My
My - rocznik powojenny otwarty na oścież -
w pełnokomfortowym stanie swojego ciała
czytamy Sartre'a i książki telefoniczne.
Rozważamy uważnie wszelkie trzęsienia ziemi.
My. Rocznik powojenny ze spokojnych doniczek.
Wyprowadzony z bezspornych statystycznych wyliczeń.
Nie dosłyszany w hałasie początku.
Cierpiący na bezsenność i do ćmy podobny.
Powołany do koncentracji nad.
Do naszych dni prowadzą zardzewiałe drzwi.
Schody które przeżyły hodowcę kanarków.
Wodospad kroków. Pogrzeb z orkiestrą. I krzyk tłuczonych garnków.
Schodzimy powoli. Bardzo powoli. Z powagą drzewa.
Jest może siódma rano. Dzień zbyt dokładnie dojrzewa
i niekiedy przyjmuje smak gnijącego jabłka.
Najrozmaitsi ludzie gwałtownie wybiegają.
Ze schodów. Z bram. Z hoteli. Z ust. Tu i tam.
Obłąkani po łokcie pensjonariusze świata.
Przeklinają. Przystają opłaceni na parkingach.
My zazdrościmy tym
którzy w wysokich sznurowanych butach
przeszli przez wojnę.
Zazdrościmy
nocy oszczędnie po małym kawałeczku
rozdzielanym między hełmy znużone.
Strzałów jak ognie sztuczne do ust podniesionych.
Wulgarnych wzruszeń nagłego ocalenia.
O tamtym świecie
z miasta lęk wywożono na taczkach
i wymiatano kule.
Choć w twarzach jeszcze nie wystygło drżenie
pozalepiano hejnałem gruzy i wyzwolenie
i poranione mury do hymnu wstawały.
Ludzie na wolność klaskali. Bramy się otwierały.
W bramach kobiety rodziły dzieci:
nas. Jakże odświętnych. Powołanych jeszcze przed świtem.
Odpornych na ciało. Otrząśniętych z chrzęstu broni.
Oddano narodzeniem naszym cześć - zabitym.
A pamięć przestrzeloną dźwigamy
już my.
* * *
Nie zostałem wybitnym mężem stanu.
Nie odkryłem żadnego kontynentu.
Nie napisałem dzieła
które wstrząsnęłoby światem.
Nawet nie stać mnie było na wielkie morderstwo.
Nie podpaliłem niczyjego domu
(to we mnie dom spalono)
Dla nikogo nigdy nie byłem przykładem.
Ani zły. Ani dobry.
Niezdolny do miłości i do nienawiści.
Z brakiem charakteru
przypiętym do klapy.
Skazany na przeciętność
umieram obojętnie.
Mucha
która od wielu godzin
patrzy na mnie tępo
jest pewnie moim
alter ego.
Dom spokojnej młodości
W wypożyczalni buntu
czynna jest stołówka.
Czerwone wino jeziora
płynie pod oknami.
Z narażeniem historii
można po nim pływać.
Nie wszystkie okrzyki hurra
znaczą tu zwycięstwo.
Najbardziej popularny
jest narodowy gambit.
W salach gier
wygrywa się wielkie przegrane.
Niektórzy zbierają poziomki
i dowody rzeczowe.
Pod żaglami pościeli
odpływają w sen.
Inni tępo wpatrują się w drzwi
jak gdyby stamtąd nadejść miał ratunek.
Tym którzy myślą o kraju nad głową
palli się pod nogami ziemia.
Dom Spokojnej Młodości
jest siwy jak gołąb.
Dyktando
Pod dyktando.
Żeby tylko nie popełnić błędu.
Naród
nie napisać przez tłum otwarty.
Wiedzieć
kiedy zamykać a kiedy otwierać
usta.
Milczeć ?
ale z jakiej litery?
Odmienić się
ale nie przez przypadek.
Uważać
aby miłość nie napisać oddzielnie
tak jak czarna jagoda albo pierwszy lepszy.
Czujnie
po pewnych datach postawić kropkę.
Przy innych
minutę ciszy.
Uważać
aby życia nie napisać przez skróty.
Pamiętać
aby nie popełnić błędu przy śmierci.
Umrzeć
ortograficznie.
Egzamin
Egzamin konkursowy na króla
wypadł doskonale.
Zgłosiła się pewna ilość królów
i jeden kandydat na króla.
Królem wybrano pewnego króla
który miał zostać królem.
Otrzymał dodatkowe punkty za pochodzenie
spartańskie wychowanie
i za uśmiech
ujmujący wszystkich za szyję.
Z historii odpowiadał
ze świetnym wyczuciem milczenia.
Obowiązkowy język
okazał się jego własnym.
Gdy mówił o sprawach sztuki
chwycił komisję za serce.
Jednego z członków komisji
chwycił odrobinę za mocno.
Tak
to na pewno był król.
Przewodniczący komisji
pobiegł po naród
aby móc uroczyście
wręczyć go królowi.
Naród
oprawiony był
w
skórę.
O czym myśli dziewczyna na lekcji gramatyki j. polskiego
Pojawi się trzynastego listopada. Albo
kiedykolwiek.
Zejdzie z fotografii pisma ilustrowanego
w obcisłych szortach, które poleca na lato.
Albo z ekranu. Ze zmierzchem Godarda
i z dziką różą która zastąpi nam dubbing.
Pojedziemy na wyspę
którą dorysujemy na mapie
Wspólny pokój w hotelu będzie się kołysał
Kto z nas się
uratuje?
(Dziewczyna przystępuje do tej myśli
z kołem ratunkowym
na sercu)
Nauczycielka nosi czerwone skarpetki
na nogach demonstracyjnie wysuniętych do przodu
Jak gdyby rozumiała przewagę czasu
i powagę myśli.
Alarm wyobraźni. Perkusja serca.
Stan podgorączkowy nocy. Noc: forma czasu.
Forma czasu przyszłego
złożona z formy osobowej: będę będziesz
będziemy będziecie będą
oraz z form bezokolicznika: kochać
Będę kochać
Bóg prosi
Nie powoływać się na niego. Nie handlować nim.
Na partyjnych straganach nie rozwieszać łaski.
Nie używać alibi "Gott mit uns"
dla bezbożnej zbrodni.
Pod jego patronatem
nie odprawiać zła.
Nie wzywać nadaremnie
"pokłonu pasterzy".
Nie popychać. Nie trwonić.
Nie palić na stosie.
Ze zwęglonego oka
wypłynęła łza.
Przyjdzie może do was
"o, marna ludzkości",
kiedy będziecie przechodzili
na swój drugi grzech.
Obywatel małego kraju.
Obywatel małego kraju
urodzony nierozważnie na skraju Europy
powołany zostaje do rozmyślań o wolności.
Jako rezerwista nigdy się nad tym nie zastanawiał.
Przerywa poranne karmienie wieloryba.
Wertuje słowniki.
Parę razy w życiu
przejeżdżał przez wolność tranzytem.
Czasami zjadał lunch
i wypijał szklaneczkę soku pomarańczowego
Czasami były to stacje
kolejki podziemnej.
Czarne rękawy tuneli.
Wagoniki nad przepaściami.
Zawsze jednak wracał.
Do swojej kolekcji wielorybów.
Do postępowej pralni chemicznej
która odznaczona została właśnie
ekspresowym orderem.
Do wielkich agencji
dementujących ogólną sytuację meteorologiczną
Do przejęzyczeń
zapowiadających wielkie przemiany.
Do swoich osobistych obszarów wolności
po których spacerował
w kamizelce ratunkowej
z przewieszoną przez ramię
apteczką pierwszej pomocy.
Te przestrzenie spotykają go w nocy.
Goni go strach w czarnej męskiej rękawiczce.
W końcu ukazuje mu się zorza polarna.
Zostaje powieszony
przez samego siebie
na placu defilad.
Co wybrał? - zapytuje siebie.
Mniejszą niedorzeczność
czy jeszcze większy problem.
Ucz się śmierci
Ucz się śmierci. Na pamięć.
Zgodnie z zasadami pisowni
wyrazów martwych.
Pisz ją łącznie
jak rzeczpospolita albo lwipyszczek.
Nie dziel jej
pomiędzy umarłych.
Jesteś wybrańcem bogów.
Ucz się śmierci wcześnie.
Miłość do ojczyzny
też bywa śmiertelna.
Ucz się śmierci
w miłości.
Ucz się śmierci nie tylko
dla zabicia czasu.
Czas bywa samobójczy
i wisi godzinami na drzewach.
Przepytaj siebie.
Przepytaj na żywo.
Odezwa
Bogowie całego świata łączcie się!
Załóżcie jedną partię o wspólnym sercu i wątrobie.
I zbawcie roznosiciela mleka
który o godzinie piątej rano
doi mgły poranka
i śpiewa piosenkę o wolności.
Moja siostra
Moja siostra jeszcze nie wie
że świat skazany jest na atlas.
A atlas to ogromny talerz wiecznie głodny.
To żurnal państw skrojonych. Czasami niemodnych.
Że wszystko nagle jest jasne kiedy wychodzi się z kina.
Że idee najlepiej leżą na manekinach.
Że nie ma śmierci dla przykładu.
Że śmierć jest tylko dla natury.
Że chcąc oglądać niebo trzeba
zanieść je przedtem do cenzury.
Że największa wiedza jest w bibliotece przestrzeni.
Że miłość to jest miłość. A miłość to ogród.
Że trzeba w tym ogrodzie unikać jesieni.
Że nie da się w ogrodzie uniknąć jesieni.
Że podziału komórek nikt już nie powstrzyma.
Że życie jest skończone kiedy się zaczyna.
Że Izolda jest stara. Cierpi na reumatyzm.
Że historia to taki wielki kosz na śmieci.
Służy do przepadania dat i straszenia dzieci.
Że kiedy noc nam oczy na chwilę ocienia
to budzą się w nas ptaki z krzykiem: Ziemia! Ziemia!
I wtedy odkrywamy nowy ląd: Człowieka
który nam ciepłą rękę kładzie na powiekach...
Ale moja siostra już wie
że Ala ma kota.
Kraj podobny do innych
Kraj podobny do innych. Ale inny niż inne.
Z krainy krajobrazu wynika że włókno
jest z domieszką tworzyw sztucznych.
Zdarza się jedwab kaszmir batyst.
Aksamitne zachody słońca nad jeziorami.
Różaniec górski
pod wpływowym niebem.
Przeszedł przez labirynt. Chaos.
Pożogi wojny. Przewlekłe choroby historii.
Niezbyt muzykalny. Przynęta dźwieku
czasem dla zalotników.
Nie lubi obcych. Żeni się najczęściej
z pulchną blondynką.
Uczy się języka niemieckiego
Popijając Drink nach Osten
i oczekując na wejście do Unii Europejskiej.
Podczas apelu śniadania
chleb kroi szablą na krzyż
podśpiewując a cappella
rozkwitały pęki białych róż.
Mała dziewczynka podgląda naród
Mała dziewczynka
przedwcześnie dojrzała
podgląda naród z okien oranżerii.
Natarczywe życie kwiatów wyjaśnia jej wiele.
Dochodzący tu jedynie szkielet wiatru
rozpada się w drzwiach.
Ale cóż ona wie
o potrzebie życia. O potrzebie
śmierci. O dyktaturze pamięci.
Wie. I należy już
do jachtklubu.
Z szybkością węzła morskiego
rozwiązuje buty siedmiomilowe.
Zna parę domów towarowych
w których sprzedaje się państwa
oraz środki piorące i perfumy "Chanel 5".
Obecna na procesach przyjaciół Peryklesa
nie rozumie dlaczego zostali skazani.
Anaksagoras uśmiechał się do nie porozumiewawczo.
Fidiasz był zmartwiony.
W przerwie rozprawy nadawano przez radio
rewię piosenek big - beatowych.
Mała dziewczynka
Nie rozumie wielu innych procesów.
Mała dziewczynka. Pełnoletni wunderkind.
Przygotowuje w ciepłej oranżerii
wieńce pogrzebowe dla przyszłych klientów.
Takie czasy
Idę podwórkiem. I nagle
Podbiega do mnie sześcioletni chłopczyk
W poziomkach policzków.
W ręce trzyma drewniany pistolet.
"Pif! Paf!" strzela w moim kierunku.
Potem chowa broń do kieszeni.
"Robota skończona" mówi i odchodzi.
Zawiadamiam rodzinę. Przyjaciół.
Dzwonię na milicję i zgłaszam swoją śmierć.
Ale wszyscy rozkładają ręce:
"Takie to czasy" mówią.
Dom dziecka
Trzydzieści par pantofelków filcowych
z wyszytym na środku kwiatem tulipanu.
Trzydzieści fartuszków poplamionych sokiem
z czarnej porzeczki. Trzydzieści nieruchomych kotów
wyhaftowanych ściegiem płaskim.
Trzydzieści par wyciągniętych rączek
ale tylko po łyżki do zupy mlecznej.
Trzydzieści par oczu otwieranych we śnie
aby dojrzeć rodziców na wzgórzach cukierków.
Gdyby moja mamusia chciała
mogłaby być królową.
Ale musiała umrzeć
bo tatuś zmienił się w wilka.
Moja mamusia była chuda
i dlatego nie mogła mnie kochać.
Ale jak tylko będzie chuda mniej
to mnie kupi na zawsze.
Moja mamusia jest piękna. Mój tatuś jest silny.
Moja mamusia jest bogata. Mogłaby kupić
Amerykę Północną i złoto. A tatuś
potrafi strzelać z prawdziwego karabinu.
Trzydzieści par nóżek
stoi przed nieczynną zwrotnicą
i oczekuje na wjazd
domu.
Wyznanie mężczyzny
od którego kobieta odchodzi jak lato i powraca jak lato
Odchodzisz ode mnie
jak lato.
I powracasz do mnie
jak lato.
Wjeżdżasz nagle na rynek (Opel Rally 1900
o mocy 102 KM)
Ostatni raz ty. Ostatni raz ja.
Ostatnia moja cierpliwość
ale
nie ostatnia.
Tyle jej narosło że wystarczy
na całą naszą miłość.
Oby zabrakło. Oby nie.
A ty nawet nie wyłączasz świateł.
Zjawiasz się taka lekka jak karoseria.
Coraz więcej mniej ciebie.
Taka mniej więcej ty.
Zjawiasz się nagle jak katastrofa.
I kiedy oboje giniemy w tym wypadku
to nawet nie ma nikogo
kto by nas chciał przejechać
na przestrzał
(naszą miłość)
abyś już więcej nie mogła
odchodzić ode mnie
jak lato
i powracać do mnie
jak lato.