Irena Łaszyn
„Dziennik Bałtycki” 2010-12-04
Rekolekcje z bonusem, czyli o wizycie ojca Johna Bashobory na Pomorzu
Jedni przychodzą dla Pana Jezusa, inni - po uwolnienia, uzdrowienia fizyczne i duchowe. To bonusy rekolekcji z udziałem ojca Johna Bashobory z Ugandy, charyzmatyka i egzorcysty.
Plakaty pojawiły się w gdańskich kościołach i przed halą widowiskowo-sportową AWFiS, gdzie rekolekcje młodych zaplanowano. Pod postacią Jezusa Miłosiernego - wizerunek o. Johna Bashobory, czarnoskórego charyzmatyka z Ugandy i "wcale nietajnego współpracownika Jezusa", jak głosił napis. Ci, którzy misjonarza znali, natychmiast dodawali, że ojciec John czyni cuda. A właściwie nie on je czyni, tylko Pan Bóg za jego pośrednictwem. Ojciec John Bashobora jest diecezjalnym koordynatorem Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej w diecezji Mbarara, w południowo-zachodniej Ugandzie. Ale studiował w Rzymie, zrobił doktorat z teologii.
Tam, gdzie się pojawia, niewidomi zaczynają widzieć, osoby kalekie pozbywają się kul, zniewoleni - złego ducha, chorzy na depresję - czarnych myśli, a palacze - zrywają z nałogiem.
- Cuda! - wykrzykują jedni.
- Teatr - uważają inni.
Misjonarz jeździ po świecie, głosi Słowo Boże i mówi, że każdego dnia słyszy kierowane do siebie słowa Jezusa. Za nim podążają tłumy, zapełniają się więc kościoły i miejsca, w których odbywają się rekolekcje. Duchowni twierdzą, że nie chodzi o fenomen człowieka, chodzi o fenomen wspólnoty, w której on działa.
- Kościół afrykański to kościół młody, który dopiero otwiera się na Pana Jezusa - tłumaczy ks. Krzysztof Ławrukajtis, opiekun duchowy rekolekcji, na co dzień wikariusz w kościele pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Gdańsku. - Każdy otrzymuje potrzebne mu charyzmaty.
Ksiądz Krzysztof jest duszpasterzem Grupy Uwielbienia Bożego Miłosierdzia w Gdańsku, która rekolekcje zorganizowała. Grupa powstała z inicjatywy o. Bashobory w lutym br.
***
Gra zespół, ludzie klaszczą i tańczą. Klarnecista to Jerzy "Mazzol" Mazolewski, znany muzyk jassowy.
- 25 lat byłem poza Kościołem - opowiada. - Teraz jestem w neokatechumenacie.
Nowotwór, chemioterapia, paskudny czas. Niektórzy mówili: Wrócił z Amsterdamu, pewnie ma AIDS.
- Nie dementowałem tej informacji ani też nie "durczakowałem". Ocalałem, bo pewnie Bóg miał wobec mnie jakiś plan. Przebudziłem się więc do innego życia, zobaczyłem swoją historię w innym świetle. Może to był nawet początek jakiejś drogi w dół, bo wtedy chciałem to życie zjeść jak smaczne ciastko. Jak najszybciej, dopóki jeszcze mogę jeść. Moment tąpnięcia dla każdego jest różny. Ale to on jest zwykle zbawienny. Stało się to po zrobieniu jakiegoś ważnego festiwalu, gdy miałem poważną zapadkę psychiczną. Wylądowałem w szpitalu. Podczas gdy moi koledzy udawali się na odwyki i leczenie, ja udałem się w takim momencie do spowiednika. Po tych 25 latach była to spowiedź generalna. Cud wielki, aczkolwiek bez fajerwerków. Zacząłem odkrywać prawdę o sobie i prawdę o Bogu. Wiara jest darem, ale tąpnięcia nadal się zdarzają. Spotkał ojca Bashoborę. Uważa, że to nie był przypadek, bo w życiu chrześcijanina nie ma przypadków, one są w języku polskim.
- Ojciec John nie jest mistykiem ani magikiem - podkreśla. - Jest człowiekiem wielkiej wiary, który ciągle się modli. Modli się za ludzi, którym posługuje. Daje radę, bo robi to nie ze swojej mocy.
***
Pani Henia: - Dwa lata temu, podczas spotkania z ojcem Bashoborą zostałam uzdrowiona z palenia papierosów. Paliłam 28 lat, a po tych rekolekcjach przestałam. Tak, jakby mi ktoś wygumkował ten nałóg z mózgu.
- Sądzi pani, że to zasługa ojca Bashobory?
- Nie! Jezusa Chrystusa. To jego działanie. To wiara czyni cuda.
Agnieszka: - Byłam świadkiem takich cudów w Chojnicach. Pewien mężczyzna przyszedł na rekolekcje z ojcem Bashoborą o kulach, wyszedł o własnych siłach. Ale łaska fizycznego uzdrowienia jest pochodną uzdrowienia duchowego. Do tego jednak potrzebna jest spowiedź, oczyszczenie z ciężkich przeżyć, urazów i niewybaczenia.
Dominik: - Po raz pierwszy usłyszałem o ojcu Bashoborze półtora roku temu. Akurat miałem dyżur w domu dziecka, w którym wówczas pracowałem, gdy dostałem SMS-a: Musisz obejrzeć w TVP1 film dokumentalny "Duch" o charyzmatykach.
Pamięta, że usiedli z chłopakami przed telewizorem, na ekranie zobaczyli ojca Bashoborę, który położył ręce na głowie małej dziewczynki. Dziewczynka od urodzenia nie widziała na jedno oko. On się nad nią modlił, potem kazał jej zakryć zdrowe oko. Mała zawołała: Ja widzę!
Na filmie było też o uwolnieniach i ludziach zniewolonych przez złego ducha. Gdy ojciec Bashobora przechodził z hostią, ci zniewoleni krzyczeli, przeklinali, wydawali z siebie przerażające dźwięki, padali na ziemię. Nawet ojcowie rodzin!
- Dla tych chłopaków z domu dziecka był to szok - opowiada Dominik. - Jeden z nich, o ksywie Rusek, lider w grupie, bardzo poraniony, oświadczył: Ja chcę poznać tego ojca, chcę, żeby się nade mną pomodlił. Powiedziałem: Nie wiem, czy to będzie możliwe. Ale tego samego dnia dostałem wiadomość, że za tydzień ojciec John przyjeżdża do Gdańska, do Matemblewa. Pojechaliśmy na rekolekcje. Stanęliśmy w wielkim tłumie. Ojciec John był daleko, na scenie. Ale podczas przerwy przechodził obok nas. Zatrzymał się, położył ręce na głowie Ruska, pomodlił się i odszedł. Chłopcy mieli oczy jak złotówki. On słyszy twoje myśli, powiedzieli. "Rusek" zaczął płakać, poszedł do spowiedzi, choć nie był przy konfesjonale wiele lat.
Różne rzeczy się tego dnia działy. Także - uwolnienia.
- Kobieta, która stała obok nas, podczas kolejnej modlitwy padła na ziemię, zaczęła okropnie przeklinać, wywracać oczami. Wrócili z tych rekolekcji bardzo poruszeni. Współautor filmu "Duch" to Leszek Dokowicz. Dawniej - współtwórca imprez techno i ateista, dziś przykładny katolik, mąż i ojciec piątki dzieci. Podczas rekolekcji opowiada o przeżyciach, jakich doznał z powodu dokonanej na nim magii. O cudotwórcy Harrisie, satanizmie i działaniach podprogowych stosowanych wobec słuchaczy techno. Techno prowadzi do kontaktu ze złem. Podobnie jak bioenergoterapeuci i "Harry Potter".
- Zamieszczacie horoskopy i ogłoszenia wróżbitów? - ktoś dopytuje. - Przecież to okultyzm! Szukanie rozwiązań magicznych jest grzechem. Blokadą, która wyklucza uzdrowienie.
***
W hali - ponad 800 osób. Głównie młodych, choć i 70-latkowie się trafiają.
- Ta sala jest jak kościół, każdy może przyjść - podkreśla w imieniu organizatorów Edyta Tombarkiewicz. Edyta jest tłumaczką ojca Bashobory, od wielu miesięcy jeździ z nim po Polsce, przekłada z angielskiego na polski każde jego słowo. Podczas konferencji, modlitw, koronek czy mszy stoi pół kroku za nim. Na ścianie - obraz Jezusa Miłosiernego, na podwyższeniu - krucyfiks, mikrofony i ich dwoje.
- Może przyszliście zobaczyć cuda, a może płonący krzew - woła charyzmatyk. - Pamiętacie Mojżesza? Jego historię? Opowiada o Mojżeszu i o Jezusie. O wylaniu Ducha Świętego i Bożej miłości. Tłumaczy, dlaczego niektórym z tych, którzy tu przyszli, wydaje się, że nie zostali uzdrowieni. Zostali, tylko może niekoniecznie z tego, na czym im w danym momencie najbardziej zależało. Bóg ma swój plan. Jeden więc podczas tego spotkania zostanie uzdrowiony fizycznie, inny wzmocni się na tyle, że lepiej będzie znosił swoją chorobę. Ten swój krzyż. Zachęca do spowiedzi i przebaczenia.
Przebaczenia tym, którzy nas skrzywdzili, bo tylko wtedy uzdrowienie jest możliwe.
Był małym chłopcem, gdy został bez rodziców. Ciotka, która go wychowywała, chciała go zabić. Wyznała mu to wtedy, gdy przyjął już święcenia kapłańskie. Przebaczam ci, powiedział. A ciotka na to: Ale to ja zabiłam twego ojca. Przebaczam ci, powtórzył.
- Uwierz w Jezusa! - woła ojciec John.
- Otwórz me oczy, o Panie. Otwórz me oczy i serce. Chcę widzieć Ciebie - śpiewa zespół.
Ojciec John mówi o Afryce i mówi o biedzie. Bieda jest tam, a nie tu, bo my mamy buty, coca-colę i kilka gatunków kawy. Ojciec Bashobora opiekuje się w Afryce pięcioma tysiącami sierot.
Spowiedź odbywa się w kilku miejscach. Na sali i w holu, pod tablicą "Regulamin wielofunkcyjnej sali sportowej". Do krzesełek, na których siedzą księża, ustawia się coraz dłuższa kolejka. Najmłodszą uczestniczką rekolekcji jest dwumiesięczna Laura. Przyjechała do Gdańska z Poznania, razem z rodzicami.
- Nie oczekujemy cudów - zapowiada Paweł, tata Laury. - Oczekujemy wzmocnienia duchowego, pogłębienia wiary. Ojcem Johnem są urzeczeni.
- Głównie jego wielką pokorą i prostotą, takim dziecięctwem Bożym. Tym, że potrafi się modlić, cudownie bawiąc.
Pani Zofia, emerytka: - Łzy lecą mi ciurkiem. Nie mam na to wpływu. I nie wiem, jak to wytłumaczyć. To chyba działanie Ducha Świętego. Każdy inaczej reaguje na modlitwę ojca Bashobory. Kobieta siedząca obok po prostu zasnęła.
Pani Zofia od ponad 30 lat zmaga się z ciężką chorobą. Trzy lata temu pojechała do Barcina za Słupskiem na mszę uzdrowienia. Była tam pierwszy raz, a ksiądz od razu określił jej dolegliwości. Bardzo jej pomógł. To był ksiądz Antoni Zieliński z Koszalina, egzorcysta. Od tego czasu jeździ tam, gdzie odbywają się takie mocne msze. Zabiera męża. Oboje zauważają, że poprawiają się ich relacje.
Ludka: - O tym, jak dużo jest osób zniewolonych, przekonałam się w 2007 roku, podczas pierwszych rekolekcji z ojcem Bashoborą. Słyszałam tych ludzi, widziałam ich. Ich świat duchowy napawał lękiem, ale pomyślałam też, że skoro zło jest takie głośne, to jak blisko musi być dobro. Ona też uważa, że zniewolenie to skutek praktyk okultystycznych. Ludzie nie zdają sobie sprawy z zagrożeń. Często też nie wiedzą, że znaleźli się po stronie ciemności. Dopiero kontakt z sacrum czy z władzą egzorcyzmu wyzwala reakcje.
Ludka ma 27 lat, pracuje na wyższej uczelni, jest pracownikiem naukowym. Uczęszcza na rekolekcje, bo to zacieśnianie relacji z Panem Bogiem. Jak ocenia ojca Johna?
- Wydaje się, że to taki Boży prostaczek, a bardzo jest obdarowany. I jako człowiek, i jako osobowość wewnętrzna. Ma charyzmaty, którymi się posługuje w naturalny sposób. Myślę, że więcej z tego powodu wynika cierpień niż profitów. Ciągle jest w podróży, śpi po trzy godziny na dobę, bez ustanku przyjmuje ludzi i ich ciężary.
***
Ojciec John kończy teraz tzw. rok sabatyczny, czyli roczny urlop od pracy w macierzystej diecezji. Miał odpoczywać, a wciąż jeździ po świecie i posługuje.
W Polsce jest w tym roku po raz piąty.
- Uzdrowienia i uwolnienia to efekt uboczny relacji z Jezusem, która się tu odnawia - podkreśla Edyta. - Ale pewnie 30 proc. ludzi przyjechało tu dlatego, że ma chore nogi lub kręgosłup. Oczekuje cudu. Niekiedy dokonuje się on podczas takich spotkań, a niekiedy między rekolekcjami.
Ojciec John prosi Boga o uzdrowienia. Modli się. Niektórzy zaczynają się osuwać. To "spocznienia" w Duchu Świętym. Niektórzy zaczynają krzyczeć. Ale ojciec nie chce głośnych manifestacji. Nakazuje przestać.
- Mamy region, który nie jest wolny od różnych obciążeń okultystycznych - mówi Edyta. - Manifestacje i krzyki mogą być następstwem zniewolenia, czyli świadomego lub nieświadomego zaproszenia do siebie złego ducha. Może przez wahadełko, może przez tarota.
***
Co ze wskrzeszeniami, do których podobno dochodzi za pośrednictwem ojca Bashobory?
On sam nie chce o tym mówić, choć kiedyś mówił. Z dziennikarzami w ogóle nie chce rozmawiać. Właśnie dlatego, że ciągle pytają o to samo. O uzdrowienia i wskrzeszenia. O cuda. Ksiądz Krzysztof Ławrukajtis na temat wskrzeszeń wypowiada się ostrożnie:
- Gdy ktoś pyta, dlaczego nie ma wskrzeszeń w naszym Kościele, odpowiadam: Bo nie modlimy się o nie. Ja też nigdy o to nie prosiłem. Dopiero, gdy jest w człowieku postawa pokory i prośby, to Pan Bóg daje takie charyzmaty, które wydają się czasami nadzwyczajne. A przecież, gdy czytamy Ewangelię, Dzieje Apostolskie, to one stają się prawdziwe, wcale nienadzwyczajne. Po prostu tak się dzieje, że Pan Bóg przychodzi z łaską Królestwa Bożego, łaską uzdrowienia i uwolnienia.
- Ale wskrzeszenia?
- Pan Jezus powiedział: Te i inne znaki będziecie czynić, jeszcze większe niż te, które ja robiłem.
- Niektórzy twierdzą, że to, co podczas rekolekcji z udziałem ojca Bashobory się dzieje, to nadużycia liturgiczne. Że to teatr, z elementami histerii i sensacji.
- Będziemy patrzeć na owoce. Jeśli będą złe owoce, to będziemy przepraszać Pana Boga za to, że takie rzeczy miały miejsce. Ale ja myślę, że to będą dobre owoce. Świadczą o tym nawrócenia oraz uzdrowienia duchowe i fizyczne, do których doszło. To dobry czas, by wyjść poza pewien schemat, a z drugiej strony - napełnić się Duchem Świętym.
- Młodzi potrzebują innego języka?
- Młodzi potrzebują wyjść poza pewne ramy, które stawia Kościół i które stawiają media. Te ramy sprawiają, że młody człowiek nie widzi w Jezusie opoki, a w Kościele wspólnoty, w której można rozwijać swoją wiarę.
Dlatego ksiądz Krzysztof ma nadzieję, że to nie będą jednorazowe rekolekcje.
- Może Pan Bóg pozwoli, że co roku, na rozpoczęcie adwentu, będziemy takie rekolekcje organizować? - rozważa.
W Gdańsku o. John jest już po raz trzeci. Prosto z rekolekcji młodych, odbywających się pod hasłem "Uwierz w Jezusa - Najwyższego Kapłana, Proroka, Króla", udaje się na spotkania w Sopocie. Tam też czekają wierni potrzebujący łaski.
2