Tygodnik wedkarski - Nr 11, 12 czerwca 1999
NR 11 12
czerwca 1999
W NUMERZE:
Aktualności
Aktywność dobowa ryb - wykres na nadchodzący tydzień
Słońce i księżyc - wschody i zachody
Techniki wędkarskie - Jak drapieżne zwierzę...
Biała ryba - Bolszewickie zanęty
Wędkarski survival - Ostrożnie! Woda!
Reportaż - Sznurowanie Bugu
Przegląd sprzętu wędkarskiego - Pałeczka tyrolska
Tam łowią ludzie z RYBIEGO OKA - Detroit River
Kij w mrowisko - Powrót gigantów
Na pokładzie - Miejscówka z powietrza
Portal
Aktualności
Aktywność dobowa ryb
Słońce i księżyc
Techniki wędkarskie
Biała ryba
Wędkarski survival
Reportaż
Przegląd sprzętu
Tam łowimy
Kij w mrowisko
Na pokładzie
ARCHIWUM
Detroit
River, oprócz tego, że jest ważną drogą wodną dla statków z Wielkich Jezior
i granicą pomiędzy USA i Kanadą, jest także jedną z najlepszych rzek w Północnej
Ameryce na wiosenne walleye. Już od puszczenia lodów - co zazwyczaj zaczyna
się w drugiej połowie marca - aż do końca maja setki łódek różnego typu
przeszukują miejsca, w których walleye zazwyczaj składają ikrę. Woda o tej
porze roku ma kolor kawy z mlekiem - roztopy z północnych okolic Wielkich
Jezior kończą się dużo później, zaś cala woda spływa w naszą stronę.
Walleye przychodzą zarówno z jeziora Erie, jak również z jeziora St. Clair. Jezioro Erie, a właściwie zachodnia jego część - to królestwo walleya w całej Północnej Ameryce. Już wczesną zimą w okolicach, gdzie rzeka Detroit wpada do Erie, zaczynają się gromadzić w stada ryb. Stąd odbywają następnie wędrówkę aż do granicy jeziora St. Clair, czyli początku rzeki Detroit. A że te z Erie docierają później niż te z St. Clair - do maja potrafią zgromadzić się ich tu tysiące.
Tańczące z prądem
Walleye z St. Clair gromadzą się przy
samym początku rzeki Detroit, w najgłębszym miejscu jeziora St. Clair zwanym
"Sturgeon Hole". Tutaj właśnie pokazują się w marcu pierwsze łódki. Najpierw
pojedyncze, potem po kilkanaście, kilkadziesiąt. I zaczynają taniec na wodzie,
powoli przesuwając się z prądem rzeki w dół, aby w maju stawać już niemal
w ujściu do Erie.
Te
łódki naprawdę tańczą. Jedna za droga dryfują z prądem, zachowując kilkumetrowy
odstęp, aby po przeczesaniu najlepszych miejsc szerokim łukiem zawrócić
i ustawić się w kolejce do następnego dryfu.
Pod koniec maja łódki są już porozrzucane po rzece. Polują na walleye, które zaczynają powrotną wędrówkę na swoje letnie żerowiska.
Tak akurat się tak składa, że najlepsze łowiska - tak zwane "spawning grounds", czyli miejsca, gdzie walleye składają ikrę - mieszczą się po stronie Kanady. Są to obszary - zaczynając od początku rzeki Detroit - pomiędzy wyspą "Peach Island" a kanadyjskim brzegiem. Płynąc dalej w dół rzeki wędkarz napotyka następnie tak zwane "Cov Pasture", potem zaś obszary "Fountain" na przeciwko windsorskich ulic: Ford Boulevard i Pillette Road, wody przy zakładach Hiram Walker (to ten, co robi tą dobra wódkę), jest też sporo miejsc tarłowych niemal przy samym centrum Windsor.
Rzeka Detroit jest głęboka, ma również nie tyle prędki, co bardzo silny prąd. Dno idealne dla ryb: obszerne doły, porozrzucane głazy i kamienie, żwir, podwodne pagórki i strome krawędzie podwodnych rynien. Walleye znajdują wiele miejsc, gdzie mogą się gromadzić, przylegając do dna. Ustawiają się pod prąd i czekają na przepływający pokarm. I właśnie w takich miejscach pojawia się nadchodzący pionowymi skokami jig i prowokuje rybę do uderzenia.
Jigowanie nie jest proste
Pionowe jigowanie (vertical jiging albo drift jiging) jest najbardziej popularną techniką łowienia walleya na Detroit River.. Nie jest to jednak takie sobie jigowanie czy dryfowanie z prądem. Miejscowi wędkarze przystosowali tę technikę do trudnych warunków, z jakimi muszą walczyć na tej rzece - to kontrolowany dryf i kontrolowane jigowanie, przy użyciu elektrycznych trollingowych silniczków. Rzecz jasna, używa się tu także echosond oraz nawigacyjnej elektroniki.
Prąd wody jest bardzo silny i jeżeli dryfuje się razem z wodą, to bardzo szybko straci się kontrolę. A wtedy jig albo wlecze się za łodzią, albo ciągnie przy częstych tutaj i mocnych zachodnich wiatrach. Używa się więc elektrycznych motorków, aby móc łatwo manipulować prędkością łódki - ma ona mieć dokładnie taką prędkość jak rzeczny uciąg. W ten sposób jig opada prawie pionowo do dna.
Łódkę ustawia się bokiem do prądu. Na burcie od strony przeciwnej do nurtu mocuje się silnik, a jiguje z burty "zaprądowej". Ważne jest, aby podnosić i opuszczać przynętę przed łódką, a nie za nią. Łatwiej wówczas kontrolować jiga, wyczuwać dno, jak również poprawić się, jeśli się traci kontrolę.
Po pierwsze elektronika
Im większa łódka, tym mocniejszego wymaga motorka. Dla małych aluminiowych łódek do 14 stóp długości (4.2m) wystarczy standardowy na 12 V i 30-40 funtów (13.6-18.4kg) uciągu (thrust). Łódki 17-stopowe (5.1m) potrzebują już 24 V/55lbs uciągu (25kg). Natomiast typowe "Bass Boat" i "Walleye-Bass Boat" wymagają silników jeszcze mocniejszych, zasilanych z akumulatorów 34 V.
Jest to bardzo ważne. Elektryczny silnik nie
spłoszy ryb, a mając tyle mocy łatwo przeciwstawi się wiatrom i nurtowi.
Często
do tych większych łódek, o długości powyżej 20 stóp, używa się także małych,
spalinowych silniczków, doczepionych do łódki jako trolling motory (maksymalnie
do 10KM). Do tego wszystkiego oczywiście potrzebne są sonary, aby odczytać
dno, poszukać dołków, no - i znaleźć ryby. A potem, rzecz jasna, GPS - aby
wrócić do tych miejsc następnego dnia albo w następnym sezonie.
Walleye wracają co roku w te same, ale przemieszczają się stale, w zależności od kondycji wody, temperatury, pogody, jedzenia niesionego z prądem itd. Rzadko przebywają w pojedynkę czy parami - najczęściej przemieszczają się całymi stadami. Tyle tylko, że jeśli okupują dane miejsce, to są przytulone do dna. Mając sonar kieruje się łódkę po tych dołkach, szuka tych głazów, za którymi mogą być pochowane. Jak się znajdzie jednego, to na sto procent są tam inne. Reszta to już tylko formalność. Dlatego elektronika jest tak bardzo ważna. Bez niej można sobie jigowac całymi dniami na ślepo i jeśli się będzie miało szczęście, to może jedna sztukę się wyciągnie. Aby wrócić z dokładnością do kilku metrów w to samo miejsce konieczny jest GPS.
Co nieco o sprzęcie
Do łowienia na Detroit River używa się zwykle jigów o wadze 1/4 uncji (7g), 3/8 (11g), 1/2 (14g), 5/8 (18g), i 3/4 (21g). Waga zależy od głębokości. Dominują barwy: żółty, seledynowy i biały - również plastikowe "grubs" są w tych samych kolorach.
Wędkarze muszą przez cały czas kontrolować jigowanie, utrzymując przynętę nad dnem nie więcej jak 6 cali (15cm), podnosząc i opuszczając. Żyłka nie powinna mieć żadnych luzów. Nie jest łatwe. Dno ciągle się zmienia, zalegają na nim różne przeszkody. Jeśli się opuści za nisko, łatwo jest zahaczyć i stracić momentalnie cały zestaw. Chwila nieuwagi - i już się ciągnie jiga po dnie.
Ponieważ regulamin pozwala na stosowanie żywych przynęt, popularne jest "wzbogacanie" jiga o maleńką rybkę - minnow. Hak jiga przewleka się przez jej pysk, a następnie jak najdalej z tylu głowy przebija się jej grzbiet. Często używa się tylko główki jiga z samą minnow - bez żadnych gumek. Dodatkowo zakłada się na hak jiga przyczepkę, składającą się z kilkucentymetrowej żyłki i małej kotwiczki, którą wpina się w ogonek minnow.
Wędki raczej krótkie - 5'6" (1.65m) lub 6' (1.8m), przeznaczone specjalnie do jigowania. Są to kije czułe, wysokografitowe, o lekko średniej akcji (żyłka 6-8lbs), w komplecie z lekkim kołowrotkiem spinningowym, z natychmiastowym hamulcem. Przy czym - najlepsze wędki są jednoczęściowe. Mają doskonalszą akcje, łatwiej odróżnić branie od "puknięcia" w kamień czy w coś innego.
Ręczny trolling
Drugą techniką popularną na Detroit River (stosowaną również na St. Clair River) jest "handline trolling" albo "wire-lining", czy też "deep-trolling". Nie jest tak rozpowszechniona jak "vertical jiging", ale bardzo skuteczna, gdy mamy do czynienia z ekstremalnie silnym prądem - nie szybkim, tyle że mocnym ze względu na masę wody - i chcemy przeczesać głębokie rynny w rzece.
Nie
używa się przy niej wędek, lecz specjalnych kołowrotków sprężynowych (powodują
samoczynne nawijanie linki, kiedy są odblokowane). To duże kołowrotki, o
ruchomej szpuli, tej samej mniej więcej wielkości, jakich się używa do "downriggerów".
Powinny zmieścić około 300 yardów (270 m) stalówki powleczonej warstwą nylonu.
Stalówki te są zazwyczaj o wytrzymałości 60 funtów (około 27 kg). Kołowrotki
mocuje się na froncie łódki, na samej krawędzi burty, tak aby linka w czasie
łowienia prawie prosto wchodziła w rękę siedzącego wędkarza.
Na końcu stalówki doczepia się specjalna końcówkę, wykonaną również drutu stalowego, ale tak skonstruowaną, że pozwalają zapiąć główna stalówkę i ciężar 1 do 2 funtów (0.45 do 0.9 kg). Na tej końcówce umieszcza się specjalne klamry w odległości 6 cali (15cm) jeden od drugiego. Do nich właśnie przymocowuje się przypony z żyłki od 17-22 funtów (7.7-9kg) wytrzymałości.
Przypony robi się w zasadzie w dwóch długościach 20 stop (6m) i 40 stop (12m). Z jednego końca zawiązuje się snap-swivel (chyba po polsku agrafka z karabińczykiem) a z drugiej tylko sam snap (samą agrafkę). Najlepiej jest przygotować kilkanaście kompletów na zapas i nawinąć je na puste szpule po żyłce. Do tych właśnie przyponów doczepia się przynęty. Zestaw ten wygląda w wodzie następująco: najpierw idzie ciężar po dnie, 20 stop (6m), za nim jakieś 15 do 20 cali (37.5-50cm) nad dnem pierwsza przynęta. Za nią w odległości następnych 20 stóp, od 2 stop do 4 stóp (0.6-1.2m) nad dnem idzie druga. Łódka powinna płynąć z prędkością jakieś 2.5 mili na godzinę (4-5km/h). Tylko spokojnie...
Wędkarz powinien mieć przez cały czas kontrolę nad linka i utrzymywać stały kontakt z dnem, podnosząc i opuszczając ręka ciężar W zasadzie nie powinno się płynąć prosto pod prąd, ale po skosie (45stopni) i po przepłynięciu do jednej strony przeszukiwanego obszaru łagodnie zakręcić, aby płynąc w drugą stronę pod samym kątem.
Gdy ryba chwyci, nie należy gwałtownie reagować, tylko powoli, ale jednostajnie wyciągać linkę. Najczęściej gubi się ryby tuż przy dnie albo w odległości 2 m od łódki, przy wyciąganiu, gdy pozwoli się zdobyczy na zbytnie szarpanie i skakanie. Dobrze więc mieć przygotowany podbierak z długą rękojeścią.
Ostrożność trzeba również zachować i potem - ze spokojem zwinąć pusty przypon i odłożyć na bok, aby nie poplątać zestawu. Opanowanie obowiązuje także wtedy, kiedy zestaw spuszcza się na dół. Trzeba się więc trochę zorganizować, bo szkoda czasu na rozplątywanie, gdy przypony są tak długie.
Najbardziej popularnymi przynętami do ręcznego trollingu są wabiki przypominające w wyglądzie i akcji żywe minnows. Kolor i kształt takiej przynęty dobieramy pod kątem tego, co w danej wodzie pływa. Można również używać spinningowych przynęt - jak blachy albo obrotówki, ale wówczas należy zaczepić na haku kawałek robaka albo minnow. Zresztą, to zależy od pory dnia lub sezonu... W zasadzie blach, obrotówek i innych metalowych przynęt używa się za dnia. Wabiki typu Rapala, czy Kwik (wobler w kształcie banana) powinny mieć niezbyt agresywną akcję, aby przypony nie uległy splątaniu. W nocy najczęściej używane są tak zwane "pencil-plugs" (podłużne ok. 10-15cm pomalowane woblery z drewna z wycięciem w kształcie "V" od przedniej strony i z cylindrycznym rozszerzeniem z tyłu).
Wielu wędkarzy ma swoje własne odmiany przynęt. Często w małych sklepikach można znaleźć rożnego rodzaju dziwolągi, które wbrew wyglądowi mogą okazać się bardzo skuteczne właśnie przy tej technice w określonych miejscach rzeki. Osobiście używam rapalek, tyle że je trochę przerabiam, aby nie miały zbyt szerokiej akcji (spiłowuję plastikowy języczek).
Wszystko o walleyach z Ameryki Północnej, jak również wiele linków do stron walleyowych można znaleźć na stronie amerykańskiej: http://www.walleyecentral.com/
Jacek Kwiatkowski
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
lowiskolowiskolowiskolowiskolowiskolowiskolowiskolowiskolowiskolowiskoŁowiska PZW Częstochowa w 2015 rokuwięcej podobnych podstron