5 Edward T Hall 'ukryty wymiar' referat


Edward T. Hall

Ukryty wymiar

Przestrzeń trwała

Tworzenie przestrzeni trwałej jest jednym z podstawowych sposobów organizowania

działalności indywidualnej i grupowej. Obejmuje ono zarówno zmaterializowane,

jak niewidoczne wzorce, które kierują zachowaniem człowieka. Budowle są jednym

z przejawów wzorców przestrzeni trwałej; co więcej, są one również

w charakterystyczny sposób grupowane i dzielone wewnętrznie zgodnie z kulturowo

zdeterminowanymi modelami. Topografia wiosek, miasteczek i miast, a także przedzielającego

je pejzażu nie jest przypadkowa, wynika z planu, który zmienia się

w zależności od epoki i kultury.

Nawet wnętrze domu na Zachodzie jest zorganizowane przestrzennie. Znajdują się

w nim pomieszczenia nie tylko dla spełniania określonych funkcji, jak np. przygotowywania

posiłków, jedzenia, prowadzenia życia towarzyskiego, odpoczynku, relaksu

i prokreacji, ale również dla celów higienicznych. Jeżeli, jak to się czasem zdarza,

wytwory lub czynności związane z pewną przestrzenią zostaną przeniesione do innej

przestrzeni, fakt ten jest natychmiast zauważalny. Ludzie żyjący „w bałaganie”,

„w permanentnym zamieszaniu” to ci, którzy nie potrafią uporządkować czynności

i wytworów wedle jednolitego, konsekwentnego, dającego się sformułować planu

przestrzennego. Przeciwne miejsce na tej skali zajmuje taśma montażowa, precyzyjna

organizacja przedmiotów w czasie i przestrzeni.

W rzeczywistości współczesna wewnętrzna topografia domu, traktowana przez Amerykanów

i Europejczyków jako coś oczywistego, jest zupełnie świeżej daty. Aż do

XVIII stulecia, jak wykazuje Philippe Aries w Centuries of Childhood, pomieszczenia

w europejskich domach nie miały swych stałych funkcji. Członkom rodziny nie przysługiwała

taka prywatność jak obecnie. Nie było przestrzeni przeznaczonych do okreEdward

T. Hall UKRYTY WYMIAR

139

ślonego celu ani miejsc nienaruszalnych. Obcy wchodzili i wychodzili wedle własnego

uznania, a łóżka i stoły były zestawiane i rozkładane w zależności od nastrojów i apetytów.

Dzieci ubierano i traktowano tak jak małych dorosłych. Nic dziwnego, że pojęcie

dzieciństwa i związane z nim pojęcie rodziny nuklearnej musiały czekać na specjalizację

pomieszczeń wedle funkcji i na odseparowanie ich od siebie. W wieku XVIII dom

zmienił swoją formę. We francuskim zaczęto odróżniać chambre od salle. W angielskim

funkcje pokoju zaczęła wskazywać jego nazwa— bedroom, living room, dinning room.

Pokoje zaczęto planować tak, by otwierały się na korytarz lub hali, podobnie jak domy

na ulicę. Mieszkańcy przestali przechodzić z jednego pokoju do drugiego. Uwolniony

od atmosfery dworca czy zajazdu, chroniony przez nowe przestrzenie, wzorzec rodziny

zaczął się stabilizować i wyrażać w formie domu.

Książka Presentation of Self in Everyday Life Ervinga Goffmana1 jest drobiazgowym,

precyzyjnym zapisem obserwacji dotyczących związku między fasadą, jaką ludzie

ukazują światu oraz własnym „ja”, które za nią skrywają. Posłużenie się terminem

„fasada” jest już samo w sobie znaczące. Sygnalizuje istnienie pewnych płaszczyzn,

które powinny zostać zbadane, i napomyka o funkcjach pełnionych przez twory

architektoniczne. Zapewniają nam one coś w rodzaju parawanów, za którymi możemy

schować się od czasu do czasu. Napięcie wywołane utrzymywaniem fasady może być

ogromne. Architektura potrafi uwolnić nas od niego. Daje nam ona też możliwość

schronienia, w którym możemy włożyć domowe pantofle i być swobodnie sobą.

Faktu, że tak niewielu businessmanów ma biura we własnych domach, nie da się

wyjaśnić wyłącznie konwencją i trudną sytuacją dyrektora, gdy nie ma on wokół siebie

podwładnych. Spostrzegłem, że wielu ludzi ma dwie, a nawet więcej różnych osobowości:

jedną w pracy, a zupełnie inną w domu. Odseparowanie miejsca pracy od

domu w takich wypadkach strzeże owe dwie, często sprzeczne ze sobą osobowości

przed popadaniem w konflikty, a nawet służy ustabilizowaniu idealnej wersji każdej

z nich, wersji dostosowanej do obrazu zaprojektowanego przez architekturę

i otoczenie.

Związek między przestrzenią trwałą a osobowością i kulturą nigdzie nie jest tak widoczny

jak w wypadku kuchni. Kolidowanie ze sobą w kuchni mikrowzorców wywołuje

coś więcej niż tylko irytację u kobiet, z którymi przeprowadzałem wywiady. Moja

żona, borykająca się przez wiele lat z kuchniami różnego rodzaju, tak skomentowała

projektantów: „Gdyby któremukolwiek z mężczyzn projektujących kuchnię przyszło

w niej pracować, nigdy nie zrobiliby tego w taki sposób”. Niezgodność między elementami

projektu, wzrostem i budową kobiecą (kobiety zwykle nie są na tyle wysokie,

by mogły swobodnie sięgać po różne przedmioty) a czynnościami, które trzeba wykonać,

choć nie zawsze od razu widoczna, bywa niekiedy wręcz niewiarygodna. Rozmiary,

kształty, uszeregowanie i rozplanowanie wnętrz domu, wszystko to mówi gospodyniom

o tym, jak wiele lub mało wiedział projektant o szczegółach przestrzeni trwałych.

Poczucie właściwej orientacji w przestrzeni sięga u człowieka dość głęboko.

Umiejętność ta jest ostatecznie spleciona ze zdolnością do przeżycia i ze zdrowiem

psychicznym. Dezorientacja w przestrzeni to tyle co psychoza. Różnica pomiędzy

działaniem z szybkim refleksem a koniecznością zatrzymania się i zastanowienia

1 Erving Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego, przeł. H. i P. Śpiewakowie, Warszawa 1981

(przyp. red. tomu).

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

140

w nagle powstałej sytuacji może oznaczać różnicę między życiem a śmiercią— reguła

ta odnosi się w równym stopniu do kierowcy manewrującego pomiędzy pojazdami,

co i gryzonia umykającego drapieżnikowi. Lewis Mumford zauważa, że jednolity,

kratkowy wzorzec, wedle którego zbudowane są nasze miasta, „sprawia, iż przybysze

czują się w nich równie zadomowieni jak starzy mieszkańcy”. Amerykanie przyzwyczajeni

do tego wzorca są często sfrustrowani, gdy zetkną się z czymś innym. Jest im trudno

czuć się jak w domu w stolicach Europy, które nie zostały zorganizowane wedle

tego prostego planu. Nieomal bez wyjątku przybysze używają słownictwa i tonu, które

kojarzą się z osobistym afrontem, jak gdyby miasto się przeciw nim sprzysięgło. Nie

należy też dziwić się, że ludzie przywykli do francuskiego systemu promienistej gwiazdy

czy rzymskiej kratownicy mają kłopoty w takich miejscach jak Japonia, gdzie cały

wzorzec przestrzeni trwałej jest zasadniczo i radykalnie odmienny. Istotnie, gdyby ktoś

zechciał zaprojektować dwa kontrastujące ze sobą systemy, nie mógłby tego zrobić

lepiej. Systemy europejskie akcentują i nazywają linie, japońskie zaś traktują w sposób

formalny wszystkie punkty przecięcia i o linie nie dbają zupełnie. W Japonii nazwy

nadaje się nie ulicom, lecz ich przecięciom. Domy są uporządkowane nie

w przestrzeni, ale w czasie i numeruje się je w tej kolejności, w jakiej zostały zbudowane.

Wzorzec japoński podkreśla hierarchie wyrastające wokół centrów; amerykański

zaś znajduje swój szczytowy wyraz w jednakowych przedmieściach, gdzie jakikolwiek

numer wzdłuż ulicy jest równie dobry jak każdy inny. W Japonii dom, który został

wybudowany w pierwszej kolejności, stale przypomina mieszkańcom pod numerem

20, że numer 1 był pierwszy.

Niektóre aspekty przestrzeni trwałej uwidaczniają się dopiero przy obserwowaniu

ludzkiego zachowania. W Ameryce na przykład powoli zanika instytucja dinning room,

ale do dziś jeszcze zauważa się linię oddzielającą strefę związaną z posiłkami od

reszty pokoju. Niewidzialna granica wyodrębniająca na przedmieściach jedno podwórze

od drugiego jest inną trwałą cechą kultury amerykańskiej lub przynajmniej niektórych

jej subkultur.

Architekci tradycyjnie zajmują się wizualnymi wzorcami struktur — tym, co się

widzi. Są oni całkowicie nieświadomi faktu, że ludzie noszą w sobie pewne internalizacje

przestrzeni trwałej, których nauczyli się na początku życia. Nie tylko Arabowie,

ale i Amerykanie popadają w depresję, jeśli nie mają dość przestrzeni. Jeden z moich

rozmówców powiedział: „Mogę sobie dać radę ze wszystkim, jak długo mam obszerne

pokoje i wysokie sufity. Widzi pan, wzrosłem w starym domu w Brooklynie

i nigdy nie przyzwyczaję się do czegoś innego”. Na szczęście są jeszcze architekci,

którzy znajdują czas na to, by uwzględnić głęboko zakorzenione potrzeby ich klientów.

Jednakże indywidualny klient nie jest tym, co interesuje mnie najbardziej. Problemem,

który staje dziś przed nami w projektowaniu i przebudowie naszych miast,

jest zrozumienie potrzeb większości ludzi. Budujemy olbrzymie budynki mieszkalne

i gigantyczne biurowce bez pojęcia o tym, czego pragną ci, którzy będą je zajmować.

Ważnym szczegółem przestrzeni trwałej jest to, że stanowi ona coś w rodzaju formy

odlewniczej, modelującej większą część naszych zachowań. To właśnie miał na

myśli Winston Churchill, gdy mówił: „Kształtujemy nasze budynki, a one kształtują

nas”. Podczas powojennej debaty nad odnowieniem Izby Gmin Churchill wyraził

obawę, że odejście od intymnego wzorca przestrzennego Izby, w której partie przeciwne

siedzą naprzeciw siebie po dwóch stronach wąskiej nawy, może poważnie

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

141

zmienić styl rządzenia. Nie był on pierwszym, który wskazywał na doniosłą rolę przestrzeni

trwałej, ale nigdy przedtem pogląd ten nie został wyrażony tak dobitnie.

Jedną z wielu podstawowych różnic między kulturami jest to, że dokonują one

ekstensji odmiennych anatomicznych i behawioralnych cech ludzkiego organizmu.

Jeżeli dochodzi do zapożyczenia międzykulturowego, jest konieczne, by elementy

zapożyczane uległy adaptacji. W przeciwnym razie to, co nowe, i to, co stare, nie

harmonizuje ze sobą, a w niektórych wypadkach dwa wzorce są całkowicie sprzeczne.

Japonia na przykład miała trudności ze zintegrowaniem samochodu w kulturze, w której

do linii łączących pewne punkty (tj. dróg) przywiązuje się znacznie mniej wagi niż

do samych tych punktów. Stąd też Tokio słynie z doprowadzania do najbardziej

imponujących korków ulicznych na świecie. Motoryzacja źle się przyjmuje także

w Indiach, gdzie miasta są fizycznie zatłoczone, a społeczeństwo ma wyszukane cechy

hierarchiczne. Jak długo hinduscy inżynierowie nie zdołają zaprojektować dróg,

które izolowałyby powolnych pieszych od szybko poruszających się wehikułów, klasowo

uwarunkowany brak względów kierowcy dla nędzarzy wywoływać będzie

ciągle tragedie. Nawet budowle Le Corbusiera w Czandigarh, stolicy Pendżabu, musiały

zostać zmodyfikowane przez lokatorów, by stać się mieszkalne. Hindusi obudowywali

ścianami balkony Le Corbusiera i zamieniali je na kuchnie. Analogicznie Arabowie

przybywający do Stanów Zjednoczonych konstatują, że nabyte przez nich wzorce

przestrzeni trwałej nie godzą się z budownictwem amerykańskim. Czują się w nim

udręczeni — zbyt niskimi sufitami, zbyt małymi pokojami, brakiem należytej prywatności

i widoków przez okno.

Nie należy jednak sądzić, że niezgodność między wzorcami zinternalizowanymi

a zeksternalizowanymi zdarza się tylko na styku różnych kultur. W miarę jak rozwija

się nasza technologia, takie jej osiągnięcia, jak klimatyzacja, oświetlenie jarzeniowe,

ściany dźwiękoszczelne, pozwalają nam projektować domy i biura bez oglądania się na

tradycyjny wzorzec drzwi i okien. Ale innowacje te częstokroć dają w wyniku ogromne

pokoje-stodoły, w których terytorium dziesiątków urzędników tkwiących w swoich

klatkach jest nie ustalone.

Przestrzeń na pół trwała

Parę lat temu poproszono Humphry'ego Osmonda, utalentowanego i spostrzegawczego

lekarza, o pokierowanie ogromnym centrum zdrowotno-badawczym w Saskatchewan.

Szpital ten był jednym z pierwszych miejsc, w których wyraźnie zademonstrowano

związek między przestrzeniami na pół trwałymi a zachowaniem. Osmond

zauważył, że niektóre pomieszczenia, jak np. dworce kolejowe, skłaniają ludzi do

trzymania się z daleka od siebie. Nazwał je przestrzeniami odspołecznymi (sociofugal).

Inne znów, takie jak kramiki w staroświeckim drug-storze albo stoliki we francuskiej

kafejce pod gołym niebem, skłaniają ludzi do skupiania się razem. Te znów

nazwał dospołecznymi (sociopetal). W szpitalu, którym kierował, pełno było

przestrzeni odspołecznych, mało zaś takich, które można by nazwać dospołecznymi.

Co więcej, personel pomocniczy i pielęgniarski wyraźnie wolał te pierwsze, gdyż

łatwiej w nich było utrzymywać porządek. Krzesła w hallach, które po godzinach

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

142

odwiedzin zostawały poustawiane w niewielkie kręgi, natychmiast szeregowano

w sposób niemal wojskowy, w długie rzędy wzdłuż ścian.

Szczególną uwagę Osmonda zwrócił nowo zbudowany „pokazowy” geriatryczny

oddział kobiecy. Wszystko w nim było nowe i błyszczące, czyste i jasne. Było tu dość

przestrzeni i dużo radosnych kolorów. Jedyny kłopot polegał na tym, że im dłużej

pacjentki przebywały na oddziale, tym mniej miały ochoty do rozmawiania ze sobą.

Stopniowo wszystkie upodobniły się do mebli, permanentnie cicho przylepionych do

ścian w regularnych odstępach pomiędzy łóżkami. W dodatku zdawały się wszystkie

być w stanie depresji.

Wyczuwając, że przestrzenie te były raczej odspołeczne niż dospołeczne, Osmond

zaangażował wnikliwego młodego psychologa Roberta Sommera, aby popracował nad

związkiem pomiędzy umeblowaniem pomieszczeń a rozmowami. Szukając takiego

naturalnego otoczenia, które nastręczałoby wiele różnych sytuacji, w jakich można

obserwować rozmawiających ludzi, Sommer obrał sobie kawiarnię szpitalną, ze stolikami

o powierzchni 90 na 180 cm, przeznaczonymi dla sześciu ludzi. Przy stolikach

tych możliwe było sześć różnych dystansów i tyleż orientacji jednego ciała w stosunku

do innego:

Pięćdziesiąt posiedzeń obserwacyjnych, w czasie których w regularnych odstępach

liczono rozmowy, wykazało, że: konwersacje po linii F-A (poprzez róg stołu) były

dwukrotnie częstsze od konwersacji po linii C-B (bokiem do siebie), które z kolei zdarzały

się trzykrotnie częściej niż konwersacje po linii C-D (w poprzek stołu).

W innych dystansach Sommer w ogóle nie zauważył żadnych rozmów. Innymi słowy,

układ narożny, gdzie ludzie siedzą pod kątem prostym do siebie, daje sześć razy więcej

rozmów niż układ twarzą w twarz — poprzez 90-centymetrową szerokość stołu

i dwa razy więcej niż układ bokiem do siebie.

Rezultaty tych spostrzeżeń zasugerowały rozwiązanie problemu stopniowego wycofywania

się z izolacji starszych ludzi. Zanim jednak cokolwiek zrobiono, trzeba było

dokonać wielu przygotowań. Jak wiemy, ludzie bardzo osobiście odbierają porządkowanie

przestrzeni i sprzętów. Ani personel, ani sami pacjenci nie zgodziliby się na to,

by ktoś obcy „bałaganił” w ich meblach. Osmond jako dyrektor mógłby wprawdzie

nakazać to, czego sobie życzył, ale wiedział dobrze, że personel zacznie spokojnie sabotować

jakiekolwiek arbitralne posunięcia. Pierwszym krokiem było więc wciągnięcie

personelu do serii „eksperymentów”. Zarówno Osmond, jak Sommer zauważyli, że

pacjentki tego oddziału znacznie częściej pozostawały do siebie w relacji B-C i C-D,

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

143

niż siedziały w kafeterii, i że siadały w większych odległościach. W dodatku nie było

tam miejsca na położenie czegokolwiek, nie było miejsca na rzeczy osobiste. Jedynymi

elementami terytorialnymi związanymi z pacjentką było jej łóżko i krzesło.

W konsekwencji pisma kładzione były na podłogach, skąd szybko wymiatał je personel.

Niewielki stolik dla każdej pacjentki mógł zapewnić jej dodatkowe terytorium

i dogodne miejsce przechowywania pism, książek i materiałów piśmiennych. Gdyby

stoliki takie były nadto kwadratowe, można byłoby nadać oddziałowi taką strukturę,

która zachęcałaby do rozmów.

Gdy tylko wciągnięto personel do udziału w eksperymentach, wniesiono małe Muliki

i poustawiano wokół nich krzesła. Z początku pacjentki przeciwstawiały się innowacji.

Przywykły do rozmieszczenia „ich” krzeseł w określonych miejscach

i niechętnie godziły się z tym, że będą teraz przesuwane przez innych. Personelowi polecono,

aby starał się utrzymać w miarę możności nowy układ aż do momentu,

w którym zostanie on obrany jako coś raczej alternatywnego niż irytującego, na co

można nie zwracać uwagi. I ponownie zaczęto liczyć rozmowy. Liczba ich zwiększyła

się dwukrotnie, a czytywano trzy razy częściej, prawdopodobnie dlatego, że było już

teraz miejsce na trzymanie książek i czasopism. Podobne przemeblowanie pokoju

dziennego wywołało analogiczne opory i w ostatecznym wyniku rosnącą ilość rozmów.

Trzeba tu wyraźnie powiedzieć trzy rzeczy. Konkluzji, jaką wyciągnięto ze szpitalnych

obserwacji, nie da się zastosować wszędzie. To znaczy, dystans w poprzek

rogu sprzyja jedynie: a) rozmowom określonego typu, b) między ludźmi pozostającymi

względem siebie w określonej relacji i c) w ściśle określonym otoczeniu kulturowym.

Po drugie, to, co jest odspołeczne w jednej kulturze, może okazać się dospołeczne

w innej. Po trzecie, przestrzeń odspołeczna nie musi być bezwzględnie zła,

a przestrzeń dospołeczna uniwersalnie dobra. Tym, co byłoby naprawdę pożądane,

jest taka elastyczność i zgodność pomiędzy projektem a funkcją, aby istniała rozmaitość

przestrzeni i aby ludzie mogli być wciągani do towarzystwa w zależności od

swych pragnień i nastrojów. Dla nas głównym punktem eksperymentu kanadyjskiego

jest wykazanie tego, że struktura przestrzeni na pół trwałej może wywierać głęboki

wpływ na zachowanie i że wpływ ten daje się mierzyć. Fakt ten nie jest niespodzianką

dla pań domu, które stale próbują utrzymać równowagę między barierami przestrzeni

trwałej a umeblowaniem. Wiele z nich doświadczyło tego, że pomimo przyjemnego

urządzenia pokoju „nie wychodzą” w nim rozmowy, ponieważ zapomniano

o odpowiednim ustawieniu krzeseł.

Warto zauważyć, że to, co w jednej kulturze jest przestrzenią trwałą, może być

przestrzenią częściowo trwałą w innej kulturze i vice rersa. W Japonii na przykład

ściany są ruchome, zamykają się i otwierają w miarę zmian w codziennych zajęciach.

W Stanach Zjednoczonych ludzie przechodzą z jednego pokoju do drugiego lub

z jednej części pokoju do innej po to, by dokonać określonych czynności — zjeść, pospać,

popracować czy przyjąć wizytę. W Japonii natomiast przyjęte jest, że pozostaje

się cały czas w jednym miejscu, a zmienia się jedynie to, czym się zajmujemy.

U Chińczyków mamy inną sposobność do zaobserwowania różnorodności, z jaką ludzie

traktują przestrzeń, Chińczycy zaliczają do kategorii przestrzeni trwałej pewne

elementy, które Amerykanie traktują jako na półtrwałe. Gość w chińskim domu nie

porusza swym krzesłem, chyba jedynie na wyraźną sugestię gospodarza. Zrobić coś

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

144

takiego to tak, jak wejść do czyjegoś domu i poruszyć zasłoną czy przepierzeniem.

Na pół trwały charakter mebli w amerykańskich domach jest kwestią rangi i sytuacji.

Lekkie krzesła są bardziej modne niż sofy i ciężkie stoły. Jednakże, jak spostrzegłem,

niektórzy Amerykanie mają opory przez poruszaniem mebli w cudzym domu. Na

czterdziestu studentów w mojej grupie połowa przejawia takie wahania.

Kobiety amerykańskie wiedzą, jak bardzo trudno znaleźć cos w cudzej kuchni.

I odwrotnie, ciężko jest porządkować własną kuchnię z pełnymi dobrej woli pomocnikami,

którzy nie wiedzą, gdzie jest „miejsce” jakiejś rzeczy. To, jak i gdzie poukładane

są przedmioty osobistego użytku, zależy od pewnych wzorców mikrokulturowych,

typowych nie tylko dla dużych grup społecznych, lecz także dla owych drobnych odchyleń

od kultury, które decydują o niepowtarzalności jednostki. Podobnie jak zróżnicowanie

tonu i posługiwanie się głosem pozwalają nam kogoś po nim rozpoznać, każdy

z nas przechowuje swoje rzeczy zgodnie z charakterystycznym, unikalnym wzorcem.

Przestrzeń nieformalna

Przejdziemy teraz do tej klasy doznań przestrzennych, która jest, być może, dla

jednostki ludzkiej najbardziej znacząca, gdyż obejmuje dystanse, jakie utrzymujemy

między sobą. Dystanse takie znajdują się na ogół poza zasięgiem świadomości. Klasę tę

nazwałem przestrzenią nieformalną nie dlatego, że brak jej formy, lub dlatego, że nie

jest ważna, lecz wyłącznie dlatego, że nie została ona wyraźnie skodyfikowana. [...]

Wzorce przestrzeni nieformalnej mają swe wyraźne i głębokie granice, które choć nigdzie

nie sformułowane, tworzą istotną część kultury. Brak zrozumienia dla ich ważności

może sprowadzić katastrofę. [...]

Dynamizm przestrzeni

[...] Ludzi odbieramy jako bliskich lub dalekich, ale czasem nie potrafimy wyraźnie

wskazać, co skłania nas do scharakteryzowania ich w taki właśnie sposób. Zdarza

się tyle rzeczy naraz, że jest nam trudno wydzielić te źródła informacji, na których

zasadzają się nasze reakcje. Czy w grę wchodzi tu ton głosu, pozycja czy też odległość?

Rozstrzygnięcia te stają się możliwe dopiero po dokładnych, długotrwałych obserwacjach

najrozmaitszych sytuacji i odnotowaniu każdej najmniejszej odmiany

w napływających informacjach. Na przykład brak lub obecność wrażenia ciepła ciała

drugiej osoby wyznacza granicę pomiędzy przestrzenią intymną a nieintymną. Zapach

świeżo umytych włosów i zamazywanie się rysów kogoś widzianego z bliska tworzą

wespół z odczuciem ciepła atmosferę intymności. Posługując się samym sobą jako

czynnikiem kontrolującym i rejestrującym zmienność form na wejściu sensorycznym,

można wykryć główne punkty postrzegania odległości. W ten sposób da się ostatecznie

wyznaczyć kolejne, odrębne elementy tworzące strefę intymną, indywidualną, społeczną

i publiczną.

Zamieszczone poniżej opisy czterech stref dystansu skompilowano z wielu obserwacji

i wywiadów z nie kontaktującymi się, zdrowymi dorosłymi ludźmi klasy średniej,

wywodzącymi się głównie z północnych wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Duży

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

145

procent badanych stanowili mężczyźni i kobiety pracujące w handlu i wolnych

zawodach, wielu z nich należałoby zaliczyć do intelektualistów. Wywiady prowadzono

w warunkach w miarę możliwości neutralnych, tzn. badani nie byli szczególnie podekscytowani

ani też w depresji bądź w gniewie. Wykluczone zostały też takie wyjątkowe

warunki otoczenia, jak nadmiernie wysoka temperatura bądź hałas. Opisy te stanowią

jedynie pewną próbkę. Bez wątpienia wydadzą się zbyt prymitywne kiedyś, gdy będziemy

wiedzieli więcej o proksemice i o odróżnianiu przez ludzi dystansów. Trzeba

też podkreślić, że uogólnienia te nie są bynajmniej reprezentatywne dla ludzkiego zachowania

— ani nawet dla zachowania się Amerykanów — lecz jedynie dla grupy

obranej jako próba statystyczna. Murzyni i Latynosi, jak również emigranci z kultur

południowoeuropejskich mają zupełnie odmienne wzorce proksemiczne.

Każdy z opisanych później dystansów ma fazę dalszą i bliższą, które zostaną omówione

po uwagach wstępnych. Warto jeszcze zaznaczyć, że dystanse te zmieniają się

nieco wraz ze zmianą pewnych czynników osobowościowych i środowiskowych. Duży

hałas na przykład lub skąpe oświetlenie skłania zwykle ludzi do skupienia się razem.

Dystans intymny

Przy dystansie intymnym obecność drugiej osoby jest czymś niewątpliwym, a niekiedy

nawet przytłaczającym wskutek przeciążenia wejść sensorycznych. Widok (często

zniekształcony), zapach, ciepło czyjegoś ciała, głos i wyczuwanie oddechu —

wszystko to razem sygnalizuje oczywisty kontakt z innym ciałem.

Dystans intymny — faza bliższa

Jest to dystans, w którym kochamy się i mocujemy, pocieszamy i chronimy.

W świadomości obu partnerów przeważa kontakt fizyczny albo wysokie prawdopodobieństwo

fizycznego zbliżenia. Posługiwanie się receptorami przestrzennymi jest

w dużym stopniu zredukowane z wyjątkiem receptora powonienia i receptora wyczuwającego

ciepło promieniujące, które są w tym wypadku szczególnie wyczulone. W fazie

maksymalnego kontaktu komunikują się ze sobą mięśnie i skóra. Mogą zostać zmobilizowane

miednica, uda i głowa; ramiona mogą się splatać. Obraz z wyjątkiem konturów

zewnętrznych jest zamazany. O ile możliwe jest w obrębie sfery intymnej widzenie

z bliska — jak w wypadku dzieci — powstający obraz jest niezmiernie powiększony

i pobudza większą część, a nawet całą powierzchnię siatkówki. Z odległości tej

widzieć można z nadzwyczajną dokładnością. Dokładność ta plus zezujące napięcie

mięśni ocznych tworzą doświadczenie wizualne, którego nie sposób pomylić z jakimkolwiek

innym dystansem. Natomiast głos odgrywa znikomą rolę w porozumieniu się

przy dystansie intymnym, który przebiega zasadniczo innymi kanałami. Szept daje

efekt rozrastania się odległości. Zdarzające się wokalizacje są przeważnie nieświadome.

Dystans intymny — faza dalsza

Głowa, uda i miednica nie wchodzą już w łatwy kontakt, ręce mogą jednak sięgać

i chwytać za kończyny. Głowa postrzegana jest w powiększonych rozmiarach, a rysy jej

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

146

są zniekształcone. Ważną cechą tego dystansu jest u Amerykanów możność łatwego nastawienia

oka na ostrość. Tęczówka widziana z odległości około 15 — 20 cm poszerzona

jest do niecodziennych rozmiarów. Widać czerwone żyłki na twardówce i powiększone

pory skóry. Widzenie wyraźne (15 stopni) obejmuje dolną lub górną część twarzy,

którą postrzega się w powiększeniu. Nos sprawia wrażenie zbyt dużego i zniekształconego,

podobnie jak usta, zęby i język. Widzenie peryferyjne (od 30 do 180 stopni)

obejmuje zarysy głowy i ramion, a często również rąk.

Fizyczną niewygodę, odczuwaną wówczas, gdy obcokrajowiec znajduje się w obrębie

sfery intymnej, odbierają Amerykanie przeważnie jako zakłócenie systemu

wizualnego. ,,Ci ludzie pchają się za blisko, można dostać zeza. To mnie naprawdę denerwuje.

Przybliżają twarz tak, że człowiek czuje się, jakby siedzieli wewnątrz niego”.

W momencie gdy traci się ostrość widzenia, przy spoglądaniu na coś ze zbyt bliskiej

odległości, mamy nieprzyjemne poczucie zezowania. Takie wypowiedzi, jak „odsuń

swoją twarz od mojej” czy „potrząsa mi pięścią przed nosem”, ilustrują wyraźnie,

w jaki sposób wielu Amerykanów postrzega granice własnego ciała.

Przy odległościach od 15 do 20 cm posługujemy się głosem, ale jest on zwykle

wyciszony, często nawet do szeptu. (...] Wyczuwalny jest zapach i ciepło czyjegoś oddechu,

choćby nie był on skierowany na naszą twarz. Niektórzy badani mogli spostrzec

zmniejszanie się i zwiększanie ciepłoty ciała partnera.

Publiczne posługiwanie się dystansem intymnym uważa się wśród dorosłych Amerykanów

klasy średniej za coś niewłaściwego, chociaż można spostrzec, ich dzieci splecione

intymnie na plażach i w samochodach. Zatłoczone kolejki podziemne i autobusy

mogą wpędzać obcych w coś, co normalnym trybem należałoby zaliczyć do intymnych

relacji przestrzennych; ich pasażerowie dysponują jednak pewnymi technikami defensywnymi,

usuwającymi element intymności w środkach komunikacji masowej.

Podstawowa taktyka polega na maksymalnym unieruchomieniu i odsuwaniu tułowia

albo kończyn, o ile stykają się z inną osobą. Jeśli nie jest to możliwe, napręża się mięśnie

odpowiedniej partii ciała. Dla członków grupy nie kontaktującej się relaks i radość

płynąca ze stykania się z ciałem innych jest tabu. W zatłoczonych windach ręce

trzyma się przy bokach albo łapie się nimi za uchwyty dla utrzymania równowagi.

Oczy są utkwione nieruchomo w nieokreślonej przestrzeni i nie wolno, chyba tylko

przelotnie, zatrzymać ich na kimkolwiek.

Trzeba podkreślić raz jeszcze, że amerykańskie wzorce proksemiczne dla dystansu

intymnego nie są bynajmniej czymś uniwersalnym. Nie można zaliczyć do niezmiennych

reguł nawet przepisów rządzących sprawami tak intymnymi jak dotykanie innych.

Amerykanie, którzy mieli sposobność nawiązać mniej powierzchowne kontakty

z Rosjanami, opowiadają, że wiele cech charakterystycznych dla amerykańskiego dystansu

intymnego przejawia się w rosyjskim dystansie społecznym [...], mieszkańcy Bliskiego

Wschodu nie reagują, jak Amerykanie, oburzeniem na dotykanie ich przez obcych

ludzi.

Dystans indywidualny (osobniczy)

Terminem „dystans indywidualny” posłużył się po raz pierwszy Hediger dla określenia

odległości, która trwale oddziela pomiędzy sobą poszczególne egzemplarze

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

147

gatunków nie kontaktując ich. Odległość tę potraktować można jako niewielką strefę

ochronną czy też otoczkę izolującą dany organizm od innych.

Dystans indywidualny — faza bliższa (odległość od 45 cm do 75 cm)

Kinestetyczne wrażenie bliskości częściowo przynajmniej wywodzi się

z możliwości tkwiących w tym, co dany partycypant potrafi zrobić drugiemu za pomocą

kończyn. Przy omawianym tu dystansie da się partnera trzymać i obejmować.

Zanikają zaburzenia wizualne w postrzeganiu rysów. Istnieje jednak godne uwagi

sprzężenie mięśni sterujących gałką oczną. Czytelnik może je sam spostrzec, jeśli

spróbuje patrzeć na jakiś przedmiot z odległości od 45 do 90 cm i zwróci szczególną

uwagę na mięśnie wokół gałek ocznych. Będzie mógł wyczuć ich napięcie, gdy postara

się utrzymać oboje oczu w jednym punkcie w taki sposób, by obraz w każdym oku

zachował ostrość. Lekkie naciśnięcie końcem palca dolnej powieki w ten sposób, aby

gałka oczna się przesunęła, pozwoli nam zdać sobie sprawę z wysiłku, jakiego dokonują

te mięśnie zapewniając pojedynczy i koherentny obraz. Wizualny kąt 15 stopni

obejmuje dolną lub górną część twarzy, którą widzi się wyjątkowo ostro. Zaznaczają

się wklęsłości i wypukłości twarzy: nos sterczy, a uszy cofają się; widać wyraźnie

delikatne owłosienie twarzy, rzęsy i pory skóry. Szczególnie uwydatnia się trójwymiarowość

przedmiotów. Postrzegane obiekty mają głębię, namacalność i formę. Odznaczają

się też szczegóły faktury i można je wyraźnie rozróżnić. Sposób, w jaki usytuowują

się ludzie względem siebie, jest oznaką bądź tego, co za więzi ich łączą, bądź

tego, co za uczucia do siebie żywią, bądź obu tych rzeczy jednocześnie. Żona może

bezkarnie przebywać w obrębie ściśle indywidualnej strefy swego męża. Dla innej kobiety

takie zachowanie to całkiem odmienna sprawa.

Dystans indywidualny — faza dalsza (odległość od 75 cm do 1,2 m)

Dalszej fazie dystansu indywidualnego odpowiada zwykle zwrot „być od kogoś

na wyciągnięcie ręki”. Dystans ten rozciąga się od momentu, gdy się jest już za strefą

łatwego dotyku, do momentu, gdy ludzie wyprostowawszy ramiona mogą zetknąć się

palcami. Jest to w dosłownym sensie granica fizycznej dominacji. Poza nią nie da się

bez trudu „dosięgnąć kogoś ręką”. Przy odległości tej możemy roztrząsać wszelkie tematy

interesujące i dotyczące nas osobiście. Głowę postrzega się w normalnym rozmiarze

i wyraźnie widzi się szczegóły rysów partnera. Z równą łatwością można obejrzeć

drobne szczegóły skóry, siwiznę włosów, senność w oczach, plamy na zębach, znamiona,

drobne zmarszczki czy brud na odzieży. Widzenie fowealne ogarnia płaszczyznę

wielkości zaledwie czubka nosa bądź jednego oka, wzrok musi więc błądzić po całej

twarzy (to, na co skieruje się oko, jest kwestią uwarunkowania kulturowego). Ostre

widzenie pod katem 15 stopni ogarnia dolną lub górną część twarzy, a 180-stopniowe

widzenie peryferyczne — ręce i całe ciało siedzącego rozmówcy. Ruchy rąk są postrzegalne,

ale nie da się już policzyć palców. Poziom głosu jest umiarkowany. Nie wyczuwa

się ciepłoty ciała. U Amerykanów przy tym dystansie brak jest wrażeń węchowych,

inaczej niż u wielu innych narodów, gdzie tworzy się otoczki zapachowe przez użycie

wód kolońskich. Z odległości tej wykrywa się czasem woń oddechu, Amerykanie są

jednak wyuczeni, że nie kieruje się wydychanego powietrza na innych.

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

148

Dystans społeczny

Linia oddzielająca dalszą fazę dystansu indywidualnego od bliższej fazy dystansu

społecznego wyznacza, jak to powiedział jeden z badanych, „granicę dominacji”. Nie

postrzegamy już dokładnie szczegółów twarzy, nie stykamy się i nie spodziewamy się

zetknąć z partnerem, chyba że specjalnie będziemy się o to starać. Poziom głosu

u Amerykanów jest normalny. Między fazą bliższą a dalszą zachodzi pod tym względem

niewielka różnica, a rozmowę da się słyszeć z odległości ponad 6 metrów.

Stwierdziłem, że natężenie głosu u Amerykanów jest przy tym dystansie niniejsze

niż u Arabów, Hiszpanów, Hindusów i Rosjan, a nieco większe niż u Anglików

z wyższych warstw społecznych i u południowo-wschodnich Azjatów i Japończyków.

Dystans społeczny — faza bliższa (odległość od 1,2 do 2,1 m)

Wielkość głowy postrzega się jako normalną; w miarę tego jak oddalamy się od

partnera, fowealna powierzchnia oka zaczyna obejmować coraz pokaźniejsze fragmenty

jego postaci. Przy odległości 1,2 metra kąt widzenia 1 stopnia pokrywa płaszczyznę nieco

większą od oka. Przy 2,1 metra strefa ostrości rozciąga się na nos i okolicę obu

oczu lub na usta, nos i jedno oko. Wielu Amerykanów przesuwa spojrzenie od oka do

oka albo od oczu do ust. Struktura skóry i włosy są wyraźnie widoczne. Przy kącie

widzenia 60 stopni dostrzega się z odległości 1,2 metra głowę, ramiona i górną część

tułowia; z odległości 2,1 metra kąt ten obejmuje już całą postać.

Przy tym dystansie załatwia się wszelkie sprawy nieosobiste, przy czym faza bliższa

zakłada kontakt ściślejszy niż faza dalsza. Ludzie pracujący razem skłonni są posługiwać

się fazą bliższą dystansu społecznego. Jest to również dystans typowy dla tych,

którzy biorą udział w nieformalnym zebraniu towarzyskim. Stanie i spoglądanie na

kogoś z góry z tej odległości wywołuje wrażenie dominacji, jak w wypadku człowieka

mówiącego do swojej sekretarki lub recepcjonistki.

Dystans społeczny — faza dalsza (odległość od 2,1 do 3,6 m)

Jest to ta właśnie odległość, na jaką odchodzimy wówczas, gdy ktoś powiada:

„Stań tak, żebym mógł cię obejrzeć”. Rozmowy towarzyskie i zawodowe prowadzone

z maksymalnego dystansu społecznego mają charakter bardziej formalny niż wówczas,

gdy odbywają się w ramach fazy bliższej. Biurka w urzędach przeznaczone dla

ważnych osób są zwykle na tyle duże, że utrzymują interesanta w należytej odległości.

Nawet w tych instytucjach, gdzie biurka mają rozmiary standardowe, przeciwległe

krzesło znajduje się 2,4 lub 2,7 metra od urzędnika. W dalszej fazie dystansu społecznego

przestaje się postrzegać takie drobne szczegóły twarzy, jak np. włoskowate naczynia

krwionośne w gałkach ocznych. Widoczna jest jeszcze struktura skóry oraz

stan zębów i ubrania. Żadna z badanych przeze mnie osób nie zauważyła przy tej odległości

u siebie wyczuwania ciepłoty albo zapachu partnera. Widzenie pod katem 60

stopni ogarnia całą postać wraz z pokaźnym fragmentem otoczenia. Przy odległości

około 3,6 metra znika nagle sprzężenie mięśni ocznych, umożliwiające utrzymywanie

wzroku w jednym punkcie. Oczy i usta partnera znajdują się w obrębie strefy najostrzejszego

widzenia. Nie jest więc konieczne poruszanie oczami po to, by objąć

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

149

wzrokiem całą twarz. Przy dystansie tym znacznie ważniejsze niż przy dystansach

krótszych staje się podtrzymywanie kontaktu wizualnego w trakcie wszelkich rozmów

niezdawkowych.

Zachowanie proksemiczne tego typu jest uwarunkowane kulturowo i całkowicie

arbitralne. Jednakże obowiązuje ono wszystkich zainteresowanych. Unikać czyjegoś

wzroku to tyle, co zmusić go do zamilknięcia i ucinać konwersację, dlatego właśnie

ludzie rozmawiający z sobą z tego dystansu kręcą szyjami i przechylają się z boku na

bok, byle tylko wyminąć ewentualne przeszkody. Jeśli jedna osoba siedzi, druga stoi,

długotrwały kontakt wizualny przy odległości mniejszej niż 3 — 3,5 metra męczy

mięśnie szyi, toteż strzegą go zwykle podwładni dbający o wygodę przełożonego. Jeśli

jednak porządek jest odwrócony i podwładny siedzi, druga strona często podchodzi

bliżej.

Przy odległości tej głos jest wyraźnie mocniejszy niż w fazie bliższej i przeważnie da

się słyszeć z przyległego pomieszczenia przy otwartych drzwiach. Podniesienie głosu

lub krzyk może stwarzać wrażenie redukowania dystansu społecznego do dystansu

indywidualnego.

Własności proksemiczne dystansu społecznego (fazy dalszej) są tego rodzaju, że

bywa on wykorzystywany przez ludzi po to, by oddzielić się i odosobnić od innych.

Odległość taka pozwala im spokojnie kontynuować pracę w obecności kogoś innego

i nie sprawiać przy tym wrażenia osoby nieuprzejmej. Dotyczy to zwłaszcza recepcjonistek

w urzędach, po których pracodawcy spodziewają się wypełniania podwójnych

obowiązków: odpowiadania na pytania i grzeczności wobec interesantów, a jednocześnie

pisania na maszynie. Gdy recepcjonistka znajdzie się w odległości mniejszej

niż 3 metry od jakiejś osoby, nawet obcej, jest nią wystarczająco skrępowana, by czuć

się zmuszona do konwersacji. Ale jeśli ma więcej przestrzeni, może względnie swobodnie

pracować bez obowiązku rozmawiania. Podobnie mężowie po powrocie

z pracy siadają, odpoczywają, czytają gazetę w odległości 3 i więcej metrów od swych

żon, przy tym bowiem dystansie można równie łatwo wyłączyć się, co podjąć rozmowę

w dowolnym momencie. Niektórzy z nich spostrzegają, że żony poustawiały meble

oparciami do siebie — jest to ulubiony chwyt „odspołeczny”, [...] chwyt pozwalający

uciec od innych. Taki układ jest poprawnym rozwiązaniem przy minimum przestrzeni,

umożliwia bowiem ludziom odizolowanie się od siebie, jeśli mają na to ochotę.

Dystans publiczny

Po przejściu od dystansu indywidualnego i społecznego do dystansu publicznego,

który nie zakłada już zaangażowania, pojawia się wiele istotnych zmian sensorycznych.

Dystans publiczny — faza bliższa (odległość od 3,6 do 7,5 m)

Przy odległości 3,6 metra czujny osobnik może w razie zagrożenia zrobić unik lub

przejść do defensywy. W dystansie tym mieści się nawet pewna szczątkowa, podświadoma

forma reakcji ucieczki. Głos jest donośny, ale nie wykorzystuje się jego

pełnej siły. Językoznawcy twierdzą, że przy omawianej tu odległości zaczynamy dbać

o dobór słów i budowę zdania, pojawiają się też zmiany gramatyczne i syntaktyczne.

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

150

Oddaje to dobrze wprowadzony przez Martina Joosa termin „styl formalny”: „teksty

formalne wymagają uprzedniego zaplanowania (...), mówca wygłasza je jakby na baczność”.

Kąt najostrzejszego widzenia (1 stopnia) obejmuje całą twarz. Drobne szczegóły

skóry i włosów są już niedostrzegalne. Na odległość 4,8 metra ciało zaczyna tracić

trójwymiarowość i staje się płaskie. Nie rozróżnia się koloru oczu: widoczne są jedynie

białka. Wielkość głowy jest znacznie mniejsza od normalnej. Romboidalna strefa

ostrego widzenia pod kątem 15 stopni na odległość 3,6 metra ogarnia twarze obojga

ludzi, spojrzenie zaś pod kątem 60 stopni obejmuje całe ciało wraz z fragmentem otaczającej

przestrzeni. Inne osoby widziane są najwyżej peryferycznie.

Dystans publiczny — faza dalsza (odległość od 7,5 m i więcej)

Ważne osobistości oddzielone są dystansem 10 metrów. Znakomity tego przykład

napotykamy w książce Thedore'a H. White'a Making of the President 1960, w momencie

gdy nominacja Johna F. Kennedy'ego stała się pewnością. White opisuje

zgromadzenie w ustronnym domku wiejskim, do którego wszedł Kennedy:

„Kennedy wbiegł do domku swym lekkim, tanecznym krokiem, młodzieńczy i gibki

jak wiosna, głośno pozdrawiając tych, którzy stali na drodze. Zdawał się umykać im

wszystkim, schodząc z piętra do kąta, gdzie gawędzili oczekujący nań brat Bobby

i szwagier Sargent Shriver. Pozostali rzucili się do przodu chcąc do niego podejść.

I wtedy zatrzymali się. Dzielił ich dystans zaledwie 10 metrów, lecz był nieprzekraczalny.

Stanęli z boku — wszyscy ci starsi ludzie o ustalonym od dawna prestiżu

i wpływach — i patrzyli na niego. Odwrócił się po paru minutach, spostrzegł ich

i szepnął coś do szwagra. Shriver przekroczył oddzielającą przestrzeń, by zaprosić ich

do towarzystwa. Najpierw Averell Harriman, potem Dick Daley i Mike Di-Salle, jeden

po drugim, zaczęli składać gratulacje. Nikt jednak nie mógłby bez zaproszenia przejść

przez ten niewielki odstęp, bo roztaczała się wokół niego lekka aura izolacji i wiedzieli,

że nie są tu jego patronami, lecz jego klientami. Mogli się zbliżyć tylko po zaproszeniu,

bo miał zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych”.

Taki zwyczajowy dystans dotyczy nie tylko ważnych osobistości, może się nim posługiwać

każdy przy okazjach publicznych. Niezbędne jest wszakże dokonanie pewnych

korektur. Większość aktorów wie o tym, że przy odległości 10 i więcej metrów

zanikają pewne subtelne odcienie znaczeniowe komunikowane normalnym głosem, jak

również szczegóły ekspresji mimicznej i ruchowej. Nie tylko więc głos, ale i wszystko

inne winno być odpowiednio wzmocnione i wyolbrzymione. Porozumiewanie się

niewerbalne zaczyna funkcjonować głównie przez gestykulację i pozycję ciała. Ulega

nadto zwolnieniu tempo mówienia, słowa wypowiadane są wyraźniej, pojawiają się też

pewne zmiany stylistyczne. Znamienny jest termin Martina Joosa „styl oziębły”: „Styl

oziębły przeznaczony jest dla tych, którzy mają pozostać nieznajomymi”. Całą postać

człowieka odbieramy przy tym dystansie jako zupełnie małą i postrzegamy ją wraz

z tłem. Widzenie fowealne obejmuje coraz to większe fragmenty człowieka, dopóki

znajduje się on całkowicie w obrębie strefy maksymalnej ostrości. Widzenie pod kątem

60 stopni ogarnia tło, a widzenie peryferyczne sygnalizuje nam ruch po bokach.

Podsumowując opis stref dystansu zaobserwowanych w badanej grupie Amerykanów,

winienem poczynić parę końcowych uwag dotyczących klasyfikacji. Można bowiem

słusznie zapytać: dlaczego cztery strefy, a nie sześć lub osiem? Po co w ogóle

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

151

wydzielać jakiekolwiek strefy? Skąd wiadomo, że taka klasyfikacja jest poprawna?

W jaki sposób dokonano wyboru tych właśnie kategorii? [...] Wszelki system klasyfikacyjny

zakłada jakąś teorię czy hipotezę o naturze owych danych i o najbardziej podstawowych

formach ich porządkowania. Za obraną tu klasyfikacją proksemiczną kryje

się założenie następujące: w naturze wszystkich zwierząt, nie wyłączając ludzi, tkwi

pewien typ zachowania zwanego terytorialnością. Działając tak posługują się oni różnorakimi

zmysłami, za pomocą których różnicują odległości i przestrzeń. Wybór określonego

dystansu zależny jest od danego układu; od więzi łączącej kontaktujących się

osobników, od tego, co czują i co robią. Zastosowaną tu czteroczłonową klasyfikację

popierają badania prowadzone zarówno na zwierzętach, jak na ludziach. Dystans intymny,

indywidualny i społeczny przejawia się nie tylko u ludzi, lecz również

u pszczół i ptaków.

U ludzi Zachodu czynności oraz relacje społeczne i zawodowe skupiły się

w jednym dystansie; pojawia się u nich nadto coś takiego jak postać publiczna i więź

publiczna. Relacje „publiczne” i sprawy „publiczne” praktykowane tak, jak to się dzieje

u Amerykanów i Europejczyków, wyróżniają ich zdecydowanie od reszty świata. Tkwi

w nich bowiem implicite nakaz traktowania wszelkich osób nieznajomych w sposób

ściśle określony. W sumie więc do czynienia mamy z czterema zasadniczymi typami

więzi (intymną, indywidualną, społeczną i publiczną) i ze związanymi z nimi typami

aktywności i typami dystansu. W innych częściach naszego globu relacje międzyludzkie

podpadają pod zupełnie odmienne szablony, jak choćby wzorzec oparty na przeciwstawieniu

rodziny i nie-rodziny, powszechny w Hiszpanii, Portugalii i w byłych koloniach

tych państw, czy system kastowy w Indiach. Również Arabowie i Żydzi odróżniają

zdecydowanie tych, z którymi są spowinowaceni lub spokrewnieni, od tych, z którymi

nic ich nie łączy. Moje badania wśród Arabów każą przypuszczać, że posługują się oni

systemem organizowania przestrzeni nieformalnej, która diametralnie różni się od tego,

co obserwowałem w Stanach. Więź wieśniaka arabskiego, czyli fellacha, z jego szejkiem

lub z Bogiem nie jest więzią publiczną. Ma ona charakter bliski, osobisty i nie

wymaga pośredników.

Aż do dziś o potrzebach przestrzennych człowieka myślano wyłącznie w kategoriach

masy powietrza wypieranej przez jego ciało. Nie dostrzegano w ogóle faktu, że opisane

powyżej strefy przestrzenne są ekstensjami osobowości ludzkiej. Zróżnicowanie

owych stref, a właściwie samo ich istnienie, ujawniło się dopiero wówczas, gdy Amerykanie

nawiązali kontakty z cudzoziemcami, którzy posługiwali się swymi zmysłami

tak odmiennie, że co było kwestią intymną w jednej kulturze, mogło się okazać kwestią

indywidualną, a nawet publiczną w innej. Amerykanie zaczęli być świadomi swoich

własnych otoczek przestrzennych, które przedtem traktowali jako coś zupełnie oczywistego.

Poznanie owych różnych stref kontaktu i związanych z każdą z nich specyficznych

emocji, więzi oraz czynności zaczyna być dziś sprawą niezmiernie ważną. Ludność

świata tłoczy się w miastach, a budowniczowie i projektanci pakują ludzi we wznoszone

pionowo pudełka biur i domów mieszkalnych. Traktując ludzi tak, jak czynili to

dawni handlarze niewolników, rozważając ich potrzeby przestrzenne wyłącznie w kategoriach

granic wyznaczonych przez ciało, nie przywiązuje się należytej wagi do skutków

zatłoczenia. Jeśli jednak spojrzymy na człowieka jako na coś tkwiącego w sieci

niewidzialnych otoczek przestrzennych o wielkościach wymierzalnych, architektura

Edward T. Hall UKRYTY WYMIAR

152

tektura przedstawi się nam w zupełnie nowym świetle. Zaczyna się wtedy pojmować,

że ludzie mogą być skrępowani przestrzenią, w której muszą żyć i pracować. Mogą, co

więcej, czuć się wpędzeni w zachowania, więzi i reakcje emocjonalne, które okazują się

dla nich nad miarę stresujące. Podobnie jak ciążenie, wzajemny wpływ dwu ciał na siebie

jest odwrotnie proporcjonalny nie tylko do kwadratu dzielącego je dystansu, lecz

może nawet do jego sześcianu. W miarę narastania stresu zwiększa się też wrażliwość

na zatłoczenie — ludzie stają się bardziej napięci — potrzebują coraz więcej przestrzeni,

w miarę tego jak dostają jej coraz mniej.

Fragmenty rozdziałów IX i X książki Edwarda T. Halla The Hidden Dimension, wydanej w 1966 roku.

Przedruk według wydania polskiego: Edward T. Hall, Ukryty wymiar, przeł. Teresa Hołówka, wstęp Aleksander

Wallis, PIW, Warszawa 1976, s. 149-186. Pominięto tabelę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Edward T Hall Ukryty wymiar
Edward Hall Ukryty wymiar streszczenie
Edward Hall Ukryty wymiar(1)
10. E. Hall - Ukryty wymiar, Kulturoznawstwo
Hall E Ukryty wymiar rozdz 12
HALL UKRYTY WYMIAR
E T Hall Ukryty wymiar
hall ukryty wymiar r I, IX,, XI
Hall, Ukryty wymiar 1978, calość
Hall E Ukryty wymiar rozdz 12
HALL UKRYTY WYMIAR
Hall E Ukryty wymiar str 9 58 (r I III)
Hall, Edward T Ukryty wymiar (rozdział X)
003 Hall T Edward Ukryty wymiar R IX
ukryty wymiar
UKRYTY WYMIAR, POLONISTYKA, II rok, WOK
04 Edward T Hall Poza kulturą (rozdział V Rytm i ruch ciała)
referat Wymiarowanie, studia
Hall Edward T Bezgłośny język [fragmenty, 01 Głosy czasu]

więcej podobnych podstron