Jan Różański
Tajemnice przemyskiej twierdzy
Przemyśl 1995
Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Przemyślu
Societas Scientiarum ac Litterarum Premisliensis
Biblioteka Przemyska, t. XXVII
Copyright by Jan Różański, Przemyśl 1995
Opracowanie redakcyjne
Krajowa Agencja Wydawnicza w Rzeszowie
Redakcja naukowa Zdzisław Budzyński
Projekt okładki Janusz Polaczek
Zdjęcia dokumentalne ze zbiorów autora
Mapki i szkice Mariusz Bukalski
Skład komputerowy Krzysztof Szybiak
Pozycję wydano przy częściowym wsparciu Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego w Przemyślu
Na okładce: Wejście do fortu I “Salis Soglio” w Siedliskach
ISSN 0239-6602
Wydawnictwo Naukowe TPN
Rynek 4
37 - 700 Przemyśl
Druk: Z.U.M.P. “Offset” Przemyśl
SŁOWO WSTĘPNE
W roku 1772, w wyniku pierwszego rozbioru Polski, Przemyśl przypadł Austrii. Panujące w pierwszych latach zaboru przyjazne stosunki między Austrią a Rosją spowodowały niewielkie zainteresowanie się austriackich władz wojskowych walorami obronnymi Przemyśla, z których słynął począwszy od X wieku. Zgodnie z zarządzeniem nowych władz niemal całkowitej rozbiórce uległy mury miejskie, a sięgający czasów Kazimierza Wielkiego zamek obronny popadł w ruinę.
W trakcie likwidacji umocnień obronnych Przemyśla, która miała przede wszystkim charakter akcji politycznej - chodziło o usunięcie pamiątek narodowej chwały i przeszłości - w 1799 roku generał de Chasteler otrzymał od rządu austriackiego zadanie przeprowadzenia rekonesansu w Galicji, celem zbadania walorów obronnych w przypadku wojny z Rosją. W sporządzonym raporcie generał stwierdził brak naturalnych i sztucznych przeszkód i postawił wniosek zbudowania umocnień.
Powrócono do tego tematu w 1809 roku, kiedy to na życzenie cesarza marszałek polny arcyksiążę Johann, szef wojsk inżynieryjnych, wspólnie z generałem markizem de Chastelerem, baronem de Vaux i hrabią Radeckim utworzył komisję, która po dwóch miesiącach złożyła propozycję zapewnienia bezpieczeństwa państwa umocnieniami obronnymi w Galicji, typując do ufortyfikowania Przemyśl, jako miejsce koncentracji wszystkich sił ofensywy. Prace komisji nad szczegółowym planem ufortyfikowania państwa zostały zakończone w 1818 roku. W memoriale przedstawionym cesarzowi za celowe uznano stworzyć z Przemyśla fortecę II klasy.
Poprawne stosunki Austrii z Rosją i brak pieniędzy przez kolejne dziesięciolecia wstrzymywały rozpoczęcie jakichkolwiek prac fortyfikacyjnych. Zmiana nastąpiła po wydarzeniach z 1846 roku. Na rozkaz cesarza Franciszka Józefa I w 1850 roku rozpoczęła działanie Centralna Komisja Fortyfikacyjna, kierowana przez barona, marszałka polnego, Heinricha Richtera von Hessa. Komisja odrzuciła poprzednie projekty oddania terenów Galicji bez walk i oparcia się wrogowi dopiero na przedpolu Karpat, wskazując Przemyśl, leżący nad Sanem w środku Galicji i na ważnym skrzyżowaniu dróg, jako strategiczny punkt zamykający główną linię operacyjną sąsiada z północy wiodącą przez Brody, uniemożliwiającą wielkiej nieprzyjacielskiej armii jedyne korzystne przejście przez przełęcze karpackie między Duklą a Użokiem. W memoriale Przemyśl został także przedstawiony jako nadający się do stworzenia na jego obszarze “placu broni” i pola manewrowego do panowania nad wschodnią Galicją, ochroną Bukowiny oraz dróg na Węgry.
Prace nad ufortyfikowaniem Przemyśla i Krakowa prowadzone były w latach 1853 - 1856, a więc w okresie poważnego napięcia w Europie, wywołanego wojną krymską. Zbudowane umocnienia stosowanym od XVIII wieku systemem poligonalnym zamieniły Przemyśl w obóz warowny. Miasto opasane zostało ciągłą linią walów i fos ziemnych długości szesnastu kilometrów, wzmocnioną licznymi działobitniami z artylerią donoszącą pociski na odległość do dwóch kilometrów. Ze względów strategicznych Przemyśl uzyskał w 1859 roku połączenie kolejowe z Krakowem i Wiedniem, a następnie ze Lwowem. W 1872 roku miasto zostało połączone z Węgrami trasą przez Dobromil i Przełęcz Łupkowską.
Wynalezienie w 1860 roku lufy gwintowanej i szybkie wprowadzenie tego wynalazku do wszelkiego rodzaju broni palnej znacznie zwiększyło jej zasięg (min. pocisków artyleryjskich z dwóch do sześciu kilometrów), powodując upadek systemu poligonalnego.
W całej Europie przystąpiono do przebudowywania dotychczasowych obozów warownych na nowoczesne, rozległe twierdze fortowe - pierścieniowe. Specjaliści od fortyfikacji nieprzydatny system zastąpili nowym, wysuwając na dalekie przedpole chronionego obiektu (miasta, portu itp.) samodzielne dzieła obronne - forty, pełniące funkcje działobitni zdatnej do obrony bliskiej i dalekiej. Od 1872 roku Austria rozpoczęła przygotowania do budowy nowego typu twierdz na swym terytorium.
Rozpoczęcie w 1878 roku przez wojska austro-węgierskie okupacji Bośni i Hercegowiny wywołało niezadowolenie Rosji i stan napięcia politycznego między obu państwami. W związku z tym nastąpiło w
Galicji przyspieszenie prac fortyfikacyjnych, zwłaszcza wokół Przemyśla, nazywanego już Bramą Węgier. Decyzją sztabu generalnego w Wiedniu, Kraków i Przemyśl wytypowane zostały na twierdze I klasy.
Budowa twierdzy przemyskiej, jej rola i znaczenie w pierwszej wojnie światowej doczekały się już licznych artykułów i obszernych publikacji książkowych w Polsce, Austrii, Niemczech i na Węgrzech. W Polsce większość opracowań na temat warowni przemyskiej ukazała się w latach 1965 - 1994. Szybkie wyczerpywanie się nakładów świadczy, że zainteresowanie dziejami twierdzy wzrasta.
Obecnie do rąk Czytelnika trafia kolejna pozycja o twierdzy przemyskiej. Nieco intrygujący tytuł jest uzasadniony częściową zmianą profilu książki w porównaniu do poprzednich wydań. W miejsce wielokrotnie i szczegółowo opisywanych budowy i oblężeń twierdzy, w niniejszej publikacji autor wprowadził jako motyw wiodący walkę wywiadów o tajemnice twierdzy w okresie jej powstawania, następnie w latach wojny aż do roku 1918. Istotnym uzupełnieniem końcowej części książki jest ukazanie sposobu wykorzystania przez okupanta hitlerowskiego koszar i fortów twierdzy na miejsca stracenia i grzebania jeńców wojennych, żołnierzy Armii Krajowej i innych wrogów Trzeciej Rzeszy.
Autor ma nadzieję, że spełnił życzenie Czytelników, wzbogacając książkę o nowe, dotychczas mało znane fakty.
TWIERDZA W LATACH BUDOWY
i I WOJNY ŚWIATOWEJ
CARSKI WYWIAD WOJSKOWY PRZYSTĘPUJE DO DZIAŁANIA
W pierwszych dniach lipca 1880 roku Galicję obiegła wiadomość o podróży przez ten kraj cesarza Franciszka Józefa. By dobrze wypaść w trakcie wizyty dostojnego gościa, administracja Królestwa Galicji i Lodomerii przystąpiła do nadzwyczajnego działania. Dyrekcje Kolei Karola Ludwika i Łupkowskiej rozpoczęły odnawianie i dekorowanie nawet tych stacji, na których dworski pociąg specjalny w ogóle nie miał się zatrzymać. W miastach znajdujących się na trasie podróży cesarza przystąpiono do odmalowywania fasad domów, naprawiania bruków i chodników.
Panika wywołana wizytą głowy państwa w najbardziej zaniedbanej dzielnicy monarchii nie ominęła Przemyśla. Było niemal pewne, iż cesarz w czasie podróży zatrzyma się w tym mieście w związku z budowaną twierdzą. Na licznych naradach komitetu organizacyjnego, powołanego w celu przygotowania godnego przyjęcia Najjaśniejszego Pana, omawiano szczegółowo odnowienie miasta, budowę bram powitalnych, wybierano osoby przewidziane do witania cesarza na dworcu kolejowym.
Poufna narada odbyła się także w komendzie wojskowej przy ul. Dobromilskiej (obecnie ul. J. Słowackiego). Brali w niej udział: komendant garnizonu feldmarszałek Teicherten, inżynier baron Daniel Salis Soglio - Szwajcar z pochodzenia, który na prośbę rządu austriackiego, jako specjalista od budowy twierdz górskich, podjął się opracowania planów ufortyfikowania Przemyśla i nadzoru przy budowie twierdzy, oraz kilku wyższych oficerów garnizonu przemyskiego. Naradę prowadził Salis Soglio. Na wstępie inżynier przypomniał zebranym o pobycie cesarza w Przemyślu w 1855 roku, odbytym wyłącznie w celu skontrolowania ukończonych fortyfikacji poligonalnych. Następnie oświadczył, że z informacji otrzymanej z Wiednia wynika, iż obecna wizyta monarchy została podjęta w tym samym celu, tj. obejrzenia budujących się fortów, i połączona została z manewrami, które odbędą się na wschodnim przedpolu twierdzy. W trakcie narady omówiono, jak zainteresować cesarza osiągnięciami przy budowie fortów7. Było to konieczne, bowiem w jego otoczeniu i sztabie generalnym znajdowali się zdecydowani przeciwnicy budowy twierdz w ogóle lub usytuowania ich na innym obszarze. Do tych oponentów należeli m. in. marszałek polny Kuhn i szef kawalerii arcyksiążę Leopold. Właśnie umiejętne przedstawienie cesarzowi nowych fortów wraz z ich uzbrojeniem, w skazanie w trakcie odbywanych manewrów na ich rolę w czasie wojny, dawało szanse na storpedowanie planów przeciwników budowy tej twierdzy.
* * *
Dnia 5 września 1880 roku Franciszek Józef przybył do Przemyśla w asyście ministra wojny, naczelnego dowódcy wojsk, feldmarszałka Litzenhaffera - poprzedniego kierownika budowy twierdzy poligonalnej -i generała inżynierii Wagnera. Na dworcu kolejowym monarchę witali biskupi obu obrządków, władze miejskie i powiatowe oraz książę Adam Sapieha z liczną szlachtą.
Cesarz, po wręczeniu mu kluczy miasta przez burmistrza dr Walerego Waygarta, udał się w towarzystwie dostojników przemyskich na posiłek do budynku starostwa. Bezpośrednio ze starostwa, w otoczeniu grupy specjalistów wojskowych, monarcha pojechał na wizytację budowanych fortów w Duńkowiczkach i na Iwanowej Górze (Helicha). W godzinach popołudniowych cesarz ze świtą odjechał z dworca głównego na teren manewrów odbywających się w rejonie Mościsk, na wschód od twierdzy. Odjeżdżającego z Przemyśla monarchę żegnały strzały z moździerzy i dzwony kościelne.
Przebieg cesarskich manewrów pod Przemyślem opisała gazeta “San” z 12 września 1880 roku: Przed wymarszem wojsk (na pole manewrów) cesarz uskutecznił przegląd korpusu wschodniego. Wskutek znużenia i braku pomocy lekarskiej umarło 5 ludzi. Jeden żołnierz z 10 pułku piechoty (przemyskiego) w czasie marszu do twierdzy odebrał sobie życie wystrzałem z karabinu, a to z powodu znużenia i rozpaczy. Meldował się dwa razy jako chory do ambulansu, nic nie pomogło, kazano mu iść dalej. Na wpół szalony siadł w rowie i nalawszy wody do karabinu, strzałem w usta odebrał sobie życie. Straty w koniach bardzo znaczne, w korpusie wschodnim padło na miejscu dotychczas 34 koni, chorych i okaleczonych bardzo wiele. Ludzie skarżą się na chleb spleśniały i zbyt opóźniony menaż. Po całodziennych marszach dostają jeść dopiero kolo godziny 9 lub 10 wieczór. Cesarz był obecnym na całych manewrach. Akcją wojskową był bardzo zajęty, osobiście pochwalił czwartą baterię 9 pułku (przemyskiego) i drugą kompanię 41 pułku piechoty. Arcyksiążę Fryderyk spadł dzisiaj z konia - nic mu się jednak nie stało.
Potni cesarza w Przemyślu, kontrola prac fortyfikacyjnych z udziałem specjalistów budujących twierdzę oraz przebieg i wyniki cesarskich manewrów na wschodnim przedpolu twierdzy, odsunęły obawy inżyniera Salis Soglio i dowództwa garnizonu przemyskiego co do dalszych losów budowy twierdzy pierścieniowej wokół miasta. Po uznaniu przez cesarza Przemyśla za twierdzę I klasy (na równi z Krakowem), w budżecie ministerstwa wojny na rok 1881 zatwierdzona została ogólna suma 5,5 miliona złotych reńskich na fortyfikację Przemyśla, z pierwszą ratą 400 tys. na rok 1881. Na rozbudowę twierdzy krakowskiej przeznaczono w budżecie 3 miliony złotych reńskich.
Uchwalenie tak znacznej sumy z budżetu państwa na ufortyfikowanie Przemyśla wywołało znaczny oddźwięk w prasie wiedeńskiej. “Noue Freie Presse”, czołowy dziennik monarchii ukazujący się w Wiedniu, w wielu artykułach przedstawiał tę decyzję jako sprawę pierwszej wagi dla państwa. Biegły w sprawach wojskowych dziennikarz podkreślał nie tylko ważność, ale konieczność zabezpieczenia poza Przemyślem przyczółków mostowych na Sanie, na obszarze między Przemyślem, Radymnem a Jarosławiem oraz Sieniawą i Krzeszowem.
Przy okazji tak licznych wypowiedzi o znaczeniu budującej się twierdzy dla bezpieczeństwa monarchii, gazeta “San” z 31 października 1880 roku przypomniała, że już w latach sześćdziesiątych deputowani polscy, a głównie poseł Chronowski, wykształcony wojskowy, w trakcie dyskusji nad budżetem Galicji kładł nacisk na potrzebę ufortyfikowania przede wszystkim Jarosławia. Uważał on to miasto za najważniejszy punkt podstawy operacyjnej w razie wojny z Rosją, która, gdyby starano się jej nie powstrzymywać obozami warownymi i przyczółkami mogłaby prawie bez wystrzału opanować Galicję. Poseł Chronowski wręcz żądał porzucenia ówczesnego projektu umocnienia Krakowa na rzecz Jarosławia. Ale - jak dalej komentuje redaktor "Sanu" - ... od owego czasu minęło sporo lat i Przemyśl, przez wybudowanie kolei łupkowskiej, ma dziś większe strategiczne znaczenie niż Jarosław. Stworzona wokół miasta warownia, poza obroną kraju od napadu z północnego wschodu, będzie także arsenałem dla wielkiej części monarchii w razie wojny z północnym mocarstwem.
W lipcu 1881 roku, w gmachu komendantury garnizonu warszawskiego przy placu Saskim w Warszawie, w służbowym gabinecie barona Korfa, kapitana korpusu żandarmerii, urzędnika do szczególnych poruczeń przy warszawskim generalnym gubernatorze, odbyła się narada z udziałem kierownika wywiadu rosyjskiego na Austrię z siedzibą w Warszawie, płk. Batiuszynem i przedstawicielem sztabu generalnego w Petersburgu, płk. Sazanowem.
Gość z Petersburga w imieniu sztabu generalnego wyraził zaniepokojenie wojskowymi poczynaniami Austrii na pograniczu z Rosją. Stwierdził, że sztab generalny ze szczególną uwagą śledzi szybkie postępy w budowie nowoczesnych fortyfikacji w Przemyślu i Krakowie. Skonstatował, że na ten temat nic ma odpowiednich informacji wywiadowczych. Dla podkreślenia swych słów podał następujący przykład: dwa lata temu skierowany został na teren twierdza przemyskiej jeden z najzdolniejszych wywiadowców. posiadający paszport francuski, gdyż faktycznie pochodził z Francji i nosił nazwisko Aleksander Mouillon. Przed kilkunastu laty przybył on do Rosji. Po opanowaniu języka i zwyczajów rosyjskich przeszedł na prawosławie, przyjmując imię zakonne - ojciec Augustyn. Jako duchowny obrządku prawosławnego, z długą brodą, w habicie, z kijem popowskim i w drewnianych trepach dostał się na teren Galicji. Wędrując pieszo od wioski do wioski udawał pielgrzyma zwiedzającego dla pokuty miejsca święte w górskich okolicach Przemyśla. Był niezwykle ostrożny, unikał styczności z księżmi. Nocował wyłącznie u wieśniaków. Wpadł jednak w ręce żandarmerii w Przemyślu. Na szczęście został potraktowany jako zakonnik i oddany do klasztoru OO. Reformatów, cały czas pozostając pod nadzorem władz policyjnych. Po dwóch tygodniach przesłuchań niczego nie zdołano mu udowodnić, poza przebraniem w wioskach znajdujących się w pobliżu fortów. Gdy okazał paszport francuski, uznany został za fanatyka religijnego i odstawiony do granicy Królestwa Kongresowego. Wpadka zakończyła się dla niego i rosyjskiego wywiadu szczęśliwie, lecz Mouillon. niezwykle inteligentny i ofiarny pracownik wywiadu, dla pracy na terenie Galicji był bezpowrotnie stracony.
Pułkownik Batiuszyn w swej wypowiedzi przedstawił bardzo trudne warunki pracy agentów podczas zdobywania informacji o postępach robót w twierdzy, powodowane niezwykle surową dyscypliną, panującą na placach budowy fortów. Robotnikom nie wolno mieć przy sobie skrawka papieru i kawałka ołówka, w przeciwnym razie pracownik jest natychmiast podejrzany o szpiegostwo i zostaje aresztowany. Nawet w czasie przerwy obiadowej robotnikom nic pozwala się kontaktować ze sobą. Dostarczany obiad spożywają na swoim miejscu pracy. Po zakończeniu pracy, grupy odprowadzane są pod eskortą do swych baraków, które znajdują się w różnych częściach miasta. Obok wznoszonych obiektów fortecznych wolno przechodzić, bez zatrzymania się, tylko główną drogą, i tylko osobom udając się do swego miejsca zamieszkania.
Po wypowiedzi pułkownika Batiuszyna, gość z Petersburga oświadczył, że sztab generalny ma świadomość trudności jakie zostały przedstawione, nie może jednak rezygnować z obszerniej szych i liczniejszych informacji o twierdzy.
Pułkownik Batiuszyn przedstawił możliwość przyjęcia innej formy pracy, w tym wykorzystanie słabostek austriackiej kadry oficerskiej. Rozrzutny sposób bycia dużej części oficerów austriackich: karty, alkohol, kobiety - trzeba wykorzystać dla celów wywiadowczych. Zapewnił, że na realizację tego rodzaju zadań poważnie zwiększony będzie budżet armii. Przygotowując się do nowych metod prowadzenia wywiadu należy nadal stosować dotychczasowe formy pracy.
Pułkownik Sazanow przekazał także zalecenie sztabu, by pracownicy wywiadu zwrócili uwagę na oficerów pochodzenia słowiańskiego, na ogól niższego stopnia, rzadko awansowanych na oficerów sztabowych z Mułu swego pochodzenia, co często wywołuje u nich niechęć do Austrii i istniejącego systemu rządów centralistycznych i germanizacyjnych Jako potencjalni sprzymierzeńcy Rosji, winni oni być wykorzystani przez wywiad.
Po odjeździe pułkownika Sazanow a do Petersburga pułkownik Batiuszyn. wzmógł według zaleceń penetrację twierdzy.
* * *
Inspektora policji miejskiej w Przemyślu, pana Maszczykowskicgo, nieoczekiwanie odwiedził w biurze znany fotograf Henner z informacją o wizycie w jego zakładzie dwóch panów, którzy zakupili wszystkie widoki Przemyśla, jakie posiadał na składzie, i wyrazili chęć zakupienia dalszych nawet za wyższą cenę. Wydali mu się z tego powodu podejrzani, więc od razu zgłosił to panu inspektorowi.
Inspektor, uzyskawszy od fotografa w miarę dokładny opis podejrzanych klientów, szybko ustalił, że udali się oni dorożką na trakt jarosławski. Wkrótce inspektor natknął się na nich. Ukryci byli za stokiem wzgórza z widokiem na budujący się fort XI. Jeden z nich zdawał się coś rysować, drugi rozglądał się wokoło, jakby stojąc na straży. Nie ujawniając się. przedstawiciel porządku pozwolił im spokojnie wrócić do miejsca zamieszkania, którym okazał się hotel przemyski, a sam całą sprawę przekazał kompetentnej osobie - komisarzowi policji starostwa - Malanowskiemu. Wieczorem komisarz z kilkoma funkcjonariuszami udał się do hotelu, by przesłuchać obu hotelowych gości i dokonać rewizji Już przy wejściu komisarza do ich pokoju jeden z gości stanął przy otwartym oknie i niepostrzeżenie wyrzucił jakiś papier, który spadł na godło hotelowe zawieszone nad bramą wejściową do budynku. Zauważyli to spacerująy) pod hotelem Żydzi i dali znać komisarzowi.
Papier okazał się dokładna mapą Przemyśla, z różnymi odręcznymi naniesieniami. Przeprowadzona natychmiast szczegółowa rewizja dala | również nieoczekiwane wyniki. Doskonale mówiący po polsku turyści.
I jak przedstawili się obaj podejrzani, byli obywatelami rosyjskimi. Prócz znacznej gotówki w walucie austriackiej i rosyjskiej znaleziony został “list otwarty” (tzw. “carte blanche”) wystawiony przez dyrekcję kolei i północnej, kolei Karola Ludwika i kolei węgiersko-galicyjskicj na nazwisko Dymitra Palicyna. radcy zawiadowczego kolei warszawsko-wiedeńskiej i warszawsko-petersburskiej (północnej), z wezwaniem do wszystkich stacji wspomnianych kolei, “by okazicielowi wszystkie warsztaty i urządzenia kolejowe oglądnąć pozwoliły i potrzebne wyjaśnienia dały”. Przy Palicynic znaleziono także paszport wystawiony na jego nazwisko, z adnotacją: pułkownik inżynierii, różne wydawnictwa dotyczące Przemyśla i okolic, zakupione w księgarni braci Jeleniów w | Przemyślu, oraz wydane w języku rosyjskim i niemieckim opisy Przemyśla i Krakowa, na których poczynione były różne notatki. Na i znalezionej w książeczce małej kalce wyrysowany był szkic fortów krakowskich z okolicy Mogiły. Towarzysz Palicyna miał przy sobie bilety wizytowe na nazwisko Protopopow - “pułkownik rosyjskiego sztabu generalnego”, oraz kilka poleceń wydanych przez rosyjskie ministerstwo wojny, wystawionych w języku rosyjskim. Po przesłuchaniu w biurze policyjnym starostwa, Protopopowa i Palicyna odstawiono do tutejszego sądu obwodowego, gdzie zamknięto ich w areszcie jako oskarżonych o zbrodnię szpiegostwa. Dalsze śledztwo prowadzone było przez ck sędziego śledczego.
Jak doniosła gazeta “San” z 4 września 1881 roku, aresztowani w Przemyślu oficerowie rosyjscy Protopopow i Palicyn na mocy nakazu Najjaśniejszego Pana wypuszczeni zostali z aresztu i odstawieni do granicy.
Pułkownik Batiuszyn. szef warszawskiego oddziału wywiadu na Austrię, zmuszony był spisać na straty kolejnych dwóch cennych pracowników swej placówki. Dotychczasowa metoda posługiwania się swoimi oddanymi i utalentowanymi obywatelami znowu zawiodła.
* * *
Prace nad budową twierdzy fortowej wokół Przemyśla nabierały coraz większego rozmachu. Inżynier Salis Soglio. otrzymawszy od cesarza awans na naczelnego dyrektora inżynierii, opuścił Przemyśl, by fortyfikować w Tyrolu granicę z Włochami. Stanowisko naczelnego inżyniera budowy twierdzy przemyskiej objął generał Werner, specjalista od nowoczesnej fortyfikacji. Jego dziełem był m. in. fort XII w Żurawicy nazwany jego imieniem
W roku 1886 podstawowe element) dziel fortyfikacyjnych został) wykonane. Nowe fort) spełniające funkcje działobitni artyleryjskich zbudowane były w dwóch wersjach: dwuwałowe - z przeznaczeniem dolnego wału na stanowiska piechot), a górnego dla artylerii, i jednowałowe - głównie dla artylerii. Modernizacji uległy- bastiony dotychczasowego poligonalnego obozu warownego, zamienione na małe forty nowego typu w kluczowych punktach obwałowania. Dla wzmocnienia najbardziej zagrożonych odcinków twierdzy, między pierścieniem wewnętrznym (dawnym poligonalnym) i zewnętrzem, wybudowana została tzw. linia wspierająca, złożona z siedmiu fortów, biegnąca łukiem od zachodu na wschód na prawym brzegu Sanu.
Gotowe umocnienia zostały oddane w zarząd i użytkowanie nowo sformowanej załodze twierdzy. Przemyskie fortyfikacje ogłoszone zostały twierdzą I klasy, a w związku z tym awansem Przemyśl i najbliższe okolice podporządkowano specjalnym ustawom wojskowym. Osobom fizycznym zakazano spacerowania i przechodzenia przez wyłączone tereny, wchodzące w skład twierdzy. W 1887 roku, w uznaniu za wkład pracy w budowę twierdzy, wielu kierowników prac fortyfikacyjnych, wojskowych i cywilnych inżynierów otrzymało wysokie odznaczenia.
Ważne wydarzenie dla monarchii, jakim było ukończenie podstawowego etapu budowy twierdzy, spowodowało wizytę w Przemyślu jedynego syna cesarza i następcy tronu, arcyksięcia Rudolfa, mianowanego w 1887 roku generalnym inspektorem piechoty. Arcyksiążę przybył do Przemyśla specjalnym pociągiem 1 lipca 1887 roku, witany biciem w dzwony we wszystkich świątyniach i salwą artyleryjską oddaną z fortów. Po przeglądzie wojska zebranego na przemyskim rynku, arcyksiążę Rudolf udał się do Krasiczyna, gdzie został zaproszony- przez księcia Adama Sapiehę.
Wkrótce, bo już 25 lipca, arcyksiążę ponownie zjawił się w Przemyślu, z admirałem Gieslem, aby dokonać zapowiedzianej inspekcji wojska i fortyfikacji. Przegląd wojska odbył się na polach krówTiickich. Skromny obiad następca tronu zjadł pospołu z oficerami w menaży pułku i, okazawszy swoje niezadowolenie z zauważonych licznych niedociągnięć w służbie, powrócił do Wiednia.
Arcyksiążę Rudolf cieszył się wśród arystokracji i szlachty polskiej znaczną sympatią, głównie za to. że lubił Polaków, a okazywał jawną niechęć wobec pruskich junkrów. Książę przejawiał także spore zainteresowanie możliwością przeprowadzenia pewnych reform społecznych z korzyścią dla ludności wiejskiej. W Galicji bywał często. Odwiedzał polskie zamki i dwory - głównie Łańcut, Chorostków i Krasiczyn - a także miasta: Przemyśl i Lwów. Jego tragiczna śmierć w Meyerlingu, rok po wizycie w Przemyślu, wywołała wówczas szczery żal także w Galicji, zwłaszcza w środowisku polskiej arystokracji.
Po zakończonej budowie fortów, wydział inżynieryjny twierdzy przystąpił do osadzania na nich dział i wypróbowywania ich zasięgu. Wynikami tych prób był także zainteresowany pułkownik Batiuszyn.
* * *
W pracowni inżynierii fortecznej byl zatrudniony w charakterze kreślarza i pomocnika technicznego podoficer Fillipi. Miał on serdecznego przyjaciela Wacława Marka, rodem z Czech, który będąc piekarzem odbywał służbę wojskową w piekarni garnizonowej. Obaj przyjaciele odwiedzali się często w swych miejscach pracy. W polowie października 1887 roku Marek odwiedził Fillipiego w jego pracowni, kiedy zawsze tam przebywający oficer dyżurny wyjechał służbowo do Krakowa.
Po wyjściu Fillipiego do innego pomieszczenia pracowni, Marek zauważył leżące na stole kopie i jeden oryginał planów fortów z wyznaczonymi torami dział. Zabrał je, udał się do domu i po przebraniu w cywilne ubranie, z planami ukrytymi w parasolu, wyjechał pociągiem do Jarosławia. Stamtąd piechotą udał się do Sieniawy i pobliskiej granicy rosyjskiej, którą tego samego dnia przekroczył.
Afera z kradzieżą planów fortecznych szybko rozeszła się w Austrii i prasie zagranicznej, mimo że lokalna przemyska prasa milczała z obawy przed konfiskatą. Zajęła się tą aferą o wiele później, podając jako źródło gazety niemieckie. Z końcem listopada 1887 roku w lwowskiej prasie ukazała się wiadomość, że szpieg Wacław Marek oddal się dobrowolnie w ręce władz wojskowych na Węgrzech. W zeznaniach, które miał złożyć, przekazał ważne informacje dotyczące właściwych sprawców kradzieży planów. W rezultacie w Przemyślu zostało aresztowanych kilku wojskowych.
Na rozprawie przed sądem wojskowym w Ołomuńcu, która odbyła się dopiero w lutym 1891 roku, Wacław Marek otrzymał bardzo surowy wyrok: 15 lat więzienia, z odsiedzeniem kary w najcięższej austriackiej twierdzy - zamku w Theresienstadt (wg “Gazety Przemyskiej” nr 14 z 15 lutego 1891 roku). Niezwykle wysoki wymiar kary, po dobrowolnym oddaniu się w ręce władz wojskowych, daje do zrozumienia, że nie była ona wymierzona tylko za wykradzenie planów twierdzy.
* * *
W 1885 roku został wynaleziony nowy rodzaj pocisku artyleryjskiego. Pocisk ten, kalibru 22 cm, wbijał się w ziemię na głębokość do 6 m, tworząc w miejscu wybuchu lej siedmiometrowej średnicy. Wynalazek ten zmusił fortyfikatorów do zabezpieczenia dziel obronnych przed skutkami jego działania. Od 1888 roku nastąpiła generalna rekonstrukcja fortów. Ceglane elementy fortyfikacji w przeważającej części zastąpione zostały betonem. W późniejszym okresie zaczęto stosować także elementy stalowe, zwłaszcza do stropów fortów, oraz kopuły pancerne. W pracach modernizacyjnych przemyskich fortów wyróżniał się kolejny wybitny austriacki fortyfikator Maurycy Brunner (starszy). Z jego inicjatywy niemal od nowa zostały przebudowane forty: IX - w Ujkowicach i XIII - w Bolestraszycach.
Twierdza przemyska z liczną załogą otrzymała w 1888 roku specjalne dowództwo. Jej pierwszym komendantem mianowany został feldmarszałek, generał E. Pollini.
Wszelkie zmiany i unowocześnienia dokonywane w fortyfikacjach Przemyśla natychmiast znajdowały oddźwięk w Warszawie, w agenturze pułkownika Batiuszyna.
* * *
5 maja 1888 roku przybyły do hotelu przemyskiego gość wpisał na karcie meldunkowej: “Peter Roehrberg - Reisender wom Odessa angekomen” (...turysta przybyły z Odessy). Dyskretnie poprosił kelnera hotelowego, by jako turystę oprowadził go po Przemyślu i fortach. Ten odesłał gościa do postoju dorożek, a sam o sprawie doniósł policji. Po powrocie z objazdu dorożką w pobliżu fortów “turysta” zastał czekającą na niego w hotelu policję rządową ze Lwowa. Po okazaniu paszportu został przesłuchany i przyznał się, że jest generałem rosyjskim z Odessy. Policja wysiała telegramy do władz odeskich w celu identyfikacji osoby, a także do Lwowa i Wiednia. Odpowiedź z Odessy potwierdziła zeznania generała, załączona w niej była również prośba o zwolnienie go z aresztu. Odpowiedź z Wiednia nakazywała jednak natychmiastowe odstawienie generała w asyście policji rządowej do stolicy Austrii, co też się stało.
Kolejne wpadki agentów rosyjskiego wywiadu miały miejsce w 1889 roku. W maju Teodor Kosarczyn z Buczacza złapany został przy nanoszeniu na mapach rysunków fortów. Osadzony w areszcie, powiesił się na kracie okiennej. W sierpniu tegoż roku, w trakcie wykonywania podobnych prac, ujęty został baron de Mormon, eks-kadet ck armii austriackiej, w momencie aresztowania poddany rosyjski. Rząd carski uznał barona za swego poddanego, więc uniknął on rozprawy i więzienia. Po powrocie do Rosji de Mormon osiedlił się w Rydze, skąd po pewnym czasie kierował siatką wywiadowczą penetrującą sąsiednie kraje.
Twierdza przemyska budziła zainteresowanie nie tylko najbliższych sąsiadów. W maju 1889 roku przebywał w Przemyślu angielski kapitan sztabu - Julian Lawerson, który wystąpił do dowództwa twierdzy z prośbą o zezwolenie obejrzenia fortów. Prośba Anglika została zdecydowanie odrzucona przez władze wojskowe.
Wraz z budową i modernizacją obiektów fortecznych, w mieście i pobliżu fortów stawiane były koszary i baraki dla wojska: w Pikulicach dla pułku artylerii, na Lipowicy dla piechoty, w Kuńkowcach dla artylerzystów artylerii fortecznej, przy ul. Lwowskiej dla kawalerii i przy ul. Mickiewicza dla 6 pułku ułanów. Osobno, poza miastem, stawiano liczne magazyny amunicyjne, które w 1889 roku były już zapełnione amunicją i czujnie pilnowane przez żołnierzy. Wiele fortów, m. in. w Pralkowcach. Łętowni. Orzechowcach, na Lipowicy. było obsadzonych przez wojsko.
KOMENDANT - GENERAŁ ANTON GALGOTZY
W związku z napiętą sytuacją polityczną, w październiku 1889 roku podjęto decyzję o awansowaniu miasta na siedzibę X Korpusu armii. W 1890 roku przybyły do Przemyśla przeniesione z Brna jednostki wojskowe X Korpusu z komendantem feldmarszałkiem, baronem Wilhelmem Reinlaenderem. Dodatkowo twierdzę zasilił pułk artylerii polowej, przeniesiony tutaj z Krakowa w lipcu tegoż roku.
Wynalezienie prochu bezdymnego, który wywołał kolejny przewrót w artylerii, spowodowało wielkie ćwiczenia z użyciem nowego materiału wybuchowego w rejonie Bolestraszyc. W ćwiczeniach wzięły udział oddziały artylerii polowej, inżynieryjne, 24 i 27 pułk piechoty i kawaleria. W przypadku zagrożenia twierdzy oblężeniem, na błoniach przedmieścia Wilcze odbyła się w sierpniu 1890 roku próba wypuszczenia balonu wojskowego z dwoma oficerami. Balon wzniósł się o godz. 7.40 rano i przeleciawszy około 350 km, wylądował w Siedmiogrodzie o godz. 4 po południu.
Ministerstwo Wojny, doceniając znaczenie twierdzy dla monarchii, spowodowało w listopadzie 1890 roku podjęcie kolejnej ważnej uchwały w sprawie budowy nowego strategicznego szlaku kolejowego z Przemyśla do Sanoka. Według założeń nowa trasa w żadnym punkcie nie miała przekraczać Sanu. Istniały dwa warianty projektu. Według pierwszego - trasa miała zacząć się od linii kolejowej we wsi Nehrybka i przez Pikulice prowadzić - omijając Krasiczyn - do Birczy i dalej do Sanoka. Drugi wariant przewidywał początek trasy w mieście, od mostu kolejowego. Dalej miała ona przebiegać wzdłuż ulicy Floriańskiej (Jagiellońskiej), Wybrzeżem Franciszka Józefa, (Wybrzeżem Marszalka Józefa Piłsudskiego), następnie przez Prałkowce i Krasiczyn do Birczy.
Jak pokazała przyszłość z braku funduszy budowa tej linii kolejowej do 1914 roku nie została nawet rozpoczęta.
W ostatnich dniach sierpnia 1891 roku w ukończonej i uzbrojonej twierdzy odbyły się po raz pierwszy wielkie manewry, mające wykazać jej zdolność obronną. Udział w manewrach wzięły: garnizon przemyski, batalion obrony krajowej i załogi atakowanych fortów w Ujkowicach, Orzechowcach i Duńkowiczkach.
W czasie ćwiczeń doskonale spisała się piechota, która pomimo oświetlania terenu światłem elektrycznym, dotarła do nich na odległość 50 kroków. Ogień karabinowy i artylerii fortecznej ciężkiego kalibru użyty w czasie nocnego ataku stworzył grozą przejmującą symfonię... - pisał dziennikarz przemyskiej gazety “San”.
Po zaledwie półtorarocznym pobycie w Przemyślu, wkrótce po jesiennych manewrach w twierdzy, dotychczasowy pierwszy komendant X Korpusu, baron W. Reinlaender, został nieoczekiwanie odwołany ze swego stanowiska i przeniesiony do Grazu. Jego miejsce zajął uzdolniony, znany z twardego charakteru generał porucznik piechoty Anton Galgotzy. zastępca szefa sztabu generalnego. Przejęcie przez tej klasy oficera stanowiska komendanta przemyskiego X Korpusu i potwierdziło ponownie znaczenie Przemyśla dla bezpieczeństwa monarchii austro-węgierskiej. Powszechnie wiadomo było, jaką sympatią i zaufaniem darzy cesarz Galgotzego. Był on jego ulubieńcem, a kontakty służbowo - towarzyskie sięgały czasów, gdy obaj uczęszczali do szkoły kadetów w Wiedniu. Generał przy swej surowości był sprawiedliwy, ale także nieco zdziwaczały. Cesarz nie zwracał uwagi na te drobne mankamenty - swego faworyta lub nie przyjmował ich do wiadomości. Głośną w sferach nie tylko wojskowych była sprawa nierozliczenia się generała z wydatków, jakie poniósł będąc dowódcą wojsk okupacyjnych w Bośni i Hercegowinie. Na żądanie ministra skarbu, by rozliczył się z 36 milionów guldenów, które otrzymał na utrzymanie wojsk okupacyjnych - generał odmówił przedłożenia rachunków. Zirytowany minister osobiście przedstawił sprawę cesarzowi. Monarcha polecił wysłać do opornego podwładnego telegram następującej treści: Generał Galgotzy w Sarajewie. Cesarz żąda złożenia rachunków. - Minister skarbu.
Odpowiedź nadesłana z Sarajeywa była następująca: Do mego cesarza w Wiedniu. 36 milionów otrzymałem. 36 milionów wydałem. Kto nie wierzy jest łajdakiem Golgotzy - generał piechoty. Szef kancelarii wojskowej wręczając monarsze telegram, z nietajoną satysfakcją czekał na surową karę dla nieposłusznego generała - ale usłyszał: - W porządku. Ja mu wierzą.
Nowy komendant zamieszkał w jednopiętrowym budynku przy ul Adama Mickiewicza 13 (wyburzonym w 1932 roku), usytuowanym na wprost siedziby dowództwa X Korpusu Już w pierwszym miesiącu swego urzędowania, poza jednostkami przemyskimi Galgotzy dokonał przeglądu garnizonów w Jarosławiu i Rzeszowie. Generał szczególnie pasjonował się szkoleniem oficerów. W największym pokoju swego służbowego mieszkania miał urządzoną makietę pola bitwy. Na obszernym stole wysypanym piaskiem znajdowały się metalowe figurki różnych formacji wojskowych: piechoty, kawalerii, artylerii, miniatury mostów, drzew, pagórków itp. Generał układając figurki stwarzał różne sytuacje na "polu bitwy", których rozstrzygnięcie pozostawiał oficerom.
Cesarz tak wysoko oceniał Galgotzego, że w przypadku wojny zamierzał mianować go naczelnym wodzem armii.
Rządy surowego, despotycznego komendanta wkrótce poczęły dawać tragiczne skutki Ostra dyscyplina narzucona oficerom przeniesiona została przez nich na kadrę podoficerską i na żołnierzy Ci, którzy nie potrafili jej sprostać, szukali wyjścia w samobójstwie. W styczniu 1894 roku przebił się bagnetem żołnierz 90 pułku piechoty, stacjonujący na forcie w Lipowicy. W parę dni potem odebrał sobie życie żołnierz z 77 pułku piechoty na skutek złego traktowania przez przełożonych. Podobny wypadek w 77 pułku wydarzył się w marcu. Jak podała “Gazeta Przemyska” z 4 i 28 marca 1894 roku: W niepełnym jeszcze pierwszym kwartale br. już 10 samobójstw miało miejsce wśród załogi twierdzy przemyskiej, i wszystkie z przyczyny surowego obchodzenia się przełożonych. Poddając krytyce odnoszenie się oficerów do żołnierzy w Austrii, a zwłaszcza w garnizonie przemyskim, gazeta przytoczyła dane na ten temat dotyczące Europy (wg niemieckiej gazety Militdr Wochenblatt): - Na 10.000 żołnierzy trafia się przeciętnie rocznie samobójstw: w Austrii - 12.53. w Niemczech - 6.35. we Francji - 3,44. w Anglii - 2.09.
Wielką korzyścią dla Przemyśla, wynikającą z zamiany miasta w twierdzę, by 1 jego szybki przestrzenny rozwój i wzrost liczby ludności. W ciągu niecałych dwudziestu lat Przemyśl po Lwowie i Krakowie stał się trzecim miastem Galicji. W mieście poczęła powstawać nowa klasa społeczna, rekrutująca się z pracowników najemnych. Wśród tysięcy osób pracujących w mieście i przy fortyfikacjach zaczęła działać robotnicza organizacja - Galicyjska Partia Socjaldemokratyczna oraz, nieco później. Polska Partia Socjaldemokratyczna Galicji i Śląska. Wybitnymi działaczami robotniczymi na terenie miasta byli: adwokat dr Herman Lieberman i Witold Reger. Ich działalność wśród robotników pracujących przy budowie twierdzy była przysłowiową “solą w oku” komendanta Galgotzego. General - satrapa, jak go powszechnie nazywano, był nie tylko panem życia i śmierci podwładnych mu żołnierzy, ale także chlebodawcą rzeszy robotników cywilnych zatrudnionych przy obiektach wojskowych. Dzięki wpływom w Wiedniu miał on wielkie możliwości decydowania o życiu miasta.
* * *
W Petersburgu, w gabinecie szefa sztabu generalnego, generała Palicyna, z udziałem pułkownika Batiuszyna - szefa wywiadu wojskowego w Warszawie, i przybyłych ze stolicy Królestwa Kongresowego: generała - gubernatora Georgija Skalona i barona Korfa - kapitana żandarmerii, odbyła się tajna, nadzwyczajna narada.
General Pałicyn omówił napiętą sytuację polityczną w Europie spowodowaną, jak twierdził, przez Austrię. Monarchia, reagując na zawarte w 1893 roku przymierze Rosji z Francją, zagrażające głównie Niemcom, niebezpiecznie zbliżyła się do Niemiec, niepomna tragicznej przeszłości (klęska pod Sadową w wojnie 1866 roku). Wiadomości nadchodzące z Wiednia donosiły o rozwijającej się współpracy obu państw w przygotowaniach wojennych przeciw Rosji.
W sztabie generalnym panowało przekonanie, że Austria w bliżej nieokreślonym czasie dokona aneksji Bośni i Hercegowiny, które od lat okupowała, idąc tym samym na rękę Niemcom, usilnie dążącym do połączenia się przez Bałkany z Turcją i odsunięcia Rosji od Morza Czarnego i Śródziemnego. Aneksja słowiańskich krajów bałkańskich mogła się stać zarzewiem wojny. Licząc się z taka ewentualnością Naczelne Dowództwo poczyniło odpowiednie kroki taktyczne celem zabezpieczenia zachodniej granicy, na której Austria zagrażała Rosji wyłącznie od strony Galicji.
Sytuacja wojskowa, według słów Palicyna, przedstawiała się następująco. W Galicji stacjonowały: w Krakowie - I Korpus, w Przemyślu - X, we Lwowie - XI, VI - w Koszycach, V - w Brnie i II w Josefstadt. Do tych sił dochodziły: czwarta dywizja z Brna, trzy dywizje jazdy, trzy brygady kawalerii oraz rezerwowa formacja obrony krajowej. Najnowsze materiały uzyskane przez rosyjski wywiad w Galicji wskazywały, że założenia sztabu generalnego w Wiedniu szły w kierunku zamiany twierdzy przemyskiej w obiekt o charakterze zaczepnym, z głównym kierunkiem uderzenia na Kijów, a potem na Moskwę. Znaczyło to, że równoczesne uderzenie wojsk niemieckich skierowane zostanie na stolicę - Petersburg.
W wyniku takiej sytuacji polityczno - militarnej rosyjski sztab generalny został zmuszony do energiczniejszych działań przygotowawczych na wypadek wojny, między innymi także w pracy wywiadu. Według zaleceń sztabu generalnego generał Palicyn przekazał zebranym wytyczne do działań, podkreślając potrzebę zwiększenia wysiłków nad uzyskiwaniem dokładnych i konkretnych informacji wojskowych z terenu Galicji, a zwłaszcza z Przemyśla - bazy operacyjnej Austrii dla celów ofensywnych w głąb Królestwa Polskiego. Podobną wagę przedstawiała dla sztabu twierdza krakowska, znajdująca się w pobliżu granicy z Austrią i Niemcami.
W związku ze zwiększonym działaniem budżet Ministerstwa Wojny przeznaczył na cele wywiadu kwotę 5 milionów rubli. Austria dysponowała na podobne cele 150 tysiącami koron rocznie.
Obecni na naradzie przedstawiciele wywiadu agentury warszawskiej działający na obszarze Galicji, po wypowiedziach szefa wywiadu, zwrócili uwagę na trudności w działalności wywiadowczej na terenie Galicji, a zwłaszcza w twierdzy przemyskiej, którą penetrują także inne wywiady. Na dowód generałowi został przedstawiony raport wywiadowczy nadesłany z Przemyśla, z grudnia 1893 roku, w którym m. in. doniesiono o aresztowaniu za szpiegostwo szwedzkiego kapitana Korpusu Inżynieryjnego, H.G. Örlinga. Był on skierowany do Austrii na przeszkolenie w jednostce saperskiej w Klosterneuburg. Po paru dniach samowolnie opuścił to miasto udając się do Przemyśla. W twierdzy został zatrzymany za działalność szpiegowską. W chwili aresztowania miał przy sobie szkice fortów X, Xa, XI i XIa. Szwed tłumaczył w czasie przesłuchania, że zrobione szkice miały mu posłużyć jako materiał poglądowy przy- budowie planowanych twierdz w Szwecji. Po zakończonym śledztwie, Örling został deportowany do swego kraju.
Kolejna sprawa przedstawiona przez pułkownika Batiuszyna dotyczyła oficera wywiadu, pracującego w X Korpusie w Przemyślu. Oficer ten, leutnant 9 pułku piechoty, przybył do twierdzy ze Stryja w 1894 roku, nazywał się Alfred Redl i - jak go przedstawił pułkownik Sazanow - wyróżniał się nadzwyczajną gorliwością w wyszukiwaniu szpiegów i prowadzeniu śledztw. Redl pochodził ze Lwowa i dobrze znał język polski, co znacznie ułatwiło mu pracę kontrwywiadowczą. Pułkownik zwrócił się o pomoc do centrali w paraliżowaniu działalności niebezpiecznego oficera.
W rozmowie, która toczyła się wokół poruszonych spraw zostało uzgodnione, że pułkownik Batiuszyn w odpowiednim czasie uda się z Warszawy do Wiednia, by spotkać się z attache wojskowym ambasady rosyjskiej, a pułkownik Sazanow wcześniej zleci pracownikom ambasady przygotowanie odpowiednich kontaktów.
W trzy tygodnie po spotkaniu w Petersburgu, pułkownik Batiuszyn w dobrze skrojonym cywilnym garniturze, z paszportem obywatela państwa pruskiego stawił się w ambasadzie rosyjskiej w Wiedniu. Tak jak zapowiedział generał Palicyn, w ambasadzie oczekiwał go attache wojskowy ambasady, baron Ropp.
Następnego dnia obaj Rosjanie dorożką zajechali na Kórtnerring, gdzie baron wprowadził swego gościa do pokaźnej kamienicy ozdobionej secesyjną sztukaterią Weszli do dużego mieszkania z bogato urządzonym salonem, którego gospodarzem był kapitan armii austriackiej. Baron dokonał prezentacji.
Pułkownik już znał nazwisko gospodarza - kapitana Fortera. Attache Ropp poinformował go, że idą do jednego z najzdolniejszych pracowników wywiadu rosyjskiego w mundurze oficera austriackiego. Według relacji barona, przed trzema laty Forter był skromnym porucznikiem garnizonu w Stanisławowie - biednym galicyjskim miasteczku w pobliżu granicy rosyjskiej. Z nudów grał w karty, czasami wyjeżdżał na inne rozrywki do niezbyt odległego Lwowa, ale nie za często, gdyż pochodził z biednej rodziny. Wywiad rosyjski zwrócił więc na niego uwagę. Po obserwacji uzyskał dobrą ocenę pod względem przydatności i przystąpiono do akcji. Usłużni kelnerzy, sutenerzy, kupcy będący na usługach wywiadu, podsuwali pożyczki, kobiety, pozwalali ograć się w karty, a potem wygrywali sumy, na które Forter wystawiał weksle bez pokrycia. Gdy czekała go sprawa honorowa, grożąca degradacją, płacono za niego długi, aż został “kupiony” i odtąd rozpoczęła się jego kariera. Pieniądze postawiły go na nogi. Wkrótce uzyskał awans na kapitana i przeniesienie do Wiednia - na czym wywiadowi najbardziej zależało. Młody, przystojny, z dobrymi manierami i dużym powodzeniem u kobiet, wkrótce stal się bywalcem salonów wiedeńskich. Nowe kontakty z kolei ułatwiły mu dotarcie do Ministerstwa Wojny i stanowiska oficera sztabowego, powiązanego z wywiadem. Dla centrali wywiadu stał się niezastąpionym agentem, przeznaczonym do specjalnych zadań w przypadku wojny.
Podczas towarzyskiej rozmowy przy koniaku i czarnej kawie, pracownicy wywiadu rosyjskiego doszli do porozumienia ze swym agentem. Kapitan Forter zgodził się zająć sprawami Galicji, a przede wszystkim twierdzą przemyską. Mając pewne kontakty w kilku miastach, między innymi we Lwowie oraz w Przemyślu, zapewnił, że w niedługim czasie uda mu się zmontować specjalną siatkę wywiadowczą, w której znajdować się będą oficerowie garnizonów galicyjskich. Siatka miała podlegać, według uzgodnień, bezpośrednio agenturze warszawskiej. Omówione zostały także hasła, kryptonimy, skrzynki kontaktowe, łącznicy, szyfry itp. sprawy istotne w pracach wywiadu
* * *
W sierpniu 1899 roku na błoniach wyszatyckich (na północny wschód od Przemyśla) odbywały się coroczne wyścigi 2 Pułku Ułanów im. Aleksandra II.
Jak zawsze, doroczna impreza przemyska zaliczana była do atrakcyjniejszych w monarchii. O jej randze świadczył skład sędziowski, na czele którego stanął Jego Cesarska Wysokość Arcyksiążę Leopold Ferdynand. Pozostałymi członkami byli: dowódca X Korpusu feldmarszałek generał Galgotzy, komendant twierdzy - Pucherna, generał Fuseran i generał major hrabia Auersberg.
W twierdzy znalazł się także kapitan Forter, przybyły na wyścigi służbowo z grupą oficerów sztabu generalnego. Zająwszy kwaterę wyszedł do miasta, by pospacerować wzdłuż pięknego bulwaru nad Sanem, noszącego imię Franciszka Józefa. Wśród przechodzących oficerów spotkał więcej znajomych z Wiednia niż z garnizonu przemyskiego. Przed powrotem na kolację wstąpił do pobliskiej “Cafe Habsburg”, zaliczanej do ekskluzywnych kawiarni w mieście, i tu spotkał się z kolegą ze Lwowa, nadporucznikiem Kramerem. Nie widział go od czasu swojego wyjazdu ze Stanisławowa do Wiednia.
W rozmowie Forter dowiedział się, że jego przyjaciel dopiero od roku jest w Przemyślu i służy w 44 pułku piechoty. Kapitan, dzięki swej “specjalności”, szybko wyciągnął interesujące go informacje. Do cennych należała wiadomość, że wuj Kramera, pułkownik Trautbach jest dowódcą 9 pułku piechoty, a służącego w tym pułku leutnanta Redlą zdążył poznać osobiście w trakcie wizyt składanych wujowi w koszarach jego pułku przy ulicy Czarnieckiego 43. Po paru koniakach Kramer określił wuja jako starego, apodyktycznego sklerotyka, nadającego się na emeryturę, a Redlą jako niebezpiecznego karierowicza, nietowarzyskiego i nielubianego wśród kolegów pułku i korpusu oficerskiego garnizonu, głównie z powodu swej pracy w Biurze Ewidencyjnym przy Korpusie w Przemyślu. Takiego człowieka wszyscy starają się unikać, - dokończył swój komentarz odnośnie Redlą nadporucznik Kramer.
Przez tydzień pobytu na delegacji w Przemyślu Forterowi udało się tak pokierować Kramerem, że ten zapoznał go z wujem - dowódcą 9 pułku piechoty - a także porucznikiem Redlem W trójkę spędzili kilka wieczorów w eleganckich restauracjach i innych lokalach rozrywkowych, połączonych z domami publicznymi. Reprezentowały one wysoką klasę, posiadały doborową kuchnię, orkiestrę, prowadziły występy “artystyczne”, z których Przemyśl słynął bardziej niż stołeczny Lwów.
Po powrocie do Wiednia kapitan Forter przesiał do Warszawy, na ręce pułkownika Batiuszyna, zaszyfrowywane informacje o sytuacji w twierdzy. Podał też charakterystykę porucznika Redlą, którego określił jako osobnika inteligentnego, twardego, bez nałogów (nie gra w karty, umiarkowanie używa alkoholu, nie zwraca uwagi na kobiety, nie ma też stałej kochanki, trochę interesuje się końmi i wyścigami). Za dobrą służbę i osiągnięcia w kontrwywiadzie otrzymał w 1897 roku Brązowy Medal. Ma awansować na stopień kapitana. W informacji do Warszawy Forter wspomniał także o wstępnym zaangażowaniu do współpracy z wywiadem rosyjskim dawnego kolegę, obecnie pełniącego służbę w twierdzy. Wchodzić on będzie w skład jego siatki pod pseudonimem “Wolf. W związku z tą sprawą wskazane są odpowiednio zwiększone fundusze na pokrycie kosztów łączących się z jego osobą.
* * *
Twarde rządy generała Galgotzego spowodowały wcześniejsze odejście na emeryturę pułkownika Traubacha. Jeszcze przed odejściem pułkownik uroczyście pożegnał swego oficera Alfreda Redlą, awansowanego do stopnia kapitana. Redl z racji swych osiągnięć w kontrwywiadzie, na żądanie sztabu generalnego przeszedł do pracy w cesarsko - królewskim Biurze Ewidencyjnym przy sztabie generalnym. Z przeniesienia Redlą z twierdzy do Wiednia niezmiernie był zadowolony pułkownik Batiuszyn, powiadomiony o tym przez kapitana Fortera. Miał on nadzieję, że praca jego wywiadu w twierdzy będzie bardziej spokojna, a przez to wydajniejsza.
Kapitan Redl, zaszczycony awansem pracy w sztabie generalnym, wszystkimi sposobami starał się potwierdzić słuszność tej decyzji. W krótkim czasie w swym służbowym gabinecie w Wiedniu, dla usprawnienia dochodzeń i prowadzenia śledztwa, wprowadził szereg udoskonaleń i innowacji technicznych. Osoby przebywające w jego biurze na przesłuchaniu, a nawet przybyłe dobrowolnie we własnej sprawie, były dyskretnie fotografowane specjalnym aparatem umieszczonym w pokoju sąsiadującym z gabinetem. Obiektyw aparatu znajdował się na wprost siedzącej osoby - umieszczony w obrazie. Gości częstował papierosami posypanymi proszkiem daktyloskopijnym, podobnie jak biurowa zapalniczka, popielniczki, pudełko zapałek. W ten sposób Redl dyskretnie uzyskiwał odciski palców. Również celowo pozostawiane były na biurku przez “omyłkę” tajne dokumenty posypane proszkiem, a gość pozostawiony sam w gabinecie był obserwowany i fotografowany z innych pomieszczeń. Nowością, którą także wprowadził Redl w Biurze Ewidencyjnym, było założenie kartotek osób podejrzanych o szpiegostwo. Specjalną “opieką” zostały otoczone międzynarodowe ośrodki szpiegowskie w Brukseli, Zurychu i Lozannie.
Redl szybko uzyskał uznanie jako wybitny specjalista w pracy kontrwywiadowczej. Z tego też powodu wzywany był na wszystkie ważniejsze procesy szpiegowskie. Na temat pracy wywiadu i kontrwywiadu Redl opracował i wydał drukiem kilka specjalistycznych publikacji.
Do Przemyśla kapitan Redl przybył w okresie manewrów, odbywających się z udziałem samego cesarza. Jako oficer kontrwywiadu sztabu generalnego otrzymał zadanie zorganizowania ochrony monarchy. Nie było to trudne, gdyż cesarz na swą kwaterę wybrał mieszkanie generała Galgotzego przy- ulicy Mickiewicza 13. (O tym fakcie świadczyła tablica pamiątkowa umieszczona na ścianie nie istniejącego już budynku). W związku z manewrami przybył do Przemyśla także kapitan Forter. Przyjechał on tym razem nie na polecenie sztabu generalnego, lecz pułkownika Batiuszyna.
* * *
Twardą rękę generała Galgotzego odczuwała nie tylko załoga twierdzy, lecz także przywódcy przemyskich robotników, walczący o godność żołnierzy cesarskiej armii. Witold Reger od 1896 roku wielokrotnie piętnował na łamach gazety “Głos Przemyski” stosunki panujące w garnizonie przemyskim. Szczególnie podkreślał znęcanie się nad żołnierzami, doprowadzające do samobójstw. W okolicznościowej “Jednodniówce”, wydrukowanej w lipcu 1901 roku, Reger zaatakował personalnie oficerów-sadystów z 10, 17 i 59 pułków piechoty za nieludzkie traktowanie żołnierzy. Próba pobicia Regera przez obrażonych oficerów zakończyła się ich rozbrojeniem przez robotników i zmuszeniem do podpisania odpowiedniej deklaracji.
Kolejny akt przemocy został dokonany przez oficerów na dr Hermanie Liebermanie. Przywódcę robotników pewien oficer publicznie spoliczkował na rynku przemyskim, bez żadnego powodu. W odwecie grupa robotników murarzy, wieczorem przy moście na Sanie napadła na oficerów. W czasie bójki przypadkowym strzałem został zraniony jeden z oficerów. W wyniku tego zajścia komendant Galgotzy wprowadził w mieście stan pogotowia oraz zarządził liczne aresztowania, m. in. Regera i Liebermana. Natychmiast podjęte przez społeczeństwo liczne protesty przeciw terrorowi zmusiły generała do przekazania sprawy z sądu w Przemyślu do sądu lwowskiego. Na rozprawie, trwającej dwa tygodnie, nie zdołano, mimo przesłuchania licznych świadków, ustalić sprawców napadu na oficerów. Dzięki mowie obrończej dr Liebermana sąd lwowski uniewinnił wszystkich 20 oskarżonych.
“OPERNBALL- 13”
W luksusowej wiedeńskiej kawiarni przy ul. Johanengasse przy stoliku siedzieli dwaj panowie w cywilnych ubraniach, półgłosem rozmawiający po niemiecku. Byli to, przybyły z Warszawy pułkownik Batiuszyn i kapitan Forter. Szefa rosyjskiego wywiadu zaskoczyła tym razem propozycja swego agenta, by osobiście odebrać materiały szpiegowskie z Wiednia. Kapitan Forter z ostrożności nie wyznaczył na to spotkanie swego mieszkania uważając, że w takich sprawach pewniejsza będzie kawiarnia.
Materiały, które Forter przekazywał pułkownikowi wymagały osobistego odbioru. Wśród nich znajdowały się plany konstrukcyjne nowego modelu karabinu maszynowego. Nowa broń produkowana była w całości w fabrykach znajdujących się na terenie Czech, stamtąd też pochodziły dokładne plany konstrukcyjne. Karabin został wypróbowany w fortach przemyskich i przewidziany dla uzbrojenia twierdzy. W drugiej teczce znajdowały się plany działka górskiego, produkowanego w tych samych zakładach zbrojeniowych, przewidzianego dla wojsk stacjonujących w Tyrolu, na granicy z Włochami.
Następnie Forter omówił sprawy dotyczące obszaru Galicji i twierdzy przemyskiej oraz poinformował swojego zwierzchnika o nowym współpracowniku z Przemyśla, nadporuczniku Kramerze, bratanku emerytowanego już pułkownika Trautbacha. Kramer starał się dostać na studia w akademii sztabu generalnego, by w przyszłości zostać oficerem sztabowym. Jednak brak poparcia w Wiedniu i nieco trudne pytania wylosowane przy egzaminie wstępnym zadecydowały o niepowodzeniu. Rozczarowany taką “niesprawiedliwością” stał się łatwą zdobyczą dla obcego wywiadu. Pierwszym jego zadaniem była inwigilacja wskazanych oficerów. Nieoczekiwanie trafił na ślad, który poprowadził go do pierwszego sukcesu. Kapitan Forter wyciągnął z koperty zdjęcia, na widok których szef wywiadu na chwilę zaniemówił. Fotografie przedstawiały nieznanego mężczyznę w różnych sytuacjach i pozach homoseksualnych. Forter opowiedział, jak doszło do ujawnienia tej intymnej tajemnicy.
* * *
Po powrocie do Warszawy Batiuszyn poprosił do siebie na naradę barona Roppa, by omówić znaczenie przywiezionych materiałów i przedstawić plan dalszego działania warszawskiej agentury wywiadu wojskowego. Sprawa oficera homoseksualisty wzbudziła początkowo wśród obecnych niechęć do angażowania go do współpracy. Dopiero szczegóły dotyczące oficera, podane przez zorientowanego w temacie barona Roppa, upewniły, że może on być korzystnym nabytkiem dla agentury. Postanowiono więc szantażem skłonić zboczonego oficera do współpracy z wywiadem rosyjskim. Załatwienie sprawy powierzono baronowi Roppowi i kapitanowi Forterowi.
* * *
Na promenadzie nad Sanem, wiodącej wzdłuż Wybrzeża Franciszka Józefa, późnym wieczorem spacerowało dwóch panów. Jeden z nich, młodszy, to kapitan Forter ubrany po cywilnemu, drugi, znacznie starszy, o dostojnym wyglądzie, z monoklem w oku, to baron Ropp, po raz pierwszy bawiący w Przemyślu.
Owego dnia mieli dokonać próby wciągnięcia do pracy w wywiadzie oficera, ofiarę zboczonej namiętności. Wszystko było przygotowane. W pobliskiej kawiarni “Cafe Habsburg” kelner znajdujący się na usługach wywiadu rosyjskiego oznajmił, że oficer “X”, według zwyczaju, na pewno będzie wieczorem w lokalu. Stolik zabezpieczono, a zgaszeniem dodatkowego bocznego światła na wystawie miał oznajmić wejście oficera do kawiarni. Robiło się coraz ciemniej. Zmęczeni spacerem panowie usiedli na ławce w pobliżu mostu, z widokiem na kawiarnię.
Gdy zgasło światło na jednej z wystaw obaj panowie wstali z ławki. Starszy pan z monoklem w oku powoli przeszedł przez kawiarnię do ostatniej sali i podszedł do stolika pod oknem, przy którym siedział oficer w randze kapitana.
Baron Ropp przedstawił się jako “człowiek” wywiadu rosyjskiego, któremu zlecono skłonienie kapitana do współpracy. Następnie poprosił o obejrzenie materiałów, które winne skłonić go do przyjęcia przedstawionej propozycji.
Baron wyjął z koperty kilka zdjęć i rozłożył przed kapitanem. Po ich ujrzeniu kapitan zbladł i na kilka minut zaniemówił. Tę chwilę ciszy baron wykorzystał przedstawiając kapitanowi grożące konsekwencje ze strony prawodawstwa austriackiego i jego przełożonych, gdy zdjęcia, w przypadku odmowy, znajdą się w ich posiadaniu. Po tych słowach baron Ropp wstał od stolika, pozostawiając kapitanowi czas na podjęcie decyzji. Następne spotkanie wyznaczyli nazajutrz o godzinie 10 w hotelu “Royal”. Niestawienie się - zaznaczył baron - oznaczać będzie dobrowolne wydanie wyroku na siebie.
Na parę minut przed godziną 10 w pokoju nr 16 w hotelu “Royal” w Przemyślu spotkali się obaj wczorajsi rozmówcy. Przybyły kapitan, blady i zmęczony po bezsennej nocy, powiedział krótko, że się namyślił i przyjmuje przedłożoną propozycję. Po podpisaniu odpowiedniego dokumentu o współpracy z wywiadem, nastąpiło omówienie różnych, istotnych szczegółów, odnoszących się do zbierania informacji dla wywiadu, sposobu ich przekazywania, hasła i miejsc kontaktowych, przekazania należności za nadsyłane materiały itp.
* * *
Pierwsze zlecenie dla nowego agenta pracującego pod pseudonimem “Opernball-13”, ze względu na jego służbowe możliwości, przekazał szef wywiadu sztabu generalnego pułkownik Sazanow przez pułkownika Batiuszyna. Było nim dostarczenie planów dwóch fortów; I - “Salis Soglio” w Siedliskach wraz z informacjami o rozpoczętej budowie fortów pomocniczych, i fortu XIV w Hurku. Oba forty, najbardziej wysunięte na wschód, osłaniały główną drogę i linię kolejową. Ich wcześniejsze rozpoznanie było niezmierne ważne dla sztabu generalnego w Petersburgu w przypadku wojny.
Od 1901 roku fortyfikacje przemyskie przechodziły kolejno prace modernizacyjne. Znacznie rozbudowane zostały forty pancerne. Fort I, dla wzmocnienia najbardziej zagrożonego wschodniego odcinka, otrzymał sześć dodatkowych fortów pomocniczych, w tym aż cztery pancerne. Budowano nowe stanowiska artyleryjskie na skrzydłach fortów, tzw. tradytory.
* * *
Kolejnego ataku na despotycznego generała Galgotzego dokonał w marcu 1902 roku w swej mowie w parlamencie wiedeńskim poseł z Galicji, Michał Danielak. W wygłoszonym przemówieniu podał on, że w korpusie przemyskim w 1901 roku zanotowano 219 samobójstw. W ciągu ostatnich dziesięciu lat w ck Austrii popełniło samobójstwo 3101 żołnierzy, a 861 okaleczyło się przy próbie samobójstwa. Najwięcej samobójstw i okaleczeń miało miejsce w korpusie przemyskim, następnie wśród załóg korpusów w Pradze i Bratysławie.
* * *
Według zaleceń sztabu generalnego w Petersburgu, pułkownik Batiuszyn znacznie zaktywizował swą agenturę w działaniach na terenie Galicji i w obu twierdzach. W odpowiedzi na aktywność wywiadu rosyjskiego, austriacki kontrwywiad wojskowy wzmocnił swą czujność i ochronę tajemnic państwowych. Na terenie twierdzy w Przemyślu Wybuchały nowe afery szpiegowskie.
Pod koniec 1902 roku za szpiegostwo aresztowani zostali: były właściciel restauracji w Przemyślu Jan Lewkowicz i były inspektor policyjny ze Starego Sambora Antoni Burhard. Jak zeznawali w śledztwie, do współpracy z agenturą wywiadu rosyjskiego wciągnął ich podoficer z przemyskiej załogi twierdzy. Dalsze śledztwo wykazało, że w tę sprawę jest zamieszanych kilku innych podoficerów.
W Przemyślu sądzono szpiega, którego aresztowano w Mikolajewie przy rysowaniu oszańcowań nad Dniestrem. Jego zaszyfrowane notatki odczytał specjalista austriackiego kontrwywiadu, kapitan Witwicki z 45 pułku piechoty w Przemyślu.
Po wykryciu dużej siatki szpiegowskiej działającej od dłuższego czasu w twierdzy przemyskiej i w Jarosławiu, “Echo Przemyskie” z 6 III 1904 roku pisało: Twierdza przemyska roi się od szpiegów, naszpikowana na wskroś tajnymi grupami szpiegowskich organizacji. W więzieniu śledczym przebywają nowi rycerze tego zawodu. Sprawa ppłka Hakajły (ze Stanisławowa) i aresztowanie kilku oficerów dopiero co na tropie wykrycia, a już świeży nabytek powiększa galerię przemyskich szpiegów. O aresztowaniu Andrzeja Kaczora, rysownika z miejskiego biura technicznego donosiliśmy w poprzednim numerze. Domatorstwo jego w Magistracie i urządzenie w nim hotelowej sypialni, gdzie w biurze technicznym znajdują się tajne instrukcje, szkice, plany mobilizacyjne itp. Obecnie po jego aresztowaniu domaga się starannego wyświetlenia.
W procesie toczącym się w Przemyślu w sierpniu 1904 roku oskarżony o zbrodnię szpiegostwa Sylwester Markiewicz, były podoficer 27 pułku piechoty, ostatnio pracujący w pałacu na Bakończycach u książąt Lubomirskich, obciążony został zarzutami, że dostarczał Rosji tajne dokumenty dotyczące mobilizacji i innych spraw wojennych. Oskarżony, mimo zeznań świadków, w tym podchorążego z Królestwa Polskiego, nie przyznawał się do winy. Dalsze zarzuty dotyczyły badań urządzeń kolejowych w okolicy Jarosławia - Rawy Ruskiej, zbierania informacji o liczbie i rodzaju załogi przemyskiej, położeniu koszar, strzelnic i innych urządzeń wojskowych. Stwierdzono, że przy małych zarobkach w pałacu wydawał dużo pieniędzy Udowodniono mu, że odwiedził swego brata Leona Markiewicza, zamieszkałego po stronie rosyjskiej, który utrzymywał kontakty z oficerami wywiadu rosyjskiego z Zamościa i Kijowa, a także z Zarębskim, organizatorem siatki szpiegowskiej na rzecz Rosji. Rozprawa była tajna.
Po piętnastu latach dowodzenia X Korpusem przemyskim, wiosną 1905 roku generał Antoni Galgotzy odwołany został z Przemyśla na wyższe stanowisko do Wiednia. Najjaśniejszy Pan, chcąc go mieć przy sobie, zapewnił mu w Wiedniu odpowiednią funkcję w sztabie generalnym. Od 6 maja tegoż roku dowództwo X Korpusu objął generał Karol von Horszecky. Komendantem twierdzy od 1903 roku był generał Pucherna.
Nową komendant korpusu przemyskiego w lipcu 1905 roku zarządził nocne manewry w okolicy fortów między Siedliskami i Pikulicami. W manewrach brały udział 9 i 45 pułki piechoty z pułkami artylerii polowej. W miesiąc później pracę nowego komendanta kontrolował arcyksiążę Fryderyk, którego przyjazd do Przemyśla ogłosiły 24 salwy armatnie. W wyniku tej kontroli baron Horszecky, po zaledwie czterech miesiącach służby w twierdzy, odwołany został ze stanowiska komendanta korpusu. Powodem miały być objawy choroby umysłowej. Skierowano go na leczenie do sanatorium w Baden pod Wiedniem, gdzie zmarł w sierpniu 1906 roku. Kolejnym komendantem korpusu przemyskiego mianowany został zbrojmistrz polny, Arthur Pino von Friedenthal.
* * *
Na początku 1906 roku szefem wywiadu X Korpusu w Przemyślu mianowany został pułkownik Franz Kanik. We wrześniu tegoż roku przyjął w swym biurze przedstawicieli Polskiej Partii Socjalistycznej z Królestwa Polskiego, przybyłych na teren Galicji nielegalnie. Rozmowa z nimi przeprowadzona została 29 września. Sporządzony z niej raport pułkownik Kanik przesiał do Wiednia, na ręce szefa sztabu generalnego, generała Friedricha von Becka. Raport był następującej treści: Jako zwierzchnik ośrodka wywiadowczego X Korpusu, nawiązałem 29 września br. kontakt z dwoma panami, którzy przedstawili się jako członkowie wydziału Polskiej Partii Socjalistycznej i zaoferowali nam usługi wywiadowcze wszelkiego rodzaju przeciwko Rosji, w zamian za pewne usługi z naszej strony.
Te wzajemne usługi są pomyślane jako poparcie walki przeciwko rządowi rosyjskiemu w sposób następujący: ułatwić nabywanie broni, tolerowanie tajnych składów broni i agentów partyjnych w Galicji, niestosowanie represji wobec rezerwistów austriackich, którzy braliby udział w walce przeciwko Rosji i wobec rewolucjonistów w przypadku ewentualnej interwencji naszej monarchii. Aby się możliwie dużo dowiedzieć, wysłuchałem obu panów aż do końca, nie wypowiadając jednak swego zdania.
Partia dysponuje podobno w Kongresówce T0 tys. uzbrojonych ludzi, a w razie otwartej wałki potrafi wystawić 200 tys. Do partii należą przeważnie socjaldemokraci, ale w razie wybuchu rewolucji liczą oni na to, że uda im się z pewnością porwać za sobą wszystkie elementy polskie. Z innymi partiami rewolucyjnymi PPS pozostaje w stosunkach o tyle, że dokonuje ona wzajemnej wymiany informacji, jednakże partia jest wrogo usposobiona wobec wszelkiego terroru indywidualnego. Nazwiska wspomnianych na wstępie panów brzmią: dr Witold Jodko, podobno bogaty, z Królestwa Polskiego, zamieszkały stałe w Londynie, Józef Piłsudski z Litwy, który podobno kieruje organizacją bojową. Poza tymi obecni byli w rozmowie: Józef Weiser, poseł do Rady Państwa, fabrykant z Sassowa pod Złoczowem, który wydaje się reprezentować interesy partii na terenie naszej monarchii, nadkomisarz straży skarbowej, ck porucznik rezerwy przydzielony do ośrodka wywiadowczego we Lwowie - jako pośredniczący w tej sprawie, oraz dwaj oficerowie z oddziału wywiadowczego.
Przypuszczam, że w Galicji już istnieją składy broni i czynni są agenci partii.
Kanik płk.
Przedstawiona w Przemyślu propozycja współpracy PPS z Kongresówki z Austrią przeciw Rosji została odrzucona decyzją władz wojskowych w Wiedniu. Treść decyzji była następująca: Przedkłada się do wiadomości: Pułkownik Kanik otrzymał do wiadomości polecenie niewdawania się w dalsze rozmowy z przedstawicielami komitetu, którzy zgłosili się do niego oraz zameldowania o odbytej rozmowie generałowi dowodzącemu 10 Korpusem, by ten mógł o niej powiadomić Namiestnika Galicji. Beck, zbrojmistrz polny”
Ponawiane przez J. Piłsudskiego (zamieszkałego w Krakowie) propozycje współpracy z Austrią zostały przez Wiedeń zaakceptowane dwa lata później, w wyniku zaostrzenia się sytuacji polityczno-wojskowej.
* * *
Bośnia i Hercegowina, dotychczas okupowane przez Austrię, zostały w październiku 1908 roku anektowane. Ten krok Austrii postawił Europę na krawędzi wojny. Napięte od lat stosunki między Austrią i Rosją jeszcze bardziej się zaogniły. Rosja spodziewała się od Austro-Węgier i Niemiec rewanżu za jej zbliżenie do Anglii po wcześniejszym układzie wojskowym z Francją. Jednak aneksji nie przewidziano. W odpowiedzi na protesty Rosji, Francji i Anglii, dowództwo austriackie rozpoczęło koncentrowanie swych wojsk na granicy ze wschodnim sąsiadem. W Petersburgu zarządzono częściową mobilizację, kierując wojska w rejon graniczący z Galicją.
Powstałe napięcie spowodowało konieczność dokonania pewnych zmian w armii austro-węgierskiej. W listopadzie 1908 roku marszałek Conrad von Hótzendorf mianowany został szefem sztabu generalnego. Wkrótce po objęciu tego stanowiska przejął on w swoje ręce wywiad wojskowy i dokonał w nim wielu zmian organizacyjnych, przy udziale szefa Biura Ewidencyjnego (wywiadowczego) pułkownika Hordliczki i majora Maksymiliana Rongego. We wszystkich korpusach przygranicznych, zwłaszcza w Galicji przy I Korpusie w Krakowie, X w Przemyślu i XI we Lwowie utworzone zostały główne ośrodki wywiadowcze - Hauptkundschaftsstelle (H.K.Stelle), którymi kierowała specjalna grupa wywiadowcza w Biurze Ewidencyjnym przy sztabie generalnym w Wiedniu, z majorem Maksymilianem Rongem na czele. Każdy oddział H.K.Stelle kierowany był przez oficera oddziału sztabu generalnego przy dowództwie Korpusu. Zadaniem ośrodka było prowadzenie wywiadu i kontrwywiadu w określonym pasie działania. Do współpracy z komórką H.K.Stelle byli delegowani pracownicy policji państwowej, skarbowej straży granicznej, żandarmerii, sądu okręgowego i prokuratury.
Kierownikiem ośrodka wywiadowczego przy I Korpusie w Krakowie mianowany został Polak, oficer sztabu generalnego - kapitan Józef Rybak. Od swego szefa Rongego otrzymał w 1908 roku rozkaz nawiązania kontaktów z PPS i udzielenia jej pomocy, zwłaszcza przy zakładaniu Związku Strzeleckiego w Krakowie. W Przemyślu Głównym Ośrodkiem Wywiadowczym przy X Korpusie kierował również Polak, kapitan sztabu generalnego Aleksander Dzieduszycki. Polakiem był także szef ośrodka wywiadowczego XI Korpusu, kapitan sztabu generalnego Gustaw Iszkowski. Lwowska bojowa organizacja PPS nosiła nazwę Związek Walki Czynnej. Związkiem Strzeleckim w Krakowie dowodził Józef Piłsudski, w Przemyślu - kapitan Józef Haller, we Lwowie pułkownik Rajmund Baczyński. Zezwolenie Austrii na tworzenie polskich, a w przyszłości także ukraińskich, organizacji paramilitarnych zostało podyktowane poważną sytuacją polityczną zaistniałą po aneksji Bośni i Hercegowiny i było pewnego rodzaju kontrdywersją skierowaną przeciwko Rosji, siejącej wrogą propagandę na terenie Galicji, Bukowiny i Rusi Zakarpackiej.
Ponowne napięcie między Austrią i Rosją, spowodowane zagarnięciem krajów bałkańskich przez Austro-Węgry, postawiło w stan pogotowia warszawską ekspozyturę pułkownika Batiuszyna. Do całej sieci wywiadu działającego nas terenie Galicji skierowane zostały nowe i pilne zadania. Nadesłane materiały informowały m. in. o nagłej śmierci 31 stycznia 1909 roku komendanta twierdzy, marszałka polnego Antoniego Venusa, i mianowaniu na jego miejsce generała Jihna, dotychczasowego komendanta 43 Dywizji Obrony Krajowej we Lwowie. Cenną wiadomość przekazał “Opernball-13” na temat manewrów planowanych na lipiec na obszarze działania X Korpusu, w których uczestniczyć miało sześciu pułkowników sztabowych, ośmiu podpułkowników, oddział korpusu automobilistów i dwa motorowe pociągi pancerne. Kierownictwo manewrów objął nowo mianowany szef sztabu generalnego, feldmarszałek Conrad Franz von Hótzendorf.
Osobne ćwiczenia zostały przeprowadzone z zastosowaniem w twierdzy telegrafu i połączeń telefonicznych oraz łączności automobilowej.
Niezwykle cennymi okazały się kolejne materiały nadesłane przez “Opernballa-13”, zwłaszcza odbitki fotograficzne tajnych instrukcji i rozkazów ministra wojny, generała barona Aleksandra von Krobatina, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i szefa sztabu Conrada. Odnośnie do planów mobilizacyjnych X Korpusu przemyskiego i XI Korpusu lwowskiego, które jako pierwsze miały walczyć z oddziałami rosyjskimi, “Opernball-13” odpowiedział, że już czyni starania o ich uzyskanie, ale dla odwrócenia uwagi ekspozytura warszawska musiałaby przeznaczyć kilku swych agentów do “podstawienia” kontrwywiadowi austriackiemu.
Batiuszyn nie miał innego wyjścia i poświęcił kilku mniej ważnych agentów, którym H.K.Stelle we Lwoywie i w Przemyślu wytoczyły głośne procesy. Kiedy odpisy planów mobilizacyjnych X i XI Korpusu już znajdowały się w sejfie Sztabu Generalnego w Petersburgu, szef rosyjskiego wywiadu, pułkownik Batiuszyn, zapragnął osobiście poznać bezcennego agenta i porozmawiać z nim. Całą akcję miał zorganizować attache wojskowy ambasady rosyjskiej w Wiedniu, baron Ropp, najlepiej znający “Opernbałla-13” i jego stosunki w armii austriackiej.
Pod koniec 1909 roku “Opernball-13” okrężną drogą przez Niemcy dotarł na Litwę do Kowna, gdzie oczekiwał go pułkownik Batiuszyn. Po rozmowie z pułkownikiem agent otrzymał znacznie podwyższone “honoraria” za swe ostatnie usługi i pokaźną zaliczkę na wykonanie nowych zleceń. A były one poważne. Miał zdobyć pełny plan dyslokacji wojsk austro-węgierskich, znajdujący się w podziemnych sejfach Sztabu Generalnego w Wiedniu. Do wykonania tego zadania “Opernball-13” zażądał paru agentów rosyjskich. Drugim zadaniem było uzyskanie kopii planów całej twierdzy przemyskiej. To zlecenie, także niełatwe, szpieg przyjął spokojniej. Znał on dobrze zagadnienia twierdzy, miał tam konkretne znajomości i dojścia.
* * *
Po upływie trzech miesięcy od spotkania “Opernballa-13” z pułkownikiem Batiuszynem, do rąk pułkownika Sazanowa w Petersburgu dotarły kopie planów dyslokacyjnych, dostarczone pocztą dyplomatyczną z Wiednia. Tajemnica zdobycia planów nie utrzymała się długo. Dzięki “wtyczce” wywiadu austriackiego działającego w Warszawie odkryty został sukces agentury warszawskiej i natychmiast poinformowany o tym Sztab Generalny w Wiedniu.
Wiadomość o posiadaniu przez wrogów planów dyslokacji armii, największej tajemnicy każdego państwa, spadła jak grom z jasnego nieba na naczelnego szefa sztabu armii, Conrada von Hótzendorfa. Generał, wzburzony aferą, czynił odpowiedzialnymi za nią swoich pracowników, m. in. szefa kontrwywiadu majora Redlą, oficera sztabu generalnego, cieszącego się w Wiedniu opinią jednego z najzdolniejszych oficerów monarchii.
Wykrycie winowajców sztab generalny powierzył szefowi kontrwywiadu, Redlowi, przy czym nad całą akcją czuwał sam Conrad von Hótzendorf. Szef kontrwywiadu miał obowiązek składania codziennie, u ministra wojny i szefa sztabu, raportu o swoich poczynaniach oraz szczegółach toczącego się śledztwa. Także cesarz, poinformowany o akcji szpiegowskiej w sztabie generalnym, wymagał codziennych sprawozdań w tej sprawie.
Pracownicy kontrwywiadu złapali czterech agentów rosyjskich, z tego dwóch działających w Wiedniu, a dwóch na terenie Galicji. Śledztwo prowadzone pod nadzorem szefa sztabu Redlą na razie nie dawało oczekiwanych wyników.
Sprawa wykradzenia planów dyslokacyjnych wkrótce stała się głośną w całej monarchii. Wszystkie ośrodki H.K.Stelle postawiły swych pracowników w stan pogotowia. Najbardziej zaostrzono czujność w ośrodkach działających przy korpusach w Przemyślu i we Lwowie, głównych terenach operacyjnych w ewentualnej wojnie z Rosją.
* * *
Po pięciu latach pełnienia funkcji komendanta X Korpusu, w lutym 1910 roku odszedł na emeryturę generał Artur Pino von Friedenthal. Jego miejsce zajął marszałek polny generał Heinrich Falkenfeld von Kummer. Rok wcześniej opuścił twierdzę jej komendant marszałek polny Inn von Solwegen. Po nim przez jeden rok pełnił tę funkcję feldmarszałek Perkulian, by w 1910 roku przekazać ją generałowi Hermanowi von Colard.
* * *
W upalny lipcowy dzień 1910 roku na werandzie eleganckiej kawiarni Wojtowicza usytuowanej wśród drzew na rynku przemyskim siedziało dwóch oficerów, których związała służba w wywiadzie rosyjskim. Kapitan Forter, po telegraficznej zapowiedzi swego przyjazdu z Wiednia do Przemyśla, spotkał sie z “Wolfem”, czyli nadporucznikiem Kramerem. Omawiali techniczne możliwości skopiowania planów twierdzy przemyskiej. Forter wykonywał to zadanie na zlecenie “Opernballa-13”, który nie chciał ujawnić swej osoby przed “Wolfem”.
Za skopiowanie planów przewidziano do podziału 30 tys. koron. Forter więc był osobiście zainteresowany tą sprawą. W rozmowie z “Wolfem” dowiedział się, że plany znajdują się w budynku dowództwa Korpusu przy ul. Adama Mickiewicza 16, a nie dowództwa twierdzy pod nr 24. Było tak dlatego, gdyż w budynku przy ul. Adama Mickiewicza 16, znacznie większym, pełnione były stałe dyżury przez oficerów pułków przemyskich. Wejścia do budynku podjął się Wolf, który w dowództwie korpusu miał przyjaciela pełniącego tu regularnie służbę. On, jako oficer, mógł złożyć koledze wizytę w czasie dyżuru, aby sprawdzić, w którym sejfie mieszczą się plany i pobrać odciski zamków.
Kapitan Forter do wykonania zdjęć obiecał dostarczyć z Wiednia specjalny aparat fotograficzny i opiumowane cygara, używane przez wywiad niemiecki do unieszkodliwiania przeciwników. Wypalone cygaro oszałamiało palacza, wywołując chwilowo utratę przytomności.
* * *
Na telegram “Wolfa” kapitan Forter natychmiast zjawił się w Przemyślu. Plany twierdzy zostały bez przeszkód skopiowane. Przy ich doręczeniu “Wolf otrzymał część wynagrodzenia. Po rozstaniu się z Kramerem kapitan Forter zatelefonował do biura dyrekcji inżynierii fortecznej, prosząc do aparatu nadporucznika inżyniera Sauera. Inżynier był od dwóch lat członkiem przemyskiej siatki szpiegowskiej. On to we współpracy z “Opemballem-13” wykonał kopie planów fortów w Siedliskach i Hurku. Teraz na zlecenie “Opernballa-13”, jako fachowiec, miał dokonać opisów technicznych planów twierdzy.
* * *
Po upływie pięciu miesięcy od wykradzenia planów dyslokacji wojsk w Wiedniu, do gabinetu pułkownika Batiuszyna w Warszawie wszedł baron Ropp. Przybył z Wiednia z pocztą dyplomatyczną. Podając pułkownikowi zalakowany pakiet, rzekł krótko: - To dla pana od “Opernballa-13”. W pakiecie znajdował się pełny komplet planów fortyfikacji przemyskich.
H.K.STELLE KONTRATAKUJE
W latach 1910 - 1912, przy oficjalnie dobrych stosunkach między Austrią i Rosją, na terenie Galicji toczyła się zacięta walka propagandowo - ideologiczna, prowadzona przez wywiady obu państw. Zapoczątkowana w Czechach z inicjatywy Rosji silna akcja panslawistyczna przeniosła się także na obszary Galicji, a zwłaszcza na Łemkowszczyznę. Zjeżdżali tutaj wysłannicy rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, a także przedstawiciele rosyjskiej arystokracji, jak np. hrabia Bobriński czy Milewski. Wśród licznych gości było wielu agentów rosyjskiego wywiadu wojskowego, którym nierzadko udawało się wejść w szeregi polskich organizacji Wydawany w Krakowie tygodnik „Nowości Ilustrowane” z 22 stycznia 1910 r., w artykule „Aresztowanie szpiega”, pisał: Od dłuższego już czasu Galicja formalnie zasianą jest szpiegami wojskowymi. Wykradanie tajemnic wojskowych jak dyslokacja wojsk, planów mobilizacyjnych i fortowych, należy do rzeczy pospolitych i codziennych nawet pomiędzy zaprzyjaźnionymi mocarstwami. Aresztowany 9 bm. we Lwowie Marceli Miłorzębski przyznał się, że pozostawał w stosunkach ze sztabem obcego mocarstwa. Wkręcił się on w koła socjalistyczne we Lwowie i przy ich pomocy starał się wydostać potrzebne mu szczegóły, albowiem sam mało jeszcze orientował się w stosunkach galicyjskich. Wyjeżdżał do Przemyśla po informacje, co do dyslokacji twierdzy i budowania w Przemyślu nowych fortów, jak to dowiódł znaleziony przy nim kwestionariusz. Aresztowano go na dworcu, w chwili, gdy odjeżdżał ze Lwowa do Przemyśla.
Aresztowany odmówił wszelkich zeznań mimo dowodów winy, jakie mu przedstawiono i jakie przy nim znaleziono. Stwierdzono, że szakal on emigrantów z Królestwa, aby przy ich pomocy uprawiać szpiegostwo. Pierwsi uwagę zwrócili nań socjaliści lwowscy i niemało przyczynili się do zdemaskowania Miłorzębskiego jako szpiega.
W oparciu o materiały swego wywiadu, w czerwcu 1911 roku Ambasada Rosyjska skierowała notę protestacyjną do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Wiedniu, przeciwko legalizacji związków strzeleckich w Galicji. We wstępie zostało podkreślone, że w nocie wręczonej w grudniu 1910 roku baronowi Mullerowi ambasador rosyjski „miał zaszczyt zwrócić uwagę Cesarskiego i Królewskiego rządu na działalność tajnego stowarzyszenia anarchistycznego w Galicji, występującego pod nazwą Związku Walki Czynnej, utworzonego w początkach 1909 roku, z inicjatywy Polskiej Partii Socjalistycznej”.
W dalszej części noty zaznaczono, że wśród przywódców partii znajdują się niebezpieczni terroryści, którzy osobiście popełniali morderstwa i dokonywali napadów z bronią w ręku, a obecnie stworzyli szkoły czynnego anarchizmu w Krakowie i Przemyślu (uprzednio podobna szkoła znajdowała się we Lwowie). W szkołach ich uczono strzelania, także z karabinu maszynowego, niszczenia dróg i mostów, linii telefonicznych, posługiwania się minami itd. Według ostatnich informacji PPS zdołała zalegalizować swą organizację pod nazwą Związek Strzelecki.
Nota kończyła się słowami nadziei, że Cesarsko-Królewski Rząd podejmie niezbędne kroki, by położyć kres tej zbrodniczej działalności i wzmocnić dobre stosunki między sąsiadującymi ze sobą krajami.
Oczywiście rząd austro-węgierski ustosunkował się negatywnie do życzeń zawartych w wymienionej nocie, zwiększając różnoraką pomoc dla polskich i ukraińskich organizacji paramilitarnych.
* * *
Istotne zmiany zaszły w Biurze Ewidencyjnym przy Sztabie Generalnym w Wiedniu po 1910 roku. Na emeryturę odszedł dotychczasowy szef biura podpułkownik Eugen von Hordliczka, a jego miejsce zajął pułkownik Urbańsky von Ostrymiecz. Z kolei szef kontrwywiadu, major Redl, coraz bardziej ceniony oficer w sztabie generalnym, po otrzymaniu stopnia pułkownika musiał opuścić swe stanowisko, by w związku z awansem odbyć roczną czynną służbę wojskową w pułku piechoty. W dalszych planach sztabu generalnego Redl był przewidywany nawet do awansu na stanowisko ministra wojny. Miejsce majora Redlą przejął major Ronge.
W Przemyślu pracownicy kontrwywiadu X Korpusu mogli pochwalić się nowymi osiągnięciami.
Wrażliwszych na urodę oficerów X Korpusu zainteresowała niezwykle ładna młoda dama, przybyła w czerwcu 1911 roku z Warszawy na wypoczynek do Przemyśla. Owa dama, Janina Trembecka, zatrzymała się w eleganckim hotelu „Royal”, gdzie w swoich apartamentach urządzała huczne przyjęcia dla wybranych gości, głównie wyższych, ale młodych wiekiem oficerów garnizonu przemyskiego. Wkrótce, po interwencji innych gości domagających się ciszy i spokoju, zmuszona została do opuszczenia hotelu.
Pani Trembecka przeprowadziła się do prywatnego apartamentu, nie rezygnując z nocnego stylu życia. W dzień urocza pani podziwiała przyrodę i piękne widoki urządzając - zawsze w towarzystwie oficerów -długie wycieczki w podgórskie okolice Przemyśla.
Pewnego dnia wybuchła w mieście sensacja. Po przeprowadzonej rewizji w apartamentach pięknej warszawianki, została ona aresztowana pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Głównym dowodem rzeczowym był jeden z jej licznych kapeluszy, ten, który ubierała na wycieczki. Na rozprawie sądowej oskarżyciel wojskowy pokazał sędziom kapelusz z szerokim rondem, ozdobiony kwiatami maskującymi miniaturowy aparat fotograficzny. Odkrycia tej nowoczesnej techniki szpiegowskiej, którą piękna dama posługiwała się fotografując forty przemyskie, dokonał młody kadet, pracownik kontrwywiadu wojskowego.
Mimo, że śledztwo objęte było ścisłą tajemnicą, „przecieki” z rozprawy dostały się na łamy przemyskiej prasy. M. in. „Echo Przemyskie” z 18 lipca 1911 roku doniosło, że według jej słów dama studiowała w Zurychu, gdzie związała się z ruchem socjalistycznym, przez co miała poważne kłopoty z policją polityczną w Warszawie. Celem uzyskania rehabilitacji, namówiona przez wywiad wojskowy, podjęła się działań szpiegowskich na terenie Krakowa i Przemyśla.
Jedne z największych manewrów na terenie Galicji i Węgier odbyły się we wrześniu 1911 roku. Brały w nich udział najważniejsze osobistości monarchii: następca tronu arcyksiążę Franciszek Ferdynand, arcyksiążę Fryderyk, arcyksiążę Piotr i inni. Głównym celem manewrów, w których uczestniczyło ponad 100 tysięcy żołnierzy różnych formacji, była obrona Przełęczy Dukielskiej i pozorowanie bitwy pod Duklą.
W trakcie manewrów został zatrzymany przez pracowników kontrwywiadu podejrzany o szpiegostwo Iwan Sokalik. Zwrócił on na siebie uwagę jako cywil przebywający zbyt blisko obiektów fortecznych Przemyśla, umocnień w okolicy Sanoka i na terenie improwizowanych walk pod Duklą. Tu go aresztowano.
W czasie śledztwa prowadzonego w Przemyślu aresztowany uparcie twierdził, że z zawodu jest nauczycielem przyrodnikiem. Na podgórskich obszarach Galicji zbiera niespotykane gdzie indziej owady, a także liście rzadkich już drzew, jak limby, miłorzębu, cisa itp. Dowody tych przyrodniczych zainteresowań podejrzany miał przy sobie. Były to bloki rysunkowe z naniesionymi odręcznie rysunkami liści, motyli i ich opisami. Oficerom kontrwywiadu wszystko to wydawało się podejrzane. Ściągnięto więc do Przemyśla specjalistów z Wiednia. Przybyli rzeczoznawcy stwierdzili, że wszystkie teksty są szyfrem, który z trudem został złamany. Dalsze wyjaśnienie tej sprawy potoczyło się już szybko. Otóż w wielu rysunkach liści, owadów i ich skrzydeł były ukryte zarysy fortów, węzły komunikacyjne, mosty-, kopalnie nafty, fabryki. Mimo odmowy zeznań oskarżonemu udowodniono dłuższy pobyt w Przemyślu, obywatelstwo rosyjskie i stanowisko wyższego oficera w rosyjskim wywiadzie wojskowym. Iwana Sokalika skazano na 13 miesięcy ciężkiego więzienia, a po jej odbyciu - wydalenie z granic państwa austriackiego do Rosji.
* * *
W 1911 roku toczyła się wojna włosko-turecka, zwana trypolitańską, która groziła rozszerzeniem się na Bałkany. Do rozprawy z Turcją poczęły się przygotowywać Czarnogóra, Serbia, Bułgaria i Grecja. W tych przygotowaniach poważną rolę odgrywała Rosja, w razie wojny licząca na poparcie i pomoc Francji i Anglii
W związku z napiętą sytuacją w Europie na terenie Galicji rozpoczęto budowę nowych fortyfikacji. Dla ochrony mostów na Sanie zbudowane zostały umocnienia obronne pod Radymnem, Jarosławiem. Sieniawą i Rozwadowem. Na Dniestrze powstały fortyfikacje polowe i półstałe pod Mikołajewem, Haliczem, Żydaczowem, Niżniowem i Zaleszczykami. Prowizorycznie ufortyfikowany został Lwów.
* * *
Nowy szef Biura Ewidencyjnego, wobec aktywności wywiadu nieprzyjaciela, wkrótce po ujawnieniu faktu posiadania tajemnicy dyslokacji wojsk austro-węgierskich, wbrew prawu, ale dla dobra monarchii wprowadził tzw. „czarne gabinety”. Były to zakonspirowane pokoiki przy urzędach pocztowych, w których pracownicy kontrwywiadu, względnie policji, otwierali listy przychodzące z zagranicy, głównie na „poste restante”. Ich treść, względnie hasła dla odbiorcy i adres nadawcy, były przekazywane do Biura Ewidencyjnego w Wiedniu lub dyrekcji policji.
Ośrodki wywiadowcze w Przemyślu i Lwowie miały nadal dobrą passę w wyłapywaniu agentów obcego wywiadu. W lutym 1912 roku przyłapany został ze szkicami fortów kolejny agent siatki Stecyszyna -Łeńczenko. Ta groźna szajka szpiegowska pod kierownictwem byłego urzędnika w Galicji, Filemona Stecyszyna, któremu udało się zbiec za granicę, w niedługim czasie została rozbita, a liczba jej agentów osadzonych w areszcie wzrosła do 10. Wśród aresztowanych znajdowała się młoda przystojna warszawianka, Zofia Kucharzewska.
Także policja lwowska wpadła na trop niebezpiecznej grupy szpiegowskiej. Działała ona na terenie niemal całej Galicji i poza jej granicami, ale głównie w Krakowie, Przemyślu i Lwowie. Składała się w części z osób należących do tzw. wyższych sfer, co dla wielu było zaskakujące z powodów politycznych i wojskowych. Byli to ludzie pochodzenia niemieckiego z baronem Kónigiem wel Rosenbergiem na czele. Z grupą współpracowała także żona barona (równocześnie z nim aresztowana) Teresa z Witkowskich von Kónig oraz baronówna Nora Hoffman i inni. Wśród członków grupy znajdowały się również osoby o polskich nazwiskach. Z tej grupy na terenie Przemyśla działała Czesława Barszczewska i Andrzej Kłosowski. Aresztowania sięgały aż do Wiednia, a kontakty oskarżonych o szpiegostwo dotyczyły osób zamieszkałych w Niemczech.
* * *
8 października 1912 roku Czarnogóra wypowiedziała wojnę Turcji. W kilka dni później (17 października) do wojny z Turcją przystąpiła Serbia, Bułgaria i Grecja. Bałkany stanęły w ogniu.
Wojna na Bałkanach przyczyniła się do odrodzenia w rosyjskim sztabie generalnym koncepcji prowadzenia wojny w Europie, od lat usilnie popieranej przez głowę Komitetu Obrony Państwa, wielkiego księcia Mikołaja Mikolajewicza. Według tej koncepcji w wypadku wojny z Austro-Węgrami większość sił winna wkroczyć do Galicji, by pierwszym uderzeniem uwolnić ludność tamtych terenów z niewoli austriackiej. Plan wojny z Austrią przewidywał prowadzenie kampanii w dwóch kierunkach Mniejsze siły zamierzano przeznaczyć na zdobycie Śląska, a większą część wojska skierować przez Przemyśl na Karpaty, by zająć Węgry, i po przyłączeniu się ze sprzymierzonymi krajami bałkańskimi - uwolnić całe Bałkany spod okupacji i wpływów austriacko-niemieckich. Ostatecznym celem planu było zdobycie Konstantynopola i cieśnin prowadzących na Morze Czarne
W twierdzy nowy stan napięcia spowodował zwiększenie załogi, której pełny stan bojowy w razie wojny miał wnosić 85 tysięcy żołnierzy i oficerów i około tysiąca dział różnego kalibru. Dowództwo X Korpusu przemyskiego, obejmującego trzydzieści powiatów, ogłosiło stan pogotowia Sztab generalny zarządził dla wywiadu - „stadium wzmożonej działalności”, co oznaczało przygotowanie się do zadań specjalnych. Szefowie głównych ośrodków wywiadowczych otrzymali wytyczne do działań grup dywersyjnych, utworzonych przez polskie organizacje.
Grupa fortów siedliskich, najbardziej wysunięta na wschód od Przemyśla, była intensywnie modernizowana, a teren prac otoczony został specjalną opieką kontrwywiadu wojskowego. Oficerowie H.K.Stelle kontrolowali także korespondencję przychodzącą do robotników. Największą uwagę zwracali na listy i pocztówki przesyłane przez rodziny zamieszkałe w Królestwie Polskim. Wśród pracujących na fortach siedliskich robotników korespondujących z Królestwem Polskim, było dwóch majstrów zatrudnionych przy stanowiskach artyleryjskich, na których wymieniano dotychczasowe działa na najnowocześniejsze, opancerzone, kryte w wieżach pancernych. Teksty ich korespondencji zawierały informacje o stanie zdrowia rodziny, gospodarce i trochę lokalnych plotek. Podobną treść miały listy przez majstrów wysyłane.
Przysłany z Wiednia przez szefa kontrwywiadu kapitan Roth, miał prowadzić kontrolę korespondencji w Przemyślu. Wykonywał to bez zarzutu. Jego uwagę zwróciła korespondencja jednego z majstrów. Przeważnie były to otwarte pocztówki zawsze z kilkoma znaczkami pocztowymi. Ich treść, podobnie jak w innych korespondencjach, nie nasuwała najmniejszych podejrzeń. Pewnego razu oficer z ciekawością oglądając mało znane znaczki z innego państwa zauważył jakby niedbałe ich wykonanie: zastanowiły go wtedy braki ząbków wokół znaczków i minimalne naklejenie znaczków na siebie. Kapitan Roth zainteresował się majstrem otrzymującym tę korespondencję. Okazał się on wyjątkowo spokojnym człowiekiem, lecz mało towarzyskim. Powierzchowna rewizja przeprowadzona w baraku, w którym mieszkał, niczego nie dowiodła, poza zauważonym zniknięciem wszystkich znaczków ze znalezionej u niego korespondencji, na którą kapitan natknął się w czasie rewizji. Było to tak zastanawiające, że w tej sprawie udał się do Wiednia do Biura Ewidencyjnego, zabierając ze sobą dwie kolejne pocztówki nadesłane na adres majstra. Po dwóch dniach intensywnych poszukiwań i badań przyczyny braku ząbków na znaczkach pocztowych specjaliści dowiedli, że jest to ukryty szyfr alfabetyczny. Liczone wokół znaczka brakujące ząbki były literami alfabetu i stanowiły klucz do odczytania właściwej ukrytej treści w banalnych słowach pisanych na kartce.
Po powrocie do Przemyśla kapitan zarządził ścisłą rewizję, w czasie której niczego nie znaleziono. Kapitana zastanowiła jednak czapka majstra, typowa huculska futrzana „bojka”, którą mimo ciepłej jesieni majster nosił, na głowie. „Bojka”, dosyć zużyta, miała podartą podszewkę spiętą agrafkami. W niej, ku swemu zdziwieniu, oprócz kawałka ołówka i papieru, co było niedozwolone w trakcie pracy na fortach, kapitan Roth znalazł plany grupy fortów siedliskich, stanowiących kopię oryginalnego planu twierdzy przemyskiej.
Szpiega odprowadzono do więzienia wojskowego, a kapitan Roth powiadomił o tej rewelacji dowództwo Korpusu i H.K.Stelle w Przemyślu oraz Biuro Ewidencyjne w Wiedniu.
Nad ranem śpiącego kapitana Rotha zerwał z łóżka dzwonek telefonu. Z więzienia wojskowego dano mu znać, że jego więzień w nocy powiesił się na kratach okna swej celi, na pasach z podartej przez siebie koszuli.
Wiadomość z Przemyśla, że wróg także dysponuje dokładnymi planami twierdzy, wywołała w sztabie generalnym i Biurze Ewidencyjnym nie mniejsze zamieszanie niż odkrycie posiadania przez Rosję planów dyslokacji wojsk austro-węgierskich w przypadku wojny.
Major Ronge, energiczny następca Redlą, postanowił choćby największym wysiłkiem doprowadzić do wykrycia zdrajcy, działającego gdzieś w sztabie generalnym w Wiedniu.
* * *
W słynnym warszawskim lokalu rozrywkowym u Bruhla, większość gości stanowili rosyjscy oficerowie sztabowi, przeważnie w towarzystwie pięknych kobiet. Byli też Polacy, zwłaszcza na występach dobrych zespołów artystycznych.
W jednej z bocznych lóż samotnie siedział oficer sztabu garnizonu warszawskiego, pułkownik Czopów, oklaskujący z entuzjazmem występ solistki węgierskiego zespołu cygańskiego, gościnnie występującego w Warszawie. Bywał tu co wieczór, oczarowany wspaniałym głosem solistki i rzewnymi melodiami, które uwielbiał. W dowód uznania i wdzięczności od pewnego czasu posyłał pięknej solistce bukiety czerwonych róż. Gdy tego wieczoru kelner obsługujący jego lożę przyniósł mu list z oczekiwaniem na odpowiedź, nie był zbyt zdziwiony. W paru słowach podziękowała za kwiaty i zapowiadała swoje przyjście do loży.
Pułkownik oczekiwał tej wizyty z nieco bijącym sercem. Był świadom swej niewielkiej atrakcyjności i podeszłego wieku, by móc zaimponować pięknej śpiewaczce. Zamówił szampana, słodycze, by godnie przyjąć nieoczekiwanego gościa.
Po krótkiej wstępnej konwersacji śpiewaczka zaskoczyła oficera ujawniając cel swojego przyjazdu z Wiednia. Przybyła do Warszawy z polecenia wspólnego znajomego z Wiednia majora Rongego. Miała dla pułkownika pilne zlecenie. Po tych słowach artystka odeszła, by kontynuować swój występ.
Pułkownik zdążył natychmiast zorientować się, co do celu nieoczekiwanego spotkania. Od pięciu lat był na usługach austriackiego wywiadu. Wpadł w jego sidła przebywając służbowo w Szwajcarii, gdzie hazardowo grał na wyścigach konnych i otrzymywał pożyczki na zaspokojenie swej namiętności. Potem trzeba było je odpowiednio wyrównać. Będąc w Sztabie Garnizonu Warszawskiego tylko oficerem intendentury niewiele interesujących wiadomości mógł przekazać zleceniodawcom z Wiednia. Z tego też powodu obustronne kontakty były luźne, nawiązywane przez Wiedeń w razie potrzeby. Tak miało stać się i obecnie - pomyślał Czopów.
Następnego dnia, w tej samej loży u Brühla, pułkownik został dokładnie poinformowany o przyszłych zadaniach. Sztab generalny w Wiedniu wiedząc, że wśród oficerów korpusów przemyskiego i wiedeńskiego znajdują się osoby pracujące dla agentury warszawskiej, które m. in. przekazały wywiadowi rosyjskiemu plany dyslokacji, powiadomił, iż znajdują się one w siedzibie dowództwa sztabu warszawskiego, w gabinecie szefa wywiadu. Major Ronge żądał od niego wykonania tylko jednego zadania: odszukania teczki z planami i zabrania lub sfotografowania jednej kartki ręcznego opisu technicznego fortów. To, przy pomocy grafologów, miało ułatwić centrali w Wiedniu odszukanie zdrajcy i wykrycie siatki agentów warszawskich działających w armii austriackiej. Artystka poinformowała pułkownika, że major Ronge wybrał go do tego zadania ze względu na pracę w sztabie warszawskim i liczne znajomości, które ułatwiały mu dotarcie do sejfu z materiałami wywiadowczymi. Zespół, z którym występowała, pozostawał w Warszawie jeszcze pełne dwa tygodnie, były więc szanse, by w tym czasie zadanie zostało wykonane. O wykonaniu zadania pułkownik Czopów miał ją powiadomić przysłaniem za kulisy bukietu białych róż. Odchodząc, śpiewaczka wręczyła Czopowowi niebagatelną sumę 10 tysięcy rubli, jako zaliczkę za wykonanie zlecenia. Pułkownik Czopów, będąc wyższym oficerem w sztabie garnizonu warszawskiego, miał rzeczywiście rozliczne służbowe i towarzyskie kontakty z jego kadrą W ciągu kilku dni zorientował się, gdzie przechowywany jest sejf z tajnymi materiałami dotyczącymi Galicji oraz kto i kiedy pełni dyżur w gmachu sztabu. Wśród grona dyżurujących oficerów trafił na dobrego kolegę, nie gardzącego wódką. W dzień jego dyżuru Czopów zjawił się z flaszką koniaku. Klucze do sejfów znajdowały w małej szafce zaplombowanej woskiem, w gabinecie szefa wywiadu.
Gdy upojony alkoholem dyżurny oficer zasnął w swym fotelu. Czopów wszedł do gabinety z sejfami, gdzie szybko odszukał teczki z dokumentami wywiadowczymi. Pod literą „P” znalazł trzy teczki. Najgrubsza z nich zawierała poszukiwane plany twierdzy. Odręczne opisy fotograficznych kopii planów były przyklejone do odbitek. Nie chcąc pozostawić śladu kradzieży dokumentu, Czopów sfotografował jeden obszerny tekst opisujący dane techniczne fortu w Bolestraszycach. Trwało to wszystko bardzo krótko. Przy wkładaniu teczek do sejfu wysunęła się jedna z napisem „Opernball-13”, a że mu to nic nie mówiło zajrzał do środka i zdumiał się - w teczce znajdowały się dane dotyczące dyslokacji wojsk austro-węgierskich, o których mówiła artystka, że poprzez Warszawę dotarły do Petersburga. Wszystkie teksty były przepisane na maszynie, więc nie było sensu robienia z nich odbitek fotograficznych.
Czopów zamknął sejf, klucze schował do szafki, którą zaplombował wcześniej przygotowaną plombownicą. Gdy wrócił do pokoju dyżurnego, przyjaciel jeszcze drzemał. Począł go lekko budzić.
* * *
Sukces młodej śpiewaczki, współpracownicy wywiadu, został przyjęty w Biurze Ewidencyjnym w Wiedniu nie tylko z najwyższym uznaniem, ale i z zaskoczeniem. Oto wreszcie znaleziono trop groźnego szpiega działającego w ich środowisku, noszącego pseudonim „Opernball-13”. W największej tajemnicy wszczęte zostało śledztwo, prowadzone w dwóch kierunkach. Jeden zdążał do wykrycia autora opisów technicznych fortów jako członka siatki szpiegowskiej działającej w Przemyślu; drugi - do zdemaskowania o wiele niebezpieczniejszego szpiega „Opernballa-13”, na pewno posiadającego stanowisko oficera sztabowego.
Po kilku tygodniach żmudnej pracy, kiedy kilkunastu specjalistów -grafologów porównywało charakter pisma setek oficerów przemyskiego garnizonu z przywiezioną z Warszawy odbitką fotograficzną ręcznego opisu fortu, autor tych tekstów został odszukany.
Gdy w godzinach rannych do mieszkania inżyniera nadporucznika Sauera przybyli dwaj oficerowie H.K.Stelle z audytorem (sędzią wojskowym), natychmiast zorientował się, o co chodzi. Po wprowadzeniu gości do pokoju grzecznie ich na moment przeprosił, pod pretekstem ubrania bluzy, i wyszedł do łazienki. Za chwilę padł strzał.
Tajemnica wykradzenia planów twierdzy przemyskiej została w części wyjaśniona, ale dalsze śledztwo po samobójstwie zdrajcy utknęło w martwym punkcie. Podobnie bez wyników trwały poszukiwania „Opernballa-13”. We wszystkich „czarnych gabinetach” zaostrzono kontrolę listów. Tylko kilka osób z Biura Ewidencyjnego i Dyrekcji Policji w Wiedniu wiedziało, że czeka się na korespondencję adresowaną dla”Opernballa-13”.
* * *
Wojna bałkańska zakończyła się w maju 1913 roku. W Europie zapanował chwilowy spokój i odprężenie. W twierdzy jednak nadal trwały prace modernizacyjne niektórych fortów. Rekonstruowany był fort XI w Duńkowiczkach. Na wzgórzu nad Kruhelem Wielkim rozpoczęła się budowa nowego fortu pomocniczego - VIb „Lipnik”. Zorganizowany w Przemyślu Oddział Związku Strzeleckiego - po wizytacji dokonanej w 1912 roku, przez Walerego Sławka, członka komendy z Krakowa - w 1913 roku odwiedził komendant Józef Piłsudski, występujący w Przemyślu pod pseudonimem „Awicz”.
Szpiedzy na terenie twierdzy nie przerywali swej działalności. Pod koniec 1912 roku miała miejsce próba wysadzenia magazynu amunicji pod Zniesieniem. Wartownik, pilnujący magazynu w nocy, przy próbie zatrzymania dwóch osobników kręcących się wokół betonowych prochowni, został przez jednego z nich postrzelony. Zorganizowany natychmiastowy pościg za niebezpiecznymi napastnikami zakończył się ich ujęciem. Dywersanci byli ubrani w austriackie mundury wojskowe i uzbrojeni w pistolety i materiały służące do wysadzania różnych obiektów.
W styczniu 1913 roku zabity został kulą z rewolweru, prawdopodobnie przez szpiega, plutonowy z 9 pułku piechoty, patrolujący fort „Lipowica”, w którym umieszczone były działa i zmagazynowana amunicja, a od dłuższego czasu stacjonowali żołnierze. Wyjątkowo odważnym, udanym czynem wywiadowców rosyjskich było wejście w lutym 1913 roku dwóch oficerów rosyjskich - przebranych w mundury oficerów austriackich, w towarzystwie austriackiego kadeta - na dobrze pilnowany fort VI - „Pralkowce”, z zamiarem dokonania inspekcji.
W związku z nasilającą się działalnością szpiegów rosyjskich (na początku 1913 roku było ich aresztowanych już ponad stu, a około dwieście osób znalazło się pod nadzorem policyjnym) dowództwo twierdzy wydało zakaz robienia jakichkolwiek zdjęć fotograficznych na terenie miasta i całym obszarze twierdzy. Zdjęcia można było wykonywać dopiero po zgłoszeniu tego zamiaru w Komendzie Twierdzy i w obecności przydzielonego policjanta. W każdym innym przypadku film ulegał konfiskacie, a wykonawca ponosił koszty jego wywołania w laboratorium policyjnym.
* * *
W marcu 1913 roku do urzędu pocztowego w Wiedniu, znajdującego się w pobliżu kościoła Dominikanów, nadeszły na „poste restante” dwa listy, w których, jak stwierdzili agenci z „czarnego gabinetu”, znajdowały się wyłącznie pieniądze. Hasło na listach brzmiało „Opernball-13”.
Do ujęcia „Opernballa-13” wyznaczono kilku zdolnych agentów, którym w pobliżu budynku poczty zabezpieczono osobny pokój z dzwonkiem alarmowym, połączonym z okienkiem „poste restante”. Mijały dnie i tygodnie, lecz nikt nie zgłaszał się po odbiór listów z hasłem „Opernball-13”. Wywiadowcom to oczekiwanie już się znudziło, osłabło również początkowe napięcie panujące wśród wtajemniczonych pracowników sztabu generalnego.
Wreszcie wieczorem 24 maja 1913 roku, agentów dyżurujących w swym pokoiku poderwał dzwonek alarmowy z poczty. Zanim jednak zdążyli założyć marynarki i dojść do okienka „poste restante”, już nikogo przy nim nie było. Szpieg uciekł im sprzed nosa czekającą na niego taksówką. Na szczęście jeden z agentów zauważył jej numer, a na postoju dowiedział się od kierowcy, że gościa z poczty zawiózł do kawiarni „Kaiserhof”. W czasie tej rozmowy drugi agent znalazł w samochodzie pochewkę od scyzoryka, wykonaną z jasnopopielatego sukna. W kawiarni „starszego pana z wąsami” już nie było. Zamówił inną taksówkę do hotelu „Klomser”.
W hotelu agentów poinformowano, że nowych gości w ostatnich godzinach tu nie przyjmowano, od rana natomiast przebywają w nim m. in. kupcy z Bułgarii oraz znany pułkownik Redl, przybyły z Pragi. W tej sytuacji jeden z agentów telefonicznie zawiadomił komisarza policji wiedeńskiej - radcę Geyera - o dotychczasowych wynikach pościgu „Opernballa-13”, - drugi wręczył futeralik scyzoryka portierowi, prosząc go by pytał wychodzących z hotelu gości o rozpoznanie zguby, sam zaś z boku obserwował, kto ją odbierze. Gdy w mundurze ukazał się pułkownik Redl, agent chciał powstrzymać portiera od zadania mu tego pytania. Było już za późno. Pułkownik wziął futeralik i schował do kieszeni. Agent zdębiał. Powiadomiona o tym natychmiast Komenda Policji wydała rozkaz: „iść za pułkownikiem i nie spuszczać go z oka”.
Od tego momentu akcja potoczyła się błyskawicznie. Pułkownik Redl - komendant Korpusu w Pradze, wydelegowany tam dla penetracji i likwidacji ruchów wolnościowych narastających wśród narodu czesko-slowackiego, przewidziany na stanowisko ministra wojny - załamał się, stracił zupełnie panowanie nad sobą. W pobliskiej sieni podarł na strzępy kompromitujące go listy i inne dokumenty, które w kilkanaście minut później znalazły się w sztabie generalnym. Tu zidentyfikowano je z pismem Redła z okresu jego pracy w Wiedniu jako szefa wywiadu i kontrwywiadu.
Komisja złożona z wyższych oficerów, zwołana w trybie natychmiastowym, po naradzie z zaskoczonym i przerażonym szefem sztabu generalnego, generałem Conradem, uznała, „że musi on umrzeć tej nocy”. Podobno sam cesarz na wiadomość, kto jest „Opernballem-13” miał powiedzieć: Załatwić tak, by nikt się nie dowiedział. Przybyli do hotelu „Klomser” oficerowie zastali Redlą w stanie zupełnego załamania, piszącego listy pożegnalne. Redl, arcyszpieg będący na usługach Rosji, a także Włoch i Serbii, o godzinie drugiej nad ranem strzałem z pistoletu odebrał sobie życie. Dla ratowania pozorów, szpiegowi przygotowano uroczysty pogrzeb wojskowy. Jednak z powodu „przecieku” do gazet informacji o podejrzanym samobójstwie wysokiego oficera sztabu i rewizji w jego mieszkaniu w Pradze, pogrzeb wojskowy- został odwołany.
Przeróżne informacje na temat tej afery szpiegowskiej przez wiele miesięcy nie schodziły ze szpalt gazet na całym niemal świecie. Niemniej prawdą było, że to Redl sprzedawał, głównie Rosji, najcenniejsze tajemnice wojskowe swego kraju, że wydawał najlepszych agentów działających na jej terenie, a swemu sztabowi podsuwał fałszywe dane o stanie przygotowań wojennych wschodniego sąsiada.
W związku z aferą Redlą, na rozkaz następcy tronu, Franciszka Ferdynanda, odszedł ze swego stanowiska szef Biura Ewidencyjnego pułkownik Urbański von Ostrymiecz. Rozpoczęto także dochodzenie przeciw szefowi sztabu generalnego, Conradowi von Hótzendorfowi. Z czasem zostało ono jednak wstrzymane.
W Warszawie zdemaskowanie i śmierć najcenniejszego agenta wywołało zamieszanie i wstrzymanie działalności agentury. Gdy przekonano się jednak, że Redl niczego nie zdradził, jego siatka przystąpiła do ponownego działania na terenie Austro-Węgier.
* * *
Samobójcza śmierć Redlą i ujawnienie tajemnicy o jego szpiegostwie, wywołały w Przemyślu wiele komentarzy. Lokalna gazeta „Nowy Glos Przemyski” z 8 czerwca 1913 roku zamieściła na ten temat artykuł zatytułowany „Echa afery szpiegowskiej Redlą”, w którym dziennikarz pisze: Echa afery szpiegowskiej Redlą, pułkownika sztabu generalnego, który zdemaskowany jako szpieg zastrzelił się w Wiedniu, odbiły się także w naszym mieście. Stwierdzono bowiem, że tak podczas naprężenia w latach 1912-1913 Redl rzekomo w sprawach służbowych bawił w Przemyślu, właściwym zaś celem jego wizyt było zasięgnięcie języka o zaangażowaniach wojennych na terenie tutejszej komendy Korpusu. Redl bowiem, jakkolwiek przydzielony tylko do komendy Korpusu w Pradze, jako szef sztabu generalnego, chcąc „uczciwie „ spełniać funkcje szpiega zaprzyjaźnionego mocarstwa, prawie do wszystkich galicyjskich eksponowanych komend korpusów, w gorących czasach, zaglądał i pod autorytetem pułkownikowskiego munduru wydobywał tajemnice, tak potrzebne mu do jego łotrowskiego rzemiosła. Okazało się, że Redl był prowokatorem wojskowym, który w podstępny sposób powodował zarządzenia militarne o minimalnej, żadnej, lub wprost tylko dla zaprzyjaźnionego mocarstwa dodatniej wartości. Redl służył przed laty przy 9 pułku piechoty i był dobrym znajomym wielu starszych oficerów garnizonu przemyskiego. Ten sztabowy Aziew (rosyjski oficer - szpieg austriacki), który przez tyle lat trzymał się na powierzchni i robił karierę, miał w mieście naszym, jako twierdzy, „mężów zaufania” utrzymywanych dla niego przez zaprzyjaźnione mocarstwo.
W październiku 1913 roku, w kawiarni „Habsburg”, H.K.Stelle dokonało aresztowania dwóch kelnerów pod zarzutem szpiegostwa. W trakcie wstępnego przesłuchania wyszło na jaw, że byli oni oficerami rosyjskimi. Wcześniej jako kelnerzy pracowali w Krakowie i Lwowie. Złapani zostali przy sporządzaniu planu budowanego lotniska wojskowego w Żurawicy. Starszy z kelnerów, imieniem Józef, miał być kapitanem sztabu generalnego. Cały proces i nazwiska aresztowanych były objęte ścisłą tajemnicą.
W lutym 1914 roku dotychczasowy dowódca X Korpusu generał Kummer opuścił Przemyśl. Jego miejsce zajął generał Hugo Meisner von Zwienstamm. Również w 1914 roku nastąpiła zmiana komendanta twierdzy. Marszałek polny Herman von Colard, po otrzymaniu awansu w listopadzie 1913 roku na generała piechoty, w maju 1914 roku powołany został do Wiednia. Nowym komendantem twierdzy przemyskiej od maja 1914 roku został, przeniesiony z miasta Laibach, generał piechoty Herman Kusmanek von Burgenstadten.
PIERWSZE DNI WOJNY
W czerwcu 1914 roku w anektowanej przez Austrię Bośni i Hercegowinie odbywały się manewry XV i XVI Korpusu armii. Mimo ostrzeżeń Biura Ewidencyjnego o niebezpieczeństwie, na jakie naraża się ze strony bośniackiej nielegalnej organizacji „Mlada Bośnia”, manewrami kierował następca tronu, arcyksiążę Franciszek Ferdynand. W związku z zaplanowanym zakończeniem manewrów w stolicy Bośni -Sarajewie, lokalne władze administracyjne zarządziły piękne udekorowanie miasta. Arcyksiążę uważał więc, że nie ma powodu do obaw o zamach na jego życie. Charakterem i poglądami politycznymi różnił się radykalnie od zmarłego Rudolfa. Był zdecydowanym germanofilem i demonstrował te sympatie jeżdżąc wspólnie na polowania z cesarzem Niemiec Wilhelmem. Nie ukrywał swej niechęci do Słowian, 8 zwłaszcza do Polaków i Czechów, ale szczególnie nie lubił Węgrów. W związku z chorobą cesarza począł przygotowywać się do objęcia tronu i, aby dokuczyć Węgrom, miał już gotowy plan zamiany monarchii z państwa dualistycznego w triolistyczne. Nowy, trzeci człon miały ^stworzyć południowe kraje słowiańskie z Bośnią i Hercegowiną, które zamierzał wyłączyć spod obecnej administracji węgierskiej. W związku z tymi zamierzeniami następca tronu liczył raczej na sympatię i wdzięczność ludności Bośni i Hercegowiny.
W niedzielę 28 czerwca 1914 roku pięknie przystrojone Sarajewo witało arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, jadącego w powozie wraz z małżonką księżną Zofią Hohenberg. W czasie przejazdu przez centrum miasta dokonany został pierwszy, nieudany zamach na arcyksiążęcą parę przy użyciu granatu. W dwie godziny później miody zamachowiec Gawrilo Princip, dwoma strzałami z pistoletu śmiertelnie ranił księżnę, a następnie arcyksięcia. Oboje zmarli w kilkanaście minut po zamachu. Zamachowiec natychmiast został ujęty.
Zamach w Sarajewie przeniósł monarchii austro-węgierskiej doskonały pretekst do rozprawienia się z Serbią, co w planach sztabu generalnego już od kilku lat było opracowane i przygotowane. Do wypowiedzenia wojny Serbii namówiły Austrię Niemcy, obiecując pomoc i wszechstronne poparcie. Poniżające ultimatum wysłane Serbii 23 lipca 1914 roku zostało przyjęte, z zastrzeżeniem co do jednego punktu. Austria odmówiła pertraktacji nad tym punktem, i uważając ultimatum jako odrzucone, 28 lipca rozpoczęła przeciwko Serbii działania zbrojne. W odpowiedzi na austriacką agresję, car Mikołaj II zarządził 29 lipca częściową mobilizację, a w dniu następnym wydal rozkaz o mobilizacji powszechnej. W odpowiedzi na krok cara, powszechną mobilizację zarządziła Austria, a 1 sierpnia Niemcy i Francja. Tegoż dnia o godzinie 6 po południu Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji, a 3 sierpnia, po wypowiedzeniu wojny Francji, oddziały niemieckie przekroczyły granice neutralnej Belgii, co spowodowało przystąpienie Anglii do wojny z Niemcami 4 sierpnia. Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Rosji 6 sierpnia.
W ciągu zaledwie kilku dni większa część Europy stanęła w ogniu wojny, narzuconej przez państwa centralne. Wojny przede wszystkim chciały Niemcy, najlepiej do niej przygotowane.
* * *
Po zdradzie Redlą austriacki sztab generalny nie był w stanie w ciągu jednego roku dokonać zmian w planie dyslokacji wojsk. Wywiad rosyjski nie wiedział iż zdrada jest znana Naczelnemu Dowództwu w Wiedniu, które, by choć w części uratować armie przed klęską, postanowiło przesunąć miejsca koncentracji o dwa dni marszu w tył, na zachód. Późniejsze operacje dowiodły, że ta zmiana w pewnym stopniu zmniejszyła szanse Rosji na rozbicie armii austro-węgierskiej w Galicji. Na front galicyjski austriacki sztab generalny skierował trzy armie liczące 41 dywizji, które zajęły łuk od Karpat do ujścia Sanu.
W maju 1914 roku, w momencie objęcia dowództwa nad twierdzą przemyską przez generała Hermana Kusmanka, jej załoga liczyła 25 tysięcy żołnierzy i oficerów i 1050 dział, z tego 776 na fortach. Do najcięższych dział, którymi dysponowała twierdza, należały cztery moździerze 305 mm, używające pocisków ważących 630 kg.
Wybuch wojny zastał twierdzę w niepełnej gotowości bojowej. W mieście rozpoczęły się gorączkowe prace mobilizacyjne. Ulice pokryły liczne rozkazy, zarządzenia i apele. 1 sierpnia wyszło zarządzenie o meldowaniu się obcych do 12 godzin od momentu przybycia do miasta. Zostało zakazane posiadanie gołębi pocztowych w mieście i w całym rejonie twierdzy. Gołębie zwykle miały być wytępione, zaś pocztowe skupywały władze wojskowe płacąc 1 koronę za sztukę. Straże wojskowe przejęły kontrolę linii kolejowych, z prawem użycia broni przeciw każdemu, kto odmówi posłuszeństwa.
Przemyśl stal się ośrodkiem przygotowań wojennych. Tutaj zbierała się zmobilizowana załoga twierdzy mająca liczyć 85 tysięcy ludzi, zbierały się także pułki X Korpusu, stanowiące część armii wyruszającej na północ. Przez miasto maszerowały także oddziały zdążające do armii grupującej się na wschodzie. W szóstym dniu wojny X Korpus przemyski wyruszył na pole bitwy pod Kraśnik.
W mieście pozostała wkrótce tylko załoga. Mimo odnoszonych | sukcesów w walce z Rosjanami komendant twierdzy przystąpił do jej pełniejszego zabezpieczania. Budowano 25 dodatkowych stanowisk artyleryjskich, pionierzy (saperzy) zakładali pola minowe, kopali nowe rowy strzeleckie i stawiali zasieki wokół twierdzy, na które zużyto około miliona metrów drutu kolczastego. Przez San zostały przerzucone dwa nowe mosty dla utrzymania lepszej łączności z fortami.
Nocą z 15 na 16 sierpnia Naczelne Dowództwo opuściło Wiedeń i udało się do Przemyśla, obierając twierdzę za miejsce dowodzenia obydwoma frontami: serbskim i rosyjskim. Na kwaterę Naczelne Dowództwo zajęło opuszczone przez załogę koszary przy ul. 3 Maja. Naczelny wódz, arcyksiążę Fryderyk, i następca tronu, arcyksiążę Karol, ze skromną świtą zatrzymali się w pawilonie oficerskim. Pozostali zajęli kwatery żołnierskie. Szef sztabu generalnego Conrad von Hótzendorf otrzymał mała izbę żołnierską, w której stało łóżko, dwa taborety, metalowe umywalki i stół do rozkładania map. Najważniejszy człon Naczelnego Dowództwa, oddział operacyjny mieścił się w dużej i małej izbie żołnierskiej. Po przyjeździe Naczelnego Dowództwa do Przemyśla komendant twierdzy złożył meldunek, oddając się z całą załogą do dyspozycji.
W twierdzy Naczelne Dowództwo utrzymywało regularną łączność z Wiedniem poprzez radiotelegraf zainstalowany w okolicy Winnej Góry. Do dyspozycji sztabu i dowództwa twierdzy urządzone zostały lotniska wojskowe w Żurawicy i na polach Hurka.
* * *
19 sierpnia generał Conrad von Hótzendorf napisał w sprawie utworzenia Legionów Polskich sprawozdanie następującej treści:
Legiony Polskie po jednym w Krakowie i Lwowie. Polskie, wyodrębnione jako polskie formacje wojskowe, to znaczy własny krój munduru, język urzędowy polski, ale czarno-żólte opaski. Całkowicie podległe Naczelnemu Dowództwu Armii, które w sposób nieograniczony może decydować o użyciu Legionów, wcielić je na stale do jakiejś jednostki armii, której rozkazom muszą się bezwzględnie podporządkować. Ta jednostka armii dbać też będzie o ich zaopatrzenie.
Komendant obu Legionów generał major Baczyński z kapitanem Zagórskim i kapitanem Jasienickim. Inni oficerowie w miarę potrzeby. Oddziały znajdujące się w Królestwie Polskim wycofane zostaną do Krakowa i użyte jako kadra przy formowaniu (Legionów).
Conrad - generał piechoty m.p.
Decyzje personalne dotyczące Legionów wkrótce uległy zmianie. Generał Rajmund Baczyński został komendantem Legionu Zachodniego. Z powodu choroby pełnił tę funkcję tylko do 25 września 1914 roku. Po nim komendantem mianowany został marszałek polny porucznik Karol Trzaska Durski, szefem sztabu - kapitan Włodzimierz Ostoja-Zagórski. Komendantem Legionu Wschodniego - generał major Adam Pietraszkiewicz, szefem sztabu - kapitan Dionizy Jasienicki.
Kolejne decyzje dotyczące Legionów Polskich podjęte zostały w Przemyślu przez Naczelne Dowództwo Armii: 28 sierpnia 1914 roku -decyzja o podporządkowaniu legionu polskiego dowództwu twierdzy Kraków; 2 września 1914 roku - pismo szefa sztabu generalnego generała Conrada, do ministra wojny generała barona Aleksandra von Krobatina w sprawie ochotniczych formacji polskich i ukraińskich.
Oto jego fragment: Dziękuję uprzejmie za informacje o polskim i ukraińskim ruchu powstańczym, pozwalam sobie zakomunikować, że podzielam w pełni wątpliwości Waszej Ekscelencji co do uzbrojenia tyłów... W myśl sformułowanych w piśmie z dnia 2~ sierpnia 1914 roku zamierzeń, od których nie jestem skłonny odstąpić, polskie jednostki wojskowe formowane będą jedynie w ograniczonej liczbie i będą użyte wyłącznie na froncie. „Uzbrojone tyły” nie będą wspierane ani tolerowane.
Prosiłem już Waszą Ekscelencję o karabiny wielostrzałowe dla krakowskiego Legionu Polskiego. Przydział tych karabinów dla legionistów, jak również przydział ładunków dla ukraińskiego korpusu ochotniczego, uzależniony jest od uprzedniego zaprzysiężenia ich według roty przysięgi Obrony Krajowej, bądź pospolitego ruszenia, bez żadnych klauzul dodatkowych.
Co się tyczy niebezpieczeństwa wzajemnego zwalczania się formacji ochotniczych, zapobiegnie się temu przez terytorialne rozdzielenie rejonów ich działań. Conrad, gen. płk.
* * *
Na froncie wschodnim po pierwszych sukcesach natarcie wojsk austriackich zostało powstrzymane pod Kraśnikiem i wojska rosyjskie przeszły do kontrnatarcia. 26 sierpnia XI Korpus rosyjski rozbił nieprzyjacielski III Korpus styryjski, a 1 września pod Lwowem 3 armię, dowodzoną przez generała Brudermana. 3 września wojska rosyjskie IX Korpusu generała Ruzskiego zajęły stolicę Galicji - Lwów. Rozpoczęła się ofensywa rosyjska. Pod jej naciskiem armie austriackie poczęły się wycofywać na zachód.
Tragiczna sytuacja, jaka powstała na galicyjskim odcinku frontu, spowodowała panikę w Przemyślu i ucieczkę mieszkańców miasta w obawie przed oblężeniem. Rozkazem komendanta twierdzy z 2 września rozpoczęła się przymusowa ewakuacja cywilnej ludności z obszaru miasta i twierdzy. Ewakuacja pociągami odbywała się z dworca głównego i na Bakończycach. Z 55 tysięcy mieszkańców Przemyśla pozostało tylko 20 tysięcy. 3 września odjechały z Przemyśla do Krakowa, do formującej się tam Brygady Legionów Polskich, dwa plutony „Strzelca”, po dowództwem Rudolfa Burdy.
Wyjątkowo tragicznie przedstawiała się sytuacja ludności wiejskiej. Aby oczyścić przedpola fortów wokół twierdzy, spalono 21 wsi i 23 przysiółki. Szczególnie dokładnie wysadzane były obiekty sakralne, zwłaszcza wieże kościołów i cerkwi ze względu na ich strategiczno-obserwacyjne znaczenie. Ludność palonych wsi, tylko częściowo w sposób zorganizowany, została przewieziona na Czechy i Morawy. Większość mieszkańców pozostawiona swemu losowi kryła się w piwnicach swych spalonych domów. W celu pozbawienia nieprzyjaciela naturalnej ochrony, wokół twierdzy wycięto i spalono około 1 tysiąca hektarów lasu.
Do Przemyśla w tym czasie nadchodziły z głębi kraju zapasy żywności i amunicji, głównie dla twierdzy, na ewentualność dłuższego jej oblężenia. W mieście zajęte zostały na kwatery i szpitale wojskowe wszystkie szkoły, część budynków administracyjnych i domów prywatnych.
10 września 1914 roku arcyksiążę Fryderyk z następcą tronu arcyksięciem Karolem i generałem Conradem, w asyście kilku wyższych oficerów sztabowych, udali się z Przemyśla na linię niezbyt już odległego frontu, by swoim widokiem dodać otuchy walczącym żołnierzom. Szef sztabu generalnego generał Conrad pisze o tej wyprawie w swych pamiętnikach:
Opuszczaliśmy Przemyśl o godzinie 8.30 drogą prowadzącą na Gródek. Był jasny, słoneczny jeszcze dzień. Pierwszy postój był w Mościskach w komendzie 3 armii. Krótko została omówiona sytuacja przez generała Boreowitza, dowódcę 3 armii. Ruszyliśmy w kierunku na Gródek. Na trasie widać było typowe przyfrontowe zjawiska. Ciągnące się bez końca, w gęstym kurzu tabory, transporty rannych, kolumny jeńców, na polach obozujące wojska. Wkrótce doszedł do nas huk ognia artyleryjskiego, trzask karabinów maszynowych, na firmamencie widoczne były białe chmurki pękających szrapneli. Gródek był w części spalony. Na drzewach w rynku wisiało 6 skazanych na śmierć mieszkańców, za zdradę i rabunek. Tuż za miastem, udaliśmy się pieszo na skraj wsi Morąż. Byliśmy w rejonie bitwy, szóstej dywizji piechoty III Korpusu. O godz. 3 po południu byliśmy znowu w Przemyślu. Wrażenie z pola bitwy w zestawieniu z raportami z dotychczasowych walk wskazują, że mamy do czynienia z dobrze dowodzonym, dzielnym i zaciętym przeciwnikiem.
Planowy odwrót wojsk austriackich na froncie wschodnim, pod naciskiem ofensywy rosyjskiej wkrótce zamienił się w paniczną ucieczkę.
11 września Naczelne Dowództwo nakazało swym wojskom oderwanie się od nieprzyjaciela za linię Sanu, jako miejsca nowej koncentracji rozbitych armii i oddziałów. Następnego dnia w południe Naczelne Dowództwo opuściło Przemyśl, udając się na nowe miejsce postoju do Nowego Sącza.
Po wyjeździe Naczelnego Dowództwa w Przemyślu zapanował chaos i rozprzężenie. Do miasta zwożono coraz więcej rannych - przeciętnie siedem pociągów o długim składzie dziennie. Wśród żołnierzy rozprzestrzeniła się epidemia czerwonki. Przez miasto przechodziły rozbite oddziały 3 i 4 armii. Zaczynały się kłopoty z żywnością i innymi artykułami, zamknięto większość sklepów
Odwrót najbardziej utrudniały tabory, przeważnie chłopskie wozy przybyłe na front z Węgier i Galicji. Powozili nimi chłopi, najczęściej bez jakiegokolwiek przygotowywania i dyscypliny wojskowej. Stali się oni prawdziwą kulą u nogi każdego korpusu i dywizji. Deszcze utrudniały ruch pojazdów po wiejskich drogach i polach, a w największych kłopotach znalazła się artyleria grzęznąca w błocie. Oddziały wojskowe również z trudnością przedzierały się przez miasto, którego ulicami zajmując całą szerokość jezdni, ciągnęły wozy amunicyjne, sanitarne, kuchnie polowe. Ta rejterada rozbitych wojsk austriackich żywo przypominała odwrót Napoleona spod Moskwy. Szukając przyczyn swych pierwszych niepowodzeń, władze wojskowe poczęły posądzać wielu obywateli o sprzyjanie Rosji, szpiegostwo i dywersję. Wśród ludności ukraińskiej przeprowadzano masowe rewizje i aresztowania. Często kończyły się one sądem polowym i wyrokiem śmierci. Represje dosięgły również żołnierzy- Rusinów, służących w armii austriackiej.
Dywersanci i szpiedzy rosyjscy bez przemy siali popłoch w szeregach cofającej się armii austriackiej. Na polach, przez które przeciągała austrowęgierska kawaleria, zakopywali brony, na drogach rozrzucali kolce z drutu. Coraz częściej zdarzały się wypadki zabójstw dokonywanych na dowódcach. Wzrastała dezercja.
Chcąc przeciwdziałać dywersji, starostwo w Przemyślu wydało 10 września okólnik, skierowywany do wszystkich gmin w powiecie informując, że: w związku z przypadkami zdrady przez miejscową ludność na korzyść nieprzyjaciela - przez przerywanie drutów telefonicznych, zatruwanie studzien, podawanie nieprzyjacielowi znaków za pomocą ognia i w inny sposób szkodzenie armii, komendy wojskowe otrzymały polecenie stosować następujące środki zaradcze: 1. rozstrzelanie winnego na miejscu bez przeprowadzenia rozprawy, 2. wzięcie z gminy zakładników, którzy w razie gdyby w gminie zdradzieckie czyny powtórzone zostały, śmierć poniosą i rozstrzelanie co dziesiątego mieszkańca, a nawet spalenie wsi.
Straszliwej masakry Rusinów (Ukraińców), aresztowanych jako podejrzanych o tzw. „moskalofilstwo”, dopuścili się żołnierze austriaccy 14 września, gdy pod strażą złożoną z 26 żołnierzy dowodzonych przez żandarma Dawida Szajnera, prowadzeni byli z dworca kolejowego na Bakończycach, do budynku policji przy ul. Dworskiego celem przeprowadzenia śledztwa. Opis tej masakry podaje w swych pamiętnikach znany przemyski działacz robotniczy Stanisław Łańcucki, autentyczny świadek tej zbrodni:
...Żołdactwo jak rozjuszone byki rzuciło się na swe ofiary. Rozpoczęła się straszna masakra. Aresztowani padali pokotem na ziemię, a żołdactwo rębało na lewo i prawo tak długo, aż oczom ludzkim ukazała się bezkształtna masa porzniętych ciał. Wśród tej miazgi ludzkiego mięsa okazało się, że kilku będących pod spodem żyje. Wtedy zabitych odrzucono na bok, żyjących wyciągano....Obok przebiegała (wąskotorowa) kolejka wojskowa. Żołdacy rzucili się do wyrywania progów, którymi rozbijali już bez pardonu czaszki nie tylko żyjącym, ale i zabitym. Kto dawał jeszcze znaki życia, miażdżono go bezlitośnie. Jedna z aresztowanych, córka księdza unickiego jeszcze żyła. Podniosła się jeszcze na kolana, złożyła ręce jak do modlitwy, błagając oprawców o darowanie życia, po czym upadła z powrotem zemdlona. Gdy omdlenie minęło i dziewczyna usiłowała ponownie się podnieść, rozbestwiony żołdak doskoczył do niej i całej siły uderzył progiem w głowę. Czaszka pękła, mózg wyprysnął na mur domów. Okrwawione żołdactwo ocierało spocone czoła.
Na 46 aresztowanych osób 44 poniosły męczeńską śmierć, wśród nich dwie kobiety, Katarzyna Bandrowska, matka czworga małych dzieci oraz Maria Mochnacka, uczennica gimnazjum, córka Ignacego Mochnackiego, proboszcza w Wojtkowej. Dwie osoby udające martwych uratowały sobie życie. Wszyscy aresztowani za „moskalofilstwo” pochodzili z powiatu dobromilskiego.
Władze austriackie nie pozwoliły pochować pomordowanych na cmentarzu, lecz poza jego terenem, w bezimiennej mogile. Po wojnie, w 1922 roku nastąpiła ekshumacja i przeniesienie szczątków ofiar barbarzyńskiej masakry na główny cmentarz komunalny w Przemyślu.
Twierdza wchłaniala lawinę cofających się żołnierzy, dając im możność chwilowego odpoczynku. Tu ze zgromadzonych rozbitków formowano i uzupełniano pułki. Wszędzie na polach i placach obozowało wojsko. Setki kuchen polowych dymiły w mieście i za miastem. Zgłodniali jak wilki żołnierze czekali niecierpliwie na ciepły posiłek. Gromady maruderów włóczyły się po ulicach i domach żebrząc lub kradnąc co się dało. Nie lepsi byli oficerowie, którzy w porze obiadowej lub wieczornej nachodzili prywatne domy, a nie zaproszeni do posiłku odpędzali od niego domowników, a po zaspokojeniu głodu często dopuszczali się rabunku, zabierając obuwie, bieliznę, wszystko co mogło przedstawiać jakąś wartość użytkową - zanotował w swym pamiętniku Stanisław Łańcucki.
Zbliżanie się frontu do Przemyśla i grożące miastu otoczenie przez wroga spowodowało wydanie nowych zarządzeń i rozkazów. Rozkazem Dyrekcji inżynierii w Przemyślu z 16 września 1914 roku komendant grupy wojsk w Żurawicy, Edmund Korala, miał przygotować grupę roboczą do zburzenia wież kościoła w przypadku natarcia na twierdzę. Kościół znajdował się w pobliżu koszar i fortu, był więc dobrym punktem orientacyjnym dla nieprzyjacielskiej artylerii. Komendant Kusmanek w ostatniej chwili zadecydował o usunięciu z twierdzy 10 pułku 108 brygady, złożonego z żołnierzy- Rusinów. Z powodu rozszerzania się cholery wydano specjalne zarządzenia sanitarne. Wojska pozostałe w twierdzy jako załoga pospiesznie szkolono, by podnieść ich zdolność bojową.
16 września Naczelne Dowództwo z Nowego Sącza przesłało komendantowi twierdzy- rozkaz (nr 2096) następującej treści: Twierdza Przemyśl tymczasowo jest pozostawiona własnym siłom i należy jej bronić do ostateczności. W tym czasie przeszły San cofające się na zachód: 1 armia - pod Sieniawą, 4 - pod Jarosławiem, 3 - w Przemyślu i 2 - w Samborze.
Do kampanii przeciw Rosji wyruszyło 900 tys. żołnierzy, a po kilku tygodniach za San wróciło już tylko 600 tys. A była to dopiero część drogi ich odwrotu. Za Dunajcem zebrało się niepełne 400 tys. wyczerpanych i załamanych klęską żołnierzy.
Po południu 18 września, gdy odeszły ostatnie kolumny wycofującej się 3 armii, zabrzmiały pierwsze strzały artylerii oddane do Kozaków, maszerujących na czele nadciągających wojsk rosyjskich. 20 września oddziały nieprzyjacielskie przekroczyły San w rejonie Walawy, zajmując w tym dniu Jarosław. Ostatnia droga, którą można było jeszcze wydostać się z Przemyśla, prowadziła doliną Sanu na zachód, do Dynowa. Nią też próbowano 24 września odwieźć pocztę do Dynowa, jednakże ambulans ostrzelany przez wroga zmuszony był zawrócić do twierdzy. 26 września Przemyśl został całkowicie odcięty od świata.
Po okrążeniu twierdzy, szef sztabu ppłk Huber złożył komendantowi generałowi Hermanowi Kusmankowi meldunek o stanie jej załogi. Składała się ona z: 65 baonów, 7 szwadronów, 43 kompanii artylerii fortecznej, 8 kompanii saperów. Razem z wojskowymi oddziałami robotniczymi znalazło się w twierdzy 128.000 ludzi, 14.500 koni i 1.010 dział. Wśród żołnierzy liczbowo przeważali Słowianie: Polacy, Czesi, Słowacy, Rusini-Ukraińcy, Chorwaci. Największą wartość bojową przedstawiała 97 węgierska brygada kawalerii oraz 23 dywizja honwedów, będące główną aktywną siłą obrony. W składzie dowództwa twierdzy, łącznie z komendantem Kusmankiem, było 9 generałów. Zastępcą Kusmanka był generał Tamasy, węgierskiego pochodzenia.
OBLĘŻENIE BRAMY WĘGIER
Początek oblężenia Przemyśla nie wyglądał zbyt groźnie. Artyleria z twierdzy próbowała przeszkadzać Rosjanom w umocnieniu się na dalekich przedpolach miasta. Nieprzyjaciel zajęty budową pozycji dla piechoty i stanowisk swojej artylerii, nie odpowiadał na ostrzał. Rosjanie natomiast rozpoczęli akcję propagandową, m.in. zrzucając z samolotów ulotki adresowane do Rusinów, wzywające do wyzwalania się z niewoli austriackiej. Władze nakazywały niszczyć ulotki, zabraniały urządzania zgromadzeń i spotkań. W kawiarni wolno było przebywać nie dłużej niż 15 minut. Za kradzież lub rabunek groziła kara śmierci. W mieście kwitło donosicielstwo. Posądzenie o rusofilstwo, oparte na zwykłym donosie, groziło śledztwem, sądem polowym i najczęściej wyrokiem śmierci. Prawie codziennie za szpiegostwo, próbę dezercji, rabunek czy inne przestępstwo kogoś wieszano lub rozstrzeliwano na stokach Winnej Góry.
Wiadomości z twierdzy przekazywano Naczelnemu Dowództwu w Nowym Sączu za pomocą radiotelegrafu. Stamtąd przychodziły rozkazy. Wojsko natomiast czerpało wiadomości z lokalnej prasy ukazującej się w trzech językach: niemieckim - „Kriegsnachrichten”, węgierskim - „Tabori Ujsag” i polskim - „Wiadomości Wojenne”. Dla miejscowej ludności dwa lub trzy razy w tygodniu wydawano drugie pismo w języku polskim -„Ziemia Przemyska”.
1 października 1914 roku wylądował na lotnisku w Hurku samolot z Wiednia z oficerem sztabu generalnego, kapitanem Raablem, który dostarczył wywiadowi w Przemyślu klucz do radiotelegramów rosyjskich. Dzięki temu przekazowi radiostacja w twierdzy mogła przechwytywać wszystkie rozmowy rosyjskie. Ponadto, kapitan Raabl przekazał komendantowi twierdzy ustną relację o rozpoczęciu ofensywy wojsk sprzymierzonych w kierunku Wisły. Ta wiadomość pokrywała się z informacją zdobytą przez wywiad austriackiej twierdzy, według której naczelny wódz armii rosyjskiej, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, miał odesłać trzy dywizje z 3 armii generała Dymitriewa w kierunku na Iwanogród (Dęblin), i przygotowywać się do potężnego szturmu na twierdzę.
Blokada twierdzy przemyskiej wchodziła w zakres działania rosyjskiego frontu południowo-zachodniego, dowodzonego przez generała Iwanowa. Przeznaczył on na okrążenie dwie armie: trzecią i ósmą - złożone z pięciu korpusów pierwszej linii i czterech dywizji rezerwowych. Ogółem 280 tys. żołnierzy przygotowywało się przeciw 128 tys. oblężonych. Stosunek sił wynosił jak 2:1. Był on zatem stanowczo za niski, by mógł wróżyć Rosjanom szybki sukces. Poza tym na korzyść Austrii przemawiał fakt, że twierdza przemyska była jedną z największych i najnowocześniejszych w Europie, zaś armie rosyjskie nie dysponowały ciężką artylerią oblężniczą.
Mimo to decyzja zdobycia twierdzy - ujęta w planie wojennym w pierwszej fazie wojny, przewidującym rozbicie Austro-Węgier w jej fazie początkowej - została podtrzymana. Na tę decyzję Mikołaja Mikolajewicza rzutowały dwie istotne sprawy: pierwsza - liczenie na szybkie zdobycie Galicji dzięki posiadanym planom koncentracji i rozwinięcia wojsk austro-węgierskich; druga - tajna umowa z Włochami z 1913 roku. przewidująca przystąpienie do wojny z Austrią i Niemcami, gdy tylko wojska rosyjskie po zdobyciu Przemyśla i uzyskaniu dostępu do przełęczy karpackich wejdą w głąb Niziny Węgierskiej. Zaistniałaby wówczas realna możliwość szybkiego zajęcia Budapesztu i Wiednia, po czym nastąpiłaby kapitulacja Austrii.
Generał Brusiłow, naczelny dowódca wojsk rosyjskich na terenie Galicji, wyznaczył na kierowanie akcją zdobycia Przemyśla generała Radko Dymitriewa. z pochodzenia Bułgara, słynnego zdobywcę twierdz tureckich. Przed przystąpieniem do szturmu 2 października 1914 roku, generał Dymitriew zdecydował się na przeprowadzenie pertraktacji z generałem Kusmankiem odnośnie kapitulacji twierdzy. Propozycje Rosjan zostały zdecydowanie odrzucone przez komendanta twierdzy.
Już następnego ranka, 3 października, Rosjanie rozpoczęli ostrzeliwanie fortów z posiadanych najcięższych dział kalibru zaledwie 180 i 210 mm, które nie wyrządzały fortom szkody. Natomiast ich zdumiewająca celność świadczyła, że nieprzyjaciel doskonale zna położenie fortów. Bardziej zorientowani wiedzieli, że jest to następstwo wydania Rosjanom planów twierdzy przez Redla i jego współpracowników.
Szturm Rosjan na twierdzę prowadzony był z trzech stron. Najsilniejszy skierowywany został na grupę fortów siedliskich - główny cel ataku. Żołnierze rosyjscy, czołgając się pod ogniem przeciwnika, ponosili znaczne straty. Pojedynczo, skokami, okopując się na każdym nowo zdobytym stanowisku, wolno posuwali się w stronę fortów i miasta. W wyniku takiego ataku 4 października osłabiona 8 armia generała Dymitriewa została wycofana, a jej miejsce zajęła 11 armia pod dowództwem generała Szczerbaczeywa, któremu Brusiłow zlecił szturmem zdobyć twierdzę.
5 października generał Szczerbaczew rozpoczął szturm na twierdzę łącznymi siłami 117 batalionów i 483 działami, w większości lekkimi, polowymi. Głównym celem szturmu był fort I-I. Żołnierze rosyjscy zabezpieczeni przed ogniem karabinów maszynowych i pocisków szrapnelowych toczonymi przed sobą drzewami, wdarli się do fosy fortu. W fosach rozpoczęła się walka wręcz. Zmasowany ogień artylerii kilku pobliskich fortów na fort I-I uniemożliwił dotarcie posiłków dla walczących Rosjan. W krwawej, nierównej walce, z liczby około 400 żołnierzy i oficerów, którzy tutaj dotarli, zginęli niemal wszyscy. Fort 1/1 został uratowany.
Podobnie zacięte walki, choć bez większego sukcesu, toczyły się na południe od miasta pod fortem V - „Grochówce”, na północnym odcinku twierdzy pod fortem XI - „Duńkowiczki” i na wschodzie, w pobliżu fortu XIV - „Hurko”. Poszerzony w tych walkach teren działania pozwolił Rosjanom podciągnąć bliżej dalekonośne działa, z których zaczęli ostrzeliwać miasto. Rankiem 7 października na ulicach Przemyśla poczęły z hukiem pękać granaty trafiające w magazyny zaopatrzeniowe, koszary, szpital przy ul. Juliusza Słowackiego i w wiele innych obiektów. Od pocisków spłonął m. m jeden z baraków szpitalnych wraz z wieloma chorymi i rannymi żołnierzami. Największy atak wojsk rosyjskich nastąpił w nocy z 7 na 8 października na Xl fort pancerny w Duńkowiczkach. Tu także zadziwiała żołnierzy austriackich dokładność ognia artylerii rosyjskiej. W najbliższym otoczeniu fortu naliczono przeszło pięćset celnych trafień. Piechota rosyjska ruszyła do ataku, jednak fortu nie zdobyła. Dotarła zaledwie do pierwszej linii zasieków. Żołnierze, oświetlani rakietnicami i reflektorami umieszczonymi na górnym wale fortu, ginęli od ognia dział i karabinów maszynowych. Jeszcze jeden szturm na forty siedliskie przypuścili Rosjanie po południu 8 października. I ten atak został odparty.
Po nieustającym trzydobowym szturmie zmęczone i wykrwawione wojska rosyjskie były już niezdolne do dalszych ataków. Dla dowódców rosyjskich stało się oczywiste, że bez ciężkiej artylerii, której pod Przemyślem nie mieli, brawurowe ataki będą bezowocne. Na domiar złego, od strony Sanoka nadchodziła na odsiecz twierdzy świeża 3 armia austriacka pod dowództwem generała Boroewitza, W tej sytuacji Rosjanie wycofali się spod twierdzy na pozycje wyjściowe, zajmując linię wzgórz pod Medyką. Bykowem i Husakoywem. Na tych pozycjach zaczęli przygotowywać się do obrony.
9 października o godzinie szóstej po południu weszły do miasta od strony Prałkowiec oddziały 3 armii. Jej żołnierze i korespondenci wojenni, przybyli na miejsce walk wschodniego i północnego odcinka twierdzy, ujrzeli straszliwe żniwo śmierci. Przed fortami leżały góry nie pogrzebanych trupów. Ciała niektórych zabitych żołnierzy wisiały na kolczastych drutach. W lasach na dalekich przedpolach fortów leżało wielu zabitych od pocisków dalekosiężnych dział. Przemyśl i jego okolice wyglądały w tych dniach jak jeden wielki grób. Komisja austriacka rozkopała pod Siedliskami zbiorową mogiłę żołnierzy rosyjskich, stwierdzając, że pochowano w niej 5 tysięcy żołnierzy. Straty rzeczywiście były olbrzymie. Po trzech dniach szturmu sięgały one - według źródeł austriackich i niemieckich - przeszło 40 tys. zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Źródła rosyjskie (Wieliszko) oceniały liczbę zabitych i rannych skromniej - około 20 tys. żołnierzy. Od potwornego huku strzelających dział setki żołnierzy austriackich doznawało szoku i pomieszania zmysłów, stając się niezdolnymi do dalszej walki.
Twierdza, będąca w oblężeniu dwadzieścia jeden dni, spełniła swoje zadanie. Powstrzymała napór znacznej armii rosyjskiej, której zabrakło Rosjanom do marszu na zachód, i nie dopuściła nieprzyjaciela do przełęczy karpackich. Brama Węgier nie została zdobyta. Dało to wojskom austro-węgierskim możność do przegrupowania się i kontrofensywy.
Ogólna sytuacja na frontach nie była pomyślna. Ofensywa austro-niemiecka utknęła nad Sanem. Najcięższe walki toczyły się o pasmo wzgórz ciągnące się od Medyki po Husaków. Centrum walk stanowiło wzgórze Magiera, położone między Miżyńcem, Hruszatycami i Zrotowicami. Walczono tu o każdy lasek i pagórek, o każdą niemal piędź ziemi. Stąd Rosjanie prowadzili stałą obserwację i ostrzał linii kolejowej prowadzącej z Przemyśla do Chyrowa, która w okresie walk była zablokowana, a zaopatrzenie twierdzy musiało się odbywać okrężną drogą przez Muszynę. Spowodowało to znaczne braki w dostawach, przede wszystkim żywności i miało tragiczne skutki dla twierdzy.
Stoczona 22 - 26 października i przegrana przez Austriaków bitwa pod Dęblinem, pociągnęła za sobą cofnięcie armii niemieckich na froncie pod Warszawą, powodując drugi odwrót wojsk austriackich i niemieckich na całym froncie galicyjskim i nad Wisłą.
Następstwa nowej ofensywy rosyjskiej wywołały wzmożone działania w Przemyślu. Zaczęto pospiesznie ewakuować rannych i służbę zdrowia z miejscowych szpitali, ciężko rannych kierując do Sanoka, lżej - na Węgry. Załoga została wzmocniona 85 brygadą strzelecką i 11 kompanią lotniczą. 3 listopada starosta przemyski Żeleski, wspólnie z dowództwem twierdzy, wydał zarządzenie o przymusowej ewakuacji z miasta zbędnej ludności cywilnej. Ludność wiejską z przedpól fortecznych, która powróciła do spalonych domów po przerwaniu oblężenia, ponownie wysiedlono konfiskując konie, wozy i bydło.
9 listopada 1914 roku wojska rosyjskie ponownie opasały pierścieniem miasto. Komendant twierdzy generał Kusmanek zawiadomił radiotelegrafem Naczelne Dowództwo - znajdujące się od 8 listopada aż w Cieszynie o oblężeniu twierdzy.
Do przeprowadzenia drugiego oblężenia Przemyśla i zdobycia twierdzy rosyjskie dowództwo frontu wyznaczyło 11 armię generała Seliwanowa, który swą kwaterę główną założył w Rudnikach kolo Mościsk. Po doświadczeniach pierwszego oblężenia generał Seliwanow postanowił zdobyć Przemyśl nie szturmem, a długotrwałym osaczeniem, licząc na ograniczoną wytrzymałość obleganego żołnierza i niepełne magazyny żywności w twierdzy. Podejmując taką decyzję odnośnie zdobycia twierdzy, Rosjanie mieli w swych rękach 6/7 Galicji i prawie całe Królestwo Polskie. Korzystne położenie rosyjskich wojsk poczęło zagrażać bezpośrednim marszem na Berlin.
Celem ratowania zagrożonego frontu wschodniego Niemcy przerzucili z zachodu cztery korpusy, zatrzymując ofensywę rosyjską. Na froncie galicyjskim od 16 do 25 listopada toczyła się wielka bitwa pod Krakowem, w której strona niemiecko-austriacką wystawiła przeciw 21 dywizjom rosyjskim 30 dywizji własnych. Dzięki tej przewadze udało się powstrzymać rosyjską ofensywę na Śląsk, a w bitwie pod Limanową, stoczonej w połowie grudnia, Austriacy zmusili Rosjan do cofnięcia się na linię Bzura - Rawka - Nida - Dunajec - Biała.
W listopadzie 1914 roku załoga twierdzy prowadziła szereg wypadów celem odzyskania niektórych pozycji przedpolowch, wcześniej zajętych przez Rosjan. Głównym terenem walk były pasma wzniesień kolo Orzechowiec, zwane „Na Górach”, ze szczytem 264 m. Na południowy zachód od miasta walki toczyły się o wzgórze 403 „Pod Mazurami”, które panowało nad drogą do Birczy i Sanoka.
Poważnym problemem w twierdzy stał się brak żywności. Początkiem grudnia zmniejszono żołnierzom porcje mięsa, chleba i jarzyn. Dostawali obecnie 350 gramów chleba (poprzednio 700), jarzyn 100 gramów (zamiast dotychczas 200) itp. W jedynej czynnej kawiarni można było kupić tylko szklankę herbaty lub kawy z kostką cukru. Nieliczni chłopi zamieszkali w granicach twierdzy, w obawie przed rekwizycją chowali ziemniaki nawet w grobowcach na cmentarzach. Podobnie czynili kupcy, wynosząc ukryte w trumnach towary na cmentarz żydowski. Wykrywane towary ulegały konfiskacie.
Nadporucznik Kramer - „Wolf dzięki samobójczej śmierci Redlą nie został zdemaskowany jako współpracownik rosyjskiej siatki szpiegowskiej działającej w twierdzy. Po aferze Redlą utracił kontakt z kapitanem Forterem, który ze względu na własne bezpieczeństwo, a może na rozkaz z Warszawy, wstrzymał na pewien okres działalność szpiegowską. Z aresztowanymi w październiku 1913 roku oficerami-kelnerami z „Cafe Habsburg”, nie miał żadnych kontaktów. Po zdemaskowaniu Redlą pułkownik Batiuszyn, jak widać, okresowo posługiwał się własnymi pracownikami z wywiadu warszawskiego. Kramer, po wybuchu wojny awansowany do stopnia kapitana, wyruszył na front pod Kraśnik, a przy odwrocie wraz z częścią swego rozbitego pułku znalazł się w twierdzy-. W trakcie pierwszego oblężenia, jako doświadczony oficer, został powołany do sztabu dowództwa twierdzy-.
W pochmurny listopadowy dzień, w jedynej czynnej w Przemyślu kawiarni „Cafe Habsburg” siedział samotnie Kramer. W pewnej chwili do jego stolika podeszła młoda, przystojna kobieta. Kapitan Kramer rozpoznał w niej siostrę Martę - jak ją powszechnie nazywano pielęgniarkę szpitala wojskowego. Wyróżniała się spośród innych kobiet w twierdzy pewną ekscentrycznością. Chodziła w spodniach i sama powoziła jednokonnym zaprzęgiem ze znakiem czerwonego krzyża.
Kapitan nawet nie próbował odmówić tak miłego towarzystwa. Po wysiedleniu ludności cywilnej z miasta, kobiet było mniej niż na przysłowiowe lekarstwo. Zamówił więc u kelnera kawę. Po chwili rozmowy siostra Marta przekazała kapitanowi, że ma pozdrowienia od dobrego wspólnego znajomego, kapitana Fortera, przebywającego obecnie w sztabie generała Seliwanowa w Rudnikach. Kapitan Forter dostał się do niewoli pod Lwowem, ale z własnej woli. Wkrótce nawiązał kontakt z pewnym pułkownikiem z Warszawy, którego nazwiska nie znał. Kramer straszliwie zbladł. Był przekonany, że został zdekonspirowany, a młodą kobietę potraktował jako pracownika H.K.Stelle, który- za chwilę każe go aresztować. Siostra Marta nieco ironicznym głosem wyjaśniła, że kapitan Forter jest u generała Seliwanowa, ale w mundurze oficera rosyjskiego przy jego sztabie. Ona zaś będąc z pochodzenia Rosjanką, jest łączniczką w twierdzy, przekazującą wiadomości do Rudnik. Ostatnio podała wykaz oficerów twierdzy umieszczając i jego nazwisko, na co otrzymała zlecenie wciągnięcia go ponownie do współpracy z rosyjskim wywiadem. Na terenie twierdzy działalnością wywiadowczą kierował kapitan Forter, a pułkownik Batiuszyn skierowany został do wykonania poważnych zadań na innych odcinkach frontu. Siostra Marta miała właśnie dla Kramera pierwsze zlecenie. Za kilka dni, przypuszczalnie w pierwszej dekadzie grudnia, 3 armia generała Krautwalda rozpocznie walkę o odbicie twierdzy. Planowane uderzenie ma prowadzić przez Sanok i Birczę. Z pewnością załoga twierdzy otrzyma rozkaz rozerwania pierścienia rosyjskich wojsk otaczających Przemyśl i połączenia się z 3 armią. W związku z tą akcją winien on uzyskać dokładne dane o miejscu przebicia się załogi, ilości oddziałów i artylerii, a głównie o czasie i miejscu rozpoczęcia szturmu.
„Wolf”-Kramer zrozumiał, że nie ma innego wyjścia i zgodził się na współpracę. Po omówieniu szczegółów następnego spotkania wyszli osobno z kawiarni.
9-10 grudnia Austriacy atakujący Rosjan na Podkarpaciu dotarli pod Sanok. Dowodzący 3 armią generał Krautwald zlecił dowódcy twierdzy, by w celu połączenia się z armią zdążającą Przemyślowi z odsieczą spowodował rozerwanie pierścienia wojsk rosyjskich.
18 grudnia załoga twierdzy przystąpiła do realizacji tego zadania. Operacją kierował zastępca komendanta twierdzy generał Tamasy, z udziałem swojej 23 dywizji honwedów i artylerii. Główne uderzenie, według planu opracowanego i uzgodnionego z 3 armią, skierowane zostało na Birczę poprzez wzgórze 428 (Góra Olszańska). Atak Węgrów wspomagała artyleria umieszczona w Brylińcach. Po zdobyciu 16 grudnia Cisowej i panujących nad drogą wzgórz „Panieński Czub” i „Krępak”, dla zabezpieczenia lewego skrzydła Tamasy nakazał zająć następnego dnia wzgórze na lewo od drogi, aż po Kopystańkę. Sukcesy Tamasy'ego wywołały panikę wśród mieszkańców Birczy. Całkowicie spokojna była natomiast rosyjska załoga wojskowa przebywająca w miasteczku, mimo że żołnierzy twierdzy pod Birczą dzieliło od wojsk 3 armii niecałe 30 kilometrów.
Oddziały generała Tamas'yego zostały niespodziewanie zaatakowane silnym ogniem artylerii rosyjskiej z Kopystanki (541 m), wywołując zamieszanie i wielkie straty w ludziach. Równocześnie Rosjanie zaatakowali północne przedpole twierdzy pod Batyczami, a ich kontratak pod Sanokiem zmusił 3 armię do odwrotu. Klęska podjętych działań była zupełna. General Tamasy wycofał się spod Birczy tracąc w trzech dniach walki około 3 tys. zabitych i rannych.
Po nieudanej akcji pod Birczą, w twierdzy zapanował smutek i przygnębienie. W przeddzień świąt Bożego Narodzenia żołnierze rosyjscy z 5 baterii X brygady artylerii wywiesili na zasiekach odezwę:
Do załogi Przemyśla! Niemcy. Węgrzy, Słowacy, Polacy, Włosi, wszystkie narodowości, które do obrony twierdzy należycie, wierzcie nam, że nie jesteśmy Waszymi nieprzyjaciółmi. Przyznajemy Wam to w zupełności, że jesteście dzielnymi żołnierzami. Życzymy Wam Wesołych Świąt, z zapewnieniem, że ani jednym strzałem nie zakłócimy Wam w tym czasie spokoju. Przemyśl, dnia 24 grudnia 1914 r.
Obok, w pewnej odległości wywieszono białą flagę. Dwaj rosyjscy oficerowie przybyli z życzeniami „wesołych świąt”, a w podarunku ofiarowali twierdzy tytoń i cygara, kosze z białym chlebem i smakołykami. Nie był to pierwszy tego rodzaju gest. Żołnierze austriaccy patrolujący przedpole często znajdowali cygara i papierosy rosyjskie przerzucane dla nich z tamtej strony.
Jeszcze jedna nieudana próba przebicia się załogi twierdzy przez Birczę do 3 armii miała miejsce 27 grudnia. Po wejściu węgierskich oddziałów do boju i kilkugodzinnych krwawych zmaganiach, wojska nagle zostały z walki wycofane. Okazało się, że za późno przyszedł do twierdzy rozkaz o wstrzymaniu wypadu przez Birczę z powodu odwołania ataku 3 armii w kierunku Przemyśla.
W Nowy Rok mieszkańcy Przemyśla ujrzeli nad miastem samolot rosyjski. Zrzucono z niego bochenek chleba z kartką: „dla głodnych”. Z nowym rokiem nadeszły dni nudne, a w oczy oblężonej armii zajrzeli nowi wrogowie: głód i zimno. Według obliczeń dowództwa twierdzy żywności winno starczyć do 18 lutego. Od stycznia jarzyny zastąpiono burakami pastewnymi. Nie brakowało na razie mięsa, bowiem codziennie odprowadzano do rzeźni wiele koni. Najbardziej głód dawał się we znaki ludności cywilnej. Początkowy przydział na kartki - tylko dla części ludności miejskiej i stale w Przemyślu zamieszkałej - wynosił 5 kg mąki, 25 dkg cukru i 1 kg sucharów wojskowych z ciemnego chleba. Żywność można było kupić na czarnym rynku, ale niektórą aż po kilkadziesiąt razy wyższej cenie.
Żołnierzom zabrakło ciepłej odzieży i butów. Z powodu głodu i ostrej zimy w zastraszającym tempie szerzyły się choroby. By podnieść na duchu zarówno żołnierzy jak i ludność cywilną, od czasu do czasu, mimo silnego mrozu, zjawiała się na rynku orkiestra wojskowa dywizji honwedów, grając siarczyste czardasze i wiedeńskie walce. Czynne były kina wyświetlające stare filmy, często urządzano koncerty dla wojska i ludności.
Głód stał się przyczyną coraz częstszych ucieczek i przestępstw. Uciekali przede wszystkim żołnierze pochodzenia słowiańskiego, całymi grupami, wraz z oficerami. Wielu żołnierzy ubranych w łachmany żebrało o kawałek chleba lub talerz gorącej zupy. Inni narażając się na karę śmierci, rabowali mieszkania osób prywatnych. Sądy polowe ukarały wielu oficerów zaopatrzenia za spekulację żywnościową. Z końcem stycznia głośną sprawą w twierdzy była śmierć szefa magazynów wojskowych, który po ujawnieniu nadużyć i braków popełnił samobójstwo.
Szpiegowska działalność kapitana „Wolfa”, który zebrane informacje przekazywał siostrze Marcie, odczuwalna była na całej linii frontu wokół twierdzy.
W pamiętniku oficera Polaka. Stanisława Gaczaka, pełniącego służbę w oblężonej twierdzy, pod datą 4 stycznia 1915 roku znajduje się taki zapis: Pułkownik Kawinek mówił, że tu w Przemyślu musi być zdrajca, który ma podziemny telefon do Moskali. Zaledwie bowiem rozkazano naszym żołnierzom brać białe opaski na lewe ramię, i nim rozkaz ten doszedł do wszystkich pułków, już widziano rosyjskie patrole w naszych mundurach z opaską na lewym ramieniu. To jest straszna rzecz.
Jak donieśli wywiadowcy austriaccy penetrujący przedpola twierdzy i przedostający się przez linię rosyjską do Lwowa i z powrotem, na dzień przed planowanym austriackim atakiem z okopów na wzgórzu „Kijów” w kierunku Krzywczy, oficerowie rosyjscy uprzedzali o tym ludność wiejską zamieszkałą w wioskach na linii ataku.
O działalności szpiegów rosyjskich wspomina także w swych notatkach oficer węgierski z pułku podpułkownika Molnara pisząc: Rosjanie mają świetną służbę szpiegowską. 17-tego (lutego 1915 r.) zajęli oni pozycję naszej szpicy w Brylińcach i urządzili się tam. Wobec tego generał Seide zarządził, żeby pułkownik Szatmary z drugim batalionem zrobił wypad o godz. 4 po południu i żeby wziął do niewoli te dwie kompanie Rosjan. Nasza jednostka wyruszyła i dotarła do Bryliniec. Nie napotkawszy nieprzyjaciela otrzymała rozkaz powrotu do koszar. Ledwo co wróciła, kiedy Rosjanie ponownie zajęli Brylińce. Nie ulega wątpliwości, że wiedzieli o powrocie i to z większą jednostką, więc się wycofali. Potwierdził to jeden z rosyjskich oficerów, który trafił do niewoli. Oświadczył on, że już o godz. 2 mieli informacje o wypadzie.
Żołnierze i część oficerów, rozczarowani nieudanymi akcjami, podejrzanie celnymi pociskami nieprzyjacielskiej artylerii, trafiającymi w okopy i umocnienia, koszary i magazyny przyforteczne, obwiniali za niepowodzenia ludzi pracujących w sztabie i rządzie nazywając ich „Redlami”.
* * *
W twierdzy, w czasie oblężenia, najspokojniejszy był odcinek północno-zachodni, ciągnący się od fortu VIII - „Łętownią”, po fort X w Ujkowicach. Akcje ofensywne obu stron utrudniała nieco inna konfiguracja terenu. Poza tym kilkusetosobowa grupa wieśniaków zamieszkała w piwnicach spalonych domów także zniechęcała obie strony do działań bojowych. Ludzie ci cierpieli straszliwy niedostatek, masowo umierali z głodu i od padających pocisków artyleryjskich. Duże pole do działania miał na tym terenie obcy wywiad. Składane meldunki dowodziły o licznych dezercjach odbywających się na Urn właśnie odcinku. Także tutaj najczęściej znajdowano ulotki rosyjskie kierowane do żołnierzy Rusinów. Nie bezpodstawy uważano, że w tej części twierdzy przerzucano szpiegów rosyjskich i materiały wywiadowcze dla sztabu rosyjskiego.
Pewnej zimowej nocy w dotychczasowych niepowodzeniach kontrwywiadu austriackiego nastąpił zwTot. Stojący na przedpolu IX fortu wartownik z dolnoaustriackiego landsturmu, pomimo gęsto padającego śniegu ujrzał kogoś czołgającego się po ziemi w kierunku wsi Belwin, do pozycji Rosjan. Wartownik, pamiętając specjalną instrukcję o obowiązku wyłapywania szpiegów i to żywcem, krzyknął: Stój, bo będę strzelać! Gdy po tym ostrzeżeniu sylwetka posuwała się dalej - wystrzelił. Wówczas ze śniegu poderwała się ubrana na biało skulona postać i szybko zaczęła biec w kierunku wypalonej wsi Wapowce. Wartownik zameldował o zajściu oficerowi dyżurnemu i rano obaj obejrzeli teren nocnej przygody. Na śniegu czerwieniły się krople krwi, a ślady wyraźnie prowadziły w kierunku Wapowiec. Oficer udał się do Przemyśla i złożył szefowi kontrwywiadu dokładny meldunek o udaremnionej próbie przejścia na stronę wroga. Obaj oficerowie ustalili wspólny plan dalszego działania.
W trzecim dniu po wydarzeniach tamtej nocy do wojskowego posterunku drogowego usytuowanego w pobliżu zniszczonej wsi Wapowce, przy szosie prowadzącej z Dubiecka do Przemyśla, zgłosiła się młoda dziewczyna, Anna Czernyk. Mieszkała z ojcem w ruinach domu. Prosiła o przepustkę do Przemyśla, skąd dla chorego ojca zamierzała przywieźć lekarstwo. Dyżurujący oficer, znając dziewczynę, wydał przepustkę i zaproponował podwiezienie do miasta. Akurat wysyłał furmankę po żywność dla załogi. Po odjeździe furmanki z dziewczyną oficer natychmiast udał się do fortu VIII - „Łętownią”, skąd telefonicznie przekazał H.K.Stelle odpowiednią informację. Następnie z dwoma żołnierzami „odwiedził” ziemiankę Czernków, znajdującą się tuż przy ich spalonym domu. Przeprowadzona na miejscu rewizja dała nadspodziewany rezultat. W piwnicy zrujnowanej chaty, na wiązce słomy, żołnierze odkryli ciężko rannego, gorączkującego mężczyznę. Podczas rewizji znaleziono przy nim wykaz chorych i rannych oficerów w szpitalach wojskowych, którzy brali udział w ostatnim grudniowym wypadzie na Birczę. Po zawiadomieniu H.K.Stelle przybyła z Przemyśla sanitarka i ciężko rannego mężczyznę odtransportowano do szpitala wojskowego, gdzie z powodu upływu krwi po paru godzinach zmarł.
Dziewczyna natomiast, po przyjeździe furmanką do magazynu przy ul. Szpitalnej (obecnie Łukasińskiego), udała się w kierunku szpitala wojskowego. Już od mostu na Sanie, gdy jechała furmanką, szło za nią dyskretnie dwóch mężczyzn. W szpitalu poprosiła o widzenie się z siostrą Martą. Ta jednak, jak ją poinformowano, była po nocnym dyżurze. Poszła więc pod wskazany adres do jej mieszkania przy ul. Cichej (Smolki) 15. Siostra Marta jeszcze nie spała i mimo zmęczenia przyjęła dziewczynę, którą widziała po raz pierwszy. Wymienione przez nią hasło oraz relacja o swym gościu, który ją tutaj skierował, uświadomiły pielęgniarce, że jej stały łącznik ze sztabu w Rudnikach jest poważnie ranny i zagrożony aresztowaniem. Zrozumiała, że tylko natychmiastowe działanie mogłoby go uratować. Szybko zerwała się z łóżka i poczęła ubierać, gdy nagle odezwało się mocne pukanie do drzwi. Po głosie obcych osób siostra Marta zrozumiała, że została zdekonspirowana. Szybko wrzuciła do pieca kilkanaście różnych papierów, po czym położyła się na łóżku i z torebki wyjęła jakąś pastylkę. Przed połknięciem kazała Annie Czernyk otworzyć drzwi i niczego nie mówić, gdyż tylko takim sposobem mogła uratować życie. Gdy wywiadowcy weszli do pokoju łączniczka już nie żyła. Połknęła pastylkę cyjanku potasu.
W kilka dni później na rozprawie przed sądem polowym Anna Czernyk otrzymała wyrok dziesięciu lat ciężkiego więzienia za współpracę z wrogiem.
KAPITULACJA
W styczniu 1915 roku oblegająca twierdzę armia generała Seliwanowa wyposażona została w ciężką artylerię. Od 9 lutego artyleria rozpoczęła regularne ostrzeliwanie przedpoli i fortów, a samoloty rosyjskie niemal codziennie zrzucały na miasto bomby. Podjęta w połowie lutego kolejna próba przebicia się do Przemyśla 2 armii austriackiej w czasie wspólnej ofensywy wojsk austriackich i pomocniczych niemieckich także nie powiodła się. Przeszkodziły jej zdecydowany opór Rosjan i występujące w tym czasie zawieje śnieżne.
Tymczasem głód w twierdzy sięgnął najwyższych granic. Komisje rekwizycyjne odwiedzały zasobniejsze mieszkania, konfiskując znalezione zapasy żywności i ciepłej odzieży. Żołnierzom zmniejszono o połowę i tak już głodowe racje Dziennie otrzymywali tylko ćwierć kilograma chleba i pół litra rzadkiej zupy bez tłuszczu z łyżką ryżu i skrawkiem koniny. Uzupełnieniem tego była otrzymywana na kolację czarna kawa, bez cukru. Wydzielone grupy żołnierzy łupały w lasach korę brzozową, którą po zmieleniu mieszano z mąką i z tego wypiekano chleb Innym dodatkiem przeznaczonym do wypieku chleba były buraki pastewne. Chłeb taki był oczywiście niestrawny i przyczyniał się do powstawania różnych chorób.
Nic dziwnego, że od początku drugiego oblężenia do końca lutego okrążona armia zmniejszyła się o 24 tys. żołnierzy - zabitych, rannych lub poważnie chorych Wyczerpana głodem załoga nie czyniła już żadnych akcji zaczepnych przeciw nieprzyjacielowi, a wszystko wskazywało, że wkrótce nie będzie zdolna nawet do biernej obrony. W twierdzy - według obliczeń z końca lutego - pozostało żywności zaledwie do 7 marca. Ludność cywilna od 1 marca nie otrzymywała przydziałów żywności. Dla ratowania życia drogo płacono za koty i psy, których mięso zjadano.
Makabryczna afera odkryta została w pułku stacjonującym w Żurawicy. Dwóch żołnierzy- z kuchni wojskowej od pewnego czasu sprzedawało po wysokich cenach gulasz, zarówno głodnym kolegom, jak i wygłodniałej ludności cywilnej. Żandarmeria wojskowa zajęła się tą sprawą i aresztowała obu spekulantów. Śledztwo ujawniło, że mięso na gulasz pochodziło z ciał jeńców rosyjskich. Wyrokiem sądu doraźnego obaj przestępcy skazani zostali na karę śmierci przez powieszenie.
* * *
Kapitan Kramer pod koniec lutego otrzymał do wykonania nietypowe zadanie. Od pracowników kontrwywiadu działającego przy dowództywie twierdzy miał uzyskać informacje o agencie austriackim działającym za linią frontu, na południe od Przemyśla. Przekazywane przez niego informacje o usytuowaniu stanowisk wojsk rosyjskich wokół twierdzy w rejonie Husakowa, Niżankoywic, Dobromila i Birczy były niezwykle dokładne. Dzięki nim artyleria forteczna dalekiego zasięgu we właściwym czasie niszczyła swym ogniem stanowiska koncentracji pod twierdzą, a co najważniejsze, transporty z zaopatrzeniem zdążające jedynymi drogami tuż obok twierdzy, na linię frontu w Karpatach.
W ciągu tygodnia „Wolfowi” udało się uzyskać pewne informacje naprowadzające na ślad niebezpiecznego dla Rosjan agenta, działającego za linią fortów. Tym śladem były gołębie.
Okazały folwark w Maihowicach - wsi leżącej przy głównej drodze wiodącej z Przemyśla do Chyrowa - otrzymał za zasługi dla monarchii w dożywotnią dzierżawę emerytowany rotmistrz kawalerii. Po oblężeniu Przemyśla Malhowice leżące niedaleko linii fortów zajęte zostały przez wojska rosyjskie. Rotmistrz, z pochodzenia Polak, miał dobre stosunki z Rosjanami. Oficerowie zawsze byli gościnnie przyjmowani i umieli się odpowiednio rewanżować za poczęstunek alkoholem, który w armii rosyjskiej po wybuchu wojny stał się artykułem zakazanym i legalnie nieosiągalnym.
Pewnego wieczoru na początku marca ekonom Dorocki przyprowadził do dworu dwóch uciekinierów z pobliskiego obozu dla jeńców austriackich. Obaj zarośnięci, w zniszczonych mundurach. Jeden był oficerem Austriakiem, drugi - podoficerem Polakiem. Uciekli z obozu, by dostać się do swych wojsk w rejonie Sanoka. Po kolacji, dostali nocleg w nie zamieszkanej części dworu. Otrzymali też cywilne ubrania i żywność na drogę. Rankiem ekonom wyprowadził ich jako swych robotników daleko poza wioskę, przekazując dokładne informacje o bezpiecznych drogach i ścieżkach wiodących przez góry w kierunku Sanoka.
W dwa dni po tym wydarzeniu nieoczekiwanie na folwarku zjawili się żandarmi rosyjscy. Przybyli z pobliskiego Bybła, gdzie w pałacu Tarnawskich mieściła się kwatera ich dowództwa. Żandarmi rozpoczęli przeszukiwanie dworu, ale szczególnie zainteresowani byli podłogami, z których ściągali dywany i dokładnie opukiwali. Rotmistrz, obecny przy rewizji i obserwujący jej przebieg, stawał się coraz to bledszy. W nie zamieszkanej części dworu znajdował się prawie pusty salonik. Po ściągnięciu dywanu pod podłogą żandarmi znaleźli skrytkę, w której stały rzędem klatki z gołębiami pocztowymi. Za ich posiadanie po obu stronach frontu groziła kara śmierci. W trakcie dokładnej rewizji znaleziono jeszcze inne dowody świadczące o uprawianiu przez rotmistrza szpiegostwa na rzecz Austrii. Ustalono, że przekazywanie tajnych materiałów do twierdzy odbywało się nocą za pośrednictwem gołębi. Tą samą drogą gołębie przekazywały rotmistrzowi instrukcje i zlecenia z twierdzy. „Wolf i „uciekinierzy” dobrze wypełnili swe zadanie.
Aresztowany rotmistrz i ekonom, po krótkim śledztwie przeprowadzonym w dowództwie żandarmerii w Byble, wyrokiem sądu polowego skazani zostali: rotmistrz - na karę śmierci, ekonom - na zesłanie na Sybir. Po wyroku, rotmistrz został zastrzelony podczas ucieczki z budynku w którym odbywała się rozprawa.
Twierdza powoli dogorywała. 11 marca 1915 roku generał Kusmanek, po ostatecznym uszczupleniu i tak już głodowych racji żywnościowych, zawiadomił sztab generalny, że jest w stanie utrzymać się do 24 marca.
Tymczasem Rosjanie w nocy z 13 na 14 marca silnym atakiem zdobyli uporczywie bronione przez Austriaków pozycje przedpolowe „Na Górach”, znajdujące się na północnym odcinku twierdzy, na łinii Batycze - Hnatkowice. Natychmiastowy kontratak kilku batalionów piechoty wysłanych z fortów nie udał się. 2 tys. żołnierzy austro-węgierskich wycięto do nogi. Widząc bezskuteczność ataków dowództwo twierdzy zaniechało dalszych prób. Rosjanie, po podciągnięciu artylerii na zdobyte przedpole, zaczęli ostrzeliwać śródmieście. Pociski powodowały liczne ofiary w ludziach. W mieście wybuchła straszliwa panika i zamieszanie. Od dłuższego już czasu z braku papieru przestały wychodzić gazety. Ludność cywilna i żołnierze, nie mając rozeznania w sytuacji i wiadomości spoza twierdzy, wierzyli każdej plotce.
Pracownicy kontrwywiadu twierdzy w połowie marca natrafili na ślad przygotowywanego spisku wśród oficerów, głównie pochodzenia słowiańskiego. Zamierzeniem spiskowców było aresztowanie dowództwa twierdzy i poddanie się Rosjanom. Powiadomiony o tym generał Kusmanek postanowił uprzedzić zamiary spiskowców przez wybranie mniejszego zła. By twierdza z przeszło tysiącem dział i ogromną ilością amunicji nie dostała się w ręce wroga, po naradzie z generałami i uzgodnieniu z Naczelnym Dowództwem w Cieszynie, Kusmanek przedsięwziął akcję przebicia się przez linie rosyjskie w kierunku Mościsk, chcąc połączyć się z armią generała Pflanzer-Baltina, operującą w rejonie Stanisławowa. Dowódca twierdzy liczył na zaskoczenie nieprzyjaciela. Po opuszczeniu twierdzy przez zdolne jeszcze do walki oddziały i przerwaniu linii wroga, pozostałe w mieście grupy saperów miały zniszczyć wszystkie fortyfikacje i urządzenia wojskowe, a następnie dołączyć do oddziałów maszerujących na wschód.
Plany dowództwa twierdzy dotarły do kelnera z kawiarni „Habsburg” i kapitana „Wolfa”. W związku z tym kapitan otrzymał do wykonania ostatnie zadanie.
* * *
Do walki z nieprzyjacielem nadawała się jedna trzecia stanu osobowego poszczególnych pułków twierdzy. Ale i ci, niedożywieni, przemęczeni długotrwałym oblężeniem, nie przedstawiali większej wartości bojowej. Kusmanek wystosował do żołnierzy specjalny apel, wzywający do ostatniego wysiłku dla dobra ojczyzny. Kończył się on słowami...Moi dzielni żołnierze! Musimy się przebić i przebijemy się!
18 marca 1915 roku, po zapadnięciu zmroku zdolne do walki oddziały austriackie opuściły swe stanowiska obronne i miasto, przesuwając się na wschodnim odcinku twierdzy poza linię frontu.. W tym czasie oddziały saperów minowały forty. Aby zmylić nieprzyjaciela co do kierunku planowanego ataku, forty południowe rozpoczęły silny ogień artyleryjski. Do ataku na Medykę ruszyły oddziały obrony krajowej i pospolitego ruszenia generałów Kalteneckera i Nickla. Nagle zapaliła się przed nimi jak pochodnia stodoła stojąca samotnie na przedpolu fortu XV „Borek”. Gdy żołnierze, pomimo szalejącej śnieżycy, dotarli do pozycji rosyjskich, niespodziewanie dostali się pod huraganowy ogień artylerii i karabinów maszynowych. To samo spotkało 23 dywizję honwedów, atakującą prawe skrzydło linii rosyjskich między Pleszowicami a Popowicami. Pracownicy kontrwywiadu austriackiego jeszcze w trakcie walki przystąpili do kontrolowania żołnierzy i oficerów, znajdujących się w pobliżu palącej się stodoły pod Medyką. W tym rejonie natrafili na kapitana Kramera. Zapytany, co w tym miejscu robi, odpowiedział, że znalazł się tam przypadkowo. Taka odpowiedź nie zadowoliła oficera kontrwywiadu i dla dokładniejszego zbadania sprawy kapitan Kramer - „Wolf” odstawiony został do biura H.K.Stelle w Przemyślu.
19 marca do godziny drugiej po południu z uporem walczyły cofające się z przedpola ostatnie rozbite austriackie oddziały, ścigane przez nieprzyjaciela aż do linii zasieków. Dalszy pościg Rosjan zatrzymany został ogniem artylerii fortecznej. Po nieudanym wypadzie na polu walki zostało około 7 tys. zabitych i rannych żołnierzy. Sama 23 dywizja honwedów w siedmiogodzinnej, niezwykle krwawej walce straciła 70 % swego stanu.
Jeszcze tego samego dnia, zaraz po nieudanej próbie przebicia, generał Kusmanek zwrócił się do Naczelnego Dowództwa z prośbą o pozwolenie na poddanie twierdzy.
W biurze H.K.Stelle, w trakcie intensywnie prowadzonego śledztwa i przesłuchań kapitana Kramera, znaleźli się świadkowie, którzy widzieli go z siostrą Martą. Dokładnie przeprowadzona rewizja osobista oraz w jego mieszkaniu także dostarczyła pewnych dowodów, w postaci zaszyfrowanych notatek. Teraz „Wolf nie mógł już wyprzeć się zarzutu współpracy z wywiadem rosyjskim. Przy składaniu zeznań zdradził swego zleceniodawcę, agenta wywiadu rosyjskiego, kelnera z „Cafe Habsburg”. Wysłani żandarmi nie zastali go już w miejscu pracy. Także ostatniej nocy nie spędził w swoim mieszkaniu. Świadczyło to o uprzedzeniu niebezpiecznego szpiega przed grożącym mu aresztowaniem.
Wyrokiem sądu polowego kapitan Kramer, zdrajca ojczyzny, działający pod szpiegowskim pseudonimem „Wolf, skazany został na karę śmierci. Wyrok został wykonany rankiem 21 marca na stokach Winnej Góry.
20 marca niemal na wszystkich odcinkach twierdzy toczyły się ciężkie walki. Rosjanie na nowo rozpoczęli wzmożone ostrzeliwanie miasta, starając się zniszczyć magazyny z resztkami zapasów. W mieście było już tyłu rannych, że zabrakło dla nich miejsca nawet w domach prywatnych. Leżeli więc na chodnikach pod domami, konając bez pomocy i opieki lekarskiej.
21 marca generał Kusmanek otrzymał od Naczelnego Dowództwa w Cieszynie radiotelegraficzny rozkaz poddania twierdzy. Jego treść brzmiała: Wobec tego, że brak wyżywienia uniemożliwia dalszą obronę i powoduje konieczność kapitulacji, należy przed poddaniem twierdzy nieprzyjacielowi zniszczyć cały materiał wojenny, z amunicją działową włącznie.
Po otrzymaniu zezwolenia na kapitulację, w dowództwie twierdzy zapanował sądny dzień. Tej wiadomości nie wolno było rozpowszechniać wśród żołnierzy, żeby nie wywołać anarchii i buntu, który tu dojrzewał. Generał Kusmanek zorganizował poufną naradę z udziałem sztabu twierdzy, dowódców dywizji i komendantów odcinków obronnych twierdzy. Termin kapitulacji ustalono na następny dzień, 22 marca, na godzinę 6 rano. Wszystkie przyczyny uzasadniające poddanie twierdzy (głód, wyczerpanie psychiczne, braki w umundurowaniu, niepewne morale znacznej części żołnierzy, zwłaszcza Ukraińców itp.) zostały zaprotokołowane.
Dowództwo twierdzy wydało 21 111 1915 roku ostatni rozkaz dla oficerów i komendantów fortów (Nr 94 Nr operac. 233/1). dotyczący planowego niszczenia wszystkich obiektów i materiałów wojskowych, łącznie z karabinami i nabojami.
Nocą z 21 na 22 marca policja i żandarmeria budziła mieszkańców miasta nakazując im opuszczenie domów i udanie się w kierunku Kopca Tatarskiego i cmentarza. W mieszkaniach miały pozostać otwarte okna i drzwi. Żołnierze przebywający na przedpolach twierdzy nagłym alarmem zostali ściągnięci z fortów i wyprowadzeni poza ich obręb. Na opustoszałe forty weszli saperzy, wysadzając działa, kazamaty, amunicję i inny sprzęt wojskowy. W zaistniałym zamieszaniu na forcie XIII w Bolestraszycach całkowicie zapomniano o dwóch zamkniętych w małej kazamacie Rosjanach, z którymi nie przeprowadzono w ciągu całego dnia nawet wstępnego śledztwa, po wzięciu ich do niewoli na przedpolu fortu
W mieście spalone zostały wszystkie dokumenty wojskowe i pieniądze papierowe (6.700.000 koron). Żołnierze wylewali do Sanu spirytus, naftę, benzynę, topili amunicję i broń, a także resztki żywności. Wysadzone zostały wszystkie mosty na Sanie i Wiarze. Na polach Hurka wystrzelano pozostałe przy życiu konie, tylko niewiele pozostawiając do obsługi szpitali. Z lotniska w Hurku wystartowały ostatnie dwa samoloty, z których tylko jednemu udało się przelecieć nad terenami zajętymi przez nieprzyjaciela. Pilot tego samolotu osobiście złożył cesarzowi meldunek o upadku twierdzy.
Po dokonaniu zniszczeń 22 marca 1915 roku o godz. 6.55 rano została nadana ostatnia depesza do Naczelnego Dowództwa o wykonaniu zadania, a następnie zniszczono radiostację i potężny maszt antenowy.
Około godz. 8 rano grupa oficerów austriackich z białą flagą udała się na pertraktacje do siedziby dowództwa rosyjskiego w Rudnikach koło Mościsk. W dwie godziny później pierwsze patrole kozackie wkroczyły do miasta. Następnego dnia zadymiły w mieście liczne kuchnie polowe, wydające bezpłatne posiłki żołnierzom i cywilom. Żołnierze austriaccy zostali skoszarowani, otrzymując żołd jak żołnierze rosyjscy. Oficerom w dowód uznania za dzielną postawę car pozwolił nosić szable. Do niewoli dostało się 9 generałów, 93 oficerów sztabowych, 2,5 tys. oficerów oraz 117 tys. podoficerów i żołnierzy. W tej liczbie przeszło 28 tys. rannych i chorych.
Wkrótce zjechali do Przemyśla kupcy z Królestwa Polskiego, oferując dużą ilość towarów po cenach jak przed wybuchem wojny.
General Kusmanek został przewieziony z Przemyśla do Kijowa i przedstawiony generałowi Iwanowowi, dowódcy frontu południowo-zachodniego.
Upadek Przemyśla wywołał wielkie wrażenie w całej Europie. W Austrii zapanowało przygnębienie, natomiast w Rosji dzień ten obchodzono uroczyście jako dzień zwycięstwa.
Od 25 marca z Przemyśla zaczęły odjeżdżać do Rosji transporty żołnierzy austro-węgierskich. Oficerowie w dowód uznania byli kierowani nie do guberni wschodnich, lecz do Rosji środkowej.
Z początkiem kwietnia, w odwet za torturowanie żołnierzy rosyjskich wziętych do niewoli w Karpatach, zaostrzono rygor wobec żołnierzy i oficerów austro-węgierskich w twierdzy. Oficerom kazano złożyć szable i zabroniono wychodzić do miasta. Potem nastąpiły akcje żandarmerii polowej i kozaków. Przeprowadzali oni nocne rewizje w poszukiwaniu żołnierzy i oficerów ukrywających się przed wywiezieniem do Rosji. Pod
zarzutem dezercji z koszar aresztowano i wywieziono w głąb Rosji około 4 tys. mężczyzn w wieku od dziewiętnastu do pięćdziesięciu lat.
Poszukiwano także oficerów sztabu twierdzy i pracowników H.K.Stelle, bowiem spora ich liczba ukrywała się w mieście i okolicy unikając wywozu, a pracownicy wywiadu także odpowiedzialności za swoją działalność.
W kilka dni po kapitulacji do kierownika hotelu „Przemyskiego” przy Placu Na Bramie 7, Stanisława M., wszedł rosyjski oficer sztabowy. Jego twarz nie była obca panu Stanisławowi M. Przypomniał on sobie kelnera z „Cafe Habsburg”, poszukiwanego tuż przed kapitulacją twierdzy min. i w jego hotelu, jako groźnego szpiega rosyjskiego.
W towarzyskiej rozmowie oficer usiłował dowiedzieć się coś o oficerach ze sztabu twierdzy, którzy, jak można było się domyślać, uniknęli niewoli.
Przed przybyciem cara do Przemyśla, wszyscy jeńcy austriaccy odesłani zostali do Rosji.
Car Mikołaj II z bratankiem, naczelnym dowódcą, wielkim księciem Mikołajem Mikołajewiczem i świtą bawili dwa dni w Przemyślu. Po przybyciu do miasta 22 kwietnia 1915 roku odbyło się uroczyste powitanie i parada wojskowa. Następnego dnia car ze swą świtą zwiedzili trzy forty. Podczas galowego obiadu w kasynie oficerskim przy ul. Grodzkiej, imperator Rosji udekorował orderami zasłużonych przy zdobywaniu twierdzy oficerów i żołnierzy. W godzinach popołudniowych - 24 kwietnia 1915 roku - car opuścił Przemyśl, udając się wraz ze sztabem w drogę powrotną do Lwowa.
OD MAJA 1915 R. DO LISTOPADA 1918 R.
Po zajęciu Przemyśla inicjatywa na frontach przeszła w ręce Rosjan. Około 100 tys. żołnierzy oblegających dotychczas twierdzę zasiliło fronty- w Karpatach, gdzie toczyły się zacięte walki o karpackie przełęcze. W obu walczących tam armiach śmierć zbierała straszne żniwo. Zimą 1915 roku armie państw centralnych straciły na tym froncie około 700 tys. zabitych, rannych i wziętych do niewoli, nie licząc załogi Przemyśla. Straty Rosjan były jeszcze większe.
14 kwietnia odbyła się w Berlinie narada szefów: austriackiego -Conrada von Hótzendorfa i niemieckiego - Falkenheyma. Na naradzie postanowiono przygotować nową ofensywę, której celem byłoby odepchnięcie Rosjan na wschód. Na wniosek szefa sztabu austriackiego za punkt wyjścia ponownej ofensywy wybrano odcinek między Wisłą a Karpatami, ciągnący się wzdłuż linii kotlin: Gorlice - Jasło - Krosno wprost na tyły armii rosyjskiej w Karpatach. Ofensywa przygotowywana była w imponującym tempie. Setki pociągów przywoziły w ostatnich dniach kwietnia dywizje niemieckie ściągane z Francji i Prus Wschodnich. Połączone wojska niemieckie i austro-węgierskie utworzyły 11 armię, nad którą dowództwo objął niemiecki generał pułkownik August von Mackensen. Potężna 11 armia skoncentrowana na odcinku między Tarnowem a Beskidami, głównie w rejonie Gorlic, liczyła 19 dywizji (189 tys. bagnetów), blisko 2 tys. dział oraz 70 miotaczy min.
Słaby rosyjski wywiad lotniczy nie wykrył koncentracji wojsk nieprzyjaciela pod Gorlicami. Toteż naprzeciw tej siły stała tylko mocno osłabiona 3 armia dowodzona przez generała Radko Dymitriewa. Stosunek liczbowy przeciwników równał się jak 1:2 na niekorzyść Rosjan. Austriacko-niemiecka przewaga artylerii, broni maszynowej i lotnictwa była wręcz przytłaczająca.
2 maja 1915 roku rozpoczęła się wielka bitwa, która przeszła do historii pierwszej wojny światowej pod nazwą „operacja gorlicka”. O godzinie 6 rano 2 tys. austriackich dział otworzyły ogień, trwający około czterech godzin. W kanonadzie artyleryjskiej zostały po raz pierwszy użyte niemieckie, potężne haubice 420 mm. Po przygotowaniu artyleryjskim do ataku przeciw zniszczonym pozycjom rosyjskim ruszyło przeszło 100 tys. żołnierzy. Zaskakująco zaciekły opór Rosjan spowodował, że dopiero wieczorem udało się wojskom austro-niemieckim zająć ich pierwszą linię obronną. Utworzona druga linia obronna została przełamana dopiero 5 maja. Następnego dnia zdobyto Tarnów. W zaistniałej sytuacji po przełamaniu frontu dowództwo rosyjskie nakazało swym wojskom odwrót na wschód, do linii Sanu, by na niej zatrzymać wroga. Liczono na główny punkt oparcia - Przemyśl z jego naturalnymi walorami obronnymi, a także na przyczółki mostowe w Radymnie i Jarosławiu.
Mimo upartej obrony, mniejszym liczebnie wojskom rosyjskim nie udało się powstrzymać ofensywy wroga. 15 maja zdobyty został Jarosław i przekroczony San. Dzień wcześniej zajęto miasta Dobromil i Stary- Sambor.
Po rozpoczęciu ofensywy pod Gorlicami dowództwo rosyjskie w Przemyślu przystąpiło do prac nad naprawą fortów od strony zachodniej i południowo-zachodniej, skąd spodziewane było nadejście wroga. Na niektórych fortach ustawione zostały działa ściągnięte z twierdzy brzeskiej. Do miasta wkrótce napłynęły tysiące uchodźców z zachodu, przeważnie Rusinów i Łemków. Niektórzy przedstawiciele władz rosyjskich, a także kupcy opuścili Przemyśl. 12 maja wydany został rozkaz opuszczenia miasta przez mężczyzn w wieku od 15 do 58 lat i wszystkich Żydów.
Od 12 maja samoloty niemieckie rozpoczęły bombardowanie miasta. Następnego dnia pociskami szrapnelowymi został ostrzelany fort VII - „Prałkowce”. lecz atak na twierdzę jeszcze nie następował, czekano na posiłki. Walki o nią rozgorzały dopiero 16 maja. Twierdzy broniła 8 armia generała Brusiłowa, której rubież obronna na południe i wschód od Przemyśla sięgała do Dniestru - po Wielkie Błoto. Rosjanie, mimo znacznej przewagi nieprzyjacielskiej, na wszystkich odcinkach frontu stawiali zaciekły opór. Najkrwawsze walki toczone były z armią Bohma-Ermoliego, który po zajęciu Sambora dotarł do Husakowa, by w tym miejscu zamknąć pierścień wojsk sprzymierzonych okrążających Przemyśl.
23 maja 1915 roku, w czasie gdy w Galicji trwały zacięte walki, zupełnie niespodziewanie Wiochy wypowiedziały wojnę państwom centralnym. Dla państw Ententy było to wielkie i brzemienne w skutki wydarzenie. Na froncie wschodnim nie przyniosło ono jednak spodziewanego odciążenia. Obie kwatery postanowiły w dalszym ciągu energicznie kontynuować skierowaną przeciwko Rosji ofensywę.
Otoczony wojskami austriacko-niemieckimi Przemyśl, według oceny ich dowództwa, miał los przesądzony. Inną nadzieję żywił naczelny dowódca wojsk rosyjskich. W myśl tajnej umowy, podpisanej z Włochami przed przystąpieniem do wojny 16 maja 1913 r. w Baranowiczach, wojska włoskie, zaraz po wypowiedzeniu wojny Austrii, miały uderzyć całą siłą przez Lubiane na Węgry, by połączyć się z wojskami rosyjskimi w Galicji. Aby utrzymać Przemyśl, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz wzmocnił armię Brusiłowa V Korpusem karpackim, nakazując mu utrzymanie miasta i obszaru twierdzy aż do całkowitego wyczerpania się wszystkich możliwości 8 armii.
Dowództwo austriacko-niemieckie, zorientowane w planach wielkiego księcia, postanowiło przyspieszyć zajęcie twierdzy frontalnym atakiem.
Pod Przemyśl przerzucone zostały nowe pułki i najcięższe niemieckie moździerze 420 mm, wyprodukowane tuż przed wybuchem wojny, zdolne swoimi pociskami przebić najgrubsze betonowe ściany fortów, czego dowiodło zdobywanie twierdzy w Antwerpii.
Zgodnie z planem 31 maja artyleria austriacko-niemiecka rozpoczęła huraganowy ogień. Jego punkt ciężkości skierowany był na forty północno-zachodniego odcinka twierdzy. Użyto tam moździerzy 420 mm. Pod ogniem dział dalekiego zasięgu znalazły się także rosyjskie baterie stojące na Kruhelu, Lipowicy i Winnej Górze. Do miasta również docierały pociski szrapnelowe. Największą jednak trwogę budziły wśród ludności cywilnej samoloty niemieckie, zrzucające bomby na miasto i forty.
Na północnym odcinku twierdzy ruszyły do szturmu pułki bawarskie, zajmując po krótkiej walce forty Xa i XI. 2 czerwca padły dalsze forty. Rozbity i zdobyty został potężny fort XIII w Bolestraszycach, X - w który także wnosił oskarżenia kończące się wyrokami kary śmierci. Na szczęście w 1918 roku rozprężenie i rozkład wśród wojsk i przedstawicieli władz Austrii był już tak dalece posunięty, że obrońcy w procesach legionistów, wnoszonymi apelacjami do nowego cesarza Austrii. Karola, byli w stanie powstrzymywać władze wojskowe w Przemyślu od szybkiego wykonywania wyroków.
W 1918 roku komendantem nadal istniejącego w Przemyślu X Korpusu był generał piechoty Njengowan, szefem sztabu - pułkownik Janda, zastępcą komendanta - generał Stanisław Puchalski. W składzie korpusu znajdowało się około 20 tys. żołnierzy, w tym wielu chorych i starszych wiekiem. W pułkach znaczną przewagę stanowili żołnierze Polacy, bardzo często związani z nielegalną Polską Organizacją Wojskową. Komórki i oddziały Polskiej Organizacji Wojskowej istniały także wśród kolejarzy w Przemyślu i Żurawicy oraz młodzieży szkół średnich.
Dojrzewający od wielu miesięcy upadek Austrii nastąpił po załamaniu się czerwcowej ofensywy na froncie włoskim. Na wieść o rozpoczętych 5 października przeze Niemcy i Austrię rokowaniach rozejmowych z Rosją, posłowie polscy i przedstawiciele różnych polskich stronnictw 28 października utworzyli w Krakowie Polską Komisję Likwidacyjną, rodzaj prowizorycznego rządu w miejsce władz austriackich. Legioniści, polscy oficerowie i członkowie POW bezkrwawo rozbroili załogę twierdzy krakowskiej. Komendę nad powstającym wojskiem polskim objął brygadier z Legionów, Bolesław Roja.
W Przemyślu z nieopisaną radością witano powstanie państwa polskiego. Gazeta „Ziemia Przemyska” z 1 listopada 1918 roku pisała: Marszałek polny, Ekscelencja St. Puchalski, objął z dniem 30 października urzędowanie jako Naczelnik komendy przemyskiego okręgu wojskowego. Społeczeństwo polskie wita Go na tej ważnej i odpowiedzialnej placówce z całą serdecznością.
Istniejąca w Warszawie Polska Rada Regencyjna, przejąwszy na siebie reprezentację i rządy nad powstającą z niewoli Polską, 1 listopada mianowała naczelnym dowódcą wojsk polskich dla Galicji i Śląska generała Puchalskiego z X Korpusu przemyskiego. Szefem sztabu został pułkownik Władysław Sikorski.
Tego samego dnia w Przemyślu powstały równocześnie dwa komitety narodowe: Komitet Zjednoczonych Towarzystw Polskich i Ukraińska Rada Narodowa. Pierwszą silą zbrojną Polskiego Komitetu, przemianowanego na wzór Krakowa z Polską Komisją Likwidacyjną, była POW. Młodzież zorganizowała się w „Kompanię Studencką”, w której znajdowali się ochotnicy, głównie studenci. Grupy tej młodzieży przystąpiły do rozbrajania żołnierzy austriackich i zajmowania budynków rządowych, koszar i innych obiektów - co odbywało się prawie bez oporu. Wkrótce zorganizowano w Przemyślu Straż Obywatelską i rozpoczęto werbunek do milicji miejskiej celem zabezpieczenia porządku przed elementami przestępczymi, dezerterami i jeńcami rosyjskimi.
W pierwszych dniach listopada między polskim komitetem a Ukraińską Radą Narodową nie dochodziło do żadnych starć. 3 listopada żołnierze Ukraińcy z pułków austriackich, dowodzeni przez oficerów niemieckich, pruskich, a nawet czeskich, wspólnie z ochotnikami z okolicznych wsi opanowali magazyny wojskowe na fortach w Siedliskach, Jaksmanicach i Pikulicach. W nocy od strony Medyki i Siedlisk wtargnęły do Przemyśla oddziały ukraińskie, zajmując go niemalże bez strzału. Aresztowany został generał Puchalski z całym sztabem, jedynie pułkownikowi Władysławowi Sikorskiemu udało się w przebraniu kolejarza przejść na Zasanie, gdzie rozpoczął organizowanie obrony tej części miasta.
Wydarzenia zaszłe w Przemyślu spowodowały w Krakowie organizowanie odsieczy dla oswobodzenia miasta. W jej trakcie oddziały ukraińskie sforsowały łodziami San, próbując zająć Zasanie. Na krótko ochotniczym oddziałom chłopskim udało się opanować fort XII w Żurawicy i przerwać połączenie kolejowe na odcinku Przemyśl - Radymno. Nie udało się natomiast grupkom dywersyjnym wysadzić magazyny amunicyjne na Zasaniu.
Utworzony na rozkaz pułkownika Roji oddział w celu odbicia Przemyśla składał się z części 4 i 5 pułku legionów i liczył około 500 żołnierzy. 10 listopada „ekspedycja przemyska” dowodzona przez pułkownika Juliana Stachiewicza wyruszyła pociągiem z Krakowa do Przemyśla, zatrzymując się w lewobrzeżnej części miasta (na Zasaniu) która była dobrze przygotowana do obrony.
11 listopada o godzinie 14.30 pierwszego uderzenia na miasto dokonał pociąg pancerny, który po sforsowaniu mostu kolejowego wtargnął aż do Śródmieścia. Za nim ruszyły do natarcia oddziały piechoty i ochotników, w walce zdobywając ulicę po ulicy, place i dworzec. Do wieczora centrum miasta było zdobyte. Wczesnym rankiem następnego dnia opanowany został przez oddziały polskie zamek i park przemyski oraz ulice przedmieść wraz z koszarami. Walka o oczyszczenie z wroga pozostałych części miasta zakończyła się w godzinach popołudniowych. Nieprzyjaciel, zmuszony do odwrotu wycofał się do pobliskich wiosek.
Po opanowaniu Przemyśla okazało się, że komendant H.K.Stelle Huczała zbiegł z miasta, a przed ucieczką spalił większość tajnych dokumentów. Ocalałe resztki stanowiły cenny materiał dowodowy przeciw 77 oficerom i agentom korpusu przemyskiego i kilkuset spoza Przemyśla.
Dopiero w grudniu, po przybyciu grupy wojsk generała Zielińskiego (10 XII 1918 roku), rozpoczęło się oczyszczanie okolic Przemyśla od oddziałów ukraińskich, dla których główne punkty oporu stanowiły forty w Grochowcach, Optyniu, Jaksmanicach i Siedliskach. 15 grudnia artyleria usadowiona na forcie I - „Salis Soglio” w Siedliskach ostrzelała wschodnie przedmieścia Przemyśla, co spowodowało kontrakcję artylerii polskiej, strzelającej z fortu na Bakończycach. Po zajęciu przez oddziały polskie miasteczka Niżankowice oraz wiosek położonych przy drodze głównej na południe od Przemyśla, dalszy atak na pozycje wroga został skierowany na wschód. Ten manewr spowodował, że nieprzyjaciel, zagrożony okrążeniem, opuścił 18 grudnia swe doskonałe, zagrażające Przemyślowi pozycje na fortach w Siedliskach i Jaksmanicach, wycofując się w kierunku południowo-wschodnim. Do końca 1918 roku Przemyśl z rozległą okolicą, rozciągającą się na południe i wschód od miasta, był wolny.
W trakcie walk z „Kompanii Studenckiej” bohaterską śmiercią zginęło 17 „Orląt Przemyskich” w wieku od 15 do 19 lat.
TAJEMNICE FORTÓW
PONURE ODKRYCIE W „SAN RIDEAU”
W Polsce niepodległej twierdza przemyska z powodu zniszczeń wojennych i utraty walorów obronnych, a także wobec obecnego położenia miasta w centrum państwa - straciła warunki uzasadniające dalsze jej utrzymywanie. Zarządzeniem z 22 listopada 1919 roku Przemyśl przestał być fortecą i władze wojskowe przystąpiły do jej likwidacji. Zniszczone forty przeznaczone zostały do rozbiórki, a część gruntów pofortecznych, koszar i innych budynków wojskowych została sprzedana. Względnie dobrze zachowane forty pozostały w użytkowaniu wojska jako magazyny amunicji i broni. Do tych fortów należały: I -„Salis Soglio” w Siedliskach, III - w Łuczycach, IV - „Optyń”„, V -”Grochówce”, VII - „Prałkowce”, VIII - „Łętownią”, XIV - „Hurko” i XV - „Borek”.
Budynek austriackiego dowództwa korpusu przy ul. Adama Mickiewicza 16, od listopada 1918 do 1920 roku był siedzibą Dowództwa Okręgu Wojskowego. W roku 1923 powołano w Przemyślu Dowództwo Okręgu Korpusu Nr X (DOK - X), które do 1933 roku mieściło się przy ul. Adama Mickiewicza 16, skąd przeniesione zostało do gmachu pod numerem 46, przy tej samej ulicy.
W budynku dowództwa twierdzy przy ul. Adama Mickiewicza 24, do roku 1918 mieściło się Dowództwo Przyczółka Mostowego.
Fortami przeznaczonymi do rozbiórki wykazały zainteresowanie huty śląskie, poszukujące złomu. W latach 1921-1924 grupy robotników, złożone głównie z ludności okolicznych wiosek i zdemobilizowanych żołnierzy-, pracujące pod fachowym nadzorem doprowadziły do całkowitej likwidacji przeszło połowy obiektów fortecznych. Gruz z fortów zabierała przeważnie sąsiadująca z fortami ludność na fundamenty pod nowe domy i budynki gospodarcze. W trakcie prac rozbiórkowych często znajdowano amunicję, puszki konserw (przeważnie z koniny - produkowane w twierdzy w czasie oblężenia), zbutwiałe mundury, a nawet rum. Czasami natrafiano na zapasy sucharów, złożone w skrzynkach.
Do rozbiórki przeznaczony został m. in. fort pancerny XIII - „San Rideau” w Bolestraszycach - jeden z najpotężniejszych w twierdzy przemyskiej. Jego przeznaczeniem podczas wojny było osłanianie linii kolejowej wiodącej z Krakowa i doliny Sanu. Trzykondygnacyjny fort zbudowany został około 1895 roku przez inżyniera Maurycego von Brunnera. Zajmował 2200 m. kw. powierzchni. Fort na górnym wale miał działobitnię złożoną z sześciu stanowisk, wież pancernych z haubicami 150 mm i czterema stanowiskami dział szybkostrzelnych - 80 mm oraz ruchomy reflektor do oświetlania przedpola. W magazynach fortu mieściły się trzy wagony kolejowe amunicji, a stałą załogę stanowiło około 800 żołnierzy i oficerów. Po wysadzeniu, 22 marca 1915 roku, fort uległ dalszemu zniszczeniu w trzecim oblężeniu, ostrzelany niemieckimi pociskami 420 mm. Część złomu metalowego Niemcy zabrali na przetopienie do swych fabryk zbrojeniowych. W 1923 roku do wydobycia pozostałych pod gruzami metalowych elementów pancernego fortu przystąpiła firma ze Śląska.
W trakcie prac rozbiórkowych fortu „San Rideau” miało miejsce wstrząsające wydarzenie. Większym echem wydarzenie to odbiło się w kraju po opublikowaniu przez Wandę Kohutnicką w 1926 roku artykułu w miesięczniku „Naokoło Świata” pod tytułem „XII fort”. Tak oto po latach, wznawiana w publikacjach i prasie tajemnica fortu „San Rideau” odżyła na nowo, wywołując liczne komentarze i dyskusje.
Autorka publikacji „XII fort” opisała rozmowę przeprowadzoną w 1923 roku podczas wspólnej podróży z Przemyśla do Warszawy, z kierownikiem prac rozbiórkowych. W opowiadaniu popełniła znaczną omyłkę podając numer fortu XII - który nie był wysadzony, zwyczajny artyleryjski - do dziś służący jako magazyn. Fort XIII „San Rideau” (w pobliżu fortu XII w Żurawicy) był jednym z pancernych, potężny, w 80% zniszczony.
Oto wybrane fragmenty artykułu, w którym anonimowy kierownik prac na forcie „San Rideau” opowiada o swoim sensacyjnym wydarzeniu:
Po dotarciu do parteru fortu ujrzałem we wnęce żelazne drzwi, których na planie nie było. Kazałem je wyjąć, a sam o parą kroków dalej ułożyłem się na trawie i zapaliłem papierosa. Po chwili rozległ się zgrzyt zawiasów, a za nim głos majstra:
- E, tu są jeszcze schody, to nie kanał.
- Dobrze - odparłem - zorientujemy się po południu co tam pozostało, a teraz obiad.
Tymczasem jeden z robotników wiedziony ciekawością zaopatrzywszy się w latarkę zaczął opuszczać się po schodach.
- A uważaj, żeby tam ciebie coś nie ugryzło - żartował koś z towarzyszy.
Robotnicy zabrali się do obiadu, a ja sprawdzałem rachunki. Raptem rozległ się stłumiony krzyk, pełen grozy, że włosy stanęły mi dęba. Odruchowo rzuciliśmy się do drzwi podziemia, gotowi do niesienia pomocy ciekawemu chłopcu, który mógł wpaść do jakiegoś dołu. Wielkie jednak było nasze zdumienie, gdy ujrzeliśmy go na schodach tuż przy wejściu. Leżał bez czapki, twarz miał bladą i wykrzywioną w strasznym grymasie. Wynieśliśmy nieszczęśliwca na powietrze, gdyż był zemdlony. Po ocuceniu tarzał się po ziemi, a z jego mamrotania dało się zrozumieć tylko parę słów:
- Jakie to straszne, jakie to straszne! - więcej nic nie mówił.
Byliśmy przekonani, że nagle postradał zmysły - kazałem więc odwieźć go do szpitala.
W pół godziny później na czele czterech robotników schodziłem do podziemia. Na dole ciągnął się długi korytarz z szeregiem drzwi po obu stronach. Otwieraliśmy je kolejno. Były to celki nisko sklepione, o potężnych betonowych ścianach. Wiało z nich pustką.
Korytarz kończył się obszerną halą ze studnią. Stąd wybiegały dwa mniejsze korytarze, ruszyliśmy więc jednym z nich. W kazamatach tutaj się znajdujących było pełno zwojów drutu kolczastego i armatnich łusek, w innych stelaże z resztkami prowiantów, masą puszek od konserw, puste butelki, skrzynki ze spleśniałymi sucharami. W kolejnej kazamacie znajdowały się resztki umundurowania i pościeli. Wśród tych rupieci uganiały się szczury wielkości kotów. Gdy robotnicy siłą otwierali zardzewiałe drzwi następnego pomieszczenia, ja sam wszedłem do bocznej nie zamkniętej kazamaty - i zdrętwiałem z przerażenia. Przy krwawym blasku mojej latarni, na tle szarego betonu, wśród beczek, skrzyń i śmieci stała mara... okropna, upiorna, niemal nagi kościotrup obrośnięty masą splątanych siwych włosów. Nie wierzę w duchy, ale naprawdę nie wiedziałem, z kim mam do czynienia: ze zjawą, żywym człowiekiem, czy jakimś potworem. W tej chwili rozległ się głośny trzask łamanych przez robotników drzwi, na co upiór zareagował podniesieniem rąk do uszu, jakby chciał je zatkać. Wydawał przy tym chrapliwe jęki. Oprzytomniałem i zawołałem ludzi. Wzburzeni biegli do mnie, meldując, że w tamtej przez nich otwartej kazamacie leży ludzki szkielet. Dostrzegłszy postać, która mnie tak przeraziła, jak na komendę rzucili się wszyscy czterej do panicznej ucieczki. Poszedłem w ich ślady. Nieco uspokoiwszy się posłałem po policję i wyczerpany udałem się do domu.
Jak opowiadał mi później pomocnik, pod wieczór przyjechał samochód z policją i żołnierzami, z oficerem i sędzią śledczym na czele. W niespełna kwadrans ekspedycja wywlokła na światło dzienne owe monstrum, które już widziałem. Ów człowiek ledwie trzymał się na nogach, nie mógł mówić, wydawał tylko stłumione śpiewne dźwięki. Odwieziono go do szpitala, gdzie podobno tejże nocy skonał. Cała ta niejasna, tajemnicza historia dala powód do różnorodnych i fantastycznych gadek. Dochodzenia policyjne i sądowe wykryły istotną prawdę me mniej fascynującą niż ludzkie wymysły.
Skrupulatne badania podziemia wykazały, że dostęp do niego był możliwy tylko przez jedyne drzwi, te które zostały zawalone w 1915 roku. W momencie wybuchu znajdowało się tam dwóch ludzi, o których prawdopodobnie zapomniano w chaosie dramatycznej walki. Dzięki sprzyjającym warunkom, jedna ofiara zdołała utrzymać się przy życiu w ciągu przeszło 8 lat i w końcu została nawet „uratowana”.
Tyle wykazało śledztwo.
Kim byli ci ludzie? Jak żyli w tym grobowcu? Co cierpieli? Jaki los spotkał tego, którego wydobyto tylko szkielet: czy stlał jak świeca, padł ofiarą silniejszego towarzysza, czy wreszcie sam skończył swoje smutne życie?
Wśród najrozmaitszych rupieci, jeden z robotników wywlókł skrzynkę po konserwach, którą rzucił na dziedziniec, wysypując jej ubogą zawartość: nóż, ołówek i zeszyt. Może nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby z owego zeszytu nie wypadła fotografia. Była to wyblakła podobizna młodej kobiety. Na odwrotnej stronie ocalało kilka słów dedykacji w języku rosyjskim „strzeże Bóg i moja miłość... wszędzie z Tobą, zawsze Twoja. - 25 VII 1914”
To mnie zastanowiło. Do kogo mogła należeć ta fotografia i jak się tu dostała? Zająłem się zeszytem i zrozumiałem.
Dalej autorka pisze, że towarzysz podróży - kierownik prac na forcie XIII - dal jej znaleziony, zniszczony zeszyt w ceratowej okładce, byłą księgę austriackiego podoficera prowiantowego, zapisującego w niej pobieraną żywność i inne artykuły z magazynu fortecznego. W zeszycie, po tekstach w języku niemieckim zaczynały się zapiski w języku rosyjskim. Notatki początkowo robione ładnym pismem stopniowo przechodziły- w okropną bazgraninę, miejscami zupełnie nieczytelną. To, co autorce udało się odczytać z zeszytu znalezionego w forcie, stanowi pamiętnik osób zasypanych w „San Rideau”. Oto fragmenty owego pamiętnika, wg tekstu podanego przez W. Kohutnicką.
Nie wiem już ile dni upłynęło od tego nieszczęśliwego ranka, kiedy najniespodziewaniej dostaliśmy się do niewoli austriackiej - ja i sztabskapitan Nowikow. Te dziwne warunki, w których obecnie żyjemy, uniemożliwiają mi wszelką rachubę czasu, notuję więc bieg wypadków w ich kolejności. Po tradycyjnym zbadaniu i obrabowaniu nas, zostaliśmy umieszczeni w małej celce podziemnych katakumb fortu.
Nie upłynęła doba prawdopodobnie, bo dostaliśmy tylko dwa razy jeść, gdy stało się coś, czego dotychczas nie rozumiem: oto w pewnej chwili rozległy się straszliwe pioruny, zatrzęsło się i zatrzeszczało całe nasze podziemie - fort widocznie rozpadał się. Wsłuchując się w te niesamowite dźwięki, snuliśmy najrozmaitsze domysły, zaczynając od ewentualności wulkanicznych wybuchów i trzęsienia ziemi, a kończąc na bombardowaniu fortecy przez lotników ententy. Znękani głodem i pragnieniem, gdyż od tego momenty nikt do nas nie zaglądał, wyłamaliśmy drzwi w naszej celi, by wydostać się na wolność. Błądząc po omacku w poszukiwaniu wyjścia, natrafiliśmy w podziemiu na studnią i magazyny: mundurowy i prowiantowy - widocznie dla załogi fortu. Oprócz sucharów i konserw, znaleźliśmy rum, tytoń, świece i zapałki. Używamy tego po trochę, obawiając się austriackich władz. Ale trudno, same winne, pozostawiwszy nas tu bez żadnej opieki.
Sądząc z zarostu twarzy musiało upłynąć jeszcze ze dwa tygodnie. Cały ten czas spędziliśmy na najrozmaitszych próbach wydostania się z więzienia. Niestety, ani żelazne drzwi, ani betonowe ściany nie ulegały naszym dziewiczym narzędziom zrobionym z blachy i mosiężnych łusek. Wreszcie przyszliśmy do wniosku, że nie wydostaniemy się sami, lecz musimy spokojnie czekać, przecież przypomną sobie o nas. Żyjemy tylko nadzieją.
Opowiedzieliśmy sobie wszystkie tajemnice swego życia, rzeczywiste i urojone, skrytykowaliśmy wszystkie przeczytane książki, graliśmy w najrozmaitsze gry. polowali na szczury, wreszcie - znienawidziliśmy się.
Nuda - ona przemogła nas, bo płynęła z czasem -bez końca i miary. Nie mamy ani dnia ani nocy. Jednostajność wrażeń, wieczna ciemność i cisza, mdły zapach, wilgotne ściany i konserwy.
Znaleźliśmy sobie zajęcie. Nowikow pije na umór, a ja pracuję przy swoim zegarze. Zrobiłem go sam. Ustawiłem na beczce kocioł, nalałem doń wody i wydrążyłem w dnie otworek, rachując własny puls, przyjmując każde siedemdziesiąt uderzeń na minutą. W miarą tego jak obniżał się poziom wody w kotle, zaznaczałem na jego ścianach kwadranse i godziny. Odtąd wciąż czuwałem nad swoim zegarem, śledzą poziom wody i przelewam ją z beczki do kotła.
Wylałem 90 beczek wody, a Nowikow wypił wszystek rum. Trzeźwy i ponury chodził po korytarzu. Obliczył rozchód sucharów i bluznął cyniczną prawdą przed którą broniliśmy się... prawie dwa lata w tym grobie. Nie ma żadnej nadziei... czeka nas głodowa śmierć... obłęd. Był bez litości dla mnie, bo nie miał jej dla siebie. Blachą poderżnął sobie gardło i długo rząził, miotając się we własnej krwi. Zamknąłem trupa w pustej sali. Zostałem sam.
530 beczek. Znowu śniłem, że byłem w swoich rodzinnych stronach, matka, siostra... piękne obrazy świata, wolności i ludzi. Nie chciałbym budzić się ze snu, wołałbym pozostać na zawsze w szczęśliwym świecie złudy, niż zgrzytać zębami na jawie.
702 beczki... przestawiam porządek świata w obronie życia, sen jest moją rzeczywistością, a rzeczywistość - ciężkim snem. Nie znoszę go, bo dręczy mnie, ale ciało ma swoje wymagania, zresztą jem i piję bardzo mało. Błogosławię mury mego grobowca, bo w nich zaznaję najwięcej wolności i życia... Ale już gaśnie moja ostatnia świeca.
Były to ostanie słowa zanotowane w pamiętniku - podaje autorka.
Tajemnica fortu „San Rideau” po pierwszym opublikowaniu jej w 1926 roku, ponownie została ujawniona w 1961 roku - w publikacji „Tysiąc lat Przemyśla” i w książce „Twierdza Przemyśl” w 1966 roku (wyd. MON, seria Sensacje XX wieku). Temat ten podejmowały w latach następnych liczne dzienniki, tygodniki i miesięczniki, a m. in. tygodnik „WTK - 1972 rok, tygodnik „Kierunki” - 1972 rok, dziennik „Kurier Lubelski” - 1974 rok, „Przekrój” - 1975 rok, dziennik „Głos Wybrzeża” - 1975 rok, miesięcznik „IMT” - 1977 rok, tygodnik „Kulisy” - 1979 rok itd. Tajemnica „San Rideau” budziła kontrowersje, ale także pobudzała do poszukiwań prawdy - co po tylu latach nie było łatwym zadaniem.
W tygodniku „Życie Przemyskie” 27 października 1971 roku, inżynier Władysław Trojanowski, w artykule pt. „Czy koniec tajemnicy fortu?” przedstawił swą rozmowę z 76-letnim Józefem Chodorowskim, mieszkańcem Bolestraszyc, który w latach 1921 - 1923 pracował przy wydobywaniu złomu na kilku fortach. Oto fragmenty rozmowy z nieżyjącym już Józefem Chodorowskim:
Gdy z fortu XI Duńkowiczki przybiegł na fort XIIa, gdzie pracowałem, robotnik, i roztrzęsionym głosem powiedział nam o niesamowitym odkryciu, natychmiast tam pobiegłem z Żurawskim. Na własne oczy widziałem chudego jak szkielet mężczyznę, który był już martwy. Obrośnięty był niczym niedźwiedź, brodę miał do pasa, a włosy siwe jak wapno. Jedno oko pokrywało bielmo. Potem oglądaliśmy kazamatę, w której znajdował się szkielet ludzki. Przybyły z miasta prokurator dokonał oględzin dopiero co zmarłego starca i szkieletu. Na furmance wyścielonej słomą zwłoki zostały odesłane do miasta. Wkrótce po tym odkryciu, wśród kierownictwa firmy zajmującej się poszukiwaniem złomu na fortach i robotników rozeszła się wiadomość, że znalezieni w forcie mężczyźni to byli oficerowie rosyjscy, wzięci do niewoli przed kapitulacją twierdzy i przez zapomnienie pozostawieni w forcie, który po wysadzeniu przysypał ich gruzami.
Podobną relację przekazał przemyślanin Marek Balcerzak. Jego dziadek, Józef Kwiatkowski, ur. w 1900 roku w Przemyślu, ochotnik Legionów Polskich podczas wojny był saperem. Chcąc zarobić zgłosił się do pracy przy rozbiórce fortów jako pożądany specjalista. W dniu odkrycia na forcie XIII pracował przy forcie XIIb. Gdy wraz z kolegami przybiegł na fort w Bolestraszycach, człowiek wyciągnięty z gruzów już nie żył. Leżał na trawie, na placu przed fortem i wyglądał jak szkielet ubrany w łachmany, oglądało go wielu ludzi, głównie robotnicy.
Inne relacje zdają się także potwierdzać autentyczność tajemnicy fortu XIII. Mieszkaniec Przemyśla Henryk Ginalski (ur. w 1908 roku, oficer rezerwy) opowiadał jak w 1932 roku wraz z grupą podchorążych odbywali ćwiczenia na forcie XIII. W grupie był także sierżant 38 pułku piechoty, Kuzycz, który pokazywał im miejsce, gdzie jako członek komisji wojskowej w 1923 roku widział zwłoki człowieka i wyciągniętego z kazamaty kościotrupa.
Na pośredniego świadka związanego z wydarzeniami na forcie „San Rideau” natrafił dziennikarz „Głosu Wybrzeża” Tadeusz Rafałowski. Opis tego spotkania podaje w swym artykule pt. „Czy przemówi fort San Rideau?”, zamieszczonym w „Głosie Wybrzeża” z 19 listopada 1975 roku. Pisze on: W trakcie zbierania materiałów do reportażu o twierdzy natknąłem się w Bolestraszycach na mieszkańca wsi Bronisława Radochońskiego. Zapytany, co może powiedzieć o forcie i jego tajemnicach - odpowiedział: „Jedni mówią, że tak było, inni - że nie. Starsi ludzie z naszej wsi twierdzą, że był tu pogrzebany człowiek. Wspominał o tym ojciec, który tu pracował przy rozbiórce fortu. Taczkami gruz wywoził. Ja wierzę ojcu - na pewno tak było.”
16 listopada 1984 roku w Warszawie w kinie „Bajka” odbyła się premiera filmu „Fort 13”, zrealizowanego w zespole filmowym „Aneks”. Film reżyserował Grzegorz Królikiewicz, główne role odtwarzali: Leon Niemczyk, Janusz Krawczyk i Grażyna Szapołowska. Sceny do filmu m. in. kręcone były pod Przemyślem na forcie XIII „San Rideau” w Bolestraszycach i na forcie I „Salis Soglio” w Siedliskach oraz w fortach twierdzy krakowskiej.
FORTY - MIEJSCA HITLEROWSKIEJ KAŹNI
W okresie II wojny światowej twierdza przemyska, dzięki swym naturalnym warunkom obronnym, dwukrotnie odegrała znaczącą rolę, głównie jako ważny przyczółek mostowy.
We wrześniu 1939 roku dowództwo niemieckie przewidywało możliwość wykorzystania twierdzy przez walczące oddziały polskie. Jednak szybkie posuwanie się Niemców atakujących przeważającymi siłami, doprowadziło do przekroczenia linii Sanu już 10 września i zachęciły do dalszego natarcia w kierunku wschodnim. W zaistniałej sytuacji, nieliczni obrońcy Przemyśla otrzymali zadanie niedopuszczenia nieprzyjaciela do miasta oraz na główną drogę wiodącą w kierunku Lwowa - do czasu oderwania się od wroga i przejścia przez Przemyśl 24 Dywizji Piechoty i 11 Karpackiej Dywizji Piechoty, straszliwie wykrwawionych ciągłymi walkami z oddziałami niemieckimi.
Niemcy nacierając na cofające się oddziały polskie, 13 września dotarli do Przemyśla. Wiedzieli, że jest on prawie pozbawiony obrony, ale zatrzymali się. Zbyt świeża była ich pamięć o niezdobytej twierdzy, by ryzykować walkę bez przygotowania. Po ściągnięciu posiłków zaatakowali miasto rankiem następnego dnia. Nieliczna załoga Przemyśla, wykorzystując otaczające miasto wzniesienia i wzgórza z resztkami fortów, bohatersko odpierała ataki Niemców. W tym czasie polskie dywizje maszerowały na wschód, na nowe miejsce koncentracji.
Po wielokrotnych atakach i zadaniu obrońcom poważnych strat do południa Niemcom udało się zająć dzielnicę - Zasanie. W godzinach południowych oddziały niemieckie pod Ostrowem przekroczyły San i rozpoczęły natarcie na osadę Kruhel i Zielonka. Ich celem było ominięcie walk ulicznych w mieście oraz okrążenie od strony zachodnio-południowej i wdarcie się do centrum Przemyśla ze wzgórza Zniesienie. Przez szereg godzin toczyły się krwawe boje o niedopuszczenie wroga na Zielonkę i Zniesienie, które dodatkowo było ostrzeliwane przez niemiecką artylerię z Winnej Góry i Lipowicy. Na Zniesieniu żołnierze polscy trzykrotnie zepchnęli Niemców do ich pozycji wyjściowych - do Sanu, idąc do ataku na bagnety, czego wróg strasznie się bał. W walce ginęły dziesiątki Polaków - zabitych i rannych, których odnoszono w rejon Kopca Tatarskiego. Wróg także ponosił znaczne straty, ale dojścia do miasta i do drogi na Lwów nie uzyskał.
W tym czasie dywizje polskie przesunęły się pod Sądową Wisznię i polskie dowództwo wieczorem 14 września, uważając, że obrońcy Przemyśla wykonali swe zadanie zatrzymania Niemców przed miastem, nakazało nocą opuszczenie miasta i dołączenie tą samą drogą do głównych sił. Po prowizorycznym pochówku zabitych żołnierzy (obok Kopca) - rozkaz został wykonany.
Rankiem 15 września z wielką ostrożnością wkraczali Niemcy do Przemyśla, zajmując go bez walki.
Od 28 września 1939 roku San pełnił rolę linii demarkacyjnej, rozdzielającej lewobrzeżne tereny należące do tzw. Generalnej Guberni od obszarów rozciągających się na południe i wschód od rzeki, znajdujących się pod okupacją radziecką. Zajęcie Francji przez armie niemieckie w czerwcu 1940 roku spowodowało przystąpienie wojsk inżynieryjnych Armii Czerwonej do zabezpieczania zachodniej granicy przed agresywnym sąsiadem. Prowadzone w szybkim tempie prace fortyfikacyjne objęły prawobrzeżny Przemyśl i całą graniczną linię Sanu ze wzgórzami stanowiącymi tereny dawnej twierdzy. Brama Przemyska wraz z miastem stanowiły niezwykle ważny obszar strategiczny, wymagający szczególnego zabezpieczenia. Przemyski Rejon Umocniony miał nie dopuścić wroga do utworzenia najdogodniejszego w tym miejscu przyczółka mostowego dla uzyskania przejścia na wschód. Chodziło oczywiście o najstarszą i najdogodniejszą drogę z linią kolejową i nie wysadzonym we wrześniu 1939 roku mostem na Sanie w Przemyślu. Betonowe Schrony Bojowe (B.S.B.), wyposażone w działa i przeciwpancerne karabiny maszynowe, były wykonane zaledwie w 35%., gdy armie hitlerowskie, bez wypowiedzenia wojny, runęły na Związek Radziecki rankiem 22 czerwca 1941 roku.
Po ciężkich, krwawych walkach, na skutek znacznej przewagi wroga, Przemyśl jeszcze tego dnia w całości został zajęty. Wkrótce, bo już w nocy, niespodziewanym kontratakiem żołnierzy radzieckich miasto zostało odbite. Przez następne doby na linii Sanu toczyły się zacięte walki. Niemcy za wszelką cenę dążyli do ponownego zdobycia mostu kolejowego i przejścia drogowego na wschód. Podczas ataków załogi betonowych schronów, uzbrojone w działa i amunicję, powstrzymywały wroga przed przekroczeniem granicy. Po sześciu dniach uporczywej, skutecznej obrony, na rozkaz dowództwa żołnierze radzieccy opuścili pozycje obronne udając się na wschód. Zagrażało im okrążenie przez wroga, któremu udało się przełamać front na innych odcinkach.
Po zajęciu Przemyśla władze niemieckie przejęły dla wojska wszystkie koszary i większość magazynów wojskowych. Fortami użytkowanymi do 1939 roku na magazyny amunicji okupanci nie byli zainteresowani, głównie z powodu kiepskich dróg i znacznej odległości od miasta. Część koszar została przeznaczona na obozy jenieckie. Dla jeńców radzieckich został on założony w połowie października 1941 roku w dzielnicy Przekopana, na terenie koszar dawnego (do 1939 roku) 22 pułku artylerii lekkiej, przy ul. Adama Mickiewicza. Obóz (Stalag 315) istniał do czerwca 1944 roku. Na jego terenie ogrodzonym podwójnymi rzędami drutów; zajmującym obszar ok. 15 ha, znajdowało się 68 budynków i baraków. Na rogach obozu ustawione były wieże wartownicze z reflektorami i karabinami maszynowymi. W różnych okresach przebywało w nim od 5 tys. do 11 tys. jeńców. W sumie przeszło przez obóz 50-80 tys. żołnierzy radzieckich. Jeńcy spali bez koców i pościeli na kilkupiętrowych pryczach w budynkach koszarowych i stajniach. Żywiono ich chlebem oraz zupą z nieobieranych ziemniaków, względnie buraków pastewnych i zgniłych jarzyn. Jeńcy z głodu jedli trawę i korę z drzew, wreszcie puchli i umierali z wycieńczenia. Próby ucieczki kończyły się natychmiastowym rozstrzelaniem. Brud i zawszenie wywołały na przełomie 1941 i 1942 roku epidemię tyfusu plamistego; śmiertelność dochodziła do 50 osób dziennie. Zmarłych i wymordowanych w obozie jeńców wywożono krytymi wozami na pobliski poaustriacki fort „Przekopana” i tam zakopywano w dołach. Świadkowie podawali, że w zbiorowych grobach grzebano po 500 ofiar. Podczas wizji lokalnej, przeprowadzonej po wojnie, odkryto 28 grobów o wymiarach 3 x 10 m. Pochowano w nich łącznie ponad 14 tys. zmarłych. Podczas nowych prac ziemnych, prowadzonych na terenie fortu i wokół niego odkrywane są dalsze masowe groby.
Kolejny obóz jeniecki Niemcy założyli w październiku 1941 roku w Nehrybce, na terenie koszar wojskowych wybudowanych w latach 1940 - 1941. Obóz noszący nazwę Stalag 323 zajmował koszary i część folwarku, na obszarze ok. 4 ha. W połowie 1942 roku nastąpiła zmiana numeracji - na Stalag 327. Pierwszymi jeńcami obozu byli żołnierze radzieccy.
Latem 1943 roku znaleźli się w stalagu jeńcy holenderscy, jugosłowiańscy i kanadyjscy. Pod koniec 1943 roku, po przewrocie politycznym we Włoszech, umieszczeni w nim zostali żołnierze włoskiej armii „Armina”, walczącej wspólnie z Niemcami na Ukrainie. Później, w obozie w Nehrybce osadzano ponownie jeńców radzieckich.
W zachowanym meldunku wywiadowcy organizacji podziemnej (ps. „Lutyk”) z 4 stycznia 1942 roku, w informacji dotyczącej stalagu w Nehrybce podano: Na terenie obozu obecnie znajduje się około 10 tys. jeńców sowieckich. Wyłapani oficerowie i Żydzi są natychmiast rozstrzeliwani na poaustriackim forcie w Nehrybce. W dniu 11 listopada 1941 roku rozstrzelano na forcie, wraz z grupą oficerów. 36 Żydów. Rozstrzeliwań dokonywała ukraińska policja pod nadzorem gestapo.
Żołnierze włoscy znajdowali się także w pobliskim obozie w Pikulicach, usytuowanym na terenie poaustriackich koszar, w których do 1939 roku stacjonował 10 pułk artylerii ciężkiej. Obozy znajdowały się pod wspólną administracją, panowały w nich tak samo ciężkie warunki. Na polach pomiędzy obozem a cmentarzem żydowskim rozstrzeliwano i grzebano oficerów, komsomolców i Żydów. W czasie epidemii czerwonki i tyfusu plamistego, gdy śmiertelność dochodziła do 100 ofiar dziennie, zmarłych grzebano w zbiorowych mogiłach. Łącznie na tym terenie pochowanych zostało około 20 tys. osób. Pełne ustalenie liczby ofiar jest niemożliwe, gdyż gestapo z Przemyśla, wobec zbliżającego się do miasta frontu, zatarło ślady zbrodni.
W obu obozach, od września 1943 roku do wiosny 1944 roku, przebywało łącznie około 5 tys. jeńców włoskich, w tym 213 oficerów. Głód. zimno i epidemie powodowały masowe zgony. Znaczna część oficerów została stracona. Zwłoki Włochów chowano w zbiorowych grobach na forcie w Nehrybce, znajdującym się w pobliżu obozu. Część zmarłych pogrzebano na terenie cmentarza żydowskiego. W marcu 1944 roku pozostałych przy życiu jeńców włoskich wywieziono w nieznanym kierunku.
W 1962 roku na terenie fortu w Nehrybce odkryto w zbiorowej mogile 669 szkieletów, których gestapo nie zdążyło spopielić. Postawiony został tu pomnik.
Miejscem egzekucji ofiar gestapo był także fort główny „Łętownią”. Usytuowany na wzgórzu za wsią Kuńkowce, ze względu na pobliski las, był w miarę dyskretnym miejscem dla dokonywania zbrodni. Według nie sprawdzonych informacji w latach 1939 - 1941 gestapo z Jarosławia dokonywało na terenie fortu licznych zbrodni W okresie zakładania gett dla ludności żydowskiej (1942 rok), gestapo przemyskie przeprowadziło na terenie fortu egzekucje 66 Żydów - mężczyzn, kobiet i dzieci, doprowadzonych z prowizorycznego getta, urządzonego na Zasaniu jeszcze w 1940 roku Rozstrzeliwania odbywały się na prawym skrzydle fortu, a zwłoki ofiar były grzebane obok miejsca egzekucji.
Po wojnie dokonano ekshumacji szczątków pomordowanych i przeniesiono na cmentarz w Przemyślu. W miejscu gdzie odbywały się egzekucje postawiony został skromny obelisk z napisem „Wieczna pamięć ofiarom hitlerowskiego faszyzmu, bestialsko zamordowanych w Kuńkowcach”.
W dzielnicy przemyskiej Lipowica, na zalesionym grzbiecie wzniesienia znajdują się szczątki z pierścienia wewnętrznego twierdzy artyleryjskiego fortu XVIII - „Lipowica”. To odlegle o 4 km od centrum miasta ulubione przez przemyślan miejsce spacerów i spotkań, od jesieni 1943 roku poczęło być unikane. Mieszkańcy miasta wiedzieli bowiem, że gestapo przemyskie obrało fort i las lipowicki na miejsce egzekucji i grzebania swych ofiar. Pełne ujawnienie zbrodni hitlerowskich dokonanych na forcie „Lipowica” i w pobliskim podmokłym lesie nastąpiło w czerwcu 1945 roku. W dniu 6 września 1987 roku, na skraju lasu przy forcie lipowickim, nastąpiło uroczyste odsłonięcie pomnika-obelisku, poświęconego pomordowanym na tym terenie przez gestapo członkom ZWZ-AK, jeńcom radzieckim, Żydom i pozostałym nierozpoznanym ofiarom hitlerowskiego barbarzyństwa.
Wcześniej w takim samym celu gestapo wykorzystało fortyfikacje twierdzy krakowskiej. 29 czerwca 1940 roku na forcie w Krzesławicach rozstrzelano 13 więźniów: kobiet i mężczyzn, z grupy 26 osób aresztowanych w Przemyślu w styczniu i lutym tegoż roku. Osoby te zaangażowały się do pracy konspiracyjnej w organizującym się Ruchu Oporu (od kwietnia 1940 r. na terenie kraju pod nazwą Związek Walki Zbrojnej). Przemyscy7 patrioci z Zasania od jesieni 1939 roku na apel gen. Władysława Sikorskiego „o zasilaniu tworzącego się we Francji Wojska Polskiego ochotnikami z Kraju”, przystąpili do tej pracy. Ochotników z terenu okupacji radzieckiej przeprawiano przez San, dawano cywilne ubrania, dokumenty, noclegi i wyżywienie, po czym odtransportowywano, częściowo pieszo lub furmankami, potem pociągiem z Przemyśla do Krakowa. Dalej ochotnicy wędrowali na południe, gdzie przewodnicy - górale przeprowadzali ich przez granicę do innych punktów kontaktowych. W grupie 13 rozstrzelanych Przemyślan była 18-letnia Barbara Sarkadówna, przewodniczka i łączniczka na trasie Przemyśl - Kraków.
TRYPTYK OKUPACYJNY I
Kierownictwo wywiadu miejskiej placówki AK w 1943 roku otrzymywało doniesienia od członków organizacji zatrudnionych w szpitalnictwie o szkodliwej działalności, jako agenta gestapo, pracownika szpitala - prosektora Włodzimierza Galankę. Będąc narodowości ukraińskiej, przeszedł on do „narodu panów” podpisując „volkslistę”. Jako obywatel niemiecki zyskał zaufanie gestapo. Należało sprawdzić w jakim stopniu. Inwigilację jego osoby zlecono członkowi miejskiej placówki wywiadu „Porajowi”. Jako pracownik powiatowej służby zdrowia, mógł najłatwiej i najbezpieczniej nawiązać z nim kontakt.
Galanka był postacią fizycznie odrażającą. Zawsze ubierał się na czarno, jakby dopasowując wygląd do swego zawodu pomocnika lekarza prosektora, wykonującego prace przy sekcji zwłok Z bezimiennych zwłok, często robotników radzieckich umierających w szpitalu przemyskim, preparował czaszki i inne części kośćca ludzkiego, które odsprzedawał później lekarzom bądź innym amatorom.
Młodość Galanka spędził w Austrii, u dalszej rodziny, stąd dobra znajomość języka niemieckiego, która ułatwiła mu uzyskanie przynależności do narodu niemieckiego.
Życzliwe jakby podejście „Poraja” do Galanki, unikanego choćby z powodu swego przykrego zawodu, wywołało u niego coś w rodzaju rewanżu i zaufania. Sprzedał on „Porajowi” spreparowaną czaszkę za 500 zł, gdy od lekarzy brał po 2 tys. Ostrożnie, ale krytycznie mówił o trwającej wojnie. Pewnego marcowego wieczoru 1944 roku podzielił się z „Porajem” tajemnicą:
- Przed paroma tygodniami zostałem wezwany nocą przez kierownika „Deutscher Hof do przeprowadzenia sekcji. Ubrałem się szybko, poszedłem do prosektorium po instrumenty i za pół godziny byłem w hotelu Zostałem wprowadzony do pokoju na 1 piętrze, w którym znajdowało się czterech oficerów Wehrmachtu. Na podłodze leżały zwłoki podpułkownika lat około 40, w mundurze. Jeden z oficerów, w którym rozpoznałem pracownika przemyskiej placówki Abwehry (wywiadu wojskowego) kazał mi dokonać obdukcji zwłok i spisania fachowego protokołu wypadku na podanym przez niego druku. Po wyjściu oficerów na korytarz, bo nie chcieli towarzyszyć mi przy obdukcji, zabrałem się do pracy. W trakcie sekcji zza drzwi dochodziły strzępy rozmowy, z której zorientowałem się, że podpułkownik popełnił samobójstwo, a przyczyną była przebywająca z nim przyjaciółka, którą przyłapano na pracy szpiegowskiej i aresztowano. Zaskoczył mnie fakt, że nie było przy sekcji nikogo z gestapo. W kilka dni później zostałem wezwany na gestapo, gdzie pytano mnie o najdrobniejsze szczegóły tej sprawy, a także o kobietę. Niczego w tej sprawie nie wiedziałem, więc nic nie powiedziałem.
Tajemnica Galanki ujawniła narastające różnice między wywiadem wojskowym - Abwehrą, a policją polityczną, którą było gestapo. Od 1942 roku wywiad wojskowy był formalnie podporządkowany gestapo, zwłaszcza przy tego rodzaju przypadkach. Widocznie sprawa była zbyt poważną dla Abwehry, by wtajemniczać w nią gestapo.
II
Wkrótce po rozmowie z Galanką „Poraj” zetknął się z kolegą Bolesławem Gierulą. który opowiedział mu o egzekucji dokonanej przed miesiącem w lasku lipowickim obok fortu „Lipowica”. To zdarzenie przekazał mu ojciec, jako relację dobrego przyjaciela, naocznego świadka tej egzekucji mieszkającego w pobliżu lipowickiego lasu. Relacja Bolka G.:
Przyjaciel ojca Bolka (pan K.). przed miesiącem (marzec 1944). już po godzinie policyjnej (po zapadnięciu zmierzchu), wybrał się do lipowieckiego lasu po chrust na opał. Gdy z wiązką patyków wyszedł z lasu na drogę, doszedł go warkot szybko jadącego od strony Przemyśla samochodu na pełnych światłach. Nie chcąc ryzykować złapania z drzewem, cofnął się z drogi do najbliższych drzew, czekając na przejazd samochodu. Samochód, czteroosobowa limuzyna z wojskową rejestracją, minęła p. K.. ale zaraz skręciła w prawo na ścieżkę prowadzącą do ruin fortu i tam stanęła nie wygaszając świateł. Pan K. zaciekawiony co to może oznaczać, czy może „wiosenny wypad” do lasu, ostrożnie podsunął się w kierunku samochodu.
Z samochodu wyszedł oficer, a za nim szofer - podoficer, obaj w mundurach Wehrmachtu, szli w kierunku lasu, który oświetlały reflektory samochodu. Kierowca niósł w ręku łopatkę, typową wojskową saperkę i w miejscu między drzewami począł kopać jamę. W tym czasie z samochodu wyszedł drugi oficer i kobieta, którą podtrzymywał. Kobieta, młoda, z długimi ciemnymi włosami, przystojna, miała na ramionach narzucone futro. Pan K zauważył, że ubrana była w błękitną suknię i pantofelki w takim samym kolorze. Prowadzona przez oficera w kierunku światła, coś do niego mówiła łkającym głosem, a ten jak gdyby starał się ją uspokajać. Szli powoli w kierunku jamy, a im naprzeciw wyszedł pierwszy oficer. Gdy doszli do wykopu pierwszy oficer cofnął się dwa kroku do tyłu, szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni pistolet i strzelił jej w tył głowy.
Upadla nie wydając głosu. Jeden z oficerów zdjął z niej futro i zaniósł do samochodu, drugi razem z kierowcą ułożyli zwłoki w jamie i szybko zasypali - poczym odjechali z powrotem w kierunku miasta. Przerażony pan K., nieoczekiwany świadek egzekucji, opowiadając to wydarzenie ojcu kolegi Bolka G. był nadal w stanie silnego szoku.
„Poraj” złożył w komendzie Placówki meldunek o tym wydarzeniu. Jak się po sprawdzeniu o aresztowaniach w marcu w Przemyślu i najbliższej okolicy okazało, gestapo nie aresztowało młodej kobiety. Zbrodni dokonali funkcjonariusze Abwehry (wywiadu wojskowego).
III
W maju 1944 roku „Poraj” został aresztowany przez gestapo. Po krótkim śledztwie otrzymał wyrok śmierci i znalazł się na kolejnej liście zakładników. Od śmierci ocaliło go umieszczenie w ostatniej piątce na liście skazanych i nagłą ewakuacja więzienia na Montelupich w Krakowie, gdzie przebrali zakładnicy oczekujący na śmierć. Ewakuacja nastąpiła po nowej letniej ofensywie radzieckiej. Wszystkich więźniów zesłano do obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, skąd „Poraj” po kapitulacji Niemiec powrócił do rodzinnego Przemyśla. Obłożnie chory po przeżyciach obozowych, dowiedział się z prasy lokalnej o odkryciach miejsc zbrodni hitlerowskich m. in. na forcie i w lasku lipowickim. Pisał o tym przemyski tygodnik „Nowe Horyzonty” z 10 i 17 czerwca 1945 roku w artykule „Fort śmierci”:
W dniu 8 czerwca (1945 roku) Komisja Badania Zbrodni niemieckich kontynuowała swoje prace w lasku przylegającym do fortu. Posuwamy się wolno, przedzierając się przez gęste krzaki. Ścieżka. Na drzewie obok znak krzyża. Jeńcy (Niemcy) rozpoczynają pracę. Nie trzeba tutaj kopać tak głęboko jak na forcie. W tym miejscu chowano płytko. Niemcy wyciągają ostrożnie zwłoki. Rozkład niemal zupełny. Lekarze nie są w stanie określić przypuszczalnie czasu śmierci. Nierozpoznany. W tym dniu nie zdołano nikogo zidentyfikować. Mieszkańcy Lipowicy mówią o sposobach stosowanych przez gestapo. Aby zatrzeć ślady zbrodni, na grobach sadzono krzaki, aby miejsce zbrodni jak najszybciej zespolić z krajobrazem. Gajowy Kopko Władysław zamieszkały w Żurawicy oraz Kojat Bronisław i Witoszczak Jan, zamieszkali w pobliżu fortu, pokazywali miejsca grobów, nad którymi niektóre drzewa były zaznaczone wyciętymi w korze krzyżykami.
Przez kilka dni wydobywane były zwłoki pogrzebane na terenie fortu i przylegającym do niego lesie. Ekshumacji przewodniczył Pełnomocnik Zarządu Głównego PCK - Karol Włodarczyk, pracami kierował sędzia śledczy mgr Antom Rachfal. W oględzinach lekarskich brali udział lekarze dr Tadeusz Miszczak i dr Armatys. Przy ekshumacji uczestniczyły rodziny pomordowanych.
Przy forcie znaleziono i rozpoznano w zbiorczej mogile pierwszych pięć osób z pierwszej listy zakładników, z 30 listopada 1943 roku. Osoby te zostały tutaj rozstrzelane jeszcze przed rozlepieniem listy skazańców, na której były już ogłoszone jako stracone. Byli to: Leopold Gazdowicz - strzał w serce. Ludwik Trygalski - strzał w potylicę, Józef Polański - strzał w serce. Michał Głowacki - strzał w serce, Władysław Borczyk - trzy strzały w brzuch. Jak stwierdzili lekarze te strzały nie były śmiertelne i skazaniec został żywcem pogrzebany. W następnej zbiorowej mogile znajdowało się kolejnych 10 zakładników, rozstrzelanych w dniu 29 listopada 1943 roku na terenie fabryki wozów przy ul. Mickiewicza, w odwet za jej spalenie.
Zwłoki rozstrzelanych, po paru godzinach leżenia w „miejscu zbrodni” zostały przewiezione na fort i tu bezimiennie pogrzebane. Rozstrzelani zostali: Stanisław Gaweł, Tadeusz Józefowicz, Stanisław Panczyj, Stanisław Leszczyński Eugeniusz Kielt, Jan Rusiecki, Andrzej Paczkowski, Oskar Grójecki, Bronisław Wrona i Andrzej Kossak. W innym grobie na forcie odkryte zostały zwłoki małżeństwa Karpielów z Krasiczyna - zamordowanych za ukrywanie Żydów. Stanisław Kurpiel był umieszczony jako pierwszy na piątej, ostatniej w Przemyślu liście zakładników, z datą 19 czerwca 1944 roku Na liście ogłoszono, że wyrok na nim już został wykonany. Żona - Franciszka Kurpiel, lat 40, otrzymała strzał w kość ciemieniową, mąż liczący 50 lat, głowę miał okręconą koszulą, otrzymał strzał w głowę. Tylko tych 17 osób zostało rozpoznanych przez rodziny i znajomych, na wydobytych z 22 grobów na forcie i w lesie łącznie 32 zwłok w tym 6 kobiet.
Osoby nie rozpoznane zostały w miarę dokładnie w gazecie opisane. „Poraj”, czytając opis obdukcji nierozpoznanych osób nagle drgnął. Opis zwłok znalezionych w lesie w grobie ujętym w protokole pod nr 17 był następujący:
Zwłoki nieznanej kobiety, zgon z przełomu 1943 - 1944 roku. Przyczyną śmierci postrzałowe uszkodzenie mózgu, zwłoki w rozkładzie, włosy ciemne, luźno opadające na szyję. Ubrana w suknię cienką wełnianą, koloru niebieskiego, guziki granatowe, pas do pończoch i bielizna w kolorze niebieskim, wzrost średni, dobrze odżywiona. Na kości potylicznej w środku otwór wlotowy kuli. Szczęka dolna i górna po lewej stronie strzaskana (miejsce wylotowe blisko wystrzelonego pocisku). Żadnych drobiazgów osobistych nie było, przez nikogo nie rozpoznana.
Po przeczytaniu tego opisu nagle wszystko stało się jasne. „Poraj” przypomniał sobie relację Galanki wyjaśniającą wydarzenie zaszłe na przełomie lat 1943 i 1944 w „Deutscher Hof” przy ul. Krasińskiego. Kim była nieznajoma kobieta? Jakiej narodowości? Może w hotelu została zdekonspirowana na pracy wywiadowczej i wobec niezbitych dowodów winy „sądem kapturowym” oficerów Abwehry i Wehrmachtu skazana na śmierć, a podpułkownik (przyjaciel, czy pełniący inną rolę?) - na honorowe samobójstwo? Sprawy nie przekazano gestapo, gdyż byłaby to kompromitacja rywalizujących ze sobą dwu aparatów: wojskowego i partyjnego. Czy była agentką wywiadu angielskiego lub rosyjskiego? Francuzką czy Polką? Jedno jest pewne: była ona przedstawicielką narodu walczącego z hitlerowskim faszyzmem.
Zwłoki nieznanej kobiety, odkryte w lasku przy forcie „Lipowica”. po uroczystym pogrzebie odbytym 9 czerwca 1945 roku spoczęły we wspólnej mogile na cmentarzu w dzielnicy Zasanie. Znalazły się wśród 32 ofiar terroru hitlerowskiego, ekshumowanych na terenie „fortu śmierci”.
SKARB PUŁKOWNIKA MOLNARA
W różnych odstępach czasu powtarzana jest pogłoska o ukrytych na fortach skarbach. W ślad za nią grupki „poszukiwacz) skarbów” przystępują do penetracji zniszczonych fortyfikacji, dokonując dalszej dewastacji zachowanych szczątków zabytkowych dzieł obronnych.
Faktem jest. że „poszukiwacze”, głównie spoza terenu Przemyśla, powierzchownie lub w ogóle nie zorientowani w dziejach twierdzy, nawet po zastosowaniu najnowocześniejszych zagranicznych wykrywaczy wszelkich metali, wracają z poszukiwań rozczarowani.
Czy ukryte przed nieprzyjacielem skarby mogłyby się w ogóle uchować? Po kapitulacji twierdzy Rosjanie wywieźli wszystkich wojskowych. Nie doliczywszy się paru tysięcy oficerów i żołnierzy, ukrywających się w mieście i okolicy, uzupełnili braki wywożąc mężczyzn w wieku poborowym, ubranych w odzież cywilną. W sumie uchroniły się od zesłania do obozów jenieckich dziesiątki oficerów, pracowników sztabu i wywiadu, którzy po odejściu Rosjan z Przemyśla, powrócili do swych zajęć Należy bardzo wątpić, czy choć jedno miejsce przechowywania dokumentów, pieniędzy i innych wartościowych rzeczy nic zostało wówczas ujawnione, a kosztowności wydobyte.
W wydanej w Wiedniu w 1985 roku publikacji związanej z twierdzą przemyską, pt. „Poczta w twierdzy Przemyśl w czasie obu oblężeń 1914/1915”. Jej autor. Franz Czernin von Chudenitz, w rozdziale „Pieniądze i złoto”, porusza sprawę złota w twierdzy. Zbadawszy z benedyktyńską dokładnością wszystkie źródła i relacje autor pisze m in., że lotnictwo wojskowe mogło zabierać i wywozić pieniądze oraz złoto zdeponowane w kasie zarządu twierdzy. Pilot Mikołaj Wagner złożył informację, że przybyłe 21 marca 1914 roku ( w przeddzień kapitulacji twierdzy) dwa samoloty miały zabrać i wywieźć z twierdz) najcenniejsze materiały i dokumenty. Jedna z tych maszyn, prowadzona przez pilota sierżanta Meltscha, otrzymała zadanie uratowania zapasów złota. Samolot z powodu przeciążenia został zestrzelony i spalił się. Odnośnie owego przeciążenia maszyny pilotowanej przez Meltscha istniała pogłoska, że pilot będąc Czechem rozmyślnie wylądował u Rosjan. W każdym razie pilot i samolot nie dotarli do celu. Również drugi samolot, prowadzony przez pilota plutonowego Junkera, mający na pokładzie pasażerów i 100 tys. koron w zlocie, został zauważony przez nieprzyjaciela i prawdopodobnie nie dotarł do celu.
Franz Czernin pisze dalej w swej pracy, że pilot rotmistrz Lehmann, latający na trasie Przemyśl - Kraków, złożył oświadczenie, iż z uprzejmości brał wartościowe przesyłki przekazywane następnie odbiorcom za potwierdzeniem, i że podobnie robili inni lotnicy. Po odbiciu Przemyśla 3 czerwca 1915 roku Ministerstwa Wojny miało wiele kłopotów z osobami, które przekazały lotnikom swe pieniądze i złoto do wywiezienia z twierdzy. Ponieważ wielu pilotów stacjonujących w twierdzy zostało zestrzelonych przez wroga i zginęło, a pozostali dostawali się do niewoli. Ministerstwo Wojny zezwoliło, by na podstawie posiadanych dowodów o przekazaniu lotnikom złota i pieniędzy banki wypłacały poszkodowanym zaliczki.
Tak więc, według najnowszego i wiarygodnego źródła, częściowo została wyjaśniona sprawa złota i pieniędzy, znajdujących się w twierdzy przed jej upadkiem..
A jednak na obszarze Przemyśla, względnie twierdzy, pozostało coś ukrytego, za czym prowadzono oficjalne poszukiwania, a nawet zaistniała na ten temat międzynarodowa wymiana korespondencji.
Otóż w 1924 roku przybyła do Przemyśla trzyosobowa grupa oficerów węgierskich. Przyjechali oni z Warszawy, gdzie otrzymali upoważnienie do prowadzenia poszukiwań na terenie miasta i fortów, zakopanych przed kapitulacją twierdzy dokumentów wojskowych. Opiekę nad Węgrami objął oficer 5 pułku strzelców podhalańskich. Mieczysław Praglowski, który gościom zabezpieczył m. in. hotel oraz wyżywienie w kasynie oficerskim. Dowódca korpusu przemyskiego, generał Farry, oddal do ich dyspozycji oddział saperów. Na początek oficerowie ci, przy pomocy saperów, zbadali piwnice narożnej kamienicy usytuowanej przy pl. Na Bramie i ul. Sowińskiego. Doszukano się tam tylko resztek zardzewiałych karabinów. W następnych dniach penetrowane były forty m. in. „Orzechowce”. „Duńkowiczki” i „Lipowica”. Tam również niczego nie znaleziono. Łącznie poszukiwania ukrytych dokumentów trwały tydzień.
Niewiele lat później, w 1927 roku, sprawą twierdzy krótko zainteresowane było Ministerstwo Skarbu w Warszawie Stało się to za sprawą listu, jaki otrzymał rząd polski od obywatela austriackiego, wskazującego miejsce na terenie twierdzy Przemyśl, w którym w latach I wojny światowej ukryty został skarb. Piszący ten list Emmerich Kalman przedstawił się jako pełnomocnik majstra ślusarskiego Ludwika Hegysi, zamieszkałego w Wiedniu. Za wskazanie tego miejsca żądał 1/3 części znalezionych przedmiotów lub 25% wartości monet według aktualnego kursu na giełdzie warszawskiej - o ile ich wartość nie przekroczy 3 min złotych. W kolejnych listach Kalman przekazał zastrzeżenia, co do wartości skarbu, sugerując, że wartość znalezionych monet może przekroczyć tę sumę i to wielokrotnie.
Dokumenty powyższej sprawy odnalazł i opublikował w tygodniku „Kierunki” 21 stycznia 1972 roku w artykule pt. „Tajemnica fortu „San Rideau” Witold Stanisław Michałowski, autor książek i licznych artykułów, głównie na tematy krajoznawcze. Pisze on mianowicie, że w czasie przeglądania akt Ministerstwa Skarbu, w teczce nr 2744 natrafił na wspomnianą korespondencję, m. in. na krótkie pismo opatrzone nadrukiem „ściśle poufne”, stanowiące projekt umowy, sporządzony przez radcę prawnego Ministerstwa Skarbu w wyniku prowadzonej korespondencji na temat skarbu. Inny dokument z datą 8 marca 1927 roku, umieszczony w tejże teczce skierowany był z Prokuratury Generalnej do ministra skarbu, podpisany przez kierownika Wydziału, dr W. Starzyńskiego. List zawierał opis dotychczasowego przebiegu pertraktacji między rządem polskim a Emmerichem Kalmanem o warunkach podziału skarbu. Brak dalszej korespondencji dowodzi, że prowadzone pertraktacje zostały zerwane przez rząd polski, który nie miał zaufania do osoby Kalmana.
Powyższy artykuł ze stycznia 1972 roku spowodował napływ nowej fali „poszukiwaczy skarbów”. Wiosną tego roku forty zaroiły się od „turystów”, głównie zmotoryzowanych, z różnych stron Polski. Mimo kiepskiej pogody, „poszukiwacze” w dzień spali pod namiotami, zaś nocą penetrowali betonowe kazamaty. Po kilku tygodniach bezowocnych poszukiwań, fala „turystów odpłynęła pozostawiając po sobie trwale ślady dewastacji chronionego prawem zabytku architektury obronnej.
W tym czasie, gdy wspomniani pseudoturyści dostawali pęcherzy na dłoniach, „skarb” przez nich poszukiwany już od sześciu lat znajdował się w przemyskim muzeum. Odnaleziony został przypadkowo w 1966 roku w tej samej kamienicy, której piwnice penetrowali oficerowie węgierscy w 1924 roku. Dokumenty przez nich poszukiwane znajdowały się pod podłogą mieszkania, które zajmował w czasie oblężenia aż do dnia kapitulacji węgierski podpułkownik Eleke Peterfalni Molnar dowódca 8 pułku piechoty 23 dywizji honwedów.
Robotnicy, zdejmując starą podłogę przy remoncie kamienicy, ujrzeli pod nią paczkę owiniętą szarym papierem, ważącą około trzech kilogramów. Po jej otwarciu okazało się, że oprócz małego pistoletu i kieszonkowej ikonki, zawiera dziesiątki różnych dokumentów pisanych i drukowanych, przeważnie w języku węgierskim. Znalezisko zostało natychmiast przekazane do obecnego Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, gdzie po przeglądnięciu jego zawartości uznano, że jest to autentyczny skarb, dotyczący dziejów twierdzy przemyskiej i czasów I wojny światowej. Zachowane dokumenty stanowiły archiwum 23 dywizji honwedów, które podpułkownik E. Molnar winien był spalić, by nie dostały się w ręce wroga. Ukrycie dokumentów pod podłogą było niesubordynacją, ale wynikła ona z dwóch przyczyn: pewności podpułkownika, że Przemyśl na krótko dostał się w ręce wroga, i z głębokiej niechęci do komendanta twierdzy Kusmanka, który demonstracyjnie lekceważył Węgrów, wykorzystywał węgierskie oddziały do najtrudniejszych akcji i działań, będąc przy tym - jak go widzieli i oceniali oficerowie węgierscy - bardzo nieudolnym dowódcą. Pośród dokumentów znajdowały się ręcznie pisane meldunki, opisy działań bojowych pułku na różnych odcinkach twierdzy opatrzone w szkice i mapki. Paczka zawierała także drukowane rozkazy dowództwa twierdzy, gazety wychodzące w twierdzy w języku węgierskim, prywatną korespondencję podpułkownika oraz kilka rodzinnych fotografii.
Po obłożnej chorobie podpułkownik Molnar zmarł w obozie jenieckim w Krasnojarsku. Przypuszczać można, że w obliczu zbliżającej się śmierci ujawnił komuś bliskiemu tajemnicę o ukrytym archiwum. Przekazał ją niezbyt dokładnie, stąd tak blisko jej odkrycia byli węgierscy oficerowie w 1924 roku.
Podobnie można wyjaśnić korespondencję i pertraktacje ślusarza z Wiednia, Ludwika Hegysiego, z rządem polskim o podział „skarbu”. Hegysi mógł być żołnierzem 8 pułku piechoty i w obozie w Krasnojarsku stykać się ze swym dowódcą, być przy jego śmierci i usłyszeć o „czymś schowanym” - co skojarzył sobie z pieniędzmi i złotem.
Wśród dokumentów archiwum podpułkownika E. Molnara, znajdujących się w Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej, zachował się „Dziennik” (pamiętnik) anonimowego autora, oficera węgierskiego, pisany na bieżąco w czasie oblężenia twierdzy. „Dziennik” został przetłumaczony na język polski i opublikowany w Przemyślu w 1985 roku w książce „Węgrzy w twierdzy przemyskiej w latach 1914 - 1915”.
Oto parę fragmentów z tego „Dziennika”, dotyczących mało znanych i nie publikowanych faktów związanych z przemyską twierdzą:
Dzień 1 listopada 1914 roku. Jakieś 8 dni temu utworzyliśmy tzw. bandy (oddziały dywersyjne). Ich zadanie miało polegać na tym, żeby podpalały, a szczególnie żeby dezorganizowały linie wroga. Nie mają się czym pochwalić, właściwie niewiele zrobiły. Może za wyjątkiem jednej, w której ludzie przebrali się za cywilów i sprzedawali Rosjanom kartofle. Ta „banda” przyniosła dość dobry meldunek.
18 Xl. Rosjanie niemal każdego wieczora nawołują się jak dzikie gołębie. Podczas poprzedniego oblężenia podeszli do twierdzy w ten sposób, że mokli pod płaszczami - namiotami, a na głowę wkładali sobie słomiany wiecheć.
15 Xl. Wczoraj 12 ludziom amputowano obie nogi z powodu odmrożenia. Drużyny pierwszej linii natarcia Rosjan również zamarzły. W wyposażeniu zimowym tych biedaków nie ma nawet rękawic, każdy żołnierz ma jedną zmianę bielizny. Jutro zostaną wyposażeni w owijacze.
2 Xl. Znów zamarzło na śmierć 2 żołnierzy z 8 pułku. Jeżeli chodzi o słomę, to jest już tak źle, że zaczynają zrywać dachy.
1 XII. Około godziny 11-tej zbudziły mnie strzały, wyskoczyłem z łóżka. 3 samoloty zrzuciły na miasto 27 bomb. Strzelał kto tylko mógł. Wczorajszy wypad przyniósł pożałowania godne rezultaty. 8 pułk (dowodzony przez ppłk. Molnara) w ciągu godziny stracił 120 rannych. Z czterech stron dostał się pod ogień artyleryjski - strzelali do żołnierzy jak do kaczek.
10 XII. Przed świtem walka rozgorzała na nowo. Ja wstałem na Helisze dopiero po godzinie 7-mej. lak byłem zmęczony. Nasze jednostki bojowe nie poszły ani kroku dalej. Wieczorem marsz powrotny był bardzo trudny. Liczba rannych z 2 dni wynosi około 700.
14 1 1915 - Byłem w Zahłacie, gdzie Rusini poddają się gremialnie ze względu na złe wyżywienie, a szczególnie z powodu braku w odzieniu, żaden z nich nie miał już butów, warunki zakwaterowania mają podle. Stoją nad półmetrową warstwą wody, tak że nie mogą się nawet położyć, śpią skuleni. Jutro biskup przypomni im o tym, że obowiązuje ich przysięga.
311. Przedwczoraj 30 ludzi z 8 pułku zbiegło do Rosjan. Przyczyna nie jest znana.
2 II. Znowu aresztowanie, kapitana Fenyo, którego kochanka sprzedawała konserwy po 4 korony, zaś swoje wieprze tuczyła sucharami.
13 II. Nasze konie są absolutnie niezdolne do walki, padają z głodu, w nocy nie mogą się położyć, gdyż stajnie mają kamienną podłogę, a nie uświadczysz ani źdźbła siana ani słomy.
15 II. Kusmanek zupełnie oszalał ze sprawą oddawania honorów. Zwraca uwagę tylko oficerom węgierskim, dlatego, że nienawidzi nas. Węgrów, ponieważ różnimy się od jego hordy mięczaków. W ogóle nigdy nie spotykaliśmy się z sympatią i uznaniem, do czego nasze wojska upoważnia waleczność i wytrwałość z jaką prowadzą tu walkę.
16 II. Zachowanie się Kusmanka wobec wojska można uznać za absolutnie nieodpowiedzialne, gdyż nigdzie się nie pokazuje i zamiast doglądać jednostki, przechadza się po „Corso” i kontroluje sposób oddawania honorów Nie był ani razu w żadnym szpitalu, a miałby tam co oglądać, gdyż jest niewiarygodnie dużo zgonów z powodu niedbałego opatrywania ran i wykonywania operacji. Co trzeci operowany umiera na zakażenie krwi.
19 II. Wczoraj 6 pułk zrobił wypad „Pod Mazurami”. Wykrwawieni - zmuszeni byli się wycofać. Oddziały uczestniczące w wypadzie miały 50% strat. Trupy leżą w stertach w punktach oporu. Wszyscy zginęli przebici bagnetami.
„Dziennik” nieznanego oficera węgierskiego kończy się na dacie 13 marca 1915 roku i słowach: Wszyscy mówią tylko o wypadzie... nastroje były dość dobre...
Czy na odkrytym archiwum podpułkownika E Molnara kończą się tajemnice twierdzy przemyskiej - czas pokaże.
ANEKS
Dokument tłumaczony z języka węgierskiego, dotyczący przygotowania wykonania wyroku śmierci na Palu Teischanie, szeregowcu węgierskim 8 pułku piechoty, w miejscu straceń na wzniesieniu Winna Góra:
Węg. - król. 8 pułk piechoty
Karta służbowa
Przemyśl, 4 marca 1915 roku
Doraźny Sąd Wojskowy skazał na śmierć przez rozstrzelanie Pala Teischana, honweda z pułku, uznanego winnym dezercji.
Miejsce stracenia: ulica Winna Góra, w miejscu oznaczonym kropką na zamieszczonym niżej szkicu.
Do wykonania wyroku w myśl Regulaminu Służbowego 1. R. punkt 708 jutro, tj. 5 bieżącego miesiąca o godz. 6.30, I i 2 kompania pod dowództwem majora Salacza ma oczekiwać w charakterze eskorty na rogu ulicy Winna Góra i Pustej plutonu egzekucyjnego, który przyprowadzi skazanego i wraz z nim uda się na miejsce egzekucji.
Pluton egzekucyjny: 1 major, 1 kapral, 6 starszych szeregowców i 18 honwedów z 3 kampanii, do których dołączy dr Janos Szabó, asystent lekarza oraz Gyórgy Riszta, kapelan grecko-katolicki, jutro tj. 5 bieżącego miesiąca o godz. 6.00 rano mają stawić się przy ulicy Mickiewicza 14, gdzie otrzymają dalsze rozkazy od sędziego wojskowego Tibora Borbelya.
Intendenturze IV batalionu zleca się natychmiastowe wykonanie trumny dla szeregowca i dostarczenie jej jutro, 5 marca o godz. 7.30 rano na miejsce egzekucji na Winnej Górze.
Pozostała część pułku stacjonującego w Przemyślu ma stawić się jutro, 5 marca o godz. 6.30 rano pod dowództwem kapitana Hódy na ulicy Dworskiego przy aptece, w szyku gotowym do wymarszu, aby w charakterze obserwatorów dotrzeć stamtąd na godz. 0.30, na miejsce egzekucji. Porządek szyku: pluton pionierów, oddział saperów, 1 i IV batalion.
Odnośnie uformowania się 7 i 8 pułku dowództwo pułku wyda rozporządzenie na miejscu.
Umundurowanie: bez plecaków i ekwipunku polowego.
Zamknięcie miejsca egzekucji należy do kompetencji majora Salacza.
Rozstrzelany ma zostać przekazany przez intendenturę IV batalionu szpitalowi garnizonowemu nr 3, który zobowiązany jest pochować zwłoki.
Po wykonaniu wyroku pułk odmaszeruje.
Jednostki broni maszynowej wymaszerują ze swymi batalionami bez karabinów.
Połączony pluton pionierów i oddział saperów pod dowództwem podporucznika Radhonyego na czele odmaszerują z kompanią oddziału telefonistów.
Odmaszerują nie przydzieleni oficerowie.
p. f. adiutant pułku
Przemyśl
POSŁOWIE
Czytelnikowi pragnącemu pogłębić swą wiedzę o twierdzy przemyskiej autor zaleca zawarte w wykazie literatury publikacje, na ogół dostępne w bibliotekach publicznych i antykwariatach, a dotyczące samej twierdzy przemyskiej, zaboru austriackiego w Galicji, lat I wojny światowej oraz roli twierdzy w okresie międzywojennym i w latach II wojny światowej.
Z pewnością najbardziej interesującą postacią przewijającą się na kartach tej publikacji jest Alfred Redl. O jego działalności, należącej do najciekawszych w dziejach szpiegostwa światowego, napisano już setki artykułów, wiele książek i nakręcono kilka filmów. W publikacjach o Redlu występuje znaczna rozbieżność odnośnie czasu i miejsca pewnych zdarzeń, osób z nim związanych itp. Różnice dają się zauważyć w podaniu nazwisk przedstawicieli wywiadu rosyjskiego i miejsca, w którym zaangażowano Redlą do współpracy. Autor z dostępnej, literatury wybrał osoby najbardziej prawdopodobne, bezpośrednio związane z Przemyślem i twierdzą. Z przyczyny niedotarcia do źródeł opisujących czas i miejsce spotkania się Redlą z attache rosyjskim baronem Roopem, które zakończyło się przejściem pułkownika wywiadu austriackiego na służbę Rosji - autor pozwolił sobie na pewną dowolność. W oparciu o materiały prasowe m. in. „Nowy Głos Przemyski” z 8 czerwca 1913 r. omawiający częste przyjazdy Redlą z Wiednia do Przemyśla (patrz s. 56-57) oraz informacje o aresztowaniu dwóch kelnerów z Cafe Habsburg, szpiegów rosyjskich, umiejscowił to wydarzenie w Przemyślu.
Akcje wywiadu austriackiego w Warszawie zostały opublikowane w 1936 roku, w książce Tadeusza Rozborskiego Porucznik Niki - opowieści szpiegowskiej osnutej na tle prawdziwych wydarzeń. Z niej autor wykorzystał kilka z opisanych sytuacji dotyczących Warszawy.
Ostatni film o Redlu pt. „Pułkownik Redl”, nakręcony w 1984 roku w koprodukcji austriacko-zachodnioniemiecko-węgierskiej, mimo uznania za dobrą grę aktorską, spotkał się ze słuszną krytyką scenariusza, w którym autorzy Istwan Szabo i Peter Dobai przedstawili Redlą zdrajcę jako ofiarę intryg pomiędzy arcyksięciem Ferdynandem a cesarzem, zmieniając przy tym znacznie jego życiorys i fakty dobrze znane i udokumentowane. Prawdę o Redlu raz jeszcze potwierdza praca doktorska historyka austriackiego, dr Franza Forstnera, pt. Przemyśl-Geschichte der bedentendoten Festung Ósterreich - Ungarns, w której autor pisze: Redl swoim zleceniodawcom zdradził wszystko, co chcieli wiedzieć i wszystko co mógł zdobyć. Pewnym jest, że zdradził plany wszystkich fortec, w tym fortyfikacje i uzbrojenie twierdzy przemyskiej.
O kobiecie szpiegu, Rosjance działającej w twierdzy w czasie oblężenia pisał dr Arthur Werner w pracy pt. Anch das war Ósterreich-Kriegsnachrichten ans der Festung Przemyśl. Autor przedstawia ją w niniejszej książce jako siostrę Martę.
O szpiegu rosyjskim, oficerze sztabu twierdzy, złapanym na podpaleniu szopy przed atakiem na pozycje rosyjskie 19 marca 1915 roku pisze kapitan Wojciech Gorgosz w pracy pt. Oblężenie i obrona Przemyśla w latach 1914 - 1915.
Makabryczną relację o handlu gulaszem z ludzkiego mięsa przekazał autorowi w 1983 roku urzędnik Biura Notarialnego w Przemyślu Tadeusz Grochowski, który w Budapeszcie poznał Węgra Istwana Keviczky'ego, syna oficera będącego w czasie oblężenia komendantem fortu XII w Żurawicy. Oficer był świadkiem afery i wykonania wyroku na przestępcach.
Informacji o dzierżawcy folwarku w Malhowicach, będącym na usługach Austrii i używającym gołębi pocztowych do przekazywania materiałów szpiegowskich, udzielił przemyślanin inż. Gustaw Gutteter. Rosyjskim szpiegiem w twierdzy w czasie oblężenia m. in. był kelner z kawiarni „Habsburg” utrzymujący kontakty z „siostrą” Martą i kapitanem Kramerem - „Wolfem”, z zawodu oficer rosyjskiego wywiadu. Po upadku twierdzy w hotelu „Przemyskim” przy PI. Na Bramie 8 zjawił się elegancki oficer armii carskiej, w którym kierownik hotelu (późniejszy jego właściciel, pan Stanisław M.) rozpoznał znanego sobie z „branży” kelnera z kawiarni „Habsburg”. W kurtuazyjnej rozmowie zapytał o losy kilku osób z dowództwa twierdzy i więcej już pana St. M. nie odwiedził w hotelu (wg relacji p. St. M. przekazanej autorowi w 1965 r).
Wydarzenia, jakie miały miejsce w Przemyślu w latach 1916 - 1918, opisane zostały w okolicznościowym wydawnictwie pt. Piętnastolecie niepodległości i w artykule kapitana Hugona Zielińskiego pt. Oswobodzenie Przemyśla w listopadzie 1918 roku, zamieszczonym w dwumiesięczniku „Bellona”, zeszyt 2, Warszawa 1934 r.
Występujący w podrozdziale Tryptyk okupacyjny - „Poraj”, to pseudonim autora niniejszej książki, członka ruchu oporu w Przemyślu (NOW-AK) w latach 1941 -1944.
Najbogatszym źródłem informacji o aferach szpiegowskich, oblężeniu i znaczeniu twierdzy w czasach późniejszych jest prasa przemyska z lat 1887 - 1939: „Gazeta Przemyska”, „Głos Przemyski”, „San”, „Echo Przemyskie”, „Tygodnik Przemyski”, „Ziemia Przemyska”, „Nowy Głos Przemyski” i inne.
LITERATURA
Arski S., Chudek J., Galicyjska działalność wojskowa Piłsudskiego 1906-1914, Warszawa 1967.
Bochenek R., Od muru chińskiego do linii Maginota, Warszawa 1964.
Bogdanowski J., Fortyfikacja austriacka na ziemiach polskich w latach 1850 do 1914, [W:] Studia i materiały do historii wojskowości, t. XII, cz. 1, Warszawa 1966.
Bogdanowski J., Fortyfikacje przemyskiej twierdzy, [W:] Ziemia (rocznik), Warszawa 1965.
Cialowicz J., Fortyfikacje na ziemiach polskich w I wojnie światowej, [W:] Studia i materiały do wojskowości, t. XII, cz. 1, Warszawa 1966.
Czernin Franz von Chudenitz, Das Postwegen in der Festung Przemysl wahrend der beiden Belagenungen 1914/1915, Wien 1985.
Dąbrowski J., Wielka wojna 1914-1918, Warszawa 1937.
Forstner F., Przemyśl - Geschichte der bedeutendeten Festung Osterreich - Ungarns, Wien 1985.
Gorgosz W., Oblężenie i obrona Przemyśla w latach 1914 - 1915, „Bellona”, t. XII, Warszawa 1933.
Heiden M, Bollwerk am San, Berlin 1940.
Kisch E., Jarmark sensacji, Warszawa 1957.
Łańcucki S., Wspomnienia, Warszawa 1957.
M. T., Tajniki szpiegostwa austriackiego (płk Redl), Warszawa 1927.
Michaelsburg J.. Im Belagerten Przemyśl Leipzig 1915.
Miran S., Alfred Redl szpieg - homoseksualista. Warszawa 1930. Piętnastolecie niepodległości (praca zbiorowa). Przemyśl 1933.
Ronge M, Dwanaście lat służby wywiadowczej. Warszawa 1992.
Rozborski T.. Porucznik Niki. Warszawa 1936.
Różański J., Forty przemyskie. Kraków 1965.
Różański J., „Fali Barbarossa” nad Sanem, Rzeszów 1982.
Różański J.. Przemyśl w latach drugiej wojny światowej, [W:] Tysiąc lat Przemyśla, t. II (monografia), Kraków 1974.
Różański J.. Przemyśl (przewodnik), Przemyśl 1993.
Różański J.. Przemyśl w I wojnie światowej, Przemyśl 1969
Różański J., Twierdza Przemyśl, Rzeszów 1983.
Różański J., Twierdza Przemyśl, Warszawa 1966,
Różański J., Forty przemyskie. Przemyśl 1993.
Rybak J., Pamiętniki generała Rybaka. Warszawa 1954.
Seifert-Jablońska H., Dziennik z oblężonego Przemyśla 1914-1915, Przemyśl 1994.
Węgrzy w twierdzy przemyskiej w latach 1914 - 1915 (praca zbiorowa pod redakcją Istwana Lagzi), Warszawa - Przemyśl 1985.
Werner A., Auch das war Osterreich - Kriegsnachrichten aus der Festung in Der Osteneichische Zeitungshćindler. nr 1/1965. Wien 1965.
Zieliński H., Oswobodzenie Przemyśla w listopadzie w listopadzie 1918 roku. [W:] „Bellona”, Z.2, Warszawa 1934.
Spis treści
Słowo wstępne
Twierdza w latach budowy i I wojny światowej
Carski wywiad wojskowy przystępuje do działania
Komendant - generał Antoni Galgotzw
„Opernball - 13”
H. K. Stelle kontratakuje
Pierwsze dni wojny
Oblężenie „Bramy Węgier”
Kapitulacja
Od maja 1915 do listopada 1918
Tajemnice fortów
Ponure odkrycie w „San Rideau”
Forty - miejsca hitlerowskiej każni
Tryptyk okupacyjny
Skarb podpułkownika Molnara
Aneks
Posłowie
Literatura
Wydawnictwa TPN
Rocznik Przemyski Tom: XXIX-XXX, Przemyśl 1994, cena: 20 zl (200.000 zł)
Tom: XXIX-XXX, Zeszyty 1-10: Archeologia, Etnografia, Historia, Historia języka i literatury. Historia oświaty i wychowania, Nauki przyrodnicze, Nauki rolnicze, Kronika TPN w Przemyślu, Bibliografia Rocznika Przemyskiego, t. I - XXIX-XXX, cena pojedynczego zeszytu: 3 zł (30.000 zł), Tom: XXI - XXVIII z lat 1982-1992,
ceny od 1, 50 zł (15.000 zł) do 3 zł (30.000 zł),
Wydawnictwa z serii „Biblioteka Przemyska”
l/Tom 16: J. Olszak, Spotkania przemyskie, Przemyśl 1988,
cena 2 zł (20.000 zł), 2/ Tom 18: A. Kunysz, W służbie kultury i regionu, Przemyśl 1989,
cena 1,50 zł (15.000 zł), 3/Tom 19: M. Kryczko, Oficer dywersji inspektoratu AK. Rzeszów
J. Lutak, Przemyśl 1992, cena 2 zł (20.000 zł), 4/Tom 20: M. Kryczko, Jawornik Ruski-Dylągowa 25-26 kwietnia1944
Przemyśl 1992, cena 2 zł (20.000 zł), 5/Tom 21 - 22: Z. Budzyński, Ludność pogranicza polsko - ruskiego w II poł. XVIII w., Przemyśl 1993, cena 7 zł (70.000 zł), 6/Tom 23: Z. Konieczny, Walki polsko - ukraińskie w Przemyślu i okolicy w listopadzie i grudniu 1916 r., Przemyśl 1993,
cena 2 zł (20.00 zł), 7/Tom 24: Z zagadnień rolnictwa przemyskiego, Przemyśl 1994,
cena 3 zł (30.000 zł), 8/ Tom 25: E. Czerny, Moja działalność w AK., Przemyśl 1994
cena 3,50 zł (35.000 zł), 9/Tom26:I. Lewandowska - Kozimala, Skauting polski w Galicji
Wschodniej, Przemyśl 1994, cena 3,50 zł (35.000 zł).
* * *
Folder: Przemyśl zaprasza, Przemyśl 1991, cena 1 zł (10.000 zł),
Reprint: W obronie Lwowa i kresów wschodnich, Przemyśl 1991, cena 3 zł (30.000 zł).
* * *
Wydawnictwa można nabyć w Biurze Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Przemyślu (37 - 700 Przemyśl, Rynek 4, tel. 56-01).
JAN RÓŻAŃSKI urodził się w 1923 roku w Przemyślu, w latach wojny aktywny członek Ruchu Oporu AK, NOW, ps. Poraj. Z zamiłowania historyk i krajoznawca jest autorem około dwudziestu książek i publikacji a także okolicznościowych historyczno-dokumentacyjnych wystaw z własnych zbiorów). Jego prace drukowane w różnych wydawnictwach oraz Rocznikach Przemyskich i innych periodykach, a liczne artykuły na łamach Życia Przemyskiego, Nowin, Pogranicza - poświęcone są dziejom Przemyśla i regionowi głównie z okresu I i II wojny światowej oraz krajoznawstwu i turystyce.
Oto tytuły niektórych jego prac: Twierdza Przemyśl (Wyd. MON 1966, KAW 1983), Przemyśl w latach II wojny światowej (W:) Tysiąc lat Przemyśla. t.II Kraków 1975, Obóz narodowy w Przemyślu (W:) Rocznik Przemyski t. XXVIII, Przemyśl 1992, Fali Barbarossa nad Sanem KAW 1982J, Sto lat turystyki polskiej w Przemyślu (W:) Rocznik Przemyski t. X(X-XX, Przemyśl 1978, przewodniki turystyczne: Przemyśl i okolice wyd. KAW 1972 i 1977, wyd. Sport i Turystyka 1986, wyd. WOIT Przemyśl 1993), Forty przemyskie wyd. WOIT, Przemyśl 1993J, Województwo przemyskie wyd. KAW 1982J.
Niniejsza książka powstała w oparciu o specyficzny materiał dokumentalny, związany z walką wywiadów (austriackiego i rosyjskiego) w trakcie budowy słynnej przemyskiej twierdzy i w latach Pierwszej wojny światowej. Uzupełniają go źródła i relacje opisujące dzieje fortów przemyskich w latach okupacji hitlerowskiej, tj. w okresie, gdy stanowiły one miejsce likwidacji jeńców wojennych i członków ruchu oporu, głównie z ZWZ-AK.
1
5