Aprilynne Pike Magia Avalonu Rozdział 1


Aprilynne Pike

Magia Avalonu

Przełożyła

Ginny_

(chomikuj.pl)

Marcephanna

(shadowhunters.fora.pl)

1

Laurel stanęła przed kabiną, skanowanie linii drzewa ograniczało jej gardło w pośpiechu nerwów. On był tam, gdzieś, obserwując ją. Fakt że go nie widzi jeszcze nic nie znaczył.

To nie było tak, że Laurel nie chciała się z nim zobaczyć. Czasami chciała nawet za bardzo. Jednak angażowanie się z Tamanim było ryzykowne. Jeden krok za daleko i nigdy nie pozwoliłby jej odejść. Wybrała więc pobyt z Dawidem, nadal sądziła że to był słuszny wybór. Jednak to nie uczyniło sprawy łatwiejszej.

Obiecała Tamianiemu że pójdzie go zobaczyć gdy odbierze swoje prawo jazdy. Nie umówiła się na konkretny termin, ale powiedziała mu że w maju. Był już prawie koniec czerwca. Musiał się domyślić, że go unika. Lecz jest tu teraz i czeka na spotkanie z nim, jednak Laurel nie była w stanie powiedzieć czy się cieszy czy boi. Mieszane uczucia złożyły się w coś czego jeszcze nigdy wcześniej nie czuła, i nie była pewna czy chce doznać tego ponownie.

Laurel przyłapała się na ściskaniu małego pierścionka, który Tamani dał jej z zeszłym roku, nosiła go na cienkim łańcuszku na szyi. Dzięki pierścionkowi miała myśleć o nim zawsze, również przez te ostatnie sześć miesięcy. „Próbowałam” przyznała sobie, ale bez powodzenia. Zmusiła się do uwolnienia swojego palca z uścisku małego pierścionka, i starała się opuści ręce tak, aby wyglądały naturalnie. Pewnym krokiem pomaszerowała w kierunku lasu.

W cieniu gałęzi ujrzała pasmo zieleni i czerni wychylone w dół z drzewa, po czym wyłoniła się z zarośli znajoma sylwetka. Laurel krzyknęła z przerażenie, jednak później zrobiło jej się przyjemnie.

- Tęskniłaś za mną? - spytał Tamani z tym samym magicznym pół uśmiechem który tak oczarował Laurel, gdy rok wcześniej pierwszy raz go ujrzała.

Nagle te sześć miesięcy przestało mieć dla niej znaczenie. Tylko jego widok, jego bliskość przy której topniał każdy lęk, a każda myśl została rozwiązana. Laurel owinęła wokół niego ręce i ścisnęła tak mocno, jak tylko mogła. Już nigdy nie chciała puścić.

- Założę że tak. - westchnął Tamani z jękiem.

Zmusiła się puścić i odsunąć. To było jak próba odwrócenia frontu rzeki. Ale po kilku sekundach w milczeniu zrobiła krok w tył napawając się jego widokiem. Tymi samymi długimi czarnymi włosami, szybkim uśmiechem i hipnotyzującymi zielonymi oczami, co poprzednio. Chmura nieporadności zstąpiła i Laurel wpiła wzrok w swoje buty, zmieszała się i straciła pewność, co powiedzieć dalej.

- Spodziewałem się ciebie wcześniej. - Powiedział w końcu Tamani.

Czuła się śmiesznie, że teraz jest tutaj z nim, że się bała. Laurel mogła się jeszcze wycofać, czuła zimno i strach w brzuchu za każdym razem gdy musiała mu powiedzieć:

- Przykro mi.

- Dlaczego nie przyszłaś?

- Bałam się. - odparła szczerze

- O mnie? - zapytał Tamani z uśmiechem.

- Coś w tym rodzaju.

- Dlaczego?

Wzięła głęboki oddech. Zasłużył sobie na prawdę.

- To byłoby zbyt proste, być tu z wami. Nie mam zaufania do siebie.

Tamani się uśmiechnął.

- Myślę że nie był bym za to zbyt obrażony.

Laurel przewróciła oczami. Jej długa nieobecność jak widać nie zwilżyła jego brawury.

- Wszystko w porządku?

- W najlepszym.

Zawahał się.

- Jak tam u twoich przyjaciół?

- Moich przyjaciół - zapytała Laurel - Mógłbyś mówić trochę jaśniej ?

Laurel nieświadomie dotknęła srebrnej bransolety na swoim nadgarstku. Tamani przeciągnął oczy po jej ruchu, po czym kopnął w ziemię.

- Jak Dawid? - zapytał wreszcie.

- Jest wspaniały.

- Czy wy dwoje… - zaczął pytanie.

- Czy jesteśmy razem?

- Tak, właśnie. - Tamani spojrzał ponownie na skomplikowaną srebrną bransoletę. Frustracja zachmurzyła jego funkcje, przekształcając rzut oka na odbicie, ale rozwiał je szybko z uśmiechem.

Bransoletka to prezent od Dawida. Dał jej ją przed Świętami Bożego narodzenia, kiedy to oficjalnie stali się parą. Była to srebrna winorośl z drobnymi kwiatkami kwitnącymi wokół malutkich kryształów. Nosiła ją każdego dnia. Nie mogła też zdjąć pierścionka od Tamaniego, za każdym razem gdy dotykała małego wisiorka, odruchowo myślała właśnie o nim. Nadal coś do niego czuła. Była rozdarta i nie pewna uczuć, gdy jej myśli błądziły w tym kierunku. Uczucia te były wystarczająco mocne by wzbudzić w niej poczucie winy.

Dawida mogła zawsze o wszystko zapytać jako jej chłopaka. Wszystko z wyjątkiem tego czego nie było i nigdy nie mogło mieć miejsca. Ale Tamani nie może być tym samym dla niej co Dawid.

- Tak, jesteśmy. - odpowiedziała w końcu.

Tamani milczał.

- Potrzebuję go, Tam. - Jej głos brzmiał miękko, ale nie przepraszająco. Nie mogła, i nie chciała go przepraszać za wybór Dawida. - Mówiłam ci wcześniej jak to było.

- Pewnie. - Opuścił ręce. - Ale tutaj go nie ma.

- Wiesz że nie mogłabym z tym żyć. - Zmusiła się do powiedzenia. Ale to było prawie szeptem.

- Będę musiał to po prostu zaakceptować, prawda? - westchnął Tamani.

- Jeśli naprawdę chcesz być blisko mnie.

Objął ją ramieniem, tym razem przyjaźnie.

- I nigdy nie mógłbym być nim dla ciebie.

Położyła ręce na jego ramiona i go uściskała.

- Za co to?

- Po prostu, za to że jesteś.

- Cóż, na pewno tego nie odrzucę. - Powiedział. Jego ton był przypadkowy. Przytulił ją mocno, niemal rozpaczliwie. Zanim zdążyła go odciągnąć, jego ramię opadło. Wskazał ścieżkę - Chodźmy Laurel. - odrzekł Tamani - W ten sposób.

Usta Laurel wydały się suche. To był czas.

Przesuwając rękę do kieszeni Laurel wyczuła wytłoczyny na karcie, zapewne po raz setny. Karta ukazała się na jej poduszce pewnego ranka jeszcze na początku maja. Zamknięta w wosku i obwiązana srebrną wstążką. Wiadomość była krótka, trzy krótkie linię, ale zmieniły wszystko.

Ze względu na zdecydowanie niewystarczający charakter bieżącej edukacji, jesteś wezwana do Akademii Avalon. Zgłoś się do bramy rankiem, pierwszego dnia lata. Wasza obecność będzie wymagana do ośmiu tygodni.

Jej mama nie była z tego zbyt zadowolona. Ostatnio nie była zadowolona z niczego z udziałem wróżek. Jednak wiadomość że jej córka jest wróżką przyjęła nadzwyczaj spokojnie. Jej rodzice zawsze wyczuwali cos innego w ich adoptowanej córce. Prawdą rzeczywiście okazało się to że jest odmieńcem, wróżki pozostawiły ją pod ich opieką, aby w przyszłości odziedziczyła cenną ziemię, przyjęła ją z niezwykłą łatwością, przynajmniej na początku. Jej ojciec postawy nie zmienił, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy jej mama stała się bardzie uczulona na fakt że jej córka nie jest człowiekiem. Nie chciała o tym mówić, a nawet o tym słyszeć, a co mogło jej do głowy przyjść gdy jej córka w zeszłym miesiącu dostała to zaproszenie. Właściwie raczej wezwanie. Po długiej argumentacji Laurel, jej mama w końcu zgodziła się pozwolić jej odejść.

Laurel cieszyła się że zapomniała powiedzieć im o trollach, wtedy jej mama na pewno nie pozwoliłaby jej iść, jednak sama miała wątpliwości.

- Jesteś gotowa? - Naciskał Tamani.

- Gotowa? - Laurel nie była pewna, czy kiedykolwiek była bardziej gotowa … lub mniej.

Cicho szła przez las, drzewa filtrowały promienie. Trasą były praktycznie wszystkie ścieżki, ale Laurel wiedziała gdzie one prowadzą, i którą powinna iść. Zmierzali do małego, sękatego drzewa, jednego z unikalnych gatunków w tym lesie. Jednak ono różniło się od reszty. Chociaż spędziła w tym lesie prawie dwanaście lat swojego życia i bardzo często podróżowała po różnych krajach, to drzewo widziała tylko jeden raz w życiu. Było to tuż po walce z Trollami, przyniosła tu rannego i nieprzytomnego Tamaniego. Wtedy ostatni raz była świadkiem przemiany drzewa, teraz miała sama przejść przez bramę i dowiedzie się co jest poza nią.

Dzisiaj ona sama zobaczy Avalon.

Gdy weszli głębiej w las, inne wróżki zaczęły iść za nimi, Laurel wygięła szyję i spojrzała na nie. Nie była pewna czy kiedykolwiek przyzwyczai się do tych pięknych, cichych strażników, którzy nigdy nie rozmawiali z nią i rzadko zaglądali w jej oczy. Były tam zawsze, nawet gdy nie mogła ich zobaczyć.

Zastanawiała się chwilę, ile z nich obserwowało ją gdy była malutka, ta myśl ją przerażała i zawstydzała. Rodzice oglądający jej wybryki to jedno, nieznajomi wartownicy to zupełnie coś innego. Przełknęła ślinę, koncentrując się na drodze, starała się myśleć o czymś innym.

Wkrótce przybyli, wyłonili się spomiędzy sekwoi, tworząc ochronne grono wokół starodawnego skręconego drzewa. Straże wróżek stworzyły półokrąg, po gwałtownym geście Shara - przywódcy strażników. Tamani uwolnił swoją rękę z uścisku Laurel, by do nich dołączyć. Stojąc, otoczona kilkunastoma strażnikami, Laurel chwyciła zwisający pasek z jej plecaka. Jej oddech przyśpieszył, każdy wartownik położył jedną rękę na korze drzewa, tam gdzie jego gruby pień rozdzielał się na dwa szerokie konary. Drzewo zaczęło drgać w jasnym świetle, gromadzącym się wokół gałęzi.

Laurel zdecydowała trzymać oczy otwarte, tym razem do ukończenia całej transformacji. Ale nawet gdy tylko zerknęła, na oślepiający blask, powieki zmusiły ją do zamknięcia się. Kiedy je ponownie otworzyła, drzewo było już przekształcone w wysoką bramę, złote paski, sznurowane winoroślami usianymi fioletowymi kwiatami. Laurel spojrzała na dwa mocne stanowiska, zakotwiczone w nasłonecznionej leśnej ziemi. Wypuściła oddech, nie zdawała sobie sprawy że ponownie trzyma tę bramę, tak bardzo wychyloną na zewnątrz.

Ciepło biło od bramy, nawet z dziesięciu metrów Laurel poczuła bijący od niej zapach aromatycznego życia i wzrostu, który poznała w dniach spędzonych na ogrodnictwie z jej mamą. Ale to było silniejsze, czysty zapach butelkowanego światła słonecznego w lecie. Poczuła że nogi odruchowo ruszyły do wejścia, już prawie przeszła magiczny próg, gdy coś szarpnęło ją za ramię. Laurel oderwała oczy od bramy i przeraziła się, Tamani wyszedł z formacji i delikatnie owinął siebie jej ręką. Dotknięcie go podpowiedziało jej by spojrzała wstecz gdy przejdzie już przez bramę.

Jamisona, starą zimową wróżkę, poznała jesienią ubiegłego roku. Podniósł jej wolną rękę i położył na swoim ramieniu, jak pewien dżentelmen w filmie Regency. Uśmiechnął się serdecznie do dobitego Tamaniego.

- Dziękuję za przyprowadzenie Laurel, Tam. Zaopiekujemy się nią tutaj.

Ręka Tamaniego nie puściła jej natychmiast.

- Przyjdę cię zobaczy w przyszłym tygodniu. - Powiedział cicho, ale nie szeptem.

Troje z nich stanęło przy nich na kilka sekund, zamrażając czas. Potem Jamison pochylił się i skinął głową w kierunku Tamaniego. Tamani powtórzył jego czynność, i zajął miejsce w półkole.

Laurel czuła na sobie jego wzrok, ale jej twarz była już zwrócona w kierunku jasnego światła podający ze złotej bramy. Siła przyciągania Avalonu była zbyt silna zatrzyma w oddali nawet najwytrwalszych. Czuła ostry żal że musi tak szybko opuścić Tamaniego. Pocieszał ją tylko fakt że niedługo znów przyjdzie jej go zobaczyć

Jamison odsunął się od złotej bramy i kiwnął w kierunku Laurel, uwalniając jej rękę leżącą na jego ramieniu.

- Witamy powrotem, Laurel. - powiedział cicho, ale radośnie.

Laurel złapał oddech w gardle, zrobiła krok naprzód i przekroczyła próg bramy. Jej nogi wkroczyły do Avalonu po raz pierwszy. Tak naprawdę nie po raz pierwszy, przypomniała obie. To stąd pochodzę.

Przez chwilę, nic nie widziała, potem ujrzała liście na ogromnym, sterczącym dębie, ciemność sypkiej ziemi u jej stóp i szmaragdową trawę. Jamison przeprowadził ją pod baldachimem liści, gdy nagle Laurel poczuła ciepło promieni słonecznych otulających jej twarz, sprawiając że zaczęła migotać.

Zostali w otoczonym murem parku. Trasa bogatych, czarna ziemia owijająca tętniącą życiem zieleń, spotykającą się z kamiennym murem. Laurel nigdy nie widziała tak wysokiego muru, coś takiego musiało mieć naprawdę wiele lat. Ogród był usiany drzewami i długimi podkradającymi się winoroślami, oplatającymi ich pnie i gałęzie. Zobaczyła kwiaty winorośli, które jednak były szczelnie zamknięte przed ciepłem dnia. Odwróciła się i spojrzała na bramę. Była już zamknięta, a jej złote paski widziała już tylko ciemność.

Brama była w środku parku, nie podłączona do niczego, otoczona jedynie przez około dwudziestu strażników, same kobiety. Laurel pochyliła głowę. Dostrzegła coś. Zrobiła krok naprzód, spojrzała na szerokie ostrze włóczni, końcówka zdawała się by wykonana z kryształu przechodzącego przed jej wizję.

- Wszystko w porządku, kapitanie. - Usłyszał Jamison zza pleców Laurel. - Może patrzeć.

Strażnicy z dzidami odeszli, a Laurel zastanawiała się przez moment, czy ją oczy nie mylą. Ale nie, pod kątem prostym do złotego wejścia znajdowały się inne bramy. Laurel szła dalej, dopóki nie doszła do czterech bram, zakończonych mocnymi słupkami, które Laurel rozpoznała u innych. Każdy słupek był zakończeniem dwóch kończyn, sąsiednich bram, tworząc idealny kwadrat wokół strasznej ciemności, zawzięcie tkwiącej za nimi, pomimo faktu że ona powinna być zdolna słusznie spojrzeć przez skupiska wartowniczek, stojących po pozostałych stronach.

- Nic nie rozumiem. - Powiedziała Laurel podchodząc znów do Jamisona.

- Twoja brama nie jest tylko jedna. - Odrzekł z uśmiechem.

Laurel niewyraźnie przypomniała sobie rozmowę z Tamanim o czterech bramach. Gdy cała uszkodzona i posiniaczona, poszła do niego po kąpieli w rzece Checto, zafundowanej przez trolle.

- Cztery bramy. - powiedziała cicho, wracając myślami do niemiłego wspomnienia z przeszłości.

- W cztery strony świata. Jeden krok może zaprowadzić cię do domu, do Japońskich gór, na Szkockie wyżyny, lub do ujścia Nilu w Egipcie.

- To jest niesamowite. - Powiedziała Laurel, wpatrując się w bramę. Bramy? - Tysiące mil w jednym kroku.

- To najbardziej narażone miejsce w Avalonie. - Powiedział Jamison. - - Pomysłowe, nie sądzisz? Duży wyczyn. Bramy skonstruował król Oberon, ich powstanie zapłacił swoim życiem. Ale to królowa Isis maskowała je po drugiej stronie, zaledwie kilkaset lat temu.

- Egipska bogini. - Zapytała Laurel z trudem nabierając tchu.

- Tylko nazwa pochodzi od bogini. - Powiedział Jamison uśmiechając się. - Aż chcielibyśmy wierzyć inaczej, ale nie wszystkie z głównych postaci naszej historii to wróżki. Przyjdź mój Am Fear-Faire* będziemy się martwić, jeśli spóźnimy się zbyt długo.

- Twoje co?

Spojrzał na nią wzrokiem, jak na przesłuchaniu. Dziwnie smutny.

- Am Fear-Faire. - Powtórzył. - Mam opiekuna, który spędza ze mną cały mój czas.

- Dlaczego?

- Ponieważ jestem zimową wróżką.

Jamison szedł powoli w dół, zdaje się że ważył słowa, mówiąc:

- Nasze dary są najrzadsze wszystkich darów wróżek, więc mamy zaszczyt. My tylko możemy otworzyć wrota, więc są chronione. Avalon był i jest podatny na naszą moc, więc nie wolno nam być zagrożony przez wroga, z wielką mocą.

- Przychodzi wielka odpowiedzialność? - Laurel zakończyła.

- Kto cię tego nauczył? - Spytał, uśmiechając się do niej.

Laurel wstrzymała się, zmieszana.

- Uh, Spider-Man? - Powiedziała słabo.

- Przypuszczam, że niektóre prawdy są naprawdę uniwersalne. - Jamison śmiał się, jego głos odbił się echem od wielkich kamiennych murów. Potem się orzeźwił. - My, zimowe wróżki, możemy używać często to zdanie. Brytyjczyk, Król Artur powiedział, że po byciu światkiem straszliwej zemsty trolli, wziął na Camelot. On zawsze wierzył że zniszczenia to była jego wina, że mógł temu zapobiec.

- A mógł? - Spytała Laurel.

Jamison skinął głową do dwóch strażników, którzy stali po obu stronach ogromnych, drewnianych drzwi, które prowadziły przez ścianę.

_____________________________________________

Am Fear-Faire* - z angielskiego na polski - Ranna Strach-Wróżka.

- Raczej nie. - Powiedział do Laurel. - Ale to jest dobre przypomnienie.

Drzwi otworzyły się bezszelestnie, i wszystkie myśli uciekły z głowy Laurel, ona i Jamison wyszli z pomieszczenia, wchodząc na zbocze wzgórza.

Piękna rzeka Verdant płynęła, w miarę widząc każdy kierunek. Czarne ścieżki, przecinane przez masę drzew, przeplatane długimi, kwiecistymi łąkami i tęczowym gronem czegoś, czego Laurel nie potrafiła zidentyfikować, wyglądały jak gigantyczne balony, w każdym możliwym kolorze, siedząc na ziemi i musując jak banki mydlane. Dalej w dole, w pierścieniu, pojawiały się rozszerzając się na drodze wokół podstawy wzgórza, były dachy domków. Laurel nie mogła się napatrzeć na kolorowe, poruszające się kropki, które, jak przypuszczała, były innymi wróżkami.

- Są ich tysiące. - Powiedziała Laurel, nie całkiem zdając sobie sprawę że mówi na głos.

- Oczywiście. - Odrzekł Jamison, z wesołym zabarwieniem głosu. - - Prawie cały ten gatunek żyje właśnie tutaj. - Obecnie jest nas tutaj ponad osiemdziesiąt tysięcy. - Urwał. - Choć to brzmi penie bardzo licho w porównaniu do ludzi, wokół których żyjesz.

- Nie. - Powiedziała szybko Laurel. - To znaczy, wiem że o wiele więcej jest ludzi, ale i tak nie wyobrażałam sobie nigdy tylu wróżek w jednym miejscu. To było dziwne, stwarzało u niej zarówno uczucia normalne, jak i bardzo nieznaczne. Oczywiście poznała już inne wróżki : Jamisona, Tamaniego, Shara, straże dostrzegała od czasu do czasu. Ale myśl o tysiącu tysiącach wróżek, była niemal przytłaczająca.

Ręka Jamisona dotknęła malutkiego punkcika na jej plecach.

- Nie będzie innego dnia na zwiedzanie. - Powiedział cicho - Musimy iść do Akademii.

Laurel poszła w dół za Jamisonem, wzdłuż obwodu kamiennego muru. Kiedy szli przy zaokrąglonej stronie działki, Laurel miała żmudny wzrok i znów złapała oddech w gardle. Przeszli około ćwiartkę mili w górę łagodnego zbocza, ogromna wieża róż znowu pojawiła się w panoramie, wystając ze środka rozciągającego się prosto budynku Jane Eyre.

To nie wyglądało jak pałac, bardziej przypominało okazałą bibliotekę, same kwadratowe, szare kamienie i strome boisko na poddaszu. Masywne okna zdobiły każdą ścianę, a okna na poddaszu rozbłyskiwały pomiędzy żwirowymi słupkami, jak kryjówki prawdziwych pryzmatów. Każda powierzchnia była obwiązana pnączem, rama z kwiatów, dotknięte przez liście, lub w inny sposób okryte roślinami niezliczonych gatunków. Parę słów Jamisona rozwiązało pytanie Laurel, które było zbyt zaskakujące, by je zadać. Wskazał ręką w kierunku budowli i powiedział.

- Akademia Avalon.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Aprilynne Pike Magia Avalonu rozdział 1
Aprilynne Pike Skrzydła Laurel rozdział 9
Aprilynne Pike Skrzydła Laurel rozdziały 1 6
Aprilynne Pike Skrzydła Laurel rozdział 7
Aprilynne Pike Skrzydła Laurel rozdział 10
Aprilynne Pike Skrzydła Laurel rozdział 8
Aprilynne Pike Laurel 02 Magia Avalonu (1)
Rozdział 1,2 i 3 Skrzydła Laurel [Skrzydła Laurel 01] Aprilynne Pike
Magia Avalonu Skrzydła Laurel 2 Rozdział 2
ogrody, ogrody..ogolny opis..rozdzial pierwszy, OGRODY I ICH MAGIA NA ATOLU KORALOWYM
ogrody, Ogrody Koralowe i ich magia rozdzial 5 zniwa, Żniwa Ogrody Koralowe i ich magia, rozdział 5
Rozdział Magia to potęga
Ch Pike The Last Vampire; Ostatni Wampir; rozdział 1
Rozdział 5 Obrona przed czarną magią
Ch Pike The Last Vampire; Ostatni Wampir; rozdział 1 część 1
Ch Pike The Last Vampire; Ostatni Wampir; rozdział 2

więcej podobnych podstron