Uroczysta kolacja
Karol z naszej klasy ma małe pieski i powiedział, że jeśli ktoś chce, to może do niego przyjść i te pieski zobaczyć, bo one są śliczne. Ja chciałem i Magda też, więc umówiłyśmy się, że po obiedzie pójdziemy do Karola.
Dom Karola jest za parkiem, a mama nie pozwala mi samej chodzić przez ten park, dlatego skłamałam, że idę do Marysi oddać jej książkę, a Marysia mieszka bardzo blisko. Przecież wcale nie miałam iść sama przez park, tylko z Magdą, więc uważałam, że nie robię nic złego.
Magda czekała na mnie obok sklepu spożywczego. Przez park przebiegłyśmy i zaraz byłyśmy u Karola, a małe pieski wcale nie były śliczne, tylko prześliczne. Wyglądały jak duże kluski z nogami i ogonami. Przypomniało mi się, jak to było, gdy u nas w domu były małe pieski, dzieci naszej Kropki.
Wszyscy lubiliśmy na nie patrzeć, bo były takie śmieszne i wesołe. I na te psie maluchy u Karola też patrzyłyśmy i patrzyłyśmy, a one albo się przewracały, albo śmiesznie piszczały, przytulały się do swojej psiej mamy i spały.
A czas leciał i leciał, i gdy popatrzyłam na zegarek było już bardzo późno, a ja dawno powinnam być w domu. Po drodze spotkałam Marysię, która akurat wracała ode mnie, bo przyszła po tę nieszczęsną książkę, której niestety do niej nie zaniosłam. Marysia powiedziała, że moi rodzice są bardzo zdenerwowani i że ona mi współczuje tego, co mnie czeka w domu. A tu wrócić trzeba, spojrzeć rodzicom w oczy i przyznać się do kłamstwa.
Chciałam, żeby stało się coś niezwykłego, co mnie uratuje, a moje nogi wcale nie chciały iść szybciej, chyba bały się jak ja tego powrotu do domu. Najbardziej bałam się chwili, gdy otworzę drzwi i ta chwila nadeszła, a moje marzenie spełniło się - stało się dla mnie coś niezwykłego, coś, co mnie uratowało. Czas się nie cofnął, ale w drzwiach stała babcia. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że dziś jest Dzień Babci, a jutro będzie Dzień Dziadka i dziś z tej okazji miała być uroczysta kolacja. Jakoś sama z siebie, ze strachu i ze wstydu zaczęłam płakać, nos mi zwilgotniał i nie mogłam znaleźć chusteczki.
W tym momencie babcia wzięła sprawy w swoje ręce, a raczej mnie, bo mnie mocno przytuliła, zrobiła porządek z moimi oczami i nosem, a potem powiedziała, że każdemu może się przytrafić, że zbłądzi, ale najważniejsze, żeby swoich błędów nie powtarzać. Ja opowiedziałam, gdzie byłam i przeprosiłam.
Dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo wszyscy się denerwowali, gdy Marysia przyszła po książkę, a ja tak długo nie wracałam do domu. Potem była kolacja i herbata z sokiem malinowym, i pyszna szarlotka zrobiona przez babcię. Nie zabrakło też laurki z życzeniami, którą namalowałyśmy razem z siostrą.
Dziadek powiedział, że też kiedyś okłamał rodziców i było z tego powodu dużo kłopotów, ale nie chciał powiedzieć, jakie to było kłamstwo. Powiedział za to, że od tamtej chwili obiecał sobie, że zawsze będzie mówił prawdę i stara się przez całe życie dotrzymywać danego sobie słowa, chociaż czasem jest to bardzo trudne. - Ja też już nigdy nie będę kłamać! - zawołałam tak głośno, aż wystraszyłam Kropkę, bo zaczęła szczekać. - I nigdy już nie sprawię nikomu kłopotu - dodałam, ale trochę ciszej.
Nie wiem, czy ktoś uwierzył w to, co mówiłam, ale ja będę się bardzo starała i już. I wiem, że mam wspaniałą babcię i bardzo kochanego dziadka. babciadziadek KMG