Mity
Garstka mitów mojego autorstwa.
Wszystkie mity są opowieściami fikcyjnymi, które wymyślili Grecy, aby spersonalizować i lepiej rozumieć prawa jakie rządziły światem wokół nich. Aby czytanie ich stało się przyjemniejsze i szybsze wprowadziłem szereg zmian jak uwspółcześnienie tekstu i dodanie dialogów. Jeżeli komuś nie odpowiada ten styl to zapraszam do lektury Jana Parandowskiego i Wandy Markowskiej, gdzie nie ma żadnych udziwnień.
właściciel: |
Matt |
|
Ogólna charakterystyka mitologii greckiej.
Najważniejszą cechą mitologii greckiej jest jej politeizm (gr. polys - liczny, theos - bóg). W przeciwieństwie do Biblii, w której wyznaje się wiarę w jednego Boga, religia Greków uznawała istnienie wielu bogów, którym przypisywano określone funkcje i atrybuty. Greccy bogowie podlegali w mitach antropomorfizacji, czyli przypisywano im ludzkie cechy, zachowania i uczucia. Starożytni Grecy stworzyli Bogów na własne podobieństwo. Mimo nieśmiertelności i ponadnaturalnych mocy oraz właściwości bóstwa mitologiczne posiadały ludzkie wady i słabości. Włączały się w ludzkie spory i przy okazji toczyły rozgrywki między sobą. Ich kontakty z ludźmi miały często charakter bardzo intymny. Ze związków Bogów z ziemskimi kobietami rodzili się herosi, półludzie, półbogowie, którzy stawali się bohaterami kolejnych mitów. Praktycznie każde zjawisko przyrody oraz elementy otaczającej natury miały swoje bóstwa, którym składano cześć. Wśród greckich Bogów istniała hierarchia ważności. W mitach odbijały się również ówczesne wydarzenia historyczne oraz stosunki społeczne. Prawda historyczna obrastała jednak legendą, więc z perspektywy czasu trudno odróżnić fakty od zmyślenia (przykładem może być tutaj wojna trojańska). W mitologii greckiej, która odzwierciedlała życie i świadomość ludzi tamtego okresu, odnaleźć można jednak wiele elementów wspólnych z mitologiami i religiami innych kultur. Mity o powstaniu świata mają podobny charakter w kulturze babilońskiej, sumeryjskiej i greckiej. Epoka mitów w Grecji kończy się w zasadzie około XI w. p. n. e., po zbrojnej napaści Dorów.
Dedal i Ikar
A oto stara, beznadziejna historia ucząca, że trzeba się słuchać rodziców. Jeśli jej nie znasz to przeczytaj. Jeśli znasz, to lepiej kliknij na jakiś link...
Streszczenie: Architekt - Dedal jest więziony przez króla Minosa na Krecie. Na polecenie władcy buduje wielki labirynt, w którym osadzony zostaje potwór Minotaur. Na Kretę przybywa Tezeusz, dostaje się do labiryntu, zabija monstrum, zwiewa z labiryntu i zabiera ze sobą Ariadnę - tamtejszą królewnę. Minos wkurzony ma zamiar rozliczyć się z Dedalem. Architekt konstruuje dwie parki skrzydeł, jedną zakłada sobie, drugą synowi - Ikarowi. Ulatują z Krety, ale nad morzem (dosłownie) Ikar wbrew nakazom ojca podlatuje za blisko słońca, wosk sczepiający pióra roztapia się i gość pięknie szybuje w dół. Ginie w morzu, które nazywają Ikaryjskim
Dedal nie był bezpieczny. Po tym jak jego labirynt został pokonany przez Tezeusza nie mógł czuć się pewnie. A do tego miał jeszcze syna. O tak, Ikar był jego dumą. Chociaż był gwałtowny w przeciwieństwie do ojca ten kochał go niezwykle. Wiedział, że mają niewiele czasu. Minos będzie ich ścigał jeśli spróbują mu się wymknąć. Król obwiniał go za to, że Tezeuszowi udało się uciec z labiryntu. Dedal musi coś wymyślić. I w końcu udało mu się: polecą. Pracował nad tym wiele miesięcy, zbierał pióra ptaków i wosk. Na drewnianych oprawach umocował woskiem ptasie pióra. Sworzył tym sposobem dwie pary skrzydeł- większą dla siebie i mniejszą dla syna. Jak tylko skończył pracę bardzo szybko chciał wykorzystać jej owoce. Przed lotem udzielił Ikarowi kilku wskazówek: aby nie trzymał się zbyt blisko morza ponieważ pióra mogą nasiąknąć, Stary Dedal powiedział też żeby Ikar nie trzymał lotu zbyt blisko płomiennego rydwanu Heliosa, bo wosk mógłby się roztopić. Po niedługiej chwili już byli w powietrzu, lecieli niczym ptaki, Ikar początkowo trzymał się za ojcem jednak zazdrościł orłom, latającym wysoko, jeszcze wyżej niż on. Odłączył się od taty i zaczął szybować coraz wyżej i wyżej, orły miał daleko pod sobą czuł się szczęśliwy i dumny. Jednak poczuł na plecach coś gorącego-to wosk roztapiał się od promieni słońca. Zaczął tracić wysokość, pióra powoli, a później coraz szybciej odpadały z jego pleców. Na dobre stracił panowanie nad swoim lotem. Krzyczał, ale nic mu to nie dało, minął Dedala i spadł do morza. Widok spadającego syna, z dwoma plamami na plecach doprowadził do rozpaczy genialnego konstruktora. Dedal wylądował na pobliskiej wyspie. Jeszcze długo będzie opłakiwał syna. Morze, do którego upadł nieposłuszny ojcu chłopak na pamiątkę nazwano Ikaryjskim.
Demeter i Kora
Kolejna historyjka po Dedalu i Ikarze o słuchaniu rodziców i o zgubnych skutkach nie słuchania... Z tym, że jakoś nie pasowało mi wciskać do opowieści nakazów Demeter. Więc wyjaśniam od razu: boska mamusia kazała Korze trzymać się blisko "opiekunek". Aha, jeśli nie znasz to koniecznie przeczytaj, jeżeli znasz... hm... to i tak przeczytaj, mit jest napisany fajnym stylem (moim zresztą...)
Wyobraź sobie łąkę ze snów. Miejsce, gdzie marzenie staje się rzeczywistością, a umysł nie wierzy zmysłom. Gdzie słowo "beztroska" nabiera realnego znaczenia. Lecz nigdy nie ujrzysz tej łąki. Nigdy nie ujrzy jej żaden śmiertelnik. Bo ta łąka była przeznaczona dla córki bogini władającej przyrodą i je dobrami. Na łące bawiła się Kora - córka boskiej Demeter. Lecz beztroska miała wkrótce się skończyć. Nimfy miały pilnować Kory, lecz ta oddaliła się zbytnio. Zauroczył ją pewien kwiat - narcyz. Być może pociągał ją jego piękny, doniosły wygląd i upajający zapach. Lecz najniezwyklejsza w nim jest jego historia. Oto bowiem żył kiedyś na ziemi młodzieniec - myśliwy cudnej urody. Nimfy i śmiertelniczki oddawały mu swoje serce. Lecz jego interesowały jedynie łowy. Pewnego razu bogini miłości Afrodyta rzuciła na niego klątwę i zakochał się we własnym odbiciu w jeziorze. Nie jadł i nie pił, tylko wpatrywał się w samego siebie. Zmarł z głodu i tęsknoty do czegoś czego nigdy nie mógł osiągnąć, odwzajemnienia swych uczuć do lustrzanego odbicia. Jego imię brzmiało Narcyz i tak właśnie nazwano kwiat, który wyrósł w miejscu śmierci myśliwego. Wróćmy do Kory, która właśnie sięga po piękny pąk i kiedy wiotka łodyżka odrywa się od ziemi staje się coś strasznego. Ziemia rozstępuje się a straszliwy pan podziemia pędzi na rydwanie by porwać Korę. Straszliwy tętent kopyt czarnych jak mrok koni paraliżuje każdego kto jest w pobliżu. Hades. Silnym ramieniem próbuje jak najdelikatniej schwycić Korę, która wydaje z siebie krzyk i mdleje. Nie wiadomo nawet czy ze strachu czy z bólu, jaki niewątpliwie musiał jej zadać Hades chwytając ją w tali, zaledwie jedną dłonią. Po kilku chwilach ziemia zstępuje się z powrotem i zdaje się, że nic się nie zdarzyło. I tak też się wydaje nimfom. Nie wierzą, że Hades porwał ich przyjaciółkę a za razem córkę ich pani i władczyni. Kora znika w ciemnej czeluści, a płacz i lamenty wypełniają całą łąkę.
- Puść mnie! Puść mnie natychmiast ty wielki brutalu - Kora odzyskuje przytomność, żyjąc jeszcze chwilą porwania
- Spokojnie Persefono, przecież nawet cię nie dotykam - odrzekł łagodnie Hades wpatrując się w żar w jej oczach. Jej złość i zapał jeszcze wzbudzał w nim jeszcze gorętsze uczucia.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz!? - krzyczy z wyrzutem Kora - I nie mów do mnie "Persefono", moja matka nie wybaczy ci te...
- Droga Persefono, jestem o wiele potężniejszy od Twojej matki, mimo, że mamy tych samych rodziców. Jestem władcą podziemi i chcę, abyś towarzyszyła mi jako moja królowa...
- Zapomnij, niech ta myśl nawet nie waży się więcej przemknąć przez twoją głowę!!! - Kora była u szczytu wściekłości.
- Zobaczymy... Mnie się nie śpieszy... - mruknął Hades i posłał po służbę, która zabrała Korę do jej komnaty. Hades próbował łamać jej opór różnymi sposobami...
- Zobacz, to jest największy szmaragd na całym świecie, spójrz, jaki jest przepiękny, błyszczy niczym... - pokazywał ogromny zielony kamień znudzonej Korze
- Stokroć piękniej błyszczy kropla porannej rosy, na liściu młodej pszenicy... - rozmarzyła się
- Ekhm, być może, a zobacz tutaj, czyż nie piękna ta złota figurka młodziutkiej driady harcującej na polanie...? - sięgnął po kolejny eksponat ze swej przeogromnej kolekcji najcenniejszych dzieł i kryształów
-Gdy byłam na powierzchni bawiłam się z takimi boginkami jak ona, wśród promieni słońca... - przymknęła oczy
- Ależ Persefono...!
- Co ci po tym złocie, diamentach, rubinach, jeżeli nie chcesz zobaczyć jak mogą lśnić na powierzchni, w świetle rydwanu Heliosa? - ożywiła się
- Być może masz rację... - Hades powlókł się do swej komnaty - ale mógłbym podarować to komukolwiek, gdybym tylko mógł mieć ciebie...
Otwierając drzwi Hades jęknął znużony: - Nie no, to już zaczyna być nudne. Znowu ty?
- Hadesie, nie myśl, że możesz tak odzywać się do...
- Bla, bla, bla. Niech zgadnę: "nie możesz dłużej taić przed Demeter..." - przedrzeźniał Hades
- Nie o to chodzi...! Po prostu... Nie mogę dłużej taić...
- Ha ha! - triumfował bóg podziemi - widzisz, twoje wyświechtane frazesy zna już cały Olimp, i nie tylko. Daj sobie spokój, Zeusie.
- Nie mogę cię poznać, bracie - zasępił się Zeus - nigdy nie byłeś aż tak...
- Cyniczny? - zgadywał rozpromieniony już Hades - Być może, ale widzisz, to co powtarzasz przy każdej wizycie tutaj jest śmieszne. Nie wiesz jaka jest miłość? W miłości nie ma "No fakt, chciałbym z nią być..." jest tylko: "Ja MUSZĘ ją mieć, być z nią cały czas, i mam GDZIEŚ to co sądzą inni!!!" Taka jest miłość!
- Wiem o czym mówisz, ale...
- CO!?!? TY wiesz o czym ja mówię!? Od kiedy? - wybuchnął Hades - Miałeś setki kobiet. Śmiertelniczek, boginek, nimf, driad i... I... I śmiesz mówić, że mnie rozumiesz? Ja zakochałem się raz w życiu. Może mi przypomnisz, kto jest ojcem Kory, hę... Czy ja nie mam racji? Nawet nie odwiedziłeś jej w komnacie. Martwisz się tylko o zdanie Demeter. O to co ona sądzi. Zapominasz, że oprócz niej są jeszcze dwie strony. Ja i wasza córka - Kora...
- Przeginasz... - syczał Zeus - pozwalam żeby Kora była u ciebie, bez wiedzy jej matki, pozwalam żeby...
- Co to było? - przerwał Hades
- Zmieniasz temat - cedził Zeus - nie, poczekaj, faktycznie jakby silny powiew... Aha... Już wiem... Hermesie!!!
I rzeczywiście, to co zdawało z początku być jakimś mocnym podmuchem, zwalniając nabrało kształtów całkowicie żywej istoty, odzianej w skórzany stroik, w hełmie ze skrzydełkami, w sandałach ze skrzydełkami i z laseczką ze skrzydełkami...
- Hermesie - ryknął Zeus - "ląduj" natychmiast!!!
- Spokojnie, mamy ważniejsze problemy niż moje latanie po Hadesie - Hermes jeszcze przez chwilę trzepotał wszystkimi trzema parami skrzydełek kilka centymetrów nad ziemią
- Co znowu? - ziewnął Zeus - ciotka Hestia znowu strzeliła ci w py... ekhm, twarz za zaloty? To nie żadn...
- Oj, bo ci przypomnę, jak... - bronił się Hermes
- Spokojnie, nie kłóćcie się - rzekł wyraźnie tym wszystkim rozbawiony Hades - zdaje się, Hermesie, że miałeś nam coś do powiedzenia?
- No tak, faktycznie! - złapał się za głowę młody bóg - Wy u gadu gadu a na powierzchni... Demeter rozpoczęła, że tak powiem, swoiste "tourne" po ziemi.
- Tourne? - powiedzieli równocześnie bracia
- Tourne, tourne. - Hermes zrobił zbolałą minę - Chodzi sobie po ziemi, a którędy przejdzie, tam robi się zimno...
- Co to znaczy zimno!? - uniósł się zdezorientowany Zeus
- No dobra... Chłodno. Nie jak na szczycie Kaukazu, ale kąpać się nikomu nie chce...
- Ludzie są pewnie straasznie wkurzeni, co? - kpił Zeus - Wiesz może dlaczego tak się dzieje?
- No bo taka ludzka psychi... - zaczął wywód Hermes
- Nie to... - złapał się za głowę Zeus - Dlaczego Demeter to robi...
- To chyba dość oczywiste... - wtrącił się Hades
Zapadła cisza, wszyscy wiedzieli, że Demeter umiera z tęsknoty do córki. Zeus wiedział, że trzeba temu zaradzić:
- Dość tego! - ryknął - na Olimp! Wszyscy bogowie na Olimp! Hermesie, chcę widzieć całą wielką dwunastkę na Olimpie, natychmiast. Ty, Hadesie też się tam zjawisz, razem z Korą...
Po kilku minutach na Olimpie rozgorzała ognista dyskusja. - Jak mogłeś mi nie powiedzieć - szlochała Demeter - cały czas o wszstkim wiedziałeś! ON PORWAŁ MOJĄ CÓRKĘ, a ty nic mi nie powiedziałeś!
- Powtarzasz się... - stał niewzruszony Hades
- Przestań, Hadesie... - Zeus chciał załagodzić całą sytuację
- Zamknąć się wszyscy troje - wrzasnął Ares - i co tak stoicie, może byście, wy dwaj, z łaski swej pokazał na oczy Demeter jej córkę, co?
- Tak, masz rację - zamyślił się Zeus - Ganimedesie, wprowadź Korę! Po chwili ze zgrzytem otworzyły się ogromne, złote wrota. Na salę wbiegła Kora i od razu zarzuciła ręcę na szyje swojej matki. Czułe powitania przerwał Zeus:
- Spokojnie, musimy rozwiązać kwestię przyszłego mieszkania Kory...
- A to nie oczywiste? - zdziwiła się Demeter - skoro wreszcie udało mi się odzyskać ja od tego... tego... nieważne. Skoro wreszcie udało mi się ją odzyskać to chyba jasne, że zostanie ze mn...
- Nie takie całkiem jasne... - wtrącił się Hades - Zeusie, może byś coś...
- O czym on mówi? - Demeter zwróciła się w stronę Zeusa
- Bo widzisz... - zaczął ojciec Kory delikatnie - powinniście z Hadesem dojść do porozumienia, że tak powiem... hm... kompromisu
- Jakiego kompromisu!? - krzyknęła bogini - Jakiego... To moja córka i moja córka chce być ze mną, prawda Koro?
- Mamo, ja... - zaczęła cieniutkim głosikiem sama zainteresowana - wiem, że mnie kochasz, lecz Hades kocha mnie równie mocno. Żadnej istocie nie wolno odmówić prawa do miłości, a on...
- No to... - przerwała Demeter - No to... niech cię jakoś tak... hm... na odległość kocha, hm?
- O czym ty mówisz - wybuchnął Hades - co "na odległość", jakie "na odległość"!? To spróbuj sobie kwiatek na odległość powąchać. Pomyśl czasami, a nie zioła wdychasz, ty...
- Dosyć!!!! - huknął Zeus - obydwoje nie macie anie krzty honoru! I ostrzegam, jeżeli ktoś się teraz odezwie, to mu ze łba osobiście zrobię bęben. Mojego uzasadnienia i waszego odwołania nie uwzględniam i RADZĘ nie wspominać o tych dwóch rzeczach. Kora pozostanie z matką przez sześć miesięcy w roku, drugie sześć spędzi jako Persefona u Hadesa. Wyrok zapadł...
Orfeusz i Eurydyka
Piękna, acz smutna historia miłosna. Z powodzeniem można tą parę przyrównać do starożytnych Romea i Julii.
- Orfeuszu... - Eurydyka podniosła głowę z kolan chłopca i popatrzyła na niego dużymi, brązowymi oczami - Zagraj mi coś...
On nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął i sięgnął ręką po lirę. Cudowne dźwięki popłynęły spod natchnionej ręki i wlały się w uszy wszystkich istot na łące. Gdy on grał słuchali go ludzie, zwierzęta, kamienie i drzewa. Słuchała go woda, ziemia i wiatr. On grał dla niej, a jego muzyką cieszyły się wszystkie stworzenia. I kiedy zaczął śpiewać świat tańczył w rytm jego pieśni... Tak czas zatrzymał się dla tej łąki, dopóki nie skończył.
- To ja... - Eurydyka wstała i otrzepała króciutką szatę - ...pójdę nad strumyk.
Skinął głową i zza przymrużonych powiek patrzył na odchodzącą dziewczynę. Gdy zniknęła za drzewami położył się na trawie i zamknął oczy napawając się gorącymi promieniami słońca padającymi na jego śniadą twarz. Wtedy uszy przeszył mu krótki, dziewczęcy krzyk dobiegający... znad strumyka. Błyskawicznie poderwał się i pobiegł przeczuwając najgorsze...
Orfeusz stał u bram Hadesu wpatrując się w bezdenną ciemność przed sobą. Stawiał pierwsze, niepewne kroki potykając się o dziwne grudy na ziemi. Zaczął żałować, że jego wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności... Dotarł wreszcie do rzeki gdzie na barce stał opierając się o zanurzony w wodzie sękaty kij. Długie siwe włosy pozlepiane w strąki przykrywały pomarszczoną, pokrytą bruzdami skórę. Zimne, zwężone, czarne oczy podniosły się na Orfeusza.
- Czego tu chcesz? - szepnął z trudem chrapliwym głosem - Żywyś jeszcze, nie przepłyniesz.
Orfeusz nie odpowiedział, tylko wziął w dłonie lirę i zaczął grać i śpiewać. Pieśń opowiadała o okrutnej Atrope rozdzielającej dwoje kochanków. Posłużyła się żmiją, która wsączyła w krew dziewczyny truciznę. A młodzieniec przyszedł do Hadesu i począł błagać jego władcę o wypuszczenie ukochanej. Nawet starego Charona poruszyła ta opowieść i przewiózł Orfeusza przez Styks. Chłopiec nie przestawał śpiewać. Wszystkie trzy głowy Cerbera kiwały się w rytm pieśni i tylko Hades pozostał niewzruszony na śpiew Orfeusza.
- Przestań - syknął - to nie jest jakiś amfiteatr, żebyś tu sobie tak po prostu wył.
- Hadesie... - zaczął przez łzy Orfeusz
- Wiem po co tu jesteś i zamierzam spełnić twoją prośbę.
- Dzię...
- Nie dziękuj, jest jeden warunek.
- Spełnię go, choćbym miał oddać za nią życie.
- Myślałem o tym... Ale zdecydowałem się na coś mniej wymagającego, właściwie drobiazg...
- Słucham
- Eurydyka pójdzie za Tobą, a dopóki będziecie w moim królestwie nie obejrzysz się za siebie i nie spojrzysz na nią, bo jej już tam nie będzie.
- Dobrze.
Tak oto szczęśliwy Orfeusz wracał do świata żywych razem ze swoją najdroższą Eurydyką, śpiewając najradośniejszą i najpiękniejszą pieśń jaką znał. Lecz gdy już mieli wyjść i światło zaczęło razić Orfeusza, ten nie mógł się powstrzymać i zwrócił wzrok za siebie by spojrzeć... w nicość. Eurydyki już tam nie było, a bramy Hadesu zamknęły się ze zgrzytem.
Władca podziemi stoi wpatrzony w jakiś odległy punkt, a z ciemności wyłania się Persefona i próbuje spojrzeć mu w oczy.
- Wiedziałeś, prawda...?
- Oczywiście, moja droga...
Powstanie świata
Na początku był Chaos. Ciężko by o innego rodzaju wstęp jeżeli chodzi o powstawanie całego świata. Czym Chaos był i czy istniał nadal, nawet za czasów Zeusa? Może był tylko pojęciem określającym coś na kształt prożni, nicości? Tego nie wiem, jednak stawiałbym na jakąś bezosobową siłę potężną na tyle by zrodził się z niej świat. Potem można się zaciąć bo powstają jakby dwie pary i nie za bardzo wiadomo, która powstała wcześniej. Tak więc z Chaosu wyłania się Jasność i Mrok oraz Gaja i Uranos czyli Ziemia i Niebo. Można przyjąć wersję, że cała czwórka pojawiła się jednocześnie, ale to nie bedzie zbyt prawdziwe. Jako, że Jasność i Mrok to bardziej siły niż istoty i są jakby bardziej eteryczne niż Niebo i Ziemia to raczej pojawiły się pierwsze. Z mroku rodzi się noc, z jasności dzień i wszyscy są zadowoleni. A druga para? Trochę tu będzie inaczej. Oczywiście mogły się pojawić jednocześnie, ale ja przychylałbym się do wersji, że najpierw powstała Matka wszystkiego - Gaja i ona stworzyła Uranosa, a właściwie ona narodził się z niej. Uranos niestety nie dostał xywki "Ojciec wszystkiego" bo chyba nie zasłużył. W techniczne szczegóły ludzie się nie zagłębiali ale jakoś to się tak stało, że z tej dwójki powstało stworzeń a stworzeń. Tak w sumie, to to może być nic innego jak symbolika narodzin wszelkiego życia między Ziemią a Niebem. I wcale nie musi tu istnieć jakieś zespolenie w sensie płciowym Nieba i Ziemi, nie musi ale może. Główne twory (chyba obraziłyby się za nazwę "twory") to Tytani. Kto to był? Sądzę, że mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że były to pierwsze istoty o jako takim podobieństwie do człowieka. Zewnętrznym podobieństwie. Chyba całkiem potężni goście. Sześć Tytanów i tyleż samo Tytanid, którzy płodzili między sobą jak głupki. Ile wlezie, jak najwięcej. To wśród tej dwunastki znajdziesz rodziców Zeusa, Posejdona, Hadesa, Hestii, Hery i Demeter. Imiona ich rodziców to Rea i Kronos, dwójka Tytanów dająca początek nowemu porządkowi.
Kronos otrzymał od Gai przepowiednię, że zdetronizuje go jego dziecko. Na pewno kiosk z prezerwatywami był zamknięty bo Kronos nie przestał płodzić dzieci. Miał inną metodę zwaną... uwaga... gastroantykoncepcją! Po urodzeniu zeżreć dziecko. Połknąć. Fajnie, co? Najpierw Rea urodziła Hestię. Kronos nie wiedział co robić, więc połknął córkę i tak to jakoś poszło. Kiedy juz cała piątka była w Kronosie, jako szósty narodził mu się syn - Zeus. I wtedy dopiero Rea się ocknęła. Zamiast dać Kronosowi do zeżarcia syna owinęła w szmaty kamień i podstawiła mężowi do pochłonięcia. Zeusa natomiast schowała w jaskini. I teraz tak. Na wejściu wisiało duużo bluszczu szczelnie osłaniając wnętrze jaskini przed wzrokiem ciekawskich i różnymi takimi. Ponadto oddelegowała kapłanów do tańczenia w pobliżu płaczącego dziecka, ażeby tenże płacz zagłuszyć. Zeus przez dzieciństwo żywił się mlekiem kozy Almatei i wyrósł na zdrowego, silnego, wk... na ojca boga. Skądś tam wytrzasnął środek na wymioty i zakradłszy się do ojcowego pałacu wlał trochę wymiotnogennej mikstury do kielicha Kronosa. Ten nic nie wyczuł i wypił. Od razu wypluł wszystko co ciekawe. Począwszy od kamienia, przez Hadesa, Posejdona, Herę i Demeter, skończywszy na Hestii. Chyba musiał minąć jakiś odcinek czasu, bo wypluci i jeden ocalały zdążyli się nieco rozmnożyć. Narodzili się Apollo, Ares, Hefajstos, Artemida i inni... Rozpoczęła się wielka Tytanomachia. Wojna między nowymi potężnymi bóstwami a pradawnymi, wielkimi Tytanami. Niektórzy z Tytanów na wejściu opowiedzieli się za Zeusem i jego sprzymierzeńcami. Była wśród nich Temida, którą Zeus później ustanowił strażniczką nowych praw i sprawiedliwości. Wszyscy nachrzaniali się równo, aż w końcu szala zwycięstwa przechyliła się na stronę nowych bóstw. Wygrali. Tytanów nie dało się zniszczyć, więc zostali strąceni w najgłębsze czeluście Tartaru, skąd nie dało się już wrócić.
Bogowie nie zdążyli jeszcze podzielić między sobą obowiązków, a już Gaja planowała nową wojnę. Wcale nie podobał jej się bunt Zeusa. Wnuka lubiła dalece mniej niż synów i córki. Myślała, myślała, aż w końcu wykombinowała nową wojnę. Powstały z niej kreatury niesamowite. Giganci i Sturęcy, najsilniejsze humanoidy jakie kiedykolwiek stąpały po ziemi (czyli po mamusi). Do tego czasu też zdążyło przybyć trochę bogów, Atena na przykład. I znowu się zaczęło. Bogowie polegali na nadprzyrodzonych mocach, Giganci ciskali kamolcami wielkości gór. I już, już prawie kafary by wygrały, ale... W tym właśnie momencie pojawił się Herakles. To on pomógł Bogom w walce i dzięki niemu wygrali. Heros ten był "tylko" półbogiem, ale siłę miał... Mówiono, że jego przeznaczeniem było pomóc ojcu Zeusowi w pokonaniu Gigantów.
Znowu wygrali, a Gaja wkurzyła się do granic możliwości. Powołała do życia Tyfona. Wielkiego, jakby... smoka? Ogrom kończyn, skrzydełka, siła jak dwudziestu gigantów i to cholerstwo wyprawiło się na Olimp. No tak... Wszyscy bogowie okazali szczyt tchórzostwa (ja się im nie dziwię) i pochowali się w lasach. Zeus został na stanowisku, zaprząg wóz i ruszył na Tyfona z szarży. Tak się zaparł w sobie i Tyfon dostał zaj... wielkim gromem w łep. Zwalił się na ziemię z takim hukiem, że poczuli to wszyscy Grecy. Zeus wziął jakąś wyspę i przywalił go nią. Tak powstał wulkan, bo Tyfon od czasu do czasu zionął ogniem. Gaja straciła chęć do wszelkich czynów antyzeusowych i dała sobie spokój. Wszystko powoli się normowało, Zeus podzielił w drodze losowania świat. Sam zapanował nad niebem i ziemią. Hades dostał krainę zmarłych pod ziemią, a Posejdon morza i oceany. Hera ostatecznie została z Zeusem, a Hestia ostatecznie została dziewicą. Taki oto porządek trwa aż do dzisia... ekhm.
Syzyf
Korynt - wieczne miasto. I wieczny król. Syzyf jest jednym z nielicznych szczęśliwców, którzy jako śmiertelnicy cieszą się sympatią bogów. Na Olimpie trwa właśnie uczta, a Syzyf bawi się w najlepsze. Służy mu ambrozja i nektar. Rześki, młody i wiecznie w dobrym humorze. Ale to niedługo się zmieni. Apollo spogląda na niego i zna przyszłość. Syzyf nazajutrz zdradzi jakiemuś śmiertelnikowi słowa, których właśnie słucha. Zeus wie o jego plotkarstwie i pysze. Już wiele razy wybaczał mu wydane tajemnice i przechwałki. Ale tym razem nie spojrzy na wybryk przez palce. Wymierzy mu karę śmierci. Lecz to nie będzie koniec. Sprytny król spróbuje oszukać los. Każe żonie złamać odwieczne zasady obrzędu pochówku. Jego ciało, porzucone zostanie pod miastem a w jego usta nie będzie włożony ceremonialny obol. Korynt wzburzy się. Wszyscy mówić będą o okropnej żonie, która nawet nie potrafi dopilnować pochówku własnego męża. Syzyf wybłaga u Hadesa powrót na ziemię by dopilnować swej czci. Przecież człowiek, który nie ma obola by zapłacić Charonowi za przewóz przez Styks nie wejdzie do królestwa zmarłych. Ale Syzyf wcale nie będzie miał ochoty na powrót do Hadesa. Zostanie w Koryncie i jeszcze przez długi czas będzie delektował się życiem. Lecz Hades przypomni sobie o nim i wyśle wiernego sługę, bożka Tanatosa, by sprowadził Syzyfa do Hadesu. Jednak nić życia króla znowu wymknie się nożycom Atrope. Sprytny władca pochwyci Tanatosa, spęta ciężkimi okowami i wrzuci do najgłębszego lochu. Jednak gdy na świecie zabraknie śmierci, najpotężniejsi bogowie wezmą sprawy w swoje ręce. Z Olimpu zstąpi Ares, uwolni Tanatosa i zaciągnie Syzyfa do Tartaru. Hades wymierzy srogą karę. Syzyf po wieki wieków będzie pod stromy szczyt wtaczał ogromny głaz, który tuż przed szczytem spadał będzie z hukiem na sam dół. Apollo widzi to wszystko.
Tantal
Przepiękny pałac przepełniał gwar uczty. Wszyscy bogowie olimpijscy świętowali. Najwspanialsze mięsiwa, wino i to co najcenniejsze: ambrozja i nektar. Szczęśliwcem do którego należał pałac był Tantal, wspaniały król. Nikt tak naprawdę nie wiedział nic o jego rodzicach. Mówiono, że na pewno w jego żyłach płynie krew jakiegoś nieśmiertelnego. Boska krew... Być może to dla tego Tantal cieszył się taką sympatią bogów. Lubiono go na Olimpie niezmiernie. Lecz to miało się wkrótce zmienić. Miał zostać wyklęty za czyn, który za chwilę się dokona. Oto bowiem na srebrnej ogromnej tacy wnoszą nową potrawę. Gdyby spojrzeć Tantalowi w oczy można by w nich zobaczyć wszystkie uczucia naraz. Strach, ciekawość, może smutek... Być może, jednak skoro ciekawość i zuchwałość wyparły smutek z jego czynów, z pewnością także królowały w jego oczach.
- Zginiesz za to, zuchwalcze!!! - krzyczy Zeus - a w Tartarze będziesz cierpiał wieczne męki.
Tantal łka, strach wdziera się gwałtownie w jego duszę, ciernie żalu boleśnie wpijaj+/- się w jego serce. Tylko Demeter, nieprzytomna, nie rozumie co się dzieje. Rozmyśla o córce, która właśnie odeszła od niej na pół roku. Nieopatrznie bierze kęs potrawy, lecz zaraz wypluwa go i z wściekłością podrywa się ze stołu. Hipnotyzujące spojrzenie tkwi w skulonym Tantalu:
- Ty, którego tak wywyższaliśmy, któremu nie żałowaliśmy ambrozji i nektaru - zwraca się w gniewie - chciałeś z nas zakpić, jak mogłeś podać nam ludzkie mięso? Teraz już wszystko wiem, to był twój syn, prawda głupcze?
Istotnie Tantal zabił swojego syna - Pelopsa i kazał przyrządzić jako jadło dla bogów. Chciał przekonać się, czy nieśmiertelni rozpoznają podstęp. Za to przyjdzie mu cierpieć, na zawsze. W Tartarze stanie po pas w wodzie, a gdy będzie się chciał napić, ta odpłynie mu spod ust. Na wyciagnięcie ręki będzie miał jabłka, ale gdy tylko będzie chciał je zerwać gwałtowny wiatr uniesie gałąź wysoko do góry. Nad jego głową będzie skarpa, na której będzie chybotać się obsydianowy głaz, grożąc spadnięciem. Zeus wskrzesi Pelopsa, a kawałek łopatki, którego nieopatrznie pozbawiła go Demeter, zastąpi kością słoniową. Odtąd wszyscy z rodu Pelopsa, będą mieli pod prawą łopatką białe znamię.
Tęcza
Nie zastanawiałeś się nigdy skąd bierze się tęcza? I nie mam tu na myśli kolejnego drętwego wyjaśnienia zaczynającego się słowami "Kropla wody działa jak pryzmat...". Ja wiem skąd bierze się tęcza i choć nigdzie o tym nie przeczytałem, wiem, po prostu. Chcesz dowiedzieć się jak ja to widzę?
Pewnego pięknego poranka narodziła się boginka. Olimpijski zwyczajem zaraz po urodzeniu napojono ją boskim nektarem, dzięki czemu osiągnęła wiek dojrzały w ciągu jednego dnia. Piękna była, a najpiękniejsze były oczy, które dziwnym sposobem mieniły się różnymi kolorami. Kiedy była szczęśliwa jej źrenice okalała zieleń, lecz ta ustępowała miejsca błękitowi, gdy przyszedł dla młodej boginki czas zadumy. Nazwano ją Iris. Miała tylko jedno zmartwienie. Każdy bóg był wiecznie czymś zajęty. Z nikim nie mogła dłuższy czas porozmawiać, Ares ciągle szykował się na jakąś wojnę, Artemida doglądała swoich borów i mieszkających tam zwierząt. Jedna tylko Iris nie miała zajęcia, tułała się po świecie, pragnąc znaleźć miejsce dla siebie. Kiedyś zapytała Apolla znającego przyszłość, co ma począć w życiu. Przepowiednia brzmiała: "Przyjdzie ci dawać ludziom radość po smutku" Zastanawiała się co to mogło oznaczać. Aż w końcu spotkała kobietę, która opowiedziała jej historię, jak straciła rodzinę, w wielkiej powodzi. Iris przez długi czas dźwięczały w uszach słowa: "Byliśmy z mężem tacy szczęśliwi, kochaliśmy swoje dzieci. Sześcioro wspaniałych dzieci. Pamiętam tylko deszcz, ogromne krople niosące śmierć... Nienawidzę deszczu..." Boginka zapragnęła zrobić coś dla tej kobiety, dać jej "radość po smutku" Rozmyślała gdzieś na łące, kiedy poczuła na twarzy kilka kropel deszczu, zawsze go lubiła, ale teraz z goryczą zdała sobie sprawę, że kobieta płacze na pewno w swoim domu. Zaczęła szeroko otwartymi oczami wpatrywać się w niebo, może chciała ujrzeć tam odpowiedź. Nagle pomyślała "Po jednym kolorze za każdego kogo straciłaś", podniosła rękę do góry i zakreśliła nad sobą łuk mieniący się siedmioma kolorami. I wtedy właśnie przestało padać. Odtąd po każdym deszczu Iris sprawiała, że nad horyzontem pojawiała się tęcza.
Tezeusz i Minotaur
Niecierpliwy Minos krążył po całym pałacu. Wiedział, że w jednej z komnat jego żona rodzi właśnie mu syna. Nagle zadzwonił biper przytroczony do pasa i... sorry, pomyłka. Nagle rozległ się trzask drzwi komnaty, w której odbywał się poród. To, co wyczyniał król biegnąc w stronę komnaty nadawałoby się do niezłego filmu o Flipie i Flapie. Jakie on piękne salta kręcił wygrażając służbie, która wypucowała podłogę. Możliwość uprawiania jazdy figurowej w pałacu raczej nie śmieszyła kogoś, kto choć raz nabawił się tam stłuczeń. Co prawda w korytarzach rozłożono przepiękne, długie dywany, ale to jeszcze pogarszało sprawę. Marszczyły się one niesamowicie pod szorstkimi podeszwami królewskich sandałów. Dodatkowo przeszkadzał królewski płaszcz, który nieustannie przydeptywany przyprawił Minosa o masę siniaków. Kiedy wreszcie dopadł jedną z kobiet uczestniczących w porodzie... Już chciał zapytać, gdzie jego żona i dziecko, jednak miał poważne problemy ze złapaniem oddechu.
- Gdzie..., gdzie jest... gdzie są... moja żona i... - wykrztusił z wyraźnym wyczerpaniem
- Syn - dokończyła kobieta
- Gdzie są? - teraz mówienie sprawiało mu nieco mniejszy kłopot
- Ejletylea nam sprzyjała, dziecko jest zdrowe i silne. Tak samo małżonka waszej wysokości - powiedziała służąca bez wyraźnego optymizmu - jednak...
- Zamknijże się wreszcie kobieto - nie wytrzymał Minos - wszystkiego dowiem się od własnej żony! Gdzie zaniosła ją służba?
- Do jej ulubionej komnaty, tej z ogromnym witrażem - odparła z opuszczoną głową
Jednak nawet upadki króla na korytarzach pałacu nie rozchmurzyły służącej. Wiedziała coś o czym mieli pojęcie tylko uczestniczący w porodzie i sama królowa. Za chwilę miał się teraz dowiedzieć o tym także i król. Wszedł do komnaty bardzo zaniepokojony. To dlatego biegł jak szalony. Chciał jak najszybciej zobaczyć swojego syna. Tej nocy miał straszny sen: Spał w swojej komnacie i obudził go płacz dziecka. Wyszedł na korytarz i próbował zlokalizować miejsce skąd dochodził płacz. Jednak echo w pałacu uniemożliwiało mu to. Biegał jak oszalały po całym pałacu aż w końcu zobaczył, że z jednej komnaty wypływał strop kolorowego światła. Minos wszedł do niego bardzo przestraszony i ostrożny. W przepięknej złotej kołysce leżał noworodek. Król w głębi serca poczuł że to jego syn i teraz już pełen radości wziął go na ręce. Jednak dziecko nie przestało płakać. Przeciwnie, to kwilenie przerodziło się w dudniący w uszach ryk dzikiego zwierzęcia. Władca nie mógł tego wytrzymać. Próbował odłożyć dziecko do kołyski, aby wolnymi rękami móc zatkać uszy. Od niesamowitego odgłosu czuł, że cały świat kręci się wokół niego. Stracił równowagę i upuścił dziecko samemu przewracając się i uderzając głową o posadzkę. Tak właśnie sen się skończył, a Minos pełen złych myśli czekał na poród przez cały dzień. Teraz stał właśnie w drzwiach komnaty, w której leżała jego żona z ich dzieckiem. Głos uwiązł mu w gardle. Nie miał odwagi spytać się o cokolwiek. W końcu wykrztusił z siebie:
- Czy... Czy wszystko w porządku?
- Nie! - krzyknęła żona i spojrzała na niego błagalnie ogromnymi zapłakanymi oczami - Nic nie jest w porządku!
- Jak to. Chyba nie poroniłaś - mówił Minos wpadając w coraz głębszą przepaść strachu - służąca mówiła mi...
- Wolałabym poronić... - płakała coraz rozpaczliwiej - Za co bogowie mnie karzą!?
- Ale jeśli dziecko żyje to co się stało? - zapytał, ale wolały raczej nie usłyszeć odpowiedzi
- Nasz syn jest... - wstrzymała oddech - potworem!
I mówiąc to pokazała mu zawinięte w białe płótno dziecko. Minos nie zniósł tego widoku. Ogarnęła go ogromna fala smutku i gniewu za razem. Chwycił ogromny, potrójny, złoty świecznik stojący na stole, obok łoża żony. Już zamachnął się by zgładzić i żonę i syna. Już miał zadać któremuś z nich śmiertelny cios jednak ręka mu zadrżała.
"To nie jej wina." - pomyślał
Przecież nie mógł obwiniać żony za to, że... Właśnie to sobie uzmysłowił. Jego syn jest zwierzęciem! Ma głowę byka! Jeśli głowę to i rozum. Spłodził potwora! Chociaż... W jego umyśle narodziła się chora myśl. Może to nie jego syn? Może jego najukochańsza żona zdradziła go? Może... Jego umysł spalał się w lawie furii. Nie mógł tego wytrzymać. Spojrzał na świecznik trzymany w ręku i z całej siły cisnął go w ogromny witraż, który rozprysnął się na tysiące różnokolorowych kawałków. Król upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach po czym zaczął łkać niczym człowiek, któremu całe życie zawaliło się na głowę. Czuł do bogów ogromny żal i nienawiść. To oni ukarali go za coś czego nie zrobił. Zawsze żył z nimi w zgodzie, zawsze składał im ofiary i uczestniczył we wszystkich świętach. I w tym momencie jego wzrok padł na żonę. Znowu w myślach zaczął obwiniać ją za to nieszczęście. Musiała zrobić coś potwornego i niewybaczalnego. Coś, za co śmierć byłaby niewystarczającą karą. Coś tak strasznego... Ale spojrzał na swoją małżonkę jeszcze raz. Popatrzył w jej niewinne, zapłakane oczy i wszystkie podejrzenia o cokolwiek zniknęły. Wiedział, że musi być przy niej. Był samolubny myśląc tylko o własnym smutku i swojej tylko wściekłości. Pomyślał przez chwilę i uświadomił sobie jaki niesamowity ból musi przeżywać matka tego dziecka i... Co będzie z ich synem w przyszłości? Jak będzie wyglądało jego życie? Minos postanowił działać natychmiast. Przypomniał sobie, że pod pałacem czekają tłumy Kreteńczyków, jego poddanych czekających na wieść o narodzinach księcia wyspy Krety. Władca popędził balkon, z którego zwykle wygłaszał mowy. Gdy wychodził z komnaty jego żona nawet tego nie zauważyła. Była pogrążona w rozpaczy która zaćmiła jej wszystkie zmysły. Nie mogła nawet ruszyć się z łoża. Poddanym czekającym na dziedzińcu, ukazała się na tarasie postać odziana w czerń. To przebrany już Minos, wyszedł do swojego ludu. Powiedzieć im, że królowa poroniła. Uznał, iż tak będzie najlepiej dla niego i dla całego królestwa. Drżącymi, zbielałymi ustami wykrzyczał dwa słowa: "Książe umarł". Przez kilkutysięczny tłum zgromadzony pod pałacem przebiegła fala paniki. Nie zrozumieli co chce im przekazać król. Nie odezwał się ani jeden poddany. Zaległa śmiertelna cisza, której nikt nie ważył się przerwać. Ostatkiem psychicznej siły, Minos na granicy obłędu krzyknął z całej piersi: "Moja żona poroniła...!!!". Wycofał się w głąb tarasu mając w uszach echo własnego kłamstwa. Nie słyszał nawet tego lamentu, dobiegającego z dołu. Co powinien zrobić lud, który dowiedział się, że przyszły monarcha nie żyje. Po prostu go nie ma. Tak myśleli wszyscy Kreteńczycy. Tylko pałacowa służba, i to tylko wybrani, znała straszną prawdę. Po kilku godzinach Minos otrzeźwiał nieco i teraz do głowy przyszła mu troska o przyszłość syna. Mimo jego wyglądu i zwierzęcości, w ostateczności był to przecież książę. Król działał szybko. Przypomniał sobie o genialnym architekcie, który konstruował dla niego różne przedziwne, ale użyteczne urządzenia. Doskonale wiedział o nienawiści architekta do rozlewu krwi. Dlatego uwięził go w zamku, aby konstruował także broń. Na imię mu było Dedal. Władca posłał po niego. Po chwili straż przyprowadziła konstruktora.
- Precz mi z oczu!!! - ryknął król do straży - zostawcie nas samych.
- Witaj, mój królu - wyszeptał zachrypłym głosem Dedal - słyszałem co stało się z twoim synem...
- Zamilcz głupcze. Nic nie wiesz - przerwał zniecierpliwiony Minos - i to się nie zmieni. Zapomnisz wszystko, co teraz ci powiem, zrozumiałeś? Dedal skinął głową.
- Więc słuchaj. Zbudujesz mi pałac, jakiego nie widział świat. Ogromny i oszałamiający. Chodzi mi jednak nie tylko o to, by były w nim takie luksusy by nikt nie chciał stamtąd wyjść. Chodzi mi o to by nikt nie mógł wyjść...
- Więc, mój królu, mam zbudować "złotą klatkę"
- Tak, Dedalu. Dam ci do pomocy 200 ludzi. Najlepszych rzemieślników, jacy są podlegli mojej władzy. Najsilniejszych tragarzy. Nikomu nie zdradzisz szczegółów budowy. Zdradzisz informacje tylko nielicznym z tej dwusetki. Reszta nie musi wiedzieć co buduje. A teraz idź, zgłoś się do mojego głównego doradcy. On powie ci wszystkie moje życzenia odnośnie miejsca budowy.
Plan Minosa był prosty. Dopóki będzie trwała budowa "złotej klatki", jego syn będzie tu, w pałacu. Za rok, może dwa, zostanie zamknięty w "klatce" i pozostanie tam do końca życia. Król zdecydował, że tak będzie najlepiej. I dla jego syna i dla ludu Krety...
Dwa lata później. Rynek kreteński
. Na środku placu stał jaskrawo ubrany młodzieniec, otoczony ciasnym wianuszkiem ludzi. Widać było, że wśród nich panuje poruszenie. Połowa z nich ma na wpół otwarte szczęki. Człowiek pośrodku z ogromnym ożywieniem coś opowiadał, zamaszyście gestykulując:
- Tak to prawda. Widziałem na własne oczy. Ludzie tam wchodzili, ale już nie wychodzili. Podobno budowę nadzorował Dedal - ten architekt. Krążą słuchy, że w tym pałacu zamknięto jakieś straszne monstrum, które pożera każdego kto tylko tam wejdzie. Tak powiadają.
Dzień później pod pałacem królewskim zebrał się tłum, który krzyczał: "Chcemy prawdy, chcemy prawdy, chcemy...". Te krzyki nie pozostawiły Minosowi wyboru. Zjawił się na tarasie, uciszając samą swoją prezencją skandujących:
- Ludu mój! Czego chcesz!
- Prawdy!!! - zgodnie odpowiedzieli ludzie
- Co chcecie wiedzieć?
Z tłumu wystąpił młodzieniec, który jeszcze niedawno przemawiał na rynku:
- Panie! Co ukrywasz przed naszymi oczyma w pałacu na wzgórzu!
Król był poinformowany, że cała Kreta wie już o jakimś monstrum. Właśnie teraz, temu młodzieńcowi chciał wyjawić tyle prawdy na ile było go stać. Na jedno skinienie króla straż rozwarła wrota pałacu królewskiego, by młodzian mógł spotkać się twarzą w twarz z prawdą. Lub raczej jej częścią.
Tydzień później po Krecie krążyło już kolejne kłamstwo króla. Nie mogło mu przejść przez gardło, iż to jego syn jest tym monstrum. Cały kraj plotkował o tym jak podczas dalekiej podróży król złapał w sieć pół-byka i pół-człowieka i osadził go w pałacu. Ludzie co prawda zastanawiali się dlaczego takie monstrum jest w ogromnym pałacu a nie w drewnianej klatce na środku rynku, ale jakoś o tym nie mówiono. Wszystko układało się pomyślnie. Minos został bohaterem w oczach ludu jako pogromca dzikiej bestii. Nikt natomiast nie dowiedział się o tym, że w murach "złotej klatki" znajdował się jego własny syn. Jedna była tylko przeszkoda. Otóż potwór był niesamowicie żarłoczny, co doprowadzało do straty ostatnich owiec i krów w terenach z których dostarczano jedzenie do pałacu potwora. Na ten dylemat odpowiedź przyniósł królowi jeden z jego generałów...
Minos siedział samotny w wielkiej, opuszczonej komnacie.
- Panie, generał chce się z tobą widzieć, mam go wpuścić? - zapytał sługa
Władca uczynił ręką obojętny, potwierdzający gest. Po chwili wkroczył pełen dostojeństwa generał. Ukłonił się zamaszyście i zaczął przemawiać:
- Królu. Wiesz, że ludzie się niepokoją. Ten zwierz...
- To nie jest jakieś tam zwierzę!!! - uniósł się Minos
- Dobrze, dobrze. Więc, to stworzenie niedługo doprowadzi do ruiny naszych rolników i pasterzy. Je coraz więcej i coraz łapczywiej. Jako twój żołnierz i jednocześnie doradca sugeruję pewne rozwiązanie.
- Hm... Mów.
- Nasz zapamiętały wróg, a obecnie wasal, miasto Ateny, szczyci się swoją "urodziwą młodzieżą". Od dawna myśleliśmy jak wykorzystać fakt, że są nam podlegli.
- Do rzeczy... - niecierpliwił się Minos
- Proponuję zadać im cios w najczulszy punkt. Niech jako lenno składają nam co roku kilkoro młodzieńców i panien, najpiękniejszych i najsilniejszych. Tak ukarzemy ich pychę wobec Krety. Oto bowiem, staną się pokarmem stworzenia, które więzisz. Co ty na to, królu?
- Tak... Tak... Ha ha ha ha!!! - Minosa ogarnął histeryczny śmiech. Tak, to był genialny pomysł. Zemsta na wrogach będzie jednocześnie rozwiązaniem problemów z żywnością dla... dla... syna... Po raz kolejny przebiegła go ta myśl...
Kilka lat później. Ateny, pałac królewski.
Od kilku godzin trwała sprzeczka między ojcem a synem. Tezeusz próbował przekonać Egeusza, o słuszności swojej wyprawy. - Ależ ojcze, Ateny tego potrzebują. Potrzebują śmierci tego potwora.
- Nie mam zamiaru stracić cię właśnie teraz kiedy przybyłeś do mnie po latach. Nie dasz mi nawet nacieszyć się tobą. Nie zniosę tego, jeśli umrzesz.
- Więc dobrze. Chciałem wyruszyć z czystym sumieniem, mając twoją zgodę. Jeżeli jednak nie chcesz... - już miał wyjść i tym osiągnął efekt
- Zaczekaj... Zgadzam się, jeżeli i tak nie mam na ciebie wpływu. Wolę, żebyś wyruszył z moją akceptacją, jeśli miałoby ci to pomóc. Płyń na Kretę i zabij potwora, który pożera co roku kwiat naszej młodzieży.
Jeszcze w tym samym miesiącu, stanął Tezeusz przed obliczem Minosa.
- Więc chcesz "pokonać", jak go nazywasz, potwora? - kpił król
- Tak! - heros zdobył się na bohaterski okrzyk
- Wiem, że poinformowano cię, iż do "złotej klatki" nie można wejść uzbrojonym. Pozwalam ci na próbę wkroczenia do labiryntu i wybawienia twej ojczyzny od lenna. Jutro. A teraz odejdź do pokoju który ci przygotowano.
Dumny Tezeusz wyszedł z sali.
"Dziwne - pomyślał - czy oni tu w ogóle nie polerują posadzek?"
Wieczorem leżał w przygotowanej komnacie rozmyślając o jutrzejszej walce. Wtem ktoś leciutko uchylił drzwi. Przestraszony Tezeusz już sięgał po swój sztylet, gdy do pokoju weszła dziewczyna. Odziana w zwiewną, cieniutką koszulkę nocną. Usiadła na jego łóżku: - Witaj Tezeuszu. Moje imię to Ariadna. Jestem córką Minosa, chcę ci pomóc w...
- Ariadana...? Córka...? To znaczy... Pomóc...? Ale w czym?
- Czyżbyś zapomniał z kim masz się zmierzyć jutro?
- No, tak jakby... To jest, nie! Wiem, mam jutro zabić to przebrzydłe monstrum. A tak w ogóle to co ty tutaj robisz. Wchodzisz tu do mnie, ledwo ubrana... Chociaż nie, to akurat mi się podoba. Siadasz na łóżku i... No właściwie to też mi się podoba...
- Tak...? - Ariadna zbliżyła się do niego. Prawie czuł drżenie jej ciała i szybkie bicie serca. Zakochała się w nim gdy tylko zobaczyła go w komnacie ojca. Teraz pragnęła uratować go przed śmiercią w "złotej klatce". Gwałtownie wstała z jego łóżka. - Posłuchaj co mam ci do powiedzenia. Jutro zginiesz. Jeżeli nie z rąk potwora to z głodu i pragnienia. Nie wydostaniesz się bowiem z krętych korytarzy o których wie wszystko tylko Dedal. Musimy pójść tam dzisiaj.
- Dobrze, zgodzę się na wszystko - Tezeusz zabrał miecz, który był prezentem od Egeusza. Przebrał się w większy z płaszczy przyniesionych przez Ariadnę. Drugi oddał jej - prowadź.
Po chwili szept dwóch zakapturzonych postaci przerwał ciszę przed "złotą klatką". Cichutki dziewczęcy głos objaśniał całą sytuację:
- Ten pałac został zbudowany po to by dać schronienie monstrum, które nie wiem dla czego mój ojciec wciąż chce trzymać przy życiu. Zostało skonstruowane tak by każdy kto do niego wejdzie już stamtąd nie wrócił. Logiczne jest, że już tam przebywający potwór także nie może uwolnić się. Wymyśliłam, z małą pomocą Dedala, jak możesz nie zabłądzić w labiryncie. Abyś wyszedł cało z opresji potrzebne mi jeszcze zaufanie w siłę twojego ramienia i niezawodność miecza. Czy czujesz się na siłach pokonać stwora? - zapytała z drżeniem w głosie
- Tak, zrobię to dla ojca, dla Aten, dla... ciebie... kocham cię.
- Ja ciebie też. A teraz idź, wybaw swój lud od krwawej ofiary. Weź w dłoń ten kłębek srebrzystej nici, ja będę trzymała drugi koniec. W ten sposób po zwycięskiej walce wrócisz do mnie. Idź najdroższy.
Tezeusz wkroczył do ciemnego korytarza, poruszał się po omacku kurczowo trzymając w dłoni kłębek nici. Potykał się o rozbite wazy, rzeźby i... ludzkie szkielety. Domyślił się, że kiedyś musiało tu być bardzo pięknie, ale rozszalały zwierz, szukając drogi wyjścia, kompletnie zdemolował korytarze "złotej klatki". W pewnym momencie zadrżał. Oto bowiem po drugiej stronie długiego korytarza ujrzał dwa czerwone, świecące ślepia. Wiedział co miał zrobić. Niemal równocześnie ruszyli na siebie i starli w morderczym pojedynku. Jedynym atutem Tezeusza był umysł i trzymany w ręku ostry miecz. Próbował celować pomiędzy dwa świecące punkty czyli między oczy. I oto po chwili rozległ się straszliwy ryk zwierzęcia. Potwór został trafiony prosto w łep. Upadł z takim impetem, że ziemia zatrzęsła się. Cielsko monstrum oświetlało wpadające przez jakąś wyrwę w suficie światło księżyca. Tezeusz popatrzył na nie z odrazą.
"Tak będzie lepiej dla wszystkich - pomyślał - nawet dla niego...".
Zwijając powoli kłębek nici zwycięski młodzieniec dotarł do wyjścia i wpadł w ramiona Ariadnie
- Udało ci się - wyszeptała szczęśliwa
- Tak. A teraz zabieram cię do Aten chodź ze mną.
Leciutko kiwnęła głową i popędzili do zacumowanego statku.
W promieniach wschodzącego słońca na horyzoncie pojawia się statek na którym świętują ocaleni. Tezeusz wznosi toast, szczęśliwy, tuli się do Ariadny. Zwyciężył. Ale ten mit nie kończy się dobrze. W porcie czeka Egeusz, wypatrując powrotu syna. Statek zawsze miał czarne żagle, na znak smutku z powodu traconych młodych Ateńczyków. Heros obiecał ojcu, że jeśli zwycięży potwora to żagle statku będą białe, a nie tak jak zwykle to się dzieje czarne - w kolorze żałoby. Jednak w euforii zwycięstwa zapomniał o obietnicy. Za chwilę Egeusz zobaczy czarne żagle statku i pomyśli, że jego syn zginął. Rzuci się do morza i zginie...
Postacie
Tutaj można znaleźć informacje na temat konkretnej postaci. Jeśli np. szukasz informacji na temat genealogii Zeusa lub narodzin Ateny (w sumie to dosyć pokrewne tematy:-)) to trafiłeś idealnie. W każdym rozdziale znajdziecie opis konkretnej postaci i odnośniki do mitów z nią związanych. Miłej lektury!
Oto wielka 12 bogów. No dobra, 13, bo Hades nie zaliczał się do Wielkiej Dwunastki. Dlaczego tak było też możesz poczytać: |
Są też pomniejsze bóstwa: |
Półbogowie zwykle pomagali ludziom, zwano ich herosami: |
A oto inne nadprzyrodzone osóbki: |
Eros |
Herakles |
Kirke |
|
Hebe |
Tezeusz |
Medea |
|
Dionizos |
Perseusz |
Graje |
|
Helios |
Jazon |
Mojry |
|
Hekate |
Bellerofont |
Gracje |
|
Kora |
Edyp |
Zwykli ludzie: |
|
Temida |
Inni półbogowie: |
Dedal |
|
Selena |
Orfeusz |
Ikar |
|
Eos |
Minos |
Deukalion |
|
Hypnos |
Pan |
Pyrra |
|
Tanatos |
Helena |
Ganimedes |
|
Eiletylea |
|
|
|
Ares |
|
|
|
Tradycje
Wierzenia Hellenów miały ogromny wpływ na ich kulturę. Wielkie "przedsięwzięcia" były organizowane na cześć bogów. Święta miały charakter zabawy, sjesty. Tak więc poczytajcie sobie o olimpiadach na cześć Zeusa, Dionizjach na cześć boga wina i Pytii siedzącej na trójnożnym stołku.
Olimpiady
Uwaga, uwaga! Niezwykły konkurs odpowiedz na pytanie: Czy Olimpiady odbywały się:
w Olimpii
na Olimpie
w Demokratycznej Republice Konga
Zgadłeś: w Olimpii. W nagrodę otrzymujesz wykład na temat starożytnych Olimpiad (nie musisz skakać do góry z radości). Pierwsze Igrzyska odbyły się w 776 r. p. n. e. i poświęcone były Zeusowi (następne zresztą też). System był zupełnie inny...
Starożytna Grecja |
Teraźniejszość |
1. W Igrzyskach występowali i je oglądali tylko mężczyźni |
Teraz płeć nie ma znaczenia |
2. Ku czci Zeusa |
raczej nie :-) |
3. Zawodnicy w nagrodę dostają wieniec laurowy |
mamy teraz medale |
4. Ćwiczono nago |
są piękne stroje |
5. Nie było skoków |
jest pływanie |
6. Obejmowały tylko Grecję |
zawodnicy z całego świata |
7. Urządzane zawsze w Olimpii |
cały świat |
8. Tylko letnie |
letnie i zimowe |
9. Nie było flagi |
pięć splecionych kół |
10.Zwycięzcą był ten kto wygrywał zapasy |
wszystkie dyscypliny są równe |
W punkcie pierwszym jest pewien haczyk. Załóżmy że, ktoś mówi, że Olimpiad nie mogły oglądać kobiety- zwal go z nóg mówiąc, że jest w błędzie. Otóż w pewnym okresie dziejów na widowni mogła zasiąść kapłanka Demeter. Chyba mdlała na sam widok zawodników (zob. pkt.4)...
Jeśli Olimpiady były na cześć Zeusa musiał być jakiś tego wyraz. No i było ich nawet kilka. Po pierwsze zawodnicy składali przysięgę przed ogromnym posągiem Zeusa. To było nieodwołalne jak przysięga na Styks dla boga. Jeśli jakikolwiek człowiek złożyłby przyrzeczenie Zeusowi nie spełniając go, wtedy trafiłby go dosłownie grom z jasnego nieba (dosyć oczywisty objaw gniewu "ojca wszystkich bogów"). Po drugie (chodzi o ukierunkowanie ceremoni Igrzysk ku chwale Zeusa) zawodnicy otrzymywali w nagrodę wieniec laurowy. Co to ma za związek z Zeusem? Przecież jego świętym drzewem był dąb. Wieniec nie był jednak wykonany z takiego zwykłego wawrzynu jakich wiele. To było drzewo hodowane ze względu na Igrzyska i było poświęcone Zeusowi. Co roku chłopiec mający oboje rodziców ścinał złotym nożem kilka gałązek. To stąd właśnie pochodził słynny wieniec laurowy. Co do strojów: Grecy zwracali ogromną uwagę na piękne ciało. Tak więc Olimpiady miały być rajem dla twórców dzieł rozmaitych-rzeźbiarzy, malarzy, tudzież rysowników. Po tak wnikliwej obserwacji ciała każdego zawodników mogli lepiej wyrażać jego piękno w swoich dziełach. Oj żal było artystkom. W sumie Igrzyska były urządzane nie tylko w Olimpii jednak te były oczywiście najsłynniejsze. Zawody sportowe były organizowane także w np. w Delfach. Reszty punktów nie trzeba chyba tłumaczyć. Mogę tylko powiedzieć, że zwycięzca Olimpiady zostawał bohaterem swojego państwa-miasta i do końca życia nie musiał płacić podatków.
Przepowiadanie przyszłości
Dla Hellenów ogromne znaczenie miały przepowiednie. W Delfach znajdowała się Wielka Wyrocznia Apollina. Na trójnożnym stołku siedziała kapłanka-Pytia. Pod wpływem dymu kadzidła wydobywała z siebie jakieś niezrozumiałe okrzyki a ich interpretacja należała także do grupy kapłanów. Od tych fanaberii, że się tak wyrażę, Pytii zależały czasami losy państw. Apollo był bogiem wróżby i sztuki. Ludzie mu bardzo ufali. Zważając na to, iż Apollo wcale nie istniał... Na jakimś starożytnym taborecie siedziała jakaś bogu ducha winna kobieta i jak ją zaczął kręcić dym z kadzidła w nosie to wrzeszczała w niebogłosy myśląc że przemawia przez nią Apollo (naiwniaczka...). Następnie grupa facetów w stanowczo za długich togach kłóciła się między sobą, czy to "ajajejoaj!" oznaczało, że wkrótce będzie powódź, czy też może napadną na Grecję ci przeklęci Persowie. No nie ma się tu dziwić, że Filip II zagarnął sobie znaczną część ziem Hellenów. Nie wiem, który opis wyroczni w Delfach wolisz. Ja tam napiszę coś o Dionizjach bo się ktoś przyczepi, że mój opis czczenia bogów jest niekompletny.
Dionizja
Dionizos-bóg wina. Dionizja - święta wina. Rzecz dosyć intuicyjna. Jeśli więc były to święta wina to oczywiście wszyscy byli trzeźwi i zachowywali się wspaniale... Ale ja ściemniam. Wspaniale to oni może i się zachowywali, ale z ich punktu widzenia. Wszyscy pili tyle wina ile dusza zapragnie. Bez umiaru. Tak, to święto było chyba lepsze niż niemiecki festiwal piwa. Chociaż to już zależy od gustu... Atrybutem Dionizosa był tyrs, czyli zielona laseczka opleciona winną latoroślą. I takimi właśnie tyrsami wymachiwali wierni Dionizosa podczas świąt. Jeszcze coś: Hestia miała swoje Westalki a Dionizos swoje Bachantki. Upojone winem dziewczyny krążyły po lasach i... chyba tylko sam Dionizos wiedział co one między drzewami wyprawiały. Święta polegały nie tylko na piciu do upadłego. Prowadzono coś na zasadzie barwnego korowodu, któremu przewodził staruch przebrany za kozła. A za nim tłum. I on z tym tłumem prowadził dialog. Takie przedstawienie czy coś, jakby rodzaj modlitwy... Podobne to mogło być do katolickiej mszy, ale na wesoło, z tańcami (no i wino pijš wszyscy...). I z tego właśnie dialogu kozła z ludem wyłonił się powoli teatr. Przedstawienia i rozmowy na scenie. Tematyka religijna. Potem doszły dramaty komiczne, polityczne i w ogóle masa odłamów. Na poczštku z resztš, każde przestawienie nazywało się tragediš. "tragos" - kozioł, "odia" - pieśń, czyli pieśń kozła. Bardzo ładnie, mi się to bardziej kojarzy z meczeniem, ale ich wybór. Dionizos też nie był do końca normalny.