ROZDZIAŁ 23 TAM, GDZIE ROSNĄ KWIATY WIŚNI


ROZDZIAŁ 23. TAM, GDZIE ROSNĄ KWIATY WIŚNI

„Kwiat wiśni zakwitł w mym sercu,

kiedy czarne chmury spowiły niebo”

Wszystkie dni, które od tamtego czasu spędzałam w szkole, mijały bardzo szybko. Nie mam bladego pojęcia skąd, ale Alyssa dowiedziała się o tym, co mi się przytrafiło w tamten piątek, kiedy wyszłam od niej z imprezy. Po moim powrocie do szkoły, nie zamieniła ze mną nawet jednego słowa. Ból wspomnień powodował, że na dłuższą chwilę zamykałam się w sobie. Alyssa, Bruce i Thomas nie odzywali się do mnie w ogóle. Ja też nie chciałam rozpoczynać z nimi żadnej rozmowy, więc na wszystkich lekcjach siedziałam sama, jak i również w stołówce. Nikt z nich nie podchodził, o nic nie pytał. Jedynie czasem na korytarzu słyszałam przelotne „cześć” od osób, które poznałam na imprezie u Alyssy. Nic więcej. Cała szkoła już wiedziała, że prawie stałam się ofiarą gwałtu. Nadal nie wiedziałam, skąd oni to wszystko wiedzą, ale mnie to nie obchodziło. Jedynie Richie wiedział co czuję. Przeżywał to razem ze mną. On jedyny okazał się jedynym, prawdziwym przyjacielem. Po za szkołą też się nie układało. Seth wyjechał. Nikt nie wiedział gdzie. Nie dawał żadnego znaku życia. Leah przychodziła i zwierzała mi się z tego, co czuje po stracie brata. Leah tak jak i brat, nie posmakowała smaku wpojenia. Było mi jej bardzo szkoda. Codziennie spacerowałyśmy po plaży w La Push, a ona ciągle mówiła o Seth `cie. Nie dziwiłam się temu, bo w końcu jest jej bratem. Alec „żył” i miał się całkiem dobrze, ale ja nadal miałam wielką ochotę zabić Seth `a, za to co zrobił. Gdy siedzieliśmy tak wszyscy w domu Cullenów, a Leah przychodziła i wyżalała się nam, że bardzo brakuje jej brata. Tak bardzo się o niego martwiła. Sue też cierpiała, ale nie dawała po sobie tego poznać. Razem z Leah zjawiał się Jacob, który przychodził tutaj ze względu na Nessie, która była jego wpojeniem. Jego całym światem. Dzięki niemu widziałam jak wygląda wpojenie. Cały czas uważał na Nessie, by nic się jej nie stało. Nawet nie denerwował się, gdy mała wbijała w jego umięśniona ciało widelce, noże i jeszcze inne ostre przedmioty, które miała pod ręką. To takie słodkie. Rany Jacoba goiły się bardzo szybko, tak jak rany Aleca, po których pozostały tylko blizny. Jedynie rany w mym sercu spowodowane przez tamtego mężczyznę były głębokie. Nie goiły się. Ból ciągle powracał. Powracała jego bezlitosna twarz, w każdym niechcianym wspomnieniu tamtego dnia. Każdej nocy kiedy zamykałam oczy, by odpocząć po dniu pełnym tych bolesnych wspomnień, mój jedyny skarb czuwał przy moim łóżku. Powróciły koszmary związane z tamtym piątkowym wieczorem. Każdej nocy budziłam się z krzykiem, ale uspakajałam się, gdy poczułam zimną dłoń mego ukochanego. Wtedy mogłam spać spokojnie, bo wiedziałam, że nic i nie grozi, że on jest przy mnie. Gdy następnego dnia otwierałam oczy, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Bella i Edward opowiadali mi, że niegdyś przed laty, Edward także spędzał w tym pokoju noce i spoglądał na beztroski sen Belli. Jak zawsze każdego poranka dostawałam jeden, malutki, ale dla mnie wielki pocałunek i dwa krótkie słowa „Kocham cię.” Tak bardzo nie chciało mi się wstawać do szkoły, ale myśl, że całe dzisiejsze popołudnie i weekend miałam spędzić w obecności Alec `a dawała mi siłę. Jak zwykle poszłam do łazienki i zrobiłam ze sobą porządek. Wujka nie było jeszcze w domu. Jeszcze nie wrócił z pracy, którą i tak spędził całą noc na komisariacie. Zawsze wracał chwilę przed moim wyjściem. Dziś było tak samo. Postawiłam mu talerz z naleśnikami na stole, a wychodząc pocałowałam go w policzek. W samochodzie czekała na mnie moja kurtka, która od jakiegoś czasu tam leżała, bo zawsze jej zapominałam z domu. Była połowa października, a ja zawsze chodziłam w bluzach. Kurtkę zakładałam tylko wtedy, gdy padało i gdy zmusił mnie do tego mój ukochany. Jak zwykle w szkole z nikim nie rozmawiałam. Na chemii Bruce spoglądał na mnie jak na jakieś nadprzyrodzone zjawisko. „A niech się patrzy. Może Ufo zobaczy”- pomyślałam. Na angielskim Alyssa patrzyła na mnie jak na jakąś idiotkę, a zaraz potem zaczęła chichotać z Dianą, z którą teraz siedziała. Na stołówce Thomas wpatrywał się we mnie jakbym była na coś chora. Następnie skrzywił się tak, jakbym była trędowata, a przy stole którym siedział rozległy się głośnie śmiechy. Ostatnia lekcja. Facet od historii zrobił niezapowiedziany sprawdzian. Napisaliśmy a profesor od razu sprawdził. Zachciało mi się śmiać, gdy zobaczyłam minę Bruce `a, który otrzymał swoją kartkę. Alyssa też nie była zadowolona z oceny. Oboje dostali jedynki. Zawsze gdy był sprawdzian, pomagałam Bruce `owi, z którym siedziałam, a teraz nie miał mu kto pomóc. Biedaczek. Ja jak zwykle dostałam piątkę, chociaż w ogóle się nie uczyłam. Po niedługim, ale dłużącym się wykładzie profesora zadzwonił dzwonek, na który tak bardzo czekałam. Wyszłam z klasy jako ostatnia i skierowałam się w stronę wyjścia. Poczułam na sobie wzrok wszystkich, którzy byli na korytarzu. Wpatrywali się we mnie jak na skazańca, który właśnie idzie na wyrok śmierci. Tak właśnie się czułam -okryta hańbą, niewiadomo za jaką zbrodnię. Czułam się, jakby pluli mi w twarz. Patrzyli na mnie jak na zwykł a ulicznicę, co gdzieś na rogu, sprzedawałam ciało swe. Przez cały korytarz szłam ze spuszczoną głową, a mimo to, na parkingu słyszałam głosy zachwycony, a zarazem podnieconych dziewczyn.

-Jaki on przystojny. -Piękny. -Jakiś, taki dziwny. -Zamknij się bo cię usłyszy. -Ciekawe na kogo czeka? -Czy ma dziewczynę? -Podejdź do niego. -Sama podejdź.- Spójrz! Uśmiechnął się do mnie.

Nadal nie podnosiłam głowy. Nie obchodził mnie obiekt westchnień tlenionych blondynek. Wpadłam na kogoś w połowie parkingu, ale się tym nie przejęłam.

-Patrz, wpadła na niego. -Zrobiła to specjalnie. -Nawet na niego nie spojrzała. -On i tak by jej nie chciał.

Wśród tych rozmów i śmiechów usłyszałam głos Alyssy. Wyminęłam chłopaka, na którego nawet nie spojrzałam, nie powiedziałam „przepraszam”. Odeszłam jakieś trzy kroki, gdy poczułam jak chłopak mnie zatrzymuje, kładąc mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się, by spytać, co on sobie takiego wyobraża, ale powstrzymałam się z tym, gdy zobaczyłam piękną twarz mojego ukochanego.

-Piękna! Gdzie tak pędzisz? -zapytał, zdejmując swoją dłoń z mego ramienia.

-Ja? Już nigdzie. -odpowiedziałam i wspięłam się na palce, by złożyć na jego zimnych ustach pocałunek, który wyrażał wszystkie moje uczucia. Wszyscy spoglądali na mnie ze zdziwieniem. W tle słyszałam jakieś komentarze, ale się nimi nie przejmowałam, gdyż byłam skupiona tylko na całowaniu mego anioła. Odsunęłam się delikatnie od niego i spostrzegłam, że chyba się przyzwyczaił do ubrań, które kupiła mu Alice. Przynajmniej teraz wyglądał jak człowiek, bo w tej czarnej pelerynie, każdy uważałby go za jakiegoś Hrabię Draculę. I tak dużo mu nie brakuje, bo w końcu jest wampirem.

-Tak bardzo się za tobą stęskniłem. -powiedział przytulając mnie do siebie -Musiałem cię zobaczyć.

-Ale przecież byś mnie zobaczył za godzinę. -powiedziałam, spoglądając w jego złoto- brązowe oczy.

-Umarłbym z tęsknoty. -powiedział, składając na mych ustach krótki pocałunek.

Nagle nie wiem skąd, w jego dłoniach znalazła się mała gałązka kwiatu wiśni. Usłyszałam dość głośnie westchnienie Alyssy, której również te kwiaty się podobały. Wtedy przypomniało mi się, że kilka dni temu czytałam w Internecie znaczenia kwiatów. Przy moim ulubiony, który trzymałam w rękach było napisane „oszukujesz mnie, słabość uczuć.” Nie oszukiwałam osoby, którą kochałam. Nie miałam po co. Byłam pewna swych uczuć i sądzę, że Alec też. Gdyby było inaczej, to nie fatygowałby się, żeby ratować mi życie. Może jeszcze kilka tygodni temu, uwierzyłabym w to znaczenie, ale teraz nie. Alec wręczył mi gałązkę, całując przy tym moje dłonie.

-Zabieram cię tam, gdzie kwitną przez cały rok. Tam, gdzie zawsze są piękne, zawsze pachną. -powiedział, gładząc mnie po policzku.

Objął mnie ramieniem i poprowadził mnie w stronę mego samochodu. Otworzył dla mnie drzwi, a zaraz sam usiadł za kierownicą. Zanim wsiadłam, obejrzałam się do tyłu, spoglądając na wszystkie zdziwione twarze, które podążały za nami wzrokiem. Wsiadłam i zaraz byliśmy w drodze do miejsca, które tak bardzo chciałam zobaczyć. Jechaliśmy całkiem długo. Gdy słońce za parę minut miało zniknąć za horyzontem, byliśmy już na miejscu. Zaparło mi dech w piersiach. Widok tego miejsca sprawiał, że ból złych wspomnień powoli znikał. Usiedliśmy pod największym drzewem i wpatrywaliśmy się w zachód słońca.

-Pięknie tutaj. -powiedziałam, gdy na czarnym niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy.

-Znam coś bardziej piękniejszego. -objął mnie ramieniem i wskazał na jedną ze spadających gwiazd.

-Tylko to? -spytałam z sarkazmem spoglądając na ukochanego.

-Nie. -odpowiedział -Jest jeszcze coś piękniejszego, od tej spadającej gwiazdy.

-Co takiego? -zapytałam z zaciekawieniem.

Alec odwrócił głowę i spoglądał w moje oczy.

-Twój pocałunek. -powiedział, przybliżając swoje usta do moich.

Zaczęliśmy się namiętnie całować. Położyliśmy się na trawie nie odrywając od siebie ust. Chciałam, by ten wieczór trwał wiecznie. Było wspaniale, ale do pewnego czasu. Alec powoli zaczął odpinać moją bluzkę, nadal mnie całując. Jego zimne dłonie powędrowały w stronę moich spodni. Szybko usiadłam, odrywając się od ukochanego. Alec też poniósł się do pozycji siedzącej.

-Nie chcesz? -spytał, a jego głos był smutny.

-Chcę. -odpowiedziałam -Bardzo chcę.

-To w czym problem.

Podwinęłam kolana do brody, obejmując je rękami.

-Wybacz, ale nie potrafię. -powiedziałam zanosząc się płaczem -Wspomnienia powracają. -spojrzałam na miłość mojego życia -To boli Alec.

Przytulił mnie i pocałował w czoło.

-Nie szkodzi. Poczekamy z tym. -powiedział, kołysząc mnie jakby do snu.

Nie chciałam, żeby tak wyszło. Chciałam uciec od wszystkich wspomnień, które sprawiały mi ból. Jednak najbardziej chciałam uciec od tego, które zabrało mi to, czego tak bardzo pragnęłam.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Parker Katherine Tam, gdzie rosną dzikie astry
Wiza Barbara Tam gdzie rosną dzikie grusze
Parker Katherine Tam, gdzie rosną dzikie astry(1)
Parker Katherine Tam, gdzie rosną dzikie astry
ROZDZIAŁ 5 TAM, GDZIE WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO
24 rozdzial 23 wjv3mksbkbdm37qy Nieznany
Peaches Geldof Otwarte drzwi i szukanie tam gdzie nie trzeba
Zanim umrę ROZDZIAŁY 1 23
gotowce7, CierpienieIII, 'Tragedia jest tam, gdzie jest wybór' - jakie interpretacje tego pojęcia mo
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz
24 rozdzial 23 ahuayqd5v2qhx4vw Nieznany (2)
PATOMORFOLOGIA, NOTATKI ROZDZIAŁ 23, 29 Część 5
Tragedia jest tam gdzie jest wybór, „Tragedia jest tam, gdzie jest wybór” - jakie interp
podrozujemy tam gdzie sloneczko
Opieka w położnictwie i ginekologii, Rozdział 23 Ciąża wielopłodowa, ROZDZIAŁ4

więcej podobnych podstron