Czy to jeszcze Hiszpania?
Różnorodność - etnograficzna, językowa, a nawet klimatyczna - jest jedną z głównych cech charakterystycznych Hiszpanii. Duża powierzchnia Półwyspu Iberyjskiego, poprzecinanego dodatkowo wieloma pasmami górskimi, a także uwarunkowania historyczne sprawiły, że każdy z regionów kraju posiada pewną odrębność. W poprzednich wiekach przyjmowano za oczywiste, że wszystkie te ludy należą do narodowości hiszpańskiej, łącznie z Baskami. Z tego właśnie szczepu pochodził między innymi św. Ignacy de Loyola. Jeśli za czasów I Rzeczypospolitej funkcjonowało powszechnie zjawisko "gente ruthenus, natione polonus", (ze szczepu ruskiego, z Narodu Polskiego), to do dzisiaj tożsamość części mieszkańców niektórych regionów można by określić mianem np. "gente catalonus, natione hispanus".
Zagrożona jedność
Mniej więcej od końca XIX w. pojawiają się w Hiszpanii idee separatystyczne - przede wszystkim w Kraju Basków - bazujące na odrębności językowej, a więc podobnie jak w przypadku powstałego w tym samym okresie separatyzmu litewskiego w Polsce. Ściśle rzecz biorąc, język baskijski różni się od hiszpańskiego znacznie bardziej niż litewski od polskiego - jest bowiem zupełnie niespokrewiony z żadnym innym językiem europejskim - czy to z pnia aryjskiego (polski, hiszpański), czy też euroazjatyckiego (fiński, węgierski).
Separatyści baskijscy - w Hiszpanii zwani nacjonalistami - odnieśli sukces. Kiedyś Baskowie i mieszkańcy Nawarry byli znani ze swego patriotyzmu i przywiązania do hiszpańskości. Dziś państwo hiszpańskie uznaje istnienie narodu baskijskiego, a Kraj Basków ma znaczną autonomię. Język baskijski jest używany tak powszechnie, że w wielu miejscach nie umieszcza się wręcz napisów po hiszpańsku, co stanowi przede wszystkim utrudnienie dla przyjezdnych.
Mimo to nacjonaliści baskijscy wysuwają dalsze żądania. Część z nich nie ukrywa, że ich celem jest wykrojenie z Hiszpanii osobnego państwa, niektórzy mają dość ambitne żądania terytorialne, marząc o poprowadzeniu przyszłej granicy w okolicach Burgos, miasta leżącego w Kastylii - "wzorcowo hiszpańskim" kraju Półwyspu.
Idee separatystyczne zyskały również posłuch w innych regionach kraju. Zazwyczaj wykorzystuje się przy tym pewną odrębność językową, która z przyczyn wymienionych na początku jest w Hiszpanii oczywista. Jednym z takich wyraźnie różniących się od hiszpańskiego (kastylijskiego) języków jest właśnie kataloński. Stąd od pewnego czasu również mieszkańców tego regionu informuje się, że stanowią odrębny naród. Co za tym idzie, ich kraj jest "okupowany" przez Hiszpanów. Wokół tego twierdzenia zbudowana jest cała ideologia zwana po hiszpańsku victimismo, od victima - ofiara. Zgodnie z nią, Hiszpanie to agresywni najeźdźcy, a Katalończycy - bezbronne ofiary. W ten sposób przedstawiono między innymi ostrzeżenie jednego z generałów, który oświadczył, że armia będzie bronić jedności kraju. A przecież obrona integralności terytorialnej państwa oraz jego konstytucji jest jednym z podstawowych zadań armii. Sprawy zaszły tak daleko, że kwestią jedności Hiszpanii jako dobra mającego określoną wartość moralną zajęli się nawet hiszpańscy biskupi na zeszłotygodniowej, nadzwyczajnej sesji Konferencji Episkopatu. Postanowili oni, że opracują instrukcję "poświęconą tematom absorbującym opinię publiczną", w tym jedności Hiszpanii, gdyż sprawa ta może mieć implikacje moralne.
O tym, jak przewrotna jest propaganda victimismo, świadczy przypadek Carmelo Gonzáleza. Od kilku dni prowadzi on w Barcelonie głodówkę protestacyjną, żądając dla swojej córki możliwości nauki w języku hiszpańskim. Nauka hiszpańskich dzieci w Hiszpanii po hiszpańsku wydaje się czymś oczywistym, w dodatku w Katalonii jest ona zagwarantowana odpowiednią ustawą. Jednak González usłyszał od dyrekcji placówki, że jeśli ma podobne wymagania, niech pośle córkę do prywatnej szkoły.
Protestujący ojciec już wcześniej otrzymywał szereg e-maili zawierających wyzwiska i groźby. Pierwszego dnia głodówki przeciwnicy pojawili się na placu przed siedzibą władz regionalnych, gdzie González prowadzi swój protest. Na szczęście skończyło się na agresji słownej. Natomiast nad ranem w sobotę pojawił się sędzia w towarzystwie dwóch policjantów - próbowali oni bez powodzenia przekonać głodującego do opuszczenia placu.
Lewicowy projekt
W takiej atmosferze odbyło się głosowanie w sprawie statutu Katalonii. Został on uzgodniony przez rządzącą w Hiszpanii lewicę i nacjonalistyczne partie katalońskie. Jego pierwotny projekt, który przedstawili nacjonaliści, przewidywał ustanowienie odrębnego państwa. Jednak również ostatecznie przyjęta wersja statutu jest dość daleko idąca. Preambuła wprowadza do systemu prawnego pojęcie narodu katalońskiego. W tekście znacznie zwiększono postulowaną autonomię regionu praktycznie we wszystkich dziedzinach.
Po zaakceptowaniu dokumentu przez Parlament Katalonii i Kortezy Generalne został on ratyfikowany w referendum. Przypomnijmy, że frekwencja przy urnach wynosiła zaledwie 49 proc. Statut poparło 73 proc. głosujących.
Niewielka frekwencja i poparcie zaledwie jednej trzeciej dorosłych Katalończyków jest uznawane za polityczną porażkę twórców statutu, w tym premiera Zapatery, który osobiście zaangażował się w tę sprawę. Niewątpliwie dowodzi również, że mieszkańcy regionu nie uznają dokumentu za niezbędny im do życia. Wprowadzenie tak daleko idących zmian ustrojowych bez wyraźnego poparcia społecznego może w przyszłości doprowadzić do znacznych napięć. Nie stanowi dobrej prognozy na przyszłość także sposób prowadzenia kampanii referendalnej, w zasadzie jednostronnej na rzecz "tak", oraz zaostrzanie retoryki "my" - "oni" między stronami sporu.
Z prawnego punktu widzenia referendum jest ważne, mimo niskiego udziału głosujących. Przeciwnicy aktu wskazują jednak, że jego zapisy wykraczają poza normy ustawy zasadniczej (mówi się wręcz: konstytucja Hiszpanii 1978-2006) i zapowiadają zaskarżenie statutu do trybunału konstytucyjnego. Nie wiadomo, czy odniesie to jakikolwiek skutek. Istnieją obawy, że sędziowie wydadzą wyrok odpowiedni do realiów politycznych, czyli mówiąc wprost - taki, jakiego oczekuje obecna większość parlamentarna.
Tworzą nowe narody
Zapatero i socjaliści otwarcie przyznają, że ich celem jest tzw. Hiszpania pluralistyczna. Co to oznacza? Różnorodność jest w Hiszpanii oczywistością, jej kreować nie trzeba. Raczej więc chodzi o popieranie kolejnych tendencji separatystycznych. Katalonia, przyjmując nowy statut, wyszła niejako przed szereg, obecnie jej śladem na pewno będą chcieli podążyć nacjonaliści baskijscy, którzy już w ubiegłym roku próbowali dokonać kroków dalej idących - przekształcenia Hiszpanii w dobrowolną federację, której podmiotem byłby Kraj Basków.
Także pod pretekstem różnic język owych próbuje się tworzyć kolejną narodowość - galicyjską. Galicja leży na zachodzie Hiszpanii (na północ od Portugalii) i w świecie kojarzy się przede wszystkim z sanktuarium św. Jakuba Apostoła w Composteli, celem licznych pielgrzymek i miejscem spotkania Jana Pawła II z młodzieżą w 1989 r.
Galicyjski dialekt (gallego), który przypomina nieco portugalski, już uzyskał status odrębnego języka, jednak obecnie tendencje nacjonalistyczne nie są w tym regionie tak silne, jak w Kraju Basków czy Katalonii. Kreuje się też narodowość andaluzyjską. Nic więc dziwnego, że Hiszpanie obawiają się nie tylko oderwania jednej dzielnicy, ale faktycznego rozpadu państwa, z którego w końcu pozostanie sama Kastylia.
Tu znów trudno nie dostrzec analogii z historią Polski. Na terenach, które niegdyś były tak samo Polską jak Mazowsze czy Wielkopolska, dziś rdzenna ludność, która pozostała wierna narodowości swoich przodków, jest u siebie mniejszością narodową - ciekawe, że w Katalonii o Hiszpanach, podobnie jak na Litwie o Polakach, zaczyna się mówić jako o elemencie napływowym.
Z chwilą, gdy większość mieszkańców danego terenu szczerze pragnie oderwania swoich ziem od dotychczasowej ojczyzny, jedność może być utrzymana jedynie przemocą, co ostatecznie jest niekorzystne dla obu stron. Jednak, jak pokazują wyniki głosowania w Katalonii, trudno mówić o powszechnej determinacji Katalończyków w uzyskaniu odrębności narodowej, choć nacjonalistyczna propaganda niewątpliwie przyczynia się do narastania wrogości.
I znów polskie nawiązanie. Kresy zostały w sensie świadomości narodowej miejscowej ludności oderwane od Polski w czasach niewoli, z oczywistej inicjatywy zaborców. Nacjonalizmy na Półwyspie Iberyjskim przybierają na sile mimo istnienia suwerennego państwa hiszpańskiego, a nawet z aktywną pomocą rządu w Madrycie. Dla polityków w regionach mnożenie państwopodobnych bytów to oczywiście więcej stanowisk, więcej władzy, może też większa możliwość robienia przekrętów, które przecież zdarzają się nie tylko u nas. Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (sic!) José Luisa Rodrigueza Zapatery też ma struktury terytorialne - to może w jakiś sposób tłumaczyć porozumienie socjalistów z nacjonalistami.
Rewolucyjna wizja
Krytycy obecnej władzy wskazują, że idea tak zwanej Hiszpanii pluralistycznej wpisuje się w szerszy kontekst polityki obecnej władzy. Wymienia się kapitulancką postawę wobec Maroka, zarówno w kwestii coraz wyraźniejszych rewindykacji terytorialnych Rabatu, jak i désintéressement Madrytu, jeśli chodzi o okupację Sahary Zachodniej. Kraj ten, niegdyś kolonia hiszpańska, został zajęty przez wojska marokańskie 30 lat temu i mimo wielu wysiłków Saharyjczycy nie są w stanie wywalczyć sobie niepodległości. Brak hiszpańskiego wsparcia jest tu bardzo niekorzystny.
Jednocześnie socjaliści, jak w iemy, zdecydowanie prowadzą politykę ograniczania praw katolików i niszczenia tradycyjnej rodziny. Wszystko razem wygląda więc na realizowanie jakiejś konkretnej lewicowej wizji. Wizji bardzo rewolucyjnej, która buduje nowe podziały, ale też rozdrapuje zabliźnione rany. Lewica, walcząc z Bogiem i Hiszpanią, po ponad 30 latach od śmierci Franco, powraca do całkowicie historycznych sporów. Atak na tę część pamięci historycznej, jaką są czasy dyktatury, może zniweczyć sukces hiszpańskiej transformacji, która na niwie politycznej oznaczała przede wszystkim rezygnację z definiowania swoich sympatii jako funkcji stosunku wobec przeszłości.
Lewicowa wizja z całą pewnością jest odmienna od wizji Benedykta XVI. Wydarzenia za Pirenejami niewątpliwie absorbują uwagę Ojca Świętego, który wypowiadał się o sprawach hiszpańskich już na początku swojego pontyfikatu. Trudno oczekiwać, by tematy te zostały pominięte w czasie zbliżającej się pielgrzymki do Walencji na Światowe Spotkanie Rodzin. Przy okazji tej podróży Papież przyjmie zresztą na audiencji premiera Zapaterę.
Katolicy hiszpańscy podkreślają, że ich kraj został jako drugi w kolejności wybrany przez Benedykta XVI jako cel zagranicznej podróży apostolskiej - zaraz po Polsce.
Krzysztof Jasiński
3