Quine, Willard V Trzy Niezdeterminowania


W. Quinę

Trzy Niezdeterminowania

W moich pracach wystąpiły wyraźnie trzy tezy o niezdeterminowaniu: teza o niezdeterminowaniu przekładu teza o nieokreśloności odniesienia i teza o niedookreśleniu teorii naukowej. Każda z nich zakłada pewne inne zagadnienie, warte osobnego omówienia. Zagad­nienie zakładane przez przekład to pobudzenie zmysłowe. Zagadnie­niem zakładanym przez nieokreśloność odniesienia jest reifikacja. Nie-dookreślenie nauki zakłada zagadnienie treści empirycznej a także kwestię prawdziwości teorii, które są empirycznie równoważne. Mamy więc siedem sprzężonych ze sobą zagadnień. Dwa z nich, pobudzenie i treść empiryczna, są nieodłącznie związane z ósmym: z obserwacją.1 Proponuję, aby dotknąć każdej z tych ośmiu kwevStii, zaczynając od ostatniej.


1. Zdania obserwacyjne

Gdy epistemologia dokonała zwrotu ku analizie języka, zamiast o
przedmiotach obserwowalnych zaczęto mówić o terminach obserwa­-
cyjnych. Była to zmiana na lepsze, ale nie na całkiem dobre. Słowa
„Kij", „Kamień", „Mleko", „Mama" są tu na miejscu, jednakże nie wszy­
stkie wypowiedzi rejestrujące obserwacje są słowami czy anonsami
przedmiotów; na przykład, „Pada" lub Jest zimno". Inną niedogodność
stanowi fakt, iż traktując terminy jako punkt wyjścia sankcjonujemy
reifikację; od razu uznajemy odniesienie przedmiotowe, bez rozważe­-
nia, czemu ono służy i na czym polega. :

Dlatego następnym ruchem naprzód było przejście od terminów
obserwacyjnych do zdań obserwacyjnych. Stare przykłady zostały za­
chowane, gdyż „Kij", „Kamień", „Mleko" i „Mama" można uznać za
jednowyrazowe zdania, na równi z „Pada" i „Jest zimno". Wszystkie
one są /.daniami okazjonalnymi, prawdziwymi w pewnych sytuacjach,
a fałszywymi w innych. Selektywne uznawanie tych zdań można powią­-
zać z odpowiednim pobudzeniem zmysłów.

Kiedy dziecko zaczyna mówić o tym, co je otacza, zdania obserwa­cyjne są jego medium; można się ich bowiem nauczyć bez wcześniej­szej znajomości języka. Niektóre z tych zdań „Kij", „Kamień" itp. nabie­rają statusu terminów, gdy zaczyna się reifikacja. Twierdzę, że najwyraźniejszym przejawem tego stadium jest zmienna związana, czy też jej prototyp w postaci zaimka w zdaniu względnym (zob. par. 4 i 6).




722

\

Willard V. Quine

Zatrzymajmy się jednak przy zdaniach obserwacyjnych , Modne stało się podkreślanie względności obserwacji. Gdy naukowcy porządkują i sprawdzają własne lub cudze dane, niewątpliwie poprzestają na , tym, co zapewnia zgodę między nimi jako specjalistami; są bowiem rozsądnymi ludźmi. „Mieszanina ma temperaturę 180°C" oraz „Ulatnia się siarczek wodoru" są dla nich wszystkich zdaniami dostatecznie obserwacyjnymi, a dla niektórych z nich wystarczająco obserwacyjne '. są jeszcze bardziej skomplikowane stwierdzenia. Praktyczne pojęcie, obserwacji jest więc relatywne do tak czy inaczej wyznaczonej wspól­noty. Zdaniem obserwacyjnym jest zdanie okazjonalne, które członko­wie danej społeczności potrafią rozstrzygnąć zgodnie przez bezpośre­dnią obserwację.

Dla celów filozoficznych jednak trzeba pójść dalej i znaleźć jeden wspólny standard dla całej wspólnoty językowej. Obserwowalne w tym sensie jest to, co może rozstrzygnąć od razu każdy świadek znający dany język i wyposażony w swoje pięć zmysłów. Gdyby naukowcy byli tak przewrotni, by domagać się dalszych świadectw oprócz tych, które wystarczają im do zgody, obserwacyjne stałoby się dla nich w większo­ści to samo, co jest obserwacyjne dla całej wspólnoty językowej. Mało co (oprócz, na przykład, nie dającego się opisać zapachu jakiegoś niezwykłego gazu) oparłoby się tej redukcji.

Jak wskazuje moje pierwsze sześć przykładów, zdania obserwacyj­ne, nawet w tym ostatecznym sensie, nie są sprawozdaniami z danych zmysłowych, lecz ze zwykłych warunków zewnętrznych. Wielu z nich jednak uczymy się przez bezpośrednie powiązanie z pobudzeniem naszych zmysłów, a wszystkich można by uczyć się na tej drodze. Stąd ich znaczenie epistemologiczne, jako tego, co łączy pobudzenie na­szych zmysłów z naszymi teoriami na temat świata.

Stąd także ich znaczenie semantyczne dla radykalnego przekładu. Zdania te są furtką do języka poznawanego przez interpretatora, podo­bnie jak dla dziecka uczącego się mowy ojczystej. Inne wypowiedzi -życzenia, rozkazy, pytania - należą również do wcześnie poznawanych, lecz pierwsze opanowywane zdania oznajmujące muszą być zdaniami obserwacyjnymi, zwykle złożonymi z jednego stówa. Lingwista stara się skorelować zdania obserwacyjne języka z dżungli ze zdaniami ob­serwacyjnymi własnego języka, mającymi to samo znaczenie bodźco­we. Inaczej mówiąc, powiązać je parami tak, by ich uznawanie było wywoływane przez te same pobudzenia; podobnie w przypadku odrzu-

canta.

2. Pobudzenie

Wydawałoby się więc, że to korelowanie zdań obserwacyjnych od­wołuje się do tożsamości pobudzenia obu stron, lingwisty i jego infor-

Trzy niezdeterminowania

matora. Jednakże pobudzenie w sensie, w jakim używam tego terminu, lestaktywizacją pewnych receptorów zmysłowych. Ponieważ lingwista, i jego informator nie mają żadnych wspólnych receptorów, trudno jest mówić o,tożsamości'ich pobudzenia. Należałoby powiedzieć raczej, że podlegają oni podobnemu pobudzeniu, to jednak zakłada z kolei jakąś homologię zakończeń nerwowych u wszystkich ludzi. Tymczasem takie anatomiczne założenia nie powinny tu odgrywać roli.

Poczuciu niewygody z tego powodu dałem wyraz już w 1965 roku.1 Skłoniło mnie to do przeformułowania mojej definicji zdania obserwa­cyjnego w 1981 roku. Pierwotna definicja odwoływała się do tożsamości znaczenia bodźcowego u użytkowników języka;2 w 1981 roku zdefinio­wałem je dla indywidualnego użytkownika języka za pomocą następu­jącego warunku:

Jeśli zdanie opatrzone pytajnikiem wywołuje akceptację danego użytkownika w jednej sytuacji, to wywoła ją także w każdej innej sytuacji, w której pobudzony zostanie ten sam zbiór receptorów; analogicznie dla nieakceptacji.

Następnie określiłem jako zdanie obserwacyjne dla całej wspólnoty to, co jest zdaniem obserwacyjnym dla każdego członka tej wspólnoty. Uważałem, że w ten sposób można uniknąć problemu intersubiekty-wnej tożsamości pobudzenia w badaniach nad metodą naukową, prze­suwając go do badań nad przekładem. Tu problem ten nadal jątrzy się jak rana.

Kwestia ta była szeroko dyskutowana podczas zamkniętej konfere­ncji z udziałem Davidsona, Drebena i Follesdala w Stanfordzie w 1986 roku.4 Dwa lata później, na konferencji w St. Luis poświęconej mojej filozofii,5 Lars Bergstróm zauważył, że nie udało mi się nawet uniknąć tego problemu w ramach badań nad metodą naukową, ponieważ zda­nie może być obserwacyjne dla każdego spośród wielu użytkowników języka, którzy jednak nie są skłonni potwierdzać go w tych samych sytuacjach. Dziwne, że to przeoczyłem, bo już w 1974 roku w pewnym odczycie zwróciłem uwagę, że zdanie rybaka „Poczułem, że ryba bie­rze" jest obserwacyjne tylko dla indywidualnej osoby, a nie dla grupy.6

Na konferencji w Stanfordzie Davidson zaproponował określenie intersubiektywnego podobieństwa pobudzenia przez ulokowanie bo­dźca nie na powierzchni ciała, lecz na zewnątrz, w najbliższej wspólnej przyczynie odpowiedniego zachowania dwu osób. W razie braku kró­lika czy innego przedmiotu, który mógłby pełnić tę rolę, może wspólna sytuacja byłaby takim bodźcem, o ile sytuacjom można nadać sens ontologiczny. Ja jednak obstaję przy lokowaniu bodźca na wejściu nerwowym, interesuje mnie bowiem epistemologia, jakkolwiek znatu-ralizowana. Interesuje mnie przepływ świadectw od aktywizacji zmy­słów do wypowiedzi naukowych, a także racje stojące za reifikacją i podstawy - jeśli są takie - pojęcia znaczenia poznawczego. Właśnie te


.724

Willard V. Quine

zainteresowania epistemologiczne, nie zaś dość przypadkowe związki;,,; z lingwistyka, motywują moje dociekania nad radykalnym przekładem.; Dlatego właśnie nie zajmowałem się literackimi czy poetyckimi aspektami przekładu. I dlatego dokonywana przez człowieka reifikacja królików i innych przedmiotów jest dla mnie zdecydowanie częścią plami, ;' której nie można pominąć milczeniem jako fragment otoczenia. To, że sam akceptuję zakończenia nerwowe z jednej, a króliki z drugiej strony, jest częścią naturalistycznego otoczenia moich badań.

Stanowisko, do jakiego doszedłem w kwestii intersubiektywnego podobieństwa pobudzenia, polega po prostu na tym, że można obejść się bez tego podobieństwa. Zdanie obserwacyjne „Królik" ma swoje znaczenie bodźcowe dla lingwisty, a zdanie obserwacyjne „Gavagai" swoje znaczenie bodźcowe dla informatora. Lingwista obserwuje uży­tkowników badanego języka potwierdzających „Gavagai" wtedy, gdy on będąc na ich miejscu potwierdziłby zdanie „Królik". Próbuje więc przypisać „Gavagai" swoje znaczenie bodźcowe zdania „Królik" i przy kolejnych okazjach wypowiada „Gavagai" oczekując akceptacji ze strony swoich informatorów. Gdy oczekiwania te się spełniają, przyj­muje „Królik" jako próbny przekład „Gavagai".

Zarówno u dziecka jak i u lingwisty w nauce języka dominuje empatia. W przypadku dziecka jest to empatia rodziców. Oceniają oni stosowność zdania obserwacyjnego użytego przez dziecko uwzględnia­jąc jego punkt obserwacji i związane z nim pole widzenia. W przypadku lingwisty opisującego nieznany język jest to jego własna empatia zaró­wno wtedy, gdy na podstawie wypowiedzi użytkownika tego języka i po uwzględnieniu jego pola obserwacji wysuwa pierwsze przypuszcze­nie co do „Gavagai", jak i wtedy, gdy testuje reakcję na „Gavagai" przy kolejnej okazji. Wszyscy posiadamy rozwiniętą umiejętność wczuwania się w sytuację percepcyjną innej osoby, choćbyśmy byli całkiem nie­świadomi fizjologicznego czy optycznego mechanizmu jej percepcji. Umiejętność ta jest porównywalna z naszą zdolnością rozpoznawania ludzkich twarzy, mimo że nie potrafimy ich naszkicować czy opisać.

Empatią kieruje się lingwista także wtedy, gdy za pomocą swych hipotez analitycznych wznosi się ponad poziom zdań obserwacyjnych, choć w tym wypadku próbuje on dokonywać projekcji nie na skojarze­nia i skłonności gramatyczne użytkownika języka, lecz na jego percepcje. Mniej więcej to samo dzieje się z dzieckiem w miarę jego rozwoju. Jeśli chodzi o lukę, którą w mojej definicji zdania obserwacyjnego zauważył Bergstróm, moje obecne stanowisko polega na zachowaniu definicji zdania obserwacyjnego dla indywidualnego użytkownika języ­ka, którą podałem w 1981 roku, i uznawaniu za zdanie obserwacyjne dla grupy zdania, które jest obserwacyjne dla każdego jej członka,przy C2ytn każdy byłby skłonny potwierdzić je lub odrzucić, będąc świad­kiem odpowiedniej sytuacji. O tym, kiedy ktoś jest świadkiem tej sytu-

125

Trzy niezdetenninowania

"acji, przesądza, podobnie jak wprzypadku przekładu preektedu, projekcja samego siebie na pozycję świadka. "

3. Każdemu co jego

: Pierwszy zbiór zasad przekładu służy jako narzędzie prowadzenia negocjacji ze społecznością, której język badamy. Sukces komunikacji' ocenia się na podstawie gładkości rozmowy, trafnego przewidywania " werbalnych i pozawerbalnych reakcji naszych rozmówców oraz spójności i wiarogodności ich wypowiedzi. Jest to raczej sprawa lepszych lub gorszych zbiorów zasad, niż po prostu dobrych czy złych. Zdania obserwacyjne nadal pozostają szczeliną wejściową i dla dziecka, i dla lingwisty i nadal wymagają największej zgodności między konkurencyj­nymi zbiorami zasad przekładu; jednakże ich szczególna faktualność jest już zachwiana przez rezygnację ze wspólnego znaczenia bodźco­wego. Tym, co całkowicie faktualne, jest tylko potoczystość rozmowy i efektywność negocjacji, których narzędziem jest ten czy inny zbiór zasad przekładu.

Dyskusja z Drebenem pomogła wyklarować te konsekwencje mo­jego nowego stanowiska. Już w Word and Object wskazywałem, że komunikacja nie zakłada żadnego podobieństwa układóWjnerwowych; zachowania werbalne są przyswajane wyłącznie na podstawie pobudza­nia powierzchniowego. Służyła temu moja parabola przystrojonych krzewów (s. 8), zewnętrznie podobnych, a od wewnątrz różniących' się gruntownie układem gałęzi i pędów. Zachowując powierzchnię -by użyć słów malarza - zachowujesz wszystko. Teraz zaś zapewniam indywiduum jeszcze większą separację. Jego prywatność znacznie się zwiększa.

W przeciwieństwie do Davidsona pozostawiam pobudzenia na po­
wierzchni ciała człowieka, a wraz z nimi prywatne znaczenie bodźco­
we. Z mego punktu widzenia mogą być one tak idiosynkratyczne, jak
sam system nerwów}' podmiotu. Tym, co zewnętrznie dostępne, jest
nasz wspólny język, który każdy z nas może internalizować w sposób
właściwy jego układowi nerwowemu. Domeną intersubiektywności
jest język. " ' " "

System zasad (podręcznik) przekładu języka z dżungli na nasz język jest indukcyjną definicją relacji przekładu wraz z twierdzeniem, że koreluje on zdania w zgodzie z odpowiednimi zachowaniami. Teza o niezdetenninowaniu przekładu głosi, że takie twierdzenia o dwóch podręcznikach mogą być równocześnie prawdziwe, podczas gdy usta­nowionych przez nie relacji przekładu nie można używać na przemian bez otrzymywania zdań niespójnych. Mówiąc inaczej: zdania naszego własnego języka wskazane przez dwa konkurencyjne podręczniki jako


Willard V. Quine

przekłady danego, zdania języka z dżungli mogą nie być wzajemnie ; wymienialne we wszystkich kontekstach naszego języka.

Nie jest prawdopodobne, by niezdeterminowanie przekładu ujaw­niało się w praktyce, nawet w przekładzie radykalnym.7 Są po temu dobre powody. Lingwista zakłada, że sposób myślenia i postawy uży­tkowników opisywanego przezeń języka są podobne, jak jego własne - zawsze, ilekroć nie ma świadectw wskazujących, że jest przeciwnie. Przypisuje więc użytkownikom tego języka swoją własną ontologię i . schematy językowe, póki są one do uzgodnienia z ich zachowaniami językowymi i pozajęzykowymi, chyba że założenia przeciwne pozwa­lają na znaczące uproszczenia. I tak być powinno. Tym, na co ma : zwrócić uwagę teza o niezdeterminowaniu przekładu, jest fakt, że radykalny translator musi założyć równie wiele, jak odkrywa.

4. Składnia

Czytelnicy przyjmowali, że moja teza o niezdeterminowaniu doty­czy też składni. Dziwiło mnie to, ale całkiem niedawno uświadomiłem sobie przyczynę tego nieporozumienia.

W Word and Object (ss. 53, 68, 72) stwierdziłem, że nasz aparat reifikacji i odniesienia podlega niezdeterminowaniu przekładu. Aparat ten obejmuje zaimki, „=", końcówki liczby mnogiej i w istocie wszy­stko, co służy logicznym celom kwantyfikatorów i zmiennych. Wyraże­nia takie - rozumowali niektórzy moi czytelnicy - stanowią część tego, czym zajmuje się składnia. Zakładali na tej podstawie, że niezdetermi­nowanie dotyczy też składni.

Zadaniem składni jest demarkacja tych ciągów fonemów, które są właściwe danemu językowi. Wygenerowanie tego samego zbioru cią­gów jest zapewne możliwe przy użyciu więcej niż jednego układu konstrukcji gramatycznych i słownika, lecz ta swoboda wyboru nie jest niezdeterminowaniem analogicznym do niezdeterminowania przekła­du. Niezdeterminowanie przekładu polega raczej na niezgodności sa­mych rezultatów.8

Tym, co wprowadziło w błąd moich czytelników, było niezdetermi­nowanie przekładu zaimków i innych wyrażeń referencjalnych. Doty­czyło ono jednak tylko tego, czy pewne wyrażenia języka z dżungli utożsamić z tymi wyrażeniami, czy z czymś innym. Przekładający pora­dzi sobie z nimi w każdym razie, przy dowolnym przekładzie. Może je nazwać lub nie nazywać zaimkami, końcówkami liczby mnogiej, kwantyfikatorami itp., myśląc zgodnie z kategoriami, którymi posługuje się ten czy inny podręcznik przekładu. Będzie to różnica czysto wer­balna, albo co najwyżej różnica wyboru jednej z wielu struktur syntaktycznych, które pozwalają wygenerować ten sam pełny zbiór ciągów właściwych językowi z dżungli.

Trzy niezdeterminowania

,, Czynnikiem, który zapewne przyczynił się do tego nieporozumienia, jest wielość zastosowań słowa „gramatyka", używanego czasem; w ,dość szerokim sensie. Mając to na uwadze używam teraz słowa „skła- :

5. Nieokreśloność odniesienia

Gruby, imponujący periodyk wydawany w języku hiszpańskim, a poświęcony filozofii języka, który ukazuje się dwa razy do roku na Wyspach Kanaryjskich, nosi tytuł Gauagai. Ten sam tytuł nosi opubli­kowana niedawno książka Davida Premacka, opisująca jego .ekspery­menty językowe z szympansami. Hubert Dreyfus ma na swym volkswagenie typu „królik" kalifornijskie tabliczki z tabliczki z napisem „Gayagai". Słowo to stało się symbolem mojej tezy o niezdeterminowaniu.,, przekładu, a obecnie zdobywa popularność w coraz szerszym świecie.

Jak na ironię, niezdeterminowanie przekładu w wąskim sensie nie
jest tym, dla zilustrowania czego ukułem słowo „Gavagai". Traktowane
jako termin słowo to ilustruje nieokreśloność odniesienia. Traktowane
jako zdanie nie ilustruje ono niezdeterminowania jednowyrazowego
przekładu zdań, co jest tezą dalej idącą; „Gavagai" jest bowiem zdaniem
obserwacyjnym, przekładalnym na angielski dość dokładnie jako „(Lo,
a) rabbit".

Przekład „Gavagai" jako „(Lo, a) rabbit" nie wystarcza, by ustalić odniesienie „gavagai" jako terminu; temu właśnie służył ten przykład. Tal<. rozumiana nieokreśloność odniesienia była raczej bezsporna. Zo­stała zilustrowana za pomocą japońskich i chińskich klasyfikatorów (Ontological Relatiuity, ss. 35-8), a bardziej abstrakcyjny argument na rzecz tej nieokreśloności stanowiły funkcje pełnomocnicze (m.in. The-ories and Tbings,.ss. 19-22).

Zwroty „nieokreśloność odniesienia" i „względność ontologiczna" dominowały w mojej analizie tych problemów, a życzliwi czytelnicy szukali technicznego rozróżnienia między nimi, które dla mnie samego nigdy nie było jasne. Dziś jednak mogę powiedzieć zwięźlej, niż czy­niłem to w wykładach, w artykule i w książce na ten temat, z czym wiąże się względność ontologiczna. Wiąże się ona z wyborem podrę­cznika przekładu. Twierdząc, że „gavagai" denotuje króliki, optujemy za podręcznikiem przekładu, w którym „gavagai" tłumaczone jest jako „królik", wybierając go spośród alternatywnych podręczników.

Czy nieokreśloność odniesienia dotyczy w jakimś sensie także ję­zyka ojczystego? W Ontological Relatwity stwierdziłem, że tak, ponie­waż język nasz można przełożyć na niego samego przez permutacje, które różnią się materialnie od transformacji identycznościowej, czego potwierdzeniem są funkcje pełnomocnicze. Jeśli jednali wybieramy transformację identycznościową jako podręcznik przekładu, biorąc


129

Willard V. Quine

128

ków i nie będzie ich brakowało, Pierwotne wobec nich plamy wizualne' 'tżaćhpwałyby przy tym swą dominująca rolę, wyrazistość i integralność, i byłyby powiązane z tymi samymiizdaniami obserwacyjnymi, denotacje terminów natomiast, a także wartości zmiennych, uległyby zmianie

niejako nasz język ojczysty za-dobra monetę, to relatywnóś6!zóśto]e|, usunięta. Odniesienie przedmiotowe eksplikuje się wówczas wedle paradygmatów analogicznych do paradygmatu prawdy, który podał Tarski; „królik" denotuje więc króliki, czymkolwiek by one były, „Bo­ston" zaś desygnuje Boston.

7. Eksperyment

Niezdeterminowanie przekładu zdań jako całości jest więc jedną sprawą, a niezdeterminowanie przekładu tych samych wyrażeń albo innych występujących w charakterze terminów jest sprawą całkiem inną, mianowicie sprawą względności ontologicznej, czyli nieokreśloności odniesienia. Niedookreślenie teorii naukowej jest jeszcze inną, trzecią sprawą. Polega ona, ;z grubsza biorąc, na tym, że różne teorie świata mogą być empirycznie równoważne.

Empiryczna równoważność wiąże się ze stosunkiem teorii do obserwacji. Relacja ta jest najwyraźniejsza w przypadku eksperymentu,
przyjrzyjmy się jej zatem w tym przypadku. Uczony ma w zapleczu
zaakceptowaną teorię i rozważa możliwość dołączenia do niej pewnej
hipotezy, Teoria mówi mu, że jeśli rozważana hipoteza jest prawdziwa,
to ilekroć wystąpi pewna obserwowalna sytuacja, powinien zaobserwować pewien określony efekt. Stwarza on więc tę sytuację. O ile prze­
widywany efekt nie wystąpi, odrzuca swoją hipotezę. Jeśli zaś efekt
ten wystąpi, hipoteza może być prawdziwa, można ją więc próbnie
dołączyć do owej wyjściowej teorii.

Wyobraźmy sobie, na przykład, mineralogów, którzy znaleźli kry­staliczny minerał o swoistym, różowym odcieniu. Nazywają go na razie,
z braku lepszej nazwy, litolilem. Jeden z nich wysuwa przypuszczenie
co do składu chemicznego tego minerału. Darujmy sobie szczegóły
tej hipotezy. Na podstawie swej wiedzy chemicznej nasz mineralog
wyciąga wniosek; że jeśli jego przypuszczenie jest prawdziwe, to każdy
kawałek litolitu podgrzany do temperatury powyżej 180°C będzie wydzielał siarczek wodoru. Te ostatnie okoliczności są obserwowalne,
nasz mineralog bowiem i jego koledzy rozpoznają litolit, kiedy: go
widzą, i siarczek wodoru, kiedy go powąchają, potrafią też odczytywać
wskazania termometru.

Tak więc, test hipotezy odwołuje się do relacji wynikania logiczne­
go. Po jednej stronie, teoretycznej, mamy zaplecze akceptowanej teorii
i rozważaną hipotezę. Z połączenia tego wynika to, co mamy po drugiej,
obserwacyjnej stronie: uogólnienie, które można bezpośrednio spra­wdzić w tym przypadku przez podgrzanie jakiegoś kawałka różowego
minerału i pociągnięcie nosem.

6. Reifikacja /

My i bliskie nam ssaki mamy mocne poczucie realności dużych ciał, które nas otaczają. Opiera się ono na wyrazistych, ciągłych plamach i ostrych konturach w polu widzenia, wzmacnianych przez skorelo­wane z nimi bodźce dotykowe i węchowe, i na ogół tylko stopniowo zmieniających się w czasie. Takie są niewątpliwie źródła reifikacji. Zauważmy jednak, że powtarzające się przedstawienie ciała jest zasad­niczo porównywalne z innymi podobieństwami pobudzenia, które nie wywołują reifikacji. Powtarzająca się konfrontacja z piłką jest w istocie porównywalna z powtarzającym się wystawieniem na światło słoneczne czy na chłodne powietrze. Pytanie, czy jest to ta sama piłka, co przed chwilą, czy też jakaś podobna do niej, ma nie więcej sensu niż pytanie, czy jest to ten sam promień słońca lub ten sam powiew wiatru.

Pytanie, czy widzimy tę samą co poprzednio, czy też tylko podobną piłkę lub monetę, jest dla nas sensowne nawet wtedy, gdy pozostaje bez odpowiedzi. W tym właśnie punkcie reifikacja ciał ma pełny wy­miar. Ta szacowna teoria trwałości i powracania ciał jest charakterysty­czna dla roli reifikacji w integrowaniu się naszego systemu świata. Gdybym miał rozstrzygnąć, czy moneta, którą mam w tej chwili w kieszeni, jest tą samą, czy też tylko taką samą, jak ta, która była tam tydzień temu, starałbym się zrekonstruować najprostszy, możliwie wiarogodny rejestr swoich zachowań w tym czasie, ubrań, które nosiłem, i wydatków.

Obiekty zreifikowane pełnią rolę węzłów czy punktów odniesienia w strukturze, którą opracowujemy stopniowo jako naszą teorię natury. Ciała są tu rzeczą główną, potem jednak osiągamy dalsze spoiwa dla naszej rozrastającej się struktury teoretycznej, reifikując liczby i inne przedmioty abstrakcyjne, a także niepostrzegalne przedmioty konkre­tne. Techniczna funkcja wszystkich takich reifikacji polega, jak się wy­daje, na zacieśnianiu związków wynikania między obserwacjami i teo­rią, na wzmacnianiu luźnych relacji prawdziwościowych.

Funkcje pełnomocnicze pozwalają nam uświadomić sobie, że cała techniczna rola pełniona przez naszą ontologię może być równie do­brze spełniana przez jakąkolwiek ontologię alternatywna pod warun­kiem, że potrafimy ustalić między tymi dwiema ontologiami jednoznaczną odpowiedniość. Tak więc, także duże ciała, dyplomowani członkowie naszej ontologii, mogą być zastąpione przez pełnomocni-

Trzy niezdetenninowania


130

Willard V. Quine

• 8. Obserwacyjne zdania kategoryczne

'*' Uogólnienie zbudowane z terminów obserwacyjnych wedle matu" „To a to, ilekroć to a to" nazywam obserwacyjnym kategorycznym. Jest ono złożone że zdań obserwacyjnych. Słowo „ilekroć" nie ma tu reifikować i chwil czasowych i kwantyfikować po nich. Chodzi tylko o nieredukowalne uogólnienie, które jest pierwotne w' stosunku do jakiegokolwiek odniesienia przedmiotowego. Uogólnie­nie to głosi, że okolicznościom opisanym w jednym zdaniu obserwa­cyjnym towarzyszą niezmiennie okoliczności opisane w drugim zdaniu obserwacyjnym.9

Mimo że złożone z dwóch zdań okazjonalnych, obserwacyjne zda­nie kategoryczne jest samo zdaniem stałym, jak przystało na konsekwe­ncję teorii naukowej. Tak więc rozwiązuje ono problem logicznego powiązania teorii z obserwacją, a przy tym opisuje skrótowo sytuację eksperymentalną.

Sytuacją tą jest testowanie hipotezy za pomocą eksperymentu. Do­brze znana jest również sytuacja przeciwna, gdy przypadkowa obser­wacja nasuwa nam przypuszczenie w postaci jakiegoś nowego obser­wacyjnego zdania kategorycznego i wymyślamy hipotezę teoretyczną, która je wyjaśnia. Na przykład, zauważamy wierzbę pochyloną nad strumieniem. Sugeruje to obserwacyjne zdanie kategoryczne: „Gdy wierzba rośnie nad brzegiem wody, to pochyla się ona nad tą wodą." To z kolei sugeruje hipotezę teoretyczną: „Korzeń wierzby zasila głó­wnie tę stronę drzewa, po której się znajduje." Razem z elementami wcześniej uznanej teorii, takimi jak to, że korzenie czerpią więcej substancji odżywczych z gleby wilgotnej, oraz że substancje te sprzyjają wzrostowi gałęzi, hipoteza ta pociąga logicznie owo obserwacyjne zdanie kategoryczne. Wynikają z niej również inne obserwacyjne zda­nia kategoryczne, i dalsze sprawdzanie hipotezy będzie polegało na testowaniu wielu takich zdań na równi z tym, które nasunęło nam tę hipotezę.

Należy jednak zauważyć, iż w tym przykładzie obserwacyjne zdanie kategoryczne wykracza w pewien subtelny sposób poza moją definicję: nie jest ono złożone z dwu samowystarczalnych zdań obserwacyjnych. Drugi jego składnik, „pochyla się ona nad tą wodą", odnosi się do wierzby, o której mowa w pierwszym. Mamy tu do czynienia z czymś, co można by nazwać przedmiotowym obserwacyjnym zdaniem katego­rycznym, jako różnym od pierwotnego obserwacyjnego zdania katego­rycznego. Pierwotne ma postać „To a to, ilekroć to a to" i jest nieredu-kowalnym uogólnieniem, bez śladu kwantyfikacji czy zmiennych zwią­zanych. Z drugiej strony, przedmiotowe obserwacyjne zdanie katego­ryczne korzysta z kwantyfikacji lub jej równoważnika. Jest to już skom­plikowana konstrukcja postaci „Cokolwiek jest takie a takie, jest także takie a takie", czyli w istocie Każde S jest P": „Każda wierzba nad

131

Trzy niezdeterminowania

i: brzegiem wody jest pochylona nad wodą. Zdanie to zakłada reifikację

Pierwotne obserwacyjne; zdania! kategoryczne są, w i odróżnieniu
od przedmiotowych, niewinnymi ontologicznie wypowiedzeniami;
zgeneralizowanego oczekiwania. Jestem skłonny .sądzić, że niektóre
takie zdania znajdują się w repertuarze dziecka wkrótce po jego pierw­szych zdaniach obserwacyjnych, a na długo przed predykacją i odnie­sieniem przedmiotowym, tj. przed reifikacją. Byłyby one pierwszymi
stałymi zdaniami dziecka

W pewnym stopniu jednak mogą one już symulować predykację i odniesienie przedmiotowe. Porównajmy, na przykład, „Mruczek jest biały" i „Biało, ilekroć Mruczek". Pierwsze z tych zdań wymaga, by także przedstawienie Mruczka zajmowało białą część sceny, podczas gdy drugie wymaga jedynie, by Mruczek pojawiał się tylko wtedy, gdy gdzieś tu jest biało. Pierwsze zdanie jest przedmiotowym, drugie zaś pierwotnym obserwacyjnym zdaniem kategorycznym. Dziecko jednak może przyswoić sobie „Mruczek jest biały" metodą pierwotnego „Biało, ilekroć Mruczek" nie zauważając tej różnicy, ponieważ sceny skoja­rzone najpierw ze zdaniem obserwacyjnym „Mruczek" będą prezento­wały Mruczka jako to, co zwraca uwagę, sceny zaś skojarzone z „biały" będą zwracały uwagę bielą. Kot i biel zaczną więc registrować, jak mówią drukarze. Podciągnięcie jednego zbioru scen pod drugi prawie określi kota jako białego. Pierwotne obserwacyjne zdania kategoryczne mogą więc wręcz wprowadzić dziecko na drogę wiodącą do reifikacji.

Sądzę, że w punkcie wyjścia użyteczność reifikacji polega na takim właśnie zestawianiu jakości: na uzmysłowieniu, że kot i biel są ta samą częścią sceny.

9. Sprawdzanie i obalanie

Pobudzenia, pod wpływem których użytkownik danego języka jest
skłónny potwierdżać zdanie obserwacyjne, nazywam afirmatywnym
znaczeniem Bodźcowym tego zdania dla tegoż użytkownika. Jeśli afirmatywne znaczenie bodźcowe jednego zdania obserwacyjnego zawiera się w afirmatywnym znaczeniu bodźcowym drugiego takiego
zdania, to obserwacyjne zdanie kategoryczne złożone z tych dwu zdań
w takiej kolejności jest analityczne. Oto dwa przykłady (pierwszy pod­
powiedział ml Thomas Tymoczko): „Gdziekolwiek są trzy kije, tam są
dwajuje"; Jeśli jest to drozd, to jest tb~pfali'Tipf2ykjfadp{to"ry podał
Tymoczko, jest mimo swego arytmetycznego ćliafaTćteru pierwotnym
obserwacyjnym zdaniem kategorycznym; drugi przykład jest przedmio­towym obserwacyjnym zdaniem kategorycznym.

Według Kanta, sądem analitycznym jest taki sąd, którego podmiot zawiera się w orzeczniku. Wersja powyższa, również oparta na inkluzji,



732

Willard V. Quine

nawiązuje więc do pojęcia Kanta. Tak.zdefiniowane analityczne bbser?$u||j
wacyjne zdania kategoryczne są bodźcowo analityczne w sensie
z Word-Ą
and Object (ss. 65-6), a także, jak sądzę, w większości analityczne
sensie z Tlie Roots ofReference (ss. 78-80). v.

Testowania wymaga inny rodzaj obserwacyjnych zdań kategorycz1 nyćh: zdania syntetyczne. Są one potwierdzane lub falsyfikowane za pomocą par obserwacji. Zdania takiego nie można konkluzywnie zwet-t^fikować za pomocą obserwacji, które je potwierdzają, lecz można je obalić za pomocą dwu obserwacji, jednej pozytywnej i jednej negaty-wnej — na przykład, przez zaobserwowanie litolitu w temperaturze 180°C przy braku siarczku wodoru, lub przez zaobserwowanie wie-rzby, która rośnie nad rzeką, lecz odchyla się od wody.. Pierwotne obserwacyjne zdanie kategoryczne „Gdy słońce wschodzi, ptak Śpie-wają" jest obalone przez zaobserwowanie wschodu słońca, podczas którego ptaki milczą.

Obserwacyjne sprawdzanie hipotez naukowych, a właściwie wszel­kich zdań, polega na testowaniu syntetycznych obserwacyjnych zdań kategorycznych, które z nich wynikają. Tu także, podobnie jak w przy-padku samych obserwacyjnych zdań kategorycznych, nie ma konkluzy-wnej weryfikacji, a tylko falsyfikacja. Obalając - za pomocą pozytywnej i negatywnej obserwacji - obserwacyjne zdanie kategoryczne, obala się tym samym to, z czego owo zdanie wynika.

Przypomnijmy jednak, że z samej hipotezy dotyczącej składu che­micznego litolitu nie wynikało związane z nią obserwacyjne zdanie kategoryczne. Wynikało ono z tej hipotezy i z wcześniej przyjętej teorii naukowej. Aby wydeclukować obserwacyjne zdanie kategoryczne z da­nej hipotezy, trzeba skorzystać z innych zdań teoretycznych i z wielu ^zdroworozsądkowych, milcząco przyjmowanych założeń, a często także z arytmetyki i z innych gałęzi matematyki.

10. Holizm

W tej sytuacji fałszywo.ść obserwacyjnych zdań kategorycznych nie
jest_R"ońk'lużywnym obaleniem hipotezy.pbalona zostaje w ten sposób
tylko koniunkcja zdań, z której wynika owo obserwacyjne zdanie kate­
goryczne. Chcąc wycofać tę koniunkcję, nie musimy wycofywać hipo­
tezy, o którą chodziło; możemy wycofać jakiekolwiek inne zdanie
składowe tej koniunkcji. Jest to ważne spostrzeżenie, zwane holizmem.
-Zostało ono w dużej części, ale nie do końca, sformułowane przez
Pierre Duhema na początku naszego stulecia. '
Uczony traktuje przeprowadzany przez siebie eksperyment wyłącz­
nie jako test swojej nowej hipotezy, ale tylko dlatego, że właśnie co
do tego zdania ma wątpliwości i jest gotów je odrzucić. Nadto zdarzają
się także sytuacje, w których uczony nie ma żadnej powziętej
już hipo-

133

Trzy niezdeterminowcmia

tezy;" a;.tylko natrafia -na jakieś nieoczekiwane zjawisko^ Jest- tq;przypa-J
[clek^W; którym odkrywa on kontrprzykład wobec pewnego óbserwacyji>vp?<-::
tnego/zdania, kategorycznego Wr zdania; ;które'na''granćie'^ całepj ego ;'';5;'?;
•. dotychczasowej teorii powinno być prawdziwe. Zaczyna więc patrzeój'
krytycznie na tę teorię.'

Wykorzystując terminologię logiczną można następująco opisać postępowanie w przypadku obserwacyjnego zdania kategoiycznego, które nas zawiodło. Mamy przed sobą zbiór przekonań S, z którego wynika fałszywe zdanie kategotyczne.-Wynikanie polega tu po prostu na dedukowalności na gruncie logiki funkcji prawdziwościowych J kwantyfikacji z identycznością. Tak więc, jedno lub więcej spośród zdań należących do S trzeba odrzucić. Nie bierzemy przy tym pod uwagę pewnych elementów S ustaliwszy, że niefortunne: wynikanie zachodzi także bez ich udziału. W ten sposób wykluczamy .wszystkiej prawdy czysto logiczne, ponieważ nie mają one wpływu na to, .co wynika logicznie z S; eliminujemy również rozmaite nieistotne zdania należące do S. Spośród reszty elementów S wybieramy do odrzucenia to zdanie, które wydaje się najbardziej podejrzane lub najmniej istotne dla całej naszej teorii. Respektujemy zasadę minimalnej modyfikacji. Jeżeli z pozostałych elementów S nadal wynika owo fałszywe zdanie kategoryczne, próbujemy odrzucić. inne zdanie, przywracając to po­przednie; jeśli to nie skutkuje, odrzucamy na próbę oba te zdania., Kontynuujemy tę procedurę poty, póki wynikanie nie ustanie.

Ale to jest dopiero początek. Trzeba bowiem wyśledzić także inne zbiory zdań, w całej naszej teorii, z których wynikają owe. świeżo odrzucone przekonania; bo i te zbiory trzeba oczyścić. Robimy to tak długo, póki nie nabierzemy przekonania, że przywróciliśmy niesprzeczność. Na tym polega modyfikacja, którą ma minimalizować zasada minimalnej modyfikacji.

W szczególności zasada ta nakazuje nam, byśmy poszukując w S zdań do odrzucenia chronili każdą prawdę czysto matematyczną; ma­tematyka bowiem przenika wszystkie gałęzie naszego systemu świata i naruszenie jej miałoby nader niszczycielskie skutki. Uczony zapytany, dlaczego oszczędza matematykę, odpowie zapewne, że jej prawa są z konieczności prawdziwe; sądzę jednak, iż można tu raczej znaleźć wyjaśnienie konieczności matematycznej. Polega ona na naszej mil- cząco przyjętej polityce osłaniania matematyki przez wykorzystywanie możliwości odrzucania innych przekonań, zamiast matematycznych. .

Tak więc wybór przekonań, które mają być odrzucone, jest nieogra­niczony tylko jeśli chodzi o obserwacyjne zdanie kategoryczne, które' zawiodło, nie zaś pod innymi względami. Jak widzieliśmy, dobrze jest nie narażać naszej łodzi na większe uszkodzenia, niż to konieczne! Jednakże inną ważną wartością jest prostota otrzymanej w rezultacie teorii, i jeśli uczony dostrzega możliwość znacznego zyskania na pro-




134

Willard V. Quine

stocie, gotów jest ząitę cenę narazić swoja łódź nawet; na poważne uszkodzenia. Celem ostatecznym jest jednak dokonanie takiej rewizji';; teorii, która maksymalizuje sukces przyszłych predykcji: dotarcie w przyszłości do prawdziwych obserwacyjnych zdań kategorycznych. Nie ma na to recepty, lecz maksymalizacja prostoty i minimalizacja zmian teorii są zasadami, przez respektowanie których nauka stara się o zasadność swoich przyszłych predykcji.

Trudno jest wyobrazić sobie, co można by przeciwstawić tak rozu­mianemu holizmowi. Griinbaum krytykował holizm, lecz w sensie, w którym go nigdy nie głosiłem. Pojmował on holizm jako twierdzenie, że ilekroć zawodzi nas przewidywanie, zawsze możemy uratować za­grożona hipotezę dzięki takiej rewizji akceptowanej dotąd teorii, po której z teorii tej, plus owa zagrożona hipoteza, wynika błędność tamtej predykcji. Ja sam nie przyjmuję takich założeń. Chodzi mi wyłącznie o to, by fałszywe zdanie przestało wynikać. Wyjaśnienie nieoczekiwa­nej, sprzecznej z tym zdaniem obserwacji, jest zupełnie innym krokiem w rozwoju nauki, krokiem, którego nauka może w odpowiednim czasie dokonać lub nie dokonać nigdy.

Hoiizm w tym umiarkowanym znaczeniu jest oczywistą, lecz istotna poprawką w stosunku do naiwnej koncepcji zdań nauki jako wyposa­żonych, każde z osobna, we własną i dającą się wydzielić treść empi­ryczną. Jest to treść wspólna, dzielona nawet przez matematykę, gdy jest ona nauką stosowana.

Zbiór czy koniunkcję zdań dostatecznie obszerną, by bez żadnych dodatkowych przesłanek wynikały zeń syntetyczne obserwacyjne zda­nia kategoryczne, będziemy nazywać testowalną. Testowalne są rów­nież niektóre indywidualne zdania, głównie same syntetyczne obser­wacyjne zdania kategoryczne. Na ogół jednak testowalny zbiór czy testowalną koniunkcja zdań musi obejmować wiele zdań; tego właśnie wymaga holizm. Jest to kwestia semantycznej masy krytycznej.

11. Treść empiryczna

Uczeni są skłonni traktować mój opis sprawdzania i obalania jako nadal dalece uproszczony, mimo godnego pochwały holizmu. Przewi­dywanie, które zawiodło, jest w praktyce często usprawiedliwiane, a odpowiednia hipoteza podtrzymywana, dzięki odkryciu lub założeniu jakiejś interferencji. Usprawiedliwianie takie można jednak zanalizo­wać w moich kategoriach jako znalezienie błędu logicznego w dedukcji obserwacyjnego zdania kategorycznego, które było poddawane spraw­dzeniu. Wydzielenia wymagało jakieś nie sformułowane założenie do­tyczące okoliczności. Jakiś milcząco przyjęty warunek powinien się znaleźć wśród warunków eksperymentu - a zatem w poprzedniku

135

Trzy niezdeterminowania

'obserwacyjnego zdania kategorycznego - jeśli dedukcja ma być. poprą- ,.y

Uczony nie inwentaryzuje z góry:całego zasobu zasad teoretycznych
założeń technicznych, a tym bardziej wszystkich oczywistych założeń
zdroworozsądkowych i praw matematycznych, które są niezbędne jako
dodatek do interesującej go właśnie hipotezy po to, by wynikało zeń
obserwacyjne zdanie kategoryczne związane z danym eksperymentem.
Wydzielenie wszystkich przesłanek i logicznych ogniw wynikania,
które ostatecznie wiążą ogólne prawa fizyki z obserwacją, byłoby zada­-
niem dla Herkulesa, jeśli nie Aiigiasza. Mnie jednak interesuje podsta­
wowa struktura logiczna świadectw empirycznych. Mój schematyzm
obserwacyjnych zdań kategorycznych służyć ma zobrazowaniu, w jaki
sposób w zasadzie nauka empiryczna mogłaby się rozwijać, gdyby nie
daj Boże wszystko było explicite sformułowane. Używając połączonych
określeń Kanta i Russella, jest to problem, jak jest możliwa nasza wiedza
o świecie zewnętrznym.

Nasza konstrukcja dostarcza definicji empirycznej treści zdania lub zbioru zdań. Możemy ją zdefiniować jako zbiór wszystkich syntetycz­nych obserwacyjnych zdań kategorycznych, które wynikają z tego zda­nia lub zbioru zdań, plus takie dalsze obserwacyjne zdania kategory­czne, które są wobec tamtych bodźcowa synonimiczne. Dwa obserwa­cyjne zdania kategoryczne są bodźcowo synonimiczne, jeśli ich skła­dowe zdania obserwacyjne mają to samo znaczenie bodźcowe.

Pamiętając zastrzeżenia co do znaczenia bodźcowego poczynione
w paragrafie 2 zauważamy, że jest to problem synonimii bodźcowej
dla każdego użytkownika danego języka, nie zaś między jego użytko­wnikami.

Odeszliśmy już bardzo daleko od koncepcji terminów jako nosicieli
znaczeń. Najpierw przesunęliśmy ten ciężar na zdania, teraz zaś widzi­
my, że trzeba go umieścić raczej na zbiorach lub długich koniunkcjach
zdań. Zdanie czy zbiór zdań jest pozbawiony treści empirycznej, jeśli
nie jest testowalny. Sformułowanie to przypomina starą weryfikacyjną
teorię znaczenia, lecz nasze holistyczne standardy testowalności przy­
dają mu nowej siły.

Czy najogólniejsze prawa nauki są w ogóle odporne na świadectwa
empiryczne? Yosida pisze (ss. 207-208), że „mogą one wyjść z mody,
...nigdy nie zostają obalone przez bezpośrednią obserwację, są starymi
żołnierzami, którzy nigdy nie umierają, a tylko znikają Zgoda: jeśli
w ostatecznym rachunku tak właśnie jest, to prawa te trzeba uznać za
pozbawione treści empirycznej, zarówno przy moich standardach, jak
i przy jakichkolwiek innych.



137

Wz//arar V. Cjwwze

,, 12.1 Teorie równoważne

.Okazuje się, że różne globalne teorie świata, nawet wzajemnie!. niezgodne logicznie, mogą być empirycznie równoważne - to znaczy' takie same pod względem treści empirycznej. Przychodzi tu na myśl przykład podany przez Poincare. Jedna teoria zakłada nieskończoną przestrzeń, w której znane nam ciała sztywne poruszają się nie zmie­niając rozmiarów. Druga zakłada skończoną przestrzeń sferyczną, w której ciała te kurczą się jednolicie w miarę oddalania się od jej środka. Te dwie teorie są empirycznie równoważne.

Można postawić pytanie, co należy traktować jako różne teorie, co zaś jako tylko różne sformułowania tej samej teorii. Jeśli dwa empirycznie równoważne sformułowania teorii charakteryzują się tym, że jedno z nich można przekształcić w drugie, zdanie po zdaniu, przez reintepretację terminów, to niewątpliwie należy je traktować jako for­mułujące jedną teorię. Gdybyśmy w podręczniku fizyki zastąpili wza­jemnie słowa „proton" i „elektron", otrzymalibyśmy właśnie dwa sfor­mułowania powiązane ze sobą w tak banalny sposób. Z drugiej strony, teorie z przykładu Poincare nie poddają się przekształceniu jednej w drugą, jedna z nich bowiem wyróżnia centralny punkt przestrzeni; druga zaś nie wprowadza niczego tak wyróżnionego.

W każdym razie nie uważam już kwestii identyczności teorii za wartą rozważenia z osobna. Możemy mówić o drastycznie odmiennych sformułowaniach teorii, nieredukowalnych wzajemnie przez żaden system reinterpretacji zdania na zdanie, a pojęcie teorii odłożyć na bok. Zachowam to słowo, można je jednak traktować jako skrót zwrotu „sformułowanie teorii".

Empiryczna równoważność teorii, które są logicznie niezgodne,

' ma posmak paradoksu. Jednakże przykład podany przez Poincare jest takim przypadkiem, a w istocie jest nim również trywialny przykład, w którym słowa „proton" i „elektron" zastępują się nawzajem. Istnieje jednak niemal równie trywialne rozwiązanie, pozwalające usunąć wszelki logiczny konflikt między teoriami, które są empirycznie rów­noważne; rozwiązanie to wskazał mi Davidson. Jeśli dwie teorie są empirycznie równoważne, to każde zdanie wynikające z jednej z nich a kwestionowane przez drugą zawiera pewien termin teoretyczny lu­źno związany z kryteriami empirycznymi; możemy wykorzystać ten luz, zastępując ów termin w jednej teorii innym, niezależnym termi­nem, co usuwa jej niezgodność z drugą teorią.

13. Teorie konkurencyjne

Pozostaje więc zadecydować, jak mamy postąpić w przypadku teorii, która jest logicznie zgodna z naszym całościowym systemem świata.

Trzy niezdeterminowania

Zgodnie z tym stanowiskiem, uznajemy naszą własną teorię'za prawdziwą, a tę drugą za fałszywą, nawet jeśli jesteśmy prze-, konani o ich empirycznej równoważności. Przemawia za tym argument, że sam predykat prawdy ma sens tylko w ramach naszej teorii, nie ma dlań wyższego trybunału. Wolno nam oscylować między tymi dwoma teoriami dla bogatszej perspektywy świata, lecz za prawdziwą mamy uważać tę, w ramach której pracujemy w danej chwili. : Jednakże takie dyskryminacyjne rozróżnianie dwóch empirycznie '••, równoważnych teorii, zwłaszcza gdy są one przy tym równie eleganckie, niepokoi nasze emphystyczne sumienie. Przeciwne stanowisko ' zająłem w następnym eseju, kilka stron dalej (odwołałem je jednak w kolejnym wydaniu), mianowicie - że obie teorie trzeba uznać za pra­wdziwe. Wspomnianą wyżej trudność związaną z predykatem prawdy omija się tu przez połączenie obu empirycznie równoważnych teorii w jedną, podwójną teorię. Część centralna, obejmująca m.in. logikę, jest wspólna obu teoriom; pozostałe części są redundantne w tym znaczeniu, że każdą z nich, ale nie obie naraz, można pominąć bez szkody dla empirycznej treści teorii. Dagfinn Follesdal i Roger Gibson wyrazili wątpliwości co do tego rozwiązania. Osobiście nadal uważam je za dobre, o ile żadna z tych niecentralnych części nie stosuje termi­nów, które są obce reszcie systemu; wtedy bowiem połączenie takie można uznać po prostu za wzbogacenie naszego zasobu prawd o świecie. Jeśli jednak jedna z tych części stosuje dodatkowe, niereduko-walne terminy, które mogły tam się pojawić w wyniku usuwania nie­zgodności metodą Davidsona, to sądzę, że należy się zgodzić z Follesdalem i Gibsonem. Teorię składową, która wprowadza obce terminy, można porównać do aneksu, zbudowanego wokół terminów tak nie­strawnych naukowo, jak „entelechia", „łaska" czy „nirwana"; Usprawie­dliwić ją może co najwyżej to, że aneks tego rodzaju nie ma wpływu na empiryczną treść całej teorii. Obraża on jednak bliski uczonym ideał ekonomii i empirystyczne standardy sensowności.

Toteż obecnie zajmuję stanowisko, w myśl którego to drugie roz­wiązanie jest dobre, o ile żadna z empiiycznie równoważnych teorii nie zawiera terminów nieredukowalnych do terminów drugiej, złe zaś w przeciwnym wypadku. W tym ostatnim przypadku narzuca się trzecie rozwiązanie: traktujmy zdania, które zawierają obce terminy, jako ani prawdziwe ani fałszywe, skoro nasz predykat prawdy posiada sens tylko relatywnie do naszego własnego języka i przekładów na ten język.'

Czwarta alternatywa, która mnie w tej chwili najbardziej pociąga, to stanowisko, które zajął Davidson na wspomnianym już spotkaniu w Stanfordzie. Jest to pogląd, iż ekonomia, która przemawia przeciwko


138

Trzy niezdeterminowania

139

111

Willard V. Quine

idei podwójnej teorii, obowiązuje .tylko jako ideał konstrukcji teorii/y ' nie zaś języka. Tymczasem sensowne stosowanie predykatu prawdy! obejmuje cały język i nie ogranicza się do żadnego szczególnego sfor- mułowania teorii. Empirycznie równoważne i logicznie zgodne teorie można akceptować jako prawdziwe opisy świata nawet wtedy, gdy jedna z nich posługuje się terminami, które nie są redukowalne do drugiej. Nie musi się łączyć ich w jedna, redundantną teorię. Nasz język może objąć pełne słowniki obu tych teorii, po czym predykat prawdy daje się stosować do każdej z nich wedle jej swoistych zalet.

To stanowisko jest zgodne z duchem praktyki naukowej, w której na ogół powstają teorie o ograniczonym zasięgu i każda z nich jest uznawana za prawdziwa. Spójny całościowy system świata pozostaje naukowym i filozoficznym ideałem, ale wszystkie spośród wielości dróg, które do niego prowadza, można uznać za prawdziwe. Na każdej z tych dróg, podobnie jak w każdej teorii o skromniejszym zasięgu, nadal obowiązuje zasada ekonomii.

Teorie będą różnić się między sobą pod względem ontologii -zbiorów przebieganych przez ich zmienne. Różnice te można zniwe­lować w ramach ogólnego języka przez związanie każdej teorii z pre­dykatem, który ma być prawdziwy o wszystkich i tylko obiektach tej teorii. Kwantyfikatory występujące w tej teorii trzeba potem interpre­tować jako ograniczone implicite przez ten predykat. Kwantyfikacje „ A.*(...)" i „ VX--)" należy czytać jako „ Ax(jFx~r*...')" oraz „ Vx (Fx—>...), gdzie ,f" reprezentuje ów predykat.

Literatura cytowana .

Adolf Grubaum, The falsifiability of theories, „Synthese" 14 (1962), ss. 17-34.'

Robert Kirk, Quine's indetenninacy tbesis, „Mind" 78 (1969), ss. 607-608.

Edvin Levy, Competing radical translation, „Boston Studies in the Philosophy

of Science" 8 (1971), ss. 590-605.

Henri Poincarć, Science and Hypothesis, rozdział 4. '

David Premack, Gauagai, MIT, Cambridge, Mass. 1986.

W. V. Cjuine, Word and Object, MIT, Cambridge, Mass. 1950. vi

Ontological Relatwity and Other Essays, Columbia U.P., New York
. ' 1969. ' • ,.
The Rools of Reference, Open Court, La Salle, 111. 1973. ; v
Theories and Things, Harvard U.P., Cambridge, Mass. 1981.
The naturę ofnaturąl knowledge, S. Guttenplan (ed.), Mind and
Language, Clarendon, Oxford 1975, ss. 67-82. ",' .''.'/

Natuhiko Yosida, Scientific laws and toolsfor taxonomy, ,/mnals of Japanese

Association for Philosophy of Science" 6 (1984), ss. 207-18.


Przełożyła Barbara Stanosz

Przypisy

Jestem wdzięczny Burtenowi Drebenowi (jak zwykle) za cenne sugestie zgło-szone po lekturze wcześniejszych wersji tej pracy.

1 Np. w odczycie Propositional object, opublikowanym w Ontological Rela-tivity and Other Essays. * Word and Object, s. 43.

3 Tbeories and Things, s. 25.

4 14-15 lipca; sponsorowane przez Standford's Center for the Study of Language and Information.

5 Perspeciiues on Quine, Washington University, 9-13 kwietnia 1988.

6 The Naturę of Natura! Knowledge, s. 72 [polski przekład tej pracy zawarty jest w: W. V. Quine, Granice wiedzy i inne eseje filozoficztie, PIW, Warszawa 1986, ss. 53-70],

7 W sprawie sztucznego przykładu niezdeterminowania przekładu, opartego na geometrii i fizyce, zob. Levy, ss. 594-600.

Budując składnię ma się w istocie pewn:j swobodę w ustalaniu granic

WWW.FILOZOF.PL - Studencki Serwis Filozoficzny



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Quine Willard, Polonistyka, Filozofowie i filozofie
QUINE Willard Van Orman
Quine Willard Van Orman, Z PUNKTU WIDZENIA LOGIKI
kolokwium III, 13. Przekład i znaczenie, Willard van Orman Quine - „Przekład i znaczenie&rdquo
Trzy teorie osobowosci Trzy punkty widzenia
Morfologia, rok numer trzy, farmakognozja, sprawdziany = kolokwia
Trzy teorie wg Schillera dotyczacych przyczyn ubostwa, STUDIA, na studia, pedagogika społ
Polska w XIX wieku przeszęa trzy najwa+niejsze powstania, wszystko do szkoly
Trzy kamienie obrazy, Protestantyzm
Dla Omegi B przy limuzynie do roku modelowego97 były tylko trzy odmiany wyposażenia
1 Trzy koncepcje rozwiązaniaid?09
trzy ostatnie wykłady
Andragogika Trzy zagadnienia
Janion Trzy kulminacje
2008 09 Trzy wymiary Blendera [Grafika]
Trzy powstania śląskie, Dokumenty(2)

więcej podobnych podstron