Stanisław Barańczak
Stanisław Barańczak urodził się w Poznaniu w roku 1946. Jego rodzice - Jan i Zofia Barańczakowie - byli lekarzami. Siostra poety, Małgorzata Musierowicz, jest popularną autorką książek dla młodzieży. Barańczak w roku 1965 roku ukończył liceum, poczym rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W tym czasie pełnił funkcję kierownika literackiego studenckiego teatru Ósmego Dnia. Był członkiem grupy literackiej „Próby” w latach 1964-68. Zadebiutował w miesięczniku „Odra” w roku 1965 wierszem „Przyczyny zgonu”. Natomiast w 1968 ukazał się jego pierwszy tomik wierszy zatytułowany „Korekta twarzy”.
W 1968 wziął ślub z Anną Bryłką, również polonistką. Po ukończeniu studiów pozostał na uniwersytecie jako pracownik naukowy w Zakładzie Teorii Literatury Instytutu Filologii Polskiej. Doktoryzował się w 1973, jego praca doktorancka traktowała o języku poetyckim Mirona Białoszewskiego.
Barańczak przez cały okres studiów oraz pracy na uniwersytecie zajmował się krytyką literacką. Publikował w wielu czasopismach literackich, m.in. w „Nurcie” (1965-75), „Odrze” (1967-75), „Twórczości” (1968-76). Był autorem manifestów pokoleniowych ( „Nieufni i zadufani”, "Ironia i harmonia", "Etyka i poetyka" ) pisarzy, którzy debiutowali po '68. Dużą część jego dorobku twórczego zajmuje praca przekładowa z języka angielskiego, rosyjskiego i litewskiego.
W latach 1967-1969 należał do PZPR, a później PRL był aktywnym działaczem opozycyjnym. W 1976 należał do współzałożycieli Komitetu Obrony Robotników (KOR) - komitet ten odegrał istotną rolę w walce o demokrację. Barańczak złożył również podpis pod tzw. „Listem 59”, będącym protestem intelektualistów przeciwko poprawkom do Konstytucji PRL, które ograniczały suwerenność Polski. Poza tym podpisał się pod listem do intelektualistów zachodnich w sprawie represji wobec strajkujących robotników. Współredagował wiele podziemnych czasopism (m.in. „Zapis”). Z powodu działalności w opozycji od 1977 objęto go zakazem druku, tego roku został także dyscyplinarnie zwolniony z pracy. W 1980 wskutek interwencji „Solidarności” Barańczak odzyskał swoje stanowisko na Uniwersytecie w Poznaniu. Odzyskał również prawo do druku swoich tekstów.
W marcu 1981 wyjechał do Stanów Zjednoczonych z wykładami o literaturze polskiej. Po wprowadzeniu stanu wojennego jego powrót do kraju okazał się niemożliwy. Pozostał w USA, gdzie na wydziale slawistyki Harvard University w Cambridge wykłada do dziś literaturę polską. Początkowo jako associate professor w ramach trzyletniego kontraktu, a od 1984 jako full professor na stałym etacie. W 1982 otrzymał tytuł doktora honoris causa w Curry College w Milton (Massachusetts). Mimo że mieszkał na innym kontynencie, utrzymywał stały kontakt z Polską, publikując w prasie polskiej w kraju (m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, Aneksie”) oraz za granicą (w wydawanych do 1992 w Paryżu „Zeszytach Literackich” i „Kulturze”). Swoje teksty zamieszczał też w prasie zagranicznej, głównie amerykańskiej. Redagował ukazujący się w Nowy Jorku „The Polish Review”.
W 1987 przyznano mu stypendium American Council for Learned Societies, a w 1989 Guggenheim Foundation. Obecnie Stanisław Barańczak mieszka w Newton-ville w stanie Massachusetts. Jest bardzo ciężko chory.
Poezja
"Korekta twarzy", Poznań: Wyd. Poznańskie, 1968.
"Jednym tchem", Warszawa: Orientacja, 1970.
"Dziennik poranny", Poznań: Wyd. Poznańskie, 1972.
"Sztuczne oddychanie", Londyn: Aneks, 1978.
"Ja wiem, że to niesłuszne", Paryż: Instytut Literacki, 1977.
"Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu", Kraków: KOS, 1980.
"Atlantyda i inne wiersze z lat 1981-85", Londyn: Puls, 1986.
"Widokówka z tego świata", Paryż: Zeszyty Literackie, 1988.
"Poezje wybrane", Warszawa: LSW, 1990.
"159 wierszy 1968-88", Kraków: Znak, 1990.
"Podróż zimowa", Poznań: a5, 1994.
"Chirurgiczna precyzja", Kraków: a5, 1998.
"Wiersze zebrane", Kraków: a5, 2006.
Poezja żartobliwa:
"Biografioły: poczet 56 jednostek sławnych, sławetnych i osławionych", Poznań: a5, 1991.
"Zwierzęca zajadłość: z zapisków zniechęconego zoologa", Poznań: a5, 1991.
"Słoń, trąba i ojczyzna", Kraków: Znak, 1995.
"Fioletowa Krowa", Kraków: a5, 2007.
"Pegaz zdębiał", Warszawa: Prószyński i S-ka, 2008.
Stanisław Barańczak to jeden z liderów tzw. pokolenia `68, w swojej twórczości dał świadectwo nie tylko przeżyciom „Marca `68” oraz „Grudnia `70”, ale również codziennego życia w PRL. Publikował pod wieloma pseudonimami, m.in. jako Barbara Stawiczak, Feliks Trzymałko i Szczęsny Dzierżankiewicz, Hieronim Bryłka, J.H., Jan Hammel, Paweł Ustrzykowski, S.B..
Poezja Barańczaka łączy w sobie wiele tradycji literackich: barokową stylistykę i konceptualność, romantyczną postawę podmiotu oraz bohatera lirycznego, a także awangardowe podejście do pracy nad wierszem.
W swojej twórczości Barańczak kreował nową poetykę, zwaną później poetyką nowofalową, którą cechowały: demaskatorska postawa wobec języka propagandy, operowanie konkretami, zakorzenienie tekstu w realiach społeczno-politycznych. Barańczak wraz z Ryszardem Krynickim należeli do grupy „Próby” stanowiącej „lingwistyczny odłam” pokolenia '68. Jako poeta-lingwista był kontynuatorem doświadczeń poetyckich Mirona Białoszewskiego oraz Tymona Karpowicza, jednak w jego poezji dokonało się znaczące przesunięcie: język nie był już „podejrzany”, ale „oskarżony”. Przedmiotem demaskacji stał się język w użyciu. Barańczak zajął się manipulacją językową, perswazją, wkroczył na teren mowy propagandowej oraz urzędowej, w ten sposób jego poezja wkraczała w sferę polityki.
W grudniu 1981 roku z przymusu Barańczak stał się poetą emigracyjnym, poetą-wygnańcem. Temat wygnania, jako problem uniwersalny, dotykający każdego człowieka, pojawił się w takich tomach poetyckich, jak „Atlantyda” czy „Widokówka z tego świata”.
Tomem szczególnym w dorobku Barańczaka jest „Dziennik poranny”. Poeta prawdopodobnie próbował nadać mu rangę właściwego debiutu. Mieści on w sobie wszystkie wiersze z „Jednym tchem”, natomiast całkowicie pomija utwory z „Korekty twarzy” - pierwszego tomu poety. „Dziennik poranny” w czasie, gdy Barańczak publikował poza obiegiem oficjalnym, pozostawał jedynym świadectwem obecności autora „Spójrzmy prawdzie w oczy” w literaturze polskiej w ogóle. Drugie wydanie tego tomu w roku 1981 roku obwieściło powrót Barańczaka do polskiego życia kulturalnego.
Bohater „Dziennika porannego” to romantyczny poeta, marzący o rewolucyjnej przemianie świata. „Poeta-bohater” wierzący w siłę słowa poetyckiego, reprezentuje postawę heroiczną, która paradoksalnie została zaprojektowana dla bezradnych. Ów heroizm z wierszy Barańczaka to godne życie w prawdzie, możność powiedzenia „nie”. W następnych tomach („Ja wiem, że to niesłuszne”, „Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu”) podmiot wypowiedzi zostanie naznaczony śladami autobiografizmu: daty umieszczone pod każdym wierszem, nazwiska, bezpośredniość wyznania, nasycenie konkretem, prywatna perspektywa. W tym czasie coraz wyraźniej wypowiadana jest teza o potrzebie etyczności literatury:
Nigdy naprawdę
Nigdy naprawdę nie marzłem, nigdy
nie żarły mnie wszy, nigdy nie zaznałem
prawdziwego głodu, poniżenia, strachu o własne życie:
czasami się zastanawiam, czy w ogóle mam prawo pisać
Postawa nieskrywanego autobiografizmu w twórczości poetyckiej Barańczaka ujawni się dopiero w tomach „amerykańskich”, pisanych na emigracji po 1981 roku. Pozycja emigranta, wyrzuconego z dotychczasowej przestrzeni aktywności publicznej, sprawiła, że poeta począł utwierdzać się we własnej samotności. Rozważania na temat więzi łączących jednostkę z ogółem prowadzone są w dwóch planach czasowych: „dawniej” i „dziś”. Rozważania nad problemem samotności są podejmowane nie tylko w odniesieniu do realiów emigracyjnych, ale również w kontekście metafizyczno-religijnym. Wprowadzenie wątku religijnego po 1981 (bo o metafizycznym można było mówić już wcześniej) jest istotnym novum w twórczości Barańczaka. szczególnie w „Widokówce z tego świata” widoczny jest proces zakorzeniania się w Transcendencji. W wierszach silnie jest podkreślona relacja „ja-Ty”, co wskazuje na potrzebę osobowego spotkania z Bogiem.
Prace krytyczne i literaturoznawcze:
"Nieufni i zadufani", Wrocław: Ossolineum, 1971.
"Ironia i harmonia", Warszawa: Czytelnik, 1973.
"Język poetycki Mirona Białoszewskiego", Wrocław: Ossolineum, 1974.
"Etyka i poetyka", Paryż: Instytut Literacki, 1979.
"Książki najgorsze 1975-80", Kraków: KOS, 1981.
"Uciekinier z Utopii. O Poezji Zbigniewa Herberta", Londyn: Polonia, 1984.
"Tablica z Macondo. Osiemnaście prób wytłumaczenia, po co i dlaczego się pisze", Londyn: Aneks, 1990.
"Ocalone w tłumaczeniu. Szkice w warsztacie tłumaczenia poezji", Poznań: a5, 1992.
"Poezja i duch Uogólnienia. Wybór esejów 1970-1995", Kraków: Znak, 1996.
Książka „Nieufni i zadufani” przedstawia konflikt 2 orientacji w literaturze polskiej umownie nazwanych romantyczną i klasyczną - utożsamianą z minimalizmem, tendencją do idealizowania i bezpiecznego oderwania od rzeczywistości społecznej; tak rozumianemu klasycyzmowi (który nie pokrywa się z wizją Rymkiewicza i Przybylskiego) Barańczak przeciwstawia postawę nieufności wobec schematów i utartych sposobów myślenia, szukanie
nowych dróg, zdolność negacji, ale i przygotowanie przyszłej syntezy, uważane za wyróżniki postawy romantycznej; za najwartościowszą tradycje pozytywną dla młodych uważał Barańczak doświadczenie poezji lingwistycznej traktując ją jako przykład nieufności wyrażającej się w krytyce rzeczywistości językowej, która przekształca się w analizę stereotypów komunikowania się i życia społecznego.
Tłumaczenia
niemiecki: w antologiach: "Panorama der polnischen Literatur des 20. Jahrhunderts", Zürich: Ammann, 1997. "Polnische Lyrik aus 100 Jahren", Gifkendorf: Merlin, 1997.
angielski: "The Weight of the Body. Selected Poems", Chicago: Another Chicago Press / TriQuarterly, 1989. "A fugitive from Utopia: The Poetry of Zbigniew Herbert", Harvard University Press, 1987.
Stanisław Barańczak jest jednym z najwybitniejszych i najbardziej płodnych polskich tłumaczy. Pierwszy translatorskim dziełem Barańczaka był tom „Wierszy wybranych” Dylana Thomasa wydany przed Wydawnictwo Literackie w 1974 roku. Przełożył na polski prawie wszystkie utwory dramatyczne Szekspira. Ma na swoim koncie kilkanaście tomów „Biblioteczki Poetów Języka Angielskiego”: Thomas Campion, Donne, Robert Herrick, George Herbert, Henry Vaughan, John Keats, Hopkins, Emily Dickinson, Thomas Hardy i innych. Przetłumaczył wiersze dla dzieci Milne'a i Dr. Seussa. Wydał trzy grube antologie poezji anglosaskiej: religijnej, miłosnej i “niepoważnej” oraz amerykańską antologię “Od Whitmana do Dylana”.
Jego dokonania jako tłumacza nie zamykają się wyłącznie w pracach translatorskich. Barańczak w swojej książce „Ocalone w tłumaczeniu” wyłożył własną koncepcję przekładu poetyckiego. Polemizując z Frostem, który powiedział, że „poezją jest to, co przepada w tłumaczeniu”, Barańczak przekonuje, że przy odpowiednim podejściu z tłumaczenia można ocalić bardzo wiele. Podstawą dobrego tłumaczenia jest świadomość, że „każdy wybitny utwór poetycki jest miniaturowym modelem świata”, w którym „dosłownie każdy element składowy - od sumy wypowiedzianych wprost twierdzeń do najdrobniejszych atomów fonetyki, od przynależności gatunkowej czy nawiązań do tradycji aż do wewnątrztekstowych problemów składni czy gramatyki - może dzięki odpowiedniej organizacji tekstu wziąć udział w procesie wytwarzania znaczeń”. Cały ten proces poddany jest naczelnej zasadzie, „dominancie semantycznej”, która stanowi bardziej lub mniej dostrzegalny klucz do całokształtu sensów utworu. Jeżeli tłumacz odnajdzie ten klucz i odpowiednio go użyje, ma szansę ocalić wartość artystyczną wiersza.
Wybór wierszy:
NN próbuje sobie przypomnieć słowa modlitwy [z tomu „Sztuczne oddychanie”]
Ojcze nasz, któryś jest niemy,
który nie odpowiesz na żadne wołanie,
a tylko rykiem syren co rano dajesz znać, że świat
ciągle jeszcze istnieje,
przemów:
ta dziewczyna jadąca tramwajem do pracy
w tandetnym płaszczu z trzema pierścionkami
na palcach, z resztą snu w zapuchniętych oczach,
musi usłyszeć Twój głos,
musi usłyszeć Twój głos, by się zbudzić
w ten jeszcze jeden świt.
Ojcze nasz, który nic nie wiesz,
który nie patrzysz nawet na tę ziemię,
a tylko codzienną gazetą obwieszczasz, że świat, że nasz świat,
trwa uporządkowany: spójrz,
ten mężczyzna siedzący za stołem, schylony
nad kotletem mielonym, setką wódki, płachtą
popołudniówki tłustą od sosu i druku,
musi wiedzieć, że ty także wiesz,
musi wiedzieć, że wiesz, aby przeżyć
ten jeszcze jeden dzień.
Ojcze nasz, którego nie ma,
Którego imienia nikt nawet nie wzywa
prócz dydaktycznych broszur piszących Cię z małej litery, bo świat
radzi sobie bez Ciebie,
bądź:
ten człowiek, który kładzie się spać i przelicza
wszystkie te dzisiejsze
kłamstwa, lęki, zdrady,
wszystkie hańby konieczne i usprawiedliwione
musi wierzyć, żeś jednak jest,
musi wierzyć, żeś jest, aby przespać
tę jeszcze jedną noc.
N.N. ROZMYŚLA O DALSZYCH PERSPEKTYWACH [z tomu „Sztuczne oddychanie”]
Jeszcze nie jest tak źle; jeszcze można wybierać
każdego ranka
pomiędzy brunatną koszulą a czerwonym krawatem,
jeszcze nie jest tak źle,
można się jeszcze ubrać w co kto lubi;
jeszcze nie jest tak ciasno; jeszcze pozostało
dość dużo miejsca
między drutami lagru a drutami łagru,
jeszcze nie jest tak ciasno,
zostało tyle miejsca, że można nawet tańczyć;
jeszcze nie jest tak ciemno; słonce całkiem nieźle
przenika przez ten klosz,
i nawet sporo pod nim powietrza;
jeszcze nie jest tak źle,
powietrza starczy, by odetchnąć kilka razy,
tylko czy warto
tylko czy warto
UGRYŹ SIĘ W JĘZYK [z tomu „Ja wiem, że to niesłuszne”]
Nie pluj od razu wszystkim, co ci myśl
na język przyniesie; zanim otworzysz usta,
przełknij tę gorzką ślinę, zanim co powiesz, trzy razy
się zastanów nad losem a) posady, b)
posad świata, c) wszystkich
posadzonych; bity w twarz pięścią
pieśni masowej, ugryź się czym prędzej w język,
tak, mocno,, jeszcze mocniej, nie rozwieraj szczęk,
zaciśnij zęby, nie bój się, najwyżej
język ci spuchnie tak korzystnie, że
nie będziesz mógł już wybełkotać ani słowa
i bez żadnych problemów uzyskasz czasowe
zwolnienie od prawdy; a jeśli poczujesz
na podniebieniu słony smak, nie przejmuj się:
ten czerwony atrament gniewu i tak nie przejdzie ci przez usta
Pan tu nie stał [z `Dojść do lady'; 3.część tomu „Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu”]
Pan tu nie stał, zwracam panu uwagę,
że nigdy nie stał pan za nami
murem, na stanowisku naszym też
pan nie stał, już nie mówiąc, że na naszym czele
nie stał pan nigdy, pan tu nie stał, panie,
nas na to nie stać, żeby pan tu stał
obiema nogami na naszej ziemi, ona stoi
przed panem otworem, a pan co,
stoi pan na uboczu
wspólnego grobu, panie, tam jest koniec,
nie stój pan w miejscu, nie stawiaj się pan, stawaj
pan w pąsach na szarym końcu, w końcu
znajdzie się jakieś miejsce i dla pana
Widokówka z tego świata [z tomu „Widokówka z tego świata”]
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie,
z którego mam za darmo rozległe widoki:
gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie
tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową
ta sama mroźna próżnia
milczy swą nałogową
odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie.
Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej.
Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie
palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.
Ale dosyć już o mnie. Powiedz, co u Ciebie
słychać, co można widzieć,
gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem się w chwili
dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki;
choć jak ją nazwą, co będą mówili
o niej ci, co przewyższą nas o grubą warstwę
geologiczną stojąc
na naszym próchnie, łgarstwie,
niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją
własną mieszankę śmiecia i rozpaczy
nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija
kolejny stopień, rosnący pod stopą.
Ale dosyć już o mnie. Mów jak Tobie mija
czas-i czy czas coś znaczy,
gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele,
w którym zaszyfrowane są tajne wyroki
śmierci lub dożywocia-co niewiele
różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy,
a jednak ta lektura
wciąga mnie, niedorzeczny
kryminał krwi i grozy, powieść rzeka, która
swój mętny finał poznać mi pozwoli
dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść
zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek.
Ale dosyć już o mnie. Mów jak Ty się czujesz
z moim bólem-jak boli
Ciebie Twój człowiek.
Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził [z tomu „Chirurgiczna precyzja”]
Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.
Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.
I półprzytomny wstyd, że ona tak się trudzi,
to, co tłumione czyniąc podwójnie tłumionym
przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:
ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił
uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin
gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi
negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił
do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:
"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?
Na wyciągnięcie ręki - ci dotkliwie drudzy,
niedotykalnie drodzy ze swoim "Śpij, pomiń
snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi".
I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził
toporniejszą tkliwością jej tkliwość: "Zapomnij.
Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził,
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi."