Teresa od Jezusa
Droga Doskonałości
IHS
Książka ta zawiera w sobie przestrogi i rady, które Teresa od Jezusa daje siostrom zakonnicom i córkom swoim w klasztorach przez nią założonych z łaski Pana naszego i chwalebnej Panny Matki Bożej według pierwotnej Reguły Najświętszej Panny z Góry Karmelu. W szczególności zaś ofiaruje tę książkę siostrom klasztoru Św. Józefa w Awili, który pierwszy został założony i w którym ona była przeoryszą, gdy ją pisała. We wszystkim, o czym tu mówić będę, poddaję się nauce św. Matki Kościoła Rzymskiego, a gdybym coś powiedziała przeciwnego tej nauce - będzie to tylko skutkiem niezrozumienia. Stąd też uczonych, którzy to czytać będą, proszę na miłość Pana naszego, aby z wszelką pilnością to pismo przeglądnęli i poprawili błędy oraz inne usterki, jakich w nim wiele znaleźć się może. Co zaś tu będzie dobrego, niech to będzie na cześć i chwałę Bogu i na uwielbienie Przeczystej Matki, Patronki i Pani naszej, której habit noszę, choć tego jestem bardzo niegodna.
IHS
Prolog
1. Gdy siostry tego klasztoru Św. Józefa dowiedziały się, że mam pozwolenie od teologa, o. Dominika Bańeza z Zakonu św. Dominika, obecnie mojego spowiednika, napisania czegoś o modlitwie - zdawało mu się bowiem, że znając wiele osób duchownych i wielokrotnie z nimi w tym przedmiocie prowadząc rozmowy, coś o tym napisać potrafię - poczęły nalegać na mnie tak usilnie o napisanie takiego dziełka, że nie mogłam się oprzeć ich żądaniu. Jest wprawdzie wiele książek w tej materii, bardzo dobrze pisanych przez takich, którzy byli biegli w tym przedmiocie, ale dla serc ich szczerze mi przychylnych większy ma urok praca marna i niepoprawna, niż znakomite dzieło pisane przez kogo innego. Ufam, że ze względu na modlitwy ich Pan raczy mi dopomóc, abym umiała coś powiedzieć pożytecznego dla nich i odpowiedniego do naszego sposobu życia w tym domu. Jeśli nie sprostam zadaniu, ojciec teolog - który pierwszy ma przejrzeć to pismo - rzuci je w ogień, a ja nic na tym nie stracę; że uległam żądaniu tych służebnic Bożych. One zaś przekonają się, co potrafię sama z siebie, gdy mię Boski Majestat nie wspomoże.
2. Mam zamiar podać tu środki zaradcze na pewne małe pokusy, jakie wznieca duch ciemności a na które - dlatego że są tak małe - może mało zważamy; napiszę również i o innych rzeczach, w miarę jak mi przyjdą na myśl i Pan mi da ich zrozumienie. Nie wiedząc zawczasu, co mi wypadnie powiedzieć, nie mogę mówić porządkiem; może to i lepiej, bo już to samo, że się podejmuję takich rzeczy, nie zgadza się z porządkiem. Niechaj Pan na wszystkim, co tu piszę, położy rękę swoją, aby było zgodne z wolą Jego; takie bowiem jest zawsze moje pragnienie, chociaż uczynki moje są tak nędzne, jak i ja sama.
3. Czuję, że nie brak mi miłości dla sióstr moich i pragnienia dopomagania im do tego, aby dusze ich jak najwyższe czyniły postępy w służbie Pana. Miłość ta, przy moim wieku i doświadczeniu nabytym w różnych klasztorach, może mi pomóc, że w rzeczach pomniejszych trafniej coś zdołam powiedzieć niż uczeni, którzy, zajęci sprawami ważniejszymi i będąc przy tym mężami silnymi, mniej się troszczą o takie rzeczy, które same z siebie zdają się być niczym, ale takim słabym stworzeniom, jakimi są niewiasty, mogą przynieść szkody. Zwłaszcza duszom żyjącym w ścisłej klauzurze wiele chytrych zdrad grozi od szatana, który widząc, że zwykłymi sposobami nic im nie zaszkodzi, wymyśla nową broń na ich pokonanie. Ja nędzna nie umiałam się bronić od nich jak należało, dlatego chciałabym, by siostry moje miały ze mnie przestrogę. Nie będę tu mówiła o tym, czego nie doświadczyłam sama lub na innych.
4. Niedawno temu rozkazano mi, bym napisała zarys mego życia; zamieściłam w nim także różne uwagi o modlitwie. Ponieważ mój spowiednik może nie będzie chciał, byście tamten opis czytały, powtórzę tutaj te same uwagi z dodaniem innych rzeczy, jakie będę uważała za konieczne. Niechaj Pan, jak Go prosiłam, sam raczy prowadzić rękę moją i wszystko obróci na większą chwałę swoją. Amen.
Rozdział 1
O tym, co skłoniło ją do założenia tego klasztoru pod tak ścisłą regułą.
1. Powody, które skłoniły mnie do założenia tego klasztoru, wymieniłam w wyżej wspomnianej księdze, w której opisałam i niektóre cudowne łaski Boże, którymi Pan oznajmiał, jak wielką będzie miał chwałę z służby Bożej w tym domu. Początkowo nie było zamiarem moim, by w zewnętrznym urządzeniu jego tak wielka panowała surowość, ani też, by klasztor pozbawiony był stałych dochodów; chciałam owszem, by był uposażony tak, iżby mu na niczym nie zbywało. Jest to jawnym dowodem, jak byłam słaba i nędzna, choć nie tyle wzgląd na własną przyjemność mną powodował, ile raczej na dobro innych.
2. W tym czasie doszły mnie wieści z Francji o ciężkich szkodach, jakie tam cierpi wiara od luteran i jak tam coraz bardziej się wzmaga nieszczęsna ta herezja. Odczułam to boleśnie i jak gdybym co mogła albo co znaczyła, poczęłam płakać przed Panem i błagać Go, by tak wielkiemu złu zaradził. Zdawało mi się, że tysiąc razy gotowa bym życie moje oddać w ofierze dla uratowania choćby jednej z tych dusz, których tam tyle ginęło. Lecz nie mając żadnej możności uczynienia czegoś w służbie Bożej na chwałę Pana, gdyż jestem niewiastą, i to jeszcze tak nędzną, tym gorętsze uczułam w sobie i dotąd czuję pragnienie, aby skoro Bóg ma tylu nieprzyjaciół, a tak niewielu przyjaciół, ci niewielu przynajmniej prawdziwymi byli Jego przyjaciółmi. Postanowiłam zatem uczynić choć to maluczko, co uczynić zdołam, to jest wypełniać rady ewangeliczne jak najdoskonalej i tę gromadkę sióstr, które tu są ze mną, skłonić do tego, aby czyniły podobnież, ufna w dobroć Boga, który nigdy nie opuści tych, którzy mężnym sercem wszystko opuszczą dla Niego. Widząc też siostry takimi, o jakich marzyłam w pragnieniach moich, miałam nadzieję, że winy moje znikną w oczach Pańskich, pokryte ich cnotami, że zatem zdołam uczynić cośkolwiek, co by było Panu przyjemne. Czułam, że oddawszy się bez podziału modlitwie za tych, którzy bronią Kościoła, za kaznodziejów i uczonych teologów, którzy są obrońcami jego, będziemy wedle naszej możności wspomagały tego Pana naszego, tak niegodnie poniewieranego przez tych zdrajców, którym On tyle wyświadczył dobrodziejstw, a którzy za to chcieliby na nowo przybić Go do krzyża i nie zostawić Mu miejsca, kędy by skłonił swą głowę.
3. O, Odkupicielu mój, nie może serce moje wspomnieć na to bez gorzkiej boleści i smutku! Cóż to się dzieje dzisiaj między chrześcijanami! Zawsze to tak ma być, byś od tych właśnie cierpiał największe krzywdy, którym świadczysz najprzedniejsze dobrodziejstwa, którzy więcej niż inni winni są Tobie i których wybrałeś sobie za przyjaciół i między nimi mieszkasz, i w sakramentach swoich samego siebie im udzielasz? Małoż im jeszcze tych mąk, które za nich wycierpiałeś?
4. Zapewne, Panie, nie jest to dziś żadną z siebie ofiarą, stronić i uchylić się od świata. Kiedy Tobie tak niecnie wiarę łamią, czegoż my od nich mamy się spodziewać dla siebie? Czy może więcej zasługujemy na to, by nam wiary dochowali? Czy może większe uczyniliśmy dla nich rzeczy, by nam lepszą niż Tobie miłość okazali ci rzekomi chrześcijanie? Co tu jeszcze mówić? Czego mamy się spodziewać my, którzy z łaski Pana wolni jesteśmy od tego trądu i od tej ohydnej zarazy, gdy oni widocznie już są w mocy szatańskiej? Sprawiedliwie własnymi rękoma swymi gotują sobie karanie, sprawiedliwie za grzeszne rozkosze swoje zasługują na ogień wieczny. Niech go mają, kiedy chcą. Ale serce się kraje na widok tylu dusz, idących na zgubę. Oby już był koniec temu nieszczęściu! Obym już nie patrzała na zgubę dusz, z każdym dniem się mnożącą.
5. O, siostry moje w Chrystusie! Pomóżcie mi to wybłagać od Pana. Po to On was tu zgromadził; to jest powołanie wasze, to ma być jedyne wasze staranie, do tego mają zmierzać nasze pragnienia, nad tym mają płynąć wasze łzy, o to błagać wasze modlitwy. Nie, siostry moje, nie o sprawy tego świata troszczyć się mamy. Uśmiech politowania ale i smutek mnie ogarnia, gdy widzę, jakie to interesy ludzie nam polecają, byśmy o nie prosiły Boga, o powodzenie w rzeczach doczesnych, o pomyślne zakończenie procesu, o nabycie czy zachowanie majątku, kiedy wolałabym raczej, by prosili Boga o łaskę podeptania tego wszystkiego. Intencję mają dobrą i dlatego, czyniąc zadość ich żądaniu, polecam Bogu te prośby, ale czuję to, że w takich rzeczach Bóg nigdy mnie nie wysłuchuje. Oto świat płonie pożarem, oto chcieliby na nowo zasądzić na śmierć Chrystusa i tysiące fałszywych świadków przeciw Niemu stawiają, chcieliby obalić Kościół Jego, a my miałybyśmy czas tracić na pragnienie rzeczy, które, gdyby ich Bóg użyczył, właśnie niejednej duszy zamknęłyby wstęp do nieba? Nie, siostry moje, nie czas teraz w naszych rozmowach z Bogiem zajmować się sprawami błahymi.
6. Rzecz pewna, że gdyby nie wzgląd na słabość ludzką, gdyby nie to, że nie mogę odmawiać żadnej pociechy tym duszom, które w każdej potrzebie swojej u nas szukają pomocy, odmówiłabym im tych modlitw, o które nas proszą, aby wiedziały, że nie takie rzeczy powinny być przedmiotem tak gorących modlitw.
Rozdział 2
Jak potrzeba odrzucać troski o potrzeby ciała i jak wielkim zyskiem jest ubóstwo.
1. Nie sądźcie, siostry moje, byście tak czyniąc, to jest nie starając się o przypodobanie się ludziom ze świata, miały cierpieć niedostatek chleba. Przeciwnie, gdybyście chciały używać ludzkich zabiegów dla zapewnienia sobie utrzymania, upewniam was, że wtedy cierpiałybyście głód, i to słusznie. Miejcie oczy wzniesione do Oblubieńca waszego; Jego rzeczą pamiętać o utrzymaniu waszym. Jemu starajcie się być przyjemne, bo gdy On będzie z was zadowolony, wówczas ci nawet, którzy wam najmniej sprzyjają, dostarczą wam pożywienia, jak o tym już przekonałyście się z własnego doświadczenia. A gdybyście tak czyniąc miały umrzeć z głodu, wtedy byłybyście zaiste błogosławione, siostry od Św. Józefa! Na miłość Boskiego Mistrza naszego proszę was, siostry moje, pamiętajcie o tym! Skoro zrzekłyście się dochodów, zrzeknijcie się i troski o pożywienie, inaczej wszystko zmarnieje. Ci, którzy z woli Pańskiej posiadają majętności, niech o nich mają staranie; słuszne to i sprawiedliwe, bo taki jest ich zawód, ale z naszej strony byłby to nierozum.
2. Byłoby to samo, co sięgać w myśli po dobro cudze. A przy tym takie troszczenie się nie odmieni myśli i serca drugich ani nie wzbudzi w nich chęci dania wam jałmużny. Pozostawcie tę troskę Temu, który sam włada sercami ludzkimi, który jest Panem i bogactw, i bogaczów. Z Jego rozkazu zeszliśmy się tutaj; słowa Jego są prawdą i raczej niebo i ziemia przeminą, niźli one zawiodą. Wy tylko Jemu zawodu nie róbcie, a nie bójcie się, by On was zawiódł. Jeśliby zaś kiedy was opuścił, będzie to tylko dla większego dobra waszego, tak jak na pozór opuszczał Świętych, gdy prześladowcy odbierali im życie, ale na to tylko, by tym wspanialszą otrzymali od Niego nagrodę i jaśnieli na wieki chwałą męczeństwa. O, jakże byłaby to szczęśliwa zamiana, krótkim cierpieniem skończyć raz na zawsze z tym życiem, aby się cieszyć potem nasyceniem bez końca!
3. Zważcie to dobrze, siostry, bo jest to rzecz bardzo ważna. Dlatego wam tę przestrogę pozostawiam na piśmie, abyście pamiętały na nią po mojej śmierci, a póki jeszcze żyję, będę ją wam przypominała, bo wiem z doświadczenia, jak wielki z niej pożytek. Im mniej mamy, tym mi swobodniej na sercu i Bóg widzi, śmiało to rzec mogę, że większą mam przykrość, gdy nam na niczym nie zbywa, niż kiedy są braki. Nie wiem, czy kiedy był u nas taki brak, któremu by Pan wnet nie zapobiegł, jak dotąd zauważyłam. Postępując inaczej, oszukiwałybyśmy świat, uchodząc zewnętrznie za ubogie, a nie będąc nimi w duchu. Miałabym wówczas wyrzuty sumienia, bo zdawałoby mi się, że okradamy tych, którzy nam dają, i byłybyśmy jak bogacze, żebrzący jałmużny. Nie daj Boże, by u nas kiedy do tego przyszło. Gdyby się zagnieździła między nami ta niepomiarkowana troska o pozyskanie jałmużny, żebranina ta mogłaby się zamienić w nawyknięcie i mogłoby przyjść do tego, żebyśmy bez koniecznej potrzeby prosiły o jałmużnę i to nieraz takich, którzy może w większej są potrzebie niż my; a chociaż dla nich nie byłaby to strata, tylko zysk, ale dla nas wielka byłaby szkoda. Niech nas Pan Bóg od tego broni, siostry moje; gdyby tak miało być, wolałabym już, byście raczej miały stałe dochody.
4. Niechże więc nigdy troski o potrzeby ciała nie zaprzątają myśli waszej. O to was proszę, na miłość Boga, proszę jak o jałmużnę. Każda, choćby ostatnia i najmniejsza między wami, gdyby kiedy spostrzegła, że coś podobnego zakrada się do tego domu, niech z głębi duszy woła do miłosierdzia Bożego i niech ostrzeże przełożoną. Niech jej przedstawi z wszelką pokorą, że błądzi, że idąc dalej tą drogą, dojdzie się powoli do zupełnego zatracenia prawdziwego ubóstwa. Ale ufam w Panu, że On ustrzeże od podobnego nieszczęścia ten dom nasz i nie opuści służebnic swoich. Skoro na żądanie wasze to piszę, niechże ta przestroga, choć z ust mizernej grzesznicy, będzie wam pobudką i zachętą.
5. Wierzajcie, córki, że dla pożytku waszego dał mi Pan niejakie zrozumienie dóbr, jakie zawiera w sobie święte ubóstwo. I wy także, gdy tym duchem się przejmiecie, zrozumiecie je, choć może nie tyle co ja, która dzisiaj z miłosierdzia Bożego tym jaśniej je poznaję, im dłużej przedtem byłam, nie ubogą, choć do tego uroczystym ślubem się zobowiązałam, ale niemądrą u duchu. Ubóstwo jest to dobro, które zawiera w sobie wszystkie dobra świata; jest to wysokie panowanie. Jest to, powtarzam, panowanie nad wszystkimi dobrami tego świata, bo kto nie dba o nie i nimi gardzi, ten wyższy jest nad nie i panuje nad nimi. Co mi znaczą królowie i panowie, skoro ze skarbów ich niczego nie pragnę? Co mi znaczą ich łaski, gdybym z powodu ich choćby w najmniejszej rzeczy miała obrazić Boga? Albo na co mi potrzebne ich honory, kiedy rozumiem, jak wielkim zaszczytem jest być prawdziwie ubogim?
6. Przekonałam się, że honory i bogactwa zawsze idą z sobą w parze: kto pragnie czci, ten i pieniędzmi nie gardzi, a kto obrzydzi sobie bogactwa, ten i o zaszczyty nie dba. Zrozumiejmy to dobrze, że żądza czci prowadzi zawsze z sobą pewną chciwość pieniędzy i majętności. Ubogi bowiem chyba cudem jakim jest we czci u świata; jakkolwiekby godzien był szacunku, za nic go mają. Lecz prawdziwe ubóstwo, ubóstwo, mówię, dla samego Boga podjęte, takie ma w sobie dostojeństwo, iż niczyjej łaski nie potrzebuje, dba tylko o łaskę Boga. A rzecz pewna, że kto nie potrzebuje nikogo, ten ma dużo przyjaciół; wiem o tym z własnego doświadczenia.
7. Ale tyle już o tej cnocie napisano, że mnie lepiej milczeć, zwłaszcza, że są to rzeczy tak wzniosłe, że nie zdołam ich ani umysłem objąć, ani tym bardziej wypowiedzieć. Przedtem, wyznaję, tak byłam niepojętna, że nie rozumiałam nawet potrzeby mówienia o tym przedmiocie; teraz, choć zrozumiałam, mówić nie będę, bo nieudolnymi słowy mymi obniżyłabym tylko wysokość jego. Wszakże co dotąd o nim powiedziałam, niech zostanie. Pomnijmy na to, że święte ubóstwo to herb i godło nasze. Pomnijmy, w jakiej czci je mieli, jak ściśle je zachowywali święci Ojcowie w pierwszych początkach naszego Zakonu (nigdy oni, jak mi opowiadali ci, którzy dokładnie znają ich dzieje, niczego z jednego dnia na drugi nie chowali). My więc, gdy nie możemy z taką ścisłością zachowywać ubóstwa zewnętrznie, starajmy się tym doskonalej zachowywać je wewnętrznie. Czas życia mierzy się na niewiele krótkich godzin, a po nim jakże wielka nagroda! I chociażby nie było żadnej innej nagrody, to samo już, że dano nam jest w czymkolwiek wypełniać rady Boskiego Pana naszego i wstępować w Jego ślady, byłoby niewypowiedzianą zapłatą.
8. Ten herb ma jaśnieć na naszym sztandarze; na wszelki sposób starajmy się, aby nim był naznaczony cały dom nasz, odzież nasza, mowy, a przede wszystkim myśli nasze. Dopóki tego przestrzegać będziecie, nie bójcie się, by miała upaść ta gorliwość życia zakonnego, która dziś z łaski Boga dom ten ożywia. Wysokie i mocne, mawiała św. Klara, są mury ubóstwa świętego. Tymi też murami chciała mieć otoczony swój klasztor; i rzecz pewna, że ubóstwo wiernie i święcie zachowywane mocniejszą jest obroną wszelkich cnót zakonnych niż najokazalsze gmachy. Wznoszenia wspaniałych klasztorów niech się siostry strzegą, na miłość Boga, na Krew Najświętszą Zbawiciela o to je proszę. I zaprawdę z głębokim przekonaniem mogę to powiedzieć, że gdyby kiedyś to uczyniły, niech lepiej tegoż dnia wszystko się rozwali.
9. Bardzo to, zdaniem moim, niestosowna rzecz, z majętności ubogich, z których wielu nie ma dachu nad głową, budować okazałe domy. Niechaj Pan nas od tego uchowa; niech domy nasze będą małe i pod każdym względem ubożuchne. Bądźmy choć trochę podobne do Króla naszego, który nie miał domu własnego, tylko stajnię, w której się urodził, i krzyż, na którym umarł. Niech inni budują sobie obszerne klasztory; wiedzą oni, co robią, ja ich nie potępiam; liczniejsze są ich zgromadzenia i cele tych zgromadzeń są inne. Lecz dla trzynastu ubogich zakonniczek dość kąta byle jakiego. Niech przy każdym domu będzie ogród i w nim pustelnie (gdzie by każda mogła się schronić na samotną modlitwę), potrzeba bowiem odetchnienia nędznej naturze naszej, zwłaszcza przy tak ścisłej klauzurze, w jakiej tu żyjecie. Ale od gmachów okazałych i wytwornych urządzeń uchowaj nas Boże. Pamiętajmy o tym, że w dzień sądny wszystko to upadnie, a czyż wiemy, jak prędko on przyjdzie?
10. Dziwną by to było rzeczą, gdyby dom trzynastu ubogich stworzeń, upadając, wielkiego narobił hałasu, prawdziwie ubodzy nie czynią hałasu. Ubodzy muszą być cisi, inaczej nikt się nie ulituje nad nimi. A jakaż to radość dla was, gdy która dusza, dzięki jałmużnie wam świadczonej, ujdzie potępienia wiecznego. Wszak to bardzo być może, bo ustawiczna modlitwa za duszami dobroczyńców jest nieodzownym waszym obowiązkiem. Wprawdzie wszelka jałmużna, świadczona nam przez ludzi, od Pana samego pochodzi; ale taka jest wola Jego, byśmy wdzięczne były i modliły się za tymi, którzy dla miłości Jego dobrze nam czynią. Tego obowiązku wdzięczności nigdy nie zaniedbujmy.
11. Nie pamiętam już, od czego zaczęłam, i daleko zboczyłam od przedmiotu. Stało się to snadź z woli Bożej, bo nie myślałam wcale pisać o tym, czym powyższy rozdział zapełniłam. Niechaj Pan w boskiej dobroci swojej wspiera nas mocną ręką swoją, abyśmy nigdy nie zboczyły z tej drogi. Amen.
Rozdział 3
Dalszy ciąg tego, o czym mówiła w rozdziale pierwszym, a także, jako siostry ustawicznie powinny modlić się za tych, którzy walczą w obronie Kościoła.
1. Wracam do głównego celu, w jakim nas Pan tu zgromadził i dla którego najgoręcej pragnę, byśmy wedle słabych sił naszych coś zdziałać mogły na pocieszenie Boskiego Majestatu Jego. Otóż, wobec tych strasznych spustoszeń, jakie wszędzie czynią heretycy; wobec tego wielkiego pożaru, coraz dalej się szerzącego, którego żadna siła ludzka ugasić nie zdoła, (choć próbowano, ale daremnie, wstępnym bojem i siłą oręża poskromić te niecne rozruchy), tak, zdaje mi się, należy postępować, jak się to zwykło czynić czasu wojny, gdy przemagające siły nieprzyjaciela cały kraj zaleją. Wtedy król czy wódz, widząc siebie zewsząd zagrożonym i ściśnionym, z wyborem samych dzielnych i walecznych wojowników, których jedna garstka więcej dokazać zdoła, niż całe zastępy żołnierzy licznych, ale niemężnych, chroni się do twierdzy i obwarowawszy ją, raz po raz czyni z niej na nieprzyjaciela podjazdy i wycieczki. Zdarza się nieraz, że tym sposobem odniesie zwycięstwo; a chociażby nie zwyciężył, przynajmniej nie będzie zwyciężony, bo wśród załogi nie ma zdrajców, sami w niej wybrani i doświadczeni żołnierze, więc twierdzy nieprzyjaciel nie zdobędzie, chyba głodem. Ale w tej twierdzy, którą mam na myśli, w Kościele świętym, nie ma takiego głodu, który by zdołał zmusić załogę do poddania się; obrońcy jej umrzeć mogą, zwyciężonymi być nie mogą.
2. Do czego zmierza to porównanie? Do tego, byście zrozumiały, siostry moje, co powinno być głównym przedmiotem naszych modlitw: o to przede wszystkim powinnyśmy prosić Pana, by w tej małej twierdzy, to jest w gromadce dobrych chrześcijan, ilu ich jeszcze pozostało, nie znalazł się żaden zdrajca, ale by Pan boską obroną swoją zachował ich wszystkich w wierze, a wodzom tej warowni czy tego miasta, to jest kaznodziejom i teologom, by dawał przykładem mężnej stałości i wysokiej świętości przodować nam wszystkim na drodze Bożej. Ponieważ zaś są to po większej części zakonnicy, by użyczał im łaski coraz wyższego postępu w duchu powołania swego i doskonałości zakonnej. Tego nam koniecznie potrzeba, bo jak już mówiłam, nie świeckim orężem, jeno duchowym ma się toczyć ta walka. Co do nas, gdy niczym innym nie jesteśmy zdolne popierać sprawy Boskiego naszego Króla, starajmyż się, byśmy przynajmniej modlitwą zdołały nieść pomoc tym sługom Bożym, którzy z taką pracą i trudem, nauką i życiem świątobliwym obwarowali się i uzbroili do walki i z takim męstwem i poświęceniem siebie potykają się w obronie Pana swego.
3. Dziwicie się może, dlaczego z taką usilnością na to nalegam i tak mocno wam zalecam tę powinność naszą, byśmy się modliły za tymi mężami Bożymi i wspomagały ich, choć lepsi są od nas. Wyjaśnię wam to, bo pewnie nie zrozumiałyście jeszcze w zupełności, jak bardzo jesteście obowiązane Bogu za tę łaskę, że was wprowadził na to miejsce, kędy żyjecie swobodne od wszelkich spraw i kłopotów ziemskich i sposobności do grzechu i stosunków ze światem. Jest to łaska i dobrodziejstwo nieocenione. A tym, o których mówię, nie jest dano cieszyć się podobnym szczęściem, owszem, źle byłoby, gdyby go używali, zwłaszcza w takich czasach jak obecne. Oni postanowieni są na to, by umacniali słabych i ducha dodawali maluczkim, bo cóż by poczęli żołnierze bez wodzów? Oni z urzędu swego winni żyć wpośród ludzi i z ludźmi obcować i bywać na dworach książęcych, nieraz i w zewnętrznym zachowaniu stosować się do obyczajów światowych. Czyż więc małej, córki moje; potrzeba im cnoty i mocy ducha, aby umieli przestawać ze światem i żyć wpośród świata, i zajmować się sprawami świata, i stosować się, jak mówiłam, do obyczajów świata, a przy tym jednak duchem być obcymi światu i nieprzyjaciółmi świata, i żyć na świecie jak na wygnaniu, słowem, nie ludźmi być, ale aniołami? Bo gdyby nie byli tacy, nie byliby godni zwać się wodzami i nie daj Boże, by, takimi nie będąc, wyszli z ukrycia cel swoich; więcej byłoby z nich wówczas szkody niż pożytku. W obecnych bowiem czasach źle byłoby widzieć niedoskonałości u tych, którzy mają nauczać innych.
4. Jeśliby w nich nie było ducha mężnego mocno opartego na tym niewzruszonym przeświadczeniu, że sługa Boży powinien trzymać pod swymi nogami wszystkie znikomości tego świata i serce mieć oderwane od tych rzeczy, które przemijają, a zwrócone jedynie ku wiecznym - niechybnie będą w życiu ich wady i słabości, które, jakkolwiek by się starali je ukrywać, same się wydadzą. Tym bardziej, że ze światem mają do czynienia, a świat ma bystre oko; niczego im, mogą tego być pewni, nie przepuści, żadna niedoskonałość przed nim się nie ukryje. Na rzeczywiste zalety i cnoty nie raczy zwrócić uwagi, albo i wprost za złe je poczyta, ale by nie dostrzegł uczynku złego albo niedoskonałego, o to nie ma obawy. Rzecz dziwna, skąd ludzie światowi biorą takie jasne i dokładne pojęcie o doskonałości chrześcijańskiej? Nie znają jej jednak na to, aby ją sami naśladowali (do tego obowiązku zgoła się nie poczuwają i jeśli jeno z roztropnym umiarkowaniem zachowują przykazania, już siebie mają za dobrych chrześcijan), tylko na to, aby sądzili i potępiali drugich i nieraz prawdziwą cnotę poczytują za samolubne szukanie własnej pociechy i rozkoszy. Widzicie z tego, córki, że nie małej, ale obfitej łaski Bożej potrzeba tym, którzy tak ciężki bój muszą staczać.
5. Dlatego proszę was, starajmy się być takimi, byśmy zasłużyły otrzymać od Boga dwie łaski. Pierwszą, by wśród tego mnóstwa zakonników i uczonych teologów, jakich mamy, znalazło się wielu posiadających potrzebne, jak mówiłam wyżej, ku temu zalety, aby z pożytkiem mogli służyć Kościołowi, a którzy między nimi nie są dość dobrze do tego przysposobieni, by ich Pan uczynił sposobnymi i doskonałymi.. Więcej bowiem zdziała jeden doskonały, niż wielu niedoskonałych. Druga łaska jest ta, by tych, którzy już walczą, Pan wspierał wszechmocną ręką swoją w tym, jak mówiłam, nie lada jakim boju, aby zdołali uchronić się od grożących im niebezpieczeństw i uszy mieć zamknięte na zdradziecko nęcący śpiew syren, wśród nawałności tego morza czyhających na ich zgubę. Jeśli za łaską Boga zdołamy modlitwą naszą przyczynić się w czymkolwiek do ich zwycięstwa, tedy i my w tym zamknięciu naszym walczymy w obronie sprawy Jego. Wówczas sowicie będę się czuła wynagrodzoną za te cierpienia i trudy, jakie poniosłam dla założenia tego gniazdka naszego, aby w nim zachowywała się tak doskonale, jak w pierwszych jej początkach, Reguła Pani i Monarchini naszej.
6. Nie sądźcie, by zbyteczną i nieużyteczną rzeczą była taka ustawiczna modlitwa za Kościół i obrońców jego. Są wprawdzie tacy, którym się zdaje, że krzywdę cierpią i szkodę ponoszą, gdy nie modlą się ciągle za samych siebie. Ale jaka może być lepsza i skuteczniejsza dla nas samych modlitwa nad tę, którą wam tu zalecam? Może się obawiacie, że modlitwa wasza nie starczy na wypłacenie się z kar czyśćcowych? Gdyby i nie starczyła, niech sobie nie starczy. Cóż mi to, choćbym miała zostawać w czyśćcu aż do dnia sądnego, jeśli jeno modlitwą moją choć jednej duszy wyjednam zbawienie? Tym bardziej więc, jeśli z tej modlitwy mojej może być pożytek wielu dusz i pomnożenie chwały Bożej. Cierpienia, które się kończą, za nic miejmy, jeśli się nam zdarzy sposobność oddania znaczniejszej przysługi Temu, który za nas tak wielkie męki wycierpiał. Zawsze i we wszystkim usiłujcie czynić, co jest doskonalsze. I proszę was, błagajcie Boga, jak i ja, choć nędzna, z wami błagam najświętszy Majestat Jego, aby modły nasze za sługami i obrońcami sprawy Jego raczył wysłuchać; chodzi tu o chwałę Jego i o dobro Kościoła Jego, a ten jest jedyny cel wszystkich pragnień moich.
7. Wielka snadź zuchwałość moja, że śmiem przypuszczać, bym mogła w czymkolwiek przyczynić się do osiągnięcia tak wysokiego celu. Ale nie na samej sobie polegam, Panie mój, jeno na tych służebnicach Twoich, tu w tym domu ze mną mieszkających, które niczego innego nie szukają i o nic innego nie dbają, jeno o to, by spodobały się Tobie. Dla Ciebie opuściły one to niewiele, co posiadały, a chciałyby posiadać więcej, aby więcej mogły ofiarować Tobie. A Ty, Stwórco mój, nie jesteś niewdzięczny, byś miał im za to dawać mniej niż to, o co Cię proszą; owszem, dasz dużo więcej. Gdyś jeszcze mieszkał na tej ziemi, nie gardziłeś, Panie, niewiastami, które garnęły się do stóp Twoich; przeciwnie, z wielką dobrocią je przyjmowałeś. Gdybyśmy kiedy miały Cię prosić o honory, o pieniądze, o jakie bądź rzeczy światowe, o, wtedy, Panie mój, nie słuchaj nas; ale kiedy chodzi o cześć Syna Twego, jakże byś, Ojcze Przedwieczny, nie wysłuchał dusz, gotowych tysiąc razy życie swoje i cześć swoją dla Ciebie poświęcić? Nie dla zasług naszych, Panie, bo nie mamy żadnych i niczegośmy niegodne, ale przez wzgląd na Krew Syna Twego i na zasługi Jego przyjm prośby nasze!
8. O, Ojcze Przedwieczny, tyle tak srogich, jakie On ponosił, biczów i ciężkich zelżywości, okrutnych mąk, nie może iść w zapomnienie! I jakże, Stworzycielu mój, tą samą miłością tchnące wnętrzności Twoje znoszą to, by to, co Syn Twój z taką żarliwą miłością uczynił, by ten Najświętszy Sakrament, który ustanowił (dla spełnienia przykazania, któreś Mu dał, aby nas miłował), w takiej był poniewierce, że heretycy wyrzucają Go z przybytków Jego i burzą kościoły Jego? Gdybyż jeszcze był w czym zaniechał spełnienia upodobań Twoich! Ale On przecież wszystko wykonał. Małoż tego, Ojcze Przedwieczny, że póki żył, i to wśród tylu ustawicznych cierpień na tej ziemi, nie miał miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć, by Mu i teraz jeszcze zabierali i niszczyli te domy, które założył, aby do nich spraszał przyjaciół swoich (wiedząc, iżeśmy słabi i potrzeba nam takiego pokarmu na posilenie)? Albo czy nie przeobficie już zapłacił za grzech Adama? Ma więc wciąż na nowo cierpieć i płacić ten najsłodszy Baranek za każdym nowym grzechem naszym? Nie dopuszczaj tego, Królu mój, daj się przebłagać Boski Majestacie! Nie patrz już na grzechy nasze, ale na Przenajświętszego Syna Twego, który nas odkupił, i na zasługi Jego, i na zasługi Męki Jego i tylu świętych męczenników, którzy dla Ciebie śmierć ponieśli!
9. Ach, co za boleść, Panie! Cóż to za jedna poważyła się zanieść do Ciebie tę prośbę w imieniu wszystkich? O, jakąż złą pośredniczkę obrałyście sobie, córki moje, sądząc, że będziecie wysłuchane zdając się na mnie, bym za was przedstawiła Panu prośbę waszą! Snadź gorzej jeszcze i słusznie zagniewa się ten Sędzia najwyższy, za taką zuchwałość moją. Lecz pomnij, Królu mój, iżeś Ty jest Bóg miłosierdzia. Okaż więc miłosierdzie Twoje nad tą nędzną grzesznicą, nad tym podłym robakiem, który tak śmie głos swój do Ciebie podnosić. Wejrzyj, Panie mój, na to pragnienie serdeczne, na te łzy moje, z jakimi o tę łaskę Cię błagam, a zapomnij uczynków moich, bo wszak jesteś Bogiem miłościwym. Zlituj się nad tym mnóstwem dusz, które nędznie giną, wspomóż i ratuj Twój Kościół. Nie dopuszczaj, by dalej jeszcze miały się wśród chrześcijaństwa szerzyć te spustoszenia, rozświeć te ciemności!
10. Proszę was wszystkie na miłość Boga, siostry moje, polecajcie Boskiemu Majestatowi Jego mnie, zuchwałą nędznicę, aby mi użyczył pokory. Nie zalecam wam w szczególności, byście się modliły za królów, za zwierzchników Kościoła, a mianowicie za Biskupa naszego, bo co do was, obecnie tu zgromadzonych, widzę, że z taką pilnością spełniacie ten obowiązek, iż przypominanie go byłoby zbyteczne. Ale i te, które po was tu przyjdą, niech pamiętają o tym, że pod świętym zwierzchnikiem i podwładne będą święte; nigdy więc, wiedząc, jak ważna to rzecz, nie ustawajcie błagać o to Pana. Ten jest cel, do którego zmierzać mają wasze modlitwy, pragnienia i umartwienia; gdybyście zatem w innym zamiarze je spełniały, wiedzcie, że równałoby się to niedopełnieniu tego celu, dla którego was tu zgromadził Boski Oblubieniec.
Rozdział 4
Zachęca do zachowania reguły i do przestrzegania trzech rzeczy koniecznych do rozwoju życia duchowego. Objaśnia pierwszą z tych rzeczy, którą jest miłość bliźniego, i jakie
szkody przynosi miłość partykularna.
1. Widziałyście już, córki, wielkie przedsięwzięcie, którego osiągnięcie jest obowiązkiem naszego powołania. Lecz jakimi mamy być, aby w oczach Boga i ludzi nie zasłużyć na miano zuchwałych? Rzecz jasna, że usilnej potrzeba tu pracy i trudu, ku czemu najskuteczniej dopomaga wysokie podniesienie myśli, bo z myśli wysokich rodzi się pożądanie i gorliwe staranie o wzniosłe uczynki. Przede wszystkim więc starajmy się z jak największą pilnością zachowywać wiernie Regułę naszą i Konstytucje; gdy to uczynimy, mam nadzieję w Panu, że przyjmie i wysłucha prośby nasze. Nie żądam od was nic nowego, córki moje, żądam tylko zachowania tego, na czym polega powołanie nasze, do czego ślubami jesteśmy zobowiązane. Jednakowoż między zachowaniem a zachowaniem wielka może być różnica.
2. Pierwszy punkt Reguły naszej przepisuje nam ustawiczną modlitwę. Tego przestrzegajmy z wszelką troskliwością, bo to rzecz najważniejsza, nie zaniedbując przy tym zachowywania i postów, i dyscyplin, i milczenia w Zakonie naszym nakazanych. Modlitwa bowiem, aby była prawdziwa, potrzebuje tych środków do pomocy, jak o tym same już wiecie, i wygodne życie nie może iść w parze z modlitwą.
3. Prosiłyście właśnie, bym wam co powiedziała o modlitwie. Uczynię zadość żądaniu waszemu, ale w nagrodę proszę was, byście to, co tu powiem, często odczytywały i z ochotną wolą spełniały. Nim jednak zacznę mówić o tym, co należy do życia wewnętrznego, to jest o modlitwie, chcę pierwej dotknąć pewnych rzeczy, których koniecznie przestrzegać powinni wszyscy pragnący oddawać się modlitwie. Są to rzeczy tak potrzebne, że samym zachowaniem ich dusza, chociażby nie była bardzo kontemplacyjna, wysoko postąpić może w służbie Bożej, zaś przeciwnie, nie przestrzegając ich, niepodobna, by daleko zaszła na drodze kontemplacji. Gdyby zaś mimo to uważała siebie za kontemplacyjną, oszukiwałaby wielce sama siebie. Niechaj Pan raczy mi użyczyć ku temu łaski swojej i sam mi wskaże, co mam powiedzieć, aby było na chwałę Jego, amen.
4. Nie sądźcie, przyjaciółki i siostry moje, bym wam chciała zbyt wiele rzeczy nakładać. Daj Boże, byśmy tylko te doskonale wypełniły, które Ojcowie nasi przepisali i zachowywali, bo przez nie zasłużyli sobie na tytuł świętych. Byłoby też błędem szukać innej drogi. Trzy rzeczy tylko w tejże Regule zalecone, szerzej tu objaśnię, bo niezmiernie wiele na tym zależy, byśmy dobrze zrozumiały, jak bardzo nam potrzebne jest ich przestrzeganie; byśmy w ten sposób mogły cieszyć się tym pokojem, wewnętrznym i zewnętrznym, który nam Pan nasz tak usilnie zaleca. Pierwszą z tych trzech rzeczy jest: miłość zobopólna między nami; drugą: zupełne oderwanie się od wszystkich rzeczy stworzonych; trzecią: prawdziwa pokora, która, choć ją wymieniam na końcu, jest przecie główną i inne w sobie zamyka.
5. Co do pierwszej, to jest co do zobopólnej między nami miłości, trudno i wypowiedzieć, jak niezmiernie wiele na niej zależy. Nie masz rzeczy tak trudnej, której by miłujący siebie z łatwością nie znieśli i szczególnie ciężkiej potrzeba by na to przykrości, by im się wydała trudną do zniesienia. Gdyby to przykazanie miłości bliźniego było zachowywane na świecie, tak jak by należało, sądzę, że przyczyniłoby się wiele do zachowania innych, ale niestety, nigdy nie umiemy wypełnić go doskonale. Mogłoby się zdawać, że zbytnia między nami miłość nigdy nie może być rzeczą złą, a jednak tyle ona szkód wyrządza i takie pociąga za sobą niedoskonałości, że nikt temu nie da wiary, kto sam tego nie doświadczył. Mnóstwo tu szatan wznieca zawikłań, na które sumienia, powierzchownie tylko traktujące służbę Bożą, mało zważają, owszem, wydaje im się to cnotą. Dusze jednak naprawdę dążące do doskonałości jasno widzą, czym to grozi, iż powoli i nieznacznie podkopuje siłę woli i odciąga je od całkowitego oddania się miłości Bożej.
6. Sądzę, że kobiety łatwiej podlegają tej zdrożności niż mężczyźni, a szkody z niej wynikające są dla zgromadzenia bardzo wielkie. Skutkiem takiej wyłącznej przyjaźni już jedna drugiej nie kocha na równi, gniewa się i smuci, gdy ukochaną jaka krzywda spotka, pragnie coś posiadać, czym by mogła obdarzyć tamtą, traci czas na rozmowie z nią, nie tyle o miłości Bożej, ile raczej o tym, jak ją sama kocha i o innych głupstwach. Rzadko czułe te przyjaźnie zawiązują się w celu wzajemnego pobudzania się do gorliwszej służby Bożej, ale na to raczej szatan do nich ciągnie, aby przez nie wzniecał stronnictwa w klasztorze. Gdzie bowiem jest miłość prawdziwa, dążąca do miłości Bożej, tam wola nie powoduje się żadną namiętnością, ale raczej jedna drugiej stara się być pomocą ku pokonaniu wszelkich namiętności.
7. Takie przyjaźnie odrębne niechby sobie były i kwitły w wielkich klasztorach, ale tu u Św. Józefa - gdzie nas jest tylko trzynaście i więcej nas być nie powinno - żadną miarą nie mogą być ścierpiane. Tutaj wszystkie powinny być z sobą w przyjaźni, wszystkie powinny na równi siebie miłować, wszystkie wzajemnie siebie cenić i wzajemnie się wspomagać Niechże więc, na miłość Boga o to proszę, siostry nasze strzegą się tych odrębnych przywiązań, jakkolwiek wydawałyby się one pobożne i święte. Nie widzę bowiem z nich żadnego pożytku, najczęściej zaś, choćby między rodzonymi siostrami, obracają się one w truciznę, owszem, jeśli to krewne, szkodliwsza jeszcze będzie zaraza. Choć może to, co mówię wam, siostry, wydaje się przesadnie surowe, wierzcie mi, że na tej surowości polega wysoka doskonałość, wielki pokój i wielkie, dla słabszych zwłaszcza, zabezpieczenie od różnych sposobności do obrazy Bożej. Gdy więc która uczuje, że wola jej więcej się skłania do jednej niż do drugiej (czemu niech się nie dziwi, bo jest to rzecz naturalna i nieraz skłonność ta pociąga do ukochania osoby mniej cnotliwej, ale bogaciej uposażonej w zalety przyrodzone), niechaj mężnie sprzeciwia się tej skłonności, umartwia ją i tłumi, i nie dopuszcza jej zapanować nad sobą. Miłujmy cnotę i dobro wewnętrzne, a ustawicznie z wszelką troskliwością czuwajmy nad sobą, abyśmy miały serce, nie przywiązujące żadnej wagi do powabów zewnętrznych.
8. Nie dopuszczajmy do tego, by wola nasza była czyjąś niewolnicą, jeno Tego, który ją kupił własną krwią swoją. Zważmy dobrze, że nie trzymając się tej zasady, łatwo zaplątać się w pęta, z których potem prawie niepodobna się oswobodzić. O Boże, ile z tego źródła wynika niedorzecznych i rozlicznych postępków!
9. Aby nie tworzyły się takie związki ustronne, należy z samego początku mieć baczenie, zapobiegając im w samym zawiązku, nie tyle surowością, ile raczej miłością i przezornością. Bardzo skutecznym na tę chorobę lekarstwem będzie przestrzeganie, by siostry nie schodziły się i nie rozmawiały z sobą poza godzinami na to przeznaczonymi, w których według ustanowionego u nas porządku wszystkie zbierają się razem, ale, by każda osobno pozostawała w swojej celi, jak to przepisuje Reguła. Niechaj w tym domu Św. Józefa siostry będą wolne od obowiązku zbierania się w sali ogólnej na wspólną pracę; jakkolwiek dobry i chwalebny to obyczaj, wszakże łatwiej zachować milczenie i do niego przywyknąć, gdy każda zostaje sama u siebie. Zwłaszcza dla dusz oddanych modlitwie wewnętrznej samotność niezrównanym jest dobrodziejstwem i pomocą do skupienia. Ponieważ zaś modlitwa ma być spójnią i cementem tego domu, więc też potrzeba nam starać się usilnie, byśmy ukochały to, co do niej nam pomaga.
10. Wracając do tego, jak powinnyśmy się wspólnie miłować, może się wydać niewłaściwym, gdybym jeszcze ten obowiązek zalecała. Bo gdzież znaleźć istoty tak nieludzkie, które by, żyjąc tak jak wy razem w ustawicznym między sobą obcowaniu i nie mając żadnego innego poza domem towarzystwa, ani rozmowy, ani rozrywki, wiedząc nadto i wierząc, że Bóg każdą z nich miłuje i że każda miłuje Boga, kiedy dla chwały Jego wyrzekła się wszystkiego - które by wzajemnie siebie nie miłowały? Tym bardziej, że cnota ma w sobie wdzięk i urok, który pociąga serce do jej umiłowania, a ufam w miłosierdziu Pana, że w tym domu i u sióstr do niego należących cnota zawsze mieszkać będzie. Nie mam więc obowiązku dłużej tu o tym mówić.
11. To jedno tylko wymaga bliższego objaśnienia, jaką powinna być ta miłość i na czym zasadza się ta cnotliwa miłość - która pragnę, aby między wami panowała - i po czym możemy poznać, czy posiadamy tę cnotę prawdziwie wielką, którą Pan nasz tak mocno nam wszystkim i Apostołom swoim zalecił. O tym chciałabym teraz nieco wam powiedzieć wedle niezdolności mojej. Jeśli w innych księgach znajdziecie te rzeczy lepiej i dokładniej opisane, nie zważajcie na to pisanie moje, bo może sama nie wiem, co mówię.
12. Miłość, o której tu mówię, jest dwojaka. Jedna czysto duchowa, bo nic zmysłowego ani żadna tkliwość uczucia przyrodzonego do niej nie ma przystępu i nie mąci jej czystości; druga również duchowa, ale z domieszką przyrodzonej zmysłowości i słabości, jak miłość między krewnymi i przyjaciółmi. I taką tu głównie mam na myśli.
13. Chcę teraz mówić o miłości duchowej, wolnej od wszelkiej namiętności, bo gdy ta się przyplącze, rozstraja z gruntu wewnętrzną harmonię duszy. Gdy jednak z należną powściągliwością i roztropnością odnosimy się do ludzi cnotliwych, szczególnie spowiedników, jest to bardzo pożyteczne. Gdy się jednak spostrzeżesz, że spowiednik zmierza do ziemskich jakich próżności, wówczas niech ci to będzie podejrzane i pod żadnym warunkiem nie wdawaj się z nim choćby w najpobożniejsze rozmowy, ale krótko odpraw spowiedź i czym prędzej ją kończ. Najlepiej byłoby w takim razie wyznać przełożonej, że ten spowiednik nie przypada do potrzeb duszy twojej, i prosić o zmianę. To jest najpewniejszy sposób, o ile może być użyty bez naruszenia dobrej sławy tego kapłana.
14. W takich i tym podobnych wypadkach, kiedy czart zarzuca na nas sieci swoje i chce nas uwikłać w trudności, a nie wiadomo, jak sobie w nich poradzić, dobrze jest rozmówić się z jakim światłym i uczonym teologiem, wyspowiadać się przed nim i jak on poradzi, tak uczynić. W takiej potrzebie przełożeni powinni zawsze dać pozwolenie, inaczej bowiem można tu ciężko pobłądzić. Ileż to błędów ludzie popełniają na świecie, działając bez poradzenia się, zwłaszcza w rzeczach takich, gdzie chodzi o szkodę drugich! W każdym razie zaradzić tu i zapobiegać potrzeba koniecznie i rychło; bo gdy diabeł z tej strony nas podchodzi, nie lada szkodę wyrządzić nam zamierza, jeśli mu od razu nie zagrodzimy drogi. W takim więc wypadku poradzenie się światłego i pobożnego kapłana, jeśli jest możność po temu, a tej, ufam w Bogu, że nam nie zabraknie, jest bardzo pożyteczne.
15. Zrozumiejcie, siostry, że jest to rzecz niezmiernie ważna, bo może tu wyniknąć niebezpieczeństwo, szkoda wielka, nawet piekło dla nas wszystkich. I nie trzeba czekać, aż złe się wzmoże i zakorzeni, ale w samym zarodzie starajcie się je stłumić wszelkimi sposobami, jakie rozum wam wskaże, a sumienie z nimi się zgadza. Lecz ufam w Panu, że nie dopuści tego, by dusze, których całe życie ma być nieustającą modlitwą, mogły się przywiązać do kogoś; kto by nie był gruntownie cnotliwym i Boga nad wszystko miłującym. Jest to rzecz niezawodna, inaczej bowiem byłoby to znakiem, że takie nie są prawdziwie oddane, jak powinny, modlitwie ni doskonałości. Widząc bowiem, że spowiednik ten nie rozumie was i rozmowy o Bogu nie lubi, niepodobna, byście go pokochały, gdyż żadnej nie masz tu jedności. Jeśli zaś sam ma ducha Bożego, wtedy w rzadkich, jakie mu tu zdarzyć się mogą, tego rodzaju wypadkach łatwo zrozumie, chybaby był ostatecznym prostakiem, że z takiego czysto duchowego przywiązania nie może być żadnych złych następstw i nie będzie robił niepokoju służebnicom Bożym.
16. Kiedy już zaczęłam mówić o tym przedmiocie, nie chcę go zbywać mimochodem. Jest to bowiem wielka szkoda, jaką szatan może tu wyrządzić klasztorowi, tym bardziej, że szkoda ta nierychło wychodzi na jaw i tak zanika i ulatnia się doskonałość zakonna, nie wiadomo jak i którędy. Spowiednik bowiem w próżności uwikłany, sam lekceważy wszystko i innym lekceważyć każe. Niechaj Pan w boskiej dobroci swojej raczy nas od podobnych rzeczy uchować! Dość tego jednego na zatrwożenie i zamącenie dusz wszystkich sióstr, kiedy co innego mówi im sumienie, a co innego każe spowiednik. I jeśli jeszcze trzymane są pod przymusem spowiadania się zawsze tylko u jednego, wtedy już biedne nie wiedzą, co począć z sobą i gdzie szukać uspokojenia, bo ten właśnie, który by powinien podać im na ich trwogę lekarstwo i uśmierzenie, sam w nich tę trwogę wzbudza. W niejednym klasztorze byłam tego świadkiem i wielką czułam litość nad takimi. Nie dziwujcie się więc, że tak szeroko się nad tym rozwodzę, abyście dobrze zrozumiały całą wielkość tego niebezpieczeństwa.
Rozdział 5
Mówi jeszcze o spowiednikach. Jak wiele zależy na tym, by posiadali naukę.
1. Niechaj Pan w nieskończonej dobroci swojej raczy nas zachować od tego, by kiedy która z was w tym domu miała doświadczyć na sobie tej męki ciała i duszy, jak ją powyżej opisałam. A cóż by dopiero było, jeśliby sama przełożona przyjaźniła się ze spowiednikiem, skutkiem czego żadna już nie śmie ani przed nią na niego, ani na nią przed nim się poskarżyć? Stąd gotowa dla niejednej pokusa zatajenia na spowiedzi grzechów nawet ciężkich, bo się lęka, że ciągle będzie miała przykrości. O Boże wielki! Ileż to dusz szatan zagarnąć może tym sposobem do sieci swoich, i jakże drogo podwładne przypłacać muszą za ten przymus nieznośny i to dla nędznego punktu honoru! Honor bowiem klasztoru i wysoki dowód ścisłej w nim obserwancji zakonnej ma polegać na tym, że stale jednego tylko trzyma się spowiednika. A diabeł z tego korzysta i tą drogą zyskuje sobie dusze, których by inną nie dostał. Jeżeli kiedy biedne w udręczeniu swoim ośmielą się prosić o drugiego spowiednika, zdaje się wówczas, że już spokój domu raz na zawsze zgubiony. A jeśli jeszcze ten, o którego proszą, należy do innego Zakonu, choćby to był święty, samą rozmowę z nim poczytuje się za zniewagę wyrządzoną własnemu zgromadzeniu.
2. O tę wolność świętą proszę na miłość Boga każdą, jaka będzie przełożoną. Niechaj zawsze, za pozwoleniem Biskupa i Prowincjała, stara się o to, aby i sama mogła od czasu do czasu i drugie miały możność, poza spowiedzią u zwyczajnego spowiednika, przedstawić stan swojej duszy kapłanowi z nauką, zwłaszcza jeśli zwyczajny spowiednik jej nie posiada, chociażby przy tym najlepszy był i najpobożniejszy. Wiele znaczy nauka d1a udzielenia nam światła, a jeśli znajdziemy kapłana naukę i cnotę posiadającego, wiele nam pomoże. Im zwłaszcza większych łask Pan raczy wam udzielać na modlitwie, tym bardziej potrzeba, aby wszystkie sprawy i modlitwa wasza na mocnym opierały się fundamencie.
3. Wiecie już, że kamieniem węgielnym w tym fundamencie jest czystość sumienia, chronienie się usilne grzechu powszedniego i czynienie tego, co jest doskonalsze. Sądzicie może, że są to rzeczy każdemu spowiednikowi wiadome, lecz bardzo się mylicie. Miałam jednego spowiednika, który ukończył cały kurs teologii, a przecie w niektórych rzeczach bardzo mi zaszkodził, upewniając mnie, że nic w nich nie masz złego. Wiem, że nie miał zamiaru oszukiwać mnie, bo i nie miał powodu ku temu, ale nic lepszego nie umiał; to samo zdarzyło mi się potem jeszcze z innymi dwoma czy trzema.
4. Na tym prawdziwym poznaniu, co i jak nam czynić potrzeba, abyśmy doskonale wypełniły zakon Boży, polega wszystko dobro nasze. Na tym fundamencie bezpiecznie opiera się modlitwa; bez tej podpory cała budowa paczy się i chwieje. Potrzeba więc, byście zasięgały światła u mężów, posiadających ducha Bożego i naukę, jeśli nie możecie się stale u nich spowiadać. Więcej jeszcze ośmielę się powiedzieć, chociażby spowiednik pod każdym względem był doskonały, potrzeba jeszcze niekiedy poza jego spowiedzią szukać takiej, jak mówiłam, rady postronnej; bo spowiednik może się mylić, a niedobrze by było, gdyby przez niego wszystkie miały być w błąd wprowadzone. To tylko zalecam, byście tego nie szukały sobie drogami niezgodnymi z posłuszeństwem; znajdzie się na to odpowiedni sposób. Gdy przełożona będzie pamiętała, jak wielce to jest duszom pożyteczne, na wszelki sposób będzie się starała o to dobro.
5. Wszystko to, co powiedziałam, tyczy się przełożonej. Proszę ją więc raz jeszcze na miłość Boga, niech się stara tym duszom, które tu żadnej innej pociechy nie szukają, jeno duchowej, nie odmawiać tej pociechy. Różnymi drogami Bóg dusze prowadzi; niekoniecznie spowiednik będzie je znał wszystkie, niechże więc siostry w każdej potrzebie mają możność znalezienia światła i pociechy u drugiego. A nie bójcie się, choć jesteście ubogie, by wam zabrakło takich światłych i świątobliwych przewodników, jeśli jeno same takie będziecie, jakimi być powinnyście. Bóg, który was żywi i daje pokarm dla ciała, nie zapomni i o duszy, która więcej znaczy niż ciało, i przyśle wam takich, którzy ochotną wolą zechcą i potrafią dać jej światło potrzebne. Tym samym będzie i zażegnane to niebezpieczeństwo, którego najbardziej dla was się boję.
Chociażby bowiem spowiednik za poduszczeniem diabelskim zbłądził w jakichś rzeczach, to wiedząc, że są inni jeszcze, których się radzicie, dla samego wstydu będzie się powściągał i więcej miał się na baczności. A gdy w taki sposób wrota będą diabłu zamknięte, ufam w Bogu, że nie znajdzie już drugich, którymi by do tego domu się zakradł. Przeto na miłość Pana naszego proszę biskupa, jaki będzie, by nie odbierał siostrom tej wolności. Ile razy znajdą się na miejscu, o czym w takiej mieścinie łatwo się dowiedzieć, kapłani odznaczający się nauką i cnotą, niech siostrom nie będzie wzbronione spowiadać się u nich i rady ich zasięgać.
6. O tym, co tu mówię, wiem z własnego doświadczenia i niejednokrotnie też miewałam narady z mężami światłymi i świątobliwymi, pytając ich o zdanie, jakie przepisy uważają za najlepsze i najodpowiedniejsze dla tego domu, aby w nim kwitła i rosła doskonałość zakonna. Otóż przyszliśmy do tego wniosku, że ze wszystkich niebezpieczeństw, jakie nam mogą zagrażać - boć zupełnego bezpieczeństwa nigdzie nie ma, póki żyjemy na ziemi - to wolność, pozostawiona siostrom co do spowiedzi, jest najmniejszym. Wszyscy też na to się zgodzili, że nie można pozwolić na to, aby wikariusz czy zastępca przełożonego miał prawo wchodzić do klasztoru, ani też spowiednik, by nie miał takiego prawa. Jeden i drugi ma tylko czuwać nad zewnętrznym porządkiem, aby klasztor wewnątrz i zewnątrz miał ciszę do skupienia potrzebną; gdyby zaś spostrzegł jaki nieporządek, ma o tym donieść przełożonym, ale sam nie ma się rozporządzać, jak gdyby on był przełożonym.
7. To wszystko jest wprowadzone i zachowuje się obecnie u nas, nie tylko z mojej woli, lecz i obecny biskup, pod którego władzą jesteśmy, raczył to uznać (z wielu bowiem powodów nie oddałyśmy się pod jurysdykcję Zakonu; nazywa się Don Alvaro de Mendoza, z wielkiego rodu pochodzi i szczególnie jest łaskawy na ten nasz dom). Z ojcowską miłością troszczy się o dobro jego duchowe i doczesne; za czym i te postanowienia nasze uznał i zatwierdził dopiero po dokładnym ich zbadaniu i zastanowieniu się, że będą nam pomocą do ciągłego postępu w doskonałości. Nie wątpię też, że późniejsi następcy jego nie zechcą za łaską Boga sprzeciwiać się tej ustawie, tak gruntownie obmyślanej i z tylu względów tak, dla nas ważnej. Za cenę wielu modlitw wyprosiłyśmy u Pana tę łaskę niezrównaną i ufamy, że wszystko to pozostanie na przyszłość na większą chwałę Bożą, amen.
Rozdział 6
Wraca do tego, co zaczęła mówić o miłości doskonałej.
1. Daleko odbiegłam od właściwej myśli, ale przedmiot, nad którym się zatrzymałam, tak jest ważny, że kto go rozumie, nie będzie mnie winił. Wróćmy teraz do tej miłości, którą powinniśmy się wzajemnie miłować. O miłości czysto duchowej, nie wiem, czy się tu dobrze wyrażam, ale zdaje mi się, że nie ma potrzeby wiele o niej mówić, bo jest ona udziałem niewielu. Kto ją osiągnął, ma za co chwalić Boga, bo widać, że bardzo wysoko postąpił już w doskonałości. Chcę jednak coś o niej powiedzieć i sądzę, że będzie to pożyteczne. Jeśli się bowiem przypatrzymy tej cnocie, tym samym zachęcimy się do jej praktykowania.
2. Dałby Bóg, żebym to umiała jasno wyrazić, bo nie wiem o ile ona jest duchowa i co w niej jest zmysłowego, a co duchowego. Jako gdy ktoś z daleka słyszy ludzi rozmawiających między sobą, słyszy, że mówią, ale co mówią, tego dosłyszeć nie można - tak i ja nieraz mówię, a sama nie rozumiem, co mówię. Pan jednak sprawia, że często dobrze powiem; jeżeli zaś w innych razach powiem głupstwo, nic w tym nie ma dziwnego, bo sama z siebie nic dobrego nie potrafię.
3. W tej chwili tak mi się rzecz przedstawia: o wiele doskonalej od innych kocha taka dusza, którą Bóg raczy oświecić i podnieść do jasnego poznania, co to jest świat, jaka nędza jego i że jest inny świat i jaka jest różnica między jednym a drugim, iż tamten jest wieczny, a ten znikomy jak sen; i co to jest miłość Stworzyciela, a co miłość stworzenia i co się zyskuje na pierwszej, a co się traci na drugiej; i co to jest Stworzyciel, a co stworzenie i wiele innych rzeczy, których Pan światłością prawdy swojej naucza, kogo zechce. Taka dusza, powtarzam, o wiele doskonalej miłuje niż my, którzyśmy do tego poznania nie doszli.
4. Może sobie pomyślicie, siostry moje, że bez potrzeby nad tym się rozwodzę, że są to rzeczy dawno wam wiadome. Dałby Pan, by tak było, byście rzeczywiście tak znały te prawdy, jak tego są godne i tak je nosiły wyryte w sercach waszych, by pamięć o nich nigdy ani na chwilę nie wyszła wam z myśli. Lecz jeśli tak je znacie, toć i czujecie i rozumiecie, że nie kłamię, gdy mówię, że kto stanął na tej wysokości, ten musi tym samym posiadać ową miłość czysto duchową. Dusze z łaski Boga do tego stanu wyniesione są to, jak mi się zdaje, dusze wspaniałomyślne, dusze królewskie. Nie zadowolą się one miłością takiej nędznej rzeczy, jaką jest to ciało, jakkolwiek by było piękne i odznaczało się wdziękiem. Piękność tych rzeczy będzie ich pobudką do chwalenia Tego, który je stworzył, ale nie zatrzymają się na nich. Nie zatrzymają się na nich, żeby je kochać, bo czują to dobrze, że kochałyby wtedy czczą marę i goniłyby za cieniem i nie śmiałyby już potem bez głębokiego zawstydzenia mówić o Bogu, że Go miłują.
5. A więc powiecie: "takie dusze nie umieją już kochać nikogo ani wywdzięczyć się za miłość im okazaną?" - To pewna, że mało się troszczą o to, by je kto miłował. Może na razie, ulegając wpływowi uczucia przyrodzonego, ucieszą się z okazanych im oznak miłości, ale skoro wejdą w siebie i nad sobą się zastanowią, jasno widzą, że to jest marność, chyba że te oznaki miłości pochodzą od osób, które bądź nauką, bądź modlitwą mogą im dopomóc do postępu w dobrym. Wszelkie inne dowody przychylności i przywiązania są im ciężarem, żadnego z nich nie widzą dla siebie pożytku, a tylko możliwą szkodę. Nie iżby nie przyjmowały ich z wdzięcznością i nie wywdzięczały się za nie, polecając Bogu tych, którzy im taką świadczą życzliwość, ale przyjmują je jako dług, który winny Panu, bo rozumieją to dobrze, że od Niego pochodzi ta miłość i życzliwość. W samych sobie nic nie widzą takiego, co by zasługiwało na miłość, za czym przekonane są, że kto je miłuje jedynie dlatego, że Bóg je miłuje i przeto na Boga składając spłacenie tego długu i o to Go błagając, uważają siebie za wolne od tego obowiązku, jak gdyby ich to nie dotyczyło. Nieraz sobie myślę, że wszelkie pragnienie tego, aby nas kochano, jest w gruncie dowodem wielkiego zaślepienia, z wyjątkiem, jak mówiłam, kiedy chodzi o miłość takich, których życzliwość może nam być pomocna do nabycia dóbr duchowych i wiecznych.
6. Przy bliższym zastanowieniu się nad sobą nietrudno spostrzec, że gdy pragniemy, aby nas kochano, zawsze w tym szukamy jakiegoś interesu własnego, pożytku czy przyjemności. Lecz dusze doskonałe, o których mówiłam, podeptały już wszelkie dobra i wszelkie pociechy, jakimi by je ktoś na świecie mógł obdarzyć. I takie jest ich usposobienie wewnętrzne, że chociażby chciały jeszcze pragnąć tych rzeczy, nie mogłyby, bo innej już pociechy doznać nie zdołają, jeno w Bogu albo w sprawach Bożych. Jakiż więc pożytek mogą mieć z pragnienia miłości?
7. Nieraz, gdy mają przed oczyma tę prawdę, same śmieją się z siebie na wspomnienie tych czasów, kiedy tak się troszczyły o to, czy ta lub owa za miłość i przywiązanie ich odpłaca się wzajemnością. Prawda, że i najszczersza i najprawdziwsza miłość z natury ma to do siebie, że pragnie wzajemności. Ale gdy ją pozyska, gdy doczeka się tej pożądanej odpłaty, cóż ostatecznie zyskała, jeśli nie wiotkie źdźbło, jeno trochę próchna, które z pierwszym wiatrem uleci? Bo choćby kto najmocniej nas ukochał, cóż nam w końcu z tego pozostanie? Słusznie więc owe dusze wyższym światłem oświecone nie troszczą się o to, czy je kto kocha czy nie; i jeśli, jak wyżej wspomniałam, pragną życzliwości i przychylności od takich, którzy im pomagają do postępu w dobrym i do zbawienia, czynią to jedynie dlatego, że znają słabość naszej natury, która rychło ustaje, jeśli jej serce życzliwe nie wspiera. A więc, może znowu się wam wyda, że takie dusze nikogo i niczego nie kochają i kochać nie umieją, jeno Boga samego. - Owszem, upewniam was, kochają one nierównie mocniej, goręcej i bardziej owocną miłością niż inni. Jest to miłość szlachetna, zawsze ochotna dawać raczej, niż brać. Względem Boga tak samo postępują. Tylko taka miłość godna jest tej nazwy, a wszelkie inne niskie przywiązania przywłaszczają jeno miano miłości.
8. Może zapytacie jeszcze: jeśli te dusze nie kochają nic z tego, co podpada pod zmysły, cóż więc one kochają? - Kochają one to, co widzą i miłują, co słyszą, tylko że to, co one widzą i słyszą, jest nieprzemijające. Pomijając ciało, wzrokiem duchowym sięgają do duszy tego, kogo miłują i patrzą, czy jest w niej co godnego miłości; jeśli znajdą w niej choćby tylko jaki zaród dobra i cnoty, choćby jaką skłonność i usposobienie wewnętrzne, z którego może da się wydobyć miłość Bożą, tak jak złoto dobywa się z kopalni, wtedy dla dobra tej duszy żadnego trudu nie żałują, i nie ma takiej ofiary, której by ochotnie z siebie nie uczyniły, dla pozyskania jej Bogu. Chcą bowiem i pragną miłować ją, a wiedzą to dobrze, że miłość między nimi jest rzeczą niemożebną, jeśli ta dusza nie żyje życiem łaski, jeśli nie kocha Boga. Niemożebną, mówię, bo chociażby ta dusza, którą kochać pragną, miłowała je z poświęceniem dla nich własnego życia swego, chociażby wszelkie im świadczyła dobrodziejstwa, chociażby uposażona była we wszelkie dary i wdzięki przyrodzone, nie zdołałyby przecie miłować jej głęboką i całkowitą miłością, bo umysł ich mądrością Bożą oświecony i z doświadczenia nicość wszystkiego, co ziemskie, znający, nie da się uwieść żadnemu urokowi znikomych blasków. Widzą, że dusza ta nie dąży z nimi do jednego celu, że zatem niepodobna, aby była między nimi miłość trwała i skończy się ze śmiercią tam, gdzie nie ma zachowania przykazań Bożych i obie strony rozejdą się na zawsze w przeciwnych kierunkach.
9. Takiej więc miłości, która tylko tyle trwa, ile jest tego życia doczesnego, dusza, której Bóg użyczył daru prawdziwej mądrości, nie ceni wyżej nad jej wartość, owszem, niżej ją ceni. Dla tych bowiem, którym smakują słodycze tego świata, taka ziemska miłość i przyjaźń ma tę wartość, że może im zapewnić rozkosze, honory i dostatki, o ile przyjaciel bogaty i możny ma środki po temu, aby takich uciech i przyjemności dostarczył. Ale dla duszy światłością Bożą oświeconej takie rzeczy żadnego nie mają znaczenia; dawno je zdeptała, ma je w obrzydzeniu i gardzi nimi. Kogo zaś miłuje, pracuje z świętą namiętnością nad tym, aby dusza ta ukochała Boga i przez Niego była kochana, bo wie, że inaczej śmierć je na wieki rozłączy. Tak miłując, prawdziwie miłuje swoim kosztem i żadnego trudu sobie nie oszczędzi, aby tylko ta dusza w łasce i miłości Bożej czyniła postępy. I dla zapewnienia jej najmniejszego pomnożenia się w cnocie, tysiąc razy życie swoje oddać gotowa.
O najdroższa miłości, która tak wiernie naśladujesz Jezusa, wodza miłości, jedyne nasze dobro!
Rozdział 7
Dalszy ciąg o tym samym przedmiocie miłości duchowej. Niektóre wskazówki do jej nabycia.
1. Dziwna jest zaiste gorącość tej miłości. Ile ona łez kosztuje, ile pokut i umartwień, ile troski i zmartwienia, ile modlitw i usilnego polecania się modlitwom każdego, kto ją przyczyną swoją do Pana wspomóc może! Jaka radość, gdy w tej duszy, którą miłuje, ujrzy jaki postęp ku lepszemu! Jaka boleść, gdy spostrzeże, że ta dusza ukochana choćby tylko o jeden krok cofnęła się wstecz! Boleść ta niepocieszona zatruwa jej życie, nie może spożyć kęsa chleba, nie może zażyć chwili spoczynku nocnego bez tej troski ciągle ją dręczącej, bez tej trwogi wszędzie jej towarzyszącej, że ta droga dusza zginąć może, że grozi im rozłączenie na wieki. Bo to chwilowe rozłączenie, które sprawia śmierć, niczym jest w jej oczach; ona miłuje w Bogu i dla Boga, więc i w tym, kogo miłuje, nie przywiązuje się do tego, co w nim jest znikomego, co lada powiew wiatru wyrwie jej z ręki, czego, choćby chciała, zatrzymać nie może. Jest to - powtarzam - miłość w najmniejszej mierze dbająca o siebie; o to jedynie dba, by tę duszę, którą kocha, ujrzała bogatą w dobra niebieskie. Taka miłość warta jest zwać się miłością, nie one mizerne miłostki, nie mówię już grzeszne, od których niech nas Bóg uchowa.
2. Nie powinniśmy szczędzić słów na potępienie takiej rzeczy, która piekłem trąci, i nie starczy słów na oddanie najmniejszej cząstki tego zła, jakie taka miłość grzeszna w sobie zawiera. Niech nigdy, siostry, ani wzmianki o niej u nas nie będzie w rozmowach, a tym bardziej w myślach naszych. Nie wspominajcie o tym, że takie rzeczy dzieją się na świecie i nigdy, pod żadnym warunkiem, ani żartem, ani na serio, nie godzi się wam słuchać jakich bądź opowiadań o tym przedmiocie, ani pozwalać na to, by opowiadano w obecności waszej. Żadnego pożytku nie przyniesie słuchanie podobnych rozmów, a może przynieść szkodę. A choćby to była miłość godziwa, jaką tu zobopólnie miłować się możemy, jaka bywa między krewnymi i przyjaciółmi, jeśli nie jest duchowa, ileż sprawia troski. Za lada powodem jesteśmy w trwodze, by nam osoba ukochana nie umarła; gdy ją głowa zaboli, w nas już dusza mdleje; widząc ją w jakim strapieniu, same tracimy z nią cierpliwość i tym podobnie.
3. Jakże inaczej postępuje miłość duchowa. Może i ona w pierwszej chwili z przyrodzonego uczucia zmartwić się cierpieniem osoby ukochanej, ale niebawem rozum przyzywając na pomoc, zastanawia się, czy to cierpienie nie jest z pożytkiem dla jej duszy; w jaki sposób je znosi, czy przez nie nie wzbogaca się w cnotę? Prosi też Boga, aby jej dodawał cierpliwości, aby miała zasługę z tego, co cierpi. A gdy się przekona, że tak jest, wtedy już nie boleje nad nią, ale raczej się cieszy. Wolałaby wprawdzie cierpieć za ukochaną, aby ona nie cierpiała; chciałaby wziąć na siebie wszystko, co ją boli, a jej zostawić tylko wszystką zasługę, lecz gdy to być nie może, nie dręczy się zbytnio i pokoju wewnętrznego nie traci.
4. Jest to, powtarzam, miłość zupełnie bezinteresowna, podobna do tej, jaką nas umiłował Chrystus. Dlatego też ci, którzy dojdą do tego stanu i tego stopnia miłości, tyle wkoło siebie czynią dobrego. Dla siebie tego tylko pragną, by mogli wziąć wszystkie bóle i ciężary drugich, aby ci cieszyli się słodkim owocem pociechy i zasługi, który z nich się rodzi. Stąd też wiele zyskują ci, którzy mają takich przyjaciół, bo prędzej czy później pociągną ich na swoją drogę, gdyż zdążają do jednej krainy jak św. Monika z Augustynem. Tacy nie mogą tego przenieść na sobie, by ci, których kochają, mieli być w czymkolwiek oszukani i by widząc, że w czym błądzą, nie upomnieli ich, jeśli jeno jest nadzieja pożytku z tego upomnienia. Owszem, nieraz i na to nie zważają i idąc jedynie za pragnieniem ujrzenia ich bogatymi w cnotę, nie mogą wytrzymać, by im nie wypowiedzieć, co mają na sercu. O świat, który opuścili, nie troszczą się; czy tam kto służy Bogu, czy nie, o tym nie sądzą; sądzą tylko samych siebie; ale względem tych, których miłują, miłość daje im bystre oko! nic się przed nim nie ukryje, ani pyłek najlżejszy. A jakichże delikatnych podstępów umieją używać, aby skłonić dusze ukochane do otrząśnięcia się z tych pyłów i wad swoich! Toczą niejako z nimi wojnę, której nikt nie widzi i albo je pociągną na drogę cnoty, albo przyjaźń się urwie, bo inaczej być nie może. Dźwigają wtedy nielekki krzyż na swoich barkach.
5. Pragnęłabym, by taka miłość panowała między nami. Zapewne, że miłość ta nie od razu będzie doskonała, ale szczerze do niej dążmy i środków do niej wiodących wiernie używajmy, a Pan ją udoskonali. Choćby w niej było nieco ludzkiej tkliwości, nie będzie z tego szkody, byleby tkliwość ta była jednakowa dla wszystkich. Owszem, dobre jest, nieraz i potrzebne żywsze uczucie miłości; dobrze jest, a nieraz i potrzeba okazać siostrze tkliwe współczucie w chorobie lub jej strapieniu. Zdarza się nieraz, że lada mała rzecz niejedną zaboli, z której druga śmiałaby się tylko i miałaby ją za nic; różne są charaktery, silniejsze i wrażliwsze. Niech więc silniejsza umie okazać współczucie wrażliwszej i niech się jej nie dziwi, a może Pan, oszczędzając nam tego cierpienia, gotuje nam inne, które choć dla nas będzie ciężkie - i samo z siebie jest takie - dla drugich wyda się lekkie. Nie sądźmy więc w takich rzeczach z siebie o drugich; jeśli zaś sądzić chcemy, bierzmy za miarę sądu naszego nie te chwile, w których Pan, może bez żadnej pracy naszej, większej nam siły dodawał, jeno raczej te chwile, kiedy same byłyśmy więcej niedołężne i słabe.
6. Jest to ważna przestroga, o której pamiętając, będziemy umiały okazać współczucie bliźniemu w cierpieniach jego, jakkolwiek by się zdawały małymi. Szczególnie zaś one dusze mężne, o których mówiłam, powinny na to pamiętać. Dusze takie pragną cierpienia, więc każde wydaje się im małe. Potrzeba im zatem mieć przed oczyma dawną słabość swoją, świadczącą o tym, że męstwo, które obecnie w nich jest, nie z nich jest. Inaczej łatwo mógłby szatan wyziębić w nich miłość bliźniego i tak je zaślepić, iżby zdrożną twardość serca dla drugich poczytywały za dowód wysokiej doskonałości We wszystkim potrzeba czuwania i baczności, bo nieprzyjaciel nie śpi; a im która dusza wyżej postąpi w doskonałości, tym pilniej powinna czuwać, bo taką kusiciel, nie śmiejąc nastawać na nią jawnie, tym chytrzej i zdradliwiej podchodzi i jeśliby się nie miała na baczności, wielką jej szkodę wyrządzi. Dlatego, jak Pan nas ostrzega, potrzeba czuwać i modlić się zawsze, bo na odkrycie tych zasadzek złego ducha nie ma skuteczniejszego sposobu nad modlitwę.
7. W tym duchu szczerej miłości bierzcie udział i w rozrywkach sióstr, gdy z nich korzystają w czasie przeznaczonym. Chociaż byście same do tych rozrywek pociągu nie miały, wszakże, gdy z dobrą intencją w nich uczestniczycie, będzie to i aktem cnoty i posłuży do utwierdzenia między wami doskonałej miłości. Wzajemne między wami współczucie jest rzeczą dobrą i chwalebną, ale po warunkiem, że nie przekroczy miary właściwej. A przekraczałoby ją, gdyby w czymkolwiek rozmijało się z posłuszeństwem. Jeśli na przykład rozkaz przełożonej wyda ci się w danym wypadku przesadnie surowy i twardy, jakkolwiek byś w głębi serca czuła i przekonana była, że tak jest, nikomu tego nie okazuj, ale samej tylko przełożonej wyjaw to z pokorą; inaczej postępując, wielkiej mogłabyś narobić szkody. Umiejcie także rozróżniać, kiedy i w czym szczególnie ma się okazywać to współczucie, które jedna dla drugiej mieć powinna. Najwięcej powinno cię boleć, gdy spostrzeżesz w siostrze widoczną jaką wadę czy niedoskonałość; umieć tę wadę cierpliwie znosić i nie objawiać z jej powodu zdziwienia czy zgorszenia, to będzie miłość prawdziwa. Tak samo też drugie postąpią wobec twych wad i niedoskonałości, których ty nie widzisz, choć masz ich wiele. Będziesz więc gorąco tę siostrę polecała Bogu, będziesz ze wszystkich sił twoich starała się spełniać jak najdoskonalej cnotę przeciwną tej wadzie, którą w siostrze widzisz, a ponieważ mieszkacie i żyjecie razem i ona ciągle na ciebie patrzy, niepodobna, by nie zrozumiała tej milczącej nauki, jaką jej przykładem swoim dajesz; lepiej winę swoją zrozumie, niżby tego dokazać zdołały wszelkie upomnienia. Takie oddziaływanie jednych na drugie jest bardzo zbawienne. Ważna to przestroga, o której nie powinnyście zapominać.
8. O, jaka to dobra i prawdziwa miłość, gdy dusza Bogu oddana, bez względu na własny swój pożytek, poświęca się cała dla dobra sióstr wszystkich, usiłując coraz wyższy czynić postęp we wszelkich cnotach i z wiernością doskonałą zachować Regułę! Taka miłość w czynie nierównie więcej warta niż wszelkie czułości i słowa pieszczotliwe, które choć powszechnie przyjęte na świecie, tu w tym domu naszym nie są w użyciu i nigdy być nie powinny, jako to: "moje serce, moje życie, mój skarbie", i inne tym podobne. Czułości takie zachowujcie do rozmowy z Panem, z którym tyle razy na dzień, w zupełnej samotności, dano wam jest obcować. Tak mogą one być potrzebne i z pożytkiem możecie ich używać, skoro Jego Boski Majestat raczy je łaskawie przyjmować; pospolitowane zaś w powszednim użyciu, straciłyby swą świeżość i siłę i już by wam tak skutecznie serca nie rozgrzewały na rozmowie z Bogiem. Takie czułości to rzecz niewieścia, a ja chciałabym, by siostry moje nie okazywały się niewiastami, ale by były jak mężowie odważne. I jeśli ze swej strony uczynią, co mogą, Pan takie im da serca męskie, że sami mężczyźni zdumiewać się będą. Czyż bowiem niełatwo boskiej wszechmocy Jego takimi nas uczynić, skoro nas stworzył z niczego?
9. W tym także okazuje się miłość, gdy każda stara się drugim ulżyć ciężaru i sama bierze na siebie co jest trudniejsze, gdy cieszy się i wychwala każdy postęp drugich w cnocie, jakby swój własny. Po tych i wielu innych podobnych znakach poznacie, czy posiadacie tę cnotę. Wielka to i nad wszelki wyraz ważna rzecz, bo na tym polega zgoda i pokój, tak niezmiernie potrzebne w każdym klasztorze. Ufam w Panu, że pokój ten i zgoda zawsze będą mieszkały w tym domu naszym, bo gdyby ich, co nie daj Boże, zabrakło, byłby to widok prawdziwie nieznośny, patrzeć na taką garstkę sióstr, wspólnie z sobą żyjących, a wspólności serca między sobą zachować nie umiejących.
10. Gdyby kiedy jakie słowo nierozważne tę zgodę zamąciło, tejże chwili, w samym zarodku, złemu zaradźcie, albo jeśliby nie ustąpiło od razu, póty usilnie się módlcie, póki nie będzie stłumione. Gdyby zaś kiedy (na samo wspomnienie o tym krew mi się, jak to mówią, w żyłach ścina, tak jasno widzę w tym główne źródło ruiny życia zakonnego) miały zagnieździć się między wami głębsze zdrożności: chęć podobania się lub wywyższenia się nad drugich, urazy obrażonej miłości własnej, wtedy już miejcie się za stracone i wiedzcie, żeście wygnały Pana z tego domu i musi sobie szukać innego mieszkania. Wołajcie o zmiłowanie do Boskiego Majestatu Jego, błagajcie Go o ratunek, bo jeśli taka częsta spowiedź i Komunia nie zdoła takim zdrożnościom zapobiec, słusznie macie się obawiać, czy nie ma między wami jakiego Judasza.
11. Niech przeorysza, na miłość Boga, pilnie czuwa nad stłumieniem tej zarazy w samym jej zawiązku. Taką zaś, która okaże się główną sprawczynią zawichrzenia, niech usunie z miejsca, odsyłając ją ile możności do innego klasztoru; środków na odpowiednie wyposażenie jej Bóg w łaskawości swojej dostarczy. Wymiećcie z domu ten zaczyn zjadliwy; odetnijcie gałęzie zarażone, a jeśli tego nie dosyć, całe drzewo z korzeniem wytnijcie. Gdyby zaś nie było sposobu wydalenia wichrzycielki z domu, zamknijcie ją na osobności, aby z niej nigdy nie wyszła, lepiej niech ona jedna cierpi, niżby się miała udzielać wszystkim taka nie uleczona zaraza. O, jakie to wielkie nieszczęście! Niech Bóg nas broni od takiego klasztoru, na który ono spadnie. Co do mnie, wyznaję, że wolałabym raczej, by na ten dom spadł ogień z nieba i pochłonął nas wszystkie. Mając na innym miejscu wrócić do tego przedmiotu - który jest dla nas niezmiernej wagi - tu się już dłużej nie będę nad nim rozszerzała.
Rozdział 8
Jak wielkim dobrem jest zupełne, wewnętrzne i zewnętrzne wyrzeczenie się wszystkiego.
1. Mówmy teraz o wyrzeczeniu się, które w nas być powinno, bo na nim, jeśli jest doskonałe, polega i w nim zawiera się wszystko. Wszystko, mówię, na tym polega, bo kto złączy się całą duszą z samym tylko Stworzycielem, za nic sobie mając wszystkie rzeczy stworzone, temu Pan takie cnoty wlewa do duszy, że prócz zwykłej pracy nad sobą i nad stopniowym postępem w dobrym, żadnych już nie będzie miał do znoszenia walk i trudności, bo Pan sam rozciągnie nad nim rękę swoją i będzie go bronił od wszelkich napaści czarta i od całego świata. Czy sądzicie, siostry, że mała to korzyść starać się o to dobro oddania siebie bez podziału Temu, który jest wszystkim? Ponieważ w Nim, jak mówiłam, jest źródło wszystkiego dobra, więc czyńmy Panu nieskończone dzięki, że nas zgromadził w tym domu, którego jedynym zadaniem jest doprowadzenie nas do tego celu. Chociaż nie wiem, po co wam to mówię, bo nie ma między wami tu zebranymi ani jednej, która by nie mogła raczej mnie uczyć, gdyż w tym punkcie tak ważnym, wyznaję, najbardziej z was wszystkich jestem niedoskonała i nie taka, jaka bym być pragnęła. W ogóle o tym przedmiocie, jak i o każdej innej cnocie, łatwiej jest pisać, niż uczynkiem ją spełnić; chociaż i pisanie o nich nie będzie mi łatwe, bo aby umieć takie rzeczy jasno i dokładnie określić, potrzeba znać je z doświadczenia. Jeśli więc zdołam o tych cnotach trafnie coś powiedzieć, będzie to chyba skutkiem doświadczenia mego w zdrożnościach tymże cnotom przeciwnych.
2. Co do wyrzeczenia się zewnętrznego, jasno widzimy, jak tutaj oddalone jesteśmy od wszystkiego. O, siostry moje! Na miłość Boga proszę was, zrozumiejcie dobrze to wielkie nad wami zmiłowanie Pańskie i każda z was niech dobrze zważy tę łaskę, że Pan raczył to sprawić, by do tych dwunastu do tego domu powołanych każda z was należała! Ale co mówię o dwunastu? Ileż jest lepszych niż my, które z radością, pewna tego jestem, zajęłyby to miejsce, a Pan nie dał im go, ale mnie, któram go wcale niewarta! Bądź błogosławiony za to, Panie, niech Cię chwali wszystko stworzenie, bo za tę łaskę ja się Tobie ani w najmniejszej cząstce odwdzięczyć nie zdołam; jak i za tyle innych łask, z których największa ta, żeś mi pozwolił służyć Ci w zakonie! Ale i w zakonie byłam tak nędzna, że nie mogłeś polegać na mnie. Wstąpiłam do klasztoru, w którym było wiele pobożnych zakonnic; wśród tego mnóstwa dobrych, moje zdrożności byłyby pozostały ukryte, może aż do końca życia mego. Przyniosłeś mnie więc, Panie, do tego domu, gdzie sióstr jest tak niewiele, iż snadź niepodobna, by przywary moje uszły ich uwagi, gdzie zatem potrzeba mi pilniej mieć się na baczności. Wszystkie też okazje do złego odjąłeś tu ode mnie, dlatego też tym więcej potrzeba mi Twego miłosierdzia, jeśli w czym zawinię.
3. O jedno proszę usilnie, jeśliby która po uprzednim wypróbowaniu siebie nie czuła w sobie dostatecznej mocy ducha do zniesienia tego, co Reguła tego domu na nią wkłada, niech to otwarcie wyzna. Są bowiem inne klasztory, w których również gorliwie można służyć Bogu. Niechże tam się uda, a niech nie mąci pokoju tej malutkiej trzódce, którą Pan tu sobie na służbę zgromadził. W innych klasztorach wolno każdej dla pociechy swojej widywać się z krewnymi, tutaj nie wolno, chyba tylko dla pociechy samychże krewnych. Siostra więc, która by dla siebie samej pragnęła tej pociechy od krewnych, wyjąwszy jeśli to są osoby duchowne, niechaj ma siebie za niedoskonałą. Niech będzie pewna tego, że nie masz w niej wyrzeczenia się wszystkiego, że nie jest zdrowa, nie nabędzie swobody ducha i nie będzie miała doskonałego pokoju wewnętrznego. Potrzeba jej lekarza, bo jeśli tego nie usunie, nie nadaje się do tego klasztoru.
4. Lepszego zaś dla niej lekarstwa nie znam nad to, by całkiem wyrzekła się widywania ze swoimi, póki się zupełnie nie oswobodzi z tych więzów, i niech o tę łaskę prosi Pana. Gdy dojdzie do tego, że odwiedziny krewnych będą dla niej krzyżem, wtedy już i owszem, niech się widuje z nimi niekiedy; dla nich będzie z tego pożytek, a jej już to nie zaszkodzi.
Rozdział 9
Poucza, jak wielkim dobrem jest dla duszy oderwanej od świata uchylać się od zażyłości z krewnymi, bowiem miejsce przyjaciół, których dla miłości Jego opuściliśmy, Bóg nam daje innych, prawdziwszych przyjaciół.
1. O, gdybyśmy dobrze zrozumiały, jaką szkodę nam zakonnicom wyrządzają częste stosunki z krewnymi, jakże byśmy uchylały się od nich! Co do mnie, przyznaję, że nie pojmuję, jaka dla nas może z nich być pociecha (nie już pod względem służby Bożej, w której nam tylko czynią przeszkodę, ale i co się tyczy własnego spokoju i zadowolenia); w ich światowych rozrywkach udziału brać nie możemy, każde zaś ich strapienie czujemy i więcej nieraz nad nim bolejemy, niż oni sami. A jeśli kiedy przyjdzie nam od nich jaka ulga dla ciała, biedna dusza drogo to przypłaca. Od tej nędzy tutaj, siostry, jesteście wolne, bo wszystko tu mając wspólne, żadna nie może nic posiadać na własność, zatem i dary od krewnych na nic wam niepotrzebne. Potrzebom waszym Pan zapobiega.
2. Nie mogę doprawdy wspomnieć o tym bez zdumienia, i gdyby nie własne w tym względzie doświadczenie, sama bym temu nie wierzyła, jaką niezmierną szkodę sprawiają te światowe stosunki. A jakże dzisiaj, niestety, poszło w niepamięć w niektórych Zakonach to zupełne oderwanie się od świata! Mówi się, żeśmy opuściły wszystko dla miłości Boga, ale prawdziwie nie wiem, cośmy opuściły, jeśli z takim przywiązaniem trzymamy się tego, co przede wszystkim należało opuścić, to jest rodzinę? Do tego już rzeczy doszły, że gdy osoby zakonne unikają częstego widywania się z krewnymi, poczytuje im się to za brak cnoty; tak twierdzi wielu, przytaczając na to różne dowody.
3. My w tym domu, córki, polecajmy Bogu gorącą i ustawiczną modlitwą naszych rodziców i bliskich; ale poza tym pamięć o nich, ile zdołamy, usuwajmy z myśli, bo łatwiej do nich się przywiązać niż do innych. Moi krewni bardzo mnie kochali i ja ich kochałam, a jednak i z własnego doświadczenia, i z innych przekonałam się, że z wyjątkiem rodziców (którzy chyba bardzo rzadko się zdarza, by dzieci swoje w potrzebie opuścili, których zatem i my, gdy od nas potrzebują pomocy lub pociechy, słuszne jest, byśmy nie opuszczali, o ile nam nie grozi stąd jaka szkoda dla duszy, i synowską pomoc im nieśli, co bardzo dobrze da się pogodzić z wewnętrznym wyrzeczeniem się i względem rodzeństwa), że więc z wyjątkiem rodziców i rodzeństwa na przyjaźń nie ma co liczyć. Bo choć rzekomo bardzo mnie kochali, gdy znalazłam się w różnych trudnościach i przeciwnościach, zachowali się względem mnie jak obcy; natomiast wspomogli mnie bardzo słudzy Boży.
4. Bądźcie przekonane, siostry, że jeśli jeno z waszej strony tak będziecie służyły Panu jak powinnyście, boska dobroć Jego takich wam przyśle przyjaciół, jakich same nie znalazłybyście lepszych. I tak, o upodobanie Jego jedynie się troszcząc - jak to tutaj czynicie, inaczej bowiem czyniąc, uchybiłybyście przyjacielowi i Oblubieńcowi waszemu - rychło dojdziecie do zupełnej swobody wewnętrznej. Na tych też, którzy was dla samej tylko miłości Jego kochają, bezpieczniej polegać możecie, niż na wszystkich krewnych waszych. Tacy was nie opuszczą i ani się spodziejecie, jak w nich znajdziecie ojców i braci. Za to, co oni nam uczynią, mają zapłatę u Boga, dlatego ochotną wolą dla nas się poświęcają; tamci zaś przeciwnie, żądają od nas zapłaty, a widząc, żeśmy ubogie i że żadnej z nas nie mogą mieć korzyści, prędko się zniechęcają. Nie mówię, żeby zawsze tak było i wszędzie, ale na ogół mówiąc, taki jest obyczaj świata; świat bowiem jest światem. Kto by więc mówił wam inaczej, kto by wam dowodził, że takie czysto ludzkie przywiązanie jest cnotą, nie wierzcie mu. Gdybym chciała wyliczyć wszystkie szkody, jakie ono wyrządza duszy Bogu poświęconej, dużo jeszcze miałabym do mówienia. Ponieważ jednak wiele jest książek, w których jasno dokładnie znajdziecie wyłożone to, co wam powiedziałam, więc na tym poprzestaję.
5. Wszystko to, co nam zalecają Święci o oderwaniu się od świata, przekonywa nas o tym, jak wielki w tym jest pożytek dla duszy. A wierzcie mi, że to, co najbardziej do nas lgnie ze świata i najtrudniej usunąć się daje, to są bliscy i krewni. Dlatego dobrze czyni, kto, chcąc oddać się Bogu, opuszcza swój kraj rodzinny - jeśli mu to może być pomocą do wewnętrznego wyrzeczenia się - bo nie o to chodzi, by oddalić się ciałem, ale o to, by dusza stanowczo i całkowicie zespoliła się z Jezusem, najsłodszym Panem naszym, w którym znalazłszy wszystko, zapomni o wszystkim. Wszakże i zewnętrzne oderwanie się bardzo tu jest pomocne, dopóki dusza nie przeniknie się na wskroś tą prawdą i nie nabędzie tym samym onej wewnętrznej, jak ją wyżej opisałam, swobody ducha. Wtedy może być, że Pan, zamieniwszy nam w krzyż to, co przedtem dla duszy naszej było pociechą, właśnie każe nam zajmować się krewnymi.
Rozdział 10
Poucza, że nie dość samego tylko wyrzeczenia się rzeczy zewnętrznych, ale potrzeba jeszcze wyrzeczenia się samego siebie, i jako ta cnota łączy się z pokorą.
1. Wyrzekłszy się już świata, przywiązań rodzinnych i schroniwszy się do tego domu, gdzie żyjemy w samotności, mogłoby się zdawać, że doszłyśmy już do kresu, że skończyła się walka. O, córki moje! nie ubezpieczajmy się, nie zasypiajmy, aby nas nie spotkała podobna zła przygoda, jak onego gospodarza, który starannie zamknąwszy drzwi domu swego, by się do niego nie zakradli złodzieje, spokojnie położył się spać, a tymczasem złodziejów miał w domu ukrytych. Któż tego nie wie, że najgorszym rodzajem złodzieja jest złodziej domowy? A każda z nas nosi w samej sobie takiego domowego złodzieja i jeślibyśmy nie miały ciągłej baczności i ustawicznie nie czuwały nad sobą, mnóstwo w nas jest rzeczy, które mogą nam uniemożliwić tę wolność ducha, do której dążymy, aby dusza wyzwolona od cięższego niż ołów brzemienia ziemskich pożądliwości mogła się wzbić w górę do Stwórcy swego.
2. Bardzo skuteczną pomocą do oderwania serca od ziemi a utwierdzenia go mocno w tym, co trwa wiecznie, jest ciągła pamięć na marność rzeczy ziemskich i jako wszystko szybko przemija. Sposób to może na pozór słaby, ale dziwnie umacnia duszę i do pilnego czuwania nad sobą choćby w rzeczach najmniejszych pobudza. Czuwając nad sobą, gdy spostrzeżesz w sobie zbytnią jaką skłonność i przywiązanie do tej lub owej, nie zatrzymuj się myślą przy niej, ale wszystką myśl twoją zwracaj ku Bogu, a On ci dopomoże. Już w tym wielką nam łaskę uczynił, że powołując nas do tego domu, dał nam dokonać rzeczy najważniejszej, to jest oderwać się od świata. Ale potrzeba jeszcze oderwać się od samych siebie; a to wewnętrzne umartwienie i wyrzeczenie się siebie jest rzeczą gorzką i przykrą, bo mocno lgniemy do siebie i bardzo siebie kochamy.
3. Tutaj przyjdzie nam w pomoc pokora prawdziwa. Te dwie rzeczy, zaparcie się siebie i pokora, zawsze, zdaniem moim, idą w parze. Są to dwie siostry, których nigdy nie można rozdzielać. Są to siostry, których oburącz się trzymajcie, miłujcie je i nigdy się z nimi nie rozstawajcie. O, święte królewskie cnoty, władczynie nad wszystkim stworzeniem, monarchinie świata, oswobodzicielki od wszelkich zdrad i sideł diabelskich, wybrane i umiłowane Boskiego Mistrza, który nigdy ani na chwilę z wami się nie rozłączył! Kto was posiada, ten śmiało może stawić czoło nieprzyjaciołom swoim i podjąć walkę z wszystkimi potęgami piekła i z wszystkimi mamidłami świata i nie potrzebuje się niczego lękać, bo jego jest królestwo niebieskie. Nie ma zaiste czego się lękać, skoro o żadną stratę ziemską nie dba; dba tylko o to, aby nie obraził Boga i dlatego błaga Go ustawicznie, aby go w tych cnotach utwierdzał, iżby ich nigdy z własnej winy nie postradał.
4. Cnoty te mają tę właściwość, iż ukrywają się przed tym, kto je posiada, tak że nie uwierzy, że je ma, choćby mu to mówiono. Ceniąc je jednak nad wszystko, usilnie się stara o ich nabycie i wciąż je w sobie do coraz wyższej doskonałości podnosi. Cnoty te tak jawnie się w skutkach okazują, że choć sam o tym nie wie, od razu biją w oczy każdego, kto z nim obcuje.
Lecz jakiż nierozum mój, że śmiem jeszcze wysławiać te cnoty, kiedy tak je wsławił sam Pan i tak je przykładem cierpień swoich utwierdził! Tu więc trzeba pracować, siostry moje, bo to droga do wyjścia z Egiptu i jeśli te dwie cnoty osiągniecie, znajdziecie mannę ukrytą, wszystkich smaków słodycz w sobie mającą; wszystko wam będzie słodkie i rzeczy najprzykrzejsze w oczach świata wam się w rozkosz zamienią.
5. Na wstępie tej drogi pierwszym zadaniem naszym będzie usilna praca nad umorzeniem zbytniej miłości własnego ciała. Są dusze z natury bardzo delikatne, troskliwe o zdrowie swoje, niemało więc mają do zrobienia. I jest za co chwalić Boga, patrząc na tę ciężką walkę, jaką niejedna zakonnica, a i niejedna dusza na świecie, toczyć z sobą musi dla zapewnienia sobie zbawienia. Ale są i takie zakonnice, którym się zdaje, że po to tylko wstępujemy do klasztoru, abyśmy nigdy nie umarły, i do tego zwracają ile możności wszystkie starania swoje. Tutaj, co prawda, niewiele się znajdzie sposobności ku temu, ale chciałabym, by takiego pragnienia nie było w myślach waszych. Powiedzcie sobie, córki moje, żeście tu przyszły umrzeć dla Chrystusa, a nie używać rozkoszy. Nie dajmy się podejść diabłu; on to wmawia w nas, że "potrzeba nam oszczędzać zdrowia, abyśmy mogły utrzymać i zachować obserwancję zakonną". Jakoż często tak pięknie dla zachowania jej zachowuje się siebie, że może przez całe życie, aż do godziny śmierci, nie będzie miesiąca jednego, a może i dnia, aby była w zupełności zachowana. Nie wiem doprawdy, po co takie wstępują do klasztoru.
6. To pewna, że na rozsądku im nie zbywa; by która kiedy przypadkiem przebrała miarę w umartwieniach, o to nie ma obawy. Oby tylko spowiednicy pozbyć się chcieli swych obaw, że za lada pokutą zabijamy siebie. I tak surowo potępiany jest ten nierozsądek, że tylko życzyć by należało, aby i innych rzeczy z równą przestrzegano ścisłością. Siostry mające za nic tego rodzaju rozsądek, wiem, że nie wezmą mi za złe tego, co mówię, jak i ja nie troszczę się o to, że może ktoś o mnie powiedzieć, że z siebie sądzę o drugich. Zdaje mi się i pewna tego jestem, że mam towarzyszki takie, które by poczytywały to sobie za krzywdę, gdybym o nich sądziła i mówiła inaczej. Mniemam, że właśnie dla tej zbytniej w umartwieniu siebie powściągliwości naszej Pan sam nas umartwia, dopuszczając na nas ciężkie choroby. Ze mną przynajmniej tak uczynił i wielkie przez to okazał nade mną miłosierdzie swoje; bo widząc, że czy tak, czy tak, będę się pieściła i o zdrowie się troszczyła, zesłał mi chorobę, aby przynajmniej było o co się starać. Zabawna to rzecz patrzeć na to marne udręczenie, w jakim niejedna wciąż żyje, sama sobie tworząc obawy i trwogi o zdrowie swoje. Zdarza się niekiedy, że nagle ją porwie szalony jakiś zapęd do pokuty i wtedy bez sensu ni ładu zadaje sobie różne umartwienia. Trwa to dwa dni, jak się mówi, a potem, widząc, że zaszkodziła sobie, wierzy diabłu, że żadnej zgoła pokuty, ani tej, którą przepisuje Zakon, czynić nie może, "że się sama na sobie o tym przekonała". Zatem i w innych punktach, choć bardzo łatwych, Reguły nie zachowuje - na przykład milczenia, od którego przecie nie zachorujemy - albo dla bólu głowy uchylamy się od chóru - który by nas także nie zabił - albo wymyślamy sobie same inne pokuty, skutkiem czego ani jednego, ani drugiego nie zachowujemy. Inna jeszcze, za najmniejszym, jakie jej dolega cierpieniem, już się podaje za ciężko chorą i dowodzi, że nic robić nie może i prosi o zwolnienie od obowiązków.
7. Czemuż, powiecie, przeorysza ją zwalnia? Gdyby mogła czytać w jej sercu, nie zwolniłaby może. Ale gdy widzi, jak ta nieszczęśliwa nieodzownie domaga się zwolnienia i doktor na jej przedstawienie przyświadcza i jeszcze przyjaciółka jaka albo krewna płacze za nią - cóż ma począć? Boi się zbytnią surowością zgrzeszyć przeciw miłości, choć tu więcej grzeszą tamte, niż ona. Czuje to dobrze, że w tych narzekaniach więcej jest przesady albo udawania, niż prawdy; ale nie chce posądzać, nie mając pewności.
8. Takie to rzeczy zdarzają się niekiedy po klasztorach; piszę o nich dla przestrogi waszej; bo jeśli pozwolimy diabłu straszyć nas obawą o utratę zdrowia, rzecz pewna, ze niedaleko zajdziemy na drodze doskonałości. Niechaj Pan raczy nas oświecać, abyśmy we wszystkim umiały poznać i czynić świętą wolę Jego, amen.
Rozdział 11
Mówi dalej o umartwieniu, jak je zachowywać w czasie choroby.
1. Uważam za wielką niedoskonałość, córki moje, takie ciągłe w lada cierpieniu narzekanie. Od tego powstrzymujcie się, ile zdołacie. Choroba rzeczywiście poważna sama się objawia, inny jest wówczas jęk i znać od razu różnicę. Jest was tu niewiele, więc dość byłoby jednej, temu nałogowi podlegającej, na udręczenie wszystkich. Która zaś naprawdę jest chora, ta niech się przyzna i bierze lekarstwa potrzebne; jeśli jeno umorzoną ma w sobie miłość własną, wszelkie pielęgnowania i ulgi tak jej będą przykre, że nie ma obawy, by sama ich żądała albo się bez potrzeby skarżyła. W razie prawdziwej choroby bardzo źle by postąpiła, gdyby się nie przyznała, a gorzej jeszcze siostry, gdyby jej w chorobie nie otoczyły wszelką troskliwością.
2. Lecz śmiało was upewnić mogę, że w takim domu, jak nasz, w którym panuje miłość i tak mała jest liczba sióstr, nigdy tego nie będzie, abyście jedna drugiej cierpień nie podzielały albo by której w potrzebie miało nie dostawać należnej opieki. O to więc tylko was proszę, byście nie zważały na te małe cierpienia i dolegliwości, bez których, dla nas niewiast zwłaszcza, to życie być nie może. Przychodzą one i odchodzą, więc miejcie cierpliwość, tym bardziej, że nieraz przez ułudę diabelską zdaje nam się tylko, że cierpimy, i to, co nam dolega, jest tylko w naszej wyobraźni. Gdybyśmy zatem o każdym takim cierpieniu miały wszystkim rozpowiadać i na nie się skarżyć, toć bez wyjątkowej pomocy Bożej nigdy temu nie byłoby końca. Ciało nasze ma tę wadę, że im więcej mu dogadzamy, tym bardziej mnożą się jego wymagania. Nie ma granic tej chciwości nienasyconej, z jaką ono, nie poprzestając na żadnym, jakie mu zrobisz ustępstwie, coraz nowych dopomina się wygód, a że umie zawsze te wymagania swoje pokrywać jakimś pozorem rzekomej potrzeby, więc tym pozorem oszukuje nieszczęśliwe dusze i trzyma je na uwięzi, by nie postępowały w dobrym.
3. Wspomnijcie, ile jest na świecie ubogich, chorobą złożonych, a nie mających komu się poskarżyć. A my, cośmy obrały sobie stan ubóstwa, chciałybyśmy, przy tym używać pociech i wygód? To się nie zgadza jedno z drugim. Wspomnijcie jeszcze, ile jest osób zamężnych, znam takich wiele i to z wysokiego stanu, które, chorobami trapione, nie śmieją ust otworzyć, aby się skargą nie naprzykrzyć mężowi. A ja grzesznica nie po to przecie tu przyszłam, abym większej używała rozkoszy niż one! Więc, siostry moje, kiedy nas Bóg wyzwolił z tych takich ciężkich utrapień świata, umiejmyż dla miłości Jego cierpieć po cichu, a nie tak, by zaraz cały świat wiedział o tym. A kiedy taka nieszczęśliwa osoba w swym małżeńskim pożyciu milczy i skargi z siebie nie wyda, aby mąż nie usłyszał, i gorzką niedolę swoją znosi nikogo nie mając, kto by ją pocieszył, my nie miałybyśmy w cichości, sam na sam z Bogiem, znosić tę trochę cierpienia, które Pan dopuszcza na nas za grzechy nasze? Tym bardziej, że skargi nasze ani bólu nam nie odejmą, ani cierpienia nie zmniejszą.
4. Wszystko to, co tu mówię, nie tyczy się cierpień ciężkich, na przykład gwałtownej gorączki - choć i wówczas zalecam umiarkowanie i cierpliwość - mówię tu tylko o pomniejszych dolegliwościach, które można przetrzymać na nogach. Ale co by to było, gdyby to pisanie moje wyszło za mury tego domu i dostało się w ręce innych zakonnic? Co by o mnie powiedziały? Ale wszystko chętnie zniosę, byleby tylko która się poprawiła. Ostatecznie na tym się kończą takie sprawy, że doktor znalazłszy jedną taką, choćby druga i naprawdę zasłabła, nie wierzy. Pomnijcie, siostry, na dawnych naszych Ojców świętych i pustelników, których życie na wzór sobie obrałyśmy. Jakież oni bóle przecierpieli i w jakim byli opuszczeniu od świata! Ileż tam znieśli mrozów, głodu i skwarów, a nikogo nie mieli, komu by się poskarżyć mogli, prócz Boga! Czy sądzicie, że oni byli z żelaza? Takie samo mieli ciało jak i my. Wierzajcie, córki, gdy raz się zabierzecie naprawdę do pokonania tego nędznego ciała, już ono wam tak dolegać nie będzie. Znajdą się tacy, którzy będą pamiętali o potrzebach waszych, znajdzie się ich wielu; wy się o nie nie troszczcie, chyba w oczywistej konieczności. Dopóki nie zdobędziemy się na odwagę, by nie mieć obawy o śmierć i o zdrowie, dopóty nic nie dokażemy.
5. Tak żyjcie, by śmierć nie była wam straszna, a co do reszty zdajcie się całkiem na Boga; co będzie, to będzie. Tyle razy to ciało was wykpiło, więc choć raz oddajcie mu wet za wet. Postanowienie takie, choć może się zdawać błahe, większą jednak ma wagę niż sądzicie. Trzymajcie się go tylko i czynem je spełniajcie, a powoli zawładniecie ciałem. Zwyciężenie zaś takiego nieprzyjaciela jest rzeczą wielkiej wagi, bo czyni nas zwycięzcami w walce życia. Niech nam je Bóg da, który wszystko może! Zdaje mi się, że korzyści tej walki ten tylko zrozumie, kto już się cieszy zwycięstwem; są to korzyści tak wielkie, że kto by je znał zawczasu, bez wahania oddałby się na wszelkie cierpienia, aby przez nie mógł dojść do tego spokoju i panowania nad światem.
Rozdział 12
Objaśnia, jak prawdziwy miłośnik Boga niewielką przywiązuje wagę do życia i czci u ludzi.
1. Przejdźmy teraz do innych rzeczy, także bardzo ważnych, choć drobnych. Z początku, na drodze doskonałości, wszystko nam się wydaje uciążliwe i nie dziw, bo trzeba walczyć z sobą i zwyciężać siebie. Ale skoro zaczniemy i naprawdę zabierzemy się do dzieła, Bóg też tak potężnie zaczyna działać w duszy i takimi ją zalewa łaskami, że wszelkie trudy i prace, jakie w tym życiu dla Niego podjąć może, wydają się jej drobnostką. Ponieważ zaś my zakonnice uczyniłyśmy już co było najtrudniejszego, oddałyśmy Bogu z miłości rzecz główną, wolę naszą, więc czegóż wahamy się jeszcze z oddaniem Mu rzeczy, które z porównaniu z tamtą są niczym? Tyle tu różnych ponosimy umartwień: postów, milczenia, ustawicznej służby w chórze, że choćby która chciała pofolgować ciału, rzadko chyba, i to nie każda, znajdzie do tego sposobność; ja jedna może ze wszystkich zakonnic, jakie widziałam w klasztorze, umiałam dokazać tej sztuki. Czemuż więc, w tylu trudnych rzeczach odnosząc zwycięstwo nad ciałem, ociągamy się jeszcze z umartwieniem wewnętrznym, które jest tak zasługujące i przynosi tyle słodyczy i pokoju? Nabywa się go - jak mówiłam - przez powolne opanowywanie woli i pożądań, choćby w rzeczach małych, dopóki duch całkowicie nie zawładnie ciałem.
2. Kto szczerze i naprawdę zaczął służyć Bogu, ten, sądzę, oddawszy Mu wolę swoją, nic mniejszego ofiarować Mu nie może, niż tę trochę życia swego. Rzecz jasna, że prawdziwy zakonnik i człowiek prawdziwie bogomyślny, nie ziemskich, jeno Bożych rozkoszy pożądający, nie będzie się lękał, owszem, będzie pragnął umrzeć dla Niego i ponieść męczeństwo. A czyż nie wiecie o tym, siostry, że życie prawdziwego zakonnika i każdego, kto pragnie zaliczyć się do rzędu najbliższych przyjaciół Boga, jest rzeczywiście długim męczeństwem? Długie, mówię, w porównaniu ze śmiercią męczennika, któremu prześladowca w jednej chwili głowę ucina, ale w porównaniu z czasem tego życia nie jest ono długie, bo każde życie jest krótkie, a bywają i bardzo krótkie; kto wie, czy nasze nie skończy się w samejże chwili, w której postanowimy całe poświęcić je Bogu? Wszak to być może. Ostatecznie, na tym co się kończy polegać nie można, a najmniej już na tym życiu doczesnym, w którym jednego dnia nie mamy pewnego. Kto pamięta o tym, że każdy dzień może być dla niego ostatnim, czy nie będzie się starał dobrze użyć każdego?
3. Dlatego, siostry, starajcie się we wszystkim sprzeciwiać woli własnej; nie dokażecie tego od razu, ale przy szczerej usilności i modlitwie stopniowo postąpicie coraz wyżej, aż w niezbyt długim czasie dojdziecie do szczytu. Ale czyż nie jest to srogość nad miarę wymagać takiego wyrzeczenia się własnych chęci we wszystkim? Tak, ale temu tylko, kto nie wie, jakie pociechy prowadzi za sobą to sprzeciwianie się własnej woli, jakie z niego, już w tym życiu, płyną nieocenione korzyści, jaki spokój, jakie bezpieczeństwo! Tutaj z łaski Boga wszystkie się ćwiczycie w tym umartwieniu wewnętrznym; co było najtrudniejszego, już dokonałyście i wzajemnie się teraz wspieracie i pobudzacie. Niechże więc jedna drugą wyprzedza w coraz dalszym na tej drodze postępie.
4. Nad wszelkimi poruszeniami wewnętrznymi bacznie czuwajmy, szczególnie jeśli one się obracają około jakiegoś wywyższenia siebie. Niech nas Pan, przez zasługi Męki swojej, raczy obronić od tego, byśmy kiedy świadomie i rozmyślnie mówiły sobie, w sercu czy usty: "ja mam więcej lat powołania", "jestem starsza", "więcej pracowałam", "tę lub ową więcej szanują niż mnie". Takie pierwsze poruszenia potrzeba nam natychmiast w sobie stłumić; bo gdybyśmy się przy nich zatrzymały, albo przed drugimi z takimi rzeczami się odzywały, istną siałybyśmy zarazę i stałybyśmy się przyczyną wielkich spustoszeń. A gdybyście jeszcze, broń Boże, miały przeoryszę, która by na takie rzeczy choćby w najmniejszej części pozwalała, wtedy już bądźcie pewne, że Bóg jako karę za grzechy dopuścił na was takie rządy, z których może być początek zguby waszej. Wołajcie tedy usilnie do Niego o ratunek, bo zło jest wielkie.
5. Zdaje się wam może, że zbytnio na ten punkt nalegam, że za dużo wymagam? "Wszak Bóg, powiecie, łaski i pociechy swoje daje i duszom nie tak zupełnie umartwionym". - Daje, ale wtedy, kiedy w boskiej mądrości swojej widzi, że tego potrzeba, by skłonić duszę do opuszczenia wszystkiego, dla Jego miłości. Przez "opuszczenie" wszystkiego niekoniecznie rozumiem wstąpienie do zakonu; bywają do tego przeszkody i nie ma takiego stanu ani takiego miejsca, gdzie by dusza sprawiedliwa nie mogła wieść życia w umartwieniu i pokorze. To tylko mówię, i tego bądźcie pewne, że dusza, żywiąca w sobie pragnienie górowania nad drugimi albo przywiązanie do bogactw (a obie te zdrożności tak samo mogą się znaleźć w klasztorze, jak i na świecie, tylko że w klasztorze mniej do tego sposobności, a więc i wina większa), dusza taka, choćby już długie lata strawiła na modlitwie wewnętrznej (czyli raczej na suchym i martwym ćwiczeniu rozumu tylko), nigdy daleko nie postąpi ani nie zakosztuje prawdziwego owocu i smaku obcowania z Bogiem. Mówię, na ćwiczeniu rozumu, bo prawdziwa modlitwa wyruguje w końcu takie zdrożności.
6. Zobaczcie, siostry, czy mało zależy na tych rzeczach, wszak nie na co innego tutaj jesteście. Uganiając się za czcią., szacunku sobie nie zjednacie i zachód wam, jak to mówią, się nie opłaci, bo i wstyd będzie, i w dodatku szkoda. Niech każda patrzy, ile ma pokory, a zobaczy jak daleko postąpiła w doskonałości. Najmocniej o tym jestem przekonana, że duszy prawdziwie pokornej szatan nie odważy się kusić ani nawet pierwszym poruszeniem próżności i wynoszenia się nad drugich, bo będąc sprytny boi się klęski. Niepodobna bowiem, by dusza pokorna nie utwierdziła się przez takie nagabywanie jeszcze mocniej w pokorze i nie postąpiła wyżej w tej cnocie. Stawi sobie bowiem wówczas przed oczy grzechy swoje, przypomni, jak źle się odwdzięczyła Panu za to, co Jemu jest winna i jak głęboko On poniżył wielmożność swoją, aby jej dał przykład pokory, i gdzie byłoby jej miejsce na wieki, gdyby Pan ją ukarał, jak na to zasłużyła. I przez te myśli tyle zyskuje korzyści, że diabeł, nie czekając, ucieknie i już nie wróci, by łba sobie nie rozbić.
7. Radzę wam, siostry, gdy przyjdzie wam taka pokusa - jeśli chcecie skutecznie ją zdeptać i diabła odpędzić - nie poprzestawajcie na wewnętrznym tylko zwycięstwie, ale jawnym upokorzeniem siostrom wszystkim obróćcie je na pożytek i zbudowanie. Wyznajcie przed przełożoną pokusę, proście ją o wyznaczenie wam niskiego zajęcia, o zadanie wam publicznej pokuty, jak to u nas jest w zwyczaju, i wszelkimi, jakimi zdołacie sposobami, których Pan wam nastręczyć nie omieszka, starajcie się w tym punkcie ugiąć i złamać skłonność przyrodzoną. Z takim spotkawszy się przyjęciem, zapewniam was, pokusa długo u was nie zabawi. Nie daj Boże, by miały kiedy w tym domu znaleźć się takie dusze, rzekomo Jemu służyć chcące, a przy tym odznaczenia i wyższości dla siebie pragnące. Zły takie robią interes, bo - jak mówiłam - kto ubiega się za czcią, traci ją, zwłaszcza gdy chodzi o przełożeństwa zakonne. Nie ma bowiem trucizny, która by tak zabójczo działała na ciało, jak ten jad pychy na postęp w doskonałości.
8. Powiecie może, "że są to błahostki, na które i uwagi zwracać nie warto?" - Upominam was jednak, nie bierzcie tego na lekko; miłość własna ze swymi uroszczeniami, gdy nie jest trzymana na wodzy, w klasztorze zwłaszcza, rośnie i wzdyma się jak piana na brzegu morskim; nie ma rzeczy małej, gdzie takie wielkie grozi niebezpieczeństwo względem tych zaszczytów czy znoszenia przykrości. - Spotka, na przykład, którąś jakaś przykrość, rzecz mała sama z siebie i prawie jej nie uczuła, ale drugiej, za sprawą ułudy diabelskiej, wyda się to czymś wielkim. Będzie sobie poczytywała za obowiązek miłości bliźniego okazać jej współczucie; powie jej: jak może to ścierpieć? niech jej Bóg da cierpliwość; zachęci ją, by to ofiarowała Bogu, bo i święty nie ścierpiałby więcej. Tak to diabeł w usta tamtej kładzie wabik na was, że mimo iż siebie zwyciężycie i zachowacie cierpliwość, ale za to zostanie wam w sercu pokusa próżności i upodobania w sobie i cierpienie to nie będzie należycie wykorzystane.
9. Taka jest nędza i słabość nasza, że gdy nas spotka jaka nieprzyjemność, choć mówimy sobie, że to nic i nie chcemy na nią zważać, mimo woli jednak czujemy w sobie niejakie podrażnienie. Cóż więc dopiero, gdy temu wewnętrznemu usposobieniu przybędzie jeszcze w pomoc zewnętrzna podnieta, gdy druga niewczesnym swoim nad nami litowaniem się podrażnienie nasze zaostrzy? W dwójnasób wówczas czujemy przykrość doznaną, wyobrażamy sobie, że słuszność po stronie naszej, że niesprawiedliwie cierpimy, i tak dusza traci sposobność do zasługi, jaką jej Bóg w tej próbie nastręczył, a co gorsza, wychodzi z niej słabsza i zostawia drzwi otwarte diabłu, gdy drugi raz przyjdzie z czym gorszym. Może się też zdarzyć, że gdy stłumicie w sobie urazę miłości własnej, przyjdą takie nieproszone przyjaciółki i będą was buntować i mówić: "cóż to? klocem jesteście czy kamieniem, by na taką krzywdę milczeć?" Na miłość Boga, siostry, strzeżmy się takiej niemądrej miłości i takiego niebacznego okazywania jedna drugiej współczucia w rzekomych krzywdach naszych! Nie bądźmy sobie takimi pocieszycielami, jakich na utrapienia swoje znalazł Job w żonie i przyjaciołach swoich.
Rozdział 13
Mówi dalej o umartwieniu, i jak należy chronić się zasad świata, by mieć prawdziwe uznanie przed Bogiem.
1. Często wam to już mówiłam, siostry, i teraz tu dla pamięci zapisuję, by od tego domu i od każdej duszy dążącej do doskonałości dalekie były takie myśli i wyrażenia, jak: "miałam rację", "postąpiono ze mną bez racji", "nie miała racji ta siostra"... Od takich złych racji broń nas Panie Boże! Jak się wam zdaje, czy była słuszna racja w tych mękach, jakie zadano najwyższemu Dobru naszemu, Chrystusowi Panu, w tych obelgach i krzywdach, jakie Mu wyrządzano? Jeśli która nie chce nosić krzyża, póki jej pewnymi racjami nie przekonają, nie wiem, po co przyszła do klasztoru; niech sobie wraca na świat, gdzie może zachowają w stosunku do niej te względy, których żąda, choć wątpię. Czyż może być cierpienie tak wielkie, byś nie zasługiwała na jeszcze większe? Jaką więc możesz mieć rację skarżyć się? Wyznaję, że nie rozumiem tego.
2. Gdy nam okazują jaką cześć, dogadzają, albo otaczają nas troskliwością, wówczas wystąpmy z naszymi racjami, bo to rzeczywiście nie zgadza się z słusznością, by tak postępowano z nami za życia. Ale na te rzekome krzywdy - kiedy już tak je nazwiemy - jakim prawem możemy się skarżyć? Albo jesteśmy oblubienicami wielkiego Króla naszego, albo nie. Jeśli tak, to któraż jest uczciwa niewiasta, która by nawet wbrew swojej woli nie odczuwała w głębi duszy zniewagi wyrządzonej małżonkowi? Zaszczyty bowiem i zniewagi są wspólne dla obojga. Jest to więc nierozum, pragnąć uczestniczyć w królestwie Oblubieńca naszego i dzielić z Nim chwałę i szczęśliwość Jego, a w zelżywościach i boleściach Jego żadnego nie brać udziału.
3. Nie daj Boże, by która z nas tak była usposobiona. Ale przeciwnie, ta, która się widzi niżej poczytywana od wszystkich, niechaj się ma za najszczęśliwszą. I rzeczywiście szczęśliwą będzie, jeśli znosi poniżenie tak, jak je znosić powinna, bo śmiało to twierdzę, wierzcie mi, że będzie miała cześć i w tym życiu, i w przyszłym. Lecz co za niedorzeczność, że żądam od was, byście na słowo moje wierzyły, gdy sama Mądrość przedwieczna nam to mówi. Starajmy się, córki moje, choć w maluczkiej jakiej cząsteczce stać się podobne w pokorze tej Pannie Najświętszej, której szatę nosimy; inaczej ta nazwa zakonnic Jej, którą się szczycimy, byłaby nam tylko na zawstydzenie. Choćbyśmy nie wiem jak się upokarzały, zawsze będziemy daleko od tego, by być godnymi córkami takiej Matki i oblubienicami takiego Oblubieńca. Jeślibyście nie miały bacznej uwagi na te zdrożności, aby je stłumić natychmiast za pierwszym pojawieniem się, dojdzie do tego, że to, co dziś wydaje się niczym, jutro może już okaże się grzechem powszednim. A jest to zło tak plenne, że gdybyście go nie zwalczały, nie pozostanie samo i dalej rozrastać się będzie; bardzo to rzecz szkodliwa dla każdego zakonu.
4. My więc, które w zgromadzeniu żyjemy, usilnie na tym czuwać winnyśmy, byśmy nie czyniły szkody tym, które pracują dla naszego dobra i dobrym przykładem swoim starają się dać nam zbudowanie. Gdybyśmy dobrze zrozumiały, jak wielki to dla życia zakonnego uszczerbek, gdy zakradnie się do niego jaki zły obyczaj, wolałybyśmy raczej tysiąc razy umrzeć, niż stać się przyczyną podobnego nieszczęścia; śmierć bowiem zabija tylko ciało, a tu chodzi o utratę dusz. Utrata to wielka i rzec by można, bez końca, bo po nas dziś żyjących nastąpią inne, a wszystkie może zechcą raczej przyjąć ten zły obyczaj przez nas zaprowadzony, niż naśladować cnoty, których by się tu nauczyć mogły. I złemu zwyczajowi diabeł upaść nie da, cnoty zaś, przeciwnie, przyrodzona niedołężność nasza sama w nas zaciera.
5. O, jakiż to niezrównany dowód miłości dałaby z siebie, jak wielką przysługę wyświadczyłaby Bogu taka, która by, widząc siebie niezdolną do zachowywania zwyczajów w tym domu obowiązujących, dobrowolnie uznała, że nie jest powołana i poszła sobie! Która więc nie widzi w sobie tego usposobienia, niechaj usłucha rady mojej, jeśli nie chce kupić sobie piekła na ziemi, a może, co nie daj Boże, i w życiu przyszłym; wiele jest bowiem słusznych do tej obawy powodów, choć może sama do nich się nie poczuwa ani może siostry tak ich nie spostrzegą, jak ja je widzę.
6. Bądźcie pewne, że tak jest, jak mówię; a gdybyście mi nie uwierzyły, wzywam czas na świadka, on wam stwierdzi prawdę słów moich. Założeniem naszym w tym klasztorze jest życie nie tylko zakonne, ale i pustelnicze; do takiego życia nieodzownie potrzeba wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych. Jakoż Pan, jeśli którą tutaj chce mieć, tej widocznie daje szczególną łaskę tego wyrzeczenia się; może ono nie w każdej jeszcze jest zupełne i doskonałe, ale w każdej prawdziwie powołanej widać, że pragnie go i do niego dąży. Znać to choćby po tym zadowoleniu i rozradowaniu, z jakim się cieszą tą pewnością, że już nie potrzebują myśli swej zaprzątać i zajmować rzeczami tej ziemi, i po tej raźnej i ochotnej gotowości, z jaką się garną do wszystkich ćwiczeń życia zakonnego. Taka zaś, powtarzam, która by okazywała skłonność do próżności świata, która by żadnego nie czyniła postępu w umartwieniu wewnętrznym, niech się wynosi czym prędzej; niech pójdzie do innego klasztoru, jeśli już koniecznie chce być zakonnicą. W przeciwnym razie zobaczy, jak jej będzie, i niechaj wówczas nie narzeka na mnie, że jej nie ostrzegałam.
7. Dom ten prawdziwie jest rajem, o ile może być raj na ziemi, ale dla tych, które zadowolenie swoje na tym zakładają, by Bóg z nich był zadowolony; takim życie tu dziwnie słodko upływa. Ale która by innej szukała pociechy, ta wszystko straci, bo tego, czego szuka, żadną miarą tu nie znajdzie. Taka dusza niezadowolona podobna jest do człowieka chorego na ciężką niestrawność: wszelkie jedzenie, choćby najlepsze, nudność mu sprawia i kiedy zdrowi pożywają je z wielkim smakiem, on ze wstrętem od niego się odwraca, bo mu niestrawność smak i apetyt odbiera. W innym miejscu czy klasztorze mniej ścisłym, łatwiej może ta dusza dojdzie do zbawienia, może nawet stopniowo osiągnie to doskonałe wyrzeczenie się siebie, którego tu nie znosi, bo jest wymagane od razu. Do wewnętrznego wprawdzie wyrobienia się, w zupełnym zaparciu siebie, pozostawia się czas i postęp tu może być powolny, ale zewnętrznego zastosowania się do ćwiczeń i umartwień klasztornych wymaga się od początku, inaczej ucierpiałby na tym ład i porządek ogólny. Która by więc, patrząc co dzień na przykład drugich, ochotnie to wszystko wypełniających, i w takim dobrym żyjąc towarzystwie, po roku lub półtora nie okazała należnego postępu, taka, wątpię, by i po wielu latach lepsza była, obawiam się nawet, że raczej będzie gorsza. Nie mówię, by koniecznie miała dorównać innym w doskonałości, ale powinno przynajmniej okazywać się stopniowe jakieś polepszenie stanu jej duszy, bo wówczas widać, że choroba jej nie jest śmiertelna.
Rozdział 14
Mówi o tym, jak ważną jest rzeczą nie dopuszczać do ślubów takiej, której życie dalekie jest od tego ducha zaparcia, o którym była mowa.
1. Kto ma mocną wolę i postanowienie oddania się Panu bez podziału, tego Pan, pewna tego jestem, uprzedza szczególnymi łaskami boskiej dobroci swojej. Należy zatem każdą, która chce wstąpić do nas, dobrze naprzód wybadać, jakiego jest ducha, czy nie wprasza się do nas (jak to nieraz bywa) wprost tylko dla poprawienia sobie losu. Wprawdzie i taką intencję Bóg może podnieść wyżej i uczynić doskonalszą, jeśli dana osoba ma zdrowy rozsądek; ale w przeciwnym razie żadną miarą nie należy jej przyjmować, bo ani wstępując nie będzie rozumiała niskości pobudki swojej, ani też potem nie zrozumie nauk i przestróg jej dawanych dla jej sprostowania. Najczęściej bowiem takie osoby, niedomagające pod względem rozsądku, przekonane są, że lepiej wiedzą niż najmędrsi, czego im potrzeba. Jest to wada, zdaniem moim, nieuleczalna, bo rzadko się zdarza, by jej nie towarzyszyła pewna doza złej woli. Można by jeszcze takie znosić w zgromadzeniu liczniejszym, ale w naszym tak szczupłym bezwarunkowo nie ma dla nich miejsca.
2. Umysł prawy, zdrowo sądzący o rzeczach, skoro przebudzi się w nim skłonność ku temu, co jest dobre, mocno się przywiąże do niego, bo widzi, że to jest rzecz lepsza i bezpieczniejsza, i chociażby duchowo nie postąpił bardzo wysoko, w wielu razach będzie pożyteczny dobrą radą, nikomu nie będzie ciężarem, owszem, każdy w towarzystwie jego znajdzie przyjemność. Osoba bez rozsądku nie wiem, na co może się przydać w zgromadzeniu, chyba na to, żeby zawadzać i szkodzić. Ten brak rozsądku nie zawsze bywa od razu widoczny; są tacy, którzy mówią dobrze, a pojmują źle, są inni, których mowa bywa krótka i niezbyt wytworna, ale rozum i pojęcie mają szerokie. Są wreszcie dusze o świętej prostocie, które mało co znają się na sprawach i obyczajach świata, ale za to wysoką mają umiejętność obcowania z Bogiem: Potrzeba zatem pilnego badania w przyjmowaniu, a długiej próba przed dopuszczeniem do profesji. Niech raz na zawsze świat wie o tym, że macie prawo i zupełną swobodę odesłać do domu każdą, która by się okazała nieodpowiednią i że w klasztorze tak surowym i ostrym, jak ten nasz, wiele może się zdarzyć powodów do wydalenia. Gdy raz się przekonają, że taki u nas obyczaj, nie będą się już o to obrażali.
3. Nie bez przyczyny to polecam, bo takie dziś czasy i taka jest niedołężność nasza, że nie zważając na wyraźne w tym względzie przepisy przodków naszych, z obawy narażenia rodziny albo wymówek, nie lękamy się o nich zapominać. Daj Boże, byśmy nie przypłaciły w przyszłym życiu za tę powolność naszą w przyjmowaniu każdej wpraszającej się lub przez możnych dobrodziejów narzucanej. Pozornych tytułów do usprawiedliwienia przed sobą tych ustępstw nigdy nam nie brak.
4. Jest to sprawa, na którą każda pilną uwagę zwracać powinna i polecać ją Bogu, a w razie potrzeby przełożonej słabnącej ducha dodawać. Chodzi tu o ogólne dobro domu, więc każda ma w tym własny swój interes. Niech was Bóg, jak Go o to błagam, oświeca w tym względzie łaską swoją, byście zrozumiały, jak wielce pożyteczne jest, że nie bierzecie posagów. Gdzie bowiem przyjmuje się posag, może się zdarzyć, że dla uniknięcia zwrotu pieniędzy zatrzymuje się w domu złodzieja, który wykrada o wiele większy skarb. Nie powodujcie się więc fałszywą litością, bo w taki sposób, zamiast pomóc którejś, wyrządziłybyście jej jeszcze szkodę.
Rozdział 15
Objaśnia, jak wielka to cnota umieć milczeć i nie tłumaczyć się, gdy nas niezasłużenie obwiniają.
1. Wstyd wielki mnie ogarnia, gdy widzę, że mówię wam o cnotach, których sama nie pełnię. Wyznaję, że niewiele w nich postąpiłam. Nigdy mi nie brak przyczyn na wmówienie w siebie, że w danym razie rzecz lepsza i doskonalsza uniewinnić się. Wiem, że w pewnych wypadkach tłumaczenie się jest rzeczą dozwoloną, że nawet byłoby źle zaniechać go, ale przez brak rozsądku - czy raczej przez brak pokory - nigdy nie umiem poznać, czy w danym razie zachodzi taki wypadek, czy nie. Wielki to istotnie dowód pokory widzieć siebie obwinianym i potępianym bez winy, a milczeć. Piękne to naśladowanie Boskiego Baranka, który zdjął z nas wszystkie winy nasze. Bardzo pragnęłabym zachęcić was do najusilniejszego ćwiczenia się w tej cnocie; korzyści z niej wynikające są ogromne, a przeciwnie, z tłumaczenia się i zrzucania winy z siebie nie widzę żadnej a żadnej, wyjąwszy tylko rzadkie wypadki, kiedy zamilczenie prawdy mogłoby komu sprawić przykrość albo dać zgorszenie. Kto lepszy ma rozsądek ode mnie, ten łatwo wyrozumie, kiedy zachodzą takie wypadki.
2. Wiele, zdaniem moim, na tym zależy, byśmy się zaprawiały do tej cnoty, czyli innymi słowy, byśmy się starały otrzymać od Pana cnotę prawdziwej pokory, bo z pokory ta cnota wynikać powinna. Człowiek bowiem prawdziwie pokorny powinien szczerze pragnąć tego, by był za nic miany, by chociaż niewinny był prześladowany i potępiany, choćby w rzeczach ważnych. Skoro ma wolę i postanowienie naśladować Pana, w czymże lepiej i łatwiej, niż w tym, może Go naśladować? Nie potrzeba mu do tego sił fizycznych, nie potrzeba mu pomocy od nikogo, jeno od Boga.
3. Te to wielkie cnoty pragnęłabym, siostry moje, by były celem usiłowań naszych i treścią naszych pokut. W surowościach i umartwieniach zewnętrznych, choć dobre są i pożyteczne, wiecie, że was powściągam, gdy w nich chcecie przebrać miarę. Ale te wysokie cnoty wewnętrzne nie szkodzą zdrowiu, nie odbierają ciału siły potrzebnej do służenia Zakonowi, a duszę, przeciwnie, dziwnie krzepią i umacniają. I przez to ćwiczenie się w rzeczach najmniejszych tak się przywyka do panowania nad sobą i zwyciężania siebie, że łatwo potem i w największych odnosi się wspaniałe zwycięstwa. Co prawda, w rzeczach ważnych nigdy nie miałam sposobności wypróbowania siebie w tym względzie, bo ile razy słyszałam kogo mówiącego o mnie co złego, jasno zawsze widziałam, że to, co mówi, jest jeszcze zbyt mało. Nierównie bowiem więcej byłam winna, choć najczęściej nie w tych rzeczach, o które mnie obwiniano, ale w wielu innych i gorszych, którymi obraziłam Boga; a że obwiniający mnie nie wspominali o nich, zdawało mi się to z ich strony dowodem wielkiej dla mnie względności i w ogólności zawsze więcej rada byłam, gdy mnie obwiniano o błędy, których nie popełniłam, niż gdyby mi wyrzucano winy moje prawdziwe. Te ostatnie bowiem żywo czułam i mocno nad nimi bolałam.
4. Wielką pomocą przy wstępowaniu na tę drogę jest pamięć na to, jak ogromne zyski na wszelki sposób z niej odniesiecie. Szczerze bowiem mówiąc, gdy niesłusznie nas winią, nigdy nie jesteśmy bez winy; owszem, pełno ich mamy w sobie. Siedem razy na dzień upada sprawiedliwy, a kto by mówił, że grzechu nie ma, ten kłamcą jest. Więc choćby niewinne w tym, o co nas obwiniają, nigdy nie jesteśmy całkiem bez winy, jak był bez winy Jezus najsłodszy.
5. O, Panie mój! Gdy wspomnę na Ciebie, jako Ty na wszelki sposób i nad wszelką miarę cierpiałeś i jak wcale na to nie zasługiwałeś, nie wiem już, co mam powiedzieć o sobie! Nie wiem, gdzie miałam rozum wówczas, gdy nie pragnęłam cierpienia, nie wiem, gdzie go mam i dzisiaj, gdy w czymkolwiek chcę uniewinniać siebie! Wiesz dobrze, o najwyższe Dobro moje, że jeśli jest we mnie co dobrego, nie z innych rąk to otrzymałam, jeno z Twoich. Cóż Cię to kosztuje, Panie, czy mniej dusz, czy więcej? Jeśliby Ci chodziło o zasługę moją, wszak również niegodną byłam tych łask, które mi już dałeś. Czy to rzecz podobna, bym ja pragnęła, aby ktokolwiek dobrze myślał o takim, jakim ja jestem, złym stworzeniu, kiedy tyle mówiono złego na Ciebie, który jesteś dobrem nad wszystkie dobra? To byłoby nie do zniesienia, tego ścierpieć niepodobna, Boże mój! I nie zniosłabym tego, byś Ty ścierpiał w służebnicy Twojej cokolwiek, co by nie było przyjemnym w oczach Twoich. Moje oczy są ślepe, Panie; zdaje im się, że byle co już będzie Tobie przyjemne. Oświeć je Ty światłością Twoją! Spraw, niech pragnę być w obrzydzeniu u wszystkich za to, że tyle razy opuszczałam Ciebie, który mnie taką wierną miłowałeś miłością.
6. Jak to być może, Panie mój, byśmy miały się spodziewać jakiej korzyści dla siebie, starając się być przyjemne stworzeniom? Co nam to szkodzi, choćby cały świat nas obwiniał i potępiał, jeśli jeno w oczach Pana jesteśmy bez winy? O, siostry moje, bodajbyśmy nigdy nie ustały w zgłębianiu tej prawdy! Nie inaczej dojdziemy do tego szczytu, do tej doskonałości, którą osiągnąć pragniemy, jeno przenikając się tą prawdą, ciągłym jej rozważaniem i ciągle pamiętając na to, kto jest Ten, który jest, a co warte to, co jest niczym! Chociażby z takiego postępowania, jakie wam tu zalecam, nie było innej korzyści, prócz zawstydzenia, jakie będzie miała skarżąca na ciebie fałszywie, gdy zobaczy, że choć niewinna, w milczeniu otrzymujesz wyrok niezasłużony - ta jedna już niezmiernym byłaby zyskiem. Taki przykład większy nieraz skutek sprawia, niż dziesięć kazań. Wszystkie zaś tutaj macie być kaznodziejami uczynkiem, skoro apostolstwa słowami zabrania nam Apostoł i niewieścia niesposobność nasza.
7. Nie sądźcie, by cokolwiek uczynicie dobrego lub złego, mogło, mimo zamknięcia, w jakim tu żyjecie, pozostać w ukryciu. I czy sądzicie, córki, że choć się same nie będziecie usprawiedliwiały, nie będzie miał was kto bronić? Wspomnijcie, jak Chrystus Pan ujął się za Magdaleną, gdy na nią skarżyła się Marta, albo gdy faryzeusz w duchu ją potępiał. Nie dopuści na was tej surowości, jaką przyjął sam, gdy w czasie Męki swojej nie pozwolił, by kto wystąpił w obronie Jego, z wyjątkiem jednego tylko łotra, i to dopiero w chwili, gdy już umierał na krzyżu. Boska dobroć Jego wzbudzi wam obrońców, gdy tego będzie potrzeba. Wiem o tym z własnego wielokrotnego doświadczenia. Chociaż wolałabym, byście w czasie próby o tym nie myślały, ale tylko radość miały z tego, że was niesłusznie obwiniają, i gotowe były pozostać nie usprawiedliwione pod rzuconym na was fałszywym oskarżeniem. Z czasem, upewniam was, same na sobie doznacie, jakie niewypowiedziane korzyści dusza tą drogą odnosi. Zyskuje się przede wszystkim tę świętą swobodę ducha, że już takiej wszystko jedno, co kto o niej mówi, dobrze czy źle, i tak się o to nie troszczy, jak gdyby mówiono o kim innym. Podobnie, jak gdy dwoje ludzi przy tobie rozmawia z sobą, tobie ani na myśl nie przyjdzie odpowiadać im, bo nie do ciebie mówią - tak, skoro nabędziesz świętego nawyknięcia nietłumaczenia się nigdy, równie spokojnie i obojętnie będziesz milczeć na, czynione ci zarzuty, jak gdyby nie do ciebie były skierowane. Nieumartwionej drażliwości naszej wydaje się to rzeczą niepodobną. Że to jest rzeczą trudną, zwłaszcza z początku, tego nie przeczę; ale to wiem, że kto prawdziwie chce, ten przy łasce Bożej może powoli dojść do tej swobody wewnętrznej i w tym wyrzeczeniu się siebie stopniowo coraz wyżej się wznosić.
Rozdział 16
O różnicy, jaka zachodzi pomiędzy doskonałością życia tych, co oddają się kontemplacji, a tymi, co się oddają modlitwie myślnej. - Zdarza się czasem, że Bóg podnosi duszę niedoskonałą do kontemplacji, i jakie są tego powody. - Rozdział ten jest bardzo ważny i wiele zależy na zrozumieniu go należytym.
1. Nie sądźcie, by wszystko co dotąd powiedziałam, było zbyteczne. Wszystko to wstęp i przygotowanie do tego, o czym dalej mam mówić; ustawiam dopiero, że tak powiem, figury na szachownicy, nim rozpocznę grę. Chciałyście, bym wam wyłożyła początek i źródło modlitwy kontemplacyjnej, więc go macie. Mnie Bóg do tego początku nie podniósł; tych cnót, o których mówiłam, nie masz we mnie ani początku; ale modlitwy kontemplacyjnej początku innego nie znam. Rzecz pewna, że kto nie umie ustawić figur do szachów; ten i grać w nie nie umie; kto nie potrafi dać szacha, ten nie da i mata. Zrobicie mi może wymówkę, czemu wam tu prawię o grze, która nie jest w użyciu u nas i być nie powinna. Otóż widzicie, jaką wam Bóg dał matkę, że takie nawet błahostki umiała i dotąd o nich nie zapomniała. Czasem jednak, jak mówią, wolno grać i w szachy. Jakże daleko bardziej wolno nam zagrać w inną grę, w której, gdy dobrze się wprawimy, rychło tak zamatujemy Króla naszego, że nie będzie mógł i sam nie będzie chciał ujść rąk naszych.
2 Najdzielniej w tym zawojowaniu działa królowa; inne figury i pionki pomagają jej tylko. Nie masz królowej, której by tak łatwo i ochotnie się poddał nasz Król, jak pokora. Ona Go z nieba sprowadziła do łona Dziewicy; przez nią i my z łatwością sprowadzimy Go do dusz naszych. Kto więcej ma pokory, ten, wierzcie, mocniej Go trzyma, kto mniej, ten trzyma Go słabiej. Co do mnie bowiem, nie pojmuję, jak i jaka może być pokora bez miłości i miłość bez pokory; obie zaś te cnoty istnieć nie mogą bez wielkiego wyrzeczenia się wszystkich rzeczy stworzonych.
3. Ale czemu, powiecie, tak szeroko rozwodzę się o cnotach, kiedy tyle jest książek, z których możecie się o nich dowiedzieć, a nic jeszcze nie powiedziałam o kontemplacji, o której żądałyście, bym pisała? - Na to odpowiadam, że gdyby wam chodziło o rozmyślanie, mogłabym mówić o nim bez uprzedniego przygotowania i zalecać je wszystkim, takim nawet, którzy jeszcze żadnych cnót nie posiadają, bo rozmyślanie właśnie jest podstawą i pierwszym warunkiem do nabycia wszelkich cnót. Na nim dla każdego chrześcijanina polega życie wewnętrzne, i nie ma grzesznika tak głęboko upadłego, który by, skoro go Bóg do tego wielkiego dobra pobudzi, nie powinien chwycić się go i nigdy nie opuszczać, jak o tym szerzej pisałam na innym miejscu, i jak o tym pisało wielu innych, którzy wiedzą, co piszą, bo ja, rzecz pewna, że nie wiem. Bóg to wie.
4. Ale kontemplacja, córki moje, to inna rzecz. W tym jest pospolicie błąd nasz, że gdy kto już na to się zdobędzie, że co dzień jakąś chwilę zastanawia się nad grzechami swoimi (co jest powinnością każdego, kto nie chce być z imienia tylko chrześcijaninem), zaraz takiego poczytujemy za człowieka wysoko kontemplacyjnego i żądamy od niego, i on sam żąda od siebie takich wielkich cnót, jakie posiadać powinna dusza blisko już przez kontemplację z Bogiem złączona. Ale myli się taki; chce grać, a nie umie figur ustawić na szachownicy: zdaje mu się, że skoro zna pojedyncze figury, już potrafi dać mata. To niepodobna, bo ten Król temu tylko się poddaje, kto cały odda się Jemu.
5. Jeśli więc chcecie, córki moje, bym wam opisała drogę, którą się dochodzi do kontemplacji, wybaczcie, że pierwej zatrzymałam się nieco dłużej nad rzeczami, które może wam się wydadzą mniej ważne. W rzeczy samej, wszystkie te uwagi, które powyżej podałam, są bardzo ważne, i jeślibyście nie chciały ich słuchać ani postępowania waszego do nich zastosować, znaczyłoby to, że chcecie całe życie pozostać przy waszej modlitwie myślnej, bo upewniam was i każdego, kogo to obchodzić może, że inną drogą, niż ta, którą wam wskazuję, nigdy nie dojdziecie do prawdziwej kontemplacji (takie przynajmniej jest przekonanie moje, oparte na dwudziestoletnim, własnym doświadczeniu, choć może być, że się mylę).
6. Chcę wam teraz objaśnić - bo może nie wszystkie dobrze to rozumieją - co to jest modlitwa myślna. Dałby Bóg, byśmy choć tę modlitwę tak dokładnie i doskonale odprawiały, jak by należało. Ale obawiam się, by nie było przeciwnie, bo i ta modlitwa z wielką przychodzi nam trudnością, jeśli nie staramy, się o nabycie cnót, choćby nie tak wysokich, jak ich wymaga kontemplacja. Powtarzam, że Król chwały nie przyjdzie do nas - i z duszą naszą się nie złączy - jeśli nie dążymy ze wszystkich sił naszych do nabycia wielkich cnót. Chcę to dokładniej objaśnić, aby się nie zdawało, że powiedziałam nieprawdę; bo gdybyście mnie w jednej rzeczy schwytały na kłamstwie, już byście mi nie uwierzyły w żadnej, i słusznie, o ile bym je powiedziała świadomie. Ale tego Bóg nie dopuści; jeśli kiedy powiem co niezgodnego z prawdą, będzie to dlatego tylko, że lepiej nie rozumiałam i lepiej powiedzieć nie umiałam. Zdarza się więc nieraz, że Pan duszę bardzo niecnotliwą od razu podnosi do stanu kontemplacji, aby ją tym sposobem wyrwać z rąk szatana.
7. O, Panie mój, ileż to razy my Cię do tego przywodzimy, że musisz o nas z diabłem walczyć! Czy mało tego jeszcze, że raz, chcąc nas nauczyć, jak go zwyciężać mamy, pozwoliłeś mu wziąć Cię w ręce swoje i postawić na ganku kościelnym? O, jaki to widok, córki! Boskie ono Słońce w tak bliskiej styczności z ciemnościami! I jaki to strach musiał wonczas ogarnąć tego nieszczęśliwego! Jak drżał, trzymając na rękach swoich Syna Bożego, choć sam nie wiedział czemu, bo mu Pan nie dopuścił przeniknąć tej tajemnicy! Niech będzie błogosławiona taka nieogarniona dobroć i miłosierdzie Jego! Ale jaki to wstyd, powtarzam, byłby dla nas chrześcijan, gdybyśmy Go na każdy dzień zmuszali do potykania się o nas z tą sprośną bestią piekielną! Zaiste, potrzeba było na pokonanie jej tak mocnych ramion, jak Twoje, Panie! Ale jakże Ci one nie omdlały w tych strasznych mękach, które wycierpiałeś na krzyżu? Snadź sprawiła to miłość Twoja. O jakże cudownie miłość ta sama naprawia i leczy wszystkie bóle dla niej poniesione! Gdyby nie to, że chciałeś za nas umrzeć, ta sama miłość, którą nas umiłowałeś, byłaby, pewna tego jestem, własną mocą swoją, bez żadnych leków, uzdrowiła wszystkie Twe rany. O Boże mój, ileż cierpię nad tym, że tę miłość Twoją tylu zatraca w nędznych ziemskich rzeczach! Gdyby dusza wiedziała, że tylko przez nią może być uleczona, jakżeby pragnęła i szukała tego namaszczenia miłości!
8. Wracając do tego, o czym mówiłam, sądzę, że są dusze, o których Pan wie, że tym sposobem pociągnie je do siebie. Widząc je w stanie zatracenia, nie chce, by w nim zostały, więc chociaż są grzeszne i cnót pozbawione, udziela im łask i darów swoich, by obudzić w nich dobre pragnienia, czasem nawet podnosi je do kontemplacji. A czyni to dla doświadczenia duszy, czy taką łaską zagrzana, zechce uczynić siebie sposobną do cieszenia się częściej i obficiej jeszcze boskimi darami i nawiedzeniami Jego. Jeśliby tego nie chciała, niech wybaczy, że powiem jej - albo Ty raczej, Panie, wybacz jej to, co powiem - że jest to rzeczą straszną, byś Ty raczył ją tak łaskawie uprzedzać, a ona by potem odwróciła się do rzeczy tej ziemi i do nich się przywiązywała.
9. Mam to przekonanie, że wielu jest takich, z którymi Bóg, Pan nasz, podobną próbę robi, ale mało takich, którzy by chcieli starać się o takie przysposobienie siebie, iżby nadal mogli się cieszyć tą łaską Jego; bo komu raz Pan użyczy tej łaski, temu, pewna tego jestem, nie przestaje użyczać jej i dalej, aż go doprowadzi do bardzo wysokiej świętości. Lecz gdy my nie oddajemy się Boskiemu Majestatowi Jego tak zupełnie, jak On nam oddaje siebie, zostawia nas w modlitwie myślnej i niekiedy tylko nawiedza nas, jak robotników pracujących w Jego winnicy. Tamci, przeciwnie, z zupełnym wyrzeczeniem się siebie Jemu oddani, to synowie Jego najmilsi, których nigdy ani na chwilę nie chciałby opuścić i nie puszcza ich od boku swego, jak i oni nie chcą ani na chwilę oddalić się od Niego. Tych sadza u stołu swego i własne potrawy swoje zastawia im, jakoby od ust sobie odejmując karmi ich tym, co sam pożywa.
10. O, jakże to troskliwa pieczołowitość Boga nad swoimi, siostry moje! O błogosławione wyrzeczenie się rzeczy tak małych, tak marnych, które nas do takiej wysokiej czci podnosi! Pomyślcie, co wam, tak spoczywającym w objęciach Boga, może zaszkodzić, choćby cały świat was obwiniał? On dosyć jest potężny, by was obronić. Pomyślał tylko, aby stał się świat, i stał się świat; wola Jego jest czynem. Nie bójcie się więc, nie dopuści On, by was krzywdzono, chyba gdy widzi w tym dobro wasze; nie jest skąpa miłość Jego dla tych, którzy Go miłują. Czemuż więc my, córki moje, nie miałybyśmy Go miłować i miłości naszej Mu okazywać, ile zdołamy? Patrzcie, jaka to wdzięczna zamiana; miłość Jego za miłość naszą! On wszystko może, my tu nic nie możemy, jeno to tylko, co On sprawi abyśmy mogły. I cóż to ostatecznie my czynimy dla Ciebie, Panie, któryś nas uczynił? Jedno maluczkie postanowienie służenia Tobie, jedno nic. Ale gdy Pan w nieskończonej dobroci swojej żąda tego nic, abyśmy przez nie zasłużyły i otrzymały wszystko, nie bądźmyż tak niemądre, byśmy Mu miały odmówić.
11. O, Panie! z tego wszystko zło w nas pochodzi, że nie trzymamy oczu utkwionych w Ciebie! Gdybyśmy na nic innego nie zważały, jeno na drogę, prędko doszłybyśmy do celu. A tak, po tysiąc razy upadamy i potykamy się, i błąkamy się, bo nie patrzymy na drogę prawdziwą, którą Ty sam jesteś. Myślałby kto, że nikt jeszcze nigdy tą drogą nie chodził, tak nam się wydaje nowa. Żal się, Boże, jakie czasem są dusze!
Lada małe upokorzenie wydaje się tam rzeczą nieznośną, a gdy im zrobić u wagę, że należałoby przyjąć to z pokorą i cierpliwością, zaraz odpowiadają: nie jesteśmy święci.
12. Nie daj Boże, siostry, byśmy, gdy zdarzy się nam popełnić jakąś niedoskonałość, w taki sposób się tłumaczyły i mówiły: "nie jesteśmy aniołami", "nie jesteśmy świętymi". Prawda, że nie jesteśmy, ale nikt nam nie broni i powinnyśmy, bo to będzie dla nas bardzo pożyteczne, myśleć sobie i być przekonane, że gdy szczerze będziemy się starały, Bóg nam dopomoże zostać świętymi. Nie bójcie się, by z Jego strony zabrakło łaski, byleby z waszej strony nie zabrakło szczerej woli. A ponieważ po to tylko tu przyszłyśmy, więc przyłóżmyż rękę do dzieła. Niech nie będzie rzeczy tak wzniosłej i doskonałej, na którą byśmy się w służbie Pana nie odważyły, z ufnością, że za łaską Jego wzbijemy się na tę wysokość. Taka święta zuchwałość, pragnęłabym, by zawsze panowała w tym domu; przez nią rośnie pokora, przez nią przybywa odwagi, a to zapewnia pomoc Bożą, bo Bóg daje łaskę duszom mężnym i nie zważa na osobę człowieka.
13. Daleko odeszłam od przedmiotu. Wracam teraz do tego, o czym mówić miałam, i postaram się wyjaśnić wam, co to jest modlitwa myślna, a co kontemplacja. Zapewne, że niewłaściwość popełniam, na taki przedmiot się porywając, ale piszę dla córek, więc mi to ujdzie. Może też w prostaczym stylu moim rzecz jaśniej wam się przedstawi, niż gdyby wam ją opisywało pióro wytworniejsze. Niech mi Pan w tym dopomoże, amen.
Rozdział 17
Jako nie każda dusza sposobna jest do kontemplacji i niektóre późno do niej dochodzą, zaś dusza prawdziwie pokorna powinna chętnie poprzestawać na tej drodze, którą Pan ją prowadzi.
1. Już tedy przystępuję do modlitwy, ale jeszcze przedtem trzeba mi nadmienić pokrótce o jednej rzeczy, ścisły mającej związek z modlitwą, to jest o pokorze. Pokora w tym domu nieodzownie panować powinna dla tego samego, że główną w nim powinnością waszą jest ustawiczna modlitwa. Abyście zaś mogły się modlić jak należy, potrzeba, jak wam już mówiłam, byście starały się coraz lepiej poznać i usilnym ćwiczeniem się coraz gruntowniej nabywać tej cnoty, która jest główną podporą modlitwy i bez której dusza oddająca się modlitwie ani na krok postąpić nie zdoła. Otóż, czy to rzecz podobna, pytam, by dusza, prawdziwie pokorna, mogła siebie poczytywać za dorównującą w cnocie tym, którzy doszli do wysokiego stanu kontemplacji? - Zapewne, że Bóg, w swej dobroci, może ją podnieść tak wysoko, lecz jednak radzę jej, by się trzymała zawsze na miejscu najniższym, bo tak nas Pan uczył słowem i czynem. Niech się stara duszę tak przysposobić, by była gotowa, jeśliby się spodobało Bogu, powołać ją na tę drogę, ale póki jej nie powołuje, od tego właśnie jest prawdziwa pokora, by miała to sobie za szczęście, że dano jej być służebnicą służebnic Pańskich. Z głębi serca niech też dzięki czyni Panu, że ją właśnie, która zasłużyła być niewolnicą szatana, raczył dopuścić do świętego ich zgromadzenia.
2. Nie bez przyczyny to mówię, bo wiele na tym zależy, byśmy dobrze zrozumiały, że nie wszystkich Pan jednakową drogą prowadzi i że kto sam siebie poczytuje za najniższego, ten może w oczach Pańskich właśnie jest najwyższy.
Modlitwa jest w tym domu obowiązkiem naszym, nie wynika jednak z tego, by wszystkie koniecznie miały być kontemplatywne. Owszem, niepodobna, by tak było i niepotrzebnie wielkie miałaby utrapienie taka, która by tego nie rozumiała. Kontemplacja jest darem Bożym i Bóg ją daje komu chce, nie jest więc koniecznym warunkiem do zbawienia, nie nabywa się jej też przez siłę i niekoniecznie można ją wyprosić. Bez niej też można być doskonałym, jeśli się spełnia co należy. Może nawet większa wtedy będzie zasługa, bo więcej własnym kosztem biedzi się i pracuje dusza i Pan się obchodzi z nią, jak zwykł się obchodzić z duszami mężnymi, a wszystkie rozkosze i słodkości, których jej tu odmawia, chowa na potem. Nie należy więc upadać na duchu ni zrażać się do modlitwy, lecz wiernie czynić to wszystko, co czynią inne. Pan bowiem długo się nieraz ociąga, aż potem jednym nawiedzeniem sowicie wynagrodzi duszy to długie czekanie i w jednej chwili da jej od razu tyle, ile drugim przez całe lata dawał po trosze.
3. Ja całe czternaście lat nie byłam zdolna rozmyślać inaczej, jeno czytając z książki. Sądzę, że wiele musi być dusz tego rodzaju; a są i takie, które zupełnie, nawet z książką, rozmyślać nie potrafią; umieją tylko modlić się ustnie, i na tym trawią cały czas modlitwy. Są jeszcze umysły tak lekkie, że na niczym dłużej się zatrzymać nie zdołają; niespokojna ich wyobraźnia wciąż przeskakuje od jednego przedmiotu do drugiego, tak dalece, że gdy chcą się zmusić do myślenia o Bogu, od razu gubią się w tysiącznych myślach próżnych, w skrupułach i wątpliwościach w wierze.
Znam jedną osobę, bardzo już sędziwą, wysoko świątobliwą i umartwioną, słowem prawdziwą służebnicę Bożą. Trawi ona co dzień długie godziny na modlitwie ustnej, ale rozmyślanie żadną miarą jej się nie udaje; tyle tylko modli się myślą, że odmawiając pacierz swój bardzo powoli, nad każdym wyrazem nieco się zastanawia. Takich dusz jest niemało; a przecie, jeśli jeno mają pokorę, nie sądzę, by na końcu z mniejszym wyszły zyskiem, jak te, które wielkich doznają pociech na rozmyślaniu. Zysk ich nawet z pewnego względu będzie pewniejszy, bo któż wie, czy te pociechy są od Boga, czy raczej zły duch ich nie podsuwa? Jeśli to pociechy od Boga, nie ma się czego lękać, jak to szeroko objaśniłam w innej książce, ale jeśli pochodzą skądinąd, niebezpieczeństwo jest wielkie, bo na to tylko diabeł je wznieca, by nas wbił w pychę.
4. Tamte dusze, nie doznając słodkości na modlitwie, chodzą w pokorze, zawsze w obawie, czy to nie z ich winy, zawsze czujne i pilne w pracy nad sobą. Gdy ujrzą na modlitwie łzy w oczach drugich, zaraz się trapią i wyobrażają sobie, że kiedy ich oczy zawsze suche, więc snadź daleko za tamtymi pozostają w służbie Bożej; a może właśnie o wiele je przewyższają. Łzy bowiem, choć są dobre, nie zawsze są dowodem wewnętrznej doskonałości. Pokora zaś, umartwienie, zaparcie siebie i inne cnoty więcej mają pewności. Trzymając się tego, nie bójcie się, byście nie miały dojść do doskonałości na równi z najbardziej kontemplatywnymi.
5. Marta była święta, choć nie napisano nigdzie, by była kontemplatywną. Czegóż możesz więcej pragnąć nad to, byś się stała podobną tej błogosławionej i szczęśliwej, która zasłużyła tyle razy przyjmować w domu swoim Chrystusa, Pana naszego, ugaszczać Go, służyć Mu i może u jednego stołu z Nim zasiadać? Gdyby była z Magdaleną w zachwyceniu siedziała u nóg Pańskich, nie miałby kto zgotować posiłku dla Boskiego Gościa. Wyobraźcie sobie zatem, że ten maluczki domek nasz jest domem świętej Marty, w którym różna ma być świadczona Panu posługa. Niech więc te, którym przy padły w udziale obowiązki życia czynnego, nie szemrzą na drugie, które są pogrążone w kontemplacji. Pomnijcie, że choć one milczą, Pan jest z nimi, i poczytujcie to sobie za szczęście, że możecie im oddać przysługę, gdy one się wówczas ani o siebie, ani o nic nie troszczą. Zważcie, że potrzeba, aby im ktoś przygotował pożywienie, i bądźcie szczęśliwe, że możecie spełnić obowiązek Marty.
6. Prawdziwa pokora na tym głównie się zasadza, byśmy zawsze ochotnie gotowi byli na wszystko, cokolwiek Pan z nami zrobić zechce, i zawsze znali siebie niegodnymi zwać się sługami Jego. Ostatecznie więc skoro wiemy, że oddając się kontemplacji albo rozmyślaniu, albo modlitwie ustnej, czy też pielęgnując chorych, chodząc około potrzeb domowych - pracując w posługach najniższych - zawsze służymy Boskiemu Gościowi, który raczy mieszkać z nami, dzielić z nami pokarm i z nami się weselić - cóż nas to ma obchodzić, czy w ten sposób, czy w inny Jemu służymy?
7. Nie mówię tego w tej myśli, jakobyście nie miały się w niczym z waszej strony przyczyniać do osiągnięcia tego daru, tylko byście pamiętały, że otrzymanie go nie od waszego wyboru zależy, jeno od woli Bożej. Jeśli Pan, choćby po długich latach chce, byś dalej jeszcze w tymże obowiązku zostawała, ładna to byłaby pokora, gdybyś ty chciała sobie wybierać inny. Zostaw to Panu, niechaj sam rozporządza się w domu swoim. Jest On mądry, możny, wie, czego tobie potrzeba i co Jemu samemu przystoi. Czyń, co jest w mocy twojej, gotuj duszę twoją do wysokiego daru kontemplacji, starając się o taką doskonałość, jak mówiłam wyżej, a bądź pewna, że jeśli po takim twoim przygotowaniu Pan ci tego daru nie użyczy (jestem jednak przekonana, że go nie odmówi, jeśli jeno jest prawdziwe wyrzeczenie się i pokora), znaczy to, że trzyma go odłożony dla ciebie w szczęśliwości niebieskiej. Tutaj zaś - jak mówiłam - chce się obchodzić z tobą jako z duszą mężną i dać ci do noszenia krzyż, jaki sam całe życie nosił. Jakiż może ci dać lepszy dowód miłości, gdy chce tego dla ciebie, czego chciał dla samego siebie? I kto wie, czy w stanie kontemplacji uzyskałabyś równie wysoką nagrodę. Są to sądy i wyroki Jego; nie nasza rzecz, roztrząsać je i przenikać. I bardzo to dla nas szczęśliwe, że nie pozostawia nam tu własnego wyboru. Sądząc bowiem, że jest tam więcej słodkości i odpocznienia, wszyscy chcielibyśmy stać się wysoko kontemplatywnymi. O, jaki to zysk nie pragnąć żadnej korzyści według własnej skłonności! Żadna wówczas nie grozi nam strata, bo jeśli Pan dopuści ponieść jaką stratę duszy prawdziwie umartwionej, nie w innym celu to czyni, jeno w tym, by z niej tym większą korzyść odniosła!
Rozdział 18
Dalszy ciąg o tym samym przedmiocie i o tym, że w życiu kontemplacyjnym nierównie większe są dla duszy cierpienia niż w życiu czynnym. - Stanowi to pociechę dla tych ostatnich.
1. Was, córki, których Bóg nie prowadzi drogą kontemplacji, upewniam, że te, które idą tą drogą, nie lżejszy od was mają krzyż do noszenia; owszem, gdybyście widziały, w jaki sposób Bóg z nimi się obchodzi, strach by was ogarnął. Znam obie te drogi i wiem, że cierpienia, jakie Bóg wkłada na kontemplacyjnych, są wprost nieznośne i gdyby nie ten pokarm rozkoszy wewnętrznych, którym ich posila, nie zdołaliby ich wytrzymać. I nie dziw, bo prawdą jest niezawodną, że których Bóg szczególną miłością miłuje, tych prowadzi drogą utrapienia i tym większego utrapienia, im więcej ich miłuje. Myliłby się jednak, kto by sądził, że Bóg ma w nienawiści te dusze kontemplacyjne, kiedy tak im każe cierpieć; owszem, przeciwnie, własnymi usty swymi oddaje im pochwały i przyjaciółmi swymi je zowie.
2. Wierzyć temu, że do ścisłej z sobą przyjaźni dopuszcza dusze bez żadnego cierpienia żyjące, byłoby nierozumne. Uważam to za prawdę niezawodną, że tym przyjaciołom swoim zsyła krzyże nierównie cięższe niż innym, a drogi, którymi im iść każe, tak są urwiste i strome, że nieraz im się zdaje, iż zmyliły drogę i gotowe są cofnąć się wstecz i zawrócić skąd przyszły. Potrzeba, by Pan je pokrzepił, dając im, nie wody na ochłodę, ale wina na upojenie, aby w tym świętym upojeniu już nie czuły, co cierpią i mogły wytrzymać. Jakoż nie znam żadnej prawie duszy kontemplacyjnej, która by nie była pełna odwagi i zdecydowana na cierpienie. Pierwszą bowiem rzeczą, jaką im Pan czyni, gdy widzi je słabe, jest ta, że dodaje im odwagi, aby się nie lękały żadnego cierpienia.
3. Ci, co idą drogą życia czynnego, gdy ujrzą jaki objaw łask nadzwyczajnych u dusz kontemplacyjnych na chwilę im użyczonych, sądzą, że życie ich składa się z samych tylko rozkoszy duchowych. Otóż powiadam wam, że gdyby wam przyszło jeden dzień tylko cierpieć to, co one wciąż cierpią, nie wytrzymałybyście. Ale Pan, jako zna każdego z nas takim, jakim jest, więc każdemu przeznacza takie zajęcie, jakie najlepiej odpowiada potrzebom jego duszy, chwale Bożej i pożytkowi bliźnich. I jeśli jeno my czynimy co możemy, nie bójmy się, by trud nasz był daremny. Zrozumiejcie to dobrze, że wszystkie powinnyśmy się o to starać, bo po to tu jesteśmy. Nie rok jeden, nie dziesięć ma trwać ta usilność nasza, ale póki starczy życia. Niech więc nie będzie takiego dnia ani chwili, byśmy kiedy przez małoduszność ręce opuściły, ale niech każdej chwili Pan widzi, że, ile z nas jest, jesteśmy gotowe. Bądźmy jak dzielni żołnierze, którzy choć po długich trudach, zawsze są w pogotowiu na każdy rozkaz wodza, wiedząc, że jakiekolwiek wyznaczy im stanowisko, żołd zasłużony ich nie minie. A jakże nieskończenie większą zapłatę daje nasz Król niż królowie ziemscy!
4. Wódz niebieski zna nas wszystkich i każdemu wskazuje placówkę według jego zdolności, ale potrzeba, byśmy byli gotowi, inaczej ominie nas zaszczytne wezwanie. Tak więc, siostry, wiernie trzymajmy się modlitwy myślnej, a która nie może, modlitwy ustnej i czytania duchowego i pobożnych, jak je później objaśnię, z Bogiem rozmów. Szczególnie zaś bądźcie pilne na wspólną modlitwę w chórze, której żadna nie powinna opuszczać. Nie wiesz, kiedy Oblubieniec cię wezwie i zechce ci zadać jakie trudniejsze cierpienie, które ci osłodzi pociechą (oby nam się nie przytrafiło to, co spotkało nierozsądne panny). A nie wezwie ciebie, więc powiesz sobie, że takie rzeczy nie dla ciebie, że twoje miejsce gdzie indziej. Tu się okaże prawdziwa pokora, płynąca z tego przekonania, żeś i tego, co czynisz, niewarta.
5. Spełniaj ochotnie, cokolwiek ci polecą i z weselem służ Panu. O, błogosławiona taka służebnica, w duchu prawdziwej pokory Panu służąca w życiu czynnym i nigdy na nikogo, jeno na samą siebie się skarżąca. Dusze prawdziwie kontemplacyjne jakże ciężką muszą staczać wojnę. Wszak wiadomo wam, że w bitwie chorąży na większe niż inni wystawiony jest niebezpieczeństwo. Choć bowiem sam nie walczy, ale trzyma chorągiew, i chociażby go porąbano na sztuki, wypuszczać mu jej z rąk nie wolno. Tak podobnie dusze kontemplacyjne mają trzymać wzniesioną chorągiew pokory, mają znosić wszystkie ciosy, jakie na nie spadną, a same nie ranić nikogo, bo ich zadaniem jest cierpieć tak, jak cierpiał Chrystus, trzymając wysoko wzniesiony krzyż, nigdy w żadnym niebezpieczeństwie z rąk go nie wypuszczając, w żadnym najsroższym cierpieniu nie okazując znaku słabości. Na to im przypadł w udziale ten urząd zaszczytny. Niechże więc uważają, co robią, bo jeżeli chorąży sztandar swój opuści, tym samym bitwa przegrana. Niemałe to, jak sądzę, dla dusz jeszcze niedoskonałych zgorszenie, gdy w tych, których już poważają jako wodzów i najbliższych przyjaciół Bożych, spostrzegą, że uczynki ich nie odpowiadają wysokiemu ich stanowisku.
6. Prości żołnierze radzą sobie jak mogą, niekiedy nawet usuwają się z miejsca, gdzie niebezpieczeństwo większe, a czci przez to nie stracą, bo nikt na nich uwagi nie zwraca. Ale na chorążego wszyscy mają oko zwrócone, nie może więc okazywać trwogi. Czy mały zatem, jak mniemacie, bierze na siebie ciężar ten, kogo król na tym miejscu postawi? W zamian za trochę odznaczenia i honoru ciąży na nim obowiązek ponoszenia o wiele większego niebezpieczeństwa i trudu; jeśli choć na chwilę zabraknie mu odwagi, tym samym zaraz i cześć jego, i sprawa, której broni, stracona. Gdy więc dopraszamy się, siostry, daru kontemplacji, ani same siebie nie znamy, ani nie wiemy, o co prosimy. Zostawmy to Panu, On lepiej wie, niż my, do czegośmy zdolne i czego nam potrzeba. Szczególniejszy to rodzaj pokory, gdy, jak to czynią niektóre, domagamy się od Boga łask Jego, jak gdyby nam się z prawa należały. Takim, sądzę, Pan chyba rzadko kiedy tych darów swoich użyczy: On zna serce każdego i jasno widzi, że nie im pić z Jego kielicha.
7. Po tym pozna każda z was, córki, czy postąpiła co w cnocie, jeśli ma siebie za gorszą od drugich, i jeśli po jej uczynkach, po jej poświęceniu się dla dobra innych widać, że istotnie tak o sobie sądzi. Ten jest znak prawdziwy postępu duchowego, nie zaś słodkości na modlitwie, zachwycenia, widzenia i inne tym podobne nadzwyczajności, o których na tamtym świecie dopiero się dowiemy, jaka była rzeczywista ich dla nas wartość. Wielka pokora, umartwienie i posłuszeństwo, nie odstępujące ani na włos od rozkazu przełożonych, którzy miejsce Boga zastępują - oto skarby nasze; to moneta, która nigdy nie traci kursu, to kapitał żelazny, to czynsz wieczysty, a nie chwilowy tylko zarobek. Główny nacisk kładę na posłuszeństwo, bo bez niego, zdaniem moim, nie masz życia zakonnego. Nie będę tu jednak nad nim się rozszerzała, bo mówię do dobrych zakonnic albo pragnących przynajmniej być dobrymi. Jedno tylko tu zaznaczę, ze względu na ważność tego przedmiotu, aby wam nie wyszło z pamięci.
8. Powiadam więc, że kto ślubem poddał się posłuszeństwu, a zaniedbuje go, nie starając się, jak zdoła najdoskonalej ślub ten wypełnić, nie wiem, po co jest w klasztorze. Taką duszę upewniam, że póki rozmija się z posłuszeństwem, póty nigdy nie dojdzie do kontemplacji, ani nawet należycie nie spełni obowiązków życia czynnego. Jest to w moim przekonaniu rzecz niewątpliwa. A nawet i taka, która nie jest związana ślubem posłuszeństwa, jeśli pragnie kiedy dojść do stanu kontemplacji, potrzeba, by trzymała się jedynej drogi bezpiecznej i by bezwarunkowo zdobyła się na oddanie woli swojej pod kierownictwo doświadczonego w życiu duchowym spowiednika. Jest bowiem rzeczą pewną, że pod takim kierownictwem postąpią więcej w jednym roku, niż same przez długie lata. Uwaga ta jednak was nie dotyczy, nie będę się więc dłużej tu zatrzymywała.
9. To są, mówię wam na zakończenie, córki moje, cnoty, które pragnę, byście posiadały, o nie się starały i o nie ze świętą zazdrością między sobą współubiegały. O tamte rzeczy wcale się nie martwcie, że ich nie macie. Nie ma pewności, skąd one pochodzą; w jednych może one będą od Boga, a w was może, z dopuszczenia Bożego, okażą się ułudą, którą diabeł was zwodzi, jak to już uczynił z niejedną. A kiedy tyle jest rzeczy pewnych, którymi możecie Panu się przysłużyć, czemuż miałybyście wdawać się w wątpliwe i narażać się na takie niebezpieczeństwo?
10. Rozszerzyłam się nad tym przedmiotem, bo znając słabość naszą, widziałam tego potrzebę. Bóg, jeśli chce użyczyć daru kontemplacji, umocni tę słabość i da jej siłę potrzebną. A którym tego daru odmawia, im poświęcam te uwagi, z których i tamte skorzystają, biorąc z nich powód do upokorzenia. Niechaj Pan w boskiej dobroci swojej raczy nas oświecać, abyśmy we wszystkim szły za wolą Jego; wtedy nie będziemy miały czego się lękać.
Rozdział 19
Zaczyna mówić o modlitwie. Najpierw zwraca się do dusz, które nie umieją rozmyślać rozumem.
1. Tyle dni upłynęło od czasu, jak napisałam poprzednie rozdziały, że chcąc przypomnieć sobie, na czym stanęłam, musiałabym odczytać powyższe rozdziały. Lecz szkoda mi na to czasu, wolę więc pisać dalej, co mi na myśl przyjdzie, nie troszcząc się o związek. Dla umysłów rozważnych, dla dusz mających wprawę w rozmyślaniu i zdolnych do skupienia się w sobie, tyle jest książek wybornych, pisanych przez autorów tak znakomitych, że byłybyście w błędzie, gdybyście temu, co ja tu powiem o modlitwie wewnętrznej, jeszcze jaką wartość przypisywały. Macie w tych książkach tajemnice Męki Pańskiej, rozłożone na wszystkie dni tygodnia, oprócz innych rozmyślań o sądzie i o piekle, o naszym nicestwie, o łaskach i dobrodziejstwach Bożych, wreszcie doskonałe nauki i wskazówki, jak rozpoczynać i kończyć modlitwę. Tym, które umieją i już nawykły tak rozmyślać, nic więcej nie mam do nadmienienia; taką bezpieczną drogą Pan doprowadzi je do portu światłości, po takim dobrym początku i koniec będzie dobry. Którzy więc potrafią iść tą drogą, ci znajdą na niej pokój i bezpieczeństwo, bo umysł, umiejący przywiązać się do swego przedmiotu, doznaje na rozmyślaniu prawdziwego uspokojenia. Ale jest inna rzecz, o której chciałabym tu mówić i podać na nią jaką radę, jeśli mi Pan użyczy do tego łaski swojej (a choćby jej odmówił, zawsze, czytając to, będziecie miały ten pożytek, że się dowiecie, iż wiele jest dusz podlegających temu utrapieniu, o którym mówić mam, abyście zatem nie smuciły się nad miarę, gdybyście i wy z początku tego nie doznały).
2. Są umysły tak niespokojne, że można by je porównać z koniem nieokiełzanym, którego żadna siła utrzymać nie zdoła; w ciągłych podskokach rzuca się to na prawo, to na lewo, a jeździec, który go dosiada, choć utrzyma się w siodle, jeśli zręczny jest i nie da się zrzucić z niebezpieczeństwem życia, zawsze ma z nim ciężką biedę i nigdy go całkiem nie ukróci. Żadna siła utrzymać ich nie zdoła, rzucają się to na prawo, to na lewo w ciągłym niepokoju. Czy to skutek przyrodzonego temperamentu, czy dopuszczenie Boże, w każdym razie dusze takie bardzo są godne pożałowania. Są one jak człowiek dręczony wielkim pragnieniem, który z daleka widzi wodę, ale dojść do niej nie może, bo mu w trzech miejscach, na początku, w środku i na końcu, nieprzyjaciele drogę zastępują. Jedne - z wielkim wysileniem i trudem - zwyciężą może pierwszy zastęp nieprzyjacielski, ale drugiemu już dają się pokonać; ręce opuszczają, tracą odwagę, wolą już raczej umrzeć z pragnienia, niż dobijać się dłużej wody, która tak drogo ma je kosztować. Drugie, choć może jeszcze się zdobędą na odparcie nieprzyjaciela, na walkę z trzecim już im ducha nie staje, a może już tylko parę kroków miały do tego zdroju wody żywej, o której Pan mówi do Samarytanki, że kto z niej pije, nie będzie pragnął więcej. Wielka to prawda, usty samejże Prawdy ogłoszona! Taka dusza nie będzie pragnęła żadnej rzeczy z tego świata, ale wielkim, niewypowiedzianie większym, niż sobie w tym życiu przedstawić zdołamy, pragnieniem, będzie pragnęła rzeczy życia przyszłego. I choć to dotkliwe pragnienie, dusza przecie pragnie ustawicznie tak pragnąć, bo wie, jak niewypowiedziana jest cena tego pragnienia; ono bowiem, choć boli, przynosi jednak zarazem ochłodę. Jest to pragnienie, które nie zabija, chyba tylko odnośnie do rzeczy ziemskich; co do niebieskich zaś, daje takie nasycenie, że gdy się spodoba Bogu udzielić go duszy, większej nad tę łaski wyświadczyć jej nie może. I dusza, im więcej pije z tego zdroju wody żywej, tym chciwiej pić z niego pożąda.
3. Z wielu różnych trojaką ma właściwość woda, która mi się przypomina i może mi posłużyć do objaśnienia myśli mojej. Naprzód, woda "chłodzi". Jakkolwiek wielki nękałby nas upał, woda, gdy w niej się zanurzymy, ostudzi go. Najsilniejszy ogień wodą się gasi, wyjąwszy ropę, która wodą zalana, jeszcze silniej się pali. O Boże wielki, jakież to cuda kryją się w tym dziwnym zjawisku ognia wzmagającego się od zetknięcia z wodą! Jakiż to ogień mocny, potężny, nie podlegający sile żywiołów, kiedy ten, wprost jemu przeciwny, nie tłumi go, ale go więcej jeszcze roznieca! Jakżebym chciała porozmawiać z dobrym filozofem, bo znając się na własnościach rzeczy przyrodzonych, umiałabym wyjaśnić te dziwy, na które z rozkoszą tu patrzę, a nie umiem wytłumaczyć tego, co widzę, a może i widzieć nie umiem!
4. Siostry moje, gdy Bóg was powoła do picia z tej wody pospołu z tymi, które już z niej piją, gdy zakosztujecie tych rozkoszy, którymi ten zdrój żywy duszę zalewa, wtedy zrozumiecie, jak to prawdziwa miłość Boga - doszedłszy do pełności swojej, swobodna i wyzwolona od wszystkich rzeczy tej ziemi - wysoko nad nimi się unosi i panuje nad wszystkimi żywiołami i nad światem całym. Jako więc woda z ziemi bierze początek, bądźcie spokojne, nie zagasi ona tego ognia; nie ma ona władzy nad nim, choć jemu jest przeciwna. Ogień ten jest panem wszechwładnym, nie jest jej poddanym! Nie dziwcie się, siostry, że tak usilnie, w całej tej książce, pobudzam was do nabywania tej świętej wolności. Czy nie piękna to rzecz, że uboga zakonniczka klasztoru Św. Józefa może dojść do królowania nad wszystką ziemią i jej żywiołami? I cóż dziwnego, że święci, wsparci potęgą Boga, robili z żywiołami co chcieli? Świętemu Marcinowi ogień i woda były posłuszne; ryby wodne i ptactwo powietrzne słuchały głosu świętego Franciszka; wielu innych świętych podobną władzę miało nad stworzeniami. Rzecz jasna, że za to osiągnęli takie panowanie nad wszystkimi rzeczami tego świata, iż naprzód walcząc mężnie z samym sobą i zwyciężając siebie, wszystkim tym wzgardzili, a bez podziału, całą istnością swoją poddali się Temu, który wszystko to stworzył i tym wszystkim włada. Więc nad tym ogniem, powtarzam, woda z ziemi nie ma mocy. O wiele wyżej wzbijają się jego płomienie i nie z takiej niskości jego pochodzenie. Są inne rodzaje ognia ze słabej miłości Boga się rodzące; takie lada przygoda zgasi, ale tego nie. Choćby całe morze pokus nań przyszło, nie dokażą one tego, by przestał płonąć i żarem płomieni swoich nawały ich nie ujarzmił.
5. A i woda z nieba, gdy na ten ogień spadnie, nie ma obawy, by go zagasiła; przeciwnie, jeszcze go mocniej ożywi. Nie sprzeciwiają się bowiem sobie, przeciwne są tylko ziemi. Nie bójcie się, by jeden z tych elementów miał zaszkodzić drugiemu; przeciwnie, jeden drugiemu pomaga. Woda bowiem łez prawdziwych (płynących na modlitwie) potęguje ogień, ogień zaś dodaje wodzie siły rzeźwiącej. O wielki Boże! jaka to zachwycająca tajemnica, jaki cud! Jakże to ogień chłodzi? Tak jest, owszem, i mrozi wszelkie uczucia poziome, gdy z nim się połączy owa woda żywa z nieba, ów zdrój, z którego płyną łzy, o których mówiłam, łzy nie sztucznie własną usilnością naszą wyciskane, ale z daru Bożego, z serca tryskające. Ta woda, upewniam, nie pozostawi w was żadnego zapału do jakiej bądź rzeczy tego świata, byście się do niej przywiązać mogły, chyba tylko dla udzielenia drugim tego ognia; taka bowiem jest natura tego ognia, że nie poprzestaje na małym, ale chciałby cały świat zapalić.
6. Druga własność wody jest ta, że "oczyszcza, co jest nieczystego". Gdyby nie było wody na obmywanie brudów jakby wyglądał ten świat? Czy pojmujecie, jaka jest czystość tej wody żywej, niebiańskiej, tej wody jasnej, gdy niczym nie zmącona, żadnego mułu w sobie nie mająca wprost z nieba spływa? Taka jest jej siła i skuteczność, że komu raz będzie dano z niej się napić, tego dusza, ręczę za to, stanie się jasna i czysta od wszelkiej winy. Bo - jak to na innym miejscu objaśniłam - na to tylko Pan Bóg udziela tego daru (sami tego zjednoczenia nabyć nie zdołamy, bo jest ono nadprzyrodzone i Bóg sam go użycza komu chce) i na to tylko duszę do picia tej wody dopuszcza, aby ją oczyścił, aby pozostała jasna i wolna od wszelkiego błota, jakim skutkiem przewinień swoich była obłożona. Innego zupełnie rodzaju są pociechy, jakich dusza dostępuje za pomocą rozumu, drogą zwykłego rozmyślania; jakkolwiek by żywe i słodkie były te pociechy, zawsze są one jako woda nie wprost ze źródła czerpana, ale strumieniem po ziemi płynącym sprowadzona; dlatego te pociechy nie mogą być całkiem wolne od pewnego przymieszania mułu, który do duszy przylega, nie będą nigdy tak czyste i przejrzyste, jak tamte. Z tego też powodu, tej modlitwie odbywanej przez rozważanie za pomocą rozumu, nie przystoi - moim zdaniem - miano "wody żywej". Jakkolwiek by się dusza starała utrzymać na wysokości czysto duchowej, zawsze jednak, z powodu ciała, bez którego pomocy obejść się nie może, i niskiej natury naszej, mimo woli przylgnie do niej coś z pyłu tej drogi, po której idzie.
7. Objaśnię to bliżej. Rozmyślamy na przykład nad marnością tego świata i jak wszystko na nim szybko przemija; chcemy tym rozmyślaniem skuteczniej oderwać się od świata i wzgardzić nim, ale w samymże tym rozmyślaniu ani się spostrzeżemy, jak myśl nasza zatrzyma się na rzeczach, które nam na świecie są miłe. Szczerze chcemy i postanawiamy porzucić świat, a przy tym jednak przychodzą takie myśli: czym byłam na świecie? czym teraz będę? co dotąd robiłam? co dalej robić mam? - i mimo woli stają nam na drodze i naprowadzają nas na niebezpieczeństwo. Nie znaczy to, byśmy dlatego miały zaniechać rozmyślania, ale widzimy, że zawsze jest czego się lękać i zawsze potrzeba czuwać i mieć się na ostrożności. Nie tak jest przy kontemplacji. Tu wszelką troskę o duszę naszą Pan, wiedząc że na nas spuścić się nie może, bierze na siebie. Trzyma duszę w ręku swoim przez cały czas, w którym chce, by cieszyła się tą łaską i nie dopuszcza jej myślom zboczyć do przedmiotów, które by mogły jej zaszkodzić; przygarnia ją do siebie, najściślej ją jednocząc z sobą i w jednej chwili więcej objawia jej prawd i jaśniejsze daje jej poznanie, niżby go nabyć zdołała przez długie lata rozmyślania. Na drodze rozmyślania nie mamy swobodnego widoku, kurz, wznoszący się spod nóg naszych, zaprósza nam oczy; tu Pan w jednej chwili stawia nas u kresu naszej drogi.
8. Trzecia własność wody jest ta, że "uśmierza i gasi pragnienie". Pragnienie, zdaniem moim, jest to pożądanie jakiej rzeczy tak nam potrzebnej, że brak jej zadaje nam śmierć. Rzecz dziwna, brak wody zabija nas, a zbytek wody także nam życie odbiera; dowodem tego tonący. O Panie mój, gdybyż to można zanurzyć się i utonąć w tej wodzie żywej! Lecz to niepodobna, woda ta żywa śmierci zadać nie może; ale pragnienie jej może zabić. - Może do tego stopnia uróść miłość i tęsknota do Boga, że ciało śmiertelne nawału tego dłużej znieść nie zdoła. Byli Święci, którzy z tej miłości Bożej umarli. Sama znam jedną, która tak była upalona tym wielkim pragnieniem, i w której do tego stopnia wzmagała się ta tęsknota, że gdyby Bóg rychło nie przybył jej na ratunek, dając jej hojną nad wszelki wyraz przeobfitość tej wody żywej, łatwo by była jakby wyrwana z siebie. Mówię: jakby wyrwana, bo w tej wodzie żywej zanurzona, dusza znajduje odpocznienie. Koniecznością zostawania jeszcze na tym świecie, którym się brzydzi, jakby dławiona, umiera, ale tu nabiera życia i Bóg, porywając ją w zachwycenie, czyni ją zdolną używać rozkoszy, których, zostając w sobie, nie zniosłaby żywa.
9. Tym samym, że w Panu Bogu, najwyższym Dobru naszym, nic nie może być, co by nie było doskonałe, więc i miara, jaką daje nam tę wodę musi być doskonała, to jest doskonale odpowiadająca naszym potrzebom. I jakkolwiek wielką byłaby ta miara, nigdy nie będzie zbytnia, bo w tym, co Bóg czyni, nie może być przebrania miary. Jeśli więc jakiejś duszy daje dużo tej wody, czyni ją zdolną pić dużo. Jest tu podobnie, jak u robotnika odlewającego naczynia szklane, którym on nadaje takie rozmiary, jakich potrzeba, aby się w nich zmieściło to, co mają obejmować. Nasze pragnienia przeciwnie, o ile pochodzą z nas samych, nigdy nie są bez pewnej niedoskonałości; jeśli jest w nich co dobrego, zawdzięczamy to Panu, że nas wspomóc raczył. Brak nam jednak miary i powściągliwości i jeśli jakiś ból duchowy ma w sobie słodkość, nigdy nam go nie dosyć. Lubujemy się nim bez miary; potęgujemy jeszcze, ile zdołamy, gwałtowność tego pragnienia i tak niepomierna siła jego niekiedy śmierć sprowadza. Szczęśliwa to śmierć, nie przeczę. Ale pozostając przy życiu, taka sługa Boża może by posłużyła drugim do wzbudzenia w nich pożądania śmierci z takiego pragnienia. Lęka się tego diabeł, bo widzi szkodę, jaką mu wyrządza taka dusza przykładem swego życia, więc kusi ją, aby nadmierną pokutą i umartwieniem zniszczyła sobie zdrowie, na czym on tylko wygrać może.
10. Którakolwiek dojdzie do tego stopnia takiego gwałtownego pragnienia, ostrzegam ją, niech będzie pewna, że z taką pokusą się spotka; więc niech się ma na baczności, bo choćby nie umarła z tego pragnienia, dość i tego złego, że zdrowie sobie zniszczy. Przynajmniej, gdy czuje w sobie wzbierającą nawałność pragnienia, niechaj go sama nie podsyca; niech raczej cicho i spokojnie stara się przerwać mu wątek, myśląc o czym innym. Tym bardziej, że równie dobrze pragnienie to może być działaniem natury, jak miłości; są bowiem temperamenty, które czegokolwiek pragną, pragną namiętnie, choćby to nawet było co złego. Tacy, sądzę, nie bardzo są umartwieni, a przydałoby się im postarać się o to, bo umartwienie nigdy w niczym nie zawadzi. Czy nie jest to nonsens, że radzę powściągać się w rzeczy tak chwalebnej i świętej, jakim jest to pragnienie? Bynajmniej, bo nie mówię, byśmy miały gasić w sobie to pragnienie, należy je tylko uśmierzać, choćby za pomocą innego jakiego pragnienia, które może będzie miało równą zasługę.
11. Objaśnię to bliżej, abyście dobrze zrozumiały. Pod wpływem wielkiej żądzy oglądania Boga i wyzwolenia z więzienia tego ciała, jak ją miewał święty Paweł, dusza czuje rozkoszną mękę. Niemałego więc będzie jej potrzeba umartwienia, aby zdołała to pragnienie swoje utrzymać na wodzy, bo powściągnąć go całkiem nie potrafi. Ale czasem żądza ta takiej nabiera siły i taki gwałtowny choć słodki ból sprawia, że prawie odbiera przytomność. (Widziałam niedawno temu jedną osobę, wcale nie popędliwą z natury, a tak nawykłą przełamywać we wszystkim swą wolę, jakby jej to nic nie kosztowało - o czym sama w niejednym zdarzeniu miałam sposobność się przekonać - otóż widziałam tę osobę przez chwilę jakby odchodzącą od zmysłów, skutkiem ogromnego wysilenia i gwałtu, jaki sobie zadawała dla powstrzymania i ukrycia wezbranego w niej z siłą niepowstrzymaną wewnętrznego porywu). W takiej ostateczności, chociażbyśmy pewne były, że zapał, który w sobie czujemy, jest z ducha Bożego, pokora, zdaniem moim, każe nam bać się o siebie. Nie przystoi nam bowiem sądzić, byśmy były zdolne do tak wysokiej i doskonałej miłości Bożej, jakiej podobny zapał zdaje się być dowodem.
12. Radziłabym duszy w takim stanie zostającej, aby starała się (o ile zdoła, choć nie zawsze zdoła) pragnieniu swemu inny nadać kierunek, mówiąc sobie na przykład, że dłużej żyjąc, więcej się przysłuży chwale Bożej, że może otworzy oczy jakiej duszy zbłąkanej, która by bez niej zginęła, że im dłużej w tym wygnaniu posłuży Bogu, tym jaśniej potem zasłuży Go oglądać w chwale, że cierpiąc jeszcze i pracując na tej ziemi, większe da Bogu zadośćuczynienie za swoje winy i opuszczenia. W takich myślach dusza znajdzie pociechę na to wielkie strapienie swoje i ból swój ukoi, a nadto i wielką zjedna sobie zasługę, dając Panu tak wysoki dowód swojej miłości, iż dla chwały jego ochotnie gotowa cierpieć dłużej i znosić swe wygnanie. Tak postąpi tu sama z sobą, jak by postąpiła z drugim, widząc go w ciężkim strapieniu lub bólu i mówiąc sobie: miej cierpliwość, zdaj siebie w ręce Boga, proś Go, by spełniła się nad tobą wola Jego. Takie zdanie się na wolę Boga, to najlepsza pociecha i najpewniejsza w każdym cierpieniu ucieczka.
13. Niekiedy i diabeł przyczynia się poniekąd do spotęgowania tego pragnienia, jak to uczynił owemu pustelnikowi, o którym, jeśli się nie mylę Kasjan wspomina. Namówił go mianowicie, aby się rzucił do studni, że tym sposobem prędzej Boga zobaczy. Snadź pustelnik ten daleki był od prawdziwej pokory, bo inaczej Bóg nie dozwoliłby, by pobłądził w tak ważnej rzeczy. Gdyby pragnienie to było od Boga, nie popchnęłoby go do złego, pragnienie bowiem takie przynosi z sobą światło, roztropność i miarę, więc niepodobna, by dało powód do grzechu. Ale przeciwnik ten wszelkich, jakich zdoła, używa sposobów, aby nam szkodzić, on nigdy nie śpi, więc my zawsze czuwajmy. Jest to przestroga bardzo ważna i w wielu razach koniecznie potrzeba mieć ją na pamięci; trzeba na przykład skrócić czas modlitwy, choćby się wielkich pociech na niej używało, skoro się spostrzeże, że siły ciała ustają i głowa nadto zmęczona. Roztropność we wszystkim jest bardzo potrzebna.
14. Jak wam się zdaje, córki moje, jaka była moja myśl w tym, że zaczęłam, jak to mówią, od końca i ukazałam wam nagrodę zwycięstwa przed bitwą, opisując wam, jakie jest uszczęśliwienie duszy, gdy dojdzie do tego zdroju niebiańskiego i tę wodę żywą z niego czerpie? Nie co innego tu zamierzałam, jeno to, byście mając przed oczyma ten koniec szczęśliwy, nie zrażały się cierpieniem i przeszkodami, jakie was czekają w drodze, odważnie szły naprzód i nigdy nie ustawały. Bo mogłoby się wam zdarzyć - jak mówiłam - że doszedłszy już prawie do samego źródła i mając wodę już tak blisko, że dość byłoby nachylić się i czerpać, porzuciłybyście wszystko i straciłybyście takie wielkie dobro przez myśl, że sił wam nie starczy do końca i że nie dla was to szczęście.
15. Wiedzcie o tym, że Pan wzywa wszystkich, a że jest Prawdą samą, więc wątpić o tym niepodobna. Gdyby ta uczta nie była dla wszystkich, nie wzywałby wszystkich, nie mówiłby do wszystkich: "Ja wam dam pić". Mógłby powiedzieć: "Pójdźcie wszyscy, żaden na tym nie straci, że przyjdzie, a tej wody mojej dam nie wszystkim, jeno komu zechcę", ale gdy żadnych nie kładzie zastrzeżeń, gdy bezwarunkowo, jak "wszystkich" wzywa, tak i wszystkim obiecuje tę wodę, więc rzecz to dla mnie pewna i niezawodna, że każdy, kto pragnie, byleby nie ustał w drodze, trafi do tego źródła i tę wodę żywą otrzyma. Niechaj Pan w boskiej łaskawości swojej, jak nam obiecał tę wodę, tak da nam i łaski, abyśmy jej należycie szukali.
Rozdział 20
Mówi, jak na drodze modlitwy wewnętrznej zawsze się znajdują pociechy, choć na różny sposób, i zachęca siostry, by często rozmawiały o rzeczach dotyczących modlitwy.
1. To, co przed chwilą powiedziałam, może się komu wyda jakby zaprzeczeniem tego, co przedtem mówiłam dla pociechy dusz, nie mogących się wznieść do tej modlitwy. Mówiłam, że Bóg, najwyższe Dobro nasze, różne ma sposoby prowadzenia dusz i że jak w domu Jego jest mieszkań wiele, tak też wiele jest dróg, które do nich prowadzą. To samo i teraz powtarzam. Znając słabość i ułomność naszą, Pan różne dla różnych obmyślił sposoby zaradzenia jej; ale nigdy tego nie rozkazał, "aby jedni koniecznie tą drogą iść mieli, a drudzy inną". Przeciwnie, tak wielkie jest miłosierdzie Jego, że nikomu nie chciał tego wzbronić, by mu nie było wolno dążyć do tego zdroju żywota, do niego przyjść i z niego pić. Niechaj będzie za to błogosławiony na wieki! Jakże słusznie mógł tego wzbronić takiej jak ja!
2. A kiedy odważyłam się wstąpić na tę drogę i On mnie nie strącił za zuchwałość moją do przepaści, tedyć rzecz pewna, że nie zabrania jej nikomu, owszem, jawnie i głośno wszystkich na nią wzywa. Wszakże takie jest boskie Jego pobłażanie dla nieudolności naszej, że nie tylko nikogo nie zmusza, ale jeszcze każdemu, komu nie staje siły i odwagi dojść do źródła, jeśli jeno ma dobrą wolę i pragnie iść za Nim, sam na różny sposób tę wodę podaje, aby żaden nie pozostał bez pociechy i nie umarł z pragnienia. Z tego zdroju obfitego wypływają strumienie, większe i mniejsze, niektóre i maluczką tylko strugą płynące, te ostatnie dla maluczkich, które im starczą, bo większy napływ wody mógłby ich przerazić. Nie bójcie się zatem, siostry, byście na drodze, wiodącej do źródła, miały zginąć z pragnienia; nigdzie na tej drodze nie masz takiego braku pociechy, by była nie do zniesienia. A kiedy tak, więc idźcie za radą moją, nie ustawajcie w drodze i walczcie jako przystało na mężne bojowniczki, gotowe umrzeć raczej, niż sprawy podjętej odstąpić. Nie na co innego bowiem tu jesteście, jeno aby walczyć i postępować naprzód, z niezachwianym postanowieniem niezatrzymania się, póki nie dojdziecie do źródła. Jeśli Pan nie dozwoli wam dojść do niego w tym życiu, więc z tym większą hojnością i pełnym zdrojem napoi was z niego w życiu przyszłym. Tam już pełnymi usty będziecie piły tę wodę żywą, bez obawy, by jej wam kiedy jeszcze z winy waszej zabrakło. Daj, Panie, by nam nie zabrakło wierności, amen.
3. Zaczynając tedy już tę drogę, o której mówiłam, zobaczymy najpierw, jaki ma być jej początek, abyśmy snadź na samym wstępie nie zbłądzili. Od tego początku zależy bardzo wiele, owszem, cała dalsza droga od niego jest zależna. Otóż, chociażby kto na wstępie nie miał tego postanowienia, o którym zaraz mówić będę, bynajmniej nie twierdzę, by miał zaniechać zamiaru i drogi wcale nie rozpoczynać, Bóg je bowiem powoli udoskonali. I choćby tylko pierwszy krok na tej drodze postawił, i więcej nic nie uczynił, droga ta ma takie znaczenie, że krok jego nie będzie stracony i nie pozostanie bez hojnej nagrody. Jest to tak, jak gdy kto modli się na koronce z odpustami: zmówił ją raz, więc pozyskał odpusty; zmówił ją kilka czy kilkanaście razy, tyleż razy dostąpi odpustów do niej przywiązanych. Jeśli jej jednak nigdy nie bierze do ręki i trzyma ją tylko zamkniętą w pudełku, lepiej byłoby, gdyby jej wcale nie miał. Tak jest i z tą drogą rozmyślania; choćby kto zacząwszy ją, zaniechał jej potem, już te parę kroków, które na niej uczynił, przymnożą mu światła rozświecającego mu powszednie drogi jego; i im więcej było tych kroków, tym więcej przybędzie i światła. Słowem, chociażby potem zaniechał tej drogi, w każdym razie, tego może być pewny, nic mu to, w niczym nie zaszkodzi, że przynajmniej przez jakiś czas jej próbował, rzecz bowiem dobra nigdy nie sprawia złych skutków. Starajcie się więc, siostry, wszystkich, którzy mają jaką styczność z wami, którzy wam przychylność jaką i przyjaźń okazują, skłaniać do tego, by nie lękali się wstąpić na tę drogę i tego wielkiego dobra zakosztować. W ogóle proszę was na miłość Boga, niech wszelka rozmowa wasza zawsze ma na celu dobro i pożytek tych, z którymi rozmawiacie. Skoro głównym przedmiotem waszej modlitwy ma być zbawienie dusz i o nie zawsze Boga prosić powinnyście, tedy byłoby niedobrze, gdybyście się nie starały o nie wszelkim, jaki wam się nadarzy, sposobem.
4. Jeżeli chcecie kochać bliskich i przyjaciół waszych, wiedzcież, że taka jest prawdziwa miłość, którą tylko tym sposobem okazać możecie. Niechaj prawda będzie w sercach waszych, bo przez rozmyślanie wejść do nich powinna, a w świetle jej jasno poznacie, jaką ma być miłość, którą winnyście bliźnim. Już nie czas wam, siostry, bawić się w drobnostki dziecinne, jakimi są w moich oczach wszelkie, choć godziwe, czułości światowe. Takie słowa jak: "czy kochasz mnie?", "nie kochasz mnie?", niechaj nigdy nie będą na ustach waszych ani w rozmowie między sobą czy z krewnymi, chyba gdyby jaki cel ważny i pożytek danej duszy użycie ich usprawiedliwiał. W istocie może się zdarzyć potrzeba przygotowania tym sposobem umysłu brata czy krewnego, czy kogoś innego, aby takimi czułymi oświadczeniami ujęty, łatwiej potem usłuchał i przyjął prawdę. Czułości takie zawsze przypadają do smaku zmysłowej naszej naturze, i jedno takie - jak je nazywają na świecie - dobre słowo może w danym razie skuteczniej podziałać, niż długie kazanie, i tak przychylnie usposobić słuchającego, że i nauka łatwiej trafi mu do serca. W takim więc celu podobnych oświadczeń nie ganię; ale nie uświęcone tą wyższą intencją, na nic się nie zdadzą, owszem, mogą jeszcze nieświadomie szkodę wyrządzić. Wszak wiedzą na świecie, żeście zakonnicami i że zadaniem waszym jest modlitwa. I nie mów sobie: "nie chcę, by mnie mieli za tak dobrą", bo należysz do zgromadzenia i cokolwiek spostrzegą w tobie dobrego lub złego, to spadnie na wszystkie. A jest to rzecz bardzo zła, gdy zakonnica tak ściśle zobowiązana mówić tylko o Bogu, poczytuje sobie za rzecz godziwą udawanie wobec świeckich, chyba że czyni to dla większego ich pożytku. W Bogu życie wasze, taka też ma być rozmowa wasza, kto chce z wami przestawać, niech się jej nauczy; a jeśli nie chce, wy, broń Boże, nie uczcie się jego mowy, bo równałoby się to piekłu.
5. Może będą was uważać za nieokrzesane prostaczki, ale co wam to szkodzi? Nazwą was obłudnicami, mniejsza i o to. Owszem, zyskacie tyle, że tylko tacy was nawiedzać będą, którzy rozumieją waszą mowę; boć pewno, kto nie umie po arabsku, niewielką będzie znajdował przyjemność w towarzystwie takiego, który żadnym innym językiem nie mówi. Więc nie będą się wam naprzykrzali ani wam przeszkadzali, a dla was wielką byłoby szkodą, gdybyście dla rozmowy z nimi miały się uczyć ich języka. Nauka ta pochłaniałaby wam wszystek czas; a jakie to utrapienie dla duszy, o tym i pojęcia nie macie; ja wiem o tym, bo sama doświadczyłam. Ucząc się tego języka, zapomina się własnego; stąd ciągły dla duszy niepokój. I dlatego właśnie powinnyśmy na wszelki sposób chronić się styczności ze światem, bo ta droga modlitwy, o której zaczęłam mówić, przede wszystkim wymaga ciszy wewnętrznej i spokoju ducha.
6. Kto by zaś z odwiedzających was objawił chęć nauczenia się waszej mowy, choć nie waszą rzeczą jest nauczać, takiemu jednak winnyście przedstawić jak zdołacie najlepiej, jak wielkiego skarbu nabywa każdy, kto usiłuje wniknąć w rozumienie tej mowy Bożej. Bądźcie w tym niestrudzone, zachęcając z miłością, z pobożnością i z modlitwą do Pana, aby zachęta wasza była skuteczna, aby nią pobudzeni słuchający zrozumieli, jak wielki zysk przyniesie im ta nauka i szukali następnie światłego mistrza, który by ich dalej prowadził. Za wielką to łaskę od Pana poczytujcie, jeśli wam będzie dano jakąś duszę w taki sposób na drogę modlitwy wprowadzić. Lecz jakież to mnóstwo różnych uwag tłoczy mi się pod pióro, gdy zaczynam pisać o tej drodze modlitwy wewnętrznej, choć sama tak źle nią postępowałam! Dałby Bóg, siostry, bym umiała te rzeczy lepiej wam opisać, niż je spełniłam, amen.
Rozdział 21
Jako wiele na tym zależy, byśmy przystępowali do rozmyślania z niezachwianym postanowieniem, nie zważając na trudności, jakie nam z początku diabeł nasuwa.
1. Nie lękajcie się, córki, że tyle jest rzeczy, na które trzeba się oglądać, wstępując na tę drogę. Jest to królewska droga do nieba, wielki skarb leży na niej ukryty; nie dziw zatem, że wszystko to tak dużo kosztuje. Przyjdzie czas, że się przekonamy, jak dalece wszystko, cokolwiek byśmy dla zdobycia tego skarbu uczynili, prawie jest niczym.
2. Wracając tedy do tych, którzy pragną pić z tej wody żywej i iść drogą do niej wiodącą, aż dojdą do samego źródła, nasuwa się pytanie: od czego oni mają zacząć? Sądzę, że wszystko na tym polega, by przystąpili do rzeczy z niezachwianym postanowieniem, iż nie spoczną, póki nie staną u celu. Niech przyjdzie co chce, niech boli jak chce, niech szemrze kto chce, niech własna nieudolność stęka i mówi: nie dojdziesz, umrzesz w drodze, nie wytrzymasz tego wszystkiego, niech i cały świat się zwali z groźbami. Niech woła i krzyczy, jak to bywa: "niebezpieczna to droga", "tylu na niej zginęło", "tylu się zawiodło", "inni, choć ciągle się modlili, upadli", "taka pobożność zniesławia tylko cnotę", "to nie pobożność, to egzaltacja", "niewiasta niech pilnuje kądzieli", ,,wszystkie te wytworności duchowe na nic jej niepotrzebne", "niech mówi Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, tego będzie dosyć".
3. Tak mówią tamci, a to ostatnie i ja przyznam. Dosyć mówić: Ojcze nasz i Zdrowaś, i jak jeszcze dosyć! Jakaż może być lepsza modlitwa nad tę, która się opiera na modlitwach boskimi usty samego Chrystusa Pana nam podanych? W tym więc mają słuszność i gdyby nieudolność nasza nie była tak słaba i pobożność nasza tak oziębła, pewno, że nie byłoby nam potrzeba żadnych innych sposobów modlitwy ani żadnych książek pobożnych. Dlatego też (zwracam się bowiem, jak mówiłam, do dusz, które nie potrafią zebrać i utrzymać myśli na innych tajemnicach, bo im się zdają za trudne, albo znowu niektóre mają umysł tak wybredny, że nic ich zaspokoić nie może) postanowiłam podać wam tutaj niektóre sposoby rozpoczęcia, rozwinięcia i zakończenia medytacji, opartych właśnie na Modlitwie Pańskiej i to w formie najprostszej, nie wdając się w żadne głębokie wywody. Chociażby wam więc zabrano wszystkie książki, jeśli w tym będziecie pilne, niczego więcej nie będzie wam potrzeba.
4. Co do mnie, słowa Ewangelii zawsze mocniej mnie do siebie pociągały niż wszelkie książki najznakomitszych autorów, zwłaszcza, jeśli to byli autorowie nie z wszelką pewnością aprobowani, do takich bowiem nigdy nie miałam najmniejszej chęci. Przystąpię więc do Boskiego Mistrza wszelkiej mądrości, może mi raczy podać dla was jaką myśl pożyteczną.
Nie znaczy to, bym zamierzała tu napisać wykład tych modlitw, na to nie odważyłabym się, zwłaszcza że wykładów tych jest dosyć po książkach, a choćby ich nie było, z mojej strony śmieszną byłoby to zuchwałością, porywać się na rzecz podobną. Chcę wam tylko podać uwagi na niektóre słowa modlitwy Ojcze nasz, bo co do książek, choć tyle ich jest, sama ich objętość nieraz przytłumia pobożność, o którą przede wszystkim chodzi w modlitwie. Dobry nauczyciel, jeśli kocha, jak powinien, ucznia swego, stara się naukę swoją w taki sposób mu podawać, aby jej słuchał z przyjemnością, a tym samym łatwiej ją pojął. Ufajmy, że Boski Mistrz nasz takim nam raczy być nauczycielem.
5. Nie zważajcie, córki, na strachy, którymi świat chciałby wam odebrać odwagę, ani na niebezpieczeństwa, które wam w tak ponurych barwach maluje. Dziwni doprawdy ci ludzie światowi! Wiedzą, że na końcu tej drogi jest skarb wielki, że po drodze pełno czatuje złodziejów, a chcieliby, żeby żadnego na niej nie było niebezpieczeństwa! A jeszcze dziwniejsi, że wam pod pozorem tych niebezpieczeństw nie dają spokojnie iść tą drogą i skarbu tego szukać, kiedy sami dla nędznego grosza, dla lada jakiego zysku doczesnego gotowi całymi nocami nie spać i trudzić się bez miary, ani ciału, ani duszy nie dając spoczynku! Jeśli zaś wam, które wybierając się na zdobycie tego skarbu - o którym mówi Pan, że ludzie gwałtowni zdobywają go - idziecie drogą bezpieczną, drogą królewską, którą szedł przed wami Chrystus, Pan i Król nasz, którą szli wszyscy wybrani i święci Jego, oni takimi wam grożą strachami i takie wam zapowiadają niebezpieczeństwa, jakież dopiero niebezpieczeństwa grożą im, którzy tego skarbu szukać powinni, a nawet drogi do niego wiodącej nie znają?
6. O, córki moje, ich niebezpieczeństwo bez porównania jest większe, że go nie widzą, póki im się oczy nie otworzą nad samym brzegiem przepaści, kiedy może nie będzie już nikogo, kto by im rękę podał; zginą wtedy nie doszedłszy do źródła, nie zakosztowawszy onej wody żywej ani ze zdroju, ani ze strumienia. Bo jakże przebyć taką drogę, na której tyle jest nieprzyjaciół do zwalczania, nie mając ani kropli wody na orzeźwienie siebie? Toż przecież, choćby nie polegli pod mieczem nieprzyjaciół, czeka ich śmierć z pragnienia. Bo wszyscy czy chcemy, czy nie, idziemy, choć w różny sposób, do tego źródła, ale aby dojść do niego, na to jest jedna tylko droga modlitwy; kłamie i oszukuje was, kto by wam ukazywał inną.
7. Jaka ma być modlitwa u wszystkich, wewnętrzna czy ustna, o tym na teraz nie mówię, ale wam potrzebna jest jedna i druga; jest to obowiązek życia zakonnego. Kto by wam mówił, że to droga niebezpieczna, o takim wiedzcie, że sam jest dla was niebezpieczeństwem i unikajcie go. Nie zapominajcie o tym, bo może wam to bardzo będzie potrzebne. Brak pokory i innych cnót to jest istotne niebezpieczeństwo, ale żeby droga modlitwy mogła być dla kogo niebezpieczna, nie daj Boże tak myśleć. Snadź sam zły duch wymyślił wszystkie te strachy i przywiódłszy do upadku jaką duszę oddaną modlitwie, potem upadek jej wyzyskuje na odstraszenie drugich.
8. I zważcie dziwną ślepotę tych ludzi, że nie patrzą na tysiące nieszczęśliwych, którzy nie modląc się wpadają w herezje i w wielkie grzechy, ale gdy z tych wielu dusz, które oddają się modlitwie, uda się diabłu przywieść którą do grzechu, to ich tak przeraża, że pod tym pozorem odstraszają drugich od świętych ćwiczeń pobożności. Ale ci, którzy do takich wymówek uciekają się dla zrzucenia z siebie jarzma bogobojności i cnoty, niech dobrze uważają, co robią, uciekają bowiem od dobrego dla uchronienia się złego. Jedyny w swoim rodzaju wynalazek, istny pomysł diabelski. O, Panie mój! Zaradź temu! Zobacz, jak przewrotnie wykręcają słowa Twoje! Nie dopuszczaj, by słudzy Twoi mieli podlegać podobnym złudom!
9. Ale nie bójcie się, siostry, zawsze znajdziecie takich prawdziwych sług Bożych, którzy was pokrzepią na duchu i odwagi wam dodadzą. Bo prawdziwy sługa Boży, boską światłością Pana swego oświecony, zna drogę prawdziwą i wszelkie złudy szatańskie i strachy ludzkie nie tylko nie zachwieją postanowienia jego, ale przeciwnie, wzmagają w nim pragnienie niezatrzymania się nigdy na tej drodze. Jasno widzi, z której strony diabeł wymierza w niego ciosy, odbija je więc i pobija go na głowę, a to gorzej boli złośnika, niż wszystka uległość niewolników jego sprawia mu radość. W czasach powszechnego zamieszania i rozterek, gdy bujnie się pleni kąkol ręką nieprzyjaciela posiany i wśród ludzi, zmamieniem diabelskim oślepionych, wiara upada i obniża się poziom życia chrześcijańskiego - Bóg zawsze wzbudzi męża wedle serca swego, który zaćmionym oczy otwiera i rozpędza mgły i mroki, jakimi diabeł przesłonił im drogę, wiodącą do żywota. - O, jakże wielka jest moc Boga, że jeden taki człowiek, lub kilku, ogłaszający prawdę, więcej może, niż całe zastępy zbłąkanych! Wsparty łaską Boga, który mu męstwa dodaje, powoli nawraca innych na drogę zbawienia. Tych, którzy twierdzą, że modlitwa wewnętrzna jest szkodliwa, przykładem życia przekonywa, jak dobrą ona i zbawienną jest rzeczą; tym, którzy ganią częstą Komunię, odpowiada, sam jak najczęściej do niej przystępując. I tak, gdzie się jeden zjawi, odważnie, bez bojaźni ludzkiej czyniący co jest dobrego, wnet za nim pójdą inni i wraca się Panu z zyskiem strata Jego.
10. Tak więc i wy, siostry, odrzućcie precz od siebie wszystkie te strachy; nigdy w rzeczach tak wielkiej wagi nie oglądajcie się na opinię pospólstwa. Pomnijcie, że nie żyjemy w takich czasach, by można było wierzyć każdemu, ale takim tylko, których życie zgadza się z nauką i przykładem Chrystusa. Starajcie się, byście zawsze sumienie miały czyste, utwierdzajcie się w pokorze, za nic miejcie wszystkie rzeczy tego świata, wierzcie niezachwianie we wszystko, czego naucza Kościół, święta matka nasza, a wtedy, bądźcie pewne, że idziecie dobrą drogą. Nie lękajcie się, gdzie nie ma powodów do lęku. A kto by jeszcze chciał takie strachy w was wzniecać, temu z pokorą pokażcie drogę. Powiedzcie mu, że Reguła wasza - jako w istocie jest - przykazuje wam modlić się ustawicznie i że obowiązkiem jest waszym zachowywać ją. A jeśliby was przekonywali, że Reguła przepisuje tylko modlitwę ustną, zapytajcie go, czy umysł i serce nie powinny towarzyszyć temu, co mówią usta. A gdy wam odpowie, że tak - bo inaczej odpowiedzieć nie może - więc tym samym przywiodłyście go do tego, że musiał przyznać, iż mając obowiązek modlić się ustnie, nie możecie go spełnić bez modlitwy myślnej, z której, gdy Pan da, sama przez się zrodzi się kontemplacja.
Rozdział 22
Objaśnia, co to jest modlitwa myślna.
1. Rzecz pewna, że nie jest to koniecznym warunkiem modlitwy myślnej, by usta były zamknięte. Jeśli modląc się usty, wiem i czuję, że rozmawiam z Bogiem i większą do boskiej obecności Jego uwagę przywiązuję niż do słów, które wymawiam, wtedy łączę modlitwę wewnętrzną z ustną. Chybaby wam kto chciał dowodzić, że będzie to rozmowa z Bogiem, gdy kto odmawia Ojcze nasz czy Zdrowaś Maryjo, a przy tym myśl ma zajętą światem; taki argument wolę pominąć milczeniem. Lecz jeśli, jak tego wymaga sam rozum, dopuszczona do rozmowy z tak wielkim Królem i Panem, chcesz się zachować choćby tylko z należnym uszanowaniem, czyż nie potrzeba przede wszystkim, byś pamiętała i uważała, kto jest Ten, w którego obecności stoisz, a kto ty, która do Niego mówisz? Gdybyś miała mieć posłuchanie u króla, czy potrafiłabyś w rozmowie z nim użyć w sposób właściwy tytułów mu należnych i zachować ceremoniał dworski, gdybyś nie pamiętała, jak wysokie jest jego, a jak niskie twoje stanowisko? Boć właśnie do stopnia godności i dostojeństwa jego stosuje się cały przepisany sposób zachowania się i ustanowione zwyczaje, których trzeba przestrzegać, inaczej wyproszą cię za drzwi jako nieokrzesaną prostaczkę i ze wstydem odejdziesz, nic nie wskórawszy. Więc cóż to jest, Panie mój? Jakże to jest, by ludzie Tobie, Panu i Królowi, Władcy wszystkiego stworzenia, takiego nawet uszanowania nie okazywali, jakie okazują królom i możnym tej ziemi? Jakżeż to można znieść? Ty jesteś Król wieków nieśmiertelny. Ty dzierżysz królestwo nie czyje, ale Twoje własne. Ile razy słyszę w Wierzę te słowa: "A królestwu Jego nie będzie końca", zawsze we mnie serce rośnie z radości. Wychwalam Ciebie, Panie, błogosławię Ciebie i niech Cię wysławia wszystko stworzenie, iż królestwo Twoje będzie trwało wiecznie. Więc nie dopuszczaj tego, Panie, by ktoś mając chwalić Ciebie i rozmawiać z Tobą, czynił to tylko usty.
2. Co mówicie, chrześcijanie? Czy rozumiecie, co to znaczy mówić, że modlitwa wewnętrzna jest niepotrzebna? Rzecz pewna, to wiem, że nie rozumiecie i ani nie wiecie, co to jest modlitwa myślna, ani co to jest kontemplacja, ani nawet jaką powinna być modlitwa ustna, bo gdybyście rozumieli i wiedzieli, nie ganilibyście z jednej strony tego, co chwalicie z drugiej.
3. Co do mnie, ile razy mówię o modlitwie, żądam zawsze łączenia modlitwy myślnej z ustną, abyście się nie dały, moje córki, nastraszyć pustym gadaniom. Wiem z własnego doświadczenia, do czego one prowadzą i nie chcę, by wam głowę zawracały, bo bardzo to rzecz szkodliwa iść tą drogą z niepokojem i trwogą. Potrzeba, byście miały pewność, że droga, którą idziecie, niezawodnie prowadzi do celu; byście nie były jak podróżny, w którego niebacznie czy złośliwie wmówią, że zabłądził i zmylił drogę; błądzi i zawraca biedny, to w tym to w innym kierunku, szuka i pyta na prawo i na lewo którędy droga, a ostatecznie próżno się trudzi, daremnie traci czas i później dochodzi do celu. Któż śmiałby twierdzić, że źle czyni ten, co zabierając się do odmawiania godzin kanonicznych czy różańca, zastanowi się naprzód, kto jest Ten, do którego mówi, a kto on, który do Niego mówi, aby wiedział, z jaką uwagą i z jakim nabożeństwem ma modlitwę odmówić? Otóż powiadam wam, siostry, że w tym wstępnym zastanowieniu się nad wspomnianymi dwoma punktami, w tym przeniknięciu się uczuciem wielkości Boga i waszej przed Nim niskości, jeśli to uczynicie jak należy, tyle wam się przedstawi uwag, myśli i uczuć, że nim rozpoczniecie ustną modlitwę, długa chwila upłynie wam na modlitwie myślnej.
4. Pewno, że do króla czy do wysokiego dostojnika nie mówi się takim językiem, jaki by uszedł w rozmowie z chłopem lub wyrobnikiem, albo jakim by do nas mówiła podobna nam uboga, której wszystko jedno i my na to nie zważamy. Prawda, że taka jest pokora Króla naszego, iż choć prostaczym językiem moim nie umiem przemówić do Niego jak należy, On przecie nie wzdryga się mnie słuchać i straż Jego przyboczna, Aniołowie otaczający tron Jego, nie odpędzają mnie, bo znają dobroć Króla swego, iż lepiej Mu się podoba prostota pokornego pastuszka, który mówi do Niego, jak umie, i więcej by powiedział, gdyby umiał, niż wytwornie ułożone mowy uczonych, gdy brak im takiej pokory. Ale że On dobry jest, z tego przecie nie wynika, byśmy się zachowywali przed Nim z nieuszanowaniem. I kiedy On znosi nas w obecności swojej, mimo cuchnącej nędzy naszej, słuszna, byśmy przynajmniej starały się umniejszyć Mu tej przykrości, kornie uznając i rozważając nieskończoną świętość Jego. Prawda, że tę świętość i wielkość Jego czuje się od razu, za samym zbliżeniem się do Niego, nie tak, jak z wielkimi tego świata, o których gdy się dowiesz, z kogo który pochodzi, ile ma dochodu, jaką godność piastuje, o więcej już nie pytaj. Na świecie bowiem wartość ludzi ocenia się nie według wewnętrznej ich wartości, ale wedle zewnętrznej okazałości i stanowiska.
5. O, jakże nędzny jest ten świat! Nieskończone dzięki czyńcie Bogu, córki, żeście z łaski Jego porzuciły to marne zbiorowisko, gdzie w człowieku uważa się za wartościowe nie tu, co ma sam w sobie, ale co mu przynoszą jego dłużnicy i czynszownicy! A gdy bogactw zabraknie, rozwieje się i sława. Macie tu przedmiot do rozmowy i rozrywki w czasie rekreacji waszych; wspominajcie sobie tylko na tę mądrość, na te śmieszne błahostki, w jakich słudzy tego świata pędzą dni swoje, a uśmiejecie się szczerze.
6. O Królu chwały, najwyższa mocy, najwyższe dobro, najwyższa mądrości! Królowania Twego nie będzie końca na wieki. Dzieła Twe są niepojęte, jest to ogrom cudów! Ty jesteś pięknem zawierającym w sobie wszelkie piękności i jesteś mocą nieskończoną! O, wielki Boże, kto by to posiadł razem taką wymowę i mądrość, jaka dana była ludziom kiedykolwiek, aby zdołał zrozumieć i bliźnim swoim ukazać choć cząstkę tych niezliczonych doskonałości, z których rozważania choć trochę poznać możemy, jak nieskończenie wielkim jest ten Pan nasz, najwyższe dobro nasze!
7. Tak więc, zaczynając modlitwę, zacznijcie ją rozmyślaniem, kto jest Ten, do którego mówić macie, a w ciągu modlitwy myślcie i pamiętajcie, kto jest Ten, z którym rozmawiacie. Wszystkie lata życia waszego, choćby i tysiąc razy pomnożone, nie starczyłyby wam na to, byście w zupełności pojęły i zrozumiały, jakiej czci jest godzien ten Pan, przed którego obliczem drżą Aniołowie, którego rozkazom wszystko stworzenie jest posłuszne, którego wola jest czynem. Tym bardziej więc słuszna, córki, byśmy się starały choć w części niejakiej poznać wielmożność tego Oblubieńca naszego, przypatrzeć się bliżej Temu, z którym wieczne mamy zawrzeć zaślubiny i jakie nas życie z Nim czeka. O Boże wielki! Wszak i tu na ziemi, gdy która ma wyjść za mąż, pierwej dowiaduje się, jaki to człowiek, którego ma poślubić, jaki jego majątek. I my, już od chwili chrztu, a bardziej jeszcze odkąd otrzymałyśmy łaskę powołania, jesteśmy zaręczone, czekamy dnia wesela, kiedy nas Oblubieniec do domu swego wprowadzi. Czemuż więc, kiedy między ludźmi nigdy się nie opuszcza tego wywiadywania się, czemuż by nam nie było wolno dowiadywać się, kto jest Ten, z którym mamy żyć złączone na wieki; kto jest Ojciec Jego, jakie są majętności Jego, co to za kraj, do którego ma nas zabrać z sobą, jakie jest usposobienie Jego, czym i jak mogę się przypodobać Jemu, co czynić mam, abym Mu była przyjemna, w jaki sposób zastosować zwyczaje moje do obyczajów Jego? Tu na ziemi pannie młodej, jako pierwszy i główny warunek szczęśliwego pożycia w małżeństwie, to właśnie zalecają, choćby to był człowiek niskiego stanu.
8. A Ty, Boski Oblubieńcze mój, mniej masz być godnym względów, niż pierwszy lepszy człowiek? Może to światu się nie podoba, że stronimy od niego dla oddania się Tobie samemu, ale co jemu do tego? Niech zostawi Tobie oblubienice Twoje, które z Tobą żyć mają i powinny. Jest to piękne zaprawdę życie z Oblubieńcem tak żarliwie i zazdrośnie kochającym oblubienicę swoją, że zawsze ją pragnie mieć przy sobie, i nie chce, by szukała innego niż z Nim towarzystwa. Prawdziwie więc śmiechu to warte, że chcą jej bronić tego, by starała się zadośćuczynić woli Oblubieńca i we wszystkim podobać się Temu, w którym posiada wszystko, czego tylko pragnąć może! Zastanawiać się uważnie nad tymi prawdami i przejąć się nimi, to, córki moje, jest rozmyślanie. Jeśli chcecie, tak rozważając, modlić się przy tym ustnie, i owszem, nikt wam tego nie broni. O to tylko was proszę: gdy rozmawiacie z Bogiem, nie myślcie o rzeczach obcych; kto tak czyni, ten nie wie, co to jest modlitwa myślna. Sądzę, że dostatecznie wam rzecz objaśniłam. Daj nam Boże, byśmy to, co rozumiemy, umiały spełnić, amen.
Rozdział 23
Mówi, że kto raz wstąpił na drogę modlitwy wewnętrznej, powinien mieć mocne postanowienie wytrwania na niej i nie cofać się wstecz, i że wielce tu jest pomocna stanowcza wola.
1. Otóż powtarzam, niezmiernie wiele na tym zależy, byśmy, oddając się modlitwie wewnętrznej, od samego początku mieli mocne i odważne postanowienie nigdy jej nie porzucić. Wiele jest powodów, które nas do tego skłaniać powinny, ale za długo byłoby wyliczać je wszystkie; wspomnę tu tylko o dwóch lub trzech. Najpierw, nieszlachetnie by to było, gdybyśmy za tyle dobrodziejstw, którymi Bóg nas obsypał i wciąż obsypuje, chcąc Mu coś ofiarować od siebie na znak wdzięczności, i to tak małą rzecz, jak odrobinę dobrej woli i tę chwilę czasu na rozmyślanie (i to jeszcze nie bez własnego interesu, boć zysk z tego mamy niemały), gdybyśmy, mówię, taką ofiarę Mu składali nie z tym mocnym postanowieniem, by należała do Niego na zawsze, jeno by ją miał od nas jako rzecz pożyczaną, do odebrania w czasie dowolnym. Cóż to za przyjaźń, gdy kto, dawszy ci jaką rzecz, potem ją odbiera? Słusznie poczytywałbyś to takiemu za znak ciasnego i nieszlachetnego serca, że nawet na to zdobyć się nie potrafi, by taką małą rzecz ci ustąpił, choćby dla okazania ci przychylności swojej.
2. Któraż oblubienica, wiele kosztownych klejnotów otrzymawszy w darze od oblubieńca swego, nie odda mu w zamian choćby prostej obrączki, nie dla jej wartości, bo już wszystka do niego należy, ale iżby miał od niej znak, że go miłuje i miłować będzie aż do śmierci? Czyż więc mniej jest godzien czci i miłości nasz Bóg i Pan, że tak jakoby żarty sobie z Niego robimy, dziś ofiarując Mu marny dar, a jutro go znowu odbierając? Tyle czasu marnujemy czy to dla własnej przyjemności, czy dla przyjemności drugich, którzy nam nawet za to nie podziękują; przynajmniej więc tę odrobinę czasu, którą mamy poświęcić dla Niego, starajmy się oddać Mu całkowicie, z sercem nie zaprzątniętym rzeczami obcymi, a szczególnie z niezachwianym postanowieniem, że tego daru naszego nigdy nie cofniemy, chociażbyśmy z tego powodu miały znosić przykrości, przycinki ludzkie i oschłości wewnętrzne. Czas ten postanowiony na ofiarę Bogu uważajmy za rzecz już nie naszą, której w imię sprawiedliwości Pan od nas zażądać może, gdybyśmy się kiedy wzbraniały oddać ją dobrowolnie lub całkiem odebrać Mu ją chciały.
3. Całkiem, mówię, bo opuszczenie rozmyślania dzień jaki lub kilka, dla słusznych powodów i naglących zatrudnień, nie będzie nam jeszcze poczytane za cofnięcie ofiary, za sprzeniewierzenie się postanowieniu naszemu, byleby stałą i niezmienną pozostała intencja. Pan Bóg nie jest formalistą, na drobiazgi nie zważa. On patrzy na serce, więc przyjmie i w zasługę wam policzy dobrą wolę waszą. Tamten sposób dawania na przemiany i odbierania zostawcie tym, którzy nie mają hojnego serca, by coś dać na własność i tylko pożyczają. Niechże już choć tym sposobem coś dają; wszystko bowiem ten Król nasz przyjmuje, choćby dobrą chęć naszą. Wspaniałomyślny jest i nieskąpy w liczeniu, i choćby wielki był dług, z łatwością gotów go darować. W płaceniu, przeciwnie, tak jest hojny, że jednego wzniesienia oczu ku Niemu, jednej myśli o Nim nie zostawi bez nagrody.
4. Drugi z powodów jest ten, że wobec takiego niezłomnego postanowienia by nigdy nie opuści modlitwy wewnętrznej, diabeł mniej ma siły do kuszenia nas. Stanowczych i mężnych dusz bardzo on się boi. Doświadczeniem nauczony wie, jak skutecznie takie dusze psują mu szyki, jak wszelkie na ich zgubę knowania jego obracają się im albo drugim na pożytek, a on odchodzi ze stratą. Ale nie trzeba się w tym zbytnio ubezpieczać, mamy bowiem do czynienia z chytrym i przebiegłym przeciwnikiem; czujnych i odważnych zaczepiać on nie śmie, bo wielki to tchórz, ale kogo zastanie opieszałego w czuwaniu, temu dużo może zaszkodzić. Gdy spostrzeże w duszy niestałość, wolę chwiejną w dobrym, brak stanowczego postanowienia wytrwania w przedsięwzięciu, we dnie i w nocy nie da jej spokoju, tysiące będzie jej nasuwał obaw i trudności. Wiem, co mówię, bo sama aż nadto doświadczyłam tego na sobie; muszę jednak dodać, że mało kto rozumie ważność tej przestrogi.
5. Trzeci wreszcie - nie mniej ważny - powód jest ten, że kto tak jest usposobiony, temu nie zabraknie odwagi do walki. Wie, że co będzie to będzie, ale cofać mu się nie wolno. Podobny on do żołnierza w boju, który wie, że jeśli nieprzyjaciel zwycięży, nie daruje mu życia, że zatem jeśli nie w bitwie, tedy po bitwie czeka go śmierć. Mając taką pewność, z tym większym będzie walczył męstwem i nie zważając na grożące mu ciosy nieprzyjaciół, bo jasno to widzi, że nie ma innego wyboru, albo musi zwyciężyć, albo zginąć. Takiego męstwa i nam koniecznie potrzeba, siostry. Doda nam go ta pewność niezawodna, że jeśli tylko będziemy potykały się walecznie, nie uciekając z placu boju, zwycięstwo niechybnie będzie nasze, a wraz ze zwycięstwem i udział w łupach, który choćby nam mały przypadł, zawsze nas hojnie wzbogaci. Nie bójcie się, siostry, by Pan wam dał umrzeć na tej drodze z pragnienia, bo owszem, wzywa was, abyście przyszły i piły z tego zdroju Jego. Mówiłam wam to już wyżej, ale chciałabym po wiele razy powtarzać to samo, bo są dusze, które przed czasem tracą odwagę i upadają na duchu nie doświadczywszy jeszcze na sobie nieskończonej dobroci Pana i znając ją tylko przez wiarę. Bez wątpienia niewypowiedziana to korzyść i pomoc do wytrwania, komu dano doznać na samym sobie, jaką miłość okazuje Pan duszom idącym tą drogą.
6. Nie dziwię się, że które tego jeszcze nie doświadczyły, chciałyby mieć jaką rękojmię, że opłacą im się trudy i ofiary, jakie na tej drodze ponoszą. Ale tę rękojmię już nam dał Pan w Ewangelii, mówiąc nam te słowa: "Proście; a będzie wam dane". Jeśli wam mało tego, jeśli nie wierzycie słowu boskiej prawdy Jego i obietnicom Ewangelii, próżno bym jeszcze suszyła sobie głowę, aby was do wiary skłonić. Powiem tylko, że jeśli kto ma jaką wątpliwość, niech spróbuje, nic na tym nie straci. Ta droga i tę jeszcze ma przedziwną własność, że idąc nią, dużo więcej otrzymujemy niż to, o co prosimy, owszem, otrzymujemy rzeczy takie, o które nigdy byśmy prosić nie śmiały. Jest to rzecz niezawodna, wiem o tym z pewnością, ale i wy też z własnego doświadczenia wiecie, że tak jest, i mogę was powołać na świadków.
Rozdział 24
Objaśnia, jaka powinna być modlitwa ustna; trzeba ją odmawiać z uwagą i łączyć z nią modlitwę myślną.
1. Zwróćmy się teraz do dusz, nie mogących skupić się w sobie ani przywiązać umysłu swego do modlitwy myślnej i rozmyślania. Nie chciałabym tu ani wymieniać tych dwu wyrazów, bo niejedną duszę przerażają same te wyrazy: modlitwa myślna, kontemplacja.
2. Biorąc pod uwagę, że różne mogą być usposobienia tych, które do tego domu wstępować będą, bo nie wszystkie idą jedną drogą, chcę wam wskazać (mogłabym powiedzieć nauczyć, skoro jako matka i przełożona mam obowiązek was nauczać), w jaki sposób macie się modlić ustnie. Pierwszym bowiem warunkiem ustnej modlitwy, jak tego sam rozum wymaga, jest ten, byście rozumiały, co mówicie. A ponieważ, kto nie jest zdolny zgłębiać przez rozmyślanie rzeczy Bożych, nie potrafi może bez uprzykrzenia znieść długich modlitw, przeto, pomijając wszelkie inne sprawy, zastanowię się tu jedynie nad tymi dwiema modlitwami, do odmawiania których każdy chrześcijanin jest obowiązany, to jest nad Modlitwą Pańską i nad Pozdrowieniem Anielskim. Potrzeba bowiem, abyśmy starały się o to, by nam nikt nie mógł zarzucić, że modląc się usty, nie rozumiemy tego, co mówimy. Kto by zaś utrzymywał, że rozumienie tu wcale niepotrzebne, że dość jest wymawiać tylko sposobem mechanicznym słowa modlitwy, temu nawet nie odpowiadam. Czy dosyć tego, czy nie to kwestia, której rozstrzygnięcie należy do uczonych. Chciałabym tylko i pragnę, córki, by nam tutaj tego nie było dosyć. Kiedy odmawiam Wierzę, sam zdrowy rozsądek, zdaniem moim, mówi, że powinnam też koniecznie wiedzieć, w co wierzę. Kiedy mówię Ojcze nasz, miłość, zdaje mi się, tego wymaga ode mnie, bym rozumiała, kto jest ten Ojciec. Nie od rzeczy będzie również, byśmy zobaczyły, kto jest ten mistrz, który nas nauczył modlitwy.
3. Gdybyście chciały mi na to odpowiedzieć, że wiecie już, kto On jest, że nie ma potrzeby wciąż to sobie przypominać, odpowiem wam, że nie macie słuszności. Są bowiem mistrze i mistrze, a przecież już i o tych zapominać, którzy nas uczą tu na ziemi, poczytuje się za wielką niewdzięczność, a jeśli to był święty przewodnik duszy, niepodobna, by dobry uczeń nie chował dla niego szczerej miłości. Tym bardziej więc o takim Mistrzu, jakim jest Ten, który nas nauczył tej modlitwy i z taką miłością i gorącością pragnął, by była nam na pożytek, jeśli dla ułomności naszej nie potrafimy pamiętać zawsze, nie daj Boże, byśmy przynajmniej, jak najczęściej nie mieli Go na myśli, gdy odmawiamy tę Jego modlitwę.
4. Pierwsza nauka, jaką nam ten Mistrz niebieski daje co do modlitwy, jest, jak wiecie, ta, byśmy się modlili na osobności, jak On sam zawsze to czynił, ile razy się modlił; nie żeby tego potrzebował dla siebie, ale by nas przykładem swoim nauczyć. Niepodobna, jak wam już mówiłam, rozmawiać zarazem z Bogiem i ze światem; a przecie tylu jest, którzy chcą dokazać tej rzeczy niepodobnej, modląc się i zarazem przysłuchując się wszystkiemu, co wkoło nich się mówi, albo zatrzymując się myślą nad lada rzeczą, która im przyjdzie do głowy i nie starając się zgoła o powściągnięcie tych świadomych i dobrowolnych roztargnień. Mogą tu jednak być wyjątki, gdy zdarza się niektórym, że w pewnych okresach czasu, skutkiem jakiego fizycznego niedomagania - zwłaszcza jeśli są to osoby skłonne do melancholii - albo cierpienia na osłabienie głowy, żadną miarą, mimo wszelkiej usilności, nie zdołają skupić uwagi; albo też Bóg sam niekiedy, dla większego dobra sług swoich, dopuszcza na nich wielkie burze wewnętrzne, skutkiem których, jakkolwiek tym stanem swoim się smucą, jakkolwiek wytężają wszystkie siły swoje, uspokoić się żadną miarą nie mogą i sami nie rozumieją, co mówią. I choć wtedy na wszelki sposób starają się utrzymać uwagę, umysł ich, jakby nieprzytomny, nad niczym się zastanowić nie zdoła, tylko błąka się i szamocze jak w malignie.
5. Strapienie, jakiego stąd doznają, będzie im dowodem, że stan ten nie z ich winy pochodzi. Niechże się tym nie dręczą, niech się nie męczą daremnym trudem zmuszania rozumu swego do spokojnego i porządnego myślenia, bo do tego on w tym stanie nie jest zdolny. Daremne takie miotanie się pogorszyłoby tylko ten odmęt wewnętrzny; niech więc odmawiają pacierz jak potrafią, albo niech na ten czas zupełnie zaniechają modlitwy i duszy schorzałej dadzą chwilę odpoczynku, zajmując się tymczasem jaką pożyteczną czynnością. To, co tu mówię, odnosi się do dusz, które pilne mają staranie o siebie i postęp swój duchowy i rozumieją to, że nie można rozmawiać razem z Bogiem i ze światem. Przede wszystkim więc, gdy mamy modlić się, starajmy się o samotność; wówczas, da Pan Bóg, łatwiej będziemy czuły, kto jest Ten, z którym pozostajemy na tej samotnej rozmowie i co On raczy odpowiedzieć na prośby nasze. Czy sądzicie, że On milczy, choć głosu Jego nie słyszymy? Mówi, owszem, i bardzo wyraźnie, do serca, gdy my z serca się modlimy. Gdy więc usuniemy się na osobność, przedstawmy sobie, że sam Pan nas uczy tej modlitwy, bo nigdy ten Boski Mistrz nie jest daleko od ucznia swego, ale jest tuż blisko i nie potrzeba podnosić głosu, aby nas usłyszał. Tego się zawsze trzymajmy, gdy odmawiamy Ojcze nasz, nie oddalajmy się od Mistrza, który nas tej modlitwy nauczył.
6. Powiecie może, że taka modlitwa, to już rozmyślanie, a ty rozmyślać nie umiesz i nie chcesz, ale chcesz tylko modlić się ustnie. Rzeczywiście, są umysły tak nieumartwione i nie lubiące wysiłku, że nie mając ani zwyczaju skupienia się na początku modlitwy, ani chęci do zadania sobie nieco trudu utrzymują, że nie umieją ani nie zdołają rozmyślać i dlatego muszą poprzestawać na modlitwie ustnej. Nie przeczę, że sposób, który wam zalecam, jest rozmyślaniem, ale nie pojmuję także, jak może być bez niego modlitwa. Jeśli bowiem koniecznie potrzeba, byśmy modląc się pamiętały, do kogo mówimy, jak tego wymaga obowiązek nasz, jakżeż tego można dopełnić bez zastanowienia się i bez uwagi? I tak jeszcze, daj Boże, byśmy choć tego sposobu wiernie się trzymając, zdołały odmówić Ojcze nasz jak należy, bez niewczesnych roztargnień i z prawdziwą pobożnością. Ja nieraz i na różne sposoby próbowałam, a lepszego sposobu nie znalazłam niż takie trzymanie się myślą przy Tym, który nas tych słów nauczył. Dlatego miejcie cierpliwość i przyzwyczajajcie się do rzeczy tak potrzebnej.
Rozdział 25
Wskazuje, jak wielkie korzyści odnosi dusza z modlitwy ustnej dobrze odmówionej i jako nieraz przez nią Bóg podnosi ją do nadprzyrodzonych stanów modlitwy.
1. Nie sądźcie, siostry, by mała była korzyść z modlitwy ustnej, dobrze odmawianej. I zdarza się, upewniam was, że w chwili odmawiania Ojcze nasz lub innej modlitwy Bóg podniesie was do doskonałej kontemplacji. W ten sposób daje poznać, że słyszy, co ona doń mówi, sam w boskiej łaskawości swojej mówiąc do niej i zawieszając jej rozum, i myśli jej zatrzymując, i mowę jej niejako odejmując, tak iż choćby chciała, mówić nie może albo tylko z wielką trudnością.
2. Bez szmeru słów dusza słyszy wówczas i poznaje, że Mistrz działa w jej wnętrzu, zawieszając jej władze, które w takim stanie przeszkadzałyby raczej, niżby jej były pomocne. Wszystkie one cieszą się wówczas posiadaniem Boga, a nie pojmują, w jaki sposób; dusza goreje miłością, a nie rozumie, jak kocha; czuje, że posiada to, co miłuje, a nie wie, jakim sposobem posiada. To jedno jasno widzi, że rozkosz, którą się cieszy, nie jest taka, by rozum zdołał ją pojąć i serce ogarnąć; wola, nie rozumiejąc jak, przylega cała do tej rozkoszy i tyle tylko rozumie i czuje, że jest to dobro, na które zasłużyć niepodobna, choćby zniosła wszystkie, jakie mogą być na tej ziemi cierpienia i męki. Jest to dar Tego, który i jej nieba i ziemi jest Panem, który, gdy chce obdarzyć, obdarza po Bożemu. To jest, córki, kontemplacja doskonała.
3. Rozumiecie teraz, czym ona się różni od rozmyślania, które, jak mówiłam, zasadza się na tym, byśmy pamiętały i rozumiały, co mówimy i z kim mówimy, i kto my jesteśmy, które śmiemy mówić do Pana tak wielkiego. Zastanawianie się nad tym i nad innymi podobnymi rzeczami, jak źle temu Panu służyłyśmy, jak wielki mamy obowiązek dobrze Mu służyć - to jest modlitwa myślna. Nie jest to, jak widzicie, żadna arabszczyzna, więc niechże was nie przeraża ta nazwa. Odmawiać Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo czy inne pacierze, to jest modlitwa ustna. Zważcie jednak, jaka by to była fałszywa muzyka, gdyby nie szła w parze z tamtą; same nawet wyrazy nie byłyby dobrze wymówione. W obu tych rodzajach modlitwy możemy same nieco z łaski Bożej uczynić. W kontemplacji jednak, jak ją wyżej opisałam, nic nie możemy. Tutaj sam Bóg wszystko czyni; jest to własne i wyłączne dzieło Jego, przewyższające wszelką możność natury naszej.
4. Wszystko to obszernie i jak umiałam najjaśniej, opisałam w sprawozdaniu i, co tylko w tym przedmiocie mi jest wiadomym, wypowiedziałam, by mię zrozumieli spowiednicy; nie mam więc potrzeby tutaj szerzej się nad nim zastanawiać. Które z was dostąpią tego szczęścia, że Pan je raczy podnieść do stanu kontemplacji, tym pożyteczno będzie przeczytać tamte uwagi. Znajdą w nich niektóre nauki i wskazówki, do których Pan mi światła użyczyć raczył, a które, mam nadzieję, będą wam z pożytkiem. Takie jest przynajmniej zdanie niektórych osób, które to sprawozdanie czytały i uznały je za dobre. Gdyby nie to, nie miałabym odwagi przywiązywać jakiej bądź wagi do tej marnej pracy mojej; Pan widzi zawstydzenie moje, gdy to piszę. Niech będzie błogosławiony za tę dobroć nieskończoną, z jaką mnie znosić raczy! Które więc, z łaski Boga, dojdą do tej nadprzyrodzonej modlitwy, niech się postarają o tę książkę po mojej śmierci. Tym zaś, które tej łaski nie dostąpiły, tamta książka nie jest potrzebna; niech tylko usiłują spełnić to, co im zalecam w niniejszej, starając się na wszelki sposób o postęp w dobrym, a pilnym czuwaniem nad sobą i błagalną modlitwą, i nieustanną pracą wewnętrzną sposobiąc się do otrzymania onych wyższych darów, jeśli Pan zechce im ich użyczyć. On sam bowiem tylko może ich użyczyć i nie odmawia ich nikomu, kto, jak mówiłam, nie ustaje w walce, aż dojdzie do kresu swej drogi.
Rozdział 26
Podaje sposób i środki pomocnicze dla skupienia myśli. Rozdział ten jest bardzo ważny dla rozpoczynających modlitwę.
1. Wróćmy teraz do naszej modlitwy ustnej, by się nauczyć, jak ją odmawiać mamy, iżby Pan, gdy zechce, mógł nam użyczyć i daru wyższej modlitwy. Że modlitwę należy poprzedzić roztrząśnięciem sumienia, odmówieniem aktu skruchy i znakiem krzyża świętego, tego wam, jako rzeczy wiadomej, mówić nie potrzebuję. Zaraz po tym wstępie, ponieważ jesteś sama, postaraj się, córko, o towarzystwo. A jakież mogłabyś znaleźć lepsze, nad towarzystwo samego Mistrza, który nauczył nas tej modlitwy, do której odmówienia się zabierasz? Przedstaw sobie Pana stojącego tuż przy tobie i patrz, z jaką miłością i jaką pokorą raczy ciebie nauczać. Wierz mi, tak dobrego przyjaciela nigdy nie powinnaś odstępować. Gdy się przyzwyczaisz być zawsze w obecności Jego, a On będzie widział, że czynisz to z miłością i starasz się we wszystkim podobać się Jemu, już się od Niego - jak to mówią - nie odczepisz. Nigdy On ciebie ani na chwilę nie opuści, będzie cię wspierał we wszystkich strapieniach twoich, na każdym kroku będzie ci stróżem i pocieszycielem. Czy to mała rzecz, sądzicie, mieć zawsze i wszędzie przy boku takiego przyjaciela?
2. O siostry, niezdolne, jak się skarżycie, długo rozważać ani utrzymać myśli bez ciągłych roztargnień, nawykajcie, nawykajcie do tego! Wiem, że to potraficie, bo sama przez długie lata znosiłam to strapienie na modlitwie, tę niezdolność utrzymania myśli na jednym przedmiocie; jest to, nie przeczę, bardzo ciężkie strapienie. Ale i to wiem, że Pan nie opuszcza nas w tym wewnętrznym opuszczeniu i jeśli jeno z pokorą do Niego się garniemy, nie zostawi nas samych, przyjdzie i towarzystwem swoim nas pocieszy. Nie dojdziemy do tego przez rok, więc dalej starajmy się i pracujmy, dojdziemy później. Nie żałujmy czasu, bo jest on tu dobrze wykorzystany. Któż idzie bowiem za nami? Kto przyzwyczai się do tego i będzie nad tym pracował, pozyska sobie tego najlepszego Mistrza.
3. Nie żądam od was wielkich o Nim rozmyślań ani natężonej pracy rozumu, ani zdobywania się na piękne, wysokie myśli i uczucia - żądam tylko, byście na Niego patrzyły. A któż wam może tego zabronić? Co wam może przeszkodzić, byście, gdy nie zdołacie uczynić nic więcej, nie miały zwrócić na Niego, choćby chwilowo, oczu duszy waszej? Potraficie znieść widok rzeczy wstrętnych, a nie miałybyście patrzyć na rzecz najpiękniejszą, jaką sobie umysł nasz przedstawić zdoła? Wiecie przecież, że Boski Oblubieniec nigdy swoich oblubienic z oka nie spuszcza i znosił was, mimo tylu popełnionych sprzeniewierzeń i brzydkości, i tym wszystkim nie zrażony, nie przestał pamiętać o was i patrzeć na was. Czy więc wielką to wyda wam się rzeczą, byście choć w pewnych czasach, zamknąwszy oczy duszy na rzeczy zewnętrzne, zapatrywały się na Niego? Zważcie, że, jak sam mówi do oblubienicy, niczego więcej od nas nie żąda tylko spojrzenia, i w każdej chwili, skoro zechcecie, znajdziecie Go. I tak pragnie, byśmy nań spoglądały, że nie opuszcza żadnego starania.
4. Niewiasta zamężna, jeśli chce żyć spokojnie, mówią, że powinna stosować się do usposobienia męża; jeśli mąż jest smutny, powinna okazywać smutek, jeśli wesół, powinna objawiać radość, chociażby jej w sercu nie miała (patrzcie, córki, jakiej to uszłyście niewoli). Otóż, jak ta żona z mężem swoim, tak podobnie postępuje Pan z wami. Czyni siebie poddanym, a was uważa jakby panie swoje, stosując się do usposobień waszych. Jeśli jesteście w usposobieniu radosnym, patrzcie na Pana zmartwychwstałego; samo przedstawienie sobie chwalebnego wyjścia Jego z grobu napełni duszę waszą weselem. Jaka tu radość! Jaki wdzięk nadziemski! Jaka wielmożność, triumf, jaka radość! Z jakim weselem spogląda na to pobojowisko, na którym stoczył bitwę ze śmiercią, w którym zdobył sobie takie wspaniałe królestwo i was chce mieć uczestnikami jego! Czy więc wielka to rzecz, byście na Tego, który tyle wam darował, choć niekiedy wspomniały i oczy wzniosły do Niego?
5. Jeśli jesteście smutne i w strapieniu, patrzcie na Pana w Ogrojcu. Jaki smutek był w Jego duszy, iż jęczał i skarżył się na niego. Patrzcie na Pana przy słupie, nasyconego boleścią, z ciałem dla miłości, jaką was miłuje, biczami poszarpanym w kawałki. Tyle wycierpiał przez jednych sponiewierany, przez drugich oplwany, inni się Go wyparli, bez przyjaciół, którzy by się ujęli za nim, drżąc od zimna, a tak osamotniony, że możecie bez przeszkody przystąpić do Niego i połączyć smutek swój z boleściami Jego, czerpać pociechę od Niego i Jego wzajemnie pocieszać. Albo zobaczcie Go obarczonego krzyżem, pod którego ciężarem oprawcy nie dają mu ani chwili ulgi i wytchnienia; zobaczcie, jak spogląda na was tymi słodkimi, litościwymi, łzami zalanymi oczyma i niepomny własnych boleści, myśli tylko o pocieszeniu was za to tylko, że idziecie do Niego szukając pociechy i oczy ku Niemu zwracacie.
6. Jeśli na ten widok serce wam zmięknie, jeśli patrząc na Oblubieńca waszego, takie męki cierpiącego, uczujecie w sobie potrzebę przemówienia do Niego i wylania przed Nim serca swego, mówcie i owszem; tylko nie sadźcie się na piękne i wytworne wyrazy, ale w słowach prostych, wprost z serca idących, bo On takie tylko ceni, mówcie do Niego: "O Panie wszystkiego świata, prawdziwy Oblubieńcze duszy mojej! Na takąż to nędzę Ci przyszło, że rad poprzestajesz na towarzystwie takiego jak ja mizernego stworzenia? I że takie nawet towarzystwo może Ci przynieść niejaką pociechę, bo widzę, że mając mnie przy sobie, zapominasz o boleściach Twoich. Ale jak to być może, Panie, że Aniołowie Ciebie zostawiają samego, że i Ojciec Twój niebieski nie pociesza Ciebie? Jeśli tak jest, Panie, że wszystko to dobrowolnie chcesz cierpieć dla miłości mojej, cóż znaczą w porównaniu z Twoimi cierpienia moje i jakim prawem miałabym się skarżyć? Wstyd mnie ogarnia, gdy widzę Ciebie w takim stanie i gotowa już jestem znosić wszelkie, jakie na mnie przyjść mogą cierpienia i za wielkie dobro je sobie poczytywać, skoro przez nie choć odrobinę mogę się stać do Ciebie podobna. Pójdziemy razem, Panie; którędy Ty szedłeś, tam i ja chcę iść, przez co Ty przechodziłeś, przez to i ja przejść pragnę".
7. Tak, córki, obejmujcie oburącz krzyż Tego, który za was na nim cierpiał i umarł. Choć deptać po was będą, za nic to sobie miejcie; choć będą na was miotali obelgi, nie zważajcie na nie; bądźcie głuche na wszelkie złorzeczenia i bluźnierstwa. Może wam przyjdzie potknąć się z Oblubieńcem waszym i upaść pod krzyżem, ale krzyża z rąk nie wypuszczajcie. Przypatrujcie się, z jakim trudem On, upadający od znużenia postępuje i jako cierpienia Jego nad wszelki wyraz przewyższają cierpienia wasze. Jakkolwiek by te ostatnie przedstawiały się wam wielkie i srogo was raniły, z pociechą je znosić będziecie, czując to, że wobec tego, co ucierpiał Pan, nie są one warte i wspomnienia.
8. Ale powiecie mi może, siostry, jakże to zrobić? Gdybyście mogły oglądać Pana oczyma ciała, tak jak Go oglądali ci, którzy żyli, gdy On, ukrywając Boski swój Majestat, mieszkał i cierpiał na tej ziemi, ochotnie uczyniłybyśmy według tego zalecenia, zapatrywałybyśmy się na Niego ciągle, nie spuszczając oka z Niego. Nie łudźcie się. Kto teraz nie chce się zdobyć na zadanie sobie nieco gwałtu, aby choć oczy powściągnął i starał się we wnętrzu swoim oglądać Pana (żadne bowiem mu za to niebezpieczeństwo nie grozi i chodzi tylko o maluczkie przezwyciężenie siebie), ten bez wątpienia tym bardziej nie miałby odwagi stanąć z Magdaleną pod krzyżem, gdzie naprawdę musiałby, jak to mówią, śmierci zajrzeć w oczy. O, pomyślmy, co musiała wówczas wycierpieć Najświętsza Panna i ta błogosławiona Święta! Ile tam wysłuchały dzikich pogróżek, ile obelg, ile sprośności! Bo jakaż ich tam otaczała zgraja istnie piekielna, piekłu na służbę oddana! Bez wątpienia, straszliwe tam męki cierpiały, ale patrząc na większą i sroższą Mękę Pana ukrzyżowanego, swojej już nie czuły. Nie sądźcie więc, siostry, by zdolny był podzielić wielkie cierpienia Pana Jezusa, kto nie nauczył się znosić małych. Ćwicząc się w tych ostatnich, możecie się zdobyć później na wielkie.
9. Jako środek wielce ku temu pomocny, radzę każdej, by postarała się dla siebie o jaki, według własnego upodobania, obrazek czy figurę Pana naszego, nie po to, by je nosić ukryte w zanadrzu i nigdy na nie nie spojrzeć, ale aby przed tym wyobrażeniem jak najczęściej z Nim rozmawiać. On sam poda wam do serca, co Mu macie powiedzieć. Umiecie wszak rozmawiać z ludźmi, czyżby więc wam miało zabraknąć słów do rozmowy z Bogiem? Tego się nie obawiajcie, przynajmniej według mnie to rzecz niepodobna, jeśli jeno nawykniecie do towarzystwa z Panem. Bez tego, zapewne, że może wam zabraknąć wątku, jak i w stosunkach ludzkich trudniej nam idzie rozmowa z osobą nieznajomą albo rzadko spotykaną; pewne skrępowanie tamuje nam mowę, nie wiemy od czego zacząć i co powiedzieć; choćby to był krewny, mówimy z nim jakby z obcym, bo i węzły pokrewieństwa i przyjaźni rozluźniają się, skoro nie ma łączności.
10. Inny, także bardzo dobry sposób, to czytanie jakiej książki o dobrej treści. Pomaga ono do skupienia się przy modlitwie ustnej, aby była taka, jaką być powinna. Tym sposobem, stopniowo i powoli, jakby nieznacznie podchodząc i głaszcząc, aby się nie spłoszyła, przyuczysz duszę twoją do poufnego z Panem obcowania. Przedstaw sobie żonę niewierną, która już dawno temu odeszła od męża; ileż to potrzeba użyć zręcznych sposobów, ostrożnych przedstawień i namów, nim się ją zdoła skłonić do tego, aby do niego wróciła! Oto masz wierny obraz duszy, która grzesząc odeszła od Boga i Oblubieńca swego. Tak ta dusza przywykła iść we wszystkich myślach i chęciach swoich za własną przyjemnością swoją, czyli raczej za tym niepokojem i goryczą, którą zamiast pożądanej przyjemności sumienie ją karmi, że biedna już straciła poznanie samej siebie. Aby ją namówić, by się wróciła do Oblubieńca z miłością i nawykła znowu do wspólnego z Nim mieszkania, potrzeba zręcznie i ostrożnie brać się do rzeczy i powoli, a z wielką łagodnością i miłością na nią wpływać, inaczej wszystko będzie na próżno. Bądźcież pewne tego, córki, że gdy tak pilną i cierpliwą pracą nad sobą przyzwyczaicie siebie do ustawicznej pamięci na to, że wszędzie i w każdej chwili Pan jest z wami i przyuczycie się rozmawiać z Nim jak najczęściej, takie stąd dla duszy waszej odniesiecie korzyści, że gdybym dzisiaj chciała je wam opisywać, może nie dałybyście mi wiary. Trzymajcież się tuż blisko, przy boku Boskiego Mistrza, z mocnym postanowieniem i gorącym pożądaniem nauczenia się tego, czego On was będzie uczył. Wtedy boska dobroć Jego w krótkim czasie to sprawi, że będziecie dobrymi, godnymi takiego Mistrza uczennicami, i nie opuści was, chybabyście wy Jego opuściły. Z chciwością i z uwielbieniem słuchajcie słów, które do was mówią boskie usta Jego; zaraz na samym wstępie posłyszycie słowa o ojcowskiej Jego dla was miłości. A jakież to szczęście i jaka pociecha dla ucznia, mieć tę pewność, że go Mistrz jego kocha.
Rozdział 27
Jaką miłość okazał nam Pan w tych słowach modlitwy: "Ojcze nasz". Która naprawdę chce być córką Bożą, nie powinna zważać na swoje urodzenie.
1. Ojcze nasz, któryś jest w niebie. O Panie, jakże jasno w tych słowach okazujesz się Ojcem takiego Syna, a Syn Twój jak godnym okazuje się Synem takiego Ojca! Bądź błogosławiony na wieki wieczne! O Panie, czyż na końcu modlitwy nie byłaby ta łaska zbyt wielka? A Ty na samym wstępie napełniasz dłonie i dajesz nam taki niewypowiedziany znak boskiej miłości Twojej, wobec którego umysł nasz powinien by cały ustawać ze zdumienia, a wolę i serce całe tak pogrążyć, iżby nie było zdolne wypowiedzieć słowa.
O, jakżeby tu była na miejscu, córki, całkowita kontemplacja! O, jakże słusznie dusza powinna tu wejść cała w siebie, aby wyżej móc się wznieść nad samą siebie i poznać, co to za miejsce, kędy Syn nam oznajmia, że mieszka Ojciec, który jest w niebie! Porzućmy ziemię, córki moje, bo takiej łaski, jak ta, nie godzi się nam 1ekceważyć, byśmy poznawszy niewypowiedzianą jej wielkość, potem jeszcze miały sercem lgnąć do tej ziemi.
2. O, Synu Boży, Panie mój! Jakim sposobem zaraz za pierwszym słowem tyle nam naraz dajesz? Jakim sposobem do tego stopnia poniżasz siebie, byś łączył się z nami w tym, o co za nami prosisz i nie wzdrygasz się być bratem takich jak my niskich, mizernych stworzeń? Jakim tytułem dajesz nam wszystko w imię Jego, cokolwiek jeno dać możesz, gdyż chcesz, by nas uważał za swoje dzieci? Wszak słowo Twoje nie może zawieść. Obowiązujesz nim Ojca, by je spełnił, co dla Niego, zaiste, niemałym jest ciężarem, bo musi nas cierpliwie znosić, choć ciężko Go obrażamy, musi przebaczyć, ile razy do Niego, jak on syn marnotrawny, się nawracamy. Jako Ojciec, potrzeba, by nas pocieszał w strapieniach naszych i to taką pociechą, jaką tylko On pocieszyć może, taki Ojciec, który z natury swojej musi być lepszy od wszystkich ojców na świecie, bo wszystko, co w Nim jest, musi być najwyższym i doskonałym dobrem. Po tym wszystkim zaś, musi nas uczynić uczestnikami i współdziedzicami królestwa Syna swego.
3. Prawda, Panie, że choć w pokorze Twojej i tej miłości Twojej, jaką nas miłujesz, żadna ofiara nie jest za wielka, zawsze jednak to, że zamieszkałeś na ziemi i w ziemskie ciało się oblokłeś, przyjmując naturę naszą i wszystkie jej nędze, obowiązuje Cię niejako do tego, byś miał o nas pieczę. Wspomnij jednak, że Ojciec Twój jest w niebie, jak sam, Panie, nam mówisz i Tobie należy mieć staranie o Jego cześć. Kiedy więc już sam chciałeś ofiarować siebie na wszelkie dla nas zelżywości, Ojca Twego przynajmniej zwolnij i nie zniewalaj Go do świadczenia takich łask niesłychanych takim jak my grzesznym stworzeniom, które Mu się jeszcze tak źle odpłacają za dobroć Jego.
4. O, dobry Jezu! Jakże jasno nam tu okazałeś, że jesteś jedno z Nim, że wola Twoja jest wolą Jego i Jego wola wolą Twoją! Jakże to jawne z Twojej strony wyznanie tej nieskończonej miłości, jaką nas miłujesz! Przed diabłem ukrywałeś Boskie Synostwo Twoje, pokorą Twoją i poniżeniem Twoim oszukałeś go, ale nam, dla tego pragnienia, jakim chcesz szczęścia i dobra naszego, wbrew wszelkim zelżywościom i mękom, jakie w tym celu potrzeba Ci było podjąć, chciałeś tę boską prawdę, tę nieskończoną miłość Twoją objawić. Bo i któż mógł nam tę niewypowiedzianą łaskę uczynić, jeno Ty, Panie! Nie rozumiem, że diabeł, taki mądry, po tym jednym słowie, nie domyślił się, kto Ty jesteś. Przecież jasno to widzę, że przemówiłeś tu i za siebie, i za nas, jako Syn, w którym Ojciec pokłada wszystko upodobanie i miłość swoją, a masz moc po temu, aby to, co wyrzekłeś na ziemi, spełniło się i w niebie. Bądź błogosławiony na wieki, Panie mój, iż tak hojny jesteś w dawaniu i żadna trudność hojności Twojej powstrzymać nie zdoła.
5. Jak sądzicie, córki, czy niedobry to Mistrz, który chcąc pozyskać sobie miłość naszą, abyśmy chętniej słuchali nauk Jego, już za pierwszym słowem tak wielką łaskę nam czyni? Czy byłoby to słusznym, gdybyśmy usty wymawiając to słowo, nie dbali o zrozumienie umysłem tej niepojętej miłości, która w nim się wyraża i na wspomnienie której serce by w nas rozpływać się powinno? Czy jest na całym świecie taki syn, który mając ojca, z wielką potęgą i wielmożnością niezrównaną dobroć w sobie łączącego, nie dbałby o niego i nie starał się go poznać? Nie dziwiłabym się co prawda, że ktoś, mając ojca, nie posiadającego takich zalet znakomitych, wstydziłby się przyznać, że jest jego synem; bo taki jest obyczaj na świecie, że gdy człowiek dobije się wyższego stanowiska, za wstyd i ujmę to sobie poczytuje, że ma ojca niskiego stanu i gotów po prostu wyprzeć się go przed światem.
6. Taka niegodziwość u nas, dzięki Bogu, miejsca mieć nie może i nie daj Panie, by kiedyś w tym domu dała się słyszeć wzmianka o wyższym albo niższym pochodzeniu tej czy owej. Klasztor wtedy byłby piekłem, a nie domem Bożym, gdyby która pochodząca z wyższego rodu nie poczytywała sobie za obowiązek nigdy nie wspominać o pochodzeniu swoim; wszystkie tu powinny być równe. O, błogosławione Zgromadzenie Apostołów, w którym większą miał władzę Piotr, choć rybak, niż Bartłomiej, choć syn królewski. Pan sam boską wolą swoją tak zarządził, wiedząc, co się miało dziać na świecie z tymi sporami o urodzenie, kto z lepszej gliny ulepiony, kto z gorszej, czyli to samo, co walczyć o to: kto zda się na cegłę, a kto na garnek. O, wielki Boże, jaka to ślepota! Niech was Pan Bóg broni, siostry, od podobnych rozmów, choćby tylko żartem! Ufam w miłosierdziu Jego, że tego na was nigdy nie dopuści. Gdyby zaś która znalazła się między wami podległa takiej nędznej próżności, postarajcie się skutecznie temu zapobiec, by nie było między wami Judasza, jak między Apostołami. Niech przełożona ją upokarza, niech zadaje pokuty, póki się nie opamięta i nie uzna, że nie była godna dostać się do zgromadzenia. O jak dobrego Ojca daje wam dobry Pan Jezus! Innego Ojca tu nie znajcie, o innym tu nie wspominajcie. Starajcie się być takie, córki moje, iżbyście zasłużyły cieszyć się słodkością Jego i z ufnością mogły się rzucić w objęcia Jego. Wiecie już, że On nie może was odrzucić; sam się do tego zobowiązał, jeśli jeno wy będziecie dobrymi córkami; więc któraż by chciała z własnej winy utracić takiego Ojca?
7. O, Boże! Ileż to w tym jednym słowie zawiera się dla was pociechy! Nie chcę się zbytnio rozszerzać, pozostawiam to własnemu rozmyślaniu waszemu. Jakkolwiek byście miały umysł roztargniony, gdy jeno stawicie się myślą między takim Synem i takim Ojcem, z konieczności znajdziecie tam i Ducha Świętego. On będzie działał w woli waszej, i serce wam zagrzeje, i umysł tak ustali, że jeśli nie wzgląd na własną korzyść, to siła Jego miłości przywiąże was do Niego.
Rozdział 28
Objaśnia, co to jest modlitwa skupienia, i podaje niektóre środki do jej osiągnięcia.
1. Zważcie teraz następne słowo Mistrza waszego: Któryś jest w niebie. Czy sądzicie, że mało jest, byście wiedziały, co to jest to niebo, w którym macie szukać Boskiego Ojca waszego? - Upewniam was, że umysłom roztargnionym wiele na tym zależeć powinno, by nie tylko wierzyły w niebo, ale i głęboko się nad nim zastanawiały, bo jest to jedna z prawd, które najmocniej myśl przywiązują i duszy do zebrania się w sobie pomagają.
2. Wiecie, że Bóg jest wszędzie; jasną zaś i niewątpliwą jest prawdą, że gdzie jest król, tam jest i dwór jego, więc gdzie jest Bóg, tam jest i niebo. Możecie zatem bez żadnej wątpliwości wierzyć, że gdziekolwiek jest Boski Majestat Jego, tam jest i wszystka chwała Jego. Święty Augustyn powiada, że szukał Boga wszędy wkoło siebie, aż wreszcie znalazł Go w samym sobie. Czy mały to będzie, sądzicie, dla duszy roztargnionej pożytek, gdy zrozumie tę prawdę i przekona się, że na to, aby mogła rozmawiać z Boskim Ojcem swoim i cieszyć się obecnością Jego, nie ma potrzeby wzlatywać aż do nieba ani modlić się głośno? On bowiem tak blisko jest, że i bez głosu ją usłyszy; nie potrzeba jej skrzydeł, aby latała szukając Go, ale dość jej udać się na samotność i patrzeć, i oglądać Go obecnego we własnym jej wnętrzu. I nie oddalając się od tego Gościa tak drogiego, z pokorą najgłębszą mówić do Niego jak do Ojca, prosić Go jak Ojca i cieszyć się Nim jak Ojcem, czując i uznając siebie niegodną zwać się córką Jego.
3. Strzeżcie się tylko tego skrępowania, z jakim niektórzy zachowują się w obecności Pana i biorą to za pokorę. Czy to będzie pokora wzbraniać się od przyjęcia łaski, którą ci król świadczy? Pokorną okażesz się wtedy, gdy łaskę królewską skwapliwie przyjmiesz i uznając, jak bardzo ona przewyższa zasługę twoją, tym szczerzej z niej się ucieszysz. Piękna mi to pokora! Król i władca nieba i ziemi wstępuje do domu mego, aby mi łaskę wyświadczyć i ze mną się ucieszyć, a ja Mu przez pokorę ani słowa nie odpowiadam, usuwam się od towarzystwa Jego i zostawiam Go samego! I gdy On sam w łaskawości swojej żąda, bym Go prosiła, czego mi potrzeba, ja przez pokorę wolę pozostać w ubóstwie i nędzy swojej i upornie milczę, aż w końcu On odejdzie, nie mogąc pokonać tej zaciętej nieśmiałości mojej! W takie pokory, córki, nie wdawajcie się, ale rozmawiajcie z Nim jak z Ojcem, jak z Bratem, jak z Panem, raz w ten, drugi raz w inny sposób, jak On sam was nauczy i poda wam, co w danym razie czynić i mówić macie, aby Mu się spodobać. Nie bądźcie niezdarnymi trusiami, znajcie godność waszą; jesteście oblubienicami, macie na to słowo Oblubieńca; pokornie, ale śmiało na nie się powołujcie, i proście Oblubieńca, aby się obchodził z wami wedle słowa swego.
4. Ten sposób modlitwy, choć ustny, nierównie prędzej niż inne doprowadza umysł do skupienia się i łącząc z sobą zarazem modlitwę myślną, niezliczone z sobą niesie korzyści. Nazywa się ten sposób modlitwą skupienia, dlatego że dusza skupia tu wszystkie władze swoje i wchodzi w siebie razem z Bogiem swoim i Boski Mistrz zaczyna ją nauczać i przysposabiać do modlitwy odpocznienia prędzej, niż jakimkolwiek innym sposobem. W tym skupieniu bowiem dusza zostając sama z sobą, może łatwiej rozważać całą Mękę Pańską i przedstawiać sobie Syna jako obecnego, i ofiarować Go Ojcu, i bez utrudzenia myśli szukać Go na górze Kalwarii, w Ogrojcu i przy słupie biczowania.
5. Ktokolwiek potrafi w taki sposób zamknąć się w tym małym niebie duszy swojej, która stała się mieszkaniem Tego, który stworzył niebo i ziemię, ktokolwiek przywyknie nie patrzeć na rzeczy zewnętrzne, i takiego szukać sobie miejsca do modlitwy, gdzie by się nic nie obijało o jego uszy, co by mu mogło sprawić roztargnienie, ten niechaj będzie pewny, że idzie bardzo dobrą drogą i że niebawem będzie mu dane pić wodę ze źródła, do którego szybkim krokiem się zbliża. Jest on bowiem jak ten, co płynie statkiem mając wiatr pomyślny, i nierównie prędzej dopłynie do celu podróży, niż inni idący lądem, którzy się wiele opóźnią.
6. Takie dusze już się niejako puściły na morze, a choć nie całkiem jeszcze oddaliły się od ziemi, przynajmniej robią co mogą, aby się od niej oswobodzić, skupiając zmysły swoje. Skupienie to, gdy jest prawdziwe, łatwo daje się poznać po pewnym działaniu, które nie wiem jak zrozumie ten, kto go w sobie nie doświadczył, a w którym dusza wznosi się swobodna, jakby po szczęśliwie przebytych zapasach, którymi były rzeczy tego świata. Wznosi się nad nie i jak rycerz, chroniąc się przed napaścią nieprzyjaciela, zamyka się w twierdzy, tak ona do twierdzy wnętrza swego ściąga zmysły swoje i z taką siłą odgradza je od rzeczy zewnętrznych, że oczy mimo woli się zamykają, aby nie patrzyły na nie, a tym jaśniejszy wzrok miały na oglądanie tego, czego zmysły nie widzą. Najczęściej też, kto idzie tą drogą, modląc się trzyma oczy zamknięte. Jest to zwyczaj doskonały i dziwnie pożyteczny. Z początku wprawdzie potrzeba duszy zadawać gwałt, aby nie patrzała na rzeczy ziemskie; ale prędko do tego nawyka, po czym już raczej otworzenie oczu więcej ją kosztuje i większego wymaga przezwyciężenia siebie. Tym sposobem dusza jakoby pokrzepia się i umacnia kosztem ciała, pozostawiając je samemu sobie i nie troszcząc się o nie, sama stąd nabiera nowej siły do walki z nim.
7. Zrazu, wprawdzie, zwycięstwo to nie będzie jeszcze tak widoczne, bo skupienie wewnętrzne ma różne stopnie, i z początku nie jest jeszcze tak głębokie. (Dusza również nie jest jeszcze do tej walki nawykła i niemało ją utrudnia ciało, które upornie domaga się praw swoich, nie rozumiejąc tego, że oporem swoim przeciw jarzmu, które rozum i wola mu nakładają, samo siebie zabija, nie chcąc być pokonane). Ale gdy wytrwale na każdy dzień taką walkę staczamy, po niedługim czasie ujrzymy jasno, jak sowicie trud tej walki się opłaca. Ledwo przystąpimy do modlitwy, a już zmysły posłusznie jak pszczoły do ula się zbiorą wyrabiać miód. I stanie się to już bez żadnego trudu ani wysilenia naszego, bo Pan za to, że przez czas krótki cierpliwie i wytrwale znosiliśmy trudy, przedziwną duszy i woli daje władzę nad zmysłami, tak iż dość, że damy im znak, dość jednej chwili skupienia, a wszystkie się zbiorą we wnętrzu. A choć potem może znów się rozpierzchną, zawsze już to wielka rzecz, że raz się poddały; wychodzą już bowiem poddane i uległe i nie szkodzą jak przedtem. Z większą jeszcze niż przedtem skwapliwością stawiają się na zawołanie, aż po wielu takich odejściach i powrotach, na rozkaz Pański zupełnie się uspokoją i wraz z duszą wnijdą w odpocznienie całkowitej kontemplacji.
8. Starajmy się dobrze zrozumieć, co tu powiedziałam; choć rzecz wydaje się ciemna, zrozumie ją, kto zechce wykonać ją uczynkiem. Tą drogą idąc, jak już mówiłam, postępuje się szybko, podobnie jak kto z pomyślnym wiatrem płynie morzem. A ponieważ powinno nam chodzić o skrócenie czasu naszej podróży, pomówmy więc nieco jeszcze o tym, jak możemy łatwiej nawyknąć do tak dobrego sposobu. Którzy tak postępują, są wolni od wielu okazji do złego i prędzej chwyta się ich duszy ogień miłości Bożej, bo dusza na tej drodze tak blisko chodzi tego ognia, że dość najlżejszego powiewu, dość jednej myśli pobożnej, rozmyślaniem wznieconej, a padnie na nią iskra z tego wielkiego ogniska i zapali ją całą. Nie mając tu już przeszkody zewnętrznej, dusza bowiem zostaje sam na sam z Bogiem, tym bardziej jest sposobna do zajęcia się tym ogniem.
9. Przedstawcie sobie w duszy waszej pałac nad wszelki wyraz wspaniały, cały zbudowany ze złota i kamieni drogich, słowem taki, jaki tak wielkiemu Panu przystoi. Dodajcie do tego, że wspaniałość tego pałacu w znacznej części od was zależy. Bo rzeczywiście w waszej jest mocy przyczynić się do tego, aby był bogaty i okazały, bo nie ma budowy tak pięknej, jaką jest dusza czysta, jaśniejąca cnotami. Im cnoty te większe, tym świetniejszy blask wydają. Wyobraźcie sobie, że w tym pałacu mieszka on wielki Król, który w niepojętej dobroci swojej raczy być Ojcem waszym; zasiada On w tym pałacu na tronie wartości nieocenionej, którym jest serce wasze.
10. Może to na pierwszy rzut oka wydawać się rzeczą niewłaściwą, że dla objaśnienia wam tajemnic tak wysokich, takiego prostego używam obrazu, ale - dla was zwłaszcza - może to być pożyteczne. Nam niewiastom bowiem nie posiadającym nauki, potrzeba takich porównań dla zrozumienia tej prawdy, że prócz tego, co w nas widać zewnętrznie, jest co innego jeszcze we wnętrzu naszym, bez porównania wartościowszego. Nie przedstawiajmy sobie duszy naszej jakoby pustki jakiejś. A dałby Bóg, by błąd ten był rzeczą wyłącznie tylko niewieścią! Gdybyśmy pomnieli i uważnie zastanawiali się nad tym, jakiego to wielkiego Gościa mamy we wnętrzu naszym, niepodobna by nam było oddawać się niebacznie tylu marnościom i rzeczom tego świata, bo widzielibyśmy, jak one są poziome i niskie, w porównaniu z tym, co posiadamy w samych sobie. Że zwierzę, skoro ujrzy pastwę pożądaną, rzuca się na nią z chciwością, w tym nie ma nic dziwnego, ale przecież powinna być różnica między stworzeniami bezrozumnymi a nami.
11. Może kto uśmiechnie się na tę uwagę i powie, że dowodzę rzeczy jasnej każdemu; prawda, u mnie jednak był czas, że tej rzeczy nie rozumiałam. Wiedziałam, że mam duszę, ale marnościami tego życia zasłaniając sobie oczy, jak przepaską, nie widziałam, jaka jest jej cena i jaki wielki Gość w pośrodku jej przebywa. Gdybym wówczas była znała tę prawdę, tak jak dzisiaj ją znam, że w tym maluczkim pałacu duszy mojej tak wielki mieszka Król, snadź nie byłabym Go tak często zostawiała samego, byłabym choć niekiedy dotrzymywała Mu towarzystwa, a szczególnie byłabym pilniej starała się o to, aby ten pałac Jego nie był tak zaśmiecony. Jakiż to dziw niepojęty, że Ten, którego wielkości tysiące światów nie ogarnie, zamyka się w takim ciasnym przybytku, jakim jest dusza nasza! Ale i w tym zamknięciu jest wolny, bo będąc Panem wszechwładnym, wszędzie jest niezależny, tylko że dla takiej wielkiej miłości, jaką nas miłuje, przystosowuje się do miary naszej.
12. Z początku, gdy dusza dopiero zaczyna wstępować na drogi życia wewnętrznego, nie ukazuje jej się jawnie, aby nie przeraziła się widokiem niskości i nicestwa swego wobec mieszkającego w niej tak ogromnego Majestatu. Powoli jednak, w miarę jak uzna tego potrzebę, rozszerza i rozprzestrzenia tę duszę, aby zdolna była objąć te skarby, które w niej składa. Dlatego właśnie mówiłam, że jest niezależny, bo może według woli swojej powiększyć i rozszerzyć ten pałac, w którym mieszkać raczy. Wszystko tylko na tym zależy, byśmy oddali się Jemu bez podziału i nieodwołalnie i w niczym nie krępowali działania Jego w nas, tak iżby mógł rządzić i rozporządzać jak rzeczą swoją. Ten jest warunek Jego ze wszech miar słuszny, więc Mu nie odmawiajmy. Prawda, że Pan nie chce zmuszać woli nasze, więc przyjmuje, co Mu damy, ale całkowicie nam siebie nie odda, póki my się całkowicie nie oddamy Jemu. Jest to rzecz pewna i dlatego tak często wam ją przypominam. I to pewna, że Pan nie zdziała w duszy waszej wszystkiego, co działać chce, jeśli jej w zupełności, bez podziału nie posiada. Bo i jakżeby mógł w takiej duszy działać On, Miłośnik ładu i porządku? Jeśli do tego pałacu napuścimy pełno pospólstwa i motłochu, jakżeż On się w nim pomieści z dworem swoim? Wielka byłaby zaiste łaskawość Jego, gdyby choć na chwilę zechciał zatrzymać się wśród takiego natłoku.
13. Czy sądzicie, córki, że przychodzi On sam? Czy nie wiecie, co mówi doń Boski Syn Jego: Któryś jest w niebie? Tak wielkiego Króla dworzanie Jego nigdy nie odstępują; ciągle stoją przed obliczem Jego, wstawiając się ustawicznie za wami, bo pełni są miłości. Nie sądźcie, by na dworze niebieskim tak się działo, jak bywa tu na ziemi, że gdy pan jaki lub zwierzchnik okaże komu łaskę swoją czy to dla własnych widoków, czy wprost przez przychylność, inni zaraz poczynają zazdrościć biednemu i nienawidzić go, choć nic im złego nie uczynił, i drogo mu za te łaski każą zapłacić.
Rozdział 29
Wskazuje, jakich środków używać do postępu w tej modlitwie skupienia. Przestrzega, że niewiele nam pomoże zbytnia przychylność przełożonych.
1. Na miłość Boga, córki, niech nigdy nie będzie między wami ani śladu podobnych zdrożności! Chrońcie się wszelkiego pożądania, wszelkiego troszczenia się o łaski i względy ludzkie. Starajcie się każda spełnić swój obowiązek, a jeśli potem przełożony nie będzie zadowolony, bądźcie pewne, że Pan Bóg wam zapłaci. Wszak nie przyszłyśmy tu szukać nagrody ziemskiej, jeno wiecznej w niebie. Miejmy więc zawsze myśl podniesioną ku dobrom, które nie przemijają, a do dóbr tej ziemi nie przywiązujmy żadnej wagi; trwają one zwykle jeszcze krócej, niż życie samo. Dziś przełożona pochwali jakąś siostrę, jutro tobie okaże większe zadowolenie, jeśli upatrzy w tobie wyższą cnotę, a jeśli nie okaże, to i tak dobrze. Nie dawajcie miejsca tego rodzaju pierwszym poruszeniom; z małych rzeczy bowiem powstają, a wielkiego potem mogą wam przyczynić niepokoju. Stłumcie je natychmiast, pamiętając, że królestwo wasze nie jest na tej ziemi i że tu wszystko tak prędko się kończy.
2. Środek ten jest jeszcze niski i nie bardzo doskonały. Najlepiej, by upokorzenie wasze trwało, byście zostawały w poniżeniu i zadowolone były z tego dla miłości Pana, który jest z wami. Obróćcie oczy i patrzcie we wnętrze wasze, tam znajdziecie Oblubieńca, który wam nie zrobi zawodu, owszem, im mniej macie pociechy zewnątrz, tym hojniej was wewnątrz pocieszy. Jest dobry i litościwy i nigdy nie opuści duszy strapionej, jeśli w Nim samym całą ufność swoją pokłada. Świadczy o tym Dawid, gdy mówi, że Pan zawsze jest z tymi, którzy są w ucisku. Albo wierzysz w to, albo nie wierzysz. Jeśli wierzysz, czemu się dręczysz?
3. O, Panie mój, gdybyśmy naprawdę Ciebie znali, nic by na świecie nie zdołało nas zasmucić, bo Ty tak hojnie odpłacasz tym, którzy całym sercem ufają Tobie! Wielka to rzecz, wierzcie mi, rozumieć tę prawdę; w jej świetle widzimy, że wszelkie dobra i wszelkie łaski doczesne są samym tylko fałszem i kłamstwem, jeśli choć na włos jeden odwracają duszę od tego skupienia się w sobie. O, Boże wielki, kto by to zdołał jasno o tej prawdzie przekonać wszystkich ludzi! Pewno, że nie ja, Panie, która choć więcej Ci jestem winna niż ktokolwiek na świecie, dotąd przecie nie doszłam do zrozumienia jej tak, jak należy.
4. Wracając do tego, co mówiłam, pragnęłabym umieć opisać ten orszak świetny, który otacza wchodzącego do duszy Boskiego Przyjaciela, Świętego nad Świętymi, a przecie nie zamąca tej samotności, w jakiej dusza zostaje z Oblubieńcem swoim, gdy zechce wnijść z Nim, Bogiem swoim, do tego raju wnętrza swego i drzwi za sobą zamknie wszystkiemu, co jest na świecie! Gdy "zechce", bo skupienie jest rzeczą w zupełności nadprzyrodzoną, ale zależy od woli naszej, tak iż gdy chcemy, możemy dojść do niego własnym staraniem naszym, przy pomocy, rozumie się, łaski Bożej, bez której nic uczynić nie możemy, nawet dobrze pomyśleć. Nie ma tu bowiem milczenia władz, tylko skupienie ich i zamknięcie we wnętrzu duszy.
5. Do osiągnięcia tego skupienia różne są sposoby, podawane w książkach traktujących o modlitwie wewnętrznej. Zalecają one mianowicie, byśmy starali się odwracać myśl od rzeczy zewnętrznych, dla łatwiejszego zbliżenia się do Boga; byśmy w samychże zatrudnieniach zewnętrznych usiłowali choć chwilami wejść w siebie i wspominali na obecność Tego, który przebywa we wnętrzu naszym, co samo już z wielkim jest dla duszy pożytkiem. Jednym słowem, byśmy przyzwyczajali się rozmawiać z Nim bez słów, bo On będąc w nas, wszystkie rozumie.
6. Zakosztowawszy tej prawdy, z wielkim spokojem i bez utrudzenia będziemy się modlili odmawiając Ojcze nasz i inne jakie zechcemy modlitwy, a Pan sam, w nagrodę za usilność naszą i staranie o zostawanie z Nim, przyjdzie nam w pomoc, ułatwi nam pracę i zrozumie mowę naszą, choćby to było tylko znakiem. I kiedy przedtem, może po wiele razy odmawialiśmy Modlitwę Pańską bez skutku, teraz od pierwszego razu ją przyjmuje. Boska łaskawość Jego chętnie oszczędza utrudzenia; choćbyśmy przez całą godzinę raz tylko odmówili tę modlitwę Jego, jeśli jeno pamiętamy na to, że jesteśmy z Nim i rozumiemy, o co Go prosimy i jaką On ochotną i szczodrą ma wolę dawać nam, i cieszymy się Nim, iż tak miłościwie jak Ojciec prawdziwy raczy mieszkać z nami - tego Mu dosyć i bynajmniej nie żąda, byśmy sobie głowę suszyli, sadząc się na długie mowy.
7. Niech was Pan pouczy, czego nie rozumiecie. Co do mnie, wyznaję, że nigdy nie wiedziałam, co to jest dobrze się modlić, dopóki mnie Pan nie nauczył. Z tego zaś przyzwyczajenia skupiania się wewnątrz tyle odniosłam pożytku, że nie mogę się dosyć nadziękować Panu. Kończąc, powtarzam raz jeszcze: kto pragnie nabyć tego nawyknięcia - a nabycie go, jak mówiłam, jest w mocy naszej - niech ustawiczną pracą wewnętrzną stara się powoli i stopniowo dojść do takiego panowania nad sobą, jak je opisałam. Praca jego nie pójdzie na marne, ale przyniesie mu wielkie korzyści, pozyska siebie dla siebie a zmysły swoje, odwiódłszy je od wylewania się na rzeczy zewnętrzne, uczyni sobie sługami i pomocnikami do skupienia się w sobie. Gdy mówi, niech pomni, że ma z kim rozmawiać we własnym wnętrzu swoim; gdy słucha, niech pomni, że naprzód słuchać ma Tego, który jest tuż przy nim. Słowem, niech pomni, że może, jeśli chce, nie odłączać się nigdy od tego Boskiego towarzystwa; za czym, jeśliby kiedy na dłuższy czas oddalił się od tego Ojca swego, bardzo go to boleć powinno, tym bardziej, że każdej chwili potrzebuje pomocy Jego. Niech się ćwiczy w tym skupieniu na każdy dzień po wiele razy, jeśli może, jeśli nie, to choć kilka razy na dzień; prędzej lub później nawyknie do tego i wielką korzyść odniesie. Gdy raz dostąpi tej łaski, że Pan jemu się odda, nigdy już za żadne skarby świata nie zrzekłby się tego szczęścia.
8. Ale jak każda rzecz na tym świecie, szczęścia tego nie nabywa się bez trudu. Nie żałujcie, siostry, na miłość Boga was proszę, czasu i pracy poświęconych na osiągnięcie tak wielkiego dobra; przy pomocy Bożej w rok jeden, może w pół roku, dojdziecie, upewniam was, do celu. Patrzcie, jaki to krótki trud w porównaniu z takim ogromnym zyskiem. Będziecie miały w ten sposób założony w sobie mocny fundament pod wielką budowę, którą może Pan w was wznieść zechce, jeśli was znajdzie przygotowane tuż przy boku swoim. Niech nas w boskiej łaskawości swojej broni od tego, byśmy się oddaliły kiedy od obecności Jego, amen.
Rozdział 30
Wskazuje, jak wiele na tym zależy, byśmy rozumieli, o co prosimy na modlitwie.
Objaśnia te słowa Modlitwy Pańskiej: "Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje".
Dostosowuje je do modlitwy odpocznienia, o której zaczyna mówić.
1. Nie ma chyba człowieka tak nierozważnego, który by mając wnieść prośbę do jakiej osoby poważnej, nie zastanowił się naprzód, w jaki sposób ma ją przedstawić, aby tego, kogo prosi, dobrze dla siebie usposobić, nie obrazić go, przedstawić mu, o co ma prosić i na co mu potrzeba tego, o co prosi. Z o ileż większą uwagą i zastanowieniem należy nam przystępować do Najświętszego Majestatu Ojca naszego w niebie, gdy mamy Go prosić o rzeczy tak ważne i wielkie, jakimi są te, o które najsłodszy nasz Pan Jezus prosić nas nauczył? Niemało, jak sądzę, na tym zależy, byśmy o tej prawdzie, tak prostej, nigdy nie zapominali. Czyż więc nie mogłeś, Panie mój, zamknąć modlitwy Twojej w jednym słowie, mówiąc: "Daj nam, Ojcze, czego nam potrzeba?" Mówiąc do Tego, który wie wszystko, dość byłoby tego jednego słowa.
2. O Mądrości Przedwieczna! Dla Ciebie i dla Ojca Twego dość było tego; tak też modliłeś się w Ogrojcu, przedstawiłeś Ojcu życzenie Twoje i trwogę, a potem zdałeś wszystko na wolę Jego. Ale co do nas, wiesz, Panie, iż nie tak jesteśmy poddani woli Ojca Twego, jak Ty byłeś, że zatem w modlitwie, której nas chciałeś nauczyć, trzeba było poszczególne prośby wymienić, abyśmy i my, gdy się modlimy, pierwej zastanowili się choć chwilę, czy to, o co prosić chcemy, jest rzeczą pożyteczną ku zbawieniu, a jeśli nie, raczej prośby zaniechali. Bo taka jest natura nasza, że wolną wolą naszą zawsze skłaniając się ku temu, co nam się podoba, nawet tego, co Bóg nam daje, choć to niezawodnie rzecz najlepsza, gotowiśmy nie przyjąć, dlatego jedynie, że nie widzimy na razie, jaki z niej dla nas pożytek. Podobni w tym jesteśmy do nędzarza, który nie wierzy, że ktoś chce go wzbogacić, dlatego że mu nie daje natychmiast pieniędzy do ręki.
3. O Boże wielki! Czemu to się dzieje, że taką na obie strony mamy wiarę drzemiącą, niezdolną przeniknąć nas do głębi duszy pamięcią na tę prawdę, że niezawodnie czeka nas: albo wieczna nagroda, albo wieczna kara! Potrzeba więc, córki, byście dobrze rozumiały, o co prosicie w Modlitwie Pańskiej, abyście, gdy Pan raczy wam dać to, co w prośbach jej się zawiera, nie odrzucały niebacznie daru Jego. Potrzeba również, byście, gdy same o co Boga prosić chcecie, pierwej dobrze się zastanowiły, czy będzie to z pożytkiem duszy waszej, a jeśli się przekonacie że nie, wtedy o taką rzecz nie proście. Przede wszystkim zaś prośmy Pana, by w boskiej łaskawości swojej raczył nas oświecić, bo jesteśmy ślepi i tak "bez apetytu", że nie znosimy pokarmów dających nam życie, a pożądamy strawy sprowadzającej śmierć, i to jaką śmierć straszną, śmierć wieczną!
4. Uczy nas zatem dobry Jezus, abyśmy mówili te słowa, w których jest zawarta prośba o przyjście do nas tego Bożego królestwa: Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje. Podziwiajcie tu, córki, mądrość nieskończoną naszego Oblubieńca i rozważcie ze mną te słowa Jego, abyśmy zrozumiały, jakie to królestwo, o które tu prosimy. Wiedział Boski Pan nasz, że nie zdołamy, tak jak należy, święcić, chwalić, wielbić, sławić, wywyższać to święte Imię Ojca Przedwiecznego, gdyby On sam nie wspomógł słabości naszej, dając nam tu na ziemi królestwo swoje. I dlatego Pan Jezus te dwie prośby połączył i jedną przy drugiej postawił. Pragnąc tedy, byście rozumiały, córki, o co w tych dwu prośbach prosimy i jakie to wielkie rzeczy, o które prosimy i jak bardzo potrzeba nam starać się o łaskę Tego, który sam użyczyć ich nam może, chcę wam tu podać moje tych słów rozumienie. Jeśli wam ono się nie spodoba, możecie własnym rozważaniem innego poszukać sobie wykładu; Boski Mistrz nasz wszelką w tym względzie pozostawia nam swobodę, bylebyśmy sąd nasz we wszystkim poddawali powadze Kościoła jak i ja zawsze to czynię.
5. Wśród tych dóbr, którymi się cieszy dusza w królestwie niebieskim, nie najmniejszym jest to, że już nic nie ma wspólnego z rzeczami tej ziemi. Pokój i chwała przenikają aż do głębi całe jej jestestwo; raduje się tym, że wszyscy są uweseleni; nosi w sobie głębokie uciszenie wewnętrzne; wszystka istność jej wzbiera niewypowiedzianym weselem, iż wszyscy czczą, chwalą i błogosławią Imię Pańskie, a nikt już Go nie obraża; wszyscy Go miłują i ona także i żadnego już innego zajęcia nie zna prócz miłości Jego i nie może nie miłować, bo Go zna. Podobnież i my, gdybyśmy Go znali, miłowalibyśmy Go, choć nie tak doskonałą, jak wybrani w niebie, ale bez porównania gorętszą miłością.
6. Zdawać by się mogło ze słów moich, że, aby dobrze modlić się ustnie, potrzeba nam być aniołami. Pewno, że pragnąłby tego Boski nasz Mistrz, skoro nam każe modlić się tak wzniosłą modlitwą; pewno też nie każe nam prosić o rzeczy niemożliwe. A więc, przy pomocy łaski Bożej, możliwą jest rzeczą, aby dusza jeszcze na tym wygnaniu miłowała Boga podobną tej, jaka jest w niebie, miłością, choć bez wątpienia nie tak doskonałą jak ta, którą miłują Święci; oni już, wyzwoleni z więzienia tego ciała, przybili szczęśliwie do brzegu; my jeszcze jesteśmy w drodze, jeszcze łódź nasza żegluje na pełnym morzu. Ale bywają chwile wytchnienia dla dusz, drogą modlitwy do ojczyzny niebieskiej dążących; widząc je strudzone drogą, Pan niekiedy przenosi je w pewien stan uspokojenia władz i odpocznienia duszy, w którym jakoby pod osłoną znaków daje im jasne widzenie i smak niejaki tych rzeczy, które zgotował wybranym swoim, gdy kiedyś weźmie ich do swego królestwa. Przedsmaku ich użycza i tym, co tu na ziemi oddadzą się Jemu i o przyjście królestwa Jego się modlą, aby z niego mieli bezpieczną nadzieję, iż kiedyś pójdą napawać się wiecznie pełnym zdrojem tych rozkoszy, których teraz przez krótką chwilę i jakby kroplami dano im jest kosztować.
7. Gdybym się nie obawiała zarzutu, że odchodzę od rzeczy i znowu zaczynam mówić o kontemplacji, ta prośba Modlitwy Pańskiej, nad którą tu się zastanawiamy, dobrą by mi dała sposobność do powiedzenia kilku słów o pewnym stanie wewnętrznym, poprzedzającym czy rozpoczynającym stan czystej kontemplacji, zwanym przez tych, którzy go doznają, modlitwą odpocznienia. Ale ponieważ zapowiedziałam, że będę tu mówiła tylko o modlitwie ustnej, ktoś nie mający w tych rzeczach doświadczenia może sądzić, że te dwa rodzaje modlitwy nie mogą z sobą iść w parze. Sama jednak nie podzielam tego zdania, bo wiem z pewnością, że jeden bardzo dobrze godzi się z drugim. Wybaczcie więc, że nieco bliżej tę rzecz objaśnię. Wiem o niejednej duszy, którą Bóg z prostej modlitwy ustnej - takiej jak ją opisałam - w sposób dla nich samych niepojęty, nagle podnosi do wysokiej kontemplacji. Znam jedną osobę, która nigdy nie umiała się modlić inaczej, tylko ustnie; ile razy spróbowała innego sposobu, w takie zawsze wpadała roztargnienie, że sama sobie stawała się nieznośna. Ale dałby Bóg, byśmy wszystkie tak się modliły, jak ona! "Odmawiając Ojcze nasz, zapatrywała się oczyma duszy na Zbawiciela krwią własną zbroczonego i tak kilka godzin zostawała w najgłębszym z Panem zjednoczeniu. Kiedyś przyszła do mnie, mocno strapiona, żaląc mi się, że nie potrafi rozmyślać i zawsze musi poprzestawać tylko na modlitwie ustnej. Poczęłam ją tedy wypytywać, jakie modlitwy odmawia i w jaki sposób; otóż pokazało się, że odmawiając po prostu Ojcze nasz, prawdziwą przy tym odbywała kontemplację, w której Pan ją podnosił do najbliższego z sobą zjednoczenia. I słusznie zasłużyła sobie na takie łaski, bo życie jej całe obfitowało w cnoty. Oddałam zatem chwałę Bogu, a jej mocno zazdrościłam takiej modlitwy ustnej.
Więc, którzy jesteście przeciwni kontemplacji, nie sądźcie, by ona i na was przyjść nie mogła, jeśli ustne modlitwy wasze odmawiacie tak, jak należy, i jeśli czyste macie sumienie.
Rozdział 31
Mówi dalej o tym samym przedmiocie. Objaśnia, co to jest modlitwa odpocznienia.
Podaje niektóre przestrogi dla tych, co jej dostąpili. Rozdział to bardzo ważny.
1. O tej więc modlitwie odpocznienia chcę wam tu nieco powiedzieć, córki, w której, o ile rzecz rozumiem, Pan daje nam pierwszy jakoby znak, że słucha prośby naszej, i że już tu na ziemi chce nam "dać niejaki początek królestwa swego", abyśmy naprawdę święcili i chwalili imię Jego, i innych do chwalenia Go starali się przywodzić.
2. Jest to dar nadprzyrodzony, którego o własnych siłach, chociaż byśmy się usilnie starali, osiągnąć nie zdołamy. Dusza wchodzi tu, czyli raczej Pan sam obecnością swoją wprowadza ją w stan głębokiego pokoju, podobnie jak to uczynił Symeonowi sprawiedliwemu, i wszystkie jej władze uciszają się. Poznaje wtedy w sposób inny i nierównie wyższy, niż się poznaje zmysłami, że jest blisko przy Bogu swoim, że gdyby nieco więcej jeszcze się zbliżyła, stałaby się jedno z Nim przez zjednoczenie. Nie dzieje się to tak, żeby Go widziała oczyma ciała ani oczyma duszy. Tak i Symeon, trzymając Boga na rękach swoich, oczyma widział tylko ubożuchne Dzieciątko; i sądząc po spowiciu Jego członków i po małej gromadce stanowiącej orszak Jego, mógł Je raczej poczytywać za nędzne jakieś niebożątko, za dziecko ubogich rodziców niż za Syna Ojca Niebieskiego; ale Dzieciątko samo mu objawiło siebie. W podobny sposób i tu dusza Go poznaje, choć nie z taką jasnością, bo jeszcze nie wie, jak to poznaje. Widzi tylko, że jest w królestwie albo przynajmniej przy boku Króla, który ma jej dać to królestwo, i taka ją wobec Niego głęboka cześć przenika że ani śmie o cokolwiek Go prosić. Doznaje tu pewnego jakby omdlenia wszystkich władz swoich, wewnętrznych i zewnętrznych, tak iż człowiek zewnętrzny (to jest "ciało", byście mnie lepiej zrozumiały) chciałby się powstrzymać od najlżejszego poruszenia. I podobnie jak podróżny, gdy już dojdzie blisko kresu swojej drogi, siada na chwilę i odpoczywa, by móc tym szybciej drogę przebyć, tak i ciało doznaje tu słodkiego uspokojenia, w którym się podwajają jego siły.
3. Odczuwa tu ciało największą rozkosz, a dusza wielkie zadowolenie. Jest tak rozradowana samym widokiem źródła, że i bez picia jest w swym pragnieniu nasycona. Nic już, zdaje się jej, nie pozostaje, czego by jeszcze pragnąć miała. Władze jej są uciszone, jakby bezwładne, wszystko je skłania do miłości, nie są jednak całkiem zagubione, ponieważ mogą czuć i czują, co się dzieje i pozostają wolne. Wola jest tu ujarzmiona i jeśli coś może jej sprawić cierpienie, to myśl, że musi wrócić do wolności. Umysł nie pragnie nic pojmować, pamięć niczym się zajmować. Ciało chciałoby uniknąć wszelkiego poruszenia, aby mu ciszy jego nic nie przerywało. Mówić tu człowiekowi przychodzi z trudnością; nim zmówi jedno Ojcze nasz, upłynie nieraz cała godzina. Tak mu blisko do Pana, że czuje, iż zrozumie Go i będzie zrozumiany za najmniejszym znakiem. Słowem, jest tu już dusza w pałacu, blisko Króla swego, jest w :królestwie Jego", w którego posiadanie Pan już tu zaczyna ją wprowadzać. Zdaje się jej, że już nie jest na tym świecie; pragnęłaby nigdy już go nie widzieć ani o nim słyszeć, a widzieć i słuchać tylko Boga swego. Nic jej już nie dolega; i czuje, że nie ma nic, co by ją dręczyć mogło. Słowem, dopóki trwa ten stan, dusza upojona potokiem rozkoszy i uszczęśliwienia, który ją zalewa, niczego już nie pragnie, tylko powtarza za św. Piotrem: "Panie, postawię tu trzy namioty".
4. Niekiedy, owszem nawet często, wraz z tą modlitwą odpocznienia Bóg użycza duszy jeszcze drugiej łaski, bardzo trudnej do zrozumienia dla tego, kto jej sam nie doznał; która z was jej dostąpiła, ta od razu zrozumie i będzie to wielką dla niej pociechą dowiedzieć się, na czym ta łaska się zasadza. Gdy modlitwa odpocznienia dosięga wysokiego stopnia i trwa czas dłuższy, sądzę, że wola nie mogłaby tak długo zostawać w zupełnym spokoju, gdyby nie była czymś jakby uwięziona. Nieraz bowiem dzień cały albo dwa dni dusza, sama nie rozumiejąc jak, pozostaje w tym stanie wewnętrznego uszczęśliwienia. W rzeczy samej, oddając się w tym stanie jakiemu zajęciu, czuje się, że człowiek nie jest tu samym sobą, że nieobecna jest główna władza duszy, to jest wola, która, jak sądzę, złączona jest wówczas z Bogiem, pozostawiając innym władzom swobodę zajmowania się sprawami służby Bożej. Władze te w tym stanie nierównie większą okazują zdolność, ale tylko do służby Bożej, bo do spraw świeckich przeciwnie, bywają odrętwiałe i nieraz jakby zupełnie nieprzytomne.
5. Wielka to łaska Pana, której jeśli kto dostąpi, wysoko ją sobie cenić powinien; życie bowiem czynne idzie tu w parze z kontemplacyjnym. Wola bowiem spełnia swą pracę nie wiedząc nawet jak, i pogrążona jest w kontemplacji; rozum zaś i pamięć spełniają posługi Marty, tak iż obie siostry, Marta i Maria, idą tu z sobą ręka w rękę. Znam jedną osobę, którą Pan często w ten stan przenosił; nie pojmując, jak to być może, zapytała o radę pewnego męża wysoko bogomyślnego, i ten dopiero uspokoił ją, zapewniając, że to rzecz bardzo możliwa i że jemu to nieraz się zdarza. Z wielkiego więc zadowolenia, jakiego dusza doznaje w tym stanie modlitwy odpocznienia, wnoszę, że przez cały czas jego trwania władza główna, to jest wola, musi w prawie ciągłym zostawać zjednoczeniu z Panem, który sam mocen jest tak ją uszczęśliwić.
6. Ponieważ mi wiadomo, że Pan z dobroci swojej raczył niektórym z was, siostry, tej wysokiej łaski użyczyć, sądzę, że będzie dobrze podać wam tu kilka rad i przestróg w tym przedmiocie. Najpierw więc zdarza się nieraz, że któraś widząc siebie opływającą w takie uszczęśliwienie, a nie rozumiejąc, jakim sposobem ono jej przyszło, albo przynajmniej wiedząc, że nie mogła go własnymi siłami osiągnąć, ulegnie pokusie i wyobrazi sobie, że zdoła własną usilnością tę łaskę w sobie zatrzymać i w tej myśli nawet odetchnąć nie śmie, aby jej nie uciekła. Wielkie to dzieciństwo; jak nie jest w mocy naszej sprawić, by słońce wzeszło, tak, również nie zdołamy zatrzymać go, aby o swoim czasie nie zaszło. Modlitwa odpocznienia jest to łaska nadprzyrodzona, całkiem niezależna od woli i usilności naszej. Jeden chyba tylko może być sposób zatrzymania czy przedłużenia jej: jasne uznanie, że i przyjście jej, i odejście nie jest w naszej możności, a przyjęcie jej z dziękczynieniem i z wyznaniem, żeśmy najzupełniej niegodni na nią zasłużyć, niech nie będzie w wielu słowach, jeno na sposób celnika, spuszczając oczy z pokorą.
7. Dobrze jest w tym stanie postarać się o większą samotność, aby dać miejsce Panu i pozostawić Mu swobodę działania i rozporządzania nami jak rzeczą swoją. Co najwyżej, od czasu do czasu, wymówić z cicha jakie słowo miłością tchnące, jakby lekkie dmuchnięcie na płomień gasnący, aby go znowu rozniecić; ale póki płomień się pali, dmuchanie niepotrzebne. Lekkie, mówię, ma być dmuchnięcie i słowo ciche a krótkie, aby rozum wielością słów nie zaprzątnął woli.
8. Drugą moją przestrogę dobrze zachowajcie w pamięci, bo jest bardzo ważna. Nie dziwcie się i nie trwóżcie, jeśli kiedy w tym stanie będąc, znajdziecie trudność albo niemożność w opanowaniu pozostałych dwu władz, rozumu i pamięci. Zdarza się często, że gdy dusza w najgłębszym zostaje odpocznieniu, rozum jakby nieprzytomny pomiarkować się nie może, jak gdyby nie u niego się działo to, co się dzieje; zdaje mu się, jak gdyby był tylko gościem w domu własnym i, niezadowolony z tej gościny, szuka sobie innych, bo nie wie, jak to dobrze trwać niezmiennie we własnym jestestwie swoim. Być może jednak, że to mój umysł tylko taki i że u innych dzieje się inaczej. Co do mnie, wyznaję, że nieraz, wobec tej zmienności myśli moich, której zaradzić nie zdołam, wolałabym umrzeć. Czasem jednak bywa i tak, że rozum spokojnie siedzi w domu i dotrzymuje towarzystwa woli. Wtedy, gdy wszystkie trzy władze zgodnie z sobą idą ręka w rękę, dusza doznaje jakby już przeczucia chwały i szczęśliwości niebieskiej, jako gdy dwoje małżonków żyje z sobą w miłości i zgodzie i czego jedno chce, tego chce i drugie; ale gdy jedna strona wszczyna rozterki i swary, obie stąd mają niepokój i przykrość. Niechże więc wola, gdy jest w tym stanie odpocznienia, nie zważa na rozum i tyle się troszczy o niego, co o brednie wariata; bo gdyby go chciała pociągnąć do siebie przemocą, tym samym wyszłaby nieco ze spokoju swego. I tak modlitwa jej doznałaby utrudnienia, bez żadnego dla niej pożytku, a z utratą tego, co Pan jej daje bez żadnego trudu.
9. Przychodzi mi tu na myśl pewne porównanie przypadające doskonale do rzeczy, dobrze je więc weźcie pod uwagę! Dusza w tym stanie modlitwy odpocznienia podobna jest do dziecięcia jeszcze ssącego piersi, które matka trzyma na łonie i sama mu pokarm zapuszcza w usta, a dziecko tylko go połyka i słodkością jego się lubuje, nie poruszając nawet wargami. W podobny sposób tutaj wola pała miłością bez pomocy rozumu i bez natężenia myśli poznaje, że jest z Panem, bo taka jest wola Jego i bez żadnego trudu ni pracy wciąga w siebie to mleko, które Pan do ust jej podaje i napawa się słodkością jego, czując to i widząc, że Pan sam własną ręką swoją tę rozkosz na nią wylewa i nią się cieszy. Nie rozbiera w myśli ani się troszczy o zrozumienie, jakim sposobem tej rozkoszy doznaje i co to jest ta rozkosz, którą się zachwyca; pozostaje w zupełnym zapomnieniu o sobie, pewna tego, że Ten, który jest przy niej, myśli o niej i daje jej czego potrzeba. Gdyby zaś chciała borykać się z rozumem i zmuszać go, aby poszedł za nią i brał udział w jej uszczęśliwieniu, nie mogąc temu podołać, uroni jeszcze z ust ono mleko Boże i pokarm ten niebieski utraci.
10. Modlitwa odpocznienia tym się różni od zupełnego zjednoczenia się duszy z Bogiem, że w tej ostatniej dusza już nie usty, jak dziecko u piersi matki, wchłania w siebie boski ten pokarm, ale go znajduje już gotowy we wnętrzu swoim, choć pojąć nie zdoła, jakim sposobem Pan go tam wprowadził. Tu zaś dusza musi przyłożyć nieco pracy własnej, chociaż w tym słodkim, jakim się cieszy odpocznieniu, pracy tej prawie nie czuje. Dręczy ją także rozum, od czego w zupełnym zjednoczeniu jest wolna, bo wtedy wszystkie trzy władze utrzymane są w zawieszeniu mocą Tego, który je stworzył, a który taką je rozkoszą upaja, iż całe są w niej pogrążone, nie pojmując i nie pytając, jakim sposobem jej, dostąpiły. W modlitwie odpocznienia dusza, jak mówiłam, czuje w sobie wielkie, dziwnie spokojne uszczęśliwienie woli; na czym ono się zasadza, tego dokładnie sobie określić nie zdoła. To tylko wie i czuje z niewątpliwą pewnością, że uszczęśliwienie to niewypowiedzianie się różni od wszelkich pociech tej ziemi, że wszystek świat i wszystkie przyjemności jego, choćby je posiadała, nie zdołałyby dać jej takiego zadowolenia; bo zadowolenie to jest w samym wnętrzu woli i na wskroś ją przenika - gdy przeciwnie, wszelkie pociechy ziemskie dotykają jej, rzec by można, tylko zewnętrznie, jakby samej tylko zwierzchniej łupiny. - Gdy więc z łaski Boga dano ci będzie dojść do tego tak wysokiego stopnia modlitwy (która jest, jak mówiłam, nadprzyrodzona), jakkolwiek by rozum - czyli, jaśniej mówiąc, myśli twoje - rozpierzchł się na wszelkiego rodzaju błahostki, śmiej się z niego i nie zwracaj nań uwagi, jak na wariata i nie wychodź z odpocznienia swego, niech on sobie błąka się i dokazuje jak chce, raz w raz odlatując, to znowu przylatując. Panią i władczynią w domu twoim jest wola, ona mu w końcu da radę nie tracąc pokoju swego, nie potrzebujesz się więc o to troszczyć. Gdyby zaś chciała ciągnąć go gwałtem, sama by siebie pozbawiła tej władzy i przewagi, którą ma nad nim o tyle, o ile pożywa ten boski pokarm, którym Pan ją posila, a któremu ujęłaby skuteczności i siły, gdyby goniąc za rozproszonymi myślami, wyszła ze skupienia i spokoju swego; i tak ani ona nic by na tym nie wygrała, ani rozum, ale ponieśliby szkodę oboje. Kto obejmuje szeroko, skąpo uchwyci, mówi przysłowie; sprawdza się ono i tutaj. Doświadczenie da zrozumienie tych rzeczy; kto ich nie doświadczył, temu wydadzą się ciemne i na nic niepotrzebne i nie dziwię się temu. Ale ktokolwiek ma choć nieco doświadczenia tych przejść wewnętrznych, ten, jak mówiłam, łatwo zrozumie i korzyść odniesie z tego, co tu napisałam i dzięki będzie czynił Panu, że z łaski Jego zdołałam to nieco objaśnić.
11. Ostateczny więc z tego wszystkiego wniosek taki, że dusza, gdy dojdzie do tego stanu modlitwy, pewny w nim ma znak i dowód, że Ojciec Przedwieczny wysłuchał jej prośby, że przyszło do niej królestwo Jego. O, jakaż to szczęśliwa prośba, którą upraszamy sobie takie dobro, wyższe nad pojęcie nasze! O, jaki to szczęśliwy sposób modlitwy! Stąd też gorąco tego pragnę, siostry, byśmy pilnie zważały, jakim sercem i w jakim duchu odmawiamy tę modlitwę Ojcze nasz i inne ustne modlitwy. Rzecz bowiem jasna, że gdy Pan użyczy nam tej łaski, żadna już troska o rzeczy światowe w sercach naszych pozostać nie powinna; gdzie wnijdzie Pan wszystkiego świata, tam potrzeba, by przed obecnością Jego wszystek świat ustąpił. Nie mówię, by wszyscy, którzy dostąpili tej łaski, koniecznie już mieli być całkiem oderwani od świata, ale potrzeba, by widzieli, czego im nie dostawa, upokorzyli się i starali się odrywać od wszystkiego, gdyż bez tego nie może być postępu. Gdy Bóg udziela jakiejś duszy takich zadatków miłości swojej, jest to znak, że do wielkich ją rzeczy przeznacza i jeśliby tylko sama nie przeszkadzała działaniu Jego łaski, wysoko postąpi w doskonałości Ale gdy widzi, że dusza, w której dom wprowadził królestwo niebieskie, zwraca się znowu do ziemi, takiej Pan nie tylko nie objawi tajemnic w tym królestwie Jego ukrytych, ale i samejże tej łaski rzadko tylko i na krótko jej będzie użyczał.
12. Być może, że się mylę; sądzę jednak i wiem, że nieraz tak się dzieje; z tego też powodu tak mało jest dusz między tymi, które zostały podniesione do tego stopnia modlitwy, które by wyżej postąpiły w świętości. Bo iż nie odpowiadają wiernie tak wielkiej łasce i nie starają się o należne przysposobienie siebie do otrzymania jej na nowo, i do tego jeszcze z rąk odbierają Panu wolę swoją, którą On miał już za oddaną i poniżają ją do rzeczy poziomych, Pan zwraca się do innych dusz prawdziwie Go miłujących, aby im użyczyć większej hojności skarbów swoich, chociaż i tamtym nie odbiera tego, co raz dał, jeśli jeno czyste chowają sumienie. Są także dusze tak niewolniczo przywiązane do odmawiania, choćby z pośpiechem, jakby za pańszczyznę, mnóstwa różnych modlitw, które sobie na każdy dzień postanowiły, że nawet gdy Pan niejako im w ręce kładzie królestwo swoje, i daje im tę modlitwę odpocznienia, ten pokój wewnętrzny, one tej łaski do siebie nie dopuszczają i dalej odmawiając swoje pacierze, co w ich przekonaniu jest rzeczą ważniejszą i doskonalszą, nie zwracają nawet uwagi na drogi dar, którym Pan chciał je ubogacić.
13. Tego nie róbcie, siostry; ale gdy Pan tę łaskę wam uczyni, pilne na nią miejcie baczenie, aby tak drogiego skarbu nie utracić i bądźcie pewne, że o wiele więcej znaczy jedno słowo Modlitwy Pańskiej od czasu do czasu z głębi serca wymówione niż wielokrotne, z pośpiechem i bez zastanowienia tejże modlitwy powtarzanie. Ten, do którego się modlicie, jest tuż blisko was, nie może was nie usłyszeć. Wierzajcie, że ten jest prawdziwy sposób chwalenia Pana i święcenia Imienia Jego. Tym sposobem bowiem, jako dzieci w domu ojca swego, wielbicie Pana i wysławiacie Go gorętszym sercem i z żarliwym pożądaniem, i z takim zadowoleniem wewnętrznym, że będzie wam się zdawało rzeczą wprost niepodobną, byście kiedy mogły zaprzestać jeszcze służyć Jemu i miłować Go.
Rozdział 32
Mówi o tych słowach Modlitwy Pańskiej: "Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi", jak wielką rzecz czyni, kto wymawia te słowa z prawdziwym poddaniem się woli Bożej, i jak obficie Pan za to wynagradza.
1. Poznawszy już, jak dobry nasz Mistrz prosił za nami i nas prosić nauczył o rzecz tak niezmiernej ceny, w której zawiera się wszystko, czego w tym życiu pragnąć możemy, a jako nam uczynił taką niesłychaną łaskę, iż wyniósł nas do godności boskiego z Nim braterstwa - zobaczmy teraz, czego żąda od nas, co mamy dać Ojcu Jego, co On za nas Jemu ofiaruje i o co nas prosi. Słuszna bowiem, byśmy za tak wysokie łaski choć czymkolwiek Jemu się odwdzięczyli. O dobry Jezu! Jakże wielkie jest to, o co dla nas prosisz, a jak małe to, co w zamian od nas ofiarujesz! Ale choć to, co Ci dajemy, w porównaniu z ogromem tego, cośmy Ci winni i z wielmożnością Majestatu Twego, jest niczym, Ty przecie, Panie, nie poczytujesz tego za nic, bo w rzeczywistości wszystko Ci dajemy, co dać możemy, jeśli dajemy uczynkiem to, co wyrażamy usty.
2. Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi.
Dobrze zrobiłeś, najsłodszy Mistrzu i Panie, że pierwej zaniosłeś za nami prośbę poprzednią, abyśmy wypełnić mogli to, co za nas ofiarujesz w prośbie niniejszej; bo gdyby nie ta pomoc, której od Ojca dla nas wzywasz, wypełnienie tej ofiary Twojej w imieniu naszym byłoby rzeczą dla nas niemożliwą. Lecz gdy Ojciec Twój wysłucha tamtej prośby Twojej i da nam tu na ziemi królestwo swoje, wtedy już pewna jestem, że nie zadamy kłamstwa słowu Twemu, że oddamy to, co za nas dajesz. Gdy ziemia zamieni się w niebo, wtedy będzie to w mocy naszej, by spełniała się w nas i przez nas wola Twoja. Bez tego jednak nie wiem, Panie, jakim sposobem ziemia tak nędzna i jałowa, jaką jest serce moje, mogłaby rodzić taki piękny owoc niebieski. Ale jakże wspaniały dar Ty za mnie składasz.
3. Ile razy o tym myślę, zawsze podziwiam szczególniejszą pokorę niektórych, którzy utrzymują, że nie godzi się prosić Pana o cierpienie. A przecież jest pewne, że jeśli Pan im daje pragnienie, by prosiły o te cierpienia dla okazania Mu swej miłości, doda im też sił, by je mogły znieść. Chciałabym zapytać takich, czy rozumieją, co mówią, gdy proszą Pana, aby spełnił w nich swą wolę, czy też może mówią te słowa tylko tak sobie za drugimi, nie myśląc zgoła wykonać ich uczynkiem? To byłoby, córki moje, bardzo niedobrze. Zważcie tylko: Pan Jezus występuje tu jakby nasz zastępca, wziął na siebie, niemałym zaiste kosztem swoim, urząd pośredniczenia między nami a Ojcem; a my nie mielibyśmy poczuwać się do obowiązku stwierdzenia czynem tego, co On w imieniu naszym obiecuje i ofiaruje? Albo, co gorsza jeszcze, mielibyśmy kłamstwo zadawać słowom Jego, powtarzając je za Nim usty, a wolą i uczynkiem ich się wypierając?
4. A teraz inny powód. Zważcie to, córki, że czy chcemy, czy nie chcemy, wola Pańska musi się spełnić i w niebie, i na ziemi. Usłuchajcie więc rady mojej i czyńcie, jak to mówią, z konieczności cnotę. O Panie mój, jaka to dla mnie wielka pociecha, że takiej rzeczy świętej i wspaniałej, jaką jest spełnienie się woli Twojej, nie zdałeś na wolę takiego grzesznego jak ja stworzenia! Bądź za to błogosławiony na wieki! Niech Cię wysławia wszystko stworzenie, niech imię Twoje będzie pochwalone na wieki! Pięknie bym wyszła na tym, Panie, gdyby w moim ręku było spełnienie lub niespełnienie się woli Twojej. Teraz już z wolnej i nieprzymuszonej woli oddaję Tobie wolę moją. Choć prawdę powiedziawszy, i ta ofiara nie jest bez interesu własnego, bo od dawna już wiem o tym z doświadczenia, jak wiele wygrywam na tym dobrowolnym zdaniu woli mojej na wolę Twoją. O, córki moje, jaki to ogromny zysk w spełnieniu tego i, przeciwnie, jaka wielka strata, nie chcieć spełnić uczynkiem tego, co w tej prośbie Modlitwy Pańskiej mówimy i ofiarujemy Bogu!
5. Nim wam bliżej ten zysk opiszę, chcę wam pierwej dokładnie objaśnić całą doniosłość ofiary, jaką składacie Panu, gdy mówicie te słowa: Bądź wola Twoja, abyście potem nie wymawiały się, że was oszukano, że nie wiedziałyście, co obiecujecie. Bo są takie zakonnice, które na wstępie obiecują, ale potem obietnic danych nie dotrzymują, tłumacząc się tym, że składając śluby, nie rozumiały, co ślubują. Wiem, że łatwiej jest mówić niż czynić; jeśli więc ślubując sądziły, że to wszystko jedno i że drugie nie przedstawia większych trudności niż pierwsze, tedy rzecz pewna, że nie rozumiały, co czynią. Nie wszędzie, co prawda, przełożeni prowadzą podwładne z należną ścisłością, uwzględniając słabego ich ducha; niekiedy znowu jednakowym sposobem prowadzą i mocniejsze, i słabsze. Tu u nas nie tak jest, wie Pan, ile każda wycierpieć jest zdolna i w której widzi odpowiednią siłę i męstwo, w tej nie omieszka wypełnić woli swojej.
6. Chcę wam tedy objaśnić, co to jest wola Boża. Nie bójcie się, by wolą Bożą było dać wam bogactwa, rozkosze, honory i wszelkie inne rzeczy ziemskie. Nie taka jest skąpa dla was miłość Jego, nie taka mała w oczach Jego waga ofiary waszej; chce wam hojnie za nią zapłacić, chce wam dać za nią królestwo swoje, abyście już tu na ziemi je posiadały. Chcecie naprawdę przekonać się, jak On obchodzi się z tymi, którzy z głębi serca proszą Go o spełnienie się w nich woli Jego? - Zapytajcie Boskiego Syna Jego, który zanosił doń tę prośbę w Ogrojcu; zanosił ją w duchu i prawdzie, z zupełnym zdaniem woli swojej na wolę Ojca; a Ojciec, patrzcie, jak dobrze ją w Nim wypełnił, dając Mu boleści, męki, zelżywości i prześladowania, i kazał Mu je znosić aż do końca, dopóki życia nie dokonał przez śmierć na krzyżu.
7. Widzicie więc, córki, co dał Ojciec Niebieski Temu, którego nad wszystkich miłował. Łatwo zatem możecie się dorozumieć, jaka jest wola Jego. Takich to darów Ojciec użycza swoim na tym świecie, a użycza ich wedle miary miłości, jaką ich miłuje. Kogo więcej miłuje, temu więcej tych darów udziela, kogo mniej, temu mniej, stosując się w tym do stopnia męstwa, jakie w kim widzi, i do stopnia miłości, jaką Mu kto niesie. Zna Pan serce każdego; wie, że kto Go bardzo miłuje, ten zdolny jest wiele ucierpieć dla Niego; kto mało miłuje, temu mało da do cierpienia. Miara zdolności naszej do noszenia krzyża, wielkiego czy małego, jest, w moim przekonaniu, miarą miłości naszej. Patrzcie tedy, córki, by słowa, które mówicie do tak wielkiego Pana, nie były czczą tylko formą, ale by im towarzyszyła szczera wola i gotowość przyjęcia z rąk jego i zniesienia wszystkiego, cokolwiek będzie wolą Boskiego Majestatu Jego. Inaczej rzekome to ofiarowanie Mu woli waszej tak samo by wyglądało, jak gdybyście podawały komu jaki kosztowny klejnot, prosząc, aby go przyjął, a gdy on wyciągnie rękę po niego, wy byście go natychmiast schowały.
8. Takiego urągania nie godzi się chyba czynić Temu, który już tyle poniósł go od nieprzyjaciół dla miłości naszej. I tego jednego względu, choćby nie było innych, powinno by nam wystarczyć, byśmy przynajmniej my nie drwiły z Niego, jak to zbyt często czynimy, wymawiając te słowa Modlitwy Pańskiej. Oddajmy Mu już raz szczerze i zupełnie ten klejnot nasz, który już tyle razy ofiarowałyśmy Jemu bez skutku; rzecz pewna, że nie żąda go darmo. Ze strony człowieka świeckiego wielka to będzie rzecz, jeśli wymawiając słowa tej prośby, stanowczą ma wolę i postanowienie dotrzymania tego, co przez nie obiecuje. Ale u nas, córki, między obietnicą a spełnieniem, między słowem a uczynkiem, żadna nie powinna zachodzić niezgodność; tego od nas wymaga nasze powołanie zakonne. A przecież nieraz, już oddawszy Panu klejnot nasz, znowu Mu go zabieramy i jakby z rąk wydzieramy. Zrazu wielką unosimy się hojnością, ale niebawem hojność nasza w takie zamienia się skąpstwo, że poniekąd lepiej by było, gdybyśmy nie były tak się kwapiły z dawaniem.
9. Wszystkie też uwagi i przestrogi, jakie w tej książce zapisałam, do tego jednego celu zmierzają, byście oddały siebie bez podziału Stwórcy i wolę swoją zdały na wolę Jego i całkiem się oderwały od rzeczy stworzonych. Że na tym wiele, owszem, wszystko zależy, to, ufam, jasno już rozumiecie; nie będę więc tutaj dłużej się nad tym zatrzymywała. Powiem tylko, dlaczego Boski nasz Mistrz w tym miejscu kładzie tę prośbę. Czyni to dlatego, że wie, jak wielka dla nas korzyść wynika z oddania tej ofiary Ojcu Jego Przedwiecznemu. Przez nią bowiem dusza staje się sposobna do przebycia w bardzo krótkim czasie drogi wiodące do onego źródła, u którego, jak mówiłam, napawa się wodą żywą, z niego tryskającą. Bez tego zaś całkowitego ofiarowania swej woli Panu, aby we wszystkim uczynił z nami wolę swoją, nigdy nas nie dopuści do zakosztowania z tego źródła żywej wody.
10. Ta jest kontemplacja doskonała, o której chciałyście, bym wam napisała. W niczym tu - jak mówiłam - do otrzymania tak wysokiej łaski się nie przyczyniamy; nie ma tu ani pracy naszej, ani starania naszego - jednego tylko z naszej strony potrzeba: zupełnego zdania siebie w ręce Pańskie; wszelkie inne działanie odrywałoby tylko uwagę duszy od boskiego dobra, którym się cieszy i przeszkadzałoby jej mówić: bądź wola Twoja. Niech się spełni we mnie, Panie, wola Twoja, w czym i jak chcesz, wedle boskiego upodobania Twego! Chcesz mi zesłać cierpienia? - daj siły do zniesienia i niech przyjdą; przeznaczasz mi prześladowania, choroby, zniewagi, nędzę i głód? - oto mnie masz, Ojcze mój! Twarzy mej nie odwrócę i uciekać nie będę. Bo kiedy Syn Twój w imieniu nas wszystkich oddał Tobie w tej prośbie wolę naszą, toć nie godzi mi się, bym tego nie dotrzymała. Tylko Ty, Panie, uczyń łaskę ze mną i daj mi królestwo Twoje, jak On o nie prosił, abym zdołała spełnić, co obiecuję, a potem rozporządzaj mną wedle woli Twojej, jako rzeczą swoją.
11. O, siostry moje, jaką siłę ma w sobie ten dar! Jeśli jest ze stanowczą wolą uczyniony, tak jest skuteczny, iż jakby jakim urokiem pociąga do nas Wszechmogącego, aby się połączył z naszą niskością i nas w siebie przemienił i sprawił zjednoczenie między Stwórcą a stworzeniem. Zobaczcież, córki, czy nie hojnie będziecie zapłacone? O, jakże dobrego macie Mistrza, który, wiedząc jak się trafia do serca Ojca Jego, uczy nas drogi do Niego, ukazując nam, czym i jak możemy Jemu usłużyć i zjednać sobie upodobanie Jego.
12. Im większa będzie stanowczość tego oddania siebie, im lepiej dusza uczynkiem okaże, że ofiara jej nie jest czczym tylko słowem i formą, tym bliżej Pan pociąga ją do siebie i podnosi ją nad wszystkie niskości tej ziemi i nad samą siebie, aby ją uczynić zdolną do przyjęcia większych jeszcze, nadzwyczajnych łask. Tak wysoko ceni tę ofiarę i posługę naszą, że przez cały czas życia naszego nie przestaje nam za nią płacić, a kiedy obsypani darami Jego nie wiemy już, o co byśmy jeszcze prosić Go mieli, On w boskiej szczodrobliwości swojej wciąż nowymi łaskami nas obdarza. I tak, nie poprzestając na tym ścisłym zjednoczeniu, przez które uczynił duszę jedno z sobą, poczyna lubować się w niej i objawiać jej tajemnice swoje, i cieszyć się jej szczęściem, że rozumie wielkość dobra, które już posiadła i że już poznaje nieco te większe jeszcze rzeczy, które dla niej ma przygotowane. W końcu sprawia w niej chwilowe zawieszenie zmysłów zewnętrznych, aby nic jej nie zajmowało - i to jest zachwycenie. Tu już Pan taką przyjaźń okazuje duszy, iż nie tylko zwraca jej tę wolę, którą ona Mu w zupełności oddała, ale wraz z nią daje jej i swoją, a do takiej ją dopuściwszy z sobą zażyłości, z niewypowiedzianą łaskawością podoba sobie w tym, aby i ona nawzajem była jakby panią i rozkazywała; spełnia też wszystko, o co Go prosi, tak jak i ona czyni wszystko, co On jej przykazuje. A spełnia wolę jej w sposób nieporównanie doskonalszy, niż ona zdoła czynić wolę Jego, bo wszechmogący jest i może wszystko, co chce, a nigdy nie przestaje chcieć jej dobra i uszczęśliwienia.
13. Dusza zaś biedna, choć chce, często nie może spełnić czego chce, a i tego, co może, nie zdoła inaczej, jeno z łaski i daru Pana; im więcej więc chce i im więcej czyni, tym bardziej pozostaje Mu dłużna. Często też, pragnąc wypłacić się choć w czymkolwiek z długu swego, trapi się, iż chęci swej uskutecznić nie może, dla tylu przeszkód i nędz, którym z konieczności jest podległa, dopóki mieszka zamknięta w więzieniu tego ciała. Ale wielkie to dzieciństwo, że tym się trapi. Bo choćby uczyniła wszystko, co od niej zależy, czymże my wypłacić się zdołamy, kiedy nic nie mamy? Co możemy dać, jeśli nie to, co od Niego otrzymaliśmy? To jedno tylko uczynić możemy: oddać wolę naszą; to więc starajmy się czynić jak zdołamy najdoskonalej. Cokolwiek byśmy nadto chcieli uczynić, wszystko to dla duszy do tego stanu podniesionej jest zawadą tylko; zamiast pożytku, ma z tego tylko szkodę. Tu jedna tylko pokora może coś zdziałać, i to pokora nie długim rozmyślaniem nabyta, ale taka, która się oświeca światłością z ogniska samejże Prawdy wynikającą, która zatem w jednej chwili widzi i poznaje to, do czego by rozum wraz z wyobraźnią zaledwo po długiej pracy dojść zdołał, to jest jak dalece człowiek jest niczym, a jak nieskończenie Bóg jest wszystkim.
14. Na zakończenie raz jeszcze wam powtarzam: nie sądźcie, byście o własnych siłach i własnym staraniem do tego stanu dojść zdołały. Wszelkie w tym kierunku wysiłki wasze pozostaną daremne, co większa, nawet i te uczucia pobożne, jakieście miały, od takiego silenia się ostygną i w oschłość się zamienią. Jedna tylko droga do tych łask prowadzi: prostota i pokora, z głębi serca mówiąca: bądź wola Twoja.
Rozdział 33
Wskazuje, jak bardzo nam potrzeba, by Pan spełnił to, o co Go prosimy w tych słowach Modlitwy Pańskiej: "chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj".
1. Wiedział dobry nasz Pan Jezus, jak trudno nam będzie wypełnić tę ofiarę woli naszej, którą w imieniu naszym obiecał - jak to wspomniałam uprzednio. - Znał naszą słabość, skutkiem której, nieraz, dla uchylenia się od spełnienia woli Bożej, udajemy albo wmawiamy w siebie, że jej nie widzimy; więc litując się nad tą nędzą naszą, obmyślił sposób zaradzenia jej. Widział, że nie możemy cofać ofiary woli naszej, raz Bogu oddanej, bo na niej polega wszystko szczęście nasze; ale widział także, jak nam trudno dotrzymać tego, do czego nas obietnicą swoją zobowiązał. Powiedz na przykład bogaczowi, przywiązanemu do wczasów i zbytków swoich, iż wolą Bożą jest, by ograniczył wystawność uczt swoich, aby innych, umierających z głodu, nakarmił choć chlebem, a pewno znajdzie ci tysiące powodów na wymówienie się od tego obowiązku i wytłumaczy wolę Bożą po swojemu. Powiedz obmówcy, iż wolą Bożą jest, aby miłował bliźniego jak siebie samego, i nie czynił tego drugiemu, czego by sobie nie życzył, a zobaczysz, jak się będzie oburzał i sprzeczał, i żadną miarą go nie przekonasz. Powiedz zakonnikowi lubiącemu swobodę, wygody i dogadzanie sobie, że powinien starać się przyświecać drugim dobrym przykładem, że nie usty tylko ma mówić Panu: bądź wola Twoja, ale uczynkiem spełniać to, co przyrzekł i ślubował, bo taka jest wola Boga, który przyjął śluby jego i żąda ich dotrzymania; mów mu, że dając zły przykład i zgorszenie, tym samym już ślubom swoim, choćby nie doszedł do złamania ich, ciężko się sprzeniewierza, że ślubem zobowiązawszy się do ubóstwa, winien je szczerze zachowywać, bo czyniąc inaczej, sprzeciwia się woli Bożej - czy sądzisz, że go przekonasz, że zdołasz w nim wzbudzić choćby chęć naprawienia błędu swego i uzgodnienia z wolą Bożą postępowania swego? Jeśli więc i teraz jeszcze są ludzie, są nawet zakonnicy, tak przywiązani do własnej woli i tak niepochopni do oddania jej Bogu, cóż by dopiero było, gdyby Pan nie ustanowił cudownego środka, którym nam spełnienie tego obowiązku ułatwił i główną jego dla nas trudność usunął? Snadź bardzo rzadko znalazłby się taki, który by spełnił to słowo Jego, którym nas Ojcu swemu ofiarował: bądź wola Twoja. Widząc tedy tę potrzebę i nędzę naszą, obmyślił Pan sposób przedziwny na objawienie nam niewypowiedzianego nadmiaru miłości, jaką nas umiłował i w imieniu swoim, i przybranych braci swoich zaniósł do Ojca tę prośbę: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Zrozumiejcie, siostry, na miłość Boga was proszę, o co tu prosi najsłodszy Pan Jezus! Nie pomijajmy jakby mimochodem tych boskich słów Jego! Chodzi tu o życie nasze; za nic tedy miejmy to, co Panu dałyśmy, wobec tych wielkich rzeczy, które mamy otrzymać.
2. Nie przesądzając, że kto inny może tłumaczyć lepiej te słowa, ja tak je rozumiem: Mając na względzie z jednej strony ofiarę woli naszej, którą za nas uczynił i niezmierną dla nas tej ofiary potrzebę, z drugiej zaś wielką trudność jej dla nas, tak słabych i tak pochopnych do rzeczy znikomych, widząc przy tym, jak mało w nas jest miłości i odwagi do rzeczy Bożych, i jak bardzo, dla pobudzenia nas i dodania nam serca, potrzeba, byśmy mieli przed oczyma wielki przykład nieskończonej Jego miłości, i to nie raz jeden, ale na każdy dzień - Pan Jezus postanowił pozostać na tej ziemi i mieszkać między nami. Lecz rzeczy tak wielkiej i tak nieskończenie ważnej nie chciał nam dać wprost od siebie; chciał, by nam przyszła z rąk Ojca Jego Przedwiecznego. Bo choć On i Ojciec jedno są, choć wiedział, że cokolwiek On uczyni na ziemi, to spełni się tym samym i w niebie, i że wola Jego jest również i wolą Ojca - taka jednak była pokora najsłodszego Jezusa, iż chciał na to postanowienie swoje prosić jakoby o pozwolenie, jako Syn miły, którego Ojciec upodobał sobie. Rozumiał dobrze, że w tej prośbie prosi o rzecz większą niż we wszystkich prośbach swoich; kiedy ją zanosił, wiedział już, że ludzie gotują Mu śmierć i jakie od nich wycierpi poniewierania i zelżywości.
3. O, Panie, któryż ojciec, dawszy nam syna swego i takiego syna, a widząc go tak przez nas sponiewieranego, zechciałby pozwolić na dłuższe jeszcze z nami pozostawanie jego, na to, aby co dzień nowe od nas cierpiał zelżywości? Pewno żaden inny, Panie, jeno Ojciec Twój! Wiedziałeś dobrze, kogo prosisz. O, Boże, jakaż to nieskończona miłość Syna, jaka niepojęta miłość Ojca! Nie tyle jeszcze, choć są to rzeczy niewypowiedziane, zdumiewam się nad tym, co uczynił Pan Jezus, raz powiedziawszy to słowo: bądź wola Twoja, a nie będąc zmiennym, jak my, choć był prawdziwym człowiekiem, chciał je spełnić tak, jak na Niego przystało; wiedząc więc, że miłując nas, jak samego siebie, spełnia wolę Ojca, obrał najdoskonalszy, choć z wielką ofiarą swoją, sposób wypełnienia tego przykazania Jego. Ale Ty, Ojcze Przedwieczny, jak na to pozwalasz? Jak możesz na to patrzeć, by Syn Twój na każdy dzień oddawał siebie w takie niegodne ręce? Raz uczyniłeś tę próbę i zgodziłeś się na to, aby On wydał siebie w moc ludzi i wiesz, jak się z Nim obeszli. Jakże więc ojcowskie serce Twoje może to przenieść na sobie, by co dzień jeszcze nowe cierpiał zniewagi? Bo ileż to ich dzisiaj znosi w Najświętszym Sakramencie! Ileż to razy, na każdy dzień i w każdym miejscu, widzisz Go, Ojcze, w ręku nieprzyjaciół nad Nim się pastwiących! Ile bluźnierczych profanacji i świętokradztw dopuszczają się na Nim ci nieszczęśni heretycy!
4. O, Panie Wiekuisty! Jak mogłeś przyjąć taką prośbę, jak możesz na nią się zgodzić? Nie zważaj na tę zbytnią miłość Jego, z jaką dla spełnienia woli Twojej i dla zapewnienia nam tak wielkiego dobra gotów byłby na każdy dzień wydać się na męki! Twoja rzecz, Panie, wejrzeć w to, bo Syn Twój, gdy chodzi o nas, na siebie wcale nie zważa. Czemuż On ciągle ma płacić za nas i wszystko co nam jest ku pożytkowi, swoim kosztem opłacać? Czemuż On milczy na wszystko, czemu ani słowa nie powie na obronę swoją, a tylko wówczas usta otwiera i mówi, gdy chodzi o obronę naszą? Czyż nikt się nie znajdzie, kto by przemówił za tym cichym, najsłodszym Barankiem? Rzecz godna uwagi, że w tej jednej tylko prośbie dwakroć toż samo powtarza: naprzód mówi i prosi Ciebie, byś Mu dał chleba powszedniego, a potem dodaje i prosi: Chleba tego daj nam dzisiaj. Czyli innymi słowy, prosi niejako Ciebie, Ojcze, byś nas nigdy tej łaski nie pozbawiał, bo On już nasz; i jako raz nam Go dałeś, wydając Go na śmierć dla naszego Odkupienia, tak byś Go nigdy już nam nie odbierał, ale nam Go zostawił, aby nam służył aż do końca świata. Niech na to wspomnienie, siostry, serce wam się rozpływa i coraz nową goreje ku Boskiemu Oblubieńcowi waszemu miłością. Bo któryż niewolnik rad się do tego przyznał, iż jest niewolnikiem? A Jezus najsłodszy chlubi się jeszcze tą niewolą swoją.
5. O, Ojcze Przedwieczny! Jakże nieskończona jest cena takiej pokory. Za jakież skarby nabywamy, Twego Syna! Sprzedać Go mogliśmy za trzydzieści srebrników; ale na kupienie jego jaka cena może być dostateczna? Tak to Boski Pan nasz, stawszy się już uczestnikiem natury naszej, stał się przez to jedno z nami i, jako pan woli swojej, przedstawia Ojcu, iż mogąc uczynić co zechce, może nam ją także oddać i dlatego mówi: chleba naszego. Nie czyni więc między nami a sobą żadnej różnicy; my tylko, niestety, czynimy ją, gdy wzbraniamy się złożyć jego boskiemu majestatowi każdego dnia naszą wolę.
Rozdział 34
Mówi dalej o tym samym przedmiocie. Bardzo zbawienna jest ta prośba zaraz po przyjęciu Najśw. Sakramentu.
1. W tym słowie więc: powszedniego, rozumie się to samo, co zawsze trwającego. I gdy się zastanawiałam, dlaczego Pan po tym słowie: powszedniego, dodał: daj nam dzisiaj, doszłam do przekonania, że On zawsze jest nasz. I jak posiadamy Go tu na ziemi, tak posiądziemy Go i w niebie, jeśli tylko zechcemy zrobić dobry użytek z Jego towarzystwa. Nie w innym bowiem celu On tu mieszka z nami, jeno, aby nas wspomagał, dodawał nam odwagi i wspierał nas w czynieniu onej woli Ojca, o której spełnienie się w nas prosimy, jak to widzieliśmy w poprzedzającej prośbie.
2. W słowie dzisiaj, Pan prosi, jak sądzę, o ten chleb na jeden dzień, to jest na czas trwania świata. Bo rzeczywiście, jest to jakby jeden dzień! Jakie to smutne szczególnie dla tych nieszczęśliwych, którzy sami pracują sobie na zatracenie i którzy nie będą pożywali tego chleba w życiu przyszłym! Nie jest to wina Pana, że się dają zwyciężyć, bo On nie umniejsza ich odwagi aż do końca walki. Nie będą się mogli uniewinnić ani skarżyć przed Ojcem, bo Jego Syn ich nie opuszczał. On zawsze wstawia się za nami i mówi niejako do Ojca: to dzisiaj, Ojcze, prędko się skończy, ten świat trwa jeden tylko dzień; dozwól więc, niech już dzisiaj, przez ten czas niedługi, pozostanę w służbie ludzi, którym Ty mnie darowałeś. A gdy Boski Majestat dał nam Go raz i swoją wolą przysłał na świat, to również zezwolił, by On pozostał z nami, tym więcej, że sam nie chce nas porzucić, ale być z nami na większą chwałę swych przyjaciół, a na udręczenie swych wrogów. Dzięki więc tej prośbie Syna Bożego mamy już zapewniony na zawsze ten chleb najświętszy, tę mannę Boskiego Człowieczeństwa Jego, wszystkie smaki słodkości w sobie mającą, w której zawsze tak Go znajdziemy, jak Go szukać będziemy. Nie ma już obawy - chybabyśmy z własnej winy na to zasłużyli - by dusza nasza umarła z głodu; czegokolwiek by pożądała, jakiekolwiek byłyby potrzeby jej i pragnienia, pożywając tego chleba znajdzie w nim łaskę, pocieszenie i posilenie. Nie masz takiego niedostatku ani ucisku, ani prześladowania, którego by z łatwością nie zniosła, skoro zacznie podzielać Jego boleści.
3. Proście z swym Panem, córki, Ojca Przedwiecznego, by wam dał tego Chleba prawdziwego, by zostawiał przy was Oblubieńca waszego i nie dopuścił, byście miały żyć bez Niego, na tym wygnaniu. Dość już tego umartwienia, że posiadając Go tu tak głęboko ukrytego pod postaciami sakramentalnymi, nie możemy Go oglądać jakim jest; dla duszy, nie znającej innej prócz Niego miłości i pociechy, jest to męka rzeczywista. Błagajcież Go, by przynajmniej was nie opuszczał i dusze wasze zawsze utrzymywał w takim przygotowaniu, jakiego wymaga godne Jego przyjęcie.
4. O inny zaś chleb ziemski już się nie troszczcie, skoro raz z całego serca zdałyście się na wolę Bożą; Nie troszczcie się, mówię, w czasie modlitwy, w którym macie do uproszenia rzeczy ważniejsze. Dosyć macie kiedy indziej czasu, by się starać i pracować na chleb powszedni. Ale przy tej pracy o chleb codzienny nie zaprzątajcie zbytnio myśli waszych; niechaj ciało pracuje na swoje utrzymanie, ale dusza niech odpoczywa. Zostawcie troskę o jej pokarm Oblubieńcowi waszemu - jak to wam mówiłam - bo On o niej zapomni.
5. Podobny jest wasz stosunek do Niego, jak gdy sługa przystanie do kogo na służbę; stara się on spełnić wolę pana swego we wszystkim, a pan za to, dopóki go ma w domu i na służbie swojej, obowiązany jest dawać mu pożywienie, chyba że byłby tak ubogi, iżby sam nie miał co jeść. Tego wy się obawiać nie potrzebujecie, bo Pan wasz jest i zawsze będzie wszechmogący. Otóż, co by to było, gdyby ten sługa chciał co dzień upominać się o jedzenie dla siebie, choć wie, że pan sam, jak to jest jego rzeczą, o tym będzie pamiętał? Czy nie byłoby to co najmniej traceniem słów na próżno i czy niesłusznie pan odpowiedziałby mu na te jego naprzykrzania się, że obowiązkiem sługi jest służyć; niech więc pilnuje służby swojej, a niech nie wtrąca się w to, co do pana należy, tym bardziej, że zajmując się ciągle myślą o jedzeniu, zaniedbuje zapewne istotne obowiązki swoje. A więc, niech o ten chleb ziemski prosi sobie kto chce; my, siostry, prośmy o chleb nasz niebieski i błagajmy Ojca naszego w niebie, aby nas łaską swoją takimi uczynił, jakimi nam być potrzeba, abyśmy mogły godnie przyjmować ten chleb niebieski. Kiedy zaś oczyma ciała nie możemy się cieszyć oglądaniem Jego w tym głębokim ukryciu, jakim zasłania przed nami boską obecność swoją, niechże przynajmniej objawi siebie oczom duszy naszej i da nam poznać, że On jest pokarmem pełnym słodyczy i pociechy i że On utrzymuje życie.
6. Czy sądzicie, siostry, że ten wielki sakrament, to boskie lekarstwo na wszelkie niemoce, nie jest także i dla ciała pokarmem i lekarstwem? Wiem z pewnością, że jest, bo znam pewną osobę, która podlegała ciężkim słabościom i często cierpiała srogie boleści, a za przyjęciem Komunii świętej wszystko to przechodziło, jakby ręką odjął i czuła się zupełnie zdrowa. Zdarzało się to prawie za każdym razem, a cierpienia jej były tak wyraźne i oczywiste, że niepodobna, by je udawać mogła. Wiele innych jeszcze tym podobnych cudownych skutków mogłabym tu wymienić, gdyby była potrzeba, jakie Komunia święta w tej duszy sprawiała. Są to rzeczy dokładniej mi znane i wiem z wszelką pewnością, że żadnego w tym nie było kłamstwa. Prawda, że Pan Bóg dał jej tak żywą wiarę, że gdy nieraz słyszała, jak inni wyrażali swe pragnienie, by im było dano żyć w tych czasach, kiedy Chrystus Pan żył na tej ziemi, ona uśmiechała się na to, gdyż mając Pana w Najświętszym Sakramencie równie prawdziwie, jak za śmiertelnego życia Jego, z nami mieszkającego, nie pojmowała, czego by tu jeszcze więcej pragnąć można.
7. Wiem także o tej duszy, że przez wiele lat, choć jeszcze nie była zbyt doskonała, w chwili Komunii świętej tak żywo czuła obecność wchodzącego do niej Chrystusa, jak gdyby Go na oczy widziała, a wzbudzając w sobie głęboką wiarę, witała Go, zstępującego do ubogiego domu jej serca i, odrywając się od wszelkich rzeczy zewnętrznych, chroniła się z Nim w swym wnętrzu. Tam zbierała w głębokim skupieniu wszystkie zmysły swoje, aby i one odczuwały to wielkie dobro i nie przeszkadzały duszy w używaniu go. Klęczała i płakała u stóp Pana jak niegdyś Magdalena, tak jakby Go widziała oczyma ciała w domu faryzeusza. A choć nie odczuwała pobożności, to jednak wiara jej mówiła, że tam jej jest dobrze.
8. Bo też chyba ten tylko, kto rozmyślnie chce być ślepy i dobrowolnie pozbawia siebie rozumu, może nie widzieć tej prawdy tak jasnej, że nie jest to tylko przedstawienie sobie w wyobraźni Pana, jak na przykład, gdy Go wyobrażamy sobie na krzyżu czy w innych tajemnicach Jego Męki, ale że On po Komunii prawdziwe mieszka w nas i nie potrzebujemy szukać Go gdzieś daleko. Kiedy więc wiemy o tym, że póki ciepło przyrodzone w ciele naszym nie strawi postaci sakramentalnych, Jezus najsłodszy jest z nami, nie traćmy tych chwil tak drogich i jak najbliżej starajmy się z Nim połączyć. Jeśli za życia Jego na tej ziemi samo dotknięcie szaty Jego uzdrawiało chorych, któż może wątpić o tym, że jeśli jeno mamy wiarę, On będzie cuda czynił w nas i za to, żeśmy Go przyjęli do domu naszego, da nam wszystko, o cokolwiek byśmy Go prosili? Boski Majestat Jego bowiem nie zwykł skąpo płacić za pobyt swój w gospodzie naszej, jeśli jeno dobre w niej znajdzie przyjęcie.
9. Jeśli zaś ubolewacie nad tym, że nie możecie oglądać Go oczyma ciała, zważcie, że co innego było patrzeć nań, gdy w śmiertelnym ciele mieszkał na świecie, a co innego byłoby oglądać Go, jakim jest teraz uwielbiony w swej chwale niebieskiej. Gdyby nam tu ukazał na oczy tę chwałę swoją, żaden człowiek w nędzy ciała śmiertelnego nie wytrzymałby tego widoku; samże świat nie miałby już po co istnieć i nikt by już nie chciał mieszkać na nim, bo każdy, wobec objawienia tej Prawdy Przedwiecznej, widziałby jasno całą nicość i fałsz tych rzeczy, które tu za coś poczytujemy. Jakże więc, wobec odkrytego Majestatu Jego, nędzna taka grzesznica, jak ja, któram Go tak często obrażała, śmiałaby tak blisko doń przystąpić? Ale pod tą postacią chleba czyni siebie dla nas przystępnym, na podobieństwo monarchy, który pod cudzym przebraniem ukrył królewski majestat, chcąc przez to ośmielić poddanych swoich do większej z Nim poufałości, upoważniając ich przez to do swobodniejszego z Nim się obchodzenia. Bez tego Jego ukrycia kto odważyłby się przystąpić do Niego, widząc siebie tak oziębłym, tak niegodnym i tylu niedoskonałościami obarczonym?
10. O, jakże sami nie wiemy, czego żądamy! O ileż lepiej od nas Boska Mądrość Jego zna potrzeby nasze! Bo pod tą osłoną, która Go ukrywa, objawia On siebie każdemu, kto zechce wykorzystać Jego obecność, i choć dla oczu ciała jest niewidoczny, to przecie czyni siebie widocznym dla duszy, bądź przez zapalanie jej wielką żarliwością, bądź innymi drogami. Nie bójcie się więc, by jakkolwiek ukryty dla zmysłów, trzymał się w ukryciu przed tymi, którzy Go miłują; wy tylko wielkim i ochotnym sercem do Niego się garnijcie i przy Nim trwajcie. Zważcie, że te chwile po Komunii świętej jest to czas, w którym dusza może zebrać zyski niezmierzone. Jeśli posłuszeństwo zaraz po Komunii zawoła was do innego obowiązku, idźcie, ale starajcie się, by dusza wasza pozostała z Panem. Bo jeśli przyjąwszy Go do serca, zaraz pozwalacie myślom waszym odbiegać gdzie indziej i mało zważacie na obecność Jego w was, jakże On ma dać wam siebie poznać? To jest czas najstosowniejszy, by nas nauczał nasz Mistrz, byśmy Go słuchali, całowali Jego stopy z wdzięczności za nauki Jego i prosili Go, by nas nigdy nie opuszczał.
11. Jakiż byłby to nierozum, gdybyście po Komunii świętej mając w sobie nie martwe wyobrażenie, ale samąż żyjącą Osobę Pana, od Niego się odwróciły, a poszły modlić się przed obrazem? Byłoby to taką niedorzecznością, jak gdyby ktoś, mając u siebie wizerunek osoby mu drogiej, w chwili gdy taż osoba sama go odwiedza, nie chciał z nią mówić, a wolałby gadać do wizerunku. Co innego, gdy ta osoba jest nieobecna, wtedy taki sposób przywoływania jej niejako wpatrywaniem się w jej wizerunek, dobry jest i pożyteczny. Wielka to dla mnie rozkosz i niewypowiedziana pociecha, zwłaszcza w chwilach oschłości i opustoszenia wewnętrznego, patrzyć na wyobrażenie kogoś, o kim wiemy, że nas kocha. Bo i jakiż może być przedmiot świętszy i słodszy dla oczu? Nieszczęśni zaprawdę ci heretycy, którzy prócz tylu innych łask i dobrodziejstw Bożych i tej tak wielkiej pociechy samochcący siebie pozbawili!
12. Gdy przyjąwszy Komunię świętą, macie Pana samego we własnej Osobie w duszy waszej, starajcie się wtedy zamknąć oczy ciała, a otworzyć oczy duszy i patrzyć na Niego, jako mieszka w pośrodku serca waszego. Mówiłam wam już i powtarzam, i po wiele razy jeszcze powtarzać będę, że jeśli nauczycie się tego świętego obyczaju trzymania się przy Panu, zawsze, ile razy Go w Komunii przyjmiecie i postaracie się tak mieć czyste sumienie - by wolno wam było często tym najświętszym darem się cieszyć - bądźcie pewne, że Boski Oblubieniec nie przyjdzie do was tak ukryty, by wam w jakiś sposób nie objawił siebie, stosownie do gorącości pożądania, z jakim Go pragniecie oglądać. Owszem, nawet do tego stopnia może uróść pragnienie wasze, iż się wam ukaże bez zasłony.
13. Ale jeśli przyjąwszy Go, nie zważacie na Jego obecność i tak blisko siebie Go mając, myśli wasze zwracacie na szukanie Go gdzie indziej albo na szukanie rzeczy poziomych - cóż On ma czynić? Czy może siłą ma ciągnąć was, abyście na Niego patrzyły, czy gwałtem ma przytrzymywać was, abyście od Niego nie odchodziły, aby wam mógł objawić siebie? Tego nie uczyni. Raz jawnie ukazał się ludziom i wyraźnie im oznajmił, kim jest; a wiadomo, jak ludzie Go przyjęli i jak się z Nim obeszli, i jak mało ich uwierzyło w Niego. Dość tego miłosierdzia, które czyni wszystkim, że oznajmia im i żąda od nich, by wierzyli, iż prawdziwie jest obecny w Najświętszym Sakramencie. Ale żeby komu jawnie bez zasłony ukazał siebie i dopuścił go do uczestnictwa w wielmożnościach swoich i użyczył mu skarbów swoich, tego uczynić nie zechce, jeno takim, o których wie, że żarliwie Go pragną, bo ci tylko są prawdziwymi przyjaciółmi Jego. Zapewniam was, że kto waży się przystąpić do Niego, nie uczyniwszy wpierw wszystkiego, co jest w jego mocy, aby Go przyjął jak zdoła najgodniej, ten, jakkolwiek by się Panu naprzykrzał, niech się nie spodziewa łaski ujrzenia obecności Jego. Ale pewno też taki nie będzie pragnął tej łaski, bo ciężko mu i godzinę raz na rok wytrzymać w kościele dla spełnienia przykazania o Komunii wielkanocnej, a potem czym prędzej ucieka do domu, opuszczając Pana. I tak, zajętemu myślami i sprawami światowymi, które go pochłaniają, pilno mu jak najprędzej pozbyć się Pana z domu swego.
Rozdział 35
Mówi w dalszym ciągu o potrzebie skupienia wewnętrznego po Komunii św. i kończy gorącą prośbą do Ojca Przedwiecznego.
1. Szeroko się nad tym przedmiotem rozwiodłam pomimo że już przedtem, mówiąc o modlitwie skupienia, obszernie nad nim się zastanawiałam; uczyniłam to dlatego, abyście dobrze zrozumiały niezmierną ważność tego wejścia w siebie i zostawania sam na sam z Bogiem po przyjęciu Komunii świętej. Ale i w te dni, w które nie jest wam dane przystąpić do Stołu Pańskiego, nikt wam nie broni w czasie Mszy świętej komunikować duchowo; tak samo jak przed Komunią rzeczywistą, możecie tu wzbudzać w sobie gorące pożądanie przyjęcia Pana, zapraszać Go do siebie i zamknąć się z Nim w przybytku serca waszego Tak czyniąc, odniesiecie dla duszy wielki pożytek. Dziwnie głęboko bowiem przez taką Komunię duchową miłość Pana Jezusa do serca się wraża i ile razy przysposabiamy się do przyjęcia Go, nigdy On nie zaniecha, różnymi sposobami, dla nas niezrozumiałymi, udzielić nam łask i darów swoich. Podobnie jak ogień, chociażby był wielki i silny, nie zagrzeje cię, jeśli się trzymasz z daleka od niego i będzie ci zimno, choć może mniej, niż gdybyś go wcale nie widziała - ale gdy się przybliżysz i ręce do niego wyciągniesz, zimno ustąpi i błogie ciepło owieje cię i przeniknie, tak i Pan Jezus jest wielkim ogniskiem, wszędy szerzącym dokoła ciepło miłości swojej; ale dobrze się przy tym ogniu ten tylko zagrzeje, kto blisko do niego przystąpi. Gdy dusza jest przysposobiona - pragnieniem przyjęcia Go i złączenia się z Nim - jedna iskierka z tego ogniska na nią padająca, zapali ją całą i jedna chwila przebyta przy Nim pozostawia ją rozgrzaną na długie godziny.
2. Zważcie, córki, że choćbyście z początku nie doznawały pożądanej pociechy (owszem, bądźcie przygotowane na to, że diabeł, wiedząc jaka mu tu szkoda grozi, będzie wam przeszkadzał i nękał was uciskiem serca, wmawiając w was, że na innej drodze łatwiej by wam było znaleźć pożywienie dla pobożności waszej, którego tu z tak wielkim utrudzeniem, a tak małym skutkiem szukacie), nie powinnyście jednak opuszczać tego sposobu modlitwy; po tym pozna Pan, czy Go prawdziwie miłujecie. Pomnijcie, jak mało jest dusz, które Mu towarzyszą w cierpieniu i strapieniu; za to niewiele, co ucierpicie dla Niego, boska hojność Jego sowicie wam odpłaci. Pomnijcie jeszcze, ilu jest takich, którzy nie tylko nie chcą zostawać z Nim, ale jeszcze z wielką zelżywością wypędzają Go od siebie. Powinnyśmy zatem przecierpieć coś dla okazania Mu, iż pragniemy szczęścia oglądania Go kiedyś. I kiedy On wszystko to znosi i będzie znosił aż do końca świata dla miłości choćby jednej duszy, która Go pragnie przyjąć z miłością i zatrzymać u siebie, starajcie się, by każda z was była tą wybraną. Bo gdyby nie znalazła się żadna taka, snadź nie pozwoliłby na to Ojciec Przedwieczny, by Syn Jego dłużej jeszcze mieszkał między nami. Jest On jednak takim Przyjacielem tych, co Go kochają i tak łaskawym dla prawdziwych sług swoich Panem, iż widząc gorące pragnienie Boskiego Syna swego, nie chce kłaść tamy temu wielkiemu dziełu Jego, w którym tak wspaniale jaśnieje miłość Jego dla Ojca.
3. Ojcze Święty, który jesteś w niebie, kiedy taka była wola Twoja, iż zgodziłeś się na takie dla nas poniżenie się Syna Twego, że zaiste nie mogłeś odrzucić ofiary Jego, tak wielkie dobro i szczęście nasze na celu mającej, niechże - jak mówiłam już wyżej - choć ktoś się znajdzie, kto by za tym tak sponiewieranym Synem Twoim przemówił, skoro On sam nigdy w obronie swojej nie stawał. Bądźmy my takimi, córki, i choć niegodne, błagajmy w Imię Jego Ojca naszego, aby w boskiej wielmożności swojej raczył zaradzić temu, by najsłodszy Jezus nasz, za to wyniszczenie siebie i za ten niepojęty dar - nie był tak niegodnie przez nas traktowany. I kiedy tenże Boski Syn Jego taki ustanowił skuteczny środek przebłagania gniewu w tej Przenajświętszej Ofierze, w której na każdy dzień Jego samego ofiarujemy, niechże ta Ofiara Najdroższa okaże skuteczność swoją, by mocą jej powstrzymane, nie szerzyły się dalej te straszne zniewagi i świętokradztwa, jakie w tylu miejscach wyrządzają się Boskiemu Sakramentowi przez bezbożnych heretyków, gdzie tyle jest spustoszonych świątyń, tylu kapłanów pomordowanych i tylu ludzi pozbawionych sakramentów.
4. Jak to może być, Panie Boże mój? Albo już połóż koniec światu, albo ukróć te straszliwe niegodziwości, których widoku żadne serce nie zniesie, choćby tak grzeszne jak nasze. I Ty, Ojcze Przedwieczny, błagam, dłużej nie znoś tego! Powstrzymaj boską mocą Twoją ten pożar, aby nie szerzył dalej spustoszeń. Pomnij, że Syn Twój jeszcze mieszka na tym świecie. W imię należnego Mu uszanowania niech już będzie koniec tym wstrętnym i sprośnym brzydkościom; boskiej piękności i czystości Jego nie przystoi mieszkać w domu, w którym takie rzeczy się dzieją. Uczyń to, Panie, nie dla nas niegodnych zmiłowania Twego, ale dla Syna Twego! Nie śmiemy Go prosić, byś Go zabrał od nas, bo co byłoby z nami? Wszak to jest jedyny zastaw, który Twój gniew może ułagodzić!
5. O, Panie! Gdybym to miała prawo domagać się od Ciebie natarczywie tej łaski! Obym mogła, w czymkolwiek usłużywszy Tobie, prosić Cię o nią w zamian za te usługi moje, bo Ty żadnej nie zostawiasz bez nagrody! Ale niestety, żadnej przed Tobą nie mam zasługi; może nawet ja sama zagniewałam Ciebie i tak grzechami moimi stałam się przyczyną tych nieszczęść! Cóż więc mogę uczynić innego, Panie, jenot o, że ofiaruję Tobie ten Chleb Najświętszy i wziąwszy go od Ciebie, Tobie go oddam? Przez zasługi Jego błagam Ciebie, byś mi udzielił tej łaski, której On tak ze wszech miar jest godzien. Więc spraw już, Panie, spraw, by ucichło to morze! Niech ustaną te nawałności, z którymi wciąż walczyć musi łódź Kościoła Twego. Ratuj nas, Panie, bo giniemy.
Rozdział 36
Mówi o tych słowach Modlitwy Pańskiej: "I odpuść nam nasze winy".
1. Widząc tedy, że przy tym pokarmie niebieskim, który nas posila, wszystko, jeśli jeno chcemy, staje się nam łatwe, i że możemy już bardzo dobrze spełnić to, co obiecaliśmy Ojcu prosząc Go, aby się działa w nas wola Jego - Boski Mistrz nasz prosi dalej Ojca za nami, aby nam odpuścił, ponieważ i my odpuszczamy. I w dalszym ciągu modlitwy, której nas uczy, mówi te słowa: I odpuść nam, Panie, nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.
2. Zważcie, siostry, że nie mówi: "jako i my odpuścimy", obiecując dopiero na przyszłość, czym nam oznajmia, że kto żąda tak wielkiego daru, o jaki prosiliśmy w prośbie poprzedzającej i kto wolę swoją oddał Bogu, ten, potrzeba, by już miał dopełnione odpuszczenie drugim i dlatego mówi: jako i my odpuszczamy. Kto bowiem naprawdę i szczerze mówi Panu te słowa: bądź wola Twoja, tym samym już oznajmia, że wszystko uczynił, co najmniej w woli i postanowieniu. Łatwo stąd zrozumiecie, dlaczego święci tak ochotnie przyjmowali zelżywości i prześladowania i z taką radością je znosili; cieszyli się, że mają co ofiarować Panu w zamian za te wielkie rzeczy, o które Go proszą. Cóż więc, wobec tego przykładu świętych, powinni czynić tacy jak ja grzeszna, która mało co mam do odpuszczenia drugim, a tyle potrzebuję odpuszczenia dla siebie? Bez wątpienia, siostry, chodzi tu o rzecz godną najgłębszej uwagi. Cóż może być dla nas ważniejszego i bardziej koniecznego nad to, b Pan odpuścił nam nasze winy, za które zasłużyliśmy na ogień wieczny? I takie niewypowiedziane miłosierdzie ofiaruje się nam w zamian za rzecz tak błahą, jaką jest odpuszczenie przez nas innym ich uchybień. Dobrą tu masz sposobność do okazania miłosierdzia Twego. Bądź błogosławiony, że znosisz mnie tak nędzną; ufam, że od tego, o co Syn Twój prosi Ciebie w imieniu wszystkich, Ty mnie, Ojcze miłosierdzia, choć nie mam czym spłacić żądanej zamiany, nie wyłączysz.
3. Czy są, Panie mój, dusze mnie podobne, które by mimo to nie rozumiały tego obowiązku odpuszczania? Jeśli są, w Imię Twoje, na miłość Twoją proszę je, niech już nie zważają na te drobnostki, które na świecie poczytują się za obrazę honoru, na te śmieszne urazy miłości własnej, którymi ludzie serce sobie trują i poważnie tymi błahostkami się zajmują, podobni do dzieci, budujących sobie domki z kart. O, wielki Boże! Gdybyśmy rozumiały, siostry, co to jest honor i na czym polega prawdziwa utrata honoru! Nie do was to mówię; wy rozumiecie tę prawdę, i bardzo byłoby smutno, gdybyście jej jeszcze nie rozumiały; ale do mnie to mówię, do tego czasu życia mego, kiedy bardzo dbałam o honor, a nie wiedziałam, na czym on się zasadza, ale ślepo szłam za opinią ludzką. O, ileż to rzeczy brałam sobie wówczas za obrazę, aż wstyd o tym i wspomnieć! Nie byłam może z rzędu najdrażliwszych, ale błądziłam jak wszyscy w punkcie najważniejszym, bo nie miałam na względzie i nie poczytywałam sobie za honor tego, co samo jest godnym tej nazwy, to jest honor przynoszący korzyść dla duszy. Dobrze ktoś powiedział, że honor a zysk nie mogą z sobą iść w parze; nie wiem czy powiedział to w znaczeniu, jakie ja tu mam na myśli, ale to rzecz pewna, że zysk i pożytek duszy z tym, co świat zowie honorem, nigdy się nie da pogodzić. Jakież to smutne, że świat wręcz przeciwnie postępuje! Niech będzie Pan błogosławiony, że nas wyzwolił z niego. Wiedzcie, siostry, że diabeł nie zapomniał o nas i są klasztory, w których tak samo jak na świecie przestrzega się pewnych praw honoru i godności. Uczeni, na tym się wiele nie znam, dzielą nauki na różne szczeble, których ściśle się trzymają. Kto na przykład stanął już na szczeblu lektora teologii, ten nie może poniżać siebie do wykładania filozofii, byłoby to z ujmą honoru jego, który pozwala posuwać się wyżej, ale zstąpienia na niższy szczebel nie znosi. I chociażby w imię posłuszeństwa włożono na niego ten obowiązek, zawsze miałby siebie za pokrzywdzonego i drudzy stanęliby po jego stronie, oburzając się z nim na wyrządzoną mu taką zniewagę, a diabeł też nie omieszka wdać się w tę sprawę, poddając mu argumenty, że nawet według prawa Bożego on ma rację. Podobnież dzieje się między zakonnicami: która kiedy była przeoryszą, ta poczytuje siebie za wyjętą od wszelkiego podrzędnego obowiązku; która jest starsza, tej honor wymaga, by jej okazywano wszelkie względy i uszanowanie; nie masz obawy, by kiedy zapomniała o tym, owszem, obstawanie przy takim sądzie poczytuje sobie za obowiązek, bo tak jest przepisane w Regule.
5. Doprawdy, byłoby się z czego uśmiać, gdyby nie należało raczej zapłakać. Zapewne, że Reguła przepisuje młodszym, aby okazywały uszanowanie starszym; ale nie przepisuje starszym, by zapominały o obowiązku pokory. Przepis ten Reguły potrzebny jest dla utrzymania należnego porządku w domu; ale z tego nie wynika, bym ja miała tak bardzo troszczyć się o porządek w tym, co się odnosi do poszanowania osoby mojej, i tak gwałtownie domagać się ścisłego co do mnie przestrzegania tego punktu Reguły. Może też, dobrze się policzywszy, okazałoby się, że inne przepisy niezbyt doskonale wypełniam, a tylko w tym jednym żądam doskonałości od drugich. Lepiej by było, gdybym drugim pozostawiła troskę o przestrzeganie tego punktu w tym, co się tyczy mnie, a sama się o niego nie frasowała. Ale taka jest nędza natury naszej, że wciąż tylko chcemy wywyższenia - chociaż tą drogą nie wywyższymy siebie do nieba - i dlatego tak nam trudno uniżyć się w czymkolwiek. O, Panie, Panie! Czyż Ty nie jesteś wzorem naszym i Mistrzem? Bez wątpienia, że jesteś. Na czymże więc Ty opierałeś cześć Twoją, Królu nasz? Nie straciłeś jej poniżając siebie aż do śmierci, przeciwnie, zyskałeś ją tym większą i wszystkich nas wywyższyłeś.
6. Na miłość Boga, siostry! Starajmy się dobrze zrozumieć tę prawdę: błędna jest wszelka droga, która się od tego wzoru oddala; fałszywy, od samego początku, obiera kierunek, kto inną drogą chce dojść do celu. Bardzo się boję o zbawienie wieczne takiej duszy, która się przywiązuje do tych nędznych punktów honoru, a nie rozumie, na czym polega honor jej prawdziwy. I dochodzimy jeszcze do tego, że wyobrażamy sobie, żeśmy bohaterskiego czynu dokazali, gdy odpuścimy bliźniemu jaką bagatelkę, która nie była nawet żadnym uchybieniem ani żadną krzywdą. I spokojnie, jak gdybyśmy uczynili co wielkiego, stajemy przed Ojcem naszym w niebie, prosząc, aby nam odpuścił, bo i my odpuściliśmy! O, Panie, oświeć nas, byśmy zrozumieli, że sami nie wiemy, co mówimy! Wszyscy bowiem stajemy przed Tobą z rękoma próżnymi, a Ty sam odpuszczasz z samego miłosierdzia Twego. I wobec znikomości jestestwa naszego (wszystko bowiem tu się kończy, a tylko karanie będzie bez końca) nie widzę nic, co byśmy Ci z siebie ofiarować mogli, co byłoby godną zamianą za łaskę, o którą prosimy, jeno nieskończone zasługi Tego, który się wstawia za nami.
7. Ale patrzcie, siostry, jak wysoko Pan ceni miłość wzajemną między nami! Nie przedstawia bowiem Ojcu swemu innych ofiar ale wymienia tylko tę jedną. Mógł powiedzieć: Odpuść nam, Ojcze, bo miłujemy Ciebie, bo dla Ciebie cierpimy trudy i znoje, i gotowiśmy większe jeszcze wycierpieć, bo postami i pokutą umartwiamy ciało nasze, bo spełniamy dobre uczynki, jakie dusza miłująca, oddawszy Mu swoją wolę, rada wypełnia; nie mówi też "umrzemy dla Ciebie". Tego wszystkiego Pan nie mówi; mówi tylko to jedno: "ponieważ odpuszczamy". Może dlatego na tym jednym poprzestał, że widząc nas tak przywiązanych do tego nędznego honoru światowego i że tu nam trudniej niż w czym innym zwyciężyć siebie, właśnie ofiarę z tego honoru uznał za rzecz najmilszą Bogu i ofiaruje ją Ojcu w naszym imieniu.
8. Zważcie dobrze, siostry, że mówiąc te słowa: jako i my odpuszczamy, Pan uważa to jako rzecz już dopełnioną. Pamiętajcie więc, że jeśli dusza obdarzona łaskami, jakich Bóg zwykł użyczać tym, których podniesie do stanu doskonałej kontemplacji, nie będzie miała niezachwianego postanowienia i w danym razie postanowienia tego nie spełni, odpuszczając wszelką, choćby najcięższą krzywdę, nie mówiąc już o tych błahych drobnostkach, które się na świecie poczytują za obrazę - taka dusza niechaj nie ufa swej modlitwie. Dusza, którą Bóg złączył z sobą w tak wzniosłej modlitwie, obojętnie przyjmuje zarówno szacunek czy wzgardę, owszem, źle powiedziałam, bo większą jej sprawia przykrość cześć jej okazana, niż wyrządzona zelżywość i więcej jej ciąży spokój w rozkoszach niż strapienia i krzyże. Odkąd bowiem Pan dał jej w posiadanie już tu na ziemi królestwo swoje, nie chce używać już niczego na świecie; wie, że tą jedynie drogą nabywa się prawdziwego królowania nad rzeczami tego świata; własnym doświadczeniem przekonała się już, jakie skarby nieprzebrane zbiera sobie dusza i jak wysoko postępuje, gdy cierpi dla miłości Boga. Rzadko też zdarza się, by Bóg do tych nadzwyczajnych łask podnosił duszę, która by pierwej nie zniosła ochotnie wielkich cierpień dla Niego. Wielkie bowiem i ciężkie, jak na innym miejscu tej książki mówiłam, są cierpienia dusz kontemplatywnych i Bóg też dla nich wybiera tylko doświadczonych i wypróbowanych.
9. Łatwo to zrozumiecie, siostry, że takie dusze, poznawszy już, że Bóg sam jest wszystkim, nie zatrzymują się wiele nad tym, co przemija. W pierwszym poruszeniu wielka krzywda, ciężka zelżywość może w nich wywołać przykre uczucie, ale nim jeszcze to uczucie zdoła przeniknąć do woli, rozum przybywa jej na pomoc i jakoby sztandar krzyża w ich sercu podnosi, iż przed nim przyrodzone ono uczucie przykrości, rzec można, wniwecz się obraca i niknie bez śladu, ustępując miejsca radości na myśl, że sam Pan dał im tę sposobność zjednania sobie w jeden dzień więcej łask i zasług w obliczu Majestatu Jego, niżby zdołały pozyskać w dziesięć lat cierpień z własnego wyboru poniesionych. Jest to, o ile mi wiadomo, reguła ogólna; znałam wiele dusz kontemplatywnych i przekonałam się, że jak inni cenią sobie złoto i kamienie drogie, tak one cenią cierpienia, wiedząc o tym, że tylko one dają prawdziwe bogactwo.
10. Dalekie jest od takich dusz wszelkie upodobanie w sobie; cieszą się z tego, gdy ludzie poznają ich grzechy, owszem, chętnie je same wyznają, gdy spostrzegą, że ktoś ma dla nich szacunek. Tak jest np. z tymi, którzy pochodzą z rodów znakomitych, ale nigdy się tym nie chlubią, pomni na to, że znikomy ten blask ziemski na nic im się nie przyda w onym królestwie, które nie ma końca. Wysokie urodzenie swoje o tyle tylko cenią, o ile z niego może być pożytek dla większej chwały Bożej; zresztą wszelkie okazywane im oznaki uszanowania prawdziwą sprawiają im przykrość i bez trudności, owszem, z przyjemnością wyprowadzają z błędu każdego, kto je poczytuje za coś więcej, niż są w istocie. Komu Pan użycza łaski takiej pokory i takiej miłości Bożej, i takiej gorliwości o większą chwałę Jego, ten już tak zupełnie nie dba o siebie, że prawie nie czuje wyrządzanych mu krzywd i zelżywości i nie przypuszcza nawet, by kto w nich widział zniewagę.
11. Te skutki, które tu ostatnio wymieniłam, objawiają się tylko w duszach, które doszły do wysokiej doskonałości i którym Pan często użycza łaski podniesienia ich do zjednoczenia z sobą w kontemplacji doskonałej. Ale pierwszego ze skutków wyżej wymienionych, to jest: gotowości do znoszenia zniewag i rzeczywistego znoszenia ich, choćby z wewnętrzną przykrością, w bardzo krótkim czasie dostąpi każdy, kto otrzymał już łaskę modlitwy zjednoczenia. Możecie zatem być pewne, że kto tego skutku nie doznaje, tego rzekome zjednoczenie nie jest łaską od Boga, ale iluzją i mamidłem szatańskim, zmierzającym do tego, by dusza wzbiła się w wysokie o samej sobie rozumienie.
12. Z początku jednak zdarzyć się może, że dusza, choć otrzymuje już od Pana te łaski, nie od razu do takiego bohaterskiego męstwa się wzniesie, lecz zapewniam, że w miarę udzielania się jej tych łask, nabędzie tego męstwa w krótkim czasie, chociażby nie w innych cnotach, tedy przynajmniej w tej cnocie odpuszczania uraz. Nie mogę bowiem tego przypuścić, by dusza przystępująca tak blisko do samego źródła miłosierdzia, widząc tak jasno w świetle jego nędzę i nicość swoją, i jako wiele Bóg jej odpuścił - mogła jeszcze znajdować jaką trudność w ochotnym odpuszczeniu wszelkiej urazy i nie miała serca skłonnego do okazania wszelkiej życzliwości temu, kto ją obraził. Wobec tych łask bowiem i rozkoszy, którymi Bóg ją napełnił i w których ma jawny znak nieskończonej miłości Jego, z radością korzysta z ofiarującej się jej sposobności, by Mu przez to okazać swą miłość.
13. Znam wiele dusz, jak już mówiłam, które Pan podniósł do tego stanu i dał im łaskę bądź modlitwy zjednoczenia, bądź zupełnej kontemplacji i choć spostrzegłam w nich inne niedoskonałości, tej jednak nie spostrzegłam u żadnej i nie sądzę, by mogła znaleźć się taka, jeśli łaski, które otrzymuje, prawdziwie są od Boga. Kto więc doznaje tych łask, niechaj dobrze zajrzy w siebie, czy w miarę łask rodzą się także powyższe skutki. Gdyby zaś żadnego z tych skutków w sobie nie widział, niech wie, że słuszny ma powód do zatrwożenia się o siebie i niech nie łudzi siebie, by one pociechy jego pochodziły od Boga; bo Bóg, gdy wchodzi do duszy, zawsze ją ubogaca. Jest to prawda niezawodna; jakkolwiek bowiem sama łaska i pociecha prędko przemija, długo jednak trwa skutek i jej pożytek, jaki z niej dusza odniosła i po tym, właśnie poznaje się jej prawdziwość. Dlatego też dobry Jezus, wiedząc, że obecność Jego takie skutki w duszy sprawia, bez wahania mówi Ojcu, iż odpuszczamy naszym winowajcom.
Rozdział 37
Mówi, jak wielka jest wzniosłość Modlitwy Pańskiej i jak wiele pociechy w niej możemy znaleźć.
1. Jakież dzięki należą się Panu za tak wzniosłą doskonałość tej modlitwy ewangelicznej! Wskazuje ona na boską mądrość tego Mistrza, który nas jej nauczył, i każda z nas, córki, może ją uważać jakby dla niej samej ułożoną. Zdumiewam się widząc, że w tak niewielu słowach zawarta jest cała kontemplacja i doskonałość, tak iż można by obyć się bez innej książki i dość byłoby zgłębić tę jedną. W rzeczy samej naucza nas tu Pan wszystkich dróg modlitwy i wzniosłej kontemplacji, zacząwszy od pierwszych początków rozmyślania, aż do modlitwy odpocznienia i zjednoczenia, tak że gdybym umiała o tym mówić, mogłaby powstać obszerna księga o modlitwie, oparta na tym prawdziwym fundamencie. W tej prośbie ukazuje nam Pan, jak widzieliśmy, przedziwne skutki, jakie sprawia modlitwa, jeśli jeno dary, jakich dusza w niej doznaje, prawdziwie pochodzą od Boga.
2. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego nie spodobało się boskiej mądrości Jego jaśniej nam wytłumaczyć tych rzeczy tak wzniosłych, abyśmy je wszyscy mogli zrozumieć. Zdaje mi się, że Pan (ponieważ modlitwa ta ma być powszechną dla wszystkich ludzi) umyślnie podał ją w takiej ogólnej formie, aby każdy znalazł w niej to, czego mu potrzeba i stosując ją do własnych potrzeb, mógł z niej zaczerpnąć dla duszy swojej pociechę. Tak więc kontemplatycy i dusze całkiem oddane Bogu, które już nie pragną rzeczy ziemskich, proszą w tej modlitwie o łaski niebieskie, o ile one z nieskończonej dobroci Boga mogą być udziałem człowieka w tym życiu; ci zaś, którzy pozostają na świecie i żyją jak należy według stanu swego, proszą każdy wedle potrzeby swojej o chleb i o inne rzeczy potrzebne do własnego utrzymania i dla rodzin swoich i prośba ta jest ze wszech miar sprawiedliwa i święta.
3. Ale dwie rzeczy, zważcie to dobrze, mianowicie obowiązek poddania Bogu woli naszej i obowiązek odpuszczenia win są w tej modlitwie umieszczone dla wszystkich. W sposobie wypełniania tych dwu obowiązków różne jednak mogą być stopnie: doskonali doskonale oddadzą wolę swoją i odpuszczać będą urazy z taką - jak to wyżej mówiłam - doskonałością. My, siostry, wypełnimy te powinności jak zdołamy najlepiej, a Pan wszystko przyjmie. Jest tu jakoby pewien rodzaj umowy, którą On w imieniu naszym zawiera z Boskim Majestatem Ojca, jakby mówił: Uczyń mi, Ojcze, to, o co dla nich proszę, a oni uczynią to, czego od nich żądasz. Że On z swojej strony dotrzyma umowy, tego bez żadnego wahania możemy być pewni. O, jaki to dobry płatnik i jak hojnie i bez miary płaci!
4. Za jedno odmówienie tej modlitwy, jeśli jeno widzi, że mówimy ją sercem szczerym i że czynimy to, co mówimy, od razu nas wzbogaci wszystką hojnością skarbów swoich. Bóg nade wszystko kocha prawdę, szczerość, prostotę; z takim sercem do Niego przystępując i do Niego mówiąc, zawsze otrzymamy więcej niż to, o co prosimy. Znając tedy nasz dobry Mistrz, do jak wysokiego stopnia podnosi Ojciec hojnością łask swoich te dusze, które szczerze i prawdziwie Go proszą; wiedząc nadto, że dusze, do tak wysokiego stanu podniesione, już się nie powinny bać i nie boją się świata i trzymają go, jak to mówią, pod nogami i cieszą się miłością Pana, jak to mogą z pewną nadzieją wnioskować po cudownych skutkach, jakie On w nich sprawia; widząc jednak, że upojone tymi rozkoszami z nieba mogą zapomnieć o tym, że są jeszcze na tym świecie i że wielu im tu nieprzyjaciół grozi - Boski Mistrz zapobiega temu niebezpieczeństwu i ostrzega je, aby się miały na baczności.
5. O Mądrości Przedwieczna! O Mistrzu niezrównany! O jakie to szczęście nasze, córki, że mamy takiego mądrego, przezornego Mistrza, który widzi z daleka grożące nam niebezpieczeństwo! Nie mam słów na wyrażenie całej wielkości takiego dobrodziejstwa, jest to największe dobro na ziemi dla duszy Bogu oddanej, bo na nim polega wszystko bezpieczeństwo. Widząc więc Pan nasz, iż potrzeba tym duszom, aby się ocknęły z upojenia swego i wspomniały na to, że mają jeszcze nieprzyjaciół i jak daleko groźniejszym dla nich, niż dla innych, byłoby zaniechanie koniecznej wobec tych nieprzyjaciół baczności, i o ile więcej, niż inni, potrzebują łaski i pomocy Ojca Przedwiecznego, aby nie upadły z wysoka i nie zaplątały się w sidła na nie zastawione - prosi za nami o to, co nam najpotrzebniejsze w tym życiu:
I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego.
Rozdział 38
Objaśnia, jak usilnie powinniśmy prosić Ojca Przedwiecznego, by nam udzielił tego, o co prosimy w tych słowach: "I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego", i mówi o niektórych pokusach. - Rzeczy to bardzo ważne.
1. Wielkie i głębokie rzeczy zawierają się, siostry, w tych słowach i jako jest wolą Bożą, byście je za Panem mówiły, tak też powinnyście przykładać starania, abyście zdołały wniknąć w ich znaczenie. Rozumie się, że dusze, które doszły do tego stopnia modlitwy, już nie będą prosiły Pana o wyzwolenie ich od cierpień, o odwrócenie od nich pokus, prześladowań i walk, gdyż właśnie w tych przeciwnościach i próbach widzą drugi skutek działania w nich Ducha Świętego i niezawodny znak, że łaski i dary, którymi się cieszą, szły za Jego sprawą; zatem nie tylko nie wzdrygają się przed cierpieniem, ale przeciwnie pragną go, w nim się kochają i o nie proszą. Podobne są w tym do żołnierzy, którzy cieszą się gdy nastanie wojna, bo mają nadzieję odznaczyć się w bitwie i łupami się wzbogacić, gdy przeciwnie czasu pokoju mają tylko żołd swój, bez widoku większych korzyści.
2. Z większą jeszcze niecierpliwością niż ci ziemscy bojownicy, upewniam was, siostry, żołnierze Chrystusowi, to jest ci, którzy złączeni są z Panem w modlitwie i kontemplacji, wyglądają chwili, kiedy dano im będzie walczyć i potykać się w sprawie Boskiego Wodza swego. Nie ulękną się nieprzyjaciela jawnego, wstępnym bojem na nich nastającego; znają słabość jego, wiedzą, że tej siły, jaką Pan ich uzbraja, żadna siła ziemska nie pokona, że z każdej walki wyjdą zwycięsko i z większą korzyścią i hojnie wzbogaceni; więc nigdy się przed żadną napaścią nie cofną. Ale za to boją się, i to słusznie, innego nieprzyjaciela i ustawicznie Pana proszą, aby ich od niego wybawił; boją się czarta, zdrajcy piekielnego, przemieniającego się w anioła światłości, który cichaczem, w przebraniu podchodzi duszę i nie da się jej poznać, aż gdy jej zada rany śmiertelne i wszystką krew z niej wysączy, i życie jej odbierze, a dusza tymczasem, zewsząd już osaczona pokusą, jeszcze jej nie widzi. I o to właśnie proście, córki, w Modlitwie Pańskiej, i o to prosić powinnyście, by was Pan wybawił od tego nieprzyjaciela i nie dopuścił, byście weszły w pokuszenie, byście się dały oszukać czartowskim szalbierstwom, byście miały nie poznać się na podsuwanej wam truciźnie, by diabeł zdołał zakryć przed oczyma waszymi światłość i prawdę. O, jakże słusznie dobry Mistrz nasz uczy nas prosić o to, i sam o to za nami prosi!
3. Zważcie, że w różny sposób może nas nieprzyjaciel ten przyprawić o szkodę; nie jedyna to bowiem zdrada jego, że nieraz wywołuje w nas pociechy duchowe i wmawia w nas, że są to łaski od Boga. Taka szkoda jednak jest jeszcze najmniejsza, bo czasem nawet może się obrócić przeciw samemu czartu; zdarza się bowiem, że mamidła jego nie tylko nie zdołają wstrzymać duszy na drodze Bożej, ale ją przeciwnie pobudzą do tym raźniejszego postępu, do dłuższej i gorętszej modlitwy. Nie domyślając się ani przypuszczając, by pociechy, których doznaje, były sprawą złego ducha, przypisuje je ta dusza niezasłużonemu nad nią zmiłowaniu Pańskiemu i uznając siebie takich łask niegodną, tym żarliwsze za nie czyni dzięki Bogu, tym mocniej czuje się obowiązana do służenia Mu wiernie i tym usilniej stara się uczynić siebie godną dalszych łask i darów Jego.
4. I wy także siostry, starajcie się trwać niezachwianie w pokorze, uznajcie siebie niegodnymi podobnych łask i o nie się nie ubiegajcie. Tą drogą wymyka się diabłu z rąk niejedna dusza, na której zgubę on sidła swoje zastawiał, a Pan przeciwnie, dla pokory jej i to zło, którym kusiciel zgubić ją zamierzał, obraca na jej dobro. On w boskiej wszechwiedzy swojej zna serca nasze i patrzy na intencję naszą; jeśli po to idziemy na modlitwę i na niej trwamy, aby uczynić siebie przyjemnymi w oczach Jego, i służyć Jemu, i z Nim i przy Nim zostawać, On wierny jest i nie dopuści tego, by nas miał nieprzyjaciel oszukać. Potrzeba, co prawda, czuwać i pilnować się, aby pokora nie doznała najmniejszego uszczerbku, aby nie wcisnęła się jaką szczeliną do duszy próżna chwała i upodobanie w sobie; potrzeba błagać Pana, aby nas od tego złego obronił. Ale też i wiernie przestrzegając tych warunków, i tak czyniąc co jest w naszej możności, nie bójcie się, córki, by opuściła nas pomoc Jego, by długo na to pozwolił, aby nas nieprzyjaciel zwodził pociechami, które nie od niego pochodzą.
5. Nierównie więcej może szatan zaszkodzić, gdy uda mu się wmówić w nas, że posiadamy cnoty, których w istocie nie posiadamy. To już prawdziwa klęska dla duszy. W pociechach bowiem i słodkościach bierzemy tylko dary nam użyczane, za czym i poczuwamy się do obowiązku wierności - tu przeciwnie, zdaje nam się, że to my coś dajemy, za co nam należy się nagroda od Pana; a z tego powoli i nieznacznie ciężka rodzi się szkoda. Z jednej strony cierpi na tym pokora, z drugiej strony dusza się opuszcza, nie starając się już o nabycie tej cnoty, skoro wyobraża sobie, że ją już posiada. Jakiż będzie, siostry, na to niebezpieczeństwo ratunek? Nie znam pewniejszego nad ten, który nam tu podaje Boski Mistrz nasz, to jest modlitwę i błaganie do Ojca Przedwiecznego, aby nie dopuścił nam wpadać w pokuszenie.
6. Inny jeszcze sposób wam wskażę. Jeśli nam się zdaje, że Pan użyczył nam jakiej cnoty, uważajmy ją za dobro nam darowane, które Boski Dawca może nam znowu odebrać, jak to rzeczywiście często się zdarza, nie bez głębokich w tym zamiarów Jego Opatrzności. Czy nigdy jeszcze nie doznałyście tego, siostry, na samych sobie? Co do mnie, po wiele razy tego doświadczam. Czasem zdaje mi się, że zupełnie nie jestem przywiązana od żadnej rzeczy stworzonej i rzeczywiście w chwili próby okazuję się taką. A znowu przychodzą chwile, kiedy taki widzę w sobie brak wyrzeczenia się wszystkiego, że lada rzecz, z której wczoraj jeszcze bym się śmiała, zajmuje mię całą, tak iż sama siebie nie poznaję. Raz zdaje mi się, że mam odwagę nieustraszoną, że nie cofnęłabym się przed żadną trudnością gdy chodzi o chwałę Bożą, i w niektórych zdarzeniach istotnie dałam dowody takiej odwagi; a innym razem tak się czuję słabą i lękliwą, iż nie zdobyłabym się na męstwo zabicia choćby jednej mrówki w obronie sprawy Bożej, gdybym miała przez to wystawić się na jakie bądź przeciwieństwo. To zdaje mi się, że żadne oszczerstwa ani sądy ludzkie nie zdołałyby mię zachwiać i zakłócić mi spokoju wewnętrznego i w rzeczy samej nieraz zniosłam podobne napaści, nie tylko spokojnie, ale i z radością; a znów bywają dni, że lada marnym słowem na mnie rzuconym tak się trapię i martwię, iż cały świat mi się przykrzy i brzydnie i chciałabym uciec od niego. I nie ze mną jedną tak się dzieje; widziałam podobne zmiany usposobienia u wielu innych, lepszych niż ja i wiem, że tak bywa.
7. Któż więc, mając przed oczyma tę prawdę, codziennym doświadczeniem stwierdzoną, śmiałby jeszcze przypisywać samemu sobie jaką bądź cnotę i mieć siebie za wzbogaconego, kiedy tyle razy, właśnie w chwili potrzeby, gdy powinien by daną cnotę okazać, ujawnia się właśnie zupełne jego ubóstwo? - Miejmy więc zawsze na pamięci, siostry, tę całkowitą niedostateczność naszą, nie zaciągajmy długów, których nie ma czym spłacić. Skarb ten, drogi skądinąd, nie od nas pochodzi i nie wiemy, kiedy zechcą nam go odebrać i pozostawią nas z niczym w ciemnicy nędzy naszej. Wtedy bowiem; za odjęciem od nas tej części pożyczanej, którą nas łaska Jego otaczała, i ci, którzy nas szanowali, i my, którzyśmy się tą czcią nie naszą chełpili, będziemy godni pożałowania. Więc póki służymy Panu w pokorze, rzecz pewna, że On w końcu przyjdzie nam w pomoc w potrzebach naszych; ale jeśli nie mamy głęboko zakorzenionej w sercu naszym tej cnoty, na każdym kroku, rzec można, Pan nas opuści i pozostawi samym sobie; i będzie to największy, jaki nam dać może dowód miłosierdzia Jego, abyśmy tym sposobem naocznie przekonali się o własnej słabości naszej, nauczyli się pokory i zrozumieli naprawdę, że nic nie mamy, czego byśmy nie otrzymali.
8. Zważcie teraz tę drugą przestrogę: przyjdzie diabeł i wmówi w nas, że posiadamy jaką cnotę, np. cierpliwość, dlatego że wzbudzamy w sobie często akty tej cnoty i postanawiamy sobie wszelkie cierpienia znosić dla miłości Boga. Zdaje nam się, że gotowiśmy w danym razie wycierpieć wszystko, cokolwiek na nas przyjdzie, za czym jesteśmy zadowoleni z siebie, że jesteśmy tak cnotliwi, a diabeł z swojej strony utwierdza nas na wszelki sposób w tym dobrym o sobie mniemaniu. Otóż ostrzegam was, córki, nie polegajcie na takiej cnocie, ani nie wyobrażajcie sobie, że już istotnie znacie tę cnotę inaczej niż z imienia i że już posiadłyście ją z łaski Pana, dopóki prawdziwości jej pokusa i próba nie doświadczy. Bo może się zdarzyć, że za lada przykrym słowem, które wam ktoś powie, cierpliwość wasza opadnie na ziemię. Gdy więc częściej coś dla miłości Boga ucierpicie, wówczas dopiero dziękujcie Bogu, że zaczyna was uczyć tej cnoty i zdobywajcie się na odwagę cierpienia więcej jeszcze, bo przez udzielanie wam tej cnoty Bóg oznajmia wam wolę swoją, byście Mu się za nią wywdzięczały i zawsze, jak mówiłam, uważały ją jako rzecz w depozyt tylko wam powierzoną.
9. Inna pokusa wmawia w nas, że jesteśmy bardzo ubogie duchem i zwykłyśmy nawet mówić, że niczego nie pragniemy i o nic nam nie chodzi. Nie trafiło nam się bowiem, by nam czego brakło z rzeczy koniecznych, ale gdy przyjdzie doświadczenie, rozwiewa się wszystka cnota ubóstwa duchowego. Przez ciągłe wmawianie w siebie jakiejś cnoty nabiera się przekonania, jakoby się ją rzeczywiście posiadało. Potrzeba więc pilnego czuwania nad sobą, abyśmy poznały te pokusy tak w tych rzeczach, o których mówiłam, jak i w wielu innych. Jest bowiem rzeczą pewną i znaną, że jeśli Pan da nam rzeczywiście jedną z tych podstawowych cnót, pociągnie ona za sobą i inne cnoty. Ale przestrzegam was, że choćby się wam zdawało, że posiadacie tę cnotę, lękajcie się, byście się nie oszukały. Człowiek bowiem prawdziwie pokorny nigdy nie dowierza zupełnie swym cnotom, ale za pewniejsze i doskonalsze uważa te, które spostrzega u swych bliźnich.
Rozdział 39
Mówi w dalszym ciągu o tym samym przedmiocie, przestrzega przed różnego rodzaju pokusami i podaje dwa sposoby uwolnienia się od nich.
1. Strzeżcie się także, córki, pewnej fałszywej pokory, którą diabeł rzuca nam do serca, strasząc nas ciężkością grzechów naszych i wzniecając w nas z tego powodu tysiące niepokojów i wątpliwości, aż do obawy, czy godne jesteśmy przystępować do Stołu Pańskiego i odprawiać modlitwę myślną (niby to z obawy, że jesteśmy niegodne). I gdy takie dusze przystępują do Komunii św., cały czas, w którym mogłyby tyle łask otrzymać, spędzają na obawach, czy się dobrze przygotowały. Strachy te dochodzą nieraz do tego stopnia, że dusza, dla tych nędz i grzechów swoich, ma siebie jakby już za odrzuconą od Boga i niemal traci nadzieję w miłosierdzie Jego. We wszystkim co czyni, widzi same tylko niebezpieczeństwa i pewne zatracenie; choć modli się, choć spełnia wiernie obowiązki swoje, wszystko to wydaje się jej daremne i bez pożytku. Takie ją ogarnia zniechęcenie, że ręce jej opadają do wszelkiej dobrej sprawy, bo co w drugich uznaje, że jest dobrem, to w sobie poczytuje za złe.
2. Zważcie dobrze córki, że takie żywe uczucie i uznanie nędzy i niegodności swojej może być cnotą i dowodem pokory, ale może także być pokusą bardzo groźną. Wytłumaczę wam, na czym polega ta różnica, bo sama przez to przechodziłam, więc mówię z doświadczenia. Pokora, choćby największa, nie sprawuje w duszy niepokoju, zamętu ani przerażenia - przeciwnie, przynosi jej pokój, słodycz i uciszenie. Chociażby kto na widok grzechów swoich uznawał jasno, że zasłużył na piekło i smucił się, i poczytywał siebie za godnego wzgardy i obrzydzenia od wszystkich, i ledwo śmie błagać miłosierdzia, ból ten jednak i smutek, jeśli im towarzyszy pokora prawdziwa, taką ma w sobie słodkość i ukojenie dla duszy, iż kto ich raz zakosztował, chciałby ich zawsze doznawać. Żal więc za grzechy, przy pokorze, nie trwoży duszy ani nie przeraża, ale przeciwnie, rozszerza ją i sposobną czyni do gorliwszej służby Bożej. Ale ten drugi rodzaj żalu rzeczywiście wtrąca duszę w odmęt niepokoju i trwogi i wzburza ją całą, i gnębi ją niewypowiedzianym udręczeniem. I to miotanie się diabeł podaje nam za pokorę, abyśmy, uwierzywszy mu, stracili wszelką ufność w Bogu.
3. Jeśli się kiedy znajdziecie w tym stanie, starajcie się, ile zdołacie stłumić w sobie pamięć o nędzy waszej, a całą myśl pogrążyć w rozważaniu miłosierdzia Boga: jak nieskończenie was miłuje i jak srogą mękę wycierpiał dla waszego zbawienia. Chociaż pod naciskiem pokusy nieraz i na takie rozważanie zdobyć się nie zdołacie, bo kusiciel nie da wam spokoju i myślom waszym nie dopuści zatrzymać się nad czym innym, jeno nad tym, co trwoży i dręczy; w takim stanie jednak i tego już będzie dosyć; jeśli zdołacie zachować jasną świadomość, że to tylko pokusa.
Jest również pokusą to, gdy podejmujecie się niepomiarkowanych umartwień, aby potem wyobrażać sobie, że lepiej i gorliwiej od drugich czynicie pokutę i że coś znacznego działacie dla Boga. Jeśli przeorysza albo spowiednik zabronią wam tych umartwień, albo każą powściągnąć zbytnią ich surowość, a wy wbrew temu postępujecie, jawny to dowód, że to pokusa. Starajcie się więc być posłuszne - choćby was to wiele miało kosztować - bo na tym zasadza się doskonałość.
4. Inną, jeszcze bardziej niebezpieczną pokusę podsuwa wam nieprzyjaciel, gdy wzbudza w nas ufność zuchwałą i zbytnią pewność siebie, że za nic na świecie nie powrócilibyśmy do zdrożności dawnego życia. "Poznałem już, mówi taki, i wiem, co to jest świat, żadnego on już dla mnie nie ma powabu, tylko rzeczy Boże mnie cieszą". Groźna to pokusa, szczególnie dla początkujących, bo ufając w sobie, niechybnie znowu narażają się na okazje, a narażając się na nie, znowu upadną i daj Boże, by jeszcze powstali z tego upadku. Szatan bowiem, jeśli widzi duszę zdolną do pracowania z pożytkiem na zbawienie drugich, bojąc się, by mu nie pomieszała szyków jego, wszystkich użyje sposobów, aby się już nie podniosła. Chociażbyście doznawały wielkich pociech na modlitwie i szczególnych dowodów miłości Bożej, nigdy nie bądźcie takie pewne, iżbyście żyły zupełnie bez bojaźni, że jeszcze upaść możecie i strzeżcie się okazji.
5. O tym, czego doznajecie na modlitwie, zasięgnijcie rady u tych, którzy na tym się znają i nic nie ukrywajcie, bo tu właśnie nieprzyjaciel zwykł na różny sposób zastawiać sidła swoje. Starajcie się modlitwę waszą, choćby ona była najwznioślejszą kontemplacją, zacząć i zakończyć aktami poznania siebie. Jeżeli to jest działanie Boże, choćbyście nawet nie pamiętały o tej przestrodze, uczujecie się często przejęte tym poznaniem siebie, bo jest ono owocem pokory i daje nam wiele światła, abyśmy uznały naszą nędzę. Nie chcę się tu zatrzymywać dłużej na tym przedmiocie, bo znajdziecie wiele książek podających na to rady i przestrogi. Mówię tu o tym, bo sama przeszłam przez to i nieraz cierpiałam wiele z tych pokus. Cokolwiek by się tu mówiło, to jedno jest pewne, że w tych sprawach nigdy nie może być całkowitego bezpieczeństwa.
6. W Tobie samym, Ojcze Przedwieczny, bezpieczeństwo nasze i cóż mamy czynić, jak nie do Ciebie się zwrócić i błagać Cię, byś nas nie wiódł na pokuszenie? - Niech przychodzą na nas wszelkie jawne napaści, przy pomocy łaski Twojej zwyciężymy je; ale te zdrady ukryte, kto pozna, mój Boże? Bezustannie potrzebna nam Twa pomoc i zawsze powinnyśmy błagać Ciebie o ratunek. Powiedz nam, Panie, jakie słowo Twoje, daj nam jaki znak, abyśmy w spokoju mogły służyć Tobie! Wiesz, Panie, że i tak niewielu jest, którzy idą tą drogą, a jeśli takie będą na niej obawy, jeszcze mniej się ich znajdzie
7. Chociaż, szczególniejsza to rzecz, że tak się boją ludzie tych pokus, grożących na drodze bogomyślności, jak gdyby tych, którzy od niej stronią, diabeł nie kusił! A przecież więcej dziwi się świat jednej duszy oddanej doskonałości, która ulegnie zdradom szatańskim, niż krociom innych, jawnie idących drogą, o której nie ma wątpliwości, że ich szatan nią prowadzi. W gruncie jednak jest tu słuszność; bo żeby diabeł zdołał zwieść i oszukać duszę, z takim, jak je opisałam, skupieniem odmawiającą Modlitwę Pańską, jest to wypadek tak wyjątkowo rzadki, że wszyscy mu się dziwią, jako rzeczy nowej i niesłychanej. Taki bowiem jest zwyczaj na świecie, że na co patrzy się co dzień, na to się już uwagi nie zwraca, a co się rzadko widzi, to wzbudza zdziwienie. I diabeł też dopomaga ludziom do tego zdziwienia, bo bardzo mu ono na rękę, gdyż tak za sprawą jednego, który dąży do doskonałości, gubi wielu.
Rozdział 40
Mówi, że żyjąc zawsze w miłości i bojaźni, będziemy bezpieczni pośród wszelkich pokus, choćby największych.
1. Oby nam więc dobry nasz Mistrz dał jakiś środek pomocniczy, abyśmy mogły wyjść cało z walki tak niebezpiecznej. Środek ten, córki, już nam podał Boski Majestat, a jest nim "miłość i bojaźń". Miłość sprawi, że będziecie przyspieszały kroku; bojaźń nauczy was stąpać ostrożnie i oglądać się, gdzie stawić nogę, aby nie upaść. Pod tą dwojaką obroną żadna pokusa oszukać was nie zdoła.
2. Zapytacie mię może, po czym możecie poznać, czy posiadacie te dwie tak wielkie cnoty? I macie słuszność, jest to bowiem rzecz bardzo ważna. Jest bowiem pewne, że gdy będziemy miały miłość, będziemy w łasce. Są jednak znaki, przez które i ślepy je dojrzy. Nie są to rzeczy, które by się ukryć mogły, choćby kto chciał je milczeniem pominąć. Mają one wielki głos swój i słychać go wszędy, a tym mocniej biją w oczy każdego, że mało jest takich, którzy by je posiadali i choćby ten, kto je posiada, ukrywał się i milczał, miłość i bojaźń Boża same przez niego mówić będą i objawiać się w uczynkach jego. Miłość i bojaźń Boża są to dwie twierdze niezdobyte, z których dusza wydaje wojnę światu i czartom.
3. Kto prawdziwie miłuje Boga, ten wszystko miłuje cokolwiek jest dobrego, i cokolwiek jest dobrego pragnie, i cokolwiek jest dobrego popiera, i cokolwiek jest dobrego pochwala, i z każdym dobrem się łączy, i wszędzie gotów go bronić, i wszelką cnotę sercem obejmuje, i niczego nie kocha jeno prawdę i co jest godnym kochania. Czy sądzicie, by ten, kto prawdziwie miłuje Boga, mógł jeszcze kochać się w marnościach ziemskich? Nie może, nie potrafi już przywiązywać się do bogactw ani do uciech, ani do czci tego świata, ani wdawać się w spory, ani dopuścić do siebie jakie uczucie zazdrości. A wszystko to dlatego, że niczego nie ma już na myśli innego, jeno upodobanie Tego, którego miłuje. Umiera z pragnienia posiadania miłości Jego; życie swoje ochotnie gotów oddać w ofierze, jeśliby przez to mógł stać się przyjemniejszy w oczach Jego. Czy taka miłość może się ukryć? To niepodobna! Zobaczcie takiego Pawła świętego, taką świętą Magdalenę! Pierwszy w trzy dni po nawróceniu uczuł w sobie ranę przyciskającej go miłości, druga od pierwszego dnia. I jakże nam ta różnica dobrze maluje różny sposób działania miłości! Bo miłość ma swoje stopnie wyższe i niższe, i z jaką siłą pała wewnątrz, z takąż oznajmia siebie na zewnątrz. Jeśli jest wielka, wielkie będą jej objawy, jeśli mała, małe. Ale czy będzie mniejsza lub większa ta miłość Boża, zawsze się ją pozna.
4. Lecz co się tyczy tego, o czym tu mówię, to jest mamideł i szalbierstw, którymi diabeł usiłuje oszukać dusze podniesione do rzeczy wzniosłych - do kontemplacji doskonałej - to w takich duszach miłość nigdy nie może być mała; zawsze jest w nich wielka i mocna i na różny sposób się objawia. Płonie wielkim ogniem, więc i blask silny musi z siebie wydawać. U kogo takiej miłości nie widać, ten choćby otrzymał łaskę kontemplacji, niech się ma na baczności, niech wie, że ma się czego lękać o siebie. Niech bada skąd ten brak pochodzi, niech mnoży modlitwy, niech głębiej się upokarza, niech błaga Pana; by nie wodził go na pokuszenie, bo dusza, której nie dostaje tego znaku; słusznie się obawiać powinna, czy nie jest już w pokuszeniu. Wszakże, jeśli chodzicie w pokorze, jeśli staracie się poznać prawdę, jeśli z szczerością otwieracie dusze przed spowiednikiem i z uległością rad jego słuchacie, wtedy to, co diabeł knuje wam na śmierć, to się wam obróci na życie, choćby was nękał największymi ułudami.
5. Tym bardziej więc, jeśli jest w was ta miłość, o której mówiłam i ta bojaźń, o której jeszcze mówić będę, weselcie się i spokojnie idźcie naprzód po drodze waszej, nie zważając na te tysiączne fałszywe strachy, jakie diabeł, sam przez się lub przez ludzi, przeciw wam wzniecać będzie dla zatrwożenia was i zamącenia wam spokojnego używania tych dóbr niewypowiedzianych, którymi Pan was obdarza. Widząc, że daremnie stara się zgubić was, chciałby przynajmniej uszczuplić te korzyści niezmierzone, jakie pozyskałaby dusza na tę wysokość podniesiona, gdyby mocną i żywą wiarą wierzyła, że łaski jej użyczone prawdziwie od Boga pochodzą, że prawdziwie Bóg w niepojętym miłosierdziu swoim taką hojnością darów swoich obsypuje takie nędzne stworzenia, za jakie ona siebie uważa. Bo przecież może to Pan uczynić, a my często jakby zapoznajemy dawniej nam udzielone łaski.
6. Czy sądzicie, że mało diabłu zależy na wzniecaniu podobnych strachów. I wątpliwości? - Wiele on na tym zyskuje, bo podwójną nam przez to szkodę wyrządza. Pierwsza jest ta, że niejeden słysząc o tych rzekomych niebezpieczeństwach modlitwy wewnętrznej, boi się wstąpić na tę drogę, aby nie został oszukany. A druga, że tymi strachami i pokusami powstrzymuje wielu, którzy nie wahaliby się oddać się Bogu bez podziału, gdyby wierzyli w tę nieskończoną dobroć Jego, z jaką zbliża się do grzeszników. Powzięliby z tego nadzieję, że i nad nimi może tę dobroć swoją okazać, w czym mieliby zupełną słuszność. Sama znam takich, których podobna nadzieja pobudziła do wstąpienia na drogę modlitwy wewnętrznej; i nie zawiedli się na niej, bo w krótkim czasie wielkich łask dostąpili.
7. Jeśli więc, siostry, znajdzie się między wami jakaś okazująca te znaki miłości Bożej, chwalcie za nią Pana i dzięki Mu czyńcie; ale nie sądźcie, by ta szczęśliwa była już zabezpieczona od złego, owszem, tym usilniej wspierajcie ją modlitwami waszymi, bo nikt nie może być pewny wytrwania w dobrym, dopóki żyje miotany falami tego morza burzliwego. Więc, jak mówiłam, miłość prawdziwa natychmiast się objawia. Nie pojmuję nawet, jak by się mogła ukryć? Jeśli miłość do stworzenia nie może się ukryć, jeśli ta miłość ziemska, niegodna nawet tej nazwy, choćby ją ukrywano, zawsze wyjdzie na jaw - któż jeszcze odważy się twierdzić, by mogła pozostać ukryta i nie poznana miłość Boża? Jakżeż mogłaby się ukryć ta miłość tak mocna, tak święta, ustawicznie wzrastająca, wszystko obejmująca? Jakżeż nie dałaby się poznać miłość okupiona tak wielką ceną innej miłości, która ją stwierdziła niezbicie cierpieniami, trudami, wylaniem krwi i poświęceniem życia, by nie było już żadnej wątpliwości co do jej wielkości? O, Boże wielki! Jakże głęboko musi odczuć, jak jasno widzieć ogromną różnicę tej miłości od tamtej, komu raz dano jej zakosztować!
8. Oby Boski Majestat i nam dał jej zakosztować, nim nas zabierze z tego życia! O, jakie to będzie w chwili śmierci uszczęśliwienie nasze, gdy będziemy mogły powiedzieć sobie, żeśmy nad wszystko miłowały Tego, który teraz będzie nas sądził! Z jakąż bezpieczną ufnością staniemy przed Nim, choć z całym brzemieniem win naszych! Nie będzie to wnijście do obcej krainy, ale wnijście do ojczyzny, do własnego królestwa naszego, bo jest to królestwo Tego, którego tak miłowałyśmy i który nas miłuje. O córki moje, pomnijmy, jaki zysk przynosi z sobą ta miłość, jaką stratę ponosi ten, kto jej nie posiada! Brak miłości Bożej wydaje duszę w ręce kusiciela, w te ręce okrutne, nienawidzące wszystkiego co dobre, lubujące się we wszystkim co złe.
9. Co się będzie działo w tej nieszczęśliwej duszy, która wprost z boleści i udręczeń towarzyszących śmierci wpadnie tejże chwili w ręce tego nieprzyjaciela? Jakże straszne odpocznienie znajdzie! W czarnej rozpaczy, kłami szatańskimi poszarpana, znajdzie się na dnie piekła, gdzie takie mnóstwo gadów wszelkiego rodzaju i takie miejsca straszliwe, taka straszna gospoda! Ludziom żyjącym w rozkoszach (a tacy przeważnie zaludnią piekło) nieznośną wydaje się rzeczą jedną noc spędzić na niewygodnym noclegu; cóż więc będzie się działo w tej nieszczęsnej duszy, gdy dostanie się do onej okropnej gospody, która będzie jej mieszkaniem na zawsze, bez końca? O córki moje, nie pragnijmy dla siebie wczasów ani wygód! Dobrze nam jest tak, jak jest, jedna noc do spędzenia w niewygodnej gospodzie, ot i wszystko. Chwalmy Boga i usiłujmy pokutę czynić, póki żyjemy. O jakże słodka będzie śmierć dla tego, kto za życia pokutą zgładził wszystkie grzechy swoje i nie będzie musiał iść do czyśćca! Jeszcze za życia będzie mu dano zakosztować początku rozkoszy i chwały niebieskiej w duszy wolnej od wszelkiego strachu i w niewzruszonym pokoju utwierdzonej.
10. Jeśliśmy nie doszły do tego, siostry, jeśli potrzeba, byśmy jeszcze ponosiły karanie, niechże nam będzie dano ponosić je w tym miejscu, gdzie jest niezawodna nadzieja końca wszelkiego cierpienia, gdzie zatem cierpienie ochotnie się znosi, gdzie się cierpi bez utraty przyjaźni i łaski Pana Boga naszego. Nie ustawajmyż błagać Go, aby nas łaską swoją wspierał w tym życiu i nie dawał nam nieświadomie i niepostrzeżenie wpadać w pokuszenie.
Rozdział 41
Mówi o bojaźni Bożej i jak powinniśmy się wystrzegać grzechu powszedniego.
1. Jakże szeroko się rozpisałam! Nie tak szeroko jednak, jak bym chciała, bo jeśli tak słodko jest mówić o miłości Bożej, cóż dopiero będzie ją posiadać. O Panie mój, daj mi tę miłość Twoją! Mówmy teraz o bojaźni Bożej. Bojaźń Boża, tak samo jak miłość Boża, daje się jasno poznać i temu, kto ją posiada i tym, którzy z nim przestają. Z tym jednak zastrzeżeniem, że w pierwszych początkach nie u wszystkich od razu dorasta do tej miary, by tak wyraźnie się objawiała. Zwykle wzmaga się stopniowo i powoli coraz większej siły nabiera, choć - jak mówiłam - są dusze, które Pan w krótkim czasie podnosi do wysokiego stanu modlitwy, zatem i bojaźń Boża u nich od razu w pełni się okazuje. Lecz kto nie otrzymuje takich łask, u tego postęp bywa stopniowy; wszakże i tu bojaźń i miłość Boża ciągle się wzmagają i coraz wyraźniej się objawiają, co prócz, innych widocznych znaków po tym szczególnie się okazuje, że dusza taka już od początku unika grzechów, okazji do grzechu i złych towarzystw. Ale w duszach, które doszły do stanu kontemplacji - a o takich tu głównie mówię - bojaźń Boża już nie może zostawać w ukryciu, ale się objawia widocznie, tak samo jak i miłość. I choćby się pilnie śledziło takie dusze, nigdy w zewnętrznym ich zachowaniu nie można dostrzec najmniejszego opuszczenia się w czuwaniu nad sobą. Bóg je tak mocno trzyma przy sobie, iż w całym ich postępowaniu widać usilną troskę i obawę, aby Go w czymkolwiek nie obraziły. I nie ma takiej ponęty na świecie, która by zdołała je skłonić do popełnienia świadomie grzechu powszedniego; bo co do śmiertelnego, boją się go jak ognia. W tym punkcie właśnie, córki moje, gorąco pragnę, byście się bardzo lękały wszelkiego łudzenia siebie; te są główne pokusy, od których macie błagać Pana, aby was uchronił i nie dopuszczał tego, by natarczywością swoją tak przewyższały siły wasze, iżbyście Go obrażały, ale byście je zwyciężały wsparte Jego mocą. Patrzcie, abyście zawsze miały czyste i jasne sumienie, wtedy żadna pokusa nic wam nie zaszkodzi, każda, owszem, obróci się na większe zawstydzenie kusicielowi, a wam na większy pożytek. Na tym wszystko zależy i to jest bojaźń, która pragnę, aby nigdy nie opuszczała dusz waszych, bo na niej polega wszystka siła wasza.
2. O jak wielka to rzecz, zachować duszę wolną od obrazy Bożej! Przez to trzymamy na uwięzi sługi i niewolników piekielnych. Ostatecznie bowiem i oni muszą służyć Jemu, jak wszystko inne stworzenie, tylko że oni służą z musu, a my z własnej i ochotnej woli. Póki więc staramy się o to, abyśmy byli przyjemni Bogu, duchy te przeklęte muszą stać z daleka i cokolwiek by przedsięwzięły, wszystko to, jak mówiłam, większy nam jeszcze przynosi pożytek.
3. Starajcie się, córki, pamiętać na tę przestrogę, starajcie się wyrobić w sobie tak mocne i niezachwiane postanowienie, by nigdy nie obrazić Pana, iżbyście wolały raczej tysiąc razy życie utracić i dopuścić na siebie wszystkie prześladowania całego świata, niż popełnić jeden grzech śmiertelny! Co do grzechów powszednich, unikajcie ich jak najpilniej, oczywiście, mówię o grzechach świadomych, bo nierozmyślnych, któż potrafi uniknąć? Co innego jest grzeszyć z zupełnym rozmysłem i świadomością, a co innego upaść tak nagle i znienacka, że pierwej popełniamy winę, nim się spostrzeżemy; nie wiemy wówczas, rzec można, co czynimy, choć jednak do pewnego stopnia zawsze wiemy. Ale byśmy miały świadomie i rozmyślnie popełnić grzech, chociażby najmniejszy, od tego niechaj Bóg nas uchowa! W rzeczy samej bowiem nigdy nie może być rzeczą małą, cokolwiek się sprzeciwia temu ogromnemu Majestatowi, zwłaszcza iż wiemy, że On zawsze na nas patrzy. To już, zdaniem moim, nie przewinienie nieświadome, ale grzech rozmyślny. Jest tu tak, jak gdybyśmy mówili Panu: "Panie, choć Tobie się to nie podoba, ja przecie to uczynię; wiem, że patrzysz na mnie, wiem i rozumiem, że tego nie chcesz, ale wolę pójść za zachceniem moim, niż usłuchać woli Twojej". Czy takie zachowanie się z Bogiem może być rzeczą małą? Mnie się zdaje, że jest to rzecz wielka i bardzo wielka.
4. Na miłość Boga proszę was, córki, pamiętajcie często, jak ciężką rzeczą jest obraza Boża. Starajcie się jak najgłębiej przeniknąć się tą prawdą; i ustawicznie mieć ją w myślach waszych, aby się w sercach waszych zakorzeniła prawdziwa, święta bojaźń Boża. Dopóki dusza nie czuje w sobie tej bojaźni mocno ugruntowanej, potrzeba jej chodzić z wielką bacznością i unikać wszelkich okazji i towarzystw, które by jej nie dopomagały do złączenia się z Bogiem. Musi się starać usilnie we wszystkim co czyni o pokonywanie własnej woli, nie mówić nic, co by nie było ze zbudowaniem dla drugich i uchylać się od rozmów, w których by nie było mowy o Bogu. Niemało więc dusza musi dołożyć pracy, nim zdoła się utwierdzić w tej świętej bojaźni Bożej; wszakże, jeśli jest w niej prawdziwa miłość Boża, Bóg sam rychło jej tego daru użyczy. Gdy zaś dusza dojdzie do tego, że już czuje i widzi w sobie to niezachwiane - o którym mówiłam - postanowienie, by nie popełnić nigdy, za żadną rzecz na świecie i choćby jej tysiące razy śmierć groziła, świadomego grzechu powszedniego, wówczas już może postępować z świętą otuchą i swobodą. Zdarzy jej się zapewne i potem jeszcze upaść niekiedy, bośmy ułomni i słabi i samym sobie, jakkolwiek by mocne były nasze postanowienia, nigdy ufać nie możemy, za czym ufność i otucha, o której mówię, nie ma polegać na własnej sile naszej, jeno na niezachwianej nadziei w pomoc Bożą. Ale tak opierając ufność waszą na prawdziwej podstawie, nie możecie już krępować się jeszcze taką jak przedtem obawą i ostrożnością; Pan będzie pomocnikiem waszym i samo nawyknięcie unikania grzechu ułatwi wam uchronienie się od tego. Więc z świętą swobodą mówcie, postępujcie i przestawajcie, z kim wam przestawać wypadnie, choćby z ludźmi najbardziej światowymi. Zły przykład ich już wam nie zaszkodzi ani nie pociągnie was do grzechu, którym się brzydzicie, owszem, raczej utwierdzi was mocniej jeszcze w dobrym postanowieniu, ukazując wam naocznie, jaka jest wielka między wami różnica. I jeśli przedtem mogłyście się przyczynić do utwierdzenia ich w zdrożnościach swoich, dziś będziecie im pobudką do powściągnięcia ich, przynajmniej w obecności waszej, przez co mimo woli oddadzą hołd i cześć cnotom waszym.
5. Nieraz z uwielbieniem Pana nad tam się zastanawiam, jak to się dzieje, że często prawdziwy sługa Boży, nie mówiąc nawet ani słowa, samą obecnością swoją powstrzyma na ustach ludzi światowych grzeszne ich przeciw Bogu rozmowy? Pochodzi to stąd, jak sądzę, że podobnie jak o przyjacielu twoim ludzie w obecności twojej nie będą mówić źle, ale go choć nieobecnego uszanują, nie chcąc robić przykrości, bo wiedzą, że jesteś jego przyjacielem, tak samo, gdy kto jest w łasce u Boga, sama łaska to sprawia, że choćby nawet niskiego był stanu i pochodzenia, ludzie mają dla niego poszanowanie jako dla przyjaciela Bożego i boją się wyrządzić mu tę największą przykrość, by Bóg w jego obecności był obrażany. Ostatecznie, czy ta jest przyczyna, czy inna, tego nie wiem; to tylko wiem, że to hamowanie się ludzi świeckich w mowie w obecności człowieka prawdziwie świątobliwego, jest rzeczą bardzo zwyczajną. Przeciwnie, dusza, której zbywa na tej swobodzie wewnętrznej, która w postępowaniu swoim i w mowie okazuje niewczesną nieśmiałość i skrępowanie, wiele sobie przeszkadza do wszelkiego dobra. Dusza taka łatwo poddaje się skrupułom i wtedy staje się niepożyteczna dla siebie i dla drugich. Ale choćby się ustrzegła skrupułów, zawsze jednak z tym swoim skrępowaniem i zamykaniem się w sobie, choć sama w sobie jest dobra, drugich jednak tą ponurą powierzchownością swoją nie pociągnie do Boga. Taka jest natura nasza, że możemy szanować taką duszę posępną i skrępowaną, ale sam widok jej odbiera nam ochotę do wstąpienia za nią na tę drogę cnoty, która nam w jej osobie tak nieponętnie się przedstawia.
6. I druga jeszcze stąd wynika szkoda, to jest skłonność do nieprzychylnego sądzenia o drugich, którzy inaczej postępują (choć w rzeczy samej postępują lepiej, gdy dla pozyskania Bogu bliźniego przestają z nim po prostu i szczerze, bez tych poważnych min i pozorów) i niewinną tę swobodę poczytują mu za znak niedoskonałości, a pogodną świętą wesołość za nieopanowanie siebie. Takie mylne pojęcia zdarzają się często, zwłaszcza u tych, co nie mając nauki, nie umieją rozróżnić, co jest grzechem, a co cnotą. Jest to rzecz bardzo zgubna i jakby nieustające narażanie się na pokusy, tym niebezpieczniejsze i niezdrowe dla duszy, że sądy takie krzywdzą miłość bliźniego; a jeśli jeszcze potępiałybyście w sercu i za gorszych od siebie poczytywały drugich za to, że inną idą drogą aniżeli wy - to już byłoby złem największym. I to jeszcze grozi wam tu niebezpieczeństwo, że w danym razie, gdzie z obowiązku należałoby wam mówić, przesadna ta obawa obrażenia Boga jakim słowem może wam zamknąć usta, skutkiem czego może się zdarzyć, że milczeniem pochwalicie rzeczy, które głośno i stanowczo powinnyście zganić.
7. Staracie się więc, córki moje, dla wszystkich, o ile to być może bez obrazy Bożej, być uprzejme i tak z nimi postępować, by im przyjemną była rozmowa z wami, pociągała ich do naśladowania waszego sposobu życia, by wynosili z niej nie odrazę i zniechęcenie, ale raczej zachętę i zamiłowanie do życia cnotliwego._ Przestroga to bardzo ważna, zwłaszcza dla zakonnic. Im która jest doskonalsza, tym większą w całym swoim zachowaniu się powinna okazywać uprzejmość i dobroć, aby siostrom miło było z nią przestawać. Chociażby więc kiedy rozmowy ich nie takie były, jak je lubicie, choćby branie w nich udziału wiele was kosztowało - nie okazujcie im tego najmniejszym znakiem, jeśli chcecie przynieść im pożytek i pozyskać sobie ich serca. Uprzejmość, dobroć, pobłażanie względem każdego, z kim mamy do czynienia, a szczególnie względem sióstr naszych, jest jedną z najważniejszych powinności naszych.
8. Starajcie się, siostry, pojmować Boga w prawdzie, bo On nie zważa na te niezliczone drobnostki, którymi tak bardzo się przejmujemy. Nie dajmy sobie odbierać męstwa i odwagi, które nas tylko pozbawiają prawdziwych korzyści duchowych. Miejmy czystą intencję i stanowczą wolę, by nie obrazić Boga w rzeczy najmniejszej; mając to dwoje, możemy być spokojne. Strachy zaś i skrupuły, powtarzam, nie tylko wam nie pomogą do uświęcenia siebie, ale pociągną za sobą wiele niedoskonałości, które wam diabeł z różnych stron podsunie i, jak mówiłam, będziecie niepożyteczne i sobie i drugim.
9. Widzicie tedy, córki, jak pod obroną tego dwojga - miłości Bożej i bojaźni Bożej - spokojnie i bezpiecznie możecie postępować tą drogą doskonałości. Bojaźń jednak Boża powinna nam zawsze towarzyszyć, byśmy się nie zaopuszczali, bo jak długo żyjemy tu na ziemi, nie możemy mieć zupełnej pewności. Tak też rozumiał tę prawdę Boski nasz Nauczyciel, gdy przy końcu tej modlitwy Ojcze nasz zanosi do swego Ojca tę prośbę, dając nam przez to poznać, jak bardzo jest nam potrzebne to, co się w niej zawiera.
Rozdział 42
Objaśnia ostatnią prośbę Modlitwy Pańskiej: "Ale nas zbaw ode złego. Amen".
1. Sądzę, że także za sobą modlił się Pan, gdy wymawiał tę ostatnią prośbę; bo jak był znużony tym życiem, jasno to widzimy z tych słów, które w czasie Ostatniej Wieczerzy rzekł do Apostołów: "Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami". Jasno tymi słowy wyraził, jak gorzkim Mu było to życie. Dziś zaś, choćby kto przeżył już i sto lat, nie przykrzy mu się to wygnanie; nie tylko nie nuży go to życie, ale pragnąłby nigdy nie umierać. Prawda, że nikt na tej ziemi nie miał i nie ma życia tak ubogiego, tak pełnego boleści i cierpień, jak je miał Jezus najsłodszy. Czymże bowiem było całe Jego życie, jeśli nie ciągłym krzyżem? A nad wszystkie boleści i krzyże ten Mu był najboleśniejszy, że ustawicznie miał przed oczyma niewdzięczność naszą i te zniewagi niezliczone, jakie wyrządzamy Ojcu Jego i to mnóstwo dusz, idących na zatracenie wieczne. Jeśli myśl o tym jest męką dla każdej duszy, która ma choć nieco miłości - pomyślmy, co to było za cierpienie dla Boskiego Zbawcy, który tak bezgranicznie miłował? O, jakże słusznie mógł prosić Ojca swego, aby Go już wyrwał z tych wszystkich utrapień i boleści i dał Mu odpocząć w Jego królestwie, którego był prawdziwym dziedzicem.
2. Amen. To, jak ja rozumiem, oznacza zakończenie wszystkich próśb, dlatego Pan, mówiąc to słowo, i dla nas prosi o koniec wszystkiego złego, byśmy były od niego zachowane na zawsze. I o to również ja sama proszę Pana, by mię wybawił na zawsze od wszelkiego złego, bo nie zapominam o tym, com Mu winna i że co dzień staję się większą Jego dłużniczką. Najwięcej zaś to mnie smuci, Panie, że nie wiem na pewno, czy Cię istotnie kocham i czy Ci są przyjemne moje pragnienia. O, Panie mój, wybaw mnie już od wszystkiego złego i racz mnie zabrać tam, gdzie jest wszystko dobro! Czego możemy spodziewać się tutaj, mając niejakie poznanie marności tego świata, a przez żywą wiarę przeczucie tych rzeczy, które nam Ojciec Przedwieczny gotuje w królestwie swoim?
3. Prosić o te rzeczy, jak Syn Boży za nami prosi i nas nauczył prosić, z całym pożądaniem serca i z niezachwianym postanowieniem woli, jest to pewna rękojmia dla dusz kontemplatywnych, że Bóg sam działa w nich i że łaski, które otrzymują, są od Boga, powinny je zatem bardzo cenić. Dusza, mając już niejakie uczestnictwo oglądania choć w cząstce jakiej wielmożności Jego, pragnęłaby już oglądać je w zupełności. Nie mam tu na myśli prośby o skrócenie cierpień, ale ponieważ tak źle żyłam, lękam się żyć dłużej i nużą mnie te ziemskie troski. Ci, którzy choć w cząstce jakiej zakosztowali pociech Bożych, pragnęliby oglądać je już w zupełności. Pragnęliby już wyjść z tego życia, gdzie tyle różnych zawad tamuje im swobodne używanie tak wielkiego dobra. Pragną już być tam, gdzie wiecznie będzie im świeciło i nigdy nie zajdzie to Słońce Sprawiedliwości, którego tutaj, w wewnętrznej z Bogiem rozmowie, zaledwie promyczek jaki dano im na chwilę oglądać. A potem, choć w chwilowym tylko widzeniu jasności Bożej, jakże ciemne musi się im wydawać wszystko, co widzą na ziemi! Dziw doprawdy, że jeszcze wyżyć mogą! O, zaprawdę, jakże mało znajduje zadowolenia w tym życiu ten, kto już zaczął cieszyć się Bogiem i kto już ma w duszy swojej królestwo Jego. Jeśli żyje, to tylko jedynie przez posłuszeństwo dla woli swego Boskiego Króla.
4. O, jakże różne od błogosławionego życia w niebie jest to życie na ziemi, którego sam widok wzbudza pragnienie śmierci! W jakże odmiennym od woli Bożej kierunku idą tu skłonności nasze! Wola Boża żąda prawdy - wola nasza kocha się w kłamstwie; wola Boża chce, byśmy dążyli do rzeczy wiecznych - wola nasza nurza się w rzeczach znikomych; wola Boża pobudza nas do pożądań wielkich i wzniosłych - wola nasza skłania się w żądzach niskich i poziomych; wola Boża wymaga, byśmy przywiązywali się do tego, co niezmienne i nieomylne - wola nasza kocha się w tym, co niepewne i zwodnicze. Wszystko to czczość i marność, córki moje. To jedno nam pozostaje: błagać Boga, aby nas wybawił od wszystkiego złego na wieki. I choćbyśmy nie czuły w sobie tak żarliwego i doskonałego pragnienia - usiłujmy jednak odmawiać tę prośbę, jak tylko zdołamy. Czego się mamy lękać, kiedy Ten, którego prosimy, jest Wszechmogący? Lecz aby prośby nasze trafiły do celu i miały skutek niezawodny, zdajemy je na wolę Pana, tak jak na nią już zdaliśmy wolę naszą. Niechaj On nam da, co i jak, i kiedy zechce, i niech się święci na wieki Imię Jego, jako w niebie tak i na ziemi; niech też i we mnie stanie się wola Jego. Amen.
5. Widzicie więc, siostry, jak Pan ułatwił mi pracę, sam nauczając i was, i mnie, o co prosić mamy w tej modlitwie ewangelicznej. Niech będzie za to błogosławiony na wieki! Nigdy bowiem przedtem ani mi na myśl nie przyszło, by ta modlitwa zawierała w sobie takie głębokie tajemnice, by w tych niewielu krótkich jej słowach zamykała się cała droga życia duchowego, od pierwszych jej początków, aż do tego szczytu, gdzie dusza napawa się hojnie ze zdroju wody żywej, której, jak mówiłam, daje Pan kosztować u kresu tej drogi. Snadź Pan chciał nam ukazać, siostry, jaka niezmierna hojność i głębokość pociechy ukrywa się w tej Modlitwie. Prawdziwie to księga, w której każdy czytać może, chociażby liter nie znał, i kto ją dobrze zrozumie, zaczerpnie z niej wiele nauki i pociechy prawdziwej.
6. Uczmy się więc od Boskiego Mistrza tej pokory, z jaką nas uczył tej modlitwy. Proście Go za mną, by mi wybaczył, że odważyłam się mówić o tak wzniosłych rzeczach. Wie Jego Boski Majestat, że nie byłabym się na to odważyła ani nie byłabym zdolna mówić o takich rzeczach, gdyby On sam nie ukazał mi, co mam powiedzieć. Dziękujcie Mu za to, siostry, bo uczynił to dla tej wielkiej pokory waszej, z jaką prosiłyście mnie o tę książkę i chciałyście być pouczane od takiej nędznicy, jaką ja jestem.
7. Jeśli wspomniany teolog, O. Dominik Bańez, mój spowiednik, który najpierw przejrzy tę książkę, uzna ją za odpowiednią dla was i czytać ją wam pozwoli - będę się cieszyła z waszej radości. Jeśli nie, poprzestańcie na dobrej woli mojej, że chciałam być posłuszną rozkazaniu waszemu. Dla mnie to samo już dostateczną będzie zapłatą za pracę, którą miałam z tym pisaniem, bo w obmyślaniu tego, co miałam pisać, żadnej nie miałam pracy.
Niech będzie błogosławiony i uwielbiony Pan, od którego pochodzi wszystko, cokolwiek w myślach, mowach i uczynkach naszych jest dobrego. Amen.
108