Ślizgońska dziwka

Oryginalny tytuł: Слизеринскаяшлюха

Autor: Iren Loxley

Tłumaczenie: Anula67
Pairing: przede wszystkim HP/DM
Kanoniczność: różnie z nią
Beta: Kaczalka
Link: 
×čňŕňü

Harry prawie nie słuchał Neville’a, który gadał coś o swoich wynikach z SUMów. Myślał o czymś innym. O niedawnej rozmowie z panem Weasleyem.Potter opowiedział mu o swoich podejrzeniach dotyczących młodego Malfoya, że ten białowłosy drań coś knuje. Nie bez powodu odwiedził sklep „Borgin i Burkes”i groził jednemu z jego właścicieli. Malfoy planuje coś złego, ale co? Harry rozważył masę wariantów, ale i tak nie był w stanie dojść do żadnego wniosku.Ta myśl nie dawała mu spokoju, zresztą podobnie jak i to, że młody Malfoy mógł,w czasie lata, przyjąć Czarny Znak i zostać Śmierciożercą. Czy to się jednak zdarzyło i w trakcie wakacji Malfoy zastąpił ojca w szeregach Czarnego Pana? Harry drgnął ze wstrętem na samą myśl o tym. Ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w czasie przymiarki u pani Malkin Ślizgon wściekł się, gdy krawcowa chciała podciągnąć rękaw na jego lewej ręce? Czyżby był takim idiotą, iż zdecydował się pójść w ślady swojego ojca-mordercy i zostać Śmierciożercą w wieku szesnastu lat?! Czy Czarny Pan ma taki deficyt swoich wyznawców, że zaczął już werbować w swoje szeregi nawet nastolatków?

Chłopak spojrzał na Lunę Lovegood, która siedziała w kącie przedziału, z założonymi na nos Widmowymi Okularami, i czytała „Żonglera” odwróconego do góry nogami. Uśmiechnął się nieznacznie. Miła dziewczyna, którą nazywali Pomyluną,była jedyną, która mu wierzyła. Nawet Hermiona czasami wahała się…

Znowu zaczął myśleć o Malfoyu. Harry bardzo wyraźnie wyobraził sobie ślizgońskiego gada. Wyniosła twarz, wiecznie skrzywione w pogardliwym uśmieszku wargi, długie, jasne rzęsy, zimne, szare oczy, w których widać było jedynie kpinę, i ta okropna maniera, z jaką mówił, lekko rozciągając słowa, jakby robił wielką przysługę, zniżając się do rozmowy z tobą. Czasami Harry miał taką chęć walnąć pięścią w tą nienawistną, arystokratyczną gębę, żeby raz na zawsze zetrzeć ten uśmieszek, zobaczyć krew na ustach, wbić z powrotem do gardła wszystkie obrzydliwe słowa, które ten palant mówił Hermionie i Ronowi…

 
Nagle drzwi przedziału otworzyły się i na progu stanęła sympatyczna dziewczyna z długimi, czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Harry drgnął z zaskoczenia, nie mogąc od razu oderwać się od swoich krwiożerczych myśli.

-  Cześć,Harry, jestem Romilda. Romilda Vane – powiedziała głośno i pewnie. – Czemu nie dołączysz do naszego przedziału? Nie musisz siedzieć z nimi – dodała dramatycznym szeptem, wskazując tyłek Longbottoma, który wystawał spod siedzenia, gdyż Neville szukał Teodory, i na Lunę, która w Widmowych Okularach wyglądała jak obłąkana, wielokolorowa sowa.

 

- Oni są moimi przyjaciółmi -odparł chłodno Harry.

 

- Och – powiedziała dziewczyna,która wyglądała na bardzo zaskoczoną. – Och, w porządku. – I wycofała się, zasuwając za sobą drzwi.

Harry popatrzył za nią ze złością.

Jak one wszystkie mu się sprzykrzyły. Zalotne spojrzenia, pretensjonalne uśmiechy, mrugania, szepty za jego plecami. Oczywiście teraz, kiedy Ministerstwo oficjalnie uznało, że Voldemort powrócił, Harry Potter od razustał się najpopularniejszym chłopakiem, bohaterem, Wybrańcem, z którym wszyscy chcieli się przyjaźnić. Ale nie tak dawno ci sami ludzie gotowi byli napluć mu w twarzy i rzucić kamieniem w plecy, ogłaszając go kłamcą i wariatem, myślącym tylko o zdobyciu jak największej popularności. Harry mimo woli spojrzał na lewą rękę, na której zabliźnił się już napis „Niepowinienem kłamać”.

 
- Ludzie spodziewają się, że możesz mieć lepszych przyjaciół, niż my – odezwała się Luna, po raz kolejny objawiając swój talent do wprawiania innych w zakłopotanie.

 

- Jesteście w porządku – powiedział krótko Harry. – Nikt z nich nie był w Ministerstwie. Nie walczyli razem ze mną.

 

- To, co mówisz, jest bardzo miłe – odparła dziewczyna.

 

Poprawiła na nosie Widmowe Okulary i powróciła do czytania”Żonglera”.

Neville zaczerwienił się zmieszany i wymamrotał coś pod nosem. Harry uśmiechnął się do nich i odwrócił do okna, ale drzwi przedziału znowu się otworzyły i weszli Ron i Hermiona.

 
- Chciałbym, aby wózek z jedzeniem przyjechał jak najszybciej, bo umieram z głodu – powiedział Ron tęsknie, osuwając się na siedzenie obok Harry’ego i chwytając się za żołądek. – Cześć Neville, cześć Luna. Wiecie co? – dodał, odwracając się do Harry’ego. – Malfoy wcale nie przejmuje się obowiązkami prefekta. Po prostu siedzi w swoim przedziale z innymi Ślizgonami, widzieliśmy go po drodze.

 

Harry wyprostował się, zainteresowany słowami Rona. To nie było w stylu Malfoya, by zrezygnować z szansy demonstrowania swojej władzy prefekta, której z resztą chętnie nadużywał przez cały poprzedni rok.

 

- Co zrobił, kiedy cię zobaczył?

 

-To, co zawsze – powiedział Ron, pokazując nieuprzejmy gest ręką. – To nie w jego stylu, prawda? Więc… to znaczy… – wykonał gest ponownie. – Ale dlaczego nie jest na zewnątrz i nie znęca się nad pierwszorocznymi?

 

-Nie mam pojęcia – powiedział Harry, ale jego mózg pracował na przyspieszonych obrotach.

 

Czy to nie wyglądało, jakby Malfoy miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż znęcanie się nad młodszymi uczniami?

 

-Może wolał Brygadę Inkwizycyjną – powiedziała Hermiona. – Pewnie bycie prefektem wydaje mu się przy tym banalne.

 

-Nie sądzę – odpowiedział Harry. – Myślę, że on jest…

 

Ale zanim miał okazję wyłożyć swoją teorię, drzwi przedziału otworzyły się ponownie i trzecioroczna dziewczyna weszła do środka, z trudem łapiąc oddech.

 

-Miałam dostarczyć to do Neville’a Longbottoma i Harry’ego Pottera – wyjąkała, a gdy jej oczy spotkały się z oczami Harry’ego, odwróciła się zarumieniona.

 

Trzymała dwie rolki pergaminu, związane fioletowymi wstążkami. Zdumieni, Harry iNeville, wzięli zwoje zaadresowane do każdego z nich i dziewczyna wypadła z przedziału na korytarz.

 

Harry poczuł, że też się czerwieni, a kiedy Ron to zobaczył, wydał z siebie rżący śmiech. Potter spojrzał na rudzielca z pode łba. Pergamin, który trzymał w ręku, okazał się zaproszenie na obiad od profesora Slughorna.Nie chciało mu się iść, ale nie miał wyjścia, przecież profesora zaprosił do Hogwartu sam Dumbledore, czyli musiał cenić tego człowieka i odmowa byłaby nietaktem. Harry’emu przyszła do głowy myśl, żeby, używając peleryny niewidki, najpierw zajrzeć do Ślizgonów. Jednak ten pomysł spalił na panewce. Korytarze były pełne uczniów,

czekających na wózek z jedzeniem, więc przedostanie się niezauważonym było niemożliwe.

 

Brnąc przez ten tłum, Harry czuł na sobie ciekawskie spojrzenia. Młodsi uczniowie nawet nie wstydzili się mówić do niego per ty i pokazywać go palcami. Wielu całkiem otwarcie patrzyło na jego bliznę. Dziewczyny zaczynały pretensjonalnie chichotać, co go równocześnie drażniło i krępowało. Harry czuł, że zaraz wyładuje na kimś swoją złość, i wtedy zobaczył Cho Chang. Kiedy dziewczyna zorientowała się, że nadchodzi, szybko wskoczyła do swojego przedziału.

 

Z Cho Harry próbował spotykać się w zeszłym roku szkolnym. W Dzień Świętego Walentego był z nią w kawiarni w Hogsmeade i nawet pocałował jeden raz. Jednak nic z tego nie wyszło, nie potrafili się porozumieć. Mimo że Cho podobała mu się i bardzo chciał, żeby między nimi doszło do czegoś więcej,niż pocałunek… Potem były te sny, z których Harry budził się z jękiem, rozpalonymi policzkami i mokrymi plamami na spodniach od piżamy. Kładąc się spać myślał o Cho i czuł tak silne pobudzenie, że ręka sama opuszczała się podgumkę spodni, ściskała wzbudzonego członka i rozpoczynała tak już znajome ruchy: do góry, na dół. Po nałożeniu zaklęcia wyciszającego, Harry jęczał w poduszkę, wyobrażając sobie, jak kocha się z Cho.

- Hej, Harry, z tobą wszystko w porządku? – Neville dotknął jego ramienia i Potter drgnął gwałtownie, wyrwany ze swoich erotycznych marzeń.

 

Westchnął głęboko, próbując się uspokoić.

- Idziemy, Neville – powiedział i szybko pomaszerował wzdłuż korytarza.

Kiedy dotarli do przedziału, w którym siedział profesor Slughorn, Harry z Nevillem zobaczyli, że nie tylko oni zostali zaproszeni. Usiedli naprzeciw siebie na ostatnich dwóch wolnych miejscach, które znajdowały się najbliżej drzwi. Harry zmierzył wzrokiem pozostałych gości. Rozpoznał Ślizgona ze swojego roku, wysokiego czarnego chłopaka z wystającymi kośćmi policzkowymi i podłużnymi, skośnymi oczami; było także dwóch chłopaków z siódmego roku, których Harry nie znał, oraz, wciśnięta w róg obok Slughorna, Ginny.

Potter jakoś dziwnie się zmieszał. Poczuł, że czerwieni się i, żeby jakoś ukryć swoją niezręczność i nerwowość, uśmiechnął się i machnął do niej ręką. Zadowolona Ginny zalotnie mrugnęła w odpowiedzi, czym zmieszała go jeszcze bardziej.

A potem zaczęło się to, czego Harry się spodziewał. Po tym, jak profesor Slughorn przedstawił ich sobie, zaczął z zainteresowaniem wypytywać o bogatych i słynnych krewnych zaproszonych studentów. Harry, żując bażanta, niezbyt uważnie słuchał profesora i przyglądał się siostrze Rona. Ginny w zeszłym roku szkolnym spotykała się z wieloma chłopakami i nawet o niej plotkowano… No,dużo mówiono, i dlatego Ron nieprawdopodobnie wściekał się i był gotowy przyłożyć każdemu, kto na ten temat otwierał usta. Dziewczyna była diabelnie urocza, pełna seksapilu, do tego wspaniale radziła sobie w Quidditchu i, gdyby nie była siostrą Rona, Harry chętnie spróbowałby ją poderwać. Wielu mówiło, że Ginny Weasley nie robi z siebie nietykalnej. A nawet odwrotnie, że jest dość chętna. Harry był pewien, że gdyby zaczął z nią kręcić, to na pewno nie skończyłoby się tylko na pocałunkach, tak, jak z Cho. Cały problem tkwił w tym, że Ginny to siostra Rona i gdyby, nie daj Boże, Ron dowiedział się, że on, Harry, jego najlepszy przyjaciel, przeleciał Ginny… Krótko mówiąc, nie byłoby wesoło. Jeszcze może reakcję Rona jakoś by przeżył, ale byłoby mu wstyd wstosunku do państwa Weasley, którzy na pewno by tego nie zaakceptowali.Wyszłoby na to, że jest niewdzięcznym draniem. Oni traktują go jak syna, a tak naprawdę przygarnęli oślizgłego węża, który myślał tylko o tym, żeby dostać siędo łóżka ich córki. Lepiej nawet nie myśleć o Ginny jako o dziewczynie, z którą mógłby się kochać, nieważne, jak jest apetyczna i co o niej mówią. Choć ona chyba nie miałaby nic przeciwko. Ginny wyraźnie nudziła się na tym obiedzie, dlatego znowu mrugnęła do Harry’ego, który właśnie starał się połknąć duży kawałek. Zakrztusił się, zakasłał i poczuł, że zaczyna się dusić.

- Anapneo – powiedział profesor Slughorn, kierując na Harry’ego różdżkę.

- Dziękuję, profesorze – odparł Potter ze złami w oczach, a Ginny zachichotałai pokazała mu język.

 
Zdecydował się przestać myśleć o Ginny i spróbował skoncentrować się na tym, co działo się w przedziale. Profesor zostawił już w spokoju siódmoklasistów i teraz zajmował się ładniutkim Ślizgonem, siedzącym naprzeciwko Harry’ego. Jego mama była piekielnie bogata, bajkowo piękna i miała pewne hobby – dobrze wyjśćza mąż i szybko owdowieć. Urocza pani Zabini zdążyła już pogrzebać siedmiu mężów. Wszyscy odchodzili z tego świata w bardzo dziwnych i tajemniczych okolicznościach.

Harry z zainteresowaniem zaczął przyglądać się Blaise’owi Zabiniemu. W zeszłym roku bardzo często widział tego chłopaka w towarzystwie Draco, przy czym Malfoy nie okazywał mu swej zwykłej wyniosłości, z którą odnosił się do większości otaczających go ludzi. Często pojawiali się razem. Obu można było spotkać w bibliotece, w Wielkiej Sali, siedzących obok siebie, cicho o czymś rozmawiających, z pochylonymi w swoją stronę głowami. Byli razem w Brygadzie Inkwizycyjnej. Czyżby Malfoyowi znudzili się lizusy-pochlebcy, którzy stale płaszczyli się przed nim, i ślizgoński gad wreszcie zdecydował się postawić naprawdziwego przyjaciela? Na to wyglądało. Są do siebie podobni, jak dwie krople wody, obaj z bogatych i potężnych rodzin, poważanych i znanych w magicznym społeczeństwie. Blaise Zabini, ze zblazowanym wyrazem twarzy, słuchał profesora, ignorując Pottera, jakby go tu w ogóle nie było, a Harry zupełnie bezwstydnie mu się przyglądał. Tak, jeśli wierzyć słowom Slughorna, to Blaise wdał się, pod względem urody, w swoją matkę-ślicznotkę. Ciemne oczy, długie, gęste rzęsy, których pozazdrościłaby mu każda dziewczyna, stylowa fryzura,bardzo zmysłowe, lekko obrzmiałe usta, jakby dopiero co ktoś je całował, nieduży pieprzyk na policzku, wyniosły wyraz twarzy i, prawie taka sama jak uMalfoya, maniera przeciągania słów przy mówieniu. Tak, widać, że tym dwóm łatwo było znaleźć wspólny język.

Zabini, taki sam sukinsyn, jak i fretka” – podsumował wynik swoich rozmyślań.

 
- A teraz – powiedział Slughorn, podnosząc się ciężko i zachowując się jak konferansjer zapowiadający występ gwiazdy – Harry Potter! Od czego by tu zacząć? Czuję, że poznałem cię bardzo powierzchownie, kiedy się spotkaliśmy latem! – Przyglądał się Harry’emu bardzo uważnie przez chwilę, tak, jakby był on wyjątkowo wielkim i soczystym kawałkiem bażanta, aż wreszcie powiedział: – Wybraniec, tak cię teraz nazywają!

 

Harry nic nie odpowiedział. Belby, McLaggen i Zabini wpatrywali się w niego.

Slughorn zaczął mówić o tym, co napisali w „Proroku” o niedawnych wydarzeniach w Ministerstwie, o proroctwie, ale Harry nie reagował i uporczywie milczał.

 

- W każdym razie – powiedział Slughorn, odwracając się do Harry’ego – te wszystkie pogłoski tego lata. Oczywiście, nie każdy wie, czy wierzyć „Prorokowi”, czy nie, bo zdarzały mu się już różne wpadki i błędy, ale w tym przypadku wątpliwości są raczej niewielkie. Jest pewna liczba świadków, było niezłe zamieszanie w Ministerstwie, a ty byłeś tam, w środku całego bałaganu!

 

Harry, który nie widział innego wyjścia, niż zwykłe kłamstwo, milcząc skinął głową. Slughorn uśmiechnął się do niego.

 

-Skromny, bardzo skromny, nic dziwnego, że Dumbledore tak cię lubi.

 

Blaise Zabini uśmiechnął się złośliwie, czym wywołał uHarry’ego nagłe uczucie rozdrażnienia i silne życzenie opuszczenia tego idiotycznego wieczorku. Rozmowa o niczym trwała jeszcze długo. Profesor opowiadał historie o swoich byłych uczniach, którzy teraz są znani i poważani. Harry z Blaisem czasami rzucali w siebie nieprzyjaznymi spojrzeniami, a Ginny się nudziła.

 
Jednak wszystko zawsze ma swój koniec. Profesor Slughorn wreszcie zauważył, że słońce już zaczęło zachodzić, w przedziale zapaliły się lampy, a to oznaczało, że pociąg zaraz wjedzie na stację w Hogsmeade i studenci muszą przebrać się w szkolne szaty i zacząć zbierać swoje rzeczy.

Zabini odepchnął Harry’ego i pierwszy wyszedł na półciemny korytarz, rzuciwszy Gryfonowi pogardliwe spojrzenie. Potter miał już iść do swojego przedziału, razem Nevillem i Ginny. Nagle przyszedł mu jednak dogłowy pewien pomysł, nierozważny, ale mający szansę powodzenia. Za chwilę Zabini miał wrócić do przedziału szóstorocznych Ślizgonów, gdzie siedzi Malfoy, myśląc, że nikt go nie słyszy. Harry mógłby wejść za nim, niewidzialny i niesłyszalny, i może udałoby mu się czegoś dowiedzieć? Prawda, podróż dobiegała już końca, do stacji Hogsmeade zostało mniej niż pół godziny, sądząc po dzikim krajobrazie na zewnątrz pociągu, ale jak dotychczas nikt nie traktował podejrzeń Harry’ego poważnie, więc zależało mu na tym, aby je udowodnić.

 

- Zobaczymy się później -powiedział szybko Harry, wyciągając swoją pelerynę niewidkę i narzucając ją nasiebie.

 

- Ale co ty… – zaczął Neville.

 

- Później! – wyszeptał Harry, podążając za Zabinim tak cicho, jak tylko było to możliwe, chociaż pociąg hałasował tak, że było to niepotrzebne.

 

Korytarz były teraz prawie pusty. Każdy wrócił do swojego przedziału, aby się przebrać i spakować swoje rzeczy.Chociaż Harry starał się trzymać jak najbliżej Zabiniego, nie był wystarczającoszybki, aby wśliznąć się do przedziału, kiedy Zabini otworzył drzwi. Ślizgonpróbował właśnie je zasunąć, kiedy Harry szybko zablokował je stopą.

 

- Co jest z tymi drzwiami? -powiedział Zabini ze złością, kiedy po raz kolejny uderzył w stopę Harry’ego.Harry chwycił je i otworzył, a gdy Zabini, ciągle ściskając klamkę, przewrócił się na Goyle’a, Harry skorzystał z rozgardiaszu, który zapanował wokół i wskoczył do przedziału. Wszedł na puste siedzenie Zabiniego i wspiął się napółkę z bagażami. Na szczęście Goyle i Zabini zaklinowali się przy drzwiach, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich, bo Harry był pewien, że jego stopy i kolana były odsłonięte, gdy peleryna załopotała nad nimi. W każdym razie, przez jedną straszną chwilę wydawało mu się, że widział oczy Malfoya wpatrujące się w jego trampek, kiedy ten znikał gdzieś w górze. Ale wtedy Goyle zatrzasnął drzwi i zrzucił z siebie Zabiniego.

 

Malfoy podniósł głowę z kolan Pansy, która pieszczotliwie przeczesywała palcami jego włosy, uniósł się i przysunął bliżej do Zabiniego, objął go i powoli pogładził ręką po policzku.

 
- Co tak długo, Blaise? Już zacząłem się nudzić – powiedział, lekko rozciągając słowa, a potem nachylił się i pocałował Zabiniego w usta.

Harry, który znieruchomiał na półce, prawie krzyknął z zaskoczenia, kiedy zobaczył tę scenę. Zabini lekko odchylił głowę, przymknął oczy i namiętnie odpowiadał na pocałunek Malfoya, który nie zwracając uwagi na Crabbe’a, Goyle’a i Parkinson, nadal żarłocznie całował Blaise’a, przyciskając go do siebie. Harry poczuł, że zaczyna brakować mu tlenu. Gardło jakoś ścisnęło się, oddech przychodził z trudem, a w kroczu poczuł dziwny ciężar. Malfoy nie śpiesząc się odsunął się od Zabiniego, powoli przeciągnął palcem po nabrzmiałych ustach bruneta, potem znowu pochylił się nad nim i polizał jego wargi. Zabinio dpowiedział mu tym samym. Harry zmrużył oczy i zagryzł usta, żeby przypadkowo nie wydać się jakimkolwiek dźwiękiem. Co tu się dzieje? Malfoy, kurwa jego mać, jest zboczeńcem. Zupełnie się nie krępuję, całuje się na oczach wszystkich i to jeszcze z chłopakiem, cholerny pedał. I jak oni to robią! To oblizywanie, te zmysłowe dotknięcia i namiętne obejmowanie się! Nie żałują sobie! Harry przerażony i zawstydzony poczuł, że jego dżinsy stały się nagle ciasne, a ręka przypadkowo ześlizgnęła się na krocze i zaczęła głaskać nabrzmiałego członka.

 

Zielonooki nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że Malfoy jest do tego zdolny. Chociaż tak naprawdę, Harry nigdy nie myślał o Malfoyu w tym kontekście. Nie czuł nic, oprócz złości, rozdrażnienia, nienawiści i chęci obicia fretki po mordzie. Tylko ostatnio coraz bardziej chciał zdemaskować Malfoya i nie pozwolić mu wprowadzić w życie tego, co planował. Harry nigdy niezastanawiał się nad jego życiem osobistym. I właśnie teraz, chowając się na półce pod peleryną niewidką, zaczynał coś rozumieć.

 

Malfoy wcześniej leżał na kolanach Parkinson, która bardzo czule i troskliwie przeczesywała jego włosy, a to bardzo intymna pieszczota.Teraz zrozumiał, że Malfoy i Parkinson to nie tylko przyjaciele z dzieciństwa, ale na pewno również kochankowie. To jeszcze jest zrozumiałe, ale to, co Malfoy robił przed chwilą z Zabinim… Na oczach Parkinson, która, chociaż skrzywiła zniezadowoleniem usta, nie powiedziała ani słowa i milcząc obserwowała zmysłowo całujących się chłopaków. Czyżby to był łóżkowy trójkąt? Od tej jednej myśli Harry’emu znowu zaczęło się robić gorąco i z ust wyrwał się cichy jęk. Cholerni zboczeńcy, czym zajmują się w tych swoich podziemiach? Z jednej strony było mu jakoś wstrętnie i obrzydliwie. Przecież to jest nienaturalne, kiedy chłopak z chłopakiem. Harry nawet myśleć o czymś takim nie chciał. Czuł obrzydzenie, wstręt i pogardę, którą przejął od wuja Vernona, nieprzejednanego homofoba. Dursley niejednokrotnie wyrażał swoje oburzenie pod adresem homoseksualistów, kiedy w telewizji pojawiała się jakaś informacja na ten temat. Harry mimo woli przejął ten nieprzyjazny stosunek i sam uważał takich ludzi za brudnych zboczeńców. Ale kiedy zobaczył TO na własne oczy, z takiej bliskiej odległości, i fakt, że nikomu z nich to nie przeszkadzało…

Ślizgońscy zboczeńcy,obciągacze” – pomyślał Harry, nie potrafiąc oderwać wzroku od Draco i Blaise’a, przyciskając rękę do krocza i gładząc przez spodnie swojego nabrzmiałego członka.

A Malfoy i Zabini, ignorując pozostałych, dalej się całowali. Pocałunek Malfoya był władczy i głęboki, jego język pieścił usta Zabiniego pewnie, mocno i namiętnie. Ręce oplotły talię ciemnowłosego pięknisia, wsunęły się pod koszulę, co spowodowało, że Blaise zaczął jęczeć, nie odrywając swoich ust od ust Draco. Harry, obserwując tę scenę, rozpiął rozporek i zaczął przesuwać dłonią po swoim członku, prawie nie uświadamiając sobie tego, co robi. Jego ruchy były szybkiei pewne, podniecenie rosło, oddech zaczął się urywać… Kiedy poczuł, że zbliża się orgazm, zacisnął usta ręką, żeby nie zdradzić się przypadkowym jękiem. Chwilę później w drugą rękę uderzył strumień spermy. Nakrył dłonią główkę członka, bojąc się, że płyn bryźnie na podłogę.

 
Malfoy odsunął się od Zabiniego, uśmiechnął się i powiedział:

 

- Później, Blaise… – I znowu położył się na kolana Parkinson, która od razu zaczęła czule pieścić jego platynowe kosmyki.

 

Zabini usiadł, zarzucił nogę na nogę i niedbałym gestem zapalił papierosa.

 

Harry patrzył na Ślizgonów rozmazując swoją spermę z dłoni po dżinsach. Członek wisiał w wycięciu rozporka, a on stopniowo uświadomił sobie, że zrobił sobie dobrze patrząc, jak Draco i Blaise się całują.

 

Też jestem zboczeńcem” – pomyślał z przerażeniem. – „Szybko muszę znaleźć jakąś dziewczynę, inaczej będzie źle. Jest mi potrzebny normalny seks. Jeśli staje mi już tylko od patrzenia na Malfoya, to bardzo niedobry objaw.”

 

- Zatem, Zabini – powiedział Malfoy – czego Slughorn chciał od ciebie?

 

- Po prostu próbował zaprzyjaźnić się z wpływowymi ludźmi – odparł Zabini. – Zdaje się, że nie znalazł ich zbyt wielu.

 

Ta informacja nie zadowoliła Malfoya.

 

- Kogo jeszcze zaprosił? – dopytywał się.

 

- McLaggena z Gryffindoru… – zaczął Zabini.

 

- O tak, jego wujek jest ważny wMinisterstwie.

 

- …kogoś tam jeszcze o nazwisku Belby, z Ravenclawu…

 

- Tylko nie on! To dureń! – powiedziała Pansy.

 

- …Longbottoma, Pottera i tę dziewczynę od Weasleyów – dokończył Zabini.

 

Malfoy usiadł nagle, odtrącając dłoń Pansy.

 

- Zaprosił Longbottoma?

 

- Tak, też się zdziwiłem -powiedział Zabini obojętnie.

 

- Co w Longbottomie mogło zainteresować Slughorna?

 

Brunet wzruszył ramionami.

 

- Potter, ten wspaniały Potter, oczywiście, że profesor chciał popatrzeć na „Wybrańca” – szydził Malfoy – ale ta dziewczyna od Weasleyów! Co jest w niej takiego specjalnego?

 

- Wielu chłopaków ją lubi -powiedziała Pansy, obserwując z kąta reakcję Malfoya. – Nawet ty sądzisz, że jest atrakcyjna, prawda, Blaise? Wszyscy wiemy, jak bardzo ci się podoba!

 

Zabini skrzywił się i wypuścił w jej stronę strumień dymu.

 
- Pansy, dziecko, co ja słyszę? – uśmiechnął się Malfoy, leniwie głaszcząc dziewczynę po ręce. – Jesteś zazdrosna o Blaise’a? No co ty, słodziutka, nie bądź taką złą dziewczynką. Blaise jest zawsze z nami, po co mu ta ruda, gryfońska puszczalska? Prawdopodobnie całe lato pracowała na ulicy, w Krzywym Zaułku, żeby zarobić na nowe podręczniki.

 
Crabbe’a uśmiechnął się, a Goyle chrząknął, nie odrywając się od swoich komiksów.

 
- Współczuję Slughornowi gustu. Może się trochę starzeje. Wstyd, mój ojciec zawsze mówił, że on był swego czasu niezłym czarodziejem. Slughorn prawdopodobnie nie wiedział, że jestem w pociągu, lub…

 

- Nie spodziewałem się, że mnie zaprosi – powiedział Zabini. – Kiedy tam przyszedłem, pytał mnie o ojca Notta. Najwidoczniej byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi, ale gdy usłyszał, że został złapany w Ministerstwie, nie wyglądał na szczęśliwego, a Nott nie został zaproszony, prawda? Nie sądzę, aby Slughorn interesował się Śmierciożercami.

 

Malfoy gwałtownie podniósł się z kolan Parkinson, nerwowo chwycił paczkę papierosów i zapalił.

- W każdym razie, kogo obchodzi to, kim on się interesuje? Kim on jest, kiedy przychodzi co do czego? Po prostu jakimś głupim nauczycielem. – Malfoy ziewnął ostentacyjnie. – To znaczy, może mnie nawet niebyć w Hogwarcie w przyszłym roku, więc jakie to ma znaczenie, czy jakiś stary grubas lubi mnie, czy nie?

 

- Co masz na myśli mówiąc, że może cię nie być w Hogwarcie w przyszłym roku? – zapytała Pansy z oburzeniem.

 

- Nigdy nic nie wiadomo – powiedział Malfoy z cieniem uśmiechu – Mogę zostać… oddelegowany… do ważniejszych i lepszych spraw.

 

Przyczajony na półce z bagażami Harry poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej. Co Ron i Hermiona powiedzieliby na coś takiego? Crabbe i Goyle gapili się na Malfoya. Widać było, że oni raczej nie mieli żadnych planów dotyczących poważniejszych spraw. Nawet Zabini pozwolił sobie na zaciekawione spojrzenie, które zniszczyło jego butną pozę. Pansy z głupią miną wróciła do powolnego głaskania włosów Malfoya.

 

- Masz na myśli…

 

Malfoy wzruszył ramionami.

 

- Matka chce, żebym skończył swoją edukację, ale osobiścienie uważam, że jest to ważne w dzisiejszych czasach. Pomyślcie o tym… Kiedy Czarny Pan zwycięży, czy będzie się przejmował, ile kto miał SUMów czy OWTMów? Pewnie, że nie… Liczy się tylko okazane mu posłuszeństwo i poświęcenie…

 

- I ty sądzisz, że jesteś w stanie zrobić coś dla niego? – zapytał zjadliwie Zabini. – Szesnastolatkowie raczej nie są jeszcze na tyle przygotowani, aby mu służyć.

 

- Zabini, myślę, że jestem godny, żeby przysłużyć się Czarnemu Panu. Wykonam polecenie, które mi dał i nasza rodzina zostanie wynagrodzona według zasług, a ojciec, kiedy wyjdzie z Azkabanu, stanie się prawą ręką naszego pana.

- Jakie ambitne plany, Malfoy – uśmiechnął się Zabini.

Draco spojrzał na niego ze złością. Crabbe i Goyle siedzieli z ustami otwartymi jak u gargulców. Pansy przyglądała się Malfoyowi, jakby jeszcze nigdy nie widziała kogoś, kto budziłby taki respekt.

 

- Pora zakładać szaty, dojeżdżamy do Hogsmeade – burknął Malfoy, a potem nagle pochylił się nad Zabinim, chwycił go za włosy i przyssał się do jego ust mocnym pocałunkiem.

- Mój nieufny przyjacielu – wyszeptał Draco, puszczając włosy chłopaka i gwałtownie się od niego odsuwając.

 

Z przygryzionej wargi Blaise’a płynęła krew. Szybko zlizał ją koniuszkiem języka i uśmiechnął się.

Harry, jak zaczarowany, patrzył na ten wężowy pocałunek dwóch Ślizgonów, dlatego nie zauważył Goyla sięgającego po swój bagaż. Kiedy go zdejmował, kufer uderzył Harry’ego mocno w głowę. Jęknął z bólu, a Malfoy spojrzał na półkę z bagażami, marszcząc brwi. Harry nie bał się Malfoya, ale nie uśmiechało mu się zostać zdemaskowanym przez grupę nieprzyjaznych Ślizgonów. Z załzawionymi oczami i pulsującą bólem głową wyciągnął swoją różdżkę, ostrożnie, aby nie zsunąć peleryny, i czekał, wstrzymując oddech. Ku jego uldze, Malfoy uznał, że się przesłyszał. Podobnie jak reszta przebrał się, zamknął kufer, a kiedy pociąg zwolnił, założył nową, grubą, podróżną szatę.

 

Harry widział, jak korytarze ponownie wypełniają się uczniami i miał nadzieję, że Ron i Hermiona wezmą jego rzeczy na peron. Musiał pozostać na swoim miejscu aż do chwili, kiedy wszystkie przedziały będą puste. W końcu, kiedy pociąg przechylił się i zatrzymał, Goyle otworzył drzwi i zaczął się przepychać przez tłum drugorocznych, roztrącając ich łokciami. Crabbe i Zabini ruszyli za nim.

 

- Wyjdź – powiedział Malfoy do Pansy, która czekała na niego z wyciągniętą ręką, jakby miała nadzieję, że będzie ją za nią trzymał. – Muszę coś sprawdzić.

 

Pansy wyszła. Teraz Harry i Draco zostali sami wprzedziale. Ludzie szybko wysiadali na ciemny peron. Malfoy podszedł do drzwi i zaciągnął zasłony, aby nikt z zewnątrz nie mógł niczego zobaczyć. Następnie pochylił się nad kufrem i otworzył go ponownie. Harry zerknął w dół, z zakrawędzi półki, na której leżał, a jego serce biło w przyspieszonym tempie. Co takiego Malfoy chciał ukryć przed Pansy? Czy miał właśnie ujrzeć tajemniczy, zepsuty przedmiot, którego naprawienie było tak ważne?

 

- Petrificus Totalus!

 

Bez ostrzeżenia Malfoy wycelował różdżką w Harry’ego, który natychmiast został sparaliżowany. Tak, jakby w zwolnionym tempie, Harry upadł boleśnie na podłogę, która zadrżała pod jego ciężarem, lądując prosto u stóp Malfoya. Peleryna zsunęła się z niego, całe jego ciało było odkryte, tylko nogi pozostały w nią zaplątane. Nie mógł poruszyć żadnym mięśniem. Mógł tylko patrzeć na Malfoya, który uśmiechał się szeroko.

 

- Tak myślałem – powiedział tryumfalnie. – Słyszałem, jak kufer Goyle’a cię uderzył. I przypomniałem sobie, że kiedy Zabini wrócił, zobaczyłem w powietrzu coś białego… Postanowiłeś mnie szpiegować, Potti? Co ja widzę, masz rozpięty rozporek? I te plamy… – Jego spojrzenie przesunęło się wyżej. – Oj, Potti, czy to jest to, o czym myślę? Podnieciłeś się obserwując mnie i Blaise’a? Lubisz podglądać chłopców i spuszczać się w rękę? Kto by pomyślał, że nadzieja całego czarodziejskiego świata okaże się zwykłym onanistą… – Malfoy zaśmiał się nieprzyjemnie. – Nikt cię tu niezaprosił, ale skoro już przyszedłeś… Możemy się zabawić… – Malfoy mocno kopnął Harry’ego w twarz.

Harry poczuł, że ma złamany nos. Krew rozbryzgnęła się wszędzie.

 

- To za mojego ojca. Teraz zobaczmy… – powiedział Malfoy z nienawiścią i stanął na dłoni Harry’ego. Zachrzęściły kości. – A to, Potter, będzie dla ciebie ode mnie… -  rzucił szatę na półkę i zaczął rozpinać pasek od spodni.

 
Harry nie mógł poruszyć ani jednym mięśniem, krew zalewała mu twarz, zatykała usta i powodowała mdłości. Gryfon starał się ze wszystkich sił stłumić odruch wymiotny, wiedząc, że gdy mu się to nie uda, zachłyśnie się wymiocinami. Po upadku z półki całe ciało miał obolałe i, jeśli Harry mógłby wydać z siebie jakiś dźwięk, z jego zakrwawionych ust wyrwałby się jęk. Ale to, co stało się chwilę później, było o wiele gorsze. Gorsze nawet od jego najgorszego nocnego koszmaru. Malfoy uśmiechając się drwiąco rozpinał rozporek.

- Teraz będzie ci naprawdę podle – zasyczał Ślizgon, nachylił się nad Harrym i zaczął zdejmować z niego spodnie.

 
Potter nie mógł uwierzyć w to, co Malfoy zamierza zrobić. To nie może się zdarzyć. Zaczynał jednak rozumieć, że to, co wydawało się tak okropne, jak majaczenie chorej wyobraźni, było prawdziwe. Ślizgon ściągnął z niego spodnie i majtki. Harry chciał krzyczeć, żeby ta gnida nie ważyła się go dotknąć, żeby przestał, że gotowy jest przebaczyć Malfoyowi rozbity nos i połamane palce. Niech tylko przestanie i tak naprawdę nie robi tego, o czym właśnie myśli.Jeśli to się naprawdę stanie… Strach pomyśleć… Jak będzie żył po czymś takim, za każdym razem przypominając sobie ten koszmar, to poniżenie! Malfoy szykował się, żeby go zgwałcić i Harry nie mógł nic zrobić, nie mógł nawet krzyczeć, tylko z przerażeniem patrzył na swojego wroga, nieprzyjemnie uśmiechającego się na myśl, co zrobi znienawidzonemu Gryfonowi.

Nie, Malfoy, proszę, tylko nie to, błagam cię, połam mi wszystkie palce, tylko nie TO. Proszę, nie rób tego, lepiej mnie zabij od razu, inaczej sam się potem zabiję, nie będę w stanie żyć z taką hańbą, z takim poniżeniem. Nie, NIE RÓB TEGO!!!” – Świadomość Harry’ego krzyczała, błagała, prosiła, ale Malfoy tego nie słyszał, a nawet gdyby usłyszał, nie ulitowałby się nad pokonanym przeciwnikiem.

Przewrócił Harry’ego na bok, położył się na podłodze obok niego, przesunął ręką po nagim brzuchu chłopaka, opuścił dłoń na dół, dotknął członka, potem objął jądra i mocno je ścisnął. Harry’emu z bólu pociemniało w oczach.

 

Malfoy nachylił się do jego ucha i wyszeptał:

 
- No co, Potti, teraz z CHŁOPCA-KTÓRY-PRZEŻYŁ-I-SPUSZCZAŁ- SIĘ-W-RĘKĘ staniesz się Dziewczyną-którą-pieprzył-Draco-Malfoy.

Wreszcie rozwarł dłoń i puścił jądra Harry’ego, prawie w tym samym momencie przyłożył główkę swojego członka do mocno zaciśniętego pierścionka anusa i nacisnął. Potter poczuł, jak coś twardego i wielkiego wbiło się mu między pośladki i chwilę później zalała go fala bólu. Odczuł go całym sobą. Członek Ślizgona pokonał przeszkodę i zaczął wciskać się do środka, rozsuwając ścianki odbytu. Malfoy gwałtownym pchnięciem wszedł w Harry’ego, umyślnie sprawiając mu maksymalny ból. Gryfonowi wydało się, że wkłada w niego rozżarzony, żelazny pręt, który rozrywa go na części i szarpie wszystkie jego wewnętrzne organy. Takiego nieznośnego bólu Harry jeszcze nigdy nie doświadczył. Nawet, kiedy Voldemort wchodził do jego umysłu, blizna palił ogniem i pulsowała, a cierpienie mąciło zmysły. Wtedy można było to przetrzymać. Teraz łzy same płynęły z oczu, a krew ze złamanego nosa nadal zalewała mu usta. Malfoy przytrzymywał rękami jego biodra i mocno przyciągał je do siebie. Okrutnie gwałcił biednego Gryfona, umyślnie sprawiając swojemu wrogowi jak największy ból. Potter miał wrażenie, że zrobiono mu nową dziurę, a członek tego Ślizgońskiego drania przekłuł go i wyszedł na zewnątrz. Jednak Malfoy wsunął w Harry’ego dopiero połowę penisa i mimo oporu, napierał coraz bardziej. Ciasny anus zaciskał się, ale Malfoy pchał wciąż mocniej i mocniej i wreszcie wszedł całkowicie. Ślizgon poczuł, jak jego jądra dotknęły czułej skóry na pośladkach Gryfona.

Harry był już na krawędzi szoku, a tortura nadal nie kończyła się. Malfoy wyszedł z Pottera, znowu przystawił członek do wejścia i znów wszedł w niego, tym razem od razu całkowicie. Znowu poczuł, jak jego własne jądra przylgnęły doskóry ofiary. Łzy ponownie popłynęły z oczu Harry’ego, już nie czuł ani tego, że leży na podłodze przedziału w niewygodnej pozie, ani bólu w złamanym nosie ipalcach. Wszystkie jego odczucia skoncentrowały się dookoła jednego punktu i tylko tam był PRAWDZIWY ból. Otaczający zielonookiego świat przybrał karmazynową barwę, jego anus przekształcił się w rozszarpaną, krwawiącą ranę, w którą Malfoy nadal wbijał swój członek. Wreszcie, podczas jednego z pchnięć, Harry stracił przytomność. Każde następne dźgnięcie wywoływało niedający się opisać ból, który napływał falami, powodując, że Harry to tracił, to odzyskiwał świadomość. Draco, nie wychodząc nigdy do końca, nadal pieprzył nieszczęśliwego Gryfona. Kropelki krwi spływały z anusa chłopaka rowkiem między pośladkami i kapały na podłogę przedziału, tworząc czerwoną plamę. Ślizgon przyśpieszył tempo, sapnął i wbił swój członek gwałtownie po raz ostatni. Do Pottera, gdzieś na granicy świadomości, dotarł jęk Malfoya, który drgnął kilka razy i wypełnił wnętrze Harry’ego spermą.

Gryfon powoli przychodził do siebie. Początkowo lekko zdziwił się, że jeszcze żyje, ale potem wrócił strach. Ze zdwojoną siłą dotarło do niego, co się stało, co właśnie zrobił z nim Malfoy.

- No i co, gryfoński wypierdku, podobało ci się pieprzenie? Przyjemniej, niż samemu się zabawiać? – zapytał Ślizgon podnosząc się z podłogi. – Wiesz, Potter, nawet nie miałem nadziei na takie szczęście, że ty sam przyjdziesz do mnie, cholerny idioto. Dostałeś to, na co zasługujesz. Teraz jesteś kurwą, pieprzoną, gryfońską kurwą. – Ślizgom teraz moralnie znęcał się nad Harrym, dobijając upokorzonego i zmiażdżonego przeciwnika.

 
Kiedy przestało mu to już sprawiać przyjemność, Malfoy nachylił się nad Harrymi obejrzał miejsce, gdzie jeszcze niedawno wepchnięty był jego członek .Wydłużony, niezamykający się otwór, rozerwany w kilku miejscach. W dziurce można było dostrzec wewnętrzne ścianki odbytnicy, która również trochę ucierpiała od tak okrutnego wtargnięcia.

 
- Tak… Dostało ci się. – Uśmiechnął się. – Wyruchałem cię według najwyższej kategorii – dodał Ślizgon, rozglądając się po przedziale.

Na jednej z półek zobaczył pustą butelkę po Kremowym Piwie, które piła Pansy Parkinson.

 
- O, jeszcze trochę się pobawimy. – Wziął ją, przyłożył do rozerwanego anusa Harry’ego i zaczął wsuwać w niego szyjkę butelki.

 

Ciężko było ją wpychać ręką i Malfoy pomógł sobie kolanem.Od nowej fali bólu Potter znowu stracił przytomność. Draco wyciągnął spod nieruchomego ciała Gryfona pelerynę niewidkę i narzucił na niego.

- Chyba nie znajdą cię wcześniej, niż pociąg wróci do Londynu – powiedział cicho. – Zobaczymy się później, Potti, jeśli nie zdechniesz po drodze, a może się nie zobaczymy…

Malfoy wziął torbę z półki i wyszedł z przedziału, zatrzasnąwszy za sobą drzwi.

Harry leżał pod peleryną niewidką i czuł się bardzo źle, zarówno na ciele, jak i na duchu. Między jego pośladkami sterczała butelka, a rozerwany przez nią anus mocno krwawił i bolał. Mięśnie odbytnicy trochę ją wypchnęły, więc krew cienkim strumykiem spływała między szkłem i skórą, zbierała się w krople na włoskach wokół jąder i skapywała na podłogę. Potter pragnął znowu stracić przytomność, aby nic nie czuć, a najlepiej w ogóle umrzeć, żeby to całe zło skończyło się raz na zawsze. Ale świadomość nie chciała go więcej opuścić. Od myślenia o tym, co z nim zrobił Malfoy, bardzo bolało go serce, a dusza po prostu rozrywała się na kawałki. Miał ochotę krzyczeć i wyć z rozpaczy i beznadziei. Ale krzyczeć nie mógł, nawet zwykły jęk nie wyrywał się z jego gardła. Ciało zaczynało drętwieć i tracić czucie i tylko krew z rozbitego nosa mieszała się ze słonymi łzami i ściekała w jego półotwarte usta.
Ile tak przeleżał, Harry nie wiedział, ale już dawno zrobiło się cicho, wszyscy uczniowie wysiedli, w pociągu i na peronie nie słychać było żadnego dźwięku. Oznaczało to, że zaraz ruszą w drogę powrotną do Londynu. Potter zastanowił się, co się stanie, gdy go znajdą. Ktoś na pewno zajrzy do przedziału, na przykład sprzątaczka, i wcześniej czy później ludzie natkną się na niego, zdejmą pelerynę i zobaczą go, leżącego na podłodze, ze spuszczonymi spodniami, w kałuży krwi i z butelką w tyłku. Gdyby Harry mógł ruszyć się choć odrobinę, wolałby przegryźć sobie żyły, niż doczekać tego momentu. Tak naprawdę, po koszmarze, który go spotkał, chłopak zaczynał myśleć, że nie będzie w stanie z tym żyć. Że nie ma sensu z tym żyć. Jego ciało zostało zgwałcone, jego dusza zbrukana, zrobiono z niego dziwkę, szmatę, kurwę, a on nawet nie mógł się temu sprzeciwić.

Nagle Harry usłyszał, jak drzwi przedziału otworzyły się, ktoś wszedł i brzeg peleryny zsunął się z jego twarzy i ramion.

- Już dobrze, Harry.

Zobaczył błysk czerwieni i odzyskał dolność poruszania się. Od razu ponownie naciągnął na siebie pelerynę, żeby wchodząca osoba nie była w stanie zobaczyć, co z nim zrobiono. Gwałtowny ruch sprawił, że krzyknął.

 

- Harry, wszystko w porządku? – Tonks pochyliła się nad jego głową, z trwogą patrząc mu w oczy.

- Nie – wychrypiał, mocniej naciągając na siebie pelerynę. Poczuł taką falę mdłości, że ledwo zdążył odwrócić się od Nimfadory, zanim zaczął wymiotować. Kobieta próbowała jakoś mu pomóc, objęła go za ramiona, które mocno drżały od kolejnych torsji, ale Harry odepchnął jej ręką i przed następnym atakiem poprosił zduszonym głosem:


- Proszę, wyjdź, proszę…

- Poczekam na korytarzu – odpowiedziała Tonks i opuściła przedział.

 

Harry jeszcze kilkakrotnie wyrzucił z siebie krew i żółć, potem z jękiem odpełzł od kałuży wymiocin i upadł na bok, oddychając ciężko. Odrzucił pelerynę, ostrożnie dotknął butelki, która nadal była mocno wbita w jego ciało i zaczął ją delikatnie wyjmować. Nowa fala niedającego się opisać bólu, odruchowy krzyk, przegryziona warga… Krew w skroniach waliła wściekle – wydawało mu się, że ktoś tłucze go pałką po głowie, a poraniony anus pulsował i palił żywym ogniem. Mimo tak wielkiego cierpienia, Harry spróbował wstać z podłogi, mocno wczepiwszy się w skórzane siedzenie. W tym momencie okno przedziału zasnuło się kłębami dymu na znak, że skład zaraz ruszy.

- Harry, pospiesz się! – krzyknęła z korytarza Tonks. – Czas na nas.

Potter mocno zacisnął zęby i zaczął ostrożnie naciągać dżinsy. Zrobienie kilku kroków stało się torturą porównywalną do Cruciatiusa. Trzymając się ściany przedziału i robiąc małe kroczki, wyszedł na korytarz.


- Kto ci to zrobił? – zapytała, a widząc, że Harry powoli osuwa się na podłogę, chwyciła go za rękę.

- Draco Malfoy – wychrypiał Gryfon i zakasłał. Nawet taki ruch odbijał się bólem w poranionym i znękanym ciele. – Pobiliśmy się – dodał, żeby Tonks przypadkowo nie zaczęła dokładniej mu się przyglądać.

Tymczasem pociąg ociężale ruszył w drogę powrotną do Londynu.


- Lepiej, żebyśmy wysiedli tutaj, szybko – powiedziała Nimfadora. – Skaczemy.

 

Potter, idący z wielkim wysiłkiem, gryząc wargi do krwi, żeby nie jęczeć, i ciężko opierając się na ramieniu Nimfadory pomyślał, że w jego sytuacji wyskakiwanie w biegu będzie bardzo trudne i nieprzyjemne. Tonks otworzyła drzwi wagonu.

- Jesteś gotowy? – I nie doczekawszy się odpowiedzi, wypchnęła Harry’ego na peron. Gryfon upadł na kolana i uszkodzoną rękę, przewrócił się na bok i krzyknął z bólu. Tonks lekko wylądowała obok i pochyliła się nad chłopakiem.

- Jak się czujesz, tak ogólnie? – zainteresowała się.

- Moje samopoczucie można określić jako „ch…” – odpowiedział Harry. – I proszę nie mylić z „cholernie dobrze”.

 

- Rozumiem. – Nimfadora kiwnęła głową i pomogła Harry’emu się podnieść. – Mogę naprawić twój nos, jeśli staniesz nieruchomo.

 

- A potrafisz to zrobić? – zapytał.

- Episkley! – zawołała Tonks, nie odpowiadając na pytanie.

Harry poczuł, że jego nos jest najpierw gorący, a następnie zimny. Podniósł rękę i dotknął go ostrożnie. Wydawał się w porządku. Wyciągnął dłoń, pokazując złamane palce i popatrzył na dziewczynę. Jeszcze jedno machnięcie różdżki i znowu przyjemna ulga.

- Wydaje mi się, że potłukłeś sobie jeszcze kolano, kiedy upadłeś.

- Wszystko mnie boli – odpowiedział Gryfon. Spadłem z półki na bagaże… Wszędzie się poobijałem…

Tonks rzuciła kilka uzdrawiających zaklęć i od razu zrobiło mu się lepiej, chociaż główny ból nie przeszedł, został tylko lekko przytępiony. Aurorka na pewno mogłaby mu pomóc, ale Harry prędzej odgryzłby sobie język, niż powiedział, co zrobił z nim Malfoy i co tak naprawdę najbardziej go boli.

- No i jak, lepiej? – zapytała dziewczyna.

- Wielkie dzięki, bardzo mi pomogłaś – odpowiedział Harry. – Jak mnie znalazłaś?

 

- Zauważyłam, że nie wysiadłeś z pociągu. Pomyślałam, że mając pelerynę możesz się ukrywać z jakiegoś powodu. Kiedy zobaczyłam, że żaluzje w tym przedziale zostały zasłonięte, postanowiłam to sprawdzić…

 

- Ale co, tak w ogóle, tutaj robisz? – spytał Harry.

 

- Jestem w Hogsmeade, aby dać szkole dodatkową ochronę – odparła Tonks. – Lepiej załóż ten płaszcz i chodźmy już do zamku – dodała.

 

Harry ubrał pelerynę. Tonks machnęła różdżką i wielkie, srebrzyste, czworonożne stworzenie pomknęło przed siebie, rozjaśniając ciemność.

 

- Czy to był patronus? – spytał Harry, który wiedział, że Dumbledore wysyła wiadomości w podobny sposób.

 

- Tak, posłałam go do Hogwartu z informacją, że jesteś ze mną i żeby się nie martwili. Chodźmy, nie marnujmy czasu.

 

Ruszyli wzdłuż drogi prowadzącej do szkoły. Następne pół godziny było dla Pottera prawdziwą torturą. Jeszcze nigdy droga od stacji Hogsmeade do zamku nie trwała tak długo. Szli powoli, bo każdy krok sprawiał Harry’emu ból. Przygryzał wargę, czasami opierał się o Tonks, która proponowała zastosować uzdrawiające zaklęcie, tylko musi powiedzieć, co dokładnie go boli. Harry mówił mgliście, że boli go wszędzie, że odbił sobie coś wewnątrz i przysięgał, że po dotarciu do szkoły od razu uda się do pani Pomfrey.

Do tej pory zawsze podróżował powozem, wiec nie był w stanie ocenić, jak daleko od Hogsmeade znajduje się Hogwart. Z wielka ulgą ujrzał więc wysokie filary po obu stronach bramy, każdy zwieńczony wielkim, uskrzydlonym smokiem. Daleko przed nimi, przy wejściu do zamku, lekko kołysała się latarnia. Okna Wielkiej Sali świeciły jaskrawym światłem i słychać było wesołe głosy i śmiech. Uczta trwała…

 

Harry czuł ból w całym ciele i chciał jak najszybciej znaleźć się w środku. Kiedy jednak położył rękę, aby pchnąć bramę, okazało się, że jest ona zablokowana łańcuchami.

 

- Alohomora! – powiedział pewnie, jednak kłódka się nie otworzyła.

 

- Ktoś idzie po ciebie – powiedziała Tonks. – Spójrz.

 

Harry zobaczył latarnię kołyszącą się w pobliżu zamku. Kiedy jej żółte światło znalazło się w odległości około dziesięciu stóp od nich, ściągnął pelerynę niewidkę, aby przybysz mógł go zobaczyć. Z natychmiastowym, czystym obrzydzeniem uświadomił sobie, że przyszedł po niego nie Filch, lecz właściciel haczykowatego nosa oraz drugich, tłustych włosów, Severus Snape.

 

- No, no, no – zaszydził nauczyciel, wyjmując różdżkę i pukając nią w kłódkę.

 

Łańcuchy rozwinęły się jak wąż i brama stanęła otworem.

 

- Miło z twojej strony, Potter, że się pojawiłeś, chociaż, najwyraźniej uznałeś, iż założenie szkolnych szat uwłacza TWOJEJ godności.

 

- Nie mogłem zmienić szat, bo nie miałem mojego… – Harry zaczął się tłumaczyć, jednak Snape uciął jego wypowiedź machnięciem ręki.

 

- Tymczasem, Harry – pożegnała się Tonks i odeszła.


- Dziękuję ci – krzyknął za nią chłopak. – Dziękuję… za wszystko.


Snape przez chwilę nic nie mówił, badawczo przyglądając się Harry’emu. Potem kpiąco uśmiechnął się i powiedział:

- Pięćdziesiąt punktów za spóźnienie… I myślę, że za twój mugolski strój odejmiemy Gryffindorowi kolejne dwadzieścia. Wiesz… chyba żaden uczeń w poprzednich latach nie przyniósł swemu domowi tylu strat tak wcześnie, jak ty. A jeszcze nawet nie zaczęliśmy deseru. Ustanowiłeś rekord, Potter.

 

Harry nie był w stanie sprzeczać się ze Snape’em i myśleć o odjętych Gryfonom punktach. Szesnastoletni chłopak, pobity i zgwałcony przez innego ucznia, był teraz w szoku. Miał gorączkę, każdy krok sprawiał mu ból i czuł, że za chwilę wpadnie w histerię.

 

- Przypuszczam, że chciałeś mieć wielkie wejście, co? – kontynuował Snape – Tym razem nie miałeś do dyspozycji latającego samochodu, więc zdecydowałeś się wpadać do Wielkiej Sali w połowie uczty, tworząc w ten sposób dramatyczny efekt?

 

Harry nadal milczał. Wiedział, że Snape specjalnie po niego przyszedł, żeby móc go męczyć bez świadków. Ale nawet najbardziej szydercze uwagi opiekuna Slytherinu nie mogły sprawić większej szkody psychice Harry’ego, niż zrobił to Draco Malfoy.


- Co się tak wleczesz, Potter? – zapytał Snape, odwracając się.


- Zraniłem się w kolano i trudno mi iść – cicho odpowiedział Harry.


- Kolejna bezmyślna i nieprawdziwa wymówka – zawyrokował Snape i skierował się do szkoły.

 

Dotarli w końcu do stóp schodów prowadzących do zamku. Z otwartych drzwi Wielkiej Sali można było usłyszeć wybuchy śmiechu, rozmowy i przeróżne dźwięki. Harry zastanawiał się, czy mógłby z powrotem założyć pelerynę niewidkę i zająć swe miejsce przy stole Gryffindoru (który był najbliżej drzwi Wielkiej Sali) bez zwrócenia na siebie uwagi. Widocznie Snape pomyślał o tym samym, bo powiedział:

 

- Żadnej peleryny. Wejdziesz tak, żeby wszyscy cię zobaczyli. Jestem przekonany, że właśnie o to ci chodziło, prawda?


Harry obrócił się i przemaszerował przez otwarte drzwi, byleby jak najdalej od Snape’a. Wielka Sala, z jej czterema długimi stołami domów i jednym dla nauczycieli, jak zwykle została ozdobiona setkami świec, których odbite płomienie drgały na talerzach. Harry’emu jednak wszystko migotało i rozmazywało się przed oczami.

Starał się iść jak najszybciej, przezwyciężając ból. Wielu uczniów obróciło się w jego stronę, niektórzy powstawali ze swoich miejsc, żeby lepiej go widzieć, ktoś zaczął szeptać i pokazywać go palcami. Potter z wysiłkiem dotarł do swojego stołu, przy którym zauważył Rona i Hermionę. Ból w rozerwanym odbycie sprawił, że jęknął głucho, kiedy zajmował miejsce na ławce, pomiędzy przyjaciółmi.

 

- Gdzie ciebie… cholera! Harry! Co się stało z twoją twarzą? – dopytywał się Ron, wytrzeszczając oczy i wpatrując się w Pottera.


- Dlaczego pytasz? Co właściwie jest z nią nie tak? – zapytał Harry, chwytając łyżkę i patrząc z ukosa na swoje zniekształcone odbicie.


- Jesteś cały we krwi – powiedziała Hermiona. – Chodź tutaj…

 

Chwyciła swoją różdżkę, powiedziała Tergeo! i usunęła zasuszoną krew.


- Dziękuję – powiedział Harry, czując, że ma już czystą twarz. – A jak wygląda mój nos?

 

- Normalnie – odparła Hermiona z niepokojem. – A nie powinien? Harry, co się stało? Byliśmy przerażeni…

 

- Powiem wam później…

 

Zauważył, że Ginny, Neville, Dean i Seamus przysłuchują się ich rozmowie. Nawet Prawie Bezgłowy Nick, duch Gryffindoru, przepłynął wzdłuż ławek, by podsłuchać.

 

- Ale… - zaczęła Hermiona.

 

- Nie teraz – powtórzył Harry z naciskiem.

 

Miał nadzieję, że pomyślą, iż brał udział w jakiejś bohaterskiej akcji, może z udziałem śmierciożerców, bądź dementorów… Ale usłyszał ochrypły śmiech i oklaski, które rozbrzmiały ze strony ślizgońskiego stołu. Harry poczuł, jak po jego ciele przebiegł nerwowy dreszcz i nadciągnęła fala lodowatego przerażenia, przemieszana z panicznym strachem. Potter powoli odwrócił się i zobaczył, jak Malfoy pokazuje uderzenie w nos. Harry wstrzymał oddech. Blondyn opowiadał Ślizgonom o wydarzeniach w pociągu. Odwrócił się szybko i utkwił wzrok w stole. Ręce mu drżały, a całe ciało zaczął się trząść.


- Ominął cię przydział do domów – wyszeptała Hermina, nachylając się do Harry’ego, a w tym czasie Ron pochłaniał wielkie, czekoladowe ciastko.


Chłopak nie odpowiedział, bo nic a nic nie go to nie obchodziło. Przysłuchiwał się dźwiękom, które dochodziły od strony Ślizgonów, z przerażeniem oczekując momentu, kiedy Malfoy dojdzie do najbardziej pikantnej części swojego opowiadania. Potter był już na granicy histerii, cały się trząsł, a na czole pojawiły mu się krople zimnego potu.


- Harry, co z tobą? – zapytała Hermiona widząc, w jakim jest stanie.

 

Dotknęła jego lodowatej ręki, spojrzała w oczy i zatrwożona wyszeptała:

 

- Masz dreszcze, Harry. Może lepiej idź do skrzydła szpitalnego.


- Tak, Hermi, chyba pójdę – odpowiedział, także szeptem, ale nagle na sali zapanowała cisza, śmiech i radosne krzyki zamilkły.

 

Dumbledore wstał z swojego miejsca i zwrócił do obecnych.

 

- Witam was w ten cudowny wieczór! – powiedział, usmiechając się i rozkładając ramiona tak, jakby chciał objąć całą Wielką Salę.

 

- Co się stało z jego ręką? – zapytała Hermiona.

 

Nie ona jedna to dostrzegła. Prawa ręka Dumbledore’a była czarna i pomarszczona, dokładnie jak w noc, kiedy przybył po Harry’ego do Dursleyów. W całym pomieszczeniu rozległy się szepty. Dumbledore widząc to jedynie się uśmiechnął. Pomachał purpurowo-złotym rękawem zranionej ręki.


- To nic, nie martwcie się – powiedział beztrosko. – Teraz do naszych nowych studentów mówię: „Witajcie!”, do starszych natomiast: „Miło was znowu widzieć!”. Czeka nas kolejny rok pełen magicznej edukacji…


- Ona wygląda, jakby była martwa… – powiedziała Hermiona przerażonym głosem. – Ale istnieją zranienia, których nie można wyleczyć… stare przekleństwa… i trucizny bez antidotów…

 

- … pan Filch powiedział – ciągnął dalej Dumbledore – że obowiązuje zakaz używania i trzymania rzeczy kupionych w Magicznych Dowcipach Wesleyów. Reprezentanci Quidditcha poszczególnych domów mają podać nazwisko wybranego przez nich kapitana, jak to zwykle się robi. Poszukujemy również nowych komentatorów, kto ma ochotę, niech się zgłasza. Mamy także przyjemność powitać nowego członka grona nauczycielskiego, profesora Slughorna. – Nauczyciel wstał, jego łysa głowa zdawała się błyszczeć w świetle świec, a wielki brzuch rzucał cień na stół. – Jako mój kolega, zgodził się on zająć miejsce na stanowisku Mistrza Eliksirów.

 

- Eliksirów?

 

- Eliksirów?

 

Słowo to odbijało się echem po całej sali, a ludzie zastanawiali się, czy dobrze usłyszeli.

 

- Eliksirów? – powiedzieli razem Ron i Hermiona, wpatrując się w Harry’ego.

 

- Profesor Snape tymczasem – podniósł głos Dumbledore, aby przekrzyczeć donośne szemranie uczniów – będzie nauczał Obrony Przed Czarną Magią.

 

- Nie! – krzyknął Harry tak głośno, że parę głów odwróciło się w jego kierunku.

 

Nie obchodziło go to. Wpatrywał się teraz w stół nauczycielski. Jak Snape mógł zostać nauczycielem Obrony po tym wszystkim? Przez lata się starał, więc dlaczego Dumbledore akurat teraz mu zaufał?

 

- Ale Harry, powiedziałeś, że Slughorn będzie uczył Obrony Przed Czarną Magią – powiedziała Hermiona.

 

- Bo tak właśnie myślałem! – odpowiedział Harry.

 

Snape, który siedział po prawej stronie Dumbledore’a, nawet nie wstał na dźwięk swojego nazwiska. Tylko leniwie podniósł rękę, na znak wdzięczności za oklaski, które podniosły się przy stole Ślizgonów. Jednak Harry zauważył triumf na twarzy, której tak nienawidził.

 

- Cóż, jest jeden plus – powiedział szybko. – Snape będzie uczył tylko do końca roku.

 

- Dlaczego? – zapytał Ron.


- To pechowa posada. Każdy, kto się jej podjął, wytrwał tylko rok… Quirrell właściwie umarł… Osobiście będę trzymał kciuki za inną śmierć…

 

- Harry! – zawołała Hermiona głosem pełnym wyrzutu.

 

Dumbledore odchrząknął. Harry, Ron i Hermiona nie byli jedynymi, którzy rozmawiali. Cała sala rozbrzmiewała rozmowami o tym, że Snape w końcu osiągnął to, czego tak długo pragnął. Dumbledore, zachowując pozory obojętności na wiadomość, którą właśnie ogłosił, nie powiedział niczego więcej, tylko czekał, aż zapadnie cisza, aby mógł kontynuować.

 

- Teraz każdy w tej sali już wie, że Lord Voldemort powrócił i jego zwolennicy ponownie zyskali na sile.

 

Podczas przemowy cisza zdawała się nasilać. Harry zerknął na Malfoya. Ślizgon nie patrzył na Dumbledore’a, lecz za pomocą różdżki unosił do góry łyżkę, tak, jakby dyrektor nie mówił niczego interesującego, ani godnego uwagi.


- Nie potrafię podkreślić, jak bardzo poważna jest obecna sytuacja i jak istotne jest zapewnienie bezpieczeństwa każdemu z was. Magiczna osłona zamku została wzmocniona podczas lata, jesteśmy chronieni ze wszystkich możliwych stron, jednak nadal musimy się mieć na baczności i stawać przeciwko beztrosce któregoś z uczniów, bądź członków grona pedagogicznego. Dlatego proszę was, abyście przestrzegali wszystkich ograniczeń, narzuconych przez regulamin, a zwłaszcza zakazu przebywania poza sypialniami w godzinach, w których musicie w nich być. Proszę was również o zgłaszanie któremuś z profesorów każdej podejrzanej rzeczy, jaką zauważycie na terenie Hogwartu. Ufam, że będziecie poważnie podchodzić do zachowania bezpieczeństwa, zarówno własnego, jak i waszych kolegów.

 

Harry spojrzał na Dumbledore’ z nagłym uczuciem nienawiści.. Po co te wszystkie piękne i patetyczne słowa o dodatkowych środkach ostrożności, o wzmocnieniu zaklęć chroniących Hogwart i uczniów? Po co większa ilość dyżurów w Hogsmeade? Po co to wszystko, po co? Żeby chronić i uratować Harry’ego Pottera? Malfoy kpi sobie z wszelkich zabezpieczeń, po prostu zgwałcił go i zostawił broczącego krwią. I nie uratowali go ani dyżurujący członkowie Zakonu Feniksa, ani nowa super potężna ochrona Dumbledore’a. Wszystko okazało się daremne. A teraz dyrektor wygłasza tę wzniosłą mowę, od której robi mu się niedobrze i ma ochotę zwymiotować. Harry odwrócił się od stołu nauczycielskiego, żeby nie widzieć jego twarzy.

 

Zanim ponownie się uśmiechnął, niebieskie oczy Dumbledore’a zlustrowały całe pomieszczenie.

 

- Ale teraz czekają na was ciepłe i wygodne łóżka. Doskonale wiem, że pierwszeństwo w tej chwili ma zdrowy odpoczynek przed jutrzejszymi lekcjami. Dlatego pozwalam sobie powiedzieć wam dobranoc.

 

Ze zwykłym, ogłuszającym hałasem skrobania i szurania, ławki cofnęły się i setki uczniów zaczęły rozchodzić się do swoich dormitoriów. Harry wcale się nie śpieszył, aby odejść z pchającym się tłumem, ani żeby być blisko Malfoya, który zapewne ponownie przedstawiłby scenę złamania jego nosa. Hermiona rzuciła się do przodu, żeby wypełnić swoje obowiązki prefekta, a Ron został z Harrym.


- Co tak naprawdę stało się z twoim nosem? – spytał, kiedy wreszcie ustawili się na końcu kolejki i byli poza zasięgiem uszu innych.

 

- Pobiliśmy się z Malfoyem… Napadł na mnie, kiedy się tego nie spodziewałem. Zastosował Petrificus Totalus. Zrobił to znienacka, więc nie byłem przygotowany. A potem, kiedy leżałem unieruchomiony, kopnął mnie w nos i złamał palce.


- Drań – powiedział Weasley, zaciskając pięści i czerwieniąc się ze złości. - Widziałem Malfoya pokazującego na migi coś, co wyglądało jak uderzenie…

 

- Tak, chwalił się – potwierdził Harry ze złością w głosie.


- Proponuję dopaść fretkę w jakimś ciemnym kącie i obić po mordzie. Podoba ci się taki plan? – Weasley walnął przyjaciela w ramię.


- Aha – przytakną Harry, krzywiąc się lekko z bólu.


- Jednak powinieneś iść do skrzydła szpitalnego. Chcesz, żeby cię odprowadzić?


- Nie trzeba – odpowiedział Harry. – Pójdę sam, Hermiona już cię woła. Pewnie chce ci powiedzieć, że lekceważysz obowiązki prefekta.


- O rany – zaczął jęczeć Weasley, kiedy zobaczył, że dziewczyna ze złością macha do niego, żądając, żeby podszedł do niej i grupy pierwszoroczniaków, których próbowała ustawić w dwuszereg.


- To na razie, przyjacielu. – Ron pomachał ręką i odszedł w stronę czekającej przyjaciółki, żeby pomóc jej odprowadzić najmłodszych uczniów do Wieży Gryffindoru.

 

***

- Pani Pomfrey? – zawołał Potter, zaglądając do gabinetu szkolnej pielęgniarki.

- Harry? – zapytała zdziwiona, kiedy go zobaczyła. – Co się stało? Źle się czujesz?

- Nie, nie, ze mną wszystko w porządku – odpowiedział szybko. – Ale Hermiona prosiła… Jeden z pierwszorocznych upadł na schodach, popchnęli go… Chłopak rozbił sobie kolano. Ma pani jakąś maść? Coś znieczulającego i żeby szybko zaleczyło ranę?

- Dlaczego go tu nie przyprowadziliście? – spytała pielęgniarka. – Kilka uzdrawiających zaklęć i byłoby po bólu.

- No… Hermiona prosiła, żebym przyniósł jakiś lek… Żeby rana się zasklepiła… To przyszedłem… - Harry powtarzał trochę bez sensu, podczas gdy pielęgniarka grzebała w szafce, w poszukiwaniach potrzebnego środka.

- Myślę, że to będzie dobre. – Pani Pomfrey wyjęła szklany słoiczek z jakąś maścią.

- A jak to działa? – zainteresował się Harry, wkładając lek do kieszeni,.

- Dobrze znieczula i sprzyja szybkiemu gojeniu się wszelkich ran skóry.

- Aha, rozumiem – powiedział chłopak. – Dziękuję.

 

***

Harry dokuśtykał do najbliższej łazienki dla chłopców, zamknął się w kabinie, spuścił spodnie, nachylił się i zaczął ostrożnie, lekko dotykając, smarować uszkodzony anus. Po jakimś czasie pulsujący ból ustał. Jeszcze raz naniósł maść i zaczął podciągać spodnie, gdy usłyszał, jak trzasnęły drzwi i ktoś wszedł do pomieszczenia. Gryfon nie chciał nikogo widzieć, dlatego zdecydował się poczekać, póki student nie wyjdzie z toalety. Harry czekał dziesięć minut. Było cicho i w pewnym momencie wydawało mu się, że dźwięk, który wcześniej usłyszał, to tylko wytwór jego wyobraźni. A może ktoś po prostu zajrzał, szukając swojego przyjaciela i, nie znalazłszy go, od razu wyszedł. A on, jak dureń, stoi w kabinie i czeka nie wiadomo na co. Otworzył drzwi i zamarł, jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie paraliżujące. Oparty ramieniem o framugę, z kpiącym uśmiechem na ustach, stał Draco Malfoy…

- Co, Potter, liżesz rany? – Malfoy oderwał się od ściany i podszedł tak blisko do Harry’ego, że ten czuł na twarzy jego oddech. – Naszą dziewczynkę boli dupcia? – zaczął się znęcać. – No, nie przejmuj się, Potti, pierwszy raz zawsze bywa troszkę szorstki. A ciebie przecież niektórzy nazywali ostatnim prawiczkiem Gryffindoru.

 

Harry stał i milczał, patrząc na szydzącego z niego Ślizgona. Cała gama uczuć buzowała w jego duszy: wstyd, strach, niepokój, nienawiść do gwałciciela, który zadał mu tyle bólu i poniżył go, a także mocne pragnienie, żeby za wszystko się zemścić.


- Nie oczekiwałem zobaczyć cię tak szybko, Potter – kontynuował Malfoy. – Tak, żywotny jesteś, jak pies.


Harry’emu pociemniało w oczach, pięści odruchowo zacisnęły się i z jakimś dzikim, zwierzęcym krzykiem rzucił się na Malfoya, pchnął go na kamienną ścianę i, chwyciwszy za gardło, zaczął dusić. Draco szarpnął się starając się wyrwać. Złapał Harry’ego za ręce, próbując osłabić jego chwyt, ale nieskutecznie. Gryfon mocniej ścisnął jego gardło.

- Uduszę cię, ty gnido – wysyczał patrząc na coraz bardziej czerwoną twarz znienawidzonego wroga. - Zmiażdżę…


- Puść – dusząc się wyrzęził Malfoy w odpowiedź. – Zabijesz mnie, to trafisz do Azkabanu, w objęcia dementorów.

Przypomnienie o dementorach ścięło krew w żyłach Harry’ego i chłopak zamarł. Zaczął do niego dochodzić sens tego, co właśnie chciał zrobić. Uścisk na szyi Ślizgona zelżał. Malfoy zrobił głęboki wdech i zakasłał. Harry jeszcze raz mocno pchnął go na ścianę i puścił. Ślizgon osunął się na podłogę i zaczął konwulsyjnie łapać powietrze, rozcierając przy tym gardło.

- Wariat – zachrypiał blondyn nie swoim głosem. – Prawie mnie zabiłeś.


- Tak, Malfoy, taki bydlak, jak ty, nie zasługuje na to, żeby żyć – ciężko oddychając odpowiedział Harry i stanął nad pokonanym wrogiem. – Ale nie jestem mordercą i nie chcę nim zostać.


- Jak zawsze przeszkadza ci gryfońska szlachetność? – wstając z podłogi i uśmiechając się kpiąco powiedział Draco, który już dochodził do siebie.


- Wynoś się – odparł Harry. – Albo nie odpowiadam za to, co się stanie. Zabiję cię, Malfoy.


- Nie zabijesz, Potter – skrzywił się Ślizgon. – I, co więcej, zrobisz wszystko, co ci każę. Teraz jesteś zwykłą kurwą i będziesz moim materacem, moją dziwką. Ślizgońską dziwką.

- Zamknij się, Malfoy – tracąc nad sobą panowanie wrzasnął Harry, znowu rzucając się na Draco. – Skręcę ci kark, ty fretko!


- Spróbuj, Potti, spróbuj! – odkrzyknął Malfoy. – Ty pieprzona kurwo, pedale jeden! – Ślizgon darł się całe gardło.


- Stul pysk! – Harry zatrzymał się nagle, jakby wrósł w ziemię – Ucisz się, Malfoy – drżącymi wargami wyszeptał Gryfon i zatkał uszy rękami, żeby nie słyszeć tych obrzydliwych słów.


Draco podszedł do niego tak blisko, że Harry znowu poczuł jego gorący oddech, i zaczął szybko mówić mu prosto w twarz:


- Słuchaj mnie, Potter, i nie próbuj zasłaniać uszu. Przeleciałem cię i teraz jesteś zwykłym, skończonym pedałem. Dziwką, kurwą, materacem, obciągaczem, suką. Oto, czym jesteś. Ale o tym wiemy tylko my dwaj. Jeszcze nikomu nic nie powiedziałem. I, jeśli chcesz, żebym milczał dalej, to będziesz robił to, co ci każę. Proponuję ci umowę, Potti. Zostaniesz moją własnością, będziesz kłaść się pode mnie od razu, gdy sobie tego zażyczę, a ja będę robił z tobą wszystko, co zechcę.


- Jesteś wariatem, Malfoy – wyszeptał Harry, patrząc z przerażeniem w zimne, szare oczy.


- Nie, Potter, u mnie z psychiką wszystko w porządku.


- I masz czelność myśleć, że się na to zgodzę?

- Oczywiście, Potter, nie masz innego wyjścia. Albo dobrowolnie staniesz się moją kurwą, albo szczegółowo opowiem całej szkole, jak wypieprzyłem cię w ślizgońskim przedziale. Wszyscy dowiedzą się, że miałeś w dupie butelkę po piwie, które piła Pansy… Domyślasz się, co stanie się potem, Potter? Przecież wiesz, jak w czarodziejskim społeczeństwie odnoszą się do takich, jak ty? Wszyscy zaczną tobą pogardzać, będą pluć na ciebie i nazywać zboczeńcem i pedałem. Twoi bliscy przyjaciele jako pierwsi odwrócą się od ciebie. Szlama Granger nie poda ci ręki, wszystkie dziewczyny będą uciekać od ciebie, a chłopcy… Gryfoni, twoi koledzy z sypialni, pierwsi wydymają cię we wszystkie dziury, jakie masz. Najpierw Weasley wsadzi ci w usta i wyssiesz swojemu rudemu przyjacielowi, klęcząc przed nim na kolanach. A później będą Seamus Finnigan, Dean Thomas i nawet ta pokraka, Longbottom, przeleci cię dla towarzystwa i spuści ci się w usta. Potem wyrzucą cię z Wieży Gryffindoru, jak trędowatego. A po twoich przyjaciołach znajdzie się bardzo dużo chętnych do zerżnięcia twojego legendarnego tyłka. Będą cię brać we wszystkich ciemnych kątach, pustych klasach i ubikacjach, gdzie wygodnie jest przekazywać sobie kogoś z rąk do rąk. Wszyscy chętni będą cię pieprzyć w dupę i usta, a ty będziesz żreć ich spermę i zlizywać swoje gówno z ich członków, wycierać i wylizywać im tyłki, będą odlewać ci się w usta i zmuszać do picia ich moczu. Twoje usta zmienią się w pisuar, a język w papier toaletowy. Staniesz się społeczną kurwą, którą będzie brać cały Hogwart. Ale na tym się nie skończy, Potti. Dam wywiad w „Proroku Codziennym” i wszyscy dowiedzą się, kim jesteś: półkrwi pedałem. I uwierz, Potter, cały magiczny świat dowie się o twoim poniżeniu. I rodzice zarzucą szkołę pełnymi oburzenia listami o tym, że dla kogoś takiego, jak ty, nie ma miejsca w szkole, wśród normalnych dzieci, i nawet Dumbledore nie będzie w stanie cię obronić. Wyrzucą cię w atmosferze skandalu i wyślą na przymusowe leczenie do Świętego Munga. Albo w ogóle wywalą do świata mugoli, gdzie twoje miejsce. Ale i tam opowiem wszystkim, że jesteś pedałem, męską dziwką i oni też będą tobą pogardzać. Przekształcę twoje nic niewarte życie w piekło, w prawdziwy koszmar i wtedy lepiej już sam wykop sobie grób, ponieważ wszędzie będziesz odszczepieńcem. Szykuje ci się taka przyszłość, Wybrańcze. Ale jestem łaskawy i proponuję ci alternatywę: będziesz tylko moją kurwą i nikt o niczym się nie dowie. Rozważ moją propozycję, Potter, jest po królewsku wspaniałomyślna.


Harry, ciężko oddychając, patrzył na Ślizgona szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Nogi miał jak z waty i oparł się o ścianę, żeby nie upaść. Po policzku spłynęła mu łza. Malfoy nachylił się i językiem przeciągnął po słonej ścieżce, zlizując ją.

- Potter, nie płacz, czekam na ciebie jutro wieczorem u siebie w sypialni… – wyszeptał prawie pieszczotliwie i, wsunąwszy Gryfonowy w rękę kawałek kartki papieru z hasłem, wyszedł z toalety.

 

***

W Pokoju Wspólnym Gryffindoru trwało przyjęcie z okazji rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Stoły, gzyms nad kominkiem, półki i wszystkie możliwe meble zastawione były dzbanami z sokiem dyniowym, butelkami z kremowym piwem, górami ciastek i innych smakołyków. Uczniowie bawili się na całego. Harry spróbował jak najszybciej przejść przez pomieszczenie i niepostrzeżenie udać się do sypialni, ale ktoś chwycił go za rękę. Odwrócił się szybko i już chciał opieprzyć aroganta, ale zobaczył zadowoloną gębę Rona, żującego wielki kawałek czekoladowego ciasta.


- Harry, przyjacielu, dokąd to? – zainteresował się rudzielec.

- Ron, jestem zmęczony – odpowiedział odsuwając rękę przyjaciela. – Pójdę spać, boli mnie głowa.

 

I Harry szybko podszedł do schodów prowadzących do dormitorium. Przyjęcie w tym roku nie było takie, jak wcześniej. Wraz z odejściem ze szkoły bliźniaków Weasley, wszystko było skromniejsze, bez fajerwerków i dowcipów robionych młodszym kolegom. Jednak mimo wszystko szum na dole jeszcze długo nie cichł, śmiech i krzyki docierały do Harry’ego, nie dając mu zasnąć. Leżał w swoim łóżku, z zaciągniętymi zasłonami i przeżywał okropne wydarzenia z dzisiejszego dnia. Wciąż stawała mu przed oczami scena ze ślizgońskiego przedziału i łzy poniżenia płynęły po policzkach. Z rozpaczy i bezradności chciało mu się wyć, krzyczeć i bić głową o kamienną ścianę. Całe życie Harry’ego rozpadło się na kawałki i wiedział, że po tym, co się zdarzyło, nigdy nie będzie już tak, jak dawniej. Stracił wszystko…


Chłopak słyszał, jak koledzy zaczęli wchodzić do sypialni – weseli, zadowoleni. Na wpół pijany Seamus Finnigan kończył opowiadać jakiś pieprzny dowcip, Ron i Dean zarżeli, ale Neville coś szepnął i śmiech ustał. Prawdopodobnie, kiedy zobaczyli zaciągnięte zasłony przy łóżku Harry’ego, Gryfoni stwierdzili, że już śpi i uciszyli się. Potter leżał cicho, wtuliwszy twarz w poduszkę, żeby przyjaciele przypadkowo nie usłyszeli jego szlochów, i łykał łzy. Stopniowo cichy śmiech i szepty ustały – zamieniły się w równomierne oddechy i pochrapywanie. Koło północy zmęczenie i silne napięcie nerwowe dały o sobie znać i Harry też zaczął zasypiać. Ale sen okazał się przedłużeniem dziennego koszmaru. Chłopak widział zadowoloną twarz Malfoya, na którego ręce widniał odrażający, Mroczny Znak. Jego samego otaczali jacyś ludzie w maskach Śmierciożerców, mocno trzymali go za ręce, ktoś rozrywał na nim koszulę. Krzyczał, bił, próbując się wyrwać, ale oni tylko śmiali się z jego bezskutecznych prób i ogarnęła go rozpacz.

- Nie, proszę, NIE!!! – krzyczał Harry, ostatkiem sił wyrywając się z zaborczych rąk, dotykających jego ciało.

 

Wrzeszczał tak głośno, aż w końcu zachrypł, ale nadal rzęził i wił się w konwulsjach, a Malfoy tylko śmiał się głośno, pokazując mu Mroczny Znak.

- Nie, nie!!! – krzyczał Potter i rzucał się na łóżku.

Ron złapał go za ramiona i potrząsnął, próbując wyciągnąć z mocnych objęć nocnego koszmaru. Prześcieradła pod Harrym namokły od potu, poduszka spadła na podłogę, a chłopak szarpał się, instynktownie wyrywając się z rąk Rona. Obok łóżka stali przestraszeni, zaspani Gryfoni, z przerażeniem obserwując to, co się dzieje.


- Co z nim? Ma jakiś atak? – zapytał Seamus Finnigan.

- Znowu ma koszmary – powiedział Neville. – A to niedobrze, bardzo niedobrze.


Starając się powstrzymać wijącego się w konwulsjach chłopaka i widząc, że wszystkie jego wysiłki nic nie dają, Ron zamachnął się i mocno uderzył Harry’ego w twarz. Wydawało się, że to otrzeźwiło Pottera. Otworzył szeroko oczy i nagle rzucił się na Rona, po czym chwycił go za gardło, pociągnął na łóżko i zaczął dusić.


- Nie dotykaj mnie, nie waż się mnie dotykać – wściekle krzyczał Harry, coraz mocniej zaciskając ręce na gardle swojego najlepszego przyjaciela.


Dean i Seamus rzucili się na Harry’ego, odciągając go od Rona, a Neville złapał dzban z wodą i chlusnął nią Potterowi w twarz. Chłopak zamrugał i potrzasnął głową, odpędzając od siebie koszmarne wizje. Koledzy patrzyli na niego przestraszeni. Ron podniósł się z łóżka, rozcierając gardło.

- O, Merlinie… – zajęczał Harry. – Ja… co się stało?

 

Wziął okulary z nocnej szafki i założył je na nos.

- Wiesz co, Potter, odbiło ci zupełnie – nieprzyjaźnie powiedział Finnigan. – Mało nie udusiłeś Rona.


- Ron? – patrząc ze skruchą na przyjaciela, odezwał się Harry.


- Nic się nie stało, kumplu, w porządku – odpowiedział rudzielec lekko ochrypłym głosem.

- Wybaczcie mi – cicho powiedział chłopak. – To koszmar…


- Aż tak źle, Harry? – siadając na brzegu jego łóżka zapytał Neville.


- Tak – skinął głową Potter. – Cholernie…

- Znowu masz koszmary jak w zeszłym roku? – zapytał Weasley. – Znowu ktoś cierpiał? On znów kogoś zabił?

- Nie, nie, to nie to, co w zeszłym roku. – Harry pokręcił głową, przyciągając kolana do piersi i obejmując je rękami. Trząsł się bardzo wyraźnie. – To coś zupełnie innego…


- A boli cię blizna? – zainteresował się Neville.


- Blizna? – spytał Harry. – A tak, oczywiście, boli…


- Musimy powiedzieć dyrektorowi – stwierdził Ron.

- Nie, Ron, nie trzeba… To znaczy… Sam to zrobię. Dziękuję wam za wszystko i przepraszam, że was wystraszyłem, nie chciałem… A teraz dobranoc… – Harry pociągnął za zasłonę, ogradzając się od kolegów.


Słyszał, jak o czymś jeszcze szeptali jakiś czas, ale mało go to obchodziło. Trząsł się tak bardzo, że nawet jego zęby stukały, jak przy febrze. Nocny koszmar, jakby kontynuacja tego, co się wcześniej stało, znowu pojawił się w jego głowie. Teraz gwałcił go nie tylko Malfoy, ale też inni, a było ich wielu. Jedni ubrani w szkolne szaty, drudzy w maski Śmierciożerców. Szarpali jego ciało i śmiali się, nazywając go kurwą. Ślizgon obiecał zamienić jego życie w koszmar i rzeczywiście zrobi to. Jeżeli Harry nie spełni warunku i nie zostanie jego dziwką, Malfoy opowie wszystkim, co z nim zrobił i wtedy ten nocny koszmar stanie się jawą. Wszyscy dowiedzą się, że uprawiał seks z chłopakiem, znienawidzą go za to, będą nim gardzić, zostanie odszczepieńcem i przyjaciele odwrócą się od niego. Malfoy ma całkowitą rację, że znajdą się tacy zwyrodnialcy, którzy będą chcieli zrobić z nim to samo, co ten białowłosy drań, i będzie ich więcej. Nie uda mu się wyrwać, a oni będą robić wszystko, na co będą mieli ochotę. Albo po prostu napadną na niego gdzieś w ciemnym zaułku i obezwładnią zaklęciem paraliżującym. Nie będzie w stanie żyć, cały czas oczekując, aż ktoś go zaatakuje, oglądając się na każdy szmer, bojąc się gwałtu. I mimo że potrafi się bronić przed zaklęciami, sam sobie nie poradzi, jeśli dopadnie go więcej niż jeden człowiek – po prostu nie zdąży. Wystarczy, że złapią go Crabbe i Goyle i już nie zdoła się wyrwać. Puszczą go w krąg, będą go rżnąć w tyłek i kończyć w jego ustach, nazywając przy tym hogwardzką kurwą. Malfoy dopnie swego, spełni obietnicę i nikt, ale to nikt mu nie pomoże, ponieważ wszyscy odwrócą się od niego, a w pierwszej kolejności przyjaciele. Zostanie zwykłą szmatą, o którą cały Hogwart będzie sobie wycierał nogi…


Harry zaczął jęczeć, rozpalona wyobraźnia podsuwała mu coraz to nowsze obrazy, jeden gorszy od drugiego, a wszystkie z odrażającymi scenami grupowego gwałtu. Zielonooki miał wysoką gorączkę, czuł uderzenia gorąca i oblewał się potem, żeby po chwili szczękać zębami z ogarniającego go zimna. Robił to tak głośno, że miał wrażenie, iż słychać go było w Pokoju Wspólnym. Chłopak rzucał się po łóżku, obracał z boku na bok, naciągał sobie kołdrę pod samą brodę albo odrzucał ją na bok. Na chwilę zapadł w niespokojny sen, a potem strach i przerażenie znowu go dopadły. Ponownie krzyczał i wyrywał się z rąk gwałcicieli. Wreszcie znowu obudził go Ron. Tym razem Harry po prostu szybko otworzył oczy, z ulgą dostrzegając pochylonego nad nim przyjaciela.


- Harry, to ja, uspokój się – powiedział rudy. – Znowu przyśnił ci się koszmar. Już wszystko dobrze…


Tej nocy jeszcze dwa razy Gryfon budził się z krzykiem, a Ron i Neville próbowali okazać mu współczucie oraz troskę, chociaż już przed świtem wszyscy byli nerwowo wyczerpani. Finnigan sam chciał udusić Pottera, jeśli nie gołymi rękami, to poduszką, i patrzył na niego z nienawiścią. Wszyscy byli niewyspani, bolały ich głowy i mieli zaczerwienione oczy. Nastroje kolegów były zdecydowanie złe, gdy za oknem zaczął wstawać świt. Harry leżał na łóżku, wyczerpany nocnymi atakami, z gorączkowymi wypiekami na twarzy i urwanym oddechem. Widząc go w taki stanie, Gryfoni zdecydowali się zawiadomić profesor McGonagall. Dean z przyjemnością opuścił sypialnię i poszedł po opiekunkę. Nauczycielka przyszła bardzo szybko, w szlafroku i kapciach. Była zdenerwowana tym, co po drodze szczegółowo opowiedział jej Thomas. Kiedy opiekunka weszła do sypialni, Seamus Finnigan, który siedział w fotelu i z nienawiścią patrzył na odwróconego plecami Pottera, wstał gwałtownie i zaczął nieskładnie opowiadać:

- Pani profesor, Potter zupełnie zwariował. Całą noc miał ataki i wrzeszczał, jakby go mordowali, a potem rzucił się na Weasleya i udusiłby go, gdybyśmy z Thomasem nie interweniowali. Niebezpiecznie jest z nim przebywać w jednym pomieszczeniu, ten wariat zabije niechcący kogoś i nawet nie będzie tego pamiętał. Nie chcę spać z nim w jednej sypialni, to niebezpiecznie dla życia. Jego miejsce jest w szpitalu Świętego Munga.


- Niech pan zamilknie, panie Finnigan – przerwała mu profesor McGonagall i usiadła na łóżku Harry’ego. – Jak się czujesz, Potter? – zapytała i położyła rękę na mokrym od potu czole Gryfona.

Harry milczał, ale Neville odpowiedział za niego:


- Harry znowu ma nocne koszmary, było z nim źle i bolała go blizna. Krzyczał i jęczał przez całą noc.

- Co ci się śniło, Potter? – zapytała opiekunka, zwracając się do Harry’ego. – Pamiętasz swój sen? Ktoś znów ucierpiał?

- Nie, nikt – zachrypłym od krzyku głosem odpowiedział Harry.

- Śniło ci się coś strasznego? – z troską zapytała profesor McGonagall.


- Tak – potwierdził.

- To kompletny wariat, zupełnie mu odbiło! – Zerwał się z miejsca Seamus.


- Wasz kolega jest chory, ma wysoką gorączkę – powiedziała opiekunka. – Niech pan będzie tak uprzejmy, panie Finnigan, i pójdzie do skrzydła szpitalnego po panią Pomfrey. Myślę, że pan Potter nie będzie teraz w stanie udać się tam samodzielnie.


Finnigan założył szlafrok i wyszedł z sypialni. Pozostali czuli się bardzo niezręcznie i dziwnie w towarzystwie zaniepokojonego opiekuna i szczękającego zębami, zwiniętego w kłębek Pottera.


- Harry, kiedy dyrektor Dumbledore wróci do szkoły, opowiem mu, co się stało dzisiejszej nocy. A ty powinieneś powiedzieć mu o swoim śnie i bolącej bliźnie. Dzisiaj zwalniam cię ze wszystkich lekcji.


- Dziękuję – cicho powiedział Gryfon.

Pani Pomfrey napoiła Harry’ego eliksirami, które miały obniżyć gorączkę i przynieść sen. Tego ostatniego z początku nie chciał wypić, bojąc się, że znowu przyśnią mu się koszmary. Jednak pielęgniarka zapewniła go, że będzie spać mocno i bez wizji. Rzeczywiście, gdy tylko jego głowa dotknęła poduszki, Harry zapadł w głęboki i spokojny sen.

O tym, co działo się w nocy, dowiedział się cały Gryffindor, gdy Seamus Finnigan demonstracyjnie zebrał rzeczy i przeniósł się do innej sypialni, oświadczając, że Potter kompletnie zwariował i powinni go jak najszybciej wysłać do Świętego Munga. To była niesamowita nowina i cała szkoła była zadowolona, że już pierwszego dnia ma o czym plotkować. Do Slytherinu również dotarły wieści o nocnym ataku Harry’ego Pottera…


Zajęcia odbywały się zgodnie z planem, Hermiona po każdej lekcji przychodziła odwiedzić Harry’ego, ale ten mocno i spokojnie spał. Ron i Neville też kilkakrotnie zaglądali do przyjaciela, ale, nie widząc powodów do niepokoju, wracali na lekcje. Harry obudził się już pod wieczór. W pokoju nikogo nie było, za oknami płonął zachód i barwił na czerwono zasłonę przy jego łóżku. Przypomniał sobie, że profesor McGonagall zwolniła go z dzisiejszych lekcji i był jej za to wdzięczny. Po przebudzeniu czuł się niewiele lepiej, jego ciało odpoczęło, ale przeżyty bardzo silny stres teraz przeszedł w głęboką depresję. Malfoy powiedział, że jeżeli dzisiaj wieczorem Harry nie przyjdzie do niego, nazajutrz cała szkoła dowie się o tym, że jest zwykłą męską dziwką. A potem powiadomi o tym Ritę Skitter z „Proroka Codziennego” i podniesie się takie larum, że nie tylko wyleci z Hogwartu, ale również będzie musiał opuścić czarodziejski świat i wrócić do Dursleyów, którzy też dowiedzą się, że jest pedałem. Jednak strach przed ujawnieniem prawdy był niczym w porównaniu z przerażeniem, jakie czuł na myśl, że miałby się zgodzić na warunki Malfoya. Już wolałby umrzeć…


I nagle chłopak zrozumiał, że znalazł rozwiązanie wszystkich swoich problemów, wyjście z, wydawałoby się, beznadziejnej sytuacji. Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Przecież po tym, co się stało, przez całe swoje dalsze życie będzie czuł się upokorzony i zbrukany. A pamięć o tym, co zrobił z nim Malfoy spowoduje, że już nigdy nie będzie prawdziwym mężczyzną, tylko zwykłą ciotą.

Harry usiadł na łóżku i zaczął rozmyślać, gdy do pokoju cicho weszli jego koledzy.


- O, śpiąca królewna się obudziła – uśmiechnął się Ron.

- Prawdopodobnie ktoś go pocałował – zaśmiał się Dean.

Ten niewinny dowcip spowodował, że Harry’ego zatrzęsło jak od gorączki.


- Hej, przyjacielu, w porządku? – zainteresował się Weasley, siadając obok niego.


- Tak – obojętnie odpowiedział Potter.

- Finnigan zebrał swoje rupiecie i przeniósł się do sypialni obok – uśmiechnął się ponownie Ron.

- Do diabła z nim, nich spada. Nie przejmuj się, Harry – stwierdził Dean.

- Nie przejmuję się – odpowiedział Potter, nadal myśląc nad dopiero co odkrytym wyjściem z jego tragicznej sytuacji.

Chłopcy, widząc, że ich kolega jeszcze całkiem nie oprzytomniał, zostawili go w spokoju i usiedli do gry w szachy, a Neville zaczął obserwować rozgrywaną partię. Harry przez jakiś siedział patrząc w jeden punkt, potem wyciągnął spod łóżka swój kufer i długo w nim grzebał. Wreszcie, w jednej ze skarpetek, znalazł schowaną paczkę papierosów, przebrał się w szkolną szatę i, nie mówiąc ani słowa, wyszedł z sypialni. 

 

***

Już od pół godziny siedział na brzegu jeziora, z kolanami podciągniętymi pod brodę i tępo wpatrywał się w czarną powierzchnię. Potem zaciągnął się mocno ostatni raz, rzucił do wody niedopałek i od razu zapalił kolejnego papierosa. Paczka była już w połowie pusta… Palić Harry zaczął tego lata, po śmierci Syriusza. Papierosów nie sprzedawano nieletnim, ale zawsze znalazł się sposób, żeby dostał to, czego chciał. A palenie ostatnio stało się dla Pottera koniecznością. Będąc na wakacjach u Dursleyów zwykle długo siedział poza domem, na dziecięcych huśtawkach, i palił jednego papierosa za drugim, myśląc o Syriuszu i o tym, co wydarzyło się w Ministerstwie Magii. Tak i teraz, w ostatnich minutach życia, Harry znowu mocno zaciągnął się, po czym skulił się od zimnego powietrza, wiejącego od strony jeziora, i wypuścił strumień dymu. Na tarczy taniego mugolskiego zegarka świeciły zielone cyfry 03:25. Prawie pół do czwartej rano. Niedługo świt, czas z tym wszystkim skończyć. Chłopak odrzucił niedopałek, znowu zajrzał do paczki. Jeszcze jeden papieros i… Już zdecydował, że innego wyjścia nie ma. Malfoy powiedział mu, że jeżeli nie przyjdzie do niego wieczorem, to lepiej nich sobie sam wykopie grób, inaczej jego życie zamieni się w piekło. Harry w to nie wątpił. Malfoy naprawdę to zrobi, zmieni jego żałosne życie w koszmar, czyli już czas z nim skończyć. Wystarczająco długo przesuwał ten moment, zaraz wstanie świt, innego wyjścia nie ma, nie może się już cofnąć. Nie może wrócić do szkoły, bo wszyscy dowiedzą się, co wydarzyło się między nim a Malfoyem i wtedy… Co wtedy będzie, o tym Harry myślał już nie raz tej nocy i zdecydował, że sam zrobi ze swoim życiem to, co chce. Proroctwo mówi, że stanie się ofiarą lub mordercą, dlatego lepiej to zrobić samemu, tu i teraz. Harry gwałtownie podniósł się z ziemi, odrzucił ostatni niedopałek i wszedł do jeziora. Woda była zimna, Harry, mimo woli, wzdrygnął się od przechodzących go dreszczy. W butach zaczęło mu chlupotać, a spodnie zrobiły się sztywne. Zadygotał, gdy wyobraził sobie, że za chwilę jego ciało opadnie na dno tego zimnego, czarnego jeziora. Zęby mu stukały, ręce trzęsły się, ogarnęło go dziwne uczucie nierealności. Uczynił zdecydowany krok naprzód i wszedł do wody po kolana. Musi zrobić to jak najszybciej, czuł, że jeżeli zatrzyma się, to stchórzy i nie będzie w stanie się zabić. Chłopak głęboko westchnął i zanurzył się pod wodę. Nie pływał zbyt dobrze i dlatego tak denerwował się na czwartym roku, kiedy dowiedział się, że będzie musiał zanurkować na dno jeziora. Gdyby nie skrzeloziele, nigdy nie zaliczyłby drugiego zadania. Ale teraz to była zaleta, szybko się zmęczy, szybko pójdzie na dno i na pewno nie będzie w stanie wypłynąć nawet, gdyby się rozmyślił. Harry powoli przepłynął na środek jeziora. Ręce szybko zaczęły go boleć, oddech stał się przyspieszony i ciężki, szata i buty utrudniały poruszanie się i ściągały na dno. Czarna toń wciągnęła Harry’ego. Chwilę później, patrząc w nieprzeniknioną ciemność otaczającej go wody, chłopak spanikował. Zaczęło brakować mu powietrza, przed oczami latały kolorowe plamy, ciało paliło żywym ogniem. Z rozpaczą drgnął pod wodą i mocno poruszył rękami, starając się wypchnąć swoje ciało na powierzchnię. Na chwilę wynurzył się, zaczerpnął powietrza i z przerażeniem pomyślał, że tylko przedłuża swoje męki, przecież naprawdę zaczął tonąć i niedługo umrze. W tym momencie Harry zrozumiał, że rozpaczliwie chce żyć i ma gdzieś tego idiotę Malfoya, który zgwałcił go i teraz szantażuje, że o wszystkim opowie, a wtedy Harry stanie się trędowatym odszczepieńcem, którym wszyscy będą pogardzać. Nie obchodzi go to, nawet jeżeli wypędzą go z Hogwartu i odeślą do Dursleyów, albo na siłę zamkną w u Świętego Munga na oddziale wariatów i zboczeńców. Ma to gdzieś, chce żyć. Harry rozpaczliwie rzucał się w wodzie, był już na środku jeziora, ale nie chciał pogodzić się z myślą, że prawdopodobnie i tak nie uda mu się wrócić do brzegu; nadal próbował się ratować. Nie miał już sił, w uszach mu szumiało i przed oczami latały kolorowe plamy. Nałykał się wody, ale walczył, mimo że coraz częściej szedł na dno.

- Nie chcę umierać! – krzyknął Harry. – Nie chcę! Mam tylko szesnaście lat, to niesprawiedliwie…

Znowu zanurzył się pod wodę, a zmęczone ciało walczyło coraz słabiej i słabiej. Dno było jeszcze bliżej. Płuca paliły ogniem, chłopak odruchowo otworzył usta i zaczął krztusić się wodą.

To koniec” – to była ostatnia myśl, która przemknęła przez głowę Harry’ego, zanim pogrążył się w ciemności.

 

Dlatego nie poczuł, jak rusałka i tryton podpłynęli do niego, chwycili za ręce i wyciągnęli na powierzchnię. Mieszkańcy głębin bez problemu utrzymywali na tafli jeziora bezwładne ciało Gryfona i przenieśli je na brzeg. Rusałka wydała nieprzyjemny krzyk i daleko rozbrzmiało głośne szczekanie Kła, psa Hagrida. Położyli nieprzytomnego nastolatka na pomoście i zanurkowali w otchłań jeziora, chowając się pod powierzchnią wody. Kieł, głośno szczekając, gnał w kierunku jeziora, a za nim do brzegu szybko biegł Hagrid, którego obudziła ta kakofonia dźwięków. Wiedział, że pies zwęszył coś niedobrego i bał się, że znowu ktoś napadł na jednorożca albo stało się jakieś nieszczęście, ale nawet nie przypuszczał, kogo znajdzie na brzegu. Kieł rzucił się do nieprzytomnego Harry’ego i zaczął wylizywać jego twarz. Hagrid upadł na kolana przy chłopcu, chwycił go w potężne objęcia, przycisnął do siebie i zaczął krzyczeć:

- Harry, co się stało… Dlaczego tak… Co ty narobiłeś…


Nie przestając głośno zawodzić, olbrzym zaczął masować pierś Harry’ego i robić mu sztuczne oddychanie. Kieł biegał dookoła nich i głośno szczekał. Przez długą chwilę nic się nie działo, chłopak był nieprzytomny, ale Hagrid nie poddawał się i nagle Harry zaczął słabo jęczeć, potem zakasłał i woda chlusnęła z jego gardła. Gajowy przewrócił go na bok, żeby chłopak znowu się nie zachłysnął. Harry nadal kasłał i pluł, a potem zwymiotował.


- No, już dobrze, Harry, już dobrze – nadal płacząc powiedział olbrzym i przycisnął Harry’ego do siebie, kołysząc jak małe dziecko.


- Hagrid, to ty mnie… Z jeziora? – cicho zapytał Harry.

- Rusałka – odpowiedział gajowy. – Widać jej ślady na piasku.

- Aaa… – westchnął Harry, przytulając się do potężnej piersi olbrzyma.

 

Drżał mocno, szczękał zębami i było mu bardzo zimno.


- Co ty, Harry, jak tak można…? – z wyrzutem zapytał Hagrid, nadal przyciskając do siebie chłopaka, jak największy skarb na świecie.

- Ja niechcący – skłamał Harry i nagle poczuł, jak po zimnych policzkach pociekły podejrzanie gorące strumyki wody. – Hagrid, tak mi było parszywie, tak źle – przez łzy powiedział Harry i, już ich nie powstrzymując, wtulił się w pierś przyjaciela.


- To nic, Harry, nic, płacz – cicho mówił olbrzym, głaszcząc chłopaka po głowie.

Kiedy Gryfon zaczął się uspokajać, olbrzym ostrożnie wziął go na ręce i poszedł w kierunku zamku.


- Hagrid, puść. Dokąd mnie niesiesz? Ja sam mogę… – niemrawo sprzeciwił się Harry.

 

Jednak czuł się bardzo słaby i zupełnie pusty w środku. Nagle wszystko stało mu się zupełnie obojętne i zrobił się bardzo senny. Po tak silnym nerwowym przeżyciu: strachu i stresie, kiedy zrozumiał, że umiera, a potem po cudownym uratowaniu i przeżytej histerii, senność była całkowicie normalną reakcją zmęczonego organizmu. Harry wtulił nos w marynarkę Hagrida. Czuł przyjemne uczucie bezpieczeństwa i pewności w objęciach tego wielkiego olbrzyma. Wszystkie nieszczęścia zdawały się być tak dalekie i nierealne. Tymczasem Hagrid, gigantycznymi, szybkimi krokami szedł w stronę szpitalnego skrzydła. Okazało się, że drzwi są zamknięte, więc mocno kopnął w nie nogą tak, że jedna ich część odleciała na bok. Rozespana pani Pomfrey, narzuciwszy szlafrok, z zastygłą z przerażenia twarzą ukazała się w drzwiach swojego gabinetu.


- Hagrid, na co ty sobie pozwalasz! Jak śmiesz wyłamywać moje drzwi? – krzyknęła rozgniewana. – Powiem o wszystkim dyrektorowi.

- Harry prawie umarł! – wychrypiał olbrzym i położył chłopaka na najbliższe łóżko, zasłane śnieżnobiałym prześcieradłem.

Gniew pani Pomfrey błyskawicznie wyparował, podeszła do Gryfona i zobaczyła, jak źle wygląda. Ubranie miał całe w wodorostach, mule i szlamie, był nienaturalnie blady, jego usta były granatowe, cały się trząsł i szczękał zębami.


- Panie Potter, co znowu? Co stało się tym razem? – zapytała przestraszona pielęgniarka i wzięła go za rękę. – Harry, co z tobą?

 

- Wszystko w porządku – skłamał Potter. – Naprawdę, w porządku.

- Prawie utonął, rusałki podniosły go z dna, biedne dziecko – szlochając powiedział Hagrid i znowu zalał się łzami.


- Nie jestem dzieckiem – niemrawo warknął Harry.

- Tak… – sceptycznie powiedziała pani Pomfrey. – Szybko, rozbieraj się, jeśli nie chcesz dorobić się zapalenia płuc. Żwawo, powiedziałam – dodała rozkazującym tonem i zaczęła ściągać z Harry’ego mokrą szatę.


- Ja sam, nie trzeba… – z lękiem powtarzał Harry. – Proszę, ja sam…

- Szybciej! – jeszcze raz powiedziała pani Pomfrey i przysunęła do niego parawan, myśląc, że chłopak po prostu wstydzi się rozbierać w jej obecności.

W czasie gdy Harry ściągał z siebie mokre rzeczy, pielęgniarka podeszła do olbrzyma i szeptem zaczęła wypytywać o szczegóły wypadku. Hagrid wysmarkał się w chustkę ogromnych rozmiarów i równie cicho zaczął coś jej opowiadać. Harry słyszał tylko urywki zdań, przestraszone wykrzyknienia pani Pomfrey, a potem jej surowy rozkaz:

- Idź do dyrektora, Hagrid, i opowiedz mu wszystko.


„Czyli dyrektor już wrócił… O Merlinie, tylko nie to” – z przerażeniem pomyślał Harry. Dumbledore domyśli się, że to nieudana próba samobójstwa i dokopie się do prawdziwych przyczyn. – „Cholera, dlaczego jednak się nie utopiłem…”


- Rozebrałeś się? – Za parawanem rozbrzmiał głos pani Pomfrey.

 

Harry szybko wszedł pod kołdrę i naciągnął ją pod brodę.

- Tak – odpowiedział.

- To zakładaj to. – Podała mu czystą piżamę i odeszła, zabierając jego ubranie, poniewierające się na podłodze.

Harry szybko ubrał się i położył do łóżka, a zmęczenie i senność z nową siłą go ogarnęły.

 

Po chwili znowu ukazała się pielęgniarka z dwoma kielichami w rękach.


- Najpierw to – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Harry wziął pierwszy kielich i wypił. Napój był gorący i wstrętny w smaku. Z odgłosem bardzo podobnym do „bleee”, Harry wypluł na podłogę tę część płynu, której nie zdążył połknąć, i oddał kielich.

- Obrzydlistwo! – powiedział. – Gorzkie!

- Panie Potter! – zdecydowanie odpowiedziała pani Pomfrey, wspierając ręce na bokach. – Obrzydliwością było to, że dopiero co chciał się pan utopić w jeziorze, a teraz nagle zaczynasz kaprysić z powodu lekko gorzkiego wyciągu. Proszę natychmiast to wypić albo będę zmuszona zastosować radykalne środki!

Harry popatrzył na rozgniewaną pielęgniarkę i zdecydował, że woli sam wypić eliksir, niż zostać obezwładniony zaklęciem, po którym pani Pomfrey może wlać mu do ust co tylko będzie chciała. Gryfon znowu wziął kielich i zaczął pić małymi łykami, krzywiąc się z obrzydzenia. Pani Pomfrey stała nad nim jak Anioł Zemsty, nie odrywając od niego zagniewanego spojrzenia, i patrzyła, czy Gryfon niechcący nie wypluje leczniczej nalewki na podłogę.


- Dalej, panie Potter, do końca – ponaglała pielęgniarka, zupełnie nie zwracając uwagi na męki Harry’ego.


- Koniec – krzywiąc się powiedział chłopak, pokazując jej pusty kielich.


- Teraz to. – Pani Pomfrey podała mu drugi napój.


Harry podejrzliwie popatrzył na różowy płyn, potem na pielęgniarkę, ciężko westchnął i wziął mały łyk. Okropna z wyglądu substancja odwrotnie okazała się smaczna i słodka. Gryfon chciwie wypił całą zawartość.


- Uznaje pani metodę kija i marchewki? – z uśmiechem zainteresował się, oddając pielęgniarce kielich.


- Zaczyna pan pyskować, panie Potter? – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. – Czyli już z panem lepiej.

- Ja nie pyskuję… – Język zaczął się Harry’emu plątać i poczuł, jak traci świadomość. – Ja po prostu… Ja…

Więcej nie zdążył powiedzieć, bo zapadł w głęboki i mocny sen.

Harry’ego obudziły jaskrawe promienie słońca, które zalewały cały pokój. Otworzył oczy, a potem znowu je zamknął. Wyglądało na to, że jest późny poranek. Jak długo spał? Cholera, na pewno zajęcia już dawno się zaczęły… Chłopak powoli uniósł powieki.

 

Do diabła z lekcjami” – pomyślał. Nie jest Hermioną, żeby żałować straconych wykładów.

 

Zaczął szukać okularów, które powinny leżeć na szafce przy łóżku. Rzeczywiście tam były i po założeniu ich na nos Harry rozejrzał się. Znajdował się w skrzydle szpitalnym, jego łóżko było odgrodzone parawanem, prawdopodobnie po to, żeby osłonić go od obcych i ciekawskich spojrzeń.

Dlaczego tu jestem?” – zastanowił się zdziwiony i potarł czoło. – „Przecież treningów Quidditcha jeszcze nie było…”

 

I nagle przypomniał sobie wszystko: i to, jak nocą siedział na brzegu jeziora, nerwowo paląc jeden papieros po drugim, odwlekając fatalny moment, i to, jak popłynął na środek i jak potem zaczął tonąć. Przypomniał sobie przerażenie, które poczuł, kiedy zrozumiał, że za chwilę nie będzie już w stanie wynurzyć się na powierzchnię i jak rozpaczliwie zapragnął przeżyć… A potem ocknął się na brzegu, w objęciach Hagrida, który ściskały go tak, że kości trzeszczały, i płakał nad nim. Potem Hagrid przyniósł go tutaj. Cholera, chyba pani Pomfrey wysyłała olbrzyma po dyrektora… Czyli w najbliższym czasie czeka go serdeczna rozmowa z Dumbledore’em na temat tego, co zrobił. A może dyrektor już zna przyczynę, z powodu której Harry zdecydował się na samobójstwo? Potter zaczął jęczeć i wtulił głowę w poduszkę. Jest żywy, w zamku, ale niedługo przyjdzie dyrektor i będzie go przesłuchiwał. Trudno kłamać Dumbledore’owi, który na pewno domyślił się już, co się stało. To będzie okropne. I jeszcze Malfoy, ten problem nadal istnieje. Teraz ten drań na pewno o wszystkim opowie i inni dowiedzą się, że Ślizgon zrobił z niego, Harry’ego Pottera, kurwę. Ta myśl spowodowała, że znowu zaczął jęczeć i uznał, iż jednak szkoda, że się nie utopił.


W tym momencie parawan odsunął się i ukazała się pani Pomfrey.

- Harry, obudziłeś się! – powiedziała uśmiechając się i podała mu kielich z lekiem. – Dyrektor i twoja opiekunka chcą z tobą porozmawiać.


Potter poczuł kamień w żołądku, a w ustach zrobiło mu się sucho. Szybko wypił lek, który w ogóle nie miał smaku. Chwilę później za parawan wszedł uśmiechnięty Dumbledore i profesor McGonagall, której wcale nie było wesoło i patrzyła na niego z potępieniem i litością równocześnie.

- Dzień dobry – powiedział Harry i znowu pociągnął spory łyk eliksiru.


- Jak się czujesz? – nie przestając się uśmiechać, zapytał stary czarodziej i usiadł na brzegu łóżka.

- Dobrze – mruknął Gryfon, nie podnosząc spojrzenia znad kielicha.


- A my z profesor McGonagall przynieśliśmy ci prezenty, prawda, Minerwo? – Dyrektor pieszczotliwie popatrzył na Harry’ego.


- Prawda, Albusie – sucho i zimno potwierdziła opiekunka Gryfonów.


- Dziękuję. – Harry ledwo wydobył z siebie głos.


- Potter, jak mogłeś?! Dlaczego? – Nie wytrzymała kobieta.

- E…e…e… Ja niechcący, nie chciałem… Przypadkowo… Poszedłem kąpać się i… – zacinając się wybełkotał Harry, podniósł oczy, ale spotkał spojrzenie Dumbledore’a i szybko znowu je opuścił. Poczuł, jak jego twarz zaczyna płonąć. – Wybaczcie…


- Przypadkowo, Potter?! Poszedłeś się kąpać o pół do czwartej rano, w butach i ubraniu?! Nie kłam! Rozmawialiśmy z rusałką i Hargidem…


- Minerwo, nie tak ostro – pojednawczo powiedział Dumbledore. – Harry wszystko zrozumiał i bardzo żałuje tego, co zrobił. Prawda?

- Żałuję – wyszeptał Potter nie podnosząc oczu i jeszcze niżej opuszczając głowę.

- Wszystko zrozumiałeś…


- Wszystko zrozumiałem – powtórzył chłopak czując, jak ze wstydu palą go policzki.

- I nigdy więcej niczego podobnego nie zrobisz – ciągnął dyrektor.

- Nie zrobię – potwierdził Harry wiedząc, że czerwieni się jeszcze bardziej. – Słowo honoru, nie zrobię – dodał i zakrył twarz dłońmi. – To był błąd.

- Oczywiście, że to był błąd – przytaknął Dumbledore. – Chcesz nam coś powiedzieć, Harry?

Potter uniósł wzrok, popatrzył na uważnie mu się przyglądającego dyrektora i nagle przyszła mu do głowy przerażająca myśl, że Dumbledore doskonale wie co zdarzyło się pomiędzy nim i Malfoyem. Przełknął nerwowo ślinę i pokręcił głową.


- Nie, profesorze.

- Jesteś przekonany?


- Tak – bardzo cicho odpowiedział Gryfon.

- To dobrze – powiedział dyrektor znowu się uśmiechając i podnosząc się z łóżka. – Ale obiecaj mi, Harry, że jeżeli będziesz chciał porozmawiać lub po prostu będziesz się czuł samotny czy nieszczęśliwy, zwrócisz się do mnie albo do profesor McGonagall, niezależnie od pory dnia lub nocy. Zrozumiałeś mnie?

- Zrozumiałem – przytaknął Potter. – Wybaczycie mi, zrobiłem straszny błąd, po prostu było mi źle, miałem bardzo trudny rok. I ta Umbridge, i mi nikt nie wierzył, wszyscy ze mnie szydzili, myśleli, że jestem wariatem, było mi przez to wszystko bardzo ciężko, a potem to, co zdarzyło się w Ministerstwie i śmierć Syriusza… Czułem się tak parszywie i jeszcze to proroctwo, że niby jestem Wybrańcem. Nie chcę być ani ofiarą, ani mordercą, nie chcę być Wybrańcem, nie chcę i w ogóle… Tak mnie to zmęczyło, że chyba puściły mi nerwy… i te koszmary znowu się zaczęły, więc pomyślałem, że tak będzie lepiej, lepiej dla wszystkich – na jednym oddechu wypalił Harry i znowu wtulił twarz w dłonie. – Wybaczcie, że sprawiłem tyle kłopotu, naprawdę żal mi, że zdenerwowaliście się przeze mnie.


Nagle chłopak poczuł, jak ktoś go objął i usłyszał głos swojej opiekunki:


- Wszystko będzie dobrze, Harry. Musisz tylko odpocząć i wszystko się ułoży, masz problemy, jak każdy nastolatek, ale pomożemy ci poradzić sobie z nimi. Nie jesteś sam.


- Dziękuję, pani profesor – powiedział Harry drżącym głosem i podniósł głowę.

 

Chwilę później oczy zaczęły go dziwnie szczypać i musiał się odwrócić. Przecież kłamał tym dobrym ludziom, którzy traktowali go jak kogoś bliskiego. Kłamał tak zapamiętale i naturalne, że mu uwierzyli. Zarówno w nocne koszmary, jak i w bolącą bliznę, we wszystko, co powiedział. Czuł się podle, jak jakiś zdrajca, ale nie mógł wyznać im prawdy. Niech będzie, że to problemy wieku dojrzewania…


Dumbledore delikatnie zakasłał i powiedział:

- Minerwo, musimy już iść. A tam za drzwiami z niecierpliwością czeka cały Gryffindor, żeby przywitać się z Harrym.

- Tak, Albusie, na nas już czas – uśmiechnęła się McGonagall. – A ty, Harry, zjesz czekoladową żabę…

- Myśli pani, że to pomoże na problemy wieku dojrzewania? – uśmiechając się zapytał chłopak.

- Na pewno – odpowiedziała opiekunka Gryfonów zaciskając wargi, żeby ukryć uśmiech. – Złoty środek, panie Potter.

McGonagall i dyrektor zaczęli odchodzić, więc Harry odetchnął z ulgą i wyciągnął rękę w stronę pudełka ze słodyczami, kiedy nagle Dumbledore odwrócił się.


- Harry, chciałbym omówić z tobą jeszcze jedno. Zupełnie zapomniałem…


Ręka Pottera zamarła w powietrzu. Chłopak drgnął i wyraźnie spiął się. Cały czas czekał na pytanie dlaczego spóźnił się na ucztę powitalną i przyszedł cały we krwi, a także o treść nocnych koszmarów. Dyrektor z pewnością rozmawiał już z Tonks, która powiedziała mu, jak znalazła Harry’ego, pobitego i obezwładnionego przez Petrifikus Totalus. Prawdopodobnie również Snape opowiedział jak odprowadzał go do szkoły… Krótko mówiąc, spotkanie z dyrektorem szło do tej pory zbyt gładko…


- Harry, chciałbym abyś w tym roku brał u mnie prywatne lekcje.

 

- Prywatne lekcje? Z panem? – zapytał ze zdziwieniem.

 

- Tak. Myślę, że tym razem powinienem bardziej przyłożyć rękę do twojej edukacji.

 

- Czego będzie mnie pan uczył, proszę pana?

 

- Och, trochę tego, trochę tamtego – odparł beztrosko Dumbledore.


Harry czekał z nadzieją, jednak stary czarodziej nie powiedział już ani słowa, dlatego zdecydował się zadać mu jeszcze jedno, dręczące go pytanie.

 

- Jeżeli będę miał lekcje z panem, to nie będę musiał ćwiczyć oklumencji ze Snape’em, prawda?

 

- Profesorem Snape’em, Harry, i nie, nie będziesz musiał.

 

- To dobrze – odparł z ulgą. – Bo one były… – przerwał, obawiając się powiedzieć to, co naprawdę myślał.

 

- Wydaje mi się, że słowo „porażką” by tu pasowało – powiedział Dumbledore kiwając głową.

 

Harry roześmiał się.

 

- To już chyba wszystko, o czym chciałem z tobą porozmawiać, Harry. A teraz na nas rzeczywiście czas. Tym bardziej, że twoi przyjaciele naczekali się w korytarzu.


- Dziękuję, że pan przyszedł, dyrektorze.

Jak tylko profesorowie wyszli z sali, pani Pomfrey pozwoliła odwiedzić chorego innym osobom. Pierwsi przyszli, oczywiście, Ron i Hermiona. Weasley trzymał w rękach całą stertę różnych pudełek ze słodyczami, a Hermiona bez słów rzuciła się nagle na Harry’ego i złapała go za ramiona.


- Harry, jak mogłeś?! O czym myślałeś?! To nie jest wyjście! – Potrząsała chłopakiem jak szmacianą lalką, a potem puściła go i wymierzyła mu siarczysty policzek. – Idiota! Jaki z ciebie idiota, Haroldzie Jamesie Potterze!

 

Następnie wzięła jego twarz w ręce i zaczęła całować w oba policzki ciągle szepcząc:

 

- Idiota, idiota, idiota!

 

Wreszcie wtuliła się nosem w jego pierś i zaczęła głośno płakać. Harry, który nie oczekiwał takiej reakcji ze strony swojej zawsze rozsądnej i opanowanej przyjaciółki, znalazł się w trudnym położeniu. W ogóle bardzo niezręcznie się czuł w obecności płaczących dziewczyn. Możliwe, że właśnie dlatego rozstał się z Cho, która praktycznie podczas każdego ich spotkania zaczynała płakać, a on czuł się jak kretyn i nie wiedział, jak ją uspokoić. Także teraz, nie potrafiąc wymyślić nic mądrzejszego, objął Hermionę i zaczął głaskać ją po włosach. Niezadowolony Ron naburmuszył się. Harry spojrzał na niego i stracił resztę pewności siebie.


- Hermiona chce powiedzieć, że wszyscy bardzo się zdenerwowaliśmy, kiedy dowiedzieliśmy się, co się stało – sucho powiedział Weasley, odwracając się do okna.


- Zrozumiałem – odpowiedział Harry, trąc policzek. Uniósł podbródek wtulającej się w jego pierś dziewczyny i powiedział:

 

- Hermiona, już dobrze… e… e… No, nie płacz, ze mną wszystko w porządku.

- Harry, jak mogłeś? – ostatni raz powtórzyła dziewczyna.

- Byłem durniem – szybko powiedział Potter, lekko odsuwając się od przyjaciółki i spoglądając na Rona.

- Kiedy dowiedzieliśmy się… Kiedy powiedzieli, że próbowałeś… się zabić… Dlaczego, Harry? Dlaczego nic nam nie powiedziałeś, przecież jesteśmy przyjaciółmi, nigdy niczego przed sobą nie ukrywaliśmy, a teraz milczałeś, bez słowa zdecydowałeś, że to jedyne wyjście. – Hermiona wytarła nos w podaną jej przez Harry’ego chustkę.


- E… e… no…


- Milcz teraz! – krzyknęła na Harry’ego, obróciła się w stronę Weasleya i napadła na niego:


- A ty gdzie miałeś oczy! Przecież był z wami! Widziałeś, że coś z nim nie tak, widziałeś, jak męczył się w nocy! Powinieneś był mu przeszkodzić, zatrzymać go! A ty co? Z Thomasem w szachy grałeś! Przyjaciel poszedł się zabić, a oni – w szachy! Nieczułe potwory!

- Hermi, przecież nie powiedział, że idzie się utopić! – wybuchnął Ron i spojrzał na Harry’ego, oczekując od niego przyjacielskiego poparcia.

- Nie, nie powiedziałem… – wymamrotał Potter. – Tak naprawdę, to poszedłem pospacerować i zapalić, aż doszedłem do jeziora. Nie chciałem się topić. Ja przypadkowo, to znaczy niechcący… no, potknąłem się, pośliznąłem się… Ron nic nie wiedział.

- A! To jeszcze i palisz! – Na twarzy Hermiony, ze złości, pojawiły się czerwone plamy.


- Nie! To znaczy… tak, ale… – wyjąkał Potter. – …już rzuciłem – dodał szybko. – Palenie jest szkodliwie dla zdrowia.

- Hermiona, wystarczy tych kłótni – powiedział Ron. – Inaczej pani Pomfrey zaraz nas stąd wyrzuci.


- No, Hermi, odpuść sobie, ze mną już wszystko w porządku, naprawdę – dodał Potter.

- Harry – dziewczyna westchnęła – obiecaj mi i Ronowi…


- Obiecuję – przerwał jej. – Nie myślałem, przegiąłem, popełniłem błąd, ale nic takiego więcej się nie powtórzy. Obiecałem to już Dumbledore’owi i McGonagall.

- I jeszcze, Harry…

- Tak, tak, jeśli będzie mi źle i będę chciał porozmawiać… Wiem, zawsze jesteście obok i o każdej porze mogę się do was zwrócić. Albo do dyrektora, albo do opiekuna. Z przyjemnością będziecie wycierać mi nos i klepać mnie po plecach.


Weasley roześmiał się wywołując tym całkiem widoczne niezadowolenie Hermiony.

- No, już zgoda, wystarczy – pojednawczo powiedział Harry. – Ze mną teraz wszystko dobrze, to tylko kryzys wieku dojrzewania, nie kłóćmy się.


- Dobrze – powiedział rudy otwierając pudełko z ciastkami i zaczął zajadać słodycze przekazane mu przez Gryfonów dla Harry’ego. – A co powiedzieli dyrektor i McGonagall? Mocno cię ochrzanili?


- Nie, w sumie to wcale. Myślałem, że będzie gorzej, a dyrektor nawet zaproponował mi prywatne lekcje zamiast oklumencji ze Snape’em.

- To wspaniale, Harry! – z entuzjazmem krzyknęła Hermiona.

I zaczęli zastanawiać się, czego Dumbledore będzie uczyć Harry’ego. Ron myślał, że to będą różne zaklęcia, których nie znają nawet Śmierciożercy. Hermiona odpowiedziała, że takie czary są zakazane i stwierdziła, że dyrektor raczej chce nauczyć Harry’ego bronić się przed Czarną Magią. Jeszcze długo dyskutowaliby na ten temat, jak za starych, dobrych czasów, ale pielęgniarka w końcu poinformowała, że czas odwiedzin dla nich się skończył i wyprosiła ich z sali.


- To na razie, Harry – rzucił Ron, wstając z krzesła.

- Wracaj do zdrowia. – Hermiona uśmiechnęła się, nachyliła nad Harrym i pocałowała go w policzek, na co chłopak zmieszał się i zaczerwienił.


- Tak naprawdę Harry, tam, w korytarzu, zebrała się spora grupa, żeby cię zobaczyć, ale chyba wszystkich nie wpuszczą – powiedział Ron. – Nawet Seamus przyszedł. Właściwie, to wrócił do nas ze wszystkimi swoimi rupieciami. A kiedy dowiedzieliśmy się, że ty… No, krótko mówiąc, to właśnie on najbardziej się przejął… Prawdopodobnie pomyślał, że przez niego pobiegłeś się topić, przez to, że nazwał cię wariatem. A potem przeżywał, że doprowadził cię do samobójstwa.

Harry roześmiał się.

- Powiedz mu, żeby się nie martwił. Cieszę się, że znowu jest z nami.

 

***

Cały dzień ktoś odwiedzał Harry’ego. Tak że wieczorem był nie tylko bardzo zmęczony, ale czuł się jak idiota. Wszyscy traktowali go jak bohatera, który dopiero co uratował cały magiczny świat od Voldemorta, a sam został śmiertelnie ranny i teraz leży tu, z jedną nogą w grobie. Przyjaciele śpieszyli się, żeby go zobaczyć i uścisnąć jego rękę po raz ostatni. A on, tak naprawdę, zachował się jak słabeusz bez charakteru. Próbował popełnić samobójstwo i teraz znajdował się w skrzydle szpitalnym, a oni przychodzili do niego z prezentami i słodyczami, i mówili, że wszystko będzie dobrze. Czuł się jak ostatni dureń. Gryfoni to dziwny naród. Kiedy zrobisz jakąś głupotę, gotowi nosić cię na rękach i przysięgać ci wieczną przyjaźń. Ale gdy dzieje się coś poważnego, na przykład konfrontacja z Voldemortem, z jakiegoś powodu podejrzewają cię o kłamstwo i gardzą tobą. Wygląda na to, że rację maja ci, którzy mówią, że Gryfoni najpierw robią, a potem myślą.

Harry usłyszał, jak drzwi stuknęły i ktoś szybkim krokiem zbliżał się do jego łóżka.


Muszę powiedzieć pani Pomfrey, żeby nikogo więcej nie wpuszczała. Od tych wszystkich odwiedzających boli mnie już głowa” – pomyślał Harry. – „Cholera, kogo jeszcze przyniosło… Żeby to tylko nie była Hermiona. Mam już dość na dzisiaj moralizowania. Hermi jest gorsza, niż McGonagall… Będę udawał, że śpię”.

 

W tym momencie tok jego myśli został gwałtownie przerwany, bo za parawan weszła osoba, której nie tylko nie oczekiwał, ale i nie chciał widzieć. A jeżeli już musiał ją zobaczyć, to tylko w trumnie.


Twarz Malfoya była wykrzywiona ze złości.


- Potter, kurewski idioto, co ty sobie myślałeś? – zasyczał Ślizgon i mocno walnął go w ramie.


W pierwszej chwili Harry zaniemówił. Mało tego, że Malfoy zjawił się tutaj, to jeszcze zaczyna go bić, obrażać i żądać odpowiedzi. Harry’emu wystarczyło już, ze Hermiona go uderzyła.


- Pytam, jak mogłeś! Myślałeś, że tak łatwo się ode mnie uwolnisz? Utopisz się i po wszystkim? Cholera, Potter, słyszysz? Z dna bym cię wyciągnął. Nawet nie próbuj więcej o tym myśleć, ty durniu!


- Malfoy, oszalałeś? – zapytał Harry odpychając go. – Co, do cholery, tu robisz?


- Potter, jesteś mój, zrozumiałeś?! Przyjdziesz do mnie pierwszego wieczora, gdy tylko cię stąd wypiszą, a ja będę cię pieprzył tak długo, jak będę chciał. I spróbuj się tylko nie zjawić…


- Sukinsyn z ciebie, Malfoy – powiedział Harry.

- Może i jestem sukinsynem, Potter – odpowiedział Draco – ale ty i tak będziesz mój.

 

I Malfoy pchnął go na poduszkę, przygniótł ciałem i zaczął całować – mocno, zapamiętale, z jakąś zwierzęcą namiętnością. Z powodu szoku Harry nawet nie sprzeciwił się. Nie tego spodziewał się po blondynie. Nawet nie przyszło mu do głowy, że rzuci się na niego i zacznie całować; to było tak niespodziewane i nierealne… Malfoy ssał jego język, przygryzał i lizał wargi. Harry zaczął jęczeć prosto w jego w usta i zamknął oczy. Nikt nigdy go tak nie całował, nawet nie wiedział, że można to robić w TEN sposób. Podczas swojego jedynego pocałunku z Cho nawet nie zdążył zastanowić się nad tym, co czuje. A później, kiedy Ron i Hermiona wypytywali go o wrażenia, nie był w stanie niczego powiedzieć, oprócz „to było mokre”. A tu nagle taka namiętność, Malfoy całował go jak opętany, chciwie, czasami przygryzając jego wargę aż do bólu, a potem wylizując miejsce ukąszenia, aby po chwili znowu przeniknąć językiem do wnętrza jego usta. Harry poczuł, że jego ciało zaczyna reagować. To obłęd. Najgorszy wróg, który brutalnie zgwałcił go w pociągu i zostawił w kałuży krwi, teraz sprawia, że czuje się podniecony.

Jestem zboczeńcem” – niejasno pomyślał Potter i nagle poczuł, jak Malfoy dotknął go tam…

 

Chłopak zaczął jęczeć i spróbował odsunąć się od ręki Ślizgona.

- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – wyszeptał Malfoy nie przerywając pocałunku i wsunął rękę pod gumkę spodni od piżamy Harry’ego.

 

Kiedy dłoń Ślizgona zacisnęła się na jego wzbudzonym członku i zaczęła się po nim ślizgać, Potter znowu zajęczał.

 

Malfoy jest maniakiem, a ja wariatem” – pomyślał, kiedy zrozumiał, że odruchowo obejmuje swojego wroga i przyciska go do siebie. – „Obłęd”.

Tym czasem ręka Malfoya zaczęła poruszać się coraz szybciej, doprowadzając Gryfona do szczytu ekstazy. Harry poczuł, że nie może się już dłużej powstrzymać, jego jęki stały się głośniejsze, jeszcze mocniej przycisnął blondyna do siebie i doszedł w jego dłoni…

Przez chwilę leżał z zamkniętymi oczyma, ciężko oddychał i z przerażeniem myślał o tym, co dopiero się zdarzyło. Malfoy doprowadził go do stanu, w którym spuścił mu się w rękę i, co wstyd mu było przyznać, nigdy w życiu nie miał mocniejszego i lepszego orgazmu. Blondyn nadal przygniatał go, wciąż ściskając jego mięknącego już penisa. Potem podniósł się i zabrał rękę. Potter lekko uniósł powieki i spojrzał na Ślizgona, który jakoś dziwnie na niego patrzył, a po chwili zrobił coś niesamowitego i okropnego. Podniósł do góry mokrą od spermy dłoń i zaczął powoli ją oblizywać. Malfoy zlizywał jego spermę! Harry poczuł, jak cała krew napływa mu do twarzy. Tak wielkiego wstydu i obrzydzenia do samego sobie jeszcze nigdy nie czuł. Chłopak szybko odwrócił się i wtulił płonącą twarz w poduszkę, żeby nie widzieć tego wszystkiego.

 

Malfoy to taki sam maniak, jak jego ciotka Bella. Cała ich rodzinka powinna trafić do Świętego Munga” – pomyślał, a głośno powiedział:

- Zabieraj się stąd, Malfoy. Odejdź!

Ślizgon nachylił się nad Harrym i wyszeptał mu na ucho:

- Do zobaczenia niebawem, Potti.

 

A potem liznął go w płatek ucha, od czego po całym ciele Harry’ego przebiegł dreszcz wstrętu i przyjemności jednocześnie.


- Odejdź! – W głosie Harry’ego słuchać było nutki histerii.

 

Potem złapał kielich i zarzucił im w Malfoya. Blondyn bez problemu uchylił się i puchar upadł na podłogę rozpadając się na wiele odłamków. Na krzyk i dźwięk rozbijającego się szkła przybiegła pani Pomfrey.

- Co tu dzieje się? – zapytała, patrząc podejrzliwie na Malfoya.

- Wszystko w porządku, to tylko towarzyska wizyta – odpowiedział Ślizgon i wyszedł z sali.

Tej nocy Harry w ogóle nie spał, cały czas analizując to, co się wydarzyło. Było mu okropnie wstyd z powodu tego, co stało się pomiędzy nim i Malfoyem. To było zboczone. Ale jeszcze gorsze było to, że za każdym razem, kiedy przypominał sobie, jak Malfoy wyciągnął z jego spodni wysmarowaną spermą rękę i zaczął ją oblizywać patrząc Harry’emu prosto w oczy, Gryfon czuł, że zaczyna podniecać się ponownie i nienawidził się za to. Chłopak przewracał się z boku na bok, nawet wstał z łóżka, podszedł do okna i długo patrzył na ogromny księżyc oświetlający pokój swoim blaskiem. Potem wrócił do łóżka, naciągnął kołdrę pod brodę i spróbował uspokoić się i usnąć, ale wydarzenia dnia wciąż do niego wracały i zajmowały jego myśli. Dzisiaj całował się z chłopakiem i to był prawdziwy, namiętny pocałunek, a nie zwykłe dotknięcie warg. Do tego nie ze zwykłym chłopakiem, ale z diabelskim Draco Malfoyem, którego nienawidził chyba nawet bardziej, niż Snape’a. I z powodu tego podniecił się i doszedł. Merlinie, jakie to okropne i obrzydliwe. Jak coś takiego mogło mu się przytrafić, przecież jest normalny, zawsze podobały mu się dziewczyny? To Malfoy jest wszystkiemu winien. Powinien był mu przyłożyć, aż z nosa polałaby się krew, żeby się nią zachłysnął, tak, jak on krztusił się swoją krwią leżąc na podłodze w ślizgońskim przedziale. A zamiast tego, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, objął drania i pozwolił włożyć sobie rękę w spodnie i zrobić TO. Harry zaczął jęczeć i wtulił głowę w poduszkę. Znowu poczuł przyjemny ciężar w pachwinie, a jego oddech przyspieszył. Już samo myślenie o TYM mocno go pobudzało, co było absolutnie nienormalne, okropne i straszne. Harry zrozumiał, że coś z nim nie tak, normalny chłopak nie reaguje w ten sposób.

Jestem zboczeńcem i pedałem” – pomyślał z rozpaczą.


Odwrócił się na drugi bok i zaczął patrzeć w okno. Ręka sama zsunęła się na dół, dotknął wzbudzonego penisa i zaczął cicho jęczeć. Zamknął oczy przypominając sobie, jak Malfoy przycisnął go do łóżka, a ręką objął jego członka i zaczął szybko pieścić, w tym samym czasie lekko gryząc i liżąc jego usta. Cholera, jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze. Miał tak silny orgazmu… Nikt wcześniej nie pieścił jego członka, nie dotykał go. Harry robił to sam i było mu dobrze, ale kiedy Ślizgon musnął czubek jego wzbudzonej erekcji, poczuł, jakby przeszedł przez niego prąd, a pod powiekami zobaczył gwiazdy. To było tak niezwykłe i podniecające, kiedy robił to ktoś inny – czuć cudzą rękę, mocno ściskającą najwrażliwszą część twojego ciała… Dlatego szybko i mocno skończył w dłoń Malfoya, wychodząc mu naprzeciw i przyciskając go do siebie… Harry, przypominając sobie swoje odczucia i przeżywając je jeszcze raz od nowa, szybko pieścił się, przygryzając dolną wargę. Podniecenie osiągnęło szczyt, nastąpiła eksplozja i miła ulga.
Jakiś czas leżał nie ruszając się, z zamkniętymi oczyma, nie wyjmując ręki ze spodni, czując, jak lepka sperma powoli rozlewa się po jego dłoni. Był przerażony na myśl o tym, co zamierza zaraz zrobić, ale chciał dowiedzieć się, zrozumieć, dlaczego Malfoy tak postąpił. Wyciągnął rękę pokrytą nasieniem, podniósł ją do twarzy, powąchał i ostrożnie wysunął język. Samym jego koniuszkiem dotknął lepkiego płynu. Nie był taki wstrętny, nawet… Harry zlizał trochę i nagle zawstydził się. Co on robi?! Ze złością zaczął wycierać rękę o prześcieradło.


„Gdyby wuj Vernon zobaczył, czym się zajmuję” – pomyślał. – Powiedziałby, że takich zboczeńców i pedałów jak ja trzeba wykastrować i zamknąć w domu wariatów”.


Gryfon odwrócił się na drugi bok i wreszcie zasnął. Następnego dnia pani Pomfrey pozwoliła mu opuścić skrzydło szpitalne.

 

***

Harry wszedł do Wielkiej Sali, gdzie za stołem już siedzieli Ron i Hermiona. Weasley z apetytem pochłaniał owsiankę, jajka i bekon, a dziewczyna przeglądała poranne wydanie Proroka Codziennego, popijając sok dyniowy.


- Harry! – krzyknął radośnie Ron. – Już cię wypuścili!


- Jak się czujesz? – zainteresowała się Hermiona, odkładając gazetę i przesuwając się, żeby zrobić Harry’emu miejsce.


- Dobrze – odpowiedział bez entuzjazmu.

- Harry, straciłeś tyle dni. Musisz pójść ze mną dziś wieczorem do biblioteki, dam ci listę lektur i pomogę nadrobić zaległy materiał.

Potter milcząc dłubał w swojej owsiance. Miał bardzo zły nastrój. Ze wstydem przypominał sobie, czym zajmował się nocą i z przerażeniem myślał o tym, że wieczorem musi iść nie do biblioteki z Hermioną, ale do Malfoya. Innego wyjścia nie miał, inaczej fretka naprawdę opowie wszystkim bardzo dokładnie o tym, jak przeleciał go w pociągu i jeszcze doda od siebie kilka pikantnych szczegółów, na przykład o wczorajszym popołudniu… Od tej myśli Harry’emu zrobiło się niedobrze. Odsunął talerz ze śniadaniem, bo poczuł, że zaraz zwymiotuje.


- Hermiona, daj mu spokój z tą swoją biblioteką – powiedział Ron, który zauważył wyraz twarzy przyjaciela. – Inaczej Harry pożałuje, że rusałka wyciągnęła go z jeziora. Już lepiej utopić się, niż brać u ciebie dodatkowe lekcje. – Weasley uśmiechnął się. – Jedz, Harry, jedz, nie zwracaj na nią uwagi.

- To nie jest śmieszne, Ronaldzie Weasley – powiedziała niezadowolona dziewczyna. – Dobrze, spotkamy się później, teraz muszę iść na Starożytne Runy. – I pobiegła na lekcję.


Ron i Harry wrócili do Pokoju Wsplnego, który byłby prawie pusty, gdyby nie pół tuzina siedmiorocznych, wśród których siedziała Katie Bell, ostatni członek drużyny Gryfindoru spośród tych, do których Harry dołączył w pierwszej klasie.

 

- Tak myślałam, że ty ją otrzymasz, gratuluję – zawołała wskazując na odznakę kapitana na piersi Harry’ego. – Powiedz mi, kiedy ogłosisz nabór do drużyny!

- Nabór? A tak, oczywiście…


To, co się ostatnio wydarzyło, tak całkowicie przewróciło jego wewnętrzny świat, że zupełnie zapomniał o tym, że został kapitanem. Zupełnie nie miał teraz głowy do Quidditcha. Cała jego uwaga poświęcona była nieubłaganie nadchodzącemu wieczorowi i konieczności zejścia w ślizgońskie podziemia. Harry’ego mdliło na samą myśl, że będzie musiał „spać” z Malfoyem i znowu przeżyje to samo upokorzenie i ból, co w pociągu. Tylko że wtedy był sparaliżowany zaklęciem, całkowicie bezwolny i niezdolny do obrony, nie mógł zrobić nic, kiedy Ślizgon go gwałcił. Teraz, tego wieczoru, świadomie, chociaż pod przymusem za pomocą szantażu, sam pójdzie do Malfoya, żeby pozwolić mu się pieprzyć…

 

***


Godzinę później niechętnie opuścili nasłoneczniony pokój i udali się na Obronę Przed Czarną Magią, cztery piętra niżej. Hermiona już stała przed salą. Jej ręce były pełne ciężkich książek i wyglądała na gotową do działania

 

- Mamy dużo zadane z runów – powiedziała zatroskana, kiedy Harry i Ron do niej dołączyli. – Piętnaście cali wypracowania, dwa tłumaczenia i muszę to przeczytać do środy!

 

- Okropność – ziewnął Ron.

 

- Poczekajcie – powiedziała urażona. – Założę się, że Snape też zada nam dużo.

A z Harrym jeszcze cały wieczór powinniśmy spędzić w bibliotece.

Przypomnienie o nadchodzącym wieczorze znowu wywołał w chłopaku uczucia głębokiego obrzydzenia do samego siebie.


Kiedy Hermiona skończyła mówić, drzwi klasy otworzyły się i Snape wyszedł na korytarz. Jego ziemista twarz jak zawsze była obramowana przez dwie zasłony tłustych, czarnych włosów. Natychmiast zapadła cisza.

 

- Do środka – powiedział.

 

Kiedy weszli, Harry spojrzał dookoła. Snape już narzucił swoją osobowość temu pomieszczeniu. Było bardziej ponure, niż zazwyczaj, zasłony zostały zaciągnięte, światło pochodziło tylko ze świec. Nowe obrazy zdobiły ściany, wiele z nich ukazywało ludzi, którzy zdawali się być pogrążeni w bólu, mieli przerażające rany lub dziwnie powykrzywiane części ciała. Nikt się nie odezwał, kiedy usiedli, rozglądając się po cienistych, makabrycznych obrazach.

Wisielcza atmosfera” – pomyślał Harry, patrząc na ludzkie zwłoki, które były już tylko krwawą masą – „Wiadomo teraz, skąd Malfoy ma tak bogatą, sadystyczną wyobraźnię.”


- O, widzę, że dzisiaj pan Potter zaszczycił nas swoją obecnością – drwiąco powiedział Snape, podczas gdy uczniowie cicho siadali na swoje miejsca. – Opuścił pan dwie lekcje bez ważnego powodu, dlatego zabieram Gryffindorowi pięćdziesiąt punktów.

- Profesorze, to niesprawiedliwe! – krzyknęła Hermiona. – Harry miał poważny powód, był chory. Profesor McGonagall sama zwolniła go ze wszystkich zajęć.

- Próba teatralnego samobójstwa nie jest dla mnie ważnym powodem, panno Granger. Minus pięć punktów dla Gryffindoru za spieranie się z profesorem.

- Nie symulowałem – z nienawiścią powiedział Harry.

- Oczywiście, że nie, po prostu jest pan bardzo ekscentrycznym młodym człowiekiem, kochającym ściągać, w różny sposób, na siebie uwagę – uśmiechnął się Snape.

Harry ze złości zaniemówił. Zdawało mu się, iż nienawiść tak mocno w nim płonie, że Snape powinien czuć jej żar.


- Nie, Harry – szepnęła Hermina i uspakajająco dotknęła jego ręki.


Czarne oczy profesora błądziły po skupionych twarzach, zatrzymując się na twarzy Harry’ego o sekundę dłużej, niż na innych.

 

- Wydaje się, że jak na razie mieliście pięciu nauczycieli tego przedmiotu.

 

Tobie się wydaje… jakbyś nie śledził, jak przychodzą i odchodzą, z nadzieją, że będziesz następnym” – pomyślał zjadliwie Harry.

 

- Naturalnie ci nauczyciele mieli własne metody i priorytety. Przy całym tym zamieszaniu jestem zaskoczony, że tak wielu z was zdało SUMa z tego przedmiotu. Będę jeszcze bardziej zaskoczony, jeżeli wszyscy zdołacie poradzić sobie z pracą związaną z OWTMami. – Snape podszedł do kąta sali zniżając głos, a klasa wyciągała szyje, aby mieć go na widoku. – Czarna Magia – powiedział – jest rozmaita, odwieczna i ciągle się zmienia. Walka z nią jest jak walka z wielogłowym potworem, któremu po ucięciu jednej z nich, wyrasta kolejna, jeszcze okrutniejsza i mądrzejsza niż poprzednia. To jest walka z czymś, co jest odwieczne, mutujące i niezniszczalne.

 

Harry wpatrywał się w Snape’a. Ważny był respekt dla Czarnej Magii, jako dla niebezpiecznego wroga, ale sposób, w jaki Snape o tym mówił… z pieszczotą w głosie?

 

- Wasza obrona – powiedział Snape trochę głośniej – także musi być elastyczna i pomysłowa, tak jak magia, przed którą ma chronić. Te obrazy – wskazał na kilka, obok których przechodził – dają niezłą orientację odnośnie tego, co stanie się temu, na kogo zostanie rzucona klątwa Cruciatus (wskazał na czarownicę, która wyraźnie wrzeszczała w agonii), kto otrzyma Pocałunek Dementora (czarodzieja leżącego pod ścianą z pustym spojrzeniem), lub sprowokuje agresję inferiusa (krwawą masę, leżącą na ziemi).

 

- Czy ktoś kiedykolwiek widział inferiusa? – zapytała Parvati Patil wysokim głosem. – Czy to prawda, że ON ich używa?

 

- Czarny Pan kiedyś ich używał – powiedział Snape – co znaczy, że powinniście być przygotowani na to, iż zrobi to ponownie. Teraz… Po raz kolejny ruszył z końca klasy w stronę swojego biurka i znowu wszyscy patrzyli jak idzie, a jego czarne szaty falowały za nim – … wy, jak sądzę, jesteście zupełnymi nowicjuszami, jeśli chodzi o niewerbalne zaklęcia. Jakie korzyści przynosi ich stosowanie?

 

Ręka Hermiony wystrzeliła w powietrze. Snape potoczył wzrokiem po wszystkich, aby upewnić się, że nie ma wyboru, zanim powiedział szorstko:

 

- Tak, panno Granger?

 

- Przeciwnik nie zostanie ostrzeżony o rodzaju zaklęcia, którego zamierzamy użyć – powiedziała Hermiona – co daje nam ułamek sekundy przewagi.

 

- Odpowiedź wzięta słowo w słowo ze Standardowej księgi zaklęć, stopień szósty – powiedział Snape zbywającym tonem – ale zasadniczo prawidłowa. Tak, ci, którzy robią postępy w używaniu magii bez wykrzykiwania inkantacji, uzyskują dodatkowo element zaskoczenia. Nie wszyscy czarodzieje to potrafią, oczywiście. Problem leży w koncentracji i sile umysłu, czego niektórym… – jego zjadliwe spojrzenie po raz kolejny spoczęło na Harrym – …brakuje.

 

Harry wiedział, że Snape miał na myśli katastrofalne lekcje Oklumencji z poprzedniego roku. Nie starał się uniknąć jego oczu, odwzajemniał groźne spojrzenie, dopóki profesor nie odwrócił wzroku.

 

- Teraz podzielicie się na pary – powiedział Snape. – Jedna osoba będzie starała się rzucić klątwę na drugą, bez używania głosu. Druga osoba będzie próbowała odeprzeć klątwę w absolutnej ciszy. Zaczynajcie.

 

Snape przechadzał się pomiędzy nimi, kiedy ćwiczyli, wyglądając jeszcze bardziej, niż zawsze, jak przerośnięty nietoperz. Ze szczególną uwagą przypatrywał się zmaganiom Harry’ego i Rona, który właśnie miał rzucać klątwę. Chłopak był fioletowy na twarzy, a jego usta zaciskały się, aby nie mamrotać inkantacji. Harry podniósł różdżkę, czekając w zdenerwowaniu na zaklęcie, które widocznie nigdy nie miało nadejść.

 

- Żałosne, Weasley – powiedział Snape po chwili. – Widzę, że muszę ci pokazać…

 

Skierował swoją różdżkę w stronę Harry’ego tak szybko, że chłopak zareagował instynktownie. Zapominając, że miał być niewerbalny, krzyknął:

 

- Protego!

 

Jego zaklęcie tarczy było tak potężne, że Snape utracił równowagę i uderzył o biurko. Cała klasa spojrzała w ich stronę i obserwowała, jak podnosi się z wściekłą miną.

 

- Czy pamiętasz, jak mówiłem, że ćwiczymy zaklęcia niewerbalne, Potter?

 

- Tak – powiedział sztywno Harry.

 

- Tak, proszę pana.

 

- Nie ma potrzeby mówić do mnie „proszę pana”, profesorze. – Dopiero, gdy słowa opuściły jego usta zrozumiał, co powiedział.

 

Kilku uczniów, włącznie z Hermioną, wstrzymało oddech. Aczkolwiek stojący za Snape’em Ron, Dean i Seamus wsparli go uśmiechami.

 

- Szlaban, sobota wieczorem, w moim gabinecie – warknął Snape. – Nie pozwolę na taką bezczelność nikomu, Potter… nawet Wybrańcowi.

- A nie można by przenieść go z soboty na dzisiejszy wieczór? – nagle z nadzieją w głosie zapytał chłopak.

- Minus pięć punktów dla Griffindoru za spieranie się z nauczycielem i szlaban w sobotę, Potter.

 

Następną lekcją były podwójne Eliksiry. Schodząc do podziemi Harry stawał się coraz bardziej markotny i zdenerwowany. Po pierwsze, zajęcia mają wspólnie ze Slytherinem, co oznacza, że spotka się z Malfoyem, po drugie, te same schody wieczorem doprowadzą go do sypialni tego plugawego sadysty i drania.

Podchodząc do klasy Potter od razu zobaczył blondyna, obok którego stał śliczny jak lalka Blaise Zabini. Draco spojrzał na Harry’ego, uśmiechnął się i powoli, patrząc mu prosto w oczy, oblizał wargi, prawie tak samo, jak wtedy, gdy zlizywał jego spermę ze swojej dłoni. Harry zaczerwienił się mocno i odskoczył na bok, przypadkowo stając Ronowi na stopę. Blaise wykrzywił usta na podobieństwo uśmiechu, nachylił się do Draco i wyszeptał mu coś do ucha. Zielonookiemu zaschło w gardle. Czyżby Malfoy opowiedział o wszystkim Zabiniemu?


W tym momencie drzwi do klasy otworzyły się i na progu ukazał się najpierw brzuch profesora Slughorna, a potem i on sam. Kiedy uczniowie wchodzili do środka, Slughorn zauważył Harry’ego i Zabiniego i powitał ich z ogromnym entuzjazmem.

- Harry – powiedział, zatrzymując chłopaka. – Jaki byłem zmartwiony twoją nieobecnością na dwóch poprzednich lekcjach… Słyszałem o tym nieszczęśliwym wypadku, z powodu którego trafiłeś do szpitala. Och, mój chłopcze, tak się zdenerwowałem.


Malfoy zachichotał szyderczo, a Zabini skrzywił usta nie odrywając od Gryfona oczu.

- E… e… – wymamrotał Harry, drżąc wewnętrznie na myśl, że Ślizgon wie o wszystkim.


- Ale to bardzo, bardzo dobrze, że z tobą już wszystko w porządku, mój chłopcze, i możesz wreszcie przystąpić do zajęć. – Slughorn z entuzjazmem uścisnął rękę Harry’ego.

- A… Tak, profesorze, też się cieszę – mruknął i jak tylko jego ręka oswobodziła się z mocnego uścisku nauczyciela, poszedł zająć miejsce obok Hermiony i Rona.


- Na poprzednich zajęciach – patrząc w stronę Harry i uśmiechając się, zaczął lekcję profesor, – zapoznaliśmy się z trzema eliksirami: Veritaserum, Eliksirem Wielosokowy i Amortencją. Jak już mówiłem, po zakończeniu semestru każdy z nich musicie umieć przygotować sami. A teraz – powiedział Slughorn, którego masywny zarys drżał w migoczących oparach – wyjmijcie wagi, przybory i nie zapomnijcie swoich podręczników…

 

- Proszę pana? – powiedział Harry, podnosząc rękę.

 

- Tak, mój chłopcze?

 

- Nie mam ani książki, ani wagi, ani czegokolwiek, Ron także. Widzi pan, bo my nie wiedzieliśmy, że będziemy mogli kontynuować Eliksiry…

 

- A, tak, profesor McGonagall wspominała o tym… nie martw się, drogi chłopcze, doprawdy nie ma się czym przejmować. Możecie dzisiaj użyć składników z tutejszego kredensu i jestem pewien, że znajdą się jakieś wagi, mamy także kilka starych książek, wystarczą do czasu, kiedy napiszecie do „Esów i Floresów”…

 

Slughorn podszedł do szafki w rogu i po chwili poszukiwań wyciągnął dwa wyglądające na bardzo zużyte egzemplarze „Eliksirów dla zaawansowanych” autorstwa Libacjusza Borage’a, które wręczył Harry’emu i Ronowi razem z dwoma zestawami wag.

 

- A teraz – powiedział, wracając na początek klasy i wydymając swoją i tak już imponującą pierś, aż guziki na jego szacie ledwie się trzymały – przygotowałem dla was eliksir, abyście mogli rzucić na niego okiem. -Wskazał na mały, czarny kociołek, stojący na biurku.

 

Płyn wewnątrz pluskał wesoło. Miał kolor płynnego złota, a wielkie krople skakały jak złote rybki nad powierzchnią, chociaż ani jedna nie wydostała się z kociołka.


- Czy ktoś powie mi, co to za eliksir? Tak, panno Granger? – uśmiechnął się profesor.

 

- Ten eliksir to Felix Felicis! Inaczej zwany płynnym szczęściem – powiedziała podekscytowana Hermiona. – Powoduje, że wszystko nam się udaje!

- Dwadzieścia zasłużonych punktów dla Gryffindoru, panno Granger! Tak, to jest zabawny eliksir Felix Felicis – powiedział Slughorn. – Niesamowicie trudny do sporządzenia, bardzo łatwo o pomyłkę. Aczkolwiek, jeśli jest uwarzony poprawnie, tak, jak ten, zauważylibyście, że po jego zażyciu wszystkie wasze starania prowadzą do sukcesu… przynajmniej do czasu, aż nie przestanie działać. Jedna mała buteleczka Felix Felicis – kontynuował profesor, wyjmijąc malutką, szklaną fiolkę z kieszeni i pokazując ją wszystkim – wystarczy na dwanaście godzin szczęścia. Od świtu do zmierzchu odniesiesz sukces we wszystkim, czego spróbujesz. Najpierw otwórzcie swoje podręczniki na stronie dziesiątej. Mamy trochę ponad godzinę, co powinno wystarczyć na uwarzenie wywaru Żywej Śmierci. Wiem, że to bardziej skomplikowane, niż to, co robiliście kiedykolwiek wcześniej, i nie spodziewam się, aby komuś wyszło idealnie. Mimo to osoba, której pójdzie najlepiej, wygra trochę Felixa. Powodzenia!

 

Nastąpił zgrzyt i chrobot, gdy wszyscy wyciągnęli swoje kociołki i trochę głośnych szczęknięć, kiedy uczniowie zaczęli stawiać ciężarki na swoich wagach, ale nikt się nie odezwał. Koncentracja wewnątrz lochu była bardzo wyraźna. Harry widział Malfoya wertującego z pośpiechem swój egzemplarz „Eliksirów dla zaawansowanych”. Nic nie było bardziej oczywiste, niż to, że Malfoy naprawdę bardzo chciał zdobyć eliksir.

 

Draniu” – pomyślał Harry. – „Ty i tak będziesz miał bardzo udany wieczór…”


Gryfon pochylił się nad podręcznikiem od Slughorna i wtedy zobaczył, że Malfoy obrócił się w jego stronę. Widocznie poczuł na karku pełne nienawiści spojrzenie.

 

Ze złością zauważył, że poprzedni właściciel pobazgrał strony tak, iż marginesy były czarne niczym druk. Nisko się pochylił, aby odszyfrować składniki (nawet tutaj coś dopisał, a niektóre rzeczy wykreślił), a następnie Harry pospieszył do kredensu, aby znaleźć to, czego potrzebował. Kiedy wrócił do swojego kociołka, zobaczył, że Malfoy kroi korzenie waleriany tak szybko, jak tylko mógł.

 

Jakiś czas Harry zajmował się tym samym, potem po raz kolejny pochylił się nad książką. Próbował odszyfrować wskazówki spod tych głupich gryzmołów poprzedniego właściciela, który z jakiegoś powodu radził, aby nie kroić fasolki, i napisał instrukcję alternatywną: Zmiażdżyć płaską stroną srebrnego sztyletu, łatwiej puści sok. Fasolka wydawała się być trudna do pokrojenia. Harry odwrócił się do Hermiony.

 

- Mogę pożyczyć twój srebrny nóż?

 

Skinęła niecierpliwie, nie odrywając wzroku od swojego eliksiru, który ciągle był ciemnofioletowy, chociaż zgodnie z podręcznikiem powinien mieć teraz lekko liliowy odcień. Harry zmiażdżył swoją fasolkę płaską stroną sztyletu. Ku jego zdziwieniu natychmiast puściła tyle soku, że był zaskoczony, jak wysuszone ziarenko mogła go tyle zmieścić. Pospiesznie wlał cały sok do kociołka i zauważył, że eliksir natychmiast przybrał liliowy odcień opisany w podręczniku. Jego uprzednia złość na poprzedniego właściciela książki nagle zniknęła. Harry spojrzał na następny wers instrukcji. Zgodnie z nią powinien mieszać odwrotnie do wskazówek zegara, aż eliksir stanie się czysty jak woda. Aczkolwiek poprzedni właściciel dopisał, że należy dodać jedno okrążenie zgodnie ze wskazówkami zegara, co siedem odwrotnych. Czy ten ktoś mógł mieć rację dwa razy? Harry zamieszał przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, wstrzymał oddech, następnie raz zgodnie. Efekt był natychmiastowy. Eliksir stał się jasnoróżowy. Wtedy profesor zakomunikował, że czas się skończył. Twarz Slughorna wyrażała zachwyt, kiedy zajrzał do kociołka Pottera.

 

- Oczywisty zwycięzca! – krzyknął. – Wspaniale, wspaniale, Harry! Szanowny panie, to jasne, że odziedziczyłeś talent swojej matki. Lily była świetna w eliksirach, naprawdę! Proszę, oto twoja nagroda, buteleczka Felix Felicis, jak obiecałem. Użyj jej dobrze!

 

Harry schował buteleczkę złotego płynu do wewnętrznej kieszeni, czując dziwną mieszankę zachwytu, spowodowanego widokiem wściekłej twarzy Malfoya i winy, na widok rozczarowanej miny Hermiony. Ron wyglądał na oszołomionego.

- Jak to zrobiłeś? – zapytał Harry’ego.

- Zdaje się, że miałem szczęście – wzruszył ramionami Potter i szybko opuścił klasę,

 

Starał się nie spotkać spojrzeniem z Malfoyem, ale w drzwiach zderzył się z Blaisem Zabinim i upuścił na podłogę swój podręcznik. Na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi.

Harry schylił się, aby podnieść książkę, a kiedy to zrobił, zauważył coś nabazgranego na tylnej okładce, tym samym małym, ciasnym pismem, co reszta instrukcji, które wygrały dla niego butelkę Felix Felicis.

Napis głosił:
Ta książka jest własnością Księcia Półkrwi.

Cały dzień Harry bił się z myślami, czy zażyć Felix Felicis już dzisiaj, czy zostawić na inną, ważniejszą okazję. To, co stanie się wieczorem między nim i Malfoyem jest oczywiście obrzydliwe, ale może w jego życiu przyjdzie taki moment, kiedy płynne szczęście bardziej się przyda. Na przykład, jeżeli wierzyć przepowiedni, będzie musiał stoczyć z Voldemortem walkę, w czasie której jeden z nich zginie. Może powinien zachować Felix Felicis właśnie na ten dzień? Myśl o tym, że Malfoy znowu go zgwałci, przerażała Harry’ego i doprowadzała na skraj rozpaczy, ale wiedział, że zachowanie życia i zwycięstwo nad Czarnym Panem jest ważniejsze, niż jego dobre samopoczucie.

Narzucił pelerynę niewidkę i na miękkich jak wata nogach zaczął schodzić do lochów. Kilkakrotnie zatrzymywał się. Chciał machnąć na wszystko ręką i zawrócić, ale za każdym razem przypomnienie sobie groźby Ślizgona powodowało, że ruszał dalej.

 
Pokój Wspólny Slytherinu był niski i długi. Miał ściany z nieociosanych kamieni, a z sufitu na łańcuchach wisiały zielonkawe lampy. W kominku, ozdobionym piękną rzeźbą, trzaskał ogień, a wokół niego w fotelach siedzieli Ślizgoni. Harry przeszedł obok nich i skierował się do długiego korytarza, prowadzącego do prywatnych pokojów uczniów. Malfoy zajmował oddzielny apartament, składający się z niedużego salonu, sypialni i łazienki. Wystrój był utrzymany w tradycyjnych, srebrno-zielonych barwach. Draco leżał na ogromnym łóżku z ciemnozielonym baldachimem, bosy, w wąskich, obcisłych spodniach i śnieżnobiałej, jedwabnej koszuli luźnego kroju, z głębokim wycięciem na piersi. Harry głęboko westchnął, próbując uspokoić się i wziąć w garść. Wiedział, że nie ma na co czekać i niechętnie zdjął pelerynę.

 
- Spóźniłeś się, Potter. – Malfoy podniósł się z łóżka i podszedł tak blisko, że Gryfon czuł ciepło bijące od jego ciała.

Drgnął i trochę się odsunął.

 
- Czyli nasz dumny i nieugięty bohater wolał jednak zostać ślizgońską dziewczynką. – Uśmiechnął się Malfoy.

- Zamknij się – wycedził przez zęby Harry.

- Potter, będę robić wszystko, na co mam ochotę – powoli powiedział Ślizgon. – A jeśli nie, to wiesz, co się stanie…

 
- Tak, Malfoy, bardzo dokładnie opisałeś mi, co będzie, jeśli nie poddam się twojej woli. Teraz masz powód, żeby triumfować. Ale przysięgam, draniu, przyjdzie dzień, kiedy za wszystko mi zapłacisz, będziesz pluł krwią. Zrobię wszystko, żeby wysłać cię w ślad za twoim ojcem, do Azkabanu. A twoja mama zdechnie pod płotem. Zniszczę całą waszą pokręconą rodzinkę – powiedział Harry, patrząc prosto w szare oczy.

Draco drgnął, a potem mocno zamachnął się i uderzył Harry’ego w twarz. Głową Gryfona szarpnęło od ciosu.

 
- Pożałujesz tego, Potter – zasyczał Draco. – Przysięgam, pożałujesz. Nie liczna łaskę.

 
Przez chwilę z nienawiścią patrzyli na siebie.

- Rozbieraj się i kładź na łóżku! – rozkazał Ślizgon.

 
Harry nie poruszył się i znowu zabrzmiał odgłos wymierzonego policzka.

- Rozkazałem ci rozebrać się.

- Nienawidzę cię – głuchym, ochrypłym głosem odpowiedział Harry i powoli zaczął rozwiązywać krawat.

 

Kiedy leżał już całkiem nagi, padł kolejny rozkaz:

- Rozsuń nogi, Potter.

Harry zacisnął zęby, a ręce same złożyły się w pięści.

 
- Rozsuń nogi, suko – powtórzył Ślizgon. – Rozsuń nogi szeroko i zegnij je w kolanach.

Harry kolejny raz pożałował, że jednak nie umarł. Poniżenie, na które skazywał go Malfoy, było nieznośne i jeszcze nie wiadomo, czym to wszystko się skończy. Może nawet będzie gorzej, niż wtedy, w przedziale. Harry opuścił powieki, żeby nie widzieć pogardliwego uśmieszku Malfoya, i lekko zgiął nogi w kolanach.

- Nawet nie myśl o zamykaniu oczu, Potter, patrz na mnie.

Harry spojrzał na Ślizgona z nienawiścią. Ten szyderczo skrzywił usta, omiótł Pottera uważnym spojrzeniem i sam mocniej rozsuną jego nogi i przycisnął je doklatki piersiowej. Potem jedną ręką zsunął z siebie spodnie, bo drugą wciąż przytrzymywał nogi Harry’ego. Wyjął z kieszeni koszuli tubkę z jakimś kremem i wycisnął go trochę między pośladki zielonookiego, a potem na swój zupełnie już twardy członek. Przyłożył główkę penisa do mocno zaciśniętego wejścia Harry’ego i nacisnął. Gryfon przysiągł sobie, że co by nie robił z nim Malfoy, niezacznie krzyczeć i prosić o łaskę. Chciał przejść przez ten koszmar z mocno zaciśniętymi ustami i nienawiścią w oczach, ale jak tylko blondyn zaczął w niego wchodzić, nie był w stanie się powstrzymać, krzyknął, konwulsyjnie ściskając rękami prześcieradło, i zaczął mocno ruszać biodrami, starając się odsunąć od napastnika. Ale członek Ślizgona tym razem dużo łatwiej pokonał przeszkodę i zaczął wsuwać się do środka rozciągając zaciśnięte mięśnie. Harry zagryzł wargę aż do krwi, żeby nie wrzeszczeć, ale jęków nie mógł powstrzymać. Malfoy zatrzymał się i odczekał chwilę, pozwalając chłopakowi odetchnąć. Potem powoli, centymetr po centymetrze, zaczął wysuwać swój członek. Kiedy wyszedł całkowicie, nałożył na penisa więcej kremu i zaczął patrzeć na powoli zamykający się i drgający w takt uderzeń serca pierścionek bardzo już czerwonych mięśni. Potem znowu wszedł w niego, tym razem całkowicie, aż jego jądra oparły się o pośladki chłopaka.

 
- Zauważyłeś, Potter, że dzisiaj cię rozpieszczam? – zapytał Malfoy. -Doceniasz to?

- Zabiję cię, draniu – powiedział Harry, dusząc się z bólu.

 

Malfoy specjalnie pchnął wyjątkowo brutalnie i Harry znowu krzyknął. A Ślizgon uśmiechnął się i zaczął go równomiernie i mocno pieprzyć, przyglądając się jego cierpieniu. Ale wkrótce blondynowi sprzykrzyło się po prostu wsuwać swój członek w wąski tyłek i postanowił jeszcze mocniej pomęczyć znienawidzonego Gryfona. Z nocnej szafki wziął jedwabny sznur. Zrobił pętlę i owinął ją wokół jąder Harry’ego, potem zaczynał zaciągać sznur dopóty, dopóki chłopak nie wił się z bólu, a kolor jego moszny nie zmienił się na ciemnoczerwony. Wziął w ręce końce sznura i zaczął nim szarpać w rytm pchnięć, sprawiając swojej ofierze jeszcze większe cierpienia.
Ślizgon nadal wkładał i wyjmował swojego penisa, rozkoszując się jękami Pottera i obserwując, jak rozciągają się mięśnie odbytu, kiedy wchodził, i jak zamykająsię z cichym plaśnięciem, gdy wychodził. Moszna zmieniła kolor na bordowy i zaczęła puchnąć. Harry przestał już reagować na wtargnięcia w jego ciało, teraz drżał tylko wtedy, gdy Draco ciągnął jedwabny sznur. Ruchy blondyna stały się szybsze, zaczął mocno wchodzić w bruneta aż po same jądra, szarpiąc przy tym za sznur. W pewnym momencie zamarł i Harry poczuł, jak sperma Draco rozlewa się w jego wnętrzu. Nie śpiesząc się, Draco wyjął swojego członka i wytarł go obiodro Harry’ego. Wstał z łóżka i odszedł od swojej ofiary, zostawiając na mosznie zaciśnięty sznur.

 
- To co, Potter, pogramy w butelkę? – zakpił. – Według mnie poprzednim razem bardzo ci się ta zabawa podobała.

 
Wziął z barku zakorkowaną butelkę koniaku, wrócił i wsunął w Harry’ego jej szyjkę. Chłopak krzyknął, kiedy szkoło zaczęło rozrywać jego anus i kropelki krwi spłynęły na prześcieradło.

 
- Poproś, to przestanę – powiedział Malfoy, wkładając i wyjmując butelką z Gryfona.- Po prostu poproś, Potti.

- Nie – krzyknął Harry. – Bądź przeklęty, Malfoy!

- Jak chcesz, Potter – odpowiedział Draco, wciskając butelkę tak głęboko, jak tylko mógł.

 

Wtedy natura zlitowała się i Gryfon stracił przytomność.

 

***

Harry leżał nieprzytomny, jego moszna, nadal związana, mocno spuchła, a z porozrywanego odbytu sączyła się krew. Malfoy ostrożnie rozwiązał pętlę i odrzucił jedwabny sznur na bok. Pochylił się nad Harry, zlizał z jego policzka słoną ścieżkę łez, czule pocałował w skroń i wyszeptał na ucho:

- Nienawidzisz mnie Potter, a ja cię kocham… Tak bardzo cię kocham, że… to jest chore. Dlatego chcę sprawić ci ból, żeby tobie też było źle, tak, jak i mnie. Gdybyś tylko mógł odwzajemnić moje uczucie, Potter, nic takiego by się niewydarzyło, przysięgam. Zrobiłbym dla ciebie WSZYSTKO. Tylko pokochaj mnie, Potter, tak bardzo tego pragnę… Jestem strasznie samotny… Ojciec w Azkabanie, przez ciebie, matka na krawędzi załamania nerwowego, wszyscy odwrócili się od nas, musiałem przyjąć Mroczny Znak, ciocia Bella to załatwiła, inaczej on zabiłby mamę, i mam zrobić wszystko, co tylko możliwe, żeby Śmierciożercy mogli wejść do Hogwartu. Tak,dostałem od niego zadanie, misję, mam stać się mordercą, i kiedy myślę o tym, czuję się jak osaczone zwierzę. Wiem, że nie będę w stanie zabić Dumbledore’a, ale jeżeli tego nie zrobię, Czarny Pan zabije moją matkę… Tak się sprawy mają, Potter. A ty, diabelski egoisto, przyzwyczaiłeś się być w centrum uwagi i że wszystkie twoje problemy rozwiązują inni… Teraz myślisz, że jesteś najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem na świecie, poleciałeś się topić po tym,jak cię zgwałciłem. Też mi problem. Mnie zgwałcił mój własny ojciec, kiedy miałem dziesięć lat, i co? Przeżyłem. Teraz też nie biegnę, żeby skoczyć z Wieży Astronomicznej, chociaż jest mi po stokroć gorzej na duszy, niż tobie…

Harry zajęczał, powoli odzyskując przytomność. Powieki zaczęły mu lekko drgać, a na ustach zakrzepła kropla krwi. Draco nachylił się nad nim, zlizał krew, czule dotknął spuchniętych, pogryzionych warg. Harry znowu jęknął i starał się otworzyć oczy. Jego długie rzęsy zlepiły się, oczy były wilgotne i błyszczały, na policzkach widniały zaschnięte łzy. Chwilę patrzyli na siebie, potem Potter poruszył się, próbując odsunąć się od Malfoya jak można najdalej, ale to spowodowało, że przez jego ciało przeszła fala bólu.

 

- Potti, nie rób żadnych gwałtownych ruchów i wszystko będzie dobrze.

- Drań z ciebie, Malfoy – powiedział Harry. – Nienawidzę…

- Mam więcej powodów, niż ty, żeby czuć nienawiść – powiedział Draco wstając złóżka i zapalając papierosa. – Wsadziłeś mojego ojca do Azkabanu.

 
- Wiedziałem, że jest Śmierciożercą, zdołałem to udowodnić i zrobię wszystko, żebyś trafił tam w ślad za nim.

 
- Potti, znowu chcesz mnie rozzłościć? – Wypuszczając strumień dymu, zainteresował się Draco. – Nie radzę. Nie jesteś teraz w zbyt dogodnej pozycji, żeby dyktować swoje warunki. Jesteś moją dziwką, Potter, ślizgońską kurwą, więc nie próbuj grozić mnie i mojej rodzinie. Zamienię twoje marne życie w piekło…

 

- Już to zrobiłeś – powiedział Harry.

- Niewdzięczny łobuziak – uśmiechnął się Draco. – Inni byliby bardzo szczęśliwi, gdyby trafili do mojego łóżka, a ty, jak zawsze, niezadowolony.

 

Harry z nienawiścią popatrzył na siedzącego w fotelu Ślizgona i obrócił się.

 
- Dobra, Potter, dość wylegiwania się w moim łóżku, idź do łazienki i podmyj się, panienko.

 
Gryfon wstał ostrożnie, zrobił krok, po którym poczuł ostry ból, skrzywił się, ale powstrzymał jęk. Jego moszna spuchła i nadal była krwawo czerwona, ale piekielny ból sygnalizował mózgowi, że jądra jeszcze żyją, byłoby gorzej, gdyby nic nie czuł. Na drżących nogach, lekko pochylony do przodu, Harry ruszył w kierunku łazienki.

 
- Hej, Potter – nagle krzyknął Malfoy i rzucił coś w kierunku Gryfona.

 

Nie bez przyczyny Harry był najlepszym szukającym w Hogwarcie, zareagował od razu. Automatycznie złapał rzuconą mu rzecz i popatrzył na swoją dłoń. To był nieduży, kryształowy słoiczek z zakręcaną pokrywką, wyłożoną jakimiś drogocennymi kamieniami.

- Podlecz, Potter, swój rozerwany odbyt. Jesteś mi potrzebny ze zdrowym tyłkiem.- Malfoy uśmiechnął się. – Niezła rzecz, za piętnaście minut po ranach nie będzie śladu i dupa gotowa do powtórnego wykorzystania. Właściwie, jajka też możesz posmarować, polecam.

 
- Gnida – zasyczał Potter, splunął w stronę Malfoya i poszedł do łazienki.

 
- Nie próbuj więcej pluć na dywan, bo będziesz to zlizywał – krzyknął w ślad zanim Ślizgon, ale Harry w odpowiedzi pokazał mu środkowy palec i zatrzasnął zasobą drzwi.

Malfoy, z racji swojej funkcji, mógł korzystać złazienki prefektów, ale w jego prywatnych apartamentach, oprócz przyjemnego pokoju z ogromnym łóżkiem i barkiem, była nie mniej przyjemna łazienka, wykończona ciemnozielonym marmurem z wizerunkami srebrnych smoków. W jedną ze ścian zostało wbudowane wielkie, sięgające od podłogi do sufitu lustro. Na środku stała wanna wielkości małego basenu, dalej znajdowała się kabina prysznicowa z brodzikiem z jaśniejszego, ale też zielonego marmuru, ze srebrnymi kranami, oraz toaleta. Wanna wypełniona była ciepłą wodą z pianą, na powierzchni której unosiły się bańki mydlane i aromatycznie pachnąca para. Harry podszedł do lustra, przez minutę bezmyślnie patrzył na swoje odbicie, potem odwrócił się plecami, lekko nachylił i zaczął oglądać swój tyłek. Jego anus ział okrągłym otworem, który wżaden sposób nie chciał się zamknąć. Chłopak starał się spiąć i zacisnąć mięśnie, ale nic z tego nie wyszło i nagle pomyślał, że teraz można by w jego odbyt wsunąć rękę po łokieć. Jeszcze gorsze było to, że oprócz sączącej się z pęknięć krwi, gdzieś z wnętrza wyciekał jakiś śluz. Może Malfoy rozdarł mu nietylko odbyt, ale uszkodził coś jeszcze? Harry wszedł do kabiny prysznicowej, odkręcił srebrny kran, zdjął ze ściany prysznic i przystawił go do swojego otworu. Chłodna woda zaczęła przyjemnie pieścić znękane wnętrzności, wymywając śluz i krew. Dziesięć minut później ból zaczął się zmniejszać. Harry wziął kryształowy słoiczek, odkręcił pokrywkę i powąchał znajdującą się w nim maść – zapach był bardzo przyjemny. Nabrał kremu na palec i zaczął smarować spuchnięte jądra, a potem, lekko pochylając się do przodu, anus. Efekt był natychmiastowy. W miejsce pulsującego bólu pojawił się przyjemny chłód, lekko szczypało i łaskotało, ale ogólnie było to przyjemne uczucie. Harry jeszcze raz nabrał kremu i znowu zaczął smarować dziurkę, tym razem lekko wsuwając palec do wewnątrz. Przyjemne uczucie pogłębiło się i chłopak poczuł, że zaczyna się podniecać. To go wystraszyło. Nagle przyszła mu do głowy myśl, że to wcale nie lecznicza maść, ale jakiś podniecający, wzmacniający doznania środek, i dlatego Malfoy mu go dał. Harry odrzucił słoiczek z maścią na bok i wszedł pod strumień zimnej wody. Ile tak stał, nie wiedział, prawdopodobnie długo, ale potrzebował tego. Zimna woda zdawała się zmywać cały brud, którym skalał go Malfoy. Harry dostał gęsiej skórki, ale wciąż stał pod lodowatymi strumieniami, a potem nagle oparł się plecami o marmurową ścianę i osunął na podłogę.

 
- Potter, utopiłeś się? – dał się słyszeć zaniepokojony głos Malfoya, po czym drzwi do łazienki otworzyły się i Ślizgon przeszedł przez próg.

 

Harry siedział w brodziku, obejmując rękami kolana i drżał. Woda spływała po jego bladej twarzy i mokrych włosach.

- Potter, co ty, do cholery, robisz? – wściekle zasyczał Malfoy, starając się podnieść chłopaka.

 
- Zostaw mnie – krzyknął Harry. – Nie waż się mnie dotykać!

- Potti, znowu histeryzujesz? – zapytał Draco.

- Nie dotykaj mnie, ty gnido! – cedząc słowa przez zęby powiedział Gryfon.

- Bez bólu nie czułbyś, że żyjesz. – Ślizgon zakręcił wodę, rzucił mu wielki ręcznik i usiadł na podłodze obok.

 
- Jesteś kanalią – przykrywając się ręcznikiem powiedział Harry. – Kiedyś się zemszczę, Malfoy, obiecuję ci to.

- Znowu groźby, Potti? – uśmiechnął się Draco i nagle przyciągnął do siebie Gryfona, musnął językiem jego wargi i wślizgnął się do jego ust.

 
Harry próbował odepchnąć Malfoya, ale ten nadal namiętnie go całował. Objął go, pociągnął na podłogę, przygniótł swoim ciałem i zaczął przykrywać pocałunkami twarz, oczy i szyję. Ten niespodziewany wylew czułości i namiętności poraził i zmieszał Pottera. Teraz nie było żadnego gwałtu ze strony Malfoya, blondyn całował go tak, jak wtedy, w skrzydle szpitalnym. Tak zmysłowo i czule można całować tylko ukochaną dziewczynę. Harry niespodziewanie dla siebie odpowiedział na pocałunek. Poczuł podniecenie, które z każdą sekundą rosło, rozlewając się pojego ciele falami, pobudzając go coraz mocniej. Malfoy drażnił językiem jego podniebienie i Harry odchylił głowę, pozwalając robić mu wszystko, co zachce… A blondyn, okrywając jego skórę pocałunkami, zszedł niżej, lekko ścisnął ustami sutek, potem polizał go, a ręką zaczął drażnić drugi. Harry poddał się tym pieszczotom i zaczął jęczeć. Malfoy na chwilę zamarł, podniósł szare, zamglone pożądaniem oczy, zobaczył spuchnięte od pocałunków, półotwarte usta, drżące rzęsy, zaróżowione od pobudzenia policzki Gryfona i sam zaczął jęczeć z powodu tego więcej niż podniecającego widowiska. Potem znowu nachylił się nad piersią zielonookiego i wciągnął w usta całkiem już twardy sutek. Harry to szlochał, to wzdychał, wyginając się naprzeciw tym gorącym ustom. Malfoy jakby oszalał od tych dźwięków. Lizał to jeden, to drugi sutek chłopaka, kąsał, ssał, dmuchał, potem znowu ssał, zostawiając na czułej skórze ciemne kręgi. Harry krzyczał, wyginając się, ale Draco nie przerywał. Gryfon próbował odsunąć się. Jego sutki już tak stwardniały, że paliły i bolały. Draco zrozumiał, że jego pieszczoty przestały być przyjemne, więc zszedł niżej i zaczął całować brzuch Pottera. Harry był podniecony tak bardzo, że stracił oddech. Jego pierś ciężko podnosiła się i opadała, przed oczami latały kolorowe plamy, a w uszach szumiało. Nigdy w życiu nie czuł tak silnego pobudzenia. W tym czasie Malfoy pochylił się nad jego wzbudzonym członkiem i zaczął lizać główkę. Brunet krzyknął. Draco wziął penisa zielonookiego w usta, całego, mocno ścisnął i zaczął przesuwać wargami w górę i w dół.

 
- O cholera – zachrypiał Harry i rozpaczliwie szarpnął biodrami do góry, w usta Ślizgona, straciwszy zupełnie kontrolę nad swoim ciałem.

 
Nieznane odczucia całkowicie pozbawiały go rozumu i zdolności myślenia. Ruchy stały się chaotyczne, wił się, nie będąc w stanie się powstrzymać, a język blondyna ślizgał się po całej długości jego członka, czasami przebiegając po główce. Harry jęczał i krzyczał, już nie powstrzymując się, i pchał się w usta Malfoya. Draco dotknął palcem wskazującym do anusa Harry’ego i lekko nacisnął, nieprzestając przy tym ssać penisa. Palec łatwo wszedł pomiędzy rozciągnięte mięśnie i zaczął ruszać się wewnątrz Pottera, kierując się po omacku w stronę czułego punktu. Nagle Harry głośno krzyknął, wygiął się i chwilę później z jego członka wystrzelił strumień spermy, wypełniając chciwe usta Ślizgona. Malfoy łykał spermę i naciskał palcem na wrażliwą prostatę, a Potter wił się w ekstazie na marmurowej podłodze. Wyssawszy ostatnią kroplę nasienia, Malfoy ostrożnie wyją palec z Harry’ego.

 
- Podobało ci się? – zapytał i wtulił twarz w brzuch Pottera.

Zielonooki nie odpowiedział, po prostu nie był w stanie wydusić z siebie słowa, w tym momencie nic do niego nie docierało. Malfoy uniósł się na rękach, podciągnął do jego twarzy i zajrzał mu w oczy. Na policzkach bruneta błyszczały wilgotne ścieżki łez. Draco oblizał usta, na których były jeszcze resztki spermy, pochylił się nad Harrym i zaczął całować jego powieki i rzęsy, zbierając słone kropelki swoimi wargami.

- Było ci dobrze? – wyszeptał.

 
- Jak nigdy… – cicho odpowiedział Potter.

- Wiem – wyszeptał Draco, zamykając jego usta swoimi. – Wiem…

 
Malfoy czule pogłaskał wierzchem dłoni policzek Harry’ego i pocałował go w skroń.

- Powiedz, że było ci ze mną dobrze – poprosił.

 
- Tak – szczerze przyznał chłopak, patrząc w szare oczy Ślizgona.

 
- Świetnie – powiedział Draco cicho. – Teraz rozsuń nogi.

 
Harry mocno drgnął i spróbował podnieść się z podłogi, ale Draco przytrzymał go za ramiona.

 
- Potter, nie bądź głupi – powiedział z uśmiechem. – Jeszcze nie skończyłem.

Harry w milczeniu, ze strachem i rozpaczą, popatrzył w oczy Ślizgona, nie chcąc uwierzyć, że po tych namiętnych pieszczotach Malfoy znowu chce go zgwałcić. Draco zrozumiał spojrzenie chłopaka i spróbował go uspokoić.

- Potter, nie sprawię ci więcej bólu, obiecuję. Mogę zrobić ci jeszcze lepiej, niż przed chwilą, przysięgam, tylko się nie bój.

Harry nieufnie potrząsnął głową.

 
- Nie trzeba, Malfoy, nie trzeba lepiej, po prostu puść mnie.

- Cholerny egoista – dobrodusznie odpowiedział Malfoy. – Popatrz na mojego członka.

Harry powoli spojrzał w dół i zobaczył podniecająco wzniesionego penisa Ślizgona, z purpurową, wilgotną główką i pęczniejącymi żyłami.

- Przysięgam ci, że nie będzie bolało. No, ile można powtarzać? – zapytał Draco.

- Dobrze – niepewnie przytaknął Harry, znowu kładąc się na plecy.

 

Lekko rozsunął nogi i zgiął je w kolanach.

 
- Potter, jaka jednak z ciebie zachwycająca kurwa – powiedział Malfoy bez zażenowania, patrząc na dziurkę Harry’ego.

 
- A ty jak byłeś draniem, tak i nim zostaniesz – zasyczał Gryfon, odwracając mocno już zaczerwienioną twarz.

 
Draco nie zwrócił uwagi na słowa Pottera, nachylił się nad nim i zaczął wylizywać jego pępek, potem przeciągnął językiem po czarnych włoskach, schodzących w dół, aż do członka Harry’ego, i zaczął pieścić jądra. Wciągnął w usta najpierw jedno, a potem drugie. Pod powiekami Pottera jakby wybuchły fajerwerki. Krzyknął i jeszcze szerzej rozsunął nogi, przyciskając je do piersi, i pchnął biodra naprzeciw lubieżnym ustom Ślizgona. A Draco nadal ssąc jego jądra, znowu włożył palec w anus Harry’ego i, wiedząc już, gdzie nacisnąć, zaczął masować prostatę. Do pierwszego palca dołączył drugi, ale brunet nie czuł bólu, wręcz przeciwnie, to, co robił z nim Malfoy, sprawiało mu nieopisaną przyjemność. Oddech Pottera znowu przyspieszył, w dole brzucha poczuł miłe łaskotanie, a przez szum krwi w uszach nagle usłyszał słodki jęk Malfoya, liżącego jego mosznę.

 
„Jak on może tak długo wytrzymać? – mignęła mu myśl. – Prawdopodobnie dlatego, ponieważ pieprzy się regularnie, a dla mnie to pierwszy raz”.

 
Tymczasem Malfoy mocniej rozsunął rękami pośladki Harry’ego, nachylił się i zaczął muskać językiem jego wejście. Od tej rozpustnej pieszczoty Potter zawył, a Malfoy, pobudzony jego reakcją, zaczął lizać go mocniej, wkładając język jak tylko daleko mógł w dziurkę chłopaka. Harry rozluźnił się i po chwili całyj ęzyk Draco, jak mały członek, wchodzi do samego końca w otwierający się punkt. Od czasu do czasu blondyn przesuwał językiem po jądrach Gryfona, pięknie rozkładających się nad otwartą i czekającą dziurką.

- Potter. – Nagle Malfoy przestał wylizywać zielonookiego. – Poproś, żebym cię pieprzył, powiedz to, powiedz, że chcesz.

Harry mruknął coś niewyraźnie, ale nic nie opowiedział. Palec Malfoya znowu wszedł w niego i nacisnął na prostatę. Gryfon krzyknął.

- Potter, sam tego chcesz, więc poproś mnie. – Blondyn wyciągnął palec, potem znowu nachylił się nad chłopakiem i połaskotał otwarty punkt językiem.

Harry przygryzł wargę do krwi, starając się nie myśleć o tym, co robi z nim Malfoy, ale mimo wszystko słyszał słowa tego cholernego zboczeńca.

- Potter, żadnego gwałtu i przymusu. Tylko wtedy, jeżeli będziesz chciał. Poproś mnie sam, a ja cię przelecę… Jeżeli nie chcesz, przestanę, więcej palcem cię nie dotknę…

 
- Skurwysyn, sadysta – ze łzami w oczach zajęczał Harry. – Pieprz mnie i bądź przeklęty, Malfoy, pieprz mnie i nawet niech ci przez myśl nie przejdzie, żeby przestać…

 
- O kurwa… – wychrypiał Draco.

 

Uniósł się nad rozłożonym na podłodze Harrym i zarzucił sobie jego nogi na ramiona. Przyłożył penisa do otwartego wejścia i jednym pchnięciem wszedł w bruneta na całą długość swojego członka, tak, że jego jądra uderzyły o pośladki Gryfona. Draco nabijał całkiem bezwolne od przyjemności ciało Harry’ego na siebie, mocno trzymając jego biodra. Potter już trząsł się z podniecenia i tylko szlochał żałośnie, tempo stawało się dla niego nie do zniesienia. Sperma już sączyła się z jego własnego członka i kapała mu nabrzuch.

 
- Pomóż mi, Potter – wychrypiał Draco i Harry zaczął ruszać biodrami w rytm jego pchnięć.

 
Ruchy stawały się coraz szybsze. Gryfon z całych sił zacisnął mięśnie na członku Draco, co wzmocniło również jego własne odczucia i chłopak po prostu zawył. Sperma rozpychająca jego jądra znalazła wreszcie ujście i wytrysnęła zalewając mu pierś i brzuch. Sekundę później blondyn też krzyknął, odrzucił głowę do tyłu i mocno przyciskając Harry’ego do siebie, wypełnił swoim nasieniem jego wnętrze.

 

***

Draco siedział w fotelu obok kominka w milczeniu patrząc w ogień. Harry szybko naciągał na siebie ubranie, uciekając spojrzeniem w bok.

 

Po tym, co się między nimi wydarzyło, Gryfonowi było nieswojo. Czuł ogromny wstyd, pogardzał sobą za to, że błagał Malfoya, aby go pieprzył, z własnej woli podstawiając swój tyłek pod członek Ślizgona. Nienawidził siebie bardziej, niż blondyna, czuł do siebie wstręt. Harry wreszcie zrozumiał, że nie jest taki, jak wszyscy – seks z chłopakiem dostarczył mu ogromnej przyjemności i Malfoy po stokroć miał rację, nazywając go kurwą i dziwką. Rzeczywiście okazał się rozpustnym draniem, który czuł wielką rozkosz, gdy Draco go pieprzył. Sam błagał, skamlał i dopraszał się pieszczot, sam rozkładał nogi przed Ślizgonem, jak ostatnia dziwka, i sam, SAM prosił, żeby go zerżnął!

 
- Mogę iść? – zapytał Potter, unikając spojrzenia Malfoya.

 
- Możesz, nie trzymam cię. – Draco popatrzył na Gryfona, uporczywie uciekającego spojrzeniem. – Ale możesz też zostać na noc, jeżeli chcesz. Wybór należy do ciebie, Potter.

Harry szybko zrobił krok w stronę drzwi, gniotąc w rękach pelerynę niewidkę.

 
- Potter – krzyknął Draco. Harry drgnął i zamarł w miejscu. – Łap. Wiesz, jak z tego korzystać.

Malfoy rzucił mu znajomą monetę. Właśnie przy ich pomocy członkowie Gwardii Dumbledore’a dowiadywali się o kolejnej lekcji Obrony Przed Czarna Magią. Monetę trzeba było nosić w kieszeni i, kiedy robiła się ciepła, widać na niej było datę następnego spotkania. Prawdopodobnie Malfoy, będący wtedy w Brygadzie Inkwizycyjnej, zabrał ją któremuś z członków Gwardii i teraz zdecydował się skorzystać z niej, żeby wzywać Harry’ego do siebie. Jak dziwkę…

 
Potter chwycił monetę i szybko wypadł na korytarz, w biegu narzucając na siebie pelerynę. Draco nalał sobie Ognistej do kryształowego kielicha i wypił jednym haustem, a potem długo patrzył zamyślony na zamknięte drzwi. I nagle ze złością zamachnął się i rzucił puchar w ich kierunku. Kielich rozpadł się na wiele kryształowych odłamków, a złocisty płyn rozlał się po podłodze.

- Potter, dlaczego?! – krzyknął ze złością. – Przecież miałeś wybór. Dlaczego odszedłeś?

 
- Nerwy ci puszczają, Draco? – Nagle za jego plecami rozbrzmiał przyjemny głos, manierycznie rozciągający słowa prawie tak samo, jak robił to blondyn.

 
Piękny, zielono-srebrzysty gobelin przedstawiający herb Slytherina został odsunięty na bok i z niszy w ścianie do pokoju wszedł Blaise Zabini.

 

- Nie histeryzuj, Draco, to przecież tak nie po malfoysku – powiedział brunet, lekko mrużąc oczy i ironicznie popatrzył na blondyna.

- Zamknij się, Zabini! – krzyknął Draco. – Zrobiłeś, co kazałem? Udało się?

 
- Tak, Malfoy, inaczej być nie mogło. Wszystko jest tak, jak chcieliśmy. – Zabini podał blondynowi aparat fotograficzny.

 
- Doskonale, Blaise – uśmiechnął się Malfoy. Przyciągnął bruneta do siebie i pocałował go w usta.

Przez cały następny dzień Harry chodził spięty i podenerwowany oczekiwaniem, aż zaczarowana moneta w kieszeni nagrzeje się i Malfoy wezwie go do siebie. Na lekcjach był roztargniony, nieuważny, wszystko leciało mu z rąk, a Snape nie bez złośliwości nazwał go głupcem i odebrał Gryffindorowi dziesięć punktów. Za co dostał tą karę, chłopak i tak nie zrozumiał. Na Eliksirach było nieco lepiej. Stosując się do uwag Księcia Półkrwi, zdołał uwarzyć prawidłowo eliksiri pod koniec lekcji Slughorn zachwycony kiwał głową nad jego kociołkiem, twierdząc, że rzadko spotyka tak utalentowanych uczniów. Po lekcji, gdy szedł z przyjaciółmi na obiad do Wielkiej Sali, usłyszał, jak ktoś go woła:

- Harry! Hej, Harry!

 

Potter obejrzał się. Jack Sloper, jeden z pałkarzy zeszłorocznej drużyny Gryffindoru, zdążał w jego stronę trzymając rolkę pergaminu.

 

- Dla ciebie – wydyszał Sloper. – Posłuchaj, słyszałem, że jesteś nowym kapitanem. Kiedy będziesz przeprowadzał próby?

 

- Jeszcze nie jestem pewien – odpowiedział Harry, osobiście uważając, że Sloper musiałby mieć dużo szczęścia, aby wrócić do drużyny. – Dam ci znać.

 

- W porządku. Miałem nadzieję, że to będzie w ten weekend…

 

Ale Harry nie słuchał. Właśnie rozpoznał cienkie, pochylone pismo na pergaminie. Zostawiając Slopera w połowie zdania, wybiegł za Ronem i Hermioną, rozwijając rolkę pergaminu.

 

Drogi Harry,

chciałbym zacząć nasze prywatne lekcje w tę sobotę. Oczekuję Cię w moim gabinecie o 8 wieczorem. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony z pobytu w szkole.

 

Twój oddany, Albus Dumbledore

 

P.S. Uwielbiam kwaśne dropsy

 

 - Uwielbia kwaśne dropsy? – powiedział Ron, który przeczytał wiadomość przez ramię Pottera i wyglądał na zdumionego.

 

- To jest hasło do przejścia przez gargulca na zewnątrz jego gabinetu – odparł Harry cicho. – Ha! Snape nie będzie zachwycony… nie będę mógł odrobić mojego szlabanu!

 

***

Tego dnia nic szczególnego więcej się nie wydarzyło i Harry na próżno z niepokojem czekał na wezwanie Malfoya. Tak naprawdę, to bał się, że wpadnie na Ślizgona, i był zadowolony z tego, że w tym dniu nie mają żadnych wspólnych lekcji. W czasie wolnym między zajęciami nadrabiał opuszczone wykłady i starał się poradzić sobie z narastającą ilością prac domowych. Wieczorem był tak zmęczony, że kiedy dotarł do łóżka, padł na nie i natychmiast ogarnął go mocny, pozbawiony koszmarów sen.

Draco też starał się tego dnia unikać Harry’ego. Po tym, co stało się poprzedniego wieczoru, Ślizgon nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Zacząło dczuwać nieposkromione pragnienie obecności gryfońskiego Złotego Chłopca. Blondyn po prostu odchodził od zmysłów z powodu przepełniających go uczuć.Chciał, żeby Harry znowu był przy nim, chciał go pieścić i równocześnie sprawiać mu ból, całować i głaskać to wspaniałe, opalone, muskularne ciało, patrzeć w te przestraszone, zielone oczy, widzieć ten zmieszany rumieniec na policzkach. Chciał znowu poczuć cierpki smak spermy Pottera w swoich ustach i doprowadzać go do ekstazy swoimi pieszczotami. Słyszeć jego jęki i zduszone krzyki, obserwować, jak stara się zagłuszyć wyrywające się z obrzmiałych od pocałunków ust błagania, patrzeć,j ak Potter przygryza wargi, wijąc się pod nim, wciąż i wciąż doprowadzać swego gryfońskiego kochanka do szczytu przyjemności, samemu czując niewypowiedzianą rozkosz. Ale brunet nie chciał zostać z nim na noc. Draco nie zmuszał go do niczego, a Gryfon tchórzliwie uciekł, szybko zatrzasnąwszy za sobą drzwi, jakby wreszcie wyrwał się z niewoli, co Ślizgona oburzało, irytowało, obrażało i złościło. Chciał Potterowi sprawiać ból w zemście za ojca i spadające na jego rodzinę nieszczęścia, choć jednocześnie czuł niesamowite pragnienie, aby zrobić wszystko, żeby było mu dobrze. Harry stał się obsesją Malfoya, jego przekleństwem i marzeniem. Byli wrogami, ale Draco czuł, że jest dla niego gotowy na wszystko, a Gryfon gardził nim i nienawidził go najbardziej zewszystkich ludzi na świecie. Świadomość tego doprowadzała Ślizgona doszaleństwa. Przez cały dzień kilkakrotnie próbował wezwać Harry’ego do siebie, ale za każdym razem ze złością odrzucał monetę. Wreszcie zdecydował, że teraz jest za bardzo zły na Gryfona i następstwa ich spotkania mogą okazać się dla Pottera nieciekawe, a tego nie chciał…

 

***

Draco siedział obok kominka ozdobionego wymyślną rzeźbą, patrzył na jaskrawe języki ognia i całkiem świadomie się upijał. Było mu źle na duszy i czuł się nader samotny. Myślał o tym, jak wszystko się zmieniło w jego życiu w ostatnim czasie i teraz tylko od niego zależy, czy ojciec wyjdzie z Azkabanu, czy czeka go Pocałunek Dementora. Chłopak podwinął rękaw koszuli i zamglonym od alkoholu wzrokiem spojrzał na Mroczny Znak – wyszczerzona czaszka, z której wypełzał wąż – bardzo wyraźnie widoczny na śnieżnobiałej skórze przedramienia. Został Śmierciożercą za namową ciotki Bellatrix, która twierdziła, że to wielki honor. Czarny Pan ufa rodzinie Malfoyów i dlatego powierza mu tak ważną misję. Razem ze Znakiem, Draco otrzymał od Voldemorta zadanie, które wydawać by się mogło niewykonalne: znaleźć sposób, żeby wprowadzić do Hogwartu grupę Śmierciożerców, którzy pomogą mu zniszczyć Albusa Dumbledore’a. Jedna myśl przerażała Ślizgona. Miał zostać mordercą potężnego czarodzieja, który zwyciężył Grindewalda i którego bał się sam Czarny Pan. Wiedział, że nie jest w stanie tego zrobić i że został wysłanydo Hogwartu w charakterze mięsa armatniego. Ale polecenia Voldemorta się wykonuje, a nie o nich dyskutuje, a ci, którzy mają je wypełnić, powinni to zrobić za wszelką cenę lub umrzeć. I Draco wiedział, że jeśli zawiedzie, zginie nie tylko jego ojciec, skazany na Pocałunek Dementora, ale umrze także matka, która praktycznie była więźniem w posiadłości Malfoyów. Ślizgon zdecydował, że zrobi wszystko, żeby uratować rodziców, nieważne, jaką cenę przyjdzie mu zapłacić. I znalazł sposób, żeby wprowadzić Śmierciożerców do szkoły. Przejście pomiędzy sklepem „Borgin i Burkes” a Pokojem Życzeń, teraz popsute. Draco już od tygodnia próbował je naprawić, ale nie mógł ruszyć się z martwego punktu i doprowadzało go to do rozpaczy. Czas mijał, a on nie posunął się ani na krok, nie wymyślił również sposobu pozbycia się Albusa Dumbledore’a. Nie mógł wejść z nim w otwarte starcie, bo nie miał szans na zwycięstwo.

Wypił kolejny duży łyk ognistej, znowu nalał złocistego płynu do szklanki i zapalił. Patrząc na ogień w kominku, mimo woli przypominał sobie zimowy wieczórw przed dzień Bożego Narodzenia, spędzony wraz ze swym ojcem – swoim kochankiem – Lucjuszem Malfoyem…

Był w sypialni ojca, leżał na ogromnym łóżku, zasłanym pięknymi futrami platynowych lisów. Lucjusz stał obok kominka w jedwabnym szlafroku, narzuconym na gołe ciało, z kryształowym kielichem koniaku w ręce i z półuśmiechem patrzył na nagiego syna. Srebrzyste kosmyki Draco rozsypały się na futrach, chłopak szybko oddychał i oblizywał wargi, nie spuszczając spojrzenia szarych oczu z ojca. Lucjusz podszedł do niego, zdjął szlafrok, położył się obok i jego dłoń poczęła pieścić pokryty kropelkami potu brzuch syna. Draco zaczął jęczeć, lekko wygiął się w kierunku ręki ojca i zamknął oczy. Lucjusz upił łyk koniaku, nachylił się do syna, do jego ust, i przez głęboki pocałunek wlał w usta Draco cierpki napój. Chłopak przełknął i oblizał wargi. Lucjusz nachylił kielich i cienki strumyk koniaku polał się na brzuch i pierś Draco. Ojciec znowu pochylił się, przeciągnął językiem po marmurowo-mlecznej, czułej skórze, ustami ścisnął stwardniały sutek, potem zaczął lekko kąsać go i zlizywać koniak. Chłopak znowu zaczął jęczeć, wyginając się naprzeciw pieszczotom, domagając się więcej. Pragnął człowieka, który był jego ojcem, pragnął oddać się mu, poczuć jego władzę nad sobą, jego siłę. Ciężkie ciało Lucjusza przycisnęło chłopca do łóżka. Silne ręce i usta zaczęły przesuwać się po jego nagim torsie, jakby ojciec chciał poczuć go całego, od razu. Skóra paliła od gorącego dotyku. Draco uniósł się, wciskając się biodrami w jego biodra, ponieważ napięcie stawało się już nieznośne. Z gardła chłopaka wyrwał się dźwięk – w połowie jęk, w połowie westchnienie. Zarzucił ojcu nogi na ramiona, a ten zaczął pocierać twardym członkiem o krocze syna. Lucjusz czuł zniecierpliwienie Draco, jego pragnienie, aby poczuć ojca wewnątrz siebie. Mężczyźnie podobały się zduszone błagania syna, jego pokora, chęć oddania mu się bezwarunkowo i całkowicie. Nie śpieszył się. Doprowadzanie chłopaka, swoimi pieszczotami, do takiego stanu, dostarczało mu wiele przyjemności. Ścisnął ręką wilgotnego penisa Draco, nachylił się i ostrożnie dotknął językiem samego koniuszka główki z bielejącą na niej kropelką, próbując jej smak, nie odwracając spojrzenia od jego twarzy. Zręczny język ojca zastąpiły usta, łaskocząc i pieszcząc. Draco głośno kwilił, konwulsyjnie gniotąc rękami futra. Ojciec odwrócił go na brzuch, przesunął językiem po szyi, przygryzł zębami skórę na plecach między łopatkami. Chłopak zaszlochał. Usta Lucjusza zeszły niżej, a potem jeszcze niżej, ręce mocno rozsunęły uda syna, torując sobie drogę. Kciuki rozdzieliły pośladki i niespodziewanie Lucjusz przejechał po rowku językiem. Zataczał nim kręgi, łaskocząc i liżąc wejście chłopca, a następnie zaczął w niego wchodzić. Draco szeptem błagał ojca, żeby nie przestawał.


- Masz zachwycającą pupę, mój chłopcze, jest taka kusząca… – powiedział mężczyzna, uśmiechnął się i zaczął obsypać pocałunkami pośladki Draco, a jego palce równocześnie gładziły wzbudzonego członka syna.

 

 Jego język znowu dotknął skóry wewnątrz młodego Malfoya, co spowodowało, że chłopak drgnął. Lucjusz mocniej rozsunął pośladki syna, powoli wsunął swój język w jego dziurkę i znowu zaczął pieścić wnętrze Draco. Chłopak trząsł się jak w febrze, jasne kosmyki rozsypały się, z jego gardła wyrwał się drżący jęk, palce wczepiły się w platynowo-błękitne futra. Ojciec lekko ugryzł syna w pośladek, potem jeszcze raz, mocniej. Draco krzyknął, obejrzał się przez ramię i zajęczał:

 

- Boli…

 
- Ból to tylko wrażenie, Draco, ty sam oceniasz go jako przyjemne albo nieprzyjemne. Zwykle człowiek po prostu boi się silnych i nowych doznań. Wsłuchaj się w swoje ciało, a otworzysz dla siebie nowy świat.

 

 Lucjusz wymierzył mu lekkiego klapsa i zapytał:

- Czy to cię boli?

 
- Nie – wyszeptał Draco. – To nawet przyjemne. Gdzieś na granicy między bólem i rozkoszą.


Lucjusz mocno uderzył syna, potem jeszcze raz i jeszcze. Bił go, zmuszając do jęczenia. Pośladki zrobiły się różowe, a piekący ból rozlał się po plecach i biodrach.


- Ból, jedno z najsilniejszych doznań, niekiedy może być niezwykle przyjemne – powiedział mężczyzna. – A kiedy przeplata się z pieszczotą, pojawia się kontrast, pozwalający nacieszyć się nieziemską błogością.


I rzeczywiście, kiedy wilgotny język Lucjusza zaczął pieścić jeszcze gorące i obolałe pośladki, Draco doświadczył czegoś zadziwiającego. Zaczął jęczeć z przyjemności, wygiął plecy i uniósł pupę naprzeciw pieszczotom ojca. Język Lucjusza ślizgał się po jego kroczu, to liżąc jądra, to wchodząc w chłopca. Kiedy Draco kolejny raz poczuł ojca w sobie, wyczuł zbliżający się orgazm.


- Dłużej nie zniosę tej tortury – zaczął błagać chłopak. – Proszę, zatrzymaj się, ojcze, inaczej zaraz skończę. Tak bardzo chcę ciebie, twojego członka. Wejdź we mnie, wejdź głęboko… Weź mnie, proszę, ojcze…

 
Lucjusz objął rękoma biodra Draco, przycisnął je do siebie i skierował penisa w wejście syna. Draco postarał się całkowicie rozluźnić. Erekcja Lucjusza był imponujących rozmiarów i kiedy zaczął wsuwać się w niego, odruchowo spiął się, czując ból, i instynktownie odsunął się.


- Masz taką ciasną dziurkę – uśmiechnął się Lucjusz, wyciągnął rękę w stronę nocnej szafki i wziął słoiczek z lubrykantem.

 
- Należę tylko do ciebie, ojcze – odpowiedział chłopak i mocniej wypiął pupę, chcąc jak najbardziej nacieszyć się tą subtelną przyjemnością.

 
- Oczywiście, Draco, też jesteś Malfoyem – odpowiedział Lucjusz. – A Malfoyowie zawsze dominują.

 
Wziął trochę lubrykantu i wsunął palec w odbyt syna. Draco nachylił głowę i spojrzał na sterczący, wzbudzony członek, który za chwilę będzie wewnątrz niego. Ten widok tak mocno pobudził chłopaka, że zaczął się masturbować. Pieścił palcami swoją męskość, a Lucjusz w tym samym czasie wsuwał w niego własnego penisa. Początkowo Draco czuł lekki ból, ale jego ojciec był bardzo dokładny i doświadczony i stopniowo nieprzyjemne doznania zastąpiła rozkosz. Draco jęczał i wił się pod naporem potężnego członka ojca, pchnięcia stawały się coraz mocniejsze. Chłopak czuł, jak ich krocza ocierały się o siebie i to jeszcze bardziej rozpalało jego pożądanie. Po jakimś czasie sam zaczął poruszać biodrami, mocno nabijając się na męskość ojca. Ręce Lucjusza czule gładziły ciało syna, pieściły jego szyję, pierś, brzuch. Obsypał pocałunkami twarz, włosy i plecy. Kilkakrotnie wychodził z Draco, ale członek natychmiast był zastępowany przez język. Lucjusz nie chciał szybko kończyć i dlatego, czując zbliżający się orgazm, zatrzymywał się i przedłużał przyjemność.
Zmieniali pozycje, rozkoszując się sobą nawzajem. Malfoy Senior chciał zmienić miejsce, więc Draco wstał z łóżka i podszedł do okna. Za mokrą szybą padał śnieg, w parku migotały latarnie. Oparł się rękami o parapet, rozstawił nogi, nachylił się i otworzył się dla swojego kochanka-ojca. Lucjusz podszedł do syna od tyłu i wsunął swój członek w zapraszające wejście. Objął syna w pasie i zaczął pieprzyć go, stopniowo zwiększając tempo. Duży penis wchodził w Draco raz po raz i wydawało się, że będzie to trwać wiecznie. Chłopak wyszedł naprzeciw, dosłownie nadziewając się na męskość ojca, który podwoił swoje wysiłki, pieprząc go coraz mocniej i mocniej. Napięcie rosło, obaj ciężko oddychali. Draco teraz przy każdym pchnięciu Lucjusza kwilił coraz głośniej i dostosowywał swoje ruchy do ruchów ojca.

 
- Dłużej nie wytrzymam – krzyknął. – Proszę, skończymy razem…


Lucjusz zaczął jęczeć i, jakby zerwany z łańcucha, wchodził w syna w niesamowitym tempie, ręką obejmując jego drżącego członka. Oddech mężczyzny palił Draco w ucho, wilgotny policzek przyciskał się do potylicy chłopaka, ręka konwulsyjnie ściskała jego biodro. W tym momencie Draco przeszyła eksplozja orgazmu. Po jego ciele przeszedł dreszcz i gorąca fala, rozchodząca się od kości ogonowej po kręgosłupie aż do czaszki. Krzyknął, odrzucił głowę do tyłu i znalazł usta swojego kochanka. Złączyli się w długim i namiętnym pocałunku. Ostatni ruch i Lucjusz wypełnił spermą wnętrze syna, czując, jak dookoła jego członka kurczą się napięte mięśnie, a Draco skończył tak burzliwie, że prawie stracił przytomność. Ojciec i syn osiągnęli szczyt praktycznie jednocześnie, a ich obopólny krzyk utonął w nowym, namiętnym pocałunku…

- Malfoy, z jakiego to powodu upijasz się w samotności? – Draco drgnął, słysząc niespodziewanie za plecami kpiący głos.

 
- Kurwa, Zabini – zaklął blondyn, odwracając się. – Nie uczyli cię, że niewchodzi się bez pukania?

- Wiesz, Draco, moja matka jest tak zajęta swoim życiem osobistym, że jej poprostu nie dane było zaszczepiać mi uczucia taktu i dobrych manier. – Zabini uśmiechał się, będąc całkiem wyraźnie w dobrym nastroju.

 
Usiadł naprzeciwko Draco, wziął paczkę mentolowych papierosów i zapalił.

- Co, Blaise? Jak poznaję po twojej zadowolonej z siebie minie, nieźle bawiłeś się ze swoimi panienkami z Ravenclawu? – Draco łyknął ognistej i znowu sięgnął po butelkę, żeby ponownie sobie nalać.

 
- A tobie co przeszkadza nieźle się bawić, Malfoy? Myślałem, że dmuchasz Pottera.

 
- Jak widzisz, Pottera tu nie ma, piję sam, ponieważ czuję się paskudnie, a kiedy jesteś mi potrzebny, nigdy cię nie ma, tylko pieprzysz się jak jakaś męska kurwa z tymi… Z Krukonkami.

 
- No, czy jak kurwa, Malfoy, to raczej bym się zastanawiał. Ja, przynajmniej, nie zajmuję się kazirodztwem, w odróżnieniu od ciebie…

- Zamknij się, Zabini. – Draco zaczął szukać papierosów, a nie znalazłszy ich, popatrzył w stronę bruneta.

 

Ten rzucił Malfoyowi swoją paczkę i kładąc nogi na stole, ironicznie zapytał:

- I jaka to jest przyczyna tak głębokiej rozpaczy naszego ślizgońskiego księcia? Oddajesz się tęsknocie za zielonookim Gryfonem, marząc, aby przykuć go do łóżka i wypieprzyć rękojeścią bicza?

- Śmieszne, bardzo śmieszne – powiedział Draco, zapalając papierosa. – Zawsze podobał mi się twój wisielczy humor, Blaise.

- Co się stało, Draco? – teraz już poważnie zapytał Zabini.

- Wszystko jest do dupy, Blaise. Chyba nie dam sobie rady – powiedział Malfoy, wypuszczając dym i w zamyśleniu patrząc na ogień w kominku. – Boję się. Boję się o ojca, o matkę, o siebie. Jeżeli nie wypełnię polecenia Czarnego Pana, wszyscy zginiemy, ale nie wiem, co robić. Myślałem, że wszystko będzie łatwiejsze, ale nic mi się nie udaje. Nie wiem, jak otworzyć to przejście, i pojęcia nie mam, jak usunąć Dumbledore’a.

- Draco, według mnie zaczynasz panikować, a jak mówi twój ojciec: to nie po malfoyowsku.

 
- Przestań, Zabini. – Draco nerwowo wzruszył ramionami, jednym haustem opróżnił swój kielich i znowu sięgnął po alkohol. – Od dzieciństwa tylko słyszę: prawdziwy Malfoy tak nie robi, to nie po malfoyowsku…  - Draco napił się bezpośrednio z butelki.

 
- Myślę, że dobrze ci zrobi, jak się trochę rozerwiesz.

 

Blaise wstał ze swojego fotela i powoli rozebrał się, patrząc Draco w oczy. Podszedł do swojego kochanka, osunął się przed nim na kolana i zaczął ściągać mu spodnie. Draco odstawił butelkę, zdjął śnieżnobiałą, jedwabną koszulę i niedbale rzucił ją na podłogę. Blaise, powoli całując pierś i brzuch Malfoya, kreśląc językiem wilgotną ścieżkę na gładkiej skórze,opuszczał się coraz niżej i niżej, aż podbródkiem dotknął jasnych włosów na wzgórku.

 

- Blaise – Draco zamknął oczy i odchylił się w fotelu.

- Mmm? – zamruczał Zabini, wylizując pępek Malfoya.

- Jak myślisz, dlaczego poszedł? Dlaczego nie został?

- Kto? – Zabini spojrzał na kochanka. – Nie nadążam za tokiem twoich pijanych myśli, Draco.

- Potter… Dlaczego po wszystkim mnie zostawił? Przecież było mu dobrze…

 
- Potem porozmawiam z tobą o Potterze – odpowiedział Zabini. – A teraz zamknij się i oddaj przyjemności… Ale przede wszystkim… jednak zamknij się.

 

Blaise złapał ręką naprężającego się członka Draco i zaczął ssać główkę, wzdychając z przyjemności w rytm swoich ruchów. Blondyn pijanym spojrzeniem jak zaczarowany patrzył na ruchy ust swojego kochanka. Zabini przycisnął jego członka do brzucha i kilkakrotnie przesunął językiem po pniu, do góry i na dół. Po marmurowo-białej skórze Draco przebiegło mrowienie, kiedy Blaise poruszał językiem, wylizując każdą pulsującą od pobudzenia żyłkę. Malfoy zaczął jęczeć. Brunet lekko uśmiechnął się, oblizał wargi, znowu dotknął językiem gładkiej, czułej skóry, dalej pieścił członek blondyna, połykając tylko główkę, drażniąc dotykiem, całując nabrzmiałymi, wilgotnymi ustami. Draco ściskał jego ramiona i drżącą ręką głaskał go po włosach. Blaise kilkakrotnie przesunął językiem po całej długości penisa, a potem wziął go głęboko w usta.

- Tak, Blaise, jeszcze – wyszeptał Draco, ciężko oddychając.

 
Zabini, patrząc na Malfoya, powoli wziął w usta jego jądra, potem kolistymi ruchami przesunął językiem po główce członka, objął go ustami i pochłonął w całości. Draco zaczął jęczeć, odrzucając głowę do tyłu.

 
- Blaise – znowu zawołał Malfoy.

 
- Mmm? – wymruczał Zabini.

 

- Chcę cię pieprzyć w usta – powiedział Draco.

Brunet, zdziwiony, popatrzył na niego, odrywając się od swojego zajęcia.

- Draco, a co, według ciebie, teraz robisz? W szachy grasz?

Malfoy odsunął swojego kochanka od siebie, a potem wziął go za ramiona, nachylił się i pocałował.

- To nie to, co mam na myśli – wyszeptał przy samych wargach Zabiniego. – Teraz to ty bierzesz mnie w usta, nie… to zupełnie nie to, czego w tej chwili  od ciebie chcę. Otwieraj usta.

Malfoy uniósł się z kanapy. Położył rękę na potylicy Zabiniego i włożył swojego członka w jego usta. Najpierw wsuwał się powoli, potem coraz głębiej i mocniej, jak w swoją własność, nie zastanawiając się ani przez sekundę, czy sprawia to przyjemność partnerowi. Blaise prawie się udusił, kiedy członek wszedł głęboko w jego gardło, ręka Draco coraz boleśniej wpijała się w jego potylicę i teraz z wysiłkiem ruszała jego głowę po wzbudzonym pniu. Zabini złapał swojego pobudzonego członka i zaczął szybko przesuwać po nim ręką. Malfoy używał jego ust jak zwykłej dziurki jakiejś taniej kurwy, a to zawsze bardzo mocno go podniecało.Od tej myśli prawie skończył. Malfoy stał nad nim, z szeroko rozstawionymi nogami, i patrzył na jego ręce.

 
- Blaise, jesteś odlotową dziwką – kpiąco powiedział półpijany Draco.

- A… – zaczął Zabini, ale potem po prostu machnął ręką i bezsilnie rozciągnął się na podłodze.

- Hej, nie rozluźniaj się – zawołał Malfoy. – Jeszcze nie skończyłem. Chodź do łóżka.

 

Pomógł kochankowi wstać z podłogi. Zabini zwalił się na łóżko twarzą na dół, unosząc i podstawiając tyłek. Draco ukląkł między szerokoro zstawionymi nogami i rozsunął pośladki chłopaka. Blaise wypiął się mocniej. Draco oblizał palec i posmarował śliną wejście kochanka, potem przyłożył swój członek i mocno pchnął, zagłębiając się w brunecie aż po same jądra. Złapał biodra Zabiniego obiema rękami i najpierw powoli, a następnie coraz szybciej zaczął go pieprzyć, szepcząc przy tym:

- Moja dziewczynka, lubisz, kiedy cię rżnę? Czuję, że zaraz znowu skończysz.

 
- Tak – głucho zaczął jęczeć Zabini. – Zerżnij mnie, Draco, pieprz mocniej, szybciej, głębiej!

 

Ostatnie słowa brunet już wykrzyczał głośno, wychodząc kochankowi naprzeciw. Draco doskonale wiedział, pod jakim kątem wsuwać członek, żeby Blaise’owi było maksymalnie przyjemnie. Gwałtownie wchodził w niego głębokimi, mocnymi pchnięciami. W tym momencie dla Zabiniego nie istniało na świecie nic lepszego niż wypełniający go penis Malfoya i nieustające ani na chwilę pocałunki. Nagle Draco oderwał się od ust kochanka, odrzucił głowę i krzyknął, mocno nabijając Blaise’a na swojego członka:

 

- Zaraz skończę, Blaise, skończę w tobie!

 
Zabini odpowiedział mu głośnym, przeciągłym jękiem i wyrzucił z siebie gorący strumień, opryskując prześcieradło. Osłabiony Draco przygniótł kochanka i wsunął rękę pod jego mokrego od spermy penisa. Blondyn powoli wyjął swoją męskość z rozciągniętej dziurki Zabiniego. Kiedy główka zobaczyła światło, wejście jego partnera praktycznie się nie zamykało. Blaise leżał na brzuchu, z szeroko rozłożonymi nogami, i Draco nie mógł się powstrzymać i jeszcze raz wprowadził zaczynający już tracić twardość członek do samego końca w tę zachęcająco otwartą dziurkę i był na sto procent pewien, że gdyby miał jeszcze siłę, to Zabini z przyjemnością oddałby mu się jeszcze raz, i jeszcze.

Leżeli w milczeniu w szerokim łóżku zaciągając się papierosami. Draco odwrócił się do kochanka, potarł wierzchem dłoni po jego policzku, na chwilę zatrzymał się przy pieprzyku, ozdabiającym piękną twarz Zabiniego i dodającym mu uroczo-rozpustny wygląd, po czym palce prześliznęły się do ust, wilgotnych i nabrzmiałych.

- Draco – przeciągając głoski powiedział Blaise. – Opowiedz mi.

- O czym? – leniwie zainteresował się Malfoy, nadal muskając palcami usta bruneta.

 
- Jak to jest z tobą i Potterem?

- W jakim sensie? – spiął się Malfoy, a jego ręka zamarła. – To proste, mam go i już, przecież wiesz.

- Mnie się wydaje, że nie jest to takie proste. Uważam, że Potter znaczy dla ciebie znacznie więcej, niż chcesz pokazać.

- Pokręciło cię – zaczął złościć się Draco.

- Więc dlaczego zadręczasz się tym, że zielonooki ciebie nie chce, że byłby zadowolony, gdyby mógł się od ciebie uwolnić? Dlaczego to tak cię złości, jeśli jest dla ciebie tylko kurwą? O dziwkach się nie myśli i nie upija przez nie w samotności.

 
- Blaise, o co tobie chodzi, do kurwy nędzy?

 
- A po jaką cholerę pytałeś mnie, dlaczego Potter zostawił cię wczoraj wieczorem?

 
- Niech będzie przeklęty – zasyczał Draco, wypuszczając strumień dymu. – Nie wiem, Blaise, co się ze mną dzieje. Nienawidzę go. Przez niego całe moje życie legło w gruzach, wiesz o tym, ale pragnę go, cały czas, nawet teraz wolałbym, żeby to on był na twoim miejscu.

 
- Draco, twoje słowa ranią moje serce. To okrutne – spróbował zażartować Zabini, ale słowa kochanka rzeczywiście sprawiły mu ból.

Byli razem już od ponad roku i zaczynali ufać sobie na tyle, na ile zdolni są Ślizgoni. I Blaise i Draco mieli innych kochanków, ale były to czasowe i krótkie związki, których nie brali na poważnie. Łatwo zmieniali partnerów i partnerki, nie zastanawiając się nad ich uczuciami. Seks dla nich obu był jak pasjonująca, wciągająca gra. Czasamibawili się w trójkącie, zapraszając do łóżka Pansy Parkinson. Obydwaj zawsze mówili, że łączy ich tylko seks i nic więcej, ale nie było to tak do końca prawdą. Oprócz zaspokajania swoich potrzeb seksualnych, często po prostu rozmawiali o tym, co ich dręczyło. Odkrywali przed sobą swoje sekrety i wyjawiali tajemnice. Dzielili się smutkami i radościami, razem planowali intrygi i marzyli o przyszłości. Blaise był pierwszą osobą, która dowiedziała się, że Draco przyjął Mroczny Znak i został Śmierciożercą. Blondyn opowiedział mu, jakie zadanie dostał od Czarnego Pana, a także o swoich obawach i wątpliwościach, czy sobie z nim poradzi. Chociaż żaden z nich nie przyznałby się, że coś czuje do drugiego, to mimo wszystko byli nie tylko kolegami z jednego roku, kochankami i zwolennikami Czarnego Pana, ale także prawdziwymi przyjaciółmi. I teraz słowa Draco boleśnie zraniły Blaise’a, który w najdalszych zakamarkach swojej duszy ukrywał, że mocno i namiętnie kocha blondyna.

- Potrzebuję go jak powietrza, bez niego tracę rozum… Nie wiem dlaczego, ale jestem gotowy na wszystko, byle tylko mieć go obok siebie – ciągnął Draco, niezwracając uwagi na słowa bruneta. – Strasznie boję się, że go stracę. Wcześniej czy później Potter zrozumie, że wykorzystałem go, nie przepuściłem okazji. Zrozumie, że ja również nie chciałbym, aby inni dowiedzieli się, co się między nami wydarzyło.

 
- Tak go nastraszyłeś, że jeszcze długo nie będzie w stanie myśleć racjonalnie – powiedział Zabini.

- Tak, zagroziłem mu, że cały czarodziejski świat dowie się o tym, że go przeleciałem, a Potter tego boi się bardziej niż śmierci. Ale z czasem przerażenie zniknie i wtedy zacznie myśleć i zrozumie, że w moim interesie jest zachować wtajemnicy to, co zrobiłem, bo z tego powodu mógłbym trafić do Azkabanu. Za napad na studenta z użyciem Petrificus Totalus mogą mnie wyrzucić ze szkoły i żaden z członków Rady Nadzorczej nie ujmie się za mną. Po tym, jak ojca aresztowano, wszyscy odwrócili się od nas, zostaliśmy odszczepieńcami, boją się z nami spotykać, matka cały czas przebywa w domu, ponieważ wszyscy jej unikają, jesteśmy podejrzani i nikt nie chce ściągać na siebie uwagi aurorów, podtrzymując znajomość z rodziną Malfoyów. Jeżeli ktoś dowie się, że dotknąłem Pottera choćby palcem, to będzie ze mną koniec. A jeśli wiadomość o gwałcie się rozniesie, wyślą mnie dożywotnio doAzkabanu w ślad za ojcem. Kiedy Potterowi wreszcie wróci zdolność myślenia, zrozumie, że cały mój szantaż jest o dupę rozbić i że wykorzystałem jego strach, żeby zaciągnąć go do swojego łóżka. Wtedy go stracę, a nie chcę tego, Blaise.

- Według mnie, nie masz się czym przejmować. Nieźle go wystraszyłeś. Nawet jeżeli Potter wreszcie zrozumie, że wykorzystałeś jego przerażenie i takbę dziesz mógł znowu go ściągnąć do swojej sypialni. Teraz masz te fotografie, na których Wybraniec wije się pod tobą jak ostatnia dziwka, nadstawiając swój tyłek i błagając, żebyś go pieprzył. Nikt nie będzie cię mógł oskarżyć o zastosowanie siły i przymusu, nikt nigdy nie oskarży cię o gwałt na Potterze, nawet, jeżeli wielu świadków powie, że widzieli, jak wszedł do Wielkiej Sali cały we krwi. Posiadając te fotografie, trzymasz Pottera za jaja, chociaż on jeszcze nic o tym nie wie i tego się jeszcze nie boi. Okularnik sam z siebie nigdy w życiu nikomu nie opowie o tym, co stało się w naszym przedziale, nie leży w jego interesie odnotowywać podobne fakty w swojej biografii. Nawet, jeśli ludzie dowiedzą się prawdy, że go zgwałciłeś, mimo wszystko zaczną odnosić się do Pottera inaczej. Pod przymusem, ale jednak był posuwany jak pedał. A komu jest potrzebny taki bohater, którego rżną w dupę? I nasza „sława” prędzej jeszcze raz spróbuje utopić się w jeziorze, niż komukolwiek o tym opowie. Dlatego Azkaban ci nie grozi. Mając te zdjęcia, zawsze będziesz mieć Złotego Chłopca.

- Jesteś takim samym fachowym szantażystą i intrygantem, jak twoja matka, Blaise. – Uśmiechnął się Draco. – Ale zrozum, nie chcę zmuszać Pottera, niechcę widzieć nienawiści w jego oczach, zaciśniętych zębów i pięści. On myśli, że jestem sadystą, że podoba mi się katowanie go, ale to nie tak. To, co z nim robiłem… Po prostu chciałem ukarać go, zadać mu ból za to, że zniszczył mi całe życie, za to, że groził, że pogrąży moją rodzinę. Powiedział, żedoprowadzi do tego, że ojca skażą na Pocałunek Dementora, a matka umrze podpłotem. Chciałem zemścić się na nim za te słowa, ale bolało mnie serce, kiedy słyszałem jego krzyki. Prosiłem go, żeby mnie powstrzymał. Powiedziałem, że przestanę, jeśli o to poprosi… Z bólu stracił przytomność, ale nie błagał. Zbyt mocno mną gardzi i nienawidzi mnie, Blaise, a ja go kocham.

 
- Dlaczego Potter, Draco? – ze złością zapytał brunet. – Dlaczego on, do kurwy nędzy? Kim ty jesteś, a kim on? Nie rozumiem cię!

- Sam siebie nie rozumiem, Blaise – krzyknął w odpowiedź Malfoy. – Nie rozumiem, nie chcę, ale NIE MOGĘ! Nie mogę żyć bez niego! To obłęd.

- W porządku, Draco, uspokój się, wszystko będzie dobrze. – Zabini objął blondyna, przytulił do siebie, zaczął obsypywać jego twarz czułymi pocałunkami.- Potter jest twój i jest mu z tobą dobrze.

 

Draco coś pomruczał, wtulił się w ramię Zabiniego, który, czule gładząc platynowe kosmyki, ciągnął:

 

-  Wiesz, że jemu było dobrze z tobą, po prostu przestraszył się, kiedy zrozumiał, że to mu się spodobało. To go przeraziło. Potter całe życie myślał, że jest hetero, a znasz gryfoński upór. Próbował spotykać się z Chang, zalecał się do Patil, coś tam było z małą Weasley. I nagle pieprzysz go w tyłek i Potter stwierdza, że mu to się podoba. Przeraził się i uciekł jak tchórz, a potem na pewno jeszcze północy zajmował się samogwałtem i zadręczał tym, że z natury okazał się gejem.

- On mnie nienawidzi – powiedział Draco.

- Daj mu czas. Od nienawiści do miłości… Sam wiesz. Czy nie mówiłeś, że po tym, jak ojciec cię zgwałcił, gdy miałeś dziesięć lat, najbardziej bałeś się, że to może zdarzyć się znowu, a potem z czasem zakochałeś się w nim i zniecierpliwością czekałeś, kiedy będziesz mógł znów się z nim kochać?

 
- To nie to samo. Z Potterem tak nie wyjdzie. Zawsze kochałem swojego ojca, on był dla mnie wzorem, chciałem być taki, jak on – silny, władczy, potężny i niepatrząc na to, co ze mną zrobił, nie przestałem go kochać, po prostu bardziej się go bałem. Ale z czasem strach przeszedł, a miłość wzmogła się, ponieważ z nikim nie było mi tak dobrze, jak z nim.

- Opowiedz mi o tym – poprosił Blaise, zapalając nowego papierosa. – Jak to się stało? Dlaczego Lucjusz to zrobił? Przecież wtedy byłeś jeszcze dzieckiem.

- Nie wiem, w ogóle jak przez mgłę pamiętam, co wydarzyło się tamtej nocy. Mieliśmy gości, był bal, mnie wysłali do łóżka, ale słyszałem głosy, śmiech, muzykę i nie mogłem usnąć. A potem nagle wszedł ojciec. Nigdy nie przychodził do mnie, żeby powiedzieć mi „dobranoc”, a tu zjawił się w mojej sypialni. Był bardzo pijany, czułem silny zapach alkoholu. Pogłaskał mnie ręką po policzku, po włosach, zaczął coś mówić o tym, że szybko stanę się bardzo piękny, jeszcze coś o rodzie – co znaczy być prawdziwym Malfoyem. Wtedy niewiele rozumiałem, byłem wystraszony, ojciec zachowywał się jakoś dziwnie, było mi nieswojo i chciałem, żeby sobie poszedł. A potem nachylił się i pocałował mnie. Nie był to cnotliwy pocałunek w czoło, ale prawdziwy, w usta. Bałem się, jeszcze nie rozumiałem, co się dzieje, ale wiedziałem, że coś jest nie tak, że trzeba to przerwać, bo inaczej wydarzy się coś okropnego. Zacząłem wyrywać się, chciałem odepchnąć ojca, uciec, schować się, ale miałem dziesięć lat, a on był dorosłym, pijanym mężczyzną. Przygniótł mnie, zagarnął pod siebie, dotykał. To było straszne… Zacząłem krzyczeć, zatkał mi usta, mówił, że jestem jego synem, należę do niego i może ze mną robić wszystko, co zechce, a ja powinienem podporządkować się, ponieważ posłuszni synowie zawsze podporządkowują się swoim ojcom; tak jest przyjęte wd obrych rodzinach. W czasie tego pijackiego majaczenia pieścił mnie, potem zdarł ze mnie piżamę, ściągnął spodnie. Płakałem i błagałem go, żeby mnie niekrzywdził, ale nie zwracał na to uwagi. A potem był ból; obezwładniający, niedający się wytrzymać ból, wydawało mi się, że jestem rozrywany na kawałki, zacząłem wrzeszczeć i wić się pod nim, aż straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, w pokoju było jeszcze ciemno, ale za oknami wstawał świt. Całe ciało mnie bolało tak bardzo, jakbym był przez kilka godzin torturowany Cruciatusem. Poduszka była mokra od łez, a prześcieradło pode mną lepkie. Spróbowałem podnieść się, aby popatrzeć, i zobaczyłem pod sobą plamę krwi i nie tylko. Chciałem wstać, żeby wejść do wanny, zmyć z siebie ten śluz i posokę, ale gdy tylko spróbowałem podnieść się, cały mciałem targnął ostry ból i upadłem na łóżko z krzykiem.

- A twoja matka dowiedziała się, co zrobił z tobą ojciec? – zapytał zamyślony Blaise, wpatrując się w sufit.

- Tak, zaraz rano… Biedna mama. Nie wiem, co stało się między nimi, ale służąca zebrała jej rzeczy i zaniosła do wschodniego skrzydła. Od tego dnia nigdy więcej nie spali ze sobą. Potem przyjechał Severus, ojciec go wezwał. Nie odchodził od mojego łóżka przez dwa dni, leczył mnie… Mama też cały czas była obok, starała uśmiechać się, dawała mi prezenty i słodycze, ale widziałem, jak się jej trzęsą ręce, jak drżą usta i oczy błyszczą od łez. Kiedy zacząłem wstawać z łóżka, dała mi kucyka i nowego „Nimbusa”. Ojciec w tych dniach praktycznie nie przebywał w domu, wcześnie rano wychodził do Ministerstwa i wracał późną nocą. Ale czasami jedliśmy razem kolację i wszyscy udawaliśmy, że nic się nie stało. Schodziliśmy do jadalni, w całkowitym milczeniu spożywaliśmy posiłek, a potem rozchodziliśmy się do swoich pokojów. Tak było prawie przez pół roku, kłamaliśmy, że wszystko jest w porządku. Potem wyjechałem do Hogwartu. Tutaj zachowywałem się tak, jakbym był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a Severus starał się mną opiekować i strzec przed nieprzyjemnościami. Mama co tydzień pisała do mnie wzruszające listy, przysyłała słodycze i prezenty. Ojciec został członkiem Rady Nadzorczej i przekazał dużą sumę na potrzeby szkoły, a potem regularnie zaczął dawać datki na Hogwart. Wszystko szło normalnie, tylko Potter czasami mnie dobijał, ale to były drobiazgi. Mnie samemu spodobało się uprzykrzanie mu życia. Kiedy nadeszły ferie zimowe i trzeba było wracać do domu, spanikowałem, bałem się tam jechać. Nawet chciałem zostać na wakacje w Hogwarcie, ale Severus powiedział, że to nie wypada, żeby jedyny spadkobierca słynnego, starego nazwiska, z ogromną rodzinną posiadłością, gdzie na mnie czekają, pozostał w szkole jak jakaś szlama czy sierota, która nie ma nikogo. Nie pozostało mi nic innego, jak zebrać rzeczy i pojechać. Mama była bardzo zadowolona, ale przy ojcu starała się nie okazywać swoich uczuć. Zainteresował się moimi osiągnięciami w szkole, a wieczorem zaprosił mnie do swojego gabinetu. Cały się trząsłem, bo zrozumiałem, że zrobi to ze mną ponownie. Ale nie mogłem nieprzyjść. Nie mogłem nie posłuchać swojego ojca. Tak, jak przypuszczałem, znowu to się stało. Ale tym razem długo mnie pieścił, chociaż ze strachu trząsłem się jak w febrze. Był cierpliwy, nie śpieszył się i wziął mnie bardzo czule. Mimo wszystko bolało i na mojej twarzy pojawiły się łzy. Ojciec powiedział, że jestem Malfoyem i nie powinienem płakać, że to jest przejawem słabości, a Malfoyowie nie mogą pozwolić sobie, żeby być słabymi. Potem zaniósł mnie do sypialni i przed snem pocałował nie jak syna, ale jak kochanka. Przez całe ferie, każdego wieczora przychodziłem do jego gabinetu i robił to ze mną. Już nie czułem takiego mocnego bólu, ale uczucie ciągłego strachu i wstrętu niemijało. Liczyłem dni, kiedy wrócę tutaj, żeby ten koszmar zakończył się. Ale tak się nie stało. Ojciec czasami przyjeżdżał do Hogwartu i tu, w szkole, brał mnie jak swojego kochanka. Severus i matka o tym wiedzieli. Domyśliłem się teg ona podstawie jej smutnych listów. Nigdy nie pisała o tym, nawet nie napomykała o stosunkach między mną a ojcem, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że wie wszystko, czytałem to między wierszami. Z czasem strach przeszedł, zacząłem przyzwyczajać się i nawet zaczynało mi się to podobać. Dojrzewałem i wreszcie przyszedł dzień, kiedy doznałem prawdziwego orgazmu w objęciach Lucjusza.Stałem się mężczyzną pod swoim ojcem. Był niedoścignionym kochankiem i wznosił mnie na szczyty błogości. Zrozumiałem, że nie mogę bez niego żyć, bez jego pieszczot, bez niego w sobie. Już sam czekałem na tę chwilę, kiedy przyjedzie do Hogwartu, albo kiedy zaczną się wakacje i znowu trafię do jego łóżka.Zacząłem sprowadzać sobie kochanków, ani na chwilę nie zapominając, kto rządzi, że Malfoy zawsze jest na górze, zawsze dominuje. Ale czułem, że nikt nie będziew stanie zastąpić ojca, nawet ty, Blaise, tylko z nim odczuwam pełną rozkosz. A potem został aresztowany i wysłany do Azkabanu. I teraz w każdej chwili mogą wykonać na nim wyrok i stracę go na zawsze. Ta myśl sprawia, ze szaleję. Byłem gotowy zabić Pottera za to, czego mnie pozbawił. Ale zapanowującnad jego ciałem, doprowadziłem do tego, że czuję się tak, jak kiedyś z ojcem.Chcę go cały czas mieć, chcę sprawiać mu ból i rozkosz równocześnie. Boję się,że pokocham go mocniej niż Lucjusza. Obawiam się, że moje uczucia do niegoprzeszkodzą mi wykonać powierzoną mi misję.

Draco złapał w połowie butelkę i zaczął z niej pić. Zabini wyrwał trunek z jegorąk, rozlewając trochę na pościel i odstawił.

 
- Potter nigdy mnie nie pokocha – powiedział Draco.

- Tego potrzebujesz? Po prostu pieprz go i miej z tego przyjemność -odpowiedział Blaise.

- Ty, Zabini, jesteś najbardziej cynicznym sukinsynem, jakie spotykałem w swoimżyciu – powiedział blondyn.

- Każdy ma swoje wady, Malfoy – odpowiedział Zabini przeciągając słowa, wstał złóżka i zaczął ubierać się.

- Odchodzisz? – zapytał Draco.

- Już późno, zmęczyłem się i chcę spać.

- Zostań ze mną – poprosił chłopak wstając z pościeli, po czym objął czulekochanka  i przyciągnął do siebie.

- Draco, nadal boisz się ciemności i samotności? – wyszeptał Blaise, całującblondyna w szyję.

- Każdy ma swoje wady, Zabini – odpowiedział Malfoy, podstawiając się pod czułeusta partnera.

Całą sobotę, aż do spotkania z Dumbledore’em, Harry postanowił spędzić w Pokoju Wspólnym, próbując poradzić sobie z zaległymi zadaniami domowymi. Zaklęcia niewerbalne mieli już nie tylko na Obronie Przed Czarną Magią, ale i na Zaklęciach i Transmutacji. Harry omiótł spojrzeniem swoich kolegów i widział jak czerwienią się z wysiłku próbując rzucić zaklęcie nie wymawiając go na głos. Gryfon także przeprowadził kilka prób, ale jedyne, co osiągnął, to bólgłowy i uczucie głodu. Miał już tego dość i wolałby zająć się czymś przyjemniejszym, na przykład odwiedzinami u Hagrida. Tak jakoś do tej pory nie było okazji podziękować mu za uratowanie życia. Poza tym gryzło go sumienie, że zrezygnował z dalszych zajęć Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, co bardzo zmartwiło olbrzyma. Po chwili namysłu postanowił przełożyć jednak wizytę nabardziej odpowiednią chwilę i pójść do niego razem z Ronem i Hermioną. W grupie będzie im łatwiej go udobruchać.

Harry wziął swój egzemplarz „Zaawansowanych eliksirów” i zaczął go kartkować.

Im więcej zagłębiał się w książkę, tym bardziej sobie uświadamiał, że znajdują się w niej nie tylko trafne uwagi dotyczące eliksirów, ale także pomysłowe zaklęcia, które, sądząc po skreśleniach i powtórkach, Książę sam wymyślił. Harry niejednokrotnie próbował części z nich. Pewien urok powodował zaskakująco szybki wzrost paznokci u nóg (testowane na Crabbie w korytarzu z bardzo zadowalającymi rezultatami). Inny sprawiał, że język przyklejał się do podniebienia (wypróbowany dwukrotnie, przy aplauzie uczniów, na nic niepodejrzewającym Argusie Filchu) i prawdopodobnie najbardziej użyteczne ze wszystkich Muffliato – zaklęcie, które sprawiało, że zamiast normalnych słów wszyscy słyszeli niezidentyfikowane brzęczenie, tak więc można było prowadzić przy innych dłuższą rozmowę i nikt nie połapał się, o co chodzi. Jedyną osobą, której nie śmieszyły te zaklęcia, była Hermiona, która twardo potępiała ich używanie i odmówiła rozmowy przy wszystkich, kiedy Harry rzucił na nich Muffliato. Potter podniósł się z łóżka i obrócił książkę bokiem, by móc dokładniej przyjrzeć się bazgrołom, które najwidoczniej sprawiły Księciu jakiś problem. Było tam dużo skreśleń, lecz wkońcu, w rogu strony, znalazł zapiski: Levicorpus (nwbl)

Nwbl? Musiał mieć na myśli ”niewerbalne”. Harry raczej wątpił, aby był zdolny do praktykowania takich zaklęć. Ciągle miał z nimi problemy, co Snape mu oczywiście uświadamiać na każdej lekcji Obrony. Z drugiej strony Książę udowodnił, że jest o wiele bardziej efektywnym nauczycielem, niż Snape. W tym momencie Harry wskazał różdżką na przypadkowy przedmiot, podniósł do góry jej koniec i wypowiedział w myślach: Levicorpus.

 

-Aaaaaaaargh!


Pokój wypełnił się błyskami światła i krzykiem.Wszyscy wstali z łóżek, a Ron zawył. Harry rzucił w panice swój podręcznik do Eliksirów. Ron wisiał do góry nogami w powietrzu, jak gdyby niewidzialna lina podniosła go za kostkę.

 

-Przepraszam! – wrzasnął Harry, a Dean i Seamus zagrzmieli śmiechem, Neville podniósł się z podłogi i upadł na łóżko. – Trzymaj się, zaraz cię opuszczę.

 

Poszukał po omacku książki i przewracając w popłochu strony, próbował znaleźć tę właściwą.W końcu zlokalizował ją i odszyfrował mało czytelną formułę pod zaklęciem. Błagając, żeby to było właściwe przeciwzaklęcie, Harry pomyślał: Liberacorpus. Pojawił się kolejny błysk światła, a Ron runął nastertę ułożonych szybko przez kolegów materacy.


- Przepraszam – powtórzył nieśmiało Harry, kiedy Deani Seamus ponownie wybuchnęli śmiechem.

 

- Uhu – odparł głucho Ron, pokazując Harry’emu pięść i spoglądając w stronę Levander Brown.

 

***

Harry nie mógł doczekać się wyznaczonej przez Dumbledore’a godziny, o której miała zacząć się ich pierwsza lekcja. Razem z Ronem i Hermioną zastanawiali się, czego dyrektor będzie go uczyć, ale nadal pozostawało to zagadką. Na zadane mu przez Gryfona pytanie stary czarodziej odpowiedział niejasno: „trochę tego, trochę tamtego” i Harry doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej będzie to Oklumencja i stare klątwy, które mógłby wykorzystać podczas starcia z Voldemortem. Chłopak z niecierpliwością spoglądał na zegarek i, kiedy wskazówki pokazały za pięć ósma, skierował się do wyjścia. Nie zwlekając poszedł na szóste piętro. Wypowiedział hasło i gargulec odsunął się. Za otworem w ścianie pokazały się schody, które, jak tylko Harry stanął na pierwszym stopniu, płynnym ruchem przeniosły go pod drzwi gabinetu.

 

Dyrektor poinformował go, że na tych lekcjach będą zaglądać do myślodsiewni, aby zapoznawać się ze wspomnieniami ludzi związanych z Voldemortem. Harry musi dowiedzieć się, co skłoniło Czarnego Pana do próby zabicia go piętnaście lat temu. Dumbledore powiedział, że lekcje są bardzo ważne i są związane z proroctwem. Na pierwszej z nich miał zapoznać się ze wspomnieniami niejakiego Boba Odegna, pracownika Departamentu Łamania Prawa. Tego wieczora Potter dowiedział się, że matka Voldemorta, Merope, była czystej krwi czarownicą, wywodzącą się z rodu Salazara Slytherina, i zarówno ona, jak i jej ojciec oraz brat byli wężouści. Rodzina Czarnego Pana żyła w nędzy, a brat Merope był obłąkany. Dziewczyna zakochała się w mugolu, przystojnym Tomie Riddle’u, mieszkającym w sąsiedztwie. Napoiła go Eliksirem Miłości i uciekła razem z nim. Jednak z czasem eliksir utracił swoją moc i Tom Riddle porzucił swoją żonę, nawet nie czekając, aż urodzi się jego syn. Poród odbył się w przytułku i zaraz potem dziewczyna zmarła, ale zdążyła jeszcze nadać dziecku imię na cześć ojca – Tom Riddle. W ten sposób przyszły Czarny Pan został sierotą i wychowankiem sierocińca.

 
Po powrocie do Pokoju Wspólnego Harry opowiedział o wszystkim swoim przyjaciołom. Potem jeszcze długo dyskutowali na temat wydarzeń sprzed dziesięcioleci, których chłopak był świadkiem tego wieczoru.

 

***

Harry i Hermiona siedzieli w Pokoju Wspólnym. Zegar stojący na kominku wskazywał północ. Chłopakowi kleiły się oczy, ale Hermiona ani myślała puścić go do sypialni, dopóki nie nadrobi przynajmniej części z tego, co ominęło go na lekcjach, gdy przebywał w skrzydle szpitalnym.

 

- Wiesz co, Hermiona, jesteś bezlitosna – powiedział Gryfon ziewając.

- To dla twojego dobra, Harry.

 
- Gdzieś czytałem, że ludzie po nieudanej próbie samobójstwa są tak nieusatysfakcjonowani, iż próbują jeszcze raz. Teraz ja zaczynam czuć coś bardzo podobnego. Jeżeli nie dasz mi przeczytać swojego eseju „Terminologia i język zaklęć”, to skończę ze sobą. Mam problemy wieku dojrzewania, rozchwianą psychikę i co jeszcze…? – Harry ziewnął szeroko. – Herm, co tam jeszcze pisali o mnie w „Proroku” w zeszłym roku?

- Napady agresji, przechodzące w przewlekłą depresję – nie odrywając się od podręcznika powiedziała Hermiona.

- Właśnie – znowu ziewając, odpowiedział Harry. – Sama widzisz, możesz rozbić moją rozchwianą psychikę, doprowadzając do głębokiej, przewlekłej depresji. Herm, no proszę, przysięgam, że nie będę przepisywać, wszystko napiszę własnymi słowami…

 
- Sam powinieneś napisać. Na egzaminach nikt ci nie będzie pomagał, a Zaklęcia musisz zdać na „Wybitny”, jeżeli nadal chcesz zostać aurorem!

 
- Ale egzaminy nie odbywają się jutro, Hermiona, więcej nie mogę, jest wpół do pierwszej w nocy! Chce mi się jeść i spać!

Dziewczyna wyciągnęła z torby zawiniętą w folię kanapkę i podała Harry’emu.

- Dijękuję – powiedział, odgryzając duży kawałek i żując.

- Harry, powinieneś jeszcze spróbować rzucić zaklęcie tworzenia wody!

 
- Herm, a nie mogę zająć się tym jutro. Jest niedziela!

- Rano mamy trening quidditcha! – powiedział Ron, wchodząc do pokoju. -Wybierasz zawodników.

 
- O rany, zupełnie zapomniałem – otrząsnął się Harry. – Po jaką cholerę wyznaczyłem termin na rano? – Potarł szczypiące oczy. – Muszę iść spać, żeby jutro być w formie. A ty, Ron, czemu nie jesteś w łóżku? Myślałem, że już dawno…

 
- Nie spałem – odpowiedział rudy i zaczerwienił się.

Kłamie” – pomyślał Harry – „Postanowił sprawdzić, czym zajmujemy się o wpół do pierwszej w nocy i dlatego tak cicho wszedł, drań. I to się nazywa przyjaciel”.

 
- Harry, a co z esejem z Zielarstwa? – zapytała Hermiona.

- Ron, zabierz mnie stąd… – zaczął jęczeć Harry, obejmując przyjaciela za ramiona.

 
Weasley wyrwał z rąk Harry’ego niedokończoną kanapkę, ugryzł duży kawałek i powiedział:

- Herm, jeśli nie zostawisz w spokoju mojego przyjaciela, będę zmuszony stworzyć Obywatelskie Stowarzyszenie Ochrony Harry’ego Pottera, w opozycji do twojej WSZY. I uwierz, do naszej organizacji zapisze się połowa Hogwartu, Harry ma wielu fanów i oni wszyscy staną w jego obronie, a ty zostaniesz okrzyknięta bezlitosnym tyranem. Powstanie Ruch Przeciwko Oburzającemu i Okrutnemu Wykorzystywaniu Harry’ego Pottera przez Hermionę Granger, wydamy swój manifest i będziemy sprzedawać znaczki po 5 sykli za sztukę. Twoja WESZ będzie miała sporą konkurencję.

 
- W.E.S.Z – poprawiła go rozdrażniona Hermiona. – Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych, Ronaldzie Weasley!

- Dobra, wesz tutaj i wesz na głowie – zarżał Ron.

Harry wtulił się przyjacielowi w ramię i śmiał się do łez.

 
- I z czego się śmiejesz? – rozzłościła się Hermina. – Że się dla ciebie staram?!

- Jutro, Herm, obiecuję ci, że jutro wszystko nadrobię – odpowiedział Harry, prawie się dławiąc.

 
- Ale wybór graczy może zająć cały poranek. Pewnie przyjdzie wielu chętnych.

- Nie rozumiem z jakiego powodu drużyna stała się nagle taka popularna? -powiedział Potter.

- Przestań, Harry – Hermiona niespodziewanie podniosła głos. – Popularny jesteś ty, a nie drużyna! Nigdy jeszcze nie byłeś taki interesujący i, szczerze mówiąc, taki pociągający.

 
- Ja? – zapytał zaskoczony Harry. – Pociągający?

Ron zadławił się kawałkiem kanapki. Hermiona spojrzała na niego pogardliwie i znowu zwróciła się do Harry’ego.

 
- Teraz wszyscy wiedzą, że mówiłeś prawdę, tak? Cały czarodziejski świat musiał pogodzić się z faktem, że Voldemort wrócił, że w ciągu ostatnich dwóch lat dwa razy cię zaatakował i zawsze udawało ci się ujść z życiem. Teraz nazywają cię „Wybrańcem” i chcesz powiedzieć, że nie rozumiesz, dlaczego ludzie są tobą oczarowani?

 
- Wiesz, Herm, nie szukałem tej popularności i rola „Wybrańca” wcale mi się niepodoba. Tak naprawdę to chcę, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. Idziemy, Ron – powiedział i dodał. – Właściwie, to niezły pomysł te znaczki po 5 sykli.

- Aha, myślę, że już czas, żebyśmy otworzyli wspólny interes – przytaknął Weasley. – Twoje imię i mój zmysł biznesowy uczynią nas bogaczami, Harry.

- Faceci – powiedziała Hermiona, patrząc w ślad za oddalającymi się chłopakami.

 

***

Sufit Wielkiej Sali zaciągnięty był chmurami, z których mżył deszcz, niedolatujący jednak do obficie nakrytych stołów. Szybko przekąsiwszy, przyjaciele skierowali się do wyjścia. Po drodze spotkali się z Levander Brown i Parvati Patil. Tym, co zaskoczyło Harry’ego było to, że gdy Ron wyrównał z nimi krok, Parvati nagle trąciła łokciem Lavender, która rozejrzała się dookoła i obdarzyła Rona szerokim uśmiechem. Rudzielec do niej mrugnął, niepewnie odwzajemnił uśmiech i natychmiast zaczął kroczyć dumnie wyprostowany. Harry zdusił w sobie chęć parsknięcia śmiechem, pamiętając, że przyjaciel powstrzymywał się od zrobienia tego samego po tym, jak Malfoy złamał Harry’emu nos. Jednak Hermiona wyglądała na obrażoną i sfrustrowaną. Po dojściu na boisko zostawiła ich, żeby znaleźć miejsce na trybunach, bez życzenia Ronowi powodzenia. Jak spodziewał się Harry, próby zajęły większość przedpołudnia.Wyglądało na to, że przyszła połowa Gryfonów, od pierwszorocznych, którzy nerwowo ściskali wybrane, strasznie stare szkolne miotły, do siedmiorocznych, którzy górowali nad resztą wzrostem, wyglądając zastraszająco wyniośle. Harry zdecydował się zacząć od prostego testu, prosząc wszystkich chętnych o podzielenie się na grupy i przelecenie raz dookoła boiska. Była to dobra decyzja. Pierwszą dziesiątkę stanowili pierwszoroczni i nie dało się ukryć, że raczej nigdy wcześniej nie latali. Jedynie jeden chłopak zdołał pozostać w powietrzu na dłużej niż kilka sekund i był tak zaskoczony, że natychmiast uderzył w jeden ze słupków bramki. Druga grupa składała się z dziesięciu najgłupszych dziewczyn, jakie Harry kiedykolwiek spotkał, które, gdy dmuchnął w swój gwizdek, po prostu padły ze śmiechu, chichocząc i trzymając się kurczowo jedna drugiej. Romilda Vane była pomiędzy nimi. Gdy powiedział im, aby opuściły boisko, zrobiły to dosyć radośnie i usiadły na trybunach, aby przeszkadzać swoimi rozmowami wszystkim innym. Trzecia grupa miała kraksę w połowie boiska. Większość czwartej grupy przyszła bez mioteł. Piątą grupę tworzyli Puchoni.

 

- Jeśli jest tutaj jeszcze ktoś, kto nie należy do Gryffindoru – wrzasnął Harry, który zaczynał być naprawdę zirytowany – proszę natychmiast odejść!

 

Nastąpiła cisza, a następnie para małych Krukonów zbiegła szybko z boiska, parskając ze śmiechu. Po dwóch godzinach, wielu narzekaniach i kilku napadach histerii, jednym delikwencie ze złamaną Kometą 260 i kilkoma wybitymi zębami, Harry znalazł sobie trzech ścigających: Katie Bell wróciła do drużyny po wspaniałej próbie, nowe odkrycie, Demelza Robins, która była szczególnie dobra w unikaniu tłuczków, i Ginny Weasley, która prześcignęła całą konkurencję i na dodatek strzeliła siedemnaście goli. Mimo że zadowolony ze swojego wyboru, Harry ochrypł krzycząc na wiele osób zgłaszających skargi i toczył teraz podobną walkę z odrzuconymi pałkarzami.
Żaden z wybranych przez niego nie miał dawnego talentu Freda i George’a, ale był z nich całkiem zadowolony: Jimmy Peakes, niski, ale szeroki w barach chłopak z trzeciego roku, który zdołał odbić tłuczek pędzący ze straszliwą siłą w stronę głowy Harry’ego, i Ritchie Cootie, który wyglądał na wychudzonego, ale dobrze celował. Dołączyli teraz do Katie, Demelzy i Ginny na trybunach, aby obejrzeć wybór ostatniego członka ich drużyny.

Harry specjalnie zostawił próbę obrońców na koniec, mając nadzieję na to, że stadion opustoszeje i presja publiczności nie będzie im przeszkadzać. Niestety, wszyscy odrzuceni zawodnicy i uczniowie, którzy przyszli oglądać próby po śniadaniu, dołączyli teraz do tłumu, więc był on większy niż na początku. Gdy każdy obrońca podlatywał do pętli bramkowych, widownia ryczała i gwizdała w równym stopniu. Harry spojrzał na Rona, który zawsze miał problemy z nerwami. Łudził się, że zwycięstwo w finale go z tego wyleczyło, ale wyglądało na to, że jednak nie. Skóra Rona miała delikatny odcień zieleni i gdy wsiadł na swojego Zmiatacza 5 wyglądał, jakby był gotowy zemdleć.

 

- Powodzenia! – krzyknął głos z trybun.

 

Harry obrócił się sądząc, że zobaczy Hermionę, ale to była Lavender Brown. Chciał ukryć twarz w dłoniach, tak jak zrobiła to ona moment później, ale pomyślał, że jako kapitan powinien okazywać nieco więcej charakteru, więc odwrócił się, aby obserwować przyjaciela podczas jego próby. Jednak nie musiał się martwić. Ron obronił jednego, dwa, trzy, cztery, pięć karnych z rzędu. Harry był zachwycony. Ledwo powstrzymywał się przed przyłączeniem się do wiwatującego tłumu.

 

- Dobra robota – zaśmiał się. – Broniłeś naprawdę dobrze…

 

- Zrobiłeś to wspaniale, Ron!

 

Tymrazem to naprawdę była Hermiona, zbiegająca ku nim z trybun. Harry zobaczył Lavender schodzącą z boiska, ramię w ramię z Parvati, z raczej nieszczęśliwą miną. Ron wyglądał na niezwykle zadowolonego z siebie i nawet na wyższego niż zwykle, gdy uśmiechnął się szeroko do drużyny i Hermiony. Po ustaleniu terminu ich pierwszego pełnego treningu na przyszły czwartek, Harry życzył wszystkim powodzenia i razem z przyjacielem poszli do szatni.
Stał pod zimnym strumieniem wody, która zmywała z niego zmęczenie i brud, rozkoszował się świeżością i chłodem. Przedpołudnie było nerwowe i męczące, ale Potter zrozumiał, jak brakowało mu ostatnio quidditcha – uczucie lotu i niebezpieczeństwa zawsze dodawało mu skrzydeł i wprawiało w zachwyt. Zapominał wtedy o przykrościach i udrękach, wydawało mu się, że wszystko się uda i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Uczucie euforii pojawiało się zawsze, kiedy wznosił się w powietrze. W górze czuł się wolny jak ptak, a wszystko, co złe, zostawiał na ziemi. Nawet teraz, stojąc pod strumieniem wody, przypominał sobie uczucie zachwytu, które ogarnęło go, kiedy wzniósł się w powietrze.

 

Nagle za jego plecami dał się słyszeć zdziwiony, głośny krzyk Rona:

 
- Harry, co to? – Wytrzeszczając oczy, rudzielec pokazywał palcem w stronę Harry’ego, gdzieś poniżej jego pasa.


Gryfon obrócił się i zobaczył niesamowicie głupią minę na twarzy swojego przyjaciela. Oczy miał okrągłe, usta otwarte i cała jego fizjonomia wyrażała niesamowite zaskoczenie.

 
- Co? – zapytał Harry i popatrzył zdziwiony na Rona.

 
- Tam. – Chłopak znowu wskazał palcem.

 

Harry spojrzał w podanym kierunku i lekko zmieszał się.

 
- Tam mam jajka, Ron.


- Na tyłku – wyjaśnił rudy.


- A co mam na tyłku? – zainteresował się zmieszany Harry.

 

Spojrzał przezramię, starając się dojrzeć, co tak zaskoczyło jego przyjaciela.

 
- Z lewej strony – powiedział Ron. – Ktoś cię tam ugryzł!

 
Harry popatrzył przez lewe ramię i zobaczył na pośladku duży siniak.


- Jak to ugryzł? – czując, że się czerwieni powiedział Harry. – Nie mów głupot, Ron, po prostu siniak i tyle. Podczas prób spadałem kilka razy z miotły.


- Aha. – Na twarzy Weasleya pojawił się lekko kpiący uśmieszek. – Taak… siniak ze śladami zębów.

 
Harry zobaczył jak inni Gryfoni, znajdujący się w szatni, zaczęli przysłuchiwać się ich rozmowie. Szybko owinął ręcznik wokół bioder i wściekły wyszeptał:


- Ron, po jaką cholerę wrzeszczysz na całą szatnię! Powiedziałem, że to siniak, czyli to siniak.

 
- Harry, przyjacielu – wyszeptał Ron i rozejrzał się na boki. – Zacząłeś się z kimś spotykać i nic mi nie powiedziałeś? To nie po koleżeńsku!

 
- Ron, odczep się. – Rozzłościł się zielonooki.

 
Znalazł się w niezbyt komfortowej sytuacji – na jego tyłku były ślady zębów Malfoya. Nie wiedział o tym i jak idiota wystawił swoją gołą pupę na widok publiczny w szatni Gryfonów. Zdziwiony Ron krzyknął tak, ze prawdopodobnie było go słychać w Hogsmeade i teraz pojawią się plotki, że kapitana gryfońskiej drużyny ktoś całuje w tyłek. To na pewno doda mu wątpliwej popularności, a różni dowcipnisie mogą stworzyć jakieś ohydne rymy na ten temat. Uczniowie w Hogwarcie są utalentowani i pełni entuzjazmu, wystarczy tylko dać im pretekst. I poza tym będzie musiał skłamać Ronowi, który teraz nie da mu spokoju. A wszystkiemu winien ten blondwłosy nikczemnik, który to zrobił. Harry nawet niepoczuł, kiedy to się stało. Ślizgońska gadzina doprowadziła go do takiego stanu, że prawie stracił przytomność podczas orgazmu, nic więc dziwnego, że na tle tego, co wyczyniał z nim Malfoy, który swoimi pieszczotami doprowadził go do stanu, że sam błagał, żeby go zerżnąć, nie zauważył, kiedy został ugryzionyw pośladek.
Harry intensywnie myślał, co powiedzieć rozbawionemu Ronowi i czuł, jak zaczynają palić go policzki.

 
- No, Harry, kim ona jest? Jak to się zaczęło? Kiedy miałeś na to czas? – zasypał go pytaniami Weasley i ze zniecierpliwieniem oblizał usta, jakby smakując przyszłą odpowiedź przyjaciela.


- E… Niczego nie było – odpowiedział Potter. – To zupełnie nie to, co myślisz.

 
Taka odpowiedź całkiem wyraźnie nie zadawalała Rona, który liczył na pełną relację, łącznie z pikantnymi szczegółami.

 
- Ej, Harry, przecież jestem twoim przyjacielem, nie mamy przed sobą sekretów, mów wszystko. Ona nieźle sobie poczyna, ugryzła cię w tyłek, a ty nawet nie zauważyłeś, musiała skutecznie zająć cię czymś innym.

 

- Ron, zamknij się. – Harry zaczął szybko nakładać ubrania, starając się nie odwracać tyłem do Weasleya.

 
- Harry, no powiedz, kim ona jest? To Gryfonka?

- Odwal się, nie jestem zobowiązany do mówienia ci czegokolwiek. To moja osobista sprawa. – Potter szybko naciągnął dżinsy, nawet nie patrząc na przyjaciela.

Ron jakiś czas milczał, przetrawiając odpowiedź przyjaciela i obserwując, jak Harry się ubiera, unikając jego spojrzenia. I nagle twarz Weasleya zaczęła przybierać jaskrawo-czerwony kolor, a pięści zacisnęły się.

 
- Ach, to tak, ty draniu! – krzyknął nagle, złapał Harry’ego i rzucił nim o ścianę. Podniósł pięść, zamierzając dać mu w twarz..

 

Potter uchylił się i złapał rękę rudego.

- Zbzikowałeś? – krzyknął. – Przecież to nie ty dostałeś tłuczkiem w głowę!

 
Zaczęli podbiegać do nich inni Gryfoni, którzy zrozumieli, że zanosi się na bójkę i byli gotowi zrobić wszystko, żeby do niej nie dopuścić.

 

- Zrozumiałem wszystko, Potter! To moja siostra, Ginny! Dlatego nic nie mówisz! Gadzie jeden! Widziałem, jak na nią dzisiaj patrzyłeś i wziąłeś ją do drużyny, żeby wygodniej było wam się spotykać! – wrzeszczał Weasley, gotowy lada chwila rzucić się na Harry’ego ponownie.

 
- Ron, durniu, to nie Ginny, przysięgam, z nią nigdy do niczego nie doszło!

 
- Odpuść sobie, Potter, nie jestem durniem, widziałem wszystko! Wiem, co o niej gadają, a ty postanowiłeś skorzystać z okazji! I ty nazywasz się moim przyjacielem!

 
- Posłuchaj, Ron – jak mógł najspokojniej powiedział Harry. – Przysięgam, że to nie Ginny. Nigdy nie byłbym w stanie narazić naszej przyjaźni i za twoim plecami zaciągnąć do łóżka twoją siostrę! Przysięgam, Ron!

Weasley wyrwał się trzymającym go Gryfonom i podszedł do Harry’ego.

 
-  Naprawdę?

 
- Tak, to nie Ginny. I nikt z Gryffindoru.

 
- A skąd? – Ron nie potrafił zapanować nad swoim wścibstwem i szybko zapomniał, że jeszcze przed chwilą chciał obić twarz swojemu kumplowi.

 
- Nic więcej nie powiem – powiedział Harry, naciągając podkoszulek.

 
- Co znaczy nie powiem? – obraził się rudy. – Jesteśmy przyjaciółmi!

- Tak? A kto przed chwilą chciał mi przywalić i nazywał gadem? To bardzo po przyjacielsku – zawiązując adidasy, złośliwie powiedział Potter.

- Masz rację, Harry, ale wiesz, kiedy pomyślałem, że to Ginny… Wiesz jak wścieka mnie, gdy słyszę, co o niej mówią. Ona nie jest taka.

 
- Wiem – odpowiedział Harry, ubierając sweter.

- No, to jak?

- Nijak, Ron. Powiedziałem, to nie twoja sprawa.

 
- Cholera, Harry, zacząłeś spotykać się z dziewczyną, uprawiasz seks i to ostry seks, i mnie, swojemu najlepszemu przyjacielowi, nic nie powiesz? – Rudy zaczął czerwienić się ze złości.

- Ty też nic mi nie mówisz, na przykład o Levander Brown.

 
- No… Ja w ogóle… Mamy się spotkać dziś wieczorem – czerwieniąc się jeszcze bardziej, powiedział Weasley – A ty, Harry, sam mówiłeś, że nie masz nikogo, a tu…

 
- Właściwie, Ron, kto dał mi takie idiotyczne przezwisko „Ostatni prawiczek Griffindoru”? – zainteresował się Harry. – Ktoś od nas?

- No… Nie wiem. Ty przecież sam mówiłeś, że nie miałeś dziewczyny i wszyscy wiedzą, że z żadną się nie spotykasz…, no to któryś z chłopaków zażartował.

- Czyli wymyślać przykre przezwiska za plecami to bardzo po przyjacielsku? – zapytał Harry.

- To nie ja – zaczął tłumaczyć się Ron. – To Finnigan, kpił, że jesteś jeszcze prawiczkiem, a sam chwalił się, że w czasie wakacji z jakąś dziewczyną… Oj, nie obrażaj się. Teraz na pewno nikt tak cię nie nazwie. Cały Hogwart dowie się, że…

- Wcale mnie to nie cieszy, że będzie wiedział cały Hogwart – ciężko westchnął Harry. – I wszystko przez ciebie.

 
- Słuchaj, przyjacielu, a to nie jest czasem Romilda Vane? Wszyscy wiedzą, że ma na ciebie ochotę. A brzydka nie jest.

 
- Nie, to nie Romilda Vane – odpowiedział Harry.

- A może…?

- Nie! Nawet nie próbuj, idziemy Ron, jeść mi się chcę.


Zapach pieczonej wołowiny sprawił, że żołądek rozbolał Harry’ego z głodu, ale ledwo zrobili trzy kroki w kierunku stołu Gryfonów, przed nimi pojawił się profesor Slughorn, blokując im przejście.

 

- Harry, Harry, człowiek, którego właśnie miałem nadzieję spotkać! – powiedział głośno, ale miło, kręcąc końcami swoich przywodzących na myśl morsa wąsów i wciągając swój ogromny brzuch. – Chciałem złapać cię przez posiłkiem! Co powiesz na małą kolacyjkę dziś wieczorem w moim gabinecie? Mamy małe przyjęcie, tylko kilka szczególnie obiecujących osób, przyjdzie McLaggen i Zabini, czarująca Melinda Bobbin… Nie wiem czy ją znasz? Jej rodzina ma dużą sieć sklepów zielarskich. I, oczywiście, mam wielką nadzieję, że panna Granger także zaszczyci mnie swoją obecnością. – Lekko ukłonił się w stronę Hermiony, kiedy skończył.

 

Slughorn zachowywał się, jakby Ron był nieobecny, prawie na niego nie patrzył.

 

- Nie mogę przyjść – powiedział natychmiast Harry. – Mam szlaban z profesorem Snape’em.

 

- Ojej! – odrzekł Slughorn, a jego twarz zabawnie stężała. – Mój drogi Harry, liczyłem na ciebie! Teraz po prostu będę musiał porozmawiać z Severusem i wyjaśnić mu sytuację. Jestem pewien, że będę mógł przekonać go, aby przełożył twój szlaban. Tak, to do zobaczenia później! – rzucił i pośpiesznie wyszedł z sali.

 

- Nie ma szans na przekonanie Snape’a – powiedział Harry w momencie, gdy profesor był na tyle daleko, aby go nie usłyszeć. – Ten szlaban był już raz przekładany. Snape zrobił to dla Dumbledore’a, ale nie zrobi dla nikogo innego.


Po obiedzie wrócili do wieży. Pokój Wspólny był przepełniony, większość uczniów wróciła już z obiadu, jednak udało im się znaleźć wolny stół i usiąść przy nim. Ron, który miał bardzo zły nastrój po spotkaniu ze Slughornem, złożył ręce na piersi i patrzył w stronę Levander Braun, która mrugnęła porozumiewawczo do niego i szepnęła coś na ucho Pavrati Patil. Hermiona udawała, że z zainteresowaniem czyta „Proroka codziennego”, którego ktoś zostawił na fotelu.

 

 

- Harry? – odezwała się nowa ścigająca, Demelza Robins,pojawiając się nagle za jego plecami. Mam dla ciebie wiadomość.

 

- Od profesora Slughorna? – zapytał Harry, podnosząc się znadzieją.

 

- Nie… od profesora Snape’a – odparła Demelza. SerceHarry’ego zamarło. – Powiedział, że masz przyjść do jego gabinetu pół dodziewiątej, aby odrobić swój szlaban… e… nieważne, ile zaproszeń naprzyjęcia otrzymałeś. I chce, abyś wiedział, że będziesz oddzielał zgniłegumochłony od dobrych, nadających się do użycia na eliksirach i… ipowiedział, że nie ma potrzeby przynosić rękawic ochronnych.

 

- Dobrze – mruknął ponuro Harry. – Wielkie dzięki, Demelzo.

 

***

Harry wracał do wieży Gryffindoru poodpracowaniu szlabanu u Snape’a w okropnym nastroju. W czasie, gdy Ron miałrandkę z Levander Brown i prawdopodobnie miło spędzał czas, a Hermiona była nawieczorku u Slughorna, on musiał babrać się w zgniłych gumochłonach. Sortowałje nie używając ochronnych rękawic. Snape chyba długo myślał, jak go ukarać i metodęwybrał rzeczywiście obrzydliwą. Kiedy Harry zobaczył rojącą się masę, zemdliłogo, a gdy pomyślał, że ma jej dotknąć gołymi rękami, prawie zwymiotował. Nawetteraz na wspomnienie swojej pracy robiło mu się niedobrze i cały czas przeklinałSnape’a.

Wracał skrótem. Przez sześć lat nauki w Hogwarcie poznał różne tajne przejścia,ukryte nisze i sekretne włazy. Nadal rozmyślając nad okrutnym iniesprawiedliwym losem, wyzywając Snape’a od najgorszych i życząc mu rychłejśmierci w męczarniach, Harry usłyszał jakieś podejrzane odgłosy, które zmusiłygo do zatrzymania się. Zaczął czujnie nasłuchiwać. Z całkiem bliska dochodziłydo niego przygłuszone jęki, szepty i szybkie oddechy. Serce

mu zamarło, oblizał wyschnięte usta i ostrożnie skierowałsię w stronę dźwięków, które dobiegały z ukrytej w ścianie, niedużej niszy.Harry wiedział już, kogo zobaczy. Głos należał do Rona, a ponieważ rudzielec miałmieć dzisiaj spotkanie z Levander Brown, to Harry nie wątpił, że ten zduszony jęknależy właśnie do niej. Po chwili zobaczył widok, od którego poczuł jakzapłonęły mu policzki. Ron przyciskał Levander do ściany i przyssał się do jejust. Dziewczyna gładziła go po plecach, starając się przy tym podnieść mu koszulę.Harry wstrzymał oddech. Stał metr od nich, ukryty pod peleryną niewidką, iobserwował rozgrywającą się przed nim scenę. Ron zaczął pieścić piersidziewczyny, ale sweter zdecydowanie przeszkadzał i rudy zaczął pośpiesznie gorozpinać, tak że część guzików poleciała na podłogę. Levander była w pięknym,śnieżnobiałym biustonoszu i Harry oblizał wysychające wargi, zapatrzony wbieliznę dziewczyny. Weasley nie zamierzał długo patrzeć na koronki i szybko przeszedłdo bardziej zdecydowanych działań. Brown pomogła mu rozpiąć bieliznę, widocznieżeby jej zapięcie nie powtórzyło doli guzików bluzki, i przed oczami dwóchchłopaków pojawiły się wspaniałe, sprężyste piersi. Rudzielec z widocznymzadowoleniem zaczął całować jedną i pieścić ręką drugą. Levander odrzuciłagłowę w tył, dając mu się nimi nacieszyć do woli. Harry rozpiął rozporek, wyjąłwzbudzonego już penisa i zaczął go drażnić. Przygryzł usta, żeby przypadkowonie zacząć jęczeć i nie ujawnić swojej obecności. Ron bawił się sutkiem, całowałi lizał, brał pierś w usta, czule kąsając ją zębami. Levander głośno oddychała,było widać, że jest coraz bardziej podniecona. Członek Harry’ego był już twardyi chłopak nadal go drażnił, obserwując swojego przyjaciela i jego dziewczynę. Rozpaczliwiepowstrzymywał wyrywający się z jego ust jęk. W tym czasie Ron bezceremonialniepodniósł spódnicę dziewczyny. Pomogła mu odsuwając się trochę od ściany.Weasley wsunął jej rękę między nogi, na co Lavender westchnęła i wygięła się,przyciskając się do niego ogolonym łonem. Harry prawie krzyknął patrząc na to irozpaczliwie ścisnął penisa, żeby samemu nie skończyć. Ron złapał jedną rękąnogę dziewczyny pod kolanem i wprowadził swój członek w jej pochwę. Brown jęknęłai mocniej przytuliła się do niego. Harry oparł się o ścianę, ponieważ nogimocno mu drżały. Każde pchnięcie Rona wyrywało jęk z piersi dziewczyny, przygryzławargę i prawie wisiała na jego rękach. Weasley zamknął jej usta swoimi i zacząłją namiętnie całować, nie zaprzestając rytmicznych ruchów. Harry’emu wydało sięw tym momencie, że wszystkie jego nerwowe zakończenia zebrały się w jednymmiejscu, w dole brzucha. Po ciele przebiegła intensywna fala rozkoszy, członekzadrżał, zawibrował. Chłopak wydał zduszony jęk, nie miał siły, żeby gopowstrzymać, i wytrysnął gorącym strumieniem spermy, opryskując pelerynęniewidkę i swoją wilgotną dłoń. Rzucił się do ucieczki, po drodze zapinającrozporek i nie zwracając uwagi na to, czy ktoś go usłyszy. Zakochana parka jużzbliżyła się do kulminacyjnego momentu. Usłyszał jeszcze za plecami, jak Ronkrzyknął, a Levander zaczęła głośno jęczeć.

 

Harry wpadł do sypialni, zrzucił pelerynę niewidkę i padł nałóżko, nie rozbierając się nawet. Zaciągnął zasłonę i nałożył zaklęcie wyciszające,chociaż w sypialni i tak praktycznie nikogo nie było, oprócz sapiącego w swoimłóżku Longbottoma. Dean Thomas prawdopodobnie był z Ginny Weasley, Finniganwłóczył się gdzieś, a co robił Ron, Harry doskonale wiedział. Jego najlepszyprzyjaciel, prawdziwy mężczyzna, zajmował się seksem z piękną dziewczyną idoprowadzał ją do orgazmu, a on, Harry, nie tylko jeszcze ani razu nie spał z kobietą,ale jak ostatnia dziwka podkładał się pod znienawidzonego Ślizgona, pozwalał obracaćsobą, jak ostatnią kurwą i jeszcze czerpał z tego przyjemność. Wściekły walnąłpięścią w poduszkę i obrócił się na drugi bok. Kto by pomyślał, że okaże się gejem,zwykłym pedałem, rozpustnym draniem, któremu spodobało się czuć w swojej dupieczłonka Malfoya! Ślizgoński gad miał rację, jeśli Ron poznałby całą prawdę o nim,pierwszy odwróciłby się od niego i znienawidziłby go. Gdyby koledzy dowiedzielisię, jak nisko upadł, przyjaźń skończyłaby się. Harry znowu przekręcił się zboku na bok. Przed oczami stanęła mu scena, jak Ron pieści językiem piersiLevander, jak dziewczyna przyciska się do niego ogolonym łonem, jak chłopakwchodzi w nią po same jądra, zmuszając do krzyku z przyjemności i rozkoszy.

Tak samo miał mnie Malfoy” – pomyślał ze złością Harry. – „Cholera, tak niemoże dłużej być. Malfoy trzyma mnie za gardło i lada chwila może o wszystkimopowiedzieć, ale to nie znaczy, że nie mam prawa zacząć spotykać się z jakąśdziewczyną.”

 

A może z Malfoyem już do niczego nie dojedzie? Od dwóch dninie przypomina o sobie. Nawet rzadko się widują. Może to był jeden raz? Możeto, że spełnił żądanie i jak ostatnia łajza przybiegł na wezwanie i pozwoliłsię przelecieć wystarczyło? Dlaczego ma nie spróbować zapomnieć o tym, jak onocnym koszmarze i nie postarać się zacząć normalnego życia i znaleźć sobieprzyjaciółkę. Jak Ron chodzić na randki, uprawiać normalnie kochać się zdziewczyną, a nie tym zboczeńcem, po seksie z którym brzydzi się samego siebie,czuje się brudny i upokorzony. To, że Malfoy znowu będzie go zmuszać dopieprzenia się z nim nie oznacza, że nie może spotykać się z kimś innym. Będzieuprawiał normalny seks, a ten z Malfoyem od czasu do czasu jakoś przecierpi,ponieważ drań mocnym chwytem trzyma go za gardło. Ale przynajmniej wtedy niebędzie czuć się jak skończona kurwa, odzyska szacunek do siebie i będzie czućsię prawdziwym mężczyzną, a z czasem znajdzie sposób i uwolni się od Ślizgona.Harry zdecydował, że jutro z samego rana zajmie się poszukiwaniami kandydatkina rolę swojej stałej partnerki. Z tymi myślami zaczął zasypiać i tuż przedzaśnięciem usłyszał, jak Ron, cicho nucąc sobie pod nosem, wrócił do sypialni izaczął się rozbierać.

Harry siedział przy stole w Wielkiej Sali i z zainteresowaniem rozglądał się wokoło. Podjął mocną decyzję, że znajdzie sobie przyjaciółkę i teraz przyglądał się dziewczynom, starając się wybrać jedną z nich. Ron od rana był w świetnym nastroju, wczoraj miał więcej niż udany dzień, poczynając od tego, że został obrońcą, a kończąc na namiętnym seksie z Lavender Brown. Hermiona odwrotnie, była rozdrażniona i pogodny nastrój Rona wyraźnie ją denerwował. Udając, że przegląda poranne wydanie „Proroka Codziennego”, od czasu do czasu rzucała w niego złośliwe spojrzenia, a kiedy usłyszała wesoły śmiech Lavender, jeszcze bardziej zagłębiła się w gazecie. Harry widząc, że przyjaciele nie zwracają na niego uwagi, znowu zaczął ukradkiem przyglądać się uczennicom, wybierając kandydatkę na rolę swojej przyszłej przyjaciółki. Nowy wybuch śmiechu Brown zmusił Hermionę do odłożenia gazety. Wstała szybko od stołu i, jak się wydawało Harry’emu, z rozmysłem potrąciła Rona, po czym skierowała się do wyjścia. Potter popatrzył za nią. Nie, Hermiony nawet nie warto rozpatrywać w charakterze kandydatki. Była dla niego bardziej kumplem, niż kobietą. Gryfon raczej nie zazdrościł temu „szczęśliwcowi”, którego Granger wpuści do swojego łóżka. Dyskusje o zajęciach fakultatywnych, pracach domowych i zaliczeniach z każdego zrobią impotenta do końca życia.
Harry odwrócił się od oddalającej się Hermiony i znowu omiótł wzrokiem stół Gryffindoru. Oczywiście idealną kandydatką byłaby Ginny Weasley. Ruda bestia podobała się wielu chłopakom, a ci, którzy się z nią spotykali, czasami półszeptem w szatni opowiadali pikantne szczegóły tych schadzek, oczywiście podczas nieobecności Rona, inaczej mordobicia nie dałoby się uniknąć. Wczoraj sam Harry przekonał się, że przyjaciel traci rozum, gdy chodzi o jego siostrę. Ginny odpadała. Nie tylko była siostrą Rona, któremu obiecał, że nie będzie jej podrywał i ciągnął do swojego łóżka, ale także spotykała się z Deanem Thomasem. Harry westchnął i skierował spojrzenie na szepczące i chichoczące Lavender Brown i Pavrati Patil. Pavrati podpadł na czwartym roku podczas świątecznego balu i dlatego teraz, nawet jeśli spróbuje uderzyć do niej, ona prawdopodobnie wyśle go do diabła. Potter popatrzył na Lavender i poczuł, że zaczyna się czerwienić, dlatego szybko spojrzał gdzie indziej. Chłopakowi pojawiła się przed oczami scena, której był mimowolnym świadkiem – zduszony oddech dziewczyny, jej piękny, koronkowy biustonosz, ogolone łono, które przytula się do krocza Rona… Harry poczuł przebiegające po skórze mrówki, chwycił puchar z dyniowym sokiem i duszkiem wypił połowę. Ron, siedzący obok niego, z apetytem pochłaniał jajecznicę z bekonem, nie zwracając uwagi na przyjaciela, który utkwił wzrok w swoim talerzu, próbując wyglądać na skupionego, uspokoić przyspieszony oddech i powstrzymać niechcianą w tym momencie erekcję. Potter pomyślał, że to nie za dobrze TAK myśleć o dziewczynie swojego najlepszego przyjaciela, ale to nie jego wina, że był mimowolnym świadkiem wczorajszego spotkania i na samo wspomnienie jego członek reaguje dość intensywnie.
Kiedy Harry uspokoił się i dopił resztę soku dyniowego, znowu zaczął błądzić wzrokiem wzdłuż stołu Gryffindoru. Zatrzymał się na Romildzie Vane, sympatycznej, ciemnookiej brunetce, która, kiedy poczuła na sobie spojrzenie, popatrzyła w jego stronę i zalotnie mrugnęła. Harry szybko odwrócił się. Romilda jest oczywiście śliczniutka i ma wszystko na miejscu, ale za bardzo sama się naprasza, co mu się nie podobało. Tym bardziej, że jest plotkarą i, gdyby zaczął się z nią spotykać, cały Hogwart znałby wszystkie szczegóły ich randek, a to go zupełnie nie urządzało. Wykreślił imię Romildy Vane ze swojej wyimaginowanej listy i dalej wodził wzrokiem od Gryfonki do Gryfonki. Sympatyczne i śliczne dziewczyny na Romildzie się kończyły, zostały tylko małolaty i kaszaloty.
Harry westchnął i spojrzał w stronę stołu Ravenclawu. Pierwszą osobą, na którą padł jego wzrok, była Pomyluna Lovegood z „Żonglerem” w rękach i różdżką za uchem. Podniosła spojrzenie znad czasopisma, lekko wypukłe oczy nadawały jej zdziwiony i głupkowaty wygląd, i pomachała do Harry’ego. Chłopak uśmiechnął się i szybko odwrócił wzrok. Jak wiadomo, dziewczyny są albo piękne, albo mądre. W Ravenclawie uczyli się mądrzy… A Luna była wyjątkiem, ani piękna, ani mądra.
Pozostawał Hufflepuff, ale tam uczył się Cedrik Diggory, który był idolem i ulubieńców wielu studentów, z których liczni nadal winili Harry’ego za jego śmierć. Tak więc Puchonki odpadały.
Potter westchnął. Hermiona zapewniała go, że jest teraz najpopularniejszym chłopakiem w Hogwarcie, Ron mówił, że ma wiele fanek, a okazuje się, że właśnie on ma największy problem z dziewczyną. Pozostaje tylko Slytherin, tam uczyły się najpiękniejsze dziewczyny w szkole, ale to teren zakazany. Harry mimo woli spojrzał w stronę wrogiego stołu i zamarł z zaskoczenia, kiedy spotkał się ze spojrzeniem szarych oczu. Malfoy patrzył na niego badawczo. Serce Harry’ego zaczęło bić szybciej. Przenikliwe spojrzenie Ślizgona wcale mu się nie podobało. Ogarnęło go złe przeczucie. W tym momencie poczuł, jak zaczarowana moneta w jego kieszeni nagrzewa się. Zrobiło mu się zimno. Malfoy wstał zza ślizgońskiego stołu i sam, bez swoich ochroniarzy, skierował się do wyjścia z Wielkiej Sali. Harry wziął torbę i też zaczął wstawać zza stołu.

- Dokąd idziesz? – Ron chwycił go za rękę.

- Rozbolał mnie brzuch – skłamał Harry. – Nie czekaj na mnie, sam idź na Eliksiry. – I szybko ruszył do wyjścia.


Harry zobaczył, że Malfoy kieruje się w stronę toalety. W przyzwoitej odległości, żeby nikt się nie domyślił, iż celowo idzie za Ślizgonem, podążył jego śladem. Kiedy Draco wszedł do łazienki, Harry przeszedł się po korytarzu, zajrzał za róg, przekonał się, że w pobliżu nie ma innych uczniów i także wszedł do środka.

- O co chodzi, Malfoy? – Harry był wyraźnie zdenerwowany. Blondyn od razu zauważył, że Gryfonowi lekko drżał głos.

 

- Nudziłem się, Potti. – Ślizgon zrobił krok w stronę bruneta, tak, jakby chciał go objąć, przycisnąć do siebie, ale w ostatnim momencie rozmyślił się i tylko podniósł rękę, żeby dotknąć chłopaka.

 

Harry odskoczył od Malfoya jak od trędowatego. Ręka Draco zamarła w powietrzu, a potem powoli opadła. Potter patrzył na niego spode łba, z nienawiścią. Blondyn na chwilę zamknął oczy, głęboko westchnął, a po chwili przed Harrym znowu stał ten sam co zwykle, zadowolony z siebie ślizgoński gad, z szyderczym uśmiechem na czystokrwistej gębie.


- Potter, chcę, żebyś mi obciągnął – powiedział Malfoy, cynicznie patrząc na Harry’ego.


- Co? – Gryfon zakrztusił się i zakasłał.

- Zrobisz mi loda, Potti – nadal uśmiechając się, wyjaśnił blondyn.

- A jajek masełkiem ci nie posmarować, Malfoy? – odpowiedział Harry i skierował się do wyjścia.

- Potti, Potti, jak zawsze komplikujesz sobie życie. – Draco dogonił go przy samych drzwiach i zamknął je.


- Malfoy, nie zrobię tego – odpowiedział Gryfon. – Nie wezmę do ust twojego śmierdzącego kutasa!

- Jeszcze raz tak powiesz, a wybiję ci wszystkie zęby! – zaperzył się Malfoy. – Już mnie znasz, Potter. Nie zamierzam cię namawiać i prosić, ty pieprzona kurwo. W tej chwili na kolana!

- Nie zrobię tego! – zasyczał Harry, zaciskając pięści – To obrzydliwe i upokarzające.

- Dziwnie to słyszeć od kurwy – odpowiedział Malfoy, wzruszając ramionami.

Harry resztkami sił powstrzymywał się, żeby nie walnąć Ślizgona w szczękę. Gdyby mu się to nie udało, Malfoy byłby martwy. Potter był na granicy opanowania.


- Malfoy, zejdź mi z drogi – groźnym, cichym głosem powiedział Harry.

- Zgoda Potter, możesz iść. – Draco odsunął się na bok. – Tylko już niedługo będziesz brać w usta śmierdzące kutasy połowie Hogwartu.


Harry zamarł przy wyjściu. Ze złości pociemniało mu w oczach, które zamknął, żeby nie widzieć blondyna i nie stracić resztek kontroli nad sobą. Inaczej naprawdę roztrzaska tej fretce łeb o ścianę i trafi przez drania do Azkabanu. To byłoby niesprawiedliwie, chociaż rozwalić Ślizgona to wielka pokusa.

- Nie mogę tego zrobić, Malfoy – powiedział Harry.

- No, Potter, to nie jest aż takie okropne. Ja ci to robiłem. Teraz twoja kolej popracować swoimi usteczkami nad moim członkiem. Podziękuj, że jak na razie nie używam twojego języka w charakterze papieru toaletowego.

- Ale z ciebie bydlak, Malfoy – patrząc w szare, przymrużone oczy Ślizgona, cicho powiedział Harry.

- Potter, do rozpoczęcia lekcji zostało 15 minut, klękaj i zaczynaj. – Malfoy zaczął rozpinać rozporek.

Harry powoli osunął się przed Ślizgonem na kolana. Chłopak gardził sobą za swoją uległość, ale nic nie mógł zrobić, był w beznadziejnej sytuacji. Malfoy ani myślał zostawić go w spokoju. Ślizgon mocno trzymał go za gardło, za każdym razem grożąc, że opowie o ich „stosunkach”, a tego Harry bał się bardziej, niż od śmierci. Wiedział, że im dłużej się sprzeciwia, tym gorzej dla niego. I teraz, klęcząc przed Ślizgonem w upokarzającej pozie, wiedział, że musi obciągnąć Malfoyowi, bo inaczej będzie znacznie gorzej… Lepiej już mieć tylko jednego pana, niż stać się społeczną dziwką, którą pieprzyć będzie w jakimś ciemnym kącie każdy, kto zechce. Ale wziąć w usta Malfoya… to takie obrzydliwe!

Harry poczuł, jak członek Draco dotyka jego twarzy i zmrużył oczy.


- Ssij, jak kazałem! No! Zaczynaj! – Chłopak zaczął przesuwać główką członka po wargach Gryfona. Harry zacisnął zęby aż do bólu. – Potter, otwórz usta! – powiedział Malfoy i wbił główkę pomiędzy zaciśnięte wargi.

 

Chwilę później szarpnął Gryfona za włosy tak, że w oczach chłopaka pojawiły się łzy i odruchowo krzyknął z bólu. Czubek penisa blondyna pewnie rozsunął półotwarte usta i wniknął głęboko do środka. Potter spróbował uwolnić się, ale Draco mocno przycisnął jego głowę do swojego krocza i członek Ślizgona wszedł w usta Harry’ego prawie do samego przełyku. Potter jęknął, łzy zakręciły mu się w oczach, powietrza zaczęło brakować. Próbował odsunąć się, ale Malfoy, trzymając go za włosy, zaczynał ruszać członkiem i pieprzyć go coraz szybciej i szybciej, coraz mocniej i mocniej wpychając penisa w jego gardło.

 

- No, dziwko, pracuj językiem, oblizuj, ssij! – rozkazywał blondyn. Harry coś zamruczał, ale Malfoy złośliwie warknął: – Nie gadaj, tylko ssij, suko!


Harry’mu wydawało się, że to się nigdy nie skończy. Zmęczył się i wiercił w niewygodnej pozie na kolanach, usta go bolały, a od każdego pchnięcia w jego gardło w oczach pojawiały się łzy i czuł, że zaraz zwymiotuje. Zrozumiał, że jeśli czegoś nie zrobi, czegokolwiek, to ta męka szybko się nie skończy. Malfoy będzie przedłużał to, co sprawia mu przyjemność. Dlatego Harry, wzdrygając się ze wstrętem, zaczął z rozpaczą mocno ssać, doprowadzając do tego, że Ślizgon zajęczał. Harry przyśpieszył ruchy.

- Potti, jesteś świetnym obciągaczem! – wymamrotał Malfoy. – Potrafisz, jeśli tylko chcesz!


Harry’ego aż odrzuciło od tego wątpliwego komplementu, ale teraz myślał tylko o tym, kiedy Malfoy wreszcie skończy i jak uniknąć połknięcia spermy. Ale nagle, bez żadnego ostrzeżenia, Ślizgon wepchnął mu członek bezpośrednio w gardło, aż chłopak zakrztusił się, a prosto w przełyk prysnął mu silny, gorący strumień. Potter spróbował odsunąć się, ale Draco przewidział taki manewr, mocno chwycił go za włosy i kark i wepchnął swojego penisa w jego usta prawie do końca. Harry zachrypiał, zaczął dławić się i łykać spermę. Nie nadążał i wkrótce jego usta wypełniły się gorzko-słonym płynem. Nieprawdopodobnie lepka i śliska ciecz oblepiła mu cały język i podniebienie, przesycając wszystko swoim smakiem. Potter czuł, jak ten obrzydliwy śluz już nie mieści mu się w ustach i spływa po podbródku, kapiąc na koszulę i krawat. Musiał przyjmować wszystko, do ostatniej kropli. Malfoy puścił go, kiedy skończył i wytarł swojego członka o jego policzek.

- Widzisz, Potti, a tak się bałeś – powiedział blondyn ciężko oddychając i oparł się o ścianę.


Harry zerwał się z kolan i rzucił w stronę umywalki. Ale w połowie drogi zgiął się i zwymiotował.

Malfoy, nadal opierając się o ścianę, obserwował Harry’ego, który nad umywalką z rozpaczą płukał usta i pluł. Znowu zwymiotował, ale tym razem już nie tak gwałtownie.


- Potter, szybko przyzwyczaisz się do mojej spermy – rozciągając słowa powiedział Ślizgon.

Harry podniósł mokrą twarz, a w jego oczach paliła się nienawiść. Chciał coś odpowiedzieć, ale od strony korytarza doleciały głosy i śmiech, jakiś uczeń szedł do toalety. Ślizgon rzucił się w stronę Pottera, chwycił go za rękaw i pociągnął do kabiny. Wepchnął Gryfona do środka, zatrzasnął drzwi i zamarł. Harry otworzył usta, ale Draco dotknął ich palcem i cicho szepnął:


- Chyba nie chcesz, żeby nas tu ktoś zobaczył?

Harry powoli pokręcił głową. Do łazienki weszło kilku siódmoklasistów z Ravenclavu. Głośno dyskutowali na temat ostatniego treningu quidditcha, żartowali i śmiali się. Harry z Draco trwali bez ruchu. W kabinie było bardzo ciasno, stali mocno przytuleni do siebie. Z tego powodu Harry czuł dyskomfort i spróbował odsunąć się od Malfoya, ale przeszkadzała mu w tym muszla klozetowa.

- Uspokój się, Potter – wyszeptał Malfoy i mocniej przyciągnął Gryfona do siebie.


Harry stracił oddech. Ślizgon objął go, przyciągnął i zaczynał ocierać się o niego. Brunet nagle poczuł narastające podniecenie, jego członek lekko naprężył się i blondyn od razu to poczuł.


- Potter, jaki jesteś zmysłowy – wyszeptał mu do ucha Draco. – Tak szybko się podniecasz.


Szept Ślizgona wypalał skórę Harry’ego, po jego ciele przebiegł drobny dreszcz. Malfoy jeszcze mocniej przytulił się do niego, naciskając swoim kroczem na jego członek i ocierając się o niego. Harry zaczął jęczeć, ale blondyn zakrył mu usta swoimi. Jego ręka prześliznęła się na dół. Rozpiął Potterowi rozporek, objął jego penisa i zaczął go drażnić, a drugą ręką masował mu jądra. Gryfona zadrżał z podniecenia. Instynktownie przytulił się do Malfoya, objął go za szyję i zaczął pchać członka w jego rękę.

- Och, Potti – wyszeptał Draco. – Chcę dać ci przyjemność, chcę żebyś skończyłeś tak, jak nigdy w życiu.

 

Ślizgon zaczął całować Harry’ego w szyję, polizał płatek ucha i połaskotał językiem skórę.
Brunet wtulił się w ramię Draco, zaszlochał i ścisnął zęby, kąsając go.


- Ciszej, ciszej – wyszeptał blondyn. – Usłyszą nas.

- Nie mogę… – dysząc z podniecenia, odpowiedział Harry.


- Potter, sprawiasz, że tracę rozum. – Ślizgon czule pokrywał twarz Harry’ego pocałunkami, pieszcząc ręką jego jądra.


W sąsiedniej kabinie dał się słyszeć dźwięk spuszczanej wody i chłopcy zamarli. Policzki Harry’ego pokryły się rumieńcem, oczy błyszczały z podniecenia, oddychał z trudem i przytulał się do Ślizgona, nadal obejmując go za szyję.

- Potter, chcę cię – wyszeptał mu Malfoy prosto do ucho i językiem połaskotał jego płatek, a potem lekko przygryzł go i zaczął lizać, ręką pobudzał jego penisa.
Oczy Gryfona otworzyły się szeroko, chłopak oblizał wargi i nagle wyjął z tylnej kieszeni spodni swoją różdżkę, skierował ją w stronę drzwi i wyszeptał:

- Muffliato.

- Co to? – Malfoy spojrzał na Pottera ze zdziwieniem.

- Zaklęcie zagłuszające – powiedział Harry, przechodząc od szeptu do normalnej rozmowy. – Oni nas teraz nie słyszą, ich uszy napełniły się obcymi dźwiękami i szumem.

- Nieźle! – powiedział Draco. – Ściągnij spodnie, Potti – polecił.


Harry zaczerwienił się jeszcze mocniej i spuścił oczy. Malfoy przyciągnął go do siebie i zdjął mu spodnie. Potem pogłaskał jego biodra, chwycił za sprężyste pośladki i zaczął je ściskać i szczypać. Twarz Harry’ego płonęła, dlatego wtulił się w ramię Ślizgona, żeby ten nie widział jego zarumienionych ze wstydu policzków.


- Potter, masz zachwycający tyłek – powiedział Malfoy, nadal pieszcząc pośladki Gryfona. – I tak mnie podniecasz. Jesteś bardzo zmysłowy, seksowny i pociągający. Po prostu nie mogę oprzeć się takiej diabelskiej mieszance – dodał Ślizgom, żartobliwie klepiąc dłonią po zgrabnym udzie Pottera.

- Przestań, Malfoy, proszę – drżącym głosem odpowiedział Harry, wywołując tym uśmiech na pięknej twarz Draco.

- Teraz zerżnę twoją apetyczną dupcię – obiecał Malfoy, nadal uśmiechając się, celowo zawstydzając Pottera swoimi słowami. – Odwróć się tyłem, pochyl i wypnij biodra.

Harry ze wstydu znowu zaczerwienił się jak pomidor, ale posłuchał w milczeniu, nie patrząc Ślizgonowi w oczy. Odwrócił się plecami, nachylił i oparł rękami o muszlę klozetową.

- Rozsuń uda – wyszeptał Malfoy drżącym głosem, nie spuszczając spojrzenia ze sprężystych, okrągłych pośladków Gryfona.

Harry spełnił prośbę Ślizgona i wypiął się mocniej w jego stronę. Blondyn głośno westchnął, kiedy zobaczył ciemną, pomarszczoną dziurkę, wystawioną dla jego wzbudzonego już i lekko sączącego się członka. Przyłożył czerwoną, błyszczącą główkę i spróbował wbić się w Pottera jednym pchnięciem. Harry krzyknął i szarpnął się do przodu, gdy jego anus przeszył okropny ból. Wydało mu się, że jego wejście znowu rozrywa się pod naporem penisa Malfoya, tak, jak za pierwszym razem, w pociągu. Nauczony gorzkim doświadczeniem, postarał się maksymalnie rozluźnić, ale to niewiele pomogło. Z bólu ugięły się mu nogi i prawie wtulił głową w muszlę klozetową.

- Wybacz. – Draco szybko odsunął się od Gryfona, poślinił palec i zaczął ostrożnie wprowadzać go w ciasny otwór Harry’ego. – Tak lepiej? – zapytał – Nie boli?

- Nie – zaszlochał brunet.


- Cholera, Potti, myślałem, że już zrobiłem porządek z twoją dziurką, a ciebie trzeba ciągle jeszcze rozciągać i rozciągać. – Malfoy włożył drugi palec.


Na te słowa Gryfon bardzo się zmieszał, krew napłynęła mu do policzków i nawet zakręciły się łzy wstydu w oczach. Dobrze, że Malfoy tego nie widział. A tymczasem Draco wprowadził mu w anus trzeci palec i rozciągał jego wejście, przygotowując je dla swojego członka. Harry’emu było wstyd, że stoi pochylony i rozkraczony, wypinając biodra w stronę blondyna, a ten wsadza w niego palce i rozciąga go, żeby mu się lepiej pieprzyło. Na dodatek w sąsiednich kabinach znajdują się nic niepodejrzewający uczniowie. To wszystko tak podniecało Pottera, że jego penis stał się sztywny i wilgotny. Wygiął ciało mocniej, podstawiając tyłek Malfoyowi, i ruszył nim w tył, mocniej nabijając się na palce Ślizgona.

- Jesteś gotowy, Potter? – zduszonym od podniecenia głosem zapytał Malfoy.

- Tak – wyszeptał Harry.

- Rozluźnij się, zaraz w ciebie wejdę. – Przystawił główkę do wejścia Gryfona i zaczął wchodzić w niego jak nigdy dotąd, dopóki nie pogrążył się cały, uderzając jądrami o pośladki Harry’ego.


Zielonooki zaczął jęczeć i pchnął biodra do tyłu, nabijając się na penisa Draco. Malfoy w ekstazie pieprzył Pottera, od czasu do czasu rozkazując, aby on sam nasadzał się na jego członka. Z powodu silnego podniecenia i rosnącego pożądania Harry zapomniał o wstydzie i wykonywał rozkazy Ślizgona jak ostatnia dziwka. Malfoy chwycił za erekcję Gryfona i zaczął go drażnić, nie przestając się w niego wbijać. Potter, straciwszy kontrolę nad sobą, pchał się mu w rękę, szlochał i skomlał z rozkoszy za każdym razem, gdy członek Malfoya uderzał w jego prostatę. Uczniowie z Ravenclavu wyszli z toalety. Chwilę później rozległ się gong wzywający na lekcję, ale chłopcy nie widzieli i nie słyszeli niczego. Dla Draco teraz istniał tylko tyłek Gryfona, w który wbijał się po same jądra, a dla Harry’ego cały świat ograniczył się do rozkoszy, której dostarczał mu penis Ślizgona. Ekstaza nakryła obu jak fala, członek Harry’ego zapulsował w ręce Draco, który poczuł, że Potter jest na granicy orgazmu, więc ścisnął jego jądra, odciągając kulminacyjny moment i zaczął pieprzyć go mocniej, zbliżając się do pożądanego rozwiązania i dążąc do tego, żeby skończyli równocześnie. Harry’emu drżały nogi, przed oczami wszystko się rozmazywało, a w uszach szumiało, jakby zastosowano na nim zaklęcie Muffliato. Był na granicy utraty świadomości. Malfoy ostatni raz pchnął, krzyknął odrzucając głowę do tyłu i zaczął kończyć, ściskając biodra Gryfona i mocniej nabijając go na siebie dla większej przyjemności. Harry, gdy tylko Malfoy puścił jego jądra, od razu doszedł, a strumień jego spermy bryznął na muszlę klozetową i ścianę.
Kiedy Draco skończył i puścił go, osłabiony od orgazmu Potter usiadł na sedesie. Malfoy podszedł do niego blisko i przesunął mięknącym członkiem po jego ustach.

- Obliż go, Potti – poprosił.


Harry spróbował się odsunąć. Perspektywa oblizywania członka Draco, którego dopiero co miał w dupie, nie wydała się mu nęcąca. Nie tak dawno kilkakrotnie prawie zwymiotował, kiedy połykał spermę Ślizgona i teraz wcale nie chciał znowu wziąć jego erekcji w usta. Draco jeszcze raz uparcie stuknął penisem w usta Gryfona, który chciał coś powiedzieć, ale Malfoy, gdy tylko Harry rozchylił wargi, wsunął mu swój członek w usta. Potter warknął w proteście, ale Ślizgona to nie powstrzymało, chciał mieć pełną przyjemność, a to oznaczało, że Potter na zakończenie powinien jeszcze wylizać jego członka i jajka. Postawił nogę na brzegu muszli klozetowej, złapał Harry’ego za głowę obiema rękami i zaczął nabijać na siebie jego usta.

- No, Potti, pracuj językiem, wylizuj – prosił Malfoy, nadal pchając się między wargi Gryfona.

Brunetowi nie pozostawało nic innego, jak zacząć wykonywać żądania Ślizgona z nadzieją, że wtedy szybciej go puści. Po takim orgazmie, jakiego Harry doznał, czuł się wyciśnięty i osłabiony, nawet nogi nadal mu drżały. Chciał, żeby Malfoy wreszcie go uwolnił albo dał odetchnąć. Zaczął oblizywać członka Draco, a ten, widząc, że Gryfon wreszcie zaczął robić to, co od niego chciał, przestał trzymać jego głowę i pchać mu się w usta. Harry wylizał członek, potem zaczął oblizywać jądra. Po tym Ślizgon wreszcie się odsunął i zaczął ubierać.

Potter nadal siedział ze spuszczonymi spodniami, a z tyłka spływała mu sperma. Wydawało się, że cała toaleta jest przesiąknięta jej zapachem.


- Hej, co tak siedzisz? Wstawaj! Już i tak spóźniliśmy się na lekcje. – Draco wyciągnął rękę, żeby pomóc Gryfonowi się podnieść, ale ten odepchnął ją i odwrócił się. – Idziesz, czy nie? – zapytał Malfoy.


Harry pokręcił głową, unikając spojrzenia Ślizgona.

- Nie, to nie – blondyn wzruszył ramionami. – Tylko nie siedź tak, ktoś może wejść i cię zobaczyć.

Harry milczał ze spojrzeniem ciągle utkwionym w podłodze.


- Słuchaj, Potter, rozum straciłeś po takim seksie? – zainteresował się Malfoy, którego nieadekwatna do okoliczności reakcja Pottera zaczynała wyprowadzać z równowagi. Chciał dać Gryfonowi jak najwięcej przyjemności, doprowadzić go na szczyt ekstazy, co właściwie mu się udało, ale zachowanie Harry’ego wprawiło go w zdumienie. – Słuchaj, z tobą wszystko w porządku? – zapytał.

- Odczep się, Malfoy – powiedział Harry.


- Dobrze – odpowiedział Draco. – Jak chcesz…

 

Blondyn uchylił drzwi kabiny, wyjrzał, rozglądnął się i kiedy przekonał się, że nikogo nie ma, wyszedł. Ale zanim dotarł do wyjścia, zawrócił, zajrzał do kabiny i zapytał:

 

- Potter, naprawdę wszystko dobrze?

- Malfoy, powiedziałem, żebyś się odwalił – odpowiedział Harry ze złością.

Draco osunął się na kolana przed siedzącym na muszli klozetowej Gryfonem, ujął jego twarz w swoje ręce i zaglądając mu w oczy, z niepokojem zapytał:


- Zrobiłem coś nie tak, Harry? – zapytał i czule pocałował Pottera w usta.


Brunet gwałtownie odsunął się od niego, odepchnął go i powoli wytarł wargi wierzchem dłoni.


- Harry? – zazgrzytał zębami. – A kiedy to stałem się dla ciebie Harrym? Jestem ślizgońską dziwką, a dziwek się w usta nie całuje, Draco! – Gryfon wypluł ostatnie słowo.


Malfoy odskoczył od Pottera, jakby ten go uderzył, szybko wstał z kolan, odwrócił się i wypadł z łazienki mocno trzaskając drzwiami.

Gryfon słyszał, jak Malfoy opuścił toaletę, ale sam nie śpieszył się na zajęcia. Zamknął się w kabinie, żeby nikt go przypadkowo nie zobaczył. Wypowiedział zaklęcie czyszczące, doprowadzając się do porządku, niszcząc brudne ślady niedawnego zboczenia, któremu się poddał, naciągnął spodnie i usiadł na opuszczonej desce sedesowej. Pochylił nisko głowę, zakrył twarz rękami i zaczął płakać. Łzy poniżenia i rozpaczy dusiły go, nie mógł i nie chciał ich powstrzymywać. Miał ochotę wyć z odrazy i wstydu. Malfoy poniżał go i robił z nim, co chciał, a on nic nie mógł na to poradzić. Dopiero co marzył o tym, że znajdzie sobie dziewczynę i będzie spotykać się z nią jak Ron z Lavender, a właśnie został zerżnięty we wszystkie dziury gorzej, niż prostytutka. Malfoy po raz kolejny sprawił, że czuł się brudny. O jakich dziewczynach można myśleć po czymś takim? Kiedy czujesz obrzydzenie do samego siebie? Prawda, która do niego dotarła, była nieznośna. Przecierpi wszystko, aby zachować w tajemnicy swoją hańbę i poniżenie. Zapłaci każdą cenę, nawet taką. Było mu źle. Jak długo to może trwać? Malfoy będzie go pieprzyć i poniżać, dopóki mu się to nie sprzykrzy, a znając jego ślizgońską naturę Harry wiedział, że Draco nie zakończy tego szybko i za każdym razem będzie go upokarzać coraz bardziej. Malfoy metodycznie i powoli zmieniał go w dziwkę. Dopiero co Ślizgon obrobił go jak ostatnią szmatę, wydymał go w dupę i zmusił do wylizania członka, a potem jeszcze cynicznie zainteresował się, czy z nim wszystko w porządku.

Gryfon głośno zaszlochał. Ciekawe, z kim może być wszystko w porządku po czymś takim? Harry wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Przez głowę zaczęły przelatywać mu niewesołe myśli o tym, jak wyrwać się z seksualnego niewolnictwa i uwolnić od Malfoya, który traktuje go gorzej, niż domowego skrzata. Tych przynajmniej nie pieprzą w pustych ubikacjach, jak jego, wielkiego bohatera czarodziejskiego świata. Harry wypuścił strumień dymu i zapatrzył się na porysowaną wulgarnymi rysunkami ścianę kabiny. Było mu tak parszywie na duszy, że nagle bardzo zachciało mu się walnąć komuś w pysk albo napić się, ale nie tak po prostu napić, a nawalić się jak świnia, do nieprzytomności. Wpaść w pijackie zamroczenie i pozostać w nim jak najdłużej. Albo lepiej najpierw upić się, a potem dołożyć komukolwiek, na przykład Malfoyowi…
Prawdziwego alkoholu Harry nigdy nie pił. Nie próbował niczego mocniejszego niż kremowe piwo. Ale przecież zawsze jest ten pierwszy raz – pierwszy gwałt na tobie, pierwsza próba samobójcza, pierwsza ochota na mocny alkohol. Tylko w obijaniu mordy nie był nowicjuszem.
Ale skąd wziąć procenty? Trzymanie alkoholu w Hogwarcie było poważnym naruszeniem regulaminu. Groziło długim szlabanem i utratą wielu punktów. Harry wiedział, że co najmniej dwóch ludzi w zamku miało alkohol i piło go regularnie. Pierwszą osobą była profesor Trelawney, która po usunięciu jej z posady naczelnej wróżbiarki przez Dolores Umbridge z żalu wpadła w chroniczne pijaństwo i teraz regularnie znajdowała się w stanie lekkiego (lub silnego) upojenia. Drugą osobą był ten drań Malfoy, który nawet w szkole żył z takim przepychem, że w swoim apartamencie miał nie tylko wspaniałe łoże i własną łazienkę, ale i barek, w którym na pewno nie trzymał kremowego piwa. Ślizgoński gad nic sobie nie robił ze szkolnych reguł i zawsze przywoził przyzwoity zapas trunków, którymi dzielił się ze swoimi poddanymi. Pili nawet po drodze do szkoły, w pociągu, niczego się nie bojąc, ponieważ Malfoy jest ich prefektem. Na pewno różne alkohole może nieć również Zabini, ten manieryczny gad też lubi się rozluźnić. Jednak tego Harry nie był do końca pewien. Może Blaise na prawach faworyta po prostu regularnie korzystał z barku Malfoya?
Harry wyrzucił wypalonego aż do filtra papierosa i zapalił kolejnego. Teraz wszystkie jego myśli ukierunkowane były na to, jak zdobyć upragniony alkohol, żeby mógł utopić w nim swój żal i rozniecić już i tak mocno buchającą z niego wściekłość. A potem obić komuś mordę, żeby się rozładować. Konkretnego planu jak zdobyć procenty, Gryfon nie miał. Wiedział tylko, że zabierze je jednemu z właścicieli. Będzie, oczywiście, musiał użyć peleryny niewidki i mapy Huncwotów. Mimo że Malfoy był teraz na Eliksirach u profesora Slughorna, jakoś musi dostać się do apartamentów Ślizgona. Nie znał nowego hasła do podziemi, a Draco na pewno obłożył wejście do swojego pokoju zaklęciami ochronnymi. Do profesor Trelawney też raczej trudno będzie się dostać, zważywszy na to, że trzeba by w pelerynie niewidce wchodzić po sznurze do włazu, który znajduje się na najwyższym piętrze, a już wracać tą samą drogą z butelką – mało realne. Harry zapalił trzeciego papierosa. Napić się – ta myśl stawała się coraz bardziej natrętna. Nagle go olśniło, zerwał się z sedesu, a serce zaczęło bić mu mocniej. Już wie, co zrobi! Jak mógł zapomnieć? Dlaczego nie wymyślił tego wcześniej? Przecież jest właścicielem skrzata, który powinien wykonywać wszystkie jego rozkazy. Pytanie tylko, jak go wezwać. Co trzeba zrobić? Niezbyt głośno i niepewnie Harry powiedział:

- Stworku.


Rozległ się trzask i przed Potterem pojawił się skrzat rodziny Blacków, którego odziedziczył razem z domem przy Grimmauld Place 12.


- Pan mnie wołał? – zaskrzeczał Stworek, kłaniając się i obrzucając Harry’ego spojrzeniem, w którym wyraźnie widać było życzenie śmierci w męczarniach.


- Wołał, wołał – odpowiedział Harry i wyjrzał z kabiny, żeby przekonać się, czy nadal jest sam w ubikacji.


- Stworek zrobi wszystkich, co pan każe – powiedział skrzat kłaniając się tak nisko, że ustami prawie dotknął swoich stóp. – Ponieważ Stworek nie może się sprzeciwiać, ale Stworek wstydzi się, że ma takiego pana…


- Zamknij się – powiedział Harry, który ani myślał wysłuchiwać biadolenia skrzata. – Mruknij tylko, a utopię cię w muszli klozetowej.


Stworek popatrzył na niego krzywym spojrzeniem, ale nie powiedział już ani słowa.

- Słuchaj, Stworku, chcę się napić, więc przynieść mi cokolwiek, zrozumiałeś?

- Pan chce, żeby Stworek przyniósł coś co picia? – upewnił się skrzat.


- Istotnie, chwytasz w lot… – potwierdził Harry. – No, rusz ten swój chudy tyłek…


- Stworek musi się podporządkować i spełnić życzenie – zaczął jęczeć skrzat. – Stworek musi wykonywać rozkazy nieczystego czarodzieja, brzydala…


- Zamknij jadaczkę i idź wykonać zadanie, bo inaczej żadna WESZ cię nie uratuje. Utoniesz w klozecie ku radości Jęczącej Marty, będzie ją miał kto zabawiać.

Stworek jeszcze raz ukłonił się Harry’emu i zniknął z trzaskiem.


- Mały, śmierdzący kawałek gówna – mruknął Gryfon.

 

Wyrzucił niedopałek, a potem wyjął różdżkę i na ścianie kabiny narysował bardzo nieprzyzwoity obrazek z podpisem „Fuck you, Malfoy”. Od razu trochę mu ulżyło.

Harry nałożył na drzwi ubikacji zaklęcie zamykające, żeby nikt mu nie przeszkadzał. Choć raz chciał być sam. Było mu źle i nie miał ochoty nikogo widzieć. Jeżeli ktoś poczuje potrzebę, niech biegnie na inne piętro. Jeżeli będzie miał szczęście, to schody ustawią się w dobrym kierunku, a jak nie, to już nie problem Harry’ego. Zaklęcia czyszczące są przerabiane na początku nauki.
Oczekując powrotu Stworka, Harry ozdabiał ściany toalety rysuneczkami z niecenzuralnymi napisami pod adresem Malfoya. Głośny trzask za jego plecami spowodował, że odwrócił się gwałtownie, wyciągając przed siebie różdżkę. Stworek patrzył spode łba na Gryfona, a w ręku trzymał puchar.

- Mam zszargane nerwy – wyszeptał Harry i wziął kielich od skrzata.

 

Wypił wielki łyk, myśląc, że ognista wypali mu gardło, a potem przyjemne ciepło rozleje się po jego żyłach, ale zaraz wypluł płyn, który miał połknąć, opryskując przy tym skrzata od stóp do głów.


- Stworek, gadzie, co to jest? – krzyknął. – Coś ty mi przyniósł?

- Pan kazał Stworkowi przynieść coś do picia, Stworek zmuszony był wykonać polecenie, choć Stworkowi wstrętne jest usługiwanie…

- Zamknij się! – wrzasnął Gryfon i wylał na głowę skrzata przyniesiony przez niego napój. – Draniu! – Harry rzucił pucharem o ścianę. – Prosiłem o alkohol, o ognistą, a nie o sok dyniowy!

- Pan chciał się napić. Stworek wykonał rozkaz…

- Łeb ci urwę i powieszę w przedpokoju domu Blacków, będziesz wisieć obok swoich ukochanych, czystokrwistych panów – wrzeszczał Potter, wyżywając się na Stworku. – Zjeżdżaj stąd, śmierdzielu!

Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Stworek natychmiast zniknął z głośnym trzaskiem.


- Złośliwy drań – ze złością mruknął Harry.

A potem posmutniał. Nadzieja na upicie się zaczynała rozwiewać się jak dym. Pozostawała ostatnia szansa – wezwać Zgredka. Ten wolny skrzat nie był zobowiązany do wykonywania jego rozkazów, ale przecież zawsze mówił, że jest gotowy spełnić każde życzenie wielkiego Harry’ego Pottera. Brunet uśmiechnął się.

- Zgredku! – zawołał.


Chwilę później przed Harrym stał wolny i niezależny skrzat, który z podziwem patrzył na Pottera swoimi ogromnymi ślepiami. Ubrany był w pognieciony, wełniany sweter, zrobiony przez Hermionę, i kilka wełnianych czapek, nie wspominając już o skarpetkach.


- E… witaj, Zgredku – zaczął Gryfom. – Chciałbym cię o coś poprosić… Ale oczywiście możesz odmówić, przecież teraz jesteś wolny…


- Harry Potter, sir, Zgredek jest wolnym skrzatem, podporządkowuje się, komu zechce i zrobi wszystko, co powie mu Harry Potter – oświadczył Zgredek, a po jego pomarszczonej twarzy potoczyły się łzy.

- Zgredku, zawsze wiedziałem, że na ciebie mogę liczyć – z ulgą powiedział Gryfon.

- Harry Potter to najbardziej wspaniałomyślny czarodziej na świecie! – z zachwytem i ubóstwianiem zapiszczał skrzat.

- Zgoda, zgoda, ale plotki o mojej wspaniałomyślności są mocno przesadzone. Myślę, że Stworek jest innego zdania. Słuchaj, Zgredku, chcę, żebyś przyniósł mi butelkę ognistej. Wiem, że Malfoy ma kilka takich w swoim barku. Będziesz musiał się dostać do jego sypialni i przynieść mi jedną… e… dwie butelki. Poradzisz sobie? – z nadzieją zapytał Harry.


- Harry Potter, sir, Zgredek z radością obrabuje pana Malfoya i przyniesie wszystko, o co Harry Potter poprosi. Dla Zgredka to honor okraść pana Malfoya i zrobić przyjemność Harry’mu Potterowi.


- Ciszej, Zgredku! – wyszeptał Gryfon. – Jesteś zuch, tylko nie trzeba tak wrzeszczeć. Weź dwie butelki ognistej i szybko wracaj, Malfoya teraz nie ma, jest na Eliksirach u profesora Slughorna.

- Zgredek z radością spełni każdą prośbę Harry’ego Pottera – zapewnił ponownie skrzat, a jego oczy ze wzruszenia znowu napełniły się łzami. – I jeśli Zgredek zrobi coś nie tak, Zgredek rzuci się z wielkiej wieży.


- Zgredku, tylko bez fanatyzmu! – zaoponował Gryfon.

- To honor dla Zgredka pomóc Harry’mu Potterowi!


Skrzat już chciał zniknąć, aby wykonać plecenia, ale Harry go zatrzymał. Nagle przyszedł mu do głowy świetny pomysł, jak zemścić się na Ślizgonie za dzisiejsze poniżenie.

- Hej, hej, Zgredku, poczekaj! Mówisz, że spełnisz każdą moją prośbę?

- Tak, Harry Potter, sir, to dla Zgredka wielki honor, że największy czarodziej…

- Dobrze, dobrze. Słuchaj, Zgredku, zrób coś złego w pokoju Malfoya, cokolwiek… Na przykład… Narób mu na łóżko!

- O! – wyrwało się Zgredkowi, a jego oczy zrobiły się jeszcze większe.


- Zgredek będzie bardzo, bardzo dobrym skrzatem, jeśli napaskudzi na łóżku – powiedział Harry, uśmiechając się. – I bardzo ucieszy Harry’ego Pottera. Niezmiernie ucieszy. Chcesz zrobić mi przyjemność?

 

- Harry Potter, sir…

- No to leć do Malfoya. Możesz mu jeszcze nasrać na poduszkę.


Zgredek ukłonił się pięknie wielkiemu i potężnemu magowi czarodziejskiego świata i zniknął z głośnym trzaskiem. Harry uśmiechnął się z zadowoleniem.

Nie liczył, że Zgredek wróci tak szybko. Nie zdążył wypalić nawet połowy papierosa, kiedy skrzat stanął przed nim, z dwiema butelkami ognistej, zabranej z barku Draco Malfoya.

 

- Nieźle – powiedział Potter, wyrzucając niedopałek. – Jesteś zuch, Zgredku!


- Harry Potter, sir, Zgredek jest zadowolony, że zdołał dogodzić najpotężniejszemu czarodziejowi na świecie. – W oczach skrzata zakręciły się łzy i pociekły po pomarszczonej twarzy. – Jeśli Harry Potter byłby niedozwolony, Zgredek rzuciłby się z wieży.

- Spokojnie, Zgredku, wszystko w porządki.

 

Gryfon wziął butelkę ognistej, odkręcił nakrętkę i pociągnął wielki łyk. Płyn wypalił mu gardło. Zakasłał, a oczy zaczęły mu łzawić.

- Wspaniale! – powiedział, gdy tylko odzyskał oddech.


Potter mógłby wyczarować sobie szklankę, ale postanowił pić jak dorosły, prosto z butelki.


- Dziękuję ci, Zgredku, jesteś prawdziwym przyjacielem, nie to, co ten drań Stworek. – Harry znowu pociągnął łyk, ale tym razem już nie taki duży. – Tak, Malfoy zna się w trunkach – dodał.

Chwiejnym, niepewnym krokiem Harry wszedł do Wielkiej Sali. Większość uczniów była właśnie w trakcie obiadu. Potter od razu zobaczył za ślizgońskim stołem Malfoya, który pochylał się wstronę Zabiniego i szeptał mu coś na ucho. Gryfon poczuł, jak gotuje się w nim zimna wściekłość. Miał nieodpartą chęć, żeby rzucić się na tego gada i udusić go gołymi rękami, a jeszcze lepiej uderzać jego białym łbem o kamienne ściany dopóty, dopóki mózg nie rozbryźnie się na wszystkie strony. Uczucie wściekłości i odrazy było podobne do tego, jakie miał w piątej klasie, gdy w jego umysł wniknął Voldemort. Wtedy Harry czuł potworną nienawiść do Dumbledore’a i chciałgo zabić. Takie same myśli kotłowały się w nim teraz, ale dotyczyły Malfoya, a jego świadomością nikt nie kierował. Pod wpływem alkoholu niechęć do Ślizgona wzrosła dziesięciokrotnie i kiedy Harry przekroczył próg Wielkiej Sali, od razu skierował się w stronę stołu Slytherinu. Przed oczami wszystko mu się rozmazywało i dwoiło. Sufit chciał runąć na dół, a podłoga biegła mu na spotkanie. Jednak Gryfon uporczywie ignorował perfidne knowania nieznanych wrogów, przeszkadzających mu dotrzeć do blondwłosego drania. Jemu samemu zdawało się, że idzie pewnym, zdecydowanym krokiem. Ktoś krzyknął jego imię, chyba Hermiona, ale Harry to zignorował. Ktoś chwycił go za rękaw, więc odepchnął powstrzymującą go rękę, nawet nie sprawdzając, kto próbował go zatrzymać. Szedł dalej, coraz mocniej zaciskając pięści.

 

Malfoy obrócił się, a na jego twarzy można było przez chwilę zobaczyć konsternację. Jednak już po chwili wykrzywił ją pogardliwy grymas. Ze złości Harry stracił oddech. Blondyn podniósł się z miejsca i z niechęcią patrząc na Gryfona, chciał coś powiedzieć, ale mu się to nie udało. Potter mocno zamachnął się i z całej siły uderzył pięścią w piękną twarz Ślizgona. Ktoś głośno krzyknął, siedząca obok Zabiniego Pansy jęknęła. Harry poczuł, jak coś lepkiego i gorącego rozprysło mu się na buzi, a znienawidzony gnojek, z rękami przy zakrwawionej twarzy, upadł na podłogę. To wszystko docierało do niego jak na zwolnionym filmie. Rzucił się na Malfoya, lewą ręką chwycił go za koszulę, mocno przyciągnął do siebie, nie dając mu znowu upaść, a prawą ręką, zaciśniętą w pięść, zaczął metodycznie i miarowo bić go po twarzy, przekształcając ją w krwawą maskę. Uderzał, nie patrząc, gdzie trafia, nie czując bólu i nie zwracając uwagi na to, że zdarł kostki do krwi. Jedyne, co czuł, to chęć zemsty za wszystko, co zrobił z nim Ślizgon. Malfoy rzęził i krztusił się krwią.

- Obiecałem ci, że będziesz pluł krwią, draniu? Obiecałem? – wrzeszczał Harry, celując pięścią w twarz Draco raz po raz. – To masz! Za wszystko!

Kilka osób złapało Gryfona i zdołało odciągnąć go od Malfoya, który runął na podłogę, opryskując wszystko dookoła krwią. Potter wyrwał się, uderzył kogoś w splot słoneczny i znowu rzucił się do leżącego na podłodze Ślizgona. Zaczął kopać go w brzuch, plecy, krocze. Kiedy znowu go odciągnięto, jego ofiara leżała w kałuży krwi i nie okazywała oznak życia. Gryfon cały był w czerwonej posoce, ciężko oddychał, ale nadal się wyrywał. Dookoła niego krzyczeli przestraszeni uczniowie, Pansy Parkinson klęczała przy Draco i histerycznie łkała, wiele dziewcząt płakało lub piszczało, przerażone osoby z młodszych klas starały się jak najszybciej wyjść z Wielkiej Sali. Powstała panika. Prefekci próbowali zaprowadzić jakiś porządek. Nauczyciele biegli na miejsce zdarzenia, wyjmując po drodze różdżki. Potter chciał wyrwać się i dobić pokonanego wroga, ale tym razem trzymano go mocno. Pijany Gryfon klął głośno i ordynarnie. Przeklinał wszystkich i obiecywał, że obije im mordy, jeśli go nie puszczą.
Nagle obok pojawił się profesor Snape z wykrzywioną ze złości twarzą. Skierował różdżkę na szalejącego Pottera.

 

- Petryficus Totalus.

 

Harry zamarł i runął na podłogę blisko Ślizgona. Padając, mocno uderzył głową o kamienną posadzkę i stracił przytomność. Dwóch nieprzytomnych, zakrwawionych uczniów leżało obok siebie, otoczonych setką studentów i wykładowców, z przerażeniem patrzących na nich. Zakrwawione palce Harry’ego dotykały dłoni Draco, co sprawiało wrażenie, jakby trzymali się za ręce.

 

***



Harry siedział w gabinecie dyrektora z nisko opuszczoną głową. Nie dlatego, że było mu wstyd czy bolał nad tym, co zrobił. Wcale nie. Nie czuł się winny. Już prędzej żałował tego, że nie udało mu się mocniej pobić Malfoya, żeby ślizgoński sadysta do końca swoich dni pluł własną krwią. Po prostu teraz lepiej było udawać uczucie głębokiego żalu, szczerej skruchy, uświadomienia sobie swojej winy, uznania wszystkich błędów i swoją postawą pokazać, że całą duszą wstydzi się tego, co zrobił, i gotowy jest przyrzec, że nic takiego więcej się nie powtórzy, byle tylko nie wyrzucili go z Hogwartu. Inaczej będzie musiał wracać do Dursleyów, którzy wyślą go do szkoły dla trudnej młodzieży z kryminalnymi skłonnościami imienia Świetego Brutusa. Czyl i- do szkoły dla małoletnich przestępców, a tam Harry nie chciał się znaleźć.Westchnął ciężko i jeszcze niżej opuścił głowę, czując na karku gniewne spojrzenie opiekunki. W gabinecie trwała przygnębiająca cisza.

 
- Potter, skąd wziąłeś alkohol? – zapytała chłodno McGonagall. – Powinieneś wiedzieć, że za picie i przemycanie do szkoły używek grozi poważna kara.

- Przywiozłem ze sobą – cicho odpowiedział Harry. – Nie byłem przeszukiwany tak jak inni uczniowie. Spóźniłem się i mój bagaż został dostarczony później, dlatego Filch go nie sprawdził Detektorem Sekretów.

- Co jeszcze przywiozłeś ze sobą, Harry? – miękko zapytał dyrektor Dumbledore, patrząc na chłopaka.


- Papierosy, sir – z westchnieniem odpowiedział Gryfon, nie odrywając spojrzenia od podłogi.

- To nie do pomyślenia, Potter – powiedziała McGonagall. – Gryffindor traci 100 punktów za ten karygodny czyn, a pan dostaje szlaban na cały miesiąc.

 
- Aha – odrzekł brunet.

- Harry, wiesz, że według regulaminu za napad na ucznia winnemu grozi poważna kara, włącznie z relegowaniem ze szkoły? – zapytał Dumbledore, nie odrywając przenikliwego spojrzenia od Gryfona.

- Wyrzucą mnie z Hogwartu, sir? – zapytał Potter, podnosząc spojrzenie na dyrektora.


Dumbledore milczał.

 
- Rozumiem – westchnął Harry. – Mam pakować swoje rzeczy. Jestem wolny, sir?

- Arogant – powiedział cichym głosem jeden z portretów na ścianie – Kiedy ja, Fineas Black,  kierowałem Hogwartem, uczniowie nie mogli zadawać pytań.

 
- Dlaczego napadłeś na Draco? – zapytał dyrektor.

- Powiedział coś takiego, czego nie mogłem puścić mu płazem – odrzekł Harry, patrząc dyrektorowi prosto w oczy.

 
- Co takiego to było?


- Powiedział „psu – psia śmierć”. O Syriuszu – odparł Gryfon, przerzucając wzrok na portret Fineasa Blacka.

 
- Och! – z oburzeniem krzyknęła McGonagall, spoglądając na Dumbledore’a.

- Nikomu nie pozwolę tak mówić o moim chrzestnym, sir, i każdemu włożę z powrotem do gardła podobne słowa.

- Wszyscy widzieli, Harry, że napadłeś na Draco nagle, wcześniej nie zamieniliście ani słowa, nie kłóciliście się. Po prostu podszedłeś i uderzyłeś go, a potem zacząłeś bić – powiedział dyrektor.


- Powiedział to rano, sir. Właśnie szedłem na lekcję do profesora Slughorna, spotkaliśmy się po drodze w podziemiach i wtedy to oznajmił. Wróciłem do Wieży Gryffindoru, trochę wypiłem, a podczas obiadu zszedłem do Wielkiej Sali i zbiłem drania, który powiedział coś takiego o śmierci mojego chrzestnego. Żałuję, że tak to się potoczyło, ale nie będę organizować Klubu Pojedynków, a Malfoy musiał odpowiedzieć za swoje słowa i zmusiłem go, żeby to zrobił. Nie mogłem się powstrzymać. Śmierci Syriusza winna jest jego ciotka, a teraz ten gad pozwala sobie żartować na temat tego, co stało się bliskiemu mi człowiekowi, którego kochałem jak ojca.

- Rozumiem cię, Harry – powoli powiedział Dumbledore.

McGonagall ciężko westchnęła. Serce Pottera zaczęło bić szybciej, a w jego duszy pojawiła się iskierka nadziei.

 
- Wyrzucą mnie z Hogwartu, sir? – jeszcze raz zapytał Gryfon, z rozpaczą patrząc na dyrektora i opiekunkę.

 
- Harry, to, co zrobiłeś, to bardzo poważne naruszenie regulaminu – westchnął Dumbledore.

- Ale przecież są okoliczności łagodzące, sir – z nadzieją powiedział Potter. – Malfoy specjalnie mnie sprowokował. Gdyby nic nie powiedział, nic by się nie stało. Przecież pan wie, że ta fretka od pierwszego roku próbuje poniżać mnie i moich przyjaciół, stale szydzi z Rona, nazywając go gołodupcem, a Hermionę szlamą. Nie zwracałem na to uwagi przez tyle lat, ani razu go nie uderzyłem i unikałem konfliktów. Nawet profesor Moody, e… to znaczy Crouch junior transmutował Malfoya, żeby go ukarać. Zawsze trzymałem się w ryzach, ale teraz przesadził. Syriusz zginął kilka miesięcy temu, wciąż nie mogę się z tym pogodzić i kiedy Malfoy powiedział coś takiego o moim chrzestnym, nie byłem w stanie się powstrzymać!


- Dobrze, Harry, uspokój się. Wiem, że są okoliczności łagodzące – powiedział Dumbledore i popatrzył na profesor McGonagall, która w odpowiedzi kiwnęła głową.

- I co teraz będzie, sir? – zadał kolejne pytanie Potter, ignorując uczucie, które podpowiadało mu, że musi być mniej uparty. Widocznie Fineas Black zgadzał się z nim, ponieważ cicho sapał.

- Zbierze się Rada Pedagogiczna, na której będą obecni wszyscy profesorowie iz aproszeni członkowie Rady Hogwartu. Omówimy twoje zachowanie i jego powody oraz zdecydujemy o twoim dalszym pobycie w szkole – odpowiedział dyrektor.

 
- Członkowie Rady Hogwartu nie są mi przychylni – westchnął Gryfon i znowu opuścił głowę. – Czyli jeżeli mnie wyrzucą, skończą się nasze prywatne lekcje, sir? A przecież to jest takie ważne. Sam pan mówił, że mają one związek z proroctwem i pomogą mi w walce z Voldemortem. A jeśli nie będzie mnie pan już uczył…- Potter jeszcze raz westchnął. – To utrudni mi z nim walkę i mogę zginąć…

 
- No, no, Harry – uśmiechnął się dyrektor. – Wygląda na to, że Tiara Przydziału miała jednak rację i nie powinna była cię słuchać i przydzielić do Gryffindoru. Twoje miejsce jest w Slytherinie.

- Nie, tylko nie Slytherin! – zawołał Gryfon, opuszczając spojrzenie i z uwagą przyglądając się swoim butom.

 
- Panie Potter, na zebraniu będzie pan musiał opowiedzieć o wszystkim obecnym tam osobom. Myślę, że okoliczności łagodzące zostaną wzięte pod uwagę i Rada Hogwartu nie będzie występować o ukaranie pana tak drastycznym środkiem jak relegowanie ze szkoły – powiedziała McGonagall. – Ja osobiście będę głosować za tym, żeby został pan tutaj.

 
- Dziękuję, pani profesor – uśmiechnął się Harry.

- Ale proszę nie liczyć na nic więcej, Potter. Przez ciebie musiałam ukarać mój dom odjęciem stu punktów i nadal masz miesięczny szlaban. Co oznacza, że jeżeli pozostaniesz w szkole, po lekcjach będziesz się zajmował pracą, którą wyznaczą wykładowcy lub pan Filch.

 
- Jestem pani bardzo wdzięczny, profesor McGonagall – powiedział Harry, czując, że szala zwycięstwa przechyla się na jego stronę.

 
- Myślę, że będę w stanie porozmawiać z niektórymi członkami Rady Hogwartu i przekonać ich o tym, że działałeś w afekcie – stwierdził dyrektor.

- Dziękuję, sir! – odrzekł Gryfon, uśmiechnąwszy się. – Proszę powiedzieć, profesor Slughorn też będzie obecny na tym zebraniu? – z nadzieją zainteresował się Potter.

- Oczywiście, Harry, będą na nim wszyscy nauczyciele.

 
- To bardzo dobrze – z ulgą powiedział Gryfon, wiedząc, że dzięki temu ma jeszcze jeden głos na swoją korzyść.

 

Potter policzył, że Dumbledore również będzie za tym, żeby zostawić go w szkole, a to ważne. Kiedy sam dyrektor zagłosuje na niego, większość go poprze. Oczywiście, że Hagrid będzie po jego stronie, profesor Hooch, profesorem Sprout (dusza, nie człowiek), centaur Firenzo, który już razu ratował mu życie, profesor Flitwick… – Harry w myślach zaginał palce, licząc swoich zwolenników i przeciwników. Jedynym oponentem okazał się Snape, który napewno zrobi wszystko, żeby wyrzucili go ze szkoły, a jeszcze lepiej wysłali do Azkabanu jak kiedyś Syriusza. Ale będzie w mniejszości i nic nie wskóra.Pozostawały dwa czarne konie: profesor Trelawney i profesor Binns. Po nauczycielce wróżbiarstwa można było się spodziewać wszystkiego. Ta wybrakowana wróżka uwielbiała regularnie przepowiadać Harry’emu bliską śmierć w męczarniach. Jeżeli stwierdzi, że nieszczęście czeka na niego w szkole, to może zagłosować za jego usunięciem, ale jeżeli śmierć czeka go za murami Hogwartu, nic ją nie przekona do wyrzucenia go. W pijanej głowie Trelawney wszystko jest tak samo mgliste i mętne jak w jej kryształowych kulach. A profesor Binns żyje w swoim własnym świecie, z dala od ludzkich trosk i spraw teraźniejszych, czyli jak zagłosuje, niewiadomo. Rozważając w myślach wszystkie możliwości, Harry doszedł do wniosku, że istnieje realna szansa, że zostanie w szkole. Tym bardziej, że Dumbledore obiecał rozmówić się z członkami Rady Hogwartu, a ci ludzie są z pewnością sprzedajni i skorumpowani. Przecież kiedy był w drugiej klasie, Lucjusz Malfoy przekupił ich wszystkich, żeby podpisali dymisję Dumbledore’a. Teraz przyszedł czas, żeby dyrektor przypomniał im o tym, a wtedy będą mieli szansę odpokutować swoją winę. Dobrze, że Malfoy senior jest zamknięty w Azkabanie, inaczej za pobicie jego synusia Harry nie tylko wyleciałby z Hogwartu, ale mógłby jeszcze trafić do Świętego Munga jako obłąkany i niebezpieczny dla otoczenia. A tak wszystko układa się nieźle, jeśli nie liczyć, że przez cały miesiąc będzie czyścił schowki, ubikacje, kociołki, wyciskał ropę z robaków icholera jeszcze wie, co. Snape już postara się wymyślić coś szczególnie „miłego”. Będzie wściekły, że nie tylko pobił jego ulubieńca, ale również nie został usunięty z Hogwartu i spróbuje odegrać się na nim poprzez szlaban.

 
- No to, Harry, myślę, że na tym możemy tymczasem skończyć naszą rozmowę – powiedział dyrektor. – Możesz iść do siebie. Zebranie odbędzie się za tydzień, wszyscy musimy się przygotować.

 
- Dziękuję, sir – odparł Potter, wstał z fotela i podszedł do drzwi, potem odwrócił się i dodał: – Bardzo chciałbym jak najszybciej wznowić nasze lekcje, sir.

- Oczywiście, Harry – uśmiechnął się Dumbledore i popatrzył na Gryfona przezpołówki swoich okularów. – Myślę, że następnego dnia po zebraniu będziemy mogli do nich wrócić.

 
Potter uśmiechnął się, a jego serce radośnie podskoczyło. Wygrał, dyrektor dał mu gwarancję tego, że nie wyrzucą go z Hogwartu. Wynik spotkania już jest przesądzony, niezależnie od tego, kto jak zagłosuje. Zostaje w szkole. Zwycięstwo!

 

***

Rano przy stole Gryffindoru panowało przygnębienie. Wszyscy jedli w milczeniu, słychać było tylko ciche westchnienia. Gryfoni rzucali w stronę Harry’ego współczujące i smutne spojrzenia, szczególnie żeńska połowa audytorium. Wieść o tym, że za pobicie Draco Malfoya Potter prawdopodobnie zostanie wyrzucony z Hogwartu, rozeszła się już po szkole i cały Gryffindor był w żałobie.

 

Kiedy Potter wrócił wczoraj wieczorem do Pokoju Wspólnego, rozmowy ucichły, jakby ktoś uciął je nożem, i wszyscy z wyczekiwaniem spojrzeli na niego. Harry, z nadludzkim wysiłkiem powstrzymując radosny uśmiech, nadał swojej twarzy wyraz smutku i beznadziei.

 
- I co? – zapytał Ron, robiąc krok w stronę przyjaciela, a pozostali z nadzieją popatrzyli na swojego idola.

- Do dupy – markotnie powiedział Potter, usiadł w fotelu i objął głowę rękami.

 

Po pokoju przebiegł szmer i ciche okrzyki przerażenia.

 
- Co powiedział dyrektor? – zainteresowała się Hermiona.

- Za tydzień zbierze się nadzwyczajne zebranie, na którym będą obecni wszyscy nauczyciele, członkowie Rady Hogwartu i może jeszcze ktoś z Ministerstwa, na przykład Umbridge. Czyli już mogę zbierać swoje rzeczy. Na pewno mnie wyrzucą za pobicie. Gryffindor już stracił sto punktów. – Harry ciężko westchnął, jeszcze niżej opuścił głowę, zakrył twarz dłońmi, a plecy zaczęły mu drżeć.

 
Przez Pokój Wspólny przebiegł jęk, ktoś głośno zaszlochał. Harry z wysiłkiem powstrzymywał śmiech. Niech myślą, że płacze. Podobało mu się to, co teraz działo się w ich pokoju. Jeszcze w zeszłym roku, kiedy został zaszczuty przez  Ministerstwo, prawie wszyscy Gryfoni odwrócili się od niego. Nazywali kłamcą i wariatem i tylko kilku kolegów mu wierzyło. Niech teraz martwią się i cierpią, niech myślą, że wyrzucą go ze szkoły i zostaną bez kapitana i najlepszego szukającego, który mogły poprowadzić Gryffindor do zwycięstwa w quidditchu. Bez niego drużyna nic nie znaczy, oprócz
Katie Bell są w niej sami nowicjusze, którzy jeszcze ani razu nie grali, treningów nie można brać pod uwagę. Niech poczują, jak im wszystkim będzie źle, jeśli go wyrzucą ze szkoły.

Gryffindor popadł w przygnębienie. Harry nie śpieszył się z wyjawieniem prawdy. Podobało mu się, jak koledzy patrzą na niego smutnymi oczyma, pocieszająco klepią po ramieniu, mówią słowa poparcia, ściskają rękę, wypowiadając się z aprobatą o tym, że obił mordę ślizgońskiemu padalcowi, a teraz ucierpi bezpodstawnie. Harry w ciągu jednego dnia stał się hogwardzkim męczennikiem, który walczył za powszechną i świętą sprawę. Malfoya nie żałował nikt, oprócz Ślizgonów oczywiście, ale oni też woleli się z tym nie obnosić, widząc powszechną jedność i poparcie dla Gryfona. Przedstawiciele innych domów rzucali wściekłe spojrzenia na Ślizgonów, jakby to oni byli winni tego, że Potter wyleci ze szkoły. Czasami nawet zdarzały się drobne starcia i bójki, ale szybko ustawały po pojawieniu się nauczycieli. Nikt nie chciał powtórzyć heroicznego wyczynu Pottera i wylecieć razem z nim. Harry opowiedział tą samą fałszywą historię o przyczynie, która spowodowała, że pobił Ślizgona, i to przysporzyło mu dodatkowych zwolenników. Rano w szkole rozpoczęła się kampania w imię obrony Gryfona, a jej głównym aktywistą została Hermiona Granger, która nie spała północy, pisząc manifest. W widocznych miejscach zostały rozwieszone plakaty wzywające uczniów do bojkotu zajęć, jeśli Potter niesprawiedliwie zostanie relegowany z Hogwartu. Bardzo sprawnie szedł handel znaczkami z podobizną Harry’ego, które po 2 sykle za sztukę sprzedawali uczniowie z młodszych roczników. Zebrane w ten sposób fundusze miały wspomóc akcję pomocy Gryfonowi.

 

***

Harry jak zwykle smutno dłubał w owsiance i całą swoją postawą pokazywał, że nie ugnie się pomimo tej wręcz rażącej niesprawiedliwości. Parvati Patil głośno wzdychała, a Romilda Vane podniosła chustkę do oczu. Potter uśmiechnął się smutno do dziewczyn i ciężko westchnął, jakby widział się z nimi po raz ostatni. Romilda zaszlochała, Ron głośno sapał, a potem uderzył pięścią w stół. Brunet uspokajająco poklepał przyjaciela po ramieniu. Hermiona skończyła omawianie z Neville’em kolejnych etapów „Kampanii na rzecz obrony Harry’ego Pottera przed bezpodstawnym wyrzuceniem ze szkoły” i rozłożyła „ProrokaCodziennego”.

 
- Myślę, że trzeba będzie zwrócić się przez prasę o poparcie ze strony społeczeństwa- powiedziała, przeglądając poranne wydanie. – Ludzie będą po twojej stronie, Harry.

- Aha – odpowiedział Potter i spojrzał na Cho Chang, która dopiero co przysłała mu krótką notkę, w której błagała o spotkanie.

 

Na piersi Cho był przypięty znaczek z podobizną Harry’ego.

 
- Och, patrz, Ron, twój tata jest tutaj – zawołała Hermiona. – Wszystko z nim dobrze!- dodała szybko, widząc, jak rudzielec rozejrzał się zaniepokojony. – Jest tu napisane tylko, że zrobił inspekcję w domu Malfoya. „To drugie przeszukanie rezydencji Śmierciożerców, które nie dało żadnych rezultatów. Artur Weasley z Biura Wykrywania i Konfiskowania Fałszywych Zaklęć Obronnych powiedział, że jego zespół działał na podstawie pewnych informacji.”

 

- Tak, moich! – wykrzyknął Harry. – Powiedziałem mu na stacji King’s Cross o Malfoyu i tej rzeczy, którą próbował dać Borginowi do naprawienia! Więc jeśli ona nie znajduje się w jego domu, musiał przywieźć to, cokolwiek to jest, ze sobą do Hogwartu.

 

- Ale jak mógł to zrobić, Harry? – odparła Hermiona ze zdumionym spojrzeniem, odkładając gazetę. – Wszyscy byli przeszukani, gdy przyjechaliśmy, prawda?

 

- Ja nie byłem!

 

- Och, nie, oczywiście, że nie. Zapomniałam, że się spóźniłeś. Filch sprawdził wszystkich Wykrywaczem Sekretów, gdy weszliśmy do holu. Każdy przedmiot związany z czarną magią zostałby znaleziony. Wiem, że Crabbe’owi skonfiskowano zasuszoną głowę.Więc jak widzisz, Malfoy nie mógł wnieść niczego niebezpiecznego!

 

Harry zastygł na chwilę bez ruchu, patrząc na Ginny Weasley bawiącą się z pufkiem Arnoldem, zanim wymyślił, jak obejść ten problem.

 

- Ktoś wysłał mu go przez pocztę – powiedział. – Jego matka lub ktoś inny.

 

- Wszystkie sowy są również sprawdzane – powiedziała Hermiona. – Filch powiedział nam to, kiedy nas sprawdzał. Według mnie zaczynasz wpadać w paranoję na temat Malfoya i oskarżasz go o wszystko, co złe – dodała dziewczyna, odkładając gazetę.


- No oczywiście, Malfoy jest zupełnie niewinny i dlatego za kilka dni wylecę z Hogwartu – ze smutkiem stwierdził Potter.

 
- Wybacz, Harry! – przeprosiła Hermiona, kiedy zobaczyła znowu zasmuconego przyjaciela i złośliwe spojrzenie Rona. – Nie chciałam cię martwić. Poderwiemy całe społeczeństwo i obronimy twoje prawo do otrzymania czarodziejskiego wykształcenia i…

 
- Już dobrze, Herm – przerwał jej brunet i znowu zaczął dłubać w swojej owsiance.


Od tego dnia kompania na rzecz obrony Harry’ego nabierała rozpędu. Potter jeszcze nigdy nie był tak popularny i szczęśliwy. Dziewczyny przysyłały mu zachwycające i wzruszające liściki, nawet wiersze i kwiatki. Teraz Gryfon mógłbybez problemu znaleźć sobie przyjaciółkę. Cały kwiat Hogwartu marzył, żeby się znim umówić. Znaczki z jego podobizną rozchodziły się jak świeże bułeczki. Ron nawet zaproponował, żeby podnieść cenę z dwóch do pięciu sykli. Hermiona zebrała cały sztab aktywistów, którzy pisali odezwy i przygotowywali mowy w obronie Pottera. Sama napisała artykuł do „Proroka Codziennego”. Prawie-Bezgłowy-Nick obiecał nakłonić wszystkie hogwardzkie duchy do poparcia biednego Gryfona.

 

***

 

Malfoy w tymczasie przebywał w skrzydle szpitalnym z połamanymi kośćmi i zaciskał zęby aż do bólu, żeby zagłuszyć mimo woli wyrywające się z rozbitych warg jęki. Draco był jedynym pacjentem pani Pomfrey i był z tego bardzo zadowolony. Nie chciał teraz nikogo widzieć i zwracać na siebie uwagi. Przebywał tu już od dwóch dni. Pamiętał,jak Potter rzucił się na niego w Wielkiej Sali na oczach setki uczniów tak szybko, że nawet nie zdążył wyciągnąć różdżki, żeby zatrzymać rozjuszonego Gryfona. Złoty Chłopiec jakby całkiem zwariował. Draco pamiętał palącą nienawiść w zielonych oczach, wykrzywioną ze złości twarz, zaciśnięte zęby. Zorientował się już, że brunet zrozumiał wszystko, teraz wiedział, że Draco go wykorzystał, posłużył się jego przerażeniem, kiedy był w szoku i nie mógł racjonalnie ocenić sytuacji, a potem przebiegłością i szantażem zmusił, żeby został jego dziwką. I to zrozumienie sprawiło, że Gryfon po prostu się wściekł i rzucił na Malfoya jak szalony, z jednym tylko pragnieniem: zabić swojego gwałciciela i kochanka. I gdyby go na czas nie obezwładniono zaklęciem Petrificus Totalus, mogłoby mu się to udać. Draco byłby już nieboszczykiem. Rozszalałego Pottera nie mogło utrzymać nawet kilka osób, chociaż może nie za bardzo przykładali się oni do tego zadania i tylko udawali, że próbują. Wielu prawdopodobnie było zadowolonych, że Malfoyowi wreszcie ktoś obił mordę.


Draco uśmiechnął się smutno i natychmiast skrzywił z bólu. Uzdrawiające zaklęcia i eliksiry profesora Snape’a bardzo pomogły, mając na względzie to, że dzień wcześniej przynieśli go tu nieprzytomnego i bliskiego śmierci. Teraz czuł się stosunkowo nieźle i pani Pomfrey nawet obiecała wypuścić go pojutrze, ale proces przyspieszonego zrastania się kości był cholernie bolesny, dlatego czasami przygryzał wargę do krwi, żeby nie jęczeć z bólu. Malfoyowie nie okazują swoich słabości.


Pani Pomfrey podeszła prawie bezszelestnie i podała mu kielich z kolejną dawką znieczulającej mikstury.

 
- Dziękuję – powiedział Draco i spróbował uprzejmie uśmiechnąć się, ale znowu zaczął cicho jęczeć i odchylił się na poduszkę. Wczoraj Potter zrobił z tej pięknej, arystokratycznej twarzy krwawą maskę, a teraz, dzięki uzdrawiającemu eliksirowi, zrastała się złamana szczęka i regenerowały wybite zęby.


- Ma pan gościa, panie Malfoy – zakomunikowała pielęgniarka, zabierając kielich.



- Nie, nie teraz. – Ślizgon zamknął oczy.

 
- Jak pan chce – sucho odpowiedziała pani Pomfrey. – Ale pan Zabini nalega…


- Blaise może wejść – powiedział Malfoy. – Ale nikt poza nim.

 
Pielęgniarka bezszelestnie oddaliła się, a wkrótce Draco usłyszał kroki i zza parawanu ukazał się Blaise Zabini. Gdzieś zniknął jego zwykły zblazowany wygląd. Był lekko blady, wzruszony, nawet włosy miał rozczochrane.


- O rany, Draco! – mimo woli wyrwało się Zabiniemu, gdy tylko spojrzał na przyjaciela.


- Aż tak źle, Blaise? – zainteresował się Malfoy.

 
- No, w ogóle fatalnie wyglądasz.

 
- Założysz się o 500 galeonów, że wczoraj było gorzej?


Blaise lekko uśmiechnął się, nachylił i czule dotknął swoimi zmysłowymi ustami pogryzionych warg Draco.

 
- Zabiję Pottera – wyszeptał.

 
- Życie bez niego nie byłoby już takie wesołe – z goryczą odpowiedział Malfoy. – Nie dotykaj go, bo ryzykujesz, że zajmiesz sąsiednie łóżko. Sam wiesz, że Potti wychowywał się z mugolami, od czarodziejskich pojedynków oni wolą prymitywne mordobicie.


- Prostaki – skrzywił się Zabini.


- Co się dzieje w szkole? – po chwili milczenia zainteresował się Draco. – Niejeden prawdopodobnie cieszy się, że wielki Potter dołożył Malfoyowi? Nie było przyjęcia z tej okazji?


- Przyjęcia nie było, ale zadowolonych jest wielu i wszyscy tylko o tym mówią.


- Gryfoni prawdopodobnie popili się z radości i pieją pochwalne ody na cześć Pottera?


- Nie, u lwiątek jest coś na kształt żałoby – uśmiechnął się Zabini. – Potter już prawie wyleciał. Zbierze się Rada Pedagogiczna, z obowiązkową obecnością członków Rady Hogwartu, na której zdecydują o jego dalszym pobycie w szkole.

 
- Bzdura! – prychnął Draco i gorzko tego pożałował, bo ból zniekształcił mu twarz. – Pottera nigdy nie wyrzucą. Wcześniej może by to zrobili. Mój ojciec, kiedy był w Radzie Hogwartu, mając ogromne kontakty w Ministerstwie, potrafił nawet doprowadzić do zwolnienia Dumbledore’a, tymczasowo, ale zawsze. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nawet w Ministerstwie do Pottera modlą się jak do świętego. Jego nie tylko nie usuną z Hogwartu, ale jeszcze nagrodzą Orderem Merlina pierwszego stopnia, za wybitne zasługi w walce ze Śmierciożercami i eksterminacją ich rodzin. – Malfoy odwrócił głowę, bojąc się, że Zabini zobaczy, jak zdradziecko zabłyszczały jego oczy.


- Draco, wybacz, ale ja właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Rozumiem, że nie jest to najlepszy moment, ale myślę, że powinieneś wiedzieć, co się wczoraj stało. To dotyczy twojej rodziny.


Malfoy gwałtownie usiadł na łóżku i z krzykiem upadł z powrotem na poduszki.


- Coś z ojcem? – wychrypiał, prawie dusząc się z bólu.

 
- Nie, nie z ojcem – odpowiedział Zabini biorąc go za rękę.

 
- Mama? Nie! – zawołał Draco, ściskając dłoń Blaise’a tak, że zaczęły chrzęścić kości.

 
- Żyje, wszystko w porządku, tylko wczoraj w dworze znowu mieliście rewizję. Dzisiaj rano można było o tym przeczytać w „Proroku Codziennym”.

 
Zabini wyjął z kieszeni złożoną kilkakrotnie poranną gazetę i podał ją Draco. Ten szybko rozłożył papier i spojrzał na nieduży artykuł z pierwszej strony. „To drugie przeszukanie rezydencji Śmierciożerców, które nie dało żadnych rezultatów. Artur Weasley z Biura Wykrywania i Konfiskowania Fałszywych Zaklęć Obronnych powiedział, że jego zespół działał na podstawie pewnych informacji.”


- Nie… – zaczął jęczeć Ślizgon, odrzucając gazetę. – Blaise, dlaczego to znowu się zaczęło? Dlaczego wznowili rewizje i przesłuchania? Przecież już wszystko się skończyło. Przez całe lato wzywali nas z matką do Ministerstwa, całe wakacje spędziłem ze śledczymi. Nie zastosowali wobec mnie serum prawdy tylko dlatego, że jestem nieletni, ale mamę doprowadzili do załamania nerwowego. Ojca osądzili i skazali na Pocałunek Dementora, a nas wreszcie zostawiono w spokoju. Dlaczego teraz znowu zaczynają? Czyżby dowiedzieli się, że przyjąłem Mroczny Znak? Ale wtedy powinni zjawić się tu, w Hogwarcie, i aresztować mnie. Dlaczego przeszukiwali rezydencję? Blaise, nie rozumiem, co się dzieje? – Draco zrozpaczą popatrzył na przyjaciela, mając nadzieję, że wie on coś więcej.

 
- Draco, posłuchaj, jestem przekonany, że rewizja w waszej posiadłości została przeprowadzona na podstawie donosu – powiedział Blaise, patrząc w oczy Malfoyowi.- Tu napisali, że działali na podstawie pewnych informacji.

 
- Donos? – Oczy Draco zmieniły się w zimną stal. – Wiesz, kto to zrobił, Blaise? Przysięgam, zabiję tego, kto doniósł na nas do Ministerstwa.

 
- To sprawka Pottera, Draco – powoli powiedział Blaise.


- Kłamiesz, Zabini! – zasyczał Malfoy. – Jesteś zazdrosny, dlatego ukrywasz przede mną prawdę!


- Nie bądź idiotą, Malfoy – zimno odpowiedział Blaise. – Miłość do tego chłopaka tak cię zaślepiła, że gotowy jesteś odwrócić się od wszystkich. Nie tylko ode mnie, ale i od swojej matki!


- Co wiesz? – zamykając oczy, spytał Draco.

 
- Widziałem Pottera przed odjazdem na peronie. Rozmawiał z Arturem Weasleyem. Przypadkowo usłyszałem kawałek rozmowy, Potter mówił coś o posiadłości Malfoyów.

 


Draco jęknął,odwrócił się od Blaise’a, a po policzku spłynęła mu łza.


- Wiem, że to cię zabolało, Draco, ale powinieneś wiedzieć, że to on doniósł naciebie. Zrobił to jeszcze PRZED wydarzeniami w przedziale. Wtedy nawet nie miałza co się mścić. Ten podły Gryfon nienawidzi cię od dzieciństwa i tylko czekałna dogodną chwilę, a po doprowadzeniu do aresztowania twojego ojca, postanowiłnadal męczyć pozostałych Malfoyów. Teraz rozumiesz, że on nie zatrzyma się ijego groźby to nie tylko słowa. Po tym, jak go zgwałciłeś, Potter nie uspokoisię, dopóki nie zniszczy ciebie i twojej matki. Lucjusz już się nie liczy.

 
- Drań z ciebie, Blaise – wyszeptał Draco. – Dlaczego on zawsze tak mnie nienawidził?Przecież nie podał mi nawet ręki wtedy, przy pierwszym spotkaniu, dlaczego?


Zabini w milczeniu patrzył na Malfoya, nie wiedząc, co odpowiedzieć.


- Powinienem bronić swojej rodziny, Blaise – powiedział blondyn. – JestemMalfoyem, moim obowiązkiem jest zemścić się na donosicielu. Pożałuje, że tozrobił. A ty mi pomożesz. –  Blondyn spojrzałna przyjaciela.


- Zrobię wszystko, co będziesz chciał, Draco – odpowiedział Zabini. – Nie widzężadnego problemu.

 
- Doskonale. – Draco przyciągnął Blaise’a do siebie i wyszeptał: – Właśniewpadłem na pomysł, jak usunąć Dumbledore’a.

W połowie października miało miejsce pierwsze w semestrze wyjście do Hogsmeade, co bardzo Harry’ego zdziwiło. Patrząc na wzmocnioną ochronę szkoły, myślał, że wycieczki zostaną wstrzymane. A tak mógł razem z innymi na trochę wyrwać się z zamku. Jednak spacer do wioski nie okazał się zbyt przyjemny, wiał zimny, ostry wiatr i padał deszcz ze śniegiem. Harry musiał owinąć szalikiem nos i policzki, ale reszta twarzy zmokła mu i zdrętwiała. Drogą do Hogsmeade szło wielu uczniów, osłaniających się przed silnym wiatrem. Potter już któryś raz pomyślał, że chyba lepiej byłby spędzić ten czas w ciepłym Pokoju Wspólnym, a kiedy wreszcie dotarli na miejsce i zobaczyli zabity deskami „Sklep Zonka”, doszedł do wniosku, że ta wyprawa od samego początku skazana była na niepowodzenie. Ron machnął otuloną w rękawiczkę ręką w stronę otwartego baru „Pod Trzema Miotłami”, gdzie weszli razem z Hermioną.

- Na głowę Merlina – trzęsąc się powiedział Ron, jak tylko znaleźli się w ciepłym, przesyconego aromatycznymi zapachami pomieszczenia i zajęli nieduży stolik.

Hermiona podeszła do baru i zamówiła kremowe piwo. Niedaleko nich siedziała para czarodziejów, którzy patrzyli na Harry’ego z wielkim zainteresowaniem, a w odległym kącie przy kominku zajmował miejsce palący papierosa Zabini. To Potterowi od razu popsuło humor i zapragnął jak najszybciej wyjść z baru. Ślizgon rzucał na niego krzywe spojrzenia. Gryfona bardzo to denerwowało i nawet zakrztusił się swoim piwem. Ron nie odrywał wzroku od baru i próbował spotkać się wzrokiem z kuszącą i pociągającą barmanką Rosmertą, do której miał zawsze słabość. Harry skończył pić, podniósł się zza stołu i powiedział:


 - Czy możemy już zakończyć tą wyprawę i wracać do szkoły?


Hermiona i Ron kiwnęli głowami. To nie była miła podróż a pogoda pogarszała się z każdą minutą. Ponownie ubrali płaszcze, ciasno zacisnęli szaliki, wciągnęli rękawiczki i poszli za Katie Bell i jej przyjaciółmi, którzy również wyszli z pubu na główną ulicę Hogsmeade. Myśli Harry’ego krążyły wokół Ginny, kiedy z trudem poruszali się w stronę Hogwartu, brodząc w na pół zamarzniętym śniegu. Nie spotkali siostry Rona w wiosce, niewątpliwie dlatego, czego Harry był pewien, ponieważ siedziała razem z Deanem w Herbaciarni Madam Puddifoot, miejscu spotkań szczęśliwych par. Patrząc groźnie, pochylił głowę przed wirującym deszczem ze śniegiem i z trudem poruszał się dalej. To było na krótką chwilę przed tym, zanim Harry uświadomił sobie, że niesione przez powietrze głosy Katie Bell i jej przyjaciół stały się ostrzejsze i głośniejsze.Harry popatrzył w ich stronę. Dwie dziewczyny tłumaczyły coś Katie, która wymachiwała ręką.

-Nic nie mogę zrobić dla ciebie, Leanne! – Harry usłyszał słowa Katie.

Śniegna okularach rozmazywał Harry’emu widoczność. Tylko dzięki temu, że trzymał rękę w rękawiczce nad oczami, mógł zobaczyć, że Leanne chwyciła mocno paczkę, którą Katie trzymała w rękach. Dziewczyna pociągnęła ją jednak z powrotem do siebie i paczka spadła na ziemię. W tym momencie Katie uniosła się w powietrze z rozpostartymi szeroko rękami. W jej pozie było coś niewłaściwego, coś niesamowitego… Włosy chłostał dziki wiatr, oczy miała zamknięte, a jej twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu. Harry, Ron, Hermiona i Leanne stali i patrzyli osłupiali. W tym momencie, sześć stóp ponad ziemią, Katie wydała z siebie okropny wrzask. Jej oczy otwarły się. To, co czuła, musiało sprawiać jej straszną udrękę, ponieważ  krzyczała i krzyczała. Leanne również krzyknęła i chwyciła Katie za kostki, aby ściągnąć ją na ziemię. Harry, Ron i Hermiona także rzucili się do pomocy. Chłopcy spróbowali ją złapać, jednak Katie wiła się i kręciła tak bardzo, że mogli ją ledwie trzymać za nogi. Kiedy zdołali ściągnąć ją na ziemię, nadal wiła się i wrzeszczała, najwidoczniej niezdolna, by móc rozpoznać któregoś z nich. Harry rozejrzał się szybko dookoła. Wydawało się, że są zupełnie sami.

- Zostańcie tu! – krzyknął do innych przez wyjący wiatr. – Idę po pomoc!

Zaczął szybko biec w kierunku szkoły. Nigdy nie widział nikogo zachowującego się tak, jak zachowywała się Katie, i nie miał pojęcia, co mogło to spowodować. W tym momencie zderzył się z czymś ogromnym, co go zwaliło z nóg.

- Hagrid! – wysapał, wyswobadzając się z żywopłotu, na który spadł.

- Harry! – powiedział Hagrid, który miał deszcz ze śniegiem w brwiach, brodzie i na ogromnym futrze. – Byłem odwiedzić…

- Hagrid, chodź ze mną… ktoś został przeklęty, albo coś… – mówił szybko Harry.

- Co? – zapytał Hagrid, pochylając się, by usłyszeć, co mówi Harry przez wzburzony i szalejący wiatr.

- Ktoś został przeklęty! – ryknął chłopak.

- Przeklęty? Kto? Ron, Hermiona?

- Nie… nikt z nich… to Katie, Katie Bell… chodź…Chodź za mną…

Biegli razem wzdłuż drogi. Zobaczyli małą grupę ludzi dokoła Katie, która nadal skręcała się i wrzeszczała na ziemi. Ron, Hermiona i Leanne próbowali ją uspokoić.

- Odsuńcie się! – krzyknął Hagrid. – Pokażcie mi ją!

- Coś jej się stało! – szlochała Leanne. – Nie wiem, co…

Hagrid gapił się przez sekundę na Katie, po czym bez słowa schylił się, wziął ją na ręce i pobiegł do zamku. Wrzaski oddaliły się a po chwili zastąpił je ryk wiatru.

- Jesteś Leanne, tak? – Dziewczyna kiwnęła głową. – To się zdarzyło nagle, czy…?

- To się stało wtedy, kiedy ta paczka się rozerwała – szlochała Leanne, wskazując na rozmokłą brązową paczkę, która była rozerwana, a z jej środka wydobywał się zielonkawy blask.

Ron schylił się i chciał rozciągnąć rozdarcie ręką, ale Harry powstrzymał go w porę.

- Nie dotykaj tego!

Kucnął i poszturchał patykiem opalowy naszyjnik.

***


Przez błyszczące od deszczu okna wlatywały sowy, ochlapując wszystkich wodą. Większość uczniów dostała więcej listów niż zwykle, ponieważ zaniepokojeni rodzice chcieli dowiedzieć się, że z ich dziećmi wszystko w porządku. Harry nie dostał żadnego listu od początku roku szkolnego. Jedyna osoba, od której wcześniej regularnie je otrzymywał, była martwa. Miał nadzieję, że choć Lupin będzie do niego pisać od czasu do czasu, ale się rozczarował. Dlatego zdziwił się, kiedy zobaczył śnieżnobiałą Hedwigę, krążącą nad innymi, szarymi i brązowymi sowami. Wylądowała koło niego, trzymając w łapach niedużą kopertę. Harry otworzył ją i zobaczył złożony na pół pergamin. Szybko przeleciał wzrokiem zapisaną na nim wiadomość.

Wiem, co przytrafiło się Katie Bell i kto to zrobił. Będą kolejne napady na uczniów i chcę temu zapobiec. Przyjdź dzisiaj o dziewiątej wieczorem do magazynu, w którym przechowują stare meble. Jeśli komuś o tym powiesz albo nie przyjdziesz sam – spotkanie nie odbędzie się.

Harry szybko złożył kartkę i schował ją do kieszeni. Ron z urazą odwrócił się, bo nie zdążył przeczytać.


- List miłosny? – zainteresował się.


- Ee… No… Coś w tym rodzaju – niejasno odpowiedział Potter.


Serce biło mu szybko, wszystkie myśli krążyły wokół nadchodzącego spotkania, na którym wreszcie dowie się, co dokładnie przytrafiło się Katie Bell. Harry był pewien, że stoi za tym Malfoy, wykonujący zadanie Czarnego Pana, chociaż ani Ron, ani Hermiona nie chcieli wierzyć w jego przypuszczenia, ponieważ nie miał dowodów.  Profesor McGonagall, kiedy powiedział jej o swoich podejrzeniach, oświadczyła, że Ślizgon nie mógł tego zrobić, bo nie było go wtedy w Hogsmeade. Odrabiał u niej szlaban z powodu dwukrotnie nieodrobionej pracy z Transmutacji. Harry złościł się na swoich przyjaciół, że wątpią w jego domysły i je krytykują. Był pewien, że w Hogwarcie istnieje spisek przeciwko Dumbledore’owi. Śmierciożercy chcą dotrzeć do niego i zabić go. Albo przeciwko Slughornowi – dyrektor przypuszczał, że jest on potrzebny Voldemortowi i bardzo nie spodobało mu się to, że przeszedł na stronę Zakonu Feniksa. Biedna Katie Bell znalazła się tylko w niewłaściwym miejscu i czasie, a przeklęty naszyjnik nie był przeznaczony dla niej. Fatalny przypadek, od którego dziewczyna omal nie zginęła. Zagadkowy nieznajomy albo nieznajoma napisał, że będą jeszcze inne napady na uczniów i chce temu zapobiec. Możne autor listu to ktoś ze Slytherinu, kto podsłuchał plany Malfoya, albo któreś z dzieci Śmierciożerców przypadkowo poznało planu spisku w Hogwarcie, przestraszyło się następstw i zdecydowało się uprzedzić Harry’ego, i dlatego prosi, żeby przyszedł na spotkanie sam, bo chce zachować swoją tożsamość w tajemnicy. Nieważne, jakie są jego powody, Harry zdecydował, że pójdzie na to spotkanie i wszystko wyjaśni. Jego obowiązkiem jest dokopać się do prawdy i przyskrzynić Malfoya, zemścić się za wszystko, co z nim zrobił.

***

Kiedyś był tu prysznic dla chłopców, ale już od przeszło pięćdziesięciu lat nikt nie wykorzystywał pomieszczenia w tym celu. Rury pokryły się rdzą, muszle zostały rozbite, jedyne okno, umieszczone pod samym sufitem, było tak brudne, że prawie nie przepuszczało światła. Od wielu już lat pomieszczenie wykorzystywano w charakterze magazynu na różne starocie i śmieci, mogące się jeszcze przydać. Wszędzie stały stare, zniszczone meble, które pokrywała gruba warstwa kurzu. Ławki, krzesła, półki, szafy z połamanymi nogami, jakieś drewniane skrzynki z różnymi rupieciami, worki i sterty różności. Harry nigdy wcześniej tu nie był. Przeszedł koło zwalonych na kupą skrzynek, obejrzał się i stwierdził, że jest sam. Wyjął z kieszeni liścik i przeczytał go ponownie. Może to jakiś durny dowcip albo kolejna dziewczyna typu Romildy Vane zdecydowała się w ten sposób wyznaczyć mu spotkanie, a on jak dureń przybiegł. Przysiadł na brzegu drewnianej skrzynki i zdecydował, że poczeka jeszcze pięć minut. Jeśli to żart, znajdzie dowcipnisia i wybije mu z głowy podobne kawały pod jego adresem. Czas mijał, ale nikt nie przychodził. Potter zdecydował już, że odejdzie, gdy usłyszał zbliżające się kroki i dźwięk zamykanych drzwi. Podniósł oczy i zobaczył stojących w drzwiach Draco Malfoya z ironicznym uśmiechem na twarzy, manierycznego Blaise’a Zabiniego ze zblazowaną miną, Teodora Notta, patrzącego na niego spode łba i paskudnie chichoczących Vincenta Crabbe’a i Gregory’ego Goyle’a.
Harry zrozumiał wszystko w mig. To nie był żaden dowcip czy randka w ciemno, tylko pułapka, ukartowana przez Malfoya, w którą wpadł na własne życzenie i przez własną głupotę. Pięciu. W zamiary blondyna nie można było wątpić. Łajdak chce się odegrać za połamane żebra i rozkwaszoną mordę.


-
Drętwota! – nie czekając na rozwój wypadków krzyknął Harry, kierując różdżkę w stronę Malfoya.

Zaklęcie uderzyło Draco w pierś, chłopak krzyknął z bólu, wzleciał w powietrze, uderzył o ścianę i upadł na podłogę.


-
Expelliarmus! – Zabini i Goyle równocześnie wypuścili w stronę Harry olśniewająco jaskrawe błyskawice.

Gryfon rzucił się w bok, upadł, przetoczył się i szybko podniósł na nogi, gotowy odparować następny napad ze strony Ślizgonów. Napastnicy na chwilę pogubili się, niespodziewając się tak szybkiej reakcji Pottera i jego niespodziewanego ataku na Malfoya, który teraz, lekko ogłuszony, z pomocą Notta podnosił się z podłogi.


-
Impedimento! – kierując różdżkę wstronę Zabiniego, krzyknął Harry, kątem oka obserwując jak Vincent Crabbe i Gregory Goyle starają się zajść go od tyłu.


Zabini runął na podłogę, ale Malfoy momentalnie skierował na niego swoją różdżkę i krzyknął:


-
Finite Incantatem! – Działanie zaklęcia minęło, Blaise szybko wstał z podłogi i razem z Malfoyem krzyknęli, celując w Harry’ego:


-
Petrificus Totalus!!!


Gryfonowi udało się uchylić przed zaklęciem i schować za dwiema połamanymi ławkami.


- Potter, długo nie wytrzymasz, nas jest pięciu!


- Zauważyłem, Malfoy! – odkrzyknął Harry. – Zawsze napadacie stadem!


-
Wingardium Leviosa!- Zabini wypowiedział zaklęcie lewitacji i połamane ławki, za którymi ukrywał się Harry, uniosły się podłogi powietrze.


- Cholera – zasyczał Potter, kiedy zobaczył, że różdżki wszystkich Ślizgonów są skierowane w jego stronę.


Teodor Nott rzucił w stronę Gryfona zaklęcie skuwające, próbując go obezwładnić, ale Harry zdążył uchylić się, odskoczył w drugą stronę i boleśnie upadł na podłogę.


-
Impedimento! – krzyknął Potter, rzucając zaklęcie na oślep.


Trafiło w Crabbe’a, który zwalił się na Goyle’a, podcinając mu nogi.


-
Incendio! – krzyknął Malfoy i stara drewniana skrzynka ze śmieciami, za którą schował się Harry, stanęła wpłomieniach. Gryfon odskoczył od ognia i szybko uchylił się od klątw rzuconych w niego przez Zabiniego i Notta.


- Podoba ci się zabawa, Potter? – zaśmiał się Malfoy. – Zobaczymy, jak długo wytrzymasz!


-
Drętwota! – krzyknął w odpowiedzi Harry, ale chybił, strumień czerwonego światła przeleciał nad głową Malfoya.


- Kurwa mać – wycedził przez zęby Gryfon.


Pochyliwszy nisko głowę pobiegł w stronę sterty starych, połamanych mebli, próbując tam znaleźć nową kryjówkę przed sypiącymi się w niego z wszystkich stron zaklęciami. Gdzieś obok wybuch płomień, ze ściany posypały się odłamki cegieł.


- Crabbe, ty idioto – krzyknął Malfoy. – Chcesz nas wszystkich pozabijać! Zabini, zgaś ogień, szybko!


-
Aguamenti! – zawołał Zabini, a z jego różdżki wystrzelił strumień wody, zalewając rozprzestrzeniający się pożar.

 Dym i zapach spalenizny szybko wypełniły pomieszczenie, oczy zaczęły łzawić, a w gardle drapać. Harry zakasłał.


-
Levikorpus!-Gryfon machnął różdżką, posyłając werbalne zaklęcie w stronę Malfoya, ale ten zdążył je zablokować i podniósł rękę, żeby rzucić własne.

Za plecami Harry’ego wybuchła umywalka. Wykrzyczał zaklęcie obezwładniające, które uderzyło w ścianę, bezpośrednio za uchem Malfoya. Było mu bardzo trudno uchylać się od klątw rzucanych przez pięciu Ślizgonów na raz, a w tym samym czasie starać się trafić w Malfoya i obserwować jego pomocników, żeby przypadkowo nie wpaść pod krzyżowy ogień.
Urządzili w magazynie prawdziwą magiczną wojnę. Klątwy i zaklęcia sypały się na lewo i prawo, niszcząc wszystko na swojej drodze, rozbijając w drzazgi stare meble, krusząc kamienne przegrody, wybijając kawałki kamieni ze ścian. Malfoy za wszelką ceną chciał obezwładnić Gryfona, który wiedział, że na ślizgońską łaskę liczyć nie może.


„Cholera, gdzie włóczy się ten charłak Filch? Tu pół szkoły już roznieśliśmy, a jego nie ma” – z rozpaczą pomyślał Harry, posyłając w stronę Ślizgonów kolejne zaklęcie ogłuszające. – „Za co ten stary idiota bierze pieniądze?”.


Po raz pierwszy w życiu pojawienie się Filcha mogłoby go uratować i zatrzymać ten szalony i nierówny magiczny pojedynek. Ale z pomocą Gryfonowi nikt się nie śpieszył. Malfoy na pewno przezornie zastosował zaklęcie wyciszające i w pustym korytarzu niczego nie słychać.


-
Drętwota! - kolejny raz krzyknął Harry.


Czerwony promień uderzył w Teodora Notta, który upadł do tyłu na stertę zwalonych, połamanych mebli. Ale Gregory Goyle odskoczył w bok, uchylając się od zaklęcia Harry’ego, i skierował swoją różdżkę na Gryfona, który zdecydował się wyjść ze swojego niepewnego schronienia i ukryć się w innym miejscu.


- Drań! – ze złością wrzasnął Harry, posyłając z podłogi zaklęcie w kierunku Ślizgonów.

Klątwa uderzyła Crabbe’a w twarz. Chłopak zawył z bólu i runął na kolana.


-
Impedimento! – podwójne zaklęcie, puszczone w Gryfona przez Zabiniego i Malfoya, przewróciło go.

Harry przeleciał przez stół, trafił w połamaną szafę na książki i mocno uderzył się w głowę. Na chwilę stracił zdolność poruszania się i mówienia. Kiedy zobaczyli to Malfoy i Zabini, równocześnie skierowali swoje różdżki w stronę ogłuszonego Pottera i krzyknęli:


-
Petrificus…


-
Protego! – krzyknął Harry i tarcza uratowała go od następstw zaklęcia paraliżującego.

Kiedy Draco i Blaise zostali odrzuceni do tyłu, poniósł się z podłogi, żeby gdzieś się schować i odetchnąć choć przez chwilę, ale nie zdążył.


-
Wingardium Leviosa! – Kierując różdżkę w stronę połamanej szafy powiedział Goyle i utrzymując ją w powietrzu, skierował w stronę Harry’ego.

Potem wszystko działo się prawie równocześnie. Potter, który przy upadku lekko skręcił nogę, próbował dobiec do ogromnej, drewnianej skrzynki, jeszcze nie rozbitej w drzazgii dającej możliwość ukrycia się, zaczepił chorą nogą o śmieci i połamane deski, stracił równowagę i upadł na podłogę.


-
Finite Incantatem! – krzyknął Zabini, kiedy lewitująca szafa znalazła się nad Gryfonem.

Mebel runął na Harry’ego, przygniatając go do kamiennej posadzki.


-
Expelliarmus! – zawołał Malfoy.


Różdżka Harry’ego wyleciała mu z ręki. Gryfon, zaciskając zęby z bólu, próbował się do niej doczołgać, ale Crabbe przygniótł go do podłogi całą masą swojego ciała. Goyle natychmiast rzucił mu się z pomocą, przytrzymując bruneta, który próbował ze wszystkich sił wykręcić się i oswobodzić.


- Przestań, Potter, z rąk Crabbe’a i Goyle’a jeszcze nikomu nie udało się wyrwać.

Malfoy podszedł do Ggryfona, który został już podniesiony z podłogi i teraz mocno trzymali go posłuszni ochroniarze Draco. Zabini podniósł różdżkę Harry’ego i uśmiechającsię ironicznie, spojrzał na niego z pogardą. Po twarzy ciężko oddychającego chłopaka płynęła krew, grzywka przylepiła mu się do spoconego czoła, a okulary zsunęły się z nosa.


- Taaak… – powiedział Malfoy. – Uprzedzałem cię, Potter, żebyś nie groził mojej rodzinie, bo inaczej zmienię twoje życie w piekło.


- Dopełniłeś swojej obietnicy, łajdaku – odpowiedział Harry. – Ciesz się.


- Nie, Potter, nie zrozumiałeś. – Malfoy wyjął z kieszeni złożoną gazetę, powoli ją rozłożył i przeczytał: -  „
To drugie przeszukanie rezydencji Śmierciożerców, którego rezultatów nie widać. Artur Weasley z Biura Wykrywania i Konfiskowania Fałszywych Zaklęć Obronnych powiedział, że jego zespół działał na podstawie pewnych informacji.” Te „pewne informacje” to ty, Potter? – zainteresował się Malfoy i sekundę później uderzył Harry’ego w twarz.


Potter poczuł metaliczny posmak krwi w ustach i splunął, opryskując Malfoyowi koszulę. Kolejne uderzenie. Okulary odleciały na bok, z rozbitych warg pociekły strumyki krwi. Przed oczami zaczęło mu się wszystko rozmazywać, teraz praktycznie nic nie widział. Ślizgon podszedł do poniewierających się na podłodze okularów Harry’ego i uśmiechając się, stanął na nich. Rozbrzmiał chrzęst pękającego szkła.


- Dawno o tym marzyłem – powiedział Malfoy, a pozostali Ślizgoni ryknęli śmiechem.


- Jeżeli marzyłeś, to czemu nie spróbowałeś jeden na jednego? – zapytał Harry. – Żałosny, mały tchórz.


Po tych słowach Potter dostał uderzenie w krocze. Okropny ból spowodował, że zgiął się w pół. Malfoy podszedł bardzo blisko, chwycił go za włosy i podniósł mu głowę.

- Potter, to po twoim donosie w naszym domu znowu była rewizja. Nawet nie myśl o zaprzeczaniu. Zabini widział cię na peronie z Arturem Weasleyem i słyszał, że w waszej rozmowie padła nazwa dworu Malfoyów. Ty cholerny pedale, przez twoje oskarżenia zaczął się ten cały koszmar! – Malfoy z całej siły uderzył pięścią w pierś Harry’ego, co spowodowało, że brunet stracił oddech i przez chwilę żarłocznie łykał powietrze. – To przez ciebie mojego ojca wysłano do Azkabanu, podobnie jak ojca Notta. Przez ciebie cholerni aurorzy jak głodne szakale rzuciły się na nas i przewrócili do góry nogami całą posiadłość w poszukiwaniu czarnomagicznych artefaktów. Grzebali nawet w sypialni mojej matki, w jej osobistych rzeczach! A potem były przesłuchania, wzywali nas do Ministerstwa i przez kilka godzin zadawali te okropne pytania. Mamę zmusili do wypicia Veritaserum! Potem kolejna rewizja i znowu przesłuchanie! Wszyscy się od nas odwrócili, ludzie boją się do nas przyjeżdżać, obcować z nami, od Malfoyów odsuwają się jak od trędowatych, ponieważ nikt nie chce dostać się na czarną listę aurorów. A mój ojciec lada chwila może trafić w objęcia dementorow, wysysających z niego duszę! I to wszystko przez ciebie, Potter! Zniszczyłeś mi całe życie, ale tobie tego mało! Nie uspokoiłeś się. Znowu sprowadziłeś aurorów do mojego domu, którzy po raz kolejny przetrząsali nasze rzeczy i przesłuchiwali mamę!

Draco uderzył Harry’ego w twarz, a jego pierścień rozciął skórę na policzku Gryfona. Pottera ogarnęła lodowata, znacznie silniejsza niż dotychczas, wściekłość.


- Uprzedzałem cię, Malfoy, że zemszczę się na tobie za wszystko – bardzo cichopowiedział Harry. – Nie ukrywałem, że zrobię, co tylko mogę, aby wysłać cię za ojcem do Azkabanu. Wy, Śmierciożercy, jesteście zwykłymi, śmierdzącymi, krwiożerczymi draniami, gorszymi od zwierząt. Zabijacie niewinnych mugoli dla własnej przyjemności i torturujecie czarodziejów dopóty, dopóki z bólu nie stracą rozumu! Twoja ciotka Bellatrix torturą doprowadziła rodziców Neville’a do obłędu i zabiła Syriusza! Nienawidzę was i zrobią wszystko, żeby was zniszczyć! Nienawidzę cię, Malfoy, słyszysz! – wykrzyczał prosto w twarz blondyna. – Żebyś zdechłeś, sukinsynu!

Cała krew odpłynęła z twarzy Draco, która stała się białą jak marmur maską. Jego wzrok stwardniał, a oczy zmieniły się w zimną stal.

- Niepotrzebnie to powiedziałeś, Potter – rozciągając słowa powiedział Zabini i pokręcił z politowaniem głową.


- Żal mi ciebie, Potter – głosem, którym mógłby zamrozić ogień, oświadczył Malfoy. – Merlin wie, że nie chciałem tego, ale sam sobie jesteś winny. Oddam cię im i będziemy sobie ciebie przekazywać z rąk do rąk. Wiesz, co to znaczy?


Harry szybko i mocno odrzucił głowę do tyłu, uderzając Crabbe’a w twarz. Rozbrzmiał chrzęst, grubas krzyknął, wypuszczając Harry’ego ze swoich rąk i chwycił się za złamany nos, z którego trysnęła krew. Goyle, nie oczekując czegoś takiego, na chwilę osłabił chwyt. Gryfon wykręcił się z jego rąk i z całej siły walnął pięścią w jego szczękę.


- Kurwa! – zawył z bólu Goyle i rzucił się na Harry’ego.


Przeżywszy większą część życia z kuzynem Dudleyem, Harry nauczył się profesjonalnie unikać uderzeń. Łatwo uchylił się od potężnego prawego sierpowego Goyle’a i ruszył w stronę Zabiniego z zamiarem wyrwania mu swojej różdżki, niestety nie zdążył, trafiony
Drętwotą przez Malfoya.


-
Incarcerous! - krzyknął Zabini i wokół nadgarstków Harry’ego mocno owinął się sznur.


- Zdjąć mu spodnie! – rozkazał Malfoy.

.
Ze wszystkich sił Harry starał się przeciwstawić, wierzgał, wyrywał się, spróbował jeszcze raz uderzyć głową osobę stojącą za nim, ale bezskutecznie – siły były nierówne, chociaż trzej Ślizgoni mieli duże trudności z utrzymaniem go.
Nott złapał za jego dżinsy i szarpnął tak, że rozbrzmiał trzask odrywanych guzików, a potem zsunął je aż do kolan razem z majtkami.


- No, no! Jaki u nas wielki interes, może ci go trochę skrócimy! Prawdopodobnie przeszkadza ci w chodzeniu, co, Potter? – powiedział Nott, na co Crabbe i Goyle wyszczerzyli zęby w złośliwym uśmiechu.

- Spieprzaj, skurwysynu! – Harry jeszcze próbował się stawiać. – Twojemu tatusiowi w Azkabanie istotnie coś skrócą, na przykład jego nic niewarte życie.

Nott ryknął i z mordem w oczach złapał Pottera za gardło.


- Teodor, przestań! – krzyknął Malfoy. – Zostaw go! On specjalnie tak mówi, chce nas sprowokować, żebyśmy go rozwalili. Nie, Potti, nie doczekasz się. Nie zabijemy cię, tylko wypieprzymy w obie dziury, tak że będziesz pełzał na kolanach. Nie miej więc nadziei na szybką i lekką śmierć i nie irytuj na próżno chłopaków.

Rzucili Harry’ego na ławkę brzuchem na dół i mocno przycisnęli do drewnianej powierzchni. Potter wyrywał się, spróbował kogoś kopnąć, nie patrząc kogo, Crabbe’a albo Goyle’a, ale w odpowiedź dostał bolesne uderzenie w szyję. Zabini odszedł na bok, przysiadł na ocalałej drewnianej skrzynce, wyjął paczkę papierosów, założył nogę na nogę i zapalił, całą swoją osobą pokazując zupełną obojętność w stosunku do tego, co się działo. Malfoy skrzyżował ręce na piersi i obserwował scenę w milczeniu. Crabbe zaczął rozpinać rozporek. Harry targnął się, ale Goyle i Nott trzymali go mocno.

- Puszczajcie! – krzyknął i zaczął rozpaczliwie wyrywać się, ale związany nie mógł dać rady trzem Ślizgonom.

Poczuł jak o jego wejście oparł się twardy członek i Crabbe całą swoją masą przygniótł go do ławki. Harry instynktownie spiął się, ale gruby Ślizgon rozsunął jego pośladki i pchnął. Rozciągając pierścień zaciśniętych mięśni, zaczął wpychać swojego członka w odbyt Gryfona. Harry jeszcze mocniej zacisnął mięśnie.

- Cholera, nie chce wejść! – zasapał Crabbe.

- Idioto, pośliń chociaż palec – powiedział Draco.

Crabbe splunął na palce, rozprowadził ślinę na swoim penisie, a potem gwałtownie włożył palec w odbyt Harry’ego. Potter krzyknął i od razu dostał w twarz od Goyle’a. Czuł, jak jeden palec w jego anusie ruszał się tam i z powrotem, potem dołączył do niego drugi, próbując poszerzyć jego dziurkę. Crabbe znowu przycisnął członek do zaciśniętego pierścionka mięśni i pchnął mocniej. Harry zaczął jęczeć, przygryzając wargę.

- Potter, nie rób z siebie niewinnej dziewicy. Rozluźnij dupę i czerp przyjemność z seksu – powiedział Malfoy, siadając obok Zabiniego i przypalając papierosa od jego papierosa.

- Sukinsyny – zajęczał Harry. – Skurwiele!

- Niech ci będzie, Potti, nie odmawiaj chłopakom dupy, dla ciebie to normalka, a im jest przyjemnie.

Vincent Crabbe ponowił próbę i Harry poczuł, jak członek Ślizgona milimetr po milimetrze wchodzi w jego tyłek. Ostry ból sprawił, że krzyknął.

- Zamknij się! – Nowe uderzenie w potylicę zmusiło go do zaciśnięcia zębów.


Crabbe już w połowie wepchnął swojego członka w Gryfona.


- I jak idzie? – zapytał Draco.

- Normalnie! – powiedział Vince i dalej wciskał swojego penisa w Harry’ego.

Szybko i mocno pchnął biodra do przodu i zatrzymał się, potem powoli się cofnął i znowu w przód i jeszcze raz i jeszcze.


- No, pacany, głębiej nie wejdzie, mogę mu rozerwać dziurę – wysapał Crabbe.


- Wkładaj całego, nie przejmuj się jego dziurą, rozerwiesz, zaleczy się – powiedział niespodziewanie Zabini, wypuszczając strumień mentolowego dymu.

Crabbe zaczął pchać jeszcze mocniej i wszedł w Pottera aż po same jądra. Pieprzył go przez chwilę w milczeniu, głośno sapiąc, a Nott i Goyle obrzydliwie chichotali, przytrzymując Gryfona.

- Teodor, zerżnij go w usta – rozkazał Malfoy. – Spuść mu się porządnie. I dopilnuj, żeby ta gryfońska szmata połknęła całą twoją spermę, potem będzie z tego powodu obficie rzygać.

Ślizgoni wybuchnęli śmiechem. Nott podszedł do Harry od przodu, rozpiął rozporek, wyjął swojego penisa i zaczął przesuwać nim po twarzy bruneta. Gryfon, odwracając się, zacisnął zęby.

- Ssij, psie, jeśli nie chcesz żebym obciął ci jajka – powiedział Nott, starając się wepchnąć członka w usta ofiary.


- Nie zapieraj się, Potter – uśmiechnął się Malfoy. – Obciągnij Teodorowi, bojak nie, to będę musiał zadać ci dużo bólu. – Malfoy podniósł z podłogi kawałek zardzewiałej, metalowej rury. – Jeżeli cię tym wydymam, do końca życia będziesz pełzać na czworakach.


Harry spróbował się wyrwać, ale trzymali go bardzo mocno. Crabbe brutalniej ścisnął biodra bruneta i pociągnął go do siebie. W tym samym czasie Teo chwycił Gryfona za włosy, przyciągnął jego głowę do swojego krocza i zaczął wsuwać swojego członka w jego usta, wpychając go tak głęboko, że chłopak się zakrztusił.

- No, gryfoński pedale, ssij – rozkazał Nott, ale Potter nie poruszył ustami.

- Nie chce po dobremu – powiedział Nott, zwracając się do Ślizgonów.

Malfoy skierował różdżkę na Harry’ego i powiedział:


-
Crucio!

Ciało Gryfona przeszył ostry, palący ból. Chłopak skulił się pod Crabbem, z nosa i uszu pociekła mu krew, a z oczu popłynęły łzy, krzyk utknął mu gdzieś głęboko w gardle. Jego szczęka zacisnęła się i przygryzł główkę członka Notta.


- Hej, suko, ostrożnie, nie gryź! – ryknął Teo.

- Co, Potter, zabolało? – opuszczając różdżkę zainteresował się Draco. – O, nasza dziewczynka płacze. Nie maż się, Potti, będziesz posłuszną kurwą, to wszystko skończy się dobrze, może nawet zaznasz przyjemności.


Harry zaczął powoli ssać. Trwało to kilka minut, dopóki nie poczuł, jak Crabbe zaczyna ciężko oddychać. Jego członek zadrgał, a chwilę później wewnątrz Harry’ego rozlało się ciepło. Vincent, sapiąc spazmatycznie, odsunął się od niego. Gryfon chciał się wyprostować, ale Nott mocno trzymał jego głowę. Przyszła kolej na Goyle’a. Jego członek był potężniejszy niż Crabbe’a, ale wejście Harry’ego byłe mocno wysmarowane spermą i szczególnie wielkiego bólu już nie poczuł. Ślizgoni pieprzyli go w obie dziury. Gregory rżnął go tak, że jego jajka uderzały o tyłek Gryfona. Nott trzymał go za włosy i mocno przyciskał do swojego krocza.


- Ssij, suko, ssij – szeptał Teo, pchając głowę bruneta na swojego członka.


Harry stracił poczucie czasu. Gdyby go ktoś zapytał, nie potrafiłby powiedzieć, ile to trwało. Zdawało mu się, że wieczność. Jego świat zawęził się do ruszającego się w jego ustach członka Teodora Notta i potężnego penisa Gregory’ego Goyle’a, ślizgającego się w jego odbycie. Draco Malfoy podszedł bliżej, przykucnął, uśmiechnął się i pochylając głowę do zakrwawionej twarzy Harry’ego, zainteresował się:

- No i co, Potter, jakie odczucia? Jak to się mówi: „ani pierdnąć, ani beknąć”. – Ślizgoni ryknęli śmiechem, a Malfoy kpił dalej. – Z tyłu po same „migdałki” i z przodu już w migdałki.

Harry jęknął, łzy znowu pociekły mu po twarzy. Miał takie uczucie, jakby rozrywali go na pół. Jeden ciągnie za uszy do siebie, drugi za biodra w swoją stronę. Draco podniósł się, rozpiął rozporek i przysunął swojego członka do twarzy Harry’ego. Nott odsunął się od Gryfona i jego miejsce zajął blondyn.


- Wystarczyło jedno
Crucio i stałeś się bardzo posłuszną dziewczynką, Potti – powiedział Malfoy, wpychając penisa głęboko w gardło bruneta.


Ślizgoni zamieniali się miejscami i Harry raz ssał członka Notta, potem Malfoya. Gryfon poczuł, że penis Teo w jego ustach naprężył się i zrozumiał, że chłopak zaraz skończy, więc spróbował odsunąć się, ale Nott dosłownie nadział jego głowę na swoją erekcję. Sperma Teo wypełniła usta Harry’ego i chłopak musiał ją łykać, żeby się nie zachłysnąć. Malfoy zaczął szybko pocierać swojego członka, obserwując jak Harry dławi się sokiem Notta i gdy tylko wyciągnął on swojego penisa z ust Pottera, Malfoy też skończył na twarzy Gryfona. Nasienie spływała po podbródku bruneta i kapało na podłogę. Chwilę potem Goyle zaczął jęczeć, zrobił szybki ruch do przodu i do tyłu, i z jego końca obficie polała się sperma,wypełniając odbyt Harry’ego po brzegi. Było jej tak dużo, że zaczęła z niego wyciekać, spłynęła na dół po nogach Gryfona, brudząc jego majtki i dżinsy. Potter wyglądał jak najgorsza dziwka – zerżnięta i zalana nasieniem. Draco nachylił się do samej twarzy chłopaka, pobrudzonej krwią i spermą, chwycił go za włosy, uniósł głowę i powiedział:

- No co, Potter, mam nadzieję, że teraz zrozumiałeś co czeka te kreatury, które próbują donosić do Ministerstwa na moją rodzinę i chcą jej zaszkodzić. Spodobało ci się zbiorowe rżnięcie?


- Bardzo szybko, Malfoy, ciebie będą zbiorowo pieprzyć w Azkabanie, i twoją mamę też. Myślę, że i jej i tobie to się spodoba – wychrypiał Potter i splunął Draco w twarz.

Ślizgon na chwilę skamieniał. Jego oczy otworzyły się szeroko. Powoli wytarł z policzka ślinę Gryfona i powiedział:

- Ale z ciebie kanalia, Potter. I co ja mam teraz z tobą zrobić?


- Lepiej zabij mnie od razu, Malfoy, inaczej wszyscy tego pożałujecie – odpowiedział Harry. – Już użyłeś jednej niewybaczalnej klątwy, z
Avada Kedavra pójdzie ci jeszcze łatwiej.


Ślizgoni, którzy ich otaczali i przyglądali się temu co się działo, wymienili zaniepokojone spojrzenia. Wszystkim zrobiło się jakoś dziwnie, wesołość gdzieś przepadła. Praktycznie każdy z nich, oprócz Zabiniego, był dzieckiem Śmierciożercy, i za to, co oni tu robili z Wybrańcem, mogli nie tylko wylecieć ze szkoły, ale zostać skazani na pobyt w Azkabanie i nie miałoby znaczenia, że są nieletni. A Malfoy, który użył zaklęcia niewybaczalnego, zagwarantował sobie dożywocie. Teraz każdy z nich rozumiał, że posunęli się za daleko i następstwa mogą okazać się dla wszystkich bardzo nieprzyjemne. Potter, po tym, co z nim zrobili, do końca swoich dni nie spocznie, dopóki się nie zemści. Ślizgoni rozumieli to doskonale.

Draco rozpiął pasek swoich spodniach i powiedział:

- Chciałem się z tobą zabawić, gnojku, po prostu miło spędzić czas i zapomnieć o twoim idiotycznym wybryku, ale ty zdecydowałeś się zagrać w inną grę, co Potti? – Głos Malfoya wyraźnie drżał.

Obszedł związanego Harry’ego, zatrzymał się, w milczeniu oglądając swoją ofiarę, potem z całej siły zamachnął się pasem i uderzył. Potter poczuł jak coś ostrego przebiegło po jego pośladkach, krzyknął z zaskoczenia i zrozumiał, że Malfoy zamierzał go wychłostać. Zacisnął zęby aż do bólu, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku i przetrwać egzekucję w całkowitym milczeniu.

Wydawało się, że Malfoy oszalał. Widok krwi na pociętej skórze przekształcił go w zwierzę. Chłostał i chłostał Gryfona, aż ten dusił się od bólu, ale nie krzyczał. Harry’emu wydawało się, że skóra na jego pośladkach jest już w strzępach, ale cienki, skórzany pas nadal w niego uderzał. Wszyscy obserwowali egzekucję w milczeniu, nawet Zabini przestał palić i patrzył przestraszony i lekko pobladły na to, co się dzieje. W pewnym momencie Potter instynktownie spróbował odchylić się od uderzenia i nawet udało mu się trochę odsunąć, ale wtedy Malfoy uderzył go pomiędzy nogami. Harry zawył z bólu, który szarpnął go gdzieś u dołu brzucha i trafił prosto w mózg. Przestraszył się, że Malfoy oderwał mu mosznę. Kilka następnych uderzeń Ślizgon umyślnie wykonał w krocze Gryfona, wyrywając z niego za każdym razem rozpaczliwy krzyk, przechodzący w charkot. Zabini rzucił się w stronę blondyna i złapał go za rękę.


- Draco, przestań, zakatujesz go! – krzyknął blondynowi prosto w twarz.

Malfoy oddychał ciężko, platynowe kosmyki były mokre i pozlepiane od potu, twarz i ubranie spryskane krwią.


- Draco, spokojnie – powtórzył Blaise, wciąż trzymając go za rękę. – Już dość,wystarczy, on już wszystko zrozumiał.

 

- No co, ścierwo, wiesz teraz, jak masz postępować? -ochrypłym głosem zapytał Malfoy, zwracając się do Harry’ego. Chłopak zacząłjęczeć, ale nic nie odpowiedział, tylko konwulsyjnie przełknął ślinę.


- Nie, pedał nie zrozumiał, jeszcze raz! – histerycznie krzyknął Malfoy i znowusię zamachnął.

- Malfoy! – zawołał Zabini i wymierzył Ślizgonowi policzek.


Ręka Draco opadła, zakrwawiony pas upadł na kamienną podłogę. Po policzku spłynęłamu łza.

- To już koniec, Draco – powiedział Zabini. – Wystarczy. Weź się w garść,przecież jesteś Malfoyem.


- Masz rację, jestem Malfoyem i powinienem obronić moją rodzinę. – Blondynpowiódł spojrzeniem po obecnych. – Jeszcze raz go wszyscy przelecimy i idziemy.


- Ale Draco…


- Wszyscy, Blaise! To rozkaz. Ty zaczynasz!


- Nie znalazłem swojego członka na śmietniku, Draco!

- Cholerny esteta. – Malfoy splunął pod nogi Zabiniego, wyjął różdżkę iwypowiedział zaklęcie czyszczące, które spowodowało, że krew i sperma zniknęły.- Tak lepiej, Blaise? No, zerżnij go, to rozkaz, do kurwy nędzy!


Zabini powoli rozpiął rozporek, chwilę drażnił swojego członka, potem oparłręce o biodra Ggryfona i wszedł w jego niezamykającą się już dziurkę. Potter niewyrywał się, po chłoście był na granicy omdlenia. Zabini pieprzył go wmilczeniu, z zaciśniętymi zębami.
Goyle podszedł do Harry’ego od przodu i rozpiął rozporek. Jego członek był jużna pół twardy. Powiódł nim po wargach i policzkach Gryfona, potem wepchnął go wpółotwarte usta, złapał rękami jego uszu i zaczął na niego nabijać. Robił gwałtowne,mocne pchnięcia, starając się szybko skończyć.
Przez około dziesięć minut obaj Ślizgoni w zupełnej ciszy pieprzyli Pottera zobu stron, a on po prostu leżał i nie reagował. Czasami przez jego ciało przechodziłskurcz i chłopak drżał pod swoimi gwałcicielami. W ciszy słychać było tylkoprzyspieszone oddechy i uderzania jąder o tyłek i podbródek Gryfona. W pewnymmomencie Goyle zamarł, jeszcze raz wepchnął penisa w usta Pottera i szybkowypełnił je spermą. Mocno przycisnął jego głowę do swojego krocza i zacząłjęczeć. Potem wyjął swój już miękki członek i wytarł resztkę nasienia o twarzHarry’ego. Wkrótce Zabini też skończył, wyjął członek z tyłka Pottera, wytarłgo o jego pośladki i szybko odszedł na bok, zapinając spodnie. Wyciągnął paczkępapierosów i nerwowo zapalił. Jego miejsce zajął Teodor Nott, a Gregory Goylezmienił Crabbe’a.
Kiedy wszyscy skończyli i wreszcie puścili Harry’ego, ten upadł bez sił na podłogę.Ślizgoni chcieli jak najszybciej opuścić stary magazyn i unikali patrzenia sobiew oczy. Zabini na odchodnym uwolnił ręce Gryfona i szybko wyszedł na korytarz. Zostałtylko Malfoy. Podszedł do leżącego na podłodze chłopaka, upadł przy nim na kolanai wyszeptał:

- Przebacz mi, Harry, przebacz ukochany…


Gryfon tylko jęknął. Ślizgon szybko podniósł się i rzucił się do wyjścia, alezanim wyszedł, odwrócił się i wyszeptał zaklęcie uzdrawiające.


- Przebacz – powtórzył jeszcze raz i zniknął.

***

Po powrocie Ślizgoni szybko rozeszli się do siebie. Zabini skierował się do swojesypialni, sąsiadującej z pokojami Malfoya, ale ten chwycił go za rękę i błagalniewyszeptał:

- Blaise, proszę, nie odchodź…


- Draco, posłuchaj, zmęczyłem się i w ogóle chcę pobyć sam.


- Proszę cię, Blaise…


Zabini w milczeniu wszedł do apartamentu Malfoya, chwycił butelkę Ognistej,nalał sobie niezłą porcję, wypił jednym haustem i nalał jeszcze raz. Draco opadłna łóżko i zakrył twarz dłońmi. Blaise nalał mu alkoholu i podał szklankę.Malfoy szybko ją osuszył i zaczął rozglądać się za papierosami.

- No i co, Draco, jesteś zadowolony? – zapytał Blaise, patrząc na przyjaciela. -Zrobiliśmy to dla ciebie. Tak, jak chciałeś!

- Tak, Blaise, tak chciałem… – ochryple odpowiedział Malfoy. – Tylko dlaczegoteraz tak bardzo pragnę zdechnąć?

Ślizgon zakrył dłońmi piękną twarz, opuścił nisko głowę, a jegoplecy zadrżały od cichego szlochu. Blaise podszedł do Draco i objął go.

***

W ustach został smak spermy. Harry wypluł jej resztkę na podłogę. W tyłku czułmocne pulsowanie krwi, a z odbytu spływał cienki strumyk. Chłopak zdjął porwanedżinsy i majtki. Podszedł do kapiącego kranu i przepłukał usta. Majtkamipodtarł spermę na pośladkach i nogach i wyrzucił je. Usiadł na drewnianejskrzynce, którą wcześniej zajmował Zabini, i zapatrzył się tępo w jeden punkt. Naglezupełnie blisko usłyszał pełen współczucia głos:

- Boli cię?


Zaskoczony Gryfon drgnął i poderwał się ze skrzynki. Niedaleko od niego stała PomylunaLovegood. Harry zmrużył oczy, żeby ją lepiej widzieć. Dziewczyna byłaprzestraszona, ręce jej lekko drżały.

- Harry? – zapytała Luna, podeszła bliżej i dotknęła jego ramienia. Potter drgnął.- Bardzo cię boli?


- Nie – pokręcił głową, wpatrując się krótkowzrocznymspojrzeniem w jej twarz. – Teraz już nie tak bardzo. Bolało za pierwszym razem,kolejne da się przeżyć.


Pomyluna krzyknęła cicho i zakryła dłonią usta, z trwogą i współczuciem patrzącna Pottera.


- Trzeba komuś powiedzieć o tym, co się stało – powiedziała. – Wtedy ichukarzą. Będę twoim świadkiem, potwierdzę wszystko.


Te słowa nagle wyprowadziły Harry’ego z otępienia. Krew uderzyła mu do głowy.

 „Ona widziała! Iteraz wszystkim opowie!”

Mocno chwycił dziewczynę za ramiona.


- Od jak dawna tu jesteś? Co widziałaś?


Luna krzyknęła zlękniona i spróbowała się odsunąć. Potter miał dziki i szalonywygląd, oczy płonęły mu jak u wariata. Jeszcze mocniej ścisnął jej ramiona, niemyśląc, że sprawia tym ból.


- Ja… widziałam… wszystko. Ktoś schował moje rzeczy i pomyślałam, że możetu je znajdę. Zauważyłam, kiedy przyszedłeś i chciałam podejść, ale nadeszlioni i schowałam się, a potem urządziliście tu bitwę, bałam się, że niechcącymnie zabijecie i weszłam do szafy.

- Widziałaś wszystko – powtórzył Harry, mocno potrząsając dziewczyną.


- Harry, powinieneś powiedzieć nauczycielom, profesor McGonagall, oni zasługująna karę!


- Nic nikomu nie powiesz, Luno, słyszysz! – wykrzyczał jej w twarzy i jeszczeraz nią potrząsnął.


- Harry, puść, to boli! – krzyknęła dziewczyna, a w jej oczach pojawił sięstrach.

Zrobiła krok do tyłu i spróbowała wyrwać się z rąk Gryfona,ale on mocno przygniótł ją do ściany, nie dając możliwości poruszenia się. Namoment Harry zamarł, przyciskając swoim ciałem ciało dziewczyny. Luna oddychałaszybko, strach spowodował, że lekko drżała i ten dreszcz udzielił się i jemu. Poczułjak zaczyna się podniecać i nagle jakiś obłęd całkowicie nim zawładnął. Naszłogo nieprzeparte pragnienie posiąść dziewczynę, wziąć ją teraz, natychmiast, niezważając, czy ona też tego chce, czy się na to zgadza. Musiał poczuć się mężczyznązdolnym współżyć z kobietą, a nie tylko zwykły pedałem, którego zrobił z niegoMalfoy z przyjaciółmi. Harry nagle zrozumiał, że jeśli nie zrobi tego teraz, tojuż nigdy nie będzie w stanie stać się prawdziwym facetem, będzie uważać się zanic niewartego śmiecia, niepełnowartościowego człowieka. Jego ręce zaczęły nachalniepieścić jej ciało, coraz niżej i niżej. Wreszcie wsunął jej rękę pod spódnicę idotarł do tego najważniejszego miejsca. Pomyluna zaczęła się wyrywać,spróbowała odsunąć się od niego, odepchnąć go od siebie, ale Gryfon był jużniesamowicie podniecony i nie miał zamiaru wypuścić takiej szansy z rąk.


- Luna, muszę – szeptał, wsuwając jej rękę pomiędzy nogi. – Luna, proszę, ja muszę…

Pomyluna ledwo słyszała jego rwący się oddech i gorączkowy szept.Strach przed oszalałym Gryfonem był coraz większy i gotowa była wydrapać muoczy, żeby się tylko uwolnić. Potter chwycił ją za ręce i wygiął je do tyłu. Rozpaczliwiepróbowała się wyrwać, ale Harry mocno przycisnął ją do siebie i złapał jednąręka jej obie. Druga odchylił jej głowę i przyssał się ustami do szyi, potemzaczął namiętnie całować jej twarz, aż dotarł do ust.


- Luna, Luna – szeptał jak szaleniec okrywając jej twarz pocałunkami. – Jesteśmi potrzebna teraz, chcę cię. Muszę to zrobić…


Potter przewrócił ją na podłogę. Dziewczyna znowu zaczęła się wyrywać i bić gopo twarzy.

- Harry, nie, proszę, nie rób tego, nie chcę tak. Harry, nie chcę! – Zaczęławierzgać, bić głową w jego ramię i głośno krzyczeć.

Cała ta sytuacja pobudziła Gryfona jeszcze bardziej. Był gotowy na wszystko,żeby tylko wziąć dziewczynę już teraz, żeby jak najszybciej poczuć sięmężczyzną, a nie kurwą, którą dwa razy obskoczyło pięciu chłopaków. Mocniej przycisnąłLunę do podłogi, tak że nie mogła się poruszyć. Łzy pociekły jej po policzkach.Harry lekko uniósł się, żeby zupełnie jej nie przygnieść. Rozerwał jej bluzkę,biustonosz i dotknął piersi. Oboje drgnęli:  Pomyluna ze strachu, Harry z podniecenia. Jeszczenigdy w życiu nie dotykał piersi dziewczyny. Zaczął pieścić jej ciało ustami,schodzić coraz niżej i niżej. Jednym szarpnięciem zerwał z niej majtki i odrzuciłje na bok. Luna z całych sił zacisnęła nogi, ale jej opór nie zatrzymał Gryfona,który przygniótł ją mocniej i kolanem spróbował rozsunąć ściśnięte razem uda. Dziewczynaczuła jak coś twardego ślizga się po jej skórze.

- Luna, rozsuń nogi, proszę – powiedział Harry. – Nie chcę sprawić ci bólu.


Dziewczyna zaczęła wyrywać się mocniej i ugryzła go w ramię. Harry poczuł krewcoraz mocniej pulsującą w jego członku – znak, że musi się pospieszyć. Kolanem nasiłę rozsunął jej nogi, objął za pośladki, uniósł i lekko uderzył o dziurkędziewczyny. Żadnej reakcji. Pchnął mocniej, ale udało mi się włożyć tylko półgłówki. Wzmocnił nacisk i zaczął wchodzić głębiej. Pomyluna krzyknęła,spróbowała zepchnąć go z siebie, a chłopak poczuł, że natknął się naprzeszkodę. Na moment zamarł, ale wydawało mu się, że jego członek gotowy jest eksplodowaćod przepełniającej go energii. Zacisnął zęby i zaczął wpychać penisa corazgłębiej i głębiej, nie zważając na napotkany opór. Poczuł, że przeszkoda jestjuż naciągnięta do granic możliwość, więc pchnął jeszcze raz, mocno. Dziewczynapod nim szarpnęła się i krzyknęła. Dusiła się od szlochu. Harry wszedł w nią dosamego końca. Kiedy jego członek wniknął do niej, mimowolnie uniósł ciało, praktycznienabijając ją na siebie. Jego penisowi było wystarczająco ciasno w dziewiczej pochwie, ścianki mocno napierały na jego erekcje i orgazm nie kazał na siebie długo czekać. Kiedy wyrzucał z siebie strumień spermy, z jękiem objął dziewczynę, przycisnął ją do podłogi, zmusił do rozsunięcia nóg jeszcze szerzej oddania mu się całkowicie. Luna czuła, jak wypełnia ją nasienie, słyszała gorący, ciężki oddech chłopaka. Już jej nie trzymał, tylko leżał na niej, przyciskając swoim ciężarem, lekko drżał i szlochał. Jego łzy mieszały się z jej łzami. Nie próbowała się już wyrywać, była teraz spokojna, a nawet zupełnie obojętna…

Blaise obudził się gwałtownie w środku nocy. Otworzył oczy i kiedy zobaczył, że Draco nie leży obok niego, szybko wstał z łóżka. Młody Malfoy od dzieciństwa bał się ciemności, a po tym, jak w wieku dziesięciu lat jego ojciec go zgwałcił, w sypialni blondyna zawsze paliły się świece albo migotała lampa. I teraz, przy lekko zielonkawym oświetleniu, Zabini zobaczył pustą sypialnię i jaskrawy pas światła pod drzwiami łazienki. Narzucił jedwabny, zielony szlafrok i ruszył w jej kierunku.


Malfoy siedział na marmurowej podłodze, oparty plecami o ścianę. Obok niego stała w połowie pusta butelka Ognistej, po podłodze poniewierała się różdżka. Na nadgarstku jego lewej ręki, poniżej szczerzącej się czaszki, widniało głębokie nacięcie, z którego w takt uderzeń serca wypływała krew i skapywała na podłogę. Twarz Draco była blada jak marmurowa maska, oczy miał zamknięte, ale długie, jasne rzęsy lekko drżały, a na policzku błyszczała wilgotna od łez ścieżka.


- Idiota! – krzyknął Zabini, padając obok blondyna na kolana.


- Blaise, odwal się – cicho powiedział Draco, nie otwierając oczu.


- Zacząłeś rozpaczać za Potterem i zdecydowałeś się pięknie zdechnąć? – Blaise złapał ręcznik i zaczął odrywać od niego długi pas tkaniny.

- A dlaczego nie? – zapytał Draco, nadal nie otwierając oczu .

- Dlaczego nie pobiegłeś utopić się w jeziorze, Potter już przetarł tam drogę, nie zabłądziłbyś. – Mocno zaciskając kawałek ręcznika na nadgarstku Draco, ironicznie zapytał Zabini.

- Arystokraci otwierają sobie żyły – powiedział Malfoy, spojrzał na bruneta, wziął prawą ręką butelkę i zaczął pić.


- A o matce pomyślałeś? – zripostował Blaise, wyrwał Ognistą z rąk przyjaciela i sam się napił.


- Wszystko jedno, i tak zdechniemy – odwracając się w bok i leniwie patrząc na skręcone razem dwa posrebrzane węże wijące się na zielonym marmurze, odpowiedział Malfoy. – Nie dam rady usunąć Dumbledore’a, przeklęty naszyjnik nie trafił do niego przez tą głupią, gryfońską krowę. Pojęcia nie mam, jak naprawić przejście w szafie, wyrok na ojcu zostanie niedługo wykonany. Potter do końca swoich dni nie wybaczy mi tego, co z nim dzisiaj zrobiliśmy i nienawidzę siebie za to, że go kocham. Mam już tego wszystkiego dość, Blaise, i bardzo chce mi się zdechnąć. Myślę, że to najlepsze rozwiązanie.


- Widzisz, Draco, jak tobie szkodzi obcowanie z Potterem? Udziela ci się jego głupota – powiedział Blaise, podnosząc się z podłogi i zabierając różdżkę Malfoya.

- A ty dokąd? – zapytał Draco.

- Po profesora Snape’a. Nie znam uzdrawiających zaklęć, a nie chcę, żebyś się wykrwawił.


- Oddaj moją różdżkę, Blaise!

- Żebyś otworzył sobie żyły także na prawym nadgarstku? – chrząknął brunet. – Nic z tego. I niech ci nie przyjdzie na myśl utopić się w wannie. Topielec brzydko wygląda w trumnie: spuchnięty, siny, nieestetyczny. – I Zabini wyszedł z apartamentów Malfoya.

Severus Snape, w towarzystwie chłopaka, wszedł szybkim krokiem do łazienki Draco. Zastał go siedzącego na podłodze, z przewiązanym nadgarstkiem. Na białej tkaninie widać już było dużą, krwawą plamę. Obok poniewierała się pusta teraz butelka.

 

- O, Severus – powiedział Draco, patrząc na swojego opiekuna pijanym wzrokiem. – Przyszedłeś na imprezę? U nas jest wesoło. Napij się, w barku jest jeszcze tego sporo.


- Draco, co ty wyczyniasz? – zapytał Snape, klękając obok Malfoya.

- Wszystko w porządku, profesorze, Zabini to diabelski panikarz.


Snape złapał za poraniony nadgarstek, odwiązał okrwawioną szmatę, wyciągnął różdżkę i przeciągnął nią po nacięciu, mamrocząc podobne do jakieś religijnej pieśni, magiczne formuły. Krew przestała wypływać. Wytarł jej resztkę z nadgarstka Draco i wypowiedział kolejne zaklęcie. Rana zasklepiła się, została tylko niewielka, biała blizna. Zabini z uwagą i zainteresowaniem obserwował poczynania profesora, starając się zapamiętać i nauczyć wszystkiego, co robił. Snape pomógł blondynowi podnieść się i doprowadził do łóżka.


- Blaise – zawołał Malfoy. – Severus, niech Blaise ze mną zostanie. Boję się i nie chcę być sam. Światła też nie gaś.


- Zabini, połóż się z nim – zmęczonym głosem powiedział Snape, siadając na brzegu łóżka. – Biedny chłopcze, nadal boisz się ciemności…

Brunet zdjął szlafrok, zupełnie nie krępując się, że staje przed swoim profesorem zupełnie nagi, położył się pod kołdrą obok Malfoya i objął go.


- Draco, co się z tobą dzieje? – zapytał Severus, przesuwając delikatnie ręką po białych włosach Ślizgona. – Czy nie rozumiesz, że nie możesz popełnić błędu? Twoja misja jest bardzo ważna, a ty zachowujesz się jak dziecko! Regularne pijaństwo i te wasze orgie, bójka z Potterem, a teraz jeszcze ten idiotyczny wybryk. Jeśli wyrzucą cię ze szkoły…

- Mam gdzieś szkołę – powiedział Draco. – Nic pan nie rozumie, profesorze, to nie chodzi o moją misję, nie o nią…

.
Nastąpiła dłuższa przerwa. Severus Snape uważnie patrzył w oczy Malfoya, a potem cicho powiedział:

- Widzę, że ciocia Bellatrix dobrze wytrenowała cię w okulmencji. Nieźle nauczyłeś się ukrywać swoje myśli, nawet w takim stanie. Rzeczywiście masz talent do tego, w odróżnieniu od Pottera, który okazał się matołem i tylko na próżno marnowałem na niego swój czas.

- Potter nie ma tu nic do rzeczy! – histerycznie krzyknął chłopak. – I niech pan nie śmie pchać mi się głowy, profesorze, nie pozwolę ci grzebać w moich wspomnieniach!


- Draco, uspokój się – surowo powiedział Snape, a Zabini mocniej objął swojego kochanka i zaczął uspokajająco gładzić go po policzku. – Nie wiem, dlaczego to zrobiłeś, dlaczego chciałeś się zabić, ale to było po prostu głupie. Czy nie rozumiesz, że teraz twoje życie nie należy do ciebie? Tylko Pan może nim rozporządzać, jesteś jego sługą i nie masz prawa popełniać błędów.


- To nieprawda – powiedział Malfoy. – Sam rządzę swoim życiem.


- Mylisz się, Draco. – Snape podwinął rękaw na lewej ręce, odsłonił swój Mroczny Znak i pokazał go Ślizgonowi. – Kiedy zostajemy naznaczeni, stajemy się jego służącymi i tylko on ma władzę nad naszym życiem, istniejemy tylko po to, żeby mu służyć, a kiedy nie wykonujemy jego rozkazów, zabija nas. Musisz to zrozumieć, Draco. Byłeś zmuszony szybko dorosnąć i teraz to ty jesteś odpowiedzialny za swoją rodzinę. Wykonasz misję i twoi rodzice wrócą do łask. Naprawisz błąd Lucjusza, a ja ci w tym pomogę, Draco. Obiecałem twojej matce obronić cię, złożyłem Wieczystą Przysięgę…

- Czyli będzie pan ją musiał złamać, ponieważ nie potrzebuję pomocy – powiedział Malfoy.


- Zachowujesz się jak małe, kapryśne dziecko, postępujesz nieopatrznie. Rozumiem, że jesteś zdenerwowany sytuacją, w jakiej znalazł się twój ojciec, ale…

- A co ma do tego mój ojciec? O niczym nie masz pojęcia, Severusie! Jestem łajdakiem, dzisiaj zrobiłem coś takiego… - Draco wtulił nos w ramię Zabiniego i rozpłakał się.


Snape podniósł się z łóżka, wziął ze stołu kryształowy kielich, nalał do niego wody i wsypał jakiś proszek.

- Blaise, dopilnuj, żeby to wypił, musi dobrze się wyspać. A tobie Draco radzę pojechać do domu na jakieś dwa tygodnie, powinieneś odpocząć i doprowadzić się do normalnego stanu, inaczej następstwa mogą być tragiczne. Zbyt wiele teraz zależy od powodzenia twojej misji. O lekcje się nie martw, powiem dyrektorowi, że Narcyza poważnie zachorowała i twoja obecność we dworze jest konieczna. To częściowo prawda. Po rewizji ona rzeczywiście czuje się nienajlepiej. Jutro zabierzesz rzeczy i udasz się do domu – polecił Severus, jeszcze raz popatrzył na łóżko, w którym Zabini próbował uspokoić płaczącego kochanka i wyszedł na korytarz, głośno trzaskając drzwiami.

 

***

Harry już drugi tydzień wzbudzał swoim zachowaniem poważne obawy nie tylko u swoich przyjaciół, ale i u profesor McGonagall.

 

Po tym, jak chłopaka znaleziono nocą siedzącego na oknie w Wieży Astronomicznej, z nogami przewieszonymi na zewnątrz i wpatrzonego zapłakanymi oczami w dalekie gwiazdy, jego zachowanie bardzo się zmieniło. Zamknął się w sobie, odgrodził się od wszystkich niewidzialnym murem, nie chciał nikogo widzieć i z nikim rozmawiać, zwykle siedział samotnie zapatrzony w jeden punkt i zdawało się, że przebywa w sobie tylko znanym świecie. Nie zszedł do Wielkiej Sali i nic nie chciał jeść. Hermiona pierwsza zaczęła bić na trwogę, próbując skłonić go do szczerej rozmowy, ale poniosła zupełne fiasko. Z chłopaka nie udało się wyciągnąć ani słowa, milczał i odsuwał się od natrętnej przyjaciółki.

Na zajęciach również się nie zjawił i żeby dziewczyna mu się nie naprzykrzała, wyszedł z zamku i cały dzień przesiedział na brzegu jeziora. Wieczorem przyjaciele przyprowadzili go do Pokoju Wspólnego, przemarzniętego i szczękającego zębami. Hermiona napoiła go mocną herbatą, a Ron odprowadził do dormitorium. W środku nocy chłopak słyszał, jak jego przyjaciel cicho płacze w poduszkę, ale nie zdecydował się zakłócić samotności Harry’ego i spróbować poznać przyczynę jego rozpaczy.


Następnego dnia Ron nie wytrzymał i wygadał się Hermionie, że dzień wcześniej Harry dostał list od tajemniczej nieznajomej, która wyznaczyła mu wieczorem spotkanie, na które Potter oczywiście poszedł. To po nim Gryfon zaczął się tak zachowywać i stracił zupełnie radość życia, niczym po spotkaniu z dementorami. Hermiona upierała się, że nieudana randka i nieszczęśliwa miłość to żaden powód do opuszczania lekcji. Wściekły Ron sapał z niezadowoleniem, nazywając wszystkie dziewczyny perfidnymi sukami, które doprowadzają idiotów do takiego stanu, i dalej próbował pocieszyć Harry’ego. Jednak brunet pozostawał obojętny na przyjacielskie gesty i współczucie Rona. Nadal milczał i patrzył nieobecnym wzrokiem w ogień na kominku.

 

Kiedy Harry i następnego dnia opuścił wszystkie lekcje i znowu nie zszedł na śniadanie, Hermiona zdecydowała, że jako prefekt ma prawo zgłosić to opiekunowi. Wieczorem profesor McGonagall wezwała Pottera do gabinetu. Po dwóch godzinach wykładu o niedopuszczalnym zachowaniu nie wytrzymała i obiecała, że powie o wszystkim dyrektorowi, jak tylko ten wróci do szkoły. Harry w milczeniu słuchał sugestii, nagan i uwag swojej opiekunki, nie odrywając spojrzenia od podłogi, a na koniec oświadczył, że ma znowu problemy wieku dojrzewania i poprosił, żeby go wszyscy zostawili w spokoju, po czym wstał i wyszedł z gabinetu bez pożegnania, co mocno oburzyło profesorkę.


Po tej rozmowie Harry zaczął chodzić na zajęcia, ale tylko na te, których nie mili wspólnie ze Slytherinem i Ravenclawem. Wyglądało na to, że chłopak po prostu unika któregoś z uczniów, rozpaczliwie próbuje się przed kimś ukryć. Na lekcjach siedział całkowicie nieobecny duchem, pogrążony w swoich myślach i wkrótce jego średnia ze wszystkich przedmiotów mocno spadła. Nauczyciele zaczęli odejmować Gryffindorowi punkty. Snape z nieukrywaną przyjemnością obrażał Potter, rozwodząc się nad jego słabymi zdolnościami umysłowymi, na co chłopak w żaden sposób nie reagował, a jeden raz wstał w środku lekcji, zebrał swoje rzeczy i wyszedł z klasy, na odchodnym pokazując nauczycielowi nieprzyzwoity gest, za co został ukarany utratą pięćdziesięciu punktów. Harry miał gdzieś i stracone punkty i lekcje. Wydawało się, że dąży do tego, żeby wyrzucono go ze szkoły.

Jedyne, co brunet wtedy czuł, to nienawiść i złość na samego sobie. To, co zrobił z nim Malfoy z kolegami, odeszło na drugi plan, mógł to przeżyć. Było mu bardzo źle, kiedy Ślizgon zgwałcił go w pociągu, teraz też czuł się parszywie, ale wszystko wróciłoby z czasem do normy, gdyby mógł skoncentrować się na zemście na tym draniu. Jednak to, co on sam zrobił Lunie Lovegood, dziewczynie, którą uważał za swojego wiernego przyjaciela, która bardzo pomogła mu na piątym roku, całkowicie ufała i walczyła z nim ramię w ramię w Departamencie Tajemnic przeciwko Śmierciożercom, sprawiało mu nieznośne cierpienie. Uświadomienie sobie swojej winy nie dawało mu spokoju ani na chwilę. Nienawidził siebie i gardził sobą, uważał się za potwora, którego trzeba trzymać w jednej klatce z taki samymi monstrami, jak Malfoy. Wszystko gdzieś zniknęło. Sen, apetyt, zainteresowanie nauką, nie było już niczego. Panicznie bał się spotkania z Pomyluną i spojrzenia jej w oczy, dlatego przestał schodzić do Wielkiej Sali i uczęszczać na wspólne zajęcia z Krukonami. W nocy rzucał się na łóżku bojąc się zasnąć, ponieważ w snach widział Lunę błagającą go, żeby przestał i nie sprawiał jej bólu, a on raz za razem gwałcił ją, nie bacząc na jej krzyki i płacz. Sam budził się we łzach i długo nie mógł się uspokoić.

Gryffindor spadł na ostatnie miejsce w punktacji i inni Gryfoni winili za to Pottera. Wielu obdarzało go złośliwymi spojrzeniami, a Seamus Finnigan nawet zaproponował zrobić mu kocówę. Jednak widząc puste, nieobecne spojrzenie bruneta, szybko odwracali oczy i po prostu udawali, że go nie widzą. A gdy ktoś puścił plotkę, że Pottera opętał Voldemort, zaczęli go unikać i schodzić mu z drogi. Harry jeszcze raz przekonał się, jak niestali są jego koledzy. Niedawno prawie cały Hogwart organizował akcję, żeby uchronić go przed relegowaniem ze szkoły. Uczniowie gotowi byli bojkotować zajęcia, gdyby go wyrzucono. A kiedy, po zebraniu, Dumbledore ogłosił, że Harry Potter zostaje w szkole, jak bohatera noszono go na rękach. Teraz wystarczyło, że przestał chodzić na lekcje, a Gryffindor stracił przez niego trochę punktów, a już ci sami ludzie zaczęli krzywo na niego patrzeć, gotowi mu obić mordę. Harry miał to gdzieś. Jedyne, co go ruszało, to Luna Lovegood i uczucie winy, które będzie go gnębić do końca życia. Wiedział, że nigdy nie odpokutuje za ten grzech. Stał się gwałcicielem, sadystą i potworem, i taki pozostanie już do śmierci. Nie jest lepszy od Malfoya, a można nawet gorszy. Dla blondyna był wrogiem i Ślizgon mścił się za ojca i za donos, a Luna była przyjacielem. Harry miał pewność, że nawet sam Voldemort, w którym nie zostało już nic ludzkiego, nie jest zdolny do takiej podłości.

Przez cały ten czas Gryfon ani razu nie widział się z Dumbledore’em. Dyrektor nie pojawiał się w Wielkiej Sali, a według Hermiony miało go nie być w szkole jeszcze przez kilka tygodni. Harry’emu wydało się, że obecność Dumbledore’a byłaby dla niego wielką ulgą, że dyrektor wyprowadziłoby go z tego stanu, w którym się znajdował. Właśnie tego, czego chłopak potrzebował teraz najbardziej, to ich prywatne lekcje związane z proroctwem. Harry czuł się takim samym potworem jak Voldemort, dlatego chciał się wszystkiego o nim dowiedzieć, wszystko pojąć, żeby pokonać to monstrum w sobie. Nieobecność Dumbledore’a wprawiała go w rozpacz.

 

***

 

Potter drgnął zaskoczony, gdy ktoś klepnął go w ramię.

- Hej, Harry, mam ci to przekazać. – Ginny uśmiechnęła się i podała mu zwitek pergaminu.

Gryfon przez chwilę patrzył na dziewczynę zmieszany, potem szybko wymamrotał coś pod nosem, złapał kartkę i odszedł w stronę kominka. Ginny zachichotała i poszła do Dean Thomasa, który siedział na fotelu, i jak tylko dziewczyna podeszła do niego, chwycił ją i posadził sobie na kolana. Szczęśliwi śmiali się, a Harry’emu nieprzyjemnie ścisnęło się serce i przypomniało błaganie Pomyluny, żeby nie sprawiał jej bólu. Drżącymi rękami rozwinął pergamin i zobaczył znajomy charakter pisma, którym było napisane jego imię. Dzięki ci Merlinie, Dumbledore wrócił i wyznaczył mu dziś wieczorem kolejną lekcję. Poczuł jak ciężar, który go przygniatał, trochę zmalał.


Dokładnie o ósmej wieczorem Harry stanął przed drzwiami gabinetu dyrektora. Zapukał i, po zaproszeniu, wszedł. Dumbledore siedział za biurkiem i wyglądał na niezwykle zmęczonego. Jego ręka była jakby bardziej czarna i poparzona, ale uśmiechał się. Gryfonowi zrobiło się ciepło na sercu.


- Słyszałem, że dużo się wydarzyło podczas mojej nieobecności – powiedział.

Harry zaczerwienił się aż po cebulki włosów.

- Wydarzyło, sir? – zapytał, czując rosnącą od przerażenia gulę w gardle.


- Wielu wykładowców mówiło mi, Harry, że zupełnie przestałeś interesować się nauką. Profesor Snape opowiedział o twoim zachowaniu w stosunku do niego, a profesor McGonagall skarżyła się na twoją opryskliwość.


- A, to… – westchnął z ulgą Potter.

- Harry, Harry… - uśmiechnął się Dumbledore, patrząc na chłopaka swoim uważnym, przenikliwym spojrzeniem. – To zrozumiałe, że w twoim wieku pierwsze zakochanie, nieudane spotkanie, problemy z dziewczynami wydają się końcem świata.

- Nie mam problemów z dziewczynami – szybko powiedział Gryfon, blednąc. – Żadnych problemów, sir…

- No, no, mój chłopcze, wszystko z czasem się ułoży i będzie dobrze, nie powinieneś z tego powodu tracić zajęć. Zrozum, Harry, każdy dzień w Hogwarcie czyni cię mocniejszym. Wiedza jest twoją bronią przeciwko Voldemortowi, powinieneś starać się być coraz silniejszym, to twoje przeznaczenie, mój chłopcze. Czyż nie rozumiesz, jakie to ważne?

- Jeśli to jest tak ważne, dlaczego pomiędzy pierwszą i drugą lekcją była tak długa przerwa, sir? Dlaczego opuścił pan szkołę zaraz po tym, jak powiedział pan, że mogę przyjść zawsze, gdy będę w dołku? – zapytał napastliwie Potter, ale nagle zamilkł i znowu zaczerwienił się, zmieszany swoją arogancją. – Przepraszam, sir – rzucił i szybko zmienił temat. – Gdzie pan był przez ten cały czas, sir?


- Wolałbym na razie o tym nie mówić – odpowiedział Dumbledore, udając, że nie zauważył błysku gniewu w oczach chłopaka. – Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.


- Opowie mi pan? – zapytał zdumiony Harry.

- Myślę, że tak – odparł dyrektor.

- A co z pana ręką, sir? Pierścień, który widziałem w domu Marvolo, miał pan przecież na palcu w tę noc, kiedy byliśmy u profesora Slughorna.


- Jesteś spostrzegawczy, Harry. – Dumbledore uśmiechnął się promiennie, patrząc uważnie zza połówek swoich okularów.


- A to znaczy…

- Że tę historię usłyszysz innym razem, Harry, a teraz musisz mi obiecać, że nie patrząc na swoje osobiste problemy, nie rzucisz nauki, nadrobisz wszystkie opuszczone lekcje i podciągniesz się do poziomu panny Granger.

- Nie… To znaczy… e… do poziomu Hermiony, sir, to jest nierealnie.

- Żeby zostać aurorem, musisz mieć Wybitny z wielu wymaganych przez Ministerstwo przedmiotów. Poza tym, będziesz walczył nie tylko z Voldemortem, ale i jego zwolennikami, Śmierciożercami, i żeby przeżyć i zwyciężyć, musisz umieć więcej. Rozumiesz, Harry?

- Tak, sir – przytaknął Potter. – Obiecuję, że będę się starać. Rozumiem, że to ważne i bardzo chcę zostać aurorem, żeby zniszczyć takich drani jak Bellatrix Lestrange, Lucjusz Malfoy, Fenrir Greyback… To nie są ludzie, sir, to absolutne zło. Będę się starać, będę bardzo się starać i zrobię wszystko, co możliwe, żeby poświęcić swoje życie na walkę z nimi.

- Bardzo dobrze, mój chłopcze – uśmiechnął się Dumbledore. – Twoi rodzice byliby z ciebie dumni. Nie na próżno oddali swoje życia za ciebie, Harry.

- Dziękuję, sir – wyszeptał Gryfon.

- No, a teraz myślę, że pora zacząć naszą lekcję. Mamy dzisiaj dużo pracy, Harry. Jesteś gotowy?

- Oczywiście, sir – uśmiechnął się Potter.

Tym razem wspomnienia Dumbledore’a przeniosły Harry’ego na peryferia Londynu, do przytułku dla biednych, gdzie po śmierci matki żył i wychowywał się jedenastoletni Tom Riddle, przyszły Lord Voldemort. Właśnie tam miało miejsce jego pierwsze spotkanie z Dumbledore’em. Gryfon dowiedział się, że już jako chłopiec Tom umiał używać magii: zmuszał zwierzęta, aby robiły to, co rozkazał, potrafił siłą woli przesuwać przedmioty i sprawiać innym ból. Nawet nie wiedząc, że jest czarodziejem, Riddle używał magii przeciwko otaczającym go ludziom, żeby przy jej pomocy zastraszać, karać i podporządkowywać sobie innych. Jedna z wychowawczyń we wspomnieniu Dumbledore’a opowiedziała mu historię o powieszonym króliku oraz o chłopcu i dziewczynce, których Tom zwabił do jaskini. Obserwując z boku spotkanie Dumbledore’a i jedenastoletniego Toma, Harry zauważył ciekawą rzecz – w dzieciństwie Lord Voldemort lubił zbierać swego rodzaju myśliwskie trofea. Miał pudełko, które chował u siebie w pokoju. Przechowywał w nim pamiątki po ofiarach szczególnie nieprzyjemnych przejawów swojej mocy. Dyrektor zwrócił szczególną uwagę Harry’ego na tę cechę przyszłego Czarnego Pana.

Obserwując wspomnienia, Harry zauważył skłonność Toma do okrucieństwa, skrytości i tyranii. Mały Riddle nie cierpiał wszystkiego, co czyniło go takim, jak inni, zwykłym człowiekiem. Już wtedy starał się być kimś wyróżniającym się, sławnym. Właśnie dlatego po latach zrezygnował ze swojego imienia i wymyślił maskę Lorda Voldemorta, za którą nadal się ukrywał.


Kiedy Harry i Dumbledore wrócili ze wspomnień do gabinet dyrektora, stary czarodziej opowiedział Gryfonowi, że podczas ceremonii przydziału, Tiara ledwie dotknęła głowy Toma Riddle’a i od razu wysłała go do Slytherinu i kiedy chłopak dowiedział się, że założyciel jego domu też był wężoustym, tak, jak on, jeszcze bardziej umocnił się w wierze, że jest kimś wyjątkowym. Podczas nauki w Hogwarcie zebrał wokół siebie grupę oddanych mu przyjaciół. W jej skład wchodzili czystokrwiści czarodzieje, pragnący sławy, słabi chłopcy, skłonni do przemocy, którym potrzebny był przywódca zdolny nauczyć ich bardziej wyrafinowanych form okrucieństwa. Wszyscy ci ludzie byli prekursorami Śmierciożerców i niektórzy z nich po opuszczeniu Hogwartu faktycznie się nimi stali.


Harry z zapartym tchem słuchał Dumbledore’a, gdy ten kontynuował swoją opowieść:

- Riddle i jego poplecznicy działali w białych rękawiczkach. Dzięki temu nigdy nie można było powiązać ich z żadnym wypadkiem, chociaż przez siedem lat ich obecności w Hogwarcie miało miejsce wiele paskudnych zdarzeń. Najpoważniejszym było otwarcie Komnaty Tajemnic i doprowadzenie do śmierci dziewczynki. Jak wiesz, o to przestępstwo został niesłusznie oskarżony Hagrid.


Potter kiwnął głową.

- A teraz, Harry, nie patrząc na późną godzinę, chcę żebyś obejrzał jeszcze jedno wspomnienie – powiedział Dumbledore i wydobył z wewnętrznej kieszeni szaty kolejną fiolkę.

 

Gryfon zauważył, że jej zawartość wylewa się do myślodsiewi niechętnie, jakby wspomnienie było bardziej gęste, niż inne.

 

- To nie zajmie dużo czasu – oznajmił Dumbledore po opróżnieniu flakonu. – Wrócimy zanim się obejrzysz.

 

Tym razem Potter wylądował przed człowiekiem, którego od razu poznał. Był to o wiele młodszy Horacy Slughorn. Harry był przyzwyczajony do łysego profesora, lecz ten, którego obraz pojawił się teraz przed jego oczami, miał grube, lśniące włosy koloru słomy. Wyglądało to tak, jakby głowę pokrywała mu strzecha, chociaż było już widać łysą łatę na czubku głowy. Jego wąsy były mniej masywne, niż dziś, miały też miedziany kolor. Nie był tak okrągły, jak Slughorn, jakiego Harry znał, a wszystkie guziczki na jego bogato haftowanej kamizelce miał zapięte. Jego małe nogi spoczywały na miękkim podnóżku. Siedział w bardzo wygodnym fotelu z oparciem. Jedną ręką trzymał kieliszek z winem, drugą szukał szklanego pudełka z ananasami. Harry rozejrzał się i przy biurku ujrzał stojącego Dumbledore’a. Wokół Slughorna, na twardych i mało wygodnych krzesłach, siedziało wielu chłopców. Wszyscy byli nastolatkami. Harry od razu rozpoznał Voldemorta. Był najprzystojniejszy z tam zebranych i wyglądał na zupełnie rozluźnionego. Jego prawa reka leżała niedbale na oparciu i Harry zauważył z przerażeniem, że nosił na palcu czarno-złoty pierścień. Musiał dopiero co zabić swojego ojca.

 

- Proszę pana, czy to prawda, że profesor Merrythought odchodzi? – zapytał.

 

- Tom, Tom, jeśli bym wiedział i tak nie mógłbym ci powiedzieć – odparł Slughorn, machając z wyrzutem w stronę chłopaka pokrytymi cukrem palcami, jednakże zniweczył trochę sens pogróżki przez mrugnięcie. – Muszę się przyznać, że chciałbym wiedzieć, skąd masz takie informacje, jesteś lepiej poinformowany niż połowa nauczycieli.

 

Riddle zaśmiał się i rzucił spojrzenie na resztę uczniów, którzy również się śmiali.

 

- Co za niebywała zdolność do dowiadywania się rzeczy, których nie powinieneś znać. I te twoje ostrożne pochlebstwa w stosunku do ludzi, na których ci zależy. A tak na marginesie, dziękuję za ananasa, miałeś całkowita rację, to mój ulubiony owoc.

 

Kilka osób zachichotało. I nagle stało się coś dziwnego. Cały pokój napełnił się grubą, białą mgłą, więc Harry nie widział niczego oprócz twarzy Dumbledore’a, który stał obok niego. Przez mgłę usłyszał głos Slughorna – bardzo nienaturalny i głośny:

 

- Mylisz się. Zapamiętaj moje słowa, chłopcze.

 

Przejaśniło się nagle, ale nikt nie skomentował tego zdarzenia, jak gdyby nic dziwnego się nie stało. Oszołomiony Harry rozejrzał się dookoła i zobaczył mały zegarek stojący na biurku Slughorna, który właśnie wydzwonił godzinę jedenastą.

 

- Mój Boże, jest już tak późno? – powiedział Slughorn. – Lepiej wracajcie do siebie, albo wszyscy będziemy mieli problemy. Lestrange, jutro czekam na twój esej, inaczej masz szlaban. To samo tyczy się ciebie, Avery.

 

Slughorn wygramolił się z fotela i postawił puste, szklane pudełko na swoim biurku. W tym czasie uczniowie opuszczali jego pokój. Voldemort stał z tyłu, Harry mógłby powiedzieć, że celowo się ociągał, chcąc zostać sam na sam z profesorem.

 

- Pośpiesz się, Tom – powiedział Slughorn, obracając się w jego kierunku. – Chyba nie chcesz zostać przyłapany na szwendaniu się po korytarzach. Jesteś przecież prefektem.

 

- Proszę pana, chciałem o coś zapytać.

 

- Pytaj śmiało chłopcze, pytaj…

 

- Zastanawiałem się ,czy wie pan coś o horkruksach?

 

I znowu zdarzyło się to samo. Mgła wypełniła cały pokój, przez co Harry nie widział twarzy ani Slughorna, ani Voldemorta, jedynie uśmiechające się pogodnie oblicze Dumbledore’a. Głos Slughorna zagrzmiał znowu, tak, jak poprzednio.

 

- Nie wiem nic na temat horkruksów, i nawet, jeśli bym wiedział, to bym ci nie powiedział. A teraz idź już i nie pozwól bym się powtarzał.

 

- Dobrze, to by było na tyle – odezwał się spokojnie Dumbledore. – Czas wracać.


Harry ponownie poczuł pod nogami podłogę w gabinecie dyrektora.

 

- To wszystko? – zapytał zaskoczony.

 

Dumbledore powiedział, że to było najważniejsze wspomnienie, lecz Harry niczego ważnego w nim nie zobaczył. Co prawda mgła i fakt, że nikt nie wydawał się jej zauważyć, był dziwny, ale oprócz tego nic się nie wydarzyło. Chyba że za wydarzenie uznać fakt, iż Voldemort zadał pytanie, ale nie uzyskał na nie odpowiedzi.

 

- Jak mogłeś zauważyć – odezwał się Dumbledore, siadając za biurkiem – te wspomnienia zostały zmodyfikowane.

 

- Zmodyfikowane? – zdziwił się Harry, również siadając.

 

- Oczywiście – odparł stary czarodziej. – Profesor Slughorn zmienił swoją pamięć.

 

- Ale dlaczego to zrobił?

 

- Prawdopodobnie dlatego, że się czegoś wstydził – wyjaśnił dyrektor. – Spróbował przerobić swoją pamięć, by ukazać się w lepszym świetle, wymazując te części, których nie życzyłby sobie pokazywać… Tak, jak zauważyłeś, było to bardzo niewprawnie zrobione. Jednak dobrze obrazuje fakt, że prawdziwe wspomnienia wciąż znajdują się pod tymi zmodyfikowanymi. A teraz po raz pierwszy zadam ci pracę domową, Harry. Twoim zadaniem będzie przekonanie profesora Slughorna, by wyjawił ci informacje, które ukrywa, ponieważ będą one stanowiły dla nas kluczowy element układanki. I nie mogę kontynuować naszych lekcji dopóty, dopóki ich nie zdobędziesz

Już kolejny dzień Potter miał zły humor, ponieważ niepotrafił wymyślić w jaki sposób wyciągnąć ze Slughorna jego wspomnienia. Byłroztrzęsiony, przygnębiony i ponury. Zdobyć informacje, które nauczycielukrywał przez dziesięciolecia, wydawało mu zadaniem praktycznie niewykonalnym,ale dyrektor nalegał. Podobno zawierały one bardzo cenne dane na temat Voldemortai jeżeli Harry ich nie zdobędzie, o dalszych prywatnych lekcjach nie może byćmowy.

Westchnął ciężko. Razem z Ronem i Hermioną dopiero co zjedli obiad i terazsiedzieli na błoniach zamku. Ostatnio nie tylko pracowali tak, jakby egzaminybyły codziennie, ale i na lekcjach udzielali się jak nigdy wcześniej. Harryledwo rozumiał połowę z tego, co mówiła profesor McGonagall i nawet Hermionaprosiła ją, żeby powtórzyła materiał dwa razy. Z radością wychodzili na świeżepowietrze, pomimo zimnej, jesiennej pogody, albo do cieplarni, chociaż naZielarstwie zajmowali się bardziej niebezpiecznymi niż wcześniej roślinami. Tujednak przynajmniej można było wygadać się do woli.

 
Do Harry’ego podeszła dziewczyna z niższego roku i podając rolkę pergaminu,powiedziała:

 

-Harry Potter? Zostałam poproszona, aby ci to dać.

 

-Dzięki. – Gryfon z drżeniem serca chwycił rulon.

 

Odezwałsię dopiero, kiedy dziewczyna była poza zasięgiem jego głosu.

 

-Dumbledore mówił, że nie będziemy mieć kolejnych lekcji, jeżeli nie zdobędętego wspomnienia!

 

-Być może chce sprawdzić jak sobie radzisz? – zasugerowała Hermiona, kiedy Harryrozwinął pergamin.

 

Niebyło tam jednak wąskiego, skośnego pisma, a jedynie nieporządne, trudne doodczytania z powodu licznych plam od atramentu gryzmoły:

 

Drogi Harry, Ronie i Hermiono,

 

Aragog zmarł ubiegłej nocy.Harry i Ron, spotkaliście go i wiecie, jak bardzo był niezwykły. Hermiono,jestem pewny, że byś go polubiła. Mam na myśli, iż chciałbym się z wami spotkaćdzisiejszego wieczoru. Planuję wyprawić mu pogrzeb o zmierzchu, to była jegoulubiona pora dnia. Wiem, że nie powinniście być poza zamkiem o tej godzinie,ale załóżcie pelerynę. Nie prosiłbym was o to, ale nie mogę sobie z tym samporadzić.

 

 Hagrid

 

-Popatrz na to – powiedział Harry, wręczając notatkę Hermionie.

 

-Och, wielkie nieba! – odparła, przeglądając ją szybko i podając Ronowi, któryspoglądał na nich coraz bardziej niedowierzająco.

 

-On jest nienormalny – warknął z wściekłością. – Ten pająk kazał swoim dzieciomzjeść mnie i Harry’ego! Mówił, że nam pomogą! A teraz Hagrid chce, byśmy tamposzli razem z nim i zapłakali nad jego okropnym, owłosionym ciałem!

 

-Nie w tym rzecz – powiedziała Hermiona. – Prosi, byśmy opuścili zamek w nocy,chociaż wie, jak bardzo ważne jest bezpieczeństwo i jak dużo mielibyśmykłopotów, gdybyśmy zostali złapani.

 

-Moglibyśmy wyjść wcześniej, żeby go zobaczyć… – odezwał się Harry.

 

-No tak… ale dla czegoś takiego? – zapytała Hermiona. – Ryzykowalibyśmybardzo, pomagając Hagridowi, ale ostatecznie… Aragog nie żyje. Jeśli to bybyła próba ratowania go…

 

-Tym bardziej nie chciałbym iść – powiedział stanowczo Ron. – Nie spotkałaś go,Hermiono. Uwierz mi, śmierć nie czyni go wcale lepszym.

 

Harrychwycił ponownie notatkę i wpatrywał się we wszystkie atramentowe plamy. Łzynajwyraźniej spadały szybko i obficie.

 

-Harry, nawet nie myśl o tym, żeby iść – upomniała go Hermina. – To jest zbytbłaha rzecz, aby dostać za to szlaban!

 

Potterwestchnął.

 

- Wiem,wiem – zgodził się. – Przypuszczam, że Hagrid będzie musiał pochować Aragogabez nas.

 

- Tak,będzie musiał – powiedziała Hermiona, spoglądając na niego łagodnie. – Spójrz,na Eliksirach będzie prawie pusto tego popołudnia, kiedy my będziemy pisać testy…Spróbuj przekonać Slughorna!

 

-Pięćdziesiąty siódmy szczęśliwy raz, tak? – zapytał Harry gorzko.

 

-Szczęście – powiedział nagle Ron. – Harry, to jest to! Weź sobie trochęszczęścia!

 

-Co masz na myśli?

 

-Użyj swojego eliksiru!

 

-Ron, tak, to jest to! – krzyknęła zaszokowana Hermiona. – Oczywiście! Dlaczegowcześniej o tym nie pomyślałam?

 

Harrygapił się na nich.

 

-Felix Felicis? – zapytał. – No nie wiem… Miałem ochotę go zachować…

 

-Po co? – rzucił Ron nieufnie.

 

-Co jest ważniejsze niż to wspomnienie, Harry? – nalegała Hermiona.

 

Harrynie odpowiedział. Myśl o złotej buteleczce przez jakiś czas zawładnęła jegowyobraźnią, przed oczami przewijały mu się niejasne i nieukształtowane wizje dotycząceGinny zrywającej z Deanem, szczęśliwego Rona, który widzi ją z nowymchłopakiem, wyrzucanego ze szkoły, pognębionego Malfoya. Wszystko formowało sięw głębi jego mózgu, objawiając się tylko podczas snu lub o brzasku, między snema jawą.

 

-Harry? Jesteś z nami? – zapytała Hermina.

 

-Co…? Tak, oczywiście – odparł, zbierając się w sobie. – No więc… dobrze.Jeśli nie uda się pogadać ze Slughornem popołudniu, zażyję trochę eliksiru ipójdę do niego ponownie wieczorem.

 

- Wtakim razie postanowione – powiedziała Hermiona raźno, wstając i wykręcającwdzięczny piruet. – Cel podróży… determinacja… rozwaga… – mamrotała.

Koło Gryfonów przeszły siostry Montgomery, jedna z nich miała zapłakane i zaczerwienioneoczy. Harry i Ron ze zdziwieniem odprowadzili dziewczyny wzrokiem i spojrzelina Hermionę.

 

-To są siostry Montgomery, pewnie, że nie wyglądają na szczęśliwe, nie słyszałeś,co się stało z ich młodszym bratem? – zapytała Hermiona.

 

-Nie za dobrze się orientuję się w tym, co przydarza się krewnym różnych ludzi,jeśli mam być szczery – powiedział Ron.

 

- Zostałzaatakowany przez wilkołaka. Podobno ich matka odmówiła pomocy Śmierciożercom.W każdym razie, chłopiec miał tylko pięć lat i zmarł w szpitalu Świętego Munga,uzdrowiciele nie byli w stanie go uratować.

 

-Umarł? – powtórzył Harry, zaszokowany. – Ale przecież wilkołaki nie zabijają,one po prostu zamieniają cię w jednego z nich!

 

-Czasami zabijają – odparł Ron, który wyglądał nadzwyczaj blado. – Słyszałem, żeto się zdarza, kiedy któryś z nich traci nad sobą kontrolę.

 

-Jak się nazywał ten wilkołak? – zapytał szybko Harry.

 

-Plotka głosi, że był to Fenrir Greyback – powiedziała Hermina.

 

-Wiedziałem! To ten maniak, który lubi atakować dzieci, Lupin mi o nimopowiadał! – rzucił Harry ze złością.

 

Hermionapopatrzyła na niego posępnie.

 

- Harry, musiszzdobyć to wspomnienie – powiedziała. – Tu chodzi o zatrzymanie Voldemorta,prawda? Wszystkie te okropne rzeczy, które się teraz zdarzają, to jegosprawka… Śmierciożercy ciągle będą zabijać i okaleczać ludzi na jego rozkaz itylko ty możesz położyć temu kres.


- Masz rację, Hermi – przytaknął Harry. – Powinienem ich powstrzymać i zrobięto za wszelką cenę.

Potter miał wielką nadzieję, że uda mu sięjednak namówić Slughorna do pokazania swojego wspomnienia i nie będzie musiałużywać cennego eliksiru. Dlatego bardzo starał się na lekcji i przygotowałEliksir Euforii według instrukcji Księcia Półkrwi, mając nadzieję, że profesor podegustacji będzie w tak dobrym nastroju, iż da się Harry’emu przekonać. Alekolejny raz Gryfon poniósł fiasko. Gdy tylko profesor zobaczył, że w klasie niema nikogo oprócz nich, szybko wyszedł z pomieszczenia. Po dzisiejszej porażce Harrydał za wygraną i przyjął do wiadomości, że jednak będzie musiał skorzystać zEliksiru Szczęścia, inaczej nigdy nie zdobędzie tak niezbędnej Dumbledore’owiinformacji.

 

Plan zakładał,że po zażyciu Felix Felicis pójdzie doSlughorna i, dzięki szczęściu, które będzie mu sprzyjać, zdobędzie prawdziwewspomnienie profesora. Po sprawdzeniu, że Dean, Neville i Seamus znajdują się wPokoju Wspólnym, Harry z Ronem i Hermioną przenieśli się do sypialni chłopców.Potter długo grzebał w swojej walizce, wreszcie w jednej ze skarpetek znalazłflakonik ze złotym płynem. Odkręcił korek i wypił.

 

- I jakie to uczucie? – wyszeptała Hermiona.

 

Harry nie odpowiadał przez chwilę. Wreszcie, powoli, alepewnie, ogarnęło go radosne poczucie nieskończonych możliwości. Poczuł sięjakby mógł zrobić wszystko, naprawdę wszystko… a zdobycie wspomnienia odSlughorna wydawało mu się nie tylko możliwe, ale nawet niesamowicie łatwe…Wstał, uśmiechając się szeroko i pewnie.

 

- Wspaniale – powiedział. – Naprawdę wspaniale. No dobra…Idę do Hagrida.

 

- Co? – powiedzieli Ron i Hermiona jednocześnie, wyglądającna osłupiałych.

 

- Nie, Harry, miałeś iść i spotkać się ze Slughornem,pamiętasz? – przypomniała mu Hermiona.

 

- Nie – odparł Harry stanowczo. – Mam przeczucie, żepójście do Hagrida to naprawdę dobry pomysł.

 

- Masz przeczucie, że pomoże ci udział w pogrzebiegigantycznego pająka? – zapytał oszołomiony Ron.

 

- Tak – powiedział Harry, wyciągając z torby swoją pelerynęniewidkę. – Czuję, że to jest właśnie miejsce, w którym powinienem znaleźć się wieczorem.Wiecie, co mam na myśli?

 

- Nie – odpowiedzieli Ron i Hermiona równocześnie. Obydwojewyglądali teraz na poważnie zaniepokojonych.

 

- To na pewno był Felix Felicis? – spytała Hermionapodejrzliwie, podnosząc fiolkę do światła. – Nie miałeś przypadkiem jakiejśinnej buteleczki pełnej… nie wiem…

 

-  Esencji Szaleństwa?- zasugerował Ron, kiedy Harry zarzucał pelerynę na ramiona.

 

Potter roześmiał się. Przyjaciele wyglądali na jeszczebardziej zaniepokojonych.

 

- Zaufajcie mi – powiedział. – Wiem, co robię… alboprzynajmniej… – przerwał i ruszył pewnie w stronę drzwi – …Felix wie.

 

Narzucił pelerynę na głowę i zszedł po schodach na dół, apotem ruszył w stronę otwartych drzwi. Ron i Hermiona pobiegli za nim.

 

Nie miał pojęcia, dlaczego czuł, że pójście do Hagrida jesttym, co powinien zrobić. To było tak, jakby eliksir kierował jego poczynaniami.Nie mógł widzieć efektu końcowego, nie miał pojęcia, gdzie jest Slughorn, alewiedział, że był na dobrej drodze do zdobycia wspomnienia. Kiedy dotarł do holuwejściowego, zauważył, że Filch zapomniał zamknąć główne drzwi. Uśmiechającsię, otworzył je i przez chwilę, zanim zszedł na błonia, cieszył się zapachemczystego powietrza i trawy. Kiedy dotarł do ostatniego schodka, stwierdził, że podrodze do Hagrida bardzo przyjemnie byłoby przejść wzdłuż warzywnych grządek.To właściwie nie było dokładnie po drodze, ale z jakiegoś powodu wydawało sięoczywiste, że powinien tak zrobić. Skierował więc swoje kroki w stronę grządki,gdzie z zadowoleniem zauważył profesor Sprout, pogrążoną w rozmowie zprofesorem Slughornem. Harry przycupnął za niskim, kamiennym murkiem i z całkowitymspokojem zaczął podsłuchiwać ich rozmowę.

 

- Dziękują za poświęcenie mi czasu, Pomono – powiedziałkurtuazyjnie Slughorn. – Większość autorytetów zgadza się, że one sąnajwydajniejsze, jeśli zbiera się je o zmierzchu.

 

- Och, zgadzam się z tym – odparła profesor Sprout ciepło.- Tyle wystarczy?

 

- W zupełności – odpowiedział Slughorn, który, co Harry zdołałdojrzeć, niósł naręcze liściastych roślin. – To powinno wystarczyć, po kilkaliści dla każdego z moich trzeciorocznych, nawet trochę na zapas, jeśli ktoś byzmarnował… W takim razie, dobrego wieczoru i jeszcze raz wielkie dzięki.

 

Profesor Sprout ruszyła przez ciemność w stronę szklarni, aSlughorn zaczął iść w kierunku miejsca, gdzie stał niewidzialny Harry. Wprzypływie nagłej ochoty, aby się ujawnić, Potter szybko zdjął z siebie pelerynę.

 

- Dobry wieczór, profesorze.

 

- Na brodę Merlina, Harry, przestraszyłeś mnie – powiedziałSlughorn, zatrzymując się nagle i rozglądając ostrożnie. – Jak ci się udałowydostać z zamku?

 

- Myślę, że Filch zapomniał zamknąć drzwi. – odparł Potterwesołym głosem. Był zachwycony widząc pochmurne spojrzenie Slughorna.

 

- Gdyby to ode mnie zależało, powiedziałbym temuczłowiekowi, żeby się bardziej starał o bezpieczeństwo… Ale dlaczego jesteśna zewnątrz o tej porze, Harry?

 

- To z powodu Hagrida, proszę pana – wyznał Gryfon, którywiedział, że jedyną rozsądną rzeczą w tej chwili jest mówienie prawdy. – Jestnaprawdę bardzo smutny… Ale nie powie pan nikomu? Nie chciałbym, żeby wpadłprzeze mnie w kłopoty…

 

Widział, że tymi słowami pobudził ciekawość Slughorna.

 

- Niestety, tego nie mogę obiecać – odparł szorstko. – Alewiem, że Dumbledore ufa Hagridowi bezgranicznie, więc jestem pewien, że raczejnie zrobił czegoś okropnego…

 

- Tu chodzi o tego wielkiego pająka, którego miał wielelat… On żył w lesie… Umiał mówić i tak dalej…

 

- Słyszałem plotki, że w tym lesie są acromantule -powiedział Slughorn miękko, patrząc w stronę masy czarnych drzew. – Więc toprawda?

 

- Tak – odpowiedział Harry. – Ale ten, Aragog, pierwszy,którego miał, umarł zeszłej nocy i Hagrid jest zrozpaczony. Chciałby miećtowarzystwo podczas pogrzebu, więc postanowiłem przyjść.

 

- Poruszające, naprawdę – powiedział Slughorn, ale myślał oczymś innym, jego oczy utkwione były w odległych światłach chatki Hagrida. – Jadacromantuli jest bardzo cenny… Jeśli dopiero co umarł, może jeszcze niewysechł… Oczywiście nie chciałbym zrobić nic nietaktownego, skoro Hagrid jestsmutny… ale jeśli by była możliwość zdobycia odrobiny… To znaczy, nie dasię pozyskać jadu od żywej acromantuli… – Slughorn zdawał się mówić bardziejdo siebie niż do Harry’ego – …więc byłoby okropnym marnotrawstwem, żeby tejokazji nie wykorzystać… można dostać sto galeonów za pół kwarty… poprawdzie, to moja pensja nie jest wysoka…

 

Teraz już dla Harry’ego wszystko stało się oczywiste.

 

- Jeżeli miałby pan ochotę przyjść – powiedział niezwykle przekonująco- Hagrid byłby pewnie bardzo zadowolony… Wyprawić Aragogowi lepszepożegnanie, wie pan…

 

- Tak, oczywiście – odparł Slughorn, a jego oczy błyszczałyentuzjazmem. – Wiesz co, Harry, zaraz tutaj wrócę, z butelką lub dwiema…Wypijemy za… może nie zdrowie… tej bestii… ale w każdym razie pożegnamyją z godnością, kiedy ją tylko pogrzebiemy. A ja muszę zmienić mój krawat, tenjest trochę zbyt wesoły na taką okazję…

 

I ruszył szybko w stronę zamku, a Gryfon pobiegł do Hagrida,bardzo z siebie zadowolony.

 

- Taaa, wejdź! – wrzasnął Hagrid, kiedy otworzył drzwi izobaczył wyłaniającego się spod peleryny niewidki Harry’ego.. – Tak…

 

- Ron i Hermiona niestety nie mogli przyjść – powiedział Potter.- Jest im naprawdę przykro.

 

- No… trudno… on byłby bardzo poruszony, że tu jesteś,Harry…

 

Hagrid pociągnął głośno nosem. Zrobił sobie czarną opaskęna ramię, z czegoś, co wyglądało jak szmata zanurzona w paście do butów, a jegooczy były spuchnięte i czerwone. Harry poklepał go pocieszająco po łokciu,który był najwyższym fragmentem olbrzyma, do którego chłopak był w staniedosięgnąć.

 

- Gdzie go pochowamy? – zapytał. – W lesie?

 

- Pewnie, że nie – zaprzeczył Hagrid, wycierając oczy spodemkoszuli. – Inne pająki nie pozwolą mi się zbliżyć, teraz, gdy Aragog umarł.Wychodzi na to, że tylko jego rozkazy powstrzymywały je przed zjedzeniem mnie!Możesz w to uwierzyć, Harry?

 

Najuczciwszą odpowiedzią byłoby potwierdzenie. Harry beztrudu przypominał sobie, jak on i Ron spotkali się twarzą w twarz zacromantulami. To było raczej oczywiste, że tylko Aragog miał władzę nad resztątych bestii.

 

- Nigdy wcześniej nie istniało w tym lesie miejsce, doktórego nie mógłbym pójść! – powiedział Hagrid, potrząsając głową. – Nie byłołatwo zabrać stamtąd ciała Aragoga, muszę przyznać… bo widzisz, oni zazwyczajzjadają swoich zmarłych… Ale ja chciałem wyprawić mu porządny pogrzeb…Lepsze pożegnanie…

 

Znowu zaczął szlochać, więc Harry wrócił do klepania go połokciu, mówiąc to, co podpowiadał mu eliksir:

 

- Profesor Slughorn spotkał mnie, kiedy tu szedłem,Hagridzie.

 

- Nie wpadłeś w kłopoty? – zapytał olbrzym, podnosząc zaniepokojonywzrok. – Nie powinieneś być poza zamkiem wieczorem, wiem, wiem, że to moja wina…

 

- Nie, nie, kiedy się dowiedział, co tutaj robię, przyznał,że chciałby przyjść i pożegnać Aragoga z nami – odparł Harry. – Poszedł ubraćsię w coś bardziej odpowiedniego, zdaje się… i powiedział, że przyniesie parębutelek, żebyśmy mogli napić się ku pamięci Aragoga…

 

- Naprawdę? – zapytał Hagrid, wyglądając jednocześnie nazaskoczonego i poruszonego. – To jest… to jest bardzo miłe z jego strony, otak …nie mam nic przeciwko temu. Jak na razie, rzadko miałem okazję pogadać zHoracym Slughornem… Przyjdzie, żeby pożegnać Aragoga, naprawdę? Więc…Spodobałoby się to Aragogowi…

 

Harry osobiście uważał, że Aragog najbardziej by polubił wSlughornie dużą ilość tłuszczu, którą ten posiadał, ale bez słowa przesunął sięw stronę okna, przez które zobaczył raczej okropny widok leżącego na plecach ogromnego,zdechłego pająka, którego nogi były podwinięte i poplątane.

 

- Pogrzebiemy go tutaj, Hagridzie, w ogródku?

 

- Tuż za grządką z dyniami, tak myślę. – odparł olbrzymprzyduszonym głosem. – Już wykopałem… no wiesz… grób. Pomyślałem, żemoglibyśmy powiedzieć kilka miłych rzeczy, powspominać… no wiesz…

 

Jego głos zadrżał i załamał się. Ktoś zapukał do drzwi,więc Hagrid poszedł otworzyć, wydmuchując nos w swoją wielką, poplamionąchustkę. Slughorn przeszedł przez próg z kilkoma butelkami w rękach. Miał terazna sobie ponury, czarny krawat.

 

- Hagridzie – powiedział głębokim, grobowym głosem. – Zesmutkiem przyjąłem wieści o stracie, jaką poniosłeś.

 

- To bardzo miłe z twojej strony, wielkie dzięki – odparłolbrzym. – Dziękuję też za to, że nie dałeś Harry’emu szlabanu.

 

- Nawet na myśl by mi to nie przyszło – stwierdził Slughorn.-Smutna noc, smutna noc. Gdzie jest to biedne stworzenie?

 

- Tutaj – odpowiedział trzęsącym się głosem Hagrid. – Możemyzatem to zrobić?

 

Cała trójka wyszła do tylnego ogrodu. Księżyc błyszczałblado przez drzewa i jego promienie zmieszały się ze światłem wylewającym się zokna chatki Hagrida. Ciało Aragoga leżało na krawędzi wielkiego dołu, tuż obokmierzącego dziesięć stóp kopca świeżo wykopanej ziemi.

 

- Wspaniały – powiedział Slughorn, zbliżając się do głowypająka, gdzie osiem mlecznych oczu wpatrywało się beznamiętnie w niebo, a dwojeogromnych, zakrzywionych szczypiec błyszczało nieruchomo w świetle księżyca.

 

Harry usłyszał dźwięk obijających się o siebie butelek,widocznie Slughorn nachylił się nad szczypcami pająka, aby przyjrzeć się jegoowłosionej głowie.

 

- Nie każdy uważa, że one są piękne – ze łzami w oczach powiedziałgajowy do Slughorna. – Nie wiedziałem, że interesujesz się takimi stworzeniamijak Aragog, Horacy.

 

- Interesuję? Ja je czczę, Hagridzie – powiedział Slughorn,odsuwając się od ciała.

 

Harry widział, jak mała buteleczka znika pod jegopłaszczem, lecz Hagrid, który kilka razy przecierał oczy, niczego nie zauważył.

 

- Teraz…..czy przejdziemy do uroczystości pogrzebowych?

 

Gajowy kiwnął głową, wziął olbrzymiego pająka na ręce i z głośnymchrząknięciem przetoczył go do ciemnego dołu. Zwłoki uderzyły o dno z okropnym,chrupiącym, głuchym odgłosem. Hagrid znowu zaczął płakać.

 

- Oczywiście, to jest trudne dla ciebie, bo znałeś gonajlepiej – powiedział Slughorn, który tak jak Harry mógłby dosięgnąć nie wyżejniż do łokcia olbrzyma, ale poklepał go mimo tego. – Może bym powiedział kilkasłów?.

 

Musiał zdobyć dużo cennego jadu od Aragona”- pomyślałHarry, zauważając na twarzy Slughorna uśmieszek zadowolenia.

 

Profesor podszedł bliżej dołu i powiedział powolnym,imponującym głosem:

 

- Pożegnajmy Aragoga, króla pajęczaków, którego długa iwierna przyjaźń nie zostanie zapomniana. Twoje ciało będzie chyliło się kuupadkowi, twój duch spocznie w spokoju, przędąc sieć w lesie, który był ci domem.Niech twoi wieloocy potomkowie rozwijają się i znajdą pocieszenie podoświadczonej stracie.

 

- To było… to było… piękne – zawył Hagrid i padł nastertę kompostu, płacząc jeszcze mocniej niż przedtem.

 

- Eee tam – powiedział Slughorn, machając różdżką, żebyogromny stos ziemi uniósł się i opadł ze stłumionym trzaskiem na martwegopająka, tworząc gładki kopiec. – Chodźmy do środka napić się czegoś. To była…Dobra robota…

 

Posadzili Hagrida na krześle przy stole. Kieł, któryukrywał się w koszu podczas pogrzebu, teraz przyszedł do nich miękkim krokiem ijak zwykle położył ciężką głowę na kolanie Harry’ego. Slughorn odkorkował jednąz butelek wina, które przyniósł, i podał ją olbrzymowi.

 

- Jeden dla Harry’ego… – powiedział, rozlewając drugąbutelkę do dwóch kubków – …i jeden dla mnie. Za Aragoga – dodał, podnoszącswój trunek.

 

- Za Aragoga – powtórzyli razem Harry i Hagrid.

 

Slughorn i Hagrid wzięli głęboki łyk. Harry jednak, dziękieliksirowi, wiedział, że nie powinien pić, więc po prostu tylko udawał.

 

- Miałem go od jajka, wiecie – powiedział Hagrid ponuro. -Był taki mały, kiedy się wylągł. Niczym…

 

- Słodkie – skomentował Slughorn.

 

- Trzymałem go kiedyś w szkolnym kredensie, dopóki… no…

 

Twarz Hagrid ściemniała i Harry wiedział, dlaczego: TomRiddle znalazł sposób by wyrzucić go ze szkoły, oskarżając o otwarcie KomnatyTajemnic. Slughorn nie słuchał. Patrzył na sufit, z którego zwisało kilkamosiężnych naczyń oraz długi, jedwabisty motek białych włosów.

 

- Czy to włosy jednorożca, Hagridzie?

 

- Och, tak – odparł olbrzym obojętnie. – Wyrywają je sobie,kiedy zaczepiają ogonami o gałęzie w lesie.

 

- Ale mój drogi kolego, wiesz, jak dużo są warte?

 

- Używam ich zamiast bandaży, jeżeli stworzenie wpadnie wsidła – wyjaśnił Hagrid, wzruszając ramionami. – Są bardzo użyteczne, bardzowytrzymałe.

 

Slughorn wziął kolejny głęboki łyk, a jego oczy przesuwałysię po wnętrzu chaty. Harry wiedział, że dla tych skarbów był gotów wyzbyć sięobfitego zapasu dojrzałego, dębowego miodu, ananasa w cukrze i aksamitnychsmokingów. Napełnił kubek Hagrida i swój ponownie. Zadawał mu pytania na tematzwierząt, które mieszkały kiedyś w lesie i jak Hagridowi udawało się zająć nimiwszystkimi. Olbrzym zrobił się jakby bardziej rozluźniony pod wpływem napoju ipochlebiającego zainteresowania Slughorna. Przestał przecierać oczy i zacząłradośnie objaśniać temat uprawy bowtrucli. Felix Felicis dał Harry’emu znak i chłopakzauważył, że butelki, które Slughorn przyniósł, wyczerpują się bardzo szybko. Byłprzejęty, bo nigdy nie udało mu się użyć czaru napełniającego bez wypowiedzeniainkantacji głośno, ale miał wrażenie, że dziś może wszystko. I rzeczywiście,Harry uśmiechnął się do siebie, niezauważony przez Hagrida i Slughorna, terazwymieniających uwagi na temat praw handlu jajami smoka, i wskazał różdżką podstół, napełniając butelki. Po mniej więcej godzinie Hagrid i Slughorn zaczęliwznosić przesadne toasty: za Hogwart, za Dumbledore’a, za skrzata, który zrobiłwino, no i za…

 

- Harry’ego Pottera! – ryknął Hagrid, rozlewając trochę trunkuna podbródek z czternastego już kubka, który opróżniał.

 

- Tak, oczywiście! – krzyknął Slughorn. – Harry Potter,chłopiec, który został wybrany czy coś w tym rodzaju – wymamrotał i także sięnapił.

 

Chwilę później Hagrid wstał i z płaczem podał Slughornowimotek włosów jednorożca. Niedługo po tym olbrzym znowu stał się smutny i wyciągnąłcały ogon jednorożca w stronę Slughorna, który przyjął go i krzyknął:

 

- Za przyjaźń! Za wspaniałomyślność! Za dziesięć galeonówza włos…

 

Po czym Hagrid i Slughorn usiedli obok siebie, objęli się izaczęli śpiewać smutną, powolną piosenkę o umierającym czarodzieju, którynazywał się Odo.

 

- Ach, dobrze jest umrzeć młodo – wymamrotał olbrzym osuwającsię powoli na stół.

 

Slughorn natomiast kontynuował śpiewanie refrenu:

 

- Mój tata nie byłstary, kiedy odszedł, twoja mama i tata też nie…

 

- Harry… – Ponownie wielkie łzy zebrały się w kącikachoczu Hagrida. Złapał rękę Gryfona i potrząsnął nią. – Najlepszy czarodziej iczarownica, jakich znałem… nigdy nie wiedziałem… straszna rzecz… naprawdęstraszna rzecz …

 

- I Odo Bohaterznudzony wrócił do domu, do miejsca, które znał najlepiej – zawodziłSlughorn. – Złożyli go do grobu zkapeluszem na lewą stronę i różdżką złamaną na dwoje… To straszne.

 

Hagrid chrząknął i jego wielka, kudłata głowa opadła naramiona. Zasnął chrapiąc głęboko.

 

- Przepraszam – odezwał się Slughorn czkając. – Nie może znieśćpieśni opowiadającej o życiu.

 

- Hagrid nie miał na myśli pana piosenki. Mówił o mojejmamie i tacie.

 

- Och – jęknął profesor, tłumiąc duże beknięcie. – Ojej.Tak, to było… to było straszne, naprawdę. Straszne… straszne…

 

Wyglądał, jakby nie wiedział, co powiedzieć i w zamian przystąpiłdo napełniania kubków.

 

- Nie przypuszczam abyś to pamiętał, Harry? – zapytał niezręcznie.

 

- Nie, miałem tylko rok, kiedy umarli – odrzekł Harry, ajego oczy spoczęły na płomieniu świecy migoczącej w rytm donośnego chrapaniaHagrida. – Ale od tamtej pory wiele się dowiedziałem. Mój ojciec zginąłpierwszy. Wiedział pan o tym?

 

- Nie, nie wiedziałem – przyznał ściszonym głosem Slughorn.

 

- Tak…Voldemort zamordował go, a następnie przeszedł nadjego ciałem kierując się w stronę mamy – odezwał się Harry. Slughornemwstrząsnął dreszcz, ale nie był w stanie oderwać swojego przerażonego wzroku odtwarzy bruneta. – Powiedział jej, żeby zeszła mu z drogi – kontynuowałniemiłosiernie Harry. – Stwierdził, że niepotrzebnie zginęła. Chciał tylko mnie,ona mogła przeżyć.

 

- Mój drogi – westchnął Slughorn. – Mogła…nie musiaławięc… To okropne…

 

- Nieprawdaż? – zapytał Harry głosem ledwo głośniejszym niższept. – Ona jednak nie zawahała się. Tata już nie żył, a nie chciała, abym i jazginął. Błagała Voldemorta, ale on się tylko roześmiał…

 

- Wystarczy! – krzyknął nagle Slughorn, podnosząc drżącą rękę.- Naprawdę, mój drogi chłopcze, wystarczy… jestem starym człowiekiem… niepotrzebuję… nie chcę o tym słyszeć…

 

- Zapomniałem – skłamał Harry, kierowany przez FelixFelicis. – Lubiłeś ją?

 

- Lubiłem ją? – rzekł Slughorn, a jego oczy napełniły sięłzami. – Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek, kto ją spotkał, mógł jej nielubić… Bardzo odważna… Zabawna… To była najgorsza rzecz…

 

- Ale ty nie pomogłeś jej synowi – powiedział Harry. – Oddałaza mnie życie, ale ty nie chcesz dać mi nawet wspomnienia.

 

Chatę wypełniało głośne chrapanie Hagrida. Potter bacznie wpatrywałsię w wypełnione łzami oczy Slughorna. Zdawało się, że Mistrz Eliksirów nie byłw stanie ukryć swojego spojrzenia.

 

- Nie mów tak – wyszeptał. – To nie podlega dyskusji…Gdyby to mogło ci pomóc… Ale to do niczemu się nie przyda…

 

Harry wiedział, że jest bezpieczny. Felix podpowiedział mu,że Slughorn nie będzie niczego pamiętał z tego poranka. Patrząc mu prosto woczy pochylił się odrobinę do przodu.

 

- Ja jestem Wybrańcem. Muszę go zabić. Potrzebuję tegowspomnienia.

 

Slughorn stał się bledszy niż kiedykolwiek. Jego czołobłyszczało od potu.

 

- Jesteś Wybrańcem?

 

- Oczywiście, że tak – odpowiedział ze spokojem Harry.

 

- A więc… mój drogi chłopcze… Prosisz mnie o wiele…Prosisz mnie, w rzeczy samej, abym ci pomógł w próbie zniszczenia…

 

- Nie chcesz się pozbyć czarodzieja, który zabił LilyEvans?

 

- Harry, Harry, oczywiście, że chcę, ale…

 

- Jesteś przerażony tym, że on może się dowiedzieć, iż mipomogłeś?

 

Slughorn nic nie powiedział. Wyglądał okropnie.

 

- Proszę być odważnym jak moja matka, profesorze…

 

Stary czarodziej podniósł dużą rękę i wcisnął swoje drżącepalce w usta. Przez moment wyglądał jak ogromnie wyrośnięte dziecko.

 

- Nie jestem dumny… – wyszeptał przez palce. – Wstydzęsię tego, co pokazuje wspomnienie… Myślę, że tego dnia mogłem dokonać wieluszkód…

 

- Naprawiłbyś to dając mi swoje wspomnienie – powiedziałHarry. – To byłoby bardzo odważne i szlachetne.

 

Hagrid nerwowo drgnął i zachrapał. Slughorn i Harrywpatrywali się w siebie przez wypalającą się świecę. To była bardzo długachwila ciszy, ale Felix Felicis powiedział Gryfonowi, żeby jej nie przerywał ipoczekał. Następnie bardzo powoli Slughorn włożył rękę do kieszeni i wyciągnąłz niej różdżkę. Drugą dłoń wsunął do peleryny i wyjął małą, pustą buteleczkę.Patrząc wciąż w oczy Harry’ego, dotknął czubkiem różdżki skroni i pociągnął,tak, że długa, srebrna nić wspomnienia wydostała się na zewnątrz. Rozciągał ją ażpękła i zabłysła srebrzystym światłem. Przesunął rękę na wysokość butelki,gdzie nić zwinęła się, a potem rozciągnęła i zawirowała. Drżącą ręką wcisnąłkorek i przesunął fiolkę po stole w kierunku Harry’ego.

 

- Bardzo dziękuję, profesorze.

 

- Jesteś dobrym chłopcem – powiedział Slughorn, a łzystrużkami spływały mu po policzkach na sumiaste wąsy. – I masz jej oczy…Kiedy już to zobaczysz… nie myśl o mnie źle…

 

Położył głowę na ramionach, westchnął i zapadł w głęboki sen.

Harry wracał do wieży ciemnymi i pustymi korytarzami Hogwartu,nawet nie narzuciwszy na siebie peleryny niewidki. Był całkowicie pewien, żeszczęście mu jeszcze sprzyja. Wspomnienie Slughorna, zamknięte w szklanymflakonie, leżało u niego w kieszeni, a zdobycie go okazało się nie tak znowutrudne. Teraz będzie mógł pokazać je Dumbledore’owi, wznowią wspólne zajęcia ipozna więcej ważnych informacji o Voldemorcie, które pomogą mu go pokonać. Zamyślonynie od razu zauważył cień na korytarzu. Kiedy dostrzegł ruch, było już późno naschowanie się pod peleryną. Potter gwałtownie zatrzymał się i znieruchomiał zzaskoczenia. Przed nim stał Draco Malfoy. Na chwilę Gryfon zamarł, nie wierzącwłasnym oczom. Eliksir Szczęścia jeszcze nie utracił swojej siły, czuł todoskonale. Oznaczało to, że nadal był człowiekiem, któremu wszystko sięudawało. Jednak pojawienie się Malfoya przeczyło wszystkim prawom. Po prostunie powinno go tu być, najbardziej udany dzień w jego życiu nie może zakończyćsię tak fatalnie, po prostu nie może. Albo ma jakieś dziwne halucynacje, spowodowaneubocznymi skutkami działania eliksiru albo Felix Felicis nie był do końcadobrze uwarzony i coś poszło nie tak. Jednym słowem Malfoy nie może stać najego drodze. Ale ślizgońska łachudra była tu, dwa kroki od niego, i patrzyła znapięciem. Potter spojrzał uważnie na blondyna. Nie widział go od trzechtygodni, od dnia, w którym drań zwabił go do starego magazynu i, wspólnie zeswoimi pomagierami, zgwałcił. Harry wiedział, że po tym zdarzeniu Malfoy pojechałdo domu pod pretekstem choroby matki, ale Gryfon był przekonany, że Ślizgon poprostu tchórzliwie uciekł, bojąc się następstw swojego czynu. Zdecydował sięzniknąć z horyzontu i postanowił przeczekać najgorsze przy spódnicy mamusi. Ateraz wrócił do Hogwartu. Harry patrzył na Draco i nie mógł oderwać od niego oczu.Bardzo zdziwiło go to, że Malfoy wyglądał jakby był chory. Pod oczami miałciemne sińce, a jego skóra przybrała szarawy, niezdrowy odcień. Gra wyobraźniczy Malfoy schudł? Nie widać było po nim znanego samozadowolenie i pychy, aniśladu zwykłej pewności siebie i wyniosłej pogardy w spojrzeniu. Ta obserwacjatrwała chwilę, a potem Potter wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni,rzucił się na Malfoya, chwycił go ręką za gardło i przycisnął do ściany.

 
- Kanalio – zasyczał, mocno trzymając Ślizgona za gardło, prawie wtulony nosemw jego twarz. – Postanowiłeś z przyjaciółmi znowu dopaść mnie w ciemnymkorytarzu, co, Malfoy? Tylko tym razem nic z tego nie wyjdzie, przysięgam na Merlina,zabiję cię!

 

Harry przystawił różdżkę do skroni Draco i mocniej zacisnąłrękę na gardle Ślizgona. Malfoy zaczął sinieć.

- Potter, przyszedłem sam i nie jestem uzbrojony, nie mam różdżki – wychrypiał podnoszącręce, żeby Harry mógł zobaczyć, iż naprawdę jest bezbronny.

 
- Fałszywy drań – krzyknął Ślizgonowi w twarz. – Nie uda się ci się znowu zaciągnąćmnie w pułapkę.

- Potter, przyszedłem poprosić cię o wybaczenie – zachrypiał Malfoy.

- Co? – Ręka Harry’ego odruchowo osłabiła chwyt i blondyn zrobił głęboki wdechi głośno zakasłał.

- Proszę cię o przebaczenie, Harry – powtórzył Malfoy, lekko rozcierając szyję.

 
- Nie – pokręcił głową Gryfon, nie śmiejącuwierzyć w to, co dopiero usłyszał, i cofnął się kilka kroków, jakby blondynbył chory na wściekliznę i mógł zakazić i jego. – Kłamiesz! Nie uda ci się…Nie wierzę w ani jedno twoje słowo…

 
- Nie musisz mi wierzyć – powiedział Malfoy, pchnął Gryfona, przycisnął go dościany, nachylił się i przyssał się do jego ust w namiętnym, głębokim pocałunku.

 
- Mmm… Mmmm… – zamruczał Harry z oburzeniem, próbując odepchnąć od siebieMalfoya, ale ten jeszcze mocniej przycisnął go do ściany i przygniótł całymswoim ciałem, nie pozwalając się odsunąć.

Harry jeszcze przez jakiś czas próbował odepchnąć Ślizgona, ale już jakoś bezentuzjazmu. W tym czasie Draco niczym szaleniec pokrywał jego twarz pocałunkamii, jak w malignie, drżącym szeptem błagał o przebaczenie. Kiedy wreszcie go puścił,nogi Harry’ego lekko drżały, policzki pokrywał rumieniec, a oddech był przyspieszony.Draco, nie odrywając spojrzenia od rozszerzających się ze zdziwienia inarastającego pobudzenia zielonych oczu Pottera, powoli osunął się przed nim nakolana i dotknął mocno już wypychającego spodnie członka Harry’ego. Rozpiął mu rozporeki wyjął penisa, który w półmroku wydawał się mieć bordowy odcień. Draco klęczałprzed Gryfonem i czule pieścił jego erekcję swoimi anielsko-diabelskimi rękami.W tym momencie Harry’emu chciało się jednocześnie krzyczeć z podniecenia izabić tego tak pożądanego, a zarazem znienawidzonego chłopaka.

Malfoy nadal delikatnie dotykał jego członka, czującaksamitną powierzchnię, ciepło i pulsującą w żyłkach krew, a po chwili powoliobnażył główkę. Miał ją przed sobą, z kropelką spermy na samym czubku. Niepotrafił się powstrzymać i pieszczotliwie dotknął jej językiem, pocałował,potem zamknął oczy i zaczął pokrywać penisa Gryfona pocałunkami, od góry powolischodząc na dół, aż do jąder. Członek Pottera stwardniał, pokrywające go żyłkimocno zapulsowały krwią, główka zaczęła błyszczeć od lekko sączącej się jużspermy.

Harry oparł się o ścianę oddychając szybko i czasami wydającz siebie to krótkie, to przeciągłe jęki. Opuścił rękę na kark blondyna, dotknąłjego srebrzysto-platynowych kosmyków i odruchowo wypchnął biodra do przodu, najpierwz lękiem i niepewnością, potem mocno i zdecydowanie. Draco objął jego pośladki,przyciskając Gryfona do siebie jeszcze bliżej. Objął członka Harry’ego dłonią izaczął nią poruszać w górę i w dół, nadal lekko ssąc i łaskocząc końcem językagłówkę. Potter głośno krzyknął, a echo jego głosu rozniosło się po pustychkorytarzach Hogwartu. Ślizgon oblizał wargi i znowu pocałował główkę, potem,uniósłszy członka do góry, zaczął całować jądra, objął jedno z nich ustami,zaczął czule ssać a w tym czasie drugie delikatnie masował ręką. Z gardła brunetawyrwał się zduszony jęk. Chłopak odrzucił głowę do tyłu i boleśnie uderzył niąo ścianę.

- Mmmm… – wystękał Potter.

Draco znowu wziął główkę jego członka w usta i zaczął ssać. Wciągał błyszczącegopenisa coraz głębiej w gardło. Potem najpierw powoli i pieszczotliwie, a następnieszybciej, wsuwał go w usta i wysuwał. Wilgotne wargi łatwo ślizgały się po całejdługości, ruchy Ślizgona stały się rytmiczniejsze, ucisk na erekcję bruneta wzmocniłsię, język zaczął pieścić bardziej uparcie. Draco sam podniecał się corazmocniej i mocniej. Oddech Harry’ego stał się ochrypły i przerywany, po twarzycienkim strumykiem spływał mu pot. Pomagając sobie ręką, Ślizgon wpychałczłonka Gryfona za każdym razem głębiej. Potter znowu poruszył biodrami, aMalfoy, przyciskając językiem jego członek do podniebienia, wciągał go ipołykał coraz gwałtowniej. Draco zamknął oczy i rozkoszował sięprzepełniającymi go uczuciami. Teraz nie było dla niego ważne nic opróczpięknego, twardego, pulsującego mu w ustach penisa chłopaka, bez którego jużnie istniał, który prześladował go każdej nocy w jego erotycznych snach,którego tak szalenie i beznadziejnie kochał. Harry ruszał się powoli, ale nieprzerwaniewpychał i wyjmował członka z ust Ślizgona. Lekko odsunął się, wziął w rękę swojąerekcję i przesunął nią po ustach Draco. W tym momencie penis zadrżał,zawibrował, a główka, gładka i czerwona, zapulsowała. Malfoy objął ją ustami izaczął chciwie ssać. Całe ciało Gryfona wzdrygnęło się, chłopak wydałprzygłuszony jęk i blondyn poczuł gorący strumień spermy w ustach. Połykał ją istarał się wchłonąć do ostatniej kropli, a później zaczął lizać mięknącegoczłonka i czule ssać jądra. Harry nie był już podniecony, ale odczuwałniezwykłą rozkosz płynącą od tych lubieżnych pieszczot Ślizgona.

 
- Potter, tę noc powinniśmy spędzić razem – powiedział Draco wstając. – Czujeszto, prawda? To jest nasza noc.

 
- Nie wiedziałem, że jesteś romantykiem, Malfoy – odparł z uśmiechem Harry.

 

- Chodźmy do mnie, przysięgam, że nie pożałujesz – wyszeptałŚlizgon, przyciskając zielonookiego mocno do siebie, żeby mu uzmysłowić, jakbardzo jest pobudzony.

 
- Nie pójdę do ciebie – odpowiedział Harry. – Jeśli myślisz, że po tym, co zemną ostatnio tam zrobiłeś znowu zejdę w wasze podziemia, to grubo się mylisz.

 
- Dobrze, nie do podziemi – zgodził się Draco,przytulając się do Gryfona tak, że ten poczuł jak chłopak trzęsie się zpodniecenia. – Znajdziemy jakiekolwiek pomieszczenie, gdzie nas nie znajdzie Filchi gdzie będziemy mogli się kochać. Chcę cię, Potti.

 
- E… No… Myślę, że niebezpiecznie jest zajmować się tym w klasie czy nakorytarzu, jeśli nie Filch, to Irytek na pewno może się pojawić i wtedy będziemymieć przechlapane. Albo przyłapie nas którykolwiek z duchów. Nie, to zbyt ryzykowne…- w zamyśleniu odpowiedział Potter.

 
- Wydawało mi się, że lubisz ryzyko – uśmiechnął się Draco i delikatnie musnąłdłonią czoło Gryfona, lekko dotykając blizny.

- To nieprawda, lubię ciszę, spokój, ciepło domu. – Harry odwzajemnił uśmiech.- Dlatego pójdziemy do mnie.

- Do ciebie? – zdziwił się Draco.

- Do mojej wieży – przytaknął Gryfon, zupełnie pewien, że to jedyna słuszna decyzja.

 

Ta myśl powstała w jego głowie tak samo nagle jak wcześniejpomysł z pójściem do Hagrida przez warzywnik, gdzie spotkał się ze Slughornem. Także teraz Harry był pewien, iż właśnie takie rozwiązanie podsunął mu FelixFelicis.

 

- Pójdziemy do mnie, do mojej sypialni, przeprowadzę cię podpeleryną niewidką, nikt nas nie zobaczy, a potem nałożę zaklęcie wyciszające naswoje łóżko i nikt nie usłyszy czym się zajmujemy. To jak, Malfoy? Idziemy?

 
- Potter, bałem się, że nie będziesz chciał, że się przestraszysz… – Draco znowuzaczął pokrywać pocałunkami twarz Harry’ego.

 
- Idziemy, Malfoy, póki się nie rozmyśliłem – powiedział Gryfon odsuwającŚlizgona od siebie i narzucając na nich obu pelerynę niewidkę.

 

Harry szybko zaciągnął zasłony przy swoim łóżku, wyszeptał zaklęcie wyciszającei zerwał z Malfoya pelerynę. Siedzieli naprzeciw siebie, nie odrywając wzrokujeden od drugiego. Draco przyglądał się brunetowi, który lekko zaczerwienił siępod wpływem tego spojrzenia. Gryfon był zmieszany i widać było, że już zaczął ponowniesię podniecać. Po raz pierwszy dotarło do blondyna, że Potter jest bardzozmysłowy i wystarczy lekkie dotknięcie jego stref erogennych, żeby rozpalić godo białości. Przysunął się do Harry’ego i nie odrywając spojrzenia od zielonychoczu, bardzo powoli zaczął oblizywać swój palec, potem ssać go tak, jak gdyby tobył penis. Gryfon zaczerwienił się i zmieszał jeszcze bardziej, ale nieodwrócił wzroku, wręcz przeciwnie, jego oczy szeroko się otworzyły a oddech przyspieszył.Draco, wyzywająco patrząc na niego, nadal namiętnie ssał swój palec, po czym zacząłgo wylizywać. Potter zwilżył wysuszone usta, nie spuszczając wzroku zeŚlizgona. Malfoy przysunął się do niego bardzo blisko i dotknął swoim palcem jegoust.

 
- Wiesz, co masz robić? – wyszeptał.

 
Potter przytaknął, wysunął język i oblizał palec Draco. Blondyn wsunął mu go dousta i Harry zaczął go ssać i łaskotać językiem.

 
- Tak, Potti, tak dobrze – szepnął Ślizgon, wyjął palec i przesunął nim powargach Gryfona. – Masz piękne usta, jak u dziewczyny.

 

 Malfoy nadaldelikatnie dotykał warg bruneta, potem pochylił się, a ich usta zetknęły się zadziwiającomiękko i czule. Harry na moment stracił oddech,zmrużył oczy i z lękiem, niepewnością i zmieszaniem odpowiedział na pocałunekDraco. Ślizgon objął go za szyję, przyciągnął do siebie i z chciwością inamiętnością przyssał się do jego warg. Gryfon zaczął jęczeć i mocniejprzytulił się do Ślizgona. Malfoy całował go, lizał i kąsał jego usta, ssał je,doprowadzając do tego, że przez jego ciało przebiegł dreszcz. Ręka blondynazaczęła opuszczać się na dół, głaszcząc przez koszulę pierś chłopaka. Potter znowuwydał z siebie jęk, a Draco pocałował go jeszcze mocniej, wchłaniając tendźwięk, i zaczął gładzić teraz już mocno widoczne wybrzuszenie w jego spodniachi rozkoszując się świadomością, że to silne ciało topi się w jego rękach. Jegosamego bardzo to pobudzało. Szybko rozpiął spodnie Gryfona, wyjął z nich białąkoszulę i pociągnął tak, że guziki, wyrwane z kawałkami tkaniny, posypały sięna łóżko i podłogę. Niecierpliwie ściągnął ją z Harry’ego, a potem przewrócił Gryfonana plecy. Położył się na nim i zdjął mu okulary.

 
- Malfoy, jeśli rozbijesz je jeszcze jeden raz, zabiję cię – dusząc się odpobudzenia, wyszeptał Harry.

Draco zachichotał i wtulił twarz w szyję Gryfona.

- Dlaczego się śmiejesz, idioto? – szepnął Harry. – Bez okularów za cholerę nicnie widzę.

- Potter, dzisiejszej nocy do niczego ci się nie przydadzą, obiecuję -odpowiedział Draco, mocniej przytulając się do niego i zakopując nos w kosmykachczarnych, jedwabistych włosów.

Brunet wygiął się pod nim, nieregularnie oddychając, z jego gardła wyrwał sięsłodki dźwięk – w połowie jęk, w połowie westchnienie. Palce Draco zaczęłypieścić jego pierś, ściskając twardniejące sutki, a usta Ślizgona nadal okrywałyjego szyję gorącymi, nienasyconymi pocałunkami. Potter zaszlochał, kiedy blondynponownie ścisnął jego sutek, a z jego gardła wyrwał się zgłuszony jęk. Ślizgonzaczął powoli przesuwać się w dół, całując i liżąc opaloną skórę chłopaka, z podnieceniapokrytą kropelkami słonego potu, a potem lekko ugryzł go w brzuch, co wyrwało zust Gryfona cichy krzyk. Potter zmrużył oczy, podniecenie napływało na niegojak fala na brzeg morza. Malfoy okrywał pocałunkami jego ciało, wylizywał pępeki Harry pomyślał, że jeśli Ślizgon dalej będzie wyczyniać z nim takie rzeczy, tojuż za moment skończy w spodnie. Draco prawdopodobnie doszedł do takiego samegowniosku, bo zaczął pośpiesznie ściągać z niego dżinsy, a potem majtki.

- Malfoy, wydaje mi się, że zaraz skończę – zaszlochał Harry, jak tylko jegoczłonek został oswobodzony z krępującej go tkaniny.

 
- Potter, poczekaj, jeszcze za wcześnie, jeszcze nic nie zrobiłem – powiedziałMalfoy, oblizując usta. – Nawet się nie waż.

 
- Nie mogę – odpowiedział Gryfon, dusząc się z rozkoszy i namiętności i gniotącrękami prześcieradło, na którym leżał.

 
- O cholera… – wyszeptał Draco, pochylił się nad Harrym i wziął w usta jużbliski wybuchu członek. Połykał go prawiecałkowicie, a dłonią masował jądra. Potter położył rękę na głowie Ślizgona i wsuwałswojego członka w jego usta jak mógł najdalej. Draco zaczął od tego słodkojęczeć, ani na sekundę nie przestając ssać i lizać. Kiedy główka kolejny razdotknęła jego podniebienia, z członka trysnęła sperma. Malfoy ssał i ssałpragnąc pochłonąć nasienie do ostatniej kropli. Potter wił się i nadal wpychałswojego penisa w usta Ślizgona, który łykał wszystko, co dawał mu kochanek, nieprzestając masować jego krocza. Harry otworzył szeroko oczy, z ust wyrwał mu sięgłośny jęk i osłabiony opadł na poduszkę, starając się odzyskać oddech. Draco przysunąłsię do niego, odgarnął mu z czoła kosmyk włosów, nachylił się nad jego twarzą, rozsunąłjęzykiem wargi i żarłocznie do nich przywarł. Zielonooki poczuł jak własnasperma przelewa się do jego ust, przekazana wraz z pocałunkiem. Potter odwzajemniłsię, a smak samego siebie wzniecił w nim nowy ogień pożądania i Harry lekkodrgnął, obejmując Malfoya.

- Potter, nigdy jeszcze nie miałem takiego kochanka – wyszeptał Draco, czulecałując Gryfona w policzek, potem odgarnął opadającą mu na czoło grzywkę i pocałowałbliznę w kształcie błyskawicy. – Jesteś niesamowity. W ciągu ostatniej godziny skończyłeśjuż dwa razy i czuję, że to nie koniec twoich możliwości. Ile razy możesz tozrobić przez noc, Potti?

 
- Ja… nie wiem – jąkając się, odpowiedział zmieszany Harry. – E… dawno nie uprawiałemseksu i to prawdopodobnie dlatego…

 
- W porządku, to będzie nawet ciekawe sprawdzić, ile jeszcze razy będziesz miałorgazm.

- Malfoy, coś ze mną nie tak – mruknął Harry. – To jest nienormalne, że tak siępodniecam.

 
- Wręcz przeciwnie, Potti, to wspaniale. To tylko potwierdza, że jesteś gejem -uśmiechnął się Draco.

 

Szybko zdjął z siebie ubranie, oprócz koszuli, pod którąchował Mroczny Znak, i położył się na Gryfona. Podniósł jego nogę, otwierającgo dla siebie, prześliznął się palcami niżej, wziął w rękę jego jądra i zacząłje lekko ugniatać. Na reakcję na pieszczotę nie musiał długo czekać. Harryszerzej rozsunął nogi, położył je na ramiona Draco, objął go rękami za szyję,mocniej przytulił się mokrym od potu ciałem do jego piersi i zaczął jęczeć.

- Co, Potti, znowu się podnieciłeś? – zainteresował się blondyn, nadalpieszcząc jego jądra.

- Malfoy, chcę żebyś mnie zerżnął, bardzo chcę – zduszonym głosem wyszeptałHarry, wijąc się pod nim.

- Do cholery, Potti. – Draco ze świstem wypuścił powietrze. – Nie łyknąłeś dziśprzypadkiem czegoś pobudzającego? Może zjadłeś coś dziwnego, nieznanego, ktościę czymś poczęstował, winem na przykład? Niczego takiego nie pamiętasz? – Dracopotarł swoim twardym członkiem o krocze Harry’ego i poczuł jak ten wychodzi mu niecierpliwienaprzeciw, pragnąc poczuć go wewnątrz.

- Nie, nie piłem wina i nic podniecającego… ja nie… – niejasno szeptałHarry. – Ja nie… O! Nie… nie może być…!

- Co, Potter?

- Nic Malfoy, tylko pieprz mnie, proszę – zaszlochał Harry. – Tej nocy będęmiał najlepszy seks w życiu.

Draco dotknął anusa Harry’ego i połaskotał go palcem. Od razu poczuł jak pociele Gryfona przebiegł dreszcz. Potem wsunął palec głębiej, szukając po omackuwrażliwej prostaty. Potter wydał jakiś nieartykułowany dźwięk i kiedy Ślizgonchciał zapytać, czy nie sprawia mu bólu, poczuł jak Gryfon poruszył biodrami,nabijając się mocniej na jego palec. Blondyn włożył drugi palec, zupełnie nieczując oporu. Zrozumiał, że po wydarzeniach w magazynie wcześniej wąska i napiętadziurka Pottera jest teraz mocno rozciągnięta. Trzeci palec wślizgnął się bezproblemu. Gryfon mocno przytulił się do Draco i, dusząc się od pobudzenia,wyszeptał:

- No, Malfoy, do cholery, pieprz mnie, na co czekasz…

 
Draco uśmiechnął się i powoli, bardzo powoli zaczął wsuwać swojego penisa w rozciągniętewejście Pottera, dziurka była niezwykle gorąca. Wchodząc w niego, Malfoy przyssałsię do warg bruneta, który namiętnie odpowiedział na pocałunek. Usta Harry’egożarłocznie wciągnęły język Ślizgona, a jego ręce mocno przycisnęły go do siebie.Draco bardzo delikatnie wchodził w zielonookiego, starając się nie robić żadnychgwałtownych ruchów, żeby przeciągnąć tę słodką torturę i samemu nie skończyć zbytwcześnie. Ślizgon powoli, głęboko, aż dooparcia się jądrami o tyłek Gryfona, to pogrążał swój członek, to wyjmował gocałkowicie. Na Pottera spłynęło morze słodkich odczuć, od których zakręciło musię w głowie. Wszystkie jego rozterki zniknęły, pozostało jedynie nieodpartepragnienie, namiętność i zwierzęce pożądanie. Mocniej rozsunął nogi, zarzucił jena ramiona Draco, objął go za szyję, przytulił się i potarł o niego. Blondynzaczął całować jego szyję, twarz, półotwarte usta, a chłopak tylko szybkooddychał i dostosowywał się do jego ruchów. Harry wił się pod Malfoyem zprzyjemności, jego zęby kąsały ramię Ślizgona, dostarczając mu jednocześnie rozkoszyi bólu. Draco sam zaczął jęczeć. Trwało to dosyć długo, bo jeszcze jako dzieckonauczył się od Lucjusza jak przedłużać przyjemność. Przez bruneta przebiegałdreszcz rozkoszy za każdym razem, gdy Draco uderzał w jego prostatę. Jego zębyz jeszcze większą siłą wbijały się w ramię Ślizgona. Rozkosz stawał się takwielka, że prawie nie do wytrzymania. Harry wygiął się, głośno krzyknął, potem jegokrzyk nagle się urwał i z ust zaczęły wydobywać się jedynie nierozpoznawalne dźwięki.Na niesamowicie długą chwilę znalazł się gdzieś pomiędzy niebem a ziemia, a przezjego ciało przelała się fala niewypowiedzianej rozkoszy. Gdy przez Gryfona przytłoczyłpotężny orgazm, jego mięśnie zacisnęły się na penisie Draco. Ślizgon zacząłkończyć prawie w tym samym momencie, wypełniając Pottera swoim nasieniem.Doszli równocześnie, zatapiając się w długim i namiętnym pocałunku.

Osłabiony Draco przygniótł Harry’ego i leżał na nim, z nosem wtulonym w jegoszyję, drażniąc skórę gorącym oddechem. Gryfon był cały rozpalony. Rozchyliłwilgotne usta, ciężko oddychał, a rękami nadal szarpał i gniótł prześcieradło. Ślizgonpowoli wysunął z niego swojego członka, uniósł się na łokciach i zauroczonypatrzył na niezamykającą się jeszcze dziurkę. Harry chciał opuścić nogi, aleDraco powstrzymał go, nadal obserwując, jak z chłopaka wycieka jego sperma. Przesunąłręką po pośladkach i biodrach Pottera, potem wsunął w jego dziurkę od razu trzypalce i kolistymi ruchami zaczął rozszerzać i bez tego już rozciągnięty anus. Brunetznowu zajęczał. Blondyn wsunął pozostałe palce, kilka kolistych ruchów i jegowąska ręka weszła w Gryfona cała. Sperma cieniutkim strumykiem wyciekała muprzez palce i spływała na łóżko. Harry poczuł, że znowu zaczyna się podniecać,a jego członek kolejny raz robi się twardy. Nie mógł w to uwierzyć. Dopiero cotrzeci raz skończył i nagle znowu zapala się tylko od jednej myśli, że Ślizgonwsunął w niego swoją dłoń. Od takiego widoku Malfoy po prostu ogłupiał. Potterpoczuł, że ręka blondyna zaczyna wykonywać takie same ruchy jak wcześniej jegoczłonek. Ślizgon pieprzył go ręką! To jeszcze bardziej go pobudziło i Harry zawinąłpalce wokół bardzo już twardego penisa i zaczął go pocierać. Draco odsunął jegodłoń i sam zaczął go drażnić. Teraz dla Gryfona nie istniało nic lepszego, niżlewa ręka Malfoya, wypełniająca jego odbyt i prawa, poruszająca się w górę idół po jego erekcji. Harry prawie płakał z powodu rozpierającego go uczucia inie mógł zrobić nic, żeby przestać. Zdawało się, że wszystkie zakończenianerwowe skupiły się w dwóch miejscach: penisie i anusie. Nowa fala orgazmu przetoczyłasię przez niego, z członka zaczęła wytryskiwać sperma, chlapiąc jego brzuch i rękęDraco, a po policzkach spływały łzy szczęścia, których nie mógł i nie chciałpowstrzymywać…

 

***

Harry’ego obudził delikatny dotyk. Ktoś składał czułepocałunki na jego ramionach.

O tak, jeszcze, proszę, to miłe” – pomyślał i uśmiechnął się nie otwierającoczu.

 

Jak to jednak dobrze obudzić się rano w czyichś ramionach,gdy ktoś pieści twoje, jeszcze rozleniwione snem, ciało, przeczesuje palcamiwłosy, dotyka ustami szyi.
Harry przypomniał sobie jak wczoraj, późno wieczorem, wracając od Hagrida zewspomnieniem Slughorna, spotkał na korytarzu Malfoya i rzucił się na niego,gotowy zabić, a potem przyprowadził tu, do wieży Gryffindoru, i jak uprawialiniesamowity seks, w czasie którego doszedł kilka razy. Teraz całe jego ciało byłoprzyjemnie odprężone. Mruknął coś na wpół sennie, wtulił twarz w poduszkę, niechcąc się całkowicie rozbudzić. Draco nadal gładził go po plecach i ramionach,lekko dotykając ustami jego skóry, tak, że po całym ciele przebiegały mrówki. Ślizgonmocniej przytulił się do Gryfona, objął go, przesunął palcami po jego piersi,na chwilę zatrzymał się na sutku i lekko go uszczypnął. Potem jego ręka ześlizgnęłasię niżej, na podbrzusze, pogłaskała skręcone włoski, a następnie lekkodotknęła penisa. Harry cicho zamruczał w poduszkę i mocniej przytulił sięplecami do Malfoya.

 
- Potti, śpisz? – wyszeptał mu do ucha Draco, językiem łaskocząc płatek.

 
-  Mmm – wymamrotał Potter, gdy przyjemneciepło rozlało się po jego ciele, a chwilę później poczuł, jak wzbudzonyczłonek Malfoya dotknął go między pośladkami.

 
Wtulił twarz w poduszkę i cicho zajęczał.

 

Jak dobrze jest obudzić sięw objęciach kochanka, poczuć go w sobie, gdy cię pieprzy, jeszcze sennego, i kończyw tobie, a ty w półśnie czujesz jak wypływa z ciebie jego ciepła sperma”.

 

Ta myśl spowodowała, że brunet lekko się wygiął i wypiął biodra,podstawiając je pod penisa Ślizgona. Poczuł, jak pośliniony palec Malfoyapieści jego dziurkę. Z tego powodu jego członek zaczął drżeć. Opuścił rękę nadół i zaczął go lekko głaskać. Draco rozsunął jego pośladki i dotknął członkiemwrażliwego punktu. Jęki Harry’ego wzmogły się od tej pieszczoty i jeszczebardziej wyszedł blondynowi naprzeciw. Szarooki złapał Gryfona za biodra,przyciągnął do siebie i zaczął go pieprzyć. Potter przygryzł wargę i nieotwierając oczu nadal gładził swojego penisa i poruszał biodrami w rytm ruchów Ślizgona,postękując przy każdym pchnięciu. Ten poranny seks nie był namiętny i szalony, raczejzmysłowy i czuły.

 
„Teraz już wiem, dlaczego ludzie się pobierają” – w głowie Harry’ego pojawiłasię idiotyczna myśl. – „Żeby zasypiać w objęciach ukochanego człowieka i budzićsię rano w jego ramionach. Żeby oddawać się dając rozkosz partnerowi iotrzymując ją od niego. Potem koniecznie musimy się pobrać”.

Niedługo później Malfoy zaczął ciężko oddychać, jego ruchy stały się szybsze i szybkoskończył we wnętrzu Gryfona. Harry poczuł jak wypełnia go przyjemne ciepło i zprzyjemności mocniej zmrużył oczy.

 
- Potti, jeszcze śpisz po tym wszystkim? – wyszeptał mu do ucha Ślizgon,jednocześnie kładąc rękę na jądrach i lekko je głaszcząc.

 

- Śpię – skłamał uśmiechając się Potter, nadal pieszczącswojego członka.

 
- Znam świetny sposób na budzenie Śpiącej Królewny – uśmiechnął się Malfoy. -Kiedy byłem dzieckiem mama mówiła mi, że trzeba ją pocałować i wtedy na pewnosię obudzi.

 
- No tak, pocałunek. – Harry przeciągnął się, przewrócił na plecy i szerokorozsunął nogi.

Draco położył się między jego udami i koniuszkiem języka przesunął po główcepenisa, a potem wsunął go między wargi. Potter z błogością obserwował jak jegoczłonek to wychodzi, to wchodzi w usta Malfoya. Żeby dać Gryfonowi jeszczewiększą przyjemność, Draco włożył dwa palce w jegodziurkę i zaczął łaskotać ścianki odbytu.

- Malfoy, kończę! – uprzedził Harry i spróbował odsunąć się od Ślizgona. Złapałza swojego członka, żeby dokończyć sam, ale Draco przytrzymał ustami jegopenisa, wyjął palce z anusa i zaczął drażnić jego jądra. Gryfon nie mógłpowstrzymać krzyku, kiedy poczuł, że nasienie zaczyna z niego wypływać. Uniósłbiodra, pragnąc wejść w usta Ślizgona jak można najgłębiej. Draco jęczał iłykał spermę. A kiedy całkowicie, do ostatniej kropli wyssał Harry’ego, położyłsię obok, objął go i wyszeptał:

- Harry, to była najlepsza noc w moim życiu.

 

- Moja też, Malfoy – odparł Gryfon.

- Już świta, muszę iść – powiedział Ślizgon, podniósł się i zaczął zbierać swojeubrania.

 
- Idź, przecież cię nie zatrzymuję. – Potter leniwie obserwował ubierającegosię Draco.

 
- Będzie mi potrzebna twoja peleryna, Harry – powiedział Malfoy, zapinając rozporek.

- Tak? Niby do czego, Malfoy? – uśmiechnął się złośliwie Potter. – A możejeszcze cię odprowadzić?

 
Draco spojrzał na leżącego, nagiego Gryfona, który uśmiechał się szyderczo.

 
- A jak inaczej niepostrzeżenie opuszczę waszą wieżę?

- A co mnie to obchodzi, Malfoy? To twój problem, nie zatrzymuję cię, spadaj -szydził Harry i widać było, że sprawia mu to przyjemność.

 
- Przecież mnie zobaczą! – rozzłościł się blondyn.

 
- Oczywiście, że zobaczą – przytaknął Potter. – Mimo wczesnej pory ktoś już napewno jest w Pokoju Wspólnym. Na przykład Hermiona lubi wstawać o świcie, żeby powtórzyćmateriał przed lekcjami, a inni zaraz zaczną śpieszyć się pod prysznic. Niemamy prywatnych łazienek, prysznic jest tylko jeden i jeśli spóźnisz się nawyznaczoną godzinę, tracisz swoją kolejkę. Teraz chyba jest czas Deana Thomasa,on budzi się najwcześniej i kąpie jako pierwszy. Tak, rzeczywiście, ktoś cię napewno zobaczy, nie ma innej możliwości.

 
- Potter, zwariowałeś? – zapytał oszołomiony Draco. – I co im powiesz, jak wyjaśnisz,że byłem w waszej sypialni? Chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli, że jesteśmykochankami?

 
- Kochankami? – roześmiał się Potter. – To ty zwariowałeś, Malfoy! Nikomu cośtakiego nie przyjdzie do głowy, idioto! Kiedy Hermiona zobaczy cię, wychodzącegoz naszej sypialni, pomyśli, że przyszedłeś tu żeby mnie zabić. Podniesie alarm nacały Hogwart. Złapią cię w sekundę, tym bardziej, że nie masz różdżki. Niebędziesz w stanie stawiać oporu. I jeżeli nawet nie dostaniesz w mordę tu, namiejscu, to szybko zjawią się członkowie Zakonu Feniksa i nie uda ci się dłużejukrywać Mrocznego Znaku, który cały czas chowasz pod koszulą, nawet podczas uprawianiaseksu. Cały Hogwart dowie się, że jesteś Śmierciożercą i myślę, że znajdzie sięwielu chętnych, chcących zemścić się na tobie za swoich krewnych, na przykładsiostry Montgomery. Słyszałeś, że ich pięcioletni brat zmarł? Ugryzł go Fenrir Greyback, ponieważ ich matka nie chciała pomagaćŚmierciożercom. Będziesz miał szczęście, jeżeli dotrzesz żywy do Ministerstwa.A stamtąd, po krótkim przesłuchaniu, już prosta droga do Azkabanu, czyliwygląda na to, że dzisiaj nastąpi wzruszające spotkanie tatusia z synusiem,dwóch drani i mętów. Wasz majątek skonfiskują i twoja matka zdechnie w nędzy, atobie nikt nie będzie więcej opowiadał bajeczek o Śpiących Królewnach.

 
- Potter, jakie z ciebie bydlę! – zbielałymi wargami wyszeptał Malfoy. – Odpoczątku chciałeś to zrobić. Zwabiłeś mnie tu, żeby potem wydać aurorom!

 
- Przecież obiecywałem ci, Malfoy, że wyślę cię do Azkabanu – nadal uśmiechającsię kpiąco, powiedział Potter. – Mnie wszystko teraz idzie jak po maśle. Mogę ztobą zrobić co tylko zechcę i nic mi się nie stanie. – Harry spojrzał nazegarek i kontynuował. – Jeszcze mniej więcej dwie godziny będę najszczęśliwszymczłowiekiem w Hogwarcie. Nie rozumiesz o czym mówię? Wczoraj wieczorem wypiłem eliksirFelix Fielicis, ten sam, który dostałem od Slughorna w nagrodę, i teraz uda misię wszystko, za co się wezmę. Nawet gdybym cię udusił poduszką i wyrzucił przezokno, to przypiszą twoją śmierć na przykład nieszczęśliwemu wypadkowi – nadal szydziłHarry, z przyjemnością obserwując szok, jaki odmalowywał się na twarzyŚlizgona. – Będę chciał, to cię zabiję, Malfoy. – Dracotak mocno zacisnął zęby, że zbielała mu skóra na kościach policzkowych. -Pamiętasz, w nocy zapytałeś mnie, czy nie zaaplikowałem sobie jakiegoś środkapodniecającego? Najpierw sam przestraszyłem się, że coś ze mną nie tak.Kończyłem i nadal byłem niesamowicie pobudzony. Ale kiedy zadałeś to pytanie,zrozumiałem, że za wszystkim stoi Felix Felicis. Dlatego tak dziko się podniecałemi tak burzliwie kończyłem, to był najlepszy seks w moim życiu i teraz, Malfoy,mogę zerżnąć cię jak jakąś przydrożną kurwa i zrobić z tobą to samo, co tyzrobiłeś ze mną. Mogę zmienić cię w gryfońską dziwkę i spowodować, że będzieszprzekazywany z rąk do rąk jak ja w tym opuszczonym magazynie.

 
- Nie zrobisz tego, Potter – powiedział Draco, zaciskając pięści.

- Dlaczego nie, Malfoy? Najpierw zgwałciłeś mnie w pociągu, potem w swojejsypialni, następnie zwabiłeś mnie do magazynu, gdzie twoi przyjaciele robili todopóki nie straciłem przytomności i gdzie, gdyby nie Zabini, zatłukłbyś mnie naśmierć. Zbladłeś, Malfoy? Przestraszyłeś się? Zrozumiałeś, że mogę zrobić ztobą, co tylko zechcę? Po mojemu to będzie sprawiedliwe, nas przecież też jest pięciu.Myślę, że Ron na pewno się nad tobą nie zlituje. Przez sześć lat gnoiłeś go inaśmiewałeś się z jego rodziny, z tego, że musi nosić rzecz po swoich starszychbraciach i kupować używane podręczniki. Myślę, że zerżnie tę twoją rasową dupęz przyjemnością, nie patrząc, czy ci ją rozdziera czy nie. A Finnigan nie jest lepszy,nie łudź się. Tak cię wypieprzy, że będziesz pełzał na kolanach. Neville… przyłączysię do naszej kompanii. To będzie dla niego zrządzenie losu, dzięki któremubędzie się mógł na tobie zemścić za to, co twoja ciotka zrobiła z jegorodzicami. Dlatego od Longbottoma miłosierdzia nie oczekuj. Ale największąprzyjemność sprawi mi, kiedy ty, czystokrwista suka, będziesz obciągać Deanowi.Thomas jest mugolem, szlamą i myślę, że dla ciebie, rasowego łajdaka, nie mawiększego poniżenia, niż ssać kutasa mugola. – Harry roześmiał się zadowolony,kiedy zobaczył, że Draco zagryzł wargi aż do krwi.

 
- Potter, jesteś draniem – powiedział Ślizgon.

- Miałem dobrego nauczyciela, Dra-a-co – rozciągając słowa na wzór Ślizgona, odpowiedziałGryfon. – Przelecimy cię wszyscy, Malfoy, a potem będziesz wylizywać nasze tyłki.Twój pomysł, żeby używać języka w charakterze papieru toaletowego teraz wydajemi się dość interesujący. Podetrzemy sobie twoim nasze gryfońskie dupy. A kiedysprzykrzy nam się pieprzyć się w obie dziury, zaciągniemy cię do PokojuWspólnego i powiemy wszystkim, że jesteś Śmierciożercą i dostałeś od Voldemortarozkaz, żeby mnie zabić. A co będzie potem, to już ci kiedyś opowiedziałem:wzruszające spotkanie z ojcem w Azkabanie i pocałunek dementora.

 
- Zaplanowałeś to wszystko wcześniej, Potter? – głuchym głosem zapytał Malfoy.

- Nie, lubię improwizować. Tym bardziej, że sam przybiegłeś do mnie prosić oprzebaczenie. Przypomnij sobie, pewnie niespodziewanie dla samego siebieodczułeś niesamowitą potrzebę pokajania się przede mną. Myśl, żeby mnieprzeprosić, była natrętna i nie dawała ci spokoju, prawda, Malfoy? Po prostunie mogłeś zrozumieć, skąd się wzięła, ale wiedziałeś, że to właśnie musiszzrobić i dlatego czekałeś na mnie, żeby poprosić o wybaczenie. Malfoy, w momencie,kiedy wypiłem eliksir, w twojej głowie od razu pojawiła się ta idiotyczna idea.To po prostu musiało się wydarzyć, bo mam teraz niesamowite szczęście. Dlatego jakobłąkany przybiegłeś i czekałeś na mnie na korytarzu, a potem błagałeś, żebymspędził tę noc z tobą. A ja wiedziałem, że mogę cię tu przyprowadzić, że niebędziesz protestować i rzeczywiście z radością się zgodziłeś. I teraz jesteśtu, w moich rękach, i mogę zrobić z tobą, co tylko zechcę, mogę zemścić się na tobieza wszystko!

- Potter, nie powinieneś trafić do Gryffindoru. Twoje miejsce jest w Slytherinie- powiedział cicho Draco.

- Właściwie masz rację, powinien być w Slytherinie – uśmiechnął się Harry. -Tiara Przydziału chciała mnie tam umieścić, ale byłeś mi tak wstrętny, że prosiłemją, żeby tego nie zrobiła. Tiara powiedziała, że stanę się potężny i wieleosiągnę ucząc się w Slytherinie, ale nadal ją błagałem i wtedy wysłała mnie doGryffindoru.

- Nie… – z przerażeniem wyszeptał Malfoy.

- Nie? Nie wierzysz mi, Dra-a-co? Ja nigdy nie kłamię. – Gryfon uśmiechnął się złośliwiei podsunął pod nos Ślizgona lewą rękę zaciśniętą w pięść. – Czytaj, Malfoy. Widzisz,co tu jest napisane?

Draco opuścił wzrok i zobaczył na skórze Pottera bliznę w kształcie napisu „niebędę kłamać”.

 
- Ja sam to sobie zrobiłem – z wściekłością rzucił Potter. – Na życzenie dyrektorUmbridge dzień po dniu wycinałem na swojej ręce ten napis, rana nie nadążała sięgoić, a ja następnego dnia robiłem to znowu. Teraz zostanie mi to na całe życie.Dlatego ja NIGDY NIE KŁAMIĘ!

- Racja, Potter, prawdopodobnie stałbyś się kimś wielkim, ucząc się w Slytherinie- wyszeptał przerażony Malfoy. – Masz na to wszelkie zadatki. Tiara pomyliłasię, wysyłając cię do Gryffindoru.

Harry wstał z łóżka i zaczął się ubierać.

- Nie, Malfoy, nigdy nie przyłączę się do sił ciemności, w przeciwieństwie dociebie. Bardzo się od siebie różnimy i dlatego moje miejsce jest w Gryffindorze,a nie w Slytherinie.

Draco w milczeniu patrzył na ubierającego się chłopaka.

- Dałeś się nabrać? – zapytał Potter. – Wyprowadzę cię z naszej wieży, a dalejpójdziesz sam. Nie myśl, że odprowadzę cię aż do waszego wężowego gniazda, sam trafisz.

Ślizgon nerwowo przełknął ślinę, nadal nie spuszczając wzroku z Pottera.

 
- Co, Malfoy, narobiłeś w gacie kiedy powiedziałem, że będziemy cię zbioroworżnąć, a potem wyślę cię do Azkabanu? Nie jestem taką kreaturą, jak ty, chociażbardzo chciałbym się zemścić za to, że oddałeś mnie swoim przyjaciołom, żetakie męty jak Crabbe, Goyle, Nott i Zabini mnie pieprzyli. Zresztą, Zabininie, on jest jedynym, w którym zostało coś ludzkiego. Nie bój się, Malfoy, nie zgwałcęcię, nie jestem takim zboczeńcem, jak ty. Nawet by mi nie stanął, moim kumplomteż nie. Pewnie z przyjemnością obiliby ci mordę, ale zerżnąć – nie. Nie mamy tubrudnych pedałów, jesteśmy normalnymi chłopakami, w przeciwieństwie do was,Ślizgonów. Po prostu cię podpuściłem, Malfoy, i ty mi uwierzyłeś! – Harryuśmiechnął się. – No, zbieraj się, idziemy, wyprowadzę cię z wieży. Tylko nigdywięcej nie wchodź mi w drogę, Malfoy. Ty jesteś Śmierciożerca, ja będę aurorem,jesteśmy po przeciwnych stronach i lepiej będzie, jak nasze ścieżki więcej sięnie przetną. Tiara nie pomyliła się, przydzielając mnie do Gryffindoru,postąpię szlachetnie, przebaczę ci tak, jak chciałeś, ale nigdy, słyszysz,Malfoy, nigdy więcej nie stawaj na mojej drodze!

Potter narzucił pelerynę niewidkę na Malfoya i w milczeniu wyszli z sypialni. Rzeczywiściepo drodze spotkali Dean Thomasa, który szedł pod prysznic, a w Pokoju Wspólnymsiedziała na kanapie Hermiona, z nosem w podręczniku do Starożytnych Runów. Obajcicho prześlizgnęli się koło niej i wyszli na korytarz. Harry zdjął z nichpelerynę, przysunął się do Ślizgona tak blisko, że ich nosy prawie się stykały,i powiedział:

- A teraz czołgaj się do swojego wężowiska i nie bój się, nie będę się mścić, jestemprawdziwym Gryfonem.

 
Harry szybko odwrócił się, narzucił na siebie pelerynę i zniknął.

 
- Już się zemściłeś, Harry – wyszeptał Draco, czując w piersi niesamowity ból,bo zrozumiał, że jego serce rozbiło się na tysiąc kryształowych odłamków.

Harry poczuł, że działanie Felix Felicis mija i kończy sięjego czas jako najszczęśliwszej osoby w Hogwarcie, a może i na świecie.Podszedł do portretu zasłaniającego wejście do wieży Gryffindoru i zdjąłpelerynę niewidkę. Gruba Dama była w złym nastroju.

- Kiedy przestaniesz chodzić tam i z powrotem? Wiesz, która jest godzina?

 
- E… – Harry spojrzał na zegarek. Do zakończenia działania eliksiru zastałonie więcej niż pół godziny. – Bardzo mi przykro, ale musiałem załatwić coś ważnego.

 
- Dla twojej wiadomości, zmieniło się hasło, musisz poczekać na korytarzu,rozumiesz?

- Żartujesz! – krzyknął Potter. – Jakim to niby sposobem nagle zmieniło sięhasło?

 
- A tak sobie – złośliwie odpowiedziała Gruba Dama. – Nie podoba się, idź dodyrektora, to był jego pomysł, żeby zaostrzyć wymogi bezpieczeństwa.

- Do cholery – warknął Potter.

 
- Źle – zachichotała Gruba Dama, spoglądając ze swojej ramy na posmutniałegoGryfona. – No dobrze już, skłamałam, po prostu rozzłościłam się, że włóczyszsię po nocach i nie dajesz mi spać. Hasło nadal brzmi „Stonoga”, wchodź.

 
- Figlarka z pani – chrząknął Potter, wkraczając do wieży. – A hasło jestidiotyczne, co za dureń je wymyśla? Prefekci?

Jak tylko wszedł do Pokoju Wspólnego, Hermiona, odrywając spojrzenie odpodręcznika do Starożytnych Runów, krzyknęła:

 

- Harry?! Dopiero wracasz?

 
- Aha. – Gryfon skinął głową i siadł na kanapie, opierając się o miękkiepoduszki.

- Gdzie byłeś całą noc? Widziałeś się ze Slughornem? A jak Hagrid? Co ze wspomnieniem,udało ci się je zdobyć? – Hermiona usiadła obok Harry’ego, z niecierpliwościąoczekując odpowiedzi na wszystkie zadane pytania.

Potter w milczeniu wyjął z kieszeni fiolkę ze wspomnieniem Slughorna iuśmiechając się od ucha do ucha pokazał ją swojej przyjaciółce.

 
- To odpowiedź na twoje ostatnie pytanie – powiedział.

 
- Na Merlina! Wiedziałam, że ci się uda. – Dziewczyna mocno objęła Gryfona icmoknęła go w policzek. – No opowiadaj, jak było?

 
- Hermi, później. Jestem niesamowicie zmęczony i chce mi się spać – ziewając,powiedział Harry i schował fiolkę do kieszeni. – Pół nocy spędziłem z Hagridemzakopując zdechłego Aragoga, wylewając łzy nad jego grobem i wyrażającnajszczersze i najgłębsze współczucie w imieniu twoim i Rona, a drugą połowę namawiałemSlughorna, żeby podzielił się ze mną swoim wspomnieniem. Na dodatek jeszczeGruba Dama nie chciała mnie wpuścić, mówiąc, że zmieniło się hasło. Jestem padniętyi marzę tylko o łóżku. Byłbym ci wdzięczny, gdybyś jakoś zwolniła mnie z dzisiejszychzajęć.

 
- Co znaczy zwolniła? – zapytała Hermiona niezbyt radośnie.

 
Harry spojrzał na zegarek. Działanie Felix Felicis się kończyło, pozostały jużtylko minuty, dlatego musiał działać szybko.

 
- Czy nie zasłużyłem sobie chociaż na kilka godzin snu? Obiecuję, że napopołudniowych lekcjach będę na pewno, ale teraz nie dam rady. – Ponownieziewnął. – Chcesz, żeby Snape znowu odebrał punkty Gryffindorowi za to, żezasnę na eliksirach? – Brunet z nadzieją patrzył na Hermionę.

- Oj Harry, Harry – westchnęła dziewczyna, ale uśmiechnęła się. – Masz rację,najlepiej będzie, jak pójdziesz do łóżka.

 
- Hermi, jesteś najmądrzejszą uczennicą wHogwarcie i… e… najpiękniejszą z Gryfonek, do tego jesteś prefektem, wiem,że coś wymyślisz i usprawiedliwisz mnie – Potter kontynuował podlizywanie się.

 

- No… Myślę, że chyba będę w stanie przekonać McGonagall -zgodziła się dziewczyna.

 
- Dziękuję – odpowiedział Harry, westchnął z ulgą i wstał z kanapy. – A takpoza tym, to ratowanie świata jest straszliwie złożoną i męczącą pracą i nas,bohaterów, trzeba rozpieszczać.

 

Potter uśmiechnął się i jeszcze raz pokazał fiolkę zewspomnieniem. Potem odwrócił się i poszedł w stronę dormitorium chłopców.

Przed snem postanowił wziąć prysznic. Nie chciał używać zaklęcia czyszczącego,bo nie mogło ono zastąpić przyjemności, którą zawsze czuł stojąc pod gorącymistrumieniami. Wszedł do łazienki, zamknął drzwi, szybko rozebrał się i puściłwodę. Przez jakiś czas po prostu rozkoszował się jej naporem, odczuciemświeżości i czystości. Potem wziął włochatą gąbkę i zaczął namydlać swojeciało. Jego ręka ześlizgała się po ramieniu, piersi, zatrzymała chwilę nasutku, potem przesunęła po brzuchu i dotarła do krocza. Harry wziął w rękęswojego penisa i zaczął go lekko głaskał. Rozlewające się po jego podbrzuszuuczucie przyjemności spowodowało, że zamknął oczy i od razu jego wyobraźniapodsunęła mu obraz Draco Malfoya, tego subtelnie-rozpustnego,wytwornie-bezwstydnego, zachwycająco-zepsutego, doświadczonego kochanka, którypotrafił doprowadzić go swoimi pieszczotami na szczyt rozkoszy. Chłopakprzygryzł wargę i przyspieszył ruchy, przypominając sobie, jak Ślizgon pieściłjego członka, przyciskał do łóżka swoim ciałem, rozsuwał mu nogi jak kurwie iwsuwał w niego swojego penisa aż po same jądra. Od tego wspomnienia po całymciele przebiegł mu lekki dreszcz. Ręka przesunęła się niżej i chłopak zacząłpieścić swoje jądra. Odłożył gąbkę, lekko nachylił się i jedną ręką rozsunął sobiepośladki, a palce drugiej wsunął w odbyt, najpierw wskazujący, który wszedłłatwo, potem drugi i wreszcie od razu spróbował wsunąć wszystkie cztery. Weszłybez problemu, jego dziurka była już tak dobrze rozciągnięta, jak u najlepszejdziwki. Ale pieprzyć się czterema palcami było niewygodnie, dlatego posłużyłsię tylko dwoma, czując niesamowitą przyjemność i cały czas mając przed oczamiobraz Ślizgona. Potter stracił poczucie czasu. Stał z zamkniętymi oczami podstrumieniem gorącej wody i rozkoszował się analną masturbacją. Jego penisstwardniał tak bardzo, że widać było na nim pulsujące żyłki, a na główcepojawiła się kropla spermy. Ale nie chciał szybko skończyć. Smakował swojąprzyjemność.

 

Naglektoś mocno zastukał w drzwi łazienki i brunet usłyszał oburzony głos SeamusaFinnigana:

- Potter, to ty?

Harry omal nie krzyknął z powodu zaskoczenia i tak gwałtownie przerwanegoseansu z samym sobą.

 
- Potter, do cholery! – Finnigan znowu krzyknął. – Teraz moja kolej… wyłaź! -Seamus zaczął walić w drzwi.

 
- Finnigan, zamknij się! – wrzasnął w odpowiedź Harry. – Chyba możesz poczekaćpięć minut? Pozwól mi chociaż majtki założyć! – Potter ze złością rzucił wdrzwi kawałkiem mydła, ale Finnigan z taką samą złością kopnął w nie od swojejstrony.

- Potter, jeśli przespałeś swój czas, to twójproblem! Zwolnij, do cholery, ten prysznic!

 
- Zasrany gnojek – wycedził przez zęby brunet.

 
Nie zdążył skończyć, nie rozładował swojego podniecenia. Jądra miał nabrzmiałei w ogóle całe podbrzusze pulsował mu nieprzyjemnym bólem. Zakręcił ciepłą wodęi wszedł pod zimny strumień, żeby się uspokoić i złagodzić pragnienie. Finniganznów zaczął ordynarnie kląć i dobijać się do łazienki

 
- Pięć minut, Finnigan! – krzyknął Harry.

- Potter, co ty tam robisz, walisz konia? – krzyknął w odpowiedzi Seamus.

 
- Spieprzaj na bambus! – z godnością odpowiedział bohater czarodziejskiegoświata, zakręcił wodę i zaczął szybko się wycierać.

Kiedy Harry wreszcie wyszedł spod prysznica, przechodząc koło Finniganaumyślnie mocno potrącił go ramieniem. Seamus prawie upadł i zaklął, a Potterzłośliwie się uśmiechając, pokazał mu środkowy palec i skierował się dosypialni. Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że Ron jeszcze śpi. Weasley jakzawsze budził się na końcu i Harry był zadowolony, że nie będzie musiałodpowiadać na jego pytania na temat tego, co robił w nocy i jak zdołał zdobyćwspomnienie Slughorna. Kiwnięciem głowy przywitał się z Deanem i ziewającymNeaville’em, szybko zdjął ubranie i runął na łóżko. Od razu poczuł, że zapachMalfoya jeszcze nie wywietrzał: aromat wykwintnych, drogich perfum imentolowych papierosów. Harry uśmiechnął się, wtulił nos poduszkę, wdychałzapach swojego kochanka, i z wyrazem szczęścia na twarzy od razu zasnął.

 

***

Kiedy Harry się wyspał i zjadł obiad, nie poszedł na zajęcia, jak obiecałHermionie, tylko do gabinetu dyrektora. W piersi czuł płomień, który rozpalałowzruszenie na myśli, iż lada chwila powie Dumbledore’owi, że mu się udało. Przebiegłkorytarz jakby goniło go stado wilkołaków i szybko znalazł się przy chimerze.Podał hasło, które brzmiało „Eklerka z bitą śmietaną” i stanął na ruszającychjuż w górę schodach.

 
- Proszę – odpowiedział Dumbledore na pukanie głosem człowieka śmiertelniezmęczonego.

 
- Sir, zdobyłem wspomnienie Slughorna – pochwalił się Harry, unosząc do góryszklaną fiolkę.

Przez chwilę Dumbledore milczał oszołomiony. Potem wskazał Harry’emu fotel, asam wziął buteleczkę ze wspomnieniem i popatrzył na przemieszczającą się w nim mgiełkę.Potter przycupnął na fotelu, niestety następstwa nocy spędzonej w objęciachDraco dały o sobie znać. Kręcił się, próbując znaleźć wygodną pozycję, alenadal czuł pewien dyskomfort. Wiercąc się na fotelu, niecierpliwie czekał,kiedy wreszcie Dumbledore przyniesie myślodsiewnię i zobaczą prawdziwewspomnienie Slughorna.

 

- Ateraz – powiedział Dumbledore, kładąc kamienną misą na biurku i wylewając doniej zawartość buteleczki – nareszcie to zobaczymy. Harry, szybko…

 

Harrypochylił się nisko nad myślodsiewnią i poczuł, jak jego stopy odrywają się odpodłogi.. Po raz kolejny spadał w ciemności i wylądował w gabinecie HoracegoSlughorna sprzed wielu lat. Był tam dużo młodszy profesor ze swoimi gęstymi,jasnymi włosami o kolorze słomy i rudoblond wąsami, siedząc w wygodnym,rozłożystym fotelu, ze stopami spoczywającymi na aksamitnej pufie, w jednejręce trzymając małą lampkę wina, w drugą szperając w pudełku kandyzowanychananasów. Poza nim w gabinecie przebywało z pół tuzina nastoletnich chłopców,pośrodku których był Tom Riddle, z czarno-złotym pierścieniem Marvolobłyszczącym na palcu. Dumbledore wylądował obok Harry’ego, akurat w momencie, gdyRiddle zapytał:

 

-Proszę pana, czy to prawda, że profesor Merrythought odchodzi?

 

-Tom, Tom, jeśli bym wiedział i tak nie mógłbym ci powiedzieć. – odparł Slughornganiąc go kiwnięciem palca i mrugając przy tym. – Muszę się przyznać, że chciałbymwiedzieć, skąd masz takie informacje, jesteś lepiej poinformowany niż połowanauczycieli. - Riddle uśmiechnął się. Pozostali chłopcy także się zaśmiali iobdarzyli go spojrzeniami pełnymi podziwu. – Co za niebywała zdolność do dowiadywaniasię rzeczy, których nie powinieneś znać. I te twoje ostrożne pochlebstwa wstosunku do ludzi, na których ci zależy. A tak na marginesie, dziękuję zaananasa, miałeś całkowitą rację, to mój ulubiony owoc. – Kilku chłopców znowuzachichotało. – Osobiście spodziewam się, że wyrośniesz na Ministra Magii zaokoło dwadzieścia lat. Piętnaście, jeśli dalej będziesz mi przesyłał ananasy. Mamnaprawdę wspaniałe znajomości w ministerstwie.

 

Riddlejedynie się roześmiał, a reszta mu zawtórowała. Harry zauważył, że Tom wcalenie był najstarszym z grupy, ale wszyscy zdawali się patrzeć na niego jak naprzywódcę.

 

-Nie wiem, czy nadawałbym się na polityka, proszę pana – powiedział, kiedyśmiech ucichł. – Wydaje mi się, że nie mam odpowiednich, potrzebnych do tegopredyspozycji.

 

Kilkuchłopców wokół Toma wymieniło uśmiechy. Harry był pewien, że śmiali się zosobistego żartu, niewątpliwie coś wiedzieli lub podejrzewali w związku zesławnym przodkiem swojego szefa.

 

-Bzdura – powiedział raźno Slughorn. – To oczywiste, że pochodząc z tak wielkiej,czarodziejskiej rodziny, z twoimi umiejętnościami zajdziesz daleko, Tom. Jakdotychczas jeszcze nie pomyliłem się w przypadku żadnego ucznia.

 

Mały,złoty zegarek stojący na biurku wskazywał jedenastą. Slughorn rozejrzał się.

 

- Mój Boże, jest jużtak późno?Lepiejwracajcie do siebie, albo wszyscy będziemy mieli problemy. Lestrange, jutroczekam na twój esej, inaczej masz szlaban. To samo tyczy się ciebie, Avery.

 

Jedenpo drugim chłopcy opuszczali gabinet. Slughorn podniósł się ciężko ze swojegofotela i odstawił pusty kieliszek na biurko. Ruch za nim spowodował, że się obejrzał.Riddle ciągle stał na swoim miejscu.

 

-Pośpiesz się, Tom. Chyba nie chcesz zostać przyłapany na szwendaniu się pokorytarzach. Jesteś przecież prefektem.

 

-Proszę pana, chciałem o coś zapytać.

 

-Pytaj śmiało chłopcze, pytaj…

- Zastanawiałem się, czy wie pan coś o horkruksach?

 

Slughornspojrzał na niego, bębniąc grubymi palcami w kieliszek.

 

-Projekt na Obronę przed Czarną Magią, prawda?

 

Harryjednak był pewien, iż Slughorn doskonale wiedział, że to wcale nie było żadnezadanie domowe.

 

-Niezupełnie, proszę pana – powiedział Riddle. – Czytałem co nieco na ten temat,ale zdaje się, że nie w pełni to rozumiem.

 

-Nie… więc… musiałbyś być zdeterminowany, żeby znaleźć w Hogwarcie książkę,która poda ci szczegóły dotyczące horkruksów. Tom, to jest naprawdę bardzomroczna sprawa, bardzo ciemna, uwierz mi – odparł Slughorn.

 

-Ale pan oczywiście wie o nich wszystko? To znaczy, czarodziej taki jak pan…przepraszam, jeśli nie może mi pan powiedzieć, to oczywiście… Po prostupomyślałem, że jeżeli ktokolwiek by coś wiedział, to tylko pan… więc przyszłomi do głowy, że mógłbym…

 

Tobyło naprawdę świetnie zagrane” – pomyślał Harry.

 

Niepewność,nieformalny ton, ostrożne pochlebstwo, niczego nie było za dużo. Harry miał jużna tyle doświadczenia w próbach wyciągnięcia informacji od niechętnych ludzi, żepoznał mistrza przy pracy. Mógł stwierdzić, iż Riddle’owi bardzo, ale to bardzozależało na tych informacjach. Być może czekał na tę chwilę tygodniami.

 

-Dobrze – odparł Slughorn nie patrząc na Riddle’a, ale bezmyślnie bawiąc sięwstążką na pudełku z ananasem. – Dobrze, nie mogę oczywiście powiedzieć ci wszystkiego,ale wystarczająco dużo, abyś zrozumiał. Horkruks to pojęcie używane w stosunkudo przedmiotów, w których ktoś ukryje część swojej duszy.

 

-Dalej nie bardzo rozumiem, na czym to polega, proszę pana – przerwał mu Riddle.Jego głos był ostrożnie kontrolowany, ale Harry mógł wyczuć w nim podekscytowanie.

 

-No więc, dzielisz swoją duszę – kontynuował profesor – i chowasz jej część wjakimś przedmiocie. Wtedy, nawet gdy ciało zostanie zniszczone, nie możeszumrzeć, dopóki część duszy pozostaje nieuszkodzona. Ale oczywiście, egzystencjaw tej formie… – twarz Slughorna zmarszczyła się i Harry przypomniał sobiesłowa, które usłyszał prawie dwa lata wcześniej: “Zostałem wyrwany z mojegociała, byłem mniej niż duchem, mniej niż najsłabszym duchem… ale cały czasżyłem.” – … niewielu by tego pragnęło, Tom, bardzo niewielu. Śmierć byłabylepsza.

 

Terazujawnił się głód wiedzy u Riddle’a. Jego spojrzenie było chciwe, nie mógłdłużej ukryć swojego pragnienia.

 

-Jak można podzielić duszę?

 

-No więc – zaczął Slughorn z niechęcią – musisz zrozumieć, że dusza z założeniapowinna pozostać nienaruszona i cała. Dzielenie jej jest profanacją, to wbrewnaturze.

 

-Ale jak się to robi?

 

-Przez akt zła. Poważny akt zła. Popełniając morderstwo. Zabijanie rozrywaduszę. Czarodziej, który ma zamiar stworzyć horkruks, użyje tego aktu dlaswojej korzyści i zamknie ten wydarty kawałek…

 

-Zamknie? Jak?

 

-Jest zaklęcie, nie pytaj mnie, nie wiem, jakie! – powiedział Slughornpotrząsając głową niczym stary słoń dręczony przez komary. – Czy ja wyglądam,jakbym tego próbował? Czy ja wyglądam na mordercę?

 

-Oczywiście, że nie, proszę pana – zapewnił szybko Riddle. – Przepraszam… niechciałem pana obrazić…

 

- Nieobraziłeś, ani trochę – zapewnił go Slughorn rubasznie. – To oczywiste, żekażdy czuje pewną ciekawość w tych sprawach… Czarodziejów wielkiego kalibruzawsze pociągał ten aspekt magii…

 

-Tak, proszę pana – zgodził się Riddle. – Nie rozumiem tylko… z czystejciekawości… czy jeden horkruks byłby użyteczny? Czy można podzielić swojąduszę tylko raz? Czy nie byłoby lepiej, dla pewności, mieć ją w większej ilościkawałków, to znaczy, na przykład, czyż siedem nie jest najpotężniejszą magicznąliczbą, czy siedem nie byłoby…?

 

-Na brodę Merlina, Tom! – zaskomlał Slughorn. – Siedem! Czy nie jestwystarczająco złe zabicie jednej osoby? I w każdym razie… wystarczająco źlejest dzielić duszę… ale żeby rozrywać ją na siedem kawałków… – profesor wyglądałteraz na bardzo zakłopotanego. Patrzył na Riddle’a, jakby nigdy wcześniej gonie widział. Harry był pewien, że Slughorn żałował, że w ogóle wdał się w tęrozmowę. – Oczywiście… – wymamrotał – …dyskutowaliśmy tak tylko czystoteoretycznie, prawda? Cała naukowa…

 

-Tak, proszę pana, oczywiście – odpowiedział szybko Riddle.

 

- Wkażdym razie, Tom… zatrzymaj dla siebie to, co ci powiedziałem, a właściwie wszystko,o czym rozmawialiśmy. Ludzie nie byliby zadowoleni, ten temat jest w Hogwarciezakazany, jak wiesz… Dumbledore jest nadzwyczaj srogi, jeśli o to chodzi…

 

-Nikomu nie powiem ani słowa, proszę pana – powiedział Riddle i wyszedł, aleHarry zdążył spojrzeć jeszcze na jego twarz, która była pełna tego samegodzikiego szczęścia, jak wtedy, kiedy pierwszy raz odkrył, że jest czarodziejem,tym rodzajem zadowolenia, które nie poprawiało jego przystojnych rysów, ale wjakiś sposób robiło je mniej ludzkimi…

 

-Dziękuję, Harry – powiedział cicho Dumbledore. – Możemy już wracać…

 

Kiedy Potter wylądowałz powrotem w gabinecie, Dumbledore już zajmował swoje miejsce za biurkiem.Harry również usiadł. Dyrektor powiedział mu, że Tom mógł podzielić swoją duszęna siedem kawałków. Jednym z horkruksów był pamiętnik, który Gryfon zniszczyłna drugim roku. Kolejna z części duszy Voldemorta, jakby okaleczona nie była,mieści się w odtworzonym ciele Czarnego Pana i osoba, która będzie chciała gozabić, tym odłamkiem duszy musi zająć się w ostatniej kolejności.


Harry przełknął nerwowo ślinę.


- On stworzył siedem horkruksów. Pamiętnik zniszczyłem, drugim jest on sam,pozostaje jeszcze pięć. Mógł je schować na całym świecie, zakopać, uczynićniewidocznym.

 
- Jeśli nasza teoria jest prawdziwa, to zostały jeszcze cztery. Jedenzniszczyłem – powiedział Dumbledore, podnosząc poczerniałą, jakby zwęglonąrękę. – Pierścień, Harry. Pierścień Marvolo.

 

- A pozostałe horkruksy? – zapytał Potter. – Czy wie pan,czym one są?

 

- Mogę tylko zgadywać – odparł Dumbledore. – Z powodów, jakiejuż podałem, wierzę, że Lord Voldemort preferował przedmioty, które same wsobie miały odpowiednią wielkość. Dlatego starałem się odtworzyć jego przeszłość,sprawdzić, czy mogę się dowiedzieć, które związane z nim artefakty zniknęły.

 

- Medalion! – powiedział głośno Harry. – KielichHufflepuff!

 

- Tak – przyznał Dumbledore uśmiechając się. – Mógłbym sięzałożyć, może nie o drugą rękę, ale o kilka palców, że stały się one horkruksaminumer trzy i cztery. Pozostałe dwa, zakładając cały czas, że stworzył siedem,są większym problemem, ale mogę się założyć, że po zdobyciu symboli Hufflepuffi Slytherina, ruszył śladem tych należących do Gryffindora i Ravenclaw. Czteryprzedmioty czterech założycieli, myślę, że to musiało wywrzeć wrażenie na jegowyobraźni. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy zdołał znaleźć coś należącego doRavenclaw. Aczkolwiek jestem zadowolony, że jedyny znany relikt Gryffindorapozostaje bezpieczny.

 

Dumbledore wskazał swoimi sczerniałymi palcami na ścianę zasobą, gdzie w szklanej gablotce leżał inkrustowany rubinami miecz.

 

- Czy pan uważa, że właśnie po to chciał wrócić do Hogwartu?- zapytał Harry. – Aby spróbować znaleźć coś, co należało do któregoś zpozostałych założycieli?

 

- Dokładnie tak pomyślałem – odparł Dumbledore. – Aleniestety, to nas do niczego raczej nie przybliża, skoro tu nie wrócił i niemiał szansy przeszukania szkoły. Muszę stwierdzić, że nigdy nie spełnił swojejambicji zebrania czterech przedmiotów założycieli. Na pewno miał dwa, być możeznalazł trzeci… tyle możemy na razie powiedzieć.

 

- Nawet, jeśli ma coś od Ravenclaw lub od Gryffindora,ciągle pozostaje szósty horkruks – policzył na palcach Harry. – Chyba, że maobydwa?.

 

- Nie sądzę – powiedział Dumbledore. – Myślę, że wiem, czymjest szósty horkruks. Zastanawiam się, co powiesz na to, kiedy przyznam się, żebyłem przez jakiś czas zaciekawiony zachowaniem tego węża, Nagini?

 

- Wąż? – zapytał Harry, zaskoczony. – Czy można używaćzwierząt jako horkruksów?

 

- No cóż, raczej się to odradza, gdyż powierzenie częściswojej duszy czemuś, co myśli i decyduje za siebie, jest bardzo ryzykownymprzedsięwzięciem. Aczkolwiek, jeśli moje przypuszczenia są poprawne, Voldemortmiał przynajmniej o jeden horkruks za mało do kompletu, kiedy wszedł do domutwoich rodziców z zamiarem zabicia ciebie. Zdaje się, że rezerwował procestworzenia horkruksów na wyjątkowe zabójstwa. Zabicie ciebie miało właśnie takimbyć. Wierzył, że zniszczy tym niebezpieczeństwo związane z przepowiednią. Sądził,że stanie się niezniszczalny. Jestem pewien, że chciał stworzyć ostatnihorkruks przy okazji twojej śmierci. Jak wiemy, nie udało mu się. Aczkolwiek,po dłuższej przerwie, użył Nagini do zabicia starego mugola, i może to właśniewtedy zdecydował się na zrobienie z niej ostatniego horkruksa. Ona podkreślapowiązanie ze Slytherinem, które ma mistyczny wpływ na Voldemorta. Myślę, że jestdo niej tak przywiązany, jak tylko może być do czegokolwiek. Pewnie lubitrzymać ją w pobliżu i wydaje się mieć nad nią nadzwyczajną kontrolę, nawet jakna wężoustego.

 

- Podsumowując – powiedział Harry – dziennika już nie ma,pierścienia także. Kielich, medalion i wąż są ciągle nietknięte, i myśli pan,że może być horkruks, który należał kiedyś do Ravenclaw lub Gryffindora?

 

- Godny podziwu spryt i dobre podsumowanie – powiedziałDumbledore, pochylając głowę.

 

- Więc… pan dalej ich szuka, prawda? To właśnie tym siępan zajmuje, kiedy tak często opuszcza szkołę?

 

- Tak – przyznał Dumbledore. – Szukałem już bardzo długo.Myślę… być może… że mogę być bliski znalezienia kolejnego. Jest na tonadzieja.

 

- A jeśli już pan go znajdzie… – zaczął Harry. – Czy mogępanu pomóc się tego pozbyć?

 

Dumbledore spojrzał na chłopca bardzo uważnie, zanimpowiedział:

 

- Tak, myślę, że tak.

 
***

Przez kolejne dni Harry, uskrzydlony nadzieją, że dyrektor weźmie go ze sobą, abyzniszczyć kolejny horkruks, nie tylko wziął się porządnie za naukę, ale i zająłsię drużyną Gryffindoru. Po wyborze nowych graczy praktycznie nic nie robił izawodnicy nie mieli normalnych treningów pod kierunkiem swojego kapitana.Jedyny doświadczony zawodnik, Katie Bell, wciąż jeszcze przebywała w szpitalu.Harry, w związku z wydarzeniami z Malfoyem i Luną, znajdował się staniegłębokiej depresji i drużyna, złożona prawie całkowicie z nowicjuszy,praktycznie rozsypywała się w oczach. I nagle do Pottera dotarło, żenieubłaganie zbliża się mecz przeciwko Slytherinowi, więc wziął się ostro dopracy. Wypędzał graczy na stadion nie bacząc na pogodę. Nic nie było w staniego zniechęcić, ani ulewa czy mokry śnieg, ani mgła lub silny wiatr. Drużynatrenowała rano, na długo przed zajęciami, albo wieczorem, prawie do samej ciszynocnej. Gryfoni padali z nóg ze zmęczenia, nawet Olivier Wood w swoim czasie niemęczył tak zawodników. Harry’emu zależało na tym,żeby wygrać ze Slytherinem, tym bardziej, że przeciwko niemu, jakoszukający drużyny przeciwnej, miał wystąpić Draco Malfoy. Dlatego Potterwyciskał ze wszystkich siódme poty, a na miejsce Katie Bell wprowadził DeanaThomasa. Zrobił to specjalnie, żeby sprawić przykrość Finniganowi, który razemz Deanem brał udział w eliminacjach do drużyny. Wtedy nie przyjął żadnego znich, a teraz wybrał Thomasa, choć zdolnościami do gry zupełnie się nieróżnili. Nie tylko Finnigan był niezadowolony z wyboru Harry’ego. W PokojuWspólnym słychać było pełne dezaprobaty pomruki, że wziął do drużyny już dwóchgraczy ze swojego roku. Potter nie zwracał na to uwagi. Przez ostatnie pięć latsłyszał już wiele opinii na swój temat, ale mimo wszystko takie niechętne uwagidawały mu się we znaki. Mecz ze Ślizgonami Gryffindor musiał wygrać za wszelkącenę. Harry wiedział, że wygrana wymaże wszystkie złe myśli na jego temat iGryfoni będą go znowu nosić na rękach jako wspaniałego kapitana. Ale jeżeliprzegrają…

 

***


Potter nie miał żadnych powodów, żeby żałować swojegowyboru, od kiedy zobaczył Deana na miotle. Coraz lepiej szła mu współpraca zGinny i Demelzą, pałkarze, Peakes i Coote, byli za każdym razem lepsi. Jedynyproblem stanowił Ron. Harry wiedział, że jego przyjaciela osłabiały nerwy ibrak wprawy. Nad świetlaną wizją zwycięstwa zdawały się zbierać czarne chmury. Powbiciu w połowie gry kilku goli, większości dzięki Ginny, jego poczynania stawałysię coraz bardziej chaotyczne, aż w końcu uderzył nadlatującą Demelzę Robins wtwarz.

 

- Ron! – krzyknął Harry, podlatując do niego. – Jesteś moimnajlepszym przyjacielem, ale jeśli będziesz tak grać, wyrzucę cię z drużyny.Nie rozumiesz, do cholery, jak ważny jest ten mecz?

 
Przez chwilę Potter myślał, że Ron go uderzy, ale wydarzyło się coś dziwnego. Weasley,siedząc na miotle, jakoś zmiękł, zgubił swój cały bojowy zapał i powiedział:

- Sam odejdę. Jestem totalnym beztalenciem.

- Nie jesteś żadnym beztalenciem i nawet nie myśl o zostawianiu teraz drużyny -powiedział Harry. – Kiedy jesteś w formie, potrafisz obronić każdego gola. Masztylko problem z psychiką.

 
- Chcesz powiedzieć, że jestem wariatem?

- A może i tak!

Przez chwilę patrzyli na siebie zadziornie, ale za moment Ron pokręcił głową.

 
- Wiem, że nie masz czasu na wybór innego bramkarza, dlatego jutro zagram, alejeśli przegramy, a na pewno przegramy, odchodzę z drużyny.

 
Harry pocieszał przyjaciela przez całą drogę powrotną do zamku i kiedy weszlina drugie piętro, Ron patrzył na wszystko już bardziej optymistycznie. Potter odsunąłgobelin, aby skorzystać ze skrótu do wieży Gryffindoru, ale zauważyli Deana iGinny całujących się ze sobą. Bluzka dziewczyny była rozpięta. Nie miała nasobie biustonosza, a Dean namiętnie miętosił jej piersi i pieścił sutki.


Harry poczuł, jak gdyby w brzuchu zagnieździło mu się coś ogromnego iciężkiego. Krew wydawała się wlewać do jego mózgu,więc wszystkie myśli były tłumione i zastępowane przez dzikie pragnienie, abyprzemienić Deana w galaretę. Walcząc z nagłą furią, usłyszał bardzo odległy głosRona:

 

- Ty skurwysynu!Zabiję cię!


Dean i Ginny odskoczyli od siebie i rozejrzeli wokół.

 

- Oco ci chodzi? – zapytała dziewczyna.

 

-Nie życzę sobie widzieć mojej siostry całującej się publicznie!

 

-Dopóki nie przyszliście, to był opuszczony korytarz! – odparła Ginny.

 

Deanpatrzył na nich zakłopotany. Uśmiechnął się chytrze do Harry’ego, ale ten nieodwzajemnił gestu, gdyż nowonarodzony potwór wewnątrz niego domagał sięnatychmiastowego wyrzucenie Thomasa z drużyny.

 

-Ehm… chodź, Ginny – odezwał się Dean. – Wracajmy do Pokoju Wspólnego…

 

-Ty idź – odparła Ginny. – Chcę zamienić kilka słów z moim kochanym bratem. -Dean odszedł, wyglądając, jakby wcale nie było mu przykro z powodu zaistniałej sytuacji.- Dobrze – powiedziała Ginny, odgarniając swoje długie, czerwone włosy z twarzyi groźnie spoglądając na Rona. – Postawmy sprawę jasno. To nie twój interes zkim wychodzę i co z nim robię, Ron.

 

- Oczywiście,że mój! – odpowiedział Ron ze zdenerwowaniem. – Czy sądzisz, że zależy mi, abyludzie nazywali moją siostrę…

 

- Jak?- krzyknęła Ginny, wyciągając różdżkę. – No, jak?

 

- Zwykłą kurwą!- wrzasnął rudzielec. – O tobie już i tak w całym Hogwarcie mówią, że pieprzyszsię, z kim popadnie.

 

- Drań! -zawołała Ginny. – Tylko dlatego, że nigdy w życiunikogo nawet nie pocałowałeś, a najlepszy pocałunek, jaki kiedykolwiek otrzymałeś,był od ciotki Muriel…

 

TwarzRona ze złości z czerwonej stała się bordowa, wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę siostry. Harryszybko stanął między nimi.

 

- Ty akurat dużo wiesz! – wrzasnął Ron, próbując wycelować wGinny ponad ramieniem Pottera. – Jeżeli to robię, to nie na pokaz…

- Cholerny impotent – zaśmiała się Ginny złośliwie i spróbowała odepchnąć Harry’egona bok.

 
- Ty cholero! – wrzasnął Ron, a strumieńpomarańczowego światła wystrzelił obok lewej ręki Pottera i niewiele zabrakło, abytrafił w dziewczynę.

Harry przycisnął przyjaciela do ściany.

- Ron, przestań! – zawołał, ponieważ zrozumiał, że jeszcze chwila i chłopak opowiewszystko, co działo się pomiędzy nim i Lavender Brown.

- Harry chociaż całował się z Cho Chang! – krzyknęła prawie z płaczem Ginny nadramienia Pottera. – Hermiona robiła to z Wiktorem Krumem! A ty jesteśimpotentem, Ron, tobie pewnie nawet nie staje! – Z tymi słowami odwróciła się iuciekła.

 

Harry puścił przyjaciela, który wyglądał, jakby chciał gozamordować. Przez chwilę stali w milczeniu, a potem Ron niespodziewanie zapytał:

 
- Myślisz, że Hermiona naprawdę całowała się z Krumem?

- Co? – zapytał zaskoczony Potter. – Ee… nie wiem… może…

 

Najuczciwiej byłoby powiedzieć „tak”, ale Harry niechciał poruszać tego tematu. Zresztą, Ron sam domyślił się wszystkiego patrzącna jego wyraz twarzy.

 
- Nie jestem impotentem – powiedział markotnie Weasley i skierował się dowejścia do Pokoju Wspólnego.

- Wiem – odpowiedział Harry i podążył za przyjacielem.

 

***

Przez cały wieczór prawie nie rozmawiali i w milczeniu położylisię do łóżek, każdy pogrążony we własnych myślach. Harry długo leżał nie mogączasnąć, patrząc na zasłonę przy łóżku i próbując przekonać samego siebie, że to,co czuje do Ginny, to jedynie braterskie emocje. Przecież latem mieszkali wjednym domu, jak brat i siostra, grali w quidditcha, drażnili się z Ronem, podkpiwaliz Billa i Fleur. Już tyle lat ją znał… To naturalne, że chce jej bronić… Pragnierozedrzeć Deana na drobne kawałeczki za to, że się z nią całował… Nie, właśnietemu braterskiemu uczuciu lepiej się nie poddawać…

Weasley głośno chrapnął.

Ona jest siostrą Rona” – uzmysłowił sobie Harry dobitnie. – „A to zakazaneterytorium”. Za nic na świecie nie narazi swojej przyjaźni.

 

Uderzył pięścią w poduszkę, ułożył się wygodniej i czekał, ażsen nadejdzie, starając się, żeby jego myśli przestały krążyć wokół Ginny. Aleprzed oczami wciąż stawała mu widziana wcześniej scena.

To wszystko przez to, że ona jest siostrą Rona” – powtarzał sobie Harry, przewracającsię z boku na bok. – „Nie mogę o tym spokojnie myśleć, ponieważ on to mójnajlepszy przyjaciel, Ginny jest dla mnie jak siostra, a Dean…” –  Harry znowu uderzył pięścią w poduszkę i poraz kolejny obrócił się na drugi bok.

Nagle przed oczami pojawił mu się nieproszony obraz. Ten sam pusty korytarz,tylko tym razem nie Thomas, a on sam całuje Ginny, rozrywający jej bluzkę tak,że odpadają guziki, zaczynający pieścić jej piersi, ściskać sutki… Dziewczynagłucho jęczy i mocno się przytula, ociera się o niego i zapraszająco rozsuwanogi. Unosi spódnicę, pod którą nie ma majtek, a jej srom jest taki ciepły iwilgotny… Harry zaczął cicho jęczeć w poduszkę, Ron znowu głośno chrapnął iPotter szybko wyszeptał zaklęcie wyciszające, włożył rękę w spodnie od piżamy imocno ścisnął wzbudzonego członka. Przygryzł wargę i zaczął szybko pracowaćręką, ruszając nią w górę i dół, a w marzeniach pieścił Ginny Weasley. Jednakpo chwili obraz dziewczyny rozwiał się, a jej miejsce nieznanym sposobem zająłDraco Malfoy i teraz już nie Harry pieścił ją i ściskał, a Ślizgon przygniatałgo do ściany, władczo i gwałtownie rozbierał, a potem rozkazał mu, żeby oparłsię piersią o parapet, podszedł od tyłu i zaczął wkładać w niego swojego penisa.Ręka Harry’ego zaczęła przesuwać się po wzbudzonym członku jeszcze szybciej, a onsam mocno zacisnął powieki i marzył o pieprzącym go Draco Malfoyu, który brał gomocno i ostrymi ruchami bioder pchał w niego swojego penisa. W fantazji Harry’egoręce blondyna przesuwały po jego ciele, ściskały pośladki, szczypały sutki, masowałyjądra. Potter wyobrażał sobie, jak Ślizgon go pieprzy i drażni jego członka. Wtym momencie czuł się bardzo zawstydzony, ale jednocześnie niesamowicie pobudzony.Tuż przed końcem zaczął głośno jęczeć, a potem spuścił się, brudząc spermąspodnie i własną dłoń. Jeszcze raz cicho zajęczał, wytarł pobrudzoną rękę oprześcieradło, położył się na boku i szybko zasnął.

Rankiem pogodaokazała się niespodziewanie dobra. Było bezwietrznie, na jasnym niebie leniwieprzesuwały się pojedyncze chmurki. Oszroniona trawachrzęściła pod stopami, kiedy Gryfoni schodzili na stadion.

 

- Mamy szczęście, że się wypogodziło, hm? – Harry spytałRona.

 

- Tak – odpowiedział blady i kiepsko wyglądający rudzielec.

 

Ginny i Demelza już włożyły swoje szaty do quidditcha iczekały w szatni.

 

- Warunki wydają się być idealne – powiedziała Ginny,ignorując Rona. – A wiecie co? Ścigający Ślizgonów, Vaisey, zrobił sobie coś wgłowę podczas wczorajszego treningu i jest niedysponowany. I zdarzyło się cośjeszcze… Malfoy też się rozchorował!

 

- Co? – spytał Harry, podchodząc do niej. – Jest chory? Comu się stało? Odezwały się chroniczne hemoroidy, pojawiła się biegunka znietrzymaniem moczu czy wrodzony syfilis znowu przeszkodził naszemuprzyjacielowi Draco siąść na miotłę? Proktolog i wenerolog nie pozwalająbiednemu arystokracie grać w quidditch? – zainteresował się ze śmiechem,ponieważ miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor.

 
Gryfoni mu zawtórowali.

 

- Nie mam pojęcia, ale dla nas to świetnie – powiedziałaszczerze Ginny. – Zamiast niego gra Harper, jest na moim roku, to idiota.

 
- Malfoy też jest idiotą – uśmiechnął się Harry, zakładając czerwoną pelerynę,ale już nie myślał o quidditchu.

 
Rezygnacja z gry przez Draco mogła oznaczać tylko jedno – Ślizgon rzeczywiściezdecydował się nie stawać więcej na jego drodze. Czyli wreszcie udało mu sięuwolnić od Malfoya raz na zawsze. Nagle Harry poczuł coś zupełnieniezrozumiałego, coś, do czego bał się przyznać sam przed sobą. To uczucie,które go ogarnęło, miało tylko jedną nazwę: żal.

 

Wyszlina zewnątrz wśród wrzasków i gwizdów. Jeden koniec stadionu miał barwy czerwonei złote, drugi natomiast był morzem zieleni i srebra. Wielu Puchonów i Krukonówkomuś kibicowało. Pomijając wszystkie okrzyki i jęki, Harry mógł dokładniesłyszeć ryk kapelusza Luny Lovegood. Sercezaczęło mu bić szybciej. Od czasu, kiedy ją zgwałcił, rozpaczliwie jej unikał,a teraz okazało się, że ona jest tu, na stadionie, i kibicuje jego drużynie,czyli również i jemu. Zrobiło mu się gorąco, a jego policzki zapłonęły. Czyżbymu wybaczyła? Gorączkowo zaczął wzrokiem szukać dziewczyny na trybunach i nagle,zupełnie przypadkowo, spojrzał na miejsce komentatora. Zobaczył Lunę, siedzącąobok profesor McGonagall, która wyglądała na trochę zaniepokojoną. Harry niewierzył własnym oczom. Tylko ktoś niespełna rozumu mógł powierzyć tę funkcjęPomylunie. Jednak wzrok go nie zawodził. Luny nie można było z nikim pomylić.Długie, jasne włosy, naszyjnik z korków od kremowego piwa i kapelusz wkształcie głowy lwa. Harry przełknął gulę, która podeszła mu do gardła, kiedynagle przed oczami stanął mu obraz dziewczyny wyrywającej się z jego objęć, podczasgdy on zrywa z niej bluzkę, rwie majtki, rozsuwa jej nogi, słyszy jejrozpaczliwe krzyki i widzi łzy… Ron szturchnął go w bok, wyprowadzając zestanu głębokiego zamyślenia, i Potter zbliżył się dopani Hooch, która jak zwykle miała sędziować i była już gotowa by wypuścićpiłki z klatki.

 

- Niech kapitanowie uścisną sobie dłonie – powiedziała, więcHarry wymienił uścisk z nowym szefem drużyny Ślizgonów, Urquhartem. -Przygotować się. Na miotły… trzy… dwa…jeden!

 

Zabrzmiał gwizdek i wszyscy oderwali się od ziemi. Harrykrążył wokół stadionu, wypatrując znicza i mając na oku Harpera, który latałzygzakiem daleko ponad nim. Od czasu do czasu rzucał spojrzenie w stronęLuny.

 
- …ale teraz ten duży zawodnik Slytherinu zabrałjej kafel, nie pamiętam jego imienia, coś jakby Bibble, nie Buggins…


- Scotkins! – podpowiedziała głośno profesorMcGonagall. Tłum się roześmiał.

 
Harry oderwał wzrok od Luny i zaczął rozglądać się za zniczem, ale nigdzie gonie zauważył. Chwilę później Scotkins zdobył gola. Ron krzyczał,krytykując Ginny za dopuszczenie do zabrania jej kafla, rezultatem czego niezauważył dużej czerwonej piłki lecącej tuż obok jego prawego ucha.

 

-Ron, do cholery, zajmij się wreszcie tym, co jest twoim zadaniem, i zostawGinny w spokoju – ryknął Harry krążąc dookoła, aby spojrzeć w twarz swojemubramkarzowi.

 
- To daj dobry przykład – krzyknął w odpowiedź czerwony ze złości Ron. – Lepiejszukaj znicza, a nie gap się na Lovegood!


- Ron, jeżeli przegramy ten mecz, wyrzucę cię z drużyny – powiedział wściekłyHarry.


- Harry Potter kłóci się właśnie ze swoim bramkarzem- powiedziała spokojnie Luna, podczas gdy tłum Ślizgonów wrzeszczał, wiwatująci szydząc. – Myślę, że to nie pomoże w szukaniu znicza, ale Harry jest takimiły i śliczny… – Ślizgoni ryknęli śmiechem.

 
- Ron, weź się w garść, do kurwy nędzy – zaklął Potter.

 

Ruszył znowuoblecieć stadion, szukając wzrokiem skrzydlatej, złotego kuleczki, alewszystkie jego myśli krążyły wokół Luny i tego, że właśnie głośno i przywszystkich nazwała go pięknym i miłym. Czyżby mu wszystko wybaczyła i nie miałajuż nic za złe? Pogrążony w zadumie nie uważał za bardzo i dopiero w ostatnim momencieuchylił się przed nadlatującym tłuczkiem.

 
Ginny i Demelza strzeliły po golu, dając ubranym naczerwono-złoto kibicom powód do owacji. Następnie szczęście znów uśmiechnęłosię do Scotkinsa, który wyrównał wynik, alewyglądało na to, że Luna niczego nie zauważyła. Zdawała się byćniezainteresowana takimi przyziemnymi rzeczami jak wynik i wciąż próbowałaprzykuć uwagę tłumu interesującym kształtem chmur czy możliwością, że Urghart,który jak dotąd nie zdołał pozostać w posiadaniukafla dłużej niż minutę, cierpiał na coś, co nazwała „PrzeziębieniemPrzegranego.”

 

-Siedemdziesiąt do czterdziestu dla Slytherinu – wrzasnęła zdzierając gardłoprofesor McGonagall do megafonu Luny.

 

- Już jest tyle?- zdziwiła się dziewczyna. – Och, patrzcie!Scotkins pędzi przez pole i… – Harry poczuł,jak skręca mu się żołądek – …Weasley obronił, no cóż, wydaje się, żeczasem ma szczęście. – skończyła Pomyluna.


- To prawda, Luna, pewnie, że ma – mruknął Harry,uśmiechając się do siebie, kiedy nurkował pod ścigającymi, wypatrując pilniejakichś oznak zwinnego znicza.


Po dwóch godzinach gry Gryffindor wysunął się na prowadzenie. Ron obronił kilkagoli, a Ginny wbiła cztery z sześciu. Bramkarz Gryfonów, po kilku udanychobronach, wreszcie zaczął uśmiechać się i nawet zalecać do publiczności natrybunach, odpowiadając na ich okrzyki.

 
- Nie sądzisz, że jest dzisiaj w wyjątkowej formie? -powiedział obłudny głos i Harry prawie spadł z miotły, kiedy Harper uderzył wniego z całej siły. – Twój przyjaciel, zdrajca czystej krwi…

 

PaniHooch była odwrócona, więc wszyscy z Gryfoni krzyknęli ze złości, ale gdy nanich spojrzała, Harper już odleciał. Z bolącym ramieniem Harry poleciał za nim,zdecydowany, by mu oddać.

 

- Uderz w niego tłuczkiem! – zawołał do Cootiego, którywłaśnie go mijał.

 

Harrybył zadowolony słysząc głuchy odgłos, oznaczający, że tłuczek trafił w cel. Inagle zobaczył jaskrawą iskierkę na tle czystego, błękitnego nieba. Harper już doszedłdo siebie po uderzeniu. Harry przyśpieszył. Słyszał w uszach świst wiatru, także nie dobiegały do niego komentarze Luny, ale Ślizgon był ciągle ponad nim, aGryffindor miał tylko sto punktów przewagi. Jeżeli Harper dotrze do znicza pierwszy,przegrają… a teraz był tylko stopę od niego, z wyciągniętymi przed siebierękami.

 

-Harper! – krzyknął Harry w akcie desperacji. – Ile Malfoy ci zapłacił, abyś zagrałza niego? Rozlicza się z tobą w łóżku?


Potter sam nie wiedział, co go podkusiło, żeby o tym wspomnieć, ale Harper zrobił  pomyłkę: miał już znicz, po czym pozwolił musię wyślizgnąć z palców. Harry zrobił doskonały nawrót przed małą, złotą kulkąi złapał ją.

 

-TAK! – wykrzyknął.

 

Obleciałwokół boisko i wrócił z powrotem na ziemię, trzymając znicz wysoko w swojejdłoni. Kiedy tłum zrozumiał, co się stało, wielki krzyk prawie zagłuszył odgłosgwizdka, który sygnalizował koniec meczu.

 

Harrystał w tłumie ludzi z trudem łapiąc powietrze i śmiejąc się. Oswobodził się odreszty drużyny i krótko przytulił Ginny. Unikając jej spojrzenia, klepnął Ronapocieszająco w plecy, jako że zapomniał już o jego wrogości. Nagle dziesiątki rąk chwyciły go i zaczęły podrzucaćdo góry, a Gryfoni skandowali jego imię. Potter, kolejny raz podrzucony przeztriumfujących kibiców, zobaczył w tłumie kapelusz Luny Lovegood. Dziewczynaopuszczała stadion razem z innymi. Zrozumiał, że właśnie teraz powinien z niąporozmawiać. Czuł, że to właściwy moment, aby przeprosić, a dziewczyna zpewnością mu wybaczy. Przecież jest zwycięzcą, a zwycięzcom wszystko się udaje.Próbował się wyrwać się z rąk kibiców, krzyczał, żeby go postawili na ziemię,ale oni, jakby ogłupiali ze szczęścia, nadal radośnie podrzucali w powietrzeswojego idola, nie zwracając uwagi na jego wrzaski, zresztą, nie tylko jego,Rona też podrzucali i śpiewali:


- Weasley jest naszym królem!

 
Wzlatując kolejny raz w powietrze, Harry zobaczył, jak Pomyluna opuszcza stadion,a już przy następnym razie z rozpaczą zauważył, że dziewczyny nigdzie nie.Jeszcze raz krzyknął, żeby go puścili albo ich przeklnie, ale zachwyceni kibicena rękach zanieśli go do szatni.

Pól godziny później, dzięki pelerynie niewidce, Harry wymknął się z szatniniezauważony, zostawiając wiwatujące tłumy. Niech Ron zbierze wszystkie lauryzwycięzcy, przyda mu się to i może uwolni się od kompleksów. Potter udał się naposzukiwania Luny, żeby z nią porozmawiać, ale nic nie wskórał. Dlatego zdjąłpelerynę i ruszył w stronę wieży Gryffindoru. Po drodze spotkał wielu uczniów,którzy mu gratulowali, klepali po plecach i ściskali ręce. Kiedy wszedł do pokojuwspólnego, trafił w sam środek przyjęcia. Jego wejście spotkało się z nowymwybuchem okrzyków i oklasków. Harry chciał pójść poszukać Ron, ale najpierwmusiał uwolnić się od innych Gryfonów, którzy żądali, aby na gorąco opowiedziałim szczegóły meczu, od braci Creevey, biegających za nim ze swoim aparatem i odgrupy dziewczyn, głośno śmiejących się nawet z jego całkiem poważnychwypowiedzi. Wreszcie jakoś wyrwał się Romildzie Vane, która bardzo wyraźnienapomykała, że ma ochotę pójść z nim na bożonarodzeniowy bal do Slughorna, adzisiaj mogliby całkiem miło spędzić razem czas, i że Harry byłby z tego spotkaniabardzo zadowolony. Starając się uwolnić od Romildy, Gryfon wybiegł z pokojuwspólnego i natknął się na Rona i Lavender, obściskujących się i całujących wkącie korytarza. Byli tak zajęci sobą, że nawet go nie zauważyli. Poszedł dalej,szukając jakiejkolwiek niezamkniętej, pustej klasy, gdzie mógłby posiedzieć sami przemyśleć to, co się wydarzyło dzisiaj na meczu, zachowanie Pomyluny i swojedalsze postępowanie. Kolejne drzwi otworzyły się bez trudu i Harry zobaczył, żeprzy biurku nauczyciela siedzi Hermiona, zupełnie sama, a nad jej głową krążystadko małych ptaszków.

- A, to ty, Harry – powiedziała cicho. – Przyszłam tu poćwiczyć.

- Aha… No i…Oni… eee… Dobrze ci to wychodzi – wyjąkał chłopak.

 
Usiadł obok przyjaciółki, wyjął paczkę papierosów, wziął jednego i zapalił przypomocy różdżki.

 
- Mówiłeś, że rzuciłeś – bezbarwnym głosem powiedziała dziewczyna.

 
- E… No… W sumie…

- Daj spróbować – poprosiła nagle, czym mocno zaskoczyła Pottera. – Wygląda, żeRon świętuje na całego – dodała zabierając przypalonego papierosa i nerwowo sięzaciągnęła.

- E-e… Tak?

 

- Nie udawaj, że ich nie widziałeś – powiedziała dziewczynai znowu się zaciągnęła, trzymając papierosa w lekko drżącej ręce. – Przecieżoni zupełnie się nie ukrywają.

 
Za ich plecami drzwi otworzyły się z trzaskiem i do klasy wszedł roześmiany Ron,trzymając za rękę Lavender.

 
- O – bąknął i stanął, zaskoczony widokiem Harry’ego i Hermiony.

 
- Oj-oj! – zawołała Lavender i, chichocząc, wybiegła z pokoju.

Kiedy drzwi za nią zatrzasnęły się, nastała ciężka cisza. Hermiona patrzyłaprosto na Rona, który uciekał spojrzeniem w bok. Harry nagle poczuł, że musikoniecznie iść do łazienki albo gdziekolwiek indziej, byle jak najszybciej stądwyjść, bo inaczej, za chwilę, może wydarzyć się coś okropnego.

- Nie każ Brown czekać na korytarzu – cicho powiedziała Hermina. – Zacznie sięzastanawiać, co się z tobą stało.

 
- E… Muszę iść do toalety – wybełkotał Potter i ruszył w kierunku drzwi ztaką prędkością, jakby go goniło stado wilkołaków.

 
Już wychodząc odwrócił się i zobaczył, że Hermiona z szaleństwem wypisanym natwarzy mierzy różdżką w Rona. Wybiegł na korytarz i zatrzasnął za sobą drzwi, wostatnim momencie słysząc krzyk.

 
- Wybacz, przyjacielu, ale swoimi dziewczynami zajmuj się beze mnie, ja idęspać – wymamrotał do siebie, kierując się w stronę wieży Gryffindoru.

 

***

Harry okropnie denerwował się, przygotowując się do rozmowy z Luną . Wcześniejćwiczył przed lustrem swoją mowę, pełną skruchy i żalu. Miał nadzieję, żewygłosi ją przed dziewczyną, ale myśli mu się mąciły i miał wrażenie, że gdystanie przed nią twarzą w twarz, sam na sam, stchórzy i ucieknie. Z powodu tychwszystkich rozważań był strasznie roztargniony i tylko jednym uchem słuchałprofesor McGonagall. Właśnie rozpoczęli niezwykle trudny temat – transmutacjęludzi. Stojąc przed lustrem mieli zmienić sobie kolor brwi. Hermiona śmiała sięz całego serca, kiedy Ron podczas pierwszej próby wyczarował sobie piękne,podkręcone do góry wąsy. Weasley w odpowiedź zaczął ją przedrzeźniać, pokazując,jak wyciąga rękę i podskakuje na krześle, za każdym razem, gdy profesorMcGonagall zada jakiekolwiek pytanie. Lavender i Parvati uznały parodię zaniezwykle śmieszną, a Hermiona prawie się rozpłakała. Wybiegła z klasy, kiedytylko rozległ się dzwonek, zostawiając połowę swoich rzeczy na stole. Harrypozbierał je i poszedł jej szukać. W końcu zobaczył, jak wychodzi z damskiejtoalety w towarzystwie Luny Lovegood. Nogi się pod nim ugięły.

 
- Hermiona, zostawiłaś w klasie… – Podał jej podręczniki, nie odrywającspojrzenia od Luny.

 
- Ach tak – powiedziała Gryfonka zduszonym głosem, wzięła swoje książki iszybko się odwróciła, żeby Potter nie zauważył, jak wyciera oczy chustką. -Dziękuję, Harry. To ja już pójdę. – I szybko odeszła, zostawiając Gryfonasamego z Luną.

 
Potter miał wielką ochotę uciec śladem Hermiony.

 
- Wiesz, że masz jedną brew jasnożółtą? – powiedziała Krukonka, patrzącspokojnie na pobladłego chłopaka.

 
- E… no… – Harry nerwowo przełknął ślinę. – Luna, ja… To znaczy…

 
Nagle dziewczyna wzięła w swoją rękę jego dłoń, od czego chłopak drgnął tak,jakby przeszył go prąd, i powiedziała:

- Harry, ja wiem, że nie chciałeś. Po prostu nie byłeś sobą. Myślę, żeznajdowałeś się pod wpływem krzyworogich kizłaków, które potrafią na odległośćprzenikać do świadomości człowieka i kierować nim. Tata napisał o tym artykuł.

- Co? – Harry’emu opadła szczęka. – Krzyworogich kriwaków?

- Kizłaków – poprawiła go dziewczyna. – Tata niejednokrotnie ostrzegałspołeczeństwo przed nimi. Kizłaki mogą narzucić człowiekowi najgorsze myśli izmusić go do najohydniejszych czynów. Wiem, że nie chciałeś mnie skrzywdzić, poprostu oni zmusili cię, prawdopodobnie chcieli zemścić się na moim tacie za to,że demaskuje ich w swojej gazecie.

Harry, nie wypuszczając z ręki dłonidziewczyny, powoli osunął się przed nią na kolana i powiedział:

- Luna, zrobiłem straszną rzecz, której bardzo żałuję.  Zrozumiem, jeżeli nigdy mi tego niewybaczysz. Rzeczywiście nie byłem sobą, ale to nie przez kizłaki, ale przez to,co stało się wcześniej. Jestem łajdakiem i draniem.

- Harry, nie trzeba, wstań. – Luna zmieszała się i cofnęła. – Wstań albo zarazsobie pójdę!

Gryfon podniósł się z kolan i zmieszany popatrzył na dziewczynę.

- Już się na ciebie nie gniewam – powiedziała powoli. – Wiem, że jesteś dobry,jesteś moim przyjacielem i nigdy niczego złego byś mi nie zrobił. Nie byłeśsobą i za nic cię nie winię.

- Luna, wybaczasz mi? – Serce Harry’ego waliło tak, jakby chciało wyrwać się zjego piersi. Złapał za rękę dziewczyny, podniósł ją do ust i czule pocałował. -Pójdziesz ze mną na przyjęcie do Slughorna? – Słowa wyrwały mu się zanimpomyślał

 
Luna spojrzała na niego zdziwiona.

 
- Do Slughorna? Z tobą?

- Aha – odpowiedział Harry, nie wypuszczającjej ręki ze swojej. – Mogę przyjść z osobą towarzyszącą, no i pomyślałem, możezechcesz… no… zgodzisz się… to znaczy… Ale jeżeli się nie zgodzisz,zrozumiem. Po tym…

- Ależ Harry, bardzo chętnie z tobą pójdę. – Jej uśmiech wyrażał tyleszczęścia, że Gryfon poczuł się, jakby w jego sercu stopniał lód, który czuł odczasu wydarzeń w magazynie. – Mnie nigdy nikt nigdzie nie zaprosił. To z powoduprzyjęcia pomalowałeś sobie brew? Mnie też tak zrobisz?

 
- Nie – odpowiedział Potter. – To niechcący, poproszę Hermionę, żeby tonaprawiła. Spotkajmy się o ósmej w holu.

 
- AHA! – Gdzieś z góry rozległ się skrzekliwy głos.

 
Dopiero teraz Luna i Harry zauważyli, że pod samym sufitem wisi głową w dółIrytek, przyczepiony do żyrandola, i ze złośliwym uśmiechem podsłuchuje ichrozmowę.

 
- Złoty Chłopiec zaprosił Pomylunę na przyjęcie! – krzyknął duch. – ZłotyChłopiec zakochał się w Pomylenie! Złoty Chłopiec zakochał się w Pomylunie! -Odleciał, chichocząc i krzycząc. – Złoty Chłopiec zakochał się w Pomylunie!

 

- No to teraz nie będzie spokoju – powiedział Harry.

I rzeczywiście, ledwo się obejrzał, a już cała szkoła wiedziała, że HarryPotter zaprosił Lunę Lovegood do Slughorna.

- Mogłeś zaprosić każdą! – powiedział w czasie obiadu zaskoczony Ron. – Każdą!A wybrałeś Obłąkaną Lovegood?

- Nigdy więcej w mojej obecności tak jej nie nazywaj! – Harry uderzył pięścią wstół i wielu siedzących obok uczniów, którzy słyszeli ich rozmowę, popatrzyłona nich ze zdziwieniem. – Nigdy więcej nie nazywaj jej Obłąkaną, zrozumiałeś,Ron?

 
- Bardzo dobrze zrobiłeś, Harry, że ją zaprosiłeś – powiedziała Ginny, którawłaśnie szła w kierunku swoich przyjaciół i zatrzymała się za plecami brata. -Ona jest teraz taka szczęśliwa!

Harry spróbował cieszyć się, że Ginny jest zadowolona, ale jakoś mu się to nieudawało. Było coś nienormalnego w tym, że zgwałcił dziewczynę, pozbawił jądziewictwu, a potem zaprosił na przyjęcie, żeby uspokoić swoje sumienie, a ona,biedna, naiwna, głupia dziewczyna była tak zadowolona z tego, że z nim idzie.Znowu poczuł się jak skończony łajdak i drań, i ze smutkiem popatrzył w stronę Ginny,która zajęła miejsce obok Deana Thomasa w tym samym momencie, gdy do Rona przysiadłasię Lavender Brown. Hermiona siedziała sama w dalekim końcu stołu, dłubiącwidelcem w talerzu. Harry westchnął i odstawił swój obiad na bok.


Wieczorem znowu ogarnął go niepokój. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca, kręciłsię po pokoju wspólnym, starając się duchowo przygotować do spotkania zdziewczyną. Wziął papierosa od Deana i poszedł do łazienki zapalić w spokoju.Nagle przypomniał sobie, że musi coś zrobić z włosami i zaczął je zaczesywać,ale nieposłuszne, czarne kosmyki nadal sterczały w różne strony, tworząc„lekki” nieład na głowie. Po chwili dał sobie spokój z włosami i znowu zacząłprzechadzać się z kąta w kąt, a kiedy nadszedł czas, wyczarował wielki bukietróż i zszedł do holu. Zobaczył tam obrazek całkiem niezwykły. Po korytarzu spacerowałosporo dziewcząt z różnych domów i wszystkie z obrazą, złością albo zazdrościąpatrzyły, jak piękny Gryfon z bukietem róż podchodzi do Luny. Dziewczyna ubrana była w kilka świecących, srebrnych szat, którewydawały się wywoływać chichoty wśród obserwatorów, ale poza tym wyglądałacałkiem ładnie. Harry był zadowolony, że pozbyła się swoich rzodkiewkowychkolczyków, naszyjnika z korków po kremowym piwie i widmowych okularów.

 

-Cześć – przywitał się. – Idziemy?

 

- Och,tak – odpowiedziała ucieszona. – Gdzie jest przyjęcie?

 

- Wgabinecie Slughorna – odparł Harry, prowadząc ją w górę marmurowych schodów, zdala od mamroczących gapiów.

 

Kiedyzbliżali się do gabinetu, śmiech, muzyka i rozmowy stawały się głośniejsze zkażdym ich krokiem. Czy też został tak zbudowany, czy też z powodu magicznychsztuczek, gabinet Slughorna wydawał się być znacznie większy niż zwyczajne pokojenauczycieli. Sufit i ściany zostały udrapowane szmaragdowymi, karmazynowymi izłotymi tkaninami, więc wyglądało to tak, jakby wszyscy znajdowali się w środkuogromnego namiotu. Pomieszczenie było zatłoczone, duszne i skąpane w czerwonymświetle rzucanym ze zdobionych, złotych lamp, zwisających ze środka sufitu, wktórych fruwały prawdziwe wróżki, każda jak cudowna plama światła. Głośnemuśpiewowi akompaniowało coś, co brzmiało jak mandoliny dochodzące z odległegorogu; w oparach dymu z fajki kręciło się kilka podstarzałych czarowniczagłębionych w rozmowie. Sporo skrzatów domowych, przysłoniętych przez ciężkie,srebrne tace z jedzeniem, które nosiły, torowało sobie drogę pomiędzy lasemkolan, co sprawiało, że wyglądały jak małe, ruchome stoliki.

 

Jak tylkogospodarz zobaczył wchodzącego Harry’ego, chwycił go za rękę i zdecydowanie poprowadził w głąb pokoju. Chłopak ścisnąłrękę Luny i pociągnął ją za sobą. Slughorn zaczął przedstawiać Potterawszystkim swoim znajomym i gościom, a jeden z nich, EldredWorple, wyraził życzenie napisania jego biografii. Gryfon czuł siębardzo niepewnie w towarzystwie tych wszystkich ważnych i słynnych ludzi, zzachwytem ściskających mu rękę, dlatego przy pierwszej sposobności przeprosił, pociągnął Lunę za sobą i wmieszał się w tłum. Gryfonnie odchodził od dziewczyny przez cały wieczór, uskrzydlony tym, że mu wybaczyła.Jak prawdziwy dżentelmen dogadzał jej i spełniał jej życzenia, wywołując tymsamym zazdrość pośród innych zaproszonych dziewczyn. Potter wychodził ze skóry,żeby Luna, która po raz pierwszy w życiu znalazła się na takim przyjęciu, czułasię dobrze, dlatego ciągle proponował jej jakieś słodycze, lody lub coś dopicia, a nawet w pewnym momencie zaprosił ją do tańca. Humor bardzo mu siępoprawił, atmosfera sprzyjała wesołości i Gryfon sam nie rozumiał, jak to sięstało, że podczas tańca pocałował dziewczynę w policzek, zupełnie nie zwracającuwagi na ciekawe spojrzenia i szepty. Wszystko szło po jego myśli. Uwolnił sięostatecznie od Malfoya, jego drużyna wygrała mecz ze Slytherinem, Luna muwybaczyła i nie obwiniała go za to, że ją zgwałcił i pozbawił dziewictwa,Slughorn zorganizował wspaniałe przyjęcie, a on był najpopularniejszym inajsłynniejszym chłopakiem, wszyscy chcieli go poznać i uścisnąć mu rękę. Jutrozaczynały się ferie zimowe i razem z Ronem i Ginny pojedzie do Nory. Wszystkoukładało się wspaniale.

 
Po tańcu Harry i Luna przeszli na drugi koniecpokoju, po drodze biorąc czary miodu pitnego, i zbyt późno zauważając stojącątam samotnie profesor Trelawney.

 

-Dzień dobry – odezwała się Luna uprzejmie.

 

-Dobry wieczór, moi drodzy – odparła profesor Trelawney, z pewną trudnościąskupiając wzrok na Lunie.

 

- Dobry wieczór- powiedział Potter bez szczególnego entuzjazmu.

 

Spotkanie zszaloną wróżką wcale go nie ucieszyło i zakłóciło wszystkie jego plany, któremiał w związku z dziewczyną na ten wieczór. Alkohol iświąteczna atmosfera bardzo pobudziły hormony i Harry’emu strasznie zachciałosię wielkiej miłości.

 

-Mój drogi chłopcze! – powiedziała szeptem kobieta. – Plotki! Historie!Wybraniec! Oczywiście, wiedziałam to od dawna… Znaki nigdy nie były dobre,Harry… Ale dlaczego nie wróciłeś na wróżbiarstwo? Dla ciebie ten przedmiotjest wyjątkowo ważny!

 

-Ach, Sybillo, wszyscy myślimy, że nasz przedmiot jest najważniejszy. – Rozległsię donośny głos i po drugiej stronie profesor Trelawney pojawił się Slughorn,z czerwoną twarzą, przekrzywionym, aksamitnym kapeluszem, szklanką miodupitnego w jednej ręce i ogromnym ciastkiem w drugiej. – Ale nie sądzę, żebymkiedykolwiek znał kogoś tak zdolnego w eliksirach! – powiedział Slughorn,przypatrując się z czułością nabiegłymi krwią oczami Harry’emu. – Instynkt,wiesz, jak u jego matki! Uczyłem tylko nieliczne dzieci z takimi zdolnościami,mogę ci to powiedzieć, Sybillo, nawet Severus… – I ku przerażeniu Harry’egowyciągnął rękę i zdał się wydobyć Snape’a wprost z powietrza. – Przestań się ukrywać,chodź tu i dołącz do nas, Severusie! – czknął szczęśliwie Slughorn. – Właśniemówiłem o wyjątkowych umiejętnościach Harry’ego w przyrządzaniu eliksirów.Część uznania przypada tobie, oczywiście, uczyłeś go przez pięć lat!

 

Uwięziony,z ręką Slughorn’a dookoła swoich ramion, Snape spojrzał znad swojegohaczykowatego nosa na Harry’ego i jego czarne oczy zwęziły się.

 

-Zabawne, nigdy mi się nie wydawało, że zdołałem nauczyć Pottera czegokolwiek.

 

-Cóż, to naturalna zdolność! – krzyknął Slughorn. – Powinieneś zobaczyć, jakprzyrządził eliksir Żywej Śmierci na pierwszej lekcji. Nigdy nie miałem ucznia,który poradziłby sobie lepiej przy pierwszym podejściu, nawet ty, Severusie…

 

-Doprawdy? – powiedział cicho Snape, a jego oczy wciąż wwiercały się wHarry’ego, który poczuł pewien niepokój.

 

Ostatniarzecz, jakiej pragnął, to Snape dochodzący źródła jego nowo odkrytej biegłościw eliksirach.

 

-Przypomnij mi, jakie inne przedmioty wybrałeś, Harry? – zapytał Slughorn.

 

-Obronę przed czarną magią, zaklęcia, transmutację, zielarstwo…

 

- Wskrócie, wszystkie przedmioty wymagane do zawodu aurora – powiedział Snape zesłabym, drwiącym uśmiechem.

 

-Tak, cóż, właśnie tym chcę się zajmować – odparł Harry wyzywająco.

 

- Izostaniesz jednym z najlepszych – huknął Slughorn.

 

-Nie sądzę, że powinieneś zostać aurorem, Harry – odezwała się nieoczekiwanieLuna. Wszyscy na nią spojrzeli. – Aurorzy spiskują, myślałam, że wszyscy towiedzą. Pracują wewnątrz Ministerstwa, żeby je osłabić, używając połączenia CzarnejMagii i gumowej zarazy.

 

Harrywciągnął połowę swojego miodu przez nos, kiedy zaczął się śmiać. Naprawdę,warto było przyprowadzić Lunę tylko po to. Wynurzając się ze swojej czary,przemoczony, kaszlący, ale ciągle szeroko uśmiechnięty, zobaczył coś, copodniosło go na duchu jeszcze bardziej: Draco Malfoya ciągniętego za ucho w ichkierunku przez Argusa Filcha.


- Profesorze Slughorn – sapnął Filch. – Zauważyłemtego chłopaka, czatującego w górnym korytarzu. Twierdzi, że był zaproszony naprzyjęcie i że się spóźnił. Czy to prawda?

 

WściekłyMalfoy wyszarpnął się z uścisku Filcha.

 

-Dobra, nie byłem zaproszony! – powiedział zdenerwowany. – Chciałem wejść bezzaproszenia, szczęśliwy?

 

-Nie – powiedział Filch, wbrew wyrazowi radości na twarzy. – Masz kłopoty! Czy dyrektornie powiedział, że nie wolno się szwendać nocą po korytarzach bez pozwolenia,heh?

 

- Wporządku, Argusie, w porządku – powiedział Slughorn, machając ręką. – Są świętai chęć przyłączenia się do przyjęcia to nie przestępstwo. Tym razem zapomnijmyo karze. Możesz zostać, Draco.


Wyraz wzburzonego rozczarowania na twarzy Filcha byłcałkowicie do przewidzenia. Woźny odwrócił się i odszedł szurając nogami imrucząc coś pod nosem. Malfoy zdołał przywrócić na twarz uśmiech i podziękowałSlughornowi za jego hojność.

 

- No co, Malfoy?- podchodząc do Draco i uśmiechając się kpiąco, zainteresował się Gryfon. – Niemogłeś przeżyć, że inni zostali zaproszeni, a ty nie? I dlatego zdecydowałeśsię wślizgnąć? – Harry pijacko zachichotał.


- Tyle tu znanych ludzi – powiedział Ślizgon, patrząc na pijanego Gryfona. -Można zdobyć wiele autografów na pamiątkę. Nie odmówisz mi chyba, Potti? Jesteśnaszą największą sławą, najlepszy gracz w quidditcha, gwiazda Hogwartu, Wybranieci nadzieja czarodziejskiego świata. Nie odmawiaj mi, Potti, skromnemupetentowi, tylko parę linijek na pamiątkę. – I Draco podał Harry’emu zdjęcie.

 
- Malfoy, zupełnie ci odbiło. – Potter znów zachichotał, biorąc z rąk blondyna fotografię.

 

Nagle jegośmiech urwał się, chłopak zakrztusił się i zakasłał. Draco spokojnie obserwowałjego reakcję.


- M… Malfoy… Co to… Skąd… – Harry zbladł i szybko zaczął trzeźwieć.


- Potti, jestem twoim najgorętszym i najbardziej oddanym fanem – odpowiedziałŚlizgon, obserwując chłopaka, który z pobladłą twarzą i szeroko otwartymi zprzerażenia oczami, drżącymi rękami trzymał zdjęcie.

 
Harry patrzył na fotografię, na której było widać, jak leży na podłodze włazience Malfoya, z szeroko rozsuniętymi nogami, podstawiając swoją dziurkę podpenisa Draco, i zduszonym szeptem błaga Ślizgona, żeby go pieprzył. Gryfonpoczuł, że uginają się pod nim nogi i szybko oparł się o ścianę. Wokół niegonadal grała muzyka, rozlegał się głośny śmiech i dowcipy, ale Harry prawie tegonie słyszał. Zgniótł zdjęcie i schował je do kieszeni.


- Jeśli chcesz, możesz je sobie zatrzymać, Potter – odezwał się Ślizgon, nadalgo obserwując. – Mam takich dużo, bardzo dużo – dodał zimno.


Harry poczuł, że się dusi, łykał więc powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg.

 

- Czekam na ciebie za pół godziny w swoich apartamentach -powiedział Draco i poklepał Pottera po policzku. – Nie spóźnij się, nie lubię,kiedy dziewczynki po wezwaniu nie przychodzą na czas.

Malfoy odwrócił się i wyszedł, zostawiając Harry’ego w stanie bliskim paniki. Chwyciłpierwszy lepszy puchar z tacy, którą niósł skrzat, i wypił jego zawartośćjednym haustem. Na miękkich nogach podszedł do Luny, która cały czas stała zprofesor Trelawney i z ożywieniem dyskutowała na temat spisku aurorów.

 
- E… e… L-Luna… Jest taka sprawa… – wyjąkał Harry. – Muszę wyjść. E… Pilniemnie wezwano… Do dyrektora… e… do Dumbledore’a… Wybacz. Nie obraziszsię?


- Oczywiście, że nie, Harry. – Dziewczyna uśmiechnęła się, a Harry szybko opuściłgabinet Slughorna i ruszył w kierunku podziemi, w biegu narzucając na siebie pelerynę niewidkę.

Potter wdarł się do apartamentówŚlizgona, zdjął pelerynę i już od progu krzyknął:

- Kiedy to się skończy, Malfoy? – Ze złością kopnął krzesło, wywracając je, iznowu krzyknął: – Czego ty ode mnie chcesz? Na co ci jestem potrzebny? Dlaczegoja? Przecież masz tego zmanierowanego pedała Zabiniego i Parkinson, więc dlaczegoprzyczepiłeś się właśnie do mnie?

Draco siedział w fotelu, z nogą założoną na nogę, spokojnie paląc i obserwującjak Gryfon się wścieka i rzuca czym popadnie. Powoli zaciągnął się i zastanowił,jakiej udzielić odpowiedzi.

 
- Dlaczego ja, Malfoy?

 

Po chwili milczenia blondyn lekko drgnął i odezwał się:

 
- Ponieważ cię kocham, Potter.

 
- Niezły dowcip! – wybuchnął Harry. – Bardzo śmiesznie, Malfoy! Po prostu bokizrywać.

 
- Rzeczywiście, bardzo śmieszne – lodowatym tonem odpowiedział Draco. – W ogóleto jestem wyjątkowo wesołym człowiekiem, lubię dobry dowcip. Zgoda, odpowieminaczej. Ponieważ jesteś dziwką, Potter. Ślizgońską kurwą. – Ślizgon spokojniewypuścił strumień mentolowego dymu w stronę Gryfona.

Na chwilę Harry zamarł z otwartymi ustami, potem, łapiąc pierwszą lepszą rzecz,która podeszła mu pod rękę, rzucił nią w Malfoya. Ten szybko zerwał się zfotela, uchylając się od lecącej w jego stronę masywnej popielniczki, i z kpiącymuśmiechem popatrzył na bruneta.

 
- Ty łachudro! – krzyknął Potter, chwycił stojący na stole kryształowy kielichi rzucając nim w ścianę. – Jak ja cię nienawidzę, Malfoy! – W ślad za kielichempoleciały nieduży starodawny zegar i dekoracyjna, mała waza.

- Żałujesz, Potti, że nie wysłałeś mnie do Azkabanu, kiedy miałeś takąmożliwość? -  zainteresował się jakbyznudzony Malfoy.

- Jeszcze jak żałuję, ty gadzie.

 
- No Potti, zaprzepaściłeś swoją szansę, żeby się odegrać, a drugiej ci niedam. Tym razem los odwrócił się od ciebie, szczęśliwie dla mnie. No, rozbierajsię i nadstawiaj tyłek. Teraz nie żartuję.

 
Potter był wyraźnie wytrącony z równowagi. Zrozumiał,że poprzednim razem przegiął, grożąc Malfoyowi zbiorowym gwałtem i oddaniemw ręce aurorów. Znając mściwą i zawziętą naturę Ślizgona wiedział, że nicdobrego nie spotka go dzisiejszego wieczora. Prawdopodobnie ten sadystawymyślił coś szczególnie wyrafinowanego. Harry wewnętrznie wzdrygnął się, gdywyobraził sobie, że znowu zostanie brutalnie zgwałcony. A przecież tak dobrze ipomyślnie wszystko się dzisiaj układało, nawet bez pomocy Felix Felicis, a tutaka przykra niespodzianka na koniec. Ślizgon na pewno nie zaprzepaści szansy,żeby się odegrać, a znając jego sadystyczne skłonności, dla Gryfona nie wróżyto nic dobrego, jedynie wiele bólu.

 
- Co tak zamilkłeś? – zapytał Draco.

 
- Zamyśliłem się – wymamrotał Harry, na co Malfoy uśmiechnął się szyderczo.

- Naprawdę? A Severus twierdzi, że ty właściwie nigdy nie myślisz.

 
- Snape jest takim samym draniem jak wy wszyscy.

 
Draco znowu uśmiechnął się i dmuchnął dymem w twarz bruneta. Potter zacisnąłzęby tak mocno, że pobielały mu kości policzkowe.

 
- Rozbieraj się, Potti – rozkazał Ślizgon. – Teraz się zabawimy.

 
- Słuchaj, Malfoy, może tym razem obejdziemy się bez tego? – Harry nerwowoprzełknął ślinę. – Chcesz mnie przelecieć, w porządku. Do cholery, nie będę siębronił, tylko bez tych twoich gierek. Chciałeś, żebym przyszedł, jestem i jużsię rozbieram. – Harry zaczął rozwiązywać krawat. – Zróbmy to szybko i zarazsobie pójdę.

 
- Śpieszysz się na przyjęcie u Slughorna, gdzie czeka na ciebie dziewczyna twoichmarzeń, Obłąkana Lovegood? A tak właściwie, to jak z wami jest?

 
- Nic ci do tego – lekko wzdrygnąwszy się odpowiedział Harry.

- A Irytek na całą szkołę wrzeszczy, że jesteście zakochani – szydził Malfoy.

- Z jakiego powodu wierzysz tej pokrace?

 
- Tak sobie – uśmiechnął się Draco. – Byłaby z was niezła parka. Pedał zwariatką.

- Słuchaj, Malfoy, może nie przeciągajmy tego – mruknął Gryfon.

- O nie, Potti, szybkimi numerkami będziemy zajmować się na przerwach, terazwymyśliłem coś bardziej interesującego. Nie zostałem zaproszony na przyjęcie, więcpostanowiłem urządzić swoje własne. Tylko ja i ty, Potti. To będzie cośszczególnego.

 
Harry wyraźnie drgnął, gdy usłyszał „coś szczególnego”.

 
- No, Potter, ściągaj spodnie i majtki i odwróć się do mnie tyłem. Inaczej będęzmuszony jeszcze raz wstąpić na imprezę do tego starego miernoty i wszystkimgościom rozdać w charakterze bożonarodzeniowych prezentów bardzo pikantnezdjęcia z ich idolem i miejscową sławą, Harrym Potterem.

 
Gryfon zaczerwienił się po same włosy, czym znowu wywołał drwiący uśmiech natwarzy Ślizgona.

- Podoba mi się, kiedy się boisz albo jesteś zawstydzony, Potter, stajesz się wtedytaki bezbronny. Twoja bezczelności i duma znikają bez śladu. Zmieniasz się wmiłego, nieśmiałego chłopca, prawie w dziewczynę.

- Zamknij się, Malfoy – powiedział Harry ze wzrokiem utkwionym w podłodze, ściągającspodnie razem z majtkami.

 
- Nachyl się – rozkazał Draco.

Gryfon znowu czuł się niesamowicie zawstydzony i poniżony, gdy tak schylał sięprzed Malfoyem.

- Wypnij bardziej tyłek, kurwo. Rozsuń nogi.

 
Harry podporządkował się. Chciało mu się wyć z powodu swojej słabości, tchórzostwa,bezradności, poniżenia i strachu.

- Teraz powiedz, kim jesteś. Tylko głośno i wyraźnie. – Malfoy zaczął drażnićswojego już na pół wzbudzonego penisa.

 
- Słucham? – zapytał zaskoczony Gryfon.

 
- Potter, musimy raz na zawsze ustalić, że jesteś dziwką, ślizgońską dziwką.Powinieneś to wreszcie zrozumieć i przyjąć do wiadomości. No, mów. Albo idę doSlughorna. Tyle tam sław, dziennikarze z „Proroka”, uczniowie… Dotarło?

 
- Jestem dziwką – cicho wyszeptał Harry.

 
- Powiedziałem: głośno i wyraźnie – wyniośle powtórzył Malfoy i klepnął Harry’egow pośladek. – Chcesz, żebym znowu cię wychłostał?

 
- Jestem ślizgońską dziwką – powtórzył głośno Gryfon, przełknąwszy resztkędumy.

 
- Zrobisz wszystko, co powiem? – zapytał Malfoy, dając mu kolejnego klapsa.

- Tak – wydusił z siebie Potter.

- Kim jesteś?

 
- Ślizgońską dziwką – wyszeptał Harry.

- To teraz dostaniesz coś ode mnie za te figielki – powiedział Malfoy.

Podszedł bardzo blisko do Harry’ego, przystawił swojego członka do jego dziurki,po czym szybko i mocno wsunął go w nią. Brunet poczuł łzy napływające mu dooczu, ale nie spróbował się odsunąć.

 
- Wysil swój móżdżek, Potti, i powiedz, co taka kurwa jak ty zrobi, żeby midogodzić.

 
Malfoy nie pieprzył Gryfona tylko rozkoszował się swoją władzą nad nim. A Harrynadal stał w upokarzającej pozie, z penisem Ślizgona w swojej pupie.

 
- Wszystko, co zechcesz.

 
- Będziesz podstawiać dupę, będziesz ssał i pracował językiem tam, gdziepowiem, zrozumiałeś? Jestem twoim panem, a ty moją dziwką. Odwróć się i zacznijlizać.

 
Przełknąwszy łzy Harry odwrócił się i chciał usiąść, ale Ślizgon mu na to niepozwolił, miał pozostać w tej upokarzającej pozie. Brunet przymknął oczy izaczął lizać główkę penisa Malfoya w czasie, gdy ten sam drażnił swojegoczłonka.

 
- Teraz będziesz ssać do samego końca i połkniesz wszystko. No, suko, już… -Draco plątał się język z powodu zbliżającego się orgazmu.

 
Wepchnął penisa w usta Gryfona aż do samego końca i zatrzymał się. Złapał głowęHarry’ego, żeby ten nie odsunął się z powodu odruchu wymiotnego. Chwilę późniejczłonek Ślizgona zaczął pulsować i wyrzucać spermę w gardło Pottera. Brunetposłusznie połykał ją, mimo że znowu miał ochotę zwymiotować.

 
- Ciebie trzeba trzymać na krótkiej smyczy, Potter, inaczej zaczynasz robić siębezczelny – powiedział Draco.

Ze wstydu i przeżytego poniżenia Harry ledwo mógł oddychać.

 
- Wyliżesz mi teraz jajka i pójdziesz do łazienki. – Malfoy mówił jużspokojnie, z zadowoleniem mrużąc oczy i rozciągając słowa we właściwej mumanierze.

 
Potter przez kilka minut zaspokajał Ślizgona, zanim ten pozwolił mu pójść wziąćprysznic.

 

***

Harry stał pod strumieniem wody, przeklinając cały świat. Malfoy znowuzeszmacił go i robił z nim, co chciał. Poniżył go tak bardzo, że Gryfon nawetnie starał się powstrzymywać napływających do oczu łez. Z całej siły uderzałpięścią w marmurową ścianę i krzyczał z bólu i upokorzenia. Ból fizycznypozwolił mu wziąć się w garść. Ten obrzydliwy wieczór dopiero się zaczął i nie wiedział,co jeszcze Malfoy dla niego przygotował. Początek udało mu się jakoś przetrwać.Musi się trzymać, nie rozkleić się i jakoś przeżyć to „przyjęcie”, a jutro pojedziez Ronem i Ginny do Nory i na dwa tygodnie o wszystkim zapomni.

 
Z wilgotnymi włosami i owiniętym wokół bioder ręcznikiem, Harry wyszedł złazienki. Zdziwiony rozejrzał się po pokoju. Niedaleko kominka stał niedużystół zastawiony pięknymi, kryształowymi i srebrnymi naczyniami z wykwintnymi,nieznanymi mu potrawami i winami. Nad stołem zawieszone były zielone, zapaloneświece, rzucające delikatne światło, tworząc atmosferę przytulności, intymnościi romantyczności. Stół był nakryty na dwie osoby. Z tyłu dały się słyszećprzygłuszone dywanem kroki. Harry obejrzał się. Malfoy stał za nim w czarnymgarniturze, białej koszuli z muchą, lakierkach i wyjściowej pelerynie. Włosymiał zaczesane do tyłu.

 
„Ciekawe, ile żelu zużył” – pomyślał Gryfon.

 
Malfoy wyjął z kieszeni peleryny różdżkę i machnął nią, gasząc wszystkieświatła poza świecami, co spowodowało, że w pokoju zapanował intymny półmrok.

- Zdejmij ręcznik, Potter – rozkazał.

 

Harry powoli zsunął ręcznikz bioder i odrzucił go na bok, znowu czując się bardzo niepewnie pod uważnymspojrzeniem Ślizgona, który wolno przesuwał wzrokiem po jego ciele.

 
- Co się tak gapisz, nie jestem dziewczyną – mruknął Gryfon, zakrywając rękamiprzyrodzenie.

 
- Dziewczyny mnie teraz nie interesują, Potti – poważnie odpowiedział Malfoy igestem zaprosił go, żeby usiadł.

 
Harry niesamowicie zmieszany z powodu swojej nagości i lubieżnego spojrzeniaŚlizgona, szybko zajął miejsce przy stole. Malfoy zasiadł naprzeciwko niego.

- Jakie wino wolisz, Potter? – zainteresował się Draco, ale kiedy zobaczył zgubionespojrzenie Gryfona, wskazał po kolei na kilka stojących przed nim butelek.

 

Harry kiwnął głową na pierwszą lepszą i Malfoy nalał z niejw dwa kielichy. Uniósł swój w geście toastu i dobrodusznie uśmiechnął się doGryfona. Potterowi humor popsuł się zupełnie. Gra, którą rozpoczął blondyn, niezwiastowała niczego dobrego, powodowała, że niepokoił się coraz bardziej. Akiedy Harry się denerwował, budził się u niego dziki apetyt. I teraz, przy takiejobfitości wykwintnych potrawy, od których biły kuszące aromaty, brunetowizaczęło burczeć w brzuchu. Przełknął ślinę, wziął widelec i zaczął nakładaćsobie na talerz pierwszą z brzegu potrawę, zdecydowany chociaż najeść się, ilebędzie mógł. Malfoy oparł się podbródkiem o rękę i z uśmiechem go obserwował.Harry wziął kielich z winem i wypił jego zawartość jednym haustem. Jeżeli upijesię do nieprzytomności, to łatwiej przeżyje dzisiejszy wieczór i może nawetjutro nie będzie pamiętał tego wszystkiego złego, co go spotka. Wyciągnął rękępo butelkę, ale Malfoy odstawił ją na bok.

 
- Nawet o tym nie myśl, Potti, nie pozwolę ci się upić.

 
- Lepiej przyznaj się, że żałujesz mi wina.

 
Ślizgon szczerze roześmiał się, co spowodowało, że Gryfon zmieszał się, bozrozumiał, że palnął kolejną głupotę.

- Nie chcę, żebyś dziś był pijany, Potter – ze śmiechem odpowiedział Draco. – Awina mi nie żal, mogę nawet dać ci parę butelek, poczęstujesz swoichgryfońskich przyjaciół.

- Chcesz mi zapłacić jak prostytutce? – z nienawiścią zapytał Harry. – Opłaciszmoje usługi dwoma butelkami wina?

 
- Na Merlina! Potter, jak z tobą trudno rozmawiać – powiedział Draco, nerwowozapalając papierosa. – Wiem, że Gryfoni są uparci jak osły, ale ty jesteśszczególnym egzemplarzem.

Harry nie odpowiedział i jadł w skupieniu. Blondyn, nie mniej skupiony, palił,patrząc na ogień w kominku.

- Malfoy, skąd wziąłeś te zdjęcia? – podnosząc spojrzenie z nad talerza ipatrząc na zamyślonego Ślizgona, zapytał Potter. – Przecież wtedy w łaziencebyliśmy sami. Jak one do ciebie trafiły? Powiedz, tylko prawdę.

 
- A, to… – Draco jakby się ocknął. – To bardzo proste, Potti. Nie byliśmy sami.Razem z nami był Blaise i robił zdjęcia, kiedy się pieprzyliśmy.

 
- Zabini? – zapytał zaskoczony Harry.

 
- Tak, Zabini. Widzisz, Potti, podczas naszego poprzedniego spotkania powiedziałeś,że jedynie u Blaise’a pozostało coś ludzkiego. – Draco westchnął. – Myślisz, żemy wszyscy jesteśmy sukinsynami, mętami, sadystami i zboczeńcami. Może to iracja, Potter, nie masz mnie za co lubić. Tylko tak do twojej wiadomości,Zabini też szczególną szlachetnością i człowieczeństwem się nie wyróżnia. To,że wtedy mnie powstrzymał, nie wynikało ze współczucia dla ciebie, ale poprostu puściły mu nerwy. Blaise Zabini jest diabelnieniemoralny i śmiertelnie niebezpieczny. Tak można go najlepiej określić.Nawet ja wolę, żeby był moim przyjacielem, a nie wrogiem. Pochodzi z jednego znajstarszych czarodziejskich rodów, uchodźców z Włoch. Z tego rodu wywodzi sięwielu czarodziejów parających się czarną magią. Ten klan osiągnął swoją wysokąpozycję w społeczeństwie przy pomocy metod, o których nawet mówić się nie da. Naprzykład jego matka. Pani Zabini, wytworna piękność, wspaniale znająca się nadawnych truciznach i pierwotnych czarach. Z tego powodu Blaise miał tak wieluojczymów, że nawet twarzy nie wszystkich pamięta, a majątek rodzinny rośnie takszybko, jakby ktoś użył zaklęcia pomnażającego. Zabini szantaż, intrygi ipodstęp ma we krwi. Te zdjęcia to był jego pomysł. Ja wiedziałem, że wcześniejczy później zrozumiesz, że mam do stracenia nie mniej, a może nawet więcej niżty, gdybym opowiedział o tym, co zrobiłem w pociągu. Wtedy nie mógłbym jużwięcej zaciągnąć cię do swojego łóżka, a pragnąłem tego bardzo, Potter. Niepytaj znowu, dlaczego. Przyjmijmy, że to mój kaprys mieć Chłopca-Który-Przeżył,a teraz już Wybrańca. Malfoyowie przyzwyczaili się dostawać to, co najlepsze, aty u nas jesteś kimś w rodzaju miejscowej sławy, osobą, która przeżyłaspotkanie z NIM. Mówiąc krótko, bez filozofowania, po prostu chciałem ciępieprzyć i dostałem to, czego pragnąłem. Sam przyszedłeś do naszego przedziałui nie zamierzałem przepuścić takiej okazji. A potem niewiele się wysilając, znowuuzyskałem od ciebie to, co chciałem. Ale to nie mogłoby trwać długo, dlategoZabini podrzucił mi pomysł, co zrobić, żebyś nie mógł się zerwać z mojegohaczyka. Ten plan nawet mi się spodobał. Blaise przekupił tego waszego ColinaCreeveya… Tak, Potti, okazuje się, że Gryfonów też można kupić. Złote galeonysą potrzebne wszystkim. Tym bardziej, że Creevey to mugol, szlama, a nauka wHogwarcie nie jest tania. Oczywiście najpierw nie chciał dać Blaise’owi swojegoaparatu. Wiesz, że Creevey stale robi ci zdjęcia tylko po to, żeby sprzedawać jeróżnym szmatławcom? Nie wiedziałeś, Potti. Tak więc najpierw nie chciał, aleZabini nie musi liczyć się z pieniędzmi i złote galeony przekonały twojegogryfońskiego przyjaciela, że to nic złego pożyczyć Ślizgonowi na jakiś czasaparat, tym bardziej, że Blaise zobowiązał się pokryć wszystkie wydatki, gdybycoś z nim się stało.

 
- Czyli to Colinowi powinienem za to wszystko podziękować – wycedził przez zębyHarry.

 
- Cóż… On przecież myślał, że Zabini będzie fotografować nową przyjaciółkę, cowłaściwie było prawdą. Tylko że Blaise nie powiedział, iż ta przyjaciółkanazywa się Harry Potter.

Gryfon zacisnął pięści, starając się powstrzymać i nie walnąć Malfoya, aŚlizgon, obserwując reakcję Pottera, kontynuował z wyniosłym uśmiechem:

 
- Za tym gobelinem, w niszy, są ukryte drzwi, które prowadzą do apartamentówZabiniego. Jest to bardzo wygodne, Potter, możemy chodzić do siebie, kiedytylko chcemy, nie zwracając niczyjej uwagi. Sam rozumiesz, przy takimnegatywnym nastawieniu do homosekseksualizmu, jakie panuje w naszymspołeczeństwie, zbytnie zainteresowanie i plotki mnie i Blaise’owi nie sąpotrzebne. Tego wieczora, kiedy już raz cię przeleciałem i kazałem pójść dołazienki, żebyś podleczył poharatany tyłek, jak tylko drzwi się za tobązamknęły, Zabini wyszedł z tej niszy z aparatem Creeveya. Twoja peleryna niewidkaponiewierała się na podłodze, tak jak i teraz. Jaka beztroska i niedbalstwo,Potti. Nie wolno tak bezmyślnie odnosić się do czarodziejskich przedmiotów.Chociaż trochę tłumaczy cię to, że byłeś wychowywany przez mugoli. – Draco zobrzydzeniem zmarszczył się. – Weszliśmy z Blaise’em do łazienki, chociaż ty jegonaturalnie nie mogłeś widzieć. Siedziałeś i użalałeś się nad sobą, jaki tojesteś biedny, a ja zacząłem cię pocieszać na wszelkie możliwe sposoby. Zabinistał parę metrów od nas i wszystko fotografował.

 
- To dlatego zmusiłeś mnie, żebym to wszystko powiedział? – zasyczał Potter.

- Nie, Potti. Mnie samego zaskoczyło, że okazałeś się taki namiętny i zmysłowy.Nawet nie liczyliśmy, że wszystko pójdzie aż tak dobrze. Tak gwałtowniereagowałeś na pieszczoty, że wystarczyło, iż przestawałem, a ty sam jęczałeś ibłagałeś o jeszcze. Przypomnij sobie. Do niczego cię nie zmuszałem. Po prostupowiedziałem, żebyś ty sam poprosił mnie o to, jeżeli oczywiście chcesz. Gdybyśnie chciał obiecałem, że dam ci spokój. I wtedy ty sam zacząłeś skamleć ibłagać, żebym cię pieprzył, a Blaise nie przepuścił takiej okazji. Zrobił pięknezdjęcie, na którym bohater czarodziejskiego świata z szeroko rozsuniętyminogami podstawia swój tyłek pod Draco Malfoya i żałośnie żebrze, żeby gozerżnąć jak ostatnią kurwę. Słowo honoru, Potti, nawet nie marzyliśmy z Blaise’emo czymś takim.

 
Harry zaczerwienił się po same cebulki włosów i zakrył twarz rękami. Draco podniósłkielich z winem, wziął mały łyk i kontynuował:

 

- Kiedy było już po wszystkim, Blaise wyszedł z łazienki, odłożyłna miejsce twoją pelerynę i wrócił do swojego pokoju, a kiedy ty zostawiłeśmnie i jak tchórz uciekłeś do swojej wieży, wrócił i uczciliśmy tak pomyślniewykonane zadanie. Następnego dnia Blaise zwrócił Creeveyowi jego aparat. Widziszwięc, wszyscy byli szczęśliwi, a te zdjęcia przechowywałem do momentu, kiedyokazało się, że trzeba ich użyć.

 
- Aby przywiązać mnie na stałe, żebym szarpał się, ale nie mógł uwolnić? -ponuro zapytał Harry.

- Tak, właśnie tak, Potti, szarpał się, ale nie zerwał – przytaknął Ślizgon.

- Jak długo to będzie trwać, Malfoy? Póki się tobie nie sprzykrzy? Do końcatego roku szkolnego? Do zakończenia szkoły?

- Potter, uczciwie odpowiedziałem na twoje pytanie,teraz chcę otrzymać nie mniej szczerą odpowiedź od ciebie. Rozpaczliwie staraszsię mi udowodnić, że to, co razem robimy, tobie się nie podoba, czujesz do tegowstręt i chcesz to zakończyć. Ale obaj dobrze wiemy, że tak naprawdę TO lubisz.Nie oszukuj sam siebie i mnie, jesteś gejem, pogódź się z tym. Jest ciprzyjemnie, gdy to z tobą robię. Masz takie orgazmy jak nigdy, kiedy mójczłonek jest w twoim tyłku. Dlaczego nadal grasz tę komedię i robisz z siebiehetero? Czy problem leży tylko w tym, że pieprzy cię właśnie Draco Malfoy?Uważasz mnie za swojego wroga, śmierciożercę, że to ja mam nad tobą władzę idlatego jest ci to tak wstrętne?

 
- Nie jestem gejem, Malfoy, nie nazywaj mnie tak – odpowiedział Potter,odwracając wzrok od spojrzenia Ślizgona. – Zawsze podobały mi się dziewczyny,uważałem seks z chłopakiem za coś nienaturalnego, niegodziwego i obrzydliwego.I nadal tak myślę. To, co dzieje się ze mną podczas seksu z tobą, to po prostuhormony, nie mogę siebie kontrolować i to jest złe, gdyż jestem zbytemocjonalny. Gdybym miał dziewczynę i uprawiałbym z nią seks, nic takiego bysię nie działo. W ogóle nie reagowałbym na ciebie, ponieważ to zboczenie.

- Potter, jesteś hipokrytą i obłudnikiem – zawyrokował Malfoy wstając zkrzesła. – Myślę jednak, iż zdołam przekonać cię, że nie warto sprzeciwiać sięswojej naturze, że tobie podoba się, kiedy ktoś nad tobą dominuje, ciebie topobudza, lubisz się podporządkowywać. Może ma na to wpływ twoje dzieciństwo,twoje wychowanie przez mugoli, u których tyle czasu byłeś popychadłem. Przeztyle lat musiałeś ich słuchać i godzić się na wszystko, czego od ciebiechcieli. Teraz podświadomie czekasz na to, żeby ktoś tobą rządził.

 

- Malfoy, powinieneś zająć się filozofią i zacząć wydawaćksiążki, pisać o problemach okresu dojrzewania i ich przyczynach, skrytych wgłębokim dzieciństwie na poziomie podświadomości. Zarobisz na tym niezłepieniądze i może staniesz się tak samo popularny jak Lockhart.

 
- Dowcipniś. – Draco uśmiechnął się, podszedł do Harry’ego, stanął za jegoplecami, położył mu ręce na ramionach i zaczął je głaskać i masować.

 
Harry drgnął z zaskoczenia i przyjemnych odczuć. Działania Draco pomagały mu sięrozluźnić, usuwały napięcie. Zamknął oczy, poddając się napływającym falomprzyjemności, serce zaczęło bić mu szybciej w oczekiwaniu na coś już tak dobrzeznanego, ale wciąż pożądanego. Ogarnęło go niesamowite pragnienie, by znowu topoczuć. Tą wszechogarniającą rozkosz. Jego penis od razu zareagował nadotknięcie Ślizgona, zaczął robić się twardy i pulsujący. Draco kontynuowałmasaż, czując, jak Gryfon już lekko drży od przyjemności, a jego oddechprzyspiesza.

 
- Jesteś hipokrytą, Potter, ale zdradza cię twoje zmysłowe ciało – wyszeptałMalfoy, nachylając się do ucha Harry’ego i swoim oddechem drażniąc czułą skórę,przez co ciarki przebiegły po ciele Gryfona. – Przecież tobie już stoi, Potti -nadal szeptał Draco, upodobniając się do węża kusiciela. – Już się trzęsiesz zpodniecenia, chcesz mnie i nawet nie będę cię prosił, żebyś powiedział to nagłos.

- Malfoy, co ty ze mną robisz? – Szept Harry’ego przeszedł w cichy jęk.

 
- Próbuję wbić do twojego tępego i upartego gryfońskiego łba prostą prawdę: niejesteś taki jak wszyscy i nie sprzeciwiaj się temu, po prostu czerp z tegoprzyjemność i dostarczaj jej mnie.

 
Draco skończył masaż i podszedł blisko do Gryfona, rozpiął rozporek, wyjął podniecająconaprężającego się członka ze spodni i przesunął nim po ustach Harry’ego.

 
- No, Potti, nie bój się – powiedział, pieszcząc nieposłuszne czarne kosmykibruneta.

 
Harry wysunął język, odsunął napletek, obnażył główkę i ostrożnie musnął samkoniuszek, zlizując białą kropelkę, która się na nim pojawiła. Potem zacząłlizać penisa Ślizgona, najpierw niepewnie i ostrożnie, potem, kiedy usłyszałzduszony jęk Malfoya, mocniej, wreszcie zaczął ssać jakby chciał go wchłonąć. Draconie zmuszał go do niczego, nie starał się wpychać na siłę w gardło bruneta. Harrymógł robić co chciał i jak chciał. Widząc podniecenie Ślizgona, nagle poczułnieodparte pragnienie dać mu jak najwięcej przyjemności. Wsuwał do ust,najgłębiej jak mógł, i wysuwał penisa Draco, łaskotał główkę językiem i pieściłjego jądra. Od czasu do czasu wyjmował go całkowicie i lizał. Potem zacząłdrażnić ręką, a językiem pieścił jądra Draco, od czasu do czasu biorąc je wusta. Ślizgon jęczał z rozkoszy, a jego penis był coraz bardziej twardy i gotowy.Harry znowu przesunął językiem po całej erekcji Malfoya, liżąc pęczniejące żyłki,po czym objął ją ustami i zaczął przesuwać w dół i górę, językiem i zębamidrażniąc główkę. Dotyk gorących i wilgotnych warg był dla blondyna takprzyjemny, że wydarł z jego ust głuchy jęk. Draco pchnął biodrami raz i drugi wstronę Harry’ego i jego penis zaczął wsuwać się coraz głębiej. W pewnymmomencie Gryfon poczuł, że się dusi i zamruczał z niezadowoleniem. Malfoytrochę się odsunął, a jego ciało mocno drgnęło. Brunet zrozumiał, że Ślizgon zarazskończy, wyjął jego członka z ust i powiedział:

 
- Malfoy, tylko nie w usta, nie chcę.

- Powinieneś przyzwyczajać się do smaku spermy, Potti – wyszeptał Draco, oddychającciężko.

 
- Zwymiotuję – kategorycznie uprzedził Potter.

Blondyn wziął ze stołu kielich z winem i zaczął sam drażnić swojego penisa.Harry z szeroko otwartymi oczami obserwował tę poruszającą i podniecającąscenę: Malfoy w wyjściowym garniturze, jakby wybierał się na bal, stoi przednim. On sam tuż przed oczami ma mocno wzbudzony członek Ślizgona, z którego zachwilę może trysnąć sperma, a Draco jedną ręką pobudza sam siebie, a w drugiejtrzyma kryształowy kielich z winem. Nagle Malfoy głośno krzyknął, szybko przystawiłpuchar do swojej erekcji i obficie skończył prosto w trunek. Harry jakzaczarowany patrzył na silny orgazm Ślizgona, na jego pięknego, dorodnegopenisa. Kiedy Malfoy wreszcie skończył, osunął się na fotel, oddychającgwałtownie, wyciągnął kielich w kierunku Gryfona i zduszonym głosem powiedział:

- Pij.

 
Harry drgnął, ale chwycił kielich i niepewnie wziął nieduży łyk. Draco niespuszczał z niego oczu, w napięciu oblizując usta. Brunet upił jeszcze trochę,a potem jednym haustem opróżnił puchar. Malfoy uśmiechnął się.

 
- Kładź się do łóżka, Potti – powiedział, wziął wiaderko z lodem, w którymleżała butelka szampana i dwa kielichy, i skierował się w ślad za Gryfonem dosypialni.

 
Harry usiadł na brzegu wielkiego łóżka, czując takie podniecenie, jakby wdopiero co wypitym winie była nie tylko sperma, ale i silny afrodyzjak. Malfoy zająłmiejsce obok niego, całkowicie nagiego, ubrany w elegancki, czarny garnitur,objął go, drugą ręką zaczął głaskać jego penisa, nachylił się i pocałował go wusta. Przez ciało Gryfona przebiegł dreszcz pożądania, jego członek wyraźniedrgnął pod ręką Ślizgona, a on sam namiętnie odpowiedział na pocałunek. Dracozaczął czule pieścić jego ciało. Lekko szczypał sutki, gładził biodra, bawiłsię włoskami na łonie, delikatnie masował jądra. Harry drżał z rozkoszy i odruchoworozsunął nogi. Palce Malfoya delikatnie i pieszczotliwie zaczęły przesuwać siępo jego już mocno naprężonym penisie. Draco nie chciał, żeby Harry już teraz skończył,odsunął się od niego i zaczął powoli się rozbierać, a Potter położył się naplecach, niecierpliwie oczekując nadchodzącej przyjemności. Malfoy zdjął zsiebie wszystko oprócz śnieżnobiałej, jedwabnej koszuli, nalał szampana dokieliszków, położył się obok niecierpliwie czekającego kochanka i podał mujeden. Gryfon przyjął kielich i jednym haustem wypił jego zawartość. Dracoodwrotnie, powoli smakował musujące wino, z uśmiechem przyglądając się leżącemuobok niego pięknemu chłopakowi, który spalał się od pożądania. Do jego brzuchaprzyciśnięty był mocno wzbudzony i twardy członek, jego nogi były szerokorozłożone, ukazując ciemną dziurkę odbytu, która zaraz otworzy się dla niego.Dopiwszy szampana, Draco nachylił się nad Harrym i pocałował go w półotwarteusta, potem powoli zaczął schodzić w dół, pokrywając pocałunkami pierś, liżąc ilekko przygryzając sutki. Następnie zaczął pieścić brzuch Gryfona, biodra ijądra, specjalnie nie dotykając wzbudzonego członka. Włożył dwa palce w anuschłopaka, wiedząc, jak szalenie go to pobudza. Harry zaczął kończyć, jak tylkopalce kochanka dotknęły jego prostaty. Gryfon krzyknął, a Draco nadal drażniłjego czuły punkt, obserwując, jak wierci się na jedwabnych prześcieradłach i nabijana jego palce. Kiedy orgazm przetoczył się już przez bruneta, Malfoy odsunąłsię od kochanka, wstał z łóżka, znowu napełnił kieliszki sampana i podał jedenosłabionemu Gryfonowi. Harry chciwie wypił lodowaty napój. Alkohol przyjemnieszumiał mu w głowie, pieszczoty Ślizgona dopiero co wzniosły go na szczytbłogości, nerwy i stres gdzieś zniknęły. Wreszcie rozluźnił się i zaczął czućprawdziwą przyjemność. Nawet nie zauważył jak Ślizgon machnął różdżką i wypowiedziałzaklęcie
Incarcerous. Nadgarstkibruneta zostały przywiązane do wezgłowia łóżka jedwabnym sznurem. Harry lekkodrgnął, kiedy poczuł, że jego ręce są unieruchomione.

 
- Malfoy, co robisz? – Czuł się zupełnie bezradny, oddany na łaskę i niełaskęŚlizgona i przestraszony nie na żarty.

 
- Boisz się, Potti? – wyszeptał Draco. – Strach wyostrza doznania, czyż nietak?

Brunet nerwowo przełknął ślinę, szybko trzeźwiejąc. Malfoy upił go, odciągnąłjego uwagę swoimi pieszczotami i innymi romantycznymi głupstwami, a teraz mocnoprzywiązał do łóżka i Harry znalazł się w jego całkowitej władzy. Teraz Ślizgonmógł zrobić z nim wszystko, co będzie chciał. Tymczasem Malfoy położył sięmiędzy jego nogami i zaczął lizać jego krocze. Draco dobrze wiedział jaknajlepiej wykorzystać swój język i Potter bardzo szybko znowu poczułpodniecenie. Fale przyjemności zaczęły przebiegać po jego ciele, skupiając sięna podbrzuszu. To, co robił z nim Ślizgon, zaczęło go mocno rozpalać i pojawiłosię w nim uczucie wręcz zwierzęcego pożądania. Pragnął tylko jednego: penisaDraco mocno wbijającego się w jego dziurkę, żeby Ślizgon wziął go jak dziwką i wchodziłniego po same jądra. Malfoy miał rację: jest brudnym, rozpustnym pedałem i musisię z tym pogodzić. Harry zaczął wić się i odruchowo wychodził naprzeciw wyobrażonemuczłonkowi. Już nie odróżniał fantazji od rzeczywistości.

 
Draco przesunął językiem po penisie Gryfona, polizał jego jądra i bardzo,bardzo delikatnie zaczął całować dziurkę, równocześnie mocniej rozsuwając munogi. Usta Draco znowu dotknęły jego krocza, zaczął je lizać i ssać jegoczłonka, potem przesunął się w dół i jego język wniknął do anusa bruneta. Towkładał to wyjmował język z dziurki Harry’ego, na koniec dodając do językajeszcze palec. Potter już był gotowy umrzeć od tych wytwornie-rozpustnychpieszczot Ślizgona i zaprzeczyć wszystkim proroctwom świata, które twierdziły,że zginie z ręki Voldemorta, a nie w łóżku Malfoya. Ale Ślizgon nie dał muumrzeć przed jego czasem i odsunął się od spalanego pożądaniem, związanegokochanka. Harry jęknął z żalu, uniósł rozsunięte nogi do góry, wystawiającswoją dziurkę jak mógł najbardziej. Draco uśmiechnął się, napił szampana prostoz butelki, wsunął w podstawionym anus od razu trzy palce i kolistymi ruchamizaczął go rozciągać. Gryfon błogo westchnął i zaczął kręcić pupą, pomagając Ślizgonowi.Nagle Draco nabrał w usta szampana, wyjął palce, pochylił się nad dziurkąswojego kochanka, przytknął do niej usta i wypełnił ją musującym winem. Harry krzyknąłzaskoczony. Ciało pokryło mu się gęsią skórką, a szampan zaczął z niegowypływać. Jego oddech stał się ciężki, chwytał powietrze ustami jak rybawyrzucona na brzeg. Wykorzystując ten moment, Malfoy znowu wypowiedziałzaklęcie
Incarcerous i przywiązałuniesione nogi bruneta do słupków trzymających baldachim. Harry leżał rozciągniętyna łóżku, z rękami unieruchomionymi nad głową i nogami szeroko rozstawionymi iuniesionymi. Uczucie pełnej otwartości i dostępności spowodowało, że po jegociele przebiegła słodka fala radosnego oczekiwania. Teraz całkowicie należał doDraco, był we władzy Ślizgona, który mógł robić z nim wszystko, co chciał. I Harry’emusię to podobało.

 

 „Tak, gdzieś napoziomie mojej podświadomości, jestem kurwą.” – Niczym jakiś majak ta myśl pojawiłasię w jego głowie.

 

Tymczasem blondyn wziął kostkę lodu z wiaderka, usiadł nakolanach za Gryfonem i zaczął się z nim bawić. Przesunął zimnym soplem dookołajego ust, po policzkach i powiekach, zatrzymał się na chwilę na bliźnie i znowuzszedł w dół, do opuchniętych od pocałunków warg. Harry’emu zaczęła podobać sięta gra, złapał zębami lód, wziął go w usta, trochę possał, po czym wypchnąłjęzykiem na zewnątrz, w rękę kochanka. Draco lekko uniósł się na nogach iopierając na jednej ręce, drugą przesunął lodem po piersi bruneta. Potem zszedłniżej, na brzuch. Malfoy klęczał nad Harrym, z głową skierowaną w stronę jegonóg. Członek Ślizgona znajdował się nad twarzą Pottera, który objął go ustami izaczął ssać. Draco powoli pogłaskał kawałeczkiem lodu łono Gryfona, obrysowałkontur włosów, zszedł niżej, dotykając jąder, i nagle głęboko wsunął palcemlodową grudkę w anus. To, co w tym momencie poczuł Harry, trudno opisać – zimnoi gorąco, strach i błogość. Odruchowo zacisnął mięśnie i to jeszcze bardziej wzmocniłoto czarodziejskie odczucie. Draco wstał, wziął z wiaderka drugą butelkę szampana,specjalnie wstrząsnął nią i zaczął oblewać kochanka pianą, a potem lać musującewino cieniutkim strumykiem na pierś, brzuch, biodra i  zlizywać płyn swoim gorącym językiem z pokrytegogęsią skórką ciała. Kiedy skończył, znowu nabrał pełne usta szampana ipochyliwszy się nad uniesionym tyłem kochanka, wdmuchał go w rozciągnięty dwomapalcami anus.. Tym razem płyn wydał się Harry’emu gorący. W głowie mu sięzakręciło, ciało pokryło potem, krzyknął i zaczął się wyrywać, ale jedwabneokowy mocno trzymały jego ręce i nogi. Malfoy przystawił główkę członka doanusa Pottera i ostrożnie wszedł w niego, starając się, żeby wyciekło jaknajmniej drogocennego, słonecznego napoju. Gryfon zadrżał i zaszlochał odsłodkiego bólu. Kiedy wszedł do końca, Malfoy nie śpieszył się z wyjściem,tylko lekko poruszał się w tej upajającej wilgoci i ciasnocie. Harry miałwrażenie, że czuje Ślizgona każdą komórką swojego ciała, po jego twarzy płynęłyłzy, cicho szlochał i jęczał. To już nie było podniecenie, nie namiętność, aekstaza, niebiańska błogość. Draco rozsunął jego pośladki i wino strumykiempociekło z anusa, który konwulsyjnie skurczył się i mocno objął naprężonyczłonek Malfoya. Ślizgon, przyciągnąwszy do siebie Harry’ego, zaczął rytmiczniesię w nim poruszać. Potter poczuł, że zbliża się orgazm i, tak jak na początku,zaczął wić się i wyrywać z wiążących go pęt. Jego oddech zaczął się rwać, brakowałomu powietrza. Najpierw głośno krzyknął, potem zaczął jęczeć, błagać ouwolnienie, a następnie wrzeszczeć i przeklinać Malfoya, wyznawać mu miłość, ordynarniekląć i znowu płakać, przygryzając usta. Członek Draco bezlitośnie poruszał sięw nim, drażniąc wrażliwą prostatę. Ciało Gryfona drżało. Wśród tej burzynamiętności Harry poczuł w kroczu lekkie kłucie, które bardzo szybko zaczęłowzmagać się, narastać, chwytać, obejmować całą pachwinę i niespodziewaniewybuchło jak fajerwerk, niedającymi się opisać, wspaniałymi odczuciami. Z jego penisawystrzelił silnym strumień spermy, zalewając łono i brzuch. Brunet na momentzamarł, rozciągnięty na łóżku, i wydawało mu się, że jego serce się zatrzymało.Krocze paliło i ten żar rozszedł się po całym ciele. Pierścionek mięsni anusarytmicznie zaczął się zaciskać i pulsować, ściskając członka Draco. Malfoy nachwilę zatrzymał się, przytulił do Gryfona, a potem mocnymi i szybkimi ruchami zacząłgo pieprzyć. Harry znowu krzyknął na całe gardło. Nagle poczuł, jak jegodziurka wypełnia się spermą, we wnętrzu zapłonął ogień, mięśnie ściągnęły się ianus skurczył się, obejmując mięknącego członka Ślizgona. Po ciele Gryfonapłynęły strumienie potu i wstrząsały nim konwulsje. Harry jeszcze raz głośno krzyknąłi stracił przytomność. Draco osłabiony upadł obok kochanka i jakiś czas leżał tak,sam na granicy omdlenia, nie mając sił, żeby wstać i rozwiązać Gryfona. Potempowoli uniósł się, wziął swoją różdżkę i uwolnił Harry’ego. Sznury zniknęły,jak niby nigdy ich nie było. Chłopak cicho jęknął, jeszcze nie całkiemświadomy. Malfoy nachylił się nad nim i delikatnie pocałował.

- Potter, tak bardzo cię kocham – wyszeptał lekko dotykając swoimi wargami ustkochanka, potem położył się obok, czule go obejmując.

Byli mokrzy od potu, lepcy od szampana, ubrudzeni nasieniem i śliną, ale Draconie śpieszył z zaklęciem czyszczącym. Podobało mu się wdychanie zapachu spermykochanka, kojarzącego się z namiętnością i pożądaniem. Poczuł, jak zmęczenie isłodkie wyczerpanie zaczyna dawać mu się we znaki. Mocniej objął Harry’ego,wtulił twarz w jego potargane, czarne włosy, położył rękę na jego piersi i zuśmiechem na ustach zapadł w słodki sen.

 

** *

Nagi Harry obudził się w łóżku Draco, tuląc Ślizgona, i w pierwszym momenciezgłupiał. Blondyn spał z głową na jego piersi, a on obejmował go prawdopodobnieod dłuższego czasu, bo rękę miał zdrętwiałą i prawie bez czucia. Mało niekrzyknął z zaskoczenia, ale wspomnienia z nocy szybko zaczynały wracać do niegoi mocno się zaczerwienił, przypomniawszy sobie, czym się zajmowali. Ostrożniewyciągnął rękę spod blondyna i usiadł na łóżku, starając się nie obudzićkochanka. Chciał szybko zabrać swoje rzeczy i uciec jak najdalej. Ostrożnieporuszył się, ale Draco coś z niezadowoleniem zamruczał przez sen, wtulił mu sięnosem w szyję i objął ręką.

Cholera” – pomyślał Potter zamierając i zdecydował, że poczeka jeszcze chwilędo momentu, kiedy śpiący Malfoy obróci się na drugi bok.

 
Ale Ślizgon ani myślał odsuwać się od swojego kochanka i jeszcze głośniej zamruczał,łaskocząc swoim oddechem skórę Gryfona, przez co przez jego ciało przebiegłmiły dreszcz.

 
„Diabelski Malfoy” – znowu pomyślał Harry.

 
Nie chciał budzić Draco i rozmawiać z nim, ale nie sposób było opuścićniepostrzeżenie jego sypialni. Cholerny Ślizgon przylepił się do niego jakpijawka. Nagle Harry przypomniał sobie, że dzisiaj z Ronem i Ginny jedzie doNory, żeby spędzić ferie zimowe z rodziną Weasleyów, i pewnie wszyscy już go szukają,a on na pewno zaspał i poniewiera się tu z Malfoyem w jednym łóżku. Kiedy poruszyłsię i zaczął podnosić, Draco uchylił powieki i zaspany powiedział:

- Potter, śpij, jeszcze jest wcześnie. – I znowu wtulił się nosem w szyjęGryfona i lekko ją polizał.

 
- Malfoy, zaspałem. – Harry wzdrygnął się, starając się ukryć dreszcz, któryprzebiegł przez jego ciało, i odsunął się od Draco.

- Potter, zaczęły się ferie – odpowiedział sennie Malfoy, nie wypuszczającGryfona ze swoich objęć.

- Ale ja wyjeżdżam – odpowiedział Harry. – Która godzina?

 
- Zegar wczoraj rozbiłeś, pamiętasz, Potti? – zapytał Draco, obserwując Gryfona,który zaczął zbierać z podłogi swoje rzeczy. – Jak to wyjeżdżasz? – Malfoy rozejrzałsię za papierosami, wyjął jednego z paczki i zapalił.

- Normalnie. – Potter zaczął szybko się ubierać, starając się nie spotykaćspojrzeniem z Malfoyem.

- Wyjeżdżasz na ferie? Potter, przecież ty nie masz dokąd jechać. Zawszezostajesz w Hogwarcie. – Draco szybko wstał z łóżka i podszedł do bruneta, przytrzymałgo za ramiona i spojrzał mu prosto w oczy.

 
- Wcześniej nie miałem – odpowiedział Harry, zapinając spodnie. – Ale terazjadę z Ginny i Ronem do Nory, a poza tym po chrzestnym odziedziczyłem dom. -Nadal pospiesznie ubierał się, nie patrząc na Ślizgona.

 

- Potter, nie wyjeżdżaj – nagle poprosił Malfoy, odłożyłpapierosa, przyciągnął Gryfona do siebie i pocałował go.

Harry odsunął się i patrząc w dół, zaczął zapinać guziki koszuli.

 
- A ty nigdzie nie jedziesz? – zapytał.

 
- Nie – odpowiedział Draco. – Zostaję w Hogwarcie.

 

Ciężko byłoby mu spędzać ferie we dworze bez Lucjusza.Jeszcze zbyt świeże było wspomnienie o tym, jak zawsze z drżeniem czekał na feriezimowe, żeby znaleźć się w objęciach swojego ojca-kochanka. I teraz, kiedyLucjusz był w Azkabanie, pobyt w domu mógłby być zbyt bolesny. Poza tym, takwiele się tam ostatnio zmieniło…

 
- A ja jadę. – Harry wzruszył ramionami, podnosząc z podłogi swoją różdżkę ipelerynę.

- Potter, zostań. – Draco złapał go za rękę. – Moglibyśmy nieźle spędzić razemte dni.

 
- Malfoy, nie rozumiesz? – zapytał Gryfon. – Po raz pierwszy spędzę świętaBożego Narodzenia z rodziną, przy świątecznym stole, z choinką i prezentami.

- I panną Weasley, co, Potti? – powiedział Ślizgon, uparcie patrząc na Harry’ego,przez co ten nagle zaczerwienił się i odwrócił. – Rozumiem – powiedział Draco.- Idź, jeśli chcesz. Wezwę cię, kiedy znowu będę chciał cię przelecieć. Spadaj,dziwko.

 
Harry szybko rzucił się do wyjścia i ze złością głośno trzasnął drzwiami, aMalfoy rzucił w nie pustą butelką po szampanie.

Harry rzeczywiście zaspał i spóźnił się. Kiedy wrócił do dormitorium, zderzył się z rozczochranym, pakującym jego walizkę Ronem, który powiedział mu, że szukając go razem z Ginny, postawili na nogi cały Hogwart. Ojciec przysłał po nich wypożyczony z Ministerstwa Magii samochód, a z powodu przewożenia takiej ważnej osoby, jak Harry Potter, przydzielono im dwóch aurorów do ochrony. A ta ważna osobistość włóczy się cholera wie gdzie i z kim. Samochód już od godziny czeka przed bramą, aurorzy są zniecierpliwieni i teraz pan Weasley na pewno dostanie burę od ministra.


- E… ja… – wymruczał Harry po wysłuchaniu tak niezwykłej, jak na Rona, oskarżycielskiej przemowy, starając się na poczekaniu wymyślać jakieś usprawiedliwienie, ale w głowie miał pustkę i tylko czuł, że się czerwieni.


- To z kim, mówisz, spędziłeś noc? – zapytał rudzielec, podnosząc głowę znad walizki bruneta i lekko kpiąco się uśmiechając.


- Odczep się – odpowiedział Harry, odwracając się.

- Dobrze, przyjacielu – uśmiechnął się Ron. – W Norze będziemy mieć dużo czasu, żeby o tym pogadać.

 

***

Po przyjeździe na miejsce Potter został od razu otoczony atmosferą niesamowitej krzątaniny, tłoku i przedświątecznej nerwowości. Na święta w domu zebrała się cała rodzina Weasleyów, łącznie z przybyłym z Rumunii Charliem. Przez to nie każdy mógł mieć własny pokój i Harry z Ronem zostali zakwaterowani na mansardzie, gdzie mieli spać razem na starej, skrzypiącej kanapie, która przy każdym ruchu wydawała okropne dźwięki i groziła, że lada chwila rozpadnie się na części. Harry nie był wybredny, dlatego przyjął to za rzecz normalną i od serca podziękował pani Weasley za okazaną gościnność i za to, że zgodziła się przyjąć go pod swój dach na całe święta. Żeby jakoś się odwdzięczyć, Potter zadeklarował, że pomoże przy świątecznej kolacji.

 

***

Harry i Ron stali w kuchni przy zlewie i czyścili brukselkę. Za oknem padał śnieg.


- No to z kim spędziłeś ostatnią noc przed wyjazdem? – Brunet po raz kolejny usłyszał pytanie, które w ostatni czasie już chyba ze sto razy zadał mu Ron.

 

Rudzielec miał nadzieję, że Harry wreszcie złamie się i powie mu, co się z nim działo i dlaczego spóźnił się, wywołując tym niezadowolenie aurorów.

 

- Ron, zapytasz jeszcze raz, a wsunę ci tę kapustę…

- W dupę – rozległ się głos i bliźniaki, Fred i George, weszli do kuchni.


- Aaach, George, popatrz na to. Oni używają noży i tego wszystkiego. Pobłogosław ich.

 

- Skończę siedemnaście lat za dwa miesiące i trochę – powiedział Ron gderliwie. – I wtedy będę mógł zrobić to za pomocą czarów!

 

- Ale do tego czasu – powiedział George, siadając przy stole kuchennym i kładąc na nim nogi – możemy przyglądać się, jak demonstrujesz poprawne wykorzystanie „Ups!, Upsa!, Hopsa!, Hopsasa!”

 

- Wrobiliście mnie w to! – powiedział Ron gniewnie, ssąc rozcięty kciuk. – Poczekajcie, aż będę pełnoletni…

 

- Jestem pewny, że olśnisz wtedy nas wszystkich zaskakującymi magicznymi umiejętnościami – ziewnął Fred.


- A mówiąc o zaskakujących umiejętnościach, Ronaldzie – powiedział George – co to ma znaczyć, że dostajemy wiadomość od Ginny o tobie i młodej damie, nazywanej, chyba że nasze informacje są błędne, Lavender Brown?

 

Ron zaczerwienił się trochę, ale nie wyglądał na niezadowolonego, gdy obrócił się w stronę zlewu.

 

- Pilnuj swojego nosa.

 

- Co za agresywna riposta – powiedział Fred. – Ja naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Nieee, chcieliśmy wiedzieć… jak to się stało?

 

- O co ci chodzi?

 

- Ona miała wypadek albo coś?

 

- Co?

 

- Jak ona przetrzymała tak rozległe uszkodzenie mózgu? Uważaj, teraz!

 

Pani Weasley weszła do pokoju akurat w chwili, gdy Ron rzucił nożem we Freda, który zamienił go w papierowy samolot jednym leniwym, lecz szybkim ruchem różdżki.

 

- Ron! – krzyknęła kobieta z wściekłością. – Żebym nigdy więcej nie zobaczyła, że rzucasz nożami!

- Nie będę – odpowiedział jej najmłodszy syn, odwracając się w stronę kapuścianej góry i niepostrzeżenie robiąc w stronę braci nieprzyzwoity gest.

- Dokąd to idziecie? – zainteresował się Harry widząc, że bliźniaki są ubrani w ciepłe kurtki i czapki.


- Do wsi, jest tam bardzo ładna dziewczyna, pracująca w kiosku z gazetami, która myśli, że moje sztuczki karciane są czymś niemal tak cudownym, jak prawdziwe czary – powiedział George. – A inni niech się zajmują przygotowywaniem kolacji.


- Hej, pomożecie nam z kapustą? – nagle z nadzieją zapytał Ron. – Moglibyście użyć swoich różdżek i mielibyśmy wolne! A potem razem poszlibyśmy do wsi.


- No nie wiem, czy możemy to zrobić – powiedział Fred poważnym tonem. – To zajęcie wyrabia charakter, nie ma to jak czyszczenie brukselki bez pomocy czarów. Dzięki temu zrozumiesz, jak trudne jest życie mugoli i charłaków.

 

- A jeśli chcesz, by ktoś ci pomógł, Ron – dodał George, celując w brata papierowym samolotem – to raczej nie powinieneś rzucać w niego nożami. To taka mała aluzja.

 

- Dupki – warknął Ron ponuro, patrząc na Freda i Georga idących przez zaśnieżone podwórze. – Zajęłoby im to dziesięć sekund, a my też moglibyśmy się wyrwać.

 

 

W wigilię Bożego Narodzenia Weasleyowie i ich goście siedzieli w salonie, który Ginny udekorowała tak obficie, że właściwie wszyscy znajdowali się jakby w eksplozji papierowych łańcuchów. Fred, George, Harry i Ron byli jedynymi, którzy wiedzieli, że anioł na wierzchołku choinki jest tak naprawdę gnomem ogrodowym, który ugryzł Freda w łokieć, kiedy ten wyrywał marchew na świąteczny obiad. Oszołomiony, pomalowany na złoto, wepchnięty w miniaturową spódniczkę, z małymi skrzydłami przyklejonymi do pleców, spoglądał na nich z góry, najbrzydszy anioł, jakiego Harry kiedykolwiek widział, z wielką, łysą, przypominającą ziemniak głową i włochatymi stopami.

Zostali zmuszenie do słuchania świątecznej piosenki, śpiewanej przez ulubioną piosenkarkę pani Weasley, Celestynę Warbeck, której głos wydobywał się z wielkiego, drewnianego radio. Fleur, która uważała, że piosenka jest bardzo głupia, mówiła tak głośno, że nachmurzona pani Weasley co chwilę celowała różdżką w pokrętło, więc Celestyna śpiewała coraz głośniej. Kiedy wykonywała ewidentnie jazzowy kawałek: “Kocioł pełen gorącej miłości”, Fred i George zaczęli z Ginny grać w Eksplodującego Durnia. Ron cały czas rzucał skryte spojrzenia w stronę Billa i Fleur, tak jakby liczył, że czegoś się od nich nauczy. W międzyczasie Remus Lupin, który był szczuplejszy, a jego ubranie jeszcze bardziej połatane niż zwykle, siedział przy kominku wpatrując się w ogień, jak gdyby wcale nie słyszał głosu Celestyny.

 

Przyjdź, w mym kociołku zamieszaj,

A jeśli dobrze to zrobisz,

Na nic już więcej nie czekaj,

Bo nocą cię ktoś wynagrodzi

 

- Tańczyliśmy przy tym, kiedy mieliśmy osiemnaście lat! – wykrzyknęła pani Weasley, ocierając oczy robótką na drutach. – Pamiętasz, Arturze?

 

- Mmm? – mruknął pan Weasley, którego głowa kiwała się nad obieraną mandarynką. – Och, tak… nadzwyczajne brzmienie…


- No, Arturze, przypomnijmy sobie młodość – radośnie powiedziała Molly, wstała od stołu i pociągnęła za sobą pana Weasleya.


Bill, patrząc na tańczących rodziców, zaprosił Fleur. Harry siedział za stołem, obserwując pląsające pary i popijając kremowe piwo, a potem skierował spojrzenie na Ginny. Nagle szybko wstał, jakby uskrzydlony tekstem piosenki, która obiecywała gorącą miłość, podszedł do dziewczyny i zapytał:


- Można cię prosić do tańca?


Ginny, Fred i George spojrzeli na chłopaka, na moment tracąc dar wymowy, bo nie oczekiwali takiej odwagi u nieśmiałego Gryfona. Pod ich spojrzeniami Harry poczuł, że zaczyna się czerwienić. Bliźniaki złośliwie się uśmiechnęli, a Fred, stuknąwszy siostrę łokciem w bok, powiedział:


- Idź, siostrzyczko, zatańcz. Potem będziesz wnukom opowiadać, że kiedyś tańczyłaś z samym wielkim Harry Potterem.


Ginny z jakiegoś powodu zmieszała się nie mniej niż chłopak, potem wstała zza stołu i podała mu rękę. Dotknąwszy jej dłoni, Gryfon drgnął i poczuł, że nogi robią mu się miękkie jak z waty. Niepewnie poprowadził dziewczynę na środek pokoju, gdzie tańczyły pozostałe pary. Ginny położyła mu ręce na ramionach. Nieśmiało objął ją w tali i nagle zrozumiał, że taka bliskość zaczyna budzić w nim emocje niemające nic wspólnego z braterskimi. Niepewnie przestępowali z nogi na nogę w rytm muzyki. Harry czuł gorący oddech dziewczyny. Mimowolnie spuścił wzrok na jej piersi. Wyobraził ją sobie nagą, z twardymi i sterczącymi z podniecenia sutkami, i nagle z przerażeniem poczuł swoją własną erekcję. Oblał się rumieńcem. Stał na środku pokoju obejmując Ginny, wszyscy na nich patrzyli a jemu zaczynał stawać. Przestraszył się, że jeżeli ktoś to zauważy, to co wtedy pomyślą o nim rodzice Ginny? A Ron? Co na to powiedzą bliźniaki? Żeby nikt nie spostrzegł wybrzuszenia na jego spodniach, mocniej przytulił się do Ginny. Zaskoczona dziewczyna cicho krzyknęła i sama objęła go za szyję. Do przerażonego Pottera dotarło, że poczuła jego erekcję i wszystko zrozumiała. Wzdrygnął się, ręce mu się spociły, a policzki pokryły rumieńcem.


- Wybacz – wybełkotał. – Muszę iść do łazienki… – I wybiegł z salonu, ścigany radosnym pohukiwaniem Freda i George’a.


Dusząc się ze wstydu i podniecenia, Harry wpadł do toalety, która, ku jego wielkiej radości, nie była zajęta, szybko spuścił spodnie do kolan i wziął w rękę wzbudzonego penisa. Na szczycie główki pojawiła się już kropla białego płynu. Wiedział, że teraz nie powstrzyma nadchodzącego orgazmu. Lekko naciągnął skórkę, trochę odsłaniając główkę, i jednym palcem roztarł bielejącą kropelkę. Przepełniło go niesamowicie przyjemne uczucie, przebiegło jak fala po całym ciele, skupiając się w kroczu. Zamknął oczy i zaczął się masturbować. Ręka szybko ślizgała się po członku mocno odciągając skórkę i obnażając główkę, to znowu naciągając na nią wrażliwą skórę. Wyobrażając sobie nagą Ginny w swoich objęciach, Harry jeszcze bardziej przyspieszył ruchy w górę i w dół. Ciężko oddychał, serce waliło mu jak szalone, w gardle zaschło. Oparł się plecami o ścianę, czując zbliżający się koniec. Jeszcze kilka ruchów mocno zaciśniętą ręką i nagle silny strumień spermy wystrzelił z niego, opryskując ścianę. Rozkosz jeszcze przez chwilę trzymała go w objęciach. Potem Harry wyjął chustkę do nosa, ostrożnie wytarł ciągle wrażliwego penisa, bo nawet delikatne dotknięcie odzywało się bólem. Odczekał kolejną chwilę, powoli naciągnął majtki i spodnie. Po minucie już całkiem spokojny umył się zimną wodą, żeby zlikwidować zaczerwienienie twarzy, i kawałkiem papieru starł spermę ze ściany.

Wyszedł z toalety i nagle w ciemnym korytarzu zderzył się z Ginny. Wyglądało na to, że dziewczyna czekała na niego. Harry mocno się zmieszał, kiedy zrozumiał, że prawdopodobnie słyszała wszystkie odgłosy dochodzące zza drzwi i dobrze wie, co właśnie robił w łazience. Zrobiło mu się wstud, policzki znowu zapłonęły, a w gardle zaschło. Przez głowę przeleciała mu myśl, że jeżeli nawet nikt nie zauważył jego erekcji podczas tańca, to Ginny wie o wszystkim i jeżeli powie rodzicom, to jutro pan Weasley wyrzuci go, jak brudnego, rozpustnego drania, dybiącego na cześć jego córki. Pani Weasley będzie bardzo urażona jego niegodnym zachowaniem, Ron spróbuje obić mu mordę i to będzie koniec ich przyjaźni, a co na to powiedzą bliźniaki – nawet nie chciał myśleć. Nerwowo przełknął ślinę i spojrzał na dziewczynę. W tej samej chwili Ginny zarzuciła mu ręce na szyję, przycisnęła do ściany i przyssała się chciwymi ustami do jego warg. Harry, który nie oczekiwał takiej reakcji, zgłupiał i stał bez ruchu, podczas gdy dziewczyna lekko ścisnęła mu jądra, a potem zaczęła pieścić przez spodnie to, co niedawno tak delikatnie wycierał chustką. Nigdy nie sądził, że przyzwoita dziewczyna mogłaby się tak zachowywać. Bardzo podniecało go, kiedy Malfoy tak z nim postępował, władczo i namiętnie pieścił jego klejnoty. Ale Malfoy to chłopak i do tego zboczeniec. W objęciach Ginny, Harry pogubił się i nie wiedział, co robić: odpowiadać na jej pieszczoty, przejąć kontrolę czy odsunąć ją i odejść. Czasami w swoich erotycznych marzeniach widział jak sam przyciska ją do ściany w jakimś ciemnym korytarzu w Hogwarcie, obłapuje i pieści, jak to robił Dean Thomas, ale żeby odwrotnie… A Ginny już zaczęła rozpinać mu rozporek.

Na Merlina, po jaką cholerę ona to robi?” – z przerażeniem pomyślał Potter. – „Chce mnie przelecieć? A jeśli ktoś nas zobaczy, jak udowodnię, że to nie ja ją, a ona mnie, a ja po prostu poszedłem się wysiusiać?”

 

Właśnie w tym momencie z dalekiego końca korytarza dały się słyszeć czyjeś kroki. Harry odepchnął dziewczynę, szybko zapiął rozporek i wbiegł na schody prowadzące na mansardę, którą przydzielono jemu i Ronowi. Ginny nie mniej szybko ruszyła w stronę salonu, poprawiając potargane, rude włosy.

Harry wpadł do pokoju, zatrzasnął drzwi, szybko rozebrał się i runął na kanapę, która żałośnie zaskrzypiała, uprzedzając o tym, że lada chwila może się rozsypać. Wstrząs, który przed chwilą przeżył spowodował, że był wzburzony, zmieszany i lekko pobudzony. Leżał patrząc w sufit, ciężko oddychał, wciąż i wciąż przypominając sobie i przeżywając to, co dopiero się wydarzyło. Był zszokowany zachowaniem Ginny, która tak bez zahamowań napadła na niego i gdyby nie zbliżające się kroki kogoś z rodziny, nie wiadomo, czym by to się skończyło – najprawdopodobniej dziewczyna po prostu sama zajęłaby się jego penisem i obciągnęła mu. Harry oblizał wyschnięte usta i przewrócił się na drugi bok. Kanapa pod nim znowu okropnie zaskrzypiała i to zaczynało mu już działać na nerwy.

Leżał nie mogąc zasnąć, a jego myśli krążyły najpierw wokół Ginny, żeby potem skupić się na tym diabelskim Malfoyu. Zaczął przypominać sobie ich ostatnie spotkanie, kiedy to Ślizgon wdarł się na przyjęcie u Slughorna i znowu przy pomocy szantażu zaciągnął go do swojej sypialni. A tam najpierw poniżył, a potem zafundował szalony i namiętny seks. Wystarczyło, że zamknął oczy i już widział, jak Draco przywiązuje go do łóżka, oblewa szampanem, który pieni się i syczy, łaskocząc rozpaloną skórę, potem wylizuje go całego, we wszystkich miejscach, a następnie pieprzy, wchodząc w niego aż po same jądra. Te wspomnienia nie dawały mu spokoju i przyprawiały o dreszcz, powodowały, że serce zaczynało mu wściekle bić, a krew gotowała się w żyłach.


Nagle usłyszał jak drzwi się otwierają i do pokoju, niezbyt pewnym krokiem, wchodzi pijany Ron. Nie rozbierając się, runął obok niego na biedną kanapę. Harry przymknął oczy i mentalnie przygotował się do tego, że mebel zaraz rozsypie się na kawałki, a on upadnie na podłogę. Jednak stara kanapa wytrzymała wagę pijanego Weasleya, wydając jedynie gniewny skrzyp. Potter westchnął z ulgą, ciesząc się w myślach, że nie będzie musiał spać na deskach. Wkrótce potem niegłośne chrapanie Rona zaczęło go usypiać i zasnął zatopiony w swoich erotycznych marzeniach.


Obudził się w środku nocy z powodu poskrzypywania kanapy i hałaśliwego oddechu Rona. Było wystarczająco jasno, bo księżyc w pełni zalewał swoim srebrzystym blaskiem cały pokój. Uniósł głowę i zobaczył, że Ron leży z opuszczonymi majtki i odrzuconą kołdrą i zapamiętale drażni swojego członka. Jego wielkie jądra były podciągnięte do podstawy penisa i widać było, że zaraz skończy, jego ruchy stawały się coraz szybsze i szybsze. Harry postanowił nie przeszkadzać przyjacielowi i zamarł, przestając nawet oddychać, żeby rudzielec nie domyślił się, że się obudził, i spod przymkniętych powiek obserwuje, jak masturbuje się jego przyjaciel. Kilkanaście sekund później Ron zachrypiał i gwałtownie skończył. Ponieważ nie był przykryty kołdrą, to nic nie przeszkadzało jego spermie rozpryskiwać się na wszystkie strony. Rudzielec tak gwałtownie szarpał swojego członka, że ochlapał nawet Harry’ego. Teraz leżał z zamkniętymi oczami i ciężko oddychał. Potter ostrożnie wsunął rękę w majtki, starając się nie robić szumu, i nagle, jedynie z powodu dotknięcia swojego mocno wzbudzonego organu, sam skończył nie mniej burzliwie, niż Ron. Zagryzł wargę i wtulił głowę w poduszkę, żeby nie zacząć jęczeć i nie wydać się przed przyjacielem. Ponieważ był przykryty, jego nasienie nie roztrysnęło się na wszystkie strony, za to na majtkach i kołdrze pojawiła się mokra plama. Ale Harry’emu było już wszystko jedno i wkrótce usnął jak zabity.

 

Rano w pokoju pachniało spermą. Ron obudził się pierwszy i od razu domyślił się co to za zapach. Sądził, że to efekt jego „pracy”, ale spojrzał na śpiącego przyjaciela i zobaczył plamę na jego kołdrze. Wiedział, że Harry wcześniej sobie dogadzał, chociaż zawsze był bardzo ostrożny i rzucał zaklęcie wyciszające na swoje łóżko, o czym często on sam zapominał. A teraz po raz pierwszy miał przed sobą niezbite dowody. Weasley uśmiechnął się i trącił łokciem śpiącego Pottera.

- Wesołych Świąt, Harry! – krzyknął mu prosto w ucho.

- Au – wrzasnął przestraszony Potter i prawie spadł z kanapy, która znowu okropnie zaskrzypiał i niebezpiecznie się zachwiała. – Idiota – stwierdził, patrząc na uśmiechającego się Rona. – Jeżeli codziennie będziesz mnie tak budził, przeniosę się do bliźniaków.

 

- I będziecie sobie wspólnie dogadzać? – zapytał rudzielec, wskazując na plamę na kołdrze.

 

Harry zaczerwienił się i poczuł, że najchętniej udusiłby chłopaka, gdy przypomniał sobie, dlaczego obudził się w nocy. Rzucił w przyjaciela poduszką i powiedział:

- Sam się nieźle zabawiałeś!


Wtedy brunet zobaczył stosik paczek leżący na skraju łóżka. Założył okulary i rozejrzała się.

- To prezenty? – zapytał, podnosząc jedną z nich i oglądając ją.


- A niby co to miałoby być? – odpowiedział Ron i wziął do ręki niewielkie pudełeczko, otworzył je i zaczął przyglądać się czemuś, co wyglądało jak gruby, złoty łańcuch.

 

- Co to jest? – zapytał Harry.

 

- To od Lavender – odparł Ron z oburzeniem. – Czy ona naprawdę uważa, że ja założę…

 

Harry przyjrzał się z bliska i zaśmiał się. Na łańcuchu wisiały wielkie, złote litery, tworząc napis: “Mój ukochany”.

 

- Jak miło. Powinieneś założyć to przed następnym spotkaniem z Fredem i George’em.

- Jeśli im powiesz… – zaczął Ron, chowając naszyjnik pod poduszką. – Ja… Ja… Ja…

 

- Zająkasz mnie na śmierć? – zapytał Harry z uśmiechem. – Daj spokój, myślisz, że zrobiłbym coś takiego?

Prezenty Harry’ego zawierały sweter z wielkim, złotym zniczem z przodu, zrobionym na drutach przez panią Weasley, duże opakowanie produktów Magicznych Dowcipów Weasleyów od bliźniaków i lekko wilgotne, o spleśniałym zapachu pudełko, na którym widniał napis: “Dla Pana od Stworka”. Harry przyjrzał mu się uważnie.

 

- Myślisz, że rozsądnie byłoby to otworzyć? – zapytał.

 

- To nie może być coś niebezpiecznego, cała poczta jest sprawdzana w ministerstwie – odpowiedział Ron, kiedy Harry podejrzliwie spoglądał na prezent.

 

- Nie pomyślałem o tym, żeby dać Stworkowi cokolwiek. Czy ludzie zazwyczaj dają swoim skrzatom domowym prezenty bożonarodzeniowe? – zapytał Harry, ostrożnie rozpakowując pudełko.

- Hermiona by dawała – powiedział Ron. – Ale najpierw sprawdź, co to jest, zanim zaczniesz sobie robić wyrzuty.

 

Chwilę później Harry wydał głośny krzyk i zeskoczył ze swojej połowy łóżka. Paczka zawierała sporą ilość robaków.

 

- Super – stwierdził Ron, zanosząc się śmiechem. – Bardzo pomysłowe.

 

- Wolę już te robaki, niż taki naszyjnik – powiedział Harry, co natychmiast stonowało wesołość przyjaciela.

 

***

Kiedy zasiedli na dole za pięknie przybranym bożonarodzeniowym stołem, wszyscy byli ubrani w nowe swetry. Wszyscy poza Fleur (na którą, jak się wydawało, mama Rona nie chciała marnować wełny) i panią Weasley, która nosiła nowiutki, ciemnoniebieski kapelusz, migoczący czymś, co wyglądało jak małe, gwiazdkowate diamenty, oraz piękny, złoty naszyjnik.

 

- Dostałam to od Freda i George’a! Czyż nie są piękne?

- Tak, szanujemy cię coraz bardziej, mamo, teraz, kiedy już sami pierzemy swoje skarpetki – powiedział George, machając ręką.

 

- Harry, masz robaka we włosach – powiedziała Ginny wesoło, przechylając się nad stołem, żeby go wyjąć. Harry poczuł, że gorący rumieniec pełznący mu po szyi nie ma nic wspólnego z prezentem od Stworka.

 

- Ależ to ochidne – stwierdziła Fleur, wzdrygając się lekko.

 

- Nieprawdaż? – powiedział Ron. – Sosu, Fleur?

- Nie zwracaj na niego uwagi, Harry – odezwała się pani Weasley, ignorując Francuzkę, i postawiła przed Gryfonem talerz ze smażonymi ziemniakami i indyczką. – Jedz, mój drogi.

- Dziękuję – powiedział Harry.

- Właściwie, to jak się czujesz po wczorajszym? – z troską zainteresowała się Molly.

Potter zakrztusił się, kawałek pieczonego indyka utkwił mu w gardle.

- Po wczorajszym? – wybełkotał, spoglądając na Ginny.

 

Czyżby o wszystkim opowiedziała? Nie, nie mogła, sama zaczęła i nawet teraz starała się zalecać do niego i kusić.

- Ginny powiedziała, że nieco przesadziłeś z kremowym piwem, dlatego tak wcześnie poszedłeś spać.


- A, tak. Trochę rano bolała mnie głowa, ale teraz już wszystko w porządku.


Pani Weasley uśmiechnęła się i zajęła pozostałymi gośćmi.

 

***

Harry leżał na kanapie, patrząc na niezwykłe wzory na suficie, które pojawiały się w świetle księżycowego blasku, przenikającego przez małe okienko. Ron spał i lekko pochrapywał, a on kolejny raz dręczył się wątpliwościami, analizując samego siebie, i nie mógł zasnąć. Przebywał w gościnnym domu Weasleyów już drugi tydzień. Zawsze go tu przyjmowano jak kogoś bliskiego i Harry poczuł wreszcie, co to znaczy mieć rodzinę, troskliwych krewnych. Ale tym razem pobyt w Norze nie był tak radosny, jak bywało wcześniej. Już po kilku dniach zatęsknił za Hogwartem i zaczął żałować, że nie został w szkole na ferie. Problem tkwił nie w tym, że było mu tu źle, wręcz przeciwnie. Pani Weasley zawsze przyjmowała go w swoim domu jak jednego z synów, a może nawet i lepiej, bo nigdy na niego nie krzyczała tak, jak na Rona albo Freda czy George’a. Stosunek rodziny Weasleyów do Chłopca-Który-Przeżył nie zmienił się, zmienił się sam Harry, do czego przyczynił się Draco Malfoy. W ciągu tych kilku dni Potter czuł się seksualnie niezaspokojony. W niedużym domu rodziny Weasleyów było tak ciasno, że po prostu nie istniało miejsce, gdzie można by na osobności zająć się swoimi potrzebami. Leżąc nocą obok Rona na skrzypiącej kanapie, Harry nie próbował już się zaspokajać, bojąc się, że obudzić przyjaciela. Wiedział, że Ron się masturbuje regularnie, szczególnie od czasu, gdy zaczął spotykać się z Lavender Brown. Harry nie raz słyszał, jak rudzielec, zapominając nałożyć zaklęcie wyciszające, wydaje ciche jęki za zasłoną swojego łóżka, tak samo jak i inni w ich sypialni, nawet Neville. Nieraz „brali się w garść”, ale to działo się w Hogwarcie, w swoim łóżku, za szczelnie zasuniętymi kotarami. Teraz, leżąc obok przyjaciela, brunet nie potrafił zająć się sobą. Nadal było mu wstyd przed Ronem za tę plamę na kołdrze, chociaż inicjatorem wspólnej masturbacji był właśnie Weasley. A ponieważ jako nieletnim nie wolno im było stosować czarów, nie mogli też użyć zaklęcia czyszczącego.
Rano w łazience nie można było długo siedzieć, bo ustawiała się do niej długa kolejka przedstawicieli rudowłosej rodziny. Przez to Harry w czasie kilkudniowego pobytu w Norze pozbawiony został możliwości samozaspakajania się, co zaczynało go już mocno drażnić. Hormony w nim buzowały, co w jego wieku było zupełnie naturalne. Ciągłe napięcie spowodowało, że zaczęły boleć go jądra i wreszcie, pewnej nocy, organizm dopomniał się o swoje i skończył we śnie. Rano Harry znowu musiał zająć się praniem.
Jak Ron rozwiązywał ten sam problem, Potter nie wiedział, wstydził się zapytać, ale wyglądało na to, że Weasley znał w swoim domu jakiś ustronny kącik, gdzie nikt mu nie przeszkadzał. A można Ron nie czuł takiego silnego napięcia, bo nie było obok niego takiej dziewczyny, jak Ginny, która cały czas prowokowała? Choć nocą Harry myślał o Malfoyu, to w dzień całą jego uwagę zajmowała ruda diablica. Nieważne, co robili: grali w quidditcha, ganiali ogrodowe gnomy albo obrzucali się śnieżkami, Ginny zawsze uczestniczyła w tych zajęciach i brunet, patrząc na nią, mimo woli przypominał sobie jej nagą, pełną pierś ze sterczącym sutkiem, którą miętosił Dean Thomas. Jej gorący oddech na swojej szyi, chciwe usta, jej rękę, ściskającą jego jajka i umiejętnie pieszczącą to, co miał między nogami. Czuł wtedy silne podniecenie i dreszcz na całym ciele. Obawiał się, że Ron albo ktoś inny zauważy jego częstą erekcję, dlatego przez cały czas, przebywając w Norze, ubierał się w rzeczy, które miał po Dudleyu: szerokie, bezkształtne spodnie i wytarty, workowaty sweter.
Sama Ginny nigdy nie przepuszczała okazji, żeby go prowokować, spojrzeniem czy „przypadkowymi” dotknięciami, które go mocno pobudzały. W pewnym momencie zaczął unikać pozostawania z nią sam na sam. Wiedział, że nawet gdy on będzie w stanie powstrzymać się, mając na względzie konsekwencje, gdyby TO zrobili, to Ginny jest tak napalona, że może powalić go, rozpiąć rozporek i wskoczyć na jego członka. Gdyby to nie była Weasleyówna, na pewno nie przepuściłby takiej okazji, ale ta dziewczyna to zakazane terytorium. Jest dla niego jak siostra i nawet nie powinien myśleć o seksie z nią, mimo że oboje mają na to ochotę. A chciało mu się tak bardzo, nieważne z kim, z Ginny, Malfoyem, z kimkolwiek, byle się pieprzyć.

 

Harry zaczął cicho jęczeć, przygryzł wargę i przewrócił się na drugi bok, powodując, że kanapa znowu zaskrzypiała. Tak bardzo potrzebował seksu. Niech ferie się już skończą i wrócą do Hogwartu. Marzył o dniu, kiedy wróci do szkoły, założy pelerynę i sam pobiegnie do ślizgońskich lochów, do Malfoya. Ma gdzieś dumę, honor, nawet samego Ślizgona, byle tylko znaleźć się w jego łóżku, poczuć na sobie ciężar jego ciała, zostać wciśniętym w materac, poczuć, jak władczo rozsuwa mu nogi, rozchyla pośladki, poczuć dotknięcie jego penisa na swojej dziurce i silny wstrząs, kiedy będzie w niego wchodził, chwilę bólu przechodzącego w rozkosz, rozchodzącą się po całym ciele. Chciał mieć w sobie jego wielkiego członka rozciągającego mu anus, wypełniającego go, drażniącego prostatę. Poczuć jak krew pulsuje mu w skroniach, jak traci nad sobą kontrolę i jest gotowy zrobić wszystko: poniżać się, błagać, prosić, żeby tylko kontynuował tę słodką torturę, żeby członek Draco mocniej i gwałtowniej wchodził w niego i żeby to się nigdy nie skończyło. A potem poczuć gorący, wypełniający go strumień i chwilę później wybuchnąć samemu, krzycząc, płacząc i ordynarnie klnąc i wreszcie upaść na zgniecione, mokre prześcieradła i czuć obok siebie to gorące ciało, przyciskające się do niego, ciężki oddech i szept do ucha, te niezrozumiałe, francuskie słówka, które tak podniecają i mącą umysł.


- Malfoy, sukinsynu, kogo ty ze mnie zrobiłeś? – wyszeptał. – Stałem się prawdziwą dziwką, lubieżnym zwierzęciem z jedynym instynktem: zaspokojenia swojego popędu.

Gryfon znowu przekręcił się z boku na bok. Ron zamruczał coś przez sen, widocznie wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenia z powodu nieustającego skrzypu i wiercenia się Pottera. Harry wstał z kanapy, ubrał workowate spodnie, naciągnął znoszony sweter, założył buty. Wziął pelerynę niewidkę (obiecał Dumbledore’owi, że, dla bezpieczeństwa, będzie ją zawsze miał przy sobie) i wyszedł z pokoju. Postanowił iść na dwór i pooddychać świeżym powietrzem, bo raczej już dzisiaj nie zaśnie, a świeże, mroźne powietrze na pewno go otrzeźwi i wpłynie na spaczoną seksualną wyobraźnię, ostudzi zapał i złagodzi podniecenie.

Harry ostrożnie zszedł po schodach i ruszył ciemnym korytarzem, przezornie wyciągając ręce, żeby w ciemności nie wpaść na jakąś komodę i nie nabić sobie guza. Nagle usłyszał cichy, przytłumiony szept i, jak się mu wydało, zduszone jęki. Zamarł w miejscu i zaniepokoił się. Najpierw przyszła mu do głowy myśl, że może te dźwięki dochodzą z sypialni Molly i Artura Weasleyów i poczuł się bardzo niezręcznie, że mimo woli podsłuchał jak rodzice Rona uprawiają seks. Ale kiedy rozejrzał się, zrozumiał, iż państwo Weasley nie mogą ich wydawać, ponieważ ich sypialnia znajdowała się w innej części domu, a on stoi teraz naprzeciwko drzwi pokoju bliźniaków. Zrobiło mu się gorąco na myśli o tym, co może się za nimi dziać. Gryfon nie mógł w to uwierzyć, jego umysł po prostu nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Najpierw oskarżył swoją spaczoną, niezdrową wyobraźnię, ale dźwięki nie ustawały i nadal słyszał ciche jęki i szepty. Walczył sam ze sobą. Z jednej strony chciał stąd jak najszybciej odejść i wyrzucić wszystko z głowy. Z drugiej pragnął wejść i upewnić się co do swoich podejrzeń. Zwyciężyła gryfońska ciekawość. Narzucił pelerynę, ostrożnie nacisnął klamkę, cicho uchylił drzwi i wślizgnął się do sypialni Freda i George’a. W pokoju było dość jasno od księżycowego światła, wpadającego przez niewielkie okno. Widok, który zobaczył spowodował, że zamarł.


Jeden z bliźniaków siedział nagi na łóżku z szeroko rozstawionymi nogami, a drugi klęczał przed nim i starannie wylizywał wzbudzonego członka swojego brata. Harry stał bez ruchu, zapatrzony na ten obraz. Jeszcze nigdy nie widział, jak dwaj mężczyźni uprawiają seks, i teraz, patrząc na braci, poczuł silne podniecenie. Zatkał ręką usta, żeby nie oddychać zbyt głośno, i podszedł bliżej. Odróżnić, który z nich jest którym nie mógł, nawet matka ich myliła, dlatego nie wiedział, kto komu bierze w usta. A tymczasem ten, który ssał, wciągnął członka brata całkowicie, a potem zaczął przesuwać ustami lub językiem w górę i dół.


- Tak, Fred, o tak, dobrze… a teraz głębiej… i językiem… o tak! – wyszeptał George i Harry wiedział już, jaka rola przypadła każdemu z braci.

 

Brunet stał i patrzył jak Fred drażnił brata swoim wilgotnym językiem, jak ślizga się ustami po całym jego członku. Potem Fred, nadal klęcząc, odwrócił się tyłem, podparł na rekach i podstawił tyłek pod wystającego penisa George’a, który przytknął go do dziurki brata, pchnął biodrami do przodu i rozsuwając ściśnięte mięśnie anusa, zaczął wchodzić w niego coraz głębiej i głębiej. Chwycił Freda za biodra i z całej siły nadział go na swojego fallusa, aż jego jądra uderzyły o jądra brata. Fred próbował powstrzymać krzyki i jęki, wtulając twarz w poduszkę, a George, nie zwracając na to uwagi, trzymał go i pieprzył mocno i gwałtowanie. Wkrótce sam zaczął jęczeć z przyjemności.

Harry rozpiął rozporek, wyjął gotowego już wybuchnąć od pobudzenia członka, i zaczął drażnić go, wyobrażając sobie siebie na miejscu Freda. Wiedział, jakie to niesamowite uczucie, kiedy twój tył jest rozciągany przez poruszającego się tam i z powrotem penisa, kiedy jądra kochanków uderzają o siebie, kiedy jedyne dźwięki to uderzenia bioder o pośladki i zduszone jęki. Przyglądając się braciom w pewnym momencie zrozumiał, że George zaczął kończyć wewnątrz Freda. Sam dłużej nie potrafił się powstrzymywać i obficie spuścił się w rękę, opryskując spodnie i pelerynę. W tym czasie chłopcy równocześnie przeżywali orgazm. Potem George upadł na brata, który już nie mógł utrzymać się na czworakach, i dłuższą chwilę leżeli tak, nie będąc w stanie się ruszyć. Po kliku minutach George uniósł się i wyciągnął z dziurki Freda swego mięknącego już członka. Wydawało się, że Fred nie mógł nawet poruszyć się po takim seksie, osłabiony leżał na łóżku, a z jego rozciągniętego przez penisa brata anusa wyciekał strumyk spermy.
Harry po cichu osunął się na podłogę i oparł o ścianę, a George, przyciągnął do siebie brata, pocałował go namiętnie w usta, głaszcząc po rudej głowie. Całowali się jeszcze około pięciu minut, a Potter patrzył na ich splecione, wilgotne od potu ciała i wchłaniał każdy ich gest, ich zmęczone, zaspokojone spojrzenia. Serce bruneta biło mocno i szybko i cały się trząsł. Właśnie przed chwilą najpierw Fred prawie do końca obciągnął swojemu bratu, a potem George go przeleciał. To był dla Harry’ego szok. Od samego początku, kiedy Malfoy go zgwałcił, Gryfon czuł się podle, że sypia z innym chłopakiem, że Draco pieprzy go jak dziewczynę, a jemu to sprawia przyjemność. Z tego powodu gardził sobą i nienawidził Ślizgona. Sam przed sobą uparcie nie chciał przyznać, że jest gejem, myśląc, że to coś upokarzającego i haniebnego. Po seksie z Malfoyem był brudnym i niepełnowartościowym człowiekiem. Duży wpływ na takie myślenie o samym sobie miało dzieciństwo spędzone w domu Dursleyów. Wuj Vernon zawsze pogardliwie i ze wstrętem odnosił się do homoseksualistów. Harry’emu od małego wpajano, że taka miłość jest zła, nienormalna i brudna. Wyrósł w przeświadczeniu, że homoseksualizm to zboczenie, dla którego nie ma miejsca w normalnym i zdrowym społeczeństwie. Takie same poglądy pokutowały również w świecie czarodziejów. A Malfoy wywrócił do góry nogami cały jego świat, pokazał, że istnieje przyjemny seks nie tylko pomiędzy kobietą i mężczyzną. Zmysłowe i wrażliwe ciało Harry’ego nad wyraz chętnie odpowiadało na pieszczoty doświadczonego Ślizgona i Gryfon całkowicie tracił nad sobą kontrolę w objęciach Draco
. Ale kiedy było już po wszystkim i wracała mu trzeźwość myślenia, czuł się brudny i poniżony. A teraz zobaczył jak bliźniaki, dobrze znajomi mu ludzie, jego przyjaciele, uprawiali ze sobą seks, czerpali z tego przyjemność i nie wyglądało na to, że gryzą się z tego powodu, mimo że taką miłość świat czarodziejski potępiał chyba nawet bardziej niż świat mugolski. Poza tym to, że są braćmi, również zupełnie im nie przeszkadzało. Prawda, którą odkrył, zaszokowała Harry’ego. Gdy o seksie pomiędzy dwoma mężczyznami myślał jako o czymś nienaturalnym, to seks pomiędzy braćmi był w jego świadomości czymś więcej niż zboczeniem, czymś, co wykracza poza wszelkie granice. Jednak teraz jakby kamień spadł mu z serca, bo zrozumiał, że nie tylko on jest tym, któremu seks z mężczyzną sprawia przyjemność. Wyglądało na to, że bliźniaki nie tylko są tacy sami, ale zupełnie się tym nie przejmują. biorą życie takim, jakie jest i nie zamartwiają się, tylko czerpią z niego pełnymi garściami. Może Malfoy też miał rację, kiedy powiedział, żeby pogodził się z tym, że jest gejem i zaczął cieszyć się z tego, co dostaje?


W czasie, gdy Gryfon roztrząsał swoje moralne problemy i godził się ze swoją niepewną orientacją, George położył się na plecach, a Fred siadł na kolanach między jego nogami, pogłaskał członka brata i zarzucił sobie jego nogi na ramiona. Jego nabrzmiały już penis znajdował się naprzeciwko dziurki George’a. Fred przystawił główkę swojego fallusa do anusa brata i, pokonując nieduży opór, wszedł w niego mocno. George zaczął jęczeć, a Fred, uśmiechając się, pochylił się nad nim i popieścił językiem wysunięty język brata.

- Zerżnę cię mocno, George! – powiedział i raz za razem zaczął gwałtownie wbijać się w brata, przyciskając go łóżka.

 

George jęczał już się nie powstrzymując. Rękami złapał wezgłowie łóżka, a jego nogi na ramionach brata kołysały się w takt silnych ruchów. Fred mocno go pieprzył i po pięciu minutach już prawie kończył. Wtedy wyjął swojego penisa, usiadł okrakiem na George’u i zaczął kończyć mu w usta, które ten przezornie otworzył. Sperma tryskała do ust, bryzgała na włosy, twarz i szyję.

- Obliż go, George – poprosił Fred i brat zaczął lizać i ssać główkę.

 

Potem George otworzył usta najszerzej jak mógł, żeby Fred był w stanie wsunąć mu do gardła swój pokryty spermą penis. Harry nie mógł dłużej na to patrzeć, więc powoli odpełzł w kąt, jak najdalej od ich łóżka, zamknął oczy i, przyciągając do siebie nogi, wtulił rozpaloną twarz w kolana i siedział tak, dopóki osłabieni i zmęczeni bliźniacy nie zasnęli w swoich objęciach. Wtedy podniósł się i na drżących nogach wyszedł z ich sypialni.

Późnopo południu, kilka dni po Nowym Roku, Harry, Ron i Ginny ustawili się obokdomowego kominka, by wrócić do Hogwartu. Ministerstwo Magii wydało dekret ojednorazowym przyłączeniu do sieci Fiu, żeby zapewnić uczniom szybką i bezpiecznądrogę do szkoły. Przy pożegnaniu młodych czarodziei obecna była tylko pani Weasley,gdyż pan Weasley, Fred, George, Bill i Fleur udali się już do pracy. W trakcierozstania mama Rona zalała się łzami.


- Nie płacz, mamo – powiedziała Ginny, poklepując jąpo plecach, gdyż łzy pani Weasley skapywały na jej ramię. – Wszystko będziedobrze.

 

-Tak, nie niepokój się o nas – dodał Ron, całując mamę w mokry policzek.

 

PaniWeasley rozszlochała jeszcze bardziej, gdy wzięła w objęcia Harry’ego.

 

-Obiecaj mi, Harry, że będziesz na siebie uważał… postaraj się unikaćproblemów.

 

-Zawsze się staram – zapewnił Harry. – Ja lubię spokojne życie, bez problemów,przecież pani mnie zna.

 

Kobietaroześmiała się przez łzy. Harry wszedł do kominka, stanął w szmaragdowychpłomieniach i krzyknął: Hogwart! Jako ostatni zobaczył kuchnię oraz zapłakaną paniąWeasley. Zwrócił również uwagę na pozostałe pokoje, lecz rozmazały mu się przedoczami. Po chwili poczuł, że zwalnia, i w tym samym momencie znalazł się wbiurze profesor McGonagall. Kobieta oderwała się od pracy, spojrzała w górę izobaczyła Harry’ego.

 

-Dobry wieczór, Potter. Jak będziesz wychodził, uważaj, by nie zostawić popiołuna dywanie.


- Postaram się – odpowiedział Harry.

 

Wyprostowałswoje okulary, poprawił włosy, po czym ujrzał Rona, idącego w jego stronę, a chwilępóźniej pojawiła się także Ginny. Gdy wszyscy troje byli już przy biurku,McGonagall wyprowadziła ich z gabinetu. Kiedy szli korytarzem, Harry spojrzałza okno i zobaczył, że słońce zachodzi, a większość ogrodu pokryta jest grubąwarstwą śniegu. W oddali zauważył Hagrida karmiącego Hipogryfa.

 

-Błyskotki – powiedział Ron pewnym głosem, gdy dotarli do portretu Grubej Damy. Kobietawyglądała bardziej blado niż zwykle i skrzywili się, kiedy się do nich odezwała.

 

-Nie – odpowiedziała.

 

-Jak to nie?

 

-Jest nowe hasło i proszę nie krzyczeć – zażądała.

 

-Wyjechaliśmy, więc skąd mamy wiedzieć, jakie jest nowe hasło?

 

-Harry! Ginny! – Hermiona biegła w ich stronę, bardzo zaczerwieniona ze zmęczenia,niosąc płaszcz, kapelusz i rękawiczki. – Jak się bawiliście w Boże Narodzenie?

- E… nieźle – odparł Harry odwracając się od Ginny, i żeby zmienić temat,dodał: – Nie możemy wejść, jakiś idiota już zmienił hasło.

- Zmieniają je prefekci dla naszego bezpieczeństwa – powiedziała dziewczyna niepatrząc na Rona. – A hasło brzmi „abstynencja”.

 
- Dokładnie – powiedziała Gruba Dama słabym głosem,po czym odsunęła wejście do pokoju wspólnego.

 

***


Następnego dnia pierwszą lekcją było zielarstwo razem ze Ślizgonami. Z powoduobfitych opadów śniegu, który padał przez całą noc i zasypał wszystkie ścieżki,znalezienie właściwej szklarni zajęło im więcej czasuniż zwykle i spóźnili się na początek lekcji. Kiedy zajęli swojemiejsca, szybko założyli rękawice ochronne i wzięli się do pracy zadanej przezprofesor Sprout. Harry lekko obrócił się w stronę, gdzie pracowali Ślizgoni, iod razu zobaczył Malfoya w ochronnych okularach i rękawicach, pracującego wparze z Zabinim. Zaczął przyglądać się pięknej, skupionej twarzy Draco,przesuwając wzrok po idealnym konturze ust, platynowych włosa, wytwornychrękach. Nie mógł oderwać wzroku od swojego kochanka i w tym momencie zrozumiał,że przez te dwa tygodnie stęsknił się za nim. Nagle zapragnął dotknąć go,pogłaskać jego włosy, poczuć oddech na swojej skórze i ten zachwycający zapachmieszanki drogich perfum i mentolowych papierosów. Od nachodzących go wspomnieńi uczuć poczuł lekkie podniecenie.

 
- Dość obijania się – powiedziała profesor Sprout,krzątając się i spoglądając za siebie. – Harry, może byś zaczął? Neville jużwydostał pierwszy strączek!

 
Harry obejrzał się i zobaczył siedzącego Longbottoma,który miał rozciętą wargę oraz kilkanaście ran, lecz nadal trzymał w dłoniniespokojny i pulsujący zielony obiekt o rozmiarach grejpfruta.

 

- Tak, paniprofesor, przepraszam, już zaczynam – powiedział Harry. Zakrył usta ochronnąmaską, ale znowu mimo woli spojrzał w stronę Ślizgonów.

 

Blaise patrzyłna niego, uśmiechając się nieprzyjemnie, a Malfoy wyciskał sok z owocu, nieodrywając wzroku od swojego zajęcia. Od początku pobytu w szklarni Draco anirazu nie spojrzał w stronę Harry’ego, jakby go tu w ogóle nie było lub był, aleukryty pod peleryną niewidką. Potter pokazał Zabiniemu nieprzyzwoity gest iodwrócił się.

 

Ron i Hermionajuż skoczyli do wody, na chropowaty pień, który nagleożył. Długie, jak krzaki winorośli gałęzie powiewały,smagając powietrze. Jeden zaplątał się we włosy Hermiony, a Ron oberwał w plecysekatorem. Harry’emu udało się złapać i związać winoroślowate pnącza, rozgałęziającesię wokół otworu na środku. Hermiona włożyła odważnie rękę w ten otwór, któryzamknął się jak pułapka na jej łokciu. Harry i Ron szarpnęli i przekręciliwinorośl, przez co otwór wypuścił rękę Hermiony. Dziewczyna w palcach trzymałakokon podobny do tego, który miał Neville. Gdy tylko kolczasta winoroślwypuściła go na zewnątrz, pień opadł, znowu wyglądając jak martwa bryła drewna.

Harry spróbowałrozgnieść strąk w misce, naciskając na niego obydwiema rękami, ale nagle usłyszałczyjś przygłuszony śmiech i instynktownie obrócił się w stronę Ślizgonów, przezte wszystkie lata przyzwyczajony, że to właśnie z ich strony padają pod jegokątem wszelkie drwiny i kpiny. Zabini, pochylając się w stronę ucha Malfoya,coś mu szeptał, blondyn znowu cicho się zaśmiał, starając się nie przyciągaćuwagi profesor Sprout. Blaise przysunął się jeszcze bliżej, co spowodowało, żewyglądał jakby już nie mówił do ucha, ale całował Draco w szyję. Harry’emunajpierw cała krew odpłynęła z twarzy, żeby potem wrócić tak szybko i mocno, iżpoliczki zapłonęły, a ciało okryło się żarem. Strąkwymknął mu się z rąk, uderzył w szybę szklarni, po czym odbił się od głowy profesorSprout, strącając z niej stary, połatany kapelusz. W całej cieplarnirozbrzmiał śmiech, Gryfon złapał strąk i odwracając się, znowu ukradkiemspojrzał w stronę Malfoya, który nadal szeptał o czymś z Zabinim, cały czas sięuśmiechając i całkowicie ignorując Harry’ego, nawet nie spojrzawszy w jegostronę. Potter poczuł gulę w gardle. Ze złością rzucił owoc do miski i zacząłgo otwierać, robiąc przy tym masę hałasu, żeby jakoś przyciągnąć uwagę Draco, aprzynajmniej usłyszeć jakiś uszczypliwy przytyk pod swoim adresem, cokolwiek,byleby tylko Ślizgon się nim zainteresował. Ta pełna obojętność z stronyMalfoya doprowadzała go do szału, tym bardziej, gdy wspominał ich ostatniespotkanie. Zaczął uderzać szpadelkiem w sprężysty owoc i znowu usłyszałznajomy, stłumiony śmiech. Zamachnął się jeszcze raz, ale trafił w miskę irozbił ją.

 

- Reparo – powiedziała Hermiona,machnąwszy różdżką nad skorupami, które połączyły się i miska znowu była cała.- Co się z tobą dzisiaj dzieje, Harry? Wszystko leci ci z rąk. Zostałeś w tyle.Weź się w garść.


- To nie mój dzień – wymamrotał Potter. – Zróbcie to sami.

 

Odsunął odsiebie miskę. Hermiona natychmiast zaczęła przeglądaćswój egzemplarz „Mięsożernych drzew świata”, szukając poprawnegosposobu na wydobycie soku. Ron patrzyłnieśmiało, ale również wydawał się raczej zadowolony z siebie. Harryspojrzał na ślizgońską parkę i odwrócił się. Było mu źle na duszy.

 
- Podaj mi ją, Harry – powiedziała pośpiesznieHermiona. – Wydaje mi się, że powinniśmy potraktować fasolkę czymś ostrym.

 

Harry przekazał jej czarę. On i Ron założyli swoje gogle izanurkowali z powrotem w kierunku pniaka.

 
„Dlaczego Malfoy to robi?” – pomyślał Harry, toczączapasy z ciernistym pnączem, mającym zamiar go owinąć. – „Nawet raz namnie nie spojrzał, jakbym nie istniał, a z tym manierycznym dupkiem flirtujeprzez całą lekcję, gadzina”

 

Ze złościąrąbnął sekatorem po jednym z pnączy.

 
- Mam! – wykrzyknął Ron, wyciągając drugie nasionko zpnia. W tym czasie Hermionie udało się otworzyć pierwsze, tak że czara pełna byłabulw, wyglądających jak małe, zielone robaczki.


Harry jeszcze kilka razy spróbował przyciągnąć uwagę zimnego Ślizgona, ale dokońca lekcji Malfoy i tak ani razu nie spojrzał w jego stronę, czym totalniewyprowadził Gryfona z równowagi. W duszy bruneta pojawił się niepokój,nerwowość i… zazdrość, chociaż nawet sam przed sobą nie przyznałby się dotego, że widok dwóch ślizgońskich przystojniaków, dyskretnie ze sobąszepczących, wywołuje w nim uczucie prawdziwej zawiści, złości i urazy.

 
„Do diabła z nim” – z irytacją myślał Harry, wracając do zamku. – „Cholernypedał, jakby do czegoś był mi potrzebny…”.

 

Potter próbowałprzekonać samego siebie, że Malfoy nie jest godny uwagi, a nawet wstrętny jakwcześniej, i jest mu zupełnie obojętne, z kim Ślizgon flirtuje na oczachwszystkich i z kim się pieprzy. To, co wydarzyło się między nimi, nic niezmieniło w ich stosunkach, blondyn go zgwałcił, potem on obił mu mordę iwrogość między nimi tylko się wzmogła. Harry wmawiał sobie, że nienawidziŚlizgona nawet bardziej niż Voldemorta, Snape’a i Dursleyów razem wziętych, ato, że zdenerwowała go obojętność Draco i nieskrywane umizgi z Zabinim próbowałprzypisać złemu charakterowi i wyniosłemu zachowaniu się Malfoya oraz jegolekceważącemu stosunkowi do wszystkich, co zawsze go drażniło. Nic się międzynimi nie zmieniło i ich ostatnie spotkanie przed feriami niczego nie znaczyło. Dracoznowu szantażem zmusił go do seksu, przywiązał do łóżka i wbrew jego woli robiłz nim różne rzeczy, które były mu wstrętne, ale nie mógł się sprzeciwićślizgońskiemu zboczeńcowi, bo był bezsilny.

 
- I to by było na tyle – powiedział Harry nie zauważając, że wypowiedział tesłowa na głos.

 
- Słucham? – zapytała Hermiona, która szła obok niego.

 
- O co chodzi? – zainteresował się od razu Ron, podejrzliwie patrząc naprzyjaciela.

 
- E… nie… nic – zmieszał się Harry, wsunął ręce do kieszeni i podążył wkierunku zamku.

Kolejną lekcją była transmutacja. Potter niewiele z niej skorzystał, ponieważcały czas myślał o Malfoyu i złościł się na Zabiniego. W końcu doszedł downiosku, że jego relacje z Draco nie były tak do końca złe. Zwłaszcza, kiedyŚlizgon nie zachowywał się jak ostatni drań. Blondyn był doświadczonymkochankiem i w łóżku wyczyniał takie rzeczy, jakich wcześniej Harry nawet sobienie wyobrażał, i to było niesamowite. Gryfon wiedział, że chyba nie byłby wstanie robić czegoś podobnego z dziewczyną. Zawsze czuł się zmieszany izaniepokojony, kiedy rozmowy dotyczyły seksu. Na samą myśl, że mógłby, naprzykład, poprosić dziewczynę, żeby zrobiła mu loda, robiło mu się gorąco, bopewnie od razu dostałby w twarz i tak zakończyłaby się ta znajomość. Z Malfoyembyło inaczej. Ślizgon swoimi pieszczotami doprowadzał go na szczyt ekstazy,jego ciało odbierało tyle rozkosznych bodźców, że zaczynało drżeć w słodkichkonwulsjach. A Harry chciał poczuć to jeszcze raz i jeszcze. Tym bardziej, iżzobaczył, że inni też robią podobne rzeczy, na przykład bliźniaki Weasley,tylko potrafią się z tym ukrywać i nawet nikomu do głowy nie przychodzi podejrzewaćich o skłonności homoseksualne i kazirodcze. Oczywiście seks pomiędzy dwoma mężczyznamijest czymś nienaturalnym, ale jakim przyjemnym. Gryfon westchnął i spróbowałskoncentrować się na wykładzie, ale jego myśli znowu wróciły do Malfoya idiabelskiego Zabiniego. Harry oczywiście nie oczekiwał, że Draco z radosnymi krzykamirzuci mu się na szyję, ale tak bezczelne zalecanie się do Blaise’a na jegooczach i ignorowanie go było nawet bardziej przykre, niż gdyby Ślizgon zwłaściwą mu manierą zaczął szydzić z niego lub jego przyjaciół. Takiezachowanie byłoby normalne. Co roku Malfoy próbował poniżać ich i na wszelkiesposoby uprzykrzać im życie. Potter przyjął warunki gry Ślizgona i zawsze zgodnością odpowiadał na jego zaczepki, ale teraz, kiedy coś zmieniło się w ichrelacji, taka zimna obojętność go zaskoczyła.
Pod koniec lekcji Gryfon zdecydował, że jeżeli Draco przez cały dzień będziekontynuował obraną strategię swojego zachowania i wieczorem nie wyznaczy muspotkania, on sam spróbuje wykorzystać odpowiedni moment, porozmawiać zeŚlizgonem i wyjaśnić, o co mu chodzi.

 
Tego dnia w Wielkiej Sali, na oczach Harry’ego, Draco flirtował nie tylko zZabinim, ale i z Harperem, nowym szukającym w drużynie Slytherinu, przezktórego Gryffindor o mało nie przegrał meczu. Gryfon widział jak Malfoy nibyprzypadkowo dotyka Harpera, żartobliwie obejmuje za ramiona, jakby chciał go przytulići pocałować. Teraz Potter zrozumiał, dlaczego wtedy, podczas meczu, Harper taksię przeraził, kiedy zapytał o jego łóżkowe stosunki z Malfoyem. Chłopaka zestrachu prawie sparaliżowało i o mało nie spadł z miotły, a Gryfon w tym czasiezłapał znicz i przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny. To znaczy, że Harperi Malfoy… oni też… i Zabini… i Parkinson… Harry tak gwałtownie odsunąłod siebie talerz z jajecznicą, że ten przeleciał przez stół i rozbił się nakawałki o podłogę. Zerwał się z miejsca, złapał swoje rzeczy i ignorujączadziwione okrzyki przyjaciół, wyszedł z Wielkiej Sali.

 
Wieczorem Malfoy nie zaprosił Harry’ego do siebie, chociaż Gryfon trzymałzaczarowaną monetę w ręce i spodziewał się, że lada chwila zacznie się nagrzewać.Wmawiał sobie, że po prostu gra w orła i reszkę, ale tak naprawdę cały czasmyślał o Draco i ich ostatnim spotkaniu. Raz po raz przypominał sobie wszystkiesłowa i gesty, żałował, że nie posłuchał Malfoya i nie został w Hogwarcie.Mogliby te dwa tygodnie spędzić w łóżku Ślizgona, nikt nie byłby w stanie imprzeszkodzić i nikt o niczym by nie wiedział. Zwykle w szkole pozostawał Filchz panią Norris, Dumbledore, McGonagall i Snape, a także kilku studentów, takichsamych sierot, jak on. Nie niepokojeni przez nikogo mogliby oddawać sięseksualnym rozkoszom. Malfoy go nie zmuszał, a nawet prosił, i teraz Harryzrozumiał, że Ślizgon był rozczarowany i obrażony jego odmową. Kolejny razpodrzucił zimną monetę i złapał ją.

- Harry, przestań – powiedziała Hermiona, odrywając się od podręcznika do numerologii.- Masz jeszcze do napisania esej z OPCM i musisz przygotować się dojutrzejszego sprawdzianu z astronomii.

- Do diabła z astronomią – wstając z kanapy powiedział Gryfon i poszedł wkierunku schodów do dormitorium, nie zwracając uwagi na fukania Hermiony.

Przeszedł koło grających w szachy Seamusa i Rona, wydostał spod łóżka swój kuferi zaczął w nim grzebać. Znalazł złożony, pozornie czysty kawałek pergaminu, wsunąłsię za zasłonę przy swoim łóżku, odgradzając się od kolegów, wyszeptał zaklęciewyciszające, uderzył różdżką w pergamin i cicho wyszeptał:

 
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.

Na pergaminie od razu ukazała się Mapa Huncwotów ze szczegółowym planemwszystkich pięter, po których poruszały się czarne punkty z imionamimieszkańców zamku.

- Draco Malfoy – powiedział Harry.

Rozłożył mapę na łóżku, pochylił się nad nią i zaczął szukać interesującego gopunktu. Ale jakby nie dokładnie przyglądał się mapie, nie był w stanie określić,gdzie teraz znajduje się Ślizgon. Przez dziesięć minut studiował mapę,dokładnie przeglądając wszystkie piętra, pokoje, korytarze i znajdujących siętam ludzi, ale Draco nigdzie nie było. Zmarszczył czoło i w skupieniu podrapałsię po nosie. Nieobecność Malfoya na mapie stanowiła zagadkę.

- Blaise Zabini – powiedział Harry i znowu pochylił się nad pergaminem. Chwilępóźniej zobaczył plan pokoju wspólnego Slytherinu i przesuwające się tampunkty.

 

Zabini był w środku, a z nim Parkinson, Crabbe, Goyle iTeodor Nott. Wszystkie satelity Draco były w jednym miejscu, tylko Malfoyawśród nich brakowało, co było dziwnie, bo jego goryle zawsze mu towarzyszyli, ateraz, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, puścili go gdzieś samego. Harrypomyślał, że Ślizgon wyszedł z zamku, ale nie potrafił sobie wyobrazić, jakmógłby to zrobić przy wzmocnionych barierach bezpieczeństwa.

 
- Nick Harper – wyszeptał, robiąc ostatnią próbę, ale zobaczył ślizgońskiesypialnie dla chłopców.

 

Chłopak leżał w łóżku i ponieważ nie poruszał się, możnabyło pomyśleć, że śpi. Draco Malfoya tam nie było.

Rozczarowany Harry po raz ostatni spojrzał na mapę i wyszeptał:

- Koniec psot.

 

Złożył pergamin i wsunął go pod poduszkę.

- Dobra, Malfoy, od dzisiaj będę się tobie przyglądać – mruknął do siebie. -Jak tylko zobaczę, gdzie się chowasz i z kim, dopadnę cię. – Odchylił się napoduszkę i ze złością walną pięścią w kołdrę. – Dowiem się wszystkiego. Dowiemsię, dlaczego już mnie nie chcesz…

 

***

 

Przez dwa tygodnie szczęście anirazu nie uśmiechnęło się do Pottera i nie udało mu się spotkać Malfoya,gdy ten był sam. Czasami ni z tego ni z owego wchodził do toalety tylko po to,żeby spojrzeć na Mapę Huncwotów, ale nigdy nie zobaczył Draco w jakimś odludnymmiejscu. Przy spotkaniach z Harrym, Ślizgon nadal go ignorował, nie starał sięz nim umówić, nie dawał się sprowokować, flirtował ze wszystkimi, i zchłopakami i z dziewczynami, doprowadzając Gryfona do szaleńczej zazdrości.Buzujące w nim hormony nie dawały się uspokoić nawet regularną masturbacją.Jądra bez przerwy produkowały spermę, członek stał praktycznie dwadzieściagodzin na dobę, a tyłek nie mógł doczekać się malfoyowskigo penisa. Potter poprostu dostawał szału od chęci znalezienia się w łóżku Ślizgona, a pozbawionyseksu, zaczął wymyślać różne sposoby samozadowolenia. Zaspokajał sięcodziennie, przed snem w swoim łóżku lub/i pod prysznicem. Masturbował sięanalnie, wsuwając sobie w dziurkę kilka palców i wyobrażając sobie, że toMalfoy. Czasami robił to na przerwie, w toalecie, po nałożeniu zaklęciawyciszającego. Leżąc nocami w swoim łóżku, wyobrażając sobie pięknego irozpustnego Draco, Harry gwałtownie drażnił swojego członka, ruszał biodrami,imitując akt płciowy, albo tarł penisem o prześcieradło i kołdrę, dopóki niespryskał ich spermą.

Wtedy wreszcie mógł usnąć, ale tylko po to, żeby obudzić sięrano z erekcją. Gryfon, onanizując cię, nie czuł już takiej przyjemności jakkiedyś, kiedy był prawiczkiem i nie znał jeszcze uroków seksu z chłopakiem.Teraz chciał więcej. Nie wystarczyły mu już wykwintne pieszczoty, jakichdostarczał mu Ślizgon. Zaczął wymyślać różne sposoby samozadowolenia, żebychociaż jakoś imitować prawdziwe zbliżenie. Jeszcze ani raz nie uprawiałnormalnego seksu z dziewczyną, nie licząc okropnego wydarzenia z Pomyluną.Przez to postanowił, że spróbuje czegoś nowego. Zrobił z mocno skręconegoręcznika coś, co miało imitować pochwę. Zachwycony swoim „wynalazkiem”, pieprzyłnieszczęsny materiał z taką siłą, że łóżko zaczęło okropnie skrzypieć. Gryfonrżnął ręczniki z góry i z dołu, stawał nad nimi na czworakach, naciągał naswojego członka leżąc na plecach lub stojąc oparty o ścianę, ale wkrótcezrozumiał, że taki improwizowany seks nie daje mu tej przyjemności, jaką czuł,mając w swoim tyłku członka Draco. Został zmuszony przyznać przed samym sobą,że bardziej podoba mu się, gdy to jego pieprzą. Zaczął się godzić z myślą, iżjest prawdziwym gejem, i wrócił do masturbacji analnej.

Poszukiwania nowych seksualnych przyjemności spowodowały, żespróbował obciągnąć samemu sobie. Spędził niejedną godzinę na wyczynianiuprzeróżnych akrobacji, aż wreszcie znalazł pozycję, w której udało mu się objąćgłówkę członka ustami. Po kilku nocnych treningach nauczył się pochłaniać penisaniemal całkowicie, ale czuł wtedy duży dyskomfort fizyczny w postaci bolącegokręgosłupa. Musiał robić częste przerwy na odpoczynek, lecz to, co czuł,rekompensowało mu wszystkie trudy i ból.

Tak minęło kilka tygodni. Sytuacja z Malfoyem nie zmieniła się. Z tego powoduna zajęciach razem ze Ślizgonami Harry czuł się nienajlepiej, a dzisiaj w ogólebyło parszywie i samotnie, gdy Hermiona, której nie podobał się związek Rona zLavender, przesunęła swój kociołek na drugi koniec stołu i po prostu nie zauważałaswoich przyjaciół. Weasley wymieniał spojrzenia i karteczki z Brown, Malfoysiedział z Zabinim w ostatniej ławce i nadal wyglądał jak ktoś, dla kogo HarryPotter nie istnieje. Gryfon westchnął i odwrócił się od Ślizgonów.

 

- Teraz, jeżeli przyjmiemy Trzecie Prawo Golpalotta zaprawdziwe… – Harry usłyszał ostatnie zdanie profesora Slughorna. – …oczywiście, zakładając, że dokonaliśmy poprawnejidentyfikacji składników eliksiru Scarpin’s Revelaspell. Naszym początkowymzamiarem nie jest stosunkowo proste dopasowanie wybranego antidotum do jegoskładników, ale odnalezienie tego dodanego elementu, który będzie w niemalżealchemicznym procesie przekształcał pozostałe składniki… – Potter przyjąłtrzecie prawo Golpalotta za prawdę, wierząc Slughornowi na słowo, ponieważ rozmyślająco Draco wykładu w ogóle nie słuchał i zupełnie nie rozumiał słów profesora. – …tak więc – kontynuował Slughorn – chcę, aby każdy zwas podszedł tu i wzięło z mojego biurka jedną z fiolek. Waszym zadaniem jeststworzenie antidotum przeciwko truciźnie znajdującej się wewnątrz nich. Macieczas do końca lekcji. Powodzenia i nie zapomnijcie o rękawicach ochronnych.


Zdenerwowany Harry odkorkował fiolkę z trucizną,którą wziął z biurka Slughorna. Substancja miała jaskrawo różowy kolor.Wkroplił ją do kociołka i rozpalił pod nim ogień. Nie miał zielonego pojęcia,co powinien robić dalej. Rzucił okiem na Rona, który stał obok z głupią miną ipowtarzał wszystko to, co on robił. Hermiona zapamiętale machała różdżką nadswoim kociołkiem. Niestety, ani Ron ani Harry nie byli w stanie odgadnąć,jakiego zaklęcia używa, bo była już tak dobra w niewerbalnych inkantacjach, żenie musiała wypowiadać słów na głos. Natomiast Ernie Macmillan mruczał nadswoim kociołkiem pod nosem „Specialis rebelio”, co robiło wrażenie, więc Harryi Ron zaczęli w pośpiechu go naśladować. Harry’emu zajęło pięć minutzorientowanie się, że jego opinia jako najlepszego twórcy eliksirów w klasielega w gruzach. Kiedy Slughorn obejmował wzrokiem lochy, spoglądał z nadzieją wkierunku jego kociołka, wydając co trochę okrzyki zachwytu, jak to miał wzwyczaju. Było to zaskakujące, zważając na męczący zapach zepsutych jaj unoszącysię w klasie.

 

Harry odwróciłsię i spojrzał w stronę ławki, gdzie pracowali Malfoy z Zabinim. Zobaczył, jakŚlizgoni, z pochylonymi w swoją stronę głowami, o czymś cicho rozmawiają. Żebynie widzieć tego niemiłego dla niego obrazu, zdecydowanymruchem sięgnął po książkę Księcia Półkrwi i przewrócił kilka stron. I tam tobyło, napisane w poprzek długiej listy antidotów. „Wystarczy wepchnąć im bezoardo gardeł”. Harry zatrzymał się na chwilę przy tych słowach. Czy kiedyś, dawnotemu, nie słyszał o bezoarze? Czy Snape nie wspominał o nim na pierwszej lekcjieliksirów? „Kamień, tworzący się w żołądku kozy, chroniący przed większościątrucizn”. To nie była odpowiedź na problem z Prawem Golpalotta, ale Harryzobaczył Malfoya, który kierował się w stronę szafy ze składnikami. Zrobiłrozpaczliwy manewr. Poszedł szybko w kierunku,gdzie Draco czegoś szukał. Chwycił Ślizgona zarękę i szybko wyszeptał:


- Malfoy, musimy porozmawiać… Nie mogę tak dłużej… proszę…

 
- Spadaj – powiedział wyniośle Ślizgon, odsuwając się od Gryfona i nawet niespojrzał na niego, wracając na swoje miejsce.

 
Harry z niezadowoleniem patrzył na plecy blondyna, gdy nagle usłyszał głosSlughorna:


- Dwie minuty do końca!


Zaczął rozpaczliwie grzebać w szafie. Odsunął na bokrogi jednorożców i pęki suszonych ziół. Na samym spodzie znalazł małe,tekturowe pudełko, na którym nagryzmolono słowo „Bezoary”. Wewnątrz było półtuzina wysuszonych, brązowych grudek, przypominających bardziej cynaderki niżprawdziwe kamienie. Harry chwycił jeden z nich, wepchnął pudełko z powrotem doszafy i wrócił szybko do swojego kociołka.

 

- Czas…MINĄŁ! – zawołał energicznie profesor – No, zobaczmy, co zrobiliście! Blaise…co dla mnie masz?


Slughorn przechadzał się powoli po sali, przyglądając się różnym antidotom.Nikt nie zdążył skończyć na czas swojej pracy, aczkolwiek Hermiona starała sięwepchnąć w pośpiechu jeszcze kilka składników do swojej fiolki, zanim nauczycieldo niej dotarł. Ron zupełnie się poddał i starał się po prostu uniknąćwdychania dymu o zgniłym zapachu, który wydobywał się z jego kociołka. Harrystał na swoim miejscu, ściskając bezoar w spoconej dłoni. Slughorn podszedł doich stołu na samym końcu. Powąchał eliksir Erniego i minął Rona, krzywiąc się zniesmakiem. Nawet się nie zatrzymał, tylko odwrócił szybko z lekceważącymwyrazem twarzy.

 

- A ty, Harry? – zapytał. – Co masz mi do pokazania? Blaisez lekka mnie rozczarował.

 
Potter wyciągnął rękę, w której trzymał bezoar.Slughorn patrzył na jego dłoń przez pełne dziesięć sekund. Gryfon zastanawiałsię, czy profesor ma zamiar na niego krzyczeć. Slughorn ujął jego dłoń iwybuchnął głośnym śmiechem.


- Masz tupet, chłopcze! – zagrzmiał, biorąc bezoar itrzymając go tak, aby cała klasa mogła go zobaczyć. – Jesteś tak podobny doswojej matki… więc nie mogę mieć do ciebie pretensji… bezoar mógłby służyćzapewne jako antidotum dla wszystkich tych trucizn!

W tym momencie rozległ się dzwonek i uczniowie zaczęli zbierać swoje rzeczy.

- Lekcja zakończona! – ogłosił profesor. – Dziesięć punktów dla Gryffindoru zaczystej wody bezczelność!

Uczniowie zaczęli opuszczać klasę. Hermiona wyglądała na bardzo zirytowaną, Ronminął Harry’ego w milczeniu i pośpieszył za Lavender Brown, Zabini, przechodzącobok, umyślnie pchnął Pottera ramieniem tak, że torba Gryfona upadła i wysypałysię z niej podręczniki. Harry nachylił się, żeby zebrać rzeczy, i przez momentbył w klasie sam na sam z Malfoyem, ale Draco przeszedł obok, nawet niespojrzawszy na niego.

 

***

Seamus Finnigan i Dean Thomas, którzy wyszli na śniadanie mocno hałasując,obudzili Harry’ego. Była sobota i mieli możliwość dłużej poleżeć w łóżku, cowłaśnie robił Ron.

 
- Cześć – powiedział Potter. Wyjął spod łóżka kufer i zaczął szukać MapyHuncwotów. Przekopał połowę jego zawartości, zanim znalazł ją pod skręconymiskarpetkami. W jednej z nich leżał w połowie opróżniony flakonik z FelixFelicis.

 

- Mam – wymamrotał Harry, wrócił z mapą do łóżka, stuknął wnią różdżką i cicho, żeby go nie usłyszał właśnie przechodzący obok Neville,powiedział: – Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – Pochylił sięnad pergaminem i zaczął przeglądać apartamenty Malfoya. – W sypialni go nie ma.

 
- Kogo? – zapytał zaspany Ron.

- Malfoya – odpowiedział Harry, nadal patrząc na mapę. – Gdzie on się podziewa?Nie ma go w Wielkiej Sali, w gabinecie u Snape’a, w toalecie ani w skrzydleszpitalnym.

- Dałbyś sobie spokój z tą fretką – niewyraźnie wymamrotał Ron.

- Malfoy gdzieś znika – odrywając się od mapy, odpowiedział Harry.

- Do cholery z nim – powiedział Weasley, wreszcie wstając z łóżka.

 
Harry stuknął różdżką w mapę i mruknął:

 

- Koniec psot.

 

Musiało istniećjakieś wytłumaczenie zniknięć Draco. Na pewno gdzieś jest, tylko jak go znaleźć?Najlepszym sposobem na wyjaśnienie tej zagadki byłoby śledzenie Ślizgona, ale nawetprzy użyciu peleryny niewidki nie dałby rady robić tego cały czas. Lekcje,treningi quidditcha i odrabianie zadać domowych zajmowały sporo czasu. Harrynie mógł całymi dniami szwendać się za Malfoyem po szkole i mieć nadzieję, żejego nieobecność pozostanie niezauważona. Tym bardziej, że zainteresowanieDraconem może wywołać niepotrzebne plotki i ktoś mógłby domyślić się jegoseksualnej orientacji. Pomyślał przelotnie, abyspróbować zrobić coś z GD, ale znów pojawiał się problem, że ludzieopuszczaliby lekcje. Większość z nich mimo wszystko stale miała pełne rozkładyzajęć…

Harry usiadł gwałtownie, jego serce biło szybko. Wreszcieznalazł rozwiązanie. Był sposób na śledzenie Malfoya. Jak mógł o tym zapomnieć,dlaczego wcześniej nie przyszło mu to do głowy? Ale pozostał problem, jak gowezwać? Co zrobić? Cicho, na próbę, Harry powiedział:

 

- Stworek?

 

Rozległ się bardzo głośny trzask, a dźwięki szamotania sięi pisków wypełniły cichy pokój.


Harry wygramolił się na koniec łóżka, aby mieć lepszywidok na to, co się działo. Dwa skrzaty domowe wiły się na podłodze na środkudormitorium, jeden miał na sobie skurczony sweter w kolorze kasztanowym i kilkawełnianych czapek, drugi brudną, starą szmatę, nawleczoną na jego biodra jakmajtki. Nastąpił kolejny, głośny huk, i nad siłującymi się skrzatami pojawiłsię Irytek.


- Oglądałem to, Potterku! – powiedział oburzonymgłosem, wskazując na bójkę poniżej, zanim wydał głośny rechot. – Spójrzcie nanędzne kreatury sprzeczające się ze sobą, gryzące się i okładające piąstkami.


- Stworek nie będzie obrażać Harry’ego Pottera wobecności Zgredka, nie będzie, albo Zgredek zamknie Stworkowi usta – krzyknąłZgredek cienkim głosem.


- Kopanko, drapanko – wrzasnął wesoło Irytek,obrzucając teraz skrzaty kawałkami kredy, aby zdenerwować je jeszcze bardziej.- Szczypanko, szturchanko!

 

-Stworek będzie mówić o swoim mistrzu, co mu się podoba, o tak, jaki mistrzjest, plugawy przyjaciel szlam, och, co by powiedziała biedna pani Stworka…?


Oczywiście tego się nie dowiedzieli, bo w tymmomencie Zgredek zanurzył swoją okrągłą, małą pięść w ustach Stworka i wybiłpołowę jego zębów. Harry i Ron skoczyli i złapali oba skrzaty, aby jerozdzielić, ale one mimo to dalej próbowały kopać i bić siebie nawzajem,prowokowane przez Irytka, który pikował wokół lampy kwicząc:

 

- Wsadźpalce do jego noska, pociągnij go za uszka…

 

Harrywycelował różdżką w ducha i powiedział:

 

- Jęzlep!

 

Irytekchwycił się za gardło, łyknął powietrze i wyleciał z pokoju robiąc obscenicznegesty, ale nie mogąc mówić ze względu na fakt, że język właśnie przykleił mu siędo podniebienia.


- Wspaniale – powiedział z uznaniem Ron, podnoszącZgredka w powietrze, dzięki czemu jego długie kończyny nie mogły teraz dosięgnąćStworka. – To był kolejny urok Księcia, prawda?

 

-Tak – odpowiedział Harry, wykręcając chude ramię Stworka w pół nelsonie.

 

- Już raz widziałem coś takiego – dodał Ron. – Snapezastosował je na Irytku, kiedy obiłeś mordę fretce w Wielkiej Sali.

 
Harry w zamyśleniu popatrzył na Rona, ale w tym momencie skrzat w jego rękachznowu drgnął. Chłopak mocno nim potrząsnął i surowo polecił:


- Zabraniam wam walczyć między sobą. W każdym razie ty,Stworku, masz zakaz walczenia ze Zgredkiem. Zgredku, wiem, że nie mogę wydawaćci poleceń…


- Zgredek jest wolnym skrzatem domowym i może słuchać,kogo chce, i Zgredek zrobi cokolwiek, co Harry Potter będzie od niego chciał! -krzyknął skrzat, a łzy spływały teraz po jego zmarszczonej, małej twarzy ikapały na sweter.


- Więc dobra – odparł Harry i obaj z Ronem puściliskrzaty, które spadły na podłogę, ale nie kontynuowały już walki.

 

-Pan mnie wzywał? – zarechotał Stworek, kłaniając się nisko, mimo że obdarzyłHarry’ego spojrzeniem jasno dającym do zrozumienia, iż życzy mu bolesnejśmierci.


- Tak, wzywałem – odpowiedział Harry. – Chciałem z tobą porozmawiaćo bożonarodzeniowym prezencie, który mi przysłałeś, ale to może zaczekać, daćci w mordę zawsze zdążę, teraz mam dla ciebie ważne zadanie i spróbuj tylko gonie wykonać.

 
- Stworek zrobi cokolwiek pan każe – powiedziałskrzat, kłaniając się tak nisko, że jego rzęsy niemal dotknęły splecionych zesobą palców u nóg – bo nie ma wyboru, ale Stworek jest zawstydzony, że matakiego pana, tak…


- Zgredek to zrobi, Harry Potterze! – pisnął drugiskrzat. Jego oczy wielkości piłki tenisowej wciąż tonęły we łzach. – Zgredekbędzie zaszczycony mogąc pomóc Harry’emu Potterowi!


- Myślę, że dobrze będzie mieć was obu – powiedziałHarry. – No więc, dobra… Chcę, abyście śledzili Draco Malfoya. – Ignorując wyraz zaskoczenia pomieszanego z irytacją natwarzy Rona, Harry kontynuował: – Chcę wiedzieć,gdzie chodzi, kogo spotyka i co robi. Chcę, abyście podążali za nim przez całądobę.

 

- Tak,Harry Potterze! – powiedział natychmiast Zgredek, a jego oczy zabłysły zpodniecenia.


- Pan chce, abym podążał za najmłodszym z Malfoyów? -zarechotał Stworek. – Pan chce, abym śledził będącego czystej krwi wnuka mojejstarej pani?

 

- Tak, właśnie tego chcę – odpowiedział Harry przewidującniebezpieczeństwo i postanowił natychmiast mu zapobiec. – I masz zakazinformowania go o tym, pokazywania mu, co zamierzasz, w ogóle rozmawiania z nimlub pisania do niego wiadomości… albo też kontaktowania się w jakikolwieksposób. Rozumiesz?


Harry widział jak Stworek próbował znaleźć jakąśfurtkę w instrukcji, którą właśnie dostał. Po minucie lub dwóch ku jego wielkiejsatysfakcji skrzat znowu głęboko się pochylił i z gorzką urazą powiedział:

 

 - Pan pomyślał o wszystkim, a Stworek musi go słuchać,nawet jeśli Stworek wolałby być sługą chłopaka Malfoyów, och tak…

 

-Więc wszystko ustalone – powiedział Harry. – Chcę dostawać regularne raporty,ale upewniajcie się zawsze, że nie ma wokół mnie innych ludzi, gdy siępojawiacie. Rona i Hermiony to nie dotyczy. I nie mówcie nikomu, co robicie. Poprostu przyklejcie się do Malfoya jak lep na muchy.

Harry, Ron iHermina siedzieli w pokoju wspólnym, blisko ognia, ajedynymi uczniami, którzy jeszcze nie poszli spać, byli inni szóstoklasiści. Wszyscyczuli się trochę podekscytowani, ponieważ kiedy wrócili z obiadu, na tablicy znaleźliogłoszenie informujące o dacie egzaminu z aportacji. Ci, którzy kończylisiedemnaście lat przed dwudziestym pierwszym kwietnia lub przed pierwszymegzaminem, mieli możliwość zapisania się na dodatkowe ćwiczenia, któreodbywałyby się pod ciężkim nadzorem w Hogsmeade. Ron spanikował, czytającogłoszenie; ciągle jeszcze nie umiał się aportować i obawiał się, że nie zdążyprzygotować się do egzaminu. Hermiona, której udało się to już dwa razy, byłatrochę pewniejsza, a Harry, niezależnie od swoich umiejętności, nie mógł zdawaćegzaminu, bo siedemnaście lat kończył dopiero za cztery miesiące. Terazsiedział i pisał pracę dla Snape’a. Spodziewał się niskiej oceny, ponieważ niezgodził się z profesorem co do najlepszego sposobu na dementorów, ale nieprzejmował się tym. Czekał, kiedy wszyscy rozejdą się po swoich sypialniach,żeby wezwać skrzaci wywiad, szpiegujący Malfoya.


- Jak się pisze “walczący”? – zapytał Ron,potrząsając mocno piórem i patrząc na pergamin. – Bo chyba nie „walczoncy”.

 

-Nie, nie tak – powiedziała Hermiona, przyciągając wypracowanie Rona do siebie.- A “wróżba” nie pisze się przez “rz”. Jakiego ty pióra używasz?

 

-To jedno z piór Freda i George’a, tych, które same sprawdzają pisownię, alezdaje się, że zaklęcie się wyczerpuje.


- Na to wygląda – zgodziła się Hermiona, wskazując natytuł wypracowania – ponieważ pytanie dotyczyło tego, jak sobie radzić zdementorami, a nie demonstrantami, i nie przypominam sobie, abyś zmienił imięna Roonil Wazlib.


- O nie! – krzyknął Ron, z przerażeniem spoglądającna pergamin. – Tylko nie mów, że będę musiał to wszystko pisać od nowa!

 

- Wporządku, to się da naprawić – uspokoiła go przyjaciółka, przysunęła pergamindo siebie i wyciągnęła różdżkę.

 

-Kocham cię, Hermiono – powiedział Ron opadając na krzesło i pocierając oczy.

 

Dziewczynazaczerwieniła się.

 

-Tylko nie mów tego przy Lavender – powiedziała.


- Nie powiem – odparł Ron do swoich dłoni. – Albo…zaraz, tak zrobię, może wtedy mnie rzuci.

 

-Dlaczego ty jej nie rzucisz, skoro chcesz z tym skończyć? – zapytał Harry.

 

-Nigdy tego nie zrobiłeś, prawda? – odpowiedział pytaniem Ron. – Ty i Cho poprostu…

 

-Za bardzo się różnimy, fakt – powiedział Harry.

 

Trzask!

 

Hermionakrzyknęła cicho a Ron ochlapał atramentem właśnie skończone wypracowanie.

 

-Stworek! – krzyknął Harry.

 

Skrzatdomowy ukłonił się nisko i skierował w jego stronę swoje sękate palce.

 

-Pan powiedział, że chce otrzymywać regularne raporty na temat tego, co robimłody Malfoy, więc Stworek przybywa, aby dać…

 

Trzask!

 

ObokStworka pojawił się Zgredek, w przekrzywionym kapeluszu na głowie.

 

-Zgredek także pomagał, Harry Potterze! – wyskrzeczał, obdarzając Stworkaobrażonym spojrzeniem.


- Co to ma znaczyć? – zapytała Hermiona, ciąglewyglądająca na zszokowaną tymi nagłymi pojawieniami. – Co się dzieje, Harry?

 

Potterzawahał się zanim odpowiedział, ponieważ nie poinformował Hermiony jakiezadanie im wyznaczył. Skrzaty domowe zawsze były dla niej delikatnym tematem.

 

-Więc… oni śledzili dla mnie Malfoya – powiedział.


- Harry, jak mogłeś! – oburzyła się Hermiona. – Popierasz niewolniczą pracę!Jesteś tyranem i ciemiężycielem biednych istot, a ja chciałam zrobić cięsekretarzem W.E.S.Z.!


- Zgadzam się z tobą, Hermi, i nikogo nie tyranizuję i nie gnębię, oni robią toza obopólną zgodą, prawda? – szybko zapytał Harry, na co Zgredek z zachwytem iubóstwianiem popatrzył na niego i kiwnął głową, całkowicie potwierdzając jegosłowa, a Stworek złowieszczo milczał i żeby nie chlapnął czegoś w obecnościHermiony, Potter szybko dodał: – Któryś z was odkrył cokolwiek?

 

-Pan Malfoy obnosi się ze szlachectwem swojej czystej krwi – zaskrzeczał Stworekod razu. – Jego rysy przypominają mi moją Panią, a jego maniery są takie,jak…


- Zamknij się, Stworku – powiedział Harry i popatrzył na Zgredka.


- Harry Potter, sir – wyskrzeczał Zgredek, a jegowielkie, kuliste oczy zalśniły w blasku ognia. – Zgredek nie zauważył, aby młodyMalfoy łamał jakieś reguły, ale zrobił wszystko, żeby uniknąć wykrycia.Regularnie chodzi do klasy na siódmym piętrze z grupą innych uczniów, którzypilnują wejścia, kiedy on jest w środku.

 

-Pokój Życzeń! – powiedział Harry, uderzając się mocno w głowę książką do eliksirów.Hermiona i Ron spojrzeli na niego. – To tam się udaje! To tam coś robi…cokolwiek by nie robił! I założę się, że to dlatego znikał z mapy. Pomyślcie otym, nigdy nie widziałem na niej tego pokoju!

 

-Może Huncwoci nie wiedzieli o jego istnieniu? – zasugerował Ron.


- Świetnie się spisałeś, Zgredku – pochwalił skrzataHarry.

 

-Stworek także się dobrze sprawił – powiedziała Hermiona uprzejmie, ale skrzatnie okazał jej wdzięczności.

 

Stworekodwrócił swoje wielkie, nabiegłe krwią oczy i powiedział do sufitu:

 

-Szlama mówi do Stworka, Stworek będzie udawał, że nie słyszy…


- Wynoś się! – Harry zamachnął się na niego. Stworekukłonił się ostatni raz i zniknął. – A ty, Zgredku, lepiej idź spać

 

-Dziękuję, Harry Potterze, sir! – zaskrzeczał Zgredek szczęśliwie i równieżzniknął.

 

***


Tej nocy Harry spał źle. Najpierw nie mógł zasnąć, zastanawiając się, do czego Malfoywykorzystuje Pokój Życzeń. Robi coś dla Voldemorta czy po prostu szukasamotności z kolejnym kochankiem i oddaje się rozpuście? Gryfon przewracał się zboku na bok, jego mózg gorączkowo pracował, rozważając kolejne pomysły: miejscetajnych spotkań, miejsce schadzek, magazyn… Czym Draco się tam zajmował?Kiedy wreszcie zasnął, miał niespokojne, męczące sny, w których pojawiał sięMalfoy, który zmieniał się w Slughorna, a potem w Snape’a…

Następnego dnia na eliksiry przyszli tylko trzej uczniowie: Harry, Ernie Macmillani Blaise Zabini, pozostali udali się na zajęcia praktyczne z aportacji. Malfoy równieżsię nie pojawił, chociaż jego nieobecność nie była związana z zajęciami dodatkowymii przygotowaniem do egzaminu. Harry od razu zrozumiał, że Ślizgon jest teraz wPokoju Życzeń. Gryfon był pewien, że jego przypuszczenie jest słuszne, tylkonie miał dowodów, żeby potwierdzić ten fakt.

- No dobrze -powiedział wesoło Slughorn – skoro jest nas tak mało, zrobimy coś wesołego.Chcę, żeby każdy z was uwarzył mi coś zabawnego!

 
- To brzmi nieźle,proszę pana – powiedział Ernie służalczo, zacierając ręce.

 

Zabini,dla odmiany, nie zdobył się na uśmiech.

 

-Co pan ma na myśli, mówiąc “coś wesołego”? – zapytał z irytacją.

 

-Och, zaskocz mnie – powiedział Slughorn beztrosko.

Blaiseotworzył swój podręcznik do eliksirów z posępnym wyrazem twarzy. Byłooczywiste, że uważał, iż ta lekcja to strata czasu.

 

Niewątpliwie”- pomyślał Harry, obserwując go znad swojej książki – „wolałby ten czas spędzićz Malfoyem.”

 

- To wygląda naprawdę wspaniale- powiedział Slughorn półtorej godziny później, klaszcząc, gdy spojrzał nasłoneczno-żółtą zawartość kociołka Harry’ego.

Ernie nie wyglądał na zadowolonego.Chciał chociaż raz pokonać Pottera, nawet wynalazł własny eliksir, który ściąłsię i uformował w coś w rodzaju purpurowych klusek na dnie kociołka. Zabini, zkwaśną miną, już się pakował. Slughorn określił jego eliksir na czkawkę jako jedynie“znośny”.

 

Harry powoli zbierał swoje rzeczy, myśląc o tym, czym teraz Malfoyzajmuje się w Pokoju Życzeń i nawet nie usłyszał rozbrzmiewających za jegoplecami kroków. Drgnął zaskoczony, kiedy zupełnie blisko rozbrzmiał przyjemny,lekko rozciągający słowa głos.

 
- Potter?

Harry szybko odwrócił się wyciągając różdżkę i skierował ją w stronę stojącegodwa kroki od niego Blaise’a.

- Czego chcesz, Zabini? – zapytał, nie śpiesząc się, żeby schować różdżkę.

 
- Co się taki nerwowy zrobiłeś, Potti? – zaśmiał się Ślizgon.

- Mów, czego chcesz albo spadaj. – Gryfon wreszcie schował swoją różdżkę izaczął pakować resztę rzeczy.

 
- Chciałem porozmawiać z tobą o Draco – odpowiedział ślizgoński przystojniakobserwując Harry’ego.

 
- O Malfoyu? – Harry zamarł. – Dlaczego nagle chcesz ze mną rozmawiać o swoimblondwłosym przyjacielu?

 

Harry zarzucił torbę na ramię i spojrzał na stojącego obok chłopaka.Zabini był wyższy i patrzył na niego z góry, co Gryfonowi zupełnie się niepodobało. Sam Blaise nie wzbudzał w nim ostatnio ciepłych uczuć i trudno byłoPotterowi przyznać się do tego, ale był o niego zazdrosny. Nieukrywany flirtdwóch ślizgońskich przystojniaków doprowadzał go do szewskiej pasji.

 

- Czego ty, Potti, chcesz od Draco? – zapytał Zabini patrzącna Gryfona.

- Chcę wysłać go do tatusia, do Azkabanu – odpowiedział Harry ze złością ichciał odejść, ale Blaise chwycił go za ramię.

- Myślisz, że nikt nie widzi, jak gapisz się na Draco na wszystkich lekcjach,nie spuszczasz z niego oka w Wielkiej Sali, a na poprzednich eliksirachchciałeś z nim pogadać? Jesteś idiotą, Potti, na twoim miejscu trzymałbym sięod niego jak najdalej.

 
- To groźba, Zabini? – zapytał chmurnie Harry i zacisnął pięści.

- Ojciec Malfoya został skazany na pocałunek dementora, jak na razie jeszczenic się nie stało, ale wyrok może zostać wykonany w każdej chwili i wtedy,Potter, lepiej nawet nie pokazuj się Draco na oczy. On po prostu zbzikuje,kiedy dementorzy zabiorą duszę jego ojcu. Nawet nie wyobrażasz sobie, JAK Dracokocha Lucjusza, a za to, że jest teraz w Azkabanie, wini właśnie ciebie.

- Lucjusz jest sługą Voldemorta i śmierciożercą, nie żałuję tego, że zeznawałemprzeciwko niemu i Bellatrix Lestrange.



- To dlaczego biegasz za jego synem? – zapytał Zabini iuśmiechnął się, kiedy zobaczył, jak Harry drgnął.

- Nie biegam za tym ślizgońskim gadem. Mam gdzieś jego i jego ojca.

 
- Kłamiesz, Potti – naciskał Zabini. – Pragniesz go, widzę, jak patrzysz na nas,widzę, że jesteś zazdrosny…

 
- Jeszcze jedno słowo, Zabini – zasyczał Gryfon łapiąc Ślizgona za pelerynę – azrobię miazgę z twojej buźki. Wiesz, że to potrafię.

 
- Dawno nie uprawiałeś seksu, Potti? – zapytał nagle Zabini i zaskoczony Harry puściłgo i cofnął się o krok, czując, jak zaczyna się czerwienić ze zmieszania.

 

Blaise zauważył niepokój Gryfona, zbliżył się do niego ipowiedział:

- Potti, czy myślisz, że jesteś potrzebny Draco? On chciał zemścić się na tobie,chciał cię poniżyć, wziąć rewanż za wszystkie te lata, kiedy byłeś dla niegoniczym wrzód na tyłku. Malfoyowie nie są przyzwyczajenia, żeby komukolwiek wczymkolwiek ustępować, a ty prześcigałeś Draco pod wieloma względami. I to go wkurzyło.Nie chciałeś się z nim zaprzyjaźnić, znienawidził cię, zaczął tobą gardzić, akiedy pojawiła się taka możliwość, nie przepuścił okazji, żeby cię złamać. Przeleciałcię, a potem dał swoim kumplom, żeby się zabawili. Zawdzięczasz mi życie,Potti, Malfoy jest narwany i czasami mu odbija, szczególnie, gdy chodzi o jegoojca. Zatłukłby cię na śmierć, Potter, gdybym go nie powstrzymał.

 
- Czego ty chcesz, Zabini? – zapytał ochrypleHarry, starając się nie patrzeć mu w oczy.

 
- Potter, nie chodź do Malfoya. To nie groźba, to po prostu dobra rada, której lepiej,żebyś posłuchał. – Harry w milczeniu patrzył na podłogę. – Chcesz, żebyśmyjeszcze raz przekazywali sobie ciebie z rąk do rąk? Tylko teraz wzięłoby w tymudział większość sześcio i siedmiorocznych Ślizgonów. Chcesz tego? Podobało cisię to, Potti? Podobało ci się bycie ostatnią dziwką, którą pieprzą i od przodui od tyłu?

 
Gryfon zacisnął zęby aż do bólu i zrobił krok w stronę Zabiniego, usilnie powstrzymującsię, żeby nie rozkwasić mu tej pięknej twarzy i nie wepchnąć z powrotem dogardła tych wszystkich przykrych słów. Blaise tymczasem kontynuował:

- Ne wiem, co tam ci się ubzdurało tym twoim tępym, gryfońskim łbie, ale prawdajest taka, że Malfoy miał cię i wyrzucił ze swojego łóżka, kiedy się tobąznudził, a ty, durniu, teraz biegasz za nim. Nie spodziewałem się tego potobie. Myślałem, że jesteś normalnym chłopakiem, a okazało się, że prawdziwa zciebie ślizgońska dziwka.

 
Harry zamachnął się, żeby uderzyć Zabiniego, ale piękniś zwinnie uchylił się,złapał go za rękę i powiedział:

- Nie odpowiedziałeś mi, Potti, dawno nie uprawiałeś seksu? Miesiąc, dwa? Wiem,że nikogo nie masz i musisz radzić sobie sam. Masz już odciski na rękach? -Zabini nagle szybko zbliżył się do Harry’ego i wyszeptał mu prosto w twarz. – Jeszczenigdy nie byłeś na górze, co, Harry? Przecież Malfoy tylko rżnął cię jak dziwkę.Nigdy nie marzyłeś o tym, aby znaleźć się na jego miejscu, być na górze? Chciałbyś,Potti? Czy bardziej ci się podoba robić za materac? – Blaise dotknął rękąpoliczka Gryfona, czule pieszcząc skórę.

 
- Zabini, jesteś wariatem, diabelskim pomiotem – wybełkotał Potter, zaszokowanyzachowaniem Ślizgona.

- Wyglądasz całkiem nieźle, Potti, tylko te okropne okulary… Nie próbowałeś nigdyzrobić coś ze swoim wzrokiem?

- Idź do diabła. – Harry mocno odepchnął Ślizgona i skierował się do wyjścia.

 
- Nic nie jesteś winien Malfoyowi, Potter – krzyknął za nim Zabini, ale Harryszybko szedł do drzwi. – Dziś będzie u nas małe, zamknięte spotkanie, tylkosami swoi. Przyjdź, Potti, to sam wszystko zobaczysz. Przecież wiesz, jak staćsię niewidzialnym i jak wejść do sypialni Malfoya, drogę znasz. Hasło „księżycowyszmaragd”.

 
Harry wybiegł na korytarz i ze złością zatrzasnął za sobą drzwi, żeby niesłyszeć tych jadowitych słów, spływających z ust Blaise’a i rozrywających muduszę.

 

***

Harry cały dzień chodził pod wrażeniem słów Zabiniego, które zrodziły w jegoduszy wątpliwości i zasiały niepokój. Wiele razy sprawdzał miejsce pobytuMalfoya, ale niczego podejrzanego i tak nie zobaczył. Kładąc się spać znowu wziąłmapę, żeby jeszcze raz upewnić się, iż Ślizgon kłamał, i nagle przed jegooczami pojawił się plan podziemi, a potem apartamenty Malfoya. W jego sypialni poruszałysię cztery punkty, oznaczone na mapie napisami: „Draco Malfoy”, „BlaiseZabini”, „Pansy Parkinson” i „Nicolas Harper”. Harry zamarł z otwartymi ustami,zapatrzony na ruszające się kropki. Serce mocno mu zabiło, a w głowiezabrzmiały słowa Zabiniego: „spotkanie tylko dla swoich… przyjdź i samzobacz”. Szybko wstał z łóżka, schował mapę pod poduszkę i zaczął ubierać się, niezważając na zdziwione spojrzenia kolegów. Złapał pelerynę niewidkę i nie zwracającuwagi na krzyki Rona, wybiegł z sypialni i szybko, przeskakując po kilka schodków,zbiegł na dół i dalej, w ślizgońskie podziemia. Znając hasło, które podał muBlaise, łatwo wszedł do pokoju wspólnego i skierował się do apartamentówMalfoya. Podszedł do masywnych, dębowych drzwi. Serce biło mu szybko i mocno,krew pulsowała w skroniach, a gdzieś w piersi pojawiło się nieprzyjemne przeczucie,że wydarzy się coś złego. Pchnął drzwi, ale okazały się być zamknięte. Zaskoczyłogo to i przez moment nie wiedział, co robić. Jednak chwilę później podszedł do pokojuZabiniego. Ostrożnie pchnął ciężkie, dębowe drzwi i z ulgą westchnął, kiedy cichosię otworzyły. Wszedł i rozejrzał się. Poraziło go bogactwo, z jakim urządzono wnętrze.Poczuł, jakby znalazł się we wschodnim haremie albo sypialni jakiejś bajkowejksiężniczki. Blaise żył w przepychu i od razu było widać, że mu się to podoba iniczego sobie nie odmawia. Apartamenty zastawione były wytwornymi meblami zdrogiego drewna, wykładane srebrem i szmaragdami, na podłodze leżał puszysty,stary dywan ręcznej roboty, w którym nogi zapadały się aż po kostki. Ścianyozdabiały gobeliny z herbem Slytherinu i splatającymi się smokami. Wszystkoutrzymane w tonacji zielono-srebrnej. Łóżko rozmiarami i wspaniałością pościelimogłoby współzawodniczyć z łożem Malfoya. Wszędzie stały małe, kryształowestoliki z różnymi egzotycznymi owocami i słodyczami, drogimi winami wwytwornych butelkach, po pokoju rozrzucone były poduszki z ciemnozielonegojedwabiu, na jednej z puf siedział olśniewająco biały perski kot z oczamikoloru szmaragdowego, w obróżce ozdobionej brylantami, i leniwie oblizywałłapkę. Na ścianach było mnóstwo obrazów w pięknie rzeźbionych ramach, na kominkustały marmurowe statuetki: kupidyn naciągał łuk, nagie dziewice zalotniemrugały, a kochankowie oddawali się zmysłowym uciechom. Jedną ze ścianozdabiało ogromne, wspaniałe, kryształowe, czarodziejskie lustro weneckie.

- Niektórzy to sobie nieźle żyją w Hogwarcie – mruknął do siebie Harry.

 

Mimo woli przypomniał sobie ich wspólną, ciasną sypialnię zpięcioma łóżkami, poniewierającymi się po podłodze brudnymi skarpetkami ijednym prysznicem na pięciu. W porównaniu z pokojem Zabiniego, apartamentyMalfoy wyglądały skromnie, chociaż i on był spadkobiercą jednego znajbogatszych rodów czarodziejskiego świata. Tak, Slughorn nie był durniemwybierając Blaise’a na swojego ulubieńca. Harry jeszcze raz obejrzał tę bajkowąscenerię i już miał z ciekawości zajrzeć do łazienki, kiedy usłyszał oddalone,przytłumione głosy, przypominające jęki i ciche krzyki. Wsłuchał się w nie starającsię odkryć, skąd dochodzą. Tu gdzieś powinny być ukryte drzwi prowadzące dosypialni Draco. Wiedział już, że te wszystkie jęki dobiegają właśnie stamtąd.Ostrożnie ruszył do przodu, starając się przypadkowo nie zaczepić czegoś i nie narobićhałasu. Zaczął zaglądać pod gobeliny i za jednym z nich zobaczył niedużą niszęw ścianie i drzwi. Z duszą na ramieniu zrobił krok do przodu i ostrożnie jeuchylił. Znalazł się w takiej samej niszy, ale już po drugiej stronie. Odrozlegających się zza tkaniny dźwięków Harry’emu mocniej zabiło serce,przełknął ślinę i odsuwając gobelin, wszedł do sypialni Draco Malfoya.

 
To, co zobaczył, sprawiło, że krzyknął i szybko zakrył sobie ręką usta, żebynie zrobić tego znowu. Na szczęście nikt z obecnych w sypialni Malfoya niczegonie zauważył i nie usłyszał, jego głos utonął w jękach i okrzykach Ślizgonów.Na ogromnym łożu leżała naga Pansy z nogami zarzuconymi na ramiona Zabiniego.Blaise rytmicznie w nią wchodził to wsuwając, to wyjmując z niej swojegopenisa. Wzrok Parkinson był zamglony, usta rozchylone, obejmowała chłopaka zaszyję i mocno przyciskała do siebie. Oddychała nieregularnie i ochryple, czasamiwydając nieartykułowane dźwięki, a potem już się nie powstrzymując, głośnokrzyknęła i wygięła się pod Blaise’em, który tak mocno ją posuwał, że jego jądraobijały się o jej krocze, wyrywając głośne jęki z jej piersi. Za Zabinim stałMalfoy i gwałtownie rżnął go w tyłek. Blaise brał Parkinson i oddawał się Dracoi nie powstrzymując się, wrzeszczał z przyjemności. Blondyn pieprzył swojegokochanka coraz szybciej i mocniej, czasami mocno klepiąc go po pośladkach. Jakododatek do tego malowniczego obrazu ślizgońskiej rozpusty, obok spółkującejtrójcy stał Nick Harper, szukający drużyny quidditcha, i energicznie sięonanizował.

 

Harry’ego zatkało. W tym momencie zalała go fala uczuć. Nigdynie widział czegoś podobnego. Dostęp do magnetowidu i komputera w domu Dursleyówmiał zabroniony, chodzić na filmy dla dorosłych do kina nie mógł, nie miałpieniędzy, a kablówkę oglądać wolno było tylko wujowi Vernonowi. W miejscowym seksshopie, do którego od czasu do czasu zachodził, były oczywiście świerszczyki,ale na nie też brakowało mu pieniędzy, a przechowywanie ich w domu byłoby niebezpieczne.Dlatego jego wyobrażenie o seksie grupowym było bardzo niewyraźne iabstrakcyjne, a tu przed jego oczami Ślizgoni zajmowali się rozpustą,dostarczając sobie rozkoszy, i wyglądało na to, że robili to nie po razpierwszy. Gryfon od razu przypomniał sobie ten dzień, kiedy zakradł się doślizgońskiego przedziału i widział pocałunek Draco i Blaise’a i absolutniespokojną reakcję Pansy Parkinson.

Tymczasem dziewczyna nagle zadrżała pod Zabinim i widać było, że zaczynadochodzić. Jej biodra poruszały się coraz szybciej. Kiedy osiągnęła szczyt, zjej piersi wyrwał się głośny krzyk.

Draco mocno trzymał Blaise’a za biodra i rżnął go jak ostatnią dziwkę. Jegoczłonek to wychodził z dziurki Zabiniego, to znowu wbijał się w nią z jakimiśmlaszczącymi i chlupiącymi dźwiękami, nie napotykając żadnego oporu. Gdy krzykPansy przebrzmiał, Blaise też doszedł i leżąc na wyczerpanej dziewczynie,wrzeszczał i wił się pod Malfoyem, a ten nadal pieprzył go, już nie wyjmując penisa,i puścił swojego kochanka dopiero wtedy, gdy ten był już u kresu wytrzymałości.Zabini zsunął się z Parkinson i runął na łóżko z szeroko rozstawionymi udami.Jego anus nie zdążył się jeszcze zamknąć. Sam Blaise cicho szlochał i drżał, wyglądałona to, że płacze. Pansy leżała obok z nadal szeroko rozchylonymi i zgiętymi wkolanach nogami. Jej sutki były twarde i sterczące, z pochwy wypływała sperma,a palcem drażniła łechtaczkę i znów cicho jęczała.

 
- Nick, wyliż Pansy – rozkazał Malfoy patrząc na dziewczynę i drażniąc swojegowzbudzonego członka.

Harper szybko ukląkł przed Parkinson, wygiął się wypinając tyłek i przylgnąłustami do szparki dziewczyny. Ślizgonka położyła mu ręce na głowie i lekkoprzyciągnęła. Malfoy podszedł do wystawionej pupy Nicka, klepnął go w pośladeki tak gwałtownie w niego wszedł, że Harper wydał jakieś nieartykułowane dźwiękigdzieś w krocze Pansy. Draco poklepał go jeszcze kilka razy, chwycił za biodrai zaczął nasadzać z całej siły na swoją erekcję, tak, że dziurka chłopakanieprzyzwoicie mlaskała i wyglądało na to, że dodawało to całej trójcedodatkowego natchnienia. Nick pomagał Malfoyowi i przyssany ustami do dziurkidziewczyny, zapamiętale wylizywał z niej spermę Zabiniego. Pansy zaczęła wićsię, krzyczała i nawet próbowała odepchnąć Harpera, ale ten, mocno przytrzymywanyprzez blondyna, wymacał wargami jej pęczniejącą łechtaczkę, przylgnął do nie izaczął leciutko ssać, co wywołało u dziewczyny burzę emocji. Zabini pochyliłsię nad Pansy, dotknął swoimi opuchłymi od pocałunków ustami do różowych warg dziewczyny,a ręką zaczął ściskać jej pierś. Zatopili się w długim i namiętnym pocałunku.Malfoy nasadzał zmęczony tyłek Harpera na swój interes, aż po same jądra,odrzucił głowę w tył, głucho jęczał i pokrzykiwał. Wszyscy Ślizgoni doszliniemal równocześnie. Pansy odepchnęła całującego ją Blaise’a, głośno krzyknęła,drgnęła i spryskała twarz Nicka ciepłym płynem ze swojej pochwy. Harper zaczął głośnojęczeć, wtulając się twarzą w jej mokre krocze, i sam burzliwie skończył, brudzącłóżko spermą. Malfoy głośno krzyknął, gwałtownie przycisnął Harpera do siebie ikilkakrotnie poruszywszy się w nim, spuścił się w niego, a potem na jakiś czaszamarł i tylko drżał na całym ciele. Po chwili puścił kochanka, który,osłabiony upadł na łóżko, a z jego anusa pociekło nasienie Draco. Pansy leżałaz zamkniętymi oczami i ciężko oddychała, Blaise lizał jej szyję, a blondynodszedł od łóżka i runął na fotel.

 

Harry oparł się plecami o ścianę, przygryzł wargi do krwi istojąc pod peleryną niewidką, łykał gorzkie łzy, obserwując swojego kochanka,zmęczonego, ale zaspokojonego, odpoczywającego na miękkim fotelu. W tymmomencie zawalił się cały jego świat. Zdrada Malfoya zadała mu wielki ból. Czułsię upokorzony, okłamany, zdradzony i znowu odrzucony. Zabini nie skłamał.Malfoy po prostu chciał odwdzięczyć się za ojca i wymyślił najbardziej spaczonąi okrutną zemstę: gwałt. A potem poniżał i szydził z niego wykorzystując goseksualnie, czerpiąc przyjemność z upokorzenia i cierpień Harry’ego. Draco poprostu zaspokoił z nim swoje zboczone fantazje, po czym oddał go kumplom. Jakimbył idiotą, że ostatnio tęsknił za nim, napraszał mu się jak dziwka, a tentylko pogardliwie krzywił usta. Łez żalu Harry nie mógł i nie chciałpowstrzymywać. Kolejny raz uderzyła w niego ludzka podłość i okrucieństwo,gorycz i ból ściskały mu serce, a z powodu zdrady Ślizgona chciało mu się wyćjak rannemu zwierzęciu. Jak on mógł uwierzyć w to, że Malfoy go potrzebuje, żejest im dobrze razem? Draco wykorzystywał go nie przestając szydzić. Podobało musię sprawiać Harry’emu męki i ból, dlatego ślizgoński gad raz za razem poddawałgo okrutnemu gwałtowi, a on, idiota, po kilku orgazmach w jego objęciach, naglepoczuł coś do tego drania.

W tym momencie siedzący w fotelu Draco uniósł się w poszukiwaniu papierosów i Harry’emuukazał się znak na jego lewym przedramieniu: wyszczerzona czaszka, z którejwypełzał wąż.

- Zdrajca! – Harry krzyknął głośno przez łzy i wybiegł z sypialni Draco, niezważając na to, co stanęło na jego drodze, przewracając pufy w pokoju Zabiniegoi wywracając kryształowe stoliki.

 

Wypadł na korytarz z wściekle bijącym sercem i ruszyłbiegiem po pustym, ślizgońskim podziemiu

Pansy pisnęła i rozglądając się na wszystkie strony zaczęłanaciągać na siebie pogniecione prześcieradło. Nick podniósł z podłogi czyjąśkoszulę i szybko się w nią ubrał.

- Co to było, Draco? – wrzasnęła histerycznie dziewczyna.

 
Malfoy powoli podniósł się z fotela, wziął czarny, jedwabny szlafrok,poniewierający się pod nogami, bez pośpiechu nałożył go i podszedł do Blaise’a,jedynego z całego towarzystwa, który nie zdenerwował się i nie wpadł w histerię.Pogłaskał go po policzku i patrząc mu w oczy, powiedział:

- Myślę, Pansy, że to był Irytek.

 
- Do cholery, Draco, przecież on po całej szkole rozniesie, co tu się działo.

 
- Zamknij się, Harper – powiedział blondyn nie spuszczając spojrzenia zZabiniego. – On nic nikomu nie powie, prawda, Blaise? – Zabini milczał. – A takpoza tym, pani i panowie – kontynuował Malfoy nie doczekawszy się odpowiedzi naswojej pytanie – proponuję się tym nie przejmować. Może nam wszystkim coś sięprzesłyszało… Ogłaszam spotkanie za zakończone. Wracać do swoich pokoi.

 
Pansy zaczęła szybko zbierać rzeczy z podłogii pośpiesznie je nakładać, Harper, wyraźnie zdenerwowany, zapalił i, nieczekając na pozostałych, opuścił sypialnię Draco. Zabini nie potrzebowałubierać się, ponieważ nie musiał wychodzić na zewnątrz, żeby dostać się doswoich apartamentów, skierował się było do tajemnych drzwi, które teraz niebyły zasłonięte, ale Draco zatrzymał go:

- Zostań, Blaise.

Kiedy za Pansy zamknęły się drzwi, Malfoy podszedł do Zabiniego i przez długąchwilę stał w milczeniu patrząc mu w oczy, potem zamachnął się i z całej siłyuderzył go pięścią w twarz. Cios był tak silny, że chłopak upadł na łóżko, a zrozciętej rodowym pierścieniem Malfoyów wargi poleciała krew.

 
- Dlaczego to zrobiłeś, Blaise? – zapytał blondyn głosem tak ostrym, że można byciąć nim stal.

 
- To wszystko zaszło za daleko, Draco – odparł Blaise, ocierając wierzchemdłoni krew. – Tracisz głowę dla okularnika.

 
- To nie twoja sprawa – powiedział wściekły Malfoy. – Od kiedy to zaczęli interesowaćcię moi kochankowie?

- Draco, sprawa z Potterem zrobiła się zbyt poważna, to nie jest już dla ciebiechłopak na jedną noc. Zakochałeś się w nim! – zawołał Blaise, nie potrafiąc sięjuż opanować.

 
- Jesteś zazdrosny? – kpiąco zapytał Malfoy.

Zabini nic nie odpowiedział, odwrócił tylko wzrok od na kochanka. Milczał przezdłuższą chwilę, a potem odezwał się cicho:

 

- Jesteśmy ze sobą już dwa lata, Draco. Stałeś się dla mnienajbliższym człowiekiem. Matka ma mnie gdzieś. Myśli tylko o tym, jak kolejnyraz korzystnie wyjść za mąż za jakiegoś bogatego starca, żeby potem szybkowysłać go na tamten świat i zagarnąć jego majątek. W przerwach pomiędzy żałobąi kolejnym ślubem zajmuje się młodymi kochankami, a mnie spławia pieniędzmi idrogimi prezentami. Żebym nie przeszkadzał jej bawić się, na wakacje wysyłamnie do krewnych we Włoszech. Nie jestem jej potrzebny, Draco, ona nawet niewie, kto jest moim ojcem… W tym czasie miała kilku kochanków, samychczystokrwistych czarodziei ze znanych rodów, bardzo wpływowych i potężnychludzi. Nikomu z nich nie był potrzebny skandal z bękartem, a matka po prostunie miała pojęcia, kto ją zapłodnił. Moje pojawienie się na świecie to byłoprzykre nieporozumienie i od razu zostałem wysłany z domu. Mieszkałem u krewnychw Weronie i Florencji, miałem wszystko, co chciałem, ale zawsze byłem bardzosamotny. Nawet tu, w Hogwarcie, ludzie przyjaźnią się ze mną jedynie dlatego,że jestem bogaty. Popatrz na Slughorna, jak mi się podlizuje… Tylko ty możeszmnie zrozumieć, ponieważ jesteś taki sam, jak ja, z tobą również inniprzyjaźnili się, bo twój ojciec zajmował wysokie stanowisko w społeczeństwie.Obaj jesteśmy bogaci. Draco, ty nie jesteś po prostu moim kochankiem, ale też jedynymprzyjacielem i nie chcę cię stracić z powodu tego okularnika. Kiedyprzeleciałeś go w pociągu, myślałem, że chciałeś zemścić się za swojego ojca.Potem powiedziałem ci, że to Potter przyczynił się ponownej rewizji waszej rezydencjii zgodziłem się pomóc ci w tym, co wymyśliłeś. Postąpiliśmy okrutnie. Niechciałem tego robić, ale zrobiłem, ponieważ tak postanowiłeś. Popierałem cię wewszystkim, zawsze byłem po twojej stronie. Pomogłem ci zaciągnąć Pottera dołóżka, ponieważ tak chciałeś. Myślałem, że to twój kolejny kaprys, zachcianka,fanaberia, nazwij to, jak chcesz, było mi wszystko jedno, co tam z nim robiłeś.Był jednym z wielu, z którymi się zabawialiśmy. Ale wszystko się zmieniło.Naprawdę się w nim zakochałeś, chciałeś popełnić samobójstwo po tym, jak samrozkazałeś, żebyśmy go inni przelecieli. Myślisz cały czas tylko o nim, a japrzestałem cię obchodzić. Zrozumiałem, że cię tracę, Draco, i nie chcę, żebyśmysię przez niego rozstali.

 
- To koniec, Zabini – powiedział twardo Malfoy, uparcie patrząc na Blaise’a. – Zdradziłeśmnie, a Malfoyowie tego nie przebaczają.

- Draco, zwariowałeś – odparł Blaise wycierając nadal sączącą się z rozbitejwargi krew. – Nie zdradziłem cię, po prostu powiedziałem Potterowi o naszymspotkaniu. Ty też postępowałeś nieuczciwie w stosunku do mnie, specjalnie flirtowałeśze mną, żeby sprawić przykrość Potterowi. Złościłeś się na niego, ponieważ niezostał w Hogwarcie, tylko wyjechał z tą małą Weasley i spędził całe ferie z nią,a nie z tobą. Chciałeś zemścić się za to na nim, zmusić go, żeby zaczął prosić.Grałem w te grę z tobą, chociaż było mi przykro, że mnie wykorzystujesz…

 
- Przestań się mazać – bezlitośnie przerwał mu Malfoy. – Nie myśl, że zapłaczęnad twoim nieszczęsnym dzieciństwem. Kiedy ty zabawiałeś się na florenckichkarnawałach i pieprzyłeś werońskie dziwki, mój ojciec raz za razem gwałcił mniew swoim gabinecie. Czyli też miałem „szczęśliwe” życie, ale to nie ma nicwspólnego z tym, co zrobiłeś dzisiaj. Zabieraj się stąd. Wiem już wszystko, cochciałem.

 
- Potter cię nie potrzebuje, Draco! – zawołał Blaise z rozpaczą w głosie. – Niemacie ze sobą przyszłości. On nigdy nie będzie dla ciebie takim przyjacielem,jak ja. Za bardzo się różnicie. Za dużo sprawiliście sobie bólu. Twoja ciotkazabiła jego chrzestnego, on pomógł zamknąć Lucjusza w Azkabanie, ty służyszCzarnemu Panu, który zabił rodziców Pottera, jesteś śmierciożercą, on już terazprzygotowuje się, żeby być aurorem. Musisz zabić Dumbledore’a… A jeżeli onsię dowie… Na co liczysz, Draco? Zamienisz mnie na niego?

- Tak, Zabini, zamienię – pogardliwie odpowiedział Malfoy.

- Nie… – Głos Blaise’a załamał się, a oczy napełniły łzami. – Kocham cię,Draco, dlaczego to do ciebie nie dociera? – Zabini nie był już w staniepowstrzymywać łez, które potoczyły się po jego pięknej twarzy, mieszając się zkrwią. – Kocham cię.

- Wstawaj i wynoś się – rzucił Malfoy i odwrócił się.

 

***

Harry biegł pustym korytarzem nie zwracając uwagi na to, że peleryna niewidkanie ukrywa go całkowicie, a jego łkanie może ktoś usłyszeć, i w ogóle miałgdzieś to, czy ktoś go zobaczy poza dormitorium o tak późnej porze. Zostałzdradzony i nie czuł niczego oprócz goryczy. Jak mógł zacząć żywić do Dracojakieś uczucia? Jak mógł uwierzyć w to, że dobrze mu z nim, jak mógł dręczyćsię zazdrością, widząc tych dwóch Ślizgonów razem? Malfoy jak był sukinsynem,tak i nim pozostał: brudny, rozpustny zboczeniec, wyniosły, ślizgoński gad,który złamał mu życie! Jakim był durniem odmawiając Ginny i marząc nocami wdomu Weasleyów o tym, że chciałby się znaleźć w łóżku Draco! Kiedy to sięstało, kiedy zaczął pragnąć oddać mu się? Jak coś takiego mogło w ogóle sięwydarzyć? Przecież zawsze był normalnym chłopakiem, dlaczego nagle zaczął śnić oŚlizgonie, wyobrażać go sobie w swoich erotycznych fantazjach i cierpieć zpowodu jego braku zainteresowania i zimnej pychy? A Malfoy po prostu bawiła sięz nim, używał dla swojej satysfakcji, dla swoich brudnych potrzeb, naśmiewałsię i zwodził. Chciał uśpić jego czujność, ukryć fakt, że latem przyjął MrocznyZnak, bojąc się, że on, Harry, opowie o tym Dumbledore’owi lub zgłosi to wministerstwie. Malfoy to zdrajca, perfidny, ślizgoński wąż, któremu prawieudało się go oszukać!

Harry biegł, nie zwracając uwagi dokąd, z bezładnymi myślami w głowie iurywkami wspomnień, które jego zdaniem demaskowały Draco Malfoya. Z tego powodunie od razu zauważył, że w korytarzu mignął czyjś cień i dały się słyszećpośpieszne kroki. Wybiegając zza rogu wpadł na jakąś ciemną postać. Odgwałtownego zderzenia stracił równowagę i upadł, a profesor Snape uderzył ramieniemo ścianę.

- Potter! – z wściekłością zasyczał opiekun Slytherinu. – Co tu robisz?

 
Lekko ogłuszony i ogłupiały Harry patrzył na Snape’a, który jak Anioł Zemstywznosił się nad nim. Siedział na podłodze w ślizgońskich lochach z zapłakanymioczami i gorączkowo myślał, co odpowiedzieć.

 
- Zabłądziłem – odparł w końcu hardo, pociągając nosem i wyzywająco patrząc naprofesora. – Wracałem z spotkania z pewną Ślizgonką i zabłądziłem w tymlabiryncie.

 
- Za twoją bezczelność Gryffindor traci sto punktów, Potter – powiedział Snape,chwycił chłopaka za kołnierz i gwałtownie pociągnął go do góry, stawiając nanogi. – I dwadzieścia za kłamstwo oraz dziesięć za przebywanie poza własną wieżąpo dwudziestej drugiej. Razem sto trzydzieści punktów. Za mną, Potter.

Gabinet Snape’a był, jak zawsze, słabo oświetlony. Pusty, ostygły kominek nieobiecywał przyjemnej rozmowy. Harry dostrzegł w półmroku półki wzdłuż ścian,zastawione wielkimi słojami, w których pływało coś oślizgłego i nie wzbudzało wnim najmniejszej ciekawości, przynajmniej teraz. Oglądanie tych wszystkich zarodków,ślimaków, organów i innych rzeczy zawsze wywoływało u niego mdłości.

 
Snape zatrzasnął drzwi i spojrzał na Gryfona.

- Co tak naprawdę robisz tutaj o tej porze, panie Potter?

- Byłem na spotkaniu z dziewczyną – buńczucznie powtórzył Harry.

- Przypuszczam, że spotkanie się nie udało – uśmiechnął się Snape. – Widząctwoje zapłakane oczy, Potter, podejrzewam, że randka nie wypaliła.

 
Harry zaczerwienił się i odwrócił głowę.

 
- Chcesz wiedzieć, co sądzę, Potter? – powiedziałprofesor bardzo cicho – Uważam, że jesteś kłamcą i oszustem i dlatego będzieszmiał u mnie szlabany od poniedziałku do soboty do końca semestru. W tygodniu odziesiątej wieczór, w soboty o dziesiątej rano. Co o tym myślisz?

 

 - Ja… nie zgadzam się, proszę pana – odrzekłHarry, wciąż niezdolny, by spojrzeć Snape’owi prosto w oczy.

 

-Cóż, zobaczymy, jak się będziesz czuć po swoich szlabanach – powiedział Snape -Dziesiąta wieczór. Jutro, Potter. Mój gabinet.

 

- Ale,proszę pana… – zaczął Harry, patrząc na niego zdesperowany – Quidditch…ostatni mecz…

 

-Dziesiąta – syknął Snape z uśmiechem ukazującym jego żółte zęby. – BiednyGryffindor… czwarte miejsce w tym roku, jak się obawiam…

Nie wdając się w dalszą dyskusję podszedł do drzwi i otworzył je informując, żerozmowa jest zakończona i Gryfon może iść gdzie go oczy poniosą. Harrypopatrzył na stojący na jednej z półek słój z czymś oślizgłym pływającym wzielonym płynie i zemdliło go tak mocno, iż zrozumiał, że jeżeli zostanie tuchoć sekundę dłużej, to zwymiotuje prosto na biurko Snape’a. Przełknąłpodchodzącą mu do gardła ślinę i szybko wyszedł na korytarz. Zdążył jedynieskryć się za rogiem, kiedy znowu poczuł mdłości i nie powstrzymując się dłużej,zwrócił zawartość żołądka.

 

***

Harry siedział za stołem w otoczeniu swoich przyjaciół. Wiadomość o tym, żeSnape złapał go wieczorem w lochach Slytherinu, kiedy wracał ze spotkania zjedną ze Ślizgonek rozeszła się po Hogwarcie błyskawicznie.

- Jak mogłeś, Harry! – odezwał się Ron oskarżycielskim tonem. – Z powodujakiejś ślizgońskiej dziwki nasza drużyna straciła kapitana.

Potter nerwowo drgnął, słysząc jak jego przyjaciel wypluł mu w twarz słowa„ślizgońska dziwka”.

 
- Ron, uspokój się – powiedziała Hermina.

 
Harry ciężko westchnął i popatrzył w stronę stołu Slytherinu. Malfoy siedziałze swoimi ochroniarzami po bokach i niemrawo dłubał widelcem w jedzeniu.Osobno, na drugim końcu stołu, zajął miejsce Zabini. Minę miał taką, jakbyprzez jedną noc stracił wszystkich bliskich. Potter zauważył też zaczerwienioneoczy Blaise’a i mocno spuchniętą, rozbitą wargę. Ślizgon odwrócił wzrok odGryfona i opuścił głowę, wpatrując się tępo w stojący przed nim talerz.

Wczoraj wieczorem wyglądał na szczęśliwego, kiedy spółkował z Parkinson iMalfoyem” – pomyślał Harry. – „Ciekawe, kto mu tak gębę przefasonował, nieMalfoy czasami?”

 
Nastrój Harry’ego nie był lepszy niż Zabiniego. Nie miał apetytu i żeby jakośzabić czas i nie spotykać się z osądzającymi spojrzeniami Gryfonów, wziąłpodręcznik Księcia Półkrwi i zaczął go kartkować. Ostatnio przyzwyczaił sięzaglądać do niego, kiedy był w złym nastroju w nadziei, że Książe napisał cościekawego, co mogłoby mu się przydać.

 
- Harry – powiedziała Hermiona – jak możesz ciągleużywać przy tej książki…

 

-Przestaniesz się w końcu czepiać?! – przerwał jej.


Nie chciał się z nią kłócić, bo właśnie zauważyłzagięty róg kartki. Odgiął go i zobaczył czar
Sectumsempra, podpisany „na wrogów” i poczuł nagłepragnienie, żeby wypróbować go na którymś ze Ślizgonów, na przykład na Malfoyu,nikczemnym zdrajcy i rozpustniku, albo na ckliwym Zabinim, który wczorajwieczorem wrzeszczał z rozkoszy pod Draco.

Dranie” – pomyślał Harry, znów patrząc w stronę Ślizgonów.

 
- To przez niego nie wyszła ci randka? – zapytała Hermina z uśmiechem, podążającza spojrzeniem Harry’ego. – Z Zabinim uderzaliście do tej samej dziewczyny? Toty mu to zrobiłeś? – Potter milczał nachmurzony. – Nie przeżywaj tego tak mocno- kontynuowała dziewczyna. – Ginny zerwała z Deanem a Ron z Lavender.

 
- Dlatego tak spokojnie przyjęłaś stratę stu trzydziestu punktów? – zapytałGryfon.

 
- A… – Hermiona beztrosko machnęła ręką i uśmiechnęła się.

 
- Posłuchaj, czy ty właśnie powiedziałaś, że Ginny i Dean…

 
- Aha, zerwali.

 
Harry’emu wydało się, że, mówiąc to, Hermiona popatrzyła na niego wielerozumiejącym spojrzeniem. Starając się, aby na jego twarzy nie drgnął nawetmięsień, a głos pozostał obojętny, zapytał:

- Z jakiego powodu?

- Przez jakiś drobiazg. Inna sprawa, że już od ferii jakoś im było nie podrodze.

Potter spojrzał na siedzącego po drugiej stronie stołu Deana. Wyglądał prawietak samo nieszczęśliwie, jak Zabini.

 
- Przestań włóczyć się po ślizgońskich lochach. – Hermiona mrugnęła do niego porozumiewawczo.- U nas też są piękne dziewczyny.

Brunet zaczerwienił się i, odwracając się od Hermiony, ukradkiem spojrzał naMalfoya. Cały dzień musiał znosić kpiny Ślizgonów, nie mówiąc już oniezadowoleniu kolegów z Gryffindoru, którzy najbardziej wściekli się kiedyokazało się, że ich najlepszy ścigający nie zagra w ostatnim meczu sezonu zpowodu szlabanu, który dostał za bieganie po ślizgońskich lochach za jakąśdziewczyną. Wielu patrzyło na Harry’ego jak na zdrajcę, co było dla niegonajgorszą karą. Powiedział Ginny, że to ona go zastąpi, a Dean wróci do drużynyna jej miejsce. Czuł na sobie spojrzenie dziewczyny, ale nie podnosił wzrokubojąc się zobaczyć w jej oczach rozczarowanie albo gniew. Możne, jeślizwyciężą, Ginny i Dean pogodzą się po grze. Ta myśl przebiła Harry’ego jaklodowaty sztylet.

***

Gryfon zszedł do lochów i długo przemierzał znajome korytarze, aż zatrzymał sięprzed masywnymi, dębowymi drzwiami.


- Ach, Potter – powiedział Snape, kiedy Harry zapukałi wszedł do nieprzyjaznego, znajomego gabinetu.

 

Byłotu ciemno i przerażająco jak zawsze, te same oślizgłe, martwe stworzeniapływały w słojach ustawionych na półkach dookoła ścian. Na stole, przy którym(jak domyślał się Harry) ma usiąść, znajdowały się pudła pełne fiszek, emanującychaurą żmudnej, ciężkiej i uważnej pracy.


- Pan Filch szukał kogoś, kto mógłby przejrzeć jegostare dokumenty – powiedział łagodnie Snape. – Są tu akta różnych przestępstw,dokonanych w Hogwarcie, oraz kary, jakie otrzymali sprawcy. Te, gdzie atramentstał się wyblakły lub karty zostały nadgryzione przez myszy, masz przepisać nanowo, ułożyć je w alfabetycznej kolejności, a następnie umieść z powrotem wpudłach. Nie będziesz używał magii.

 

-Dobrze, profesorze – odrzekł Harry, z jak największym naciskiem wymawiającostatnie trzy sylaby.

 

- Myślę, że możesz zaczynać – powiedział Snape ze złośliwymuśmiechem na ustach. – Zajmij się pudłami zawierającymi karty z numerami odtysiąc dwanaście do tysiąc pięćdziesiąt sześć. Znajdziesz tam parę znajomychnazwisk, które nadadzą temu zadaniu trochę smaczku. Na przykład… – Zamaszystymgestem wyciągnął jedną kartkę z góry pudła i przeczytał: – James Potter iSyriusz Black. Przyłapani na używaniu nielegalnego zaklęcia na BertramieAubreyu. Głowa Aubreya miała podwójny rozmiar. Kara: podwójny szlaban. – Snapezarechotał. – To musi być bardzo wygodne wiedzieć, że nawet po śmierci zapisyich wspaniałych wyczynów pozostały.

 

Harry poczuł znajomą, gorącą sensację w okolicach żołądka.Gryząc się w język, aby powstrzymać się przed odpowiedzią, usiadł naprzeciwpudeł i przysunął do siebie jedno z nich.

 

Była to, jak przewidywał, bezużyteczna, nudna praca,przerywana (co Snape dokładnie zaplanował) regularnym wstrząsami w żołądku, gdyprzeczytał imię swojego ojca lub Syriusza, zazwyczaj trzymających się razem wzwariowanych przedsięwzięciach. Okazjonalnie przyłączali się do nich RemusLupin lub Peter Pettigrew. I kiedy przepisywał wszystkie ich zwariowane wyczynyi kary, zaczął zastanawiać nad tym, co powiedziała mu Hermiona ozerwaniu Ginny i Deana. W jego głowie rozegrała się zaciekła bitwa:

 
„Ona jestsiostrą Rona.
Ale zerwała z Deanem. Wszystko jedno, to siostra Rona. Alejestem jego najlepszym przyjacielem. Tym gorzej. Gdybym najpierw z nimporozmawiał… Da ci w mordę. A jeśli mam to gdzieś? To twójnajlepszy przyjaciel.”



Kiedyzegar wskazał pół godziny po dwunastej, Gryfon poczuł, że ma już dość. Snape,który nie powiedział, ile będzie trwało zadanie Harry’ego, dziesięć popierwszej w końcu wrócił.

 

- Zaznaczmiejsce, w którym skończyłeś – powiedział chłodno. – Będziesz kontynuował jutroo dziesiątej.

 

-Tak, proszę pana. – Harry włożył pogięte kartki byle jak do pudła i pośpieszyłdo drzwi, zanim Snape mógłby zmienić zdanie.

Z powodu szlabanu Potter pracę domową odrabiał w nocy i zaspał, przez co o małonie spóźnił się na śniadanie. W pierwszej chwili pomyślał, że pomylił drzwi.Ściany Wielkiej Sali były przyozdobione różowymi dekoracjami, z sufitu sypałosię konfetti w formie serduszek, tu i tam latały jakieś stworki pomalowanezłotą farbą i wyglądało na to, że mają za zadanie imitować Kupidyna.

Co, do cholery?” – w pierwszym momencie pomyślał Harry, ale kiedy wszędzie wokółzobaczył obejmujące się parki przypomniał sobie, że dzisiaj czternasty lutego,Dzień świętego Walentego. Z jakiegoś powodu od razu przyszedł mu do głowy tensam dzień rok wcześniej i swoją nieudaną randkę z Cho Chang. Siedzieli wtedy wkawiarni i nie wiedzieli o czym rozmawiać, a przy sąsiednich stolikachzakochane pary trzymały się za ręce i całowały.

 
- Nie cierpię tego dnia – powiedział do siebie i skierował się do swojegostołu.

Ron siedział i czytał list napisany na różowym pergaminie, ozdobiony licznymisercami. Była to korespondencja od Lavender, z którą przyjaciel ostatnio zerwałi teraz, czytając list, wyglądał, jakby lada chwila miało go zemdlić. Hermionacały czas chichotała i była w bardzo dobrym nastroju.

 
- Wesołych Walentynek, Harry – powiedziała z uśmiechem i znowu spojrzała wkierunku Weasleya.

 
- Hmm – mruknął brunet i usiadł za stołem.

 
- Dzisiaj Slughorn wydaje przyjęcie – zakomunikowała dziewczyna – a ty, Harry,jesteś zaproszony jako gość honorowy. – Podała mu zwiniętą w rulon fioletowąkartkę, przewiązaną jedwabną wstążeczką. – I, żeby tradycji stało się za dość,musisz przyjść z osobą towarzyszącą. Każda dziewczyna będzie szczęśliwa, jeślito właśnie ją zaprosisz.

 
- Hmm – znowu mruknął Potter, odłożył na bok zaproszenie i dźgnął widelcemserduszko, które przylepiło się do parówki, którą sobie nałożył. – To znaczy,że dzisiaj odbędzie się polowanie na Harry’ego Pottera – powiedział z kwaśnąminą.

 

Obrzucił spojrzeniem Wielką Salę i na potwierdzenie swoichprzypuszczeń zobaczył, że wiele dziewczyn próbuje pochwycić jego spojrzenie,uśmiecha się do niego, a niektóre przesyłają mu ukradkowe całusy.

 
- Harry, nie bądź taki ponury – zachichotała Hermina. – Dzisiaj jest przecieżDzień Zakochanych!

- To nie jest mój dzień, Hermi! – odpowiedział Potter.

 

Odkroił kawałek parówki, ale wtedy przelatujący „kupidyn”zaczął, z wielkim entuzjazmem, rozrzucać konfetti, którego duża częśćwylądowała na talerzu Gryfona. Harry zacisnął zęby i odsunął talerz. W tymmomencie do środka weszła procesja gnomów. Niezwykłych gnomów. Każdy miał wręce harfę, a na plecach złote skrzydła. Wokół rozbrzmiał wesoły śmiech ioklaski.

- Co to za brzydale? – zainteresował się Harry, zwracając się do Rona, alechłopak nadal czytał list i na wchodzącą procesję nawet nie zwrócił uwagi.

- Harry, to walentynkowi posłańcy – odpowiedziała Hermina. – Dzisiaj będąchodzić po szkole i roznosić walentynki i prezenty dla zakochanych.

- Hermi, a powiedz mi, kto w ogóle wymyślił tę całą szopkę z kupidynami,walentynkowymi gnomami i pozostałym gównem? Jako prefekt powinnaś wiedzieć.

 
- Harry, ostatnio w ogóle nie interesujesz się życiem Hogwartu! – odpowiedziałaurażona dziewczyna. – Powstał zespół, który przygotował obchody dnia ŚwiętegoWalentego, w którego skład weszli ludzie z różnych domów, oprócz Slytherinu,oczywiście. Przeprowadzaliśmy konkurs na najlepszy scenariusz, nanajoryginalniejszy i najbardziej niestandardowy pomysł dostarczenia walentynekwszystkim zakochanym. Wielu uczniów chce choć na moment zapomnieć o zwiększonychśrodkach ostrożności i niebezpieczeństwach czyhających za murami szkoły. Jaksam wiesz, wszystkie wycieczki do Hogsmeade zostały zawieszone, dlatego wielu zwielkim entuzjazmem zajęło się organizacją tego dnia. Przygotowywaliśmy sięprawie codziennie przez ostatnie dwa tygodnie.

 
- Powiedziałaś „my”? Czyli ty też brałaś udział w tym szaleństwie? – Harrypowiódł ręką po Wielkiej Sali i wskazał palcem w stronę brzydkich gnomów zharfami.

- Tobie też nie zaszkodziłoby, gdybyś zaangażował się w jakąś społeczną akcję -z rozdrażnieniem oświadczyła Hermiona, obrażona taką oceną przedsięwzięcia, wprzygotowaniu którego brała aktywny udział.

- Jestem kapitanem drużyny. To zaangażowanie w zupełności mi wystarczy, i takledwie się wyrabiam. Nie licz na to, że wstąpię do W.E.S.Z. – odpowiedział,wstał od stołu, złapał swoją torbę i skierował się do wyjścia.

 

***

Przez cały dzień walentynkowe gnomy bezceremonialnie przerywały zajęcia,powodując tym coraz większe rozdrażnienie wykładowców. Po obiedzie przydrzwiach klasy zaklęć jeden z nich, nadzwyczaj brzydki, złapał Harry’ego.

 
- Hej, ty, Galli Pottiel? – zaskrzypiał rozpychając uczniów.

Gryfona oblał zimny pot. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby dostał idiotycznąwalentynkę od jakiejś kretynki w obecności uczniów z innych domów. Spróbowałniepostrzeżenie zwiać, ale mu się nie udało. Gnom rzucił się za nim, waląc ponogach kogo popadnie, dogonił go i mocno chwycił za torbę.

- Mam dla ciebie muzyczny list, Galli Pottiel, i prezent od Romildy Vane -ogłosił gnom, wcisnął w rękę Harry’ego bombonierkę i brzęcząc na harfie.

 
- Tylko nie tu! – jęknął Potter, bo usłyszał ciche śmiechy, które rozlegały sięz tłumu ciekawskich, chcących pogapić się na jego hańbę.

Spróbował odejść, ale gnom przyciągnął go do siebie i powiedział:

 

- Stój spokojnie!

- Puść mnie! – krzyknął z gniewem Gryfon, szarpnął torbę, rozległ się trzaskrozdartego materiału i na podłogę posypały się książki, różdżka, pióro ipergamin, ostatni wypadł kałamarz i, oczywiście, rozbił się.

Harry rzucił się, żeby pozbierać rozsypane rzeczy, zanim gnom zacznie śpiewać.

- Co tu się dzieje?

 

Potter usłyszał kpiący głos, manierycznie rozciągającysłowa. Gorączkowo wpychając rzeczy do rozdartej torby podniósł wzrok i zobaczyMalfoya w towarzystwie Crabbe’a i Goyle’a, stojących za jego plecami. Uśmiech ztwarzy Draco zniknął, kiedy zobaczył Harry’ego. Przez chwilę obserwowali się,nie potrafiąc oderwać wzroku jeden od drugiego. Pierwszy odwrócił się Potter,nie mając siły patrzeć na pobladłą nagle twarz byłego kochanka. Chciał uciecjak najszybciej i jak można najdalej, żeby nie widzieć Ślizgona, nie słyszeć wjego obecności tych szyderczych śmiechów. Ale nie udało się, gnom objął rękamijego kolana i powalił go na podłogę.

 
- Tak lepiej – powiedział siadając mu na nogach. – A teraz słuchaj.

 

I gnom zaczął śpiewać, niesamowicie fałszując, piosenkę totym, jak piękne, zielone oczy ma Harry. Wspaniałą czarną czuprynę. Jakim jestwielkim bohaterem, który walczy z Czarnym Panem. Dalej było o tym, żedziewczyna chciałaby, żeby ją pokochał i oddał jej swoje serce.

W tym momencie Harry oddałby całe swoje złoto złożone u Gringotta, żeby tylkomógł zniknąć. Większość uczniów zwijała się ze śmiechu trzymając się zabrzuchy, Malfoy stał z kamienną twarzą, nie odrywając spojrzenia od siedzącegona podłodze, czerwonego ze wstydu Gryfona.

- Rozejść się – powiedział nagle lodowatym tonem Draco. – Zajęcia zaczęły siępięć minut temu. – Śmiechy ustały i wszyscy spojrzeli na Ślizgona. – Jakoprefekt mówię wam, żebyście się rozeszli.

 
Crabbe i Goyle zaczęli popychać uczniów, a Draco nachylił się i wyciągnął rękęw kierunku Harry’ego, żeby pomóc mu wstać z podłogi. Drugi raz w życiu Potterto zignorował. Powoli podniósł się na nogi, zebrał swoje rzeczy, odruchowo łapiącteż czekoladki od Romildy Vane, i powoli odszedł, czując na plecach wzrokMalfoya.

 

***

Pomimo tego, że przez szlaban u Snape’a Harry nie mógł wziąć udziału wfinałowym meczu, z wielkim entuzjazmem zabrał się za trenowanie swojej drużyny,co nigdy wcześniej nie szło tak dobrze, jak teraz. Ginny zupełnie nie martwiłozerwanie z Deanem, wprost przeciwnie, stała się prawdziwą duszą zespołu.Rozweselała graczy przedrzeźniając Rona i pokazując, jak niespokojniepodskakuje do góry i na dół. Harry, który splunął na wszystkie przeżyciazwiązane z Malfoyem, śmiał się razem ze wszystkimi i był szczęśliwy, ponieważ,nie wzbudzając podejrzeń, mógł nie spuszczać oczu z dziewczyny.

 
Nadal gryzł go dylemat: Ginny czy Ron? Czasami wydawało się mu, że Ron niebędzie miał nic przeciwko, jeżeli będzie chciał chodzić z Ginny. Ale zaraz potemstawała mu przed oczami twarz rudzielca, kiedy rzucił się na niego w szatni iobiecywał, że jeżeli chociaż tknie jego siostrę… Przeklinał sam siebie, żeprzepuścił szansę, jaką miał w czasie świątecznych ferii, kiedy sama rzuciłasię mu na szyję, przywarła swoimi ustami do jego ust i zaczęła mu rozpinaćrozporek. Od tego wspomnienia robiło mu się gorąco i zaczynał wymyślać różnewarianty spotkania sam na sam, kiedy nie będzie się na nic oglądał i weźmieinicjatywę w swoje ręce. Ale za każdym razem, kiedy spotykał się z Ginny, oboknich stał Ron. Potter cały czas czekał, kiedy do rudzielca coś dotrze izrozumie, że nie ma dla niego większego szczęścia niż miłość, która złączyłajego najlepszego przyjaciela i siostrę. Zrozumie i zostawi ich samych na dłużej,niż na kilka sekund. Wyglądało jednak na to, że do zakończenia sezonu nie ma nato żadnej nadziei. Ron cały czas dyskutował z Harrym o grze i o niczym innymnie myślał. W podświadomości Pottera wynik nadchodzącego meczu wiązał się zsukcesem albo niepowodzeniem jego planów odnośnie Ginny. Nie mógł pozbyć sięuczucia, że, jeżeli Gryffindor zwycięży z przewagą co najmniej trzystu punktów,powszechny zachwyt i hałaśliwa zabawa po grze będą w stanie dać mu tyle samoszansy, co porządny łyk Felix Felicis.



Czas przed decydującym meczem biegł tak, jak co roku przedtakim samym wydarzeniem. Docinki były bardziej złośliwe. Wystarczyło, że ktoś zjednej lub drugiej drużyny miał to „szczęście”, żeby trafić na grupę fanówprzeciwnika, a już po całym korytarzu rozchodziły się „życzenia wszystkiegonajlepszego”. Wybór gracze mieli niewielki: albo odejść nie zwracając na nicuwagi, albo chować się między lekcjami w toaletach i lizać rany na duszy.

 

***



W dzień finałowego meczu Harry z wdzięcznością zamieniłbycałe zapasy Felix Felicis na świecie, by móc zejść na stadion quidditcha razem zRonem, Ginny i resztą. To było dziwne wrażenie odwrócić się od tłumu uczniówwychodzących na błonia, noszących rozety, czapki, transparenty i szaliki, byudać się po kamiennych schodach do lochów i iść do czasu, gdy dystans był takwielki, że nie mógł już nic słyszeć. Wiedział, że to nie możliwe, aby usłyszałchoćby słowo komentarza, wybuch radości lub jęk zawodu.

 

Snape znieukrywaną, złośliwą radością, teatralnym gestem zaprosił Gryfona do swojegogabinetu. Jak zwykle kazał mu usiąść za stołem, na którym stały zakurzonepudełka z karami uczniów, uczących się w Hogwarcie wiele lat wcześniej.Przepisując automatycznie fiszki, Harry nie przestawał zastanawiaćsię, co dzieje się na zewnątrz, gdzie dopiero co rozpoczęto mecz… Ginny grałajako szukający przeciw Cho… Obie gotowe były walczyć o złoty znicz naarenie sportowej, a o Złotego Chłopca w murach zamku. Potter nie raz widział,jak Cho patrzy na niego tęsknie, całkiem jawnie żałując, że do niczego międzynimi nie doszło w zeszłym roku. Dziewczyna nie podejmowała się tak bezczelnychprób przyciągnięcia jego uwagi, jak to robiła to Romilda Vane, ale byłooczywiste, że chciałaby spróbować jeszcze raz, gdyby tylko miała taką możliwość.


Harry spoglądał co chwilę na wielki, wiszący naścianie zegar. Wydawał się poruszać o połowę wolniej, niż wszystkie inne. MożeSnape zaczarował go w ten sposób? Nie mógł przebywać tutaj tylko pół godziny…godzinę… półtorej… Kiedy wreszcie miał wrażenie, że Snape zostawiłgo do końca dnia, profesor pozwolił mu przerwać pracę i kpiąco się uśmiechając,wypuścił z gabinetu.


Biegnąc w górę po kamiennych schodach, Harry nadstawiałuszu, by usłyszeć dźwięki ze stadionu, ale tam panował cisza… czyli skończyłosię… Wahał się, czy wejść do zatłoczonej Wielkiej Sali, więc ruszył pomarmurowych schodach. Bez względu na to, czy Gryffindor wygrał czy przegrał,drużyna zwykle świętowała lub rozpaczała we własnym pokoju wspólnym.

 

- Quid agis? – powiedział niepewnie do Grubej Damy, niebędąc pewnym, co zastanie w środku.

 

Jej zachowanie było nieczytelne, gdy powiedziała „zobaczysz”i odsunęła się na bok.

 

Wrzask świętowania wybuchł w przejściu za nią. Harry gapiłsię, jak ludzie zaczynają krzyczeć na jego widok, wciągając go do pokoju.

 

- Wygraliśmy! – wrzasnął Ron podnosząc srebrny puchar -Wygraliśmy! Czterysta pięćdziesiąt do stu czterdziestu! Wygraliśmy!


Harry rozejrzał się się dookoła. Ginny biegła w jegostronę, jej twarz płonęła, ale była poważna, kiedy rzuciła mu się w ramiona. Ibez zastanowienia, bez planowania czegokolwiek, bez obawy o fakt, że będzie nanich patrzeć pięćdziesiąt osób, Harry pocałował ją. Po kilku długich chwilach,które mogły trwać pół godziny lub nawet większą część dnia, rozłączyli się. Wpokoju zrobiło się cicho. Kilka osób zaczęło gwizdać, zaraz potem nastąpiłwybuch nerwowego chichotu. Harry zobaczył za głową Ginny Deana Thomasa,trzymającego w swojej ręce rozbitą szklankę, Romildę Vane, która wyglądał,jakby coś straciła, rozpromienioną Hermionę. Wzrok Harry’ego szukał jednak Rona.W końcu znalazł go, ciągle trzymającego puchar i wyglądającego na kogośaprobującego to, że jest bity po głowie. Przez dłuższą chwilę wpatrywali się wsiebie, aż Ron dał mu mały znak głową, który Harry zrozumiał jako „Cóż,skoro już musisz…” Bestia w jego piersi ryknęła triumfalnie. Uśmiechającsię do Ginny, wskazał niepewnie na dziurę za portretem. Długi spacer pobłoniach obiecywał, że jeśli starczy im czasu, będą mogli porozmawiać o meczu.

 

***


Luty szybko przeszedł w marzec, co nie wpłynęło szczególnie na zmianę pogody, zwyjątkiem tego, że było tak samo często padało, jak i wiał wiatr. Właśnie wtaki mroczny, zimny, pierwszy dzień marca Ron Weasley wkroczył w pełnoletniość.


- Wszystkiego najlepszego, Ron – powiedział Harry,kiedy zostali obudzeni przez Seamusa i Deana hałaśliwie zbierających się naśniadanie. – Oto prezent.

 

Rzucił paczkę na łóżko przyjaciela, gdzie dołączyła ona dostosiku innych, które, jak przypuszczał Harry, zostały przyniesione w nocyprzez domowe skrzaty.


- Dzięki – powiedział Ron ospale.


Kiedy rozpakowywał prezenty, Harry wyszedł poszedłdo łazienki. Miał dwadzieścia minut i kiedy stanął pod strumieniem ciepłej wody,zaczął się onanizować. Poranna masturbacja pod prysznicem stała się stałympunktem planu dnia Gryfona, a ponieważ czasu miał mało, robił to wprzyśpieszonym tempie. Ręka szybko ślizgała się po wzbudzonym członku, odseksualnego pobudzenia oddech miał coraz szybszy, a kiedy zbliżał się doszczytu, jego ruchy stawały się coraz gwałtowniejsze. Wkrótce zaczął cichojęczeć, a fala rozkoszy rozpoczęła swoją wędrówkę od dołu brzucha w górę irozlała się po całym ciele. Sperma uderzyła w ścianę kabiny prysznicowej z takąsiłą, że bryzgi trafiły nawet na lustro, wiszące na drugiej ścianie.

 

Cholera, muszę z tym skończyć” – pomyślał leniwie Harry,stojąc pod strumieniem wody, powoli uspokajając się. – „Nadszedł już czas, żebyzacząć normalne stosunki z Ginny.”

 

Wziął ręcznik i zaczął wycierać swoje ładnie ukształtowaneciało. Spotykali się już od tygodnia, ale bez seksu, i to nie z powodu Ginny, ajego. Sam nie mógł zrozumieć, co go powstrzymywało w kluczowym momencie. Chybakrępowały go zabiegi dziewczyny i bał się tego pierwszego razu. Nie chciałzrobić czegoś nie tak, a wspomnienie o tym, co stało się między nim a Luną,tylko go hamowało. Jednak za każdym razem, kiedy Ginny rozpinała mu rozporek ipróbowała ściągnąć spodnie, Harry wymyślał jakąś wymówkę w typie: nie musimysię spieszyć, muszę pogadać najpierw z Ronem lub inną tego rodzaju bzdurę, cozaczynało już mocno drażnić dziewczynę. Przez ten tydzień oprócz pocałunków iprzytulania się nic więcej się nie działo, chociaż Ginny podejmowała różnepróby i niejednokrotnie starała się zrobić mu loda. Harry wtedy strasznie się mieszał,a przed oczami stawał mu czerwony z wściekłości Ron, który dowiedział się, żenajlepszy przyjaciel włożył w usta jego siostrze swojego członka. Z tego powoducałe podniecenie od razu znikało i pewnego razu Ginny nawet zapytała, czy czasemnie jest impotentem. Harry spalił się ze wstydu i bardzo rozzłościł na nią zate słowa. Tego wieczora już więcej ze sobą nie rozmawiali, ale rano, przyśniadaniu, pogodzili się i siedząc razem, gadali i śmiali się z jakichśsprośnych dowcipów, które opowiadał Seamus Finnigan. Gryfon zauważył, że Malfoyobserwuje jego i Ginny spod przymrużonych powiek. Udał jednak, że tego niewidzi i w ogóle nie zauważa obecności Draco w Wielkiej Sali.

 
I oto teraz, oglądając się w lustrze i wycierając ręcznikiem, Harry myślał otym, że musi jednak przejść do bardziej zdecydowanych działań, inaczej poprostu straci Ginny, która go rzuci i znajdzie sobie innego, będącego w staniejej dać to, czego chce. Dla niego zerwała z Deanem, ale jeżeli nadal będzie sięzachowywał jak niezdolny do niczego impotent, to na pewno wróci do Thomasa.Podjął decyzję, że dzisiaj wieczorem będzie uprawiał seks z Ginny, postawiwielki krzyż na swojej przeszłości i udowodni samemu sobie, że jest normalnymchłopakiem, który pieprzy się z odlotową dziewczyną, a nie takim gejem jakZabini.

 

- Tak naprawdę Zabini nie jest stuprocentowym gejem -poprawił się Potter. – Parkinson rżnął tak, że piszczała z zachwytu, chociaż wtym samym czasie miał w dupie penisa Draco. Do cholery, mam gdzieś orientacjęBlaise’a i innych Ślizgonów, którzy spółkują ze sobą w tym swoim wężowymgnieździe. Nie jestem taki jak oni, jestem normalny, mam dziewczynę i dzisiajbędziemy się razem dobrze bawić. Chociaż z robieniem loda nie musimy sięśpieszyć. Kiedy robił to Malfoy, to było… ale z Ginny jest zupełnie inaczej.Na pierwszy raz najlepszy będzie zwykły seks, a potem…

 
Harry usłyszał pukanie do drzwi, które oderwało go od planów na nadchodzącywieczór. Szybko założył majtki i szlafrok i wrócił do sypialni.

 
- Super, Harry – powiedział Ron entuzjastycznie,wymachując nową parą bramkarskich rękawic do quidditcha.

 

-Żaden problem – powiedział Potter z roztargnieniem, myśląc o tym, co wydarzy się wieczoremmiędzy nim i Ginny.


- Naprawdę niezły połów tego roku! – oznajmiłWeasley, trzymając w górze ciężki, złoty zegarek, pokryty na krawędziach różnymisymbolami. Zamiast wskazówek miał maleńkie, poruszające się gwiazdki. – Zobacz,co mama i tata mi przysłali.


- Ekstra – mruknął Harry rzucając szybkiespojrzenie na zegarek i zaczął się ubierać.


- Chcesz jednego? – zapytał Ron niewyraźnie, wyciągającw jego kierunku pudełko czekoladowych kociołków.

 

-Nie, dzięki – powiedział Potter zawiązująckrawat.

 
- Nie to nie – odparł Ron wpychając do ust drugączekoladkę.

 

Zajrzał z zamyśloną miną do pudełka i poczęstował siętrzecim.

 

-Gotowy? – zapytał brunet.

 

Byłw połowie drogi do drzwi dormitorium, kiedy zdał sobie sprawę, że Ron nieruszył się z miejsca. Leżał wciąż na swoim łóżku wpatrując się w pokryte deszczemszyby z dziwnym wyrazem twarzy.


- Ron? Śniadanie.

 

-Nie jestem głodny.


Harry przyjrzał mu się podejrzliwie.

 

-Zjadłeś prawie pół pudełka czekoladowych kociołków, prawda?

 

- Tonie to – westchnął Ron. – Ty… ty nie zrozumiesz.

 

-Dobrze więc – powiedział Potter, jednak zawahał się, gdy otwierał drzwi.

 

-Harry! – powiedział nagle rudzielec.

 

-Co?

 

-Harry, ja nie mogę tego znieść!

 

-Czego nie możesz znieść? – zapytał brunet czując, że dzieje się coś niedobrego.

 

Weasleybył raczej blady i wyglądał, jakby miał się pochorować.

 

-Nie mogę przestać o niej myśleć – odpowiedział ochryple Ron.


Harry gapił się na niego. Nie oczekiwał takiegoobrotu zdarzeń i nie był przekonany, czy chciał o tym słuchać. Byliprzyjaciółmi, ale jeżeli Ron znowu zacznie mówić o Lavender i nazywać ją„Lav-Lav”, to będzie musiał tupnąć nogą.

 

- Ale dlaczego to sprawia, że nie masz ochoty zjeśćśniadania? – zapytał Harry, starając się znaleźć wspólny język z przyjacielem.

 

- Ona nawet nie wie, że ja istnieję – powiedziałdramatycznie Ron.

 

- Ona zdecydowanie wie, że istniejesz – odparł zdziwionyHarry. – Przecież ją przeleciałeś.

 

Ron zamrugał.

 

-Zaraz, a o kim ty mówisz – zapytał Harry, zdając sobie sprawę, że rozmowa corazbardziej traci sens.

 

- O RomildzieVane – powiedział miękko Ron, a jego twarz rozpromieniła się.

 

Gapilisię na siebie przez prawie minutę, aż Harry rzucił:

 

- To dowcip,prawda? Żartujesz?


- M… myślę, Harry, że ją kocham – wyznał rudzieleczduszonym głosem.

 

- Jasne- odpowiedział Harry podchodząc do Rona, by lepiej przyjrzeć się jego szklistymoczom i bladej cerze. – Jasne… powtórz mi to prosto w twarz.

 

-Kocham ją – powtórzył Ron tracąc oddech. – Czy widziałeś jej włosy, takieciemne, błyszczące i jedwabiste… A jej oczy? Jej wielkie, ciemne oczy? Ajej…


- To naprawdę bardzo zabawne i w ogóle – powiedziałHarry niecierpliwie – ale koniec tych żartów, dobra? Daj już spokój.

 

Odwróciłsię, by wyjść. Miał do przejścia jeszcze dwa kroki w kierunku drzwi, kiedy cośuderzyło go w prawe ucho. Odwrócił się i rozejrzał dookoła. Pięść Ronaznajdowała się tuż przy jego twarzy. Czerwony ze złości przyjaciel przymierzałsię do kolejnego ciosu. Harry zareagował instynktownie. Wyciągnął różdżkę zkieszeni i bez zastanowienia rzucił:

 

- Levicorpus!

 

Ronwrzasnął i zawisł bezsilnie do góry nogami.


- Za co to było? – ryknął Harry. – Za Ginny?Między nami jeszcze nic się nie wydarzyło!


- Znieważyłeś ją, Harry! Powiedziałeś, że żartuję! -wrzasnął Ron, robiąc się coraz bardziej purpurowy w miarę jak krew napływała mudo głowy.

 

-To jakieś szaleństwo! – zawołał Harry. – Co z…?

 

Iwtedy zobaczył otwarte pudełko leżące na łóżku Rona i prawda uderzyła go zporażającą jasnością.

-Skąd masz te czekoladowe kociołki?

 

-Dostałem je w prezencie urodzinowym! – krzyknął Ron obracając się powoli wpowietrzu i starając się uwolnić. – Proponowałem ci jednego, no nie?

 

-Podniosłeś to pudełko z podłogi, prawda?

 

-Spadło z mojego łóżka, w porządku? Uwolnij mnie!

 

-One nie spadły z twojego łóżka, idioto, nie rozumiesz? Były moje! To sączekoladowe kociołki, które Romilda dała mi na Walentynki, i są całe zaprawioneeliksirem miłosnym.


Ale Ron zrozumiał tylko jedno słowo z całejwypowiedzi Harry’ego.

 

-Romilda? – powtórzył. – Powiedziałeś Romilda? Harry, znasz ją? Czy mógłbyś miją przedstawić?


Harry gapił się na dyndającego Rona, którego twarzbyła teraz pełna nadziei, i poczuł, że ma ochotę się roześmiać. Jakaś częśćniego, ta bliższa uderzonego prawego ucha, chciała wypuścić Rona i obserwować,jak miota się w amoku, dopóki nie minie działanie eliksiru… ale z drugiejstrony byli przecież najlepszymi przyjaciółmi. Spotyka się z jegosiostrą i nie może tak podle z nim postępować. Ronnie był sobą, kiedy go zaatakował, a on sam zasługiwałby na kolejny ciospięścią, gdyby pozwolił Ronowi wyznać miłość Romildzie Vane.


- Jasne, przedstawię cię – powiedział Harry, starającsię szybko zebrać myśli. – Mam zamiar cię teraz uwolnić, dobrze?

 

OdesłałRona z hukiem z powrotem na podłogę (ucho bolało go jeszcze trochę).

 

-Ona będzie w gabinecie Slughorna – powiedział szeptem, kierując przyjaciela dodrzwi.

 

- Napewno? – zapytał Ron niespokojnie, zbierając się szybko z podłogi.

 

- O…tak, ma z nim dodatkowe lekcje eliksirów – wymyślił Harry na poczekaniu.

 

-Może zapytam ją, czy nie mógłbym chodzić na te lekcje razem z nią? – powiedziałRon gorliwie.

 

-Świetny pomysł – stwierdził Potter.


Harry obawiał się trochę, że Slughorn może być naśniadaniu, ale gdy tylko zapukał do drzwi jego gabinetu, profesor otworzył,ubrany w zieloną, welwetową szatę i dopasowaną do tego szlafmycę. Wyglądał nazaspanego.

 

-Harry – wymamrotał. – To bardzo wczesna pora na wizytę… Zazwyczaj śpię dopóźna w soboty…


- Profesorze, przepraszam pana bardzo za najście -powiedział Harry tak cicho, jak to było możliwe, by Ron, który właśnie próbowałzobaczyć wnętrze pokoju Slughorna, nie połapał się, o co chodzi. – Ale mójprzyjaciel połknął przez przypadek eliksir miłosny. Czy nie mógłby pan uwarzyćdla niego antidotum? Zabrałbym go do pani Pomfrey, ale nie chcemy być posądzenio posiadanie czegoś ze sklepu Weasleyów, no wie pan… wszystkie te niewygodnepytania…

 

-Dlaczego sam nie sporządziłeś dla niego lekarstwa. Jesteś ekspertem wdziedzinie eliksirów. – zapytał Slughorn.

 

-Eee – powiedział Harry nieco nieuważnie, ponieważ rozpraszał go Ronszturchający go w żebra i próbujący dostać się do pokoju. – No więc, nigdy nieważyłem antidotum dla eliksiru miłosnego, proszę pana, i uznałem, że powiniento zrobić ktoś doświadczony…


Szczęśliwie Ron wykorzystał ten moment by jęknąć:

 

-Nie widzę jej, Harry. Czy on ją ukrywa?

 

-Czy ten eliksir nie był przedatowany? – zapytał Slughorn mierząc Rona okiemzawodowca. – Jego siła działania wzrasta, gdy się go dłużej przechowuje…

 

-To wiele wyjaśnia – wysapał Harry, siłując się z Ronem i starając siępowstrzymać go od przewrócenia Slughorna. – Dziś są jego urodziny, profesorze -dodał błagalnie.

 

- No dobrze, wejdźcie więc, wejdźcie – ustąpił Slughorn. -Mam tu w torbie wszystko, czego potrzebuję, to nie jest trudne antidotum…

 

Ron wpadł do gabinetu Slughorna rozglądając się badawczo itracąc równowagę. Złapał Harry’ego za szyję i mruknął:

 

- Nie widziała tego, co?


- Jeszcze jej tu nie ma – powiedział Harry,obserwując jak Slughorn rozkłada swój zestaw eliksirów i dodaje po kilka kroplitego i tamtego do małej, kryształowej buteleczki.

 

-To dobrze – powiedział żarliwie Ron. – Jak wyglądam?

 

-Bardzo przystojnie – powiedział Slughorn gładko, podając Ronowi szklaneczkęprzezroczystego płynu. – A teraz wypij to. To środek na wzmocnienie, pomoże cizapanować nad nerwami, kiedy ona przyjdzie.

 

-Cudownie – powiedział Ron niecierpliwie i wypił antidotum głośno przełykając.


Harry i Slughorn obserwowali go. Przez chwilę Rongapił się na nich. Potem, bardzo powoli, jego głupi uśmiech zaczął się zacierać,aż wreszcie zniknął zupełnie, by zostać zastąpionym przez wyraz największegoprzerażenia.

 

-Wraca do normalności, co? – stwierdził Harry ze złośliwym uśmiechem. Slughorn zachichotał.- Wielkie dzięki, profesorze.

 

-Nie wspominaj o tym, mój drogi chłopcze, nie wspominaj nikomu – powiedziałSlughorn, gdy Ron opadł na najbliższe krzesło, wyglądając na wykończonego. -Napój wzmacniający, oto, czego mu trzeba – kontynuował profesor uwijając sięprzy stole zastawionym napojami. – Mam kremowe piwo, wino, ostatnią butelkędojrzałego, dębowego miodu pitnego… hmm… miałem dać ją Dumbledore’owi naGwiazdkę… no cóż… – Wzruszył ramionami. – Nie może mu brakować czegoś,czego nigdy nie miał! Dlaczego nie mielibyśmy otworzyć go teraz u uczcićurodzin pana Weasleya? Nic tak nie podnosi na duchu jak złagodzenie bólu ponieszczęśliwej miłości…- zarechotał znowu, a Potter mu zawtórował. – Proszębardzo – powiedział i wręczył Harry’emu i Ronowi szklanki z miodem pitnym, poczym wzniósł swoją. – Więc, wszystkiego, wszystkiego najlepszego, Ralf…

 

- …Ron- szepnął Harry.

 

AleRon nie słuchał toastu. Rzucił się na swoją szklankę z miodem, połykając gołapczywie. W ciągu sekundy, przez czas jednego uderzenia serca, Harryzorientował się, że dzieje się coś bardzo niedobrego, ale Slughorn zdawał siętego nie dostrzegać.

 

-…i dużo, dużo, dużo szczęścia…

 

-Ron!

 

Ronupuścił swoją szklankę. Zsunął się z krzesła i skrzywił się. Jego kończynyzaczęły drżeć niekontrolowanie. Z jego ust wypłynęła piana a oczy uciekły wgłąb czaszki.

 

-Profesorze – ryknął Harry. – Niech pan coś zrobi!

 

AleSlughorn zdawał się być sparaliżowany ze strachu. Ron szarpał się i dusił. Jegoskóra zaczęła sinieć.

 

-Ale co – jęknął profesor.

 

Harrybłyskawicznie wyminął stół i dobiegł do rozłożonego zestawu eliksirów.Przerzucał słoiki i fiolki, kiedy straszny dźwięk wydobył się z gardła Rona.Wreszcie go znalazł: kamień przypominający wysuszoną cynaderkę, dokładnie takisam, jaki Slughorn wziął od niego na lekcji. Dopadł do przyjaciela, otworzył muusta i wepchnął do nich bezoar. Rona przeszył silny dreszcz, sapnął głośno ajego ciało stało się bezwładne i nieruchome.

***

Wiadomość,że Ron został otruty, rozeszła się szybko następnego dnia, ale nie spowodowałatakiej sensacji, jaką wywołał atak na Katie. Wyglądało na to, że ludzie sądzili,iż to tylko wypadek i zwracali uwagę na to, że chłopak był w tym czasie wgabinecie Mistrza Eliksirów i, ponieważ od razu dostał antidotum, nic wielkiegosię nie stało.


Zapadł wieczór, w skrzydle szpitalnym panowała cisza, okna zostały przesłoniętea lampy zapalone. Łóżko Rona było jedynym zajętym. Harry, Hermiona i Ginnysiedzieli dookoła niego; spędzili cały dzień czekając na zewnątrz i próbujączajrzeć do środka zawsze, kiedy ktoś wchodził lub wychodził. Pani Pomfreypozwoliła im na odwiedziny dopiero o ósmej. Fred i George przybyli dziesięć minutpóźniej. Potem drzwi otworzyły się ponownie i państwo Weasley pośpiesznieweszli do sali szpitalnej. Mama Rona złapałaHarry’ego i bardzo mocno go uścisnęła.

 

-Dumbledore powiedział nam jak uratowałeś go bezoarem – zaszlochała. – Och,Harry, co możemy powiedzieć? Uratowałeś Ginny… uratowałeś Artura… terazuratowałeś Rona…


- Niech pani nie… ja nie… – wymamrotał zażenowanychłopak.

 

- Teraz, gdy się nad tym zastanawiam, to wygląda na to, iżpołowa mojej rodziny zawdzięcza życie tobie – odparła pani Weasley zduszonymgłosem. – I jestem zadowolona, że ty i Ginny… i my wszyscy mamynadzieję, że w niedalekiej przyszłości wejdziesz do naszej rodziny…

- E-e-e… – wydusił z siebie Potter widząc, jak Ginny mrugnęła do niegoporozumiewawczo.


Nie mógł wymyślić na to żadnej pasującej odpowiedzi. I był prawie zadowolony,gdy pani Pomfrey przypomniała, że wokół łóżka Rona może przebywać tylko sześciuodwiedzających. Szybko podniósł się z krzesła, podszedł do Ginny i wyszeptał:


- Musimy porozmawiać.


Dziewczyna wstała, wzięła go za rękę i skierowała się do wyjścia.


Harry, kiedy siedział pod drzwiami sali szpitalnej, myślał o tym, co sięwydarzyło, czy istnieje jakiś związek między zamachem na Katie Bell i Rona. Po pierwsze, oba miały być śmiertelne, ale nie udały się,pomimo że to sprawa czystego szczęścia. A po drugie, wygląda na to, że anitrucizna ani naszyjnik nie trafiły do tego, kto miał zostać zabity. To sprawia,że osoby stojące za tym są nawet bardziej niebezpieczne, ponieważ nie wygląda,aby przejmowały się, jak wielu ludzi wykończą zanim faktycznie dopadną swojąofiarę. Przypominając sobie Mroczny Znak na lewym nadgarstku Draco,Gryfon był pewien, że to właśnie Ślizgon stoi za zamachami. Otrzymał zadanie odCzarnego Pana i zrobi wszystko, żeby polecenie wypełnić, nie wiadomo tylko, cojest prawdziwym celem. Katie Bell i Ron stanowili przypadkowe ofiary, a kogobardziej bał się Voldemort, Slughorna czy Dumbledore’a, Potter na razie niewiedział. Slughorn był niebezpieczny z powodu swojego wspomnienia o horkruksach,dzięki któremu inni czarodziej mogliby poznać tajemnicę, że dusza Czarnego Panajest podzielona. Chociaż to wspomnienie Harry i Dumbledore znali już iwiedzieli, jak można zniszczyć potężnego czarodzieja. Ale Voldemort jeszcze niemiał o tym pojęcia, dlatego było bardzo możliwe, że właśnie profesor jestpotencjalną ofiarą, którą ma zabić Malfoy. Możliwe, że to właśnie SlughornowiKatie miała przekazać opalowy naszyjnik. Wszyscy znają upodobanie staregoprofesora do pięknych i drogich rzeczy. Również butelka miodu znajdowała się uniego, i, chociaż profesor miał zamiar podarować ją dyrektorowi, to można byłoliczyć, że jednak wypije go sam.
Dumbledore’a Voldemort bał się zawsze iniszcząc tak niebezpiecznego i silnego przeciwnika, miałby pewność, że nikt niebędzie w stanie mu się przeciwstawiać. Oprócz niego, Harry’ego Pottera. Takzapowiedziano w proroctwie, że tylko jeden z nich może przeżyć. Wiedział jednak,że tym razem nie chodzi o niego. W grę wchodził jeszcze jeden wariant wypadku zRonem, niezwiązany z Voldemortem, a z samym Draco Malfoyem. Wieść o tym, żeHarry spotyka się z Ginny Weasley wywołała niezłe zamieszanie, głównie wśróddziewczyn, ale Gryfon widział twarz blondyna, kiedy przypadkowo spotkał się znim spojrzeniem w Wielkiej Sali podczas śniadania w dniu, kiedy wiadomośćrozeszła się po szkole. W tej jednej chwili poczuł strach. Nie bał się o siebie,ale o Ginny, widząc, jak Malfoy popatrzył na szczęśliwie uśmiechającą siędziewczynę siedzącą obok niego. Przypominając sobie dzisiaj to spojrzenie,pełne nienawiści, Harry nie odrzucał możliwości, że wypadek Rona jestostrzeżeniem dla Ginny, żeby zostawiła go w spokoju. Właśnie o tym teraz chciałz nią porozmawiać. To było dla niego trudne, ale podjął decyzję o rozstaniu sięz dziewczyną. Nie mógł ryzykować i wystawiać jej na niebezpieczeństwo.Voldemort był zbyt blisko niego i chociaż Dumbledore bardzo wzmocnił ochronęszkoły, Czarny Pan, zmieniając Malfoya w śmierciożercę, sprawił, że jego sługaznajduje się wewnątrz szkoły i działa na jego polecenie. I każdy, kto jest obokHarry’ego, kto jest mu bliski, stanowi potencjalną ofiarą, a Ślizgon postarasię zlikwidować każdego, kogo wskaże mu Czarny Pan. A teraz na pierwszej liniiznalazła się Ginny Weasley. Między nimi jeszcze tak naprawdę nic nie zaszło,spotykali się dopiero od tygodnia, a teraz będą musieli się rozstać.

 
- Ginny, posłuchaj – powiedział cicho Harry, kiedy wyszli na korytarz izamknęli za sobą drzwi.


Dziewczyna patrzyła na niego przenikliwym spojrzeniem, w którym, pomijając smutekwywołany tragicznym wydarzeniem z udziałem jej brata, widoczne było silnepragnienie i namiętność. Potter pomilczał minutę, zbierając się w duchu, żebypowiedzieć jej to, o czym myślał dzisiaj cały dzień.


- Nie możemy więcej się spotykać. Nie możemy być razem.


Ginny szarpnęła się, jakby uderzył ją w twarz, i cicho krzyknęła.

 
- Ginny… nie mogę… nie możemy… jest tyle rzeczy, które muszę zrobićsam… – Harry zrobił krok w jej kierunku, objął za ramiona i popatrzył w oczy.


- To z powodu jakiejś durnej „wyższej konieczności”, tak? – zapytaładziewczyna.

 
- Voldemort niszczy ludzi, którzy są drodzy jego wrogom. Już raz zrobił zciebie przynętę tylko dlatego, że jesteś siostrą mojego najlepszegoprzyjaciela. Pomyśl, jakie niebezpieczeństwo grozi ci teraz, jeżeli będziemyrazem. Myślę, że wypadek Rona nie był przypadkowy. Wiem, że w Hogwarcie jestśmierciożerca, który wykonuje zadanie dla Voldemorta. I to on spróbuje dotrzećdo mnie wykorzystując ciebie, albo po prostu cię zabije, żeby mnie zranić.

 
- A jeśli jest mi wszystko jedno? – zapytała Ginny ze łzami w oczach.

 
- Ale MNIE nie jest wszystko jedno – odpowiedział Harry. – Jak, twoim zdaniem,będę się czuć, gdy coś ci się stanie z mojej winy?

 
- Ja nigdy rzeczywiście nie byłam z tobą – powiedziała. – Nie… tak naprawdę.Miałam nadzieję… Hermiona powiedziała mi, żeby iść z życiem, może wyjśćgdzieś z innymi ludźmi, rozluźnić się trochę… Nigdy nie mogłam nawetnormalnie rozmawiać, kiedy ty byłeś w pokoju, pamiętasz? I ona stwierdziła, żemoże zwróciłbyś na mnie trochę większą uwagę, jeśli będę trochę bardziej…sobą… Dlatego zaczęłam spotykać się z innymi, tak, żebyś o tym wiedział…

 

-Mądra dziewczyna z tej Hermiony – powiedział Harry, próbując się uśmiechnąć. -Ja chciałem… chciałem zapytać cię wcześniej. Mogliśmy być jakiś czas…

 


- Ale ty byłeś i będziesz zbyt zajęty ratowaniemczarodziejskiego świata – powiedziała Ginny. – Więc… Nie mogę powiedzieć, żejestem zaskoczona. Wiedziałam, że to w końcu się stanie. Nie będzieszszczęśliwy, zanim nie upolujesz Voldemorta. Może… dlatego aż tak bardzo cięlubię…


Harry nie chciał tego słyszeć. Poczuł w tym momencie,że lepiej będzie, jak się oddali. Odwrócił się od płaczącej dziewczyny istojąc do niej plecami, wyszeptał:


- Wybacz mi, Ginny. – I szybko ruszył ciemnym korytarzem.

 
Było mu źle na duszy. Dopiero co rzucił dziewczynę, z którą tak bardzo chciałsię spotykać. Rozstali się w momencie, kiedy wyznała mu miłość, kiedy jej matkapowiedziała, że będzie szczęśliwa, jeżeli staną się rodziną. I to wszystkostracił przez Malfoya. Musiał porzucić wszelkie nadzieje na normalne życie, októrym zawsze marzył. Teraz została mu tylko niepewność, samotność, duchowemęki i codzienna masturbacja wieczorem i rano, a czasami także w ciągu dnia wubikacji. Zatrzymał się gwałtownie i z niezadowoleniem uderzył pięścią wkamienną ścianę. Ból zawsze pomagał mu skoncentrować się, wziąć się w garść izacząć trzeźwo myśleć. I teraz, patrząc na obtartą do krwi rękę, ciężkowestchnął, wyciągnął z kieszeni napoczętą paczkę papierosów, które terazkupował od Deana, i wszedł do najbliższej łazienki, która przez przypadekokazał się być tą, w której mieszkała Marta. Wszedł do pomieszczenia i nagle, zaskoczony,zamarł w miejscu. Plecami do niego, oparty o umywalkę, z pochyloną do przodujasnowłosą głową, stał Draco.

 
- No, nie trzeba… – Słychać było pocieszający głos beksy. – Nie trzeba…Powiedz mi, co cię męczy… Pomogę ci…

 
- Nikt nie może mi pomóc – odpowiedział, drżąc na całym ciele, Malfoy. – Kochamgo. Naprawdę go kocham, nawet bardziej niż swojego ojca, ale on spotyka się z tą…Nigdy nie będziemy razem, zbyt się różnimy. Nigdy nie zechce związać się zchłopakiem, dla niego to zboczone… A ja nie mogę bez niego żyć…

 
Potter zdał sobie sprawę, przeżywając przy tym wielkiszok, że Malfoy płacze. Tak, płakał, a łzy spływały po jego bladej twarzy dobrudnej umywalki. Draco dyszał i łkał, następnie z wielkim wzdrygnięciemspojrzał w stłuczone lustro i zobaczył patrzącego na niego Gryfona. Odwróciłsię, wyciągając różdżkę. Harry instynktownie dobył swojej. Czar Ślizgona minąłgo zaledwie o cal, trafiając w lampę na ścianie za nim. Potter odskoczył w bok,w myślach wymówił
Levicorpus imachnął ręką, ale Malfoy zablokował zaklęcie i podniósł różdżkę ponownie.


- Nie! Nie! Przestańcie! – piszczała Jęcząca Marta, aecho jej głosu niosło się po kafelkach w pomieszczeniu. – Przestańcie! STOP!

 

Dałosię słyszeć głośny huk, kosz za Harrym eksplodował. Gryfon wystrzelił zaklęcie GalaretowatychNóg, które jednak ominęło Malfoya i rozbiło zbiornik pod krzyczącą głośno JęczącąMartą. Woda lała się wszędzie, Potter poślizgnął się, podobnie jak Draco,którego twarz wykrzywiła się, gdy wrzasnął:

 

- Cruc…

 

- SECTUMSEMPRA! – ryknął Harry z podłogi,machając dziko różdżką.

 

Krewtrysnęła z twarzy Malfoya, a jego klatka piersiowa została rozcięta jak gdybyniewidzialnym mieczem. Zatoczył się do tyłu i z głośnym chlapnięciem padł nazalaną wodą podłogę, a różdżka wypadła mu z bezwładnej, prawej ręki.

 

- Nie…!- wydyszał Harry.


Ślizgając się i zataczając stanął na nogi i rzuciłsię w stronę Malfoya, którego twarz lśniła teraz szkarłatem, a jego blade ręcemacały zakrwawiony tors.


- Nie… ja nie… – Harry nie wiedział, co mówi. Czuł,jak klęka przy byłym kochanku i chwyta go za ramiona, próbując przytulićdo siebie. – Draco, nie umieraj! Proszę, jesteś mi potrzebny, Draco, kochamcię.

 

Potterprzyciskał do siebie spływającego krwią Ślizgona, a po policzkach toczyły mu sięłzy. Jęcząca Marta wyleciała na zewnątrz zogłuszającym krzykiem:

 

-MORDERCA! MORDERCA W ŁAZIENCE! MORDERCA!


- Draco, ukochany, nie umieraj… – wył Potter, nadal przyciskając do siebieMalfoya. Nagle ciało Ślizgona zaczęło drżeć w konwulsjach i Harry zrozumiał, żeto agonia, że Draco umiera. – NIE!!! – wrzeszczał Gryfon. – POMOCY!!! Niechktoś mi pomoże.


Drzwi za Harrym otworzyły się z trzaskiem. Spojrzałna nie przerażony i zobaczył, jak do pomieszczenia wpada siny na twarzy Snape.


- Niech pan go ratuje! – krzyknął Harry. – Kocham go! Proszę coś zrobić!

 

Profesorodepchnął Harry’ego brutalnie na bok, ukląkł obok Malfoya, wyciągnął różdżkę iprowadząc ją po ranach, które spowodowała klątwa, mamrotał brzmiącą jak pieśń inkantację.Potok krwi osłabł. Snape usunął jej resztki z twarzy chłopaka i powtórzył swójczar. Teraz rany wydawały się zabliźnić. Harry ciągle przyglądał się,przerażony tym, co zrobił. Ledwo sobie uświadamiał, że on też jest mokry izakrwawiony. Łzy płynęły mu po policzkach, ale już tego nie zauważał. JęczącaMarta ciągle szlochała i zawodziła nad ich głowami. Snape wypowiedział zaklęciepo raz trzeci i Draco odzyskał świadomość. Powieki chłopaka drgnęły i uchyliły się.Potter rzucił się do niego, ale Snape obdarzył Gryfona takim spojrzeniem, żesparaliżowało go to nie mniej skutecznie niż Petryfikus Totalus. Profesor pomógł podnieść się na nogi swojemuuczniowi, który z powodu dużej utraty krwi był blady jak ściana i nie ustałbybez pomocy.

- Malfoy… – wyszeptał Harry ze łzami na oczach.

- Potter… – cicho jęknął Ślizgon, opierając się na ramieniu swojego opiekuna.

 
- Musisz pójść do skrzydła szpitalnego. Możesz wciążodczuwać trochę bólu, ale jeśli weźmiesz natychmiast eliksir, będzie lepiej.Chodź…


Snape podtrzymał Malfoya w czasie drogi przez łazienkę,odwracając się w drzwiach i mówiąc głosem pełnym zimnej furii:

 

- Aty Potter… ty zaczekasz tu na mnie.

 

Harry’emu nawetprzez myśl nie przeszło, że mógłby nie posłuchać Snape’a. Wstał powoli, drżąc, ispojrzał  w dół na mokrą podłogę. Całabyła zalana krwią. O mało nie zabił człowieka, którego kiedyś nienawidził, ateraz zrozumiał, że uczucie to z czasem przerodziło się w miłość i Draco Malfoyzaczął zajmować w jego sercu naczelne miejsce. Wyparł z niego i Cho Chang, iGinny Weasley, i wszystkich, którzy próbowali zająć tę pozycję. Kiedy to sięstało, Harry nie wiedział i nie zastanawiał się nad tym, po prostu tak było ijuż. Zrozumiał to w chwili, kiedy przyciskał do siebie konającego Draco, umierającegona jego rękach, na rękach swojego kochanka i mordercy, a on nie mógł niczrobić. W tym momencie pojął, że kocha Ślizgona i uświadomił sobie, iż niepodpowiada mu tego rozum, ale serce. W tej sekundzie był gotowy zrobić wszystko,byle tylko uratować blondyna. Od pewnego czasu na jego oczach umierali znajomii bliscy mu ludzie: Cedrik Diggory, Syriusz Black, a on nie był w stanie nic nato poradzić. A teraz błagał Snape’a o pomoc i, nie myśląc, wyznał mu swojąmiłości do Malfoya.
Czuł się tak słaby, że nie mógł nawet zmusić siebie,by powiedzieć Jęczącej Marcie, która kontynuowała zawodzenie i szloch zrosnącym zaangażowaniem, by się uciszyła. Snape wrócił dziesięć minut później.Wkroczył do łazienki i zamknął za sobą drzwi.

 

- Znikaj- powiedział do Marty, a ona wróciła do swojej toalety, zostawiając za sobą kompletnąciszę.


- Co z nim? Będzie żył? – zapytał Harry.

 

Jegogłos potoczył się echem po zimnej, mokrej przestrzeni. Ale Snape to zignorował.


- Widocznie cię nie doceniałem, Potter – powiedziałcicho – Kto nauczył cię tak dużo o czarnej magii? Skąd znasz to zaklęcie?

 

-Przeczytałem o nim… gdzieś.

 

-Gdzie?

 

-To była… książka z biblioteki – wymyślił szybko chłopak – Nie mogę sobieprzypomnieć, jaki miała tytuł…Co z Draco?


- Kłamca! – bardzo cicho powiedział Snape i nagle mocno uderzył Gryfona wtwarz, od czego pociemniało mu w oczach, ale przecierpiał to, rozumiejąc, żezasługuje na surowszą karę


Harry’emu zaschło w gardle. Wiedział, co Snapezamierza zrobić i nie mógł temu zapobiec… Łazienka zaczęła rozmywać mu się przedoczami, usiłował zablokować wszystkie swoje myśli, próbował jak tylko mógł, alenie potrafił odgonić od siebie wspomnienia o ostatnim spotkaniu z Dracoprzed wyjazdem na ferie świąteczne. Przed jego oczami pojawiła się scena, jakuprawiają seks w łóżku Ślizgona, obaj mokrzy od potu, lepcy od szampana ispermy, niepohamowanie tuląc się do siebie, namiętnie całując i szepcząc sobieczułe słowa.
I wtedy ponownie popatrzył na Snape’a. W tle widaćbyło zrujnowaną, podmokłą łazienkę. Spojrzał w jego czarne oczy, mając nadzieję,że mężczyzna nie zobaczył tego, co Harry chciał ukryć, ale…

 

- Potter… -głucho powiedział profesor i Harry z przerażeniem zrozumiał, że on wieWSZYSTKO.

Gryfon poczuł,jak jego policzki zaczynają płonąć, a oddech przyspieszył. Szybko odwrócił się i z pluskiem wypadł z łazienki. Na korytarzu zaczął biec wstronę Wieży Gryffindoru. Większość osób, które szły tą drogą, ze zdziwieniem patrzyłona niego, przemoczonego wodą i krwią, ale nie odpowiedział na żadne z zadanych mupytań. Był ogłuszony i przygnębiony tym, że Snape dowiedział się owszystkim. Co teraz zrobi profesor? Rozpowie, że Harry Potter to brudny gej,czy zachowa dla siebie fakt, iż to Draco Malfoy jest kochankiem Wybrańca?Jeżeli Snape zechce odegrać się na Harrym i powiadomi o tym czarodziejskąspołeczność, to Ślizgon również ucierpi. Nienawiść do Harry’ego czy miłości doMalfoya będzie czynnikiem decydującym? Gdyby kochankiem Gryfona był ktoś inny,już poranny „Prorok Codzienny” opisywałby ze szczegółami intymne życie Chłopca,Który Przeżył. Ale skoro to był Draco Malfoy, być może Snape’a zatrzyma tąsensacyjną wiadomość dla siebie.

 
- Gdzie byłeś?… Dlaczego jesteś mokry?… To krew.- Hermiona stała na szczycie schodów, wyglądając na oszołomioną wyglądem Harry’ego.


- Rzuciłem Ginny, prawie zabiłem Malfoya i Snape wie o wszystkim – odpowiedziałzdyszany Potter, złapał dziewczynę i przycisnął ją mocno do siebie.

 
Nowe wieści rozchodziły się bardzo szybko, najwyraźniej Jęcząca Martaodwiedziła każdą łazienkę zamku, by opowiedzieć swą historię. Do Malfoya wskrzydle szpitalnym przyszła Pansy Parkinson, która traciła cały czas na gadaniuo niegodziwości Harry’ego, a Snape poinformował o wszystkim kadrę pedagogiczną,pomijając jedynie milczeniem to, co zobaczył, kiedy wniknął do umysłu Gryfona.Harry został wywołany z pokoju wspólnego, by spędzić piętnaście minut zprofesor McGonagall, a po śniadaniu czekała go rozmowa z Dumbledore’em na tematdalszego pobytu w szkole. Snape nalegał na jego usunięcie jako „potencjalnieniebezpiecznego i psychicznie rozstrojonego, skłonnego do agresji iokrucieństwa maniaka, parającego się czarną magią”. Z taką charakterystykąraczej trudno będzie pozostać w Hogwarcie, tym bardziej, że nie tak dawnoprzecież jego dalsza nauka również stała pod znakiem zapytania. Wtedy była to poprostu bójka, chociaż w mocno obciążających okolicznościach, ponieważ byłpijany i sam napadł na Malfoya. Dyrektor wybronił go i udało mu się jakośwykaraskać, tak że prawie stał się bohaterem. Teraz jest znacznie gorzej.Kolejny napad na tego samego ucznia i użycie czarnej magii w celu jegouśmiercenia. Za coś takiego mogą go wysłać nawet do Azkabanu.

 

Harry siedziałobok Hermiony za stołem Gryffindoru i tępo patrzył w talerz. Nie miał apetytu,reprymendy przyjaciółki wychodziły mu już bokiem, tęsknił za Draco i na samąmyśl o jego stanie chciało mu się płakać, a z powodu czekającej go rozmowy zdyrektorem dostał temperatury. Nagle usłyszał śmiech, który rozległ się odstrony Ślizgonów. Odwrócił się i zobaczył Teodora Notta, który głośno opowiadało tym, że gryfońskiego popaprańca w najbliższym czasie wyślą do Świętego Munga,gdzie jest jego miejsce. Pansy Parkinson,siedząca pomiędzy Nottem i Nickiem Harperem, złośliwie się uśmiechała i uparciepatrzyła na Harry’ego. Zabini zajął miejsce z dala od pozostałych, na końcustołu. Ze spuszczonymi oczami wyglądał, jakby nie widział, co się dzieje.Piękniś w ogóle ostatnio trzymał się na uboczu i wolał samotność. Po kolejnejuwadze Notta Ślizgoni zgodnie zarechotali. Potter zobaczył nieprzyzwoity gest,który zrobił Teodor, napomykając o tym, jak go zerżnęli w magazynie, i rozległsię kolejnym wybuch śmiechu tych, którzy zrozumieli, o czym jest mowa. Harry w milczeniu wstał od stołu, delikatnie odsunął rękęHermiony, która próbowała go zatrzymać, żeby nie pogarszał sytuacji. Podszedłdo stołu Ślizgonów i ze wszystkich sił wepchnął głowę Notta w talerz zbulionem. Pansy pisnęła zaskoczona. Resztka zupy na talerzu zaczęła powoliróżowieć od krwi. Wszyscy zamilkli i tylko patrzyli, a Gryfon podniósł za włosygłowę Teo z talerza i ostatecznie poniżył go, ocierając mu zakrwawiona twarzserwetką, po czym wyszedł z Wielkiej Sali bez jednego słowa i skierował się dogabinetu Dumbledore’a.

 

***

W skrzydle szpitalnym Ron siedział na łóżku i zajadał czekoladowe żaby.

 

- Do końca semestru mogę zostać w szkole, ale siódmy rokbędzie już bez mnie – powiedział Harry chmurnie i popatrzył w stronę parawanu,którym ogrodzone było łóżko, stojące w dalekim końcu szpitalnej sali.

 
- To do dupy – posmutniał rudzielec, patrząc na przybitego Pottera.

 
- Dumbledore powiedział, że po szkole odwiozą mnie do Dursleyów i będę tam podnadzorem aurorów przebywał do czasu siedemnastych urodzin, a kiedy to nastąpi,magia, której użył dyrektor, przestanie działać i dom mojej ciotki nie będziejuż bezpieczny. Potem, pod wzmocnioną ochroną, przewiozą mnie na Grimmauld Place12, gdzie zamieszkam pod opieką aurorów i członków Zakonu Feniksa. Będądyżurować całodobowo. Dyrektor mówi, że to dla mojego bezpieczeństwa, ale będętam zamknięty jak w Azkabanie. – Harry ciężko westchnął. – Naukę będę kontynuowałzaocznie, przyjadą do mnie profesorowie z Hogwartu, a egzaminy zdam przedprzedstawicielem ministerstwa. Dumbledore obiecał, że po zakończeniu siódmegoroku dostanę taki sam dyplom, jak wy wszyscy. Dzięki niemu będę mógł starać sięzdać egzamin na aurora. Dyrektor jest pewien, że zostanę przyjęty.

 
- To widzisz, przyjacielu, nie wszystko wygląda tak źle – Ron próbował podnieśćgo na duchu.

 
- Żadnego quidditcha, żadnych lotów – westchnął Potter, opuszczając głowę nazłożone na kolanach ręce. – „Żadnego seksu” – pomyślał.

 
- No tak – Weasley stracił animusz.

 
- Ron, zerwałem z twoją siostrę – powiedział Harry, patrząc na przyjaciela.

- Wiem – odpowiedział rudzielec. – Ginny mi powiedziała.

- Nie mogę inaczej… Ze mną grozi jej niebezpieczeństwo – dodał Potter,patrząc na parawan w kącie sali.

- Wiesz, Harry, to oczywiście moja siostra, ale uważam, że postąpiłeś słusznie.Ginny też to rozumie…

 
- Rozumie? – ze zdziwieniem zapytał brunet odwracając wzrok od parawanu.

 
- Tak, przyjacielu. Oczywiście jest jej smutno, ale sama powiedziała, że maszrację. Mama i tata też zgodzili się z twoją decyzją.

- Mnie również jest przykro – westchnął Harry i znów popatrzył na parawan,zasłaniający łóżko Draco. – Ron, a do niego ktoś przychodzi?

- Do kogo? Do Fretki? – z niezadowoleniem chrząknął Weasley. – Oczywiście, że tak.Parkinson była kilka razy i Snape ciągle przychodzi.

 
- To wszyscy? – zapytał niby bez szczególnego zainteresowania Harry. – AZabini?

- Zabini… – pogardliwie prychnął Ron. – Oczywiście, że nie.

- Oni byli kimś w rodzaju przyjaciół – stwierdził zamyślony Harry.

 
- Fretka nie ma przyjaciół – uśmiechnął się Weasley. – Kto by się chciał z takągadziną kumplować?

 
- A matka do niego przyjeżdżała? – zainteresował się Potter.

- Według mnie nie, chyba jej nic nie powiedzieli. Słyszałem kątem ucha, jakSnape rozmawiał z panią Pomfrey. Podobno brzydka blizna zostanie mu na gębie,nieźle go urządziłeś, Harry. Boją się jej o tym powiedzieć. Ona ostatnio częstochoruje i Snape obawia się, że taka wiadomość może ją zabić.

 
Harry cicho zajęczał i opuścił głowę.

- Hej, co z tobą, przyjacielu? – zapytał zaniepokojony Weasley, patrząc naPottera.

- Ron, a ciebie kiedy wypisują? – zainteresował się nagle Harry, ukradkiempatrząc na parawan.

- Dzisiaj wieczorem. – Rudzielec uśmiechnął się szeroko i włożył do buzikolejną żabę.

 
- Super – uśmiechnął się Harry wstając z łóżka. – To do zobaczenia. – Rzuciłostatnie spojrzenie w daleki koniec sali i wyszedł.

 

***

Harry, ukryty pod peleryną niewidką, długo stał pod drzwiami, czekając nadogodny moment, aby wejść do skrzydła szpitalnego. Ron już dawno zostałwypisany i z powodu jego powrotu, Gryfoni urządzili małe przyjęcie, na którymgościem honorowym powinien być on, Harry Potter, wybawca Rona Weasleya. Aleniezbyt przyjemnie czuł się w hałaśliwej i radosnej kompanii, tym bardziej, żebyła tam również Ginny, więc szybko opuścił przyjęcie i biegiem pomknął doskrzydła szpitalnego, marząc o spotkaniu z Draco. Przez pewien czas czekał naodpowiednią chwilę i oto wreszcie ze środka wyszedł Snape. Zanim drzwi się zanim zamknęły, Harry ostrożnie, ale szybko wszedł i pobiegł w daleki, odgrodzonyparawanem kąt.

Malfoy leżał na łóżku i patrzył w sufit. Twarz miał bielszą niż zwykle,platynowe kosmyki rozsypały się na poduszce, a przez policzek biegła straszna, purpurowa,ledwo zagojona blizna. Gryfon mimo woli krzyknął, kiedy to zobaczył. Dracoszybko przekręcił się w jego stronę, zmrużył oczy i zaczął się wpatrywać wpustkę.

- Potter? – zapytał.

Harry powoli ściągnął z siebie pelerynę i ostrożnie przysiadł na brzegu łóżka.

- Eliksiry nie pomogły, Potter – patrząc w oczy Gryfona powiedział Malfoy. -Nie dają mi lustra… Wyglądam okropnie?

Harry w milczeniu patrzył na Ślizgona, w gardle czuł gulę i nie mógł wydusić zsiebie ani słowa.

- Rozumiem – powiedział Draco, krzywo się uśmiechając. – Teraz jestem„czarodziejem z blizną”, tak samo jak ty. Naznaczyłeś mnie.

- Draco – wyszeptał cicho Harry przełykając ślinę i nagle rzucił się naŚlizgona, chwycił go za ramiona, przytulił do siebie, zaczął okrywać jego twarzpocałunkami, cały czas szepcząc: – Kocham cię, Malfoy, słyszysz, kocham cię,bardzo, bardzo…

Draco sam mocniej przycisnął do siebie Gryfona, odpowiadając na jego szalonepocałunki. Stracili rachubę czasu i zapomnieli o całym świecie. Teraz byłytylko usta szukające siebie nawzajem, szare i zielone oczy, zamglonenamiętnością i pełne łez, i ciche słowa.

 
- Kocham cię, Malfoy – szeptał Gryfon, całując okropną bliznę na policzkuDraco.

- Dla tego warto było dostać tą klątwą – niewyraźnie odpowiadał Ślizgon,całując bruneta w szyję.

Nagle obok nich, jak grom z jasnego nieba, rozbrzmiał wzburzony głos paniPomfrey:

- Potter, co ty tu robisz?

Harry podskoczył, jak gdyby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody.Pielęgniarka stała obok łóżka Ślizgona i patrzyła na nich z przerażeniem. TwarzPottera była czerwona, oddychał z trudem, włosy miał nastroszone, wargi opuchnięteod pocałunków, a spodnie mocno wypchane w okolicy krocza. Policzki Draco teżzaróżowiały, przez co blizna stała się bardziej widoczna, jego pierś szybkounosiła się pod bandażami, a platynowe włosy przylepiły się do czoła.

- P… przepraszam – jąkając się powiedział Harry i cofnął w kierunku drzwi.

- Wszystko w porządku – dodał Draco oblizując usta. – On nie chciał mi zrobićkrzywdy. – I dodał kilka słów po francusku, których Harry nie zrozumiał.

- Jeszcze raz przepraszam – wyszeptał Gryfon, czerwony ze wstydu, widząc, żepielęgniarka patrzy na jego wypchane spodnie.

 
- Idź już, Potter – powiedział Ślizgon. – Jest późno, powinieneś być w swojejwieży.

Harry skinął głową, odwrócił się i szybkim krokiem skierował się w stronędrzwi, żeby uniknąć nieprzyjemnej rozmowy z panią Pomfrey.

 
- Mnie szybko wypiszą, Potter – usłyszał za swoimi plecami, odwrócił się ikrzyknął:

- Będę czekać, Malfoy. – I wybiegł, zatrzasnąwszy za sobą drzwi.

 

***

W czasie porannych zaklęć Harry bujał w obłokach, oddawał się marzeniom,przypominał sobie wczorajsze spotkanie z Draco i to, jak wyznali sobie nawzajemmiłość. Był szczęśliwy i pełen nadziei, dlatego nie zauważył, jak do niego isiedzącego obok Rona podszedł malutki profesor. Tylko Hermionie udało sięzmienić ocet w wino, stojącą przed nią butelkę wypełniał ciemnoczerwony płyn, aw butelkach Weasleya i Pottera przelewało się coś mętno-brązowego i śmierdzącego.

- No, no panowie – zapiszczał z dezaprobatą profesor Flitwick – Proszę spróbowaćjeszcze raz, a ja popatrzę…

 

Obaj podnieśli różdżki, skierowali je w stronę butelek iskoncentrowali się. Ocet Harry’ego przemienił się w lód, a butelka Ron poprostu wybuchła.

- Zadanie domowe: – powiedział nauczyciel wychodząc spod stołu i strząsając z siebieodłamki szkła – ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.

Tego dnia po zaklęciach szósty rok Gryffindoru miał trzy wolne godziny przed kolejnymilekcjami. Harry szedł wolno korytarzem w kierunku wieży i rozmyślał o tym, jakteraz będzie układać się pomiędzy nim a Malfoyem. Na pewno będę musieli ukrywaćswój związek przed wszystkimi, nikt nie może się dowiedzieć, że są kochankami.

Wtem na czwartym piętrze zatrzymał go Irytek, który zamknąłdrzwi i ogłosił, że przepuszcza tylko tych, którzy podpalą na sobie spodnie.Harry po prostu cofnął się i skorzystał z jednego z dobrze sobie znanychskrótów. Pięć minut później szedł już po korytarzu, prowadzącym do dormitorium.Nagle zobaczył, że ktoś stoi przy oknie. Zamarł w miejscu, kiedy dostrzegł platynowewłosy i ciemnozielone wyłogi na szkolnej pelerynie.

 
- Czekałem na ciebie, Potter – powiedział Ślizgon, odwracając się i ostrożnieuśmiechając, ale niezagojona jeszcze blizna nadal sprawiała mu ból i uśmiechwyglądał na trochę wymuszony.

- Malfoy! – zawołał Harry i podbiegł do niego.

Rzucili się sobie w ramiona i stali tak przez chwilę, niezdolni do wyduszenia zsiebie choć słowa. Nagle usłyszeli wycie jakiegoś ucznia, poczuli smród dymu, apotem rozbrzmiał radosny chichot Irytka. Obaj, blondyn i brunet, pobiegli donajbliższej, pustej łazienki. Zamknęli się, rzucili zaklęcia pieczętujące iwyciszające. Drżąc od ogarniającego ich pożądania, zaczęli zrywać z siebieubranie, nie zwracając uwagi na odpadające, lecące na podłogę guziki. Niecierpliweręce rozpinały pasy, pomagały zdjąć spodnie i buty. Kiedy byli już całkiemnadzy, Draco usiadł na sedesie i szeroko rozsunął nogi, a Harry ukląkł przednim i zaczął namiętnie lizać jego duże jądra, stopniowo podnosząc się corazwyżej, do czerwonej główki, już mając przedsmak tego, jak Ślizgon wsunie ją w niego…Spory członek Draco wzniósł się i lekko drżał, dopóki Gryfon ssał go, lizał idrażnił ręką. Wreszcie Ślizgon jęknął:

 
- Dłużej nie wytrzymam…

 
Harry szybko odwrócił się tyłem i stanął na czworakach. Oparł się mocno rękamio podłogę i poczuł, jak Malfoy niecierpliwie rozsuwa mu pośladki. Chwilę późniejmiał już wilgotną, gorącą główkę opierającą się o jego anus. Ślizgon, mocnotrzymając pośladki Harry’ego, rozchylił je jeszcze bardziej, torując sobiedrogę do słodkiej dziurki, i zaczął wsuwać w nią swojego penisa. Brunet poczułjednocześnie ból i przyjemność, kiedy Draco w niego wchodził. Sam jeszczebardziej rozsunął nogi, dając Malfoyowi jak najlepszy dostęp, i poczuł lekkizawrót głowy na myśl o tym, że już za moment blondyn wejdzie w niego do końca ibędzie go pieprzyć. Kiedy jądra Draco uderzyły w pośladki Harry’ego obajkrzyknęli, a Gryfon zaczął jęczeć:

- Malfoy, zerżnij mnie mocno, tak długo na to czekałem…

 
Blondynowi nie trzeba było powtarzać, zwiększył tempo i sam zaczął jęczeć:

- Potter, nie licz na moją łaskę. – I coraz mocniej i mocniej wchodził wGryfona, który ledwie nadążał wychodzić mu naprzeciw, podniecając się corazbardziej, kiedy gorące jajka Malfoya gwałtownie uderzały o jego krocze.

Członek Harry’ego już dawno sterczał naprężony, ale chłopak nie mógł wziąć go wrękę, bo przy tak silnych pchnięciach musiał mocno zapierać się rękami opodłogę. Czuł, że lada chwila skończy. Jego penis drgał, pulsował i z główkisączyły się już mleczne kropelki. Wiedząc, że zbliża się orgazm, obrócił się doDraco i wyjąkał:

- Malfoy, zaraz skończę… chcę wziąć cię w usta, chcę łykać twoją spermę,Malfoy, ja-ja-ja-ja… m-m-m-m…. Malfoy, chcę tego… bardzo… Będzieszpieprzyć mnie w usta i dupę, ile zechcesz… Rób ze mną wszystko…

 
Draco, słysząc bezładny szept Pottera, ogłupiałego i ogarniętego zwierzęcąnamiętnością i pożądaniem, poczuł, że sam znajduje się na granicy spełnienia izaczął przyspieszać, nie wysuwając już swojego penisa z Gryfona. Uderzenia wewrażliwą prostatę przybrały na sile i częstotliwości i dlatego Potter zacząłwrzeszczeć nie powstrzymując się. Dłonie Malfoya mocniej przywarły do bioderHarry’ego, gorąca moszna gwałtownie zaczęła uderzać o wilgotne krocze Gryfona,który głośno i ordynarnie klął w takt ruchów Ślizgona, niczym rżnięta przezklienta na ulicy prostytutka. Malfoy prawie położył się na jego plecy i rękamipieścił jego mokre jajka… W takiej pozycji jego penis wchodził w Gryfonabardzo głęboko i Potter, całkowicie tracąc nad sobą kontrolę, zaskomlił:

 
- Malfoy, kończ, kończ głęboko we mnie!

 
Draco przywarł kroczem do pośladków Harry’ego, wyprostował się i lekko uniósłna palcach, tak, żeby Gryfonowi było boleśniej i przyjemniej. Teraz jegoczłonek zaczął wchodzić w anus chłopaka nie w górę, a z góry, pod kątem, dobólu rozciągając jego wnętrze. To spowodowało, że brunet zaczął jęczeć ibłagać:

 
- Boli, Malfoy, boli…, dobrze, jeszcze, jeszcze, teraz skończę, szybciej,szybciej, rżnij mnie, rżnij…

 
- Potter – Draco wydał z siebie ni to westchnienie ni jęk. – Dziwko…

- Będę twoją dziwką, – wycharczał w odpowiedzi Harry – ponieważ cię kocham,draniu, mój draniu…

 
Penis Ślizgona wszedł do końca w Gryfona, którego przeszył silny, słodki ból iPotter, głośno zakrzyknął i zaczął kończyć pierwszy. Najpierw wstrząsnął nimorgazm analny. Jego anus zapulsował wściekle. Draco też zaczął kończyć zgłośnym jękiem. W środku Harry’ego zrobiło się gorąco i ślisko i sztywnyczłonek Malfoya poruszał się w nim jeszcze szybciej. Penis bruneta drgnął iwyrzucił z siebie gęstą, białą spermę W tym momencie Ślizgon włożył swoją rękęmiędzy nogi Harry’ego i, nie przestając go pieprzyć, zaczął drażnić jegoczłonka, dopóki brunet nie skończył. Wyczerpani opadli na podłogę, drżąc od cudownego,podwójnego orgazmu…

 
- Potter, kocham cię, tak długo na to czekałem – wyszeptał Draco

Gryfonowi ledwie wystarczyło sił, żeby odpowiedzieć:

- „Tak długo czekałem”, a z Zabinim…

- Z Zabinim wszystko skończone, a ty jesteś z Weasley – odparł Malfoy i usiadłna sedesie.

 
- Zerwałem z Ginny. – Potter ukląkł przed kochankiem, wziął w usta jego jeszczegorącego członka i zaczął ssać, równocześnie pieszcząc i masując jądra Draco.

 
Malfoy zajęczał z zachwytu. Rozluźnił się i oparł o rezerwuar. Harry lizał issał erekcję kochanka, czując przy tym niewytłumaczalną przyjemność ipodniecenie z powodu tego, że klęczy przed Ślizgonem i bierze go w usta jak najtańszadziwka w bramie w Krzywym Zaułku. I podobało mu się to, a patrząc na Malfoyawidział, że jemu także. Potter poczuł, jak członek Ślizgona naprężył się w jegow ustach. Mocno złapał kochanka za biodra wiedząc, że Draco zaraz zacznie samcoraz mocniej i głębiej wkładać mu w gardło swojego penisa. Ślizgon wygodniejusiadł na sedesie i, przytrzymując głowę Harry’ego, stopniowo wprowadził twardąjuż erekcję do jego gardła, tak, żeby wszedł maksymalnie głęboko, a chłopakmógł swobodnie oddychać.

- Teraz, Potti, zerżnę cię w usta, skoro już ci się to podoba. Wreszcie będzie namdobrze, o tak… jeszcze trochę…

 
Kiedy w końcu jego jądra oparły się o podbródek Pottera, nie wytrzymał iruszając się rytmicznie, znowu zaczął kończyć, a Gryfon łykał jego słono-gorzkąspermę.

Jeszcze długo dochodzili do siebie. Draco siedział na sedesie oparty orezerwuar, a Harry na podłodze u jego stóp, z głową opartą na kolanachkochanka. Lewą ręką Malfoy pogłaskał policzek Gryfona. Brunet przytrzymał go zanadgarstek i przyjrzał się tatuażowi: wyszczerzonej czaszce i wężowi. Ostrożnieprzesunął palcem po skórze. Malfoy drgnął i spiął się, z obawą patrząc na kochanka.Harry z zainteresowaniem obserwował, jak wąż wypełzała z czaszki, a potemwpełzała z powrotem. Nagle uśmiechnął się, pochylił i pocałował nadgarstekDraco.

 
- Draco Malfoy, jesteś mój, już na zawsze – wymruczał Potter i, odrywając sięod Mrocznego Znaku, popatrzył na Ślizgona.

Przez sekundę Draconowi wydało się, że oczy jego kochanka zaszły krwawą mgłą,drgnął przerażony i przymknął powieki, ale kiedy znowu je otworzył, zobaczyłtylko przenikliwie, zielone spojrzenie Gryfona.

 
- Jesteś mój, na zawsze – powtórzył Potter z łobuzerskim uśmiechem.

To była najbardziej szalona wiosna w życiu Harry’ego Pottera.Był zakochany w chłopaku i szczęśliwy. Chodził z głową w chmurach iwystarczyło, żeby znalazł się w łóżku Malfoya, a zapominał o całym świecie.Każdą wolną chwilę spędzali razem: przerwy między lekcjami, czas pomiędzyodrabianiem zadań domowych i szlabanem u Snape’a, a także noce. Czasami ledwiemogli doczekać się końca zajęć i biegli na łeb na szyję w umówione miejsce.Pamiętając o tym, że Snape wie, co łączy go z Malfoyem, i bojąc się, że ktośjeszcze pozna tę tajemnicę, Harry używał Mapy Huncwotów do wynajdowaniaustronnych, pustych miejsc, gdzie mogli spotkać się na szybki numerek. W pustymgabinecie lub pustej klasie, po nałożeniu zaklęcia zamykającego i wyciszającego,Gryfon szybko spuszczał spodnie i majtki do kolan, kładł się gołym brzuchem naławkę i wystawiał swoją pupę w kierunku Draco. Malfoy szybko zwilżał śliną swójczłonek, mocno wchodził w kochanka, aż ten łkał i krzyczał z powodu takbrutalnego wtargnięcia, ale prawie od razu ogarniało go podniecenie, zaczynałszybko poruszać biodrami, tak, że ich jądra uderzały o siebie. Kiedy członekDraco czasami wyślizgiwał się z anusa Harry’ego, rozlegały się całkiemnieprzyzwoite, cmokające dźwięki i niezadowolone jęki Pottera. Takie „szalonepieprzenie się” na przerwach, jak to nazywał z właściwą mu mugolską manierąGryfon, kończyło się potężnymi orgazmami i ledwie zaczerpnąwszy tchu, chłopcyznowu pędzili po korytarzach, spóźniając się na następną lekcję. Harry nawetnie używał zaklęcia czyszczącego. Szalenie mu się podobało siedząc w klasie, udającskupienie na wykładzie, skrzypiąc piórem po pergaminie, wiercąc się przy tym nakrześle czuć, jak sperma Malfoya wycieka z jego rozciągniętej dziurki iwiedzieć, że na majtkach robią się mokre plamy. Z powodu tej błogiejprzyjemności często znowu miał erekcję, prosił o pozwolenie wyjścia dołazienki, po dotarciu do której zamykał się w kabinie i zaczynał drażnić penisa,jednocześnie pieprząc palcami dziurkę. A kiedy skończył, zlizywał z dłonispermę swoją i Malfoya, którą miał w sobie. Później wracał do klasy i próbował skupićsię na wykładzie, ale wszystkie jego myśli koncentrowały się na kolejnym spotkaniuze Ślizgonem.

Taka zmiana w zachowaniu Pottera nie zostałaniezauważona przez pannę Wiem-To-Wszystko. Już wcześniej przyglądała się Harry’emu,dostrzegając bardzo dziwne wahania nastroju i przewlekłe depresje, a terazdziwiła się, dlaczego po zerwaniu z ukochaną dziewczyną chłopak momentamiwygląda na niesamowicie szczęśliwego i rozmarzonego. Do tego ostatnio bardzooddalił się od swoich przyjaciół i ich trio rozsypywało się w oczach.

Kiedy Rona nie było w pobliżu, Hermiona wprost zapytała Harry’emu o to, co się znim dzieje i z kim spędza cały swój wolny czas. Potter, nie spodziewając siętakiego pytania, zaskoczony znienacka, zmieszał się i rozpaczliwie pragnąłwymyślić jakieś przekonujące kłamstwo, ale Hermionę niełatwo było oszukać. Powiedziećjej, że znalazł sobie dziewczynę, z którą potajemnie się spotyka i o której marzy,nie mógł. Na pewno wygadałaby się Ronowi, który obiłby mu mordę za oszukiwaniejego siostry. Powiedzieć prawdy o tym, że jest gejem i spotyka się zchłopakiem, tym bardziej nie mógł. Myśl, że ktoś dowiedziałby się o jegoseksualnej orientacji, doprowadzała go szaleństwa. Panicznie bał się, że prawdawyjdzie na jaw, a strach ten mógł równać się jedynie temu, który czuł natrzecim roku po pojawieniu się dementorów. Wtedy tak bardzo bał się, że trafido Azkabanu, że w ich obecności tracił przytomność i cały rok walczył sam zesobą, próbując nauczyć się odpędzać je za pomocą Patronusa. Wtedy zapanował nadswoim lękiem, co uratowało życie jemu i jego chrzestnemu. Gdyby teraz, nalekcji obrony przed czarną magią, kazali mu walczyć z bogginem, który przyjmujepostać najgorszego koszmaru, Harry nie zgodziłby się za nic w świecie, ponieważna tę chwilę najbardziej bał się tego, że ktoś się dowie, iż jesthomoseksualistą. I teraz, kiedy Hermiona natrętnie wpatrywała się w jego twarz,cierpliwie czekając na odpowiedź, Potter stwierdził, że oszukać przyjaciółkisię nie da, a prawdy wyznać nie może. Ale gdyby powiedzieć jej półprawdę? Wtedypołknie przynętę i da mu spokój. Długo mamrotał, jąkał się i czerwienił,próbując wyjaśnić, że na dworze wiosna, natura upomina się o swoje, hormony wnim buzują i jakoś musi radzić sobie z tym problemem własnymi siłami. Było mutak wstyd, że przez moment miał ochotę trzepnąć Hermionę za to, że wtyka nos wnie swoje sprawy. Ale gdyby wysłał ją do diabła i powiedział, żeby nie właziłaz butami w jego życie, dziewczyna sama prędzej czy później dokopałaby sięprawdy i może nawet dowiedziała się o tym, co zdarzyło się w pociągu iopuszczonym magazynie. Dlatego teraz Harry, nie odrywając wzroku od podłogi i pąsowiejącze wstydu, przyznał się do tego, że się onanizuje. Ale panna Wiem-To-Wszystko naglez ulgą westchnęła i ze słowami „Dzięki ci Merlinie, a już pomyślałam czort wieco…” objęła Gryfona i nawet cmoknęła go w policzek.

- A co pomyślałaś? – ostrożnie zainteresował się Potter.

- Nie zawracaj sobie tym głowy – machnęła ręką Hermiona. – Ja to rozumiem. Jestci teraz ciężko. Poświęciłeś swoje uczucia i inne rzeczy… dla bezpieczeństwaGinny. Nie każdy chłopak byłby w stanie zdobyć się na taki krok, ale ty zawszew pierwszej kolejności myślisz o innych, a dopiero potem o sobie. Jestem zciebie dumna… A hormony, Harry, to naturalne, taka jest wasza męskafizjologia…

 
Chłopak poczuł, że zaczęły palić go policzki. Wstydził się swojego wyznania, aleaby zataić prawdę był gotów na wiele więcej. Teraz jednak wiedział, że Hermionada mu spokój i przestanie nagabywać.

Zdawał sobie sprawę, że mają z Draco bardzo mało czasu. Po zakończeniu rokuodeślą go do Dursleyów, a potem przeniosą do domu chrzestnego, gdzie, podstałym nadzorem aurorów i członków Zakonu Feniksa, będzie kontynuował naukę.Czym zajmie się Draco po zakończeniu szóstego roku, Harry mógł się tylkodomyślać. Starali się nie mówić o tym, po prostu przy każdym spotkaniu uprawialiseks z rozpaczliwą namiętnością, chcąc zagarnąć jak najwięcej z podarowanego imprzez los czasu.

 

Pewnego razu, kiedy zauważyli, że znaleźli się razem wpustym korytarzu, bez zbędnych słów przywarli do siebie i gdy tylko ukryli sięza stojącymi wzdłuż ściany masywnymi, rycerskimi zbrojami, Harry szybko opadł przedDraco na kolana, rozpiął mu rozporek i… nagle ostry dźwięk rozbijającego się szkłaspowodował, że zerwał się na równe nogi, z wściekle bijącym się w piersi sercem,a Draco szybko owinął się peleryną. To przestraszona pierwszoroczna Krukonkaupuściła słoik z jakąś cieczą, która rozlała się po podłodze. Dziewczyna stałaniedaleko od nich i z przerażeniem patrzyła na dwóch starszych uczniów, zktórych jeden był legendarnym Harrym Potterem i jeszcze przed chwilą klęczałprzed innym chłopakiem.

- Spadaj stąd – powiedział Draco i dziewczyna odwróciwszy się i umknęła.

 

- Ona nas widziała, Malfoy – wybełkotał Potter. – I terazwszystkim opowie.

- To rzuć na nią Obliviate, ostatnionieźle ci się udają różne zaklęcia – uśmiechnął się Ślizgon, patrząc na swojegoprzestraszonego kochanka.

Gryfońskie poczucie humoru zupełnie opuściło Harry’ego i stał z otwartymiustami, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Potti, ona nie zrozumiała, co się dzieje, dzieci nie mają pojęcia, do czegosłuży taka pozycja – wyszeptał Ślizgon prosto w jego ucho i połaskotał językiempłatek, od czego przez ciało Gryfona przebiegły mrówki, a penis drgnął. – No,Potti, im większa namiętność, tym niżej całujesz – powiedział Malfoy, lekkonacisnął na ramiona Harry’ego i sprawiając, że chłopak znowu przed nimuklęknął.

 
- Malfoy, ale…

 
Jednak w tej samej chwili członek Draco wślizgnął się w jego usta, a rękanacisnęła na potylicę, przytulając głowę bruneta do krocza. W tym momencie dlakochanków wszystko przestało się liczyć, już nie dbali o to, czy ktoś mógłbyich zobaczyć.

 

***

Tej wiosny nie wszyscy w Hogwarcie byli tak szczęśliwi jak Harry. Ginny źleznosiła ich rozstanie, chociaż starała się trzymać i nie pokazywać, jak jejciężko, żeby nie dawać satysfakcji Romildzie Vane. Rozumiała postępowaniechłopaka, a rodzice zapewnili ją, że była to słuszna decyzja i Harry postąpiłbardzo szlachetnie, myśląc przede wszystkim o jej bezpieczeństwie iprzedkładając je nad uczucia.

 

- Nie każdy chłopak byłby zdolny do takiej ofiary – mówiłaHermiona. – Jemu teraz też jest niełatwo, uwierz mi.

 

Molly napisała do córki list, w którym przekonywała ją, żekiedy wszystko się skończy, na pewno znowu będą razem, a Harry z radościązostanie przyjęty do rodziny. Ale teraz trzeba poczekać, tym bardziej, że są tacymłodzi i jeszcze wszystko przed nimi, a dla jej bezpieczeństwa rzeczywiścielepiej, jeżeli na razie rozstaną się na jakiś czas. Ginny sama to wszystko rozumiała,ale jednak, patrząc na Gryfona, z trudem powstrzymywała łzy. Bardzo chciałaznaleźć się w jego objęciach, znowu poczuć smak jego ust, rozkoszować się jegonieśmiałymi, nieumiejętnymi pieszczotami i rozpaczliwie pragnęła oddać mu się iutonąć w tych bezdennych, zielonych oczach.

Dean Thomas także przeżywał zerwanie z Ginny. Ruda bestia spodobała mu się już wpiątej klasie. Właśnie przez nią został w zeszłym roku członkiem GwardiiDumbledore’a, żeby być obok niej, a nie dlatego, iż mocno wierzył w to, żeHarry’emu uda się nauczyć ich obrony przed czarną magią. Ginny była urocza, wesoła,ponętna. Dean zapominał o wszystkim, kiedy zostawał z nią sam na sam, i zawszewtedy uprawiali seks. Wydawało mu się, że dziewczyna też go kocha, przynajmniej,kiedy jej brat i Harry przypadkowo przyłapali ich w ciemnym korytarzu, a ona o małonie zabiła Rona za to, że był przeciwny temu, co właśnie robili. Ginny mocnoporóżniła się z bratem, broniąc ich związku, i Dean był z tego powoduzachwycony i szczęśliwy. I nagle, po feriach zimowych, coś się zmieniło.Zaczęła wymigiwać się od spotkań i ich stosunki się popsuły. Chłopak nie mógłzrozumieć, co się stało, dlaczego dziewczyna go odrzuca, dlaczego stała siędrażliwa i czepiała się każdego drobiazgu. Wkrótce zerwali ze sobą i Deanbardzo przeżywał ich zerwanie, łamiąc sobie głowę, co zrobił nie tak. I naglejak grom z jasnego nieba, po wspaniałym zwycięstwie w finale, gdy zdobyliPuchar, Ginny sama rzuciła się Potterowi na szyję. Całowali się na oczachwszystkich, nie zauważając na nikogo dookoła. A Dean stał i patrzył na swojąukochaną dziewczynę w objęciach chłopaka, którego uważał za przyjaciela, i nawetnie zauważył, że zgniótł kielich, jego odłamki poraniły mu dłoń, a krewpoplamiła dywan. W objęciach Pottera Ginny wyglądała na taką szczęśliwą… Nowinao tym, że Złoty Chłopiec zaczął spotykać się z siostrą swojego najlepszegoprzyjaciela narobiła dużo szumu w Hogwarcie, ale nie większego, niż ta o ich zerwaniu,które nastąpiło tydzień później. Co między nimi zaszło, nikt nie wiedział,rozstali się po cichu, nie tak, jak Ron z Lavender Brown. Dean pomyślał, że losdaje mu drugą szansę, ale pomylił się, Ginny odmówiła mu od razu i to bardzostanowczo.

Ale najbardziej nieszczęśliwym człowiekiem tej wiosny w Hogwarcie był ten najpiękniejszyi najbogatszy – Blaise Zabini. Chłopak nigdy nie myślał, że może stracić DracoMalfoya. Byli do siebie tak podobni, myśleli tak samo, rozumieli bez słowa i bylikochankami. Zawsze stanowili jedność i nagle, z powodu okularnika, Blaise utraciłnajbliższego mu człowieka. Draco rzucił go dla Gryfona, który nic sobą nieprzedstawiał, był zwykłym przeciętniakiem, który korzystał ze sławy, jaką zyskałniezasłużenie tylko dlatego, że przeżył. Zabini wariował z powoduprzygniatającej go samotności i ogłuszającej pustki, a przede wszystkim odduszącej go zazdrości. Zaczął pić tak, że prawie tracił przytomność, ale nawetdrogie wino nie przynosiło pocieszenia. Kiedy dowiedział się, że Potterpróbował zabić Malfoya i ten półżywy z powodu dużej utraty krwi trafił doszpitala, myślał, że sam zabije Gryfona nie patrząc na Azkaban i dementorów. Długoi bardzo starannie przygotowywał nieznaną truciznę, której czasami używała jegomatka, żeby wysłać na tamten świat kolejnego męża. Sekret tej trucizny przechodziłz pokolenia na pokolenie i był rodzinną tajemnicą. Jednak tego dnia, gdy wlałtruciznę do kielicha Pottera, ten nie tknął ani jedzenia ani picia, po prostusiedział i kartkował jakiś podręcznik, a kiedy ten idiota Nott zaczął goprowokować, wstał zza stołu, wsadził gębę Teo w talerz z zupą i wyszedł zWielkiej Sali. Zabini sam był gotowy zabić Teodora za takie debilne wybryki,które przeszkodziły mu usunąć rywala i wroga. Blaise, z trudem powstrzymującgotującą się w nim wściekłość, udał się do skrzydła szpitalnego w nadziei na spotkaniez Draco, ale nie został wpuszczony. Pansy, któraodwiedziła Malfoya, całemu Slytherinowi z przerażeniem opowiadała o tym, żeDraconowi na policzku na całe życie zostanie okropna blizna, że Malfoy znajdujesię w strasznej depresji i nie chce nikogo widzieć. Zabini niejednokrotniepróbował przeniknąć do sali, do byłego kochanka, nawet chciał przekupić paniąPomfrey, ale zawsze niezawodna metoda tym razem nie zadziałała. Pielęgniarkę pieniądzenie interesowały, a Snape powiedział, że Draco trzeba teraz zostawić w spokojui współczujących przyjaciół nie potrzebuje. Blaise liczył dni do momentu, kiedyDraco wyjdzie z szpitala, licząc na to, że wszystko wróci do normy, ale była topróżna nadzieja. Zabini zrozumiał, że stało się to, czego obawiał sięnajbardziej, Malfoy i Potter dogadali się i zaczęli spotykać. Nikt o tym niewiedział i nawet nie domyślał się, ale on zrozumiał od razu. Wystarczyło jednospojrzenie na Gryfona, żeby wiedział wszystko. Zabiniemu wydawało się, że całyjego świat legł w gruzach i wszystko pochłonęła bezdenna ciemność. Znowu próbowałutopić swoją rozpacz w winie, ale trunek jakby przestał na niego działać. Ze złościąrzucał butelki, rozbijając je w drobny mak, przewracał kryształowe stoliki izrzucał z półek figurki strzelającego Kupidyna i zalotnie mrugających nimf.Biedne skrzaty robiły wszystko, żeby utrzymać porządek w jego apartamentach.Pewnego razu podszedł do wspaniałego, czarodziejskiego lustra, popatrzył naswoje odbicie z zaczerwienionymi od łez oczami, i kiedy znowu usłyszał, że jestnajpiękniejszym i najbardziej pożądanym, chwycił pierwszą z brzegu butelkę,zamachnął się i rzucił ją w lustro. Czarodziejskie zwierciadło dziko pisnęło i rozsypałosię na milion odłamków.

W przeciągu tygodnia BlaiseZabini zupełnie stracił chęć do życia: przestał chodzić na zajęcia, nie pokazywałsię w Wielkiej Sali. Jedzenie do pokoju przynosiły mu skrzaty, ale zwyklezabierały je prawie nietknięte. Chłopak godzinami siedział przy kominku, tępopatrząc w ogień, albo na podłodze pod drzwiami łączącymi jego apartamenty zpokojami Draco. Wreszcie Snape musiał zareagować i wezwał go do siebie, alerozmowa nie przyniosła żadnych rezultatów, podobnie z Dumbledore’em. Chłopak oświadczył,że chce przerwać naukę i opuścić Hogwart. Matka Blaise’a nie należała do Rady Hogwartu,ale była w zarządzie funduszu, który regularnie finansował Hogwart, a takiegostudenta dyrektor stracić nie chciał.

 
Przyjazd pani Zabini do Hogwartu poruszył wszystkich. Jeśli Blaise’a uważano zanajprzystojniejszego chłopaka w szkole i wiele dziewcząt, a także, potajemnie,wielu chłopców, kochało się w nim, to widząc jego matkę stwierdzili, że Ślizgonjest jedynie mętnym jej odbiciem. Panią Zabini można było porównać do słońca, jejsyna do księżyca jedynie odbijającego blask. Wszyscy wiedzieli, że takieolśniewające piękno to nie zasługa natury, ale przede wszystkim magii i to wdużej części czarnej magii. Ale każdy, kto choć raz spojrzał na kobietę, ślepłod jej urody i tracił dar wymowy.

 
Matka Blaise’a przyjechała do szkoły karetą zaprzężoną w szóstkę śnieżnobiałych,skrzydlatych koni. Towarzyszył jej orszak służby. Uczniowie wysypali się napodwórze lub patrzyli przez okna. Jedynie pojawienie się uczniów Durmstangu iBeauxbaton wywołało chyba większe poruszenie. Pani Zabini wysiadła z karocy niczymksiężna i skierowała się do gabinetu dyrektora. W jej obecności Blaise podtrzymałswoją decyzję. Nie pomogły ani prośby, ani groźby, ani nawet łzy matki, chłopakuparł się i stanowczo nie chciał kontynuować nauki w Hogwarcie. Dumbledore byłzmartwiony, pani Zabini roztrzęsiona, Severus Snape zachowywał lodowaty spokój,nie pokazując, że domyśla się prawdziwej przyczyny chandry swojego ucznia. Blaiseuparł się i nawet groźba matki, że zostawi go bez jednego galeona przy duszy,nie wpłynęła na zmianę jego decyzji. Chłopak oświadczył, że jeżeli zostanie bezśrodków do życia, to zdechnie gdzieś pod płotem lub w rynsztoku, co będzienajlepsze dla wszystkich, bo i tak nikomu nie jest potrzebny.

 
Zdechnąć w rynsztoku jedynemu spadkobiercy wielkiego rodu nikt nie dał, matkazabrała Blaise’a do domu, a jego rzeczy skrzaty przez dwa dni pakowały iwywoziły, ładując na wozy drogie meble, gobeliny, dywany, obrazy, lustra… Alew domu rodzinnym chłopak długo nie pobył. Pani Zabini szykowała się dokolejnego ślubu, przygotowania szły pełną parą. Kiedy tylko Blaise poznałkolejnego przyszłego „tatę”, który mógłby być jego pradziadkiem, zostałspakowany i wysłany do Włoch. Matka pocałowała go na pożegnanie w policzek ipowiedziała, że potrzeba mu trochę rozrywki, a we Florencji jest teraznajweselej. Blaise spokojnie przyjął pocałunek matki, sucho pożegnał się zprzyszłym „tatą”, ściskając rękę staruszkowi. Wiedział, że przy następnejwizycie w domu zaniesie kwiaty na jego grób. Gdy odjeżdżał, matka pomachała mu napożegnanie wyperfumowaną chustką.

 

***

- Potter, wstawaj, inaczej się spóźnimy – powiedział Malfoy, leniwie się przeciągając.

 
- Aha – mruknął Gryfon, odwracając się od swojego kochanka, i znowu wtulił nosw poduszkę.

 
Draco przesunął dłonią po plecach Harry’ego, robiąc mu lekki masaż. Kiedy jegoręka zanurkowała pod jedwabne prześcieradło, tam, gdzie znajdował się najbardziejapetyczny i sprężysty tyłek w Gryffindorze, brunet instynktownie wypiął się iprzylgnął do krocza kochanka. Czując, że Potter zaczyna się podniecać, Malfoy połaskotałpalcem jego anus i ostrożnie wsunął go głębiej w tą kochaną, gryfońską dziurkę,całą jeszcze nasmarowaną maścią, stworzoną przez Snape’a, która, według słów Draco,„zwalcza ból i leczy ranki rozciągniętej pupki”. Potter, kiedy poczuł paleckochanka, wydał jakiś nieartykułowany, ale przyzwalający odgłos, i wypiął sięmocniej.

 
- Malfoy, jeszcze… – poprosił, mając nadzieję, że za chwilę do jednego palcadołączą kolejne, a może zastąpi je penis kochanka.

Ale zamiast tego podły Ślizgon wyjął palec i przewrócił go na plecy. Patrząc zgóry na Gryfona i muskając członkiem jego brzuch, powiedział:

- Dzień dobry, Potter.

- Jak wy w tych swoich głuchych podziemiach określacie, jaka jest właśnie poradnia? – zainteresował się Harry ziewając. Draco wskazał na półkę nad kominkiem,gdzie stał piękny, stary zegar. – Dzień dobry, Malfoy – odpowiedział Gryfon,spoglądając na cyferblat.

Draco nachylił się i pocałował Harry’ego w usta najczulej, jak potrafił. Brunetobjął kochanka i przyciągnął do siebie. Pocałunek był tak długi, na ilestarczyło im tchu. Ciężko oddychając, Draco zaczął kąsać wargi Gryfona, jego nos,podbródek, przesuwając się powoli do wrażliwego płatka ucha.

 
- Malfoy… Jeszcze…

 
Ślizgon nie dał mu dokończyć, zamykając usta swoimi.

- Chcę cię – wyszeptał Potter.

Draco położył się na plecach, pozwalając kochankowi robić, co mu się żywniepodoba. Rozbudziwszy pożądanie, Ślizgon rozkoszował się teraz tym, jak Pottercałował jego twarz, lizał pierś, łaskotał językiem pępek. Całując sutkiMalfoya, Harry przyjął taką pozycję, że jedną dłonią, wyginając się, sam pieściłswoją dziurkę. Po chwili jego rękę zastąpiła ręka Draco, który szybko odnalazłprostatę i zaczął ją lekko masować. Harry zacisnąłmięśnie na palcach Ślizgona, a jego ruchu od sutka do sutka i dalej popiersi stawały się coraz bardziej i bardziej chaotyczne. Wygiął się, podniósłgłowę i ciężko oddychając, zamglonym od pożądania wzrokiem popatrzył Draconowiw oczy, a potem ześlizgnął się na dół. Obiema rękami objął penisa kochanka usamej podstawy i ścisnął tak, że sterczał do góry. Czule prześlizgnął się po nimjęzykiem, zatrzymał się tuż pod główką, przycisnął do niej wargi i z chciwościązaczął ją ssać. Głuchy jęk Malfoya był wspaniałą nagrodą za tę pieszczotę. Corazbardziej podniecając się, Harry zaczął ruszać ustami szybciej, wciągając penisagłębiej do gardła, prawie dotykając jego czubkiem migdałków. Po chwili wyją go,aby trochę odetchnąć.

 
- Potter, dlaczego, do cholery, przestałeś? – wyszeptał Draco.

 
- Chcę, żebyś skończył we mnie – odpowiedział Harry, z trudem łapiąc oddech. -Przeleć mnie.

 
Ślizgon uniósł się, położył kochanka na plecy i klęknął między jego rozłożonyminogami. Gryfon leżał z zamkniętymi oczyma, czekając, aż blondyn jednym szybkimruchem wejdzie w niego aż do końca. Wzbudzony członek chłopaka przyciskał siędo jego brzucha. Draco nachylił się nad Harrym i chwilę później jego językpieścił erekcję kochanka. Potem zaczął bawić się jego jądrami, biorąc w ustaraz jedno, raz drugie. Następnie zszedł niżej, aż dotarł do anusa. Kolistymiruchami pieścił jego dziurkę, czasami wsuwając język do środka. Potter niewytrzymał takiego napięcia i zaczął głośno jęczeć, gniotąc rękami prześcieradło.Malfoy włożył w Harry’ego trzy palce, rozciągając go, potem podniósł jego nogi,rozstawił je jak mógł najszerzej i łatwo w niego wszedł. Spojrzał kochankowi woczy, nachylił się i wyszeptał:

 
- Kocham cię, Potti, zawsze będę cię kochał.

 
- Wiem, Malfoy, tylko nie przestawaj! – zaszlochał Harry.

Draco nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaczął drążyć swoim członkiem tyłekGryfona, wznosząc go na szczyt rozkoszy, a Potter dusił się z podniecenia, krzyczałi słuchał, jak Ślizgon jęczy.
Widząc, jak mu dobrze, Malfoy pieprzył kochanka przez dziesięć minut bezwytchnienia. Potem wziął jego członka i ścisnął. Zaskoczony Potter krzyknął iskończył od jednego dotknięcia. Sperma pociekła po jego brzuchu, po erekcji.Harry rozstawił nogi jeszcze szerzej, jego dziurka kurczyła się z każdymwejściem Ślizgona. Malfoy wyjął swój pęczniejący, pulsujący członek i wsunął goGryfonowi w usta. Chłopak z przyjemnością ssał go i wciągał jak mógł najgłębiej,aż zaczęły go boleć usta i szczęka, ale nie przestawał. Słysząc jęki kochanka,Harry jeszcze gwałtowniej zaczął szarpać ustami drżące ciało, przebiegałjęzykiem po jajkach, kąsał. Te pieszczoty doprowadzały Draco do szaleństwa.Złapał Harry’ego za głowę, przytrzymał go i wsunął mu penisa aż po same migdałki.Zaczął sam ustalać tempo, to przyciskając głowę kochanka do swojego krocza, toodsuwając ją. Główka weszła głęboka do gardła Pottera, który zamruczał ispróbował odsunąć się. W tym momencie Ślizgon drgnął, zamarł na moment i chwilępóźniej wypełnił usta Gryfona spermą. Chłopak zaczął łykać lepki płyn, czując,jak jego partner drży z rozkoszy.

 
Potter powoli opadł na łóżko obok swojego kochanka, a potem zmieszany wtuliłtwarz w jego ramię. Draco uśmiechnął się, objął Gryfona i namiętnie pocałował, czującna jego ustach smak swojego nasienia. Leżeli nadzy, mokrzy od potu i spermy,obejmując się i całując. Chwile były dla nich najcenniejsze.

- Malfoy, nigdy nie zastanawiałeś się nad tym, co będzie, jeśli ktoś się o nas dowie?No… że ja i ty… e-e-e… pedały?

- Potter, nie liczyłem na to, że kiedykolwiek zaczniesz wyrażać sięprzyzwoicie, ale wolałbym żebyś od teraz nie używał słowa „pedał” w stosunku domnie.

 
- Malfoy, jaka różnica, jak to nazwiemy? Jesteśmy pedałami i aż strach pomyślećco będzie, gdy…

 
- To nie myśl! – odpowiedział rozgniewany Draco. – Gryfoni nie potrafią myśleć,Ślizgoni muszą to robić za was

- Malfoy, posłuchaj – ciągnął Harry, nie zwracając uwagi na przykrą replikękochanka. – Nie mówiłem ci, ale ktoś o nas wie…

- Do diabła, Potter, komuś się wygadałeś, sukinsynu? – krzyknął Ślizgon, potrząsająckochankiem.

 
- „Sukinsyn” to niezbyt eleganckie wyrażenie, Malfoy – odpowiedział Harry, strącająceze swoich ramion ręce Ślizgona. – Jeszcze raz tak powiesz, a wszystkie zęby ci powybijam.

 
- Komu się wygadałeś, idioto? – zasyczał Draco, ignorując groźbę. – Nierozumiesz, jakie mogą być tego następstwa?!

 
- Nic nikomu nie powiedziałem, Malfoy! Prędzej bym sobie język odgryzł, niżprzyznałbym się, że jestem zboczeńcem. Ale… Snape… on dowiedział sięwszystkiego, zastosował legilimencję i widział moje wspomnienie z naszegospotkania przed feriami.

 
- Potter, nie potrafisz blokować swojego umysłu? – zapytał zaskoczony Malfoy.

- E-e-e… no w ogóle, to ja zawsze byłem okropnym oklumentą, a Snape zrobił to,kiedy nie byłem przygotowany…

 
- Severus nikomu nic nie powie – odpowiedział Malfoy, w skupieniu nad czymśmyśląc. – Ale to bardzo źle, że nie potrafisz zamykać umysłu. Każdy będzie wstanie do niego przeniknąć.

- A kto jeszcze ma zdolności legilimencji tak potężne, jak Snape? – zapytał zdziwionyHarry. – Nie licząc Voldemorta.

 
- Bellatrix i mój ojciec, oto kto, idioto – odpowiedział Draco, nerwowo zapalającpapierosa. – To może być śmiertelne niebezpieczne… dla mnie.

- E… nie pomyślałem o tym… znaczy, o tobie. – Harry wziął do ręki paczkępapierosów, ale odłożył je, kiedy zobaczył, że są mentolowe. – Masz normalne,nie babskie?

- Nie – odpowiedział Malfoy.

Jakiś czas siedzieli w milczeniu, a potem Gryfon zapytał:

- Dlaczego myślisz, że Snape nic nikomu nie powie? No… oczywiście rozumiem,że ty jesteś jego ulubieńcem i nie zrobi nic, żeby ci zaszkodzić, ale ja… Nienawidzimnie od samego początku i miałby stracić taką okazję?

 
- Przesadzasz, Potter. Severus nie jest taki krwiożerczy, jak ci się wydaje. Onuważa, że możesz mi zagrozić, możesz mnie zdemaskować przed aurorami, złożyćzeznanie i takie tam, dlatego tak cię gnębi. Ale żeby nienawidzić i to już odsamego początku… nie sądzę. Przesadzasz, po prostu Severusowi nie podoba się,kiedy u niego na lekcjach wybuchają kociołki a z szafy wypadają składniki.

- Snape to najgorszy drań w Hogwarcie – odpowiedział Potter i mimo wszystkozapalił mentolowego papierosa.

- Nie mów tak więcej o moim chrzestnym – wycedził przez zęby Malfoy i zezłością spojrzał na kochanka.

- Co? Twój chrzestny? – zdziwił się Harry i zakrztusił się dymem. – Cholera. -Odrzucił niedopałek. – Snape jest twoim chrzestnym, Malfoy?

- Tak.

- Ale… nie wiedziałem…

 
- O tym mało kto w Hogwarcie wie. Tylko Dumbledore i Zabini. I teraz ty.

 
- Ale, Malfoy…

 
- Posłuchaj, Potter, Severus kocha mnie jak swojego syna, jest członkiem naszejrodziny i nigdy nie zrobi nic, żeby mi zaszkodzić. Dlatego możesz się nie bać,nikomu o tobie nie powie. On wie o wszystkich moich kochankach… O wszystkich…Ale tę tajemnicę prędzej zabierze do grobu, niż komuś zdradzi. A przeniknąć dojego umysłu, prawdopodobnie, nie będzie w stanie nawet Czarny Pan. Czyli jeżeliboisz się, że ktoś się o nas dowie, radzę ci znowu zacząć brać lekcje.

- U twojego chrzestnego? – kpiąco zapytał się Potter.

- U Dumbledore’a – odpowiedział Malfoy, nie spuszczając wzroku z kochanka. -Jeszcze nie jest za późno…

 
- Chcesz, żeby dyrektor też wszystko wiedział?

 
- Mógłbym spróbować nauczyć cię chronić umysł – powiedział Draco, wypuszczającstrumień dymu.

 
- Ty? Chcesz powiedzieć, że jesteś dobrym oklumentą? Snape cię nauczył?

 
- Chrzestny mnie uczył, a tego lata jeszcze ciocia Bellatrix. Nie chcę sięchwalić, ale jestem w tym niezły. Nawet kiedy byłem pijany, potrafiłem zamknąćumysł przed Severusem, a wiesz jakim jest dobrym legilimentą.

 
- Niezły jesteś, Malfoy! – powiedział Potter. – Ja nawet na trzeźwo tego niepotrafię. Kiedy zaczniemy?

- No, możesz zacząć od razu – uśmiechnął się Draco. – Zacząć mnie ładnieprosić…

 
Ślizgon położył się na plecy i pociągnął na siebie Pottera. Gorące usta Harry ‘egozaczęły ślizgać się po twarzy, szyi i piersi kochanka.

- Malfoy, nauczysz mnie oklumencji? – zapytał szeptem Gryfon, schodząc niżej.

 
- Pomyślę o tym – powiedział Draco, cały czas się uśmiechając. – Wszystko zależyod ciebie, Potter, ale na razie prosisz mało przekonująco.

Harry zsunął się jeszcze niżej, na chwilę zatrzymał się przy pępku i, wreszcie,dotarł do członka. Nie powstrzymując jęku, Draco objął głowę Gryfona i włożyłmu penisa w usta.

- O tak, teraz jesteś bardziej przekonujący, Potter – zajęczał Ślizgon.

Harry ssał erekcję kochanka, z przyjemnością słuchając, jak wydaje jękirozkoszy. Podniósł wzrok i popatrzył prosto w oczy Malfoya, już zamglonepożądaniem. Zaczął lizać gładką powierzchnię główki penisa i równocześnie drażniłgo ręką. Na chwilę zatrzymał się, a potem zsunął się niżej i dotknął ustamijąder. Pomagając sobie ręką, wessał jedno jajeczko, które całkowicie wypełniłojego usta, i zaczął je ssać i lizać, a następnie to samo zrobił z drugim.Spojrzał na kochanka zmrużonymi oczami i wyszeptał:

- Będziesz uczyć mnie oklumencji?

 
- Prawie mnie przekonałeś, ale jeszcze się waham…

 
Harry drażnił fallusa kochanka obiema rękami, patrząc na niego z lekkim uśmiechem,a potem nachylił się i wsuwając i wysuwając penisa z ust, zaczął ssać go takmocno, że na jego policzkach utworzyły się dołeczki. Język też nie próżnował. Malfoybył już gotowy, żeby skończyć, i jęczał bez przerwy. Nagle Harry mocno chwycił iboleśnie ścisnął jajka kochanka, a Ślizgon, głośno krzyknąwszy, skończył.Orgazm Draco był długi i mocny, spermy było dużo, ale, nie zważając na to,Potter wyssał ją do ostatniej kropli. Kiedy blondyn opadł bez sił, Gryfon wysunąłz ust jego członka i zapytał po raz kolejny:

 
- Malfoy, będziesz uczyć mnie oklumencji?

- Nie wiem, Potter, czy zdołasz nauczyć się oklumencji, ale obciągać umiesz jużjak profesjonalista – uśmiechnął się Draco. – Dobra, postaram się nauczyć cięzamykać umysł, ale weź pod uwagę, że jeżeli nie będziesz się przykładał, mamzamiar za karę cię chłostać.

 
- Stosowanie kar fizycznych jest zabronione w Hogwarcie – uśmiechnął się Gryfoni mrugnął porozumiewawczo.

- To będą prywatne lekcje, Potti, a ja mam własne metody pedagogiczne, pamiętajo tym – uśmiechając się odpowiedział Malfoy i przyciągnął chłopaka do siebie,żeby go pocałować. – Chyba pora coś zjeść – stwierdził, odsuwając się trochę odGryfona.

- W pewnym sensie ja już śniadanie zjadłem – zachichotał Potter. – Mogęskorzystać z twojego prysznica?

 
- Tylko nie siedź tam za długo, mamy tylko pół godziny do rozpoczęcia zajęć -powiedział Draco wstając z łóżka

Harry wrócił z łazienki izobaczył swojego kochanka stojącego nago przed wielkim lustrem. Ślizgon pokrywałplatynowe kosmyki żelem i zaczesywał je do tyłu, a czarodziejskie lustro odczasu do czasu komplementowało go, zachwycając się wyglądem swojego właściciela.

 
- Co ty, do cholery, robisz, Malfoy? – zainteresował się Gryfon. Podszedł doniego i przesunął mu ręką po plecach.

 

- Układam włosy – odpowiedział blondyn, nie przerywającswojego zajęcia. – Proponuję, żebyś ty też choć raz spróbował.

 
- Bardzo śmieszne – obraził się Harry i odszedł na bok, ale spróbował przygładzićsterczące na wszystkie strony nieposłuszne, czarne kosmyki.

 

Oczywiście nic z tego nie wyszło, więc usiadł w fotelu przykominku, wziął ze stolika czekoladowe ciastko i zaczął obserwować Draco.

 
Ślizgon był podobny do ożywionej, marmurowej rzeźby jakiegoś antycznego bogamugoli: śnieżnobiała skóra, idealnie proporcjonalna sylwetka. Gra w quidditcha zmieniłakruchego chłopca w pięknie zbudowanego młodzieńca. Był wspaniały, był idealny,wysoki i zgrabny, piękny, ponętny, pełen seksapilu, sama esencja doskonałości…prawie… Harry widział w lustrzanym odbiciu nieładną, głęboką bliznę,przecinającą policzek Draco. Zostanie mu ona na całe życie. Harry użył zbytsilnego, czarnomagicznego zaklęcia. Ślizgon próbował ukrywać bliznę, używającróżnych czarodziejskich kosmetyków, ale nie udało mu się całkowicie jej zamaskowaći ostatnio bardzo często widział zaciekawione, ukradkowe spojrzenia tych,którzy, nie krępując się, próbowali dostrzec ślad, pozostawiony na nim przez legendarnegoHarry’ego Pottera. Jednak kiedy napotkali lodowaty wzrok Ślizgona, natychmiastodwracali się i w ogóle jakoś dziwnie zaczynało im się gdzieś spieszyć.

 
Po ułożeniu włosów Draco zabrał się do nanoszenia substancji maskującej bliznę.Harry, nadal jedząc czekoladowe ciastko, nie ukrywał, że jest zafascynowanyŚlizgonem, czując, jak po jego ciele przebiegły mrówki i przyjemne ciepłozaczynało rodzić się gdzieś w okolicy krocza.

 

Zachwycam się im jak dziewczyną” – pomyślał lekko zmieszany.

 

To było całkowicie nienormalne, ale podobało mu się patrzećna kochanka i obserwować jego wystudiowane ruchy. Ostatnio w Malfoyu podobałomu się wszystko, ponieważ był w nim zakochany.

Draco dokładnie przypudrował policzek, wpatrując się w swoje odbicie. Bliznabyła lekko widoczna, ale nie rzucała się w oczy. Teraz wyglądała na niedużezadrapanie, które zupełnie nie psuło jego pięknych rysów. Ślizgon odszedł odlustra i zaczął się ubierać. Potterowi podobał się sposób, w jaki Malfoy torobił. Wszystkie rzeczy miał w najlepszym gatunku, poczynając od bielizny a nastroju wyjściowym kończąc. Harry spojrzał na swoje, odziedziczone po Dudleyumajtki i poniewierające się na podłodze wytarte spodnie po wuju Vernonie.Chłopak mocno się zaczerwienił. W tym momencie dałby wiele, żeby mieć takiesame białe slipy, jak blondyn, i dobrze ułożone włosy.

 
- Potti, co ci chodzi po głowie? – zainteresował się Ślizgon, który zauważył,że Harry oblał się rumieńcem.

 
- O pogodzie – wymamrotał Gryfon.

 
- Tak też pomyślałem – przytaknął Malfoy. – Zawsze tak pięknie się czerwienisz,kiedy myślisz o opadach i zwiększonym zachmurzeniu.

 
Nie śpiesząc się, podszedł do swojego kochanka. Harry wstał i ich usta zetknęłysię. Potem pocałował Draco w policzek, blondyn jego w nos, a następnie ustazaczęły ślizgać się po twarzy Gryfona, wreszcie znowu powróciły do ust i obajpołączyli się w namiętnym pocałunku.

 
- Potter, chcę, żebyś spędzał u mnie każdą noc – wyszeptał Draco.

- E-e-e… lubię spać w twoim łóżku – odpowiedział Harry i mrugnąłporozumiewawczo do Ślizgona. – I z prysznica mogę korzystać bez problemu.

 
Draco pociągnął go do łóżka i obaj upadli napościel. Zaczęli ciągnąć kołdrę każdy w swoją stronę, żaden nie chciał ustąpić.Śmiali się i wygłupiali. Popychali się rękami i nogami, starając się jedendrugiemu wyrwać kołdrę. Nagle Harry poczuł, że ta niewinna zabawa działa naniego bardzo podniecająco. Jego członek znowu stawał się coraz twardszy i każde,dosłownie każde dotknięcie Draco do jego rozgrzanego figlami ciała pobudza gocoraz bardziej. Poczuł mocne pragnienie, aby przyciągnąć Ślizgona do siebie,ścisnąć, objąć, ponownie mieć jego ciężar na sobie.

- Malfoy, znowu cię chcę – wyszeptał, tuląc się do blondyna.

 
- Zauważyłem już wtedy, Potti, kiedy myślałeś o pogodzie – uśmiechnął się chłopaki przesunął ręką po nabrzmiałym, wypychającym majtki członku Gryfona.

 
Przytulili się do siebie i zaraz, niepowstrzymując się, rozpoczęli szybkie, gorączkowe pieszczoty. Draco przygniótł Harry’egoz góry i przywarł do jego rozpalonego ciała. Potter od razu rozsunął nogi, zradością podporządkowując się Ślizgonowi. Nie sprzeciwiał mu się, nie próbowałsię wyrwać, ale objął Draco i mocniej przycisnął do siebie. Ręce Harry’egoniecierpliwie przesunęły się w dół po plecach blondyna, wślizgnęły pod jego slipyi zaczęły pieścić jędrne pośladki. Również ręce Malfoya zsunęły się na dół iszybko ściągnęły z bruneta majtki. Chwilę później jego gorący, napięty członek znalazłsię w dłoni blondyna, który ścisnął go, czując twardość sprężystego ciała.Potter zaczął głośno jęczeć i wygiął się pod Ślizgonem.

 

Na pewno spóźnię się na obronę przed czarną magią ze Snape’em.”- Przez głowę Gryfona przebiegła myśl, ale szybko zniknęła.

 

Wszystko się rozmyło i nie zostało nic oprócz pożądania.Wargi Ślizgona, półotwarte i gorące, musnęły policzek Pottera, na chwilę zamarły,żeby zaraz przywrzeć do jego ust. Harry poczuł, jak język Draco prześliznął siępo jego zębach, po wewnętrznej stronie jego warg. Brunet rozchylił usta iwpuścił kochanka.
Ile to wszystko trwało? Pięć minut? Dziesięć? Czas się dla nich zatrzymał.Rosła jedynie rozkosz i pożądanie, wprost nieznośne. W czasie zmysłowychpieszczot, głupich i chaotycznych szeptów, przetaczali się po łóżku. Bezwstydniepieścili się, drażnili swoje penisy i całowali się namiętnie. Ich ciała spalałniedający się opanować ogień. Wreszcie jakby stopili się w całość, stali sięjedną osobą… To było szczęście. Najprawdziwsze szczęście. Wydawało się, że nacałym świecie są tylko oni i ich młoda, nieokiełznana, spalająca namiętność. Orgazmbył tak mocny, że Harry mimo woli zaszlochał i leżąc pod Malfoyem z szerokorozstawionymi, zgiętymi w kolanach nogami, wystrzelił gorącą spermą między ichmokrymi od potu brzuchami.

 
- Potti, co ty narobiłeś? – oskarżycielsko wyszeptał Draco, ciężko oddychając. -Przecież jeszcze nawet w ciebie nie wszedłem. Zupełnie nie umiesz się powstrzymywać?

- Ja niechcący – odpowiedział zmieszany Gryfon. – Rozsunął szerzej nogi,położył je na ramionach kochanka, który ręką nakierował swój twardniejącyczłonek na otwartą dziurkę. – No już, Malfoy – wyszeptał Potter. Wstrzymującoddech i patrząc na Harry’ego oczami zamglonymi namiętnością, Ślizgon pchnął mocnoi poczuł, jak główka wślizgnęła się w gorącą dziurkę Gryfona. – Och! – krzyknąłPotter.

Draco, opierając się na ręce, pochylał się nad swoim kochankiem, który,przyciskając kolana do swoich ramion, leżał pod nim. Członek blondyna ślizgałsię wewnątrz Gryfona, wyrywając z jego piersi pożądliwe jęki. Harry w tym momenciebył tak wspaniały i rozpustny, że Draco nie wytrzymał, nachylił się nad nim iprzywarł swoimi ustami do jego ust. Ruszał się coraz szybciej, a brunet, drżącod wstrząsów, bezwolnie szarpiąc podniesionymi do góry nogami, doznawałsłodkiej przyjemności i rozkoszy. Myśl, że oddaje się ukochanemu, doprowadzała godo jakiegoś obłędu, podczas którego zapominał o wstydzie i szeptem błagałblondyna, żeby rżnął go jak ostatnią dziwkę. Draco, słuchając rwanego, szalonegogłosu kochanka, mocno go pieprzył, rytmicznie wsuwając w rozciągniętą dziurkęswój sterczący członek. Rozkosz narastała. Ruchy Ślizgona stawały się corazszybsze i mocniejsze. Harry patrzył w oczy kochanka, głośno jęczał i od czasudo czasu ordynarnie klął. Znowu stracili poczucie czasu i przestrzeni. Draco corazmocniej i mocniej wchodził w bruneta. Jeszcze… Jeszcze… Głębiej… Głębiej…Jego członek, jak tłok, ślizgał się w Gryfonie. Otworzył usta i konwulsyjnienabierał i wypuszczał powietrze. Po twarzy spływał mu pot.

 
- Malfoy, kocham cię, ty draniu! – zajęczał Potter, bliski orgazmu.

 
Draco już nie oddychał, a przerywanie, głośno sapał, jakby szlochał. Jegoorgazm zbliżał się i za chwilę powinien skończyć. Harry, czując to, zacisnąłmięśnie, starając się mocniej objąć anusem członek swojego kochanka, żebydostarczyć mu jak największej przyjemności. Orgazm Draco był tak silny, że mimowoli krzyknął, wyginając się w tył. Chwilę potem skończył też Harry.

Leżeli obok siebie spoceni i zmęczeni i w duchu jeden był wdzięczny drugiemu zadostarczoną błogość, która była nie tylko fizyczna.

 
„To jest miłość, prawdziwa miłość” – myślał Draco. – „Choć dla innych,maluczkich, może wydawać się brudna, bo nie tylko łączy dwóch chłopaków, aletak wiele znaczy w niej seks. Ale jaki seks!!! Każdy z nas oddaje siebiedrugiemu w całości i do końca.”

 

Miłość, co może być wspanialsze od tego uczucia?” -pomyślał Harry. – „Seks może być wspaniały lub brzydki. Wszystko zależy nie odpłci partnerów, ale wyłącznie od towarzyszących okoliczności i czy ci ludziesię kochają. Jakie to wszystko proste! Dlaczego wcześniej tego nie rozumiałem?”

 
Gryfon i Ślizgon, przedstawiciele nienawidzących się od wieków domów. Jeden śmierciożerca,drugi przyszły Auror, blondyn i brunet, lód i ogień, zimny poranek i upalnywieczór, tak różni, ale zakochani w sobie, leżeli obok siebie i już samo topowodowało, że czuli się szczęśliwi.

 

***

Harry i Draco pędzili pustymi korytarzami na obronę przed czarną magią i kiedyznaleźli się przed masywnymi, zamkniętymi drzwiami zrozumieli, że jednak niezdążyli na początek lekcji.

- Snape mnie zabije – jęknął Gryfon, wpychając do torby pelerynę niewidkę.

 
- Mój chrzestny nie jest taki krwiożerczy, jak ci się wydaje, Potti -uśmiechnął się Malfoy i klepnął kochanka w pośladek. – No, właź…

- Znowu się spóźniłeś, Potter – powiedział zimno Snape, kiedy Harry szybkowszedł do klasy. – Gryffindor traci dziesięć punktów.

Harry spojrzał spode łab na profesora i usiadł obok Rona. Połowa uczniówjeszcze nie zdążyła zająć swoich miejsc i wyjąć podręczników, czyli nie spóźniłsię tak bardzo. Chwilę później drzwi znowu się otworzyły i Malfoy, jakby nigdynic, wszedł do sali. Lekkim skinieniem głowy przywitał się ze Snape’em ispokojnie podszedł do swojej ławki, przy której siedziała Pansy Parkinson.

 

- To niesprawiedliwe, profesorze – powiedziała Hermiona,szybko podnosząc się z miejsca. – Malfoy przyszedł później niż Harry, a nieukarał pan Slytherinu utratą punktów. To nieuczciwie.

- I kolejne dziesięć punktów, panno Granger, za spieranie się z wykładowcą.

- Ale Malfoy się spóźnił, sir! – Hermiona podniosła głos, zdecydowana do końcabronić swojego domu.

 
- Spóźnienie pana Malfoya jest usprawiedliwione, panno Granger. Jako prefektSlytherinu wykonywał swoje obowiązki z mojego polecenia. Czy to jasne?

Hermiona zrobiła się czerwona ze złości i usiadła. Harry odwrócił głowę ipopatrzył na Malfoya, który, całkiem odprężony, z błogim uśmiechem obserwowałlewitujące przed nim jego własne jego pióro.

Spojrzenie Pottera mówiło: „Nie jest krwiożerczy?”. Draco uśmiechał się lekko,samymi kącikami ust, i odwrócił się.

- Porozmawiam z McGonagall – wyszeptała oburzona Hermiona. – Malfoy przyszedłpóźniej od ciebie, Harry, a on nawet nie zwrócił mu uwagi. A praktycznie tywcale się nie spóźniłeś. To nieuczciwie!

- Zgoda, Hermi, ale uspokój się – wyszeptał Potter i poklepał dziewczynę poręce. – Snape to sukinsyn i nic na to nie poradzisz.

 
- Zanim zaczniemy,chciałbym dostać wasze wypracowania o dementorach – powiedział Snape, machającróżdżką, tak że dwadzieścia pięć rolek pergaminu skoczyło w powietrze iwylądowało na jego biurku. – I mam nadzieję, że będą one lepsze, niż te natemat unikania klątwy
Imperius. Otwórzcieksiążki na stronie… O co chodzi, panie Finnigan?

 

-Proszę pana – powiedział Seamus – zastanawiałem się, jakie są różnice między inferiusemi duchem? Ponieważ właśnie pisali coś w gazecie o inferiusie…

 

- Nic tam nie było – powiedział Snape znudzonym głosem.

 

- Ale proszę pana, słyszałem, jak ludzie mówili…


- Jeśli by pan przeczytał artykuł, panie Finnigan,wiedziałby pan, że samozwańczym inferiusem był śmierdzący złodziejaszek oimieniu Mundungus Fletcher.

Harry’ego zupełnie nie interesowały wywody Snape’a o inferiusach, więc znowuodwrócił się i popatrzył na Malfoya, który, jak się wydawało, z wielkimzainteresowaniem słuchał rozważań swojego opiekuna.

 

A to drań, ani razu nawet nie spojrzał w moją stronę” -pomyślał Potter. – „Jakby mnie tu wcale nie było. A ja nie mogę się powstrzymaćod patrzenia na niego. Cholera, niech ta lekcja…”

- Ale zdaje się, że panPotter ma dużo do powiedzenia na ten temat – odezwał się nagle Snape z tyłusali. Gryfon zaczerwieniłsię, napotkawszy kpiące spojrzenie profesora, dobrze wiedząc, o czym pomyślałmężczyzna, kiedy zauważył, jak patrzy na Draco. „On wie o wszystkim” – uświadomiłsobie. – Może zapytajmy pana Pottera, jak odróżnimy inferiusaod ducha? – dodał Snape, nie spuszczając z chłopaka wzroku.

 

- No więc… duchy są przezroczyste… – wymamrotał Harry.

- Och, wspaniale -przerwał Snape, oblizując usta. – Więc, jak widzimy, sześć lat magicznejedukacji nie poszło na marne, Potter. „Duchy są przezroczyste”.

Pansy Parkinson wydałaz siebie wysoki chichot. Kilku innych uczniów także się zaśmiało. Harry wziąłgłęboki wdech i kontynuował spokojnie, chociaż wewnątrz się gotował.


- Tak, duchy są przezroczyste, natomiast inferiusy tomartwe ciała, prawda? Wiec one są stałe…

- Pięciolatek mógłbynam tyle powiedzieć – zaszydził Snape. – Inferius jest ciałem wskrzeszonymprzez zaklęcie czarnoksiężnika. Nie jest żywy, to po prostu marionetka w rękachczarodzieja. Duch zaś, myślę, że już o tym wiecie, jest projekcją duszy, którazostała na ziemi, i jak już nas Potter oświecił, jest przezroczysty.

- W takim razie to, copowiedział Harry, jest jak najbardziej użyteczne, jeśli próbujemy je rozróżnić!- odezwał się Ron. – Kiedy spotkamy się z nimi twarzą w twarz w ciemnym zaułku,będziemy w stanie stwierdzić czy są stałe, prawda? Przecież nie zapytamy: “Przepraszam,czy jesteś projekcją duszy?”

Część klasy wybuchłaśmiechem, zaraz jednak została uciszona przez spojrzenie profesora.

- Gryffindor tracikolejne dziesięć punktów – powiedział Snape. – Nie spodziewałem się niczegoinnego po tobie, Ronaldzie Weasley, chłopcu tak stałym, że nie potrafi sięaportować nawet o pół cala.

- Nie! – wyszeptałaHermiona, łapiąc Harry’ego za rękę, kiedy otworzył usta z wściekłości. – Nie masensu, po prostu skończysz znowu ze szlabanem, zostaw to!

- Teraz otwórzcie swojeksiążki na stronie dwieście trzynastej – powiedział Snape, uśmiechając się lekko- i przeczytajcie dwa pierwsze paragrafy na temat klątwy Cruciatus.

 

***

- Myślisz, że się uda? – zapytał Harry, stojąc przed Ślizgonem na środku sypialni.

- Spróbujemy – odpowiedział Draco, wyjmując różdżkę. – Postaram się przeniknąćdo twojej świadomości i zobaczę, czego nauczyłeś się podczas lekcji z Severusem.

- Niczego się nie nauczyłem – odpowiedział Gryfony, wyjmując swoją różdżkę ztylnej kieszeni dżinsów.

- Naprawdę potrafisz przeciwstawić się zaklęciu Imperius?

- To nie było takie trudne. – Brunet wzruszył ramionami.

- W takim razie myślę, że się uda. Uważaj, Potti. Legilimens! – krzyknął Malfoy, kierując na niego swoją różdżkę.

 
Harry nie zdążył się przygotować, zebrać sił ani skoncentrować. Draco działałpodobnie jak Snape: niespodziewanie, nagle, szybko i agresywnie. Wszystkorozpłynęło się i przed oczami zaczął przewijać mu się przyspieszony film.

Ma pięć lat, Dudley jedzie przednim na nowym, czerwonym rowerze, jego serce pęka z zazdrości…
Ma dziewięć lat, Dudley stoi przed nim, uśmiechają się paskudnie, jego koledzytrzymają go mocno za ręce. Dudley robi zamach z zamiarem rozbicia mu okularów,ale Harry odwraca się i cios trafia w nos, fala bólu i krew…

Ma jedenaście lat iprzystępuje do ceremonii przydziału. Tiara mówi, że w Slytherinie stanie sięwielki. „Tylko nie do Slytherinu, wszędzie, tylko nie tam”…
Dementorzy zbliżają się do niego i Syriusza, jezioro pokrywa się lodem -Expecto Patronum…

W pokoju życzeń całuje się z Cho Chang…
W pociągu, w przedziale Ślizgonów patrzy,jak Draco i Blaise namiętnie się całują, szybko rozpina rozporek i zaczyna sięonanizować…
Chce się wydostać na powierzchnię, alemokre ubranie ciągnie go na dno. „Mam dopiero szesnaście lat, chcę żyć!”
Ginny obejmuje go w ciemnym korytarzu,rozpina mu rozporek i ręką zaczyna pieścić jego wzbudzonego penisa…
„Harry, nie, proszę” – błaga Luna,  ale jego ręce rozrywają jej bluzkę,biustonosz, ściskają piersi…

NIE!”- rozbrzmiał głos w głowie Pottera. – „NIE ZOBACZYSZ TEGO!!!”.

 

Harry poczuł ostry ból w kolanie, przed oczami znowu miałsypialnię Ślizgona i zrozumiał, że upadł na podłogę, uderzając się o nogęłóżka. Popatrzył w górę na Draco, który opuścił różdżkę i nie spuszczał z niegooczu.

 
- Jesteś nie lepszym sukinsynem niż Snape – zasyczał Harry, podnosząc się zpodłogi. – Wlazłeś w moje najbardziej osobiste wspomnienia. To nieuczciwe!

 
- Zobaczyłem całe twoje parszywe życie, Potter – uśmiechnął się Malfoy. – Tobyło wyjątkowo proste. Wpuściłeś mnie bardzo daleko. Straciłeś kontrolę.

 
- Zamknij się! – krzyknął Gryfon.

 
- Byłeś w stanie zatrzymać mnie tylko wtedy, gdy zobaczyłem zbyt dużo. Tak niewolno, Potter! Powinieneś walczyć. Odbijaj mnie w myślach. Do tego niepowinieneś nawet potrzebować różdżki.

 
- Próbowałem – warknął Harry – ale nie wyjaśniłeś mi, jak!

 
- Co zaszło między tobą a tą zwariowaną Krukonką? Pieprzyłeś ją, Potti?

- Nie twoja sprawa, gnido – zasyczał Harry, z nienawiścią patrząc na kochanka.

- I tak się dowiem, durniu – uśmiechnął się Ślizgon. – Nie będziesz w stanie ukryćprzede mną swoich tajemnic.

- Jesteś podły, Malfoy. Włazisz w bardzo osobiste wspomnienia!

 
- Oczywiście, Potti. Nie wiem, jak uczył cię oklumencji Severus, ale ja zamierzamprzenikać w twoje najbardziej skryte myśli, dowiedzieć się, czego najbardziej sięboisz, zobaczę najhaniebniejsze momenty twojego życia, dowiem się, kogopieprzyłeś i kto rżnął ciebie, będę wiedział, której ręki używasz, kiedy sięonanizujesz i w jakiej pozie marzysz, żeby przelecieć tę szlamę Granger. Dowiemsię o tobie wszystkiego, Potter, ponieważ nie umiesz zamykać swojego umysłu!

- Jeszcze słowo, Malfoy, i uduszę cię – zasyczał Harry, zaciskając pięści. – Sądzę,że na tym zakończymy nasze lekcje. – Odwrócił się, zabrał swoje rzeczy iskierował się do drzwi.

- Mięczak z ciebie, Potter – uśmiechnął się Malfoy. – Zawsze wiedziałem, że taknaprawdę to jesteś słabeuszem. Przyzwyczaiłeś się, że inni robią wszystko zaciebie: Granger, Dumbledore…

- Nie jestem mięczakiem – krzyknął Harry. – Jesteś podły.

 
- Oczywiście, jestem Ślizgonem – powiedział Draco, już się nie uśmiechając, izrobił krok w jego stronę. – Czy nie rozumiesz, Potter, że próbując ukryć przedemną swoje najbardziej osobiste wspomnienia, nauczysz się zamykać swój umysł?Tylko tak będziesz w stanie to zrobić. Im głębiej postaram się przeniknąć, tym bardziejbędziesz chciał mnie zatrzymać. Będziesz walczyć, Potter, i wreszcie ci się touda. Przecież prosiłeś, żebym nauczył cię oklumencji.

 
- Ale nie myślałem, że to będzie tak… nieuczciwie…

- A co mam robić, Potti, jeżeli Severusowi się nie udało? Trzeba sięgnąć pobardziej drastyczne metody. No to co, próbujemy znowu czy tchórzysz?

 
- Próbujemy – odpowiedział wściekle Harry, rzucając torbę na podłogę.

 
- Doskonale – skinął głową Malfoy. – Chłopiec, Który Przeżył zdecydował się wykazaćcharakterem… Nie rozpraszaj się, Potti. Zamknij oczy.

Harry z ukosa popatrzył na niego, zanim spełnił rozkaz. Wcale nie chciało staćz zamkniętymi oczami przed wycelowaną w niego różdżką Malfoya. – Oczyść myśli,Potti – zakomenderował zimny głos. – Pozbądź się wszystkich emocji. – Ale gniewrozlewał się po Harrym jak trucizna. Uwolnić się od emocji? Po wcześniejszej podłejzagrywce Draco nie potrafił. – Nie słuchasz mnie, Potter… Brakuje cidyscypliny. No, skoncentruj się. – Gryfon spróbował pozbyć się z głowywszystkiego, nie myśleć, nie przypominać sobie, nie czuć… – No to jeszczeraz, na trzy. Raz… dwaj… trzej… Legilimens!

Siedzi w kawiarni z Cho Chang, zastanawiając się, co jej powiedzieć…
Cedrik Diggory leży na ziemi, patrząc na niego pustymi oczami…
Całuje Ginny przy wszystkich w pokoju wspólnym Gryffindoru…
Razem z Ronem onanizują się na skrzypiącej kanapie…
Leży na podłodze w przedziale, w kałuży krwi, ze spuszczonymi spodniami, a zuszkodzonego anusa sterczy butelka po piwie…

- Nieeeee!

Znowu ocknął się na kolanach, z twarzą mokrą od łez. Głowa bolała go takbardzo, że miał ochotę sobie ją odciąć.

 
- Wstawaj – rozkazał Malfoy. – Wstawaj! Nie starasz się, nie podejmujesz nawetnajmniejszego wysiłku. Severus ma rację. Jesteś leniwym i niezdyscyplinowanymsukinsynem! Wpuszczasz mnie do swoich najbardziej osobistych wspomnień. Samdajesz wrogowi broń przeciwko tobie. Też mam okropne wspomnienia, Potter, alenikomu nie pozwolę ich zobaczyć i ciebie też nauczę ukrywać swoje strachy.Wstawaj!

 
Harry wykonał polecenie. Serce kołatało mu się w piersi. Dopiero co widziałmartwego Cedrika i zaraz potem leżał w pociągu, pobity i zgwałcony. Malfoy byłbardziej blady niż zwykle, blizna na jego policzku lśniła na czerwono.

 
- Ja… staram się… – wycedził Harry przez zaciśnięte zęby.

 
- Powiedziałem ci: pozbądź się emocji!

 
- Tak? Teraz to jest raczej trudne, Malfoy – warknął Gryfon.

- W takim razie muszę cię ukarać.

 
- Co? – Uwaga zaskoczyła Pottera. – Niby jak?

- Rozbieraj się – odpowiedział blondyn.

- Żartujesz? – zapytał Harry. – Chcesz uprawiać seks? Nie mam teraz nastroju,zmęczyłem się… i w ogóle…

 
- Rozbieraj się, Potter – warknął Malfoy.

 
- Nie wrzeszcz na mnie! W porządku, jeżeli myślisz, że to pomoże nam obu się uspokoić.Może masz rację… Chyba nawet dobrze mi zrobi, jeśli mi obciągniesz, może sięwtedy rozluźnię.

 
Harry zaczął ściągać z siebie dżinsy. Malfoy rozpiął pasek i wyciągnął go zespodni.
Potem podszedł blisko do kochanka, złapał go za włosy, przyciągnął do siebie imocno pocałował.

 
- Podejdź do stołu i połóż się na nim na brzuchu – polecił.

 
- Wolałbym, żebyś zrobił mi loda, Malfoy – odpowiedział Gryfon, oddającpocałunek.

 
- Potem, Potti – uśmiechnął się Ślizgon.

 
- No dobra – zgodził się brunet i położył się na gładkim blacie, wypinającbiodra.

 
Draco ścisnął sprężyste pośladki, a potem lekko klepnął je dłonią. Harry wypiąłsię mocniej, już czując podniecenie wywołane pieszczotami Ślizgona.

- Incarcerous – powiedział Malfoy iwokół nadgarstków Gryfona okręcił się sznur, przywiązując go do stołu.

 
- Malfoy, po jaką cholerę to zrobiłeś? – zapytał Potter, odwracając głowę . – Rozwiążmnie. Łeb ci ukręcę za takie żarty. To mi się nie podoba. – Pasek zrobił wpowietrzu pętlę i spadł na wypięte pośladki. – Co robisz, sukinsynu?! – krzyknąłPotter, dusząc się z wściekłości, i zaczął wyrywać się z trzymających go pęt. Malfoyznowu podniósł rękę i spuścił pasek na prawy pośladek. Brunet drgnął i zaklął.Następne uderzenie trafiło w lewy pośladek. Na pupie Gryfona pojawiły się dwaróżowe ślady. – Już nie żyjesz, Fretko! Zabiję cię, ty kanalio!

Następne uderzenie i jaskrawy pas przeciął oba pośladki.

- A teraz słuchaj uważnie, Potti – wreszcie odezwał się Draco. – Obiecałem cięchłostać, jeżeli będziesz ignorował moje polecenia. Uprzedzałem cię, prawda?

Uderzenie.

- AU!!! To był żart, do kurwy nędzy!

- Ja nie żartowałem, Potter.

 

Uderzenie.

- Uuh… Zwariowałeś, Malfoy. Myślałem, że to tylko dowcip… A!!!

- Wydaje ci się, że to jest śmieszne, Potti?

Uderzenie.

- Kurwa!!! Malfoy, to nie jest śmiesznie, to jest chore! Przestań! Wystarczy!

 
Całe ciało Harry’ego się spięło. Jednak zamiast przestać, Ślizgon zacząłstopniowo wzmacniać siłę uderzeń i zaniechał bicia raz w jeden, a raz w drugipośladek, teraz robił to od razu w oba. Ślady uderzeń zaczęły pojawiać sięszybciej i były bardziej czerwone. Potter ordynarnie klął, groził, obiecywałwymyśle tortury, jak powieszenie za jajka, i drżał przy każdym uderzeniu.

- Severus uważa, że nie masz absolutnie żadnych zdolność do oklumencji, żejesteś leniwy, rozchwiany emocjonalnie, niezdyscyplinowany, nie potrafisz się skoncentrować…

 
Uderzenie.

- Pieprzysz!

 
- Myślę, że Severus się myli. Jesteś jedyną osobą, która przeżyła rzuconą naniego
Avadę, nauczyłeś sięprzeciwstawiać klątwie Imperius, CzarnyPan uznał cię za równego sobie…. Mam pewność, że kiedyś będziesz wielkimczarodziejem, Potter, po prostu twoje unikalne zdolności trzeba rozwijać. I niezbędnejest szczególne podejście do ciebie… – Uderzenie. – Wybiję ci z głowy te słabościi do końca roku szkolnego nauczę cię oklumencji.

Uderzenie.

- AU!!! To nierealnie, Malfoy! Nie będę w stanie nauczyć się tego przezmiesiąc. Snape nie potrafił nauczyć mnie przez rok. A!!! Pieprzony sadysta! Szkoda,że nie wysłałem cię do Azkabanu!

 
Uderzenie.

Na ciele Gryfona pojawiły się krople potu, tyłekpalił żywym ogniem, ból był nieznośny, momentami chciało mu się wyć, ale niepozwalała mu na to gryfońska duma. Dlatego albo ordynarnie klął albo zgrzytał zębami.

 
- Nauczę cię, Potter, zamykać umysł. Nauczysz się wykonywać wszystkie moje polecenia,a wtedy z pewnością ci się uda. Będziesz w stanie zbudować mur i żaden, nawet najpotężniejszylegilimenta, go nie pokona. Zmuszę cię do tego…

Uderzenie.

 

Malfoy zaczął bić coraz szybciej. Pas latał tu i tam, zgwizdem rozcinając powietrze i z rozmachem uderzając w tyłek Gryfona. Dracopoczuł lekką erekcję, ale zdecydował, że na razie zignoruje pragnienia ciała i kontynuowałchłostę. Ślady od pasa zaczęły puchnąć, a ich kolor stawał się corazciemniejszy.

 
Potter przestał ordynarnie kląć, grozić i obrażać Malfoya i jego krewnych.Irytowanie Fretki w tym momencie nie było rozsądne, dlatego zmienił taktykę.

 
- Draco, proszę… wystarczy… Nie mogę więcej… – zaczął Gryfon.

 
- Masz wysoki próg bólu, Potter, wytrzymasz jeszcze trochę.

 
Uderzenie.

- A!!! Bła…

 
- Dzisiaj dwa razy zawiodłeś, Potter. Poważnie zawiodłeś. Dowiedziałem się bardzodużo o tobie.

- Przecież wreszcie cię zablokowałem! – wrzasnął Harry między uderzeniami.

- Za późno, Potter. W ogóle nie powinieneś był wpuścić mnie do swojej głowy.Tym bardziej, że wiedziałeś, iż będę próbował. Miałeś być przygotowany, a nawetsię nie skoncentrowałeś!

Uderzenie.

- AJ! Przecież dopiero się uczę! Nikomu nic nie udaje się za pierwszym razem,nawet Hermionie!

- Tobie powinno!

 
Pas znowu przeciął powietrze i dźwięcznie klepnął po pośladkach.

- Twój umysł jest jak otwarta księga. Każdy śmierciożerca będzie w stanie łatwopoznać twoje wspomnienia, a kiedy dowiedzą się, że jesteśmy kochankami ipowiadomią o tym Czarnego Pana, to on mnie zabij, Potter! Rozumiesz, zabijemnie! A nie chcę zdychać tylko dlatego, że tępy, gryfoński zasraniec nienauczył się blokować swoich myśli.

 

Uderzenie.

Malfoy zamachnął się z całej siły, trafiając tym razem w plecy. Potterwzdrygnął się całym ciałem.

- Będę się uczyć, Malfoy!

- Jeśli tak, jak do tej pory, to nic to nie da, Potter!

Ślizgon nadal zamaszyście uderzał.

 
- Będę się starał – odpowiedział Gryfon.

- Tak? Naprawdę? To powtórz to teraz trzy razy.

 

Uderzenie.
 
- Będę się starał, będę się starał, będę się starał – powtórzył Potter,oddychając z trudem.

Jego tyłek palił żywym ognie. Usiąść na nim nie będzie chyba w stanie przeznajbliższe kilka dni. Pas był już cały mokry od jego potu i dlatego stał siębardziej elastyczny i cięższy. Przy każdym uderzeniu Harry szarpał się,instynktownie próbując się uchylić, szlochał i jęczał przez zaciśnięte zęby.

- A w twojej mugolskiej rodzinie byłeś karany?



- Tak!

- Opowiedz o tym, Potti.

Uderzenie.

- W… w… wuj Vernon zamykał mnie w komórce pod schodami. Ciotka Petunia niedawała mi jedzenia przez cały dzień… AU!

 
- I to wszystko?

 
- Do cholery, nie chłostali mnie, Malfoy, jeśli to cię interesuje! Nigdy wżyciu!

- To wielkie niedopatrzenie w twoim wychowaniu, Potter.

 
- Ja tak nie myślę!

 
Malfoy inaczej owinął pas wokół ręki, żeby teraz w gorący, czerwony tyłek Harry’egouderzała jego druga strona, i kontynuował karę. Teraz Gryfon szarpał się pokażdym uderzeniu, a Draco nadal chłostał kochanka, okrywając nowymi, czerwonymipręgami jego plecy, pupę i biodra i wkładając w każde uderzenie całą siłę.

 
- A ciebie Lucjusz widać chłostał regularnie, co, Malfoy? A-a-a! Zgadłem?

- Czasami, Potti. Tata uważał, że fizyczne cierpienia hartują charakter.

 
- Albo robią z człowieka sadystę, na przykład…

Uderzenie.

- W czasie wymierzania kary nie mogłem krzyczeć. Malfoyowie nigdy nie okazująsłabości. Wystarczyło, że pociągałem nosem i kara się zwiększała. Ale ty teżnieźle się trzymasz, Potti, jak na osobę, której nigdy w życiu nie chłostano.

 
- Jesteście całkiem obłąkaną rodzinką…

 
Uderzenie.

 
- Słuchaj uważnie, Potter – powiedział Malfoy. Oblizał wargi i mokrą dłoniąpogłaskał wychłostany tyłek kochanka. – Słuchaj uważnie. Nasz umysł najbardziejnarażony jest na ataki legilimentów, kiedy śpimy, kiedy czujemy ból, kiedy jesteśmypijani i kiedy uprawiamy seks. Powinieneś nauczyć się blokować swoje myślinawet wtedy, kiedy będziesz miał penisa w tyłku. Musisz potrafić zrobić to wkażdej sytuacji, niezależnie od okoliczności.

Draco rozpiął rozporek, spuścił spodnie, wziąłw rękę wzbudzony członek, nie śpiesząc się przesunął po nim ręką z góry na dółi przytknął go do znękanej pupy Harry’ego. Pośladki chłopaka, jeszcze doniedawna delikatne i gładkie, były teraz spuchnięte i pokryte czerwonymi pręgami.W niektórych miejscach pas uderzył tak mocno, że rozciął skórę. Smagłe ciałoGryfona, błyszczące od potu, lekko drżało. Chłopak głośno krzyknął, kiedy Dracorozsuną mu pośladki, wcisnął swojego penisa w jego dziurkę i zaczął powoli napierać.

- Malfoy, nie, proszę – zaszlochał Harry i spiął się z bólu, kiedy Ślizgonwszedł w niego do końca.

 
- Teraz najłatwiej cię zranić, Potter – powiedział Draco, wsuwając się w niegorytmicznymi ruchami. – Trudno ci się skoncentrować, ponieważ, po pierwsze,czujesz silny ból, a po drugie, masz mnie w sobie. Właśnie teraz ja zamierzamwznowić naszą lekcję. To część nauki.

- To nie lekcje, Malfoy, to tortury – jęknął Harry.

 
- Powinieneś być silny, Potter, przecież chcesz zostać aurorem – uśmiechnął sięŚlizgon, umyślnie robiąc mocny i gwałtowny ruch biodrami.

 
Harry drgnął, ale zdołał stłumić jęk.

 

- Pieprzyłeś obłąkaną Lovegood, Potter? – zapytał nagleDraco, łapiąc kochanka za pokryte ranami biodra i mocno przyciskając do siebie.- Legilimens!

- NIE!!! – krzyknął Harry. – Protego!

Malfoya odrzuciło od niego z taką siłą, że Ślizgon przeleciał przez cały pokój,uderzył o ścianę, osunął się na podłogę i leżał, skręcając się z bólu. PrzytrzymująceGryfona sznury pękły i chłopak, nie będąc w stanie stać o własnych siłach,upadł na dywan.

- Potter… – wydusił z siebie Malfoy, unosząc się z podłogi i sycząc z bólu. -Potter, co z tobą?

 
- Mdli mnie – odpowiedział Gryfon i zwymiotował.

 
Draco, chwiejąc się, podszedł do niego, delikatnie objął za ramiona i ostrożniepogłaskał po plecach.

- To normalne, Harry. Kiedy ciocia Bella po raz pierwszy weszła do mojej głowy,też rzygałem. Nieprzyjemne uczucie, kiedy grzebią ci w mózgu. Zwłaszcza, gdy robito obłąkana śmierciożerczyni, która całkiem zbzikowała w Azkabanie.

 
Malfoy przyniósł swój szlafrok, narzucił go na plecy Harry’ego i pomógł mu się podnieść.

- Będziesz w stanie dojść do łóżka? – zapytał, ostrożnie obejmując kochanka za ramiona.

 
- Całe życie marzyłem, żebyś nosił mnie na rękach, Malfoy – powiedział Harry,krzywiąc się z bólu.

Draco ostrożnie położył go na łóżko, przyniósł kielich zimnego szampana ikryształowy słoiczek z białą maścią, mającą przyjemny, słodkawy zapach. Harry szybkowypił lodowaty alkohol.

 
- Nie najlepiej znam się na zaklęciach uzdrawiających, Potti. Magomedycynazawsze była domeną Zabiniego, ale myślę, że to zmniejszy twoje fizycznecierpienia. Severus to przygotował – powiedział blondyn i zaczął ostrożniewcierać uzdrawiającą maść w spuchnięte pośladki.

 
- Co z twoją ręką, Malfoy? – zapytał Harry, kiedy zobaczył na nadgarstkuŚlizgona czerwoną jak od oparzenia bliznę.

- Chciałeś bronić się palącymi czarami? – zapytał Draco, nadal nanosząc maść nauszkodzoną skórę.

 
- Nie – odpowiedział Harry.

- Tak myślałem – chrząknął Ślizgon. – Niezły jesteś, Potter. Nie tylko zdołałeśpostawić silną barierę i nie wpuściłeś mnie do swojego umysłu, to jeszcze takrzuciłeś mną o ścianę, że pomyślałem, że złamałeś mi kręgosłup. I to oparzenie…Jak zdołałeś to zrobić bez różdżki?

 
- Nie wiem – odpowiedział Harry.

 
- Robiłeś wcześniej takie rzeczy? – zainteresował się Draco.

- Bez różdżki? – zapytał Potter. – Tak, czasami, kiedy się mocno rozzłoszczęalbo gdy się boję. Ale nie zawsze mi się udaje, wtedy, w magazynie, niezadziałało… To zaczęło się jeszcze w dzieciństwie. Wtedy pojęcia nie miałemani o Hogwarcie, ani o różdżkach i czarodziejach. Ale czasami w mojej obecnościdziały się dziwne rzeczy. Pewnego razu ciotka Petunia oświadczyła, żesprzykrzyło jej się, że wracam od fryzjera w takim stanie, jakbym tam nigdy niebył. Wzięła kuchenne nożyce i obcięła mnie prawie na łyso, zostawiając tylkomałą kępkę włosów nad czołem, żeby „ukryćtę okropną bliznę”. Cały wieczór Dudley szydził ze mnie, całą noc niespałem, wyobrażając sobie, jakim pośmiewiskiem będę w szkole. Wiesz, w mugolskiejpodstawówce nie byłem zbyt popularny. Tam wszyscy się ze mnie śmiali. Byłem małyi wątły, do tego jeszcze nosiłem okulary zlepione plastrem. Dudley złamał je,kiedy dał mi w nos. Widziałeś to w moim wspomnieniu. Możesz sobie wyobrazić, coczułem, leżąc w komórce i myśląc, co się stanie, gdy pójdę do szkoły. A rano,kiedy ciotka Petunia mnie wypuściła, wyglądałem, jakby nigdy nic się nie stało.Moje włosy odrosły przez jedną noc. Ciotka mało nie zemdlała. Za to zabronili miprzez cały tydzień wychodzić z komórki. Innym razem ciotka chciała zmusić mnie,żebym założył stary dres Dudleya, rozciągniętą, odrażającą szmatę w zielonym,pokrytym pomarańczowymi kółeczkami kolorze. Im bardziej chciała mi go naciągnąćprzez głowę, tym bardziej nie mogła tego zrobić. Na szczęście uznała, że dres skurczyłsię w praniu i udało mi się uniknąć kary.

- Zadziwiające – powiedział Malfoy. – I to wszystko robiłeś bez różdżki…

 
- No tak… Był jeszcze jeden przypadek, kiedy Dudley z kolegami chciał mi kolejnyraz przyłożyć i uganiali się za mną po boisku. Próbowałem im uciec i nagle znalazłemsię na dachu szkolnej stołówki. Wychowawczyni napisała do Dursleyów list zeskargą. Moje niezbyt składne wyjaśnienia zupełnie nie obchodziły wuja Vernona, poprostu zamknął mnie w spiżarni i sobie poszedł. A kiedy byliśmy w ogrodziezoologicznym i Dudley zaczął drażnić ogromnego węża, szkło terrarium zniknęło,kuzyn wpadł do środka i ze strachu mało nie narobił w spodnie. I wtedyzrozumiałem, że mogę rozmawiać z wężami…

 
Malfoy patrzył z zaciekawieniem na swojego kochanka, który nagle zaczął muopowiadać o swoim dzieciństwie spędzonym u mugoli. Działanie uzdrawiającejmaści już usunęło zaczerwienienie, rany praktycznie zniknęły i teraz pośladkiGryfona miały przyjemny, różowy odcień i Draco, słuchając Harry’ego, delikatnieje gładził.

 
- Posłuchaj, Potter, chcę, żebyś zrozumiał… To, co dzisiaj zrobiłem… Niepowinieneś myśleć, że jestem sadystą i podoba mi się katowanie ciebie. Kochamcię, Harry. Ale musisz nauczyć się oklumencji. To może kiedyś uratować ciżycie. I mnie także.

 
Harry nieufnie mruknął, odwracając się od kochanka, który zaczął czule całowaćjego ucho.

- Nienawidzę cię, Malfoy – odpowiedział, wtulając twarz w poduszkę i czującprzyjemne ciepło, rodzące się w okolicy krocza.

 
- Tak, Potti, też cię kocham – uśmiechnął się Draco, nie będąc w stanie dłużejsię powstrzymywać i zaczął całować bruneta w szyję.

 

***

Potter opanował oklumencję w ciągu dwóch tygodni. Malfoy nadal stosował swojeradykalne metody nauczania, doprowadzając Harry’ego do białej gorączki, ale wkońcu potrafił stawiać taką potężną zaporę na drodze do swojego umysłu, żeDraco nie mógł przeniknąć do jego wspomnień nawet wtedy, gdy budził kochanka w środkunocy albo podczas najsilniejszych orgazmów, gdy Harry miotał się pod nim, drżącw słodkich konwulsjach. Gryfon utrzymał ochronną zasłonę i jakby się Malfoy niestarał, nie udało mu się dowiedzieć, czy Potter pieprzył się z wariatką Lovegoodczy nie. Właśnie starając się ukryć to wspomnienie, Harry przyswoił oklumencję,i nawet spróbował przeniknąć do umysłu Malfoya. I chociaż Ślizgon szczycił sięswoimi umiejętnościami, napór Gryfona był tak potężny, że na kilka sekund udałomu się złamać barierą i wedrzeć się do wspomnień Draco. Na chwilę przed jegooczami pojawił się bogato urządzony gabinet pełen starych, dębowych mebli,portretów i gobelinów. Harry zrozumiał, że to pokój Lucjusza Malfoya. Samgospodarz stał obok ogromnego kominka, trzymając w ręce szklankę ze złocistympłynem. Na nagie ciało miał niedbale narzucony aksamitny szlafrok. Draco,zupełnie mały i przestraszony na śmierć, z przerażeniem patrzył na ojca, drżąc nacałym ciele…

 
-
Protego! - Rozległo się w głowieHarry’ego i wizja zniknęła.

Uderzenie było tak silne, że brunetowi pociemniało w oczach, a z nosa pociekłakrew.

- Nieźle, Potter – wychrypiał przez zaciśnięte zęby Draco, ciężko oddychając. -Nawet Severusowi nie zawsze udawało się złamać mojej bariery.

 
- Co on z tobą robił? – zapytał Harry, wycierając krew sączącą się z nosa.

 
- Karał – krótko odpowiedział Draco i odwrócił się od kochanka, zapalającpapierosa.

- Byłeś przerażony na śmierć – powiedział Harry. Podszedł do Ślizgona i objąłgo.

- Potter, nawet jeśli okażesz się najpotężniejszym czarodziejem w magicznymświecie, więcej nie uda ci się przeniknąć do moich wspomnień – odpowiedziałMalfoy, wypuszczając nerwowo dym.

 
- Wybacz, po prostu chciałem spróbować… Nie myślałem, że coś z tego wyjdzie.

- Ale wyszło, Potter. Jestem przekonany, że będziesz w stanie wejść do umysłukażdego mugola i chyba nie znajdzie się zbyt wielu czarodziejów, którzy będą mogliodeprzeć twoje wtargnięcie. Nie na próżno cię chłostałem.

 
- Wiesz, Malfoy, nie myślałem, że to zrobię, ale… eee… dziękuję.

- Dobra, Potti, całą twoją wdzięczność możesz okazać w łóżku.

 
- Nie mam nic przeciwko, Malfoy – wyszeptał Harry, przytulając się do kochanka.

 

Draco poczuł silną erekcję Gryfona, a jego gorący oddech paliłjego skórę…

Szlabany, które miał ze Snape’em, dokuczały Harry’emu bardziej niż zwykle, bo zajmowały i tak ograniczony czas, jaki mógł spędzić z Malfoyem. Do tego profesor zaczął przedłużać ich spotkania, robiąc przy tym uwagi o przyjemniejszym spędzaniu czasu, na które pewnie Gryfon miałby ochotę. Mówiąc o „przyjemnościach”, Snape patrzył znacząco na Pottera i wtedy biedny chłopak czerwienił się i gotowy był oddać wszystko za możliwość zapadnięcia się pod ziemię. Profesor chcąc i nie chcąc nie powiedział nikomu o homoseksualnym związku jego i Draco. Nie zrobił tego, oczywiście, nie z powodu Harry’ego, ale Malfoya. Jednak opiekun Slytherinu, kiedy był sam na sam z brunetem, nie przepuszczał okazji, żeby przypomnieć mu, że o wszystkim wie i zadręczał tym chłopaka, doprowadzając go do rozstroju nerwowego. Po szlabanie, kiedy pojawiał się wsypialni Ślizgona, jeszcze długo nie mógł przyjść do siebie, miotał się po apartamencie kochanka, przeklinając Snape’a i dopiero pieszczoty Draco uspokajały go i pozwalały zapomnieć o całym świecie.

 
Wracając z kolejnego szlabanu, Harry wrzał ze złości. Snape czerpał jakąś zboczoną przyjemność z tego, że raz za razem z niego szydził i poniżał. Wcześniej Harry odcinał się jakąś uwagą, doprowadzając do tego, że Gryffindor spadał na sam koniec klasyfikacji domów, ale teraz, będąc sam na sam z profesorem, obawiał się nawet podnieść oczu i spojrzeć na niego. Kiedyś najbardziej bał się, że Snape będzie wiedział, co zaszło w pociągu. Wystarczyło, że wyobraził sobie, jak profesor dowiaduje się o tym, że leżał w przedziale obezwładniony zaklęciem paraliżującym z butelką w tyłku i od razu robiło mu się słabo z przerażenia na samą myśl, co usłyszy od Snape’a. Ale teraz już się nie bał, że profesor wniknie w jego umysł i zobaczy wspomnienia związane z tym, czym zajmują się z Draco po lekcjach. Czasami nawet chciał spróbować zablokować Snape’a i rzucić nim o regał z
preparatami.Ale zdecydował, że nie będzie prowokować profesora i nie da mu powodów do prób wtargnięcia w jego umysł i tym samym ukryje fakt, że nauczył się oklumencji i nawet stał się silnym legilimentą. Nie mógł ujawnić tej tajemnicy przed śmierciożercą i dlatego podczas szlabanów zawsze siedział z nisko opuszczoną głową.

 

***


Gryfon szedł szybko korytarzem siódmego piętra, zamierzając wpaść do swojej sypialni, wziąć jakieś rzeczy i znowu zejść do podziemi, do Draco. Wokół nie było nikogo oprócz Irytka, który obrzucił go kawałkami kredy i zręcznie uchylił się od zaklęcia, które posłał w jego kierunku. Kiedy Irytek zniknął, wokół zapanowała cisza. Do ciszy nocnej pozostało już tylko piętnaście minut i większość uczniów znajdowała się wswoich pokojach. Myśli Harry’ego znowu wróciły do Snape’a i ich wzajemnej nienawiści. Chociaż Draco zapewniał go, że profesor jest mu nieprzychylny wyłącznie dlatego, że widzi w nim zagrożenie dla niego, Gryfon był pewien, że nie jest to takie proste. Snape znienawidził go od pierwszego dnia jego pobytu w Hogwarcie, wtedy jeszcze nie był niebezpieczny dla Malfoya, nie znał żadnych jego sekretów i nie był ze Ślizgonem w dobrych stosunkach, a Snape już wtedy, w Wielkiej Sali w czasie ceremonii przydziału patrzył na niego wzrokiem, w którym kryła się wrogość. Z czasem Harry też znienawidził Snape’a i odpowiadał na wszystkie jego kpiny i drwiny, buntował się na lekcjach, kradł składniki i wysadzał kociołki.
Brunet nie chciał dopuścić do siebie myśli, że pożywką dla nienawiści Snape’a do niego może być jego ojciec, James Potter. Kiedy na piątym roku zajrzał do myślodsiewni profesora, zobaczył, jak ojciec razem z Syriuszem poniżali Snape’a i szydzili z niego w obecności innych uczniów. Znęcali się nad nim używając zaklęcia
Levikorpus i nazywali go Smarkerusem. Kiedy Snape wyciągnął Harry’ego z myślodsiewni, chłopak naprawdę przestraszył się, że opiekun Slytherinu go zabije. Do morderstwa jednak nie doszło, Pottera uratowała szybka ucieczka z gabinetu. Po tym incydencie lekcje oklumencji zostały przerwane, a nienawiści między profesorem i uczniem wzrosła. I teraz, kiedy Snape’owi udało się wniknąć do jego umysłu i dowiedzieć się, że jest gejem, profesor z nieukrywaną przyjemnością szydził z niego, starając się zemścić na nim za to, że rok wcześniej Gryfon poznał jego sekrety.
Rozmyślając o tym wszystkim,
Harry usłyszał krzyk i łoskot. Stanął w miejscu, nasłuchując.

 

- Jak śmiesz, aaaaaaagrh!

 

Hałas dochodził z pobliskiego korytarza. Harry pobiegł w jego kierunku, trzymając różdżkę w pogotowiu, szybko minął kolejny zakręt i zobaczył profesor Trelawney, rozciągniętą na ziemi z głowa okrytą jednym z jej wielu szali. Obok niej leżało kilka butelek po sherry, w tym jedna pęknięta.

 

- Pani profesor… – Harry podbiegł do niej i pomógł jej wstać. Jeden z jej świecących koralików zaplątał się z okularami. Czkając głośno, przygładziła swoje włosy, po czym złapała rękę Harry’ego. – Co się stało, pani profesor?

 

- Dobrze, że pytasz! – powiedziała. – Spacerowałam sobie rozmyślając o pewnych ciemnych zwiastunach, które krążą wokół nas…


Harry nie zwracał jednak uwagi na to, co mówiła. Właśnie zauważył, gdzie się znajdowali. Po prawej stronie wisiał gobelin przedstawiający tańczące trole, a na lewo była jedynie gładka, kamienna ściana, która kryła przecież…

 

- Pani profesor, próbowała pani wejść do Pokoju Życzeń?

Harry poczuł dziwne ssanie w żołądku. Malfoy wiedział o jego szlabanach u Snape’a, a profesor ostatnio zatrzymywał go dłużej. Dlatego Ślizgon, spokojny, że kochanek mu nie przeszkodzi, znowu zaczął robić coś na rozkaz Voldemorta. W jego gardle pojawiła się gula. Może Snape specjalnie przedłuża szlabany? Może współpracuje z Malfoyem? Może to Draco prosi profesora, żeby przetrzymywał go w swoim gabinecie? W jego umyśle pojawiła się paskudna myśl o tym, że jak byli wrogami tak są, stojąc po różnych stronach barykady. Łączy ich tylko seks.

 
- …omeny, które tylko ja widzę… co? – Spojrzała nagle innym wzrokiem.

 

- Pokój Życzeń – powtórzył Harry. – Próbowała pani tam wejść?

 

- Ja… cóż… nie zdawałam sobie sprawy, że uczniowie o nim wiedzą…

 

- Nie wszyscy – powiedział Harry. – Ale co się stało? Pani krzyknęła… to brzmiało tak, jakby ktoś został zraniony…

 

- Ja, cóż… – zaczęła profesor Trelawney, zawijając szale dookoła siebie i wpatrując się w niego wielkimi oczami. – Chciałam… ach… schować tu osobiste rzeczy…


- Taa – odparł Harry, spoglądając na puste butelki po sherry. – Ale nie mogła pani tam wejść, prawda?


- Nie, wejść to weszłam – powiedziała profesorTrelawney, spoglądając na ścianę – ale tam już ktoś był.


- Ktoś? Kto? – zapytał Harry gwałtownie. – Kto tam był?

 

- Nie wiem, ale ten ktoś coś mówił – odparła profesor Trelawney – Coś krzyczał.

 

- Krzyczał?

 

- Z radości – powiedziała, kiwając głową.

- Czyli udało mu się – szepnął Potter, patrząc na równą, kamienną ścianę.

 
- Co powiedziałeś, mój chłopcze? – zainteresowała się wróżka, owiewając Harry’ego oddechem o zapachu sherry.

 
- Malfoy, wiem, że tam jesteś! Otwórz te diabelskie drzwi! – krzyknął Harry i zrozpaczy kopnął kamienną ścianę. – Auć!

 
Wydawało mu się, że złamał palec. Ze łzami bólu w oczach zaczął podskakiwać na jednej nodze.

 
- Potter, nic ci się nie stało? – zapytała profesor.

 
Chłopak stracił równowagę i upadł na podłogę.

 
- Jak on panią wyrzucił z pokoju, pani profesor? – zainteresował się Harry, siedząc na posadzce i rozcierając obolałą stopę.

 
- W
szystko nagle ściemniało i jedyne, co wiem, to to, że zostałam uderzona w głowę i wyrzucona z pokoju… - Jej koścista ręka zamknęła się nagle wokoło przegubu Harry’ego.- Raz za razem… obojętnie jak je rozkładam… – Wyciągnęła karty spod szala. – Błyskawica uderza w wieżę… – szemrała. – Nieszczęście, katastrofa… jest coraz bliżej…


- Racja – powiedział Gryfon, podniósł się i ostrożnie stanął na zranionej nodze. – Odprowadzę panią, pani profesor. Nie powinna się pani pokazywać w taki stanie. Rozumie pani, te „nikczemne oskarżenia”… Chodźmy.


Harry podał jej rękę i utykając, poprowadził wróżkę korytarzem, nie słuchając jej gadaniny o tym, jak żałuje, że zrezygnował z jej lekcji. Myślał o Draco, śmierciożercy, który teraz znajdowały się za ścianą i cieszył się, bo udało mu się wykonać rozkaz Czarnego Pana. Potter znowu poczuł się zdradzony.

Prowadził profesor Trelawney, nie zwracając uwagi na jej mamrotanie i myśląc, co powie Malfoyowi, kiedy dzisiaj wieczorem do niego przyjdzie. Nie mógł udawać, że nic się nie stało i wszystko jest po staremu, ale wiedział, że jeśli zażąda od kochanka wyjaśnień, ich związek może przestać istnieć. Ślizgon pewnie wyrzuci go za drzwi, a Harry nie chciał go stracić niezależnie od tego, czy jest śmierciożercą i występuje przeciwko Dumbledore’owi.

 

- Dobrze pamiętam swoją pierwszą rozmowę z dyrektorem – powiedziała profesor Trelawney gardłowym tonem. – Był pod głębokim wrażeniem, oczywiście… Było to w Świńskim Łbie, którego nawiasem mówiąc nie polecam, pluskwy w łóżku, ale przynajmniej ceny niskie. Dumbledore zrobił mi przyjemność odwiedzając mnie w moim pokoju w zajeździe. Zapytał… Muszę jednak najpierw wyznać, że myślałam, iż Dumbledore nie jest zbytnio zainteresowany moim fachem… I pamiętam, że zaczęłam się czuć dziwnie, nieswojo i nie zjadłam zbyt dużo tego dnia… ale wtedy…


W tym momencie Harry po raz pierwszy zwrócił uwagę na to, co ona mówi, ponieważ wiedział, co się wtedy zdarzyło. Profesor Trelawney wypowiedziała proroctwo, które zmieniło bieg jego całego życia, proroctwo o nim i o Voldemorcie.

 

- …ale wtedy nieuprzejmie przerwał nam Severus Snape!

 

- Co?

 

- Tak. Na zewnątrz pokoju było jakieś poruszenie, nieokrzesany barman starał się wyprosić Snape’a, który tłumaczył się, że przechodził akurat koło drzwi, ale ja pomyślałam, że on został aresztowany, bo podsłuchiwał moją rozmowę z Dumbledore’em. Widzisz, Snape sam szukał wtedy pracy i bez wątpienia nie spodziewał się zdobyć takich wskazówek! Widocznie Dumbledore wolał dać pracę mnie i nic nie poradzę na swoje myślenie, Harry, że on dostrzegł surowy kontrast między moimi skromnymi sposobami i talentem a ciskającym się człowiekiem, który w dodatku podsłuchiwał nas przez dziurkę od klucza! Harry! Ojej…?

 

Profesor Trelawney obejrzała się, bo nagle chłopak znalazł się za nią. Dzieliło ich teraz około dziesięciu kroków.

 

- Harry? – powtórzyła.

 

Być może jego biała twarz spowodowała, że jej spojrzenie było pełne strachu. Harry stał nieruchomo, ponieważ fale szoku wezbrały w nim, jedna po drugiej, wymazując każdą rzecz oprócz informacji, która była trzymana z daleka od niego tak długo… To był Snape, który podsłuchał proroctwo. To Snape zaniósł je do Voldemorta, to Snape i Peter Pettigrew powiedzieli Voldemortowi, gdzie znajduje się Lily, James i ich syn… Nic innego nie miało teraz znaczenia, nawet Draco Malfoy, śmierciożerca, triumfujący w Pokoju Życzeń.

 
- Harry, co z tobą? – zapytała powtórnie profesor Trelawney

 
- Wszyto w porządku – wykrztusił Harry.

- Ale tak zbladłeś, mój drogi…

 
- Nic mi nie jest – powtórzył gniewnie.

 
Ominął przestraszoną profesor,
pobiegł szybko i zniknął za rogiem korytarza prowadzącego do gabinetu Dombledore’a, gdzie na straży stał samotny gargulec. Harry wykrzyczał hasło i wykonał zaledwie trzy kroki, kiedy schody zaczęły się kręcić. Nie zapukał do drzwi gabinetu, lecz w nie walnął, po czym, zanim dyrektor powiedział spokojnym głosem „Wejdź”, rzucił się do środka. Feniks Fawkes spojrzał dookoła, w jego ciemnych oczach odbijało się złoto zachodzącego za oknem słońca. Dumbledore stał przy oknie i spoglądał przez nie na błonia, trzymając w rękach długi, czarny, podróżny płaszcz.

 

- Cóż, Harry, obiecałem ci, że będziesz mógł pójść ze mną…

 

Przez chwilę albo dwie Harry nie zrozumiał, o co chodzi. Oszustwo ujawnione przez profesor Trelawney ciągle wirowało mu w głowie i jego mózg zdawał się pracować bardzo powoli.


- Pójść… z tobą?

 

- Tylko, jeśli chcesz, oczywiście.

 

- Jeśli ja… – I wtedy Harry przypomniał sobie. – Znalazłeś go? Znalazłeś horkruksa?

 

- Wierzę, że tak.

 

Wściekłość i oburzenie walczyły z szokiem i podekscytowaniem tak, że Harry przez moment nie mógł wykrztusić z siebie słowa.

 

- Naturalne jest to, że się boisz – powiedział Dumbledore.


- Nie boję się! – odparł Harry i poczuł, że mówi absolutną prawdę. Strach był jedyną emocją, której nigdy odczuwał. – Który to horkruks? Gdzie on jest?


- Nie jestem pewny, który to jest, ale myślę, że możemy wykreślić węża. Wierzę, że został schowany w jaskini na wybrzeżu wiele mil stąd. W jaskini, którą próbuję zlokalizować już od dłuższego czasu, w jaskini, w której Tom Riddle terroryzował dwójkę dzieci z sierocińca, pamiętasz?

 

- Tak – odpowiedział Harry. – Jak jest chroniony?

 

- Nie wiem. Mam podejrzenia, które mogą być jednak całkowicie błędne. – Dumbledore zawahał się chwilę, po czym dodał: – Harry, obiecałem ci, że będziesz mógł pójść ze mną. I teraz, tuż przed podróżą, chcę cię ostrzec, że to może być bardzo niebezpieczne…

 

- Idę – powiedział Harry, zanim Dumbledore skończył zdanie.

 

Nadal czując gniew spowodowany wiadomością o Snapie, jego pragnienie ryzykownego przedsięwzięcia zostało dziesięciokrotnie zwiększone w ciągu kilku minut. Najwidoczniej Dumbledore musiał zauważyć to na jego twarzy, ponieważ odszedł od okna. Spojrzał dokładniej na Harry’ego, marszcząc swoje srebrne brwi.

 

- Co ci się stało?

 

- Nic – skłamał szybko Harry.


- Coś cię zdenerwowało?

 

- Nie, przewróciłem się.

 

- Harry, nie byłeś nigdy dobrym oklumentą…

 

Te słowa jak iskra spowodowały, że w Harrym zapaliła się furia.

 

- Snape! – powiedział bardzo głośno, a Fawkes wydał z siebie miękki skrzek. – Snape to zrobił! Powiedział Voldemortowi o proroctwie, to on podsłuchiwał pod drzwiami, profesor Trelawney mi powiedziała!


Wyraz twarzy Dumbledore’a nie zmienił się, ale Harry pomyślał, że jego twarz zbladła na tle krwawej poświaty zachodzącego słońca. Przez długi moment stary czarodziej nic nie mówił.

 

- Kiedy się o tym dowiedziałeś? – zapytał w końcu.

 

- Przed chwilą! – powiedział, powstrzymując się z trudnością od wrzeszczenia. Ale nie mógł się już opanować. – TY POZWOLIŁEŚ MU TUTAJ NAUCZAĆ, A ON POWIEDZIAŁ VOLDEMORTOWI, GDZIE SĄ MOI RODZICE!


Twardo oddychając, jakby po walce, Harry zwrócił się ku dyrektorowi, który nadal nie poruszył żadnym mięśniem. Pragnął doprowadzić Dumbledore’a do wściekłości, ale równocześnie chciał iść z nim i spróbować zniszczyć horkruksa. Chciał mu powiedzieć, że jest starym głupcem, ufając Snape’owi, ale jednocześnie bał się, że Dumbledore nie weźmie go ze sobą, dopóki nie opanuje gniewu…

 

- Harry – odezwał się cicho stary czarodziej – posłuchaj mnie, proszę. Profesor Snape zrobił straszny…

 

- Nie powiesz mi, że to była pomyłka! On podsłuchiwał pod drzwiami!


- Proszę, pozwól mi dokończyć. – Dumbledore zaczekał, aż Harry kiwnie głową, po czym mówił dalej. – Profesor Snape popełnił dużą pomyłkę. Kiedy usłyszał proroctwo profesor Trelawney, był nadal sługą Voldemorta. Naturalnie, natychmiast pobiegł powiedzieć swemu mistrzowi to, co usłyszał, ponieważ to interesowało Voldemorta wtedy najbardziej. Ale nie wiedział, bo nie znał planów swojego Pana, że chłopiec, którego jego mistrz tak długo szukał, i jego rodzice, których zamorduje po drodze, byli twoją matką i ojcem.

 

Harry zaśmiał się szyderczo.

 

- On nienawidził mojego ojca tak samo jak nienawidził Syriusza! Nie zauważyłeś, profesorze, że ludzie, których Snape nienawidzi, kończą martwi?

 

- Nie wiesz jednak Harry, jak profesor Snape się czuł, kiedy Lord Voldemort zinterpretował proroctwo. Wierzę, że będzie żałował tego do końca życia i to było powodem, że się nawrócił.

- Mam gdzieś czy będzie tego żałował! – krzyknął Harry. – Wydał moich rodziców, jest mordercą! Zniszczę go!

- Nie masz o niczym pojęcia, Harry. Severus Snape nigdy nie wydałby twojej mamy, ponieważ kochał ją. Mógłby być twoim ojcem…

- ŁŻESZ!!! – krzyknął, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę. – Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Snape to drań, żałosna kreatura. Moja mama nigdy nie pokochałaby kogoś takiego jak on.

- Zamknij się, Harry! – Dyrektor podniósł głos.

 

Chłopak ugryzł się w język, bo zrozumiał, że posunął się za daleko i prawdopodobnie stracił szansę na towarzyszenie Dumbledore’owi. Stary czarodziej nie mówił nic przez chwilę. Wyglądał, jakby o czymś głęboko rozmyślał. W końcu powiedział:

 

- Ufam całkowicie Severusowi Snape’owi.

 

Harry oddychał chwilę głęboko, aby się uspokoić. Jednak to nie pomagało.

 

- Tak, ale ja nie! – powiedział tak samo głośno jak przedtem


- Dyskutowaliśmy już o tym, Harry – odparł Dumbledore, a jego głos zabrzmiał znowu surowo. – Powiedziałem ci, co o tym myślę. I naucz się wreszcie kontrolować swoje emocje.

 
- Przepraszam, dyrektorze, ja… –
wymamrotał Harry, nieco speszony, jednak Dumbledore uciął:

 

- Nie chcę o tym dalej dyskutować.

 
Harry nie odpowiedział. Był przestraszony, że posunął się za daleko i zrujnował swoją szansę. Ale dyrektor powiedział:

 

- Chcesz więc pójść ze mną?

 

- Tak – odpowiedział od razu chłopak.


- Bardzo dobrze. W takim razie idź po pelerynę niewidkę i za piętnaście minut spotkamy się w holu.


Dumbledore odwrócił się, żeby jeszcze raz spojrzeć w rozświetlone zachodzącym słońcem okno. Harry wyszedł z gabinetu i szybko zszedł po kręconych schodach, przeskakując po kilka stopni na raz.

 

***

Potter szedł szybko pustymi korytarzami, oświetlonymi mętnym blaskiem pochodni. W ręce trzymał Błyskawicę, na ramię zarzucił plecak, w którym znajdowała się Mapa Huncwotów i peleryna niewidka. W głowie wszystko mu się poukładało. Wiedział, co musi zrobić. Najpierw zniszczyć horkruks, potem zemścić się na Snapie za śmierć rodziców i wyprostować sprawy z Malfoyem.

Zamyślony nie zwracał uwagi na to jak idzie i wychodząc zza zakrętu prawie zderzył się z Draco, który wracał z Pokoju Życzeń. Moment i w rękach obu pojawiły się różdżki, skierowane w pierś przeciwnika. Patrzyli na siebie. Pierwszy różdżkę opuścił Ślizgon.

- Wybierasz się polatać przed snem, Potti? – zainteresował się Malfoy.

 
- Coś w tym rodzaju – powoli odpowiedział Gryfon, nadal mając różdżkę wycelowaną w blondyna.

 
- O co chodzi, Potter? – cicho zapytał Ślizgon i zrobił krok do przodu. Różdżka Harry’ego ugodziła go w pierś, tam, gdzie biło serce. – Chcesz mnie zabić?

 

- Powiedz, Malfoy, co robiłeś w Pokoju Życzeń? – zapytał Potter, nerwowo przełykając ślinę.

 
- Ach, o to chodzi – uśmiechnął się Draco. – Czyli nadal mnie szpiegujesz, Potti? Czy każdy ciągle jeszcze szukaja powodu, żeby wysłać mnie do Azkabanu? Na próżno tracisz czas, wszystkie dowody są tutaj. – Chłopak podwinął rękaw na lewej ręce, pokazując Harry’emu Mroczny Znak. – Wystarczy, że o tym powiesz i będzie ze mną koniec.

 
- Przestań, Malfoy. – Harry schował różdżkę, oparł miotłę o ścianę i chwycił Draco za ramiona. – Powinieneś mi powiedzieć, co tam robiłeś, to jest ważne! Wiem, że dostałeś od niego rozkaz, wiem, że musisz zabić! Powiedz mi, kogo ?Dumbledore’a czy Slughorna?

Draco lekko zmrużył oczy, które, jak wydało się Harry’emu, stały się lodowato zimne, a blizna na jego policzku nerwowo drgnęła.

 
- Tak, Potter, Dumbledore nie pomylił się co do ciebie. Będzie z ciebie dobry auror. Nieźle donosisz, wysyłasz ludzi do Azkabanu, już nauczyłeś się profesjonalnie prowadzić przesłuchania… Szczere wyznanie zmniejszy ciężar przestępstwa…

 
- Zamknij się, Draco! – zasyczał Harry, ściskając ramiona kochanka. – Nie donosiłe mna ciebie i nie ja jeden zeznawałem przeciwko twojemu ojcu. Sam sobie jest winny, jest śmierciożercą…

 
- Ja też, Harry – odpowiedział Ślizgon, patrząc w oczy Pottera.

- Nie musiałeś tego robić, Malfoy – powiedział ze złością Gryfon. – Nie powinieneś wykonywać rozkazów Voldemorta, on nie ma prawa rządzić twoim życiem. Nie rozumiesz tego?

 
- To ty nic, za cholerę, nie rozumiesz, Potter! – krzyknął Malfoy.

- Doskonale rozumiem – odpowiedział Gryfon. – I wiem, że z powodu jego rozkazu masz zostać mordercą. Myślę, że to Slughorn, mam rację? Nawet Voldemort miałby trudności z zabiciem Dumbledore’a, nie mówiąc już o tobie. Polecił ci zniszczyć Slughorna i ty kilkakrotnie próbowałeś to zrobić. Chciałeś tylko osiągnąć swój cel i nie interesowali cię niewinni ludzie, draniu. Wy, Malfoyowie, robicie wszystko w białych rękawiczkach, przyzwyczailiście się, że całą brudną robotę wykonują za was inni i nawet zadanie, które powierzył ci Voldemort, próbowałeś wykonać cudzymi rękami. Wykorzystywałeś do tego swojego kochanka Zabiniego, prawda, Malfoy? To on dał Katie Bell naszyjnik, żeby przekazała go Slughornowi. Tego dnia widziałem Blaise’a w barze, a chwilę później Katie mało nie zginęła. Ty sam nie mogłeś tego zrobić, bo miałeś szlaban u McGonagall. Świetne alibi, Malfoy. Umyślnie kilkakrotnie spóźniałeś się z pracą domową z transmutacji, żeby McGonagall wyznaczyła ci dodatkowe zajęcia, a Zabini poszedł wykonać za ciebie rozkaz Voldemorta i nikt nie byłby w stanie powiązać ciebie z tym „nieszczęśliwym wypadkiem”. Sama profesor potwierdziła wtedy twoje alibi. Jak mądrze, Malfoy, opiekun Gryffindoru cię usprawiedliwia. Niczego nie próbowałeś, póki wszystko nie ucichło, i nadal kombinowałeś, jak usunąć Slughorna. Ale widać niczego oryginalnego sam nie potrafiłeś wymyślić i znowu zdecydowałeś się użyć swojego kochanka. Pewnego razu powiedziałeś mi, że Zabini może być śmiertelnienie bezpieczny i że jego matka zna się na starych truciznach. Kiedy Ron wypił zatruty miód, od razu zrozumiałem, kto za tym stoi. To ty kazałeś Blaise’owi zatruć wino. Slughorn uwielbiał tego ładnego chłopaka, dlatego kiedy dostał od niego w prezenci na Boże Narodzenie butelkę wina, staruszek prawdopodobnie był szczęśliwy. Ale znowu wyszedł niewypał, truciznę przypadkowo wypił Ron i prawie umarł, a ty znowu byłeś poza podejrzeniami. Gdyby Slughorn oficjalnie zgłosił próbę otrucia, wszystkie podejrzenia padłyby na Zabiniego. Ale profesor nic nie zrobił, pożałował Blaise’a. Teraz jednak twojego kochanka nie ma, wolał stąd odejść niż trafić do Azkabanu. Musisz więc zrobić wszystko własnoręcznie. To t prosiłeś Snape’a, żeby zatrzymywał mnie jak najdłużej podczas szlabanów, kiedy robiłeś coś w Pokoju Życzeń. Dzisiaj wreszcie skończyłeś, znalazłeś sposób jak zabić Slughorna?

- Daleko zajdziesz, Potter, będziesz lepszy niż Alastor Moody – powiedział Ślizgon, opierając się ramieniem o ścianę i kierując wzrok na płomień najbliższej pochodni.

 
Nagle Harry zrobił krok naprzód, przytulił się do swojego kochanka, obejmując go za szyję, gorące usta prześliznęły się po jego twarzy, żarłocznie przyssały się do warg, język gwałtownie wdarł się do środka. Pocałunek był mocny i agresywny, jeden drugiemu nie chciał ustąpić i oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło im oddechu.

 
- Malfoy, proszę, nie rób tego, nie chcę cię stracić – wyszeptał Gryfon, ciężko oddychając, i wtulił się w ramię Ślizgona. – Kocham cię, Malfoy, słyszysz, draniu, kocham.

- Potter – odpowiedział cicho Draco, obejmując kochanka. – Nie mogę. Tak naprawdę nic nie wiesz.

 
- To mi opowiedz. – Harry spojrzał w oczy Ślizgona, a ten mimo woli drgnął, kiedy zobaczył, ile bólu i rozpaczy jest w tym zielonym spojrzeniu.

- Nie mam wyboru, Potter. Ojciec powinien był zdobyć to diabelskie proroctwo z Departamentu Tajemnic, ale zniszczyłeś je. Pan był wściekły. Prawdopodobnie, gdyby ojca nie aresztowali i nie wysłali do Azkabanu, Czarny Pan zabiłby go. Jesteśmy w potrzasku. Znaleźliśmy się w niełasce u Lorda, a ministerstwo ciągle siedzi nam na karku. Mama i ja przez całe lato byliśmy wzywani na przesłuchania. Mama musiała zażyć Veritaserum, mnie to ominęło, bo jestem nieletni. Ciotka Bellatrix zdołała przekonać Czarnego Pana, że naprawię błąd ojca i zasłużę na jego zaufanie.Z muszony byłem przyjąć Mroczny Znak, inaczej zabiłby nas wszystkich. Teraz mama jest zakładniczką w naszym własnym dworze. Bellatrix zwariowała w Azkabanie, jest fanatycznie oddana Lordowi i jeśli on będzie tego chciał, poderżnie gardło nawet własnej siostrze. Ode mnie zależy życie mamy, Potter. I, jeśli mi się uda, odzyskam także ojca.

 
- To kłamstwo, Malfoy – powiedział Harry, mocniej przyciskając do siebie kochanka. – Nie powinieneś mu wierzyć. Nawet jeżeli zabijesz Slughorna, on niczego nie zrobi dla twojej rodziny. Trafisz do Azkabanu, a twoja matka umrze z nędzy i rozpaczy. Draco, powinieneś pomyśleć o niej…

- Potter, nie wiesz, co TO jest. – Draco znowu podciągnął rękaw, pokazując Mroczny Znak.

- Wiem, co TO jest – odpowiedział Gryfon. Podniósł grzywkę i pokazał swoją bliznę. – Wiem, jak to boli, ale możesz nauczyć się mu przeciwstawić. W Departamencie Tajemnic zdołałem wystąpić przeciwko niemu i ty też będziesz w stanie. Draco, powinieneś być silny, nie pozwalaj mu zrobić z siebie marionetki, tak, jak to zrobił z twoim ojcem.

 
- Zamknij się, Potter – powiedział z wściekłością Malfoy, odpychając od siebie kochanka. – Jesteś taką samą kukiełką w rękach tego starego idioty Dumbledore’a. Czy nie rozumiesz, że on od dzieciństwa używa cię jako głównego atutu w tej grze? To oni obaj z Lordem rozgrywają tę partię, grając o panowanie w magicznym świecie, a ludzi używają jak pionków, przestawiając na odpowiednie pola. Zawsze cię wykorzystywał, manipulował tobą, zrobi z ciebie mordercę, a jeżeli przegrasz i zginiesz – niewielka strata, cel uświęca środki.

 

- Nie waż się tak mówić, Malfoy. To kłamstwo!

- Czy jesteś tak głupi, że tego nie rozumiesz, Potti?! – wrzasnął Draco. – Dokąd teraz idziesz? Naprawdę chcesz polatać przed snem? Dokąd on cię wysyła? Dlaczego milczysz, Potter? – Harry osunął się po ścianie na podłogę, oplótł kolana rękami i nisko opuścił głowę. Draco siadł obok niego i objął go za ramiona. – To ty nie powinieneś wykonywać jego rozkazów, to ty masz wybór, Potter – powiedział Draco, całując kochanka w skroń.

- Dlaczego to wszystko jest tak skomplikowanie, Malfoy? – zapytał Harry i popatrzył na Ślizgona oczyma pełnymi łez.

 
- Ponieważ jesteśmy po różnych stronach… Pamiętasz? Sam to powiedziałeś – wyszeptał blondyn.

 
- Chcę być z tobą w jednym łóżku, a nie po różnych stronach barykady – odpowiedział Gryfon, kładąc głowę na ramieniu kochanka.

- Też tego chcę, najbardziej na świecie – powiedział Draco, czule głaszcząc Harry’ego po głowie.

 
- I co zrobimy? – zapytał Harry.

- Gdzie idziesz, Potti? – odpowiedział pytaniem na pytanie Ślizgon.

- Nie mogę, Draco, nie mogę ci tego powiedzieć. Sam nie wiem, ale to może być śmiertelnienie bezpieczne. Mogę nie wrócić.

- Nie, Potter! – zawołał Malfoy, potrząsając go za ramiona. – Nie pozwolę ci na to, nie dopuszczę, żeby stary idiota rozporządzał twoim życiem. Zbyt mocno cię kocham, Potter, żeby cię stracić.

 
- To nie zależy od mnie, Malfoy. Też nie mam wyboru. Proroctwo uwarunkowało moje życie. Albo sam zginę, albo go zabiję. Jeden z nas nie może żyć dopóki żyje drugi. Już nic nie mogę zmienić, nic ode mnie nie zależy. Muszę tam iść, to część tego pieprzonego proroctwa. Powinienem ruszać, już czas… Dumbledore na mnie czeka.

- Kocham cię, Potter – wyszeptał Draco, czule przyciskając do siebie Gryfona.

- Pocałuj mnie – poprosił Harry, z rozpaczą przytulając się do blondyna.

 
Zlali się w pocałunku, na chwilę zapominając o całym świecie, zatraciwszy poczucie miejsca i czasu. Były tylko te gorące usta, niepohamowane języki i chciwe ręce, zrywające ubranie.

 
- Malfoy, proszę, weź mnie – wyszeptał Harry w usta kochanka. – To może być ostatni raz.

 
- Ukochany – wyszeptał Draco, zbierając wargami gorące łzy z twarzy Gryfona.

 
- Zrób to tak, żeby bolało, tak, jak za pierwszym razem.

 
- Jesteś wariatem, Potter, wiesz o tym? – powiedział blondyn, nie powstrzymując łez.

- Oczywiście, że jestem wariatem – uśmiechnął się gorzko Harry. – Myślisz, że można dostać Avadą i pozostać normalnym?

- Cholerny dowcipniś – spróbował uśmiechnąć się Draco, głaszcząc bruneta po twarzy i ścierając z niej łzy.

 
- Chcę jeszcze długo pamiętać o tobie. Chcę, żeby każdy mój ruch odzywał się bólem, ale to będzie słodki ból, ponieważ przypomni mi o tobie. Każdą komórką swojego ciała chcę ciebie czuć. Proszę, Malfoy, zrób to.

 
Harry odsunął się trochę od kochanka, rozpiął pasek i opuścił dżinsy do kostek. Malfoy w milczeniu poszedł za jego przykładem. Gryfon rozłożył na podłodze pelerynę niewidkę, stanął na czworaka i zamarł w oczekiwaniu. Jego drżący członek już był twardy.

- Weź mnie, Malfoy – poprosił, odwracając głowę.

 
Ślizgon splunął na palce i chciał zwilżyć i rozciągnąć anus kochanka przed wejściem, ale Harry odsunął się i syknął:

 
- Na sucho, Malfoy.

 
- Potti, rozumiesz, o co prosisz? – wymamrotał trochę przerażony Ślizgom. – Rozedrę cię. Nie chcę sprawiać ci bólu. Dosyć, więcej nie będę.

- Rób, co mówię, Draco – warknął Harry. – No, pospiesz się, bo już mnie zaczynają boleć kolana.

 
Pochylając się niżej na rękach brunet wypiął się mocno i oczekiwał na agresywne wejście kochanka.

 
- W porządku, Harry – powiedział Malfoy. – Tylko nie wrzeszcz. – I przystawił swój członek do dziurki Gryfona.

 
Harry przygryzł dolną wargę i przymknął oczy. Ślizgon rozsunął rękami pośladki Pottera i zaczął wciskać w niego swojego członka. Z gardła Harry wyrwał się zdławiony krzyk. Nawet nie przypuszczał, że na sucho będzie tak bolało. Wydało się mu, że dziurka pod naporem penisa Malfoya rwie się. Znowu cicho krzyknął z bólu i tuż przy uchu usłyszał szept kochanka:

- Potter, co z tobą?

 
- Wszystko w porządku – wychrypiał Gryfon i poczuł, że członek Ślizgona wszedł w niego do końca. Draco zrobił to jednym mocnym ruchem bioder i zatrzymał się, dając kochankowi czas do nabrania tchu.

Tyłek Harry’ego pulsował i palił żywym ogniem. Chłopak miał wrażenie, jakby ktoś nasypał w niego potłuczone szkło.

 

Po jaką cholerę chciałem na sucho”- pomyślał Potter. – „Malfoy uprzedzał… Boli jak diabli.”

W tym momencie Draco złapał kochanka za biodra i jakby z wściekłością zaczął nasadzać jego pupę na swojego członka. Potter poczuł, że pieczenie wzmogło się jeszcze bardziej. Ręce blondyna przesuwały się po ciele Gryfona, ściskały pośladki, szczypały sutki, masowały jądra. Nie zatrzymując się ani na chwilę, Malfoy z takim zapamiętaniem pieprzył swojego kochanka, jakby chciał odpracować nadchodzące dni rozłąki. Gwałtownie wsuwał się tak głęboko, że Harry pomyślał, że nie będzie w stanie chodzić po takim seksie. Było mu wszystko jedno. Żeby tylko Draco się nie zatrzymał. Ślizgon, mocno przyciskając do siebie Pottera i nabijając go na swojego członka, zaczął lizać jego plecy, szyję, a kiedy Harry, głośno jęcząc, odrzucił głowę do tyłu, oblizał jego ucho.

Ból i pieczenie w anusie ustały, za to przyszło podniecenie i przyjemność. Ręka Malfoya ześliznęła się do wzbudzonego członka kochanka, zaczęła go drażnić i masować jajka. Ślizgon ruszał się tak, że wbijał swojego penisa aż po same jądra. Na chwilę Draco wyszedł z kochanka i poprosił go, żeby zmienił pozycję i położył się na plecach. Zarzucił sobie nogi Harry’ego naramiona, przygniótł go swoim ciałem i znowu wszedł w jego dziurkę, aż do samego końca. Chłopak krzyknął, ale Ślizgon uciszył go pocałunkiem.

- Chyba nie chcesz, żeby Flich tu przyszedł? – wyszeptał.

 
Harry coś mruknął, a Draco znowu przywarł swoimi ustami do jego ust. Ich języki pieściły się nawzajem. Obejmowali się i znowu zalała ich fala pożądania i rozkoszy. Członek Malfoya szybko poruszał się w Gryfonie, który wydawał przeciągłe jęki. Potter czuł, jak penis ślizga się w nim, a rytmiczne pchnięcia potęgowały jego podniecenie. Ślizgon poruszał się coraz szybciej, jego pchnięcia były coraz mocniejsze. Harry przez szum krwi w uszach słyszał słodkie jęki swojego kochanka.

 
- Malfoy – wypuścił z siebie powietrze Potter. – Pieprz mnie! Mocniej! Głębiej! Nie żałuj mojej dupy! Jeszcze! Nie zatrzymuj się! Kończę!

Potężny strumień spermy wyrwał się z członka Harry’ego, opryskując jego pierś i brzuch. Malfoy rozsmarował ją po jego ciele, wyciągnął z niego członek, posmarował go spermą i potem znowu wszedł w niego. Potter z całych sił zaczął mu pomagać, starając się nabijać jak można najgłębiej. Ochrypły jęk Malfoya i kilka mocnych drgnięć powiedziały Gryfonowi, że jego kochanek zaczął kończyć. Jego palce zacisnęły się na pośladkach Harry’ego, który ścisnął mięśniami anusa penisa Ślizgona. Malfoya przebiegł skurcz orgazmu i Potter poczuł jak gorąca sperma wypełnia jego wnętrze. Draco zrobił jeszcze kilka ruchów i osłabiony upadł na kochanka. Czas stanął w miejscu. Ciężko oddychając, mokrzy od potu, leżeli na kamiennych płytach w hogwardzkim korytarzu i szeptali sobie wyznania miłości. Mięśnie anusa Harry’ego zaczęły się kurczyć i tym samym dostarczyły wiele przyjemności Draconowi, który jeszcze nie wyjął z kochanka swojego członka. Malfoy przyciągnął do siebie bruneta i pocałował go. Uniósł się, wysunął penisa z tyłka Pottera, wstał i wyciągnął rękę, żeby pomóc wstać kochankowi. Harry pokręcił głową i nadal leżał na zimnych, kamiennych płytach. Jego anus przyjemnie palił i pulsował, i czuł, jak wycieka z niego sperma Draco. Podniósł się sam. Nogi lekko mu drżały, więc oprał się o ścianę.

 
- Potter, jak się czujesz? – zainteresował się Malfoy, który zdążył już zastosować zaklęcie czyszczące i teraz podciągał spodnie.

 
- Przeżyję – odpowiedział Harry, lekko się krzywiąc. – I nie raz przypomnę sobie o tobie, siadając na miotłę.

 
Ostrożnie dotknął ręką obolałego anusa. Palce od razu stały się mokre od lepkiego płynu, wyciekającego z dziurki i spływającego mu po nogach. Wyciekała z niego sperma Draco, zmieszana z jego krwią.

 
- Cholera, Potter, uprzedzałem cię. – Draco podszedł do kochanka i przyciągnął go do siebie. – Głupolu, po co ty tak… – wyszeptał Ślizgon, całując Harry’ego w skroń.

 
- Moja krew i twoja sperma – powiedział zamyślony Harry, odsuwając się trochęo d blondyna i oglądając swoją rękę, pobrudzoną wyciekającą z niego wydzieliną.- Teraz jesteśmy jednością, Malfoy, rozumiesz? Moja krew jest w tobie, twoja sperma jest we mnie. Na zawsze. – I uśmiechając się z jakimś szaleństwem w oczach, zlizał różowy, lepki płyn i wyciągnął rękę do Draco.

 

Malfoy lekko drgnął, porażony wybrykiem kochanka, i przez moment znowu wydało mu się, że oczy Gryfona zasnuła krwawa mgła. Szybko jednak odpędził od siebie myśl, że przypomniało mu to spojrzenie Czarnego Pana, i stwierdził, że to odbicia światła pochodni. Potter, nagi i mokry od potu, stał przed nim, wyciągając rękę, i Ślizgon niepewnie pocałował jego dłoń, a potem zaczął zlizywać resztę krwawej spermy.

- Razem na wieki, Malfoy – uśmiechnął się Potter.

 
- Uważaj na siebie, Harry – wyszeptał blondyn, mocno przyciskając do siebie Gryfona.

 

- Ty też, Draco. Wrócę, przysięgam ci.

- Będę czekał.

 
Harry skinął głową i doprowadził się do porządku. Zarzucił na ramię plecak, chwycił Błyskawicę i, nie zważając na ból, szybko pobiegł korytarzem. Nie odwrócił się ani raz.

Harry wiedział, że wyprawa po horkruks może być śmiertelna niebezpieczna, ale w pewnym momencie uwierzył w to, że cokolwiek się zdarzy, przeżyje i wróci. Szybko szedł korytarzem, czując na sobie spojrzenie Malfoya, ale ani raz się nie obejrzał.


Kiedy spotkał się z dyrektorem okazało się, że Błyskawicę i mapę Huncwotów musi zostawić. Następnie, skrywając się pod peleryną niewidką, aportowali się na skalisty, morski brzeg. Gdy znaleźli się na niedostępnym urwisku, zaczęli schodzić po śliskich kamieniach, co chwilę ryzykując upadkiem. Potter cały czas krzywił się, bo każdy ruch odzywał się bólem w odbycie, ale nie żałował ostrego seksu z Malfoyem. Bardzo tego chciał. I teraz, idąc ostrożnie za dyrektorem, przypominał sobie oddech Draco przy swoim uchu, gorące dotknięcia jego ust, namiętne pocałunki. Całowali się tak, jakby chcieli spoić się w jedność. Ich ciała połączyły się, a dusze stały się jedną duszą. To była miłość aż do bólu. Oddawali się sobie całkowicie, bojąc się, że więcej się nie spotkają i w tamtym momencie nikt i nic dla nich nie istniało. Ziemia kręciła się tylko dla nich dwóch. Teraz Harry jak przez mgłę pamiętał, co się działo. Jego mózg na jakiś czas wyłączył się i kierowały nim tylko uczucia. Próbował przypomnieć sobie szczegóły, ale pamiętał tylko pożądanie, namiętność i rozkosz, zmieszane z bólem i przyjemnością. Stali się z Draco całkowitą jednością, kiedy ich krew i sperma zmieszały się, ich oddech połączyły a ich dusze zespoliły. Czuł, jak bije serce Ślizgona, czuł jego oddech i każdy ruch. W tamtym momencie byli szczęśliwi i próbowali przeciągnąć go jak można najdłużej, ale nie byli w stanie zatrzymać czasu lub go cofnąć, tak jak to kiedyś zrobiła Hermiona, używając zmieniacza czasu. Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy i teraz, po zejściu z urwiska, Harry z drżeniem patrzył na pęknięcie w skale, przy którym burzyła się ciemna woda. Było to wejście do złowieszczej jaskini, gdzie prawdopodobnie został schowany horkruks. Musiał zanurkować i popłynąć za Dumbledore’em. Zanurzenie się w zimnej wodzie przywołało niemiłe wspomnienie o tym, jak na początku roku szkolnego próbował się topić. Woda była lodowata, przemoczone ubranie Harry’ego obciążało go i ciągnęło na dół. Biorąc głębokie wdechy, z nosem drażnionym przez zapach soli i wodorostów, teraz poruszał się coraz głębiej w stronę skały. Szczelina okazała się ciemnym tunelem, który przy wysokiej fali musiał być zalany. Ciasne ściany były od siebie oddalone może o trzy stopy i błyszczały jak wilgotna smoła, kiedy padało na nie światło z różdżki Dumbledore’a. Po krótkim czasie, kiedy korytarz skręcił w lewo, Harry zauważył, że ciągnie się on jeszcze daleko w głąb skały. Płynął dalej za Dumbledore’em, czubkami zdrętwiałych palców pocierając o szorstką, mokrą powierzchnię. Wreszcie zobaczył, że dyrektor wychodzi z wody, a jego srebrne włosy i ciemne szaty lśniły. Kiedy Potter dopłynął do tego miejsca, wyczuł schody, które prowadziły do dużej jaskini, a następnie wspiął się po nich. Woda lała się strumieniami z jego ubrania, kiedy znalazł się, dygocąc z zimna, na mroźnym powietrzu. Dumbledore stał pośrodku jaskini. Trzymając wysoko różdżkę, obracał się powoli, by zbadać ściany i sufit. Popatrzył, jak czarodziej kontynuuje obrót, ewidentnie koncentrując się na czymś, czego Harry nie widział. Dumbledore podszedł do ściany jaskini i pogłaskał ją swoimi sczerniałymi czubkami palców, mamrocząc słowa w dziwnym języku, którego Potter nie rozumiał. Dwukrotnie obszedł całą jaskinię, dotykając cały czas szorstkiej skały, czasem się zatrzymując, przejeżdżając palcami kilka razy przez pewne miejsce, aż wreszcie się zatrzymał, dłonią naciskając na ścianę. Włożył zdrową rękę do kieszeni i wyją nóż. Błysnęło srebro i trysnęła struga krwi. Skała została ochlapana ciemnymi, lśniącymi kroplami. Pojawił się na niej ognisty, srebrny zarys. Pokryta krwią skała po prostu zniknęła, pozostawiając wejście do czegoś, co wydawało się nieprzeniknioną ciemnością. Dyrektor przeszedł przez bramę, a Harry, który zaświecił różdżkę zaraz po wejściu, podążył tuż za nim. Ich oczom ukazał się straszliwy widok. Stali na krawędzi wielkiego, czarnego jeziora, tak rozległego, że Harry nie mógł zobaczyć drugiego końca, w jaskini tak wysokiej, że sufit był poza zasięgiem wzroku. Mętne zielone światło błyskało daleko, wydawało się, że na środku jeziora.

Dumbledore zbliżył się do wody. Gryfon nerwowo obserwował, jak czubki butów czarodzieja znalazły skrajną krawędź skalnej półki. Trzymając zaciśniętą dłoń w powietrzu, drugą podniósł różdżkę i dotknął nią swojej pięści. W tym momencie gruby, miedziany, zielonkawy łańcuch pojawił się w powietrzu znikąd, wyłaniając się z głębi wody aż do zaciśniętej ręki Dumbledore’a. Czarodziej uderzył go różdżką, a ten zaczął się ślizgać w jego dłoni jak wąż, zwijając się na ziemi z brzękiem, który odbijał się głośno od skalnych ścian. Łańcuch wyciągnął coś z głębi czarnej wody. Harry’emu aż zaparło dech ze zdumienia, gdy dziób widmowej łódki pojawił się na powierzchni, tak samo migocząc zielenią jak łańcuch. Łódź zaczęła dryfować, powodując małe zmarszczki na jeziorze, w stronę miejsca, gdzie stali. Stary czarodziej stanął obok i chłopak ostrożnie wsiadł do łódki. Dumbledore również wszedł, kładąc łańcuch na dnie. Wcisnęli się razem, jednak Harry nie mógł wygodnie usiąść, więc kucnął. Jego kolana wystawały za krawędź łódki, która nagle zaczęła się poruszać. Nie było żadnego dźwięku poza atłasowym szelestem dzioba przecinającego wodę. Łódka poruszała się bez ich pomocy, tak jakby jakaś niewidzialna lina ciągnęła ją prosto w stronę światła na środku. Wkrótce nie widzieli już ścian jaskini, byli jakby na morzu bez fal. Harry spojrzał w dół i zobaczył złote odbicie światła ze swojej różdżki, błyszczące i migoczące w czarnej toni. Łódź robiła głębokie fale na szklanej powierzchni, jakby bruzdy w ciemnym lustrze… I wtedy Harry ją zobaczył. Marmurowo biała, dryfująca kilka cali pod powierzchnią. Wpatrzył się w wodę, szukając ręki, która już zniknęła, a dziwne uczucie pojawiło się w jego gardle. Światłem różdżki oświetlił kawałek wody i tym razem zobaczył trupa, leżącego twarzą do góry. Jego otwarte oczy były zamglone, tak jakby pokryte pajęczynami, a włosy i szaty kłębiły się wokół niego jak dym.

 

- Tu są ciała! – powiedział Harry, a jego głos zabrzmiał dużo wyżej niż zwykle i niezupełnie jak jego własny.

 

- Tak – powiedział Dumbledore łagodnie. – Ale nie musimy się nimi przejmować w tej chwili.

 

- W tej chwili? – powtórzył chłopak, odrywając wzrok od wody, żeby spojrzeć na czarodzieja.

 

- Nie, dopóki tylko spokojnie dryfują pod nami – powiedział Dumbledore.

 

Potter odwrócił głowę, aby spojrzeć w stronę zielonego światła, do którego płynęła łódka. Nie mógł dłużej udawać, że się nie boi. Wielkie, czarne jezioro, wypełnione przez trupy… Wydawało się, jakby wiele godzin minęło od czasu, kiedy spotkał profesor Trelawney, od kiedy kochał się z Draco.


Zielone światło zdawało się w końcu powiększać i po paru minutach łódka zatrzymała się, uderzając delikatnie w coś, czego Harry na początku nie mógł zobaczyć. Ale kiedy podniósł swoją świecącą różdżkę, ujrzał, że przybili do małej, skalnej wysepki pośrodku jeziora.

 

- Uważaj, żeby nie dotknąć wody – odezwał się ponownie Dumbledore, kiedy Harry wyszedł z łódki.

 

Wyspa nie była większa niż gabinet dyrektora. Kawałek płaskiego, czarnego kamienia, na którym nie było nic, poza źródłem zielonego światła, wyglądającego dużo jaśniej, kiedy byli bliżej. Harry spojrzał na nie. Na początku pomyślał, że była to jakiegoś rodzaju lampa, ale potem zobaczył, że światło wydobywa się z kamiennej misy, przypominającej myślodsiewnię, stojącej na szczycie postumentu. Dumbledore podszedł do misy, więc Harry ruszył za nim. Ramię w ramię spojrzeli na jej zawartość. Była pełna szmaragdowego płynu emitującego fosforyzujący blask.

 

- Co to jest? – zapytał Harry cicho.

 

- Nie jestem pewien – odparł Dumbledore. – Aczkolwiek coś bardziej niepokojącego niż krew i martwe ciała.

 

Dumbledore odsłonił swoją sczerniałą rękę i skierował wypalone palce w stronę powierzchni cieczy.

 

- Sir, nie, nie dotykaj…!

 

- Nie mogę jej dotknąć – powiedział Dumbledore, uśmiechając się blado. – Widzisz? Nie mogę już bardziej zbliżyć dłoni. Ty spróbuj.

 

Harry włożył rękę do misy i spróbował dotknąć powierzchni. Napotkał niewidzialną barierę, która nie pozwoliła zbliżyć mu się bardziej niż na cal. Nieważne, jak mocno naciskał, jego palce napotykały coś, co było bardzo twarde i elastyczne. Prawie z roztargnieniem Dumbledore podniósł swoją różdżkę, machnął nią w powietrzu i Harry zobaczył jak znikąd pojawił się kryształowy puchar.

 

- Wnioskuję, że ten eliksir powinien zostać tylko wypity.

 

- Co? – powiedział Harry. – Nie!

 

- Tak, myślę, że tak. Tylko wypijając to mogę opróżnić misę i zobaczyć, co leży na jej dnie.

 

- Ale co, jeśli… jeśli to cię zabije?

 

- Och, wątpię, żeby to tak działało – powiedział Dumbledore z prostotą. – Niewątpliwie ten eliksir musi działać tak, żeby nie pozwolić na wzięcie horkruksa. Może mnie sparaliżować, mogę zapomnieć, po co tu przyszedłem, może zadać mi tyle bólu, że się rozproszę lub uniemożliwić mi to w jakikolwiek inny sposób. Twoim zadaniem, Harry, będzie upewnić się, że go wypiję, nawet gdybyś musiał wlewać eliksir siłą do moich zaciśniętych ust. Rozumiesz?


- Dlaczego ja nie mogę go wypić? – zapytał Harry desperacko.


- Ponieważ jestem dużo starszy, dużo mądrzejszy i dużo mniej wart – powiedział Dumbledore. – Jeszcze raz, Harry, czy mogę trzymać cię za słowo, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, abym wypił całą zawartość misy?

 

- Czy nie można…

 

- Dajesz słowo?

 

- Ale…

 

- Daj słowo, Harry.

 

- Ja… w porządku, ale…

 

Zanim Harry zdążył zaprotestować, Dumbledore zanurzył puchar w eliksirze. Przez krótką chwilę chłopak miał nadzieję, że nie będzie mógł go dotknąć, ale kryształ przebił powierzchnię, jakby nie było tam żadnej bariery. Kiedy był pełny, stary czarodziej podniósł go do ust.

 

- Twoje zdrowie, Harry.

 

Następnie opróżnił czarę do dna. Gryfon patrzył przerażony, a jego ręce tak mocna ściskały brzeg misy, że zdrętwiały mu czubki palców.

 

- Profesorze? – powiedział z troską, kiedy Dumbledore odsunął od ust puchar. – Jak się czujesz?

 

Czarodziej potrząsnął głową, nie otwierając oczu. Harry zastanawiał się, czy czuł ból. Dumbledore zanurzył na ślepo czarę w misie, napełnił ją ponownie i jeszcze raz wypił. W ciszy zrobił to trzy razy. W połowie czwartej czary zachwiał się i upadł obok misy. Jego oczy ciągle były zamknięte i oddychał ciężko.

 

- Profesorze Dumbledore? – powiedział Harry, podnosząc głos. – Czy pan mnie słyszy? – Dyrektor nie odpowiedział. Jego twarz drgała, tak jakby był pogrążony w głębokim, pełnym koszmarów śnie. Jego palce na pucharze rozluźniły się. Eliksir zaczął się z niego wylewać. Harry sięgnął w jego stronę i złapał kryształowe naczynie. – Profesorze, słyszy mnie pan? – powtórzył głośno, a jego głos odbił się echem po całej jaskini.

 

Dumbledore dyszał i odezwał się głosem, którego Harry nigdy nie znał. Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby stary czarodziej był tak przerażony.

 

- Nie chcę… nie zmuszaj mnie… – Harry popatrzył na bladą twarz, tak znajomą, na haczykowaty nos i okulary w kształcie połówek księżyca, nie wiedząc, co robić. – Nie… chcę przestać… – wyjęczał Dumbledore.

 

- Nie… nie możesz, profesorze – powiedział Harry. – Musisz pić dalej, pamiętasz? Mówiłeś, że muszę pilnować, abyś pił dalej. Tutaj… – Czując nienawiść do samego siebie, z powodu tego, co robił, Harry podniósł czarę z powrotem do ust Dumbledore’a i przechylił, tak że czarodziej wypił resztę eliksiru.

 

- Nie… – wyjęczał, kiedy Harry napełnił ją ponownie. – Nie chcę… Nie chcę… Pozwól mi przestać…

 

- Wszystko w porządku, profesorze – powiedział Harry. Jego ręce się trzęsły. – W porządku, jestem tutaj…

 

- Przestań, przestań… – jęczał Dumbledore.

 

- Tak… zaraz skończymy – skłamał Harry.

 

Wlał zawartość czary do otwartych ust. Dumbledore krzyknął. Hałas odbił się echem po całym wnętrzu

 

- Nie, nie, nie, nie, nie mogę, nie zmuszaj mnie, nie chcę…

 

- W porządku, profesorze, w porządku! – powiedział Harry głośno, jego dłonie drżały tak bardzo, że ledwie zdołał zaczerpnąć szóstą czarę eliksiru. Misa była teraz w połowie pusta. – Nic ci nie jest, jesteś bezpieczny, to nie jest prawdziwe, przysięgam, że nie jest… pij to, pij…

 

Dumbledore posłusznie wypił, tak jakby Harry podawał mu antidotum, ale po opróżnieniu czary osunął się na kolana, trzęsąc się w sposób niekontrolowany.

 

- To wszystko moja wina, wszystko moja wina – wyszlochał. – Proszę, przestań, wiem, że źle zrobiłem, och proszę, przestań, już nigdy, nigdy więcej…


- To ci pomoże, profesorze – powiedział Harry. Jego głos się załamał, kiedy wlewał siódmą czarę eliksiru do ust dyrektora.

 

Dumbledore zaczął się wić, tak jakby coś niewidzialnego go torturowało. Jego dłoń prawie wytrąciła Harry’emu napełniony puchar, kiedy wyjęczał:

 

- Nie rań ich, nie rań ich, proszę, proszę, to moja wina, zrań mnie zamiast nich…

 

- Tutaj, wypij to, wypij to, poczujesz się lepiej – powiedział Harry z desperacją.

 

Po raz kolejny Dumbledore go posłuchał i otworzył usta. Oczy trzymał ciągle zaciśnięte, trząsł się od głowy do stóp. Teraz upadł, znowu krzycząc, bijąc pięściami o ziemię, kiedy Harry napełniał dziewiątą czarę.

 

- Proszę, proszę, nie… tylko nie to, zrobię wszystko…

 

- Po prostu pij, profesorze, pij…

 

Dumbledore wypił jak umierające z pragnienia dziecko, ale kiedy skończył, krzyknął ponownie, tak jakby jego wnętrze płonęło.

 

- Już nie, proszę, nie chcę więcej…

 

Harry zaczerpnął dziesiątą czarę eliksiru i poczuł, że kryształ zetknął się z dnem misy.

 

- Już prawie koniec, profesorze. Wypij to, wypij…

 

Podtrzymał Dumbledore’a za ramiona i jeszcze raz czarodziej opróżnił czarę. Harry ponownie wstał i napełnił ją, a profesor zaczął wrzeszczeć z większa udręką niż wcześniej.

 

- Chcę umrzeć! Chcę umrzeć! Stój, przestań, przestań, chcę umrzeć!

 

- Wypij to, profesorze. Wypij to…

 

Dumbledore wypił. Kiedy tylko skończył, natychmiast krzyknął:

 

- Zabij mnie!

 

- To… to już koniec! – wysapał Harry. – Tylko wypij to… I będzie po wszystkim… po wszystkim!

 

Dumbledore przełknął, opróżnił czarę do ostatniej kropli i wtedy, z rzężącym oddechem, upadł na twarz.

 

- Nie! – krzyknął Harry, który wstał, żeby znowu napełnić czarę. Zamiast tego, wrzucił naczynie do misy, schylił się nad Dumbledore’em i odwrócił go na plecy. Jego okulary były przekrzywione, usta otwarte a oczy zamknięte. – Nie – powiedział Harry, potrząsając nim. – Nie, nie jesteś martwy, powiedziałeś, że to nie jest trucizna, wstawaj, obudź się… Rennervate! – krzyknął, wskazując różdżką na jego pierś. Błysk czerwonego światła, brak efektu. - Rennervate… proszę pana… proszę… – Powieki Dumbledore’a zamrugały. Serce Harrey’ego zabiło mocniej. – Proszę pana, czy…


- Wody – wyjęczał Dumbledore.

 

- Wody – powtórzył Harry. – Tak… – Podniósł się i wcisnął czarę najgłębiej jak mógł do misy. Zauważył zwinięty złoty medalion leżący na dnie. – Aguamenti! – krzyknął, szturchając czarę różdżką.


Naczynie wypełniło się czystą wodą. Harry uklęknął przy Dumbledorze, uniósł jego głowę i przyłożył je do jego ust… ale okazało się puste. Czarodziej jęknął i zaczął dyszeć.

 

- Ale przecież… zaczekaj… Aguamenti! – powiedział Harry ponownie, celując różdżką w czarę.

 

Znowu, przez chwilę, czysta woda ją wypełniała, ale kiedy zbliżył czarę do ust Dumbledore’a, zniknęła.

 

- Proszę pana, próbuję, próbuję! – powtarzał Harry rozpaczliwie, ale nie sądził, żeby Dumbledore go słyszał.

 

Odwrócił się w drugą stronę i raz po raz brał wielkie, rzężące oddechy, które brzmiały na bardzo bolesne.

 

- Aguamenti… Aguamenti… AQUAMENTI!

 

Czara wypełniła się i opróżniła jeszcze raz. Oddech Dumbledore’a zanikał. W mózgu Harry’ego kłębiła się panika. Wiedział, instynktownie, że jedynym sposobem zdobycia wody, ponieważ Voldemort tak to zaplanował, było… Pochylił się nad brzegiem skały i zaczerpnął pełną czarę lodowatej wody, która nie zniknęła.


- Proszę pana, tutaj! – krzyknął Harry nachylając się, po czym ochlapał twarz Dumbledore’a.

 

Tylko tyle mógł zrobić, bo zimne uczucie w jego ręce, która nie trzymała naczynia, nie było spowodowane chłodną wodą. Chuda, biała ręka chwyciła jego nadgarstek i stworzenie, do którego należała, powoli ściągało go ze skały. Powierzchnia jeziora nie była już gładka jak lustro, burzyła się i wszędzie, gdzie Harry patrzył, białe głowy wyłaniały się z ciemnej wody. Mężczyźni, kobiety, dzieci z niewidzącymi oczami, poruszali się w stronę skały. Armia trupów wstawała z czarnej toni.

 

- Petrificus Totalus! – krzyknął Harry, przywierając do gładkiej, mokrej wyspy i celując różdżką w inferiusa, który trzymał jego rękę.

 

Monstrum puściło go, z pluskiem spadając z powrotem do wody. Harry odniósł się na nogi, ale wielu kolejnych inferiusów wspinało się już na skałę… ich kościste ręce przesuwały się po śliskiej powierzchni, puste, mroźne oczy miały utkwione w Harry’ego, za sobą ciągnęły przemoczone szmaty, zapadnięte twarze spoglądały chytrze.

 

- Petrificus Totalus! – krzyknął Harry ponownie, wycofując się i podnosząc różdżkę do góry.

 

Sześciu lub siedmiu z nich odpadło, ale większość szła w jego stronę.

 

- Impedimenta! Incarcerous!

 

Kilku zwolniło, jeden czy dwa zostały związane linami, ale te, które wspinały się dalej, jedynie omijały leżące ciała. Ciągle celując różdżką w powietrze, Harry krzyknął:

 

- Sectumsempra! SECTUMSEMPRA!

 

Ale chociaż rany pojawiły się na ich rozmokłych szatach i lodowatej skórze, krew nie popłynęła. Szli dalej, nieczuli, z wyciągniętymi w jego stronę rękami, kiedy cofał się coraz dalej. Czuł, że są za nim, łapią go. Jego stopy oderwały się od podłoża, wiele martwych rąk mocno go chwyciło, zostawiając na skórze siniaki. Śliskie, pokryte jakimś śluzem palce przesuwały się po jego ciele. Usłyszał, jak jego ubranie zatrzeszczało. Ożywione trupy zaczęły rozrywać mu koszulę. Dziko krzyknął i zaczął wyrywać się z całych sił. Ręce inferiusów trzymały go mocno. Harry wił się, czując, jak wstrętne, martwe ręce ślizgają się po całym jego ciele. Nagle przypomniał sobie swój koszmar, który przyśnił się mu w noc po gwałcie w pociągu. Śniło mu się wiele postaci, które rzuciły się na niego, zrywały z niego ubranie, a potem zaczęły go gwałcić. Wtedy obudził się z wrzaskiem i z ogromną ulgą zobaczył poruszoną twarz Ron i stojących obok kolegów. Ale teraz to nie był sen, tylko realny koszmar. Dziesiątki trupów wczepiły się w jego ciało, rozciągnęły ręce i nogi tak, że zaczęły trzeszczeć stawy i z bólu łzy pociekły mu po twarzy. Nadal wyrywał się, bił na oślep, kopał, ale rozumiał, że nie uda mu się wyrwać, choć myśl o tym, co się zaraz stanie, dodawała mu sił. Jego różdżka poniewierała się gdzieś wśród kamieni, podarta koszula w strzępach poleciała na ziemię. Teraz trupy zaczęły zrywać z niego spodnie. Harry opierał się z nadludzką siłą, przerażenie i wściekłość zwiększały jego energię. Na moment udało mu się wyrwać jedną nogę, którą z całych sił wbił w pierś jakiegoś inferiusa z pustymi oczodołami i odpadającym nosem. Trup odleciał na bok, ale jego miejsce zajęli inni, łapiąc go jeszcze mocniej. Dżinsy zatrzeszczały w szwach, porwana na kawałki tkanina upadła na ziemię. Lodowate, pomarszczone ręce z długimi, szaro-granatowymi paznokciami ślizgały się po jego nagim ciele, zostawiając ślady zadrapań. Harry, krzycząc ile sił w płucach, nadal wił się, starając się uwolnić od wyciągających się w jego stronę coraz to nowych i nowych kościstych rąk. Od części inferiusów, z powodu długiego przebywania w wodzie, zaczęło już odpadać ciało, inne były tylko spuchnięte lub nadgryzione przez ryby. Potter poczuł, jak śliskie palce trupów zaczęły głaskać jego pośladki, jądra, penisa, a chwilę później boleśnie wsunęły się w jego dziurkę.


- NIE! – krzyknął.

 

Jego nogi zostały rozciągnięte tak szeroko, że wydawało mu się, iż zostaną wyrwane ze stawów. Kilka martwych rąk rozsunęło mu pośladki i Harry poczuł, jak coś śliskie, obrzydliwe, zimne i ogromne dotknęło jego anusa. Łzy trysnęły mu z oczu, kiedy został nadziany na martwy, spuchnięty do wielkich rozmiarów członek. Dziesiątki trupów trzymały go mocno, drapiąc i ściskając jego ciało, które pokryło się śluzem i brudem. Harry poczuł, że zbiera mu się na wymioty. Ogromny członek ślizgał się w jego odbycie, inferiusy unosiły go w górę i opuszczały na dół, mocno nabijając na martwy organ jednego z trupów, który wydawał jakieś bulgoczące dźwięki. Głowa chłopaka miotała się w różne strony. Jego wymiociny tryskały mu na pierś i stojących w szeregu topielców. Gwałcący go trup znowu wydał gardłowe dźwięki, wczepił się w biodra chłopaka tak, że na skórze pokazały się siniaki, i Harry poczuł, jak jego wnętrze wypełnia jakiś lodowaty płyn. Krztusząc się, chłopak jak w majakach błagał pogryzionymi do krwi ustami, żeby go puścili i chwilę później oślizgły organ trupa wysunął się z jego anusa. Jednak, gdy tylko członek jednego nieboszczyka wyszedł z niego, jego miejsce zajął następny. Okropny, spuchnięty, siny trup z mętnymi, martwymi oczyma, z na pół zgniłymi ustami, stanął pomiędzy nogami Harry’ego, mocno przyciągnął go do siebie i wbił się w niego. Potter dusił się od owiewającego go zapachu rozkładającego się ciała. Członek inferiusa wszedł w niego do samego końca, napełniając go martwym, rozkładającym się ciałem, i zaczął wbijać się w niego w równomiernym tempie. Wiele martwych rąk nadal go obmacywało, niektóre dłonie drażniły jego penisa. Każde dotknięcie lodowatych, martwych szponów odzywało się niesamowitym bólem w mózgu Harry’ego. Koszmar trwał i trwał. Potter z przerażeniem uświadomił sobie, że nie odpuszczą mu dopóty, dopóki wszystkie mniej więcej zachowane trupy go nie zgwałcą, a potem zaciągną go na dno jeziora i stanie się jeszcze jednym martwym stróżem części duszy Voldemorta. Taki był perfidny plan Toma Riddle’a, obarczony jego mocno wypaczonymi fantazjami seksualnymi. Każdy, kto próbował dotrzeć do medalionu, najpierw był gwałcony przez inferiusy, a potem, po śmierci, stawał się jednym z nich. Harry wiedział, że szybko umrze i nie z powodu utonięcia w jeziorze, ale dlatego, że nie wytrzyma do końca tego, co się z nim działo. Ich były setki i będą gwałcić jego już martwe ciało.

 

- Bądź przeklęty, Tomie Riddle’u! – wychrypiał Harry. – Bądź przeklęty na wieki…

Gwałcący go nieboszczyk wydał okrzyk zaspokojenia, jego półgnijące usta ułożyły się na podobieństwo koszmarnego uśmiechu. Odbyt chłopaka znowu wypełnił się wydzieliną z martwego organu inferiusa, a trup pochylił się, żeby go pocałować. Harry wydał dziki okrzyk, zrywając gardło do krwi, odrzucił głowę do tyłu, próbując odsunąć się od swojego potwornego kochanka. Jednak nie zakosztował pocałunku. Kiedy tylko inferius skończył, inne trupy odepchnęły go od chłopaka i jego miejsce zajął następny, wyglądało, że całkiem niedawno zmarły, młody mężczyzna, który jeszcze niezbyt mocno spuchł w wodzie. Na moment Harry stracił przytomność, niestety jednak zbawienne zamroczenie nie trwało długo. Kiedy ocknął się, leżał na skale, z rękami wyciągniętymi za głowę, mocno przyciśnięty do ziemi. Jego nogi były zgięte w kolanach i rozstawione tak szeroko, że wydawało się, że zostanie rozerwany na dwie części. Wiele martwych rąk trzymało go, wgniatając w kamienny brzeg, a z góry przyciskał go swoim ciężarem wydzielający trupi odór inferius z pustymi oczodołami, który ryczał jak zwierzę, wciskając mu w odbyt swojego członka. Harry zamknął oczy i zaczął w myśli modlić się o jak najszybszą śmierć. Już nie mógł walczyć i wyrywać się. Całe ciało miał obolałe, jakby był bity przez kilka godzin. Od smrodu rozkładających się ciał cały czas go mdliło. Błagał o jak najszybsze wybawienie. Choć nie widział swoich martwych gwałcicieli, słyszał ich ochrypłe ryki i bulgoczące dźwięki i czuł śliskie, martwe ręce na swojej skórze. Kolejny z nich skończył w nim i niezgrabnie, powoli z niego zszedł, żeby nowy gnijący topielec mógł zacząć go pieprzyć. Pokryty śluzem i szlamem całkiem nagi trup z zadowolonym warczeniem położył się na nim i zaczął wsuwać w jego odbyt. Harry jęknął i nagle z ciemności wyrwał się złocisto purpurowy płomień, ognisty pierścień okrążył wyspę i inferiusy, mocno trzymające chłopaka, osłabiły swój chwyt. Potter nagle poczuł, że jest wolny. Gwałcący go nieboszczyk ryknął, spełzł z chłopaka i wycofał się w ciemność. Inferiusy zaczęły potykać się, pchać jeden drugiego, padać, ale nie decydowały się przejść przez płomień, żeby dostać się do wody. Harry spróbował podnieść się, ale pośliznął się i upadł na ziemię. Krzyknął z bólu i zaciskając mocno zęby, zrobił jeszcze jedną próbę. Nie mógł ustać na nogach i, na czworakach, spróbował rozejrzeć się dookoła.

Zobaczył Dumbledore’a. Nauczyciel był prawie tak samo blady, jak obstępujące ich inferiusy, ale górował nad nimi wzrostem, a w jego oczach tańczyły odblaski ognia. Trzymał swoją różdżkę wysoko nad głową, jak pochodnię, a z jej końca strzelał płomień, który niczym ogromna pętla otaczał wszystkich znajdujących się na wyspie. Trupy, wpadając jeden na drugiego, na ślepo miotały się, próbując wyrwać się z ognistej niewoli. Dumbledore zabrał medalion z misy i zawiesił go sobie na szyję.

- Harry, do łodzi, szybko! – zawołał.


Trzęsącymi się rękami chłopak zgarnął z ziemi porwane ubranie, zabrał różdżkę i na czworakach zaczął kierować się do łodzi. Dumbledore szedł obok. Ogień ciągle ich otaczał, oszołomione inferiusy szły za nimi i wreszcie wśliznęły się do swojej ciemnej wody. Harry wpełzł do łodzi i zwinął się w kłębek, przyciskając do siebie podarte ubranie. Dumbledore, nadal trzymając różdżkę w górze, zdjął z siebie pelerynę i narzucił ją na chłopaka, przykrywając jego nagość. Stary czarodziej był nieco oszołomiony, kiedy próbował wejść do łodzi. Najwidoczniej cały jego wysiłek koncentrował się na utrzymywaniu wokół nich ochronnego kręgu ognia. Kiedy już obaj weszli, łódź zaczęła wracać przez czarną wodę, ciągle otoczona przez płomienie. Zdawało się, że przepływające pod nimi inferiusy wcale nie miały ochoty wypływać na powierzchnię. Harry wtulił twarz w kolana i cicho łkał.


- Wszystko będzie dobrze, mój chłopcze… – rzekł stary czarodziej. – Już wszystko się skończyło…


Harry siedząc na dnie łodzi, okryty peleryną Dumbledore’a, i płakał, bo nie wierzył, że wszystko będzie dobrze. Po tym, co się stało, już nigdy nie będzie dobrze. Osiągnęli brzeg z lekkim uderzeniem. Stary czarodziej wziął różdżkę i ubranie Harry’ego, wysiadł i pomógł chłopakowi zejść, podtrzymując go, ale Potter pośliznął się i znowu upadł. W chwili, kiedy Dumbledore stanął na brzegu, jego dłoń z różdżką opadła. Krąg ognia zniknął, ale trupy nie wyszły ponownie z wody. Mała łódź zatonęła, brzęcząc, stukając i wciągając łańcuch. Stary czarodziej pochylił się nad leżącym na brzegu chłopakiem, peleryna profesora zsunęła się z niego, odkrywając jego nagość. Harry przyciągnął do siebie nogi i cicho szlochał, chowając twarz w rękach. Całe jego ciało było pokryte siniakami i zadrapaniami, błotem i śluzem. Po nogach spływała mu krew i zielonkawo-szara maź, wyciekające z jego anusa.


- Tergeo! – Machnął różdżką Dumbledore, wypowiadając zaklęcie czyszczące.


Krew, wydzieliny i śluz zniknęły. Stary czarodziej nachylił się nad Gryfonem, wyszeptał kilka uzdrawiających zaklęć i ból zaczął zanikać a rany goić się w oczach. Jeszcze jeden ruch różdżką i ubranie znowu było całe. Dumbledore ukląkł przy chłopcu i zaczął go ubierać. Harry nadal trząsł się jak w febrze. Po tym, co zdarzyło się na wyspie, był w szoku.


- Mój biedny chłopcze – powiedział cicho Dumbledore. – Biedny chłopcze, gdybym tylko wiedział, że zostaniesz znowu zgwałcony, nigdy bym cię tu nie zabrał. To moja wina.

 

- Znowu? – zapytał Harry ledwie słyszalnym szeptem, podnosząc zapłakaną twarz i patrząc w oczy Dumbledore’a. – Pan o wszystkim wiedział? Od samego początku?


- Tak, Harry, wiedziałem – westchnął profesor, głaszcząc go po głowie.


- Oczywiście, że pan wiedział – powiedział Potter. – Kiedy przyszedł pan do skrzydła szpitalnego razem z profesor McGonagall, zapytał mnie pan, czy nie chcę czegoś powiedzieć… – chłopak przytulił się całym ciałem do starego czarodzieja, nadal drżąc – …i nic nikomu pan nie powiedział… – pomilczał chwilę i dodał: – Nie doniósł pan na Draco, choć mógł pan to zrobić i wysłać go do Azkabanu.


- Draco nie jest złym chłopcem – odpowiedział zamyślony Dumbledore, obejmując Harry’ego i ciągle głaszcząc go po głowie. – Ojciec zbyt twardo go wychowywał, próbując uczynić prawdziwym Malfoyem, ale nie jest złym człowiekiem, Harry, i jemu jest bardzo potrzebna twoja pomoc. Zagubił się i ciężko mu wybrać stronę.


- Wie pan, że Draco…? – cicho zapytał chłopak.


- Przyjął Mroczny Znak? Tak, Harry, wiem. Dlatego jesteś mu potrzebny, powinien przejść na naszą stronę i ty musisz mu w tym pomóc.


- Wiedział pan o wszystkim od samego początku. I nie wydał pan ani mnie, ani Draco. I wie pan, że my… że my…


- Tak, Harry, wiem, że jesteście zakochani i to jest piękne.


- Ale…?


- W czarodziejskim świecie wiele osób ma bardzo negatywny stosunek do kogoś takiego jak ty i Draco, nawet gorszy niż wśród mugoli. Powinniście szczycić się swoją miłością, Harry, i chronić ją, ale musicie ją ukrywać przed wszystkimi.


- Tak – zaszlochał Harry.


- No, no, mój chłopcze, nie trzeba płakać. Wszystko będzie dobrze. Chcę, żeby wiedział, że kiedy byłem młody, też byłem zakochany i oddałem swoje serce nie dziewczynie, a młodzieńcowi imieniem Gellert Grindelwald.


- To znaczy, że pan też… z chłopakiem? – odezwał się zaskoczony Harry.


- Tak i to było wspaniałe. Jestem zadowolony, że z Draco nareszcie uświadomiliście sobie, iż się kochacie, i dlatego nic nikomu nie mówiłem.


- Dziękuję – wyszeptał oszołomiony Gryfon.


- Wszystko będzie dobrze, mój chłopcze, musisz mi wierzyć – uśmiechnął się Dumbledore. – Podniósł różdżkę, dotknął nią skroni Harry i odsunął, wyciągając na zewnątrz długą, srebrzystą nić wspomnienia. Nić ciągnęła się i ciągnęła, póki się nie zerwała i zawisła, pobłyskując srebrnym blaskiem na końcu różdżki. Oczy Pottera zasnuły się mgłą, spojrzenie stało się puste i nieobecne. – Wszystko będzie dobrze – powtórzył dyrektor, wkładając wspomnienie w kryształowe naczynie. Nić zamieniła się w srebrną mgłę. – Musisz o tym zapomnieć, mój chłopcze. To zbyt straszne wspomnienie, boję się, że nie będziesz w stanie dać sobie z nim rady i możesz popaść w depresję.

 

Dumbledore jeszcze raz popatrzył na naczynie z umieszczonym w nim koszmarnym wspomnieniem, zamachnął się i wyrzucił flakon daleko do jeziora, skąd nikt nigdy nie będzie w stanie go wydostać i będzie pod pewną ochroną inferiusów. Stary czarodziej przesunął ręką przed oczami chłopaka i jego spojrzenie znowu stało się jasne.


- Proszę pana? – zapytał zdziwiony Harry, rozglądając się na boki. – Gdzie my jesteśmy? – Zobaczył złoty medalion na piersi profesora, uśmiechnął się i entuzjastycznie krzyknął: – O, cholera! Zrobiliśmy to! Zdobyliśmy horkruks!

- Oczywiście,Harry, nie wątpiłem w ciebie – uśmiechnął się Dumbledore i zaczął podnosić sięz ziemi, ale westchnął głośno i oparł się o ścianęjaskini. – Jestem słaby…

 
- Niech się pan nie przejmuje – powiedział Potter,zaniepokojony niesamowitą bladością Dumbledore’a, oznaczającą wyczerpanie. – Wyprowadzęnas… Proszę się na mnie oprzeć…


Wsparł się o ścianę, podał ramię staremu czarodziejowi, ale dłoń niefortunnieześliznęła się po ostrym kamieniu, rozcinając skórę.


- Cholera – syknął przez zęby Harry. – Z wyspy wróciłem bez jedynegozadrapania, a teraz…

 

- Ochrona była… w każdym razie… dobrze pomyślana -powiedział Dumbledore słabo. – Nikt by samotnie tego nie zrobił… Dobrze sięspisałeś, Harry, bardzo dobrze…

- Ale – wybełkotał chłopak – zapomniałem o ogniu. Kiedy podeszli do mnie,spanikowałem… A potem już niczego nie pamiętam… nie pamiętam, jak znalazłemsię na tym brzegu…

 
- Upadłeś, mój chłopcze, pośliznąłeś się i upadłeś, uderzyłeś głową o kamień istraciłeś przytomność. Odpędziłem inferiusy, zabrałem medalion i ciebie ispokojnie przepłynęliśmy jezioro.

- I to wszystko? Tak łatwo i tak po prostu? – zapytał Harry, ciągnąc na sobiezmęczonego, ledwie poruszającego nogami starego czarodzieja. – Cholera, no tonie spisałem się. Miałem panu pomóc, a nie byłem w stanie niczego zrobić.

 
- Nie, Harry, postąpiłeś jak bohater. Sam nie mógłbym pokonać bariery ochronnejToma. Jestem z ciebie dumny, twoi rodzice też by byli.

 
- Nie mów teraz, profesorze – powiedział Harry, bojąc się, ponieważ głosDumbledore’a był bardzo słaby, podobnie jak jego nogi. – Niech pan oszczędzaenergię… Wkrótce stąd wyjdziemy… Cieszę się, że tak szybko się to skończyło.Myślałem, że pan umarł. Bałem się, że pana otrułem.

 
- Wszystko zrobiłeś jak należy, Harry. – Dumbledore’a ledwo było słychać. – Przejście będzie znowu zamknięte… mój nóż…

 

-Nie ma potrzeby, zraniłem się na skale – powiedział Harry stanowczo. – Powiedztylko, gdzie…

 

-Tutaj…

 

Harry potarł swoją zranioną ręką o kamień. Kiedy przejście otrzymałoswoją zapłatę z krwi, otworzyło się natychmiast. Przeszli do zewnętrznej jaskini.Pomógł Dumbledore’owi wejść do lodowatej, morskiej wody, która wypełniałakorytarz w skale.

 

- Wszystko będzie dobrze, proszę pana – powiedział bardziejzmartwiony tym, że Dumbledore ucichł niż jego osłabionym głosem. – Już prawiejesteśmy… Mogę nas obu aportować z powrotem… Nie przejmuj się…

 

- Nie przejmuję się, Harry -powiedział Dumbledore głosem trochę mocniejszym pomimo lodowatej wody. – Bojestem z tobą.

***

Jeszcze raz podgwiaździstym niebem Harry oparł Dumbledore’a o najbliższy głaz i postawił go nanogi. Przemoczony i drżący, czując ciągle ciężar profesora, koncentrował siębardziej niż kiedykolwiek na swoim celu: Hogsmeade. Zamykając oczy, chwytającrękę starego czarodzieja tak mocno, jak tylko mógł, zrobił krok w uczucieokropnego sprężenia. Wiedział, że się powiodło zanim otworzył oczy. Zapach solii morska bryza zniknęły. On i Dumbledore drżeli i ociekali wodą pośrodkuciemnej, głównej ulicy w Hogsmeade. Obejrzał się rozpaczliwie w poszukiwaniujakiejś pomocy, ale nikt nie mógł go tu dostrzec. Zanim zdołał wykonać jakiśruch, usłyszał pospieszne kroki. Serce mu podskoczyło: ktoś ich zobaczył, ktoświedział, że potrzebowali pomocy, a gdy się rozejrzał, ujrzał Madam Rosmertę,pędzącą w ich stronę w pluszowych pantoflach i jedwabnym szlafroku haftowanym wsmoki.

 

- Zobaczyłam waszą aportację, gdy wieszałam zasłony wsypialni! Dzięki Bogu, dzięki Bogu, nie wiem, co by było, gd… ale co stałosię Albusowi?

 

Złapała oddech i spojrzała na Dumbledore’a.

 

- Jest ranny – odparł Harry. – Madam Rosmerto, czy niemógłbym zostawić go „Pod Trzema Miotłami” na moment? Pójdę do szkoły sprowadzićpomoc.

.
- Nie możesz tam iść sam! Nie rozumiesz, że…jeszcze nie widziałeś?

 

-Jeśli mi pani pomoże – powiedział Harry, nie zwracając uwagi na to, copowiedziała – myślę, że możemy zabrać go do środka.

 

-Co się stało? – spytał Dumbledore. – Rosmerto, czy coś jest nie tak?

 

-M-mroczny Znak, Albusie.

 

Iwskazała na niebo nad Hogwartem. Strach zalał Harry’ego na dźwięk tych słów… Obróciłsię, by spojrzeć. Był tam, zawieszony na niebie nad szkołą: świetlista, zielonaczaszka z językiem węża, znak śmierciożerców, który zostawiają w miejscu, wktórym byli, w którym dokonali morderstwa…

Malfoy, ty idioto, co narobiłeś?”- pomyślał z przerażeniem Harry.

 

Gryfon był pewien, że Dracozabił Slughorna i możliwe, że ucierpiał ktoś jeszcze. Aby osiągnąć swój cel,Ślizgon nie liczył się z życiem innych i rozkaz Czarnego Pana starał się wykonaćza wszelką cenę.

 
- Powinienem tam być – powiedział Harry, czując jak Dumbledore ścisnął jegoramię.

- Zostaniesz tutaj – odpowiedział dyrektor. Zachwiał się lekko i oparł ościanę, ciężko oddychając.

- Nie, wracam do Hogwartu – zaoponował Potter. – Muszę tam być. Nie zatrzymamnie pan w Hogsmeade.

Przez chwilę starzec i nastolatek patrzyli sobie w oczy, potem Dumbledorewestchnął i powiedział:

- Dobrze, Harry, pójdziemy się do Hogwartu razem. Tylko włóż, proszę, pelerynęniewidkę. Rosmertą, potrzebujemy transportu. Najlepiejmioteł.


- Mam kilka za barem – powiedziała kobieta,wyglądając na bardzo przerażoną. – Może pobiegnę i przyniosę…?

 

-Nie, Harry może to zrobić.

 

Potterpodniósł różdżkę.

 

- Accio miotły Rosmerty!

 

Sekundę późniejusłyszeli głośny huk, gdy drzwi gospody otworzyły się gwałtownie; dwie miotływyleciały na ulicę, ścigając się ze sobą w stronę Harry’ego, gdzie zatrzymałysię, drżąc nieznacznie, na wysokości jego pasa. Chłopak wyciągnął pelerynę zkieszeni i zarzucił ją na siebie, zanim wsiadł na miotłę. Madam Rosmertakierowała się z powrotem do gospody, w chwili, gdy Harry i Dumbledore odbilisię od ziemi i wznieśli w powietrze. Gdy przyśpieszyli w kierunku zamku, Gryfonrzucił okiem na dyrektora, gotowy złapać go gdyby zaczął spadać, ale widokMrocznego Znaku wydał się działać na Dumbledore’a jak środek pobudzający:pochylony nisko nad miotłą, nie odrywał oczu od Znaku, jego długie, srebrzystewłosy i broda powiewały za nim w nocnym powietrzu. Harry również wbił wzrok wczaszkę, a strach wzmagał się w nim i niczym jadowity pęcherz wypełniał płuca.Skupił się na nieprzyjemnych myślach…

Wiedział, że Znak wypuścił Malfoy, nikt inny w szkole zrobiłbytego nie zrobił. Nikt obcy nie mógł dostać się do zamku. Sam Dumbledoreniejednokrotnie mówił o ochronnych zaklęciach, których nikt nie pokona. Harryczuł rozpacz rozlewającą się po całym jego jestestwie. Spóźnił się i nie zdołałpowstrzymać kochanka, który teraz zostanie aresztowany pod zarzutem morderstwai skazany na pocałunek dementora. Sytuacja Draco jest beznadziejna. Potter byłpewien, że Ślizgon dostanie taki sam wyrok, jak jego ojciec. Nic nie będziemógł zrobić. Nawet, jeżeli Dumbledore spróbuje ująć się za nim, żaden członekWizengamotu nie wyda wyroku uniewinniającego. Harry w myśli przeklinał Malfoyaza jego głupotę i miał cichą nadzieję, że kochankowi uda się ukryć.

 
Dumbledore już przeleciał nad zwieńczonym blankami szańcami i zsiadał z miotły;Harry wylądował obok niego kilka sekund później i rozejrzał się. Szańce byłyopuszczone. Drzwi przy kręconych schodach, prowadzących do zamku, zostałyzamknięte. Podbiegł do nich, ale ledwie jego ręka zacisnęła się na żelaznejkołatce, usłyszał pośpieszne kroki po drugiej stronie. Spojrzał szybko naDumbledore’a, który dał mu znak, by się wycofać. Harry posłuchał, wyciągającróżdżkę. Drzwi otworzyły się gwałtownie, ktoś wbiegł i krzyknął:

 

- Expelliarmus!


Ciało Harry’ego stało się natychmiast sztywne inieruchome. Poczuł, jak uderza na ścianę wieży, oparty niczym chwiejny posąg,niezdolny do ruchu, czy mówienia. Nie mógł zrozumieć, jak to się stało.Przecież
Expelliarmus nie byłunieruchamiającym zaklęciem. Wtedy, w świetle Znaku, zobaczył różdżkę Dumbledore’alecącą łukiem nad krawędzią szańców i zrozumiał… Dumbledore sparaliżowałHarry’ego, by nie dać mu szans pomocy.

 

Potter, niewidoczny i obezwładniony, całkowicie bezradny,obserwował, jak w drzwiach stanął Draco i skierował swoją różdżkę w pierś dyrektora.

- Nie, Malfoy, nie rób tego! – krzyknął w myśli Harry.

 

Spróbowałporuszyć się, żeby powstrzymać kochanka przed popełnieniem fatalnego błędu,który doprowadzi do tragicznych następstw. Ale zamknięty jak w więzieniu, wswoim niewidocznym i sparaliżowanym ciele, nie mógł nic zrobić i był zmuszony zrozpaczą obserwować dwóch drogich mu ludzi. Malfoy nadal mierzył w serceDumbledore’a. Jego spojrzenie padło na drugą miotłę.

- Gdzie jest Potter? – zapytał Ślizgon, oblizując wyschnie te usta. – I niechpan nie kłamie, wiem, że poszedł z panem.

 
- Dobry wieczór, Draco – powiedział stary czarodziej. – Nie uczyli cię, że przyspotkaniu trzeba się przywitać?

- Gdzie jest Potter, ty stary idioto? – powtórzył swoje pytanie Malfoy,podnosząc głos, w którym zabrzmiały histeryczne nuty.

- Harry’ego nie ma, Draco. Zostawiłem go w Hogsmeade. Myślę, że nie byłby tutajzbyt bezpieczny, czyż nie?

 
- Tak – odpowiedział Malfoy.


Zapadła cisza. Widać było, że Ślizgon denerwuje się. Kropelki potu wystąpiły najego czoło, twarz była bardziej blada niż zwykle, a blizna, przecinającapoliczek, wyraźnie ściemniała. Draco nic nie robił,tylko stał i patrzył na Albusa Dumbledore’a, który, niespodziewanie, uśmiechnąłsię.

 

-Draco, Draco, nie jesteś mordercą – powiedział miękko. - Po prostu z winy ojca zaplątałeś się wsieć intryg, ale masz własne życie i sam musisz wybrać swoją drogę. Harry ci wtym pomoże. Masz całe życie przed sobą i nie zniszcz tego jednymnieprzemyślanym czynem.

 
- A co ma do tego Potter? – zapytał wyzywająco Malfoy, ale ręka z różdżkąwyraźnie mu drgnęła.


- Harry cię kocha, Draco, i będzie w stanie przywrócić ci spokój ducha i pomożewybrać dobrą stronę – powiedział dobrodusznie stary czarodziej.


- Czyli Potter o wszystkim panu powiedział! – wrzasnął Ślizgon. – Wiedziałem,że ten gadatliwy sukinsyn nie będzie w stanie zachować tajemnicy!


- Harry nikomu niczego nie powiedział, Draco, po prostu wystarczy trochęspostrzegawczości, żeby zrozumieć, co się między wami dzieje.

 
„Cholera, Dumbledore wie, że jestem gejem i jak dotądnie zmienił swojego stosunku do mnie, a ja jak idiota urządziłemawanturę w jego w gabinecie…” – pomyślał Potter.

 

Wiadomość, żeprofesor wie o jego związku z Draco, przeraziła go. Tak bardzo starał się toukryć, a okazało się, że wystarczy trochę spostrzegawczości i już wszystkowiadomo. Hermiona przecież też czasami jakoś dziwnie patrzyła na niego, napewno czegoś się domyślając, chociaż myślał, że zdołał ją oszukać.


Z zamyślenia wyrwał Harry’ego przygłuszony odległością krzyk, który zabrzmiałgdzieś w głębi zamku. Malfoy zamarł i szybko się obejrzał.

 
- Tam ktoś walczy – powiedział Dumbledore, jakby Dracopokazywał mu pracę domową. – Rzeczywiście znalazłeś sposób, by ich wpuścić,prawda?

 

- Taa… – powiedział Malfoy, dysząc – tuż pod twoim nosem,a ty niczego nie zauważyłeś! I chociaż Potter cały rok mnie szpiegował,udało mi się to zrobić. Potter dużo się dowiedział. Wiedział, że dostałem rozkazod Czarnego Pana, domyślił się, że to ja stoję za incydentami z Katie Bell iRonem Weasleyem, ale nie wydał mnie i teraz wie pan, z jakiego powodu. Potternie odkrył jedynie, kogo mam zlikwidować. Był pewien, że to Slughorn, ale myliłsię, a ja nie wyprowadzałem go z błędu. No i nie miał pojęcia, czym zajmuję sięw Pokoju Życzeń – uśmiechnął się Draco i znowu stuknął czarodzieja w pierś swojąróżdżką.

Malfoy, ty idioto, nie rób tego” – błagał w myśli Harry. – „ZabijeszDumbledore’a i to będzie twój koniec. Nie uda ci się nie zapłacić za to.Aurorzy i członkowie Zakonu Feniksa wykopią cię choćby spod ziemi. No, proszę,nie rób tego. Nie chcę cię stracić!”

 
- Nie sądzę, żebyś potrafił mnie zabić, Draco.Morderstwo nie jest tak proste, jak naiwnie wierzysz… więc, skoro i takczekasz na swoich przyjaciół… powiedz, jak ich tu sprowadziłeś? Musiało zająćci dużo czasu wymyślenie skutecznego sposobu.


Malfoy wyglądał jakby, tłumił krzyk albo chciałzwymiotować. Przełknął i wziął kilka głębokich oddechów, piorunując wzrokiemDumbledore’a. Celował różdżką bezpośrednio w serce. Gdy to nie pomogło jegonerwom, powiedział:

 

-Musiałem naprawić szafkę zniknięć, nie był używany od lat. Ten, w którymMontague zniknął w zeszłym roku.

 

-Aaaach. – Westchnienie Dumbledore’a było w połowie jękiem. Zamknął na chwilęoczy. – Sprytne… są dwie, jak sądzę?

 

-Drugi jest u „Borgina i Burkera” – powiedział Malfoy. – Stworzyli rodzajprzejścia między nimi. Montague poinformował mnie o tym, gdy trafił do tego wHogwarcie. Czasami słyszał, co się dzieje w szkole, a czasami, co się dzieje wsklepie, jakby szafka podróżowała między nimi, ale nie mógł sprawić, by ktoś gousłyszał… w końcu udało mu się teleportować na zewnątrz, chociaż nigdy niezdał testu. Niemal umarł, robiąc to. Każdy twierdzi, że to bardzo zabawna historia,ale ja jeden zdałem sobie sprawę, co to oznacza, nawet Borgin nie wiedział.Tylko ja zrozumiałem, że to może być droga do Hogwartu, jeśli się ją naprawi.

 

-Bardzo dobrze – wyszeptał Dumbledore. – Więc śmierciożercy mogli dostać się ze sklepudo szkoły, by ci pomóc… sprytny plan, bardzo sprytny… i, jak już mówiłeś,tuż pod moim nosem…

 

Dumbledorezachwiał się i oparł o ścianę. Widocznie nogi zaczęły odmawiać muposłuszeństwa, a Harrypróżno walczył z paraliżującym go zaklęciem. Gdyby tylko mógł, rzuciłby się naMalfoya, rozbroiłby go, a potem bez żadnej magii walnąłby w łeb, żeby tenzadowolony z siebie ślizgoński idiota nie był w stanie narobić głupot i złamałsobie życia. Ale był bezsilny. Nie mógł przeszkodzić kochankowi i uratowaćnauczyciela… Znowu rozległ się krzyk. Draconerwowo obejrzał się, potem spojrzał na Dumbledore’a, który kontynuował:

 
- Nie jestem za bardzo zaskoczony tym, co się dzieje, Draco… Tylko jakdowiedziałeś się, że nie będzie mnie w szkole? Chociaż, rozumiem… Harry…Spotykałeś się z Harrym…

 
- A co ma tu do tego Potter? – zapytał nerwowo Malfoy. – On nic mi niepowiedział.

 
„Nie jestem zdrajcą, profesorze!” – pomyślał z rozpaczą Harry, uświadamiającsobie, do jakich tragicznych następstw doprowadziło to, że powiedziałDraconowi, że wybiera się z Dumbledore’em na niebezpieczną misję.


Pod nimi rozległ się huk, potem krzyki, głośniejszeniż poprzednie. To brzmiało, jakby walkatoczyła się teraz na kręconych schodach, które prowadziły do miejsca, gdziebyli Dumbledore, Malfoy i Harry. Serce Pottera zagrzmiało nagle w jego niewidocznejklatce…


- Albo Harry coś ci powiedział albo sam się domyśliłeś.Mamy mało czasu, tak czy inaczej – powiedział Dumbledore – więc możeprzedyskutujmy twoje opcje, Draco.

 

- Moje opcje! – warknął Malfoy. – Stoję tu z różdżką i mamzamiar cię zabić…

 

- Mój drogi chłopcze, wyjaśnijmy coś sobie. Gdybyś miałzamiar mnie zabić, zrobiłbyś to już wtedy, gdy mnie rozbroiłeś, więc bądźłaskaw nie przerywać tej przyjemnej pogawędki o opcjach i wyborach.


- Nie mam jakiegokolwiek wyboru! – powiedział Malfoy,prawie tak biały jak Dumbledore. – Potter też stale mówił mi o wyborze,ale ja go nie mam! Muszę to zrobić! On mnie zabije!On zabije moją rodzinę!


- Rozumiem, w jak trudnej jesteś sytuacji -powiedział Dumbledore. – Zastanawiasz się, czemu nie powstrzymałem cięwcześniej, czemu nie stanąłem z tobą twarzą w twarz już w momencie, gdy cięprzejrzałem? Bo wiedziałem, że zostałbyś zamordowany, gdyby Lord Voldemort poznałprawdę. Nie będę rozmawiać z tobą o misji, która została ci powierzona, nawypadek, gdyby użył na tobie legilimencji – ciągnął Dumbledore. – Tylko terazmożemy pomówić szczerze… żadna krzywda się nie stała, nie zadałeś nikomu bólui w głębi serca jesteś bardzo szczęśliwy, że twoje niedoszłe ofiary przeżyły…Mogę ci pomóc, Draco.


- Kłamiesz! – zawołał Malfoy. Różdżka w jego ręku trzęsła się tak, że ażprzykro było patrzeć. – Nic dla mnie nie zrobisz. Jestem śmierciożercą. Lord dał mi zadanie do wykonania, a jak tego nie zrobię, tomnie zabije. Nie mam wyboru.


- Mogę ci pomóc, Draco. I Harry ci pomoże, ponieważ cię kocha. Czy to nie madla ciebie znaczenia? Powinieneś walczyć o swoją miłość, mój chłopcze. Przejdź na właściwą stronę, Draco. Możemy ukryć cię lepiej,niż to sobie wyobrażasz. Co więcej, jeszcze dziś mogę wysłać członków Zakonu dotwojej matki i ukryć ją tak, jak ciebie. Na razie twój ojciec jest bezpieczny wAzkabanie… gdy nadejdzie czas, jego też ukryjemy… przejdź na właściwąstronę, Draco… nie jesteś mordercą…

 

Malfoy nie odpowiedział. Jego usta były otwarte, a różdżkaciągle drżała. Przez chwilę Harry`emu wydawało się, że ją opuścił…

 

No, Malfoy,kretynie, opuść różdżkę” – błagał Potter.

 
Draco całkiem wyraźnie wahał się. Doskonale rozumiał, że Czarny Pan umyślniezlecił mu niewykonalne zadanie, wysyłając go na pewną śmierć, a Dumbledorezaproponował wyjście. Mógł uratować jego matkę i zapewnić jej bezpieczneschronienie. Do tego, gdyby przyjął propozycję dyrektora, miałby możliwośćzostania z Potterem. Stary czarodziej znał ich sekret, ale nikomu go niezdradził, czyli prawdopodobnie nadal zamierza zachować go w tajemnicy i niebędzie im przeszkadzać. A jeżeli teraz zabije Dumbledore’a, to chyba nie uda musię ukryć, a nie wiadomo, jak zakończy się bitwa między śmierciożercami iczłonkami Zakonu, której odgłosy było słychać coraz wyraźniej. Możliwe, że jużwszyscy słudzy Czarnego Pana nie żyją i kiedy ludzie Dumbledore’a wedrą się tui zobaczą martwe ciało profesora i jego mordercę, to na łaskę nie ma co liczyć.Pewnie nie dożyje do rozprawy w sądzie. Chodziły słuchy, że aurorzy czasamistosują nieoficjalne sposoby przesłuchania i klątwa
Crucio to najłagodniejszy z nich…


Draco nerwowo przełknął ślinę i powoli zaczął opuszczać różdżkę. Harry poczuł,jakby kamień spadł mu z serca. Malfoy jednak podjął dobrą decyzję. Dumbledorejakoś zdoła wyjaśnić jego udział w tym wszystkim, ukryje jego matkę i zapewnijej ochronę. Może nawet zamieszka w jego domu na Grimmauld Place 12, a to znaczy, że Dracoznajdzie się z nim pod jednym dachem, nieważne, że pod nadzorem aurorów, napewno zawsze znajdą moment, żeby spotkać się sam na sam. Serce w piersi Gryfonazaczęło bić szybciej od takiej perspektywy, o której wcześniej nawet nie śmiałmarzyć, ale nagle kroki zagrzmiały na schodach ichwilę później Malfoy został odepchnięty na bok przez czterech ludzi w czarnychszatach stojących teraz w otwartych drzwiach. Wciąż sparaliżowany, utkwiłnieruchome spojrzenie w nieznajomych: wyglądało na to, że śmierciożercy wygraliwalkę na dole. Mężczyzna przypominający wielki głaz z dziwnym, zezowatym,chytrym spojrzeniem wydał z siebie chrapliwy chichot.

 

-Dumbledore osaczony! – zarechotał i zwrócił się do niskiej kobiety, którawyglądała, jakby mogła być jego siostrą i która uśmiechała się złośliwie. -Dumbledore bezbronny, Dumbledore opuszczony! Świetnie, Draco, świetna robota!

 

-Dobry wieczór, Amycusie – powiedział Dumbledore spokojnie, jakby mężczyznyprzyszedł na herbatkę. – Przyprowadziłeś również Alecto… czarująco…

 

Kobieta wydała gniewny, krótki chichot.


- Zrób to wreszcie, Malfoy – powiedział nieznajomy, stojący najbliżejHarry`ego, wielki, smukły mężczyzna z potarganymi siwymi włosami i wąsami, któregoczarna szata śmierciożercy wyglądała na za ciasną. Jego bardzo brudne ręce byływyposażone w długie, żółtawe paznokcie.

 

- To ty, Fenrir? -spytał Dumbledore.


- Masz rację – odezwał się zapytany. – Jesteśszczęśliwy, że mnie widzisz, Dumbledore?

 

-Nie powiedziałbym…

 

FenrirGreyback uśmiechnął się, ukazując zęby. Krew ciekła mu po brodzie. Oblizał siępowoli.


- Wiesz, jak bardzo lubię dzieci, Dumbledore.

 

-Mam rozumieć, że atakujesz nie tylko podczas pełni? To niezwykłe… niezadowala cię smak ludzkiego ciała raz w miesiącu?

 

-Masz rację – powiedział Greyback. – Wstrząśnięty? Przerażony?

 

-Cóż, nie będę udawał, że to nie wzbudza we mnie wstrętu – powiedział Dumbledore.- I tak, jestem trochę wstrząśnięty tym, że Draco cię tu zaprosił, wybrał ztylu innych, do szkoły, gdzie są jego żywi przyjaciele…

 

-Nie zapraszałem go – odetchnął Malfoy. Nie patrzył na Greybacka; wydawało się,że nie chce, by ich spojrzenia się spotkały – Nie wiedziałem, że przyjdzie.

 

-Nie chciałem przegapić wycieczki do Hogwartu, Dumbledore – zarechotał Greyback.- Czasem trafi się gardło do rozerwania… pyszne, pyszne… – Podłubałpaznokciem w przednich zębach, łypiąc na Dumbledore. – Mogę zostawić cię nadeser, Dumbledore…

 

-Nie – powiedział ostro czwarty śmierciożerca. Miał ciężką, brutalniewyglądającą twarz. – Dostaliśmy rozkazy. Malfoy ma to zrobić. Już, Draco, tylkoszybko.

 

Ślizgon wyglądał na przerażonego, gdy wpatrywał się w twarzDumbledore’a, która była jeszcze bledsza.


- Dalej, Draco, skończ z tym! – zażądał jeszcze razśmierciożerca o brutalnej twarzy.

 

Ale w tym momencie doszły ich odgłosy przepychanki z dołu iusłyszeli czyjś krzyk:

 

- Zablokowali schody. Reducto!REDUCTO!

Serce Harry’egopodskoczyło: więc ci czterej nie wyeliminowali przeciwników, tylko przedarlisię przez walkę na szczyt wieży i, wydaje się, stworzyli za sobą barierę. SerceHarry`ego waliło jak młotem tak głośno, że było wręcz niemożliwe, iż nikt nieusłyszał, że tam stoi, uwięziony przez zaklęcie Dumbledore’a. Modlił się, żebyczłonkowie Zakonu Feniksa jak najszybciej pokonali barierę i przedostali się dowieży. Rozumiał, że Malfoy nie będzie już w stanie sam zabić profesora, żestary czarodziej zachwiał jego wiarę i Ślizgon prawdopodobnie teraz sampragnie, żeby członkowie Zakonu pojawili się jak najszybciej i dali mu szansęzacząć nowe życie po stronie Dumbledore’a. Nagle drzwido szańców otworzyły się gwałtownie jeszcze raz i stanął w nich Snape,trzymając kurczowo różdżkę w ręce, gdy jego ciemne oczy omiotły scenę, odDumbledore’a, który gwałtownie osunął się po ścianie, przez czterech śmierciożerców,wliczając w to doprowadzonego do wściekłości wilkołaka, aż po Malfoya.

 

-Mamy problem, Snape – powiedział Amycus, którego oczy i różdżka skierowane byłyna dyrektora. – Chłopiec nie wygląda na zdolnego…

 

Ale ktoś jeszcze wypowiedział imię Snape’a, całkiemłagodnie.

 

- Severusie…

 

Dźwięk przestraszył Harry`ego bardziej niż wszystkiewydarzenia tego wieczora. Po raz pierwszy Dumbledore błagał. Snape nieodpowiedział, tylko zrobił krok do przodu i popchnął Malfoya brutalnie. Trzech śmierciożercówcofnęło się bez słowa. Nawet wilkołak wydał się przestraszony. Snape wpatrywałsię przez moment w Dumbledore’a, a w surowych liniach jego twarzy widać byłoodrazę i nienawiść.

 

- Severusie… proszę…

 

Snape podniósł różdżkę i wycelował w dyrektora.

 

- Avada Kedavra!

 

Strumień zielonego światła wystrzelił z końca różdżki Snape’ai uderzył prosto w klatkę piersiowa Dumbledore’a. Harry nigdy nie zapomniałkrzyku przerażenia; nie mogąc mówić, ani poruszyć się, był zmuszony dopatrzenia, jak stary czarodziej unosi się w powietrze. Na ułamek sekundyzawisnął pod świetlistą czaszką, a następnie opadł wolno, jak wielka szmacianalalka, nad blankami i poza zasięg wzroku.


Harry czuł się, jakby on również leciał w powietrze;to się nie stało… to nie mogło się stać…

 

-Chodźmy stąd. Szybko! – popędził Snape.

 

ZłapałMalfoya za kołnierz i popchnął przez drzwi, by szedł pierwszy. Greyback irodzeństwo podążyło za nim, siostra dyszała z podniecenia. Gdy zniknęli zadrzwiami, Harry zdał sobie sprawę, że znów może się poruszać. To, co trzymałogo przy ścianie, to nie była magia, tylko przerażenie i szok. Zdjął pelerynę niewidkę,gdy śmierciożerca z brutalną twarzą jako ostatni przechodził przez drzwi.


-
Crucio!


Mężczyzna z nieludzkim krzykiem upadł na ziemię i zaczął wić się z bólu. Przedoczami Harry’ego wszystko zasnuło się czerwoną mgłą. U jego stóp skręcał się iwył sługa Voldemorta. Z uszu i nosa ciekła mu krew, twarz stała się czerwona odpękających naczyń krwionośnych, z pogryzionych ust wyrywały się potworne krzyki,a Harry nadal mierzył w niego różdżką i wołał:

 
-
Crucio! Crucio!


Po dłuższej chwili obłęd, który ogarnął Gryfona, zaczął przechodzić, krwawamgła sprzed oczu rozwiała się i pojawiło się przerażenie. Co on robi?

 
-
PetrificusTotalus!

 

Śmierciożercazrobił się sztywny jak figura woskowa. Harry przebiegł obok niego i pośpieszyłw dół mrocznych schodów. Przerażenie rozdzierało jego serce… Musi złapaćSnape`a: zdrajcę i podwójnego mordercę, który był winny śmierci jego rodziców izabójstwa Albusa Dumbledore’a.


Przeskoczył ostatnie dziesięć schodków, zatrzymał sięi wyciągnął różdżkę. Mętnie oświetlony korytarz był pełen kurzu, pół sufituzawaliło się, walka wrzała tuż przed nim, ale gdy próbował dojść do tego, kto sięz kim bije, usłyszał znienawidzony głos:

 

-Koniec! Czas iść!

 

ZobaczyłSnape`a znikającego za rogiem na końcu korytarza. On i Malfoy przedzierali sięmiędzy walczącymi, próbując wyjść z potyczki bez szwanku.

 
- Snape, sukinsynu!!! – krzyknął Potter i rzucił się za nimi.

 

Wtem jeden z walczących oderwał się od ofiary i skoczył naniego: to był wilkołak, Greyback. Dopadł go, zanim Harry zdążył rzucić zaklęcie.Poczuł, że upada, a brudne, skudlone włosy zakrywają mu twarz.. Odór potu ikrwi uderzył go w nos i usta, gorący oddech w gardło…

 

- Petrificus Totalus!

 

Harrypoczuł, jak wilkołak upada na niego. Z niesamowitym trudem zepchnął go napodłogę i od razu musiał uchylić się odlecącego do niego zielonego promienia. Rozejrzał się i zobaczył, że to Alectopróbowała go zabić, rzucając na niego klątwę Avada Kedavra.

 
- Ach ty, kurwa! – wrzasnął Potter w ślad za uciekająca czarownicą. – Zabijęcię!


Rzucił się w wir walki, starając się nie zgubić Alecto. Jego stopy trafiły na coś śliskiego. Dwa ciała leżały tam, twarzami dopodłogi, w kałuży krwi, ale nie było czasu, by sprawdzić, do kogo należą. Chłopakprzeskoczył przez nie i skierował się dalej, rzucając klątwy na cofających sięśmierciożerców. Dostrzegł Tonks walczącą z olbrzymimblondynem, wysyłającym klątwy we wszystkich kierunkach, więc odbijały sięrykoszetem od ścian, roztrzaskując kamienie, rozbijając najbliższe okna…Gryfon przebiegł obok, pochylając się, żeby nie trafić w krzyżowy ogień.

 

- Drętwota! - krzyknęła Nimfadora.

 

Zaklęcieuderzyło śmierciożercę w pierś. Krzyknął z bólu, wzleciał w powietrze i uderzyło ścianę. Nimfadora szybko rozejrzała się w poszukiwaniu następnego przeciwnika,i w ostatnim momencie odbiła klątwę, która o mała jej nie poraziła.

 

Harryspuścił głowę i pobiegł przed siebie, unikając wybuchów wokół niego ilatających odłamków ścian. Potknął się o coś i po chwili wylądował obok czyichśnóg. Rozejrzał się i zobaczył bladą twarz Neville’a, leżącego płasko na ziemi

 

-Neville, czy ty…?

 

-Ze mną wszystko w porządku – wymamrotał Neville, trzymając się kurczowo za żołądek.- Harry, Snape i Malfoy… uciekają…

 

-Wiem, wiem, gonię ich! – powiedział Harry i rzucił przekleństwo z podłogi wogromnego, jasnowłosego śmierciożercę, który walczył z Lupinem.

 

Mężczyznazawył z bólu, gdy zaklęcie trafiło go prosto w twarz, obrócił się w miejscu iupadł. Harry znowu pomknął, ignorując odgłosu huków tuż za sobą, okrzyki innych,nawołujące go do powrotu i niemą mowę figur na ziemi, których losu nie znał…Minął róg ślizgając się, gdyż jego buty były całe we krwi. Nagle wpadłna Seamusa Finnigana, który z różdżką w ręku wybiegł zza rogu. Zderzyli się iupadli na podłogę.


- Finnigan, co do cholery? – krzyknął Potter.

 
- Napadli na nas – krzyknął mu w odpowiedzi Seamus.


- Czyżby? Widzisz, nie wiedziałbym, gdybyś mi nie powiedział. Czyli śpieszysz zpomocą?


W tym momencie przekleństwo przeleciało obok nich.Zanurkowali w dół, a zaklęcie trafiło w zbroję, która wybuchła. Harry zobaczyłrodzeństwo zbiegające z marmurowych schodów i cisnął w nich kolejne przekleństwa,ale trafił jedynie kilka czarownic na portrecie, które z wrzaskiem schroniłysię na sąsiednich obrazach. I nagle zrozumiał jedną prostą rzecz:zaczęła się wojna – najprawdziwsza, w której giną ludzie i tu nie ma miejsca nazaklęcie Galaretowatych Nóg. Snape zamordował Dumbledore’a, śmierciożercy wciągu ostatniej godziny kilkakrotnie próbowali go zabić. Rzucali na niegośmiertelną klątwę
Avada Kedavra, ajemu jakimś cudem udawało się jej umknąć: uchylić się lub odbić. Zaczęła siękonfrontacja sił światła i ciemności i on, żeby zemścić się i zwyciężyć na tejwojnie, powinien działać tak, jak wrogowie. Już zastosował jedno zniewybaczalnych na śmierciożercy na Wieży Astronomicznej i obserwując, jakskręcał się w agonii, spływając krwią, nie żałował tego, co zrobił. Oni nie sąludźmi, tylko mordercami i zasłużyli na śmierć. Podniósł różdżkę w kierunkuuciekających Alecto i Amycusa i krzyknął:

 
-
Avada Kedavra!


Klątwa zielonym promieniem wyleciał z jego różdżki w kierunku uciekinierów,ale, z tej odległości, nie trafiła w cel. Uderzyła w ścianę i odbiła się odniej rykoszetem.  Zielony promieńzamigotał przed Harrym, który runął na podłogę, próbując ukryć się za rozbitymizbrojami, i nagle usłyszał głośny krzyk Seamusa i dźwięk upadającego ciała.Potter spojrzał w jego kierunku i zobaczył swojego kolegę rozpostartego napodłodze.

 
- Finnigan? – powiedział Harry, podniósł się i ostrożnie podszedł donieruchomego ciała. – Seamus? – zawołał ponownie, nie wierząc w to, że swoimzaklęciem go zabił. – Hej, Finnigan, przestań udawać – wyszeptał zbielałymi wargami.- To nie jest śmieszne, do cholery, wstawaj! – Chwycił martwego chłopaka zaramiona i bezlitośnie nim potrząsnął.

 

Przerażonyodsunął się od nieboszczyka. Przez moment wydało mu się, że przed nim leży nieSeamus, a Cedrik Diggory. Krzyknął i zakrył twarz zakrwawionymi rękami, żebynie widzieć oskarżycielskiego spojrzenia Finnigana. Poczuł, jak po jegopoliczkach spłynęły łzy.

 

- Seamus, niechciałem, ja… – Płakał, klęcząc przy martwym koledze. – Przebacz mi, proszę,przebacz…

 
Wśród huku bitwy, odwrotu śmierciożerców przed członkami Zakonu, Potter klęczałna podłodze pustego korytarza przy zabitym koledze i szlochał. Kiedy uświadomiłsobie, że właśnie zabił człowieka, ogarnęło go przerażenie, a różdżka wypadła zjego zakrwawionych rąk.


- Co ja narobiłem? – szeptał chłopak, patrząc w martwe oczy.

 
Nagle do jego umysłu przebiła się myśl, jakby cudzy, obcy głos pojawił w jegogłowie. Dotarło do niego, że ministerstwo na pewno już dowiedziało się, codzieje się w szkole. Nie mogli nie zauważyć Mrocznego Znaku, migoczącego wysokona niebie, a to oznacza, że już niedługo pojawią się aurorzy. Potem zostanieprzeprowadzane oficjalne śledztwo, zginęło wielu ludzi i Aurorat będzieprzesłuchiwać wszystkich. Na pewno sprawdzą każdą różdżkę zaklęciem
PrioriIncantatem, w celu uzyskania informacji o czarach, które zostały wykonanedaną różdżką. Skąd to wiedział, sam nie rozumiał, ale był absolutnie pewien, żekiedy w ministerstwie dowiedzą się, że użył dwóch zaklęć niewybaczalnych,jednym prawie na śmierć torturując jednego ze zwolenników Czarnego Pana, drugimzabijając kolegę, będzie mu grozić Pocałunek Dementora, bez względu na to, comówiło proroctwo i jego status Wybrańca. Harry poczuł, jak w gardle rośnie mugula. Nerwowo rozejrzał się. Korytarz był pusty, dźwięki bitwy dochodziły zoddali.

 
-
Deletrius! - zawołał Gryfon,maksymalnie koncentrując uwagę na swojej różdżce, która od razu zamigotałazłotym blaskiem.


Nie miał pojęcia, skąd zna to zaklęcie, nawet w książce Księcia Półkrwi go niebyło, to pamiętał, ale tym niemniej podświadomie był całkiem pewien, że tozadziała i pomoże zatrzeć ślady. Kilka sekund różdżka migotała w jego rękach, apotem przyjęła dawny wygląd.


- Doskonale – wyszeptał Potter, rozumiejąc, żeteraz jego różdżka jest dziewiczo czysta, jakby dopiero co kupił ją w sklepie Ollivandera.Teraz tylko bardzo silny czarodziej, jak Dumbledore, byłby w stanie odtworzyćkolejność rzucanych zaklęć, ale chyba w ministerstwie nie znajdzie się taki.Poza tym, Harry nie sądził, żeby ktoś tak na poważnie zaczął go sprawdzać, napewno wszystko skończy się tylko na formalnej rozmowie. Po dzisiejszym napadziena szkołę osobników do przesłuchania będzie aż nadmiar i o śmierć Finnigananikt nie będzie go oskarżał. Na pewno wszyscy będą uważać, że Seamus toprzypadkowa ofiara śmierciożerców, ale nie szkodziło się zabezpieczyć. Harrywyją z zaciśniętej dłoni chłopaka jego różdżkę i wsunął ją w jego kieszeń, żebywyglądało, że  Finnigan po prostu szedłkorytarzem i trafiła w niego klątwa któregoś ze sług Voldemorta. Ot  tragiczny, nieszczęśliwy wypadek, chłopakznalazł się w nieodpowiednim miejscu o złej porze. Potter w skupieniuzastanawiał się nad tym, co możne jeszcze zrobić, żeby odsunąć od siebiejakiekolwiek podejrzenia, gdy nagle zobaczył szybko biegnącego po marmurowychschodach Draco Malfoya, a w ślad za nim, w niewielkiej odległości, jakby goosłaniając, biegł sam Severus Snape.


- Snape! – krzyknął Potter, szybko podnosząc się z podłogi i omijając trupa,rzucił się w pościg.

Momentami Harry’emu wydawało się, że przed jego oczami rozpościera się krwawamgła, od szybkiego biegu czuł lekki ból w piersi, ciężko oddychał, ale goniłmordercę Dumbledore’a i nie słyszał niczego, oprócz tupotu własnych nóg i biciaserca. Kiedy dotarł do podnóża marmurowych schodów, zobaczył krwawy odciskczyjejś stopy, ktoś z tej dwójki był ranny. Malfoy biegł szybko, więc zapewneSnape.

- Spływasz krwią, draniu – uśmiechnął się złośliwie Harry. – To dobrze…

 

Nie zatrzymującsię, pobiegł dalej. Olbrzymia klepsydra Gryffindoru została rozbita zaklęciem,a rubiny wciąż spadały z głośnym brzękiem na kamienne płyty. Harry pokonał holi pognał na zewnątrz, w stronę ciemnych obecnie błoni. Był w stanie rozpoznaćdwie sylwetki ludzi biegnących przez trawnik, zmierzających ku bramie, za którąmogli się aportować. Harry poczuł zimne, nocne powietrze, gdy ruszył za nimi.Każdy wdech i wydech rozdzierał mu płuca, w piersi paliło jak ogniem, ale kiedydojrzał z przodu uciekającego Draco Malfoya, który prawie dotarł do bramy,zaczął biec jeszcze szybciej. Kątem oka zobaczył błysk i strumień ognia,rozbrzmiały krzyki i psie szczekanie. Zdążył zauważyć, że jeden ześmierciożerców podpalił chatę Hagrida i rzucałzaklęcie za zaklęciem w gajowego, ale ogromna siła i gruba skóra, którą Hagridodziedziczył po jego matce olbrzymce, wydawały się go ochraniać.

 

Snape i Malfoy wciąż biegli, niedługo znajdą się za bramą ibędą mogli się aportować.


- Draco! – zawołał Gryfon ostatkiem sił.

 
Ślizgon odwrócił się w biegu i, przy świetle płonącej chaty Hagrida, Potterzobaczył zdziwienie na twarzy swojego kochanka, a potem strach. Nagle coś trafiło Harry’ego mocno w plecy i poczuł, że pada, jegotwarz uderzyła o ziemię, krew trysnęła mu z nosa.


- Nie! – krzyknął Malfoy i zatrzymał się kilka metrów od bramy, za którą mógłbyuciec prześladowcom. Zamiast tego chłopak rzucił się naprzód, chcąc przyjść zpomocą kochankowi. Snape chwycił Malfoya i mocno przycisnął do siebie. Harryszybko przetoczył się na plecy, w ręce trzymając różdżkę, i zobaczył, że otacza go teraz rodzeństwo Carrow. Zrozumiał, żegoniąc Draco i Snape’a, pobiegł na skróty i wyprzedził śmierciożerców, którzyteraz pojawili się i zaatakowali go od tyłu.

 

- Impedimenta! -krzyknął, przewracając się znowu i przykucając na ciemnej ziemi.

 

Jego zaklęcie cudem trafiło jedno z nich, ten ktoś potknąłsię i upadł, podcinając drugiego, a Harry zerwał się na równe nogi i pobiegłdalej za Draco i Snape’em.

 
-
Drętwota! – krzyknął Potter,kierując strumień czerwonego światła w głowę mordercy Dumbledore’a, ale byłyopiekun Slytherinu zdołał zablokować jego zaklęcie.

 
- Biegnij, Draco! – wrzasnął Snape, popychając Malfoya w stronę błoni, alechłopak nawet nie poruszył się, z bólem i rozpaczą patrząc na swojego kochanka.


- Nie, Malfoy, wróć! – krzyczał Potter, wycierając z twarzy krew. – Niezostawiaj mnie, Malfoy!


- Wszystko skończone, Potter – powiedział z rozpaczą Draco.


- To nieprawda – odpowiedział Gryfon, powoli zbliżając się do niego. – Byłemtam, widziałem wszystko, nie jesteś winny, złożę zeznania, że chciałeś przejśćna naszą stronę. Dumbledore proponował twojej rodzinie ochronę. Oni uwierzą.MNIE uwierzą, Malfoy!

 
Snape zasłonił sobą Draco, podniósł różdżkę i skierował ją w stronę Harry’ego.

 
- Nie zbliżaj się, Potter.

 
- Malfoy, kocham cię! – krzyknął Gryfon, nie zwracając uwagi na wycelowaną wjego w pierś różdżkę.

 

- Wybacz, Potter – odpowiedział z rozpaczą Draco, odpychającSnape’a. – Nigdy cię nie zapomnę i zawsze będę cię kochał. Ale muszę iść!

 
- A co z naszą przysięgą?! – zawołał Harry. – Zdrajca!

Przed jego oczami znowu pojawiła się krwawa mgła. Chłopak zauważył, jak Snapedrgnął i cofnął się. Profesor jeszcze raz krzyknął:

 

- Biegnij, Draco – Pchnął Ślizgona.

 

Harry został odrzucony zaklęciem niewerbalnym, wzleciał wpowietrze i mocno uderzył o ziemię. Przezwyciężając ból, stanął na nogi izobaczył Ślizgona dobiegającego do bramy. Na krótką chwilę Malfoy odwrócił sięi krzyknął:

 
- Zawsze będę cię kochał, Potter! – I aportował się.

 

- NIE! – wrzasnął Harry, czując silny ból w piersi. -Odpowiesz za wszystko… – wychrypiał Gryfon, unosząc różdżkę. – Cruc…


Ale Snape odparował przekleństwo, podcinającHarry’emu nogi zaklęciem, zanim ten mógł je skończyć. Z powodu przepełniającej goszalonej nienawiści, oślepiającej i zasnuwającej krwią jego spojrzenie, Potternie czuł już bólu. Powoli podniósł się, starł krew z twarzy i celując w pierśSnape’a, krzyknął:

 
-
Avada…


- Żadnych niewybaczalnych, Potter! – krzyknął śmiertelnie blady Snape przez trzask płomieni, ryki Hagrida i szalone zawodzenieKła.

 

- Bydlaku! -wrzeszczał Harry, ostatecznie tracąc nad sobą kontrolę. – Zabiję cię! Odpowieszmi za wszystko! Żałosny miernoto! Morderco kobiet i staruszków! Incarc… -ryknął, ale Snape odbił zaklęcie szybkim, wręcz leniwym ruchem.

 

 - Nie masz do tegotalentu albo umiejętności, Potter – powiedział były opiekun Slytherinu,prawie niezauważalnie zbliżając się do bramy.

 
- Walcz – krzyknął Harry. – Walcz, ty tchórzliwy…

 

-Tchórz? Tak mnie nazwałeś, Potter? – krzyknął Snape. – Twój ojciec nigdy niezaatakowałby mnie, chyba że w czterech na jednego. Zastanawiam się, jak jegobyś nazwał?


- Zabiję cię w pojedynkę!
Avada…


Ale zanim Harry skończył zaklęcie, poczuł straszliwyból. Przewrócił się na trawę. Ktoś krzyczał… na pewno umrze z bólu, Snape mazamiar torturować go do śmierci albo szaleństwa…

 

-Nie! – ryknął Snape i ból zniknął tak samo nagle, jak się pojawił. – Harryleżał w ciemnej trawie, trzymając kurczowo różdżkę i oddychając z trudem.Gdzieś tam Snape krzyczał: – Nie pamiętasz rozkazów? Potter należy do CzarnegoPana, mamy go zostawić! Idź! Idź!

 

Harry poczuł jak ziemia drży od kroków Carrowów i ogromnegośmierciożercy, którzy pobiegli w stronę bramy. Ryknął z wściekłości: w tejchwili nie przejmował się czy będzie żył, czy zginie. Podniósł się jeszcze razi ruszył po omacku w kierunku Snape’a – człowieka, którego nienawidził w tejchwili równie mocno jak Voldemorta.

 

- Sectum…


- Nie waż się używać przeciwko mnie moich zaklęć! Ukradłeś je razem zpodręcznikiem!


Snape machnął różdżką i przekleństwo znowu zostało odbite,ale Harry był zaledwie stopę dalej i mógł zobaczyć jego twarz. Nie było na niejpogardliwego albo szyderczego uśmiechu, raczej gniew i… strach. Mobilizując wszystkie swoje zdolności koncentracji, Harrypomyślał:

 

 „Ava…

 
- Nie, Potter! – krzyknął Snape.


Rozległ się głośny huk, uderzenie odrzuciło Harry’egodo tyłu. Zachwiał się i znowu upadł i tym razem różdżka wyleciała mu z ręki. Snapepodszedł blisko i stał, patrząc na niego z góry.

 
- Nienawidzę cię – zasyczał Harry. – Zabiłeś moją matkę z zazdrości, lubieżnygadzie. Odrzuciła cię i wyszła za mąż za mojego ojca, a ty poszczułeś na nichVoldemorta. Zabiłeś Dumbledore’a, który wiedział, że jesteś mordercą, ale nadalci ufał, co było jego największym błędem. Zabrałeś mi Draco. Pozbawiłeś mniewszystkiego. Zniszczę cię, Snape.

 

Harry wyciągnąłrękę w stronę różdżki, ale opiekun Slytherinu zaklęciem odrzucił ją jeszczekilka metrów dalej.

 
- Nie masz o niczym pojęcia, chłopaku – powiedział Snape.

 
- Zabij mnie albo pożałujesz – powiedział Harry, dusząc się ze złości. Nie czułżadnego strachu, tylko gniew i pogardę. – Zabij, jak zabiłeś moją matkę, LilyEvans, dziewczynę z zielonymi oczyma, którą podobno kochałeś. Zabij mnie, jakzabiłeś Dumbledore’a, który ci wierzył. Zabij mnie… Jeśli będziesz w stanie,tchórzliwy Smarkerusie!

 
- NIE… – krzyknął Snape, a jego twarz przybrałanagle obłąkany, nieludzki wyraz, jakby poczuł straszny ból, niczym wyjący piesuwięziony w palącym się domu za nimi – … NAZYWAJ MNIE TCHÓRZEM!


Machnął różdżką: Harry poczuł palące uderzenie w twarz i upadł do tyłu. Gwiazdyzawirowały mu przed oczami i przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Następniepodniósł się do pozycji siedzącej i z trudem utrzymując głowę, nieruchomopatrzył, jak Snape ucieka. Wstał z trudem i rozejrzał się wokół, szukającróżdżki. Miał nadzieję, że rozpocznie pościg jeszcze raz, ale w chwili, gdyjego palce przeczesywały trawę, odrzucając na bok gałązki, zorientował się, żejest już za późno. I rzeczywiście, zanim znalazł różdżkę i odwrócił się,zobaczył tylko hipogryfa latającego wokół bramy. Snape zdołał aportować się tuż za granicami szkoły.

 

Harry powoliprzeszedł koło palącej się chaty Hagrida, którą już próbował ugasić ktoś zwykładowców i uczniów. Całe jego ciało drżało, każdy oddech odzywał się wpiersi ostrym kłuciem, a twarz zmieniła się w maskę z zakrzepłej krwi.Zbliżając się do zamku zobaczył, że w wielu oknach palą się światła, a wielkie,dębowe drzwi były otwarte na oścież. Na schodki ganku niepewnie wychodziliuczniowie i nauczyciele w nocnych szlafrokach, nerwowo rozglądając się wokół.Wielu, gdy zobaczyło go zakrwawionego, krzyknęło z przerażenia, ale Harry niezwracał na nich uwagi. Wpatrywał się w miejsce upodstawy wieży, gdzie jego zdaniem powinno leżeć ciało Dumbledore’a, i zobaczyłludzi idących w tym kierunku  Szedł obok,czując ból w twarzy i nogach, tam, gdzie trafiły w niego różne przekleństwa wciągu minionej półgodziny, ale odczuwał ból w jakiś dziwny sposób, stłumionyprzez ten bardziej dokuczliwy, w sercu… Przeszedł, jak we śnie, przezszumiący tłum na sam przód, gdzie osłupiali uczniowie i nauczyciele zostawililukę. Posuwał się wolno do przodu, by w końcu dojść do miejsca, gdzie leżałDumbledore, i przykucnął obok niego. Oczy starego czarodzieja były zamknięte.Gdyby nie dziwna pozycja jego ramion i nóg, mogłoby się wydawać, że śpi. Harrypoprawił okulary połówki na jego nosie i starł strużkę krwi z jego twarzywłasnym rękawem.

 

- Nie byłem wstanie zemścić się za pana, profesorze – powiedział cicho. – Zdołał się ukryć…Ale go znajdę… obiecuję… zabrał mi Draco i zabił pana…

 
Tłum szumiał za nim. Po długim czasie Harry klęknąłna czymś twardym i odwrócił wzrok od twarzy Dumbledore’a. Dostrzegł medalion,który udało im się wykraść kilka godzin wcześniej. Powoli wsunął go dokieszeni, poczuł łzy napływające mu do oczu, ale w tym momencie czyjaś mała,ciepła dłoń wzięła go za rękę i pociągnęła do góry. Harry podporządkował sięjej prawie bezmyślnie. Ginny objęła go,poprowadziła w stronę zamku, koło tłumu ludzi, którzy szlochali, płakali,lamentowali. Weszli do holu i skierowali się do marmurowych schodów. Potterowinagle pociemniało w oczach, poczuł cały ból zmęczonego i znękanego organizmu,który już nie dawał sobie rady z przeżytym cierpieniem i rozpaczą. Jęknął istracił przytomność. Rubiny Gryffindoru, jak krople krwi, pobłyskiwały nakamiennych płytach, na których leżał, bez czucia, zakrwawiony Harry Potter, anad nim pochylała się i płakała Ginny Weasley

Minęło już kilka dni od pogrzebu Dumbledore’a, a Harry nadalnie mógł pogodzić się ze stratą nauczyciela. Ból i rozpacz rozdzierały jegoserce na kawałki, nocne koszmary doprowadzały do szału, a przerażenie z powodutego, co się stało, rzucało na niego siódme poty. Ale oprócz bezmiernej rozpaczypo zmarłym profesorze, Harry dręczył się tym, że nie zdołał uratowaćnauczyciela, nie był w stanie zatrzymać jego mordercy, Severusa Snape’a, a zamiasttego, podczas pościgu za tym zdrajcą, sam nieumyślnie stał się mordercą. Toprzez jego klątwę, skierowaną na Alecto, zginął Seamus Finnigan, i myśl o tym, żezabił człowieka, nie dawała mu spokoju.

Po pogrzebie dyrektora pan Weasley zabrał Harry’ego do Nory, zakładając, żechłopakowi lepiej będzie u nich niż u mugolskiej rodziny. Potter praktycznienie pamiętał samej uroczystości. Siedział na ławce wśród ogromnej masy ludzi, którzyprzybyli, żeby pożegnać największego czarodziejem magicznego świata. Ginny zajęłamiejsce obok niego i trzymała go za rękę, ale nie czuł jej dotyku. Patrzył nabiały grobowiec, lecz nie słyszał żałobnych, pożegnalnych mów. Ze stanu pełnegoodrętwienia wyrwało go zawodzenie Fawkesa, wstrząsająco piękny, smutny płacz, iHarry poczuł, że płacze razem z nim.

 

***

Gryfon, nie rozbierając się, położył się na kanapie, która wydała żałosne,przeciągłe skrzypnięcie. Zarzucił ręce za głowę i zapatrzył się w sufit. Ronajeszcze nie było. Harry przypomniał sobie, że rudzielec mówił coś spotkaniu z Hermionątego wieczoru. Obrócił się na bok i westchnął. Nie to, żeby zazdrościł Ronowi.Tak naprawdę był zadowolony, że jego przyjaciele wreszcie się dogadali. Długoto trwało, ale teraz są razem. Kiedy indziej Harry cieszyłby z ich szczęścia,ale w tej chwili wszystkiego jego uczucia jakby umarły. Po śmierci Dumbledore’ai Finnigana nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Zamykał oczy i widziałspadające z wieży ciało dyrektora albo zdziwione spojrzenie Seamusa na jegomartwej twarzy. Zacisnąwszy zęby aż do bólu, zaczął cicho jęczeć. Ból straty i poczuciewiny na długo zagnieździło się w jego sercu. Przez swoje krótkie życie doznał jużtyle cierpienia i rozpaczy. Na jego oczach ginęli bliscy mu ludzie. Przeżyłśmierć rodziców, chrzestnego i Dumbledore’a. Na jego rękach umarł Cedrik Diggory,o śmierć którego wielu go oskarżało, stał się gwałcicielem i mordercą w wieku szesnastulat, ukochany opuścił go i nigdy więcej nie będą razem, a przyszłość jawiła sięw czarnych barwach. Na pewno czekało go wiele niebezpieczeństw, a może nawet i śmierć.Powinien wypełnić swoją misję, wyznaczoną mu przez los a której może nieprzeżyć.

W akompaniamencie potwornego skrzypienia kanapy Harry obrócił się na drugi boki wtulił twarz w poduszkę. Zmęczenie i stałe nerwowe napięcie doprowadziły dotego, że znowu zaczęły męczyć go nocne koszmary, w których okropne, spuchnięteinferiusy wciągały go do zimnego, czarnego jeziora. Krztusił się wodą i opadałna dno, gdzie lodowate, martwe ręce zaczynały zrywać z niego ubranie i dotykałyjego nagiego ciała. Śliskie palce gładziły jego pośladki, jądra i członek. Wiłsię w tych rękach, próbując wyrwać się, ale na próżno. Czuł, jak martwe palce wsuwałysię w niego. Krzyczał z przerażenia i wstrętu, i w swoich snach spotykał się zDumbledore’em, który stał i z dobrodusznym uśmiechem patrzył na to.

 
- Nie, profesorze, proszę ich powstrzymać! Proszę! Przecież pan może! – wykrzyczałPotter i… obudził się.

- Cicho, kochany, cicho – usłyszał szept przy samym uchu i poczuł, jak ktoś goczule obejmuje. Serce zaczęło mu bić ze zdwojoną siłą, szybko oddychał. Wskroniach czuł pulsowanie krwi, na ciało wystąpił pot. – Harry, już wszystkodobrze, to tylko sen – wyszeptał cichy głos i ciepły oddech owiał jegopoliczki.

- Kto tu jest? – wychrypiał chłopak i rozejrzał się za okularami.

- To ja – wyszeptała Ginny, przytulając się do niego.

 
-  Ginny? Boże, ale mi się koszmarprzyśnił… – Harry drżącą ręką wytarł pot z mokrego czoła. – Taki,że… – Chłopak jeszcze ciężko oddychał, nie był w stanie się uspokoić. – A tyco tutaj robisz? – zapytał, już trochę spokojniejszy.

 
- Ron ci nie powiedział? – zapytała cicho dziewczyna.

 

Jej ręka nagle wsunęła się pod koszulę Harry’ego i zaczęłaczule pieścić jego pierś.

- Nie powiedział? – powtórzył zdziwiony Gryfon. – A co miał mi powiedzieć?

- No, że on spotyka się dziś z Herminą i… – Ginny nachyliła się bardziej i terazszeptała w samo ucho chłopaka, jej ręka zatrzymała się na chwilę obok jegosutka, palec lekko połaskotał wrażliwe miejsce.

- A… tak… – powiedział Harry, odsuwając się trochę od dziewczyny. Jej dotykz jakiegoś powodu nie tylko nie sprawiał mu przyjemności, ale wręcz wywołałuczucie wstrętu. – Ron coś mówił o spotkaniu, przypominam sobie.

 
- No i tak wyszło, że nie mam gdzie dzisiaj spać. Ich spotkanie potrwa całą noc,Ron wróci tu dopiero rano i, żeby mama przypadkiem mnie nie zobaczyła i nie przeszkodziłaim, spędzę tą noc tutaj. Tak się umówiliśmy. Nie powiedział ci o tym?

 
- E… e… prawdopodobnie powiedział… – Jej ręka zsunęła się na dół izaczęła rozpinać mu spodnie. – Ginny, co ty robisz? – Harry spróbował podnieśćsię, ale dziewczyna położyła się na niego i zaczęła go całować.

 
- Harry, nie masz nic przeciw temu, żebym przeniosła się na tą noc do waszejsypialni?

 
- E… e… tak ogólnie to nie, ale co ty robisz? Poczekaj, odstąpię ci kanapę,mogę spać w fotelu…

 
- Harry, kocham cię, przecież wiesz, nie mogę już tak dłużej – odpowiedziaładziewczyna, nadal okrywając jego twarz pocałunkami.

 
- Ginny, ale umówiliśmy się… e… e… rozmawialiśmy i zdecydowaliśmy, żepowinniśmy się rozstać.

 
- To ty tak zdecydowałeś, nie ja… – Dziewczyna znowu zabrała się zarozpinanie spodni Pottera.

 
- Ale zgodziłaś się, że to słuszna decyzja. Sama rozumiesz…

 
Ginny rozpięła suwak jego rozporka.

 
- Do diabła ze wszystkimi decyzjami, Harry. Kocham cię, ty kochasz mnie i terazjesteśmy tutaj, tylko ty i ja i ta chwila. Mam gdzieś wszystkich,Sam-Wiesz-Kogo i to, że on na nas czyha. Chcę ciebie, to nasza noc, Harry, niewolno nam odrzucać takiego prezentu od losu. Ron i Hermiona kochają się teraz  w mojej sypialni, starają się wziąć od życiajak można najwięcej, ponieważ my wszyscy, nie tylko ty, rozumiemy, że czekają nastrudne czasy… Wiem, Harry, że powinniśmy się rozstać, ale dlaczego mamyodrzucać to, co możemy zrobić tej nocy razem?

- Ginny, posłuchaj, poczekaj – wyszeptał Harry, czując, jak jej ręka już wsunęłasię w jego rozporek i zaczęła go tam głaskać, a dotyk ten był dla niegonieprzyjemny.

- Cicho, ukochany – wyszeptała dziewczyna. – Powinieneś się rozluźnić. Boże,jaki ty jesteś spięty… Uspokój się, wszystko będzie dobrze… wszystko sięuda… zrobię to sama, jeśli chcesz… Zobaczysz, będzie cudownie…

 
- Ginny, wysłuchaj mnie – powiedział Potter, łapiąc dziewczynę za rękę i zprzerażeniem odkrywając, że jej pieszczoty już nie działają na niego tak jakwcześniej.

 

Kiedyś marzył o tym, a teraz go to tylko drażniło. W ogólenie mógł zrozumieć, co się z nim dzieje, ale każde dotknięcie jego ciała wywoływałouczucie wstrętu i jakiś podświadomy, paniczny strach.

 

Prawdopodobnie z powodu tego idiotycznego snu” – pomyślał.

 
- Harry, głupio odrzucać miłość dla jakichś ideałów – powiedziała Ginny,wyrywając rękę. – Rozumiem, że czeka cię trudne zadanie, ufam, że sobieporadzisz. Dumbledore wierzył w ciebie, cały magiczny świat pokłada w tobienadzieję, ale proszę cię o jedną wspólną noc – wyszeptała dziewczyna z rozpaczą.- Możesz chociaż raz w życiu zapomnieć o całym świecie i pomyśleć tylko osobie? O nas?

- Ginny, to nie byłoby dobre… e… e… Ja tak nie potrafię, nie mogę wykorzystaćsytuacji… Przecież się rozstaliśmy. – Harry odsunął się od dziewczyny.

 
- Dureń. – parsknęła Ginny. – Od tak dawna marzę o tym, żebyś wreszciewykorzystał sytuację. Harry, ukochany, proszę cię, podaruj mi tę jedną noc ikiedy rozstajemy się, wiem, że to jest nieuniknione, będę w swoim sercuprzechowywać wspomnienie o twoich ustach, twoich rękach, twoim oddechu.

 
- Ginny, nic nie rozumiesz, nic nie wiesz… – jęknął Harry.

 
- I wiedzieć nie chcę – odpowiedziała dziewczyna, znowu przytulając się doniego, a jej ręka zaczęła pieścić go między nogami. – Wszystko będzie dobrze,ukochany… rozluźnij się…

 
- Dobrze. – Harry nerwowo wypuścił powietrze, znowu lekko się odsuwając. – Maszrację, powinienem się uspokoić.  - Wyciągnąłrękę w stronę szafki nocnej i po omacku poszukał paczki papierosów. – E…muszę… Cholernie chce mi się palić, to mnie rozluźnia, rozumiesz? – Chłopakszybko wyskoczył z łóżka, założył stare kapcie któregoś Weasleya, złapałróżdżkę i papierosy i wybiegł z pokoju.

 
W zarośniętym ogrodzie Harry usiadł w wiklinowym fotel, w którym ostatnio spędzałwiększość czasu, i nerwowo zapalił. Myślał, że z Ginny sprawa zakończyła się jeszczew Hogwarcie, po wypadku Rona. Najpierw przeżywał ich zerwanie, ale okolicznościzłożyły się tak, że długo to nie trwało. Zaczął potajemnie spotykać się zMalfoyem i zrozumiał, że seks z chłopakiem daje mu prawdziwą przyjemność iwreszcie pogodził się z tym, że nie jest taki jak wszyscy, że jest gejem i jemujest potrzebny tylko Draco, taki sam stuknięty wariat, jak on sam. I terazGinny zaczęła wracać do tego, co dla niego było już przeszłością. Wykorzystałaokazję i teraz czeka w łóżku na jego zdecydowane działania. A Harry naglezrozumiał, że wcale tego nie chce. Pieszczoty dziewczyny, która jeszcze niedawnobardzo mu się podobała i którą chyba trochę kochał, przynajmniej tak mu sięwydawało, gdy był zazdrosny o Deana Thomasa, nie dawały mu już takiejprzyjemności jak wcześniej. Odwrotnie, jej pocałunki, dotyk, bliskość mieszałygo i krępowały. Absurd sytuacji drażnił i denerwował, do tego jeszcze pojawiłsię jakiś niewytłumaczony strach przed bliskością i wstręt przy każdymdotknięciu. Dlatego teraz siedział tutaj, w ogrodzie, pod rozgwieżdżonym niebemi nerwowo palił, a ona tam, na górze, czekała na niego.

 

- O kurwa – syknął Harry, kiedy zamyślony nie zauważył, jakpapieros wypalił się do filtra i niechcący oparzył mu palec.

Nie chciał urazić Ginny, ale dać jej tego, czego tak bardzo chciała, nie mógł. Wydawałomu się, że uprawiał seks z Malfoyem tak dawno, iż minęło już kilka lat, ale taknaprawdę, od momentu, gdy wpadli na siebie na korytarzu, upłynęło zaledwiekilka dni. W ciągu tylu ostatnich tragicznych wydarzeń Potter w ogóle niemyślał o seksie i natręctwo Ginny teraz tylko denerwowało go i drażniło. Miałgdzieś co robią Hermiona i Ron. Nie miał ochoty nawet myśleć o seksie.

 
Zapalił kolejnego papierosa, zaciągnął się głęboko i popatrzył na małe okienko,znajdujące się pod samym dachem. Ginny jest teraz tam, czeka na jego powrót,liczy mijające minuty, a jemu zupełnie nie chciało się wracać. Ostatnio w ogólete wszystkie troskliwe słowa, pytania o jego samopoczucie, natrętne prośby paniWeasley o przyłączenie się do śniadania, obiadu, kolacji tylko go denerwowały.Od samego patrzenia na jedzenie robiło mu się niedobrze, grzeczne pytaniawprawiały w złość.  Chciał się odgrodzićod reszty świata, zostać sam. Dlaczego nie potrafią rozumieć, że teraz lepiejzostawić go w spokoju? Oczywiście był im wdzięczny, że wzięli go pod swój dachmyśląc, iż u nich będzie mu znacznie lepiej, niż u krewnych, ale może właśnie zDursleyami czułby się lepiej. Tam przynajmniej nikt nie właziłby z buciorami wjego duszę. Wuj i ciotka woleli udawać, że nie istnieje i dla nich mógł niewychodzić ze swojego pokoju nawet przez wiele dni, a jedynym kontaktem z nimibyłoby to, że codziennie, przez dziurę w drzwiach, ciotka Petunia wsuwałaby dlaniego talerz z jedzeniem. Właśnie coś takiego odpowiadałoby mu teraznajbardziej.

 
Harry znowu spojrzał na małe okienko, potem popatrzył na swój zegarek.Prawdopodobnie przesiedzi w ogrodzie całą noc. Wracać do pokoju, który dzieliłz Ronem, nie miał najmniejszego zamiaru. Nie teraz, gdy czeka tam Ginny, którejnie chciał dawać fałszywej nadziei, że może liczyć na coś więcej niż ma teraz.Dziewczyna powinna sama to zrozumieć i przestać wiązać z nim swoją przyszłość.On lada chwila może zginąć. Nie jest tym chłopakiem, o którym powinien marzyć ktośtaki, jak ona. On niczego nie może dać jej, nigdy nie stworzą rodziny. Jegoprzyszłość została zdeterminowana zaraz po urodzeniu. Został pozbawionydzieciństwa w przeszłości, a jego przyszłość jest niejasna i na pewnoniezwiązana w żaden sposób z Ginny. W ogóle dziewczyny przestały gointeresować. Minął już czas, kiedy marzył o tym, żeby mieć ukochaną, z którązałoży rodzinę, będzie miał dzieci… Malfoy rozbił w drzazgi cały jego obrazświata. Harry zmienił się, stał się zupełnie innym człowiekiem. Pogodził się ztym, że nie jest taki jak wszyscy. Długo sprzeciwiał się swojej naturze, ale w końcuprzyjął to i zrozumiał, iż podoba mu się, że jest taki, jaki jest. Niech takimijak on gardzą w magicznym świecie i niezbyt lubią wśród mugoli. Zawsze odstawałod innych, dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że jego orientacja seksualna teżjest inna niż większości. Jemu jest dobrze z Malfoyem i niczego nie chcezmieniać. Ma kilka zadań do spełnienia w swoim życiu: zniszczyć pozostałehorkruksy, zemścić się na Snapeie i znaleźć Draco, który po śmierci Dumbledore’aopuścił Hogwart i teraz prawdopodobnie znajdował się w dworze Malfoyów, albo,bojąc się wizyty aurorów, ukrywał gdzieś razem z innymi śmierciożercami iszaloną ciotką Bellatriks.

Harry zamknął oczy, starając się wyobrazićsobie Ślizgona. Malfoy to wariat i sadysta, ale przecież i on sam też nie jest normalny.Czy można zakochać się w swoim wrogu i gwałcicielu? A Draco, który gonienawidził i pragnął zemścić się za swojego ojca, bo uważał, że to przedewszystkim Gryfon ponosi odpowiedzialność za aresztowanie Lucjusza, nagle samzakochał się w nim. I tylko szereg tragicznych okoliczności ich rozłączyło.Harry rozumiał, że Malfoy nie mógł zostać w Hogwarcie po ataku śmierciożerców iśmierci Dumbledore’a. Ministerstwo prowadzi teraz śledztwo i próbuje znaleźćwszystkich winnych. Draco na pewno zostałby aresztowany i nie tylko nikt niebyłby w stanie, ale również nikt nie chciałby się za nim wstawić. Minęły teczasy, kiedy Malfoyowie mieli prestiż i władzę w tym świecie. Teraz Ślizgon, poaresztowaniu, zostałby natychmiast przesłuchany i, po przyspieszonej rozprawie,wysłany do Azkabanu. Po napadzie na szkołę i śmierci dyrektora, aurorzy zatrzymywalikażdego podejrzanego, a Harry przezornie schował medalion w Pokoju Życzeń ijeszcze raz oczyścił różdżkę zaklęciem Deletrius,żeby nikt nie był w mógł zastosować zaklęcia Priori Incantatum. ŚmierćSeamusa, jak na to liczył, została uznana za nieszczęśliwy wypadek. Harry wiedział,że musi jak najszybciej ukryć fakt, że to on rzucił klątwę Avada Kedavra. Nie podejrzewał, że aurorzy mogą go o cokolwiekoskarżyć, ale teraz, całymi dniami rozpamiętując to, co się wydarzyło, zrozumiał,że uciekając, Draco postąpił słusznie.

Harry tak głęboko się zamyślił, że nie zauważał, jak mijał czas. Zacząłrozumieć, że im dłużej zostanie w domu Weasleyów, tym będzie miał mniejszeszans, żeby odnaleźć Draco, pozostałe horkruksy i Severusa Snape’a. Pan Weasleyzdołał przekonać ministerstwo, że po pogrzebie Dumbledore’a dla Harry’ego lepszybędzie pobyt u nich, ale w ciągu najbliższych dni odeślą go do Dursleyów, gdyż dopełnoletniości powinien przebywać u krewnych gdzie chroni go magia krwi. Potemdostanie się pod ochronę aurorów i członków Zakonu Feniksa i już nie będziemiał żadnej możliwości na wykonanie swojej misji. Potter zrozumiał, że musiopuścić gościnny dom, a bardziej dogodnego momentu niż teraz, może już nie być.Sam wyruszy na poszukiwanie horkruksów. Nie ma prawa brać ze sobą Rona iHermiony, nie ma prawa ryzykować życia przyjaciół. Musi to zrobić sam, to jegoprzeznaczenie. Nie może niszczyć życia bliskim mu ludziom, podobnie jak niemoże dawać fałszywych nadziei Ginny. Musi odejść, opuścić ten dom od razu…

 
Harry popatrzył na zegarek, 5:20. Boże, przesiedział tu pół nocy. Ron zarazwrócić, Ginny prawdopodobnie już poszła, nie mogąc się go doczekać. Podniósłsię z wiklinowego fotela, przeciągnął i skierował do domu, starając się iść jaknajciszej.

Ginny spała na kanapie, rude włosy miała rozrzucone na poduszce, na policzkachjeszcze nie wyschły jej ślady łez. Harry dłuższą chwilę patrzył na śpiącądziewczynę, o której kiedyś marzył. Nachylił się i czule przesunął ręką powilgotnej twarzy. Dziewczyna coś cicho jęknęła przez sen, ale spała nadal.Harry pocałował ją w policzek.

- Przebacz mi, Ginny – wyszeptał. – Nie jestem tym, na którego czekasz. Muszę znaleźćDraco. Przebacz mi…

Ostrożnie odszedł od kanapy i w pośpiechu zaczął zbierać swoje rzeczy do plecaka,starając się robić jak najmniej hałasu. Kufer z ubraniami i podręcznikami postanowiłzostawić. Nie będzie mu potrzebny. Do plecaka włożył pelerynę niewidkę, starypodręcznik do eliksirów z komentarzami Snape’a – Księcia Półkrwi, kilka parczystych skarpetek i podkoszulków, uszy dalekiego zasięgu i paczkę papierosów. Rozejrzałsię po pomieszczeniu i podszedł do klatki z Hedwigą. Przez chwilę zastanawiałsię, czy zabrać ją ze sobą, ale stwierdził, że listów raczej pisał nie będzie.Rzucił ostatnie, pożegnalne spojrzenie na śpiącą Ginny i wyszedł z pokoju.Zeszedł po schodach, przemierzył przytulny salon i wyszedł tylnym wyjściem Niewielkamgła wciąż unosiła się nad ziemią, krople rosy lśniły na liściach łopianu, alesłońce unosiło się już niespiesznie. Harry po raz ostatni popatrzył na dom, wktórym przyjmowali go jak syna, zarzucił plecak na plecy, zapalił papierosa i  poszedł naprzeciw wschodzącemu słońcu. Musi wypełnićswoje przeznaczenie. Musi znaleźć Draco Malfoya.

 

KONIEC.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
AA Ślizgońska dziwka 1 8
3 łożyska ślizgowe
PKM lozyska slizgowe
Łożyska ślizgowe
Mostek Wheatstonea slizgowo, Fizyka, FIZYKA, Fizyka ćwiczenia Miszta, Fizykaa, LabFiz1 od izki, LabF
Ślizgońska metoda 4, różne
Komutatory i głowice pierścieni ślizgowych
Wyznaczanie wartości siły tarcia materiałów współpracujących ślizgowo, Materiałoznawstwo
lozyska slizgowe2
projekt - Łożysko Ślizgowe poprzeczne - Oceloot, AGH, Semestr V, PKM [Łukasik], Projekt 6
Ocena wpływu oddziaływania wybranych czynników na pracę łożyska ślizgowego, Transport UTP, semestr 5
,PODSTAWY KONSTRUKCJI MASZYN, ŁOŻYSKA ŚLIZGOWE
Materiały na nakładki ślizgowe
PKM lozyska slizgowe
dziwka2
Badanie wyładowań ślizgowych v2, Cel ˙wiczenia:
Naprawa ślizgów elektrycznych szyb
lozysko slizgowe(1)
PKM lozyska slizgowe

więcej podobnych podstron