Ks. Andrzej SIEMIENIEWSKI
KATOLICCY CHARYZMATYCY A ZIELONOŚWIĄTKOWCY - ZWIERZENIA DŁUŻNIKA
a. Zadłużeni u początków
Katolicki Ruch Odnowy Charyzmatycznej powstał pod koniec lat sześćdziesiątych w USA. Fundamentalny dla katolickiej Odnowy był weekend modlitewny w domu rekolekcyjnym niedaleko Pittsburgha w stanie Pensylwania w USA, zorganizowany w lutym 1967 roku. Uczestnicy tego spotkania rekolekcyjnego zostali wcześniej zachęceni do przeczytania książki Davida Wilkersona Krzyż i sztylet, aby ożywić w sobie wiarę w aktualne działanie Ducha Świętego. D. Wilkerson jest znanym i do dziś niezmiernie popularnym pastorem zielonoświątkowego Kościoła Assemblies of God.
Kolejnym ważnym krokiem dla rozwoju ruchu charyzmatycznego było zorganizowanie grupy modlitewnej wokół małżeństwa Kevina i Dorothy Ranaghanów w South Bend w stanie Indiana. Grupa ta od samego początku nawiązała ścisły kontakt z zielonoświątkowcem, przewodniczącym miejscowego oddziału Międzynarodowego Stowarzyszenia Biznesmenów Pełnej Ewangelii (Full Gospel Business Men's Fellowship International - FGBMFI). Inna grupa powstała w East Lensing w stanie Michigan wokół Ralpha Martina i Steve'a Clarka, inspirujących się w swoich duchowych poszukiwaniach również wspomnianą książką Dawida Wilkersona.
Nie były to przypadki odosobnione, ale wręcz przeciwnie - raczej typowe. Zielonoświątkowi pastorzy David Wilkerson, David du Plessis i Vinson Synan w sposób znaczący przyczynili się do początkowego zaistnienia nowego ruchu i do nadania mu kierunku, najważniejszym zaś motorem rozprzestrzenienia się ruchu w USA stała się organizacja Biznesmenów Pełnej Ewangelii, która szybko zaczęła przyjmować katolików na swoich członków. Odwołując się do tych początków katolicki ksiądz angielski Peter Hocken napisał: „Za każdym z początkowych [katolickich] charyzmatyków stał członek wspólnoty zielonoświątkowej”.
Od samych początków powstał w ten sposób historyczny dług wdzięczności, jaki katoliccy członkowie odnowy charyzmatycznej winni są chrześcijanom zielonoświątkowym, zwłaszcza - na początku - w Stanach Zjednoczonych.
b. Zadłużeni podczas drogi
Wzajemna inspiracja była w początkowym okresie wprost uderzająca. Dotyczyło to ze strony protestanckiej zarówno pasterzy zorganizowanych wyznań zielonoświątkowych, jak i takich liderów ruchów ponadwyznaniowych, jak na przykład Bob Mumford i Charles Simpson, którzy pisywali do katolickich czasopism charyzmatycznych i przemawiali na kolejnych konferencjach służących propagowaniu nowego ruchu.
Sytuacja taka stała się doświadczeniem milionów katolickich członków Odnowy Charyzmatycznej na całym świecie. Zapewne najbardziej znaną książką propagującą tę odnowę wśród katolików była wspomniana relacja z misji pastora Wilkersona w Nowym Jorku. Jego podróże przyczyniły się niezwykle do budowania ekumenicznej atmosfery w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku.
c. Zadłużać się dziś?
Czy warto korzystać także i w naszych dniach z takiego wzajemnego obdarowania? Chciałbym zaproponować kontynuację zaglądania za zielonoświątkowy płot, aby zobaczyć, co dzieje się u sąsiada na niwie apologetycznej. Oto na przykład Ogólnoamerykańska Rada Główna Zborów Bożych (Assemblies of God) w USA wydała specjalne oświadczenie Przebudzenie w czasach ostatecznych jako suwerenne dzieło Ducha Świętego[1]. Czytamy tam między innymi:
„Chociaż nie śmielibyśmy nieopatrznie gasić działania Ducha Świętego prowadzącego do zmian w życiu wierzących oraz owocującego ich powrotem do pierwszej miłości i pasji dla Jezusa, to jednak musimy zabrać głos i wypowiedzieć słowa przestrogi, gdy odchylenia od nauki Pisma zagrażają dalszemu rozwojowi i stabilności zborów. Istnieje poważna podstawa do naszego niepokoju”.
Czy katolicka Odnowa w Duchu Świętym ma powody, by skorzystać z tego, co mają do powiedzenia pasterze jednej z najstarszych na świecie i najpoważniejszych kościelnych wspólnot zielonoświątkowych? Wydaje się, że tak, i to z wielu powodów. Skoro tyle już razy katoliccy charyzmatycy korzystali z pomocy nauczań i postaw poszczególnych zielonoświątkowców i ich wspólnot kościelnych, to może i tym razem uda się nam zaciągnąć kolejny dług, tym razem w porządkowaniu katolickiego charyzmatycznego podwórka. Ciekawskiego i odważnego czytelnika tekstów tego typu często czeka niespodzianka: można naprawdę wiele nauczyć się od zielonoświątkowców. Na przykład krytycznego spojrzenia na własne problemy, na jakie nie zawsze stać nas, uczestników katolickiej Odnowy w Duchu Świętym.
Szczególnie pomocne może być w tym sztandarowe dzieło teologiczne zielonoświątkowo-charyzmatyczne, jakim jest International Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movements (red. S. Burgess). Ten słownik jest dziełem najlepszych zielonoświątkowych i charyzmatycznych teologów z różnych wyznań chrześcijańskich, głównie z USA. Jego starszą wersję (z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych) miewają biblioteki baptystyczno-zielonoświątkowych kolegiów lub seminariów biblijnych. Najlepsza jest oczywiście wersja ostatnia, z roku 2002.
Przykład: „padanie w Duchu”
Jako pierwszy przykład chciałbym zaproponować pytania związane ze zjawiskiem tak zwanego padania w Duchu, nazywanego też spoczynkiem w Duchu. Chodzi tu o niezwykłe zachowanie w czasie modlitwy: człowiek pada na ziemię, a przyczynę tego upatruje w działaniu Ducha Świętego. Spotykamy się czasem z traktowaniem takich reakcji jako dowodu na działanie Bożego Ducha. Próba kwestionowania tych poglądów spotyka się z reakcją: „No tak, ksiądz (lider, animator…) nie zna się wystarczająco na sprawach duchowych i nie ma odpowiedniego namaszczenia, a już na pewno rozeznania. Zobaczmy, czy będą nam mogli pomóc nasi przyjaciele z zielonoświątkowo-charyzmatycznego nurtu chrześcijaństwa…
Autorzy wspomnianego słownika poświęcają temu zagadnieniu cały artykuł: Slain in the Spirit, i rozważają to zagadnienie w trzech aspektach:
- w aspekcie socjologiczno-religioznawczym
W tym sensie „padanie w Duchu” należy do grupy zjawisk o nazwie possession trance. Określenie oznacza to tyle, co „trans owładnięcia” przez siłę duchową. Autorzy zaznaczają, że często w grupie modlitewnej może być to wynikiem presji grupowej pchającej ludzi do podobnych zachowań. Zjawiska takie są obecne w bardzo wielu religiach (dodajmy ekstatycznych, w uzupełnieniu do tekstu słownika: zwłaszcza ekstatycznych i szamanistycznych).
- w aspekcie historycznym
W ruchu pentekostalno-charyzmatycznym „padanie w Duchu” było obecne od XVIII wieku oraz przez cały wiek XIX i na początku XX. Można więc mówić o trwaniu tego zjawiska przez wieki, ale z bardzo ważnym zastrzeżeniem. Otóż w przypadkach opisywanych w XVIII i XIX wieku wskazywano na „padanie w Duchu” przede wszystkim jako reakcję grzeszników i niewierzących: reagowali tak na głoszenie słowa Bożego o potrzebie nawrócenia. Relacje z tamtych czasów (J. Wesleya, J. Edwardsa, P. Cartwrighta czy Ch.G. Finneya) zwykle mówią o „padaniu w Duchu” nienawróconych grzeszników. Najczęściej opis „padania w Duchu” dotyczył po prostu kogoś, kto drwił sobie z kazania, wyśmiewał się z głoszonej nauki i nagle padał na ziemię bez czucia. Czasem stawało się to początkiem jego nawrócenia. Nie mówiono natomiast o tym, że takie zjawisko miałoby być przyjęte wśród wierzących, tym mniej - żeby miało być przez wierzących poszukiwane.
Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach w ruchu pentekostalno-charyzmatycznym pojawiło się nauczanie i praktyka, że takie zjawisko jest przyjęte wśród wierzących, co więcej, powinno być poszukiwane jako znak działania Ducha Świętego. Niektórzy opisywali także duchowe powalenie na ziemię „za karę”: na przykład żona Kennetha Hagina została tak ukarana za to, że zanegowała autorytet męża.
- w aspekcie biblijnym
Ostatni wniosek artykułu brzmi: dokumentowanie [biblijne] padania w Duchu jest wątpliwe. Do tego niektóre miejsca Pisma Świętego (np. Mt 17,6 i 28,1-4) zdają się łączyć takie zjawisko raczej ze strachem niewierzącego przed Bogiem (podobnie J 18,1-6).
Dodajmy w ramach komentarza do wspomnianego słownika pentekostalnego, że podczas swojego nawrócenia Szaweł z Tarsu „upadł na ziemię”, powalony mocą z nieba (Dz 9,4; por. 22,7 i 26,14), kiedy był jeszcze prześladowcą Kościoła. Pismo jednak nie zawiera świadectw, jakoby Apostoł kiedykolwiek potem w ten sam sposób przeżywał spotkanie z Duchem Świętym. W Mk 9,20 upadek na ziemię i tarzanie się z pianą na ustach jest ewidentnym przejawem wpływu demonicznego. Kiedy Jan Apostoł „upadł jak martwy” na widok objawienia Syna Człowieczego, Pan uznał to za znak słabości ducha i skarcił Jana, mówiąc: „Przestań się lękać” (Ap 1,17). Warto - ku przestrodze - zwrócić uwagę na mało znany fragment 1 Sm 19,23-23: „Udał się więc [Saul] do Najot koło Rama, ale duch Boży owładnął także i nim, i idąc ciągle prorokował, aż dotarł do Najot koło Rama. Wtedy zdjął swe szaty i prorokował w obecności Samuela, i upadł, [i leżał] nagi przez cały dzień i całą noc”. Oto co się może przydarzyć osobie o osłabionej psychice, kiedy stan naturalnego entuzjazmu religijnego pomyli z działaniem Bożym!
W podsumowaniu całości autor stwierdza:
„W ciągu wieków chrześcijanie doświadczali psychofizycznego zjawiska, w czasie którego ludzie upadali na ziemię; przypisywali to doświadczenie Bogu. Jednak bez wątpienia nie ma żadnego biblijnego świadectwa, że to doświadczenie ma mieć miejsce w normalnym chrześcijańskim życiu”.
[Por. P.H. Alexander, Slain in the Spirit, [w:] International Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movements, red. S. Burgess, Zondervan - Grand Rapids 2002, s. 1072-1074.]
P R Z Y P I S Y :
[1] Chrześcijanin nr 3-4 / 2001 „Przebudzenie w czasach ostatecznych jako suwerenne dzieło Ducha Świętego”, Oświadczenie Ogólnoamerykańskiej Rady Głównej Zborów Bożych (Assemblies of God) w USA, wybrane fragmenty.
Źródło:
2