Obama przybył do Europy w celu ratowania „Projektu Ukraina”
Posted by Marucha w dniu 2014-03-25 (wtorek)
Prezydent Stanów Zjednoczonych rozpoczął 24 marca prawie tygodniową podróż po Europie. Ma on odwiedzić Amsterdam, Hagę, Brukselę, Watykan, Rzym. Swoje tournée po świecie zakończy on wizytą w Arabii Saudyjskiej.
W Waszyngtonie nikt nie ukrywa „ukraińskiego zabarwienia” podróży. Biały Dom musi ratować projekt „odcięcia Ukrainy” od Rosji, który po przyłączeniu Krymu do Federacji Rosyjskiej 18 marca obrał zupełnie inny kierunek, niż zaplanowały Stany Zjednoczone. Niektórzy obserwatorzy w Stanach Zjednoczonych nie wykluczają prawdopodobieństwa „niezapowiedzianej” wizyty Obamy w Kijowie. Miałoby to na celu ugruntowanie wizerunku praworządności obecnego gabinetu.
Jeśli będziemy wnioskować na podstawie tego, co już zostało powiedziane przez Biały Dom i Departament Stanu, to okaże się, że przeważa antyrosyjska retoryka. Kulminacji należy oczekiwać 26 marca. Wtedy Obama wygłosi w Brukseli programowe przemówienie geopolityczne. W stolicy Belgii obradować będzie szczyt UE-USA i odbędzie się spotkanie z sekretarzem generalnym NATO. Obama weźmie również udział w obradach szczytu bezpieczeństwa jądrowego w Hadze i w nadzwyczajnym szczycie G7. Na nim będzie on próbował przeforsować sankcje handlowe przeciwko Rosji.
Nikt nie spodziewa się żadnych niespodzianek po spotkaniu Obamy z Rasmussenem. Jednak Unia Europejska to zupełnie co innego. Zagonić całą Europę w zbite stadko sankcji przeciwko Moskwie, co jest podstawowym celem tej podróży, raczej Obamie się nie uda. Europejczycy nie wykazują chęci do pełnienia roli instrumentu w nacechowanej rusofobią polityce amerykańskiej administracji. Tym bardziej, że proponuje się im także zapłacenie za tę politykę sankcjami handlowymi przeciwko Rosji.
Trudno sobie wyobrazić, aby Europa zgodziła się na wojnę handlową z Rosją, powiedziała analityk z Instytutu Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych Natalia Kalinina:
Obecnie gospodarka światowa jest scalona tak mocnymi więziami, że jeden krok w lewo czy w prawo może spowodować zawalenie się całej konstrukcji. Dlatego wszystkie rozmowy na temat sankcji pozostaną jedynie rozmowami. Będzie to przeważnie presja polityczna ze strony Stanów Zjednoczonych, jednak realna współpraca gospodarcza między Rosją a Europą zostanie zachowana.
Europejskie gazety piszą, że do brukselskiej części wizyty Obamy bez fiaska ukraińskiego Stanów Zjednoczonych w ogóle by nie doszło. Szczyty UE-USA za rządów administracji Obamy już nie są zwoływane. Europa była oburzona z tego powodu, że NSA za Obamy szpiegowała Europejczyków, podsłuchiwała rozmowy telefoniczne przywódców państw i czołowych polityków. Obama odmówił dawania jakichkolwiek gwarancji, że więcej się to nie powtórzy. Nie chciał dawać takich gwarancji również w porozumieniu z Unią Europejską.
Gdyby nie doszło do „wybuchu ukraińskiego”, Obama musiałby wysłuchiwać całego chóru Europejczyków, zirytowanych zachowaniem Ameryki. Biały Dom liczy na to, że urządzony przy jego udziale kryzys ukraiński odsunie niezadowolenie Europejczyków na drugi plan. Plany Obamy odnośnie negocjacji z Europą wyglądają w przybliżeniu następująco: poradźmy sobie najpierw z problemem ukraińskim, a dopiero potem możemy zająć się sobą.
„Gdyby nie doszło do kryzysu na Krymie, to plan podróży prezydenta byłby całkiem inny”, powiedziała dyrektor programów europejskich waszyngtońskiego Centrum Badań Strategicznych i Międzynarodowych Heather Conley. Jej zdaniem tematyka ukraińska „pomniejszyła wyzwania i rozczarowania, jakie nagromadziły się w stosunkach amerykańsko-europejskich, jednak ich nie usunęła”.
W europejskiej prasie więcej jest obecnie antyrosyjskich publikacji, niż obiektywnych wypowiedzi. Jednak postawa wobec wydarzeń zmienia się coraz bardziej. Dziś gazeta The Independent opublikowała z okazji podróży Obamy obszerny artykuł byłego ambasadora Wielkiej Brytanii w Rosji w latach 2004-2008 sir Tony'ego Brentona. Nie sposób powiedzieć, że jest on przychylnie nastawiony do Moskwy. Były ambasador Jej Królewskiej Mości proponuje uznanie faktu scalenia Krymu z Rosją za nieodwracalny.
Brenton wymienia wszystkie przyczyny niechęci Rosji wobec Zachodu. Jak sam mówi zarówno realne, jak i urojone. Są to m.in. ekspansja NATO na Wschód, wspieranie separatystów czeczeńskich, poparcie rusofoba Saakaszwilego, i wspieranie nieprawowitego, na wpół faszystowskiego rządu rusofobów w Kijowie. Proponuje on rezygnację z grożenia Moskwie, z jej izolowania, natomiast wzywa do zrozumienia jej racji i do wznowienia dialogu.
Rosja na taki dialog jest przygotowana, powiedział rosyjski ekspert, doradca Rosyjskiej Akademii Nauk Wilen Iwanow. Dowodzi tego fakt, że Moskwa na razie nie odpowiada na amerykańskie sankcje bankowe:
To, że nie udzieliliśmy do tej pory analogicznej odpowiedzi, stanowi przejaw mądrości. W tej sytuacji nie sprzyjałoby to poprawie sytuacji na arenie międzynarodowej. Ewentualnie, jest to również dowodem na to, że bardzo poważnie traktujemy mechanizm sankcji.
Bez uwzględnienia interesów Rosji i jej obaw nie dojdzie do żadnego uregulowania sytuacji ani wokół Ukrainy, ani też wewnątrz tego kraju, wyraża przekonanie dyplomata. Refleksje Brentona są warte tego, aby je zacytować. Tym bardziej, że Stany Zjednoczone rzadko muszą wysłuchiwać czegoś podobnego od swego najwierniejszego sojusznika w Europie.
„Chociaż Zachód potrafił osiągnąć imponującą jedność wobec umiarkowanych sankcji, będzie ją skrajnie trudno zachować, jeśli osiągniemy poziom, na którym nasze własne gospodarki narażone zostaną na realny ból. Ukraina, nawet bez Krymu, jest tak mocno związana z Rosją (zwłaszcza przez rosyjskojęzyczny wschód i rosyjski gaz), że ani rozkwit, ani zarządzanie krajem nie będzie możliwe bez pomocy Moskwy”.
„Rosja, nie udzielając dotychczas odpowiedzi na nowe sankcje ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, wyraża gotowość do łagodzenia sytuacji”. Nasi ministrowie, zwłaszcza premier, powinni odpowiadać na to nawiązywaniem dialogu, lecz bez krzyków, jak to było dotychczas. Trzeba by było w większej mierze brać pod uwagę realne zaniepokojenie Rosji, które sprowadza się do tego, że Zachód przygotowuje się do wchłonięcia Ukrainy.”