Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
Barbara Rosiek
JAK PTAK PRZYTWIERDZONY DO SKAŁY
Danu ś ce Marczak
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
DROGI MIECZYSŁAWIE
To mój kolejny tomik.
Co mogę więcej napisać -
czekam na druk. Ufam, że go wydasz.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Ruda Małpa - Barbara Rosiek
4
jestem głodna przerażająco spragniona cała w gorączce
nie podchodź
wydzielam jad tak zwanego życia
jestem nieokreślona bez uśmiechu
włosy nie myte od miesiąca nie modlę się już zapomniałam twarzy Boga jestem pierwsza
requiem wydzieram z ust twoich
5
być może choruję
jak bardzo potrzeba życia kiedy pragnie się miłości
nie ma miłości kochanek nie przyszedł
brakuje snu marzeń zaschło w gardle
kot umiera
przytul mnie Panie Boże najlepiej na godzinę
przed śmiercią
6
ONA cicho gładzie głowę na poduszce
obłaskawiam ją
jak bezpańskiego kota
mruczy ociera się
jest bliska
i coraz bliżej
jej wołanie we mnie
7
Z tęsknotą
witam nowy dzień
ocieram się o przestrzeń pokoju niby żebrak
nie ma się na życie
nie potrafię policzyć drżących palców u dłoni
a dzień starzeje się od północy
8
mija dzień za dniem stawiam kolejne kroki jak dziecko w lęku przed upadkiem
a może trzeba się unurzać i powstać
z popiołów otrząsnąć się wypić zbyt wiele wódki sięgnąć dna
to ja - wieczne dziecko z raną w boku
śpiewam poranny hymn
9
niebo się zachmurzyło boję się letniej burzy
ale potrafię już łapać błyskawice
i uziemiać je w wynajętym pokoju
10
przyglądam się życiu
i nie dowierzam że istnieję Bóg czuwa nad upadłymi aniołami czasami gniewnie wydaje rozkazy nie sprzeciwiam się boskiej woli
za bardzo kocham
ta druga czeka na swoją kolej
Bóg jest sprawiedliwy także dla szaleńców
11
Śmierć co rano
jest przyjazna przejmująco łagodna
żyję
uśmiecham się jak
do starej przyjaciółki
udało się przeżyć noc
dzięki dotykowi ciepłego ciała w łożu
oboje wiemy że Bóg czuwa śmierć jest bardzo zapracowana lecz ma czas na krótką rozmowę wiem że kiedyś nas ukołysze lecz nie będę tego wiedziała
12
koniec oddalił się zdradziecko zmieniając datę do nieskończoności
nie przeniknę przez światło w tunelu nie ma przewodnika
może bezkrwawo
prześlizgnę się do twego wnętrza jednym skokiem zajmę miejsce w pobliżu serca
i szeptać mogę Bogu codziennie modlitwę o ocaleniu
13
Ciało bez dotyku obumiera za życia
jak stare drzewo
od środka martwieje
soki życia czysta krew zastygają w wyczekiwaniu
dlatego pragnę cię w dojrzałej skórze bezdzietna
piersi... rozbieram wczorajszy dzień
14
przyglądam się życiu
co za potęga reinkarnacji jeśli wierzysz
ja nie Panie Boże
biorę leki
wiesz te od psychiatry którego kocham
bo niszczy lęk
przysypiam
sen się panoszy na jawie przyglądam się przychodzisz nieustępliwy
i mówisz że samobójstwo... jeżeli nie zostanę twoją żoną
jestem odarta z przeszłości
naga mysz łatwy łup kocura
15
przytul
chłodną dłoń połóż na policzku łagodnie
odpowiem na uścisk
jak niepodobna jest odkryta tęsknota do twojej
16
odkąd ciebie nie ma nie widzę naszej drogi
oświetlonej tęczy po burzy i konie w galopie nie pędzą byłeś życiem
przerwanym w pół drogi powróciłam na niewierny szlak zdradzam cię
jestem żywą kobietą która walczy
o każdy dzień
17
mam tę przewagę
nad szalonymi poetami że jeszcze żyję
i nie interesuje mnie kto będzie
i mogę opisać kres nakarmić bezdomnego kota który także szuka pieszczoty
jest i wspomnienie i miłość
i pogarda wrogów i zmiłowanie pańskie
dzień mija
na utarczkach z Bogiem
18
odkąd ciebie nie ma
na polnych przestworzach i łąkach konie są zdumione
i nie chcą galopować
i wiatr wieje w oczy kurzem z pól makowych
nie wiem co mam powiedzieć rozkwita w sercu uczucie
jak bezdomny piach
odkąd ciebie nie ma
płonę żywą czerwienią lata
19
codzienny niepokój kładzie cień na powiekach
jakbym spała
nie dostrzegam jawy upalnego lata
czytam mądre księgi filozofia psychologia literatura historia nie ma ciebie tutaj
w okruchach miłości jest Chrystus
20
to takie proste zatrzymać czas
jak półbóg czy szaman i odchodzi się lekko bez tęsknoty
bez nadziei a może być może z nią
tam jest lepszy świat głoszą prorocy
ale nieznany
kiedy przechodzisz na drugą stronę
czeka przewodnik w anielskiej poświacie
wita
odbiera ciało
21
odkąd odjechałeś nie wiem
nic nie wiem
jak dotknąć bólu który rozrasta się jabłonią w ogrodzie
mocnymi korzeniami wzrasta
nie myślę czuję że nieobecność
jest jak bezradne dziecko
coraz głębiej zapadam się
w bezimienną ziemi
22
dzień ma smak gorzkiej kawy
wargami próbuję rozwikłać problem ludzi których zabrakło
zaciskam cichutko pięści wypijam łyk wbrew sobie i minuty
spadają do wnętrza zagubionej duszy
23
czas drażni
mogę przystanąć nie potrafię
powstrzymać niespokojnych dłoni
wiem już tak wiele i nadal
nie wierzę w przeszłość
oto życie przepaść między jawą a snem
24
mówią że przegrałam więc moim wrogom zamykam usta wierszem
jestem jak bezradne dziecko wspomnienia
- największy skarb a przecież dzień jeszcze przede mną i babie lato
złoci się w słońcu
25
Jestem blisko, na wyciągnięcie dłoni. Czy czujesz ciepło, które się przybliża z oddalenia? Czy dotykasz samotności tak niechcianej.
Wieczór jest niedokończony. Rekwizyty, drobiazgi, rozpamiętywania. Nie, nie powrócę do szklanej kuli. Mam sen i wichury jak ptak przytwierdzony do skały.
26
czy nie opuszczasz mnie
nie zwodzisz że jesteś blisko zasłaniasz się
sprawami do rozwiązania jak napiętym scenariuszem
być może i ja nie oczekuję na pękniętej strunie
odbijając dźwięk
tańczę
to rytuał
krztuszę się
wbijam nóż na odległość
27
TO, co między nami odległe, zaplątane w czasie, chowa się.
Dotykam cię listami, wierszem to za mało zaledwie
skrawek nieba
- odgadywać wciąż od nowa
To, co między nami tak ulotne, gubi się
bez pocałunków, zwierzeń nocą bez twego protestu
przed samotnym rajem
28
czekam na list
z imieniem wspartym o kruchość papieru
przyjedziesz zatroskany
z sercem płochliwym i mocnym
najpierw list
zaskoczy samotnością uderzy żarliwością słów
potem ty
zastukasz o świcie do okna
29
tęsknię
w lecie nasyconym pocałunkami
przypominam sobie step i konie
w galopie biegliśmy razem po przestrzeń nocy
a nocą
zloty księżyc rozcinał twarz błyskiem w oczach
30
boję się
że nie doczekam świtu momentu kiedy
słońce rodzi ciepło dla planety
boję się
że nie zobaczę jasności horyzontu
nie odetchnę
w następnym kroku
31
po tamtej stronie cienie nie było przewodnika
oparłam się o pętlę straciłam oddech
po tej stronie niewiedzy ujrzałam prawdę
nie pragnęłam tęsknota jest nadzieją
32
miłość
przychodzi wieczorem i śpiewnym głosem poprzez wicher
we kiwi odciska piętno pospiesznie ścinam róże na twój przyjazd
przeganiasz jęk rosnącej burzy
33
poranny niepokój serce kurczy się
zapisuję dzień zapisuję ciemność
niekiedy list od ciebie rozświetla
wędruję zagubiona dusza
w ogniu samotności
34
rok darowanego życia przybliża światu wciąż rozmyślam
ile utraciłam
ile skrytych myśli
zamknęłam w ustach upiorów
35
nie potrafię odejść kiedy ciemna miłość zalewa twarz jak księżyc
pod powiekami widzę skoszone trawy ruiny spalonych drzew
nie potrafię powiedzieć żegnaj przyjacielu kiedy każde
drgnienie serca przypomina
że istniejsz
36
Tadeuszowi
spotkałam cię
w nieprawdopodobieństwie zanurzyłam głęboko ciało wyprostowałam się
nie pragnąłeś tego jesteś wyrocznią
dlatego tak łatwo rozszyfrujesz ludzi
37
ostatnie dni
nacierają dusznym powietrzem jakby przeszłość
toczyła kamień
filozof mówi - nie ma przeznaczenia
uginam kolana modlę się
nie czekam na powrót nie czekam na nadzieję
38
cichy poranek bez ciebie muzyka zaciera ślady jakbym podróżowała
w głąb ziemi
piekło jest we mnie
z Bogiem się układam o jeden skrawek nieba
39
rano się zdumiewam że jeszcze oddycham
wszystko pozornie jest znajome martwe sprzęty
widok za oknem
glos ptaka na drzewie rano wyruszam w drogę od nowa marznę
od nowa błądzę
z wiarą na kolejny sen
40
mam małe pudełko
w którym chowam listy te od ciebie i od Boga
litery zamazują się jakbym nie rozpoznawała czyja miłość powstrzymuje
przed obłędem
41
umieranie jest
codziennym przyzwyczajeniem odchodzą
- obrazy wiersze zagubione ptaki
zasypiam nie nocą
nie na wietrznej pustyni
jestem
42
Pętla już rozerwana, oddech ponownie wzbudzony ożywia serce. Nie potrafię przywrzeć rado- śnie do życia.
Niepewna z nadzieją na lot jak ptak przytwierdzony do skały.
43
gdzie i kiedy mam stanąć
by dotknąć oddechem raju
tutaj nie nadążam za śpiewem
nie buduję pośród zranionych drzew
w jaskini jest światło
i przepełnione wilgocią kamienie
stąd mogę odejść w ciszę nieba
44
w listopadowy wieczór kiedy nagie drzewa zaczynają swój śpiew w chłodnych konarach przystajesz
i w moje okna zaglądasz słyszę delikatne brzmienia jakby drzewo było we mnie a ty rzuciwszy ramiona przed siebie
zagarniasz tęsknotę
45
jesteś jesteś
dotykam ustami powiek dłonią się przechadzam po piersiach i pragnę
w światło wlać cień
w milczeniu
po samotnym dniu
z zapachem sennej twarzy smakuję cię
jak przekwitłą różę
46
Jesteś tchnieniem życia. W delikatnym dotyku
przekazujesz jego wartość. To tak jakby nieznajomy przechodzień obdarował nas uśmiechem.
Rozmawiamy ze sobą, szukamy znaczenia słów. I choć to
tylko słowa, jestem bliżej ciebie, bliżej życia.
47
Czasami tęsknię kiedy ziemia oddycha tu duszno
w małym pokoiku
być może tęsknota
jest wybranym drzewem pod którym zasiadasz
a jednak jestem
48
jestem zmęczona bardzo zmęczona powstawaniem słów
które nie ukoją dzieciństwa obolałego niecierpliwą duszą
wierzę że śmierć nie zaczyna się
od początku miłości tyle razy umierałam kochałam odchodziłam
że mogłabym zaskoczyć Boga
jestem jeszcze młoda i zbieram pocałunki od naiwnych poetów
i zaczarowanym źródłom powierzam szczęście
49
WIERSZE NOWE
Bożenie Annie Winch
jestem senna północ mija na przedmieściu jest przejmująca cisza
dalie mrugają w wazonie rozkwitają dla nas
może piąta rano nie śpię albo nikły półuśmiech Boga
że wierzę w tę nienażartą tęsknotę przeganiając wątpliwości
z dnia wczorajszego
że już nigdy cię nie zobaczę
50
zawsze odpowiadam na twoje wezwanie nie odchodź jeszcze noszę w swoim łonie
zarodek nowego życia moje serce plonie samotne ścielesz krwawe ścieżki
jakbyś szkło pod stopami trwonił
jestem cala w trwodze ta droga nie dla mnie Bóg obdarzył mnie
jedynie łaską codzienności więc tworzę wiersz dla ciebie panie jasności
51
Agacie jest jesień - jestem na wolności ostatnia niedziela razem
nie jestem zazdrosna - to dobry objaw w przyjaźni nie ma czułości
sam na sam z lękiem
noc bezsenna po prochach widzę ciebie jakby w oddali wielkie miasto i pustka
w sercu zakwitają
a wtedy Bóg pochyla się nad nami jak mądry ojciec
czuję jego obecność tutaj
Ty jesteś z Nim a ja niepokój kładę między strofami
52
jestem dumna
że Bóg obdarzył łaską pisania wierszy
lecz duma przemienia się
w pokorę z każdym zdaniem wybacz że czasami rozmawiam z ogoniastym byłam już dzieckiem Boga
i przy tym pozostanę wybrańcy nie muszą żyć krótko
53
sny to marzenia archetypy i wiara na zmianę stworzone przez Boga
czasami diabeł tłumaczy mylnie moją poezję
lecz nie obawiaj się czytelniku jestem córką Boga jak ty
miłość to ty i ja
spleciemy dłonie w tajemniczym uścisku i serca płoną jak głownie
w tajemnych podziemiach
zmartwychwstajemy nie obawiaj się cienia bogactwo już odkryte
- tylko miłość ma sens
54
mam czasem złudzenie że jestem obca czy inna
ptaki odlatują z mego ogrodu porażone samotnością
nie słyszą krzyku dzieci jedynie kot cicho zamiauczy
gwiazdy oświetlają ciemną stronę duszy
- wieczne pytanie kim jestem
chcę fruwać z niewidzialną czapką
i sekrety innych bezgłośnie poznawać
a to cechy Boga
strzeż mnie panie przed sobą.
55
Oczekiwanie to połowa życia
boję się utraty rodzącej się w bezlitosnej starości
może mnie Panie weźmiesz wcześniej będę pisała hymny dla aniołów
kiedyś tracimy wszelkie dobra ziemskie otrzymujemy dar wieczności
świat jest niewyczerpany w swoim geniuszu
- to obojętne gdzie się poruszamy jeżeli jest to droga prawdy
56
modlę się
chcę uchronić kruche życie przed przepaścią
niechaj Bóg prowadzi mnie za rękę jak strwożone dziecko
a przebiegłość moich wrogów nie skopie szatan w walce
jestem wybrana
ale to nic nie znaczy
tylko w miłości jest siła i prawda
57
morze jest darem dla duszy
w spienionych falach wynurzam się i zapadam niedaleko brzegu
żeby wszystko było takie proste
falowanie - czyż może być coś piękniejszego w życiu
odbijanie się od dna
- słyszeć krzyk rybitwy
to śnieżnobiały łabędź
ochrania mnie skrzydłami przed topielą
58