jaszczurka w bidecie
Są wakacje. Okres wzmożonej aktywności turystycznej. Pociągi i autobusy wypchane po brzegi. Plecaki, torby, walizki i spocone towarzystwo obwieszone aparatami fotograficznymi. Exodus we wszystkie strony świata i ze wszystkich stron świata. Tylko po co? Cholera wie.
Zawsze intrygowała mnie w ludziach ta całkowicie niezrozumiała potrzeba nieustannego przemieszczania się z miejsca na miejsce bez wyraźnego powodu. Zamiast cieszyć się weekendem wolnym od pracy, wyjeżdżają na łono natury, gdzie gryzą ich komary, słońce przypieka na czerwono, a do spożywanego na trawie posiłku włażą mrówki i wpadają muchy. Albo jadą z ukradzioną komuś dziewczyną do Zakopanego, żeby romantycznie wdychać aromat owczych odchodów. Albo świadomie decydują się na potworne niewygody na tak zwanych działkach, gdzie żrą nadwęglone nad ogniem mięso, wdychają cuchnący dym z ogniska i śpią w iście spartańskich warunkach - podczas gdy wygodne mieszkanie z normalnym łóżkiem, łazienką z ciepłą wodą, telewizorem i lodówką stoi puste. Zboczeńcy, ani chybi! Zaś latem większość tego towarzystwa postanawia wyjechać na "wypoczynek", z którego zawsze wraca się w stanie skrajnego wycieńczenia. Ogólnie wiadomo bowiem, że nic nie męczy bardziej od wypoczynku. Miał rację Szekspir - są na tym świecie rzeczy, o których nie śniło się filozofom!
Większość krewnych i znajomych kracze mi nad głową, żebym gdzieś sobie pojechał i "zobaczył kawałek świata". Innymi słowy, powinienem wyrzucić ciężko zarobione pieniądze na bilet do jakiegoś dalekiego kraju, gdzie kolorowi tubylcy gadają niezrozumiałym językiem, w hotelowym bidecie siedzi jakaś pieprzona jaszczurka, a w sklepach nie ma kaset video z filmami w widescreenie. Codziennie wycieczka do jakichś starych ruin, do picia ciepła cola (albo jakiś miejscowy "przysmak" bez gazu), zaś wieczorem walka z komarami i pająkami wielkości pięści przy akompaniamencie miejscowego folkloru. I obowiązkowe pstrykanie zdjęć. Wujek Ted na tle meczetu. Wujek Ted przed piramidami. Wujek Ted na ulicach Maroka. Wujek Ted przed wieżą Eiffla. Wujek Ted przed Muzeum Prado w Madrycie, a obok czai się Hiszpańska Inkwizycja... Nobody expects the Spanish Inquisition!!! Właśnie.
Gdy pierwszy raz byłem w Londynie, Wojtek Szadkowski próbował mnie zafascynować urokami zwiedzania. Pod pretekstem wyprawy do mniej lub bardziej podejrzanych video shopów na Soho, zawiózł mnie najpierw na Tower Bridge. Spoglądając nerwowo na zegarek, lustrowałem wzrokiem Tamizę w nadziei, że wypłynie trup nagiej panny z krawatem okręconym wokół szyi (Alfred Hitchcock, Szał) - ale niestety. Następnie pojechaliśmy oglądać Big Bena. Robert Powell nie wisiał na wskazówce (39 stopni), za to wokół tłoczyli się skośnoocy fotografujący Wujka Ito na tle Parlamentu. Znów nie wydarzyło się nic sensacyjnego. Wsiedliśmy w autobus, z którego zobaczyłem jeszcze kolumnę Nelsona (ale nie przeleciał nad nią balon z Umą Thurman walczącą z Umą Thurman - to miało się wydarzyć w The Avengers dopiero w 1998 roku). Przy Piccadilly Circus nareszcie coś przykuło mój wzrok: sklep Tower Records, a w nim filmy! Stamtąd udaliśmy się na Soho, a Wojtek dał mi spokój z pokazywaniem Londynu. Zrozumiał, że wszystko i tak dawno już widziałem w znacznie ciekawszym sosie. I że zdecydowałem się na ten męczący wyjazd tylko po to, żeby sobie przywieźć coś więcej do oglądania.
Bo tak też jest, moi drodzy! Mając w domu telewizor Sony widescreen 32 cale i kilkaset kaset, nie trzeba ruszać tyłka nawet na korytarz w bloku. Najwięcej atrakcji oferuje seria filmów z Bondem, który za pieniądze MI6 jeździ sobie po wszystkich zakątkach turystycznych świata i przeżywa przy okazji ciekawe przygody. Możesz być z nim na Jamajce (Dr No), w Stambule (From Russia With Love), Japonii (You Only Live Twice), Grecji (For Your Eyes Only), Sankt Petersburgu (Goldeneye) i Hongkongu (The Man With The Golden Gun). Masz chęć pooglądać sobie karnawał w Rio i nie dostać nożem w brzuch? Włączasz Moonrakera. Dodatkową rozrywką jest walka Bonda z Buźką. Oglądając ten film, masz także okazję podziwiać dorzecze Amazonki oraz przejechać się gondolą po Placu Świętego Marka w Wenecji. Zaintrygowała cię Wenecja? Sięgasz po Don't Look Now (Nie oglądaj się teraz, starring Donald Sutherland) - masz Wenecję mroczną, brudną, przerażającą; ponadto uliczkami przemyka upiorna karlica z brzytwą. Lubisz wodę i mosty? Ciekawi cię Most Karola w Pradze? Włączasz Mission Impossible i możesz dodatkowo przyglądać się, jak Jon Voight wpada do Wełtawy. Byłem na Moście Karola o 7.00 rano. Nuda, wieje wiatr, zimno. Most jak most. Podejrzewam, że słynny Golden Gate w San Francisco też prezentuje się przeciętnie, gdy na najwyższym przęśle 007 nie zmaga się z Christopherem Walkenem (A View To A Kill). Byłem, na przykład, w domu kobiety węża. Obecnie jest to hotel: luksusowy i piękny, ale przez to jakiś taki "ucywilizowany" i powszedni. Oakley Court w The Reptile, Plague Of The Zombies, And Now The Screaming Starts czy w filmie Vampyres (kiedy zamieszkują go dwie wampirzyce-lesbijki) prezentował się o wiele okazalej!
Oglądanie tych wszystkich atrakcji na własne oczy prowadzi tylko do rozczarowań. Mity zostają odbrązowione. Miałeś, chamie, złoty róg - a ostała ci się tylko jaszczurka w bidecie. Nie. Szkoda czasu i pieniędzy.
TOMASZ BEKSIŃSKI 6 czerwca 1999
PS. Ale tak z zupełnie innej beczki. Moim największym marzeniem było kiedyś objechać cały świat z tą jedyną, ukochaną osobą przy boku. I oglądać wszystko jej oczami, dzielić się każdym wrażeniem... Wtedy nie byłby to tylko głupi wyjazd turystyczny. Byłby to wyjazd RAZEM. Przed siebie. Ale sza! Jesteśmy w krypcie. Okna są pozasłaniane, bo nikt nie wykupił biletów na podglądanie wampira. Światła są przygaszone. To martwa strefa. A różne warianty życia stoją na półkach w dużym pokoju. Kim chcemy być dzisiaj? Znowu Drakulą? No dobrze, wszak dla miłości umiera się tak cudownie...
Tylko Rock 8/1999
1
2