeszcze - z zachowanych przez Kościół kapitałów, a jednocześnie są już stracone dla wielkiego wspólnego dzieła i Świadectwa. Oby jednak nasza własna wierność nie stała się faryzejska! Musimy przyznać, że zbłądzenie, o którym tu mowa, może wynikać z potrzeby kompensacji i w pewien sposób świadczyć o naszej gnuśności. Skutki tych zbłądzeń zazwyczaj szybko obnażają tkwiący u ich podstaw błąd. Nie upoważnia nas to jednak do dalszego barykadowania się w twierdzy naszej lojalności. Powinniśmy raczej zastosować do siebie słowa Naszego Pana: «Biada temu, kto powoduje zgorszenie!)) Tak, biada temu, który wygania na zewnątrz swego brata!
Ale na sam Kościół podobne błądzenia nie mają wpływu. Człowiek może nie dotrzymać zobowiązań wobec Ducha Świętego: Duch Święty nigdy nie uczyni tego w stosunku do Kościoła. Nawet najgorsze nasze niewierności nie oddzielą nigdy Kościoła od Bożej miłości, która jest w Jezusie Chrystusie. Przez swoje świadectwo, jak i przez niewyzbywalne prawa na zawsze pozostanie on Sakramentem Jezusa Chrystusa i zawsze będzie uobecniał nam Go w prawdzie. Za pośrednictwem najlepszych swoich dzieci będzie zawsze odzwierciedlał Jego chwałę. Kiedy wydaje się nam, że Kościół zaczyna zdradzać objawy zmęczenia - niewidoczne dla oka kiełkowanie przygotowuje mu nową wiosnę i mimo piętrzonych przez nas przeszkód «zawsze rodzić się będą święci»" (Henri de Lubac SJ, Medytacje o Kościele, Wyd. WAM, Kraków 1997. W tekście pominięto wszystkie przypisy).
Wiara Kościoła
My, chrześcijanie, wierzymy, że Kościół został założony przez Pana Jezusa po to, aby niósł światu dobrą nowinę o zbawieniu, o nastaniu czasów obiecanego przez Boga królestwa Bożego. O wypełnieniu się obietnic Boga, nadejściu królestwa Bożego Jezus mówił w przypowieściach (por. Mk 4, 1-34; Mt 13, 1-52). Tłumaczył, że królestwo Boże przychodzi do ludzi i rozwija się powoli. Przyrównał je do ziarna, które wrzucone ziemię dopiero po jakimś czasie wyrasta i przynosi owoce.
| ....
Jezus i Apostołowie - fragment mozaik weneckich we wczasnochrześcijańskiej bazylice w Poreću
Kościół opiera sens swego działania na otrzymanym od Jezusa poleceniu' Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kio uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16, 15-16).
Głoszenie Ewangelii oparte jest na wierze, o której tak pisał do chrześcijan w Koryncie Apostoł Paweł:
Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którąście przyjęli i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem... Chyba żebyście uwierzyli na próżno. Przekazałem wam na początku to, co przejąłem; że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie (1 Kor 15, 1-8).
Wiarą w Zmartwychwstałego żyli Apostołowie. Za tę wiarę wielu chrześcijan oddało swoje życie, byli prześladowani. Tą wiarą żyje i ją głosi także Kościół współczesny wypełniając powierzone mu przez Jezusa posłannictwo głoszenia całemu światu Ewangelii zbawienia. W ten sposób *spólnota wierzących, Kościół, staje się faktycznym sługą Chrystusa i sza-arzem tajemnic Bożych (por. 1 Kor 4, 1). A czyniąc to - za pośrednic-tWern konkretnych ludzi i widzialnych znaków (sakramentów) - wskazuje 2e nie jest czymś nieokreślonym i mętnym, ale wspólnotą mającą swój ^y^ar materialny i odpowiadającą w ten sposób na religijne potrzeby człowieka.
Po co istnieje Kościół? Wymień przynajmniej trzy cele jego istral
ma.
W jaki sposób odpowiesz tym, którzy twierdzą: „Chrystus TĄft Kościół NIE!"?
Boże wieczny i wszechmocny,
Ty zbierasz to, co jest rozproszone,
i czynisz jedność z tego, co zbierasz,
spójrz z miłością na Kościół Twojego Syna.
Prosimy Cię, zjednocz w całości wiary
i przez więź miłości wszystkich ludzi,
których jeden chrzest poświęcił
w Chrystusie, Panu naszym.
Boże, który kochasz ludzi, prosimy Cię,
trzymaj nas w mocy Twojego Ducha!
Odpowiadając wierniej naszemu powołaniu,
damy świadectwo prawdzie
i będziemy mogli odnaleźć z ufnością jedność wierzących w pokoju Twojego Syna, fezusa Chrystusa, naszego Pana i Zbawicieła.
Panie, ożyw Twój Kościół tchnieniem Ducha Świętego.
Niech postępuje naprzód w miłości Prawdy
i niech pracuje sercem hojnym
nad zjednoczeniem wszystkich chrześcijan w Chrystusie, Panu naszym.
Ukaż nam, Panie, jak bardzo nas miłujesz,
a mocą Twojego Ducha zhłiż do siebie
chrześcijan rozłączonych.
Niech Twój Kościół ukaże się jasno
fako Twój znak wśród świata,
a świat pociągnięty jego światłością
niech uwierzy w fezusa posłanego przez Ciebie,
w Chrystusa, naszego Pana i Zbawicieła.
Modlitwa z Taize
Jezus Chrysłus obecny w Kościele
W poprzednich katechezach rozważałeś(-aś), że Kościół jest nie rylko rzeczywistością poznawaną zmysłami. Jego naturę odkrywa też wiara. Dzięki niej poza istnieniem w Kościele elementu ludzkiego możemy dostrzec też wymiar boski. Właśnie godzenie obu tych rzeczywistości stanowi dla wielu ludzi bardzo poważny problem. Jak zatem jest z tym boskim wymiarem Kościoła?
Dla wielu ludzi te szczytne słowa o roli Kościoła wydają się pustymi słowami w konfrontacji z obserwacjami życia poszczególnych chrześcijan. Wielu nie potrafi sobie wyobrazić, aby ludzie nawet najbardziej szlachetni - nie mówiąc już o tych zagubionych, niszczo-
15. Po co Kościół?
71
70
/// „ Oto Ja jestem z Miami..
15. Po co Kościół?
8
70
/// „ Oto Ja jestem z Miami..
• wszyscy rozumieją potrzebę istnienia Kościoła. Wielu ludzi (na-^1 erzących) chciałoby swą wiarę przeżywać w samotności, indywi-
vVCt e Wprawdzie deklarują się jako chrześcijanie, ale - jak twierdzą -
dua'nl^rzekują żadnych pośredników w swoich kontaktach z Bogiem.
Ilie.P, : z ankiet na ten temat czytamy: „Nigdy nie przejmowałam się wami Kościoła. Uważam go bowiem za organizm nie związany z ży-
^"ni zamknięty w sobie. Wierzę w Chrystusa i to mi wystarcza".
Po co Kościół?