TEMAT NA KATECHEZĘ
Dzień był pochmurny, jesienny, chłodny. Paulinka odrabiała lekcje, babcia w kuchni robiła przecier pomidorowy na zimę, rodzice nie wrócili jeszcze z pracy. Kubuś nudził się, czekając na siostrę, która obiecała mu coś przeczytać. Kiedy weszła wreszcie do kuchni, podskoczył do niej uradowany. - Poczekaj, braciszku, mam jeszcze prośbę do babci - powstrzymała go dziewczynka.
- No, skończyłam z tymi pomidorami - uśmiechnęła się starsza pani. - Słucham, Paulinko.
- Jutro na lekcji katechezy mamy mówić o różańcu. Renatka przygotuje taki referat historyczny, a nas pani katechetka prosiła, żebyśmy opowiedzieli o własnych przeżyciach związanych z modlitwą różańcową albo dowiedzieli się czegoś na ten temat od starszych.
Może ty, babciu, znasz jakąś legendę albo prawdziwą historię związaną z różańcem?
- Zaraz, niech pomyślę. Oczywiście, że znam. To się zdarzyło mojemu wujkowi.
- Opowiadaj, babciu, opowiadaj - poprosił Kubuś. - To może być ciekawe, prawda, Paulinko?
- Działo się to bardzo dawno, jakieś osiemdziesiąt lat temu. Wujek miał wtedy około 16 lat.
Był najstarszy z sześciorga rodzeństwa, wychowywał się w niezamożnej rodzinie, w małym miasteczku. Czasy były ciężkie, o pracę trudno, w domu brakowało nieraz nawet na chleb. Wojtek - bo tak miał wujek na imię - pomagał rodzicom, jak tylko mógł. Chodził na zakupy, wyręczał mamę w wielu pracach domowych, czasem udawało mu się też zarobić parę groszy - nosił podróżnym walizki na dworcu, rąbał drzewo sąsiadom, zamiatał podwórza.
- Tego dnia jak zwykle wybrał się na plac targowy. Miał wyjątkowo mało pieniędzy, szukał więc straganu, gdzie warzywa i owoce są najtańsze. Wreszcie zdecydował się i przystanął. Pani przed nim właśnie płaciła, a kiedy odeszła Wojtek wybrał pęczek marchewki, kilka pietruszek i dużą główkę kapusty. Kupił jeszcze ziemniaki i trochę drobnych jabłek na kompot. Zapłacił, odliczając starannie drobniaki. Pamiętał, że musi jeszcze po drodze wstąpić do rzeźnika.
- "Starczy tylko na kaszankę i kawałek pasztetówki" - pomyślał z westchnieniem i ruszył w drogę do domu.
- Odszedł już spory kawałek, kiedy usłyszał za sobą jakiś gwar i krzyki, wśród których wybijał się wyraźnie rozgniewany głos kobiecy: - "złodziej, trzymajcie złodzieja!" Zatrzymał się i odwrócił. Właśnie dopędził go mężczyma w brązowej kurtce i chwyciwszy chłopca silnie za ramię, poprowadził z powrotem do straganu. Właścicielka zmierzyła go oburzonym spojrzeniem.
- Oddaj pieniądze, złodziejaszku. Tu leżały, tu! - zastukała palcem w deskę.
- Tylko ty kupowałeś po pani Walerii. Położyła tutaj, a ty zabrałeś. Oddawaj, pókim dobra.
Wojtek wyjął z kieszeni kilka drobnych monet i trzymał je na otwartej dłoni.
- Tyle mi zostało. Mam jeszcze iść do rzeźnika. Nie zabrałem pani żadnych pieniędzy.
Wywrócił pustą kieszeń i rozłożył bezradnie ręce.
- Było dużo więcej! - krzyknęła straganiarka. - Gdzie schowałeś resztę? Chodź tutaj, pokaż inne kieszenie. Sprawdzę.
Chłopiec podszedł blisko. W stłoczonej gromadce ludzi rozległy się szmery i szepty.
- Sam wyjmę wszystko - powiedział stanowczo. - Powtarzam, nie zabrałem stąd żadnych pieniędzy.
Był blady, głos mu drżał. Wyjął z kieszeni czarny notesik, kawałek ołówka, mały kłębek cienkiego sznurka i różaniec z bladoniebieskich kryształków.
- Cóż to? Takiś pobożny? Czy też nosisz ten różaniec dla pozoru?
Wojtek spojrzał właścicielce straganu prosto w oczy.
- Dostałem go od babci na Pierwszą Komunię. Obiecałem jej, że nigdy się z nim nie rozstanę. Stale go noszę.
W gromadce rozległy się głośniejsze szepty. Straganiarka była zmieszana.
- Dotąd u mnie nie kupowałeś. Nie znam cię. A pieniądze zniknęły. Więc pomyślałam…
- Że to ja? Pomyliła się pani. Nigdy w życiu nie ukradłem ani grosza. Tak mnie rodzice wychowali. I babcia. Ona już nie żyje.
- Wierzę ci. Przepraszam. Ty nie wziąłeś tych pieniędzy - powiedziała cicho właścicielka straganu.
Wojtek zabrał swoje rzeczy, odwrócił się i odszedł bez słowa. Gromadka gapiów rozstąpiła się, robiąc mu przejście.
Starsza pani przerwała opowiadanie. Kubuś poruszył się na krześle.
- Babciu, mówisz tak pięknie, jakbyś czytała z książki - rzekł z podziwem.
- Mam wspaniały temat na jutrzejszą katechezę - dodała Paulinka.
- Babciu, dziękujemy ci bardzo.
- Posłuchajcie jeszcze zakończenia.
Otóż Wojtek był już dość daleko od straganu, kiedy zabiegł mu drogę pan w brązowej kurtce.
- Pieniądze się znalazły! - powiedział zdyszany. - Leżały w innym miejscu, pod kalafiorem, który ktoś przełożył.
- Dzięki Bogu! - odetchnął z ulgą chłopiec. - To sprawa babci, tak myślę.
- I to już jest naprawdę koniec opowiadania - uśmiechnęła się starsza pani.
Zofia Śliwowa
Promyczek Dobra 10/2003 s. 10-11