Izrael prof Norman Finkelstein Gorzki bilans III RP Demokracja cwaniaków i ciemniaków prof Stefan Kurowski To jest temat Geotermia



Prof. Norman Finkelstein: Izrael, państwo z piekła rodem

 

Poniższy tekst jest tłumaczeniem wywiadu, udzielonego tureckiemu pismu "Today's Zaman" przez prof. Normana Finkelsteina, autora znanej w Polsce książki "Przemysł Holocaustu". Tekst angielski pochodzi z blogu "On the Contrary" Michaela Hoffmana. Utożsamiamy się z poglądem wyrażonym przez Prof. Finkelsteina. (Red.)


Norman Finkelstein: Israel is a Satanic state, January 19, 2009

Norman Finkelstein, amerykański profesor żydowskiego pochodzenia ostro skrytykował Izrael za operację w Gazie. Jako syn ocalałych z Holocaustu, Finkelstein otrzymał na 10 lat zakaz wjazdu do Izraela, a także odmówiono mu profesury na DePaul University w Chicago z powodu jego krytycznego stanowiska wobec polityki izraelskiej.

Według Finkelsteina Izrael, państwo budowane na prochach Holocaustu, samo obecnie dokonuje holocaustu na Palestyńczykach w Gazie. W wywiadzie telefonicznym dla "Today's Zaman" Finkelstein stwierdził, że Izrael jest państwem terrorystycznym, utworzonym przez czystkę etniczną na ludności palestyńskiej w 1948 r. Chwaląc premiera Recep Tayyip Erdogana i naród turecki za ich odwagę w popieraniu Palestyńczyków, Finkelstein określił Izrael jako państwo sataniczne lub obłąkane. Rodzice Finkelsteina przeżyli niemieckie obozy hitlerowskie podczas II wojny światowej i wyemigrowali do USA.

Po opublikowaniu jego książki "Przemysł Holocaustu", w której oskarżał wielu prominentnych przywódców żydowskich o zniewagę ofiar Holocaustu, Finkelstein został uznany przez koła wpływowych amerykańskich syjonistów za persona non grata.

Co Izrael pragnie osiągnąć przez operację w Gazie?

W zasadzie Izrael chce osiągnąć dwa cele: odtworzyć to co określane jest jako zdolność odstraszania - co oznacza wytworzenie lęku przed nim w państwach arabskich. Jest to podstawowa zasada strategicznej doktryny izraelskiej. Państwa arabskie mają bać się Izraela, jego potęgi militarnej i powinny robić to, czego pragną Izraelczycy. Powinny wykonywać rozkazy Izraela.

Izraelskie militarne odstraszanie doznało porażki w maju 2000 r. kiedy Hezbollahowi udało się wypędzić z Libanu izraelskie siły okupacyjne. Niemal natychmiast po tej porażce Izrael zaplanował następną wojnę z Hezbollahem dla odtworzenia swej zdolności odstraszania. Po długich przygotowaniach i po użyciu sił powietrznych, Izrael poniósł w walce z Hezbollahem w Libanie w 2006 r. kolejną sromotną porażkę.

Drugim celem jest udaremnienie palestyńskiej ofensywy pokojowej. To jest następna podstawowa zasada izraelskiej doktryny strategicznej: Nie negocjować z Arabami. Wydawać im rozkazy. Palestyńska organizacja Hamas stała się zbyt umiarkowana - zaczęła ona wysyłać sygnały, że jest gotowa uznać formułę dwóch państw opartą o granice sprzed 1967. Przywództwo Syrii i Zachodniego Brzegu Jordanu również wydało oświadczenia w podobnym tonie. Izrael zaczął obawiać się, iż będzie zmuszony wejść w negocjacje pokojowe, które były popierane przez ostanie 30 lat przez całą światową opinię publiczną.

Przeciwnikami takiej umowy były USA i Izrael, wspierany przez USA. Kiedy więc Hamas stał się umiarkowany i dotrzymywał warunków zawieszenia broni zawartego w lipcu 2008, jawił się jako godny zaufania partner do takich rozmów. Hamas dotrzymywał danego słowa. W międzyczasie Izrael nie dotrzymał jednego z podstawowych warunków zawieszenia broni, jaki było zniesienie blokady. Tak więc Izrael musiał sparaliżować tę palestyńską ofensywę pokojową. Co zresztą zawsze robi. Prowokuje Palestyńczyków do reagowania i pragnie zniszczyć Hamas lub doprowadzić do takich zniszczeń, aby Hamas ponownie musiał powiedzieć, że nigdy nie będzie negocjował z Izraelem. Tego właśnie Izrael chciał. Izrael nigdy nie chce mieć do czynienia z umiarkowanym partnerem, ponieważ gdy taki istnieje, wtedy wzrastają naciski na Izrael, gdyż Hamas chce pokoju, Hamas dotrzymuje danego słowa. Ale Izrael nie chce negocjacji.

Zatem w istocie mówi pan, że Izrael w ogóle nie jest zainteresowany w ustanowieniu pokoju?

Izrael chce pokoju na swoich własnych warunkach, a te warunki to takie, że Zachodni brzeg Jordanu powinien należeć do Izraela.

Czy obecna operacja w Gazie powiedzie się?

Przede wszystkim powinniśmy stosować właściwy język. Nie ma żadnej operacji, nie ma żadnej wojny. To co się dzieje, to rzeź, masakra. Kiedy ginie 200-300 dzieci to nie jest wojna. Kiedy z jednej strony jest potęga militarna a z drugiej bezbronna ludność, to nie jest wojna. Kiedy strzela pan do ryby w beczce, nie możemy tego nazywać wojną. Jak wskazał jeden z izraelskich publicystów, nie trzeba wielkiej odwagi wysłać bojowe samoloty i helikoptery z bronią pokładową aby strzelać do uwięzionych. To co się stało, to nie jest wojna. Jedna trzecia ofiar to były dzieci. To nie jest wojna - to może być tylko masakra.

Z punktu widzenia celów Izraela, trzeba powiedzieć, że zakończyła się powodzeniem. Wywołała ona strach wśród Palestyńczyków i wśród Arabów w ogólności, że Izrael to państwo obłąkane i że trzeba wykonywać jego rozkazy. Po drugie, operacja niszczy obraz Hamas jako partnera do negocjacji pokojowych. Można usłyszeć od Hamasu, że nie będzie negocjował. Tego właśnie chciał Izrael.

Na pańskiej stronie internetowej można znaleźć argument, że wnuki ocalonych z Holocaustu czynią obecnie Palestyńczykom to, czego sami doznali od narodowych socjalistów. Czy podtrzymuje Pan to stwierdzenie?

Ja myślę, jak zresztą wskazuje wielu komentatorów, że Izrael staje się państwem obłąkanym. I musimy się z tym zgodzić. Podczas gdy reszta świata chce pokoju, Europa chce pokoju, USA chcą pokoju, to jedno państwo chce wojny, wojny i wojny. W pierwszym tygodniu masakry, w prasie izraelskiej pojawiły się doniesienia, że Izrael nie chce skierować wszystkich swych sił lądowych do Gazy, ponieważ przygotowuje on atak na Iran. Następne doniesienia mówiły o planowaniu ataku na Liban. To jest obłąkane państwo.

Zatem zgadza się Pan z tym określeniem?

Proszę spojrzeć na zdjęcia i samemu ocenić. Nie zamierzam mówić ludziom, co oni powinni o tym myśleć. Ale myślę, że powinni obejrzeć zdjęcia i samemu podjąć decyzję. (Patrz: Foto Ekspozycja Normana Finkelsteina)

Dlaczego otrzymał Pan na 10 lat zakaz przyjazdu do Izraela? Jako syn ocalałych z Holocaustu nie może pan przyjechać do Izraela.

Trzeba w tym miejcy powiedzieć jasno: nie przyjeżdżałem do Izraela, nie miałem interesu, by przyjeżdżać do Izraela. Zamierzałem spotkać się z moimi przyjaciółmi w okupowanych ziemiach palestyńskich. A Izrael nie pozwolił mi tam przyjechać i spotkać przyjaciół na Zachodnim Brzegu jordanu. Na gruncie prawa międzynarodowego, uważam, że nie mają prawa tego robić. Ja nie stanowiłem dla Izraela żadnego zagrożenia. Następnego dnia, kiedy nie wpuszczono mnie do Izraela, w artykule wstępnym w "Haaretz" zapytywał: "Kto się boi Normana Finkelsteina". Oni również stwierdzali, że nie stanowiłem zagrożenia dla bezpieczeństwa. Nie mam żadnego szczególnego interesu, aby przyjeżdżać i odwiedzać takie obłąkane państwo.

Są żydowscy intelektualiści, którzy nazywają Izrael "państwem terrorystycznym". Czy jest to właściwe określenie?

Nie wiem, jak można się z tym nie godzić. Celem operacji było sterroryzowanie ludności cywilnej, aby Palestyńczycy bali się Izraela. Jest to słownikowa definicja terroryzmu. Słownikowa definicja mówi, że terroryzm jest to obieranie za cel ludności cywilnej dla osiągnięcia celu politycznego. Celem tej operacji a raczej masakry było sterroryzowanie cywilnej ludności oraz zrujnowanie tak bardzo infrastruktury cywilnej, ażeby Palestyńczycy poddali się. Jeżeli atakuje się szkoły, meczety, ambulatoria, szpitale, przedstawicielstwa ONZ, to co to jest? Jeśli to nie jest terroryzm, w takim razie co jest terroryzmem?

W pańskiej słynnej książce "The Holocaust Industry" twierdzi Pan, że państwo Izrael, jedno z największych potęg militarnych świata, które ma zastraszające notowania w dziedzinie praw człowieka, przedstawia się jako państwo-ofiara w celu wytworzenia odporności na krytycyzm pod jego adresem. Czy dostrzega Pan to podczas obecnej operacji w Gazie?

Oni usiłują wykorzystywać Holocaust, to było zabawne w bardzo szalony sposób. Dawid Harris, przywódca Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego [American Jewish Committee - AJC], napisał artykuł, w którym stwierdził, że operacja w Gazie nie pozostaje w żadnym związku z dniem 27 stycznia, który jest Dniem Pamięci Holocaustu. Pragnie on wprowadzić w błąd co do istnienia pewnych związków. W istocie istnieje taki związek i polega on na tym, że Izrael dokonuje w Gazie holocaustu. Ale to nie jest ten związek, który ma on na myśli. Chciał rozegrać kartę Holocaustu - myślę, że dłużej to będzie zbyt dobrze działać. Było jasne, że podczas tej ostatniej masakry w Gazie liberalna żydowska opinia publiczna zwróciła się przeciwko Izraelowi. Kiedy spojrzeć te petycje, demonstracje, listy, to widać, że pomoc dla Izraela - nie tylko wśród międzynarodowej opinii publicznej ale i wśród wspólnoty żydowskiej - zmniejsza się. Tak iż karta Holocaustu, karta antysemityzmu, to już nie działa tak skutecznie jak niegdyś.

Przypuszczalnie Pan również zostanie nazwany antysemitą.

Nie sądzę, żeby ta propaganda była nadal skuteczna.

W swojej książce "Poza chucpą" [Beyond Chutzpah] twierdzi Pan, że Izrael został utworzony po czystce etnicznej Palestyńczyków, ale pozostaje jeszcze sobie odpowiedzieć na pytanie, czy było to dokonane celowo. Jeśli było to zrobione z premedytacją, czy może być to nazwane ludobójstwem?

Zatem, to było zrobione rozmyślnie i myślę, że zapis tego jest dość jasny. Nawet Shlomo Ben-Ami, były izraelski minister spraw zagranicznych, w swej książce "Blizny wojny" [Scars of War], opublikowanej kilka lat temu napisał, że było całkiem jasne, że wypędzenie w 1948 było rozmyślne i było ugruntowane w syjonistycznej filozofii przesiedlenia. Czystki etniczne są czystkami etnicznymi i to są zbrodnie wojenne.

Czy sądzi Pan, że media amerykańskie są zbyt jednostronne i zbyt proizraelskie?

Myślę, że są tu dwa składniki. Przed wszystkim Izrael służy amerykańskim interesom w tym regionie i media amerykańskie dają zawsze wolną drogę tym państwom, które służą amerykańskim interesom. Jest to ogólny obraz, niezbyt odbiegający do zwyczajów w innych częściach świata. Zastraszające rządy Arabii Saudyjskiej, Egiptu, również dostają w amerykańskich mediach wolną drogę. To jest szerszy kontekst.

I jest oczywiście drugi czynnik, element etniczny. W wielu z tych pism i w mediach w ogóle, zaznacza się poważna obecność Żydów, i odgrywa tu rolę swego rodzaju etniczna solidarność. Ale sądzę, że powinniśmy kwalifikować ten drugi czynnik w sposób dwojaki. Nie powinniśmy tracić z oczu pierwotnego czynnika, iż Izrael jest państwem klienckim USA.

Po drugie, W ostatniej minionej wojnie liberalna ludność żydowska, przeważnie poniżej 40-tki, całkowicie dystansowała się od wojny, od masakry. Byli przeciwni masakrom od pierwszego dnia.

Turecki premier Recep Tayyip Erdogan był wielce krytyczny w stosunku do Izraela w Gazie i pewne koła amerykańskie atakowały go za to dotkliwie. Co sądzi Pan o jego postawie?

Wolałbym, żeby poszedł dalej. Chciałbym, że by poszedł śladem Kataru, Mauretanii, Boliwii i Wenezueli, które zerwały z tym obłąkańczy państwem stosunki dyplomatyczne. Ale punkt, do którego doszedł, postawa jaką zajął, jest wspaniała. I byłem zadowolony widząc, że w Hamas docenili gesty rządu tureckiego i powiedzieli, że chcieliby mieć żołnierzy tureckich stacjonujących na "naszych granicach". Jest to bardzo wielka pochwała dla tureckiego rządu.

Turcy okazują Palestyńczykom współczucie, uprzejmość i sprawiedliwość. Cały naród turecki powinien czerpać z tego stanowiska poczucie dumy, podobnie jak to było u zarania amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 r. To właśnie naród i rząd turecki okazali swoją odwagę. 96 proc. narodu tureckiego sprzeciwiało się wojnie w Iraku. Rząd turecki odmówił Amerykanom udostępnienia ich ziemi do ataku na Irak. Teraz naród turecki i rząd ponownie zyskują w niebie nagrodę stając po stronie tego, co słuszne, co uprzejme i co sprawiedliwe. W najwyższym stopniu pochwalam Edrogana i naród turecki.

Co Pan, jako syn ocalonych z Holocaustu, odczuwa osobiście w związku z operacją w Gazie?

Upłynęło wiele lat od czasu, kiedy odczuwałem jeszcze jakiś emocjonalny związek z państwem Izrael, który nieprzerwanie, w sposób brutalny i niehumanitarny prowadzi swoje niegodziwe, zbrodnicze wojny. To jest państwo wandalskie. Rosyjski pisarz, który określał wandalskie państwo jako Dżyngis Chana dysponującego telegrafem. Izrael jest państwem wandalskim dysponującym komputerem. Nie odczuwam związku emocjonalnego z tym państwem. Mam tam kilku dobrych przyjaciół wraz z rodzinami i oczywiście nie chciałbym aby ktokolwiek z nich doznał krzywdy. To mówiąc, czasami czuję, że Izrael zrodził się z wrzących odmętów piekła, jako państwo sataniczne. 90 proc. jego ludności nadal wychwala go i wiwatuje na jego cześć, czując się dumnie i heroicznie. Wysyłają czołg Sherman, żeby miażdżył dzieci. Czy to jest bohaterstwo? Czy to jest odwaga?

Nie pozwolono panu nauczać na DePaul University, pomimo bardzo dobrych osiągnięć naukowych, a także miał Pan pewne problemy z uzyskaniem doktoratu na Princeton. Dlaczego?

Tak, miałem pewne problemy. Ale naprawdę nie jestem w stanie omawiać moich problemów w obliczu tego wszystkiego, co dzieje się w Gazie. Byłoby to zbyt głupie, zbyt trywialne. Trzy setki i więcej dzieci - zostały one spalone na śmierć; bomby fosforowe były rzucane w całej Gazie gdzie popadło. Wszystko, co ci ludzie chcieli odbudować, zostało ponownie zniszczone. To izraelskie państwo dokonało inwazji w 1978, później w 1982, następnie w 1993, następnie w 1996, następnie w 2006 i w 2008 i wciąż niszczy, niszczy i niszczy. A następnie ten sataniczny, narcystyczny naród wznosi w górę ręce i pyta: "Dlaczego nikt nas nie kocha? Dlaczego nasi sąsiedzi nie chcą, abyśmy tutaj byli?"
A dlaczego mieliby to robić?

http://tygodniksolidarnosc.com/

  czyt.   Gorzki bilans III RP   prof.Kurowski

 czyt.   Demokracja cwaniaków i ciemniaków

Gorzki bilans III RP

Płace realne do dziś nie zdołały się pozbyć śladów katastrofy z lat 1990-1992, kiedy to spadły o ponad 25 proc. Ogromny wzrost wydajności pracy związany ze wzrostem intensywności pracy nie jest wcale opłacany. 95 proc. pracujących negatywnie ocenia swoją pozycję dochodową na tle nieproporcjonalnie olbrzymich dochodów grupki menedżerów.

W latach 1989-2006 płace realne wzrosły zaledwie o 6 proc. Stało się tak dlatego, że w pierwszych trzech latach transformacji nastąpił ogromny spadek płac realnych - o 25 proc. Zaczęły one rosnąć dopiero po 1993 roku. Z drugiej strony w III RP ogromnie wzrosła wydajność pracy. W 1989 roku dochód narodowy wytwarzało 16,5 mln ludzi, natomiast na dochód w 2006 roku pracowało tylko 13,2 mln osób. Oznacza to, że w 2006 roku
80 proc. ludzi wytwarzało dochód większy o 79 proc. od dochodu z 1989 roku. A więc wydajność pracy w skali makroekonomicznej wzrosła przeszło dwukrotnie.
Ten wzrost wydajności pracy był zupełnie nieopłacany, a więc skutkował ogromnym wyzyskiem pracowników. Ale nie wszystkich. Niewielka grupa tzw. menedżerów uzyskiwała zarobki od 100 do 500 razy wyższe niż średnia krajowa. Podatnicy obciążeni trzecią stawką, 40 proc. podatku dochodowego, stanowiący 1 proc. ogółu pracowników, tj. 230 tys. osób, wpłacali około 30 proc. ogólnej sumy podatków, a więc tyle, ile wpłacało 23 mln podatników pierwszej grupy podatkowej. Oznacza to olbrzymie zróżnicowanie dochodów, niemające uzasadnienia w żadnym argumencie ekonomicznym.

Jest nas coraz mniej
Kolejne rządy III RP nie uczyniły żadnego wysiłku, aby zahamować spadek liczby urodzeń pociągający za sobą starzenie się społeczeństwa, co zagraża funkcjonowaniu systemu emerytalnego.
W 1989 roku Polska liczyła 38 mln mieszkańców. Po niespełna 20 latach, w 2008 roku, sytuacja praktycznie nie uległa zmianie. Liczba ludności wynosi 38,1 mln mieszkańców. Wydaje się, że nic się nie zmieniło. Jednak w tym okresie nastąpiły duże zmiany ludnościowe.
Jeszcze przez pierwsze osiem lat III RP liczba Polaków wzrastała, osiągając maksymalny poziom w 1997 roku - 38,7 mln mieszkańców i utrzymując się na tej wysokości do 1999 roku. Od 2000 roku liczba ludności zaczęła spadać do obecnego poziomu 38,1 mln mieszkańców. Spadek o 1,6 proc. wydaje się niewielki, ale w całej historii powojennej kraju było to zjawisko nowe.
Zatrzymanie, a następnie spadek liczby ludności, nastąpiły wskutek zmniejszającej się liczby urodzeń. W 1990 roku urodziło się 545 tys. dzieci, w 2003 roku 351 tys. Zmieniła się także struktura ludności według wieku. W 1989 roku liczba Polaków w wieku przedprodukcyjnym stanowiła 30 proc. całej populacji, w 2006 roku jej udział spadł do 20 proc. Z kolei liczba Polaków w wieku poprodukcyjnym wzrosła z 12,6 proc. w 1989 roku do 15,8 proc. w roku 2006.

Ruina sfery socjalnej
Spadająca liczba urodzeń ma związek z trudnościami mieszkaniowymi młodych ludzi. Pod tym względem Polak ma pozycję pariasa - 1 m kw. przeciętnego mieszkania kosztuje dziś około 8500 zł, co przy przeciętnej płacy miesięcznej oznacza, że Polak musi pracować na 1 m kw. mieszkania 2,5 miesiąca, czyli na 50 m kw. - 10 l
at. Przy czysto teoretycznym założeniu, że nie musiałby wydawać zarobionych pieniędzy na żadne inne potrzeby.
Negatywne zmiany obserwujemy w sferze socjalnej. W 1990 roku dochody budżetowe stanowiły 34 proc. PKB, a w 2006 - tylko 20,6 proc. PKB. Od 1995 roku zmniejszają się zarówno dochody podatkowe, jak i niepodatkowe (np. dochody z ceł). Zmniejszają się dywidendy i wpłaty z zysku od przedsiębiorstw prywatnych, spadają dochody jednostek budżetowych i wpłaty z zysku NBP. Konsekwencją jest zmniejszenie wydatków budżetowych. W pierwszych latach transformacji wydatki budżetowe stanowiły ponad 32 proc. PKB. W ostatnich latach spadły poniżej 1/4 PKB (w 2006 roku wyniosły 22,3 proc. PKB). To powoduje, że z jednej strony następuje ruina sfery socjalnej, służby zdrowia, szkolnictwa, kultury i opieki społecznej. Z drugiej strony ogranicza się wydatki na państwo: administrację, wojsko, policję, wymiar sprawiedliwości. Cała ta polityka dokonuje się pod hasłem taniego państwa.

Korupcyjna prywatyzacja
Technika polskich przekształceń okazała się niszcząca, powodując głęboki spadek dochodu narodowego na okres czterech lat. Katastrofalny dla gospodarki polskiej okazał się proces prywatyzacji, który pozbawił nasz kraj większości trwałego majątku produkcyjnego.
Polska w latach 80. miała wielki majątek trwały w przemyśle i górnictwie oraz pokaźny w infrastrukturze. Stanowił on w większości własność państwa. Transformacja gospodarki postawiła więc od razu sprawę prywatyzacji tego majątku. Ponieważ próby prywatyzacji niekomercyjnej (czyli bezkapitałowej) - uwłaszczenia ogółu obywateli, nie udały się, trzeba było podjąć prywatyzację komercyjną na zasadzie kupna-sprzedaży na rzecz podmiotów posiadających kapitał. Takimi podmiotami okazali się inwestorzy zagraniczni. W ten sposób prywatyzacja polskiego majątku trwałego stała się swoistą transfrontieryzacją (uzagranicznieniem) i to nie zawsze na rzecz podmiotów prywatnych. Okazało się wówczas, co było do przewidzenia, że prywatyzacja komercyjna na rzecz inwestorów zagranicznych została natychmiast obciążona olbrzymią korupcją. Wielki majątek przemysłowy sprzedano za 10-15 proc. wartości, dla zachęty zagranicznego nabywcy dokonując uprzednio ekonomicznego niszczenia tych zakładów lub też ofiarowując zagranicznemu nabywcy ogromne ulgi w podatku dochodowym. Oficjalnie dochody z tej "sprzedaży" zasilały budżet państwa, pozwalając na zmniejszenie podatków, a nieoficjalnie zasilały prywatne konta nieuczciwych urzędników.
Proces ten miał kilka konsekwencji. Po pierwsze, zagraniczny właściciel decydował o dalszym losie zakupionego majątku z punktu widzenia swoich optimów gospodarczych, co oznaczało lokalizację ośrodków badawczo-rozwojowych za granicą oraz inwestowanie za granicą zysku. Oznaczało to, że produkt narodowy brutto stawał się mniejszy od produktu krajowego brutto, gdyż w kraju zostało tylko wynagrodzenie za siłę roboczą. Zagraniczny właściciel decydował również o dalszym losie zakupionego majątku: zakład mógł zlikwidować lub przenieść za granicę. Często likwidował kupiony zakład, aby fabryka w Polsce nie zagroziła jako konkurent jego firmom w macierzystym kraju.
Transformacja dokonała się według swoistego planu: sprzedawano zagranicznym inwestorom kluczowe dziedziny majątku wielkoprzemysłowego: huty stali wraz z kopalniami węgla koksującego, fabryki urządzeń energetycznych, cementownie, zakłady papiernicze, metalurgiczne, motoryzacyjne, stocznie, zakłady zbrojeniowe i lotnicze. Obecnie w programie dalszej, końcowej już transfrontieryzacji są przewidywane kopalnie węgla kamiennego, zakłady energetyczne i chemiczne.
Zmiany w strukturze własnościowej majątku trwałego w przemyśle spowodowały głęboką dezindustrializację naszej gospodarki. Wyraziło się to z jednej strony w zmniejszeniu znaczenia przemysłu w tworzeniu dochodu narodowego, z drugiej spowodowało istotne zmiany w strukturze produkcji przemysłowej, w której poszczególne branże uległy zaskakującemu skurczeniu. O ile w 1987 roku udział przemysłu w tworzeniu dochodu narodowego wynosił 49 proc., to w 2006 roku spadł do 24 proc. Jednocześnie zatrudnienie w przemyśle spadło w tym czasie z blisko 5 mln w 1990 roku do 3 mln w 2006 roku, a więc o blisko 40 proc., zmniejszając swój udział w całym zatrudnieniu w gospodarce narodowej z 28,5 do 23 proc.
Zwraca uwagę olbrzymi spadek produkcji węgla kamiennego, stali, wyrobów walcowanych, cementu, cegieł, obrabiarek do metalu, obuwia skórzanego, tkanin bawełnianych i wełnianych. Spadek produkcji wyrobów walcowanych dziwi przy przeszło dwukrotnym wzroście produkcji samochodów i pięciokrotnym wzroście produkcji statków (do 2006 r.). Może to oznaczać wzrost importu blach do produkcji tych wyrobów. Natomiast spadek produkcji cementu i cegieł stawia pod znakiem zapytania możliwość szybkiego wzrostu budownictwa mieszkaniowego i sieci dróg kołowych.

Limity w rolnictwie i spadek produkcji
Nastąpił ogromny spadek udziału rolnictwa w tworzeniu dochodu narodowego. W 1987 roku rolnictwo (łącznie z leśnictwem i rybołówstwem) tworzyło 12 proc. dochodu narodowego, a w 2006 roku już tylko 4 proc. Oznacza to dezagraryzację naszej gospodarki. Między rokiem 1990 a 2006 zatrudnienie w rolnictwie zmniejszyło się z 4,5 mln do 3,8 mln osób.
Do 2006 roku zasób użytków rolnych zmniejszył się o 14 proc. - z 20,4 mln ha do 16 mln ha, czyli o 150 tys. ha rocznie. Było to tempo trzy razy większe niż w ciągu 44 lat PRL-u, kiedy to obszar użytków rolnych malał rocznie o 45 tys. ha. Wraz z zasobem ziemi rolnej malały obszary przeznaczone na poszczególne uprawy. Od 1990 do 2006 roku powierzchnia zasiewów żyta zmalała o blisko połowę, a obszary uprawy ziemniaków skurczyły się o 2/3. Bez zmian pozostał obszar uprawy pszenicy. Jednocześnie wysokość plonów, czyli wydajność z hektara pozostała w przypadku pszenicy i żyta prawie bez zmian, natomiast w przypadku ziemniaków zmalała o 1/4. Łącznie zmiany obszaru zasiewów i plonów spowodowały spadek zbiorów w 2006 roku, w stosunku do początku okresu transformacji: pszenicy - o 20 proc., żyta - prawie o połowę, a ziemniaków aż o 3/4. Polskie rolnictwo nie jest już rolnictwem żytnio-ziemniaczanym.
Jeszcze większe zmiany zaszły w hodowli. Pogłowie bydła zmalało blisko o połowę, w tym pogłowie krów spadło poniżej poziomu z 1950 roku i wyniosło 2,8 mln sztuk. Pogłowie trzody chlewnej utrzymało się na poziomie z początku okresu transformacji, ale owiec zmalało dziesięciokrotnie. W rezultacie nastąpiły zmiany w strukturze produktów hodowli: produkcja mięsa wołowego zmalała o połowę, mięsa wieprzowego wzrosła o 15 proc., a mięsa drobiowego zwiększyła się przeszło trzykrotnie.
Spadek produkcji mleka wyniósł 25 proc. Istotną przyczyną były limity produkcyjne narzucane przez Komisję Europejską po wejściu Polski do UE ograniczające produkcję np. mleka do poziomu poniżej konsumpcji kraju. Tego typu ograniczenia (ostatnio dotyczyło to cukru) były nowym zjawiskiem w polskiej gospodarce. Przy spadku udziału dochodu z rolnictwa z 12 do 4 proc. i wzroście dochodu narodowego w tym okresie o 60 proc., przy jednoczesnym spadku zatrudnienia w rolnictwie o 16 proc. można wyliczyć, że dochód na zatrudnionego w rolnictwie spadł w okresie transformacji o 25 proc.

Głód mieszkaniowy
Krytycznie trzeba ocenić kierunki i poziom inwestycji w okresie III RP, szczególnie w budownictwie.
W 1990 roku udział nakładów inwestycyjnych w dochodzie narodowym wynosił 19,6 proc., w 2006 roku już tylko 15 proc. Spadek utrzymywał się przez cały ten okres. W strukturze właścicielskiej wystąpiły jeszcze większe zmiany. W 1995 roku sektor publiczny finansował 56 proc. całości inwestycji, a sektor prywatny 44 proc. W 2006 roku udział sektora publicznego w inwestycjach spadł do 34 proc., a sektora prywatnego zwiększył się do 66 proc.
W 1990 roku na budownictwo mieszkaniowe przypadało 25 proc. całości udziałów. W 2006 roku jego udział obniżył się do 12 proc., a więc o ponad połowę. Ta zmiana miała drastyczne konsekwencje. O ile w dekadzie lat 80. budowano rocznie przeszło 190 tys. mieszkań, to w dekadzie 1997-2006 budowano rocznie 90 tys. mieszkań. Wprawdzie były to mieszkania nieco większe niż przed transformacją, ale to nie rekompensowało różnicy wynikającej z upadku budownictwa mieszkaniowego.
Drugą dziedziną zaniedbaną wskutek niedostatecznego strumienia inwestycji stała się sieć komunikacyjna. Długość linii kolejowych normalnotorowych w okresie transformacji spadła o blisko 20 proc.,
a długość dróg kołowych o ulepszonej nawierzchni zwiększyła się tylko o 26 proc., przy ogromnym wzroście przewozów i liczby pojazdów korzystających z tej sieci. Liczba samochodów osobowych zwiększyła się w okresie transformacji blisko trzykrotnie, a samochodów ciężarowych prawie dwuipółkrotnie. Szczególny niedostatek w budowie sieci dróg kołowych pokazuje fakt, iż do 2006 roku zbudowano zaledwie 420 km autostrad.

***
Podsumowując, negatywną ocenę trzeba przypisać polityce budżetowej państwa w okresie III RP. Spadek udziału dochodów budżetowych w PKB i idący w ślad za tym spadek wydatków budżetowych prowadzą do ruiny państwa i niszczą sferę socjalną, stanowiącą podstawę egzystencji dla dużej części ludności.
Państwo w niedostateczny sposób finansuje najważniejsze dla siebie sektory, np. przy prawie pięciokrotnym wzroście liczby studentów od 1989 roku, wydatki na naukę zwiększyły się w okresie 1995-2006 tylko o 7 proc.

* Stefan Kurowski - wybitny ekonomista, profesor KUL i Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN.
Artykuł jest fragmentem większego opracowania na temat zmian w gospodarce polskiej w okresie transformacji społeczno-gospodarczej w latach 1989-2006, które zostało opublikowane w czasopiśmie naukowym Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych im.
F. Skarbka "Opere et Studio pro Oeconomia".

Podatnicy obciążeni trzecią stawką, 40 proc., podatku dochodowego, stanowiący 1 proc. ogółu pracowników, tj. 230 tys. osób, wpłacali około 30 proc. ogólnej sumy podatków, a więc tyle, ile wpłacało 23 mln podatników pierwszej grupy podatkowej.

 

To jest temat, a nie PRYWATNA sprawa czyjegoś stanu zdrowia

Kiedy z odwiertu wykonanego w tak zwanym „Basenie Paryskim” trysnęła kilkanaście tygodni temu gorąca woda, okrzyknięto to we Francji sukcesem na skalę międzynarodową i Paryż cieszy się z ciepła i energii elektrycznej, jaka popłynie do ich miasta. Całkiem niedawno podobna euforia zapanowała we Włoszech, a szczególnie w Rzymie w okolicy, którego odniesiono podobny sukces. O pięć lat trzech muszkieterów z AGH w Krakowie, zmarły niedawno profesor Julian Sokołowski oraz profesorowie Ryszard Kozłowski i Jacek Zimny wyprzedziło Niemców w oszacowaniu zasobów geotermalnych znajdujących się w naszych sąsiednich krajach. Niemcy swoje zasoby okrzyknęli, jako rewelacyjne i ich strategia energetyczna zakłada całkowitą rezygnację z energetyki atomowej do końca 2030 roku. I zapewne tak się stanie. Niemcy to poważny kraj i nawet zmiana rządów nie jest w stanie przekreślić ważnych dla narodu decyzji. Polskie zasoby geotermalne to takie bogactwo jak ropa naftowa dla Arabii Saudyjskiej. Znajdują się pod 80% obszaru polski i ponad trzykrotnie przewyższają zasoby niemieckie. W samej Bawarii aktualnie powstaje już 400 otworów geotermalnych. Niektóre wykonuje nawet polska firma. A co się dzieje u nas w kraju za rządów Donalda Tuska? W planach budowa dwóch elektrowni jądrowych w czasach, kiedy świat zaczyna stawiać na energie odnawialną. Sprzedaż przez Francję tak drogiej technologii i uczestnictwo w ewentualnej budowie elektrowni w Polsce to w tych czasach wygrany los na loterii, trafienie frajera bądź atrakcyjne „wziątki” dla polskich decydentów. W aż taką głupotę polskich władz przecież trudno uwierzyć. Po co wydawać miliardy na coś, co powstanie w najlepszym wypadku za kilkanaście lat i nie rozwiąże naszych problemów? Te dwie elektrownie to przecież 5-10% naszego planowanego za te kilkanaście lat zużycia energii elektrycznej. Kilka światowych koncernów, które chcą zmonopolizować światową produkcję i sprzedaż energii znalazło w Polsce podatny grunt. Rząd, który odpowiada za bezpieczeństwo energetyczne kraju planuje wyzbycie się tej energetyki do 2010 roku nie tylko w zagraniczne prywatne ręce, ale i w ręce państwowych, w tym niemieckich podmiotów, co jest ewenementem na skalę światową. Zdesperowani profesorowie z Krakowa pukając be skutku od drzwi do drzwi polskich decydentów zwrócili się w końcu od ojca Rydzyka z naciskiem w postaci następujących argumentów. Są olbrzymie zasoby, jest polska nowatorska technologia, po którą w kolejce stoją już Niemcy, jest możliwość w ciągu dziesięciu lat pozyskania energii dwukrotnie większej niż nasze przewidywane potrzeby, czyli powstaną możliwość eksportu. Brakuje tylko dobrego gospodarza, patrioty i osoby odważnej, która nie boi się narazić potężnemu lobby. Każdy odpowiedzialny rząd nosiłby na rękach inicjatorów takiego przedsięwzięcia, a prasa po informacjach, iż z toruńskiego otworu badawczego chlusnęła woda w ilości do 500 m3 na godzinę ogłosiłaby radosną nowinę głośniej niż Francja i Włochy razem wzięte. A u nas? Po kolejnej publikacji „Pulsu Biznesu” walczącego z geotermią i niezależnością energetyczną Polski rozpoczęła się kolejna już kontrola UKS w fundacji Lux Veritatis prowadzącej odwiert w Toruniu. Po odebraniu przyznanych uprzednio środków na odwiert badawczy i odmownej decyzji ministerstwa w sprawie zbiórki publicznej na ten cel trwa nagonka na maleńką fundację. W zwalczaniu projektu i przedsięwzięć ojca Rydzyka uczestniczy niemal cały polski rząd i wpływowi politycy, których warto tu wymienić: premier Donald Tusk, wicepremier i minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna, były minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, minister kultury Bogdan Zdrojewski, minister Julia Pitera, minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka, minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska, minister środowiska Maciej Nowicki i jego zastępca Stanisław Gawłowski, Bronisław Komorowski, marszałek Sejmu RP, Stefan Niesiołowski, wicemarszałek Sejmu, Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu RP, poseł PO Janusz Palikot czy Maria Wągrowska, była wiceminister obrony narodowej. Od momentu powstania RM „cyngle” Adama Michnika wysmażyły kilkanaście tysięcy paszkwili, kłamstw i ataków na redemptorystów. To samo czyni od momentu swego powstania TVN i TVN24. Co tu jest grane? Gdzie jest nasz polski interes narodowy?

moim zdaniem15

Źródło: http://klopotowski.salon24.pl/388162.html

^

Polskie złoża geotermalne są TRZYKROTNIE bogatsze od niemieckich.

Dlatego jest szlaban na nie dla Polaków. Niemcy są pierwsi w kolejce. Sprawa jest zamrożona do czasu, w którym zapanuje pełna swoboda zakupu ziemi w Polsce. Wówczas Polacy będą mogli kupować tę energię od (niemieckich) właścicieli.

Fundacja Lux Veritatis naraziła się naprawdę potężnym mocodawcom ryżego kundla.

Dlatego pranie mózgów w Polsce jest tak intensywne - co widać nawet na FF

http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2335163

Cicho?

Wczoraj była konferencja na ten temat Toruniu. Kto nie miał złej woli, to wystarczyło że włączył TV Trwam lub Radio Maryja i miał dostęp do najnowszych informacji, ze wszystkimi technicznymi szczegółami, z pierwszej ręki, od prowadzących te badania specjalistów: inżynierów i profesorów AGH.

Plany o. Rydzyka są takie jak zawsze - ewangelizacja, życie w zakonie zgodne z regułą (tak sądzę, w końcu go nie znam, publicznie też się nie zwierza).

O. Rydzyk nie może "kontynuować odwiertów", bo ich nie zaczynał, to robią specjaliści, geolodzy i hydrogeolodzy.

Z tego co słyszałam, rezultaty są znakomite, biznesowo sukces, poznawczo cenne dane geologiczne.

Było też kilku burmistrzów i wójtów potencjalnie zainteresowanych inwestycjami w swoich miejscowościach - jeśli nikt ich nie zastraszy, to może rzeczywiście w niedługim czasie 80% powierzchni Polski zajmą elektrownie/ciepłownie geotermalne.

A Aborcza będzie musiała przełknąć jakoś tę porażkę.

http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=2335340

Konferencja:

Wyniki 1 - 5 spośród 5 wyników dla zapytania konferencja przyrodnicza. (Znaleziono w 0.02 sek.)

Konferencja przyrodnicza WSKSiM: Wykład prof. dr hab. Jana Szyszko (2009-02-21)

Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]

Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10942

Konferencja przyrodnicza WSKSiM: Wykład prof. dr hab. inż. Jacka Zimnego (2009-02-21)

Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]

Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10941

Konferencja przyrodnicza WSKSiM: Wykład prof. dr hab. inż. Ryszarda Kozłowskiego (2009-02-21)

Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]

Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10940

Konferencja przyrodnicza WSKSiM: Wprowadzenie o. dyr. Tadeusza Rydzyka CSsR (2009-02-21)

Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]

Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10939

Konferencja przyrodnicza WSKSiM: Marian Wardza i Henryk Biernat (2009-02-21)

Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]

Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=10943



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Norman Finkelstein Izrael , państwo z piekła rodem
A Nation on Trial Prof Norman Finkelstein
J Kossecki, Dominacja pierwiastków cywilizacji bizantyńskiej w życiu PRL i III RP, 2003
ORGANIZACJE POZARZĄDOWE W OBRONNOŚCI III RP MOŻLIWOŚCI I PERSPEKTYWY
III RP – z burdelu do lasu
Cichosz (Auto)kreacja wizerunku polityka na przykładzie wyborów prezedenckicj w III RP opracowanie
Mniejszosci tab, Mniejszości w II Rzeczpospolitej , PRL i III RP (szacunki*)
JAK PRZEGRAĆ W OBRONIE III RP – hipotezy i teorie
bilans II RP, Testy, sprawdziany, konspekty z historii
Koniec III RP końcem Polski
Senat III RP w systemie konstyt Nieznany
Wladze II RP PRL oraz III RP
G. Tokarz - Bezpieczeństwo kulturowe III RP, przegląd zagrożeń
Miro” miał rację, III RP to „Dziki Kraj
Krótkie ściągi, POCZATKI III RP, PRZYCZYNY POLSKIEGO SIERPNIA 1980-16 X 1978 wybór Karola Wojtyły na
Roman 2, Ustrj III RP[1]
rząd III RP
Ewolucja systemu partyjnego III RP

więcej podobnych podstron