Łysiak Waldemar Z palemką na salony


Waldemar Łysiak

Z palemką na salony

Z palemką lub gałązką oliwną, czyli symbolem pojednania trzymanym w dzióbku przez tzw. gołąbka pokoju. Jest nim Rafał Ziemkiewicz, który się ugodził z Adamem Michnikiem, a teraz robi wszystko, by wmówić ludziskom, że wcale swojej kontrmichnikowszczyzny nie odszczekiwał, że właściwie nie przepraszał, mimo iż przeprosił rzeczonego A.M. drukiem (czcionką i mową polską), bez żadnych tłumaczeń czytelnym dla każdego kto analfabetą nie jest. Wzruszające są te rozpaczliwe semantyczne wygibasy, które dwukolumnowo opublikowała Ziemkiewiczowi „GP”, i które wertowałem z zazdrością, zwłaszcza efektowną „ziemkiewiczowską” okładkę numeru, bo kiedy kilka miesięcy temu ja broniłem się na tych łamach przed stekiem kłamstw, którymi obrzuciła mnie „Gazeta Wyborcza”, pan red. Sakiewicz nie był łaskaw dać mojej epistole okładki, miał inne priorytety. Wracając do tekstu Ziemkiewicza -- serce się kroi, kiedy człowiek czyta: „Uwierzyłem w dobrą wolę Michnika”, „dałem się przekonać mediatorowi, którego zawsze bardzo szanowałem” (nazwisko, nazwisko! -- czyżby było tak wstydliwe, że musi być tajemne?), „dobrze będzie zakończyć polubownie”, „przyznając się do frajerstwa”, itp. To jest superkunszt: napisać prawie dwie kolumny o tym, że się nie dało Michnikowi ciała przepraszaniem go, a zapomnieć o dowodzie koronnym, czyli o treści inseratu prasowego, do którego adwokaci red. Michnika zmusili Ziemkiewicza, gnąc mu kark. Uzupełnię ten brak; oto pełna treść prasowych przeprosin wystosowanych przez Ziemkiewicza do Adama M.:

„W felietonie pt. «Nie nadążam» («Newsweek» z dnia 18.09.2005 r.) użyłem sformułowania «Adam Michnik robił wszystko, abyśmy nawet nie poznali nazwisk komunistycznych zbrodniarzy». Nie chciałem przez to sugerować, jakoby Adam Michnik współuczestniczył w ukrywaniu prawdy o zbrodniach komunistycznych lub chronił ich sprawców przed odpowiedzialnością. Jeśli zostałem tak zrozumiany i dobra osobiste Adama Michnika doznały przez to uszczerbku, przepraszam”.

Ciekawostka: przypadkowo w tym samym numerze „Newsweeka”, w którym Ziemkiewicz zapewnił, iż nie wolno pisać o Michniku tak, by „dobra osobiste Adama Michnika doznały przez to uszczerbku” -- redakcja ogłosiła triumfalnie, że „pękło środowisko prawicowych publicystów, które stanowiło intelektualne i propagandowe zaplecze PiS”, vulgo: część tych publicystów przeszła na pozycje antypisowskie, antyprawicowe, salonowe. Jako koronny przykład takiej zmiany frontu autorzy (P. Śmiłowicz oraz A. Stankiewicz) podali Rafała Ziemkiewicza, cytując fragment jego blogu: „Z nadziejami związanymi z Kaczyńskimi przychodzi się powoli żegnać. Bye, bye, słodkie złudzenie, że może wreszcie trafi się jakiś «prawicowy» polityk (…), który koniec końców nie spieprzy wszystkiego po raz enty”. Platonicznie sojusznicze SLD i PO winny za taką deklarację ideową przyznać Rafałowi Ziemkiewiczowi kolejny salonowy laur. Wróćmy jednak do Michnika, gdyż on jest bohaterem łzawego romansu.

Odprzepraszanie swoich przeprosin wystosowanych wobec Adama Michnika, czyli sofizmatyczne dowodzenie, że czerwone, mimo całej swej czerwoności, nie jest czerwone -- to stała maniera Ziemkiewicza, kiedy akrobatycznie tłumaczy się ze swoich michnikowskich perypetii. Tak było również z jego ostatnią książką. Rozgniewany pozwem Michnika (miast swoją niezręcznością stylistyczną, która ten pozew spowodowała), Rafał Ziemkiewicz gromko zapowiadał w „Niezależnej Gazecie Polskiej” (3.03.2006) napisanie książki o Michniku. Tydzień później „Rzeczpospolita” poinformowała (niewątpliwie na życzenie swego współpracownika), że Ziemkiewicz pisze już książkę o Michniku. Lecz kiedy ą propos tej książki doszło między mną a Rafałem Ziemkiewiczem do wymiany ciosów -- Ziemkiewicz opublikował pseudopolemiczny (zupełnie omijający meritum) tekst pt. „Nie o Michnika tu chodzi”, z jasną deklaracją: „Moja «Michnikowszczyzna» nie jest wcale książką o Adamie Michniku” („GP” 28.02.2007). Pewnie dlatego, że negocjacje tyczące przepraszania Michnika wchodziły już w fazę finalną (przeproszenie nastąpiło jedenaście dni później). Duży numer (równie pikny jak misterne tłumaczenia Ziemkiewicza dlaczego tak długo współpracował z ultrasalonowym radyjkiem TOK FM): napisać książkę o Michniku, która broń Boże nie jest książką o Michniku. Sam Michnik, chociaż miewa kapitalne odjazdy, nie wymyśliłby lepszego piruetu.

Wspomniana książka przyniosła R. Ziemkiewiczowi klakierskie miano głównego michnikobójcy w RP. Jego kompani i jego sojusznicy zapewniali, wbrew ewidentnej prawdzie, że jest to pierwsza krytyczna książka o Michniku (A. Dudek, G. Górny, i inni), i że Rafał Ziemkiewicz to bezkonkurencyjny michnikolog (S. Michalkiewicz: „Największym ekspertem od michnikowszczyzny jest w Polsce, jak wiadomo, kolega Rafał Ziemkiewicz”; P. Semka: „Ziemkiewicz stał się pionierem w temacie Michnika”; itp.). Mimo uszu puszczono opinię znanego krytyka literackiego, Krzysztofa Masłonia: „W gruncie rzeczy autor nie napisał nic, czego nie bylibyśmy świadomi wcześniej”. Fakt, bo wcześniej wszystko to było już wałkowane w publikowanych od 1990 roku artykułach i książkach Waldemara Łysiaka („Lepszy”, „Stulecie kłamców”, „Rzeczpospolita kłamców -- Salon” i in.). Fałszywe dytyramby o „pionierstwie” i „eksperctwie” Ziemkiewicza miały na celu właśnie wykasowanie całej siedemnastoletniej kontrmichnikowszczyzny Łysiaka (tak jak to zresztą uczynił w swej książce Ziemkiewicz), i mają tyle sensu, ile laurkowe twierdzenie cytowanego już pana redaktora Semki o „chwalebnej przeszłości Adama Michnika” (sic! -- „Rzeczpospolita” 9.03.2007). Oni wszyscy, nawet gdy prawą ręką krytykują Michnika czy Salon -- muszą lewą ręką dla równowagi pogłaskać, żeby nie spalić sobie wszystkich mostów. O ileż mostów za daleko…

Zbliża się mój setny felieton w „GP” i będzie ostatnim lub jednym z ostatnich. Robi mi się tu coraz bardziej duszno, więc chociaż moi najbliżsi ciężko pracują nade mną, bym współpracy nie zrywał -- bliski kres tej współpracy jest raczej nieuchronny. Pisząc: „tu”, mam na myśli nie tylko „GP”, lecz publicystykę prasową jako taką. Tęsknię do ciszy bez cotygodniowej walki, bez tego handryczenia się, bez tego jazgotu. Jak ów Włóczykij z „Doliny Muminków”: „Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy” (tłum. Teresa Chłapowska).

http://www.gazetapolska.pl/?module=content&article_id=2215



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lysiak Waldema ?na
Waldemar Łysiak Kawaleria morska na delfinach (1970r )
Łysiak Waldemar Perfidia
Lysiak Waldemar Cena (SCAN dal 951)
Łysiak Waldemar Statek
Malarstwo bialego czlowieka t 5 Lysiak Waldemar
Łysiak Waldemar Brak wstydu
Łysiak Waldemar Kulturalni, czyli bla bla bla
Łysiak Waldemar Odwet salonu
Lysiak Waldemar Cena (SCAN dal 951)
§ Lysiak Waldemar Konkwista
Łysiak Waldemar Frank Lloyd Wright

więcej podobnych podstron