Grzegorz Jagodziński
KONCEPCJE POCHODZENIA SŁOWIAN - 3
analiza języka • pokrewieństwo z innymi językami
FAKTY LINGWISTYCZNE - ANALIZA JĘZYKA
1. W słowiańskim inny jest pradygmat odmiany i gramatyczny status liczebników 2, 3 i 4, a inny 5 - 10. Wg Bańkowskiego ma to świadczyć, że Słowianie używali koni, według mnie mierne to świadectwo. Po pierwsze, liczyć można w czasie postoju, a wtedy zwalnia się palce. Trudno jest galopować i jednocześnie liczyć. Po drugie, psychologowie wykazują, że bez udziału palców czy czegokolwiek innego człowiek jest w stanie ustalić ilość od 1 do 7 przedmiotów. Innymi słowy, aby policzyć np. "sześć", wystarczy po prostu spojrzeć. Po trzecie, im wyraz jest częciej używany, tym ma większą szansę pozostać archaiczny. Wśród liczebników często używa się właśnie 2, 3, 4, im wyższy liczebnik, tym rzadszy. Z wyjątkiem 10, używanego częciej niż inne. W słowiańskim słowo 10 istotnie wykazuje ślady dawnej odmiany liczebnikowej (Bańkowski woli to przemilczeć).
Moim zdaniem świadczy to, że liczebniki 5 - 9 zostały zastąpione przez rzeczowniki nie z powodu używania koni, ale z powodu względnej rzadkości użycia. Porównaj angielskie two years, forty years (składnia liczebnikowa), ale a hundred of years (składnia rzeczownikowa). W słowiańskim podobna zmiana zachodzi już od pięciu. Moim zdaniem argument ten niczego nie dowodzi.
2. W słowiańskim istnieje słowo płacha oznaczające w różnych kontekstach i dialektach różne rodzaje kawałków drewna, etymologicznie za znaczy "coś pływającego", co oznacza, że Słowianie żyli kiedyś w okolicach, gdzie drewno nie rosło (w lesie), a przypływało (rzekami). Moim zdaniem niekoniecznie. Po prostu nazwą płacha określano przypływające z prądem rzek kawałki drewna (a potem w ogóle kawałki drewna), podczas gdy na "drewno rosnące" (czyli na drzewa) używano innych nazw. Wydaje mi się wręcz, że związek między drzewo a drewno, drwa jest oczywisty. Nie widzę podstaw do poważnego traktowania tego argumentu.
3. Nazwa Slověni w tej właśnie formie trwa w najstarszych pismach słowiańskich. Gdyby to określenie miało słowiański rodowód, oczekiwalibyśmy końcówki-e, występującej w innych nazwach z przyrostkiem -ěn- lub -an- (typu Polanie), a nie -i. Termin Slověni nie ma jasnej etymologii słowiańskiej, a ze względu na nietypową końcówkę (wyglądającej na przeniesioną żywcem z łacińskiego terminu Sclave:ni:) należy podejrzewać, że jest zapożyczony. Łaciński terminsclavus znaczy 'niewolnik, jeniec wojenny'; sclave:nus to 'pochodzący z rodu niewolników'. Z punktu widzenia łaciny wyraz ten jest derywatem, jego rdzeń nie ma jednak łacińskiej etymologii. W klasycznej łacinie jest nieobecny.
Wypada tu wrócić do sprawy ptolemeuszowskich Souobenoi. Dorzucę jeszcze ciekawy wyraz - swoboda, który nie ma przejrzystej etymologii i występuje również w odmianie słoboda. Moim zdaniem łacinski sclavus i polska swoboda - słoboda związane są ze sobą (choć niewolnika akurat trudno uznać za swobodnego), ale również z etnonimem Słowian. Proto-Słowianie mogli wchłonąć w siebie Souobenoi, kimkolwiek byli, i przejąć ich nazwę. Można fantazjować, dlaczego dla Słowianina swobodny to "wolny", a dla Rzymianina sclavus to "niewolnik" (może to złośliwa zmiana znaczenia?). Wszystko tu obraca się w kręgu hipotez, pozwala jednak przypuścić, że Souobenoi nie byli Słowianami (kontra koncepcji 3) i że byli dawcami obco brzmiącego etnonimu.
4. Nie wierzę w to, że między kobyła i koń nie ma pokrewieństwa. W każdym razie koń zdaje się pochodzić od komoń, albo, jak sądzi Vasmer, od komń (wkomoń -o- wstawione dla ułatwienia wymowy). Stare komń z kolei może wywodzić się od jeszcze wcześniejszego kobń, a tu już widać ewidentny związek zkobyłą i łacińskim caballus ('koń', obok equus). Termin, zdaje się, zapożyczony jest z jakiego nieindoeuropejskiego języka. Kusi mnie nawet zestawienie go z semicką nazwą wielbłąda - kamel / gamal. Ale nie odbiegajmy od tematu. Słowianie zapomnieli własnej nazwy konia (co o niczym nie świadczy, jak każdy argument ex silentio - zapomnieli też starych nazw głowy, ręki i nogi, a przecież organów tych nie postradali!), przyjęli nazwę obcą, być może przyniesioną im przez lud o wiele bardziej "konny" (przypominają się znowu Sarmaci! - a może nawet Scytowie). Koni nie musieli sami nawet hodować, znali je jednak doskonale. I dlatego w ich ustach wyraz koń zmieniał się w sposób nieregularny, co zwykle przytrafia się wyrazom często używanym. Moim zdaniem duży plus dla Sarmatów, minus dla autochtonistów.
FAKTY LINGWISTYCZNE - POKREWIEŃSTWO Z INNYMI JĘZYKAMI
1. Jak pisze Bańkowski, prawdopodobny jest brak (starych) pokrewieństw językowych między bałtyckimi a słowiańskim, a podobieństwa są późne, wtórne i mogą mieć charakter ligi, a nie rodziny, bazować na zapożyczeniach i upodobnieniach, a nie na bliższym pokrewieństwie. Słowiański jest bliższy genetycznie germańskim niż bałtyckim.
Cóż, takie poglądy istotnie wykazują niektórzy, chyba jednak nie przeprowadziwszy wszechstronnej analizy problemu do końca. Zazwyczaj przy tym zakłada się, że Bałtowie i Słowianie to dwie gałęzie ludów indoeuropejskich, które zawsze rozwijały się w bliskim sąsiedztwie. Podkreślić wypada jednak, że poglądy Bańkowskiego, przeczącego choćby wczesnym kontaktom bałto-słowiańskim, należą do zupełnie skrajnych. Podobnie jak wiele innych jego wymysłów, są zupełnie niewiarygodne. Zwłaszcza, że ich autor celowo ignoruje pewne dane językowe, tj. świadomie je przemilcza, aby uzyskać z góry założony obraz.
Tymczasem wśród wszystkich zbieżności leksykalnych języków słowiańskich z innymi językami IE, te bałtyckie są najliczniejsze. Nie sposób udowodnić, że są to wszystko zapożyczenia. Wręcz przeciwnie, uwzględnienie faktów prozodycznych (akcent i intonacja), które kompletnie pomija Bańkowski, zmusza do przyznania, iż ok. 200 - 300 słów znanych jest tylko z bałtyckiego i słowiańskiego i nie występuje nigdzie indziej (wg Stanga; dla porównania odmienne wyliczenia Bańkowskiego wzięte są z powietrza), a ich budowa morfologiczna i prozodia jasno wskazuje, że nie chodzi tu bynajmniej o zapożyczenia, lecz o wspólne innowacje. Takie innowacje stanowią wg Sławskiego ponad 30% wszystkich rzeczowników w bałtosłowiańskim słowniku Trautmanna. Safarewicz z kolei wykazał wielką archaiczność bałto-słowiańskich innowacji czasownikowych. Dowody na genetyczną łączność obu grup znajdziemy także w dziedzinie fonologii, morfologii, słowotwórstwa itd. Do tego wypada dodać pewną liczbę odziedziczonych słów znanych tylko Germanom, Bałtom i Słowianom, jak też takich, które znane są tylko Indo-Irańczykom i Bałto-Słowianom. O tym zresztą w innym miejsu...
Pozostaje wyjaśnić, że obiekcje niektórych uczonych przeciwko uznaniu jedności językowej bałtosłowiańskiej na jakimś etapie rozwoju historycznego tych języków (oczywistej np. dla Sławskiego czy Moszyńskiego) biorą się głównie z faktu braku wspólnej leksyki w dziedzinie pewnych form gospodarki, zwłaszcza rolnictwa. Moim zdaniem nie wynika z tego bynajmniej automatyczny brak istnienia niegdyś wspólnego przodka tych języków. Po prostu w dobie wspólnoty bałto-słowiańskiej nie znano jeszcze wyższych form rolnictwa.
Albo Bałtowie uznali obcą terminologię za bardziej atrakcyjną od odziedziczonej. Analogicznie: z faktu zaniku łacińskiego słowa bellum oznaczającego wojnę, zastąpionego w językach romańskich przez termin pochodzenia germańskiego (typu guerra) lub słowiańskiego (rumuńskie război), trudno chyba wysnuwać wniosek, że Rzymianie byli pacyfistami!
Reasumując, nie widzę podstaw dla negowania genetycznych związków bałto-słowiańskich. Stawiam minus koncepcjom 3, 4 i 7.
2. Tak języki bałtyckie, jak i słowiańskie, posiadają sporo wyrazów typu kentum, które w dodatku nie zawsze sobie odpowiadają. Uczeni spierają się, gdzie takich wyrazów jest więcej. Przykłady: litew. žąsis (satem) wobec polskiego gęś (kentum) lub litew. klausyti (kentum) wobec słuchać (satem). Tłumaczy się to zapożyczeniami z nieznanego kentumowego źródła. Albo też specyficznym rozwojem pierwotnego miękkiego č, które czasem mogło się z powrotem zmienić w k, zwłaszcza jeśli rdzeń zawierał s (reguła Meilleta), co słusznie zauważa Bańkowski. Zmiany tego typu były nie dość regularne, aby we wszystkich dialektach bałto-słowiańskich zapanował jednolity obraz. Moim zdaniem nie dowodzi to niczego szczególnego, a zwłaszcza braku jedności bałto-słowiańskiej.
3. Podobno bardzo liczne są zbieżności wyłącznie słowiańsko-germańskie (zdaniem Bańkowskiego trzykrotnie liczniejsze od bałto-słowiańskich). Tymczasem zarówno w sferze leksyki jak i morfologii w rzeczywistości TRUDNO znaleźć wiarygodne przykłady (także w słowniku Bańkowskiego)! Owszem, istnieje spora grupa wspólnych wyrazów germańsko-bałto-słowiańskich, część z nich to zapewne wspólne zapożyczenia z przedindoeuropejskiego substratu. Istnieją też wyrazy znane jedynie językom germańskim i bałtyckim. Natomiast większość wyrazów uznawanych za innowacje słowiańsko-germańskie to w rzeczywistości zapożyczenia bądź relikty słów ogólno-IE, które gdzie indziej zachowały się szczątkowo. Moim zdanie dowodzi to odwiecznego sąsiedztwa Słowian, Bałtów i Germanów, ale nie sposób dziś chyba wyciągać jakichkolwiek innych wniosków (które języki sąsiadowały bezpośrednio i kiedy, a także gdzie przebiegała granica między nimi).
4. Istnieją natomiast różnego rodzaju podobieństwa (w leksyce, w morfologii) języków słowiańskich do innych języków. Np. mesapijski, wymarły i dość powierzchownie poznany język używany w południowej Italii, ma najwięcej podobieństw do italo-celtyckich, zaś na drugim miejscu są słowiańskie (i ex aequo greka). Rozmieszczenie pewnych nazw rzecznych pozwala przypuszczać, że praojczyzna Mesapijczyków leżała na Górnym Śląsku, w Czechach, na Morawach i w Słowacji. Nawiązania mesapijsko-słowiańskie pozwalają przypuszczać, że obszary tych języków te graniczyły ze sobą. Nie wiadomo tylko kiedy dokładnie Mesapijczycy mieliby zamieszkiwać południową Polskę. Nie wiadomo jak przebiegały granice ich obszaru - te doprawdy trudno wyznaczyc w oparciu o jeden tylko rdzeń ap- 'woda' występujący w toponimii, a tak się właśnie robi. Byłby plus dla autochtonistów, ale zbyt wiele tu hipotez i domysłów. Równie dobrze można przyznać, że toponimy z ap- nie są wcale mesapijskie, ale np. weneckie i wtedy plusa dostałby Trubaczow ze swoją koncepcją dunajską. A może Proto-Słowianie w pewnym okresie mieszkali np. od Dniepru aż po Słowację czy Górny Śląsk? Jeśli rację ma Godłowski, przecież tereny między Dnieprem a Wisłą ktoś musiał zamieszkiwać! Może Słowianie, a może Mesapijczycy? Zbyt wiele tu możliwych rozwiązań i hipotez, aby argument ten miał silniejszą wartość dowodową.
5. Słowiański w żadnym razie nie jest "Mischsprache", co miałoby miejsce, gdyby powstał późno (dopiero ok. 400 ne.) i w wyniku indukcji irańskiego (sarmackiego) na substrat bałtycki. Być może. Bułgarski istotnie uprościł swą gramatykę po najeździe tureckich Protobułgarów. Rosyjski jednak nie jest językiem mieszanym, a przecież wchłonął w siebie język Waregów - Rosów.
A czy łacina jest Mischsprache? A czyż nie wchłonęła np. etruskiego? Znana jest cała lista zapożyczeń z tego języka, a przecież nie spowodowało to jakiegoś uproszczenia gramatyki. W greckim też mamy masę zapożyczeń (pelazgijskich? przedindoeuropejskich?) z człowiekiem (anthro:pos) i morzem (thalatta : thalassa) na czele, ale czy z tego wyniknął mieszany charakter języka?
Na terenie Francji języki celtyckie nałożyły się na liguryjski, baskijski i inne języki przedIE. Na celtyckie nawarstwiła się łacina, a na nią frankoński. Ostatecznie uformował się mieszany francuski. W porządku. Jednak hiszpański miał podobną, a może jeszcze bardziej zawikłaną historię (łacina nałożyła się tu na iberyjski, baskijski, trzy różne fale Celtów, potem przyszli Wizygoci i Arabowie), a jednak nie wykazuje jakichś zasadniczych uproszczeń porównywalnych z francuskim.
Moim zdaniem zachowawczy charakter słowiańskiej gramatyki nie musi być dowodem, że słowiański nie mógł powstać z udziałem superstratów irańskich, mesapijskich, germańskich i Bóg raczy wiedzieć jakich jeszcze. Wynik oddziaływania dwóch języków bywa bowiem bardzo różny i trudno tu o jakie uogólnienia. W każdym razie jest to argument niezwykle słaby.