Barańczak Stanisław


STANISŁAW BARAŃCZAK

"PROSTY CZŁOWIEK MÓGŁBY, DO LICHA,

ZDECYDOWAĆ SIĘ WRESZCIE, KIM JEST"

"Prosty człowiek mógłby, do licha, zdecydować się wreszcie, kim jest.

Skarbnicą moralnej prawdy, czy skarbonką marnej pazerności?

sienno-pszennym oddechem Natury? odorem braku kąpieli?

kimś po królewsku gościnnym? nienawidzącym obcych?

opornie niezawisłym? idącym z pochodnią na wiec?

pełnym mądrości wieków? nie znającym się na ekonomii?

kimś, kto ściągnie ostatnią koszulę z grzbietu, jeżeli

przyjaciel w biedzie? kto ściąga przezornie buty (świadomy,

że i tak ktoś to zrobi) z nóg rannego, który zań walczył?

milczącym podmiotem historii? jej skomlącym dopełnieniem dalszym?

kimś na zdjęciu (fotograf zakosił Pulitzera za cały cykl),

kto stoi na tle ruin własnego domu, niemy,

wąsaty, oszołomiony ('Jak to: był dom - i znikł?...')

oraz budzący współczucie - dopóki nie odkryjemy,

że wyszedł na przepustkę z policyjnych koszar,

gdzie przez cały poranek torturował jeńców

z tą samą próżną (albo szczerą satysfakcją) w oczach,

bo jego prosta natura rozumie niewiele więcej

nad to, że wojna jest stemplem: 'Dozwolony każdy akt zła'?

Słowem: kimś, kto krzywdzi Rilkego, nie chcąc zmieścić się w jego elegii,

czy kimś, kogo pokrzywdził Rilke, pisząc swoje elegie dla..."

"...Hrabin? znawców? samego siebie? To chciałeś powiedzieć? Ba!

Gdyby Rilke istotnie miał kogoś w rodzaju kolegi

ze szkoły albo z wojska, i ten - powiedzmy, co dwa

lata - przysyłałby mu konkretny spis paru tysięcy

tematów, których podjęcie przez poetę byłoby rozkoszą

dla prostych czytelników - świat może wyglądałby nieco

inaczej... Ale tylko nieco. Niejasny jest już sam obszar,

zatarte są granice, które chcielibyśmy widzieć na Ziemi

prostymi jak linie boiska na stadionie, tej misce na ryk

jednoznacznego triumfu lub nienawiści. Pragniemy,

by na właściwej połowie ustawił się każdy z nich,

prostych ludzi - a linia podziału rysuje się śladem i trwalszym

niż trochę wapna na trawie, i w ogóle nie tym: innym, starszym,

tym, którego istnienie jest stwierdzonym i potwierdzonym

faktem - całkiem odwrotnie niż w statystycznej tabeli -

tylko w każdym pojedynczym przypadku, postępku, nawet wiadomym

wyłącznie swojemu sprawcy. To wiele więcej niż tekst -

sztandar, medalik, dyplom - deklaracji przynależności:

rzecz nie w tym, czy się słucha kwartetu czy rżnącej kapeli;

wybór jest i trudniejszy, i, w pewnym sensie, prostszy:

każdy człowiek w każdej sekundzie decydować musi, kim jest."

POWIEDZ, ŻE WKRÓTCE

Powiedz krtani, że wkrótce. I powiedz powiece,

tej kołdrze z piaskiem pod nią, księżniczce, nad ranem

drażnionej ziarnkiem grochu. (Bo późno: po trzeciej).

W.. no, to słowo, też na wpół martwe... w "powiecie"?

W powiecie skóry wszyscy znają się nawzajem.

Powiedz krtani, że wkrótce. I powiedz powiece.

Wieści krążą tu, z ust do własnych ust, powietrze

przez magnetofon tętnic przewija nagrane

pogłoski: ziarnka gromu. Już późno, to przecież

prawie świt. Stań w łazience, patrz z bliska w powierzchnię

lusterka. Nie w twarz na dnie. W to, co zezna na niej

pyłek, rysa szkła. Powiedz krtani. I powiece.

Po pierwsze, te już wkrótce. Po drugie - po jeszcze

bardziej pierwsze - że całą widzianą na jawie

ciemnością ziarnka grobu, choć późno, poprzecie

właściwą stronę skóry, tę, gdzie się po wieczne

mgnienie skupiło Wszystko znane, nienazwane.

Którą? Wiesz przecież. Powiedz krtani. I powiece

na tym jej ziarnku globu, za późno: Po trzecie -

PŁAKAŁA W NOCY, ALE

NIE JEJ PŁACZ GO ZBUDZIŁ

Ani, jedynej

Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.

Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.

To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.

I półprzytomny wstyd: że ona tak się trudzi,

to, co tłumione, czyniąc podwójnie tłumionym

przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:

ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił

uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin

gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi

negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił

do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:

"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?

Na wyciągnięcie ręki - ci dotkliwie drudzy,

niedotykalnie drodzy ze swoim "Śpij, pomiń

snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi".

I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził

toporniejszą tkliwością jej tkliwość: "Zapomnij.

Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził.

To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi".

JEŻELI PORCELANA, TO WYŁĄCZNIE TAKA

Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka,

której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu;

jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby

nie było przykro podnieść się i odejść;

jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,

jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,

jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć,

kiedy nadejdzie czas następnej przeprowadzki

na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy

lub świat:

kto ci powiedział, że wolno ci się przyzwyczajać?

kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?

czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy

w świecie

czuć się jak u siebie w domu?

Stanisław Barańczak - Pan tu nie stał

Pan tu nie stał, zwracam panu uwagę,

że nigdy nie stał pan za nami

murem, na stanowisku naszym też

pan nie stał, już nie mówiąc, że na naszym czele

nie stał pan nigdy, pan tu nie stał, panie,

nas na to nie stać, żeby pan tu stał

obiema nogami na naszej ziemi, ona stoi

przed panem otworem, a pan co,

stoi pan sobie na uboczu

wspólnego grobu, panie tam jest koniec,

nie stój pan w miejscu, nie stawiaj się pan, stawaj

pan w pąsach na szarym końcu, w końcu

znajdzie się jakieś miejsce i dla pana

Stanisław Barańczak - Mieszkać

Mieszkać kątem u siebie (cztery kąty a

szpieg piąty, sufit, z góry przejrzy moje

sny), we własnych czterech

cienkich ścianach (każda z nich pusta,

a podłoga szósta oddolnie napiętnuje

każdy mój krok), na własnych śmieciach,

do własnej śmierci (masz jamę w betonie,

więc pomyśl o siódmym,

o zgonie,

ósmy cudzie świata, człowieku)

Stanisław Barańczak - Jednym tchem

Jednym tchem, jednym nawiasem tchu zamykającym zdanie,

jednym nawiasem żeber wokół serca

zamykającym się jak pięść, jak niewód

wokoło wąskich ryb wydechu, jednym tchem

zamknąć wszystko i zamknąć się we wszystkim, jednym

wiotkim wiórem płomienia zestruganym z płuc

osmalić ściany więzień i wciągnąć ich pożar

za kostne kraty klatki piersiowej i w wieżę

tchawicy, jednym tchem, nim się udławisz

kneblem powietrza zgęstniałego od

ostatniego oddechu rozstrzelanych ciał

i tchnienia luf gorących i obłoków

z dymiącej jeszcze na betonie krwi,

powietrza, w którym twój głos się rozlega

czy się rozkłada, połykaczu szabel,

tak białej broni, bezkrwawych a krwawo

raniących krtań nawiasów, pośród których

jak serce w żebrach i ryba w niewodzie

trzepoce zdanie jednym tchem jąkane

do ostatniego tchu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Barańczak Stanisław wiersze
Barańczak Stanisław Pan tu nie stał(1)
16 Barańczak Stanisław
Barańczak Stanisław NN próbuje sobie przypomnieć słowa modlitwy
Baranczak Stanislaw Kilka utworow
Barańczak Stanislaw 159 wierszy
Barańczak Stanisław Spójżmy prawdzie w oczy
Barańczak Stanisław
Barańczak Stanislaw 159 wierszy
baranczak stanislaw
Projekt krytycznoliteracki Stanisława Barańczaka - na podstawie „Nieufnych i zadufanych”, Polonistyk
Stanisław Barańczak wiersze wybrane
Stanisław Barańczak urodził się w Poznaniu w roku
Stanisław Barańczak
STANISŁAW BARAŃCZAK

więcej podobnych podstron