Dobrze, ze jesteś


Dobrze, ze jesteś !

Hanna nerwowo popatrzyła na zegarek. Właśnie zbliżała się szesnasta a Stefan ani myślał szykować się do pracy.

- Rusz się wreszcie - ponagliła męża z niepokojem w oczach.

- Nie będę niczyim niewolnikiem - burknął rozpierając się jeszcze bardziej na kanapie - pójdę o której będę chciał !

- Czyś ty oszalał?- Hanna stanęła na przeciw męża w pozycji nie wróżącej nic dobrego - Antek płaszczył się przed dyrektorem, żeby cię tylko przyjął na to stróżowanie a ty teraz fochy stroisz?

- Wielka mi praca!- Stefan splunął pogardliwie prosto pod jej nogi. Hannę poniosło.

- To ja tu nie wiem, w co ręce najpierw włożyć a tobie i ta praca nie pasuje? Znów chcesz bąki zbijać? Z koleżkami pod sklepem stać?

- Ile mi jeszcze będziesz brzęczeć nad uchem? - Stefan machnął ze zniecierpliwienia ręką - sama idź pilnować po nocach tych Banaszka samochodów. A skoro twój braciszek tak się o mnie martwi to niech mi lepszej pracy poszuka. Nie jestem głupszy od niego

- Głupszy to może i nie - Hanna sapała gniewnie - tylko, co ty tak naprawdę umiesz? Chyba tylko przed telewizorem siedzieć, do lodówki zaglądać.

-Gdybym chciał to bym miał forsy jak lodu - prychnął jak rozłoszczony kocur.

- To czemu nie chcesz!? - Hanna nie potrafiła opanować krzyku - czemu się czymś pożytecznym nie zajmiesz? Na budowie praca zła, bo za ciężko. Jurkiewicz chciał, żebyś mu płytki koło domu położył to ci wstyd, że cię będą palcami wytykać. U Strusia na wyrębie lasu tylko dwa dni wytrzymałeś!

- Nie wrzeszcz tak, bo nie wiem, co zrobię…- Stefan czuł jak mu rośnie ciśnienie.

- No co? - nie bała się go odkąd zamieszkali u rodziców - znów sobie wyjedziesz w świat szczęścia szukać? Proszę bardzo. Jedź, gdzie cię oczy poniosą. Przynajmniej będę miała o jedną gębę mniej do wykarmienia. Tego było już za wiele. Stefan wykrzywił usta ze złości, zerwał się z kanapy, chwycił żonę za przeguby dłoni

- Puść ! - jęknęła z bólu zginając kolana - puść bo zawołam Antka

- Dziś to ci nawet Antek nie pomoże - syknął ogarnięty dziwnym amokiem. Uniósł do góry rękę, zamierzył się nią gwałtownie.

-Tato nie bij! - przeraźliwy krzyk powstrzymał go od uderzenia. Odwrócił się w kierunku skąd doszedł go głos. I wtedy zobaczył cztery pary przestraszonych oczu. Dzieciaki jadły właśnie obiad, ale zawsze dziwnie cichły gdy w domu zaczynała się awantura. A teraz ktoś się z tej ciszy wyłamał. Stefan zmarszczył gniewnie czoło.

- Tato , proszę cię - to był głos Jaśka. Chłopiec podbiegł do ojca , chwycił go za brzeg koszuli. Jego zwykle blada nabrała teraz niezdrowych rumieńców. Stefanem zatrzęsło.

- Zostaw, smarkaczu! - żachnął się wyrywając się małemu z uchwytu. Przez pokój przeszedł cichy chrzęst dartego materiału. Jasiek skulił ramiona chowając za siebie kawał podartego rękawa.

- Przeklęty dom! Głupie dzieciaki! - Stefan był wściekły, ale powstrzymał się przed rękoczynami. Splunął tylko za siebie, zdjął z wieszaka czapkę i naciągnąwszy ją na uszy wybiegł jak oszalały z domu…

Jasiek nie mógł jeść, choć pierogi mamy pachniały tak apetycznie, ze ślina sama płynęła do ust. Ale co ugryzł kawałek to mu ciasto stawało w gardle jak twarda, gruba klucha i nijak było ją połknąć.

- No jedz synku, jedz - zachęcała go mama czujnie obserwując jego zachowanie przy stole. Czuł, ze się martwi o niego, słyszał kiedyś jak mówiła do wujka Antka, ze nerwowy się przez ojca zrobił, że strachliwy, do nauki nieskory i taki płaczliwy jak baba. A to on właśnie dziś stanął w jej obronie, przeszkodził ojcu w awanturze. W końcu jest najstarszy, więc musi przestać się bać, musi zacisnął ręce i nie pozwolić tacie na te wszystkie kłótnie, wyzwiska, szamotanie się z mamą. Tylko, ze to trudne takie. Bo przecież kochał ojca i nie chciał z nim walczyć. Chciał, żeby ojciec zrozumiał, żeby się zmienił, żeby wiedział, że jest im potrzebny Bo wciąż miał wrażenie, ze tata po prostu o tym nie wie, ze się nie domyśla, że nie umie być normalnym kochającym ojcem.

- Nie idzie ci dziś jedzenie - mama pokręciła z niezadowoleniem głową zbierając ze stołu talerze. Młodsze rodzeństwo syte i wesołe ruszyło do swoich zabawek. W kuchni zrobiło się na moment cicho i spokojnie. Jasiek oparł głowę na rękach Tata już pewno do nich nie wróci. Zły jest chyba i na Jaśka. Myśli, ze Jasiek go już nie kocha, że mu na nim nie zależy. Jasiek poczuł jak do oczu napływają mu łzy. Powinien był ojcu wszystko wyjaśnić, powinien go przeprosić, ale tata wybiegł z domu tak szybko i był taki wzburzony. Jaśkowi nagle zrobiło się go strasznie żal. I strasznie, ale to strasznie chciał się z nim natychmiast zobaczyć.

- Muszę do Krzyśka po zeszyt - skłamał wstając nagle od stołu - zapomniałem co było zadane

- Leć, tylko wracaj prędko, przypilnujesz dzieci - mama uśmiechnęła się do niego cieplej niż zwykle - obiecałam Marczakowej, że zrobię jej zakupy i pani Stasia czeka na obiad.

Skinął potakująco głową. Mama chwytała się każdej pracy, więc musiał jej jakoś pomagać. Szkoda, ze tata tego nie rozumiał. Przecież był silny i zdrowy. Tylko, ze on szukał nie wiadomo czego. A to nie wiadomo co wciąż wymykało mu się z rąk, jak choćby teraz ta praca u Banaszka. Ale może tata kiedyś zmądrzeje, może zrozumie, ze najważniejsze wcale nie musi być daleko i że nie warto szukać po świecie tego co z zasięgu rąk i serca.

Szedł ulicą chwiejąc się na boki. Jóźwiak się trochę wymigiwał przed przynoszeniem mu nowych butelek piwa, ale gdy powiedział mu, ze pracuje u Banaszka i ze za kilka dni ma wypłatę ten z uśmiechem otworzył mu nowe „konto” w swoim zeszycie. W porządku ten Jóźwiak. Czasem pomarudzi, ale przecież o swoje musi dbać. Stefan też by dbał, gdyby miał własny interes. Ale jemu to zawsze było pod górkę. Nic mu w życiu nie wychodziło. Taki Antek na przykład otworzył sklep z częściami samochodowymi. Stefan chciał, żeby go do spółki przyjął a on, ze nie, że takich obiboków nie potrzebuje. I jeszcze powiedział, ze gdyby nie był mężem Hanki to by go dłużej, darmozjada, po jednym dachem nie trzymał. A co Stefan na to poradzi, ze dusza u niego cygańska, ze w jednym miejscu dłużej usiedzieć nie może, tymbardziej, ze przy żonie i dzieciach żadnych perspektyw nie ma. Własna firma to inaczej brzmi i możliwości wiele. Ech, wszystko jest nie tak. I Hanka taka jakoś ostatnio pyskata. Za nic go ma. A przecież mężem jej jest a nie jakimś popychadłem. Dyktować mu nie będzie, co ma robić. Najlepiej będzie jak znów wyjedzie, Może mu się w końcu gdzieś w świecie poszczęści.

Stefan zatrzymał się na chwilę, w głowie mu się kręciło jak jeszcze nigdy dotąd. Jednak za dużo dziś wypił. To przez tych dwóch facetów, którzy przysiedli się do niego do stolika. Wódkę mieli ze sobą i rozlewali ja sobie po kryjomu do kufli po piwie. Jemu Stefanowi także wlewali raz po raz. Stefan ich nie znał , ale musieli być stąd, bo wiedzieli wszystko o Banaszku, ile ma samochodów, jak nazywają się kierowcy i że on Stefan tam stróżuje. Wódka była dobra, swojska, szczypała w gardło jak pieprz, ale w żołądku rozpływała się przyjemnym ciepłem. Powiedzieli, że mają jej więcej i ze jak Stefan chce to mu przyniosą wieczorem na plac jak stróżować będzie. Tanio. Za kilka złotych I jeszcze mu dali jedną flaszkę na drogę, tak dla kurażu - powiedzieli. Rzadko się zdarza taka szczerość i przyjaźń od pierwszego wejrzenia.

Stefan zatrzymał się na chwilę. Oparł się o jakiś płot. W głowie mu znów porządnie zawirowało.

- Jeszcze jeden łyczek - pomyślał łakomie sięgając do butelki. A później powlókł się w kierunku zakładu Banaszka. Niech Hanka nie myśli, że on się swojej pracy wstydzi. Ale będzie pracować tylko wtedy kiedy to jemu, a nie jej, się zachce…

Jasiek był już bardzo zmęczony. Biegał po mieście najszybciej jak mógł, ale nigdzie nie spotkał ojca. Ani na dworcu, z którego odjechał już ostatni pociąg i żaden kolejarz nie wiedział, żeby ojciec wsiadał do jakiegoś wagonu. Ani na wylocie dróg do Jaworzni i Sumark skąd najczęściej można było się zabrać „okazją” , ani na ulicach przy których stały restauracje i bary goszczące nieraz tatę, gdy udało mu się zarobić kilka groszy. Jasiek zwątpił już czy w ogóle jeszcze tatę zobaczy. I dlatego serce mu biło jak oszalałe ze strachu, ze tata już na zawsze się na niego obraził i ze już nigdy nie odezwie się do niego żadnym słowem. Nagle znalazł się przy barze Jóżwiaka. Ojciec lubił także i tu bywać, więc Jasiek otworzył drzwi, ale w środku już nikogo nie było. Tylko barman zamiatał podłogę i ustawiał krzesła .

- Ojca szukasz mały - zapytał przyglądając mu się ze smutkiem - poszedł już do pracy. Słyszałem jak tu z jakimiś obcymi gadał, ze nockę ma. Ale może trzeba tam do niego zajrzeć. Na nogach ledwo się trzymał

Jasiek poczerwieniał jak burak. Zawsze się wstydził ojca gdy ktoś o nim tak mówił. Dlatego nie odezwał się już ani słowem tylko wykręcił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Tam, na zewnątrz pomyśli, co ma dalej zrobić. Bo przecież coś zrobić musi, to pewne …

Stefan leżał na materacu w rogu stróżowki. Czuł się okropnie. W głowie zalegał mu jakiś ciężki kamień, ręce i nogi drżały jak w gorączce a żołądkiem targały bolesne skurcze. Co chwila zapadał w jakiś dziwny, pełen majaków sen, by za chwilę obudzić z tym potwornym bólem żołądka. „To przez tę wódkę” - pomyślał w chwilach względnej przytomności. Wypił tę flaszkę, którą podarowali mu tamci i jeszcze rozpoczął tę, którą mu przynieśli tutaj. Byli tacy mili, serdeczni. Wpuścił ich, bo chcieli sobie z nim trochę pogadać. Później jakoś znikli. Może nie chcieli mu przeszkadzać, gdy powieki zaczęły mu się zamykać, mimo, że starał się nie spać. Stefan spróbował się podnieść. Żołądek podszedł mu do gardła i wiedział, ze jeśli za chwilę nie wyjdzie na zewnątrz to ubrudzi całe swoje posłanie. Z rękami przy ustach zaczął się czołgać ku drzwiom. Drzwi nie były całkiem zamknięte, więc pchnął je głową zachłystując się rześkim nocnym powietrzem.

- O Boże ! - jęknął czując jak wszystkie wnętrzności zaczęły mu przewracać się w brzuchu. I jak torsje pozwalają mu się oczyścić z tego, czego miał nadmiar w sobie. Za chwilę poczuł ogromną ulgę. Położył się na plecach. Niebo było usiane milionami gwiazd. Dokoła było cicho i pięknie. I nagle usłyszał czyjś głos

- Uważaj, bo przelejesz!

Zastygł w bezruchu, nastawił uważnie uszu. Od razu jakoś wytrzeźwiał.

- Nie przeleję, to już ostatnia bańka. Paliwo śliczne jak ta lala.

Stefan nie mógł uwierzyć. Te głosy dochodziły go gdzieś z pomiędzy samochodów. I były mu dziwnie znajome. Położył się z powrotem na brzuchu i podczołgał w ich kierunku. I nagle jego oczom ukazał się zaskakujący obraz. Dwóch mężczyzn o znajomych mu sylwetkach stało przy jednym z samochodów z kanistrem w ręku.

-Boże! Przecież oni kradną paliwo! - pomyślał przerażony, ze tak łatwo dał się nabrać na ich grzeczne słówka. Zaczął nerwowo szukać po kieszeniach telefonu.

- Zostawcie to! - zawołał tak głośno na ile starczyło mu siły

Usłyszeli go. Zawahali się. Zrobili kilka kroków w jego kierunku

- Dogadajmy się - krzyknął jeden z nich

- Nie jestem złodziejem -zawołał - zaraz wezwę policję

Po drugiej stronie zapadła cisza. Po chwili tamci zaczęli szeptać pomiędzy sobą. Podeszli do niego bliżej.

- Nie ryzykuj, na takich jak ty mamy różne sposoby.

- Nie boję się was - powiedział odważnie choć nogi mi drżały jak osika. Wystukał numer na telefonie. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo nagle jeden z nich zaczął rozlewać benzynę. W rękach drugiego zabłysł płomień zapałki . Przestraszył się, rzucił się do ucieczki, ale potknął się o jakiś wystający z ziemi korzeń i runął na trawę jak długi czując jak wokół ogrania go gorąco i nieprzenikniona ciemność…

Okrążyli go kołem jak jakiegoś bohatera.

- Dziękuję panu raz jeszcze -Banaszak ściskał rękę Stefana w geście największej wdzięczności - ci złodzieje grasowali nie tylko u mnie. Teraz za wszystko zapłacą. A pan..pan…- właściciel ciężarówek szukał właściwego słowa - pan to już ma u mnie etat na całe zycie i to nie jako stróż ale jako kierownik, brygadzista.

- E tam! - Stefan uśmiechnął się skromnie, choć widać było, ze propozycja Banaszaka sprawiła mu ogromną radość. Jeszcze całkiem nie doszedł do zdrowia, ale poparzenia nie były takie rozległe więc była nadzieja, że za kilka tygodniu rzeczywiście będzie mógł podjąć się nowej pracy.

- Gdyby nie Jasiek i Antek to nie wiem, jak by się to wszystko skończyło - dodał patrząc na swych wybawców z dziwną u niego łagodnością.

Jasiek poczerwieniał z dumy. Może też trochę czuł się takim bohaterem jak tata?. Choć wtedy, w tamtą tragiczną noc wcale tak nie myślał. Zły był na tatę, ze tak się upił i że poszedł w takim stanie do pracy. Ale jak zawsze martwił się o niego. Dlatego pobiegł do wujka, żeby go prosić o pomoc, choć wiedział, jak bardzo wujek taty nie lubi. Ale przekonał go, uprosił, ubłagał prawie Poszli później we dwójkę przez uśpione miasto w nadziei , ze nic złego się nie stało.

- Pośpieszmy się proszę! - Jasiek był jednak niespokojny, jakby ktoś mu szeptał do ucha, ze tam na skraju miasta dzieje się coś złego. Byli właśnie przy bramie gdy zobaczyli ogień. Przestraszyli się, wpadli na samochodowy plac ogarnięci paniką. Wtedy zobaczyli postać mężczyzny zamienioną w ognistą pochodnię biegnącą w ich kierunku. Od razu poznali, ze to tata. Wujek natychmiast zdjął z siebie kurtkę i rzucił się na niego przygniatając go do ziemi. To uratowało mu nie tylko życie ale ustrzegło przed mocniejszym poparzeniem.

Jasiek westchnął ciężko. Nie chciał o tym już myśleć ale obraz płonącego taty pojawiał się w jego głowie bardzo często

- No to co? - Banaszak jeszcze raz uścisnął dłoń taty - czekam na pana jak tylko pan wydobrzeje

- Oczywiście - uśmiechnął się tata i spojrzał na mamę. W tym jego spojrzeniu Jasiek dostrzegł coś czego nigdy u taty nie widział. Jakieś takie ciepło, coś co rozjaśniało jego oczy jakimś dziwnym światłem. Podszedł więc do niego i pogłaskał go delikatnie po obandażowanej dłoni. I wtedy tata przeniósł spojrzenie z mamy na niego.

- Dobrze, ze jesteś - powiedział patrząc mu głęboko w oczy. I Jasiek po raz pierwszy poczuł jak słowa taty zapadają mu głęboko w serce i po raz pierwszy doświadczył tego, czym jest prawdziwa synowko-ojcowska więź…

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
SPRAWOZDANIE z Fundacji Dobrze ze jestes, Studia - praca socjalna, Sprawozdania z praktyk
DOBRZE że jesteś
Jak mi dobrze że jesteś tu
Dobrze że jesteś(1)
Jak dobrze, że Jesteś Przyjacielu
dobrze, że jesteś Borszewicz
dobrze, że jesteś
Katecheza 1 Dobrze że jesteś
DOBRZE ŻE JESTEŚ
Kupiłeś Windows 7 OEM Oznacza to że jesteś piratem
projekt 114 dziękuję że jesteś DMR 1807
Że jesteś, ● Wiersze moje ♥♥♥ for Free, ☆☆☆Miłosne☆☆☆
160 Ania Wyszkoni - Wiem ze jesteś tam, kwitki, kwitki - poziome
O tym, że jesteśmy w ostrym kryzysie i o lobbingu w sferze prawa autorskiego
rekolekcje, NAUKA REKOLEKCYJNA II (Jesteś dzieckiem Bożym), NAUKA REKOLEKCYJNA - CZY WIESZ< ŻE JE
384 Brandewyne Rebecca Wiem, że jesteś lwem
Pole Świadomości nauka już dochodzi do Prawdy że jesteśmy Jednym
Bajki Ach jak dobrze, że to wiem J R Schneider B Gross,

więcej podobnych podstron