Carlos Castaneda
„NAUKI DON JUANA”
PRZEDMOWA
Ta ksika jest zarazem etnografi i alegori.
Carlos Castaneda - pod opiek don Juana - prowadzi nas poprzez ów moment zmierzchu, poprzez ow szczelin we wszechwiecie dzielc wiato dnia od mroku, w wiat nie tylko inny od naszego, lecz wyposaony w cakowicie odmienn struktur rzeczywistoci. W dotarciu do niej pomagaj mu mescalito, yerba del diablo i humito, czyli pejotl, bielu i grzyby. Nie jest to jednak opowie wycznie o doznanych halucynacjach, gdy podrónikowi przewodzi posugujcy si subtelnymi manipulacjami don Juan, on te swoimi interpretacjami nadaje sens wydarzeniom, których mamy sposobno dowiadczy za porednictwem ucznia owego czarownika.
Antropologia dowioda nam, e w rónych miejscach wiat bywa rónie definiowany. Nie chodzi tylko o to, e ludzie maj róne obyczaje, wierz w rónych bogów i rónie wyobraaj sobie swój los pomiertny. Rzecz raczej w tym, e wiaty rónych ludów przybieraj odmienne ksztaty. Rónice ujawniaj si na poziomie samych przesanek metafizycznych: przestrze nie odpowiada geometrii euklidesowej, czas nie tworzy pyncego w jednym kierunku kontinuum, zwizki przyczynowo-skutkowe nie odpowiadaj logice arystotelesowskiej, czowieka nie odrónia si od tego, co nie jest czowiekiem, a ycia od mierci, jak dzieje si to w naszym wiecie. Dowiadujemy si czego na temat ksztatu owych innych wiatów z logiki miejscowych jzyków oraz z utrwalonych przez antropologów mitów i ceremoniaów. Za spraw don Juana zamigota przed nami wiat czarownika z plemienia Yaqui, a poniewa ogldamy ów wiat pod dziaaniem substancji halucynogennych, realno naszego poznania róni si cakowicie od wspomnianych innych jego róde. Na tym polega szczególna warto mniejszej ksiki.
Castaneda twierdzi susznie, e wiat ów, pomimo wszelkich rónic natury percepcyjnej, ma wasn logik wewntrzn. Podj prób jej wyjanienia niejako od wewntrz - opierajc si na wasnych, bogatych i bardzo osobistych przeyciach z okresu, gdy pozostawa pod opiek don Juana - zamiast analizowa j w kategoriach naszej logiki. Jeli przedsiwzicie to nie zakoczyo si cakowitym powodzeniem, to tumaczy to trzeba nie tyle ograniczeniem natury osobistej, ile ograniczeniami, jakie na percepcj nakadaj nasza wasna kultura i nasz jzyk, mimo to udaje mu si przerzuci most pomidzy wiatem czarownika z plemienia Yaqui a naszym, midzy rzeczywistoci zwyczajn a niezwyk.
Kluczowe znaczenie wejcia w wiaty inne od naszego - a zatem kluczowe znaczenie samej antropologii - polega na tym, e nasz wasny wiat jest równie pewnym konstruktem kulturowym. Tote dowiadczajc rzeczywistoci innych wiatów, widzimy, czym jest nasz wasny wiat, dziki czemu moemy na mgnienie oka ujrze wiat rzeczywisty, czyli ten znajdujcy si pomidzy naszym konstruktem kulturowym a owymi innymi wiatami. Dlatego zarówno alegoria, jak i etnografia. Mdro i poezja don Juana oraz rzetelny kunszt i poezja jego skryby stwarzaj nam moliwo ujrzenia zarówno samych siebie, jak i rzeczywistoci. I tak jak w kadej prawdziwej alegorii, widzimy tyle, ile umiemy dostrzec, a to, co widzimy, nie wymaga egzegezy.
Carlos Castaneda zainicjowa swoje rozmowy z don Juanem jeszcze jako student antropologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Winnimy mu wdziczno za cierpliwo, odwag i przenikliwo, z jakimi podejmuje wyzwanie w postaci podwójnego terminowania i relacjonuje nam szczegóowo swoje dowiadczenia. W ksice tej demonstruje on podstawow umiejtno dobrego etnografa: zdolno wejcia w obcy wiat. Uwaam, e odnalaz ciek obdarzon sercem.
Walter Goidschmidt
Para mi solo recorrer los caminos que tienen
Corazón, qualquier camino que tenga corazón
Por ahiyo recorro, y la unica prueba que
Vale es atrauesar todo su largo. Y por ahi
Yo recorro mirando, mirando, sin aliento.
(Ja wdruj tylko po ciekach
obdarzonych sercem, po ciekach,
które mog mie serce. Po nich wdruj,
bo przemierzy je do koca to jedyne wyzwanie
warte podjcia. Oto którdy wdruj i patrz,
patrz z zapartym tchem.)
Don Juan
(...) mona spróbowa tylko tego, eby ustali pocztek i kierunek nigdy nie koczcej si drogi. Pretensje do jakiegokolwiek wyczerpujcego ujcia byyby co najmniej udzeniem samego siebie. Ucze moe osign tu doskonao jedynie w tym subiektywnym znaczeniu, e przekazuje wszystko, co tylko zdoa ujrze.
Georg Simmel
WPROWADZENIE
Bdc studentem antropologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, odbyem latem 1960 roku kilka wypraw na Poudniowy Zachód w celu zebrania informacji o rolinach leczniczych uywanych przez Indian zamieszkujcych te obszary. Wydarzenia tu przeze mnie opisywane rozpoczy si podczas jednej z tych wypraw. Czekaem w nadgranicznym miasteczku na autobus linii “Greyhound", rozmawiajc z koleg, który by moim przewodnikiem i pomocnikiem w prowadzonych przeze mnie badaniach. Raptem pochyli si on w moj stron i powiedzia szeptem, e biaowosy indiaski starzec siedzcy przed oknem jest znakomitym znawc rolin, przede wszystkim - pejotlu. Poprosiem koleg, eby pozna mnie z Indianinem.
Kolega pozdrowi go, a potem podszed do niego, by wymieni ucisk doni. Rozmawiali ze sob dusz chwil, po czym kolega da mi znak, bym do nich podszed, zaraz jednak pozostawi mnie sam na sam ze starcem, nie zadawszy sobie nawet trudu, eby nas ze sob pozna. Indianin bynajmniej nie wyglda na zakopotanego. Przedstawiem si, on za powiedzia, e nazywa si Juan, i spyta, czym moe mi suy. Zwracajc si do mnie, uywa hiszpaskich form grzecznociowych. Z mojej inicjatywy wymienilimy ucisk doni, po czym na pewien czas zamilklimy. W milczeniu tym nie byo napicia, tylko naturalny i odprony spokój. Na niadej twarzy i karku Indianina wida byo zmarszczki zdradzajce wiek, uderzyo mnie jednak, e ciao ma jdrne i muskularne.
Powiedziaem mu, e chciabym uzyska informacje o rolinach leczniczych. Mimo e byem niemal zupenym ignorantem w sprawach pejotlu, zaczem udawa, e wiem o nim mnóstwo, a nawet daem mu do zrozumienia, e mógby skorzysta na rozmowie ze mn. Nie przerywa mojej paplaniny, skin tylko powoli gow i spojrza na mnie bez sowa. Unikaem jego wzroku i skoczyo si na tym, e zapada pomidzy nami martwa cisza. Zdawao mi si, e upyno mnóstwo czasu, nim wreszcie don Juan powsta z miejsca i wyjrza przez okno. Nadjecha jego autobus. Poegna si ze mn i wyszed z poczekalni.
Byem podenerwowany tym, e plotem bzdury i e przejrzay mnie na wylot jego niesamowite oczy. Kolega, który wanie wróci, próbowa mnie pocieszy, widzc, e nie zdoaem si niczego dowiedzie od don Juana. Tumaczy, e ów starzec czsto milczy i zachowuje si z rezerw, ale niepokoju, jaki wywoao we mnie owo pierwsze spotkanie, nie dao si tak atwo usun.
Postanowiem ustali miejsce pobytu don Juana, póniej za odwiedziem go kilkakrotnie. Za kadym razem usiowaem go nakoni do poruszenia tematu pejotlu, ale bez skutku. Zaprzyjanilimy si jednak bardzo, moje badania naukowe poszy w kt, a w kadym razie skierowane zostay na tory nie majce nic wspólnego z moimi pierwotnymi zamierzeniami.
Kolega, który pozna mnie z don Juanem, powiedzia mi póniej, e ów starzec nie pochodzi z Arizony, gdzie si spotkalimy, lecz naley do Indian z plemienia Yaqui zamieszkujcych okolice Sonory w Meksyku.
Pocztkowo uznaem don Juana za czowieka do szczególnego rodzaju, doskonale znajcego si na pejotlu i mówicego niele po hiszpasku. Ale ludzie, którzy go znali, uwaali, e posiada on jak “tajemn wiedz" i e jest brujo. Ten hiszpaski wyraz oznacza czarownika, znachora, szamana. Uywa si go zasadniczo na oznaczenie osoby wyposaonej w niezwyke, zazwyczaj ze, moce.
Upyn cay rok naszej znajomoci, nim zaskarbiem sobie zaufanie don Juana. Pewnego dnia owiadczy mi, e rozporzdza pewn wiedz przekazan mu przez nauczyciela, którego nazwa swoim “dobroczyc"; nauczyciel ów kierowa nim w cigu swego rodzaju terminowania. Don Juan za postanowi mnie wybra na swego ucznia, ale ostrzeg, e bd musia gboko zaangaowa si w nauk, która potrwa dugo i bdzie uciliwa.
Mówic o swoim nauczycielu, don Juan uy sowa diablero. Dowiedziaem si póniej, e okrelenia tego uywaj tylko Indianie z Sonory. Odnosi si ono do czowieka uprawiajcego czarnoksistwo, który potrafi zamienia si w zwierzta: w ptaka, psa, kota lub jakiekolwiek inne stworzenie. Podczas jednej z mych wizyt w Sonarze zdarzya mi si rzecz niezwyka, dobrze ilustrujca stosunek Indian do diableros. Jechaem noc samochodem w towarzystwie dwóch zaprzyjanionych Indian; w pewnej chwili ujrzaem zwierz przypominajce wygldem psa, które przechodzio przez szos. Jeden z Indian powiedzia, e to nie pies, tylko wielki kojot. Zwolniem i zjechaem na pobocze, eby si lepiej przyjrze zwierzciu. Zatrzymao si jeszcze na kilka sekund w wietle przednich reflektorów, po czym pobiego w gb cha-parralu. By to z pewnoci kojot, ale dwa razy wikszy ni normalnie. Rozmawiajcy z wielkim przejciem Indianie stwierdzili zgodnie, e byo to bardzo niezwyke zwierz, a jeden z nich zasugerowa, e móg to by diablero. Postanowiem wykorzysta relacj o tym zdarzeniu do badania opinii zamieszkujcych te obszary Indian na temat istnienia diableros. Rozmawiaem z wieloma ludmi, którym opowiadaem t histori, a potem zadawaem pytania. Ponisze trzy rozmowy stanowi zapis ich reakcji.
- Mylisz, Choy, e to by kojot? - zapytaem modego mczyzn, gdy wysucha mojej opowieci.
- Kto wie? To musia by pies, bo zwierz byo za due jak na kojota.
- A czy to nie móg by diablero!
- Bzdura. Nie ma adnych diableros.
- Czemu tak mówisz, Choy?
- Ludzie maj bujn wyobrani. Zao si, e gdyby zapa zwierz, przekonaby si, e to pies. Miaem kiedy co do zaatwienia w innym miasteczku. Wstaem przed witem i osiodaem konia. Wyjedajc z osady, ujrzaem na drodze co jakby cie wielkiego zwierzcia. Ko stan dba i zrzuci mnie na ziemi. Ja te miaem stracha, ale okazao si, e to bya kobieta idca do miasteczka.
- To znaczy, Choy, e nie wierzysz w istnienie diableros?
- Diableros! A co to takiego ten twój diablero?
- Nie wiem, Choy. Wtedy w nocy jechaem razem z Manuelem, który powiedzia mi, e to móg by diablero. A moe ty mi powiesz, co to takiego?
- Mówi, e diablero to brujo, który moe si zmienia, w co tylko zechce. Ale wszyscy wiedz, e to bzdury. Tutejsi starcy wci gadaj o diableros, ale wród nas modych nie znajdziesz takich bajarzy.
- Jak pani myli, doa Luz, co to byo za zwierz? - spytaem kobiet w rednim wieku.
- Na pewno to wie jeden Pan Bóg, ale to chyba nie by kojot. Czasami wydaje si, e to kojot, ale to co innego. Ten kojot bieg czy si posila?
- Waciwie to sta w miejscu, ale na pocztku chyba co jad.
- A jeste pewien, e nie niós czego w pysku?
- Moe, ale czy to mogoby mie znaczenie?
- Mogoby. Jeeli niós co w paszczy, to nie by to kojot.
- Wic co?
- Mczyzna lub kobieta.
- Jak si nazywaj tacy ludzie, doa Luz? Nie odpowiedziaa. Próbowaem jeszcze co od niej wydoby, ale bez powodzenia. Wreszcie odpowiedziaa, e nie wie. Na pytanie, czy takich ludzi nazywa si diableros, odrzeka, e tak brzmi jedna z nazw, jakimi si ich okrela.
- Pani zna jakiego diablero? - spytaem wówczas.
- Znaam jedn kobiet - odpowiedziaa. - Zostaa zabita. Byam wtedy ma dziewczynk. Mówiono, e ta kobieta zamieniaa si w suk. Pewnej nocy do domu, w którym mieszka biay czowiek, zakrad si pies, eby ukra troch sera. Biay zabi psa strzaem z rewolweru, a dokadnie w tej samej chwili, kiedy go zastrzeli, ta kobieta zmara w swojej chacie. Jej rodzina posza do biaego czowieka i zadaa odszkodowania. Biay czowiek sono zapaci za to, e j zabi.
- Jak mogli da odszkodowania, skoro biay zabi psa i nikogo wicej?
- Mówili, e biay dobrze wiedzia, e to nie by pies, bo byli przy tym inni ludzie, którzy widzieli, jak pies stan na tylnych apach jak czowiek i przednimi sign po ser na póce zawieszonej u poway. Ci ludzie czatowali na zodzieja, bo kto krad noc w noc ser z domu tego biaego. A wic on zabi zodzieja, wiedzc, e to nie pies.
- A czy dzi s jeszcze na wiecie jacy diableros, doa Luz?
- Te rzeczy s bardzo tajemnicze. Powiadaj, e diableros ju nie ma, aleja w to nie wierz, bo kto z rodziny diablero musi zosta jego uczniem. Diableros rzdz si swoimi prawami, a jedno z nich mówi, e diablero musi przekaza swe tajemnice komu z rodziny.
- Co to byo za zwierz, Genaro? - spytaem bardzo starego mczyzn.
- Pies z którego ranczo w okolicy, bo co by innego?
- To móg by diablero!
- Diablero? Zwariowae! Nie ma adnych diableros.
- Chcesz powiedzie, e dzi ich nie ma, czy e w ogóle nigdy nie istnieli?
- Kiedy istnieli, owszem. To adna tajemnica. Wszyscy o tym wiedz. Ale ludzie si ich bali i kazali ich wszystkich pozabija.
- Kto ich pozabija, Genaro?
- Wszyscy czonkowie plemienia. Ostatni diablero, o jakim syszaem, nazywa si Sxxxx. Za pomoc swoich czarów zabi dziesitki, a moe nawet setki ludzi. Mielimy tego do, ludzie skrzyknli si i pewnej nocy urzdzili na niego zasadzk, a schwytanego spalili ywcem.
- To byo dawno temu, Genaro?
- W 1942.
- Widziae to na wasne oczy?
- Nie, ale ludzie do dzi o tym gadaj. Mówi, e nie zostaa nawet garstka popiou, cho stos by ze wieego drewna. Zostaa tylko wielka kaua tustej mazi.
Mimo e don Juan zaliczy swego dobroczyc do diableros, nie wymieni nigdy miejsca, gdzie pobiera nauki, ani nie poda tosamoci swego nauczyciela. W istocie don Juan ujawni bardzo niewiele szczegóów dotyczcych swego ycia prywatnego. Powiedzia jedynie, e urodzi si na Poudniowym Zachodzie w 1891 roku, prawie cae ycie spdzi w Meksyku, w 1900 roku wadze meksykaskie zesay jego rodzin wraz z tysicami innych Indian z Sonory do rodkowego Meksyku, tam te, a take w poudniowym Meksyku, mieszka do 1940 roku. Don Juan sporo podróowa, a zatem jego wiedza moga by produktem wielu wpywów. Mimo e uwaa si za Indianina z Sonory, miaem wtpliwoci, czy naley sytuowa jego wiedz wycznie w kontekcie kultury Indian sonoryjskich. Nie zamierzam tu jednak konstruowa precyzyjnej definicji kulturowego rodowiska don Juana.
Moje terminowanie u don Juana rozpoczo si w czerwcu 1961 roku. Przedtem widywaem go kilkakrotnie, zawsze jednak jako antropolog-obserwator. Na owym wczesnym etapie naszej znajomoci kryem si z tym, e notuj tre naszych rozmów. Póniej, majc zaufanie do swojej pamici, odtwarzaem ca rozmow ze wszystkimi szczegóami. Kiedy jednak poczem wystpowa w roli terminatora, metoda notowania ukradkiem staa si bardzo uciliwa, bo w naszych rozmowach poruszalimy wiele rónych zagadnie. Wówczas don Juan pozwoli mi - stanowczo jednak przeciwko temu protestujc - zapisywa w sposób jawny wszystko, co mówilimy. Chtnie take zrobibym zdjcia i nagrania, ale na to na pewno by mi nie zezwoli.
Pocztkowo miejscem mojego terminowania bya Arizona, nastpnie za Sonora, poniewa w trakcie pobierania przeze mnie nauk don Juan przeniós si do Meksyku. Postpowaem w ten sposób, e staraem si moliwie jak najczciej widywa si z nim po kilka dni z rzdu. Nasze spotkania stay si czstsze i trway duej podczas letnich miesicy w latach 1961, 1962, 1963 i 1964. Patrzc z perspektywy czasu, sdz, e taka metoda odbywania praktyki zaszkodzia nauce, gdy opóniaa osignicie stanu penego zaangaowania, jaki umoliwiby mi zostanie czarownikiem. Z osobistego jednak punktu widzenia metoda ta bya o tyle korzystna, e stwarzaa mi moliwo choby minimalnego oderwania si, co z kolei sprzyjao rozwojowi zmysu badawczego krytycyzmu, to za byoby niemoliwe, gdyby moje uczestnictwo stao si cige. We wrzeniu 1965 roku wasnowolnie przerwaem terminowanie.
W kilka miesicy po wycofaniu si nasuna mi si po raz pierwszy myl o tym, eby w systematyczny sposób uoy swoje robocze notatki. Zebrane przeze mnie dane byy do obszerne i obejmoway informacje najróniejszego rodzaju, tote zaczem od próby stworzenia systemu klasyfikacji. Podzieliem dane wedug powizanych ze sob poj i sposobów postpowania; wyodrbnione w ten sposób dziedziny uoyem hierarchicznie, odpowiednio do stopnia subiektywnego znaczenia, a wic stosownie do wpywu, jaki na mnie wywary. Otrzymaem w ten sposób nastpujc klasyfikacj: sposoby uycia rolin halucynogennych, techniki i formuy uywane przez czarowników, sposoby zdobycia i posugiwania si przedmiotami obdarzonymi moc, sposoby uycia rolin leczniczych, pieni i legendy.
Zastanawiajc si nad zjawiskami, jakich dowiadczyem, uwiadomiem sobie, e moje wysiki klasyfikacyjne day w wyniku zaledwie inwentarz kategorii, wszelkie próby udoskonalenia mojego schematu musiayby wic prowadzi tylko do powstania bardziej zoonego inwentarza. Nie o to mi chodzio. Podczas miesicy, które nastpiy po zaprzestaniu przeze mnie terminowania, odczuem potrzeb zrozumienia moich przey i dowiadcze, które skaday si na proces przekazywania mi za pomoc metod praktycznych i eksperymentalnych pewnego zwartego systemu wierze.
Od pierwszego spotkania, w którym uczestniczyem, byo dla mnie oczywiste, e nauki don Juana cechuje wewntrzna spójno. Od momentu kiedy postanowi on przekaza mi swoj wiedz, przystpi do udzielania mi wyjanie w sposób uporzdkowany. Odkrycie oraz zrozumienie porzdku rzdzcego tymi wyjanieniami okazao si zadaniem niesychanie trudnym.
T niemono zrozumienia trzeba chyba czy z faktem, e po czterech latach terminowania byem wci pocztkujcym. Wiedza don Juana oraz sposób jej przekazywania byy z pewnoci takie same jak jego “dobroczycy", tote trudnoci, jakie napotkaem w zrozumieniu jego nauk, musiay przypomina kopoty samego don Juana. Don Juan napomyka o owej analogii, stwierdzajc mimochodem, e jako pocztkujcy terminator nie móg zrozumie swego nauczyciela. Uwagi te zrodziy we mnie przekonanie, e niesamowity charakter przey dowiadczanych przez pocztkujcych, obojtne, czy byli, czy te nie byli Indianami, czyni wiedz czarowników niezrozumia. Dla mnie, czowieka Zachodu, zjawiska te miay charakter tak osobliwy, e waciwie nie mogem ich wyjani w kategoriach codziennego ycia, tote musiaem doj do wniosku, e wszelkie próby sklasyfikowania zebranych przeze mnie w terenie danych oparte na mej wasnej terminologii s skazane na niepowodzenie.
Wówczas stao si dla mnie jasne, e wiedz don Juana trzeba analizowa w sposób zgodny z jego wasnym rozumieniem tej wiedzy; inny sposób uczynienia jej oczywist i przekonujc nie istnieje. Usiujc pogodzi z sob pogldy don Juana i moje, uwiadomiem sobie, i ilekro próbowa on wyjani mi sw wiedz, uywa poj, które jemu samemu pozwoliy j “zrozumie". Pojcia te byy dla mnie obce, tote starania, by zrozumie wiedz don Juana na jego sposób, postawiy mnie w trudnej sytuacji. Moim zadaniem byo wic przede wszystkim okrelenie sposobu, w jaki kategoryzuje on rzeczywisto. Pracujc pod tym ktem, spostrzegem, e sam don Juan kad szczególny nacisk na okrelon dziedzin swych nauk - mianowicie na sposoby wykorzystania rolin halucynogennych. Opierajc si na tym spostrzeeniu, zrewidowaem swój schemat kategoryzacyjny.
Oddzielnie i przy rónych okazjach don Juan uywa trzech rolin halucynogennych - pejotlu (Lophophora williamsii), lici bielunia (Datura inoxia, zwanego take Datura meteloides) oraz grzybów (by moe Psilocybe mexicana). Halucynogenne waciwoci tych trzech rolin znane byy Indianom amerykaskim od czasów poprzedzajcych zetknicie z Europejczykami. Ze wzgldu na swe waciwoci roliny te znajdoway szerokie zastosowanie w leczeniu i w magii, dostarczajc przyjemnoci i doprowadzajc do stanu ekstazy. W konkretnym kontekcie swych nauk don Juan wiza uycie Datura inoxia i Psilocybe mexicana ze zdobyciem mocy, której uosobienie nazywa “sprzymierzecem". Uycie Lophophora williamsii wiza natomiast ze zdobyciem mdroci, czyli poznaniem waciwego sposobu ycia.
Roliny te byy dla don Juana wane dlatego, e posiaday zdolno wywoywania u czowieka stanów osobliwej percepcji. Pod jego przewodnictwem dowiadczyem serii takich stanów, dziki czemu wiedza don Juana odsonia si przede mn i potwierdzia. Nazwaem je “stanami niezwykej rzeczywistoci", majc na myli przeciwiestwo do zwykej rzeczywistoci codziennego ycia. Podzia ten opiera si na znaczeniu wpisanym w stany rzeczywistoci niezwykej. W kontekcie wiedzy don Juana naleao je uzna za realne, cho realno ta rónia si od realnoci zwyczajnej.
Don Juan uwaa, e stany rzeczywistoci niezwykej s jedyn form praktycznego poznania i jedynym rodkiem zdobycia mocy. Dawa do zrozumienia, i inne skadniki jego nauk wi si ze zdobyciem mocy jako celem zasadniczym. Perspektywa ta przenikaa stosunek don Juana do wszystkiego, co nie wizao si bezporednio ze stanami rzeczywistoci niezwykej. Moje notatki terenowe usiane s odniesieniami do odczu don Juana. W jednej z rozmów wspomina on na przykad, ;e niektóre przedmioty zawieraj w sobie pewn ilo mocy. Sam nie darzy takich przedmiotów szacunkiem, ale stwierdzi, e pomniejsi brujos korzystaj czsto z ich pomocy. Pytaem go czsto o te przedmioty, ale wydawao si, i nie ma najmniejszej ochoty na rozprawianie o nich. Kiedy jednak przy kolejnej okazji temat ten znów si pojawi, zgodzi si, acz z niechci, o nich pomówi.
- Istniej pewne przedmioty nasycone moc - powiedzia. - S ich dziesitki, a potni ludzie sprawuj nad nimi piecz przy pomocy przyjaznych duchów. Te przedmioty to instrumenty, ale nie zwyke instrumenty, tylko instrumenty mierci. S to jednak tylko narzdzia; nie posiadaj mocy nauczania. cile mówic, naley je zaliczy do przedmiotów wojennych sucych do walki, do zabijania, do miotania.
- Co to za przedmioty, don Juanie?
- Waciwie to nie s przedmioty, tylko typy mocy.
- W jaki sposób mona je zdoby?
- To zaley od rodzaju przedmiotu, jakiego potrzebujesz.
- Ile jest tych rodzajów?
- Powiedziaem ju, e s ich dziesitki, wszystko moe by przedmiotem nasyconym moc.
- A które s najpotniejsze?
- Moc przedmiotu zaley od jego posiadacza, od tego, jaki jest to czowiek. Taki przedmiot w rkach drobnego brujo to prawie kpina, natomiast silny, potny brujo daje si swoim instrumentom.
- Jakie zatem przedmioty wystpuj najczciej? Którym z nich brujos przyznaj pierwszestwo?
- adnym. Wszystkie posiadaj moc, s takie same.
- Ty te jakie posiadasz, don Juanie?
Nie odpowiedzia, spojrza tylko na mnie i rozemia si. Przez dusz chwil milcza, i pomylaem, e drani go swoimi pytaniami.
- Na te róne typy mocy naoone s ograniczenia - cign dalej. - Ale jestem pewny, e to musi by dla ciebie nie do pojcia. Upyno niemal cae moje ycie, nim zrozumiaem, e sprzymierzeniec moe sam przez si ujawni wszelkie sekrety tych mniejszych mocy, odbierajc im sporo powagi. Kiedy, we wczesnej modoci, miaem takie przybory.
- Jakie to byy przedmioty?
- Maiz-pinto, krysztay i pióra.
- Co to jest maiz-pinto?
- Ziarenko kukurydzy z pasemkiem czerwiem porodku.
- Jedno ziarenko?
- Nie. Brujo ma ich czterdzieci osiem.
- Do czego one su, don Juanie?
- Kade moe umierci czowieka, przenikajc do jego ciaa.
- W jaki sposób moe ono przenikn do ciaa?
- To jest przedmiot nasycony moc, która polega midzy innymi na tym, e przenika on do ciaa.
- Co si z nim dzieje, kiedy przenika do ciaa?
- Zagbia si w nie, osiada na piersi lub w jelitach. Czowiek zaczyna chorowa i jeli brujo, który go pielgnuje, jest sabszy od czarownika, w cigu trzech miesicy od przeniknicia ziarenka do ciaa nastpuje mier.
- Istnieje jaki sposób, eby go wyleczy?
- Tylko jeden: wyssa ziarenko, ale mato którego brujo sta na tak odwag. Moe mu si uda wyssa ziarenko, ale jeli zabraknie mu siy, eby je odtrci, przeniknie do jego wntrza i zabije go zamiast tamtego.
- Ale w jaki sposób udaje si ziarenku dosta do ludzkiego ciaa?
- eby ci to wyjani, musz opowiedzie o czarach przy uyciu kukurydzy, od których nie znam potniejszych. Czaruje si dwoma ziarenkami. Jedno wkada si do wieego pka ótego kwiatu. Kwiatek umieszcza si nastpnie w miejscu, gdzie zetknie si z nim ofiara: na drodze, któr codziennie przemierza, lub tam, gdzie zwykle przebywa. Wystarczy, e ofiara nastpi na ziarenko lub zetknie si z nim w jakikolwiek sposób, a czar zaczyna dziaa. Ziarenko zagbia si w ciao.
- Co si z nim dzieje od momentu dotknicia go przez czowieka?
- Caa zawarta w nim moc wstpuje w czowieka, ziarenko odzyskuje wolno, stajc si zwykym ziarenkiem. Moe pozosta na miejscu, gdzie dokonay si czary, lub zosta zmiecione, niewane. Lepiej zmie je w zarola, gdzie je zje jaki ptak.
- Czy ptak moe je zje, nim dotknie je czowiek?
- Nie, zapewniam ci, e aden ptak nie jest taki durny. Ptaki si go wystrzegaj.
Nastpnie don Juan opisa bardzo skomplikowany sposób otrzymywania owych zawierajcych moc ziarenek.
- Trzeba pamita, e maiz-pinto to tylko narzdzie, a nie sprzymierzeniec - powiedzia. - Wprowadziwszy to rozrónienie, nie bdziesz mia adnych problemów. Jeli jednak uznasz przybory tego rodzaju za najwaniejsze, okaesz si gupcem.
- Czy te przedmioty s tak samo potne jak sprzymierzeniec?
Don Juan zamia si pogardliwie, nim odpowiedzia. Wygldao na to, e bardzo si stara zachowa cierpliwo.
- W porównaniu ze sprzymierzecem maiz-pinto, krysztay i pióra to dziecinne zabawki. S one potrzebne tylko wówczas, gdy czowiek nie ma sprzymierzeca. Ugania si za nimi to strata czasu, zwaszcza w twoim wypadku. Powiniene stara si pozyska sprzymierzeca; gdy ci si to uda, zrozumiesz, o czym teraz mówi. Przedmioty obdarzone moc to jakby dziecinna zabawa.
- To nie tak, don Juanie - zaprotestowaem. - Chc mie sprzymierzeca, ale chc take wiedzie wszystko, co moliwe. Sam mówie, e wiedza to potga.
- Nie, nie! - powiedzia z naciskiem. - Moc zaley od tego, jakiego rodzaju wiedz si posiada. Po có poznawa rzeczy bezuyteczne?
W systemie wierze don Juana zdobycie sprzymierzeca oznaczao wycznie wykorzystanie stanów rzeczywistoci niezwykej, jakie wywoywa on u mnie za spraw rolin halucynogennych. Uwaa, e koncentrujc si na tych stanach oraz pomijajc inne aspekty wiedzy, jak mi przekazywa, wyrobi sobie spójny pogld na dowiadczane przeze mnie zjawiska.
Podzieliem przeto t ksik na dwie czci. W pierwszej przedstawiam wybór fragmentów mych notatek roboczych odnoszcych si do stanów rzeczywistoci niezwykej, jakich dowiadczyem podczas terminowania. Poniewa uoyem moje notatki w ten sposób, by nie zakócay cigoci narracji, ich chronologiczny porzdek bywa niekiedy naruszony. Przystpowaem do opisu stanu rzeczywistoci niezwykej zawsze dopiero w kilka dni po jego przeyciu, gdy czekaem, a bd w stanie potraktowa to dowiadczenie beznamitnie i obiektywnie. Jednake moje rozmowy z don Juanem zapisywaem na bieco, natychmiast po dowiadczeniu stanu rzeczywistoci niezwykej; dlatego relacje z owych rozmów wyprzedzaj niekiedy peny opis przeycia.
Notatki terenowe ukazuj subiektywn wersj tego, co postrzegaem w trakcie doznawania rzeczywistoci niezwykej. Wersja ta zostaa tu przedstawiona w formie, w jakiej relacjonowaem j don Juanowi, który da ode mnie dokadnego i wiernego przypomnienia sobie kadego szczegóu oraz wyczerpujcej opowieci o kadym doznaniu. Podczas zapisywania owych dozna dodawaem mniej wane szczegóy, dc do cakowitego odtworzenia ta poszczególnych stanów rzeczywistoci niezwykej. Pragnem opisa moliwie jak najdokadniej moje reakcje emocjonalne.
Moje notatki robocze przedstawiaj równie tre systemu wierze don Juana. Chcc unikn typowych dla rozmowy powtórze, skondensowaem wielostronicowe wymiany pyta i odpowiedzi pomidzy mn a don Juanem. Poniewa jednak chciaem zarazem odda ogóln atmosfer naszych rozmów, usunem jedynie te dialogi, które nie wnosiy niczego nowego do mego rozumienia wiedzy don Juana. On bowiem z rzadka udziela mi informacji na ten temat; musiaem sondowa go godzinami. Ale i tak swobodnie wykada sw wiedz przy niezliczonych okazjach.
W drugiej czci przedstawiam analiz strukturaln przeprowadzon wycznie na podstawie danych, o których mowa w czci pierwszej. Analiza ta ma na celu wsparcie nastpujcych twierdze:
1) don Juan prezentuje swe nauki w formie logicznego systemu,
2) system ten nabiera sensu jedynie wówczas, gdy bada si go pod ktem tworzcych go jednostek strukturalnych, oraz
3) system ten ma na celu doprowadzenie ucznia do poziomu konceptualizacji wyjaniajcej rodzaj dowiadczanych przeze zjawisk.
1.
Notatki z pierwszej sesji, jak odbyem z don Juanem, nosz dat 23 czerwca 1961 roku. Wówczas to rozpocza si moja nauka. Wczeniej spotkaem si z nim kilkakrotnie, ale jedynie jako obserwator. Za kadym razem prosiem go, by uczy mnie o pejotlu. Ignorowa zawsze moj prob, nigdy jednak nie porzuca tego tematu cakowicie, a ja dopatrywaem si w jego wahaniu znaku, e by moe wikszymi pochlebstwami daoby si go nakoni do mówienia.
Na sesji rozpocztej 23 czerwca da wyranie do zrozumienia, e mógby uwzgldni moj prob pod warunkiem, e zachowam jasno umysu i nie zapomn, do czego zmierzam. Nie byem w stanie speni takiego warunku, poniewa poprosiem go, by uczy mnie o pejotlu, majc na celu jedynie nawizanie pomidzy nami nici porozumienia. Sdziem, i znajomo tego tematu moe sprawi, e bdzie mówi chtniej i bardziej otwarcie, dziki czemu znajd dostp do jego wiedzy o waciwociach rolin halucynogennych. Tymczasem don Juan zrozumia moj prob dosownie i zainteresowa si, dlaczego zapragnem posi wiedz o pejotlu.
Pitek, 23 czerwca 1961
- Bdziesz mnie uczy o pejotlu, don Juanie?
- A czemu chciaby rozpocz tak nauk?
- Naprawd chciabym zdoby wiedz o pejotlu. Czy samo pragnienie wiedzy nie jest wystarczajcym powodem?
- Nie! Trzeba, eby poszuka we wasnym sercu odpowiedzi na pytanie, dlaczego modzieniec, jakim jeste, pragnie podj si trudu nauki.
- A ty czemu uczye si o pejotlu, don Juanie?
- Dlaczego o to pytasz?
- Bo moe powód by ten sam.
- Wtpi. Ja jestem Indianinem. Kroczymy po rónych ciekach.
- Jest tylko jeden powód: chc si uczy o pejotlu, chc wiedzie. Ale zapewniam ci, don Juanie, e nie mam zych zamiarów.
- Wierz ci. Dym mi o tym powiedzia.
- Prosz?
- Niewane. Znam twoje zamiary.
- Chcesz powiedzie, e mnie przejrzae?
- Mona to i tak wyrazi.
- Wic bdziesz mnie uczy?
- Nie!
- Bo nie jestem Indianinem?
- Nie. Bo nie znasz swego serca. Wane jest to, eby dokadnie wiedzia, dlaczego chcesz si tym zaj. Poznawanie Mescalito to sprawa szalenie powana. Gdyby by Indianinem, wystarczyoby samo twoje pragnienie. Indianie odczuwaj je bardzo rzadko.
Niedziela, 25 czerwca 1961
Spdziem z don Juanem cae pitkowe popoudnie. Zamierzaem odjecha okoo siódmej wieczorem. Siedzielimy na werandzie przed domem don Juana i postanowiem raz jeszcze zagadn go o nauk. Stao si to niemal czynnoci rutynow i spodziewaem si, e znów odmówi. Spytaem, czy istnieje sposób, który pozwoliby mu zaakceptowa moje pragnienie wiedzy, jakbym by Indianinem. Upyno sporo czasu, nim odpowiedzia. Musiaam zosta i czeka, bo wygldao na to, e próbuje co rozstrzygn.
Wreszcie odrzek, e pewien sposób istnieje, i przystan do nakrelenia zadania. Stwierdzi, e jestem bardzo 0iiczony siedzeniem na pododze i e trzeba, abym znalaz takie “miejsce" [sitio], gdzie siedzc, nie odczuwabym znuenia. Przez cay czas siedziaem z kolanami podcignitymi pod brod i rkami splecionymi wokó ydek. Kiedy wspomnia o moim zmczeniu, poczuem, i e bol mnie plecy i e jestem zupenie wyczerpany.
Czekaem, eby wyjani, co rozumie przez “miejsce", ale nie zada sobie najmniejszego trudu, eby rozjani t kwesti. Pomylaem, e moe chodzi mu o to, ebym zmieni pozycj, tote wstaem i usiadem bliej niego. Zaprotestowa, stwierdzajc jasno, e mia na myli miejsce, gdzie czowiek w naturalny sposób czuje si zadowolony i silny. Poklepa podog tam, gdzie siedzia, mówic, e to wanie jest jego miejsce, i doda, e postawion przez niego zagadk musz rozwiza sam, zabierajc si od razu do dziea.
Zadanie, które mi postawi, byo prawdziw amigówk. Nie miaem pojcia, jak si do tego zabra, nie wiedziaem nawet, o co mu chodzi. Kilkakrotnie prosiem o wskazówk, choby najdrobniejsz, która pomogaby mi w ustaleniu punktu, gdzie czubym si zadowolony i silny. Dowodziem z uporem, e nie mam pojcia, o co mu naprawd chodzi, poniewa nie rozumiem postawionego mi zadania. Poradzi mi, ebym kry po werandzie tak dugo, a znajd owo miejsce.
Wstaem i zaczem kry po pododze. Poczuem si idiotycznie i usiadem naprzeciw don Juana.
Bardzo si na mnie rozgniewa i zarzuci mi, e go nie sucham, dodajc, e by moe odechciao mi si nauki. Po chwili uspokoi si i wyjani mi, e nie wszdzie siedzi si lub przebywa jednakowo dobrze, gdzie na werandzie istnieje jedyne w swoim rodzaju miejsce, gdzie czubym si lepiej ni gdziekolwiek indziej. Moje zadanie polegao na tym, eby odnale to miejsce. Sposób postpowania by najogólniej taki, e powinienem “wczuwa si" we wszystkie dostpne punkty powierzchni werandy, dopóki nie bd móg stwierdzi ponad wszelk wtpliwo, e odnalazem ów waciwy.
Odparem na to, e jakkolwiek weranda nie jest zbyt obszerna (12 x 8 stóp), liczba ewentualnych “miejsc" jest kolosalna; tote sprawdzenie ich potrwaoby niezmiernie dugo, tym bardziej e liczba moliwoci jest waciwie nieograniczona, bo nie okreli rozmiarów tego punktu. Daremne byy moje wywody, don Juan wsta z podogi i przestrzeg mnie surowo, e poszukiwania mog mi zaj wiele godzin, nawet dni, ale jeli nie rozwi zadania, mog od razu wraca do domu, bo nie bdzie mi mia nic do powiedzenia. Podkreli, e wie, gdzie znajduje si moje miejsce, dlatego nie bd móg go okama; stwierdzi take, e tylko w ten sposób mógby uzna za uzasadnione moje pragnienie poznania Mescalito. Doda, e na tym wiecie nie ma nic za darmo, a nauka wszystkiego, co jest do nauczenia, musi by trudna.
Poszed za dom do chaparralu odda mocz. Wszed do wntrza domu tylnym wejciem.
Pomylaem, e polecenie odszukania rzekomego miejsca szczliwoci jest w istocie sposobem na pozbycie si mnie, ale podniosem si i zaczem przemierza werand tam i z powrotem. Niebo byo jasne i czyste. Doskonale widziaem caa werand, ale i jej okolice. Szukaem chyba ponad godzin, ale nie stao si nic, co pozwolioby mi zlokalizowa owo miejsce. Zmczyem si chodzeniem i usiadem, po paru minutach przesiadem si w inne miejsce, póniej w jeszcze inne, a w sposób do systematyczny zbadaem ca powierzchni podogi. Usiowaem “wyczuwa" rónice pomidzy poszczególnymi miejscami, ale brakowao mi kryteriów rozróniania. Miaem poczucie, e marnuj czas, ale nie ustawaem. Zracjonalizowaem to sobie w ten sposób, e odbyem dalek podró po to, eby zobaczy si z don Juanem, i nie mam nic innego do roboty.
Pooyem si na plecach i podoyem donie pod gow niczym poduszk. Nastpnie przewróciem si na brzuch i leaem tak przez chwil. T metod z przewracaniem si z pleców na brzuch powtórzyem, przetaczajc si po caej pododze. Po raz pierwszy natknem si jakby na cie kryterium. Byo mi cieplej, kiedy leaem na plecach.
Zaczem przetacza si znowu, tym razem w przeciwnym kierunku, przemierzajc ponownie ca powierzchni i kadc si twarz do podogi wszdzie tam, gdzie podczas pierwszej tury kadem si twarz do sufitu. Doznawaem tych samych wrae zimna i ciepa - w zalenoci od pozycji - ale poza tym nie wystpoway adne rónice.
Wówczas wpadem na myl, która wydaa mi si genialna: miejsce don Juana! Usiadem na nim, a potem pooyem si, najpierw twarz do podogi, póniej na plecach, ale miejsce niczym nie rónio si od pozostaych. Wstaem. Miaem dosy. Chciaem poegna si z don Juanem, ale krpowaem si go budzi. Spojrzaem na zegarek. Druga w nocy! Turlaem si po pododze przez sze godzin.
W tej samej chwili pojawi si don Juan i skierowa si za dom do chaparralu. Wróciwszy, stan w drzwiach. Poczuem cakowite zniechcenie; miaem ochot powiedzie mu co paskudnego i odjecha. Uwiadomiem sobie jednak, e to nie jego wina; to ja sam zdecydowaem si na ten cay absurd. Powiedziaem mu, e nie daem rady - przez ca noc turlaem si po pododze jak kretyn i dalej nie potrafi dopatrze si w jego zagadce adnego sensu.
Rozemia si i odpowiedzia, e go to nie dziwi, bo obraem nieprawidowy sposób postpowania. Nie uywaem oczu. To prawda, tylko e byem absolutnie pewny, i don Juan poleci mi wyczu rónic. Powiedziaem o tym, ale twierdzi, e mona czu oczyma, gdy nie wpatruj si one prosto w przedmiot. Co do mnie - mówi - nie miaem innego sposobu rozwizania tej zagadki prócz uycia jedynego dostpnego mi rodka - mych oczu.
Wszed do domu. Byem przekonany, e mnie cay czas obserwowa. Sdziem, i tylko w ten sposób móg si dowiedzie, e nie uywaem oczu.
Znów zaczem si turla, bya to bowiem najwygodniejsza metoda. Tym razem jednak, wsparszy podbródek na doniach, przygldaem si kademu szczegóowi.
Po upywie pewnego czasu w otaczajcej mnie ciemnoci nastpia zmiana. Kiedy skupiem wzrok na punkcie znajdujcym si bezporednio przede mn, cae moje pole widzenia rozjarzyo si na obrzeach jednolitym zielonkawoótym kolorem. Skutek by oszaamiajcy. Ze wzrokiem utkwionym w punkt przede mn zaczem czoga si ukosem na brzuchu, maymi odcinkami dugoci okoo jednej stopy.
Nagle, prawie na rodku podogi, uwiadomiem sobie kolejn zmian zabarwienia. W punkcie pooonym na prawo ode mnie - wci na obrzeu mego pola widzenia - kolor zielonkawoóty zamieni si w intensywny fiolet. Ca uwag skupiem na tym miejscu. Fiolet, cho zblad, wci jarzy si jednostajnym blaskiem, gdy si w niego wpatrywaem.
Oznaczywszy owo miejsce swoj kurtk, zawoaem don Juana. Wyszed na werand. Ogarno mnie prawdziwe podniecenie - rzeczywicie dostrzegem zmian kolorów. Wydawao si, e nie zrobio to na nim szczególnego wraenia, ale poleci mi usi w owym miejscu i opowiedzie mi o swoich wraeniach.
Usiadem, potem za pooyem si na plecach. Stojc nieopodal, ponawia pytanie o moje samopoczucie, nie odczuwaem jednak adnej rónicy. Usiowaem poczu ja lub spostrzec przez mniej wicej pitnacie minut, W czym don Juan cierpliwie mi towarzyszy. Miaem do. W ustach poczuem metaliczny posmak. Nagle rozbolaa mnie gowa. Zbierao mi si na wymioty. Myl O moich absurdalnych wysikach doprowadzaa mnie do szewskiej pasji. Wstaem.
Don Juan zauway widocznie moj desperacj. Bez cienia umiechu owiadczy z wielk powag, e musz by wobec siebie nieugity, jeli chc si czego nauczy. Mam tylko dwie moliwoci - cign - zrezygnowa i wraca do domu, wówczas nie naucz si nigdy, albo rozwiza zagadk.
Ponownie wszed do rodka. Chciaem natychmiast odjecha, ale byem zbyt zmczony, eby prowadzi, a poza tym dostrzeenie kolorów byo tak zdumiewajce, e z pewnoci musiao stanowi swoiste kryterium, moe naleao odkry jakie inne zmiany. Na odjazd byo zreszt za póno. A zatem usiadem, wyprostowaem nogi i zaczem wszystko od pocztku.
Podczas tej rundy przetaczaem si szybko przez ca podog - omijajc miejsce don Juana - a nastpnie zaczem posuwa si w drug stron. Kiedy znalazem si na rodku, spostrzegem kolejn zmian zabarwienia, równie na skraju mego pola widzenia. Jednolity zielonoóty kolor likieru chartreuse zamieni si w jednym punkcie na prawo ode mnie w ostry kolor grynszpanu. Trwao to jaki czas, po czym nastpia naga metamorfoza w kolejny ustalony kolor, rónicy si od wczeniej przeze mnie odkrytego. cignem but, eby oznaczy to miejsce, po czym przetaczaem si dalej po caej pododze, a przemierzyem j we wszystkich moliwych kierunkach. adna inna zmiana zabarwienia nie nastpia.
Powróciem do miejsca oznaczonego butem i zbadaem je. Znajdowao si w odlegoci piciu-szeciu stóp od miejsca oznaczonego kurtk, w kierunku poudniowo-wschodnim. Nieopodal lea wielki odamek skalny. Przeleaem tam duszy czas, próbujc natrafi na jaki trop i przygldajc si najmniejszym szczegóom, ale nie odczuem adnej rónicy.
Postanowiem spróbowa w drugim miejscu. Wykonaem szybki obrót, nie wstajc z kolan; wanie miaem si pooy na kurtce, gdy poczuem, e ogarnia mnie niezwyky rodzaj lku. Przypominao to bardziej fizyczne wraenie jakiego napierania na brzuch. Poderwaem si na równe nogi i natychmiast cofnem. Zjeyy mi si wosy na karku. Nogi wygiy si lekko w uk, korpus wysun si w przód, a rce wycigny sztywno przed siebie, palce za rozczapierzyy si jak pazury. Spostrzegszy dziwaczn postaw, jak przyjo moje ciao, przelkem si jeszcze bardziej.
Mimowolnie podszedem w stron gazu obok mego buta i usiadem na nim. Z gazu osunem si na podog. Próbowaem zrozumie powód, dla którego ogarno mnie takie przeraenie. Pomylaem, e jest nim zmczenie. Byo ju prawie jasno. Czuem si gupio i nieswojo. A jednak nie potrafiem wytumaczy sobie przyczyny mego lku ani ustali, czego ode mnie chce don Juan.
Postanowiem spróbowa po raz ostatni. Wstaem i zbliyem si powoli do miejsca oznaczonego kurtk - ponownie poczuem ten sam strach. Tym razem staraem si za wszelk cen zachowa panowanie nad sob. Usiadem, potem za uklkem, chcc pooy si twarz do podogi, ale nie byem w stanie przemóc lku. Wysunite przed siebie rce oparem o podog. Mój oddech uleg przyspieszeniu, odek podszed mi do garda. Ogarna mnie absolutna panika i walczyem z sob, eby nie poderwa si do ucieczki. Niewykluczone, e don Juan mnie obserwowa. Powolutku przeczogaem si w miejsce oznaczone butem i usiadem wsparty plecami o ska, Chciaem chwil odpocz i pozbiera myli, tymczasem zasnem.
Usyszaem nad gow miech i gos don Juana. Obudziem si.
- No i znalaze - powiedzia.
W pierwszej chwili nie zrozumiaem, ale zapewni mnie ponownie, e chodzio wanie o to miejsce, gdzie usnem. Zapyta znowu, jak si czuj, lec tam. Odpowiedziaem, e waciwie nie widz adnej rónicy.
Poleci mi porówna moje odczucia teraniejsze z tym, co czuem, lec w tamtym drugim miejscu. Uprzytomniem sobie, e absolutnie nie mog wytumaczy lku, jaki odczuwaem dzisiejszej nocy. Tonem nieco prowokujcym nakaza mi usi na tamtym miejscu. Z jakiego niewytumaczalnego powodu lkaem si to zrobi i nie usiadem. Stwierdzi wówczas, e tylko gupiec nie potrafiby dostrzec rónicy.
Zapytaem, czy oba te miejsca maj jakie specjalne nazwy. Odpowiedzia, e to, w którym czuj si dobrze, nazywa si sitio, a tamto drugie to nieprzyjaciel; oba stanowi klucz do ludzkiego samopoczucia, zwaszcza w wypadku czowieka dcego do zdobycia wiedzy. Samo siedzenie w takim miejscu daje czowiekowi si wyszego rodzaju, nieprzyjaciel natomiast osabia go, a nawet moe spowodowa jego mier. Doda, e ucinajc sobie drzemk na swoim miejscu, uzupeniem zapas energii, któr tak szczodrze trwoniem ubiegej nocy. Stwierdzi równie, e kolory, jakie dostrzegaem w kadym poszczególnym punkcie, oddziauj dokadnie tak samo, zwikszajc bd uszczuplajc siy.
Spytaem, czy oprócz tych dwóch istniej jeszcze jakie inne wane dla mnie miejsca i w jaki sposób miabym ich ewentualnie szuka. Odpowiedzia, e miejsc dajcych si z tamtymi porówna znajduje si na wiecie sporo, a najlepszym sposobem ich odnalezienia byoby ustalenie charakterystycznych dla nich kolorów.
Nie byo dla mnie cakiem jasne, czy rozwizaem zadanie; waciwie za nie byem nawet zupenie przekonany, e w ogóle istnia jaki problem - nie mogem si oprze wraeniu, e moje przeycia miay charakter wymuszony i dozwolony. Byem pewien, e don Juan obserwowa mnie przez ca noc, po czym postanowi mnie udobrucha stwierdzeniem, e kade miejsce, w którym bym zasn, jest tym, którego szukaem. Nie byem jednak w stanie dostrzec logicznego uzasadnienia takiego postpowania, a kiedy poleci mi usi na tamtym drugim miejscu, nie zdoaem. Istniao osobliwe rozdarcie midzy moim praktycznym doznaniem lku przed “tamtym" miejscem a moj racjonaln analiz caego wydarzenia.
Don Juan jednake by absolutnie przekonany, e mi si powiodo, w zwizku z czym powiadomi mnie, i zamierza udzieli mi nauk o pejotlu.
- Prosie, eby ci uczy o Mescalito - powiedzia. - Chciaem si przekona, czy masz na tyle mocny charakter, eby stan z nim twarz w twarz. Z Mescalito nie ma artów. Trzeba panowa nad swymi zasobami energii. Od tej chwili mog uwaa, e samo twoje pragnienie stanowi dostateczny powód rozpoczcia nauki.
- Naprawd bdziesz mnie uczy o pejotlu?
- Wol nazywa go Mescalito. Mów tak samo.
- Kiedy rozpoczynamy?
- To nie takie proste. Wpierw musisz by gotowy.
- Chyba jestem.
- To powana sprawa. Musisz zaczeka, a nie bdzie najmniejszych wtpliwoci, a wtedy spotkacie si.
- Czy musz sam si przygotowa?
- Nie. Musisz po prostu czeka. Niewykluczone, e wkrótce z wszystkiego zrezygnujesz. atwo si mczysz. Wczoraj w nocy bye gotów zrezygnowa, jak tylko pojawiy si trudnoci. Mescalito wymaga bardzo powanych zamiarów.
2.
Poniedziaek, 7 sierpnia 1961
Przybyem do domu don Juana w stanie Arizona w pitek okoo siódmej wieczorem. Na werandzie siedziao wraz z nim piciu innych Indian. Pozdrowiwszy don Juana, usiadem w oczekiwaniu na to, a kto si odezwie. Po chwili formalnego milczenia jeden z mczyzn wsta» podszed ku mnie i rzek: Buenos noches. Podniosem si z miejsca i odpowiedziaem: Buenos noches. Wówczas wstali wszyscy pozostali Indianie, podeszli do mnie i wymamrotalimy swoje buenas noches oraz wymienilimy z sob ucisk doni, lekko dotykajc nawzajem czubków palców partnera bd podtrzymujc jego do przez krótk chwil, by j potem natychmiast wypuci.
Zajlimy ponownie swoje miejsca. Indianie sprawiali wraenie do niemiaych; nie znajdowali sów, cho Wszyscy mówili po hiszpasku.
Byo chyba wpó do ósmej, gdy nagle wszyscy powstali i ruszyli w stron tylnej czci domu. Przez duszy czas nikt si nie odezwa. Don Juan da mi znak, ebym szed za nim; wsiedlimy do starej póciarówki, któr tam zaparkowano. Usiadem z tyu wraz z don Juanem i dwoma modszymi Indianami. Nie byo tam poduszek ani awek, a siedzenie na twardej metalowej pododze nie naleao do przyjemnoci, zwaszcza odkd zjechalimy z szosy na poln drog. Don Juan powiedzia mi na ucho, e jedziemy do domu jednego z jego przyjació, który przygotowa dla mnie siedem mescalitos.
- A ty sam nie masz ani jednego, don Juanie? - spytaem wówczas.
- Mam, ale nie mógbym ci ich zaproponowa, bo musi to zrobi kto inny.
- Moesz mi wyjani, dlaczego?
- Dlatego, e by moe nie przypadniesz mu do gustu a wówczas nigdy nie zdoasz go pozna w sposób peen uczucia, czyli waciwy, i dojdzie do zerwania naszej przyjani.
- Czemu miabym mu si nie spodoba? Nic mu przecie nie zrobiem.
- Nie trzeba nic robi, eby mu si spodoba lub nie. Albo ci przyjmie, albo odrzuci.
- A jeli mnie nie przyjmie, to czy mona jako sprawi, eby mnie polubi?
Zdaje si, e tamci dwaj usyszeli moje pytanie i rozemiali si.
- Nie! Obawiam si, e na to nie ma adnego sposobu! - odpowiedzia don Juan.
Odwróci si ode mnie i nie mogem dalej z nim rozmawia.
Jechalimy jeszcze co najmniej godzin, nim zatrzymalimy si naprzeciw niewielkiego domu. Byo ju cakiem ciemno i kiedy kierowca zgasi przednie wiata, widziaem jedynie niewyrany zarys budynku.
Moda kobieta, sdzc po akcencie Meksykanka, staraa si krzykiem zmusi ujadajcego psa do zamilknicia. Wysiedlimy z ciarówki i weszlimy do rodka. Mijajc kobiet, Indianie mamrotali kolejno swoje buenas noches. Odpowiadaa, a potem ajaa psa dalej.
Znalelimy si w obszernej izbie, penej najrozmaitszych przedmiotów. Przymione wiato malekiej arówki nadawao temu miejscu do ponury wygld. Pod cianami stay krzesa z poamanymi nogami i zapadnitymi siedzeniami. Trzej sporód przybyych mczyzn usiedli na tapczanie, najwikszym meblu w izbie. Tapczan by bardzo stary i na caej dugoci zapadnity a po podog, w przymionym wietle wydawa si czerwony i brudny. Reszta nas usiada na krzesach. Zapado dugie milczenie. Wtem jeden z mczyzn wsta i wyszed do drugiego pokoju. Mia chyba ponad pidziesit lat by niady, wysoki i krzepki. Po chwili wróci z dzbankiem na kaw. Otwar wieko i poda mi dzbanek: w rodku znajdowao si siedem kawaków jakiej dziwnej substancji. Róniy si ksztatem i konsystencj. Byy okrge, inne miay poduny ksztat. W dotyku przypominay misz orzecha woskiego bd powierzchni korka. Brzowy kolor nadawa im wygld twardych, suchych upin orzecha. Obracaem je w doniach, dusz chwil pocierajc palcami ich powierzchni.
- To si uje [esto se masca] - powiedzia szeptem don Juan.
Dopóki si nie odezwa, nie zdawaem sobie sprawy, e siedzia tu obok. Spojrzaem na innych, ale nikt na mnie nie patrzy; mczyni rozmawiali z sob bardzo ciszonymi gosami. Nadesza chwila cakowitego braku zdecydowania i lku. Ledwie panowaem nad sob.
- Musz wyj do ubikacji - powiedziaem do don Juana. - Wyjd si troch przej.
Poda mi dzbanek, a ja woyem do rodka gaki pejotlu. Wychodziem ju z izby, gdy mczyzna, który poda mi dzbanek, wsta, podszed do mnie i powiedzia, e muszla klozetowa znajduje si w drugiej izbie.
Umieszczona bya prawie na wprost drzwi. Tu obok stao obszerne oe zajmujce ponad poow przestrzeni. Spaa w nim tamta kobieta. Jaki czas staem znieruchomiay w drzwiach, po czym wróciem do izby, gdzie przebywali pozostali mczyni.
Waciciel domu przemówi do mnie po angielsku:
“Don Juan mówi, e pochodzisz z Ameryki Poudniowej. Czy jest tam mescal?" Odpowiedziaem, e nie mam najmniejszego pojcia.
Wydawao si, e Ameryka Poudniowa ich ciekawi; rozmawialimy dusz chwil o tamtejszych Indianach. Jeden z mczyzn zapyta mnie wówczas, dlaczego chc skosztowa pejotlu. Odpowiedziaem, e chc si przekona, co to takiego. Rozemiali si pochliwie.
Don Juan wyda mi agodnie polecenie: “uj, przeuwaj [Masca, masca]".
Rce mi zwilgotniay, a odek si skurczy. Dzbanek z gakami sta na pododze obok krzesa. Pochyliwszy si, wycignem jedn na chybi trafi i woyem do ust. Miaa niewiey smak. Rozgryzem j na dwie czci i zaczem u jeden kawaek. Poczuem mocn, szczypic gorycz, w okamgnieniu zdrtwiay mi usta. W miar jak uem, gorycz narastaa, powodujc napyw niesamowicie obfitej liny. Jeli chodzi o dzisa i jam ustn, to miaem wraenie, jakbym jad kawaek sonego, suszonego misa lub ryby, odczuwajc niejako przymus jeszcze intensywniejszego ucia. Po pewnym czasie skoczyem u drugi kawaek; usta miaem tak zdrtwiae, e nie odczuwaem ju gorzkiego smaku. Gaka pejotlowa bya zbitkiem strzpków podobnie jak wóknista cz pomaraczy lub trzcina cukrowa - nie wiedziaem, czy mam j pokn, czy wyplu. Kiedy si nad tym zastanawiaem, gospodarz powsta i zaprosi wszystkich na werand.
Wyszedszy z izby, usiedlimy w ciemnoci. Na werandzie byo cakiem wygodnie, a pan domu przyniós butelk tequili.
Mczyni usiedli rzdem, wsparci plecami o cian. Zajmowaem miejsce najbardziej na prawo. Zaraz obok mnie siedzia don Juan, który postawi mi dzbanek z pejotlem midzy nogami. Nastpnie poda mi butelk, która krya z rk do rk, i powiedzia, ebym spuka gorycz ykiem tequili.
Wypluem strzpki pierwszej gaki i pocignem yczek. Nie pozwoli mi pokn, tylko kaza przepuka usta, aby zatrzyma napyw liny. lina i tak napywaa dalej, ale alkohol z pewnoci pomóg pozby si cho czciowo goryczy w ustach.
Don Juan da mi kawaek suszonej moreli, a moe figi - z powodu ciemnoci nie byem w stanie zobaczy, nie mogem take poczu smaku - nakazujc mi, bym u go dokadnie i powoli, bez popiechu. Z pokniciem miaem kopoty.
Po krótkiej przerwie butelka znów zacza kry. Don Juan poda mi kawaek kruchego suszonego misa. Powiedziaem, e nie mam ochoty na jedzenie.
- To nie jest jedzenie - odpowiedzia stanowczo.
Cay schemat powtórzy si sze razy. Pamitam, e zuem ju sze gaek pejotlu, kiedy rozmowa nagle bardzo si oywia. Nie potrafiem okreli jzyka, w jakim j prowadzono, ale temat by bardzo ciekawy i wszyscy w niej uczestniczyli, ja za staraem si sucha bardzo uwanie, bym take móg wzi w niej udzia. Kiedy jednak spróbowaem si odezwa, uwiadomiem sobie, e nie potrafi - sowa bkay mi si chaotycznie po gowie.
Siedziaem oparty o cian, przysuchujc si rozmawiajcym mczyznom. Mówili po wosku, powtarzajc cigle jedno i to samo zdanie o gupocie rekinów. Wydawao mi si, e temat jest logicznie spójny. Powiedziaem kiedy don Juanowi, i rzek Kolorado w Arizonie pierwsi Hiszpanie nazywali “el rio de los tizones" (rzek wgla drzewnego), potem kto bdnie napisa lub le odczyta wyraz “tizones" i rzek nazwano “el rio de los tiburones" (rzek rekinów). Byem przekonany, e rozmawiaj o tej opowiastce, ale nigdy bym nie pomyla, e który z nich wada jzykiem woskim.
Zachciao mi si wymiotowa, ale nie przypominam sobie, bym to zrobi. Spytaem, czy kto zechciaby mi przynie odrobin wody. Odczuwaem niewymowne pragnienie.
Don Juan przyniós mi wielki rondel. Postawi go na ziemi w pobliu ciany. Przyniós take may kubek lub puszk. Zanurzy j w rondlu i poda mi, mówic, ebym nie pi, tylko odwiey wod usta.
Woda wygldaa dziwnie: lnia i byszczaa niczym gsty lakier. Chciaem zagadn o to don Juana i mozoliem si, by wyrazi myli po angielsku, gdy uprzytomniem sobie, e on nie mówi tym jzykiem. Przeyem chwil wielkiej konsternacji i zdaem sobie spraw, e cho wiem, co mam na myli, nie mog tego wypowiedzie. Chciaem skomentowa dziwny wygld wody, ale w nastpstwie tego pragnienia nie pojawiy si sowa; miaem uczucie, e zamiast nich z moich ust dobywaj si moje nie wypowiedziane myli niejako w pynnej formie. Miaem wraenie, jakbym wymiotowa bez najmniejszego wysiku, bez skurczów przepony. To by przyjemny strumie pynnych sów.
Napiem si. Wraenie, e wymiotuj, ustpio. Odtd nie syszaem ju adnych haasów, zauwayem natomiast, e mam trudnoci z ogniskowaniem wzroku. Rozejrzaem si za don Juanem, a odwracajc gow, spostrzegem, e moje pole widzenia skurczyo si do rozmiarów niewielkiego koa przed oczami. Nie byo to doznanie budzce strach czy te nieprzyjemne, przeciwnie - byo to co nowego: mogem dosownie posuwa si po terenie, skupiajc wzrok na jednym punkcie, a potem krcc powoli gow w dowolnym kierunku. Kiedy po raz pierwszy zszedem z werandy, spostrzegem, e wszdzie panuje ciemno; w oddali unosia si tylko una miejskich wiate. W obrbie jednak mego kolistego pola widzenia wszystko byo wyranie wida. Zapomniaem o don Juanie i pozostaych mczyznach i zajem si wycznie przeczesywaniem terenu za pomoc mego wyostrzonego wzroku.
Ujrzaem miejsce, w którym podoga werandy stykaa si ze cian. Powoli zwracajc gow w praw stron - idc wzrokiem za cian - zobaczyem don Juana, który siedzia o ni oparty. Przekrciem gow w lewo, chcc skoncentrowa wzrok na wodzie. Natrafiem na dno rondla; uniósszy lekko gow, ujrzaem zbliajcego si czarnego psa redniej wielkoci. Widziaem, jak podchodzi do wody. Zacz pi. Uniosem rk, eby go odepchn;
.W tym celu zogniskowaem na nim moje precyzyjne widzenie i nagle ujrzaem, e pies staje si przezroczysty. Woda bya lnicym, lepkim pynem. Widziaem, jak przecieka przez gardo w gb psiego ciaa. Widziaem, jak przepywa równomiernie przez kady jego zakamarek, a nastpnie tryska przez kady wos psiej sierci. Widziaem, jak ów opalizujcy pyn przepywa przez kady wosek, by nastpnie wydosta si z sierci i utworzy dug, jedwabist grzyw.
Wtedy to ogarny mnie silne konwulsje i w mgnieniu oka znalazem si wewntrz tunelu - bardzo niskiego i wskiego, twardego i dziwnie zimnego. W dotyku przypomina cian z mocnej cynfolii. Stwierdziem, e siedz na dnie tunelu. Spróbowaem wsta, ale uderzyem gow o metalowe sklepienie, a tunel kurczy si, dopóki nie zaczem si dusi. Pamitam, e musiaem doczoga si do kolistego miejsca, gdzie koczy si tunel; gdy tam wreszcie dotarem - jeli dotarem - zupenie zapomniaem o psie, don Juanie i o sobie samym. Byem wykoczony. Ubranie miaem przesiknite zimn, lepk ciecz. Przetaczaem si tam i z powrotem, próbujc znale miejsce, gdzie mógbym odpocz, gdzie serce nie tukoby si tak strasznie. W którym momencie ponownie ujrzaem psa.
Wówczas natychmiast odzyskaem pami i nagle wszystko stao si absolutnie jasne. Odwróciem si, szukajc wzrokiem don Juana, ale nie byem w stanie dostrzec niczego - lub nikogo. Mój wzrok móg dostrzec wycznie psa, który zaczyna opalizowa; jego ciao promieniowao intensywnym wiatem. Znowu ujrzaem przepywajc przeze wod, jarzc si niczym ar ogniska. Dopadem naczynia z wod, zanurzyem w nim twarz i piem razem z psem. Rce oparem na ziemi przed sob i pijc, widziaem, jak ciecz przepywajca przez moje yy mieni si na czerwono, óto, zielono. Piem coraz wicej.
Piem tak dugo, a sam si cay rozjarzyem i rozpomieniem. Piem, dopóki ciecz nie usza wszystkimi porami mej skóry, wydostajc si na zewntrz w postaci jedwabistych wókien, a i mnie urosa duga, byszczca i mienica si barwami tczy grzywa. Spojrzaem na psa - mia tak sam grzyw. Najwysza bogo ogarna cae moje ciao i pobieglimy razem w stron ótego ciepa promieniujcego z jakiego nieokrelonego miejsca. Dotarszy tam, zaczlimy figle. Figlowalimy i mocowalimy si tak dugo, a poznaem jego pragnienia, a on pozna moje. Na zmian poruszalimy sob, niczym w teatrze lalek. Zaciskajc palec u nóg, mogem wprawi w ruch jego apy, ilekro natomiast pies pochyli eb, odczuwaem nieodpart ch skakania. Najwikszy jednak psi figiel polega na tym, e zmusza mnie do drapania si nog po gowie w pozycji siedzcej; dokonywa tej sztuczki, machajc zamaszycie uszami. Ta psota wydawaa mi si nadzwyczaj mieszna. Có za wdzik i ironia, jakie mistrzostwo, mylaem. Ogarna mnie nie dajca si ^opisa euforia. miaem si, dopóki nie zaczo mi brakowa tchu.
Poczuem wyranie, e nie mog otworzy oczu; mój wzrok natrafia na tafl wody. Ten bardzo nieprzyjemny stan trwa dugo; wielki ból pomieszany by z trwog, e cho nie mog si obudzi, nie jestem pogrony we nie. A potem z wolna wiat stawa si przejrzysty i odzyska ostro konturów. Pole mego widzenia byo znów koliste i rozlege, czemu towarzyszy normalny odruch wiadomoci nakazujcy rozejrze si w poszukiwaniu tamtej wspaniaej istoty. Wówczas to nadszed najtrudniejszy moment. Przejcie z mego stanu normalnego odbyo si w ten sposób, e prawie nie zdaem sobie z niego sprawy: zachowaem wiadomo, a moje odczucia i myli byy tego logicznym wynikiem, samo przejcie za nastpio gadko i wyranie. Ale owa druga zmiana, przebudzenie do wiadomoci powanej i trzewej, bya autentycznym szokiem. Zapomniaem, e jestem czowiekiem! Smutek tej w aden sposób nie dajcej si naprawi sytuacji by tak dojmujcy, e si rozpakaem.
Sobota, 5 sierpnia 1961
Pónym rankiem po niadaniu waciciel domu, don Juan i ja pojechalimy z powrotem do domu don Juana. Cho byem bardzo zmczony, nie mogem zasn w ciarówce. Dopiero po odejciu tamtego czowieka zdoaem usn na werandzie.
Obudziem si po zapadniciu zmroku; don Juan nakry mnie kocem. Szukaem don Juana, ale nie byo go w domu. Nadszed troch póniej z garnkiem smaonej fasoli i stert podpomyków. Byem godny jak wilk.
Kiedy odpoczywalimy po posiku, poprosi mnie, bym mu opowiedzia wszystko, co wydarzyo si poprzedniej nocy. Zdaem mu relacj z moich przey, czynic to szczegóowo i moliwie jak najdokadniej.
Gdy skoczyem, kiwn gow i powiedzia: “Sdz, e wypade znakomicie. Trudno mi teraz wyjani, w jaki sposób i dlaczego. Ale uwaam, e wszystko poszo wietnie. Bo widzisz, niekiedy on psoci jak mae dziecko, czasami za bywa straszny, przeraajcy. Albo figluje, albo zachowuje si miertelnie powanie. Nie sposób przewidzie z góry, jaki bdzie z dan osob, chyba e kto zna go dobrze. Dzi w nocy bawie si z nim. Nie znam nikogo oprócz ciebie, kto spotkaby si z nim w taki sposób.
- Na czym polega rónica midzy moimi przeyciami a doznaniami innych?
- Nie jeste Indianinem, dlatego trudno mi si zorientowa, w czym rzecz. Ale on albo przyjmuje, albo odrzuca ludzi, obojtnie jakiego s pochodzenia. Tyle wiem. Byem nieraz tego wiadkiem. Wiem take, e to psotnik, e rozmiesza niektórych do ez, ale nigdy nie widziaem, eby si z kim bawi.
- Czy moesz mi teraz powiedzie, don Juanie, w jaki sposób pejotl chroni...
Nie pozwoli mi dokoczy. Energicznie dotkn mego ramienia.
- Nie nazywaj go nigdy w ten sposób. Widziae go za mao i nie znasz go bliej.
- W jaki sposób Mescalito ochrania ludzi?
- Doradza. Odpowiada na wszelkie pytania.
- Wic Mescalito istnieje naprawd? Mona go zobaczy?
Sprawia wraenie zaskoczonego tym pytaniem. Spojrza na mnie z rodzajem zakopotania w oczach.
- Chodzi mi o to, czy Mescalito...
- Syszaem twoje pytanie. Nie widziae go w nocy? Chciaem odrzec, e widziaem jedynie psa, ale spostrzegem jego zdezorientowane spojrzenie.
- Wic uwaasz, e to jego widziaem wczoraj w nocy? Spojrza na mnie z pogard. Rozemia si cicho, potrzsn gow, jakby nie móg w to uwierzy, i doda tonem nadzwyczaj inteligentnym: A poco crees que era tu... mama? (A ty moe mylae, e to bya twoja... mamusia?) Zrobi pauz, nim powiedzia mama, poniewa mia zamiar uy wyraenia tu chingada mdre, bdcego lekcewac aluzj do matki rozmówcy. Sowo mama byo tak nieoczekiwane, e obaj wybuchnlimy miechem.
Nastpnie uprzytomniem sobie, e don Juan zasn, nie odpowiedziawszy na moje pytanie.
Niedziela, 6 sierpnia 1961
Zawiozem don Juana do domu, gdzie zayem pejotl. Podczas jazdy powiedzia mi, e czowiek, który “ofiarowa mnie Mescalito", mia na imi John. Po przybyciu na miejsce zastalimy Johna siedzcego na werandzie w towarzystwie dwóch modych mczyzn. Wszyscy trzej zachowywali si szalenie jowialnie. miali si i rozmawiali z wielk swobod. Ich angielszczyzna bya wymienita. Powiedziaem do Johna, e przyjechaem, aby mu podzikowa za pomoc.
Chciaem dowiedzie si, co sdz o moim zachowaniu podczas seansu halucynogennego, i powiedziaem im, e staraem si sobie przypomnie, co robiem tamtej nocy, ale nic nie pamitam. Rozemiali si, nie kwapic si wcale do rozmowy. Odniosem wraenie, e mityguj si ze wzgldu na don Juana. Wszyscy zerkali w jego stron, jak gdyby w oczekiwaniu na przyzwolenie. Don Juan musia im w jaki sposób go udzieli, cho sam niczego nie zauwayem, gdy John zacz raptem opowiada mi o tym, co robiem tamtej nocy.
Stwierdzi, e zostaem “przyjty", kiedy usysza, e wymiotuj. Wedug jego oblicze wymiotowaem trzydzieci razy. Don Juan poprawi go, stwierdzajc, e tylko dziesi.
John mówi dalej:
- Wtedy zgromadzilimy si wszyscy obok ciebie. Bye sztywny i miae drgawki. Lec na plecach, poruszae wargami, jakby mówi; trwao to bardzo dugo. Potem zacze wali gow o podog, a don Juan nakry ci gow starym kapeluszem, i wtedy przestae. Dygotae i jczae godzinami, lec na pododze. Wszyscy ju chyba usnli, ale syszaem przez sen twoje posapywanie i stkanie. Nagle usyszaem twój krzyk i zbudziem si. Zobaczyem, e krzyczc, skaczesz pod niebo. Dae susa w kierunku wody, przewrócie rondel i zacze tarza si w kauy. Don Juan przyniós ci wody. Usiade spokojnie przed rondlem. Potem wykonae skok i zdare z siebie cae ubranie. Klczc przed rondlem, pie wielkimi haustami. Nastpnie usiade znowu w tym samym miejscu i wlepie wzrok w przestrze. Sdzilimy, e zostaniesz tam na zawsze. Prawie wszyscy spali, take don Juan, gdy ponownie zerwae si z miejsca, wydajc z siebie gony skowyt, i rzucie si w pogo za psem. Pies si przestraszy i te zacz skowycze, i uciek na tyy budynku. Wówczas wszyscy si obudzili.
Powstalimy z miejsc. Wrócie z drugiej strony, cigajc nadal psa. Pies bieg przed tob: szczeka i skowycza. Przebiege wokó domu chyba ze dwadziecia razy, szczekajc jak pies. Baem si, e ludzie si tym zainteresuj. W bliskim ssiedztwie nikt nie mieszka, ale twój skowyt sycha byo w promieniu kilku mil.
- Dogonie psa i przyniose go na rkach na werand - dorzuci który z modszych mczyzn. John podj opowie:
- A potem zacze bawi si z psem. Mocowae si z nim, ksalicie si dla zabawy. Wydawao mi si to zabawne. Mój pies zwykle nie figluje. Tymczasem wy turlalicie si po sobie.
- Potem pognae ku wodzie, a pies pi razem z tob - powiedzia modzieniec. - Powtórzylicie ten bieg po wod pi czy sze razy.
- Jak dugo to trwao? - spytaem.
- Cae godziny - odrzek John. - W pewnej chwili stracilimy was z oczu. Musiae chyba pobiec na tyy domu. Syszelimy tylko, jak szczekasz i postkujesz. Robie to tak bardzo po psiemu, e trudno was byo odróni.
- A moe to po prostu by pies - powiedziaem. Rozemiali si.
- To ty tam szczeka, chopie! - powiedzia John.
- I co dalej?
Trzej mczyni popatrzyli po sobie, jak gdyby ustalenie dalszego przebiegu wydarze sprawiao im wielk trudno. Wreszcie przemówi mody czowiek, który dotd nie odezwa si jeszcze ani sowem.
- Zatkao go - powiedzia, kierujc wzrok na Johna.
- Tak jest: zatkao ci na amen. Zacze paka w osobliwy sposób, a potem zwalie si na podog. Mylelimy, e przygryze sobie jzyk. Don Juan rozwar ci szczki i obla ci twarz wod. Wówczas znowu zacze dygota i cae twe ciao ogarny drgawki. A potem znieruchomiae na duej. Don Juan stwierdzi, e ju po wszystkim. By ranek, wic nakrylimy ci kocem i zostawilimy picego na werandzie.
Na tym urwa i spojrza na pozostaych mczyzn, którzy walczyli z sob, eby nie wybuchn miechem. Zwróci si z jakim pytaniem do don Juana, który odpowiedzia z umiechem. Wówczas John odwróci si do mnie i powiedzia:
- Zostawilimy ci tu na werandzie, bomy si bali, e nam obsikasz cay dom.
Wszyscy wybuchnli gonym miechem.
- A co ja takiego robiem? - zapytaem. - Czybym...?
- Czyby...? - przedrzenia mnie John. - Nie zamierzalimy tego mówi, ale don Juan uwaa, e to nic nie szkodzi. Obsikae mi caego psa!
- Co takiego?
- Chyba nie sdzisz, e pies ucieka przed tob, bo si ciebie ba? Ucieka, bo na niego sika.
Zapanowaa ogólna wesoo. Próbowaem zada pytanie jednemu z modych mczyzn, ale nie sysza, bo wszyscy zanosili si miechem.
John cign dalej:
- Ale mój pies nie pozosta ci duny i te na ciebie nasika!
Te sowa musiay zabrzmie wyjtkowo miesznie, bo wszyscy ryknli miechem, nie wyczajc don Juana. Kiedy si uspokoili, zapytaem przejty do ywego:
- Czy to prawda? Tak naprawd byo? miejc si nadal, John powiedzia:
- Przysigam ci, e mój pies naprawd ci obsika. W drodze powrotnej do domu don Juana spytaem go ponownie:
- Czy to wszystko naprawd si wydarzyo, don Juanie?
- Owszem - odrzek - ale oni nie wiedz, co zobaczy. Nie zdaj sobie sprawy, e ty figlowae z “nim". To dlatego ci nie przeszkadzaem.
- Ale ta historyjka z obsikiwaniem mnie przez psa i psa przeze mnie jest prawdziwa?
- To nie by pies! Ile razy mam ci to powtarza? Inaczej tego nie zrozumiesz, tylko w ten sposób. To “on" si z tob bawi.
- Czy wiedziae to wszystko, nim ci o tym opowiedziaem?
Zawaha si, nim odpowiedzia.
- Nie. Zapamitaem twój dziwny wygld, nim mi o wszystkim powiedziae. Domylaem si, e nic zego ci si nie dzieje, bo nie wygldae na przeraonego.
- Czy ten pies rzeczywicie si ze mn bawi?
- Do jasnej cholery! To nie by pies!
Czwartek, 17 sierpnia 1961
Opowiedziaem don Juanowi o swoich doznaniach w zwizku z przeytym zdarzeniem. Z punktu widzenia mych zamierze badawczo-naukowych bya to katastrofa, bo nie miaem najmniejszej ochoty na ponowne przeycie podobnego “spotkania" z Mescalito. Wszystko, co mi si przydarzyo, byo wprawdzie interesujce, ale cae to dowiadczenie nie zawierao w sobie nic, co by mnie rzeczywicie zachcao do dalszych poszukiwa w tej dziedzinie. Byem szczerze przekonany, e nie nadaj si do przedsiwzi tego rodzaju. Pejotl le oddziaa na moje fizyczne samopoczucie. W nastpstwie jego spoycia zrodzi si we mnie nieokrelony lk czy smutek, jaka melancholia, której nie umiaem dokadnie zdefiniowa. Nie byo w tym stanie adnej wzniosoci. Don Juan rozemia si i powiedzia:
- Zaczynasz si uczy.
- Nie dla mnie taka nauka. Ja si do tego nie nadaj, don Juanie.
- Jak zawsze przesadzasz.
- Nie przesadzam.
- Przesadzasz. Kopot w tym, e przesadzasz tylko w tym, co ze.
- Jeli o mnie chodzi, to tego, co dobre, nie ma. Wiem tylko tyle, e si boj.
- Strach to nic zego. Bojc si, widzimy inaczej.
- Ale mnie wcale nie zaley na tym, eby widzie inaczej, don Juanie. Chyba zrezygnuj z nauki o Mescalito. To mnie przerasta, don Juanie. Czuj si w tej sytuacji naprawd fatalnie.
- Bo to jest fatalna sytuacja, nawet dla mnie. Nie tylko ciebie jednego zbia z tropu.
- A czemu miaaby zbi z tropu ciebie, don Juanie?
- Zastanawiaem si nad tym, co ujrzaem tamtej nocy. Mescalito rzeczywicie bawi si z tob. To zbio mnie z tropu, bo to by znak.
- Jaki znak, don Juanie?
- Mescalito wskaza mi ciebie.
- Po co?
- Nie byo to dla mnie jasne, ale ju jest. Chodzio mu o to, e jeste “wybracem" [escogido}. Wskazujc mi ciebie, Mescalito powiedzia mi, e jeste wybracem.
- Chcesz powiedzie, e zostaem wybrany sporód innych do wykonania jakiego zadania?
- Nie. Chc powiedzie, e Mescalito powiadomi mnie, e moesz by czowiekiem, którego szukam.
- Kiedy ci to powiedzia, don Juanie?
- Bawic si z tob. W ten sposób stae si moim wybracem.
- Co to znaczy, e jest si wybracem?
- Znam pewne tajemnice [Tengo secretos]. Znam tajemnice, których nie bd móg wyjawi, chyba e znajd swojego wybraca. Owej nocy, kiedy ujrzaem, jak si bawisz z Mescalito, zrozumiaem, e ty nim jeste. Ale nie jeste Indianinem i to zbija mnie z tropu!
- Ale co to oznacza dla mnie, don Juanie? Co mam robi?
- Postanowiem ju, e naucz ci tajemnic, jakie przypadaj w udziale czowiekowi wiedzy.
- Masz na myli tajemnice dotyczce Mescalito?
- Tak, ale znam te inne. Istniej innego rodzaju tajemnice, które chciabym komu wyjawi. Sam miaem nauczyciela, mego dobroczyc, i tak samo zostaem jego wybracem, dokonawszy pewnego wyczynu. On mnie wszystkiego nauczy.
Zapytaem ponownie, na czym bd polega obowizki wynikajce z mojej nowej roli. Odpowiedzia, e w gr wchodzi jedynie nauka w znaczeniu tego, co skada si na dowiadczenia, jakie zgromadziem podczas dwu odbytych z nim sesji.
Caa sytuacja rozwijaa si w bardzo osobliwy sposób. Postanowiem, e powiadomi go, i zamierzam odstpi od zamiaru zdobycia wiedzy o pejotlu. Nim jednak nadszed moment, by rzecz wyuszczy, wystpi z propozycj, e przekae mi sw “wiedz". Nie wiedziaem, co przez to rozumie, ale czuem, e ten nagy obrót wydarze ma wielkie znaczenie. Argumentowaem, e brak mi kwalifikacji niezbdnych w takim przedsiwziciu, jako e wymaga ono rzadkiego typu odwagi. Mój charakter skania mnie do mówienia o czynach dokonywanych przez innych ludzi. Chciaem pozna jego pogldy i opinie na wszystkie tematy. Bybym szczliwy, mogc usi na werandzie i przysuchiwa mu si caymi dniami. Wanie to uwaabym za nauk.
Sucha, nie przerywajc. Mówiem dugo. Wreszcie przemówi don Juan:
- To wszystko bardzo atwo zrozumie. Pierwszym wrogiem, którego czowiek musi pokona na swej drodze do wiedzy, jest strach. Poza tym naleysz do ciekawskich. To wyrównuje rachunek. Bdziesz si uczy wbrew sobie, taka jest regua.
Protestowaem jeszcze jaki czas, starajc si go przekona, e nie ma racji. Sprawia jednak wraenie cakowicie przekonanego, e nie pozostaje mi nic innego, jak tylko si uczy.
- Mylisz nie o tym, co wane - powiedzia. - Mescalito faktycznie si z tob bawi. I nad tym trzeba myle. Dlaczego nie zastanawiasz si nad tym, tylko nad swoimi lkami?
- To byo co tak niezwykego?
- Oprócz ciebie nie widziaem nigdy nikogo, kto by si z nim bawi. Nie przywyke do takiego ycia, wic znaki [omeny] uchodz twojej uwagi. Jeste jednak osob powan, tylko e ta twoja powaga odnosi si do tego, czym si zajmujesz, a nie do tego, co si dzieje wokó ciebie. Za bardzo skupiasz si na sobie. W tym cay kopot. I to prowadzi do strasznego zmczenia.
- Ale czy mona inaczej, don Juanie?
- Mona podziwia cuda wiata, które nas zewszd otaczaj. Zmczysz si przygldaniem si tylko samemu sobie i to zmczenie uczyni ci lepym i guchym na wszystko, co nie wie si z tob.
- Co w tym jest, don Juanie, ale w jaki sposób mog si zmieni?
- Myl o tym cudzie, jakim by bawicy si z tob Mescalito. Myl tylko o tym - reszta przyjdzie sama.
Niedziela, 20 sierpnia 1961
Wczoraj wieczorem don Juan zacz wprowadza mnie w tajniki swojej wiedzy. Usiedlimy przed domem w ciemnoci. Po dugim milczeniu zaczlimy nagle rozmawia. Powiedzia, e zamierza pouczy mnie tymi samymi sowami, których uy jego dobroczyca pierwszego dnia terminowania don Juana. Zna te sowa na pami, bo powtórzy je kilkakrotnie, by mie pewno, e adnego z nich nie uroni.
- Czowiek wybiera si po wiedz tak samo jak na wojn: z wielk czujnoci, z lkiem, z szacunkiem i z absolutn pewnoci. I po wiedz lub na wojn w jaki inny sposób byoby bdem, i kady, kto taki bd popeni, poauje w dalszym yciu swoich kroków.
Spytaem go, dlaczego, a on odpowiedzia, e jeli czowiek sprosta tym czterem wymaganiom, nie popeni adnych bdów, za które bdzie musia odpowiedzie, wówczas bowiem jego czyny pozbawione bd owej grubej niezrcznoci typowej dla postpków gupca. Jeeli kto taki dozna poraki lub poniesie klsk, przegra jedynie bitw, co nie stanowi jeszcze powodu do rozpaczy.
Nastpnie poinformowa mnie, e ma zamiar uczy mnie o “sprzymierzecu" dokadnie w ten sam sposób, w jaki czyni to jego dobroczyca. Szczególnie mocny nacisk pooy na sowa “dokadnie w ten sam sposób" i powtórzy ten zwrot kilkakrotnie.
- Sprzymierzeniec - mówi don Juan - to potga, jak czowiek moe wprowadzi w swoje ycie, by mu pomoga, doradzia i obdarzya go si niezbdn do spenienia rozmaitych czynów - wielkich i maych, dobrych lub zych. Sprzymierzeniec ów jest koniecznie potrzebny do wzbogacenia ludzkiego ycia, kierowania ludzkim dziaaniem i poszerzenia ludzkiej wiedzy. Sprzymierzeniec jest w istocie nieodzownym pomocnikiem poznania. Don Juan mówi o tym z wielkim przekonaniem i z wielk si. Odnosio si wraenie, e starannie dobiera sowa. Czterokrotnie powtórzy nastpujce zdanie:
- Sprzymierzeniec sprawi, e zobaczysz i zrozumiesz rzeczy, których nie byaby ci w stanie objani adna ludzka istota.
- Czy sprzymierzeniec jest czym w rodzaju ducha opiekuczego?
- To nie jest opiekun ani duch. To pomocnik.
- Czy Mescalito jest twoim sprzymierzecem?
- Nie! Mescalito to moc innego rodzaju. Moc jedyna w swoim rodzaju. Obroca, nauczyciel.
- Na czym polega rónica midzy nim a sprzymierzecem?
- Nie mona go oswoi i wykorzysta tak jak sprzymierzeca. Mescalito przebywa na zewntrz nas. Moe ukazywa si pod wieloma postaciami kademu, komu zechce, kto znajdzie si przed nim, czy bdzie to brujo, czy parobek.
Z wielk arliwoci don Juan opowiada o Mescalito jako nauczycielu waciwego sposobu ycia. Zapytaem, jak Mescalito uczy “waciwego sposobu ycia", a don Juan odrzek, e Mescalito pokaza mu, jak y.
- Jak to uczyni? - spytaem.
- Moe to uczyni na wiele sposobów. Niekiedy pokazuje na wasnej doni lub na skaach czy drzewach, lub te po prostu przed twoimi oczami.
- Czy to co w rodzaju obrazu przed oczami?
- Nie. To lekcja przed oczami.
Zapytaem o to. Milcza. Po dugiej pauzie spytaem:
- Jakiego rodzaju si jest sprzymierzeniec?
- Jest pomocnikiem. Ju ci to powiedziaem.
- Na czym polega jego pomoc?
- Sprzymierzeniec potrafi wyprowadzi czowieka poza ograniczenia jego wasnej natury. W ten sposób moe odsoni co, czego nie zdoa objawi adna istota ludzka.
- Ale Mescalito te wyprowadza nas poza nasze ograniczenia. Czy to nie czyni go sprzymierzecem?
- Nie. Mescalito wyprowadza nas z siebie po to, eby nas uczy. Sprzymierzeniec za po to, eby obdarzy nas moc.
Poprosiem, eby wyjani mi to bardziej szczegóowo albo opisa rónic dziaania. Przyglda mi si dugo, po czym rozemia si. Stwierdzi, e nauka w formie rozmowy to nie tylko strata czasu, ale idiotyzm, gdy uczenie si jest najtrudniejszym zadaniem, jakie moe przedsiwzi czowiek. Poprosi, bym sobie przypomnia poszukiwania mego miejsca, kiedy to chciaem je odnale, nie zadawszy sobie najmniejszego trudu, gdy spodziewaem si, e podsunie mi wszelkie niezbdne wskazówki. “Gdybym rzeczywicie tak zrobi - powiedzia don Juan - nigdy by si nie nauczy". To jednak, e wiedziaem, jak trudno byo znale moje miejsce, przede wszystkim za wiedza, e ono istnieje, miaa mi da wyjtkowe poczucie pewnoci siebie. Powiedzia mi, e dopóki bd zasiada na mym “dobrym miejscu", nie mog dozna adnej krzywdy cielesnej, poniewa bd mia pewno, e w tym wanie miejscu jestem u szczytu si. Byem w stanie obroni si przed wszystkim, co mogoby mi zagraa. Gdyby jednak powiedzia mi, gdzie znajduje si to miejsce, zabrakoby mi tej pewnoci siebie, bez której moja wiedza byaby nieprawdziwa. Tak wic wiedza to istotnie potga.
Don Juan stwierdzi nastpnie, e ilekro czowiek postanawia rozpocz nauk, tylekro musi mozoli si tak samo jak ja, kiedy szukaem owego miejsca, a jego natura sama wytycza granice poznania. Uwaa zatem, e rozmawianie o wiedzy nie ma sensu. Niektórym rodzajom wiedzy moimi siami nie jestem - jego zdaniem - w stanie podoa, a rozmowa na ten temat mogaby mi tylko zaszkodzi. Uwaa najwyraniej, e nic wicej nie ma mi do powiedzenia. Powstawszy z miejsca, skierowa si w stron domu.
Powiedziaem mu, e trac panowanie nad sytuacj. Nie tak j sobie wyobraaem i nie tego chciaem. Odpowiedzia, e strach to rzecz naturalna; dowiadczamy go wszyscy i nic na to nie mona poradzi. Ale choby nawet nauka wywoywaa nasze najwiksze przeraenie, to i tak wiksz groz napawa myl o czowieku pozbawionym sprzymierzeca bd wiedzy.
3.
W cigu ponad dwóch lat, które upyny od momentu, gdy don Juan postanowi przekaza mi wiedz o mocach-sprzymierzecach, do chwili, kiedy uzna, e dojrzaem ju do praktycznego ich poznania (bo to uwaa on za nauk) - przedstawia stopniowo gówne waciwoci obu interesujcych nas sprzymierzeców. Przygotowywa mnie do bdcych nieodzownym zwieczeniem i utrwaleniem wszelkich werbalizacji i poucze stanów rzeczywistoci niezwykej.
Pocztkowo wspomina o sprzymierzecach jedynie mimochodem. Pierwsze zanotowane przeze mnie uwagi na ten temat wplecione s pomidzy inne tematy naszych rozmów.
roda, 23 sierpnia 1961
- Czarcie ziele (licie bielunia) byo sprzymierzecem mojego dobroczycy. Mogo by równie moim sprzymierzecem, ale mi si nie spodobao.
- Dlaczego ci si nie spodobao, don Juanie?
- Bo ma powan wad.
- Inni sprzymierzecy je przewyszaj?
- Nie w tym rzecz. Jest równie potne, jak najlepsi sprzymierzecy, ale jest w nim co, co mnie osobicie nie przypado do gustu.
- Moesz mi powiedzie, co to takiego?
- Wypacza ludzi. Za szybko pozwala im zasmakowa w potdze, nie przydajc mocy ich sercom, co sprawia, e zachowuj si wadczo i nieobliczalnie. Pomimo caej swej potgi s sabeuszami.
- Czy nie da si tego unikn?
- Mona to przezwyciy, ale nie umkn. Kady, kto zostaje sprzymierzecem tego ziela, musi zapaci tak cen.
- W jaki sposób mona przezwyciy ten skutek, don Juanie?
- Czarcie ziele ma cztery wzy: korze, odyg z limi, kwiaty i nasiona. Róni si one od siebie, i kady, kto zosta jego sprzymierzecem, musi si z nimi zapozna w takiej kolejnoci. Najwaniejszy wze to korzenie. Potg czarciego ziela pokonuje si przez korzenie. odyga i licie to wze leczcy choroby; waciwie uyty jest dobrodziejstwem rodu ludzkiego. Trzeci wze znajduje si w kwiatach; uywa si go do wprowadzania ludzi w obd lub eby zapewni sobie ich posuszestwo albo eby ich unicestwi. Czowiek, którego sprzymierzecem jest bielu, nigdy nie przyjmuje kwiatów, tak samo jak odygi i lici, chyba e w wypadku wasnej choroby, zawsze natomiast przyjmuje si korzenie i nasiona, zwaszcza nasiona; stanowi one czwarty wze czarciego ziela, obdarowany najwiksz moc.
Mój dobroczyca mawia, i nasiona to “wze trzewoci" - jedynie ta cz ziela zdolna jest wzmocni ludzkie serce. Mawia take, e czarcie ziele obchodzi si surowo ze swymi protegowanymi, bo dy do jak najszybszego ich zabicia, co zwykle mu si udaje, nim zd pozna tajniki “wza trzewoci". Istniej jednak opowieci o ludziach, którzy posiedli te tajemnice. Jakie to wyzwanie dla czowieka wiedzy!
- Czy twój dobroczyca do nich nalea?
- Nie, nie nalea.
- Spotkae kogo, komu si to udao?
- Nie, ale oni yli w czasach, kiedy wiedza tego rodzaju bya wana.
- Czy znasz kogo, kto spotka takich ludzi?
- Nie znam.
- A twój dobroczyca?
- Zna.
- Czemu nie posiad tajemnic wza trzewoci?
- Obaskawienie czarciego ziela i uczynienie ze sprzymierzeca to jedno z najtrudniejszych zada, o jakich mi wiadomo. Mnie si to nigdy nie udao, moe dlatego, e nigdy za nim nie przepadaem.
- Czy mimo to moesz uywa go jako sprzymierzeca?
- Mog, a jednak wol tego nie robi. Z tob moe by inaczej.
- Czemu nosi ono nazw czarciego ziela? Don Juan wykona gest symbolizujcy obojtno, wzruszy ramionami i zamilk na dusz chwil. Powiedzia na koniec, e “czarcie ziele" to jego nazwa tymczasowa [su nombre de leche]. Doda, e istniej take inne nazwy, ale nie naley ich uywa, gdy wymienienie nazwy to powana sprawa, zwaszcza wówczas, gdy czowiek uczy si obaskawiania mocy-sprzymierzeca. Zapytaem, dlaczego wymienienie nazwy jest powan spraw. Odpowiedzia, e uycie nazwy zastrzeone jest wycznie na wypadek wzywania pomocy, w chwilach wielkiego utrapienia i wielkiej potrzeby. Zapewni mnie równie, e w yciu kadego, kto poszukuje wiedzy, chwile takie prdzej czy póniej nadejd.
Niedziela, 3 wrzenia 1961
Dzi w godzinach popoudniowych don Juan przyniós z pola dwa okazy bielunia.
Nieoczekiwanie poruszy w naszej rozmowie temat czarciego ziela, po czym poprosi, bym uda si wraz z nim w góry i poszuka tej roliny.
Pojechalimy w pooone w pobliu góry. Wycignem z baganika opat i udalimy si w gb jednego z wwozów. Szlimy do dugo, przedzierajc si ukosami przez chaparral gsto porastajcy mikk, piaszczyst gleb. Don Juan zatrzyma si przy maej rolinie o ciemnozielonych liciach i wielkich, biaawych, dzwonkowatych kwiatach.
- Tutaj - powiedzia.
Przystpi natychmiast do kopania. Próbowaem mu pomóc, ale oddali mnie zdecydowanym potrzniciem gowy i kopa dalej okrgy doek wokó roliny. Dó mia ksztat stoka; rozwiera si szeroko na obrzeu, na rodku za zwa si, tworzc wzgórek. Przestawszy kopa, don Juan uklkn tu przy odydze i oczyci j palcami z mikkiej gleby; wówczas odsoni si liczcy okoo czterech cali, wielki, bulwiasty, rozwidlony korze, którego rozmiary mocno kontrastoway z rozmiarami stosunkowo kruchej odygi.
Spojrzawszy na mnie, don Juan stwierdzi, e rolina jest rodzaju mskiego, gdy korze rozwidla si dokadnie w miejscu, gdzie czy si z odyg. Nastpnie wsta i zacz si oddala w poszukiwaniu czego.
- Czego szukasz, don Juanie?
- Chc znale jaki kij.
Zaczem si rozglda, ale powstrzyma mnie.
- Ty nie! Usid tam. - Wskaza na skay w odlegoci okoo dwudziestu stóp. - Sam znajd.
Po pewnym czasie wróci z dug, uschnit gazi. Za pomoc gazi, której uy w charakterze kopaczki, oczyci starannie z ziemi obie rozwidlajce si odnogi korzenia, czynic to do gbokoci mniej wicej dwu stóp. W miar kopania dotar do tak twardo ubitych pokadów gleby, e rozgrzebanie jej kijem stao si praktycznie niemoliwe.
Don Juan przerwa prac i usiad, by zaczerpn oddechu. Usiadem przy nim. Przez dusz chwil zachowalimy milczenie.
- Czemu nie wykopiesz tego opat? - spytaem.
- Mogaby poci i pokaleczy rolin. Musiaem znale kij pochodzcy z tego terenu, bo gdybym skaleczy korze, uszkodzenie nie byoby tak powane, jak spowodowane opat lub jakim obcym przedmiotem.
- I jaki kij znalaze?
- Nadaje si kada uschnita ga drzewa paloverde. Jeli nie ma suchych, trzeba uci wie.
- Czy mona uy gazi jakiego innego drzewa?
- Powiedziaem ci, e tylko paloverde.
- A dlaczego, don Juanie?
- Dlatego, e czarcie ziele ma bardzo mao przyjació, a paloverde to jedyne drzewo w tej okolicy, które mu odpowiada - niczego innego si nie ima [lo unico gue prende]. Jeli uszkodzisz korze opat, nie uronie ci po przesadzeniu, ale jeli skaleczysz je takim kijem, rolina moe nawet tego nie poczu.
- Co chcesz teraz zrobi z korzeniem?
- Odetn go. Musisz zostawi mnie samego. Id poszuka innego okazu i czekaj, a ci zawoam.
- Nie chcesz, ebym ci pomóg?
- Moesz mi pomaga, tylko kiedy o to poprosz! Oddaliem si w poszukiwaniu roliny, walczc z silnym pragnieniem, eby wróci ukradkiem i podglda don Juana. Po pewnym czasie doczy do mnie.
- Poszukajmy teraz okazu eskiego - powiedzia.
- Po czym si je odrónia?
- eskie jest wysze i wyrasta ponad ziemi, przypomina wygldem mae drzewko. Okazy mskie s due i pn si nad sam ziemi niczym rozoyste i gste krzewy. Jak wykopiemy okaz eski, przekonasz si, e posiada pojedynczy korze, który rozwidla si dopiero prawie na samym kocu. Natomiast okaz mski czy si z odyg w miejscu rozwidlenia.
Chodzilimy po okolicy, szukajc roliny z rodzaju Da-tura. W pewnej chwili, wskazujc na jak rolin, don Juan powiedzia: “To eska". Nastpnie zabra si do jej wykopywania w ten sam sposób, jak postpi z pierwsz. Gdy tylko oczyci korze z ziemi, mogem si przekona, e wygld korzenia odpowiada sowom don Juana. Oddaliem si ponownie, kiedy przystpi do jego odcicia.
Po powrocie do domu rozwiza zawinitko, w którym umieci roliny. Wyj najpierw wikszy, mski okaz i opuka go w wielkiej metalowej misie. Z wielk starannoci usun resztki ziemi z korzenia, odygi i licie. Uporawszy si z czyszczeniem, oddzieli odyg od korzenia, wykonujc za pomoc krótkiego zbatego noa pytkie nacicie w miejscu ich spojenia i odamujc je od siebie. Wzi odyg i podzieli j na czci; uoy w osobne stosiki licie, kwiaty i kolczaste torebki nasienne. Wyrzuca wszystko, co byo uschnite lub uszkodzone przez robaki, zatrzymywa wycznie te czci, którym nic nie brakowao. Dwoma kawakami sznurka zwiza dwa odgazienia korzenia; nadawszy je pytko w miejscu spojenia, rozama je na poow, otrzymujc w ten sposób dwa kawaki korzenia równej wielkoci. Nastpnie wzi kawaek jutowej surówki i pooy na nim zwizane z sob dwie czci korzenia, przykry je wizk lici, na które pooy z kolei kwiaty, torebki z nasionami i odyg. Zwinwszy tkanin, zwiza rogi w supe.
Dokadnie te same czynnoci wykona z drug rolin, rodzaju eskiego, z tym e zamiast rozci korze, pozostawi nietknite rozwidlenie podobne do odwróconej litery Y. Wszystkie czci umieci w drugim póciennym zawinitku. Zakoczy prac po zapadniciu zmroku.
roda, 6 wrzenia 1961
Dzi pónym popoudniem wrócilimy do tematu czarciego ziela.
- Chyba powinnimy zabra si znów za to zioo - powiedzia raptem don Juan.
Po chwili uprzejmego milczenia spytaem:
- Co zrobisz z tymi rolinami?
- Te, które wykopaem i odciem, s moje - odpowiedzia. - To tak jakby byy mn samym. Za ich pomoc naucz ci, w jaki sposób sporzdza si czarcie ziele.
- Jak to zrobisz?
- Czarcie ziele dzieli si na porcje [partes]. Kada porcja jest inna; kada suy do innego celu i ma wasn funkcj.
Rozpostar lew do i odmierzy na pododze odlego od koniuszka kciuka do koniuszka czwartego palca.
- Oto moja porcja. Ty odmierzysz swoj wasn doni. Aeby zawadn czarcim zielem, musisz wzi najpierw pierwsz porcj korzenia. Poniewa jednak ja ci j przyniosem, musisz zacz od pocztku.
Wszed do domu i po chwili przyniós jedno z jutowych zawinitek. Usiad i otworzy. Zauwayem, e to rolina mska. Spostrzegem take, e jest tylko jeden kawaek korzenia. Wyj ten jeden, który pozosta z pocztkowych dwóch, i uniós go na wysoko mej twarzy.
- To twoja pierwsza porcja - powiedzia don Juan. - Daj ci j. Uciem dla ciebie. Odmierzyem jaj ak swoj. Teraz ci j daj.
Przemkno mi przez gow, e bd musia zgry j jak kawaek marchwi, ale woy j do maego, biaego, póciennego woreczka.
Uda si na ty budynku. Usiad tam ze skrzyowanymi nogami i za pomoc okrgego mano zacz rozciera korze umieszczony w woreczku. Paska kamienna pytka suya mu za modzierz. Co jaki czas zmywa oba kamienie, a wod zlewa do miseczki wydronej z paskiego drewna.
Podczas ucierania piewa bardzo cicho i monotonnie jak niezrozumia pie. Kiedy utar korze w woreczku na mikk papk, umieci go w drewnianej misce. Woy tam równie kamienny modzierz i tuczek, napeni misk wod, a nastpnie przeniós j do wiskiego koryta prostoktnego ksztatu, stojcego pod potem z tyu domu.
Powiedzia, e korze musi si moczy ca noc poza domem, eby nasikn nocnym powietrzem [el sereno]. Jeli jutro bdzie sonecznie i gorco - oznajmi - to bdzie dobry znak.
Niedziela, 10 wrzenia 1961
W czwartek, 7 wrzenia, byo bezchmurnie i upalnie. Don Juan sprawia wraenie niezwykle zadowolonego i stwierdzi kilkakrotnie, e najprawdopodobniej czarcie ziele mnie polubio. Korze moczy si w wodzie przez ca noc; okoo dziesitej rano udalimy si na tyy domu. Don Juan wyj misk z koryta, postawi j na ziemi i usiad obok niej. Wzi woreczek i potar nim o dno miski. Trzymajc go kilka cali nad wod, wyj zawarto, po czym zanurzy woreczek w wodzie. Powtórzy te czynnoci jeszcze trzy razy, po czym cisn woreczek do koryta i pozostawi misk w promieniach upalnego soca.
Po dwóch godzinach wrócilimy w to miejsce. Don Juan przyniós z sob redniej wielkoci kocioek z wrzc wod ótawego koloru. Bardzo ostronie przechyli misk i wyla wod z wierzchu, pozostawiajc gsty osad, który zgromadzi si na dnie. Zala osad wrztkiem i ponownie pozostawi misk na socu.
Ten tok postpowania powtórzy trzykrotnie w trwajcych ponad godzin odstpach. Na koniec wyla z miski prawie ca wod, nachyli j pod takim ktem, eby Wpaday do promienie pónopopoudniowego soca i pozostawi j w takim pooeniu.
Gdy kilka godzin póniej wrócilimy w to miejsce, byo ju ciemno. Dno miski pokrywaa warstwa kleistej substancji, przypominajcej z wygldu niewielk ilo biaawego lub jasnoszarego krochmalu. Byo jej tyle, e Wypeniaby moe yeczk do herbaty. Don Juan zaniós misk do domu; nastawi wod, by si gotowaa, a ja zabraem si do wydubywania z osadu okruchów ziemi przywianych wiatrem. Don Juan rozemia si.
- Odrobinka brudu nikomu nie zaszkodzi. Kiedy woda zagotowaa si, wla do miski mniej wicej filiank wrztku. Takiej samej ótawej wody uywa wczeniej. Osad rozpuci si pod jej wpywem, zamieniajc si w substancj koloru mleka.
- Co to za woda, don Juanie?
- Wywar z owoców i kwiatów rosncych w wwozie. Zawarto miski wla do starego glinianego kubka podobnego do doniczki. Poniewa bya jeszcze bardzo gorca, dmucha na ni, eby ostyga. Pocign yk i poda mi kubek.
- Wypij! - powiedzia.
Machinalnie ujem podany mi kubek i bez namysu wypiem ca zawarto. Woda miaa odrobin gorzki smak, cho bya to gorycz prawie niezauwaalna. Trudno natomiast byo nie zauway gryzcego zapachu tego pynu. Cuchn karaluchami.
Niemal natychmiast zaczem si poci. Zrobio mi si ciepo, a do uszu nabiega mi krew. Przed moimi oczami pojawia si czerwona plamka, a miniami mego brzucha poczy targa bolesne skurcze. Po chwili, mimo e ból ju ustpi, zaczo mnie ogarnia zimno, byem zupenie mokry od potu.
Don Juan spyta, czy nie widz przed oczami ciemnoci lub czarnych plam. Odpowiedziaem, e widz wszystko na czerwono.
Moje zby dzwoniy o siebie, poniewa ogarno mnie napywajce falami i nie dajce si opanowa zdenerwowanie, promieniujce jakby od rodka mej piersi.
Usyszaem pytanie, czy si nie boj. Pytania don Juana wyday mi si pozbawione sensu. Odpowiedziaem, ze oczywicie odczuwam lk, ale zapyta mnie ponownie, czy to lk przed zielem. Nie zrozumiaem, o co mu chodzi, i przytaknem. Rozemia si i stwierdzi, e w rzeczywistoci nie odczuwam lku. Zapyta, czy dalej widz na czerwono. Nie widziaem niczego oprócz wielkiej czerwonej plamy przed oczami.
Po pewnym czasie poczuem si lepiej. Nerwowe skurcze stopniowo ustpoway; pozostao jedynie dokuczliwe, ale przyjemne zmczenie i przemone pragnienie snu. Nie mogem nic poradzi na zamykanie si powiek, cho nadal syszaem gos don Juana. Zasnem. Wraenie, e jestem pogrony w soczystej czerwieni, nie opucio mnie jednak przez ca noc. Nawet moje sny byy w czerwonym kolorze.
Obudziem si w sobot okoo trzeciej po poudniu. Spaem prawie dwie doby. Odczuem lekki ból gowy i dolegliwoci odkowe, a take bardzo ostre przerywane bóle jelit. Poza tym memu przebudzeniu nie towarzyszyo nic niezwykego. Spostrzegem don Juana drzemicego przed domem. Umiechn si do mnie.
- Wczoraj w nocy wszystko poszo gadko - powiedzia. - Zobaczye czerwie i tylko to si liczy.
- Co by si stao, gdybym jej nie zobaczy?
- Ujrzaby czer, a to zy znak.
- Dlaczego zy?
- Gdy czowiek ujrzy czarny kolor, to znaczy, e czarce ziele nie dla niego - zwymiotuje wntrznoci, na czarno i zielono.
- Umrze?
- Nie sdz, eby mia umrze, ale bdzie dugo chorowa.
- A co z tymi, którzy ujrzeli czerwie?
- Nie wymiotuj, a korze daje im przyjemne odczucia, co oznacza, e s silni i z natury gwatowni - takich ziele lubi. Na tym polega jego wabienie. Kopot z tym, e ludzie staj si ostatecznie niewolnikami czarciego ziela w zamian za moc, jak ich ono obdarza. Nad t spraw nie moemy jednak zapanowa. Czowiek yje jedynie po to, by si uczy. A jeli si uczy, to dlatego, e jest mu to sdzone, na dobre lub ze.
- Co mam dalej robi, don Juanie?
- Musisz teraz zasadzi pd [brote], który odciem Id drugiej poówki pierwszej porcji korzenia. Wczoraj w nocy spoye pierwsz jego poow, a teraz trzeba posadzi w ziemi drug. Musi wyrosn i wyda nasienie, zanim zabierzesz si naprawd do obaskawiania roliny.
- W jaki sposób j obaskawi?
- Czarcie ziele obaskawia si poprzez korze. Trzeba, eby krok po kroku nauczy si tajników kadej porcji korzenia. Aeby tego dokona, musisz je spoy i zapanowa nad ich potg.
- Czy pozostae porcje przygotowuje si w ten sam sposób co pierwsz?
- Nie, kad inaczej.
- Na czym polega dziaanie kadej porcji?
- Ju mówiem - kada uczy innego rodzaju mocy. Ta, któr spoye wczoraj w nocy, to jeszcze nic. Kady moe to zrobi. Ale tylko brujo moe przyj dalsze porcje. Nie mog ci powiedzie, jak dziaaj, bo jeszcze nie wiem, czy rolina si przyjmie. Musimy czeka.
- Wic kiedy mi powiesz?
- Jak tylko twoja rolina wyronie i wyda nasienie.
- Skoro pierwsz porcj moe przyj kady, do czego si jej uywa?
- W rozrzedzonej postaci jest dobra na wszystkie sprawy zwizane z mskoci, dla starych ludzi, którzy utracili wigor, lub modych poszukiwaczy przygód, a nawet dla kobiet pragncych namitnoci.
- Powiedziae, e korzystanie z korzenia wie si wycznie z uzyskiwaniem mocy, ale widz, e uywa si go take w innych celach. Nie myl si?
Przyglda mi si dugo przenikliwym wzrokiem, a poczuem si nieswojo. Moje pytanie musiao go rozgniewa, ale nie mogem poj dlaczego.
- Ziela uywa si jedynie w zwizku z moc - powiedzia wreszcie szorstkim tonem. - Mczyzna pragncy odzyska wigor, modziecy pragncy zmierzy si ze zmczeniem i godem, czowiek pragncy zabi innego czowieka, kobieta szukajca roznamitnienia - ci wszyscy ludzie potrzebuj mocy. A ziele ich ni obdarzy! Czujesz, e je lubisz? - spyta po chwili przerwy.
- Czuj przypyw dziwnego wigoru - odpowiedziaem, i bya to prawda. Zauwayem to w chwili przebudzenia, wówczas te to poczuem. Byo to bardzo osobliwe doznanie niewygody czy frustracji; cae moje ciao poruszao si i rozcigao z niezwyk lekkoci i si. Odczuwaem swdzenie ramion i nóg. Miaem wraenie, e puchn mi barki, a minie grzbietu i karku korciy mnie, eby naprze lub ociera si o drzewa. Wydawao mi si, e mógbym rozwali mur, walc w niego gow.
Nie zamienilimy z sob ani sowa wicej. Przez pewien czas siedzielimy na werandzie. Zauwayem, e don Juan zasypia; gowa opada mu kilka razy, a wreszcie zwyczajnie rozprostowa nogi, wycign si na ziemi, podkadajc rce pod gow, i zasn. Wstaem i udaem si na ty domu, gdzie zuyem nadmiar energii fizycznej na sprztanie odpadków, przypomniaem sobie bowiem, e poprosi mnie o pomoc przy sprztaniu zaplecza.
Kiedy po przebudzeniu przyszed póniej na ty domu, byem ju bardziej odprony.
Zasiedlimy do posiku, podczas którego trzykrotnie zapyta mnie o samopoczucie. Zdarzao si to bardzo rzadko, tote spytaem wreszcie:
- Czemu si tak o to dopytujesz, don Juanie? Spodziewae si, e wypicie tego pynu wywoa u mnie negatywn reakcj?
Rozemia si. Pomylaem, e zachowuje si jak may psotnik, który co jaki czas sprawdza skutki swoich figlów. Cigle si miejc, powiedzia:
- Nie wygldasz na chorego. Cakiem niedawno zdarzyo ci si nawet mnie zruga.
- Tego nie zrobiem, don Juanie - zaprotestowaem. - Absolutnie sobie nie przypominam, ebym by grubiaski w rozmowie z tob. - Podkreliem to z wielk powag, bo nie przypominaem sobie, bym kiedykolwiek si na niego rozgniewa.
- Wystpie w jego obronie - powiedzia.
- W czyjej obronie?
- Bronie czarciego ziela. Mówie cakiem jak zakochany.
Miaem zamiar zaprotestowa w zwizku z tym jeszcze energiczniej, ale powstrzymaem si.
- Naprawd nie miaem pojcia, e broni tej roliny.
- Oczywicie, e nie miae. Nie pamitasz nawet, co mówie, prawda?
- Musz przyzna, e nie pamitam.
- Bo widzisz, tak to jest z t rolink. Zakrada si do ciebie jak kobieta. Nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Liczy si tylko to, e jest ci z ni dobrze i e dziki niej czujesz przypyw siy: minie nabrzmiewaj energi, swdz pici, podeszwy pit rw si do wycigu z kim innym. Czowiek, który j poznaje, zaczyna odczuwa przemone pragnienia. Mój dobroczyca mawia, e czarcie ziele zatrzymuje ludzi pragncych mocy, a pozbywa si tych, którzy nie mog nad ni zapanowa. Ale dawniej moc bya czym zwyczajniejszym; dono do niej bardziej apczywie. Mój dobroczyca by czowiekiem potnym, a z tego, co mówi, wynikao, e jego z kolei dobroczyca by jeszcze bardziej oddany pogoni za moc. Ale w tamtych czasach istniay powody, dla których warto byo dy do mocy.
- Czy uwaasz, e dzi takie powody nie istniej?
- Tobie moc niczym nie zagraa. Jeste mody. Nie jeste Indianinem. W twoich rkach czarcie ziele byoby moe dobre. Zdaje si, e je polubie. Sprawio, e poczue si mocny. Ja czuem dokadnie to samo. A jednak nie lubiem go.
- Moesz mi powiedzie, dlaczego, don Juanie?
- Nie lubi jego mocy! Nie ma ju z niej adnego poytku. Dawniej, w czasach, o których opowiada mi mój dobroczyca, byo po co poszukiwa mocy. Ludzie dokonywali fenomenalnych wyczynów, podziwiano ich z powodu ich siy, lkano si ich i szanowano z powodu ich wiedzy. Syszaem od mego dobroczycy opowieci o naprawd fenomenalnych wyczynach dokonywanych dawno, dawno temu. Dzi jednak my, Indianie, nie szukamy ju mocy. Dzisiaj Indianie uywaj tej roliny do nacierania si. Korzystaj z lici i kwiatów w innych celach, twierdz nawet, e leczy z czyraków. Nie szukaj jednak jej mocy, dziaajcej jak magnes, tym potniejszej i tym bardziej niebezpiecznej, im gbiej korze siga w ziemi. Doszedszy do gbokoci czterech jardów - mówi, e niektórzy dostali si na t gboko - odnajduje si siedlisko mocy niewyczerpanej, wiecznotrwaej. W przeszoci udao si tego dokona tylko nielicznej garstce istot ludzkich, a obecnie - nikomu. Mówi ci, my, Indianie, nie odczuwamy ju potrzeby mocy, jak posiada czarcie ziele. Stopniowo przestalimy si tym chyba interesowa, a dzi moc nie odgrywa ju adnej roli. Sam jej nie szukam, cho kiedy, gdy byem w twoim wieku, ja take czuem, e mnie przepenia. Czuem to samo, co ty, tylko piset razy silniej. Jednym ciosem rki zabiem czowieka. Przerzucaem ogromne gazy, których nie mogo ruszy z miejsca nawet dwudziestu ludzi. Kiedy podskoczyem na tak wysoko, e zmiotem licie z najwyszego drzewa. Wszystko nadaremnie! Tyle tylko, e napdziem Indianom strachu - i tylko Indianom. Inni, którzy nic o tym nie wiedzieli, nie wierzyli w to. Widzieli tylko Indianina-wariata albo co, co si poruszao u szczytu drzew.
Zapado dugie milczenie. Odczuwaem potrzeb odezwania si.
- Inaczej byo, kiedy na wiecie istnieli ludzie - przemówi znów don Juan - którzy wiedzieli, e czowiek moe sta si pum albo ptakiem, albo po prostu moe lata. Dlatego nie uywam ju czarciego ziela. Po co? eby straszy Indian? [Para que? Para asustar a los indios?]
Ujrzaem, e posmutnia, i przepenio mnie gbokie wspóczucie. Chciaem mu co powiedzie, nawet gdyby mia to by jaki bana.
- A moe taki jest los wszystkich ludzi, którzy chc wiedzie, don Juanie.
- Moe - odrzek cicho.
Czwartek, 23 listopada 1961
Podjedajc pod dom, spostrzegem, e miejsce, w którym don Juan siadywa na werandzie, jest puste. Pomylaem, e to dziwne. Zawoaem go gono, a z gbi domu wysza synowa don Juana.
- Jest w rodku - powiedziaa.
Okazao si, e przed kilkoma tygodniami zwichn sobie nog w kostce. Sam przygotowa specjalny opatrunek, nasczywszy skrawki pótna w papce sporzdzonej z kaktusa i startych na proszek koci. Skrawki pótna, owinite ciasno wokó kostki, wyschy, tworzc lekki, opywowy ksztat. Mia on twardo gipsu, ale nie by jak gips niewygodny.
- Jak to si stao? - spytaem. Odpowiedziaa mi synowa don Juana, Meksykanka z Jukatanu, która go pielgnowaa.
- Mia wypadek. Upad i omal nie zama sobie stopy! Don Juan rozemia si i zaczeka z odpowiedzi, a niewiasta wysza z domu.
- Jaki tam wypadek! Czyha na mnie wróg. Kobieta, “La Catalina". Popchna mnie w chwili mej saboci i upadem.
- Dlaczego to zrobia?
- Dlatego, e chciaa mnie zabi.
- Bya tutaj?
- Tak.
- Czemu j wpuci?
- Nie wpuciem. Sama przyfruna.
- Sucham?
- Ona jest kosem [chanate]. Doskonale jej poszo. Zostaem zaskoczony. Od dawna usiuje mnie wykoczy. Tym razem prawie si jej udao.
- Powiedziae, e jest kosem? Czy to znaczy, e jest ptakiem?
- Znowu te twoje pytania. Ona jest kosem. Tak samo jak ja jestem krukiem. Jestem czowiekiem czy ptakiem? Czowiekiem, który wie, jak sta si ptakiem. Ale wracajc do “Cataliny", có to za piekielna jdza! Tak bardzo zaley jej na tym, eby mnie umierci, e ledwie potrafi si obroni. Kos wlecia ju prosto do domu, a ja nie zdoaem go zatrzyma.
- Potrafisz zamieni si w ptaka, don Juanie?
- Owszem! Ale tym zajmiemy si póniej.
- Dlaczego ona chce ci zabi?
- Ach, mamy ze sob stare porachunki. Wymknem si jej i wyglda na to, e bd musia j wykoczy, nim ona wykoczy mnie.
- Uyjesz czarów? - spytaem z wielk nadziej.
- Nie wygupiaj si. Na ni nie podziaaj adne czary. Mam inne plany. Kiedy ci o nich opowiem.
- Czy twój sprzymierzeniec moe ci przed ni obroni?
- Nie! Jedynie dymek powie mi, co robi. Potem musz si sam obroni.
- A Mescalito? Moe on ci przed ni ochroni?
- Nie! Mescalito to nauczyciel, a nie sia, któr mona wykorzysta z powodów osobistych.
- A czarcie ziele?
- Ju ci powiedziaem, e musz si broni, opierajc na wskazówkach mojego sprzymierzeca-dymu. Jak wiem, dym moe wszystko. Powie ci wszystko, czego si chcesz dowiedzie. Dostarczy ci nie tylko wiedzy, ale i sposobów postpowania. To najwspanialszy sprzymierzeniec czowieka.
- Czy jest on najlepszym z moliwych sprzymierzeców dla kadego wypadku?
- Moe by rónie. Wielu ludzi lka si go i go nie tknie, nawet si do niego nie zbliy. Z dymem jest tak jak ze wszystkim: nie dla kadego z nas si nadaje.
- Có to za dym, don Juanie?
- Dym wróbitów!
W jego gosie zabrzmiaa nuta gbokiej czci; nigdy dotd tego u niego nie syszaem.
- Na pocztek powtórz ci dokadnie sowa, które wypowiedzia do mnie mój dobroczyca, kiedy przystpi do nauki na ten temat. Wypowiedzia je, cho tak jak ty teraz, nie byem wówczas w stanie poj ich znaczenia. “Czarcie ziele jest dla tych, którzy ubiegaj si o moc. Dym - dla tych, którzy pragn ujrze i zrozumie". Moim zdaniem, dymowi nic nie dorówna. Skoro raz wejdzie si na jego teren, zyskuje si wadz nad wszelkimi rodzajami mocy. Jest wspaniay! Rzecz jasna, trzeba na to caego ycia. Trzeba lat, nim czowiek zapozna si z samymi tylko dwoma zasadniczymi skadnikami - z fajk i z mieszank do palenia. Fajk da mi mój dobroczyca, staa si m wasnoci po wielu latach czuych pieszczot. Staa si mymi domi. Przekazanie jej w twoje rce bdzie dla mnie nie lada wysikiem i wielkim twoim osigniciem, jeli nam si to uda! Fajka dotkliwie odczuje przejcie w inne rce, a jeli kto z nas popeni jaki bd, w aden sposób nie zdoamy zapobiec jej wasnowolnemu samozniszczeniu, choby tylko wymknwszy si nam z rk, miaa upa na stert somy. Jeli doszoby do tego, byby to koniec dla nas obu. Zwaszcza dla mnie. Dym zwróciby si przeciwko mnie, korzystajc z najbardziej wyszukanych sposobów.
- Jak to moliwe, skoro jest twoim sprzymierzecem?
Odniosem wraenie, e moje pytanie zwrócio myli don Juana w inn stron. Przez duszy czas zachowywa milczenie.
- Trudno w uzyskaniu skadników mieszanki - podj raptem wtek - sprawia, e jest ona jedn z najbardziej niebezpiecznych substancji, jakie znam. Nikt nie jest w stanie jej przygotowa bez odpowiedniego treningu. Dla wszystkich z wyjtkiem jego protegowanego - dym jest mierteln trucizn! Z fajk i mieszank naley obchodzi si z delikatn pieczoowitoci, a czowiek podejmujcy trudy nauki musi si przygotowa, prowadzc ycie surowe i spokojne. Dziaanie dymu jest tak straszliwe, e tylko kto bardzo silny wytrzyma nawet najmniejsze pocignicie fajki. Z pocztku wszystko budzi trwog i powoduje zamt, ale za kadym nastpnym pocigniciem rzeczy nabieraj wyrazistoci. I nagle otwiera si przed nami cakiem nowy wiat! Nie do wyobraenia! Wówczas to dym staje si sprzymierzecem, który rozwie kade zagadnienie, torujc czowiekowi drog do wiatów przerastajcych nasz wyobrani. Na tym polega najwspanialsza waciwo dymu, to jego najwspanialszy dar. A spenia t funkcj, nie wyrzdzajc nikomu najmniejszej krzywdy. Dym to prawdziwy sprzymierzeniec!
Jak zwykle siedzielimy przed domem don Juana, gdzie ziemia jest zawsze czysto wysprztana i twardo ubita, gdy nagle don Juan wsta z miejsca i wszed do domu. Po chwili wróci z maym zawinitkiem i ponownie usiad.
- Oto moja fajka - powiedzia.
Pochyli si w moj stron i pokaza mi fajk, któr wydoby z pochewki uszytej z zielonego pótna. Miaa chyba dziewi czy dziesi cali dugoci. Cybuch wykonany by z czerwonego drewna, pozbawiony jakichkolwiek ozdób. Zdaje si, e lulka bya zrobiona take z drewna, ale w porównaniu z cybuchem miaa do spore rozmiary. Wypolerowana bya na gadko i miaa kolor ciemnoszary, przypominajcy odcie wgla drzewnego.
Uniós fajk na wysoko mej twarzy. Pomylaem, e chce mi j wrczy. Wycignem rk, ale szybkim ruchem cofn fajk.
- T fajk dostaem od swego dobroczycy - powiedzia. - Z kolei ja przeka j tobie. Ale najpierw musisz si z ni zapozna. Za kadym twoim pobytem w tym miejscu bd ci j dawa. Zacznij od dotykania. Na pocztek bierz j w rce tylko na chwil, a si do siebie przyzwyczaicie. Potem wkadaj do kieszeni, a moe i za koszul. Na koniec wó j do ust. Trzeba to wszystko robi powolutku i bardzo ostronie. Kiedy zadzierzgnie si midzy wami wi [la amistad estd hecha], zapalisz fajk. Jeli bdziesz postpowa wedug mych rad i nie bdziesz robi niczego z popiechem, moliwe, e dym stanie si take twoim ulubionym sprzymierzecem.
Poda mi fajk, ale nie wypuszcza jej z doni. Wycignem w jej stron praw rk.
- Oburcz - powiedzia.
Obiema domi dotknem fajki na krótk chwil. Don Juan wycign j w moj stron na tak odlego, e nie mogem uchwyci jej pen garci, tylko ledwie musn. Nastpnie cofn rk.
- Pierwszy etap polega na tym, eby polubi fajk. To wymaga czasu!
- Czy mog si nie spodoba fajce?
- Nie. Nie moesz si jej nie spodoba, ale musisz nauczy si sympatii dla niej, eby pomoga ci przezwyciy strach, kiedy nadejdzie pora jej zapalenia.
- Czym j nabijasz, don Juanie?
- Tym!
Rozpi konierz; moim oczom ukaza si woreczek, który mia zawieszony pod koszul na szyi niczym medalion. Zdj go, rozwiza i bardzo ostronie wysypa na do cz zawartoci.
Jak mogem si zorientowa, mieszanina przypominaa z wygldu drobno poszatkowane licie herbaty, przechodzce w kolorze od ciemnego brzu do jasnej zieleni, z kilkoma jasnoótymi plamkami.
Wsypa mieszank z powrotem do woreczka, zamkn go, zwiza skórzan tasiemk i woy pod koszul.
- Co to za mieszanka?
- Zawiera mnóstwo skadników. Zdobycie ich wszystkich nastrcza ogromne trudnoci. Trzeba odby dalek wdrówk. Grzybki potrzebne do sporzdzenia mieszanki los honguitos rosn jedynie w pewnych porach roku i tylko w niektórych miejscach.
- Czy w zalenoci od rodzaju potrzebnej ci pomocy uywasz odpowiedniej mieszanki?
- Nie! Dym jest jeden, nie ma niczego podobnego do niego.
Wskaza na woreczek wiszcy na jego piersi i uniós fajk spoczywajc dotd midzy jego nogami.
- Obie s tym samym! Id z sob w parze. Ta fajka i tajemnica tej mieszanki naleay do mego dobroczycy. Zostay mi przekazane w ten sam sposób, w jaki przekaza mi je mój dobroczyca. Cho trudno j przyrzdzi, mieszank da si uzupeni. Jej tajemnica tkwi w jej skadnikach, a take w sposobie obchodzenia si z nimi i ich mieszania. Fajka natomiast to sprawa caego ycia. Trzeba si ni opiekowa niezwykle troskliwie. Jest twarda i mocna, ale nie wolno ni o nic uderzy ani nigdzie jej rzuci. Wolno jej dotyka suchymi domi, nigdy spoconymi, a pali naley j tylko w pojedynk. Nikomu, ale to nikomu nie wolno jej pokazywa, chyba e chce si j komu podarowa. Tego nauczy mnie mój dobroczyca i tak te postpowaem z moj fajk przez cae ycie.
- Co by si stao, gdyby j zgubi albo zepsu? Bardzo wolno pokrci gow i spojrza na mnie.
- Umarbym!
- Czy fajki wszystkich czarowników s takie same jak twoja?
- Nie wszystkie. Ale niektórzy znani mi ludzie maj takie same fajki jak ja.
- Czy mógby sam sobie zrobi tak fajk, don Juanie? - nalegaem. - Przypumy, e nie miaby fajki, a chciaby mi j da, co wtedy?
- Gdybym nie mia fajki, nie mógbym - ani bym nie chcia - ci jej da. Dabym ci zamiast niej co innego.
By jakby troch zy na mnie. Bardzo ostronie woy sw fajk do pochewki, której wntrze musiao by wycielone jak mikk tkanin, bo fajka - pasujca jak ula - wsuna si do rodka nadzwyczaj gadko. Wszed do domu, eby odnie fajk na miejsce.
- Gniewasz si na mnie, don Juanie? - spytaem, kiedy wróci. Wydawa si zaskoczony moim pytaniem.
- Nie gniewam si nigdy na nikogo! adna istota ludzka nie jest w stanie uczyni nic na tyle wanego, eby wywoa mój gniew. Na ludzi mona si gniewa jedynie wówczas, gdy uwaa si, e ich czyny maj istotne znaczenie. Ja tak ju nie uwaam.
Wtorek, 26 grudnia 1961
Pora zasadzenia “pdu" - jak don Juan nazwa korze - nie zostaa ustalona, cho mia to by kolejny etap oswajania dajcej moc roliny.
Wczesnym popoudniem 23 grudnia przybyem do domu don Juana. Jak zwykle, spdzilimy pewien czas, siedzc w milczeniu. Dzie by ciepy i pochmurny. Upyno kilka miesicy od chwili, gdy da mi pierwsz porcj.
- Nadesza pora, by zwróci ziele ziemi - powiedzia nagle don Juan. - Ale najpierw chc ci zapewni ochron. Strze tego i zachowaj wycznie dla siebie. Nikt inny nie powinien tego oglda, ale poniewa ja si tym zajm, zobacz to take. To niedobrze, bo jak ci ju mówiem, nie przepadam za czarcim zielem. Nie jestemy jednoci. Ale moja pami niedugo umrze, jestem za stary. Musisz tego strzec przed urokiem innych, dopóki bowiem obraz tego zabezpieczenia yje w czyjej pamici, dopóty szkodzi to jego mocy.
Wszed do swej izby, skd przyniós trzy jutowe zawinitka wycignite spod starej somianki. Usiad ponownie na werandzie.
Po duszym milczeniu otwar jedno zawinitko. Znajdowaa si w nim znaleziona przez nas rolina z rodzaju Datura, rodzaju eskiego - licie, kwiaty i torebki nasienne byy cakiem uschnite. Wyj dugi kawaek korzenia podobny ksztatem do litery Y i zawiza zawinitko.
Korze wysech i skurczy si, a odgazienia oddzieliy si od siebie i wykrzywiy jeszcze bardziej. Don Juan pooy korze na swym podoku i otwar skórzany woreczek, z którego wydoby nó. Wycign uschnity korze w moj stron.
- Ta cz odnosi si do gowy - powiedzia i wykona pierwsze nacicie na ogonku litery Y, przypominajcej w odwróconej pozycji sylwetk czowieka z rozstawionymi nogami.
- Ta cz odnosi si do serca - powiedzia nastpnie, zagbiajc nó w samo prawie spojenie litery Y. Odci koce korzenia, pozostawiajc mniej wicej trzy cale drewna na obu odgazieniach litery Y. A potem powoli i cierpliwie wyrzebi figurk czowieka.
Korze by suchy i wóknisty. Przystpujc do rzebienia, don Juan wykona dwa nacicia i zeskroba wypeniajce przestrze midzy nimi wókna do gbokoci naci. Gdy jednak zabra si do szczegóów, sign po duto, tak samo jak przy rzebieniu rk i doni. Produkt ostateczny stanowia figurka muskularnego mczyzny z zaoonymi na piersi rkoma i splecionymi domi.
Don Juan wsta i uda si w kierunku rosncej przy werandzie, na wprost domu, bkitnej agawy. Uj twardy kolec wyrastajcy z jednego z misistych, centralnie pooonych lici, zgi go i przekrci trzy czy cztery razy. Zatoczone koa spowodoway, e kolec oderwa si prawie od licia i zwisa luno.
Wówczas don Juan odgryz kolec, a waciwie zwar na nim zby i wyrwa z podoa. Wyrwany kolec pocign ze sob pasmo dugich, podobnych do nici wókien, wyrastajcych z drewnianej czci niczym biay ogon dugoci dwóch stóp. Nie wypuszczajc kolca spomidzy zbów, don Juan skrci z wókien powróso, którym skrpowa nogi figurki. Obwizywa doln cz wyrzebionego ciaa, dopóki nie zuy caego powrósa, nastpnie za wprowadza kolec bardzo umiejtnie, jakby to byo szydo, w pier figurki, poniej zoonych ramion, póki ostry czubek nie wychyn raptem spomidzy jej doni. Uywszy ponownie zbów, wycign delikatnie kolec na prawie ca jego dugo. Wyglda jak duga dzida wystajca z piersi figurki. Nie spojrzawszy na ni ani razu wicej, don Juan woy j do swego skórzanego woreczka. Sprawia wraenie cakowicie wyczerpanego. Pooy si na pododze i zasn.
Byo ju ciemno, kiedy si obudzi. Spoylimy posiek, który mu przyniosem, i posiedzielimy jeszcze troch na werandzie. Don Juan poszed nastpnie na ty domu, zabierajc ze sob trzy jutowe zawinitka. Naci chrustu, uschnitych gazi i rozpali ognisko. Gdymy usadowili si na wprost ognia, rozwiza wszystkie zawinitka. Oprócz tego, które zawierao wyschnite kawaki eskiej roliny, znajdowao si tam take to z wszystkim, co zostao z roliny mskiej, oraz trzecie pokane, z zielonymi, wieo ucitymi kawakami tego czarciego ziela.
Don Juan podszed do wiskiego koryta i wróci z kamiennym modzierzem, bardzo gbokim i wygldajcym bardziej na garnek, którego dno koczyo si agodn krzywizn. Wygrzeba w ziemi pytkie zagbienie, w którym umieci modzierz. Dorzuciwszy chrustu do ognia, wzi zawinitka z uschnitymi kawakami eskiej i mskiej roliny i wysypa ca ich zawarto do modzierza. Wytrzsn jut, aby mie pewno, e we wntrzu modzierza znalazy si najmniejsze nawet okruchy. Z trzeciego zawinitka wydoby dwa wiee kawaki korzenia czarciego ziela.
- Przygotuj je teraz dla ciebie - powiedzia.
- O jakim przygotowaniu mówisz, don Juanie?
- Jeden kawaek pochodzi z roliny mskiej, drugi z eskiej. To jedyny moment, kiedy obie roliny naley umieci obok siebie. Te kawaki wydobyte zostay z gbokoci jednego jardu.
Uciera je w modzierzu jednostajnymi uderzeniami tuczka, piewajc przy tym cicho i monotonnie pozbawion rytmu pie. Jej sowa byy dla mnie niezrozumiae. Praca cakowicie go pochona.
Zakoczywszy ucieranie korzeni, wyj z zawinitka licie czarciego ziela. Byy czyste, dopiero co ucite; pozbawione wszelkich skaz, jak choby dziur wygryzionych przez robaki lub naci. Wrzuca je po jednym do modzierza. Nastpnie w ten sam pozbawiony popiechu sposób wrzuci tam równie pk kwiatów ziela. Naliczyem czternacie. Sign wówczas po gar torebek nasiennych, pokrytych kolcami i zamknitych. Nie zdyem ich policzy, bo wrzuci je od razu do modzierza, przypuszczam jednak, e byo ich te czternacie. Doda jeszcze trzy odygi oczyszczone z lici. Byy ciemnoczerwone, czyste, sdzc za po ich licznych rozwidleniach, musiay nalee do okazów sporej wielkoci.
Zgromadziwszy te wszystkie czci w modzierzu, don Juan tymi samymi miarowymi ruchami utar zawarto na miazg. W pewnej chwili przechyli modzierz i wygarn papk do starego garnka. Wycign rk w moj stron, jak gdyby chcia, ebym j osuszy. Tymczasem uj mnie za lew do i byskawicznym ruchem rozsun mój rodkowy i czwarty palec na maksymaln odlego. Ugodzi mnie wówczas ostrzem noa w miejsce pomidzy palcami i rozci skór na caej dugoci czwartego palca. Uczyni to tak umiejtnie i z tak prdkoci, e nim wyszarpnem do, rana bya ju gboka i spyna obficie krwi. Ponownie chwyci moj rk, skierowa j nad garnek i cisn, by spowodowa dodatkowe krwawienie.
Straciem czucie w rce. Znajdowaem si w stanie szoku, byo mi dziwnie zimno, zesztywniaem, a w piersi i uszach odczuwaem ucisk. Poczuem, e osuwam si na ziemi. Traciem przytomno! Wypuci moj rk i zamiesza zawarto garnka. Doszedszy do siebie, naprawd si na niego rozgniewaem. Upyno sporo czasu, nim odzyskaem równowag psychiczn.
Ustawi wokó ogniska trzy kamienie, na których umieci garnek. Do wszystkiego, co si w nim znajdowao, doda jeszcze co, co uznaem za spor grudk kleju stolarskiego, dola garnek wody i czeka, a si to wszystko zagotuje. Sam zapach rolin z rodzaju Datura jest bardzo szczególny. W poczeniu z klejem wydajcym silny odór w momencie zagotowania zaczy one wydziela tak gryzce opary, e stoczyem z sob walk, eby nie zwymiotowa.
Mikstura gotowaa si dugo, my za siedzielimy bez ruchu przed garnkiem. Chwilami, gdy wiatr przywia w moj stron fal wydobywajcego si z garnka smrodu, wstrzymywaem oddech, starajc si unikn tej woni.
Don Juan rozwiza swój skórzany woreczek i wycign figurk; poda mi j ostronie i poleci woy do garnka, ale tak, ebym nie poparzy sobie doni. Pozwoliem jej zelizgn si gadko w gb gotujcej si bryi. Wydoby nó, a ja przez sekund mylaem, e chce mnie znowu zrani, don Juan tymczasem zepchn figurk czubkiem noa i zatopi j.
Przyglda si jeszcze dusz chwil gotujcej si mazi, a potem zabra si do czyszczenia modzierza. Pomagaem mu. Gdy skoczylimy prac, odstawi modzierz i tuczek pod pot. Wrócilimy do domu, garnek za pozosta na kamieniach przez ca noc.
Nazajutrz o wicie don Juan poleci mi wycign figurk z mazi i zawiesi j pod dachem twarz na wschód, aeby wyscha w socu. W poudnie bya sztywna jak drut. Wskutek upau klej zakrzep i nasik zielon barw lici. Nabraa ostatecznie niesamowitego poysku.
Don Juan powiedzia mi, ebym zdj figurk. Nastpnie wrczy mi skórzany woreczek wykonany przez siebie ze starej zamszowej kurtki, któr mu kiedy przywiozem. Woreczek wyglda tak samo jak jego wasny, z t tylko rónic, e don Juana wykonany zosta z mikkiej brzowej skóry.
- Wó do rodka swój “wizerunek" i zamknij - powiedzia.
Nie patrzy na mnie, celowo odwróci gow. Kiedy woyem figurk do woreczka, poda mi siatk i poleci, abym umieci w niej gliniany garnek.
Podszed do mego auta, wyj mi z rk siatk i przymocowa do otwartego wieka skrytki na rkawiczki.
- Chod ze mn - powiedzia.
Poszedem za nim. Obszed dom, zataczajc pene koo. Zatrzyma si na werandzie i ponownie okry budynek, tym razem odwrotnie do kierunku wskazówek zegara, i znów powróci na werand. Sta jaki czas nieruchomo, po czym usiad.
Nabraem zwyczaju, by wierzy, e wszystko, co robi don Juan, ma jakie znaczenie. Zastanawiaem si nad znaczeniem okrania domu, gdy krzykn:
- Hej! Zapomniaem, gdzie go pooyem. Spytaem, czego szuka. Odpowiedzia, e zapomnia, gdzie umieci pd, który miaem zasadzi. Jeszcze raz obeszlimy dom wkoo, nim sobie przypomnia.
Pokaza mi soik stojcy na deseczce przybitej do ciany wysoko pod dachem. Znajdowaa si tam druga poówka pierwszej porcji korzenia czarciego ziela. U szczytu odroli pojawi si zawizek lici. W soiku bya odrobina wody, ale ani odrobiny ziemi.
- Czemu nie ma ziemi? - zapytaem.
- Ziemia moe by róna, a czarcie ziele toleruje tylko tak, na której bdzie yo i roso. Nadszed czas, by rolina wrócia do gleby, nim zniszczy j robactwo.
- Czy moemy zasadzi j w pobliu domu? - spytaem.
- Nie! Nie! Tylko nie tutaj. Trzeba j zasadzi w miejscu, które ci odpowiada.
- Ale gdzie ja znajd takie miejsce?
- Tego nie wiem. Moesz j zasadzi, gdziekolwiek zechcesz. Ale trzeba si ni opiekowa i doglda jej, bo musi y, by zyska potrzebn ci moc. Jeli umrze, bdzie to oznacza, e ci nie chce, wówczas nie wolno si jej narzuca. Oznacza to, e nie bdziesz mia nad ni wadzy. A zatem musisz si o ni troszczy i jej doglda, eby rosa. Nie znaczy to jednak, e wolno ci j rozpieszcza.
- A czemu?
- Bo jeli nie bdzie chciaa rosn, nie ma sensu jej mami. Musisz jednak udowodni, e ci na niej zaley. Odgarniaj od niej robaki i racz j wod, kiedy bdziesz u niej z wizyt. Trzeba to robi regularnie, a do chwili, kiedy wyda nasiona. Dopóki nie wykiekuje pierwsze nasienie, nie bdziemy mogli by pewni, czy ci zechce.
- Przecie to niemoliwe, don Juanie, ebym doglda korzenia w taki sposób, jak sobie tego yczysz.
- Jeli pragniesz jej potgi, musisz tak uczyni! Nie ma innej drogi!
- Czy moesz si ni opiekowa w mym imieniu podczas mojej nieobecnoci, don Juanie?
- Nie! Nie mog! Ja nie! Kady musi pielgnowa swój pd. Miaem swój. Teraz ty musisz mie swój. A poza tym, jak ju ci powiedziaem, dopóki nie wyda nasion, nie wolno ci uwaa si za gotowego do rozpoczcia nauki.
- Jak sdzisz, gdzie powinienem j zasadzi?
- Musisz sam podj decyzj! I nikt, nawet ja, nie moe zna tego miejsca! W ten sposób odbywa si zasadzenie. Nikt, ale to nikt, nie powinien si dowiedzie, gdzie znajduje si twoja rolina. Gdyby kto szed za tob lub ci zobaczy, ucieknij z pdem w inne miejsce. Mógby ci wyrzdzi straszliw szkod, gdyby pomanipulowa przy rolinie. Mógby zrobi z ciebie kalek albo ci umierci. To dlatego nawet ja nie powinienem wiedzie, gdzie jest twoja rolina.
Poda mi soik.
- We to.
Wziem. Niemal si zacign mnie do auta.
- Musisz teraz odjecha. Jed wybra miejsce dla swego korzenia. Wykop gbok jam w mikkiej ziemi, niedaleko od wody. Pamitaj, e musi by w pobliu wody, eby moga rosn. Jam masz wygrzeba wycznie rkoma, nawet gdyby si pokaleczy do krwi. Umiecisz pd w samym rodku doka i otoczysz go ziemnym waem [pilon]. Nascz go wod, a gdy wsiknie, wypenij doek mikk ziemi. Nastpnie wybierz miejsce w odlegoci dwóch kroków od pdu, w tym kierunku (wskaza kierunek poudniowo-wschodni). Wygrzebiesz drug jam, take rkoma, i wrzucisz do niej zawarto tego garnka. Nastpnie roztrzaskaj garnek i zakop skorupy w innym miejscu, daleko od pdu. Jak zakopiesz garnek, wrócisz do korzenia i znowu go podlejesz. Wówczas wycigniesz swój wizerunek, umiecisz go midzy palcami, tam gdzie masz wie ran, i stojc w miejscu, w którym zakopae klej, delikatnie dotkniesz roliny ostr ig. Okrysz j czterokrotnie, zatrzymujc si za kadym razem w tym samym miejscu, eby jej dotkn.
- Czy musz poda w okrelonym kierunku, kiedy bd chodzi dokoa korzenia?
- W dowolnym. Ale zawsze musisz pamita, w którym kierunku znajduje si zakopany przez ciebie klej, i jaki obrae kierunek, okrajc rolin. Dotykaj jej delikatnie za kadym razem prócz ostatniego, kiedy powiniene zada jej gbokie pchnicie. Ale zrób to ostronie - uklknij, eby mia pewniejsz rk, bo nie wolno ci uszkodzi podstawy korzenia. Gdyby go zama, bdziesz skoczony. Korze na nic si nie zda.
- Czy mam co mówi, okrajc rolin?
- Nie. Zrobi to za ciebie.
Sobota, 27 stycznia 1962
Zaraz po moim przybyciu don Juan oznajmi, e chce mi pokaza, jak si przyrzdza mieszank do palenia. Poszlimy w góry, zanurzajc si w gb jednego z wwozów. Don Juan zatrzyma si obok wysokiego, delikatnego krzewu, który wyranie róni si kolorem od otaczajcej go rolinnoci. Chaparral wokó krzewu mia barw ótaw, sam krzak natomiast by jasnozielony.
- Z tego krzaka musisz zebra licie i kwiaty - powiedzia don Juan. - Waciw por ich zbierania jest Dzie Zaduszny [el dia de las animas].
Wydoby nó i odci czubek cienkiej gazi. Wybrawszy inn, podobn ga, uczyni to samo. Powtarza t czynno, dopóki nie zgromadzi penej garci obcitych czubków gazi. Wówczas usiad na ziemi.
- Spójrz - powiedzia. - Poucinaem wszystkie gazie wyrastajce sponad rozwidlenia, gdzie dwa lub wicej lici czy si z pniem. Zauwaye, e wszystkie s takie same? cinaem tylko czubek kadej gazi, gdzie licie s wiee i delikatne. Teraz musimy poszuka jakiego miejsca w cieniu.
Chodzilimy dopóty, dopóki nie zacz sprawia wraenia, e znalaz to, czego szuka. Wydoby wówczas z kieszeni dugi sznurek i zwiza nim pie oraz nisze gazie dwu krzewów, zamieniajc go w ten sposób w co w rodzaju sznura do suszenia bielizny, na którym pozawiesza wierzchokiem do dou koniuszki gazi. Rozmieci je na sznurze w równych odstpach, tak e zaczepione za rozwidlenie lici i trzonu przypominay dugi szereg zielonych jedców.
- Trzeba dopilnowa, eby licie schy w cieniu - powiedzia don Juan. - Miejsce powinno by odosobnione i trudne do odszukania. Dziki temu licie bd miay zapewnion ochron. Naley pozostawi je do uschnicia w miejscu, do którego nie mona si dosta. Kiedy uschn, trzeba powkada je do zawinitka i szczelnie zamkn.
Pociga licie ze sznurka i wyrzuci je w pobliskie zarola. Najwidoczniej chcia mi tylko zademonstrowa sposób postpowania.
Udalimy si w dalsz wdrówk, podczas której don Juan zerwa trzy róne kwiaty, mówic, e s to skadniki mieszanki, które naley zebra o tej samej porze. Trzeba je jednak umieci w oddzielnych glinianych garnkach i ususzy w ciemnoci; kady garnek naley nakry przykrywk, aeby znajdujce si w rodku kwiaty pokryty si pleni. Powiedzia, e funkcja lici i kwiatów polega na osodzeniu mieszanki do palenia.
Wyszedszy z wwozu, zmierzalimy ku korytu rzeki. Zatoczylimy wielkie koo i powrócilimy do domu don Juana. Pónym wieczorem zasiedlimy w jego wasnej izbie - na co pozwala mi rzadko - i opowiedzia mi o ostatnim skadniku mieszanki, czyli o grzybach.
- Prawdziwa tajemnica mieszanki tkwi w grzybach - stwierdzi don Juan. - S one tym skadnikiem, który najtrudniej zebra. Wyprawa do miejsca, gdzie rosn, trwa dugo i jest niebezpieczna, a wybór waciwego gatunku wie si z jeszcze wikszym ryzykiem. Ronie on wród grzybów innego rodzaju, cakowicie nieprzydatnych; gdyby suszyy si razem, waciwa odmiana ulegaby zniszczeniu. Upynie sporo czasu, nim czowiek nauczy si dobrze rozpoznawa grzyby i przestanie popenia bdy. Uycie zych grzybów wyrzdzi wielkie szkody - zarówno czowiekowi, jak i fajce. Syszaem o ludziach, którzy padli trupem, zacignwszy si zanieczyszczonym dymem. Zebrane grzyby wkada si od razu do bani, tote nie ma jak ponownie ich sprawdzi. Chodzi o to, e trzeba je porozrywa na strzpy, eby mogy przedosta si przez wsk szyjk naczynia.
- W jaki sposób mona unikn pomyki?
- Zachowujc ostrono i wiedzc, co wybra. Powiedziaem ci, e to trudne. Nie wszyscy mog obaskawi dym; wikszo ludzi nawet tego nie próbuje.
- Jak dugo przechowuje si grzyby w bani?
- Rok. Wszystkie pozostae skadniki zamyka si szczelnie na ten sam okres. Nastpnie odmierza si równe porcje i uciera oddzielnie na bardzo drobny proszek. Grzybków uciera nie trzeba, bo same zamieniaj si w py, wystarczy utrze wiksze kawaki. Na jedn miark wszystkich pozostaych skadników przypadaj cztery miarki grzybów. To wszystko miesza si razem i wsypuje do takiego woreczka jak mój.
Don Juan wskaza na torebk wiszc pod jego koszul.
- Nastpnie zbiera si ponownie wszystkie skadniki, a kiedy pozostawione zostay do wyschnicia, mona ju zapali mieszanin, któr sobie przedtem czowiek przygotowa. W twoim wypadku - zapalisz w przyszym roku. Rok póniej mieszanka bdzie ju wycznie twoj wasnoci, bo sam zbierzesz wszystkie jej skadniki. Za pierwszym razem ja podam ci ogie. Wypalisz ca mieszank, jaka znajdzie si w fajce, i bdziesz czeka. Nadejdzie dym. Poczujesz, e nadszed. Pozwoli ci ujrze wszystko, co zechcesz. Prawd mówic, jest to sprzymierzeniec nie majcy sobie równych. Ale wola i denie kadego, kto szuka, musz by bez skazy. Jest to konieczne, gdy palcy musi pragn powrotu, w przeciwnym razie dym nie pozwoli mu wróci. Po drugie palcy musi chcie zapamita wszystko, co dym pozwoli mu zobaczy, bo inaczej umys przesoni mu tylko tuman mgy.
Sobota, 8 kwietnia 1962
Podczas naszych rozmów don Juan konsekwentnie uywa lub odwoywa si do wyraenia “czowiek wiedzy", nigdy jednak nie wyjani, co przez to rozumie. Zapytaem go o to.
- Czowiekiem wiedzy jest ten, kto ufnie znosi udrki nauki - odpowiedzia. - Jest to czowiek, który bez zbdnego popiechu i bez zachwia posuwa si najdalej jak potrafi w rozwikaniu tajemnic mocy i wiedzy.
- Czy kady moe zosta czowiekiem wiedzy?
- Nie kady.
- Co zatem trzeba robi, eby nim zosta?
- Trzeba rzuci wyzwanie i pokona czterech naturalnych wrogów czowieka.
- Jeli pokona si tych czterech wrogów, bdzie si czowiekiem wiedzy?
- Tak. Mona nazwa si czowiekiem wiedzy jedynie wówczas, gdy jest si zdolnym do pokonania caej czwórki.
- Czy wic kady, kto pokona owych wrogów, zostanie czowiekiem wiedzy?
- Kady, kto ich pokona, stanie si czowiekiem wiedzy.
- Ale czy istniej jakie specjalne wymagania, które trzeba speni, nim rozpocznie si walk z tymi wrogami?
- Nie. Kady moe spróbowa zosta czowiekiem wiedzy. Udao si to jedynie nielicznej garstce, ale nie ma si czemu dziwi. Wrogowie, których czowiek spotyka na ciece nauki pozwalajcej zosta czowiekiem wiedzy, naprawd budz groz; wikszo ludzi im ulega.
- Jacy to wrogowie, don Juanie?
Nie chcia rozmawia na ten temat. Stwierdzi, e upynie sporo czasu, nim taka rozmowa nabierze dla mnie sensu. Próbowaem kontynuowa ten temat, pytajc, czy sdzi, e mógbym zosta czowiekiem wiedzy. Odpowiedzia, e tego nikt nie moe orzec na pewno. Nie daem jednak za wygran, starajc si dowiedzie, czy istniej jakie wskazówki pozwalajce mu stwierdzi, czy mam jak szans zosta czowiekiem wiedzy. Odpowiedzia, e bdzie to zaleao od wyniku mej walki z czterema wrogami - od tego, czy to ja ich pokonam, czy te oni mnie pokonaj - rezultatu nie da si jednak przewidzie z góry.
Spytaem wówczas, czy mógby uy swych umiejtnoci czarnoksiskich lub wróbiarskich w celu ustalenia wyniku starcia. Odpar sucho, e nie istnieje aden sposób pozwalajcy przewidzie rezultat owej próby si, gdy stanie si czowiekiem wiedzy to kwestia dorana. Na moj prob, eby wyjani t spraw, odpowiedzia:
- Czowiekiem wiedzy nie zostaje si raz na zawsze. Waciwie nigdy si nim nie jest, tylko zostaje si nim na krótk chwil, kiedy pokona si czterech naturalnych wrogów.
- Chc bardzo, don Juanie, eby powiedzia, kim s Ci wrogowie.
Nie odpowiedzia. Spróbowaem ponownie, ale zmieni temat i zacz mówi o czym innym.
Niedziela, 15 kwietnia 1962
W trakcie przygotowa do odjazdu postanowiem zagadn go jeszcze raz o wrogów czowieka wiedzy. Wysunem argument, e przez jaki czas nie bd móg przyjecha, a zatem dobrze byoby, gdybym móg zanotowa sowa don Juana i zastanowi si nad nimi podczas mej nieobecnoci.
Chwil si waha, lecz w kocu zacz mówi.
- Przystpujc do nauki, czowiek nigdy nie ma pewnoci co do swych celów. Jego denia naznaczone s skaz, jego zamiary s mgliste. Spodziewa si nagrody, której nigdy nie otrzyma, bo nie ma najmniejszego pojcia o udrkach nauki. Powoli zaczyna si uczy, najpierw po kawaeczku, póniej wielkimi porcjami. Wkrótce te dochodzi do kolizji myli. To, czego si uczy, nie odpowiada nigdy temu, co sobie wyobraa lub wymarzy, tote zaczyna si ba. Uczenie si nie jest nigdy tym, czego si spodziewamy. Kady etap nauki jest nowym zadaniem, a lk, jaki czowiek odczuwa, zaczyna narasta bezlitonie i nieustpliwie. Przedmiot naszych de zamienia si w pole bitwy. Tym sposobem napotykamy naszego pierwszego naturalnego wroga - strach! "Straszny to wróg: zdradziecki i trudny do pokonania. Czai si za kadym zakrtem drogi, czekajc w ukryciu. A jeli czowiek ulknie si jego obecnoci i ucieknie, ów wróg pooy kres jego poszukiwaniom.
- Co si dzieje z czowiekiem, który ze strachu ucieknie?
- Nic, z tym tylko, e niczego si ju nie nauczy. Nie zostanie nigdy czowiekiem wiedzy. Moliwe, e bdzie tchórzem zncajcym si nad sabszymi albo nieszkodliwym strachliwcem, ale w kadym razie bdzie pokonany. Pierwszy z wrogów pooy kres jego gorcym pragnieniom.
- Jakie ma moliwoci pokonania strachu?
- Odpowied jest bardzo prosta. Nie wolno mu uciec. Musi rzuci wyzwanie lkowi i wbrew niemu zrobi nastpny krok w nauce, a potem jeszcze i jeszcze jeden. Nie wolno mu uroni niczego ze strachu, a mimo to nie moe si zatrzyma w miejscu. Taka jest zasada! Nadejdzie chwila, kiedy pierwszy wróg si cofnie. Czowiek zaczyna wówczas nabiera pewnoci siebie. Jego zamiary zyskuj na sile. Nauka przestaje by zadaniem wywoujcym przeraenie. Kiedy nadchodzi ta radosna chwila, czowiek moe stwierdzi bez wahania, e pokona swego pierwszego naturalnego wroga.
- Czy to si dzieje od razu, don Juanie, czy stopniowo?
- Stopniowo, ale zwycistwo nad strachem dokonuje si nagle i byskawicznie.
- Ale czy taki czowiek nie przelknie si znowu, jeli przydarzy mu si co nowego?
- Nie. Skoro czowiek raz pokona strach, wyzwala si od niego na cae ycie, bo miejsce strachu zajmuje w nim jasno umysu, która unicestwia lk. Odtd czowiek zna swoje pragnienia, wie, jak je zaspokoi. Potrafi przewidzie kolejne etapy nauki i widzi wszystko z przenikliw jasnoci. Doznaje uczucia, e nic nie jest przed nim zakryte. Tym sposobem napotyka drugiego wroga - jasno! Owa jasno umysu, któr tak trudno osign, usuwa lk, lecz take zalepia. Zmusza czowieka, eby nigdy w siebie nie wtpi. Obdarza go pewnoci, e nie ma dla niego rzeczy niemoliwych, gdy potrafi wszystko przenikn. Jest odwany, bo jest przenikliwy. Nic go te nie powstrzyma, bo widzi jasno. Ale to bd. Jeli czowiek podda si tej iluzorycznej potdze, ulegnie swemu drugiemu wrogowi i zamiast gna, bdzie si ociga. Bdzie si cacka z nauk, a w kocu straci zdolno do nauczenia si czego wicej.
- Co si dzieje z czowiekiem w ten sposób pokonanym, don Juanie? Umiera?
- Nie, nie umiera. Jego drugi wróg odebra mu wszelk ch, eby stara si zosta czowiekiem wiedzy. Taki czowiek zamienia si w nadtego wojownika lub bazna. Ale jasno umysu, za któr tak sono zapaci, nie przeksztaci si nigdy w ciemno i strach. Do koca ycia zachowa swoj przenikliwo, ale niczego si ju nie nauczy ani niczego nie bdzie arliwie pragn. ; - Co powinien uczyni, eby unikn poraki?
- Musi zrobi to samo, co zrobi z lkiem: powinien rzuci wyzwanie swej przenikliwoci, korzystajc z niej tylko w patrzeniu na wiat, czeka cierpliwie i odmierza starannie kady kolejny krok. Przede wszystkim za powinien uwaa, e jego przenikliwo niewiele róni si od obdu. Nadejdzie chwila, kiedy zrozumie, e owa przenikliwo to tylko punkcik w polu jego wzroku. W ten sposób pokona swego drugiego wroga i znajdzie si w pooeniu, w którym nic mu ju nie bdzie zagraa. Nie bdzie to bdem. To nie bdzie jedynie punkcik w polu widzenia. Bdzie to prawdziw moc.
Doszedszy do tego punktu, przekona si, e znalaz si w kocu w posiadaniu mocy, do której dy od tak dawna. Moe z ni pocz, co tylko zechce. Ma sprzymierzeca do dyspozycji. Jego wola jest prawem. Widzi wszystko, co go otacza. Ale napotka równie trzeciego wroga moc! Moc to najpotniejszy z wrogów czowieka. Oczywicie, najatwiej si jest podda, bo przecie czowieka tak naprawd nie mona pokona. Wydaje rozkazy; zaczyna od podejmowania rozsdnego ryzyka, a koczy na ustanawianiu praw, gdy to on jest panem i wadca. Czowiek na tym etapie waciwie nie dostrzega, e znalaz si w okreniu wroga. Raptem, nic o tym nie wiedzc, przegra ca bitw, a wróg uczyni z niego kaprynego okrutnika.
- Czy utraci sw moc?
- Nie, nie utraci nigdy ani przenikliwoci, ani swej mocy.
- Czym zatem bdzie si róni od czowieka wiedzy?
- Czowiek pokonany przez moc umiera, nie dowiedziawszy si waciwie, jak si z ni obchodzi. Moc jest jedynie brzemieniem cicym na jego losie. Taki czowiek nie jest panem samego siebie i nie wie, kiedy i jak uy swej mocy.
- Czy klska zadana przez którego z tych wrogów jest ostateczna?
- Oczywicie. Skoro który z nich zatriumfuje nad czowiekiem, nic nie da si ju zrobi.
- A czy moliwe jest, na przykad, eby czowiek pokonany przez moc spostrzeg swój bd i go naprawi?
- Nie. Jeli czowiek raz si podda, jest skoczony.
- A jeli moc tylko przejciowo go olepi, a póniej czowiek j odrzuci?
- Bdzie to znaczyo, e walka trwa i e czowiek próbuje jeszcze zosta czowiekiem wiedzy. Prawdziwa klska nadchodzi dopiero wówczas, gdy czowiek przestaje próbowa i poddaje si.
- Ale jest przecie moliwe, don Juanie, e czowiek poddaje si najpierw na dugie lata strachowi, a mimo to ostatecznie go przezwycia.
- Nie, to nieprawda. Jeli raz podda si strachowi, nigdy go ju nie przezwyciy; nauka bdzie napawaa go lkiem i zaniecha wszelkich prób. Jeli jednak bdzie stara si uczy wbrew lkowi, odniesie ostateczne zwycistwo, bo w rzeczywistoci nie pozwoli mu nigdy nad sob zapanowa.
- W jaki sposób mona pokona trzeciego wroga, don Juanie?
- Trzeba mu si z rozmysem przeciwstawi. Trzeba sobie uwiadomi, e moc, nad któr czowiek rzekomo zapanowa, w rzeczywistoci nigdy nie stanowi jego wasnoci. Cay czas czowiek musi si bardzo pilnowa, wykorzystujc z wielk ostronoci i starannoci wszystko, czego si nauczy. Jeli zrozumie, e jasno umysu i moc, którym nie towarzyszy panowanie nad sob, s gorsze od bdu, dojdzie do punktu, w którym nic nie wymknie si spod kontroli. Tym sposobem zada klsk swemu trzeciemu wrogowi. Wówczas to znajdzie si on u kresu swej wyprawy po wiedz, jednoczenie za, waciwie bez ostrzeenia, napotka ostatniego ze swych wrogów - staro! Jest to wróg najbardziej okrutny, którego nigdy nie da si pokona cakowicie, mona tylko odpiera jego ataki.
Czowiek nie odczuwa ju wicej lku, nie trapi go adne obawy ani niecierpliwa jasno umysu - sprawuje pen kontrol nad sw moc, równoczenie jednak zaczyna odczuwa przemone pragnienie odpoczynku. Jeli podda si pragnieniu, by pooy si i zapomnie o wszystkim, jeli pofolguje swemu zmczeniu, przegra ostatni rund, a ciosy wroga uczyni ze sabiutkiego starowin. Pragnienie wycofania si wemie gór nad ca jego przenikliwoci, moc i wiedz. Jeli jednak ów czowiek otrznie si ze zmczenia i mnie zniesie swój los do samego koca, bdzie zasugiwa na miano czowieka wiedzy, choby przez krótk chwil zwycistwa w odpieraniu ataków swego ostatniego niezwycionego wroga. I ta chwila jasnoci umysu, mocy i wiedzy - wystarczy.
4.
Don Juan rzadko mówi otwarcie o Mescalito. Ilekro zadawaem mu pytanie na ten temat, uchyla si od odpowiedzi, zawsze jednak mówi dostatecznie duo, by wywoa wraenie, e Mescalito ma cechy istoty ludzkiej. Jest pci mskiej, nie tylko z powodu reguy gramatycznej nadajcej temu sowu rodzaj mski, lecz take dlatego, e zgodnie ze swymi waciwociami jest obroc i nauczycielem. Zawsze, gdy rozmawialimy na ten temat, don Juan w róny sposób potwierdza wanie t jego charakterystyk.
Niedziela, 24 grudnia 1961
- Czarcie ziele nigdy nikogo nie chronio. Ta rolina dostarcza tylko mocy, Mescalito natomiast jest agodny jak niemowl.
- Mówie jednak, e niekiedy budzi groz.
- Oczywicie, e budzi groz, ale gdy si go pozna, jest agodny i dobry.
- W jaki sposób okazuje sw dobro?
- Jest obroc i nauczycielem.
- W jaki sposób broni czowieka?
- Mona go nosi cay czas przy sobie, a ustrzee ci przed wszelkim niebezpieczestwem.
- Jak mona go nosi cay czas przy sobie?
- W woreczku przywizanym do rki albo zawieszonym na sznurku u szyi.
- Nosisz go przy sobie?
- Nie, bo mam sprzymierzeca. Ale inni nosz.
- Czego uczy?
- Uczy waciwego sposobu ycia.
- W jaki sposób?
- Pokazuje róne rzeczy i mówi, czym s. [Ensena las cosas y te dice lo que son.]
- W jaki sposób?
- Sam si przekonasz.
Wtorek, 30 stycznia 1962
- Co widzi czowiek, którego Mescalito zabiera ze sob, don Juanie?
- To nie moe by tematem zwykej rozmowy. Nie mog ci odpowiedzie.
- Czy staoby si co zego, gdyby mi powiedzia?
- Mescalito to obroca, dobry i agodny obroca, ale to nie znaczy, e mona sobie z niego artowa. Jest dobry i dlatego moe wzbudzi miertelne przeraenie u tych, których nie lubi.
- Nie zamierzam z niego artowa. Chc si tylko dowiedzie, co inni ludzie mog za jego spraw uczyni lub zobaczy. Opowiedziaem ci, don Juanie, wszystko, co sam ujrzaem dziki Mescalito.
- Z tob sprawa ma si inaczej, moe dlatego, e nic o nim nie wiesz. Trzeba ci nauczy sposobów jego dziaania, tak jak dziecko uczy si mówi.
- Jak dugo mam si jeszcze uczy?
- Dopóki nie odsoni ci si znaczenie Mescalito.
- A potem?
- Potem zrozumiesz wszystko sam. Nie bdziesz mi ju musia niczego opowiada.
- A moe powiesz mi tylko, dokd Mescalito ciebie zabiera?
- Nie mog.
- Chciabym si tylko dowiedzie, czy istnieje jaki inny wiat, do którego zabiera on ludzi.
- Istnieje.
- Czy to jest niebo? [Hiszpaski wyraz cielo oznacza zarówno niebiosa, jak i niebo.]
- Mescalito zabiera czowieka w gb nieba [cielo}.
- Czyli tam, gdzie jest Bóg?
- Pleciesz bzdury. Nie wiem, gdzie jest Bóg.
- Czy Mescalito jest Bogiem, jedynym czy te jednym sporód wielu bogów?
- Jest obroc i nauczycielem. Jest moc.
- Moc w nas samych?
- Nie. Nie ma z nami nic wspólnego. Przebywa poza nami.
- A wic kady, kto go spoyje, musi ujrze t sam jego posta.
- Bynajmniej. Nie dla wszystkich jest taki sam.
Czwartek, 12 kwietnia 1962
- Dlaczego nie opowiesz mi czego wicej o Mescalito, don Juanie?
- Nie ma co opowiada.
- Na pewno jest mnóstwo rzeczy, które powinienem wiedzie, nim si z nim spotkam.
- Nie. Moliwe, e nie trzeba, eby wiedzia cokolwiek. Mówiem ci, e nie dla wszystkich jest taki sam.
- Wiem, a jednak chciabym wiedzie, jaki inni ludzie maj do niego stosunek.
- Opinie tych, którym chce si rozprawia na ten temat, nie s wiele warte. Sam zobaczysz. Bdzie chyba tak, e do pewnego momentu bdziesz o nim rozmawia, a potem nie powiesz ju ani sowa na ten temat.
- Czy moesz mi opowiedzie o swoich przeyciach podczas pierwszego spotkania?
- A po co?
- Dowiem si, jak postpowa z Mescalito.
- Wiesz ju i tak wicej ode mnie. Przecie bawilicie si razem. Kiedy zrozumiesz, jak yczliwie potraktowa ci obroca. Jestem przekonany, e za pierwszym razem powiedzia ci bardzo duo, ale bye guchy i lepy.
Niedziela, 15 kwietnia 1962
- Czy Mescalito przyjmuje dowoln posta, ukazujc si czowiekowi?
- Tak. Dowoln.
- Jakie ze znanych ci postaci wystpuj najczciej?
- Nie istniej najczstsze postaci.
- Chcesz powiedzie, e przyjmuje on dowoln posta, nawet ukazujc si ludziom, którzy dobrze go znaj?
- Nie. Dowoln posta przyjmuje tylko wobec tych, którzy znaj go mao, ale wobec tych, którzy znaj go dobrze, jest zawsze stay.
- Jak to “stay"?
- Pojawia si im niekiedy pod postaci czowieka, podobnego do nas, albo w postaci wiata. Po prostu wiata.
- A czy Mescalito kiedykolwiek zmienia sw sta posta podczas spotka z tymi, którzy go dobrze znaj?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
Pitek, 6 lipca 1962
Pónym popoudniem w sobot 23 czerwca rozpocza si moja wspólna z don Juanem wyprawa. Powiedzia, e ruszamy na poszukiwanie grzybów [honguitos] w stanie Chihuahua, wyprawa za bdzie duga i uciliwa. Mia racj. W rod, 27 czerwca, o dziesitej wieczorem dotarlimy do maej osady górniczej w pónocnej czci stanu Chihuahua. Tras od miejsca na skraju miasteczka, gdzie zaparkowaem auto, do domu zaprzyjanionej z don Juanem pary maeskiej z plemienia Taranumara przebylimy pieszo. Tam te przenocowalimy.
Rankiem, okoo pitej, obudzi nas gospodarz. Przyniós nam owsianki i fasoli. Podczas posiku rozmawia z don Juanem, ale nie wspomnia ani sowem o naszej wyprawie.
Po niadaniu Indianin nala mi wody do manierki, a do plecaka wsun dwie sodkie buki. Don Juan poda mi manierk, zasznurowa plecak, podzikowa gospodarzowi za gocin, po czym zwracajc si w moj stron, powiedzia:
- Pora rusza.
Mniej wicej mil szlimy poln drog, a potem skrcilimy na pola i po dwóch godzinach marszu znalelimy si u podnóy gór pooonych na poudnie od osady. Pilimy si po agodnych zboczach w kierunku poudniowo-zachodnim. Gdy dotarlimy do partii bardziej stromych, don Juan zmieni kierunek i poszlimy rozleg dolin ku wschodowi. Pomimo podeszego wieku don Juan narzuci tak niesamowicie szybkie tempo, e okoo poudnia byem zupenie wyczerpany. Usiedlimy, a don Juan rozwiza torb z chlebem.
- Jeeli chcesz, moesz zje wszystko - powiedzia.
- A ty?
- Nie jestem godny, a póniej nie bdziemy potrzebowali tego pokarmu.
Byem bardzo godny i zmczony, tote skorzystaem z tej propozycji. Wydawao si, e nadesza odpowiednia pora, eby porozmawia o celu naszej wyprawy, i zagadnem cakiem od niechcenia:
- Sdzisz, e pobdziemy tu duej?
- Przybylimy tu, eby nazbiera troch Mescalito. Zatrzymamy si tu do jutra.
- Gdzie jest Mescalito?
- Wszdzie dookoa nas.
Cay teren porastay obficie liczne gatunki kaktusów, ale nie potrafiem odróni wród nich pejotlu.
Podjlimy wdrówk i o trzeciej po poudniu dotarlimy do dugiej, wskiej doliny pooonej wród wzgórz o stromych zboczach. Na myl o poszukiwaniu pejotlu ogarno mnie dziwne podniecenie, cho nigdy w yciu nie widziaem tej roliny w jej naturalnym otoczeniu. Weszlimy do doliny, a po przejciu chyba czterystu stóp spostrzegem nagle trzy atwe do rozpoznania okazy pejotlu. Rosy tu obok siebie kilka cali ponad ziemi po lewej stronie cieki na wprost mnie. Przypominay z wygldu okrge, misiste, zielone róe. Podbiegiem do nich, pokazujc je don Juanowi.
Nie zwróci na mnie uwagi i umylnie odwróci si plecami. Wiedziaem, e postpiem niewaciwie i przez reszt popoudnia szlimy w milczeniu, posuwajc si wolno po paskim dnie doliny usianym kamieniami o ostrych krawdziach. Wdrowalimy wród kaktusów, poszc gromady jaszczurek, niekiedy za osamotnionego ptaka. Mijaem rosncy tuzinami pejotl, nie odzywajc si sówkiem.
O szóstej znalelimy si u stóp gór wznoszcych si na skraju doliny. Dotarszy do skalnego wystpu, don Juan zrzuci swój worek i usiad.
Poczuem ponownie gód, ale nie mielimy ju nic do jedzenia; zaproponowaem, ebymy zerwali Mescalito i udali si w drog powrotn do osady. Don Juan sprawia wraenie poirytowanego; cmokn gono i powiedzia, e przenocujemy w tym miejscu.
Siedzielimy spokojnie. Na lewo od nas wznosia si skalna ciana, a na prawo znajdowaa si dolina, któr przemierzylimy wczeniej. Rozcigaa si ona do szeroko i sprawiaa wraenie szerszej i mniej paskiej, ni sdziem. Spogldajc na ni z miejsca, gdziemy siedzieli, spostrzegem, e usiana bya wieloma wzgórzami i wypukociami.
- Jutro zaczniemy wraca - powiedzia, nie patrzc na mnie, don Juan i wskaza na dolin. - Utorujemy sobie drog powrotn i zerwiemy go, idc polami. Ale zerwiemy go tylko wówczas, gdy natrafimy na niego po drodze. To on nas znajdzie, a nie odwrotnie. Znajdzie nas, jeeli tego zapragnie.
Don Juan opar si o skaln cian i trzymajc gow odwrócon ode mnie, mówi dalej, jakby prócz mnie bya tam jeszcze jaka inna osoba.
- Jeszcze jedno. Tylko ja mog go zerwa. Moliwe, e bdziesz niós torb albo szed przede mn - jeszcze nie wiem. Ale jutro nie wskaesz w jego stron, jak zrobie to dzisiaj!
- Przepraszam, don Juanie.
- W porzdku. Nie wiedziae.
- Czy twój dobroczyca nauczy ci tego wszystkiego na temat Mescalito?
- Nie. Nikt mnie niczego nie uczy. Moim nauczycielem by sam obroca.
- Czyli e Mescalito to jakby osoba, z któr mona porozmawia?
- Nie.
- To w jaki sposób on uczy? Don Juan milcza dusz chwil.
- Pamitasz, jak si z nim bawie? Wiedziae wtedy, o co mu chodzi, prawda?
- Wiedziaem!
- Wanie w ten sposób uczy. Wtedy tego nie wiedziae, ale gdyby powici mu troch uwagi, przemówiby do ciebie.
- Kiedy?
- Za pierwszym razem, kiedy go zobaczy. Wygldao na to, e moje pytania bardzo go poirytoway. Powiedziaem mu, e musz je zadawa, bo chc si dowiedzie moliwie jak najwicej.
- Nie mnie pytaj! - Umiechn si zoliwie. - Zapytaj jego. Jak si z nim zobaczysz nastpnym razem, spytaj go o wszystko, czego by si chcia dowiedzie.
- Czyli e Mescalito jest kim, z kim mona porozmawia...
Nie pozwoli mi skoczy, chwyci manierk, zsun si ze skalnego wystpu i znikn za ska. Nie miaem ochoty pozosta tam sam, tote, cho mnie o to nie prosi, poszedem za nim. Po przejciu okoo piciuset stóp doszlimy do strumyka. Obmy rce i twarz i napeni manierk. Przepuka usta, ale nie pokn wody. Nabraem wody w donie i napiem si troch, lecz don Juan powstrzyma mnie, mówic, e to niewskazane.
Poda mi manierk i ruszy z powrotem ku wystpowi. Doszedszy na miejsce, usiedlimy z twarzami zwróconymi do doliny, a plecami do skay. Spytaem, czy mog rozpali ognisko. Zachowa si tak, jakby moje pytanie byo czym nie do pojcia. Oznajmi, e tej nocy jestemy gomi Mescalito, który nie pozwoli nam zmarzn.
Zapad ju zmierzch. Don Juan wydoby ze swych worków dwa cienkie baweniane koce, cisn mi jeden na kolana, drugi za zarzuci sobie na ramiona i usiad ze skrzyowanymi nogami. Dolina pod nami pograa si w mroku, jej brzegi rozpyway si ju w wieczornej mgle.
Siedzcy nieruchomo don Juan wpatrywa si w pole pejotlowe. W twarz wia mi jednostajny wiatr.
- O zmierzchu rozszczepiaj si wiaty - powiedzia agodnie don Juan, wci odwrócony ode mnie.
Nie spytaem, co ma na myli. Moje oczy ogarno zmczenie. Nagle poczuem gbokie wzruszenie i dziwn, przemon ch paczu!
Pooyem si na brzuchu; skaliste podoe byo twarde i niewygodne, co par minut musiaem zmienia pozycj. Na koniec usiadem i skrzyowaem nogi, nacigajc koc na barki. Ku swemu zdziwieniu, przekonaem si, e jest to pozycja szalenie wygodna - usnem.
Zbudziwszy si, usyszaem, e don Juan mówi do mnie. Byo cakiem ciemno. Nie widziaem go dobrze. Nie rozumiaem tego, co do mnie mówi, ale podyem za nim, gdy zacz schodzi ze skalnego wystpu. Z powodu ciemnoci poruszalimy si - w kadym razie ja si poruszaem - bardzo ostronie. Zatrzymalimy si u podnóa skalnej ciany. Don Juan usiad i da mi znak, bym uczyni to samo na lewo od niego. Rozchyli koszul i wydoby skórzan sakiewk; otwar j i pooy przed sob na ziemi. Wewntrz znajdowao si kilka gaek pejotlowych.
Po dugiej przerwie wycign jedn z nich. Uj j w praw do i pocierajc kciukiem oraz palcem wskazujcym, piewa co monotonnym i agodnym gosem. Raptem wyda z siebie przeraliwy okrzyk:
- Ahiii!
Byo to co niesamowitego i nieoczekiwanego. Przepenia mnie groza. Jak przez mg widziaem, e woy gak do ust i zacz j u. Po chwili podniós z ziemi sakiewk, pochyli si w moj stron i szepn, bym j wzi, wybra jedn gak Mescalito, pooy sakiewk znów przed nami, a potem zrobi dokadnie to samo co on.
Wycignem gak pejotlu i potarem j tak jak on. Tymczasem don Juan mamrota dalej sw pie, kiwajc si miarowo. Kilkakrotnie spróbowaem woy gak do ust, ale nie mogem si zdoby na wydanie okrzyku. Wówczas, niczym we nie, wydoby si ze mnie niesamowity wrzask: Ahiiii! Przez chwil mylaem, e to nie ja. Ponownie odczuem w odku skutki szoku nerwowego. Opadaem do tyu, robio mi si sabo. Wsunem do ust gak pejotlu i zaczem u. Po chwili don Juan wyj z sakiewki nastpn. Odczuem ulg, widzc, e wymruczawszy sw pie, wkada gak do ust. Poda mi sakiewk, któr pooyem przed nami, i wyjem kolejn gak. Ten cykl powtórzy si piciokrotnie, nim poczuem pragnienie. Signem po manierk, ale don Juan poleci mi przepuka tylko usta, a nie pi, bo zwymiotuj.
Woda chlupotaa mi w ustach - w pewnej chwili odczuem nieodpart pokus napicia si i poknem odrobin pynu. Mój odek momentalnie ogarny skurcze. Spodziewaem si, e woda spynie bez trudu i bezbolenie w gb ciaa, jak dziao si to podczas mego pierwszego spotkania z pejotlem, ku memu wszake zaskoczeniu zebrao mi si zwyczajnie na wymioty. Trwao to jednak krótko.
Don Juan sign po nastpn gak, poda mi sakiewk i cay cykl zacz si od nowa i powtarza si, dopóki nie zuem czternastu gaek. Do tej pory ustpiy wszystkie moje wczeniejsze doznania pragnienia, zimna i niewygody. Zastpio je nie znane mi wraenie ciepa i podekscytowania. Signem po manierk, chcc odwiey sobie usta, lecz bya pusta.
- Moemy pój do strumienia, don Juanie?
Dwik mojego gosu nie wydoby si na zewntrz, tylko uderzy w szczyt mego podniebienia, odbi si w czeluci garda i kry echem pomidzy nimi. Echo byo agodne i muzyczne; wydawao mi si, e skrzyda opoc mi w gardle. Jego dotknicie byo kojce. ledziem jego krenie, dopóki nie ucicho.
Powtórzyem pytanie. Mój gos brzmia tak, jakbym odezwa si w wysoko sklepionej piwnicy.
Don Juan nie odpowiedzia. Wstaem i udaem si w kierunku strumienia. Spojrzaem w stron don Juana, chcc sprawdzi, czy idzie za mn, ale sprawia wraenie, jakby czego nasuchiwa.
Nie znoszcym sprzeciwu gestem nakaza mi zachowa cisz.
- Abuhtol [?] ju tu jest! - powiedzia.
Syszaem ten wyraz po raz pierwszy w yciu i zastanawiaem si wanie, czy zagadn o jego znaczenie, gdy usyszaem brzczcy mi w uszach haas. Dwik stopniowo narasta, upodabniajc si w kocu do wibrujcego ryku ogromnego byka. Wybuch na chwil, po czym stopniowo cich, dopóki ponownie nie zalega cakowita cisza. Byem przeraony gwatownoci i nateniem haasu. Opanowao mnie tak wielkie drenie, e ledwie mogem wsta, mimo to zachowaem cakowit zdolno logicznego mylenia. O ile kilka minut wczeniej ogarniaa mnie senno, to teraz zupenie ustpia, jej miejsce zaja natomiast niesychana klarowno umysu. Haas, jaki usyszaem, przypomnia mi scen z filmu fantastycznonaukowego, w której gigantyczna pszczoa wylatujca z obszaru promieniowania atomowego brzczy skrzydekami. Rozemiaem si. Zobaczyem, e don Juan wyglda znów na odpronego. Obraz gigantycznej pszczoy raptem powróci do mnie. By bardziej realny ni zwyke myli. Widziaem tylko pszczo otoczon zewszd niesamowit jasnoci. Prócz jej obrazu mój umys nie zawiera niczego innego. Wskutek owego stanu jasnoci umysowej, nie majcego w mym yciu adnych precedensów, doznaem znowu uczucia trwogi.
Oblaem si potem. Pochyliem si w stron don Juana, chcc mu powiedzie, e si boj. Jego twarz oddalona bya od mojej o kilka cali. Wpatrywa si we mnie oczami pszczoy. Wyglday jak szklane kule wiecce w ciemnoci wasnym wiatem. Spomidzy wydtych warg don Juana dobywa si miarowy stukot: “Pektuh - pek - tuh - pet tuh". Odskoczyem do tyu, roztrzaskujc si niemal o skaln cian. Doznaem trwajcego, jak mi si zdawao, wieczno i niemoliwego do zniesienia lku. Dyszaem i pojkiwaem. Zamarzajcy na mej skórze pot nadawa memu ciau przykr sztywno. Wówczas usyszaem glos don Juana:
- Wstawaj! Rusz si! Wstawaj!
Pszczoa znikna i znów ujrzaem znajom twarz Indianina.
- Przynios wody - powiedziaem po dugiej przerwie. Gos mi si zaama; wypowiadanie sów przychodzio mi z najwikszym trudem. Don Juan potakn ruchem gowy. Idc w stron strumienia, uwiadomiem sobie, e strach opuci mnie równie szybko i w równie tajemniczy sposób, jak si pojawi.
Doszedszy do strumienia, spostrzegem, e widz wszystko wokó mnie. Przypomniaem sobie, e wyranie widziaem don Juana, podczas gdy wczeniej mogem dojrze jedynie zarys jego sylwetki. Zatrzymaem si i spojrzaem daleko przed siebie - sigaem wzrokiem przeciwnego koca doliny. Doskonale widziaem lece tam gazy. Pomylaem, e musi by tu nad ranem, ale przyszo mi do gowy, e przecie mogem zatraci poczucie czasu. Spojrzaem na zegarek. Bya za dziesi dwunasta. Sprawdziem, czy mój zegarek nadal chodzi. To nie móg by rodek dnia, musiaa by pónoc! Zamierzaem skoczy po wod i wróci midzy skay, ale ujrzaem nadchodzcego don Juana i poczekaem na niego. Powiedziaem mu, e widz w ciemnoci.
Przyglda mi si dusz chwil bez jednego sowa; moliwe, e jeli przemówi, to nie usyszaem jego sów, bo skupiem si na mej nowej, wyjtkowej zdolnoci widzenia po ciemku. Potrafiem rozróni najdrobniejsze kamyki rozsiane w piasku. Chwilami wszystko stawao si tak wyrane, e zdawao mi si, i to wczesny ranek lub zmierzch. Raz robio si jasno, to znów ciemno. Rycho te uprzytomniem sobie, e chwile jasnoci odpowiadaj rozkurczom mego serca, natomiast ciemno jego skurczom. Za kadym uderzeniem mego serca wiat zmienia si z wypenionego blaskiem na pogrony w mroku i znów w wypeniony blaskiem.
Skupiem si cakowicie na tym odkryciu, gdy ten sam osobliwy dwik, który dobieg mnie wczeniej, da si ponownie sysze. Minie mi zesztywniay.
- Anuhctal [bo to sowo usyszaem tym razem] jest tutaj - powiedzia don Juan.
Wydawao mi si, e sysz ryk tak przeraajcy, e nic poza nim si nie liczy. Gdy ucich, spostrzegem nagy przybór wody: strumyczek, który jeszcze przed chwil nie mia stopy szerokoci, rozla si w olbrzymie jezioro. Pynce jakby sponad niego wiato byszczao na powierzchni, jak gdyby wyzierajc przez gste listowie. Niekiedy woda migotaa przez sekund czarno-zocistymi rozbyskami, zamieniajc si potem w ciemn, pozbawion wiata, niemal niewidoczn, a jednak w dziwny sposób dajc si odczu mas.
Nie pamitam, jak dugo siedziaem przykucnity na brzegu czarnego jeziora, zajty wycznie patrzeniem. Ryk musia tymczasem zupenie ucichn, gdy tym, co przywrócio mnie (do rzeczywistoci?), byo znowu przeraliwe brzczenie. Odwróciem si w poszukiwaniu don Juana. Zobaczyem, e wspina si w gór i znika za skalnym wystpem. Uczucie osamotnienia wcale mi jednak nie przeszkadzao; siedziaem tam przykucnity, przepeniony ufnoci i cakowicie odprony. Ryk znów sta si syszalny; by bardzo gony i przypomina szum porywistego wiatru. Wsuchujc si we bardzo uwanie, zdoaem odkry wyran melodi. Skaday si na ni piskliwe dwiki podobne do gosów ludzkich, którym towarzyszyo gbokie dudnienie bbna. Skupiem ca uwag na melodii i znowu spostrzegem, e skurcze i rozkurcz mego serca zbiegaj si z odgosem bbna i rysunkiem melodii.
Kiedy wstaem, muzyka umilka. Usiowaem wsucha si w rytm mego serca, ale nie usyszaem jego uderze. Kucnem ponownie, bo pomylaem, e to moe pozycja mego ciaa wywouje owe dwiki! Nic si jednak nie stao! Zupena cisza! Umilko nawet moje serce! Uznaem, e ju wystarczy, kiedy jednak si podniosem, poczuem, e ziemia pod moimi stopami dry. Zaczem traci równowag. Przewróciem si na plecy i pozostaem w tej pozycji, w miar jak trzsienie ziemi przybierao na sile. Próbowaem uchwyci si jakiego gazu lub roliny, co si jednak pode mn przesuwao. Zerwaem si na równe nogi, przez chwil staem prosto i ponownie upadem. Ziemia, na której siedziaem, zsuwaa si do wody niczym tratwa. Zamarem w bezruchu, ogarnity przeraeniem - wyjtkowym, dogbnym i absolutnym, tak jak wszystko, co dziao si ze mn.
Posuwaem si wodami czarnego jeziora przycupnity na skrawku ziemi, który wyglda jak gliniana koda. Miaem wraenie, e zmierzam na poudnie, niesiony prdem. Widziaem rozstpujc si przede mn wod. W dotyku bya zimna i osobliwie cika. Zdawao mi si, e jest obdarzona yciem.
Nie byo wida brzegów ani adnych punktów orientacyjnych, nie mog sobie take przypomnie, o czym mylaem i co odczuwaem podczas tej podróy. Wydawao mi si, e dryfowanie trwa ju wiele godzin, gdy tratwa wykonaa nagle skrt pod ktem prostym na lewo, ku wschodowi. lizgaa si jeszcze kawaeczek po wodzie i raptem o co uderzya. Wskutek zderzenia poleciaem do przodu. Zamknem oczy i poczuem ostry ból w momencie, gdy kolanami i wycignitymi przed siebie rkoma uderzyem o ziemi. Po chwili spojrzaem w gór. Leaem w bocie. Wygldao na to, e moja koda wtopia si w ld. Usiadem i rozgldnem si. Woda cofaa si! Posuwaa si do tyu jak powracajca fala, wreszcie znikna.
Siedziaem tam bardzo dugo, usiujc pozbiera myli i nada wszystkiemu, co si wydarzyo, jak spójn posta. Odczuwaem ból w caym ciele. Miaem wraenie, e gardo zmienio mi si w otwart ran: podczas “ldowania" przygryzem sobie wargi. Wstaem. Podmuch wiatru sprawi, i byem zzibnity. Ubranie byo mokre. Moje rce, szczki i kolana opanowao tak gwatowne drenie, e musiaem ponownie pooy si na ziemi. Krople potu zalewajce mi oczy pieky tak bardzo, e krzyczaem z bólu.
Po pewnym czasie troch si uspokoiem i wstaem. Mimo gstego mroku widziaem wszystko bardzo wyranie. Przeszedem kilka kroków. Usyszaem wyrany dwik wielu ludzkich gosów. Wydawao mi si, e gono z sob rozmawiaj. Poszedem za tym dwikiem;
przemierzywszy mniej wicej pidziesit jardów, raptownie si zatrzymaem. By to lepy zauek. Znajdowaem si wewntrz corralu zbudowanego z ogromnych gazów. Widziaem nastpny ich rzd, za nim nastpny i jeszcze jeden, i tak a po sam gór. Sporód nich dobiegaa zniewalajco pikna muzyka - nieprzerwany strumie przedziwnych dwików.
U stóp jednego z gazów ujrzaem czowieka siedzcego na ziemi profilem do mnie. Podszedem do niego na odlego okoo dziesiciu stóp; wówczas zwróci spojrzenie w moj stron. Stanem w pó kroku: jego oczy miay wygld wody, któr widziaem wczeniej! Ich barwa bya tak samo intensywna, iskrzyy si t sam zocistoci i czerni. Jego gowa zwaa si ku czubkowi jak truskawka, a zielon skór pokryway niezliczone brodawki. Z wyjtkiem spiczastego ksztatu, gowa tego czowieka dokadnie odpowiadaa wygldem powierzchni pejotlu. Staem wpatrzony w niego, nie mogc oderwa oczu. Wydawao mi si, e swym cikim spojrzeniem umylnie naciska mi na pier.
Dawiem si. Straciwszy równowag, runem na ziemi. Odwróci wówczas wzrok i usyszaem, e co do mnie mówi. Pocztkowo brzmienie jego gosu podobne byo do szelestu agodnego wiatru. Póniej zamieni si w mych uszach w muzyk - w melodi na gosy - i “wiedziaem", e skadaj si na ni sowa: “Czego chcesz?"
Uklkem przed nim i opowiedziaem mu o swym yciu, a potem si rozpakaem. Ponownie spojrza na mnie. Wydawao mi si, e odpycha mnie wzrokiem, i zawitaa mi myl, e oto nadesza chwila mojej mierci. Da znak, bym si zbliy. Zawahaem si przez sekund, nim postpiem w jego stron. Kiedy podszedem do niego, odwróci ode mnie wzrok i pokaza mi wierzch doni. “Spójrz" - powiedziaa melodia. Na rodku doni ujrzaem okrgy otwór. “Spójrz" - powtórzya melodia. Spojrzaem w gb otworu i ujrzaem siebie. Byem zgrzybiaym starcem, który biegnie pochylony ku ziemi wród warkoczy wietlistych iskier. Wtem uderzyy mnie trzy iskry: dwie w gow, a jedna w lewe rami. Moja posta - tam w otworze - wyprostowaa si na chwil, przyjmujc pozycj cakowicie pionow, a nastpnie znikna zupenie razem z otworem.
Mescalito znów skierowa wzrok na mnie. Jego oczy znajdoway si tak blisko mnie, e “usyszaem" delikatne szemranie tego osobliwego dwiku, który tylekro syszaem owej nocy. Stopniowo przepeni je spokój, a upodobniy si do cichego stawu, którego powierzchni mciy zote i czarne rozbyski.
Odwróci ode mnie spojrzenie kolejny raz i podskakujc niczym wierszcz, przemierzy okoo pidziesiciu jardów. Skaka dalej, póki nie znikn.
Pamitam take, e zaczem kroczy przed siebie. Zachowujc si w sposób niezwykle racjonalny, próbowaem rozpozna punkty orientacyjne, takie jak góry nieopodal, aby zorientowa si, gdzie jestem. Przez cay czas moj uwag zaprztay strony wiata i sdziem, e pónoc musi si znajdowa na lewo ode mnie. Do dugo szedem w tym kierunku, nim uwiadomiem sobie, e jest ju jasno i nie korzystam z mej umiejtnoci “widzenia w nocy". Przypomniaem sobie, e mam zegarek, i popatrzyem na tarcz. Bya ósma.
Kiedy dotarem do skalnej póki, gdzie znalazem si poprzedniej nocy, bya dziesita. Don Juan lea na ziemi.
- Gdzie bye? - spyta. Usiadem, eby zapa oddech. Po dugim milczeniu zapyta:
- Widziae go?
Zaczem relacjonowa przebieg wydarze od samego pocztku, ale przerwa mi, mówic, e liczy si tylko to, czy go widziaem. Zapyta, jak blisko mnie znajdowa si Mescalito. Odpowiedziaem, e prawie go dotknem.
Ten fragment mojej opowieci wzbudzi jego zainteresowanie. Z uwag wysucha wszystkich szczegóów, niczego nie komentujc i przerywajc mi tylko po to, by zapyta o ksztat widzianej przeze mnie istoty, jej nastawienie oraz inne dotyczce jej szczegóy. Mniej wicej w poudnie don Juan mia ju chyba do mego opowiadania. Wsta i przytroczy do mej piersi pócienny worek. Kaza mi i za sob i oznajmi, e zamierza uwolni Mescalito, którego bd musia wzi w donie i w agodny sposób umieci w worku.
Wypilimy troch wody i ruszylimy w drog. Gdy dotarlimy do kraca doliny, don Juan jakby waha si przez moment, nim zadecydowa, w którym i kierunku. Odkd powzi decyzj, szlimy ju prosto przed siebie.
Ilekro napotykalimy pejotl, kuca przed rolin i bardzo delikatnie odcina czubek swym krótkim, zbkowanym noem. Wykonywa nacicie tu nad ziemi, po czym posypywa “ran" - bo tak to nazywa - sproszkowan siark, któr niós z sob w skórzanym woreczku. Do lewej rki bra wie gbk, praw za naciera j proszkiem. Nastpnie prostowa si i podawa mi gak, któr, zgodnie z jego zaleceniem, braem w obie donie i wkadaem do póciennej torby.
- Stój prosto i nie dopu, eby torba dotkna ziemi, krzaków lub czegokolwiek innego - powtarza za kadym razem, jak gdyby obawia si, e mog zapomnie.
Zebralimy szedziesit pi gaek. Kiedy worek wypeni si cakowicie, umieci go na mym grzbiecie, a do piersi przytroczy mi nowy. Przemierzajc cay paskowy, uzbieralimy dwie pene torby zawierajce sto dziesi gaek pejotlu. Byy tak cikie i wypchane, e prawie uniemoliwiy mi chodzenie.
Don Juan powiedzia mi szeptem, e torby s takie cikie, bo Mescalito, chce wróci do ziemi. Wyjani, e Mescalito nabra takiego ciaru dlatego, e si zasmuci, i znalaz si poza sw siedzib; moja gowa w tym, by torby nie dotkny ziemi, jeli bowiem dopucibym do tego, Mescalito nigdy wicej nie pozwoliby mi si dotkn.
W pewnej chwili ucisk rzemieni na mych barkach sta si nie do wytrzymania. Co napierao na mnie ze straszliw si, chcc mnie powali na ziemi. Ogarna mnie trwoga. Spostrzegem, e zaczem i szybciej, prawie biegem, posuwajc si kusem za don Juanem.
Raptem ciar na plecach i piersi zmniejszy si. adunek sta si gbczasty i nabra lekkoci. Pobiegem swobodnie i dogoniem don Juana. Powiedziaem mu, e przestaem ju odczuwa ciar. Wyjani, e opucilimy siedzib Mescalito.
Wtorek, 3 lipca 1962
- Mescalito ju ci chyba prawie zaakceptowa - powiedzia don Juan.
- Czemu mówisz, e prawie mnie zaakceptowa, don Juanie?
- Nie zabi ci, nawet nie zrobi ci nic zego. Napdzi ci strachu, ale niezbyt duego. Gdyby ci w ogóle nie zaakceptowa, ukazaby ci si pod potworn postaci, przepeniony gniewem. S ludzie, którzy poznali, co to znaczy groza, wówczas gdy spotkali si z Mescalito i nie zostali przez niego zaakceptowani.
- Skoro to takie straszne, czemu mi o tym nie powiedzia, zanim wyruszylimy w drog?
- Brak ci odwagi, by szuka go naumylnie. Sdziem, e lepiej bdzie, eby nie wiedzia.
- Przecie mogem umrze, don Juanie!
- Owszem. Byem jednak pewny, e nie stanie ci si adna krzywda. Ju raz bawi si z tob. Nie zrobi ci nic zego. Pomylaem sobie, e równie tym razem okae ci wspóczucie.
Spytaem, czy naprawd uwaa, e Mescalito okaza mi wspóczucie. To, co przeyem, byo przeraajce - wydawao mi si, e ju po mnie.
Odpowiedzia, e Mescalito potraktowa mnie naprawd yczliwie - pokaza mi scen bdc odpowiedzi na pytanie. Don Juan stwierdzi, e Mescalito udzieli mi lekcji. Spytaem, jakiej i co oznaczaa. Odpar, e nie sposób udzieli odpowiedzi na to pytanie, bo byem zanadto przeraony, eby dokadnie wiedzie, o co pytaem Mescalito.
Don Juan sondowa moj pami, chcc ustali, co powiedziaem Mescalito, zanim pokaza mi scen na doni. Nie mogem sobie przypomnie. Pamitaem tylko tyle, e osunem si na kolana i “wyznaem mu swoje grzechy".
Odniosem wraenie, e dalsza rozmowa na ten temat przestaa ju don Juana interesowa. Spytaem:
- Czy mógby nauczy mnie sów pieni, któr nucie?
- Nie. To moje sowa, nauczy mnie ich mój opiekun. To s moje pieni. Nie mog ci powtórzy ich treci.
- Dlaczego nie moesz, don Juanie?
- Bo te pieni s ogniwem czcym mnie z mym opiekunem. Jestem pewien, e pewnego dnia nauczy ci on twych wasnych pieni. A zatem czekaj, a nadejdzie ta chwila, i bro Boe nie powielaj nigdy, ale to nigdy, pieni nalecych do kogo innego i nigdy te o nie nie wypytuj.
- Jakie imi wykrzykne, don Juanie? Czy moesz mi to powiedzie?
- Nie. Jego imienia nie mona wypowiada, chyba e si go wzywa.
- A jeli sam chc go wezwa?
- Jeli kiedy ci zaakceptuje, wyjawi ci swoje imi. Tylko ty jeden bdziesz z niego korzysta - eby go przywoa penym gosem lub wypowiedzie po cichu do siebie. Moliwe, e ci powie, e ma na imi Jose. Kto wie?
- A czemu lepiej nie uywa jego imienia, gdy si o nim rozmawia?
- Zajrzae mu w oczy, prawda? Z obroc nie ma artów. Dlatego nie mog lekceway tego, e postanowi si z tob pobawi!
- W jaki sposób moe by obroc, skoro niektórym ludziom zadaje ból?
- Odpowied jest bardzo prosta. Mescalito jest obroc, poniewa dostpny jest dla kadego, kto go szuka.
- Czy jednak nie jest prawd, e na tym wiecie wszystko dostpne jest dla kadego, kto tylko czego poszukuje?
- Nie, to nieprawda. Moc sprzymierzeców dostpna jest jedynie dla brujos, ale kady moe skosztowa Mescalito.
- To czemu niektórym zadaje on ból?
- Nie wszystkim Mescalito przypada do gustu, ale wszyscy poszukuj go z myl o tym, eby skorzysta, nie wykonujc najmniejszego wysiku. Nic dziwnego, e spotkanie z nim jest dla nich zawsze przeraajce.
- Co si dzieje, gdy Mescalito zaakceptuje kogo cakowicie?
- Ukazuje mu si pod postaci czowieka lub wiata. Jeli kto uzyska akceptacj tego rodzaju, Mescalito przestaje si zmienia. Moliwe, e przy nastpnym spotkaniu bdzie wiatem, a kiedy moe ci nawet poderwa do lotu i wyjani ci wszystkie swe tajemnice.
- Co trzeba zrobi, eby znale si w tym punkcie, don Juanie?
- Musisz by silny, a twoje ycie powinna przepenia prawda.
- Co to znaczy?
To znaczy, e trzeba y z rozwag, dobrze i mocno.
5.
Co pewien czas don Juan pyta mimochodem o stan mojego czarciego ziela. W cigu roku, który upyn od zasadzenia korzenia, rolina rozrosa si w wielki krzew. Wydaa nasiona, a torebki nasienne uschy. Wreszcie don Juan zawyrokowa, e nadszed czas, bym dowiedzia si wicej o czarcim zielu.
Niedziela, 27 stycznia 1963
Don Juan udzieli mi dzi wstpnych informacji na temat “drugiej porcji" korzenia czarciego ziela - drugiego etapu poznawania tradycji. Stwierdzi, e druga porcja korzenia to prawdziwy pocztek nauki; w porównaniu z ni pierwsza porcja to dziecinna igraszka. Nad drug porcj trzeba zapanowa; trzeba j przyj co najmniej dwadziecia razy - mówi don Juan - dopiero wówczas mona przej do trzeciego etapu.
- Jakie jest dziaanie drugiej porcji? - spytaem.
- Druga porcja czarciego ziela uywana jest do widzenia! Dziki niej czowiek, szybujc w powietrzu, moe dojrze, co dzieje si w dowolnym miejscu na ziemi.
- Czy czowiek naprawd moe lata w powietrzu, don Juanie?
- Czemu nie? Powiedziaem ci ju, e czarcie ziele suy ludziom poszukujcym mocy. Ten, kto zapanuje nad drug porcj, moe wykorzysta czarcie ziele do dokonania niesamowitych wyczynów, aby posi wicej mocy.
- Jakich wyczynów?
- Nie mog odpowiedzie. Z kadym czowiekiem jest inaczej.
Poniedziaek, 28 stycznia 1963
Sowa don Juana:
- Jeli uda ci si zakoczy pomylnie drugi etap, bd ci móg pokaza jeszcze tylko jeden. W trakcie nauki o czarcim zielu uwiadomiem sobie, e nie dla mnie ta rolinka, i przestaem poda jej ciek.
- Co sprawio, e potraktowae j odmownie?
- Ilekro próbowaem uy tej roliny, koczyo si to niemal moj mierci. Pewnego razu byo tak fatalnie, i mylaem, e ju po mnie. Mimo to mogem unikn tej caej mki.
- Jak? Czy istnieje jaki specjalny sposób na uniknicie bólu?
- Istnieje.
- Chodzi o jak formu, procedur, o co?
- Chodzi o sposób obchodzenia si z rzeczami. Kiedy ja na przykad poznawaem czarcie ziele, robiem to zbyt zapalczywie. Obchodziem si z rzeczami tak, jak dziecko obchodzi si ze sodyczami. Czarcie ziele to tylko jedna z miliona cieek. Kada rzecz to jedna z miliona cieek [un camino entre cantidades de caminos]. Dlatego trzeba zawsze pamita, e cieka jest tylko ciek - jeeli czujesz, e nie powiniene ni poda, nie wolno ci na niej pozosta pod adnym pozorem. Aby osign tak jasno rozeznania, trzeba prowadzi ycie zdyscyplinowane. Dopiero wówczas przekonasz si, e wszelka cieka jest tylko ciek i e nie ma niczego uwaczajcego samemu sobie lub innym w tym, e siej porzuca, jeli tak nakazuje ci serce. Podejmujc jednak decyzj o pozostaniu lub wycofaniu si ze cieki, powiniene wyzby si strachu bd ambicji. Oto moja przestroga: kadej ciece przyjrzyj si z bliska i z rozwag. Wypróbuj j tyle razy, ile uznasz za konieczne. Postaw pytanie, jakie zadaje jedynie sdziwy starzec. Wspomnia mi o tym mój dobroczyca, gdy byem mody, a krew zanadto burzya mi si w yach, bym je zrozumia. Dzi je rozumiem. Oto ono: Czy ta cieka obdarzona jest sercem? Wszystkie cieki s podobne do siebie: wiod donikd. Prowadz przez gstwin lub w gb gstwiny.
Mógbym powiedzie, e w cigu mego ycia przemierzyem wiele dugich cieek, lecz nie znajduj si w adnym okrelonym miejscu. Pytanie mego dobroczycy nabrao dla mnie sensu. Czy ta cieka obdarzona jest sercem? Jeli tak, jest dobra, jeli nie, nie zda si na nic. Obie prowadz donikd, ale jedna obdarzona jest sercem, a druga nie. Jedna pozwala odby radosn podró; póki ni podasz, stanowicie jedno. Druga sprawi, e przeklniesz swe ycie. Jedna przyda ci siy, druga ci osabi.
Niedziela, 21 kwietnia 1963
We wtorek 16 kwietnia, po poudniu, udalimy si z don Juanem w góry, gdzie rosn okazy czarciego ziela. Poprosi, bym zostawi go samego i poczeka na niego w aucie. Wróci po blisko trzech godzinach, niosc pakunek owinity czerwonym gaganem. Gdy wyruszylimy w drog powrotn do jego domu, wskaza na zawinitko, mówic, e to jego ostatni podarunek dla mnie.
Spytaem, czy chce przez to powiedzie, e nauka dobiega koca. Wyjani, e chodzi mu o to, i moja rolina rozwina si w peni, wic nie bd ju potrzebowa jego rolin.
Pónym popoudniem usiedlimy w jego izbie: wydoby gadko wypolerowany modzierz i tuczek. Modzierz mia okoo szeciu cali rednicy. Rozwiza wielki pakunek zoony z maych zawinitek, z których wybra dwa i umieci je przy mnie na somianej macie, nastpnie dooy jeszcze cztery zawinitka tej samej wielkoci z pakunku, który przyniós ze sob. Powiedzia, e s to nasiona, które bd musia utrze na proszek. Otworzy pierwsze zawinitko i wsypa jego zawarto do modzierza. Nasiona byy wyschnite, okrge, brzowoóte.
Przystpiem do pracy; po pewnym czasie don Juan skorygowa mnie, mówic, bym najpierw przycisn tuczek do jednej cianki modzierza, potem przesun go po dnie misy i przycisn do przeciwnego boku naczynia. Spytaem, co ma zamiar pocz z proszkiem, ale nie chcia rozmawia na ten temat.
Utarcie pierwszej porcji nasion sprawio mi ogromn trudno. Upyny cztery godziny, nim skoczyem t prac. Wskutek pozycji, w jakiej siedziaem, rozbolay mnie plecy. Pooyem si na ziemi, chciaem natychmiast zasn, ale don Juan rozwiza nastpny woreczek i wsypa cz jego zawartoci do modzierza. Tym razem nasiona byy odrobin ciemniejsze i posklejane z sob. Pozosta zawarto woreczka stanowi rodzaj proszku zoonego z malekich, okrgych, ciemnych granulek.
Chciaem co zje, ale don Juan oznajmi, e jeli pragn si uczy, musz postpowa zgodnie z zasad polegajc na tym, e w trakcie poznawania tajemnic drugiej porcji mog jedynie wypi troch wody.
Trzeci woreczek zawiera gar ywych, czarnych woków zboowych, a w ostatnim znajdowao si troch wieych biaych nasion, mikkich niemal jak gbka, ale wóknistych i trudnych do utarcia na papk, czego oczekiwa ode mnie don Juan. Kiedy skoczyem uciera zawarto czterech woreczków, don Juan odmierzy dwa kubki zielonkawej wody, wla pyn do glinianego garnka i postawi go na ogie. Gdy woda zacza kipie, wrzuci do wrztku pierwsz gar sproszkowanych nasion. Zamiesza pyn dugim, zaostrzonym kawakiem kija czy koci, który nosi w swym skórzanym mieszku. Gdy woda zagotowaa si ponownie, wrzuca kolejno pozostae substancje, wykonujc te same czynnoci. Na koniec dola jeszcze jeden kubek zielonkawej wody i odstawi mikstur do gotowania na wolny ogie.
Nastpnie oznajmi, e nadszed czas, by utrze korze. Z zawinitka przyniesionego do domu wydoby ostronie dugi kawaek korzenia czarciego ziela, który mia okoo szesnastu cali dugoci i z pótora cala rednicy. Don Juan stwierdzi, e to druga porcja, i ponownie odmierzy j osobicie, gdy korze wci nalea do niego. Powiedzia take, e kiedy nastpnym razem spróbuj czarciego ziela, sam bd musia odmierzy swój korze.
Pchn w moj stron wielki modzierz, ja za zabraem si do ucierania korzenia dokadnie w ten sam sposób, w jaki don Juan uczyni to z pierwsz porcj. Nadzorowa moje czynnoci przebiegajce wedug tego samego wzoru i ponownie pozostawilimy utarty korze do nasiknicia w wodzie pod nocnym niebem. Gotujca si mieszanina nabraa tymczasem w glinianym garnku staej konsystencji. Don Juan zdj naczynie z ognia i umieci je w siatce, któr zawiesi u belki na rodku izby.
17 kwietnia okoo ósmej rano zaczlimy z don Juanem ugowa wod ekstrakt korzenia. Dzie by jasny i soneczny; don Juan dopatrzy si w piknej pogodzie dobrego znaku zapowiadajcego, e czarcie ziele mnie polubio, doda, e moja obecno przypomina mu tylko, jak srogo obesza si z nim niegdy ta rolina.
Technika zastosowana przez nas przy ugowaniu ekstraktu nie rónia si niczym od tej, któr odnotowaem przy pierwszej porcji. Pónym popoudniem, po omiokrotnym odlaniu wody, na dnie misy znalelimy troch ótawej substancji, która mogaby si zmieci w yce.
Wrócilimy do izby don Juana, gdzie znajdoway si jeszcze dwa woreczki, których dotd nie tkn. Otwar jeden z nich, wsun do do rodka, drug rk sfadowa materia przy przegubie. Sdzc po sposobie, w jaki rusza doni w woreczku, co jakby przytrzymywa. Nagle, jednym zwinnym ruchem, zdar woreczek z rki niczym rkawiczk, wywracajc go na lew stron, i podsun rk tu pod moje oczy. Trzyma w niej jaszczurk. Jej gowa znajdowaa si kilka cali od mej twarzy. W wygldzie jej pyszczka byo co osobliwego. Przyjrzaem si uwanie i mimowolnie wzdrygnem. Pyszczek jaszczurki zaszyto prymitywnym ciegiem. Don Juan poleci mi, bym przytrzyma jaszczurk lew rk. Kiedy zacisnem wokó niej do, zacza si wi. Poczuem mdoci. Rce mi si pociy.
Don Juan wzi ostatni woreczek i powtarzajc te same gesty, wydoby nastpn jaszczurk. Równie j podsun mi pod twarz. Ujrzaem jej zszyte razem powieki. Poleci mi trzyma zwierz w prawej rce.
Kiedy ujem obie jaszczurki w rce, zrobio mi si sabo. Ogarna mnie przemona ch, by wypuci je na ziemi i uciec z tego miejsca.
- Uwaaj, eby ich nie zadusi! - powiedzia don Juan, a dwik jego gosu sprawi mi ulg i pozwoli zapanowa nad sob.
Zapyta, co mi jest. Próbowa zachowa powan min, ale nie udao mu si i rozemia si. Spróbowaem rozluni uchwyt, lecz rce tak obficie spyny mi potem, e jaszczurki zaczy si z nich wylizgiwa. Ich ostre pazurki wpiy si w moje donie, wywoujc we mnie bardzo silne uczucie wstrtu i mdoci. Zamknem oczy i zacisnem zby. Jedna z jaszczurek wdrapywaa si ju na mój przegub; wystarczyo, by wyrwaa gow spomidzy mych palców, a byaby wolna. Doznaem osobliwego wraenia ogarniajcej mnie fizycznie rozpaczy i skrajnej niewygody. Wycedziem przez zacinite zby, eby don Juan zdj ze mnie te przeklte jaszczurki. Nie mogem opanowa trzsienia gowy. Don Juan przyjrza mi si z zaciekawieniem. Wydaem niedwiedzi pomruk, trzsc si na caym ciele. Wrzuci jaszczurki do worków i zacz si mia. Ja take chciaem si rozemia, ale miaem rozstrojony odek. Pooyem si na ziemi.
Wyjaniem don Juanowi, e to wszystko przez pazurki, którymi drapay po mych doniach; odpowiedzia, e tysice rzeczy mog przyprawi czowieka o obd, zwaszcza jeli brak mu determinacji i jasno wytyczonego celu, co stanowi niezbdny warunek uczenia si; wówczas jednak, gdy czowiek kieruje si niezomnym i jasno okrelonym deniem, adne uczucia nie mog mu przeszkodzi, bo potrafi nad nimi zapanowa.
Don Juan odczeka dusz chwil, po czym - wykonujc te same ruchy - ponownie poda mi jaszczurki. Poleci, bym uj je za ebki i potar nimi delikatnie o skronie, pytajc jednoczenie, o co tylko zechc.
Pocztkowo nie zrozumiaem, o co mu chodzi. Wówczas powtórnie kaza mi zapyta jaszczurki o cokolwiek, czego sam nie potrafiem ustali. Poda mi gar przykadów: mógbym dowiedzie si o osoby, których normalnie nie widuj, o zaginione przedmioty lub miejsca, w których nie byem. Uprzytomniem sobie wówczas, e mówi o przepowiadaniu przyszoci. Ogarno mnie wielkie podniecenie. Serce zaczo tuc si w piersi i poczuem, e trac oddech.
Przestrzeg mnie, bym za pierwszym razem nie zadawa pyta dotyczcych spraw osobistych; powinienem raczej zagadn o co, co nie ma ze mn adnego zwizku. Naleao myle szybko i jasno, bo biegu mych myli nie sposób bdzie odwróci.
Gorczkowo usiowaem sobie przypomnie co, co chciabym wiedzie. Don Juan ponagla mnie wadczym tonem, a ja ku swemu zaskoczeniu uwiadomiem sobie, e nie jestem w stanie wymyK nic, o co chciabym “zapyta" jaszczurki.
Po duszej chwili bolesnego oczekiwania co wreszcie wymyliem. Jaki czas temu z pewnej czytelni ukradziono sporo ksiek. Nie bya to sprawa natury osobistej, a jednak byem ni zainteresowany. Nie miaem te adnych przypuszcze na temat tosamoci osoby lub osób, które zabray owe ksiki. Pocierajc jaszczurkami o skronie, zadaem im pytanie, kim by zodziej.
Po chwili don Juan woy jaszczurki do worków i powiedzia, e korze i papka nie s otoczone adn wielk tajemnic. Papka suy do nadania kierunku, korze sprawia, e rzeczy staj si jasne. Prawdziw tajemnic stanowi jaszczurki. To one s sekretem wszystkich czarów zwizanych z drug porcj. Spytaem, czy to jaka specjalna odmiana jaszczurek. Potwierdzi. Powinny pochodzi z obszaru, gdzie ronie nasza rolina; powinny by naszymi przyjaciómi. eby za zaprzyjani si z jaszczurkami - mówi don Juan - potrzeba dugotrwaego oswajania. Naley zadzierzgn z nimi mocne wizy przyjani, przynoszc im jedzenie i prawic czue sówka.
Spytaem, dlaczego ich przyja ma tak due znaczenie. Odpowiedzia, e jaszczurki pozwalaj si schwyta jedynie wówczas, gdy nas znaj, kto za traktuje czarcie ziele przyjanie, musi równie powanie traktowa jaszczurki. Oznajmi, e jaszczurki z zasady naley chwyta po przygotowaniu papki i korzenia. Powinno sieje chwyta pónym popoudniem. Jeli nie bdzie si w zayych stosunkach z jaszczurkami - cign - mona spdzi wiele dni na bezowocnych próbach ich zapania, tymczasem papka traci warto po jednym dniu. Nastpnie don Juan udzieli mi obszernych poucze dotyczcych sposobu postpowania po zapaniu jaszczurek.
- Schwytawszy jaszczurki, powkadaj je do oddzielnych worków. Nastpnie wyjmij pierwsz i przemów do niej. Przepro za to, e j skrzywdzie, i bagaj j o pomoc. Potem zaszyj jej pyszczek drewnian ig. Do szycia musisz uy wókien agawy i jednego kolca choii. cieg powinien by ciasny. To samo powiedz drugiej jaszczurce i zszyj jej powieki. Powiniene skoczy przed zapadniciem nocy. We jaszczurk z zaszytym pyszczkiem i wytumacz jej, czego chciaby si dowiedzie. Popro, by posza wszystko zobaczy w twoim imieniu. Wyjanij jej, e musiae zaszy jej pyszczek, eby jak najszybciej wrócia do ciebie i nie rozmawiaa z nikim innym. Niech wytarza si w papce, któr natrzesz jej wczeniej gow, a potem wypu j na ziemi. Jeli pobiegnie w kierunku dla ciebie pomylnym, czary udadz si i nie nastrcz trudnoci. Jeli pody w kierunku przeciwnym, zakocz si niepowodzeniem. Jeli jaszczurka bdzie zmierzaa ku tobie (na poudnie), moesz liczy na wyjtkowe szczcie, ale jeli zacznie si od ciebie oddala (na pónoc), czary przysporz ci mnóstwo kopotów. Moesz nawet umrze! Jeli wic bdzie si oddalaa, pora zrezygnowa. W tym momencie moesz jeszcze podj tak decyzj. Stracisz wówczas wadz wydawania polece jaszczurkom, ale lepsze to ni utrata ycia. Moesz take nie przerywa czarów wbrew mojej przestrodze. Bdziesz musia wzi nastpn jaszczurk i kaza jej wysucha opowieci siostrzyczki, a nastpnie przedstawi jej tre tobie.
- Ale w jaki sposób jaszczurka z zaszytym pyszczkiem moe mi powiedzie, co widziaa? Czy nie zamknito jej pyszczka, eby uniemoliwi mówienie?
- Zaszycie pyszczka uniemoliwia jej rozmow z obcymi. Powiadaj, e jaszczurki s gadatliwe; zawsze znajd okazj do paplania. Tak czy owak, kolejny etap polega na posmarowaniu papk tyu ebka i potarciu nim o swoj praw skro w ten sposób, eby papka nie poplamia rodkowej czci czoa. W pocztkowej fazie nauki dobrze jest przywiza jaszczurk sznurkiem za rodek ciaa do prawego barku. Dziki temu nie zgubisz jej ani nie uszkodzisz. W miar jednak jak bdziesz czyni postpy w oswajaniu si z moc czarciego ziela, jaszczurki naucz si spenia twoje polecenia, nie schodzc z twego barku. Po wsmarowaniu papki w praw skro, w czym posuy ci jaszczurka, zanurz palce obu rk w kleistej mazi, natrzyj ni wpierw obie skronie, a nastpnie rozetrzyj po caej gowie. Papka schnie byskawicznie; mona j aplikowa dowoln liczb razy. Za kadym razem zaczynaj od ebka jaszczurki, a potem uyj palców. Prdzej czy póniej jaszczurka, która udaa si na zwiady, powróci i opowie siostrze o caej swej wyprawie, a lepa jaszczurka powtórzy ci jej relacj, jakby nalea do jej gatunku. Po zakoczeniu czarów postaw j na ziemi i wypu, ale nie patrz, dokd biegnie. Goymi rkami wykop gbok jam i zagrzeb w niej wszystko, z czego korzystae.
Okoo szóstej po poudniu don Juan wygarn ekstrakt korzenia na paski kawaek ioupka - byo tego mniej ni yeczka ótego krochmalu. Poow woy do kubka: dola troch ótawej wody. Pokrci kubkiem, eby substancja si rozpucia, nastpnie poda mi go i nakaza, bym wypi mikstur. Bya pozbawiona smaku, pozostawia jednak w mych ustach lekko gorzki posmak. Woda bya za gorca, co mnie rozdranio. Serce zaczo mi bi szybciej, ale wkrótce znów si odpryem.
Don Juan sign po drug mis z papk. Wygldaa na tward; jej powierzchnia poyskiwaa. Spróbowaem podrapa skorupk palcem, ale don Juan skoczy w moj stron i odepchn mi rk od misy. Bardzo si rozgniewa, gdy - jak powiedzia - próba tego rodzaju dowodzia mojej kompletnej bezmylnoci, jeli za pragn si naprawd czego nauczy, powinienem zachowa ostrono. To jest moc - powiedzia, wskazujc na szklist mas - nikt za nie wie, jaka moc. Wystarczy, e musimy si z ni zadawa dla wasnych celów - a unikn tego nie moemy, bo jestemy ludmi - powinnimy jednak przynajmniej odnosi si do niej z naleytym szacunkiem. Mikstura wygldaa jak owsianka. Zawieraa zapewne dostateczn ilo krochmalu nadajcego jej tak wanie konsystencj. Poprosi, bym przygotowa worki z jaszczurkami. Wydoby jaszczurk z zaszytym pyszczkiem i ostronie mi j poda. Kaza mi wzi j do lewej rki i, nabrawszy na palec troch papki, natrze ni jej eb, a potem umieci j w garnku i nie wypuszcza stamtd, póki cae jej ciao nie pokryje si papk.
Nastpnie poleci mi wydoby jaszczurk z garnka. Podniós naczynie i zaprowadzi mnie w skalist okolic nieopodal swego domu. Wskazawszy na wielk ska, kaza mi usi przed ni, jakby bya moim czarcim zielem, i trzymajc jaszczurk na wysokoci mej twarzy, ponownie wyjani jej, czego chciabym si dowiedzie, i uprzejmie poprosi, by posza w moim imieniu poszuka odpowiedzi. Poradzi mi, bym powiedzia jaszczurce, e przepraszam j za to, e j niepokoj, i obiecuj, ze w zamian oka yczliwo wszystkim jaszczurkom. Wówczas nakaza mi chwyci j midzy trzeci i czwarty palec lewej doni, gdzie niegdy wykona nacicie, i taczy wokó gazu, powtarzajc dokadnie te same czynnoci, które wykonaem, przesadzajc korze czarciego ziela - zapyta, czy pamitam wszystko, co wówczas robiem. Potwierdziem. Podkreli, e wszystko musi si odby dokadnie tak samo, jeli wic czego nie pamitam, powinienem zaczeka, a odzyskam cakowit jasno umysu. Przestrzega z wielkim naciskiem, e jeli bd dziaa zbyt pospiesznie i bez zastanowienia, srogo na tym ucierpi. Zgodnie z ostatnim pouczeniem, jakiego mi udzieli, miaem umieci jaszczurk z zaszytym pyszczkiem na ziemi i zaobserwowa, w którym oddali si kierunku, co pozwoli mi ustali wynik moich dziaa. Nie wolno mi byo ani na moment spuszcza jaszczurki z oczu, gdy typowa ich sztuczka polega na zmyleniu uwagi i ucieczce.
Nie byo jeszcze cakiem ciemno. Don Juan spojrza na niebo.
- Zostawi ci samego - powiedzia i oddali si.
Wykonaem wszystkie jego polecenia, po czym umieciem jaszczurk na ziemi. Tkwia nieruchomo tam, gdzie j pooyem. Wreszcie zerkna na mnie i pobiega ku cigncym si na wschód skaom, wród których znikna.
Usiadem na ziemi twarz do skay, jakby to bya moja rolina. Przepeni mnie gboki smutek. Zadumaem si nad jaszczurk z zaszytym pyszczkiem. Rozmylaem o jej osobliwej wyprawie oraz o tym, w jaki sposób na mnie spojrzaa, nim pomkna ku skaom. Dziwne to byy myli, co w rodzaju niepokojcego widzenia. Na swój sposób ja take byem jaszczurk odbywajc inn osobliw podró. By moe sdzone mi byo patrze; czuem wówczas, e nigdy nie zdoam opowiedzie tego, co widziaem. Panowaa ju zupena ciemno. Nie mogem dojrze ska przede mn. Przypominay mi si sowa don Juana: “Zmierzch to szczelina pomidzy wiatami!"
Po dugim wahaniu przystpiem do dziaa. Papka, cho wygldaa jak owsianka, w dotyku niczym jej nie przypominaa. Bya niezwykle gadka i zimna. Wydawaa osobliwy, cierpki zapach. W zetkniciu ze skór wywoywaa wraenie chodu i byskawicznie wysychaa. Natarem skronie jedenacie razy, lecz nie stwierdziem adnego efektu. Staraem si bardzo uwanie rejestrowa wszelkie zmiany percepcji bd nastroju, bo nie wiedziaem nawet, czego si spodziewa. Waciwie nie pojmowaem istoty tego, czego dowiadczaem, i poszukiwaem wci wskazówek.
Papka na mych skroniach zacza si uszczy. Miaem wanie znów jej troch wetrze, gdy uprzytomniem sobie, e siedz na pitach na japosk mod. Wczeniej siedziaem po turecku i nie mogem sobie przypomnie, ebym zmienia pozycj. Upyno troch czasu, nim zdaem sobie spraw, e siedz na posadzce w jakim wysoko sklepionym kruganku. Sdziem, e sklepienia s ceglane, lecz przyjrzawszy si im, stwierdziem, e s kamienne.
Zmiana w percepcji nie nastpia atwo. Przysza tak nagle, e nie byem na ni przygotowany. Poszczególne elementy wizji byy rozmyte jak w marzeniu sennym. Mimo to skadniki nie zmieniay si. Byy stale i mogem zatrzyma si przy którymkolwiek i dokadnie je obejrze. Wizja nie miaa tej ostroci i realnoci jak wizja wywoana przez pejotl. Bya mglista i utrzymana w nadzwyczaj miej pastelowej tonacji.
Zastanawiaem si, czy mog powsta, za chwil za spostrzegem, e si poruszam. Znalazem si na szczycie schodów, na dole staa H., moja znajoma. Miaa rozgorczkowane oczy, ponce szalonym blaskiem. Rozemiaa si gono i tak intensywnie, e ogarno mnie przeraenie. Zacza wspina si po schodach. Chciaem uciec lub znale jakie schronienie, bo kiedy brakowao jej pitej klepki. To wanie przyszo mi na myl. Ukryem si za kolumn, a ona przesza obok mnie, nie patrzc. “Wybiera si w dalek podró" - brzmiaa kolejna myl, jaka przysza mi wówczas do gowy, ostatni za myl, jak zapamitaem, byo “mieje si do rozpuku, ilekro ma jej odbi szajba".
Wtem sceneria nabraa wielkiej wyrazistoci, przestaa zupenie przypomina sen. Wszystko wygldao normalnie; odnosiem wraenie, e spogldam na otoczenie przez szyb. Usiowaem dotkn kolumny, poczuem jednak tylko tyle, e nie mog si poruszy, mimo to wiedziaem, e mog przebywa tam i przyglda si caej scenie tak dugo, jak tylko zechc. Tkwiem w niej, nie byem jednak jej skadnikiem.
Odczuem napór racjonalnie brzmicych myli i argumentów. Na tyle, na ile byem w stanie osdzi, mój stan nie róni si wcale od wszelkich przejawów trzewej wiadomoci. Kady jej element nalea do sfery, w której zachodz moje normalne procesy psychofizyczne. A przecie wiedziaem, e nie jest to stan zwyczajny.
Sceneria zmieniaa si raptownie. Byo ciemno, a ja znajdowaem si w przedsionku jakiego budynku. Ciemno panujca w jego wntrzu uprzytomnia mi, e poprzedni scen owietlao cudownie czyste wiato soneczne. Wydawao si to jednak czym tak oczywistym, e wówczas nie zwróciem na to uwagi. Wpatrujc si w obrazy skadajce si na t now wizj, ujrzaem modego mczyzn, który wychodzi z jakiego pokoju, dwigajc na plecach wielki plecak. Nie wiedziaem, kto to taki, cho wydawao mi si, e ju go gdzie widziaem. Wymin mnie i zszed po schodach. Zapomniaem ju o mym przeraeniu, o dylematach mojego rozumu. “Co to za facet?" - mylaem. “Czemu go zobaczyem?"
Sceneria znów si zmienia i oto patrzyem, jak ów mody mczyzna niszczy ksiki - skleja z sob niektóre stronice, wymazuje piecztki itd. A potem ujrzaem, jak ukada ksiki w drewnianej skrzynce. Skrzynek bya caa sterta, lecz nie u niego w pokoju, tylko w magazynku. Przed moje oczy napyny inne obrazy, ale ju nie tak wyrane. Wszystko zasnuo si mg i zaczo wirowa.
Don Juan potrzsa mnie za ramiona, a si ocknem. Pomóg mi wsta i wrócilimy do jego domu. Od chwili, gdy zaczem wciera papk w skronie, do momentu ocknicia upyno trzy i pó godziny, ale sama wizja nie trwaa duej ni dziesi minut. Nie odczuwaem adnych dolegliwoci, jedynie gód i senno.
Czwartek, 18 kwietnia 1963
Wczoraj wieczorem don Juan poprosi mnie, bym opisa tre moich ostatnich przey, ale byem zbyt picy, eby rozmawia o tym. Nie potrafiem si skoncentrowa. Dzi, zaraz po mym przebudzeniu, zagadn mnie ponownie.
- Kto ci powiedzia, e H., ta dziewczyna, miaa le w gowie? - spyta, kiedy skoczyem opowiada.
- Nikt. Tak mi si po prostu pomylao.
- Sdzisz, e byy to twoje wasne myli? Odpowiedziaem, e tak sdz, cho nie miaem adnych powodów, by myle, e H. bya chora. Dziwne to byy myli. Odnosiem wraenie, e wyskakuj znikd w moim umyle. Don Juan przyjrza mi si badawczo. Spytaem, czy mi wierzy; rozemia si i stwierdzi, e mam nawyk niezwracania uwagi na to, co robi.
- Na czym polega mój bd, don Juanie?
- Powiniene by sucha jaszczurek.
- W jaki sposób?
- Jaszczurka na twym ramieniu opowiadaa ci wszystko, co widziaa jej siostra. Mówia do ciebie. Opisywaa ci kady szczegó, ale wcale nie sucha. Wydawao ci si, e sowa jaszczurki to twoje myli.
- Bo to byy moje wasne myli, don Juanie.
- Nie byy. Na tym wanie polegaj te czary. Chodzi nie tyle o to, eby oglda, ile raczej o to, eby wsucha si w t wizj. Mnie przydarzyo si to samo. Chciaem ci przestrzec, ale przypomniaem sobie, e mój dobroczyca tego nie uczyni.
- Czy przeye co takiego jak ja, don Juanie?
- Nie. Przeyem istne pieko. Moja wyprawa moga kosztowa mnie ycie.
- Dlaczego?
- Moe dlatego, e nie spodobaem si czarciemu zielu, a moe dlatego, e nie bardzo wiedziaem, o co chc zapyta. Tak jak ty wczoraj. Musiae myle o tej dziewczynie, gdy zadae pytanie o ksiki.
- Nie przypominam sobie.
- Jaszczurki nigdy si nie myl, traktuj kad myl jako pytanie. Jaszczurka wrócia i opowiedziaa ci o H. co, czego nikt nie byby w stanie zrozumie, bo nawet ty nie wiedziae, jaka bya tre twoich myli.
- A co powiesz o tej drugiej wizji?
- W momencie, gdy zadae tamto pytanie, twoje myli musiay si uspokoi. Wanie w ten sposób trzeba odprawia czary - z jasnoci umysu.
- Chcesz powiedzie, e wizji z dziewczyn nie mona traktowa powanie?
- Czy mona traktowa j powanie, skoro nie wiesz, na jakie pytania odpowiaday ci jaszczurki?
- Czy byoby dla nich janiejsze, gdyby zada im tylko jedno pytanie?
- Tak jest. Sprawa byaby janiejsza, gdyby uspokoi myli.
- Ale co by si stao, don Juanie, gdyby to jedno pytanie nie byo zbyt proste?
- Dopóki w twych mylach panuje spokój, dopóki nie dotykaj one czego innego, dla jaszczurek wszystko jest jasne, a ich odpowied jest jasna dla ciebie.
- Czy w miar jak wizja si rozwija, mona im zada wicej pyta?
- Nie. Wizja polega na tym, eby patrze na wszystko, o czym mówi jaszczurki. Dlatego powiedziaem, e jest to wizja bardziej do suchania ni do ogldania. Dlatego prosiem ci, eby nie zajmowa si sprawami osobistymi. Zwykle bowiem, kiedy pytanie odnosi si do ludzi, odczuwamy zbyt silne pragnienie, by ich dotkn lub z nimi porozmawia, co powoduje, e jaszczurka przestaje mówi, a czary przestaj dziaa. Nim spróbujesz zobaczy co, co dotyczy ciebie osobicie, powiniene zdoby o wiele wiksz wiedz ni ta, któr obecnie posiadasz. Nastpnym razem bdziesz musia sucha uwanie. Pewien jestem, e jaszczurki powiedziay ci bardzo duo, ale nie suchae.
Pitek, 19 kwietnia 1963
- Jakie byy skadniki tego, co utarem na papk, don Juanie?
- Nasiona czarciego ziela i karmice si nimi woki zboowe. Miarka wynosi jedn gar nasion i jedn gar owadów.
Zademonstrowa zwinit praw doni. Spytaem don Juana, co by si stao, gdyby uy tylko jednego skadnika mieszaniny, a pomin pozostae. Odpowiedzia, e takie postpowanie doprowadzioby jedynie do wzbudzenia wrogoci pomidzy czarcim zielem a jaszczurkami.
- Nie wolno ci wzbudza wrogoci u jaszczurek - cign - bo nazajutrz pónym popoudniem musisz wróci do miejsca, gdzie znajduje si twoja rolina. Przemów do wszystkich jaszczurek i popro, eby te dwie, które pomogy ci w czarach, pojawiy si znowu. Szukaj ich a do zapadnicia zupenej ciemnoci. Jeeli ich nie znajdziesz, powiniene nazajutrz spróbowa ponownie. Jeli bdziesz dostatecznie silny, znajdziesz obie, a potem bdziesz musia je zje, i to natychmiast. Zostaniesz wówczas na zawsze obdarzony zdolnoci widzenia tego, co nieznane. Nie bdziesz ju musia apa jaszczurek, eby wykona ten rodzaj czarów. Odtd bowiem bd yy w twym wntrzu.
- A co mam zrobi, jeli znajd tylko jedn?
- Jeli znajdziesz tylko jedn jaszczurk, musisz j wypuci u kresu twych poszukiwa. Jeli znajdziesz j pierwszego dnia, nie zatrzymuj jej, liczc, e nazajutrz schwytasz drug. To by jedynie zniweczyo wasz przyja.
- A jeli nie znajd ani jednej?
- Moe tak byoby dla ciebie najlepiej. Wynikaoby z tego, e ilekro zapragniesz ich pomocy, musisz schwyta dwie jaszczurki, ale bdzie to równie znaczyo, e jeste wolny.
- Co to znaczy “wolny"?
- Wolny, bo nie jeste niewolnikiem czarciego ziela. Jeli jaszczurki zamieszkaj w twym wntrzu, czarcie ziele nigdy ci nie puci.
- To le?
- Naturalnie, e le. Ta rolina odgrodzi ci od wszystkiego. Zostanie twoim sprzymierzecem, a reszt ycia bdziesz musia powici jej pielgnowaniu. Jest zaborcza. Jeli zapanuje nad tob, nie bdziesz mia innej drogi przed sob, jak tylko jej wasna.
- A jeli okae si, e jaszczurki s martwe?
- Gdyby znalaz któr z nich lub obie martwe, musisz powstrzyma si na pewien czas od czarów. Zrób sobie przerw. To chyba wszystko; przedstawiem ci zasad. Ilekro bdziesz odprawia te czary, musisz trzyma si cile podanych przeze mnie wskazówek, siedzc przed swoj rolin. Jeszcze jedno: dopóki czary nie dobiegn koca, nie wolno ci je ani pi.
6.
Nastpny etap nauk don Juana polega na zapoznaniu mnie z innym aspektem zawadnicia drug porcj korzenia czarciego ziela. W czasie, który upyn pomidzy tymi dwoma fazami nauki, don Juan wypytywa mnie jedynie o rozwój mojej roliny.
Czwartek, 27 czerwca 1963
- Dobrze jest wypróbowa czarcie ziele, nim podejmie si ostateczn decyzj o wejciu na jego ciek - powiedzia don Juan.
- Jak je wypróbowa?
- Trzeba jeszcze raz spróbowa czarów z jaszczurkami. Masz wszystko, czego potrzeba, eby zada im jeszcze jedno pytanie, tym razem bez mojej pomocy.
- Czy to absolutnie niezbdne, don Juanie?
- To najlepszy sposób sprawdzenia, jakie uczucia ywi do ciebie czarcie ziele. Ta rolinka cay czas poddaje ci próbie, nic wic nie stoi na przeszkodzie, eby i tyj wypróbowa, a jeli w którymkolwiek miejscu na jej ciece poczuby, e z jakiego powodu nie powiniene posuwa si dalej - po prostu si zatrzymaj.
Sobota, 29 czerwca 1963
Poruszyem temat czarciego ziela. Chciaem, eby don Juan opowiedzia mi o nim wicej, zarazem jednak nie miaem ochoty czynnie w tym uczestniczy.
- Drugiej porcji uywa si tylko do wróenia, prawda, don Juanie? - spytaem, by zacz rozmow.
- Nie tylko. Za pomoc drugiej porcji mona si nauczy magii jaszczurek, równoczenie za wypróbowa czarcie ziele, w rzeczywistoci jednak drugiej porcji uywa si do innych celów. Magia jaszczurek to zaledwie pocztek.
- Do czego wic si jej uywa?
Don Juan nie odpowiedzia. Zmieni raptownie temat, pytajc, jak wielko osigny okazy czarciego ziela rosnce wokó mej roliny. Zademonstrowaem.
Powiedzia wówczas:
- Mówiem ci, jak odróni okaz mski od eskiego. Id teraz do swych rolin i przynie mi oba rodzaje. Najpierw id do starej roliny, zwracajc baczn uwag, w któr stron spyna deszczówka. Deszcz musia daleko ponie nasiona. Przyjrzyj si rowkom [zanjitas] wyobionym przez wod i na tej podstawie ustal kierunek strumienia. Odszukaj rolin rosnc najdalej od twojej. Wszystkie okazy czarciego ziela rosnce pomidzy tymi dwoma punktami nale do ciebie. Póniej, kiedy wydadz nasiona, bdziesz móg rozszerzy swoje terytorium, posuwajc si wzdu strumienia pyncego obok kadej roliny, która ronie po drodze.
Don Juan udzieli mi drobiazgowych poucze co do sposobu wykonywania narzdzia do cinania. cicie korzenia powinno odby si nastpujco: po pierwsze, naleao wybra korze przeznaczony do cicia i oczyci z ziemi miejsce, gdzie czy si on z odyg. Po drugie, naleao powtórzy dokadnie taki sam taniec, jaki wykonaem, przesadzajc korze. Po trzecie, naleao odci odyg i pozostawi korze w ziemi. Na koniec za trzeba byo wykopa korze dugoci szesnastu cali. Poleci mi take, bym nic nie mówi ani nie uzewntrznia adnych uczu podczas caej operacji.
- Powiniene wzi ze sob dwa kawaki pótna - cign. - Rozoysz je na ziemi i umiecisz na nich roliny. Potnij potem roliny na kawaki i uó w kupki. Moesz to uczyni w dowolnej kolejnoci, ale dobrze zapamitaj, bo odtd musisz wykonywa te czynnoci zawsze w ten sam sposób. Jak tylko skoczysz, przynie mi roliny.
Sobota, 6 lipca 1963
W poniedziaek, l lipca, ciem okazy czarciego ziela, o które prosi don Juan. Nim wykonaem taniec wokó rolin, czekaem, a si cakiem ciemni, gdy nie chciaem, eby mnie ktokolwiek zobaczy. Czuem si do nieswojo. Byem pewien, e kto bdzie wiadkiem moich osobliwych poczyna. Wczeniej wybraem te roliny, które uznaem za okaz mski i eski. Musiaem odci po szesnacie cali kadego korzenia, a dokopanie si na t gboko za pomoc kija nie naleao do atwych zada. Zajo mi to sporo czasu. Koczyem prac w zupenej ciemnoci, a kiedy nadesza pora ucicia korzeni, musiaem uy latarki. Moja pocztkowa obawa, e kto bdzie mnie obserwowa, bya niczym w porównaniu z lkiem, e kto wypatrzy wiato migajce w zarolach.
Zaniosem roliny do domu don Juana we wtorek, 2 lipca. Otworzy zawinitka i zbada ich zawarto. Oznajmi, e jednak bdzie musia da mi nasiona swych rolin. Pchn ku mnie modzierz. Zawarto przyniesionego przeze mnie szklanego soja - suche nasiona wymieszane z sob - wsypa do modzierza.
Spytaem, co to za nasiona; odpowiedzia, e s to nasiona zjedzone przez woki zboowe. Wród nasion spostrzegem sporo robaczków, malekich czarnych woków zboowych. Don Juan powiedzia, e to specjalne robaki, które trzeba bdzie powyjmowa i umieci w osobnym soju. Poda mi inny sój wypeniony w jednej trzeciej wokami tego samego rodzaju.
Naczynie byo zatkane kawakiem papieru uniemoliwiajcym owadom ucieczk.
- Nastpnym razem bdziesz musia uy robaków z wasnych rolin - powiedzia don Juan. - Poucinasz torebki nasienne pokryte malekimi dziurkami, w rodku jest peno robaków. Otworzysz torebki i wysypiesz ich zawarto do soja. Uzbierasz gar robaków i umiecisz je w innym naczyniu. Nie patyczkuj si z nimi. Nie musisz postpowa z nimi delikatnie ani taktownie. Odmierz gar nasion zjedzonych przez robaki i gar woków sproszkowanych, reszt zakop w którymkolwiek miejscu znajdujcym si na poudniowy wschód od twej roliny. Nastpnie pozbieraj dobre suche nasiona i zmagazynuj je osobno. Moesz zebra, co tylko zechcesz. Zawsze wolno ci z tego skorzysta. Dobrze jest powyciga nasiona z torebek, tak eby móg od razu wszystko zakopa.
Don Juan poleci mi nastpnie, ebym najpierw utar zjedzone nasiona, potem jaja woków, nastpnie robaki, a na kocu suche nasiona.
Gdy wszystko to zostao utarte na drobniutki proszek, don Juan sign po cite i poukadane przeze mnie w stoki kawaki czarciego ziela. Oddzieli mski korze i owin go delikatnie w kawaek pótna. Poda mi reszt i nakaza, bym poci wszystko na kawaeczki, porzdnie je utar, a nastpnie zla calutki sok do garnka. Wyjani, e musz uciera w tej samej kolejnoci, w jakiej ukadaem kawaki w stosiki.
Kiedy skoczyem, poleci mi odmierzy kubek wrzcej wody i wymiesza j z zawartoci garnka, a nastpnie dola jeszcze dwa kubki. Poda mi gadko wypolerowany kawaek koci. Zamieszaem nim w garnku i postawiem na ogie. Wówczas don Juan oznajmi, ze musimy zaj si korzeniem i w tym celu bdziemy musieli uy wikszego modzierza, poniewa korzenia mskiego w ogóle nie wolno kraja.
Wrócilimy do domu. Przygotowa modzierz, a ja zabraem si do ucierania korzenia w ten sam sposób co przedtem. Pozostawilimy korze do nasiknicia w wodzie pod goym nocnym niebem i weszlimy do wntrza domostwa.
Don Juan kaza mi pilnowa mikstury w garnku. Miaem pozwoli jej si gotowa, dopóki nie nabierze takiej gstoci, e trudno j bdzie zamiesza. Nastpnie uoy si do snu na macie. Papka gotowaa si ju z godzin, gdy spostrzegem, e coraz trudniej j zamiesza. Uznaem, e jest gotowa, i cignem garnek z ognia. Woyem go do siatki pod okapem i poszedem spa.
Zbudziem si, gdy wsta don Juan. Na czystym niebie wiecio soce. Dzie by upalny i suchy. Don Juan stwierdzi ponownie, e jest przekonany, i czarcie ziele mnie polubio.
Zabralimy si do przyrzdzania korzenia; pod koniec dnia na dnie misy uzbierao si nam ju cakiem sporo ótawej substancji. Don Juan zla wierzchni wod. Sdziem, e operacja dobiega koca, ale ponownie napeni mis wrztkiem. Uda si nastpnie po garnek wiszcy pod okapem. Papka sprawiaa wraenie prawie cakiem wyschnitej. Don Juan zaniós garnek do domu, postawi go na pododze i usiad, po czym przemówi.
- Mój dobroczyca powiedzia mi, e mona wymiesza rolin z tuszczem, i to wanie zrobisz. Mój dobroczyca uczyni to dla mnie, ale jak ju powiedziaem, nigdy za t rolin nie przepadaem, nigdy te nie próbowaem naprawd si z ni zjednoczy. Dobroczyca powiedzia mi, e w celu osignicia moliwie najlepszego efektu ci, którzy rzeczywicie pragn zapanowa nad moc, powinni zmiesza rolin z tuszczem dzika, najlepiej z tuszczem z jelit. Wybór jednak naley do ciebie.
Niewykluczone, e los zrzdzi, i postanowisz obra czarcie ziele za swego sprzymierzeca, a wówczas poradz ci - jak mi poradzi mój dobroczyca - by zapolowa na dzika i zdoby tuszcz z jego jelit [sebo de tripa}. Dawniej, gdy czarcie ziele byo przewyborne, brujos wyprawiali si na specjalne polowania na dziki, by zdoby tuszcz. Wybierali najwiksze i najsilniejsze okazy samców. Suy im do tego specjalny rodzaj czarów, z których czerpali szczególn si, si wrcz niewiarygodn, nawet jak na tamte czasy. Ale dzi po tej sile nie zostao ladu. Nie wiem, gdzie si podziaa. Nie znam nikogo, kto wiedziaby co na ten temat. Moliwe, e samo ziele ci tego wszystkiego nauczy.
Don Juan odmierzy gar tuszczu, wrzuci go do misy z zaschnit papk, po czym reszt tuszczu pozosta na doni star na krawd garnka. Poleci mi, bym miesza zawarto, dopóki nie zmieni si w jednolit mas.
Uwijaem si przy miksturze niemal trzy godziny. Don Juan zerka na ni od czasu do czasu i stwierdza, e nie jest jeszcze gotowa, a nadszed moment, kiedy wyda si zadowolony. Powietrze wtoczone do masy nadao jej jasnoszary kolor i konsystencj galarety. Powiesi wówczas mis spod dachu obok drugiej. Oznajmi, e zajmie si ni dopiero nazajutrz, gdy przygotowanie owej drugiej porcji zajmie dwa dni. Do tego momentu zabroni mi je cokolwiek. Wolno mi byo wycznie pi wod.
Nazajutrz, w czwartek, 4 lipca, poleci mi czterokrotnie wyugowa korze. Kiedy za czwartym razem wylewaem wod z misy, byo ju ciemno. Usiedlimy na werandzie. Don Juan postawi przed sob obie misy. Ekstraktu korzenia, podobnego do biaawego krochmalu, uzbieraa si yeczka. Woywszy go do kubka, dola wody. Rk, w której trzyma kubek, wykona kilka obrotowych ruchów, by substancja si rozpucia, po czym poda mi kubek, polecajc, bym wypi ca jego zawarto. Wypiwszy duszkiem, odstawiem kubek na podog i osunem si na ziemi. Czuem omotanie serca, zaczo mi brakowa tchu. Don Juan poleci mi rzeczowym tonem, ebym zdj cae ubranie. Na pytanie o powód odpowiedzia, e musz natrze si papk. Wahaem si, nie wiedziaem, czy si rozebra. Don Juan nakaza mi popiech, dodajc, e nie wolno marnowa czasu. Rozebraem si do naga.
Don Juan narysowa uamkiem koci dwie poziome linie na powierzchni papki, dzielc w ten sposób zawarto misy na trzy równe czci. Nastpnie ze rodka górnej linii wyprowadzi lini pionow prostopad do dwóch pozostaych, dzielc papk na pi czci. Wskazawszy na prawy dolny róg, powiedzia, e odpowiada on mojej lewej stopie; pole wyej odpowiadao mojej lewej nodze. Górna i najwiksza cz odpowiadaa moim genitaliom; pole pooone pod ni, po lewej stronie, odpowiadao mojej prawej nodze, a lewy dolny róg - prawej stopie. Poleci mi, bym posmarowa papk przeznaczon dla mojej lewej stopy pit i wtar dokadnie papk. Nastpnie kierowa mn, gdy wcieraem papk na caej dugoci wewntrznej strony lewej nogi, w genitalia, od góry do dou wewntrznej strony mojej prawej nogi, a wreszcie w moj praw pit.
Postpowaem wedug jego wskazówek. Papka bya zimna i wydzielaa nadzwyczaj silny zapach. Zaschna, kiedy tylko skoczyem nacieranie. Wo mieszaniny wdara si do mych nozdrzy. Dawia mnie. Dusiem si od gryzcego, przypominajcego jaki gaz, odoru. Usiowaem oddycha przez usta i przemówi do don Juana, ale bezskutecznie.
Don Juan wpatrywa si we mnie. Wykonaem krok w jego stron. Nogi miaem jak z gumy, a przy tym okropnie dugie. Wykonaem nastpny krok. Wydawao mi si, e w stawach kolanowych mam spryny, które dr, wibruj i rozcigaj si elastycznie, niczym filary sklepienia. Posuwaem si naprzód. Ruch mego ciaa by powolny i rozedrgany; przypomina bardziej dygotanie w przód i ku górze. Spojrzaem w dó i zobaczyem siedzcego duo niej don Juana. Z rozpdu postpiem kolejny krok przed siebie, a krok ów by jeszcze bardziej sprysty i trwa jeszcze duej ni poprzedni. A potem poszybowaem. Pamitam, e na chwil opadem na dó, póniej za odbiem si oboma stopami, skoczyem do tyu i pofrunem na plecach. Ujrzaem rozcigajce si nade mn mroczne niebo i przepywajce obok mnie chmury. Przewróciem si na brzuch, eby patrze w dó. Ujrzaem ciemne skupisko gór. Poruszaem si z niewiarygodn prdkoci. Rce przywary mi ciasno do boków. Gowa penia jakby funkcj steru. Kiedy odchyliem j do tyu, zataczaem koa w paszczynie poziomej. Zmiana kierunku odbywaa si poprzez zwrócenie gowy w podan stron. Nigdy dotd nie zaznaem uczucia tak wielkiej wolnoci ani takiej chyoci. Wspaniaa ciemno napenia mnie smutkiem, a moe tsknot. Czuem si tak, jakbym odnalaz miejsce, skd si wywodz - nocn ciemno. Spróbowaem rozejrze si dookoa, ale wyczuem tylko tyle, e noc jest pogodna i pena mocy.
Raptem pojem, e nadesza pora powrotu; tak jakbym otrzyma rozkaz, który musz wykona. Niczym pióro, zaczem bocznymi ruchami opada ku ziemi. Ten rodzaj ruchu podziaa na mnie fatalnie. By wolny i rwany. Czuem si tak, jakbym by cigany w dó za pomoc lin nawinitych na koa. Zrobio mi si niedobrze. Gowa pkaa mi od rozdzierajcego bólu. Zewszd otoczya mnie czer, a ja czuem nadzwyczaj wyranie, e jestem w niej zawieszony.
Nastpne, co pamitam, to wraenie przebudzenia. Znajdowaem si w óku we wasnym pokoju. Usiadem. Wówczas obraz pokoju rozpyn si. Wstaem. Byem nagi! Ruch towarzyszcy wstawaniu znowu przyprawi mnie o mdoci.
Rozpoznaem niektóre znaki orientacyjne. Znajdowaem si okoo pól mili od domu don Juana, w pobliu miejsca, gdzie rosy jego czarcie zioa. Nagle wszystko zaczo si zgadza, a ja uwiadomiem sobie, e bd musia przej nago ca drog powrotn do jego domu. Pozbawienie odziey stanowio wielk niedogodno psychiczn, nic jednak nie mogem na to poradzi. Zastanawiaem si, czy nie zrobi sobie okrycia z gazi, ale pomys ten wyda mi si groteskowy, a poza tym miao si ju ku witowi, gdy poranna zorza wiecia jasno. Zapomniawszy o mych dolegliwociach psychicznych i cielesnych, powdrowaem w stron domu. Panicznie lkaem si, e zostan odkryty, tote wypatrywaem ludzi i psów. Próbowaem pobiec, ale pokaleczyem sobie stopy o ostre kamyki. Zwolniem kroku. Byo ju cakiem widno. Wówczas ujrzaem, e kto nadchodzi drog, i szybko wskoczyem w zarola. Sytuacja, w jakiej si znalazem, wydaa mi si absurdalna. Jeszcze przed chwil dowiadczaem trudnej do opisania rozkoszy latania, w chwil potem musiaem si ukry zawstydzony wasn nagoci. Pomylaem, eby znów wyskoczy na drog i biegnc co si w nogach, min nadchodzcego osobnika. Sdziem, e bdzie tak zaskoczony, e nim uprzytomni sobie, i ma przed sob nagusa, bd ju daleko. Medytowaem nad tym wszystkim, ale nie omieliem si zrobi najmniejszego ruchu.
Wdrowiec zmierzajcy w moj stron by ju bardzo blisko, kiedy si zatrzyma. Usyszaem, e woa mnie po imieniu - to by don Juan nioscy moje ubranie. Gdy skoczyem si ubiera, spojrza na mnie i rozemia si; mia si tak zaraliwie, e i ja zaczem wi si ze miechu.
Tego dnia, w pitek, 5 lipca, pónym popoudniem, poprosi mnie, bym mu szczegóowo zrelacjonowa swoje przeycia. Uczyniem to moliwie jak najdokadniej.
- Drugiej porcji czarciego ziela uywa si do latania - powiedzia, kiedy skoczyem. - Sama ma nie wystarczy. Mój dobroczyca twierdzi, e to korze kieruje i obdarza mdroci; za jego te przyczyn moliwe jest latanie. Im wicej si uczysz i im czciej latasz po jego spoyciu, tym wiksz zdobywasz jasno widzenia. Bdziesz móg poszybowa w przestworzach na odlego wieluset mil, aby zobaczy, co si dzieje w dowolnym miejscu, lub eby zada miertelny cios odlegemu nieprzyjacielowi. Kiedy oswoisz si z czarcim zielem, nauczy ci ono, jak dokonywa takich wyczynów. Nauczyo ci ju, na przykad, jak si zmienia kierunek latania, w podobny sposób nauczy ci jeszcze wielu niewiarygodnych rzeczy.
- Na przykad czego, don Juanie?
- Nie sposób odpowiedzie na to pytanie, bo z kadym czowiekiem jest inaczej. Mój dobroczyca nigdy mi nie powiedzia, czego si nauczy. Powiedzia mi tylko, co mam robi, ale nie wspomina nigdy, co zobaczy. Naley to zachowa dla siebie.
- Przecie ja opowiadam ci wszystko, co widziaem, don Juanie.
- Teraz tak, ale wkrótce przestaniesz; kiedy nastpnym razem spoyjesz czarcie ziele, uczynisz to w samotnoci, nieopodal swych rolin, bo w tym wanie miejscu wyldujesz. Zapamitaj to sobie. Wanie dlatego wybraem si do mych rolin, eby ci odszuka.
Wypowiedziawszy te sowa, zamilk, a ja usnem. Obudziem si wieczorem peen energii. Bez sprecyzowanego powodu bio ze mnie fizyczne zadowolenie. Byem szczliwy.
- Dobrze ci byo w nocy czy te odczuwae przeraenie? - zapyta don Juan.
Odpowiedziaem mu, e w nocy byo naprawd wspaniale.
- A gowa? Bardzo ci bolaa?
- Ból gowy by tak samo silny jak wszystkie inne moje doznania. Tak mocno gowa mnie jeszcze nigdy nie bolaa.
- Czy w zwizku z tym przesza ci ochota, eby znowu skosztowa mocy czarciego ziela?
- Nie wiem. Teraz nie mam na to ochoty, ale nie wiadomo, co bdzie póniej. Naprawd nie wiem, don Juanie.
Chciaem mu zada pewne pytanie. Wiedziaem, e bdzie unika odpowiedzi, czekaem wic, eby sam poruszy ten temat; czekaem cay dzie, tote ostatecznie, nim jeszcze wyruszyem owego wieczoru w drog, musiaem mu je zada:
- Czyja naprawd lataem, don Juanie?
- Tak mi powiedziae, prawda?
- Wiem. Chodzi mi o to, czy latao moje ciao? Czy poderwaem si z ziemi jak ptak?
- Wiecznie zadajesz mi pytania, na które nie mog odpowiedzie. Fruwae. Takie jest przeznaczenie drugiej porcji czarciego ziela. Spoywajc je czciej, nauczysz si lata bezbdnie. Nie jest to proste. Czowiek lata dziki pomocy drugiej porcji czarciego ziela. Nic wicej nie mog ci powiedzie. Twoje pytanie pozbawione jest sensu. Ptaki lataj na ptasi mod, a czowiek, który spoy czarcie ziele, lata na czowiecz mod [el enyerbado vuela asi].
- Tak jak ptaki? [si como los pdjaros?]
- Nie, lata tak jak czowiek, który spoy to ziele [No, asi como los enyerbados.]
- To znaczy, e w rzeczywistoci nie lataem, don Juanie. Fruwaem jedynie w mej wyobrani, w mym umyle. Gdzie byo moje ciao?
- W zarolach - zasycza, ale natychmiast rykn miechem. - Kopot z tob polega na tym, e pojmujesz wszystko tylko w jeden sposób. Sdzisz, e czowiek nie moe lata, tymczasem brujo potrafi przenie si tysic mil w cigu sekundy, eby zobaczy, co si dzieje. Moe zada cios swym wrogom przebywajcym w wielkiej odlegoci. No wic lata czy nie lata?
- Bo widzisz, don Juanie, rónimy si nastawieniem. Przypumy teoretycznie, e kto z uczcych si ze mn by obecny przy tym, jak przyjmowaem czarcie ziele. Czy zobaczyby, e latam?
- A ty znowu ze swoim, “co by byo, gdyby..." W ten sposób nie ma sensu rozmawia. Gdyby twój przyjaciel lub ktokolwiek inny przyj drug porcj czarciego ziela, mógby zrobi tylko jedno: lata. Gdyby za po prostu si tobie przyglda, niewykluczone, e ujrzaby, jak latasz, albo by nie ujrza. To zaley od czowieka.
- Ale mnie chodzi o to, don Juanie, e jeli obaj patrzymy na ptaka i widzimy, e leci, to zgodzimy si, e ptak leci. Gdyby jednak dwóch moich kolegów ujrzao, e latam w taki sposób, w jaki robiem to wczoraj w nocy, czy równie zgodziliby si co do tego, e latam?
- Moliwe, e tak. Zgadzasz si, e ptaki lataj, bo widziae, jak latay. Latanie to u ptaków rzecz naturalna. Nie zgodzisz si jednak co do tego, e ptaki robi te inne rzeczy, poniewa nie widziae nigdy, jak je robi. Gdyby twoi koledzy syszeli o ludziach latajcych dziki czarciemu zielu, toby si zgodzili.
- Sformuujmy to inaczej, don Juanie. Chc powiedzie, e gdybym przyku si do skay cikim acuchem, to i tak bym pofrun, bo moje ciao nie brao adnego udziau w lataniu.
Don Juan spojrza na mnie z- niedowierzaniem.
- Obawiam si, e jeli przykujesz si do skay - powiedzia - bdziesz musia poszybowa, dwigajc ska z acuchem.
7.
Zbieranie skadników i przygotowanie z nich mieszaniny do palenia odbywao si w cyklu rocznym. W cigu pierwszego roku don Juan nauczy mnie zasad postpowania. W grudniu 1962 roku, czyli w drugim roku nauki, cykl zosta wznowiony, a don Juan udziela mi jedynie wskazówek, za ja sam zbieraem skadniki, przyrzdzaem je i chowaem na rok nastpny.
W grudniu 1963 roku rozpocz si cykl trzeci. Don Juan pokaza mi wówczas sposób czenia ususzonych skadników mieszanki, które zebraem i przygotowaem rok wczeniej. Umieci mieszank w skórzanym woreczku, po czym po raz kolejny wyruszylimy, eby nazbiera rónych skadników potrzebnych w przyszym roku.
Don Juan rzadko wspomina o “dymku" w cigu roku, który upyn od jednej do drugiej wyprawy zbierackiej. Ilekro jednak go odwiedzaem, wrcza mi do potrzymania sw fajk, a “oswajanie si" z fajk przebiegao w sposób przez niego opisany. Przekazanie fajki w moje rce rozoy na wiele etapów. Wymaga przy tym absolutnego i nadzwyczaj uwanego skupienia si na tej czynnoci i udziela mi bardzo szczegóowych wskazówek. Pouczy mnie take, e niezdarne obchodzenie si z fajk musiaoby doprowadzi do mojej lub jego mierci.
Natychmiast po zakoczeniu trzeciego cyklu zbierania i przygotowa don Juan po raz pierwszy od ponad roku zacz opowiada o dymie-sprzymierzecu.
Poniedziaek, 23 grudnia 1963
Wracalimy autem do domu don Juana, nazbierawszy troch ótych kwiatów do mieszanki. Stanowiy one jeden z niezbdnych jej skadników. Wypowiedziaem uwag, e w tym roku zbieranie skadników odbywa si w innej kolejnoci ni w zeszym. Rozemia si i odpowiedzia, e dym nie jest maostkowy i kapryny jak czarcie ziele. W wypadku dymu kolejno zbierania jest nieistotna; wane jest wycznie to, by osob uywajc mieszanki cechowaa precyzja i dokadno.
Spytaem don Juana, co uczynimy z mieszank, któr przygotowa i da mi na przechowanie. Odpowiedzia, e naley ona do mnie, i doda, e powinienem jak najszybciej jej uy. Spytaem, ile jej na jeden raz potrzeba. Woreczek, który od niego otrzymaem, zawiera mniej wicej tyle mieszanki, ile woreczek tytoniu. Odpowiedzia, e powinienem zuy ca zawarto mego woreczka w cigu roku, to za, ile bd za kadym razem potrzebowa, zaley tylko ode mnie.
Chciaem si dowiedzie, co by si stao, gdybym nigdy nie wypali caej zawartoci woreczka. Don Juan odpowiedzia, e nic, bo dym nie ma adnych wymaga. Sam nie odczuwa ju potrzeby palenia, mimo to co roku sporzdza wie mieszank. Poprawi si jednak, stwierdzajc, e potrzeb palenia odczuwa rzadko. Spytaem, co robi z nie wykorzystan mieszank, ale nie odpowiedzia. Powiedzia tylko, e jeli nie zuyje si jej w cigu roku, przestaje by dobra.
Wywizaa si wówczas midzy nami duga rozmowa. Sformuowaem swoje pytanie niezbyt poprawnie, a jego odpowied bya niejasna. Chciaem si dowiedzie, czy mieszanka utraci waciwoci halucynogenne lub sw moc, powodujc w ten sposób konieczno powtórzenia po roku caego rocznego cyklu, obstawa jednak przy tym, e nie utraci ona swojej mocy w adnym momencie. Dzieje si tylko tyle - cign dalej, e czowiek ju jej nie potrzebuje, bo sporzdzi sobie nowy zapas, natomiast starej mieszanki musi si pozby w okrelony sposób; w jaki mianowicie - tego don Juan nie chcia powiedzie.
Wtorek, 24 grudnia 1963
- Mówie, don Juanie, e nie musisz ju pali.
- Owszem, nie odczuwam ju takiej potrzeby, bo dym sta si mym sprzymierzecem. Mog go przywoa zawsze i wszdzie, ilekro zechc.
- Czy to znaczy, e spotyka si z tob, nawet jeli nie palisz?
- To znaczy, e spotykam si z nim w sposób nieskrpowany.
- Czy ja te bd w stanie to uczyni?
- Owszem, pod warunkiem e pozyskasz w nim swego sprzymierzeca.
Wtorek, 31 grudnia 1963
We czwartek, 26 grudnia, zetknem si po raz pierwszy ze sprzymierzecem don Juana, czyli z dymem. Przez cay dzie obwoziem don Juana po okolicy i pomagaem w codziennych zajciach. Wrócilimy do domu pónym popoudniem. Wspomniaem, e od samego rana nic nie jedlimy, ale zupenie si tym nie przej, tylko zacz mi opowiada, e jest absolutnie niezbdne, abym oswoi si z dymem. Oznajmi, e musz pozna go osobicie, bym móg doceni, jak wanym jest sprzymierzecem.
Nie dajc mi adnej okazji odezwania si choby sówkiem, don Juan poinformowa mnie, e zaraz zapali dla mnie swoj fajk. Próbowaem go odwie od tego zamiaru, stwierdzajc, e chyba nie jestem jeszcze gotowy. Owiadczyem, e odnosz wraenie, i nie miaem fajki w rce od zbyt dawna. Odrzek jednak, e nie pozostao mi wiele czasu na nauk i musz ju za chwil zapali fajk. Wydoby j nastpnie ze swego woreczka i obsypa pieszczotami. Usiadem tu obok niego na pododze i gorczkowo staraem si zasabn, byle tylko opóni wykonanie tego nieuniknionego kroku.
W pokoju byo prawie cakiem ciemno. Don Juan zapali lamp naftow i postawi j w rogu. Normalnie utrzymywaa ona izb w dajcym odprenie pómroku, jej ótawe wiato dziaao zawsze kojco. Tym razem jednak sprawiao wraenie przymionego i nienormalnie czerwonego, wywoywao we mnie niepokój. Don Juan rozwiza woreczek z mieszank, nie zdejmujc go z tasiemki okalajcej jego szyj. Przycisn fajk do piersi, wsun j pod koszul i wsypa troch mieszanki do gówki. Kaza mi obserwowa swoje czynnoci, podkrelajc, e gdyby okruchy mieszanki si rozsypay, wpadyby za koszul.
Napeniwszy gówk w trzech czwartych, don Juan zawiza woreczek jedn rk, nie wypuszczajc z drugiej fajki. Sign nastpnie po gliniany spodeczek, poda mi go i poprosi, bym wyj z poncego na zewntrz paleniska gar drzewnych wgielków. Udaem si na tyy domostwa i nabraem wgli ze znajdujcego si tam pieca z wysuszonych na socu cegie. Szybko wróciem, ogarnity gbokim niepokojem i peen zych przeczu.
Usiadem przy don Juanie i podaem mu spodek. Spojrzawszy na lece na nim wgle, spokojnie stwierdzi, e s za due. Chcia mniejsze, które zmieciyby si w gówce. Udaem si ponownie do pieca i wydobyem troch takich, jakich sobie yczy. Wzi spodek z wglami i postawi go przed sob. Siedzia wsparty na skrzyowanych nogach. Zerkn na mnie ktem oka i pochyli si ku ziemi, niemal dotykajc podbródkiem talerzyka z wglami. Fajk uj w lew do, byskawicznym ruchem prawej chwyci wgielek i woy go do gówki, po czym wyprostowa si i woy fajk - któr trzyma teraz oburcz - do ust i pykn z niej trzykrotnie. Wycign do mnie ramiona, nakazujc gonym szeptem, bym wzi fajk z jego rk i równie pocign.
Przez gow przemkna mi myl, eby odmówi i uciec, ale don Juan zada powtórnie - równie szeptem - bym wzi od niego fajk. Spojrzaem na niego. Wpatrywa si we mnie, ale wzrokiem przyjaznym i zatroskanym. Przecie to jasne, e wybór zosta dokonany dawno temu; nie istniaa inna moliwo, jak tylko speni jego polecenie.
Wziem fajk, któr od razu chciaem wypuci: bya gorca! Woyem j do ust nadzwyczaj ostronie, bo wyobraaem sobie, e moje wargi nie znios takiego gorca. Tymczasem wcale gorca nie poczuem.
Don Juan nakaza mi si zacign. Dym napyn mi do ust i zdawa si w nich kry. By ciki! Czuem si tak, jakbym mia usta pene ciasta. To porównanie przyszo mi na myl, cho nigdy w yciu nie miaem ust penych ciasta. Dym mia smak mentolu i nagle moj jam ustn przepeni chód. Doznaem wraenia wieoci. “Jeszcze, jeszcze!" - usyszaem szept don Juana. Czuem, jak dym wsika w gb mego ciaa cakowicie swobodnie, prawie poza moj kontrol. Don Juan nie musia mnie ju ponagla. Zacignem si automatycznie.
Wtem don Juan pochyli si ku mnie i wyj mi z rk fajk. Delikatnie wytrzsn z niej popió na talerzyk z wgielkami, po czym zamoczy palce w linie i okrnymi ruchami wyczyci wntrze gówki. Przedmucha kilkakrotnie cybuch. Widziaem, jak woy fajk do swego woreczka. Z zaciekawieniem ledziem jego czynnoci.
Skoczywszy czyci fajk i odoywszy j na bok, zacz mi si przyglda, a ja uwiadomiem sobie po raz pierwszy, e cae me przeniknite mentolem ciao ze-sztywniao. Gowa mi ciya i bolay mnie szczki. Nie mogem utrzyma ust zamknitych, ale lina nie napywaa. Odczuwaem palc sucho ust, a mimo to nie chciao mi si pi. Gow przepenio mi gorco - zimne! Miaem wraenie, e przy kadym wydechu pkaj mi nozdrza i górna warga; oddech nie pali mnie jednak, tylko sprawia ból niczym sopel lodu.
Don Juan siedzia przy mnie; po mojej prawej stronie, i nie ruszajc si, przytrzymywa woreczek z fajk na pododze, jak gdyby by to dla niego wielki wysiek fizyczny. Donie mi ciyy, ramiona za obwisy, pocigajc za sob barki. Cieko mi z nosa. Obtarem go wierzchem doni, cierajc zarazem warg! Obtarem twarz i jednoczenie starem z niej ca skór! Rozpadaem si na kawaki! Miaem wraenie, e cae moje ciao si roztapia. Zerwaem si na równe nogi i spróbowaem uchwyci si czego - czegokolwiek - o co mógbym si oprze. Ogarno mnie przeraenie, jakiego nigdy dotd nie zaznaem. Uchwyciem si supa wbitego przez don Juana na rodku izby. Staem tam przez chwil, po czym odwróciem si, by spojrze na don Juana. Siedzia nadal bez ruchu, przytrzymujc fajk i wpatrujc si we mnie.
Mój oddech sta si bolenie gorcy (zimny?). Zatyka umie. Pochyliem gow w przód, chcc oprze j o siup, ale nie trafiem, a gowa opada mi dalej, poza miejsce, w którym si znajdowa. Zatrzymaem si ledwie o kilka centymetrów od podogi. Podwignem si sam: sup miaem tu przed oczyma! Ponownie spróbowaem oprze o niego gow. Staraem si opanowa i zachowa przytomno umysu; usiujc nie zamyka oczu, pochyliem si do przodu, chcc dotkn czoem supa. Znajdowa si w odlegoci kilku cali od mych oczu, kiedy jednak oparem o niego gow, doznaem najzupeniej niesamowitego wraenia, e przechodz przez drewno, z którego by zrobiony.
Rozpaczliwie poszukujc jakiego racjonalnego wytumaczenia, doszedem do wniosku, e mój wzrok znieksztaca gbi, wobec czego sup musi si znajdowa o dziesi stóp dalej, bez wzgldu na to, e miaem go tu przed oczami. Wpadem wówczas na logiczny i racjonalny sposób sprawdzenia pozycji supa. Drobnymi kroczkami zaczem okra go bokiem. Zakadaem przy tym, e chodzc w ten sposób dokoa supa, mog zatoczy koo o rednicy co najwyej piciu stóp; jeli zatem sup znajduje si istotnie w odlegoci dziesiciu stóp ode mnie lub dalej, w pewnej chwili dotkn go niechybnie plecami. Sdziem, e w teje chwili sup zniknie, gdy w rzeczywistoci bdzie si znajdowa za mn.
Zaczem wówczas okra sup, ale cay czas znajdowa si przed mymi oczami. W przypywie desperacji chwyciem go oburcz, lecz moje rce przeszy przeze. Schwyciem powietrze. Wyliczyem dokadnie odlego dzielc mnie od supa. Sdziem, e wynosi ona trzy stopy, to znaczy taki dystans postrzegem wzrokiem. Przez pewien czas zajmowaem si sposobem, w jaki postrzegam gbi, przechylajc gow na boki i koncentrujc jedno lub drugie oko najpierw na supie, a potem na tle. Taki sposób oceniania gbi pozwoli mi nabra pewnoci, e sup powinien znajdowa si w odlegoci trzech stóp. Wycignem ramiona przed siebie, by chroni gow, i natarem z caej siy. Wraenie byo to samo: przeszedem przez sup. Tym razem jednak dotarem a do podogi. Dwignem si ponownie. Moje powstanie stanowio by moe najbardziej niezwyky z wyczynów, jakich dokonaem tej nocy. Uczyniem to wycznie wysikiem myli! Aeby si podnie, nie uyem mini ani szkieletu w taki sposób, w jaki zwykem to robi, albowiem nie miaem ju nad nimi kontroli. Przekonaem si o tym w momencie, gdy wyrnem o ziemi. Tak silna jednak nkaa mnie ciekawo, e dziaajc niejako odruchowo, podniosem si wysikiem myli. Nim te uprzytomniem sobie, e nie mog si rusza, stanem na nogi.
Wezwaem na pomoc don Juana. W pewnej chwili ryknem rozpaczliwie, co si w pucach, ale don Juan ani drgn. Przypatrywa mi si cigle z ukosa, jak gdyby nie chcia odwróci gowy i spojrze mi prosto w twarz. Uczyniem krok w jego stron, zamiast jednak posun si naprzód, zatoczyem si do tyu i osunem na cian. Czuem, e grzmotnem o ni plecami, lecz nie bya wcale twarda - zawisem w mikkiej, gbczastej substancji, i to wanie bya ciana. Z wycignitymi poziomo rkoma zaczem si z wolna w ni jakby zapada. Mogem jedynie wysa bagalne spojrzenie w gb izby. Don Juan cay czas przyglda mi si, ale nie wykona najmniejszego gestu pomocy. Uczyniwszy ogromny wysiek, spróbowaem wyrwa swe ciao ze ciany, ono jednak zapadao si w ni coraz gbiej. Ogarnity nie dajcym si opisa przeraeniem poznaem, e gbczasta masa zamyka si na mojej twarzy. Usiowaem zamkn oczy, ale sztywne powieki nie chciay opa.
Nie przypominam sobie, co dziao si dalej. Don Juan znalaz si raptem tu przede mn. Bylimy w drugiej izbie. Ujrzaem stó i ogie poncy w ziemnym piecyku, a ktem oka dostrzegem pot okalajcy budynek. Widziaem wszystko nadzwyczaj wyranie. Don Juan przyniós lamp naftow, któr zawiesi u belki na rodku pomieszczenia. Spróbowaem spojrze w innym kierunku, ale byem w stanie patrze jedynie prosto przed siebie. Nie mogem odróni ani nie czuem adnej czci mojego ciaa. Równie mój oddech sta si niewyczuwalny, za to mylao mi si szalenie jasno. Zupenie wyranie uprzytomniem sobie wszystko, co dziao si przede mn. Don Juan zbliy si do mnie i opucia mnie jasno umysu, tak jakby co si we mnie zatrzymao. Proces umysowy zatrzyma si, a widok zbliajcego si don Juana przepeni mnie nienawici. Chciaem rozedrze go na strzpy. Bybym go zabi, gdybym móg si ruszy. Z pocztku czuem nacisk na czaszk, ale póniej to wraenie mino. Pozostao ju tylko jedno - przemony gniew na don Juana, który znajdowa si zaledwie kilka cali ode mnie. Chciaem go rozszarpa. Czuem, e wydaj z siebie charkot. Moim wntrzem zaczy targa konwulsje. Usyszaem przemawiajcego do mnie don Juana. Jego gos by mikki i kojcy, a take - tak to odczuem - niesychanie miy. Podszedszy jeszcze bliej, zacz recytowa hiszpask koysank: “wita Anno, czemu pacze ta dziecina? Bo zgubia jabko. Ja dam ci jabuszko. Dam ci dwa. Jedno dla dzieciny, a drugie dla ciebie" [Senora Santa Ana, porgue Hora el nio? Por una manzana que se le ha perdido. Yo le dare una. Yo le dare dos. Una para el nio y otr para vos]. Ogarna mnie fala ciepa. Byo to ciepo pynce z serca i uczu. Sowa don Juana odzyway si dalekim echem, przywracajc pamici odlege dziecistwo.
Agresja, któr wczeniej odczuwaem, ustpia. Nienawi zamienia si w tsknot - radosn serdeczno dla don Juana. Powiedzia, e pod adnym pozorem nie wolno mi zasn oraz e nie posiadam ju ciaa i mog bez adnych przeszkód zamieni si w cokolwiek zechc. Zrobi krok do tyu. Patrzyem na niego z normalnego poziomu wzroku - tak jakby sta przede mn. Obie rce wycign w moj stron, mówic, bym wszed mu w objcia.
Albo on postpi ku mnie, albo ja podszedem do niego. Domi dotyka niemal mej twarzy - moich oczu, cho ich nie czuem. “Wejd w m pier" - usyszaem sowa don Juana. Poczuem, e wchaniam go w siebie. Byo to identyczne doznanie jak w wypadku gbczastej ciany.
A potem syszaem jedynie gos nakazujcy mi, bym patrzy i widzia. Samego don Juana nie mogem ju dostrzec. Oczy musiaem mie nadal otwarte, bo ujrzaem rozbyski wiata na jakim czerwonym polu. Odniosem wraenie, e przez zamknite powieki przygldam si wiatu. Wówczas nastpio ponowne uruchomienie moich procesów mylowych. Zala mnie wartki potok obrazów - twarzy i scen, które wyskakiway z ciemnoci i znikay bez jakiegokolwiek logicznego zwizku. Przypominao to szybko zmieniajce i nakadajce si na Siebie obrazy marzenia sennego. A potem myli zaczo ubywa, traciy intensywno, a wkrótce zupenie znikny. Pozostaa jedynie wiadomo doznawanego przeze mnie uczucia szczcia. Nie potrafiem dojrze adnych ksztatów ani wiata. Wtem co dwigno mnie w gór. Czuem wyranie, jak co mnie unosi. I oto cakowicie swobodnie mknem z niewiarygodn lekkoci w wodzie bd powietrzu. migaem niczym wgorz; wykonywaem dowolne akrobacje, szybujc w dó i w gór. Zewszd owieway mnie podmuchy zimnego wiatru, a ja poczem wirowa niczym piórko zdmuchiwane to tu, to tam, i w dó, cigle ju w dó, ku ziemi.
Sobota, 28 grudnia 1963
Zbudziem si wczoraj pónym popoudniem. Don Juan poinformowa mnie, e spaem spokojnie przez prawie dwie doby. Gowa pkaa mi z bólu. Napiem si wody i zrobio mi si niedobrze. Czuem zmczenie, ogromne zmczenie i posiliwszy si, poszedem znów spa.
Dzi poczuem si cakiem wypoczty. Rozmawiaem z don Juanem o mych doznaniach wywoanych przez dymek. Sdzc, e chce, bym opowiedzia mu wszystko tak jak zawsze, zaczem opisywa swoje wraenia, ale przerwa mi, mówic, e to niepotrzebne. Oznajmi, e nie zrobiem nic szczególnego i natychmiast zasnem, a zatem nie ma o czym mówi.
- A moje odczucia? Czy one wcale si nie licz? - nalegaem.
- Nie, w wypadku dymu s nieistotne. Póniej, kiedy nauczysz si, jak odbywa podró, porozmawiamy, ale musisz nauczy si wchodzi w rzeczy.
- Czy naprawd mona “wej w rzeczy"?
- Zapomniae? Wszede w cian i przeszede przez ni.
- Raczej postradaem rozum.
- O nie.
- Czy zachowywae si tak samo jak ja, kiedy pierwszy raz zapalie, don Juanie?
- Nie, inaczej. Mamy odmienne charaktery.
- Co robie?
Don Juan nie odpowiedzia. Przeformuowaem swoje pytanie i zadaem je powtórnie, odrzek jednak, e nie pamita swych przey i e moje pytanie mona porówna do pytania rybaka o to, jak si czu, kiedy pierwszy raz owi ryby. Powiedzia, e dym to wyjtkowy sprzymierzeniec, na co przypomniaem mu, e to samo powiedzia o Mescalito. Odpar wówczas, e wprawdzie s wyjtkowi, to jednak nie s tym samym.
- Mescalito jest obroc, bo przemawia do nas i kieruje naszym postpowaniem - stwierdzi. - Mescalito uczy waciwego sposobu ycia. Mona go zobaczy, bo znajduje si poza nami. Dym natomiast jest sprzymierzecem. Przeksztaca nas i obdarza sw moc, nie stajc nigdy przed naszymi oczami. Nie mona z nim rozmawia. Wiesz jednak, e istnieje, bo odbiera ci ciao i sprawia, e stajesz si lekki jak powietrze. Mimo to nigdy nie mona go zobaczy. A przecie obdarza ci moc dokonania fantastycznych wyczynów, na przykad wówczas, gdy odbiera ci ciao.
- Ja naprawd czuem, e utraciem ciao, don Juanie.
- No tak.
- Czy to znaczy, e naprawd pozbawiony byem ciaa?
- A ty sam jak mylisz?
- Waciwie nie wiem. Mog ci powiedzie tylko to, co czuem.
- W rzeczywistoci nic wicej nie istnieje, tylko to, co czujesz.
- Ale pod jak postaci mnie ogldae, don Juanie? Co widziae, patrzc na mnie?
- To nie ma znaczenia. Na przykad wtedy, gdy chwycie si supa, czue, e go nie ma, i obszede go wkoo, eby si upewni, czy si tam znajduje. Jednak w momencie, kiedy na niego wlaze, poczue ponownie, e naprawd go tam nie byo.
- Ale ogldae mnie pod t sam postaci co teraz, prawda?
- Nie, wygldae inaczej ni w tej chwili!
- Masz racj, przyznaj! Ale posiadaem ciao, prawda, mimo e tego nie czuem?
- Nie, do jasnej cholery! Twoje ciao rónio si od tego, jakie teraz posiadasz!
- No to co si stao z moim ciaem?
- Mylaem, e zrozumiae. Dymek je zabra.
- Ale dokd?
- Skd u licha mam to wiedzie?
Dalsze próby uzyskania “racjonalnego" wytumaczenia nie miay sensu. Owiadczyem mu, e nie chc si spiera ani zadawa gupich pyta, ale gdybym mia si pogodzi z myl, e mona utraci wasne ciao, kosztowaoby mnie to utrat zdolnoci racjonalnego mylenia.
Odrzek, e jak zwykle przesadzam, bo niczego z powodu dymku nie utraciem ani nie mogem utraci.
Wtorek, 28 stycznia 1964
Spytaem don Juana, co sdzi o tym, eby udostpni dym kademu, kto zapragnby zdoby to dowiadczenie. Oburzony odpar, e udostpnienie kademu równaoby si morderstwu, gdy taka osoba nie miaaby przewodnika. Poprosiem, eby wyjani, co ma na myli. Odpowiedzia, e rozmawiam z nim ywy dziki temu, e czuwa nad moim powrotem i przywróci mi ciao. Gdyby nie on, nigdy bym si nie obudzi.
- W jaki sposób przywrócie mi ciao, don Juanie?
- Dowiesz si póniej, ale bdziesz musia nauczy si robi to wszystko sam. To dlatego chc, eby si nauczy moliwie jak najwicej, dopóki jestem przy tobie. Zmarnowae ju dostatecznie duo czasu na zadawanie gupich pyta na absurdalne tematy. Moliwe jednak, e nie jest ci sdzone nauczy si wszystkiego, co dotyczy dymku.
- Wic co mam robi?
- Pozwól, by dym ci nauczy moliwie jak najwicej.
- Czy dym równie uczy?
- Naturalnie, e tak.
- Czy uczy w ten sam sposób jak Mescalito?
- Nie, bo to jest inny nauczyciel. Pokazuje co innego.
- To czego uczy?
- Pokazuje, w jaki sposób postpowa z moc, jak daje, i e trzeba go przyjmowa moliwie jak najczciej.
- Twój sprzymierzeniec, don Juanie, jest naprawd przeraajcy. Nie przeyem dotd niczego podobnego. Mylaem, e postradaem rozum.
Nie wiadomo czemu to wanie sformuowanie byo najostrzejszym, jakie przyszo mi na myl. Ujmowaem cae zdarzenie ze specyficznej perspektywy polegajcej na porównaniu z sob rónych dowiadcze halucynogennych, przez jakie przeszedem, a jedynym nasuwajcym mi si wnioskiem byo to, e dym prowadzi do postradania rozumu.
Don Juan nie zgodzi si z moim porównaniem; twierdzi, e tym, czego dowiadczyem, bya niewyobraalna potga dymu. eby za móc sobie z ni poradzi - mówi dalej - trzeba wie mocne ycie. Pojcie mocnego ycia odnosi si nie tylko do okresu przygotowa, lecz take zawiera w sobie postaw czowieka, który przeszed przez podobne do mego dowiadczenia. Dym jest jednak tak mocny, e trzeba wielkiej siy, eby mu dorówna, inaczej zetrze nas z powierzchni ziemi.
Spytaem, czy dym dziaa na kadego tak samo. Odpowiedzia, e wywouje przemian, ale nie we wszystkich.
- Z jakiego to zatem specjalnego powodu wywoa przemian u mnie? - spytaem.
- Sdz, e to bardzo gupie pytanie. Wykonae jak naley wszelkie wymagane czynnoci. Nic dziwnego, e dym ci przemieni.
Ponownie poprosiem go, eby opowiedzia mi, jak wygldaem. Chciaem si tego dowiedzie, bo myl o bezcielesnej istocie, posiana w mym umyle przez don Juana, bya dla mnie - co atwo zrozumie - nieznona.
Odrzek wówczas, e prawd mówic, obawia si na mnie spojrze; odczuwa chyba to samo co jego dobroczyca, gdy przyglda si palcemu po raz pierwszy don Juanowi.
- Dlaczego si bae? Czy mój widok by a tak przeraajcy? - spytaem.
- Nigdy przedtem nie widziaem nikogo palcego.
- Nie widziae, jak pali twój dobroczyca?
- Nie.
- A siebie te nie widziae?
- A jakim sposobem?
- Moge pali przed lustrem...
Nic nie odpowiedzia, tylko sparza na mnie i pokrci gow. Spytaem ponownie, czy mona zobaczy si w lustrze. Odpowiedzia, e mona, cho nic by to nie dao, bo czowiek najprawdopodobniej umarby ze strachu, jeli nie z czego innego.
- To znaczy, e wyglda si przeraajco - stwierdziem.
- Zastanawiaem si nad tym cae ycie - odpowiedzia. - Mimo to nie pytaem o to ani nie spojrzaem w lustro. Nawet mi to nie przyszo do gowy.
- To skd mam si dowiedzie?
- Bdziesz musia poczeka, tak samo jak ja czekaem, a do chwili, kiedy przekaesz dym komu innemu, pod warunkiem, rzecz jasna, e nim zawadniesz. Wówczas zobaczysz, jak si wtedy wyglda. Taka jest zasada.
- A co by byo, gdybym zapali przed obiektywem aparatu fotograficznego i zrobi sobie zdjcie?
- Nie wiem. Prawdopodobnie naraziby si dymowi. Przypuszczam jednak, e uwaasz go za tak nieszkodliwy, i wydaje ci si, e moesz si z nim bawi.
Odparem, e nie chodzio mi wcale o zabaw, tylko o to, co powiedzia mi wczeniej, e dym nie stawia adnych wymaga, wobec czego sdziem, i nie ma nic zego w pragnieniu dowiedzenia si, jak si wówczas wyglda. Poprawi mnie, stwierdzajc, e powiedzia tylko, i nie ma potrzeby przestrzegania jakiej ustalonej kolejnoci, odmiennie ni w wypadku czarciego ziela; dym wymaga od nas jedynie waciwego podejcia. Z tego te wynika konieczno cisego przestrzegania zasady. Wyjani mi, e nie ma znaczenia, jaki bdzie pierwszy zebrany przez nas skadnik mieszaniny, pod warunkiem e ilo bdzie si zgadzaa.
Spytaem, czy byoby czym niewaciwym, gdybym opowiedzia innym o mych przeyciach. Odrzek na to, e jedynymi tajemnicami, których nigdy nie wolno ujawni, s sposoby przyrzdzania mieszanki, odbywanie podróy i powrotu; wszelkie inne kwestie dotyczce dymu s nieistotne.
8.
Ostatnie moje spotkanie z Mescalito trwao cztery dni z rzdu. Don Juan nazwa t dug sesj mitote. By to obrzd pejotlowy z udziaem peyoteros i uczniów. Uczestniczyo w nim dwóch starszych mczyzn - mniej wicej w wieku don Juana - z których jeden by mistrzem ceremonii, oraz piciu modszych, wród nich ja.
Obrzd odby si w meksykaskim stanie Chihuahua, nieopodal granicy z Teksasem. Polega na piewaniu i spoywaniu pejotlu w porze nocnej. W dzie natomiast kobiety, które przebyway poza miejscem, gdzie odbywa si obrzd, przynosiy kademu z mczyzn troch wody oraz symboliczn ilo rytualnego jada.
Sobota, 12 wrzenia 1964
Podczas pierwszej nocy obrzdu, w czwartek, 3 wrzenia, spoyem osiem gaek pejotlu. Nie wywoay one u mnie adnego skutku, albo jedynie minimalny. Przez prawie ca noc miaem oczy zamknite, bo tak czuem si duo lepiej. Nie usnem ani nie odczuwaem zmczenia. Pod sam koniec tej sesji piewy stay si nadzwyczaj pikne. Przez krótk chwil poczuem zachwyt i chciao mi si paka, kiedy jednak pie dobiega koca, owo doznanie znikno.
Podnielimy si wszyscy z ziemi i wyszlimy na zewntrz. Kobiety day nam wody. ^Niektórzy mczyni przepukali ni usta, inni poknli kilka yków. Mczyni cay czas zachowywali milczenie, kobiety natomiast trajkotay i chichotay od rana do nocy. Rytualny posiek podawano w poudnie - bya nim gotowana kukurydza.
W pitek, 4 wrzenia, o zachodzie soca, rozpocza si druga tura. Mistrz ceremonii odpiewa sw pie do pejotlu, po czym zacz si znowu cykl piewania pieni i przyjmowania gaek pejotlu. Zakoczy si rankiem, kiedy kady z mczyzn odpiewa wasn pie wespó z pozostaymi uczestnikami.
Wyszedszy na zewntrz, spostrzegem, e jest mniej kobiet ni poprzedniego dnia. Która z nich podaa mi wod, ale zewntrzne otoczenie przestao mnie interesowa. Spoyem kolejne osiem gaek, ale skutek ich dziaania by ju inny.
Gdzie pod koniec tej tury tempo piewania znacznie wzroso, a wszyscy piewalimy jednoczenie. Spostrzegem, e co lub kto spoza domu chce dosta si do rodka. Nie umiaem okreli, czy piew ma na celu uniemoliwienie temu “czemu" wtargnicie do wewntrz, czy te zwabienie go do rodka.
Tylko ja jeden nie miaem wasnej pieni. Pozostali mczyni - zwaszcza modzi - przygldali mi si badawczo. Wskutek rosncego zakopotania zamknem oczy.
Uprzytomniem sobie wówczas, e postrzegam o wiele lepiej wszystko, co si dzieje, kiedy mam oczy zamknite. Skupiem na tym ca m uwag. Zamknwszy oczy, ujrzaem siedzcych przede mn mczyzn; gdy je otwarem, obraz nie uleg adnej zmianie. Bez wzgldu na to, czy miaem oczy zamknite, czy otwarte, otoczenie przedstawiao mi si dokadnie tak samo.
Wtem wszystko znikno czy te rozpado si na kawaeczki, a pojawia si podobna do czowieka posta Mescalito, którego widziaem przed dwoma laty. Siedzia w pewnej odlegoci ode mnie, odwrócony profilem w moj stron. Utkwiem w nim wzrok, ale nie spojrza na mnie, ani razu nie odwróci si do mnie.
Uznaem, e co le robi i to przeszkadza mu zbliy si do mnie. Wstaem i ruszyem ku niemu, by go o to zapyta. Ruch spowodowa jednak, e obraz zacz traci ostro, a na pierwszy plan wysuny si postacie mczyzn, wród których si znajdowaem. Ponownie usyszaem gone i zapamitae piewy.
Wszedem pomidzy okoliczne zarola i wasaem si po nich dusz chwil. Wszystko byo doskonale widoczne. Zorientowaem si, e widz w ciemnoci, ale mao
mnie to obeszo. Wane byo tylko jedno: dlaczego Mescalito mnie unika?
Wracaem ju do grupy i miaem wanie wej do budynku, gdy usyszaem gony pomruk i poczuem, e ziemia pode mn zadraa. Ten sam dwik usyszaem przed dwoma laty w dolinie pejotlowej.
Wbiegem powtórnie w zarola. Wiedziaem, e jest tam Mescalito i e go tam odnajd. Ale nie odnalazem. Czekaem a do rana i doczyem do reszty tu przed zakoczeniem tury.
Ta sama ceremonia powtórzya si trzeciego dnia. Mimo e nie czuem si zmczony, przespaem cae popoudnie.
W sobot, 5 wrzenia, starzec odpiewa sw pie pejotlu, rozpoczynajc w ten sposób cay cykl od nowa. W trakcie tej tury zuem tylko jedn gak i nie przysuchiwaem si adnej pieni, na nic te, co dziao si wokó, nie zwracaem uwagi. Od samego pocztku cae moje jestestwo skupio si na jednym - wiedziaem, e brak mi czego, co jest strasznie wane dla mego dobrego samopoczucia. Podczas gdy mczyni piewali, poprosiem Mescalito - penym gosem - eby nauczy mnie pieni. Moja próba zlaa si w jedno z gonym piewem mczyzn. Natychmiast w moich ustach rozlega si pie. Odwróciwszy si plecami do grupy, suchaem. Sowa i melodia powracay wielokrotnie, a ja powtarzaem je tak dugo, a nauczyem si caej pieni. Bya to duga pie po hiszpasku. Wówczas zapiewaem j kilka razy grupie. Ju wkrótce zabrzmiaa w mych uszach druga pie. Nim wsta ranek, zdyem odpiewa obie pieni nieskoczenie wiele razy. Czuem si jak nowo narodzony, peen si.
Gdymy otrzymali wod, don Juan da mi worek i wszyscy wyruszylimy w góry. Odbywszy dug i uciliw wdrówk, dotarlimy do pytkiej kotliny, gdzie ujrzaem kilka okazów pejotlu. Jako jednak nie miaem ochoty si im przyglda. Razem z don Juanem wyruszyem w drog powrotn, zbierajc gaki pejotlu, podobnie jak czynilimy to, kiedy pomagaem mu po raz pierwszy.
Wrócilimy, w niedziel, 6 wrzenia, pónym popoudniem. Wieczorem mistrz ceremonii wznowi obrzd. Nikt nie odezwa si sówkiem, ale wiedziaem doskonale, e to nasze ostatnie zgromadzenie. Tym razem starzec zapiewa sw pie. Torba ze wieymi gakami pejotlu krya z rk do rk. Wówczas to skosztowaem po raz pierwszy wieej gaki. Bya misista, ale trudna do zucia. Przypominaa twardy, zielony owoc i bya ostrzejsza i bardziej gorzka w smaku ni gaki suszone. Osobicie odnosiem wraenie, e wiey pejotl o wiele bardziej tryska yciem.
Zuem czternacie gaek: policzyem starannie. Ostatniej nie skoczyem, bo usyszaem znajomy guchy oskot zwiastujcy nadejcie Mescalito. Wszyscy piewali w zapamitaniu; wiedziaem jednak, e don Juan i caa reszta usyszeli haas. Oddaliem od siebie myl, e ich reakcja stanowia odpowied na sygna dany przez którego z nich, po to tylko, by mnie wprowadzi w bd.
W teje chwili poczuem wzbierajcy we mnie przypyw mdroci. To, czego domylaem si przez trzy lata, zmienio si teraz w pewno. Trzeba byo trzech lat, bym sobie uwiadomi, a raczej bym si przekona, e bez wzgldu na to, co zawiera kaktus Lophophora williamsii, w niczym nie jestem temu czemu potrzebny, by mogo zaistnie jako istota - istnieje samo przez si, poza mn, cakiem niezalenie. Teraz ju to wiedziaem.
piewaem podekscytowany, a w kocu zacz mi si plta jzyk. Miaem wraenie, e moje pieni przenikny w gb mojego ciaa, wywoujc dygotanie, nad którym nie mogem zapanowa. Zapragnem wyj na zewntrz i odnale Mescalito, gdy inaczej eksploduj. Zmierzaem w stron pola, na którym rós pejotl, cay czas nie przestajc piewa. Wiedziaem, e te pieni s wycznie moj wasnoci, stanowi niezbity dowód mej niepowtarzalnoci. Chonem zmysami kady swój krok nioscy si echem po ziemi i wywoujcy nie dajc si opisa eufori, pync z tego, e jest si czowiekiem.
Kada z rolin na polu pejotlowym pona bkitnawym iskrzcym si wiatem, jedna - szczególnie jasnym. Usiadem przed ni i piewaem jej moje pieni. A kiedy piewaem, wyszed z niej Mescalito w tej samej ludzkiej postaci, któr widziaem wczeniej. Spojrza na mnie. Zdobyem si na wielk miao jak na czowieka z moj natur i zapiewaem dla Mescalito. Rozleg si dwik fletów, a moe wiatru, znane mi melodyjne wibracje. Wydawao mi si, e tak jak przed dwoma laty zapyta: “Czego pragniesz?"
Przemówiem gono i wyranie. Stwierdziem, e wiem, i co jest nie tak z moim yciem i moimi uczynkami, ale nie wiem co. Bagaem go, eby mi powiedzia, co u mnie szwankuje, eby zdradzi mi swoje imi, bym móg go wezwa, ilekro bd w potrzebie. Spojrza na mnie, usta wyduyy mu si niczym trbka sigajca a do mego ucha i wówczas wyjawi mi swoje imi.
Raptem ujrzaem wasnego ojca stojcego porodku pejotlowego pola; ale samo pole znikno i oto znalazem si w swym dawnym domu, domu mego dziecistwa. Stalimy z ojcem przy figowcu. Objem go i zaczem pospiesznie mówi mu to, czego nie byem zdolny powiedzie nigdy przedtem. Kada moja myl bya zwiza i trafiaa w sedno. Byo tak, jakbymy naprawd nie mieli ju czasu, a ja musiaem powiedzie wszystko naraz. Niezgrabnie mówiem mu o uczuciach, jakie do niego ywi; mówiem rzeczy, które w normalnych warunkach nigdy nie przeszyby mi przez gardo.
Mój ojciec nie odezwa si. Wysucha mnie, po czym znikn, jak gdyby odcignity lub zdmuchnity. Znowu zostaem sam. Wyrzuty sumienia i smutek sprawiy, e si rozpakaem.
Wdrowaem pejotlowym polem, woajc imi, którego nauczy mnie Mescalito. Z dziwnego, podobnego do gwiazdy wiata pejotlu co si wyonio. By to dugi, lnicy przedmiot - snop wiata wielkoci czowieka. Przez chwil oblewa on cae pole intensywnie ótawym czy bursztynowym blaskiem. Pomylaem, e olepn, jeli bd nadal patrzy, zasoniem wic oczy i ukryem twarz w doniach.
Uwiadomiem sobie wyranie, e Mescalito nakazuje mi, bym zjad jeszcze jedn gak pejotlu. Pomylaem: Nie mog tego uczyni, bo nie mam noa, którym bym j odci.
- Zjedz gak podniesion z ziemi - odpowiedzia mi na to w ten sam dziwny sposób.
Pooyem si na brzuchu i zuem czubek roliny. Rozogniem si. W kadym zaktku ciaa odczuem ciepo: byem absolutnie rozluniony. Wszystko nabrao ycia, ujawnio niesychan zawio szczegóów, a mimo to przeniknite byo ogromn prostot. Byem wszdzie - mój wzrok siga jednoczenie w gór, w dó i wokoo.
Ten osobliwy stan uczuciowy trwa dostatecznie dugo, bym sobie go uprzytomni. A potem ustpi miejsca udrce przeraenia, które nie ogarno mnie znienacka, lecz jednak szybko. Pocztkowo moim wiatem przepenionym cudown cisz wstrzsny dokuczliwe haaliwe dwiki, czym si jednak nie przejem. Dwiki te nabray nastpnie mocy i zalay mnie nieprzerwanym potokiem. I tak stopniowo utraciem wraenie, e unosz si w wiecie niezrónicowanego i obojtnego pikna. Haas zacz przypomina odgosy jakby stpania olbrzyma. Co ogromnego posapywao i kryo wokó mnie. Wydawao mi si, e na mnie poluje.
Uciekem i schowaem si za gazem, starajc si stamtd zorientowa, co mnie ciga. W pewnej chwili wyczogaem si z mego schowka, aby si rozejrze, i wówczas mój przeladowca - czymkolwiek by - mnie dopad. Miaem wraenie, e zapltaem si w morskie wodorosty. Sdziem, e ciar, który na mnie spad, zmiady mnie, ale znalazem si w rodku jakiej rury czy jamy. Widziaem wyranie, e wodorosty nie pokryy caej powierzchni wokó mnie - pod samym gazem pozosta skrawek wolnej ziemi. Zaczem wczogiwa si pod ska. Ujrzaem ogromne krople pynu ciekajce z wodorostów. “Wiedziaem", e to kwas trawienny, który wydzielaj, ebym si w nim rozpuci. Kropla spada mi na rce. Usiowaem zetrze kwas ziemi i lin, cay czas nie przestajc kopa. W pewnym momencie niemal zamieniem si w mg. Co popychao mnie cay czas ku jakiemu wiatu. Wydawao mi si, e wodorostom udao si mnie rozpuci. Niewyranie dostrzegem coraz janiej wiecce wiato, które tak dugo przebijao si spod ziemi, a wreszcie wybuchno kaskad blasku - w nim rozpoznaem wychodzce zza gór soce.
Powoli moje zdolnoci percepcyjne wróciy do normy. Leaem na brzuchu, wspierajc podbródek na zgitym ramieniu. Pejotl przede mn zacz ponownie nabiera blasku i nim zdoaem poruszy oczami, powtórnie wyoni si snop wiata. Kry nade mn. Usiadem. Spyna z niego na moje ciao agodna sia, póniej za snop wiata znikn mi z oczu.
Ca drog do miejsca, gdzie znajdowali si pozostali mczyni, przemierzyem biegiem. Wrócilimy wszyscy do miasteczka. Razem z don Juanem spdziem jeszcze dzie u don Roberto, mistrza ceremonii. Cay ten czas przespaem. W chwili gdy mielimy odjeda, zbliyli si do mnie modzi uczestnicy obrzdu. Kolejno brali mnie w objcia, miejc si wstydliwie. Kady z nich przedstawi si. Przez kilka godzin rozmawiaem z nimi o wszystkim oprócz ceremonii pejotlowej.
Don Juan stwierdzi, e pora jecha. Modzi mczyni ponownie mnie ucisnli. “Przyjed znowu" - powiedzia który. “Ju teraz czekam na ciebie" - doda inny. Odjedaem powoli, usiujc dojrze starszyzn, ale nie byo nikogo.
Czwartek, 10 wrzenia 1964
Chcc zda relacj z moich przey don Juanowi, musiaem zawsze odtwarza je krok po kroku, najlepiej jak tylko umiaem. Wydawao mi si, e to jedyny sposób, by sobie przypomnie kady szczegó.
Dzi opowiedziaem mu szczegóowo o ostatnim spotkaniu z Mescalito. Przysuchiwa si uwanie mojej opowieci, a do momentu, kiedy Mescalito wyjawi mi swoje imi. W tym miejscu don Juan przerwa mi.
- Ju si usamodzielnie - stwierdzi. - Obroca ci zaakceptowa. Odtd moja pomoc nie bdzie ci waciwie potrzebna. Nie musisz ju zdawa dalszych relacji o waszych kontaktach. Znasz ju jego imi i nie powiniene go wymienia adnej ywej istocie ani wspomina o tym, jak ci traktuje.
Upieraem si, eby mu opowiedzie szczegóowo o mych doznaniach, bo ich sens zupenie mi si wymyka. Stwierdziem, e potrzebna mi jest jego pomoc w interpretacji tego, co widziaem. Odpowiedzia, e poradz sobie sam i e bdzie lepiej, jeli zaczn myle samodzielnie. Odparem wówczas, e zaley mi na zapoznaniu si z jego opini, poniewa wyrobienie sobie wasnego zdania zajoby mi zbyt wiele czasu; nie wiedziaem zreszt, jak si do tego zabra.
- Choby te pieni - powiedziaem - o co w nich chodzi?
- To zaley wycznie od ciebie - odpowiedzia.
- Skd mam zna odpowied na to pytanie? Moe ci jej udzieli jedynie obroca, podobnie jak jedynie on moe nauczy ci swych pieni. Gdybym to ja mia ci powiedzie, o co w nich chodzi, równaoby si to temu, e nauczyby si nie swoich pieni.
- Co chcesz przez to powiedzie, don Juanie?
- Nie da si inaczej stwierdzi, kto jest symulantem, jak tylko przysuchujc si pieniom obrocy piewanym przez ludzi. Prawdziwe jego pieni maj dusz, on take jest ich nauczycielem. Pozostae pieni s tylko naladowaniem innych. Ludzie potrafi niekiedy posuwa si do takich oszustw. piewaj nie swoje pieni, nie wiedzc nawet, o czym one mówi.
Oznajmiem, e chc si tylko dowiedzie, w jakim celu korzysta si z pieni. Odpowiedzia, e te, których si nauczyem, su do wezwania obrocy, dlatego te naley w nich zawsze umieci jego imi. W przyszoci Mescalito nauczy mnie prawdopodobnie innych pieni, sucych innym celom, oznajmi don Juan.
Spytaem go wówczas, czy uwaa, e obroca zaakceptowa mnie w peni. Rozemia si, jak gdybym zada gupie pytanie. Odpowiedzia, e obroca zaakceptowa mnie i dooy stara, bym si o tym dowiedzia, a mianowicie ukaza mi si dwukrotnie pod postaci wiata. Don Juan sprawia wraenie bardzo przejtego tym, e widziaem wiato dwa razy. Podkreli mocno ten element mego spotkania z Mescalito.
Odrzekem, e nie potrafi zrozumie, jak mona pogodzi akceptacj ze strony obrocy z tym, e jednoczenie wywouje on w czowieku miertelne przeraenie.
Don Juan bardzo dugo nie odpowiada. Wyglda na mocno rozgniewanego. Wreszcie przemówi:
- To przecie takie jasne. To takie jasne, czego on pragn, i nie pojmuj, dlaczego nie moesz tego zrozumie.
- Wszystko jest dla mnie wci niezrozumiae, don Juanie.
- Bo te trzeba czasu, nim si zrozumie, o co chodzi Mescalito. Powiniene tak dugo rozmyla o lekcji, jakiej ci udzieli, a stanie si jasne.
Pitek, 11 wrzenia 1964
Ponownie usiowaem nakoni don Juana, by dokona interpretacji moich wizji. Jaki czas si ociga, po czym przemówi do mnie, jakbymy od dawna ju prowadzili rozmow o Mescalito.
- Czy rozumiesz, jakie to gupie pyta, czy jest on osob, z któr mona rozmawia? - spyta don Juan. - Róni si od wszystkiego, co widziae w yciu. Podobny jest do czowieka, zarazem jednak w niczym go nie przypomina. Trudno to wytumaczy ludziom, którzy o nim nic nie wiedz, a chc si o nim od razu dowiedzie wszystkiego. Lekcje za, jakich udziela, s równie zagadkowe jak on sam. O ile wiem, nie istnieje czowiek, który mógby przewidzie jego zachowanie. Zadajesz mu pytanie, a on wskazuje ci drog, ale nie mówi ci tego w ten sam sposób, w jaki my rozmawiamy ze sob. Czy teraz rozumiesz?
- Sdz, e zrozumienie tego nie sprawia mi kopotu. Sk w tym, e nie potrafi rozwika, o co mu chodzi.
- Prosie go, eby ci powiedzia, co jest z tob nie w porzdku, i da ci wyczerpujc odpowied. O pomyce nie moe by mowy! Nie moesz twierdzi, e nie zrozumiae. To nie bya rozmowa - a jednak bya. Nastpnie zadae mu kolejne pytanie, a on odpowiedzia ci dokadnie w ten sam sposób. Co si tyczy znaczenia, nie wiem na pewno, czyje rozumiem, bo mi przecie nie powiedzia, jakie zadae pytanie.
Z du starannoci powtórzyem pytania, które sobie przypomniaem, przytaczajc je w kolejnoci zadawania: Czy robi to, co naley? Czy krocz waciw ciek? Co powinienem pocz ze swoim yciem?
Don Juan skwitowa moje pytania stwierdzeniem, e to tylko sowa; lepiej byo nie wypowiada ich na gos, tylko zada je w mylach. Owiadczy, e protektor zamierza udzieli mi lekcji, a na dowód, e taki by wanie jego zamiar i e wcale nie chcia mnie odstraszy, ukaza mi si dwukrotnie pod postaci wiata.
Odparem, e nadal nie rozumiem, dlaczego Mescalito tak mnie przerazi, skoro mnie zaakceptowa. Przypomniaem don Juanowi, e sam twierdzi, i jeli Mescalito kogo zaakceptuje, ukazuje mu si w tej samej postaci, a nie przeistacza si z czego zachwycajcego w koszmar. Don Juan znów si rozemia i powiedzia, e gdybym zastanowi si nad pytaniem, które nosiem w sercu podczas rozmowy z Mescalito, sam bym zrozumia udzielon mi lekcj.
Zastanawia si nad pytaniem, które nosiem w sercu, byo nie lada problemem. Powiedziaem don Juanowi, e mylaem o wielu rzeczach. Gdy pytaem, czy krocz waciw ciek, miaem na myli to, czy stoj jedn nog w kadym z obu wiatów. Który wiat jest waciwy? Jaki kierunek powinno obra moje ycie?
Don Juan, przysuchawszy si moim wyjanieniom, doszed do wniosku, e nie mam jasno wyrobionego pogldu na wiat, a protektor udzieli mi zachwycajco jasnej lekcji.
Wydaje ci si - powiedzia - e masz przed sob dwa wiaty, dwie cieki, tymczasem istnieje tylko jedna. Protektor ukaza ci to w sposób niesamowicie wyrany. Jedynym dostpnym dla ciebie wiatem jest wiat ludzi i pod tym wzgldem nie masz moliwoci wyboru. Jeste czowiekiem! Protektor ukaza ci wiat szczliwoci, w którym nie istniej rónice, bo nie ma nikogo, kto by o nie zapyta. Ale to nie jest wiat ludzi. Obroca wytrzsn ci z niego, pokazujc ludzki sposób mylenia i walki. Oto wiat czowieka! By czowiekiem to znaczy by na ten wiat skazanym. Jeste dostatecznie pyszny, by uwaa, e yjesz w obu wiatach, ale to tylko wyraz twojej pychy. Mamy do dyspozycji tylko jeden wiat. Jestemy ludmi i musimy zadowoli si wiatem ludzkim. Sdz, e na tym polegaa twoja lekcja.
9.
Wydawao si, e don Juan pragnie, bym powici czarciemu zielu moliwie jak najwicej pracy. Pragnienia tego nie dao si pogodzi z jego rzekom niechci do mocy. Tumaczy si tym, i zblia si pora, kiedy bd ponownie musia zapali mieszank, do tego za czasu powinienem lepiej pozna moc czarciego ziela.
Wielokrotnie dawa mi do zrozumienia, e powinienem wypróbowa czarcie ziele, korzystajc przynajmniej jeszcze raz z magii jaszczurek. Dugo si nad tym zastanawiaem.
Nalegania don Juana przybray drastycznie na sile, a wreszcie poczuem si zmuszony speni jego danie. Pewnego dnia postanowiem dowiedzie si za pomoc czarów, co si stao z pewnymi skradzionymi przedmiotami.
Poniedziaek, 28 grudnia 1964
W sobot, 19 grudnia, ciem korze czarciego ziela. Zaczekaem, a cakiem si ciemni i wykonaem taniec wokó roliny. Noc sporzdziem wywar z korzenia, a w niedziel okoo szóstej rano udaem si do miejsca, gdzie rós mój okaz czarciego ziela. Usiadem przed rolin. Zanotowaem skrupulatnie wskazówki don Juana dotyczce sposobu postpowania. Odczytawszy ponownie moje notatki, przekonaem si, e nie musz tam uciera nasion. Wystarczyo, e usiadem przed t rolin, a ju dostpiem stanu, jaki zwykle by dla mnie nieosigalny: harmonii uczuciowej, jasnoci myli i zdolnoci skoncentrowania si na czynach.
Trzymajc si cile wskazówek, obliczyem czas w ten sposób, e papka i korze byy gotowe przed wieczorem. Okoo pitej po poudniu zaczem si ugania za par jaszczurek. Przez pótorej godziny imaem si wszystkich moliwych sposobów, ale wszelkie próby spezy na niczym.
Siedziaem przed czarcim zielem, usiujc wykombinowa jaki skuteczny sposób osignicia celu, gdy nagle przypomniaem sobie, e don Juan powiedzia, i do jaszczurek trzeba przemówi. Pocztkowo perorowanie do jaszczurek wydao mi si groteskowe; czuem si tak samo zaenowany, jakbym przemawia do publicznoci. Wkrótce jednak wraenie owo ustpio, a ja mówiem dalej. Byo prawie cakiem ciemno. Podniosem kamie. Pod spodem bya jaszczurka. Sprawiaa wraenie odrtwiaej. Podniosem j. Wówczas ujrzaem, e pod innym kamieniem znajduje si nastpna zesztywniaa jaszczurka. adna nawet nie drgna.
Najtrudniejsze byo zszywanie pyszczka i powiek. Dostrzegem u siebie poczucie nieodwracalnoci wasnych czynów, które zaszczepi mi don Juan. Uwaa on, e jeli czowiek przystpuje do dziaania, nie moe si zatrzyma. Gdybym jednak chcia si zatrzyma, nic nie stao na przeszkodzie. Moe nie chciaem si zatrzyma.
Wypuciem jedn jaszczurk, która pobiega w kierunku pónocno-wschodnim, co wróyo pozytywne cho trudne dowiadczenie. Drug jaszczurk przywizaem do barku i nasmarowaem skronie zgodnie z zaleceniami. Ciao jaszczurki byo nadal sztywne; przez chwil sdziem, e nie yje, don Juan za nie mówi mi nigdy, co trzeba robi w takim wypadku. Jaszczurka jednak bya tylko odrtwiaa.
Wypiem pyn i czekaem. Nie odczuwaem nic szczególnego. Zaczem wciera papk w skronie. Wykonaem t czynno dwadziecia pi razy. Nastpnie w sposób cakowicie machinalny, jakby w roztargnieniu, rozsmarowaem papk po caym czole. Spostrzegem mój bd, pospiesznie j starem. Czoo zala mi pot; zaczem dygota w gorczce. Ogarno mnie straszne przeraenie, bo don Juan przestrzega mnie zawsze, abym nie wciera papki w czoo. Lk ustpi miejsca uczuciu cakowitego osamotnienia i bezsilnoci w obliczu sdzonej mi zguby. Byem zupenie sam. Gdyby miao mi si przytrafi co zego, nie byo nikogo, kto by mi pomóg. Chciaem stamtd uciec. Moj panik wzbudzio poczucie braku zdecydowania; nie wiedziaem, co robi. W gowie kbiy mi si tysice myli przelatujcych z niesamowit prdkoci. Zauwayem, e s to myli do dziwne, w tym sensie, e zdaj si napywa w sposób odmienny od zwyczajnych. Sposób, w jaki myl, jest mi dobrze znany. Moje myli ukadaj si w pewien okrelony porzdek, od którego odejcie daje si zauway.
Jedna z owych obcych myli dotyczya wypowiedzi pewnego pisarza. Przypominam sobie mglicie, e myl ta podobna bya bardziej do gosu lub jakich sów wypowiedzianych na dalszym planie. Prdko, z jak si to odbyo, zaskoczya mnie. Chciaem si nad ni zastanowi, ale przybraa posta zwykej myli. Byem przekonany, e czytaem t wypowied, ale nie mogem sobie przypomnie nazwiska autora. Nagle przypomniaem sobie, e chodzi o Alfreda Kroebera. Wówczas wystrzelia nastpna nie moja myl, która “oznajmia", e autorem tej wypowiedzi nie by Kroeber tylko Georg Simmel. Upieraem si przy Kroeberze i nim zdyem si zorientowa, prowadziem ju wewntrzny spór z samym sob. Zapomniaem przy tym zupenie o sdzonej mi zgubie.
Powieki ciyy mi, jakbym zay tabletki nasenne. Takie porównanie przyszo mi do gowy, cho nigdy w yciu nie zaywaem rodków nasennych. Zasypiaem. Chciaem dowlec si do mojego auta i wczoga do rodka, ale nie zdoaem si ruszy.
A potem, cakiem niespodziewanie, obudziem si, a waciwie wyranie odniosem takie wraenie. Pierwsza moja myl dotyczya pory dnia. Rozejrzaem si. Przede mn nie byo okazu czarciego ziela. To, e przeywam kolejny akt jasnowidzenia, przyjem obojtnie. Zegar nad moj gow wskazywa godzin 1235. Wiedziaem, e jest popoudnie.
Ujrzaem modego czowieka nioscego stos papierów. Mogem go niemal dotkn. Przygldaem si ttnicym na jego karku yom i syszaem szybkie uderzenia jego serca. To, co widziaem, zupenie mnie pochono; do tego tez momentu nie zdawaem sobie sprawy z rodzaju nawiedzajcych mnie myli. Nastpnie usyszaem w uszach “gos" opisujcy ogldan przeze mnie scen i uwiadomiem sobie wówczas, e ów “gos" jest obc myl krc w mym umyle.
Wsuchiwanie si we tak bardzo mnie pochono, e wizualny aspekt sceny przesta mnie interesowa. Gos rozleg si w moim prawym uchu. Kreowa on scen poprzez opis. By jednak posuszny mej woli, gdy mogem go zatrzyma w dowolnym momencie i zbada szczegóowo jego relacj, jelibym tego zapragn. ledziem “wzrokosuchem" cay przebieg dziaa modego czowieka. Gos objania je dalej w najdrobniejszych szczegóach, ale dziaania te byy poniekd nieistotne.
Ów gosik to byo co nadzwyczajnego. Trzykrotnie usiowaem si obejrze za siebie, eby zobaczy, kto do mnie mówi. Usiowaem przekrci gow moliwie jak najdalej na prawo lub odwróci si znienacka jednym byskawicznym ruchem, by si przekona, czy kto stoi za mn. Jednak za kadym razem mój wzrok traci na ostroci. Pomylaem: Nie mog si obejrze za siebie, bo cala scena nie rozgrywa si w sferze zwykej rzeczywistoci. Myl ta bya z pewnoci moja.
Od tamtego momentu ca uwag skupiem na gosie. Wydawao si, e dochodzi zza mego ramienia. By idealnie wyrany, cho niepozorny. Nie by to jednak gos dziecka ani falset, lecz gos malutkiego czowieczka. Nie by to równie mój gos. Zdawao mi si, e mówi po angielsku. Ilekro próbowaem go wytropi, milkn cakowicie albo stawa si niewyrany, a scena zaczynaa si rozpywa. Przyszo mi na myl pewne porównanie: ów gos przypomina obraz, jaki wytwarzaj na rzsach czsteczki pyu bd naczynia krwionone w rogówce oka - taki oby ksztat, który widzi si dopóty, dopóki nie patrzy si bezporednio na niego, ale w momencie, gdy spróbujemy mu si przyjrze, znika z pola widzenia wraz z ruchem gaki ocznej.
To, co dziao si przed moimi oczyma, przestao mnie zupenie interesowa. W miar jednak jak mu si przysuchiwaem, gos stawa si coraz bardziej zoony. To, co uwaaem za gos, przypominao bardziej szeptane mi do ucha myli, cho to te okrelenie niecise. Co mylao za mnie. Owe myli napyway spoza mnie. Byem o tym przekonany, poniewa mogem uchwyci wasne myli, a zarazem myli tego “drugiego".
W pewnej chwili gos zacz kreowa sceny, których wykonawc by ów mody czowiek, a które nie miay nic wspólnego z mym pocztkowym pytaniem, dotyczcym zaginionych przedmiotów. Modzieniec wykonywa niezwykle zoone czynnoci. Nabray one ponownie wielkiego znaczenia i przestaem zwraca uwag na gos. Zaczem traci cierpliwo; chciaem to przerwa. W jaki sposób mógbym to skoczy? - pomylaem. Gos w uchu podpowiedzia mi, e powinienem wróci do wwozu. Spytaem, jak mam to uczyni, a glos odpowiedzia, ebym pomyla o rolinie.
Pomylaem. Zazwyczaj siadaem przed ni. Czyniem to tyle razy, e z atwoci mogem to sobie wyobrazi. Uznaem, e jej obraz, który wówczas ujrzaem, jest jeszcze jednym przywidzeniem, ale gos oznajmi, e “wróciem"! Nasuchiwaem caym sob. Panowaa absolutna cisza. Rosncy przede mn bielu wydawa si równie rzeczywisty jak wszystko inne, co widziaem, ale mogem go dotkn, mogem obej go wokó.
Wstaem i udaem si w kierunku auta. Zwizany z tym wysiek wyczerpa mnie, tote usiadem i zamknem oczy. Odczuem zawroty gowy; chciao mi si wymiotowa. Uszy wypenio mi brzczenie.
Co zelizgno si po mojej piersi. Bya to jaszczurka. Przypomniaem sobie napomnienie don Juana dotyczce jej uwolnienia. Wróciem do bielunia i odwizaem jaszczurk. Nie chciaem sprawdza, czy jest martwa, czy ywa.
Roztrzaskaem gliniany garnek z papk i przysypaem go ziemi. Wszedem do samochodu i usnem.
Czwartek, 24 grudnia 1964
Dzi opowiedziaem don Juanowi o wszystkich moich przeyciach. Jak zwykle sucha, nie przerywajc. Na koniec wywizaa si midzy nami nastpujca rozmowa.
- Zrobie co bardzo zego.
- Wiem. To bya idiotyczna pomyka, wypadek.
- W kontaktach z czarcim zielem nie ma adnych przypadków. Powiedziaem ci, e przez cay czas bdzie ci sprawdzao. Wedug mnie s tylko dwie moliwoci: albo jeste bardzo silny, albo ta rolina rzeczywicie ci polubia. rodek czoa jest tylko dla wielkich brujos, którzy wiedz, jak sobie radzi z jej moc.
- A co si zwykle dzieje z czowiekiem, który natrze sobie czoo t papk, don Juanie?
- Jeli nie jest on wielkim brujo, nigdy nie wróci z podróy.
- A ty natare sobie kiedy czoo, don Juanie?
- Nigdy! Mój dobroczyca powiedzia mi, e tylko bardzo nieliczni wracaj z takiej podróy. Czowiek moe znikn na dugie miesice i musz si nim zaj inni ludzie. Dobroczyca powiedzia mi, e jaszczurki mog zaprowadzi czowieka na krawd wiata i pokaza mu, jeli bdzie sobie tego yczy, najwspanialsze tajemnice.
- Czy znasz kogo, kto odby kiedy tak podró?
- Owszem, mego dobroczyc. Ale on nigdy mnie nie nauczy, jak wróci.
- Czy to takie trudne?
- Bardzo trudne. Wanie dlatego twój wyczyn tak mnie zdumiewa. Nie wiedziae, jakie trzeba wykona kroki, a pewne kroki musimy wykonywa, bo to z nich czowiek czerpie si. Bez nich jestemy niczym.
Zamilklimy na dugie godziny. Don Juan sprawia wraenie pogronego w gbokim zamyleniu.
Sobota, 26 grudnia 1964
Don Juan spyta mnie, czy szukaem jaszczurek. Odpowiedziaem, e szukaem, ale nie mogem ich znale. Spytaem go, co by si stao, gdyby jedna z nich zdecha w czasie, gdy j trzymaem w rce. Odpowiedzia, e mier jaszczurki byaby zdarzeniem niepomylnym. Jeli w którym momencie zdechaby jaszczurka z zaszytym pyszczkiem, dalsze odprawianie czarów nie miaoby sensu. Oznaczaoby to równie, e przestay si ze mn przyjani, a ja na dugo musiabym zrezygnowa z dalszej nauki o czarcim zielu.
- Na jak dugo, don Juanie?
- Na dwa lata lub wicej.
- A co by byo, gdyby skonaa druga jaszczurka?
- Gdyby tak si stao, grozioby ci wielkie niebezpieczestwo. Byby osamotniony, bez przewodnika. Gdyby zdecha, nim przystpie do czarów, mógby je przerwa, ale gdyby je przerwa, musiaby na dobre porzuci czarcie ziele. Gdyby jaszczurka zdecha na twym barku, ju po rozpoczciu czarów, musiaby odprawia je dalej, a to byoby istnym szalestwem.
- Dlaczego byoby to szalestwem?
- Bo w takich okolicznociach wszystko traci sens. Pozbawiony przewodnika, osamotniony, ujrzaby przeraajce i absurdalne rzeczy.
- Co rozumiesz przez “absurdalne rzeczy"?
- To, co widzimy sami z siebie. To, co widzimy, pozbawieni wszelkiej orientacji. Znaczy to, e czarcie ziele stara si ciebie pozby na tak dugo, a ci od siebie odepchnie.
- Znasz kogo, kto tego dowiadczy?
- Owszem. Ja tego dowiadczyem. Pozbawiony mdroci jaszczurek wpadem w obd.
- I co widziae, don Juanie?
- Stek absurdów. Czy mogoby by inaczej, skoro nie miaem przewodnika?
Poniedziaek, 28 grudnia 1964
- Powiedziae mi, don Juanie, e czarcie ziele wypróbowuje ludzi. Co miae na myli?
- Czarcie ziele podobne jest do kobiety. Podobnie te jak kobieta przymila si mczyznom. Na kadym kroku zastawia na nich puapki. Uczynio to wówczas, gdy zmusio ci, aby nasmarowa papk swe czoo. Spróbuje uczyni to znowu, a ty prawdopodobnie dasz si nabra. Przestrzegam ci przed tym. Nie okazuj tej rolinie namitnoci; czarcie ziele to tylko jedna ze cieek prowadzcych do tajemnic czowieka wiedzy. Istniej inne. Jej puapka polega na tym, eby wyrobi w tobie przekonanie, e istnieje jedynie cieka czarciego ziela. Powtarzam, e nie ma sensu marnowa ycia na jednej ciece. Zwaszcza jeli ta cieka pozbawiona jest serca.
- Ale skd mam wiedzie, czy dana cieka ma serce, don Juanie?
- Nim na ni wkroczysz, zadaj sobie pytanie: Czy ta cieka ma serce? Jeli odpowied bdzie przeczca, przekonasz si o tym, wówczas za musisz poszuka innej cieki.
- Skd jednak mog mie pewno, e cieka pozbawiona jest serca?
- To wie kady. Problem w tym, e nikt nie zadaje tego pytania, a kiedy czowiek dochodzi wreszcie do przekonania, e cieka, jak obra, nie posiada serca, ona gotowa jest ju pozbawi go ycia. W takim momencie tylko bardzo nieliczni potrafi zatrzyma si, eby si zastanowi i porzuci t ciek.
- Co mam robi, eby zada pytanie we waciwy sposób?
- Po prostuje zadaj.
- Chodzi mi o to, czy istnieje jaka metoda, która pozwoliaby mi unikn samookamania i nie uzna odpowiedzi za twierdzc, podczas gdy w istocie jest ona przeczca?
- Czemu mówisz o samookamywaniu?
- Bo moe w danej chwili cieka bdzie przyjazna i mia.
- Bzdura. cieka pozbawiona serca nigdy nie jest mia. Trzeba si bardzo napracowa nawet, eby j obra. Z drugiej strony jednak taka cieka jest atwa i nie trzeba wiele zachodu, eby j polubi.
Don Juan zmieni nagle temat rozmowy i bezceremonialnie kaza mi si zastanowi, czy lubi czarcie ziele. Musiaem przyzna, e w kadym razie odczuwam do niego pewien pocig. Zapyta wówczas, co sdz o jego sprzymierzecu - dymie - a ja musiaem stwierdzi, e na sam myl o nim ogarnia mnie miertelne przeraenie.
- Mówiem ci, e koniecznym warunkiem wyboru cieki jest uwolnienie si od lku i ambicji. Tymczasem dym zalepia ci strachem, a czarcie ziele ambicj.
Odparem, e czowiekowi potrzebna jest ambicja, choby po to, eby wstpi na któr ciek, a twierdzenie, e trzeba uwolni si od ambicji, nie ma sensu. Czowiek musi mie ambicj, eby si uczy.
- Pragnienie uczenia si to nie ambicja - odpowiedzia don Juan. - W nasz ludzki los wpisane jest pragnienie wiedzy, lecz rozbijanie si za czarcim zielem to siganie po wadz, czyli ambicja, bo przecie nie chodzi nam o zdobycie wiedzy. Nie pozwól, eby czarcie ziele ci zalepio. Ta rolina ju ci przechytrzya. Zwabia ludzi, obdarzajc ich poczuciem wszechmocy; powoduje, e uwaaj, i potrafi dokona rzeczy, których zwykli ludzie nie umiej uczyni. Ale na tym wanie polega jej puapka. Po drugie za cieka pozbawiona serca obróci si przeciwko kroczcemu ni czowiekowi i go unicestwi. Niewiele trzeba, eby umrze, a szukanie mierci jest szukaniem niczego.
10.
W grudniu 1964 roku wyruszylimy z don Juanem na poszukiwanie rónych rolin potrzebnych do sporzdzenia mieszanki do palenia. By to czwarty cykl. Don Juan nadzorowa tylko moje dziaania. Poleci mi, bym si nie spieszy, dobrze przyjrza i zastanowi, nim zerw który okaz. Zaraz po zgromadzeniu i zmagazynowaniu wszystkich skadników poleci mi spotka si ponownie z jego sprzymierzecem.
Czwartek, 31 grudnia 1964
- Skoro czego si ju dowiedziae o czarcim zielu, a take o dymie, dostrzegasz wyraniej, co ci bardziej odpowiada - powiedzia don Juan.
- Dym wywouje u mnie prawdziwe przeraenie. Nie wiem czemu, ale nie budzi on u mnie miych uczu.
- Lubisz pochlebstwa, a czarcie ziele ci si przypochlebia. Podobnie jak kobieta, sprawia, e czujesz si dobrze. Dym natomiast to potga najbardziej dostojna - ma serce bez skazy. Nie zwabia ludzi ani nie zamienia ich w niewolników, nie kocha i nie nienawidzi. Wymaga tylko jednego - siy. Czarcie ziele te jej wymaga, ale jest to sia innego rodzaju, blisza traktowaniu kobiet po msku. Natomiast ta sia, której wymaga od nas dym, jest si serca. I tego ci brakuje! Ale brakuje jej prawie wszystkim ludziom. Dlatego te radz ci, by si nauczy jeszcze wicej o dymie. On wzmacnia serce. Róni si od czarciego ziela, które jest pene namitnoci, zazdrosne i gwatowne. Dym jest stay. Nie musisz si martwi, ze o czym po drodze zapomnisz.
roda, 27 stycznia 1965
We wtorek, 19 stycznia, wypaliem ponownie halucynogenn mieszank. Oznajmiem don Juanowi, e dym wzbudzi we mnie ogromny niepokój i e si go boj. Odpowiedzia, e powinienem spróbowa go jeszcze raz i oceni go sprawiedliwie.
Weszlimy do izby don Juana. Bya mniej wicej druga po poudniu. Don Juan wydoby fajk. Przyniosem wgielki i zasiedlimy naprzeciwko siebie. Don Juan powiedzia, e rozgrzeje i obudzi fajk, jeli za bd si uwanie przyglda, zobacz, jak si rozarza. Przyoy fajk do ust trzy lub cztery razy i przedmucha j. Pociera j delikatnie. Nagle, niedostrzegalnym prawie skiniciem gowy, da mi znak, bym zobaczy, jak si budzi. Wpatrywaem si, ale niczego nie zauwayem.
Poda mi fajk. Napeniem gówk wasn mieszank i uchwyciem rozarzony wgielek w szczypce, które wykonaem specjalnie w tym celu z drewnianego koka od bielizny. Na widok mych szczypczyków don Juan wybuchn miechem. Zawahaem si na chwil, a wgielek przywar do szczypiec. Baem si stukn nim o fajk, musiaem wic naplu na wgielek, eby go zgasi.
Don Juan, odwróciwszy ode mnie gow, zasoni twarz ramieniem. Jego ciaem wstrzsay dreszcze. Przez moment sdziem, e pacze, ale on mia si bezgonie.
Operacja zostaa na duszy czas przerwana, nastpnie za don Juan sam podniós wgielek, woy go do fajki i kaza mi si zacign. Pyknicie z fajki kosztowao mnie nie lada wysiek; mieszanka sprawiaa wraenie mocno ubitej. Ju przy pierwszej próbie poznaem, e wcignem w usta drobny proszek. Usta natychmiast mi zdrtwiay. Zobaczyem, e lulka si arzy, ale smak dymu róni si zupenie od smaku papierosów. Mimo to odniosem wraenie, e czym si zacignem, czym, co najpierw wypenio mi puca, a potem przedaro si w gb ciaa, wypeniajc je bez reszty.
Naliczyem dwadziecia pocigni, póniej za liczenie nie miao ju znaczenia. Zaczem si poci; don Juan, utkwiwszy we mnie spojrzenie, powiedzia mi, ebym si nie ba i wykonywa dokadnie jego polecenia. Usiowaem wydusi z siebie “w porzdku", tymczasem wydaem tylko osobliwy skowyt. Rozbrzmiewa jeszcze, kiedy zamknem usta. Zaskoczony don Juan dozna kolejnego napadu miechu. Chciaem potwierdzi skinieniem gowy, ale nie byem w stanie wykona adnego ruchu.
Don Juan delikatnie rozgi moje palce i wyj mi z doni fajk. Poleci mi, bym si pooy na pododze, zabroni mi jednak zasypia. Zastanawiaem si, czy zechce mi pomóc pooy si, ale nie uczyni tego. Nie spuszcza tylko ze mnie oczu. Wtem izba zacza si przewraca, a ja spogldaem na don Juana, jakby lec na boku. Z takiej perspektywy sceneria dziwnie si zamglia, niczym we nie. Przypominam sobie niewyranie, e podczas okresu bezwadnoci don Juan duo do mnie mówi.
W stanie, w jakim si znajdowaem, nie odczuwaem strachu ani niczego przykrego, nazajutrz za po przebudzeniu równie nie byo mi niedobrze. Od normy odbiegao jedynie to, e przez pewien czas po przebudzeniu nie mylao mi si jasno, ale w cigu mniej wicej piciu godzin doszedem cakowicie do siebie.
roda, 20 stycznia 1965
Don Juan nie rozmawia ze mn o mych doznaniach, nie prosi mnie te, bym mu je zrelacjonowa. Swój komentarz ograniczy do stwierdzenia, ze usnem zbyt prdko.
- Tylko w jeden sposób mona unikn zanicia - powiedzia. - Trzeba sta si ptakiem, wierszczem lub czym w tym rodzaju.
- A jak si to robi, don Juanie?
- Tego wanie ci ucz. Pamitasz, co ci wczoraj mówiem, kiedy pozbawiony bye ciaa?
- Nie bardzo.
- Jestem krukiem. Ucz ci tego, jak sta si krukiem. Gdy si tego nauczysz, sen ci nie zmoe i bdziesz swobodnie si porusza; w przeciwnym razie nigdy nie odkleisz si od miejsca, w którym si przewrócisz.
Niedziela, 7 lutego 1965
Moja druga próba zmierzenia si z dymem odbya si okoo poudnia w niedziel, 31 stycznia. Zbudziem si nastpnego dnia wczesnym wieczorem. Miaem wraenie, e posiadam niezwyk zdolno przypomnienia sobie wszystkiego, co powiedzia mi don Juan podczas mych dozna. Jego sowa odcisny si w moim umyle. Syszaem je cigle nadzwyczaj wyranie i z nie sabnc ,-si. W trakcie tej próby jeszcze jedno stao si dla mnie oczywiste: od momentu, kiedy zaczem poyka drobniutki proszek, który dostawa mi si do ust, ilekro pyknem z fajki - zdrtwiao cale moje ciao. A zatem nie tylko ykaem dym, lecz take zjadaem mieszank.
Usiowaem opowiedzie don Juanowi o moich doznaniach, ale odrzek, e nie zdziaaem nic szczególnego. Wspomniaem, e pamitam wszystko, co si wydarzyo, ale nie mia ochoty tego wysucha. Zapamitaem dokadnie wszystko, bez cienia bdu. Sposób, w jaki odbywao si palenie, by identyczny jak poprzednim razem. Odnosio si wraenie, e moje doznania w obu wypadkach idealnie przystaway do siebie, tak e proces przypominania mogem rozpocz od chwili zakoczenia pierwszego dowiadczenia. Pamitaem wyranie, e od chwili, kiedy upadem bokiem na ziemi, opuciy mnie cakowicie wszelkie myli bd odczucia. Mimo to jasno mego umysu nie doznaa najmniejszego szwanku. Przypominam sobie ostatni myl, która przemkna mi przez gow mniej wicej w tej samej chwili, gdy izba przybraa posta paszczyzny pionowej: “Rbnem chyba gow o podog, a jednak nie czuj wcale bólu".
Poczwszy od tamtego momentu, zdolny byem jedynie patrze i sucha. Mógbym powtórzy kade wypowiedziane przez don Juana sowo. Wykonywaem wszystkie jego polecenia. Wydaway mi si jasne, logiczne i atwe. Oznajmi, e moje ciao zaczyna znika, a pozostanie tylko moja gowa; w tej sytuacji istnieje tylko jeden sposób, eby nie zasn i zachowa zdolno poruszania si: trzeba sta si krukiem. Nakaza mi, bym stara si mrugn, dodajc, e ilekro potrafi mrugn, tylekro bd gotów postpi dalej. Nastpnie poinformowa mnie, e moje ciao znikno cakowicie, a pozostaa wycznie gowa; powiedzia take, e gowa nigdy nie znika, bo to ona wanie zamienia si w kruka.
Poleci mi mrugn. Sdz, e powtórzy to polecenie, a take wszelkie inne polecenia, i to nieskoczenie wiele razy, gdy zapamitaem je nadzwyczaj wyranie. Musiaem chyba mrugn, bo oznajmi, e jestem gotowy, i nakaza mi, bym wyprostowa gow i opar j na podbródku. Powiedzia, e w podbródku mieszcz si krucze nóki. Poleci mi, bym poczu i zaobserwowa, jak si powoli wyaniaj. Nastpnie stwierdzi, e jeszcze brak mi krzepkoci i e musi mi wyrosn ogon, który wyoni si z mego karku. Nakaza mi, bym wyprostowa ogon niczym wachlarz i poczu, e omiatani nim podog.
Nastpnie zacz mówi o kruczych skrzydach, stwierdzajc, e wyrosn mi one z koci policzkowych. Oznajmi, e bdzie to bolesne i trudne. Poleci mi, bym rozwin skrzyda. Oznajmi, e musz by moliwie jak najdusze, tak dugie, bym móg je rozpostrze, bo inaczej nie bd zdolny do lotu. Poinformowa mnie, e skrzyda ju si wyaniaj, e s dugie i pikne i e musz nimi trzepota, dopóki nie stan si prawdziwymi skrzydami.
Potem zacz mówi o czubku mej gowy, stwierdzajc, e jest jeszcze bardzo dua i cika, a jej pkate rozmiary nie pozwol mi pofrun. Oznajmi wówczas, e mog zmniejszy jej wielko mruganiem - za kadym mrugniciem gowa bdzie male. Poleci mi, bym mruga do chwili ustpienia ciaru i osignicia zdolnoci swobodnego podskakiwania. Nastpnie poinformowa mnie, e moja gowa osigna rozmiary kruczego ba i e musz teraz chodzi i podskakiwa wkoo, a pozbd si sztywnoci.
Jeszcze jedn rzecz bd musia zmieni - powiedzia don Juan - nim bd móg odlecie. Miaa to by przemiana najtrudniejsza; by si powioda, musiaem wykaza si bystroci i spenia jak najdokadniej jego polecenia. Musiaem si nauczy widzie, jak widzi kruk. Oznajmi, e usta i nos bd si mi rozrastay tak dugo, a uformuje si mocny dziób wyrastajcy spomidzy mych oczu. Powiedzia, e kruki patrz z ukosa, i nakaza mi, bym przekrci gow i spojrza na niego jednym okiem. Doda, e gdybym chcia dla odmiany spojrze drugim okiem, musz otrzsn dziób, a ruch ów spowoduje, e popatrz drugim okiem. Poleci mi, bym si przerzuca z oka na oko, a potem stwierdzi, e jestem gotów do lotu, a mog uczyni to tylko w jeden sposób: kaza mu, by mnie podrzuci w powietrze.
Wywoanie u siebie dozna odpowiadajcych poszczególnym poleceniom don Juana nie sprawio mi najmniejszych trudnoci. Odczuem, e wyrastaj mi ptasie nogi, pocztkowo sabe i chwiejne. Czuem, jak z karku wyrasta mi ogon, a z koci policzkowych wyaniaj si skrzyda. Byy one mocno zwinite i czuem, jak stopniowo wychodz. Proces ten by trudny, cho niebolesny. Nastpnie zmniejszyem mrugniciami gow do rozmiarów kruczej. Ale najbardziej zadziwiajce byo to, co stao si z moimi oczami. Uzyskaem wzrok ptaka!
Kiedy don Juan nakaza, by wyrós mi dziób, doznaem drczcego uczucia braku powietrza. Wówczas co si wybrzuszyo, tworzc bulw tu przed mymi oczami. Dopiero jednak gdy don Juan poleci mi patrze z ukosa, nabyem zdolnoci ogarnicia wzrokiem wszystkiego w bok ode mnie. Potrafiem mrugn kadym okiem oddzielnie i uzyska ostro widzenia raz w jednym, raz w drugim. Sposób jednak, w jaki widziaem izb i wszystko, co si w niej miecio, nie przypomina normalnego. Mimo to niemoliwe byo okrelenie, na czym polega rónica. Moe chodzio o wykrzywienie perspektywy, a moe o zatarcie ostroci. Don Juan urós do ogromnych rozmiarów i otoczya go dziwna powiata. Byo w nim co kojcego i dajcego poczucie bezpieczestwa. A potem obraz zmtnia; wszystko stracio kontury, zamieniajc si w ostro zarysowane abstrakcyjne desenie migocce przed mymi oczami.
Niedziela, 28 marca 1965
W czwartek, 18 marca, zapaliem ponownie halucynogenn mieszank. Procedura wstpna odbiegaa w drobnych szczegóach od normalnej. Fajk musiaem nabi raz. Kiedy skoczyem pali pierwsz porcj, don Juan poleci mi wyczyci lulk, któr nastpnie sam napeni mieszank, bo z moj koordynacj ruchow byo kiepsko. Poruszenie ramionami kosztowao mnie sporo wysiku. Ilo mieszanki, jaka znajdowaa si w moim woreczku, wystarczaa na jedno nabicie fajki. Zajrzawszy do woreczka, don Juan stwierdzi, e nastpnym razem zmierz si z dymem dopiero w przyszym roku, bo wyczerpaem ju cay swój zapas.
Wywróciwszy woreczek na lew stron, wytrzsn okruszyny do naczynia zawierajcego wgielki. arzyy si one pomaraczowym blaskiem, jak gdyby nakry je kawakiem przezroczystego materiau. Ów pat materiau stan w pomieniach, a potem rozpad si, tworzc gmatwanin linii. Co z wielk prdkoci poruszao si pomidzy nimi zygzakiem. Don Juan kaza mi obserwowa ów ruch pomidzy liniami. Ujrzaem co, co przypominao kamienn kuleczk toczc si tam i z powrotem po rozarzonym obszarze. Don Juan nachyli si, woy rk do aru, wycign kulk i umieci j w fajce. Kaza mi si zacign. Odniosem silne wraenie, e woy kuleczk do fajki po to, bym j wcign do puc. W mgnieniu oka izba odchylia si od poziomu. Czuem, ±e ogarnia mnie drtwota i ociao.
Ocknwszy si, stwierdziem, e le na plecach na dnie pytkiego rowu irygacyjnego, zanurzony po szyj w wodzie. Kto podtrzymywa moj gow. By to don Juan. Pierwsza myl, jaka mi si nasuna, bya taka, e woda w rowie jest w pewien sposób niezwyka: zimna i cika. Uderzaa lekko o moje ciao, a kade jej poruszenie rozjaniao coraz bardziej me myli. Pocztkowo i unosia si nad ni jasnozielona powiata, lecz owo fosforyzowanie niebawem zaniko, pozosta za strumie zwykej wody.
Spytaem don Juana o por dnia. Odpowiedzia, e jest wczesny ranek. Po pewnym czasie obudziem si cakowicie i wyszedem z wody.
- Musisz mi opowiedzie wszystko, co ujrzae - powiedzia don Juan, gdymy przybyli do jego domu. Doda take, e przez trzy dni usiowa mnie “sprowadzi z powrotem", co nie byo wcale atwe.
Podjem liczne próby opisania tego, co widziaem, ale nie mogem si skupi. Póniej, pod wieczór, poczuem, e jestem gotowy do rozmowy z don Juanem, i zaczem mu opowiada o tym, co zapamitaem od momentu, kiedy przewróciem si na bok, ale nie chcia mnie sucha. Stwierdzi, e interesuje go tylko to, co widziaem i robiem, odkd podrzuci mnie w powietrze, a ja odfrunem.
Zapamitaem jedynie seri podobnych do snu obrazów czy scen, nie tworzcych zreszt sekwencji. Odnosiem wraenie, e kady z nich przypomina oddzieln bak, która pojawiaa si w polu widzenia, po czym odpywaa, tracc ostro. Nie byy to jednak wycznie sceny do ogldania. Byem w nich w rodku, stanowiem ich cz skadow. Kiedy usiowaem je sobie przypomnie, wydawao mi si pocztkowo, e byy to niewyrane, zamglone rozbyski, póniej jednak, w miar jak si nad tym zastanawiaem, doszedem do przekonania, e kada z nich bya szalenie wyrana, aczkolwiek nie miaa nic wspólnego z normalnym widzeniem - std wraenie mglistoci. Obrazów byo mao i byy one nieskomplikowane.
Gdy tylko don Juan wspomnia o tym, e podrzuci mnie w powietrze, zamajaczya mi przed oczami dobrze zapamitana scena, w której przygldaem mu si z pewnego oddalenia. Patrzyem tylko prosto w jego twarz. Bya ogromnych rozmiarów, paska, i promieniowaa intensywnym blaskiem. Okalajce j ótawe wosy faloway. Falowaa równie kada cz jego twarzy, wysyajc przy tym wiato koloru bursztynu.
W nastpnym obrazie, który zapamitaem, don Juan rzeczywicie podrzuca mnie czy te ciska prosto w gór. Pamitam, e rozpostarem skrzyda i pofrunem. Osamotniony pokonywaem przestrze, posuwajc si w bólu prosto przed siebie. Szedem raczej, ni leciaem. Dla ciaa bya to udrka. adnej swobody lotu, adnej ekstazy.
A potem przypomniaem sobie moment, w którym wpatrywaem si znieruchomiay w kbowisko ciemnych krawdzi majaczcych na tle mdego, wywoujcego ból wiata; póniej ujrzaem pole wypenione mrowiem najrozmaitszych wiate, które poruszay si, migotay i zmieniay intensywno. Niczym niemal nie róniy si od kolorów. Olepio mnie ich natenie.
W innym momencie tu przed moim okiem pojawi si jaki przedmiot. By gruby i spiczasty, otoczony wyran róowaw powiat. Nagle, gdzie w gbi ciaa, odczuem wstrzs i ujrzaem zbliajce si w moj stron mrowie podobnych róowych ksztatów. Pdziy wprost na mnie. Uskoczyem na bok.
Ostatnia zapamitana przeze mnie scena to trzy srebrzyste ptaki, które promienioway ostrym, metalicznym blaskiem, prawie takim jak stal nierdzewna, tylko e intensywnym, ywym i ruchomym. Spodobay mi si - pofrunlimy razem.
Don Juan nie opatrzy mej relacji adnym komentarzem.
Wtorek, 23 marca 1965
Ponisza rozmowa odbya si dzie póniej, po zrelacjonowaniu przeze mnie tego, co zapamitaem.
- Sta si krukiem to nie takie trudne. Dokonae tego i odtd zawsze ju nim bdziesz - powiedzia don Juan.
- A co si stao póniej, don Juanie? Czy lataem przez trzy dni?
- Nie, wracae o zmierzchu, tak jak ci kazaem.
- Ale w jaki sposób?
- Bye bardzo zmczony i szede spa. To wszystko.
- Czyli przylatywaem z powrotem?
- Ju ci powiedziaem. Bye mi posuszny i wracae do domu. Ale nie zawracaj sobie tym gowy. To nie ma adnego znaczenia.
- A co ma znaczenie?
- W caej twej podróy tylko jedno naprawd si liczy: srebrzyste ptaki!
- Co w nich byo takiego szczególnego? Po prostu ptaki, i tyle.
- To nie byy zwyke ptaki. To byy kruki.
- Moe to byy biae kruki, don Juanie?
- Czarne pióra kruka s w rzeczywistoci srebrzyste. Kruki lni tak mocno, e inne ptaki ich nie niepokoj.
- A czemu ich pióra wyglday jak srebrzyste?
- Bo widziae tak, jak widz kruki. Ptak, który nam wydaje si ciemny, dla kruka wyglda jak biay. Biae gobie widzi on na przykad w kolorze róowym lub bkitnawym, a mewy - w ótym. A teraz spróbuj sobie przypomnie moment, w którym si do nich przyczye.
Zaczem si nad tym zastanawia, ale ptaki przedstawiay mtny, niespójny obraz pozbawiony wszelkiej cigoci. Powiedziaem don Juanowi, e pamitam tylko, i odleciaem wraz z nimi. Zapyta, czy przyczyem si do nich w powietrzu, czy na ziemi, nie byem jednak w stanie odpowiedzie. Nieomal si na mnie rozgniewa. Zada, bym si dobrze zastanowi. “To wszystko bdzie diaba warte, jeli dokadnie sobie nie przypomnisz; w przeciwnym razie bd to tylko senne majaczenia" - powiedzia. Staraem si ze wszystkich si przypomnie sobie, ale nie zdoaem.
Sobota, 3 kwietnia 1965
Dzi zastanawiaem si nad innym obrazem z mego “snu" o srebrzystych ptakach. Przypomniaem sobie, jak patrz na ciemn bry usian nieskoczon liczb maych otworów. Nie wiem, dlaczego sdziem, e ta ciemna masa jest mikka. W momencie gdy si w ni wpatrywaem, nadleciay ku mnie trzy ptaki. Jeden z nich wyda z siebie dwik, a potem wszystkie trzy znalazy si tu przy mnie na ziemi.
Opisaem ten obraz don Juanowi. Zapyta o kierunek, z którego przybyy ptaki. Odpowiedziaem, e nie jestem w stanie go okreli. Bardzo si niecierpliwi, zarzucajc mi brak gitkoci w myleniu. Stwierdzi, e gdybym tylko spróbowa, z pewnoci bym sobie przypomnia, ale boj si cho troch rozluni. Powiedzia, e myl teraz w kategoriach ludzi i kruków, a przecie w momencie, który chc sobie przypomnie, nie byem ani czowiekiem, ani krukiem.
Poprosi, bym sobie przypomnia, co kruk do mnie powiedzia. Próbowaem si nad tym zastanowi, ale mój umys zatrzymywa si nad tuzinami innych rzeczy. Nie potrafiem si skoncentrowa.
Niedziela, 4 kwietnia 1965
Dzi wybraem si na dug wdrówk. Byo ju prawie cakiem ciemno, gdy dotarem do domu don Juana. Rozmylaem wanie o krukach, gdy nagle przemkna mi przez gow bardzo dziwna “myl". Byo to bardziej uczucie czy doznanie ni myl. Ów ptak, który wyda z siebie dwik, powiedzia, e nadlatuj z pónocy, a udaj si na poudnie, kiedy za spotkamy si ponownie, bd leciay t sam drog.
Powiedziaem don Juanowi, co sobie pomylaem, a moe przypomniaem. Odrzek:
- Nie zastanawiaj si nad tym, czy sobie to przypomniae, czy te sam wymylie. Takie myli przystoj jedynie ludziom. Do kruków nie pasuj, zwaszcza do tych, które widziae, bo to posacy twego losu. Jeste ju krukiem. Tego nigdy nie zmienisz. Odtd kruki zapowiedz ci w locie kad odmian twego losu. W którym kierunku z nimi poleciae?
- Skd miabym to wiedzie, don Juanie?
- Jeli si dobrze zastanowisz, przypomnisz sobie. Usid na pododze i powiedz mi, jak zajmowae pozycj, kiedy nadleciay ptaki. Zamknij oczy i nakrel lini na pododze.
Postpiem wedug jego polecenia i wyznaczyem punkt.
- Nie otwieraj jeszcze oczu! - cign don Juan. - W którym kierunku w odniesieniu do tego punktu wszyscycie polecieli?
Zaznaczyem na ziemi odpowiedni punkt.
Traktujc te znaki orientacyjnie jako punkt odniesienia, don Juan dokona interpretacji rónych trajektorii lotu sucych krukom do przepowiadania mej przyszoci bd mego losu. O lotu kruków wyznaczy na podstawie czterech kierunków kompasu.
Spytaem, czy przepowiadajc ludzki los, kruki zawsze trzymaj si czterech stron wiata. Odpowiedzia, e to wycznie ja sam musz si zorientowa - wszystko, co kruki uczyniy podczas mego pierwszego z nimi spotkania, miao dla mnie podstawowe znaczenie. Nalega, bym sobie przypomnia kady szczegó, gdy przesanie i trajektoria lotu “posaców" byy spraw indywidualn, odnoszc si tylko do mojej osoby.
Nalega take, bym sobie przypomnia jeszcze jedno: o jakiej porze dnia posacy mnie opucili. Poprosi, bym si zastanowi nad rónic w wietle pomidzy momentem, gdy zaczem lata, a momentem, gdy srebrzyste ptaki poszyboway wraz ze mn. Kiedy po raz pierwszy odczuem bolesno lotu, byo ciemno. Kiedy jednak ujrzaem ptaki, wszystko oblane byo czerwonawym, jasno-czerwonawym, a moe pomaraczowym wiatem.
- To znaczy, e byo póne popoudnie, ale soce jeszcze nie zaszo. Kiedy nastaje cakowita ciemno, kruka olepia biel, a nie ciemno, tak jak nas noc. Wskazuje to, e twoi ostatni posacy przybd pod koniec dnia. Zawezw ci i przelatujc ci nad gow, nabior srebrzystobiaej barwy; zobaczysz, jak bd lnili na tle nieba, co bdzie oznaczao, e twój czas nadszed, czyli e umrzesz i sam staniesz si krukiem.
- A jeli ujrz ich o poranku?
- Nie zobaczysz ich o poranku!
- Przecie kruki fruwaj od rana do nocy.
- Ale nie twoi posacy, gupku!
- A twoi, don Juanie?
- Moi przybd o poranku. Bdzie ich take trzech. Mój dobroczyca powiedzia mi, e krzykiem mona spowodowa, by z powrotem sczernieli, jeli czowiek nie chce umiera. Dzi jednak wiem, e tego nie da si zrobi. Mój dobroczyca mia pocig do krzyku, do tego caego jazgotu i gwatu, jaki czyni czarcie ziele. Dym jest jednak inny, bo si nie roznamitnia. Jest rzetelny. Kiedy przybd po ciebie twoi posacy, nie trzeba na nich krzycze. Po prostu pofruniesz z nimi, jak ju to uczynie. A kiedy ci zabior, zmieni kierunek lotu i odfruniecie we czwórk.
Sobota, 10 kwietnia 1965
Dowiadczyem krótkotrwaych stanów rozkojarzenia, wchodzc pytko w rzeczywisto niezwyk.
Do jednego elementu moich halucynogennych dowiadcze z grzybami wci wracaem w mylach - do owej mikkiej, ciemnej masy penej malekich dziurek. Wyobraaem j sobie jako pcherz tuszczu bd oleju, który zaczyna wciga mnie do wntrza. Wydawao mi si, e jdro pcherza rozewrze si i wchonie mnie, wówczas te przez króciutk chwil dowiadczaem czego w rodzaju stanu rzeczywistoci niezwykej, w nastpstwie czego odczuwaem chwilami gbokie poruszenie, niepokój i niezadowolenie; za wszelk cen staraem si pooy kres tym doznaniom, gdy tylko wystpiy.
Dzi przedyskutowaem t sytuacj z don Juanem i poprosiem go o rad. Nie wydawa si przejty i kaza mi nie zwraca uwagi na te doznania, bo nie maj one znaczenia, a waciwie wartoci. Stwierdzi, e jedynymi doznaniami zasugujcymi na mój wysiek i zainteresowanie s te, w których widziaem kruka; wszelkie inne rodzaje “wizji" stanowi jedynie produkt mych lków. Przypomnia mi znowu, e chcc skorzysta z dymu, powinienem y yciem mocnym i spokojnym. Osobicie miaem wraenie, e dotarem do niebezpiecznego progu. Powiedziaem don Juanowi, e wydaje mi si, i dalej nie mog si posun - w grzybach jest co, co napawa mnie prawdziwym przeraeniem.
Przebiegajc w mylach obrazy, jakie przypominaem sobie z mych halucynogennych dowiadcze, doszedem do nieuniknionego wniosku, e ogldaem wiat, którego struktura rónia si od normalnej percepcji. Podczas stanów rzeczywistoci niezwykej, jakich dowiadczaem, ogldane przeze mnie ksztaty i struktury mieciy si zawsze w ramach mej wizualnej koncepcji wiata. Moja percepcja wzrokowa pod wpywem halucynogennej mieszanki do palenia miaa jednak odmienny charakter. Wszystko, co widziaem, znajdowao si przede mn w prostej linii widzenia, nic nie znajdowao si powyej lub poniej tej linii.
Kady obraz by irytujco paski, a mimo to posiada niepokojc gbi. Moe waciwsze byoby stwierdzenie, e obrazy owe stanowiy zlepek niesamowicie ostro zarysowanych szczegóów wpisanych w rónice si pod wzgldem owietlenia pola; wiato na owych polach poruszao si, wywoujc wraenie obrotu.
Poddawszy si - w celu przypomnienia - nudnej introspekcji, musiaem skonstruowa szereg analogii bd porówna, aby “zrozumie" to, co “widziaem". Na przykad twarz don Juana wygldaa tak, jakby by zanurzony w wodzie, która zdawaa si nieustannie przepywa ponad jego twarz i wosami. Powikszaa j tak bardzo, e mogem dojrze kady por jego skóry lub kady wosek na jego gowie, ilekro skoncentrowaem wzrok. Widziaem równie paskie i usiane krawdziami bryy materii, które si nie poruszay, bo wydobywajce si z nich wiato nie pulsowao.
Spytaem don Juana, czym byo to, co widziaem. Odpowiedzia, e poniewa po raz pierwszy ogldaem wiat tak jak kruki, obrazy nie byy wyrane i nie miay wikszego znaczenia, dopiero póniej, gdy nabior wprawy, bd musia wszystko rozpozna.
Poruszyem kwesti rónicy, jak dostrzegem w poruszaniu si wiata.
- Rzeczy obdarzone yciem - powiedzia don Juan - ruszaj si wewntrz, a kruk z atwoci umie dostrzec, e co jest martwe lub bliskie mierci, bo ruch ów usta lub ustaje. Kruk umie równie stwierdzi, e co porusza si zbyt prdko, na tej samej zasadzie potrafi on orzec, e co porusza si dokadnie tak, jak trzeba.
- Co to znaczy, e co porusza si zbyt prdko lub akurat tak, jak trzeba?
- Oznacza to, e kruk potrafi orzec, czego unika, a czego poszukiwa. Gdy co porusza si w rodku za szybko, oznacza to, e wkrótce gwatownie wybuchnie lub rzuci si przed siebie i kruk bdzie od tego stroni. Kiedy za wewntrzny ruch odbywa si prawidowo, jest to widok miy dla oka i kruk bdzie go poszukiwa.
- Czy skay te si w rodku ruszaj?
- Nie, ani skay, ani martwe zwierzta, ani uschnite drzewa. Przedstawiaj jednak pikny widok. Dlatego te kruki kouj nad zwokami. Lubi na nie patrze. W ich wntrzu nie kry wiato.
- Czy jednak gnijce ciao nie zmienia si i nie rusza?
- Owszem, ale to inny rodzaj ruchu. Tym, co kruk wówczas widzi, jest cae mnóstwo poruszajcych si w nim rzeczy, które wiec wasnym wiatem, czemu kruk lubi si przypatrywa. To doprawdy niezapomniany widok.
- Widziae co takiego osobicie, don Juanie?
- Kady, kto uczy si, jak zosta krukiem, moe ujrze ten widok. Sam go zobaczysz.
W tym momencie zadaem don Juanowi pytanie, którego nie sposób byo unikn.
- Czy ja naprawd staem si krukiem? Chodzi mi o to, czy kto, kto by mi si przyglda, uznaby, e jestem zwykym krukiem?
- Nie. Nie moesz myle w ten sposób, zajmujc si moc sprzymierzeców. Takie pytania pozbawione s sensu, a mimo to nie ma nic prostszego, ni zamieni si w kruka. Jest w tym co niemal swawolnego, pozbawionego wikszej uytecznoci. Jak ci ju mówiem, dym nie jest dla poszukiwaczy mocy, a tylko dla tych, którzy namitnie pragn widzie. Nauczyem si przemiany w kruka, bo to najpraktyczniejszy z ptaków. Nie naprzykrzaj mu si adne inne, moe prócz wikszych, wygodniaych orów, ale kruki lataj grupami i potrafi same si broni. Ludzie te nie niepokoj kruków, a to istotne. Kady czowiek umie odróni wielkiego ora, zwaszcza niezwykego, a take wszelkiego innego niezwykego ptaka, ale kto by sobie zawraca gow krukiem? Kruk to ptak bezpieczny. Ma idealn wielko i natur. Moe bezpiecznie dosta si w jakiekolwiek miejsce, nie zwracajc niczyjej uwagi. Mona równie sta si lwem lub niedwiedziem, ale to do niebezpieczne. S to due stworzenia; przemiana w nie wymaga zbyt duych nakadów energii. Mona te sta si wierszczem lub jaszczurk, nawet mrówk, jest to jednak jeszcze bardziej niebezpieczne, bo mae stworzonka s erem duych.
Odparem, e z tego, co mówi, wynika, i czowiek naprawd moe zamieni si w kruka, wierszcza lub jakiekolwiek inne stworzenie. Wci jednak twierdzi, e go nie rozumiem.
- Potrzeba bardzo duo czasu, nim czowiek nauczy si by krukiem w naleyty sposób - oznajmi don Juan. - W nic si jednak nie zamienie ani nie przestae by czowiekiem. Jest jeszcze inaczej.
- Moesz mi wyjani, co to znaczy, don Juanie?
- Niewykluczone, e sam to ju wiesz. Moliwe, e gdyby tak bardzo nie lka si, e wpadniesz w obd lub utracisz ciao, zdoaby poj t cudown tajemnic. Moliwe jednak, e trzeba, aby czeka tak dugo, a przestaniesz si ba tego, e zrozumiesz, co mam na myli.
11.
Ostatnie wydarzenie, które odnotowaem w zapiskach terenowych, miao miejsce we wrzeniu 1965 roku. Bya to ostatnia z nauk don Juana. Nazwaem j “szczególnym stanem rzeczywistoci niezwykej", nie wizaa si bowiem z dziaaniem adnych uywanych dotd przeze mnie rolin. Wydaje si, e don Juan wywoa ów stan starannym wyreyserowaniem przekazywanych na swój temat informacji, to znaczy zachowywa si wobec mnie w tak umiejtny sposób, e wzbudzi we mnie wyrane i trwae wraenie, i w rzeczywistoci nie jest sob, lecz swoj personifikacj. W zwizku z tym zrodzi si we mnie gboki konflikt wewntrzny - chciaem wierzy, e mam do czynienia z don Juanem, jednoczenie za nie mogem by tego pewny. Konfliktowi temu towarzyszyo drce m wiadomo przeraenie, tak intensywne, e na kilka tygodni odbio si ono na moim zdrowiu. Uznaem wówczas, e bdzie roztropnie na tym zakoczy moje terminowanie. Od tamtej chwili w niczym te nie braem udziau, cho don Juan nigdy nie przesta uwaa mnie za swego ucznia. Moje wycofanie si uzna on za okres niezbdnej rekapitulacji, kolejny etap nauki, który moe trwa w nieskoczono. Niemniej jednak przesta si odtd rozwodzi nad sw wiedz.
Moje ostatnie dowiadczenie opisaem szczegóowo po upywie niecaego miesica, jakkolwiek obszerne notatki dotyczce jego cech zasadniczych sporzdziem ju nazajutrz, bdc jeszcze pod wpywem wielkiego pobudzenia emocji, jakie poprzedzio chwil, w której moje przeraenie doszo do zenitu.
Pitek, 29 padziernika 1965
W czwartek, 30 wrzenia 1965 roku, udaem si w odwiedziny do don Juana. Krótkotrwae, pytkie stany niezwykej rzeczywistoci utrzymyway si pomimo mych usilnych prób ich przerwania lub wyciszenia, co sugerowa mi don Juan. Czuem, e mój stan si pogarsza, gdy czas ich trwania si przedua. Z coraz wiksz ostroci syszaem huk samolotów. Ryk przelatujcych mi nad gow maszyn przykuwa ca moj uwag, a do momentu, gdy zaczynaem mie poczucie, e znajduj si w rodku leccego samolotu. Byo to doznanie niezwykle irytujce, to za, e nie potrafiem si od niego uwolni, wywoywao we mnie gboki niepokój.
Wysuchawszy z uwag wszystkich szczegóów, don Juan doszed do wniosku, e cierpi na skutek utraty duszy. Poinformowaem go, e miewam te halucynacje, odkd zaczem pali grzyby, on jednak upiera si, e to nowe zjawisko. Powiedzia, e przedtem si baem i niem tylko o jakich banialukach, teraz natomiast znalazem si naprawd we wadaniu czarów. Dowodzio tego to, e haas nadlatujcych samolotów móg mnie unie ze sob. Zwykle bywa tak - cign don Juan - e szum strumienia lub rzeki moe usidli zaczarowanego czowieka, który utraci sw dusz, i ponie go z sob ku mierci. Poprosi mnie nastpnie, bym opisa mu wszystkie swe czynnoci z okresu bezporednio poprzedzajcego wystpienie u mnie owych halucynacji. Wymieniem wszystkie czynnoci, jakie sobie przypomniaem. Na podstawie mojej relacji don Juan okreli miejsce, w którym utraciem dusz.
Don Juan sprawia wraenie bardzo przejtego, co mu si zdarzao niezwykle rzadko. Wzmogo to naturalnie moje przeraenie. Stwierdzi, e nie ma pojcia, kto usidli m dusz, kimkolwiek jednak bya ta osoba, chciaa ona niewtpliwie mnie unicestwi lub wywoa u mnie bardzo powan chorob. Nastpnie udzieli mi szczegóowych wskazówek dotyczcych “postawy bojowej", czyli okrelonej pozycji ciaa, jak naleao przyj, przebywajc w dobroczynnym dla siebie miejscu. Pod adnym /pozorem nie wolno mi byo zaniecha owej postawy, któr don Juan nazwa una forma para pelear.
Spytaem go, po co to wszystko i z kim mam walczy. Odpowiedzia, e wybiera si sprawdzi, kto zabra mi dusz i czy siej da odzyska. Tymczasem ja, dopóki nie wróci, miaem pozosta na swym miejscu. Pozycja bojowa bya waciwie rodkiem ostronoci - stwierdzi don Juan - powzitym na wypadek, gdyby podczas jego nieobecnoci co si wydarzyo: rodkiem, z którego naleao skorzysta, gdybym zosta napadnity. Naleao poklepywa prawy poladek i udo, a lew stop przytupywa, wykonujc jak gdyby rodzaj taca i witajc w ten sposób napastnika.
Przestrzega mnie, e postaw t naley przyjmowa jedynie w momentach najbardziej dramatycznych, dopóki jednak nie wida adnego niebezpieczestwa, powinienem po prostu siedzie ze skrzyowanymi nogami na swoim miejscu. Jednake w wypadku skrajnego niebezpieczestwa wolno mi - cign don Juan - skorzysta z ostatniego rodka obrony, jakim jest ciniecie we wroga jakim przedmiotem. Doda, e zwykle rzuca si przedmiot obdarzony moc, poniewa jednak nie posiadam takiego, musz uy dowolnego odamka skay, który zmieci si w mej prawej doni i który mógbym w niej utrzyma, przyciskajc do wntrza doni kciukiem. Podkreli, e z tego sposobu wolno mi skorzysta jedynie w obliczu groby utraty ycia. Rzuceniu przedmiotu powinien towarzyszy okrzyk wojenny sucy naprowadzeniu go na cel. Szczególny nacisk don Juan pooy na to, e powinienem dobrze si zastanowi nad wydaniem tego okrzyku, wystrzegajc si wszelkiej przypadkowoci, chyba e uznam powsta sytuacj za bardzo powan.
Spytaem, co rozumie przez “bardzo powan sytuacj". Odpowiedzia, e okrzyk wojenny jest czym, co towarzyszy czowiekowi przez cae ycie, dlatego musi on by od samego pocztku skuteczny. Mona to osign jedynie w ten sposób, e pohamuje si przyrodzony czowiekowi strach i popiech, pozwalajc, by moc nas napenia, wówczas wydany przez nas okrzyk bdzie potny i ukierunkowany. Wanie w takich okolicznociach okrzyk wojenny moe by niezbdny.
Poprosiem, by opowiedzia szerzej o mocy, która powinna przepeni czowieka przed wydaniem owego okrzyku. Stwierdzi, e jest on czym, co przebiega przez cae ciao, wydobywszy si z tego miejsca na ziemi, gdzie si stoi; cilej - jest to moc promieniujca z dobroczynnego miejsca. Ona to wanie wydobywa z nas okrzyk wojenny. Jeli posuymy si ni prawidowo, owo bitewne zawoanie bdzie doskonae.
Ponownie spytaem don Juana, czy uwaa, e co mi si przydarzy. Odpowiedzia, e nic o tym nie wie, i dramatycznym gosem nakaza mi nie rusza si z mego miejsca, dopóki nie bdzie to konieczne, poniewa jedynie to chroni mnie przed wszelkim moliwym rozwojem wypadków. Zaczo mnie ogarnia przeraenie; bagaem, by wyraa si bardziej konkretnie. Odpowiedzia, e wie tylko tyle, i pod adnym pozorem nie wolno mi si ruszy z miejsca - zabroni mi i do domu lub w zarola. Przede wszystkim za - stwierdzi - nie wolno mi si byo odezwa sówkiem, nawet do niego. Powiedzia, e jeli ogarnie mnie strach nie do zniesienia, mog piewa pieni Mescalito, a potem doda, e wiem ju zbyt wiele o tych sprawach, by trzeba mnie byo strofowa jak dziecko i przypomina, e zawsze naley postpowa prawidowo.
Upomnienia don Juana byy dla mnie istn udrk. Byem pewien, e spodziewa si jakich wydarze. Spytaem, dlaczego poleci mi piewa pieni Mescalito; chciaem si take dowiedzie, dlaczego uwaa, e moe mnie ogarn strach nie do zniesienia. Rozemia si i odpowiedzia, e przerazi moe mnie i to, e zostan sam. Wszed do domu i zamkn za sob drzwi. Spojrzaem na zegarek. Bya siódma wieczór. Przez dugi czas siedziaem spokojnie. Z izby don Juana nie dochodziy adne dwiki. Panowaa cakowita cisza. Wia wiatr. Zastanawiaem si, czy nie skoczy do auta po skafander, nie omieliem si jednak postpi wbrew radzie don Juana. Nie byem picy, tylko zmczony. Podmuchy zimnego wiatru nie pozwoliy mi odpocz.
Po upywie czterech godzin usyszaem kroki obchodzcego dom don Juana. Pomylaem, e idzie odda mocz w zarolach. Wówczas zawoa mnie gono.
- Hej, chopcze! Jeste mi tu potrzebny!
Niewiele brakowao, ebym wsta i poszed. Gos by jego, ale nie ton, zwykle te nie odzywa si w ten sposób. Don Juan nigdy nie zwraca si do mnie “hej, chopcze". Dlatego nie ruszyem si z miejsca. Po plecach przebieg mi dreszcz. Znów rozlego si woanie don Juana; sowa równie byy te same lub bardzo podobne.
Usyszaem, e krci si na tyach domu. Potkn si o stos drewna, jak gdyby nie wiedzia, e si tam znajduje. Nastpnie pojawi si na werandzie i usiad przy drzwiach oparty plecami o cian. Sprawia wraenie bardziej ociaego ni normalnie. Ruchy, jakie wykonywa, nie byy wolniejsze czy mniej zgrabne, tylko bardziej ociae. Zwali si na podog, zamiast - jak to zwykle czyni - gadko osun si na miejsce. Ponadto usiad gdzie indziej ni zwykle, a don Juan w adnym wypadku nie zajby nie swojego miejsca.
Wówczas znów do mnie przemówi. Spyta, czemu nie przyszedem, kiedy byem mu potrzebny. Mówi gono. Nie chciaem na niego spojrze, jednoczenie za odczuwaem nieodpart potrzeb przyjrzenia mu si. Zacz si lekko koysa. Zmieniem pozycj ciaa, przyjmujc postaw bojow, której mnie nauczy, i zwróciem si twarz ku niemu. Minie miaem sztywne i dziwnie napite. Nie wiem, co kazao mi przyj postaw bojow, moe uczyniem tak dlatego, e wydawao mi si, i don Juan umylnie próbuje mnie nastraszy, stwarzajc wraenie, e osoba, któr ujrzaem, w rzeczywistoci nim nie jest. Wydawao mi si, e don Juan dokada wszelkich stara, by zachowujc si odmiennie ni zwykle, posia w mym umyle wtpliwoci. Baem si; mimo to czuem, e panuj nad sytuacj, w rzeczywistoci bowiem rejestrowaem i poddawaem dokadnej analizie przebieg wypadków.
W tym momencie don Juan powsta z miejsca. Wykonywa ruchy cakowicie mi nie znane. Wycignwszy przed siebie rce, dwign ciao ku górze - uniós najpierw plecy, a nastpnie uchwyci si drzwi i wyprostowa górn cz ciaa. Ze zdumieniem przekonaem si, jak gbok posiadam znajomo jego ruchów i jak niesamowite wywouje we mnie wraenie widok don Juana, który nie porusza si jak don Juan.
Wykona kilka kroków w moj stron. Podtrzymywa oburcz doln cz swego ciaa, jakby próbowa si wyprostowa albo skurczy si z bólu. Pojkiwa i stka; wydawao si, e ma zatkany nos. Oznajmi, e chce mnie zabra ze sob, nakaza mi wsta i i za nim. Skierowa kroki ku zachodniemu skrzydu domu. Zmieniem pozycj, by nie spuszcza go z oka. Odwróci si do mnie, a ja ani drgnem przykuty do swego miejsca. Wówczas rykn: “Hej, chopcze! Mówiem ci, eby poszed ze mn, bo inaczej zacign ci si!"
Skierowa si ku mnie. Zaczem klepa si po poladku i udzie, wykonujc zarazem szybki taniec. Doszedszy do samej krawdzi werandy, zatrzyma si tu przede mn. Gorczkowo przygotowaem si do przyjcia pozycji, w jakiej naleao dokona rzutu, ale zmieni wówczas kierunek i oddali si ode mnie w stron rosncych na lewo zaroli. W pewnym momencie - ju odchodzc - odwróci si raptem, byem jednak nadal gotowy do odparcia ataku.
Znikn mi z oczu. Zachowaem postaw bojow jeszcze dusz chwil, kiedy jednak stwierdziem, e ju go nie widz, usiadem ze skrzyowanymi nogami, zwrócony plecami do skay. Baem si bardzo. Chciaem uciec, ale na sam myl o ucieczce ogarniao mnie jeszcze wiksze przeraenie. Czuem, e bybym cakowicie zdany na jego ask i nieask, gdyby schwyta mnie po drodze do samochodu. Zaczem piewa znane mi pieni pejotlowe. Czuem jednak, e w tym wypadku s one poniekd nieskuteczne. Dziaay wycznie jak rodek uspokajajcy, mimo to przynosiy mi ulg. piewaem je wci od nowa.
Okoo 245 po poudniu usyszaem w gbi domu jaki haas. Natychmiast zmieniem pozycj ciaa. Drzwi otwary si gwatownie i wypad zza nich don Juan, który dyszc ciko, trzyma si za gardo. Upad przede mn na kolana i rzzi. Cienkim, paczliwym gosem prosi mnie, bym si zbliy i udzieli mu pomocy, nastpnie za znów na mnie rykn, nakazujc mi podej. Wydawa gardowe dwiki, bagajc mnie, bym przyszed mu z pomoc, bo si dusi. Czogajc si na czworakach, zbliy si do mnie na odlego mniej wicej czterech stóp. Wycign rce w moj stron. “Chod tu!" - zawoa, po czym podniós si z ziemi. Rce mia wci wycignite ku mnie; wydawao mi si, e lada moment mnie schwyta. Przytupywaem stop o ziemi, uderzajc doni o poladek i udo. Ze strachu odchodziem od zmysów.
Zatrzyma si i skrci obok domu w zarola. Zmieniem pozycj, by sta twarz w jego stron, a potem ponownie usiadem. Nie chciao mi si ju piewa; zaczynao mi brakowa energii. Cae ciao miaem obolae, a minie zdrtwiae i bolenie skurczone. Nie wiedziaem, co o tym wszystkim sdzi. Nie potrafiem si zdecydowa, czy mam, czy nie mam si gniewa na don Juana. Przyszo mi na myl, eby si na niego rzuci, ale rozdeptaby mnie jak robaka. Chciao mi si paka. Ogarna mnie prawdziwa rozpacz na myl o tym, e don Juan zada sobie tyle trudu, eby mnie przestraszy, zbierao mi si na pacz. Nie potrafiem znale adnego wytumaczenia dla jego niesamowitych popisów aktorskich; mistrzostwo, z jakim si porusza, wprawiao mnie w ogromne zakopotanie. Nie chodzio o to, e usiowa naladowa kobiece ruchy, byo raczej tak, jakby jaka kobieta usiowaa naladowa ruchy don Juana. Miaem wraenie, ze w istocie usiuje ona chodzi i porusza si z typowym dla don Juana rozmysem, ale robia to zanadto ociale i bez jego zwinnoci. Bez wzgldu na to, kim bya znajdujca si przede mn osoba, sprawiaa wraenie modszej od niego, ociaej kobiety, która usiuje naladowa powolne ruchy zrcznego, starszego mczyzny.
Wskutek tych rozwaa wpadem w panik. Tu obok mnie rozlego si gone woanie wierszcza. Bogate brzmienie jego gosu przykuo moj uwag; nasuno mi si porównanie z barytonem. wierszcz cich. Nagle moje ciao gwatownie drgno. Ponownie przyjem postaw bojow, zwracajc si twarz w stron, z której dobiega gos wierszcza. Jego woanie unosio mnie z sob; zaczem si mu poddawa, nim zdaem sobie spraw, e to tylko wierszczowe granie. Gos znów si zbliy, przybierajc straszliwie na sile. Zaczem coraz goniej wypiewywa pieni pejotlowe. Gos wierszcza raptownie zamilk. Poklepujc si po udzie i poladku, przytupywaem wawo i z rozgorczkowaniem. Tu obok mnie przemkn ksztat, który nieomal mnie dotkn. Przypomina z wygldu psa. Zdrtwiaem ze strachu. Niczego wicej - adnych innych myli lub odczu - sobie nie przypominam.
Poranna rosa przyniosa odwieenie. Poczuem si lepiej. Czymkolwiek bya owa zjawa - rozpyna si bez ladu. Bya 548, kiedy don Juan ukaza si zza cicho otworzonych drzwi. Ziewajc, przecign si i spojrza na mnie. Postpi dwa kroki w moj stron, nie przestajc ziewa. Ujrzaem jego oczy spozierajce spod póprzymknitych powiek. Zerwaem si na równe nogi - byem pewien, e ten kto lub co przede mn to nie jest don Juan.
Podniosem z ziemi skalny odamek o ostrych krawdziach. Znajdowa si on tu obok mej prawej rki. Nie patrzyem na niego, przyciskaem go tylko kciukiem do rozpostartych palców. Przyjem pozycj, której nauczy mnie don Juan. Poczuem, jak w mgnieniu oka wypenia mnie osobliwa energia. Wówczas wydaem okrzyk i cisnem kamieniem w zjaw. Pomylaem, e okrzyk by wspaniay. Nie zaleao mi w owej chwili na yciu. Wydawao mi si, e potga mego krzyku bya przeraliwa. By to krzyk przeszywajcy i dugotrway; on w istocie kierowa moim rzutem. Posta przede mn zachwiaa si, wrzasna i powloka si ponownie w zarola, skrciwszy obok domu.
Upyno wiele godzin, nim ochonem. Nie potrafiem ju usiedzie w miejscu, wci przestpowaem z nogi na nog. Musiaem oddycha ustami, eby zapewni sobie dostateczn ilo powietrza.
O 11 przed poudniem don Juan znów si pojawi. Chciaem ju si poderwa, ale to by jego sposób poruszania si. Uda si prosto na swoje miejsce i usiad na swój dobrze mi znany sposób. Spojrza na mnie i umiechn si. To by don Juan! Podszedem do niego i zamiast si rozgniewa, pocaowaem go w rk. Byem w tym momencie wicie przekonany, e to nie on zabawi si w aktora dcego do dramatycznych efektów, tylko kto inny przybra jego posta, chcc mi zaszkodzi albo mnie zabi.
Rozmowa zacza si od spekulacji na temat tego, kim bya owa niewiasta, która rzekomo zabraa m dusz. Nastpnie don Juan poprosi mnie o szczegóow relacj z moich przey.
Opowiedziaem mu cay przebieg wydarze w sposób bardzo staranny. mia si przez cay czas, jakby to byy arty. Kiedy skoczyem, powiedzia:
- Spisae si znakomicie. Wygrae bitw o swoj dusz. Sprawa jest jednak powaniejsza, ni przypuszczaem. Wczoraj w nocy nie dabym za twoje ycie piciu groszy. Na szczcie, czego w przeszoci si nauczye. Gdyby nie to, e zdobye troch wprawy, byby ju martwy, bo kimkolwiek bya osoba, któr widziae zeszej nocy, chciaa ci wykoczy.
- Jak to si stao, don Juanie, e przyja ona twoj posta?
- To bardzo proste. Ona jest diablero i ma dobrego pomocnika po drugiej stronie. Ale udawanie mnie nie poszo jej zbyt dobrze i nie dae si nabra na jej sztuczki.
- Czy pomocnik po drugiej stronie jest tym samym co sprzymierzeniec?
- Nie, pomocnik to wspomoyciel diablero. Jest to duch yjcy po drugiej stronie wiata, który pomaga diablero w wywoywaniu choroby i bólu. Pomaga mu take zabija.
- Czy diablero te moe mie sprzymierzeca, don Juanie?
- To wanie diableros maj sprzymierzeców, nim jednak zdoaj ich oswoi, zwykle zapewniaj sobie pomocników w wypenianiu swych celów.
- A ta kobieta, która przybraa tw posta, don Juanie? Czy ona ma tylko pomocnika, a nie sprzymierzeca?
- Nie wiem, czy ma, czy nie ma sprzymierzeca. Niektórzy ludzie nie lubi mocy sprzymierzeca i wol pomocnika. Oswoi sprzymierzeca nie jest atwo. atwiej uzyska pomocnika po drugiej stronie.
- A czy mylisz, e ja mógbym uzyska pomocnika?
- eby si o tym przekona, musisz si jeszcze wiele nauczy. Znalelimy si znowu w punkcie wyjcia, prawie tak samo jak owego dnia, kiedy si zjawie po raz pierwszy i poprosie mnie, bym ci opowiedzia o Mescalito, a ja musiaem odmówi, bo by nie zrozumia. Ta druga strona to wiat diableros. Sdz, e najlepiej byoby ci opowiedzie o moich wasnych doznaniach, tak jak to uczyni mój dobroczyca. By to diablero i wojownik; w swym yciu skama si ku sile i gwatownoci wiata. Ja jednak nie jestem ani jednym, ani drugim. Taka jest moja natura. Od samego pocztku ogldae mój wiat. Co si tyczy pokazania ci wiata mego dobroczycy, mog ci jedynie doprowadzi do jego wrót, a decyzj bdziesz musia podj sam, tak jak wycznie o wasnych siach bdziesz musia dy do jego poznania. Trzeba przyzna, e popeniem bd. Rozumiem ju, e o wiele lepiej zacz tak jak ja - samemu. O wiele atwiej przychodzi wówczas dostrzeenie, jak gboka, a mimo to prosta jest rónica. Diablero to diablero, a wojownik to wojownik. Albo czowiek, który wkracza na kolejne cieki ycia - to wszystko. Dzi nie jestem ani wojownikiem, ani diablero.
Ja wdruj tylko po ciekach obdarzonych sercem, po ciekach które mog mie serce. Po nich wdruj, by przemierzy je do koca; to jedyne wyzwanie warte podjcia. Oto którdy wdruj i patrz, patrz z zapartym tchem.
Przerwa. Jego twarz nabraa szczególnego wyrazu; wydawao si, e przepenia go niezwyka powaga. Nie wiedziaem, o co pyta ani co powiedzie. Cign dalej:
- Chodzi zwaszcza o to, eby nauczy si, jak dotrze do szczeliny pomidzy wiatami. Istnieje bowiem szczelina pomidzy dwoma wiatami: wiatem diableros i wiatem ywych ludzi. Istnieje miejsce, w którym oba te wiaty stykaj si z sob; tam wanie jest szczelina. Otwiera si i zamyka jak drzwi trcane podmuchami wiatru. Trzeba wielkiego wysiku woli, eby tam dotrze. Naleaoby stwierdzi, e czowiek musi wzbudzi w sobie nieodparte tego pragnienie, musi si powici wycznie temu. Ale trzeba tego dokona bez pomocy jakiejkolwiek potgi bd jakiegokolwiek czowieka. Nie wolno ustawa w tym deniu ani przestawa o tym rozmyla, dopóki nie nadejdzie moment gotowoci do odbycia takiej wyprawy. Zapowiedzi jego nadejcia jest uporczywe drenie czonków ciaa i gwatowne wymioty.
Czowiek nie moe zwykle spa ani je, opuszczaj go siy. Gdy konwulsje nie ustaj, pojawia si stan gotowoci, a szczelina pomidzy wiatami ukazuje si tu przed oczami, podobna do wielkich wrót falujcych w dó i w gór. Gdy szczelina rozchyli si, czowiek powinien si .przez ni przelizgn.
Trudno cokolwiek dojrze po drugiej stronie owej granicy. Wieje wiatr jak podczas burzy piaskowej. Wszdzie tworz si wietrzne wiry. Czowiek musi wówczas pody w dowolnym kierunku. Podró bdzie trwaa krótko lub dugo, w zalenoci od siy jego woli. Ludzie obdarzeni siln wol podróuj krótko, a sabi i niezdecydowani dugo i niepewnie. Kiedy podró dobiegnie koca, czowiek znajdzie si na swego rodzaju paskowyu. Niektóre jego cechy da si wyranie wyróni. Jest to paski teren wznoszcy si ponad ziemi. Mona go rozpozna po wietrze, który wieje tam z jeszcze wiksz si, smagajc po twarzy i wypeniajc ca okolic rykiem. U szczytu paskowyu znajduje si wejcie do innego wiata. Oba wiaty odgrodzone s od siebie powok, przez któr umarli przechodz bezgonie, my jednak musimy przebi si przez ni krzykiem. Wiatr przybiera na sile, jest to ten sam nieokiezany wiatr, który szaleje na paskowyu. W miar jak wiatrowi przybywa siy, czowiek take musi by coraz bardziej nieugity, eby móg stoczy z nim walk. Wystarczy mu agodne popchnicie, wcale nie musi da si zdmuchn a na krace tamtego wiata.
Znalazszy si po drugiej stronie, czowiek bdzie musia sporo si nawdrowa. Jeli bdzie mia szczcie, znajdzie w pobliu pomocnika, niedaleko od wejcia. Trzeba poprosi go o pomoc. Wasnymi sowami trzeba poprosi go o to, eby nauczy wdrowca, jak zosta diablero. Jeli pomocnik wyrazi zgod, natychmiast zabije podrónika i udzieli trupowi nauki. Odbywajc podró samemu, moesz - jeli szczcie bdzie ci sprzyjao - odnale wielkiego diablero w pomocniku, który ci zabije i bdzie ci uczy. Najczciej jednak napotyka si poledniejszych brujos, którzy mog nauczy bardzo niewiele. Nikt z nas nie jest jednak wadny odmówi. W najlepszym razie znajdziesz pomocnika rodzaju mskiego, wówczas za nie padniesz ofiar diablery, która przysporzyaby ci niewymownych cierpie. Wszystkie kobiety s takie. To jednak zaley wycznie od szczcia, chyba e nasz dobroczyca jest wielkim diablero, w tym bowiem wypadku bdzie on mia wielu pomocników w tamtym wiecie i skieruje wdrowca do którego z nich. Takim czowiekiem by mój dobroczyca. Poleci mi spotka si z jego pomocnikiem - duchem.
Po powrocie bdziesz ju innym czowiekiem. Odczujesz potrzeb czstych powrotów, eby zobaczy si z twym pomocnikiem. Bdziesz take odczuwa potrzeb, eby coraz bardziej oddala si od wejcia, a pewnego dnia odejdziesz za daleko i nie bdziesz móg wróci. Niekiedy diablero moe schwyta dusz, przepchn j przez wejcie i pozostawi pod stra swego pomocnika, dopóki ten nie odbierze tej osobie caej siy woli. W innych wypadkach - na przykad w twoim - dusza naley do osoby o silnej woli i wtedy diablero moe j zamkn w swoim kapciuchu, bo tak najatwiej j si nosi. W takich wypadkach jak twój problem moe rozwiza walka, w której diablero wszystko wygra lub wszystko utraci. Tym razem walk przegraa i musiaa wypuci tw dusz. Gdyby wygraa, oddaaby j na wasno swemu pomocnikowi.
- Ale jak to si stao, e wygraem?
- Nie ruszae si ze swego miejsca. Wystarczyo, eby oddali si na cal, a nic by z ciebie nie zostao. Uznaa, e najlepszym momentem do zadania ciosu bdzie chwila, gdy si oddal, i poszo jej niele. Nie powiodo si jej jednak dlatego, e nie wzia pod uwag, e masz gwatown natur, a take dlatego, e pozostae na swym miejscu, a tam bye nie do pokonania.
- W jaki sposób zabiaby mnie, gdybym si poruszy?
- Zadaaby ci cios podobny do uderzenia pioruna. Przede wszystkim jednak zabraaby ci dusz, i to by ci wykoczyo.
- Co teraz bdzie, don Juanie?
- Nic. Odzyskae dusz. Stoczye walk, co si zowie. Wiele si nauczy wczorajszej nocy.
Udalimy si nastpnie na poszukiwania rzuconego przeze mnie kamienia. Don Juan stwierdzi, e gdybymy zdoali go odnale, moglibymy mie absolutn pewno, e jest po wszystkim. Szukalimy prawie trzy godziny. Wydawao mi si, e potrafi go rozpozna, ale nie udao mi si.
Wczesnym wieczorem tego samego dnia don Juan zabra mnie w góry otaczajce jego dom. Udzieli mi tam wyczerpujcych poucze o konkretnych technikach prowadzenia walki. W pewnej chwili - powtarzajc niektóre zalecane przeze posunicia - znalazem si sam. Wbiegem po zboczu i zabrako mi tchu. Obla mnie obficie pot, mimo to byo mi zimno. Kilkakrotnie zawoaem don Juana, ale nie odpowiedzia, a ja zaczem odczuwa osobliwy niepokój. Usyszaem szelest dobiegajcy z poszycia, jakby kto si do mnie zblia. Nasuchiwaem z wielk uwag, ale owe odgosy umilky, nastpnie za rozlegy si znowu, goniej i bliej. Przebiega mi wówczas przez gow myl, e wydarzenia poprzedniej nocy si powtórz. W cigu kilku sekund ogarn mnie strach zgoa niewyobraalny. Szelest przybliy si, a mnie zaczy opuszcza siy. Chciaem krzycze, paka, ucieka lub straci przytomno. Kolana ugiy si pode mn; jczc, upadem na ziemi. Nie widziaem nawet najbliszego otoczenia. Z tego, co nastpio póniej, pamitam tylko tyle, e don Juan rozpali ognisko i rozmasowa mi skurczone minie nóg i ramion.
Stan gbokiego wyczerpania nie opuszcza mnie przez par godzin. Don Juan uzna póniej moj nieproporcjonaln reakcj za zjawisko normalne. Stwierdziem, e nie potrafi logicznie wytumaczy, z jakiego powodu wpadem w panik, on za odrzek, e to nie by strach przed mierci, lecz przed utrat duszy, co jest normalne u ludzi, którzy nie d nieugicie do celu.
Na tych przeyciach zakoczya si ostatnia lekcja, której udzieli mi don Juan. Postanowiem nie pobiera u niego wicej lekcji. I cho nie przesta si odnosi do mnie jak mój dobroczyca, jestem przekonany, e ulegem pierwszemu z wrogów czowieka wiedzy.
CZ DRUGA: ANALIZA STRUKTURALNA
Przedstawiony poniej schemat strukturalny, skonstruowany na podstawie danych na temat stanów rzeczywistoci niezwykej przedstawionych w pierwszej czci niniejszej ksiki, stanowi prób zademonstrowania wewntrznej spójnoci i logiki nauk don Juana. Konstrukcja ta skada si, jak mniemam, z czterech podstawowych zespoów poj: 1) czowiek wiedzy; 2) czowiek wiedzy posiada sprzymierzeca; 3) sprzymierzeniec kieruje si pewn regu; 4) potwierdzenie owej reguy odbywa si na drodze specjalnego konsensu. Owe cztery zespoy poj zbudowane s z kolei z pewnej liczby idei pomocniczych; peny schemat strukturalny obejmuje zatem wszystkie obdarzone istotnym znaczeniem pojcia, które zostay mi przedstawione, nim przerwaem nauk. W pewnym sensie owe zespoy pojciowe przedstawiaj kolejne poziomy analizy, z których kady stanowi modyfikacj poprzedniego (w zwizku z procedur potwierdzania specjalnego konsensu por. Dodatek A).
Poniewa owa konstrukcja pojciowa jest cile powizana ze znaczeniem wszystkich tworzcych j zespoów poj, wydaje si, e naley w tym miejscu poczyni nastpujce wyjanienie: w caej niniejszej pracy znaczenie ujte zostao tak, jak ja je pojmowaem. Pojcia skadajce si na wiedz don Juana, przedstawion tak, jak to tutaj uczyniem, nie mog by uwaane za dokadn replik jego wypowiedzi. Pomimo caego wysiku, jaki woyem w prób jak najwierniejszych rekonstrukcji, na ich znaczeniu musia odcisn si lad moich wysików klasyfikacyjnych.
Ukad nadany owym czterem podstawowym zespoom poj tworzcych niniejszy schemat strukturalny stanowi jednak pewien cig logiczny, który wydaje si wolny od wpywu zewntrznych metod klasyfikacji mego wasnego pomysu. Co si wszake tyczy idei wchodzcych w skad poszczególnych zespoów poj, nie sposób wykluczy czynnika subiektywnego. W niektórych wypadkach elementy narzuconej z zewntrz klasyfikacji s niezbdne w celu nadania opisywanym przez nie zjawiskom zrozumiaej postaci. Jeli za taki wanie cel postawiono tu sobie, to jedynym sposobem jego osignicia byo ustawiczne przeskakiwanie od domniemanych sensów oraz schematu klasyfikacyjnego nauczyciela do sensów i klasyfikacji rekonstruowanych przez ucznia.
PORZDEK OPERACYJNY
PIERWSZY ZESPÓ: CZOWIEK WIEDZY
Na samym wstpie mego terminowania don Juan oznajmi, e celem jego nauk jest “ukazanie, jak zosta czowiekiem wiedzy". Stwierdzenie to czyni punktem wyjcia. Jest oczywiste, e zostanie czowiekiem wiedzy stanowi cel operacyjny. Jest równie oczywiste, e wszystkie czci uporzdkowanych nauk don Juana s tak pomylane, by cel ten w taki czy inny sposób osign. Moje rozumowanie opiera si tu na zaoeniu, e w tej konkretnej sytuacji ów cel operacyjny, nazywany “czowiekiem wiedzy", musi stanowi niezbdny warunek wytumaczenia okrelonego “porzdku operacyjnego". Wolno zatem wycign z tego wniosek, e aby zrozumie ów
operacyjny porzdek, trzeba zrozumie przypisany mu cel: pojcie czowieka wiedzy.
Ustaliwszy, e “czowiek wiedzy" jest pierwszym strukturalnym zespoem pojciowym, mogem dokona bez wahania nastpujcego uszeregowania siedmiu wchodzcych w jego skad poj: 1) zostanie czowiekiem wiedzy jest kwesti nauki; 2) czowiek wiedzy nieugicie dy do celu; 3) czowieka wiedzy charakteryzuje jasno umysu; 4) zostanie czowiekiem wiedzy to kwestia wytonej pracy; 5) czowiek wiedzy jest wojownikiem; 6) zostanie czowiekiem wiedzy to proces cigy; 7) czowiek wiedzy posiada sprzymierzeca.
Owych siedem poj tworzy wtki tematyczne przewijajce si w naukach i okrelajce charakter caej wiedzy don Juana. O ile operacyjnym celem jego nauk jest uksztatowanie czowieka wiedzy, o tyle wszystko, czego uczy, zabarwione jest specyficznymi cechami charakterystycznymi, znamionujcymi kady z owych siedmiu wtków. Wspólnie tworz one pojcie “czowieka wiedzy" w znaczeniu okrelonego sposobu postpowania, stanowicego punkt kocowy dugotrwaego i niebezpiecznego treningu. “Czowiek wiedzy" nie stanowi wszake podrcznika zachowa, lecz jest zespoem zasad obejmujcych wszelkie niecodzienne okolicznoci zwizane ze zdobywaniem wiedzy.
Kady z owych siedmiu wtków tematycznych skada si z kolei z rozmaitych innych poj, które dotycz rónych ich aspektów.
Z wypowiedzi don Juana mona byo wycign wniosek, e czowiek wiedzy moe by diablero, czyli czarnoksinikiem; wyzna, e by nim jego nauczyciel, on sam te nim by w przeszoci, cho niektóre aspekty czarno-ksistwa przestay go interesowa. Poniewa celem jego nauk jest ukazanie, jak zosta czowiekiem wiedzy, a jego wiedza sprowadza si do tego, jak by diablero, móg istnie wewntrzny zwizek pomidzy czowiekiem wiedzy i diablero. Jakkolwiek don Juan nigdy nie uywa obu tych okrele wymiennie, prawdopodobiestwo wystpowania takiego zwizku zwikszao moliwo, e pojcie “czowieka wiedzy" wraz z jego siedmioma wtkami tematycznymi i ich elementami skadowymi wyczerpuje teoretycznie wszystkie moliwe sytuacje, jakie mog zaistnie w trakcie stawania si diablero.
Aby zosta czowiekiem wiedzy, trzeba podj nauk
Z pierwszego wtku tematycznego wynika, e nauka stanowi jedyny sposób zostania czowiekiem wiedzy, to za wie si z kolei z podjciem zdecydowanej próby osignicia okrelonego celu. Zostanie czowiekiem wiedzy jest produktem kocowym pewnego procesu w odrónieniu od natychmiastowego osignicia wiedzy w wyniku aktu aski bd interwencji si nadprzyrodzonych. Moliwo nauczenia si, jak zosta czowiekiem wiedzy, gwarantuje istnienie okrelonego systemu nauczania prowadzcego do osignicia tego celu.
Pierwszy wtek skada si z trzech elementów: 1) nie istniej adne jawne wymogi bdce warunkiem zostania czowiekiem wiedzy; 2) istniej pewne wymogi ukryte; 3) o tym, kto moe podj nauk pozwalajc zosta czowiekiem wiedzy, decyduje bezosobowa potga.
Pozornie nie istniej adne jawne warunki wstpne decydujce o tym, kto jest, a kto nie jest predestynowany do podjcia nauki sposobów zostania czowiekiem wiedzy. Teoretycznie zadania tego mógby si podj kady, kto tylko by tego zapragn. W praktyce jednak istnieje sprzeczno pomidzy tym stanowiskiem a faktem e don Juan dokonuje jako nauczyciel wyboru swych uczniów.
W istocie kady dziaajcy w tych okolicznociach nauczyciel dobieraby sobie uczniów, konfrontujc ich z pewnymi ukrytymi warunkami wstpnymi. Konkretny charakter tych wstpnych wymogów nie zosta nigdy sformalizowany; don Juan napomkn jedynie, e istniej pewne wskazówki, o których naley pamita, zastanawiajc si nad ewentualnym uczniem. Wskazówki owe maj ujawni, czy kandydat posiada pewn dyspozycj charakterystyczn, któr don Juan nazywa “nieugitym deniem do celu", czy te jej nie posiada.
Niemniej jednak ostateczna decyzja w sprawach dotyczcych moliwoci zostania czowiekiem wiedzy naley do pewnego potnego czynnika bezosobowego, znanego don Juanowi, lecz pozostajcego poza sfer jego aktów wolicjonalnych. Owej bezosobowej potdze przypisuje si zdolno wskazania waciwej osoby, co czyni ona, pozwalajc tej osobie dokona jakiego niezwykego wyczynu bd wytwarzajc wokó niej jak osobliw sytuacj. Std te nigdy nie zachodzi konflikt pomidzy brakiem jawnych wymogów wstpnych a istnieniem takich wymogów ukrytych.
Czowiek wyowiony w ten sposób sporód innych zostaje terminatorem. Don Juan nazywa go escogido, “wybracem". By escogido znaczy jednak co wicej, ni by zwykym uczniem. Escogido, tylko dlatego, e zosta wybrany przez bezosobow moc, uwaany jest za kogo rónicego si od zwykych ludzi. Uwaa si mianowicie, e ju otrzyma on pewn minimaln ilo mocy, której przybdzie mu w trakcie nauki.
Nauka jednak jest procesem cigych poszukiwa; zakada si, e moc, która powzia pocztkow decyzj - lub te jaka moc jej pokrewna - podejmie podobne decyzje take w kwestii, czy escogido moe kontynuowa nauk, czy te naley go uzna za pokonanego. Decyzje te przybieraj posta znaków wróebnych, które pojawiaj si w dowolnym momencie nauki. Wszelkie niecodzienne okolicznoci zwizane z postaci ucznia uwaa si równie za znaki tego rodzaju.
Czowiek wiedzy nieugicie dy do celu
Myl, e od czowieka wiedzy wymagane jest nieugite denie do celu, wie si z uskutecznianiem aktów woli. To, e nieugicie dy si do celu, oznacza, i moc woli wciela si w ycie niezbdny sposób postpowania, nie wykraczajc nigdy ani o cal poza granice zdobywanej wiedzy. Czowiek wiedzy potrzebuje nieugitej woli, by sprosta wymogom, jakie nakada na niego kady czyn speniany przeze w ramach zdobywanej wiedzy.
Wymogi, z jakimi wi si wszystkie akty tego rodzaju, a take to, e nie dopuszczaj one adnych odstpstw, a ich charakter jest z góry przesdzony - bez wtpienia nie s dla nikogo niczym miym, z której to przyczyny jedynym jawnym warunkiem wstpnym stawianym ewentualnemu uczniowi jest minimum nieugitoci w deniu do celu.
Na nieugite denie do celu skadaj si: 1) umiarkowanie; 2) roztropno; 3) brak swobody innowacyjnej.
Od czowieka wiedzy wymaga si umiarkowania, gdy znakomita wikszo czynów o charakterze obowizkowym wie si z sytuacjami bd zdarzeniami wykraczajcymi poza ramy codziennego ycia, bd te nietypowymi w zwyczajnym dziaaniu, a czowiek, który ma je spenia, musi zdoby si na niezwyky wysiek, ilekro podejmuje dziaanie. Wynika z tego, e zdolno do podejmowania tak wielkiego wysiku mona posi, zachowujc umiarkowanie we wszelkich innych dziaaniach nie majcych bezporedniego zwizku z tymi, których charakter przesdzony jest z góry.
Poniewa wszystkie czyny ustalone s z góry i maj charakter obowizkowy, czowiek wiedzy musi wykaza si roztropnoci. Nie chodzi przy tym tylko o zdrowy rozsdek, lecz take o umiejtno dokonania oceny okolicznoci towarzyszcych kadej sytuacji wymagajcej dziaania. Oceny takiej mona dokona na podstawie zebranych razem wszystkich elementów nauk, które naley traktowa jako logiczne zasady postpowania stojce do naszej dyspozycji w chwili, gdy tylko trzeba przystpi do dziaania. Instrukcje tego rodzaju podlegaj zatem ustawicznym zmianom, w miar jak wzrasta liczba przyswajanych sobie elementów nauki, zawsze jednak wynika z nich pewno, e kady czyn obowizkowy, który naley speni, jest w istocie najwaciwszy w danej sytuacji.
W zwizku z owym z góry powzitym i obowizkowym charakterem dziaania przymus spenienia okrelonych czynów oznacza brak swobody innowacyjnej. System, jakim don Juan posuguje si, przekazujc wiedz, jest tak dobrze ugruntowany, e wyklucza jakiekolwiek moliwoci jego zmienienia.
Czowieka wiedzy charakteryzuje jasno umysu
Jasno umysu stanowi ten wtek tematyczny, który sprawia, e ma si poczucie zdania w okrelonym kierunku. To, e wszystkie czyny s z góry ustalone, oznacza, e orientacja w zakresie przekazywanej wiedzy jest równie z góry przesdzona, dlatego te jasno umysu obdarza wycznie poczuciem, e poda si w okrelonym kierunku. Nieustannie potwierdza ona zasadno obranego kursu na podstawie skadajcych si na ni trzech idei: 1) swobody poszukiwania cieki; 2) znajomoci okrelonego celu oraz 3) elastycznoci.
Uwaa si, e czowiek ma swobod poszukiwania swej cieki. Wolno wyboru nie staje w sprzecznoci z brakiem swobody innowacyjnej; midzy oboma pojciami nie zachodzi konflikt ani tez nie kóc si one z sob. Swoboda poszukiwania cieki wie si z wolnoci wyboru sporód rozmaitych moliwoci dziaania, równych sobie pod wzgldem skutecznoci i moliwoci zastosowania. Kryterium wyboru stanowi wyszo jednej moliwoci nad inn, o czym przesdzaj preferencje danego czowieka. W istocie rzeczy swoboda w wyborze cieki obdarza poczuciem ukierunkowania na podstawie artykulacji osobistych skonnoci.
Innym sposobem wywoania poczucia ukierunkowania jest sformuowanie sdu, i kade dziaanie podejmowane w ramach przekazywanej wiedzy ma na celu co konkretnego. Od czowieka wiedzy wymaga si przeto jasnoci umysu, aeby móg on zharmonizowa konkretne powody swego dziaania z konkretnymi celami przywiecajcymi wszelkiemu dziaaniu. Znajomo konkretnych celów kadego dziaania jest wskazówk, której czowiek wiedzy uywa w ocenie okolicznoci towarzyszcych jakiejkolwiek potrzebie dziaania.
Inny aspekt jasnoci umysu wyraa si w przekonaniu, e czowiek wiedzy - aby z tym lepszym skutkiem wykona swe obowizkowe czynnoci - musi zaangaowa wszystkie zasoby, jakie dziki naukom otrzyma we wadanie. Na tym polega idea gitkoci. Rodzi ona poczucie ukierunkowania, wywoujc u czowieka uczucie, e jest elastyczny i zaradny. Przymusowy charakter wszystkich czynnoci wywoywaby wraenie sztywnoci i jaowoci, gdyby nie owo wyobraenie, e czowiek wiedzy musi by elastyczny.
Aby zosta czowiekiem wiedzy, potrzeba wytonej pracy
Czowiek wiedzy musi posiada lub te rozwin u siebie w trakcie treningu wszechstronn zdolno do wysiku. Don Juan twierdzi, e aby zosta czowiekiem wiedzy, potrzeba wytonej pracy. W pojciu tym zawiera si zdolno 1) do dramatycznego wysiku; 2) do osignicia skutecznoci oraz 3) do sprostania wyzwaniu.
Na ciece czowieka wiedzy na plan pierwszy wysuwa si z pewnoci dramatyzm, wymagajcy szczególnego wysiku w odpowiedzi na sytuacje stawiajce czowieka wiedzy wobec dramatycznych wyzwa. Obierajc za przykad zachowanie don Juana, mona by na pierwszy rzut oka odnie wraenie, e w jego wypadku ów dramatyczny wysiek sprowadza si wycznie do jego maniackiego upodobania do bazenady. Jego dramatyczny wysiek jest wszake zawsze czym znacznie wicej ni zabaw w aktora; stanowi on raczej akt gbokiej wiary. Poprzez dramatyczny wysiek nadaje on wszystkim wykonywanym przez siebie czynnociom charakter osobliwie nieodwoalny, wskutek czego na scenie, na której dokonuje on swoich czynów, mier jest jednym z gównych bohaterów. Jest zrozumiae, e w trakcie nauki naley si powanie liczy z moliwoci mierci, a ta z powodu niebezpiecznego charakteru wszystkiego, z czym styka si czowiek wiedzy, nic wic dziwnego, e dramatyczny wysiek pyncy z pewnoci, e mier to aktor wszdobylski, jest czym wicej ni bazenad.
Z wysikiem wiza si nie tylko dramatyzm, lecz take potrzeba skutecznoci. Wysiek musi by skuteczny; powinien charakteryzowa si odpowiednim ukierunkowaniem oraz przydatnoci. Widmo zagraajcej mierci rodzi nie tylko dramatyzm nadajcy wszystkiemu odpowiedni wag, lecz take pewno, e kade dziaanie wie si z walk o przetrwanie, jeli za wysiek nie speniaby wymogu skutecznoci, musiaby prowadzi do zagady.
Z wysikiem wie si take idea wyzwania, czyli aktu pozwalajcego sprawdzi oraz udowodni, czy dana osoba potrafi speni waciwy czyn, nie wykraczajc poza cile wytyczone granice wiedzy.
Czowiek wiedzy jest wojownikiem
Egzystencja czowieka wiedzy stanowi pasmo nieustannych zmaga, wyobraenie za, zgodnie z którym uwaa si on za wojownika wiodcego ycie wojownika, dostarcza sposobów zapewnienia sobie emocjonalnej równowagi. Na pojcie czowieka wojujcego skadaj si cztery elementy: 1) czowiek wiedzy musi odczuwa szacunek; 2) musi odczuwa lk; 3) musi mie oczy szeroko otwarte; 4) musi ufa we wasne siy.
Bycie wojownikiem stanowi zatem pewn form samodyscypliny, kadc nacisk na indywidualne osignicia; a mimo to postaw t znamionuje zredukowanie interesu osobistego do minimum, jako e w zdecydowanej wikszoci przypadków interesu osobistego nie sposób pogodzi z rygorem koniecznym przy spenianiu wszelkich ustalonych z góry i obowizkowych czynnoci.
Na czowieku wiedzy wystpujcym w roli wojownika spoczywa obowizek odnoszenia si z naleytym szacunkiem do wszystkiego, czym si zajmuje; wszystko, co wie si z jego wiedz, powinien traktowa z gbokim szacunkiem, a tym samym uwaa za obdarzone gbokim sensem. Poczucie respektu równa si tutaj waciwej ocenie wasnego, pozbawionego znaczenia potencjau w konfrontacji z Nieznanym.
Jeli czowiek myli tymi kategoriami, w sposób logiczny rozciga pojcie szacunku na wasn osob, poniewa o sobie nie wiemy tak samo nic jak o Nieznanym. Kultywowanie tak powanie pojmowanego uczucia szacunku czyni z przyswajania sobie owej specyficznej wiedzy, która w przeciwnym razie mogaby si wydawa absurdem, nadzwyczaj racjonaln alternatyw.
Z yciem wojownika wie si take konieczno dowiadczania i starannej analizy uczucia lku. Idea polega na tym, by pomimo lku nie przerywa wykonywanych przez siebie czynnoci. Istnieje zaoenie, e lk mona pokona i e w yciu czowieka wiedzy nadchodzi moment jego przezwycienia, wpierw jednak trzeba sobie ów lk uwiadomi i niezwocznie zanalizowa to uczucie. Don Juan twierdzi, e strach mona pokona, jedynie z nim walczc.
Czowiek wiedzy powinien take - jako wojownik - mie oczy szeroko otwarte. Czowiek wojujcy musi zachowywa czujno, aeby jego uwagi nie uszy czynniki zwizane z dwoma nadrzdnymi aspektami wiadomoci: 1) ze wiadomoci celu oraz 2) ze wiadomoci oczekiwanych zmian.
wiadomo celu polega na uwiadomieniu sobie czynników wicych si z reakcj zachodzc pomidzy konkretnym celem jakiejkolwiek obowizkowej czynnoci a wasnym celem dziaania. Poniewa wszelkie czynnoci obowizkowe posiadaj okrelony cel, czowiek wiedzy musi umie w kadym momencie zestawi okrelony cel kadego obowizkowego czynu z tym celem, który przywieca w mylach jego pragnieniu dziaania.
Za spraw uwiadomienia sobie owej reakcji czowiek wiedzy jest take zdolny uwiadomi sobie to, co uwaa si za oczekiwane zmiany. To, co nazywam tu “wiadomoci oczekiwanych zmian", odnosi si do pewnoci, e w kadym momencie czowiek potrafi ustali wszystkie istotne zmienne, jakie implikuje relacja zachodzca pomidzy konkretnym celem kadego dziaania a jego wasnym powodem dziaania. Zakada si, e dziki wiadomoci oczekiwanych zmian czowiek potrafi odkry najdrobniejsze zmiany. Owa wiadomo zachodzcych zmian pozwala rozpozna i zinterpretowa znaki wróebne i inne niezwyke wydarzenia.
Ostatni aspekt waciwego postpowania wojownika wyraa si potrzeb wiary we wasne siy, to znaczy przekonaniem, e konkretny cel podjtego dziaania nie moe by inny, bo tylko takie dziaanie jest moliwe w danej sytuacji. Gdyby nie wiara we wasne siy, czowiek nie zdoaby speni jednego z najwaniejszych celów nauki: nie potrafiby uczyni ze swej wiedzy potgi.
Proces stawania si czowiekiem wiedzy nigdy si nie koczy
Los czowieka wiedzy nie jest przesdzony raz na zawsze. Nigdy nie mona mie pewnoci, e przebywszy kolejne, ustalone z góry etapy poznawania wiedzy, zostanie si czowiekiem wiedzy. Mona domniemywa, e funkcja tych etapów sprowadza si wycznie do ukazania sposobu zostania czowiekiem wiedzy. Jest to wic zadanie, którego nie da si wykona w peni, a raczej cigy proces obejmujcy: 1) przekonanie, e zabiegi w celu zostania czowiekiem wiedzy naley ponawia; 2) przekonanie o ludzkiej nietrwaoci oraz 3) przekonanie, e naley kroczy ciek obdarowan sercem.
Potrzeba cigego wznawiania zabiegów w celu zostania czowiekiem wiedzy znajduje wyraz w wtku czterech symbolicznych wrogów, których napotyka na ciece wiedzy (strach, jasno umysu, moc i staro). Wznowienie tych zabiegów wie si z potrzeb uzyskania i zachowania samokontroli. Czowiek wiedzy z prawdziwego zdarzenia powinien stoczy bitw z kadym z owych czterech wrogów po kolei, co ma trwa do ostatnich chwil jego ycia, taki jest bowiem warunek czynnego zaangaowania si w proces stawania si czowiekiem wiedzy. Jednak pomimo rzeczywistego wznowienia zabiegów wynik walki jest z góry przesdzony - musi on ulec ostatniemu ze swych symbolicznych wrogów. Na tym polega przekonanie o nietrwaoci.
Wyrównaniem owego braku, którym jest ludzka nie-trwao, jest wyobraenie, e naley kroczy “ciek obdarzon sercem". cieka serca to wyraone na sposób metaforyczny twierdzenie, e pomimo cechujcej go nietrwaoci czowiek nie powinien przerywa marszu; powinien znajdowa zadowolenie i spenia tkwice w nim moliwoci w akcie wyboru alternatywy obcionej najwiksz odpowiedzialnoci i cakowitej z ni identyfikacji.
Syntez przesanek caej swej wiedzy zawar don Juan w metaforze, i dla niego istotne jest to, by odnale ciek, która ma serce, i przemierzy j do koca; to ma oznacza, e wystarczy mu identyfikacja z alternatyw obcion odpowiedzialnoci. Móg poprzesta na samej podróy; ywienie nadziei na dotarcie do jakiego staego miejsca wykracza poza granice jego wiedzy.
DRUGI ZESPÓ: CZOWIEK WIEDZY MA SPRZYMIERZECA
Wyobraenie, e czowiek wiedzy posiada sprzymierzeca, jest najwaniejszym z siedmiu wtków skadowych, tylko ono bowiem jest niezbdne do objanienia, czym jest czowiek wiedzy. Wedle schematu kwalifikacyjnego don Juana czowiek wiedzy posiada sprzymierzeca, przecitny czowiek go nie posiada i wanie na tym polega rónica pomidzy czowiekiem wiedzy a zwykymi ludmi.
Don Juan zdefiniowa sprzymierzeca jako “moc zdoln przenie czowieka poza jego wasne granice", co oznacza, e sprzymierzeniec jest potg umoliwiajc nam wykraczanie poza obrb zwykej rzeczywistoci. Z tego zatem, e posiada on sprzymierzeca, wynika, i posiada moc, sam za fakt, e czowiek wiedzy posiada sprzymierzeca, stanowi samoistny dowód osignicia operacyjnego celu pobieranych nauk. Poniewa ów cel polega na tym, eby ukaza, jak zosta czowiekiem wiedzy, czowiek wiedzy natomiast posiada sprzymierzeca, mona sformuowa operacyjny cel nauk don Juana w ten sposób, e wskazuj one równie, jak pozyska sprzymierzeca. Pojcie “czowieka wiedzy", ujmowane jako filozoficzne ramy, w których porusza si wojownik, ma sens dla kadego, kto chce y w ich obrbie jedynie wówczas, gdy posiada sprzymierzeca.
Sklasyfikowaem ten ostatni wtek wchodzcy w zakres pojcia “czowieka wiedzy" jako drug podstawow jednostk strukturaln z powodu jej niezbdnoci w wyjanieniu, czym jest czowiek wiedzy.
W naukach don Juana wystpuj dwaj sprzymierzecy. Pierwszy z nich zawarty jest w rolinach z rodzaju Datura, zwanych popularnie bieluniem. Don Juan posuguje si jedn z hiszpaskich nazw owej roliny - yerba del diablo (czarcie ziele), nazywajc w ten sposób owego sprzymierzeca i twierdzc, e zawiera go dowolny gatunek Datura. Kady czarownik powinien jednak wyhodowa swe wasne okazy, wasne nie tylko w tym znaczeniu, e bd jego prywatn wasnoci, lecz take w tym, e mona je identyfikowa z jego osob.
Okazy hodowane przez don Juana nale do gatunku Datura inoxia; wydaje si jednak, e brak jakiegokolwiek zwizku pomidzy tym faktem a rónicami, jakie mog wystpowa midzy oboma dostpnymi dla niego gatunkami bielunia.
Drugi sprzymierzeniec zawarty jest w grzybie, który, jak stwierdziem, naley do rodzaju Psilocybe; jest to najprawdopodobniej Psilocybe mexicana, ale jest to klasyfikacja jedynie prowizoryczna, nie byem bowiem w stanie przyrzdzi preparatu do bada laboratoryjnych.
Don Juan nazywa swego sprzymierzeca humito (dymek), sugerujc, e jest on zbieny z dymem bd mieszank do palenia, któr przyrzdza z owego grzyba. O dymie mówi si tak, jakby rzeczywicie co zawiera, aczkolwiek don Juan stwierdzi jasno, e moc przypisana zostaa tylko jednemu gatunkowi Psilocybe, naley zatem zwraca specjaln uwag podczas zbierania, aby nie pomiesza go z którym z tuzina innych gatunków tego samego rodzaju rosncych w tym samym miejscu.
Ujmowane jako posiadajce znaczenie pojcie sprzymierzeca obejmuje nastpujce wyobraenia i ich rozwidlenia: 1) sprzymierzeniec pozbawiony jest ksztatu; 2) postrzega si go jako pewn jako; 3) daje si oswoi; 4) trzyma si pewnej reguy.
Sprzymierzeniec pozbawiony jest ksztatu
Uwaa si, e sprzymierzeniec jest czym, co istnieje poza czowiekiem i niezalenie od niego; cho jednak jest to twór odrbny, uwaa si, e pozbawiony jest ksztatu. Uznaem “bezksztatno" za stan bdcy przeciwiestwem “posiadania okrelonego ksztatu"; dokonaem owego rozrónienia z uwagi na to, e istniej inne siy podobne do sprzymierzeca, a posiadajce wyranie dajc si postrzec form. Bezksztatno sprzymierzeca oznacza, e nie posiada on wyranego bd te mglicie zarysowanego, a nawet dajcego si w ogóle zauway ksztatu, z czego wynika, e sprzymierzeniec jest zawsze niewidzialny.
W sprzymierzecu mona dopatrzy si pewnych cech
Prócz bezksztatnoci inn cech charakteryzujc sprzymierzeca wyraa przekonanie, e jest on postrzegalny jedynie jako pewna jako zmysowa; e za jest on pozbawiony ksztatu, jego obecno jest rozpoznawalna jedynie po wpywie, jaki wywiera na czarownika. Niektóre z przejawów owego wpywu don Juan klasyfikuje jako posiadajce cechy antropomorficzne. Przedstawia on sprzymierzeca jako obdarzonego natur istoty ludzkiej, z czego wynika, e pojedynczy czarownik jest w stanie dokona wyboru najodpowiedniejszego sprzymierzeca, porównujc wasny charakter z rzekomo antropomorficznymi cechami charakteru sprzymierzeca.
Obaj sprzymierzecy, których dotycz nauki, zostali przedstawieni przez don Juana tak, jakby wyposaeni byli w zestawy cech przeciwstawnych.
W systemie zarysowanym przez don Juana sprzymierzeniec zawarty w rolinie Datura inoxia posiada dwie cechy: podobny jest do kobiety i jest dawc zbytecznej mocy. Obie te cechy uwaa on za bardzo niepodane. Jego wypowiedzi na ten temat s jednoznaczne, podkrela on jednak równoczenie, e sd wartociujcy, który wygasza w tej kwestii, nosi znamiona czysto jednostkowego wyboru.
Najbardziej istotn cech jest z pewnoci to, co don Juan nazywa kobiec natur tej roliny. To jednak, e przedstawia j jako tak wanie, nie oznacza, e ów sprzymierzeniec jest jak esk potg. Wydaje si, e owa analogia z kobiet stanowi jedynie metaforyczny sposób definiowania tego, co don Juan uwaa za negatywne skutki dziaania owego sprzymierzeca. Zreszt sama hiszpaska nazwa roliny - yerba - z racji swego gramatycznego rodzaju eskiego moga przyczyni si do powstania owej kobiecej analogii. Tak czy owak, personifikacji sprzymierzeca, który przybiera posta posiadajcej kobiece cechy mocy, przypisuje si nastpujce cechy antropomorficzne: 1) zaborczo; 2) gwatowno; 3) nieobliczalno oraz 4) szkodliwo dziaania.
Don Juan sdzi, e sprzymierzeniec ów posiada zdolno zniewalania ludzi, którzy stali si jego zwolennikami; interpretuje t zdolno jako przejaw zaborczoci, któr przypisuje kobiecej naturze. Sprzymierzeniec zagarnia swych zwolenników w ten sposób, e usidla ich sw moc, wywouje poczucie uzalenienia, obdarza si fizyczn oraz dobrym samopoczuciem.
Uwaa si take, e ów sprzymierzeniec jest gwatownikiem. Wyrazem jego kobiecej agresywnoci jest zmuszanie zwolenników do uczestnictwa w niszczcych aktach brutalnej przemocy. Ta wanie cecha jego charakteru sprawia, e najbardziej odpowiada on ludziom z natury zapalczywym, którzy pragn odnale w przemocy klucz do osobistej potgi.
Inn kobiec cech sprzymierzeca jest nieobliczalno. Wedug don Juana oznacza to, e dziaaniu sprzymierzeca zawsze brak logiki, podlega ono chaotycznym zmianom, których nie sposób przewidzie. Chcc przeciwdziaa owemu brakowi konsekwencji, czarownik musi podj mudny i dramatyczny wysiek zapanowania nad kadym szczegóem swych poczyna. Wszelki niekorzystny i nie dajcy si wytumaczy bdem lub niezrcznoci obrót wydarze interpretowany jest jako skutek owej typowo kobiecej nieobliczalnoci sprzymierzeca.
Z uwagi na jego zaborczo, gwatowno i nieobliczalno uwaa si, e w sumie sprzymierzeniec ów wywiera szkodliwy wpyw na swych zwolenników. Zdaniem don Juana sprzymierzeniec ten wiadomie dy do przekazania kobiecych cech swej natury i denia te udaje mu si speni.
Oprócz jednak swej kobiecej natury sprzymierzeniec ów posiada jeszcze jeden aspekt, równie postrzegany jako pewna jako: jest dawc zbytecznej mocy. Don Juan kadzie na to wielki nacisk, podkrelajc, e jako lojalny dawca mocy sprzymierzeniec ów nie ma sobie równych. Ma on jakoby obdarza swych zwolenników fizyczn si, miaoci i zdolnoci dokonywania niezwykych wyczynów. Wszelako w opinii don Juana tak niepomierna potga jest zbyteczna; twierdzi, e w kadym razie jemu nie jest ju ona do niczego potrzebna. Niemniej jednak dostrzega w niej siln zacht dla przyszych ludzi wiedzy, jeli wystpowaaby u nich wrodzona skonno do denia ku mocy.
Don Juan powtarza natomiast z uporem, e jego zdaniem sprzymierzeniec zawarty w grzybie Psilocybe mexicana posiada najwaciwsze i najkorzystniejsze cechy charakteru: 1) ma msk natur oraz 2) jest dawc ekstazy.
Definiuje tego sprzymierzeca jako antytez tego, który zawarty jest w rolinach z rodzaju Datura. Uwaa, e jest podobny do mczyzny, mski. Owa cechujca go msko wydaje si analogiczna do kobiecoci cechujcej drugiego sprzymierzeca, nie jest on zatem potg rodzaju mskiego, don Juan opisuje jednak skutki jego dziaania w taki sposób, który wedle niego odpowiada zachowaniu mczyzny. Równie w tym wypadku mski rodzaj gramatyczny hiszpaskiego wyrazu humito moe nasuwa analogi z moc msk.
Antropomorficzne cechy owego sprzymierzeca, uznawane przez don Juana za odpowiednie dla czowieka, przedstawiaj si, jak nastpuje: 1) nie ponosz go namitnoci; 2) jest agodny; 3) jego zachowanie daje si przewidzie oraz 4) wywiera dobroczynne skutki.
Don Juanowe wyobraenie o nie powodujcej si namitnociami sile tego sprzymierzeca wyraa si w przekonaniu, e jest uczciwe, i waciwie nigdy nie da on od swych zwolenników czynów ekstrawaganckich. Nie zamienia on nigdy ludzi w niewolników, poniewa nie nci ich atw potg, przeciwnie - Humito twardo sobie poczyna ze swymi zwolennikami.
To, e ów sprzymierzeniec nie prowokuje jawnie gwatownych zachowa, przydaje mu agodnoci. Mniema si, e wywouje on uczucie bezcielesnoci, w zwizku z czym don Juan definiuje go jako opanowanego, agodnego i obdarzajcego spokojem.
Mona take przewidzie jego zachowanie. Don Juan przedstawi skutki oddziaywania sprzymierzeca na jego zwolenników - co pokrywa si z doznaniami kadego czowieka z osobna - jako trwae i niezmienne; innymi sowy, skutki te niczym si nie róni, a jeli róni si, to tak nieznacznie, e uwaane s za identyczne.
W nastpstwie tego, e jest on beznamitny, agodny i przewidywalny, uwaa si, e sprzymierzeniec ten posiada jeszcze jedn msk cech: wywiera dobroczynny wpyw na charakter swych zwolenników. Owa msko Humito wywouje u nich stan niezwykle rzadki; emocjonaln równowag. Don Juan sdzi, e pod przewodem tego sprzymierzeca czowiek moe zapanowa nad swym sercem i osign wewntrzn stabilno. Za ukoronowanie wszystkich opisanych powyej mskich cech uznawana jest zdolno wywoywania ekstazy. Ten aspekt natury sprzymierzeca postrzegany jest równie jako pewna jako. Uwaa si, e Humito moe zabra swoim zwolennikom ciao, co ma im umoliwi wykonywanie specjalnego rodzaju czynnoci zwizanych ze stanem bezcielesnoci. Don Juan utrzymuje za, jakoby czynnoci owe niechybnie powodowa musiay stan ekstazy. Sprzymierzeniec zawarty w Psilocybe nadaje si idealnie dla ludzi wykazujcych wrodzone usposobienie kontemplacyjne.
Sprzymierzeniec daje si oswoi
Wyobraenie, zgodnie z którym sprzymierzeniec daje si oswoi, prowadzi do wniosku, e jest on moc moliw do wykorzystania. Don Juan tumaczy to przyrodzon sprzymierzecowi moliwoci uytecznej stosowalnoci; uwaa, e oswoiwszy sprzymierzeca, czarownik obejmuje we wadanie jego specyficzn moc, co oznacza, e moe on si ni posugiwa. Owa moliwo oswojenia sprzymierzeca przeciwstawiona zostaa innym, niezdolnym do tego, mocom, które podobne s do sprzymierzeca z tym tylko wyjtkiem, e nie da si nimi manipulowa.
Manipulowanie sprzymierzecem ma dwa aspekty: 1) sprzymierzeniec jest wehikuem; 2) sprzymierzeniec jest pomocnikiem.
Sprzymierzeniec jest wehikuem w tym sensie, e suy do przenoszenia czarownika w sfer rzeczywistoci niezwykej. Co si tyczy wiedzy posiadanej przeze mnie, mógbym stwierdzi, e jako wehikuy suyli obaj sprzymierzecy, cho implikacje owej funkcji byy w kadym wypadku odmienne.
Ogólnie niepodane cechy sprzymierzeca zawartego w Datura inoxia - zwaszcza za jego nieobliczalno - czyni ze wehiku niebezpieczny, na którym nie mona polega. Jedynym moliwym zabezpieczeniem przed cechujcym go brakiem konsekwencji jest rytua. Nawet on jednak nie jest w stanie zagwarantowa stabilnoci sprzymierzeca; czarownik uywajcy go jako wehikuu musi przed przystpieniem do swych czynnoci czeka na znak wróebny.
Natomiast sprzymierzeniec zawarty w Psilocybe mexicana uwaany jest - wskutek swych cennych waciwoci - za stabilny i przewidywalny w reakcjach wehiku. W rezultacie przewidywalnoci jego zachowania czarownik korzystajcy ze nie musi dokonywa adnego obrzdu przygotowawczego.
Inny aspekt podatnoci sprzymierzeca na manipulacj wyraa si w przekonaniu, e jest on pomocnikiem. Funkcja pomocnika oznacza, e sprzymierzeniec - oddawszy czarownikowi usugi jako wehiku - nadaje si ponownie do wykorzystania jako przewodnik pomagajcy mu w osigniciu dowolnego celu, z którym udaje si on w sfer rzeczywistoci niezwykej.
Wystpujc w roli pomocników, obaj sprzymierzecy róni si swymi wyjtkowymi waciwociami. Stopie komplikacji oraz moliwo zastosowania tych waciwoci rosn w miar posuwania si po ciece wiedzy. Ogólnie jednak uwaa si, e sprzymierzeniec zawarty w Datura inoxia jest nadzwyczajnym pomocnikiem, penienie za przeze tej wanie funkcji uznawane jest za ukoronowanie posiadanej przeze zdolnoci obdarzania zbyteczn moc. Jednake w sprzymierzecu zawartym w Psilocybe mexicana upatrywany jest pomocnik jeszcze bardziej nadzwyczajny. Don Juan uwaa, e nie ma on sobie równych w funkcji pomocnika, w czym dopatruje si dodatkowego przejawu wszechstronnie pozytywnych cech jego charakteru.
TRZECI ZESPÓ: SPRZYMIERZENIEC TRZYMA SI PEWNEJ REGUY
Sporód wszystkich skadników pojcia “sprzymierzeca" jedynie przekonanie, e sprzymierzeniec trzyma si pewnej reguy, wydaje si nieodzowne w wyjanieniu, czym on jest. Wanie z powodu owej niezbdnoci umieciem je jako trzeci zespó podstawowy w mniejszym schemacie strukturalnym.
Ow regu, zwan przez don Juana równie prawem, naley uwaa za pojcie cile porzdkujce, regulujce wszelkie dziaania, które naley wykona, oraz zasady postpowania, których naley przestrzega, ilekro ma si styczno ze sprzymierzecem. Regu nauczyciel przekazuje uczniowi, najlepiej bez najmniejszej zmiany, opierajc si na trwaej sieci wzajemnych ich oddziaywa. Regua owa jest zatem czym wicej ni zespoem przepisów; stanowi ona raczej wieloczciowy zarys czynnoci, którymi naley si kierowa w procesie manipulowania sprzymierzecem.
Liczne elementy odpowiadayby niewtpliwie definicji don Juana, zgodnie z któr sprzymierzeniec jest “potg zdoln przenie czowieka ponad jego wasne ograniczenia". Rozumne byoby przypuszczenie - gdyby zgodzi si z tak definicj - e wszystko, co zdolno t posiada, mogoby by sprzymierzecem. Logicznie biorc, nawet stany fizyczne wywoane przez gód, zmczenie czy chorob itp. mogyby peni t rol, moliwe bowiem, e i one posiadaj ow zdolno przenoszenia czowieka poza obrb zwykej rzeczywistoci. Tymczasem przekonanie, e sprzymierzeniec trzyma si pewnej reguy, wyklucza wszystkie te ewentualnoci. Sprzymierzeniec to moc trzymajca si pewnej reguy. adne inne moliwoci nie mogyby by sprzymierzecem, poniewa nie trzymaj si adnych regu.
Pojcie reguy obejmuje nastpujce wyobraenia wraz z ich rozmaitymi skadnikami: 1) regua jest sztywna; 2) nie podlega kumulacji; 3) znajduje potwierdzenie w zwykej rzeczywistoci; 4) a take w rzeczywistoci niezwykej oraz 5) w drodze specjalnych uzgodnie.
Regua jest sztywna
Czynnoci skadajce si na trzon owej reguy stanowi niezbdne kroki, które naley podj, aby osign operacyjny cel nauki. Ów przymusowy charakter reguy znajduje wyraz w przekonaniu, e jest ona sztywna. Sztywno ta wie si cile z ide skutecznoci. Dramatyczny wysiek prowadzi do cigej walki o przetrwanie, w takiej za sytuacji jedynie spenienie najskuteczniejszych czynów moe zapewni przetrwanie. Poniewa odwoywanie si do dowiadcze indywidualnych jest niedopuszczalne, dziaania nakazywane przez regu stanowi jedyn moliwo przetrwania. Dlatego te regua musi by sztywna; musi spenia wymóg cisego podporzdkowania si zawartym w niej wskazaniom.
Podporzdkowanie si regule nie jest jednak absolutne. Odnotowaem jeden wypadek, w którym jej sztywny charakter uleg zawieszeniu. Don Juan zinterpretowa ów przykad odejcia od reguy, z którym zetknem si podczas nauki, jako specjaln korzy pync z bezporedniej interwencji sprzymierzeca. Chodzi o sytuacj, w której wskutek mego nie zamierzonego bdu w obchodzeniu si ze sprzymierzecem zawartym w Datura inoxia regua zostaa naruszona. Dokonujc ekstrapolacji tego incydentu, don Juan stwierdzi, e sprzymierzeniec posiada zdolno bezporedniego interweniowania nie pocigajcego za sob negatywnych i zwykle zgubnych skutków, jakie wynikaj z nieprzestrzegania jego reguy. W podobnych przejawach elastycznoci sprzymierzeca dopatrywano si zawsze rezultatu istnienia silnej wizi pokrewiestwa pomidzy nim a jego zwolennikiem.
Regua nie podlega kumulacji
W tym wypadku chodzi o zaoenie, e wszystkie moliwe do pomylenia metody manipulowania sprzymierzecem zostay ju wykorzystane. Teoretycznie regua nie podlega kumulacji - nie mona w aden sposób jej rozszerzy. Przekonanie o jej niekumulatywnym charakterze jest równie zwizane z pojciem skutecznoci. Poniewa regua okrela jedyn skuteczn moliwo przetrwania danej osoby, wszelkie próby jej zmienienia lub wprowadzenia jakichkolwiek innowacji uwaane s nie tylko za dziaanie zbyteczne, lecz take miertelnie niebezpieczne. Istnieje jedynie moliwo pomnoenia indywidualnej znajomoci reguy pod przewodem nauczyciela bd pod specjalnego rodzaju przewodem samego sprzymierzeca. Ten drugi wariant uwaany jest za przykad poznania bezporedniego, nie za dodatek do trzonu reguy.
Regua znajduje potwierdzenie w zwykej rzeczywistoci
Potwierdzenie reguy oznacza akt jej weryfikacji, sprawdzenia jej prawomocnoci w praktyce drog eksperymentu. Regua dotyczy zarówno rzeczywistoci zwykej, jak i niezwykej, tote potwierdzenie odbywa si na obu obszarach.
Sytuacje z obszaru zwykej rzeczywistoci, których dotyczy regua, s najczciej zgoa niecodzienne, bez wzgldu jednak na to, jak bardzo s niecodzienne, regua znajduje potwierdzenie w zwykej rzeczywistoci. Dlatego te uznaem, e ten temat wykracza poza ramy mniejszej pracy i e powinien si on sta przedmiotem odrbnego studium. W tej czci regua dotyczy szczegóów postpowania odnoszcego si do rozpoznawania, zbierania, mieszania, przygotowywania oraz przechowywania rolin dajcych moc, w których zawarci s sprzymierzecy, a take szczegóów innych sposobów wykorzystania tyche rolin i innych podobnych drobiazgów.
Regua znajduje potwierdzenie w rzeczywistoci niezwykej
Regua znajduje potwierdzenie take w rzeczywistoci niezwykej, przy czym odbywa si ono w ten sam praktyczny, eksperymentalny sposób, w który ustalono jej prawomocno w sytuacjach z zakresu zwykej rzeczywistoci. Idea praktycznego potwierdzenia wie si z dwoma pojciami: 1) pojciem spotka ze sprzymierzecem, które nazywaem stanami rzeczywistoci niezwykej, oraz 2) pojciem specyficznych celów reguy.
Stany rzeczywistoci niezwykej
Obie roliny mieszczce w sobie sprzymierzeców, jeli uywane s zgodnie z reguami owych sprzymierzeców, wywouj stany osobliwej percepcji, okrelane przez don Juana mianem spotka ze sprzymierzecem. Przywizuje on wielkie znaczenie do ich wywoywania, przekonany jest bowiem, e naley spotyka si ze sprzymierzecem moliwie jak najczciej w celu praktycznej, eksperymentalnej weryfikacji jego reguy. Towarzyszy temu zaoenie, e istnieje korelacja pomidzy moliwym do osignicia zakresem wiedzy a liczb spotka odbytych ze sprzymierzecem.
Jedyny sposób doprowadzenia do spotkania ze sprzymierzecem polega, rzecz jasna, na odpowiednim wykorzystaniu roliny, która go zawiera. Don Juan napomkn wszake, e osignwszy pewien stopie zaawansowania w jego poznawaniu, mona odbywa owe spotkania, nie korzystajc z roliny, co oznacza, e mona do nich doprowadzi samym aktem woli.
Spotkania ze sprzymierzecem nazwaem stanami rzeczywistoci niezwykej. Wybraem termin “rzeczywisto niezwyka", poniewa odpowiada on twierdzeniu don Juana, e spotkania odbywaj si w pewnym realnym kontinuum, w rzeczywistoci tylko odrobin rónicej si od zwykej rzeczywistoci codziennego ycia. Rzeczywisto niezwyka posiada zatem pewne okrelone cechy charakterystyczne, które kady moe zapewne uj w tych samych kategoriach. Don Juan nigdy nie nadawa im ksztatu cisej definicji, ale powcigliwo t mona przypisa przekonaniu, e wiedza kadego czowieka musi by spraw jego osobistej natury.
Na podstawie mych przey osobistych ustaliem ponisze cechy charakteryzujce stany rzeczywistoci niezwykej. I cho wydawaoby si, e ich pochodzenie jest czysto subiektywne, don Juan - na podstawie swej wiedzy - potwierdzi je i rozwin; sw nauk prowadzi tak, jakby tkwiy one w naturze rzeczywistoci niezwykej - 1) rzeczywisto niezwyka daje si wykorzysta; 2) posiada elementy skadowe.
Z pierwszej cechy charakterystycznej - z moliwoci jej wykorzystania - wynika, e moe ona odda rzeczywiste usugi. Don Juan wielokrotnie wyjania, e jego wiedza dotyczy przede wszystkim poszukiwania praktycznych rezultatów, które to denie znamionuje zarówno rzeczywisto zwyk, jak i niezwyk. Utrzymywa, jakoby jego wiedza zawieraa sposoby uczynienia rzeczywistoci niezwykej suebn, tak samo jak w wypadku zwykej rzeczywistoci. Zgodnie z tym twierdzeniem, stany wywoane przez sprzymierzeców wzbudzane s ze wiadom intencj ich wykorzystania. W tym konkretnym wypadku rozumowanie don Juana polegao na tym, e aranowanie spotka ze sprzymierzecami ma na celu poznanie ich tajemnic, wyranie za okrelon funkcj tego zaoenia jest wywietlenie innych subiektywnych pobudek, jakie mog towarzyszy poszukiwaniu stanów rzeczywistoci niezwykej.
Drug cech charakterystyczn tej rzeczywistoci jest to, e posiada ona elementy skadowe. Obejmuj one te rzeczy, dziaania i wypadki, które postrzegane s - jak gdyby zmysami - jako skadniki stanu rzeczywistoci niezwykej. Na peny obraz rzeczywistoci niezwykej skadaj si te elementy, które zdaj si posiada cechy zarówno skadników zwykej rzeczywistoci, jak i zwykych marze sennych, aczkolwiek ich status nie jest identyczny.
W mojej osobistej ocenie czci skadowe rzeczywistoci niezwykej posiadaj trzy, jedyne w swym rodzaju, cechy charakterystyczne: 1) stabilno; 2) niepowtarzalno oraz 3) brak zwykego konsensu. Cechy te nadaj im suszn odrbno, czynic z nich zjawiska charakteryzujce si bezbdnie rozpoznawaln niepowtarzalnoci.
Elementy skadowe rzeczywistoci niezwykej znamionuje stabilno w tym sensie, e s one niezmienne. Pod tym wzgldem przypominaj one czci skadowe zwykej rzeczywistoci, nigdy bowiem nie ulegaj zmianom ani nie znikaj, jak si to dzieje w wypadku elementów skadowych zwykych marze sennych. Wydaje si, e kady szczegó tworzcy dany element skadowy rzeczywistoci niezwykej charakteryzuje si wasn konkretnoci, któr postrzegam jako nadzwyczaj stabiln. Narzuca si ona z tak wyrazistoci, e pozwala mi to sformuowa kryterium, zgodnie z którym w obrbie rzeczywistoci niezwykej mona si zatrzyma i podda badaniu jakikolwiek jej element skadowy i czyni to, jak si wydaje, nieskoczenie dugo. Zastosowanie tego kryterium umoliwia odrónienie spowodowanych przez don Juana stanów rzeczywistoci niezwykej od innych stanów osobliwej percepcji, które mog mie pozór rzeczywistoci niezwykej, ale nie odpowiadaj owemu kryterium.
Druga cecha charakterystyczna skadników tworzcych rzeczywisto niezwyk - ich niepowtarzalno - oznacza, e kady szczegó tyche skadników stanowi pojedyncze, niepowtarzalne zjawisko, co sprawia wraenie, jakby kady szczegó by cakowicie autonomiczn czstk caoci lub jakby ukazyway si one pojedynczo. Z owej niepowtarzalnoci elementów skadowych zdaje si wynika jedyna w swym rodzaju konieczno, która moe wystpowa we wszystkich, mianowicie kategoryczna, palca potrzeba scalenia owych izolowanych szczegóów w jak rzeczywist scen, caociow kompozycj. Don Juan znakomicie zdaje sobie spraw z owej potrzeby i wykorzystuje j przy kadej sposobnoci.
Trzeci wyjtkow cech charakterystyczn elementów skadowych - najbardziej dramatyczn - jest brak zwykego, dotyczcego ich konsensu. Elementy te postrzegane s w stanie cakowitej samotnoci przypominajcej bardziej osamotnienie czowieka bdcego jedynym wiadkiem jakiej niecodziennej sceny w zwykej rzeczywistoci ni samotno osoby nicej. Poniewa stabilno cechujca elementy skadowe rzeczywistoci niezwykej stwarza moliwo zatrzymania si i poddania badaniu którejkolwiek z nich w cigu nieskoczenie dugiego, jak si wydaje, czasu - odnosi si wraenie, e nie róni si one prawie wcale od elementów zwykej rzeczywistoci; rónica jednak pomidzy skadnikami owych dwóch stanów rzeczywistoci polega na ich podatnoci na zwyky konsens. Przez zwyky konsens rozumiem milczc lub domnieman zgod w odniesieniu do skadników codziennego ycia, której na róne sposoby udzielaj sobie blini. W odniesieniu do skadników rzeczywistoci niezwykej uzyskanie takiego zwykego konsensu jest niemoliwe. Pod tym wzgldem rzeczywisto niezwyka blisza jest marzeniom sennym ni zwykej rzeczywistoci. Mimo to, za spraw cechujcej je stabilnoci i niepowtarzalnoci, elementy skadowe rzeczywistoci niezwykej obdarzone s przytaczajc realnoci, która zdaje si sprzyja potrzebie potwierdzenia ich egzystencji w kategoriach konsensu.
Specyficzny cel reguy
Innym skadnikiem przekonania, e regua podlega weryfikacji w rzeczywistoci niezwykej, jest wyobraenie, i posiada ona cel specyficzny, a mianowicie osignicie - przy wykorzystaniu sprzymierzeca - pewnego celu uytkowego. Z kontekstu nauk don Juana wynika zaoenie, e regu t poznaje si, potwierdzajc j w rzeczywistoci zwykej i niezwykej. Rozstrzygajce znaczenie ma jednake ten aspekt jego nauk, w którym chodzi o potwierdzenie reguy w stanach rzeczywistoci niezwykej, tym za, co znajduje potwierdzenie w dziaaniach i elementach postrzeganych w rzeczywistoci niezwykej, jest ów specyficzny cel reguy. Odnosi si on do mocy sprzymierzeca, czyli do manipulowania sprzymierzecem najpierw w roli wehikuu, a potem w roli pomocnika, don Juan wszake traktuje kady z owych przejawów specyficznego celu reguy jako odrbn jednostk odnoszc si implicite do obu tych obszarów.
Poniewa ów cel specyficzny dotyczy manipulowania moc sprzymierzeca, wie si nierozerwalnie z technikami manipulacyjnymi.
Techniki manipulacyjne s w istocie okrelonymi sposobami postpowania, operacjami podejmowanymi w kadym wypadku, w którym w gr wchodzi manipulowanie moc sprzymierzeca. Przekonanie o podatnoci sprzymierzeca na manipulacj gwarantuje jego uyteczno w osiganiu celów praktycznych, techniki manipulacyjne stanowi za procedur przydajc pono sprzymierzecowi uytecznoci.
Cel specyficzny wraz z technikami manipulacyjnymi tworzy odrbn jednostk, któr czarownik musi zna dokadnie, aby skutecznie zapanowa nad swym sprzymierzecem.
Nauki don Juana obejmuj ponisze cele specyficzne regu obu sprzymierzeców. Nadaem im tak sam kolejno, w jakiej on mi je przedstawi.
Pierwszym specyficznym celem weryfikowanym w rzeczywistoci niezwykej jest poddanie próbie sprzymierzeca mieszczcego si w Datura inoxia. Technika manipulacyjna polega na wypiciu pynu sporzdzonego z czci korzenia bielunia. Wypicie owego pynu powoduje pytki stan rzeczywistoci niezwykej, z którego don Juan skorzysta w celu poddania mnie próbie, w celu ustalenia, czy jako przyszy ucze wyka jakiekolwiek pokrewiestwo ze sprzymierzecem zawartym w tej rolinie. Napój ów ma wywoa wraenie bliej nie okrelonego fizycznego bogostanu bd te bardzo ze samopoczucie, w których to objawach don Juan dopatruje si - kolejno - oznak pokrewiestwa lub jego braku.
Drugim celem specyficznym jest wróenie. Stanowi ono równie cz reguy sprzymierzeca mieszczcego si w Datura inoxia. Don Juan uwaa wróenie za specjalny rodzaj ruchu; zakada, e sprzymierzeniec przenosi czarownika w takie miejsce rzeczywistoci niezwykej, gdzie potrafi on odgadywa zdarzenia skdind mu nie znane.
Technik manipulacyjn zwizan z drugim celem specyficznym jest proces picia-wchaniania. Przyjmuje si pyn z korzenia bielunia, w okolice za skroni i czoa wciera si ma sporzdzon z nasion tej roliny. Uywam okrelenia “picie-wchanianie", poniewa w wywoywaniu stanu rzeczywistoci niezwykej wchanianie przez skór moe dopomaga piciu lub na odwrót.
Powysza technika manipulacyjna wymaga uycia innych elementów ni tylko roliny - w tym wypadku dwóch jaszczurek. Maj one suy czarownikowi jako narzdzia ruchu, co oznacza tutaj osobliwy rodzaj percepcji pozwalajcej stwierdzi, e przebywa si w jakiej szczególnej sferze rzeczywistoci, gdzie czowiek moe usysze sowa wypowiadane przez jaszczurk, nastpnie za zobaczy wszystko, o czym mówia. Don Juan wyjania te zjawiska, mówic, e jaszczurki udzielaj odpowiedzi na pytania zadane po to, by uzyska odpowied.
Trzeci specyficzny cel reguy sprzymierzeca mieszczcego si w bieluniu dotyczy innego specjalnego rodzaju poruszania si, mianowicie cielesnego lotu. Zgodnie z wyjanieniami don Juana czarownik uywajcy tego sprzymierzeca zdolny jest do odbycia cielesnego lotu na wielk odlego; lot ów jest wyrazem zdolnoci czarownika do poruszania si w obrbie rzeczywistoci niezwykej i powrotu - jeli taka jest jego wola - do zwykej rzeczywistoci.
Technik manipulacyjn odpowiadajc owemu trzeciemu celowi jest równie proces picia-wchaniania. Przyjmuje si pyn sporzdzony z korzenia bielunia, a w pity, wewntrzn stron ud i genitalia wciera si ma z nasion tej roliny.
Trzeci cel specyficzny nie znajduje gruntownego potwierdzenia; don Juan da do zrozumienia, e zachowa dla siebie inne aspekty powyszej techniki manipulacyjnej, które pozwalayby czarownikowi uzyska poczucie orientacji podczas poruszania si.
Czwartym specyficznym celem reguy jest dokonanie sprawdzianu, przy czym sprzymierzeniec mieci si w Psilocybe mexicana. W sprawdzianie tym nie chodzi o ustalenie pokrewiestwa ze sprzymierzecem (lub jego braku), lecz raczej o zmierzenie si z nim po raz pierwszy, o pierwsze niemoliwe do uniknicia spotkanie z nim.
Technik manipulacyjn suc temu celowi jest korzystanie z mieszanki do palenia sporzdzonej z surowych grzybów zmieszanych z rozmaitymi czciami piciu innych rolin, z których adna nie posiada waciwoci halucynogennych. Regua kadzie nacisk na czynno wdychania dymu pochodzcego z tej mieszanki, tote nauczyciel uywa sowa humito (dymek) w odniesieniu do mieszczcego si w nim sprzymierzeca. Ja jednak nazywam ten proces “przyjmowaniem-wdychaniem", gdy stanowi on poczenie wpierw poykania, a potem wdychania. Grzyby - z racji swej delikatnoci - schn na drobniutki proszek, do trudny do spalenia. Inne skadniki przyjmuj po uschniciu posta strzpków. Strzpki te ulegaj w fajce spopieleniu, podczas gdy proszek z grzybów, który nie spala si tak atwo, wciga si do ust i poyka. Nic wic dziwnego, e ilo przyjtych w ten sposób suszonych grzybów przewysza ilo spalonych i wcignitych z dymem strzpków.
Efekt pierwszego stanu rzeczywistoci niezwykej wywoanego przez Psilocybe mexicana sprawi, e don Juan omówi krótko pity specyficzny cel reguy. Dotyczy on poruszania si przy pomocy sprzymierzeca zawartego w tym grzybie, a cilej wnikania i przenikania przez nieoywione przedmioty lub jestestwa. Powysza technika manipulacyjna prócz procesu przyjmowania-wdychania moe take obejmowa sugesti hipnotyczn. Poniewa don Juan przedstawi pity cel jedynie w formie krótkiego omówienia, które nie zostao nastpnie zweryfikowane, nie jestem w stanie dokona prawidowej oceny adnego z jego aspektów.
Szósty specyficzny cel reguy zweryfikowany w rzeczywistoci niezwykej - równie wicy si ze sprzymierzecem zawartym w Psilocybe mexicana - dotyczy wrodzonej sprzymierzecowi zdolnoci do powodowania zniknicia ciaa czarownika; std te wyobraenie o przyjmowaniu odmiennej postaci oznacza logiczn moliwo poruszania si w warunkach bezcielesnoci. Inn logiczn moliwoci jest, rzecz jasna, poruszanie si w formie przenikania przez przedmioty i jestestwa, omówione krótko przez don Juana.
Technika manipulacyjna suca szóstemu specyficznemu celowi reguy obejmuje nie tylko przyjmowanie-wdychanie, lecz take - jak wszystko na to wskazuje - sugesti hipnotyczn. Sugesti tak don Juan wysun podczas porednich etapów prowadzcych do rzeczywistoci niezwykej, a take na pocztkowym etapie stanów rzeczywistoci. Ów domniemany proces hipnotyczny okreli on jako jedynie form osobistego nadzoru, co oznacza, e wówczas nie ujawni mi jeszcze caej techniki manipulacyjnej.
Przyjcie odmiennej postaci nie oznacza, e czarownik dysponuje pen swobod przyjcia - pod wpywem spontanicznego impulsu - dowolnego ksztatu, jaki pragnby przyj. Przeciwnie - wie si to z trwajcym cae ycie treningiem w osigniciu pewnego, z góry ustalonego ksztatu. Takim z góry ustalonym ksztatem, jaki pragn przyj don Juan, bya posta kruka; konsekwentnie te w trakcie swych nauk kad on szczególny nacisk na t wanie form. Stwierdzi jednak cakiem wyranie, e kruk stanowi jego osobisty wybór, istnieje za nieprzeliczone mnóstwo innych moliwoci.
CZWARTY ZESPÓ REGU POTWIERDZA SPECJALNY KONSENS
Aby wyjani reszt, naley koniecznie przyj zaoenie, i regu potwierdza specjalny konsens; wszystkie pozostae pojcia skadowe same przez si nie wystarczaj, by wyjani znaczenie reguy.
Don Juan twierdzi jednoznacznie, e sprzymierzeniec nie zostaje narzucony czarownikowi, ale e czarownik uczy si manipulowa sprzymierzecem w procesie potwierdzania jego reguy. Peny proces poznawania czy si z weryfikacj reguy zarówno w obrbie rzeczywistoci niezwykej, jak i zwykej. Kluczowe znaczenie ma jednak w naukach don Juana potwierdzenie reguy w sposób praktyczny i eksperymentalny w kontekcie tego, co postrzegane jest jako czci skadowe rzeczywistoci niezwykej. Nie s one wszelako podatne na zwyky konsens, jeli za nie mona si zgodzi co do ich istnienia, ich postrzegana realno musi by zudzeniem. W obrbie rzeczywistoci niezwykej czowiek musi przebywa sam, z racji za owego osamotnienia wszystkiemu, co postrzega, naley przypisa charakter subiektywny. Owo osamotnienie, a take subiektywizm, stanowi konsekwencj tego, e - jak si wydaje - nie istnieje sposób, w jaki blini mógby udzieli zwykego konsensu co do treci postrzee innego czowieka.
W tym te miejscu don Juan wprowadzi najistotniejszy element swych nauk: dostarczy mi specjalnego konsensu dotyczcego dziaa i elementów postrzeganych przeze mnie w rzeczywistoci niezwykej, które miay potwierdza regu. Wedle nauk don Juana specjalny konsens oznacza milczc lub domnieman zgod w odniesieniu do elementów skadowych rzeczywistoci niezwykej, któr przekaza mi podczas udzielania nauki. Nie byo w nim ani krzty szalbierstwa czy zafaszowania, jak mogoby si zdarzy w wypadku dwóch osób opisujcych sobie skadniki swych marze sennych. Ów specjalny konsens don Juana nosi cechy systemu; aby za mi go przekaza, musia si on odwoa do caej swej wiedzy. Dziki zdobyciu systemowego konsensu dziaania i skadniki postrzegane w rzeczywistoci niezwykej stay si realne w sensie konsensu, co w schemacie klasyfikacyjnym don Juana oznacza, e regua sprzymierzeca znalaza potwierdzenie. Regua ta ma zatem znaczenie jako pojcie jedynie o tyle, o ile podlega specjalnemu konsensowi, bowiem bez specjalnego porozumienia dotyczcego jej potwierdzenia regua owa stanowiaby twór czysto subiektywny.
Wanie dlatego, e przekonanie, wedle którego potwierdzenie reguy odbywa si drog specjalnego konsensu, jest niezbdne przy jej wyjanieniu - uczyniem z niego czwarty podstawowy zespó pojciowy niniejszego schematu strukturalnego. Zespó ten, jako e zasadniczo odnosi si on do wzajemnych oddziaywa dwu jednostek, skada si z 1) dobroczycy, czyli pomocnika wprowadzajcego w arkana zdobywanej wiedzy i przekaziciela specjalnego konsensu oraz 2) ucznia, czyli osoby, której przekazuje si specjalny konsens.
Pomylno przedsiwzicia polegajcego na osigniciu operacyjnego celu nauk zaley od tego zespou. Specjalny konsens jest zatem niepewn kulminacj nastpujcego procesu: czarownika znamionuje pewna cecha - posiadanie sprzymierzeca - która odrónia go od zwykych ludzi. Sprzymierzeniec jest potg charakteryzujc si tym, e trzyma si pewnej reguy. Specyficzn za cech tej reguy jest to, e zyskuje ona potwierdzenie w rzeczywistoci niezwykej na podstawie specjalnego konsensu.
Dobroczyca
Stanowi on czynnik, bez którego potwierdzenie reguy byoby niemoliwe. Aby przekaza specjalny konsens, musi on speni dwa zadania: 1) przygotowa grunt pod specjalny konsens dotyczcy potwierdzenia reguy oraz 2) kierowa specjalnym konsensem.
Przygotowanie specjalnego konsensu
Pierwsze zadanie dobroczycy polega na przygotowaniu gruntu pozwalajcego wprowadzi specjalny konsens dotyczcy potwierdzenia reguy. Wystpujc jako mój nauczyciel, don Juan spowodowa, e 1) dowiadczyem innych stanów rzeczywistoci niezwykej, które zinterpretowa on jako do odlege od wywoywanych w celu potwierdzenia reguy sprzymierzeców; 2) uczestniczyem wraz z nim w pewnych specjalnych stanach rzeczywistoci zwykej, wywoanych, jak si zdaje, przez niego samego oraz 3) dokonaem szczegóowej rekapitulacji kadego z tych dowiadcze. Przygotowanie specjalnego konsensu polega w wypadku don Juana na wzmocnieniu i utrwaleniu potwierdzenia reguy przez udzielenie specjalnego konsensu, odnoszcego si do elementów tworzcych te nowe stany rzeczywistoci niezwykej oraz skadników specjalnych stanów zwykej rzeczywistoci.
Owe inne stany rzeczywistoci niezwykej, których dowiadczyem za spraw don Juana, wywoane zostay po spoyciu kaktusa Lophophora williamsii, znanego pod nazw pejotl. Zazwyczaj odcina si górn cz kaktusa i przechowuje a do wyschnicia, nastpnie za uje si j i poyka; aczkolwiek w pewnych specjalnych okolicznociach spoywa si j, nim utraci wieo. Prócz spoywania istniej wszake inne sposoby dowiadczenia stanów rzeczywistoci niezwykej za pomoc Lophophora williamsii. Zgodnie z sugesti don Juana, do spontanicznego wystpienia stanów rzeczywistoci niezwykej moe doj w pewnych wyjtkowych sytuacjach, wówczas za naley je uzna za dar lub uyczenie mocy zawartej w rolinie.
Rzeczywisto niezwyka wywoana przez Lophophora williamsii charakteryzuje si trzema cechami: 1) uwaana jest za wytwór istoty nazywanej “Mescalito"; 2) mona jej uy i 3) posiada elementy skadowe.
Mescalito jest rzekomo jedyn w swym rodzaju moc podobn do sprzymierzeca, w tym sensie, e stwarza moliwo przekroczenia obrbu zwykej rzeczywistoci, poza tym jednak cakowicie odmienn. Podobnie jak sprzymierzeniec, Mescalito zawarty jest w okrelonej rolinie, mianowicie w kaktusie Lophophora williamsii. W odrónieniu jednak od sprzymierzeca, który jedynie zawiera si w pewnej rolinie, Mescalito nie jest tym samym, co zawierajca go rolina - rolina stanowi przedmiot jawnych przejawów szacunku, odbiera wyrazy gbokiej czci. Don Juan jest przekonany, e w pewnych sytuacjach - na przykad wówczas, gdy zaakceptowao si Mescalito caym sob - samo przebywanie w ssiedztwie kaktusa moe wywoa stan rzeczywistoci niezwykej.
Mescalito jednak pozbawiony jest reguy i dlatego nie jest sprzymierzecem, mimo e moe przenie czowieka poza granice zwykej rzeczywistoci. To, e nie dotyczy go regua, nie tylko nie pozwala uy Mescalito w roli sprzymierzeca - bez reguy bowiem nie sposób nim manipulowa - lecz take nadaje jego mocy zupenie odmienny charakter od mocy sprzymierzeca.
To, e Mescalito nie posiada reguy, czyni go dostpnym kademu czowiekowi bez potrzeby odbywania dugiej nauki lub stosowania technik manipulacyjnych, jak w przypadku sprzymierzeca. Poniewa za Mescalito jest dostpny dla kadego bez adnego treningu, uwaany jest za protektora. Oznacza to, e kady moe mie do niego dostp, z niektórymi jednak osobnikami moe on by nie do pogodzenia. Wedle don Juana powodem owej niemonoci pogodzenia jest sprzeczno pomidzy “niezomn moralnoci" Mescalito a wtpliwymi zaletami charakteru danej jednostki.
Mescalito jest take nauczycielem. Przypuszczalnie peni on funkcje dydaktyczne. Jest przewodnikiem wskazujcym sposoby waciwego postpowania. Zgodnie z wyobraeniem don Juana, prawidowe postpowanie ma si czy z poczuciem stosownoci polegajcej nie na prawoci ujmowanej w kategoriach moralnych, lecz na deniu do uproszczenia wzorów zachowania w kategoriach skutecznoci, której naucza, krzewic sw wiedz. Don Juan uwaa, e Mescalito uczy prostoty zachowania.
Mescalito uznawany jest za istot. Jako istota ma on rzekomo posiada pewn okrelon posta, która zwykle nie jest staa, ale moliwa do przewidzenia. Z cechy tej wynika, e Mescalito jest nie tylko rónie przez rónych ludzi postrzegany, lecz nawet ten sam czowiek rónie go przy rónych okazjach postrzega. Don Juan wyrazi to przekonanie w ten sposób, e Mescalito posiada zdolno przyjmowania dowolnej postaci. W wypadku jednak osób, które mu odpowiadaj, przyjmuje ksztat nie podlegajcy zmianom, jeli nawizay one z nim kontakt trwajcy duszy czas, mierzony latami.
Rzeczywisto niezwyka wytwarzana przez Mescalito daje si wykorzysta i jest pod tym wzgldem identyczna z t, któr wywouje sprzymierzeniec. Jedyna rónica polega na uzasadnieniu, do jakiego don Juan odwouje si w swych naukach przy jej wywoywaniu: naley mianowicie “dy do poznania lekcji, jakiej Mescalito udziela na temat prawidowego postpowania".
Rzeczywisto niezwyka bdca rezultatem dziaania Mescalito posiada take elementy skadowe, w czym równie jest identyczna z t, któr wywouje sprzymierzeniec. W obu wypadkach owe elementy skadowe charakteryzuj si stabilnoci, niepowtarzalnoci i brakiem konsensu.
Sposób postpowania, z którego skorzysta don Juan, by przygotowa grunt pod specjalny konsens, polega na uczynieniu ze mnie wspóuczestnika specjalnych stanów zwykej rzeczywistoci. Takim stanem specjalnym jest sytuacja, któr mona by opisa w kategoriach cech znamionujcych ycie codzienne, cho mogoby si okaza, e nie sposób uzyska zwykego konsensu w odniesieniu do skadników takiego stanu.
Przygotowujc grunt pod specjalny konsens dotyczcy potwierdzenia reguy, don Juan wprowadza specjalny konsens w odniesieniu do elementów skadowych specjalnych stanów zwykej rzeczywistoci. Elementami tymi s elementy ycia codziennego, których istnienie moe potwierdzi - na mocy specjalnego postanowienia - jedynie don Juan. Tak przypuszczam, gdy jako wspóuczestnik owych specjalnych stanów zwykej rzeczywistoci uwaaem, e tylko don Juan - bdcy drugim wspóuczestnikiem - moe widzie, z jakich elementów skada si ów stan specjalny zwykej rzeczywistoci.
Osobicie wydaje mi si, e owe specjalne stany rzeczywistoci zwykej wywoywa sam don Juan, mimo e nigdy tego nie stwierdzi. Wydaje si, e wywoywa on je, opierajc si na umiejtnej manipulacji napomkniciami i sugestiami kierujcymi mym postpowaniem. Nazywam ten proces “manipulacj wskazówkami". Posiada on dwa aspekty: 1) udzielanie wskazówek odnoszcych si do otoczenia i 2) udzielanie wskazówek dotyczcych zachowania.
W trakcie nauki don Juan spowodowa, e dowiadczyem dwóch takich stanów. Moliwe, e pierwszy z nich wywoa on, udzielajc wskazówek co do otoczenia. Powodem, na który powoa si don Juan, bya konieczno wykazania szczeroci mych intencji, tote zgodzi si on rozpocz nauk dopiero wówczas, gdy przekaza mi specjalny konsens w odniesieniu do skadników owego stanu. Przez “udzielanie wskazówek dotyczcych otoczenia" rozumiem to, e don Juan wprowadzi mnie w specjalny stan rzeczywistoci zwykej drog wyodrbnienia - opierajc si na delikatnych sugestiach - elementów skadowych zwykej rzeczywistoci bdcych czci bezporedniego otoczenia materialnego. Wyodrbnione w ten sposób elementy day w efekcie specjalny rodzaj percepcji koloru, dyskretnie zweryfikowany przez don Juana.
Ów drugi stan rzeczywistoci zwykej móg zosta wywoany przez proces udzielania mi wskazówek dotyczcych zachowania. Wskutek zayoci naszych stosunków oraz konsekwentnego sposobu postpowania don Juanowi udao si wytworzy okrelony wizerunek wasnej osoby, który suy mi za pewien podstawowy wzorzec, dziki któremu mogem go zidentyfikowa. Dokonujc za pewnych okrelonych wyborów wariantów zachowania stojcych w wyranej sprzecznoci z owym wizerunkiem, móg on znieksztaca ów podstawowy wzór identyfikacji. Znieksztacenie to mogo z kolei wpyn na zmian normalnej konfiguracji elementów wicych si z owym wzorcem i nada im posta nowego, pozbawionego spójnoci wzorca nie podlegajcego ju zwykemu konsensowi; don Juan, który wspóuczestniczy w owym specjalnym stanie zwykej rzeczywistoci, by jedyn osob znajc jego elementy skadowe i umiejc je zidentyfikowa, a zatem jedyn osob mogc potwierdzi mi ich istnienie.
Drugi specjalny stan zwykej rzeczywistoci by w intencji don Juana równie rodzajem sprawdzianu podsumowujcego jego nauki. Odnosio si wraenie, e oba stany stanowiy pewien punkt zwrotny, analogiczny do zdobycia umiejtnoci mowy, a drugi z nich móg zwiastowa rozpoczcie przeze mnie nowego etapu nauki, charakteryzujcego si bardziej bezporednim zaangaowaniem nauczyciela i ucznia w proces dochodzenia do specjalnego konsensu.
Trzeci sposób postpowania, z którego don Juan skorzysta w przygotowaniu specjalnego konsensu, polega na skonieniu mnie do przedstawiania szczegóowych relacji dotyczcych moich przey, bdcych pokosiem kadego stanu rzeczywistoci niezwykej oraz kadego specjalnego stanu rzeczywistoci zwykej, a take na uwypukleniu niektórych wtków tematycznych wybranych przez don Juana z moich relacji. Zasadniczym czynnikiem byo pokierowanie wynikiem stanów rzeczywistoci niezwykej; byo nim take przyjte przeze mnie milczco zaoenie, e cechy znamionujce elementy skadowe tej rzeczywistoci - stabilno, niepowtarzalno oraz brak zwykego konsensu - maj charakter immanentny i nie stanowi rezultatu sprawowanej przez don Juana roli przewodnika. Zaoenie to opiera si na spostrzeeniu, e elementy skadowe pierwszego doznanego przeze mnie stanu rzeczywistoci niezwykej posiaday identyczne cechy charakterystyczne, a przecie don Juan wcale nim jeszcze nie kierowa. Jeli zatem zaoymy, e cechy owe s immanentnie wpisane w ogólny charakter skadników rzeczywistoci niezwykej, zadanie don Juana polega na ich wykorzystaniu do kierowania wynikiem kadego stanu niezwykej rzeczywistoci wywoanego przez Datura inoxia, Psilocybe mexicana i Lophophora williamsii.
Szczegóowa relacja, jak musiaem zdawa don Juanowi po kadym doznanym przeze mnie stanie rzeczywistoci niezwykej, stanowia rodzaj podsumowania moich przey. Polegao ono na mudnym odtworzeniu werbalnym najdrobniejszych szczegóów moich dozna. Rekapitulacja taka ma dwa aspekty: 1) odtworzenie przebiegu wydarze oraz 2) opisanie postrzeonych elementów skadowych. Odtworzenie przebiegu wydarze dotyczyo wypadków, których rzekomo byem wiadkiem w trakcie opowiadanych przeze mnie dowiadcze, to znaczy wypadków, które si pono wydarzyy, oraz czynnoci, które pono wykonywaem. Moja relacja polegaa na opisaniu postrzeonych przeze mnie elementów skadowych specyficznych form i specyficznych szczegóów skadników, które pono postrzegaem.
Z kadej takiej rekapitulacji don Juan dokonywa wyboru pewnych zespoów, opierajc si na procesie 1) przywizywania szczególnego znaczenia do niektórych okrelonych fragmentów mej relacji oraz 2) odmawiania wszelkiego znaczenia pozostaym jej fragmentom. W przerwach pomidzy poszczególnymi stanami niezwykej rzeczywistoci don Juan dokonywa interpretacji moich dozna.
Pierwszy z tych procesów nazwaem “wzmocnieniem", gdy wie si on z wyton analiz rónicy, jaka zachodzia pomidzy tym, co don Juan uwaa za cele, które powinienem by osign w stanie rzeczywistoci niezwykej, a treci mych wasnych postrzee. Wzmocnienie polegao wic na tym, e don Juan wyodrbnia pewien fragment mej relacji, powicajc mu lwi cz swych analiz. Wzmocnienie mogo by pozytywne bd negatywne. Wzmocnienie pozytywne oznaczao, e don Juan by zadowolony z jakiego konkretnego szczegóu postrzeonego przeze mnie, gdy zbiegao si to z celem, który miaem wedle jego oczekiwa osign w stanie rzeczywistoci niezwykej. Wzmocnienie negatywne oznaczao, e don Juan nie by zadowolony z mych postrzee, poniewa nie potwierdzay one jego oczekiwa lub dlatego, e uwaa je za niewystarczajce. Niemniej jednak, dokonujc analizy tego fragmentu rekapitulacji moich dozna, skupia si mimo wszystko wanie na nim, by podkreli w ten sposób negatywny charakter mych postrzee.
Drugi zastosowany przez don Juana proces selekcyjny polega na odmówieniu wszelkiego znaczenia niektórym fragmentom moich relacji. Nazwaem go “wzmocnieniem negatywnym", jako e stanowi przeciwiestwo i przeciwwag wzmocnienia. Wydaje si, e odmawiajc jakiegokolwiek znaczenia tym fragmentom mych relacji dotyczcych elementów skadowych, które don Juan uzna za nieistotne z punktu widzenia celu swych nauk, doprowadza on do tego, e postrzegane przeze mnie w kolejnych stanach rzeczywistoci niezwykej elementy tego samego rodzaju ulegy cakowitemu zatarciu w mojej pamici.
Kierowanie specjalnym konsensem
Drugi aspekt nauczycielskiej roli don Juana polega na sprawowaniu przewodnictwa nad specjalnym konsensem, co odbywa si poprzez kierowanie wynikiem kadego stanu rzeczywistoci niezwykej oraz kadego stanu rzeczywistoci zwykej. Don Juan kieruje tym wynikiem, dokonujc w sposób uporzdkowany manipulacji zewntrznymi i wewntrznymi wymiarami rzeczywistoci niezwykej oraz wewntrznym wymiarem specjalnych stanów rzeczywistoci zwykej.
Zewntrzny wymiar rzeczywistoci niezwykej odnosi si do jej ukadu operacyjnego. Wie si to z okrelon mechanik, z krokami prowadzcymi do rzeczywistoci niezwykej we waciwym znaczeniu. Wymiar zewntrzny ma trzy dajce si od siebie odróni aspekty: 1) okres przygotowawczy; 2) etapy przejciowe oraz 3) nadzór nauczyciela.
Okresem przygotowawczym by czas, który upyn pomidzy dwoma nastpujcymi po sobie stanami rzeczywistoci niezwykej. Don Juan wykorzystywa go do udzielenia mi bezporednich poucze oraz kontynuacji swych nauk. Okres przygotowawczy mia decydujce znaczenie dla powstania stanów rzeczywistoci niezwykej, a poniewa zasadza si na nich, wyróni w nim mona dwie fazy: 1) okres poprzedzajcy stan rzeczywistoci niezwykej i 2) okres po tym stanie nastpujcy.
Okres poprzedzajcy rzeczywisto niezwyk trwa wzgldnie krótko, najwyej 24 godziny. W stanach teje rzeczywistoci, wywoanych przez Datura inoxia i Psilocybe mexicana, okres ten charakteryzowao udzielanie przez don Juana dramatycznie zwizych wskazówek odnoszcych si bezporednio do specyficznego celu reguy oraz technik manipulacyjnych, które miaem potwierdzi podczas zbliajcego si stanu rzeczywistoci niezwykej. W wypadku Lophophora williamsii okres ów pokrywa si zasadniczo z czasem trwania obrzdu, gdy Mescalito nie kieruje si adn regu.
Natomiast okres nastpujcy po rzeczywistoci niezwykej trwa zazwyczaj kilka miesicy i stwarza don Juanowi moliwo omówienia oraz wyjanienia wydarze, które zaszy podczas poprzedzajcego go stanu rzeczywistoci niezwykej. Okres ten by szczególnie istotny po uyciu Lophophora williamsii. Mescalito nie kieruje si adn regu, tote celem, do którego dy si w rzeczywistoci niezwykej, jest weryfikacja jego cech charakterystycznych; don Juan przedstawi ich zarys w cigu dugich przerw nastpujcych po kadym stanie rzeczywistoci niezwykej.
Drugim aspektem wymiaru zewntrznego s etapy przejciowe oznaczajce przejcie od stanu rzeczywistoci zwykej do stanu rzeczywistoci niezwykej i vice wersa. Oba te stany rzeczywistoci nakadaj si na siebie w owych etapach przejciowych, kryterium za, którego uywaem, aby je odróni, polega na stwierdzeniu rozmazywania si tworzcych je skadników. Nigdy nie udao mi si zaobserwowa ani przypomnie ich sobie precyzyjnie.
W kategoriach percepcji czasu etapy przejciowe nastpuj byskawicznie bd powoli. W wypadku Datura inoxia stany zwyke i niezwyke niemal si ze sob zbiegaj, a przejcie od jednego do drugiego nastpuje niespodzianie. Najatwiej zauwaalne s przejcia do rzeczywistoci niezwykej. Psilocybe mexicana wywouje natomiast etapy przejciowe, które postrzegaem jako powolne; przejcie od rzeczywistoci zwykej do niezwykej jest procesem szczególnie rozwlekym i zauwaalnym. Uwiadomiem go sobie z wiksz wyrazistoci, moe dlatego nie obawiaem si nadchodzcych wydarze.
Etapy przejciowe wywoywane przez Lophophora williamsii zdaj si czy cechy pozostaych rodzajów. Przede wszystkim wic przejcia od i do rzeczywistoci niezwykej s bardzo wyrane. Wchodzenie w rzeczywisto niezwyk odbywa si powoli; dowiadczaem go, nie ponoszc prawie adnego uszczerbku na zdolnociach percepcyjnych, ale proces powracania do zwykej rzeczywistoci stanowi nagy etap przejciowy, który postrzegaem wyranie, cho moja zdolno uchwycenia wszystkich skadajcych si na szczegóów zmalaa.
Trzecim aspektem wymiaru zewntrznego jest nadzór sprawowany przez nauczyciela bd rzeczywista pomoc, jakiej sam jako ucze doznaem podczas dowiadczania przeze mnie stanu rzeczywistoci niezwykej. Uznaem ów nadzór za samoistn kategori, przyjmuje si bowiem, e w okrelonym momencie nauki nauczyciel musi wej w rzeczywisto niezwyk wraz z uczniem.
Podczas stanów tej rzeczywistoci, wywoywanych przez Datura inoxia, don Juan ograniczy nadzorowanie do minimum. Kad wielki nacisk na spenienie wszystkich elementów okresu przygotowawczego, kiedy jednak zadouczyniem temu wymogowi, pozwoli mi dziaa samodzielnie.
W rzeczywistoci niezwykej wywoanej przez Psilocybe mexicana sprawa nadzoru przedstawia si zgoa przeciwnie, w tym bowiem wypadku ucze bardzo potrzebuje - zdaniem don Juana - kierownictwa i pomocy. Potwierdzenie reguy wymaga przyjcia zmienionej postaci, z czego zdawaa si wynika konieczno odbycia przeze mnie szeregu bardzo skomplikowanych zabiegów adaptacyjnych odnoszcych si do percepcji otoczenia. Don Juan wprowadzi w ycie owe zabiegi adaptacyjne przy uyciu polece i sugestii werbalnych w cigu etapów przejciowych prowadzcych do rzeczywistoci niezwykej. Inny aspekt jego nadzoru polega na kierowaniu mn w czasie trwania pocztkowego stadium stanów rzeczywistoci niezwykej poprzez nakazanie mi, bym skupi uwag na niektórych skadnikach wczeniejszego stanu rzeczywistoci zwykej. Elementy, na które zwraca moj uwag, dobierane byy zgoa przypadkowo, jako e tym, co si naprawd liczyo, byo doskonalenie czynnoci przyjmowania zmienionej postaci. Kocowym aspektem nadzoru byo umoliwienie mi powrotu do zwykej rzeczywistoci. Operacja ta wymagaa maksymalnego nadzoru ze strony don Juana, cho samej zwizanej z tym procedury nie potrafi sobie przypomnie.
Nadzór niezbdny w wypadku stanów wywoanych przez Lophophora williamsii stanowi kombinacj dwóch innych jego rodzajów. Don Juan pozostawa przy mnie tak dugo, jak tylko byo to moliwe, nie podejmowa jednak adnych prób wprowadzenia mnie lub wyprowadzenia z rzeczywistoci niezwykej.
Drug paszczyzn pozwalajc rónicowa rzeczywisto niezwyk stanowi domniemane wewntrzne wzorce domniemanego wewntrznego ukadu tworzcych je skadników. Nazwaem j “wymiarem wewntrznym", zakadajc, e w tym wypadku skadniki owe podlegaj trzem ogólnym procesom, bdcym, jak si zdaje, wynikiem sprawowanej przez don Juana roli przewodnika: 1) procesowi przesuwania si ku konkretom; 2) procesowi posuwania si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania oraz 3) procesowi posuwania si ku lepszemu praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej.
Posuwanie si ku konkretom oznacza proces uzyskiwania przez skadniki kolejno nastpujcych po sobie stanów rzeczywistoci niezwykej wikszej precyzji i konkretnoci. Obejmuje on dwa aspekty: 1) zblianie si ku konkretnym wyranie wyodrbnionym ksztatom oraz 2) zblianie si ku okrelonym wynikom caociowym.
Ów pierwszy aspekt pociga za sob to, e w stadiach pocztkowych ksztat elementów skadowych jest ledwie zarysowany, cho znany. Proces posuwania si obejmuje, jak si zdaje, dwojak zmian tyche elementów: 1) narastajc komplikacj postrzeganych szczegóów oraz 2) przechodzenie od form znanych do nieznanych.
Narastanie komplikacji szczegóu oznacza, e w kadym kolejnym stanie rzeczywistoci niezwykej malekie czstki tworzce w mej percepcji obraz elementów skadowych ulegay stopniowemu skomplikowaniu. Stopie zoonoci oceniaem w kategoriach uwiadomienia sobie narastajcej komplikacji struktury elementów skadowych, aczkolwiek nigdy nie doszo do nadmiernego bd zbijajcego z tropu pogmatwania szczegóów. Narastajca zoono odnosi si raczej do harmonijnego rozrastania si postrzeganych szczegóów, poczynajc od niewyranych ksztatów, które ogldaem podczas wstpnych stadiów, a koczc na masywnych, zawiych ukadach drobnych szczególików postrzeganych przeze mnie na etapach kocowych.
Przechodzenie od form znanych do nieznanych oznacza, e pocztkowo ksztaty elementów skadowych byy ksztatami, które znaem ze zwykej rzeczywistoci, bd te wywoyway w kadym razie wraenie obiektów znanych z ycia codziennego. W kolejnych jednak stanach rzeczywistoci niezwykej konkretne ksztaty, skadajce si na nie szczegóy oraz sposoby czenia z sob elementów skadowych staway si coraz bardziej obce, a w kocu nie potrafiem ich ju porówna - w niektórych za wypadkach nawet skojarzy - z niczym, co znane mi jest ze zwykej rzeczywistoci.
Zblianie si elementów skadowych ku okrelonym wynikom caociowym polegao na stopniowym pokrywaniu si rezultatów osignitych przeze mnie w poszczególnych stanach rzeczywistoci niezwykej z caociowymi rezultatami, do których dy don Juan, w sprawach dotyczcych potwierdzenia reguy, co oznacza, e stany te byy wywoywane, aby regua znalaza potwierdzenie, potwierdzenie za stawao si coraz bardziej konkretne w efekcie kadej podjtej próby jego uzyskania.
Drugi ogólny proces wicy si z wewntrznym wymiarem rzeczywistoci niezwykej stanowi posuwanie si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania. Innymi sowy, chodzi o postrzegane przeze mnie w trakcie kadego kolejnego stanu tej rzeczywistoci rozszerzanie si obszaru, jaki mogem obj swoj zdolnoci skupiania uwagi. Pytanie polega na tym, czy rzeczywicie istnieje pewna rozszerzajca si sfera, czy te to moja zdolno postrzegania zdaje si wzrasta z kadym kolejnym stanem. Don Juan hoduje przekonaniu, e sfera ta istnieje i rozszerza si, ja za nazywam ów domniemany obszar “zakresem przyswajania". Jego postpujce rozszerzanie si polega na domniemanej sensorycznej rejestrami skadników tworzcych rzeczywisto niezwyk, które mieszcz si w pewnym ustalonym zakresie. Rejestrowaem te skadniki i dokonywaem ich analizy za pomoc - jak si wydaje - zmysów, wszystko za wskazuje na to, e w kadym kolejnym stanie zakres ich wystpowania postrzegaem jako coraz rozleglejszy i wicej ogarniajcy.
Istniej dwa rodzaje zakresu przyswajania: 1) zaleny i 2) niezaleny. Zakres zaleny to obszar, w którego obrbie skadniki w nim wystpujce byy elementami otoczenia materialnego zarejestrowanymi przez moj wiadomo we wczeniejszym stanie zwykej rzeczywistoci. Natomiast zakres niezaleny to obszar, w którego obrbie tworzce go skadniki zdaway si materializowa same przez si, niezalenie od wpywu fizycznego otoczenia wystpujcego w uprzedniej zwykej rzeczywistoci.
Co si tyczy spraw zwizanych z zakresem przyswajania, don Juan da jasno do zrozumienia, e zarówno obaj sprzymierzecy, jak i Mescalito posiadaj waciwo wywoywania obu rodzajów percepcji. Odniosem wszelako wraenie, e Datura inoxia posiada wiksz zdolno wywoywania zakresu niezalenego, cho w wypadku lotów - a moje dowiadczenia tego typu byy zbyt krótkotrwae, bym je móg oceni - zakres przyswajania jest z natury rzeczy zaleny. Psilocybe mexicana posiada zdolno wytwarzania zakresu zalenego, a Lophophora williamsii - obu.
Moim zdaniem don Juan korzysta z owych rónych waciwoci, aby przygotowa specjalny konsens. Innymi sowy, w stanach wywoanych przez Datura inoxia elementy skadowe, odnonie do których nie byo zwykego konsensu, istniay niezalenie od poprzedzajcej je rzeczywistoci zwykej. W wypadku Psilocybe mexicana brak zwykego konsensu wiza si z wystpowaniem skadników uzalenionych od otoczenia wystpujcego w uprzedniej zwykej rzeczywistoci, a w wypadku Lophophora williamsii niektóre skadniki byy zdeterminowane przez otoczenie, podczas gdy inne byy ode niezalene. Tak wic wydaje si, e wykorzystanie a trzech tych rolin pospou ma na celu dostarczenie obfitego materiau percepcyjnego pozwalajcego stwierdzi brak zwykego konsensu w odniesieniu do elementów skadowych rzeczywistoci niezwykej.
Ostatnim procesem zwizanym z wewntrznym wymiarem teje rzeczywistoci byo obserwowane przeze mnie podczas kadego kolejnego jej stanu narastanie moliwoci jej wykorzystania praktycznego. Proces ów zdaje si korelowa z przekonaniem, e kady nowy stan jest bardziej ni poprzedni skomplikowanym etapem nauki i e rosncy stopie zoonoci kadego stanu wymaga bardziej wszechstronnego i praktycznego wykorzystania rzeczywistoci niezwykej. Owo posuwanie si naprzód jest najatwiej zauwaalne w wypadku Lophophora williamsii; wspówystpowanie zarówno zalenego, jak i niezalenego zakresu przyswajania w kadym stanie, wywoanym przez t rolin, nadaje praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej szerszy zasig, odnosi si bowiem jednoczenie do obu tych zakresów.
Kierowanie wynikiem specjalnych stanów zwykej rzeczywistoci przyczynia si, jak si zdaje, do powstania w wymiarze wewntrznym porzdku cechujcego si posuwaniem si elementów skadowych ku konkretom, co oznacza, e w kadym kolejnym stanie rzeczywistoci zwykej wystpuj one liczniej i daj si atwiej wyodrbni. W toku nauki don Juan wywoa jedynie dwa takie stany, mimo to mogem stwierdzi, e w drugim z nich don Juanowi atwiej byo wyodrbni wielk liczb elementów skadowych, a zdolno osignicia konkretnych rezultatów wpywaa na prdko powstania drugiego ze specjalnych stanów rzeczywistoci zwykej (schemat przedstawiajcy poszczególne zespoy mojej analizy strukturalnej zawiera Dodatek B).
PORZDEK POJCIOWY
UCZE
Pojcie ucznia stanowi ostatni element porzdku operacyjnego. Jest to pojcie, wokó którego zerodkoway si nauki don Juana, poniewa ucze musi zaakceptowa w caej rozcigoci specjalny konsens odnoszcy si do skadników wszystkich stanów rzeczywistoci niezwykej oraz wszystkich specjalnych stanów rzeczywistoci zwykej, nim jeszcze specjalny konsens przybierze posta pojcia obdarzonego znaczeniem. Konsens ów - na mocy tego, e dotyczy on czynnoci i elementów postrzeganych w obrbie niezwykej rzeczywistoci - zakada wszelako istnienie specyficznego porzdku konceptualizacji nadajcego owym czynnociom i elementom zgodno z potwierdzan regu. Akceptacja specjalnego konsensu oznaczaa przeto dla mnie jako ucznia przyjcie okrelonego punktu widzenia znajdujcego potwierdzenie w caoci nauk don Juana, oznaczaa zatem, e wkraczam na paszczyzn pojciow obejmujc pewien porzdek konceptualizacji pozwalajcej zrozumie jego nauki przy uyciu terminów, którymi posugiwa si sam don Juan. Nazwaem t paszczyzn “porzdkiem pojciowym", jako e nadaje on znaczenie niecodziennym zjawiskom skadajcym si na wiedz don Juana; stanowi on matryc znaczeniow, z której wywodz si wszystkie poszczególne pojcia wystpujce w jego naukach.
Zwaywszy zatem, e cel ucznia polega na przyjciu owego porzdku konceptualizacji, ma on przed sob dwie moliwoci: jego wysiki mog zakoczy si fiaskiem bd te powodzeniem.
Pierwsza moliwo - niezdolno przyjcia owego porzdku pojciowego - oznacza zarazem, e ucze nie zdoa równie osign operacyjnego celu nauki. Symbolicznym wyrazem owego niepowodzenia jest wtek czterech wrogów czowieka wiedzy; rozumie si przy tym, e niepowodzenie nie polega jedynie na zaprzestaniu de do osignicia owego celu, lecz wie si take z cakowitym zaniechaniem poszukiwa wskutek nacisku wywoanego przez któregokolwiek z owych czterech symbolicznych wrogów. Z samego tego wtku wynika te jasno, e dwaj pierwsi wrogowie - strach i jasno umysu - stanowi przyczyn klski ucznia, a klska na etapie ucznia oznacza niemono nauczenia si, jak kierowa sprzymierzecem, tote w rezultacie tego niepowodzenia przyjcie przez ucznia porzdku pojciowego odbywa si w sposób powierzchowny i faszywy - faszywy w tym sensie, e jest nieautentycznym przypisaniem si bd opowiedzeniem po stronie sensu wynikajcego z treci nauk. Chodzi o to, e pokonany ucze - prócz tego, e nie jest w stanie zapanowa nad sprzymierzecem - poprzestaje jedynie na znajomoci pewnych technik manipulacyjnych oraz zapamitaniu postrzeonych przez siebie elementów skadowych rzeczywistoci niezwykej, nie identyfikuje si wszake z zasad rozumow, która nadaje im zrozumiao, opierajc si na ich wasnej logice. W tych warunkach kady czowiek moe zosta zmuszony do wysnucia wasnych uzasadnie tumaczcych subiektywny wybór niektórych elementów dowiadczonych przez niego zjawisk, który to proces pociga za sob mylne przyjcie perspektywy poznawczej zawartej w naukach don Juana. Owo mylne przyjcie porzdku pojciowego nie ogranicza si wszake do samego ucznia. Z wtku wrogów czowieka wiedzy wynika niezbicie, e czowiek, który osign cel, jakim jest nauczenie si, jak kierowa sprzymierzecem, moe i tak skapitulowa w obliczu ataków dwóch pozostaych swych wrogów - mocy i podeszego wieku. Ze schematu kategoryzacji, jakim posuguje si don Juan, wynika, e kapitulacja taka wie si z powierzchownym bd nieautentycznym przyjciem porzdku pojciowego, tak samo jak w wypadku pokonanego ucznia.
Pomylne przyjcie porzdku pojciowego oznacza natomiast, e ucze osign cel operacyjny, którym jest autentyczne przyjcie punktu widzenia zawartego w naukach. Owa autentyczno przyjcia porzdku pojciowego wyraa si w cakowitym przypisaniu si bd cakowitym opowiedzeniu si po stronie, której porzdek ów jest wyrazem.
Don Juan nigdy nie sprecyzowa jasno, w którym dokadnie momencie, bd w jaki dokadnie sposób, ucze przestaje by uczniem, cho da wyranie do zrozumienia, e osignwszy operacyjny cel systemu - zdobycie umiejtnoci panowania nad sprzymierzecem - przestaje on ju potrzebowa przewodnictwa nauczyciela.
Przekonanie, e nadejdzie moment, gdy wskazówki nauczyciela stan si zbyteczne, oznacza, e uczniowi uda si kiedy przyj porzdek pojciowy, dziki czemu zdobdzie on umiejtno wycigania sensownych wniosków bez pomocy nauczyciela.
W ramach nauk don Juana, przynajmniej do momentu, w którym przestaem je pobiera, akceptacja specjalnego konsensu pocigaa za sob, jak si zdaje, przyjcie dwóch elementów porzdku pojciowego: 1) wyobraenia o rzeczywistym charakterze specjalnego konsensu oraz 2) przekonania, i realno zwykego, znamionujcego codzienne ycie konsensu i realno konsensu specjalnego posiadaj t sam warto praktyczn.
Rzeczywisto specjalnego konsensu
Trzon nauk don Juana - jak sam stwierdzi - dotyczy uycia trzech rolin halucynogennych, za pomoc których wywouje on stany rzeczywistoci niezwykej. Wydaje si, e korzysta z nich w sposób cakowicie wiadomy i przemylany, a take, e czyni to dlatego, i kada z owych rolin posiada odmienne waciwoci halucynogenne, które tumaczy jako przejaw immanentnego charakteru zawartych w nich rónych mocy. Kierujc zewntrznym i wewntrznym wymiarem rzeczywistoci niezwykej, don Juan tak dugo korzysta z rónych waciwoci halucynogennych tych rolin, a powstao we mnie - jego uczniu - wraenie, e rzeczywisto niezwyka stanowi cile wyodrbnion sfer, rónic si wyranie od zwykego, codziennego ycia, której immanentne cechy ujawniaj si w miar postpów w nauce.
Istnieje wszake równie moliwo, e owe rzekomo odmienne waciwoci mogy by jedynie wytworem samego, nadzorowanego przez don Juana, procesu zawiadywania wewntrznym porzdkiem rzeczywistoci niezwykej, cho w swych naukach odwouje si on do twierdzenia, e moc zawarta w kadej z tych rolin wywouje stany rzeczywistoci niezwykej rónice si od siebie. Jeli twierdzenie to odpowiada prawdzie, rónice owe ujmowane w kategoriach poszczególnych elementów niniejszej analizy zdaj si mieci w zakresie percepcji wystpujcym w stanach wywoanych przez kad z owych trzech rolin. W zwizku ze specyficznymi cechami, znamionujcymi odpowiadajcy im zakres przyswajania, wszystkie trzy powoduj powstanie wraenia, e istnieje cile wyodrbniona sfera czy te obszar, który tworz dwa segmenty: zakres niezaleny, zwany dziedzin jaszczurek bd dziedzin nauk Mescalito, oraz zakres zaleny, czyli sfera, w której czowiek porusza si o wasnych siach.
Terminu “rzeczywisto niezwyka" uywam Jak wczeniej wspomniaem, w znaczeniu rzeczywistoci niecodziennej, osobliwej. Dla pocztkujcego ucznia rzeczywisto taka bya istotnie absolutnie niezwyka, przyswajanie sobie wiedzy don Juana wymagao jednak obowizkowego uczestnictwa i cakowitego oddania si praktykowaniu - równie w formie eksperymentów - wszystkiego, czego si nauczyem. Oznacza to, i jako ucze musiaem dowiadczy pewnej liczby stanów rzeczywistoci niezwykej, nabyta za z pierwszej rki wiedza odbieraa prdzej czy póniej takim okreleniom, jak “zwyky" i “niezwyky", wszelkie znaczenie. Autentyczne przyswojenie sobie owej pierwszej jednostki pojciowej porzdku konceptualnego pociga tedy za sob przekonanie, e istnieje pewna odrbna, bynajmniej jednak nie niezwyka, sfera rzeczywistoci, “rzeczywisto specjalnego konsensu".
Przyjcie owego istotnego zaoenia, wedle którego rzeczywisto specjalnego konsensu stanowi odrbn sfer, tumaczyoby w sensowny sposób przewiadczenie, i spotkania ze sprzymierzecami lub Mescalito odbywaj si w obrbie rzeczywistoci nie bdcej zudzeniem.
Rzeczywisto specjalnego konsensu ma warto praktyczn
Te same procesy polegajce na kierowaniu zewntrznym i wewntrznym wymiarem rzeczywistoci niezwykej, które prowadziy, jak si zdaje, do uznania rzeczywistoci specjalnego konsensu za odrbn sfer, przyczyniy si take w decydujcej mierze do wywoania u mnie wraenia, e rzeczywisto ta ma zastosowanie praktyczne. Akceptacja specjalnego konsensu w odniesieniu do wszystkich stanów rzeczywistoci niezwykej oraz wszystkich specjalnych stanów rzeczywistoci zwykej ma na celu utrwalenie przewiadczenia, e równa si on rzeczywistoci zwykego, typowego dla codziennego ycia konsensu. Zrównanie owo opiera si na doznaniu, e rzeczywisto specjalnego konsensu nie daje si utosami z marzeniami sennymi. Przeciwnie - skadaj si na ni ustalone elementy podlegajce specjalnemu rodzajowi porozumienia. Stanowi ona w istocie domen, w której mona postrzega otoczenie w pewien wiadomy sposób. Tworzce j elementy skadowe nie maj charakteru subiektywnego ani nie wynikaj z kaprysów niczyjej natury, lecz stanowi zwile zarysowane skadniki bd wydarzenia, których istnienie potwierdza cay system nauk.
Jasnym unaocznieniem owego równorzdnego statusu jest podejcie don Juana do rzeczywistoci specjalnego konsensu, bdce podejciem uytkowym i zrozumiaym samo przez si; ani raz nie uczyni on do niej adnej aluzji, nie da te ode mnie, bym odnosi si do niej inaczej, jak tylko w uytkowy i rzeczowy sposób. To, e obie sfery uwaane s za równe sobie, nie oznacza wszake, e w którymkolwiek momencie mogem zachowywa si w obu tych sferach tak samo. Przeciwnie - postpowanie czarownika musi by odmienne, poniewa kada z nich posiada cechy stwarzajce specyficzne moliwoci ich wykorzystania. O ich znaczeniu zdaje si przesdza przekonanie, e ow równorzdno mona ustali na podstawie uytecznoci praktycznej. Czarownik musi by zatem przekonany, e istnieje moliwo przenoszenia si z jednej sfery do drugiej, e ze swej istoty nadaj si one do uycia, a jedyn zachodzc midzy nimi rónic jest odmienny rodzaj moliwoci ich uycia, czyli odmienno celów, jakim su.
Wydaje si wszake, e ich odrbno wynika jedynie z miejsca, jakie zajmoway na waciwym dla mnie etapie terminowania, a don Juan korzysta z tego, by uprzytomni mi moliwo istnienia owego innego obszaru rzeczywistoci. Na podstawie jednak tego, co robi - moe bardziej, ni mówi - skaniam si do przekonania, e dla czarownika istnieje tylko jedno kontinuum rzeczywistoci zoone z dwóch, a moe wicej ni dwóch czci, z których wyprowadza on wnioski o znaczeniu praktycznym. Dobrowolna akceptacja przewiadczenia o praktycznej wartoci rzeczywistoci specjalnego konsensu nadaaby ruchowi sensown perspektyw.
Gdybym zgodzi si z przekonaniem, e rzeczywisto specjalnego konsensu daje si wykorzysta, poniewa posiada immanentne waciwoci moliwe do wykorzystania, a obdarzone tak sam wartoci praktyczn jak waciwoci cechujce rzeczywisto konsensu potocznego, wówczas w sposób logiczny mógbym zrozumie powody, dla których don Juan w tak wielkim stopniu wykorzystywa pojcie ruchu w rzeczywistoci specjalnego konsensu. Czarownikowi, który zaakceptowa praktyczne istnienie innej rzeczywistoci, pozostaje do zrobienia ju tylko jedno: nauczy si mechanizmu rzdzcego owym ruchem. W tym wypadku musi on mie, rzecz jasna, charakter szczególny, gdy wie si z immanentnymi waciwociami praktycznymi rzeczywistoci specjalnego konsensu.
PODSUMOWANIE
Analiz, któr przeprowadziem, objte zostay nastpujce sprawy:
1. Przedstawione tu przeze mnie nauki don Juana maj dwa aspekty: porzdek operacyjny, czyli obdarzona znaczeniem kolejno, w jakiej poszczególne pojcia skadajce si na jego nauki zostay powizane z sob w pewien spójny ukad, oraz porzdek pojciowy, czyli matryca sensu, z której wywodz si wszystkie pojcia tworzce wiedz don Juana.
2. Na porzdek operacyjny skadaj si cztery podstawowe zespoy pojciowe: 1) pojcie “czowieka wiedzy"; 2) przekonanie, e czowiek wiedzy korzysta z pomocy pewnej szczególnego rodzaju mocy zwanej sprzymierzecem; 3) przekonanie, wedle którego sprzymierzeniec kieruje si pewnym zbiorem zasad zwanym regu oraz 4) przekonanie, e potwierdzenie owej reguy podlega specjalnemu konsensowi.
3. Owe cztery jednostki strukturalne s z sob powizane w nastpujcy sposób: celem porzdku operacyjnego jest nauczenie sposobu, w jaki zostaje si czowiekiem wiedzy; czowiek wiedzy tym róni si od zwykych ludzi, e posiada sprzymierzeca; sprzymierzeniec jest szczególnego rodzaju potg kierujc si pewn regu; mona go pozyska lub oswoi dziki procesowi weryfikacji jego reguy w obrbie rzeczywistoci niezwykej i dziki uzyskaniu specjalnego konsensu w odniesieniu do wyników owej weryfikacji.
4. Z nauk don Juana wynika, e zostanie czowiekiem wiedzy nie jest jednorazowym i trwaym w skutkach osigniciem, lecz raczej procesem. Oznacza to, e tym, co czyni z kogo czowieka wiedzy, nie jest wycznie posiadanie sprzymierzeca, lecz trwajca cae ycie walka o utrzymanie si w ramach pewnego systemu wierze. Nauki don Juana maj wszake na celu skutki praktyczne, zwizane z tym, jak zosta czowiekiem wiedzy - celem don Juana jest nauczy, w jaki sposób pozyska sobie sprzymierzeca, poznajc regu, jak si kieruje. Tak wic celem porzdku operacyjnego jest dostarczenie uczniowi specjalnego konsensu w odniesieniu do elementów skadowych postrzeganych w rzeczywistoci niezwykej, które uznawane s za potwierdzenie reguy sprzymierzeca.
5. Aby dostarczy specjalnego konsensu odnoszcego si do potwierdzenia reguy sprzymierzeca, don Juan musi dostarczy go w odniesieniu do elementów skadowych wszystkich stanów rzeczywistoci niezwykej oraz specjalnych stanów rzeczywistoci zwykej wywoanych w trakcie nauki. Specjalny konsens dotyczy zatem niecodziennych zjawisk, to za pozwala mi wysnu przypuszczenie, e ucze - poprzez akceptacj specjalnego konsensu - przyjmuje ostatecznie porzdek pojciowy poznawanej przez siebie wiedzy.
6. Z perspektywy fazy, do której sam doszedem w nauce, mog wywnioskowa, e do momentu, w którym wycofaem si z terminowania u don Juana, nauki jego nakierowane byy na przyjcie dwóch zespoów porzdku pojciowego: 1) przekonania, e istnieje odrbna sfera rzeczywistoci - inny wiat - nazwana przeze mnie “rzeczywistoci specjalnego konsensu", oraz 2) przekonania, e owa rzeczywisto, ów inny wiat, daje si spoytkowa tak samo jak wiat, w którym yjemy na co dzie.
Niemal sze lat po rozpoczciu przeze mnie nauki wiedza don Juana nabraa po raz pierwszy cech pewnej spójnej caoci. Uwiadomiem sobie, e zmierza on do tego, by dostarczy moim osobistym odkryciom nie budzcego wtpliwoci konsensu i cho przerwaem nauk, bo nie byem i nigdy nie bd gotowy podda si jej surowym wymogom, sposób, w jaki próbowaem sprosta kryteriom narzuconym przez jego osobisty wysiek, polega na tym, e podjem prób zrozumienia jego nauk. Czuem, e musz koniecznie udowodni, choby samemu sobie, e nie s one zbiorem dziwactw.
Kiedy uoyem swój schemat strukturalny - uzyskawszy moliwo pominicia wielu danych, które byy zbdne z punktu widzenia podjtej przeze mnie na pocztku próby odsonicia logiki nauk don Juana - stao si dla mnie jasne, e cechuje je wewntrzna spójno, e posiadaj one pewien logiczny ukad, który pozwoli mi uj cae zjawisko w sposób eliminujcy owo poczucie osobliwej dziwnoci cechujce wszystkie moje doznania. Stao si dla mnie wówczas oczywiste, e moje terminowanie byo jedynie pocztkiem bardzo dugiej drogi. A trud doznanych przeze mnie przey, które pooyy si na mnie tak wielkim brzemieniem, stanowi zaledwie drobny fragment logicznego systemu mylowego, z którego don Juan wyciga w swym codziennym yciu wnioski o gbokim znaczeniu; zgbianie za owego rozlegego i zawiego systemu wierze pozwolio mi dowiadczy radosnych uniesie.
DODATEK A: PROCES UPRAWOMOCNIENIA SPECJALNEGO KONSENSU
Uprawomocnienie specjalnego konsensu wizao si zawsze z kumulacj efektów nauk don Juana. W celu wyjanienia procesu owej kumulacji nadaem operacji uprawomocnienia tak kolejno, w jakiej wystpiy specjalne stany rzeczywistoci niezwykej i specjalne stany rzeczywistoci zwykej. Wydaje si, e don Juan nie kierowa wewntrznym porzdkiem obu tych rodzajów rzeczywistoci w jaki ustalony sposób, lecz raczej dokonywa do elastycznego wyodrbnienia elementów, którymi kierowa.
Don Juan rozpocz przygotowywanie gruntu pod specjalny konsens od wywoania pierwszego specjalnego stanu rzeczywistoci zwykej dziki procesowi manipulowania wskazówkami odnoszcymi si do otoczenia. Posugujc si t metod, wyodrbni on niektóre elementy skadowe wchodzce w zakres rzeczywistoci zwykej, dziki czemu pokierowa mn tak, e zaobserwowaem posuwanie si ku pewnym konkretnym elementom, mianowicie ku percepcji kolorów, które zdaway si emanowa z dwóch niewielkich obszarów na pododze. W momencie wyodrbnienia owych stref zabarwienia utraciy one zwyky konsens; odniosem wraenie, e tylko ja jestem zdolny je zobaczy, i wanie na tym polega ów wywoany przez nie specjalny stan rzeczywistoci zwykej.
Wyodrbnienie dwóch miejsc na pododze, które dokonao si dziki pozbawieniu ich zwykego konsensu, suyo przerzuceniu pierwszego pomostu midzy rzeczywistoci zwyk i niezwyk. Don Juan tak mn pokierowa, bym w niecodzienny sposób postrzega fragment zwykej rzeczywistoci, nadajc tym samym niektórym zwykym elementom posta wymagajc konsensu.
Pokosiem owego pierwszego specjalnego stanu rzeczywistoci zwykej bya rekapitulacja mych dozna przedstawiona don Juanowi, który percepcj miejsc o rónym zabarwieniu uczyni przedmiotem wzmocnienia pozytywnego. Wzmocnienie negatywne nada on natomiast tym fragmentom mojej relacji, które dotyczyy odczuwanego przeze mnie strachu i zmczenia oraz ewentualnemu brakowi wytrwaoci.
Lwi cz swych rozwaa podczas okresu przygotowawczego, który potem nastpi, powici on wyodrbnionym w ten sposób elementom, akcentujc przekonanie, e istnieje moliwo odkrycia w otoczeniu czego wicej, ni si to zwykle czyni. Opierajc si na owych elementach zaczerpnitych z podsumowania mych dowiadcze, don Juan wprowadzi take niektóre z poj skadajcych si na wizerunek czowieka wiedzy.
W ramach kolejnego etapu przygotowywania specjalnego konsensu w odniesieniu do potwierdzenia reguy don Juan wywoa stan rzeczywistoci niezwykej za pomoc roliny Lophophora williamsii. Ogólna tre pierwszego stanu rzeczywistoci niezwykej bya do mglista i pozbawiona spójnoci, ale poszczególne jej elementy skadowe miay posta wyranie okrelon; tote spostrzegem charakterystyczne jej cechy - stabilno, niepowtarzalno i brak zwykego konsensu - niemal tak samo wyranie jak w stanach póniejszych. Owe charakterystyczne cechy nie narzucay si z tak wielk oczywistoci, by moe dlatego, e brak mi byo wprawy, jako e dowiadczyem wówczas rzeczywistoci niezwykej po raz pierwszy.
Nie sposób byo ustali rzeczywistego wpywu wczeniejszych poucze don Juana na faktyczny przebieg moich dozna, ale nie miaem adnych wtpliwoci, e kierowa on skutkami stanów niezwykej rzeczywistoci po mistrzowsku.
Na podstawie uczynionego przeze mnie podsumowania tego przeycia, don Juan dokona wyboru tych elementów, które steroway posuwaniem si ku konkretnym niepowtarzalnym formom i okrelonym wynikom caociowym. Moj relacj o tym, co robiem z psem, powiza z wyobraeniem o widzialnej postaci, jak przybiera Mescalito. By on istot zdoln przyj dowoln posta, przede wszystkim za istot obiektywnie istniejc.
Moja relacja na temat psa pozwolia równie don Juanowi zapocztkowa posuwanie si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania, w tym wypadku - ku zakresowi zalenemu. Don Juan nada pozytywne wzmocnienie przewiadczeniu, e poruszaem si i dziaaem w obrbie rzeczywistoci niezwykej prawie tak samo, jak uczynibym to w yciu codziennym.
Posuwanie si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej odbywao si dziki negatywnemu wzmocnieniu tych fragmentów mej relacji, które odnosiy si do niemonoci logicznego zwrócenia przeze mnie uwagi na postrzegane elementy skadowe. Don Juan napomkn przy tym, e jest moliwe, bym podda te elementy dokadnej i chodnej analizie, co równao si wyszczególnieniu dwóch podstawowych cech rzeczywistoci niezwykej: tego, e ma ona walor praktyczny i e posiada elementy skadowe, które mona zarejestrowa za pomoc zmysów.
Brak zwykego konsensu w odniesieniu do owych skadników ujawni si z caym dramatyzmem wskutek gry wzmocnie pozytywnych i negatywnych, która oddziaywaa na opinie osób obserwujcych moje zachowanie w trakcie pierwszego stanu rzeczywistoci niezwykej.
Okres przygotowawczy, który nastpi po tyme stanie, trwa ponad rok. Don Juan wykorzysta ten czas na wprowadzenie wikszej liczby elementów skadajcych si na pojcie czowieka wiedzy oraz ujawnienie niektórych czci reguy obu sprzymierzeców. Doprowadzi równie do pytkiego stanu rzeczywistoci niezwykej, aby wypróbowa moje pokrewiestwo ze sprzymierzecem mieszczcym si w Datura inoxia. Wszelkie najmniej nawet wyrane wraenia, jakich doznaem podczas owego pytkiego stanu, don Juan wykorzysta w celu nakrelenia ogólnej charakterystyki owego sprzymierzeca, zestawiajc j z tym, co uzna za dajce si zaobserwowa cechy charakterystyczne Mescalito.
Trzeci etap przygotowa specjalnego konsensu dotyczcego potwierdzenia reguy polega na wywoaniu kolejnego stanu rzeczywistoci niezwykej za pomoc Lophophora williamsii. Wydaje si, e sposób, w jaki don Juan kierowa treci mych postrzee, prowadzi do tego, e dowiadczyem owego drugiego stanu rzeczywistoci niezwykej nastpujco:
Posuwanie si ku temu, co konkretnie stworzyo moliwo ujrzenia istoty, której ksztat uleg daleko idcym zmianom - od znajomego ksztatu psa w pierwszym stanie do cakowicie nieznanego tworu antropomorficznego istniejcego, jak si zdawao, niezalenie ode mnie.
Ewidentny przejaw posuwania si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania stanowiy postrzeenia, które wyniosem z mej podróy. Zakres przyswajania by w jej trakcie zarówno zaleny, jak i niezaleny, jakkolwiek wikszo jej skadników uzaleniona bya od otoczenia wystpujcego w uprzednim stanie rzeczywistoci zwykej.
Posuwanie si ku praktyczniejszemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej stanowio by moe najbardziej widoczn cech mego drugiego stanu. Stao si dla mnie oczywiste - w sposób zoony i bardzo konkretny - e istnieje moliwo swobodnego poruszania si w obrbie rzeczywistoci niezwykej.
Poddaem równie jej skadniki chodnej i dokadnej analizie. Bardzo wyranie zaobserwowaem cechujce je stabilno, niepowtarzalno i brak konsensu.
Don Juan pooy nacisk na nastpujcy element dokonanego przeze mnie podsumowania moich dozna: aby posun si ku temu, co konkretne, nada on pozytywne wzmocnienie zawartemu w mej relacji stwierdzeniu, e ujrzaem Mescalito w czekoksztatnej postaci. Gros swych rozwaa w tym zakresie powici on przekonaniu, e Mescalito moe by nauczycielem, a take obroc.
Chcc pokierowa procesem poszerzania si zakresu przyswajania, don Juan nada pozytywne wzmocnienie relacji dotyczcej mej podróy, która z pewnoci odbya si w zakresie zalenym; takie samo wzmocnienie nada równie mojej wersji scen, które ujrzaem na doni Mescalito; wydawao si, e byy one niezalene od skadników poprzedzajcej podró zwykej rzeczywistoci.
Relacja o mej podróy oraz o scenach, które ujrzaem na doni Mescalito, pozwolia równie don Juanowi na pokierowanie posuwaniem si ku praktyczniejszemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej. Najpierw wystpi on z tez, e istnieje moliwo uzyskania orientacji, potem za zinterpretowa owe sceny jako lekcje odnoszce si do waciwego sposobu ycia.
Na niektóre fragmenty mej rekapitulacji dotyczce postrzeenia tworów zbytecznych nie pooono w ogóle nacisku, poniewa byy one nieprzydatne w ustaleniu kierunku, w jakim zmierza porzdek wewntrzny.
Nastpny stan rzeczywistoci niezwykej - trzeci z kolei - wywoany zosta w celu potwierdzenia reguy sprzymierzeca zawartego w Datura inoxia. Po raz pierwszy okres przygotowawczy by istotny i atwo zauwaalny. Don Juan przedstawi techniki manipulacyjne oraz ujawni, e specyficznym celem, jaki miaem potwierdzi, byo wróenie.
Sposób, w jaki kierowa on uprzednio trzema aspektami porzdku wewntrznego, prowadzi, jak si zdaje, do nastpujcych rezultatów: posuwanie si ku temu, co konkretne, przejawiao si w tym, e potrafiem postrzec sprzymierzeca jako pewn jako, zweryfikowaem zatem twierdzenie, e sprzymierzeniec jest cakiem niewidzialny. Posuwanie si ku konkretom wywoao równie osobliw percepcj serii obrazów bardzo podobnych do tych, które ogldaem na doni Mescalito. Don Juan zinterpretowa owe sceny jako wróenie, czyli potwierdzenie specyficznego celu reguy.
Zobaczenie serii owych obrazów wizao si take z posuwaniem si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania. Tym razem zakres ów by niezaleny od otoczenia wystpujcego we wczeniejszej zwykej rzeczywistoci. Sceny owe nie sprawiay wraenia naoonych jakby na elementy skadowe, jak w wypadku obrazów na doni Mescalito - w istocie, oprócz skadników tworzcych owe sceny, adnych innych elementów skadowych nie byo. Innymi sowy, caociowy zakres przyswajania by niezaleny.
Wystpienie owego cakowicie niezalenego zakresu stanowio równie przejaw posuwania si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu niezwykej rzeczywistoci. Wróenie implikowao moliwo nadania uytecznoci wszystkiemu, co si zobaczyo.
W celu pokierowania posuwaniem si ku konkretom, don Juan nada pozytywne wzmocnienie przewiadczeniu, e nie istnieje moliwo poruszania si o wasnych siach w niezalenym zakresie przyswajania, dowiadczany tam ruch interpretowa on jako poredni, odbywajcy si w tym konkretnym wypadku za porednictwem jaszczurek. W celu nadania kierunku drugiemu aspektowi wymiaru wewntrznego - posuwaniu si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania - w swych rozwaaniach skupi si gównie na przekonaniu, e mogem analizowa ogldane przeze mnie sceny - bdce odpowiedzi na moje wróebne pytania - i przedua ich trwanie, jak dugo tylko chciaem. Kierujc posuwaniem si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu niezwykej rzeczywistoci, don Juan nada pozytywne wzmocnienie przekonaniu, e przedmiot objty wróeniem powinien by prosty i jasno okrelony, by mona byo uzyska moliwy do spoytkowania rezultat.
Celem czwartego stanu rzeczywistoci niezwykej byo take potwierdzenie reguy sprzymierzeca zawartego w Datura inoxia; chodzio w nim mianowicie o ten jego aspekt, który wiza si z lataniem jako form fizycznego ruchu.
W wyniku kierowania procesem konkretyzacji mona byo dowiadczy fizycznego szybowania w powietrzu. Byo to doznanie bardzo wyrane, cho brak mu byo gbi charakterystycznej dla sposobu, w jaki postrzegaem wszystkie wczeniejsze czynnoci wykonywane przeze mnie w obrbie rzeczywistoci niezwykej. Odniosem wraenie, e ów lot fizyczny odbywa si w zalenym zakresie przyswajania i polega na poruszaniu si o wasnych siach, które to wraenie mogo by wynikiem posuwania si ku szerszemu zakresowi przyswajania.
Pozostae dwa aspekty doznanego przeze mnie wraenia unoszenia si w powietrzu mogy stanowi rezultat kierowania posuwaniem si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej. Obejmoway one - po pierwsze - taki sposób postrzegania odlegoci, który wywoywa wraenie rzeczywistego lotu, po drugie za moliwo nadania owemu domniemanemu ruchowi okrelonego kierunku.
Podczas póniejszego okresu przygotowawczego don Juan odda si rozwaaniom nad rzekomo destruktywn natur sprzymierzeca zawartego w Datura inoxia. Wyodrbni nastpujce miejsce mej relacji: w celu pokierowania posuwaniem si ku temu, co konkretne, nada on pozytywne wzmocnienie zapamitanemu przeze mnie szybowaniu w przestworzach. Jakkolwiek nie spostrzegem elementów skadowych owego stanu rzeczywistoci niezwykej w sposób równie wyrany jak ten, do którego si zdyem przyzwyczai - doznanie ruchu byo bardzo wyrane, a don Juan skorzysta z tego, by utrwali ów konkretny rezultat dowiadczonego przeze mnie ruchu. Posuwanie si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej przyjo posta skupienia rozwaa na przewiadczeniu, e czarownicy mog odbywa loty na ogromn odlego, z czego mogo wynika, e istnieje moliwo poruszania si w zalenym zakresie przyswajania i przeniesienia potem tego ruchu w obrb zwykej rzeczywistoci.
Pity stan rzeczywistoci niezwykej wytworzy sprzymierzeniec zawarty w Psilocybe mexicana. Rolina ta zostaa wówczas uyta po raz pierwszy, sam za stan, który wywoaa, mia wicej wspólnego ze sprawdzianem ni z prób potwierdzenia reguy. Podczas okresu przygotowawczego don Juan zapozna mnie tylko z technik manipulacyjn; nie wyjawi mi konkretnego celu do zweryfikowania, tote nie sdziem, by ów stan zosta wywoany w celu potwierdzenia reguy. Wydaje si jednak, e kierunek nadany wewntrznemu wymiarowi rzeczywistoci niezwykej doprowadzi ostatecznie do poniszych rezultatów.
Kierowanie si ku okrelonym wynikom caociowym wywoao u mnie wraenie, e obaj sprzymierzecy róni si od siebie, a take od Mescalito. Sprzymierzeca zawartego w Psilocybe mexicana postrzegaem jako pewn jako - bezksztatn i niewidzialn - wywoujc wraenie bezcielesnoci. Rezultatem posuwania si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania byo wraenie, e cae otoczenie tworzce wczeniejsz rzeczywisto zwyk - której istnienia byem nadal wiadomy - mona byo wykorzysta w rzeczywistoci niezwykej, co oznaczao, e zakres zaleny rozciga si jakby na wszystko. Posuwanie si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej wywoao osobliwe wraenie w obrbie zalenego zakresu przyswajania, mimo e wydaway si one zwykymi elementami ycia codziennego.
Don Juan nie zada ode mnie zwyczajowej rekapitulacji mych dowiadcze; brak konkretnego celu nada jakby owemu stanowi rzeczywistoci niezwykej charakter li tylko przeduonego etapu przejciowego. Podczas póniejszego okresu przygotowawczego odda si on jednak rozwaaniom dotyczcym niektórych spostrzee, jakie poczyni na temat mego zachowania w trakcie tego dowiadczenia.
Negatywne wzmocnienie nadal on impasowi logicznemu, który pozbawi mnie wiary w to, e istnieje moliwo przeniknicia przez przedmioty bd istoty. Opierajc si na tym przewiadczeniu, pokierowa posuwaniem si ku konkretnym wynikom caociowego poruszania si poprzez elementy skadowe rzeczywistoci niezwykej, zaobserwowane przeze mnie w obrbie zalenego zakresu przyswajania.
Te same spostrzeenia wykorzysta don Juan do pokierowania drugim aspektem wymiaru wewntrznego - rozlegej szyna zakresem przyswajania. Jeli moliwy by ruch poprzez rzeczy i istoty, to odpowiednio do tego musia si rozszerzy zakres zaleny; powinien on obj cae otoczenie uprzedniej zwykej rzeczywistoci stanowicej tre wiadomoci danego czowieka w dowolnym momencie jej trwania, poniewa ruch pociga za sob ustawiczn zmian otoczenia. Z przewiadczenia tego wynikao równie to, e rzeczywisto niezwyk mona wykorzysta w sposób bardziej praktyczny. Przenikanie poprzez obiekty i istoty dawao pewn uprzywilejowan pozycj, która bya nieosigalna dla czarownika w obrbie zwykej rzeczywistoci.
W dalszym cigu don Juan wykorzysta seri trzech stanów rzeczywistoci niezwykej, wywoanych przez Lophophora williamsii; do przygotowania specjalnego konsensu w odniesieniu do potwierdzenia reguy. Stany te zostay tu ujte jako jedna cao, poniewa nastpiy w cigu kolejnych czterech dni, a podczas kilkugodzinnych przerw midzy nimi nie miaem z don Juanem adnego kontaktu. Porzdek wewntrzny owych trzech stanów uznano równie za jedn cao posiadajc ponisze cechy charakterystyczne: wystpienie Mescalito pod postaci widzialnej istoty czekoksztatnej, zdolnej do uczenia. Z moliwoci udzielania lekcji wynikaa zdolno Mescalito do oddziaywania na ludzi.
Posuwanie si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania osigno moment, kiedy swoim postrzeganiem objem oba zakresy jednoczenie i nie potrafiem ich od siebie odróni inaczej jak tylko pod wzgldem sposobu poruszania si. W zakresie zalenym mogem porusza si o wasnych siach i moc mej wasnej woli, ale w zakresie niezalenym mogem to uczyni jedynie za pomoc narzdzia, jakim by Mescalito. Tytuem przykadu - lekcje Mescalito zawieray cig obrazów, które mogem jedynie oglda. Posuwanie si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej wizao si z przewiadczeniem, e Mescalito moe istotnie udzieli lekcji na temat prawidowego sposobu ycia.
Podczas okresu przygotowawczego, który nastpi po ostatnim z tej serii stanów rzeczywistoci niezwykej, don Juan dokona selekcji nastpujcych elementów: w celu posuwania si ku temu, co konkretne, nada on pozytywne wzmocnienie przekonaniu, e Mescalito moe pomóc w poruszaniu si w obrbie niezalenego zakresu przyswajania i e jest on istot mogc peni rol nauczyciela udzielajcego lekcji w ten sposób, e dopuszcza czowieka do poznania wiata wizyjnego. Zastanawia si równie nad znaczeniem tego, e Mescalito wyjawi swe imi i nauczy mnie kilku pieni; oba te fakty miay stanowi ilustracj moliwoci penienia przez Mescalito roli obrocy. Uwypukli on take to, e ogldaem Mescalito pod postaci snopu wiata, w czym dopatrzy si moliwoci, e ostatecznie przybierze on dla mnie na stae form abstrakcyjn.
Podkrelanie tych samych elementów suyo don Juanowi do kierowania posuwaniem si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania. W trakcie owych stanów rzeczywistoci niezwykej spostrzegem wyranie, e zarówno zaleny, jak i niezaleny zakres przyswajania s dwoma odrbnymi aspektami teje rzeczywistoci, majcymi równie istotne znaczenie. Zakres niezaleny by domen, w której obrbie Mescalito udziela swych lekcji, poniewa za wolno byo przypuszcza, e jedynym celem wywoania tych stanów byo otrzymanie tych lekcji, zakres ów stanowi w logiczny sposób obszar o specjalnym znaczeniu. Mescalito by obroc i sprzymierzecem, co oznaczao, e posiada widzialn posta, ksztat jednak, w jakim si pojawia, nie mia nic wspólnego z wczeniejszym stanem zwykej rzeczywistoci. Z drugiej strony wszake istniao zaoenie o potrzebie podróowania, poruszania si w obrbie rzeczywistoci niezwykej, którego celem byo otrzymanie od Mescalito lekcji - z przewiadczenia tego wynikao za istotne znaczenie zakresu zalenego.
Posuwanie si bardziej ku praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej odbywao si dziki powiceniu lwiej czci rozwaa lekcjom Mescalito. Don Juan upatrywa w nich niezbdny skadnik ludzkiego ycia; pyn std jasny wniosek, e rzeczywisto niezwyk mona wykorzysta w bardziej praktyczny sposób, konstruujc na jej podstawie takie punkty odniesienia, jakie posiadaj warto w zwykej rzeczywistoci. Taki wniosek don Juan sformuowa wówczas po raz pierwszy.
Kolejny stan rzeczywistoci niezwykej - dziewity z kolei - wywoany zosta w celu potwierdzenia reguy sprzymierzeca zawartego w Datura inoxia. Konkretny cel, który mia znale w tym stanie potwierdzenie, wiza si z wróeniem, wczeniejsze za kierowanie wymiarem wewntrznym dao w efekcie nastpujce rezultaty. Posuwanie si ku konkretnemu wynikowi caociowemu doprowadzio do ujrzenia spoistego zespou obrazów, bdcych rzekomo gosem jaszczurki relacjonujcej wypadki objte wróeniem oraz do usyszenia gosu istotnie opisujcego ogldane sceny. Wynikiem posuwania si ku niezalenemu zakresowi przyswajania byo wystpienie obszernego i wyranego zakresu niezalenego, wolnego od wpywu zewntrznej rzeczywistoci zwykej. Posuwanie si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej doprowadzio do pojawienia si uytecznych sposobów wyzyskania zakresu niezalenego. Tendencj t zapocztkoway rozwaania don Juana dotyczce moliwoci skonstruowania punktów odniesienia na podstawie zakresu niezalenego i wykorzystania ich w zwykej rzeczywistoci. Sceny wróebne miay zatem oczywisty walor praktyczny, ich intencj byo bowiem stworzenie moliwoci ujrzenia czynów dokonanych przez innych ludzi, do których to czynów nie byo dostpu w aden zwyky sposób.
W okresie przygotowawczym, który potem nastpi, don Juan wikszy nacisk pooy na wtki skadowe tworzce pojcie czowieka wiedzy. Wydawao si, e przygotowuje si do skupienia caego wysiku na pozyskaniu tylko jednego z dwóch sprzymierzeców - humito. Nada on wszake pozytywne wzmocnienie przekonaniu, e czy mnie bliskie pokrewiestwo ze sprzymierzecem zawartym w Datura inoxia, gdy pozwoli mi on by wiadkiem elastycznoci reguy, gdy popeniem bd w technice manipulacyjnej. Do mego przewiadczenia o gotowoci don Juana do rezygnacji z nauk dotyczcych reguy sprzymierzeca zawartego w Datura inoxia przyczynio si to, e nie wyodrbni on z mego podsumowania adnych fragmentów mogcych wytumaczy zasady kierowania wewntrznym wymiarem póniejszych stanów rzeczywistoci niezwykej.
Dalej nastpia seria trzech stanów rzeczywistoci niezwykej wywoanych w celu potwierdzenia reguy sprzymierzeca zawartego w Psilocybe mexicana. Potraktowano j tu cznie jako jedn cao. I cho przerwy pomidzy nimi trway do dugo, don Juan nie podj w ich czasie adnej próby rozwaenia jakiegokolwiek aspektu charakteryzujcego je porzdku wewntrznego.
Pierwszy z tych stanów by mao wyrany; zakoczy si nagle, a jego elementy skadowe byy mglicie zarysowane. Przypomina raczej waciwy stan rzeczywistoci niezwykej.
Drugi stan charakteryzowaa wiksza gbia. Po raz pierwszy odczuem wyranie odrbny charakter stanu przejciowego prowadzcego do rzeczywistoci niezwykej. W czasie trwania owego stanu przejciowego don Juan ujawni, e konkretny cel reguy, któr miaem potwierdzi, wiza si z innym aspektem ruchu, wymagajcym uciliwego nadzorowania - stan ów nazwaem “poruszaniem si dziki przyjciu odmiennej postaci". Jego rezultatem byo to, e dwa aspekty zewntrznego wymiaru rzeczywistoci niezwykej nabray po raz pierwszy cech oczywistoci: stany przejciowe oraz nadzór nauczyciela.
Sprawowany przez siebie podczas pierwszego etapu przejciowego nadzór don Juan wykorzysta w celu precyzyjnego ustalenia kierunku trzech aspektów wymiaru wewntrznego. Swoje wysiki skupi on przede wszystkim na doprowadzeniu do konkretnego wyniku caociowego i kierowa mn w ten sposób, bym dozna dokadnie wraenia, e przyjem posta kruka.
Z moliwoci przyjcia odmiennej postaci, co pozwalao uzyska sposobno poruszania si w obrbie rzeczywistoci niezwykej, wizao si z kolei poszerzenie zalenego zakresu przyswajania, jedynej sfery, w której ruch taki móg si odbywa.
O praktycznym wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej przesdzio nakazanie mi, bym skupi uwag na niektórych skadnikach zakresu zalenego, co miao mi umoliwi ich wykorzystanie jako punktów orientacyjnych przy poruszaniu si.
Podczas okresu przygotowawczego, który nastpi po drugim stanie z tej serii, don Juan uchyli si od komentowania jakichkolwiek fragmentów tej relacji. Potraktowa on ów stan tak, jakby by on jedynie kolejnym przeduonym etapem przejciowym.
Trzeci stan mia wszake znaczenie fundamentalne. Proces kierowania wymiarem wewntrznym osign punkt kulminacyjny w postaci nastpujcych rezultatów: posuwanie si ku temu, co konkretne, wywoywao atwo osignite wraenie, e przyjem odmienn posta do tego stopnia, i nastpio nawet dostosowanie sposobu posugiwania si wzrokiem i patrzenia. W wyniku owej adaptacji zdoaem zaobserwowa nowy aspekt zalenego zakresu przyswajania - mikroskopijne czsteczki tworzce elementy skadowe - w zwizku z czym zakres przyswajania uleg znacznemu rozszerzeniu. Posuwanie si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej zrodzio we mnie przekonanie o moliwoci poruszania si w zakresie zalenym w sposób równie praktyczny jak chodzenie w zwykej rzeczywistoci.
W okresie przygotowawczym, który nastpi po ostatnim stanie rzeczywistoci niezwykej, don Juan wprowadzi odmienny rodzaj rekapitulacji mych dozna. Wybra on miejsca, które miaem sobie przypomnie, nim jeszcze usysza m relacj, czyli wyrazi pragnienie wysuchania tylko tych jej fragmentów, które odnosiy si do praktycznego wykorzystania rzeczywistoci niezwykej oraz do ruchu.
Na podstawie tych elementów mej relacji zapocztkowa poruszanie si ku temu, co konkretne, nadajc pozytywne wzmocnienie relacji na temat sposobu, w jaki uzyskaem posta kruka. Znaczenie przypisa on wszake tylko temu, co odnosio si do poruszania si ju po przyjciu tej postaci. Poruszanie si byo tym miejscem mojego podsumowania, które uczyni obiektem wzajemnie oddziaujcych na siebie wzmocnie pozytywnych i obiektywnych. Nada pozytywne wzmocnienie mojej relacji w tej czci, która wizaa si z przewiadczeniem o praktycznym charakterze rzeczywistoci niezwykej, a take dotyczya zaobserwowania przeze mnie elementów skadowych, które pozwoliy mi wyrobi sobie poczucie ogólnej orientacji podczas domniemanego poruszania si w zalenym zakresie przyswajania. Negatywne wzmocnienie nadal natomiast mej niezdolnoci do precyzyjnego przypomnienia sobie charakteru bd kierunku owego ruchu.
Kierujc posuwaniem si ku szerszemu zakresowi przyswajania, don Juan skupi si w swych rozwaaniach na tym, co w mej relacji dotyczyo osobliwego postrzegania drobinek tworzcych elementy skadowe wchodzce w zakres zaleny. Rozwaania te doprowadziy mnie do przekonania, e jeli istnieje moliwo patrzenia na sposób kruków, zaleny zakres przyswajania musi ulec pogbieniu i obj cay przekrój zwykej rzeczywistoci.
W celu pokierowania posuwaniem si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej don Juan wytumaczy ów osobliwy sposób, w jaki postrzegaem elementy skadowe tym, e tak wanie widz wiat kruki. Pyn std logiczny wniosek, e taki sposób percepcji implikuje wkroczenie w zakres zjawisk wychodzcych poza normalne moliwoci w obrbie zwykej rzeczywistoci.
Ostatnim doznaniem, które odnotowaem w swych zapiskach terenowych, by specjalny stan rzeczywistoci zwykej; don Juan wywoa go, dokonawszy wyodrbnienia elementów skadowych zwykej rzeczywistoci poprzez podanie wskazówek dotyczcych jego wasnego postpowania.
Procesy ogólne wykorzystane w kierowaniu wewntrznym wymiarem rzeczywistoci niezwykej doprowadziy do nastpujcych rezultatów podczas trwania owego drugiego stanu specjalnego zwykej rzeczywistoci: Posuwanie si ku temu, co konkretne, dao w wyniku atwe wyodrbnianie licznych elementów tej rzeczywistoci. W pierwszym specjalnym stanie zwykej rzeczywistoci garstka skadników wyodrbnionych w procesie udzielania wskazówek na temat otoczenia ulega równie przeksztaceniu w nieznane formy pozbawione zwykego konsensu, w drugim jednak stanie specjalnym liczba skadników zwykej rzeczywistoci znacznie wzrosa i cho pozostay one elementami znanymi, mogy utraci podatno na zwyky konsens. Moliwe, e skadniki te obejmoway swym zasigiem cae otoczenie zarejestrowane w mej wiadomoci. Moliwe, e don Juan wywoa ów drugi stan specjalny, aby wzmocni wi pomidzy zwyk i niezwyk rzeczywistoci, wskazujc na moliwo, e wikszo - a nawet wszystkie - elementy skadowe zwykej rzeczywistoci mog utraci odnoszcy si do nich zwyky konsens.
Z mej perspektywy ów ostatni stan specjalny by wszake ostatecznym podsumowaniem mego terminowania. Paniczny strach, jakiego dowiadczyem na poziomie mej niczym nie zmconej wiadomoci, mia ten osobliwy skutek, e zachwia m pewnoci, i rzeczywisto ycia codziennego jest ze swej istoty realna - pewnoci, e w odniesieniu do spraw zwykej rzeczywistoci mam zawsze do dyspozycji konsens. Cay przebieg mojej nauki wydawa si tak skonstruowany, by doprowadzi do obalenia tej wanie pewnoci. Don Juan skupi cay swój dramatyczny wysiek na tym, by podczas ostatniego stanu specjalnego moja pewno lega w gruzach, z czego skonny jestem wycign wniosek, e cakowite zniszczenie tej pewnoci usunoby ostatni przeszkod, nie pozwalajc mi zgodzi si na istnienie pewnej odrbnej rzeczywistoci - rzeczywistoci specjalnego konsensu.
Dodatek B: ZARYS OGÓLNY ANALIZY STRUKTURALNEJ
PORZDEK OPERACYJNY
PIERWSZY ZESPÓ: CZOWIEK WIEDZY
ABY ZOSTA CZOWIEKIEM WIEDZY, TRZEBA PODJ NAUK
Nie istniej adne jawne wymogi
Istniej pewne wymogi ukryte
Ucznia wybiera bezosobowa potga
Wybraniec (escogido)
Decyzje owej potgi przyjmuj posta znaków wróebnych
CZOWIEK WIEDZY NIEUGICIE DY DO CELU
Umiarkowanie
Roztropno
Brak swobody innowacyjnej
CZOWIEKA WIEDZY CHARAKTERYZUJE JASNO UMYSU
Swoboda poszukiwania cieki
Znajomo konkretnego celu
Elastyczno
ABY ZOSTA CZOWIEKIEM WIEDZY, POTRZEBA MUDNEJ PRACY
Dramatyczny wysiek
Skuteczno
Sprostanie wyzwaniu
CZOWIEK WIEDZY JEST WOJOWNIKIEM
Musi odczuwa szacunek
Musi odczuwa lk
Musi zachowywa czujno
wiadomo celu de
wiadomo oczekiwanych zmian
Musi ufa we wasne siy
PROCES STAWANIA SI CZOWIEKIEM WIEDZY NIGDY SI NIE KOCZY
Musi ponawia denie do zostania czowiekiem wiedzy
Jest przemijajcy
Musi poda ciek obdarowan sercem
DRUGI ZESPÓ CZOWIEK WIEDZY MA SPRZYMIERZECA
SPRZYMIERZENIEC JEST BEZKSZTATNY SPRZYMIERZENIEC JEST POSTRZEGANY JAKO PEWNA JAKO
Sprzymierzeniec zawarty w Datura inoxia
Ma natur kobiec
Jest zaborczy
Jest gwatowny
Jest nieobliczalny
Wywiera niszczcy wpyw na charakter swych zwolenników
Jest dawc nadmiernej mocy
Sprzymierzeniec zawarty w Psilocybe mexicana
Ma msk natur
Jest beznamitny
Jest agodny
Jest przewidywalny
Ma dobroczynny wpyw na swoich zwolenników
Jest dawc ekstazy
SPRZYMIERZENIEC DAJE SI OSWOI
Sprzymierzeniec jest wehikuem
Sprzymierzeniec zawarty w Datura inoxia jest nieobliczalny
Sprzymierzeniec zawarty w Psilocybe mexicana jest przewidywalny
Sprzymierzeniec jest pomocnikiem
TRZECI ZESPÓ: SPRZYMIERZENIEC TRZYMA SI PEWNEJ REGUY
REGUA JEST SZTYWNA
Moliwo wyjtku wskutek bezporedniej interwencji sprzymierzeca
REGUA JEST NIEKUMULATYWNA REGUA ZNAJDUJE POTWIERDZENIE W ZWYKEJ RZECZYWISTOCI
REGUA ZNAJDUJE POTWIERDZENIE W RZECZZYWI-STOCI NIEZWYKEJ
Stany rzeczywistoci niezwykej
Rzeczywisto niezwyka daje si spoytkowa
Rzeczywisto niezwyka posiada elementy skadowe
Elementy skadowe cechuje stabilno
Cechuje je niepowtarzalno
Cechuje je brak zwykego konsensu
Specyficzne cele reguy
Pierwszy cel specyficzny - wypróbowanie (Datura inoxia)
Technika manipulacyjna - przyjmowanie
Drugi cel specyficzny - wróenie (Datura inoxia)
Technika manipulacyjna - przyjmowanie-wchanianie
Trzeci cel specyficzny - lot fizyczny (Datura inoxia)
Technika manipulacyjna - przyjmowanie-wchanianie
Czwarty cel specyficzny - wypróbowanie (Psilocybe mexicana)
Technika manipulacyjna - przyjmowanie-wdychanie
Pity cel specyficzny - poruszanie si (Psilocybe mexicana)
Technika manipulacyjna - przyjmowanie-wdychanie
Szósty cel specyficzny - poruszanie si dziki przyjciu odmiennej postaci (Psilocybe mexicana)
Technika manipulacyjna - przyjmowanie-wchanianie
CZWARTY ZESPÓ REGU POTWIERDZA SPECJALNY KONSENS
DOBROCZYCA
Przygotowanie specjalnego konsensu
Inne stany rzeczywistoci niezwykej
Wywoywane przez Mescalito
Mescalito jest w czym zawarty
To, w czym jest zawarty, jest sam moc
Nie kieruje si regu
Nie wymaga terminowania
Jest obroc
Jest nauczycielem
Posiada okrelon posta
Rzeczywisto niezwyka daje si spoytkowa
Rzeczywisto niezwyka ma elementy skadowe
Specjalne stany zwykej rzeczywistoci
Wywoywane przez nauczyciela
Udzielanie wskazówek co do otoczenia
Udzielanie wskazówek co do zachowania
Rekapitulacja przey
Odtworzenie przebiegu wydarze
Opisanie elementów skadowych
Przywizywanie szczególnego znaczenia do okrelonych przey
Wzmocnienie pozytywne
Wzmocnienie negatywne
Odmawianie znaczenia niektórym przeyciom
Kierowanie specjalnym konsensem
Zewntrzny wymiar rzeczywistoci niezwykej
Okres przygotowawczy
Okres poprzedzajcy rzeczywisto niezwyk
Okres nastpujcy po rzeczywistoci niezwykej
Etapy przejciowe
Nadzór nauczyciela
Wewntrzny wymiar rzeczywistoci niezwykej
Posuwanie si ku temu, co konkretne
Konkretne niepowtarzalne ksztaty
Wzrastajca zoono postrzeganych szczegóów
Przechodzenie od form znanych do nieznanych
Okrelone wyniki caociowe
Posuwanie si ku rozleglejszemu zakresowi przyswajania
Zakres zaleny
Zakres niezaleny
Posuwanie si ku bardziej praktycznemu wykorzystaniu rzeczywistoci niezwykej
Posuwanie si ku temu, co konkretne w specjalnych stanach zwykej rzeczywistoci
PORZDEK POJCIOWY
UCZE
Faszywe przyjcie porzdku pojciowego
Prawidowe przyjcie porzdku pojciowego
Rzeczywisto specjalnego konsensu
Rzeczywisto specjalnego konsensu ma walor praktyczny