Brawa dla Pana Jezusa
Bartosz Janiszewski, współpraca Jolanta Molińska, Jarosław Murawski
Ksiądz John Bashobora leczy podobno z nowotworów, bezpłodności, a nawet wskrzesza zmarłych. Biskupi tego nie potwierdzają, ale wolą, by wierni przychodzili do kościoła dla Bashobory niż wcale.
Atmosfera jak na koncertach gwiazd rocka. - Jezus jest tutaj i chce cię uwolnić! Dzisiaj jest dzień zbawienia! Alleluja! - podniesionym głosem krzyczy ojciec John Bashobora, a jego słowa co jakiś czas przerywają głośne brawa. Ośmiotysięczny tłum pełnym nadziei wzrokiem wpatruje się w ołtarz. Setki osób na wózkach, młode i stare małżeństwa, niepełnosprawne dzieci, młodzież z oazy, księża i emeryci. Ogolony na łyso chłopak z grubym łańcuchem na szyi i twarzą zakapiora stoi z podniesionymi rękoma i głośno się modli. Z dresowych spodni wystaje mu różaniec. Obok starszy mężczyzna dumnie trzyma tabliczkę z napisem „Radio Maryja Białystok Pozdrawia”. Wygląda na trochę zdezorientowanego, gdy Bashobora namawia wszystkich do wspólnego śpiewania ku chwale Pana w języku suahili: „Ninana taku okoa?”. - To pytanie znaczy po afrykańsku: kto cię zbawi? - tłumaczy kapłan. - Odpowiedzmy: Yesu Mwokozi, czyli Jezus Zbawiciel! Podnieście ręce tak jak ja i śpiewajcie ze mną! - krzyczy. Wierni chwytają się za ręce, śpiewają, klaszczą i tańczą w rytm afrykańskiej muzyki. Tańczy chłopak w dresie i pan z Radia Maryja. Kiedy kończą, Bashobora krzyczy: „Bóg jest tu z nami! Podziękujmy mu za to! Brawa dla Pana Jezusa!”.
John Bashobora to prawdziwy katolicki gwiazdor. Jest ugandyjskim księdzem i członkiem Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, jednej ze wspólnot działających w obrębie Kościoła. Obronił doktorat z teologii na uniwersytecie w Rzymie. Jak twierdzi, to właśnie w Wiecznym Mieście odkryto jego charyzmat i niesamowite umiejętności. Dziś większość czasu spędza na podróżach po świecie. Na jego widowiskowe msze przybywają tysiące wiernych zachęconych tym, co piszą o nim organizatorzy spotkań. A piszą rzeczy niesamowite: „Potężne namaszczenie, jakie o. John otrzymał od Boga w posłudze uzdrawiania i uwalniania, owocuje wielkimi znakami i cudami wszędzie tam, gdzie ten pokorny kapłan głosi Słowo” - czytamy na stronie internetowej gdańskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, która zorganizowała ostatnie spotkanie z ojcem Bashoborą.
Po raz pierwszy ugandyjski charyzmatyk pojawił się w Polsce w 2007 roku na konferencji Strumienie Światła, zorganizowanej w krakowskich Łagiewnikach pod patronatem abp. Stanisława Dziwisza. Od tamtej pory był w Polsce pięć razy. Na jego rekolekcje przyjeżdżały zawsze tłumy wiernych spragnionych dowodów potęgi Boga. Wielką moc afrykańskiego kaznodziei potwierdzają katoliccy publicyści. Robert Tekieli ► pisze o uzdrowieniach, wypędzeniach demonów, a nawet wskrzeszeniach umarłych, których ponoć dokonał ojciec Bashobora.
Wśród wiernych na forach katolickich trwają spory, czy wskrzeszeń było 40, czy tylko 10 i czy ksiądz z Ugandy ma ich na koncie więcej niż sam Jezus. Spotkanie, które odbyło się 30 czerwca w Gdańsku, zorganizowano w sanktuarium w Matemblewie, gdzie wierni mogli zgromadzić się na ogromnej leśnej polanie. Żaden kościół w Polsce nie byłby w stanie przyjąć tylu osób. Tym razem jednak nikt głośno nie mówił o cudownym ożywianiu umarłych.
Organizatorzy spotkania z gdańskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji przyznają, że podczas jego pierwszych wizyt w Polsce niepotrzebnie podkreślano zdolność do wskrzeszeń, bo rodziło to niezdrową sensację. Uczestnicy poprzednich spotkań z Bashoborą w Warszawie, Lublinie czy Krakowie słyszeli od ugandyjskiego księdza historie o cudownie ożywionych mocą Ducha Świętego. W Gdańsku nic takiego się nie wydarzyło, ale innych cudów nie zabrakło. - Wiem, że jest tu z nami dziewczyna, która w trakcie modlitwy o uzdrowienie dotykała swojej lewej piersi i znalazła tam guz. Jeśli dotkniesz się tam teraz, tego guza już nie ma! Niech ta osoba podniesie rękę! Nie bój się poświadczyć! - mówi ksiądz Bashobora, przechadzając się wzdłuż ołtarza. Jakaś dziewczyna podnosi rękę. Ktoś płacze. Ktoś inny krzyczy: „Chwała Panu!”.
Nie ma jednak czasu na zachwyty, bo w kolejce czekają inne uzdrowienia. - Są tutaj osoby, które oddychały z trudem, miały objawy astmy i przyszły z inhalatorami. Niech teraz wezmą oddech. Zobaczą, że astma odeszła i mogą oddychać w pełni! Bóg pokazuje mi 72 osoby, które dostąpiły takiego uzdrowienia - przemawia. Kilka osób wstaje i podnosi rękę, by potwierdzić, że oddycha im się lepiej. Rozlegają się brawa. Ludzie stoją z podniesionymi rękoma i zamkniętymi oczami. Uśmiechają się. Wierzą, że w Matemblewie Duch Święty za pomocą ugandyjskiego kaznodziei sprawia cuda. Sami ich doświadczają, mówią, że czują mrowienie w całym ciele, jakby przechodziła przez nich niewidzialna siła.
- Takich uzdrowicieli jest teraz wielu, także w Polsce. Byłem dwukrotnie na mszach z ich udziałem. Widziałem ludzi mdlejących, słaniających się na nogach. Zastanawia mnie, czy to autosugestia, czy chęć wywołania sensacji? - mówi ks. prof. Marian Rusecki, dyrektor Instytutu Teologii Fundamentalnej KUL. Profesor nie daje wiary opowieściom o wskrzeszeniach. - Wiem tylko, że Chrystus zmartwychwstał. Wszystkie inne historie są dla mnie po prostu zmyślone - dodaje.
W kwestii cudów i boskich ingerencji Kościół jest bardzo krytyczny. - Cud to nadzwyczajne zjawisko, w którym działa Bóg dla naturalnego i nadprzyrodzonego dobra człowieka. Samo zjawisko to jeszcze nie cud, choć u nas nazywa się nim wszystko, co nadzwyczajne, zjawiskowe - mówi ks. Rusecki. Żeby zdarzenie zostało uznane za cud, komisja teologiczna musi stwierdzić, że zdarzenie nie zostało spowodowane przez prawa i siły natury. W wypadku najczęstszego na indeksie cudów uzdrowienia lista warunków do spełnienia jest bardzo długa. Lekarz musi zaświadczyć, że na dzisiejszym etapie znajomości medycyny nie da się stwierdzić, że choroba cofnęła się z przyczyn naturalnych. Wyzdrowienie musi nastąpić szybko, w ciągu kilku dni, musi być całkowite i trwałe - wymienia profesor Rusecki.
- Są wśród nas też kobiety, które modliły się, żeby zostać matkami. Niektóre z was czekały na to trzy lata, inne pięć, a jeszcze inne osiem. I dzisiaj jest twój dzień! Jezus daje ci moc, abyś stała się matką! Około 17 lipca poczniesz, a w przyszłym roku będziesz mieć dziecko! Chwalmy za to Pana! - krzyczy afrykański kapłan, a wierni zgromadzeni w Matemblewie wpadają w coraz większą ekstazę. Takich uzdrowień było jeszcze kilkanaście. Wśród nich cukrzyca, rak prostaty i zwyrodnienia stawów. Za każdym razem tłum zgromadzony w Matemblewie dziękował Bogu za cud. A ugandyjski ksiądz krzyczał: „Brawa dla Pana Jezusa!”.
Ojciec Bashobora prosił, by cudownie uzdrowieni nie przestawali brać lekarstw i udali się, najlepiej za dwa tygodnie, do lekarza, który potwierdzi, że choroba zniknęła. Ale po poprzednich wizytach afrykańskiego kaznodziei lekarze w całej Polsce skarżyli się na pacjentów, którzy zbyt mocno uwierzyli w nadprzyrodzoną moc Bashobory.
Kiedy zadzwoniliśmy do Konferencji Episkopatu Polski, by zapytać, jaki jest stosunek arcybiskupa Michalika do cudów dziejących się za sprawą afrykańskiego kapłana, uzyskaliśmy tylko suchy komunikat: biskupi dyskutowali o ojcu Johnie Bashoborze i nie ustalili żadnego konkretnego stanowiska. Stanęło na tym, że nie ma ani ogólnej akceptacji jego praktyk, ani też zakazu przyjmowania go w polskich kościołach. „Wszystko zależy od poszczególnych diecezji, a konkretnie od poglądów i decyzji biskupa diecezjalnego”.
Ostrzej o działaniach księdza Bashobory wypowiada się arcybiskup Tadeusz Pieronek. - Mam do tego typu uzdrowicieli stosunek wysoce sceptyczny. Skoro leczą z AIDS, nowotworów i wskrzeszają umarłych, to może jeszcze gwarantują natychmiastowe wniebowstąpienie? Lepiej by było, gdyby zamiast innych wyleczyli najpierw siebie - twierdzi. Arcybiskup Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, myśli podobnie. - Do rewelacji o cudach tego księdza podchodzę z dużym dystansem - mówi. - Często słyszę narzekania lekarzy, że ludzie po takich spotkaniach przerywają leczenie, a uzdrowienia okazały się rzekome. Miałem konkretny przykład osoby cierpiącej na chorobę somatyczną, która usłyszała zalecenie, by odłożyć leki. Nie tędy droga.
Dodaje, że Kościół nigdy nie potwierdzał cudów księdza Bashobory, a raczej zachęcał do dużej ostrożności w ich przyjmowaniu. Dlaczego więc episkopat oficjalnie nie sprzeciwia się organizowaniu z nim spotkań w kościołach i sanktuariach? - Jest oczekiwanie, że na wszystko, co się dzieje, trzeba reagować dekretem, stanowiskiem, a nie zawsze chcemy sprawę nagłaśniać. Nie będę zresztą komuś zakazywał dekretem wyjazdu do jakiegoś miejsca. Laicyzacja postępuje, a zapotrzebowanie na tego typu spotkania wzrasta - odpowiada arcybiskup. Krótko mówiąc - lepiej, żeby wierni przyszli do kościoła dla ojca Bashobory, niż żeby wcale nie przyszli.
Zapotrzebowanie, o którym mówi arcybiskup Nycz, dostrzega jeden z organizatorów spotkania w Matemblewie, ks. Jacek Socha, na co dzień wykładowca teologii w gdańskim seminarium duchownym. Sam cudów ojca jeszcze nie widział, ale wierzy, że mogą mieć miejsce. - W historii Kościoła byli przecież tacy ludzie. Ojciec Pio zmarł 40 lat temu. Skoro tak niedawno działy się takie rzeczy, to czemu nie dzisiaj? - zastanawia się Socha. Jego zdaniem o tym, że o. Bashobora nie jest oszustem, świadczy jego świadectwo życia.
- Ojciec John w Afryce opiekuje się czterema tysiącami sierot. Poza tym na każdym kroku podkreśla, że jest jedynie wykonawcą woli Boga i że sprawcą tego, co się dzieje, jest Pan, a on jest jedynie jego wysłannikiem - tłumaczy. Dlaczego więc ksiądz z taką mocą nie spędza całego życia na uzdrawianiu leżących w szpitalach? - Uzdrowienia są przecież tylko na chwilę. Ci ludzie, którym Bóg przywrócił zdrowie, i tak w końcu umrą. Prawdziwym celem cudu jest wzbudzenie w ludziach wiary w to, że Bóg jest. Samo uzdrowienie dzieje się niejako przy okazji. Bo jeśli ktoś pragnie tylko zdrowia, a nie idzie za tym wiara, to jest to wyizolowany znak, który staje się magiczną sztuczką. Żeby cud był możliwy, potrzeba wiary! - mówi Socha. Jego zdaniem to właśnie dzięki ogromnej wierze o. Bashobora został wybrany przez Boga do czynienia cudów.
James Randi, znany amerykański sceptyk i były iluzjonista, specjalizuje się w demaskowaniu rozmaitych mediów i uzdrowicieli. Jego fundacja oferuje milion dolarów dla każdego, kto udowodni, że dysponuje nadnaturalnymi zdolnościami. - Badałem setki takich przypadków zarówno wśród protestantów, jak i katolików. W ciągu 30 lat ani jeden z nich nie był w stanie przedstawić żadnego solidnie udokumentowanego przypadku autentycznego wyleczenia. Oczywiście, wszyscy oni twierdzą, że najważniejszą funkcją takich spotkań jest wzmacnianie wiary, a uzdrowienia dzieją się niejako przypadkiem, dlatego sprawdzanie tego, co robią, pod kątem medycznym nie licuje z powagą sprawy. Ale czy jeden jedyny cud uzdrowienia siłą Ducha Świętego dokonany w asyście lekarzy, solidnie zbadany i udowodniony ponad wszelką wątpliwość, nie przysłużyłby się wzmocnieniu wiary ludzi na całym świecie znacznie bardziej niż te masowe show? - pyta Randi. - Poza tym - dodaje - jeśli tylko ksiądz Bashobora udowodni swoją uzdrowicielską moc, natychmiast wypłacimy mu milion dolarów. Może go przecież przeznaczyć na pomoc głodującym dzieciom w Ugandzie.
Kiedy ksiądz Bashobora kończy odprawiać wieczorną mszę i schodzi z ołtarza, towarzyszą mu tysiące wiernych. Wszyscy wyciągają do niego rękę, chcą go choć na chwilę dotknąć. Wokół ojca Johna szpaler ochroniarzy. Znów jest jak na rockowym koncercie. Nagle Bashobora zatrzymuje się przy starszej kobiecie na wózku. Dotyka jej nóg, potem głowy i w skupieniu się modli. Za chwilę, ku radości wszystkich zgromadzonych, kobieta staje na nogach. Podtrzymywana ramieniem ojca Bashobory nie może uwierzyć w to, co się dzieje. Na przemian krzyczy i płacze. Z tłumu słychać czyjeś wołanie: „Cud! To prawdziwy cud! Duch Święty jest tutaj!”. Tłum bije brawa. Brawa dla Pana Jezusa?
http://www.newsweek.pl/artykuly/brawa-dla-pana-jezusa,41028,1/print