OPOWIEŚĆ BEZ SENSU
DAWNO DAWNO TEMU
KIEDY OKNA NASZYCH DOMÓW
ZAMYKAŁY SIĘ NA PILOT
W SŁONECZNYM CIENIU
NA MIĘKKIM KAMIENIU
STOJĄC USIADŁA
DWUNASTOLETNIA STARUSZKA
I NIC NIE MÓWIĄC, RZEK£A
DO WYSOKIEGO PANA
O NISKIM WZROŚCIE:
JESTEM BEZDZIETNĄ WDOWĄ
MAM TRZECH SYNÓW I MĘŻA
MÓJ OJCIEC WSIADŁ NA ROWER
I POLECIAŁ DO PORTU
GDZIE STAŁY TRZY ŁODZIE:
PIERWSZA BYŁA CAŁA,
DRUGIEJ BYŁA POŁOWA
A TRZECIEJ W OGÓLE NIE BYŁO
WSIADŁ DO TEJ TRZECIEJ
I POPŁYNĄŁ NA SAHARĘ
TAM ZAŚ ZAPALIŁA SIĘ RZEKA
Z KTÓREJ WYŁOWIONO CZŁOWIEKA
KTÓRY PRZEZ SETKI TYSIĘCY LAT
WŁÓCZYŁ SIĘ PO BEZLUDNEJ WYSPIE
NA KTÓREJ AŻ ROIŁO SIĘ OD BIAŁYCH MURZYNÓW.
PRZESTRASZYŁ SIĘ
I POBIEGŁ W STRONĘ WSCHODNIO-ZACHODNIĄ
WLAZŁ DO WINDY, PATRZY ...
A TAM SCHODY
A NA SCHODACH SIEDZI WĄŻ I NOGI MYJE.
MAŁY WIELKOLUD POBIEGŁ WIĘC NA POLANĘ
KTÓRĄ OBRASTAŁY PIĘKNE CZARNE BRZOZY
UCIEKAJĄC POTRĄCIŁ SOSNĘ
SPADŁA Z NIEJ FASOLKA
WDRAPAŁ SIĘ NA DĄB
WTEM WOLNYMI KROCZKAMI
PODBIEGA DO NIEGO STARSZY NIEMOWLAK, KRZYCZĄC:
ZŁAŹ NATYCHMIAST Z TEJ JABŁONI
BO TO MOJA WIERZBA !
WSZYSTKO TO ZEZNAŁA
PEWNA PANI Z WARSZAWY
KTÓRA UMARŁA DWA LATA PRZED SWOIM NARODZENIEM.