Polityka - nr 15 (2649) z dnia 05-04-2008; s. 34 Raport
Idzie zimno!
Nie ma zgody wśród naukowców i polityków co do klimatu. Al Gore rozpoczął właśnie wielką i kosztowną kampanię na rzecz walki z globalnym ociepleniem. W tym samym czasie ukazał się raport ekspertów, zapowiadający globalne oziębienie. Jak jest naprawdę? Odpowiedź warta jest biliony dolarów.
Zbigniew Jaworowski
Tegoroczna polska zima była lekka. Średnia temperatura stycznia mierzona na Okęciu była o 4,8°C wyższa od długoterminowej wynoszącej -1,1°C. Dzięki temu mniej zapłaciliśmy za gaz i węgiel, ale na całym globie nie było tak różowo. Cztery główne systemy monitorowania temperatury Ziemi (angielski Hadley-CRUT i amerykańskie GISS, UAH i RSS) stwierdziły, że nad lądami i morzem oraz w dolnej troposferze styczeń 2008 r. był wyjątkowo zimny - według GISS o 0,75°C chłodniejszy niż rok temu. Również stratosfera była chłodniejsza o 0,5°C. National Climatic Data Center (NCDC) ocenia, że nad samymi lądami temperatura globu, po raz pierwszy od 26 lat, była w styczniu niższa od średniej dla tego miesiąca w XX w. Była to największa zmiana temperatury w ciągu roku zaobserwowana kiedykolwiek.
NCDC ogłosiło także, że w styczniu 2008 r. powierzchnia pokrywy śnieżnej na półkuli północnej była największa od 42 lat i przekraczała średnią z lat 1967-2008 o 64 proc., a na terenie Eurazji niemal o 100 proc. Obserwacje duńskie wskazują, że między Kanadą i Grenlandią zasięg lodów jest obecnie największy od 15 lat, a jego grubość wzrosła o ok. 20 cm. W Antarktyce styczniowy lód morski stale wzrastał od 1980 r., osiągając obecnie największy zasięg od 30 lat.
Temperatura globalna spadała w ciągu całego 2007 r. Chiny przeżyły najmroźniejszą zimę od 100 lat. W Bagdadzie śnieg pojawił się po raz pierwszy w historii. W Ameryce Północnej od 50 lat nie widziano tak wielkich opadów śnieżnych - rekordy zimna zanotowano w stanie Minnesota, w Teksasie, Arkansas, na Florydzie. W Australii ubiegły czerwiec był najzimniejszy w historii. W Buenos Aires śnieg pojawił się pierwszy raz od 89 lat, w Peru setki ludzi zmarło wskutek zimna, a rząd ogłosił stan wyjątkowy na terytorium ponad połowy kraju. W Szwecji tegoroczna Wielkanoc była najmroźniejsza od 100 lat - w Laponii mróz sięgał -41°C.
Jeżeli uświadomimy sobie, że zgodnie z ostatnim raportem Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC - Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmiany Klimatu) z 2007 r. (POLITYKA 7/07), całe ocieplenie klimatu w ciągu XX w. wyniosło 0,74°C, to tak gwałtowne oziębienie w ciągu jednego roku (o 0,75°C) winno nieco ochłodzić fanatyczny wręcz zapał polityków, pragnących zbawiać planetę poprzez ograniczenie emisji CO2 kosztem 34 bln dol. (do 2100 r.) i destrukcję światowego systemu energetycznego.
Oziębienie nie nastąpiło niespodziewanie. Już od kilku lat temperatura powietrza nie rośnie, a jej ostatnie maksimum wystąpiło w 1998 r. (ramka „Lata ciepłe i zimne” s. 36). W ciągu ubiegłych 10 lat roczny przyrost emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych i procesów przemysłowych zwiększył się trzykrotnie, a jego zawartość w atmosferze podniosła się o 4 proc. Zgodnie z hipotezą ogrzewania klimatu przez człowieka, lansowaną przez IPCC, powinno być więc cieplej, a nie zimniej. Trudno więc wiązać obecne ochłodzenie ze wzrastającą emisją CO2. Trudno było zawsze, również i wtedy, gdy przez kilkadziesiąt lat, wraz z całą biosferą, cieszyliśmy się błogosławionym ciepłem. Obserwacje geologiczne i glacjologiczne wskazują bowiem, że od prawieków najpierw klimat się ogrzewał, a dopiero potem wzrastał poziom CO2 w atmosferze. Tak się dzieje, ponieważ CO2 gorzej rozpuszcza się w wodzie o wyższej temperaturze, cieplejszy ocean (jest w nim 50 razy więcej CO2 niż w atmosferze) zatem wydycha ten gaz do atmosfery.
Modele komputerowe, używane do projektowania przyszłych zmian temperatury, nie są niczym innym jak zmatematyzowaną opinią ich twórców o funkcjonowaniu klimatu, a te oparte są na fałszywym założeniu, że w przedprzemysłowej atmosferze znajdowało się 30 proc. mniej CO2 niż obecnie (ramka „Fałszywy fundament”). Nie chodzi tylko o to, że są one niedoskonałe, a wiedza klimatyczna niepełna. Klimat zależy od tysięcy czynników zmieniających się bezustannie. Najmniejsza niepewność co do jego stanu w danym momencie przekłada się na całkowitą utratę dokładnej informacji już po krótkim czasie (widzimy to w tygodniowych prognozach pogody).
Wszystkie modele komputerowe podają rozkład przestrzenny temperatury globu całkowicie niezgodny z obserwacjami. Wedle nich, w rejonie tropikalnym, w wyniku efektu cieplarnianego temperatura troposfery winna wzrastać wraz z wysokością, osiągając na poziomie 10 km wartości dwa, trzy razy wyższe niż na poziomie ziemi. Tymczasem balonowe pomiary temperatury pokazują zjawisko odwrotne. Podobnie modele komputerowe przewidują, że efekt cieplarniany, wywołany emisją CO2 przez człowieka, spowoduje największy wzrost temperatury w rejonach polarnych. Według raportu IPCC z 1990 r., w rejonach tych temperatura powietrza może wzrosnąć nawet o 12°C. Tymczasem pomiary wskazują, że od około 1930 r. do końca lat 90. temperatura powietrza w Arktyce obniżyła się o ponad 2°C, a w latach 1961-1999 w trzech stacjach na Antarktydzie od około 2 do 4°C. Tak więc politycy nie powinni na podstawie wyników modelowania komputerowego klimatu podejmować decyzji wpływających na globalną ekonomię i los przyszłych pokoleń.
Wyjaśnienia obecnego ochłodzenia należy szukać poza Ziemią. Decydują o nim cykliczne zmiany aktywności Słońca i promieniowanie kosmiczne. W 1991 r. duńscy meteorologowie Friis-Christensen i Lassen wykryli, że temperatura powietrza półkuli północnej w latach 1861-1989 ściśle zależała od aktywności Słońca. Podważało to hipotezę o ogrzewaniu klimatu przez człowieka. Jednak przyczyna tej zależności nie była jasna, gdyż w czasie zmian aktywności Słońca ilość energii docierającej do Ziemi różniła się zaledwie ok. 0,3 proc. od średniego dopływu, co było wartością zbyt małą do wyjaśnienia wahań ziemskiej temperatury.
Dopiero sześć lat później Friis-Christensen i Svensmark rozwiązali zagadkę: znaleźli ścisłą zależność pomiędzy wielkością zachmurzenia a natężeniem promieniowania kosmicznego i nasłonecznieniem. Głównym mechanizmem okazały się promienie kosmiczne, których strumień docierający do Ziemi z głębi Wszechświata regulowany jest aktywnością Słońca, zmieniającą się cyklicznie co ok. 11 lat. W okresie dużej aktywności linie pola magnetycznego w rejonach plam słonecznych przebijają się ponad powierzchnię naszej gwiazdy, uciekają z wiatrem słonecznym aż do krańców Układu Słonecznego i odpychają po drodze nadlatujące ku nam promienie kosmiczne. W okresach małej aktywności Słońca więcej cząstek tego promieniowania dociera do troposfery, gdzie zderzają się z atomami powietrza i tworzą jądra kondensacji, wokół których skrapla się para wodna. Powstaje wtedy więcej chmur, które jak parasol chronią nas przed nadmiarem ciepła i chłodzą atmosferę. Parasol ten otwiera i przymyka Słońce. Co prawda w „Environment al Resarch Letters” ukazała się niedawno praca dwóch Anglików kwestionujących ten mechanizm powstawania chmur, ale spotkała się ona z krytyką wielu specjalistów. (Zainteresowanych tą dyskusją odsyłam do mojego artykułu na stronie internetowej POLITYKI).
Teraz jesteśmy w takim okresie małej aktywności Słońca. Jak oficjalnie ogłosiła NASA, 11 grudnia 2007 r. weszliśmy w 24 cykl słoneczny, który osiągnie maksimum w latach 2010-2011. W tym dniu pojawiła się pierwsza plama słoneczna, po poprzednim cyklu, w którym przez długie okresy plam nie obserwowano - to było przyczyną obecnego ochłodzenia. W ciągu kilku ostatnich lat tzw. wielki pas transmisyjny Słońca, w którym gorąca plazma krąży wewnątrz naszej gwiazdy, spowolnił swoją szybkość o połowę. Po ok. 20 latach odbije się to na liczbie plam słonecznych (i na innych wskaźnikach aktywności Słońca). Wtedy wejdziemy w 25 cykl, którego szczyt przypadnie na 2022 r. i będzie najniższy z dotychczasowych.
Przez ponad 100 lat, od 1890 do 2000 r., trwała faza tzw. współczesnego optimum solarnego. Po niej weszliśmy w fazę współczesnego minimum solarnego i od 2002 r. pomiary temperatury globu wskazują ochłodzenie, a nie ocieplenie. Astronomowie przewidują, że 25 cykl może stać się początkiem długotrwałej, znacznie obniżonej aktywności Słońca, podobnej do okresu Małej Epoki Lodowej, od ok. 1350 r. do 1900 r. (rys. „Mała Epoka Lodowa” s. 39). W jej najzimniejszym okresie, zwanym minimum Maundera, średnia temperatura była o 2°C niższa niż obecnie. Wtedy rzeki w Europie i Bałtyk zimą zamarzały całkowicie, a susze, nieurodzaje i głód były zjawiskiem powszechnym. Lodowce alpejskie wpływały w doliny, pokrywając domy i pola zwałami lodu i moren.
Tak niska aktywność słoneczna i temperatura jak w minimum Maundera przewidywana jest ok. 2200 r. Ale już wcześniej, w latach 2012-2015, cykl słoneczny nr 24 przyniesie znaczne ochłodzenie, a największe zimno przypadnie na lata 2050-2060.
W świetle nowych danych przepowiednie IPCC, dotyczące ocieplenia klimatu wywołanego przemysłową emisją CO2, należałoby odłożyć do lamusa. Znikomy wpływ CO2, będącego efektem ludzkiej działalności (ramka obok), nie zahamuje nadchodzącego oziębienia. Nawet gdyby (kosztem 180 mld dol. rocznie lub, według innych ocen, 3 proc. produktu globalnego brutto) w pełni zrealizować ograniczenia emisji CO2 zalecane w Protokole z Kioto, to przewidywane ocieplenie klimatu w 2100 r. opóźniłoby się zaledwie o dwa do pięciu lat i byłoby praktycznie niezauważalne.
Natomiast poczynania polityków, zmierzające do drastycznego zmniejszenia emisji tego gazu, są poważnym zagrożeniem dla ekonomii, dobrobytu i rozwoju cywilizacyjnego świata. Ambicją Brukseli jest przewodzenie poczynaniom, których skutkiem będzie wyprowadzka przemysłu europejskiego do krajów mających nadwyżkę limitów emisji CO2 (m.in. do Rosji i Chin) oraz odpływ naszych pieniędzy na zakup tych limitów. Nic się zatem nie zmieni: ten sam CO2 będzie nadal emitowany do atmosfery, ale poza Europą albo u nas, jeśli zapłacimy za limity, co drastycznie podroży nasze produkty. Scentralizowany mechanizm handlu limitami emisji CO2 przypomina handel odpustami w dawnych wiekach, ale nie chodzi tym razem o zbawienie kogokolwiek. Wartość tego rynku oceniono na 60 mld dol. w 2007 r., a w bliskiej przyszłości będzie jeszcze większy. Jest to niesłychana gratka dla finansistów: ogromne pieniądze i absolutny brak ryzyka, bo lukratywny handel dotyczy nie towarów, pracy czy energii, lecz zezwoleń. Okazję dojrzał m.in. rząd brytyjski, który ustami Kitty Ussher, minister skarbu, ogłosił, że Londyn powinien stać się globalnym centrum handlu emisjami CO2.
Wedle oceny Instytutu Badań Ekonomicznych w Finlandii, w latach 2013-2020 kraj ten będzie musiał zapłacić niemal 10 mld dol. handlarzom limitów emisji CO2. W Polsce - jak niedawno stwierdził w Brukseli minister środowiska Maciej Nowicki - proponowane ograniczenia emisji CO2 „wpłynęłyby negatywnie na poziom życia Polaków, na naszą konkurencyjność i gospodarkę”, a koszty energii mogą wzrosnąć o 70 proc. W Brukseli ujawniła się zdecydowana różnica postaw dawnych krajów członkowskich i nowych postkomunistycznych: Polski, Węgier, Słowacji, Rumunii, Litwy i Bułgarii. Te ostatnie nie godzą się z planem Komisji Europejskiej przyjęcia jako podstawy ograniczenia emisji 1990 r., kiedy w Europie Wschodniej ciężki przemysł już przestał dymić. Powstaje także nowy światowy rynek na tzw. czyste technologie - zarówno oczyszczania spalin z CO2 jak i ekologicznej produkcji. Bogate państwa już oferują biedniejszym odpowiednie urządzenia i usługi eksperckie. Oczywiście nie za darmo. Na przeciwdziałaniu ociepleniu klimatu można więc nieźle zarobić, zwłaszcza gdy wprowadzi się obowiązujące normy międzynarodowe.
Sprawa ograniczeń coraz bardziej dzieli Unię Europejską. Dał temu wyraz Vaclaw Klaus, prezydent Republiki Czeskiej. W swoim wystąpieniu w czasie Międzynarodowej Konferencji w sprawie Zmian Klimatu, zorganizowanej 2-4 marca w Nowym Jorku przez Nongovernmental International Panel on Climate Change (NIPCC - Pozarządowy Międzynarodowy Zespół do spraw Zmiany Klimatu, ramka „Zespół w zespół”), stwierdził, że słabiej rozwinięte państwa europejskie, które wcześniej weszły do Unii - Grecja, Irlandia, Portugalia i Hiszpania - wykorzystały ten okres do gwałtownej poprawy ekonomii. W ciągu tych 15 lat ich emisja CO2 wzrosła o 53 proc. Kraje postkomunistyczne przeszły wtedy głęboką transformację gospodarczą, łącznie z likwidacją ciężkiego przemysłu, co zaowocowało drastycznym obniżeniem PKB oraz zmniejszeniem emisji CO2 o 32 proc. Natomiast stare kraje unijne, rozwijając się powoli, a nawet wykazując stagnację, zwiększyły swą emisję CO2 o 4 proc. Brukselska biurokracja chciałaby zapomnieć o tych różnicach i w ciągu następnych 13 lat zrobić urawniłowkę, żądając od wszystkich zmniejszenia emisji o 30 proc.!
Czy więc naprawdę chodzi o klimat? Jeśli tak, dlaczego nie proponuje się zmasowanego przejścia na energetykę jądrową, nieemitującą gazów cieplarnianych, najbezpieczniejszą, najtańszą i najbardziej przyjazną środowisku? Czy nie jest tak właśnie, jak kiedyś stwierdził zastępca sekretarza stanu USA Richard Benedick: „Traktat o globalnym ogrzewaniu musi być wdrożony, nawet jeśli nie ma dowodów na poparcie (podwyższonego) efektu cieplarnianego”.
W liście otwartym do sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-Moona w grudniu 2007 r. stu naukowców skrytykowało restrykcje dotyczące emisji CO2 i handel nimi, jak również główną podstawę histerii klimatycznej, jaką stały się raporty IPCC, uznawane w Brukseli za księgi święte, a od dawna krytykowane (m.in. przez redaktorów renomowanego tygodnika naukowego „Nature”) za stronniczość i nierzetelność. W podobnym duchu wypowiadali się liczni naukowcy na wymienionej konferencji w Nowym Jorku. Zaprezentowano na niej najświeższy raport NIPCC, w którym omówiono liczne grzechy ustaleń IPCC. Najważniejsze to: • Opieranie prognoz na modelach komputerowych, które nie pozwalają rzetelnie przewidywać przyszłości klimatu. Nigdy na ich podstawie nie można było odtworzyć dawnego klimatu ani nawet obecnego. • Twierdzenie, że poziom morza podnosi się wskutek topnienia lodowców pod wpływem gazów cieplarnianych. Na Malediwach, uznawanych przez IPCC jako sztandarowy przykład zagrożonego archipelagu, ten poziom nawet obniżył się o 30 cm w ciągu minionych 30 lat. • Błędne przedstawienie historii stężeń CO2 w atmosferze, oparte na rdzeniach lodowych, a zwłaszcza roli oceanów jako źródła CO2. • Ignorowanie faktu, że podwyższona zawartość CO2 w atmosferze jest korzystniejsza dla roślin, zwierząt i ludzi niż zawartość niska.
Znaczna część polityków uległa rozpowszechnionej przez IPCC quasi-religijnej aberracji: chcą leczyć Ziemię z ciepłego naturalnego cyklu klimatycznego, który, niestety, zbliża się ku końcowi. Uznali, że naukowa dyskusja się skończyła, że o klimacie wiemy już wszystko, że osiągnięto pełny konsens. Wniosek: jest źle, będzie jeszcze gorzej, a winien temu jest człowiek. Każdy, kto ma inne zdanie i ośmiela się to kwestionować, jest przekupiony albo kompletnie niemoralny, jak niedawno stwierdziła Gro Harlem Brundtland, była premier Norwegii, a obecnie reprezentant ds. zmiany klimatu sekretarza generalnego NZ. Biurokracja ONZ i Brukseli z hipotezy ogrzewania klimatu przez człowieka uczyniła tabu, któremu nie wolno się sprzeciwiać, a jego prorokiem mianowała IPCC.
Zebrani na nowojorskiej konferencji uczeni i politycy wydali wspólnie Manhattańską Deklarację w sprawie Zmiany Klimatu. Stwierdzają w niej, że nie ma żadnych przekonujących dowodów, by przemysłowe emisje CO2 mogły kiedyś, obecnie i w przyszłości powodować katastrofalną zmianę klimatu. Plany ograniczenia emisji CO2 są błędnym i groźnym ukierunkowaniem kapitału intelektualnego oraz pieniędzy, które należałoby poświęcić na rozwiązywanie rzeczywistych poważnych problemów ludzkości.
Zbigniew Jaworowski
JR
JR
JR
Autor jest prof. dr. hab., pracownikiem Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej w Warszawie, byłym przewodniczącym Komitetu Naukowego Narodów Zjednoczonych ds. Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) oraz prezesem Stowarzyszenia Ekologów na rzecz Energetyki Jądrowej (SEREN). Jest członkiem NIPCC. Zajmuje się badaniem skażeń ludności i środowiska globu oraz zmianami klimatu. Zorganizował 10 wypraw badawczych na 17 lodowców na obu półkulach. Na stronie internetowej publikujemy ten artykuł razem z odsyłaczami do źródeł naukowych.
Fałszywy fundament
Fundamentem hipotezy o ogrzewaniu klimatu przez człowieka (poprzez tzw. efekt cieplarniany) i wszystkich zaleceń Protokołu z Kioto jest założenie, że w atmosferze przedprzemysłowej poziom CO2 był niski i wynosił około 290 ppmv. Jest ono oparte na dwóch podstawach: odrzuceniu około 90 tys. bezpośrednich pomiarów CO2, prowadzonych w atmosferze od 1812 r. do połowy XX w. (w tym przez kilku laureatów Nobla, doskonałymi metodami analitycznymi) oraz użyciu pośrednich pomiarów CO2 w rdzeniach lodu polarnego. Tyle że zawartość CO2 w powietrzu pobranym z lodu jest mniejsza o 30-50 proc., niż była w rzeczywistości w atmosferze. Tak więc rdzenie lodowe nie nadają się do rekonstruowania składu chemicznego dawnej atmosfery i nie można na nich zbudować fundamentu naukowego. Inne niż lodowcowe pośrednie oceny zawartości CO2 w dawnej atmosferze, oparte na badaniach aparatów szparkowych liści, wskazują, że przed milionami lat jego stężenie sięgało 377-450 ppmv, a nawet dochodziło do 3500 ppmv. Na przykład 7800 lat temu sięgało 328 ppmv, tj. o 26 proc. wyżej, niż w tym samym czasie wskazywały pośrednie badania w rdzeniach lodowych.
Lata ciepłe i zimne
W 2007 r. podważono prawdziwość twierdzenia NASA, że większość z 10 najgorętszych lat od chwili, gdy człowiek zaczął mierzyć temperaturę powietrza, wystąpiła po 1990 r. oraz że najgorętszym rokiem miał być 1998 r. Stało się ono jednym ze sztandarowych stwierdzeń raportu IPCC. Okazało się jednak, że ta ocena jest wynikiem zafałszowania i ukrywania prawdziwych wyników, dokonanego w publikacjach głównego klimatologa IPCC dr. P. C. Jonesa i jego współpracownika. Błędy wykrył dr S. McIntyre z Uniwersytetu w Toronto i w połowie 2007 r., bez fanfar i konferencji prasowych, NASA skorygowała swoje stanowisko.
W rzeczywistości najcieplejszy był 1934 r., a po nim (w malejącej kolejności) lata 1998, 1921, 2006 i 1931. Spośród 10 najgorętszych lat cztery przypadają na lata 30. - 1934, 1931, 1938 i 1939, a tylko trzy: 1998, 2006, 1999 na ostatnią dekadę. Kilka ostatnich lat, tj. 2000, 2002, 2003 i 2004 jako zimniejsze odpadają z tej listy rekordów - niektóre miały temperaturę niższą nawet niż 1900 r., gdy świat wychodził dopiero z Małej Epoki Lodowej. Jak wykazują pomiary NASA Jet Propulsion Laboratory, wykonane przez 3 tys. automatycznych boi nurkujących do głębokości 1000 m, w ciągu ostatnich 5 lat oceany ochłodziły się, a nie - jak oczekiwano - ogrzały. Około 90 proc. ogrzewania globu przypada na wody oceaniczne, zatrzymujące więcej ciepła niż atmosfera.
Zalety dwutlenku węgla
W 1873 r. Emil Godlewski (1847-1930), botanik, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, pierwszy wykazał, że cały węgiel, z którego zbudowane są wszystkie organizmy żywe, nie pochodzi z humusu, jak wtedy sądzono, lecz z atmosferycznego CO2 - jego niewyczerpalnym źródłem jest wnętrze Ziemi. Dlatego gdy jest więcej CO2 w powietrzu, cała biosfera ma się lepiej. Dzieje się tak wskutek lepszego nawożenia roślin przez CO2. Jak wykazują pomiary satelitarne, pierwotna biologiczna produkcja netto wzrosła w latach 1985-2003 w skali całego globu o 6 proc. (o 3,4 mld ton węgla pierwiastkowego), a największy przyrost masy roślinnej wystąpił w lasach Amazonii, osiągając 42 proc. przyrostu światowego. CO2 jest gazem życia, a nie groźnym skażeniem.
Zespół w zespół
Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu (IPCC) został utworzony w 1986 r. przez Program Ochrony Środowiska Narodów Zjednoczonych (UNEP) oraz Światową Organizację Meteorologiczną (WMO). Od początku swego istnienia IPCC miał raczej polityczny niż naukowy charakter. Głównym jego zadaniem - wedle własnego oświadczenia - jest ocena naukowej, technicznej i socjoekonomicznej literatury „w celu zrozumienia niebezpieczeństwa zawinionej przez człowieka zmiany klimatu”. Raporty IPCC są krytykowane przez licznych naukowców.
Pozarządowy Międzynarodowy Zespół do spraw Zmian Klimatu (NIPCC) tworzy grupa uczonych, badających przyczyny i skutki zmian klimatu, które cyklicznie zachodzą na Ziemi. Impulsem do utworzenia NIPCC stały się nieobiektywne raporty IPCC (www.ipcc.ch). NIPCC to ciało całkowicie niezależne od agend rządowych, nieotrzymujące żadnych grantów ani darów. Widząc nadużywanie nauki do kształtowania polityki światowej, mogącej przynieść nieobliczalne zagrożenia ekonomiczne, NIPCC zdecydował się przedstawić inny niż IPCC pogląd na zmiany klimatu. Raport NIPCC jest dostępny na stronie sepp.org/publiations/NIPCC. Jego książkowe rozszerzone wydanie ukaże się latem 2008 r.
Prawa autorskie © S.P. Polityka. Artykuł pochodzi z archiwum internetowego www.polityka.pl
1