„Pod sklepem
jubilera”
Raz, dwa. Raz, dwa. Kolejne kroki. I raz, i dwa. I raz, i dwa. Z każdej strony słychać kroki. Teoretycznie niezmienne, ale każdy jest inny. Każdy krok różni się od poprzedniego. Każdy krok jest obciążeniem stawów, wysiłkiem dla mięśni. Każdy krok zbliża człowieka do końca, do śmierci. Kroki są jak myśli. Bez nich nie można się zmieniać, rozwijać.
Siedzę już na miejscu. Siedzę na pół godziny przed początkiem sztuki. Praktycznie nic nie wiem o tym, co ma się wydarzyć. Oglądam ściany, patrzę na ludzi, szukam znajomych twarzy. Widzę dyrektora, za nim idzie mój kolega. Dosiadł się do mnie. „Idziemy na przód?” - rzucił po dwóch, może trzech minutach. Poszliśmy. Zdecydowanie lepszy widok był w drugim rzędzie od początku, niż od końca.
Dowiaduję się paru rzeczy o sztuce. Pełna przemyśleń o miłości, małżeństwie. Trochę nieciekawa. Dla dorosłych. Tyle zapamiętałem.
Zaczęła się sztuka. Trzydziestego pierwszego marca roku Pańskiego 2008 o godzinie siedemnastej.