LUSTRO cz. 8 Edward vs Jacob
Biegłem ile sił w łapach byle tylko zdążyć na czas. A tego czasu zdawało się być niewiele. Musiałem dowiedzieć się z jakiego powodu moja przyjaciółka zabroniła mi przychodzenia do swojego domu oraz jakim cudem jej postać widniała na rycinach mojego pradziadka!? Nie wierzyłem w żadne ze słów tego krwiopijcy - ojca mojej narzeczonej. Co takiego się wydarzyło? Jakim cudem ta pijawka przekonała moją Bellę by się ode mnie odwróciła?!
Byłem już w połowie drogi do domu Cullenów, kiedy przeraźliwy wrzask mojej przyjaciółki sprawił, że zatrzymałem się przerażony. Jakby dźwięk wydobywający się z jej krtani stał się nagle niewidocznym murem, w który uderzyłem całym sobą. Moje myśli stały się jednym chaosem.
Własne skojarzenia, śmierć - pijawki - Bella - śmierć, rozhisteryzowana Leah oraz błagania wszystkich członków sfory bym zawrócił, odpuścił. Jak mógłbym? Wiedziałem, że przez tych całych Cullenów moja Isabella w końcu umrze! Właściwie to już umarła, jeśli uprzeć się przy wariancie medycznym, ale nadal tu była, ze mną. Może nie udało mi się ocalić jej życia, ale ciągle mogłem cieszyć się jej uśmiechem - martwym, bo wampirzym, ale na Boga przecież była obecna w moim życiu. Chociaż tyle mogłem zrobić dla siebie, dla Nas.
W końcu doszedłem do siebie i pędem rzuciłem się na ratunek ignorując równocześnie głosy w swoim umyśle. Nie istniało nic oprócz jej agonalnych wrzasków i mojej chęci wymordowania wszystkich krwiopijców. Zapewne wiedzieli, że się zbliżam! Wybawieniem byłaby śmierć dla mnie gdyby Isabella na zawsze odeszła. Byłem gotowy na walkę z przeciwnikiem, na moją ewentualną klęskę a zapewne była ona nieunikniona. Przewaga liczebna wampirów była oczywista! Umarłbym z uśmiechem na pysku gdybym zgładził tylko Edwarda, wypełniłbym dane mu słowo! Śmierć za śmierć!
W momencie gdy minąłem jeden z cedrów okalających dom tych kanalii, wówczas z potężną siłą odbiłem się od podłoża. To był najdłuższy ze skoków jakie wykonałem od momentu swojego pierwszego przeistoczenia w wilka. Celowałem w okno pokoju, z którego dobiegał ten świdrujący w uszach wrzask. Miałem nadzieję, że któreś z tych pijaw będzie stało za nim, że zatopię swoje kły w którymś gardle na powitanie. Jednak gdy od szyby dzieliły mnie zaledwie milimetry jakaś postać machinalnie odskoczyła od okna. Wkurzyłem się! Żadnego bonusa na dzień dobry nie będzie! Z impetem wpadłem przez okno. Szyba rozprysła się po całym pokoju, w przeważającej większości lądując na leżącej na łóżku Isabelli. `Idiota' - wrzasnąłem sam na siebie. Mogłem ją sam zabić! Gdyby nie jej przeraźliwy wrzask pomyślałbym, że była już martwa.
Chwila, chwila..... dźwięk zagłuszany przez ten świdrujący w głowie hałas... Czy to było bicie serca? To było bicie serca jasna cholera!!! Poczułem ścisk w żołądku tak dokuczliwy, że zmuszony byłem do skulenia się. Ona żyła, a nad nią górowała rodzinka krwiopijców! Musiałem jej bronić! I nagle w pokoju zrobiło się cicho. Słychać było tylko dudniący rytm naszych serc, żywych serc. Napiąłem każdy z mięśni mojego ciała i zrobiłem krok do przodu w momencie, w którym dziewczyna usiadła na łóżku. Zrobiła to w tak sztywnym stylu jakby była jakimś robotem, a drobinki szkła opadły z jej piersi na uda. Spojrzała na nie ze zdziwieniem. Zrobiłem kolejny krok. Edward zapewne zaniepokoił się moim ruchem i syknął na mnie ostrzegawczo, warknąłem złowrogo w jego stronę.
`Nie ruszaj się pijawko! Nawet cholera do niej nie podłaź!' - dawałem mu nieme ostrzeżenia. Swan najwyraźniej coś zaniepokoiło bo szybko odwróciła głowę w stronę wciśniętej w ścianę tej małej Cullen. Jej facet, ten cały Jespar czy jak mu tam było, mordował moją Bellę spojrzeniem. Wszyscy w dziwny sposób na nią zerkali. Z moich ostrzeżeń, czytający zapewne w mojej głowie mężulek Belli nic sobie nie robił i usiadł na skraju łóżka.
`odejdź od niej Cullen! Zostaw ją w spokoju! Mało razy już cierpiała przez Ciebie? Mało Ci? Pokazać Ci zwyrodnialcu kolejny raz jak wyglądała gdy ją zostawiłeś? Przypomnieć Ci jak się czułeś gdy umierała nosząc Nessi w sobie? Co z Ciebie za potwór? Zabiję Cię kiedyś krwiopijco!'
Darłem się na niego z całą siłą swoich mentalnych płuc. Ten irytujący dupek nadal nic sobie z tego nie robił, co tylko nakręcało moją furię. Drań specjalnie to robił, chciał żebym się na niego rzucił, by Bella mnie znienawidziła. Wybacz kochana przyjaciółko, ale oderwę mu ten śliczny łeb dla Ciebie! I aż mną wstrząsnęło gdy ten bezdusznik utulił ją do siebie.
- Bello? Bello czy wszystko już w porządku? - zapytał.
Krew mi zawrzała, a sierść najeżyła się momentalnie. Jak ten sukinsyn śmiał w ogóle zadawać jej takie pytania? Jak cokolwiek miało być dla niej w porządku skoro była znowu człowiekiem i znajdowała się w pokoju z wampirami.
Boże, ta dziewczyna jest naprawdę skomplikowana! Może by się tak w końcu zdecydowała kim chce być? Co jeśli zrozumiała, że kocha jednak mnie? Co jeśli zechciała być na nowo śmiertelnikiem, a jej pragnienie było tak silne, że sprawiło tę przemianę? Kochałem Nessi! Kocham i będę kochał, ale jej matka była dla mnie najważniejszą istotą na świecie, tylko moja miłość pozwoliła jej dalej egzystować. Byłem sukcesorem Ephraima i tylko ja mogłem zezwolić na jej pieprzoną wampiryzację! Musiałem teraz strzec Isabelli przed tą przeklętą rodzinką i Bóg mi świadkiem, że jeśli tylko ktoś się do niej zbliży zabiję! Wiedziałem już, że moja przyjaciółka jest znowu sobą. Jej głos, wygląd i nawet wyczuwałem jej ludzki zapach. Warknąłem kiedy Edward przytulił dziewczynę mocniej do siebie, a ona odepchnęła go delikatnie jakby się czegoś obawiała. To dało mi wolną rękę (łapę), to było dla mnie zielone światło! Bała się ich! Ogarnęła wszystkich spojrzeniem, które było pełne żalu.
I zemdlała! Odpłynęła w lodowatym uścisku swojego męża mordercy!
Cholerny kundel! Sprawił, że moja żona wyglądała jakby spadł na nią grad z tą różnicą, że lód zastąpiło szkło! I miał wielkie szczęście, że żaden z odprysków nie uszkodził jej ciała. Nie wiedziałem jaką fakturę miała aktualnie jej skóra i jak łatwo było ją uszkodzić. Oczywiście nie miałem najmniejszego zamiaru tego sprawdzać. Krzyki ukochanej w końcu ustały, a pokój wypełniały jedynie dźwięki umęczonego nadludzkim wysiłkiem serca Belli i dudniącego ze złości zwierzęcego organu Blacka. Dla mnie ten pies nie miał serca!
W momencie, w którym moja żona odzyskała przytomność syknąłem w stronę wilkołaka by czasem nie śmiał się nawet poruszyć w jej stronę. Zrobił krok w przód i warknął na mnie! Miałem ochotę przetrącić mu kark!
Co on sobie myślał zabraniając mi podejścia do własnej żony? Był na tyle bezczelny, że swoje myśli kierował prosto do mnie! Oczywiście nie miałem najmniejszego zamiaru brać do serca jego ostrzeżeń! Nie zdawał sobie sprawy, że nasza przewaga liczebna była jednoznaczna z jego klęską?! Przyszedł, a raczej wtargnął do Naszego domu nieproszony. Bella zakazała mu przecież tu przychodzić!
Ciekawe czy teraz miałaby do mnie żal jeśli bym zgładził tego narwanego wilczka? Złamał zakaz wydany przez nią samą! Och, jaką miałem ochotę błagać ją o pozwolenie.
Musiałem jednak poskromić swoje pragnienie mordu. Teraz stan zdrowia mojej ukochanej był najważniejszy. Siedziała na łóżku i wpatrywała się w Alice, która zdawała się być już częścią ściany, tak na nią napierała. Zaniepokoiło mnie, że jej umysłowość była zablokowana! W głowie mojej siostry panowała cisza porównywalna do tarczy chroniącej umysł mojej żony. Zirytowało mnie to poniekąd! Delikatnie usiadłem obok najdroższej mi kobiety pytając czy nic jej już nie dolega. Martwiłem się o nią i tym, że za chwilę sfora pożegna się ze swoją Alfą! Myśli Jacoba strasznie mnie irytowały. Powtarzał w kółko rzeczy, które wypominał mi już z milion razy. Stało się to poniekąd nudne. Moja żona była człowiekiem. Stała się nim! Samo siedzenie obok niej było namacalną torturą psychiczną jak i fizyczną. Uśmiechałem się delikatnie poprzez zaciśnięte szczęki, gdy wymówiła pierwsze litery mojego imienia. Najwyraźniej ton jej starego, ludzkiego głosu wprawił ją w osłupienie i smutek. Rozglądała się rozhisteryzowana po zebranych w pomieszczeniu osobach, jakby szukała w ich spojrzeniach odpowiedzi na nurtujące pytania. Było mi niezmiernie trudno, ogień palił moje wnętrze. Potwór z którym walczyłem dawno temu śmiał się w przerażający mnie sposób, triumfalnie! Był jednak zbyt mocno skrępowany więzami mojej samokontroli by przejąć nade mną władzę. Zdobyłem się na ten gest. Mocno przytuliłem ukochaną do siebie. Pachniała tak kusząco, jej krew zdawała się na nowo do mnie śpiewać. Wiedziałem, że czeka nas trudny czas, że będziemy musieli na nowo uczyć się żyć ze sobą, nasze natury będą musiały... o ile Ona zostanie z nami... o ile nie odejdzie. Tego obawiałem się najbardziej! Pozostania samemu, skrzywdzenia mojej matki i reszty rodziny. Oni obawiali się takiego końca w równym stopniu co ja. Tuliłem Bellę jakby to były nasze ostatnie chwile razem. I poczułem jak drży w moich ramionach, jak drży z zimna! Byłem teraz w jej odczuciu bryłą lodu, kamiennym posągiem, starym Edwardem, byłem tego naprawdę pewien. Musiałem wydać się jej potworem, odbierałem siebie jako potwora, na nowo się nim stawałem. Myśli Esme uderzyły we mnie z impetem! Krew, cudowny aromat Belli unosił się w powietrzu, a moja rodzina dawno nie polowała. Byli wystawieni na próbę, pewny byłem jedynie Carlisle'a i Esme. Tak, matka broniąca swojego dziecka była niczym rozwścieczony byk. Na jej pomoc mogłem liczyć! Kupa futra przy oknie też była w tej chwili sojusznikiem.
Isabella jakby czytając w moich myślach zemdlała osuwając się w moich ramionach. Jacob warczał rozdrażniony nie spuszczając wzroku z żadnego członka mojej rodziny.
Od pozostawania w pozie gotowej do ataku zaczął łapać mnie skurcz w tylnej łapie. Moje mięśnie były napięte wprost w nadnaturalnym wysiłku. Musiałem być czujny i wyłapywać choćby najdrobniejsze oznaki planowanego ataku na moja przyjaciółkę. Ten blondyn od kombinowania przy uczuciach zawsze wyglądał mi na najmniej opanowanego. Zawsze był taki jakby głodny! On już wcześniej próbował zaatakować Bellę, w te jej cholerne urodziny. Blondyna - psychopatka też była na pierwszej linii do odstrzału, ona również chciała ugasić wampirzego kaca krwią dziewczyny! Pamiętam tego kopniaka, którego jej zasadziłem! Ech... ale ona chciała bym ją poturbował, walczyła ze swoja naturą.
` Boże, weź się w garść Black i nie lituj się nad swoimi ofiarami' - zbeształem się w umyśle. Nikt z nich nie był mniejszym czy większym zagrożeniem. Wszyscy byli jednakowym! Mamuśka napięła się ukazując rodzince zaciśnięte zęby, z jej gardła wydobywały się ciche, głuche charkoty. Ją zabiję na końcu!
W pomieszczeniu panowała naprawdę napięta atmosfera. Czuć było śmierć! Ja czułem wyraźnie ich klęskę! Jedyne co mnie frustrowało to ciągłe wrzaski w mojej głowie. Leah i Seth krzyczeli bym odpuścił i wracał. Wiedziałem również, że biegnie tu już Sam i Paul. Gdybym jednak poległ pijawki podzieliłyby mój los. To mi wystarczało! Ocalone życie Belli a ich ostateczny koniec! Pierwszą osobą, która odważyła się ruszyć z miejsca była ta mała śmiesznie ścięta balerina. Cholera jasna, lubiłem tę zawsze zakręconą pijawkę. Gdybym wcześniej obstawiał kto z Cullenów zaatakuje pierwszy Ją ulokowałbym na ostatnim miejscu. I wyrwała się od tej ściany w końcu biegnąc w moim kierunku. Akcja rozgrywała się w ułamkach sekundy... chciała zaatakować mnie! Nie namyślając się rzuciłem się w jej kierunku odsłaniając cały arsenał kłów w swoim pysku.
- Stój - dobiegł mnie wrzask doktora.
Przede mną wyrosła niczym drzewo Esme napierając całym ciałem na córkę. Zachwiały się pod siłą uderzenia, a ja leciałem w ich stronę. Dwie z głowy za jednym zamachem. Namacalnie mój oddech był już przy gardle przerażonej brunetki, czułem bijący od niej chłód. Zamiast wbić się swoim śmiercionośnym arsenałem w jej szyję coś z impetem rzuciło mną do tyłu.
® ANDREA ADAMIK Strona 16