Zabytek na hotel sposobem na życie- krakowska specjalność. Władysław Tyrański
Obiekty zabytkowe to nieruchomości szczególne, co w praktyce oznacza ograniczenia w ich użytkowaniu, zwłaszcza gdy budynek figuruje w rejestrze zabytków. Ale nieruchomości te posiadają dodatkowe walory wiążące się z ich wyjątkową lokalizacją, ciekawą architekturą czy unikatowymi wnętrzami. Wiele z nich doskonale nadaje się na hotel. Coraz częściej też zabytki adaptowane są przez ich właścicieli na usługi hotelowe. Dzieje się tak w miastach o długiej historii, gdzie do dziś zachowały się takie budynki.
Hotele w obiektach zabytkowych stają się krakowską specjalnością. Posiadając wielowiekową historię, Kraków ma też równie starą zabudowę, która na dodatek nie ucierpiała podczas ostatniej wojny, jak innych polskich miastach. Wystarczy więc stać się właścicielem starej posesji, zaadaptować ją na hotel, właściwie użytkować i zarządzać. Prześledźmy, jak to się dzieje w Krakowie.
Jak zostać właścicielem?
Odnawianie zabytków z przeznaczeniem na cele hotelowe może stać się sposobem na życie. Potwierdzają to Jerzy Donimirski, właściciel nowo otwartego hotelu „Gródek”, oraz Leszek Likus, udziałowiec Holding Liwa sp. z o.o., będącej właścicielem hoteli „Pod Różą” i „Copernicus”.
Donimirski jest architektem rozmiłowanym w odnawianiu zabytków i ich adaptacji na cele hotelowe. Po 1989 roku stał się właścicielem kilku takich obiektów. Pochodząc ze starej rodziny ziemiańskiej, odziedziczył po przodkach pałac Pugetów przy Starowiślnej 13/15. Pałac od 1945 roku nie służył właścicielom, lecz użytkowany był przez różne instytucje „zakwaterowane” tam przez władze PRL. W latach 80. władze podjęły decyzję, że zostanie zaadaptowany na potrzeby szkoły muzycznej. Zamierzenie nie powiodło się. Donimirski pod koniec 1989 roku niezbyt legalnie wprowadził się do budynku, dokonując „właścicielskiego zajęcia”. W tym czasie nie za bardzo miał kto już bronić praw upadającego socjalistycznego państwa do tej nieruchomości. Właściciel był szczęściarzem i z tego powodu, że przed planowaną adaptacją pałac został opróżniony z najemców użytkujących lokale na podstawie szczególnego trybu najmu.
Stało się to w niecały rok po jego powrocie do Polski po pięciu latach pracy w Niemczech i USA. Decyzję o powrocie podjął, kiedy dowiedział się, że premierem został Tadeusz Mazowiecki. Gdyby nie to, do Polski, być może, nie wróciłby wcale. Zza granicy przywiózł zarobione przez siebie 12 tys. dolarów, a 100 tys. marek niemieckich pożyczył od przyjaciela rodziny. Z tymi pieniędzmi rozpoczął inwestowanie w zabytkowe nieruchomości, czym zajmuje się do tej pory.
Po podniesieniu z ruiny pałacu Pugetów Donimirski zakupił latach 90. kilka zrujnowanych obiektów do remontu i adaptacji na cele hotelowe: w roku 1996 dworek przy ul. Papierniczej (przyszły hotel „Kościuszko”), a w 1997 kamienicę przy ul. św. Krzyża 7 (obecnie Hotel Gródek) i zamek w Korzkwi w podkrakowskiej gminie Zielonki. Brał również udział w przetargu na zabytkową kamienicę przy ul. Szerokiej 12, ale został przelicytowany.
W inny sposób dochodziła do własności obiektów zabytkowych spółka Liwa. Główna jej działalność to przerób tytoniu i piwowarstwo. W latach 90. bracia Likusowie (Tadeusz, Wiesław i Leszek), współwłaściciele spółki zainteresowali się działalnością hotelarską. Zainwestowali w dwa budynki o kilkusetletniej historii: hotel „Pod Różą” przy Floriańskiej 14 oraz pałac kanoników katedralnych przy Kanoniczej 16. Pod względem finansowym o wiele lepszym nabytkiem był budynek przy Floriańskiej, gdzie działalność hotelowa prowadzona była już od prawie dwu wieków. W czasach PRL hotel przejęty został przez państwo i pod tym zarządem podupadł. Dawny kształt przywrócił mu 10-letni remont przeprowadzony w latach 70. Po przełomie w 1989 roku hotel powrócił w ręce prywatnych właścicieli, a na początku lat 90. stał się własnością spółki Liwa. Powtórny remont wykonany przez nowego właściciela pozwolił na ponowne uruchomienie go w 1994 roku.
Inna jest historia hotelu „Copernicus” przy Kanoniczej. To XV-wieczny pałac ufundowany przez kanonika Pawła z Brudzewa. Był wielokrotnie przebudowywany i modernizowany. Po przejęciu na początku XIX wieku przez władze austriackie został sprzedany osobom świeckim. Po ostatniej wojnie nieremontowany niszczał jak wiele zabytkowych budynków w Krakowie. W latach 70. został wykwaterowany i przeznaczony do remontu. Wykonano wówczas badania konserwatorskie, dzięki którym odkryto cenne polichromie i inne zabytkowe elementy wnętrz. Budynek niszczał jednak nadal do momentu przejęcia go w 1996 roku przez spółkę Liwa. Kilkuletni pieczołowity remont i adaptacja na cele hotelowe pozwoliły w 1999 roku na uruchomienie 4-gwiazdkowego hotelu o bardzo wysokim standardzie.
W inwestowaniu liczy się czas zamrożenia pieniędzy, który z powodu koniecznej adaptacji zabytków bywa długi. W przypadku hoteli braci Likusów było to kilka lat. W przypadku hotelu „Gródek” prawie dziesięć. Na czas adaptacji wpływa oczywiście stan techniczny starych budynków przeznaczonych na hotel. Ale w Krakowie opłaca się inwestować się nawet w budynki kompletnie zrujnowane. Bardzo udanym zakupem dla J. Donimirskiego było prawo użytkowania wieczystego gruntu wraz z kamienicą znajdującą się w stanie katastrofy budowlanej (obecnie hotel „Gródek”). Gmina Kraków wystawiła na przetarg nieruchomość zdewastowaną, ale w doskonałej lokalizacji, zaledwie za 146 tys. zł. W licytacji cena wzrosła 20-krotnie - do ponad 3 mln zł, ale ponieważ obiekt był wpisany do rejestru zabytków zastosowano 50-procentową bonifikatę. Pierwsza opłata z tytułu wieczystego użytkowania wyniosła więc 326 tys., a opłaty roczne po 13 tys. zł. Przy dzisiejszych cenach nieruchomości w Krakowie są to bardzo atrakcyjne kwoty.
Jak wybudować?
Nowoczesny hotel może dzisiaj postawić każdy - twierdzi Donimirski. Nie każdy może natomiast „budować” hotel-zabytek, bo jest to jakby stawianie go od nowa. Zrujnowane, stare budynki wymagają przy ich rekonstrukcji i adaptacji spełnienia wielu trudnych wymagań. Tylko ten, kto jako właściciel potrafi dokładnie określić potrzeby, jakim adaptowany budynek ma służyć, nie ma potem kłopotów z użytkowaniem go.
Ograniczenia te zna dobrze Witold Bocho, który jako zarządzający hotelem „Elektor” przy ul. Szpitalnej 28 uczestniczył na przełomie lat 80. i 90. w jego projektowaniu i budowie. Hotel powstał w zabytkowej kamienicy mieszczańskiej i był pierwszym w Krakowie „apartamentowcem”. Adaptacja na potrzeby hotelowe wymagała dobudowania dodatkowej klatki schodowej, aby było drugie wyjście z budynku zgodnie z wymogami bezpieczeństwa przeciwpożarowego. „Klatka ta - mówi Bocho - jest praktycznie nieużywana, ale musi być, a to oznacza 5-6 pokoi mniej”. To aż 1/3 całej powierzchni apartamentów i pokoi w „Elektorze”. Tej powierzchni brakuje wszystkim hotelom ulokowanym w obiektach zabytkowych, bo są to zazwyczaj budynki mieszkalne o niezbyt wielkiej kubaturze. I na tej ograniczonej powierzchni trzeba wygospodarować jeszcze miejsce na zaplecze gospodarcze, rekreację i gastronomię. Każdy metr kwadratowy jest więc na wagę złota.
Dlatego dodatkową powierzchnię „wydobywa” się skąd tylko można. Nowa klatka schodowa stanęła w „Elektorze” od strony podwórza, co zresztą było koniecznością ze względu na warunek konserwatora zabytków, który pilnował, aby nie naruszyć bryły budynku. W hotelu „Pod Różą” podwórko nakryto szklanym dachem, dzięki czemu można było urządzić tam restaurację. Uwolniono w ten sposób dwa pokoje „śniadaniowe” na pierwszym piętrze, gdzie znajdują się teraz dwa duże apartamenty „rodzinne”. W średniowiecznych piwnicach urządzono sale konferencyjne i bankietowe, a na poddaszu siłownię i saunę. Odwrotnie w „Copernicusie” - tam saunę i basen zaaranżowano w lochach budynku.
Znacznym utrudnieniem jest też konserwatorski zakaz dzielenia niektórych pomieszczeń ze względu na ich walory zabytkowe. Jak zatem zrobić w pokoju łazienkę albo urządzić apartament, który przepisowo musi składać się z dwóch pokoi? W hotelu „Copernicus” osiągnięto kompromis polegający na tym, że łazienki budowane są jako kabiny o ścianach niedochodzących do sufitu, ale zwieńczonych na wysokości 2,5 metra szklanym daszkiem. W ten sposób chronione są przed wymuszonym podziałem zabytkowe drewniane sufity w kilku pomieszczeniach. Dzięki tak budowanym łazienkom powstają w pomieszczeniach wnęki zabudowane szafami. Taka łazienka może też dzielić jedno duże pomieszczenie na dwa mniejsze składające się na jeden apartament.
Projektant musi dobrze pogłówkować, aby wykorzystać wszystkie możliwości starego budynku. Może też wyzyskać jego otoczenie. W „Copernicusie” powstały na przykład dwa apartamenty widokowe - z przeszkloną ścianą, za którą stoi Wawel. Jest też taras widokowy na dachu hotelu, gdzie mieści się kawiarnia letnia, skąd można podziwiać panoramę starego Krakowa. Z górnych pięter „Elektora” i hotelu „Pod Różą” można też oglądać malownicze krakowskie dachy. Ale tu przykra niespodzianka. O ile porządnie odrestaurowany Wawel przyciąga oko, to dachy czynszowych kamienic - choć malownicze - nie są już tak atrakcyjne. Kłują w oczy sypiące się mury, krzywe kominy, przerdzewiała blacha, jaką są pokryte, oraz ganki zamieniane przez niektórych lokatorów w prawdziwe rupieciarnie.
Drugim zmartwieniem inwestorów, oprócz wytycznych konserwatorskich, są pieniądze. W. Bocho twierdzi, że adaptacja istniejącego już budynku na potrzeby hotelu przewyższa 10-20 razy koszty postawienia budynku nowego. W dodatku, jak już wspomniano, są to z konieczności hotele małe, o długim okresie zwrotu nakładów i o wiele mniej „pakowne” niż hotele nowo budowane. A to odstrasza banki, które nie chcą takich inwestycji kredytować. „Wobec tego - twierdzi Bocho - parają się nimi albo inwestorzy posiadający nadpłynność finansową, albo hobbyści”. Nadpłynność finansową miał zapewne „Elektrim”, który rozpoczynając adaptację kamienicy przy ul. Szpitalnej na apartamenty, zamierzał użytkować ją na własne potrzeby. Potem zamysł ten uległ zmianie, a kamienica zmienia właściciela. Dla spółki Liwa hotelarstwo też nie było na początku główną działalnością, z której firma ta czerpała dochody.
Hobbystą jest natomiast J. Donimirski, który stosuje własną strategię finansowania swoich hotelarskich przedsięwzięć. W odbudowę pałacu Pugetów zainwestował własne oszczędności i prywatną pożyczkę. Źródłem finansowania budowy były następnie czynsze z wynajmowanej powierzchni użytkowej. Ówczesna stawka czynszu za 100 metrów kwadratowych, wspomina Donimirski, pozwalała na zatrudnienie jednego robotnika budowlanego przy remoncie budynku i zakup materiałów budowlanych, które w ciągu miesiąca robotnik ten mógł zużyć. Wynajęcie kolejnych 100 metrów pozwalało zatrudnić następnych robotników. Tak powstała firma budowlana pracująca przy odnowie pałacu pod kierunkiem jego właściciela. Po kilku latach liczyła blisko 50 pracowników.
Hotele „Maltański” i „Gródek” nie były już budowane siłami własnymi. Tam zatrudniane były specjalistyczne firmy budowlane wyłaniane w przetargu. Właściciel, a zarazem inwestor, sprawował nadzór ogólny. Co ciekawe, Donimirski, będąc architektem, z góry założył, że nie będzie projektantem remontowanych obiektów. Zatrudnił kilku architektów, aby samemu pełnić jedynie rolę kreatora, który wyznacza zasadnicze kierunki projektowania jeśli chodzi o styl, estetykę oraz koszty adaptacji.
Tak więc w wyniku indywidualnej, zawodowej pasji czy też nadpłynności finansowej powstały w ostatnich latach w Krakowie obiekty hotelowe w zabytkach odnowionych, ale nieprzeobionych, budynki zaadaptowane do nowych potrzeb bardziej z rzemieślniczą starannością niż przemysłowym rozmachem. Ich właściciele są przekonani, że takie właśnie obiekty są najlepszym produktem na krakowskim rynku usług hotelowych, bo zagraniczny turysta, zwłaszcza zamożniejszy, gotowy jest płacić duże pieniądze, ale za obcowanie z autentycznym zabytkiem, a nie jego przeróbką lub podróbką, czego ma dość u siebie. „A tymczasem mnożą się w Krakowie hotele zaprzeczające tej dewizie - mówi pasjonat Donimirski - jak Sheraton przy ul. Podzamcze przy Wawelu (architektura pospolita), Radisson przy ul. Zwierzynieckiej (tanie materiały w sąsiedztwie XVI-wiecznego klasztoru franciszkanów), czy Ibis przy rondzie Mogilskim (architektura „blokowa”). W tych hotelach za 15 lat nikt nie będzie chciał mieszkać”. Dlatego sam chce pozostawić po sobie obiekty ponadczasowe. Co to znaczy? W Krakowie może to oznaczać użytkowanie przez kolejnych kilkaset lat.
Jak użytkować?
Nie ulega wątpliwości, że gwarancją dobrego użytkowania hotelu w obiekcie zabytkowym jest przede wszystkim dobry projekt architektoniczny uwzględniający funkcję hotelową po adaptacji. Dlatego, zdaniem fachowców, inwestorzy nie powinni ulegać architektom, którzy czarują ich wizjami obiektu niepasującymi do zaleceń konserwatorskich. Wiadomo, że zabytki wpisane do rejestru chronione są ze względu na jakieś swoje walory, np. unikatowe piwnice, elewacja, czy wnętrza. Jeśli architekt tego nie wie albo lekceważy, projektuje np. piękną elewację ze szkła, a potem okazuje się, że należało zachować elewację pierwotną, bo właśnie ona była powodem wpisania obiektu do rejestru zabytków. Taki błąd na etapie projektu może położyć każdy biznesplan.
Najnowszy przykład to kamienica przy ul. Szerokiej 12 na krakowskim Kazimierzu, gdzie za przyzwoleniem władz miasta i wojewódzkiego konserwatora zabytków dokonano adaptacji na hotel renesansowego budynku, należącego kiedyś do rodziny Nissenbaumów, przez nadbudowanie aż trzech kondygnacji pod pretekstem przebudowy poddasza. Zdaniem architektów oburzonych tym faktem naruszyło to walory historycznej zabudowy Kazimierza, a tym samym całego Krakowa. Pouczająca jest jednak wypowiedź konserwatora zabytków Jana Janczykowskiego: "Inwestor będzie ponosił koszty konserwacji elementów zabytkowych odkrytych we wnętrzu. Musi więc sobie to zrekompensować większą powierzchnią". Pozwolenie na budowę unieważnił wojewoda małopolski. Warto wiedzieć, że o tę właśnie kamienicę walczył na przetargu J. Donimirski i po ostrej licytacji przegrał.
Mimo iż użytkowanie zabytków napotyka na wiele utrudnień, ujemne strony tego użytkowania rekompensowane są przez zalety, jakich nie posiadają obiekty hotelowe zbudowane współcześnie. W Krakowie jest to na pewno lokalizacja w historycznym centrum miasta i sąsiedztwo innych zabytkowych budynków. Taką zaletą jest też okazja do obcowania z przeszłością przez kontakt z murami i wnętrzami użytkowanymi przez ludzi sprzed kilku wieków. Można to znakomicie wykorzystać w fazie użytkowania hotelu. Kamienica na Hotel Gródek przejęta została w stanie katastrofy budowlanej, co dawało możliwość przeprowadzenia badań archeologicznych w tej wyjątkowej lokalizacji, zaledwie ok. 100 metrów od Rynku Głównego. Na Gródku w XIV wieku znajdowały się zabudowania należące do znanego nam z historii wójta Alberta, który w 1311 roku wzniecił bunt mieszczan pochodzenia niemieckiego przeciw królowi Władysławowi Łokietkowi. Archeologowie wydobyli z ziemi cenne znaleziska: tygle i zlewki do odlewania metali, odważniki, przęśliki tkackie, naczynia i figurki gliniane, kościane łyżwy oraz niezwykle cenną glinianą pisankę pochodzącą z Rusi Kijowskiej. Wszystkie te przedmioty eksponowane będą w przygotowanym do tego pomieszczeniu, dostępnym zarówno dla gości hotelowych, jak i dla wszystkich zainteresowanych.
Prywatna ekspozycja muzealna - pierwsza w Krakowie - nie jest tylko fanaberią właściciela-miłośnika zabytków. Zgodnie z wytycznymi konserwatorskimi jest on zobowiązany do przechowywania wszystkich znalezisk archeologicznych po zakończeniu wykopalisk. Jeśli więc przechowywanie znalezisk stało się koniecznością, można wyciągnąć z tego korzyść, eksponując je. Ale i bez tego bliskość murów i przedmiotów tkwiących w tym miejscu przez 700 lat stanowi dla Donimirskiego wartość handlową zdecydowanie przewyższającą nakłady poniesione z powodu ochrony konserwatorskiej obiektu.
Potwierdza to również L. Likus, który wraz z żoną Katarzyną pracował nad architekturą i wystrojem wnętrz hoteli „Pod Różą” i „Copernicus”. Choć z zawodu nie jest ani architektem, ani historykiem sztuki (ukończył krakowską AWF), projektował część mebli do obu hoteli. „Pod Różą” dominuje styl biedermajerowski z czasów przekształcenia mieszczącej go kamienicy na zajazd. W wystroju „Copernicusa” mamy natomiast nawiązania do renesansu, epoki w której pałac kanoników katedralnych osiągnął swą największą świetność. Świadczy o tym odkryta podczas remontu polichromia, szczególnie zaś dwa malowidła ściennie pieczołowicie odrestaurowane w dwóch apartamentach hotelu przedstawiające czterech Ojców Kościoła oraz wizerunki Marii Immaculaty i św. Stanisława. Dochodzą do tego freski, fryzy i kasetonowe stropy przypominające malowidła i stropy wawelskie. Aby wiernie zrekonstruować zabytkowe wnętrza, deski stropowe wyciągano nawet z gruzu przeznaczonego już do wywózki. Do tak odrestaurowanych wnętrz dostosowano meble i pozostałe elementy wystroju, jak również samą nazwę hotelu. Bo niegdyś w pałacu kanoników mógł przecież bywać sam Kopernik.
I to przynosi bardzo wymierne korzyści. W apartamencie 103 z malowidłem naściennym nad łóżkiem, przedstawiającym Marię Immaculatę, ulokowany został George Bush podczas jego wizyty w Krakowie w 2003 roku. Apartament zyskał dzięki temu międzynarodową sławę. Teraz pytają o niego goście hotelowi, a niektórzy Amerykanie wynajmują, żeby pomieszkać jak prezydent. W hotelu „Elektor” w 1996 roku podejmowana była obiadem królowa Elżbieta II. Informuje o tym „Mała encyklopedia Krakowa”, co ma nie tylko aspekt kronikarski, ale i promocyjny.
Jak zarządzać?
Hotele w obiektach zabytkowych to hotele „butikowe”, czyli małe, urządzone w autentycznych zabytkach i wysmakowane architektonicznie, gdzie w wystroju wnętrz liczy się detal, który trudno znaleźć gdzie indziej. To hotele, gdzie każdy korytarz i każdy pokój jest inny, wbrew powszechnemu ujednolicaniu, nazywanemu coraz częściej makdonaldyzacją. Dochodzi do tego „gospodarska” obsługa, czyli personel bliski obsługiwanemu gościowi, wczuwający się w jego potrzeby i nawiązujący z nim bliski kontakt psychiczny, a ponadto mający gospodarskie oko na wszystko, co się wokół dzieje. Recepcjonista w takim butikowym hotelu może, w razie potrzeby, stać się osobą do towarzystwa dla gościa, który nie ma z kim zwiedzić miasta, lub nawet zostać asystentem w dalszej podróży po Europie.
W hotelach Donimirskiego i Likusa nie pracują ludzie po szkołach hotelarskich, bo te, ich zdaniem, nie kształcą osobowości. Chętnie zatrudniani są natomiast studenci i absolwenci różnych kierunków uniwersyteckich, zwłaszcza humanistycznych. Pracują od kilku miesięcy do kilku lat. Odchodząc z pracy, rozpoczynają przeważnie nowy etap życia. W tym układzie jest to z założenia praca czasowa. Inaczej jest w hotelu „Elektor”. W. Bocho wykłada hotelarstwo na krakowskiej AWF i stamtąd po długiej obserwacji rekrutuje swój personel. Jeśli już komuś proponuje zatrudnienie, to raczej na czas dłuższy. I on jednak podkreśla, że w „Elektorze” personel musi mieć specjalne kwalifikacje.
Butikowy charakter hoteli urządzonych w zabytkach doskonale idzie w parze z ich rodzinnym prowadzeniem. „Donimirski Boutique Hotels” to firma rodzinna, choć w bardzo szczególnym sensie. Jej szef, jako osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą, otrzymał pełnomocnictwo do zarządzania rodzinnym majątkiem, w zamian za co pomnaża go z myślą o spadkobiercach. To jeden z głównych motywów, jakimi kieruje się w swojej działalności zawodowej. W 1990 roku Donimirski objął w posiadanie 5 tys. metrów kwadratowych powierzchni użytkowej pałacu Pugetów. Do tego dokupił już prawie drugie tyle z przeznaczeniem na usługi hotelowe. Jedne hotele „pracują” już w pełni (hotel Pugetów, Maltański i Gródek), inne częściowo (zamek w Korzkwi) albo wcale (dworek przy Papierniczej, kamienica przy Starowiślnej 15). Dochody z nieruchomości „pracujących” lokowane są w te, które są jeszcze w fazie adaptacji. Najbardziej zaawansowana adaptacja to zamek w Korzkwi. Są tam już wynajmowane apartamenty i inne pomieszczenia, ale właściciel twierdzi, że czas zamku jeszcze nie nadszedł. Zadecyduje o tym rynek.
Kilkudziesięcioosobowy personel wynagradzany jest na zasadach prowizyjnych z zagwarantowanym minimum na poziomie połowy średniej krajowej. Jeśli hotel osiąga dobre wyniki finansowe, średnią krajową można przekroczyć. Kandydaci do pracy w hotelowej recepcji rekrutowani są zgodnie z firmową procedurą: po wstępnej selekcji odbywają 30-minutową rozmowę z szefem. Po angielsku. Dla Donimirskiego liczy się dodatkowo pochodzenie spoza Krakowa, bo to świadczyć może o życiowej zaradności kandydata do pracy. I, mimo rodzinnego charakteru firmy, przyjmuje do pracy ludzi spoza rodziny, co w Krakowie brzmi wręcz niewiarygodnie.
To nie przypadek, że rodzinny nadzór mają też dwa krakowskie hotele spółki Liwa oraz hotel „Elektor”. Hotele „Pod Różą” i „Copernicus” przez wiele lat urządzało i urządza nadal małżeństwo Katarzyna i Leszek Likusowie. Małżeństwo zarządza także „Elektorem”. Żona Witolda Bocho prowadzi hotel razem z nim, nadzorując hotelową „gastronomię”. Sam Bocho spędza w hotelu niemal całą dobę, wita co znamienitszych gości i dogląda najważniejszych spraw. Jego zdaniem, każdy gość tak nietypowego hotelu powinien czuć obecność gospodarza, którym za granicą jest często członek historycznego rodu władającego przez stulecia zabytkową nieruchomością. To stwarza właściwy klimat i sprawia, że ludzie chcą wracać do takich miejsc. Ale rodzinne prowadzenie oznacza również i to, że jeśli z powodu choroby obsada hotelowa w danym dniu jest zbyt mała, lukę zapełnia zarządzający.
Gródek
Kamienica przy ul. Św. Krzyża 7 znajduje się na terenie dawnego Gródka. Miejsce to, obronne już w czasach przedlokacyjnych (Świszczowski 1950, Radwański 1975), wyróżniało się wyniosłością nad zakolem Wisły i usytuowaniem przy trakcie przecinającym aglomerację osadniczą Krakowa z zachodu na wschód. (Radwański 1975, Borowiejska-Birkenmajerowa 1975). O średniowiecznej zabudowie murowanej obronnego Gródka niewiele wiadomo. Brama od strony wschodniej (widoczna reliktowe w murach od strony Plant) została wzniesiona na pewno przed r. 1305 (Świszczowski 1950, Widawski 1980) i pełniła równocześnie funkcję bramy miejskiej. Od strony zachodniej znany jest (we fragmentach) zasięg fosy przebiegającej szerokim łukiem przez obecne podwórka domów usytuowanych wzdłuż ulic Św. Krzyża i Mikołajskiej (pierzeje wschodnie) (Radwański 1975). Nie jest znana zabudowa samego Gródka wykorzystywana jak wiadomo w czasie buntu wójta Albrechta, w r. 1311, później przez Władysława Opolczyka, a jeszcze później przez Tarnowskich w II pół. w. XV. (Świszczowski 1950). Z tą fazą można ewentualnie łączyć bogato profilowane dwa portale gotyckie zachowane w murach obecnego klasztoru SS. Dominikanek. Reliktów najdawniejszej zabudowy Gródka można się spodziewać pod w/w klasztorem i być może fragmentarycznie w masie jego murów ale także pod oficynami domów stojących przy ul. Św. Krzyża i Mikołajskiej, dochodzącymi do obecnej ul. Na Gródku, zwłaszcza w jej północnym odcinku. Teren Gródka nie został bowiem jak dotąd przebadany archeologicznie, poza wyrywkowymi sondami (Radwański 1975).
Gródek utracił swe znaczenie obronne po buncie wójta Albrechta. W roku 1312 przebito w murach obronnych miasta, tuż obok Gródka, po stronie północnej, bramę Mikołajską a w roku 1331, z drugiej strony, od południa, bramę Nową. Pomiędzy tymi bramami przeprowadzono dwie ulice: jedną - po stronie wschodniej, przechodzącą przez dawny teren Gródka (dzisiejsza ul. Na Gródku) i drugą - od strony zachodniej, przebiegającą łukowato poza dawną fosą Gródka, (dzisiejsze łukowate odcinki ulic Św. Krzyża i Mikołajskiej). Powstały w ten sposób nieregularny, owalny blok podzielono około połowy w. XIV (Świszczowski 1950) na wąskie działki ułożone wachlarzowato. (dzisiejsze kamienice przy ul. Św. Krzyża od nr 1 do nr 7, przy ul. Mikołajskiej od nr 7 do nr 19. Tyły działek sięgają ul. Na Gródku).
Oficyna kamienicy przy ul. Św. Krzyża 7
Zabudowa działki przy ul. Św. Krzyża 7 znajduje się w środkowej części bloku. Działka ma kształt nieregularnego czworoboku wydłużonego w osi pn.-zach. -pd.-wsch. Dawna fosa Gródka przecina działkę w poprzek, mniej więcej w jej połowie (Radwański 1975, Borowiejska-Birkenmąjerowa 1975). Pierwotną zabudowę stanowiły dwa domy frontowe, sąsiadujące ze sobą wymieniane w zachowanych dokumentach od schyłku w. XVI, choć z pewnością wzniesione już w drugiej połowie w. XIV. Połączono je razem w jedną kamienicę w r. 1878 (Książek, Skawiński 1982, Książek 1979) Zestawienia porównawcze średniowiecznej zabudowy Krakowa sugerują, że najprawdopodobniej już od schyłku w. XIV istniały na działce oficyny tylne, być może drewniane, lub o konstrukcji mieszanej (Borowiejska-Birkenmajerowa 1975, Węcławowicz 1995). Jednakże obecne, murowane oficyny zostały wzniesione etapami w latach 1862, 1867, 1875 (Książek 1979, Książek, Sławiński 1982). Obie oficyny, boczna i tylna, połączone w całość tworzą w rzucie kształt zbliżony do litery “L". Dłuższy odcinek (oficyna boczna) przylega do muru granicznego działki Mikołajska 7. Bok krótszy (oficyna tylna) zamyka działkę od wschodu wzdłuż ul. Na Gródku (ul. Na Gródku 5).