Rozdział XXII


Rozdział XXII

Labirynt

Czyli

W poszukiwaniu prawdy

CASIDY:

Dobre dni musiały się skończyć. Wiedziałam o tym od początku, choć chciałam w nich utkwić na zawsze. W szczęśliwych chwilach, kiedy byłam tylko ja i oni - Ci, których kocham.

*************************************************

Siedziałam na wielkim, skórzanym fotelu w salonie i wpatrywałam się w ścianę bez mrugnięcia okiem. To już dzisiaj. Za chwilę przyjdzie Aiden i będziemy musieli jechać do posiadłości Anthony'ego. Dwa dni temu zaskoczyła mnie niespodziewana wizyta Raphaela. Dwór został przekazany pod jego opiekę, ale było tam coś specjalnie dla mnie. Coś, co zostawił mi Anthony. Od jego śmierci mięły trzy miesiące. Przez cały ten czas, starałam się odsunąć od siebie myśl, że już nigdy go nie zobaczę. Zbierałam w sobie siłę, do stawienia temu czoła. Ile razy powtarzał mi, żebym była twarda? Ile razy mówił, że uczucia osłabiają? Setki, może nawet tysiące, ale wiedziałam, że nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię żyć ze świadomością, że to ja go zabiłam. Mogłam zaprzeczać i udawać przed innymi, ale nie przed samą sobą.

******************************************************************************

Podróż, zwykle bardzo długa, minęła zaskakująco szybko. Aiden nie odezwał się ani słowem. Wiedział, co czuję, rozumiał to. Przy bramie powitał nas Raphael. Był taki jak zwykle, uśmiechał się zawadiacko. Na nosie miał okulary, których nie widziałam od wieków. Pamiętam, jak z Anthonym śmialiśmy się, że nosi je bez potrzeby.

Anthony….

Weszliśmy po schodach. Raphi posłał wymowne spojrzenie Aidenowi. Ten kiwnął głową i odeszli. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam klamkę. Pokój Anthony'ego nie zmienił się od czasu, gdy byłam tu ostatnio. Nie był zupełnie w moim guście. Uwielbiałam prostotę, a to pomieszczenie miało w sobie widoczny majestat, zupełnie jak sam Tony. Na biurku stało ozdobne, drewniane pudełko z karteczką „Dla Casidy”. Przełknęłam głośno ślinę. Otworzyłam wieko, z wnętrza wydobyła się melodia. Było tam oczywiście kilka moich osobistych drobiazgów. Nawet głupie lusterko, które od niego dostałam, lub sukienka, w której przetrwałam walkę z Aro. Na dnie leżało nasze zdjęcie. Anthony trzymał dłoń na mojej głowie, a ja krzywiłam się jak niezadowolone dziecko. Uśmiechnęłam się do siebie. Znajdowała się tam również dość stara płyta. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Tony miał dwie lewe nogi, ja za to byłam dobrą tancerką. Kiedyś postanowiłam go nauczyć kilku kroków. Jego skwaszone miny i przekleństwa działały na mnie rozśmieszająco za każdym razem, gdy je sobie przypominałam.

-Casidy? - Aiden stał przy drzwiach i patrzył na mnie niepewnie. Kiwnęłam głową, na znak, że może podejść. Usiadł na biurku i przekrzywił głowę. Patrzył na mnie z zaciekawieniem.

- Chyba…. Chyba skończyłam - uśmiechnęłam się delikatnie.

- A to? - Wskazał na biały list, leżący na dnie pudełka. Zmarszczyłam brwi. Nie byłam pewna, czy powstrzymam się od płaczu, jeśli go przeczytam. Westchnęłam i podniosłam list drżącymi dłońmi. Było na nim ulubione zdanie Tony'ego.

„Sukces nigdy nie jest ostateczny. Porażka nigdy nie jest totalna. Liczy się tylko odwaga.”

Rozdarłam kopertę i rozwinęłam kawałek papeterii.

Księżniczko,

Jeżeli to czytasz , to znak, że nie żyję i nie byłem w stanie wyjaśnić Ci wszystkiego przed śmiercią. Sam nie wiem, od czego mam zacząć. Może po prostu zacznę od początku.

Wiesz, że uchroniłem Dev'a od niechybnej śmierci i trenowałem go, by mógł bardziej nad sobą panować. Nie zdajesz sobie jednak sprawy z jednej rzeczy. Wampiry, które go przemieniły, nie zabiły go, gdyż - jak zawsze sądziłaś- zbyt wiele wiedział. Od zawsze chciały tylko jednego - Ciebie. To ty byłaś celem od samego początku.

Czułam, jakbym spadała w dół. Zaczęłam szybciej oddychać. Aiden spojrzał na mnie ze strachem.

-Casidy? - Pokręciłam głową. Czytałam dalej.

Nie jestem w stanie Ci tego wyjaśnić. Istnieje tylko jedna osoba- która potrafi. Raven Anguish. Raphael powie Ci o nim wszystko. Gdy już go znajdziesz, pokaż mu medalion Dev'a.

Księżniczko, nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham, od kiedy przekroczyłaś próg tego domu. Zawsze pragnąłem tylko Twojego szczęścia, lecz przed Tobą długa droga.

Nigdy nie strać kontroli nad swoim życiem.

Anthony

Kolana ugięły się pode mną. Czułam, że zaraz stracę przytomność. Aiden przytrzymał mnie, żebym nie upadła.

-Casidy? Casidy, co się stało? - Nie odpowiedziałam. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Straciłam kontakt z rzeczywistością. Kiedy się uspokoiłam, leżałam już na kanapie w salonie. Raphi i Ai pochylali się nade mną. Wciąż trzymałam list w ręku.

- Wszystko w porządku? - Raphael wyglądał na zmartwionego. Pokręciłam głową i podałam mu kawałek papieru. Aiden czytał mu przez ramię. Gdy skończyli wyglądali na bledszych, niż zazwyczaj.

-Raphael, powiedz mi…. Kim jest Anguish? - Spojrzał na mnie i westchnął. Podniosłam się do pozycji siedzącej.

- To prawdopodobnie najstarszy wampir na świecie i zarazem najmądrzejszy. Wie właściwie wszystko, zna każdą legendę. Urodził się jeszcze w starożytności, kilka tysięcy lat przed Chrystusem.

-Dlaczego Anthony mnie do niego wysyła?

-Prawdopodobnie jest coś, o czym może wiedzieć tylko on. - Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza do płuc.

-Jak go znajdę? - Aiden spojrzał na mnie ponuro.

- Chyba musisz wybrać się do tego idioty- Mayuri'ego. - Prychnął.

-Świetnie - przewróciłam oczami. - Wręcz cudownie.

-Dobra, możecie mi wytłumaczyć o co właściwie chodzi? - Aiden spoglądał do na mnie, to na Raphaela.

-W skrócie? Jakieś wampiry chcą mnie dorwać i muszę wybrać się do Anguish'iego, żeby poznać powód. - Uśmiechnęłam się ironicznie.

AIDEN:

Dlaczego wszystko, co złe, musiało się przytrafiać akurat jej? Z nas dwojga, to nie ja, lecz ona była przeklęta. Nie rozumiałem, co zmieniały nowe informacje. Wampiry i tak za nią podążały, choć tym razem znała powód. Widocznie dla niej miało to ogromne znaczenie. Chciała za wszelką cenę dowiedzieć się, czego chcą.

Wyjaśniliśmy krótko Carlisle'owi sytuację. Nie powiedzieliśmy mu jednak wszystkiego, żeby nie próbował jechać za nami. Wpadliśmy do jej domu na krótką chwilę. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i ruszyliśmy w drogę.

Wpatrywała się w krople deszczu, spływające po szybie. Intensywnie się nad czymś zastanawiała. Po jakimś czasie siedzieliśmy w samolocie, lecącym do Rosji. Wciąż nie odezwała się ani słowem.

Kilkanaście godzin później wylądowaliśmy. Poruszaliśmy się wypożyczonym jeep'em. Nawet jako wampir miałem trudności z prowadzeniem po kilkumetrowych zaspach śniegu. Kiedy dotarliśmy na miejsce ujrzałem ciemny dwór, wyglądający na straszniejszy niż Anthony'ego. Wysiedliśmy i ruszyliśmy do ogromnej metalowej bramy. Casidy spojrzała na kłódkę i przewróciła oczami. Kopnęła w nią mocno i po chwili byliśmy już w środku. Chciałem zapukać w stare, drewniane drzwi, ale Cas nacisnęła na klamkę i bezceremonialnie weszła. Szliśmy ciemnym korytarzem w stronę stłumionego światła.

Zastaliśmy wampirzego gospodarza w dość niezręcznej sytuacji. Jakby to obrazowo ująć…

Pieprzył się właśnie z trzema kobietami. Jestem pewien, że co najmniej jedna była człowiekiem.

Casidy bez cienia wstydu czy zażenowania ruszyła w jego stronę. Dostrzegł nas, w mgnieniu oka wstał i ubrał pośpiesznie spodnie. Miał przerażoną minę.

- Casidy Mignonette. - rozłożył szeroko ręce - cóż za niespodzianka - nie wyglądał, jakby się cieszył z naszej wizyty.

- Cześć Mayuri - odpowiedziała obojętnie Cas, ignorując jego rozwarte ramiona. Zdecydowanie wiedział, o co chce go zapytać.

CASIDY:

Mayuri mierzył mnie wzrokiem. Wyglądał na przerażonego. Uśmiechnęłam się w duchu. Nigdy za nim nie przepadałam. Zajmował się tylko piciem, uprawianiem seksu i szpiegostwem, a był słabszy nawet ode mnie. Spojrzałam przez ramię, jego „dziewczyny” właśnie zalecały się do Aidena. Miał nietęgą minę. Przewróciłam oczami. Mojemu ukochanemu zdecydowanie brakowało stanowczości.

-Casidy - Moja dobra znajoma Jasmine weszła do pomieszczenia z szerokim uśmiechem. Przytuliła mnie lekko. Odwzajemniłam uścisk.

-Skąd on bierze te dziwki? - Kiwnęłam z prychnięciem głową na trzy dziewczyny.

- Wiesz, czasami wymienia mnie na hmm… „lepszy” model - Zmrużyła oczy z krzywym uśmiechem.

-Ależ Ty jesteś niezastąpiona Jasmine! - Zaszczebiotał Mayuri piskliwym głosem. Zaraz go jebnę.

- Zamknij się - Westchnęła Jas. Pstryknęła palcami, patrząc mi przez ramię.

-Ej, wy tam. Spierdalajcie, ale to już! - Skrzywiły się, ale wykonały rozkaz. Jasmine patrzyła na Aidena z uniesionymi brwiami.

- Chłopak?

-Coś w ten deseń.

-No no Casidy, nie spodziewałem się tego po Tobie - Mayuri uśmiechnął się. Ai wyglądał na zakłopotanego. Kurwa, dość tej sielanki.

- Jak już się pewnie domyśliłeś, nie jestem tu w celach towarzyskich - Jego cera przybrała trawiasty odcień. Nie czekałam aż odpowie. Zapytałam prosto z mostu - Gdzie przebywa Raven Anguish?

- Nie wiem - odpowiedział zbyt szybko, bym mogła mu uwierzyć.

- Och, doprawdy? - uniosłam brwi. - I pewnie nie wiesz nic o wampirach, którzy wynaleźli broń na przedstawicieli swojej rasy?

-Nie, nie mam pojęcia - pokręcił gorliwie głową.

-Świetnie. - Podeszłam do szafki i otworzyłam ją. Wyciągnęłam srebrny pistolet. - A to, co?

- Zwykła broń. Na ludzi.

-Na ludzi powiadasz? - wycelowałam w niego. Wciągnął głośno powietrze. - Jesteś pewien?

-No dobra, dobra! W pociskach jest substancja podnosząca gwałtownie temperaturę ciała!

-Wiem, kurwa. Dostałam niedawno strzałą nasączoną takim płynem. - Czułam coraz większą irytację. Najpierw łuk, teraz pistolet. Świetnie.

-Naboje w środku? - pokiwał głową, wciąż lekko przerażony. - Świetnie, konfiskuje. - otworzył usta, lecz szybko je zamknął.

- Więc powiesz mi gdzie jest Anguish, czy nie?

-Nie wiem, nie wiem! - Kręcił głową jak szalony.

-Zostajemy na noc. - Powiedziałam zrezygnowana. Czułam, że nic od niego nie wyciągnę po dobroci ale… Zawsze mogę spróbować siłą. Oczywiście zgodził się.

Chwilę później leżałam na łóżku razem z Aidenem. Zdecydowanie musiałam się od stresować. Całowałam go namiętnie, nie powstrzymując się ani trochę. Kiedy uporałam się z jego koszulą otworzył szeroko oczy i stanął kilka metrów ode mnie.

-Nie pomagasz mi. - wydyszał

-Nigdy nie powiedziałam, że będę. - Podeszłam do niego i ugryzłam niezbyt delikatnie jego szyję. Zawsze działało, jęknął i coraz gorzej szło mu kontrolowanie się. Na korzyść dla mnie. Dobrałam się do jego paska. Gdy leżał już w drugim końcu pokoju rozpięłam mu spodnie i…

- Stój - siedział na łóżku i odsuwał mnie od siebie. Westchnęłam wkurzona.

-Pieprzyć to, idę postrzelać. - Wściekła sięgnęłam po pistolet i wyszłam.

AIDEN:

Jestem równie żałosny, co Edward, to oficjalne. Nie, nie bałem się, że mogę ją skrzywdzić, ale jakoś tak… nie byłem przekonany. Kurwa, zachowuje się jak niewinny prawiczek. No dobra, może i jestem prawiczkiem, ale do niewinności mi daleko. Usłyszałem pukanie, jedna z ludzkich kochanek Mayuri'ego wychyliła głowę przez drzwi.

-Mogę?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozdział XXII Tykanie zegara
ROZDZIAL XXII Nessie
Rozdział XXII
rozdzial XXII
Kierkegaard i filozofia egzystencjalna, 22-ROZDZIAŁ XXII
Goodman Rozdział XXII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXII
Zmierzch Rozdziały od XXII do końca
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program

więcej podobnych podstron