Marcin Jakimowicz
Lew, obietnica i święta szafa
W głębi każdej synagogi znajdziemy Aron ha-kodesz, najświętsze miejsce budynku. To tu przechowuje się zwoje Tory. Oświetla go lampka Ner tamid — Wieczne Światło. Autor zdjęcia: Romek Koszowski
Bima — centralne miejsce synagogi to podium lub podwyższenie, na którym stoi pulpit służący do czytania Tory
Wchodząc do synagogi, często czujemy się zagubieni jak w egipskich piramidach. A tak niewiele potrzeba, by poczuć się jak w odwiedzinach u starszego brata.
Sypie. Na zewnątrz trzaskający mróz. Na szczęście gdy wchodzimy do małej, przytulnej synagogi Remuh na krakowskim Kazimierzu, ciepło rozlewa się po ciele. Jest mroźny poranek 11 Tewet 5769 roku. To znaczy 7 stycznia 2009 roku. Wchodząc do katolickich świątyń, u mężczyzn obowiązuje zasada: czapki z głów. Tu odwrotnie. Nakrycie głowy jest obowiązkowe. No chyba że odwiedzimy bożnice w Tykocinie, Sejnach czy Włodawie. Od lat są nieczynne. Zmieniono je na muzea. Wybraliśmy synagogę Remuh nie dlatego, że wzniesiono ją już w 1553 roku. I nie dlatego, że ma niepowtarzalny klimat. Jest po prostu jedną z dwóch czynnych synagog na tętniącym życiem krakowskim Kazimierzu.
— By modlić się w synagodze, musi zebrać się minjan, czyli dziesięciu dorosłych Izraelitów. Wie pan, jak trudno zebrać taką garstkę? — martwi się przewodnik po synagodze. — Latem przyjdzie jeszcze kilku staruszków, ale zimą? Jeśli nie ma dziesięciu, odmawiamy w piątki tylko krótką modlitwę i rozchodzimy się do domów. Co zrobić... Ratują nas turyści z zagranicy. Ostatnio było trochę wycieczek i nasza mała synagoga pękała w szwach — cieszy się przewodnik. Żydzi z całego świata przybywają tu modlić się nad grobem rabina Mojżesza, autora sławnego religijno-prawnego dzieła Ha-mapa. Długo przebywamy w synagodze, ale nie spotykamy w niej żywego ducha. Ciszę przerywają tylko uderzenia młota. Trwa remont babińca — oddzielonej części przeznaczonej dla kobiet. Babińce pojawiły się w synagogach w średniowieczu. To osobne pomieszczenia dla kobiet przylegające do głównej sali. Budowano je, bo podczas modlitwy nic nie mogło rozpraszać uwagi mężczyzn.
Mur słucha płaczu
Na półce w bożnicy mnóstwo modlitewników. Biorę pierwszy z brzegu. „Oby było twoją wolą HaSzem, aby została odbudowana Świątynia prędko, za naszych dni!” — czytam. Tajemnicze słowo „HaSzem” to dosłownie „to [wyjątkowe] Imię”. Żydzi używają go w odniesieniu do Stwórcy, bo ich prawo zabrania wypowiadania imienia Boga. Ta pełna tęsknoty modlitwa przypomina o bardzo istotnej rzeczy. W katolickich świątyniach, w tabernakulum, obecny jest żywy Bóg. Nie ma znaczenia, czy to Bazylika św. Piotra, czy zabity dechami kościółek w Koziej Wólce. U Żydów jest inaczej. Świątynia była jedna. „W sercu świata leży ziemia Izraela, a w sercu Izraela leży Jerozolima, sercem Jerozolimy jest mieszkanie Boga Żywego, Świątynia. A sercem Świątyni jest Święte Świętych — pępek świata, skąd człowiek czerpie prawdziwe życie” — pisze w swej książce „Jezus, Żyd praktykujący” brat Efraim. Świątynia była jedna. Czy możemy się dziwić, że na jej ruinach tłumy Żydów płaczą po dziś dzień? Stoją na skąpanej w słońcu górze Moria, na którą wspinał się Abraham, by złożyć w ofierze ukochanego Izaaka. Na górze, z której, jak piszą rabini, Bóg zaczerpnął ziemi, by ulepić człowieka. Świątynia runęła, zburzona przez Rzymian w 70 roku po Chrystusie. Pozostała ściana zwana Murem Zachodnim. Najświętsze miejsce Izraela.
Czym jest wobec tego synagoga? To greckie słowo będące odpowiednikiem hebrajskiego „bet haKnesset”, „dom zgromadzenia”. Jest instytucją sięgającą VI wieku przed Chrystusem — czasów niewoli babilońskiej. Nieprzyjaciele Izraela, burząc świątynię, wiedzieli, że była ona czynnikiem jednoczącym naród. Synagogi nie mogły zastąpić jedynej Świątyni w jej funkcjach ofiarnych, ale zjednoczyły ponownie rozproszone dzieci Izraela — pisze Efraim. — Według Talmudu, Bóg słucha tylko nabożeństw odprawianych w synagodze, odgrywa więc ona ogromną rolę. Po powrocie z wygnania synagoga, która „sprawdziła się”, okazała się niezbędna, istniała więc obok odbudowanej Świątyni aż po najdalsze kraje diaspory. Nawiasem mówiąc, ułatwiło to szerzenie chrześcijaństwa, które rozprzestrzeniało się błyskawicznie od synagogi do synagogi. Szacuje się, że w czasach Jezusa istniało ponad tysiąc synagog w diasporze i kilkaset w Izraelu. Synagoga jest nie tylko domem modlitwy, lecz także miejscem studiowania Tory i Talmudu oraz salą zebrań. Mieściły się w niej również różne urzędy: kancelarie, archiwa, sądy rabinackie, a nawet koszerne stołówki. Bożnice dzieli od ulicy przedsionek. „Wchodzący ma czas, by uwolnić myśli od spraw codziennych i trosk tego świata — pisze Efraim. — Wnętrze jest pełne światła wpadającego przez liczne okna, jak każe tradycja; w miarę możności ma ich być dwanaście, by można było widzieć niebo i aby myśl naprawdę kierowała się ku Bogu”. Światło ledwie przebija się przez okna opustoszałej synagogi Remuh. Nagle jej ciemna ściana rozbłyska setkami żaróweczek. Oświetlają tablicę upamiętniającą osoby zasłużone dla bożnicy. Światełka rozjaśniają ich nazwiska w każdy szabat.
W centrum
— Baruch ata Adonai! Błogosławiony jesteś Ty, Haszem, Twoje imię jest „Dobry” — czytam dalej w modlitewniku. Leży obok bimy. To centralne miejsce każdej synagogi. Rodzaj podium lub podwyższenia, na którym stoi pulpit służący do czytania Tory. W zależności od rodzaju sklepienia nakryte są baldachimem lub mają postać namiotu, altany czy klatki. Stojącą w centrum synagogi Remuh bimę otacza misternie wykonana, kuta w żelazie krata. To miejsce przewodniczącego modłom (chazana). Z bimy rabin komentuje też Torę. „Święty Józef z pewnością wielokrotnie wstępował na bimę w sobotni poranek, by silnym i pewnym głosem czytać fragment ze zwojów Tory — przypomina Efraim. — Zdarza się, że modły prowadzi śpiewak, baal keria. Drżą wówczas mury synagogi, powietrze wibruje od dźwięków i tworzy ze światłem doskonałą harmonię, która przenosi modlących się aż na Synaj, w owe dni, gdy wśród błyskawic Mojżesz otrzymał od Boga tablice Dziesięciu Przykazań”.
Lwy strzegą zwojów
„Pewnego razu miano poświęcić w bożnicy zwój Pięcioksięgu. Rabbi Dawid Mosze trzymał go w rękach. Ponieważ widać było, że wielki zwój jest bardzo ciężki, jeden z Żydów podszedł do rabbiego i chciał go od niego wziąć. »Kiedy już się go trzyma — rzekł rabbi — nie jest ciężki« — czytam w „Opowieściach chasydów” Martina Bubera.
W głębi każdej synagogi znajdziemy Aron ha-kodesz, najświętsze miejsce budynku. Przesłonięta haftowaną zasłoną, parochetem, szafa zawiera spisane na pergaminie zwoje Tory. Wyjmuje się je uroczyście w poranek szabatu, by odczytać odpowiedni fragment. Torę traktuje się jak osobę; nie jak przedmiot. Gdy zwój bardzo się zniszczy, nie wyrzuca się go, ale urządza uroczysty pogrzeb. — Niebawem taki pogrzeb odbędzie się na otaczającym synagogę kirkucie (cmentarzu) — opowiada przewodnik. Hebrajskie wersety czyta się, używając specjalnego rzeźbionego wskaźnika (jad). Aron ha-kodesz, zwany też świętą szafą, wbudowany jest zawsze we wschodnią ścianę synagogi zwróconej ku Jerozolimie. W krajach na wschód od Jerozolimy budowano go po stronie zachodniej. Oświetla go lampka Ner tamid — Wieczne Światło. Często tuż przy nim stoi też menora, siedmioramienny świecznik. Zadzieramy głowy
do góry. Nad Świętą Szafą oczy przykuwa napis: „Wejrzyj łaskawie z niebios, ze swego świętego mieszkania, i pobłogosław swemu ludowi Izraela”. Po prawej stronie Aron ha-kodesz w synagodze Remuh znajduje się tajemnicze krzesło. Zawsze stoi puste. Nigdy nie jest zajmowane. Wedle legendy, w tym właśnie miejscu modlił się rabin Remu. Nad jego krzesłem wykuto napis: „W tym miejscu stawał Remu, pamięć sprawiedliwego błogosławiona, aby się modlić i wylewać swe żale przed Świętym, błogosławiony On”.
Zwojów strzegą dwa lwy. Takie same symbole odnajduję na pobliskim cmentarzu. Zasypany śniegiem kirkut został założony w tym samym roku co synagoga i jest jednym z najstarszych w Europie. Zamiast kwiatów, na nagrobnych macewach Żydzi kładą kamienie. Teraz przykryte są białym puchem. Las macew pokrywają spore czapy śniegu.
Bar micwa Jezusa
Sięgam po kolejny modlitewnik. „Błogosławiony Ten, który dotrzymuje swej obietnicy dla Jisraela. Bo Święty Błogosławiony obliczył koniec niewoli, by uczynić to, co zapowiedział naszemu ojcu Abrahamowi w Przymierzu pomiędzy Rozciętymi Połówkami Ofiar. Ta obietnica podtrzymywała naszych ojców i nas...” — czytam w „Hagadzie na Pesach”. Od wieków synagogi wypełnia pełen uwielbienia hymn śpiewany przez tych, którzy jak Abram zawierzyli tej obietnicy: „On jest nieskazitelny. On jest jedyny. On jest wszech mocny. On jest wszechwiedzący. On jest straszliwy. On jest wzniosły. On jest mocarny. On jest wykupicielem. On jest sprawiedliwy. On jest święty. On jest miłosierny. On jest wszechwładny. On jest potężny. On jest najdoskonalszy. On jest wielki. On jest wywyższony. On jest olśniewający. On jest wierny. On jest czysty.”
„Tyle mamy do powiedzenia o Biblii, że nie jesteśmy gotowi na to, by usłyszeć, co Biblia ma do powiedzenia o nas” — przypominają mi się słowa Abrahama Heschela. Hmmm. Co ma mi dziś do powiedzenia Biblia? Opuszczam synagogę. Znajduję przy drzwiach kolejną starą, rozpadającą się książkę. Otwieram ją na chybił trafił i czytam: „Wołaliśmy do Boga naszych ojców, a On usłyszał nasz głos, ujrzał nasze cierpienie, nasze udręczenie i nasz ucisk”. Czy te same słowa czytał dwunastoletni Jezus, gdy wraz z rodzicami wyruszył na swą bar micwę do jerozolimskiej świątyni?