Wiara w Chrystusa dziś i w początkach Kościoła
2007-03-24- Wiara, która zwycięża świat - Wydawnictwo Serafin, Kraków 2006.
1. Obecność - nieobecność Chrystusa
Jakie miejsce zajmuje Jezus w naszej społeczności i w naszej kulturze? Myślę, że można mówić o obecnej-nieobecności Chrystusa. W niektórych środowiskach myślę o widowiskach i o środkach masowego przekazu w ogólności Jezus Chrystus jest bardzo obecny, nawet jako "Superstar", jak go nazywał jeden z musical. Poprzez niekończący się szereg opowieści, filmów, książek autorzy manipulują postacią Chrystusa, czasami pod pretekstem nowych nie zidentyfikowanych dokumentów historycznych. Kodeks Da Vinci jest jednym z najbardziej agresywnych przykładów z tej serii. Stał się czymś modnym, pewnym rodzajem literackim. Wykorzystuje się szerokie zainteresowanie, jakie wzbudza imię Jezus i kim On jest dla wielkiej części ludzkości, aby zapewnić sobie wielką popularność za niską cenę. Na tym polega pasożytnictwo literackie.
Można, więc w pewnym sensie mówić, że Jezus jest bardzo obecny w naszej kulturze. Jeśli jednak popatrzymy w kontekście wiary, do którego On przede wszystkim należy, to zauważymy niepokojącą nieobecność a nawet odrzucanie Jego osoby.
W co tak naprawdę wierzą ludzie, którzy określają siebie "wierzącymi" w Europie czy poza nią? W większości przypadków wierzą w Najwyższy Byt, w Stwórcę; wierzą, że istnieje "poza". Ale tu mamy do czynienia z wiarą deistyczną, ale jeszcze nie z wiarą chrześcijańską. Stosując znane rozróżnienie Karola Bartha, należy powiedzieć, że mamy do czynienia z religią, ale jeszcze nie z wiarą. Różne badania socjologiczne potwierdzają taki stan, także w regionach o dawnej tradycji chrześcijańskiej, jak to ma miejsce rejonie, w którym ja się urodziłem, w Marchii. Jezus Chrystus jest praktycznie nieobecny w tego typu religijności.
Także tak modny dziś i znowu aktualny dialog między nauką a wiarą, powoduje, niechcąco, usunięcie Chrystusa poza nawias. Dialog ten, bowiem ma za przedmiot Boga, Stwórcę. Dla historycznej osoby Jezusa z Nazaretu nie ma w nim miejsca. To samo dzieje się w dialogu z filozofią, która zajmuje się chętnie raczej pojęciami metafizycznymi niż rzeczywistością historyczną.
Powtarza się, więc, na skalę światową to, co miało miejsce na Areopagu w Atenach podczas kazania wygłaszanego przez Pawła. Dopóki Apostoł mówił o Bogu, "Który stworzył świat i wszystko na nim" i z którego "rodu jesteśmy", uczeni ateńczycy słuchali go z uwagą; kiedy jednak zaczął mówić o Jezusie Chrystusie "zmartwychwstałym", odpowiedzieli uprzejmie "posłuchamy cię o tym innym razem" (Dz 17, 22-32).
Wystarczy spojrzeć pobieżnie na Nowy Testament by się przekonać, jak bardzo jesteśmy odlegli, w tym przypadku, od prawdziwego znaczenia słowa "wiara" w Nowym Testamencie. Dla Pawła, wiara, która usprawiedliwia grzeszników i udziela Ducha Świętego (Gal 3,2), innymi słowy, wiara, która zbawia, to wiara w Jezusa Chrystusa, w Jego paschalne misterium śmierci i zmartwychwstania. Także dla Jana wiara, "która pokonuje świat" to wiara w Jezusa Chrystusa. Pisze on: "A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym"? (1 J 5,4-5).
W obliczu tej nowej sytuacji jako pierwsze zadanie jawi się to, byśmy my pierwsi uczynili zdobyli się na głęboki akt wiary. "Miejcie odwagę, jam zwyciężył świat", powiedział do nas Jezus. Nie zwyciężył tylko świata tamtych czasów, ale świat wszystkich czasów, w tym, co w nim jest nieczułe i zamknięte na ewangelię. A zatem nie należy się bać czy poddawać. Wywołują uśmich powtarzające się przepowiednie o niechybnym końcu Kościoła i chrześcijaństwa w technicyzowanym społeczeństwie. My opieramy się na bardziej autorytatywnej przepowiedni: " Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą" ( Mt 24,35).
Nie możemy jedna pozwolić sobie na bezczynność; musimy uczynić wszystko, by we właściwy sposób stawić czoła wyzwaniom, przed jakimi staje dziś nasza wiara. Aby móc re-ewangelizować świat post-chrześcijański, trzeba koniecznie znać drogę, jaką przeszli apostołowie w celu ewangelizowania świata pred-chrześcijańskiego! Te dwie rzeczywistości mają ze sobą wiele wspólnego i to chciałbym właśnie teraz ukazać: na czym polegała pierwsza ewangelizacja? Jaką drogą wiara w Chrystusa rozszerzała się na cały świat?
2. Kerygmat e didache
Wszyscy autorzy Nowego Testamentu zdają się zakładać u swoich czytelników istnienie i znajomość wspólnej tradycji (paradosis) odnoszącej się do ziemskiego życia Jezusa. Ta tradycja zawiera w sobie dwa aspekty czy też dwa elementy: jeden zwany "przepowiadaniem" czy głoszeniem (kerygma) który ogłasza to co Bóg zdziałał w Jezusie z Nazaretu, i drugi element zwany "nauczaniem" (didaché) który zawiera normy etyczne regulujące dobre postępowanie wierzących [1]. W wielu listach pawłowych można zauważyć ten podział na pierwszą część kerygmatyczną i wynikającą z niej potem drugą o charakterze parenetycznym, praktycznym.
Przepowiadanie czy też kerygmat nazywany jest "ewangelią" [2]; nauczanie czy też didaché, określane jest natomiast słowem "prawo" lub przykazanie Chrystusa, które zawiera się w miłości [3]. Z tych dwóch elementów, pierwszy kerygmat, czyli ewangelia, jest tym, który daje początek Kościołowi; drugi natomiast prawo, czyli miłość który wynika z pierwszego, wyznacza Kościołowi ideał życia moralnego, "kształtuje" wiarę Kościoła. W takim znaczeniu Apostoł odróżnia swoją rolę "ojca" w wierze w stosunku do Koryntian od "wychowawców", którzy przyszli po nim. Mówi: "Ja to właśnie przez Ewangelię zrodziłem was w Chrystusie Jezusie (1 Kor 4,15).
Wiara, więc, jako taka, rodzi się w klimacie kerygmatu, czyli przepowiadania. "Jakże mieli wierzyć w Tego, którego nie słyszeli? pisze apostoł mówiąc o wierze w Chrystusa - Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? (Rz 10, 14). Tłumacząc dosłownie: bez kogoś, ktoby głosił kerygmat (choris keryssontos). I podsumowuje: "Przeto wiara rodzi się z tego co się słyszy" (Rz 10,17) gdzie "to co się słyszy" oznacza to samo, to znaczy "ewangelię" czyli kerygmat.
W książce pod tytułem Introduzione al cristianesimo, Ojciec Święty Benedykt XVI, wtedy jako profesor teologii, wskazuje na głęboko idące konsekwencje tego faktu. Pisze: "W określeniu wiara rodzi się z tego, co się słyszy widać jasno podstawową różnicę pomiędzy wiarą a filozofią W wierze słowo poprzedza myśl W filozofii natomiast myśl uprzedza słowo. I tak ta ostatnia jest wynikiem refleksji, którą następnie ujmuje się w słowa. Wiara natomiast zbliża się do człowieka z zewnątrz nie jest czymś pomyślanym przez podmiot, ale powiedzianym mu, przychodzącym w postaci czegoś niepomyślanego i nie do pomyślenia, odwołuje się bezpośrednio do człowieka i angażuje go" [4].
Wiara, więc rodzi się ze słuchania przepowiadania. Ale co jest naprawdę przedmiotem "przepowiadania"? Wiadomo nam, że na ustach Jezusa jest ono ważną wiadomością, która towarzyszy jego przypowieściom i z której wypływają wszystkie Jego pouczenia: "Przybliżyło się do was Królestwo Boże!" Co stanowi zaś treść przepowiadania apostołów? Odpowiedź brzmi: dzieło Boga w Jezusie z Nazaretu! To prawda, ale jest jeszcze coś bardziej istotnego, co stanowi początek wszystkiego i co, w stosunku do całej reszty, jest jak lemiesz to znaczy rodzaj szpady poprzedzającej pług, który jako pierwszy przecina grunt i pozwala by pług mógł zaznaczyć bruzdę i odwrócić skibę.
Tym pierwotnym zalążkiem jest okrzyk: "Jezus jest Panem", wypowiedziany i przyjęty w zachwycie wiary "statu nascenti" to znaczy wiary właśnie rodzącej się. Tajemnica tego słowa jest tak wielka, że nie może ono wypowiedziane "bez pomocy Ducha Świętego" (1 Kor 12,3). Ono samo pozwala dostąpić uczestnictwa w zbawieniu tym, którzy wierzą w jego zmartwychwstanie: "Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych osiągniesz zbawienie" (Rz 10,9).
Jak bruzda, którą tworzy na wodzie statek rozszerza się aż w końcu się rozprasza i ginie powiedziałby Ch. Péguy ale bierze początek z jednego punktu a jest nim punkt dziobu statku, tak dodaję ja przepowiadanie Kościoła rozprzestrzenia się, tworząc potężną budowlę doktrynalną, która jednak wychodzi z jednego punktu a jest nim kerygmat: "Jezus jest Panem!".
"Przybliżyło się Królestwo Boże" to orędzie przepowiadania Jezusa a w przepowiadaniu apostołów orędzie brzmi: "Jezus jest Panem". Nie ma jednak żadnego przeciwieństwa, lecz doskonała ciągłość między tym, co głosi Jezus a tym, co się o Nim głosi, ponieważ wyznanie, że "Jezus jest Panem" jest stwierdzeniem, iż w Jezusie, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, spełniło się wreszcie królestwo i panowanie Boga nad światem.
Musimy się dobrze zrozumieć, by nie popaść w jakąś nierealną rekonstrukcję przepowiadania apostolskiego. Po zesłaniu Ducha Świętego, apostołowie nie idą poprzez świat powtarzając zawsze i tylko: "Jezus jest Panem". Głosząc po raz pierwszy wiarę w nowym środowisku, sięgali prosto do serca ewangelii poprzez głoszenie dwóch faktów: Jezus umarł Jezus zmartwychwstał i podawali motywy tych dwóch faktów: umarł "za nasze grzechy"; zmartwychwstał "dla naszego usprawiedliwienia" (por. 1 Kor 15,4; Rz 4,25).
Paweł przypomina Koryntianom to, co im mówił w czasie swojego pierwszego pobytu u nich: "Przypominam, bracia, Ewangelią, którą wam głosiłem, którąście przyjęli Przekazałem wam na początku to, co przejąłem; że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia zgodnie z Pismem" (1 Kor 15, 1-4). To jest właśnie to, co on nazywa "ewangelią". To również stanowi główną treść przepowiadania Piotra w Dziejach Apostolskich: "Zabiliście Jezusa z Nazaretu, Bóg jednak wskrzesił Go z martwych i ustanowił Panem i Mesjaszem" [5].
Przesłanie: "Jezus jest Panem" nie jest niczym innym jak zakończeniem, czasami pośrednim, czasami bezpośrednim tej krótkiej historii, opowiadanej w sposób ciągle żywy i nowy, choć zasadniczo identyczny a równocześnie jest tym, w czym ta historia się reasumuje i urzeczywistnia w tym, kto słucha. "Jezus Chrystus ogołocił samego siebie stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył , aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem" (Fil 2,6-11).
Wyznanie: "Jezus jest Panem!" nie stanowi samo w sobie całości przepowiadania, jest jednak jego duszą i, można powiedzieć, słońcem, którą ją oświetla. Ono buduje rodzaj komunii z historią Chrystusa poprzez "hostię" słowa i poprzez analogię skłania do myślenia o komunii, która dokonuje się z ciałem Chrystusa poprze "hostię" chleba w Eucharystii.
Dojście do wiary jest niespodziewanym i zdumionym otwarciem oczu na to światło. Przypominając moment swojego nawrócenia, Tertulian opisuje je jako wyjście z wielkiego łona nieświadomości i przeskok do światła Prawdy [6]. Było to jakby otwarcie się na nowy świat; Pierwszy List Piotra mówi o przejściu z "ciemności do przedziwnego światła" (1 P 2,9; Kol 1,12 nn.).
3. Odkryć ponownie kerygmat
Chciałbym przypomnieć niektóre cechy charakterystyczne kerygmatu. Ma on, jak trafnie wyjaśnia egzegeta Heinrich Schlier, charakter stwierdzający i autorytatywny a nie opisowy czy dialektyczny. Nie potrzebuje, zatem, usprawiedliwienia poprzez rozważania filozoficzne czy apologetyczne: przyjmuje się go albo nie i koniec. Nie jest czymś, czym można dysponować, ponieważ on dysponuje wszystkim; nikt nie może go zbudować, ponieważ sam Bóg go buduje, by następnie on stał się fundamentem istnienia [7]. Jest formą proroctwa, w najgłębszym znaczeniu tego słowa.
Poganin Celsus, w II wieku, pisze rozgniewany: "Chrześcijanie zachowują się jak ci, którzy wierzą bez rozumu. Niektórzy z nich nie chcę uzasadniać ani słyszeć od innych uzasadnienia tego, w co wierzą i posługują się takimi sformułowaniami jak te: "Nie dyskutuj, ale wierz; wiara cię zbawi. Mądrość tego świata jest złem a głupota jest dobrem" [8].
Celsus (który zda się być tu wyjątkowo bliski współczesnym zwolennikom "myśli słabej" pensiero debole) chciał, aby chrześcijanie przedstawiali swoją wiarę w sposób dialektyczny, poddając ją we wszystkim i w całości poszukiwaniom i dyskusji, tak, aby weszła ona w ogólny schemat (akceptowalny także przez filozofię) wysiłków zmierzających do samozrozumienia człowieka i świata, który pozostaje zawsze prowizoryczny i otwarty.
Uchylanie się chrześcijan dawania uzasadnień i unikanie dyskusji nie dotyczyło naturalnie całej drogi wiary, lecz tylko jej początków. Nie uciekali oni, nawet w czasach apostolskich, od konfrontacji i od "dawania uzasadnienia swojej nadziei" także wobec Greków (por. 1 P 3,15). Takie samo świadectwo dają apologeci II i III wieku. Myśleli jedynie, że sama wiara nie może wypływać z takiej konfrontacji, ale ją uprzedza będąc dziełem Ducha a nie rozumu. Ta ostatnia mogła co najwyżej do wiary przygotować, a po jej przyjęciu, wykazać jej "racjonalność".
Kolejna cecha charakterystyczna. Kerygmat cechuje swoistego rodzaju eksplozywność czy zarodkowość; przypomina bardziej nasienie, które daje początek drzewu, niż dojrzały owoc na jego czubku, którym w chrześcijaństwie jest raczej miłość. Nie jest kondensatem czy streszczeniem tradycji; jest czymś oddzielnym, albo lepiej, na początku wszystkiego. Od niego bierze początek cała reszta, łącznie z czterema ewangeliami, które były spisane później dla zilustrowania kerygmatu.
W tym względzie można zauważyć pewną ewolucję zależną od ogólnej sytuacji Kościoła. W miarę jak przychodzą czasy chrześcijańskie, w których wszystko wokoło jest chrześcijańskie albo za takie się uważa, obserwujemy pomniejszanie znaczenia pierwszego wyboru, poprzez który człowiek staje się chrześcijaninem, do tego stopnia, że sakrament chrztu udzielany jest za zwyczaj dzieciom, które nie mogą dokonać własnego wyboru. W samej wierze zaś podkreśla się nie tyle jej początki, cud przyjęcia wiary, ile raczej jej doskonałość i czystość treści samej wiary.
Ta sytuacja ma wielki wpływ na dzisiejszą ewangelizację. Kościoły o mocnej tradycji dogmatycznej i teologicznej (jak to ma miejsce w Kościele Katolickim) mogą się znaleźć w trudnej sytuacji, jeśli pod tym wielkim dziedzictwem doktryny, praw i instytucji nie odnajdą tego pierwotnego zalążka, który sam w sobie ma moc obudzić wiarę.
Jeśli wychodzimy do współczesnego człowieka, często pozbawionego jakiejkolwiek znajomości Chrystusa, z całą wachlarzem doktryny to tak jakbyśmy wkładali dawną ciężką brokatową kapę na plecy dziecka. Nasza przeszłość nauczyła nas jak być raczej "pasterzami", ale nie "łowcami" ludzi; jesteśmy bardziej przygotowani do karmienia ludu, który przychodzi do kościoła aniżeli do przyciągania nowych osób do Kościoła lub przyprowadzania na nowo tych, które się oddaliły i żyją na jego marginesie.
To jest jedną z przyczyn, która sprawia, że w niektórych częściach świata tak wielu katolików porzuca Kościół Katolicki na rzecz innych rzeczywistości chrześcijańskich, zwłaszcza o podłożu ewangelickim i zielonoświątkowym. Pociąga ich proste i skuteczne głoszenie, które pozwala wejść w bezpośredni kontakt z Chrystusem i doświadczać mocy Jego Ducha.
Jeśli z jednej strony należałoby się cieszyć, że te osoby znalazły wiarę przeżywaną, z drugiej należy się smucić tym, że by do tego dojść opuściły swój Kościół. Przy całym szacunku, jaki powinniśmy żywić dla tych wspólnot chrześcijańskich, które nie wszystkie są sektami (z niektórymi z nich Kościół Katolicki prowadzi od lat dialog ekumeniczny, a nie robiły tego z pewnością w stosunku do sekt!), trzeba jednak powiedzieć, że wiele z nich nie ma takich środków, jakie posiada Kościół Katolicki, by prowadzić ludzi do doskonałości życia chrześcijańskiego.
W niektórych z tych wspólnot wszystko obraca się od początku do końca wokół pierwszego nawrócenia, wokół tak zwanego nowego narodzenia, podczas gdy dla nas katolików i nie tylko dla nas - jest to tylko początek życia chrześcijańskiego. Po nim musi nastąpić katecheza i rozwój duchowy, który dokonuje się poprzez zaparcie samego siebie, poprzez noc wiary, krzyż, aż do zmartwychwstania. Kościół Katolicki posiada bardzo bogatą duchowość, niezliczoną liczbę świętych, urząd nauczycielski a przede wszystkim sakramenty.
Trzeba, więc aby, przynajmniej raz, to podstawowe orędzie zostało przekazane czyste i ogołocone, nie tylko katechumenom, ale wszystkim, ponieważ większość wierzących nie przeszła jeszcze przez katechumenat. Dar, jaki niektóre nowe ruchy kościelne przynoszą dziś Kościołowi polega właśnie na tym, że stają się miejscem gdzie osoby dorosłe mają wreszcie możliwość usłyszeć kerygmat, odnowić własny chrzest, wybrać świadomie Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela oraz zaangażować się czynnie w życie swojego Kościoła.
Wyznanie Jezusa jako Pana powinno znaleźć swoje uprzywilejowane miejsce we wszystkich ważnych momentach życia chrześcijańskiego. Może najlepszą ku temu okazję jest pogrzeb, ponieważ człowiek w obliczu śmierci stawia sobie pytania, ma serce bardziej otwarte i jest mniej roztargniony, niż kiedy indziej. Tylko kerygmat chrześcijański ma do powiedzenia człowiekowi właściwe słowo na temat śmierci.
4. Obrać ponownie Jezusa za Pana
Wyszliśmy od pytania: "jakie miejsce zajmuje Chrystus w naszym społeczeństwie?", ale nie możemy zakończyć bez postawienia jeszcze bardziej istotnego pytania w tym kontekście: "jakie miejsce zajmuje Chrystus w moim życiu?". Przywołajmy na pamięć dialog Jezusa z apostołami w Cezarei Filipowej: "Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A wy za kogo Mnie uważacie?" (Mt 16,13-15). Dla Jezusa nie to wydaje się być najważniejsze, co myślą o Nim ludzie, lecz jego najbliżsi uczniowie.
Zaznaczyłem wcześniej obiektywne racje, które wyjaśniają znaczenie wyznania Chrystusa jako Pana w Nowym Testamencie: ono sprawia, że w tych, którzy go wypowiadają, stają się obecne i skuteczne wydarzenia zbawcze. Istnieje również racja subiektywna i istotna. Powiedzieć, że "Jezus jest Panem!" oznacza podjęcie faktycznej decyzji. Jest równoznaczne z powiedzeniem: Jezus jest moim Panem; uznaję, że ma całkowite prawo do mnie, oddaje mu ster mojego życia, nie chcę już więcej "żyć dla siebie", ale "dla tego, który za mnie umarł i zmartwychwstał" (por. 2 Kor 5,15).
Wyznanie Jezusa jako własnego Pana oznacza poddanie Mu każdego obszaru naszego istnienia, pozwolić by ewangelia przeniknęła wszystko, co czynimy. Oznacza, używając sformułowania Sługi Bożego Jana Pawła II, "otarcie, otwarcie na oścież drzwi Chrystusowi".
Zdarzyło mi się czasami być gościem w jakiejś rodzinie i obserwować, co się dzieje, kiedy zadzwoni domofon i okazuje się, że przyszedł ktoś niespodziewany. Pani domu pośpiesznie zamyka drzwi pokoi, w których jest bałagan, łóżko niezasłane, by zaprowadzić gościa do pomieszczenia najbardziej przytulnego. Z Jezusem trzeba postępować dokładnie odwrotnie: otworzyć Mu właśnie "pokoje nieposprzątane" naszego życia, przede wszystkim pokój naszych intencji Dla kogo pracujemy i dlaczego to robimy? Dla siebie czy dla Jezusa, dla naszej chwały czy dla chwały Chrystusa? To najlepszy sposób przygotowania podczas tego Adwentu przytulnej kołyski dla Chrystusa, który przyjdzie w Noc Bożego
Narodzenia.
[1] Por. C.H. Dodd, Storia ed Vangelo, Brescia, Paideia, 1976, ss. 42 nn.
[2] Por. np. Mk 1,1; Rz 15,19; Gal 1,7.
[3] Por. Gal 6,2; 1 Kor 7,25; J 15,12; 1 J 4, 21.
[4] J. Ratzinger, Introduzione al Cristianesimo, Brescia, Queriniana, 1969, ss. 56 n.
[5] Por. Dz 2,22-36; 3,14-19; 10,39-42.
[6] Tertulian, Apologeticum, 39, 9: ad lucem expavescentes veritatis" .
[7] H. Schlier, Il tempo della Chiesa, Bologna 1968, pp. 330-372 [Die Zeit der Kirche, Freiburg i. Br., 1962, Kap.XV].
[8] Origenes, Contra Celsum, I, 9.
(Przełożył: br. Tadeusz Bargiel, ofmcap)
Lista konferencji i kazań
1