Kara za grzechy
Wracamy do naszej podróży w krainę raciborskich legend i zostajemy przy najsłynniejszych duchach. Tym razem będzie o pewnym mieszkańcu Pawłowa, który po śmierci, już jako zjawa, postanowił ukarać swoich niegodziwych krewnych.
Opowieść o tym duchu jako żywo przypomina historię raciborskiego Kowala Paszka, który za życia odkopał skarb złoczyńcy i zamiast zgodnie z jego wolą przekazać go na Kościół, sam spożytkował bogactwa. Życie Paszka było potem pasmem udręk. Żył co prawda w dostatku, ale nie miał dzieci, a myśl o potępieniu, jakie go czeka, destrukcyjnie wpłynęła na jego psychikę. Zmarł w obłędzie, pokutując po śmierci jako zjawa widywana w kościele farnym, gdzie biczowała się do krwi. Ślady krwawych wybroczyn widywano ponoć na obrusie ołtarza. Paszka wybawiła żona i ojciec. Rodzinna fortuna została przekazana Kościołowi, a nieszczęśliwy kowal mógł wreszcie dostąpić Bożej łaski i szczęścia życia wiecznego.
Z podobnym schematem mamy do czynienia w przypadku Pawłowa. Cytowana poniżej opowieść pochodzi z wielokrotnie już przytaczanej na łamach Nowin Raciborskich pracy Jerzego Hyckla pt. Co szumi w zdroju legend. Legendy ziemi raciborskiej (Was der Sagenborn rauscht. Sagen aus dem Stadt und Landkreise Ratibor). Przypomnijmy, że ukazała się ona drukiem w 1924 r. w Raciborzu i do dziś stanowi największe kompendium legend i podań raciborskich.
Znów mamy w niej ludzi, którzy połakomili się na bogactwa należne Kościołowi. Jak się okaże, Bogu trzeba zawsze oddać co Boskie, bo inaczej nie można zaznać spokoju. Morał jest bardzo oczywisty, a treść niezwykle sugestywna. Duchy i przekleństwa jakie za ich sprawą dotyczyły żyjących miały stałe miejsce w wyobraźni naszych przodków. Słowem, z duchem nie można było zadzierać, a jedyne wybawienie było w Kościele, który rzecz jasna stawał się ostatecznie beneficjentem wszystkich doczesnych dóbr. Oto treść tekstu spisanego przez Hyckla.
"Przed pięćdziesięcioma laty żyło w Pawłowie małżeństwo, które za pewną niesprawiedliwość musiało odpokutować. Kobieta mianowicie pożyczyła od swojego wujka dużo pieniędzy. Ale o spłacie długu w ogóle nie myślała. Ach, co tam - powiedziała. Wujek ma więcej pieniędzy ode mnie. Nie oddam mu ich, lecz będę udawać, że nic o tym nie wiem. Mąż tej kobiety był tego samego zdania. Kiedy wujek przychodził i upominał się o nie, mówiła mu zawsze: Nie mogę sobie przypomnieć, że ty coś mi pożyczyłeś. Spłaciłabym ci to już dawno. Słowa te smuciły wielce starego człowieka. Gdy po raz kolejny kobieta go odprawiła, nie mógł się powstrzymać i gniewnie do niej zawołał: Jeśli nie chcesz oddać mi tych pieniędzy dobrowolnie, to odbiorę je sobie po mojej śmierci. Kobieta wyśmiała go. Jednak krótko po tym wujek umarł i od tego czasu małżeństwo nie miało spokoju w swoim domu. Kiedy kobieta zapalała wieczorem światło, gasło nagle, skoro tylko wybiła godzina 21.00. Dopiero po północy mogła je znowu zapalić. Z dnia na dzień w chałupie zaczęły się dziać coraz to gorsze rzeczy.
Najpierw zaczęło walić w drzwi, potem wywróciło się w kuchni wiadro, następnie brzęczały filiżanki i talerze w szafce. Potem zaczęło łoskotać na podłodze. Mieszkańcy nie mieli też spokoju w dzień. Nawet podczas pracy drzwi stodoły zaczęły same uderzać, kiedy małżonkowie młócili w niej zboże. Jednym słowem nigdzie nie znajdowali spokoju. Zawsze był przy nich nieprzychylny duch, straszył ich i naprzykrzał im się.
Któregoś razu, kiedy mąż pojechał w nocy po węgiel, żona została sama w domu. Wystraszona leżała czuwając w swoim łóżku. Kiedy wybiła północ usłyszała przed drzwiami brzęczenie łańcucha. Nagle zobaczyła jak drzwi się otwierają, a na progu pojawia się jej wujek. Kobieta dalej leżała zdrętwiała w łóżku. Postać jednak bardzo powoli podeszła do niej i wczołgała się pod łóżko. Przerażona kobiecina poczuła jak powoli się ono podnosi i porusza się tam i z powrotem po izbie. Wtedy też głośno krzycząc wyskoczyła z poduszek i pospieszyła do okna, aby uciec do sąsiadów. Jednak postać ją złapała i trzymała mocno swoimi palcami. Kiedy przyszedł sąsiad, który słyszał krzyki, duch zniknął.
Od tego momentu małżonkowie nie mieli odwagi już spać w tym domu. Zrobili sobie obóz na podwórku. Wokół łóżek narysowali poświęconą kredą białe kręgi i pokropili się wodą święconą. Którejś nocy, kiedy wybiła godzina dwunasta, na podwórzu pojawiły się dwa czarne psy. Skoczyły jak szalone do kręgu i pluły ogniem z otwartych paszcz. Kiedy nastał ranek wystraszeni ludzie poszli do proboszcza i zapytali go o radę, co powinni zrobić. Ten wyjaśnił im: Możecie swoje zło tylko poprzez to naprawić, że za pieniądze od wujka, które nieprawnie chcieliście zatrzymać, dacie odprawić msze św. Jednak pilnujcie, aby były one odprawione w ten sam dzień. Wtedy to wam pomoże. I tak też zrobili. Wtedy ukazał im się wujek jeszcze raz, ale nie przybył jako zły duch, lecz przyjaźnie i cicho podziękował, że został wybawiony. Od tej pory małżonkowie mieli spokój na zawsze".
opr. Grzegorz Wawoczny, tłumaczenie tekstu niemieckiego Patrycja Tkocz