Roman Rybarski, „Siła i Prawo”, Warszawa 1936, str. 54-56.
7. Rządy dobrobytu.
Nazywamy tak rządy, które główną siłę swej trwałości chcą czerpać z zabezpieczenia dobrobytu społeczeństwa. W ostatnich kilkunastu latach zdarzały się przewroty ustrojowe na tle rozczarowania do dawnego regime'u, wywołane motywami ekonomicznymi, materialnej natury. Ten kto chce objąć władzę. przyrzeka poprawę, i nieraz znajduje wiarę, o ile dawny system okazał się bezsilny w oczach większości lub znacznej części opinii publicznej.
I wówczas grupa, obejmująca władzę, liczy na skuteczną politykę ekonomiczną, na kredyty, na poparcie zagranicy itd. Wierzy, iż zdoła podnieść dobrobyt, uporządkować skarb, usunąć bezrobocie. Chce więc skupić około siebie najróżnorodniejsze żywioły pod hasłem „wyścigu pracy”, chleba dla wszystkich itd. Pragnie, by społeczeństwo zajmowało się przede wszystkim swoimi sprawami ekonomicznymi. Ułatwia to sytuację grupy rządzącej, gdyż odwraca uwagę aktywnych żywiołów społecznych od niebezpiecznej polityki. „Solidaryzm gospodarczy” ma łagodzić konflikty wewnętrzne.
System rządzenia. który dochodzi do władzy przede wszystkim pod hasłami ekonomicznymi, prowadzi grę dość niebezpieczną. Większość ludzi w normalnych, zwyczajnych czasach, ocenia rządy według materialnych skutków ich działalności. Ale wynik tej gry zależy nie tylko od woli i umiejętności rządów, lecz i od okoliczności, które nie zawsze dadzą się przewidzieć. Wygrał tę kartę Napoleon III; trafił na pomyślną koniunkturę, hasło: „enrichissez vous” za jego czasów nabrało we Francji pełnego rozpędu. Szybki wzrost dobrobytu wzmagał znaczenie dyktatora, rozbrajał opozycję. I dopiero zewnętrzne okoliczności przyniosły tej dyktaturze tragiczny koniec.
W dzisiejszych warunkach tylko ludzie bardzo naiwni mogą obiecywać szybkie przywrócenie dobrobytu. Ta metoda jest bardzo zawodna w obecnej chwili. Trudno mówić ludziom: „wzbogacajcie się”, gdy miliony są pozbawione pracy. Każdy program ekonomiczny, jeżeli ma przynieść skutek, musi być rozłożony na lata, bodajże na długie lata. Mdły „solidaryzm gospodarczy” nikogo nie pociągnie, z wyjątkiem tych, którzy obiecują sobie bezpośrednio zarobić na tym programie.
W obecnych warunkach dziejowych narody muszą objawić dużą wytrzymałość na biedę, okazać sporo abnegacji, zrezygnować z wielu różnych „zdobyczy”, którymi hojnie szafowano w dawniejszych czasach. W samych pierwiastkach materialnych żaden ustrój nie znajdzie żywotnej siły.
Dał temu wyraz Mussolini w mowie, wygłoszone j dnia 26 maja 1934 r. Powiedział: »trzeba wypędzić z mózgu ideę, że mogą wrócić czasy, które nazywały się „prosperità”. Tej „prosperità”, która stała się ideałem życia, jak gdyby ludzie nie mieli nic innego do roboty w życiu, jak tylko gromadzić pieniądz. Być może, idziemy ku okresowi ludzkości, zniwelowanej na niższym poziomie. Nie trzeba się tym alarmować. Może to być ludzkość najsilniejsza, zdolna do osiągnięcia stopnia heroizmu, którego sobie może nikt nie wyobraża w tej chwili«.
Faktem jest, że siłą nowych ustrojów nie są ich ekonomiczne zdobycze. Faszyzm, który wykazuje dotychczas znamiona trwałości, czy hitleryzm, odporny również na próby obalenia go, zawdzięcza swą siłę pierwiastkom ekonomicznym, swym programom, ich realizacji?
Uprzytomnijmy sobie fakt, że polityka ekonomiczna i finansowa faszyzmu z pierwszych lat jego władzy, z czasów De Stefani'ego, a obecnie , to niebo i ziemia. Faszyzm włoski rozpoczął od haseł wolności gospodarczej, obrony prywatnej własności, a doszedł do skrajnego etatyzmu. Nie chcemy w tej chwili przesądzać pytania, która polityka gospodarcza jest „niebem”, a która „ziemią”. W każdym razie, jeżeli faszyzm mimo tych przemian w dziedzinie gospodarczo-finansowej utrzymuje się przy życiu, musi być czymś więcej, niż religią dobrobytu; muszą w nim tkwić jakieś inne, poza gospodarcze pierwiastki, które mu dają siłę.
Hitleryzm dzisiejszy nie jest narodowym socjalizmem z okresu z przed objęcia władzy. Polityka ekonomiczna hitleryzmu nie we wszystkich dziedzinach ma wyraźne oblicze. Ludzie, którzy formułowali dawny program narodowo-socjalistyczny w sferze społeczno-gospodarczej, zostali odsunięci od władzy, a dyktaturę finansową sprawuje Hjalmar Schacht, który nie był narodowym socjalistą i którego polityka nieraz natrafia na ostrą krytykę ze strony prawdziwych narodowych socjalistów. Mógł Hitler swym radykalnym programem pozyskać sobie masy robotnicze i ułatwić zdobycie władzy; obecnie czym innym trafia do duszy narodu niemieckiego. Stara się apelować do uczuć, w imię których warto znosić niedolę ekonomiczną.
Oczywiście, że każdy rząd powinien mieć program ekonomiczny i jego lekceważenie przynosi klęskę. Ale niepodobna oprzeć całego systemu rządzenia na pierwiastku ekonomicznym, na idei dobrobytu; chyba, że się niesie światu złowrogi przewrót społeczny, jak to robi bolszewizm. Wysunięcie na naczelne miejsce pierwiastka ekonomicznego nie prowadzi do wzrostu solidarności społecznej, lecz do wzrostu antagonizmów klasowych i walk wewnętrznych. Konieczna walka o lepszy byt gospodarczy, prowadzona na tle szerszych idei narodowych, wymaga czasu. Nie uzyska się w tej dziedzinie łatwego zwycięstwa przez jakąś radosną rewolucję lub genialny plan szybkiego i bezbolesnego rozwiązania trudności gospodarczych. Zawiedzie się ten, kto apeluje przede wszystkim do pustych lub pełnych żołądków; tylko ten ustrój się utrzyma, który znalazł klucz do duszy narodu.