Dzień cudów


Po skończeniu studiów znalazłem mieszkanie na Ursynowie. Wiadomo, chłopak, który się wyrwał z małego miasteczka, nie ma zamiaru szybko do niego wracać. Pochodziłem, popytałem i znalazłem niewielkie dwupokojowe mieszkanko na czwartym piętrze dwunastopiętrowca. Miałem nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, znajdę dobrą pracę i będę mógł zostać w stolicy. Niestety, warszawski rynek pracy odpowiedział mi solidnym kopem w dupę i po dwóch miesiącach siedziałem spakowany czekając na firmę przewozową, która resztki moich rzeczy miała przetransportować do Lubartowa. Wkurzony i przygnębiony, że mi się nie udało, wpatrywałem się w przygnębiający widok warszawskiego blokowiska, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.

- Otwarte! - krzyknąłem. - Możecie zabierać pudła.

Odwróciłem się do drzwi i moim oczom ukazał się istny Apollo. Chłopak mniej więcej w moim wieku, stał ze zdziwioną miną i przypatrywał mi się dziwnie.

- Przyszedłem obejrzeć mieszkanie.

No tak, to był mój następca. Właściciel ostrzegał, że wpadnie po południu.

- Proszę - odpowiedziałem. - Przepraszam, ale czekam na firmę transportową.

Chłopak położył swoją skórzaną kurtkę na jednym z pudeł. Zaczął obchodzić mieszkanie, a mnie zazdrość tak dawała po dupie, że prawie krzyknąłem, aby wypieprzał. Gdzie tu sprawiedliwość, skoro on może mieszkać w Warszawie, a ja w jakiejś mieścinie pod Lublinem. Z rozmyślań wyrwał mnie glos podziwiającego mieszkanie.

- Gdzie jest kibel?

Pokazałem ręką i dopiero teraz lepiej mu się przyjrzałem. Był całkiem niczego sobie facetem. Opięta koszulka w stylu Ricky'ego Martina uwidaczniała dość wyraźnie muskulaturę. Czarne dżinsy przylegające do ciała spowodowały u mnie pęcznienie w wiadomym miejscu. Pomyślałem sobie, że ten ostatni dzień w stolicy mógłby się skończyć czymś przyjemnym.

- Jacy są sąsiedzi? No, czy nie przeszkadzają im imprezki i te sprawy? - z marzeń wyrwało mnie znowu jego pytanie.

- Raczej nie.

- Mam na imię Rafał - przedstawił się.

- Robert - podałem mu rękę.

- Czemu się wyprowadzasz?

- Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze - odrzekłem.

- Myślałem, że o dziewczynę.

- Nigdy w życiu.

Miałem wrażenie, że zaczyna mnie badać.

- Lubisz chodzić do klubów? Ja często chodzę do Fantoma.

Teraz byłem pewien, o co mu chodzi. Ja też często tam chodziłem, chociaż nigdy nie widziałem tam Rafała.

- Tak, też tam byłem kilka razy.

- Mogę zadzwonić?

Pokazałem, gdzie jest telefon. Po kilku minutach wrócił i powiedział:

- O ósmej będą na nas czekać pod blokiem. Myślę, że będę miał dla Ciebie pracę. Ale póki co, to mamy kilka godzin.

To mówiąc podszedł do mnie, objął silnie i zaczął całować. Zaskoczony zaistniałą sytuacją nie stawiałem oporu. To było jak sen. Nieprawdopodobne, a jakże podniecające. Nasze usta zaczęły pożerać się wzajemnie. Podgryzałem wargi Rafała i czekałem z utęsknieniem, aż on zrobi to samo. Ale mój Apollo zaczął całować moją szyję i kark. Popuścił swój silony uścisk i zaczął wodzić dłońmi po moim ciele. Moje zakolczykowane sutki stanęły jakby to one przeżywały wzwód, a nie mój członek. Pozbyłem się szybko koszulki. Mój kochanek dopadł mojej klatki i swoim szorstkim językiem błądził wzdłuż mostka. Dreszcze podniecenia przeszywały cale moje ciało, a on przygryzał sutki i ssał je jakby chciał wyrwać mi kolczyki. Stopniowo język mojego kochanka zaczął się przesuwać w dół, wzdłuż linii za­rostu, do pępka. Nie mogłem wytrzymać. Marzyłem tylko o jednym - aby Rafał wessał mojego członka aż po samą nasadę. On się jednak zatrzymał na pępku, który wylizywał. Jego język wciskał się coraz głębiej i głębiej. Kiedy już przestał i miałem nadzieję, że zejdzie niżej, odwrócił mnie. Stałem tyłem do niego. Dłońmi błądził po moim kroczu. Rozsunął suwak i jednym, energicznym szarpnięciem ściągnął mi spodnie ze slipa­mi. Język Rafała zaczął wdzierać się między moje pośladki. Pochyliłem się, żeby mu od­słonić wejście do mojej jaskini rozkoszy. Spocona dupa stała się przystanią dla jego języka na dobre dziesięć minut. W tym czasie zwijałem się w ekstatycznych dresz­czach. Wdzierający się do środka mojej dupy język dawał mi tyle przyjemności, co niejeden chuj. Ale pragnąłem czegoś więcej. Rafał przerwał i ponownie mnie odwrócił. Jego język przeczesywał mój gęsty czarny zarost. Podniecenie cały czas we mnie wzbierało. Myślałem, że nadszedł ten wymarzony moment obciągu, ale nie. Rafał masował moje pośladki i ni stąd ni zowąd gwałtownym ruchem wbił kciuka w moją dupę. W oczach mi pociemniało, a z kutasa zaczęła falami bić gorąca sperma. Rafał nie starał się jej spijać, lecz łapał ją na twarz. Zmęczony, siadłem, wsparty na rękach, na podłodze. Rafał rozebrał się całkowicie.

- To dopiero początek - powiedział.

Uklęknął nade mną i zaczął ssać moją pytę. Obspermiony członek powoli zaczął. się podnosić. Rafał masował swojego kutasa, jednocześnie ssąc mojego. Zabawa nabierała rumieńców. Postanowiłem się odwdzięczyć i przesunąłem się w jego stronę. Teraz w pozycji „69” mogliśmy dogadzać sobie nawzajem. Fiut mojego Apollina był całkiem przeciętnych rozmiarów, ale miał w sobie coś, czego jeszcze nie spotkałem u żadnego chłopaka. Nie potrafiłem wybadać, co to jest. Ale nie miałem na to czasu. Rafał stanął nade mną. Usiadłem, tak że jego chuj był na wysokości moich ust. Mogłem całkiem swobodnie wylizywać jego wydepilowane jaja i obciągać laskę.

W pewnym momencie usłyszeliśmy szmer. Przy drzwiach stało dwóch byczków w strojach roboczych. Jeden był blondy­nem, a drugi szatynem. Ze spodni wystawa­ły im kutasy, nieźle już obślinione. Musieli stać i się przyglądać niezłą chwilkę. To byli ­tragarze z firmy przewozowej, która miała ­przetransportować moje rzeczy pod Lublin. Rafał powiedział:

- Nie stójcie tak, tylko się przyłączcie.

Obaj zdjęli swoje uniformy i podeszli do nas. To byli świetnie zbudowani kolesie w wieku około trzydziestki. Blondasek podszedł do mnie i zakomenderował zmianę, podstawiając mi swego kutasa pod nos. Językiem zacząłem wodzić po oślinionej żołędzi. Starałem się wcisnąć językiem w dziurkę na samym czubku. Blondyn z impetem wcisnął mi kutasa w usta i zaczął rytmicznie poruszać biodrami. To jedna z moich ulubionych zabaw, więc szybko złapałem rytm. Tymczasem Rafał poszedł w ślinę z szatynem. Całowali się mocno i namiętnie, aż mi się zrobiło zazdrość. Rafał swoją ręką brandzlował fujarę chłopaka. Ten stękał, ale nie przestawał całować Rafała. Śluz z kutasa zaczął rozchodzić się po ręce Rafała, któ­ry rozprowadzał go po zaroście i torbie byczka.

Po pewnym czasie szatynek zarządził zmianę i teraz to on stał nade mną. Zacząłem czyścić jego klejnoty ze spermy. Doszedłem do samego kutasa, który szybko zagościł w moich ustach aż po nasadę. Zębami delikatnie przygryzałem główkę i masowałem jej czubek językiem. Szatyn zaczął jęczeć coraz głośniej. Wyplułem jego fleta, aby zabawa nie skończyła się zbyt szybko. Odwróciłem go i teraz ja językiem zacząłem­ się wciskać w dupsko chłopaka. Słonogorzki smak sprawiał większą przyjemność mnie niż jemu moje lizanie. To pozwoliło na uspokojenie wzburzonych do granic wytrzymałości jąder szatyna, przy jednoczesnym stałym podnieceniu. Ręką stymulowałem chuja, a językiem wchodziłem coraz głębiej.

W tym czasie Rafał dał kutasa do obciągnięcia blondynowi. Leżąc Rafał wyginał się i jęczał jakby miał zaraz dojść. Jego jęki podpowiadały partnerowi, ze powinien wziąć się za inną robotę.. Blondyn podniósł się i uklęknął na kolanach. Podniósł nogi Rafała i położył je na swoich ramionach. Sterczący kutas blondyna zaczął powoli wchodzić w dupę Rafała. Bez problemu zagościł w niej. Rytmicznymi ruchami byczek wciskał swoją pałę w odbyt i całkowicie ją wyjmował. Dupa Rafała z chlupotaniem wsysała kutasa. Rozpoczęła się ostra jazda.

Miałem wrażenie, że na mnie też już pora. Oparłem się łokciami o największe pudło i wypiąłem w stronę szatyna. Chłopak od razu zrozumiał, o co chodzi. Z rozmachem jednym pchnięciem wbił się w mój odbyt. Myślałem, że zemdleję. W jednej chwili poczułem przerażający ból i nieziemską rozkosz. Nakładanie się tak różnych dwóch uczuć nie może się skończyć inaczej jak orgazmem. Poleciałem na podłogę i pudło. Zapach mojej spermy rozszedł się po pokoju, a biała plama na podłodze stawała się stopniowo przezroczysta. Byczek dymał mnie z całych sił. Mój kutas pomimo drugiego w tym dniu spermoplucia nie zwiotczał. Stał twardy jak bandera, czekając na swoją kolej. Szatyn zaczął jęczeć. Jego mięśnie drgały i czułem, że wstrzymuje orgazm. Wreszcie wyszedł ze mnie i ręką zaczął kończyć to, co zaczął w środku. Odwróciłem się i usiadłem na przeciw klęczącego byczka. W dłoń chwyciłem swoją dzidę i ruchami posuwisto-zwrotnymi zacząłem się doprowadzać do ekstazy. Ten widok przesądził o końcu. Szatynek poleciał prosto na mój tors i uda. Chlapa tak na odległość ponad metra. Po wszystkim opadł na podłogę.

W międzyczasie Rafał i blondyn zmienili pozycje. Teraz to blondynek przyjmował: w sobie kutasa Rafała, siedząc na nim okrakiem. Typowe ujeżdżanie. Podnosząc się w górę i dół blondyn obijał jajami o pępek Rafała, który ręką go brandzlował. Blondy­nem szarpnęło i strugi spermy poleciały na: klatkę i dłonie Rafała. Blondyn osunął się na: podłogę i usiadł obok swego kolegi. Podszedłem do Rafała i położyłem się na nim. Sperma dwóch fajnych byczków na naszych ciałach się zmieszała. To było bardzo podniecające: dzieliła nas tylko sperma, i to, nie nasza, a dwóch obcych facetów.

Zmieniliśmy pozycję. W końcu Rafał musiał opróżnić jaja, a ja dzisiaj nie jebałem. Wszedłem głęboko, ale powoli w dupsko Rafała i zacząłem je dymać. Klęcząc przede mną, Rafał zaczął gładzić się ręką po ob­spermionej klatce. Moja dłoń spoczęła, a właściwie wzięła w obroty Rafałowego kutasa. Obojgu nam brakowało bardzo niewiele, więc szybko zaczęliśmy dochodzić. Szarpnęło najpierw Rafałem i między moimi palcami poleciała biała struga. Odwróciłem go i obspermioną ręką złapałem za swojego kutasa. W końcu Rafał, prowokator całej sy­tuacji, nie spróbował jeszcze mojej spermy. Kilkoma gwałtownymi ruchami doprowadziłem się do trzeciego wytrysku tego dnia. Moja wodnista i przezroczysta sperma popłynęła prosto w usta Rafała. Na koniec na­sze usta złączyły się w pocałunku. Nasze ję­zyki wodziły po mojej obspermionej ręce, zlizując wszystko dokładnie.

Gdy skończyliśmy naszą zabawę, docho­dziła godzina ósma. Tragarze znieśli pudła z moimi rzeczami do samochodu. Mieli je odstawić do Lubartowa za dwa dni, kiedy to i ja miałem się tam zgłosić. Obaj z Rafałem wzięliśmy prysznic i zeszliśmy przed klatkę, gdzie czekał na nas nowiutki mercedes. By­łem ciekaw, co za pracę mi załatwił Rafał. Schodząc po schodach Rafał powiedział:

- Wiesz, co? Chyba się zdecyduję na to mieszkanie. Może nam się przydać.

Nie wiedziałem, co ma na myśli, i praw­dę mówiąc bałem się zastanawiać nad tym. Miał rację, ale o tym opowiem Wam następ­nym razem. Jedno jest pewne: to był pierw­szy cud tego dnia, który wyrwał mnie z marazmu i melancholii.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
projekt 139 dzień cudów DMR 1807
Gardner Darlene Dzień cudów i magii
Dzien 2 Skutki przewlekłegostres
Dzień po dniu
7 CUDÓW ŚWIATA
DZIEŃ
SIEDEM CUDÓW SWIATA STAROŻYTNEGO ppt
RR dzień serca
Dzien zaduszny w zwyczajach
Dzień Babci i Dzień dziadka
13 [dzień 5] Kościół tropicieli grzechu
24 [dzień 15] Cukierek, albo do kąta, czyli modlitwa Perfekcjonisty
Oto jest dzień
Prezentacja ze stopami zwrotu z funduszy na dzień 31 08 2015
18 1 [dzień 9] Słów kilka o modlitwie do Architekta Puzzli

więcej podobnych podstron