USS Liberty były statek handlowy z popularnej serii liberciaków (produkowanych masowo w stoczniach amerykańskich do służby w konwojach) był statkiem określonym jako „Auxiliary Technical Research Ship” mówiąc lapidarnie statkiem wywiadu elektronicznego, wyekwipowanym w urządzenia służące do podsłuchu wszystkich stacji radiowych znajdujących się w zasięgu jego anten. Statek pełnił służbę na morzu Śródziemnym pilnie bacząc aby nie naruszyć wód terytorialnych żadnego z państw. Nigdy nie krył swych znaków identyfikacyjnych, na burtach miał wymalowane znaki US Navy a na rufie dumnie powiewała flaga amerykańska.
W dniu wybuchu wojny Izraelsko - Arabskiej zwanej Wojną Sześciodniową (Six-Day War) okręt marynarki wojennej USA, USS „Liberty” zajmował pozycje 12.5 mil morskich od półwyspu Synaj.
Dnia 8 Czerwca 1967 roku nieoznakowane samoloty i kutry torpedowe dokonały ataku na USS „Liberty”. Działanie było precyzyjnie skoordynowane. Wstępnego dzieła zniszczenia dokonały samoloty. Pierwszym celem były urządzenia nadawcze takie jak wieże antentowe, które służyły do podsłuchiwania wszystkiego co krążyło w eterze. Potem nastąpił atak torpedowy a po nim ostrzał tratw i łodzi ratunkowych z karabinów maszynowych najwidoczniej celem usunięcia jakichkolwiek świadków ataku. 34 marynarzy amerykańskich zginęło a 173 zostało rannych.
Tylko niespotykana determinacja załogi zapobiegła całkowitej utracie okrętu a przychylne zrządzenie losu pozwoliło na wysłanie w eter wiadomości o ataku.
Gdy sprawa wyszła na jaw pierwsi podnieśli wrzawę Żydzi zrzucając winę za atak na Egipt. Gdy okazało się że nikt już nie daje temu wiary Izraelczycy przyznali się do ataku twierdząc że „Liberty” został przypadkowo wzięty za egipski okręt wojenny „El Queseir”, co zostało potraktowane nad wyraz sceptycznie gdyż USS „Liberty” był nie tylko dwa razy większy niż okręt egipski, na dodatek oznakowany był literami łacińskimi a nie arabskimi. Wszystkie inne pośrednie i bezpośrednie dowody wskazywały że ataku dokonano celowo wiedząc że jednostka jest okrętem US Navy. Zachodziło jedynie pytanie czy była to prowokacja aby odpowiedzialność za atak zrzucić na Egipt, czy też Izraelczycy celowo usunęli jednostkę podsłuchu elektronicznego aby uniemożliwić monitorowanie tego co się działo w eterze.
Zarówno USA jak i Izrael, każdy kraj na własną rękę, rozpoczęły dochodzenia, co zaowocowało wzajemnym zrzucaniem na siebie odpowiedzialności za incydent.
Strona Izraelska twierdziła że zanim rozpoczęto działania wojenne zwróciła się do sztabu US Navy z prośbą aby wszystkie jednostki amerykańskie opuściły akweny ogarnięte działaniami wojennymi. W odpowiedzi otrzymano od Amerykanów zapewnienie że żadnych okrętów w strefie działań nie posiadają.
Wielu obserwatorów było zdania że afera USS „Liberty” była tak jakby ukrywana przed amerykańską opinią publiczną, faktem jest że podobny przypadek ataku na bliźniaczą jednostkę USS „Pueblo” przez marynarkę Korei Północnej, w której zginął tylko jeden marynarz amerykański, był rozdmuchany w niewspółmiernej proporcji. Kongres Stanów Zjednoczonych otworzył dochodzenie dotyczące tej sprawy, czego nigdy nie doczekała się tragedia USS „Liberty”.
Efektem obu dochodzeń było wspólne oświadczenie, które podano do wiadomości publicznej w roku 1987, dokładnie 20 lat po incydencie, stwierdzającym że nastąpiła tragiczna pomyłka, rząd Izraela przyznał się do winy, dokonano oficjalnych przeprosin i rodzinom ofiar wypłacono odszkodowanie w wysokości 13 mln. dolarów.
Konkluzja owa nie tylko wydała się nie do przyjęcia przez żyjących jeszcze świadków incydentu, lecz również wzbudziła poważne wątpliwości wielu osobistości amerykańskich, między innymi dyrektora CIA Richarda Helmsa, Sekretarza Stanu Deana Ruska i admirała Thomasa Hilmana Moorer'a, ówczesnego szefa operacji morskich US Navy. Ich zdaniem nie było mowy o żadnej pomyłce, atak był zdecydowanie skierowany przeciwko okrętowi USA i Izraelczycy dokładnie wiedzieli kogo atakują.
Ci co przeżyli twierdzili że zanim nastąpił pierwszy atak, samoloty sił powietrznych Izraela dokonały rekonesansu a jeden z nich zbliżył się tak bardzo że marynarze amerykańscy i pilot izraelski pomachali sobie rękoma. Z nasłuchu radiowego wynikało że statek został przez pilotów zidentyfikowany jako USS „Liberty”. Jak zeznał później dowódca dywizjonu izraelskich kutrów torpedowych nigdy takiej informacji nie otrzymał.
Kutry te zbliżyły się w szyku ataku do płonącego „Liberty” na tak bliską odległość że dowódca okrętu kapitan William McGonage polecił otworzyć ogień, a gdy kutry zostały definitywnie zidentyfikowane jako izraelskie polecił zaprzestanie ognia, co nie nastąpiło od razu, potem wyjaśniło się że jeden w karabinów maszynowych skutkiem gorąca (statek zaatakowany był z powietrza napalmem) uległ zacięciu. Wtedy nastąpił atak torpedowy, który był główną przyczyną śmierci tylu członków załogi. Zgodnie z danymi izraelskimi w kierunku „Liberty” wystrzelono aż 5 torped, spowodowały one 15 metrową wyrwę w burcie i wygięcie kilu. Statek mimo to nie zatonął. Pod eskortą okrętów amerykańskiej 6 Floty udał się o własnych siłach na Maltę, gdzie po dokonaniu remontu wrócił do Stanów Zjednoczonych. Załoga została przyjęta jako bohaterowie a kapitan McGonagle udekorowany został najwyższym amerykańskim odznaczeniem za dzielność na polu bitwy. Otrzymał Medal of Honor, z tą drobną różnicą że aktu dekoracji dokonał Sekretarz Marynarki w stoczni marynarki wojennej. Było to o tyle nietypowe że medal taki wręcza Prezydent i zawsze w Białym Domu. Ten przypadek był jedynym wyjątkiem od reguły. Widocznie bohater „bitwy z Izraelem” liczony był nieco inną miarą.
W decyzji sądu wojennego Izraela zamykającej dochodzenie napisano:
„sztab marynarki wojennej Izraela wiedział, na nie mniej niż trzy godziny przed atakiem, że statek jest okrętem wywiadu elektronicznego należącym do marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych. Wiadomość ta jednak nie została nigdy z nieznanych powodów przekazana ani do dowództwa wojsk lotniczych ani do flotylli kutrów torpedowych”.
W 2002 roku kapitan Ward Boston JAGC US Navy (Judge Advocate General's Corps)
zdecydował się bohatersko ujawnić prawdę i przekazał ją społeczeństwu w oświadczeniu przez siebie podpisanym. Oto jego słowa: „Wierzę dogłębnie i z całą odpowiedzialnością stwierdzam że atak skutkiem którego zginęło 34 marynarzy a 172 odniosło rany był z góry zaplanowanym atakiem na amerykański okręt wojenny mający na celu całkowite go zatopienie wraz z załogą. Wraz z admirałem Kiddem (jednym z sędziów prowadzących sprawę Liberty, nie żyjącym już w momencie gdy kapt. Boston napisał swe oświadczenie), po całym dniu przesłuchań świadków dyskutowaliśmy zeznania i obydwoje dochodziliśmy do tego samego wniosku że próba zatopienia okrętu była z góry zaplanowana i w żadnym wypadku atak nie był dziełem przypadku lub pomyłki. Admirał Kidd niejednokrotnie określał Izraelczyków jako „morderous bastards”.
Oświadczenie kapitana Bostona wywołało szereg protestów i dyskusji lecz czas od wypadku był tak odległy, historia stosunków izraelsko - ameryklańskich od momentu próby zatopienia USS „Liberty” nabrzmiała innymi problemami tak że sprawa została odłożona ad acta aż do momentu gdy w roku 2003 National Security Agency zajmująca się wywiadem elektronicznym udostępniła nagrania rozmów pilotów izraelskich nagrane przez załogę samolotu dalekiego zwiadu elektronicznego EC-121. Wynikało z nich że piloci izraelscy byli przekonani że zaatakowali okręt egipski i żaden z nich nie zauważył znaków rozpoznawczych US Navy i amerykańskiej flagi. Jednak w czerwcu 2005 roku roku NSA udostępniła dodatkowe dokumenty na podstawie których ukazał się w gazecie the Chicago Tribune obszerny reportaż rzucający nowe światło na całą sprawę.
Reporterzy Tribune dotarli i przesłuchali tłumacza języka hebrajskiego Michaela Prostinaka który był członkiem załogi EC-121. Z jego opinii wynikało że NSA nie udostępniła wszystkich nagrań a on pamięta że izraelscy piloci rozpoznali banderę USA.
Gwoździem do trumny wersji o niewinnej pomyłce było oświadczenie najstarszego, po kapitanie, rangą oficera uratowanego z USS „Liberty”. Zeznał on że wiceadmirał Lawrence Geis w swej kabinie oświadczył że po odebraniu sygnału SOS z „Liberty”
z lotniskowca 6 Floty wystartowały samoloty aby przeprowadzić rozpoznanie lecz na polecenie z Waszyngtonu wydane przez ówczesnego Sekretarza Obrony Roberta McNamarę polecono im zawrócić. Dokonano jeszcze jednej próby tym razem z innego lotniskowca nie posiadającego na pokładzie broni nuklearnej, i ta akcja została na polecenie McNamary odwołana. Admirał zarządał potwierdzenia rozkazu i uzyskał je tym razem od samego prezydenta Lyndona Johnsona, który bez ogródek rzekł:
„Nie dbam o to czy statek zatonie wraz z załogą, czy nie, najważniejszym jest aby nie dopuścić do zaambarasowania naszych izraelskich aliantów”.
Nic dodać nic ująć.
Napisał: Colas Bregnon