O interesie narodowym w


O interesie narodowym w "imperium Europa"

Podpisanie przez przedstawicieli Polski traktatu lizbońskiego, który daje zielone światło do budowania "imperium Europa", stawia przed osobami odpowiedzialnymi za nasz kraj wymóg posiadania strategii długookresowej. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w dzisiejszym, nieustannie zmieniającym się świecie tradycyjne podejście do państwa, polityki krajowej i zagranicznej, suwerenności, patriotyzmu, racji stanu wymaga weryfikacji, ale nie rezygnacji. Sukces zawsze bowiem zależy od jasno sprecyzowanego interesu narodowego oraz od konsekwentnego i długotrwałego dążenia do jego realizacji.

Prominentni przedstawiciele "obozu postępu i demokracji", przede wszystkim z kręgu dawnej Unii Wolności, od lat głoszą tezę, że odwoływanie się do interesu narodowego jest "anachroniczne" i pachnie "nacjonalizmem". Według nich, "projekt europejski" zniwelował napięcia między narodami i sprowadził je do wspólnego mianownika, do "wspólnego interesu europejskiego". Propagandowe hasło o "europejskiej tożsamości" w kontekście niechęci najbardziej wpływowych kręgów w UE do zapisania roli chrześcijaństwa w konstytucyjnym traktacie lizbońskim (które tak naprawdę jest najistotniejszym fundamentem jedności naszego kontynentu) oraz niezdolności Europy do sprostania konkurencji w globalnym świecie, jest zasłoną dymną. Za nią jest skrywana egoistyczna i bezwzględna gra interesów oraz wykorzystywanie Unii do realizacji swoich celów przez najsilniejszych.

Prymat interesu narodowego

Niemiecki socjolog Ulrich Beck w książce "Władza i przeciwwładza w epoce globalnej. Nowa ekonomia polityki światowej" głosi tezę, że obecnie maksymę narodowego realizmu politycznego - "interesów narodowych trzeba bronić w sposób narodowy" - trzeba zastąpić maksymą globalistycznego realizmu politycznego: "Nasza polityka jest tym bardziej narodowa i skuteczna, im bardziej jest kosmopolityczna". Według niego, tylko wielostronna polityka otwiera przestrzeń dla jednostronnych poczynań. Gdyby nie istniały problemy światowe, trzeba by je było wymyślić, to one bowiem ustanawiają ponadnarodową wspólnotę. Dla Becka wizja narodowych suwerenności jako gry o sumie zerowej jest fałszywa; tworzenie wzajemnych zależności trzeba rozumieć i realizować w sensie gry, w której korzyści uzyskują wszyscy uczestnicy. W rzeczywistości globalnych kryzysów i globalnego ryzyka to właśnie polityka polegająca na budowaniu gęstej sieci międzynarodowych zależności prowadzi do odzyskania narodowej niezależności, jakkolwiek mógłby się kształtować doraźny rozkład zysków w niezwykle mobilnej gospodarce światowej.

To wygodna wizja tworzona z perspektywy największego kraju Unii Europejskiej. Tak to już jest, że zazwyczaj punkt widzenia określa punkt siedzenia - co znakomicie ilustruje klasyczny przykład z historii gospodarczej Europy. Gdy w XVI wieku statki niderlandzkie królowały na morzach ówczesnego świata, to w Anglii wprowadzono "cła zbożowe" dla obcych okrętów przywożących zboże na Wyspy Brytyjskie, by chronić własny rynek. Wiek później, gdy flota angielska dominowała na morzach globu, Anglia lansowała ideę wolnego handlu i domagała się zniesienia ceł przez inne państwa. Czy od tamtych czasów coś się zmieniło?

Wizja brukselskiego tworu jako wspólnoty opartej na harmonijnej syntezie narodowych interesów poszczególnych państw członkowskich stanowi propagandową zasłonę dymną. Rzeczywistość jest taka, że Niemcy i Rosja budują gazociąg na dnie Bałtyku, myśląc przede wszystkim o własnych korzyściach, a nie interesie całej UE. Dania - broniąc się przed wykupem gruntów przez Niemców - restrykcyjnie ogranicza możliwość zakupu swojej ziemi przez cudzoziemców, Wielka Brytania co i rusz wyłącza się ze wspólnych unijnych polityk, a "brytyjska klauzula" w stosunkach z Unią zakłada opuszczenie Wspólnoty, jeśli sprawy zostaną skierowane na "złe tory". Francja łamała zakaz przekroczenia 3-procentowego deficytu budżetowego. O prymacie interesu narodowego nad unijnym wielokrotnie wypowiadali się prezydent Jacques Chirac, premierzy Tony Blair, Silvio Berlusconi, José Maria Aznar czy kanclerz Austrii Wolfgang Schüssel. "W razie potrzeby będę brutalnie reprezentował niemieckie interesy" - stwierdził kanclerz Gerhard Schroeder po wyborze na pierwszą kadencję, co potem wielokrotnie powtarzał. Jako b. kanclerz został przewodniczącym rady nadzorczej konsorcjum niemiecko-rosyjskiego budującego gazociąg na dnie Bałtyku.

Wielu polskich polityków nadal popełnia ten sam błąd, co w czasach przedakcesyjnych: myli pomysł wejścia do Unii z programem obecności naszego kraju w strukturach jednoczącej się Europy. Polacy mają tymczasem prawo, by poznać strategiczny plan rozwoju Polski, chcieliby wiedzieć, jakie istotne narodowe cele chcemy i będziemy w stanie zrealizować w Unii, a jakie są zagrożenia. Unia Europejska zmierza w kierunku czegoś przypominającego mutanta RWPG, choć - dzięki rozwojowi informatyzacji i komputeryzacji - na wyższym etapie zaawansowania. Co prawda dużo mówi się o demokracji, choć nawet euroentuzjaści zwracają uwagę na sztuczność tego biurokratycznego tworu, który charakteryzuje "deficyt demokracji". Lecz tendencje są podobne: centralnie planowana gospodarka, koncesje, kwoty produkcyjne, limity, zbiurokratyzowane normy i procedury, a wszystko to zapisane na dziesiątkach tysięcy stron unijnych regulacji! Istnieje również podobny podział na "swoich" i "obcych", a celem tego wszystkiego jest zapewnienie dominacji tym pierwszym.

Dziś w Europie ekspansja dokonuje się przede wszystkim za pomocą instrumentów gospodarczych, a obrona interesu narodowego polega w znacznej mierze na efektywnym lobbingu w instancjach międzynarodowych. Wyzwanie polega na tym, aby nie dać się zepchnąć na pozycje prowincji tworzonego na naszych oczach superpaństwa europejskiego. Bruksela nie ma interesu w naprawianiu Polski i kierowaniu naszego kraju na ścieżkę rozwoju, bo dla UE lepsza jest Polska jako obszar do eksploatacji. Obecny system polityczny oraz społeczno-gospodarczy jest nieefektywny i nie będzie w stanie podołać zobowiązaniom wynikającym z przystąpienia do Unii Europejskiej. Należy też pamiętać, że Unia na dostosowanie do tych norm miała kilkadziesiąt lat, a kraje członkowskie do obecnego poziomu dochodziły stopniowo, mając za sobą długie okresy kumulowania bogactwa.

Powiedzmy szczerze, w Unii Europejskiej jest stosowany podział na równych i równiejszych. Im bardziej są głoszone hasła o anachronizmie narodowego interesu, tym bardziej służy to kamuflowaniu interesów najsilniejszych. W interesie Europy jest, aby UE nie zamieniała się w europejskie państwo kontrolowane przez Niemcy, ale była strukturą dającą możliwość skutecznej mediacji między odmiennymi interesami narodowymi. Jeśli polscy politycy będą umieli elastycznie poruszać się w tej gęstwinie sprzecznych dążeń i celów oraz będą potrafili je wygrywać na naszą korzyść i zawierać taktyczne koalicje, to "jeszcze Polska nie zginęła".

Od "Europy Ojczyzn" do Sarkozy'ego

Czy jednak mówienie o interesie narodowym w czasach globalizacji ma jeszcze sens? Francja miała de Gaulle'a, który uchodzi za wzór charyzmatycznego męża stanu. Twórca V Republiki udowodnił, że mimo ograniczonych możliwości, Marianna może wciąż odgrywać znaczącą rolę na arenie międzynarodowej, a naród - przezwyciężyć wewnętrzne podziały związane chociażby z wojną w Algierii i odzyskać poczucie własnej wartości, by lepiej stawić czoła wyzwaniom współczesności.

Prezydent de Gaulle był przekonany, że podmiotami polityki są państwa narodowe. Istotą życia międzynarodowego są współpraca oraz rywalizacja między nimi, która wynika z różnicy interesów narodowych. Według definicji generała, interes narodowy to obiektywna kategoria właściwa każdemu państwu, niezależna od upodobań społeczeństwa i zdecydowanie ważniejsza od jego dobrobytu. Dlatego polityka zagraniczna - której podstawowym celem powinna być właśnie realizacja interesu narodowego - nie może być uzależniona od polityki wewnętrznej, od zmiennych poglądów obywateli ani od rozgrywek partyjnych. Jedynie niezależna polityka może uchronić państwo przed wasalizacją przez jedno z supermocarstw.

De Gaulle już od końca II wojny był gorącym zwolennikiem współpracy europejskiej. Jego wizja "Europy Ojczyzn" była odmienna od propozycji konstruktora Wspólnot Europejskich Jeana Monneta. Dla de Gaulle'a Europa miała być przede wszystkim Europą państw narodowych, czyli zjednoczonym kontynentem opartym na ścisłej współpracy politycznej członków EWG, ale nie na ponadnarodowej integracji. Europa może bowiem istnieć tylko na mocy swych narodów. Dlatego właśnie struktury europejskie, które chciałyby przekształcić się w superpaństwo kosztem suwerenności państw członkowskich, są nie do przyjęcia. Gaullistowska Europa - co podkreśla miłośnik generała Andrzej Szeptycki - to wreszcie "Europa od Atlantyku po Ural", czyli zjednoczony kontynent obejmujący nie tylko członków EWG, ale także państwa Europy Wschodniej, co do których de Gaulle profetycznie nie miał wątpliwości, że odejdą kiedyś od komunizmu, by powrócić do narodowych tradycji.

Dziś Francja ma Nicolasa Sarkozy'ego, który w zmieniających się warunkach podejmuje próbę umacniania pozycji Francji w realiach Unii Europejskiej czasów traktatu reformującego. Choć nie ma on charyzmy de Gaulle'a, to wywodzi się ze środowisk postgaulistowskich i w stylistyce europejskiej polityki początku XXI wieku nawiązuje do polityki twórcy V Republiki. Na tle bezbarwnych technokratów o politycznie poprawnych poglądach, którzy zarządzają w większości współczesnymi krajami europejskimi, jawi się jako aspirujący do roli przywódcy europejskiego człowiek "z wizją".

Swój program zawarł w kilkustronicowym dokumencie przedstawionym w trakcie kampanii prezydenckiej 2007 roku. W tym manifeście czytamy między innymi: "Jestem Europejczykiem z całej duszy. Wiem z własnego doświadczenia, ile kosztowały Europę podziały. Ale nie byłem zwolennikiem budowy Europy, aby mieć taką Europę, jaką mamy dziś. Nie może być ona koniem trojańskim globalizacji, ograniczonej do przepływu dóbr i kapitału. Przeciwnie, musi chronić narody w obliczu globalizacji. Europa powinna działać w świecie, aby wartości cywilizacji nie legły pod presją interesów handlowych i finansowych. Musi bronić praw człowieka, demokracji, ochrony słabszych, solidarności i ochrony środowiska.

Europa musi także bronić interesów narodów. Wprowadzę ponownie preferencję unijną, czyli prawo dla Europy, gdy taki jest jej interes, do przekładania własnych produktów, firm i rynków. Europa nie może uwierzyć w nieodwracalność przenosin produkcji do tańszych krajów, ale przeciwnie, musi zrobić wszystko, aby działalność znajdowała się w Europie. (...) Europa musi także umożliwić nam robienie razem tego, co sami robimy gorzej: w szczególności polityki migracji i rozwoju, polityki przemysłowej i badań, trwałego rozwoju. Będę popierał wspólną politykę rolną, bo jest ona warunkiem niezależności żywieniowej całej Europy. Dla tych wszystkich powodów chcę, aby Europa miała granice i będę przeciwny wejściu Turcji do Unii Europejskiej. (...)

Jeśli zostanę wybrany, nie zaprzestanę głoszenia dumy z bycia Francuzem. Nasza duma opiera się na naszym języku i kulturze. Będę bronił języka francuskiego, który śmiem nazywać dobrem ludzkości, a także promieniowania naszej kultury na świecie. Chcę jednak również, aby kultura była tworzona dla narodu. Nasza duma opiera się także na specjalnej misji Francji w świecie. Nie będę ustępować w sprawie wartości naszego kraju, jego przymierzy i niepodległości. Chcę, aby Francja była ważna na scenie światowej i brała odpowiedzialność za rozwiązywanie konfliktów na świecie. W tym celu utrzymam nasze wydatki zbrojeniowe co najmniej na dzisiejszym poziomie. Będę wspomagał rozwój krajów biednych, kończąc z pomocą dla skorumpowanych rządów, tworząc Unię Śródziemnomorską z krajami południa oraz dając pierwszeństwo Afryce".

Czy jakikolwiek polski przywódca przemawia do narodu w ten sposób, prezentuje atrakcyjną, realną i przemawiającą do wyobraźni oraz oczekiwań wizję Polski w Europie? Czy też w naszym życiu publicznym są w kółko powtarzane frazesy i komunały trące europejską nowomową? Jak w "cywilizacji multimediów" odwoływać się do katalogu klasycznych wartości i tożsamości? W każdej epoce ważna jest umiejętność odczytywania znaków czasu. Problemem Polski jest brak przywództwa państwowego, które ogniskowałoby życie publiczne. Naszemu krajowi - w dobie jednoczenia się kontynentu - potrzebne są bodźce zwiększające jedność narodu rozdartego wewnętrznymi konfliktami.

To prawda, że Nicolas Sarkozy był gorącym orędownikiem traktatu reformującego. Z bardzo prostej przyczyny, że w warstwie politycznej jest korzystny nie tylko dla Niemiec, ale także dla Francji i jest zgodny z interesem narodowym tego kraju. Potwierdza bowiem zasadę wzmocnionej współpracy niektórych państw jako formy presji na pozostałe państwa unijne. Uchodząc za jednego z "ojców" nowej UE, chce nie tylko przejść do historii, ale umacniać pozycję Francji we wspólnocie międzynarodowej.

Polsce potrzebny jest rozwój

Przykład Francji jest pouczający, bo w globalnych koncepcjach dominuje przekonanie, że państwo jest zbyt małe dla wielkich, globalnych spraw i zbyt duże dla spraw małych, regionalnych. Z jednej strony jest rozwijana idea utworzenia silnej władzy planetarnej (rząd światowy) lub kontynentalnej (federacyjne superpaństwo europejskie), z drugiej - na co nalegają choćby niemieckie landy - idea regionalizacji i budowania struktur ponadnarodowych w oparciu o prowincje i skonfederowane części obecnych państw narodowych. Maurycy Mochnacki, piewca odzyskania niepodległości w jakże trudnych czasach Powstania Listopadowego, wskazał do dziś aktualny sposób postępowania. Pisał: "Żeby wskrzesić naród, trzeba wynaleźć jego zatracone jestestwo, z bacznym względem na modyfikacje, którymi je czas zmienił i przekształcił". We współczesnym świecie, w którym w sposób szczególny jest zagrożona suwerenność państwowa i tożsamość narodowa, potrzebne są odpowiednie - dostosowane do zaistniałych warunków - instrumenty działania.

To prawda, że państwo narodowe ma coraz większe trudności, by radzić sobie z wyzwaniami globalizacji. Ideologia neoliberalna podkopuje coraz bardziej zdolność państwa do działania w imieniu dobra publicznego. Czyżbyśmy żyli w czasach zmierzchu suwerenności? Byłby to wniosek pochopny i fałszywy. Ciągle przecież nie powstała żadna efektywna metoda kontroli tego, co się dzieje poza obszarem narodowego państwa. Jeśli jednak naród ma nie stracić duszy, to dokonuje się to przede wszystkim przez kulturę. Instytucje kultury są w dzisiejszym świecie wizytówką państwa. Aktywność kulturalna jest jednym z wyznaczników poziomu życia w kraju, przynosi również wymierne korzyści gospodarcze, chociażby poprzez promocję własnego kraju, rozwój turystyki i innych dziedzin. Kultura jest najbardziej efektywnym narzędziem promocji kraju za granicą. Nie do przecenienia jest rola, jaką może odegrać w kontaktach międzynarodowych. Jeśli na kulturę nadal będziemy wydawać zaledwie nieco ponad 2 proc. mizernego budżetu, Polska straci narodowe dziedzictwo i narodową pamięć. Polacy jako Naród roztopią się w europejskim i globalnym tyglu, zamiast wnieść w życie ludzkości własny, oryginalny wkład. Bądźmy dumni z naszego dziedzictwa!

Przeszłość i jej promocja oraz upowszechnianie - choć bardzo ważne - to nie jedyne pole działania. W dzisiejszym świecie każdy naród stara się wnieść swoją oryginalność, specyfikę i szczególne dokonania w jakiejś dziedzinie. Amerykanie słyną z przedsiębiorczości i eksportu demokracji, Francuzi nadal realizują misję promocji praw człowieka, Niemcy uchodzą za twórców korporacyjnego kapitalizmu. We Włoszech świetnie funkcjonuje kapitalizm rodzinny - większość firm znajduje się w rękach rodzin, które tworzą wielką sieć wewnątrz społeczeństw lokalnych, a system ten wyjątkowo dobrze adaptuje się do zmieniających się warunków. Nawet mniejsza od nas Finlandia potrafiła stworzyć światowy koncern Nokia, działający na niezwykle konkurencyjnym rynku nowych technologii. Jakimi osiągnięciami może się poszczycić dzisiejsza Rzeczpospolita? Co poza wspaniałym dziedzictwem przeszłości wnosimy do jednoczącej się Europy? Czy w ostatnich kilkunastu latach został stworzony jakiś koncern, działający z sukcesami na skalę światową albo przynajmniej europejską? Czy została rozwinięta jakaś unikalna gałąź przemysłowa, sektor gospodarczy, jakiś szczególny produkt, technologia czy usługa? Poza nielicznymi wyjątkami, raczej nie. A przecież Polska ma wybitnych specjalistów i potencjał, który mógłby w ramach międzynarodowej wspólnoty zaowocować sukcesem i prestiżem.

Polsce, która chciałaby być suwerennym, nowoczesnym krajem, jak rybie woda potrzebny jest rozwój. Suwerenność w dzisiejszym świecie zależy od tego, czy będziemy w stanie brać aktywny udział w głównym nurcie przemian. Niebezpieczeństwem jest bowiem nie tylko źle implantowany proces globalizacji, lecz także zepchnięcie na peryferia procesów globalizacji, co finalnie już na stałe sprowadziłoby Polskę do roli półkolonii, miejsca lokowania brudnych schyłkowych przemysłów, taniej siły roboczej i rynku zbytu dla mniej wartościowych produktów. Obrzeża globalizacji oznaczają status kraju podwykonawców i poddostawców, który jest biernie podporządkowany warunkom narzucanym przez wielkich zamawiających.

W Polsce konieczne są działania mające na celu wypracowanie skutecznych i efektywnych sposobów gospodarowania, uwzględniające realia globalizacji, obronę zasady solidarności społecznej oraz poszanowanie godności każdego człowieka. Potrzebne są działania, które wyzwolą blokowaną przez zbiurokratyzowane i niewydolne państwo procedury oraz inne ograniczenia strukturalne energię tkwiącą w ludziach i dadzą im wędkę. Polacy, jeśli ich się nie krępuje, są pomysłowi i twórczy. Umieją sami łowić ryby, a nie naiwnie czekać, że ktoś je przyniesie do domu. Potrzebujemy nowych inwestycji. Za pieniądze z wyeksportowanych na Zachód wyrobów i towarów moglibyśmy kupować nowe technologie, wyposażenie przedsiębiorstw, techniki marketingowe, które stanowią niezbędne instrumenty rozwoju. Polacy potrafią pracować i chcą się uczyć. Wiedzą, że w XXI wieku bez dobrze wykształconego społeczeństwa nie ma szansy na sukces.

Czy PO i PiS mają receptę dla Polski?

Jednak realizacja ambitnej perspektywy przyszłości Polski wymaga przygotowania strategii długookresowej, która składa się z czterech zasadniczych elementów. Po pierwsze, trzeba opracować diagnozę sytuacji uwzględniającą najważniejsze obszary funkcjonowania państwa polskiego. A więc aspekt polityczny, społeczny, gospodarczy, kulturowy, a to wszystko w odniesieniu do sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej, uwarunkowań międzynarodowych. Po drugie, potrzebna jest wizja: jakiej Polski chcemy, jak powinien wyglądać model modernizacji, jakie są ścieżki rozwoju. Po trzecie, potrzebne są strategie dojścia do założonej wizji. I wreszcie, po czwarte, potrzebne są scenariusze uwzględniające słabe i silne czynniki mające wpływ na sytuację oraz szanse i zagrożenia. Specjaliści podkreślają, że potrzebna jest strategia w horyzoncie kilkudziesięcioletnim, przynajmniej do 2050 roku.

Obszarami szczególnej troski są: demografia, migracja, liberalizacja rynków i globalizacja, ochrona środowiska i polityka energetyczna. Problemy Polski są w jakimś sensie pochodną problemów europejskich. Warto zauważyć, że w Unii Europejskiej jest bardzo wyraźnie dostrzegana potrzeba wypracowania wizji przyszłości Europy do 2050 roku. Z inicjatywy Francji przywódcy państw unijnych powołali na szczycie w Brukseli w grudniu 2007 roku 9-osobową "grupę refleksji" ("radę mędrców"), w sprawie przyszłości Unii Europejskiej. Co prawda nie wróży dobrze przyszłości UE fakt, że jej szefem ma zostać były starszy kolega premiera Zapatero, b. socjalistyczny premier Hiszpanii Felipe Gonzalez, który po serii wielkich skandali korupcyjnych pozostawił Hiszpanię z blisko 4-milionowym bezrobociem i prawie 6-procentowym deficytem, ale zachwyt pozostaje. Zachwyt "elit europejskich", które wyraźnie mają barwę liberalno-lewicową.

Wróćmy jednak do Polski. Cieszące się według badań demoskopijnych łącznym poparciem 3/4 Polaków dwie największe partie: Platforma Obywatelska, która według socjologów reprezentuje "zadowolonych" z kierunku przemian po 1989 roku, i Prawo i Sprawiedliwość, reprezentujące "niezadowolonych", wydają się nie mieć wizji przyszłości Polski i programu jej realizacji. Wypowiedzi przedstawicieli obu ugrupowań zazwyczaj ograniczają się do zbioru haseł, pobożnych życzeń, a niekiedy komunałów i oczywistych oczywistości. Pomimo obfitego finansowania partii politycznych z budżetu państwa, a więc z kieszeni podatnika, opinia publiczna nie poznała wizji Polski do 2050 roku obu partii. Pieniądze są wydawane na działania socjotechniczne i kampanie wyborcze, a nie na tworzenie poważnych ośrodków eksperckich, które stanowiłyby merytoryczne zaplecze niezbędne w dzisiejszym świecie do rozwiązywania praktycznych problemów rządzenia.

To dlatego między innymi obie partie nie potrafią sobie poradzić z naprawą chorego systemu opieki zdrowotnej. PiS przez dwa lata miało okazję rządzić, ale w tej sprawie niewiele zostało zrobione. PO, która w kampanii reklamowała się jako partia przygotowana do rządzenia i mająca świetne kadry i konkretne rozwiązania, gdy objęła władzę - okazuje bezradność i nieumiejętność rozwiązania problemów. Pat w służbie zdrowia ujawnia z całą wyrazistością, że PO zmarnowała dwa lata w opozycji i nie przygotowała realnego programu uzdrowienia chorego systemu. Obnaża także słabość kadrową tej partii, która coraz bardziej jawi się jako ekipa nieprzygotowana do sprawowania realnej władzy.

Podobna jest sytuacja, jeżeli chodzi o przeciwdziałanie dramatycznej zapaści demograficznej w Polsce. Poprzedni rząd co prawda mówił o tych sprawach, ale niewiele zrobił. Obecny - na razie - nawet nie mówi. Sprawa demografii ściśle wiąże się z migracją, ma olbrzymie konsekwencje polityczne, społeczne, a przede wszystkim gospodarcze na bliższą i dalszą przyszłość. Brak już wdrażanego programu przeciwdziałania starzeniu się społeczeństwa i wymierania Polski stanowi sygnał, że rządzący tym samym opowiadają się za masową migracją do Polski ludności ze Wschodu i Azji, co stawia nas przed nieodległą perspektywą wielokulturowego i wieloetnicznego społeczeństwa ze wszystkimi tego konsekwencjami. "Zima demograficzna" wiąże się również z zapaścią w ciągu kilku najbliższych lat systemu emerytalnego i systemu ochrony zdrowia. Ma także konsekwencje makroekonomiczne, bo te wszystkie czynniki spowodują konieczność podniesienia podatków i innych obowiązkowych, przymusowych danin publicznych oraz osłabią drastycznie konkurencyjność naszego kraju i dynamikę jego rozwoju. Będą i następstwa polityczne, i przemodelowanie polskiej sceny politycznej. Pojawią się nowe ugrupowania, które będą tworzyły swoją tożsamość w odniesieniu do tych problemów.

Polska ciągle nie jest przygotowana do liberalizacji rynków i znoszenia barier między rynkami. W dzisiejszym świecie dominującą tendencją jest zmierzanie do nieograniczonego transferu siły roboczej, usług i towarów. Czas mija, a mimo zapowiedzi nadal nie zostały wdrożone nowoczesny i prorozwojowy system podatkowy oraz regulacje dotyczące przedsiębiorczości. Jesteśmy krajem zacofanym infrastrukturalnie i technologicznie. Gospodarka jest krępowana gąszczem nieżyciowych i antyrozwojowych przepisów oraz regulacji, a coraz szersze otwieranie się europejskiego rynku pracy spowodowało, że tracimy atut tańszej siły roboczej w Polsce, co powoduje, że atrakcyjność inwestycji w naszym kraju spada. To, co mamy najcenniejszego - twórcza energia i inicjatywa Polaków, jest tamowane, a przynajmniej 2 miliony aktywnych i dynamicznych naszych rodaków pracuje za granicą i pomnaża bogactwo innych krajów.

Ciągle nie jest znana długofalowa koncepcja budowania bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Jesteśmy ulegli wobec Unii Europejskiej, która - narzucając Polsce wysokie standardy ochrony środowiska - ogranicza nasz potencjał gospodarczy i ingeruje, jak w przypadku Rospudy, w kierunki rozwoju. Obserwując działania Brukseli wobec Warszawy, trudno nie odnieść wrażenia, że zachodnia Europa kosztem Polski odreagowuje fakt, że rozwój krajów rozwiniętych odbywał się przez pokolenia kosztem ochrony środowiska naturalnego. Jednak dziś Europa ma drogi, autostrady, zmodernizowane szlaki kolejowe, zakłady przemysłowe, infrastrukturę, a Polska poprzez narzucane nam wyśrubowane i niezwykle kosztowne normy ekologiczne jest w sposób zasadniczy ograniczana w nadrabianiu zaległości.

Przykładem może być polityka odnośnie do energii odnawialnej i narzucone Polsce administracyjne obowiązkowe wysokie i trudne do spełnienia normy udziału energetyki odnawialnej w całości produkcji energii. Niewywiązanie się przez nasz kraj z tych zobowiązań, planowanych na 15 proc. w 2020 roku, spowoduje wysokie kary, a także obowiązek zakupienia droższej "zielonej" energii w innym kraju, czyli uderzenie wszystkich Polaków po kieszeniach i zmniejszenie konkurencyjności Polski. Ministerstwo Gospodarki ocenia, że udział źródeł odnawialnych w 2020 r. osiągnie w Polsce najwyżej 9 procent. Inny przykład - już obecnie czeka nas drastyczna kilkudziesięcioprocentowa podwyżka cen cementu i innych materiałów budowlanych, co wiąże się z bardzo wysokimi kosztami dostosowania do norm związanych z emisją dwutlenku węgla i innych gazów do atmosfery. Decyzja Komisji Europejskiej, narzucająca ograniczenie produkcji cementu i innych materiałów budowlanych, osłabi tempo inwestycji budowlanych. Rząd polski na razie nie podejmuje działań mających na celu przeciwdziałanie negatywnemu wpływowi wyższych cen cementu na sytuację w całym sektorze budownictwa, łącznie z programem budowy dróg i autostrad. A najbardziej stracą odbiorcy końcowi, którzy za to wszystko będą musieli zapłacić.

U progu nowego wieku trzeba jasno sprecyzować, jakie cele stawiamy przed Polską: skąd przychodzimy, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Tymczasem większość polskich polityków zdaje się koncentrować na perspektywie doraźnej, krótkookresowej, ograniczanej horyzontem kolejnych wyborów, a niekiedy nawet rytmem konferencji prasowych. Polsce jest niezbędne jasne zdefiniowanie interesu narodowego w świecie zmieniającym się pod wpływem procesów globalizacyjnych. Potrzebne jest grono polityków zdolne zmodernizować nasz kraj i dostosować go do wyzwań nowych czasów, przy jednoczesnym poszanowaniu naszej tożsamości narodowej i kulturowej.

Jan Maria Jackowski

4



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
K. Kałążna, R. Rosicki - O interesie narodowym i racji stanu, rozważania teoretyczne
Bezpieczeństwo kulturowe Współczesne rozumienie interesu narodowego, Teoria Bezpieczenstwa
K Kałążna, R Rosicki O interesie narodowym i racji stanu rozważania teoretyczne
Interesy narodowe i celestrateg Nieznany
Interesy narodowe i kartele w UE
Dyplomacja gospodarcza i interes narodowy abanasze
H Domanski Interesy narodowe a racja stanu

więcej podobnych podstron