SKĄD BRAĆ TĘ ANIELSKĄ CIERPLIWOŚĆ?
Napisał EWA ROZKRUT
Cóż zrobić z dziećmi w czasie wakacji? To pytanie spędza sen z powiek wielu rodzicom. W ciągu roku oprócz lekcji w szkole są przewidziane różne zajęcia pozalekcyjne, jak tańce, nauka języków obcych, albo na gry na instrumencie wymieniać można w nieskończoność. A tu nagle pojawia się sporo wolnego czasu i zostajemy z dziećmi sam na sam. To prawdziwe wyzwanie, jeśli na co dzień w wychowaniu wspomagają nas wychowawcy, opiekunowie, czy dziadkowie.
Współczesny świat wyznacza szybki styl życia; nakłada dużo obowiązków, więc brakuje czasu na zwyczajne pobycie z dzieckiem; tak spokojne, jak w sytuacji, gdy nagle zgaśnie światło i przy zapalonych świecach zaczynamy opowiadać rodzinne historie. Takie chwile są niezwykłe i pozostają w sercach na zawsze.
Zaczęły się urlopy i rodzi się pytanie: jak dobrze wykorzystać ten czas, by nie czuć się zmęczonym i nie zużyć całej energii mało istotne sprawy, by starczyło nam cierpliwości?
Uzbrojona w takie mądrości, wyjechałam z dziećmi na wakacje. Zamierzałam dobrze je spędzić, zbliżyć się do dzieci, może poczytać książki, odpocząć na łonie natury i sprawić by wszelkie działania stały się harmonijne.
Znalazłam się w naprawdę pięknym miejscu, w Rościnnie (k. Skoków). Zamieszkałam w domu rekolekcyjnym, mieści się on w pałacu z dziewiętnastego wieku i otoczony jest ogromnym parkiem.
W pałacowej kaplicy znajduje się obraz Matki Bożej Łaskawej. Maria na rękach trzyma Jezusa z kłosami w dłoniach, to znak Eucharystii. Ołtarz pochodzi z początku dwudziestego wieku. Jednak najbardziej przemówiła do mnie sytuacja przedstawiona na obrazie.
Matka i Syn są blisko siebie, Ona przytula Jezusa, jednak na tyle dyskretnie, by mógł bez przeszkód obserwować otoczenie. Chłopiec jest szczęśliwy, nieskrępowany matczyną kontrolą i nadmierną opieką. Maryja na obrazie tuli Jezusa z ogromną czułością, tak jakby nie chciała uronić żadnej chwili. Miałam wrażenie, iż każdą minutę wspólnie spędzonego czasu zachowywała w swoim sercu, po to by móc się nimi cieszyć w przyszłości, przywołać je w tych latach życia, kiedy zagoszczą ból i łzy.
Postaci zostały na nim przedstawione naturalnie. Swoje dzieci również przytulałam w ten sposób. Czułam ich ciepło, zapach, radość i miłość bijącą z każdej komórki małego ciałka. Usiłowałam przypomnieć sobie to wszystko i to jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa. Uśmiechałam się do swoich wspomnień Nie potrafiłam odejść od obrazu, chętnie też do niego powracałam. Kontemplowanie obrazu dało mi wiele do myślenia.
W dwudziestym pierwszym wieku ludzie nie mają czasu na celebrowanie choćby najmniejszej chwili spędzonej ze swoimi bliskimi. Dlaczego poddajemy się takiemu stylowi życia? Czy na pewno tak powinno być?
Pałac i park to cudowne miejsca na upał, ale nie jedyne; odkryliśmy kolejne, małe jeziorko położone w lesie i wśród wzgórz. Na jego tafli spoczywały nenufary, nieopodal pływały nurki. Niewielką plażę porastała trawa, zejście do wody było szerokie, dno bezpieczne no i czystą wodę. Kąpielisko wydawało się przyjazne dzieciom, więc można było swobodnie się relaksować i pochłaniać uroki tej ziemi. To kolejny widok, który pragnę zatrzymać w pamięci, przyda się, by do niego powracać w chwilach chaosu.
Harmonia wypływająca z natury, skłoniła mnie do zastanowienia się nad sposobem, w jaki wychowujemy dzieci.
Czy zastanawialiście się, ile jesteście w stanie przekazać synom, córkom wiedzy o życiu, umiejętności odróżniania dobra od zła, czy podejmowania właściwych decyzji, albo dobrego komunikowania się z innymi ludźmi? Ile oni przyjmą z naszych nauk, na ile odsłonią swoje prawdziwe wnętrze a nie takie jakie chcielibyśmy widzieć, jakie akceptujemy?
Tak, tak; dzieci są dobrymi obserwatorami i doskonale wiedzą, jakie mamy oczekiwania względem nich. Potrafią się dostosować do pożądanego wizerunku. Dlaczego?
Choćby dla świętego spokoju.
Gdy relacje w domu są prawidłowe i rodzice dają poczucie bezpieczeństwa, to dzieci otwierają się, ponieważ wcale nie są wyrachowane, natomiast potrzebują stabilizacji, granic, w których mogą się poruszać, ochrony, warunków dla odkrywania świata i poznawania innych ludzi.
Z pewnością wielu z nas, rodziców żyje w przekonaniu, iż dobrze zna swojego syna, czy córkę i potrafi przewidzieć ich zachowanie w określonej sytuacji. Być może ma za sobą nawet studia pedagogiczne. Jednak sama wiedza nie uchroni nas, ani bliskich. Oczywiście stanowi nieocenioną pomoc w naszych kontaktach z innymi, ale nie powinna stać się fundamentem życia w rodzinie. Każdy człowiek stanowi tajemnicę, której jedynie część odsłania przed innymi, tyle ile sam chce. Naprawdę lepiej budować na miłości. Wówczas łatwiej zauważyć swoje błędy, racje dzieci, uznać wolność drugiego człowieka.
Zdarza się, że brakuje nam cierpliwości i przyspieszamy pewne decyzje dzieci, nie pozostawiamy im czasu na przemyślenie własnego postępowania; raczej oczekujemy natychmiastowego wyciągnięcia wniosków, które z resztą sami podsuwamy.
Ileż razy tak było? Pewnie trudno policzyć.
Nie uda się przecież naprawić „natychmiast” swoich błędów, albo w ogóle ich nie popełnić. Jednak my, rodzice chcemy uchronić dzieci przed kłopotami, które sami już przerabialiśmy. Czy na pewno stosując takie metody się to uda? Być może uzyskamy szybki efekt, dziecko posłucha, przyzna nam rację i wykona polecenie.
Taka reakcja nie zagwarantuje jednak trwałej, pożądanej zmiany. Raczej warto poczekać...
Skąd brać tę anielską cierpliwość?
Kiedyś w tej sprawie doradzała mi osoba, która sama nie miała potomstwa i usłyszałam „proszę się modlić o cierpliwość do dzieci”. Niestety aniołem nie zostałam a o cierpliwości mogłam tylko pomarzyć. Natomiast przy okazji odkryłam lepszą metodę uzbrajania się w tę cnotę.
Cierpliwość wypływa z wolności wewnętrznej. O co chodzi? Przecież wolność ma wiele definicji. Co trzeba robić?
Należy modlić się o uwolnienie wewnętrzne, właśnie tymi słowami. Powierzyć swoje życie Jezusowi, oddawać każde zadanie, które musimy wykonać. Kiedy? Podczas codziennej modlitwy osobistej, także przed Najświętszym Sakramentem i na Eucharystii. On doda sił, wyposaży w potrzebne umiejętności, wskaże co należy zrobić, z kim porozmawiać i na pewno będzie czuwać podczas rozmowy. Świadomość prowadzenia przez Syna Bożego daje pewność i poczucie ogromne bezpieczeństwa.
Z Nim trzeba się przyjaźnić, jakby wtulać w Jego ramiona. Miłość, którą nas napełni da siłę na co dzień, do znoszenia małych kłopotów oraz niewyobrażalnych trudności, pokaże jak żyć i jak godnie przetrwać. Na pierwsze owoce długo się nie czeka. Jednak o ten dar należy modlić się przez całe życie, natura ludzka jest grzeszna, więc łatwo zmarnować łaski podarowane przez Boga. Dodam jeszcze, że jak przyzwyczaimy się do spotkań z Jezusem, staną się one ważne i fascynujące, zaczniemy za nimi tęsknić.
Stosunki w rodzinie powinny się ustabilizować, nigdy nie pozostaniemy sami w kłopotach, będzie nas wspierał Jezus. Naprawdę powinniśmy w to uwierzyć, bowiem zbyt często liczymy na własne siły.
Ciekawa jestem, jak te przemyślenia wpłyną na moje relacje z innymi, zobaczymy.
Ewa Rozkrut