Fanfiction
Tłumaczony przez Bracianka
"Różne rodzaje miłości"
- Kochasz mnie? - zapytał.
- Booth, jest tyle różnych rodzajów miłości - odpowiedziała cicho, nagle wstrzymując swój każdy ruch.
Spojrzał na nią. Grzbietem swojej dłoni przemierzył delikatnie jej lewy policzek. Pod wpływem miękkiego dotyku nieświadomie zamknęła swoje błękitne oczy i prawie niesłyszalnie jęknęła…
Czy nadal robiłabyś to wszystko, gdybyś mnie nie kochała? - zapytał, kiedy wtulała swoją twarz w jego ciepłe palce. Jej obie dłonie spoczywały teraz na jego piersiach. Otworzyła szeroko oczy.
- No dalej, Bones. - uśmiechnął się - Przyznaj to.
- Co?
- Że mnie kochasz.
- Ale ja wcale… - zaczęła protestowac, ale w tym samym momencie zdała sobie sprawę, jak bardzo kłamałaby, kończąc to zdanie. Więc nie skończyła.
- Widzisz? - Booth uśmiechał się. Droczył się z nią, podczas gdy jego prawa dłoń wędrowała niżej, do jej bioder. Temperance nie mogła się powstrzymac - uśmiechnęła się, a złośliwe iskierki pojawiły się w jej oczach. Jeszcze raz zwiększyła tempo, jej biodra poruszały się w przód i w tył, za każdym razem przyprawiając ją o nieco głośniejszy jęk.
Jęki stopniowo, w rytm ich miłości, stawały się niemal krzykiem, którego echo po krótkim czasie obijało się o ściany pokoju. Zastygła…
Kiedy to szalone tempo uspokoiło się (prawdopodobnie dlatego, że to Tempe cały czas nadawała wszystkiemu rytm, do czasu gdy jej obolałe mięśnie nie mogły wytrzymac), Booth podniósł się i usiadł. Delikatnie wtulił się w nią, podniósł jej nieruchome w tym momencie ciało i miękko położył pod swoim.
Czuł, jak oplata go ramionami, udami… Jak wtula się w jego ramiona. Nie mógł wytrzymac i znów delikatnie się w niej poruszył. Podtrzymywał jej plecy i znowu powoli w nią wpływał…
- Booth - wyszeptała. Powoli tracił nad sobą kontrolę. Czuł tylko jej paznokcie wbijające się w jego ciało, czuł, jak ich biodra ocierają się o siebie z każdym delikatnym pchnięciem.
Uśmiechnął się do siebie. Jego ruchy nabierały szybszego tempa, ale to cały nie było tym, czego pragnęła.
- Mocniej… - jęknęła. Zrobił dokładnie to, czego chciała. Na krawędzi wytrzymałości, opętany rozkoszą, niemal krzyknął:
- Powiedz to!...
Temperance zamknęła mocno swoje oczy. Nadal w duchu odmawiała odpowiedzi. Jego dłoń sięgnęła jej uda i uniosła je. Teraz mógł wpłynac w nią jeszcze głębiej.
- Powiedz to. - wyszeptał, wchodząc w nią - Powiedz…
Prawie błagał, jednocześnie zaczynając poruszac się coraz szybciej.
W kącikach jej oczu pojawiły się łzy.
- Nie - zapłakała.
Booth opadł na nią, schował swoją twarz w załamaniu jej smukłej szyi. Obsypywał ją delikatnymi pocałunkami.
- Bolało? Skrzywdziłem Cię - z trudem wyszeptał.
- Nie... - odpowiedziała, po czym potrząsnęła głową, jakby na potwierdzenie swojej odpowiedzi.
- Więc dlaczego płaczesz? - zapytał zaniepokojony. Spojrzała na niego.
- Ja po prostu nie potrafię… - zaczęła. Jej zwykle pewny siebie głos zaczął się łamac.
- Ciii. Nic się nie stało. - wyszeptał, jednocześnie odgarniając kosmyki włosów z jej twarzy - Rozumiem. - powiedział i pocałował ją delikatnie.
- Nie, nie rozumiesz…
Booth pocałował ponownie jej słodkie usta. Położył sie obok niej i poczuł spokojne bicie jej serca.
- Ja też Cię kocham. - jej głos był ledwie słyszalny. Jej dłoń przemierzała teraz jego brązowe, gęste włosy. Jego pytanie na początku było żartem, ale przerodziło się w coś bardzo poważnego. Na tyle poważnego, że musiała przyznac, że go kocha.
- Wiem - szepnął…
W chwilę potem zasnął, odpływając w swój własny świat snów, zostawiając ją samą, rozmyślającą, wpatrującą się w otaczającą ją gorącą ciemnośc pokoju.
Zdała sobie sprawę, że jej partner był pierwszą w jej życiu osoba, której odważyła się to powiedziec…
2