Świetlicki Marcin


MARCIN ŚWIETLICKI

Urodził się w 1961 roku w Lublinie. Od 1980 mieszka w Krakowie. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, obecnie pracuje jako korektor w "Tygodniku Powszechnym". Laureat licznych nagród i wyróżnień poetyckich, m.in. nagrody Fundacji im. Kościelskich (1996).

Poeta kultowy, zraniony i obcy, według własnego określenia - "nigdy naprawdę i do końca w środku". Odbiór twórczości Świetlickiego jest niezwykle intensywny na wszystkich obszarach życia literackiego: krytycy nie pozostają obojętni, publiczność wyjątkowo chętnie kupuje kolejne tomy i wybory jego wierszy, młodzież - także za sprawą popularności rockowego zespołu ŚWIETLIKI, któremu poeta przewodzi od 1993 - identyfikuje się z przesłaniem jego wierszy. Nieomal powszechnie widzi się w nim outsidera, buntownika, dobrowolnego wygnańca ze sfery oficjalnej kultury. Jeśli poprzestać na opiniach dotyczących literatury lat osiemdziesiątych, zwłaszcza tej, którą poeta wyraził w słynnym wierszu DLA JANA POLKOWSKIEGO, to istotnie o żadnej misji czy o braniu "spraw publicznych na chude barki" nie może być mowy. Z drugiej strony, outsider to w tym wypadku nie tylko "stojący z boku", niezakorzeniony, zniechęcony, obojętny, szorstki i nastroszony, lecz niekiedy to również ktoś baczny i czujny, z uwagą przyglądający się fałszywej rzeczywistości, demaskator własnej i cudzej zwierzęcości ukrywanej za fasadą kultury i wiary, krytyk obyczajów, ironista, patriota traumatyczny. Zatem poeta nie odcina się od "spraw publicznych" raz na zawsze, a raczej - odcina się raz po raz, odcina i przyrasta, rozdrapuje blizny.

"Poezja (...) służyła Świetlickiemu jednocześnie do zapisywania i porzucania ludzi, sytuacji, stanów ducha, zapisywania i porzucania kolejnych swoich 'ja'." (Jerzy Jarzębski)

Wybrana bibliografia:

ZIMNE KRAJE, Warszawa-Kraków: Brulion, 1992

SCHIZMA, Poznań: Obserwator, 1994

ZIMNE KRAJE 2, Kraków: Zebra, 1995

TRZECIA POŁOWA, Poznań: a5, 1996

37 WIERSZY O WÓDCE I PAPIEROSACH, Bydgoszcz: Instytut Wydawniczy "Świadectwo", 1996

PIEŚNI PROFANA, Gładyszów: Czarne, 1998

CZYNNY DO ODWOŁANIA, Wołowiec: Czarne, 2000 (więcej...)

WIERSZE WYPRANE, Legnica: Biuro Literackie, 2002

Marcin Świetlicki jest współczesnym polskim poetą, który nie chce występować w roli moralizatora społeczeństwa, jednak w jego utworach nie sposób nie dostrzec ironicznego stosunku do otaczającego go świata.

Wiersz "Baczność" pochodzi z wydanego kilka lat temu tomiku poezji pt. "Czynny do odwołania".

Tytuł wiersza każe nam skupić się na utworze. Komenda "baczność!" wypowiadana jest w chwilach podniosłych, uroczystych, kiedy należy zachować powagę i zwrócić na coś swoją uwagę np. przed odśpiewaniem hymnu narodowego.

Podmiot liryczny występuje w pierwszej osobie liczby mnogiej, reprezentuje grupę osób, którą możemy utożsamiać z pokoleniem kończącym ważny etap w swoim życiu - etap dzieciństwa i wkracza w dorosłość. Osoba mówiąca w wierszu snuje refleksje na ten temat, wyraża swoje obawy przed wkroczeniem w świat ludzi dorosłych.

W pierwszej strofie podmiot liryczny zdaje sobie sprawę, że pewien etap życia ma już za sobą, że musi być odpowiedzialny za siebie i za swoje czyny. Nie będzie mógł uciec przed problemami codziennego życia, będzie musiał brać udział w życiu politycznym swojego narodu, głosować. Tym samym stanie sięelementem jednej wielkiej całości jaką jest naród. Zostanie wpisany w schematy i stereotypy.

Ja liryczne zwraca swoją uwagę na komercjalizację życia i homogenizację kultury, wymieszanie się kultury wysokiej, elitarnej z kulturą masową. Nie sposób nie dostrzec ironii w porównaniu supermarketu do katedry.

Podmiot liryczny zauważa, że społeczeństwo ślepo ulega wzorcom zachodnim, czemu daje wyraz w zdaniu: "Wszyscy zaśpiewamy piosenkę napisaną przez to cudne Państwo".

Ludzie nie potrafią odnaleźć swojej roli w społeczeństwie, pisanie felietonów jest nazywane zajęciem dla prawdziwych mężczyzn. Niepokojące jest również to, że każdy może poprowadzić program kulturalny - to stwierdzenie stanowi komentarz do poziomu takich programów.

Osoba mówiąca w wierszu zwraca uwagę na hedonistyczne dążenia młodych ludzi, przywiązanie do wartości materialnych.

W utworze spotykamy się również z refleksją na temat poezji. Poeta próbujący przekazać swoją twórczośćczytelnikom, jest traktowany jak akwizytor, człowiek zachwalający i próbujący sprzedać przedmiot bezwartościowy. Ludzie są traktowani bezosobowo, o ich obecności decyduje mail lub sms.

Wiersz kończy się rezygnacją podmiotu lirycznego z dalszych dążeń; twierdzi on, że nic mu w życiu nie pozostało, że nie warto się starać i wychylać ponad innych.

Utwór jest wierszem białym, wersy mają nieregularną liczbę sylab, występuje podział na sześć sześciowersowych strof.

W wierszu występują środki stylistyczne takie jak: epitety np. "przedziwnetańce", "supersprawna zgodna siec komórkowa", anafora np. "skończyło się", przerzutnie. Liczne wykrzyknienia np. "baczność!", "skończyło się!" mają na celu zwrócenie uwagi czytelnika, wyeksponowanie tych wyrażeń.

Najnowsze dwa tomiki Marcina Świetlickiego, “Czynny do odwołania” i “Nieczynny”, przysporzyły krytykom wielu (interpretacyjnych) problemów. Pewność bowiem, towarzysząca odnajdywaniu tonów “starych” (już oswojonych?), znikała przy formułowaniu sądów o tonie “nowym” - a taki, zdaniem większości interpretatorów, się pojawił. Wypada więc po raz kolejny spytać o ową wciąż chyba niedostatecznie opisaną różnicę.

Co pisali krytycy

Poezja Marcina Świetlickiego należy do najczęściej analizowanych, a przez to chyba najlepiej opisanych, twórczości formacji “bruLionu”. Sformułowano przy jej analizie wiele sądów, które z czasem osiągnęły rangę odczytań kanonicznych.

Bodaj najczęściej podkreślano stałe napięcie między koniecznością życia w zniewalającej społeczności a buntem jednostki, nieustannie pragnącej zachować autentyczność. Przy czym, co trafnie zauważył Piotr Śliwiński, jest to “forma uczestnictwa w świecie polegająca na ciągłym jego przywoływaniu i odtrącaniu, a także na przynoszących cierpienie i zawód próbach dołączenia do wspólnoty”. Dlatego też krytyk ten proponował nazwać Świetlickiego “outsiderem zaangażowanym”.

Ale autentyczność zagrożona jest także jakby od wewnątrz, przez kuszące perspektywy poddania się, podporządkowania wymaganiom zbiorowości. Dlatego konieczna jest walka z samym sobą, którą opisał wyraziście Jerzy Jarzębski: “Poezja (...) służyła Świetlickiemu jednocześnie do zapisywania i porzucania ludzi, sytuacji, stanów ducha, zapisywania i porzucania kolejnych swoich »ja«”. Konsekwencją zaś owego dwojakiego uwikłania była postawa tak opisywana przez Śliwińskiego: “Sposobem ochrony życia przed formą [przeciwstawioną autentyczności - TCS] jest nie tylko bunt (...), ale i cierpienie, a ściślej: podtrzymywanie w sobie cierpiącego chłopca, który nie poddaje się porządkowi dojrzałości, nastroszony na zewnątrz, przeciw światu wciskającemu człowiekowi na twarz różne maski, jak i do wewnątrz, przeciw własnemu lenistwu (osłabieniu czujnej uwagi) i układności wiodącej do »kolaboracji«, zawierania i uznania kompromisów”.

Trudno się dziwić, że Marian Stala nazwał tę poezję “poezją autentyczności”, podkreślając jednocześnie szalenie ważną jej cechę: “wedle Świetlickiego źródłem i miarą tak świata, jak poezji są konkretne, podmiotowe przeżycia... konkretna egzystencja, w tożsamości i zmienności. Taka jest prawda i droga poety. Dlatego granica między gestem poetyckim i egzystencjalnym może być i bywa zatarta”. W zaproponowanym przez Karola Maliszewskiego - w tekście “Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy” z połowy lat 90. - rozróżnieniu Świetlicki musiał znaleźć się więc w gronie “barbarzyńców”, tak oto scharakteryzowanych: “Nie (temu światu), brak umiaru, nieufność, »prymat treści« (...) realizm i sensualizm (...) Wiara w rzeczywistość, oparcie na danych bezpośrednich. Językowe obrazoburstwo, kolokwialne zakotwiczenie semantyczne”.

Dlaczego dylogia?

Odpowiedź oczywista byłaby odwołaniem się do samych tytułów obu zbiorów, brzmiących jak awers i rewers (“Czynny do odwołania”, CdO oraz “Nieczynny”, N). Inne proste wyjaśnienie mogłoby być przywołaniem (ironicznej) deklaracji, zamykającej drugi tom dylogii (“KONIEC, książka nazywa się NIECZYNNY, napisał ją głównie / w latach 2001-2002 Marcin Świetlicki, książka składa się / z 44 wulgarnych piosenek, dlatego że i poprzednia składała się / z 44 wulgarnych piosenek, a ja mam mnóstwo szacunku do / przeszłości”). Jest jednak także odpowiedź inna, odwołująca się do wniosków, jakie nasuwają się po dokładniejszej analizie obu zbiorów.

Otóż nad oboma tomikami wyraźnie rozsnuwa się atmosfera śmierci (skojarzonej dodatkowo z gestami odchodzenia, odsuwania się, redukcji). Przekonują o tym już same tytuły wierszy (“Umieranie”, “Zabijanie” z CdO czy “Śmiertelne piosenki”, “Anioł / trup” z N). Nie brak też określeń bezpośrednich w samych utworach - przy czym da się zaobserwować wyraźne przejście na granicy obu zbiorów. O ile w pierwszym z nich podmiot patrzy na śmierć niejako z boku: “usnąć na chwilę pośród martwych (...) Wyśnić znikanie, redukcję dokładną” (“Usuwanie”, CdO), to w drugim staje się ona jego udziałem: “krzyczę w poduszkę swoje martwe imię” (“Tak powiedział alkohol”), “Ja jestem trup” (“Anioł / trup”) lub też własnością bohatera tych wierszy: “A on wykonuje // wieczne konanie” (“Czterdziesta szósta”), “to śmiertelne piosenki / o umarłym, co siedzi wraz ze mną na krześle” (“Śmiertelne piosenki”, N).

Charakterystyczny jest też dobór “Wierszy wypranych” (wybór ukazał się pomiędzy oboma tomikami w 2002 roku) - z jedenastu utworów (głównie z “Zimnych krajów” i “Schizmy”) aż osiem można by umieścić właśnie w tym kręgu tematycznym. Owo krótkie wyliczenie wypada zakończyć finałowym wersem z utworu “K” (N): “nie mogę już bardziej umrzeć...” oraz pytaniem o istotę owej śmierci. Przytoczone już zdanie poprzedzają między innymi te słowa:

Czasami z przyzwyczajenia

golę się, lecz zarost

rośnie nawet umarłym.

Czasami z przyzwyczajenia

wchodzę w jakieś kobiety,

czasami je zapładniam,

ale rodzą wyłącznie

widmowych pogrobowców.

Ja umarłem.

Czasami piszę wiersze

i wiem, że w ten sposób

sprawiam przykrość państwu.

Owa najdokładniejsza ze śmierci byłaby więc redukcją do trzech aktywności, trzech form czynności. Cały pierwszy tomik dylogii oparty jest na enumeracyjnej formie leksykonu. Tytuły kolejnych utworów, ułożone alfabetycznie, tworzą swoisty katalog czynności (od “Bolenia” do “Żegnania”). Owe tytułowe czynności zamknięte jednak zostały w formy rzeczowników odczasownikowych.

Zabieg ten można czytać dwojako: albo jako próbę ustatecznienia czynności, ich zatrzymania - a przez to i próbę stworzenia możliwości bycia-przez-czynności, albo też jako wykazanie złudności podejmowania owych prób. Wiersz “Zdradzanie”, nabierający szczególnie wyrazistej wymowy w zestawieniu z mottem tomiku (“my nic nie sprzedajemy / my nic nie kupujemy / my zawsze zdradzamy...”), kończy się słowami: “Lecz w to nie wierzę. / Coraz bardziej”). W drugiej części dylogii nie ma już miejsca na czynność nawet w tytule. Jeden z nich jest jawnie ironiczny - “Wyłączmnie” (zachowując bliskość brzmieniową z formą odczasownikową, jawnie domaga się nieczynności).

Śmierć jest więc odchodzeniem człowieka czynnego, jest redukcją aktywności (społecznej?, medialnej? - po prostu zbiorowej). Pozostają jedynie trzy czynności: golenie (ważny to gest w poezji Świetlickiego, swoista pomoc w próbach zachowania autentyczności), seks i przekazywanie życia (w ujęciu biologicznym) oraz pisanie wierszy (jako czynność zdecydowanie antypaństwowa). Trzecia z wymienionych tu aktywności Czynnego (jedyna poza wymogami “przyzwyczajenia”) zmusza do postawienia pewnego zasadniczego pytania - może więc owa liczba 44 (tyle jest utworów w obu tomikach, co podkreśla sam Świetlicki na końcu “Nieczynnego”) nie jest bez znaczenia? może o poezję tu chodzi?

Umieranie poety-barbarzyńcy

O ile gest egzystencjalny wydaje się jasny (odchodzenie, wycofywanie się od zawsze było wpisane w tę poezję), to przemiana tonu poetyckiego wyraźnie nie przypadła do gustu krytykom, recenzującym oba zbiory. Piotr Śliwiński pisał o “ześlizgiwaniu się na poziom tekściarski”, Karol Maliszewski dostrzegał zaś “upiorną refreniczność przewlekanych nieznośnie piosenek, które usiłują udawać wiersze”, podkreślając widoczne przejście “od literackości w stronę estradowości”. Cóż więc się stało z poetyką Świetlickiego, że tak uraziła interpretatorów?

By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zostawić na boku proste wartościowania i pozwolić sobie na chwilę (nieco pedantycznej) analizy. Otóż na 88 wierszy w obu tomikach niemal połowa “drażni” ucho czytelnika stukotem powtórzeń, niemal 30 utworów wykorzystuje bliskości brzmieniowe wyrazów do gier słownych, ponad 20 wierszy zawiera językowe modyfikacje powiedzeń i frazeologizmów i niemal tyleż samo utworów opartych zostało na różnego rodzaju konceptach.

Poezja Świetlickiego niewątpliwie nabrała cech kunsztowności. (Warte dokładniejszego prześledzenia byłoby charakterystyczne przechodzenie: od wersu “Będziemy obserwować postępy ciemności” z “Zimnych krajów”, poprzez “ja pozostaję na granicy cienia” ze “Schizmy”, “jestem w cieniu, jestem / cieniem” z “Pieśni profana” oraz “coraz bardziej się ściemniam” z “Czynnego do odwołania” - aż po sformułowanie “wyjdę w noc” z jednego z początkowych utworów w “Nieczynnym”). Sformułowane dotychczas interpretacyjne konkluzje (Piotr Śliwiński w kilku zdaniach opisywał rolę powtórzeń, zaś Piotr Bratkowski wskazywał na “»dłubanie w języku« ŕ la Barańczak”) wydają się niedostateczne.

Niewątpliwe są tendencje przesuwające te utwory w kierunku poezji lingwistycznej, którą - przywołany już tutaj - Stanisław Barańczak w “Nieufnych i zadufanych” tak oto scharakteryzował: “nazwą poezji »lingwistycznej« (...) określać będziemy pewien nurt (...), którego cechą szczególną jest nieufność wobec języka i to wobec języka pojmowanego jako system oraz jako pewna wizja świata”. Pierwszy wniosek brzmiałby więc następująco: postawa “barbarzyńska” z lingwistyczną spotykają się w nieufności.

Dalej, w tejże książce, charakteryzując indywidualizm Białoszewskiego, Barańczak pisał: “poeta-outsider nie różni się niczym szczególnym od zwykłego śmiertelnika: izolując się od społeczności, zastrzegając sobie prawo własnego zdania, całkowicie oderwać się od niej nie jest w stanie, choćby dlatego, że używa wciąż - mimo wszelkich deformacji i przedrzeźniań - wspólnego z nią języka”. Wniosek drugi: obie postawy spotykają się w tym samym geście egzystencjalnym, tym zaś, co odróżnia (modelowych) “barbarzyńców” od “lingwistów”, jest brak świadomości zagrożenia autentyczności jednostki ze strony używanego języka, swoista językowa naiwność.

Ta (zgoła “lingwistyczna”) nieufność narodziła się jednak w poetyce Świetlickiego (pierwsze oznaki można by już wskazywać w “Zimnych krajach 3”, w takich utworach jak choćby “Piekło”), wywołując znaczące skutki. Przede wszystkim powstała wyraźna granica między gestem egzystencjalnym a poetyckim (na której zatarcie zwracał wcześniej uwagę Marian Stala). Po wtóre, zachwiany został, charakterystyczny dla poetyki “barbarzyńskiej”, “prymat treści” oraz “kolokwialne zakotwiczenie semantyczne”. W ten sposób skończyły się “czasy, lata bohaterskie, / kiedy się stało w słońcu, w samym centrum, / w południe, celnie wymierzając język / w sam środek, w sedno”, umarł (modelowy) naiwny poeta-barbarzyńca, jego miejsce zajął zaś poeta nocy i szyfru: “Mówię litery. Mówię szyfrem, który / dawno klucz stracił” (“Noc”, N).

“Czynnego do odwołania” otwiera wiersz “Baczność!”, będący symbolicznym zamknięciem okresu dzieciństwa (“Skończyło się dzieciństwo. Baczność!”). Potwierdzeniem owej deklaracji są zresztą oba zbiory, w których nie ma już miejsca na “podtrzymywanie w sobie cierpiącego chłopca, który nie poddaje się porządkowi dojrzałości”. Dojrzały człowiek, poeta musi zaś utracić naiwną ufność wobec języka, który dotąd był niekwestionowanym sprzymierzeńcem w walce o autentyczność. Dojrzały człowiek, poeta wycofuje się, redukuje - w swej nieczynności - do trzech czynności, umiera społecznie, umiera jako ufny poeta-barbarzyńca.

Tak oto spełniło się proroctwo wpisane w pytanie, jakie postawił niegdyś Marian Stala, przytaczając formułę z wiersza “Polska”: “Podziwiając siłę jego wierszy i nie godząc się z wieloma jego myślami, zastanawiam się, czy jego odpowiedzią na własną sytuację, na niewątpliwy sukces będzie wyłącznie »triumfalne zaprzeczenie«?”. Zastanowić się można jedynie - metaforycznie - jak długo potrwa noc u Świetlickiego?, czy kiedyś się skończy? Finał nowego jego wiersza (zamieszczonego na internetowej stronie Portu Legnica) “Różaniec, młynek, wiatraczek” pozostawia chyba owe pytania otwartymi: “trzymam go w płytkim, wciąż otwartym grobie, / śpiewa stamtąd króciutką pijacką piosenkę”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Swietlicki Marcin Poezja 2
Świetlicki Marcin
Swietlicki Marcin Drobna Zmiana 2016 POLiSH eBook Olbrzym
Ironiczny obraz Polski w kryminalnej trylogii Marcina Świetlickiego
Marcin Świetlicki poeta osobny
Marcin Świetlicki Dla Jana Polkowskiego
MARCIN ŚWIETLICKI Wybór wierszy
marcin swietlicki wiersze
Kobierecki, Michał Marcin Polityka sportowa i polityka sportu w świetle naukowego piśmiennictwa ang
Marcin Świetlicki poezja
j ginter, polska współczesność w poezji marcina świetlickiego
marcin swietlicki wiersze 2

więcej podobnych podstron