Smok
Wciąż jestem smokiem mającym swój plan,
ścięto mi głowy, a to nie jest żart,
choć tego nie chcę żyję nad stan,
mijają lata, mija twój czas.
Miałem pilnować istotnych tu spraw,
stać zawsze w centrum, gdy wkrada się fałsz,
nikt nie miał wchodzić z butami na tron,
ani brać skarbów, czyniąc gdzieś zło.
Raz przyszedł rycerz, by wzbić się na tron,
nie ważna miłość i wierność dla żon,
miał posag wielki, lecz pragnął wszech miar,
klejnoty wszystkie ze skarbca brał.
Był już bogaty, lecz chytry jak lis,
nikomu nie dał, więc żył, tak jak żył,
dławił się łzami, gdy płakać chciał lud,
lecz nie rozumiał skąd taki ból.
Teraz zawitał kolejny już raz,
chciał ukraść życie i los diabla wart,
więc mu nie dałem, niech idzie stąd precz,
on tak jak przedtem wyjął swój miecz.
Myślał biedaczek, że zwali mnie z nóg,
ścinał mi głowy, doliczył się stu,
burzyło się we mnie, nie mogłem go znieść,
a on tak ścinał, rzucał na śnieg.
Wiałem wciąż ogniem, paliłem co sił
by się wycofał, lub z bólu się wił ,
w końcu wygrałem, bo bram muszę strzec
ty wiesz dziś o tym i ja też wiem.
Mnie nie pokona ni miecz ani czart,
choćby brygada największych tu szła,
jestem wciąż duchem, i moc swoją mam,
nie lubię fałszu, nie lubię zła.
11.11.2009