Ksiądz już nie wyklucza swego ojcostwa
mam
2009-01-20, ostatnia aktualizacja 2009-01-20 21:58
Częstochowska prokuratura skierowała do sądu wniosek o ustalenie, czy były proboszcz
parafii w Janikach jest ojcem dziecka swej parafianki. Chce też, by dziecko nosiło
nazwisko księdza, a on sam płacił matce alimenty - 350 zł miesięcznie.
O proboszczu z Janik w powiecie kłobuckim już pisaliśmy, afera ta wybuchła bowiem w
połowie lipca ubiegłego roku. Do szpitala na Parkitce trafiła 30-letnia Edyta L.,
gospodyni proboszcza. Ks. Wieńczysław Ł. woził ją na badania, przekonał, by rzuciła
palenie, nie piła, wyremontował jej pokój, a potem odwiedzał w szpitalu. Kiedy
urodziła się zdrowa dziewczynka, kapłan miał zapytać lekarkę opiekującą się
noworodkami, czy "nie dałoby się coś zrobić, by to dziecko nie żyło?". Lekarka
zawiadomiła przełożonych, a ci prokuraturę. Wszczęto śledztwo w sprawie
domniemanego nakłaniania do zabójstwa noworodka. Ostatecznie prokuratura sprawę
umorzyła.
Odsunięty przez przełożonych od probostwa i posług kapłańskich w Janikach ks.
Wieńczysław Ł. nie przyznawał się do ojcostwa. W kurii metropolitalnej przyjęto jego
tłumaczenia, że tylko niekonwencjonalnie pomagał swej parafiance. Prokuratura
natomiast od początku chciała dowieść, że to on spłodził z Edytą L. córkę. Dziś
duchowny nie jest już tak stanowczy i - jak dowiedzieliśmy się w prokuraturze - nie
wyklucza, że może być ojcem dziecka. Zresztą nadal troskliwie opiekuje się swą
parafianką. 16 stycznia prokuratura skierowała do sądu wniosek o ustalenie ojcostwa.
Jest niemal pewne, że trzeba będzie przeprowadzić badania DNA.
Źródło: Gazeta Wyborcza Częstochowa
2
Nie ma chętnych do sutanny
Michał Stangret
2009-01-27, ostatnia aktualizacja 2009-01-27 20:08
Jeszcze nigdy do drzwi kościelnych seminariów nie pukało tak mało kandydatów. Do
niektórych nie zgłosił się ani jeden chętny. Powód: pogarszający się wizerunek
społeczny duchownych
Jeszcze dwa, trzy lata temu do diecezjalnych i zakonnych seminariów zgłaszało się
rocznie 1800 młodych ludzi, którzy chcieli zostać księżmi, zakonnikami i siostrami
zakonnymi. To o 100 osób mniej niż wcześniej. Księża spadek ten tłumaczyli m.in.
niżem demograficznym i wyjazdami młodzieży za granicę do pracy. Uspokajali, że nie
ma mowy o kryzysie powołań. Jednak najnowsze dane nie pozostawiają wątpliwości:
liczba chętnych gwałtownie spada. W ubiegłym roku akademickim w seminariach
kształciło się tylko 1,6 tys. osób, a w tym - zaledwie 1,3 tys.
Po raz pierwszy do niektórych zakonów - np. do słynących z opieki nad chorymi i
ziołolecznictwa bonifratrów, oaulistów czy barnabitów - nie zapukał ani jeden chętny.
Do marianów, pijarów czy karmelitów - zaledwie po dwóch, trzech. Żadnych nowych
kandydatów do kapłaństwa nie ma w ordynariacie polowym, a do seminarium w
Łowiczu zgłosił się tylko jeden kandydat. - Aby normalnie prowadzić zajęcia, łączymy
naszych czterech pierwszoroczniaków z grupą czterech osób, które zgłosiły się do
pobliskiego Zgromadzenia Ducha Świętego - mówi ks. Wojciech Szukalski z Wyższego
Seminarium duchownego w Bydgoszczy. Podobnie jest w co trzecim polskim
seminarium.
Skąd ten kryzys? Bp Wojciech Polak, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds.
Powołań, uważa, że duży wpływ mają niedawne głośne odejścia z Kościoła znanych
księży i zakonników. Ks. Szukalski wskazuje na pogarszający się wizerunek społeczny
osób duchownych. - Wielu rodziców ma problemy z przyjęciem decyzji ich dzieci o
wstąpieniu do seminarium czy zakonu. Coraz więcej grzechów ludzi Kościoła wychodzi
obecnie na jaw. I choć z jednej strony to pozytywna rzecz, bo zmusza nas, księży,
byśmy robili rachunek sumienia, to jednak trudno oczekiwać od młodych, by z chęcią
zasilali nasze szeregi, a od ich rodziców, by byli z tego zadowoleni - mówi ks.
Szukalski.
3
Księża skarżą się też na negatywną presję ze strony rówieśników: młody kandydat do
kapłaństwa często musi się liczyć z utratą znajomych. - Nie robię z księży
męczenników, ale wystarczy założyć koloratkę i przejść się po mieście, by usłyszeć
dziesiątki wyzwisk. Że księża są chciwi, że się mądrzą, jak żyć uczciwie, a sami mają
tyle na sumieniu. I weź tu, młody człowieku, załóż sutannę, noś ją do końca życia i
tłumacz się ze wszystkich grzechów ludzi Kościoła. Wielu młodych ludzi uważa, że to
zbyt trudne wyzwanie - mówi.
Jaki sposób ma Kościół na kryzys powołań? - Potrzeba więcej księży, którzy w bardziej
przekonujący sposób dawaliby młodym świadectwo, że warto iść drogą kapłaństwa -
twierdzi bp Polak.
Masz temat dla reportera Metra? Pisz:
4
Ksiądz pragnie żony
Księża jasno mówią: "Skoro nie mogą legalnie żyć z kobietą, zrobią to po cichu".
Rozmowa z prof. Józefem Baniakiem
Katarzyna Wiśniewska
2009-01-27, ostatnia aktualizacja 2009-01-26 17:27
Pana badania, jeszcze nieopublikowane, mogą być szokujące: prawie 54 proc. księży w
Polsce chciałoby mieć własne rodziny.
- Tak, dokładnie 53,7 proc. Badania nad celibatem księży prowadzę długo, dlatego nie
uważam najnowszych wyników za zaskakujące. Już w latach 80. spory odsetek księży
opowiadał się za tym, by celibat nie był obowiązkowy, tylko fakultatywny, tak jak w
Kościele prawosławnym lub greckokatolickim. Dzisiaj to się znacznie pogłębiło.
Wzrasta odsetek księży, którzy chcieliby sami decydować o formie własnego życia
kapłańskiego - w celibacie czy z własną rodziną. Kleryk, który odczuwa powołanie
kapłańskie, a jednocześnie interesuje się kobietą, naraża się na kłopoty: nie dostanie
święceń kapłańskich, jeśli swoje zainteresowania ujawni władzy seminaryjnej.
Tymczasem z badań wynika, że klerycy i księża w większości są heteroseksualnymi
mężczyznami i większość z nich potrzebuje osobistej relacji z kobietą, chce mieć
własną rodzinę i dzieci. Potwierdzają to liczne listy, które otrzymuję od księży.
Ostatnio napisał do mnie ksiądz z archidiecezji krakowskiej, który od sześciu lat żyje w
związku z kobietą, którą kocha i jest przez nią kochany, a sam nie potrafi wyjść z tego
impasu. Niemal błagał mnie o pomoc w sensownym rozwiązaniu własnego problemu
życiowego.
Co mu pan odpowiedział?
- Po prostu przedstawiłem mu trzy rozwiązania: że może odejść z kapłaństwa i ożenić
się z tą kobietą, jeśli nie wyobraża sobie dalszego życia bez niej; że może przejść do
Kościoła chrześcijańskiego, w którym nie ma celibatu, i zawrzeć małżeństwo; że może
zrezygnować z kontaktów z nią, pozostawić ją, jak uczyniło to wielu innych księży, i na
nowo żyć uczciwie w celibacie. Nie można na dłuższą metę żyć w schizofrenii, w
jakimś rozdwojeniu moralnym. W odpowiedzi napisał mi, że już 11 jego kolegów
odeszło z kapłaństwa, kilku się ożeniło, więc on musi to wszystko jeszcze raz
przemyśleć. Ostatecznej jego decyzji jeszcze nie znam.
Dlaczego księża chcą mieć rodziny? Dlaczego zjawisko to się pogłębia?
5
- Większość kleryków i księży jest pozytywnie nastawiona do małżeństwa i rodziny.
Wielu wcześniej było kochanych przez kobiety i zakochanych w kobietach, a
jednocześnie chcieli też zostać księżmi. Wybrali stan duchowny i celibat, choć nie
wiedzieli, jakie kłopoty czekają na nich w normalnym życiu kapłańskim. Księża nie
biorą się z księżyca, a klerycy niczym specjalnym nie różnią się od młodzieży w ich
wieku. A do seminariów często przychodzą maturzyści, którzy mają poważne
problemy z własną wiarą i religijnością. Ponadto dziś ksiądz żyjący w celibacie już
przestał być jedynym autorytetem moralnym i wzorem do naśladowania.
W jakim wieku są księża, którzy mają trudności z celibatem? Zwykle mówi się o tzw.
kryzysie wieku średniego, po czterdziestce.
- Zauważyłem, że w latach 80. kryzys kapłaństwa z celibatem dotykał w większości
księży w średnim wieku: młodszych proboszczów czy zakonników. Obecnie to problem
coraz młodszych księży, będących kilka lat po święceniach. Dotyczy zwłaszcza tych o
nieuformowanej emocjonalności i seksualności. Młodzi księża, którzy po święceniach
trafili do pierwszej parafii, szybko spostrzegają, że życie wygląda inaczej, niż
ukazywano im je w seminarium. W seminarium kobiety, seks, miłość, małżeństwo i
rodzina to tematy tabu, nietraktowane poważnie, wręcz zakazane. A w parafii kobiety
są wszędzie i kontakty księdza z nimi są możliwe bez żadnych utrudnień, kobiety są
obiektami jego działań zawodowych. O emocje i erotykę nie jest trudno w tych
relacjach.
Jak prowadził pan badania - rozmawiał pan z księżmi osobiście? Nie mieli oporów, żeby
mówić na ten temat?
- Badania prowadzę z pomocą moich współpracowników i samych księży. Oczywiście,
że księża takie opory mieli i nadal mają, gdyż sami obawiają się konsekwencji ze
strony władz kościelnych za udzielanie takich informacji. Zwykle około połowy
pytanych wyraża zgodę, reszta nie chce. Niekiedy długo czekam na ich zgodę i na
wypowiedź. Wypowiedzi tych, którzy się zgadzają na udział w badaniach, są pełne i
szczere. Zresztą pytania badawcze są tak skonstruowane, że bez trudu wykażą każdą
fałszywą wypowiedź. Krytyka moich badań przez władze kościelne i niektórych księży
wynika z ich podejścia do tego problemu. W Kościele liczy się dobra opinia o nim jako
instytucji, nawet kosztem dobra księdza jako jednostki.
Ilu księży chce odejść z kapłaństwa lub o tym myślało?
- Na 823 badanych księży diecezjalnych i zakonnych 52 proc. przeżywało lub przeżywa
głęboki i przewlekły kryzys swojej tożsamości kapłańskiej. Z tej grupy jakaś jedna
trzecia twierdzi, że nie jest w stanie sobie z tym kryzysem poradzić, i rozważa
odejście z kapłaństwa. To w ogromnej większości księża z autentycznym powołaniem
kapłańskim, czyli tzw. charyzmą kapłańską, bardzo niewielki odsetek trafił do
6
kapłaństwa przypadkiem, bez sensownych motywacji religijnych lub religijno-
świeckich. Jednak i ich nie ominął kryzys egzystencjalny i tożsamościowy związany z
obecną formą kapłaństwa. Za główną przyczynę tego uważają oni obowiązkowy celibat
i samotność, którą on wywołuje. Chcieliby prowadzić normalne życie małżeńskie i
rodzinne, a jednocześnie wykonywać zadania kapłańskie. Niemożliwość zrealizowania
tych obu powołań - kapłańskiego i rodzinnego - jest w ich ocenie podstawowym
czynnikiem kryzysu.
Często się zdarza, że tacy księża żyją w mniej lub bardziej stałych związkach z
kobietami?
- Sam byłem zaskoczony, kiedy aż połowa badanych na pytanie, czy zna księży
utrzymujących więzi emocjonalne i seksualne z kobietami, odpowiedziała, że ma
kolegów księży, którzy spotykają się z kobietami i utrzymują z nimi takie więzi, jak i
takich, którzy mają własne dzieci. Księża poznają te kobiety bliżej w różnych
okolicznościach, ale najczęściej - choć wydaje się to nieprawdopodobne - w
konfesjonale. Podczas spowiedzi dotyka się często spraw związanych z relacjami
damsko-męskimi, także erotyką i seksem, a więc trudnych i delikatnych. One często
wytwarzają więzi emocjonalne między kobietą i spowiednikiem, zwłaszcza wtedy,
kiedy kobieta spowiada się długo u tego samego kapłana. Ponadto jedna trzecia
badanych przyznała, że im samym "zdarzyły się" luźne związki z kobietami lub seks bez
zobowiązań. Podobnie jak w sprawie księdza proboszcza z Janik [poprosił lekarzy, żeby
"zrobili coś", by jego dziecko umarło] - to przykład kapłana rozbitego moralnie,
niedojrzałego emocjonalnie i społecznie, nieradzącego sobie z potrzebą seksualną,
bojącego się chorobliwie konsekwencji wynikających z romansu z parafianką,
wypierającego się własnego dziecka. Z badań i z innych źródeł znam licznych księży
mających dzieci, jak i takich, których sądy zmuszały do uznania własnych dzieci. Znam
też księży, którzy akceptują i kochają własne dzieci, a "bycie księdzem" nie
przeszkadza im w okazywaniu tej miłości ojcowskiej. W ankiecie pytałem też, czy seks
może być wartością autoteliczną, niezwiązaną z miłością i małżeństwem, czyli celem
samym w sobie. Liczni księża odpowiadali twierdząco na to pytanie, nie biorąc pod
uwagę ograniczeń etyki katolickiej w tej kwestii.
Księża?!
- Tak, choć wydaje się to nieprawdopodobne i nie do zaakceptowania. Z różnych badań
wiadomo, iż jest to też efekt wszechobecności seksu: w sztuce, kulturze, rozmowach.
Więc nie dziwmy się tym wynikom. Jak twierdzą moi respondenci, około 12 proc.
księży żyje w stałych związkach z kobietami, czyli w związkach konkubenckich. Ja
sądzę, że w rzeczywistości jest to znacznie większy odsetek, a wiem też, iż wzrasta on
wśród młodych księży.
Czy celibat to główny powód porzucania kapłaństwa?
7
- W zasadzie tak. W blisko 68 proc. Konflikty z przełożonymi, z władzą kościelną i
wewnątrz środowiska księży są na dalszym miejscu, a jeszcze dalej są kłopoty z własną
wiarą i religijnością czy też zaniedbania zawodowe w parafii. Z reguły jednak kryzys
zaczyna się od trudności w życiu religijnym księdza, w jego modlitwie i brewiarzu, w
osobistej spowiedzi, w zaniedbywaniu medytacji religijnej, a dopiero to wywołuje
rozterki moralne i zachęca do podejmowania laickiego stylu i trybu życia codziennego,
w którym brak kobiety, seksu czy miłości oznacza z reguły pustkę nie do zniesienia.
Celibat jest w Kościele przedstawiany jako nobilitacja. A pan twierdzi, że to rodzaj
wykluczenia społecznego.
- Z teologicznego i kościelnego punktu widzenia można uznawać celibat jako
"nobilitację" czy "wyróżnienie" księdza w szerszej społeczności. Natomiast z
psychologicznego i socjologicznego punktu widzenia celibat oznacza faktycznie rodzaj
alienacji czy wyłączenia mężczyzny z normalnego życia ludzkiego, z podstawowych
jego sfer, jakimi są małżeństwo i rodzina. W dodatku wmawia się księdzu doktrynalnie,
iż tego "poświęcenia" wymaga od niego sam Bóg czy też "dobro" Kościoła i wiernych.
Tymczasem z badań wynika, że aż 77 proc. dorosłych i 83 proc. młodzieży w Polsce
sprzeciwia się celibatowi księży - chcą oni, by księża mogli się żenić i zakładać swoje
rodziny. Uważają, że wtedy księża lepiej rozumieliby problemy małżeńskie i rodzinne
wiernych, a nie koncentrowaliby się na seksie czy jego ograniczeniach. Kościół rzymski
wprowadził celibat, by sprawniej administracyjnie zarządzać swoimi kadrami i
dobrami, potrzebny był większy porządek organizacyjny, strukturalny i ekonomiczny, w
którym nie będzie ryzyka, że dzieci księży odziedziczą kościelne dobra po swoich
ojcach czy też zaistnieją kłopoty z przenoszeniem księży na inne placówki, w czym ich
rodziny mogłyby stanowić realne utrudnienie. Natomiast względy religijne nie są w tym
zakresie przekonujące. Wielu księży mówi, że celibat wyklucza ich z życia
społecznego. Kościół - ich zdaniem - w przesadny sposób sakralizuje pojęcie powołania,
przypisując do niego kapłańską bezżenność. Zamiast wzmocnienia powołania
kapłańskiego teologia celibatu prowadzi do podkreślania "inności" księży i odrębności
świata, który sami tworzą. Poczucie wykluczenia to jedna strona medalu. Z drugiej
strony jest silna próba kompensacji zaistniałych braków i kłopotów życiowych. Miałem
do czynienia z klerykami, którzy traktowali się nawzajem "inaczej", czyli lepiej niż
świeckich kolegów ze studiów teologicznych czy humanistycznych. Podkreślali, że są
"przeznaczeni do wyższych celów" niż świeccy. Takie nastawienie potem przekłada się
na postawę księży wobec świeckich, z których wielu uważa się za tę "ważniejszą" część
Kościoła, a niektórzy żałują, że świeccy już przestali całować księży po rękach, jak to
się działo w młodości ich rodziców.
A jak w seminariach przygotowuje się do życia w celibacie?
- Ks. prof. Grzegorz Ryś powiedział kiedyś, że o celibacie w ogóle rzadko się mówi w
seminarium. Zamiast tego kontroluje się zachowania, w których celibat jest łamany czy
8
wystawiany na próbę. Usłyszałem kiedyś od jednego z kapłanów, że o celibacie trzeba
mówić religijnie, po kościelnemu. Nic bardziej błędnego. Klerykom trzeba mówić, co
ich w życiu ominie, podkreślać piękno małżeństwa, posiadania potomstwa, żeby
wiedzieli, z czego rezygnują. Zamiast tego nauka skierowana jest przeciw małżeństwu i
seksowi, chyba że trafi się w seminarium mądry psycholog, który będzie podkreślał
wartość małżeństwa i rodziny. Ale na ogół zamiast na elementy pozytywne kładzie się
nacisk na negatywne. Przełożonych w seminarium interesuje tylko to, czy kleryk miał
lub ma dziewczynę. Po takiej formacji księża mają problem ze swoją seksualnością,
emocjonalnością, ich osobowość jest niespójna. Uważam, że już najwyższy czas na
radykalne zmiany w formacji seminaryjnej alumnów. Przyszłych księży oddziela się od
dziewcząt - ale co to da? Księża jasno mówią: "Skoro nie mogą legalnie żyć z kobietą,
zrobią to po cichu".
Zaletą celibatu jest to, że księża nie dzielą czasu między rodzinę i parafian, mogą
poświęcić się całkowicie wiernym.
- To mit. Księża rzymscy z powodzeniem mogliby prowadzić życie małżeńskie i
rodzinne bez uszczerbku dla zadań kapłańskich i dla spraw kościelnych. Wiem to, bo
rozmawiam z księżmi prawosławnymi i greckokatolickimi, z ich żonami i dziećmi,
którzy ten problem są w stanie przezwyciężyć. Dla porównania dodam, że prof. Ludwik
Janiszewski kiedyś badał problemy rodzin marynarzy i rybaków i zastanawiał się nad
"typem" kobiety, która spełniałaby warunki idealnej żony. Kobiety "z lądu",
niewychowane w kulturze i tradycji morskiej, z reguły nie wytrzymywały rozłąki z
mężem, długich oczekiwań na jego powroty i rozbijały rodziny. Kobiety z "kultury
morskiej" dawały sobie radę i trwały w rodzinach.
Idealna żona dla księdza to pewnie katechetka?
- Księża pytani o taki ideał żony na pierwszym miejscu wskazywali, o dziwo, na
świeckie zawody, w tym medyczne: lekarka, pielęgniarka, potem na nauczycielkę i
ekonomistkę. Katechetka wcale nie znalazła się na pierwszym miejscu. Zawód księdza
jest specyficzny, kobieta musi umieć "dzielić się" mężem z Kościołem. W Kościele
prawosławnym żony księży mają pełną świadomość, że niejeden wieczór, zamiast
spędzać z rodziną, mąż będzie musiał poświęcić ludziom, którzy poproszą go o pomoc,
o rozmowę, o spowiedź. Większość żon księży prawosławnych to rzeczywiście
absolwentki teologii, przygotowywane do tego, że mąż będzie należał nie tylko do
nich, ale i do Kościoła. Zdarza się nawet, że biskup nie akceptuje kandydatki na żonę.
Żony księży prawosławnych same bardzo często angażują się w życie parafii, pomagają
swoim mężom kapłanom w prowadzeniu parafii i kancelarii, prowadzą śpiew z dziećmi
i młodzieżą, uczą religii itp. Tak samo mogłoby być w Kościele rzymskokatolickim. Nie
wątpię, iż wtedy księża bardziej angażowaliby się w prace kościelne, lepiej także
wykonywaliby zobowiązania wobec świeckich, a przede wszystkich nie
"teoretyzowaliby" ich życia i żyliby z nimi w dialogu i harmonii.
9
Księża żonaci są lepsi w kontaktach z wiernymi?
- Co do tego nie mam żadnej wątpliwości. Przede wszystkim są bardziej nauczeni
kontroli własnych zachowań, umieją z ludźmi rozmawiać, przestają się ich bać,
traktują ich serio jako swoich pracodawców. Ponadto nie wywyższają się i nie
zamykają w swoim wąskim świecie, skoro sami prowadzą życie jak zwyczajni ludzie.
Z drugiej strony każdy kleryk wie, na co się decyduje, idąc do seminarium czy
klasztoru. Ci, którzy odchodzą, może - jak się często tłumaczy - "nie mają powołania"?
- Twierdzenie, że 18-letni chłopak, wstępując do seminarium czy do klasztoru, dobrze
wie, na co się decyduje, że rozumie bezbłędnie własny wybór i jego późniejsze skutki,
to kolejny mit, a wręcz antyteza psychologiczna. Rozwój emocjonalny to proces, który
nie jest zakończony, gdy człowiek osiąga pełnoletność czy kiedy ma dwadzieścia parę
lat. A jak w Polsce wygląda przygotowanie do życia w rodzinie, jaka jest edukacja
seksualna dzieci i młodzieży, kto i w jakim zakresie przygotowuje młodzież do życia
małżeńskiego i rodzinnego? Seminaria duchowne, izolując kleryków od tych spraw, nie
tylko nie nadrabiają braków rodzinnych i szkolnych, ale je pogłębiają. Dlatego często
po wielu latach klerycy rewidują swoje poglądy na kapłaństwo i celibat. Niektórzy są w
stanie tak żyć, ale inni nie potrafią żyć "podwójnie" i sami odchodzą. Oczywiście nie
wszyscy muszą być księżmi - to jeden z argumentów Kościoła w obronie celibatu.
Jednak gdy ktoś celibatu nie jest w stanie wytrzymać, to jeszcze nie znaczy, że nie ma
powołania kapłańskiego. Niestety, takie stanowisko obowiązuje w Kościele: celibat
weryfikuje i ocenia zasadność powołania kapłańskiego, przydatność kleryka do
kapłaństwa.
Prowadził pan też badania wśród byłych księży. Czy wielu wróciłoby do kapłaństwa,
gdyby mogli mieć żony i rodziny?
- Około 78 proc. byłych księży chciałoby być nadal kapłanami, będąc jednocześnie
mężczyznami żonatymi. Wielu czeka na taką decyzję papieża, ufa i ma nadzieję, że
kiedyś Kościół rzymski przyjmie ich punkt widzenia. I wtedy będą mogli wrócić do
grona kapłanów i podjąć obowiązki wynikające ze święceń, których - jako charyzmy -
nikt i nigdy nie może ich pozbawić. Silnie wierzą, że kiedyś "Duch Święty ułatwi
papieżowi zrozumienie tego problemu", a Kościół wtedy będzie lepiej funkcjonował.
Gdy ktoś wspomina o możliwości wyboru celibatu na zasadzie dowolności, Kościół
rzymskokatolicki i jego władze reagują bardzo gwałtownie.
- To prawda. Po pierwsze, celibat księży ułatwia zachowanie dyscypliny i organizacji
pracy duszpasterskiej. Księży kawalerów można dowolnie przenosić z miejsca na
miejsce, nie licząc się z nikim i niczym, bo ksiądz nie ma żony i rodziny. Po drugie,
perspektywa podziału dóbr i wielu środków kościelnych, gdy ksiądz ma rodzinę, byłaby
10
niekorzystna dla Kościoła jako instytucji, więc jego hierarchia broni tego punktu
widzenia i utrzymuje celibat w obecnej formie jako konieczny warunek sprawowania
kapłaństwa.
Drugi argument jest poniekąd zrozumiały...
- W Kościele prawosławnym ten problem został modelowo rozwiązany, ponieważ księża
dostają pensje, pracują i służą ludziom, a za ten trud są wynagradzani. W ten sposób
sami nie partycypują w bogactwach Kościoła, dobra parafialne nie są ich rodzinnymi
dobrami. To odsuwa obawę, że Kościół jako instytucja musiałby się dzielić swoim
majątkiem z klerem i z jego rodzinami.
Zwolennicy obowiązkowego celibatu mówią, że podkreśla on wymiar mistyczny
Kościoła. Księża mieliby żony, dzieci, a w dodatku dostawaliby pensję. Czy to ma
jeszcze coś wspólnego z religijną mistyką?
- Bez obawy, przecież mistykami byli też świeccy katolicy, a życie rodzinne w tym im
nie przeszkadzało. Z drugiej strony na życie mistyczne księży i zakonników należy
patrzeć z dużą dozą ostrożności; zajmuję się tym zagadnieniem jako filozof religii i
uważam ten argument za chybiony. Mając żonę (zwykle są to kobiety bardzo religijne),
można być równie pobożnym księdzem, jak będąc księdzem w celibacie. Analogicznie
można by się zastanawiać nad tym, czy lekarz spędzający pół życia na dyżurach w
szpitalu i przychodni może być dobrym mężem i ojcem albo religijnym człowiekiem.
Wszystko da się pogodzić. Nie należy przeceniać zbytnio religijnego charakteru i celu
zawodu księdza, lecz trzeba koniecznie spojrzeć na niego z perspektywy potrzeb i
oczekiwań ludzi religijnych. Taki bowiem jest cel posług religijnych księdza - to on jest
dla ludzi, jak każdy inny profesjonalista, a nie oni dla niego. Przesadna sakralizacja
tego zawodu i powołania nie musi się wiązać z prawdziwą mistyką religijną.
Przeciwnicy zniesienia celibatu argumentują też, że rozwody żonatych księży mogłyby
wywołać skandale wśród świeckich.
- Kościół rzymskokatolicki nie uznaje rozwodów małżeńskich, ale jednocześnie coraz
częściej zachęca do szukania takich przeszkód, na podstawie których mógłby orzec o
tzw. niebytności małżeństwa, czyli o tym, że ono nigdy nie zaistniało, choćby nawet
zostało skonsumowane i było potomstwo. Gros katolików świeckich to stanowisko
kościelne nazywa zwykłymi rozwodami. Myślę, że obawa o rozwody księży jest na
wyrost, a świeccy i tak większe grzechy wybaczają swoim duszpasterzom niż ich
ewentualne rozwody. W Kościele prawosławnym rozwód księdza jest możliwy, ale na
bardzo trudnych warunkach. Ponadto taki ksiądz nie może ożenić się po raz drugi,
nawet jeśli jest wdowcem. To bardzo dobre rozwiązanie, z którego mógłby skorzystać
Kościół rzymskokatolicki, jeśli odważyłby się kiedyś inaczej, bardziej po ludzku,
11
spojrzeć na celibat swoich kapłanów i na trudności, jakie powoduje on w ich życiu
osobistym.
***Prof. Józef Baniak - pracownik Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama
Mickiewicza w Poznaniu. Specjalizuje się w socjologii religii i religijności, a także
socjologii moralności. Opublikował m.in. książkę "Rezygnacja z kapłaństwa i wybór
życia małżeńsko-rodzinnego przez księży rzymskokatolickich w Polsce. Studium
socjologiczne" (Kraków 2001).
Źródło: Duży Format
12
Kłopoty z celibatem
Katarzyna Wiśniewska
2009-01-26, ostatnia aktualizacja 2009-01-25 18:45
Ponad połowa polskich księży chciałaby mieć żony i dzieci - takie wyniki badań mogą
wprawić w zdumienie.
Profesor Józef Baniak, socjolog religii z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im.
Adama Mickiewicza w Poznaniu, badania nad celibatem prowadzi od wielu lat. W 2001
r. opublikował książkę o efektach prac nad przyczynami rezygnacji z kapłaństwa. Teraz
spytał 823 księży diecezjalnych i zakonnych, jak przeżywają celibat. Z tych trudnych,
nieraz bolesnych rozmów wywnioskował, że dla wielu księży brak rodziny jest
wyrzeczeniem ponad siły. Ponad jedna trzecia badanych przyznała, że zdarzyły im się
luźne związki z kobietami.
Kościół katolicki uznaje celibat za szczególne i piękne powołanie. Zdaniem prof.
Baniaka jest odwrotnie: uważa on celibat za rodzaj wykluczenia społecznego. - Zamiast
wzmocnienia powołania kapłańskiego teologia celibatu prowadzi do podkreślenia
"inności" księży i odrębności świata, który sami tworzą - mówi nam.
Można uważać takie sądy za zbyt ostre i uogólniające. W końcu wielu księży potrafi
przekonująco wyjaśniać sens celibatu nie tylko słowami, ale i życiem.
Byłoby jednak błędem te momentami szokujące statystyki zlekceważyć czy
potraktować jako atak na Kościół. Temat badań prof. Baniaka stanowi w Kościele
temat tabu. Przewodniczący Episkopatu abp Józef Michalik w wywiadzie dla "Niedzieli"
stwierdził niedawno, że pisma katolickie nie powinny udzielać głosu byłym księżom,
żeby "nie robić z nich bohaterów".
Analogicznie ci, którzy w kapłaństwie trwają, mogą mówić o celibacie, pod warunkiem
że w samych superlatywach. Badania prof. Baniaka ten schemat przełamują.
Czytając rozmowę z prof. Baniakiem w poniedziałkowym "Dużym Formacie", warto
wiedzieć, że wbrew potocznym opiniom Kościół wprowadził celibat stosunkowo późno,
a powody takiej decyzji nie były święte. Jak pisał kilka lat temu ks. Grzegorz Ryś w
książce "Celibat", bezżeństwa od księży zaczęli żądać papieże w XI w. By zapobiec
13
dziedziczeniu kościelnych majątków przez dzieci księży, uznawano je za nieprawe.
Tyle że pobudki ekonomiczne niezbyt się nadawały dla uszu owieczek. Eksponowano
więc wartość dziewictwa, deprecjonując znaczenie współżycia seksualnego. Nakaz
celibatu utrwalił II Sobór Laterański (1139 r.). Ale celibat ma swoje głębokie
teologiczne uzasadnienie, które wybrzmiało w późniejszych wiekach. Za wzór księżom
Kościół stawia Chrystusa i apostołów, którzy "zostawili wszystko i poszli za Nim"
(Ewangelia wg św. Łukasza).
Jest i druga strona medalu, wcale nie mniej ważna niż zgorszenie, jakie wywołują
wśród katolików księża, którzy nie wytrzymują celibatu i wiodą podwójne życie. Z
obserwacji prof. Baniaka wynika, że nie brak kapłanów przekonanych, że ich powołanie
jest lepsze i dają odczuć świeckim, że są stworzeni do "wyższych celów". A przecież nie
to chce powiedzieć dziś Kościół, broniąc idei celibatu.
Rozmowę z prof. Józefem Baniakiem można przeczytać w poniedziałkowym "Dużym
Formacie".
Źródło: Gazeta Wyborcza
14
Seks w teatralnej kruchcie
Joanna Derkaczew
2009-01-15, ostatnia aktualizacja 2009-01-15 10:37
Kolejne tabu zostaje skomercjalizowane. Po seksie hetero- i homoseksualnym także
seks sakralny okazuje się bezpiecznym, zabawnym tematem teatru mieszczańskiego.
Czy na scenach z życia seksualnego księży będziemy się odtąd śmiać jak na
"Testosteronie"?
Organizowanie prostytutek w formacje parazakonne wydaje się problemem żywo
przejmującym dyrektorów warszawskich scen. Po "Pantelonie i wizytantkach" Maria
Vargasa Llosy (o siostrach niosących wolną, acz płatną miłość żołnierzom w puszczy
amazońskiej) w Teatrze Studio także Teatr na Woli zajął się sex-misjonarkami.
"Siostrami przytulankami" nazwały się dwie profesjonalistki zatrudnione, by ulżyć
zakonnikom w trudach celibatu. Ich sprowadzenie uchwalono demokratycznie, po serii
bójek i homoseksualnych zbliżeń wśród braci. Miały rozładować atmosferę, wprowadzić
w zapuszczone klasztorne mury "kobiecą rękę", a przy okazji uwolnić się od świata
alfonsów i "opiekunów".
Autor Marek Modzelewski (autor m.in. "Koronacji" o kryzysie egzystencjalnym
trzydziestolatka, "Dotyku" o coming-outach, "Imienin" wystawianych niedawno przez
Teatr Radia TOK FM) wykorzystał stary schemat znany od "Dam i huzarów" Fredry po
"Seksmisję": jednopłciowe społeczności są może pełne patologii, ale gdy pojawia się
płeć przeciwna - szaleństwo dopiero się zaczyna. Przybycie Sylwii i Sabiny początkowo
jest miłą odmianą, szybko jednak wyzwala w duchownych najgorsze instynkty.
Napięcia hormonalne w kruchcie, celach i na plebaniach to nie nowość. Przez cały
ubiegły rok ogarniały kolejne polskie sceny.
Skandale erotyczne z udziałem księży i kleryków, liczne porzucenia kapłaństwa,
apostazje, spadek powołań, apele o zniesienie celibatu - wszystko to wydawało się
tematem chwytliwym, gorącym, pikantnym (o rynkowej atrakcyjności skojarzeń
sakralno-seksualnych wie już od dawna Madonna).
15
Żaden ze spektakli pełnych "odważnych" scen nie przyniósł jednak głębszej refleksji
nad kryzysem struktur kościelnych, hipokryzją hierarchów, niezdolnością
rozwiązywania wewnętrznych problemów.
Nie przynosi ich także spektakl Giovanny'ego Castellanosa, debiutującego w Warszawie
Kolumbijczyka. Co więcej - nie tylko po filmach Felliniego ("Rzym"), Bunuela
("Viridiana") czy Kawalerowicza ("Matka Joanna od Aniołów") sprzed 40-50 już lat, ale
nawet po "Plebanii" trudno dziś uznać przedstawienie choćby za obrazoburcze. Nic nie
zmieniają tu odwołania do wiary jako ucieczki przed występnym życiem czy wiary jako
ekstazy (wyeksponowane na scenie witraże Wyspiańskiego przedstawiają świętych w
mistycznym upojeniu). Nie wystarczy założyć obrożę i wykonać kilka tańców
homoerotycznych, by uderzyć w podstawy moralności - czy to burżuazyjnej, czy
katolickiej. Zgrabne negliże obok habitów, porno-gadżety w sąsiedztwie krzyży stały
się dopuszczalne w farsach i kabaretach. W najmniej ambitnych, mieszczańskich
teatrach.
Nic dziwnego więc, że publiczność, zamiast wychodzić masowo z teatru i ciskać
klątwy, może się rubasznie podśmiewać. Może - póki nie pojawi się zgrzyt. Castallanos
najpierw rozmontował napięcie między sacrum a profanum komediową konwencją,
wkleił pielgrzymkowe piosenki z YouTube, zbudował karykaturalne postaci braciszków
gejów, braciszków krętaczy, braciszków podlotków, potem zaś próbował tchnąć w tę
serię skeczy egzystencjalną grozę. Historia zaczyna oscylować między krwawym
horrorem a telenowelą, z melodramatyzmem, czarnymi charakterami i
schematycznymi dialogami, w których prostytutki marzą o domkach z ogrodem, a
panowie szukają rozgrzeszenia w ich ramionach.
To, że spektakl jest pełen klisz i odpychający wizualnie, nie jest jednak tak ciekawe
jak beztroska reakcja publiczności. Czy mamy do czynienia z jakąś przemianą
obyczajową? Czy po homoseksualizmie i innych "niegrzecznych" tematach także Kościół
stał się jednym z ulubieńców bezpiecznego, mieszczańskiego kina i teatru?
''Siostry przytulanki'', Marka Modzelewskiego, reż. Giovanny Castellanos
wystepują: Marian Kociniak, Szymon Kuśmider, Przemysław Bluszcz, Rafał Rutkowski i
Maciej Wierzbicki (Teatr Montownia), Borys Jaźnicki, Agnieszka Michalska i Ewelina
Starejki
Teatr na Woli w Warszawie, premiera 10 stycznia
Źródło: Gazeta Wyborcza