Kruk E A Poe


Edgar Allan Poe

The Raven

[First published in 1845]

Once upon a midnight dreary, while I pondered weak and weary,

Over many a quaint and curious volume of forgotten lore,

While I nodded, nearly napping, suddenly there came a tapping,

As of some one gently rapping, rapping at my chamber door.

`'Tis some visitor,' I muttered, `tapping at my chamber door -

Only this, and nothing more.'

Ah, distinctly I remember it was in the bleak December,

And each separate dying ember wrought its ghost upon the floor.

Eagerly I wished the morrow; - vainly I had sought to borrow

From my books surcease of sorrow - sorrow for the lost Lenore -

For the rare and radiant maiden whom the angels named Lenore -

Nameless here for evermore.

And the silken sad uncertain rustling of each purple curtain

Thrilled me - filled me with fantastic terrors never felt before;

So that now, to still the beating of my heart, I stood repeating

`'Tis some visitor entreating entrance at my chamber door -

Some late visitor entreating entrance at my chamber door; -

This it is, and nothing more,'

Presently my soul grew stronger; hesitating then no longer,

`Sir,' said I, `or Madam, truly your forgiveness I implore;

But the fact is I was napping, and so gently you came rapping,

And so faintly you came tapping, tapping at my chamber door,

That I scarce was sure I heard you' - here I opened wide the door; -

Darkness there, and nothing more.

Deep into that darkness peering, long I stood there wondering, fearing,

Doubting, dreaming dreams no mortal ever dared to dream before

But the silence was unbroken, and the darkness gave no token,

And the only word there spoken was the whispered word, `Lenore!'

This I whispered, and an echo murmured back the word, `Lenore!'

Merely this and nothing more.

Back into the chamber turning, all my soul within me burning,

Soon again I heard a tapping somewhat louder than before.

`Surely,' said I, `surely that is something at my window lattice;

Let me see then, what thereat is, and this mystery explore -

Let my heart be still a moment and this mystery explore; -

'Tis the wind and nothing more!'

Open here I flung the shutter, when, with many a flirt and flutter,

In there stepped a stately raven of the saintly days of yore.

Not the least obeisance made he; not a minute stopped or stayed he;

But, with mien of lord or lady, perched above my chamber door -

Perched upon a bust of Pallas just above my chamber door -

Perched, and sat, and nothing more.

Then this ebony bird beguiling my sad fancy into smiling,

By the grave and stern decorum of the countenance it wore,

`Though thy crest be shorn and shaven, thou,' I said, `art sure no craven.

Ghastly grim and ancient raven wandering from the nightly shore -

Tell me what thy lordly name is on the Night's Plutonian shore!'

Quoth the raven, `Nevermore.'

Much I marvelled this ungainly fowl to hear discourse so plainly,

Though its answer little meaning - little relevancy bore;

For we cannot help agreeing that no living human being

Ever yet was blessed with seeing bird above his chamber door -

Bird or beast above the sculptured bust above his chamber door,

With such name as `Nevermore.'

But the raven, sitting lonely on the placid bust, spoke only,

That one word, as if his soul in that one word he did outpour.

Nothing further then he uttered - not a feather then he fluttered -

Till I scarcely more than muttered `Other friends have flown before -

On the morrow he will leave me, as my hopes have flown before.'

Then the bird said, `Nevermore.'

Startled at the stillness broken by reply so aptly spoken,

`Doubtless,' said I, `what it utters is its only stock and store,

Caught from some unhappy master whom unmerciful disaster

Followed fast and followed faster till his songs one burden bore -

Till the dirges of his hope that melancholy burden bore

Of "Never-nevermore."'

But the raven still beguiling all my sad soul into smiling,

Straight I wheeled a cushioned seat in front of bird and bust and door;

Then, upon the velvet sinking, I betook myself to linking

Fancy unto fancy, thinking what this ominous bird of yore -

What this grim, ungainly, ghastly, gaunt, and ominous bird of yore

Meant in croaking `Nevermore.'

This I sat engaged in guessing, but no syllable expressing

To the fowl whose fiery eyes now burned into my bosom's core;

This and more I sat divining, with my head at ease reclining

On the cushion's velvet lining that the lamp-light gloated o'er,

But whose velvet violet lining with the lamp-light gloating o'er,

She shall press, ah, nevermore!

Then, methought, the air grew denser, perfumed from an unseen censer

Swung by Seraphim whose foot-falls tinkled on the tufted floor.

`Wretch,' I cried, `thy God hath lent thee - by these angels he has sent thee

Respite - respite and nepenthe from thy memories of Lenore!

Quaff, oh quaff this kind nepenthe, and forget this lost Lenore!'

Quoth the raven, `Nevermore.'

`Prophet!' said I, `thing of evil! - prophet still, if bird or devil! -

Whether tempter sent, or whether tempest tossed thee here ashore,

Desolate yet all undaunted, on this desert land enchanted -

On this home by horror haunted - tell me truly, I implore -

Is there - is there balm in Gilead? - tell me - tell me, I implore!'

Quoth the raven, `Nevermore.'

`Prophet!' said I, `thing of evil! - prophet still, if bird or devil!

By that Heaven that bends above us - by that God we both adore -

Tell this soul with sorrow laden if, within the distant Aidenn,

It shall clasp a sainted maiden whom the angels named Lenore -

Clasp a rare and radiant maiden, whom the angels named Lenore?'

Quoth the raven, `Nevermore.'

`Be that word our sign of parting, bird or fiend!' I shrieked upstarting -

`Get thee back into the tempest and the Night's Plutonian shore!

Leave no black plume as a token of that lie thy soul hath spoken!

Leave my loneliness unbroken! - quit the bust above my door!

Take thy beak from out my heart, and take thy form from off my door!'

Quoth the raven, `Nevermore.'

And the raven, never flitting, still is sitting, still is sitting

On the pallid bust of Pallas just above my chamber door;

And his eyes have all the seeming of a demon's that is dreaming,

And the lamp-light o'er him streaming throws his shadow on the floor;

And my soul from out that shadow that lies floating on the floor

Shall be lifted - nevermore!

Kruk

Edgar Allan Poe

tłumaczenia:

Jolanty Kozak

Władysława Jerzego Kasińskiego

Barbary Beaupre

Zenona Przesmyckiego

Fragment audycji Tomka Beksińskiego z Rozgłośni Harcerskiej Polskiego Radia, poświęconej 'Krukowi'

Specjalne podziękowania dla Artura Mazura za tłumaczenia i fragment audycji.

Kruk

Edgar Allan Poe

tłumaczenie: Jolanta Kozak

Noc już była, północ zgoła; rozmyślałem w pocie czoła

Nad trwożliwą tajemnicą z dawna zapomnianych ksiąg,

Przysypiając niespodzianie, gdy rozległo się pukanie,

Jakby ciche chrobotanie w mój samotny, senny dom.

"Jakiś gość", powiadam sobie, "w mój samotny stuka dom,

Nocny gość - i tylko on".

Ach, dokładnie to pamiętam: zima, grudzień, noc posępna,

Ogień, co dogasał w mękach, słał na ziemie legion zmor.

Nagle zapragnąłem świtu, wiedząc, że już nie wyczytam

Z ksiąg pociechy i dosytu po najmilszej mej Lenore!

Tej, o której aniołowie jedni mówią dziś - Lenore -

Ja już nigdy! Nevermore!

Skrzętny, smętny, jedwabisty szelest zasłon płomienistych

Płoszył, groził, budził jakiś lęk nieznany dotąd mi,

Więc, by serce oszalałe uspokoić, powtarzałem:

"Puka ktoś - a ja zaspałem. Puka ktoś do moich drzwi.

Zagapiłem się, zaspałem, a tu puka ktoś do drzwi!

Nocny gościu - czy to ty?"

Zaraz jednak, czując w duszy nowy przypływ animuszu,

"Panie!", mówię, "czy też - Pani! Wybaczenia udziel mi,

Gdyż jest faktem, że drzemałem i pukania nie słyszałem,

Było bowiem tak nieśmiałe twe pukanie do mych drzwi,

Żem nie wiedział - czy je słyszę, czy to tylko mi się śni -"

Otworzyłem. Noc i mgły.

Martwą ciszę wiercąc wzrokiem, nie ruszyłem się ni krokiem,

Tylko drżałem, śniąc na jawie sny o jakich nie śnił nikt.

Ciemność była niewzruszona Cisza była niezgłębiona.

Tylko ciszy szept - "Lenora!" - zjawił się i zaraz znikł.

To mój własny szept - "Lenora!" - echo oddawało mi.

Echo. Ciemno. Nocne mgły.

Drzwi zamknąłem. Stoję w cieniu, z biedną duszą na ramieniu,

Gdy wtem słyszę znów pukanie, donośniejsze niźli wprzód.

"To z pewnością coś na dworze, coś u okna wisi może;

Sprawdzę, co też to być może i wyjaśnię cały cud.

Tylko serce uspokoję i wyjaśnię cały cud:

Wiatr kołacze do mych wrót."

Szarpię okno - nic! - a potem z wielkim szumem i trzepotem

Kruk postawny wszedł do środka, zwiastun dawnych, świętych dni.

Ni dzień dobry, ni ukłonu, tylko wzleciał bez pardonu,

Jakby był u siebie w domu, nad komnaty mojej drzwi.

Na Pallady siadł popiersiu, które strzegło moich drzwi.

Przyszedł, wzleciał, siadł i tkwi.

Był mój gość ebonitowy tak dostojny i surowy,

Żem uśmiechnął się wbrew sobie i tak mówię, czyniąc skłon:

"Chociaż łeb twój łysy nieco, widać żeś jest nie byle co.

Groźny, górny i złowrogi - skąd przybywasz? Jak cię zwą?

Czy z plutońskich brzegów nocy tu przybywasz? Jak cię zwą?"

"Nevermore!", powiada on.

Zadziwiłem się niezmiernie, że przemawia tak misternie,

Chociaż sensu w jego mowie nadaremnie szukać by,

Bo czyż widział kto nad drzwiami, na popiersiu Pallas pani

Ptaka, który by powiadał wprost, że imię jego brzmi -

Ptaka, czy też inną zgoła bestię, której imię brzmi

"Nigdy więcej?" Chyba nikt.

A kruk sterczał niewzruszenie na Pallady biustu scenie,

Rzekłszy jedno tylko słowo, jakby duszę zawarł w nim.

Ani słowa już nie wznieci, nieruchomym ślipiem świeci,

Aż szepnąłem: "On odleci, rzuci domu mego próg.

Zniknie za dnia jak nadzieje, rzuci mój samotny próg".

"Nevermore!", zakracze Kruk.

Wypowiedział to tak nagle, tak dorzecznie i dosadnie,

Żem aż drgnął, lecz myślę zaraz: "Jedno słowo tylko zna,

Widać jego pan poprzedni, bólem zdjęty, błędny, biedny,

Sforą plag prześladowany, wciąż powtarzał tylko to -

Lotnych plag ścigany sforą mówił w kółko tylko to: -

'Nigdy więcej! Nevermore'"

Uśmiechając się wbrew sobie kruczoczarnej tej osobie

Miękki fotel przysunąłem gdzie popiersie, ptak i drzwi

I w poduszki zapadając, wnet zacząłem łączyć w całość

Luźne myśli, pragnąc dociec, co też ów z zaświatów ptak,

Miał na myśli, mówiąc tak.

Tym swe myśli zatrudniłem, lecz nic głośno nie mówiłem

Do ptaszysko, co płomiennym okiem świdrowało mnie.

Snułem racje i dowody, głowę wsparłszy dla wygody

Na obiciu aksamitnym, gdzie blask lampy ślizgał się;

Tam, gdzie ona swojej głowy, gdzie blask lampy ślizga się,

Nie położy już - o nie!

Wtem w powietrzu gęstym, parnym - woń kadzideł niewidzialnych;

Puch kobierca stopą smukłą musnął Seraf, co je niósł.

"Przez anioły, znaki święte, Pan Bóg zsyła ci nepenthes!"

- zawołałem w głos - "Nepenthes, byś zapomniał o Lenore!

Pij, nieszczęsny, pij nepenthes, i zapomnij o Lenore!"

Kruk mi na to: "Nevermore!"

"Mów, Proroku z piekła rodem! Czyś jest bies, czy bestia z dziobem,

Czy Kusiciel, czy kurzawa śle cię tutaj na mój próg

- O! Sterany, lecz nietknięty! - na bezludny ląd zaklęty,

Na ten dom mój grozą zdjęty - mów mi prawdę, błagam, mów:

Czy jest balsam w Gileadzie, abym ją zapomnieć mógł?"

"Nevermore!", zakracze Kruk.

"Mów, Proroku z piekła rodem! Czyś jest bies, czy bestia z dziobem,

Na to niebo wysklepione, gdzie nasz wspólny mieszka Bóg -

Czy w Edenie Żyje ona? I czy wezmę ją w ramiona,

Tę, o której tylko anioł po imieniu mówić mógł?

Moją świętą, jasną, czysta, gdy w Edenu wejdę próg?"

"Nevermore!", zakracze Kruk.

"Gdy tak twardy jest twój upór - precz stąd, diable! precz stąd, kruku!

Wracaj w burzę, skąd przybyłeś i w plutoński nocy brzeg!

Czarne pióro niech, mój panie, nawet tutaj nie zostanie

Na pamiątkę tego kłamstwa, którym uraczyłeś mnie!

Zabierz dziób z mojego serca i Pallady opuść biust!"

"Nevermore!" - Więc nigdy już?

Zamilkł po tej odpowiedzi i wciąż siedzi, i wciąż siedzi,

Na Pallady biuście bladym; nad nim lampy złota kruż.

Szklanym wzrokiem w dal wpatrzony, niczym demon rozmarzony;

Na podłogę cień dziobaty rzuca lampy złota kruż,

Cień, co duszę mą nieszczęsną, jak posępny srogi stróż,

Więzić będzie - zawsze już.

Kruk

Edgar Allan Poe

tłumaczenie: Władysław Jerzy Kasiński

Raz - posępna północ była - gdym, znużony i bez siły,

Nad dziwnością obyczajów dumał, tych sprzed lat tysięcy,

Kiedym drzemał ( spać się chciało ), nagle coś w drzwi zastukało,

Jakby pukał ktoś nieśmiało, delikatne czyjeś ręce.

"To gość jakiś snadź - mruknąłem - puka, czyż mu czas poświęcę?

Tylko tyle i nic więcej."

Pamięć mnie nie myli złudnie, było to w noc głuchą grudnia;

Po podłodze pełgał odblask węgli tlących w konań męce.

Patrząć, kiedy świt rozgorze, myślę: w księgach znajdę może

Ulgę w smutku po Lenorze, promienistej i dziewczęcej,

Którą tak zwą aniołowie - moje już nie dotkną ręce

bezimiennej mgły dziewczęcej.

Szmer niepewny z mej alkowy, szelest kotar purpurowych

Dziwnej groźy dreszcz nieznany budził we mnie, drżały ręce.

Chcąc więc stłumić serca bicie, powtarzałem sobie skrycie:

"Gość pomyślał o wizycie, czeka, kiedy klucz przekręcę;

Oto wszystko i nic więcej."

Aż, wysiłek robiąc duży, nie wahając się już dłużej,

"Panie - rzekłem - czy też Pani, wybacz, proszę cię w udręce,

Bo, by prawdę rzec, drzemałem, a tak lekko zastukały,

A tak słabo kołatały delikatne twoje ręce,

Że wątpiłem, czy cię słyszę." Drzwi otwieram: w sieni wnęce

Ciemność była i nic więcej.

Patrząc w ciemność tę głęboką, stałem ze zdumieniem w oku,

Sny śniąc, jakich nikt z śmiertelnych nie śmiał śnić;drżąc w zwątpień męce.

Cisza była niezmącona, nie szedł żaden dźwięk z jej łona.

Rzecz jedyną wymówiono: imię zjawy mej dziewczęcej;

Jam to szeptał je i echa szept: "Lenoro!" brzmiał we wnęce -

To jedyne - i nic więcej.

Do pokoju się cofnąłem, ogień płonął mi pod czołem.

Wkrótce znów pukanie słyszę, lecz głośniejsze niż we wnęce.

"Pewnie - rzekłem, z bladym licem - to coś u tej okiennicy,

Trzeba zbadać tajemnicę, serce ścichnie." Wzniosłem ręce.

"Trzeba zbadać tajemnicę..." dziwny skurcz uczułem w szczęce.

"To wiatr wieje pewnie - coż by więcej?"

Okiennice-m pchnął; wnet z trzepotaniem i furkotem,

kruk majestatyczny wkroczył, święty ptak sprzed lat tysięcy.

Nie ukłonił mi się mile, nie zatrzymał się choć chwilę,

Z miny - lord ( powagi tyle ), jeno wprost w wejściowej wnęce

Wczepił szpony w biust Pallady, co nad drzwiami stał we wnęce;

Uczepiony stał - nic więcej.

Ptak z hebanu bałamutny precz odegnał nastrój smutny,

Przez powaśne swe decorum zbudził myśli wręcz chłopięce.

"Choć czub zdarto waszej mości- rzekłem - obcyś trwożliwości.

Z brzegów nocy straszny gościu, powiedz, gwoli mej podzięce,

swe rodowe miano, które tam, w Hadesu mrokach świecą."

Kruk odrzecze: "Nigdy więcej."

Zadziwiło mnie ptaszysko, że przemawia tu, tak blisko -

Choć z niewielkim sensem wprawdzie odrzekł mi ten dziw zwierzęcy.

Chyba przyznać mi możecie, że z żyjących nikt na świecie

Tak wybranym nie był przecie: ptaka mieć w wejściowej wnęce

Czy też zwierza, na popiersiu, w górze, tuż w wejściowej wnęce

Który zwie się "Nigdy więcej".

Lecz Kruk nad rzeźbioną głową wyrzekł tylko jedno słowo,

Jakby duszę w nim wylewał, jakby mi ją oddał w ręce.

Więcej nie miał rzec ochoty, nawet skrzydłem nie trzepotał -

Ażem ledwo wymamrotał: "Opuścili mnie odmieńcy -

Druhy - jutro on opuści, jak nadziei rój chłopięcych.."

Na to ptak rzekł: "Nigdy więcej."

Zaskoczony że w tej ciszy takie trafne słowa słyszę:

"Bez wątpienia - rzekłem - tyle jeno przejął on, nic więcej,

Od nieszczęśliwego pana, co, przez mściwy los ścigany,

(Los dogoni - rzecz to znana ), poniósł brzemię swe w udręce,

Swoim snom Requiescat śpiewał, refren - w melancholii męce -

O tym "Nigdy więcej".

Zmuszał smutne me oblicze zdobić w uśmiech ptak zwodniczy.

Pchnąłem fotel wyścielany tam, gdzie biust i ptak we wnęce,

Potem, tonąc w aksamicie, nanizywać jąłem skrycie

Was, me sny, co w duszy lśnicie, myśląc, co ten sprzed tysięcy

Lat złowieszczy ptak pokraczny, zmora, zwid sprzed lat tysięcy,

Myślał kracząc: " Nigdy więcej."

Myśląc o tym się urzekłem, ani słowa doń nie rzekłem,

Zaś ptaszyska wzrok płonący pierś mi piekł coraz goręcej.

Zgadywałem to i owo, błogo zanurzony głową

W poduszeczkę welwetową, którą lampy blask najwięcej

Pieścił, w miękkie te fiolety, gdzie nie złoży, ach, już więcej

Ona głowy swej dziewczęcej!

Pokój się napełnił wonią, co szła z kołysanej dłonią

Serafina kadzielnicy - jegoż kroki tam, we wnęce?

"Nędzny! - krzyknę. - Przecz Bóg ciebie zesłał? na aniołów niebie!

woda z lety niech pogrzebie pamięć o niej, którą święce!

Pij! Zapomnij o Lenorze i mnie daj nepenthes w ręce!"

Kruk odrzecze: "Nigdy więcej."

"O, proroku, zło uparte! - mówię - ptakiem-żeś czy czartem!

Piekła gońcem czy sztorm ciebie na brzeg cisnął, potępieńcze.

Opuszczony, lecz zawzięty, na brzeg pusty i zaklęty,

Gdzie ten grozą dom objęty - szczerze mów, ja błagam w męce!"

Zali jest w Gilead balsam? - powiedz, powiedz, błagam w męce!"

Kruk odrzecze: "Nigdy więcej."

"O, proroku! zło uparte! - -rzekłem - ptakiem - żeś czy czartem!

Na to niebo tam i Boga, co go wespół z tobą święce!

Duszy w jarzmie smutku powiedz: w raju, co się eden zowie,

Czy te, którą aniołowie zwą Lenora, moje ręce

Dotkną, czy obejmą święta, ten promienny cud dziewczęcy?"

Kruk odrzecze: "Nigdy więcej."

"To, coś rzekł, rozstania znakiem będzie - diaskiem żeś, czy ptakiem! -

Wrzasnę. - Wracaj w jądro burzy, w mrok Hadesu, potępieńcze!

Nie roń piór, nie zostaw śladu po twym kłamstwie, pełnym jadu!

Nie mąć ciszy tej swą zdrada! Porzuć biust, gdzie tkwisz we wnęce!

A Kruk odrzekł: "Nigdy więcej".

I Kruk nie drgnie nawet wcale: siedzi stale, siedzi stale

Na Pallady bladym biuście, ponad drzwiami w izby wnęce.

Jego wzrok nieporuszony snem lśni, jaki śnią demony.

Lampa rzuca blask przyćmiony i w dół spływa cień zwierzęcy.

Z tego cienia na podłodze duszy mej już żadne ręce

Nie podniosą - NIGDY WIĘCEJ.

Kruk

Edgar Allan Poe

tłumaczenie: Barbara Beaupre

Raz w godzinie widm północnej

Rozważałem w ciszy nocnej

Mądrość dawnych ksiąg przesławnych

Zapomnianych dzisiaj już.

W tem znużoną chyląc głowę,

Na pożółkłe karty owe

Słyszę oto w nocną ciszę

Kołatanie do drzwi, tuż.

Gość to myślę, u podwoi,

Zapóźniony u drzwi stoi.

Pragnie wejść choć późno już.

Gość, lecz jaki? Któżby? Któż...?

Grudzień to był wichrem śpiewny,

Lampy mojej blask niepewny

Kładł u stóp mych cienie drżące

Jak gasnących płatki róż.

Chciałem nim dnia wróci białość

W starych księgach uśpić żałość,

Za promienną, rzadką dziewą

Gdzieś zniknioną w blaskach zórz.

Za straconą, opłakaną

Dziś Lenorą w Niebie zwaną

Co w dal senną, bezimienną

Poszła i nie wróci już.

Słyszę smętne snując mary

Purpurowej szum kotary.

Fantastycznym zdjęty lękiem

Nie wiem, co mam myśleć już.

Tłumiąc trwożne serca bicie

Chciałem lęk ów uśpić skrycie

Powtarzając: "U podwoi

Gość spóźniony jakiś stoi,

Pragnie wejść choć późno już

Cóż innego? Cóżby? Cóż?

Wreszcie płonnej zbywszy trwogi

Bez wahania szedłem w progi,

Gdzie u wniścia, mego przyjścia

Czeka gość wśród nocnych burz.

- Panie! - rzekłem - czy też Pani!

Wasze lekkie kołatanie

Tak ostrożne, ciche, trwożne,

Ledwie do mnie doszło już.

Byłem senny, śniłem może,

Raczcie wejść, wnet drzwi otworzę.

Otworzyłem, lecz na dworze

Nic, prócz nocnych wichrów, burz.

Nie śmiąc wejść w te pustki ciemne

Stałem długo... Sny tajemne...

Marząc jakich nikt śmiertelny...

W taką noc nie wyśni już.

A przede mną ciemność głucha,

Wicher tylko jeno z jękiem dmucha,

Niosąc tylko jedno imię smętne,

Tej, co zgasła w blaskach zórz.

Imię to Lenora! śpiewne,

Wyrzekł ktoś... To ja zapewne

Sam je rzekłem w tę noc burz

Bo któż inny? Któżby? Któż?

Więc na miejsce wracam dawne,

By znów badać księgi sławne

Lecz znów słyszę, w nocną cisze

Kołatanie, bliżej, tuż!

Czując żar płonący w łonie

Myślę: ... "chyba w nocnej toni

Wicher w szyby okien dzwoni,

Wicher co jęczy w tę noc burz.

Okno w ciemną noc otworzę

Wicher w szyby dzwoni może

Cóż innego! Cóżby? Cóż?

Otworzyłem. I wnet potem

Szumnym, pewnym, równym lotem

Czarnopióry kruk wspaniały

prosto ku mnie leciał już.

Ni się wstrzymał, ani zbaczał,

Ku drzwi moim lot zataczał

Gdzie u góry biust Pallady

Jak domowy świeci stróż.

Na Pallady posąg biały

Wzleciał czarny kruk wspaniały

Czarnopióry demon burz.

Nie chcąc by gość hebanowy

Przejrzał z marzeń mych osnowy

Nawał mętnych myśli smętnych

Co mój duch obległy już.

Rzekłem siląc się na żarty:

- Choć czub nosisz mocno zdarty,

Wiem, żeś nie jest zwykłym kurem

Co przy ziemi gdacze tuż.

Tyś wędrowny kruk prastary

Co piekielne rzucił mary

Z Plutonowych spiesząc wzgórz

Powiedz jak cię tam nazwano?

Jakie nosisz wśród nich miano

A kruk rzecze:

- Nigdy już!

Lęk ogarnął mnie bezradny,

Na ten dziw tak bezprzykładny,

Że się do mnie ten twór ptasi

Tak od razu ozwał już.

Bo pomyślcie tylko sami!

Jak to dziwnie!? gdzieś nad drzwiami

Kędy biały biust Pallady

Jak domowy świeci stróż

Widzieć taki twór ponury,

Wyschły, straszny, czarnopióry

Co się zowie:

- Nigdy już!

Na popiersiu cicho tkwiący

Siedział czarny kruk milczący

Jakby w słowie, które wyrzekł

Całą duszę zawarł już.

Więc ja w smętnej rzekłem mowie:

- Jak odbiegli mnie druhowie

Jak nadziei jasne gońce,

W zmierzch wieczornych zgasły zórz,

Tak nim ranny brzask zaświeci

Gość skrzydlaty mnie odleci!

A kruk rzecze:

- Nigdy już!

Słysząc znów tak trafna mowę,

Rzekłem wznosząc trwożnie głowę,

Gdzie nad cichą biel posągu

Wzleciał czarny demon wróż.

- Bez wątpienia, w słów twych treści

Co nad biustem siedząc tuż

Oczy we mnie wpił błyszczące,

Jako żagwie dwie płonące,

Paląc serce mego łona

Jak pożarnych ogniem zórz.

I tak w dziwnych mar osnowie

Czoło wsparłem o wezgłowie

Gdzie się kładły mętne blaski

Jak opadłych płatki róż.

Na wezgłowiu głowę kładę,

Gdzie Lenory czoło blade

Już nie spocznie nigdy już!

Naraz w nocnej ciszy łonie

Słodkie się rozeszły wonie,

Jakby miękko, cicho ręką

Ktoś wonności rozlał kruż,

Chłonąc wonnych dym kadzideł,

Usłyszałem jakby skrzydeł,

Jakby lekkich stóp anielskich

Cichy szelest blisko, tuż!

- Panie! - rzekłem - Ty łask zdroje

Przez anioły szlesz mi swoje,

Balsamicznych lek nektarów

Gdzieś z niebiańskich zsyłasz zórz.

Przychyl ustom wonnej czary,

Bym przepomniał smętnej mary

A ból we mnie zmilknie stary

A kruk rzecze:

- Nigdy już!

- Kruku! - rzekłem - Hej wróżbito!

Czarnych potęg zły najmito!

Powiedz czyś ty twór śmiertelny?

Czy piekielnych poseł burz?

Lecz na święte Niebios godło

Co z nicości nas wywiodło

Powiedz, błagam dziwny ptaku!

Z Plutonowych zwiany wzgórz

Mów! czy ból mój i tęsknota,

Za Edeńskie spłyną wrota,

Gdzie Lenory duch promienny

Wśród niebiańskich gości zórz

Czy w Edeński kraj daleki

Wnijdę złączon z nią na wieki?

A kruk rzecze:

- Nigdy już!

Więc gniew we mnie wezbrał mocny

I krzyknąłem: ptaku nocny!

Niech cię znów na zrąb piekielny

Grom niezlękłych niesie burz.

Zwiń te skrzydła co się ścielą

Nad posągu cichą bielą.

Zdejm mi z serca dziób twój ptasi

Co jak ostry razi nóż.

Niechaj kłamny byt twój zgaśnie

jak przebrzmiałych echo baśni,

Snem śmiertelnych cicho zaśnij!

W bezpamietnych toni mórz.

Precz ode mnie! W kraj daleki

Odejdź stąd, lub zgiń na wieki

A kruk rzecze:

- Nigdy już!

I wciąż siedzi cicho tkwiący

Czarnopióry kruk milczący

Kędy blady biust Pallady

Jak domowy świeci stróż.

A wzrok jego w snów pomroce

Błyskiem dziwnych skier migoce

Jak sennego wzrok demona,

Co z piekielnych spłynął wzgórz,

Lampy mojej światłość blada

Na twór ptasi cicho pada

Czarnopióre cienie drżące

U stóp moich kładąc tuż.

A z tych cieni co się włóczą

U stóp moich marą kruczą

Już mnie żadne moce władne

Nie wyzwolą

Nigdy już!

Kruk

Edgar Allan Poe

tłumaczenie: Zenon Przesmycki

Raz w północnej, głuchej dobie, gdym znużony siedział sobie

Nad księgami dawnej wiedzy, którą wieków pokrył kurz -

Gdym się drzemiąc chylił na nie, usłyszałem niespodzianie

Lekkie, ciche kołatanie, jakby u drzwi moich tuż.

"To gość jakiś - wyszeptałem. - Puka snadź przy drzwiach mych tuż.

Nic innego chyba już".

Ach - pamiętam, jakby wczoraj - była przykra grudnia pora,

Głownie mrąc to cień rzucały, to blask jakichś krwawych zórz.

Tęsknom czekał, by świat biały błysł, bo księgi nie sprawiały

Ulgi w mej boleści stałej, odkąd znikł mój anioł stróż,

Dziewczę słodkie, które zwie Lenorą anioł stróż...

Tu bez nazwy ona już!

Strach zdejmował mnie nieznany, pełny grozy niezbadanej,

Kiedy u drzwi zaszeleścił purpurowy kotar plusz:

By ukoić serca trwogę, rzekłem sobie: "Pojąć mogę:

To podróżny - zgubił drogę - zbłąkał się wśród śnieżnych wzgórz...

W drzwi me puka, Zabłądziwszy pośród białych śnieżnych wzgórz...

Tak - nikt inny chyba już!"

Więc nabrawszy męstwa wstałem, z ugrzecznieniem mówiąc całem:

"Panie albo pani, błagam, nie obrażaj się ni chmurz,

Bo zasnąłem ze zmęczenia, a twe lekkie uderzenia

W drzwi mojego tu schronienia nie zbudziły mnie. Więc cóż

W tym dziwnego, żem nie słyszał?" Tu otwarłem drzwi - i cóż?

Ciemność w krąg - nic więcej już.

Patrząc w mrok ten na wsze strony, stałem trwożny i zdumiony,

Rojąc mary, jakich dotąd głąb nie znała ludzkich dusz.

Lecz milczenie głuche trwało, ciszy nic nie przerywało,

Tylko lekki szept nieśmiało drgnął: - "Lenora?" - gdzieś tuż, tuż.

Tom ja szepnął - i: "Lenora!" - wyszeptało echo tuż.

Tylko to, nic więcej już.

Powróciwszy do pokoju, w niesłychanym już rozstroju,

Posłyszałem znów stukanie, jakby gdzieś przy ścianie wzdłuż.

"Pewnie - rzekłem - coś kołacze w okno: wiatry snadź tułacze?

Zaraz, co to jest, zobaczę, nie bij, serce, ni się trwóż -

Wnet wyjaśnię tę zagadkę, serce, nie bój się ni trwóż.

Tak, to wiatr - nic więcej już!"

Otworzyłem okno zatem... Szumiąc skrzydły, z majestatem,

Wzleciał ciężko Kruk wspaniały, jakby czarny piekieł stróż.

Nie pozdrowił mnie ukłonem, okiem powiódł w krąg zamglonym

I siadł z pańskim jakimś tonem pośród dwóch kamiennych kruż -

Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż.

Usiadł tam - nic więcej już.

Ptak ten sprawił, że przy całym rozsmętnieniu mym musiałem

Rozśmiać się z poważnej nader jego miny: "Tyś nie tchórz,

Widzę, stary, chmurny ptaku, co - choć piór już ani znaku

Na swym czubie - szukasz szlaku wśród posępnych nocy mórz?

Mów, jak zwą cię na plutonskim brzegu czarnych nocy mórz?"

Kruk rzekł na to: "Nigdy już!"

Zadziwiłem się nie lada, że ptak tak wyraźnie gada,

Choć żem jego odpowiedzi nie mógł pojąć ani rusz,

Boć to przyzna nawet dziecię, że nikt z ludzi dotąd w świecie

Nie oglądał chyba przecież ptaka przy drzwiach izby tuż.

Ptaka, co by przed nim usiadł na popiersiu przy drzwiach tuż.

Z takim mianem: "Nigdy już".

Ale Kruk ten z łysą głową wyrzekł jedno tylko słowo,

Jak ci, którzy w jeden wyraz całą głąb wlewają dusz.

Potem milczał znów nieśmiele, Pióro mu nie drgnęło w ciele,

Aż gdym szepnął: "Przyjaciele opuścili mnie wśród burz.

I on też za dniem mnie rzuci, jak Nadzieje pośród burz".

Ptak mi odrzekł: "Nigdy już!"

Zadziwiony niewymownie odpowiedzią tak stosownie

Wyrzeczoną: "Widać - rzekłem - umie tylko to. A nuż

Dar to pana, co w niewoli poznał tylko to, co boli,

I swe pieśni jął powoli echa kłaść przeżytych burz,

Aż pieśń każda w smętnej zwrotce brzmiała niby echo burz:

"Nigdy, nigdy, nigdy już!"

Lecz że w rozsmętnieniu całym wciąż się z Kruka śmiać musiałem,

Przysunąłem miękki fotel na wprost ptaka, do drzwi tuż,

I usiadłszy nań co żywo, jąłem myśli snuć przędziwo,

Co te stare, chmurne dziwo, czarne jakby piekieł stróż -

Co ten ptak złowróżbny, groźny, czarny jakby piekieł stróż -

Mniemał, kracząc: "Nigdy już!"

Myśląc, czego to oznaka, nie mówiłem ni do ptaka,

Który swe płonące oczy w serce wbijał mi jak nóż.

Tak siedziałem, wsparłszy głowę o poduszki fioletowe,

A blask lampy światło płowe lał na ich matowy plusz.

Ach, niestety, Ona o ten fioletowy, miękki plusz

Skroni swej nie oprze już!

Wtem powietrze się zamgliło, jakby wkoło się dymiło

Sto anielskich trybularzy, tchnących słodką wonią róż.

"Bóg na bóle, co trapiły serce, lek ci zsyła miły -

Zawołałem - zbierz swe siły i wspomnienia ciężkie zgłusz,

Wdychaj lek ten i wspomnienia o Lenory stracie zgłusz!"

Kruk zakrakał: "Nigdy już!"

"Zły wróżbiarzu - rzekłem - ptaku czy czarciego sługo znaku!

Czy cię szatan przysłał tutaj, czy pęd wściekły zagnał burz

Na brzeg smutku i boleści, gdzie żal tylko pustka mieści,

Gdzie noc każda zgrozę wieści - powiedz, błagam, wzrusz się, wzrusz!

Jestże, jestże balsam w Gilead? - powiedz, powiedz, wzrusz się, wzrusz!"

Rzekł Kruk na to: "Nigdy już!"

"Zły wróżbiarzu - rzekłem - ptaku czy czarciego sługo znaku!

Na to niebo, co nad nami, i na Pana ziemi, mórz

Powiedz duszy mej zbolałej, czy w Edenie szczęścia chwały

Znajdzie dziewczę, które biały zwie Lenorą anioł-stróż,

Dziewczę święte, słodkie, które zwie Lenorą anioł-stróż?"

Kruk mi odrzekł: "Nigdy już!"

"Niech to będzie pożegnanie - krzyknę - ptaku czy szatanie!

Precz na burzę, na plutońskie brzegi czarnych nocy mórz!

Niech mi żadne czarne pióro nie przypomni, jak ponuro

Mroczysz wszystko kłamstwa chmurą! Ruszże się z popiersia, rusz!

Wyjmij dziób z mojego serca - i rusz się z nade drzwi, rusz!

Kruk mi odrzekł: "Nigdy już!"

I kruk wcale nie odlata, jakby myślał siedzieć lata

Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż,

Krwawo lśni mu wzrok ponury, jak u diabła spod rzęs chmury

Światło lampy rzuca z góry jego cień na pokój wzdłuż,

A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,

Nie powstanie - Nigdy Już!"

Fragment audycji Tomka Beksińskiego z Rozgłośni Harcerskiej Polskiego Radia, poświęconej 'Krukowi' E.A.Poe'go:

Ta podróż kończy się tu i teraz, nie jestem w stanie przeżywać tego wszystkiego raz jeszcze od początku. Dość spacerowania po obwodzie. Zdecydowanie przemierzyłem cały pokój i stanąwszy przy drzwiach, przycisnąłem kontakt. Lampa u sufitu rozbłysła światłem. Jej blask padł na czarnego kruka, rzucając jego monstrualny cień na podłogę:

"Niech to będzie pożegnanie - krzyknę - ptaku czy szatanie!

Precz na burzę, na plutońskie brzegi czarnych nocy mórz!

Niech mi żadne czarne pióro nie przypomni, jak ponuro

Mroczysz wszystko kłamstwa chmurą! Ruszże się z popiersia, rusz!

Wyjmij dziób z mojego serca - i rusz się z nade drzwi, rusz!

Kruk mi odrzekł: "Nigdy już!"

I kruk wcale nie odlata, jakby myślał siedzieć lata

Na Pallady biuście przy drzwiach, pośród dwóch kamiennych kruż,

Krwawo lśni mu wzrok ponury, jak u diabła spod rzęs chmury

Światło lampy rzuca z góry jego cień na pokój wzdłuż,

A ma dusza z tego cienia, co komnatę zaległ wzdłuż,

Nie powstanie - Nigdy Już!"

Cień samotnego człowieka, "Z tego cienia na podłodze duszy mej już żadne ręce

Nie podniosą - Nigdy Więcej".

Audycja była "ubarwiona" piosenkami min: Allan Parsons Project z płyt: "Tales Of Mystery And Imagination - Edgar Allan Poe" "Turn Of A Friendly Card", Propaganda z płyty "A Secret Wish".

Kruk

Tłumaczenie :Stanisław Barańczak

W głuchą północ, w snów tumanie, gdy znużyło mnie dumanie

Nad księgami zapomnianej magii, znanej w dawnych dniach,

Chyląc głowę nad foliałem, niespodzianie usłyszałem

Chrobot, jakby ktoś nieśmiałym palcem skrobał znak na drzwiach.

„Gość”, mruknąłem, „tym sygnałem daje znać, że stanie w drzwiach:

Skąd ten zimny pot i strach?”

Och, pamiętam: wlókł się żmudnie grudzień, jak to zwykle grudnie,

Po podłodze pełgał złudnie żar, co gasł już w siwych drwach.

I pragnąłem, by nieskory świt prześwietlił wreszcie story,

By oderwał od Lenory myśl zbłąkaną w niebios mgłach,

Od Lenory, której imię do tej pory śpiewa w mgłach

Chór aniołów w moich snach.

Lękiem się o serce otarł szelest purpurowych kotar,

Grożąc cieniem, mrożąc drżeniem, które niosło się przez gmach;

By nad tętnem rozszalałem zapanować, powtarzałem:

„To gość jakiś tym sygnałem daje znać, że stanie w drzwiach;

Tak, to późny gość” - szeptałem - „stanie wnet w otwartych drzwiach;

Po cóż ten dziecinny strach?”

Czując, że znów głos mi służy, nie wahałem się już dłużej:

„Panie” - rzekłem - „czy też Pani - gościu, któryś pod mój dach

Zbłądził - dowiedz się, mój panie, że to nocne chrobotanie,

Gdy zabrzmiało niespodzianie, w ścianie jakby lub przy drzwiach,

Wziąłem zrazu za szmer myszy” - tu otwarłem drzwi; lecz w drzwiach

Mrok stał tylko, mrok i strach.

Całą trwożną mocą wzroku wpatrywałem się w głąb mroku,

Jakbym stanął nad otchłanią nie widzianą w ludzkich snach;

Ale ciemność trwała niema, świadcząc, że za drzwiami nie ma

Żywej duszy; tylko trzema sylabami poprzez gmach

Szept „Lenora!” niósł się z moich ust i echem poprzez gmach

Wracał, drżąc w okiennych szkłach.

Zawróciłem więc od proga, czując, jaka mi pożoga

Duszę niszczy, jak się iskrzy głownia serca w gniewnych skrach.

I znów chrobot przerwał ciszę: „Pewnie” - rzekłem - „wiatr kołysze

Okiennicę, albo słyszę zgrzyt obluzowanych blach

Jakiejś rynny; ten niewinny chrobot przerdzewiałych blach

To nie powód, by czuć strach”.

Pchnąłem okno. I z łopotem skrzydeł, z czarnych piór furkotem

Wdarł się przez nie szumnym lotem kruk, ptak święty w dawnych dniach.

Musiał znać swą przeszłość - zatem, jakby gardził ludzkim światem,

Z wielkopańskim majestatem zasiadł w ciszy tuż przy drzwiach,

Na Atenie marmurowej tkwiącej w niszy tuż przy drzwiach:

Siadł, a mnie ogarnął strach.

Lecz przemogłem trwogi władzę: komizm jakiś był w powadze

Ptaka-starca, odzianego w zdartych piór żałobny łach.

„A to z waści kawał mruka!” - rzekłem kpiąco. - „Do kaduka,

Tak wyleniałego kruka nie ma i na piekieł dnach!

Zdradź mi, jakie nosisz imię na Hadesu mrocznych dnach?”

Kruk zakrakał: „Kres i krach”.

Osłupiałem; czy to wszystko sen? jak mogło się ptaszysko

Tak odezwać, jak orator, co na wylot zna swój fach?

Choć w tym sensu było mało, przecież słusznie się zdawało

Rzeczą całkiem niebywałą, że ptak, siedząc przy mych drzwiach,

Na popiersiu marmurowym, bielejącym tuż przy drzwiach,

Kracze schryple: „Kres i krach”.

Gęstą czernią na boginię cień rzucając, kruk jedynie

Parę słów wykrakał, jakby skakał w nich po kruchych krach.

Potem milczał dłuższą chwilę - widać chciał rzec właśnie tyle .

Lecz gdym rzekł: „Czy się nie mylę? czy zbłądziłeś pod mój dach,

By mi zdradzić, jakie szczęście znajdzie drogę pod mój dach?” .

Kruk zakrakał: „Kres i krach”.

Słysząc znów tych słów dźwięk nagi, więcej w nich znalazłem wagi:

Brzemię wróżby spadło na mnie, jak na trumnę spada piach.

„Pewnie” - spróbowałem zatem - „te dwa słowa są cytatem

Z wieszcza, znużonego światem, wciąż skąpanym w krwi i łzach,

Z mistrza, który swoją lutnię stroił smutnie, cały w łzach,

Na dwa tony: .Kres i krach.?”

Lecz wciąż miał nade mną władzę komizm tkwiący w tej powadze,

Przeto w kąt, gdzie bielał marmur i gdzie czerniał ptak przy drzwiach,

Pchnąłem mój obity skórą fotel, by w nim wszcząć ponurą

Medytację nad naturą słów zrodzonych w zmierzchłych dniach,

Zgłębiać głuchą wróżbę, którą ów ptak, w dawnych czczony dniach,

Zawarł w krótkim: „Kres i krach”.

Gdym brnął przez hipotez listę, kruk źrenice swe ogniste

Utkwił we mnie, jak szachista, gdy szyderczo syczy: „Szach!”;

Trwało to milczące starcie; spoglądałem nań uparcie,

Głowę wsparłszy o oparcie: skóra, pękająca w szwach

Lecz wciąż gładka, odbijała światło świec, a w czaszki szwach

Huczał pogłos: „Kres i krach”.

I pojąłem w owej chwili: już się nigdy nie odchyli

Na poduszki droga głowa, z iskrą światła w złotych brwiach...

I załkałem: „Tak, niestety! Bóg cię skrapia wodą z Lety,

Aby obraz tej kobiety nie nawiedzał cię już w snach!

Tak, spal wszystkie jej portrety - wtedy ujrzysz w przyszłych snach...”

Kruk dokończył: „Kres i krach!”.

„Zły proroku!” - zakrzyknąłem - „czartem jesteś, nie aniołem,

Czy Kusiciel cię tu przysłał, czy sztorm cisnął cię na piach

Mojej duszy, na wybrzeże, gdzie Samotność pustki strzeże .

Zanim życiu sens odbierze Rozpacz, uśmierz w sercu strach:

Jestże balsam w Galaadzie? Powiedz, bo mnie dręczy strach!”

Kruk zakrakał: „Kres i krach”.

„Zły proroku!” - zakrzyknąłem - „czartem jesteś, nie aniołem,

Na to niebo ponad nami - na ten Boga wzniosły gmach -

Zdradź mej duszy, którą pali ból: co czeka na nią w dali?

O, gdybyśmy się spotkali z mą Lenorą w nieba mgłach!

Co mnie czeka, co ocali - czy Lenora w rajskich mgłach?”

Kruk zakrakał: „Kres i krach”.

„Zgrzyt tych słów niech nam się stanie pożegnaniem, zły szatanie!” .

Poderwałem się. - „Leć w zamieć, w zamęt, zgiń na piekieł dnach!

Nie waż się uronić pióra - niechaj czarna twa natura

Sczeźnie, wroga i ponura; nie chcę widzieć cię w tych drzwiach

Nigdy więcej! Wyrwij z serca dziób - i precz, bo stoi w drzwiach...”

Kruk dokończył: „Kres i krach”.

I wciąż jego czerń skrzydlata nie drgnie, jakby chciała lata

Spędzić nad Pallady bladym czołem, w niszy tuż przy drzwiach;

I wciąż w oczach mu się żarzy demoniczny blask lichtarzy,

A cień kruka trwa na straży mojej duszy, która w snach

Miota się, lecz nie powstanie, bo wciąż jawi się w jej snach

Krecha krwawa - kres i krach!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kruk, Poe Edgar Allan
E.A.Poe - Kruk, Tekstowe
E. A. Poe - Kruk, KULTUROZNAWSTWO, Poe Edgar Allan
opowiesci niesamowite poe e a UDP2EQ3BGP7D4J6A5NHY7TZ67LQSIR4RBUZKB6Q
Asembler Kurs Programowania Dla Srednio Zaawansowanych S Kruk www !OSIOLEK!com
Prawo karne i wykroczeń z 15.05.2011r, Administracja WSEI Lublin, Prawo karne Kruk
E. A. Poe - Nie zakładaj się nigdy z diabłem o swą głowę, KULTUROZNAWSTWO, Poe Edgar Allan
Kruk Dizzy Wiz?ng
Czarne cienie na okno kruk,szpony
THE?LL OF THE HOUSE OF USHER poe
Prawo karne i wykroczeń z 19.03.2011r, Administracja WSEI Lublin, Prawo karne Kruk
zarz str kruk
AW Kruk, rachunkowosc, Analiza finansowa (ekonomiczna), Przykłady
E. A. Poe - Człowiek interesu, KULTUROZNAWSTWO, Poe Edgar Allan
Foj Kruk 22 02 20130001
Poe E A Opowiesci niesamowite (2)
POE 1
sciaga analiza kruk, szkoła, 2 ROK, analiza
ROZWÓJ IDEI PROMOCJI ZDROWIA, Edukacja, Egzamik Kruk

więcej podobnych podstron