Ślizgońska dziwka
rozdział I
Harry prawie nie słuchał Neville'a, który gadał coś o swoich wynikach z SUMów. Myślał o czymś innym. O niedawnej rozmowie z panem Weasleyem.Potter opowiedział mu o swoich podejrzeniach dotyczących młodego Malfoya, że ten białowłosy drań coś knuje. Nie bez powodu odwiedził sklep „Borgin i Burkes”i groził jednemu z jego właścicieli. Malfoy planuje coś złego, ale co? Harry rozważył masę wariantów, ale i tak nie był w stanie dojść do żadnego wniosku.Ta myśl nie dawała mu spokoju, zresztą podobnie jak i to, że młody Malfoy mógł,w czasie lata, przyjąć Czarny Znak i zostać Śmierciożercą. Czy to się jednak zdarzyło i w trakcie wakacji Malfoy zastąpił ojca w szeregach Czarnego Pana? Harry drgnął ze wstrętem na samą myśl o tym. Ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w czasie przymiarki u pani Malkin Ślizgon wściekł się, gdy krawcowa chciała podciągnąć rękaw na jego lewej ręce? Czyżby był takim idiotą, iż zdecydował się pójść w ślady swojego ojca-mordercy i zostać Śmierciożercą w wieku szesnastu lat?! Czy Czarny Pan ma taki deficyt swoich wyznawców, że zaczął już werbować w swoje szeregi nawet nastolatków?
Chłopak spojrzał na Lunę Lovegood, która siedziała w kącie przedziału, z założonymi na nos Widmowymi Okularami, i czytała „Żonglera” odwróconego do góry nogami. Uśmiechnął się nieznacznie. Miła dziewczyna, którą nazywali Pomyluną, była jedyną, która mu wierzyła. Nawet Hermiona czasami wahała się...
Znowu zaczął myśleć o Malfoyu. Harry bardzo wyraźnie wyobraził sobie ślizgońskiego gada. Wyniosła twarz, wiecznie skrzywione w pogardliwym uśmieszku wargi, długie, jasne rzęsy, zimne, szare oczy, w których widać było jedynie kpinę, i ta okropna maniera, z jaką mówił, lekko rozciągając słowa, jakby robił wielką przysługę, zniżając się do rozmowy z tobą. Czasami Harry miał taką chęć walnąć pięścią w tą nienawistną, arystokratyczną gębę, żeby raz na zawsze zetrzeć ten uśmieszek, zobaczyć krew na ustach, wbić z powrotem do gardła wszystkie obrzydliwe słowa, które ten palant mówił Hermionie i Ronowi...
Nagle drzwi przedziału otworzyły się i na progu stanęła sympatyczna dziewczyna z długimi, czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Harry drgnął z zaskoczenia, nie mogąc od razu oderwać się od swoich krwiożerczych myśli.
- Cześć, Harry, jestem Romilda. Romilda Vane - powiedziała głośno i pewnie. - Czemu nie dołączysz do naszego przedziału? Nie musisz siedzieć z nimi - dodała dramatycznym szeptem, wskazując tyłek Longbottoma, który wystawał spod siedzenia, gdyż Neville szukał Teodory, i na Lunę, która w Widmowych Okularach wyglądała jak obłąkana, wielokolorowa sowa.
- Oni są moimi przyjaciółmi -odparł chłodno Harry.
- Och - powiedziała dziewczyna, która wyglądała na bardzo zaskoczoną. - Och, w porządku. - I wycofała się, zasuwając za sobą drzwi.
Harry popatrzył za nią ze złością.
Jak one wszystkie mu się sprzykrzyły. Zalotne spojrzenia, pretensjonalne uśmiechy, mrugania, szepty za jego plecami. Oczywiście teraz, kiedy Ministerstwo oficjalnie uznało, że Voldemort powrócił, Harry Potter od razu stał się najpopularniejszym chłopakiem, bohaterem, Wybrańcem, z którym wszyscy chcieli się przyjaźnić. Ale nie tak dawno ci sami ludzie gotowi byli napluć mu w twarzy i rzucić kamieniem w plecy, ogłaszając go kłamcą i wariatem, myślącym tylko o zdobyciu jak największej popularności. Harry mimo woli spojrzał na lewą rękę, na której zabliźnił się już napis „Nie będę opowiadać kłamać”.
- Ludzie spodziewają się, że możesz mieć lepszych przyjaciół, niż my - odezwała się Luna, po raz kolejny objawiając swój talent do wprawiania innych w zakłopotanie.
- Jesteście w porządku - powiedział krótko Harry. - Nikt z nich nie był w Ministerstwie. Nie walczyli razem ze mną.
- To, co mówisz, jest bardzo miłe - odparła dziewczyna.
Poprawiła na nosie Widmowe Okulary i powróciła do czytania "Żonglera".
Neville zaczerwienił się zmieszany i wymamrotał coś pod nosem. Harry uśmiechnął się do nich i odwrócił do okna, ale drzwi przedziału znowu się otworzyły i weszli Ron i Hermiona.
- Chciałbym, aby wózek z jedzeniem przyjechał jak najszybciej, bo umieram z głodu - powiedział Ron tęsknie, osuwając się na siedzenie obok Harry'ego i chwytając się za żołądek. - Cześć Neville, cześć Luna. Wiecie co? - dodał, odwracając się do Harry'ego. - Malfoy wcale nie przejmuje się obowiązkami prefekta. Po prostu siedzi w swoim przedziale z innymi Ślizgonami, widzieliśmy go po drodze.
Harry wyprostował się, zainteresowany słowami Rona. To nie było w stylu Malfoya, by zrezygnować z szansy demonstrowania swojej władzy prefekta, której z resztą chętnie nadużywał przez cały poprzedni rok.
- Co zrobił, kiedy cię zobaczył?
-To, co zawsze - powiedział Ron, pokazując nieuprzejmy gest ręką. - To nie w jego stylu, prawda? Więc... to znaczy... - wykonał gest ponownie. - Ale dlaczego nie jest na zewnątrz i nie znęca się nad pierwszorocznymi?
-Nie mam pojęcia - powiedział Harry, ale jego mózg pracował na przyspieszonych obrotach.
Czy to nie wyglądało, jakby Malfoy miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż znęcanie się nad młodszymi uczniami?
-Może wolał Brygadę Inkwizycyjną - powiedziała Hermiona. - Pewnie bycie prefektem wydaje mu się przy tym banalne.
-Nie sądzę - odpowiedział Harry. - Myślę, że on jest...
Ale zanim miał okazję wyłożyć swoją teorię, drzwi przedziału otworzyły się ponownie i trzecioroczna dziewczyna weszła do środka, z trudem łapiąc oddech.
-Miałam dostarczyć to do Neville'a Longbottoma i Harry'ego Pottera - wyjąkała, a gdy jej oczy spotkały się z oczami Harry'ego, odwróciła się zarumieniona.
Trzymała dwie rolki pergaminu, związane fioletowymi wstążkami. Zdumieni, Harry i Neville, wzięli zwoje zaadresowane do każdego z nich i dziewczyna wypadła z przedziału na korytarz.
Harry poczuł, że też się czerwieni, a kiedy Ron to zobaczył, wydał z siebie rżący śmiech. Potter spojrzał na rudzielca z pode łba. Pergamin, który trzymał w ręku, okazał się zaproszenie na obiad od profesora Slughorna. Nie chciało mu się iść, ale nie miał wyjścia, przecież profesora zaprosił do Hogwartu sam Dumbledore, czyli musiał cenić tego człowieka i odmowa byłaby nietaktem. Harry'emu przyszła do głowy myśl, żeby, używając peleryny niewidki, najpierw zajrzeć do Ślizgonów. Jednak ten pomysł spalił na panewce. Korytarze były pełne uczniów, czekających na wózek z jedzeniem, więc przedostanie się niezauważonym było niemożliwe.
Brnąc przez ten tłum, Harry czuł na sobie ciekawskie spojrzenia. Młodsi uczniowie nawet nie wstydzili się mówić do niego per ty i pokazywać go palcami. Wielu całkiem otwarcie patrzyło na jego bliznę. Dziewczyny zaczynały pretensjonalnie chichotać, co go równocześnie drażniło i krępowało. Harry czuł, że zaraz wyładuje na kimś swoją złość, i wtedy zobaczył Cho Chang. Kiedy dziewczyna zorientowała się, że nadchodzi, szybko wskoczyła do swojego przedziału.
Z Cho Harry próbował spotykać się w zeszłym roku szkolnym. W Dzień Świętego Walentego był z nią w kawiarni w Hogsmeade i nawet pocałował jeden raz. Jednak nic z tego nie wyszło, nie potrafili się porozumieć. Mimo że Cho podobała mu się i bardzo chciał, żeby między nimi doszło do czegoś więcej, niż pocałunek... Potem były te sny, z których Harry budził się z jękiem, rozpalonymi policzkami i mokrymi plamami na spodniach od piżamy. Kładąc się spać myślał o Cho i czuł tak silne pobudzenie, że ręka sama opuszczała się podgumkę spodni, ściskała wzbudzonego członka i rozpoczynała tak już znajome ruchy: do góry, na dół. Po nałożeniu zaklęcia wyciszającego, Harry jęczał w poduszkę, wyobrażając sobie, jak kocha się z Cho.
- Hej, Harry, z tobą wszystko w porządku? - Neville dotknął jego ramienia i Potter drgnął gwałtownie, wyrwany ze swoich erotycznych marzeń.
Westchnął głęboko, próbując się uspokoić.
- Idziemy, Neville - powiedział i szybko pomaszerował wzdłuż korytarza.
Kiedy dotarli do przedziału, w którym siedział profesor Slughorn, Harry z Nevillem zobaczyli, że nie tylko oni zostali zaproszeni. Usiedli naprzeciw siebie na ostatnich dwóch wolnych miejscach, które znajdowały się najbliżej drzwi. Harry zmierzył wzrokiem pozostałych gości. Rozpoznał Ślizgona ze swojego roku, wysokiego czarnego chłopaka z wystającymi kośćmi policzkowymi i podłużnymi, skośnymi oczami; było także dwóch chłopaków z siódmego roku, których Harry nie znał, oraz, wciśnięta w róg obok Slughorna, Ginny.
Potter jakoś dziwnie się zmieszał. Poczuł, że czerwieni się i, żeby jakoś ukryć swoją niezręczność i nerwowość, uśmiechnął się i machnął do niej ręką. Zadowolona Ginny zalotnie mrugnęła w odpowiedzi, czym zmieszała go jeszcze bardziej.
A potem zaczęło się to, czego Harry się spodziewał. Po tym, jak profesor Slughorn przedstawił ich sobie, zaczął z zainteresowaniem wypytywać o bogatych i słynnych krewnych zaproszonych studentów. Harry, żując bażanta, niezbyt uważnie słuchał profesora i przyglądał się siostrze Rona. Ginny w zeszłym roku szkolnym spotykała się z wieloma chłopakami i nawet o niej plotkowano... No, dużo mówiono, i dlatego Ron nieprawdopodobnie wściekał się i był gotowy przyłożyć każdemu, kto na ten temat otwierał usta. Dziewczyna była diabelnie urocza, pełna seksapilu, do tego wspaniale radziła sobie w Quidditchu i, gdyby nie była siostrą Rona, Harry chętnie spróbowałby ją poderwać. Wielu mówiło, że Ginny Weasley nie robi z siebie nietykalnej. A nawet odwrotnie, że jest dość chętna. Harry był pewien, że gdyby zaczął z nią kręcić, to na pewno nie skończyłoby się tylko na pocałunkach, tak, jak z Cho. Cały problem tkwił w tym, że Ginny to siostra Rona i gdyby, nie daj Boże, Ron dowiedział się, że on, Harry, jego najlepszy przyjaciel, przeleciał Ginny... Krótko mówiąc, nie byłoby wesoło. Jeszcze może reakcję Rona jakoś by przeżył, ale byłoby mu wstyd w stosunku do państwa Weasley, którzy na pewno by tego nie zaakceptowali. Wyszłoby na to, że jest niewdzięcznym draniem. Oni traktują go jak syna, a tak naprawdę przygarnęli oślizgłego węża, który myślał tylko o tym, żeby dostać się do łóżka ich córki. Lepiej nawet nie myśleć o Ginny jako o dziewczynie, z którą mógłby się kochać, nieważne, jak jest apetyczna i co o niej mówią. Choć ona chyba nie miałaby nic przeciwko. Ginny wyraźnie nudziła się na tym obiedzie, dlatego znowu mrugnęła do Harry'ego, który właśnie starał się połknąć duży kawałek. Zakrztusił się, zakasłał i poczuł, że zaczyna się dusić.
- Anapneo - powiedział profesor Slughorn, kierując na Harry'ego różdżkę.
- Dziękuję, profesorze - odparł Potter ze złami w oczach, a Ginny zachichotałai pokazała mu język.
Zdecydował się przestać myśleć o Ginny i spróbował skoncentrować się na tym, co działo się w przedziale. Profesor zostawił już w spokoju siódmoklasistów i teraz zajmował się ładniutkim Ślizgonem, siedzącym naprzeciwko Harry'ego. Jego mama była piekielnie bogata, bajkowo piękna i miała pewne hobby - dobrze wyjść za mąż i szybko owdowieć. Urocza pani Zabini zdążyła już pogrzebać siedmiu mężów. Wszyscy odchodzili z tego świata w bardzo dziwnych i tajemniczych okolicznościach.
Harry z zainteresowaniem zaczął przyglądać się Blaise'owi Zabiniemu. W zeszłym roku bardzo często widział tego chłopaka w towarzystwie Draco, przy czym Malfoy nie okazywał mu swej zwykłej wyniosłości, z którą odnosił się do większości otaczających go ludzi. Często pojawiali się razem. Obu można było spotkać w bibliotece, w Wielkiej Sali, siedzących obok siebie, cicho o czymś rozmawiających, z pochylonymi w swoją stronę głowami. Byli razem w Brygadzie Inkwizycyjnej. Czyżby Malfoyowi znudzili się lizusy-pochlebcy, którzy stale płaszczyli się przed nim, i ślizgoński gad wreszcie zdecydował się postawić na prawdziwego przyjaciela? Na to wyglądało. Są do siebie podobni, jak dwie krople wody, obaj z bogatych i potężnych rodzin, poważanych i znanych w magicznym społeczeństwie. Blaise Zabini, ze zblazowanym wyrazem twarzy, słuchał profesora, ignorując Pottera, jakby go tu w ogóle nie było, a Harry zupełnie bezwstydnie mu się przyglądał. Tak, jeśli wierzyć słowom Slughorna, to Blaise wdał się, pod względem urody, w swoją matkę-ślicznotkę. Ciemne oczy, długie, gęste rzęsy, których pozazdrościłaby mu każda dziewczyna, stylowa fryzura, bardzo zmysłowe, lekko obrzmiałe usta, jakby dopiero co ktoś je całował, nieduży pieprzyk na policzku, wyniosły wyraz twarzy i, prawie taka sama jak u Malfoya, maniera przeciągania słów przy mówieniu. Tak, widać, że tym dwóm łatwo było znaleźć wspólny język.
„Zabini, taki sam sukinsyn, jak i fretka” - podsumował wynik swoich rozmyślań.
- A teraz - powiedział Slughorn, podnosząc się ciężko i zachowując się jak konferansjer zapowiadający występ gwiazdy - Harry Potter! Od czego by tu zacząć? Czuję, że poznałem cię bardzo powierzchownie, kiedy się spotkaliśmy latem! - Przyglądał się Harry'emu bardzo uważnie przez chwilę, tak, jakby był on wyjątkowo wielkim i soczystym kawałkiem bażanta, aż wreszcie powiedział: - Wybraniec, tak cię teraz nazywają!
Harry nic nie odpowiedział. Belby, McLaggen i Zabini wpatrywali się w niego.
Slughorn zaczął mówić o tym, co napisali w „Proroku” o niedawnych wydarzeniach w Ministerstwie, o proroctwie, ale Harry nie reagował i uporczywie milczał.
- W każdym razie - powiedział Slughorn, odwracając się do Harry'ego - te wszystkie pogłoski tego lata. Oczywiście, nie każdy wie, czy wierzyć "Prorokowi", czy nie, bo zdarzały mu się już różne wpadki i błędy, ale w tym przypadku wątpliwości są raczej niewielkie. Jest pewna liczba świadków, było niezłe zamieszanie w Ministerstwie, a ty byłeś tam, w środku całego bałaganu!
Harry, który nie widział innego wyjścia, niż zwykłe kłamstwo, milcząc skinął głową. Slughorn uśmiechnął się do niego.
-Skromny, bardzo skromny, nic dziwnego, że Dumbledore tak cię lubi.
Blaise Zabini uśmiechnął się złośliwie, czym wywołał u Harry'ego nagłe uczucie rozdrażnienia i silne życzenie opuszczenia tego idiotycznego wieczorku. Rozmowa o niczym trwała jeszcze długo. Profesor opowiadał historie o swoich byłych uczniach, którzy teraz są znani i poważani. Harry z Blaisem czasami rzucali w siebie nieprzyjaznymi spojrzeniami, a Ginny się nudziła.
Jednak wszystko zawsze ma swój koniec. Profesor Slughorn wreszcie zauważył, że słońce już zaczęło zachodzić, w przedziale zapaliły się lampy, a to oznaczało, że pociąg zaraz wjedzie na stację w Hogsmeade i studenci muszą przebrać się w szkolne szaty i zacząć zbierać swoje rzeczy.
Zabini odepchnął Harry'ego i pierwszy wyszedł na półciemny korytarz, rzuciwszy Gryfonowi pogardliwe spojrzenie. Potter miał już iść do swojego przedziału, razem Nevillem i Ginny. Nagle przyszedł mu jednak do głowy pewien pomysł, nierozważny, ale mający szansę powodzenia. Za chwilę Zabini miał wrócić do przedziału szóstorocznych Ślizgonów, gdzie siedzi Malfoy, myśląc, że nikt go nie słyszy. Harry mógłby wejść za nim, niewidzialny i niesłyszalny, i może udałoby mu się czegoś dowiedzieć? Prawda, podróż dobiegała już końca, do stacji Hogsmeade zostało mniej niż pół godziny, sądząc po dzikim krajobrazie na zewnątrz pociągu, ale jak dotychczas nikt nie traktował podejrzeń Harry'ego poważnie, więc zależało mu na tym, aby je udowodnić.
- Zobaczymy się później -powiedział szybko Harry, wyciągając swoją pelerynę niewidkę i narzucając ją na siebie.
- Ale co ty... - zaczął Neville.
- Później! - wyszeptał Harry, podążając za Zabinim tak cicho, jak tylko było to możliwe, chociaż pociąg hałasował tak, że było to niepotrzebne.
Korytarz były teraz prawie pusty. Każdy wrócił do swojego przedziału, aby się przebrać i spakować swoje rzeczy. Chociaż Harry starał się trzymać jak najbliżej Zabiniego, nie był wystarczająco szybki, aby wśliznąć się do przedziału, kiedy Zabini otworzył drzwi. Ślizgon próbował właśnie je zasunąć, kiedy Harry szybko zablokował je stopą.
- Co jest z tymi drzwiami? -powiedział Zabini ze złością, kiedy po raz kolejny uderzył w stopę Harry'ego. Harry chwycił je i otworzył, a gdy Zabini, ciągle ściskając klamkę, przewrócił się na Goyle'a, Harry skorzystał z rozgardiaszu, który zapanował wokół i wskoczył do przedziału. Wszedł na puste siedzenie Zabiniego i wspiął się na półkę z bagażami. Na szczęście Goyle i Zabini zaklinowali się przy drzwiach, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich, bo Harry był pewien, że jego stopy i kolana były odsłonięte, gdy peleryna załopotała nad nimi. W każdym razie, przez jedną straszną chwilę wydawało mu się, że widział oczy Malfoya wpatrujące się w jego trampek, kiedy ten znikał gdzieś w górze. Ale wtedy Goyle zatrzasnął drzwi i zrzucił z siebie Zabiniego.
Malfoy podniósł głowę z kolan Pansy, która pieszczotliwie przeczesywała palcami jego włosy, uniósł się i przysunął bliżej do Zabiniego, objął go i powoli pogładził ręką po policzku.
- Co tak długo, Blaise? Już zacząłem się nudzić - powiedział, lekko rozciągając słowa, a potem nachylił się i pocałował Zabiniego w usta.
Harry, który znieruchomiał na półce, prawie krzyknął z zaskoczenia, kiedy zobaczył tę scenę. Zabini lekko odchylił głowę, przymknął oczy i namiętnie odpowiadał na pocałunek Malfoya, który nie zwracając uwagi na Crabbe'a, Goyle'a i Parkinson, nadal żarłocznie całował Blaise'a, przyciskając go do siebie. Harry poczuł, że zaczyna brakować mu tlenu. Gardło jakoś ścisnęło się, oddech przychodził z trudem, a w kroczu poczuł dziwny ciężar. Malfoy nie śpiesząc się odsunął się od Zabiniego, powoli przeciągnął palcem po nabrzmiałych ustach bruneta, potem znowu pochylił się nad nim i polizał jego wargi. Zabinio odpowiedział mu tym samym. Harry zmrużył oczy i zagryzł usta, żeby przypadkowo nie wydać się jakimkolwiek dźwiękiem. Co tu się dzieje? Malfoy, kurwa jego mać, jest zboczeńcem. Zupełnie się nie krępuję, całuje się na oczach wszystkich i to jeszcze z chłopakiem, cholerny pedał. I jak oni to robią! To oblizywanie, te zmysłowe dotknięcia i namiętne obejmowanie się! Nie żałują sobie! Harry przerażony i zawstydzony poczuł, że jego dżinsy stały się nagle ciasne, a ręka przypadkowo ześlizgnęła się na krocze i zaczęła głaskać nabrzmiałego członka.
Zielonooki nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że Malfoy jest do tego zdolny. Chociaż tak naprawdę, Harry nigdy nie myślał o Malfoyu w tym kontekście. Nie czuł nic, oprócz złości, rozdrażnienia, nienawiści i chęci obicia fretki po mordzie. Tylko ostatnio coraz bardziej chciał zdemaskować Malfoya i nie pozwolić mu wprowadzić w życie tego, co planował. Harry nigdy nie zastanawiał się nad jego życiem osobistym. I właśnie teraz, chowając się na półce pod peleryną niewidką, zaczynał coś rozumieć.
Malfoy wcześniej leżał na kolanach Parkinson, która bardzo czule i troskliwie przeczesywała jego włosy, a to bardzo intymna pieszczota. Teraz zrozumiał, że Malfoy i Parkinson to nie tylko przyjaciele z dzieciństwa, ale na pewno również kochankowie. To jeszcze jest zrozumiałe, ale to, co Malfoy robił przed chwilą z Zabinim... Na oczach Parkinson, która, chociaż skrzywiła z niezadowoleniem usta, nie powiedziała ani słowa i milcząc obserwowała zmysłowo całujących się chłopaków. Czyżby to był łóżkowy trójkąt? Od tej jednej myśli Harry'emu znowu zaczęło się robić gorąco i z ust wyrwał się cichy jęk. Cholerni zboczeńcy, czym zajmują się w tych swoich podziemiach? Z jednej strony było mu jakoś wstrętnie i obrzydliwie. Przecież to jest nienaturalne, kiedy chłopak z chłopakiem. Harry nawet myśleć o czymś takim nie chciał. Czuł obrzydzenie, wstręt i pogardę, którą przejął od wuja Vernona, nieprzejednanego homofoba. Dursley niejednokrotnie wyrażał swoje oburzenie pod adresem homoseksualistów, kiedy w telewizji pojawiała się jakaś informacja na ten temat. Harry mimo woli przejął ten nieprzyjazny stosunek i sam uważał takich ludzi za brudnych zboczeńców. Ale kiedy zobaczył TO na własne oczy, z takiej bliskiej odległości, i fakt, że nikomu z nich to nie przeszkadzało...
„Ślizgońscy zboczeńcy, obciągacze” - pomyślał Harry, nie potrafiąc oderwać wzroku od Draco i Blaise'a, przyciskając rękę do krocza i gładząc przez spodnie swojego nabrzmiałego członka.
A Malfoy i Zabini, ignorując pozostałych, dalej się całowali. Pocałunek Malfoya był władczy i głęboki, jego język pieścił usta Zabiniego pewnie, mocno i namiętnie. Ręce oplotły talię ciemnowłosego pięknisia, wsunęły się pod koszulę, co spowodowało, że Blaise zaczął jęczeć, nie odrywając swoich ust od ust Draco. Harry, obserwując tę scenę, rozpiął rozporek i zaczął przesuwać dłonią po swoim członku, prawie nie uświadamiając sobie tego, co robi. Jego ruchy były szybkie i pewne, podniecenie rosło, oddech zaczął się urywać... Kiedy poczuł, że zbliża się orgazm, zacisnął usta ręką, żeby nie zdradzić się przypadkowym jękiem. Chwilę później w drugą rękę uderzył strumień spermy. Nakrył dłonią główkę członka, bojąc się, że płyn bryźnie na podłogę.
Malfoy odsunął się od Zabiniego, uśmiechnął się i powiedział:
- Później, Blaise... - I znowu położył się na kolana Parkinson, która od razu zaczęła czule pieścić jego platynowe kosmyki.
Zabini usiadł, zarzucił nogę na nogę i niedbałym gestem zapalił papierosa.
Harry patrzył na Ślizgonów rozmazując swoją spermę z dłoni po dżinsach. Członek wisiał w wycięciu rozporka, a on stopniowo uświadomił sobie, że zrobił sobie dobrze patrząc, jak Draco i Blaise się całują.
„Też jestem zboczeńcem” - pomyślał z przerażeniem. - „Szybko muszę znaleźć jakąś dziewczynę, inaczej będzie źle. Jest mi potrzebny normalny seks. Jeśli staje mi już tylko od patrzenia na Malfoya, to bardzo niedobry objaw.”
- Zatem, Zabini - powiedział Malfoy - czego Slughorn chciał od ciebie?
- Po prostu próbował zaprzyjaźnić się z wpływowymi ludźmi - odparł Zabini. - Zdaje się, że nie znalazł ich zbyt wielu.
Ta informacja nie zadowoliła Malfoya.
- Kogo jeszcze zaprosił? - dopytywał się.
- McLaggena z Gryffindoru… - zaczął Zabini.
- O tak, jego wujek jest ważny w Ministerstwie.
- ...kogoś tam jeszcze o nazwisku Belby, z Ravenclawu...
- Tylko nie on! To dureń! - powiedziała Pansy.
- ...Longbottoma, Pottera i tę dziewczynę od Weasleyów - dokończył Zabini.
Malfoy usiadł nagle, odtrącając dłoń Pansy.
- Zaprosił Longbottoma?
- Tak, też się zdziwiłem -powiedział Zabini obojętnie.
- Co w Longbottomie mogło zainteresować Slughorna?
Brunet wzruszył ramionami.
- Potter, ten wspaniały Potter, oczywiście, że profesor chciał popatrzeć na "Wybrańca" - szydził Malfoy - ale ta dziewczyna od Weasleyów! Co jest w niej takiego specjalnego?
- Wielu chłopaków ją lubi -powiedziała Pansy, obserwując z kąta reakcję Malfoya. - Nawet ty sądzisz, że jest atrakcyjna, prawda, Blaise? Wszyscy wiemy, jak bardzo ci się podoba!
Zabini skrzywił się i wypuścił w jej stronę strumień dymu.
- Pansy, dziecko, co ja słyszę? - uśmiechnął się Malfoy, leniwie głaszcząc dziewczynę po ręce. - Jesteś zazdrosna o Blaise'a? No co ty, słodziutka, nie bądź taką złą dziewczynką. Blaise jest zawsze z nami, po co mu ta ruda, gryfońska puszczalska? Prawdopodobnie całe lato pracowała na ulicy, w Krzywym Zaułku, żeby zarobić na nowe podręczniki.
Crabbe'a uśmiechnął się, a Goyle chrząknął, nie odrywając się od swoich komiksów.
- Współczuję Slughornowi gustu. Może się trochę starzeje. Wstyd, mój ojciec zawsze mówił, że on był swego czasu niezłym czarodziejem. Slughorn prawdopodobnie nie wiedział, że jestem w pociągu, lub...
- Nie spodziewałem się, że mnie zaprosi - powiedział Zabini. - Kiedy tam przyszedłem, pytał mnie o ojca Notta. Najwidoczniej byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi, ale gdy usłyszał, że został złapany w Ministerstwie, nie wyglądał na szczęśliwego, a Nott nie został zaproszony, prawda? Nie sądzę, aby Slughorn interesował się Śmierciożercami.
Malfoy gwałtownie podniósł się z kolan Parkinson, nerwowo chwycił paczkę papierosów i zapalił.
- W każdym razie, kogo obchodzi to, kim on się interesuje? Kim on jest, kiedy przychodzi co do czego? Po prostu jakimś głupim nauczycielem. - Malfoy ziewnął ostentacyjnie. - To znaczy, może mnie nawet niebyć w Hogwarcie w przyszłym roku, więc jakie to ma znaczenie, czy jakiś stary grubas lubi mnie, czy nie?
- Co masz na myśli mówiąc, że może cię nie być w Hogwarcie w przyszłym roku? - zapytała Pansy z oburzeniem.
- Nigdy nic nie wiadomo - powiedział Malfoy z cieniem uśmiechu - Mogę zostać... oddelegowany... do ważniejszych i lepszych spraw.
Przyczajony na półce z bagażami Harry poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej. Co Ron i Hermiona powiedzieliby na coś takiego? Crabbe i Goyle gapili się na Malfoya. Widać było, że oni raczej nie mieli żadnych planów dotyczących poważniejszych spraw. Nawet Zabini pozwolił sobie na zaciekawione spojrzenie, które zniszczyło jego butną pozę. Pansy z głupią miną wróciła do powolnego głaskania włosów Malfoya.
- Masz na myśli...
Malfoy wzruszył ramionami.
- Matka chce, żebym skończył swoją edukację, ale osobiście nie uważam, że jest to ważne w dzisiejszych czasach. Pomyślcie o tym... Kiedy Czarny Pan zwycięży, czy będzie się przejmował, ile kto miał SUMów czy OWTMów? Pewnie, że nie... Liczy się tylko okazane mu posłuszeństwo i poświęcenie...
- I ty sądzisz, że jesteś w stanie zrobić coś dla niego? - zapytał zjadliwie Zabini. - Szesnastolatkowie raczej nie są jeszcze na tyle przygotowani, aby mu służyć.
- Zabini, myślę, że jestem godny, żeby przysłużyć się Czarnemu Panu. Wykonam polecenie, które mi dał i nasza rodzina zostanie wynagrodzona według zasług, a ojciec, kiedy wyjdzie z Azkabanu, stanie się prawą ręką naszego pana.
- Jakie ambitne plany, Malfoy - uśmiechnął się Zabini.
Draco spojrzał na niego ze złością. Crabbe i Goyle siedzieli z ustami otwartymi jak u gargulców. Pansy przyglądała się Malfoyowi, jakby jeszcze nigdy nie widziała kogoś, kto budziłby taki respekt.
- Pora zakładać szaty, dojeżdżamy do Hogsmeade - burknął Malfoy, a potem nagle pochylił się nad Zabinim, chwycił go za włosy i przyssał się do jego ust mocnym pocałunkiem.
- Mój nieufny przyjacielu - wyszeptał Draco, puszczając włosy chłopaka i gwałtownie się od niego odsuwając.
Z przygryzionej wargi Blaise'a płynęła krew. Szybko zlizał ją koniuszkiem języka i uśmiechnął się.
Harry, jak zaczarowany, patrzył na ten wężowy pocałunek dwóch Ślizgonów, dlatego nie zauważył Goyla sięgającego po swój bagaż. Kiedy go zdejmował, kufer uderzył Harry'ego mocno w głowę. Jęknął z bólu, a Malfoy spojrzał na półkę z bagażami, marszcząc brwi. Harry nie bał się Malfoya, ale nie uśmiechało mu się zostać zdemaskowanym przez grupę nieprzyjaznych Ślizgonów. Z załzawionymi oczami i pulsującą bólem głową wyciągnął swoją różdżkę, ostrożnie, aby nie zsunąć peleryny, i czekał, wstrzymując oddech. Ku jego uldze, Malfoy uznał, że się przesłyszał. Podobnie jak reszta przebrał się, zamknął kufer, a kiedy pociąg zwolnił, założył nową, grubą, podróżną szatę.
Harry widział, jak korytarze ponownie wypełniają się uczniami i miał nadzieję, że Ron i Hermiona wezmą jego rzeczy na peron. Musiał pozostać na swoim miejscu aż do chwili, kiedy wszystkie przedziały będą puste. W końcu, kiedy pociąg przechylił się i zatrzymał, Goyle otworzył drzwi i zaczął się przepychać przez tłum drugorocznych, roztrącając ich łokciami. Crabbe i Zabini ruszyli za nim.
- Wyjdź - powiedział Malfoy do Pansy, która czekała na niego zwyciągniętą ręką, jakby miała nadzieję, że będzie ją za nią trzymał. - Muszę coś sprawdzić.
Pansy wyszła. Teraz Harry i Draco zostali sami wprzedziale. Ludzie szybko wysiadali na ciemny peron. Malfoy podszedł do drzwi i zaciągnął zasłony, aby nikt z zewnątrz nie mógł niczego zobaczyć. Następnie pochylił się nad kufrem i otworzył go ponownie. Harry zerknął w dół, z zakrawędzi półki, na której leżał, a jego serce biło w przyspieszonym tempie. Co takiego Malfoy chciał ukryć przed Pansy? Czy miał właśnie ujrzeć tajemniczy, zepsuty przedmiot, którego naprawienie było tak ważne?
- Petrificus Totalus!
Bez ostrzeżenia Malfoy wycelował różdżką w Harry'ego, który natychmiast został sparaliżowany. Tak, jakby w zwolnionym tempie, Harry upadł boleśnie na podłogę, która zadrżała pod jego ciężarem, lądując prosto u stóp Malfoya. Peleryna zsunęła się z niego, całe jego ciało było odkryte, tylko nogi pozostały w nią zaplątane. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Mógł tylko patrzeć na Malfoya, który uśmiechał się szeroko.
- Tak myślałem - powiedział tryumfalnie. - Słyszałem, jak kufer Goyle'a cię uderzył. I przypomniałem sobie, że kiedy Zabini wrócił, zobaczyłem w powietrzu coś białego... Postanowiłeś mnie szpiegować, Potty? Co ja widzę, masz rozpięty rozporek? I te plamy... - Jego spojrzenie przesunęło się wyżej. - Oj, Potty, czy to jest to, o czym myślę? Podnieciłeś się obserwując mnie i Blaise'a? Lubisz podglądać chłopców i spuszczać się w rękę? Kto by pomyślał, że nadzieja całego czarodziejskiego świata okaże się zwykłym onanistą... - Malfoy zaśmiał się nieprzyjemnie. - Nikt cię tu nie zaprosił, ale skoro już przyszedłeś... Możemy się zabawić... - Malfoy mocno kopnął Harry'ego w twarz.
Harry poczuł, że ma złamany nos. Krew rozbryzgnęła się wszędzie.
- To za mojego ojca. Teraz zobaczmy... - powiedział Malfoy z nienawiścią i stanął na dłoni Harry'ego. Zachrzęściły kości. - A to, Potter, będzie dla ciebie ode mnie... - rzucił szatę na półkę i zaczął rozpinać pasek od spodni.
Harry nie mógł poruszyć ani jednym mięśniem, krew zalewała mu twarz, zatykała usta i powodowała mdłości. Gryfon starał się ze wszystkich sił stłumić odruch wymiotny, wiedząc, że gdy mu się to nie uda, zachłyśnie się wymiocinami. Po upadku z półki całe ciało miał obolałe i, jeśli Harry mógłby wydać z siebie jakiś dźwięk, z jego zakrwawionych ust wyrwałby się jęk. Ale to, co stało się chwilę później, było o wiele gorsze. Gorsze nawet od jego najgorszego nocnego koszmaru. Malfoy uśmiechając się drwiąco rozpinał rozporek.
- Teraz będzie ci naprawdę podle - zasyczał Ślizgon, nachylił się nad Harrym i zaczął zdejmować z niego spodnie.
Potter nie mógł uwierzyć w to, co Malfoy zamierza zrobić. To nie może się zdarzyć. Zaczynał jednak rozumieć, że to, co wydawało się tak okropne, jak majaczenie chorej wyobraźni, było prawdziwe. Ślizgon ściągnął z niego spodnie i majtki. Harry chciał krzyczeć, żeby ta gnida nie ważyła się go dotknąć, żeby przestał, że gotowy jest przebaczyć Malfoyowi rozbity nos i połamane palce. Niech tylko przestanie i tak naprawdę nie robi tego, o czym właśnie myśli. Jeśli to się naprawdę stanie... Strach pomyśleć... Jak będzie żył po czymś takim, za każdym razem przypominając sobie ten koszmar, to poniżenie! Malfoy szykował się, żeby go zgwałcić i Harry nie mógł nic zrobić, nie mógł nawet krzyczeć, tylko z przerażeniem patrzył na swojego wroga, nieprzyjemnie uśmiechającego się na myśl, co zrobi znienawidzonemu Gryfonowi.
„Nie, Malfoy, proszę, tylko nie to, błagam cię, połam mi wszystkie palce, tylko nie TO. Proszę, nie rób tego, lepiej mnie zabij od razu, inaczej sam się potem zabiję, nie będę w stanie żyć z taką hańbą, z takim poniżeniem. Nie, NIE RÓB TEGO!!!” - Świadomość Harry'ego krzyczała, błagała, prosiła, ale Malfoy tego nie słyszał, a nawet gdyby usłyszał, nie ulitowałby się nad pokonanym przeciwnikiem.
Przewrócił Harry'ego na bok, położył się na podłodze obok niego, przesunął ręką po nagim brzuchu chłopaka, opuścił dłoń na dół, dotknął członka, potem objął jądra i mocno je ścisnął. Harry'emu z bólu pociemniało w oczach.
Malfoy nachylił się do jego ucha i wyszeptał:
- No co, Potty, teraz z CHŁOPCA-KTÓRY-PRZEŻYŁ-I-SPUSZCZAŁ- SIĘ-W-RĘKĘ staniesz się Dziewczyną-którą-pieprzył-Draco-Malfoy.
Wreszcie rozwarł dłoń i puścił jądra Harry'ego, prawie w tym samym momencie przyłożył główkę swojego członka do mocno zaciśniętego pierścionka anusa i nacisnął. Potter poczuł, jak coś twardego i wielkiego wbiło się mu między pośladki i chwilę później zalała go fala bólu. Odczuł go całym sobą. Członek Ślizgona pokonał przeszkodę i zaczął wciskać się do środka, rozsuwając ścianki odbytu. Malfoy gwałtownym pchnięciem wszedł w Harry'ego, umyślnie sprawiając mu maksymalny ból. Gryfonowi wydało się, że wkłada w niego rozżarzony, żelazny pręt, który rozrywa go na części i szarpie wszystkie jego wewnętrzne organy. Takiego nieznośnego bólu Harry jeszcze nigdy nie doświadczył. Nawet, kiedy Voldemort wchodził do jego umysłu, blizna palił ogniem i pulsowała, a cierpienie mąciło zmysły. Wtedy można było to przetrzymać. Teraz łzy same płynęły z oczu, a krew ze złamanego nosa nadal zalewała mu usta. Malfoy przytrzymywał rękami jego biodra i mocno przyciągał je do siebie. Okrutnie gwałcił biednego Gryfona, umyślnie sprawiając swojemu wrogowi jak największy ból. Potter miał wrażenie, że zrobiono mu nową dziurę, a członek tego Ślizgońskiego drania przekłuł go i wyszedł na zewnątrz. Jednak Malfoy wsunął w Harry'ego dopiero połowę penisa i mimo oporu, napierał coraz bardziej. Ciasny anus zaciskał się, ale Malfoy pchał wciąż mocniej i mocniej i wreszcie wszedł całkowicie. Ślizgon poczuł, jak jego jądra dotknęły czułej skóry na pośladkach Gryfona.
Harry był już na krawędzi szoku, a tortura nadal nie kończyła się. Malfoy wyszedł z Pottera, znowu przystawił członek do wejścia i znów wszedł w niego, tym razem od razu całkowicie. Znowu poczuł, jak jego własne jądra przylgnęły do skóry ofiary. Łzy ponownie popłynęły z oczu Harry'ego, już nie czuł ani tego, że leży na podłodze przedziału w niewygodnej pozie, ani bólu w złamanym nosie i palcach. Wszystkie jego odczucia skoncentrowały się dookoła jednego punktu i tylko tam był PRAWDZIWY ból. Otaczający zielonookiego świat przybrał karmazynową barwę, jego anus przekształcił się w rozszarpaną, krwawiącą ranę, w którą Malfoy nadal wbijał swój członek. Wreszcie, podczas jednego z pchnięć, Harry stracił przytomność. Każde następne dźgnięcie wywoływało nie dający się opisać ból, który napływał falami, powodując, że Harry to tracił, to odzyskiwał świadomość. Draco, nie wychodząc nigdy do końca, nadal pieprzył nieszczęśliwego Gryfona. Kropelki krwi spływały z anusa chłopaka rowkiem między pośladkami i kapały na podłogę przedziału, tworząc czerwoną plamę. Ślizgon przyśpieszył tempo, sapnął i wbił swój członek gwałtownie po raz ostatni. Do Pottera, gdzieś na granicy świadomości, dotarł jęk Malfoya, który drgnął kilka razy i wypełnił wnętrze Harry'ego spermą.
Gryfon powoli przychodził do siebie. Początkowo lekko zdziwił się, że jeszcze żyje, ale potem wrócił strach. Ze zdwojoną siłą dotarło do niego, co się stało, co właśnie zrobił z nim Malfoy.
- No i co, gryfoński wypierdku, podobało ci się pieprzenie? Przyjemniej, niż samemu się zabawiać? - zapytał Ślizgon podnosząc się z podłogi. - Wiesz, Potter, nawet nie miałem nadziei na takie szczęście, że ty sam przyjdziesz do mnie, cholerny idioto. Dostałeś to, na co zasługujesz. Teraz jesteś kurwą, pieprzoną, gryfońską kurwą. - Ślizgom teraz moralnie znęcał się nad Harrym, dobijając upokorzonego i zmiażdżonego przeciwnika.
Kiedy przestało mu to już sprawiać przyjemność, Malfoy nachylił się nad Harrymi obejrzał miejsce, gdzie jeszcze niedawno wepchnięty był jego członek .Wydłużony, nie zamykający się otwór, rozerwany w kilku miejscach. W dziurce można było dostrzec wewnętrzne ścianki odbytnicy, która również trochę ucierpiała od tak okrutnego wtargnięcia.
- Tak... Dostało ci się. - Uśmiechnął się. - Wyruchałem cię według najwyższej kategorii - dodał Ślizgon, rozglądając się po przedziale.
Na jednej z półek zobaczył pustą butelkę po Kremowym Piwie, które piła Pansy Parkinson.
- O, jeszcze trochę się pobawimy. - Wziął ją, przyłożył do rozerwanego anusa Harry'ego i zaczął wsuwać w niego szyjkę butelki.
Ciężko było ją wpychać ręką i Malfoy pomógł sobie kolanem.Od nowej fali bólu Potter znowu stracił przytomność. Draco wyciągnął spod nieruchomego ciała Gryfona pelerynę niewidkę i narzucił na niego.
- Chyba nie znajdą cię wcześniej, niż pociąg wróci do Londynu - powiedział cicho. - Zobaczymy się później, Potty, jeśli nie zdechniesz po drodze, a może się nie zobaczymy...
Malfoy wziął torbę z półki i wyszedł z przedziału, zatrzasnąwszy za sobą drzwi.
rozdział II
Harry leżał pod peleryną niewidką i czuł się bardzo źle, zarówno na ciele, jak i na duchu. Między jego pośladkami sterczała butelka, a rozerwany przez nią anus mocno krwawił i bolał. Mięśnie odbytnicy trochę ją wypchnęły, więc krew cienkim strumykiem spływała między szkłem i skórą, zbierała się w krople na włoskach wokół jąder i skapywała na podłogę. Potter pragnął znowu stracić przytomność, aby nic nie czuć, a najlepiej w ogóle umrzeć, żeby to całe zło skończyło się raz na zawsze. Ale świadomość nie chciała go więcej opuścić. Od myślenia o tym, co z nim zrobił Malfoy, bardzo bolało go serce, a dusza po prostu rozrywała się na kawałki. Miał ochotę krzyczeć i wyć z rozpaczy i beznadziei. Ale krzyczeć nie mógł, nawet zwykły jęk nie wyrywał się z jego gardła. Ciało zaczynało drętwieć i tracić czucie i tylko krew z rozbitego nosa mieszała się ze słonymi łzami i ściekała w jego półotwarte usta.
Ile tak przeleżał, Harry nie wiedział, ale już dawno zrobiło się cicho, wszyscy uczniowie wysiedli, w pociągu i na peronie nie słychać było żadnego dźwięku. Oznaczało to, że zaraz ruszą w drogę powrotną do Londynu. Potter zastanowił się, co się stanie, gdy go znajdą. Ktoś na pewno zajrzy do przedziału, na przykład sprzątaczka, i wcześniej czy później ludzie natkną się na niego, zdejmą pelerynę i zobaczą go, leżącego na podłodze, ze spuszczonymi spodniami, w kałuży krwi i z butelką w tyłku. Gdyby Harry mógł ruszyć się choć odrobinę, wolałby przegryźć sobie żyły, niż doczekać tego momentu. Tak naprawdę, po koszmarze, który go spotkał, chłopak zaczynał myśleć, że nie będzie w stanie z tym żyć. Że nie ma sensu z tym żyć. Jego ciało zostało zgwałcone, jego dusza zbrukana, zrobiono z niego dziwkę, szmatę, kurwę, a on nawet nie mógł się temu sprzeciwić.
Nagle Harry usłyszał, jak drzwi przedziału otworzyły się, ktoś wszedł i brzeg peleryny zsunął się z jego twarzy i ramion.
- Już dobrze, Harry.
Zobaczył błysk czerwieni i odzyskał dolność poruszania się. Od razu ponownie naciągnął na siebie pelerynę, żeby wchodząca osoba nie była w stanie zobaczyć, co z nim zrobiono. Gwałtowny ruch sprawił, że krzyknął.
- Harry, wszystko w porządku? - Tonks pochyliła się nad jego głową, z trwogą patrząc mu w oczy.
- Nie - wychrypiał, mocniej naciągając na siebie pelerynę. Poczuł taką falę mdłości, że ledwo zdążył odwrócić się od Nimfadory, zanim zaczął wymiotować. Kobieta próbowała jakoś mu pomóc, objęła go za ramiona, które mocno drżały od kolejnych torsji, ale Harry odepchnął jej ręką i przed następnym atakiem poprosił zduszonym głosem:
- Proszę, wyjdź, proszę...
- Poczekam na korytarzu - odpowiedziała Tonks i opuściła przedział.
Harry jeszcze kilkakrotnie wyrzucił z siebie krew i żółć, potem z jękiem odpełzł od kałuży wymiocin i upadł na bok, oddychając ciężko. Odrzucił pelerynę, ostrożnie dotknął butelki, która nadal była mocno wbita w jego ciało i zaczął ją delikatnie wyjmować. Nowa fala niedającego się opisać bólu, odruchowy krzyk, przegryziona warga... Krew w skroniach waliła wściekle - wydawało mu się, że ktoś tłucze go pałką po głowie, a poraniony anus pulsował i palił żywym ogniem. Mimo tak wielkiego cierpienia, Harry spróbował wstać z podłogi, mocno wczepiwszy się w skórzane siedzenie. W tym momencie okno przedziału zasnuło się kłębami dymu na znak, że skład zaraz ruszy.
- Harry, pospiesz się! - krzyknęła z korytarza Tonks. - Czas na nas.
Potter mocno zacisnął zęby i zaczął ostrożnie naciągać dżinsy. Zrobienie kilku kroków stało się torturą porównywalną do Cruciatiusa. Trzymając się ściany przedziału i robiąc małe kroczki, wyszedł na korytarz.
- Kto ci to zrobił? - zapytała, a widząc, że Harry powoli osuwa się na podłogę, chwyciła go za rękę.
- Draco Malfoy - wychrypiał Gryfon i zakasłał. Nawet taki ruch odbijał się bólem w poranionym i znękanym ciele. - Pobiliśmy się - dodał, żeby Tonks przypadkowo nie zaczęła dokładniej mu się przyglądać.
Tymczasem pociąg ociężale ruszył w drogę powrotną do Londynu.
- Lepiej, żebyśmy wysiedli tutaj, szybko - powiedziała Nimfadora. - Skaczemy.
Potter, idący z wielkim wysiłkiem, gryząc wargi do krwi, żeby nie jęczeć, i ciężko opierając się na ramieniu Nimfadory pomyślał, że w jego sytuacji wyskakiwanie w biegu będzie bardzo trudne i nieprzyjemne. Tonks otworzyła drzwi wagonu.
- Jesteś gotowy? - I nie doczekawszy się odpowiedzi, wypchnęła Harry'ego na peron. Gryfon upadł na kolana i uszkodzoną rękę, przewrócił się na bok i krzyknął z bólu. Tonks lekko wylądowała obok i pochyliła się nad chłopakiem.
- Jak się czujesz, tak ogólnie? - zainteresowała się.
- Moje samopoczucie można określić jako „ch...” - odpowiedział Harry. - I proszę nie mylić z „cholernie dobrze”.
- Rozumiem. - Nimfadora kiwnęła głową i pomogła Harry'emu się podnieść. - Mogę naprawić twój nos, jeśli staniesz nieruchomo.
- A potrafisz to zrobić? - zapytał.
- Episkley! - zawołała Tonks, nie odpowiadając na pytanie.
Harry poczuł, że jego nos jest najpierw gorący, a następnie zimny. Podniósł rękę i dotknął go ostrożnie. Wydawał się w porządku. Wyciągnął dłoń, pokazując złamane palce i popatrzył na dziewczynę. Jeszcze jedno machnięcie różdżki i znowu przyjemna ulga.
- Wydaje mi się, że potłukłeś sobie jeszcze kolano, kiedy upadłeś.
- Wszystko mnie boli - odpowiedział Gryfon. Spadłem z półki na bagaże... Wszędzie się poobijałem...
Tonks rzuciła kilka uzdrawiających zaklęć i od razu zrobiło mu się lepiej, chociaż główny ból nie przeszedł, został tylko lekko przytępiony. Aurorka na pewno mogłaby mu pomóc, ale Harry prędzej odgryzłby sobie język, niż powiedział, co zrobił z nim Malfoy i co tak naprawdę najbardziej go boli.
- No i jak, lepiej? - zapytała dziewczyna.
- Wielkie dzięki, bardzo mi pomogłaś - odpowiedział Harry. - Jak mnie znalazłaś?
- Zauważyłam, że nie wysiadłeś z pociągu. Pomyślałam, że mając pelerynę możesz się ukrywać z jakiegoś powodu. Kiedy zobaczyłam, że żaluzje w tym przedziale zostały zasłonięte, postanowiłam to sprawdzić...
- Ale co, tak w ogóle, tutaj robisz? - spytał Harry.
- Jestem w Hogsmeade, aby dać szkole dodatkową ochronę - odparła Tonks. - Lepiej załóż ten płaszcz i chodźmy już do zamku - dodała.
Harry ubrał pelerynę. Tonks machnęła różdżką i wielkie, srebrzyste, czworonożne stworzenie pomknęło przed siebie, rozjaśniając ciemność.
- Czy to był patronus? - spytał Harry, który wiedział, że Dumbledore wysyła wiadomości w podobny sposób.
- Tak, posłałam go do Hogwartu z informacją, że jesteś ze mną i żeby się nie martwili. Chodźmy, nie marnujmy czasu.
Ruszyli wzdłuż drogi prowadzącej do szkoły. Następne pół godziny było dla Pottera prawdziwą torturą. Jeszcze nigdy droga od stacji Hogsmeade do zamku nie trwała tak długo. Szli powoli, bo każdy krok sprawiał Harry'emu ból. Przygryzał wargę, czasami opierał się o Tonks, która proponowała zastosować uzdrawiające zaklęcie, tylko musi powiedzieć, co dokładnie go boli. Harry mówił mgliście, że boli go wszędzie, że odbił sobie coś wewnątrz i przysięgał, że po dotarciu do szkoły od razu uda się do pani Pomfrey.
Do tej pory zawsze podróżował powozem, wiec nie był w stanie ocenić, jak daleko od Hogsmeade znajduje się Hogwart. Z wielka ulgą ujrzał więc wysokie filary po obu stronach bramy, każdy zwieńczony wielkim, uskrzydlonym smokiem. Daleko przed nimi, przy wejściu do zamku, lekko kołysała się latarnia. Okna Wielkiej Sali świeciły jaskrawym światłem i słychać było wesołe głosy i śmiech. Uczta trwała...
Harry czuł ból w całym ciele i chciał jak najszybciej znaleźć się w środku. Kiedy jednak położył rękę, aby pchnąć bramę, okazało się, że jest ona zablokowana łańcuchami.
- Alohomora! - powiedział pewnie, jednak kłódka się nie otworzyła.
- Ktoś idzie po ciebie - powiedziała Tonks. - Spójrz.
Harry zobaczył latarnię kołyszącą się w pobliżu zamku. Kiedy jej żółte światło znalazło się w odległości około dziesięciu stóp od nich, ściągnął pelerynę niewidkę, aby przybysz mógł go zobaczyć. Z natychmiastowym, czystym obrzydzeniem uświadomił sobie, że przyszedł po niego nie Filch, lecz właściciel haczykowatego nosa oraz drugich, tłustych włosów, Severus Snape.
- No, no, no - zaszydził nauczyciel, wyjmując różdżkę i pukając nią w kłódkę.
Łańcuchy rozwinęły się jak wąż i brama stanęła otworem.
- Miło z twojej strony, Potter, że się pojawiłeś, chociaż, najwyraźniej uznałeś, iż założenie szkolnych szat uwłacza TWOJEJ godności.
- Nie mogłem zmienić szat, bo nie miałem mojego... - Harry zaczął się tłumaczyć, jednak Snape uciął jego wypowiedź machnięciem ręki.
- Tymczasem, Harry - pożegnała się Tonks i odeszła.
- Dziękuję ci - krzyknął za nią chłopak. - Dziękuję... za wszystko.
Snape przez chwilę nic nie mówił, badawczo przyglądając się Harry'emu. Potem kpiąco uśmiechnął się i powiedział:
- Pięćdziesiąt punktów za spóźnienie... I myślę, że za twój mugolski strój odejmiemy Gryffindorowi kolejne dwadzieścia. Wiesz... chyba żaden uczeń w poprzednich latach nie przyniósł swemu domowi tylu strat tak wcześnie, jak ty. A jeszcze nawet nie zaczęliśmy deseru. Ustanowiłeś rekord, Potter.
Harry nie był w stanie sprzeczać się ze Snape'em i myśleć o odjętych Gryfonom punktach. Szesnastoletni chłopak, pobity i zgwałcony przez innego ucznia, był teraz w szoku. Miał gorączkę, każdy krok sprawiał mu ból i czuł, że za chwilę wpadnie w histerię.
- Przypuszczam, że chciałeś mieć wielkie wejście, co? - kontynuował Snape - Tym razem nie miałeś do dyspozycji latającego samochodu, więc zdecydowałeś się wpadać do Wielkiej Sali w połowie uczty, tworząc w ten sposób dramatyczny efekt?
Harry nadal milczał. Wiedział, że Snape specjalnie po niego przyszedł, żeby móc go męczyć bez świadków. Ale nawet najbardziej szydercze uwagi opiekuna Slytherinu nie mogły sprawić większej szkody psychice Harry'ego, niż zrobił to Draco Malfoy.
- Co się tak wleczesz, Potter? - zapytał Snape, odwracając się.
- Zraniłem się w kolano i trudno mi iść - cicho odpowiedział Harry.
- Kolejna bezmyślna i nieprawdziwa wymówka - zawyrokował Snape i skierował się do szkoły.
Dotarli w końcu do stóp schodów prowadzących do zamku. Z otwartych drzwi Wielkiej Sali można było usłyszeć wybuchy śmiechu, rozmowy i przeróżne dźwięki. Harry zastanawiał się, czy mógłby z powrotem założyć pelerynę niewidkę i zająć swe miejsce przy stole Gryffindoru (który był najbliżej drzwi Wielkiej Sali) bez zwrócenia na siebie uwagi. Widocznie Snape pomyślał o tym samym, bo powiedział:
- Żadnej peleryny. Wejdziesz tak, żeby wszyscy cię zobaczyli. Jestem przekonany, że właśnie o to ci chodziło, prawda?
Harry obrócił się i przemaszerował przez otwarte drzwi, byleby jak najdalej od Snape'a. Wielka Sala, z jej czterema długimi stołami domów i jednym dla nauczycieli, jak zwykle została ozdobiona setkami świec, których odbite płomienie drgały na talerzach. Harry'emu jednak wszystko migotało i rozmazywało się przed oczami.
Starał się iść jak najszybciej, przezwyciężając ból. Wielu uczniów obróciło się w jego stronę, niektórzy powstawali ze swoich miejsc, żeby lepiej go widzieć, ktoś zaczął szeptać i pokazywać go palcami. Potter z wysiłkiem dotarł do swojego stołu, przy którym zauważył Rona i Hermionę. Ból w rozerwanym odbycie sprawił, że jęknął głucho, kiedy zajmował miejsce na ławce, pomiędzy przyjaciółmi.
- Gdzie ciebie... cholera! Harry! Co się stało z twoją twarzą? - dopytywał się Ron, wytrzeszczając oczy i wpatrując się w Pottera.
- Dlaczego pytasz? Co właściwie jest z nią nie tak? - zapytał Harry, chwytając łyżkę i patrząc z ukosa na swoje zniekształcone odbicie.
- Jesteś cały we krwi - powiedziała Hermiona. - Chodź tutaj...
Chwyciła swoją różdżkę, powiedziała Tergeo! i usunęła zasuszoną krew.
- Dziękuję - powiedział Harry, czując, że ma już czystą twarz. - A jak wygląda mój nos?
- Normalnie - odparła Hermiona z niepokojem. - A nie powinien? Harry, co się stało? Byliśmy przerażeni...
- Powiem wam później...
Zauważył, że Ginny, Neville, Dean i Seamus przysłuchują się ich rozmowie. Nawet Prawie Bezgłowy Nick, duch Gryffindoru, przepłynął wzdłuż ławek, by podsłuchać.
- Ale... - zaczęła Hermiona.
- Nie teraz - powtórzył Harry z naciskiem.
Miał nadzieję, że pomyślą, iż brał udział w jakiejś bohaterskiej akcji, może z udziałem śmierciożerców, bądź dementorów... Ale usłyszał ochrypły śmiech i oklaski, które rozbrzmiały ze strony ślizgońskiego stołu. Harry poczuł, jak po jego ciele przebiegł nerwowy dreszcz i nadciągnęła fala lodowatego przerażenia, przemieszana z panicznym strachem. Potter powoli odwrócił się i zobaczył, jak Malfoy pokazuje uderzenie w nos. Harry wstrzymał oddech. Blondyn opowiadał Ślizgonom o wydarzeniach w pociągu. Odwrócił się szybko i utkwił wzrok w stole. Ręce mu drżały, a całe ciało zaczął się trząść.
- Ominął cię przydział do domów - wyszeptała Hermina, nachylając się do Harry'ego, a w tym czasie Ron pochłaniał wielkie, czekoladowe ciastko.
Chłopak nie odpowiedział, bo nic a nic nie go to nie obchodziło. Przysłuchiwał się dźwiękom, które dochodziły od strony Ślizgonów, z przerażeniem oczekując momentu, kiedy Malfoy dojdzie do najbardziej pikantnej części swojego opowiadania. Potter był już na granicy histerii, cały się trząsł, a na czole pojawiły mu się krople zimnego potu.
- Harry, co z tobą? - zapytała Hermiona widząc, w jakim jest stanie.
Dotknęła jego lodowatej ręki, spojrzała w oczy i zatrwożona wyszeptała:
- Masz dreszcze, Harry. Może lepiej idź do skrzydła szpitalnego.
- Tak, Hermi, chyba pójdę - odpowiedział, także szeptem, ale nagle na sali zapanowała cisza, śmiech i radosne krzyki zamilkły.
Dumbledore wstał z swojego miejsca i zwrócił do obecnych.
- Witam was w ten cudowny wieczór! - powiedział, usmiechając się i rozkładając ramiona tak, jakby chciał objąć całą Wielką Salę.
- Co się stało z jego ręką? - zapytała Hermiona.
Nie ona jedna to dostrzegła. Prawa ręka Dumbledore'a była czarna i pomarszczona, dokładnie jak w noc, kiedy przybył po Harry'ego do Dursleyów. W całym pomieszczeniu rozległy się szepty. Dumbledore widząc to jedynie się uśmiechnął. Pomachał purpurowo-złotym rękawem zranionej ręki.
- To nic, nie martwcie się - powiedział beztrosko. - Teraz do naszych nowych studentów mówię: „Witajcie!”, do starszych natomiast: „Miło was znowu widzieć!”. Czeka nas kolejny rok pełen magicznej edukacji...
- Ona wygląda, jakby była martwa... - powiedziała Hermiona przerażonym głosem. - Ale istnieją zranienia, których nie można wyleczyć... stare przekleństwa... i trucizny bez antidotów...
- ... pan Filch powiedział - ciągnął dalej Dumbledore - że obowiązuje zakaz używania i trzymania rzeczy kupionych w Magicznych Dowcipach Wesleyów. Reprezentanci Quidditcha poszczególnych domów mają podać nazwisko wybranego przez nich kapitana, jak to zwykle się robi. Poszukujemy również nowych komentatorów, kto ma ochotę, niech się zgłasza. Mamy także przyjemność powitać nowego członka grona nauczycielskiego, profesora Slughorna. - Nauczyciel wstał, jego łysa głowa zdawała się błyszczeć w świetle świec, a wielki brzuch rzucał cień na stół. - Jako mój kolega, zgodził się on zająć miejsce na stanowisku Mistrza Eliksirów.
- Eliksirów?
- Eliksirów?
Słowo to odbijało się echem po całej sali, a ludzie zastanawiali się, czy dobrze usłyszeli.
- Eliksirów? - powiedzieli razem Ron i Hermiona, wpatrując się w Harry'ego.
- Profesor Snape tymczasem - podniósł głos Dumbledore, aby przekrzyczeć donośne szemranie uczniów - będzie nauczał Obrony Przed Czarną Magią.
- Nie! - krzyknął Harry tak głośno, że parę głów odwróciło się w jego kierunku.
Nie obchodziło go to. Wpatrywał się teraz w stół nauczycielski. Jak Snape mógł zostać nauczycielem Obrony po tym wszystkim? Przez lata się starał, więc dlaczego Dumbledore akurat teraz mu zaufał?
- Ale Harry, powiedziałeś, że Slughorn będzie uczył Obrony Przed Czarną Magią - powiedziała Hermiona.
- Bo tak właśnie myślałem! - odpowiedział Harry.
Snape, który siedział po prawej stronie Dumbledore'a, nawet nie wstał na dźwięk swojego nazwiska. Tylko leniwie podniósł rękę, na znak wdzięczności za oklaski, które podniosły się przy stole Ślizgonów. Jednak Harry zauważył triumf na twarzy, której tak nienawidził.
- Cóż, jest jeden plus - powiedział szybko. - Snape będzie uczył tylko do końca roku.
- Dlaczego? - zapytał Ron.
- To pechowa posada. Każdy, kto się jej podjął, wytrwał tylko rok... Quirrell właściwie umarł... Osobiście będę trzymał kciuki za inną śmierć...
- Harry! - zawołała Hermiona głosem pełnym wyrzutu.
Dumbledore odchrząknął. Harry, Ron i Hermiona nie byli jedynymi, którzy rozmawiali. Cała sala rozbrzmiewała rozmowami o tym, że Snape w końcu osiągnął to, czego tak długo pragnął. Dumbledore, zachowując pozory obojętności na wiadomość, którą właśnie ogłosił, nie powiedział niczego więcej, tylko czekał, aż zapadnie cisza, aby mógł kontynuować.
- Teraz każdy w tej sali już wie, że Lord Voldemort powrócił i jego zwolennicy ponownie zyskali na sile.
Podczas przemowy cisza zdawała się nasilać. Harry zerknął na Malfoya. Ślizgon nie patrzył na Dumbledore'a, lecz za pomocą różdżki unosił do góry łyżkę, tak, jakby dyrektor nie mówił niczego interesującego, ani godnego uwagi.
- Nie potrafię podkreślić, jak bardzo poważna jest obecna sytuacja i jak istotne jest zapewnienie bezpieczeństwa każdemu z was. Magiczna osłona zamku została wzmocniona podczas lata, jesteśmy chronieni ze wszystkich możliwych stron, jednak nadal musimy się mieć na baczności i stawać przeciwko beztrosce któregoś z uczniów, bądź członków grona pedagogicznego. Dlatego proszę was, abyście przestrzegali wszystkich ograniczeń, narzuconych przez regulamin, a zwłaszcza zakazu przebywania poza sypialniami w godzinach, w których musicie w nich być. Proszę was również o zgłaszanie któremuś z profesorów każdej podejrzanej rzeczy, jaką zauważycie na terenie Hogwartu. Ufam, że będziecie poważnie podchodzić do zachowania bezpieczeństwa, zarówno własnego, jak i waszych kolegów.
Harry spojrzał na Dumbledore' z nagłym uczuciem nienawiści.. Po co te wszystkie piękne i patetyczne słowa o dodatkowych środkach ostrożności, o wzmocnieniu zaklęć chroniących Hogwart i uczniów? Po co większa ilość dyżurów w Hogsmeade? Po co to wszystko, po co? Żeby chronić i uratować Harry'ego Pottera? Malfoy kpi sobie z wszelkich zabezpieczeń, po prostu zgwałcił go i zostawił broczącego krwią. I nie uratowali go ani dyżurujący członkowie Zakonu Feniksa, ani nowa super potężna ochrona Dumbledore'a. Wszystko okazało się daremne. A teraz dyrektor wygłasza tę wzniosłą mowę, od której robi mu się niedobrze i ma ochotę zwymiotować. Harry odwrócił się od stołu nauczycielskiego, żeby nie widzieć jego twarzy.
Zanim ponownie się uśmiechnął, niebieskie oczy Dumbledore'a zlustrowały całe pomieszczenie.
- Ale teraz czekają na was ciepłe i wygodne łóżka. Doskonale wiem, że pierwszeństwo w tej chwili ma zdrowy odpoczynek przed jutrzejszymi lekcjami. Dlatego pozwalam sobie powiedzieć wam dobranoc.
Ze zwykłym, ogłuszającym hałasem skrobania i szurania, ławki cofnęły się i setki uczniów zaczęły rozchodzić się do swoich dormitoriów. Harry wcale się nie śpieszył, aby odejść z pchającym się tłumem, ani żeby być blisko Malfoya, który zapewne ponownie przedstawiłby scenę złamania jego nosa. Hermiona rzuciła się do przodu, żeby wypełnić swoje obowiązki prefekta, a Ron został z Harrym.
- Co tak naprawdę stało się z twoim nosem? - spytał, kiedy wreszcie ustawili się na końcu kolejki i byli poza zasięgiem uszu innych.
- Pobiliśmy się z Malfoyem... Napadł na mnie, kiedy się tego nie spodziewałem. Zastosował Petrificus Totalus. Zrobił to znienacka, więc nie byłem przygotowany. A potem, kiedy leżałem unieruchomiony, kopnął mnie w nos i złamał palce.
- Drań - powiedział Weasley, zaciskając pięści i czerwieniąc się ze złości. - Widziałem Malfoya pokazującego na migi coś, co wyglądało jak uderzenie...
- Tak, chwalił się - potwierdził Harry ze złością w głosie.
- Proponuję dopaść fretkę w jakimś ciemnym kącie i obić po mordzie. Podoba ci się taki plan? - Weasley walnął przyjaciela w ramię.
- Aha - przytakną Harry, krzywiąc się lekko z bólu.
- Jednak powinieneś iść do skrzydła szpitalnego. Chcesz, żeby cię odprowadzić?
- Nie trzeba - odpowiedział Harry. - Pójdę sam, Hermiona już cię woła. Pewnie chce ci powiedzieć, że lekceważysz obowiązki prefekta.
- O rany - zaczął jęczeć Weasley, kiedy zobaczył, że dziewczyna ze złością macha do niego, żądając, żeby podszedł do niej i grupy pierwszoroczniaków, których próbowała ustawić w dwuszereg.
- To na razie, przyjacielu. - Ron pomachał ręką i odszedł w stronę czekającej przyjaciółki, żeby pomóc jej odprowadzić najmłodszych uczniów do Wieży Gryffindoru.
***
- Pani Pomfrey? - zawołał Potter, zaglądając do gabinetu szkolnej pielęgniarki.
- Harry? - zapytała zdziwiona, kiedy go zobaczyła. - Co się stało? Źle się czujesz?
- Nie, nie, ze mną wszystko w porządku - odpowiedział szybko. - Ale Hermiona prosiła... Jeden z pierwszorocznych upadł na schodach, popchnęli go... Chłopak rozbił sobie kolano. Ma pani jakąś maść? Coś znieczulającego i żeby szybko zaleczyło ranę?
- Dlaczego go tu nie przyprowadziliście? - spytała pielęgniarka. - Kilka uzdrawiających zaklęć i byłoby po bólu.
- No... Hermiona prosiła, żebym przyniósł jakiś lek... Żeby rana się zasklepiła... To przyszedłem... - Harry powtarzał trochę bez sensu, podczas gdy pielęgniarka grzebała w szafce, w poszukiwaniach potrzebnego środka.
- Myślę, że to będzie dobre. - Pani Pomfrey wyjęła szklany słoiczek z jakąś maścią.
- A jak to działa? - zainteresował się Harry, wkładając lek do kieszeni,.
- Dobrze znieczula i sprzyja szybkiemu gojeniu się wszelkich ran skóry.
- Aha, rozumiem - powiedział chłopak. - Dziękuję.
***
Harry dokuśtykał do najbliższej łazienki dla chłopców, zamknął się w kabinie, spuścił spodnie, nachylił się i zaczął ostrożnie, lekko dotykając, smarować uszkodzony anus. Po jakimś czasie pulsujący ból ustał. Jeszcze raz naniósł maść i zaczął podciągać spodnie, gdy usłyszał, jak trzasnęły drzwi i ktoś wszedł do pomieszczenia. Gryfon nie chciał nikogo widzieć, dlatego zdecydował się poczekać, póki student nie wyjdzie z toalety. Harry czekał dziesięć minut. Było cicho i w pewnym momencie wydawało mu się, że dźwięk, który wcześniej usłyszał, to tylko wytwór jego wyobraźni. A może ktoś po prostu zajrzał, szukając swojego przyjaciela i, nie znalazłszy go, od razu wyszedł. A on, jak dureń, stoi w kabinie i czeka nie wiadomo na co. Otworzył drzwi i zamarł, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie paraliżujące. Oparty ramieniem o framugę, z kpiącym uśmiechem na ustach, stał Draco Malfoy...
rozdział III
- Co, Potter, liżesz rany? - Malfoy oderwał się od ściany i podszedł tak blisko do Harry'ego, że ten czuł na twarzy jego oddech. - Naszą dziewczynkę boli dupcia? - zaczął się znęcać. - No, nie przejmuj się, Potty, pierwszy raz zawsze bywa troszkę szorstki. A ciebie przecież niektórzy nazywali ostatnim prawiczkiem Gryffindoru.
Harry stał i milczał, patrząc na szydzącego z niego Ślizgona. Cała gama uczuć buzowała w jego duszy: wstyd, strach, niepokój, nienawiść do gwałciciela, który zadał mu tyle bólu i poniżył go, a także mocne pragnienie, żeby za wszystko się zemścić.
- Nie oczekiwałem zobaczyć cię tak szybko, Potter - kontynuował Malfoy. - Tak, żywotny jesteś, jak pies.
Harry'emu pociemniało w oczach, pięści odruchowo zacisnęły się i z jakimś dzikim, zwierzęcym krzykiem rzucił się na Malfoya, pchnął go na kamienną ścianę i, chwyciwszy za gardło, zaczął dusić. Draco szarpnął się starając się wyrwać. Złapał Harry'ego za ręce, próbując osłabić jego chwyt, ale nieskutecznie. Gryfon mocniej ścisnął jego gardło.
- Uduszę cię, ty gnido - wysyczał patrząc na coraz bardziej czerwoną twarz znienawidzonego wroga. - Zmiażdżę...
- Puść - dusząc się wyrzęził Malfoy w odpowiedź. - Zabijesz mnie, to trafisz do Azkabanu, w objęcia dementorów.
Przypomnienie o dementorach ścięło krew w żyłach Harry'ego i chłopak zamarł. Zaczął do niego dochodzić sens tego, co właśnie chciał zrobić. Uścisk na szyi Ślizgona zelżał. Malfoy zrobił głęboki wdech i zakasłał. Harry jeszcze raz mocno pchnął go na ścianę i puścił. Ślizgon osunął się na podłogę i zaczął konwulsyjnie łapać powietrze, rozcierając przy tym gardło.
- Wariat - zachrypiał blondyn nie swoim głosem. - Prawie mnie zabiłeś.
- Tak, Malfoy, taki bydlak, jak ty, nie zasługuje na to, żeby żyć - ciężko oddychając odpowiedział Harry i stanął nad pokonanym wrogiem. - Ale nie jestem mordercą i nie chcę nim zostać.
- Jak zawsze przeszkadza ci gryfońska szlachetność? - wstając z podłogi i uśmiechając się kpiąco powiedział Draco, który już dochodził do siebie.
- Wynoś się - odparł Harry. - Albo nie odpowiadam za to, co się stanie. Zabiję cię, Malfoy.
- Nie zabijesz, Potter - skrzywił się Ślizgon. - I, co więcej, zrobisz wszystko, co ci każę. Teraz jesteś zwykłą kurwą i będziesz moim materacem, moją dziwką. Ślizgońską dziwką.
- Zamknij się, Malfoy - tracąc nad sobą panowanie wrzasnął Harry, znowu rzucając się na Draco. - Skręcę ci kark, ty fretko!
- Spróbuj, Potty, spróbuj! - odkrzyknął Malfoy. - Ty pieprzona kurwo, pedale jeden! - Ślizgon darł się całe gardło.
- Stul pysk! - Harry zatrzymał się nagle, jakby wrósł w ziemię - Ucisz się, Malfoy - drżącymi wargami wyszeptał Gryfon i zatkał uszy rękami, żeby nie słyszeć tych obrzydliwych słów.
Draco podszedł do niego tak blisko, że Harry znowu poczuł jego gorący oddech, i zaczął szybko mówić mu prosto w twarz:
- Słuchaj mnie, Potter, i nie próbuj zasłaniać uszu. Przeleciałem cię i teraz jesteś zwykłym, skończonym pedałem. Dziwką, kurwą, materacem, obciągaczem, suką. Oto, czym jesteś. Ale o tym wiemy tylko my dwaj. Jeszcze nikomu nic nie powiedziałem. I, jeśli chcesz, żebym milczał dalej, to będziesz robił to, co ci każę. Proponuję ci umowę, Potty. Zostaniesz moją własnością, będziesz kłaść się pode mnie od razu, gdy sobie tego zażyczę, a ja będę robił z tobą wszystko, co zechcę.
- Jesteś wariatem, Malfoy - wyszeptał Harry, patrząc z przerażeniem w zimne, szare oczy.
- Nie, Potter, u mnie z psychiką wszystko w porządku.
- I masz czelność myśleć, że się na to zgodzę?
- Oczywiście, Potter, nie masz innego wyjścia. Albo dobrowolnie staniesz się moją kurwą, albo szczegółowo opowiem całej szkole, jak wypieprzyłem cię w ślizgońskim przedziale. Wszyscy dowiedzą się, że miałeś w dupie butelkę po piwie, które piła Pansy... Domyślasz się, co stanie się potem, Potter? Przecież wiesz, jak w czarodziejskim społeczeństwie odnoszą się do takich, jak ty? Wszyscy zaczną tobą pogardzać, będą pluć na ciebie i nazywać zboczeńcem i pedałem. Twoi bliscy przyjaciele jako pierwsi odwrócą się od ciebie. Szlama Granger nie poda ci ręki, wszystkie dziewczyny będą uciekać od ciebie, a chłopcy... Gryfoni, twoi koledzy z sypialni, pierwsi wydymają cię we wszystkie dziury, jakie masz. Najpierw Weasley wsadzi ci w usta i wyssiesz swojemu rudemu przyjacielowi, klęcząc przed nim na kolanach. A później będą Seamus Finnigan, Dean Thomas i nawet ta pokraka, Longbottom, przeleci cię dla towarzystwa i spuści ci się w usta. Potem wyrzucą cię z Wieży Gryffindoru, jak trędowatego. A po twoich przyjaciołach znajdzie się bardzo dużo chętnych do zerżnięcia twojego legendarnego tyłka. Będą cię brać we wszystkich ciemnych kątach, pustych klasach i ubikacjach, gdzie wygodnie jest przekazywać sobie kogoś z rąk do rąk. Wszyscy chętni będą cię pieprzyć w dupę i usta, a ty będziesz żreć ich spermę i zlizywać swoje gówno z ich członków, wycierać i wylizywać im tyłki, będą odlewać ci się w usta i zmuszać do picia ich moczu. Twoje usta zmienią się w pisuar, a język w papier toaletowy. Staniesz się społeczną kurwą, którą będzie brać cały Hogwart. Ale na tym się nie skończy, Potty. Dam wywiad w „Proroku Codziennym” i wszyscy dowiedzą się, kim jesteś: półkrwi pedałem. I uwierz, Potter, cały magiczny świat dowie się o twoim poniżeniu. I rodzice zarzucą szkołę pełnymi oburzenia listami o tym, że dla kogoś takiego, jak ty, nie ma miejsca w szkole, wśród normalnych dzieci, i nawet Dumbledore nie będzie w stanie cię obronić. Wyrzucą cię w atmosferze skandalu i wyślą na przymusowe leczenie do Świętego Munga. Albo w ogóle wywalą do świata mugoli, gdzie twoje miejsce. Ale i tam opowiem wszystkim, że jesteś pedałem, męską dziwką i oni też będą tobą pogardzać. Przekształcę twoje nic niewarte życie w piekło, w prawdziwy koszmar i wtedy lepiej już sam wykop sobie grób, ponieważ wszędzie będziesz odszczepieńcem. Szykuje ci się taka przyszłość, Wybrańcze. Ale jestem łaskawy i proponuję ci alternatywę: będziesz tylko moją kurwą i nikt o niczym się nie dowie. Rozważ moją propozycję, Potter, jest po królewsku wspaniałomyślna.
Harry, ciężko oddychając, patrzył na Ślizgona szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Nogi miał jak z waty i oparł się o ścianę, żeby nie upaść. Po policzku spłynęła mu łza. Malfoy nachylił się i językiem przeciągnął po słonej ścieżce, zlizując ją.
- Potter, nie płacz, czekam na ciebie jutro wieczorem u siebie w sypialni... - wyszeptał prawie pieszczotliwie i, wsunąwszy Gryfonowy w rękę kawałek kartki papieru z hasłem, wyszedł z toalety.
***
W Pokoju Wspólnym Gryffindoru trwało przyjęcie z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Stoły, gzyms nad kominkiem, półki i wszystkie możliwe meble zastawione były dzbanami z sokiem dyniowym, butelkami z kremowym piwem, górami ciastek i innych smakołyków. Uczniowie bawili się na całego. Harry spróbował jak najszybciej przejść przez pomieszczenie i niepostrzeżenie udać się do sypialni, ale ktoś chwycił go za rękę. Odwrócił się szybko i już chciał opieprzyć aroganta, ale zobaczył zadowoloną gębę Rona, żującego wielki kawałek czekoladowego ciasta.
- Harry, przyjacielu, dokąd to? - zainteresował się rudzielec.
- Ron, jestem zmęczony - odpowiedział odsuwając rękę przyjaciela. - Pójdę spać, boli mnie głowa.
I Harry szybko podszedł do schodów prowadzących do dormitorium. Przyjęcie w tym roku nie było takie, jak wcześniej. Wraz z odejściem ze szkoły bliźniaków Weasley, wszystko było skromniejsze, bez fajerwerków i dowcipów robionych młodszym kolegom. Jednak mimo wszystko szum na dole jeszcze długo nie cichł, śmiech i krzyki docierały do Harry'ego, nie dając mu zasnąć. Leżał w swoim łóżku, z zaciągniętymi zasłonami i przeżywał okropne wydarzenia z dzisiejszego dnia. Wciąż stawała mu przed oczami scena ze ślizgońskiego przedziału i łzy poniżenia płynęły po policzkach. Z rozpaczy i bezradności chciało mu się wyć, krzyczeć i bić głową o kamienną ścianę. Całe życie Harry'ego rozpadło się na kawałki i wiedział, że po tym, co się zdarzyło, nigdy nie będzie już tak, jak dawniej. Stracił wszystko...
Chłopak słyszał, jak koledzy zaczęli wchodzić do sypialni - weseli, zadowoleni. Na wpół pijany Seamus Finnigan kończył opowiadać jakiś pieprzny dowcip, Ron i Dean zarżeli, ale Neville coś szepnął i śmiech ustał. Prawdopodobnie, kiedy zobaczyli zaciągnięte zasłony przy łóżku Harry'ego, Gryfoni stwierdzili, że już śpi i uciszyli się. Potter leżał cicho, wtuliwszy twarz w poduszkę, żeby przyjaciele przypadkowo nie usłyszeli jego szlochów, i łykał łzy. Stopniowo cichy śmiech i szepty ustały - zamieniły się w równomierne oddechy i pochrapywanie. Koło północy zmęczenie i silne napięcie nerwowe dały o sobie znać i Harry też zaczął zasypiać. Ale sen okazał się przedłużeniem dziennego koszmaru. Chłopak widział zadowoloną twarz Malfoya, na którego ręce widniał odrażający, Mroczny Znak. Jego samego otaczali jacyś ludzie w maskach Śmierciożerców, mocno trzymali go za ręce, ktoś rozrywał na nim koszulę. Krzyczał, bił, próbując się wyrwać, ale oni tylko śmiali się z jego bezskutecznych prób i ogarnęła go rozpacz- Nie, proszę, NIE!!! - krzyczał Harry, ostatkiem sił wyrywając się z zaborczych rąk, dotykających jego ciało.
Wrzeszczał tak głośno, aż w końcu zachrypł, ale nadal rzęził i wił się w konwulsjach, a Malfoy tylko śmiał się głośno, pokazując mu Mroczny Znak.
- Nie, nie!!! - krzyczał Potter i rzucał się na łóżku.
Ron złapał go za ramiona i potrząsnął, próbując wyciągnąć z mocnych objęć nocnego koszmaru. Prześcieradła pod Harrym namokły od potu, poduszka spadła na podłogę, a chłopak szarpał się, instynktownie wyrywając się z rąk Rona. Obok łóżka stali przestraszeni, zaspani Gryfoni, z przerażeniem obserwując to, co się dzieje.
- Co z nim? Ma jakiś atak? - zapytał Seamus Finnigan.
- Znowu ma koszmary - powiedział Neville. - A to niedobrze, bardzo niedobrze.
Starając się powstrzymać wijącego się w konwulsjach chłopaka i widząc, że wszystkie jego wysiłki nic nie dają, Ron zamachnął się i mocno uderzył Harry'ego w twarz. Wydawało się, że to otrzeźwiło Pottera. Otworzył szeroko oczy i nagle rzucił się na Rona, po czym chwycił go za gardło, pociągnął na łóżko i zaczął dusić.
- Nie dotykaj mnie, nie waż się mnie dotykać - wściekle krzyczał Harry, coraz mocniej zaciskając ręce na gardle swojego najlepszego przyjaciela.
Dean i Seamus rzucili się na Harry'ego, odciągając go od Rona, a Neville złapał dzban z wodą i chlusnął nią Potterowi w twarz. Chłopak zamrugał i potrzasnął głową, odpędzając od siebie koszmarne wizje. Koledzy patrzyli na niego przestraszeni. Ron podniósł się z łóżka, rozcierając gardło.
- O, Merlinie... - zajęczał Harry. - Ja... co się stało?
Wziął okulary z nocnej szafki i założył je na nos.
- Wiesz co, Potter, odbiło ci zupełnie - nieprzyjaźnie powiedział Finnigan. - Mało nie udusiłeś Rona.
- Ron? - patrząc ze skruchą na przyjaciela, odezwał się Harry.
- Nic się nie stało, kumplu, w porządku - odpowiedział rudzielec lekko ochrypłym głosem.
- Wybaczcie mi - cicho powiedział chłopak. - To koszmar...
- Aż tak źle, Harry? - siadając na brzegu jego łóżka zapytał Neville.
- Tak - skinął głową Potter. - Cholernie...
- Znowu masz koszmary jak w zeszłym roku? - zapytał Weasley. - Znowu ktoś cierpiał? On znów kogoś zabił?
- Nie, nie, to nie to, co w zeszłym roku. - Harry pokręcił głową, przyciągając kolana do piersi i obejmując je rękami. Trząsł się bardzo wyraźnie. - To coś zupełnie innego...
- A boli cię blizna? - zainteresował się Neville.
- Blizna? - spytał Harry. - A tak, oczywiście, boli...
- Musimy powiedzieć dyrektorowi - stwierdził Ron.
- Nie, Ron, nie trzeba... To znaczy... Sam to zrobię. Dziękuję wam za wszystko i przepraszam, że was wystraszyłem, nie chciałem... A teraz dobranoc... - Harry pociągnął za zasłonę, ogradzając się od kolegów.
Słyszał, jak o czymś jeszcze szeptali jakiś czas, ale mało go to obchodziło. Trząsł się tak bardzo, że nawet jego zęby stukały, jak przy febrze. Nocny koszmar, jakby kontynuacja tego, co się wcześniej stało, znowu pojawił się w jego głowie. Teraz gwałcił go nie tylko Malfoy, ale też inni, a było ich wielu. Jedni ubrani w szkolne szaty, drudzy w maski Śmierciożerców. Szarpali jego ciało i śmiali się, nazywając go kurwą. Ślizgon obiecał zamienić jego życie w koszmar i rzeczywiście zrobi to. Jeżeli Harry nie spełni warunku i nie zostanie jego dziwką, Malfoy opowie wszystkim, co z nim zrobił i wtedy ten nocny koszmar stanie się jawą. Wszyscy dowiedzą się, że uprawiał seks z chłopakiem, znienawidzą go za to, będą nim gardzić, zostanie odszczepieńcem i przyjaciele odwrócą się od niego. Malfoy ma całkowitą rację, że znajdą się tacy zwyrodnialcy, którzy będą chcieli zrobić z nim to samo, co ten białowłosy drań, i będzie ich więcej. Nie uda mu się wyrwać, a oni będą robić wszystko, na co będą mieli ochotę. Albo po prostu napadną na niego gdzieś w ciemnym zaułku i obezwładnią zaklęciem paraliżującym. Nie będzie w stanie żyć, cały czas oczekując, aż ktoś go zaatakuje, oglądając się na każdy szmer, bojąc się gwałtu. I mimo że potrafi się bronić przed zaklęciami, sam sobie nie poradzi, jeśli dopadnie go więcej niż jeden człowiek - po prostu nie zdąży. Wystarczy, że złapią go Crabbe i Goyle i już nie zdoła się wyrwać. Puszczą go w krąg, będą go rżnąć w tyłek i kończyć w jego ustach, nazywając przy tym hogwardzką kurwą. Malfoy dopnie swego, spełni obietnicę i nikt, ale to nikt mu nie pomoże, ponieważ wszyscy odwrócą się od niego, a w pierwszej kolejności przyjaciele. Zostanie zwykłą szmatą, o którą cały Hogwart będzie sobie wycierał nogi...
Harry zaczął jęczeć, rozpalona wyobraźnia podsuwała mu coraz to nowsze obrazy, jeden gorszy od drugiego, a wszystkie z odrażającymi scenami grupowego gwałtu. Zielonooki miał wysoką gorączkę, czuł uderzenia gorąca i oblewał się potem, żeby po chwili szczękać zębami z ogarniającego go zimna. Robił to tak głośno, że miał wrażenie, iż słychać go było w Pokoju Wspólnym. Chłopak rzucał się po łóżku, obracał z boku na bok, naciągał sobie kołdrę pod samą brodę albo odrzucał ją na bok. Na chwilę zapadł w niespokojny sen, a potem strach i przerażenie znowu go dopadły. Ponownie krzyczał i wyrywał się z rąk gwałcicieli. Wreszcie znowu obudził go Ron. Tym razem Harry po prostu szybko otworzył oczy, z ulgą dostrzegając pochylonego nad nim przyjaciela.
- Harry, to ja, uspokój się - powiedział rudy. - Znowu przyśnił ci się koszmar. Już wszystko dobrze...
Tej nocy jeszcze dwa razy Gryfon budził się z krzykiem, a Ron i Neville próbowali okazać mu współczucie oraz troskę, chociaż już przed świtem wszyscy byli nerwowo wyczerpani. Finnigan sam chciał udusić Pottera, jeśli nie gołymi rękami, to poduszką, i patrzył na niego z nienawiścią. Wszyscy byli niewyspani, bolały ich głowy i mieli zaczerwienione oczy. Nastroje kolegów były zdecydowanie złe, gdy za oknem zaczął wstawać świt. Harry leżał na łóżku, wyczerpany nocnymi atakami, z gorączkowymi wypiekami na twarzy i urwanym oddechem. Widząc go w taki stanie, Gryfoni zdecydowali się zawiadomić profesor McGonagall. Dean z przyjemnością opuścił sypialnię i poszedł po opiekunkę. Nauczycielka przyszła bardzo szybko, w szlafroku i kapciach. Była zdenerwowana tym, co po drodze szczegółowo opowiedział jej Thomas. Kiedy opiekunka weszła do sypialni, Seamus Finnigan, który siedział w fotelu i z nienawiścią patrzył na odwróconego plecami Pottera, wstał gwałtownie i zaczął nieskładnie opowiadać:
- Pani profesor, Potter zupełnie zwariował. Całą noc miał ataki i wrzeszczał, jakby go mordowali, a potem rzucił się na Weasleya i udusiłby go, gdybyśmy z Thomasem nie interweniowali. Niebezpiecznie jest z nim przebywać w jednym pomieszczeniu, ten wariat zabije niechcący kogoś i nawet nie będzie tego pamiętał. Nie chcę spać z nim w jednej sypialni, to niebezpiecznie dla życia. Jego miejsce jest w szpitalu Świętego Munga.
- Niech pan zamilknie, panie Finnigan - przerwała mu profesor McGonagall i usiadła na łóżku Harry'ego. - Jak się czujesz, Potter? - zapytała i położyła rękę na mokrym od potu czole Gryfona.
Harry milczał, ale Neville odpowiedział za niego:
- Harry znowu ma nocne koszmary, było z nim źle i bolała go blizna. Krzyczał i jęczał przez całą noc.
- Co ci się śniło, Potter? - zapytała opiekunka, zwracając się do Harry'ego. - Pamiętasz swój sen? Ktoś znów ucierpiał?
- Nie, nikt - zachrypłym od krzyku głosem odpowiedział Harry.
- Śniło ci się coś strasznego? - z troską zapytała profesor McGonagall.
- Tak - potwierdził.
- To kompletny wariat, zupełnie mu odbiło! - Zerwał się z miejsca Seamus.
- Wasz kolega jest chory, ma wysoką gorączkę - powiedziała opiekunka. - Niech pan będzie tak uprzejmy, panie Finnigan, i pójdzie do skrzydła szpitalnego po panią Pomfrey. Myślę, że pan Potter nie będzie teraz w stanie udać się tam samodzielnie.
Finnigan założył szlafrok i wyszedł z sypialni. Pozostali czuli się bardzo niezręcznie i dziwnie w towarzystwie zaniepokojonego opiekuna i szczękającego zębami, zwiniętego w kłębek Pottera.
- Harry, kiedy dyrektor Dumbledore wróci do szkoły, opowiem mu, co się stało dzisiejszej nocy. A ty powinieneś powiedzieć mu o swoim śnie i bolącej bliźnie. Dzisiaj zwalniam cię ze wszystkich lekcji.
- Dziękuję - cicho powiedział Gryfon.
Pani Pomfrey napoiła Harry'ego eliksirami, które miały obniżyć gorączkę i przynieść sen. Tego ostatniego z początku nie chciał wypić, bojąc się, że znowu przyśnią mu się koszmary. Jednak pielęgniarka zapewniła go, że będzie spać mocno i bez wizji. Rzeczywiście, gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki, Harry zapadł w głęboki i spokojny sen.
O tym, co działo się w nocy, dowiedział się cały Gryffindor, gdy Seamus Finnigan demonstracyjnie zebrał rzeczy i przeniósł się do innej sypialni, oświadczając, że Potter kompletnie zwariował i powinni go jak najszybciej wysłać do Świętego Munga. To była niesamowita nowina i cała szkoła była zadowolona, że już pierwszego dnia ma o czym plotkować. Do Slytherinu również dotarły wieści o nocnym ataku Harry'ego Pottera...
Zajęcia odbywały się zgodnie z planem, Hermiona po każdej lekcji przychodziła odwiedzić Harry'ego, ale ten mocno i spokojnie spał. Ron i Neville też kilkakrotnie zaglądali do przyjaciela, ale, nie widząc powodów do niepokoju, wracali na lekcje. Harry obudził się już pod wieczór. W pokoju nikogo nie było, za oknami płonął zachód i barwił na czerwono zasłonę przy jego łóżku. Przypomniał sobie, że profesor McGonagall zwolniła go z dzisiejszych lekcji i był jej za to wdzięczny. Po przebudzeniu czuł się niewiele lepiej, jego ciało odpoczęło, ale przeżyty bardzo silny stres teraz przeszedł w głęboką depresję. Malfoy powiedział, że jeżeli dzisiaj wieczorem Harry nie przyjdzie do niego, nazajutrz cała szkoła dowie się o tym, że jest zwykłą męską dziwką. A potem powiadomi o tym Ritę Skitter z „Proroka Codziennego” i podniesie się takie larum, że nie tylko wyleci z Hogwartu, ale również będzie musiał opuścić czarodziejski świat i wrócić do Dursleyów, którzy też dowiedzą się, że jest pedałem. Jednak strach przed ujawnieniem prawdy był niczym w porównaniu z przerażeniem, jakie czuł na myśl, że miałby się zgodzić na warunki Malfoya. Już wolałby umrzeć...
I nagle chłopak zrozumiał, że znalazł rozwiązanie wszystkich swoich problemów, wyjście z, wydawałoby się, beznadziejnej sytuacji. Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Przecież po tym, co się stało, przez całe swoje dalsze życie będzie czuł się upokorzony i zbrukany. A pamięć o tym, co zrobił z nim Malfoy spowoduje, że już nigdy nie będzie prawdziwym mężczyzną, tylko zwykłą ciotą.
Harry usiadł na łóżku i zaczął rozmyślać, gdy do pokoju cicho weszli jego koledzy.
- O, śpiąca królewna się obudziła - uśmiechnął się Ron.
- Prawdopodobnie ktoś go pocałował - zaśmiał się Dean.
Ten niewinny dowcip spowodował, że Harry'ego zatrzęsło jak od gorączki.
- Hej, przyjacielu, w porządku? - zainteresował się Weasley, siadając obok niego.
- Tak - obojętnie odpowiedział Potter.
- Finnigan zebrał swoje rupiecie i przeniósł się do sypialni obok - uśmiechnął się ponownie Ron.
- Do diabła z nim, nich spada. Nie przejmuj się, Harry - stwierdził Dean.
- Nie przejmuję się - odpowiedział Potter, nadal myśląc nad dopiero co odkrytym wyjściem z jego tragicznej sytuacji.
Chłopcy, widząc, że ich kolega jeszcze całkiem nie oprzytomniał, zostawili go w spokoju i usiedli do gry w szachy, a Neville zaczął obserwować rozgrywaną partię. Harry przez jakiś siedział patrząc w jeden punkt, potem wyciągnął spod łóżka swój kufer i długo w nim grzebał. Wreszcie, w jednej ze skarpetek, znalazł schowaną paczkę papierosów, przebrał się w szkolną szatę i, nie mówiąc ani słowa, wyszedł z sypialni.
***
Już od pół godziny siedział na brzegu jeziora, z kolanami podciągniętymi pod brodę i tępo wpatrywał się w czarną powierzchnię. Potem zaciągnął się mocno ostatni raz, rzucił do wody niedopałek i od razu zapalił kolejnego papierosa. Paczka była już w połowie pusta... Palić Harry zaczął tego lata, po śmierci Syriusza. Papierosów nie sprzedawano nieletnim, ale zawsze znalazł się sposób, żeby dostał to, czego chciał. A palenie ostatnio stało się dla Pottera koniecznością. Będąc na wakacjach u Dursleyów zwykle długo siedział poza domem, na dziecięcych huśtawkach, i palił jednego papierosa za drugim, myśląc o Syriuszu i o tym, co wydarzyło się w Ministerstwie Magii. Tak i teraz, w ostatnich minutach życia, Harry znowu mocno zaciągnął się, po czym skulił się od zimnego powietrza, wiejącego od strony jeziora, i wypuścił strumień dymu. Na tarczy taniego mugolskiego zegarka świeciły zielone cyfry 03:25. Prawie pół do czwartej rano. Niedługo świt, czas z tym wszystkim skończyć. Chłopak odrzucił niedopałek, znowu zajrzał do paczki. Jeszcze jeden papieros i... Już zdecydował, że innego wyjścia nie ma. Malfoy powiedział mu, że jeżeli nie przyjdzie do niego wieczorem, to lepiej nich sobie sam wykopie grób, inaczej jego życie zamieni się w piekło. Harry w to nie wątpił. Malfoy naprawdę to zrobi, zmieni jego żałosne życie w koszmar, czyli już czas z nim skończyć. Wystarczająco długo przesuwał ten moment, zaraz wstanie świt, innego wyjścia nie ma, nie może się już cofnąć. Nie może wrócić do szkoły, bo wszyscy dowiedzą się, co wydarzyło się między nim a Malfoyem i wtedy... Co wtedy będzie, o tym Harry myślał już nie raz tej nocy i zdecydował, że sam zrobi ze swoim życiem to, co chce. Proroctwo mówi, że stanie się ofiarą lub mordercą, dlatego lepiej to zrobić samemu, tu i teraz. Harry gwałtownie podniósł się z ziemi, odrzucił ostatni niedopałek i wszedł do jeziora. Woda była zimna, Harry, mimo woli, wzdrygnął się od przechodzących go dreszczy. W butach zaczęło mu chlupotać, a spodnie zrobiły się sztywne. Zadygotał, gdy wyobraził sobie, że za chwilę jego ciało opadnie na dno tego zimnego, czarnego jeziora. Zęby mu stukały, ręce trzęsły się, ogarnęło go dziwne uczucie nierealności. Uczynił zdecydowany krok naprzód i wszedł do wody po kolana. Musi zrobić to jak najszybciej, czuł, że jeżeli zatrzyma się, to stchórzy i nie będzie w stanie się zabić. Chłopak głęboko westchnął i zanurzył się pod wodę. Nie pływał zbyt dobrze i dlatego tak denerwował się na czwartym roku, kiedy dowiedział się, że będzie musiał zanurkować na dno jeziora. Gdyby nie skrzeloziele, nigdy nie zaliczyłby drugiego zadania. Ale teraz to była zaleta, szybko się zmęczy, szybko pójdzie na dno i na pewno nie będzie w stanie wypłynąć nawet, gdyby się rozmyślił. Harry powoli przepłynął na środek jeziora. Ręce szybko zaczęły go boleć, oddech stał się przyspieszony i ciężki, szata i buty utrudniały poruszanie się i ściągały na dno. Czarna toń wciągnęła Harry'ego. Chwilę później, patrząc w nieprzeniknioną ciemność otaczającej go wody, chłopak spanikował. Zaczęło brakować mu powietrza, przed oczami latały kolorowe plamy, ciało paliło żywym ogniem. Z rozpaczą drgnął pod wodą i mocno poruszył rękami, starając się wypchnąć swoje ciało na powierzchnię. Na chwilę wynurzył się, zaczerpnął powietrza i z przerażeniem pomyślał, że tylko przedłuża swoje męki, przecież naprawdę zaczął tonąć i niedługo umrze. W tym momencie Harry zrozumiał, że rozpaczliwie chce żyć i ma gdzieś tego idiotę Malfoya, który zgwałcił go i teraz szantażuje, że o wszystkim opowie, a wtedy Harry stanie się trędowatym odszczepieńcem, którym wszyscy będą pogardzać. Nie obchodzi go to, nawet jeżeli wypędzą go z Hogwartu i odeślą do Dursleyów, albo na siłę zamkną w u Świętego Munga na oddziale wariatów i zboczeńców. Ma to gdzieś, chce żyć. Harry rozpaczliwie rzucał się w wodzie, był już na środku jeziora, ale nie chciał pogodzić się z myślą, że prawdopodobnie i tak nie uda mu się wrócić do brzegu; nadal próbował się ratować. Nie miał już sił, w uszach mu szumiało i przed oczami latały kolorowe plamy. Nałykał się wody, ale walczył, mimo że coraz częściej szedł na dno.
- Nie chcę umierać! - krzyknął Harry. - Nie chcę! Mam tylko szesnaście lat, to niesprawiedliwie...
Znowu zanurzył się pod wodę, a zmęczone ciało walczyło coraz słabiej i słabiej. Dno było jeszcze bliżej. Płuca paliły ogniem, chłopak odruchowo otworzył usta i zaczął krztusić się wodą.
„To koniec” - to była ostatnia myśl, która przemknęła przez głowę Harry'ego, zanim pogrążył się w ciemności.
Dlatego nie poczuł, jak rusałka i tryton podpłynęli do niego, chwycili za ręce i wyciągnęli na powierzchnię. Mieszkańcy głębin bez problemu utrzymywali na tafli jeziora bezwładne ciało Gryfona i przenieśli je na brzeg. Rusałka wydała nieprzyjemny krzyk i daleko rozbrzmiało głośne szczekanie Kła, psa Hagrida. Położyli nieprzytomnego nastolatka na pomoście i zanurkowali w otchłań jeziora, chowając się pod powierzchnią wody. Kieł, głośno szczekając, gnał w kierunku jeziora, a za nim do brzegu szybko biegł Hagrid, którego obudziła ta kakofonia dźwięków. Wiedział, że pies zwęszył coś niedobrego i bał się, że znowu ktoś napadł na jednorożca albo stało się jakieś nieszczęście, ale nawet nie przypuszczał, kogo znajdzie na brzegu. Kieł rzucił się do nieprzytomnego Harry'ego i zaczął wylizywać jego twarz. Hagrid upadł na kolana przy chłopcu, chwycił go w potężne objęcia, przycisnął do siebie i zaczął krzyczeć:
- Harry, co się stało... Dlaczego tak... Co ty narobiłeś...
Nie przestając głośno zawodzić, olbrzym zaczął masować pierś Harry'ego i robić mu sztuczne oddychanie. Kieł biegał dookoła nich i głośno szczekał. Przez długą chwilę nic się nie działo, chłopak był nieprzytomny, ale Hagrid nie poddawał się i nagle Harry zaczął słabo jęczeć, potem zakasłał i woda chlusnęła z jego gardła. Gajowy przewrócił go na bok, żeby chłopak znowu się nie zachłysnął. Harry nadal kasłał i pluł, a potem zwymiotował.
- No, już dobrze, Harry, już dobrze - nadal płacząc powiedział olbrzym i przycisnął Harry'ego do siebie, kołysząc jak małe dziecko.
- Hagrid, to ty mnie... Z jeziora? - cicho zapytał Harry.
- Rusałka - odpowiedział gajowy. - Widać jej ślady na piasku.
- Aaa... - westchnął Harry, przytulając się do potężnej piersi olbrzyma.
Drżał mocno, szczękał zębami i było mu bardzo zimno.
- Co ty, Harry, jak tak można...? - z wyrzutem zapytał Hagrid, nadal przyciskając do siebie chłopaka, jak największy skarb na świecie.
- Ja niechcący - skłamał Harry i nagle poczuł, jak po zimnych policzkach pociekły podejrzanie gorące strumyki wody. - Hagrid, tak mi było parszywie, tak źle - przez łzy powiedział Harry i, już ich nie powstrzymując, wtulił się w pierś przyjaciela.
- To nic, Harry, nic, płacz - cicho mówił olbrzym, głaszcząc chłopaka po głowie.
Kiedy Gryfon zaczął się uspokajać, olbrzym ostrożnie wziął go na ręce i poszedł w kierunku zamku.
- Hagrid, puść. Dokąd mnie niesiesz? Ja sam mogę... - niemrawo sprzeciwił się Harry.
Jednak czuł się bardzo słaby i zupełnie pusty w środku. Nagle wszystko stało mu się zupełnie obojętne i zrobił się bardzo senny. Po tak silnym nerwowym przeżyciu: strachu i stresie, kiedy zrozumiał, że umiera, a potem po cudownym uratowaniu i przeżytej histerii, senność była całkowicie normalną reakcją zmęczonego organizmu. Harry wtulił nos w marynarkę Hagrida. Czuł przyjemne uczucie bezpieczeństwa i pewności w objęciach tego wielkiego olbrzyma. Wszystkie nieszczęścia zdawały się być tak dalekie i nierealne. Tymczasem Hagrid, gigantycznymi, szybkimi krokami szedł w stronę szpitalnego skrzydła. Okazało się, że drzwi są zamknięte, więc mocno kopnął w nie nogą tak, że jedna ich część odleciała na bok. Rozespana pani Pomfrey, narzuciwszy szlafrok, z zastygłą z przerażenia twarzą ukazała się w drzwiach swojego gabinetu.
- Hagrid, na co ty sobie pozwalasz! Jak śmiesz wyłamywać moje drzwi? - krzyknęła rozgniewana. - Powiem o wszystkim dyrektorowi.
- Harry prawie umarł! - wychrypiał olbrzym i położył chłopaka na najbliższe łóżko, zasłane śnieżnobiałym prześcieradłem.
Gniew pani Pomfrey błyskawicznie wyparował, podeszła do Gryfona i zobaczyła, jak źle wygląda. Ubranie miał całe w wodorostach, mule i szlamie, był nienaturalnie blady, jego usta były granatowe, cały się trząsł i szczękał zębami.
- Panie Potter, co znowu? Co stało się tym razem? - zapytała przestraszona pielęgniarka i wzięła go za rękę. - Harry, co z tobą?
- Wszystko w porządku - skłamał Potter. - Naprawdę, w porządku.
- Prawie utonął, rusałki podniosły go z dna, biedne dziecko - szlochając powiedział Hagrid i znowu zalał się łzami.
- Nie jestem dzieckiem - niemrawo warknął Harry.
- Tak... - sceptycznie powiedziała pani Pomfrey. - Szybko, rozbieraj się, jeśli nie chcesz dorobić się zapalenia płuc. Żwawo, powiedziałam - dodała rozkazującym tonem i zaczęła ściągać z Harry'ego mokrą szatę.
- Ja sam, nie trzeba... - z lękiem powtarzał Harry. - Proszę, ja sam...
- Szybciej! - jeszcze raz powiedziała pani Pomfrey i przysunęła do niego parawan, myśląc, że chłopak po prostu wstydzi się rozbierać w jej obecności.
W czasie gdy Harry ściągał z siebie mokre rzeczy, pielęgniarka podeszła do olbrzyma i szeptem zaczęła wypytywać o szczegóły wypadku. Hagrid wysmarkał się w chustkę ogromnych rozmiarów i równie cicho zaczął coś jej opowiadać. Harry słyszał tylko urywki zdań, przestraszone wykrzyknienia pani Pomfrey, a potem jej surowy rozkaz:
- Idź do dyrektora, Hagrid, i opowiedz mu wszystko.
„Czyli dyrektor już wrócił... O Merlinie, tylko nie to” - z przerażeniem pomyślał Harry. Dumbledore domyśli się, że to nieudana próba samobójstwa i dokopie się do prawdziwych przyczyn. - „Cholera, dlaczego jednak się nie utopiłem...”
- Rozebrałeś się? - Za parawanem rozbrzmiał głos pani Pomfrey.
Harry szybko wszedł pod kołdrę i naciągnął ją pod brodę.
- Tak - odpowiedział.
- To zakładaj to. - Podała mu czystą piżamę i odeszła, zabierając jego ubranie, poniewierające się na podłodze.
Harry szybko ubrał się i położył do łóżka, a zmęczenie i senność z nową siłą go ogarnęły.
Po chwili znowu ukazała się pielęgniarka z dwoma kielichami w rękach.
- Najpierw to - powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Harry wziął pierwszy kielich i wypił. Napój był gorący i wstrętny w smaku. Z odgłosem bardzo podobnym do „bleee”, Harry wypluł na podłogę tę część płynu, której nie zdążył połknąć, i oddał kielich.
- Obrzydlistwo! - powiedział. - Gorzkie!
- Panie Potter! - zdecydowanie odpowiedziała pani Pomfrey, wspierając ręce na bokach. - Obrzydliwością było to, że dopiero co chciał się pan utopić w jeziorze, a teraz nagle zaczynasz kaprysić z powodu lekko gorzkiego wyciągu. Proszę natychmiast to wypić albo będę zmuszona zastosować radykalne środki!
Harry popatrzył na rozgniewaną pielęgniarkę i zdecydował, że woli sam wypić eliksir, niż zostać obezwładniony zaklęciem, po którym pani Pomfrey może wlać mu do ust co tylko będzie chciała. Gryfon znowu wziął kielich i zaczął pić małymi łykami, krzywiąc się z obrzydzenia. Pani Pomfrey stała nad nim jak Anioł Zemsty, nie odrywając od niego zagniewanego spojrzenia, i patrzyła, czy Gryfon niechcący nie wypluje leczniczej nalewki na podłogę.
- Dalej, panie Potter, do końca - ponaglała pielęgniarka, zupełnie nie zwracając uwagi na męki Harry'ego.
- Koniec - krzywiąc się powiedział chłopak, pokazując jej pusty kielich.
- Teraz to. - Pani Pomfrey podała mu drugi napój.
Harry podejrzliwie popatrzył na różowy płyn, potem na pielęgniarkę, ciężko westchnął i wziął mały łyk. Okropna z wyglądu substancja odwrotnie okazała się smaczna i słodka. Gryfon chciwie wypił całą zawartość.
- Uznaje pani metodę kija i marchewki? - z uśmiechem zainteresował się, oddając pielęgniarce kielich.
- Zaczyna pan pyskować, panie Potter? - odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. - Czyli już z panem lepiej.
- Ja nie pyskuję... - Język zaczął się Harry'emu plątać i poczuł, jak traci świadomość. - Ja po prostu... Ja...
Więcej nie zdążył powiedzieć, bo zapadł w głęboki i mocny sen.
Harry'ego obudziły jaskrawe promienie słońca, które zalewały cały pokój. Otworzył oczy, a potem znowu je zamknął. Wyglądało na to, że jest późny poranek. Jak długo spał? Cholera, na pewno zajęcia już dawno się zaczęły... Chłopak powoli uniósł powieki.
„Do diabła z lekcjami” - pomyślał. Nie jest Hermioną, żeby żałować straconych wykładów.
Zaczął szukać okularów, które powinny leżeć na szafce przy łóżku. Rzeczywiście tam były i po założeniu ich na nos Harry rozejrzał się. Znajdował się w skrzydle szpitalnym, jego łóżko było odgrodzone parawanem, prawdopodobnie po to, żeby osłonić go od obcych i ciekawskich spojrzeń.
„Dlaczego tu jestem?” - zastanowił się zdziwiony i potarł czoło. - „Przecież treningów Quidditcha jeszcze nie było...”
I nagle przypomniał sobie wszystko: i to, jak nocą siedział na brzegu jeziora, nerwowo paląc jeden papieros po drugim, odwlekając fatalny moment, i to, jak popłynął na środek i jak potem zaczął tonąć. Przypomniał sobie przerażenie, które poczuł, kiedy zrozumiał, że za chwilę nie będzie już w stanie wynurzyć się na powierzchnię i jak rozpaczliwie zapragnął przeżyć... A potem ocknął się na brzegu, w objęciach Hagrida, który ściskały go tak, że kości trzeszczały, i płakał nad nim. Potem Hagrid przyniósł go tutaj. Cholera, chyba pani Pomfrey wysyłała olbrzyma po dyrektora... Czyli w najbliższym czasie czeka go serdeczna rozmowa z Dumbledore'em na temat tego, co zrobił. A może dyrektor już zna przyczynę, z powodu której Harry zdecydował się na samobójstwo? Potter zaczął jęczeć i wtulił głowę w poduszkę. Jest żywy, w zamku, ale niedługo przyjdzie dyrektor i będzie go przesłuchiwał. Trudno kłamać Dumbledore'owi, który na pewno domyślił się już, co się stało. To będzie okropne. I jeszcze Malfoy, ten problem nadal istnieje. Teraz ten drań na pewno o wszystkim opowie i inni dowiedzą się, że Ślizgon zrobił z niego, Harry'ego Pottera, kurwę. Ta myśl spowodowała, że znowu zaczął jęczeć i uznał, iż jednak szkoda, że się nie utopił.
W tym momencie parawan odsunął się i ukazała się pani Pomfrey.
- Harry, obudziłeś się! - powiedziała uśmiechając się i podała mu kielich z lekiem. - Dyrektor i twoja opiekunka chcą z tobą porozmawiać.
Potter poczuł kamień w żołądku, a w ustach zrobiło mu się sucho. Szybko wypił lek, który w ogóle nie miał smaku. Chwilę później za parawan wszedł uśmiechnięty Dumbledore i profesor McGonagall, której wcale nie było wesoło i patrzyła na niego z potępieniem i litością równocześnie.
- Dzień dobry - powiedział Harry i znowu pociągnął spory łyk eliksiru.
- Jak się czujesz? - nie przestając się uśmiechać, zapytał stary czarodziej i usiadł na brzegu łóżka.
- Dobrze - mruknął Gryfon, nie podnosząc spojrzenia znad kielicha.
- A my z profesor McGonagall przynieśliśmy ci prezenty, prawda, Minerwo? - Dyrektor pieszczotliwie popatrzył na Harry'ego.
- Prawda, Albusie - sucho i zimno potwierdziła opiekunka Gryfonów.
- Dziękuję. - Harry ledwo wydobył z siebie głos.
- Potter, jak mogłeś?! Dlaczego? - Nie wytrzymała kobieta.
- E...e...e... Ja niechcący, nie chciałem... Przypadkowo... Poszedłem kąpać się i... - zacinając się wybełkotał Harry, podniósł oczy, ale spotkał spojrzenie Dumbledore'a i szybko znowu je opuścił. Poczuł, jak jego twarz zaczyna płonąć. - Wybaczcie...
- Przypadkowo, Potter?! Poszedłeś się kąpać o pół do czwartej rano, w butach i ubraniu?! Nie kłam! Rozmawialiśmy z rusałką i Hargidem...
- Minerwo, nie tak ostro - pojednawczo powiedział Dumbledore. - Harry wszystko zrozumiał i bardzo żałuje tego, co zrobił. Prawda?
- Żałuję - wyszeptał Potter nie podnosząc oczu i jeszcze niżej opuszczając głowę.
- Wszystko zrozumiałeś...
- Wszystko zrozumiałem - powtórzył chłopak czując, jak ze wstydu palą go policzki.
- I nigdy więcej niczego podobnego nie zrobisz - ciągnął dyrektor.
- Nie zrobię - potwierdził Harry wiedząc, że czerwieni się jeszcze bardziej. - Słowo honoru, nie zrobię - dodał i zakrył twarz dłońmi. - To był błąd.
- Oczywiście, że to był błąd - przytaknął Dumbledore. - Chcesz nam coś powiedzieć, Harry?
Potter uniósł wzrok, popatrzył na uważnie mu się przyglądającego dyrektora i nagle przyszła mu do głowy przerażająca myśl, że Dumbledore doskonale wie co zdarzyło się pomiędzy nim i Malfoyem. Przełknął nerwowo ślinę i pokręcił głową.
- Nie, profesorze.
- Jesteś przekonany?
- Tak - bardzo cicho odpowiedział Gryfon.
- To dobrze - powiedział dyrektor znowu się uśmiechając i podnosząc się z łóżka. - Ale obiecaj mi, Harry, że jeżeli będziesz chciał porozmawiać lub po prostu będziesz się czuł samotny czy nieszczęśliwy, zwrócisz się do mnie albo do profesor McGonagall, niezależnie od pory dnia lub nocy. Zrozumiałeś mnie?
- Zrozumiałem - przytaknął Potter. - Wybaczycie mi, zrobiłem straszny błąd, po prostu było mi źle, miałem bardzo trudny rok. I ta Umbridge, i mi nikt nie wierzył, wszyscy ze mnie szydzili, myśleli, że jestem wariatem, było mi przez to wszystko bardzo ciężko, a potem to, co zdarzyło się w Ministerstwie i śmierć Syriusza... Czułem się tak parszywie i jeszcze to proroctwo, że niby jestem Wybrańcem. Nie chcę być ani ofiarą, ani mordercą, nie chcę być Wybrańcem, nie chcę i w ogóle... Tak mnie to zmęczyło, że chyba puściły mi nerwy... i te koszmary znowu się zaczęły, więc pomyślałem, że tak będzie lepiej, lepiej dla wszystkich - na jednym oddechu wypalił Harry i znowu wtulił twarz w dłonie. - Wybaczcie, że sprawiłem tyle kłopotu, naprawdę żal mi, że zdenerwowaliście się przeze mnie.
Nagle chłopak poczuł, jak ktoś go objął i usłyszał głos swojej opiekunki:
- Wszystko będzie dobrze, Harry. Musisz tylko odpocząć i wszystko się ułoży, masz problemy, jak każdy nastolatek, ale pomożemy ci poradzić sobie z nimi. Nie jesteś sam.
- Dziękuję, pani profesor - powiedział Harry drżącym głosem i podniósł głowę.
Chwilę później oczy zaczęły go dziwnie szczypać i musiał się odwrócić. Przecież kłamał tym dobrym ludziom, którzy traktowali go jak kogoś bliskiego. Kłamał tak zapamiętale i naturalne, że mu uwierzyli. Zarówno w nocne koszmary, jak i w bolącą bliznę, we wszystko, co powiedział. Czuł się podle, jak jakiś zdrajca, ale nie mógł wyznać im prawdy. Niech będzie, że to problemy wieku dojrzewania...
Dumbledore delikatnie zakasłał i powiedział:
- Minerwo, musimy już iść. A tam za drzwiami z niecierpliwością czeka cały Gryffindor, żeby przywitać się z Harrym.
- Tak, Albusie, na nas już czas - uśmiechnęła się McGonagall. - A ty, Harry, zjesz czekoladową żabę...
- Myśli pani, że to pomoże na problemy wieku dojrzewania? - uśmiechając się zapytał chłopak.
- Na pewno - odpowiedziała opiekunka Gryfonów zaciskając wargi, żeby ukryć uśmiech. - Złoty środek, panie Potter.
McGonagall i dyrektor zaczęli odchodzić, więc Harry odetchnął z ulgą i wyciągnął rękę w stronę pudełka ze słodyczami, kiedy nagle Dumbledore odwrócił się.
- Harry, chciałbym omówić z tobą jeszcze jedno. Zupełnie zapomniałem...
Ręka Pottera zamarła w powietrzu. Chłopak drgnął i wyraźnie spiął się. Cały czas czekał na pytanie dlaczego spóźnił się na ucztę powitalną i przyszedł cały we krwi, a także o treść nocnych koszmarów. Dyrektor z pewnością rozmawiał już z Tonks, która powiedziała mu, jak znalazła Harry'ego, pobitego i obezwładnionego przez Petrifikus Totalus. Prawdopodobnie również Snape opowiedział jak odprowadzał go do szkoły... Krótko mówiąc, spotkanie z dyrektorem szło do tej pory zbyt gładko...
- Harry, chciałbym abyś w tym roku brał u mnie prywatne lekcje.
- Prywatne lekcje? Z panem? - zapytał ze zdziwieniem.
- Tak. Myślę, że tym razem powinienem bardziej przyłożyć rękę do twojej edukacji.
- Czego będzie mnie pan uczył, proszę pana?
- Och, trochę tego, trochę tamtego - odparł beztrosko Dumbledore.
Harry czekał z nadzieją, jednak stary czarodziej nie powiedział już ani słowa, dlatego zdecydował się zadać mu jeszcze jedno, dręczące go pytanie.
- Jeżeli będę miał lekcje z panem, to nie będę musiał ćwiczyć oklumencji ze Snape'em, prawda?
- Profesorem Snape'em, Harry, i nie, nie będziesz musiał.
- To dobrze - odparł z ulgą. - Bo one były... - przerwał, obawiając się powiedzieć to, co naprawdę myślał.
- Wydaje mi się, że słowo „porażką” by tu pasowało - powiedział Dumbledore kiwając głową.
Harry roześmiał się.
- To już chyba wszystko, o czym chciałem z tobą porozmawiać, Harry. A teraz na nas rzeczywiście czas. Tym bardziej, że twoi przyjaciele naczekali się w korytarzu.
- Dziękuję, że pan przyszedł, dyrektorze.
Jak tylko profesorowie wyszli z sali, pani Pomfrey pozwoliła odwiedzić chorego innym osobom. Pierwsi przyszli, oczywiście, Ron i Hermiona. Weasley trzymał w rękach całą stertę różnych pudełek ze słodyczami, a Hermiona bez słów rzuciła się nagle na Harry'ego i złapała go za ramiona.
- Harry, jak mogłeś?! O czym myślałeś?! To nie jest wyjście! - Potrząsała chłopakiem jak szmacianą lalką, a potem puściła go i wymierzyła mu siarczysty policzek. - Idiota! Jaki z ciebie idiota, Haroldzie Jamesie Potterze!
Następnie wzięła jego twarz w ręce i zaczęła całować w oba policzki ciągle szepcząc:
- Idiota, idiota, idiota!
Wreszcie wtuliła się nosem w jego pierś i zaczęła głośno płakać. Harry, który nie oczekiwał takiej reakcji ze strony swojej zawsze rozsądnej i opanowanej przyjaciółki, znalazł się w trudnym położeniu. W ogóle bardzo niezręcznie się czuł w obecności płaczących dziewczyn. Możliwe, że właśnie dlatego rozstał się z Cho, która praktycznie podczas każdego ich spotkania zaczynała płakać, a on czuł się jak kretyn i nie wiedział, jak ją uspokoić. Także teraz, nie potrafiąc wymyślić nic mądrzejszego, objął Hermionę i zaczął głaskać ją po włosach. Niezadowolony Ron naburmuszył się. Harry spojrzał na niego i stracił resztę pewności siebie.
- Hermiona chce powiedzieć, że wszyscy bardzo się zdenerwowaliśmy, kiedy dowiedzieliśmy się, co się stało - sucho powiedział Weasley, odwracając się do okna.
- Zrozumiałem - odpowiedział Harry, trąc policzek. Uniósł podbródek wtulającej się w jego pierś dziewczyny i powiedział:
- Hermiona, już dobrze... e... e... No, nie płacz, ze mną wszystko w porządku.
- Harry, jak mogłeś? - ostatni raz powtórzyła dziewczyna.
- Byłem durniem - szybko powiedział Potter, lekko odsuwając się od przyjaciółki i spoglądając na Rona.
- Kiedy dowiedzieliśmy się... Kiedy powiedzieli, że próbowałeś... się zabić... Dlaczego, Harry? Dlaczego nic nam nie powiedziałeś, przecież jesteśmy przyjaciółmi, nigdy niczego przed sobą nie ukrywaliśmy, a teraz milczałeś, bez słowa zdecydowałeś, że to jedyne wyjście. - Hermiona wytarła nos w podaną jej przez Harry'ego chustkę.
- E... e... no...
- Milcz teraz! - krzyknęła na Harry'ego, obróciła się w stronę Weasleya i napadła na niego:
- A ty gdzie miałeś oczy! Przecież był z wami! Widziałeś, że coś z nim nie tak, widziałeś, jak męczył się w nocy! Powinieneś był mu przeszkodzić, zatrzymać go! A ty co? Z Thomasem w szachy grałeś! Przyjaciel poszedł się zabić, a oni - w szachy! Nieczułe potwory!
- Hermi, przecież nie powiedział, że idzie się utopić! - wybuchnął Ron i spojrzał na Harry'ego, oczekując od niego przyjacielskiego poparcia.
- Nie, nie powiedziałem... - wymamrotał Potter. - Tak naprawdę, to poszedłem pospacerować i zapalić, aż doszedłem do jeziora. Nie chciałem się topić. Ja przypadkowo, to znaczy niechcący... no, potknąłem się, pośliznąłem się... Ron nic nie wiedział.
- A! To jeszcze i palisz! - Na twarzy Hermiony, ze złości, pojawiły się czerwone plamy.
- Nie! To znaczy... tak, ale... - wyjąkał Potter. - ...już rzuciłem - dodał szybko. - Palenie jest szkodliwie dla zdrowia.
- Hermiona, wystarczy tych kłótni - powiedział Ron. - Inaczej pani Pomfrey zaraz nas stąd wyrzuci.
- No, Hermi, odpuść sobie, ze mną już wszystko w porządku, naprawdę - dodał Potter.
- Harry - dziewczyna westchnęła - obiecaj mi i Ronowi...
- Obiecuję - przerwał jej. - Nie myślałem, przegiąłem, popełniłem błąd, ale nic takiego więcej się nie powtórzy. Obiecałem to już Dumbledore'owi i McGonagall.
- I jeszcze, Harry...
- Tak, tak, jeśli będzie mi źle i będę chciał porozmawiać... Wiem, zawsze jesteście obok i o każdej porze mogę się do was zwrócić. Albo do dyrektora, albo do opiekuna. Z przyjemnością będziecie wycierać mi nos i klepać mnie po plecach.
Weasley roześmiał się wywołując tym całkiem widoczne niezadowolenie Hermiony.
- No, już zgoda, wystarczy - pojednawczo powiedział Harry. - Ze mną teraz wszystko dobrze, to tylko kryzys wieku dojrzewania, nie kłóćmy się.
- Dobrze - powiedział rudy otwierając pudełko z ciastkami i zaczął zajadać słodycze przekazane mu przez Gryfonów dla Harry'ego. - A co powiedzieli dyrektor i McGonagall? Mocno cię ochrzanili?
- Nie, w sumie to wcale. Myślałem, że będzie gorzej, a dyrektor nawet zaproponował mi prywatne lekcje zamiast oklumencji ze Snape'em.
- To wspaniale, Harry! - z entuzjazmem krzyknęła Hermiona.
I zaczęli zastanawiać się, czego Dumbledore będzie uczyć Harry'ego. Ron myślał, że to będą różne zaklęcia, których nie znają nawet Śmierciożercy. Hermiona odpowiedziała, że takie czary są zakazane i stwierdziła, że dyrektor raczej chce nauczyć Harry'ego bronić się przed Czarną Magią. Jeszcze długo dyskutowaliby na ten temat, jak za starych, dobrych czasów, ale pielęgniarka w końcu poinformowała, że czas odwiedzin dla nich się skończył i wyprosiła ich z sali.
- To na razie, Harry - rzucił Ron, wstając z krzesła.
- Wracaj do zdrowia. - Hermiona uśmiechnęła się, nachyliła nad Harrym i pocałowała go w policzek, na co chłopak zmieszał się i zaczerwienił.
- Tak naprawdę Harry, tam, w korytarzu, zebrała się spora grupa, żeby cię zobaczyć, ale chyba wszystkich nie wpuszczą - powiedział Ron. - Nawet Seamus przyszedł. Właściwie, to wrócił do nas ze wszystkimi swoimi rupieciami. A kiedy dowiedzieliśmy się, że ty... No, krótko mówiąc, to właśnie on najbardziej się przejął... Prawdopodobnie pomyślał, że przez niego pobiegłeś się topić, przez to, że nazwał cię wariatem. A potem przeżywał, że doprowadził cię do samobójstwa.
Harry roześmiał się.
- Powiedz mu, żeby się nie martwił. Cieszę się, że znowu jest z nami.
***
Cały dzień ktoś odwiedzał Harry'ego. Tak że wieczorem był nie tylko bardzo zmęczony, ale czuł się jak idiota. Wszyscy traktowali go jak bohatera, który dopiero co uratował cały magiczny świat od Voldemorta, a sam został śmiertelnie ranny i teraz leży tu, z jedną nogą w grobie. Przyjaciele śpieszyli się, żeby go zobaczyć i uścisnąć jego rękę po raz ostatni. A on, tak naprawdę, zachował się jak słabeusz bez charakteru. Próbował popełnić samobójstwo i teraz znajdował się w skrzydle szpitalnym, a oni przychodzili do niego z prezentami i słodyczami, i mówili, że wszystko będzie dobrze. Czuł się jak ostatni dureń. Gryfoni to dziwny naród. Kiedy zrobisz jakąś głupotę, gotowi nosić cię na rękach i przysięgać ci wieczną przyjaźń. Ale gdy dzieje się coś poważnego, na przykład konfrontacja z Voldemortem, z jakiegoś powodu podejrzewają cię o kłamstwo i gardzą tobą. Wygląda na to, że rację maja ci, którzy mówią, że Gryfoni najpierw robią, a potem myślą.
Harry usłyszał, jak drzwi stuknęły i ktoś szybkim krokiem zbliżał się do jego łóżka.
„Muszę powiedzieć pani Pomfrey, żeby nikogo więcej nie wpuszczała. Od tych wszystkich odwiedzających boli mnie już głowa” - pomyślał Harry. - „Cholera, kogo jeszcze przyniosło... Żeby to tylko nie była Hermiona. Mam już dość na dzisiaj moralizowania. Hermi jest gorsza, niż McGonagall... Będę udawał, że śpię”.
W tym momencie tok jego myśli został gwałtownie przerwany, bo za parawan weszła osoba, której nie tylko nie oczekiwał, ale i nie chciał widzieć. A jeżeli już musiał ją zobaczyć, to tylko w trumnie.
Twarz Malfoya była wykrzywiona ze złości.
- Potter, kurewski idioto, co ty sobie myślałeś? - zasyczał Ślizgon i mocno walnął go w ramie.
W pierwszej chwili Harry zaniemówił. Mało tego, że Malfoy zjawił się tutaj, to jeszcze zaczyna go bić, obrażać i żądać odpowiedzi. Harry'emu wystarczyło już, ze Hermiona go uderzyła.
- Pytam, jak mogłeś! Myślałeś, że tak łatwo się ode mnie uwolnisz? Utopisz się i po wszystkim? Cholera, Potter, słyszysz? Z dna bym cię wyciągnął. Nawet nie próbuj więcej o tym myśleć, ty durniu!
- Malfoy, oszalałeś? - zapytał Harry odpychając go. - Co, do cholery, tu robisz?
- Potter, jesteś mój, zrozumiałeś?! Przyjdziesz do mnie pierwszego wieczora, gdy tylko cię stąd wypiszą, a ja będę cię pieprzył tak długo, jak będę chciał. I spróbuj się tylko nie zjawić...
- Sukinsyn z ciebie, Malfoy - powiedział Harry.
- Może i jestem sukinsynem, Potter - odpowiedział Draco - ale ty i tak będziesz mój.
I Malfoy pchnął go na poduszkę, przygniótł ciałem i zaczął całować - mocno, zapamiętale, z jakąś zwierzęcą namiętnością. Z powodu szoku Harry nawet nie sprzeciwił się. Nie tego spodziewał się po blondynie. Nawet nie przyszło mu do głowy, że rzuci się na niego i zacznie całować; to było tak niespodziewane i nierealne... Malfoy ssał jego język, przygryzał i lizał wargi. Harry zaczął jęczeć prosto w jego w usta i zamknął oczy. Nikt nigdy go tak nie całował, nawet nie wiedział, że można to robić w TEN sposób. Podczas swojego jedynego pocałunku z Cho nawet nie zdążył zastanowić się nad tym, co czuje. A później, kiedy Ron i Hermiona wypytywali go o wrażenia, nie był w stanie niczego powiedzieć, oprócz "to było mokre". A tu nagle taka namiętność, Malfoy całował go jak opętany, chciwie, czasami przygryzając jego wargę aż do bólu, a potem wylizując miejsce ukąszenia, aby po chwili znowu przeniknąć językiem do wnętrza jego usta. Harry poczuł, że jego ciało zaczyna reagować. To obłęd. Najgorszy wróg, który brutalnie zgwałcił go w pociągu i zostawił w kałuży krwi, teraz sprawia, że czuje się podniecony.
„Jestem zboczeńcem” - niejasno pomyślał Potter i nagle poczuł, jak Malfoy dotknął go tam...
Chłopak zaczął jęczeć i spróbował odsunąć się od ręki Ślizgona.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy - wyszeptał Malfoy nie przerywając pocałunku i wsunął rękę pod gumkę spodni od piżamy Harry'ego.
Kiedy dłoń Ślizgona zacisnęła się na jego wzbudzonym członku i zaczęła się po nim ślizgać, Potter znowu zajęczał.
„Malfoy jest maniakiem, a ja wariatem” - pomyślał, kiedy zrozumiał, że odruchowo obejmuje swojego wroga i przyciska go do siebie. - „Obłęd”.
Tym czasem ręka Malfoya zaczęła poruszać się coraz szybciej, doprowadzając Gryfona do szczytu ekstazy. Harry poczuł, że nie może się już dłużej powstrzymać, jego jęki stały się głośniejsze, jeszcze mocniej przycisnął blondyna do siebie i doszedł w jego dłoni...
Przez chwilę leżał z zamkniętymi oczyma, ciężko oddychał i z przerażeniem myślał o tym, co dopiero się zdarzyło. Malfoy doprowadził go do stanu, w którym spuścił mu się w rękę i, co wstyd mu było przyznać, nigdy w życiu nie miał mocniejszego i lepszego orgazmu. Blondyn nadal przygniatał go, wciąż ściskając jego mięknącego już penisa. Potem podniósł się i zabrał rękę. Potter lekko uniósł powieki i spojrzał na Ślizgona, który jakoś dziwnie na niego patrzył, a po chwili zrobił coś niesamowitego i okropnego. Podniósł do góry mokrą od spermy dłoń i zaczął powoli ją oblizywać. Malfoy zlizywał jego spermę! Harry poczuł, jak cała krew napływa mu do twarzy. Tak wielkiego wstydu i obrzydzenia do samego sobie jeszcze nigdy nie czuł. Chłopak szybko odwrócił się i wtulił płonącą twarz w poduszkę, żeby nie widzieć tego wszystkiego.
„Malfoy to taki sam maniak, jak jego ciotka Bella. Cała ich rodzinka powinna trafić do Świętego Munga” - pomyślał, a głośno powiedział:
- Zabieraj się stąd, Malfoy. Odejdź!
Ślizgon nachylił się nad Harrym i wyszeptał mu na ucho:
- Do zobaczenia niebawem, Potty.
A potem liznął go w płatek ucha, od czego po całym ciele Harry'ego przebiegł dreszcz wstrętu i przyjemności jednocześnie.
- Odejdź! - W głosie Harry'ego słuchać było nutki histerii.
Potem złapał kielich i zarzucił im w Malfoya. Blondyn bez problemu uchylił się i puchar upadł na podłogę rozpadając się na wiele odłamków. Na krzyk i dźwięk rozbijającego się szkła przybiegła pani Pomfrey.
- Co tu dzieje się? - zapytała, patrząc podejrzliwie na Malfoya.
- Wszystko w porządku, to tylko towarzyska wizyta - odpowiedział Ślizgon i wyszedł z sali.
Tej nocy Harry w ogóle nie spał, cały czas analizując to, co się wydarzyło. Było mu okropnie wstyd z powodu tego, co stało się pomiędzy nim i Malfoyem. To było zboczone. Ale jeszcze gorsze było to, że za każdym razem, kiedy przypominał sobie, jak Malfoy wyciągnął z jego spodni wysmarowaną spermą rękę i zaczął ją oblizywać patrząc Harry'emu prosto w oczy, Gryfon czuł, że zaczyna podniecać się ponownie i nienawidził się za to. Chłopak przewracał się z boku na bok, nawet wstał z łóżka, podszedł do okna i długo patrzył na ogromny księżyc oświetlający pokój swoim blaskiem. Potem wrócił do łóżka, naciągnął kołdrę pod brodę i spróbował uspokoić się i usnąć, ale wydarzenia dnia wciąż do niego wracały i zajmowały jego myśli. Dzisiaj całował się z chłopakiem i to był prawdziwy, namiętny pocałunek, a nie zwykłe dotknięcie warg. Do tego nie ze zwykłym chłopakiem, ale z diabelskim Draco Malfoyem, którego nienawidził chyba nawet bardziej, niż Snape'a. I z powodu tego podniecił się i doszedł. Merlinie, jakie to okropne i obrzydliwe. Jak coś takiego mogło mu się przytrafić, przecież jest normalny, zawsze podobały mu się dziewczyny? To Malfoy jest wszystkiemu winien. Powinien był mu przyłożyć, aż z nosa polałaby się krew, żeby się nią zachłysnął, tak, jak on krztusił się swoją krwią leżąc na podłodze w ślizgońskim przedziale. A zamiast tego, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, objął drania i pozwolił włożyć sobie rękę w spodnie i zrobić TO. Harry zaczął jęczeć i wtulił głowę w poduszkę. Znowu poczuł przyjemny ciężar w pachwinie, a jego oddech przyspieszył. Już samo myślenie o TYM mocno go pobudzało, co było absolutnie nienormalne, okropne i straszne. Harry zrozumiał, że coś z nim nie tak, normalny chłopak nie reaguje w ten sposób.
„Jestem zboczeńcem i pedałem” - pomyślał z rozpaczą.
Odwrócił się na drugi bok i zaczął patrzeć w okno. Ręka sama zsunęła się na dół, dotknął wzbudzonego penisa i zaczął cicho jęczeć. Zamknął oczy przypominając sobie, jak Malfoy przycisnął go do łóżka, a ręką objął jego członka i zaczął szybko pieścić, w tym samym czasie lekko gryząc i liżąc jego usta. Cholera, jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze. Miał tak silny orgazmu... Nikt wcześniej nie pieścił jego członka, nie dotykał go. Harry robił to sam i było mu dobrze, ale kiedy Ślizgon musnął czubek jego wzbudzonej erekcji, poczuł, jakby przeszedł przez niego prąd, a pod powiekami zobaczył gwiazdy. To było tak niezwykłe i podniecające, kiedy robił to ktoś inny - czuć cudzą rękę, mocno ściskającą najwrażliwszą część twojego ciała... Dlatego szybko i mocno skończył w dłoń Malfoya, wychodząc mu naprzeciw i przyciskając go do siebie... Harry, przypominając sobie swoje odczucia i przeżywając je jeszcze raz od nowa, szybko pieścił się, przygryzając dolną wargę. Podniecenie osiągnęło szczyt, nastąpiła eksplozja i miła ulga.
Jakiś czas leżał nie ruszając się, z zamkniętymi oczyma, nie wyjmując ręki ze spodni, czując, jak lepka sperma powoli rozlewa się po jego dłoni. Był przerażony na myśl o tym, co zamierza zaraz zrobić, ale chciał dowiedzieć się, zrozumieć, dlaczego Malfoy tak postąpił. Wyciągnął rękę pokrytą nasieniem, podniósł ją do twarzy, powąchał i ostrożnie wysunął język. Samym jego koniuszkiem dotknął lepkiego płynu. Nie był taki wstrętny, nawet... Harry zlizał trochę i nagle zawstydził się. Co on robi?! Ze złością zaczął wycierać rękę o prześcieradło.
„Gdyby wuj Vernon zobaczył, czym się zajmuję” - pomyślał. - Powiedziałby, że takich zboczeńców i pedałów jak ja trzeba wykastrować i zamknąć w domu wariatów”.
Gryfon odwrócił się na drugi bok i wreszcie zasnął. Następnego dnia pani Pomfrey pozwoliła mu opuścić skrzydło szpitalne.
***
Harry wszedł do Wielkiej Sali, gdzie za stołem już siedzieli Ron i Hermiona. Weasley z apetytem pochłaniał owsiankę, jajka i bekon, a dziewczyna przeglądała poranne wydanie Proroka Codziennego, popijając sok dyniowy.
- Harry! - krzyknął radośnie Ron. - Już cię wypuścili!
- Jak się czujesz? - zainteresowała się Hermiona, odkładając gazetę i przesuwając się, żeby zrobić Harry'emu miejsce.
- Dobrze - odpowiedział bez entuzjazmu.
- Harry, straciłeś tyle dni. Musisz pójść ze mną dziś wieczorem do biblioteki, dam ci listę lektur i pomogę nadrobić zaległy materiał.
Potter milcząc dłubał w swojej owsiance. Miał bardzo zły nastrój. Ze wstydem przypominał sobie, czym zajmował się nocą i z przerażeniem myślał o tym, że wieczorem musi iść nie do biblioteki z Hermioną, ale do Malfoya. Innego wyjścia nie miał, inaczej fretka naprawdę opowie wszystkim bardzo dokładnie o tym, jak przeleciał go w pociągu i jeszcze doda od siebie kilka pikantnych szczegółów, na przykład o wczorajszym popołudniu... Od tej myśli Harry'emu zrobiło się niedobrze. Odsunął talerz ze śniadaniem, bo poczuł, że zaraz zwymiotuje.
- Hermiona, daj mu spokój z tą swoją biblioteką - powiedział Ron, który zauważył wyraz twarzy przyjaciela. - Inaczej Harry pożałuje, że rusałka wyciągnęła go z jeziora. Już lepiej utopić się, niż brać u ciebie dodatkowe lekcje. - Weasley uśmiechnął się. - Jedz, Harry, jedz, nie zwracaj na nią uwagi.
- To nie jest śmieszne, Ronaldzie Weasley - powiedziała niezadowolona dziewczyna. - Dobrze, spotkamy się później, teraz muszę iść na Starożytne Runy. - I pobiegła na lekcję.
Ron i Harry wrócili do Pokoju Wspólnego, który byłby prawie pusty, gdyby nie pół tuzina siedmiorocznych, wśród których siedziała Katie Bell, ostatni członek drużyny Gryfindoru spośród tych, do których Harry dołączył w pierwszej klasie.
- Tak myślałam, że ty ją otrzymasz, gratuluję - zawołała wskazując na odznakę kapitana na piersi Harry'ego. - Powiedz mi, kiedy ogłosisz nabór do drużyny!
- Nabór? A tak, oczywiście...
To, co się ostatnio wydarzyło, tak całkowicie przewróciło jego wewnętrzny świat, że zupełnie zapomniał o tym, że został kapitanem. Zupełnie nie miał teraz głowy do Quidditcha. Cała jego uwaga poświęcona była nieubłaganie nadchodzącemu wieczorowi i konieczności zejścia w ślizgońskie podziemia. Harry'ego mdliło na samą myśl, że będzie musiał „spać” z Malfoyem i znowu przeżyje to samo upokorzenie i ból, co w pociągu. Tylko że wtedy był sparaliżowany zaklęciem, całkowicie bezwolny i niezdolny do obrony, nie mógł zrobić nic, kiedy Ślizgon go gwałcił. Teraz, tego wieczoru, świadomie, chociaż pod przymusem za pomocą szantażu, sam pójdzie do Malfoya, żeby pozwolić mu się pieprzyć...
***
Godzinę później niechętnie opuścili nasłoneczniony pokój i udali się na Obronę Przed Czarną Magią, cztery piętra niżej. Hermiona już stała przed salą. Jej ręce były pełne ciężkich książek i wyglądała na gotową do działania
- Mamy dużo zadane z runów - powiedziała zatroskana, kiedy Harry i Ron do niej dołączyli. - Piętnaście cali wypracowania, dwa tłumaczenia i muszę to przeczytać do środy!
- Okropność - ziewnął Ron.
- Poczekajcie - powiedziała urażona. - Założę się, że Snape też zada nam dużo.
A z Harrym jeszcze cały wieczór powinniśmy spędzić w bibliotece.
Przypomnienie o nadchodzącym wieczorze znowu wywołał w chłopaku uczucia głębokiego obrzydzenia do samego siebie.
Kiedy Hermiona skończyła mówić, drzwi klasy otworzyły się i Snape wyszedł na korytarz. Jego ziemista twarz jak zawsze była obramowana przez dwie zasłony tłustych, czarnych włosów. Natychmiast zapadła cisza.
- Do środka - powiedział.
Kiedy weszli, Harry spojrzał dookoła. Snape już narzucił swoją osobowość temu pomieszczeniu. Było bardziej ponure, niż zazwyczaj, zasłony zostały zaciągnięte, światło pochodziło tylko ze świec. Nowe obrazy zdobiły ściany, wiele z nich ukazywało ludzi, którzy zdawali się być pogrążeni w bólu, mieli przerażające rany lub dziwnie powykrzywiane części ciała. Nikt się nie odezwał, kiedy usiedli, rozglądając się po cienistych, makabrycznych obrazach.
„Wisielcza atmosfera” - pomyślał Harry, patrząc na ludzkie zwłoki, które były już tylko krwawą masą - „Wiadomo teraz, skąd Malfoy ma tak bogatą, sadystyczną wyobraźnię.”
- O, widzę, że dzisiaj pan Potter zaszczycił nas swoją obecnością - drwiąco powiedział Snape, podczas gdy uczniowie cicho siadali na swoje miejsca. - Opuścił pan dwie lekcje bez ważnego powodu, dlatego zabieram Gryffindorowi pięćdziesiąt punktów.
- Profesorze, to niesprawiedliwe! - krzyknęła Hermiona. - Harry miał poważny powód, był chory. Profesor McGonagall sama zwolniła go ze wszystkich zajęć.
- Próba teatralnego samobójstwa nie jest dla mnie ważnym powodem, panno Granger. Minus pięć punktów dla Gryffindoru za spieranie się z profesorem.
- Nie symulowałem - z nienawiścią powiedział Harry.
- Oczywiście, że nie, po prostu jest pan bardzo ekscentrycznym młodym człowiekiem, kochającym ściągać, w różny sposób, na siebie uwagę - uśmiechnął się Snape.
Harry ze złości zaniemówił. Zdawało mu się, iż nienawiść tak mocno w nim płonie, że Snape powinien czuć jej żar.
- Nie, Harry - szepnęła Hermina i uspakajająco dotknęła jego ręki.
Czarne oczy profesora błądziły po skupionych twarzach, zatrzymując się na twarzy Harry'ego o sekundę dłużej, niż na innych.
- Wydaje się, że jak na razie mieliście pięciu nauczycieli tego przedmiotu.
„Tobie się wydaje... jakbyś nie śledził, jak przychodzą i odchodzą, z nadzieją, że będziesz następnym” - pomyślał zjadliwie Harry.
- Naturalnie ci nauczyciele mieli własne metody i priorytety. Przy całym tym zamieszaniu jestem zaskoczony, że tak wielu z was zdało SUMa z tego przedmiotu. Będę jeszcze bardziej zaskoczony, jeżeli wszyscy zdołacie poradzić sobie z pracą związaną z OWTMami. - Snape podszedł do kąta sali zniżając głos, a klasa wyciągała szyje, aby mieć go na widoku. - Czarna Magia - powiedział - jest rozmaita, odwieczna i ciągle się zmienia. Walka z nią jest jak walka z wielogłowym potworem, któremu po ucięciu jednej z nich, wyrasta kolejna, jeszcze okrutniejsza i mądrzejsza niż poprzednia. To jest walka z czymś, co jest odwieczne, mutujące i niezniszczalne.
Harry wpatrywał się w Snape'a. Ważny był respekt dla Czarnej Magii, jako dla niebezpiecznego wroga, ale sposób, w jaki Snape o tym mówił... z pieszczotą w głosie?
- Wasza obrona - powiedział Snape trochę głośniej - także musi być elastyczna i pomysłowa, tak jak magia, przed którą ma chronić. Te obrazy - wskazał na kilka, obok których przechodził - dają niezłą orientację odnośnie tego, co stanie się temu, na kogo zostanie rzucona klątwa Cruciatus (wskazał na czarownicę, która wyraźnie wrzeszczała w agonii), kto otrzyma Pocałunek Dementora (czarodzieja leżącego pod ścianą z pustym spojrzeniem), lub sprowokuje agresję inferiusa (krwawą masę, leżącą na ziemi).
- Czy ktoś kiedykolwiek widział inferiusa? - zapytała Parvati Patil wysokim głosem. - Czy to prawda, że ON ich używa?
- Czarny Pan kiedyś ich używał - powiedział Snape - co znaczy, że powinniście być przygotowani na to, iż zrobi to ponownie. Teraz... Po raz kolejny ruszył z końca klasy w stronę swojego biurka i znowu wszyscy patrzyli jak idzie, a jego czarne szaty falowały za nim - ... wy, jak sądzę, jesteście zupełnymi nowicjuszami, jeśli chodzi o niewerbalne zaklęcia. Jakie korzyści przynosi ich stosowanie?
Ręka Hermiony wystrzeliła w powietrze. Snape potoczył wzrokiem po wszystkich, aby upewnić się, że nie ma wyboru, zanim powiedział szorstko:
- Tak, panno Granger?
- Przeciwnik nie zostanie ostrzeżony o rodzaju zaklęcia, którego zamierzamy użyć - powiedziała Hermiona - co daje nam ułamek sekundy przewagi.
- Odpowiedź wzięta słowo w słowo ze Standardowej księgi zaklęć, stopień szósty - powiedział Snape zbywającym tonem - ale zasadniczo prawidłowa. Tak, ci, którzy robią postępy w używaniu magii bez wykrzykiwania inkantacji, uzyskują dodatkowo element zaskoczenia. Nie wszyscy czarodzieje to potrafią, oczywiście. Problem leży w koncentracji i sile umysłu, czego niektórym... - jego zjadliwe spojrzenie po raz kolejny spoczęło na Harrym - ...brakuje.
Harry wiedział, że Snape miał na myśli katastrofalne lekcje Oklumencji z poprzedniego roku. Nie starał się uniknąć jego oczu, odwzajemniał groźne spojrzenie, dopóki profesor nie odwrócił wzroku.
- Teraz podzielicie się na pary - powiedział Snape. - Jedna osoba będzie starała się rzucić klątwę na drugą, bez używania głosu. Druga osoba będzie próbowała odeprzeć klątwę w absolutnej ciszy. Zaczynajcie.
Snape przechadzał się pomiędzy nimi, kiedy ćwiczyli, wyglądając jeszcze bardziej, niż zawsze, jak przerośnięty nietoperz. Ze szczególną uwagą przypatrywał się zmaganiom Harry'ego i Rona, który właśnie miał rzucać klątwę. Chłopak był fioletowy na twarzy, a jego usta zaciskały się, aby nie mamrotać inkantacji. Harry podniósł różdżkę, czekając w zdenerwowaniu na zaklęcie, które widocznie nigdy nie miało nadejść.
- Żałosne, Weasley - powiedział Snape po chwili. - Widzę, że muszę ci pokazać...
Skierował swoją różdżkę w stronę Harry'ego tak szybko, że chłopak zareagował instynktownie. Zapominając, że miał być niewerbalny, krzyknął:
- Protego!
Jego zaklęcie tarczy było tak potężne, że Snape utracił równowagę i uderzył o biurko. Cała klasa spojrzała w ich stronę i obserwowała, jak podnosi się z wściekłą miną.
- Czy pamiętasz, jak mówiłem, że ćwiczymy zaklęcia niewerbalne, Potter?
- Tak - powiedział sztywno Harry.
- Tak, proszę pana.
- Nie ma potrzeby mówić do mnie „proszę pana”, profesorze. - Dopiero, gdy słowa opuściły jego usta zrozumiał, co powiedział.
Kilku uczniów, włącznie z Hermioną, wstrzymało oddech. Aczkolwiek stojący za Snape'em Ron, Dean i Seamus wsparli go uśmiechami.
- Szlaban, sobota wieczorem, w moim gabinecie - warknął Snape. - Nie pozwolę na taką bezczelność nikomu, Potter... nawet Wybrańcowi.
- A nie można by przenieść go z soboty na dzisiejszy wieczór? - nagle z nadzieją w głosie zapytał chłopak.
- Minus pięć punktów dla Griffindoru za spieranie się z nauczycielem i szlaban w sobotę, Potter.
Następną lekcją były podwójne Eliksiry. Schodząc do podziemi Harry stawał się coraz bardziej markotny i zdenerwowany. Po pierwsze, zajęcia mają wspólnie ze Slytherinem, co oznacza, że spotka się z Malfoyem, po drugie, te same schody wieczorem doprowadzą go do sypialni tego plugawego sadysty i drania.
Podchodząc do klasy Potter od razu zobaczył blondyna, obok którego stał śliczny jak lalka Blaise Zabini. Draco spojrzał na Harry'ego, uśmiechnął się i powoli, patrząc mu prosto w oczy, oblizał wargi, prawie tak samo, jak wtedy, gdy zlizywał jego spermę ze swojej dłoni. Harry zaczerwienił się mocno i odskoczył na bok, przypadkowo stając Ronowi na stopę. Blaise wykrzywił usta na podobieństwo uśmiechu, nachylił się do Draco i wyszeptał mu coś do ucha. Zielonookiemu zaschło w gardle. Czyżby Malfoy opowiedział o wszystkim Zabiniemu?
W tym momencie drzwi do klasy otworzyły się i na progu ukazał się najpierw brzuch profesora Slughorna, a potem i on sam. Kiedy uczniowie wchodzili do środka, Slughorn zauważył Harry'ego i Zabiniego i powitał ich z ogromnym entuzjazmem.
- Harry - powiedział, zatrzymując chłopaka. - Jaki byłem zmartwiony twoją nieobecnością na dwóch poprzednich lekcjach... Słyszałem o tym nieszczęśliwym wypadku, z powodu którego trafiłeś do szpitala. Och, mój chłopcze, tak się zdenerwowałem.
Malfoy zachichotał szyderczo, a Zabini skrzywił usta nie odrywając od Gryfona oczu.
- E... e... - wymamrotał Harry, drżąc wewnętrznie na myśl, że Ślizgon wie o wszystkim.
- Ale to bardzo, bardzo dobrze, że z tobą już wszystko w porządku, mój chłopcze, i możesz wreszcie przystąpić do zajęć. - Slughorn z entuzjazmem uścisnął rękę Harry'ego.
- A... Tak, profesorze, też się cieszę - mruknął i jak tylko jego ręka oswobodziła się z mocnego uścisku nauczyciela, poszedł zająć miejsce obok Hermiony i Rona.
- Na poprzednich zajęciach - patrząc w stronę Harry i uśmiechając się, zaczął lekcję profesor, - zapoznaliśmy się z trzema eliksirami: Veritaserum, Eliksirem Wielosokowy i Amortencją. Jak już mówiłem, po zakończeniu semestru każdy z nich musicie umieć przygotować sami. A teraz - powiedział Slughorn, którego masywny zarys drżał w migoczących oparach - wyjmijcie wagi, przybory i nie zapomnijcie swoich podręczników...
- Proszę pana? - powiedział Harry, podnosząc rękę.
- Tak, mój chłopcze?
- Nie mam ani książki, ani wagi, ani czegokolwiek, Ron także. Widzi pan, bo my nie wiedzieliśmy, że będziemy mogli kontynuować Eliksiry...
- A, tak, profesor McGonagall wspominała o tym... nie martw się, drogi chłopcze, doprawdy nie ma się czym przejmować. Możecie dzisiaj użyć składników z tutejszego kredensu i jestem pewien, że znajdą się jakieś wagi, mamy także kilka starych książek, wystarczą do czasu, kiedy napiszecie do "Esów i Floresów"...
Slughorn podszedł do szafki w rogu i po chwili poszukiwań wyciągnął dwa wyglądające na bardzo zużyte egzemplarze „Eliksirów dla zaawansowanych” autorstwa Libacjusza Borage'a, które wręczył Harry'emu i Ronowi razem z dwoma zestawami wag.
- A teraz - powiedział, wracając na początek klasy i wydymając swoją i tak już imponującą pierś, aż guziki na jego szacie ledwie się trzymały - przygotowałem dla was eliksir, abyście mogli rzucić na niego okiem. -Wskazał na mały, czarny kociołek, stojący na biurku.
Płyn wewnątrz pluskał wesoło. Miał kolor płynnego złota, a wielkie krople skakały jak złote rybki nad powierzchnią, chociaż ani jedna nie wydostała się z kociołka.
- Czy ktoś powie mi, co to za eliksir? Tak, panno Granger? - uśmiechnął się profesor.
- Ten eliksir to Felix Felicis! Inaczej zwany płynnym szczęściem - powiedziała podekscytowana Hermiona. - Powoduje, że wszystko nam się udaje!
- Dwadzieścia zasłużonych punktów dla Gryffindoru, panno Granger! Tak, to jest zabawny eliksir Felix Felicis - powiedział Slughorn. - Niesamowicie trudny do sporządzenia, bardzo łatwo o pomyłkę. Aczkolwiek, jeśli jest uwarzony poprawnie, tak, jak ten, zauważylibyście, że po jego zażyciu wszystkie wasze starania prowadzą do sukcesu... przynajmniej do czasu, aż nie przestanie działać. Jedna mała buteleczka Felix Felicis - kontynuował profesor, wyjmijąc malutką, szklaną fiolkę z kieszeni i pokazując ją wszystkim - wystarczy na dwanaście godzin szczęścia. Od świtu do zmierzchu odniesiesz sukces we wszystkim, czego spróbujesz. Najpierw otwórzcie swoje podręczniki na stronie dziesiątej. Mamy trochę ponad godzinę, co powinno wystarczyć na uwarzenie wywaru Żywej Śmierci. Wiem, że to bardziej skomplikowane, niż to, co robiliście kiedykolwiek wcześniej, i nie spodziewam się, aby komuś wyszło idealnie. Mimo to osoba, której pójdzie najlepiej, wygra trochę Felixa. Powodzenia!
Nastąpił zgrzyt i chrobot, gdy wszyscy wyciągnęli swoje kociołki i trochę głośnych szczęknięć, kiedy uczniowie zaczęli stawiać ciężarki na swoich wagach, ale nikt się nie odezwał. Koncentracja wewnątrz lochu była bardzo wyraźna. Harry widział Malfoya wertującego z pośpiechem swój egzemplarz „Eliksirów dla zaawansowanych”. Nic nie było bardziej oczywiste, niż to, że Malfoy naprawdę bardzo chciał zdobyć eliksir.
„Draniu” - pomyślał Harry. - „Ty i tak będziesz miał bardzo udany wieczór...”
Gryfon pochylił się nad podręcznikiem od Slughorna i wtedy zobaczył, że Malfoy obrócił się w jego stronę. Widocznie poczuł na karku pełne nienawiści spojrzenie.
Ze złością zauważył, że poprzedni właściciel pobazgrał strony tak, iż marginesy były czarne niczym druk. Nisko się pochylił, aby odszyfrować składniki (nawet tutaj coś dopisał, a niektóre rzeczy wykreślił), a następnie Harry pospieszył do kredensu, aby znaleźć to, czego potrzebował. Kiedy wrócił do swojego kociołka, zobaczył, że Malfoy kroi korzenie waleriany tak szybko, jak tylko mógł.
Jakiś czas Harry zajmował się tym samym, potem po raz kolejny pochylił się nad książką. Próbował odszyfrować wskazówki spod tych głupich gryzmołów poprzedniego właściciela, który z jakiegoś powodu radził, aby nie kroić fasolki, i napisał instrukcję alternatywną: Zmiażdżyć płaską stroną srebrnego sztyletu, łatwiej puści sok. Fasolka wydawała się być trudna do pokrojenia. Harry odwrócił się do Hermiony.
- Mogę pożyczyć twój srebrny nóż?
Skinęła niecierpliwie, nie odrywając wzroku od swojego eliksiru, który ciągle był ciemnofioletowy, chociaż zgodnie z podręcznikiem powinien mieć teraz lekko liliowy odcień. Harry zmiażdżył swoją fasolkę płaską stroną sztyletu. Ku jego zdziwieniu natychmiast puściła tyle soku, że był zaskoczony, jak wysuszone ziarenko mogła go tyle zmieścić. Pospiesznie wlał cały sok do kociołka i zauważył, że eliksir natychmiast przybrał liliowy odcień opisany w podręczniku. Jego uprzednia złość na poprzedniego właściciela książki nagle zniknęła. Harry spojrzał na następny wers instrukcji. Zgodnie z nią powinien mieszać odwrotnie do wskazówek zegara, aż eliksir stanie się czysty jak woda. Aczkolwiek poprzedni właściciel dopisał, że należy dodać jedno okrążenie zgodnie ze wskazówkami zegara, co siedem odwrotnych. Czy ten ktoś mógł mieć rację dwa razy? Harry zamieszał przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, wstrzymał oddech, następnie raz zgodnie. Efekt był natychmiastowy. Eliksir stał się jasnoróżowy. Wtedy profesor zakomunikował, że czas się skończył. Twarz Slughorna wyrażała zachwyt, kiedy zajrzał do kociołka Pottera.
- Oczywisty zwycięzca! - krzyknął. - Wspaniale, wspaniale, Harry! Szanowny panie, to jasne, że odziedziczyłeś talent swojej matki. Lily była świetna w eliksirach, naprawdę! Proszę, oto twoja nagroda, buteleczka Felix Felicis, jak obiecałem. Użyj jej dobrze!
Harry schował buteleczkę złotego płynu do wewnętrznej kieszeni, czując dziwną mieszankę zachwytu, spowodowanego widokiem wściekłej twarzy Malfoya i winy, na widok rozczarowanej miny Hermiony. Ron wyglądał na oszołomionego.
- Jak to zrobiłeś? - zapytał Harry'ego.
- Zdaje się, że miałem szczęście - wzruszył ramionami Potter i szybko opuścił klasę,
Starał się nie spotkać spojrzeniem z Malfoyem, ale w drzwiach zderzył się z Blaisem Zabinim i upuścił na podłogę swój podręcznik. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi.
Harry schylił się, aby podnieść książkę, a kiedy to zrobił, zauważył coś nabazgranego na tylnej okładce, tym samym małym, ciasnym pismem, co reszta instrukcji, które wygrały dla niego butelkę Felix Felicis.
Napis głosił:
Ta książka jest własnością Księcia Półkrwi.
Cały dzień Harry bił się z myślami, czy zażyć Felix Felicis już dzisiaj, czy zostawić na inną, ważniejszą okazję. To, co stanie się wieczorem między nim i Malfoyem jest oczywiście obrzydliwe, ale może w jego życiu przyjdzie taki moment, kiedy płynne szczęście bardziej się przyda. Na przykład, jeżeli wierzyć przepowiedni, będzie musiał stoczyć z Voldemortem walkę, w czasie której jeden z nich zginie. Może powinien zachować Felix Felicis właśnie na ten dzień? Myśl o tym, że Malfoy znowu go zgwałci, przerażała Harry'ego i doprowadzała na skraj rozpaczy, ale wiedział, że zachowanie życia i zwycięstwo nad Czarnym Panem jest ważniejsze, niż jego dobre samopoczucie.
Narzucił pelerynę niewidkę i na miękkich jak wata nogach zaczął schodzić do lochów. Kilkakrotnie zatrzymywał się. Chciał machnąć na wszystko ręką i zawrócić, ale za każdym razem przypomnienie sobie groźby Ślizgona powodowało, że ruszał dalej.
Pokój Wspólny Slytherinu był niski i długi. Miał ściany z nieociosanych kamieni, a z sufitu na łańcuchach wisiały zielonkawe lampy. W kominku, ozdobionym piękną rzeźbą, trzaskał ogień, a wokół niego w fotelach siedzieli Ślizgoni. Harry przeszedł obok nich i skierował się do długiego korytarza, prowadzącego do prywatnych pokojów uczniów. Malfoy zajmował oddzielny apartament, składający się z niedużego salonu, sypialni i łazienki. Wystrój był utrzymany w tradycyjnych, srebrno-zielonych barwach. Draco leżał na ogromnym łóżku z ciemnozielonym baldachimem, bosy, w wąskich, obcisłych spodniach i śnieżnobiałej, jedwabnej koszuli luźnego kroju, z głębokim wycięciem na piersi. Harry głęboko westchnął, próbując uspokoić się i wziąć w garść. Wiedział, że nie ma na co czekać i niechętnie zdjął pelerynę.
- Spóźniłeś się, Potter. - Malfoy podniósł się z łóżka i podszedł tak blisko, że Gryfon czuł ciepło bijące od jego ciała.
Drgnął i trochę się odsunął.
- Czyli nasz dumny i nieugięty bohater wolał jednak zostać ślizgońską dziewczynką. - Uśmiechnął się Malfoy.
- Zamknij się - wycedził przez zęby Harry.
- Potter, będę robić wszystko, na co mam ochotę - powoli powiedział Ślizgon. - A jeśli nie, to wiesz, co się stanie...
- Tak, Malfoy, bardzo dokładnie opisałeś mi, co będzie, jeśli nie poddam się twojej woli. Teraz masz powód, żeby triumfować. Ale przysięgam, draniu, przyjdzie dzień, kiedy za wszystko mi zapłacisz, będziesz pluł krwią. Zrobię wszystko, żeby wysłać cię w ślad za twoim ojcem, do Azkabanu. A twoja mama zdechnie pod płotem. Zniszczę całą waszą pokręconą rodzinkę - powiedział Harry, patrząc prosto w szare oczy.
Draco drgnął, a potem mocno zamachnął się i uderzył Harry'ego w twarz. Głową Gryfona szarpnęło od ciosu.
- Pożałujesz tego, Potter - zasyczał Draco. - Przysięgam, pożałujesz. Nie liczna łaskę.
Przez chwilę z nienawiścią patrzyli na siebie.
- Rozbieraj się i kładź na łóżku! - rozkazał Ślizgon.
Harry nie poruszył się i znowu zabrzmiał odgłos wymierzonego policzka.
- Rozkazałem ci rozebrać się.
- Nienawidzę cię - głuchym, ochrypłym głosem odpowiedział Harry i powoli zaczął rozwiązywać krawat.
Kiedy leżał już całkiem nagi, padł kolejny rozkaz:
- Rozsuń nogi, Potter.
Harry zacisnął zęby, a ręce same złożyły się w pięści.
- Rozsuń nogi, suko - powtórzył Ślizgon. - Rozsuń nogi szeroko i zegnij je w kolanach.
Harry kolejny raz pożałował, że jednak nie umarł. Poniżenie, na które skazywał go Malfoy, było nieznośne i jeszcze nie wiadomo, czym to wszystko się skończy. Może nawet będzie gorzej, niż wtedy, w przedziale. Harry opuścił powieki, żeby nie widzieć pogardliwego uśmieszku Malfoya, i lekko zgiął nogi w kolanach.
- Nawet nie myśl o zamykaniu oczu, Potter, patrz na mnie.
Harry spojrzał na Ślizgona z nienawiścią. Ten szyderczo skrzywił usta, omiótł Pottera uważnym spojrzeniem i sam mocniej rozsuną jego nogi i przycisnął je doklatki piersiowej. Potem jedną ręką zsunął z siebie spodnie, bo drugą wciąż przytrzymywał nogi Harry'ego. Wyjął z kieszeni koszuli tubkę z jakimś kremem i wycisnął go trochę między pośladki zielonookiego, a potem na swój zupełnie już twardy członek. Przyłożył główkę penisa do mocno zaciśniętego wejścia Harry'ego i nacisnął. Gryfon przysiągł sobie, że co by nie robił z nim Malfoy, nie zacznie krzyczeć i prosić o łaskę. Chciał przejść przez ten koszmar z mocno zaciśniętymi ustami i nienawiścią w oczach, ale jak tylko blondyn zaczął w niego wchodzić, nie był w stanie się powstrzymać, krzyknął, konwulsyjnie ściskając rękami prześcieradło, i zaczął mocno ruszać biodrami, starając się odsunąć od napastnika. Ale członek Ślizgona tym razem dużo łatwiej pokonał przeszkodę i zaczął wsuwać się do środka rozciągając zaciśnięte mięśnie. Harry zagryzł wargę aż do krwi, żeby nie wrzeszczeć, ale jęków nie mógł powstrzymać. Malfoy zatrzymał się i odczekał chwilę, pozwalając chłopakowi odetchnąć. Potem powoli, centymetr po centymetrze, zaczął wysuwać swój członek. Kiedy wyszedł całkowicie, nałożył na penisa więcej kremu i zaczął patrzeć na powoli zamykający się i drgający w takt uderzeń serca pierścionek bardzo już czerwonych mięśni. Potem znowu wszedł w niego, tym razem całkowicie, aż jego jądra oparły się o pośladki chłopaka.
- Zauważyłeś, Potter, że dzisiaj cię rozpieszczam? - zapytał Malfoy. -Doceniasz to?
- Zabiję cię, draniu - powiedział Harry, dusząc się z bólu.
Malfoy specjalnie pchnął wyjątkowo brutalnie i Harry znowu krzyknął. A Ślizgon uśmiechnął się i zaczął go równomiernie i mocno pieprzyć, przyglądając się jego cierpieniu. Ale wkrótce blondynowi sprzykrzyło się po prostu wsuwać swój członek w wąski tyłek i postanowił jeszcze mocniej pomęczyć znienawidzonego Gryfona. Z nocnej szafki wziął jedwabny sznur. Zrobił pętlę i owinął ją wokół jąder Harry'ego, potem zaczynał zaciągać sznur dopóty, dopóki chłopak nie wił się z bólu, a kolor jego moszny nie zmienił się na ciemnoczerwony. Wziął w ręce końce sznura i zaczął nim szarpać w rytm pchnięć, sprawiając swojej ofierze jeszcze większe cierpienia.
Ślizgon nadal wkładał i wyjmował swojego penisa, rozkoszując się jękami Pottera i obserwując, jak rozciągają się mięśnie odbytu, kiedy wchodził, i jak zamykają się z cichym plaśnięciem, gdy wychodził. Moszna zmieniła kolor na bordowy i zaczęła puchnąć. Harry przestał już reagować na wtargnięcia w jego ciało, teraz drżał tylko wtedy, gdy Draco ciągnął jedwabny sznur. Ruchy blondyna stały się szybsze, zaczął mocno wchodzić w bruneta aż po same jądra, szarpiąc przy tym za sznur. W pewnym momencie zamarł i Harry poczuł, jak sperma Draco rozlewa się w jego wnętrzu. Nie śpiesząc się, Draco wyjął swojego członka i wytarł go o biodro Harry'ego. Wstał z łóżka i odszedł od swojej ofiary, zostawiając na mosznie zaciśnięty sznur.
- To co, Potter, pogramy w butelkę? - zakpił. - Według mnie poprzednim razem bardzo ci się ta zabawa podobała.
Wziął z barku zakorkowaną butelkę koniaku, wrócił i wsunął w Harry'ego jej szyjkę. Chłopak krzyknął, kiedy szkło zaczęło rozrywać jego anus i kropelki krwi spłynęły na prześcieradło.
- Poproś, to przestanę - powiedział Malfoy, wkładając i wyjmując butelką z Gryfona.- Po prostu poproś, Potty.
- Nie - krzyknął Harry. - Bądź przeklęty, Malfoy!
- Jak chcesz, Potter - odpowiedział Draco, wciskając butelkę tak głęboko, jak tylko mógł.
Wtedy natura zlitowała się i Gryfon stracił przytomność.
***
Harry leżał nieprzytomny, jego moszna, nadal związana, mocno spuchła, a z porozrywanego odbytu sączyła się krew. Malfoy ostrożnie rozwiązał pętlę i odrzucił jedwabny sznur na bok. Pochylił się nad Harry, zlizał z jego policzka słoną ścieżkę łez, czule pocałował w skroń i wyszeptał na ucho:
- Nienawidzisz mnie Potter, a ja cię kocham... Tak bardzo cię kocham, że... to jest chore. Dlatego chcę sprawić ci ból, żeby tobie też było źle, tak, jak i mnie. Gdybyś tylko mógł odwzajemnić moje uczucie, Potter, nic takiego by się niewydarzyło, przysięgam. Zrobiłbym dla ciebie WSZYSTKO. Tylko pokochaj mnie, Potter, tak bardzo tego pragnę... Jestem strasznie samotny... Ojciec w Azkabanie, przez ciebie, matka na krawędzi załamania nerwowego, wszyscy odwrócili się od nas, musiałem przyjąć Mroczny Znak, ciocia Bella to załatwiła, inaczej on zabiłby mamę, i mam zrobić wszystko, co tylko możliwe, żeby Śmierciożercy mogli wejść do Hogwartu. Tak,dostałem od niego zadanie, misję, mam stać się mordercą, i kiedy myślę o tym, czuję się jak osaczone zwierzę. Wiem, że nie będę w stanie zabić Dumbledore'a, ale jeżeli tego nie zrobię, Czarny Pan zabije moją matkę... Tak się sprawy mają, Potter. A ty, diabelski egoisto, przyzwyczaiłeś się być w centrum uwagi i że wszystkie twoje problemy rozwiązują inni... Teraz myślisz, że jesteś najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie, poleciałeś się topić po tym,jak cię zgwałciłem. Też mi problem. Mnie zgwałcił mój własny ojciec, kiedy miałem dziesięć lat, i co? Przeżyłem. Teraz też nie biegnę, żeby skoczyć z Wieży Astronomicznej, chociaż jest mi po stokroć gorzej na duszy, niż tobie...
Harry zajęczał, powoli odzyskując przytomność. Powieki zaczęły mu lekko drgać, a na ustach zakrzepła kropla krwi. Draco nachylił się nad nim, zlizał krew, czule dotknął spuchniętych, pogryzionych warg. Harry znowu jęknął i starał się otworzyć oczy. Jego długie rzęsy zlepiły się, oczy były wilgotne i błyszczały, na policzkach widniały zaschnięte łzy. Chwilę patrzyli na siebie, potem Potter poruszył się, próbując odsunąć się od Malfoya jak można najdalej, ale to spowodowało, że przez jego ciało przeszła fala bólu.
- Potty, nie rób żadnych gwałtownych ruchów i wszystko będzie dobrze.
- Drań z ciebie, Malfoy - powiedział Harry. - Nienawidzę...
- Mam więcej powodów, niż ty, żeby czuć nienawiść - powiedział Draco wstając złóżka i zapalając papierosa. - Wsadziłeś mojego ojca do Azkabanu.
- Wiedziałem, że jest Śmierciożercą, zdołałem to udowodnić i zrobię wszystko, żebyś trafił tam w ślad za nim.
- Potty, znowu chcesz mnie rozzłościć? - Wypuszczając strumień dymu, zainteresował się Draco. - Nie radzę. Nie jesteś teraz w zbyt dogodnej pozycji, żeby dyktować swoje warunki. Jesteś moją dziwką, Potter, ślizgońską kurwą, więc nie próbuj grozić mnie i mojej rodzinie. Zamienię twoje marne życie w piekło...
- Już to zrobiłeś - powiedział Harry.
- Niewdzięczny łobuziak - uśmiechnął się Draco. - Inni byliby bardzo szczęśliwi, gdyby trafili do mojego łóżka, a ty, jak zawsze, niezadowolony.
Harry z nienawiścią popatrzył na siedzącego w fotelu Ślizgona i obrócił się.
- Dobra, Potter, dość wylegiwania się w moim łóżku, idź do łazienki i podmyj się, panienko.
Gryfon wstał ostrożnie, zrobił krok, po którym poczuł ostry ból, skrzywił się, ale powstrzymał jęk. Jego moszna spuchła i nadal była krwawo czerwona, ale piekielny ból sygnalizował mózgowi, że jądra jeszcze żyją, byłoby gorzej, gdyby nic nie czuł. Na drżących nogach, lekko pochylony do przodu, Harry ruszył w kierunku łazienki.
- Hej, Potter - nagle krzyknął Malfoy i rzucił coś w kierunku Gryfona.
Nie bez przyczyny Harry był najlepszym szukającym w Hogwarcie, zareagował od razu. Automatycznie złapał rzuconą mu rzecz i popatrzył na swoją dłoń. To był nieduży, kryształowy słoiczek z zakręcaną pokrywką, wyłożoną jakimiś drogocennymi kamieniami.
- Podlecz, Potter, swój rozerwany odbyt. Jesteś mi potrzebny ze zdrowym tyłkiem.- Malfoy uśmiechnął się. - Niezła rzecz, za piętnaście minut po ranach nie będzie śladu i dupa gotowa do powtórnego wykorzystania. Właściwie, jajka też możesz posmarować, polecam.
- Gnida - zasyczał Potter, splunął w stronę Malfoya i poszedł do łazienki.
- Nie próbuj więcej pluć na dywan, bo będziesz to zlizywał - krzyknął w ślad zanim Ślizgon, ale Harry w odpowiedzi pokazał mu środkowy palec i zatrzasnął zasobą drzwi.
Malfoy, z racji swojej funkcji, mógł korzystać złazienki prefektów, ale w jego prywatnych apartamentach, oprócz przyjemnego pokoju z ogromnym łóżkiem i barkiem, była nie mniej przyjemna łazienka, wykończona ciemnozielonym marmurem z wizerunkami srebrnych smoków. W jedną ze ścian zostało wbudowane wielkie, sięgające od podłogi do sufitu lustro. Na środku stała wanna wielkości małego basenu, dalej znajdowała się kabina prysznicowa z brodzikiem z jaśniejszego, ale też zielonego marmuru, ze srebrnymi kranami, oraz toaleta. Wanna wypełniona była ciepłą wodą z pianą, na powierzchni której unosiły się bańki mydlane i aromatycznie pachnąca para. Harry podszedł do lustra, przez minutę bezmyślnie patrzył na swoje odbicie, potem odwrócił się plecami, lekko nachylił i zaczął oglądać swój tyłek. Jego anus ział okrągłym otworem, który wżaden sposób nie chciał się zamknąć. Chłopak starał się spiąć i zacisnąć mięśnie, ale nic z tego nie wyszło i nagle pomyślał, że teraz można by w jego odbyt wsunąć rękę po łokieć. Jeszcze gorsze było to, że oprócz sączącej się z pęknięć krwi, gdzieś z wnętrza wyciekał jakiś śluz. Może Malfoy rozdarł mu nietylko odbyt, ale uszkodził coś jeszcze? Harry wszedł do kabiny prysznicowej, odkręcił srebrny kran, zdjął ze ściany prysznic i przystawił go do swojego otworu. Chłodna woda zaczęła przyjemnie pieścić znękane wnętrzności, wymywając śluz i krew. Dziesięć minut później ból zaczął się zmniejszać. Harry wziął kryształowy słoiczek, odkręcił pokrywkę i powąchał znajdującą się w nim maść - zapach był bardzo przyjemny. Nabrał kremu na palec i zaczął smarować spuchnięte jądra, a potem, lekko pochylając się do przodu, anus. Efekt był natychmiastowy. W miejsce pulsującego bólu pojawił się przyjemny chłód, lekko szczypało i łaskotało, ale ogólnie było to przyjemne uczucie. Harry jeszcze raz nabrał kremu i znowu zaczął smarować dziurkę, tym razem lekko wsuwając palec do wewnątrz. Przyjemne uczucie pogłębiło się i chłopak poczuł, że zaczyna się podniecać. To go wystraszyło. Nagle przyszła mu do głowy myśl, że to wcale nie lecznicza maść, ale jakiś podniecający, wzmacniający doznania środek, i dlatego Malfoy mu go dał. Harry odrzucił słoiczek z maścią na bok i wszedł pod strumień zimnej wody. Ile tak stał, nie wiedział, prawdopodobnie długo, ale potrzebował tego. Zimna woda zdawała się zmywać cały brud, którym skalał go Malfoy. Harry dostał gęsiej skórki, ale wciąż stał pod lodowatymi strumieniami, a potem nagle oparł się plecami o marmurową ścianę i osunął na podłogę.
- Potter, utopiłeś się? - dał się słyszeć zaniepokojony głos Malfoya, po czym drzwi do łazienki otworzyły się i Ślizgon przeszedł przez próg.
Harry siedział w brodziku, obejmując rękami kolana i drżał. Woda spływała po jego bladej twarzy i mokrych włosach.
- Potter, co ty, do cholery, robisz? - wściekle zasyczał Malfoy, starając się podnieść chłopaka.
- Zostaw mnie - krzyknął Harry. - Nie waż się mnie dotykać!
- Potty, znowu histeryzujesz? - zapytał Draco.
- Nie dotykaj mnie, ty gnido! - cedząc słowa przez zęby powiedział Gryfon.
- Bez bólu nie czułbyś, że żyjesz. - Ślizgon zakręcił wodę, rzucił mu wielki ręcznik i usiadł na podłodze obok.
- Jesteś kanalią - przykrywając się ręcznikiem powiedział Harry. - Kiedyś się zemszczę, Malfoy, obiecuję ci to.
- Znowu groźby, Potty? - uśmiechnął się Draco i nagle przyciągnął do siebie Gryfona, musnął językiem jego wargi i wślizgnął się do jego ust.
Harry próbował odepchnąć Malfoya, ale ten nadal namiętnie go całował. Objął go, pociągnął na podłogę, przygniótł swoim ciałem i zaczął przykrywać pocałunkami twarz, oczy i szyję. Ten niespodziewany wylew czułości i namiętności poraził i zmieszał Pottera. Teraz nie było żadnego gwałtu ze strony Malfoya, blondyn całował go tak, jak wtedy, w skrzydle szpitalnym. Tak zmysłowo i czule można całować tylko ukochaną dziewczynę. Harry niespodziewanie dla siebie odpowiedział na pocałunek. Poczuł podniecenie, które z każdą sekundą rosło, rozlewając się pojego ciele falami, pobudzając go coraz mocniej. Malfoy drażnił językiem jego podniebienie i Harry odchylił głowę, pozwalając robić mu wszystko, co zachce... A blondyn, okrywając jego skórę pocałunkami, zszedł niżej, lekko ścisnął ustami sutek, potem polizał go, a ręką zaczął drażnić drugi. Harry poddał się tym pieszczotom i zaczął jęczeć. Malfoy na chwilę zamarł, podniósł szare, zamglone pożądaniem oczy, zobaczył spuchnięte od pocałunków, półotwarte usta, drżące rzęsy, zaróżowione od pobudzenia policzki Gryfona i sam zaczął jęczeć z powodu tego więcej niż podniecającego widowiska. Potem znowu nachylił się nad piersią zielonookiego i wciągnął w usta całkiem już twardy sutek. Harry to szlochał, to wzdychał, wyginając się naprzeciw tym gorącym ustom. Malfoy jakby oszalał od tych dźwięków. Lizał to jeden, to drugi sutek chłopaka, kąsał, ssał, dmuchał, potem znowu ssał, zostawiając na czułej skórze ciemne kręgi. Harry krzyczał, wyginając się, ale Draco nie przerywał. Gryfon próbował odsunąć się. Jego sutki już tak stwardniały, że paliły i bolały. Draco zrozumiał, że jego pieszczoty przestały być przyjemne, więc zszedł niżej i zaczął całować brzuch Pottera. Harry był podniecony tak bardzo, że stracił oddech. Jego pierś ciężko podnosiła się i opadała, przed oczami latały kolorowe plamy, a w uszach szumiało. Nigdy w życiu nie czuł tak silnego pobudzenia. W tym czasie Malfoy pochylił się nad jego wzbudzonym członkiem i zaczął lizać główkę. Brunet krzyknął. Draco wziął penisa zielonookiego w usta, całego, mocno ścisnął i zaczął przesuwać wargami w górę i w dół.
- O cholera - zachrypiał Harry i rozpaczliwie szarpnął biodrami do góry, w usta Ślizgona, straciwszy zupełnie kontrolę nad swoim ciałem.
Nieznane odczucia całkowicie pozbawiały go rozumu i zdolności myślenia. Ruchy stały się chaotyczne, wił się, nie będąc w stanie się powstrzymać, a język blondyna ślizgał się po całej długości jego członka, czasami przebiegając po główce. Harry jęczał i krzyczał, już nie powstrzymując się, i pchał się w usta Malfoya. Draco dotknął palcem wskazującym do anusa Harry'ego i lekko nacisnął, nieprzestając przy tym ssać penisa. Palec łatwo wszedł pomiędzy rozciągnięte mięśnie i zaczął ruszać się wewnątrz Pottera, kierując się po omacku w stronę czułego punktu. Nagle Harry głośno krzyknął, wygiął się i chwilę później z jego członka wystrzelił strumień spermy, wypełniając chciwe usta Ślizgona. Malfoy łykał spermę i naciskał palcem na wrażliwą prostatę, a Potter wił się w ekstazie na marmurowej podłodze. Wyssawszy ostatnią kroplę nasienia, Malfoy ostrożnie wyją palec z Harry'ego.
- Podobało ci się? - zapytał i wtulił twarz w brzuch Pottera.
Zielonooki nie odpowiedział, po prostu nie był w stanie wydusić z siebie słowa, w tym momencie nic do niego nie docierało. Malfoy uniósł się na rękach, podciągnął do jego twarzy i zajrzał mu w oczy. Na policzkach bruneta błyszczały wilgotne ścieżki łez. Draco oblizał usta, na których były jeszcze resztki spermy, pochylił się nad Harrym i zaczął całować jego powieki i rzęsy, zbierając słone kropelki swoimi wargami.
- Było ci dobrze? - wyszeptał.
- Jak nigdy... - cicho odpowiedział Potter.
- Wiem - wyszeptał Draco, zamykając jego usta swoimi. - Wiem...
Malfoy czule pogłaskał wierzchem dłoni policzek Harry'ego i pocałował go w skroń.
- Powiedz, że było ci ze mną dobrze - poprosił.
- Tak - szczerze przyznał chłopak, patrząc w szare oczy Ślizgona.
- Świetnie - powiedział Draco cicho. - Teraz rozsuń nogi.
Harry mocno drgnął i spróbował podnieść się z podłogi, ale Draco przytrzymał go za ramiona.
- Potter, nie bądź głupi - powiedział z uśmiechem. - Jeszcze nie skończyłem.
Harry w milczeniu, ze strachem i rozpaczą, popatrzył w oczy Ślizgona, nie chcąc uwierzyć, że po tych namiętnych pieszczotach Malfoy znowu chce go zgwałcić. Draco zrozumiał spojrzenie chłopaka i spróbował go uspokoić.
- Potter, nie sprawię ci więcej bólu, obiecuję. Mogę zrobić ci jeszcze lepiej, niż przed chwilą, przysięgam, tylko się nie bój.
Harry nieufnie potrząsnął głową.
- Nie trzeba, Malfoy, nie trzeba lepiej, po prostu puść mnie.
- Cholerny egoista - dobrodusznie odpowiedział Malfoy. - Popatrz na mojego członka.
Harry powoli spojrzał w dół i zobaczył podniecająco wzniesionego penisa Ślizgona, z purpurową, wilgotną główką i pęczniejącymi żyłami.
- Przysięgam ci, że nie będzie bolało. No, ile można powtarzać? - zapytał Draco.
- Dobrze - niepewnie przytaknął Harry, znowu kładąc się na plecy.
Lekko rozsunął nogi i zgiął je w kolanach.
- Potter, jaka jednak z ciebie zachwycająca kurwa - powiedział Malfoy bez zażenowania, patrząc na dziurkę Harry'ego.
- A ty jak byłeś draniem, tak i nim zostaniesz - zasyczał Gryfon, odwracając mocno już zaczerwienioną twarz.
Draco nie zwrócił uwagi na słowa Pottera, nachylił się nad nim i zaczął wylizywać jego pępek, potem przeciągnął językiem po czarnych włoskach, schodzących w dół, aż do członka Harry'ego, i zaczął pieścić jądra. Wciągnął w usta najpierw jedno, a potem drugie. Pod powiekami Pottera jakby wybuchły fajerwerki. Krzyknął i jeszcze szerzej rozsunął nogi, przyciskając je do piersi, i pchnął biodra naprzeciw lubieżnym ustom Ślizgona. A Draco nadal ssąc jego jądra, znowu włożył palec w anus Harry'ego i, wiedząc już, gdzie nacisnąć, zaczął masować prostatę. Do pierwszego palca dołączył drugi, ale brunet nie czuł bólu, wręcz przeciwnie, to, co robił z nim Malfoy, sprawiało mu nieopisaną przyjemność. Oddech Pottera znowu przyspieszył, w dole brzucha poczuł miłe łaskotanie, a przez szum krwi w uszach nagle usłyszał słodki jęk Malfoya, liżącego jego mosznę.
„Jak on może tak długo wytrzymać? - mignęła mu myśl. - Prawdopodobnie dlatego, ponieważ pieprzy się regularnie, a dla mnie to pierwszy raz”.
Tymczasem Malfoy mocniej rozsunął rękami pośladki Harry'ego, nachylił się i zaczął muskać językiem jego wejście. Od tej rozpustnej pieszczoty Potter zawył, a Malfoy, pobudzony jego reakcją, zaczął lizać go mocniej, wkładając język jak tylko daleko mógł w dziurkę chłopaka. Harry rozluźnił się i po chwili całyj ęzyk Draco, jak mały członek, wchodzi do samego końca w otwierający się punkt. Od czasu do czasu blondyn przesuwał językiem po jądrach Gryfona, pięknie rozkładających się nad otwartą i czekającą dziurką.
- Potter. - Nagle Malfoy przestał wylizywać zielonookiego. - Poproś, żebym cię pieprzył, powiedz to, powiedz, że chcesz.
Harry mruknął coś niewyraźnie, ale nic nie opowiedział. Palec Malfoya znowu wszedł w niego i nacisnął na prostatę. Gryfon krzyknął.
- Potter, sam tego chcesz, więc poproś mnie. - Blondyn wyciągnął palec, potem znowu nachylił się nad chłopakiem i połaskotał otwarty punkt językiem.
Harry przygryzł wargę do krwi, starając się nie myśleć o tym, co robi z nim Malfoy, ale mimo wszystko słyszał słowa tego cholernego zboczeńca.
- Potter, żadnego gwałtu i przymusu. Tylko wtedy, jeżeli będziesz chciał. Poproś mnie sam, a ja cię przelecę... Jeżeli nie chcesz, przestanę, więcej palcem cię nie dotknę...
- Skurwysyn, sadysta - ze łzami w oczach zajęczał Harry. - Pieprz mnie i bądź przeklęty, Malfoy, pieprz mnie i nawet niech ci przez myśl nie przejdzie, żeby przestać...
- O kurwa... - wychrypiał Draco.
Uniósł się nad rozłożonym na podłodze Harrym i zarzucił sobie jego nogi na ramiona. Przyłożył penisa do otwartego wejścia i jednym pchnięciem wszedł w bruneta na całą długość swojego członka, tak, że jego jądra uderzyły o pośladki Gryfona. Draco nabijał całkiem bezwolne od przyjemności ciało Harry'ego na siebie, mocno trzymając jego biodra. Potter już trząsł się z podniecenia i tylko szlochał żałośnie, tempo stawało się dla niego nie do zniesienia. Sperma już sączyła się z jego własnego członka i kapała mu nabrzuch.
- Pomóż mi, Potter - wychrypiał Draco i Harry zaczął ruszać biodrami w rytm jego pchnięć.
Ruchy stawały się coraz szybsze. Gryfon z całych sił zacisnął mięśnie na członku Draco, co wzmocniło również jego własne odczucia i chłopak po prostu zawył. Sperma rozpychająca jego jądra znalazła wreszcie ujście i wytrysnęła zalewając mu pierś i brzuch. Sekundę później blondyn też krzyknął, odrzucił głowę do tyłu i mocno przyciskając Harry'ego do siebie, wypełnił swoim nasieniem jego wnętrze.
***
Draco siedział w fotelu obok kominka w milczeniu patrząc w ogień. Harry szybko naciągał na siebie ubranie, uciekając spojrzeniem w bok.
Po tym, co się między nimi wydarzyło, Gryfonowi było nieswojo. Czuł ogromny wstyd, pogardzał sobą za to, że błagał Malfoya, aby go pieprzył, z własnej woli podstawiając swój tyłek pod członek Ślizgona. Nienawidził siebie bardziej, niż blondyna, czuł do siebie wstręt. Harry wreszcie zrozumiał, że nie jest taki, jak wszyscy - seks z chłopakiem dostarczył mu ogromnej przyjemności i Malfoy po stokroć miał rację, nazywając go kurwą i dziwką. Rzeczywiście okazał się rozpustnym draniem, który czuł wielką rozkosz, gdy Draco go pieprzył. Sam błagał, skamlał i dopraszał się pieszczot, sam rozkładał nogi przed Ślizgonem, jak ostatnia dziwka, i sam, SAM prosił, żeby go zerżnął!
- Mogę iść? - zapytał Potter, unikając spojrzenia Malfoya.
- Możesz, nie trzymam cię. - Draco popatrzył na Gryfona, uporczywie uciekającego spojrzeniem. - Ale możesz też zostać na noc, jeżeli chcesz. Wybór należy do ciebie, Potter.
Harry szybko zrobił krok w stronę drzwi, gniotąc w rękach pelerynę niewidkę.
- Potter - krzyknął Draco. Harry drgnął i zamarł w miejscu. - Łap. Wiesz, jak z tego korzystać.
Malfoy rzucił mu znajomą monetę. Właśnie przy ich pomocy członkowie Gwardii Dumbledore'a dowiadywali się o kolejnej lekcji Obrony Przed Czarna Magią. Monetę trzeba było nosić w kieszeni i, kiedy robiła się ciepła, widać na niej było datę następnego spotkania. Prawdopodobnie Malfoy, będący wtedy w Brygadzie Inkwizycyjnej, zabrał ją któremuś z członków Gwardii i teraz zdecydował się skorzystać z niej, żeby wzywać Harry'ego do siebie. Jak dziwkę...
Potter chwycił monetę i szybko wypadł na korytarz, w biegu narzucając na siebie pelerynę. Draco nalał sobie Ognistej do kryształowego kielicha i wypił jednym haustem, a potem długo patrzył zamyślony na zamknięte drzwi. I nagle ze złością zamachnął się i rzucił puchar w ich kierunku. Kielich rozpadł się na wiele kryształowych odłamków, a złocisty płyn rozlał się po podłodze.
- Potter, dlaczego?! - krzyknął ze złością. - Przecież miałeś wybór. Dlaczego odszedłeś?
- Nerwy ci puszczają, Draco? - Nagle za jego plecami rozbrzmiał przyjemny głos, manierycznie rozciągający słowa prawie tak samo, jak robił to blondyn.
Piękny, zielono-srebrzysty gobelin przedstawiający herb Slytherina został odsunięty na bok i z niszy w ścianie do pokoju wszedł Blaise Zabini.
- Nie histeryzuj, Draco, to przecież tak nie po malfoysku - powiedział brunet, lekko mrużąc oczy i ironicznie popatrzył na blondyna.
- Zamknij się, Zabini! - krzyknął Draco. - Zrobiłeś, co kazałem? Udało się?
- Tak, Malfoy, inaczej być nie mogło. Wszystko jest tak, jak chcieliśmy. - Zabini podał blondynowi aparat fotograficzny.
- Doskonale, Blaise - uśmiechnął się Malfoy. Przyciągnął bruneta do siebie i pocałował go w usta.
rozdział V
Przez cały następny dzień Harry chodził spięty i podenerwowany oczekiwaniem, aż zaczarowana moneta w kieszeni nagrzeje się i Malfoy wezwie go do siebie. Na lekcjach był roztargniony, nieuważny, wszystko leciało mu z rąk, a Snape nie bez złośliwości nazwał go głupcem i odebrał Gryffindorowi dziesięć punktów. Za co dostał tą karę, chłopak i tak nie zrozumiał. Na Eliksirach było nieco lepiej. Stosując się do uwag Księcia Półkrwi, zdołał uwarzyć prawidłowo eliksiri pod koniec lekcji Slughorn zachwycony kiwał głową nad jego kociołkiem, twierdząc, że rzadko spotyka tak utalentowanych uczniów. Po lekcji, gdy szedł z przyjaciółmi na obiad do Wielkiej Sali, usłyszał, jak ktoś go woła:
- Harry! Hej, Harry!
Potter obejrzał się. Jack Sloper, jeden z pałkarzy zeszłorocznej drużyny Gryffindoru, zdążał w jego stronę trzymając rolkę pergaminu.
- Dla ciebie - wydyszał Sloper. - Posłuchaj, słyszałem, że jesteś nowym kapitanem. Kiedy będziesz przeprowadzał próby?
- Jeszcze nie jestem pewien - odpowiedział Harry, osobiście uważając, że Sloper musiałby mieć dużo szczęścia, aby wrócić do drużyny. - Dam ci znać.
- W porządku. Miałem nadzieję, że to będzie w ten weekend...
Ale Harry nie słuchał. Właśnie rozpoznał cienkie, pochylone pismo na pergaminie. Zostawiając Slopera w połowie zdania, wybiegł za Ronem i Hermioną, rozwijając rolkę pergaminu.
Drogi Harry,
chciałbym zacząć nasze prywatne lekcje w tę sobotę. Oczekuję Cię w moim gabinecie o 8 wieczorem. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony z pobytu w szkole.
Twój oddany, Albus Dumbledore
P.S. Uwielbiam kwaśne dropsy
- Uwielbia kwaśne dropsy? - powiedział Ron, który przeczytał wiadomość przez ramię Pottera i wyglądał na zdumionego.
- To jest hasło do przejścia przez gargulca na zewnątrz jego gabinetu - odparł Harry cicho. - Ha! Snape nie będzie zachwycony... nie będę mógł odrobić mojego szlabanu!
***
Tego dnia nic szczególnego więcej się nie wydarzyło i Harry na próżno z niepokojem czekał na wezwanie Malfoya. Tak naprawdę, to bał się, że wpadnie na Ślizgona, i był zadowolony z tego, że w tym dniu nie mają żadnych wspólnych lekcji. W czasie wolnym między zajęciami nadrabiał opuszczone wykłady i starał się poradzić sobie z narastającą ilością prac domowych. Wieczorem był tak zmęczony, że kiedy dotarł do łóżka, padł na nie i natychmiast ogarnął go mocny, pozbawiony koszmarów sen.
Draco też starał się tego dnia unikać Harry'ego. Po tym, co stało się poprzedniego wieczoru, Ślizgon nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Zaczął odczuwać nieposkromione pragnienie obecności gryfońskiego Złotego Chłopca. Blondyn po prostu odchodził od zmysłów z powodu przepełniających go uczuć. Chciał, żeby Harry znowu był przy nim, chciał go pieścić i równocześnie sprawiać mu ból, całować i głaskać to wspaniałe, opalone, muskularne ciało, patrzeć w te przestraszone, zielone oczy, widzieć ten zmieszany rumieniec na policzkach. Chciał znowu poczuć cierpki smak spermy Pottera w swoich ustach i doprowadzać go do ekstazy swoimi pieszczotami. Słyszeć jego jęki i zduszone krzyki, obserwować, jak stara się zagłuszyć wyrywające się z obrzmiałych od pocałunków ust błagania, patrzeć,j ak Potter przygryza wargi, wijąc się pod nim, wciąż i wciąż doprowadzać swego gryfońskiego kochanka do szczytu przyjemności, samemu czując niewypowiedzianą rozkosz. Ale brunet nie chciał zostać z nim na noc. Draco nie zmuszał go do niczego, a Gryfon tchórzliwie uciekł, szybko zatrzasnąwszy za sobą drzwi, jakby wreszcie wyrwał się z niewoli, co Ślizgona oburzało, irytowało, obrażało i złościło. Chciał Potterowi sprawiać ból w zemście za ojca i spadające na jego rodzinę nieszczęścia, choć jednocześnie czuł niesamowite pragnienie, aby zrobić wszystko, żeby było mu dobrze. Harry stał się obsesją Malfoya, jego przekleństwem i marzeniem. Byli wrogami, ale Draco czuł, że jest dla niego gotowy na wszystko, a Gryfon gardził nim i nienawidził go najbardziej zewszystkich ludzi na świecie. Świadomość tego doprowadzała Ślizgona doszaleństwa. Przez cały dzień kilkakrotnie próbował wezwać Harry'ego do siebie, ale za każdym razem ze złością odrzucał monetę. Wreszcie zdecydował, że teraz jest za bardzo zły na Gryfona i następstwa ich spotkania mogą okazać się dla Pottera nieciekawe, a tego nie chciał...
***
Draco siedział obok kominka ozdobionego wymyślną rzeźbą, patrzył na jaskrawe języki ognia i całkiem świadomie się upijał. Było mu źle na duszy i czuł się nader samotny. Myślał o tym, jak wszystko się zmieniło w jego życiu w ostatnim czasie i teraz tylko od niego zależy, czy ojciec wyjdzie z Azkabanu, czy czeka go Pocałunek Dementora. Chłopak podwinął rękaw koszuli i zamglonym od alkoholu wzrokiem spojrzał na Mroczny Znak - wyszczerzona czaszka, z której wypełzał wąż - bardzo wyraźnie widoczny na śnieżnobiałej skórze przedramienia. Został Śmierciożercą za namową ciotki Bellatrix, która twierdziła, że to wielki honor. Czarny Pan ufa rodzinie Malfoyów i dlatego powierza mu tak ważną misję. Razem ze Znakiem, Draco otrzymał od Voldemorta zadanie, które wydawać by się mogło niewykonalne: znaleźć sposób, żeby wprowadzić do Hogwartu grupę Śmierciożerców, którzy pomogą mu zniszczyć Albusa Dumbledore'a. Jedna myśl przerażała Ślizgona. Miał zostać mordercą potężnego czarodzieja, który zwyciężył Grindewalda i którego bał się sam Czarny Pan. Wiedział, że nie jest w stanie tego zrobić i że został wysłanydo Hogwartu w charakterze mięsa armatniego. Ale polecenia Voldemorta się wykonuje, a nie o nich dyskutuje, a ci, którzy mają je wypełnić, powinni to zrobić za wszelką cenę lub umrzeć. I Draco wiedział, że jeśli zawiedzie, zginie nie tylko jego ojciec, skazany na Pocałunek Dementora, ale umrze także matka, która praktycznie była więźniem w posiadłości Malfoyów. Ślizgon zdecydował, że zrobi wszystko, żeby uratować rodziców, nieważne, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić. I znalazł sposób, żeby wprowadzić Śmierciożerców do szkoły. Przejście pomiędzy sklepem „Borgin i Burkes” a Pokojem Życzeń, teraz popsute. Draco już od tygodnia próbował je naprawić, ale nie mógł ruszyć się z martwego punktu i doprowadzało go to do rozpaczy. Czas mijał, a on nie posunął się ani na krok, nie wymyślił również sposobu pozbycia się Albusa Dumbledore'a. Nie mógł wejść z nim w otwarte starcie, bo nie miał szans na zwycięstwo.
Wypił kolejny duży łyk ognistej, znowu nalał złocistego płynu do szklanki i zapalił. Patrząc na ogień w kominku, mimo woli przypominał sobie zimowy wieczórw przed dzień Bożego Narodzenia, spędzony wraz ze swym ojcem - swoim kochankiem - Lucjuszem Malfoyem...
...Był w sypialni ojca, leżał na ogromnym łóżku, zasłanym pięknymi futrami platynowych lisów. Lucjusz stał obok kominka w jedwabnym szlafroku, narzuconym na gołe ciało, z kryształowym kielichem koniaku w ręce i z półuśmiechem patrzył na nagiego syna. Srebrzyste kosmyki Draco rozsypały się na futrach, chłopak szybko oddychał i oblizywał wargi, nie spuszczając spojrzenia szarych oczu z ojca. Lucjusz podszedł do niego, zdjął szlafrok, położył się obok i jego dłoń poczęła pieścić pokryty kropelkami potu brzuch syna. Draco zaczął jęczeć, lekko wygiął się w kierunku ręki ojca i zamknął oczy. Lucjusz upił łyk koniaku, nachylił się do syna, do jego ust, i przez głęboki pocałunek wlał w usta Draco cierpki napój. Chłopak przełknął i oblizał wargi. Lucjusz nachylił kielich i cienki strumyk koniaku polał się na brzuch i pierś Draco. Ojciec znowu pochylił się, przeciągnął językiem po marmurowo-mlecznej, czułej skórze, ustami ścisnął stwardniały sutek, potem zaczął lekko kąsać go i zlizywać koniak. Chłopak znowu zaczął jęczeć, wyginając się naprzeciw pieszczotom, domagając się więcej. Pragnął człowieka, który był jego ojcem, pragnął oddać się mu, poczuć jego władzę nad sobą, jego siłę. Ciężkie ciało Lucjusza przycisnęło chłopca do łóżka. Silne ręce i usta zaczęły przesuwać się po jego nagim torsie, jakby ojciec chciał poczuć go całego, od razu. Skóra paliła od gorącego dotyku. Draco uniósł się, wciskając się biodrami w jego biodra, ponieważ napięcie stawało się już nieznośne. Z gardła chłopaka wyrwał się dźwięk - w połowie jęk, w połowie westchnienie. Zarzucił ojcu nogi na ramiona, a ten zaczął pocierać twardym członkiem o krocze syna. Lucjusz czuł zniecierpliwienie Draco, jego pragnienie, aby poczuć ojca wewnątrz siebie. Mężczyźnie podobały się zduszone błagania syna, jego pokora, chęć oddania mu się bezwarunkowo i całkowicie. Nie śpieszył się. Doprowadzanie chłopaka, swoimi pieszczotami, do takiego stanu, dostarczało mu wiele przyjemności. Ścisnął ręką wilgotnego penisa Draco, nachylił się i ostrożnie dotknął językiem samego koniuszka główki z bielejącą na niej kropelką, próbując jej smak, nie odwracając spojrzenia od jego twarzy. Zręczny język ojca zastąpiły usta, łaskocząc i pieszcząc. Draco głośno kwilił, konwulsyjnie gniotąc rękami futra. Ojciec odwrócił go na brzuch, przesunął językiem po szyi, przygryzł zębami skórę na plecach między łopatkami. Chłopak zaszlochał. Usta Lucjusza zeszły niżej, a potem jeszcze niżej, ręce mocno rozsunęły uda syna, torując sobie drogę. Kciuki rozdzieliły pośladki i niespodziewanie Lucjusz przejechał po rowku językiem. Zataczał nim kręgi, łaskocząc i liżąc wejście chłopca, a następnie zaczął w niego wchodzić. Draco szeptem błagał ojca, żeby nie przestawał.
- Masz zachwycającą pupę, mój chłopcze, jest taka kusząca... - powiedział mężczyzna, uśmiechnął się i zaczął obsypać pocałunkami pośladki Draco, a jego palce równocześnie gładziły wzbudzonego członka syna.
Jego język znowu dotknął skóry wewnątrz młodego Malfoya, co spowodowało, że chłopak drgnął. Lucjusz mocniej rozsunął pośladki syna, powoli wsunął swój język w jego dziurkę i znowu zaczął pieścić wnętrze Draco. Chłopak trząsł się jak w febrze, jasne kosmyki rozsypały się, z jego gardła wyrwał się drżący jęk, palce wczepiły się w platynowo-błękitne futra. Ojciec lekko ugryzł syna w pośladek, potem jeszcze raz, mocniej. Draco krzyknął, obejrzał się przez ramię i zajęczał:
- Boli...
- Ból to tylko wrażenie, Draco, ty sam oceniasz go jako przyjemne albo nieprzyjemne. Zwykle człowiek po prostu boi się silnych i nowych doznań. Wsłuchaj się w swoje ciało, a otworzysz dla siebie nowy świat.
Lucjusz wymierzył mu lekkiego klapsa i zapytał:
- Czy to cię boli?
- Nie - wyszeptał Draco. - To nawet przyjemne. Gdzieś na granicy między bólem i rozkoszą.
Lucjusz mocno uderzył syna, potem jeszcze raz i jeszcze. Bił go, zmuszając do jęczenia. Pośladki zrobiły się różowe, a piekący ból rozlał się po plecach i biodrach.
- Ból, jedno z najsilniejszych doznań, niekiedy może być niezwykle przyjemne - powiedział mężczyzna. - A kiedy przeplata się z pieszczotą, pojawia się kontrast, pozwalający nacieszyć się nieziemską błogością.
I rzeczywiście, kiedy wilgotny język Lucjusza zaczął pieścić jeszcze gorące i obolałe pośladki, Draco doświadczył czegoś zadziwiającego. Zaczął jęczeć z przyjemności, wygiął plecy i uniósł pupę naprzeciw pieszczotom ojca. Język Lucjusza ślizgał się po jego kroczu, to liżąc jądra, to wchodząc w chłopca. Kiedy Draco kolejny raz poczuł ojca w sobie, wyczuł zbliżający się orgazm.
- Dłużej nie zniosę tej tortury - zaczął błagać chłopak. - Proszę, zatrzymaj się, ojcze, inaczej zaraz skończę. Tak bardzo chcę ciebie, twojego członka. Wejdź we mnie, wejdź głęboko... Weź mnie, proszę, ojcze...
Lucjusz objął rękoma biodra Draco, przycisnął je do siebie i skierował penisa w wejście syna. Draco postarał się całkowicie rozluźnić. Erekcja Lucjusza był imponujących rozmiarów i kiedy zaczął wsuwać się w niego, odruchowo spiął się, czując ból, i instynktownie odsunął się.
- Masz taką ciasną dziurkę - uśmiechnął się Lucjusz, wyciągnął rękę w stronę nocnej szafki i wziął słoiczek z lubrykantem.
- Należę tylko do ciebie, ojcze - odpowiedział chłopak i mocniej wypiął pupę, chcąc jak najbardziej nacieszyć się tą subtelną przyjemnością.
- Oczywiście, Draco, też jesteś Malfoyem - odpowiedział Lucjusz. - A Malfoyowie zawsze dominują.
Wziął trochę lubrykantu i wsunął palec w odbyt syna. Draco nachylił głowę i spojrzał na sterczący, wzbudzony członek, który za chwilę będzie wewnątrz niego. Ten widok tak mocno pobudził chłopaka, że zaczął się masturbować. Pieścił palcami swoją męskość, a Lucjusz w tym samym czasie wsuwał w niego własnego penisa. Początkowo Draco czuł lekki ból, ale jego ojciec był bardzo dokładny i doświadczony i stopniowo nieprzyjemne doznania zastąpiła rozkosz. Draco jęczał i wił się pod naporem potężnego członka ojca, pchnięcia stawały się coraz mocniejsze. Chłopak czuł, jak ich krocza ocierały się o siebie i to jeszcze bardziej rozpalało jego pożądanie. Po jakimś czasie sam zaczął poruszać biodrami, mocno nabijając się na męskość ojca. Ręce Lucjusza czule gładziły ciało syna, pieściły jego szyję, pierś, brzuch. Obsypał pocałunkami twarz, włosy i plecy. Kilkakrotnie wychodził z Draco, ale członek natychmiast był zastępowany przez język. Lucjusz nie chciał szybko kończyć i dlatego, czując zbliżający się orgazm, zatrzymywał się i przedłużał przyjemność.
Zmieniali pozycje, rozkoszując się sobą nawzajem. Malfoy Senior chciał zmienić miejsce, więc Draco wstał z łóżka i podszedł do okna. Za mokrą szybą padał śnieg, w parku migotały latarnie. Oparł się rękami o parapet, rozstawił nogi, nachylił się i otworzył się dla swojego kochanka-ojca. Lucjusz podszedł do syna od tyłu i wsunął swój członek w zapraszające wejście. Objął syna w pasie i zaczął pieprzyć go, stopniowo zwiększając tempo. Duży penis wchodził w Draco raz po raz i wydawało się, że będzie to trwać wiecznie. Chłopak wyszedł naprzeciw, dosłownie nadziewając się na męskość ojca, który podwoił swoje wysiłki, pieprząc go coraz mocniej i mocniej. Napięcie rosło, obaj ciężko oddychali. Draco teraz przy każdym pchnięciu Lucjusza kwilił coraz głośniej i dostosowywał swoje ruchy do ruchów ojca.
- Dłużej nie wytrzymam - krzyknął. - Proszę, skończymy razem...
Lucjusz zaczął jęczeć i, jakby zerwany z łańcucha, wchodził w syna w niesamowitym tempie, ręką obejmując jego drżącego członka. Oddech mężczyzny palił Draco w ucho, wilgotny policzek przyciskał się do potylicy chłopaka, ręka konwulsyjnie ściskała jego biodro. W tym momencie Draco przeszyła eksplozja orgazmu. Po jego ciele przeszedł dreszcz i gorąca fala, rozchodząca się od kości ogonowej po kręgosłupie aż do czaszki. Krzyknął, odrzucił głowę do tyłu i znalazł usta swojego kochanka. Złączyli się w długim i namiętnym pocałunku. Ostatni ruch i Lucjusz wypełnił spermą wnętrze syna, czując, jak dookoła jego członka kurczą się napięte mięśnie, a Draco skończył tak burzliwie, że prawie stracił przytomność. Ojciec i syn osiągnęli szczyt praktycznie jednocześnie, a ich obopólny krzyk utonął w nowym, namiętnym pocałunku...
- Malfoy, z jakiego to powodu upijasz się w samotności? - Draco drgnął, słysząc niespodziewanie za plecami kpiący głos.
- Kurwa, Zabini - zaklął blondyn, odwracając się. - Nie uczyli cię, że nie wchodzi się bez pukania?
- Wiesz, Draco, moja matka jest tak zajęta swoim życiem osobistym, że jej po prostu nie dane było zaszczepiać mi uczucia taktu i dobrych manier. - Zabini uśmiechał się, będąc całkiem wyraźnie w dobrym nastroju.
Usiadł naprzeciwko Draco, wziął paczkę mentolowych papierosów i zapalił.
- Co, Blaise? Jak poznaję po twojej zadowolonej z siebie minie, nieźle bawiłeś się ze swoimi panienkami z Ravenclawu? - Draco łyknął ognistej i znowu sięgnął po butelkę, żeby ponownie sobie nalać.
- A tobie co przeszkadza nieźle się bawić, Malfoy? Myślałem, że dmuchasz Pottera.
- Jak widzisz, Pottera tu nie ma, piję sam, ponieważ czuję się paskudnie, a kiedy jesteś mi potrzebny, nigdy cię nie ma, tylko pieprzysz się jak jakaś męska kurwa z tymi... Z Krukonkami.
- No, czy jak kurwa, Malfoy, to raczej bym się zastanawiał. Ja, przynajmniej, nie zajmuję się kazirodztwem, w odróżnieniu od ciebie...
- Zamknij się, Zabini. - Draco zaczął szukać papierosów, a nie znalazłszy ich, popatrzył w stronę bruneta.
Ten rzucił Malfoyowi swoją paczkę i kładąc nogi na stole, ironicznie zapytał:
- I jaka to jest przyczyna tak głębokiej rozpaczy naszego ślizgońskiego księcia? Oddajesz się tęsknocie za zielonookim Gryfonem, marząc, aby przykuć go do łóżka i wypieprzyć rękojeścią bicza?
- Śmieszne, bardzo śmieszne - powiedział Draco, zapalając papierosa. - Zawsze podobał mi się twój wisielczy humor, Blaise.
- Co się stało, Draco? - teraz już poważnie zapytał Zabini.
- Wszystko jest do dupy, Blaise. Chyba nie dam sobie rady - powiedział Malfoy, wypuszczając dym i w zamyśleniu patrząc na ogień w kominku. - Boję się. Boję się o ojca, o matkę, o siebie. Jeżeli nie wypełnię polecenia Czarnego Pana, wszyscy zginiemy, ale nie wiem, co robić. Myślałem, że wszystko będzie łatwiejsze, ale nic mi się nie udaje. Nie wiem, jak otworzyć to przejście, i pojęcia nie mam, jak usunąć Dumbledore'a.
- Draco, według mnie zaczynasz panikować, a jak mówi twój ojciec: to nie po malfoyowsku.
- Przestań, Zabini. - Draco nerwowo wzruszył ramionami, jednym haustem opróżnił swój kielich i znowu sięgnął po alkohol. - Od dzieciństwa tylko słyszę: prawdziwy Malfoy tak nie robi, to nie po malfoyowsku... - Draco napił się bezpośrednio z butelki.
- Myślę, że dobrze ci zrobi, jak się trochę rozerwiesz.
Blaise wstał ze swojego fotela i powoli rozebrał się, patrząc Draco w oczy. Podszedł do swojego kochanka, osunął się przed nim na kolana i zaczął ściągać mu spodnie. Draco odstawił butelkę, zdjął śnieżnobiałą, jedwabną koszulę i niedbale rzucił ją na podłogę. Blaise, powoli całując pierś i brzuch Malfoya, kreśląc językiem wilgotną ścieżkę na gładkiej skórze,opuszczał się coraz niżej i niżej, aż podbródkiem dotknął jasnych włosów na wzgórku.
- Blaise - Draco zamknął oczy i odchylił się w fotelu.
- Mmm? - zamruczał Zabini, wylizując pępek Malfoya.
- Jak myślisz, dlaczego poszedł? Dlaczego nie został?
- Kto? - Zabini spojrzał na kochanka. - Nie nadążam za tokiem twoich pijanych myśli, Draco.
- Potter... Dlaczego po wszystkim mnie zostawił? Przecież było mu dobrze...
- Potem porozmawiam z tobą o Potterze - odpowiedział Zabini. - A teraz zamknij się i oddaj przyjemności... Ale przede wszystkim... jednak zamknij się.
Blaise złapał ręką naprężającego się członka Draco i zaczął ssać główkę, wzdychając z przyjemności w rytm swoich ruchów. Blondyn pijanym spojrzeniem jak zaczarowany patrzył na ruchy ust swojego kochanka. Zabini przycisnął jego członka do brzucha i kilkakrotnie przesunął językiem po pniu, do góry i na dół. Po marmurowo-białej skórze Draco przebiegło mrowienie, kiedy Blaise poruszał językiem, wylizując każdą pulsującą od pobudzenia żyłkę. Malfoy zaczął jęczeć. Brunet lekko uśmiechnął się, oblizał wargi, znowu dotknął językiem gładkiej, czułej skóry, dalej pieścił członek blondyna, połykając tylko główkę, drażniąc dotykiem, całując nabrzmiałymi, wilgotnymi ustami. Draco ściskał jego ramiona i drżącą ręką głaskał go po włosach. Blaise kilkakrotnie przesunął językiem po całej długości penisa, a potem wziął go głęboko w usta.
- Tak, Blaise, jeszcze - wyszeptał Draco, ciężko oddychając.
Zabini, patrząc na Malfoya, powoli wziął w usta jego jądra, potem kolistymi ruchami przesunął językiem po główce członka, objął go ustami i pochłonął w całości. Draco zaczął jęczeć, odrzucając głowę do tyłu.
- Blaise - znowu zawołał Malfoy.
- Mmm? - wymruczał Zabini.
- Chcę cię pieprzyć w usta - powiedział Draco.
Brunet, zdziwiony, popatrzył na niego, odrywając się od swojego zajęcia.
- Draco, a co, według ciebie, teraz robisz? W szachy grasz?
Malfoy odsunął swojego kochanka od siebie, a potem wziął go za ramiona, nachylił się i pocałował.
- To nie to, co mam na myśli - wyszeptał przy samych wargach Zabiniego. - Teraz to ty bierzesz mnie w usta, nie... to zupełnie nie to, czego w tej chwili od ciebie chcę. Otwieraj usta.
Malfoy uniósł się z kanapy. Położył rękę na potylicy Zabiniego i włożył swojego członka w jego usta. Najpierw wsuwał się powoli, potem coraz głębiej i mocniej, jak w swoją własność, nie zastanawiając się ani przez sekundę, czy sprawia to przyjemność partnerowi. Blaise prawie się udusił, kiedy członek wszedł głęboko w jego gardło, ręka Draco coraz boleśniej wpijała się w jego potylicę i teraz z wysiłkiem ruszała jego głowę po wzbudzonym pniu. Zabini złapał swojego pobudzonego członka i zaczął szybko przesuwać po nim ręką. Malfoy używał jego ust jak zwykłej dziurki jakiejś taniej kurwy, a to zawsze bardzo mocno go podniecało.Od tej myśli prawie skończył. Malfoy stał nad nim, z szeroko rozstawionymi nogami, i patrzył na jego ręce.
- Blaise, jesteś odlotową dziwką - kpiąco powiedział półpijany Draco.
- A... - zaczął Zabini, ale potem po prostu machnął ręką i bezsilnie rozciągnął się na podłodze.
- Hej, nie rozluźniaj się - zawołał Malfoy. - Jeszcze nie skończyłem. Chodź do łóżka.
Pomógł kochankowi wstać z podłogi. Zabini zwalił się na łóżko twarzą na dół, unosząc i podstawiając tyłek. Draco ukląkł między szerokoro zstawionymi nogami i rozsunął pośladki chłopaka. Blaise wypiął się mocniej. Draco oblizał palec i posmarował śliną wejście kochanka, potem przyłożył swój członek i mocno pchnął, zagłębiając się w brunecie aż po same jądra. Złapał biodra Zabiniego obiema rękami i najpierw powoli, a następnie coraz szybciej zaczął go pieprzyć, szepcząc przy tym:
- Moja dziewczynka, lubisz, kiedy cię rżnę? Czuję, że zaraz znowu skończysz.
- Tak - głucho zaczął jęczeć Zabini. - Zerżnij mnie, Draco, pieprz mocniej, szybciej, głębiej!
Ostatnie słowa brunet już wykrzyczał głośno, wychodząc kochankowi naprzeciw. Draco doskonale wiedział, pod jakim kątem wsuwać członek, żeby Blaise'owi było maksymalnie przyjemnie. Gwałtownie wchodził w niego głębokimi, mocnymi pchnięciami. W tym momencie dla Zabiniego nie istniało na świecie nic lepszego niż wypełniający go penis Malfoya i nieustające ani na chwilę pocałunki. Nagle Draco oderwał się od ust kochanka, odrzucił głowę i krzyknął, mocno nabijając Blaise'a na swojego członka:
- Zaraz skończę, Blaise, skończę w tobie!
Zabini odpowiedział mu głośnym, przeciągłym jękiem i wyrzucił z siebie gorący strumień, opryskując prześcieradło. Osłabiony Draco przygniótł kochanka i wsunął rękę pod jego mokrego od spermy penisa. Blondyn powoli wyjął swoją męskość z rozciągniętej dziurki Zabiniego. Kiedy główka zobaczyła światło, wejście jego partnera praktycznie się nie zamykało. Blaise leżał na brzuchu, z szeroko rozłożonymi nogami, i Draco nie mógł się powstrzymać i jeszcze raz wprowadził zaczynający już tracić twardość członek do samego końca w tę zachęcająco otwartą dziurkę i był na sto procent pewien, że gdyby miał jeszcze siłę, to Zabini z przyjemnością oddałby mu się jeszcze raz, i jeszcze.
Leżeli w milczeniu w szerokim łóżku zaciągając się papierosami. Draco odwrócił się do kochanka, potarł wierzchem dłoni po jego policzku, na chwilę zatrzymał się przy pieprzyku, ozdabiającym piękną twarz Zabiniego i dodającym mu uroczo-rozpustny wygląd, po czym palce prześliznęły się do ust, wilgotnych i nabrzmiałych.
- Draco - przeciągając głoski powiedział Blaise. - Opowiedz mi.
- O czym? - leniwie zainteresował się Malfoy, nadal muskając palcami usta bruneta.
- Jak to jest z tobą i Potterem?
- W jakim sensie? - spiął się Malfoy, a jego ręka zamarła. - To proste, mam go i już, przecież wiesz.
- Mnie się wydaje, że nie jest to takie proste. Uważam, że Potter znaczy dla ciebie znacznie więcej, niż chcesz pokazać.
- Pokręciło cię - zaczął złościć się Draco.
- Więc dlaczego zadręczasz się tym, że zielonooki ciebie nie chce, że byłby zadowolony, gdyby mógł się od ciebie uwolnić? Dlaczego to tak cię złości, jeśli jest dla ciebie tylko kurwą? O dziwkach się nie myśli i nie upija przez nie w samotności.
- Blaise, o co tobie chodzi, do kurwy nędzy?
- A po jaką cholerę pytałeś mnie, dlaczego Potter zostawił cię wczoraj wieczorem?
- Niech będzie przeklęty - zasyczał Draco, wypuszczając strumień dymu. - Nie wiem, Blaise, co się ze mną dzieje. Nienawidzę go. Przez niego całe moje życie legło w gruzach, wiesz o tym, ale pragnę go, cały czas, nawet teraz wolałbym, żeby to on był na twoim miejscu.
- Draco, twoje słowa ranią moje serce. To okrutne - spróbował zażartować Zabini, ale słowa kochanka rzeczywiście sprawiły mu ból.
Byli razem już od ponad roku i zaczynali ufać sobie na tyle, na ile zdolni są Ślizgoni. I Blaise i Draco mieli innych kochanków, ale były to czasowe i krótkie związki, których nie brali na poważnie. Łatwo zmieniali partnerów i partnerki, nie zastanawiając się nad ich uczuciami. Seks dla nich obu był jak pasjonująca, wciągająca gra. Czasamibawili się w trójkącie, zapraszając do łóżka Pansy Parkinson. Obydwaj zawsze mówili, że łączy ich tylko seks i nic więcej, ale nie było to tak do końca prawdą. Oprócz zaspokajania swoich potrzeb seksualnych, często po prostu rozmawiali o tym, co ich dręczyło. Odkrywali przed sobą swoje sekrety i wyjawiali tajemnice. Dzielili się smutkami i radościami, razem planowali intrygi i marzyli o przyszłości. Blaise był pierwszą osobą, która dowiedziała się, że Draco przyjął Mroczny Znak i został Śmierciożercą. Blondyn opowiedział mu, jakie zadanie dostał od Czarnego Pana, a także o swoich obawach i wątpliwościach, czy sobie z nim poradzi. Chociaż żaden z nich nie przyznałby się, że coś czuje do drugiego, to mimo wszystko byli nie tylko kolegami z jednego roku, kochankami i zwolennikami Czarnego Pana, ale także prawdziwymi przyjaciółmi. I teraz słowa Draco boleśnie zraniły Blaise'a, który w najdalszych zakamarkach swojej duszy ukrywał, że mocno i namiętnie kocha blondyna.
- Potrzebuję go jak powietrza, bez niego tracę rozum... Nie wiem dlaczego, ale jestem gotowy na wszystko, byle tylko mieć go obok siebie - ciągnął Draco, niezwracając uwagi na słowa bruneta. - Strasznie boję się, że go stracę. Wcześniej czy później Potter zrozumie, że wykorzystałem go, nie przepuściłem okazji. Zrozumie, że ja również nie chciałbym, aby inni dowiedzieli się, co się między nami wydarzyło.
- Tak go nastraszyłeś, że jeszcze długo nie będzie w stanie myśleć racjonalnie - powiedział Zabini.
- Tak, zagroziłem mu, że cały czarodziejski świat dowie się o tym, że go przeleciałem, a Potter tego boi się bardziej niż śmierci. Ale z czasem przerażenie zniknie i wtedy zacznie myśleć i zrozumie, że w moim interesie jest zachować wtajemnicy to, co zrobiłem, bo z tego powodu mógłbym trafić do Azkabanu. Za napad na studenta z użyciem Petrificus Totalus mogą mnie wyrzucić ze szkoły i żaden z członków Rady Nadzorczej nie ujmie się za mną. Po tym, jak ojca aresztowano, wszyscy odwrócili się od nas, zostaliśmy odszczepieńcami, boją się z nami spotykać, matka cały czas przebywa w domu, ponieważ wszyscy jej unikają, jesteśmy podejrzani i nikt nie chce ściągać na siebie uwagi aurorów, podtrzymując znajomość z rodziną Malfoyów. Jeżeli ktoś dowie się, że dotknąłem Pottera choćby palcem, to będzie ze mną koniec. A jeśli wiadomość o gwałcie się rozniesie, wyślą mnie dożywotnio doAzkabanu w ślad za ojcem. Kiedy Potterowi wreszcie wróci zdolność myślenia, zrozumie, że cały mój szantaż jest o dupę rozbić i że wykorzystałem jego strach, żeby zaciągnąć go do swojego łóżka. Wtedy go stracę, a nie chcę tego, Blaise.
- Według mnie, nie masz się czym przejmować. Nieźle go wystraszyłeś. Nawet jeżeli Potter wreszcie zrozumie, że wykorzystałeś jego przerażenie i takbę dziesz mógł znowu go ściągnąć do swojej sypialni. Teraz masz te fotografie, na których Wybraniec wije się pod tobą jak ostatnia dziwka, nadstawiając swój tyłek i błagając, żebyś go pieprzył. Nikt nie będzie cię mógł oskarżyć o zastosowanie siły i przymusu, nikt nigdy nie oskarży cię o gwałt na Potterze, nawet, jeżeli wielu świadków powie, że widzieli, jak wszedł do Wielkiej Sali cały we krwi. Posiadając te fotografie, trzymasz Pottera za jaja, chociaż on jeszcze nic o tym nie wie i tego się jeszcze nie boi. Okularnik sam z siebie nigdy w życiu nikomu nie opowie o tym, co stało się w naszym przedziale, nie leży w jego interesie odnotowywać podobne fakty w swojej biografii. Nawet, jeśli ludzie dowiedzą się prawdy, że go zgwałciłeś, mimo wszystko zaczną odnosić się do Pottera inaczej. Pod przymusem, ale jednak był posuwany jak pedał. A komu jest potrzebny taki bohater, którego rżną w dupę? I nasza „sława” prędzej jeszcze raz spróbuje utopić się w jeziorze, niż komukolwiek o tym opowie. Dlatego Azkaban ci nie grozi. Mając te zdjęcia, zawsze będziesz mieć Złotego Chłopca.
- Jesteś takim samym fachowym szantażystą i intrygantem, jak twoja matka, Blaise. - Uśmiechnął się Draco. - Ale zrozum, nie chcę zmuszać Pottera, niechcę widzieć nienawiści w jego oczach, zaciśniętych zębów i pięści. On myśli, że jestem sadystą, że podoba mi się katowanie go, ale to nie tak. To, co z nim robiłem... Po prostu chciałem ukarać go, zadać mu ból za to, że zniszczył mi całe życie, za to, że groził, że pogrąży moją rodzinę. Powiedział, żedoprowadzi do tego, że ojca skażą na Pocałunek Dementora, a matka umrze podpłotem. Chciałem zemścić się na nim za te słowa, ale bolało mnie serce, kiedy słyszałem jego krzyki. Prosiłem go, żeby mnie powstrzymał. Powiedziałem, że przestanę, jeśli o to poprosi... Z bólu stracił przytomność, ale nie błagał. Zbyt mocno mną gardzi i nienawidzi mnie, Blaise, a ja go kocham.
- Dlaczego Potter, Draco? - ze złością zapytał brunet. - Dlaczego on, do kurwy nędzy? Kim ty jesteś, a kim on? Nie rozumiem cię!
- Sam siebie nie rozumiem, Blaise - krzyknął w odpowiedź Malfoy. - Nie rozumiem, nie chcę, ale NIE MOGĘ! Nie mogę żyć bez niego! To obłęd.
- W porządku, Draco, uspokój się, wszystko będzie dobrze. - Zabini objął blondyna, przytulił do siebie, zaczął obsypywać jego twarz czułymi pocałunkami.- Potter jest twój i jest mu z tobą dobrze.
Draco coś pomruczał, wtulił się w ramię Zabiniego, który, czule gładząc platynowe kosmyki, ciągnął:
- Wiesz, że jemu było dobrze z tobą, po prostu przestraszył się, kiedy zrozumiał, że to mu się spodobało. To go przeraziło. Potter całe życie myślał, że jest hetero, a znasz gryfoński upór. Próbował spotykać się z Chang, zalecał się do Patil, coś tam było z małą Weasley. I nagle pieprzysz go w tyłek i Potter stwierdza, że mu to się podoba. Przeraził się i uciekł jak tchórz, a potem na pewno jeszcze północy zajmował się samogwałtem i zadręczał tym, że z natury okazał się gejem.
- On mnie nienawidzi - powiedział Draco.
- Daj mu czas. Od nienawiści do miłości... Sam wiesz. Czy nie mówiłeś, że po tym, jak ojciec cię zgwałcił, gdy miałeś dziesięć lat, najbardziej bałeś się, że to może zdarzyć się znowu, a potem z czasem zakochałeś się w nim i zniecierpliwością czekałeś, kiedy będziesz mógł znów się z nim kochać?
- To nie to samo. Z Potterem tak nie wyjdzie. Zawsze kochałem swojego ojca, on był dla mnie wzorem, chciałem być taki, jak on - silny, władczy, potężny i niepatrząc na to, co ze mną zrobił, nie przestałem go kochać, po prostu bardziej się go bałem. Ale z czasem strach przeszedł, a miłość wzmogła się, ponieważ z nikim nie było mi tak dobrze, jak z nim.
- Opowiedz mi o tym - poprosił Blaise, zapalając nowego papierosa. - Jak to się stało? Dlaczego Lucjusz to zrobił? Przecież wtedy byłeś jeszcze dzieckiem.
- Nie wiem, w ogóle jak przez mgłę pamiętam, co wydarzyło się tamtej nocy. Mieliśmy gości, był bal, mnie wysłali do łóżka, ale słyszałem głosy, śmiech, muzykę i nie mogłem usnąć. A potem nagle wszedł ojciec. Nigdy nie przychodził do mnie, żeby powiedzieć mi „dobranoc”, a tu zjawił się w mojej sypialni. Był bardzo pijany, czułem silny zapach alkoholu. Pogłaskał mnie ręką po policzku, po włosach, zaczął coś mówić o tym, że szybko stanę się bardzo piękny, jeszcze coś o rodzie - co znaczy być prawdziwym Malfoyem. Wtedy niewiele rozumiałem, byłem wystraszony, ojciec zachowywał się jakoś dziwnie, było mi nieswojo i chciałem, żeby sobie poszedł. A potem nachylił się i pocałował mnie. Nie był to cnotliwy pocałunek w czoło, ale prawdziwy, w usta. Bałem się, jeszcze nie rozumiałem, co się dzieje, ale wiedziałem, że coś jest nie tak, że trzeba to przerwać, bo inaczej wydarzy się coś okropnego. Zacząłem wyrywać się, chciałem odepchnąć ojca, uciec, schować się, ale miałem dziesięć lat, a on był dorosłym, pijanym mężczyzną. Przygniótł mnie, zagarnął pod siebie, dotykał. To było straszne... Zacząłem krzyczeć, zatkał mi usta, mówił, że jestem jego synem, należę do niego i może ze mną robić wszystko, co zechce, a ja powinienem podporządkować się, ponieważ posłuszni synowie zawsze podporządkowują się swoim ojcom; tak jest przyjęte wd obrych rodzinach. W czasie tego pijackiego majaczenia pieścił mnie, potem zdarł ze mnie piżamę, ściągnął spodnie. Płakałem i błagałem go, żeby mnie niekrzywdził, ale nie zwracał na to uwagi. A potem był ból; obezwładniający, niedający się wytrzymać ból, wydawało mi się, że jestem rozrywany na kawałki, zacząłem wrzeszczeć i wić się pod nim, aż straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, w pokoju było jeszcze ciemno, ale za oknami wstawał świt. Całe ciało mnie bolało tak bardzo, jakbym był przez kilka godzin torturowany Cruciatusem. Poduszka była mokra od łez, a prześcieradło pode mną lepkie. Spróbowałem podnieść się, aby popatrzeć, i zobaczyłem pod sobą plamę krwi i nie tylko. Chciałem wstać, żeby wejść do wanny, zmyć z siebie ten śluz i posokę, ale gdy tylko spróbowałem podnieść się, cały mciałem targnął ostry ból i upadłem na łóżko z krzykiem.
- A twoja matka dowiedziała się, co zrobił z tobą ojciec? - zapytał zamyślony Blaise, wpatrując się w sufit.
- Tak, zaraz rano... Biedna mama. Nie wiem, co stało się między nimi, ale służąca zebrała jej rzeczy i zaniosła do wschodniego skrzydła. Od tego dnia nigdy więcej nie spali ze sobą. Potem przyjechał Severus, ojciec go wezwał. Nie odchodził od mojego łóżka przez dwa dni, leczył mnie... Mama też cały czas była obok, starała uśmiechać się, dawała mi prezenty i słodycze, ale widziałem, jak się jej trzęsą ręce, jak drżą usta i oczy błyszczą od łez. Kiedy zacząłem wstawać z łóżka, dała mi kucyka i nowego „Nimbusa”. Ojciec w tych dniach praktycznie nie przebywał w domu, wcześnie rano wychodził do Ministerstwa i wracał późną nocą. Ale czasami jedliśmy razem kolację i wszyscy udawaliśmy, że nic się nie stało. Schodziliśmy do jadalni, w całkowitym milczeniu spożywaliśmy posiłek, a potem rozchodziliśmy się do swoich pokojów. Tak było prawie przez pół roku, kłamaliśmy, że wszystko jest w porządku. Potem wyjechałem do Hogwartu. Tutaj zachowywałem się tak, jakbym był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a Severus starał się mną opiekować i strzec przed nieprzyjemnościami. Mama co tydzień pisała do mnie wzruszające listy, przysyłała słodycze i prezenty. Ojciec został członkiem Rady Nadzorczej i przekazał dużą sumę na potrzeby szkoły, a potem regularnie zaczął dawać datki na Hogwart. Wszystko szło normalnie, tylko Potter czasami mnie dobijał, ale to były drobiazgi. Mnie samemu spodobało się uprzykrzanie mu życia. Kiedy nadeszły ferie zimowe i trzeba było wracać do domu, spanikowałem, bałem się tam jechać. Nawet chciałem zostać na wakacje w Hogwarcie, ale Severus powiedział, że to nie wypada, żeby jedyny spadkobierca słynnego, starego nazwiska, z ogromną rodzinną posiadłością, gdzie na mnie czekają, pozostał w szkole jak jakaś szlama czy sierota, która nie ma nikogo. Nie pozostało mi nic innego, jak zebrać rzeczy i pojechać. Mama była bardzo zadowolona, ale przy ojcu starała się nie okazywać swoich uczuć. Zainteresował się moimi osiągnięciami w szkole, a wieczorem zaprosił mnie do swojego gabinetu. Cały się trząsłem, bo zrozumiałem, że zrobi to ze mną ponownie. Ale nie mogłem nie przyjść. Nie mogłem nie posłuchać swojego ojca. Tak, jak przypuszczałem, znowu to się stało. Ale tym razem długo mnie pieścił, chociaż ze strachu trząsłem się jak w febrze. Był cierpliwy, nie śpieszył się i wziął mnie bardzo czule. Mimo wszystko bolało i na mojej twarzy pojawiły się łzy. Ojciec powiedział, że jestem Malfoyem i nie powinienem płakać, że to jest przejawem słabości, a Malfoyowie nie mogą pozwolić sobie, żeby być słabymi. Potem zaniósł mnie do sypialni i przed snem pocałował nie jak syna, ale jak kochanka. Przez całe ferie, każdego wieczora przychodziłem do jego gabinetu i robił to ze mną. Już nie czułem takiego mocnego bólu, ale uczucie ciągłego strachu i wstrętu nie mijało. Liczyłem dni, kiedy wrócę tutaj, żeby ten koszmar zakończył się. Ale tak się nie stało. Ojciec czasami przyjeżdżał do Hogwartu i tu, w szkole, brał mnie jak swojego kochanka. Severus i matka o tym wiedzieli. Domyśliłem się tego ona podstawie jej smutnych listów. Nigdy nie pisała o tym, nawet nie napomykała o stosunkach między mną a ojcem, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że wie wszystko, czytałem to między wierszami. Z czasem strach przeszedł, zacząłem przyzwyczajać się i nawet zaczynało mi się to podobać. Dojrzewałem i wreszcie przyszedł dzień, kiedy doznałem prawdziwego orgazmu w objęciach Lucjusza. Stałem się mężczyzną pod swoim ojcem. Był niedoścignionym kochankiem i wznosił mnie na szczyty błogości. Zrozumiałem, że nie mogę bez niego żyć, bez jego pieszczot, bez niego w sobie. Już sam czekałem na tę chwilę, kiedy przyjedzie do Hogwartu, albo kiedy zaczną się wakacje i znowu trafię do jego łóżka. Zacząłem sprowadzać sobie kochanków, ani na chwilę nie zapominając, kto rządzi, że Malfoy zawsze jest na górze, zawsze dominuje. Ale czułem, że nikt nie będzie w stanie zastąpić ojca, nawet ty, Blaise, tylko z nim odczuwam pełną rozkosz. A potem został aresztowany i wysłany do Azkabanu. I teraz w każdej chwili mogą wykonać na nim wyrok i stracę go na zawsze. Ta myśl sprawia, ze szaleję. Byłem gotowy zabić Pottera za to, czego mnie pozbawił. Ale zapanowując nad jego ciałem, doprowadziłem do tego, że czuję się tak, jak kiedyś z ojcem. Chcę go cały czas mieć, chcę sprawiać mu ból i rozkosz równocześnie. Boję się, że pokocham go mocniej niż Lucjusza. Obawiam się, że moje uczucia do niego przeszkodzą mi wykonać powierzoną mi misję.
Draco złapał w połowie butelkę i zaczął z niej pić. Zabini wyrwał trunek z jego rąk, rozlewając trochę na pościel i odstawił.
- Potter nigdy mnie nie pokocha - powiedział Draco.
- Tego potrzebujesz? Po prostu pieprz go i miej z tego przyjemność - odpowiedział Blaise.
- Ty, Zabini, jesteś najbardziej cynicznym sukinsynem, jakie spotykałem w swoim życiu - powiedział blondyn.
- Każdy ma swoje wady, Malfoy - odpowiedział Zabini przeciągając słowa, wstał z łóżka i zaczął ubierać się.
- Odchodzisz? - zapytał Draco.
- Już późno, zmęczyłem się i chcę spać.
- Zostań ze mną - poprosił chłopak wstając z pościeli, po czym objął czule kochanka i przyciągnął do siebie.
- Draco, nadal boisz się ciemności i samotności? - wyszeptał Blaise, całując blondyna w szyję.
- Każdy ma swoje wady, Zabini - odpowiedział Malfoy, podstawiając się pod czułe usta partnera.
rozdział VI
Całą sobotę, aż do spotkania z Dumbledore'em, Harry postanowił spędzić w Pokoju Wspólnym, próbując poradzić sobie z zaległymi zadaniami domowymi. Zaklęcia niewerbalne mieli już nie tylko na Obronie Przed Czarną Magią, ale i na Zaklęciach i Transmutacji. Harry omiótł spojrzeniem swoich kolegów i widział jak czerwienią się z wysiłku próbując rzucić zaklęcie nie wymawiając go na głos. Gryfon także przeprowadził kilka prób, ale jedyne, co osiągnął, to ból głowy i uczucie głodu. Miał już tego dość i wolałby zająć się czymś przyjemniejszym, na przykład odwiedzinami u Hagrida. Tak jakoś do tej pory nie było okazji podziękować mu za uratowanie życia. Poza tym gryzło go sumienie, że zrezygnował z dalszych zajęć Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, co bardzo zmartwiło olbrzyma. Po chwili namysłu postanowił przełożyć jednak wizytę najbardziej odpowiednią chwilę i pójść do niego razem z Ronem i Hermioną. W grupie będzie im łatwiej go udobruchać.
Harry wziął swój egzemplarz „Zaawansowanych eliksirów” i zaczął go kartkować.
Im więcej zagłębiał się w książkę, tym bardziej sobie uświadamiał, że znajdują się w niej nie tylko trafne uwagi dotyczące eliksirów, ale także pomysłowe zaklęcia, które, sądząc po skreśleniach i powtórkach, Książę sam wymyślił. Harry niejednokrotnie próbował części z nich. Pewien urok powodował zaskakująco szybki wzrost paznokci u nóg (testowane na Crabbie w korytarzu z bardzo zadowalającymi rezultatami). Inny sprawiał, że język przyklejał się do podniebienia (wypróbowany dwukrotnie, przy aplauzie uczniów, na nic niepodejrzewającym Argusie Filchu) i prawdopodobnie najbardziej użyteczne ze wszystkich Muffliato - zaklęcie, które sprawiało, że zamiast normalnych słów wszyscy słyszeli niezidentyfikowane brzęczenie, tak więc można było prowadzić przy innych dłuższą rozmowę i nikt nie połapał się, o co chodzi. Jedyną osobą, której nie śmieszyły te zaklęcia, była Hermiona, która twardo potępiała ich używanie i odmówiła rozmowy przy wszystkich, kiedy Harry rzucił na nich Muffliato. Potter podniósł się z łóżka i obrócił książkę bokiem, by móc dokładniej przyjrzeć się bazgrołom, które najwidoczniej sprawiły Księciu jakiś problem. Było tam dużo skreśleń, lecz w końcu, w rogu strony, znalazł zapiski: Levicorpus (nwbl)
Nwbl? Musiał mieć na myśli ”niewerbalne”. Harry raczej wątpił, aby był zdolny do praktykowania takich zaklęć. Ciągle miał z nimi problemy, co Snape mu oczywiście uświadamiać na każdej lekcji Obrony. Z drugiej strony Książę udowodnił, że jest o wiele bardziej efektywnym nauczycielem, niż Snape. W tym momencie Harry wskazał różdżką na przypadkowy przedmiot, podniósł do góry jej koniec i wypowiedział w myślach: Levicorpus.
-Aaaaaaaargh!
Pokój wypełnił się błyskami światła i krzykiem.Wszyscy wstali z łóżek, a Ron zawył. Harry rzucił w panice swój podręcznik do Eliksirów. Ron wisiał do góry nogami w powietrzu, jak gdyby niewidzialna lina podniosła go za kostkę.
-Przepraszam! - wrzasnął Harry, a Dean i Seamus zagrzmieli śmiechem, Neville podniósł się z podłogi i upadł na łóżko. - Trzymaj się, zaraz cię opuszczę.
Poszukał po omacku książki i przewracając w popłochu strony, próbował znaleźć tę właściwą.W końcu zlokalizował ją i odszyfrował mało czytelną formułę pod zaklęciem. Błagając, żeby to było właściwe przeciwzaklęcie, Harry pomyślał: Liberacorpus. Pojawił się kolejny błysk światła, a Ron runął nastertę ułożonych szybko przez kolegów materacy.
- Przepraszam - powtórzył nieśmiało Harry, kiedy Deani Seamus ponownie wybuchnęli śmiechem.
- Uhu - odparł głucho Ron, pokazując Harry'emu pięść i spoglądając w stronę Levander Brown.
***
Harry nie mógł doczekać się wyznaczonej przez Dumbledore'a godziny, o której miała zacząć się ich pierwsza lekcja. Razem z Ronem i Hermioną zastanawiali się, czego dyrektor będzie go uczyć, ale nadal pozostawało to zagadką. Na zadane mu przez Gryfona pytanie stary czarodziej odpowiedział niejasno: „trochę tego, trochę tamtego” i Harry doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej będzie to Oklumencja i stare klątwy, które mógłby wykorzystać podczas starcia z Voldemortem. Chłopak z niecierpliwością spoglądał na zegarek i, kiedy wskazówki pokazały za pięć ósma, skierował się do wyjścia. Nie zwlekając poszedł na szóste piętro. Wypowiedział hasło i gargulec odsunął się. Za otworem w ścianie pokazały się schody, które, jak tylko Harry stanął na pierwszym stopniu, płynnym ruchem przeniosły go pod drzwi gabinetu.
Dyrektor poinformował go, że na tych lekcjach będą zaglądać do myślodsiewni, aby zapoznawać się ze wspomnieniami ludzi związanych z Voldemortem. Harry musi dowiedzieć się, co skłoniło Czarnego Pana do próby zabicia go piętnaście lat temu. Dumbledore powiedział, że lekcje są bardzo ważne i są związane z proroctwem. Na pierwszej z nich miał zapoznać się ze wspomnieniami niejakiego Boba Odegna, pracownika Departamentu Łamania Prawa. Tego wieczora Potter dowiedział się, że matka Voldemorta, Merope, była czystej krwi czarownicą, wywodzącą się z rodu Salazara Slytherina, i zarówno ona, jak i jej ojciec oraz brat byli wężouści. Rodzina Czarnego Pana żyła w nędzy, a brat Merope był obłąkany. Dziewczyna zakochała się w mugolu, przystojnym Tomie Riddle'u, mieszkającym w sąsiedztwie. Napoiła go Eliksirem Miłości i uciekła razem z nim. Jednak z czasem eliksir utracił swoją moc i Tom Riddle porzucił swoją żonę, nawet nie czekając, aż urodzi się jego syn. Poród odbył się w przytułku i zaraz potem dziewczyna zmarła, ale zdążyła jeszcze nadać dziecku imię na cześć ojca - Tom Riddle. W ten sposób przyszły Czarny Pan został sierotą i wychowankiem sierocińca.
Po powrocie do Pokoju Wspólnego Harry opowiedział o wszystkim swoim przyjaciołom. Potem jeszcze długo dyskutowali na temat wydarzeń sprzed dziesięcioleci, których chłopak był świadkiem tego wieczoru.
***
Harry i Hermiona siedzieli w Pokoju Wspólnym. Zegar stojący na kominku wskazywał północ. Chłopakowi kleiły się oczy, ale Hermiona ani myślała puścić go do sypialni, dopóki nie nadrobi przynajmniej części z tego, co ominęło go na lekcjach, gdy przebywał w skrzydle szpitalnym.
- Wiesz co, Hermiona, jesteś bezlitosna - powiedział Gryfon ziewając.
- To dla twojego dobra, Harry.
- Gdzieś czytałem, że ludzie po nieudanej próbie samobójstwa są tak nieusatysfakcjonowani, iż próbują jeszcze raz. Teraz ja zaczynam czuć coś bardzo podobnego. Jeżeli nie dasz mi przeczytać swojego eseju „Terminologia i język zaklęć”, to skończę ze sobą. Mam problemy wieku dojrzewania, rozchwianą psychikę i co jeszcze...? - Harry ziewnął szeroko. - Herm, co tam jeszcze pisali o mnie w „Proroku” w zeszłym roku?
- Napady agresji, przechodzące w przewlekłą depresję - nie odrywając się od podręcznika powiedziała Hermiona.
- Właśnie - znowu ziewając, odpowiedział Harry. - Sama widzisz, możesz rozbić moją rozchwianą psychikę, doprowadzając do głębokiej, przewlekłej depresji. Herm, no proszę, przysięgam, że nie będę przepisywać, wszystko napiszę własnymi słowami...
- Sam powinieneś napisać. Na egzaminach nikt ci nie będzie pomagał, a Zaklęcia musisz zdać na „Wybitny”, jeżeli nadal chcesz zostać aurorem!
- Ale egzaminy nie odbywają się jutro, Hermiona, więcej nie mogę, jest wpół do pierwszej w nocy! Chce mi się jeść i spać!
Dziewczyna wyciągnęła z torby zawiniętą w folię kanapkę i podała Harry'emu.
- Dziękuję - powiedział, odgryzając duży kawałek i żując.
- Harry, powinieneś jeszcze spróbować rzucić zaklęcie tworzenia wody!
- Herm, a nie mogę zająć się tym jutro. Jest niedziela!
- Rano mamy trening quidditcha! - powiedział Ron, wchodząc do pokoju. -Wybierasz zawodników.
- O rany, zupełnie zapomniałem - otrząsnął się Harry. - Po jaką cholerę wyznaczyłem termin na rano? - Potarł szczypiące oczy. - Muszę iść spać, żeby jutro być w formie. A ty, Ron, czemu nie jesteś w łóżku? Myślałem, że już dawno...
- Nie spałem - odpowiedział rudy i zaczerwienił się.
„Kłamie” - pomyślał Harry - „Postanowił sprawdzić, czym zajmujemy się o wpół do pierwszej w nocy i dlatego tak cicho wszedł, drań. I to się nazywa przyjaciel”.
- Harry, a co z esejem z Zielarstwa? - zapytała Hermiona.
- Ron, zabierz mnie stąd... - zaczął jęczeć Harry, obejmując przyjaciela za ramiona.
Weasley wyrwał z rąk Harry'ego niedokończoną kanapkę, ugryzł duży kawałek i powiedział:
- Herm, jeśli nie zostawisz w spokoju mojego przyjaciela, będę zmuszony stworzyć Obywatelskie Stowarzyszenie Ochrony Harry'ego Pottera, w opozycji do twojej WSZY. I uwierz, do naszej organizacji zapisze się połowa Hogwartu, Harry ma wielu fanów i oni wszyscy staną w jego obronie, a ty zostaniesz okrzyknięta bezlitosnym tyranem. Powstanie Ruch Przeciwko Oburzającemu i Okrutnemu Wykorzystywaniu Harry'ego Pottera przez Hermionę Granger, wydamy swój manifest i będziemy sprzedawać znaczki po 5 sykli za sztukę. Twoja WESZ będzie miała sporą konkurencję.
- W.E.S.Z - poprawiła go rozdrażniona Hermiona. - Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych, Ronaldzie Weasley!
- Dobra, wesz tutaj i wesz na głowie - zarżał Ron.
Harry wtulił się przyjacielowi w ramię i śmiał się do łez.
- I z czego się śmiejesz? - rozzłościła się Hermina. - Że się dla ciebie staram?!
- Jutro, Herm, obiecuję ci, że jutro wszystko nadrobię - odpowiedział Harry, prawie się dławiąc.
- Ale wybór graczy może zająć cały poranek. Pewnie przyjdzie wielu chętnych.
- Nie rozumiem z jakiego powodu drużyna stała się nagle taka popularna? -powiedział Potter.
- Przestań, Harry - Hermiona niespodziewanie podniosła głos. - Popularny jesteś ty, a nie drużyna! Nigdy jeszcze nie byłeś taki interesujący i, szczerze mówiąc, taki pociągający.
- Ja? - zapytał zaskoczony Harry. - Pociągający?
Ron zadławił się kawałkiem kanapki. Hermiona spojrzała na niego pogardliwie i znowu zwróciła się do Harry'ego.
- Teraz wszyscy wiedzą, że mówiłeś prawdę, tak? Cały czarodziejski świat musiał pogodzić się z faktem, że Voldemort wrócił, że w ciągu ostatnich dwóch lat dwa razy cię zaatakował i zawsze udawało ci się ujść z życiem. Teraz nazywają cię „Wybrańcem” i chcesz powiedzieć, że nie rozumiesz, dlaczego ludzie są tobą oczarowani?
- Wiesz, Herm, nie szukałem tej popularności i rola „Wybrańca” wcale mi się niepodoba. Tak naprawdę to chcę, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. Idziemy, Ron - powiedział i dodał. - Właściwie, to niezły pomysł te znaczki po 5 sykli.
- Aha, myślę, że już czas, żebyśmy otworzyli wspólny interes - przytaknął Weasley. - Twoje imię i mój zmysł biznesowy uczynią nas bogaczami, Harry.
- Faceci - powiedziała Hermiona, patrząc w ślad za oddalającymi się chłopakami.
***
Sufit Wielkiej Sali zaciągnięty był chmurami, z których mżył deszcz, nie dolatujący jednak do obficie nakrytych stołów. Szybko przekąsiwszy, przyjaciele skierowali się do wyjścia. Po drodze spotkali się z Levander Brown i Parvati Patil. Tym, co zaskoczyło Harry'ego było to, że gdy Ron wyrównał z nimi krok, Parvati nagle trąciła łokciem Lavender, która rozejrzała się dookoła i obdarzyła Rona szerokim uśmiechem. Rudzielec do niej mrugnął, niepewnie odwzajemnił uśmiech i natychmiast zaczął kroczyć dumnie wyprostowany. Harry zdusił w sobie chęć parsknięcia śmiechem, pamiętając, że przyjaciel powstrzymywał się od zrobienia tego samego po tym, jak Malfoy złamał Harry'emu nos. Jednak Hermiona wyglądała na obrażoną i sfrustrowaną. Po dojściu na boisko zostawiła ich, żeby znaleźć miejsce na trybunach, bez życzenia Ronowi powodzenia. Jak spodziewał się Harry, próby zajęły większość przedpołudnia. Wyglądało na to, że przyszła połowa Gryfonów, od pierwszorocznych, którzy nerwowo ściskali wybrane, strasznie stare szkolne miotły, do siedmiorocznych, którzy górowali nad resztą wzrostem, wyglądając zastraszająco wyniośle. Harry zdecydował się zacząć od prostego testu, prosząc wszystkich chętnych o podzielenie się na grupy i przelecenie raz dookoła boiska. Była to dobra decyzja. Pierwszą dziesiątkę stanowili pierwszoroczni i nie dało się ukryć, że raczej nigdy wcześniej nie latali. Jedynie jeden chłopak zdołał pozostać w powietrzu na dłużej niż kilka sekund i był tak zaskoczony, że natychmiast uderzył w jeden ze słupków bramki. Druga grupa składała się z dziesięciu najgłupszych dziewczyn, jakie Harry kiedykolwiek spotkał, które, gdy dmuchnął w swój gwizdek, po prostu padły ze śmiechu, chichocząc i trzymając się kurczowo jedna drugiej. Romilda Vane była pomiędzy nimi. Gdy powiedział im, aby opuściły boisko, zrobiły to dosyć radośnie i usiadły na trybunach, aby przeszkadzać swoimi rozmowami wszystkim innym. Trzecia grupa miała kraksę w połowie boiska. Większość czwartej grupy przyszła bez mioteł. Piątą grupę tworzyli Puchoni.
- Jeśli jest tutaj jeszcze ktoś, kto nie należy do Gryffindoru - wrzasnął Harry, który zaczynał być naprawdę zirytowany - proszę natychmiast odejść!
Nastąpiła cisza, a następnie para małych Krukonów zbiegła szybko z boiska, parskając ze śmiechu. Po dwóch godzinach, wielu narzekaniach i kilku napadach histerii, jednym delikwencie ze złamaną Kometą 260 i kilkoma wybitymi zębami, Harry znalazł sobie trzech ścigających: Katie Bell wróciła do drużyny po wspaniałej próbie, nowe odkrycie, Demelza Robins, która była szczególnie dobra w unikaniu tłuczków, i Ginny Weasley, która prześcignęła całą konkurencję i na dodatek strzeliła siedemnaście goli. Mimo że zadowolony ze swojego wyboru, Harry ochrypł krzycząc na wiele osób zgłaszających skargi i toczył teraz podobną walkę z odrzuconymi pałkarzami.
Żaden z wybranych przez niego nie miał dawnego talentu Freda i George'a, ale był z nich całkiem zadowolony: Jimmy Peakes, niski, ale szeroki w barach chłopak z trzeciego roku, który zdołał odbić tłuczek pędzący ze straszliwą siłą w stronę głowy Harry'ego, i Ritchie Cootie, który wyglądał na wychudzonego, ale dobrze celował. Dołączyli teraz do Katie, Demelzy i Ginny na trybunach, aby obejrzeć wybór ostatniego członka ich drużyny.
Harry specjalnie zostawił próbę obrońców na koniec, mając nadzieję na to, że stadion opustoszeje i presja publiczności nie będzie im przeszkadzać. Niestety, wszyscy odrzuceni zawodnicy i uczniowie, którzy przyszli oglądać próby po śniadaniu, dołączyli teraz do tłumu, więc był on większy niż na początku. Gdy każdy obrońca podlatywał do pętli bramkowych, widownia ryczała i gwizdała w równym stopniu. Harry spojrzał na Rona, który zawsze miał problemy z nerwami. Łudził się, że zwycięstwo w finale go z tego wyleczyło, ale wyglądało na to, że jednak nie. Skóra Rona miała delikatny odcień zieleni i gdy wsiadł na swojego Zmiatacza 5 wyglądał, jakby był gotowy zemdleć.
- Powodzenia! - krzyknął głos z trybun.
Harry obrócił się sądząc, że zobaczy Hermionę, ale to była Lavender Brown. Chciał ukryć twarz w dłoniach, tak jak zrobiła to ona moment później, ale pomyślał, że jako kapitan powinien okazywać nieco więcej charakteru, więc odwrócił się, aby obserwować przyjaciela podczas jego próby. Jednak nie musiał się martwić. Ron obronił jednego, dwa, trzy, cztery, pięć karnych z rzędu. Harry był zachwycony. Ledwo powstrzymywał się przed przyłączeniem się do wiwatującego tłumu.
- Dobra robota - zaśmiał się. - Broniłeś naprawdę dobrze...
- Zrobiłeś to wspaniale, Ron!
Tym razem to naprawdę była Hermiona, zbiegająca ku nim z trybun. Harry zobaczył Lavender schodzącą z boiska, ramię w ramię z Parvati, z raczej nieszczęśliwą miną. Ron wyglądał na niezwykle zadowolonego z siebie i nawet na wyższego niż zwykle, gdy uśmiechnął się szeroko do drużyny i Hermiony. Po ustaleniu terminu ich pierwszego pełnego treningu na przyszły czwartek, Harry życzył wszystkim powodzenia i razem z przyjacielem poszli do szatni.
Stał pod zimnym strumieniem wody, która zmywała z niego zmęczenie i brud, rozkoszował się świeżością i chłodem. Przedpołudnie było nerwowe i męczące, ale Potter zrozumiał, jak brakowało mu ostatnio quidditcha - uczucie lotu i niebezpieczeństwa zawsze dodawało mu skrzydeł i wprawiało w zachwyt. Zapominał wtedy o przykrościach i udrękach, wydawało mu się, że wszystko się uda i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Uczucie euforii pojawiało się zawsze, kiedy wznosił się w powietrze. W górze czuł się wolny jak ptak, a wszystko, co złe, zostawiał na ziemi. Nawet teraz, stojąc pod strumieniem wody, przypominał sobie uczucie zachwytu, które ogarnęło go, kiedy wzniósł się w powietrze.
Nagle za jego plecami dał się słyszeć zdziwiony, głośny krzyk Rona:
- Harry, co to? - Wytrzeszczając oczy, rudzielec pokazywał palcem w stronę Harry'ego, gdzieś poniżej jego pasa.
Gryfon obrócił się i zobaczył niesamowicie głupią minę na twarzy swojego przyjaciela. Oczy miał okrągłe, usta otwarte i cała jego fizjonomia wyrażała niesamowite zaskoczenie.
- Co? - zapytał Harry i popatrzył zdziwiony na Rona.
- Tam. - Chłopak znowu wskazał palcem.
Harry spojrzał w podanym kierunku i lekko zmieszał się.
- Tam mam jajka, Ron.
- Na tyłku - wyjaśnił rudy.
- A co mam na tyłku? - zainteresował się zmieszany Harry.
Spojrzał przez ramię, starając się dojrzeć, co tak zaskoczyło jego przyjaciela.
- Z lewej strony - powiedział Ron. - Ktoś cię tam ugryzł!
Harry popatrzył przez lewe ramię i zobaczył na pośladku duży siniak.
- Jak to ugryzł? - czując, że się czerwieni powiedział Harry. - Nie mów głupot, Ron, po prostu siniak i tyle. Podczas prób spadałem kilka razy z miotły.
- Aha. - Na twarzy Weasleya pojawił się lekko kpiący uśmieszek. - Taak... siniak ze śladami zębów.
Harry zobaczył jak inni Gryfoni, znajdujący się w szatni, zaczęli przysłuchiwać się ich rozmowie. Szybko owinął ręcznik wokół bioder i wściekły wyszeptał:
- Ron, po jaką cholerę wrzeszczysz na całą szatnię! Powiedziałem, że to siniak, czyli to siniak.
- Harry, przyjacielu - wyszeptał Ron i rozejrzał się na boki. - Zacząłeś się z kimś spotykać i nic mi nie powiedziałeś? To nie po koleżeńsku!
- Ron, odczep się. - Rozzłościł się zielonooki.
Znalazł się w niezbyt komfortowej sytuacji - na jego tyłku były ślady zębów Malfoya. Nie wiedział o tym i jak idiota wystawił swoją gołą pupę na widok publiczny w szatni Gryfonów. Zdziwiony Ron krzyknął tak, ze prawdopodobnie było go słychać w Hogsmeade i teraz pojawią się plotki, że kapitana gryfońskiej drużyny ktoś całuje w tyłek. To na pewno doda mu wątpliwej popularności, a różni dowcipnisie mogą stworzyć jakieś ohydne rymy na ten temat. Uczniowie w Hogwarcie są utalentowani i pełni entuzjazmu, wystarczy tylko dać im pretekst. I poza tym będzie musiał skłamać Ronowi, który teraz nie da mu spokoju. A wszystkiemu winien ten blondwłosy nikczemnik, który to zrobił. Harry nawet niepoczuł, kiedy to się stało. Ślizgońska gadzina doprowadziła go do takiego stanu, że prawie stracił przytomność podczas orgazmu, nic więc dziwnego, że na tle tego, co wyczyniał z nim Malfoy, który swoimi pieszczotami doprowadził go do stanu, że sam błagał, żeby go zerżnąć, nie zauważył, kiedy został ugryzionyw pośladek.
Harry intensywnie myślał, co powiedzieć rozbawionemu Ronowi i czuł, jak zaczynają palić go policzki.
- No, Harry, kim ona jest? Jak to się zaczęło? Kiedy miałeś na to czas? - zasypał go pytaniami Weasley i ze zniecierpliwieniem oblizał usta, jakby smakując przyszłą odpowiedź przyjaciela.
- E... Niczego nie było - odpowiedział Potter. - To zupełnie nie to, co myślisz.
Taka odpowiedź całkiem wyraźnie nie zadawalała Rona, który liczył na pełną relację, łącznie z pikantnymi szczegółami.
- Ej, Harry, przecież jestem twoim przyjacielem, nie mamy przed sobą sekretów, mów wszystko. Ona nieźle sobie poczyna, ugryzła cię w tyłek, a ty nawet nie zauważyłeś, musiała skutecznie zająć cię czymś innym.
- Ron, zamknij się. - Harry zaczął szybko nakładać ubrania, starając się nie odwracać tyłem do Weasleya.
- Harry, no powiedz, kim ona jest? To Gryfonka?
- Odwal się, nie jestem zobowiązany do mówienia ci czegokolwiek. To moja osobista sprawa. - Potter szybko naciągnął dżinsy, nawet nie patrząc na przyjaciela.
Ron jakiś czas milczał, przetrawiając odpowiedź przyjaciela i obserwując, jak Harry się ubiera, unikając jego spojrzenia. I nagle twarz Weasleya zaczęła przybierać jaskrawo-czerwony kolor, a pięści zacisnęły się.
- Ach, to tak, ty draniu! - krzyknął nagle, złapał Harry'ego i rzucił nim o ścianę. Podniósł pięść, zamierzając dać mu w twarz..
Potter uchylił się i złapał rękę rudego.
- Zbzikowałeś? - krzyknął. - Przecież to nie ty dostałeś tłuczkiem w głowę!
Zaczęli podbiegać do nich inni Gryfoni, którzy zrozumieli, że zanosi się na bójkę i byli gotowi zrobić wszystko, żeby do niej nie dopuścić.
- Zrozumiałem wszystko, Potter! To moja siostra, Ginny! Dlatego nic nie mówisz! Gadzie jeden! Widziałem, jak na nią dzisiaj patrzyłeś i wziąłeś ją do drużyny, żeby wygodniej było wam się spotykać! - wrzeszczał Weasley, gotowy lada chwila rzucić się na Harry'ego ponownie.
- Ron, durniu, to nie Ginny, przysięgam, z nią nigdy do niczego nie doszło!
- Odpuść sobie, Potter, nie jestem durniem, widziałem wszystko! Wiem, co o niej gadają, a ty postanowiłeś skorzystać z okazji! I ty nazywasz się moim przyjacielem!
- Posłuchaj, Ron - jak mógł najspokojniej powiedział Harry. - Przysięgam, że to nie Ginny. Nigdy nie byłbym w stanie narazić naszej przyjaźni i za twoim plecami zaciągnąć do łóżka twoją siostrę! Przysięgam, Ron!
Weasley wyrwał się trzymającym go Gryfonom i podszedł do Harry'ego.
- Naprawdę?
- Tak, to nie Ginny. I nikt z Gryffindoru.
- A skąd? - Ron nie potrafił zapanować nad swoim wścibstwem i szybko zapomniał, że jeszcze przed chwilą chciał obić twarz swojemu kumplowi.
- Nic więcej nie powiem - powiedział Harry, naciągając podkoszulek.
- Co znaczy nie powiem? - obraził się rudy. - Jesteśmy przyjaciółmi!
- Tak? A kto przed chwilą chciał mi przywalić i nazywał gadem? To bardzo po przyjacielsku - zawiązując adidasy, złośliwie powiedział Potter.
- Masz rację, Harry, ale wiesz, kiedy pomyślałem, że to Ginny... Wiesz jak wścieka mnie, gdy słyszę, co o niej mówią. Ona nie jest taka.
- Wiem - odpowiedział Harry, ubierając sweter.
- No, to jak?
- Nijak, Ron. Powiedziałem, to nie twoja sprawa.
- Cholera, Harry, zacząłeś spotykać się z dziewczyną, uprawiasz seks i to ostry seks, i mnie, swojemu najlepszemu przyjacielowi, nic nie powiesz? - Rudy zaczął czerwienić się ze złości.
- Ty też nic mi nie mówisz, na przykład o Levander Brown.
- No... Ja w ogóle... Mamy się spotkać dziś wieczorem - czerwieniąc się jeszcze bardziej, powiedział Weasley - A ty, Harry, sam mówiłeś, że nie masz nikogo, a tu...
- Właściwie, Ron, kto dał mi takie idiotyczne przezwisko „Ostatni prawiczek Griffindoru”? - zainteresował się Harry. - Ktoś od nas?
- No... Nie wiem. Ty przecież sam mówiłeś, że nie miałeś dziewczyny i wszyscy wiedzą, że z żadną się nie spotykasz..., no to któryś z chłopaków zażartował.
- Czyli wymyślać przykre przezwiska za plecami to bardzo po przyjacielsku? - zapytał Harry.
- To nie ja - zaczął tłumaczyć się Ron. - To Finnigan, kpił, że jesteś jeszcze prawiczkiem, a sam chwalił się, że w czasie wakacji z jakąś dziewczyną... Oj, nie obrażaj się. Teraz na pewno nikt tak cię nie nazwie. Cały Hogwart dowie się, że...
- Wcale mnie to nie cieszy, że będzie wiedział cały Hogwart - ciężko westchnął Harry. - I wszystko przez ciebie.
- Słuchaj, przyjacielu, a to nie jest czasem Romilda Vane? Wszyscy wiedzą, że ma na ciebie ochotę. A brzydka nie jest.
- Nie, to nie Romilda Vane - odpowiedział Harry.
- A może...?
- Nie! Nawet nie próbuj, idziemy Ron, jeść mi się chcę.
Zapach pieczonej wołowiny sprawił, że żołądek rozbolał Harry'ego z głodu, ale ledwo zrobili trzy kroki w kierunku stołu Gryfonów, przed nimi pojawił się profesor Slughorn, blokując im przejście.
- Harry, Harry, człowiek, którego właśnie miałem nadzieję spotkać! - powiedział głośno, ale miło, kręcąc końcami swoich przywodzących na myśl morsa wąsów i wciągając swój ogromny brzuch. - Chciałem złapać cię przez posiłkiem! Co powiesz na małą kolacyjkę dziś wieczorem w moim gabinecie? Mamy małe przyjęcie, tylko kilka szczególnie obiecujących osób, przyjdzie McLaggen i Zabini, czarująca Melinda Bobbin… Nie wiem czy ją znasz? Jej rodzina ma dużą sieć sklepów zielarskich. I, oczywiście, mam wielką nadzieję, że panna Granger także zaszczyci mnie swoją obecnością. - Lekko ukłonił się w stronę Hermiony, kiedy skończył.
Slughorn zachowywał się, jakby Ron był nieobecny, prawie na niego nie patrzył.
- Nie mogę przyjść - powiedział natychmiast Harry. - Mam szlaban z profesorem Snape'em.
- Ojej! - odrzekł Slughorn, a jego twarz zabawnie stężała. - Mój drogi Harry, liczyłem na ciebie! Teraz po prostu będę musiał porozmawiać z Severusem i wyjaśnić mu sytuację. Jestem pewien, że będę mógł przekonać go, aby przełożył twój szlaban. Tak, to do zobaczenia później! - rzucił i pośpiesznie wyszedł z sali.
- Nie ma szans na przekonanie Snape'a - powiedział Harry w momencie, gdy profesor był na tyle daleko, aby go nie usłyszeć. - Ten szlaban był już raz przekładany. Snape zrobił to dla Dumbledore'a, ale nie zrobi dla nikogo innego.
Po obiedzie wrócili do wieży. Pokój Wspólny był przepełniony, większość uczniów wróciła już z obiadu, jednak udało im się znaleźć wolny stół i usiąść przy nim. Ron, który miał bardzo zły nastrój po spotkaniu ze Slughornem, złożył ręce na piersi i patrzył w stronę Levander Braun, która mrugnęła porozumiewawczo do niego i szepnęła coś na ucho Pavrati Patil. Hermiona udawała, że z zainteresowaniem czyta „Proroka codziennego”, którego ktoś zostawił na fotelu.
- Harry? - odezwała się nowa ścigająca, Demelza Robins, pojawiając się nagle za jego plecami. Mam dla ciebie wiadomość.
- Od profesora Slughorna? - zapytał Harry, podnosząc się z nadzieją.
- Nie... od profesora Snape'a - odparła Demelza. Serce Harry'ego zamarło. - Powiedział, że masz przyjść do jego gabinetu pół do dziewiątej, aby odrobić swój szlaban... e... nieważne, ile zaproszeń na przyjęcia otrzymałeś. I chce, abyś wiedział, że będziesz oddzielał zgniłe gumochłony od dobrych, nadających się do użycia na eliksirach i... i powiedział, że nie ma potrzeby przynosić rękawic ochronnych.
- Dobrze - mruknął ponuro Harry. - Wielkie dzięki, Demelzo.
***
Harry wracał do wieży Gryffindoru po odpracowaniu szlabanu u Snape'a w okropnym nastroju. W czasie, gdy Ron miał randkę z Levander Brown i prawdopodobnie miło spędzał czas, a Hermiona była na wieczorku u Slughorna, on musiał babrać się w zgniłych gumochłonach. Sortował je nie używając ochronnych rękawic. Snape chyba długo myślał, jak go ukarać i metodę wybrał rzeczywiście obrzydliwą. Kiedy Harry zobaczył rojącą się masę, zemdliło go, a gdy pomyślał, że ma jej dotknąć gołymi rękami, prawie zwymiotował. Nawet teraz na wspomnienie swojej pracy robiło mu się niedobrze i cały czas przeklinał Snape'a.
Wracał skrótem. Przez sześć lat nauki w Hogwarcie poznał różne tajne przejścia, ukryte nisze i sekretne włazy. Nadal rozmyślając nad okrutnym i niesprawiedliwym losem, wyzywając Snape'a od najgorszych i życząc mu rychłej śmierci w męczarniach, Harry usłyszał jakieś podejrzane odgłosy, które zmusiły go do zatrzymania się. Zaczął czujnie nasłuchiwać. Z całkiem bliska dochodziły do niego przygłuszone jęki, szepty i szybkie oddechy. Serce mu zamarło, oblizał wyschnięte usta i ostrożnie skierował się w stronę dźwięków, które dobiegały z ukrytej w ścianie, niedużej niszy. Harry wiedział już, kogo zobaczy. Głos należał do Rona, a ponieważ rudzielec miał mieć dzisiaj spotkanie z Levander Brown, to Harry nie wątpił, że ten zduszony jęk należy właśnie do niej. Po chwili zobaczył widok, od którego poczuł jak zapłonęły mu policzki. Ron przyciskał Levander do ściany i przyssał się do jej ust. Dziewczyna gładziła go po plecach, starając się przy tym podnieść mu koszulę. Harry wstrzymał oddech. Stał metr od nich, ukryty pod peleryną niewidką, i obserwował rozgrywającą się przed nim scenę. Ron zaczął pieścić piersi dziewczyny, ale sweter zdecydowanie przeszkadzał i rudy zaczął pośpiesznie go rozpinać, tak że część guzików poleciała na podłogę. Levander była w pięknym, śnieżnobiałym biustonoszu i Harry oblizał wysychające wargi, zapatrzony w bieliznę dziewczyny. Weasley nie zamierzał długo patrzeć na koronki i szybko przeszedł do bardziej zdecydowanych działań. Brown pomogła mu rozpiąć bieliznę, widocznie żeby jej zapięcie nie powtórzyło doli guzików bluzki, i przed oczami dwóch chłopaków pojawiły się wspaniałe, sprężyste piersi. Rudzielec z widocznym zadowoleniem zaczął całować jedną i pieścić ręką drugą. Levander odrzuciła głowę w tył, dając mu się nimi nacieszyć do woli. Harry rozpiął rozporek, wyjął wzbudzonego już penisa i zaczął go drażnić. Przygryzł usta, żeby przypadkowo nie zacząć jęczeć i nie ujawnić swojej obecności. Ron bawił się sutkiem, całował i lizał, brał pierś w usta, czule kąsając ją zębami. Levander głośno oddychała, było widać, że jest coraz bardziej podniecona. Członek Harry'ego był już twardy i chłopak nadal go drażnił, obserwując swojego przyjaciela i jego dziewczynę. Rozpaczliwie powstrzymywał wyrywający się z jego ust jęk. W tym czasie Ron bezceremonialnie podniósł spódnicę dziewczyny. Pomogła mu odsuwając się trochę od ściany. Weasley wsunął jej rękę między nogi, na co Lavender westchnęła i wygięła się, przyciskając się do niego ogolonym łonem. Harry prawie krzyknął patrząc na to i rozpaczliwie ścisnął penisa, żeby samemu nie skończyć. Ron złapał jedną ręką nogę dziewczyny pod kolanem i wprowadził swój członek w jej pochwę. Brown jęknęła i mocniej przytuliła się do niego. Harry oparł się o ścianę, ponieważ nogi mocno mu drżały. Każde pchnięcie Rona wyrywało jęk z piersi dziewczyny, przygryzła wargę i prawie wisiała na jego rękach. Weasley zamknął jej usta swoimi i zaczął ją namiętnie całować, nie zaprzestając rytmicznych ruchów. Harry'emu wydało się w tym momencie, że wszystkie jego nerwowe zakończenia zebrały się w jednym miejscu, w dole brzucha. Po ciele przebiegła intensywna fala rozkoszy, członek zadrżał, zawibrował. Chłopak wydał zduszony jęk, nie miał siły, żeby go powstrzymać, i wytrysnął gorącym strumieniem spermy, opryskując pelerynę niewidkę i swoją wilgotną dłoń. Rzucił się do ucieczki, po drodze zapinając rozporek i nie zwracając uwagi na to, czy ktoś go usłyszy. Zakochana parka już zbliżyła się do kulminacyjnego momentu. Usłyszał jeszcze za plecami, jak Ron krzyknął, a Levander zaczęła głośno jęczeć.
Harry wpadł do sypialni, zrzucił pelerynę niewidkę i padł na łóżko, nie rozbierając się nawet. Zaciągnął zasłonę i nałożył zaklęcie wyciszające, chociaż w sypialni i tak praktycznie nikogo nie było, oprócz sapiącego w swoim łóżku Longbottoma. Dean Thomas prawdopodobnie był z Ginny Weasley, Finnigan włóczył się gdzieś, a co robił Ron, Harry doskonale wiedział. Jego najlepszy przyjaciel, prawdziwy mężczyzna, zajmował się seksem z piękną dziewczyną i doprowadzał ją do orgazmu, a on, Harry, nie tylko jeszcze ani razu nie spał z kobietą, ale jak ostatnia dziwka podkładał się pod znienawidzonego Ślizgona, pozwalał obracać sobą, jak ostatnią kurwą i jeszcze czerpał z tego przyjemność. Wściekły walnął pięścią w poduszkę i obrócił się na drugi bok. Kto by pomyślał, że okaże się gejem, zwykłym pedałem, rozpustnym draniem, któremu spodobało się czuć w swojej dupie członka Malfoya! Ślizgoński gad miał rację, jeśli Ron poznałby całą prawdę o nim, pierwszy odwróciłby się od niego i znienawidziłby go. Gdyby koledzy dowiedzieli się, jak nisko upadł, przyjaźń skończyłaby się. Harry znowu przekręcił się z boku na bok. Przed oczami stanęła mu scena, jak Ron pieści językiem piersi Levander, jak dziewczyna przyciska się do niego ogolonym łonem, jak chłopak wchodzi w nią po same jądra, zmuszając do krzyku z przyjemności i rozkoszy.
„Tak samo miał mnie Malfoy” - pomyślał ze złością Harry. - „Cholera, tak nie może dłużej być. Malfoy trzyma mnie za gardło i lada chwila może o wszystkim opowiedzieć, ale to nie znaczy, że nie mam prawa zacząć spotykać się z jakąś dziewczyną.”
A może z Malfoyem już do niczego nie dojedzie? Od dwóch dni nie przypomina o sobie. Nawet rzadko się widują. Może to był jeden raz? Może to, że spełnił żądanie i jak ostatnia łajza przybiegł na wezwanie i pozwolił się przelecieć wystarczyło? Dlaczego ma nie spróbować zapomnieć o tym, jak o nocnym koszmarze i nie postarać się zacząć normalnego życia i znaleźć sobie przyjaciółkę. Jak Ron chodzić na randki, uprawiać normalnie kochać się z dziewczyną, a nie tym zboczeńcem, po seksie z którym brzydzi się samego siebie, czuje się brudny i upokorzony. To, że Malfoy znowu będzie go zmuszać do pieprzenia się z nim nie oznacza, że nie może spotykać się z kimś innym. Będzie uprawiał normalny seks, a ten z Malfoyem od czasu do czasu jakoś przecierpi, ponieważ drań mocnym chwytem trzyma go za gardło. Ale przynajmniej wtedy nie będzie czuć się jak skończona kurwa, odzyska szacunek do siebie i będzie czuć się prawdziwym mężczyzną, a z czasem znajdzie sposób i uwolni się od Ślizgona. Harry zdecydował, że jutro z samego rana zajmie się poszukiwaniami kandydatki na rolę swojej stałej partnerki. Z tymi myślami zaczął zasypiać i tuż przed zaśnięciem usłyszał, jak Ron, cicho nucąc sobie pod nosem, wrócił do sypialni i zaczął się rozbierać.
rozdział VII
Harry siedział przy stole w Wielkiej Sali i z zainteresowaniem rozglądał się wokoło. Podjął mocną decyzję, że znajdzie sobie przyjaciółkę i teraz przyglądał się dziewczynom, starając się wybrać jedną z nich. Ron od rana był w świetnym nastroju, wczoraj miał więcej niż udany dzień, poczynając od tego, że został obrońcą, a kończąc na namiętnym seksie z Lavender Brown. Hermiona odwrotnie, była rozdrażniona i pogodny nastrój Rona wyraźnie ją denerwował. Udając, że przegląda poranne wydanie „Proroka Codziennego”, od czasu do czasu rzucała w niego złośliwe spojrzenia, a kiedy usłyszała wesoły śmiech Lavender, jeszcze bardziej zagłębiła się w gazecie. Harry widząc, że przyjaciele nie zwracają na niego uwagi, znowu zaczął ukradkiem przyglądać się uczennicom, wybierając kandydatkę na rolę swojej przyszłej przyjaciółki. Nowy wybuch śmiechu Brown zmusił Hermionę do odłożenia gazety. Wstała szybko od stołu i, jak się wydawało Harry'emu, z rozmysłem potrąciła Rona, po czym skierowała się do wyjścia. Potter popatrzył za nią. Nie, Hermiony nawet nie warto rozpatrywać w charakterze kandydatki. Była dla niego bardziej kumplem, niż kobietą. Gryfon raczej nie zazdrościł temu „szczęśliwcowi”, którego Granger wpuści do swojego łóżka. Dyskusje o zajęciach fakultatywnych, pracach domowych i zaliczeniach z każdego zrobią impotenta do końca życia.
Harry odwrócił się od oddalającej się Hermiony i znowu omiótł wzrokiem stół Gryffindoru. Oczywiście idealną kandydatką byłaby Ginny Weasley. Ruda bestia podobała się wielu chłopakom, a ci, którzy się z nią spotykali, czasami półszeptem w szatni opowiadali pikantne szczegóły tych schadzek, oczywiście podczas nieobecności Rona, inaczej mordobicia nie dałoby się uniknąć. Wczoraj sam Harry przekonał się, że przyjaciel traci rozum, gdy chodzi o jego siostrę. Ginny odpadała. Nie tylko była siostrą Rona, któremu obiecał, że nie będzie jej podrywał i ciągnął do swojego łóżka, ale także spotykała się z Deanem Thomasem. Harry westchnął i skierował spojrzenie na szepczące i chichoczące Lavender Brown i Pavrati Patil. Pavrati podpadł na czwartym roku podczas świątecznego balu i dlatego teraz, nawet jeśli spróbuje uderzyć do niej, ona prawdopodobnie wyśle go do diabła. Potter popatrzył na Lavender i poczuł, że zaczyna się czerwienić, dlatego szybko spojrzał gdzie indziej. Chłopakowi pojawiła się przed oczami scena, której był mimowolnym świadkiem - zduszony oddech dziewczyny, jej piękny, koronkowy biustonosz, ogolone łono, które przytula się do krocza Rona... Harry poczuł przebiegające po skórze mrówki, chwycił puchar z dyniowym sokiem i duszkiem wypił połowę. Ron, siedzący obok niego, z apetytem pochłaniał jajecznicę z bekonem, nie zwracając uwagi na przyjaciela, który utkwił wzrok w swoim talerzu, próbując wyglądać na skupionego, uspokoić przyspieszony oddech i powstrzymać niechcianą w tym momencie erekcję. Potter pomyślał, że to nie za dobrze TAK myśleć o dziewczynie swojego najlepszego przyjaciela, ale to nie jego wina, że był mimowolnym świadkiem wczorajszego spotkania i na samo wspomnienie jego członek reaguje dość intensywnie.
Kiedy Harry uspokoił się i dopił resztę soku dyniowego, znowu zaczął błądzić wzrokiem wzdłuż stołu Gryffindoru. Zatrzymał się na Romildzie Vane, sympatycznej, ciemnookiej brunetce, która, kiedy poczuła na sobie spojrzenie, popatrzyła w jego stronę i zalotnie mrugnęła. Harry szybko odwrócił się. Romilda jest oczywiście śliczniutka i ma wszystko na miejscu, ale za bardzo sama się naprasza, co mu się nie podobało. Tym bardziej, że jest plotkarą i, gdyby zaczął się z nią spotykać, cały Hogwart znałby wszystkie szczegóły ich randek, a to go zupełnie nie urządzało. Wykreślił imię Romildy Vane ze swojej wyimaginowanej listy i dalej wodził wzrokiem od Gryfonki do Gryfonki. Sympatyczne i śliczne dziewczyny na Romildzie się kończyły, zostały tylko małolaty i kaszaloty.
Harry westchnął i spojrzał w stronę stołu Ravenclawu. Pierwszą osobą, na którą padł jego wzrok, była Pomyluna Lovegood z „Żonglerem” w rękach i różdżką za uchem. Podniosła spojrzenie znad czasopisma, lekko wypukłe oczy nadawały jej zdziwiony i głupkowaty wygląd, i pomachała do Harry'ego. Chłopak uśmiechnął się i szybko odwrócił wzrok. Jak wiadomo, dziewczyny są albo piękne, albo mądre. W Ravenclawie uczyli się mądrzy... A Luna była wyjątkiem, ani piękna, ani mądra.
Pozostawał Hufflepuff, ale tam uczył się Cedrik Diggory, który był idolem i ulubieńców wielu studentów, z których liczni nadal winili Harry'ego za jego śmierć. Tak więc Puchonki odpadały.
Potter westchnął. Hermiona zapewniała go, że jest teraz najpopularniejszym chłopakiem w Hogwarcie, Ron mówił, że ma wiele fanek, a okazuje się, że właśnie on ma największy problem z dziewczyną. Pozostaje tylko Slytherin, tam uczyły się najpiękniejsze dziewczyny w szkole, ale to teren zakazany. Harry mimo woli spojrzał w stronę wrogiego stołu i zamarł z zaskoczenia, kiedy spotkał się ze spojrzeniem szarych oczu. Malfoy patrzył na niego badawczo. Serce Harry'ego zaczęło bić szybciej. Przenikliwe spojrzenie Ślizgona wcale mu się nie podobało. Ogarnęło go złe przeczucie. W tym momencie poczuł, jak zaczarowana moneta w jego kieszeni nagrzewa się. Zrobiło mu się zimno. Malfoy wstał zza ślizgońskiego stołu i sam, bez swoich ochroniarzy, skierował się do wyjścia z Wielkiej Sali. Harry wziął torbę i też zaczął wstawać zza stołu.
- Dokąd idziesz? - Ron chwycił go za rękę.
- Rozbolał mnie brzuch - skłamał Harry. - Nie czekaj na mnie, sam idź na Eliksiry. - I szybko ruszył do wyjścia.
Harry zobaczył, że Malfoy kieruje się w stronę toalety. W przyzwoitej odległości, żeby nikt się nie domyślił, iż celowo idzie za Ślizgonem, podążył jego śladem. Kiedy Draco wszedł do łazienki, Harry przeszedł się po korytarzu, zajrzał za róg, przekonał się, że w pobliżu nie ma innych uczniów i także wszedł do środka.
- O co chodzi, Malfoy? - Harry był wyraźnie zdenerwowany. Blondyn od razu zauważył, że Gryfonowi lekko drżał głos.
- Nudziłem się, Potty. - Ślizgon zrobił krok w stronę bruneta, tak, jakby chciał go objąć, przycisnąć do siebie, ale w ostatnim momencie rozmyślił się i tylko podniósł rękę, żeby dotknąć chłopaka.
Harry odskoczył od Malfoya jak od trędowatego. Ręka Draco zamarła w powietrzu, a potem powoli opadła. Potter patrzył na niego spode łba, z nienawiścią. Blondyn na chwilę zamknął oczy, głęboko westchnął, a po chwili przed Harrym znowu stał ten sam co zwykle, zadowolony z siebie ślizgoński gad, z szyderczym uśmiechem na czystokrwistej gębie.
- Potter, chcę, żebyś mi obciągnął - powiedział Malfoy, cynicznie patrząc na Harry'ego.
- Co? - Gryfon zakrztusił się i zakasłał.
- Zrobisz mi loda, Potty - nadal uśmiechając się, wyjaśnił blondyn.
- A jajek masełkiem ci nie posmarować, Malfoy? - odpowiedział Harry i skierował się do wyjścia.
- Potty, Potty, jak zawsze komplikujesz sobie życie. - Draco dogonił go przy samych drzwiach i zamknął je.
- Malfoy, nie zrobię tego - odpowiedział Gryfon. - Nie wezmę do ust twojego śmierdzącego kutasa!
- Jeszcze raz tak powiesz, a wybiję ci wszystkie zęby! - zaperzył się Malfoy. - Już mnie znasz, Potter. Nie zamierzam cię namawiać i prosić, ty pieprzona kurwo. W tej chwili na kolana!
- Nie zrobię tego! - zasyczał Harry, zaciskając pięści - To obrzydliwe i upokarzające.
- Dziwnie to słyszeć od kurwy - odpowiedział Malfoy, wzruszając ramionami.
Harry resztkami sił powstrzymywał się, żeby nie walnąć Ślizgona w szczękę. Gdyby mu się to nie udało, Malfoy byłby martwy. Potter był na granicy opanowania.
- Malfoy, zejdź mi z drogi - groźnym, cichym głosem powiedział Harry.
- Zgoda Potter, możesz iść. - Draco odsunął się na bok. - Tylko już niedługo będziesz brać w usta śmierdzące kutasy połowie Hogwartu.
Harry zamarł przy wyjściu. Ze złości pociemniało mu w oczach, które zamknął, żeby nie widzieć blondyna i nie stracić resztek kontroli nad sobą. Inaczej naprawdę roztrzaska tej fretce łeb o ścianę i trafi przez drania do Azkabanu. To byłoby niesprawiedliwie, chociaż rozwalić Ślizgona to wielka pokusa.
- Nie mogę tego zrobić, Malfoy - powiedział Harry.
- No, Potter, to nie jest aż takie okropne. Ja ci to robiłem. Teraz twoja kolej popracować swoimi usteczkami nad moim członkiem. Podziękuj, że jak na razie nie używam twojego języka w charakterze papieru toaletowego.
- Ale z ciebie bydlak, Malfoy - patrząc w szare, przymrużone oczy Ślizgona, cicho powiedział Harry.
- Potter, do rozpoczęcia lekcji zostało 15 minut, klękaj i zaczynaj. - Malfoy zaczął rozpinać rozporek.
Harry powoli osunął się przed Ślizgonem na kolana. Chłopak gardził sobą za swoją uległość, ale nic nie mógł zrobić, był w beznadziejnej sytuacji. Malfoy ani myślał zostawić go w spokoju. Ślizgon mocno trzymał go za gardło, za każdym razem grożąc, że opowie o ich „stosunkach”, a tego Harry bał się bardziej, niż od śmierci. Wiedział, że im dłużej się sprzeciwia, tym gorzej dla niego. I teraz, klęcząc przed Ślizgonem w upokarzającej pozie, wiedział, że musi obciągnąć Malfoyowi, bo inaczej będzie znacznie gorzej... Lepiej już mieć tylko jednego pana, niż stać się społeczną dziwką, którą pieprzyć będzie w jakimś ciemnym kącie każdy, kto zechce. Ale wziąć w usta Malfoya... to takie obrzydliwe!
Harry poczuł, jak członek Draco dotyka jego twarzy i zmrużył oczy.
- Ssij, jak kazałem! No! Zaczynaj! - Chłopak zaczął przesuwać główką członka po wargach Gryfona. Harry zacisnął zęby aż do bólu. - Potter, otwórz usta! - powiedział Malfoy i wbił główkę pomiędzy zaciśnięte wargi.
Chwilę później szarpnął Gryfona za włosy tak, że w oczach chłopaka pojawiły się łzy i odruchowo krzyknął z bólu. Czubek penisa blondyna pewnie rozsunął półotwarte usta i wniknął głęboko do środka. Potter spróbował uwolnić się, ale Draco mocno przycisnął jego głowę do swojego krocza i członek Ślizgona wszedł w usta Harry'ego prawie do samego przełyku. Potter jęknął, łzy zakręciły mu się w oczach, powietrza zaczęło brakować. Próbował odsunąć się, ale Malfoy, trzymając go za włosy, zaczynał ruszać członkiem i pieprzyć go coraz szybciej i szybciej, coraz mocniej i mocniej wpychając penisa w jego gardło.
- No, dziwko, pracuj językiem, oblizuj, ssij! - rozkazywał blondyn. Harry coś zamruczał, ale Malfoy złośliwie warknął: - Nie gadaj, tylko ssij, suko!
Harry'mu wydawało się, że to się nigdy nie skończy. Zmęczył się i wiercił w niewygodnej pozie na kolanach, usta go bolały, a od każdego pchnięcia w jego gardło w oczach pojawiały się łzy i czuł, że zaraz zwymiotuje. Zrozumiał, że jeśli czegoś nie zrobi, czegokolwiek, to ta męka szybko się nie skończy. Malfoy będzie przedłużał to, co sprawia mu przyjemność. Dlatego Harry, wzdrygając się ze wstrętem, zaczął z rozpaczą mocno ssać, doprowadzając do tego, że Ślizgon zajęczał. Harry przyśpieszył ruchy.
- Potty, jesteś świetnym obciągaczem! - wymamrotał Malfoy. - Potrafisz, jeśli tylko chcesz!
Harry'ego aż odrzuciło od tego wątpliwego komplementu, ale teraz myślał tylko o tym, kiedy Malfoy wreszcie skończy i jak uniknąć połknięcia spermy. Ale nagle, bez żadnego ostrzeżenia, Ślizgon wepchnął mu członek bezpośrednio w gardło, aż chłopak zakrztusił się, a prosto w przełyk prysnął mu silny, gorący strumień. Potter spróbował odsunąć się, ale Draco przewidział taki manewr, mocno chwycił go za włosy i kark i wepchnął swojego penisa w jego usta prawie do końca. Harry zachrypiał, zaczął dławić się i łykać spermę. Nie nadążał i wkrótce jego usta wypełniły się gorzko-słonym płynem. Nieprawdopodobnie lepka i śliska ciecz oblepiła mu cały język i podniebienie, przesycając wszystko swoim smakiem. Potter czuł, jak ten obrzydliwy śluz już nie mieści mu się w ustach i spływa po podbródku, kapiąc na koszulę i krawat. Musiał przyjmować wszystko, do ostatniej kropli. Malfoy puścił go, kiedy skończył i wytarł swojego członka o jego policzek.
- Widzisz, Potty, a tak się bałeś - powiedział blondyn ciężko oddychając i oparł się o ścianę.
Harry zerwał się z kolan i rzucił w stronę umywalki. Ale w połowie drogi zgiął się i zwymiotował.
Malfoy, nadal opierając się o ścianę, obserwował Harry'ego, który nad umywalką z rozpaczą płukał usta i pluł. Znowu zwymiotował, ale tym razem już nie tak gwałtownie.
- Potter, szybko przyzwyczaisz się do mojej spermy - rozciągając słowa powiedział Ślizgon.
Harry podniósł mokrą twarz, a w jego oczach paliła się nienawiść. Chciał coś odpowiedzieć, ale od strony korytarza doleciały głosy i śmiech, jakiś uczeń szedł do toalety. Ślizgon rzucił się w stronę Pottera, chwycił go za rękaw i pociągnął do kabiny. Wepchnął Gryfona do środka, zatrzasnął drzwi i zamarł. Harry otworzył usta, ale Draco dotknął ich palcem i cicho szepnął:
- Chyba nie chcesz, żeby nas tu ktoś zobaczył?
Harry powoli pokręcił głową. Do łazienki weszło kilku siódmoklasistów z Ravenclavu. Głośno dyskutowali na temat ostatniego treningu quidditcha, żartowali i śmiali się. Harry z Draco trwali bez ruchu. W kabinie było bardzo ciasno, stali mocno przytuleni do siebie. Z tego powodu Harry czuł dyskomfort i spróbował odsunąć się od Malfoya, ale przeszkadzała mu w tym muszla klozetowa.
- Uspokój się, Potter - wyszeptał Malfoy i mocniej przyciągnął Gryfona do siebie.
Harry stracił oddech. Ślizgon objął go, przyciągnął i zaczynał ocierać się o niego. Brunet nagle poczuł narastające podniecenie, jego członek lekko naprężył się i blondyn od razu to poczuł.
- Potter, jaki jesteś zmysłowy - wyszeptał mu do ucha Draco. - Tak szybko się podniecasz.
Szept Ślizgona wypalał skórę Harry'ego, po jego ciele przebiegł drobny dreszcz. Malfoy jeszcze mocniej przytulił się do niego, naciskając swoim kroczem na jego członek i ocierając się o niego. Harry zaczął jęczeć, ale blondyn zakrył mu usta swoimi. Jego ręka prześliznęła się na dół. Rozpiął Potterowi rozporek, objął jego penisa i zaczął go drażnić, a drugą ręką masował mu jądra. Gryfona zadrżał z podniecenia. Instynktownie przytulił się do Malfoya, objął go za szyję i zaczął pchać członka w jego rękę.
- Och, Potty - wyszeptał Draco. - Chcę dać ci przyjemność, chcę żebyś skończyłeś tak, jak nigdy w życiu.
Ślizgon zaczął całować Harry'ego w szyję, polizał płatek ucha i połaskotał językiem skórę.
Brunet wtulił się w ramię Draco, zaszlochał i ścisnął zęby, kąsając go.
- Ciszej, ciszej - wyszeptał blondyn. - Usłyszą nas.
- Nie mogę... - dysząc z podniecenia, odpowiedział Harry.
- Potter, sprawiasz, że tracę rozum. - Ślizgon czule pokrywał twarz Harry'ego pocałunkami, pieszcząc ręką jego jądra.
W sąsiedniej kabinie dał się słyszeć dźwięk spuszczanej wody i chłopcy zamarli. Policzki Harry'ego pokryły się rumieńcem, oczy błyszczały z podniecenia, oddychał z trudem i przytulał się do Ślizgona, nadal obejmując go za szyję.
- Potter, chcę cię - wyszeptał mu Malfoy prosto do ucho i językiem połaskotał jego płatek, a potem lekko przygryzł go i zaczął lizać, ręką pobudzał jego penisa.
Oczy Gryfona otworzyły się szeroko, chłopak oblizał wargi i nagle wyjął z tylnej kieszeni spodni swoją różdżkę, skierował ją w stronę drzwi i wyszeptał:
- Muffliato.
- Co to? - Malfoy spojrzał na Pottera ze zdziwieniem.
- Zaklęcie zagłuszające - powiedział Harry, przechodząc od szeptu do normalnej rozmowy. - Oni nas teraz nie słyszą, ich uszy napełniły się obcymi dźwiękami i szumem.
- Nieźle! - powiedział Draco. - Ściągnij spodnie, Potty - polecił.
Harry zaczerwienił się jeszcze mocniej i spuścił oczy. Malfoy przyciągnął go do siebie i zdjął mu spodnie. Potem pogłaskał jego biodra, chwycił za sprężyste pośladki i zaczął je ściskać i szczypać. Twarz Harry'ego płonęła, dlatego wtulił się w ramię Ślizgona, żeby ten nie widział jego zarumienionych ze wstydu policzków.
- Potter, masz zachwycający tyłek - powiedział Malfoy, nadal pieszcząc pośladki Gryfona. - I tak mnie podniecasz. Jesteś bardzo zmysłowy, seksowny i pociągający. Po prostu nie mogę oprzeć się takiej diabelskiej mieszance - dodał Ślizgom, żartobliwie klepiąc dłonią po zgrabnym udzie Pottera.
- Przestań, Malfoy, proszę - drżącym głosem odpowiedział Harry, wywołując tym uśmiech na pięknej twarz Draco.
- Teraz zerżnę twoją apetyczną dupcię - obiecał Malfoy, nadal uśmiechając się, celowo zawstydzając Pottera swoimi słowami. - Odwróć się tyłem, pochyl i wypnij biodra.
Harry ze wstydu znowu zaczerwienił się jak pomidor, ale posłuchał w milczeniu, nie patrząc Ślizgonowi w oczy. Odwrócił się plecami, nachylił i oparł rękami o muszlę klozetową.
- Rozsuń uda - wyszeptał Malfoy drżącym głosem, nie spuszczając spojrzenia ze sprężystych, okrągłych pośladków Gryfona.
Harry spełnił prośbę Ślizgona i wypiął się mocniej w jego stronę. Blondyn głośno westchnął, kiedy zobaczył ciemną, pomarszczoną dziurkę, wystawioną dla jego wzbudzonego już i lekko sączącego się członka. Przyłożył czerwoną, błyszczącą główkę i spróbował wbić się w Pottera jednym pchnięciem. Harry krzyknął i szarpnął się do przodu, gdy jego anus przeszył okropny ból. Wydało mu się, że jego wejście znowu rozrywa się pod naporem penisa Malfoya, tak, jak za pierwszym razem, w pociągu. Nauczony gorzkim doświadczeniem, postarał się maksymalnie rozluźnić, ale to niewiele pomogło. Z bólu ugięły się mu nogi i prawie wtulił głową w muszlę klozetową.
- Wybacz. - Draco szybko odsunął się od Gryfona, poślinił palec i zaczął ostrożnie wprowadzać go w ciasny otwór Harry'ego. - Tak lepiej? - zapytał - Nie boli?
- Nie - zaszlochał brunet.
- Cholera, Potty, myślałem, że już zrobiłem porządek z twoją dziurką, a ciebie trzeba ciągle jeszcze rozciągać i rozciągać. - Malfoy włożył drugi palec.
Na te słowa Gryfon bardzo się zmieszał, krew napłynęła mu do policzków i nawet zakręciły się łzy wstydu w oczach. Dobrze, że Malfoy tego nie widział. A tymczasem Draco wprowadził mu w anus trzeci palec i rozciągał jego wejście, przygotowując je dla swojego członka. Harry'emu było wstyd, że stoi pochylony i rozkraczony, wypinając biodra w stronę blondyna, a ten wsadza w niego palce i rozciąga go, żeby mu się lepiej pieprzyło. Na dodatek w sąsiednich kabinach znajdują się nic nie podejrzewający uczniowie. To wszystko tak podniecało Pottera, że jego penis stał się sztywny i wilgotny. Wygiął ciało mocniej, podstawiając tyłek Malfoyowi, i ruszył nim w tył, mocniej nabijając się na palce Ślizgona.
- Jesteś gotowy, Potter? - zduszonym od podniecenia głosem zapytał Malfoy.
- Tak - wyszeptał Harry.
- Rozluźnij się, zaraz w ciebie wejdę. - Przystawił główkę do wejścia Gryfona i zaczął wchodzić w niego jak nigdy dotąd, dopóki nie pogrążył się cały, uderzając jądrami o pośladki Harry'ego.
Zielonooki zaczął jęczeć i pchnął biodra do tyłu, nabijając się na penisa Draco. Malfoy w ekstazie pieprzył Pottera, od czasu do czasu rozkazując, aby on sam nasadzał się na jego członka. Z powodu silnego podniecenia i rosnącego pożądania Harry zapomniał o wstydzie i wykonywał rozkazy Ślizgona jak ostatnia dziwka. Malfoy chwycił za erekcję Gryfona i zaczął go drażnić, nie przestając się w niego wbijać. Potter, straciwszy kontrolę nad sobą, pchał się mu w rękę, szlochał i skomlał z rozkoszy za każdym razem, gdy członek Malfoya uderzał w jego prostatę. Uczniowie z Ravenclavu wyszli z toalety. Chwilę później rozległ się gong wzywający na lekcję, ale chłopcy nie widzieli i nie słyszeli niczego. Dla Draco teraz istniał tylko tyłek Gryfona, w który wbijał się po same jądra, a dla Harry'ego cały świat ograniczył się do rozkoszy, której dostarczał mu penis Ślizgona. Ekstaza nakryła obu jak fala, członek Harry'ego zapulsował w ręce Draco, który poczuł, że Potter jest na granicy orgazmu, więc ścisnął jego jądra, odciągając kulminacyjny moment i zaczął pieprzyć go mocniej, zbliżając się do pożądanego rozwiązania i dążąc do tego, żeby skończyli równocześnie. Harry'emu drżały nogi, przed oczami wszystko się rozmazywało, a w uszach szumiało, jakby zastosowano na nim zaklęcie Muffliato. Był na granicy utraty świadomości. Malfoy ostatni raz pchnął, krzyknął odrzucając głowę do tyłu i zaczął kończyć, ściskając biodra Gryfona i mocniej nabijając go na siebie dla większej przyjemności. Harry, gdy tylko Malfoy puścił jego jądra, od razu doszedł, a strumień jego spermy bryznął na muszlę klozetową i ścianę.
Kiedy Draco skończył i puścił go, osłabiony od orgazmu Potter usiadł na sedesie. Malfoy podszedł do niego blisko i przesunął mięknącym członkiem po jego ustach.
- Obliż go, Potty - poprosił.
Harry spróbował się odsunąć. Perspektywa oblizywania członka Draco, którego dopiero co miał w dupie, nie wydała się mu nęcąca. Nie tak dawno kilkakrotnie prawie zwymiotował, kiedy połykał spermę Ślizgona i teraz wcale nie chciał znowu wziąć jego erekcji w usta. Draco jeszcze raz uparcie stuknął penisem w usta Gryfona, który chciał coś powiedzieć, ale Malfoy, gdy tylko Harry rozchylił wargi, wsunął mu swój członek w usta. Potter warknął w proteście, ale Ślizgona to nie powstrzymało, chciał mieć pełną przyjemność, a to oznaczało, że Potter na zakończenie powinien jeszcze wylizać jego członka i jajka. Postawił nogę na brzegu muszli klozetowej, złapał Harry'ego za głowę obiema rękami i zaczął nabijać na siebie jego usta.
- No, Potty, pracuj językiem, wylizuj - prosił Malfoy, nadal pchając się między wargi Gryfona.
Brunetowi nie pozostawało nic innego, jak zacząć wykonywać żądania Ślizgona z nadzieją, że wtedy szybciej go puści. Po takim orgazmie, jakiego Harry doznał, czuł się wyciśnięty i osłabiony, nawet nogi nadal mu drżały. Chciał, żeby Malfoy wreszcie go uwolnił albo dał odetchnąć. Zaczął oblizywać członka Draco, a ten, widząc, że Gryfon wreszcie zaczął robić to, co od niego chciał, przestał trzymać jego głowę i pchać mu się w usta. Harry wylizał członek, potem zaczął oblizywać jądra. Po tym Ślizgon wreszcie się odsunął i zaczął ubierać.
Potter nadal siedział ze spuszczonymi spodniami, a z tyłka spływała mu sperma. Wydawało się, że cała toaleta jest przesiąknięta jej zapachem.
- Hej, co tak siedzisz? Wstawaj! Już i tak spóźniliśmy się na lekcje. - Draco wyciągnął rękę, żeby pomóc Gryfonowi się podnieść, ale ten odepchnął ją i odwrócił się. - Idziesz, czy nie? - zapytał Malfoy.
Harry pokręcił głową, unikając spojrzenia Ślizgona.
- Nie, to nie - blondyn wzruszył ramionami. - Tylko nie siedź tak, ktoś może wejść i cię zobaczyć.
Harry milczał ze spojrzeniem ciągle utkwionym w podłodze.
- Słuchaj, Potter, rozum straciłeś po takim seksie? - zainteresował się Malfoy, którego nieadekwatna do okoliczności reakcja Pottera zaczynała wyprowadzać z równowagi. Chciał dać Gryfonowi jak najwięcej przyjemności, doprowadzić go na szczyt ekstazy, co właściwie mu się udało, ale zachowanie Harry'ego wprawiło go w zdumienie. - Słuchaj, z tobą wszystko w porządku? - zapytał.
- Odczep się, Malfoy - powiedział Harry.
- Dobrze - odpowiedział Draco. - Jak chcesz...
Blondyn uchylił drzwi kabiny, wyjrzał, rozglądnął się i kiedy przekonał się, że nikogo nie ma, wyszedł. Ale zanim dotarł do wyjścia, zawrócił, zajrzał do kabiny i zapytał:
- Potter, naprawdę wszystko dobrze?
- Malfoy, powiedziałem, żebyś się odwalił - odpowiedział Harry ze złością.
Draco osunął się na kolana przed siedzącym na muszli klozetowej Gryfonem, ujął jego twarz w swoje ręce i zaglądając mu w oczy, z niepokojem zapytał:
- Zrobiłem coś nie tak, Harry? - zapytał i czule pocałował Pottera w usta.
Brunet gwałtownie odsunął się od niego, odepchnął go i powoli wytarł wargi wierzchem dłoni.
- Harry? - zazgrzytał zębami. - A kiedy to stałem się dla ciebie Harrym? Jestem ślizgońską dziwką, a dziwek się w usta nie całuje, Draco! - Gryfon wypluł ostatnie słowo.
Malfoy odskoczył od Pottera, jakby ten go uderzył, szybko wstał z kolan, odwrócił się i wypadł z łazienki mocno trzaskając drzwiami.
Gryfon słyszał, jak Malfoy opuścił toaletę, ale sam nie śpieszył się na zajęcia. Zamknął się w kabinie, żeby nikt go przypadkowo nie zobaczył. Wypowiedział zaklęcie czyszczące, doprowadzając się do porządku, niszcząc brudne ślady niedawnego zboczenia, któremu się poddał, naciągnął spodnie i usiadł na opuszczonej desce sedesowej. Pochylił nisko głowę, zakrył twarz rękami i zaczął płakać. Łzy poniżenia i rozpaczy dusiły go, nie mógł i nie chciał ich powstrzymywać. Miał ochotę wyć z odrazy i wstydu. Malfoy poniżał go i robił z nim, co chciał, a on nic nie mógł na to poradzić. Dopiero co marzył o tym, że znajdzie sobie dziewczynę i będzie spotykać się z nią jak Ron z Lavender, a właśnie został zerżnięty we wszystkie dziury gorzej, niż prostytutka. Malfoy po raz kolejny sprawił, że czuł się brudny. O jakich dziewczynach można myśleć po czymś takim? Kiedy czujesz obrzydzenie do samego siebie? Prawda, która do niego dotarła, była nieznośna. Przecierpi wszystko, aby zachować w tajemnicy swoją hańbę i poniżenie. Zapłaci każdą cenę, nawet taką. Było mu źle. Jak długo to może trwać? Malfoy będzie go pieprzyć i poniżać, dopóki mu się to nie sprzykrzy, a znając jego ślizgońską naturę Harry wiedział, że Draco nie zakończy tego szybko i za każdym razem będzie go upokarzać coraz bardziej. Malfoy metodycznie i powoli zmieniał go w dziwkę. Dopiero co Ślizgon obrobił go jak ostatnią szmatę, wydymał go w dupę i zmusił do wylizania członka, a potem jeszcze cynicznie zainteresował się, czy z nim wszystko w porządku.
Gryfon głośno zaszlochał. Ciekawe, z kim może być wszystko w porządku po czymś takim? Harry wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Przez głowę zaczęły przelatywać mu niewesołe myśli o tym, jak wyrwać się z seksualnego niewolnictwa i uwolnić od Malfoya, który traktuje go gorzej, niż domowego skrzata. Tych przynajmniej nie pieprzą w pustych ubikacjach, jak jego, wielkiego bohatera czarodziejskiego świata. Harry wypuścił strumień dymu i zapatrzył się na porysowaną wulgarnymi rysunkami ścianę kabiny. Było mu tak parszywie na duszy, że nagle bardzo zachciało mu się walnąć komuś w pysk albo napić się, ale nie tak po prostu napić, a nawalić się jak świnia, do nieprzytomności. Wpaść w pijackie zamroczenie i pozostać w nim jak najdłużej. Albo lepiej najpierw upić się, a potem dołożyć komukolwiek, na przykład Malfoyowi...
Prawdziwego alkoholu Harry nigdy nie pił. Nie próbował niczego mocniejszego niż kremowe piwo. Ale przecież zawsze jest ten pierwszy raz - pierwszy gwałt na tobie, pierwsza próba samobójcza, pierwsza ochota na mocny alkohol. Tylko w obijaniu mordy nie był nowicjuszem.
Ale skąd wziąć procenty? Trzymanie alkoholu w Hogwarcie było poważnym naruszeniem regulaminu. Groziło długim szlabanem i utratą wielu punktów. Harry wiedział, że co najmniej dwóch ludzi w zamku miało alkohol i piło go regularnie. Pierwszą osobą była profesor Trelawney, która po usunięciu jej z posady naczelnej wróżbiarki przez Dolores Umbridge z żalu wpadła w chroniczne pijaństwo i teraz regularnie znajdowała się w stanie lekkiego (lub silnego) upojenia. Drugą osobą był ten drań Malfoy, który nawet w szkole żył z takim przepychem, że w swoim apartamencie miał nie tylko wspaniałe łoże i własną łazienkę, ale i barek, w którym na pewno nie trzymał kremowego piwa. Ślizgoński gad nic sobie nie robił ze szkolnych reguł i zawsze przywoził przyzwoity zapas trunków, którymi dzielił się ze swoimi poddanymi. Pili nawet po drodze do szkoły, w pociągu, niczego się nie bojąc, ponieważ Malfoy jest ich prefektem. Na pewno różne alkohole może nieć również Zabini, ten manieryczny gad też lubi się rozluźnić. Jednak tego Harry nie był do końca pewien. Może Blaise na prawach faworyta po prostu regularnie korzystał z barku Malfoya?
Harry wyrzucił wypalonego aż do filtra papierosa i zapalił kolejnego. Teraz wszystkie jego myśli ukierunkowane były na to, jak zdobyć upragniony alkohol, żeby mógł utopić w nim swój żal i rozniecić już i tak mocno buchającą z niego wściekłość. A potem obić komuś mordę, żeby się rozładować. Konkretnego planu jak zdobyć procenty, Gryfon nie miał. Wiedział tylko, że zabierze je jednemu z właścicieli. Będzie, oczywiście, musiał użyć peleryny niewidki i mapy Huncwotów. Mimo że Malfoy był teraz na Eliksirach u profesora Slughorna, jakoś musi dostać się do apartamentów Ślizgona. Nie znał nowego hasła do podziemi, a Draco na pewno obłożył wejście do swojego pokoju zaklęciami ochronnymi. Do profesor Trelawney też raczej trudno będzie się dostać, zważywszy na to, że trzeba by w pelerynie niewidce wchodzić po sznurze do włazu, który znajduje się na najwyższym piętrze, a już wracać tą samą drogą z butelką - mało realne. Harry zapalił trzeciego papierosa. Napić się - ta myśl stawała się coraz bardziej natrętna. Nagle go olśniło, zerwał się z sedesu, a serce zaczęło bić mu mocniej. Już wie, co zrobi! Jak mógł zapomnieć? Dlaczego nie wymyślił tego wcześniej? Przecież jest właścicielem skrzata, który powinien wykonywać wszystkie jego rozkazy. Pytanie tylko, jak go wezwać. Co trzeba zrobić? Niezbyt głośno i niepewnie Harry powiedział:
- Stworku.
Rozległ się trzask i przed Potterem pojawił się skrzat rodziny Blacków, którego odziedziczył razem z domem przy Grimmauld Place 12.
- Pan mnie wołał? - zaskrzeczał Stworek, kłaniając się i obrzucając Harry'ego spojrzeniem, w którym wyraźnie widać było życzenie śmierci w męczarniach.
- Wołał, wołał - odpowiedział Harry i wyjrzał z kabiny, żeby przekonać się, czy nadal jest sam w ubikacji.
- Stworek zrobi wszystkich, co pan każe - powiedział skrzat kłaniając się tak nisko, że ustami prawie dotknął swoich stóp. - Ponieważ Stworek nie może się sprzeciwiać, ale Stworek wstydzi się, że ma takiego pana...
- Zamknij się - powiedział Harry, który ani myślał wysłuchiwać biadolenia skrzata. - Mruknij tylko, a utopię cię w muszli klozetowej.
Stworek popatrzył na niego krzywym spojrzeniem, ale nie powiedział już ani słowa.
- Słuchaj, Stworku, chcę się napić, więc przynieść mi cokolwiek, zrozumiałeś?
- Pan chce, żeby Stworek przyniósł coś co picia? - upewnił się skrzat.
- Istotnie, chwytasz w lot... - potwierdził Harry. - No, rusz ten swój chudy tyłek...
- Stworek musi się podporządkować i spełnić życzenie - zaczął jęczeć skrzat. - Stworek musi wykonywać rozkazy nieczystego czarodzieja, brzydala...
- Zamknij jadaczkę i idź wykonać zadanie, bo inaczej żadna WESZ cię nie uratuje. Utoniesz w klozecie ku radości Jęczącej Marty, będzie ją miał kto zabawiać.
Stworek jeszcze raz ukłonił się Harry'emu i zniknął z trzaskiem.
- Mały, śmierdzący kawałek gówna - mruknął Gryfon.
Wyrzucił niedopałek, a potem wyjął różdżkę i na ścianie kabiny narysował bardzo nieprzyzwoity obrazek z podpisem „Fuck you, Malfoy”. Od razu trochę mu ulżyło.
Harry nałożył na drzwi ubikacji zaklęcie zamykające, żeby nikt mu nie przeszkadzał. Choć raz chciał być sam. Było mu źle i nie miał ochoty nikogo widzieć. Jeżeli ktoś poczuje potrzebę, niech biegnie na inne piętro. Jeżeli będzie miał szczęście, to schody ustawią się w dobrym kierunku, a jak nie, to już nie problem Harry'ego. Zaklęcia czyszczące są przerabiane na początku nauki.
Oczekując powrotu Stworka, Harry ozdabiał ściany toalety rysuneczkami z niecenzuralnymi napisami pod adresem Malfoya. Głośny trzask za jego plecami spowodował, że odwrócił się gwałtownie, wyciągając przed siebie różdżkę. Stworek patrzył spode łba na Gryfona, a w ręku trzymał puchar.
- Mam zszargane nerwy - wyszeptał Harry i wziął kielich od skrzata.
Wypił wielki łyk, myśląc, że Ognista wypali mu gardło, a potem przyjemne ciepło rozleje się po jego żyłach, ale zaraz wypluł płyn, który miał połknąć, opryskując przy tym skrzata od stóp do głów.
- Stworek, gadzie, co to jest? - krzyknął. - Coś ty mi przyniósł?
- Pan kazał Stworkowi przynieść coś do picia, Stworek zmuszony był wykonać polecenie, choć Stworkowi wstrętne jest usługiwanie...
- Zamknij się! - wrzasnął Gryfon i wylał na głowę skrzata przyniesiony przez niego napój. - Draniu! - Harry rzucił pucharem o ścianę. - Prosiłem o alkohol, o ognistą, a nie o sok dyniowy!
- Pan chciał się napić. Stworek wykonał rozkaz...
- Łeb ci urwę i powieszę w przedpokoju domu Blacków, będziesz wisieć obok swoich ukochanych, czystokrwistych panów - wrzeszczał Potter, wyżywając się na Stworku. - Zjeżdżaj stąd, śmierdzielu!
Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Stworek natychmiast zniknął z głośnym trzaskiem.
- Złośliwy drań - ze złością mruknął Harry.
A potem posmutniał. Nadzieja na upicie się zaczynała rozwiewać się jak dym. Pozostawała ostatnia szansa - wezwać Zgredka. Ten wolny skrzat nie był zobowiązany do wykonywania jego rozkazów, ale przecież zawsze mówił, że jest gotowy spełnić każde życzenie wielkiego Harry'ego Pottera. Brunet uśmiechnął się.
- Zgredku! - zawołał.
Chwilę później przed Harrym stał wolny i niezależny skrzat, który z podziwem patrzył na Pottera swoimi ogromnymi ślepiami. Ubrany był w pognieciony, wełniany sweter, zrobiony przez Hermionę, i kilka wełnianych czapek, nie wspominając już o skarpetkach.
- E... witaj, Zgredku - zaczął Gryfom. - Chciałbym cię o coś poprosić... Ale oczywiście możesz odmówić, przecież teraz jesteś wolny...
- Harry Potter, sir, Zgredek jest wolnym skrzatem, podporządkowuje się, komu zechce i zrobi wszystko, co powie mu Harry Potter - oświadczył Zgredek, a po jego pomarszczonej twarzy potoczyły się łzy.
- Zgredku, zawsze wiedziałem, że na ciebie mogę liczyć - z ulgą powiedział Gryfon.
- Harry Potter to najbardziej wspaniałomyślny czarodziej na świecie! - z zachwytem i ubóstwianiem zapiszczał skrzat.
- Zgoda, zgoda, ale plotki o mojej wspaniałomyślności są mocno przesadzone. Myślę, że Stworek jest innego zdania. Słuchaj, Zgredku, chcę, żebyś przyniósł mi butelkę ognistej. Wiem, że Malfoy ma kilka takich w swoim barku. Będziesz musiał się dostać do jego sypialni i przynieść mi jedną... e... dwie butelki. Poradzisz sobie? - z nadzieją zapytał Harry.
- Harry Potter, sir, Zgredek z radością obrabuje pana Malfoya i przyniesie wszystko, o co Harry Potter poprosi. Dla Zgredka to honor okraść pana Malfoya i zrobić przyjemność Harry'mu Potterowi.
- Ciszej, Zgredku! - wyszeptał Gryfon. - Jesteś zuch, tylko nie trzeba tak wrzeszczeć. Weź dwie butelki ognistej i szybko wracaj, Malfoya teraz nie ma, jest na Eliksirach u profesora Slughorna.
- Zgredek z radością spełni każdą prośbę Harry'ego Pottera - zapewnił ponownie skrzat, a jego oczy ze wzruszenia znowu napełniły się łzami. - I jeśli Zgredek zrobi coś nie tak, Zgredek rzuci się z wielkiej wieży.
- Zgredku, tylko bez fanatyzmu! - zaoponował Gryfon.
- To honor dla Zgredka pomóc Harry'mu Potterowi!
Skrzat już chciał zniknąć, aby wykonać plecenia, ale Harry go zatrzymał. Nagle przyszedł mu do głowy świetny pomysł, jak zemścić się na Ślizgonie za dzisiejsze poniżenie.
- Hej, hej, Zgredku, poczekaj! Mówisz, że spełnisz każdą moją prośbę?
- Tak, Harry Potter, sir, to dla Zgredka wielki honor, że największy czarodziej...
- Dobrze, dobrze. Słuchaj, Zgredku, zrób coś złego w pokoju Malfoya, cokolwiek... Na przykład... Narób mu na łóżko!
- O! - wyrwało się Zgredkowi, a jego oczy zrobiły się jeszcze większe.
- Zgredek będzie bardzo, bardzo dobrym skrzatem, jeśli napaskudzi na łóżku - powiedział Harry, uśmiechając się. - I bardzo ucieszy Harry'ego Pottera. Niezmiernie ucieszy. Chcesz zrobić mi przyjemność?
- Harry Potter, sir...
- No to leć do Malfoya. Możesz mu jeszcze nasrać na poduszkę.
Zgredek ukłonił się pięknie wielkiemu i potężnemu magowi czarodziejskiego świata i zniknął z głośnym trzaskiem. Harry uśmiechnął się z zadowoleniem.
Nie liczył, że Zgredek wróci tak szybko. Nie zdążył wypalić nawet połowy papierosa, kiedy skrzat stanął przed nim, z dwiema butelkami ognistej, zabranej z barku Draco Malfoya.
- Nieźle - powiedział Potter, wyrzucając niedopałek. - Jesteś zuch, Zgredku!
- Harry Potter, sir, Zgredek jest zadowolony, że zdołał dogodzić najpotężniejszemu czarodziejowi na świecie. - W oczach skrzata zakręciły się łzy i pociekły po pomarszczonej twarzy. - Jeśli Harry Potter byłby niedozwolony, Zgredek rzuciłby się z wieży.
- Spokojnie, Zgredku, wszystko w porządki.
Gryfon wziął butelkę ognistej, odkręcił nakrętkę i pociągnął wielki łyk. Płyn wypalił mu gardło. Zakasłał, a oczy zaczęły mu łzawić.
- Wspaniale! - powiedział, gdy tylko odzyskał oddech.
Potter mógłby wyczarować sobie szklankę, ale postanowił pić jak dorosły, prosto z butelki.
- Dziękuję ci, Zgredku, jesteś prawdziwym przyjacielem, nie to, co ten drań Stworek. - Harry znowu pociągnął łyk, ale tym razem już nie taki duży. - Tak, Malfoy zna się w trunkach - dodał.
Chwiejnym, niepewnym krokiem Harry wszedł do Wielkiej Sali. Większość uczniów była właśnie w trakcie obiadu. Potter od razu zobaczył za ślizgońskim stołem Malfoya, który pochylał się w stronę Zabiniego i szeptał mu coś na ucho. Gryfon poczuł, jak gotuje się w nim zimna wściekłość. Miał nieodpartą chęć, żeby rzucić się na tego gada i udusić go gołymi rękami, a jeszcze lepiej uderzać jego białym łbem o kamienne ściany dopóty, dopóki mózg nie rozbryźnie się na wszystkie strony. Uczucie wściekłości i odrazy było podobne do tego, jakie miał w piątej klasie, gdy w jego umysł wniknął Voldemort. Wtedy Harry czuł potworną nienawiść do Dumbledore'a i chciał go zabić. Takie same myśli kotłowały się w nim teraz, ale dotyczyły Malfoya, a jego świadomością nikt nie kierował. Pod wpływem alkoholu niechęć do Ślizgona wzrosła dziesięciokrotnie i kiedy Harry przekroczył próg Wielkiej Sali, od razu skierował się w stronę stołu Slytherinu. Przed oczami wszystko mu się rozmazywało i dwoiło. Sufit chciał runąć na dół, a podłoga biegła mu na spotkanie. Jednak Gryfon uporczywie ignorował perfidne knowania nieznanych wrogów, przeszkadzających mu dotrzeć do blondwłosego drania. Jemu samemu zdawało się, że idzie pewnym, zdecydowanym krokiem. Ktoś krzyknął jego imię, chyba Hermiona, ale Harry to zignorował. Ktoś chwycił go za rękaw, więc odepchnął powstrzymującą go rękę, nawet nie sprawdzając, kto próbował go zatrzymać. Szedł dalej, coraz mocniej zaciskając pięści.
Malfoy obrócił się, a na jego twarzy można było przez chwilę zobaczyć konsternację. Jednak już po chwili wykrzywił ją pogardliwy grymas. Ze złości Harry stracił oddech. Blondyn podniósł się z miejsca i z niechęcią patrząc na Gryfona, chciał coś powiedzieć, ale mu się to nie udało. Potter mocno zamachnął się i z całej siły uderzył pięścią w piękną twarz Ślizgona. Ktoś głośno krzyknął, siedząca obok Zabiniego Pansy jęknęła. Harry poczuł, jak coś lepkiego i gorącego rozprysło mu się na buzi, a znienawidzony gnojek, z rękami przy zakrwawionej twarzy, upadł na podłogę. To wszystko docierało do niego jak na zwolnionym filmie. Rzucił się na Malfoya, lewą ręką chwycił go za koszulę, mocno przyciągnął do siebie, nie dając mu znowu upaść, a prawą ręką, zaciśniętą w pięść, zaczął metodycznie i miarowo bić go po twarzy, przekształcając ją w krwawą maskę. Uderzał, nie patrząc, gdzie trafia, nie czując bólu i nie zwracając uwagi na to, że zdarł kostki do krwi. Jedyne, co czuł, to chęć zemsty za wszystko, co zrobił z nim Ślizgon. Malfoy rzęził i krztusił się krwią.
- Obiecałem ci, że będziesz pluł krwią, draniu? Obiecałem? - wrzeszczał Harry, celując pięścią w twarz Draco raz po raz. - To masz! Za wszystko!
Kilka osób złapało Gryfona i zdołało odciągnąć go od Malfoya, który runął na podłogę, opryskując wszystko dookoła krwią. Potter wyrwał się, uderzył kogoś w splot słoneczny i znowu rzucił się do leżącego na podłodze Ślizgona. Zaczął kopać go w brzuch, plecy, krocze. Kiedy znowu go odciągnięto, jego ofiara leżała w kałuży krwi i nie okazywała oznak życia. Gryfon cały był w czerwonej posoce, ciężko oddychał, ale nadal się wyrywał. Dookoła niego krzyczeli przestraszeni uczniowie, Pansy Parkinson klęczała przy Draco i histerycznie łkała, wiele dziewcząt płakało lub piszczało, przerażone osoby z młodszych klas starały się jak najszybciej wyjść z Wielkiej Sali. Powstała panika. Prefekci próbowali zaprowadzić jakiś porządek. Nauczyciele biegli na miejsce zdarzenia, wyjmując po drodze różdżki. Potter chciał wyrwać się i dobić pokonanego wroga, ale tym razem trzymano go mocno. Pijany Gryfon klął głośno i ordynarnie. Przeklinał wszystkich i obiecywał, że obije im mordy, jeśli go nie puszczą.
Nagle obok pojawił się profesor Snape z wykrzywioną ze złości twarzą. Skierował różdżkę na szalejącego Pottera.
- Petrificus Totalus.
Harry zamarł i runął na podłogę blisko Ślizgona. Padając, mocno uderzył głową o kamienną posadzkę i stracił przytomność. Dwóch nieprzytomnych, zakrwawionych uczniów leżało obok siebie, otoczonych setką studentów i wykładowców, z przerażeniem patrzących na nich. Zakrwawione palce Harry'ego dotykały dłoni Draco, co sprawiało wrażenie, jakby trzymali się za ręce.
***
Harry siedział w gabinecie dyrektora z nisko opuszczoną głową. Nie dlatego, że było mu wstyd czy bolał nad tym, co zrobił. Wcale nie. Nie czuł się winny. Już prędzej żałował tego, że nie udało mu się mocniej pobić Malfoya, żeby ślizgoński sadysta do końca swoich dni pluł własną krwią. Po prostu teraz lepiej było udawać uczucie głębokiego żalu, szczerej skruchy, uświadomienia sobie swojej winy, uznania wszystkich błędów i swoją postawą pokazać, że całą duszą wstydzi się tego, co zrobił, i gotowy jest przyrzec, że nic takiego więcej się nie powtórzy, byle tylko nie wyrzucili go z Hogwartu. Inaczej będzie musiał wracać do Dursleyów, którzy wyślą go do szkoły dla trudnej młodzieży z kryminalnymi skłonnościami imienia Świetego Brutusa. Czyl i- do szkoły dla małoletnich przestępców, a tam Harry nie chciał się znaleźć.Westchnął ciężko i jeszcze niżej opuścił głowę, czując na karku gniewne spojrzenie opiekunki. W gabinecie trwała przygnębiająca cisza.
- Potter, skąd wziąłeś alkohol? - zapytała chłodno McGonagall. - Powinieneś wiedzieć, że za picie i przemycanie do szkoły używek grozi poważna kara.
- Przywiozłem ze sobą - cicho odpowiedział Harry. - Nie byłem przeszukiwany tak jak inni uczniowie. Spóźniłem się i mój bagaż został dostarczony później, dlatego Filch go nie sprawdził Detektorem Sekretów.
- Co jeszcze przywiozłeś ze sobą, Harry? - miękko zapytał dyrektor Dumbledore, patrząc na chłopaka.
- Papierosy, sir - z westchnieniem odpowiedział Gryfon, nie odrywając spojrzenia od podłogi.
- To nie do pomyślenia, Potter - powiedziała McGonagall. - Gryffindor traci 100 punktów za ten karygodny czyn, a pan dostaje szlaban na cały miesiąc.
- Aha - odrzekł brunet.
- Harry, wiesz, że według regulaminu za napad na ucznia winnemu grozi poważna kara, włącznie z relegowaniem ze szkoły? - zapytał Dumbledore, nie odrywając przenikliwego spojrzenia od Gryfona.
- Wyrzucą mnie z Hogwartu, sir? - zapytał Potter, podnosząc spojrzenie na dyrektora.
Dumbledore milczał.
- Rozumiem - westchnął Harry. - Mam pakować swoje rzeczy. Jestem wolny, sir?
- Arogant - powiedział cichym głosem jeden z portretów na ścianie - Kiedy ja, Fineas Black, kierowałem Hogwartem, uczniowie nie mogli zadawać pytań.
- Dlaczego napadłeś na Draco? - zapytał dyrektor.
- Powiedział coś takiego, czego nie mogłem puścić mu płazem - odrzekł Harry, patrząc dyrektorowi prosto w oczy.
- Co takiego to było?
- Powiedział „psu - psia śmierć”. O Syriuszu - odparł Gryfon, przerzucając wzrok na portret Fineasa Blacka.
- Och! - z oburzeniem krzyknęła McGonagall, spoglądając na Dumbledore'a.
- Nikomu nie pozwolę tak mówić o moim chrzestnym, sir, i każdemu włożę z powrotem do gardła podobne słowa.
- Wszyscy widzieli, Harry, że napadłeś na Draco nagle, wcześniej nie zamieniliście ani słowa, nie kłóciliście się. Po prostu podszedłeś i uderzyłeś go, a potem zacząłeś bić - powiedział dyrektor.
- Powiedział to rano, sir. Właśnie szedłem na lekcję do profesora Slughorna, spotkaliśmy się po drodze w podziemiach i wtedy to oznajmił. Wróciłem do Wieży Gryffindoru, trochę wypiłem, a podczas obiadu zszedłem do Wielkiej Sali i zbiłem drania, który powiedział coś takiego o śmierci mojego chrzestnego. Żałuję, że tak to się potoczyło, ale nie będę organizować Klubu Pojedynków, a Malfoy musiał odpowiedzieć za swoje słowa i zmusiłem go, żeby to zrobił. Nie mogłem się powstrzymać. Śmierci Syriusza winna jest jego ciotka, a teraz ten gad pozwala sobie żartować na temat tego, co stało się bliskiemu mi człowiekowi, którego kochałem jak ojca.
- Rozumiem cię, Harry - powoli powiedział Dumbledore.
McGonagall ciężko westchnęła. Serce Pottera zaczęło bić szybciej, a w jego duszy pojawiła się iskierka nadziei.
- Wyrzucą mnie z Hogwartu, sir? - jeszcze raz zapytał Gryfon, z rozpaczą patrząc na dyrektora i opiekunkę.
- Harry, to, co zrobiłeś, to bardzo poważne naruszenie regulaminu - westchnął Dumbledore.
- Ale przecież są okoliczności łagodzące, sir - z nadzieją powiedział Potter. - Malfoy specjalnie mnie sprowokował. Gdyby nic nie powiedział, nic by się nie stało. Przecież pan wie, że ta fretka od pierwszego roku próbuje poniżać mnie i moich przyjaciół, stale szydzi z Rona, nazywając go gołodupcem, a Hermionę szlamą. Nie zwracałem na to uwagi przez tyle lat, ani razu go nie uderzyłem i unikałem konfliktów. Nawet profesor Moody, e... to znaczy Crouch junior transmutował Malfoya, żeby go ukarać. Zawsze trzymałem się w ryzach, ale teraz przesadził. Syriusz zginął kilka miesięcy temu, wciąż nie mogę się z tym pogodzić i kiedy Malfoy powiedział coś takiego o moim chrzestnym, nie byłem w stanie się powstrzymać!
- Dobrze, Harry, uspokój się. Wiem, że są okoliczności łagodzące - powiedział Dumbledore i popatrzył na profesor McGonagall, która w odpowiedzi kiwnęła głową.
- I co teraz będzie, sir? - zadał kolejne pytanie Potter, ignorując uczucie, które podpowiadało mu, że musi być mniej uparty. Widocznie Fineas Black zgadzał się z nim, ponieważ cicho sapał.
- Zbierze się Rada Pedagogiczna, na której będą obecni wszyscy profesorowie i zaproszeni członkowie Rady Hogwartu. Omówimy twoje zachowanie i jego powody oraz zdecydujemy o twoim dalszym pobycie w szkole - odpowiedział dyrektor.
- Członkowie Rady Hogwartu nie są mi przychylni - westchnął Gryfon i znowu opuścił głowę. - Czyli jeżeli mnie wyrzucą, skończą się nasze prywatne lekcje, sir? A przecież to jest takie ważne. Sam pan mówił, że mają one związek z proroctwem i pomogą mi w walce z Voldemortem. A jeśli nie będzie mnie pan już uczył...- Potter jeszcze raz westchnął. - To utrudni mi z nim walkę i mogę zginąć...
- No, no, Harry - uśmiechnął się dyrektor. - Wygląda na to, że Tiara Przydziału miała jednak rację i nie powinna była cię słuchać i przydzielić do Gryffindoru. Twoje miejsce jest w Slytherinie.
- Nie, tylko nie Slytherin! - zawołał Gryfon, opuszczając spojrzenie i z uwagą przyglądając się swoim butom.
- Panie Potter, na zebraniu będzie pan musiał opowiedzieć o wszystkim obecnym tam osobom. Myślę, że okoliczności łagodzące zostaną wzięte pod uwagę i Rada Hogwartu nie będzie występować o ukaranie pana tak drastycznym środkiem jak relegowanie ze szkoły - powiedziała McGonagall. - Ja osobiście będę głosować za tym, żeby został pan tutaj.
- Dziękuję, pani profesor - uśmiechnął się Harry.
- Ale proszę nie liczyć na nic więcej, Potter. Przez ciebie musiałam ukarać mój dom odjęciem stu punktów i nadal masz miesięczny szlaban. Co oznacza, że jeżeli pozostaniesz w szkole, po lekcjach będziesz się zajmował pracą, którą wyznaczą wykładowcy lub pan Filch.
- Jestem pani bardzo wdzięczny, profesor McGonagall - powiedział Harry, czując, że szala zwycięstwa przechyla się na jego stronę.
- Myślę, że będę w stanie porozmawiać z niektórymi członkami Rady Hogwartu i przekonać ich o tym, że działałeś w afekcie - stwierdził dyrektor.
- Dziękuję, sir! - odrzekł Gryfon, uśmiechnąwszy się. - Proszę powiedzieć, profesor Slughorn też będzie obecny na tym zebraniu? - z nadzieją zainteresował się Potter.
- Oczywiście, Harry, będą na nim wszyscy nauczyciele.
- To bardzo dobrze - z ulgą powiedział Gryfon, wiedząc, że dzięki temu ma jeszcze jeden głos na swoją korzyść.
Potter policzył, że Dumbledore również będzie za tym, żeby zostawić go w szkole, a to ważne. Kiedy sam dyrektor zagłosuje na niego, większość go poprze. Oczywiście, że Hagrid będzie po jego stronie, profesor Hooch, profesorem Sprout (dusza, nie człowiek), centaur Firenzo, który już razu ratował mu życie, profesor Flitwick... - Harry w myślach zaginał palce, licząc swoich zwolenników i przeciwników. Jedynym oponentem okazał się Snape, który napewno zrobi wszystko, żeby wyrzucili go ze szkoły, a jeszcze lepiej wysłali do Azkabanu jak kiedyś Syriusza. Ale będzie w mniejszości i nic nie wskóra. Pozostawały dwa czarne konie: profesor Trelawney i profesor Binns. Po nauczycielce wróżbiarstwa można było się spodziewać wszystkiego. Ta wybrakowana wróżka uwielbiała regularnie przepowiadać Harry'emu bliską śmierć w męczarniach. Jeżeli stwierdzi, że nieszczęście czeka na niego w szkole, to może zagłosować za jego usunięciem, ale jeżeli śmierć czeka go za murami Hogwartu, nic ją nie przekona do wyrzucenia go. W pijanej głowie Trelawney wszystko jest tak samo mgliste i mętne jak w jej kryształowych kulach. A profesor Binns żyje w swoim własnym świecie, z dala od ludzkich trosk i spraw teraźniejszych, czyli jak zagłosuje, niewiadomo. Rozważając w myślach wszystkie możliwości, Harry doszedł do wniosku, że istnieje realna szansa, że zostanie w szkole. Tym bardziej, że Dumbledore obiecał rozmówić się z członkami Rady Hogwartu, a ci ludzie są z pewnością sprzedajni i skorumpowani. Przecież kiedy był w drugiej klasie, Lucjusz Malfoy przekupił ich wszystkich, żeby podpisali dymisję Dumbledore'a. Teraz przyszedł czas, żeby dyrektor przypomniał im o tym, a wtedy będą mieli szansę odpokutować swoją winę. Dobrze, że Malfoy senior jest zamknięty w Azkabanie, inaczej za pobicie jego synusia Harry nie tylko wyleciałby z Hogwartu, ale mógłby jeszcze trafić do Świętego Munga jako obłąkany i niebezpieczny dla otoczenia. A tak wszystko układa się nieźle, jeśli nie liczyć, że przez cały miesiąc będzie czyścił schowki, ubikacje, kociołki, wyciskał ropę z robaków icholera jeszcze wie, co. Snape już postara się wymyślić coś szczególnie „miłego”. Będzie wściekły, że nie tylko pobił jego ulubieńca, ale również nie został usunięty z Hogwartu i spróbuje odegrać się na nim poprzez szlaban.
- No to, Harry, myślę, że na tym możemy tymczasem skończyć naszą rozmowę - powiedział dyrektor. - Możesz iść do siebie. Zebranie odbędzie się za tydzień, wszyscy musimy się przygotować.
- Dziękuję, sir - odparł Potter, wstał z fotela i podszedł do drzwi, potem odwrócił się i dodał: - Bardzo chciałbym jak najszybciej wznowić nasze lekcje, sir.
- Oczywiście, Harry - uśmiechnął się Dumbledore i popatrzył na Gryfona przezpołówki swoich okularów. - Myślę, że następnego dnia po zebraniu będziemy mogli do nich wrócić.
Potter uśmiechnął się, a jego serce radośnie podskoczyło. Wygrał, dyrektor dał mu gwarancję tego, że nie wyrzucą go z Hogwartu. Wynik spotkania już jest przesądzony, niezależnie od tego, kto jak zagłosuje. Zostaje w szkole. Zwycięstwo!
***
Rano przy stole Gryffindoru panowało przygnębienie. Wszyscy jedli w milczeniu, słychać było tylko ciche westchnienia. Gryfoni rzucali w stronę Harry'ego współczujące i smutne spojrzenia, szczególnie żeńska połowa audytorium. Wieść o tym, że za pobicie Draco Malfoya Potter prawdopodobnie zostanie wyrzucony z Hogwartu, rozeszła się już po szkole i cały Gryffindor był w żałobie.
Kiedy Potter wrócił wczoraj wieczorem do Pokoju Wspólnego, rozmowy ucichły, jakby ktoś uciął je nożem, i wszyscy z wyczekiwaniem spojrzeli na niego. Harry, z nadludzkim wysiłkiem powstrzymując radosny uśmiech, nadał swojej twarzy wyraz smutku i beznadziei.
- I co? - zapytał Ron, robiąc krok w stronę przyjaciela, a pozostali z nadzieją popatrzyli na swojego idola.
- Do dupy - markotnie powiedział Potter, usiadł w fotelu i objął głowę rękami.
Po pokoju przebiegł szmer i ciche okrzyki przerażenia.
- Co powiedział dyrektor? - zainteresowała się Hermiona.
- Za tydzień zbierze się nadzwyczajne zebranie, na którym będą obecni wszyscy nauczyciele, członkowie Rady Hogwartu i może jeszcze ktoś z Ministerstwa, na przykład Umbridge. Czyli już mogę zbierać swoje rzeczy. Na pewno mnie wyrzucą za pobicie. Gryffindor już stracił sto punktów. - Harry ciężko westchnął, jeszcze niżej opuścił głowę, zakrył twarz dłońmi, a plecy zaczęły mu drżeć.
Przez Pokój Wspólny przebiegł jęk, ktoś głośno zaszlochał. Harry z wysiłkiem powstrzymywał śmiech. Niech myślą, że płacze. Podobało mu się to, co teraz działo się w ich pokoju. Jeszcze w zeszłym roku, kiedy został zaszczuty przez Ministerstwo, prawie wszyscy Gryfoni odwrócili się od niego. Nazywali kłamcą i wariatem i tylko kilku kolegów mu wierzyło. Niech teraz martwią się i cierpią, niech myślą, że wyrzucą go ze szkoły i zostaną bez kapitana i najlepszego szukającego, który mogły poprowadzić Gryffindor do zwycięstwa w quidditchu. Bez niego drużyna nic nie znaczy, oprócz Katie Bell są w niej sami nowicjusze, którzy jeszcze ani razu nie grali, treningów nie można brać pod uwagę. Niech poczują, jak im wszystkim będzie źle, jeśli go wyrzucą ze szkoły.
Gryffindor popadł w przygnębienie. Harry nie śpieszył się z wyjawieniem prawdy. Podobało mu się, jak koledzy patrzą na niego smutnymi oczyma, pocieszająco klepią po ramieniu, mówią słowa poparcia, ściskają rękę, wypowiadając się z aprobatą o tym, że obił mordę ślizgońskiemu padalcowi, a teraz ucierpi bezpodstawnie. Harry w ciągu jednego dnia stał się hogwardzkim męczennikiem, który walczył za powszechną i świętą sprawę. Malfoya nie żałował nikt, oprócz Ślizgonów oczywiście, ale oni też woleli się z tym nie obnosić, widząc powszechną jedność i poparcie dla Gryfona. Przedstawiciele innych domów rzucali wściekłe spojrzenia na Ślizgonów, jakby to oni byli winni tego, że Potter wyleci ze szkoły. Czasami nawet zdarzały się drobne starcia i bójki, ale szybko ustawały po pojawieniu się nauczycieli. Nikt nie chciał powtórzyć heroicznego wyczynu Pottera i wylecieć razem z nim. Harry opowiedział tą samą fałszywą historię o przyczynie, która spowodowała, że pobił Ślizgona, i to przysporzyło mu dodatkowych zwolenników. Rano w szkole rozpoczęła się kampania w imię obrony Gryfona, a jej głównym aktywistą została Hermiona Granger, która nie spała północy, pisząc manifest. W widocznych miejscach zostały rozwieszone plakaty wzywające uczniów do bojkotu zajęć, jeśli Potter niesprawiedliwie zostanie relegowany z Hogwartu. Bardzo sprawnie szedł handel znaczkami z podobizną Harry'ego, które po 2 sykle za sztukę sprzedawali uczniowie z młodszych roczników. Zebrane w ten sposób fundusze miały wspomóc akcję pomocy Gryfonowi.
***
Harry jak zwykle smutno dłubał w owsiance i całą swoją postawą pokazywał, że nie ugnie się pomimo tej wręcz rażącej niesprawiedliwości. Parvati Patil głośno wzdychała, a Romilda Vane podniosła chustkę do oczu. Potter uśmiechnął się smutno do dziewczyn i ciężko westchnął, jakby widział się z nimi po raz ostatni. Romilda zaszlochała, Ron głośno sapał, a potem uderzył pięścią w stół. Brunet uspokajająco poklepał przyjaciela po ramieniu. Hermiona skończyła omawianie z Neville'em kolejnych etapów „Kampanii na rzecz obrony Harry'ego Pottera przed bezpodstawnym wyrzuceniem ze szkoły” i rozłożyła „Proroka Codziennego”.
- Myślę, że trzeba będzie zwrócić się przez prasę o poparcie ze strony społeczeństwa- powiedziała, przeglądając poranne wydanie. - Ludzie będą po twojej stronie, Harry.
- Aha - odpowiedział Potter i spojrzał na Cho Chang, która dopiero co przysłała mu krótką notkę, w której błagała o spotkanie.
Na piersi Cho był przypięty znaczek z podobizną Harry'ego.
- Och, patrz, Ron, twój tata jest tutaj - zawołała Hermiona. - Wszystko z nim dobrze!- dodała szybko, widząc, jak rudzielec rozejrzał się zaniepokojony. - Jest tu napisane tylko, że zrobił inspekcję w domu Malfoya. „To drugie przeszukanie rezydencji Śmierciożerców, które nie dało żadnych rezultatów. Artur Weasley z Biura Wykrywania i Konfiskowania Fałszywych Zaklęć Obronnych powiedział, że jego zespół działał na podstawie pewnych informacji.”
- Tak, moich! - wykrzyknął Harry. - Powiedziałem mu na stacji King's Cross o Malfoyu i tej rzeczy, którą próbował dać Borginowi do naprawienia! Więc jeśli ona nie znajduje się w jego domu, musiał przywieźć to, cokolwiek to jest, ze sobą do Hogwartu.
- Ale jak mógł to zrobić, Harry? - odparła Hermiona ze zdumionym spojrzeniem, odkładając gazetę. - Wszyscy byli przeszukani, gdy przyjechaliśmy, prawda?
- Ja nie byłem!
- Och, nie, oczywiście, że nie. Zapomniałam, że się spóźniłeś. Filch sprawdził wszystkich Wykrywaczem Sekretów, gdy weszliśmy do holu. Każdy przedmiot związany z czarną magią zostałby znaleziony. Wiem, że Crabbe'owi skonfiskowano zasuszoną głowę. Więc jak widzisz, Malfoy nie mógł wnieść niczego niebezpiecznego!
Harry zastygł na chwilę bez ruchu, patrząc na Ginny Weasley bawiącą się z pufkiem Arnoldem, zanim wymyślił, jak obejść ten problem.
- Ktoś wysłał mu go przez pocztę - powiedział. - Jego matka lub ktoś inny.
- Wszystkie sowy są również sprawdzane - powiedziała Hermiona. - Filch powiedział nam to, kiedy nas sprawdzał. Według mnie zaczynasz wpadać w paranoję na temat Malfoya i oskarżasz go o wszystko, co złe - dodała dziewczyna, odkładając gazetę.
- No oczywiście, Malfoy jest zupełnie niewinny i dlatego za kilka dni wylecę z Hogwartu - ze smutkiem stwierdził Potter.
- Wybacz, Harry! - przeprosiła Hermiona, kiedy zobaczyła znowu zasmuconego przyjaciela i złośliwe spojrzenie Rona. - Nie chciałam cię martwić. Poderwiemy całe społeczeństwo i obronimy twoje prawo do otrzymania czarodziejskiego wykształcenia i...
- Już dobrze, Herm - przerwał jej brunet i znowu zaczął dłubać w swojej owsiance.
Od tego dnia kompania na rzecz obrony Harry'ego nabierała rozpędu. Potter jeszcze nigdy nie był tak popularny i szczęśliwy. Dziewczyny przysyłały mu zachwycające i wzruszające liściki, nawet wiersze i kwiatki. Teraz Gryfon mógłby bez problemu znaleźć sobie przyjaciółkę. Cały kwiat Hogwartu marzył, żeby się z nim umówić. Znaczki z jego podobizną rozchodziły się jak świeże bułeczki. Ron nawet zaproponował, żeby podnieść cenę z dwóch do pięciu sykli. Hermiona zebrała cały sztab aktywistów, którzy pisali odezwy i przygotowywali mowy w obronie Pottera. Sama napisała artykuł do „Proroka Codziennego”. Prawie-Bezgłowy-Nick obiecał nakłonić wszystkie hogwardzkie duchy do poparcia biednego Gryfona.
***
Malfoy w tym czasie przebywał w skrzydle szpitalnym z połamanymi kośćmi i zaciskał zęby aż do bólu, żeby zagłuszyć mimo woli wyrywające się z rozbitych warg jęki. Draco był jedynym pacjentem pani Pomfrey i był z tego bardzo zadowolony. Nie chciał teraz nikogo widzieć i zwracać na siebie uwagi. Przebywał tu już od dwóch dni. Pamiętał, jak Potter rzucił się na niego w Wielkiej Sali na oczach setki uczniów tak szybko, że nawet nie zdążył wyciągnąć różdżki, żeby zatrzymać rozjuszonego Gryfona. Złoty Chłopiec jakby całkiem zwariował. Draco pamiętał palącą nienawiść w zielonych oczach, wykrzywioną ze złości twarz, zaciśnięte zęby. Zorientował się już, że brunet zrozumiał wszystko, teraz wiedział, że Draco go wykorzystał, posłużył się jego przerażeniem, kiedy był w szoku i nie mógł racjonalnie ocenić sytuacji, a potem przebiegłością i szantażem zmusił, żeby został jego dziwką. I to zrozumienie sprawiło, że Gryfon po prostu się wściekł i rzucił na Malfoya jak szalony, z jednym tylko pragnieniem: zabić swojego gwałciciela i kochanka. I gdyby go na czas nie obezwładniono zaklęciem Petrificus Totalus, mogłoby mu się to udać. Draco byłby już nieboszczykiem. Rozszalałego Pottera nie mogło utrzymać nawet kilka osób, chociaż może nie za bardzo przykładali się oni do tego zadania i tylko udawali, że próbują. Wielu prawdopodobnie było zadowolonych, że Malfoyowi wreszcie ktoś obił mordę.
Draco uśmiechnął się smutno i natychmiast skrzywił z bólu. Uzdrawiające zaklęcia i eliksiry profesora Snape'a bardzo pomogły, mając na względzie to, że dzień wcześniej przynieśli go tu nieprzytomnego i bliskiego śmierci. Teraz czuł się stosunkowo nieźle i pani Pomfrey nawet obiecała wypuścić go pojutrze, ale proces przyspieszonego zrastania się kości był cholernie bolesny, dlatego czasami przygryzał wargę do krwi, żeby nie jęczeć z bólu. Malfoyowie nie okazują swoich słabości.
Pani Pomfrey podeszła prawie bezszelestnie i podała mu kielich z kolejną dawką znieczulającej mikstury.
- Dziękuję - powiedział Draco i spróbował uprzejmie uśmiechnąć się, ale znowu zaczął cicho jęczeć i odchylił się na poduszkę. Wczoraj Potter zrobił z tej pięknej, arystokratycznej twarzy krwawą maskę, a teraz, dzięki uzdrawiającemu eliksirowi, zrastała się złamana szczęka i regenerowały wybite zęby.
- Ma pan gościa, panie Malfoy - zakomunikowała pielęgniarka, zabierając kielich.
- Nie, nie teraz. - Ślizgon zamknął oczy.
- Jak pan chce - sucho odpowiedziała pani Pomfrey. - Ale pan Zabini nalega...
- Blaise może wejść - powiedział Malfoy. - Ale nikt poza nim.
Pielęgniarka bezszelestnie oddaliła się, a wkrótce Draco usłyszał kroki i zza parawanu ukazał się Blaise Zabini. Gdzieś zniknął jego zwykły zblazowany wygląd. Był lekko blady, wzruszony, nawet włosy miał rozczochrane.
- O rany, Draco! - mimo woli wyrwało się Zabiniemu, gdy tylko spojrzał na przyjaciela.
- Aż tak źle, Blaise? - zainteresował się Malfoy.
- No, w ogóle fatalnie wyglądasz.
- Założysz się o 500 galeonów, że wczoraj było gorzej?
Blaise lekko uśmiechnął się, nachylił i czule dotknął swoimi zmysłowymi ustami pogryzionych warg Draco.
- Zabiję Pottera - wyszeptał.
- Życie bez niego nie byłoby już takie wesołe - z goryczą odpowiedział Malfoy. - Nie dotykaj go, bo ryzykujesz, że zajmiesz sąsiednie łóżko. Sam wiesz, że Potty wychowywał się z mugolami, od czarodziejskich pojedynków oni wolą prymitywne mordobicie.
- Prostaki - skrzywił się Zabini.
- Co się dzieje w szkole? - po chwili milczenia zainteresował się Draco. - Niejeden prawdopodobnie cieszy się, że wielki Potter dołożył Malfoyowi? Nie było przyjęcia z tej okazji?
- Przyjęcia nie było, ale zadowolonych jest wielu i wszyscy tylko o tym mówią.
- Gryfoni prawdopodobnie popili się z radości i pieją pochwalne ody na cześć Pottera?
- Nie, u lwiątek jest coś na kształt żałoby - uśmiechnął się Zabini. - Potter już prawie wyleciał. Zbierze się Rada Pedagogiczna, z obowiązkową obecnością członków Rady Hogwartu, na której zdecydują o jego dalszym pobycie w szkole.
- Bzdura! - prychnął Draco i gorzko tego pożałował, bo ból zniekształcił mu twarz. - Pottera nigdy nie wyrzucą. Wcześniej może by to zrobili. Mój ojciec, kiedy był w Radzie Hogwartu, mając ogromne kontakty w Ministerstwie, potrafił nawet doprowadzić do zwolnienia Dumbledore'a, tymczasowo, ale zawsze. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nawet w Ministerstwie do Pottera modlą się jak do świętego. Jego nie tylko nie usuną z Hogwartu, ale jeszcze nagrodzą Orderem Merlina pierwszego stopnia, za wybitne zasługi w walce ze Śmierciożercami i eksterminacją ich rodzin. - Malfoy odwrócił głowę, bojąc się, że Zabini zobaczy, jak zdradziecko zabłyszczały jego oczy.
- Draco, wybacz, ale ja właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Rozumiem, że nie jest to najlepszy moment, ale myślę, że powinieneś wiedzieć, co się wczoraj stało. To dotyczy twojej rodziny.
Malfoy gwałtownie usiadł na łóżku i z krzykiem upadł z powrotem na poduszki.
- Coś z ojcem? - wychrypiał, prawie dusząc się z bólu.
- Nie, nie z ojcem - odpowiedział Zabini biorąc go za rękę.
- Mama? Nie! - zawołał Draco, ściskając dłoń Blaise'a tak, że zaczęły chrzęścić kości.
- Żyje, wszystko w porządku, tylko wczoraj w dworze znowu mieliście rewizję. Dzisiaj rano można było o tym przeczytać w „Proroku Codziennym”.
Zabini wyjął z kieszeni złożoną kilkakrotnie poranną gazetę i podał ją Draco. Ten szybko rozłożył papier i spojrzał na nieduży artykuł z pierwszej strony. „To drugie przeszukanie rezydencji Śmierciożerców, które nie dało żadnych rezultatów. Artur Weasley z Biura Wykrywania i Konfiskowania Fałszywych Zaklęć Obronnych powiedział, że jego zespół działał na podstawie pewnych informacji.”
- Nie... - zaczął jęczeć Ślizgon, odrzucając gazetę. - Blaise, dlaczego to znowu się zaczęło? Dlaczego wznowili rewizje i przesłuchania? Przecież już wszystko się skończyło. Przez całe lato wzywali nas z matką do Ministerstwa, całe wakacje spędziłem ze śledczymi. Nie zastosowali wobec mnie serum prawdy tylko dlatego, że jestem nieletni, ale mamę doprowadzili do załamania nerwowego. Ojca osądzili i skazali na Pocałunek Dementora, a nas wreszcie zostawiono w spokoju. Dlaczego teraz znowu zaczynają? Czyżby dowiedzieli się, że przyjąłem Mroczny Znak? Ale wtedy powinni zjawić się tu, w Hogwarcie, i aresztować mnie. Dlaczego przeszukiwali rezydencję? Blaise, nie rozumiem, co się dzieje? - Draco zrozpaczą popatrzył na przyjaciela, mając nadzieję, że wie on coś więcej.
- Draco, posłuchaj, jestem przekonany, że rewizja w waszej posiadłości została przeprowadzona na podstawie donosu - powiedział Blaise, patrząc w oczy Malfoyowi.- Tu napisali, że działali na podstawie pewnych informacji.
- Donos? - Oczy Draco zmieniły się w zimną stal. - Wiesz, kto to zrobił, Blaise? Przysięgam, zabiję tego, kto doniósł na nas do Ministerstwa.
- To sprawka Pottera, Draco - powoli powiedział Blaise.
- Kłamiesz, Zabini! - zasyczał Malfoy. - Jesteś zazdrosny, dlatego ukrywasz przede mną prawdę!
- Nie bądź idiotą, Malfoy - zimno odpowiedział Blaise. - Miłość do tego chłopaka tak cię zaślepiła, że gotowy jesteś odwrócić się od wszystkich. Nie tylko ode mnie, ale i od swojej matki!
- Co wiesz? - zamykając oczy, spytał Draco.
- Widziałem Pottera przed odjazdem na peronie. Rozmawiał z Arturem Weasleyem. Przypadkowo usłyszałem kawałek rozmowy, Potter mówił coś o posiadłości Malfoyów.
Draco jęknął, odwrócił się od Blaise'a, a po policzku spłynęła mu łza.
- Wiem, że to cię zabolało, Draco, ale powinieneś wiedzieć, że to on doniósł na ciebie. Zrobił to jeszcze PRZED wydarzeniami w przedziale. Wtedy nawet nie miał za co się mścić. Ten podły Gryfon nienawidzi cię od dzieciństwa i tylko czekał na dogodną chwilę, a po doprowadzeniu do aresztowania twojego ojca, postanowił nadal męczyć pozostałych Malfoyów. Teraz rozumiesz, że on nie zatrzyma się i jego groźby to nie tylko słowa. Po tym, jak go zgwałciłeś, Potter nie uspokoi się, dopóki nie zniszczy ciebie i twojej matki. Lucjusz już się nie liczy.
- Drań z ciebie, Blaise - wyszeptał Draco. - Dlaczego on zawsze tak mnie nienawidził? Przecież nie podał mi nawet ręki wtedy, przy pierwszym spotkaniu, dlaczego?
Zabini w milczeniu patrzył na Malfoya, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Powinienem bronić swojej rodziny, Blaise - powiedział blondyn. - Jestem Malfoyem, moim obowiązkiem jest zemścić się na donosicielu. Pożałuje, że to zrobił. A ty mi pomożesz. - Blondyn spojrzał na przyjaciela.
- Zrobię wszystko, co będziesz chciał, Draco - odpowiedział Zabini. - Nie widzę żadnego problemu.
- Doskonale. - Draco przyciągnął Blaise'a do siebie i wyszeptał: - Właśnie wpadłem na pomysł, jak usunąć Dumbledore'a.
rozdział VIII
W połowie października miało miejsce pierwsze w semestrze wyjście do Hogsmeade, co bardzo Harry'ego zdziwiło. Patrząc na wzmocnioną ochronę szkoły, myślał, że wycieczki zostaną wstrzymane. A tak mógł razem z innymi na trochę wyrwać się z zamku. Jednak spacer do wioski nie okazał się zbyt przyjemny, wiał zimny, ostry wiatr i padał deszcz ze śniegiem. Harry musiał owinąć szalikiem nos i policzki, ale reszta twarzy zmokła mu i zdrętwiała. Drogą do Hogsmeade szło wielu uczniów, osłaniających się przed silnym wiatrem. Potter już któryś raz pomyślał, że chyba lepiej byłby spędzić ten czas w ciepłym Pokoju Wspólnym, a kiedy wreszcie dotarli na miejsce i zobaczyli zabity deskami „Sklep Zonka”, doszedł do wniosku, że ta wyprawa od samego początku skazana była na niepowodzenie. Ron machnął otuloną w rękawiczkę ręką w stronę otwartego baru „Pod Trzema Miotłami”, gdzie weszli razem z Hermioną.
- Na głowę Merlina - trzęsąc się powiedział Ron, jak tylko znaleźli się w ciepłym, przesyconego aromatycznymi zapachami pomieszczenia i zajęli nieduży stolik.
Hermiona podeszła do baru i zamówiła kremowe piwo. Niedaleko nich siedziała para czarodziejów, którzy patrzyli na Harry'ego z wielkim zainteresowaniem, a w odległym kącie przy kominku zajmował miejsce palący papierosa Zabini. To Potterowi od razu popsuło humor i zapragnął jak najszybciej wyjść z baru. Ślizgon rzucał na niego krzywe spojrzenia. Gryfona bardzo to denerwowało i nawet zakrztusił się swoim piwem. Ron nie odrywał wzroku od baru i próbował spotkać się wzrokiem z kuszącą i pociągającą barmanką Rosmertą, do której miał zawsze słabość. Harry skończył pić, podniósł się zza stołu i powiedział:
- Czy możemy już zakończyć tą wyprawę i wracać do szkoły?
Hermiona i Ron kiwnęli głowami. To nie była miła podróż a pogoda pogarszała się z każdą minutą. Ponownie ubrali płaszcze, ciasno zacisnęli szaliki, wciągnęli rękawiczki i poszli za Katie Bell i jej przyjaciółmi, którzy również wyszli z pubu na główną ulicę Hogsmeade. Myśli Harry'ego krążyły wokół Ginny, kiedy z trudem poruszali się w stronę Hogwartu, brodząc w na pół zamarzniętym śniegu. Nie spotkali siostry Rona w wiosce, niewątpliwie dlatego, czego Harry był pewien, ponieważ siedziała razem z Deanem w Herbaciarni Madam Puddifoot, miejscu spotkań szczęśliwych par. Patrząc groźnie, pochylił głowę przed wirującym deszczem ze śniegiem i z trudem poruszał się dalej. To było na krótką chwilę przed tym, zanim Harry uświadomił sobie, że niesione przez powietrze głosy Katie Bell i jej przyjaciół stały się ostrzejsze i głośniejsze. Harry popatrzył w ich stronę. Dwie dziewczyny tłumaczyły coś Katie, która wymachiwała ręką.
-Nic nie mogę zrobić dla ciebie, Leanne! - Harry usłyszał słowa Katie.
Śniegna okularach rozmazywał Harry'emu widoczność. Tylko dzięki temu, że trzymał rękę w rękawiczce nad oczami, mógł zobaczyć, że Leanne chwyciła mocno paczkę, którą Katie trzymała w rękach. Dziewczyna pociągnęła ją jednak z powrotem do siebie i paczka spadła na ziemię. W tym momencie Katie uniosła się w powietrze z rozpostartymi szeroko rękami. W jej pozie było coś niewłaściwego, coś niesamowitego... Włosy chłostał dziki wiatr, oczy miała zamknięte, a jej twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu. Harry, Ron, Hermiona i Leanne stali i patrzyli osłupiali. W tym momencie, sześć stóp ponad ziemią, Katie wydała z siebie okropny wrzask. Jej oczy otwarły się. To, co czuła, musiało sprawiać jej straszną udrękę, ponieważ krzyczała i krzyczała. Leanne również krzyknęła i chwyciła Katie za kostki, aby ściągnąć ją na ziemię. Harry, Ron i Hermiona także rzucili się do pomocy. Chłopcy spróbowali ją złapać, jednak Katie wiła się i kręciła tak bardzo, że mogli ją ledwie trzymać za nogi. Kiedy zdołali ściągnąć ją na ziemię, nadal wiła się i wrzeszczała, najwidoczniej niezdolna, by móc rozpoznać któregoś z nich. Harry rozejrzał się szybko dookoła. Wydawało się, że są zupełnie sami.
- Zostańcie tu! - krzyknął do innych przez wyjący wiatr. - Idę po pomoc!
Zaczął szybko biec w kierunku szkoły. Nigdy nie widział nikogo zachowującego się tak, jak zachowywała się Katie, i nie miał pojęcia, co mogło to spowodować. W tym momencie zderzył się z czymś ogromnym, co go zwaliło z nóg.
- Hagrid! - wysapał, wyswobadzając się z żywopłotu, na który spadł.
- Harry! - powiedział Hagrid, który miał deszcz ze śniegiem w brwiach, brodzie i na ogromnym futrze. - Byłem odwiedzić...
- Hagrid, chodź ze mną... ktoś został przeklęty, albo coś... - mówił szybko Harry.
- Co? - zapytał Hagrid, pochylając się, by usłyszeć, co mówi Harry przez wzburzony i szalejący wiatr.
- Ktoś został przeklęty! - ryknął chłopak.
- Przeklęty? Kto? Ron, Hermiona?
- Nie... nikt z nich... to Katie, Katie Bell... chodź...Chodź za mną...
Biegli razem wzdłuż drogi. Zobaczyli małą grupę ludzi dokoła Katie, która nadal skręcała się i wrzeszczała na ziemi. Ron, Hermiona i Leanne próbowali ją uspokoić.
- Odsuńcie się! - krzyknął Hagrid. - Pokażcie mi ją!
- Coś jej się stało! - szlochała Leanne. - Nie wiem, co...
Hagrid gapił się przez sekundę na Katie, po czym bez słowa schylił się, wziął ją na ręce i pobiegł do zamku. Wrzaski oddaliły się a po chwili zastąpił je ryk wiatru.
- Jesteś Leanne, tak? - Dziewczyna kiwnęła głową. - To się zdarzyło nagle, czy…?
- To się stało wtedy, kiedy ta paczka się rozerwała - szlochała Leanne, wskazując na rozmokłą brązową paczkę, która była rozerwana, a z jej środka wydobywał się zielonkawy blask.
Ron schylił się i chciał rozciągnąć rozdarcie ręką, ale Harry powstrzymał go w porę.
- Nie dotykaj tego!
Kucnął i poszturchał patykiem opalowy naszyjnik.
***
Przez błyszczące od deszczu okna wlatywały sowy, ochlapując wszystkich wodą. Większość uczniów dostała więcej listów niż zwykle, ponieważ zaniepokojeni rodzice chcieli dowiedzieć się, że z ich dziećmi wszystko w porządku. Harry nie dostał żadnego listu od początku roku szkolnego. Jedyna osoba, od której wcześniej regularnie je otrzymywał, była martwa. Miał nadzieję, że choć Lupin będzie do niego pisać od czasu do czasu, ale się rozczarował. Dlatego zdziwił się, kiedy zobaczył śnieżnobiałą Hedwigę, krążącą nad innymi, szarymi i brązowymi sowami. Wylądowała koło niego, trzymając w łapach niedużą kopertę. Harry otworzył ją i zobaczył złożony na pół pergamin. Szybko przeleciał wzrokiem zapisaną na nim wiadomość.
Wiem, co przytrafiło się Katie Bell i kto to zrobił. Będą kolejne napady na uczniów i chcę temu zapobiec. Przyjdź dzisiaj o dziewiątej wieczorem do magazynu, w którym przechowują stare meble. Jeśli komuś o tym powiesz albo nie przyjdziesz sam - spotkanie nie odbędzie się.
Harry szybko złożył kartkę i schował ją do kieszeni. Ron z urazą odwrócił się, bo nie zdążył przeczytać.
- List miłosny? - zainteresował się.
- Ee... No... Coś w tym rodzaju - niejasno odpowiedział Potter.
Serce biło mu szybko, wszystkie myśli krążyły wokół nadchodzącego spotkania, na którym wreszcie dowie się, co dokładnie przytrafiło się Katie Bell. Harry był pewien, że stoi za tym Malfoy, wykonujący zadanie Czarnego Pana, chociaż ani Ron, ani Hermiona nie chcieli wierzyć w jego przypuszczenia, ponieważ nie miał dowodów. Profesor McGonagall, kiedy powiedział jej o swoich podejrzeniach, oświadczyła, że Ślizgon nie mógł tego zrobić, bo nie było go wtedy w Hogsmeade. Odrabiał u niej szlaban z powodu dwukrotnie nieodrobionej pracy z Transmutacji. Harry złościł się na swoich przyjaciół, że wątpią w jego domysły i je krytykują. Był pewien, że w Hogwarcie istnieje spisek przeciwko Dumbledore'owi. Śmierciożercy chcą dotrzeć do niego i zabić go. Albo przeciwko Slughornowi - dyrektor przypuszczał, że jest on potrzebny Voldemortowi i bardzo nie spodobało mu się to, że przeszedł na stronę Zakonu Feniksa. Biedna Katie Bell znalazła się tylko w niewłaściwym miejscu i czasie, a przeklęty naszyjnik nie był przeznaczony dla niej. Fatalny przypadek, od którego dziewczyna omal nie zginęła. Zagadkowy nieznajomy albo nieznajoma napisał, że będą jeszcze inne napady na uczniów i chce temu zapobiec. Możne autor listu to ktoś ze Slytherinu, kto podsłuchał plany Malfoya, albo któreś z dzieci Śmierciożerców przypadkowo poznało planu spisku w Hogwarcie, przestraszyło się następstw i zdecydowało się uprzedzić Harry'ego, i dlatego prosi, żeby przyszedł na spotkanie sam, bo chce zachować swoją tożsamość w tajemnicy. Nieważne, jakie są jego powody, Harry zdecydował, że pójdzie na to spotkanie i wszystko wyjaśni. Jego obowiązkiem jest dokopać się do prawdy i przyskrzynić Malfoya, zemścić się za wszystko, co z nim zrobił.
***
Kiedyś był tu prysznic dla chłopców, ale już od przeszło pięćdziesięciu lat nikt nie wykorzystywał pomieszczenia w tym celu. Rury pokryły się rdzą, muszle zostały rozbite, jedyne okno, umieszczone pod samym sufitem, było tak brudne, że prawie nie przepuszczało światła. Od wielu już lat pomieszczenie wykorzystywano w charakterze magazynu na różne starocie i śmieci, mogące się jeszcze przydać. Wszędzie stały stare, zniszczone meble, które pokrywała gruba warstwa kurzu. Ławki, krzesła, półki, szafy z połamanymi nogami, jakieś drewniane skrzynki z różnymi rupieciami, worki i sterty różności. Harry nigdy wcześniej tu nie był. Przeszedł koło zwalonych na kupą skrzynek, obejrzał się i stwierdził, że jest sam. Wyjął z kieszeni liścik i przeczytał go ponownie. Może to jakiś durny dowcip albo kolejna dziewczyna typu Romildy Vane zdecydowała się w ten sposób wyznaczyć mu spotkanie, a on jak dureń przybiegł. Przysiadł na brzegu drewnianej skrzynki i zdecydował, że poczeka jeszcze pięć minut. Jeśli to żart, znajdzie dowcipnisia i wybije mu z głowy podobne kawały pod jego adresem. Czas mijał, ale nikt nie przychodził. Potter zdecydował już, że odejdzie, gdy usłyszał zbliżające się kroki i dźwięk zamykanych drzwi. Podniósł oczy i zobaczył stojących w drzwiach Draco Malfoya z ironicznym uśmiechem na twarzy, manierycznego Blaise'a Zabiniego ze zblazowaną miną, Teodora Notta, patrzącego na niego spode łba i paskudnie chichoczących Vincenta Crabbe'a i Gregory'ego Goyle'a.
Harry zrozumiał wszystko w mig. To nie był żaden dowcip czy randka w ciemno, tylko pułapka, ukartowana przez Malfoya, w którą wpadł na własne życzenie i przez własną głupotę. Pięciu. W zamiary blondyna nie można było wątpić. Łajdak chce się odegrać za połamane żebra i rozkwaszoną mordę.
- Drętwota! - nie czekając na rozwój wypadków krzyknął Harry, kierując różdżkę w stronę Malfoya.
Zaklęcie uderzyło Draco w pierś, chłopak krzyknął z bólu, wzleciał w powietrze, uderzył o ścianę i upadł na podłogę.
- Expelliarmus! - Zabini i Goyle równocześnie wypuścili w stronę Harry olśniewająco jaskrawe błyskawice.
Gryfon rzucił się w bok, upadł, przetoczył się i szybko podniósł na nogi, gotowy odparować następny napad ze strony Ślizgonów. Napastnicy na chwilę pogubili się, nie spodziewając się tak szybkiej reakcji Pottera i jego niespodziewanego ataku na Malfoya, który teraz, lekko ogłuszony, z pomocą Notta podnosił się z podłogi.
- Impedimento! - kierując różdżkę w stronę Zabiniego, krzyknął Harry, kątem oka obserwując jak Vincent Crabbe i Gregory Goyle starają się zajść go od tyłu.
Zabini runął na podłogę, ale Malfoy momentalnie skierował na niego swoją różdżkę i krzyknął:
- Finite Incantatem! - Działanie zaklęcia minęło, Blaise szybko wstał z podłogi i razem z Malfoyem krzyknęli, celując w Harry'ego:
- Petrificus Totalus!!!
Gryfonowi udało się uchylić przed zaklęciem i schować za dwiema połamanymi ławkami.
- Potter, długo nie wytrzymasz, nas jest pięciu!
- Zauważyłem, Malfoy! - odkrzyknął Harry. - Zawsze napadacie stadem!
- Wingardium Leviosa!- Zabini wypowiedział zaklęcie lewitacji i połamane ławki, za którymi ukrywał się Harry, uniosły się podłogi powietrze.
- Cholera - zasyczał Potter, kiedy zobaczył, że różdżki wszystkich Ślizgonów są skierowane w jego stronę.
Teodor Nott rzucił w stronę Gryfona zaklęcie skuwające, próbując go obezwładnić, ale Harry zdążył uchylić się, odskoczył w drugą stronę i boleśnie upadł na podłogę.
- Impedimento! - krzyknął Potter, rzucając zaklęcie na oślep.
Trafiło w Crabbe'a, który zwalił się na Goyle'a, podcinając mu nogi.
- Incendio! - krzyknął Malfoy i stara drewniana skrzynka ze śmieciami, za którą schował się Harry, stanęła wpłomieniach. Gryfon odskoczył od ognia i szybko uchylił się od klątw rzuconych w niego przez Zabiniego i Notta.
- Podoba ci się zabawa, Potter? - zaśmiał się Malfoy. - Zobaczymy, jak długo wytrzymasz!
- Drętwota! - krzyknął w odpowiedzi Harry, ale chybił, strumień czerwonego światła przeleciał nad głową Malfoya.
- Kurwa mać - wycedził przez zęby Gryfon.
Pochyliwszy nisko głowę pobiegł w stronę sterty starych, połamanych mebli, próbując tam znaleźć nową kryjówkę przed sypiącymi się w niego z wszystkich stron zaklęciami. Gdzieś obok wybuch płomień, ze ściany posypały się odłamki cegieł.
- Crabbe, ty idioto - krzyknął Malfoy. - Chcesz nas wszystkich pozabijać! Zabini, zgaś ogień, szybko!
- Aguamenti! - zawołał Zabini, a z jego różdżki wystrzelił strumień wody, zalewając rozprzestrzeniający się pożar.
Dym i zapach spalenizny szybko wypełniły pomieszczenie, oczy zaczęły łzawić, a w gardle drapać. Harry zakasłał.
- Levikorpus!-Gryfon machnął różdżką, posyłając werbalne zaklęcie w stronę Malfoya, ale ten zdążył je zablokować i podniósł rękę, żeby rzucić własne.
Za plecami Harry'ego wybuchła umywalka. Wykrzyczał zaklęcie obezwładniające, które uderzyło w ścianę, bezpośrednio za uchem Malfoya. Było mu bardzo trudno uchylać się od klątw rzucanych przez pięciu Ślizgonów na raz, a w tym samym czasie starać się trafić w Malfoya i obserwować jego pomocników, żeby przypadkowo nie wpaść pod krzyżowy ogień.
Urządzili w magazynie prawdziwą magiczną wojnę. Klątwy i zaklęcia sypały się na lewo i prawo, niszcząc wszystko na swojej drodze, rozbijając w drzazgi stare meble, krusząc kamienne przegrody, wybijając kawałki kamieni ze ścian. Malfoy za wszelką ceną chciał obezwładnić Gryfona, który wiedział, że na ślizgońską łaskę liczyć nie może.
„Cholera, gdzie włóczy się ten charłak Filch? Tu pół szkoły już roznieśliśmy, a jego nie ma” - z rozpaczą pomyślał Harry, posyłając w stronę Ślizgonów kolejne zaklęcie ogłuszające. - „Za co ten stary idiota bierze pieniądze?”.
Po raz pierwszy w życiu pojawienie się Filcha mogłoby go uratować i zatrzymać ten szalony i nierówny magiczny pojedynek. Ale z pomocą Gryfonowi nikt się nie śpieszył. Malfoy na pewno przezornie zastosował zaklęcie wyciszające i w pustym korytarzu niczego nie słychać.
- Drętwota! - kolejny raz krzyknął Harry.
Czerwony promień uderzył w Teodora Notta, który upadł do tyłu na stertę zwalonych, połamanych mebli. Ale Gregory Goyle odskoczył w bok, uchylając się od zaklęcia Harry'ego, i skierował swoją różdżkę na Gryfona, który zdecydował się wyjść ze swojego niepewnego schronienia i ukryć się w innym miejscu.
- Drań! - ze złością wrzasnął Harry, posyłając z podłogi zaklęcie w kierunku Ślizgonów.
Klątwa uderzyła Crabbe'a w twarz. Chłopak zawył z bólu i runął na kolana.
- Impedimento! - podwójne zaklęcie, puszczone w Gryfona przez Zabiniego i Malfoya, przewróciło go.
Harry przeleciał przez stół, trafił w połamaną szafę na książki i mocno uderzył się w głowę. Na chwilę stracił zdolność poruszania się i mówienia. Kiedy zobaczyli to Malfoy i Zabini, równocześnie skierowali swoje różdżki w stronę ogłuszonego Pottera i krzyknęli:
- Petrificus...
- Protego! - krzyknął Harry i tarcza uratowała go od następstw zaklęcia paraliżującego.
Kiedy Draco i Blaise zostali odrzuceni do tyłu, poniósł się z podłogi, żeby gdzieś się schować i odetchnąć choć przez chwilę, ale nie zdążył.
- Wingardium Leviosa! - Kierując różdżkę w stronę połamanej szafy powiedział Goyle i utrzymując ją w powietrzu, skierował w stronę Harry'ego.
Potem wszystko działo się prawie równocześnie. Potter, który przy upadku lekko skręcił nogę, próbował dobiec do ogromnej, drewnianej skrzynki, jeszcze nie rozbitej w drzazgii dającej możliwość ukrycia się, zaczepił chorą nogą o śmieci i połamane deski, stracił równowagę i upadł na podłogę.
- Finite Incantatem! - krzyknął Zabini, kiedy lewitująca szafa znalazła się nad Gryfonem.
Mebel runął na Harry'ego, przygniatając go do kamiennej posadzki.
- Expelliarmus! - zawołał Malfoy.
Różdżka Harry'ego wyleciała mu z ręki. Gryfon, zaciskając zęby z bólu, próbował się do niej doczołgać, ale Crabbe przygniótł go do podłogi całą masą swojego ciała. Goyle natychmiast rzucił mu się z pomocą, przytrzymując bruneta, który próbował ze wszystkich sił wykręcić się i oswobodzić.
- Przestań, Potter, z rąk Crabbe'a i Goyle'a jeszcze nikomu nie udało się wyrwać.
Malfoy podszedł do Ggryfona, który został już podniesiony z podłogi i teraz mocno trzymali go posłuszni ochroniarze Draco. Zabini podniósł różdżkę Harry'ego i uśmiechającsię ironicznie, spojrzał na niego z pogardą. Po twarzy ciężko oddychającego chłopaka płynęła krew, grzywka przylepiła mu się do spoconego czoła, a okulary zsunęły się z nosa.
- Taaak… - powiedział Malfoy. - Uprzedzałem cię, Potter, żebyś nie groził mojej rodzinie, bo inaczej zmienię twoje życie w piekło.
- Dopełniłeś swojej obietnicy, łajdaku - odpowiedział Harry. - Ciesz się.
- Nie, Potter, nie zrozumiałeś. - Malfoy wyjął z kieszeni złożoną gazetę, powoli ją rozłożył i przeczytał: - „To drugie przeszukanie rezydencji Śmierciożerców, którego rezultatów nie widać. Artur Weasley z Biura Wykrywania i Konfiskowania Fałszywych Zaklęć Obronnych powiedział, że jego zespół działał na podstawie pewnych informacji.” Te „pewne informacje” to ty, Potter? - zainteresował się Malfoy i sekundę później uderzył Harry'ego w twarz.
Potter poczuł metaliczny posmak krwi w ustach i splunął, opryskując Malfoyowi koszulę. Kolejne uderzenie. Okulary odleciały na bok, z rozbitych warg pociekły strumyki krwi. Przed oczami zaczęło mu się wszystko rozmazywać, teraz praktycznie nic nie widział. Ślizgon podszedł do poniewierających się na podłodze okularów Harry'ego i uśmiechając się, stanął na nich. Rozbrzmiał chrzęst pękającego szkła.
- Dawno o tym marzyłem - powiedział Malfoy, a pozostali Ślizgoni ryknęli śmiechem.
- Jeżeli marzyłeś, to czemu nie spróbowałeś jeden na jednego? - zapytał Harry. - Żałosny, mały tchórz.
Po tych słowach Potter dostał uderzenie w krocze. Okropny ból spowodował, że zgiął się w pół. Malfoy podszedł bardzo blisko, chwycił go za włosy i podniósł mu głowę.
- Potter, to po twoim donosie w naszym domu znowu była rewizja. Nawet nie myśl o zaprzeczaniu. Zabini widział cię na peronie z Arturem Weasleyem i słyszał, że w waszej rozmowie padła nazwa dworu Malfoyów. Ty cholerny pedale, przez twoje oskarżenia zaczął się ten cały koszmar! - Malfoy z całej siły uderzył pięścią w pierś Harry'ego, co spowodowało, że brunet stracił oddech i przez chwilę żarłocznie łykał powietrze. - To przez ciebie mojego ojca wysłano do Azkabanu, podobnie jak ojca Notta. Przez ciebie cholerni aurorzy jak głodne szakale rzuciły się na nas i przewrócili do góry nogami całą posiadłość w poszukiwaniu czarnomagicznych artefaktów. Grzebali nawet w sypialni mojej matki, w jej osobistych rzeczach! A potem były przesłuchania, wzywali nas do Ministerstwa i przez kilka godzin zadawali te okropne pytania. Mamę zmusili do wypicia Veritaserum! Potem kolejna rewizja i znowu przesłuchanie! Wszyscy się od nas odwrócili, ludzie boją się do nas przyjeżdżać, obcować z nami, od Malfoyów odsuwają się jak od trędowatych, ponieważ nikt nie chce dostać się na czarną listę aurorów. A mój ojciec lada chwila może trafić w objęcia dementorow, wysysających z niego duszę! I to wszystko przez ciebie, Potter! Zniszczyłeś mi całe życie, ale tobie tego mało! Nie uspokoiłeś się. Znowu sprowadziłeś aurorów do mojego domu, którzy po raz kolejny przetrząsali nasze rzeczy i przesłuchiwali mamę!
Draco uderzył Harry'ego w twarz, a jego pierścień rozciął skórę na policzku Gryfona. Pottera ogarnęła lodowata, znacznie silniejsza niż dotychczas, wściekłość.
- Uprzedzałem cię, Malfoy, że zemszczę się na tobie za wszystko - bardzo cichopowiedział Harry. - Nie ukrywałem, że zrobię, co tylko mogę, aby wysłać cię za ojcem do Azkabanu. Wy, Śmierciożercy, jesteście zwykłymi, śmierdzącymi, krwiożerczymi draniami, gorszymi od zwierząt. Zabijacie niewinnych mugoli dla własnej przyjemności i torturujecie czarodziejów dopóty, dopóki z bólu nie stracą rozumu! Twoja ciotka Bellatrix torturą doprowadziła rodziców Neville'a do obłędu i zabiła Syriusza! Nienawidzę was i zrobią wszystko, żeby was zniszczyć! Nienawidzę cię, Malfoy, słyszysz! - wykrzyczał prosto w twarz blondyna. - Żebyś zdechłeś, sukinsynu!
Cała krew odpłynęła z twarzy Draco, która stała się białą jak marmur maską. Jego wzrok stwardniał, a oczy zmieniły się w zimną stal.
- Niepotrzebnie to powiedziałeś, Potter - rozciągając słowa powiedział Zabini i pokręcił z politowaniem głową.
- Żal mi ciebie, Potter - głosem, którym mógłby zamrozić ogień, oświadczył Malfoy. - Merlin wie, że nie chciałem tego, ale sam sobie jesteś winny. Oddam cię im i będziemy sobie ciebie przekazywać z rąk do rąk. Wiesz, co to znaczy?
Harry szybko i mocno odrzucił głowę do tyłu, uderzając Crabbe'a w twarz. Rozbrzmiał chrzęst, grubas krzyknął, wypuszczając Harry'ego ze swoich rąk i chwycił się za złamany nos, z którego trysnęła krew. Goyle, nie oczekując czegoś takiego, na chwilę osłabił chwyt. Gryfon wykręcił się z jego rąk i z całej siły walnął pięścią w jego szczękę.
- Kurwa! - zawył z bólu Goyle i rzucił się na Harry'ego.
Przeżywszy większą część życia z kuzynem Dudleyem, Harry nauczył się profesjonalnie unikać uderzeń. Łatwo uchylił się od potężnego prawego sierpowego Goyle'a i ruszył w stronę Zabiniego z zamiarem wyrwania mu swojej różdżki, niestety nie zdążył, trafiony Drętwotą przez Malfoya.
- Incarcerous! - krzyknął Zabini i wokół nadgarstków Harry'ego mocno owinął się sznur.
- Zdjąć mu spodnie! - rozkazał Malfoy.
Ze wszystkich sił Harry starał się przeciwstawić, wierzgał, wyrywał się, spróbował jeszcze raz uderzyć głową osobę stojącą za nim, ale bezskutecznie - siły były nierówne, chociaż trzej Ślizgoni mieli duże trudności z utrzymaniem go.
Nott złapał za jego dżinsy i szarpnął tak, że rozbrzmiał trzask odrywanych guzików, a potem zsunął je aż do kolan razem z majtkami.
- No, no! Jaki u nas wielki interes, może ci go trochę skrócimy! Prawdopodobnie przeszkadza ci w chodzeniu, co, Potter? - powiedział Nott, na co Crabbe i Goyle wyszczerzyli zęby w złośliwym uśmiechu.
- Spieprzaj, skurwysynu! - Harry jeszcze próbował się stawiać. - Twojemu tatusiowi w Azkabanie istotnie coś skrócą, na przykład jego nic niewarte życie.
Nott ryknął i z mordem w oczach złapał Pottera za gardło.
- Teodor, przestań! - krzyknął Malfoy. - Zostaw go! On specjalnie tak mówi, chce nas sprowokować, żebyśmy go rozwalili. Nie, Potty, nie doczekasz się. Nie zabijemy cię, tylko wypieprzymy w obie dziury, tak że będziesz pełzał na kolanach. Nie miej więc nadziei na szybką i lekką śmierć i nie irytuj na próżno chłopaków.
Rzucili Harry'ego na ławkę brzuchem na dół i mocno przycisnęli do drewnianej powierzchni. Potter wyrywał się, spróbował kogoś kopnąć, nie patrząc kogo, Crabbe'a albo Goyle'a, ale w odpowiedź dostał bolesne uderzenie w szyję. Zabini odszedł na bok, przysiadł na ocalałej drewnianej skrzynce, wyjął paczkę papierosów, założył nogę na nogę i zapalił, całą swoją osobą pokazując zupełną obojętność w stosunku do tego, co się działo. Malfoy skrzyżował ręce na piersi i obserwował scenę w milczeniu. Crabbe zaczął rozpinać rozporek. Harry targnął się, ale Goyle i Nott trzymali go mocno.
- Puszczajcie! - krzyknął i zaczął rozpaczliwie wyrywać się, ale związany nie mógł dać rady trzem Ślizgonom.
Poczuł jak o jego wejście oparł się twardy członek i Crabbe całą swoją masą przygniótł go do ławki. Harry instynktownie spiął się, ale gruby Ślizgon rozsunął jego pośladki i pchnął. Rozciągając pierścień zaciśniętych mięśni, zaczął wpychać swojego członka w odbyt Gryfona. Harry jeszcze mocniej zacisnął mięśnie.
- Cholera, nie chce wejść! - zasapał Crabbe.
- Idioto, pośliń chociaż palec - powiedział Draco.
Crabbe splunął na palce, rozprowadził ślinę na swoim penisie, a potem gwałtownie włożył palec w odbyt Harry'ego. Potter krzyknął i od razu dostał w twarz od Goyle'a. Czuł, jak jeden palec w jego anusie ruszał się tam i z powrotem, potem dołączył do niego drugi, próbując poszerzyć jego dziurkę. Crabbe znowu przycisnął członek do zaciśniętego pierścionka mięśni i pchnął mocniej. Harry zaczął jęczeć, przygryzając wargę.
- Potter, nie rób z siebie niewinnej dziewicy. Rozluźnij dupę i czerp przyjemność z seksu - powiedział Malfoy, siadając obok Zabiniego i przypalając papierosa od jego papierosa.
- Sukinsyny - zajęczał Harry. - Skurwiele!
- Niech ci będzie, Potty, nie odmawiaj chłopakom dupy, dla ciebie to normalka, a im jest przyjemnie.
Vincent Crabbe ponowił próbę i Harry poczuł, jak członek Ślizgona milimetr po milimetrze wchodzi w jego tyłek. Ostry ból sprawił, że krzyknął.
- Zamknij się! - Nowe uderzenie w potylicę zmusiło go do zaciśnięcia zębów.
Crabbe już w połowie wepchnął swojego członka w Gryfona.
- I jak idzie? - zapytał Draco.
- Normalnie! - powiedział Vince i dalej wciskał swojego penisa w Harry'ego.
Szybko i mocno pchnął biodra do przodu i zatrzymał się, potem powoli się cofnął i znowu w przód i jeszcze raz i jeszcze.
- No, pacany, głębiej nie wejdzie, mogę mu rozerwać dziurę - wysapał Crabbe.
- Wkładaj całego, nie przejmuj się jego dziurą, rozerwiesz, zaleczy się - powiedział niespodziewanie Zabini, wypuszczając strumień mentolowego dymu.
Crabbe zaczął pchać jeszcze mocniej i wszedł w Pottera aż po same jądra. Pieprzył go przez chwilę w milczeniu, głośno sapiąc, a Nott i Goyle obrzydliwie chichotali, przytrzymując Gryfona.
- Teodor, zerżnij go w usta - rozkazał Malfoy. - Spuść mu się porządnie. I dopilnuj, żeby ta gryfońska szmata połknęła całą twoją spermę, potem będzie z tego powodu obficie rzygać.
Ślizgoni wybuchnęli śmiechem. Nott podszedł do Harry od przodu, rozpiął rozporek, wyjął swojego penisa i zaczął przesuwać nim po twarzy bruneta. Gryfon, odwracając się, zacisnął zęby.
- Ssij, psie, jeśli nie chcesz żebym obciął ci jajka - powiedział Nott, starając się wepchnąć członka w usta ofiary.
- Nie zapieraj się, Potter - uśmiechnął się Malfoy. - Obciągnij Teodorowi, bojak nie, to będę musiał zadać ci dużo bólu. - Malfoy podniósł z podłogi kawałek zardzewiałej, metalowej rury. - Jeżeli cię tym wydymam, do końca życia będziesz pełzać na czworakach.
Harry spróbował się wyrwać, ale trzymali go bardzo mocno. Crabbe brutalniej ścisnął biodra bruneta i pociągnął go do siebie. W tym samym czasie Teo chwycił Gryfona za włosy, przyciągnął jego głowę do swojego krocza i zaczął wsuwać swojego członka w jego usta, wpychając go tak głęboko, że chłopak się zakrztusił.
- No, gryfoński pedale, ssij - rozkazał Nott, ale Potter nie poruszył ustami.
- Nie chce po dobremu - powiedział Nott, zwracając się do Ślizgonów.
Malfoy skierował różdżkę na Harry'ego i powiedział:
- Crucio!
Ciało Gryfona przeszył ostry, palący ból. Chłopak skulił się pod Crabbem, z nosa i uszu pociekła mu krew, a z oczu popłynęły łzy, krzyk utknął mu gdzieś głęboko w gardle. Jego szczęka zacisnęła się i przygryzł główkę członka Notta.
- Hej, suko, ostrożnie, nie gryź! - ryknął Teo.
- Co, Potter, zabolało? - opuszczając różdżkę zainteresował się Draco. - O, nasza dziewczynka płacze. Nie maż się, Potty, będziesz posłuszną kurwą, to wszystko skończy się dobrze, może nawet zaznasz przyjemności.
Harry zaczął powoli ssać. Trwało to kilka minut, dopóki nie poczuł, jak Crabbe zaczyna ciężko oddychać. Jego członek zadrgał, a chwilę później wewnątrz Harry'ego rozlało się ciepło. Vincent, sapiąc spazmatycznie, odsunął się od niego. Gryfon chciał się wyprostować, ale Nott mocno trzymał jego głowę. Przyszła kolej na Goyle'a. Jego członek był potężniejszy niż Crabbe'a, ale wejście Harry'ego byłe mocno wysmarowane spermą i szczególnie wielkiego bólu już nie poczuł. Ślizgoni pieprzyli go w obie dziury. Gregory rżnął go tak, że jego jajka uderzały o tyłek Gryfona. Nott trzymał go za włosy i mocno przyciskał do swojego krocza.
- Ssij, suko, ssij - szeptał Teo, pchając głowę bruneta na swojego członka.
Harry stracił poczucie czasu. Gdyby go ktoś zapytał, nie potrafiłby powiedzieć, ile to trwało. Zdawało mu się, że wieczność. Jego świat zawęził się do ruszającego się w jego ustach członka Teodora Notta i potężnego penisa Gregory'ego Goyle'a, ślizgającego się w jego odbycie. Draco Malfoy podszedł bliżej, przykucnął, uśmiechnął się i pochylając głowę do zakrwawionej twarzy Harry'ego, zainteresował się:
- No i co, Potter, jakie odczucia? Jak to się mówi: „ani pierdnąć, ani beknąć”. - Ślizgoni ryknęli śmiechem, a Malfoy kpił dalej. - Z tyłu po same „migdałki” i z przodu już w migdałki.
Harry jęknął, łzy znowu pociekły mu po twarzy. Miał takie uczucie, jakby rozrywali go na pół. Jeden ciągnie za uszy do siebie, drugi za biodra w swoją stronę. Draco podniósł się, rozpiął rozporek i przysunął swojego członka do twarzy Harry'ego. Nott odsunął się od Gryfona i jego miejsce zajął blondyn.
- Wystarczyło jedno Crucio i stałeś się bardzo posłuszną dziewczynką, Potty - powiedział Malfoy, wpychając penisa głęboko w gardło bruneta.
Ślizgoni zamieniali się miejscami i Harry raz ssał członka Notta, potem Malfoya. Gryfon poczuł, że penis Teo w jego ustach naprężył się i zrozumiał, że chłopak zaraz skończy, więc spróbował odsunąć się, ale Nott dosłownie nadział jego głowę na swoją erekcję. Sperma Teo wypełniła usta Harry'ego i chłopak musiał ją łykać, żeby się nie zachłysnąć. Malfoy zaczął szybko pocierać swojego członka, obserwując jak Harry dławi się sokiem Notta i gdy tylko wyciągnął on swojego penisa z ust Pottera, Malfoy też skończył na twarzy Gryfona. Nasienie spływała po podbródku bruneta i kapało na podłogę. Chwilę potem Goyle zaczął jęczeć, zrobił szybki ruch do przodu i do tyłu, i z jego końca obficie polała się sperma,wypełniając odbyt Harry'ego po brzegi. Było jej tak dużo, że zaczęła z niego wyciekać, spłynęła na dół po nogach Gryfona, brudząc jego majtki i dżinsy. Potter wyglądał jak najgorsza dziwka - zerżnięta i zalana nasieniem. Draco nachylił się do samej twarzy chłopaka, pobrudzonej krwią i spermą, chwycił go za włosy, uniósł głowę i powiedział:
- No co, Potter, mam nadzieję, że teraz zrozumiałeś co czeka te kreatury, które próbują donosić do Ministerstwa na moją rodzinę i chcą jej zaszkodzić. Spodobało ci się zbiorowe rżnięcie?
- Bardzo szybko, Malfoy, ciebie będą zbiorowo pieprzyć w Azkabanie, i twoją mamę też. Myślę, że i jej i tobie to się spodoba - wychrypiał Potter i splunął Draco w twarz.
Ślizgon na chwilę skamieniał. Jego oczy otworzyły się szeroko. Powoli wytarł z policzka ślinę Gryfona i powiedział:
- Ale z ciebie kanalia, Potter. I co ja mam teraz z tobą zrobić?
- Lepiej zabij mnie od razu, Malfoy, inaczej wszyscy tego pożałujecie - odpowiedział Harry. - Już użyłeś jednej niewybaczalnej klątwy, z Avada Kedavra pójdzie ci jeszcze łatwiej.
Ślizgoni, którzy ich otaczali i przyglądali się temu co się działo, wymienili zaniepokojone spojrzenia. Wszystkim zrobiło się jakoś dziwnie, wesołość gdzieś przepadła. Praktycznie każdy z nich, oprócz Zabiniego, był dzieckiem Śmierciożercy, i za to, co oni tu robili z Wybrańcem, mogli nie tylko wylecieć ze szkoły, ale zostać skazani na pobyt w Azkabanie i nie miałoby znaczenia, że są nieletni. A Malfoy, który użył zaklęcia niewybaczalnego, zagwarantował sobie dożywocie. Teraz każdy z nich rozumiał, że posunęli się za daleko i następstwa mogą okazać się dla wszystkich bardzo nieprzyjemne. Potter, po tym, co z nim zrobili, do końca swoich dni nie spocznie, dopóki się nie zemści. Ślizgoni rozumieli to doskonale.
Draco rozpiął pasek swoich spodniach i powiedział:
- Chciałem się z tobą zabawić, gnojku, po prostu miło spędzić czas i zapomnieć o twoim idiotycznym wybryku, ale ty zdecydowałeś się zagrać w inną grę, co Potty? - Głos Malfoya wyraźnie drżał.
Obszedł związanego Harry'ego, zatrzymał się, w milczeniu oglądając swoją ofiarę, potem z całej siły zamachnął się pasem i uderzył. Potter poczuł jak coś ostrego przebiegło po jego pośladkach, krzyknął z zaskoczenia i zrozumiał, że Malfoy zamierzał go wychłostać. Zacisnął zęby aż do bólu, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku i przetrwać egzekucję w całkowitym milczeniu.
Wydawało się, że Malfoy oszalał. Widok krwi na pociętej skórze przekształcił go w zwierzę. Chłostał i chłostał Gryfona, aż ten dusił się od bólu, ale nie krzyczał. Harry'emu wydawało się, że skóra na jego pośladkach jest już w strzępach, ale cienki, skórzany pas nadal w niego uderzał. Wszyscy obserwowali egzekucję w milczeniu, nawet Zabini przestał palić i patrzył przestraszony i lekko pobladły na to, co się dzieje. W pewnym momencie Potter instynktownie spróbował odchylić się od uderzenia i nawet udało mu się trochę odsunąć, ale wtedy Malfoy uderzył go pomiędzy nogami. Harry zawył z bólu, który szarpnął go gdzieś u dołu brzucha i trafił prosto w mózg. Przestraszył się, że Malfoy oderwał mu mosznę. Kilka następnych uderzeń Ślizgon umyślnie wykonał w krocze Gryfona, wyrywając z niego za każdym razem rozpaczliwy krzyk, przechodzący w charkot. Zabini rzucił się w stronę blondyna i złapał go za rękę.
- Draco, przestań, zakatujesz go! - krzyknął blondynowi prosto w twarz.
Malfoy oddychał ciężko, platynowe kosmyki były mokre i pozlepiane od potu, twarz i ubranie spryskane krwią.
- Draco, spokojnie - powtórzył Blaise, wciąż trzymając go za rękę. - Już dość,wystarczy, on już wszystko zrozumiał.
- No co, ścierwo, wiesz teraz, jak masz postępować? - ochrypłym głosem zapytał Malfoy, zwracając się do Harry'ego. Chłopak zaczął jęczeć, ale nic nie odpowiedział, tylko konwulsyjnie przełknął ślinę.
- Nie, pedał nie zrozumiał, jeszcze raz! - histerycznie krzyknął Malfoy i znowu się zamachnął.
- Malfoy! - zawołał Zabini i wymierzył Ślizgonowi policzek.
Ręka Draco opadła, zakrwawiony pas upadł na kamienną podłogę. Po policzku spłynęła mu łza.
- To już koniec, Draco - powiedział Zabini. - Wystarczy. Weź się w garść, przecież jesteś Malfoyem.
- Masz rację, jestem Malfoyem i powinienem obronić moją rodzinę. - Blondyn powiódł spojrzeniem po obecnych. - Jeszcze raz go wszyscy przelecimy i idziemy.
- Ale Draco...
- Wszyscy, Blaise! To rozkaz. Ty zaczynasz!
- Nie znalazłem swojego członka na śmietniku, Draco!
- Cholerny esteta. - Malfoy splunął pod nogi Zabiniego, wyjął różdżkę i wypowiedział zaklęcie czyszczące, które spowodowało, że krew i sperma zniknęły. - Tak lepiej, Blaise? No, zerżnij go, to rozkaz, do kurwy nędzy!
Zabini powoli rozpiął rozporek, chwilę drażnił swojego członka, potem oparł ręce o biodra Gryfona i wszedł w jego nie zamykającą się już dziurkę. Potter nie wyrywał się, po chłoście był na granicy omdlenia. Zabini pieprzył go w milczeniu, z zaciśniętymi zębami.
Goyle podszedł do Harry'ego od przodu i rozpiął rozporek. Jego członek był już na pół twardy. Powiódł nim po wargach i policzkach Gryfona, potem wepchnął go w półotwarte usta, złapał rękami jego uszu i zaczął na niego nabijać. Robił gwałtowne, mocne pchnięcia, starając się szybko skończyć.
Przez około dziesięć minut obaj Ślizgoni w zupełnej ciszy pieprzyli Pottera z obu stron, a on po prostu leżał i nie reagował. Czasami przez jego ciało przechodził skurcz i chłopak drżał pod swoimi gwałcicielami. W ciszy słychać było tylko przyspieszone oddechy i uderzania jąder o tyłek i podbródek Gryfona. W pewnym momencie Goyle zamarł, jeszcze raz wepchnął penisa w usta Pottera i szybko wypełnił je spermą. Mocno przycisnął jego głowę do swojego krocza i zaczął jęczeć. Potem wyjął swój już miękki członek i wytarł resztkę nasienia o twarz Harry'ego. Wkrótce Zabini też skończył, wyjął członek z tyłka Pottera, wytarł go o jego pośladki i szybko odszedł na bok, zapinając spodnie. Wyciągnął paczkę papierosów i nerwowo zapalił. Jego miejsce zajął Teodor Nott, a Gregory Goyle zmienił Crabbe'a.
Kiedy wszyscy skończyli i wreszcie puścili Harry'ego, ten upadł bez sił na podłogę. Ślizgoni chcieli jak najszybciej opuścić stary magazyn i unikali patrzenia sobie w oczy. Zabini na odchodnym uwolnił ręce Gryfona i szybko wyszedł na korytarz. Został tylko Malfoy. Podszedł do leżącego na podłodze chłopaka, upadł przy nim na kolana i wyszeptał:
- Przebacz mi, Harry, przebacz ukochany...
Gryfon tylko jęknął. Ślizgon szybko podniósł się i rzucił się do wyjścia, ale zanim wyszedł, odwrócił się i wyszeptał zaklęcie uzdrawiające.
- Przebacz - powtórzył jeszcze raz i zniknął.
***
Po powrocie Ślizgoni szybko rozeszli się do siebie. Zabini skierował się do swoje sypialni, sąsiadującej z pokojami Malfoya, ale ten chwycił go za rękę i błagalnie wyszeptał:
- Blaise, proszę, nie odchodź...
- Draco, posłuchaj, zmęczyłem się i w ogóle chcę pobyć sam.
- Proszę cię, Blaise...
Zabini w milczeniu wszedł do apartamentu Malfoya, chwycił butelkę Ognistej, nalał sobie niezłą porcję, wypił jednym haustem i nalał jeszcze raz. Draco opadł na łóżko i zakrył twarz dłońmi. Blaise nalał mu alkoholu i podał szklankę. Malfoy szybko ją osuszył i zaczął rozglądać się za papierosami.
- No i co, Draco, jesteś zadowolony? - zapytał Blaise, patrząc na przyjaciela. - Zrobiliśmy to dla ciebie. Tak, jak chciałeś!
- Tak, Blaise, tak chciałem... - ochryple odpowiedział Malfoy. - Tylko dlaczego teraz tak bardzo pragnę zdechnąć?
Ślizgon zakrył dłońmi piękną twarz, opuścił nisko głowę, a jego plecy zadrżały od cichego szlochu. Blaise podszedł do Draco i objął go.
***
W ustach został smak spermy. Harry wypluł jej resztkę na podłogę. W tyłku czuł mocne pulsowanie krwi, a z odbytu spływał cienki strumyk. Chłopak zdjął porwane dżinsy i majtki. Podszedł do kapiącego kranu i przepłukał usta. Majtkami podtarł spermę na pośladkach i nogach i wyrzucił je. Usiadł na drewnianej skrzynce, którą wcześniej zajmował Zabini, i zapatrzył się tępo w jeden punkt. Nagle zupełnie blisko usłyszał pełen współczucia głos:
- Boli cię?
Zaskoczony Gryfon drgnął i poderwał się ze skrzynki. Niedaleko od niego stała Pomyluna Lovegood. Harry zmrużył oczy, żeby ją lepiej widzieć. Dziewczyna była przestraszona, ręce jej lekko drżały.
- Harry? - zapytała Luna, podeszła bliżej i dotknęła jego ramienia. Potter drgnął. - Bardzo cię boli?
- Nie - pokręcił głową, wpatrując się krótkowzrocznym spojrzeniem w jej twarz. - Teraz już nie tak bardzo. Bolało za pierwszym razem, kolejne da się przeżyć.
Pomyluna krzyknęła cicho i zakryła dłonią usta, z trwogą i współczuciem patrząc na Pottera.
- Trzeba komuś powiedzieć o tym, co się stało - powiedziała. - Wtedy ich ukarzą. Będę twoim świadkiem, potwierdzę wszystko.
Te słowa nagle wyprowadziły Harry'ego z otępienia. Krew uderzyła mu do głowy.
„Ona widziała! I teraz wszystkim opowie!”
Mocno chwycił dziewczynę za ramiona.
- Od jak dawna tu jesteś? Co widziałaś?
Luna krzyknęła zlękniona i spróbowała się odsunąć. Potter miał dziki i szalony wygląd, oczy płonęły mu jak u wariata. Jeszcze mocniej ścisnął jej ramiona, nie myśląc, że sprawia tym ból.
- Ja... widziałam... wszystko. Ktoś schował moje rzeczy i pomyślałam, że może tu je znajdę. Zauważyłam, kiedy przyszedłeś i chciałam podejść, ale nadeszli oni i schowałam się, a potem urządziliście tu bitwę, bałam się, że niechcący mnie zabijecie i weszłam do szafy.
- Widziałaś wszystko - powtórzył Harry, mocno potrząsając dziewczyną.
- Harry, powinieneś powiedzieć nauczycielom, profesor McGonagall, oni zasługują na karę!
- Nic nikomu nie powiesz, Luno, słyszysz! - wykrzyczał jej w twarzy i jeszcze raz nią potrząsnął.
- Harry, puść, to boli! - krzyknęła dziewczyna, a w jej oczach pojawił się strach.
Zrobiła krok do tyłu i spróbowała wyrwać się z rąk Gryfona, ale on mocno przygniótł ją do ściany, nie dając możliwości poruszenia się. Na moment Harry zamarł, przyciskając swoim ciałem ciało dziewczyny. Luna oddychała szybko, strach spowodował, że lekko drżała i ten dreszcz udzielił się i jemu. Poczuł jak zaczyna się podniecać i nagle jakiś obłęd całkowicie nim zawładnął. Naszło go nieprzeparte pragnienie posiąść dziewczynę, wziąć ją teraz, natychmiast, nie zważając, czy ona też tego chce, czy się na to zgadza. Musiał poczuć się mężczyzną zdolnym współżyć z kobietą, a nie tylko zwykły pedałem, którego zrobił z niego Malfoy z przyjaciółmi. Harry nagle zrozumiał, że jeśli nie zrobi tego teraz, to już nigdy nie będzie w stanie stać się prawdziwym facetem, będzie uważać się za nic niewartego śmiecia, niepełnowartościowego człowieka. Jego ręce zaczęły nachalnie pieścić jej ciało, coraz niżej i niżej. Wreszcie wsunął jej rękę pod spódnicę i dotarł do tego najważniejszego miejsca. Pomyluna zaczęła się wyrywać, spróbowała odsunąć się od niego, odepchnąć go od siebie, ale Gryfon był już niesamowicie podniecony i nie miał zamiaru wypuścić takiej szansy z rąk.
- Luna, muszę - szeptał, wsuwając jej rękę pomiędzy nogi. - Luna, proszę, ja muszę...
Pomyluna ledwo słyszała jego rwący się oddech i gorączkowy szept. Strach przed oszalałym Gryfonem był coraz większy i gotowa była wydrapać mu oczy, żeby się tylko uwolnić. Potter chwycił ją za ręce i wygiął je do tyłu. Rozpaczliwie próbowała się wyrwać, ale Harry mocno przycisnął ją do siebie i złapał jedną ręka jej obie. Druga odchylił jej głowę i przyssał się ustami do szyi, potem zaczął namiętnie całować jej twarz, aż dotarł do ust.
- Luna, Luna - szeptał jak szaleniec okrywając jej twarz pocałunkami. - Jesteś mi potrzebna teraz, chcę cię. Muszę to zrobić...
Potter przewrócił ją na podłogę. Dziewczyna znowu zaczęła się wyrywać i bić go po twarzy.
- Harry, nie, proszę, nie rób tego, nie chcę tak. Harry, nie chcę! - Zaczęła wierzgać, bić głową w jego ramię i głośno krzyczeć.
Cała ta sytuacja pobudziła Gryfona jeszcze bardziej. Był gotowy na wszystko, żeby tylko wziąć dziewczynę już teraz, żeby jak najszybciej poczuć się mężczyzną, a nie kurwą, którą dwa razy obskoczyło pięciu chłopaków. Mocniej przycisnął Lunę do podłogi, tak że nie mogła się poruszyć. Łzy pociekły jej po policzkach. Harry lekko uniósł się, żeby zupełnie jej nie przygnieść. Rozerwał jej bluzkę, biustonosz i dotknął piersi. Oboje drgnęli: Pomyluna ze strachu, Harry z podniecenia. Jeszcze nigdy w życiu nie dotykał piersi dziewczyny. Zaczął pieścić jej ciało ustami, schodzić coraz niżej i niżej. Jednym szarpnięciem zerwał z niej majtki i odrzucił je na bok. Luna z całych sił zacisnęła nogi, ale jej opór nie zatrzymał Gryfona, który przygniótł ją mocniej i kolanem spróbował rozsunąć ściśnięte razem uda. Dziewczyna czuła jak coś twardego ślizga się po jej skórze.
- Luna, rozsuń nogi, proszę - powiedział Harry. - Nie chcę sprawić ci bólu.
Dziewczyna zaczęła wyrywać się mocniej i ugryzła go w ramię. Harry poczuł krew coraz mocniej pulsującą w jego członku - znak, że musi się pospieszyć. Kolanem na siłę rozsunął jej nogi, objął za pośladki, uniósł i lekko uderzył o dziurkę dziewczyny. Żadnej reakcji. Pchnął mocniej, ale udało mi się włożyć tylko pół główki. Wzmocnił nacisk i zaczął wchodzić głębiej. Pomyluna krzyknęła, spróbowała zepchnąć go z siebie, a chłopak poczuł, że natknął się na przeszkodę. Na moment zamarł, ale wydawało mu się, że jego członek gotowy jest eksplodować od przepełniającej go energii. Zacisnął zęby i zaczął wpychać penisa coraz głębiej i głębiej, nie zważając na napotkany opór. Poczuł, że przeszkoda jest już naciągnięta do granic możliwość, więc pchnął jeszcze raz, mocno. Dziewczyna pod nim szarpnęła się i krzyknęła. Dusiła się od szlochu. Harry wszedł w nią do samego końca. Kiedy jego członek wniknął do niej, mimowolnie uniósł ciało, praktycznie nabijając ją na siebie. Jego penisowi było wystarczająco ciasno w dziewiczej