PIĘĆ ZŁOTYCH TO ZA DUŻO…
Bartek szedł powoli parkową aleją, rozglądając się dokoła. Nie zmartwił się wcale, że dzisiejszy trening piłki nożnej został odwołany. Szkoda tylko, że Jurek nie przyszedł na zbiórkę: we dwóch spacer byłby przyjemniejszy. Rodzice byli zadowoleni, że Bartek bierze udział w treningach. Miał bowiem wyraźne skłonności do nadwagi, niechęć do gimnastyki i bardzo dobry apetyt.
- Chłopie, schudniesz tylko wtedy, gdy będziesz się więcej ruszał- powiedział mu kiedyś Jurek. - To skuteczniejsze niż wszelkie diety i głodówki. Piłka, rower, bieganie, spacery. Spróbuj, przekonasz się. Bartek zaczął więc chodzić na treningi, przykładać się do gimnastyki w szkole i wyjeżdżać z Jurkiem na wycieczki rowerowe.
***
Usiadł na ławce i wyciągnął z plecaka kanapki, które mama zrobiła mu przed wyjściem. "Daję ci dwie dodatkowe - powiedziała - nie zapomnij poczęstować kolegi. On też zgłodnieje podczas treningu". Nie zapomniałby. Nieraz dzielił się z Jurkiem smakołykami, które dostawał od mamy. Jurek nigdy nie przynosił drugiego śniadania do szkoły. Już miał się zabrać do jedzenia, kiedy do ławki podeszła dziewczynka w niebieskim sweterku.
- Dzień dobry - powiedziała. - Mój tato zgubił tu wczoraj wieczorem pięć złotych. Czuł, że coś mu wypadło z kieszeni, kiedy wstawał z ławki. W domu okazało się, że kieszeń jest dziurawa, a pieniędzy nie ma. Muszę je znaleźć.
- To na pewno ta ławka?
- Na pewno. Tu kasztan z karmnikiem dla ptaków, a z tyłu ławki - trzy brzozy.
- Pomogę ci. O, tu są jakieś patyki. Przydadzą się - powiedział Bartek. Zaczęli rozgarniać liście i trawę - powoli, dokładnie, systematycznie. Trwało to długą chwilę.
- Jest! - wykrzyknął nagle chłopiec. - Patrz! Pięciozłotówka, proszę, weź.
- Bardzo dziękuję! - rzekła uradowana dziewczynka. - Tak się cieszę! Babcia była pewna, że święty Antoni nam dopomoże. I dopomógł. Muszę wracać do domu. Mówiąc to wszystko, spojrzała raz i drugi na... kanapki. Bartek to zauważył.
- Zmęczyłem się, wiesz? - powiedział.
- I zgłodniałem. Usiądźmy na chwilę. Poczęstuję cię czymś smacznym. Proszę!
- Dziękuję, nie jestem głodna - odrzekła. - Masz to dla siebie...
- Spróbuj. Są pyszne, moja mama takie robi.
- No, dobrze. Nie odwijaj z papieru. Mamy brudne ręce.
* * *
Bartek siedział jeszcze i patrzył za odchodzącą dziewczynką, kiedy pojawił się przed nim Kazik, kolega z klasy.
- Wszystko widziałem i słyszałem z tamtej ławki, pod brzozami - powiedział.
- Że znaleźliście pięć złotych, że poczęstowałeś Beatkę drugim śniadaniem...
- Znasz ją? - zapytał Bartek.
- No, pewnie. To siostra Jurka. Ale się ucieszyła tą pięciozłotówką!
- Właśnie. Jakbyśmy znaleźli sto złotych - odrzekł Bartek.
- Wiesz, stary - zaczął Kazik. - Czekałem, kiedy ona odejdzie. Chcę ci coś powiedzieć. Masz dobre serce, jesteś przyjacielem Jurka, potrafisz być dyskretny. Widzisz, Beatka się tak ucieszyła, bo... oni żyją niemal w nędzy. Dla nich pięć złotych to dużo.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał Bartek.
- Mieszkamy tuż obok, nasze rodziny się przyjaźnią, szczególnie mamy i babcie. Jurek ma trójkę rodzeństwa. Jego tato zarabia dorywczo, gdzie tylko może. Od dwu lat nie ma stałego zajęcia. Gdyby nie emerytura babci, musieliby chyba żebrać.
- Mój Boże! - wykrzyknął przejęty Bartek. - Jurek nic mi nie mówił. Czasem nawet wymawia się od kanapki...
- Bo ludzie wstydzą się swojej biedy - rzekł Kazik.
- Zarówno dorośli, jak i dzieci. Wiem coś o tym. U nas też się nie przelewa, tato także nie ma pracy, ale babcia ma większą emeryturę, a mama dorabia coś niecoś szyciem. I dzieci troje, a nie czworo.
- Miałem dziś śniadanie dla Jurka, ale nie przyszedł - rzekł Bartek.
- Bo wczesnym rankiem pojechał ze swoim i z moim tatą do pracy. Autobusem, daleko za miasto. Będą ścinać i zwozić kapustę u plantatora.
- Wstyd mi - powiedział Bartek. - Przy Jurku to ja jestem bogacz. Muszę inaczej mu pomagać. Nie tylko te kanapki... - To też ważne. Wiesz, że przykład z ciebie wzięła Renatka, która dzieli się śniadaniem z Marysią, i Seweryn - on "dokarmia" Marcina. A ponadto zbieramy pieniądze, żeby tym trojgu z najuboższych rodzin, gdzie jest po czworo i pięcioro dzieci, ufundować duże paczki mikołajowe z żywnością i odzieżą. Przyłączasz się?
- Oczywiście! Jutro przyniosę pieniądze. Akurat mam zaoszczędzone trzy tygodniówki na grudniowe wydatki.
- Dziękuję, bracie! Wiedziałem, że na ciebie można liczyć - uśmiechnął się Kazik. - Tylko nie mów nikomu. Robimy to dyskretnie, po cichu, rozumiesz? No, to tyle spraw miałem do ciebie. Idziemy?
- Chwileczkę! - szepnął Bartek. - Nie ruszaj się. Do ławki podeszła śmiało ruda wiewióreczka, wysuwając pyszczek. Poczekała chwilkę, a potem odwróciła się i... już była wysoko na pniu najbliższego drzewa.
- Widzisz! - roześmiał się Kazik. - Dokarmianie wszędzie jest potrzebne. Szkoda, że nie mamy żadnego orzeszka przy sobie!
Zofia Śliwowa