Tadeusz Wasilewski
Jan Kazimierz
Redaktor naukowy Aleksander Gieysztor
Redaktor serii Adam Rutkowski
Projekt okładki i strony tytułowej Krzysztof Trusz
Redaktor Teresa Jadwiga Siadkowa Redaktor techniczny Kazimierz Kłoś
ISBN 83-00-00962-0
W czterdziestym drugim dniu burzliwej elekcji, 17 listopada 1648 roku, tłumnie zebrana szlachta otoczyła okop na polu elekcyjnym na Woli i obradujący w nim w specjalnie zbudowanej szopie senat a także koło rycerskie utworzone przez posłów sejmowych. Magnaci pragnęli wywrzeć wpływ na „wolną elekcję" przy pomocy swych chorągwi nadwornych, które, roztrącając szlachtę, podeszły tego decydującego dnia aż pod sam okop. Dopiero gdy koło rycerskie, któremu przewodził słynny trybun szlachecki, poseł i podsędek krakowski dysydent Stanisław Chrząstowski, wybuchło szalonym oburzeniem - magnaci wycofali swe oddziały.
Atmosfera była nadal gorąca. Posłowie, a nawet senatorowie zaczęli już chwytać za szable, inni opuszczali okop elekcyjny, gdy w ostatniej chwili udało się zawrzeć przywódcom skłóconych stronnictw kompromis, polegający na udzieleniu dysydentom pisemnych gwarancji uwzględnienia ich postulatów i naprawienia krzywd.
Dysydenci współpracujący z dyzunitami cieszyli się poparciem zwycięskiego hetmana zaporoskiego Bohdana Chmielnickiego stojącego wówczas pod Zamościem i grożącego marszem na Warszawę. Jemu też zawdzięczał w dużej mierze zwycięstwo na polu elekcyjnym królewicz Jan Kazimierz Waza, gdyż Chmielnicki wysłał list do zebranych na elekcję stanów, w którym wyraził zgodę na prowadzenie układów i zawarcie porozumienia pokojowego jedynie w tym przypadku, gdy królem obrany zostanie królewicz Jan Kazimierz. W przeciwnym razie groził pochodem w głąb kraju.
Zawarty w ostatniej chwili kompromis umożliwił przeprowadzenie jeszcze tegoż dnia elekcji. Następnie dyplom elekcyjny podpisywali senatorowie oraz zebrana na polu elekcyjnym szlachta. Stronnictwo wojenne, dążące do pokonania Kozaków siłą, skupione przy osobie młodszego królewicza Karola, biskupa płockiego, a kierowane przez Jeremiego Wiśniowieckiego, wojewodę ruskiego, i księdza podkanclerzego koronnego Andrzeja Leszczyńskiego -poniosło klęskę. Spośród Litwinów do ostatniej chwili udzielał Karolowi poparcia tylko nienawidzący Jana Kazimierza Janusz Radziwiłł, hetman polny litewski, i najbliżsi jego współpracownicy. Interre*, prymas Maciej Łubieński, wstrzymał się jeszcze przez dwa dni z uroczystym aktem nominacji (ogłoszenia) nowego króla, gdyż czekał na uzgodnienie tekstu paktów konwentów podawanych nowemu królowi do zaprzysiężenia.
Dzień mianowania nowo obranego króla, 20 listopada, był bardzo wietrzny i śnieżny, co opóźniło otwarcie obrad. Rozpogodziło się nieco dopiero przed przystąpieniem do końcowych aktów elekcji. Najpierw pięciu posłów krola-elekta wstąpiło na polu elekcyjnym w środek koła rycerskiego i „tam klęknąwszy i na krucyfiks palce przyłożywszy poprzysięgli", że król po swej nominacji złoży publicznie przysięgę na pakta konwenta w kościele. Dopiero wówczas prymas odkrywszy głowę nominował Jana Kazimierza królem polskim, na co wszyscy przez ponad pół godziny wołali z radością vivat, odezwały się działa uszykowanych w pobliżu wojsk, poczym wszyscy uklęknąwszy na śniegu odśpiewali Te Deum laudamus.
Nazajutrz poprowadzili króla z Zamku do kościoła Świętego Jana, pod prawą rękę królewicz Karol, a pod lewą - nuncjusz papieski. Po uroczystej mszy i odśpiewaniu Veni Creator prymas wręczył królowi dyplom elekcyjny, po czym król złożył przysięgę i oddano salwę z dział na tryumf. Uroczystość tę oglądała incognito królowa wdowa Ludwika Maria Gonzaga, znajdująca się po raz pierwszy po ciężkiej chorobie w kościele, z ganku, to jest balkonu wznoszącego się koło ołtarza. Elekcja była w dużej mierze jej dziełem, gdyż zapewniła królowi poparcie Francji, a pośrednio, dzięki wpływom francuskim w Sztokholmie - także szwedzkiej królowej Krystyny Waza. Większe od niej zasługi na rzecz elekcji Jana Kazimierza położył jedynie przywódca obozu pokojowego dążącego do ugody z kozactwem, kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński. „Wybrany król" był odtąd prawowitym monarchą, choć na objęcie pełnej władzy czekał jeszcze do dnia koronacji. (K) Nowy władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów był najstarszym żyjącym synem króla Zygmunta III Wazy i jego drugiej żony Konstancji Habsburżanki, urodził się 22 marca 1609 roku, w niedzielę, na Wawelu. Był ostatnim z Wazów urodzonym w starej wawelskiej siedzibie królewskiej, gdyż jego młodsze rodzeństwo przyszło na świat już w nowej stolicy - Warszawie.
Wychował się w Warszawie na Zamku Królewskim pod surowym okiem ojca, w skromnych warunkach. Główną jego opiekunką była ochmistrzyni królowej Urszula Gienger (ok. 1570-1635), zwana od tego urzędu krótko Meierin, a nauk udzielali mu jezuici.
Królowa Konstancja chciała widzieć go na tronie jako następcę ojca zamiast najstarszego syna królewskiego, a swego pasierba i jednocześnie siostrzeńca, królewicza Władysława. Wysunęła nawet otwarcie jego kandydaturę poprzez swych stronników w czasie sejmu toruńskiego w 1626 roku. Uchodził odtąd młodszy królewicz, zwany przez matkę i otoczenie Kazimierzem, za przywódcę obozu ultrakatolickiego w Rzeczypospolitej, tak zwanej „fakcyi hiszpańskiej" lub „habsburskiej". „Fakcyja" ta utraciła znaczenie po niespodziewanej śmierci swej przywódczyni, królowej Konstancji zmarłej w nocy z 9 na 10 lipca 1631 roku w Krakowie.
Młode lata spędził królewicz Kazimierz w dużej mierze na wyprawach wojennych. W roku 1629 zabrał go król Zygmunt III na wyprawę przeciw Szwedom do Prus. Po elekcji brata, w czasie której występował na polu elekcyjnym jako jego poseł do stanów Rzeczypospolitej, wziął udział w zwycięskiej dla Polaków wojnie smoleńskiej. Po jej ukończeniu podążył na nowy front wojny z Turcją, a gdy został zawarty pokój, zatrzymał się na dłużej we Lwowie i tam zapadł na ciężką ospę, której ślady nosił na twarzy do śmierci. Gdy groziła nowa wojna ze Szwecją, wyruszył 25 czerwca 1635 roku z Torunia, jako reprezentant swego królewskiego brata do Wiednia na ślub Marii Anny, córki cesarza, z elektorem bawarskim Maksymilianem I. Prowadził tam pertraktacje o posiłki habsburskie przeciw Szwedom, po czym na czele oddanego pod jego komendę habsburskiego regimentu kiryśników i polskich ochotników udał się na front wojny trzydziestoletniej, toczącej się wówczas w Alzacji. W pościgu za armią francusko-szwedzką przekroczy nawet 22 sierpnia ze swym oddziałem, dowodzonym przez pułkownika hiszpańskiego Jerome Colloredo, rzeczkę rozdzielającą wojsko i znalazł się w niebezpieczeństwie pod ostrzałem wroga. Po zawarciu ze Szwedami 12 września 1635 roku rozejmu w Sztumskiej Wsi Władysław IV odwołał brata z Niemiec.
W krajach sąsiadujących z Polską Kazimierz nie zdołał uzyskać, mimo wielokrotnych złudnych obietnic cesarskich, księstwa lennego, a sejm Rzeczypospolitej odmówił nadania mu księstwa Kurlandii i bogatych starostw. Wyruszył więc 27 stycznia 1638 roku w daleką drogę do Hiszpanii po przyobiecaną godność wicekróla Portugalii, a także dla wyegzekwowania od dawna przyobiecanej corocznej pensji i zawarcia korzystnego małżeństwa. Nic natomiast nie wiemy o projekcie nadania mu godności admirała floty hiszpańskiej, o czym bezpodstawnie donosili kardynałowi Richelieu, pierwszemu ministrowi króla Francji Ludwika XIII, agenci francuscy. W drodze Francuzi zaaresztowali go na rozkaz kardynała Richelieu, gdy lekkomyślnie, bez paszportu, wysiadł na ląd francuski, i wysunęli hańbiący, zwłaszcza członka dynastii panującej, zarzut szpiegostwa na rzecz Hiszpanii. Więźniem kardynała pozostawał od 10 maja 1638 roku do lutego 1640 roku.
Po powrocie do Polski przebywał w niej znów tylko przez trzy lata, po czym udał się w maju 1643 roku do Włoch, aby wbrew woli królewskiego brata wstąpić w Loreto do zakonu jezuitów jako brat-nowicjusz. Władysław IV po rocznych protestach, kiedy to pisał pełne skarg i wyrzutów listy do papieża i jezuitów, pogodził się z powołaniem zakonnym brata. Kazimierz po dwuletnim nowicjacie wystąpił jednak nieoczekiwanie z zakonu we wrześniu 1645 roku, a w kilka miesięcy później, 28 maja 1646 roku, mimo braku święceń kapłańskich, otrzymał na konsystorzu kardynalskim od Jego Świątobliwości kapelusz kardynalski. Nową godność wkrótce znienawidził i wdał się w długi, gorszący współczesnych spór o należny mu jako księciu krwi tytuł „Jego Najjaśniejszej Wysokości" i tarczę herbową z koroną. Noszenia tego tytułu i korony w herbie zakazywały kardynałom dekrety papieskie. Porzucił zatem Kazimierz strój kardynalski i nosił się po świecku, ogłaszając się jednocześnie stronnikiem Francji i kardynała Mazariniego, który prowadził wojnę z Hiszpanami i Państwem Kościelnym. 17 września 1646 roku „niedonoszony kardynał" Kazimierz, jak nazywali go współcześni, pożegnał papieża i powrócił do Polski jako stronnik Francji i kardynała Mazariniego, w świeckim stroju włoskim, przy szpadzie i w ostrogach.
9 sierpnia 1647 roku grom nagle uderzył w dom królewski: umarł na dyzenterię siedmioletni królewicz Zygmunt Kazimierz, jedyny syn Władysława IV. Położenie Kazimierza zmieniło się zasadniczo, gdyż został dziedzicem tytularnym tronu szwedzkiego i domniemanym następcą schorowanego brata na tronie polskim.
10
Aby zyskać popularność wśród szlachty, po raz pierwszy w życiu zaczął się nosić po polsku i przystąpił do tworzenia własnego stronnictw profrancuskiego. We Francji szukał też kandydatki na żonę. W związku z tymi zmianami w swym życiu złożył w listopadzie 1648 roku purpurę kardynalską na ręce papieża.
Jak wiemy, walka o tron polski, podjęta jeszcze za życia brata z kończyła się obiorem byłego więźnia kardynała Richelieu, nowicjusza jezuickiego i kardynała na króla Polski i wielkiego księcia Litwy.
Przed dwoma kierownikami polskiej nawy państwowej -„obranym królem" Janem Kazimierzem i kanclerzem wielkim koronnym Jerzym Ossolińskim - stanęło trudne zadanie pozyskania Kozaków. 1 grudnia 1648 roku król w porozumieniu z kanclerzem wystosował do Chmielnickiego własnoręczny list, w którym godzi się na wszystkie jego warunki i obiecywał przysłanie buławy hetmańskiej.
Gdy Chmielnicki powrócił na Ukrainę, wjeżdżając jako tryumfator do Kijowa, „obrany król" ogłosił, że wojna kozacka została uspokojona, a do Kozaków wysłał komisarzy, swoich i senatu z Adamem Kisielem na czele. Mieli oni wręczyć zwycięskiemu hetmanowi zaporoskiemu buławę i chorągiew.
Te niezwykłe ustępstwa uzasadniała grożąca ciągle wojna domowa oraz konfederacja wojskowa podżegana przez nowego księcia siedmiogrodzkiego Jerzego II Rakoczego, który w porozumieniu z księciem Jeremim Wiśniowieckim pragnął zdobyć koronę polską dla swego młodszego brata, Zygmunta. Obawiano się, że koronację pokrzyżuje najazd siedmiogrodzko-kozacki na Kraków.
Król Jan Kazimierz wyruszył z Warszawy po Nowym Roku 1649 najpierw do Częstochowy, aby złożyć podziękowanie patronce Królestwa za obiór, a następnie na pogrzeb brata, koronację i sejm do Krakowa.
Uroczysty wjazd odbył się 14 stycznia w żałobnej karecie ciągniętej przez sześć kirem okrytych koni. Przy bramie świętego Floriana król ubrany w żałobne szaty, lecz w stroju francuskim, przesiadł się na białego, okrytego kirem konia i w uroczystym pochodzie udał się na Wawel. Nazajutrz wziął udział w pogrzebie brata. W trakcie ceremonii pogrzebowych odmówił uznania hetmańskiej godności Jeremiego Wiśniowieckiego.
Uroczysta koronacja odbyła się 17 stycznia, w niedzielę, a w poniedziałek Jan Kazimierz, jako pełnoprawny już król, odbierał na krakowskim Rynku tradycyjne homagium od miasta. Uroczystości koronacyjne połączone z biciem z dział i puszczaniem ogni sztucznych zakończono w dniu otwarcia sejmu, 19 stycznia. Obrady sejmu były długie i burzliwe, królowi otwarcie przeciwstawiał się przywódca opozycji, książę Jeremi Wiśniowiecki, któremu król -mimo powszechnego oburzenia-odebrał 9 lutego buławę hetmańską, mianując nowych regimentarzy: Stanisława Lanckorońskiego, Andrzeja Firleja i Mikołaja Ostroroga.
Po obiorze i koronacji króla Rzeczypospolitej brakowało jeszcze królowej. Zaręczyny Jana Kazimierza i Ludwiki Marii odbyły się w dniu imienin króla, 4 marca, w obecności jedynie „pieczętarzy" (kanclerzy i podkanclerzych) oraz nowego marszałka dworu królowej, którym został Jan Leszczyński, kasztelan gnieźnieński. Ślub odbył się po uzyskaniu dyspensy papieskiej, 30 maja, a nazajutrz rozpoczęła się rada senatu i wesele na Zamku. „Król był wesół i dwa razy wiódł tańce", a w Zamku i w mieście puszczano sztuczne ognie. Trzeciego dnia dary weselne składali senatorowie i urzędnicy, a czwartego dnia - składały miasta. Rzeczypospolita miała odtąd króla i królową, która natychmiast po ślubie przystąpiła do walki z kanclerzem Jerzym Ossolińskim o decydujący wpływ na skłonnego zawsze do ulegania innym króla.
Rozpaczliwe starania króla i kanclerza o pokój, czego wyrazem było wysłanie do Chmielnickiego najpierw wojewody bracławskiego i gorliwego dyzunity Adama Kisiela z buławą hetmańską i chorągwią, a następnie gońca Kazimierza Śmiarowskiego, pozostały bezowocne. Śmiarowski wiózł zgodę na wszystkie niemal żądania kozackie, obaj wysłannicy królewscy roztaczali przed Kozakami miraże wznowienia planów zaczepnej wojny przeciwko „pogańskiej" Turcji. Słowa ich potwierdził, niestety zbyt późno, przyjazd na Zamek warszawski w ostatnich dniach czerwca prokuratora Republiki Świętego Marka z ofertą sojuszu przeciw Turcji. Chmielnicki opowiedział się jednak za wojną z Polską, a Śmiarowskiego za knowania z pułkownikami skazał na okrutną śmierć.
Pierwsze działania wojenne podjęto już w marcu tego roku. Król i kanclerz, łudząc się jednak nadal nadzieją pokoju, pierwsze i drugie wici na pospolite ruszenie rozesłali dopiero 9 maja i zbyt późno podjęli zaciągi.
12
Działania wojenne na wielką skalę rozpoczęły się dopiero 20 czerwca, po powitaniu przez hetmana kozackiego u przeprawy przez Dniepr nadciągającego z ordą chana krymskiego Islam Gireja. Dwaj regimentarze koronni, Andrzej Firlej i Stanisław Lanckoroński, schronili się przed nową nawałą kozacko-tatarską aż w położonym na południowym krańcu ówczesnego Wołynia mieście i zamku Zbaraż, który był silną twierdzą typu holenderskiego, a należał do młodych Wiśniowieckich, podopiecznych księcia Jeremiego. W ślad za regimentarzami do Zbaraża ściągały chorągwie magnatów, a 9 lipca przybył długo oczekiwany i radośnie witany Jeremi Wiśniowiecki. Siły polskie liczyły około 9 tys. żołnierzy i zapewne tyleż czeladzi taborowej. Siły przeciwnika, oceniane wskutek zwielokrotniania liczby Tatarów czasem nawet na 300 tys., nie przekraczały 150 tys. Tatarów i Kozaków, nie licząc luźnej czerni chłopskiej. Oblężenie, dowodzone osobiście przez Bohdana Chmielnickiego i chana Islam Gireja, rozpoczęło się 10 lipca.
Król Jan Kazimierz gromadził tymczasem wojsko pod Warszawą; opuścił ją dopiero 24 czerwca, w dniu Świętego Jana, z małą garstką żołnierzy. Przed wymarszem legat papieski Giovanni d Torres poświęcił królewską chorągiew nadworną, barwy turkusowej, wykonaną z adamaszku, na której wyhaftowany był wizerunek Najświętszej Panny z Dzieciątkiem. Trzecie wici na pospolite ruszenie wysłali król i kanclerz dopiero 13 lipca, wyznaczając prezentację szlachty na dzień 11 sierpnia, po czym dopiero miała ona wyruszyć do królewskiego obozu.
W czasie marszu na południe król i kanclerz pozbawieni był aktualnych wiadomości o przebiegu oblężenia, a nawet nie wiedzieli, czy sam chan znajduje się stale pod Zbarażem. Król, dowodząc swą szczupłą, kilkutysięczną zaledwie armią, sam dawał hasło, a w nocy w przebraniu rewidował podsłuchy i straże obozowe zapytując o hasło; wstawał następnie przed świtem, przeglądać chorągwie wracające ze straży i osobiście ustawiał wyruszające do marszu wojsko. W piątek wieczorem, 6 sierpnia, król przybył wreszcie pod Toporów, położony już niedaleko areny walk po Zbarażem, na czele ponad 12 tys. żołnierzy, w tym 5 tys. jazdy Część tych sił stanowiło pospolite ruszenie z ziem okolicznych. W Toporowie uzyskał król pierwsze pewniejsze wieści o sytuacji oblężonych, przyniesione przez Wielkopolanina Mikołaja Skrzetuskiego, towarzysza chorągwi kozackiej Marka Gdeszyńskiego należącej do pułku regimentarza Ostroroga. Skrzetuski w szyfrowanym liście donosił królowi i kanclerzowi , że oblężeni mogą bronić się tylko do środy lub czwartku, tj. do 11-12 sierpnia.
Dowódcy polscy, król i kanclerz, postanowili wyruszyć najpierw pod Biały Kamień i Złoczów, aby połączyć się z piechotą, artylerią i pospolitym ruszeniem nadciągającym od strony Lwowa.
Dopiero spod Złoczowa, po uzyskaniu mylnych zeznań od tatarskiego jeńca o rzekomym zamiarze chana i Chmielnickiego wycofania się na Ukrainę, ubezpieczony tym „językiem" król wyruszył wprost ku Zbarażowi i w piątek wieczorem 13 sierpnia, założył obóz pod miasteczkiem Zborów, przed szeroko rozlaną po niedawnych ulewnych deszczach rzeczką Strypą, przepływającą pod samym Zborowem przez długi staw. Nazajutrz, w sobotę, przygotowywano przeprawę, a wysłany podjazd zaręczył, że nie ma po drugiej stronie rzeki nieprzyjaciela. Wiadomość okazała się mylna, gdyż Tatarzy i Kozacy maszerowali już w kierunku rozległej dąbrowy położonej po wschodniej stronie rzeki Strypy.
Nieszczęśliwa dla Polaków bitwa odbyła się w niedzielę, 15 sierpnia, w Święto Wniebowstąpienia NP Marii. Król, przeprawiwszy się przez Strypę, udał się do kościoła w Zborowie na nabożeństwo, a w tym czasie orda przeszła w innym miejscu na zachodnią stronę Strypy i zachęcona widokiem dużej liczby wozów taborowych uderzyła od tyłu na stojące jeszcze przed przeprawą oddziały. Wywiązał się krwawy bój, w czasie którego Polacy ponieśli ciężkie straty, nim resztki walczących oddziałów zdołały przedostać się na wschodni brzeg Strypy i połączyć w Zborowie z resztą wojska królewskiego, które król uszykował już do bitwy, dzieląc je na centrum i dwa skrzydła. Jan Kazimierz osobiście objął dowództwo centrum utworzonego z piechoty niemieckiej, artylerii, konnej dragonii i pieszej gwardii dowodzonej przez Fromholda Wolfa. Osoby króla strzegła wielka chorągiew dworska złożona z uzbrojonych po husarsku dworzan podzielonych na dwa oddziały. Tatarzy zaatakowali swoim zwyczajem najpierw polskie skrzydło lewe, którym dowodzili Jerzy Lubomirski i Jan Sobieski, i zmusili je „trzy razy tył podawać". Król, widząc grozę sytuacji, przypadł z dobytym rapierem wołając: „Nie odstępujcie mnie Panowie i ojczyzny wszystkiej! Pamiętajcie na sławę przodków waszych", a gdy orda docierała aż w głąb obozu, „uchodzących za chorągwie, za wodze chwytał, animował, drugich zabijać chciał, aby nie uciekali".
Sytuację uratował ostatni już odwód skierowany w powstałą wyrwę, wspomagany ogniem przez artylerię i piechotę dowodzoną przez mieszczanina warszawskiego majora Krzysztofa Gizę. Wojciech Miaskowski opisując nazajutrz bitwę nie szczędził słów gorącego uznania dla króla: „gdyby nie serce królewskie nieustraszone było, actum esset de nobis et patria [dokonałby się los nasz i ojczyzny]". Walki wręcz ustały dopiero w porze nieszporu, na kilka godzin przed zachodem słońca. Otoczonym oddziałom groziło powtórzenie się oblężenia zbaraskiego, toteż w obozie nastroje były bliskie paniki, zaczęły się nawet ucieczki i rozruchy. Król podjął zatem trud objeżdżania wieczorem straży i pułków, a nawet chodzenia nocą z pochodniami po obozie, aby przekonać tchórzliwych, że nie zamierza sam uciekać. Resztę nocy spędził leżąc krzyżem w swym namiocie przed obrazem Panny Przeczystej, wziętym w czasie wyprawy z klasztoru ojców bazylianów z Bełza, ślubując Obronicielce Królestwa Polskiego ustanowienie funduszu z żup wielickich dla kapłanów w Krakowie.
Nazajutrz po tej niespokojnej nocy, w poniedziałek 16 sierpnia, główne siły kozackie wyłoniły się z dąbrowy, otoczyły szańcami obóz i miasteczko Zborów i przystąpiły do szturmu. W krytycznym momencie walk pułkownik kozacki Hładki sforsował nawet parkan otaczający miasteczko. Król, jeżdżąc bez kapelusza, z rozwianym włosem, zachęcał do męstwa, a gdy „na ochotnika kazał trąbić", rzuciła się luźna czeladź obozowa pod dowództwem królewskiego Kozaka Zabuskiego na wycieczkę. Na czele drugiego oddziału, złożonego z czeladzi i kucharzy królewskich, stanął jezuita ksiądz Stefan Lisicki posiłkowany przez 200 dragonów. Wyparli oni Kozaków Hładkiego z miasteczka, dodając ducha jego obrońcom. Sam Lisicki poległ. Ogółem odparto tego dnia aż 20 szturmów i zdobyte nawet szańce z działami wymierzonymi w obóz królewski.
Sytuację, nadal krytyczną, uratował kanclerz Jerzy Ossoliński który o zachodzie słońca spotkał się w polu w pobliżu obozu z wezyrem chańskim Sefer Gazi agą, aby przyjąć ciężkie i upokarzające warunki pokoju. Król i kanclerz zobowiązali się odtąd za cenę „wiecznej przyjaźni i sojuszu" wypłacać „zwyczajne upominki" musieli także wyrazić milczącą zgodę na wybranie w drodze powrotnej „skromnego liczebnie" jasyru oraz objęcie przez chana opieki nad Kozakami, która czyniła go gwarantem ich dawnych wolności. Kozacy uzyskali wojsko opłacane przez Rzeczpospolitą
14
według regestru obejmującego 40 tys. mołojców, zobowiązanych także do udzielania pomocy zbrojnej chanowi. Chmielnicki otrzymał starostwo czehryńskie, dodane mu do buławy, a wojsku koronnemu i Żydom zakazano wstępu do miast, w których Kozacy będą mieć swe stanowiska. Metropolicie dyzunickiemu przyznał król miejsce w senacie i obiecał nadawać godności i urzędy w trzech województwach zwanych wówczas Ukrainą: kijowskim, bracławskim i czernihowskim, wyłącznie szlachcie religii greckiej, tj. dyzunitom. Powyższe pakta zborowskie uzgodniono w środę 18 sierpnia, a wymieniono, już podpisane, nazajutrz.
Przebieg wyprawy zborowskiej i jej rezultaty wywołały wielkie oburzenie opinii publicznej, zarzucającej zdradę kanclerzowi, a pośrednio nawet królowi. Ossolińskiego oskarżano w licznych paszkwilach o zbyt pochopne rozpuszczenie wojska do domów tuż przed rozpoczęciem działań wojennych i wprowadzenie króla „w samą niemal paszczę nieprzyjaciela". Jan Kazimierz wykazał w boju wielką odwagę, przytomność umysłu i wytrwałość, lecz jako naczelny wódz postępował nieostrożnie, gdyż pomijając już kontrowersyjną decyzję marszu pod Zbaraż, w czasie przeprawy dał się zaskoczyć z dwóch stron nieprzyjacielowi, o którego zbliżaniu się nawet nie wiedział.
Po wyprawie król nagradzał uwolnionych z oblężenia bohaterów ze Zbaraża, nawet wówczas jednak faworyzował w rozdawnictwie królewszczyzn swych ulubieńców. Jeremi Wiśniowiecki otrzymał starostwo przasnyskie na Mazowszu, dające 4 tys. zł rocznego dochodu, natomiast najbogatszy wakans - dające 15 tys. zł dochodu starostwo urzędowskie - po poległym pod Zborowem Jerzym Rzeczyckim otrzymał królewski dworzanin i ulubiony skrzypek, Piotr Gręboszewski, zwany przez króla Grzębosiem. Król uwielbiał muzykę, w wolnych chwilach na Zamku lub w warszawskim pałacu ogrodowym słuchał nie tylko skrzypków, lecz także kazał sobie grywać ,,na lutni i teorbie". Nadając najbogatszy wakans skrzypkowi, obraził bohatera ze Zbaraża.
Rok następny minął spokojnie; sejm rozpoczęty 22 listopada 1649 roku przebiegł pomyślnie dla dworu, gdyż potwierdził traktat zborowski z Kozakami i z chanem,. Dwaj główni przywódcy opozycji, Jeremi Wiśniowiecki w Koronie i Janusz Radziwiłł na Litwie, zostali pozyskani przez królową Ludwikę Marię, tworzącą własne stronnictwo, niezależne od stronnictwa kanclerza Ossolińskiego,
16
który pozostawał nadal zawziętym wrogiem księcia Jeremiego. Dzięki poparciu królowej Wiśniowiecki otrzymał od króla upragnioną buławę hetmańską - do czasu powrotu hetmanów z jasyru, a także dwa starostwa, nowotarskie i przemyskie; ponadto sejm przyznał mu w dziedziczną własność dobra w dorzeczu Horwola na Zadnieprzu.
Pomyślny sejm zakończony 12 stycznia 1650 roku był ostatnim sukcesem Jerzego Ossolińskiego. Po jego zamknięciu przystąpił uparty kanclerz raz jeszcze do przygotowań do wojny z Turcją w sojuszu z Kozakami, a nawet z chanem Islam Girejem. W celu pozyskania pomocy Wenecji, papieża i książąt włoskich kanclerz wybierał się w podróż do Włoch, a jak sam twierdził - do Rzymu na uroczystości jubileuszu kościelnego, lecz zmarł w trakcie przygotowań 9 sierpnia w Warszawie „ledwie nie nagle na paraliż i kaduk".
Śmierć tego wielkiego męża stanu zapobiegła wybuchowi ostrego konfliktu między królem i kanclerzem, podsycanego przez królową. Atmosfera na dworze królewskim w ostatnich dniach życia Ossolińskiego była bardzo napięta. Przebywający na dworze królewskim agent Jerzego II, księcia siedmiogrodzkiego, i jego brata Zygmunta Rakoczego, arianin Władysław Lubieniecki, donosząc o ostatnich chwilach kanclerza zaznaczył, że „tak był od całego dworu i króla niecierpiany, że król go gorzej psa i węża nienawidził i nie za jego radą, lecz zawsze przeciwnie postępował. Ci co mu dawniej byli oddani opuścili go. Mówił starosta biecki [Jan Wielopolski], że gdyby był żył przedsięwziąłby coś przeciwko królowi".
Śmierć kanclerza nie tylko przekreśliła nadzieje na skierowanie Kozaków przeciwko Turcji, lecz zapowiadała wznowienie z nim wojny, gdyż głos decydujący przy królu miała odtąd królowa i jej nowy stronnik, książę Jeremi Wiśniowiecki.
Już w lutym 1651 roku rozpoczęły się walki podjazdowe na Podolu. Rzeczypospolitej zagroziła ponownie koalicja kozacko-tatarska, za którą kryli się wspomagający ją Turcy. Obawiano się również interwencji siedmiogrodzkiej, a nawet szwedzkiej. Sytuacja była tym bardziej niebezpieczna, że również w kraju grupa magnatów i szlachty zawiązała spisek w celu zdetronizowania króla Jana Kazimierza i osadzenia na tronie Zygmunta Rakoczego.
Głównym organizatorem spisku był czeski hrabia Johann Weyhardt Wrzesowicz, żupnik salin wielickich i bocheńskich, który plan działania spiskowców przedstawił w liście z 5 maja Zygmuntowi Rakoczemu. Przewidywał w nim zgromadzenie wojska złożonego z około 20 tys. Węgrów oraz 7 tys. zaciężnej piechoty i rajtarii niemieckiej, bezczynnej po zakończeniu wojny trzydziestoletniej i wałęsającej się po sąsiadujących z Polską krajach habsburskich, głównie po Śląsku. Na czele tych sił Zygmunt Rakoczy miał zająć Kraków i koronować się, wówczas gdy Chmielnicki znajdzie się w głębi kraju.
Do spisku włączył się nawet Jerzy Lubomirski, marszałek wielki koronny, skłócony wówczas z królem o szyb solny „Kunegunda" pod Wieliczką. Już w 1650 roku toczył nowo mianowany wówczas marszałek wielki koronny ostry spór z królem o prerogatywy swego urzędu. Wiele poszlak wskazuje również na udział w spisku nowo mianowanego podkanclerzego koronnego Hieronima Radziejowskiego, który w przeddzień bitwy beresteckiej oczerniał króla Jana Kazimierza przed królową i usiłował ich skłócić. Jakieś kompromitujące go listy pisane do Chmielnickiego zdobyli Polacy po zwycięstwie beresteckim w kancelarii hetmana zaporoskiego.
Spisek został wykryty częściowo dzięki ostrzeżeniom nadsyłanym przez cesarza Ferdynanda II, a hrabia Johann Wrzesowicz już w maju 1651 roku zbiegł poza granice kraju, porzucając administrowane przez siebie saliny. Opowiadano o nim początkowo, że miał poturczyć się, następnie, że przebywał w Wenecji i we Włoszech, po czym służył Rakoczemu, „aż potem u Szwedów beł podwodząc Szwedów na wojnę z Polaki". Gdy spisek wykryto, Jerzy Lubomirski prosił króla o przebaczenie za znieważenie jego majestatu w osobie komisarza królewskiego Daniela Żytkowicza, zesłanego uprzednio na inspekcję do szybu „Kunegunda". Wstawiła się za marszałkiem nawet królowa, a król ugiął się pod naciskiem otoczenia i 7 maja 1651 roku przyjął jego przeprosiny w Lublinie, zezwalając na zachowanie laski marszałkowskiej pod warunkiem wystawienia zobowiązanie na piśmie, tzw. submisyi, że zwróci ją królowi na jego żądanie w zamian za któreś z trzech głównych województw małopolskich. Zachował jednak Lubomirski nie tylko urząd, ale i wszystkie jego prerogatywy, które król pragnął ograniczyć -odniósł zatem w tej walce wyraźny sukces.
Spisek upadł wówczas definitywnie, a żołnierze zaciągani przez Wrzesowicza na imię Chmielnickiego nie wtargnęli nigdy w granice Polski i nie zaatakowali Krakowa. Pojawił się jedynie w Rzeczypospolitej Aleksander Leon ze Sztemberku Kostka Napierski,
18
niegdyś oficer w służbie szwedzkiej i agent werbunkowy króla Władysława IV, który obecnie na zlecenie hrabiego Wrzesowicza miał zaciągać żołnierzy na imię Chmielnickiego lub Rakoczego. Napierski, nieświadom wykrycia spisku i porzucenia przez Rakoczego zamiaru wyprawy na Kraków, przystąpił do torowania mu drogi po polską koronę. Dzięki fałszywym uniwersałom i królewskim listom przypowiednim pozyskał zaufanie podstarościego nowotarskiego Wiktoryna Zdanowskiego, i rankiem 14 czerwca na czele kilkudziesięciu zbójników i chłopów opanował podstępnie potężny zamek w Czorsztynie. Dalszy rozwój powstania chłopskiego sparaliżowała szybka akcja biskupa krakowskiego Piotra Gembickiego, zorientowanego dobrze w sytuacji po wykryciu spisku. Oddziały wysłani przez niego przeciw Napierskiemu podstąpiły 21 czerwca w nocy pod zamek czorsztyński i już po trzech dniach skłoniły załogę do kapitulacji. Ujętych Napierskiego i Stanisława Łętowskiego, zwanego Marszałkiem, przywódcę górali, przyprowadzono do Krakowa. Wzięty na tortury niefortunny przywódca powstania wyznał, że jest nieślubnym synem zmarłego króla Władysława IV. Oświadczenie powyższe wydaje się wiarygodne, gdyż wyjaśnia pozycję zajmowaną przez niego na dworze. Według rajcy kazimierskiego Marcina Golińskiego, znającego zapewne treść zeznań, „bawię z młodu przy dworze króla J. M. śp. Władysława przy fraucymerzi u Królowej Jej M. Cecylii Renaty posługując fraucymerowi". Nie okazał natomiast Jan Kazimierz, informowany na bieżąco o przebiegu procesu, chęci ocalenia życia swemu domniemanemu naturalnemu bratankowi i wobec tego, po powtórnych torturach, krakowski sąd grodzki 18 lipca skazał Napierskiego na wbicie na pal i uśmiercenie. Wyrok wykonano publicznie na krakowskich Krzemionkach. „Marszałek" Łętowski, skazany na ćwiartowanie, zosta w drodze łaski ścięty mieczem, a poćwiartowano zwłoki.
W tym czasie znany już był wynik zwycięskiej kampanii wojennej przeciw Kozakom i Tatarom. Król wyruszył na nią z Warszaw dopiero 13 kwietnia 1651; towarzyszyła mu królowa. Przed wyjazdem, w poniedziałek wielkanocny 10 kwietnia, nuncjusz papieski Giovanni di Torres wręczył królowi w kościele Św. Jana poświęcony miecz i szyszak wraz z błogosławieństwem papieskim, a także kopię obrazu NMP Łaskawej z Faenzy, którą król podarował później jezuitom warszawskim. Pobłogosławił również powtórnie turkusową, adamaszkową chorągiew królewską spod Zborowa z wizerunkiem Bogurodzicy z Dzieciątkiem. Królowa otrzymała palmę złotą z krzyżykiem i relikwie świętych. Towarzyszyła małżonkowi aż do Krasnegostawu, po czym zawróciła nagle z drogi udając się do Lublina i Warszawy, przestraszona schwytaniem szpiega Chmielnickiego, który zeznał, że przygotowywał porwanie króla. Główną przyczyną powrotu królowej do Warszawy była poważna kłótnia między królewskimi małżonkami, po której przez trzy tygodnie jedno do drugiego nie pisało. Do jej pogłębienia przyczynił się spiskujący z Kozakami nowo mianowany jesienią 1650 roku podkanclerzy koronny Hieronim Radziejowski, oczerniający stale króla w listach pisanych do królowej.
Na dłuższy postój zatrzymało się wojsko w Sokalu nad górnym Bugiem. Jan Kazimierz był dobrej myśli, gdyż zewsząd ściągały nowe oddziały. Składając 20 maja listowne gratulacje z okazji narodzin syna najzaufańszemu swemu słudze Gotardowi Wilhelmowi Butlerowi, staroście preńskiemu i nowskiemu, zlecił mu jako faktycznemu zarządcy dworu i Zamku Królewskiego podjęcie przygotowań do opuszczenia Warszawy w razie klęski, „aczkolwiek dotąd rzeczy nasze dobrze z łaski bożej idą". W tym celu nakazał „rzeczy moje zapakietować, szkuty także niech będą w pogotowiu, aby Królowa Jej M. dalej się pomknąć mogła, na ten czas, gdybym o jakim niebezpieczeństwie oznajmił, albo pewna was o tym skądinąd doszła wiadomość, kiedybym ja już o tym nie mógł oznajmić". Niebezpieczeństwo mogło zagrozić nawet Warszawie, gdyby „czata jaka nas minąwszy w głąb barzo w tę tam stronę poszła". Czynności powyższe kazał król wykonywać w najgłębszej tajemnicy, a udzielone polecenie zataić.
Król, dając przykład pobożności, sprowadził do swego namiotu do Sokala cudowny obraz Matki Boskiej z klasztoru bazylianów w pobliskim Chełmie i modlił się przy nim codziennie, składając wota na intencję pomyślnego ukończenia wyprawy. W dzień Bożego Ciała, 8 czerwca, uszykował wojsko, poczym, po opublikowaniu jubileuszu kościelnego ogłoszonego przez papieża, z namiotu królewskiego wyruszyła uroczysta procesja. Prowadził ją kanclerz koronny ksiądz biskup Andrzej Leszczyński, za którym postępował król ze świecą w ręku. Król z „wrodzoną mu austriacką pobożnością" dał przykład, jak należy ozdobić drogę między pułkami dla procesji, nakazując rozesłanie swej chorągwi nadwornej pod nogi kapłana.
20
11 czerwca, po otrzymaniu wiadomości, że chan przybył osobiście na Ukrainę, na naradzie wojennej przeważyło zdanie króla, które poparli dwaj doświadczeni dowódcy: Stefan Czarniecki, porucznik husarii hetmańskiej, i Zygmunt Przyjemski, pisarz polny koronny. Zdecydowano wyruszyć naprzeciw, w kierunku Beresteczka nad Styr. Przyjemski, wyszkolony we francuskiej i holenderskiej szkole wojennej, sporządził projekt marszu „według trybów cudzoziemskich" trzema dywizjami, zwanymi z holenderska brygadami, który „pomalowany" rozdał dowódcom. Wojsko zaciężne w chwili wymarszu z Sokala 15 czerwca liczyło ogółem 33594 szable i muszkiety - łącznie z ochotnikami, lecz bez trudnego do obliczenia pospolitego ruszenia. Należało do niego także 1550 ochotników litewskich i 950 Tatarów z łukami.
Przebieg wyprawy opisał najdokładniej jej uczestnik, nieżyczliwy królowi sługa Lubomirskich, Stanisław Oświęcim. Gdy 17 czerwca czeladź i chorąży przybocznej dworzańskiej chorągwi królewskiej, Jakub Michałowski, podnieśli fałszywy alarm o zbliżaniu się nieprzyjaciół, król przebudzony ze snu wypadł przed namiot i mimo sprawnego ustawiania się wojska do boju okazał „konfuzyję i pomieszanie, brzydko wszystkich łajał, karczemne słowa z ust królewskich wypuszczając i od matki lżąc, nie bez wielkiego zgorszenia". Niewątpliwie zapamiętał dobrze zaskoczenie wojska pod Zborowem i bał się panicznie powtórzenia tej sytuacji. Przeprawa przez Styr odbyła się dopiero 23 czerwca, późno i nieporządnie, mimo że król długo szykował do niej wojsko według projektu przedłożonego przez obersztera Krzysztofa Houvaldta. W dwa dni później 2000(?) żołnierzy przeprawiło się przez Styr w kierunku powrotnym, wyruszając do województwa krakowskiego przeciwko Napierskiemu Marsz ten zinterpretowali jako częściową ucieczkę zwiadowcy Chmielnickiego, którzy skłonili go tym do przyśpieszenia marszu na spotkanie króla. Chmielnicki prowadził ze sobą 40 tys. regestrowych, w tym około 12 tys. jazdy, oraz co najwyżej drugie 40 tys. Kozaków tzw. „wypiszczyków", usuniętych z regestru po ugodzie zborowskiej, a także luźne kupy czerni chłopskiej. Siły te były niemniej liczne niż w 1649 roku, lecz lepiej zaopatrzone w konie i broń Chan przyprowadził podobno aż 28 tys. ordy, a kilka tysięcy Tatarów znajdowało się już wcześniej przy Chmielnickim.
Bitwa rozpoczęła się 28 czerwca na rozległym polu miedz bagnistą rzeczką Płaszówką od północy, z lewej strony wojska polskiego, a wielkimi lasami od południa, z prawej strony. Tego dnia orda zaatakowała najpierw czeladź obozową na łąkach, a następnie ustawione do boju wojsko, które po godzinnej utarczce zmusiło ją do ucieczki aż na błota, w których potopiło się wielu Tatarów.
Następnego, drugiego dnia bitwy pojawili się obok Tatarów Kozacy, a nawet Turcy w turbanach. Nieprzyjaciel sforsował Płaszówkę wpadającą do Styru i zajął wzgórza polskie: prawe, dowodzone przez hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego, walczące z ordą, oraz lewe pod hetmanem polnym Marcinem Kalinowskim i Jeremim Wiśniowieckim, które trzykroć „wywijało się z matni" pod naporem Kozaków. Gdy następnie nieprzyjaciel uderzył na centrum, w którym stał król, Wiśniowiecki pospieszył z pomocą. Walki ustały dopiero około godziny czwartej, przynosząc sukces zwłaszcza Tatarom, którzy utrzymali wzgórze oraz przeprawy i zadali ciężkie straty armii polskiej walczącej chaotycznie, bez określonego planu.
Z tego też względu w czasie wieczornej narady wojennej Jan Kazimierz, wbrew zdaniu obu hetmanów opowiadających się za tradycyjnym staropolskim obronnym szykiem taborowym, przeforsował szyk bojowy zaczepny, zwany szwedzkim lub holenderskim, wydoskonalony w wojnie trzydziestoletniej. O świcie trzeciego dnia walk armię ustawiono do boju w szachownicę, której wypełnione pola tworzyły „skwadrony" bojowe złożone na przemian z sześciu chorągwi jazdy bądź odpowiedniej liczby piechoty, co dawało wojsku wielką siłę ogniową. Ranek był mglisty, dopiero około godziny dziesiątej ukazało się pole bitwy z uszykowanymi wojskami, które stały bezczynnie aż do godziny trzeciej po południu.
Przed królem, który zamierzał już odłożyć bitwę do następnego dnia, stanął wówczas starosta sokalski Zygmunt Denhof, prosząc w imieniu Wiśniowieckiego, faktycznego dowódcy lewego skrzydła polskiego, o pozwolenie na rozpoczęcie bitwy. Król wziął prośbę za dobrą wróżbę i wydał rozkaz do ataku. Wiśniowiecki poderwał natychmiast 18 chorągwi jazdy uformowanych w trzy skwadrony i ruszył z wielkim impetem na Kozaków. Wsparła go później szlachta sandomierska i krakowska, a po dwóch godzinach król wysłał jeszcze sieradzan i łęczycan, gdyż na pomoc Kozakom wyruszył sam nuradynsołtan (zastępca chana).
22
Nim jednak Tatarzy uporali się z pospolitakami, Wiśniowiecki zdążył rozbić jazdę kozacką i zaatakować tabor kozacki, a nawet rozerwać pierwsze trzy rzędy wozów.
Dalej już się nie posuwał, gdyż czekał na polskie centrum posuwające się wolno naprzód. Artyleria polska kierowana przez Krzysztofa Grodzickiego i polowe działka tatarskie ostrzeliwały nawzajem przede wszystkim pozycje zajmowane przez chana i króla. Jednocześnie z boku na centrum tatarskie uderzył Wiśniowiecki. Na stanowisko zajmowane przez chana znoszono coraz więcej ciał zabitych murzów, a w końcu przyniesiono zwłoki jego brata, nuradynasołtana. Skuteczniejszy od tatarskiego był ogień polski; sam chan został ranny w nogę. Pod podwójnym naciskiem polskiego lewego skrzydła i centrum postanowił uciekać i nakazał wprzód tatarskim zwyczajem wymordować wszystkich jeńców. Daremnie usiłował go zatrzymać Chmielnicki. Rozgniewany chan uwiózł hetmana ze sobą, nakazawszy uprzednio związać mu nogi pod brzuchem konia.
Widząc ucieczkę Tatarów i Kozaków, ruszył za nimi w pogoń najbardziej wysunięty na prawo Aleksander Koniecpolski na czele swego pułku; w pogoni zdobył nawet namiot i rydwan chański.
Kozacy i chłopstwo, uchodząc obronnym taborem, zatrzymali się przy przeprawie przez bagnistą Płaszówkę w obawie przed rozerwaniem taboru na części w czasie przekraczania rzeki. Walki przerwała dopiero nadchodząca noc i ulewny deszcz, wojsko pozostało jednak w szyku i w obecności króla odśpiewało Te Deum laudamus.
Rozpoczęło się oblężenie taboru kozackiego, przerywane rokowaniami o poddanie się. Nowym dowódcą obrali Kozacy przeciwnika kapitulacji, pułkownika Iwana Bohuna. Gdy nowy hetman kozacki rankiem 10 lipca ruszył ku przeprawie przez Płaszówkę, aby ją ufortyfikować, tabor kozacki uznał to za ucieczkę i rzucił się w panice do trzech przepraw, na których Kozacy topili się masowo, Bohun zawrócił, lecz nie zdołał opanować popłochu, gdyż do taboru wtargnęły już pierwsze chorągwie polskie. Rzeź uciekających trwała aż do nocy, zginęło w niej około 30 tys. Kozaków.
Król postanowił gonić dalej nieprzyjaciela, lecz odmówiło mu posłuszeństwa pospolite ruszenie. Inicjatorem buntu był Hieronim Radziejowski, oskarżający króla nawet o umyślne wypuszczenie Kozaków z obozu.
23
Pozbawiony pomocy pospolitaków Jan Kazimierz dotarł w pościgu tylko do Krzemieńca, skąd 18 lipca zawrócił do Lwowa, gdzie rozchorował się na panującą w wojsku dyzenterię.
Do Warszawy powrócił dopiero w nocy 10 sierpnia, a w trzy dni później odbył uroczysty wjazd trumfalny w kilkadziesiąt karet, z udziałem cechów miejskich. Gdy pochód idący Krakowskim Przedmieściem dotarł do kościoła Św. Jana, „poczęto bić w bębny, w trąby, zaczęto Te Deum laudamus, z dział bito i różnych strzelb po cztery razy powtarzając, i w nocy był tryumf"-zanotowałówczesny sprawozdawca prasowy.
Tymczasem pod nieobecność króla obaj hetmani koronni, połączywszy się z hetmanem polnym litewskim Januszem Radziwiłłem, który zdobył już wówczas Kijów, nie zdołali rozprawić się z Kozakami i 21 września zawarli z Bohdanem Chmielnickim pod Białą Cerkwią nową ugodę, znacznie korzystniejszą dla Rzeczypospolitej od poprzedniej ugody zborowskiej. Rejestr kozacki zmniejszono o połowę, do 20 tys., a rejon przebywania rejestrowych ograniczono do królewszczyzn jednego tylko województwa kijowskiego, znosząc tym samym linię graniczną między Koroną Polską a kozacką Ukrainą; zniesiono również zakaz osiedlania się Żydów na Ukrainie. Bardziej przewidujący politycy i dowódcy polscy zdawali sobie sprawę z tymczasowości tego nowego układu, który był bardziej rozejmem niż traktatem pokojowym, i przygotowywali się do następnej rozprawy zbrojnej.
Jan Kazimierz zajął się jednak nie przygotowaniami do niej, lecz nowym konfliktem wewnętrznym, którego głównym inspiratorem był od czasu Beresteczka podkanclerzy koronny Hieronim Radziejowski.
Otwarty konflikt między królem a ministrem wybuchł jeszcze pod Beresteczkiem, gdy król, dowiedziawszy się, że podkanclerzy prowadzi potajemną korespondencję z królową, rozkazał przejąć jego listy z poczty obozowej. W liście do królowej król znalazł oskarżenie pod swym adresem o nikczemność i nieumiejętne prowadzenie wojska, a także o zdradę małżeńską z podkanclerzyną Halszką ze Słuszków Radziejowską. Pogłoski o tym romansie królewskim znajdujemy w kilku co najmniej wypowiedziach współczesnych. Najobszerniej opisał tę według niego pierwszą miłostkę żonatego króla niejaki Michel Rousseau de la Valette we francuskim romansie Casimir roy de Pologne, wydanym w 1679 roku w Paryżu. Pani Radziejowską występuje w tej książce jako młoda mężatka licząca dwudziesty drugi rok życia, nader zgrabnej postaci, o czarnych, wielkich, podłużnych oczach, których blask i słodycz wzbudzały tkliwe uczucia u wszystkich. W rzeczywistości Halszka Słuszczanka poślubiła Radziejowskiego już jako trzydziestokilkuletnia bogata wdowa po marszałku nadwornym koronnym Adamie Kazanowskim. W czasie wyprawy pod Beresteczko, skłócona z mężem, ogołociła pałac warszawski swego pierwszego męża oraz sąsiedni stary dwór ze wszystkich cennych ruchomości, mebli, ozdób i kosztowności i zamieszkała w klasztorze klarysek położonym w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Królewskiego, u wylotu Krakowskiego Przedmieścia. Usunęła również przy pomocy zbrojnych żołnierzy ekonomów męża ze swych dóbr i starostw posagowych, następnie wszczęła proces rozwodowy w sądzie nuncjatury warszawskiej.
Po powrocie do Warszawy podkanclerzy zdobył siłą spustoszony pałac i sąsiedni stary dwór Kazanowskich. Gdy wyruszył następnie po żonę na czele zbrojnych pod furtę klasztoru klarysek, oddział gwardii pełniący stale wartę przed Zamkiem Królewskim zagrodził mu drogę. Warty były wzmocnione i strzegły również klasztoru położonego obok Zamku i kościoła Św. Jana. Radziejowski zarzucał później królowi powiększenie liczebności warty stojącej na placu Zamkowym ponad zwykłą normę.
Z nową siłą rozgorzał konflikt króla z podkanclerzym w listopadzie i w grudniu 1651 roku, po powrocie pary królewskiej z podróży do Prus Królewskich. Stronnicy obu antagonistów rozsyłali po sejmikach memoriały i repliki, a król zaproponował Radziejowskiemu za zrzeczenie się podkanclerstwa kasztelanię krakowską i bogate starostwo lubelskie, lecz spotkał się z odmową. Gdy Radziejowski przychodził nadal na pokoje królewskie na Zamek, aby brać udział w sądach królewskich, król nie dopuszczał go do głosu, a w końcu zakazał warcie wpuszczania go na Zamek.
Jednocześnie toczył Radziejowski wojnę z własną żoną, która uzbroiwszy 60 hajduków odebrała w początku października podkanclerzemu swój pałac, usuwając jego sprzęty do starego dworu położonego na prawym skrzydle z osobnym wjazdem, po czym nakazał osadzić wieżę i wejścia do pałacu zbrojnymi, a w bramach zatoczyć zdobyte na Radziejowskim działa. Gdy podkanclerzy odzyskał pałac siłą, podkanclerzyna wezwała na pomoc brata, Bogusława Słuszkę, obciążonego banicją na Litwie podskarbiego nadwornego litewskiego i królewskiego ulubieńca,
24
a jednocześnie namówiła księdza Wituskiego, scholastyka gnieźnieńskiego, do wytoczenia jej mężowi procesu kryminalnego w trybunale koronnym w Piotrkowie.
Wykorzystując wyjazd Radziejowskiego z Warszawy, Bogusław Słuszka dołączywszy własnych dworzan i żołnierzy do hajduków siostry przystąpił w sobotę 4 stycznia 1652 roku do zajmowania spornego pałacu siłą. Tym razem była to akcja podjęta w miejscu przebywania króla, grożąca sądem marszałkowskim za obrazę majestatu, gdyż Jan Kazimierz ze swą spodziewającą się dziecka małżonką przebywał ze względu na zbliżający się sejm nie w pałacu ogrodowym (zwanym później Kazimierzowskim, przy Krakowskim Przedmieściu), lecz na Zamku, w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca starcia.
Zbrojni Słuszki rozpędzili służbę podkanclerzego i zabrali około 100 koni oraz wozy z bagażami podkanclerzego i jego przyjaciela Stefana Zamoyskiego, miecznika sieradzkiego, aby uniemożliwić im wyjazd na termin rozprawy sądowej do Piotrkowa. Dowiedziawszy się o tym gwałcie, przebywający w podwarszawskich Radziejowicach podkanclerzy zebrał swych rozpierzchłych żołnierzy, domowników i nawet okoliczną szlachtę, po czym o drugiej po północy 5 stycznia zaczął szturmować pałac. Słuszka bronił się przy użyciu dział, bito w dzwony na alarm i wreszcie po kilkugodzinnej walce ludzie podkanclerzego, utraciwszy kilku zabitych i wielu rannych, ustąpili po zdobyciu drewnianego starego dworu na tyłach pałacu. Walki te toczyły się w pobliżu Zamku Królewskiego na miejscu obecnego budynku Towarzystwa Dobroczynności przy Krakowskim Przedmieściu. Na Zamku przebywali król i brzemienna królowa, która 10 stycznia powiła syna Jana Zygmunta, żyjącego tylko kilkanaście dni.
W tych okolicznościach zadziwia nas bierność marszałka nadwornego koronnego Łukasza Opalińskiego, zastępującego zwykle nieobecnego przy królu marszałka wielkiego Jerzego Lubomirskiego. Powstaje podejrzenie, że dwór królewski życzył sobie, aby walka była długa, a naruszenie spokoju w obecności króla stanowiło zbrodnię obrazy majestatu.
Radziejowski zaraz po tym wydarzeniu opuścił Warszawę udając się do Piotrkowa Trybunalskiego, a liczni senatorowie i dostojnicy przybyli 5 stycznia na Zamek,
26
aby wyrazić oburzenie i stwierdzić, że ucierpiał majestat królewski, bezpieczeństwo królowej i Zamku przygotowującego się na przyjęcie sejmujących stanów.
Wkrótce potem odbył się w trybie przyspieszonym, z pominięciem wielu formalności, sąd marszałkowski pod przewodem Łukasza Opalińskiego, który wydał 20 stycznia 1652 roku dekret skazujący podkanclerzego koronnego za napad na pałac, zabicie kilku ludzi i zbrodnię obrazy majestatu na karę śmierci. Ponieważ uciekł od kary, został skazany na infamię i wywołanie z Królestwa Polskiego. W dwa dni później instygator koronny z sześciu delatorami przysiągł winę Radziejowskiego po czym dekret infamii opublikowano przez wytrąbienie w Warszawie na czterech rogach Rynku. Małżonka Radziejowskiego i jej brat Bogusław Słuszka skazani zostali tylko na rok i dwanaście niedziel siedzenia w wieży na Zamku warszawskim i grzywnę po 2 tys. złotych. Były podkanclerzy, ścigany odtąd jako infamis, przebrał się w habit zakonny i przybył do Piotrkowa, aby odwołać się do trybunału, który nie uznał dekretu infamii wydanego przez sąd marszałkowski i skazał na infamię Bogusława Słuszkę. Uwolnienie Radziejowskiego od winy i przywrócenie go do czci przez trybunał koronny było ciosem zadanym królowi i jego stronnikom.
W tych okolicznościach sejm obradujący na Zamku warszawskim zamiast zająć się ratyfikacją ugody białocerkiewskiej, rozpatrywał sprawę Radziejowskiego. Dwór, obawiając się opozycji, a może pragnąc ją zastraszyć, obsadził Zamek i plac przed nim oddziałami gwardii królewskiej. Przywódca opozycji w izbie poselskiej, Marcin Dębicki, zarzucił królowi, że: „mówi się nam wiele o pokoju. Po co jednak stoi na dole tylu żołnierzy z zapalonymi lontami, nigdy tak nie bywało". Marszałek poselski Andrzej Maksymilian Fredro, znany pisarz polityczny, uspokajał izbę dowodząc, że wojsko stoi w związku ze spodziewanym przybyciem gońca dyplomatycznego od cara z Moskwy, co było tylko częściowo prawdą, gdyż posłuchanie odbyło się znacznie później. Zawzięte spory o przywrócenie do czci Radziejowskiego przerwało 23 lutego niezwykłe widowisko - przybycie w karecie na Zamek podkanclerzyny Halszki Radziejowskiej z zamiarem odsiadywania wieży zasądzonej dekretem sądu marszałkowskiego, a 4 marca sejmujące na Zamku stany oglądały wjazd dawno oczekiwanych wysłanników cara, przybyłych w celu upewnienia się,
27
że sejm wymierzy kary tym, którzy w drukowanych w Polsce dziełach uchybili carowi w tytulaturze.
W sobotę 9 marca odbyło się ostatnie posiedzenie sejmu, który czas przeznaczony na ustalenie tekstu swych uchwał roztrwonił na jałowych sporach. Nawet ten ostatni dzień zakłóciły spory, tym razem katolików z dysydentami, i wobec tego kanclerz koronny zaproponował w imieniu króla prolongatę obrad do poniedziałku. Zaprotestował przeciw temu niespodziewanie poseł nie odznaczający się dotąd aktywnością, Władysław Siciński z powiatu upickiego województwa trockiego. Oświadczył: „ja nie pozwalam na prolongacyją", złożył protestację i po opuszczeniu sali wspólnych obrad senatu i posłów przeprawił się zaraz przez Wisłę na Pragę. Gdy w poniedziałek 11 marca marszałek poselski Fredro stwierdził jego nieobecność, przystąpiono do zamykania sejmu bez uchwał, po czym Fredro pożegnał króla w imieniu izby poselskiej, ubolewając nad nieszczęściem kraju.
Jako przyczynę zerwania sejmu podał Siciński niekorzystny dla jego powiatu wyrok sądu sejmowego w sprawach podatkowych; w rzeczywistości jednak polecił mu zerwać sejm jeden z przywódców opozycji, potężny magnat i oligarcha litewski Janusz Radziwiłł, hetman polny litewski. Zerwanie sejmu miało być zemstą za nadanie buławy wielkiej litewskiej po śmierci Janusza Kiszki stronnikowi dworu, podkanclerzemu litewskiemu Kazimierzowi Leonowi Sapieże. Gniew Janusza Radziwiłła okazał się przedwczesny, gdyż wiadomość o śmierci Kiszki okazała się mylna, niemniej sejm został zerwany. Dwór uważał jednak, że gdyby nie było protestu Sicińskiego, sejm zostałby zerwany przez stronników byłego podkanclerzego Radziejowskiego i ich obarczał odpowiedzialnością za tragiczne skutki braku uchwał sejmowych w sprawach podatku na wojsko.
Z Ukrainy dochodziły uspokajające wieści, król rozesłał zatem listy wzywające na sejm do Warszawy dopiero na dzień 23 lipca 1652 roku.
Bohdan Chmielnicki wznowił tymczasem swe zabiegi, które prowadził już w 1650 roku, o rękę Rozandy, młodszej córki hospodara wołoskiego (mołdawskiego) Bazylego Lupula, dla swego syna Tymoszka. Małżeństwo to dałoby Chmielnickiemu świetne koligacje, gdyż Maria, starsza córka hospodara, była od 1646 roku żoną Janusza Radziwiłła. Głównym kontrkandydatem Tymoszka do ręki Rozandy był młody bratanek i podopieczny księcia Jeremiego, Dymitr Wiśniowiecki.
28
Aby przeprowadzić swe zamierzenia, Bohdan Chmielnicki wysłał z Tymoszkiem silny oddział kozacki do Mołdawii i zapewnił mu za pieniądze pomoc tatarską, natomiast hospodar Bazyli Lupul skłonił hetmana polnego koronnego Marcina Kalinowskiego, podobno również za pieniądze, aby zagrodził Kozakom drogę do Jass. Kalinowski stanął obozem nad Bohem pod Batohem i czekał nadejścia wezwanych nawet z Zadnieprza pułków koronnych. Zamiast posiłków nadciągnęli jednak Tatarzy i 2 czerwca, otoczywszy zbyt obszerny obóz, wdarli się do niego wykorzystując panikę, jaka wybuchła wśród jazdy koronnej. Nazajutrz przybył Tymoszek Chmielnicki z Kozakami, którzy wspólnie z Tatarami zdobyli szturmem obóz polski, wyrzynając niedawnych zwycięzców spod Beresteczka. Poległ na polu walki hetman Kalinowski. Część jeńców odkupił od ordy sam Tymoszek Chmielnicki, aby ich nazajutrz mordować. Zginęli lub zostali ścięci rotmistrz Marcin Czarniecki, brat Stefana, i Zygmunt Przyjemski. Ścięty został nazajutrz po bitwie Marek Sobieski, brat Jana. Nieliczni „pobratymcy", których łączył zawarty z którymś z Tatarów związek braterstwa, ocaleli ukryci przez nich. Do tych nielicznych szczęśliwców należeli: Krzysztof Grodzicki, dawny komendant Kudaku, i Stefan Czarniecki.
Kozacy wyruszyli teraz bez przeszkód do Mołdawii, w której Tymoszek poślubił 21 sierpnia „domnę" Rozandę Lupulównę, po czym w Suczawie usadowił się silny siedmiotysięczny oddział kozacki. Grozę sytuacji potęgowała szalejąca w Polsce zaraza, „Francuska dewotka" z fraucymeru królowej, odwiedzająca chorych w Warszawie, przyniosła chorobę na dwór królewski. Zachorowała nawet królowa , a następnie 12 lipca król, dotknięty jednak nie zarazą, lecz malarią, zwaną wówczas febrą.
Gdy okazało się, że Kozacy, zamiast maszerować w głąb kraju, oblegali Kamieniec, zwołano sejm w dawniej ustalonym terminie, skracając go jedynie do dwóch tygodni i ograniczając do spraw podatków oraz obrony państwa. W Warszawie przystąpiono jednak do sypania wałów obronnych, które miały otoczyć ośmiokilometrową wstęgą oba miasta warszawskie wraz z całym Nowym Światem.
29
W dniu otwarcia sejmu, 23 lipca, parze królewskiej nie groziło już niebezpieczeństwo utraty życia, chorowali jednak dworzanie Jan Zalewski, miecznik ziem pruskich, i pokojowiec Jan Kos oraz królewski odźwierny zamkowy Jędrzej Otrębusz i kilka panien dworskich. Jan Kazimierz pragnął odbyć sejm w pałacu ogrodowym na Krakowskim Przedmieściu, w którym leżał chory, lecz nie było w nim odpowiednio dużej izby, wobec tego, w obawie przed zarazą, przeniósł się do odleglejszego Ujazdowa i tam odbyła się ceremonia witania chorego króla przez marszałka poselskiego Aleksandra Sielskiego. Dopiero w trakcie decydujących obrad przeniósł się król na Zamek, aby uczestniczyć w nich leżąc w sąsiedniej izbie na łożu.
Obrady zamknięto 17, a właściwie już 18 sierpnia po północy, przy świecach, pożegnaniem przez marszałka poselskiego śmiertelnie znużonego króla. Sejm zakończył się połowicznym sukcesem dworu, gdyż zgodzono się na podwyższenie komputu koronnego z 40 do 50 tysięcy, w tym 15 tysięcy wojska zaciągu cudzoziemskiego, a komput litewski ustalono na 15 tysięcy. Uchwalono osiem poborów na pokrycie długu winnego wojsku, a dziesięć poborów na nowe zaciągi. Nie przeprowadzono jednak żadnych trwałych reform nie tylko sposobu sejmowania, lecz nawet władzy hetmańskiej, odkładając ograniczenie czasu jej sprawowania i zobowiązanie hetmanów do składania przysięgi do najbliższego sejmu.
Już w grudniu 1652 roku król wysłał dwa zagony wojska na Ukrainę i przygotował wielką wyprawę wiosną, a gdy okazało się, że uchwalone podatki z powodu klęski zarazy nie przyniosły spodziewanych dochodów, zwołał nowy nadzwyczajny sejm dwutygodniowy, tym razem - wobec panującej w Warszawie zarazy - do Brześcia Litewskiego na dzień 24 marca 1653 roku.
W czasie tego sejmu spotkało króla wielkie niepowodzenie, gdyż jego osobisty nieprzyjaciel, książę Janusz Radziwiłł, zmusił go do powierzenia mu godności wojewody wileńskiego. Nikt na całej Litwie nie ośmielił się otwarcie przeciwstawić temu potężnemu oligarsze i sięgać, narażając się na zemstę, po to pierwsze w Wielkim Księstwie Litewski dostojeństwo.
Pomyślnie dla króla przebiegały sprawy wojskowe, gdyż sejm zgodził się powierzyć mu naczelne dowództwo i utrzymując wakans buławy wielkiej koronnej nieznacznie tylko rozszerzył na ten okres uprawnienia, zwłaszcza sądownicze, hetmana polnego koronnego.
30
Sejm zakończył się szczęśliwie, uchwalając podatki, dzięki nadzwyczajnej energii i uporowi króla, który przetrzymał tak długo posłów na sali wspólnych obrad z senatem, aż zmęczeni zgodzili się na wszystkie żądania. Jan Kazimierz przesiedział na sali obrad 28 godzin. O siódmej rano 18 kwietnia kanclerz Radziwiłł zwolnił swego kolegę podkanclerzego Sapiehę, który poszedł spać, a król trwał dalej na posterunku. O godzinie czwartej po południu umęczeni posłowie zgodzili się na zamknięcie sejmu i pod przewodem swego marszałka przystąpili do żegnania króla, po czym sen ogarnął wszystkich strudzonych. Nazajutrz po obiedzie król „ku podziwieniu wszystkich pojechał na polowanie".
Dzięki uchwałom sejmu Jan Kazimierz mógł przystąpić do organizowania wyprawy, by udzielić pomocy swym nowym sojusznikom przeciwko Kozakom - Jerzemu Rakoczemu, księciu siedmiogrodzkiemu, i Maciejowi Basarabie, hospodarowi multańskiemu. Obaj ci władcy, zagrożeni przez Kozaków i Bazylego Lupula, który sięgał po ich trony, wypędzili go z Mołdawii, osadzając na hospodarstwie jego kanclerza, Stefana Georgicze, a Tymoszka i jego Kozaków obiegli w Suczawie. Pod Suczawę przybył również polski oddział posiłkowy, a sam król wyruszył spod Lwowa na wyprawę na Ukrainę dopiero 22 sierpnia 1653 roku na czele 16 tysięcy zaciężnego żołnierza, piechoty łanowej i nielicznego pospolitego ruszenia. Zbyt późne podjęcie wyprawy, na krótko przed początkiem słot jesiennych, przekreśliło możliwości odniesienia sukcesu, a tym bardziej rozgromienia wojska kozackiego. Jedynie niezwykły upór króla zmuszał wojsko do jej kontynuowania, podczas gdy inni dowódcy, przede wszystkim Jerzy Lubomirski, domagali się jej zaniechania. 4 października armia królewska dotarła pod Żwaniec nad Dniestr, położony naprzeciwko zamku Chocim, i utknęła w założonym tam obozie na długie dwa jesienne miesiące. W tym czasie zmarł Tymoszek postrzelony 12 września z działa, a 9 października kapitulowali kozaccy obrońcy Suczawy. Pod koniec listopada sytuacja wojska w obozie żwanieckim stała się tragiczna. Głód, zaraza i zimno połączone z bezczynnością doprowadzały do wybuchu tumultów i ciągłej dezercji. Kozaków wzmocniła orda tatarska, która w listopadzie przybyła pod obóz polski pod dowództwem chana Islam Gireja i stanęła w pobliskim Husiatynie. Król chciał ruszać na ordę, lecz przemogło zdanie Lubomirskiego, aby nie dzielić wojska i oczekiwać na siły kozacko-tatarskie w warownym obozie.
31
Obecny w polskim obozie doświadczony żołnierz i dowódca Bogusław Radziwiłł, generał gwardii królewskiej, uważał, że w owym sporze rację miał król.
W tym niezwykle trudnym położeniu ratunek przyszedł od Tatarów, którzy zaproponowali 29 listopada podjęcie rokowań. Chan i jego wezyr Sefer Kazy aga szukali zbliżenia z Polakami, gdyż czuli się zagrożeni nowym, szybko finalizującym się sojuszem kozacko-moskiewskim. Wkrótce też nastąpiło swoiste odwrócenie przymierzy. 17 grudnia król zawarł porozumienie z chanem, stanowiące powtórzenie ugody zborowskiej, a Moskwa - nasz dotychczasowy sojusznik przeciwko Tatarom - zawarła w czasie Rady kozackiej w Perejasławiu 18 stycznia 1654 roku traktat z Kozakami, na mocy którego Bohdan Chmielnicki złożył carowi przysięgę na wierność, powtórzoną przez lud i niemal całe wojsko kozackie. Zaraz potem nastąpił wybuch nowej wojny, tym razem z Rosją.
Nieudana wyprawa żwaniecka kompromitowała króla jako wodza. Oskarżano go, nie bez racji, że już po raz drugi, tak jak pod Zborowem, na śmiertelne niebezpieczeństwo naraził siebie i całą Rzeczpospolitą, jej senat i szlachtę, a następnie okupił się Tatarom zawierając z nimi haniebną ugodę, w której zaakceptował traktat zborowski na miejsce korzystniejszego białocerkiewskiego.
Rozchodziły się po Rzeczypospolitej najbardziej nawet nieprawdopodobne pogłoski o detronizacji nieudolnego króla i wyborze innego. Wymieniano królewicza Karola Ferdynanda, Jerzego Rakoczego, a nawet cesarza. Nie wiedziano natomiast, że królowej szwedzkiej Krystynie, która w czerwcu 1654 roku abdykowała na rzecz Karola Gustawa, brata ciotecznego księcia Zweibrucken (Dwóch Mostów) w Niemczech, proponował Hieronim Radziejowski jako katoliczce przeprowadzenie detronizacji Jana Kazimierza i obiór jej na królową Polski.
W lutym i marcu 1654 roku odbył się nowy sejm w Warszawie, zerwany przez stronnika dworu, posła tczewskiego Pawła Białobockiego. Król pragnął w ten sposób, mimo nowej wojny z Moskwą, uniemożliwić uchwalenie konstytucji odbierającej mu władzę nad wojskiem i zmuszającej do rozdania obu wielkich buław, w tym buławy wielkiej litewskiej po Januszu Kiszce, który umarł 13 stycznia 1654 roku, Januszowi Radziwiłłowi. W czasie nowej wojny moskiewskiej król przykładał większą wagę do zwalczania wpływów Janusza Radziwiłła na Litwie niż do uzyskania sukcesu militarnego.
32
„Dlatego - twierdzi historyk tych czasów Wawrzyniec Jan Rudawski - wojnę tę słuszniej by nazwać należy radziwiłłowską, a nie moskiewską, domową raczej niż zewnętrzną".
Oburzeni dążeniem dworu do zerwania sejmu i przerażeni perspektywą wzmocnienia władzy królewskiej przez osłabienie władzy hetmańskiej, czterej główni przywódcy opozycji magnackiej -Janusz Radziwiłł, Krzysztof Opaliński, Jerzy Lubomirski i Jan Leszczyński, były ochmistrz dworu królowej i stryj stronnika dworu, podskarbiego koronnego Bogusława Leszczyńskiego, zawarli tajny układ w celu obrony prawa publicznego zagrożonego przez króla, o czym doniósł elektorowi brandenburskiemu już 14 marca z sejmu jego rezydent Andreas Adersbach. Porozumienie czterech magnatów nosiło cechy spisku; tak je bez wątpienia interpretował Janusz Radziwiłł, gdy prosił posłów Jerzego II Rakoczego o jego pomoc w celu obalenia Jana Kazimierza i oddania tronu księciu siedmiogrodzkiemu.
Odpowiedzi Rakoczego oczekiwał Radziwiłł w czasie następnego sejmu w czerwcu 1654 roku. Opozycja przystąpiła na nim do generalnego szturmu na króla.
Już przed samym sejmem, zwołanym na dzień 9 czerwca 1654 roku, wzburzyły Warszawę cudowne znaki przepowiadające w odczuciu powszechnym przyszłe nieszczęścia, a świadczące o powszechnych już wówczas nastrojach niepewności. W pałacu Bogusława Leszczyńskiego na Lesznie pocił się obraz święty, „na co siła ludzi godnych patrzało i przysięgało". Nuncjusz papieski przeniós4 obraz do siebie i zdał relację królowi. Uważano, że ten i inne znaki ukazujące się wówczas na niebie „to posłańcy gniewu Bożego nad nami".
Innym zjawiskiem zdradzającym stan kryzysu państwa i społeczeństwa był ogólny pęd do zabaw i zbytku. „Ale niedługo trwało przerażenie, bo też ludzie tu źli i swawolni. Zaczęły się huczne bankiety, rozpusta i zbytki rozmaite, jak gdyby w ojczyźnie nigdy wojny nie było" - donosił z Warszawy anonimowy korespondent.
Wobec stałych postępów armii carskich na Białorusi, król, zmuszony do kompromisu z opozycją, zgodził się na oddanie obu buław wielkich, dzięki czemu Janusz Radziwiłł został hetmanem wielkim litewskim. Król mianując go złożył przeciw temu protestację. Dzięki ustępstwom królewskim sejm nie został zerwany.
33
Wielkie znaczenie miało również zaprzysiężenie w ostatnim dniu kadencji sejmu sojuszu z chanem. Poseł tatarski Sulejman aga zaproszony do sali senatu, położonej w Zamku warszawskim na piętrze, przystąpił przed oblicze króla zasiadającego na majestacie i poprzysiągł sojusz podnosząc tatarskim obyczajem rękę do góry. Wstał następnie król z tronu i z odkrytą głową odczytał wyraźnie i głośno rotę swej przysięgi, która przewidywała wieczysty sojusz z chanem i ordami, zwłaszcza przeciw Moskwie, na co miał również złożyć przysięgę chan w obecności posła królewskiego. Wysłany został w tym celu wraz z powracającym Sulejmanem agą jako poseł na Krym Mariusz Stanisław Jaskólski, który odebrał przysięgę na sojusz już od Mehmeta IV, następcy zmarłego właśnie chana Islam Gireja.
Sejm podjął uchwały kończące jego działalność w ostatnim dniu swej normalnej kadencji, 20 lipca, chociaż właściwe obrady i zamknięcie sejmu przeciągnęły się przez całą noc aż do ósmej rano dnia następnego. Uchwalono 35 tysięcy wojska koronnego i 18 tysięcy litewskiego oraz odpowiednio wysokie podatki, a w razie potrzeby pospolite ruszenie. Wskutek niezwykle niedołężnego działania aparatu skarbowego uchwały te mogły zasilić skarb dopiero w roku następnym, a na razie dawały żołnierzom tylko nadzieję na otrzymanie żołdu, co nie powstrzymywało ich od łupienia kraju. Rozpasanie niepłatnych band żołdactwa wzrastało z miesiąca na miesiąc, dezorganizując życie kraju.
Król ustąpił, lecz nie wyrzekł się walki z Januszem Radziwiłłem. Buławę polną litewską oddał swemu zaufanemu dworzaninowi Wincentemu Korwin Gosiewskiemu, podskarbiemu litewskiemu, który w czasie sejmu 1654 roku poślubił pannę z fraucymeru królowej, Magdalenę Konopacką, i polecił mu tworzyć odrębną dywizję wojska na Litwie, zwaną odtąd „lewym skrzydłem wojska litewskiego". Jako kontrolerów działań hetmana wielkiego Janusza Radziwiłła wysłał do wojska komisarzy, dwóch zaufanych dworzan, a obecnie senatorów - Mikołaja Korfa, wojewodę wendeńskiego, i Eustachego Kierdeja, kasztelana żmudzkiego.
W tych warunkach walki wewnętrznej Janusz Radziwiłł wyprowadził przeciw armiom carskim tylko 11261 ludzi, w tym tylko 4 tysiące żołnierza komputowego. Pokonał wprawdzie przeciwnika 12 sierpnia 1654 roku pod Szkłowem na Białorusi „w samo straszne zaćmienie słońca", lecz zmuszony przez przeważającego wielokrotnie liczebnie nieprzyjaciela do odwrotu, został 24 sierpnia rozgromiony między Szepielewiczami a Ciecierzynem.
34
Nową klęską była kapitulacja Smoleńska w dniu 3 października, po czym Rosjanie zatrzymali się na linii Berezyny, którą uważali za historyczną granicę ziem ruskich należnych carowi.
Nie poprawiła sytuacji ofensywa polska na Ukrainie, gdyż doprowadziła do wielkiego spustoszenia kraju, a nie do jego odzyskania. Jedynie Stefan Czarniecki, oboźny koronny, zdobywając szturmem 29 listopada 1654 roku Busze nad Dniestrem umożliwił odzyskanie Bracławszczyzny, do której przybyli również nowi sojusznicy Rzeczypospolitej - Tatarzy. Połączona armia polsko-tatarska podjęła ofensywę przeciwko siłom kozacko-rosyjskim, staczając 29 stycznia 1655 roku nie rozstrzygniętą bitwę pod Ochmatowem. Zawiodła również zimowo-wiosenna ofensywa obu dywizji wojska litewskiego - prawego skrzydła dowodzonego przez hetmana wielkiego i lewego skrzydła pod hetmanem polnym. Wojsko litewskie prze; ponad trzy miesiące, od początku lutego do maja 1655 roku oblegało bezskutecznie Mohylów, po czym wycofało się na zachód za Berezynę, oczekując bezczynnie na nową letnią ofensywę moskiewską.
Ruszyła ona na Litwę trzema szlakami, po obeschnięciu dróg w czerwcu 1655 roku. Główna armia, przy której znajdował się sam car Aleksy Michajłowicz, zmusiła do odwrotu w głąb Litwy Janusza Radziwiłła i 8 sierpnia 1655 roku opanowała Wilno, a następnie dotarła aż do Niemna.
W czasie gdy ważyły się losy wojny z Rosją, w krytycznym już okresie pierwszych miesięcy roku 1655 dwór królewski bawił się w zapust beztrosko. Korespondent Aleksandra Koniecpolskiego donosił (?) lutego swemu panu „co się teraz dzieje w Warszawie podczas teraźniejszych czasów bachusowych, wesoło wszystko, bo o wojnach nie myślą tylko o maszkarach i tańcach i bankietach" Zabawę zaczął król w pałacyku myśliwskim w Białołęce pod Warszawą, podejmując senatorów na bankiecie z okazji rocznicy koronacji. Udali się tam również królewscy pokojowcy z pannami z fraucymeru królowej, w „maszkarach" (maskach) na twarzach jadąc przez miasto na saniach „z uprzężą francuską z dzwonkami” po czym po całodziennej zabawie powrócili o północy, przy świecach, do Warszawy na dalsze bankiety. Odbywały się one prawdopodobnie w pałacu ogrodowym przy Królewskim Przedmieściu.
Para królewska miała być w poniedziałek na bankiecie u kanclerza koronnego Stefana Korycińskiego, a na wtorek zapustny król zaprosił dwór na komedie i „maszkary" (zabawę maskową). Szatny królewski brał miarę na „szaty maszkarne" na kilka dni wcześniej.
Były to ostatnie beztroskie zapusty przed „potopem", w nie zniszczonych rezydencjach królewskich w Warszawie.
Ostatni sejm przed „potopem" obradował w Warszawie od 19 maja do 20 czerwca 1655 roku w niezwykle trudnych warunkach wewnętrznych i zewnętrznych. Zgodził się na nowe podatki, na wystawienie żołnierza pieszego z każdych 10 łanów, a przez miasta - z 25-50 dymów, zależnie od ich wielkości; uchwalił również pospolite ruszenie. Uchwały te były, jak niemal zawsze w ostatnich latach, spóźnione, zwłaszcza postanowienia o zaciąganiu nowych oddziałów.
Król Jan Kazimierz w krytycznym dla niego roku 1655 utracił na czas jakiś cechującą go zwykle energię i upór w realizowaniu swych zamierzeń politycznych oraz wojskowych. Wyraźnie odsunął się też od polityki, a po rozdaniu obu buław wielkich odstąpił od osobistego prowadzenia wojny. Zniechęcenie jego było tym większe, że coraz powszechniej poszukiwano nowego kandydata do korony. Nawet biskupi rozglądali się za protestanckimi kandydatami do tronu polskiego. Poseł brandenburski Johann Hoverbeck donosił z Warszawy w czasie sejmu w 1655 roku, że biskup wileński Jerzy Tyszkiewicz porozumiał się z księciem kurlandzkim Jakubem, aby wybadać, czy ten zgodziłby się ubiegać o tron polski, a inni biskupi zastanawiali się wspólnie z Krzysztofem Opalińskim, czy nie powołać na tron elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma.
W tych okolicznościach nabiera cech prawdopodobieństwa opowiadanie wspomnianego już wyżej Michela Rousseau de la Valette o następnej po romansie z Radziejowską miłostce Jana Kazimierza, tym razem z dworką z fraucymeru jego małżonki, 18-letnią Austriaczką Anną Schónfeld. Korzystając z pomocy udzielanej przez ochmistrzynię królowej, markizę Adrienne de la Roche, spotykał się król w jej pokojach z dworką żony. Wciągał do nich króla po drabince z dziedzińca zamkowego inny pośrednik, dworzanin królewski, postać raczej fikcyjna - baron Pierre de Saint Cyr. Gdy baron zachorował, król nie mogąc wejść przez okno chciał się dostać do pokoju ochmistrzyni przez korytarz biegnący wzdłuż pokojów panien. Stojący tam na warcie dwaj gwardziści wzięli go za złodzieja,
36
schwytali i narobili hałasu zmuszając do odsłonięcia twarzy, a następnie chcąc uniknąć kary rozgłosili, że hałas i zbiegowisko wywołała ich własna sprzeczka. Przeciwieństwa losu uniemożliwiające schadzkę zostały wyjaśnione przez zakochaną parę w ich liścikach miłosnych, pogłębiając jedynie rozwijające się szybko wzajemne uczucie. Romans przerwał jednak najazd szwedzki i wyjazd królowej z dworem do Krakowa.
Pomijając anegdotyczną warstwę powyższej opowieści, warto zaznaczyć, że autor dziełka Casimir Roy de Pologne umiejscowił ją przed samym „potopem" w Zamku Królewskim w Warszawie, a właśnie w tym czasie w maju i w czerwcu 1655 roku dwór królewski z powodu odbywającego się sejmu przebywał na Zamku, a nie jak zazwyczaj w pałacu ogrodowym przy Krakowskim Przedmieściu. Być może zatem przekazuje ta opowieść jakieś autentyczne zdarzenia. Wiemy, że Anna Schónfeld była dworką Ludwiki Marii już w 1654 roku, gdyż poeta dworski Jan Andrzej Morsztyn wymienił ją w wierszu Balet królewski jako jedną z „nimf myśliwych". Do ich grona należały także „pasterka" Katarzyna Denhofowa, następna po Schónfeld kochanka króla, być może już od 1655 (?) roku, oraz „żniwiarka" Maria d'Arquien, która w 1658 roku poślubiła Jana Zamoyskiego. Romans tej ostatniej z Janem Sobieskim sięgał również 1655 roku, gdyż w liście z 25 lipca 1665 roku przypomniał on swej nowo poślubionej małżonce, że kocha ją „z (?) lat z nieporównaną niczym pasyją". Znajdujemy zatem potwierdzenie opowieści tegoż Rousseau de la Valette o romansie tej pary datującym się również sprzed „potopu", gdy Marysieńka miała czternaście lat; jak możemy przypuszczać, już wówczas nie był jej obojętny Sobieski, chociaż poślubiła Zamoyskiego.
Wybuch wojny szwedzkiej zaskoczył dwór i społeczeństwo. Król do ostatnich chwil nieustępliwy wobec szwedzkich żądań zrzeczenia się pretensji do korony szwedzkiej i praw do Inflant szwedzkich łudził społeczeństwo szlacheckie nadzieją na zawarcie przymierze przeciwko Moskwie, lecz sam nie spodziewał się tak szybkiego najazdu szwedzkiego. Tymczasem szwedzki marszałek polny Arvic Wittenberg przekroczył granicę Polski na czele 14 tysięcy żołnierzy już 21 lipca 1655 roku, a po czterech dniach, 25 lipca, przyjął pod Ujściem haniebną kapitulację od zebranej tam szlachty, na czele której stali wojewodowie: poznański - Krzysztof Opaliński, i kaliski - Andrzej Grudziński. Zaraz potem obaj wojewodowie wyruszyli do Poznania, aby skłonić mieszczan do kapitulacji. Brak przygotowań do obrony i pośpieszna kapitulacja bynajmniej nie zostały wywołane względami wojskowymi, gdyż przepraw przez Noteć pod Ujściem mogły bronić nawet niewielkie siły- Wskazuje to na powzięty wcześniej zamiar poddania się Szwedom. Niewątpliwy jest wpływ na tę decyzję znajdującego się przy Wittenbergu Hieronima Radziejowskiego, którego stronnikiem i gorliwym obrońcą był Krzysztof Opaliński. Jednoczesne poddanie się na drugim końcu Rzeczypospolitej Janusza i Bogusława Radziwiłłów Szwedom nie było dziełem przypadku, lecz realizacją zawartego wcześniej porozumienia. Obaj ci kalwińscy magnaci 29 lipca 1655 roku, na dziesięć dni przed zajęciem Wilna przez Moskwę, wysłali swego posłańca, arianina Gabriela Lubienieckiego, z listami do hrabiego Magnusa Gabriela de la Gardie, ówczesnego głównodowodzącego szwedzkiej armii w Inflantach. Szwedzi podali wówczas warunki przyjęcia Litwy pod swą władzę. Warunki te w imieniu obu Radziwiłłów podpisał 10 sierpnia Lubieniecki, następnie zostały one dwukrotnie zaakceptowane przez Janusza Radziwiłła i część szlachty litewskiej: najpierw 18 sierpnia w obozie pod Kiejdanami, a następnie 17 września w samych Kiejdanach.
2 sierpnia Jan Kazimierz wysłał do cesarza jezuitę Andrianiego z prośbą o radę i pomoc, a w cztery dni później królowa Ludwika Maria opuściła w wielkim pośpiechu Zamek i pałac ogrodowy w Warszawie, nie wywożąc z nich nawet większości „skarbów": klejnotów, sreber i dzieł sztuki. Król wysłał je Wisłą do Gdańska, deponując na czas wojny u władz miasta.
Na radzie senatu postanowiono wyznaczyć rejon koncentracji pospolitego ruszenia województw centralnych i nielicznych oddziałów komputowych na obszarze między Łęczycą, Łowiczem i Zgierzem, dokąd wysłano jako dowódcę Stefana Czarnieckiego, nowo mianowanego kasztelana kijowskiego, aby przygotował linię obrony na rzece Bzurze. Dopiero przed samym wyjazdem króla z Warszawy w dniu 18 sierpnia przybyła nad Bzurę dywizja z Ukrainy pod dowództwem hetmana polnego Stanisława Lanckorońskie-go. Kampanię przeciw Szwedom prowadził król nieudolnie, wykazując zadziwiający u niego brak energii i wytrwałości, jakby nie dowierzał zebranej pod jego sztandarami szlachcie i wojsku. Jedyną niepomyślną bitwę wydał Szwedom w czasie stałego odwrotu na południe 16 września pod Żarnowem - zbyt późno, gdyż armię szwedzką dowodzoną przez Wittenberga zdążył już wzmocnić król Karol Gustaw, który parę dni wcześniej, 8 września, zajął Warszawę.
38
Spod Żarnowa wycofał się Jan Kazimierz do Krakowa, po czym opuścił starą stolicę Polski 25 września, w dzień po odjeździe królowej, która udała się do swych księstw opolskiego i raciborskiego na Śląsk. Obronę Krakowa powierzył Stefanowi Czarnieckiemu, mianowanemu przez niego i radę senatu „gubernatorem miasta i zamku królewskiego", który kapitulował na honorowych warunkach dopiero 19 października 1655 roku.
Król porzucił zdolną jeszcze do walki dywizję wojska koronnego hetmana Lanckorońskiego, uważając, że jej siły są zbyt słabe, a następnie odjechał 29 lub 30 września do Nowego Sącza i Czorsztyna nad granicę węgierską. Nie mógł jeszcze wówczas wiedzieć, że hetman wielki koronny Stanisław Potocki „Rewera" został 28/29 września rozgromiony na zachód od Lwowa pod Gródkiem Jagiellońskim przez połączone siły kozacko-moskiewskie. Osamotniona przez króla dywizja Lanckorońskiego, która gotowała się nawet do marszu na odsiecz oblężonej starej stolicy, 3 października rano została zaatakowana pod Wojniczem przez Szwedów dowodzonych osobiście przez króla Karola Gustawa i po zaciętym boju rozbita oraz zmuszona do odwrotu. Pokonani żołnierze wypowiedzieli następnie posłuszeństwo swemu hetmanowi i ulegając namowom nowego dowódcy Aleksandra Koniecpolskiego oraz Jana Sobieskiego, który sprzyjał Szwedom jako krewniak Hieronima Radziejowskiego, przyjęli szwedzką protekcję. W ich ślady poszła rozbita przez Kozaków dywizja hetmana wielkiego koronnego. Po poddaniu się wojska koronnego i szlachty województw małopolskich, a także bełskiej, ruskiej, mazowieckiej i podlaskiej - pod władzą Jana Kazimierza pozostawały spośród miast wojewódzkich (poza Prusami Królewskimi) tylko Lwów, spod którego 7 października odeszli Kozacy, a w trzy dni później Rosjanie, oraz Kamieniec Podolski.
Król opuścił kraj po otrzymaniu wiadomości o klęskach po Gródkiem Jagiellońskim i pod Wojniczem, zapewne 7 października, przekraczając pod Czorsztynem granicę węgierską. Pojawił się jednak znów w Żywcu 10-12 października, aby stąd udać się na górny Śląsk do Głogówka, do zamku śląskiego magnata Oppersdorffa. Przebywała tam już królowa Ludwika Maria, która 16 lub 17 października króla „bardzo niepięknymi słowy przywitała, wyrzucając mu na oczy, że z państwa uciekł, ledwie arcybiskup [Andrzej Leszczyński] ich pojednał-zawiadamiał książę Bogusław Radziwiłł 11 listopada z dalekiego Tykocina swych korespondentów.
Na dworze królewskim w Głogówku, a następnie w Opolu, w którym król przebywał już 2 listopada, panowały początkowo zdecydowanie kapitulanckie nastroje. Jan Kazimierz nadal trwał w depresji i myślał nawet o rokowaniach ze Szwedami w sprawie abdykacji. Według przytaczanego parokrotnie dziełka, wydanego w Paryżu w 1679 roku, Jan Kazimierz w czasie bytności w Opolu kochał się bez pamięci w młodziutkiej Austriaczce Annie Schónfeld. Królowa odkryła romans i zamierzała wydalić dworkę, a król, aby zatrzymać ją w Polsce, postanowił wydać ją za Jana Zamoyskiego, aby ją nadal widywać i być przez nią kochanym. Ludwika Maria pokrzyżowała mu jednak te zamiary, gdyż wydała za Zamoyskiego ulubioną dworkę Marię d'Arquien.
Pomyślniejsze wiadomości zaczęły napływać do Opola już od początku listopada. W Polsce rozwinął się, wspierany finansowo przez królową, ruch partyzancki przeciwko bezlitośnie łupiącym kraj Szwedom. W Wielkopolsce powstańcy odnieśli poważne sukcesy już w pierwszych dniach października, 21 października przyłączyła się do nich szlachta sieradzka, następnie ruch ten objął także Podhale i Beskidy, zwłaszcza górali. Wielkie wrażenie wywołały wśród górali żywieckich wieści o podjętym przez Szwedów 18 listopada oblężeniu Jasnej Góry, której zamierzali przyjść z odsieczą. Przeor paulinów, ksiądz Augustyn Kordecki, skłonił załogę klasztoru do uporczywej obrony, która zmusiła Szwedów do odstąpienia 25 grudnia spod Częstochowy.
Wielkie znaczenie miało nadejście z pomocą jedynego wówczas, wobec obojętności cesarza Ferdynanda III, sojusznika Polski - chana Mehmet Gireja, który 10 listopada pokonał Kozaków w pobliżu Tarnopola pod Jezierną, a następnie otoczył ich 20-22 listopada pod Założcami i zmusił do kapitulacji oraz haniebnego odwrotu. Wojewoda bracławski Piotr Potocki, dowódca garnizonu Kamieńca Podolskiego, zbierał szlachtę podolską i ruską przynaglaną jarłykami chana do służby pod sztandarami Jana Kazimierza, a komendant pułku Potockiego, porucznik Gabriel Woyniłłowicz, opanował 7 grudnia Krosno i rozbił pod nim pułk Aleksandra Prackiego, pozostający w służbie szwedzkiej. Oddziały złożone z górali otoczyły już w połowie listopada Nowy Sącz, wyzwolony 13 grudnia. Gdy Jerzy Lubomirski otwarcie wezwał do prowadzenia walki ze Szwedami, ruch powstańczy objął szlachtę na Pogórzu, która 21 grudnia zawiązała w Nowym Sączu konfederację w obronie króla.
Wydarzenia te umożliwiły Janowi Kazimierzowi powrót do kraju i kontynuowanie walki ze Szwedami. Już na 15 listopada zwołał król w Opolu radę senatu z udziałem Stefana Czarnieckiego, na której postanowiono zerwać rokowania i podjąć walkę. Po zakończeniu rady wydał król 20 listopada znany uniwersał, wzywający wszystkie stany Rzeczypospolitej do powstania przeciwko Szwedom. Dowiedziawszy się, że wojsko zaciężne zamierza odstąpić Szwedów, powrócił król, prowadzony przez Czarnieckiego, przez Słowację i Spisz do kraju. 6 stycznia 1656 roku był już w Bieczu, skąd udał się do Jasła i Krosna. Przybyli tam do niego twórcy zawiązanej 29 grudnia 1655 roku w Tyszowcach nad Bugiem konfederacji wojska koronnego i szlachty opowiadającej się przy królu. Przystąpili do niej obaj hetmani koronni i liczni senatorowie, a także wojsko litewskie, które znacznie wcześniej opowiedziało się przy królu Janie Kazimierzu, zawiązując 23 sierpnia konfederację nad granicą pruską w Wierzbołowie. Z Krosna udał się król do Lwowa, gdzie przebywał do 30 kwietnia 1656 roku obserwując przebieg walk toczonych z Karolem Gustawem, który zamierzał zaatakować nawet Lwów.
Wyprawa szwedzka załamała się około 20 marca pod Jarosławiem, skąd król szwedzki nakazał odwrót. Zewsząd dochodziły odtąd króla coraz pomyślniejsze wieści. Nowo mianowany (po śmierci Janusza Radziwiłła) hetman wielki litewski Paweł Sapieha pokonał 12 marca oddziały Bogusława Radziwiłła pod Janowem na Podlasiu brzeskim i zbliżał się do Sanu, a z Krymu nadciągały posiłki tatarskie. Nawet car Aleksy Michajłowicz okazał się skłonny do prowadzenia rokowań pokojowych.
Za ten pomyślny zwrot w wojnie postanowił Jan Kazimierz, jak to już uprzednio wielokrotnie czynił, podziękować Najświętszej Pannie, prosząc jednocześnie o dalsze łaski. Złożył zatem ślub przed wsławionym cudami obrazem Najświętszej Panny Łaskawej, przeniesionym uprzednio z kaplicy cmentarnej do katedry lwowskiej. Obierał w nim Najświętszą Pannę za swą patronkę i królowę państw swoich oraz polecał jej opiece lud i wojsko obojga narodów. Zobowiązał się - w przypadku zwycięstwa nad Szwedami -
40
wyjednać w Stolicy Apostolskiej, aby ów dzień, 1 kwietnia, po wieczne czasy był obchodzony i święcony; dodawał wreszcie, że postara się, „aby lud w moim królestwie od wszelkich obciążeń i niesprawiedliwego ucisku uwolnić". W imieniu senatu i dostojników śluby złożył biskup przemyski i podkanclerzy koronny Andrzej Trzebicki. Śluby takie król parokrotnie ponawiał, dodając do nich w pewnym momencie zobowiązanie wygnania arian z Polski, wypełnione w 1658 roku.
Z pól bitewnych dochodziły coraz pomyślniejsze wiadomości. Armia szwedzka Karola Gustawa, zamknięta w widłach Sanu i Wisły, zdołała się wprawdzie 4 kwietnia przeprawić przez San broniony przez armię litewską hetmana Sapiehy, lecz Szwedzi okupili ten sukces klęską armii Fryderyka margrabiego von Baden Durlach w dniu 7 kwietnia pod Warką nad Pilicą. Hetman litewski Paweł Sapieha ścigał króla szwedzkiego maszerującego na Warszawę, a następnie, 13 kwietnia odzyskał zajęty przez Szwedów Lublin i od 30 kwietnia otoczył garnizon szwedzki w Warszawie, dowodzony przez marszałka polnego Arvida Wittenberga.
Na wiadomość o blokadzie przez Litwinów Warszawy Jan Kazimierz opuścił 30 kwietnia Lwów, aby około 4 maja połączyć się pod Tyszowcami z pospolitym ruszeniem ziem okolicznych i odwiedzić słynący cudami obraz Najświętszej Panny w bernardyńskim klasztorze w Sokalu nad Bugiem. W miesiąc później zamieszkał w pałacu Ujazdowskim pod Warszawą, a kanclerz w. koronny Stefan Koryciński wezwał komendanta Warszawy Wittenberga do kapitulacji.
Szwedzi zamierzali się jednak bronić, oczekując na odsiecz. Wittenberg pozostał w Warszawie, aby „skarby i dostatki, tak w Pogórzu, jako i tu powtóre nałupione, nazdobywane i armatę szkutami do Prus uprowadził i sam za królem pośpieszył" -stwierdzili mieszczanie warszawscy. Karol Gustaw rozkazał przed opuszczeniem Warszawy, zmusić torturami starego dozorcę pałacu Ujazdowskiego, a także odźwiernego pałacu Kazimierzowskiego do wskazania, gdzie Jan Kazimierz ukrył swe skarby. Rozkaz królewski wykonano, lecz skarbów nie znaleziono. Na Wiśle w pobliżu Zamku Królewskiego stało 30 dużych barek z łupami, w tym z wyposażeniem Zamku, gdyż najpierw stan wody na Wiśle nie pozwalał na wywiezienie ich do Elbląga, a następnie drogę odcięli Litwini. Bronili Szwedzi także honoru i wolności dam szwedzkich przebywających w Warszawie na Zamku.
42
Wittenberg bronił Starej Warszawy oraz kilku pałaców i kościołów położonych na jej przedpolach na czele dwutysięcznego garnizonu szwedzkiego, osłabionego jednak chorobami. Siły polskie po przybyciu z Wielkopolski i Kujaw dywizji Czarnieckiego liczyły około 28,5 tys. wojska regularnego i prawie 20 tys. pospolitego ruszenia, nie licząc luźnej czeladzi obozowej i chłopów, którzy w wojsku litewskim i tym, które przybyło z królem, miało aż trzykrotnie przewyższać liczebnością oddziały regularne.
Pierwsze szturmy podjęto w nocy z 6 na 7 czerwca, lecz rozstrzygające uderzenie nastąpiło w dwa dni po przybyciu dział burzących z Zamościa i ze Lwowa, po wybiciu wyłomu w szwedzkiej linii obronnej w pałacu Kazanowskiego, 29 czerwca. Szturmował głównie „ochotnik rozmaity z ciurów, woźnic i innej drobniejszej czeladzi". Zdobyto pałac Kazanowskiego i klasztor bernardynów, wtargnięto do klasztoru klarysek docierając aż do bramy zamkowej, a od Nowego Miasta zdobyto szańce przy kościele Świętego Ducha i sam kościół. W tym momencie Wittenberg zmuszony przez otoczenie przystąpił do rokowań o warunki kapitulacji, zakończonych pod naciskiem szturmujących dopiero 1 lipca. Furia szturmującej czeladzi polskiej była tak wielka, że po wydaniu polecenia zaprzestania ognia doszło do rozruchów, w czasie których obaj hetmani koronni kazali strzelać dragoni! i piechocie do ochotników, a hetmana polnego litewskiego Wincentego Gosiewskiego zrzucono z konia. Hetman polny koronny został niemal ukamienowany przez nieopanowany tłum, zabito pod nim konia i lżono „szkaradnie". Pod Stefanem Czarnieckim też zabito konia.
Znacznie niebezpieczniejszy od tych wystąpień czeladzi i chłopstwa był tumult wojska żądającego łupów szwedzkich i zaległego żołdu. Tłum żołnierzy z delegatami wojska na czele udał się do pałacu na Lesznie, w którym kwaterował król, żądając zgody na rozprawienie się ze Szwedami. Nie pomogły obietnice królewskie wypłaty nagród i zaległego żołdu: żołnierze złupili bazar Ormian ciągnących za wojskiem.
Żołnierzy i oficerów szwedzkich z rodzinami odesłano do Wielkopolski z bronią, lecz pod konwojem - po uzyskaniu przysięgi, że więcej z Polakami wojować nie będą. Zatrzymano natomiast wyższych dowódców, urzędników i duchownych szwedzkich, na próżno szukających wstawiennictwa u królowej Ludwiki Marii po jej przyjeździe w dniu 13 lipca do pałacu Ujazdowskiego.
43
Odesłano ich do Zamościa, w którym Arvid Wittenberg zmarł. Kanclerza szwedzkiego Bengta Oxenstiernę, gubernatora Warszawy, pozostawiono jako ciężko chorego na Zamku warszawskim.
Jan Kazimierz odzyskał swe stołeczne rezydencje w stanie spustoszenia. Pałace królewskie rabowano na rozkaz Karola Gustawa natychmiast po zajęciu przez Szwedów Warszawy. Już 17 września 1655 roku pisał szwedzki sekretarz stanu Biórenklau z Warszawy do swego króla: „wybrałem najlepsze książki dla biblioteki Waszej Królewskiej Miłości, Ujazdowskie poleciłem spakować". Poza biblioteką królewską, tzw. zamkową, i ujazdowską, zmarłego królewicza Karola Ferdynanda, król szwedzki zagarnął również archiwa państwowe i królewskie, do dziś częściowo znajdujące się w Szwecji, a także 33 arrasy, wśród nich zamkową serię Dawida, oraz część galerii malarstwa. Król Jan Kazimierz na wieść o tym zwrócił się z prośbą do Karola Gustawa o oszczędzenie jego warszawskich rezydencji, przyrzekając nawet - w przypadku, gdyby miał do nich powrócić - sumę równą wartości pozostawionych urządzeń. Król szwedzki odpowiadając polskiej parze królewskiej zapewniał, że pałace nie będą dalej niszczone i rabowane, jednak nie dotrzymał obietnicy, gdyż Szwedzi zrywali nawet marmurowe posadzki, okna i szyby i ładowali je na szkuty wysyłając do Elbląga i dalej za morze. Rozebrano nawet galerię ogrodową zbudowaną z 32 kolumn, zeskrobywano w Zamku złoto z ram i z listew, a następnie „wypalili skrobki, z czego najwięcej 3 lub 4 dukaty zyskali, a zrobili szkody na przeszło 30 000 franków" - donosił 27 października 1655 roku Des Noyers, sekretarz królowej, z Głogówka. Działalnośćłupieską najeźdźców wyszydzano we współczesnych poematach politycznych:
Wodze łakomstwu puszczając przestrone
Do tej sprosności nawet myśl obrócił.
Nie wstydząc się brać marmurów ciosanych
Posągów rytych, tablic malowanych
Które to rzeczy do Szwecyjej słano
Zwłaszcza z Warszawy.
Na kilka dni przed kapitulacją Warszawy, 29 czerwca 1656 roku, Karol Gustaw i elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm podpisali w Malborku traktat o sojuszu wojskowym przeciw Rzeczypospolitej, przyznający Brandenburgii całą Wielkopolskę. Jan Kazimierz
44
postanowił wydać bitwę maszerującej na Warszawę sojuszniczej armii szwedzko-brandenburskiej. Rozegrała się ona w dniach 28-30 lipca na północnych przedpolach Pragi i zakończyła klęską Polaków, którzy ulegli przewadze ogniowej armii sprzymierzonych. Po niepowodzeniach ataków jazdy polskiej w drugim dniu bitwy, król Jan Kazimierz zarządził pod wieczór ewakuację najpierw dział, piechoty i taborów na lewy brzeg Wisły przez most do Warszawy. Trafną decyzję króla źle wykonano: zaczęto tłoczyć się w panice u mostu, mimo że cała jazda zajmowała jeszcze pozycje bojowe. Stoczyła ona w trzecim i ostatnim dniu bitwy ciężkie walki osłaniając odwrót, którym kierował król ze szpadą w ręku. Część jazdy wycofała się na północ ku Narwi lub na południe na Grochów i Okuniew. W odwrocie utracono cięższe działa pozostawione na wydmach praskich, a na moście zepchnięto w panice wielu ludzi do Wisły; omal nie utonęli hetman wielki koronny Stanisław Potocki i Jan Zamoyski. Po ukończeniu przeprawy podpalono most od strony warszawskiej.
Nazajutrz, 30 lipca, zebrała się na Zamku warszawskim rada wojenna, która zadecydowała opuścić Warszawę. Król uzasadniał później tę zbyt pośpieszną decyzję brakiem prochów, nie zapewnił jednak ewakuacji nawet nielicznych posiadanych dział i materiałów wojennych.
Trzydniowa bitwa warszawska została przegrana, lecz ocalało wojsko zdolne do dalszych walk.
Stefan Czarniecki prowadził nadal „wojnę szarpaną", gromiąc oddziały szwedzkie. Działalność ta wpłynęła na decyzję sprzymierzonych władców, króla szwedzkiego i elektora, odejścia ze swymi armiami na północ do Prus. Opuścili Szwedzi nawet Warszawę.
Na radzie wojennej na przełomie sierpnia i września postanowiono przystąpić do działań zaczepnych w kilku kierunkach. Jerzy Lubomirski miał kontynuować blokadę załogi szwedzkiej Krakowa, pospolite ruszenie wielkopolskie wysłano na brandenburską Nową Marchię, a armia litewska pod hetmanem polnym litewskim Wincentym Gosiewskim ruszyła na Prusy Książęce, aby zmusić elektora do zerwania sojuszu z królem szwedzkim.
Tymczasem król Jan Kazimierz po dłuższym pobycie w Lublinie przeprawił się przez Wisłę i 2 października 1656 roku obiegł Łęczycę, zdobytą trzeciego dnia szturmem. 7 października kapitulowała załoga łęczyckiego zamku. Z Łęczycy ruszył na północ i łącząc się
45
z pospolitym ruszeniem ziem, przez które przechodził oraz z partyzantami zajął Bydgoszcz i Chojnice, a 15 listopada odbył uroczysty wjazd do Gdańska - miasta, które zachowało mu wierność nawet w najcięższych chwilach.
U schyłku 1656 roku przeważająca część ziem Rzeczypospolitej była już wolna od Szwedów i Brandenburczyków. Szwedzi utrzymali, poza obleganym Krakowem i Łowiczem, linię twierdz od Kępy Szwedzkiej u ujścia Narwi do Wisły wzdłuż Wisły aż do Głowy Gdańskiej, Malborka i Elbląga, kilka twierdz w głębi Prus Królewskich, Tykocin nad Narwią i Birże na Żmudzi. Paweł Sapieha zdobył jednak szturmem Tykocin 27 stycznia 1657 roku, a Wincenty Gosiewskl przyjął 29 stycznia kapitulację Birż. Brandenburczycy zajmowali do sierpnia 1657 roku Poznań, Kościan i Kórnik.
Obie walczące strony szukały gwałtownie nowych sprzymierzeńców. Rzeczpospolita zawarła 3 listopada 1656 roku w Niemieży pod Wilnem traktat przymierza z Rosją, przewidujący wybór na tron polski za życia Jana Kazimierza jednego z synów cara Aleksego Michajłowicza, a 1 grudnia - układ o sojuszu obronnym z cesarstwem, przewidujący przekazanie 4000 żołnierzy habsburskich na żołd polski i pomoc dyplomatyczną w pertraktacjach z Danią o sojusz przeciw Szwecji.
Szwedzi zawarli natomiast 6 grudnia tegoż roku w Radnot w Siedmiogrodzie traktat z Jerzym II Rakoczym, przewidujący rozbiór Rzeczypospolitej między Szwecję, Brandenburgię, Siedmiogród, Kozaków i księcia Bogusława Radziwiłła, który miał uzyskać województwo nowogródzkie na Litwie jako udzielne księstwo.
W tej groźnej sytuacji przebywający w Gdańsku Jan Kazimierz pośpieszył w głąb kraju. Wyprowadził go z Gdańska Stefan Czarniecki na czele dwutysięcznego oddziału jazdy. Król dotarł 28 lutego 1657 roku aż do Częstochowy, aby z niej lub z pobliskiego Dankowa kierować przygotowaniami do odparcia nowego najazdu szwedzko-siedmiogrodzko-kozackiego. W czasie tej wyprawy Karol Gustaw porzucił nagle 2 czerwca 1657 roku swoich nowych sprzymierzeńców, wyruszając na nowy, duński front wojny. Osamotnioną armię siedmiogrodzko-kozacką rozbili Polacy 11 lipca 1657 roku pod Magierowem koło Żółkwi, a następnie pod Czarnym Ostrowem. 23 lipca książę Jerzy Rakoczy kapitulował pod Międzybożem nad Bohem.
46
Kilka miesięcy wcześniej, 30 marca, Jan Kazimierz zawarł z Austrią nowy traktat sojuszniczy, lecz pierwszy posiłkowy oddział wojska cesarskiego w sile 5 tys. żołnierzy wyruszył 1 czerwca nie przeciwko Rakoczemu, ale pod Kraków, którego załogę szwedzką wzmocnili Siedmiogrodzianie. 20 czerwca Jan Kazimierz przybył osobiście pod Kraków, aby kierować oblężeniem starej stolicy. W miesiąc później przybyła do niego królowa Ludwika Maria, eskortowana przez nowy siedmiotysięczny oddział austriacki. Łącznie siły austriackie przysłane do Polski sięgały liczby 17-18 tysięcy żołnierzy, łupiących bezlitośnie kraj. Po kapitulacji Rakoczego Kraków opuścił 18 sierpnia oddział siedmiogrodzki, a w tydzień później, 25 sierpnia, komendant szwedzki Paul Wirtz poddał miasto i zamek na Wawelu na honorowych warunkach. Wcześniej już opuścili Szwedzi Łowicz i Kępę Szwedzką u ujścia Narwi. Odtąd w ich rękach pozostała jedynie część Prus Królewskich, które Karol Gustaw pragnął za wszelką cenę utrzymać.
Jan Kazimierz nie spoczął jednak na laurach zwycięzcy. Po zawarciu 19 września 1657 roku w Welawie, a 6 listopada w Bydgoszczy traktatów z elektorem brandenburskim o sojuszu zwalniającym Prusy Książęce z lennej zależności udał się w następnym roku pod Toruń, aby osobiście kierować oblężeniem miasta od 25 września 1658 roku do kapitulacji Szwedów w dniu 23 grudnia tego roku. Tylko dzięki energii i wytrwałości króla sprzymierzona armia polsko-austriacka zmusiła garnizon szwedzki do poddania twierdzy. Uroczysty wjazd króla do wyzwolonego Torunia odbył się w Nowy Rok 1659. Odtąd Jan Kazimierz nie brał już osobistego udziału w wojnie, która toczyła się jeszcze do schyłku 1659 roku w Prusach Królewskich, w których Szwedzi do końca utrzymali w swym posiadaniu Elbląg i Malbork.
Rozluźnił się w tym czasie sojusz z Austrią, gdyż cesarz Leopold l odmówił stanowczo zezwolenia na ślub brata, arcyksięcia Karola Habsburga, z jedną z młodziutkich siostrzenic królowej Ludwiki Marii, palatynówien reńskich-Benedykta lub Anną Henriettą Julią. Wpływ królowej na Jana Kazimierza był zaś na tyle decydujący, że uległ on jej żądanju, aby kandydatem do tronu polskiego mógł zostać tylko mąż jej siostrzenicy. Miał on być wybrany za życia króla, jak mówiono wówczas po łacinie - vivente rege, na co godziła się w 1657 i 1658 roku pod wrażeniem klęski „potopu" i groźby rozbioru kraju przytłaczająca większość senatu i szlachty.
47
Wobec odmowy cesarza Jan Kazimierz odwrócił się pod wpływem żony od Austrii i zbliżył do Francji, zwłaszcza że już we wrześniu 1657 roku kardynał Juliusz Mazarini, faktyczny rządca Francji w imieniu królowej wdowy, regentki Anny Austriackiej, zaproponował królowej Ludwice Marii kandydata francuskiego do ręki jej siostrzenicy. Został nim trzy lata później Henryk Juliusz Burbon Conde diuk d'Enghien, urodzony w 1643 roku, syn zwycięzcy spod Rocroy, Ludwika Kondeusza Wielkiego. Odtąd dwór tworzył w głębokiej konspiracji stronnictwo profrancuskie, aby przeprowadzić elekcję vivente rege kandydata francuskiego. Królowa pozyskiwała stronników przyznając im roczne pensje, płatne złotem francuskim, rozdając wakanse i swatając dworskie panny, przeważnie Francuzki, za polskich i litewskich magnatów. Nowo mianowany w czasie sejmu 1658 roku kanclerz litewski Krzysztof Pac, mąż damy dworu królowej, Klary Eugenii de Mailly-Lascaris, zbierał podpisy na tajnych „skryptach", zobowiązujące składających je do popierania na sejmie elekcji vivente rege.
Dzięki pośrednictwu, a nawet presji wywieranej przez mediatora francuskiego Antoine'a de Lumbres, który skłaniał stronę polską do prędkiego przystąpienia do rokowań o traktat pokojowy ze Szwecją, sprzymierzone przeciw Szwecji państwa - Rzeczpospolita, Austria i Brandenburgia - wyraziły zgodę na otwarcie 13 stycznia 1660 roku kongresu pokojowego w starym opactwie cysterskim w Oliwie pod Gdańskiem. W rokowaniach wzięli udział także przedstawiciele Danii i Holandii, a nawet Kurlandii. De Lumbres przekonał swą rodaczkę, królową Ludwikę Marię, i komisarzy polskich, jej stronników, że Szwecja po rezygnacji z planów opanowania południowych wybrzeży Bałtyku stanie się korzystnym sojusznikiem Rzeczypospolitej i dworu królewskiego przeciw Austrii i Brandenburgii na zachodzie/a przeciw Moskwie - na wschodzie. Dzięki temu zawarto 3 maja 1660 roku stosunkowo pomyślny dla Szwecji traktat pokojowy, utrzymujący stan sprzed wojny, lecz już nie na czas określony traktatem, lecz na zasadzie pokoju wieczystego. Odtąd dwór królewski traktował stale Szwecję jako swego potencjalnego sojusznika nie tylko przeciw wrogom zewnętrznym, lecz także przeciw Jerzemu Lubomirskiemu i konfederatom wojskowym. W przeddzień podpisania traktatu para królewska opuściła okolice Gdańska, gdzie przebywała już od 12 grudnia 1659 roku, czuwając nad przebiegiem obrad oliwskich.
48
Odtąd Jan Kazimierz główną uwagę poświęcił wojnie z Moskwą, wznowionej w 1659 roku, nie wziął w niej jednak osobiście udziału, a jedynie z Samboru położonego w pobliżu Lwowa na Rusi Czerwonej obserwował przebieg wyprawy Jerzego Lubomirskiego a Ukrainę, zakończonej 3 listopada 1660 roku kapitulacją armii rosyjskiej otoczonej w obozie pod Cudnowem na Ukrainie.
Już od 1658 roku coraz większą uwagę poświęcał Jan Kazimierz sprawom wewnętrznym, zwłaszcza w czasie obrad dwóch sejmów w latach 1658 i 1659. Na pierwszym z nich, wypełniając złożone pod naciskiem spowiedników i biskupów ślubowanie, zgodził się na wygnanie arian z Polski, równocześnie jednak podjął prace nad reformą systemu sejmowania, kontynuowane na sejmie 1659 roku. Oba te sejmy upamiętniły się aktem świadczącym, że duch tolerancji narodowej i wyznaniowej nie wygasł jeszcze całkowicie w Rzeczypospolitej. Król, zawsze podatny na sugestie otoczenia, ulegał presji duchowieństwa katolickiego wykorzystującego jego kult Matki Boskiej, lecz sam był przekonań tolerancyjnych. Jego stałe dążenia do rozwiązania kwestii kozackiej na drodze ustępstw nie były wyłącznie wynikiem wpływu, jaki wywierał na niego Jerzy Ossoliński, lecz wyrazem własnych przekonań, którym dał wyraz po śmierci tego wielkiego kanclerza, gdy w 1655 roku deklarował chęć nadania kozackiej Ukrainie autonomii. Dzieło to prowadził następnie zaufany sekretarz króla, szlachcic wołyński Stanisław Kazimierz Bieniewski, który współpracując z arianinem Jerzym Niemiryczem, magnatem ukraińskim, pozyskał dla tych planów następcę Bohdana Chmielnickiego - nowego hetmana kozackiego Jana Wyhowskiego. Sejm 1658 roku udzielił komisarzom polskim do rozmów z Kozakami szerokich pełnomocnictw, dzięki którym zawarli oni 16 września tegoż roku w Hadziaczu na Zadnieprzu ugodę, zwaną niekiedy „unią hadziacką", stawiającą naród ruski na jednym poziomie z polskim i litewskim „jak równy z równym, wolny z wolnym, zacny z zacnym". Jan Kazimierz popierał zdecydowanie zawartą ugodę i dał temu wyraz przyjmując na długo przed sejmem, który miał ją zatwierdzić, w obozie pod obleganym Toruniem, przysięgę wierności od posła kozackiego Pawła Tetery.
Ugodę zatwierdził sejm 1659 roku 12 maja, w dzień Wniebowstąpienia. Na obszarze trzech województw ukraińskich powstało odrębne „Księstwo Ruskie lub Ukrainne" z własną administracją i samorządem, pod władzą hetmana ruskiego mianowanego przez króla spośród czterech kandydatów-elektów.
49
Nowe księstwo miało mieć, na wzór Litwy, osobnych ministrów, trybunał i dwie akademie, a metropolita kijowski i trzej władycy dyzuniccy mieli zasiąść w senacie. Ugoda gwarantowała prawosławnym dyzunitom równouprawnienie, przewidując obsadzanie godności w Księstwie Ruskim na przemian przez dyzunitę i katolika. Szlachta powracała do swych dóbr, a rejestr kozacki ograniczono do 30 tysięcy, dodając 10 tysięcy zaciężnych żołnierzy niemieckich, którymi miał dowodzić jeden z twórców ugody, Jerzy Niemirycz, który w tym celu przeszedł z arianizmu na prawosławie. Po stu Kozaków z każdego pułku .uzyskiwało nobilitację, a starszyzna kozacka - bogate nadania. 22 maja 1659 roku król i posłowie kozaccy z bratem hetmana Konstantym Wyhowskim na czele zaprzysięgli ugodę, a Jerzy Niemirycz wygłosił nazajutrz w sejmie słynną mowę o jej znaczeniu. Ugoda nie przetrwała jednak nawet pół roku, gdyż już w sierpniu Niemirycz zginął z rąk czerni, a w miesiąc później Kozacy zrzucili Wyhowskiego z hetmaństwa na rzecz nieudolnego Jurka Chmielnickiego, zwanego powszechnie Chmielniczenką, który 27 października 1659 roku przyjął znów poddaństwo carskie.
W roku następnym na czerwcowej konwokacji warszawskiej, która zatwierdziła traktat pokojowy zawarty w Oliwie, magnateria i szlachta odrzuciły projekty reformy sejmowania i wówczas ulegający coraz bardziej żonie król zniechęcił się do myśli o reformie państwa. Zajął się odtąd forsowaniem za wszelką cenę, poprzez intrygi dworskie, elekcji vivente rege księcia francuskiego Henryka Juliusza d'Enghien, męża siostrzenicy królowej Ludwiki Marii.
Decydująca batalia o uchwałę o przeprowadzeniu elekcji vivente rege rozegrała się na sejmie 4 lipca 1661 roku podczas wspólnej sesji senatu i koła poselskiego w Zamku warszawskim. Król przed przystąpieniem do wygłoszenia „propozycyi" w tej sprawie był tak przejęty, że - jak zanotował w Autobiografii złośliwy Bogusław Radziwiłł - „wprzódy mu kapelusz spadł i do pół izby senatorskiej się wytoczył, potem w pół mowy wypadł mu z ręki regiment [berło], a na ostatek, gdy z krzesła wstawał, przez psa mało się nie obalił, co wszystko ludzie pro ma/o mieli ominę [za zły znak]". W mowie tej wypowiedział głośną przepowiednię, że w razie zaniechania proponowanej reformy nastąpi rozbiór Rzeczypospolitej: „Moskwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z niemi języka i Litwę dla siebie przeznaczą: granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka,
50
a przypuszczać należy, iż o całe Prusy certować zechce {...], wreszcie dom austryjacki [Habsburgowie] spoglądający łakomie na Kraków nie opuści dogodnej dla siebie sposobności i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru".
Groźba zawarta w tym proroctwie nie odniosła skutku, gdyż dwór dla pozyskania sejmujących stanów urządził tryumfalny wjazd zwycięzców nad Moskwą z 1660 roku spod Połonki na Litwie nad Chowańskim i spod Słobodyszcz oraz Cudnowa na Ukrainie, którzy rzucali królowi pod nogi zdobyte sztandary. Już 5 lipca musiał król zrezygnować z konstytucji o elekcji następcy za jego życia, a w dniu zamknięcia sejmu, 17 lipca, w opozycji wytrwało czterech senatorów i blisko dziesięciu posłów. Za ich plecami krył się zachęcający do wytrwałości Jerzy Lubomirski.
Nowym ciosem dla dworu było zawiązanie w tym samym miesiącu przez wojsko koronne stacjonujące na Ukrainie „Związku Święconego", którego inspiratorem i cichym poplecznikiem był tenże Lubomirski, hetman polny koronny. Konfederaci wojskowi upomnieli się nie tylko o olbrzymi, wielomilionowy zaległy żołd, lecz także o całość dawnych wolności. Konfederację wojskową zawiązało również 10 września wojsko litewskie. Odtąd plany dworu w wojsku koronnym popierał jedynie wojewoda ruski Stefan Czarniecki, którego dywizja utworzyła opowiadający się przy królu „Związek Pobożny". Oba związki opozycyjne miały jednak miażdżącą przewagę, gdyż należało do nich około 40 tysięcy żołnierza zaciężnego. Wszystkie plany polityczne dworu uległy zawieszeniu, a królowa ograniczyła się do pozyskiwania nowych stronników powiększaniem list wypłat złota francuskiego. Znajdujemy na nich niemal wszystkich ministrów, senatorów i wpływowych posłów sejmowych, a wśród nich Stefana Czarnieckiego i Jana Sobieskiego.
Aby pozyskać sobie przynajmniej wojsko litewskie, jesienią 1661 roku podjął Jan Kazimierz wyprawę wojenną na Litwę przeciw Moskwie w towarzystwie Stefana Czarnieckiego. Około 20 października król wjechał po raz pierwszy od czasu swej koronacji do miasta Wilna, gdyż oba zamki, górny i dolny, zajmował jeszcze broniący się uporczywie garnizon rosyjski.
Z Wilna wyruszył król naprzeciw armii kniazia Iwana Andrejewicza Chowańskiego - „słynnego ze swych klęsk", jak mówili wówczas Polacy i Litwini - która zagrażała nawet Wilnu.
51
Czarniecki skłonił konfederatów litewskich do wspólnych z armią królewska działań przeciw Moskwie i uzgodnił z nimi aprobowany przez króla plan stoczenia bitwy. Jako „mąż zaufania" konfederatów, pozostawał Czarniecki właściwym dowódcą całej armii. Chowański został rozgromiony 4 listopada pod Kuszlikami między Głębokiem, gdzie stał król, i Połockiem, do którego się schronił pokonany. Na tym zakończyła się jednak współpraca konfederatów ze stronnictwem dworskim. Przyjęli oni króla w swym obozie ,,z wielką rewerencyją i z tryumfem [...], jako najniżsi poddani za hukiem niemałym, gdy z dział bito i regimenty dawały ognia z ręcznej strzelby". Król odbył przegląd wojsk, obejrzał pobojowisko, łupy i jeńców, odśpiewano Te Deum laudamus. Konfederaci całowali rękę królewską, lecz odmówili kontynuowania wyprawy, wobec czego Jan Kazimierz powrócił około 25 listopada do Wilna, aby podjąć przygotowania do szturmu zamków wileńskich. Bronił się w nich uporczywie wojewoda carski, wsławiony licznymi okrucieństwami kniaź Daniło Jefimowicz Myszecki, przeciw któremu zbuntowali się jego właśni podkomendni i przed decydującym szturmem poddali zamki.
W następnym roku zwołał król nowy sejm, lecz także na nim nie mógł przeprowadzić swej woli, gdyż konfederaci koronni terroryzowali sejmujące stany, docierając aż do pobliskiego Piaseczna. Przerażeni posłowie uchwalili ogromne podatki na wojsko i potępili raz jeszcze elekcję vivente rege.
„Związek Święcony" nie rozwiązywał się, czekając na zaległy żołd, a tymczasem królowa Ludwika Maria podjęła nową próbę rozbicia przynajmniej konfederacji wojska litewskiego. Pozyskała dla swych celów marszałka tej konfederacji, Kazimierza Chwalibóg Żeromskiego, i świeżo wypuszczonego z niewoli w Moskwie hetmana polnego litewskiego Wincentego Korwin Gosiewskiego, przekupionego dziesięcioma tysiącami franków francuskich rocznej pensji. Zastępca marszałka konfederackiego (substytut) Konstanty Kotowski spostrzegł niebezpieczeństwo i polecił obu stronników królowej schwytać i stracić.
Ohydny mord skompromitował nie tylko związek wojska litewskiego, lecz także pośrednio „Związek Święcony". Mocodawczyni zabitego hetmana Gosiewskiego opracowała nawet plan zatrzymania i zgładzenia Jerzego Lubomirskiego oraz delegatów związku wojska koronnego, którzy w styczniu 1663 roku przybyli na dwór królewski przebywający we Lwowie,
52
aby sfinalizować ugodę króla z konfederatami. Ugodę zawarto, a ostrzeżeni sygnatariusze wojskowi natychmiast opuścili Lwów, oszczędzając tym razem krajowi wojny domowej. „Związek Święcony" został rozwiązany 3 lipca 1663 roku, a 20 lipca ukończono wypłatę pieniędzy. W dwa dni później odbyło się w komnacie króla we Lwowie uroczyste pojednanie z udziałem Jerzego Lubomirskiego, Jana Leszczyńskiego i najbliższych współpracowników oraz stronników króla.
Nieco wcześniej konfederacja wojska litewskiego rozpadła się na dwie dywizje: prawego skrzydła - hetmana wielkiego, i lewego skrzydła - hetmana polnego. Stronnik króla w wojsku, Michał Pac, schwytał zabójców hetmana Gosiewskiego, a następnie 22 kwietnia w Szadowie na Żmudzi skłonił lewe skrzydło wojska litewskiego do rozwiązania konfederacji, za co otrzymał już we wrześniu 1663 roku obietnicę nadania mu buławy polnej. Najpóźniej, dopiero 4 sierpnia, rozwiązało konfederację, paląc jej akt, sapieżyńskie prawe skrzydło wojska litewskiego.
Po rozwiązaniu konfederacji postanowił Jan Kazimierz wyruszyć w głąb państwa moskiewskiego. Miał nadzieję dotrzeć na zapusty dawnym szlakiem Dymitra Samozwańca do „Stolicy" (Moskwy) i zamyślał nawet o przypomnieniu pretensji Władysława IV do carskiej korony. Zwycięska wyprawa miała podnieść autorytet monarchy, zwłaszcza w wojsku, i umożliwić mu narzucenie Rzeczypospolitej odbioru następcy za życia króla.
Lubomirski odmówił udziału w wyprawie i król w towarzystwie jedynie hetmana wielkiego koronnego, sędziwego Stanisława Potockiego „Rewery", wyruszył 17 lub 18 sierpnia 1663 roku ze Lwowa. Armię koronną wspierali wierni królowi Kozacy i Tatarzy, a od północy Litwini. Wyprawę opóźniał opór stawiany przez Kozaków i chłopów w licznych grodach na Zadnieprzu, a ostatecznie załamała się ona na nieudanych szturmach do moskiewskiego Głuchowa (od 22 stycznia do 9 lutego 1664 roku) i oblężeniu Siewska (14-19 lutego 1664 roku). W głąb Moskwy wysłano jedynie kilkutysięczny oddział, a główna armia królewska wśród zaczynających się roztopów, zagrożona przez dwie armie rosyjskie, wycofała się obierając drogę na Białoruś. Król wjechał 31 marca do Mohylewa w asyście dwóch chorągwi kozackich. Wyszły u na spotkanie cechy miejskie i duchowieństwo z procesjami, a wójt Piotr Kazanowicz wręczył złociste klucze do miasta zdobytego w roku poprzednim przez zbuntowanych mieszczan i jeńców polskich.
53
W drodze powrotnej, w Wilnie i w sapieżyńskiej Różanie, w której przebywał w czasie pielgrzymki do cudownego obrazu Matki Boskiej w pobliskich Żyrowicach, zwanych litewską Częstochową, król pozyskał poparcie całej Litwy dla swych planów. Jedynie postawa Bogusława Radziwiłła była niejasna. Wzmocnienie własnego stronnictwa skłoniło króla po powrocie do Warszawy w lipcu 1664 roku do zdecydowanego wystąpienia przeciwko jedynemu poważnemu przeciwnikowi, pozostałemu na placu boju -Jerzemu Lubomirskiemu.
Zwołana do Warszawy konwokacja senatorska postanowiła 17 sierpnia 1664 roku złamać opozycję kierowaną przez Lubomirskiego, a król wydał uniwersały zwołujące sejm na 26 listopada. Natychmiast po jego ukonstytuowaniu złożono sąd sejmowy, który pod przewodem króla osądził Lubomirskiego za zdradę i wydał dekret. Procedura prawna wymagała, aby winę oskarżonego poprzysiągł tzw. delator z sześciu towarzyszami. Po wydaniu dekretu z wielkim trudem, groźbami i przekupstwem nakłoniono Hieronima z Wielkiego Skrzynna Dunina do stwierdzenia przysięgą w dniu 29 grudnia 1664 roku zbrodni Lubomirskiego, po czym marszałek nadworny koronny Jan Klemens Branicki opublikował w izbie sądowej na Zamku warszawskim dekret skazujący marszałka wielkiego i hetmana polnego koronnego ,,na utratę czci, życia i wszystkich dóbr".
Przebywający w czasie procesu sejmowego w swym zamku Janowcu nad Wisłą Lubomirski udawał pokorę, błagał senatorów o wstawiennictwo, a jednocześnie próbował zerwać sejm, nim jeszcze zostanie ukończony przewód sądowy. Sąd sejmowy osądził jednak nie tylko Lubomirskiego, lecz także sprawców śmierci hetmana polnego litewskiego Wincentego Gosiewskiego. Egzekucję czterech głównych skazanych -substytuta konfederacji wojskowej Konstantego Kotowskiego, sędziwego pułkownika Stefana Niewiarowskiego, Mikołaja Narkiewicza i Jastrzębskiego - przeprowadzono 3 stycznia 1665 roku na Rynku Starego Miasta w Warszawie. Dopiero po tych aktach udało się opozycji 7 stycznia zerwać sejm. Spór między majestatem a złotą wolnością miał rozstrzygnąć miecz.
54
Lubomirski uciekł na Śląsk, skąd intrygował w Berlinie, Wiedniu, Sztokholmie i Moskwie, szukając obcej pomocy i przyrzekając w zamian koronę polską. Cesarz udzielił mu - ze względu na Francję - jedynie cichego poparcia, przekazywał w czasie trwania rokoszu nieznaczne sumy pieniężne, a w kwietniu 1665 roku nakazał nawet opuszczenie Śląska. Wsparcie elektora brandenburskiego było również ostrożne, lecz pomoc finansowa poważniejsza niż cesarska.
Królowi brakowało wodza zdolnego poprowadzić wojsko i szlachtę do walki z Lubomirskim, gdyż Jan Sobieski odmówił przyjęcia po nim laski marszałkowskiej i buławy hetmańskiej. Buławę otrzymał Stefan Czarniecki, lecz awans ten spotkał go już na łożu śmierci. Stary i wytrawny dowódca, cieszący się wielkim autorytetem w wojsku, zmarł z ran 16 lutego 1665 roku w Sokolcach pod Lwowem w drodze z Ukrainy do Warszawy.
Niemal jednocześnie, 7 kwietnia, zmarł inny stronnik dworu - Jan Zamoyski zwany Sobiepanem, wojewoda sandomierski i mąż Marii Kazimiery d'Arquien, lecz śmierć jego, zamiast osłabić obóz dworski, wzmocniła pozycję króla, gdyż zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stosunek Sobieskiego do propozycji królewskiej. Na wiadomość o wdowieństwie ukochanej, już 21 kwietnia zjawił się u dworu, w trzy dni potem przyjął laskę wielką koronną, a 10 maja zawarł swój pierwszy, potajemny ślub ze świeżo owdowiałą Marysieńką i brał odtąd czynny udział w przygotowaniach do zbliżającej się szybko wojny domowej.
Wojna wybuchła już w maju, po utworzeniu przez poważną część wojska koronnego stacjonującego na Ukrainie nowej konfederacji wojskowej i przekroczeniu granicy polskiej na Podhalu przez Lubomirskiego. Król zwlekał z wyprawą, czekając na wolno gromadzące się chorągwie, a 6 lipca para królewska wyprawiła na Zamki warszawskim Sobieskiemu i jego małżonce wspaniałe wesele Poprzedził je zawarty przez nich - już po raz drugi, lecz tym razem jawnie - uroczysty ślub kościelny.
W dniu ślubu, 5 lipca, do Zamku przybył jako dziewosłęb zaufany przyjaciel i sługa Sobieskiego, Marek Matczyński, który wygłaszając piękną łacińską orację poprosił w jego imieniu parę królewską o rękę wychowanicy królowej, pani Zamoyskiej. Królowa, odpowiadając ustami swego kanclerza, sławiła jej przymioty i włożyła na skronie panny młodej wieniec z drogich kamieni, dar pana młodego, po czym, po jego uroczystym wjeździe na Zamek, odbył się w kaplicy zamkowej ślub udzielony przez nuncjusza papieskiego Odescalchiego, a następnie trzy dni trwające uroczystości weselne. W czasie wieczornej uczty przy osobnym stole siedziała para królewska i para młodych, nuncjusz, poseł francuski i prymas. Nocą odbył się bal weselny. Drugiego dnia składano młodej parze bogate dary i wygłaszano okolicznościowe oracje oraz panegiryki wierszem i prozą, po czym odbył się następny nocny bal, a trzeciego dnia, 7 lipca, pan młody podejmował dwór w swoim warszawskim pałacu, wydając urządzoną z wielkim przepychem ucztę, w czasie której podobno, poza ogólną pijatyką, palono nie znany jeszcze na Zachodzie tytoń turecki. Zakończyło ją ogólne pijaństwo, nawet senatorów, i bójki czeladzi o wspaniałą zastawę srebrną, obrusy i ręczniki ozdobione koronkami. Na zakończenie król i królowa odprowadzili młodą parę do łożnicy, poczym Jan Kazimierz, nie wracając już do Zamku, wprost z wesela wyruszył do obozu wojskowego.
Siły królewskie w kampanii 1665 roku osiągnęły liczbę 12 tys. żołnierzy. Przeciwko nim zgromadził Lubomirski 3 tys., a do popierającej go konfederacji wojskowej przystąpiło około 40 chorągwi, czyli około 3,5 tys. doświadczonych żołnierzy. Rozpoczęła się długotrwała gonitwa armii królewskiej, na czele której w straży przedniej szedł Sobieski, za rokoszanami. Trasa pościgu prowadzonego w niezwykle trudnych warunkach deszczowego lata prowadziła przez Rozwadów, lewym brzegiem Sanu, a następnie lewym brzegiem Wisły aż pod Częstochowę i dalej pod Wieluń i Kalisz, skąd ścigani i ścigający zawrócili znów na południe. Do jedynego poważniejszego starcia doszło 4 września pod Częstochową. W czasie nieobecności Sobieskiego, który stęskniony za Marysieńką przebywał na królewskim dworze w Warszawie, dowódca litewskich posiłków Aleksander Hilary Połubiński, wzmocniony oddziałami gwardii królewskiej i kilku chorągwiami komputu koronnego, uderzył rankiem na rokoszan. Po początkowym sukcesie ataku został jednak przyparty do murów twierdzy częstochowskiej przez nową dywizję rokoszan, złożoną z konfederatów. Załoga twierdzy odmówiła Połubińskiemu pomocy i schronienia, zmuszając go tym do kapitulacji. Król, wypoczywający w tym czasie w pobliskim klasztorze kanoników regularnych w Mstowie, zbyt późno wysłał Połubińskiemu pomoc.
56
Klęska pod Częstochową rozwiała nadzieje pary królewskiej na militarne zwycięstwo nad Lubomirskim w tegorocznej kampanii, lecz działania wojenne przeciągnęły się jeszcze do jesieni. Dopiero 8 listopada podpisano „w polu pod Palczynem" na Kujawach traktat ugody z Lubomirskim, który miał opuścić kraj, i z konfederatami wojskowymi. Był to raczej chwilowy rozejm niż trwała ugoda, gdyż już nazajutrz rokoszowe koło generalne szlachty wielkopolskiej, obradujące pod przewodem Krzysztofa Grzymułtowskiego, kasztelana poznańskiego, postanowiło, że na wypadek, gdyby król sejmu nie zwołał, lub gdyby sejm został zerwany, wyruszą ponownie zbrojnie w pole.
Jan Kazimierz zwołał sejm na 17 marca 1666 roku, gdyż liczył na posłów litewskich popierających plany elekcyjne dworu i na zastraszenie opozycji wojskiem. Ściągnął w tym celu pod Warszawę pułki, a na placu przed Zamkiem zatoczył działa i wzmocnił warty. Nie wpłynęło to na uspokojenie umysłów i w końcu oburzeni posłowie wymogli na królu odesłanie dział do cekhauzu. Szeptano jednak, że stronnicy Lubomirskiego chcą sprawić krwawą łaźnię senatorom, a król nadal ściągał wojsko. Jak donosił elektorowi brandenburskiemu jego poseł Johann Hoverbeck, na samo wspomnienie Lubomirskiego „gniew podnosił mu [królowi] włosy na głowie".
Dwaj przywódcy rokoszu, Lubomirski i Grzymułtowski, przebywający wówczas we Wrocławiu, prowadzili rokowania z elektorem, proponując przeprowadzenie elekcji nowego króla w osobie kandydata elektora, księcia palatyna Filipa Wilhelma Neuburga, niegdyś szwagra króla Jana Kazimierza. W zamian za osadzenie go na tronie polskim Neuburg obiecywał elektorowi ustąpienie mu niektórych spornych terytoriów w Nadrenii.
Sześciotygodniowa kadencja sejmu upłynęła 28 kwietnia na jałowych sporach i marszałek poselski Jan Pieniążek złożył swą laskę. Król wzmocnił tego dnia warty gwardyjskie na krużgankach zamkowych koło izby poselskiej, co wzburzyło posłów. Zgodzili się wprawdzie na prolongatę sejmu do jutra, lecz gdy dzień ten nadszedł, 30 posłów z sześciu województw koronnych nie udało się „na górę" do sali senatu, lecz pozostało w swej izbie, protestując w ten sposób przeciw gwałceniu swobody poselskiej przez zbrojnych dworzan królewskich. Nastroje opozycyjne wzmacniał protest większości posłów przeciw objęciu przez Sobieskiego jako marszałka wielkiego koronnego przewodnictwa obrad połączonych izb „na górze" i rozdawaniu przez niego gałek do głosowania.
57
W tej sytuacji opozycja zorganizowała własną sesję w kościele Bernardynów, skąd prowadziła rokowania z królem. Jan Kazimierz, obawiając się, aby opozycja nie zażądała zwrotu buławy Lubomirskiemu, nadał ją nieoczekiwanie 30 kwietnia Sobieskiemu. Teraz pojednanie stało się niemożliwe i 4 maja sejm został zerwany, a nowa wojna domowa była już nieunikniona.
Na nową wyprawę wyruszył król o trzeciej z rana w niedzielę 20 maja. Opowiadano później, że krucyfiks stojący na cmentarzu przy kościele Bernardynów od strony stajni zygmuntowskiej przy placu Zamkowym, zwrócony ku Krakowskiemu Przedmieściu, „obrócił się twarzą do kościoła z wielkim szumem i strachem ludzi". Świadkami zjawiska były panny bernardynki z sąsiedniego klasztoru. Rozgniewana królowa nakazała „stolarzowi pokojowemu" obrócić krucyfiks do poprzedniej pozycji i wzmocnić żelaznymi gwoźdźmi, lecz w czasie nieszporów obrócił się powtórnie, a odprawiający bernardyni usłyszeli głos wypowiadający po łacinie następujące zdanie: „Nie godzi się królowej wyprawiać jednego ludu [wojska] przeciwko drugiemu".
Król dążył za wszelką cenę do szybkiego rozstrzygnięcia walki, gdyż Ludwik XIV opłacił jego żołnierzy tylko do 31 lipca i żądał zawarcia ugody z Lubomirskim, ponieważ Francja szukała porozumienia z Brandenburgią i gotowa była odstąpić od jawnego popierania diuka d'Enghien na rzecz kandydatury księcia palatyna Filipa Wilhelma Neuburga. Przy kandydaturze francuskiej trwał jednak uparty Jan Kazimierz, kierujący się nienawiścią do Lubomirskiego, a podtrzymywany w niej przez kanclerza litewskiego Krzysztofa Paca i nowego prymasa Mikołaja Prażmowskiego.
Konieczność ukończenia kampanii jeszcze w lipcu zmusiła króla i nowo mianowanego hetmana polnego koronnego Jana Sobieskiego, właściwego dowódcę wyprawy, do ryzykownego uderzenia 13 lipca o świcie na rokoszan chronionych przez bagnistą na tym odcinku Noteć, płynącą z Gopła na północny zachód do jeziora Pakoskiego, zwanego także Trląg. Przebyć ją można było tylko pod wsią Mątwy, przekraczając bagno i rzekę. Na tej trudnej, szerokiej prawie na dwa kilometry, przeprawie konie nie sięgały na długim odcinku dna i musiały płynąć. W czasie przeprawy i zakładania przez część armii królewskiej obozu już na drugim brzegu uderzyła nagle uszykowana w trzy rzuty jazda rokoszan i rozbiła chorągwie królewskie, zmuszając je do panicznego odwrotu przez przeprawę.
58
Sam Sobieski, po próbie oporu, rozbity „ledwie uciekł, z pistoletami za nim goniono; ledwo protectus od swoich, którzy broniąc pana zdrowiem i gardłem swoim zastąpili", lecz uciekający zepchnęli go z mostu, także „zgubił szablę od boku, misiurkę z głowy, łuk z sajdaku, karwasz [naramienniki] z rąk, wojłok spod kulbaki, podpiersień z konia".
Straty królewskie obliczano najmniej na 3766, a według rachuby maksymalistycznej na 4863 żołnierzy i 400 oficerów, natomiast według pamiętnikarza Mikołaja Jemiołowskiego zginęło tylko 150 rokoszan.
Krwawa klęska pod Mątwami oznaczała załamanie się planów dworu królewskiego przeprowadzenia nie tylko elekcji vivente rege, lecz nawet elekcji sterowanej, po formalnej wcześniejszej abdykacji króla.
Brak pieniędzy na wojsko zmusił króla do zawarcia 31 lipca w Łęgonicach nad Pilicą traktatu pokojowego z rokoszanami, w którym zrezygnował z przeprowadzenia elekcji i zapewniał zupełną amnestię. Uroczyste przeproszenie króla i zaprzysiężenie traktatu nastąpiło 8 sierpnia na polach pod Jaroszynem na lewym brzegu Wisły, naprzeciw Puław. Lubomirski odzyskał jedynie swe dobra i opuszczał kraj.
Krwawy rokosz, który nie przyniósł żadnej ze stron zwycięstwa, został ukończony. Ustała jednak tylko walka orężna, gdyż zmagania rokoszowej szlachty z królem trwały nadal nawet po śmierci głównych antagonistów: Jerzego Lubomirskiego, zmarłego nagle we Wrocławiu 26 stycznia 1667 roku, i królowej Ludwiki Marii, która zakończyła życie 10 maja tegoż roku, w czasie trwania sejmu na Zamku Królewskim w Warszawie. Był to pierwszy szczęśliwie ukończony (19 maja) sejm po czterech zerwanych poprzednio.
Jan Kazimierz poczuł się po stracie żony osamotniony i bezsilny. Stanąwszy przed jej zastygłym ciałem „uczuł niewymowny smutek, zalał się łzami i miał przez kilka godzin nieustanne dreszcze. Według barwnego wyrażenia zaufanego sekretarza królowej, Pierre Des Noyersa, zmarła była dla króla „matką, córką i siostrą jednocześnie". Dzieliła z nim obowiązki i trudy rządzenia, podejmowała wszystkie ważniejsze decyzje, zwłaszcza dotyczące polityki zagranicznej, której prowadzeniem sama się zajmowała. Ciężar korony odczuł wdowiec tym silniej, że choć dotychczas był wytrzymały na trudy, teraz podupadł na zdrowiu.
59
W siedemnaście dni po zgonie królowej poseł francuski Pierre de Bonzy donosił swemu władcy, że „ci [lekarze], którzy przewidzieli śmierć królowej, nie sądzą, aby jego koniec był bardzo daleki i nie dają mu nawet ośmiu miesięcy życia. Nogi puchną mu często, a jeśli nie, to znowu dostaje takich duszności, że ledwie może oddychać". Stan zdrowia nie przeszkadzał mu jednak w szukaniu pocieszenia w przygodach miłosnych. Cytowany tu biskup Pierre de Bonzy donosił 20 maja do Paryża, że „kochany król polski tak był trzymany krótko przez żonę pod względem miłostek, że ugania się obecnie zarówno za wielką damą, jak i za służącą. Te wycieczki jeśliby trwały dalej, mogłyby zaszkodzić jego zdrowiu [...], także dlatego, że aby utrzymać je w tajemnicy używa na nie czasu przeznaczonego na sen [...]". W podobny sposób przedstawił tryb życia króla Sobieski w liście do żony pisanym 2 grudnia: „teraźniejszemu królowi nie może przykrzyć żywot, bo o niczym na świecie nie myśli, a żyje sobie jako w seraju tureckim. Te tedy same metresy na to [aby abdykował] nigdy nie pozwolą [...]". Poza tymi rozrywkami nic nie mogło go wyrwać z głębokiej apatii i gnuśności. Aby coś od niego uzyskać, trzeba go było zabawić.
Umiała to najlepiej dawna, co najmniej od 1661 roku, faworyta królewska, a po zgonie małżonki króla jego oficjalna kochanka, Katarzyna z Bessenów Denhofowa, żona podkomorzego koronnego Teodora. Obmyśliła ona dla króla „pewną grę", na którą schodziło się codziennie najzaufańsze grono. Należał do niego za jej wolą również poseł francuski, dzięki czemu „nie kłopocząc się mówi mu się co potrzeba" - donosił tenże poseł 10 czerwca do Paryża. Jan Kazimierz nie troszczył się już o nic, nie udzielał audiencji i nic nie podpisywał, a Sobieskiemu, który przedstawiał mu w listach niebezpieczeństwo tatarskie, odpowiedział, że wcale się tym nie kłopocze, że nie ma już teraz na głowie królowej i że sam stąd wkrótce ucieknie.
Tymczasem zaszedł w polityce francuskiej poważny zwrot: po śmierci w dniu 17 września 1665 roku króla Hiszpanii Filipa IV Francja zgłosiła pretensje do Niderlandów hiszpańskich. Już 16 lutego 1666 roku Holandia i Brandenburgia zawarły sojusz, opowiadając się w tym sporze za Francją, która dążyła teraz do pozyskania niemieckich władców Nadrenii. Należał do nich książę palatyn Filip Wilhelm Neuburg, uzależniający zawarcie porozumienią z Francją od poparcia jego planów wydania córki za króla Polski.
60
W nowej sytuacji Król-Słońce Ludwik XIV, zamiast wysłać korpus ekspedycyjny pod dowództwem Kondeusza do Polski, przystąpił w maju 1667 roku do podboju Niderlandów, a 18 lipca nakazał swemu posłowi w Warszawie poparcie projektu wydania księżniczki neuburskiej za króla polskiego i skłonienia go do rezygnacji z zamiaru złożenia korony.
Poseł francuski biskup de Bonzy w odpowiedzi donosił do Paryża, że nowa instrukcja francuska uderzyła w króla jak grom: „oczy jego napełniły się łzami, mowa wyrzutami". Bezwolny i chory król podporządkował się jednak żądaniom francuskim poślubienia trzynastoletniej księżniczki, a w sierpniu 1667 roku przyjął na audiencji posła neuburskiego - barona Giesesa i poprosił go o aktualny portret księżniczki, zaznaczając jednocześnie, że interesuje się arcyksiężną innsbrucką Anną, córką Cosimy II Medyceusza, wielkiego księcia Toskanii, a wdową po swym ciotecznym bracie Karolu Ferdynandzie Habsburgu, hrabim Tyrolu.
Nie sądzone było jednak Janowi Kazimierzowi pozostać na tronie polskim, gdyż okoliczności zewnętrzne i wewnętrzne pchały go ku abdykacji. W październiku 1667 roku Filip Wilhelm Neuburg porzucił zamiar wyswatania córki w Polsce, a po dwóch miesiącach, 15 grudnia, zawarł z dworami wersalskim i berlińskim nowy traktat, w którym Ludwik XIV zobowiązał się poprzeć jego kandydaturę do tronu polskiego.
Traktat powyższy umożliwił podpisanie w Warszawie 9 marca 1668 roku przez króla oraz posłów francuskiego i neuburskiego tajnego porozumienia, ustalającego warunki abdykacji. Jan Kazimierz zobowiązał się złożyć koronę najdalej do połowy sierpnia 1668 roku i polecić Filipa Wilhelma Neuburga na swego następcę, a w zamian Król-Słońce zapewnił mu dożywotnio dochody z dóbr duchownych w wysokości 150 000 liwrów, płatne od dnia abdykacji bez względu na to, czy Neuburg zostanie królem, czy nie. Filip Wilhelm zobowiązał się w razie obioru umorzyć wszystkie długi Jana Kazimierza, pozostawić mu ekonomię samborską i dziedziczny Żywiec (albo płacić 50 tys. talarów rocznej pensji), a ponadto wypłacić jednorazowo 100 tys. złotych polskich z dochodów z salin. Na wypadek fiaska elekcji Neuburga obowiązek wypłacania tej pensji spadał na Ludwika XIV. Jan Kazimierz zastrzegł sobie również prawo używania tytułu królewskiego, niezawisłość i dowolny wybór miejsca pobytu,
61
a także prawo posiadania straży przybocznej złożonej z 200 ludzi. Zobowiązał się w zamian przekazać Neuburgowi w testamencie sumy neapolitańskie i dobra żywieckie. Dodatkowe porozumienie zawarte z Neuburgiem 2 sierpnia zapewniało liczne korzyści rodzinie Denhofów. Podstawowe porozumienie potwierdził 16 czerwca król Francji, wyszczególniając w nim beneficja i opactwa, które Jan Kazimierz miał otrzymać we Francji. Większe znaczenie niż nacisk Francji miała na podjęcie decyzji
O abdykacji postawa szlachty polskiej, która trwała nadal w rokoszu. Jej bunt przeciwko królowi nie wygasł, brakowało tylko przywódców, gdyż dawni czołowi opozycjoniści - Jan Leszczyński, Krzysztof Grzymułtowski, a na Litwie Radziwiłłowie - stali się jako zwolennicy Brandenburgii stronnikami dworu i współpracowali odtąd z królem.
Już w sierpniu 1667 roku przestrzegał de Bonzy swych mocodawców w Paryżu, że król zostanie zmuszony do abdykacji, „a dawne przywiązanie, jakie Polacy do niego żywili, tak dalece przeszło w antypatię [...], że jest niepodobieństwem, aby Polacy przy pierwszej ważniejszej sposobności nie spędzili go z tronu". W miesiąc później przekonał się Jan Kazimierz, że nie potrafi zapobiec wybuchowi nowego konfliktu zbrojnego. Szlachta domagała się bowiem usunięcia wszystkich posłów cudzoziemskich i wydania trzecich wici, wzywających ją pod broń rzekomo przeciw Tatarom i Kozakom. Sobieski pisał 10 września 1667 roku ze Lwowa do żony, że „pospolitego ruszenia wszyscy się gwałtownie napierają, którego dwór się boi".
Wobec oporu króla, trzecie wici wydano dopiero 17 października z terminem stawiennictwa na 15 listopada, a więc w dzień po zwycięskim ukończeniu przez Sobieskiego kampanii podhajeckiej.
Ostatni sejm za panowania Jana Kazimierza, zwołany przez niego jako nadzwyczajny do Warszawy na dzień 24 stycznia 1668 roku, miał według zamysłu króla obmyślić środki na wojnę z Turkami, zaspokoić pretensje wojska i wreszcie rozważyć poprawę porządku sejmowania. Szlachta zgromadzona na sejmikach odpowiedziała na ten rozsądny program ostrymi antykrólewskimi manifestami, w których domagała się rozpuszczenia całego wojska, a także zwołania w czasie tego sejmu pospolitego ruszenia, „co niewiele by się różniło od detronizacji króla, którą można przeprowadzić w każdej chwili,
62
gdy tylko szlachta osądzi, że król rządzi wbrew jej woli" - pisał 28 grudnia de Bonzy do Paryża. Ten niezwykle burzliwy sejm wypełniły niemal całkowicie żądania usunięcia wszystkich obcych posłów z kraju, z posłem francuskim na czele. Atmosfera była tak naładowana zbliżającą się burzą, że 5 lutego 1668 roku w czasie sejmu ktoś strzelił do powozu posła de Bonzy, a nazajutrz omal nie wyrzucono przez okno sekretarza poselstwa brandenburskiego w mniemaniu, że jest to sekretarz ambasady francuskiej. Gdy 6 marca mijała sześciotygodniowa kadencja sejmu, posłowie szlacheccy nie chcieli zgodzić się nawet na dzień prolongaty, żądając aprobaty konstytucji o zwołaniu na dzień 20 czerwca pospolitego ruszenia, którego celem miałoby być formowanie praw, a nie wyprawa wojenna. Miałby to więc być „sejm konny". Król zmuszony był wprowadzić po kryjomu do izby poselskiej dobrze uzbrojoną gwardię. Po trzech godzinach namiętnych sporów zniecierpliwiony król wyrzekł osobiście „z srogim żalem, a prawie rzewnymi łzami" gorzkie słowa: „Podobno tęskno WM, że tak długo na tym tronie siedzę, wierzcie mi, że i mnie drugie tyle z wami. Wielką mi rzecz uczynicie, gdy mnie uwolnicie, że będę miał spokój. Ja się przed Bogiem protestuję, że pospolitego ruszenia nie bronię, ale na takie jakeście napisali, żadną miarą pozwolić nie mogę i jeśli WM moją deklaracyją nie kontentujecie się, niech pan marszałek [poselski] żegna". Sejm rozszedł się nazajutrz bez podjęcia uchwał.
Król przekonał się podczas sejmu, że abdykacja jest koniecznością, lecz wahał się nadal z jej przeprowadzeniem, obawiając się ciężaru swych długów i zależności finansowej od króla Ludwika XIV. Na jego majątek osobisty, poza niemożliwymi do wyegzekwowania pretensjami, składała się kwota 114 280 dukatów, stanowiąca należną mu część tak zwanej sumy neapolitańskiej, od której pobierał roczny procent w wysokości 11 428 dukatów, dobra żywieckie oceniane na co najmniej 500 tys. złotych i pałac ogrodowy (Kazimierzowski) w Warszawie. Na tym majątku, ocenianym na 1200 tys. do 1500 tys. złotych, ciążyły jednak nie spłacone długi obu braci króla, Władysława IV i Karola Ferdynanda, wynoszące przeszło 4300 tys. złotych polskich, oraz nie znanej wysokości długi osobiste samego Jana Kazimierza. Zabiegał zatem król o uzyskanie od Rzeczypospolitej po abdykacji rocznej „prowizji" w wysokości 300 tys. złotych, przeznaczonej w całości na spłatę tych długów.
63
Również szlachta wysuwała pretensje do króla, żądając od niego zwrotu zastawionych klejnotów koronnych i obić zwanych „Potopem" (arrasy wawelskie), a także koron „moskiewskiej" i „szwedzkiej", zapisanych Rzeczypospolitej w testamencie przez Władysława IV.
Sejm abdykacyjny, otwarty 27 sierpnia 1668 roku, dobiegł końca 15 września w przedostatnim dniu panowania Jana Kazimierza. Ułożono i odczytano dwa dyplomy: abdykacyjny króla i rewersalny Rzeczypospolitej, w których obie strony zwalniały się wzajemnie od zobowiązań i przysiąg. Dzień 16 września wypełniło nabożeństwo, na którym kaznodzieja królewski Adrian Pikarski wygłosił kazanie, a następnie posiedzenie połączonych izb w sali senatu, podczas którego król po raz ostatni zasiadł na majestacie. Ponownie odczytano, podpisano i wymieniono oba dyplomy. Król zwrócił również swój dyplom elekcyjny z 1648 roku, a następnie powstał i wygłosił przemowę, w której zwalniał dotychczasowych poddanych z posłuszeństwa i prosił o wybaczenie błędów. Żal nie pozwolił mu mówić dalej, oddał więc głos księdzu podkanclerzemu Andrzejowi Olszowskiemu, który czytał z karty dalszy ciąg przemowy. Przepowiadał w niej król, powtarzając myśli wypowiedziane już w 1661 roku na sejmie, przyszły upadek Rzeczypospolitej. Następnie, po ceremonii ucałowania ręki królewskiej przez obecnych, wyszedł z sali sejmowej i udał się, już jako człowiek prywatny, bez pompy i orszaku, do swego prywatnego pałacu ogrodowego na Krakowskim Przedmieściu. Burzliwe panowanie ostatniego z Wazów, który był - jak go powszechnie nazywano - również ostatnim z Jagiellonów, dobiegło końca.
Sytuacja prawna zdetronizowanego monarchy nie była jasna. W układach z królem Francji zastrzegł sobie prawo dożywotniego noszenia tytułów króla Polski i Szwecji. Ten ostatni tytuł przyznawał mu dożywotnio traktat oliwski, ratyfikowany przez Rzeczpospolitą. Wroga mu szlachta polska nazywała go zatem „bywszym królem Polski, a teraźniejszym szwedzkim". Sam król uważał jednak, że przysługuje mu także w Rzeczypospolitej Obojga Narodów tytuł króla polskiego i na tej podstawie w listach wysyłanych na sejmiki i sejmy zwracał się do szlachty jak król do poddanych, a ona listy takie zwracała lub niszczyła nie odczytane publicznie. Upór ex-króla okazywany w tej sprawie utrudniał mu obronę nieraz słusznych postulatów. Do najważniejszych należała wypłata przyznanej mu przez sejm
64
abdykacyjny corocznej prowizji w wysokości 100000 złotych z Korony i 50000 złotych z Litwy, którą zaczął otrzymywać po długiej zwłoce.
Były król stał się obecnie postacią wprost żałosną, gdyż pretendował nadal do odgrywania roli przywódcy obozu francuskiego w Rzeczypospolitej, a w rzeczywistości nie liczyli się z nim ani obcy monarchowie, ani szlachta i magnaci. W obronę brali go jedynie dawni stronnicy dworu, a obecnie zwolennicy kandydatury Neuburga na tron polski, między innymi Jan Sobieski i jego towarzysze broni; na Litwie Bogusław i Michał Kazimierz Radziwiłłowie bronili go przed atakami Paców. W przeddzień abdykacji nie zdołał Jan Kazimierz nawet dowiedzieć się, czy Ludwik XIV nie zlecił swoim dyplomatom popierania, w tajemnicy przed Neuburgiem, elekcji Kondeusza na tron Polski.
Poseł francuski na elekcję, Pierre de Bonzy, pragnął zatrzymać Jana Kazimierza w Polsce do czasu obioru nowego króla, aby posłużyć się nim na wypadek zbrojnej interwencji, austriackiej lub moskiewskiej, i opóźniał jego wyjazd na stały pobyt do Francji. Francuzi zatrzymali w tym celu drugą ratę pensji zabezpieczonej na francuskich opactwach.
Warszawę opuścił Jan Kazimierz po raz ostatni w życiu 30 kwietnia 1669 roku, przed otwarciem obrad sejmu elekcyjnego, aby oczekiwać na wynik elekcji blisko granicy Rzeczypospolitej w swych dobrach w Żywcu. Wiadomość o zaskakującym wyniku elekcji, obiorze królem Polski Michała Korybuta Wiśniowieckiego, wychowanka jego brata królewicza Karola Ferdynanda, a później dworzanina królewskiego przebywającego z nim nawet na emigracji na Śląsku w 1655 roku, powitał 25 czerwca ze zdumieniem, lecz zachował się w stosunku do elekta poprawnie, gdyż natychmiast polecił odśpiewać w kościele żywieckim hymn dziękczynny Te Deum laudamus.
Nie życzył sobie jednak „żyć pod władzą, którego widziałem wśród mych poddanych" - jak napisał do de Bonzy'ego, i 5 lipca 1669 roku opuścił Żywiec zabierając ze sobą poza granice kraju grupę dworzan i sług, liczącą 60 osób poza czeladzią. Należeli do niej wraz z tymi, którzy dogonili go już na Śląsku, marszałek tego skromnego dworu, starosta ostrołęcki Jan Kos, trzej Litwini -Teodor Hieronim Obuchowicz, autor krótkiego pamiętnika, w którym pozostawił zwięzły opis podróży i pobytu we Francji, Krzysztof Chrapowicki
65
i książę Hieronim Sanguszko, a z Korony - Hieronim Petrykowski, Stefan Szumowski i Franciszek Denhof, staroście sokalski. Podskarbim i sekretarzem dworu został kanonik warszawski Jan Otrębosz, a spośród duchownych - poza nim - towarzyszyli Janowi Kazimierzowi jego stary spowiednik Karol Soli i kapelan Wojciech Graben. Sekretarzem do korespondencji francuskiej i włoskiej pozostał Włoch z Modeny, Krzysztof Masini, który indy-genat polski uzyskał w 1662 roku, a lekarzem był nadal Wywrzyniec Braun.
Z Żywca udał się król w swą ostatnią już pielgrzymkę do Częstochowy, po czym przekroczył granicę Rzeczypospolitej kierując się na Wrocław. Jego bliski krewny, cesarz Leopold I, polecił podejmować go niezwykle uroczyście, oddawać królewskie honory i gościć na koszt skarbu. Magistrat Wrocławia urządził nawet po przyjeździe króla do miasta, około 18 lipca, przedstawienie teatralne na jego cześć, a król „wydał ucztę dla dam" - donosiła „Gazettede France", zamieszczająca stale relacje o podróży króla. Cesarz chciał go podobno zatrzymać na stałe w księstwie raciborsko-opolskim, wyznaczając mu nawet stałe dochody, lecz Jan Kazimierz kontynuował podróż do Francji i granicę jej przekroczył w końcu września tegoż roku.
Uroczyste powitanie nastąpiło w pierwszym mieście francuskim Metzu, do którego Jan Kazimierz zjechał wśród szpalerów wojska przy biciu z dział zamkowych i miejskich, a po trwających tydzień uroczystościach opuścił gościnny Metz, by dalszą podróż odbyć incognito. Mimo tej anonimowości również mieszkańcy dalszych miast i osad witali go owacyjnie.
W czasie dalszej podróży spotkali go 3 października dwaj byli kandydaci do tronu polskiego, Ludwik II Bourbon, książę de Conde, zwany Wielkim Kondeuszem, i syn jego Henryk Juliusz, diuk d'Enghien, mąż Anny Henryki Julii Bawarskiej, siostrzenicy zmarłej królowej Ludwiki Marii Gonzagi. Zaprosili oni dostojnego krewniaka do swej rezydencji - pałacu Chantilly pod Paryżem. U podnóża schodów pałacowych powitały byłego króla Polski jego szwagierka Anna Gonzaga, księżna wdowa palatynowa reńska, i jej córka Anna Henryka Julia księżna d'Enghien. Był następnie na wspominkach ku czci zmarłej żony Ludwiki Marii, oglądał komedię, podejmowano go wspaniałym obiadem. Cztery następne dni wypełniły mu rozrywki, w czasie których poznał wybitnych przedstawicieli arystokracji francuskiej,
66
z ministrem spraw zagranicznych Hugonem de Lionne na czele. W Chantilly wystawiano dla niego codziennie komedię włoską, gdyż znał dobrze włoski, a bardzo słabo francuski, odbywano też spacery, polowania na jelenie, łowienie ryb i tym podobne rozrywki. Zawarta w Chantilly znajomość z siostrą jego zmarłej żony, palatynową wdową Anną Gonzaga, przerodziła się w głębszą zażyłość i współpracę, gdyż para ta planowała później zawarcie małżeństwa.
Po opuszczeniu gościnnego Chantilly odwiedził Jan Kazimierz benedyktyńskie opactwo świętego Tauryna w Evreux, jedno z ośmiu opactw należących do jego uposażenia we Francji, a następnie 17 listopada przybył incognito w towarzystwie diuka d'Enghien i Pierre'a de Bonzy do królewskiej rezydencji podparyskiej, poprzednika Wersalu, zamku Saint-Germain-en-Laye, i złożył wizytę królowi Ludwikowi XIV w jego gabinecie. Wzięli w niej także udział delfin (następca tronu) i „Monsieur" Filip książę orleański, młodszy brat króla. Odwiedził również Jan Kazimierz królową Marię Teresę w jej apartamencie. Nie była to jego ostatnia wizyta u królowej, gdyż wiemy, że później na jej zaproszenie oglądał wystawioną w Saint-Germain-en-Laye hiszpańską sztukę.
Zamieszkał Jan Kazimierz na stałe w swym największym beneficjum, pięknym pałacu opackim położonym w obrębie otoczonego murami opactwa świętego Germana, powstałego już w VI wieku, a położonego wówczas na przedmieściu Paryża, tuż obok słynnych „łąk kleryków", od których wzięło nazwę Saint-Germain-des-Pres.
Jan Kazimierz został 24 listopada 1669 roku instalowany uroczyście jako jego 76 opat. Dzieje jego rządów na stolicy opackiej i pozostawione w Saint-Germain-des-Pres pamiątki po nim przedstawił dokładnie historyk opactwa, dom Jacgues Bouillart, uczony benedyktyn z kongregacji świętego Maura zrzeszającej opactwa benedyktyńskie, w dziele wydanym w Paryżu w 1724 roku.
Papież Klemens IX zwolnił już 9 marca 1669 roku nowego opata od składania ślubów zakonnych i przyjęcia święceń kapłańskich. Jan Kazimierz nie mógł jednak wstąpić w związki małżeńskie z Anną Gonzaga, wdową od 1663 roku po Edwardzie Wittelsbachu księciu bawarskim i palatynie reńskim, gdyż była ona rodzone siostrą jego zmarłej małżonki. Aby uzyskać papieską dyspensę n« ten związek, w najściślejszej tajemnicy wysłał do Rzymu swego kapelana, jezuitę Wojciecha Grabena, aby przy pośrednictwie generała jezuitów Jana Pawła Olivy wybadał stanowisko papieża. Generał odradzał małżeństwo, uważał jednak, że uzyskanie dyspensy jest możliwe i obiecał swoje pośrednictwo u papieża. Jan Kazimierz, odpowiadając mu 23 grudnia 1670 roku, zawiadomił o decyzji zawarcia małżeństwa i prosił o wyjednanie dyspensy. W początkach 1671 roku Graben był już z powrotem w Paryżu, nie wiemy jednak, czy przywiózł dyspensę, czy król czekał na nią nadal.
Były król Polski nie opuszczał Paryża co najmniej do końca maja 1670 roku; także później spędzał w nim większą część roku. Odwiedzał kościoły i klasztory stołeczne, uczestnicząc w uroczystościach religijnych. Obchodził uroczyście swe imieniny 4 marca 1670 roku, biorąc udział w procesji do przywiezionego z Polski obrazu świętego Kazimierza, pędzla gdańszczanina Daniela Schultza. Obraz umieszczono w kościele opackim w kaplicy Świętego Placyda, która otrzymała nowe wezwanie kaplicy Świętego Kazimierza.
Udział byłego króla w życiu dworu francuskiego był dość nikły. „Gazette de France" odnotowała jedynie jego obecność 13 lutego 1670 roku na zabawie dworskiej, na którą przybył w celu obejrzenia komedii i baletu. Bywał natomiast częściej na przedstawieniach teatralnych w słynnej wówczas paryskiej dzielnicy rozrywek Marais. Oglądał tam 30 listopada 1669 roku jedną z ulubionych fars, wystawianych w popularnym stylu włoskim.
Zajmowało go nadal życie towarzyskie i umizgi do dam. 30 marca 1670 roku Maria de Rabutin-Chantal de Sevigne pisała do -Rogera Rabutina hrabiego de Bussy, przebywającego w niełasce królewskiej z dala od stolicy w swych dobrach burgundzkich, że „król polski interesuje tu żywo nasze damy. Ma kosztowności, które stanowią dla nich wszystkich ponętę i chociaż nie jest młody, ani piękny, ani nawet bardzo dowcipny, jest przecie bardzo poszukiwany, gdyż od czasu Pana wyjazdu [z Paryża] kobiety jeszcze mniej niż dawniej mają skrupułów, gdy chodzi o uczynienie pierwszych kroków ku koronom". Do tych pozbawionych skrupułów dam należała kobieta trzydziestoletnia, słynna z piękności podwójna wdowa Francoise Mignot marszałkowa de l'Hopital. Autor dziełka Cuńosites historiques (Ciekawostki historyczne), wydanego w 1759 roku w Paryżu, twierdził, że Franfoise Mignot, praczkę z Grenoble, poślubił najpierw Pierre de la Porte, skarbnik i poborca z Delfinatu, następnie w 1653 roku marszałek Francji Francois de l'Hopital, seigneurdu Hallier, były lieutenant generał księcia Kondeusza w bitwie pod Rocroy,
68
starszy od niej prawie o 50 lat, zmarły w 1660 roku - a w końcu, potajemnie, król Polski. Zmarły w 1755 roku diuk de Saint Simon twierdzi w swych Pamiętnikach, że Jan Kazimierz poślubił marszałkową w jej domu przy ulicy Fosses-Montmartre 14 grudnia 1672 roku, a więc wówczas, gdy w rzeczywistości leżał w Nevers na śmiertelnym łożu. Plotki o związku byłego króla z Francoise Mignot miały jednak jakąś podstawę, gdyż w testamencie spisanym 12 grudnia tegoż roku, a więc na dwa dni przed rzekomym ślubem, oświadczył, że jest jej dłużnikiem na sumę 200 pistolów złota (podwójnych luidorów). Na tej podstawie wypłacono jej później 3300 liwrów.
Mimo otrzymywania poważnych dochodów z ośmiu opactw, czterech benedyktyńskich i czterech cysterskich, których był opatem, Jan Kazimierz również we Francji stale odczuwał brak pieniędzy. Było to zapewne główną przyczyną porzucenia u niego służby już w połowie 1670 roku przez większość przybyłych z nim polskich dworzan, których utrzymywał, a nawet kształcił w szkołach paryskich. 8 lipca tegoż roku pisał Jan Kazimierz do podkomorzego koronnego Teodora Denhof a, że wydał za jego synowca Franciszka i księcia Hieronima Sanguszkę„pod dziesięć tysięcy złotych" na ich naukę francuskiego i ćwiczenia (do których należała szermierka, jazda konna i taniec) w specjalnej akademii. Obaj jednak powrócili w tym roku do kraju. Na miejsce opuszczających go rodaków przyjmował król głównie Francuzów. Do dworu w chwili jego zgonu należeli nadal dwaj jezuici, Karol Soli i Wojciech Graben, jałmużnik i jednocześnie sekretarz do korespondencji polskiej Zygmunt Ostenbok, starszy pokojowiec generał Franciszek de Buy, starszy koniuszy Kos, pierwszy lekarz Augustyn Courrade, późniejszy tytularny lekarz zwyczajny króla Francji i segneur de Marest, jego bratanek, również lekarz, Karol Ludwik Courrade młodszy, który następnie powrócił do Polski, chirurg le sieur Barrer i aptekarz Claude Gallois. Do przybyszów z Polski należeć mogli również wymieniani bez nazwisk odźwierny Hans i zegarmistrz Tomasz.
Do najwybitniejszych dworzan Francuzów, którzy nigdy nie byli w Polsce, należeli: nowy marszałek jego dworu, niejaki Pierre Guyot, zarządca pałacu króla pan de la Mothe Daunoy, jałmużnik Astier, kapitan gwardii de la Faye, dwaj dworzanie Franpois Fredy de Moulinet i jego brat lub syn pan Fredy, dwóch sekretarzy -zwyczajny, do korespondencji francuskiej, Levesque i do korespondencji włoskiej Ferrary,
69
skarbnik Pachault i wreszcie trzech kamerdynerów, szlachciców francuskich: Vacherot, Grifflet i Thomas Fouteraine. Z paziów znamy imiennie tylko syna pana Fredy du Moulinet; ich zwierzchnikiem był niejaki pan de Lilie. Paziowie mieli własnego kamerdynera, la Fontaine, a król łożył na ich naukę tańca, skoro jego wierzycielem pozostał mistrz tańca pan Tancrede.
Dla ratowania podupadającego stale zdrowia udawał się Jan Kazimierz na kurację do wód leczniczych, a od maja do jesieni przebywał najczęściej w Bourbon - l'Archembault, miejscowości słynącej z wód leczniczych, położonej w obecnym departamencie Alliery na południu Francji. Uzdrowisko położone było w odległości 26 km od starego zamku Moulins, oddanego mu do dyspozycji przez diuka d'Enghien, gdzie bawił w lipcu i sierpniu 1671 roku. W sierpniu 1672 roku kurował się w miejscowości kąpielowej Sainte-Reine w Burgundii, skąd przeniósł się we wrześniu do Bourbonu i zamku Moulins, w którym zachorował 3 października na „febrę" (malarię). Sekretarz jego, Levesque, doniósł stąd 5 października ojcu Jeanowi Barre, szafarzowi klasztoru Saint-Germain-des-Pres w Paryżu, że „JKM powziął melancholię tak głęboką z powodu złego obrotu spraw polskich, że ten stan sprowadził nań, w związku z jakąś tkwiącą w nim dyspozycją [do choroby] febrę, która zaczęła się trzeciego bieżącego miesiąca małym dreszczem, wczoraj, czwartego, całe rano zdawało się, że z tego nic nie będzie, ale około południa zapadł w rodzaj letargu, w stan ciągłego omdlenia tak silnego, że trzeba go było naciągać i wstrząsać aż do północy, aby się rozbudził [...]. Nie odzyskał przytomności wcześniej jak około północy i ma się lepiej. Ufają jego silnej konstytucji". O tej chorobie zawiadomiła pani de Sevigne Rabutina hrabiego de Bussy 12 października z Paryża: „powiadają mi właśnie, że król polski dostał apopleksji na wiadomość o wzięciu Kamieńca przez Turków", i dodaje: „nie uważałam go za tak wrażliwego". Zdziwienie jej podzielał Rabutin pisząc w odpowiedzi: „myślałem, że człowiek, który nie pamiętał o stracie królestwa, nie będzie się troszczył o stratę jednej miejscowości i sądzę, że nie w tym leży przyczyna jego choroby". Jan Kazimierz przejmował się jednak sprawami utraconej ojczyzny, a w związku z jej zagrożeniem przez Turków korespondował z papieżem Klemensem X.
70
Podźwignął się z choroby na tyle, że opuścił Moulins wyruszając do Paryża, lecz nowa choroba zmusiła go w początku listopada, by zatrzymał się w pałacu opackim świętego Marcina w Nevers jako gość kanoników regularnych reguły świętego Augustyna. Tym razem, osłabiony świeżo przebytą „febrą", zapadł na zapalenie płuc. Leczono go polskim rosołem, jajami i mlekiem, lecz nie przyjmował pokarmu i wymiotował. Sekretarz jego, Leveśque, donosił 7, 9 i 11 grudnia, że król cierpi na kolkę i biegunkę, lecz sypia dobrze i nie ma gorączki. Dla powstrzymania ciągłych wymiotów puszczano krew i dawano lekarstwa dostarczane z Paryża. 12 grudnia dwaj miejscowi notariusze spisali ostatni testament Jana Kazimierza.
Czynił w nim egzekutorką i jedyną uniwersalną spadkobierczynią swoją faktyczną narzeczoną, jadącą do niego do Nevers Annę Gonzagę de Cleves księżnę palatynową reńską, rodzoną siostrę swej zmarłej małżonki. Nie zapomniał również o jezuitach w Rzymie, a także o swych dworzanach i sługach, którym zapisał łącznie 200 tys. liwrów. Małej dziewczynce Marii Katarzynie, być może swej córce naturalnej, pozostającej na wychowaniu u żony nadwornego aptekarza Gallois, legował 15 tys. liwrów, aby mogła wstąpić do zakonu wizytek. Nazajutrz, 13 grudnia, dodał do testamentu kodycyl, w którym legował 30 tys. liwrów z sumy, którą był mu winien król hiszpański za okręty, hrabiemu de Vazenault, „synowi naturalnemu Władysława IV", i polecił, aby za spokój jego duszy odprawiono trzy tysiące mszy w kościołach wskazanych przez egzekutorkę testamentu. Owego hrabiego de Vazenault należy identyfikować z niejakim „monsieur Vasenok", któremu po śmierci króla wypłacono 809 liwrów z tytułu zaległej pensji za służbę na jego dworze.
Jan Kazimierz nie doczekał przyjazdu do Nevers Anny Gonzagi, zmarł w piątek 16 grudnia o siódmej wieczorem. Chirurg nadworny Barrer wyjął serce królewskie, złożone następnie w kaplicy Świętego Kazimierza w kościele Saint-Germain-des-Pres w Paryżu. Ciało pogrzebano uroczyście 18 grudnia w klasztorze jezuitów w kaplicy kongregacji notablów, a następnie złożono czasowo w specjalnie zbudowanym pomieszczeniu, z którego ekshumowano je dopiero 8 sierpnia 1675 roku, aby następnie przewieźć do Krakowa i uroczyście pogrzebać 31 stycznia 1676 roku obok żony we własnej kaplicy w krypcie katedry wawelskiej.
71
Kaplicę Świętego Kazimierza w kościele Saint-Germain-des-Pres ozdobili na swój koszt dworzanie i słudzy zmarłego króla, a dzięki pomocy finansowej Anny Gonzagi umieszczono w nim wspaniałe mauzoleum zmarłego króla, którego twórcą był artysta królewski zatrudniony przy budowie Wersalu, Caspar sieurde Marci. Mauzoleum nagrobne, znane nam dzięki XVIII-wiecznej rycinie, przetrwało bez zmian do Wielkiej Rewolucji Francuskiej, w czasie której uległa zniszczeniu jego część górna, a także sarkofag z sercem królewskim. Ocalał posąg Jana Kazimierza w białym marmurze i brązowa tablica z płaskorzeźbami przedstawiająca bitwę pod Beresteczkiem, największy tryumf zmarłego króla.
Pozostawił Jan Kazimierz we Francji również inne pamiątki po sobie, gdyż wywiózł z kraju korony i relikwiarze należące niegdyś do skarbca koronnego, które Wazowie uznali za część spadku po Jagiellonach, swoje archiwum osobiste przechowywane niegdyś na Zamku warszawskim, a także należące do przedstawicieli dynastii królewskiej resztki dawnych zbiorów dzieł sztuki domu Wazów, zdobiących niegdyś Zamek i pałace warszawskie. Znamy ich zawartość dzięki dokładnemu inwentarzowi spisanemu po śmierci króla w Paryżu. Obejmowały około 150 obrazów oraz wiele obić (arrasów), rzeźb i klejnotów.
Niespodziewany zgon Jana Kazimierza wywarł poważny wpływ na przebieg wojny wewnętrznej, jaką prowadzili w Polsce tzw. malkontenci (z Janem Sobieskim i prymasem Mikołajem Prażmowskim na czele) z obozem dworskim króla Michała Korybuta i popierającą go szlachtą. Jan Kazimierz był jednym z kandydatów malkontentów na tron polski i zgadzał się na to, gdyż już w lutym 1672 roku wysłał do kraju swego sekretarza Krzysztofa Masiniego z zapowiedzią przyjazdu do Polski. Po śmierci na polu walki nad Renem w dniu 12 czerwca 1672 roku Karola hr. de Saint Paul, księcia de Longueville, został on głównym kandydatem malkontentów do tronu. Stronnicy Michała Korybuta z ulgą przyjęli w końcu stycznia 1673 roku wiadomość, że malkontenci, którzy „króla Kazimierza ożeniwszy z księżną palatyną oczekiwali tu na tron", na wieść o jego śmierci stali się skłonniejsi do zawarcia ugody. Zawiedzeni malkontenci, zgromadzeni wówczas w Łowiczu, odprawili tamże 4 lutego uroczyste nabożeństwo żałobne, w czasie którego ojciec Ignacy przytoczył wzruszające okoliczności śmierci króla, któremu w dalekiej Francji serce pękło z żalu na wiadomość o upadku Kamieńca.
72
Również strona przeciwna opowiadająca się przy królu Michale odprawiła - dopiero 18 lutego - w kościele Św. Jana przy Zamku Królewskim wspaniałe egzekwie żałobne. Przy katafalku umieszczono obrazy „przeszłych królów", wokół gorzało tysiące lamp i świec. Obecna była para królewska, mszę odprawiał biskup poznański, a „perorę" wygłosił ksiądz podkanclerzy koronny Andrzej Olszowski.
Śmierć Jana Kazimierza przyspieszyła zatem zawarcie zgody między zwaśnionymi stronami i umożliwiła podjęcie przygotowań do wyprawy przeciw Turcji.
Każdy król Polski, zwłaszcza panujący w burzliwym okresie jej dziejów, budził już za życia wiele kontrowersji i spornych ocen. Stwierdzenie to odnieść możemy w całej rozciągłości do postaci Jana Kazimierza, wokół którego już za jego życia, a zwłaszcza po abdykacji, rozgorzały spory i sprzeczne oceny. Dominowały wśród nich oceny negatywne, których szerzeniem zajmowała się historiografia sympatyzująca z rokoszem Lubomirskiego i następnie ruchem szlacheckim będącym swoistą kontynuacją rokoszu. Do grona ostrych krytyków króla dołączyli się nawet najbliżsi współpracownicy jego małżonki, zwłaszcza jej sekretarz, wybitny publicysta-dziennikarz i pamiętnikarz Pierre Des Noyers. W tym zalewie krytyki rzadko dały się słyszeć biorące króla w obronę głosy jego bliskich współpracowników, a po abdykacji - przedstawicieli dawnego stronnictwa dworskiego, reprezentującego nadal obóz pro-francuski w Polsce.
Nurt tej pozytywnej oceny króla najpełniej wyrazili 1 listopada 1669 roku towarzysze broni Sobieskiego, żołnierze komputu koronnego, podkreślający zasługi wojenne byłego króla. Również w historiografii zachodniej pozostała pamięć o Janie Kazimierzu jako wybitnym i zwycięskim wodzu.
Analogiczną rozbieżność osądów, z nadal wyraźną przewagą ujemnych, stwierdzamy również w historiografii polskiej XIX i XX wieku. Niezwykle surową, negatywną charakterystykę króla Jana Kazimierza przedstawili w swych pracach wybitni historycy epoki nowożytnej: Józef Kazimierz Plebański (1862), Ludwik Kubata (1880-1881,1883), Wiktor Czermak (1893) i Władysław Konopczyński(1936).
73
Pozytywną ocenę, skrajnie odmienną od powyższych, znajdujemy w Szkicach historycznych Karola Szajnochy (1854-1869), który uważał, że dopiero nie zawinione przez króla klęski, a zwłaszcza odstępstwo narodu w pierwszym roku „potopu", złamały króla i uczyniły go bezwolnym narzędziem w ręku królowej. Ocenę pozytywną podzielił również Antoni Walewski (1866-1869), a od nich przyjął i spopularyzował Henryk Sienkiewicz w Potopie. Wpływ jego dzieła na zmianę poglądów Ludwika Kubali uwidocznił się w wydanych już po ukazaniu się Potopu jego książkach: Wojna szwedzka w roku 1655 i 1656 (Lwów 1913), Wojna brandenburska i najazd Rakoczego w roku 1656 i 1657 (Lwów 1917).
Polemika wokół oceny postaci Kazimierza trwa nadal, gdyż w jego obronie wystąpili przede wszystkim historycy sztuki wojskowej: Tadeusz Nowak, Stanisław Herbst, Jan Wimmer, Wiesław Majewski, podkreślający jego talent wojskowy, a nawet uzdolnienia jako polityka, i zwracający uwagę na mocną więź między królem i środowiskiem żołnierskim, nawet mimo zawiązywania przez wojsko konfederacji. Uczeń i kontynuator studiów Władysława Konopczyńskiego nad polskim siedemnastym wiekiem, Władysław Czapliński, w zwięzłej biografii króla wydanej w 1963 roku wyrażał się o nim znacznie pozytywniej niż jego poprzednik, zarzucił mu jednak uleganie wpływom królowej, wynikające ze słabości charakteru.
Wypadnie zgodzić się z tym sądem wybitnego historyka i przytoczyć za nim opinię posła brandenburskiego Johanna Hoverbecka, że król jako człowiek słaby wolał królowej „wreszcie ustąpić niż żyć w ustawicznej niezgodzie".
Nie można też nazwać go mężem stanu, gdyż nie miał nigdy, w przeciwieństwie do królowej, jasno wytyczonego programu działania, stawiał zawsze ponad rację państwa osobisty interes lub interes własnej dynastii, dopóki istniała nadzieja na jej przetrwanie, a równie często - kaprys i sympatie lub antypatie osobiste, których nie dawał sobie nigdy wyperswadować. Miał również dar zrażania do siebie zarówno własnych ministrów, jak i rzesz szlachty polskiej, nad którą przekładał zawsze cudzoziemców i mieszczan.
Ulegał najpierw Jerzemu Ossolińskiemu, a następnie Ludwice Marii. Tragedią jego życia i panowania był brak zdolności, przy jednoczesnym uporze i wielkich ambicjach, jakie wykazywała stale jego małżonka, prowadząca bardzo niepewną ręką nawę państwową.
74
Ludwika Maria nie tylko nie umiała prowadzić rozmów z przedstawicielami obcych państw i zawierać korzystnych sojuszy, lecz nie potrafiła także zachować żadnej tajemnicy państwowej. W rozmowach, pod wpływem irytacji, zdradzała nawet dyplomatom nieprzyjaznych państw wykazy osób pobierających pensje francuskie za swe usługi. Potrafiła natomiast zrażać sobie szlachtę, przekształcając jej nieufność do cudzoziemców w jawną wrogość; zdołała też wykopać przepaść między królem i społeczeństwem szlacheckim, której nie wyrównała już nawet jej śmierć. Jej wpływ na króla nie zawsze był tak dominujący, jak to przedstawiali niektórzy im współcześni, a także późniejsi badacze dziejów panowania Jana Kazimierza. Stał się dominujący dopiero od około 1661 roku, a zwłaszcza w latach rokoszu Lubomirskiego.
Mniejszą uwagę zwracano natomiast na zjawiska pozytywne, do których zaliczyłbym nieznaczną początkowo poprawę położenia prawnego mieszczaństwa. Dwaj ostatni polscy Wazowie, a szczególnie Jan Kazimierz, otaczali opieką miasta i mieszczaństwo, szczodrze rozdawali, w miarę możności, nadania i tytuły sekretarskie oraz zatrudniali mieszczan na swym dworze. Przywileje, które Jan Kazimierz nadał miastom (dotyczy to zwłaszcza Lwowa), wiązały się, naszym zdaniem, z wypełnianiem przez niego zobowiązań złożonych w ślubach lwowskich 1656 roku nie tylko chłopom, lecz całemu „stanowi trzeciemu".
Zasługą króla było również sformułowanie programu reformy sejmowania i wypowiadane na sejmie słynne przestrogi o zgubnych dla Rzeczypospolitej skutkach złotej wolności. Przyszłe badania odpowiedzą na pytanie, czy program reformy sejmu sformułowany w okresie panowania Jana Kazimierza oddziałał o wiek później inspirująco na wiekopomne dzieło Stanisława Konarskiego O skutecznym rad sposobie (1760-1763).
Wszystkie te zasługi poszły w zapomnienie, gdy król, ulegając coraz bardziej żonie, postawił na plan pierwszy już nie swój własny interes dynastyczny, jak zwykle czynili Wazowie polscy i sam król wcześniej, lecz wąski interes familijny małżonki, a w rzeczywistości interes Francji.
Potomni, w tym także historycy, nie mogą mu zapomnieć żałosnego bilansu jego panowania, które przyniosło Polsce katastrofę gospodarczą i demograficzną, wyrównaną dopiero po stu latach w połowie XVIII wieku.
75
W obronie Jana Kazimierza, a tym samym także królowej Ludwiki Marii, na której w takim samym lub nawet większym stopniu ciąży odpowiedzialność za skutki ich panowania, trzeba przypomnieć, że Rzeczpospolita już w okresie panowania Władysława IV weszła w okres szybko pogłębiającego się kryzysu gospodarczego, który znalazł wyraz w regresie gospodarki folwarcznej, a nawet w ludnieniu się wsi, i w zastoju gospodarczym w miastach. Towarzyszył temu głęboki kryzys ustrojowy Rzeczypospolitej - coraz szybciej postępujący proces słabnięcia władzy centralnej i rozpadania się jej na części składowe, województwa, ziemie i powiaty, w których głos decydujący mieli magnaci. Polska od połowy XVII wieku stawała się coraz bardziej państwem oligarchii magnackiej i procesu tego nie zdołał zahamować nawet tak wybitny władca jak król Jan III Sobieski.
Powracając do pozytywnych stron panowania Jana Kazimierza -należy przypomnieć, że Rzeczpospolita Obojga Narodów, mimo poważnych strat terytorialnych na rzecz Brandenburgii, wyszła z „potopu" jako państwo raczej zwycięskie niż pokonane. Zawdzięczała to w dużej mierze indywidualności Jana Kazimierza jako wodza przykładającego duże znaczenie do doboru odpowiedniej kadry średnich dowódców, zwłaszcza piechoty i artylerii, wyszkolonych w gwardii królewskiej. Król stale popierał ich dążenia do przebudowy wojska w nowoczesną armię, doceniając znaczenie wprowadzania nowych, wypróbowanych na Zachodzie szyków bojowych i konieczność stałego wzmacniania siły ogniowej armii. Ta przebudowa armii zaowocowała najpierw pod Beresteczkiem, a następnie zmieniła stosunek sił polskich do rosyjskich. Po klęskach lat 1654 i 1655 przyszły wielkie zwycięstwa lat 1660-1666.
Traktat oliwski z 1660 roku, kończący wojnę szwedzką, potwierdzał status quo nad Bałtykiem, gdyż zrzeczenie się praw do Inflant szwedzkich było tylko formalnym stwierdzeniem dawno zaistniałego stanu. Osłabnięcie pozycji Polski nad Bałtykiem było wynikiem utraty zwierzchnictwa nad Prusami Książęcymi. Rozejm w Andruszowie zawarty w 1667 roku z Rosją oznaczał załamanie się polskiej ekspansji w kierunku wschodnim, był jednak sukcesem w porównaniu z zawartym w 1656 roku traktatem w Niemieży pod Wilnem, pozostawiającym większość ziem litewskich w ręku Rosji, i oznaczał ustalenie się w stosunkach z sąsiadem wschodnim względnej równowagi sił. Tendencja do wzrastania przewagi Rosji zaznaczyła się dopiero kilkadziesiąt lat po abdykacji Jana Kazimierza.
Bilans polityczny panowania ostatniego z Wazów - w przeciwieństwie do gospodarczego - nie był zatem wyłącznie negatywny i jedynie katastrofalny stan ekonomiczny kraju oraz dalszy bieg wydarzeń, zapowiedzianych przez Jana Kazimierza w przytaczanych już jego mowach, skłania nas do przedstawienia stanu politycznego Rzeczypospolitej w momencie zrzeczenia się przezeń tronu w barwach czarniejszych, niż na to zasługiwała.
78
NOTA BIBLIOGRAFICZNA
Nie posiadamy dotąd biografii króla Jana Kazimierza obejmującej całe jego życie. Zarys dziejów Jana Kazimierza opracowany przez Michała Dymitra Krajewskiego, Dzieje panowania Jana Kazimierza od r. 7656 do jego abdykacji r. 1668, t, I-II. Warszawa 1846 jest polską przeróbką łacińskich (?) Wespazjana Kochowskiego. Nie utraciły natomiast dotąd wartości obszerne, a jednocześnie bardzo krytyczne charakterystyki króla i jego panowania opracowane przez Józefa Plebańskiego, Jan Kazimierz Waza. Marya Ludwika Gonzoga. Dwa obrazy historyczne, Warszawa 1862, Wiktora Czermaka, Jan Kazimierz. Próba charakterystyki, „Kwartalnik Historyczny" 1889, z. 3 oraz Jan Kazimierz. Studya nad jego życiem i charakterem [w:] tegoż: Z czasów Jana Kazimierza. Studya historyczne, Lwów 1893 i wreszcie Ludwika Kubali w Szkicach historycznych, seria l i II, wyd. 1, Lwów 1880, wyd. V, Warszawa-Lwów 1923.
Fragmenty biografii Jana Kazimierza w okresie przed wstąpieniem na tron opracowali Władysław Tomkiewicz, Niewola francuska Jana Kazimierza, wyd. 2, Warszawa 1957 i Adam Darowski, Jan Kazimierz w Rzymie, „Przegląd Polski" XXXI, (ogólnego zbioru t. 124) 1897, s. 415-450, XXXII (ogólnego zbioru t. 125) 1897, s. 34-73. Lata nowicjatu jezuickiego Jana Kazimierza opracował Stanisław Załęski, Jezuici w Polsce, t. II, Lwów 1901.
Walkę o tron i wojny kozackie, a następnie wojnę z Moskwą przedstawił Ludwik Kubala, Jerzy Ossoliński, wyd. II, Warszawa 1924, Szkice historyczne, seria l i II, wyd. V, Warszawa-Lwów 1923, Wojna moskiewska 1654-1655, Szkice historyczne, seria III, Warszawa 1910. Jedynie w niewielkim stopniu artykuły zawarte w opracowaniach zbiorczych Polska w okresie drugiej wojny północnej 1655-1660, t. 1-3, red. Kazimierz Lepszy, Warszawa 1957, Wojna polsko-szwedzka 1655-1660, red. Jan Wimmer, Warszawa 1973 i biografia opracowana przez Adama Kerstena, Stefan Czarniecki 1599-1663, Warszawa 1963 zastępują podstawowe dotąd opracowania Ludwika Kubali, Wojna szwecka w roku 1655 i 1656, Lwów 1913, Wojna brandenburska i najazd Rakoczego w roku 7656i 7657, Lwów (1917) oraz Wojny duńskie i pokój oliwski 1657-1660, Lwów 1922, Szkice historyczne, serie IV-VI. Nie utraciły wartości, ze względu na wykorzystanie archiwów wiedeńskich i paryskich, prace Antoniego Walewskiego, Historia wyzwolenia Polski za panowania Jana Kazimierza 1655-1660, t. I-II, Kraków 1866-1868 i Historia wyzwolonej Rzeczypospolitej wpadające pod jarzmo domowe za panowania Jana Kazimierza (1655-1660), Kraków 1870-1872 oraz Kazimierza Waliszewskiego, Polsko-francuskie stosunki w XVII w. 1644-1667. Opowiadania i źródła historyczne ze zbiorów archiwalnych francuskich-publicznych i prywatnych, Kraków 1889. Ostatni okres panowania Jana Kazimierza lata 1661-1668, przedstawili: Stefania Ochmann, Sejmy lat 1661-1662. Przegrana batalia o reformę ustroju Rzeczypospolitej, Wrocław 1977, Tadeusz Korzon, Dola i niedola Jana Sobieskiego 1629-1674, t. 1-3, wyd. II, Kraków 1898 i Władysław Czapliński, Opozycja wielkopolska po krwawym potopie 1660-1668, Kraków 1930. Abdykacją i pobytem we Francji zajął się Wiktor Czermak, Ostatnie lata życia Jana Kazimierza, [w:] tegoż: Ostatnie lata Jana Kazimierza, opracował i wstępem poprzedził A. Kersten, Warszawa 1972. Biografię Jana Kazimierza opracował ostatnio Tadeusz Wasilewski, Ostatni Waza na polskim tronie, Katowice 1984, tamże czytelnik znajdzie pełniejszą od powyższej informację bibliograficzną.
SPIS ILUSTRACJI
1. Konstancja Habsburżanka, królowa Polski, w stroju koronacyjnym. Malarz nieokreślony. Obraz w Muzeum w Monachium. Neg. w Instytucie Sztuki PAN (IS PAN).
2. Konstancja Habsburżanka z synem Janem Kazimierzem. Malarz nieokreślony, 1612 r. Obraz w Galerii Pittich. Reprodukcja [w:] J. Mycielski, Portrety Polskie XVI-XIX w., Lwów 1911
3. Jan Albert (Wojciech), brat Jana Kazimierza, biskup krakowski. Malarz nieokreślony. Obraz w klasztorze Franciszkanów w Krakowie. Neg. w IS PAN
4. Jan Kazimierz, książę Polski ubiegający się o tron w 1648 r. Ryc. B. Moncorneta. Gabinet Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego (BUW)
5. Ludwika Maria, królowa Polski, w stroju wdowim, 1648 r. Ryc. B. Moncorneta. Gabinet Rycin BUW
6. Jan Kazimierz na majestacie. Ryc. alegoryczna W. Hondiusa, wg A. Boya, 1649 r. Gabinet Rycin Biblioteki Narodowej (BN)
7. Stanisław Oświęcim w stroju dworzanina Jana Kazimierza. Malarz nieokreślony, ok. 1647-1650. Obraz w kościele Franciszkanów w Krośnie. Reprodukcja [w:] J. Mycielski, op. cit.
8. Hołd dworu królewskiego relikwiom świętej Wiktorii w kolegiacie łowickiej w 1649 r. Obraz olejny na desce. Neg. IS PAN
9. Jan Kazimierz jako wódz z regimentem w ręku i w zbroi z orderem Złotego Runa, na tle Gdańska. Ryc. F. Zesta. Gabinet Rycin BUW
10. Jan Kazimierz. Ryc. W. Hondiusa wg D. Schultza, 1649 r. Gabinet Rycin BUW
11. Car Aleksy Michajłowicz Romanów, wielki książę moskiewski, chan kazański, astrachański i syberyjski. Ryc. [w:] G. Gualdo Priorato, Historia di Leopoldo Cesare 1656 fino 1670..., t. 1, Vienna 1670
12. Jan Kazimierz, ok. 1651 r. Mai D. Schultz. Portret w zamku Gripsholm w Szwecji. Reprodukcja [w:] W. Tomkiewicz, Pędzlem rozmaitym. Malarstwo okresu Wazów w Polsce, Warszawa 1970
13. Hieronim Radziejowski, podkanclerzy koronny. Ryc. [w:] Theatrum Europaeum..., t. VII, Frankfurt am Mein 1663
14. Karol X Gustaw, król Szwecji, wielki książę Finlandii, 1659 r. Ryc. [w:] G. Gualdo Priorato, Historia...
15. Arvid Wittenberg, szwedzki marszałek polny. Ryc. [w:] Theatrum Europaeum..., t. VII
16. Fryderyk Wilhelm Hohenzollern, elektor brandenburski i książę pruski. Ryc. tamże, t. VIII
17. Pierwszy dzień bitwy pod Warszawą - 28 lipca 1656 r. Fragment środkowy Ryc. E. Dahlberga, tamże
Albrecht Stanisław Radziwiłł, Pamiętnik o dziejach w Polsce, t. Ul, 1647-1656, przekład i opr. A. Przyboś i R. Żelewski, Warszawa 1980, s. 199.
Wojciech Miaskowski do swych korespondentów spod Zbaraża 22 VII11649, [w:] Jakuba Michałowskiego... Księga pamiętnicza, wyd. A.2. Helcel, Kraków 1864, 5. 436.
Tamże, s. 437.
Transsyivgnia et Bellum Boreo-Orientale, Acta et documenta {Siedmiogród a wojna połnocno-wschodnia. Akty i dokumenty], 1.1, wyd- S. Sztłagyi, Budapest 1890, s. 110,
Materiały do powstania Kostki Napierskiego 765? r., wyd., t wstępem poprzedził A. Przyboś, Wrocław 1951, s. 104.
? Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie, Archiwum Zamoyskich, rękopis 2782, s. 59-62,
Stanisław Oświęcim, Dyariusz 7643-7657, wyd. W. Czermak, Kraków 1907, s, 315.
Marian Golinski.. Terminata, Biblioteka Ossolińskich, rękopis 189, s. 511-512 (Nowiny z Warszawy), mikrofilm.
Reces sejmu warszawskiego pod 19 lutym 1652 r Cyt wg; W Czapliński, Dwa sejmy w roku 1652, Wrocław 1955,5,98.
Laurentius Joannes Rudawski, Historiarium Poloniae ab exces$u Vladislai IV ad pacem Olivensem usque libri IX... seu Anna/es... [Historii polskiej od śmierci Władysława IV do pokoju oliwskiego... ksiąg IX], wyd. Laurentius Mizlerus,,., Varsaviae et Lipsiae A. MDCCLV (1755), liber VI, caput 1, p. 179,
Cyt. wg: Ludwik Kubala, Wojna moskiewska 1654-1655, Warszawa 1910, s. 149,
Marcin Ł. do Aleksandra Koniecpolskiego, Warszawa 7 II 1655, Archiwum Główne Akt Dawnych, Archiwum Zamoyskiego, rękopis 2907, s, 43-46
Franciszek Kazimierz Pruszowski. Pamiątka przyjścia szwedzkiego, t. IV, wyd. S. Lisowski, Biblioteka Warszawska, 1856, s. 1 i n,
Cyt. wg: Jan Wagner, Warszawa w latach potopu szwedzkiego 7655-7657, Wrocław 1957, s. 50.
Walenty Odymalski, Żałosna postać Korony Polskiej, Kraków 1659 (starodruk),
Bogusław Radziwiłł, Autobiografia, wstęp i opr. T, Wasilewski, Warszawa 1979, s. 147,
Bolesław Gorczak, Kilka uwag nad mową Jana Kazimierza w której przepowiada upadek Polski, odbitka z Album uczącej się młodzieży polskiej, poświęcony J.I. Kraszewskiemu, Lwów 1879, s. 586 (z niewielkimi zmianami i przekładem terminów łacińskich).
Jan Władysław Poczobut, Pamiętniki {T649~1684), wyd. 2. Potocki, J.I. Kraszewski, Warszawa 1877, s. 55.
Tamże, s 94.
J Wespazjan Kochowski, Annalium Poloniae ab obitu Vladislai IV. Ciimacter III, [Roczników polskich od śmierci Władysława IV, Klimakter III], Kraków 1696, s. 235, w przekładzie W. Majewskiego, Bitwa pod Mątwami, Studia i Materiały do Historii Wojskowości, VH, 1, Warszawa 1961, s. 72.
Przekład z francuskiego listu Pierre'a de Bonzy do Hugona de Lionne, 19 VII11667. Biblioteka Ossolińskich, rękopis 2987, karta 205.
Listy Jana Sobieskiego do żony. wyd. A.Z. Helcel. Kraków 1860 (pod datą 10 IX 1667).
Pierre de Bonzy do rządu w Paryżu, 28 XII 1667. Biblioteka Ossolińskich, rękopis 2987, karta 285, wg przekładu, z niewielkimi zmianami. Wiktora Czermaka, Ostatnie fata życia Jana Kazimierza, [w:] tegoż: Ostatnie lata Jana Kazimierza, oprać i wstęp A Korsten, Warszawa 1972, s 286
Stefan Franciszek Medeksza, Księga pamiętnicza wydarzeń zaszłych na Litwie 1654-1668, wyd. W, Seredyński, Kraków 1875, s. 486.
Wg przekładu W. Czermaka, op. cit. s. 404
Lavesque sekretarz Jana Kazimierza do dom Jean Barre, zamek Moulines, 5 X 1672. Jean-Casimir, abbe de Sainr-Germam-des-Pres, wyd, G. Lacourt-Gayet. Paris 1923, s. 17.
. wg przekładu W. Czermaka, op. cit., s. 436.
Roger Rabutin hrabia de Bussy do madame de Sevigne, 15 X 1672, wg przekładu W. Czermaka, op. cit., s. 436
Dziennik sejmu tak zwanego pacificationis r. 1673, wyd. F. Kluczycki, Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego, t. I część II, Kraków 1881, s. 1175.